500

Szczegóły
Tytuł 500
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

500 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 500 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

500 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Patryk �achan Robert Wampir XXI Wieku "Z�o" W jeden dzie� siostry z losu si� pocz�y. Mi�o�� i �mier�. Giacomo Leopardi (1789 -1837) Robert szed� w�a�nie na um�wione spotkanie do klubu "Happy Seven". Um�wi� si� tam z dziewczyn�, kt�r� pozna� "na sieci". Jeszcze nigdy nie by� w "Happy Seven", ale dla niego by� to klub jak ka�dy inny. Robert by� wampirem. Prowadzi� nocne �ycie - tak mo�na by to �agodnie okre�li�. Sp�dza� noce w klubach, �eby pozna� kogo�, z kogo m�g�by upi� troch� krwi. By� bardzo m�odym wampirem. Jego przemiana nast�pi�a oko�o rok temu. Nie pami�ta� jej, gdy� wraca� wtedy do domu nachlany jak sztucer. Troch� go z pocz�tku dziwi�o, �e nie znosi �wiat�a s�onecznego; �e nie smakuje mu ju� alkohol. Lecz te objawy by�y pocz�tkiem tego, co dopiero mia�o nast�pi�. Zacz�� odczuwa� g��d - lecz nie zwyk�y g��d - pragn�� krwi. Odwiedzaj�c kluby starannie dobiera� ofiary. Wiedzia�, �e nikt nie mo�e pami�ta� tego, jak wysysano z niego (cz�ciej niej) krew. Tak samo mia�o by� i tym razem. Zadanie by�o u�atwione, gdy� nie musia� szuka� ofiary. Ofiara "nawin�a si�" sama. By�a ni� "Z�o". Przynajmniej taki pseudonim przyj�a dziewczyna, z kt�r� si� um�wi�. Wszed� wi�c do klubu. Mia� spotka� si� z nisk� blondynk�. Tylko czemu, do jasnej cholery, co druga dziewczyna by�a niska i dodatkowo mia�a blond w�osy. - No dobra - pomy�la� Robert - co ona jeszcze o sobie pisa�a? Aha, mia�a by� ubrana na czarno. Hm... Jest kto� taki, ale czy to na pewno ona? Robert nie chcia� si� pyta�, poniewa� im mniej os�b go b�dzie pami�ta�o, tym lepiej. Podszed� wi�c do baru i zam�wi� piwo. To szczeg�, �e smak tego piwa (jak zreszt� i innych alkoholi) nie trafia� mu do gustu, ale nie chcia� si� wyr�nia� z t�umu. Przy piwie przesiedzia� p�torej godziny. W ko�cu zobaczy� j�. By�a pi�kna, jednak�e nie to zwr�ci�o uwag� Roberta. Co� innego przyci�ga�o jego uwag�. Co�, czego nie zauwa�y�by �aden zwyk�y cz�owiek. Tylko on swoimi wampirzymi zmys�ami m�g� to wyczu�. Ona by�a wampirem tak samo jak on! Ich spojrzenia spotka�y si�. Robert nie chc�c by� nachalnym wobec niej odwr�ci� wzrok. Ona tak�e go zauwa�y�a, lecz najpierw zacz�a si� wita� ze wszystkimi znajomymi (nieznajomymi zreszt� te�) w klubie. W ko�cu dotar�a i do niego. - Jeste� Robin? - spyta�a. - A ty? - odpar� Robert. - "Z�o"... To chyba z tob� rozmawia�am dzisiaj? Robert prze�kn�� piwo - przysz�o mu to z wielkim trudem. - Owszem. Zastanawia� si� czy ona wie, �e Robert jest wampirem, lecz zebra� my�li powiedzia�a: -I czego si� spodziewa�e�? Nim odpowiedzia� w jego my�lach zebra�o si�: "Ona wie!" - No wi�c... - zacz�� Robert - Wygl�dasz lepiej ni� przypuszcza�em. Odpowiedzia�a mu u�miechem. Poczuli, �e ca�y lokal na nich patrzy. - Widz�, �e jeste� tutaj dosy� znana. - powiedzia� Robert. - Tak to jest, gdy si� odwiedza spotkania internaut�w raz na tydzie�. Robert odpowiedzia� jej jednoznacznym u�miechem. Zrozumia�a, �e Robert te� wie kim ona jest. Odpowiedzia�a mu u�miechem, po czym rzek�a: - Baw si� dobrze. Id� pogada� ze znajomymi. No to ca�y plan poszed� si� jeba�! - pomy�la� Robert. Dobrze wiedzia� - m�wi�y mu to jego wampirze zmys�y - �e wampir b�d�cy na g�odzie pozbawiany w�asnej krwi staje si� nieobliczalny. Nie wiedzia�, co ta nieobliczalno�� oznacza, ale nie mia� zamiaru tego do�wiadcza�. Szczeg�lnie od kogo�, kto wie, �e Robert jest wampirem. - Wiecz�r zapowiada si� nieciekawie. - pomy�la� Robert, a jego ch�� krwi zaostrzy�a si� jeszcze bardziej. Sko�czy� piwo, kt�rego smak jeszcze bardziej umacnia� w nim ch�� wypicia krwi i bez �adnych po�egna� wyszed� z klubu. Postanowi� wr�ci� do domu, lecz jego ��dza krwi nie pozwala�a mu na to. W k�cie zobaczy� naprutego m�czyzn�. Podszed� do niego i wbi� swoje k�y w szyj� nieszcz�nika. Smak jaki poczu� Robert wprawi� go w md�o�ci - ten facet mia� chyba wi�cej alkoholu ni� krwi w swoich �y�ach - jednak�e g��d zosta� zaspokojony i Robert bez �adnych problem�w m�g� uda� si� do swojego miejsca spoczynku. W domu u�o�y� si� do snu w swojej trumnie. - Nigdy wi�cej nie b�d� pi� krwi nawalonych w sztos ludzi! - pomy�la� - Czuj� si� jakbym wypi� jakie� szczochy. Nast�pnym razem wol� wypi� krew szczura... Ta my�l wywo�a�a na jego twarzy u�miech. B�d�c w dobrym humorze Robert przymkn�� oczy i zasn��. Nast�pnego wieczora Robert wci�� my�la� o "Z�o": - Czemu ona mnie tak poci�ga? Czy ta "ch��" zdarza si� wszystkim wampirom? Robert postanowi� porozmawia� ze "Z�o" przez internet. - Czemu tak szybko znikn��e�? - zapyta�a "Z�o". - Nie wytrzyma�bym nast�pnych pi�ciu minut w tym lokalu... - odpar� Robert. Odpowied� "Z�a" m�wi�a sama za siebie: "�". - Ona wie! - pomy�la� Robert - Ona musi wiedzie�! Nie chce tylko si� ujawnia� "w sieci". Tydzie� min�� jak z bicza trzasn��. Robert nie zauwa�a� nawet, kiedy spija� krew ze swoich ofiar. Wszystko przy�mi�a ch�� poznania "Z�a" bli�ej. - Ja j� kocham! - pomy�la� Robert. - Ja, kt�ry nie potrafi kocha� kocham kogo�, kto tak�e nie potrafi kocha�! - nasta�a chwila, kt�rej cisza dobi�a samego Roberta. - Kurwa, ale to �ycie jest popierdolone... �ycie... Je�li co nocne polowanie na ofiar� w celu napicia si� krwi mo�na nazwa� �yciem... Nie wa�ne. Min�� tydzie� od kiedy Robert pozna� "Z�o", lecz nie m�g� cho�by na chwilk� przesta� o niej my�le�. Znowu szed� do "Happy Seven". Wiedzia�, �e "Z�o" wcze�niej czy p�niej pojawi si� w klubie. Znowu siedzia� przy piwie. - Je�li si� nie pojawi, to chyba zaraz puszcz� pawia... - to piwo smakowa�o mu jeszcze gorzej ni� tydzie� temu. W ko�cu zjawi�a si�... Nie mog�o by� przecie� inaczej. Czuj�c, �e nie ma innego sposobu Robert dosiad� si� do stolika, przy kt�rym siedzia�a "Z�o". Przez pi�tna�cie minut nie odzywa� si� ani s�owem, tylko patrzy� jak "Z�o" rozmawia z jakim� kolesiem. - Mo�e p�jdziemy co� zje�� do McDonalds'a - spyta�a "Z�o". Robert wyczu� tu podst�p, ale dalej nic nie m�wi�. - Robin... - powiedzia�a "Z�o" - mo�e p�jdziesz z nami? Nami oznacza�o "Z�o" i "jakiego� kolesia", kt�rego Robert pierwszy raz na oczy widzia� i pierwszy raz o nim s�ysza�. No c�... "Z�o", Robert (alias Robin) i "jaki� kole�" znale�li si� w McDonalds'ie. Robert nie zam�wi� nic... "Z�o" zam�wi�a frytki (w ko�cu trzeba zachowywa� jakie� pozory), a "kole�" (Robert ju� wiele razy s�ysza� jego pseudonim, ale co� nie m�g� go spami�ta�) zam�wi� sobie piwo. "Z�o" zacz�a flirtowa� z "kolesiem". Robert wiedzia�, �e "Z�o" robi to dla pewnej korzy�ci, o kt�rej wiedzieli tylko "Z�o" i Robert... Nagrod� mia�a by� krew tego �miertelnika, kt�ry niczego si� nie spodziewa�. Robert zacz�� odczuwa� wyra�n� ��dz� krwi. Nie interesowa�o go nic, co go otacza�o... Pragn�� krwi, tylko to si� liczy�o. Rozbudzi� si�, gdy us�ysza� s�owa: - Kate, kocham ci�! Niestety tak zwany "kole�" nie zdo�a� wypowiedzie� nic wi�cej, gdy� "Z�o" wbi�a swoje z�by w jego kark. - Kate! Kate! Co za pi�kne imi�... - my�la� Robert. Jeszcze par� sekund i Robert rzuci�by si� na pierwsz� lepsz� posta� ("Z�o" tak�e by si� do nich zalicza�a), aby upi� troch� krwi. "Z�o" widzia�a co si� dzieje i przysun�a zakrwawion� szyj� "kolesia" pod usta Roberta. Robert czuj�c zapach krwi zacz�� �apczywie pi� krew. Nie pami�ta� jak i kiedy znalaz� si� w domu, w swojej trumnie. Przypomnia�y mu si� s�owa: "Kate, kocham ci�!". Roz�mieszy�o go to troch�, przymkn�� oczy i stara� si� zasn��. Jednak ca�y czas mu si� przypomina�o: "Kate, kocham ci�!" Tu� przed za�ni�ciem przypomnia�a mu si� tak�e inna my�l, kt�ra prze�ladowa�a go tu� przed ze spotkaniem ze "Z�o": "Ja j� kocham! Ja, kt�ry nie potrafi kocha� kocham kogo�, kto tak�e nie potrafi kocha�!" W ci�gu kilku nast�pnych wieczor�w Robert stara� si� zasta� "Z�o" na sieci, ale albo nie m�g� jej zasta�, albo ona nie odpowiada�a na jego pr�by nawi�zania kontaktu. Zastanawia� si�, czy jest jaki� sens w tym co robi. Jaki jest pow�d oboj�tno�ci "Z�a". Zreszt� nie mi�o�� si� liczy gdy jeste� wampirem, tylko ch�� przetrwania. To wszystko doprowadzi�o do tego, �e Robert - z nerw�w - wszystkie swoje ofiary zostawia� na wp� �ywe - na granicy �mierci. Przysz�a kolejna �roda... Kolejny wypad do "Happy Seven" i kolejne siedzenie przy piwie i czekanie na "Z�o". To wypijanie ostatnich (no prawie ostatnich) kropli krwi ze swoich ofiar mia�o pewien plus. Robert nie odczuwa� na tyle g�odu, aby rzuca� si� na pierwsz� lepsz� osob�. Wiedzia� jednak, �e skoro "Z�a" nie ma do tej pory w klubie, to sam b�dzie musia� znale�� sobie ofiar� na wiecz�r. Los sprawi�, �e nie musia� jednak tego robi�. Oko�o 23:30 podszed� do jego stolika jaki� kole� i zapyta�: - Ty te� jeste� z internetu? Robert skin�� na "tak". - To przy si�d� si� do nas. Robert przysiad� si� do grupy trzech os�b. Kole� kontynuowa�: - No wi�c... To jest moja dziewczyna "Dzika" (seksowna brunetka z du�ym "temperamentem"), a to jest "Ines"... (nie wiele ust�puj�ca "Dzikiej") - Kole�anka z osiedla. - wtr�ci�a "Dzika". - A ja jestem "Rdzawy". (Ten pseudonim bardzo do niego pasowa�, bo tak rudych w�os�w Robert jeszcze nie widzia�.) - Robin. - powiedzia� Robert i poda� wszystkim po kolei r�k�. Robert wiedzia� ju�, �e dzisiaj to "Ines" dostanie zaszczyt�w udost�pnienia swojej krwi. "Rdzawy" i "Dzika" najwyra�niej mieli ju� plany na noc, gdy� o 24:05 po�egnali si� z Robertem i "Ines" i udali si� do domu. Robert i "Ines" zostali sami przy stoliku. - Masz na imi� Robert? - spyta�a "Ines". - Tak. To nie by�o trudne do zgadni�cia, nie? "Ines" u�miechn�a si�. - Robert to pi�kne imi�. - powiedzia�a. - A ty, jak masz na imi�? - spyta� Robert. - Agnes. - Te� pi�knie, (czego to facet nie powie, �eby dopi�� swego) Nast�pn� godzin� sp�dzili na rozmowie, to znaczy Agnes m�wi�a, a Robert podziwia� jej... urod�, co pewien czas przytakuj�c. Agnes uwa�a�a, �e Robert patrz�c na ni� my�li tylko o jednym - tym o czym my�l� normalni faceci. Robert jednak nie by� normalnym facetem. Owszem my�la� tylko o jednym, ale by�a to ch�� wbicia swoich k��w w szyj� tej pi�knej istoty. W ko�cu Agnes powiedzia�a: - Musz� ju� i��. - Odprowadz� ci�. - zaoferowa� Robert. Zarumieni�a si� i odpowiedzia�a u�miechem. Tu� za drzwiami klubu poca�owali si�. Znale�li ustronne miejsce i zacz�li si� nami�tnie ca�owa�. Robert powoli przesuwa� g�ow� w stron� szyi. Delikatnie wbi� si� w ni� i poczu� jak podniecenie wzdrygn�o cia�em Agnes. Powoli i delikatnie pi� jej krew. Gdy sko�czy� poca�owa� j� czule w usta i powiedzia�: - Mia�em ci� odprowadzi�... Oboje spojrzeli na siebie i u�miechn�li si�. Gdy dotarli pod jej dom ona zacz�a: - Dzi�kuj� za wspania�� noc. - To ja dzi�kuj�. - odpar� Robert - Mam tylko jedn� ma�� pro�b�. -Tak? - Nie m�w nikomu o tym co dzisiaj zasz�o. - O tym, �e jeste� wampirem? Robert nie wiedzia� co powiedzie�. - Nie ma obaw - kontynuowa�a Agnes - i tak by nikt w to nie uwierzy�... Robert przytakn�� g�ow�, po czym rzek�: - No to dobrej nocy i mi�ych sn�w. - Nawzajem - odwzajemni�a Agnes. Robert wracaj�c do domu doszed� do pewnego wniosku: - To by�a wspania�a noc, po prostu wspania�a. Gdy dotar� do domu zaczyna�o �wita�. Nie pozosta�o mu nic innego jak p�j�� spa�. Nast�pnego wieczoru Robert postanowi� zobaczy�, co si� dzieje w internecie. Doszed� do wniosku, �e internet jest bardzo pomocn� rzeczy w dobieraniu nowych ofiar. Ledwo jak wszed� odezwa�a si� do niego "Z�o": - Co� ty zrobi� tej "Ines"? Ca�y dzie� si� o ciebie wypytywa�a. - Zazdrosna? - odpar� Robert i poczu� si� dumny, jakby by� pewny us�ysze� twierdz�c� odpowied�. - Ja... tylko chcia�am si� dowiedzie�, co� ty jej takiego zrobi�. - Nie w�tpi�. - Co chcia�e� przez to powiedzie�? - My�l sobie co chcesz... - Jeste� okrutny, �e nie chcesz mi powiedzie�. - Wr�cz przeciwnie. Nigdy nie zdradzam tego co robi�em z dziewczyn�. Zreszt� nie mog� tego tobie zdradzi�, bo gdyby� zrobi�a tak samo jak ja, to bym si� czu� o ciebie zazdrosny. To musia�o poruszy� "Z�o" poniewa� ju� wi�cej nic nie m�wi�a. Po pi�tnastu minutach Robert napisa� wi�c do niej: - Zobacz� ci� w �rod� w "Happy Seven"? Czuj�c, �e wzbiera si� w nim g��d nie zaczeka� na odpowied�, tylko wyszed� na miasto. Nie chcia�o mu si� dzisiaj daleko szuka�, wi�c ofiar� sta�a si� pierwsza samotnie przechodz�ca osoba - g��d zosta� zaspokojony. Po powrocie do domu Robert na ekranie zobaczy� odpowied� "Z�a": - Mo�e... U�miechn�� si� i pomy�la�: - Ta "Ines" to mi z nieba spad�a. Dzi�ki niej "Z�o" zwraca na mnie wi�ksz� uwag�, ni� przez te ca�e 3 tygodnie, podczas kt�rych stara�em si� zbli�y� do "Z�a". Los po prostu mi sprzyja... Dzi�ki ci "Ines". Dzi�ki wielkie! Robert przez ca�y tydzie� prowadzi� �ycie pustelnika - siedzia� ca�y wiecz�r (ca�� noc) w domu, a wychodzi� tylko, �eby si� po�ywi�. Jego my�li by�y gdzie indziej. My�la� o "Z�o". My�la� jak to rozegra�, �eby chocia� na jedn� noc zosta� z ni� sam na sam. Snu� r�ne plany, ale �aden nie by� na tyle dobry, by nawet pr�bowa� go wdro�y�. Te my�li nie pozwala�y mu nawet spa�. Jego sen ogranicza� si� do "marnych" dwunastu godzin. Musicie wiedzie�, �e Robert z regu�y k�ad� si� zawsze oko�o 4:00, bo nie chcia� ryzykowa� promieni s�onecznych, a wstawa� oko�o 20:00, by przez godzink� posiedzie� "na sieci", po czym wypa�� na "przek�sk�". Teraz przez 4 godziny my�la�. Wszystko kr�ci�o si� wok� jednego: - "Z�o". Musz� ci� mie�. Dlaczego okaza�a� si� wampirem? Dlaczego ja jestem wampirem?... Zbli�a�a si� kolejna �roda, a Robert nadal nic nie wymy�li�. Owszem by� pewien pomys�, kt�ry mu si� podoba�, ale nie wiedzia� jakby mia� wygl�da� w rzeczywisto�ci. Pomys� by� prosty. Wr�cz trywialny. Trzeba by�o przed p�j�ciem do klubu napi� si� krwi do syta, a potem pod jakim� pretekstem odda� si� w r�ce "Z�a". Jak widzicie prosty i pi�kny pomys�, jednak mia� pewien szkopu� - ten tak zwany pretekst, kt�ry trzeba b�dzie wymy�li� na poczekaniu. Niestety nic lepszego nie przychodzi�o Robertowi do g�owy. Nie mog�c wymy�li� nic lepszego po�o�y� si� do trumny. Jutro mia� by� ten dzie�, kt�rego nie zapomni. Jutro mia� uwie�� "Z�o". By� �rodowy wiecz�r. Robert wyszed� z domu. Dobrze wiedzia� co ma zrobi�. W drodze do "Happy Seven" wbi� swoje k�y w nic nie podejrzewaj�cego przechodnia i wypi� tyle krwi, �eby go nie zabi�. Mia� przecie� plan do wype�nienia. W "Happy Seven" znalaz� si� gdzie� o 23:30. "Z�o" siedzia�a przy jednym ze stolik�w i pi�a ju� drugie piwo. Dosiad� si� i odczeka�, kiedy b�d� sami. - Mam do ciebie pewne pytanie. -Tak?-odpar�a "Z�o". - Dlaczego przez tydzie� nie chcia�a� ze mn� rozmawia�? - Pami�tasz co si� dzia�o w McDonalds'ie? - No widzisz... Nie bardzo. - Zabi�e� tego ch�opaka. Robert nic nie odpowiedzia�. Ta wiadomo�� odj�a mu mow�. - Ale to jeszcze nie koniec - kontynuowa�a "Z�o" - Po wyj�ciu z McDonalds'a po prostu znikn��e� bez s�owa. - Nie mog� w to uwierzy�. - rzek� Robert. - Ale to prawda! - Kate... Przepraszam... Nie wiedzia�em. Raczej powinienem powiedzie�: nie chcia�em wiedzie�. "Z�o" przytuli�a go jak matka przytula dziecko. - Dlatego zapewne pyta�a� co zrobi�em "Ines"? - spyta� Robert. - Owszem. Ba�am si�, �e j� te� skrzywdzi�e�. - No to ju� wiem do czego jest zdolny wampir na g�odzie. "Z�o" przytuli�a go jeszcze mocniej. - Powiedz mi... - powiedzia�a - Jak d�ugo jeste� wampirem? - Oko�o roku. - odpar� Robert. -I nikt ci� nie uczy� jak przetrwa� jako wampir? - A kto by mia� to robi�? - Ten, kto ci� przemieni�. Robert spu�ci� g�ow� i powiedzia�: - Ale ja nawet nie pami�tam dok�adnie kiedy to si� sta�o, a co dopiero kto mi to zrobi�! "Z�o" poca�owa�a go w czo�o. - Jak chcesz - powiedzia�a - to mog� ci� uczy�... Robert nie wytrzyma� i powiedzia�: - Kate, kocham ci�! - Wiem... Bardzo dobrze o tym wiem. Poca�owali si�. Ca�y lokal na nich patrzy�. - Mo�e p�jdziemy w jakie� ustronniejsze miejsce? - spyta� Robert. "Z�o" przytakn�a g�ow�. Wyszli na zewn�trz. "Z�o" zaczyna�a odczuwa� g��d. - Staj� si� g�odna. Robert poca�owa� j�, po czym nastawi� swoj� szyj�: -Pij! "Z�o" wbi�a si� w szyj� Roberta. Nie przeszkadza�o mu to. Cieszy� si�, �e jest z t�, kt�r� kocha. - "Z�o"... - powiedzia� - Jak d�ugo jeste� wampirem? - Oko�o siedem lat. - odpar�a - A czemu pytasz? -Niewa�ne... - Chcia�e� si� dowiedzie� o ile jestem od ciebie starsza? Robert odwr�ci� od niej wzrok. -Nie... - Widz�, �e b�d� ci� musia�a du�o nauczy�. Robert popatrzy� na zegarek. By�o ju� po trzeciej. - Chyba musimy si� powoli �egna�. - powiedzia� Robert. - Wejd� jutro na internet, to um�wimy si� na pierwsz� lekcj�. Robert skin�� g�ow�. Jeszcze raz poca�owali si� na po�egnanie i rozeszli si� do dom�w. Po raz pierwszy Robert nie mia� problem�w z za�ni�ciem. W ko�cu dopi�� swego - b�dzie razem ze "Z�o" przynajmniej tak d�ugo , a� ta go b�dzie chcia�a uczy�. Nast�pnego wieczora Robert jak najszybciej wszed� na internet. "Z�o" ju� na niego czeka�a. - Jeste� got�w na pierwsz� lekcj�? - Z tob� zawsze. - odpowiedzia� Robert. - B�d� za godzin� przed ZOO. -O.K. Robert do ZOO mia� niedaleko, bo zaledwie 15 minut, lekkim krokiem, od domu. Jednak�e od razu zacz�� si� ubiera�. W ci�gu p� godziny sta� ju� pod ZOO. "Z�a" jeszcze nie by�o, ale nie chcia� dopu�ci� do sytuacji, �e to "Z�o" na niego czeka. "Z�o" zjawi�a si� punktualnie. Podesz�a do Roberta i powiedzia�a: - D�ugo na mnie czekasz? - Nie... Zreszt� czekanie na ciebie to czysta przyjemno��. "Z�o" przycisn�a palec do ust Roberta. - Najpierw nauka, a potem przyjemno�ci. Tak�e nie czaruj... przynajmniej na razie. Robert przytakn�� g�ow�, a "Z�o" si� u�miechn�a. - No wi�c... Dzisiejsza lekcja odb�dzie si� w ZOO. - "Z�o", a jak my si� dostaniemy do �rodka? - Dwie sprawy... - rzek�a "Z�o" - Po pierwsze m�w mi po imieniu, to nie b�d� si� za nami dziwnie ludzie ogl�dali. Robert przytakn��. - Po drugie spraw� wej�cia do ZOO mo�esz uwa�a� za za�atwion�. Stra�nikiem jest m�j znajomy. Na pewno nas wpu�ci. - Kim on jest, Kate? - Robercik robi si� zazdrosny? - spyta�a z u�miechem na ustach. - Powiesz mi, czy nie? - powiedzia� zniecierpliwiony Robert. - No dobra... Wpu�ci nas Tom. To on mnie wszystkiego uczy�. - On te� jest wampirem? - To chyba logiczne, �e tak. Wi�c, co to ja mia�am powiedzie�? Aha... Tom jest wiele starszy od nas , tak�e nie palnij �adnego g�upstwa. - Kate, nie ma obaw. Podeszli do bramy wej�ciowej. Tu� za ni� sta� m�czyzna wygl�daj�cy gdzie� na 30 lat. Otworzy� drzwi, po czym zwr�ci� si� do "Z�o": - Kate, kup� czasu ci� nie widzia�em. Co ci� tutaj do mnie sprowadza i kim jest ten... - jego g�os si� zawaha�; wyczu�, �e Robert jest wampirem - ch�opak? - To jest Robert. - odpar�a Kate - Przysz�am go tu nauczy� czego�, czego ty mnie nauczy�e� 5 lat temu. - Czy to ty go przemieni�a�? - spyta� Tom. -Nie. - To dlaczego to robisz? W tym momencie Robert w��czy� si� do rozmowy: - Ja j� o to poprosi�em. Tom nic nie m�wi�, wi�c Robert kontynuowa�: - Ten, kt�ry mnie przemieni� zostawi� mnie na pastw� losu i mnie nie uczy�. Prosz� nie karci� jej za to, �e chce mi pom�c... Tom przetrzyma� Roberta chwil� w niepewno�ci, po czym rzek�: -Kochasz j�? - Tom! - zareagowa�a Kate takim tonem jakby Tom by� ojcem zadaj�cym niewygodne pytania. Robert si� nie przejmowa� tym pytaniem i waln�� prosto z mostu: - Tak, kocham j�. Kate obj�a Roberta i oboje oczekiwali reakcji Toma. - Mog�em si� tego spodziewa� - rzek� Tom - �e moja wychowanka znajdzie sobie towarzysza. Kate u�miechn�a si� do Toma, ca�y czas jednak wtula�a si� w u�cisk Roberta. - Nie b�d� wam ju� przeszkadza� - kontynuowa� Tom - Id�cie robi� co mieli�cie zamiar, bo jak tak dalej p�jdzie, to ca�� noc wam zajm�... Jakby co, to b�d� na portierni. Kate skin�a g�ow�, po czym razem z Robertem odesz�a w stron� wybieg�w. Robert i Kate szli w milczeniu. Wszystko by mog�o tak trwa� w niesko�czono��, lecz nagle Kate zatrzyma�a si� i powiedzia�a: - Przepraszam za Toma. Nie wiem co go nasz�o z tymi wszystkimi pytaniami. - Nie przepraszaj. - odpar� Robert. - To on ci� przemieni� i czuje si� w pewien spos�b za ciebie odpowiedzialny. - Ale... - Nic nie m�w. Wszystko jest O.K. Wiesz, ten Tom to nawet ca�kiem mi�y facet. - Ciesz� si�, �e tak my�lisz. Robert rozejrza� si� woko�o. Nie by�o tu �ywej duszy (nie licz�c zwierz�t oczywi�cie). Zaczyna� odczuwa� g��d. - Robi� si� g�odny. - rzek�. Kate ods�oni�a swoj� szyj� i Robert zaspokoi� swoj� potrzeb�. - Czy czujesz jak�� r�nic� pomi�dzy krwi� cz�owieka, a krwi� wampira? - zapyta�a Kate. - Czuj� si� bardziej syty. - odpowiedzia� Robert. - Owszem. Krew wampira potrafi zaspokoi� g��d na nawet 3-krotnie d�u�szy czas ni� krew cz�owieka. - Zapewne jest jakie� ale... - powiedzia� Robert. - Owszem. Po wszystkim czujesz 3-krotnie wi�kszy g��d ni� zwykle. - Dzi�kuj�, �e teraz mi to m�wisz! - Nic ci si� nie stanie. Powiedzia�am o tym, bo w�r�d nas istniej� tacy, kt�rzy potrafi� zabi� swojego wampirzego brata tylko po to by napi� si� jego krwi. - Ale to czyste szale�stwo! - skomentowa� Robert. - A czy ty by� nie zabi�, �eby przetrwa�? - Jeszcze nigdy nikogo nie zabi�em... Nie licz�c tego incydentu w McDonalds'ie, z kt�rego nic nie pami�tam. - Sam widzisz. Nie powiedzia�e� "nie". - Ale... Robert spu�ci� g�ow�. To by�o za du�o dla niego. Widz�c to Kate postanowi�a na dzisiaj ju� sko�czy�: - Widz�, �e starczy ci wra�e� jak na jedn� noc. Robert przytakn��. - Chod�! - powiedzia�a Kate i obj�a go czule. Z ZOO wyszli tak samo jak si� do niego dostali - czyli z pomoc� Toma. Szli, tak noc�, w stron� przystanku autobusowego, by Kate mog�a wr�ci� do siebie. Gdy tak szli znale�li si� obok domu Roberta. Robert przystan�� i powiedzia�: - Tutaj mieszkam. Kate przyjrza�a si� dok�adnie, po czym powiedzia�a: - �adny dom. - Po moich rodzicach... - Przepraszam, nie chcia�am... - Nic si� nie sta�o. Od kiedy jestem wampirem straci�em uczucie �alu. Kate przytuli�a Roberta i czule poca�owa�a. Mogli by tak sta� w mi�osnym u�cisku, ale coraz bli�ej by�o do �witu, wi�c Kate powiedzia�a: - Lepiej ju� p�jd�. Spotkamy si� jutro i doko�czymy dzisiejszy temat. Wpadn� do ciebie oko�o 23:00. Tylko b�d� ju� po "kolacji", bo nie chcia�abym ryzykowa� dawania ci znowu swojej krwi. - No problemo! - odpar� z u�miechem Robert. Gdy tylko Kate odesz�a Robert wszed� do domu i po�o�y� si� do trumny. - Wampir zabijaj�cy wampira dla krwi. - pomy�la� - Do czego to dosz�o. Ciekawe, co Kate mia�a na my�li m�wi�c, �e jutro doko�czymy ten temat? Nazajutrz wieczorem Robert wzi�� si� ostro do roboty. Wyprz�ta� dom - zaj�o mu tu "a�" 15 minut, po czym wyszed�. Pami�ta� co powiedzia�a mu Kate o tym, �e ma by� ju� po kolacji. Na dworze jak zwykle upi� krwi pierwszej lepszej osobie i poniewa� zosta�o mu sporo czasu do 23:00 podszed� do kwiaciarni i kupi� dla Kate r��. W ko�cu j� kocha� i doszed� do wniosku, �e jaki� prezent jej si� od niego nale�y. Gdy wr�ci� do domu by�a 22:45. Te 15 minut d�u�y�o mu si� jakby to by�a godzina. Wreszcie us�ysza� dzwonek do drzwi. Wzi�� r�� i poszed� otworzy�. Kate wygl�da�a pi�kniej ni� kiedykolwiek. Robert zacz�� neutralnym "Cze��" i wr�czy� jej r��. - To dla ciebie. - Robert, nie trzeba by�o. - powiedzia�a Kate. - Odpowiedz mi szczerze. Czy ta r�a sprawi�a ci przyjemno��? Kate u�miechn�a si� i przytakn�a. - No to jednak trzeba by�o... - powiedzia� Robert u�miechaj�c si�. Kate poca�owa�a go czule w usta i rzek�a: - Dzisiaj ci� czeka druga, chyba najwa�niejsza lekcja. - To znaczy? - Dzisiaj si� dowiesz od czego mo�e zgin�� wampir. -Hm... - Co "Hm..."? - Jeden spos�b ju� znam: �wiat�o s�oneczne. - Owszem, ale to nie wszystko... Najbardziej znanym i najbardziej brutalnym jest pozbycie wampira krwi. - Ludzkiej? - spyta� Robert. - Nie! - odpowiedzia�a Kate - Nie krwi do picia, ale krwi, kt�ra p�ynie w wampirzych �y�ach. - Te�, ale to nie jedyny spos�b. Zauwa�y�e� ju� chyba, �e rany wampira goj� si� bardzo szybko. To czyni nas prawie nie�miertelnymi. - Co znaczy "prawie"? - To, �e jakby� straci� r�k� to ju� jej nie odzyskasz. Jak stracisz g�ow�... - To wykrwawisz si� na �mier�. - wtr�ci� Robert. - Dok�adnie! -I tylko g�ow�? - S� jeszcze inne sposoby: upuszczanie krwi lub bardziej drastyczny spos�b, kt�ry �owcy wampir�w lubi� stosowa�: pozbawienie wampira serca. - Brr... - rzek� Robert i poczu� jak ciarki przechodz� go po plecach. - A co ze �wi�con� wod� i czosnkiem? - Czosnek to bujda, a woda jedynie mo�e ci sk�r� poparzy�. Robert si� u�miechn��. Nurtowa�o go jednak jedno pytanie: - Do czego jest mi to potrzebne? - Jak ju� m�wi�am - odpowiedzia�a Kate - "Nigdy nie wiadomo, co ci przyniesie przysz�o��." - Ty co� kombinujesz! - Mo�e... - rzek�a z u�miechem na ustach Kate. - Powiedz mi! - Wszystko w swoim czasie. - Ale... Kate u�miechn�a si�. - Chod�! -powiedzia�a. To co si� dzia�o w ci�gu nast�pnych paru godzin przesz�o naj�mielsze oczekiwania Roberta. - To musi by� mi�o��! - pomy�la� - Nic innego. Gdy zegar wybi� 3:00 Kate oznajmi�a: - Musz� ju� i��. - Zosta�! - odpar� Robert. - Nie mog�. Mam swoje obowi�zki wobec rodziny. - Jakiej rodziny? - Przyjd� jutro to postaram si� wszystko wyt�umaczy�. - Trzymam ci� za s�owo. Kate wsta�a. Tu� za ni� wsta� Robert, �eby odprowadzi� j� do drzwi. W drzwiach Kate i Robert poca�owali si� jeszcze na po�egnanie i Kate znik�a w ciemno�ciach. Robert postanowi� si� po�o�y�. Id�c na spoczynek nie m�g� pozby� si� my�li: - Co ta Kate przede mn� ukrywa? Czemu tak z tym zwleka? C�... nie pozostaje nic innego, tylko czeka� a� sprawa sama si� wyja�ni. Nast�pnego wieczoru Roberta obudzi� dzwonek do drzwi. By�a godzina 20:30. Robert otworzy� drzwi. W drzwiach sta�a Kate. - Zbieraj si�. - powiedzia�a - przejdziemy si�. Robert bez �adnych pyta� zamkn�� dom i poszed� z Kate. - To gdzie idziemy? - spyta� Robert. - Co powiesz na park? - Mo�e by�. Gdy doszli do parku zacz�li odczuwa� g��d. Robert zauwa�y�, �e z naprzeciwka szed� jaki� facet. Kiwn�� znacz�co w stron� Kate, a ta przytakn�a. To mia�a by� ich dzisiejsza ofiara. Akcja, kt�r� przeprowadzili jest godna pozazdroszczenia. W momencie, gdy Kate pyta�a przechodnia o godzin� Robert zaszed� go od ty�u i wbi� swoje k�y w jego szyj�. Gdy sko�czy� pi� jego miejsce zaj�a Kate. Gdy sko�czyli udali si� dalej. Usiedli na pierwszej wolnej �awce. - Jest pewna rzecz, o kt�rej mi jeszcze nie wspomnia�a�. - powiedzia� Robert. - To znaczy? - Nie powiedzia�a� mi jak... Kate wiedzia�a co ma zamiar powiedzie� Robert, ale nic nie m�wi�a. Robert doko�czy�: -... zamieni� cz�owieka w wampira. - Nie m�wi�am, bo z tym si� wi��e wiele obowi�zk�w. - Obowi�zk�w? - spyta� Robert. - Ka�dy wampir, kt�ry dokona przemiany ma obowi�zek uczy� swojego podopiecznego. - Jako� mnie nikt nie uczy�! - oburzy� si� Robert. - Najwyra�niej ten, kto ci� przemieni� mia� jakie� powody, �eby tego nie robi�. - Podaj mi cho� jeden pow�d jaki ci przychodzi do g�owy. - Nie wiem. - rzek�a Kate - Zreszt� jeste�my tu po to, by m�wi� o kim� kto ci� przemieni�, czy po to by m�wi� jak przemieni� cz�owieka w wampira? - Przepraszam. - rzek� ze skruch� Robert. - M�w co masz do powiedzenia. - Wi�c... - zacz�a Kate - Aby zmieni� kogo� w wampira trzeba wypi� ca�� jego krew i przed jego �mierci� da� mu si� napi� troch� swojej. - To mi przypomina akt �aski wobec skazanego na �mier�. - za�artowa� Robert. Kate u�miechn�a si�. - To wszystkie najwa�niejsze rzeczy, kt�re mog�am ci przekaza�. - powiedzia�a - Innych dowiesz si� z samodo�wiadczenia. Robert si� zamy�li�, po czym rzek�: - Intryguje mnie w tobie jedna rzecz. -Tak? - Co mia�a� wczoraj na my�li m�wi�c o rodzinie? - To nie jest miejsce, ani czas na tak� rozmow�! - Dlaczego? - Je�li chcesz wiedzie� to spotkajmy si� jutro znowu przed ZOO. - Zapewne nie mam innego wyboru? - rzek� Robert. - Niestety. - odpowiedzia�a Kate. Robert wsta�. - To ju� wszystko na dzisiaj? - No nie wiem... - odpowiedzia�a zalotnie Kate. - Dzisiaj nie mam na nic nastroju. Kate odczu�a, �e Robertowi chodzi o to, �e nie chce mu jeszcze nic powiedzie� i w ten spos�b Robert chce si� na niej odegra�. - Jutro naprawd� wszystko stanie si� jasne. - rzek�a Kate w nadziei, �e to co� zmieni. Niestety Robert by� nieugi�ty. Potrafi� by� brutalny, ale to co robi� Kate nie zrobi�by chyba nikt inny. - No to do jutra. - rzek�. Kate ju� nic nie robi�a. Rozumia�a co czuje Robert, wi�c pozwoli�a mu odej��. Na po�egnanie rzuci�a jeszcze: - Tylko pami�taj! Jutro o 21:00 b�d� przed ZOO. Robert podni�s� praw� r�k� na znak, �e us�ysza�, a zarazem w ge�cie po�egnania. - Czego ona si� boi? - my�la� id�c do domu - Mam nadziej�, �e rzeczywi�cie jutro wszystko si� wyja�ni. W domu Robert nie mia� ochoty na nic. Nawet my�le� mu si� nie chcia�o. Jedynym m�drym posuni�ciem by�o po�o�enie si� spa�. Robert obudzi� si� dosy� wcze�nie - o 19:50. S�o�ce by�o schowane ju� za horyzontem. Robert przypomnia� sobie, �e jest um�wiony na 21:00 przed ZOO. Wyszed� wi�c od razu na dw�r. Nie wiedzia�, czy powinien si� napi� krwi, czy nie, ale �e od przybytku g�owa nie boli to upi� troch� krwi jakiej� przechodz�cej kobiecie. Najwyra�niej tego potrzebowa�, bo od razu poczu� si� lepiej. Na miejsce (pod ZOO) dotar� na godzin� 21:07. Kate podesz�a do niego, poca�owa�a i rzek�a: - Cze��. Robert odczeka� chwil�, po czym rzek�: - Mia�a� mi dzisiaj co� wyt�umaczy�. - Chod�! Kate wzi�a Roberta za r�k� i podesz�a z nim do drzwi wej�ciowych ZOO. Przed wej�ciem Robert zobaczy� znajom� twarz. By� to Tom. Tom popatrzy� na Kate, otworzy� drzwi, po czym rzek�: - C� ci� do mnie znowu sprowadza, Kate? - Robert chcia� si� czego� o mnie dowiedzie�. - Powiedzia�a� mu co�? - Nie. - odpar�a Kate. - Rozumiem. Zostaw to mnie. - zaoferowa� Tom. - O.K. To za ile przyj��? - Sprawd� nas za godzin�. - No dobra... - rzek�a Kate - zostawiam was samych. Robert nie wytrzyma�. - Czy kto� wyja�ni mi co tu si� dzieje? - Wi�c... - powiedzia� Tom - chcesz si� czego� o nas dowiedzie�? -Was? - Ja i Kate nale�ymy do pewnego klanu. - Hm... i to ukrywa�a przede mn� Kate przez ca�y czas? - Owszem... - Ale dlaczego? - No c�... W mie�cie jest opr�cz naszego jeszcze drugi klan. Jest to klan bezwzgl�dnych morderc�w. Pozbawiaj� oni swoje ofiary ostatniej kropli krwi. Nie wa�ne jest dla nich, czy to krew ludzka, czy wampirza. Robert s�ucha� z zaciekawieniem, po czym rzek�: - No dobra... Lecz co to ma wsp�lnego z tym, �e Kate nie mog�a mi powiedzie�? - Prowadzimy wojn� z tym klanem. Nie mo�emy ryzykowa�, �e kto� z nich dostanie si� w nasze szeregi. - To rzeczywi�cie dobre wyt�umaczenie - powiedzia� Robert - Tylko dlaczego, tego nie rozumiem, mnie o to podejrzewali�cie? - Podejrzewali�cie? - odpar� Tom - Nadal ci� podejrzewamy. Mo�e nie Kate, bo jest tob� tak zauroczona, �e niczego innego poza tob� nie widzi, ale my podejrzewamy ci� dalej! - Mam jeszcze jedno pytanie. -Tak? - Czemu, do cholery, mnie podejrzewacie? Jaki macie ku temu pow�d? W tym momencie wesz�a do pokoju Kate. - Pami�tasz McDonalds? - powiedzia�a. - To by� impuls. By�em g�odny do tego stopnia, �e nie mia�em nad sob� kontroli. - Ka�dy by tak powiedzia�. - rzek� Tom. Roberta zaczyna�o ponosi�. - Skoro mi nie wierzysz, to dlaczego tu ze mn� rozmawiasz? - spyta� Toma. - Taka by�a wola Kate. Nie chcia�em jej zawie��. Robert spojrza� na Kate, potem na Toma. Nie powiedzia� ju� nic. Kate czeka�a, co si� teraz stanie. - Na razie nie masz wst�pu do naszego klanu. B�dziemy ci� obserwowa�. - rzek� Tom. Robert skin�� g�ow� na znak, �e przyj�� to do wiadomo�ci. Wcale nie mia� zamiaru si� do��cza� do �adnego klanu, ale poniewa� "Nigdy nie wiadomo, co ci przyniesie przysz�o��." Zachowa� si� tak, jak si� zachowa�. Tom wyprowadzi� Roberta i Kate z ZOO. Na zewn�trz Robert podszed� do Kate i przytuli� j�. - Przepraszam. Kate sta�a wpatrzona w Roberta i czeka�a na jego reakcj�. - Przepraszam za wczoraj. Przepraszam za wszystko. Nie wiedzia�em, �e... - Wczoraj... - przerwa�a mu Kate wtulaj�c si� w niego - my�la�am, �e ju� nigdy wi�cej nie przyjdziesz. Robert przytuli� Kate jeszcze czulej. - Przecie� wiesz, jak bardzo ci� kocham. - powiedzia�. - Wiem... - u�miechn�a si� Kate. Szli przytuleni w stron� przystanku. Robert nic nie m�wi�. Kate te� sz�a cicho nie chc�c zepsu� tego pi�knego nastroju. Dopiero na przystanku Robert przerwa� t� cisz�. - Mo�e zostaniesz na noc u mnie? - Bardzo bym chcia�a, ale jak si� nie poka�e dzi� po twojej rozmowie z Tomem, to b�d� gotowi pomy�le�, �e� mnie zabi�. Robert u�miechn�� si�. - Przecie� wiesz, �e nie m�g�bym... - Ja to wiem... - odpowiedzia�a Kate - Ale oni nie wiedz�. Na przystanek zajecha� autobus, kt�rym Kate wraca�a do domu. - Zobacz� ci� jutro? - zawo�a� Robert. - Mo�e... - odpowiedzia�a Kate. Robert odczeka�, a� autobus zniknie mu z oczu, po czym uda� si� w stron� domu. - No to ciekawie si� tydzie� sko�czy� - pomy�la�. Zastanawia�o go, czemu tak bardzo chc�, �eby by� w klanie -jakie s� tego korzy�ci? Nast�pnego wieczoru Robert wsta� i jak zwykle poszed� co� przek�si�. Nie chcia�o mu si� pi� krwi, ale nie mia� pewno�ci czy Kate go dzisiaj nie odwiedzi. Wola� wi�c mie� to ju� za sob�. Ofiary nie musia� d�ugo szuka�. Zreszt� rzadko zwleka� z atakiem. Krew to krew - wa�ne tylko by�o, �eby nie zabi� swojej ofiary. To w ko�cu ona by�a no�nikiem cennej krwi. Po sytej kolacji, jak� sobie zgotowa�, uda� si� do domu. Kate ju� na niego czeka�a. - Musz� om�wi� z tob� par� spraw. - rzek�a. Robert otworzy� drzwi i zaprosi� Kate do �rodka. - Wi�c... o co chodzi? - zapyta�. - Jest pewien spos�b, aby przyj�li ci� do klanu. Robert zacz�� si� zastanawia�: - O co w tym wszystkim chodzi? Czemu tak nagle im na mnie zale�y? - O czym my�lisz? - spyta�a Kate. - Zastanawia mnie to, czemu tw�j klan tak nagle chce mie� mnie w swoich szeregach? Kate odwr�ci�a g�ow�, jakby wstydzi�a si� tego, co mia�a zamiar powiedzie�. - Owszem, jest pow�d. Jeden z wampir�w przeszed� do wrogiego klanu. Nie przyznaje si� do tego, ale starszyzna jest tego pewna. -I co to mam wsp�lnego ze mn�? - Musisz go zabi�! - Ty chyba �artujesz! - rzek� Robert niedowierzaj�c. - Niestety nie. - odpar�a Kate. - Powiedz mi, co takiego mo�e zaoferowa� mi tw�j klan, �eby mog�o mnie to sk�oni� do takiego czynu? - Niesko�czone bogactwo. - Obejdzie si�. - A co powiesz na mo�liwo�� bycia przy mnie i w dzie� i w nocy? - To kusz�ca propozycja, ale na pewno nie zdecydowa�bym si� tak od razu. - By� ze mn�? - spyta�a Kate. - My�la�am, �e mnie kochasz! - O ty... - u�miechn�� si� Robert - To zaczyna przypomina� szanta�. - Wi�c? - spyta�a zalotnie Kate. - Zrobi� to, ale tylko ze wzgl�du na ciebie. Kate poca�owa�a go. - Jutro przyjd� i wyja�ni� ca�� sytuacj�. - Ju� idziesz? - spyta� Robert. - Musisz by� wypocz�ty przed tym, co ci� czeka. Robert skin�� g�ow� godz�c si� z tym co powiedzia�a Kate. Gdy Kate wysz�a Robert uda� si� na spoczynek. Nie m�g� zasn��. Dr�czy�a go niedawna my�l: - Wampir zabijaj�cy wampira. Do czego to dosz�o. Kolejny wiecz�r zacz�� si� dla Roberta jak ka�dy inny, czyli od znalezienia ofiary i picia jej krwi. Robert wci�� si� zastanawia�, czy dobrze robi pakuj�c si� w ca�� t� afer� z klanami, ale jak to zwykle bywa zakochany my�li fiutem, a nie g�ow�. Gdy przysz�a Kate Robert by� ju� na 100% pewny, �e chce to zrobi�. - Wi�c... - zacz�a instruowa� Roberta Kate - zrobisz to jutro. Wyci�gn� naszego zdrajc� do "Happy Seven". Twoim zadaniem b�dzie zlikwidowanie go. Robert s�ucha� uwa�nie. Kate kontynuowa�a: - Postaram si� pod "Happy Seven" oko�o 21:00. Do tej pory musisz by� ju� na miejscu, �eby jak tylko nadarzy si� okazja go zlikwidowa�. - Wszystko zrozumia�em. - rzek� Robert - Ale widz� tutaj male�ki problem. -Tak? - Nie wiesz jak mam go zabi�? Bo je�li chodzi o mnie, to pozbawienie go serca nie wchodzi w gr�, �wiat�o s�oneczne te� nie, a do ostatniej mo�liwej �mierci potrzebowa�bym jakiej� broni. Kate u�miechn�a si�. - Szybko si� uczy. - pomy�la�a. Robert zapyta� jeszcze raz: - Wi�c w jaki spos�b mam go zabi�? - O bro� si� nie martw. Klan ci zleca zadanie, klan ci� wyposa�a. Kate wyj�a z plecaka miecz samurajski. Pokaza�a go Robertowi. - Widz�, �e klan udost�pnia najlepsze rzeczy. - podsumowa� Robert. Wysun�� miecz i zacz�� go podziwia�. Ju� lekkie dotkni�cie ostrza nacina�o sk�r�. Gdyby nie wampirza zdolno�� do szybkiego gojenia ran kciuk Roberta by�by teraz w op�akanym stanie. - Widz�, �e podoba ci si� bro�. - u�miechn�a si� Kate. - To nie kwestia podobania si�... - Tylko co? - Pomy�la�em w�a�nie sobie o tym waszym zdrajcy... Kate by�a ciekawa co Robert teraz powie. - Ta bro� zada szybk� �mier�. Kate siedzia�a pogr��ona w my�lach. Robert obj�� j� i spyta�: - Co si� dzieje? - Po raz pierwszy bior� udzia� w jakiej� akcji. Robert przytuli� Kate i powiedzia�: - Nie martw si�. Wszystko b�dzie dobrze. Kate dosz�a w ko�cu do siebie. - P�jd� ju�. - rzek�a - Jutro musisz wcze�nie wsta�, �eby si� nie sp�ni� na akcj�. Robert przytakn��. Odprowadzi� Kate do drzwi, po czym u�o�y� si� do snu. Dzisiaj nie my�la� o niczym. Nie mia� na to czasu -jutro mia� robot� do wykonania. Nazajutrz Robert obudzi� si� wcze�niej ni� zwykle. By�a godzina 19:30. S�o�ce ju� dawno schowa�o si� za horyzontem. Robert wzi�� miecz, kt�ry wczoraj ofiarowa�a mu Kate i schowa� go pod p�aszczem. Do 21:00 by�o jeszcze sporo czasu, jednak�e Robert nie chcia� spapra� roboty. Uda� si� wi�c od razu do "Happy Seven". W klubie by� ju� o 20:15 - jak zwykle by� przed czasem. Taki ju� mia� charakter - nie lubi�, by na niego czekano. Je�li jednak - to musia� by� ku temu jaki� wa�ny pow�d. Dzisiaj nie by�o jednak �adnych powod�w. Robert mia� zadanie do wykonania i nie liczy�o si� nic innego. W klubie zam�wi� piwo. Jak zwykle by� to tylko poz�r, �eby nie wyr�nia� si� z t�umu. Robert nienawidzi� smaku alkoholu, ale wiedzia�, �e "gdy si� wleci mi�dzy wrony, trzeba kraka� tak jak one". Siedzia� sam przy stoliku i czeka�, kiedy pojawi si� Kate z jego przysz�� ofiar�. O godzinie 20:59 zjawili si�. Kate stara�a si� wypatrzy� Roberta. Znalaz�a go bez problem�w po kr�tkiej chwili. Robert kiwn�� g�ow� w ge�cie powitania. Kate i zdrajca klanu zaj�li stolik w k�cie najbli�ej wyj�cia. Kate rzek�a: - Id� si� przywita�. - O.K. - odpar� jej towarzysz. Kate ucieszy�o to, �e nie musi si� przed nim t�umaczy�. Starym zwyczajem Kate wita�a si� ze wszystkimi. Na sam koniec podesz�a do Roberta. - Cze�� - rzek�a. Robert tylko skin�� g�ow�. - Jeste� gotowy? - spyta�a. Robert przytakn��. - W ci�gu dziesi�ciu minut postaram si� go wyci�gn�� do ubikacji. Czekaj tam na nas. - O.K. - odpar� Robert. Nie chcia� wiedzie� w jaki spos�b Kate ma zamiar to zrobi�. Wiedzia�, �e wystarczy teraz nawet jedna b�aha my�l (potem druga, trzecia...) i ca�y plan m�g� p�j�� w �eb! Poszed� wi�c do ubikacji. Kate nie musia�a d�ugo namawia� swego towarzysza. Powiedzia�a, �e zauwa�y�a jak do toalety wszed� jaki� ch�opak, i �e to wspania�a okazja, by upu�ci� z niego krwi. Robert sta� za drzwiami kabiny. - Oby nikt inny opr�cz nich tu nie wszed�, bo b�dzie jatka. - pomy�la�. Us�ysza� jak otwieraj� si� g��wne drzwi. Przygotowa� si� do ataku. - Ja zamkn� drzwi, a ty r�b co do ciebie nale�y. - by� to g�os Kate. Robert wiedzia�, �e to zdanie by�o wypowiedziane do niego. Jednak�e spos�b w jaki zosta�o sformu�owane nie zdradzi�o tego wampirowi, kt�ry mia� zaraz umrze�. Drzwi do kabiny uchyli�y si�. Robert machn�� mieczem od g�ry do do�u. Efekt by� piorunuj�cy. G�owa zdrajcy rozchyla�a si� r�wno na dwie cz�ci - najwyra�niej nie spodziewa� si� tego otwieraj�c drzwi. Robert wiedzia�, �e to jeszcze nie za�atwia sprawy. Wzi�� zamach i jednym ci�ciem oddzieli� g�ow� od tu�owia. Stoczy�a si� ona w ka�u�� krwi. Tu��w sta� jeszcze przez 10 sekund, po czym run�� bezw�adnie na ziemi� niedaleko g�owy. Robert poczu� nag�y g��d. Krew tego wampira ci�gle jeszcze wylewa�a si� z jego �y�. Robert zacz�� j� pi�. Kate widz�c Roberta posz�a w jego �lady. Robert czuj�c przy sobie obecno�� Kate nie m�g� si� jej oprze�. Kate najwyra�niej te� to poczu�a, bo chwil� p�niej ich usta spotka�y si� w nami�tnym poca�unku. - Musimy si� umy� i spada� st�d jak najszybciej. - rzuci�a Kate nie wypuszczaj�c jednak Roberta z u�cisku. Robert poca�owa� j� jeszcze raz i odpar�: - No dobra... Czas nagli. Zmykajmy st�d! Z klubu wyszli niezauwa�eni - najwyra�niej szcz�cie dzi� im sprzyja�o. Gdy byli ju� wystarczaj�co daleko Kate oznajmi�a: - No c�... Jeszcze dzisiaj musz� zda� raport z tego co tutaj zasz�o, ale jutro postaram si� u ciebie by� jak tylko b�d� mog�a najwcze�niej. Robert u�miechn�� si�. - To do zobaczenia jutro. - rzek�a Kate. - Do zobaczenia. - odpar� Robert. Kate odesz�a. Robert wyruszy� do domu. Jednego dzisiaj by� pewien - �e bez problemu za�nie. Dzisiejsza noc dostarczy�a mu tylu wra�e�, �e nie mo�e by� inaczej. Robert obudzi� si� z posmakiem krwi w ustach. Krew wampira, kt�r� wczoraj wypi� nadal dawa�a mu uczucie syto�ci. Nie musia� wi�c polowa� dzisiaj na ludzi. Siedzia� w domu i czeka� na Kate. Oko�o 21:00 us�ysza� dzwonek. To by�a Kate. - Wejdziesz? - spyta� Robert. - Nie... Starszyzna czeka na ciebie, by z tob� porozmawia�. Tak�e nie marnujmy czasu i chod�my! Autobus zawi�z� ich prawie na drugi koniec miasta. Z przystanku przeszli par� przecznic, a� znale�li si� przed gmachem starego ko�cio�a. - Czy ty przypadkiem miejsc nie pomyli�a�? - zapyta� zdziwiony Robert. - Nie. - odpar�a z u�miechem Kate. - Ci ksi�a s� po naszej stronie. Przynajmniej na razie, p�ki nie zabijamy �adnych ludzi. Oni uwa�aj� nas za anio�y; za wys�annik�w Boga. - Nie mog� w to uwierzy�. - Wi�kszo�� ludzi - zacz�a sprostowywa� pog�oski Kate - toleruje nasze istnienie, p�ki jeste�my dla nich mili. - Czyli �owcy s� tylko mniejszo�ci�? - zapyta� Robert, a w jego g�osie by�o czu� sarkazm. - �owcy to najcz�ciej ludzie, kt�rzy stracili swoich bliskich z r�k wampira. To dlatego zachowuj� si� tak nie inaczej. - O.K. Nie musisz mi tego t�umaczy�. Kate u�miechn�a si�. - Chod�my. - rzek�a i otworzy�a drzwi ko�cio�a. W progu ko�cio�a sta� przypakowany ksi�dz. Osi�ek ten mia� chyba ze 190 cm, a jego postura bardziej przypomina�a boksera. - Pa�stwo w jakiej sprawie? - Jeste�my tutaj, by spotka� si� ze starszyzn�. - rzek�a Kate. - Pa�stwa godno��? - Kate Shepperd i Robert... - Cant. - sko�czy� za ni� Robert. - Prosz� chwileczk� zaczeka�. - powiedzia� zakapturzony mnich i poszed� gdzie� w g��b �wi�tyni. Po pi�tnastu minutach zjawi� si� z powrotem i oznajmi�: - Mo�ecie i��. Starszyzna was oczekuje. - Dzi�kuj�! - odwzajemni�a Kate. Robert skin�� g�ow� w ge�cie podzi�kowania. Weszli oboje w g��b ko�cio�a. - Gdzie teraz? - spyta� Robert. - Do katakumb. - odpowiedzia�a Kate. Katakumby przypomina�y grobowiec. Zreszt� chyba w tym celu by�y zbudowane. Robert i Kate szli w ciemno�ciach w kierunku �wiat�a. To by� jedyny "drogowskaz", na kt�ry mogli si� kierowa�. Doszli do wielkiej sali. Na �rodku sta�o co�, co nie przypomina�o w �aden spos�b cz�owieka. Trzy g�owy widnia�y na klatce piersiowej tego czego�. Jedna - czwarta g�owa - by�a osadzona na szyi (by�a to ostatnia oznaka czego�, co by�o kiedy� cz�owiekiem). Stw�r ten nie mia� �adnych ko�czyn. Zamiast tego - z ty�u tu�owia (jakkolwiek by to nazwa�) widnia�y skrzyd�a. Nie takie skrzyd�a, jakie ludzie wyobra�aj� sobie jako skrzyd�a anio��w, ale skrzyd�a podobne do skrzyde� nietoperza (takie jakie malowali malarze przedstawiaj�c upad�e anio�y). - To maj� by� te anio�y, kt�re czcz� ksi�a? - pomy�la� Robert. Aczkolwiek pomy�la� chyba zbyt g�o�no, poniewa� Kate szybko mu odpowiedzia�a. - Ci... Staraj sienie obrazi� naszej starszyzny. Robert by� ju� cicho. Czeka� na odzew tego stwora. W ko�cu stw�r zacz��. - S�ysza�em, �e bez problemu wykona�e� zlecone przez nas zadanie. Robert milcza�. - Czemu nic nie m�wisz? - A co mam powiedzie�? - odpar� w ko�cu Robert. - �e mi si� to podoba�o? - A podoba�o si�? - spyta� stw�r. - A tobie si� podoba zabijanie? - odpowiedzia� pytaniem Robert. Stw�r si� u�miechn��. Dziwnie to wygl�da�o, bo u�miechn�y si� na raz wszystkie twarze. - Pewnie my�lisz, �e ten czyn pozwoli ci dosta� si� do naszego klanu? - spyta� stw�r. - Nie zale�y mi na tym. - odpar� Robert. - Jak to? - Zrobi�em to dla Kate. Ona mnie o to prosi�a. - Tylko? - Co "Tylko"? - Jakie mia�by� z tego korzy�ci? Roberta zaczyna�y dr�czy� te pytania. Postanowi� wi�c gra� w otwarte karty. - Kate powiedzia�a, �e b�d� m�g� by� z ni� ca�y czas. - odpar� Robert. - �e dzi�ki temu nie b�dziecie si� o ni� tak martwi�. Stw�r u�miechn�� si�. Tym razem tylko g�owa na szyi to zrobi�a. - Co w tym �miesznego? - zapyta� Robert. - Nie wa�ne... - odpar� stw�r. - Chcemy... Ca�y klan chce, �eby� zosta� naszym �owc� i t�pi� wszystkie wampiry, kt�re dopuszczaj� si� zabijania. - Czemu mia�bym przyj�� tak� propozycj� od czego�, co za choler� nie przypomina cz�owieka? - spyta� Robert. W tym momencie Kate szturchn�a Roberta pod �ebro, co mia�o oznacza�, �eby nie zadawa� takich pyta�. - Nie ma sprawy Kate. - odpar� stw�r. - Niech wie czemu prosz� go o takie rzeczy. - Wi�c? - spyta� Robert. - Kiedy� by�em taki, jak ci, kt�rych chc� teraz zg�adzi�. - To znaczy� - Pi�em krew swoich ofiar, p�ki nie zmar�y. Te twarze, kt�re tu widzisz, to twarze moich ofiar. To dlatego chc� zlikwidowa� takich jak ja... - To znaczy, �e ja te� taki b�d�?- spyta� Robert. - Czemu mia�by� taki by�? - spyta� stw�r. - A incydent w McDonalds'ie? Stw�r zacz�� si� �mia�. - To nie prawda. - odpar�. - To by� spos�b, w jaki Kate mia�a sprawdzi� czy nadajesz si� do tej roboty. Czy te� nie jeste� jednym z tych, kt�rzy maj� by� zg�adzeni. Robert nie m�g� uwierzy� w to co us�ysza�. Manipulowali nim jak chcieli. Nie podoba�o mu si� to wi�c rzek�: - Zastanowi� si� nad tym, czy chc� by� waszym �owc�. Za du�o mam, dzi�ki wam, spraw do przemy�lenia. Stw�r u�miechn�� si�. - Tylko daj odpowied� w ci�gu tygodnia. - rzek�. Robert potwierdzi� skinieniem g�owy i uda� si� do wyj�cia. Kate pod��a�a za nim w ca�kowitym milczeniu. W ci�gu 15 minut byli na zewn�trz ko�cio�a. Robert i Kate szli razem w milczeniu. Roberta dr�czy�a my�l, czemu dowiedzia� si� o tym, �e nie zabi� tego ch�opaka z McDonalds'a od osoby trzeciej - czemu Kate mu nie powiedzia�a. Czy�by ona tak�e mu nie ufa�a? My�li zbiera�y si� w g�owie Roberta. Bra� pod uwag� wszystkie mo�liwo�ci. Przerwa�a mu Kate. - Robert... Dobrze si� czujesz? - Dlaczego mi nie powiedzia�a�? - spyta� stanowczo. Kate umilk�a. - Mia�a� w og�le zamiar mi powiedzie�? - ci�gn�� dalej Robert. Kate odwr�ci�a g�ow� od wzroku Roberta. Robert nie dawa� za wygran�. - Powiesz co� w ko�cu? - Ja... To by�o... To by�o cz�ci� planu, by ci� zwerbowa�. - Nasze uczucia te� by�y tylko cz�ci� planu? - spyta� troch� ju� bardziej opanowany Robert. - Je�li chodzi ci o to czy udaj�; to wiedz, �e nigdy nie igram sobie z uczuciami innych. Poza tym jednym k�amstwem, na temat tego ch�opaka, reszta by�a prawd�. - Skoro tak, to zosta� dzisiaj u mnie. - rzuci� propozycj� Robert chc�c zobaczy� reakcj� Kate. - Ju� si� na mnie nie gniewasz? - Przecie� wiesz, �e ci� kocham i nie potrafi� si� na ciebie gniewa�. Po prostu musia�em ustali� par� fakt�w. Nie by�o to do ko�ca prawd� na ten moment, ale Kate poczu�a si� lepiej, gdy us�ysza�a te s�owa. - Dzi�kuj�... - rzek�a i wtuli�a si� w Roberta. Robert przytuli� j� najczulej jak potrafi� i poca�owa� w czo�o. - Zosta�a nie rozwi�zana tylko jedna sprawa... - rzek�. - Zostaniesz dzi� u mnie, czy nie? - Mam lepszy pomys�. W dow�d tego, �e ci ufam zabior� ci� tam, gdzie ja mieszkam. Robert si� u�miechn��. Kate mieszka�a w bloku - na osiedlu blisko ko�cio�a, w kt�rym dzisiaj byli. Jej mieszkanie by�o malutkie (przynajmniej wed�ug Roberta). Jednak�e jej wystarczy� do �ycia jeden pok�j z kuchni� i �azienk�. W jednym rogu pokoju sta� telewizor, a w drugim komputer (dwie rzeczy, bez kt�rych nie mo�na si� obej�� w tych czasach). Robertowi brakowa�o tylko jednej rzeczy. - Gdzie masz trumn�? - A po co mi trumna? - spyta�a Kate. - Jak to? - Drewniane rolety - pokaza�a Kate. - Dzi�ki nim do tego mieszkania nie zagl�da nawet najmniejszy strumie� �wiat�a s�onecznego. - M�dre... - rzek� Robert. - A gdzie w takim razie �pisz? Kate pokaza�a ��ko. Robert pr�bowa� sobie przypomnie�, jak to jest spa� w ��ku. Nie spa� w ��ku od roku - od czasu gdy zosta� wampirem. By�o par� minut po czwartej. Nic dziwnego wi�c, �e Robert stwierdzi�: - Jestem �pi�cy. - by�a to jego pora by i�� spa�. - Po�� si�. Ja za chwil� te� si� po�o��. - powiedzia�a Kate i posz�a do �azienki. Robert roz�o�y� si� na ��ku i w ci�gu dziesi�ciu minut zasn��. Najwyra�niej ta wygoda pomog�a mu zasn��. Kate widz�c Roberta �pi�cego w jej ��ku zas�oni�a wszystkie rolety i po�o�y�a si� obok. Wtuli�a si� w niego jak w dziecko w misia i usn�a z g�ow� na jego piersiach. Robert obudzi� si� w obj�ciach Kate. Czu� si� cudownie. Jednak�e wczorajszy brak upuszczania krwi z cz�owieka dzisiaj go troch� os�abia�. Musia� wyj�� napi� si� krwi! Powoli wydosta� si� z obj�� Kate. Wzi�� klucze ze sto�u i wyszed� na dw�r zamykaj�c za sob� drzwi. By�a 20:15. Na dworze bawi�a si� grupka dzieci. Robert zacz�� si� rozgl�da� za odpowiedni� ofiar�. - Kurwa! Zaraz dostan� pierdolca, taki jestem g�odny. - pomy�la�. Robert nigdy nie przeklina�. Tylko w my�lach sobie na to pozwala�. W ci�gu pi�tnastu minut przewin�o si�: 5 dzieci, 1 m�czyzna i 4 kobiety z psami - nikt, kto nie stawia�by oporu. Robert czu�, �e oczy mu si� same zaczynaj� zamyk