4990
Szczegóły |
Tytuł |
4990 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4990 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4990 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4990 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TRENT JAMIESON
nago
I Siedem godzin po zwyci�stwie Bo��t, kt�re unicestwi�o wszystkie nasze
marzenia, wraz z Cerdicem rzuci�am si� w ogie� obrze�a czarnej dziury, gdzie
fotony z bezd�wi�cznym wrzaskiem gn� si�, by potem zastygn��. Otacza� nas
oszala�y Wszech�wiat. Swe dusze powierzyli�my technologii Majestatycznych.
- Ca�a jest ogniem i siark�, Beatrice - rykn�� Cerdic, podczas gdy kwantowe
mechanizmy naszych skafandr�w w dzikim gniewie igra�y z natur� rzeczywisto�ci.
- Bo��ta wygra�y.
- Jeszcze nie! - Cerdic za�mia� si� i dotkn�� mojej nieumalowanej twarzy. -
JESZCZE NIE!
Wszech�wiat gna� i skr�ca� si� wok� nas. Odczyty naszych skafandr�w najlepiej
by�o zlekcewa�y�, a potem...
A potem nic.
Patrzyli�my w absolutn� ciemno��. W tej pr�ni rozb�ys�a nasza przesz�o��,
wspania�a i skazana na zag�ad�.
II Cerdic ca�owa� moje czo�o, gdy rozsznurowywa�am jego sk�r�. Nasze genomy
rozplot�y si� i zla�y w jeden. Czu�am gor�co jego mi�o�ci i ch��d na zewn�trz,
pr�ni�, kt�ra ucieka�a przed membran� naszej Skorupy.
Wisieli�my jak samotna kropla bursztynu w ciemno�ci skalanej jedynie dalekim
ma�ni�ciem gwiazd.
- Beatrice, moja Beatrice.
Uj�� moj� twarz w wyd�u�aj�ce si� palce, a ja g�adzi�am falokszta�t jego
mi�o�ci, czu�am i pie�ci�am ka�d� nowo powsta�� mo�liwo��, kt�ra wyrasta�a,
wyrywa�a si� z niego.
Wszech�wiat zgas�.
*
Twarz Cerdica zesztywnia�a. Zerkn�am na�. Bia�ko mojego oka ja�nia�o i ros�o,
gdy m�j nask�rek pas� si� na bulgocie i pisku prawdziwych i urojonych
cz�steczek.
- Co to by�o?
Zmarszczy� brew, zamy�lony uj�� podbr�dek w d�o� w tym najstarszym z gest�w.
- Nast�pi� kolaps miriady Szlak�w. Zaiste, wierz�, �e...
Nico��.
*
- ...co� demoluje rzeczywisto��. - Cerdic rzuci� okiem na zegary i krystaliczne
konstrukcje, z kt�rych sk�ada�a si� tablica kontrolna Modliszki. - Wszystko
zakrzywia si� coraz szybciej i...
*
- Bo��ta - szepn�li�my jednym g�osem. - Nadszed� Srebrzysty Spok�j. -
Przygotowali�my okr�t. Plany by�y ju� gotowe.
Kolejne mo�liwo�ci zanika�y, zamykaj�c si� za nami, gdy Modliszka mkn�a po
Nici, przestrzeni, kt�ra przenika i otacza Szlaki. Z p� milionem siostrzanych
jednostek wystrzeli�a na P�aszczyzn� Centraln�, gdzie ju� czekali Majestatyczni.
III - Nie mamy zbyt wiele czasu - szepn�li Majestatyczni.
- Ano nie.
- Nadszed� Srebrzysty Spok�j. Maszyneria Wiek�w.
Cerdic u�miechn�� si� i szepn�� mi do ucha to, co ju� wiedzia�am. Lubi�, gdy
brali go za m�drca.
- Nigdy nie akceptowali naszego chaosu, naszych manipulacji przy odst�pach, z
kt�rych sk�ada si� wszech�wiat.
Wok� nas wirowa�y cztery sfery, wyg�adzaj�c zakrzywienia tego sektora
rzeczywisto�ci. Wpadali�my i wypadali�my z fazy, gorzko rozmawiaj�c o wojnie.
Srebrzysty Spok�j, kolektyw marze�, niegdy� metalowych, napi�tych jak struna.
Nasze dzieci, kt�re obr�ci�y si� przeciwko rodzicom. Nieszcz�sne machiny, w
poszukiwaniu porz�dku ujrza�y nas takimi, jakimi jeste�my - jako chaos, z
kt�rego si� wy�oni�y.
Sko�czy�a si� tolerancja dla starego mi�sa i jego dzie�.
IV - Niszczyciele! - zakrzykn�� Cedric w tym niezg��bionym mroku i dzi�ki magii,
o jakiej mi si� nawet nie �ni�o, us�ysza�am jego dziki g�os. - Sodomici
rzeczywisto�ci! No c�, do zgrania jest jeszcze jedna karta.
*
Cerdic - marzyciel, kochanek, dzieci�. P� tuzina razy stapiali�my si�, by p�j��
ka�de w swoj� stron�. Czu�am smak jego warg w �wietle miliarda r�nych s�o�c. Ze
�miechem zakrzywiali�my czas i przestrze�. Teraz ��czy�y nas skafandry. Czu�am
bicie jego serca, jego szare my�li - ale nie ukryt� prawd�. Nawet g��boka magia
tego zaprzeczenia grawitacji nie mog�a mi tego da�.
Posz�am za nim z powod�w, kt�rych sama nie rozumiem. Posz�am za nim, bo
kocha�am.
Pragn�am prawdy, a znalaz�am tylko zadum�.
V Majestatycznych zawsze by�a tylko garstka. Ta rasa tw�rc�w i teoretyk�w
stworzy�a najlepsze nasze instrumenty i zaprojektowa�a skafandry, kt�re nosi�am
wraz z Cerdicem. Majestatyczni stracili sw�j wszech�wiat po walce z w�asn�
wersj� Srebrzystego Spokoju. Ich przodkom ledwie starczy�o umiej�tno�ci, by
uciec z �yciem. A i to uda�o si� nielicznym.
Majestat Nin p�aka�, gdy stapia� nasze cia�a z tymi najwi�kszymi z cud�w
techniki. Ja p�aka�am wraz z nim.
Wspomaganie by�o jedynym wyj�ciem. Przyrodzone systemy obronne cz�owieka to za
ma�o w obliczu brutalnej mocy obliczeniowej Srebrzystego Spokoju.
Mog�am zakrzywia� rzeczywisto�ci i zanurza� si� w ich zag��bieniach. Mog�am
wybiera� i mierzy� prawdopodobie�stwa. Wszyscy to potrafili�my, ale nie w tak
wielkim zakresie jak maszyny.
Jak bardzo musimy upodobni� si� do wroga, by wygra� t� wojn�?
*
Campbell i Z�oty by�y naszymi statkami flagowymi, najwi�kszymi w dwupi�trowej
flocie. Poprowadzi�y szturm na kipi�ce kszta�ty kolektyw�w Srebrzystego Spokoju.
Atakowa�y ciosami naszej rzeczywisto�ci, taranuj�c nawa�� ich falokszta�t�w.
Oto jeste�my, ostatki cia�a, w walce z naszymi dzie�mi, ��daj�c w�asnej
rzeczywisto�ci.
*
By�o ich zbyt wiele. Bo��ta roi�y si� wok� naszych statk�w, dokonuj�c
dziwacznych pomiar�w, przyjmuj�c odmienne i zab�jcze hipotezy, a ich odczyty
sta�y si� zag�ad� naszej floty. Rzeczywisto�� szepn�a i zderzy�y si�
wszech�wiaty.
Z�oty rozwia� si� w chmurze wodoru, spiesznie poch�oni�tego przez kolektywy Zeus
i Omam, najstarsz� ga��� Srebrzystego Spokoju. Campbell, przenicowany, sta� si�
p�kiem wst��ek.
Nasza flota by�a unicestwiana na sposoby tyle� rozmaite, co ironiczne.
Widzia�am, jak jeden statek zamieni� si� w kwarta� edwardia�skich budynk�w.
W�saci m�czy�ni na welocypedach eksplodowali w pr�ni. Statki skr�ca�y si�,
poch�ania�y swoich towarzyszy, stawa�y si� workami paj�k�w. Nawet Majestatyczni
ulegli, a przynajmniej ich z�ocisty statek - by� mo�e oni sami w ostatniej
chwili umkn�li z tego wszech�wiata tak, jak niegdy� ze swojego.
Wojna sta�a si� szale�stwem - chaosem. To los wszystkich wojen, ale tej przede
wszystkim.
Cerdic chwyci� moj� d�o� i uciek� przez fa�dy w sklepieniu niebios.
VI Cerdic zawsze by� przede mn� zamkni�ty, ale l�ni�ce oczy, k�saj�ce z�by,
d�ugie, m�dre palce m�wi�y mi tak wiele.
Wyczu�am jego spojrzenie.
- Ju� niedaleko, najdro�sza!
U�miechn�am si� niepewnie.
- Jak d�ugo ju� spadamy?
- Wieczno��! - Cerdic za�mia� si�. - Spadamy od zawsze.
Zaiste. Cho� nasze skafandry zakrzywia�y czas, tak�e subiektywnie, to jednak
up�ywa�y minuty. Pe�zali�my niczym mr�wki na kraw�dzi oceanu wielkiego jak
uniwersum.
Cerdic dojrza� j� pierwszy. W�r�d lotu d�gn�� palcem w d� - czy mo�e by�a to
g�ra? - i nasze po��czone oczy dojrza�y niedostrzegalne.
- Osobliwo�� - tchn��.
*
Zapatrzyli�my si� w jej wrzenie: nasze skafandry p�awi�y si� w substancji
gwiazd, we wszech�wiecie jasno�ci. Wci�� nie mog�am si� otrz�sn�� z szale�stwa
osobliwo�ci i mo�liwo�ci, jakie dawa�a. Tu z�amane by�y wszelkie regu�y, ka�d�
kl�sk� mo�na by�o zamieni� w zwyci�stwo.
Pl�sali�my w trzewiach tej czarnej dziury jak srebrne �wietliki, nie fantomy,
ale cia�o niczym duch na falach pot�nej grawitacji. Skurczeni do g�sto�ci
kwarka, mas� dor�wnywali�my s�o�com.
Skafandry przez swoje kwantowe urz�dzenia emitowa�y w�asne wypaczenia
rzeczywisto�ci. Tryliony, tryliony oblicze� i dostroje� mojego umys�u - aby
uczyni� z tej wizji co� znacz�cego; aby jedne rzeczy przyspieszy�, a inne
spowolni�, bym zdo�a�a oprze� si� zakusom ci��enia. Cho� istnia�am w spiesznym
migotaniu wirtualnych cz�steczek - ka�dy atom manipulowany oddzielnie, a potem
w��czany w ca�o�� - czu�am, jakbym by�a z mi�sa i ko�ci. Skafander czyni� mnie
kompletn�.
Cerdic dotkn�� mnie, przytuli�, poca�owa�, a ja to wszystko czu�am. Jego palce
g�adzi�y szale�czy k��b moich w�os�w.
- C�, moja droga, sprawili�my, �e ta noc zata�czy�a. Razem a� do ko�ca.
Nasze wargi zn�w si� spotka�y, a potem odpad� w...
*
S�ysza�am jego gor�czkowy oddech, gdy splata� si� z jej pop�kanym chaosem i
obr�ci� si� do mnie z twarz� rozja�nion� furi� ognia w oczach. Stopi� si� w
jedno z lodem, p�omieniem i wspania�� niesko�czono�ci�.
- To jeno pierwsza runda! - rykn��, a ja przez chwil� �a�owa�am, �e si� nie
po�egna�.
*
Jego skafander rozb�ysn�� eksplozj� wirtualnych proton�w, a wraz z ni� furi�
obna�onej osobliwo�ci. Oswobodzenie niemo�liwego. Wszech�wiat sko�czy� si�, bo
osobliwo�� jest zarazem ko�cem i pocz�tkiem. Mkn�am na fali uwolnionych
cz�steczek i na eon czy dwa postrada�am zmys�y.
VII Dryfuj�, zamkni�ta w skafandrze, kt�ry spowalnia lub przyspiesza to, co
trzeba. Od czasu, gdy Cerdic oswobodzi� osobliwo�� i da� nowy pocz�tek
wszech�wiatowi, dwukrotnie zmieni�a si� pr�dko�� �wiat�a. Wszystko zwalnia,
zmierzaj�c do jakiego� rodzaju stabilizacji.
Zwyci�yli�my.
W siedmiosekundowych odst�pach odpalam pasma materii. Informacje - map�, pami��
naszego Wszech�wiata. Za mn� rozkwitaj� gwiazdy i s�ysz� wasze my�li - �wiadome,
roze�miane brz�czenie.
M�j skafander zawiera was wszystkich - tak�e ciebie, Cerdiku, s�odkie dzieci�,
tak�e ciebie. Taka by�a obietnica Majestatycznych.
Dryfuj�, ja, nagie nasionko. Dryfuj� i czekam, a� odnajdzie mnie pok�osie mego
siewu.
Drogi Cerdiku, czekam na ciebie.
Prze�o�y� Tomasz Ga��zka