Patryk Łachan Robert Wampir XXI Wieku "Zło" W jeden dzień siostry z losu się poczęły. Miłość i Śmierć. Giacomo Leopardi (1789 -1837) Robert szedł właśnie na umówione spotkanie do klubu "Happy Seven". Umówił się tam z dziewczyną, którą poznał "na sieci". Jeszcze nigdy nie był w "Happy Seven", ale dla niego był to klub jak każdy inny. Robert był wampirem. Prowadził nocne życie - tak można by to łagodnie określić. Spędzał noce w klubach, żeby poznać kogoś, z kogo mógłby upić trochę krwi. Był bardzo młodym wampirem. Jego przemiana nastąpiła około rok temu. Nie pamiętał jej, gdyż wracał wtedy do domu nachlany jak sztucer. Trochę go z początku dziwiło, że nie znosi światła słonecznego; że nie smakuje mu już alkohol. Lecz te objawy były początkiem tego, co dopiero miało nastąpić. Zaczął odczuwać głód - lecz nie zwykły głód - pragnął krwi. Odwiedzając kluby starannie dobierał ofiary. Wiedział, że nikt nie może pamiętać tego, jak wysysano z niego (częściej niej) krew. Tak samo miało być i tym razem. Zadanie było ułatwione, gdyż nie musiał szukać ofiary. Ofiara "nawinęła się" sama. Była nią "Zło". Przynajmniej taki pseudonim przyjęła dziewczyna, z którą się umówił. Wszedł więc do klubu. Miał spotkać się z niską blondynką. Tylko czemu, do jasnej cholery, co druga dziewczyna była niska i dodatkowo miała blond włosy. - No dobra - pomyślał Robert - co ona jeszcze o sobie pisała? Aha, miała być ubrana na czarno. Hm... Jest ktoś taki, ale czy to na pewno ona? Robert nie chciał się pytać, ponieważ im mniej osób go będzie pamiętało, tym lepiej. Podszedł więc do baru i zamówił piwo. To szczegół, że smak tego piwa (jak zresztą i innych alkoholi) nie trafiał mu do gustu, ale nie chciał się wyróżniać z tłumu. Przy piwie przesiedział półtorej godziny. W końcu zobaczył ją. Była piękna, jednakże nie to zwróciło uwagę Roberta. Coś innego przyciągało jego uwagę. Coś, czego nie zauważyłby żaden zwykły człowiek. Tylko on swoimi wampirzymi zmysłami mógł to wyczuć. Ona była wampirem tak samo jak on! Ich spojrzenia spotkały się. Robert nie chcąc być nachalnym wobec niej odwrócił wzrok. Ona także go zauważyła, lecz najpierw zaczęła się witać ze wszystkimi znajomymi (nieznajomymi zresztą też) w klubie. W końcu dotarła i do niego. - Jesteś Robin? - spytała. - A ty? - odparł Robert. - "Zło"... To chyba z tobą rozmawiałam dzisiaj? Robert przełknął piwo - przyszło mu to z wielkim trudem. - Owszem. Zastanawiał się czy ona wie, że Robert jest wampirem, lecz zebrał myśli powiedziała: -I czego się spodziewałeś? Nim odpowiedział w jego myślach zebrało się: "Ona wie!" - No więc... - zaczął Robert - Wyglądasz lepiej niż przypuszczałem. Odpowiedziała mu uśmiechem. Poczuli, że cały lokal na nich patrzy. - Widzę, że jesteś tutaj dosyć znana. - powiedział Robert. - Tak to jest, gdy się odwiedza spotkania internautów raz na tydzień. Robert odpowiedział jej jednoznacznym uśmiechem. Zrozumiała, że Robert też wie kim ona jest. Odpowiedziała mu uśmiechem, po czym rzekła: - Baw się dobrze. Idę pogadać ze znajomymi. No to cały plan poszedł się jebać! - pomyślał Robert. Dobrze wiedział - mówiły mu to jego wampirze zmysły - że wampir będący na głodzie pozbawiany własnej krwi staje się nieobliczalny. Nie wiedział, co ta nieobliczalność oznacza, ale nie miał zamiaru tego doświadczać. Szczególnie od kogoś, kto wie, że Robert jest wampirem. - Wieczór zapowiada się nieciekawie. - pomyślał Robert, a jego chęć krwi zaostrzyła się jeszcze bardziej. Skończył piwo, którego smak jeszcze bardziej umacniał w nim chęć wypicia krwi i bez żadnych pożegnań wyszedł z klubu. Postanowił wrócić do domu, lecz jego żądza krwi nie pozwalała mu na to. W kącie zobaczył naprutego mężczyznę. Podszedł do niego i wbił swoje kły w szyję nieszczęśnika. Smak jaki poczuł Robert wprawił go w mdłości - ten facet miał chyba więcej alkoholu niż krwi w swoich żyłach - jednakże głód został zaspokojony i Robert bez żadnych problemów mógł udać się do swojego miejsca spoczynku. W domu ułożył się do snu w swojej trumnie. - Nigdy więcej nie będę pił krwi nawalonych w sztos ludzi! - pomyślał - Czuję się jakbym wypił jakieś szczochy. Następnym razem wolę wypić krew szczura... Ta myśl wywołała na jego twarzy uśmiech. Będąc w dobrym humorze Robert przymknął oczy i zasnął. Następnego wieczora Robert wciąż myślał o "Zło": - Czemu ona mnie tak pociąga? Czy ta "chęć" zdarza się wszystkim wampirom? Robert postanowił porozmawiać ze "Zło" przez internet. - Czemu tak szybko zniknąłeś? - zapytała "Zło". - Nie wytrzymałbym następnych pięciu minut w tym lokalu... - odparł Robert. Odpowiedź "Zła" mówiła sama za siebie: "©". - Ona wie! - pomyślał Robert - Ona musi wiedzieć! Nie chce tylko się ujawniać "w sieci". Tydzień minął jak z bicza trzasnął. Robert nie zauważał nawet, kiedy spijał krew ze swoich ofiar. Wszystko przyćmiła chęć poznania "Zła" bliżej. - Ja ją kocham! - pomyślał Robert. - Ja, który nie potrafi kochać kocham kogoś, kto także nie potrafi kochać! - nastała chwila, której cisza dobiła samego Roberta. - Kurwa, ale to życie jest popierdolone... Życie... Jeśli co nocne polowanie na ofiarę w celu napicia się krwi można nazwać życiem... Nie ważne. Minął tydzień od kiedy Robert poznał "Zło", lecz nie mógł choćby na chwilkę przestać o niej myśleć. Znowu szedł do "Happy Seven". Wiedział, że "Zło" wcześniej czy później pojawi się w klubie. Znowu siedział przy piwie. - Jeśli się nie pojawi, to chyba zaraz puszczę pawia... - to piwo smakowało mu jeszcze gorzej niż tydzień temu. W końcu zjawiła się... Nie mogło być przecież inaczej. Czując, że nie ma innego sposobu Robert dosiadł się do stolika, przy którym siedziała "Zło". Przez piętnaście minut nie odzywał się ani słowem, tylko patrzył jak "Zło" rozmawia z jakimś kolesiem. - Może pójdziemy coś zjeść do McDonalds'a - spytała "Zło". Robert wyczuł tu podstęp, ale dalej nic nie mówił. - Robin... - powiedziała "Zło" - może pójdziesz z nami? Nami oznaczało "Zło" i "jakiegoś kolesia", którego Robert pierwszy raz na oczy widział i pierwszy raz o nim słyszał. No cóż... "Zło", Robert (alias Robin) i "jakiś koleś" znaleźli się w McDonalds'ie. Robert nie zamówił nic... "Zło" zamówiła frytki (w końcu trzeba zachowywać jakieś pozory), a "koleś" (Robert już wiele razy słyszał jego pseudonim, ale coś nie mógł go spamiętać) zamówił sobie piwo. "Zło" zaczęła flirtować z "kolesiem". Robert wiedział, że "Zło" robi to dla pewnej korzyści, o której wiedzieli tylko "Zło" i Robert... Nagrodą miała być krew tego śmiertelnika, który niczego się nie spodziewał. Robert zaczął odczuwać wyraźną żądzę krwi. Nie interesowało go nic, co go otaczało... Pragnął krwi, tylko to się liczyło. Rozbudził się, gdy usłyszał słowa: - Kate, kocham cię! Niestety tak zwany "koleś" nie zdołał wypowiedzieć nic więcej, gdyż "Zło" wbiła swoje zęby w jego kark. - Kate! Kate! Co za piękne imię... - myślał Robert. Jeszcze parę sekund i Robert rzuciłby się na pierwszą lepszą postać ("Zło" także by się do nich zaliczała), aby upić trochę krwi. "Zło" widziała co się dzieje i przysunęła zakrwawioną szyję "kolesia" pod usta Roberta. Robert czując zapach krwi zaczął łapczywie pić krew. Nie pamiętał jak i kiedy znalazł się w domu, w swojej trumnie. Przypomniały mu się słowa: "Kate, kocham cię!". Rozśmieszyło go to trochę, przymknął oczy i starał się zasnąć. Jednak cały czas mu się przypominało: "Kate, kocham cię!" Tuż przed zaśnięciem przypomniała mu się także inna myśl, która prześladowała go tuż przed ze spotkaniem ze "Zło": "Ja ją kocham! Ja, który nie potrafi kochać kocham kogoś, kto także nie potrafi kochać!" W ciągu kilku następnych wieczorów Robert starał się zastać "Zło" na sieci, ale albo nie mógł jej zastać, albo ona nie odpowiadała na jego próby nawiązania kontaktu. Zastanawiał się, czy jest jakiś sens w tym co robi. Jaki jest powód obojętności "Zła". Zresztą nie miłość się liczy gdy jesteś wampirem, tylko chęć przetrwania. To wszystko doprowadziło do tego, że Robert - z nerwów - wszystkie swoje ofiary zostawiał na wpół żywe - na granicy śmierci. Przyszła kolejna środa... Kolejny wypad do "Happy Seven" i kolejne siedzenie przy piwie i czekanie na "Zło". To wypijanie ostatnich (no prawie ostatnich) kropli krwi ze swoich ofiar miało pewien plus. Robert nie odczuwał na tyle głodu, aby rzucać się na pierwszą lepszą osobę. Wiedział jednak, że skoro "Zła" nie ma do tej pory w klubie, to sam będzie musiał znaleźć sobie ofiarę na wieczór. Los sprawił, że nie musiał jednak tego robić. Około 23:30 podszedł do jego stolika jakiś koleś i zapytał: - Ty też jesteś z internetu? Robert skinął na "tak". - To przy siądź się do nas. Robert przysiadł się do grupy trzech osób. Koleś kontynuował: - No więc... To jest moja dziewczyna "Dzika" (seksowna brunetka z dużym "temperamentem"), a to jest "Ines"... (nie wiele ustępująca "Dzikiej") - Koleżanka z osiedla. - wtrąciła "Dzika". - A ja jestem "Rdzawy". (Ten pseudonim bardzo do niego pasował, bo tak rudych włosów Robert jeszcze nie widział.) - Robin. - powiedział Robert i podał wszystkim po kolei rękę. Robert wiedział już, że dzisiaj to "Ines" dostanie zaszczytów udostępnienia swojej krwi. "Rdzawy" i "Dzika" najwyraźniej mieli już plany na noc, gdyż o 24:05 pożegnali się z Robertem i "Ines" i udali się do domu. Robert i "Ines" zostali sami przy stoliku. - Masz na imię Robert? - spytała "Ines". - Tak. To nie było trudne do zgadnięcia, nie? "Ines" uśmiechnęła się. - Robert to piękne imię. - powiedziała. - A ty, jak masz na imię? - spytał Robert. - Agnes. - Też pięknie, (czego to facet nie powie, żeby dopiąć swego) Następną godzinę spędzili na rozmowie, to znaczy Agnes mówiła, a Robert podziwiał jej... urodę, co pewien czas przytakując. Agnes uważała, że Robert patrząc na nią myśli tylko o jednym - tym o czym myślą normalni faceci. Robert jednak nie był normalnym facetem. Owszem myślał tylko o jednym, ale była to chęć wbicia swoich kłów w szyję tej pięknej istoty. W końcu Agnes powiedziała: - Muszę już iść. - Odprowadzę cię. - zaoferował Robert. Zarumieniła się i odpowiedziała uśmiechem. Tuż za drzwiami klubu pocałowali się. Znaleźli ustronne miejsce i zaczęli się namiętnie całować. Robert powoli przesuwał głowę w stronę szyi. Delikatnie wbił się w nią i poczuł jak podniecenie wzdrygnęło ciałem Agnes. Powoli i delikatnie pił jej krew. Gdy skończył pocałował ją czule w usta i powiedział: - Miałem cię odprowadzić... Oboje spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się. Gdy dotarli pod jej dom ona zaczęła: - Dziękują za wspaniałą noc. - To ja dziękują. - odparł Robert - Mam tylko jedną małą prośbę. -Tak? - Nie mów nikomu o tym co dzisiaj zaszło. - O tym, że jesteś wampirem? Robert nie wiedział co powiedzieć. - Nie ma obaw - kontynuowała Agnes - i tak by nikt w to nie uwierzył... Robert przytaknął głową, po czym rzekł: - No to dobrej nocy i miłych snów. - Nawzajem - odwzajemniła Agnes. Robert wracając do domu doszedł do pewnego wniosku: - To była wspaniała noc, po prostu wspaniała. Gdy dotarł do domu zaczynało świtać. Nie pozostało mu nic innego jak pójść spać. Następnego wieczoru Robert postanowił zobaczyć, co się dzieje w internecie. Doszedł do wniosku, że internet jest bardzo pomocną rzeczy w dobieraniu nowych ofiar. Ledwo jak wszedł odezwała się do niego "Zło": - Coś ty zrobił tej "Ines"? Cały dzień się o ciebie wypytywała. - Zazdrosna? - odparł Robert i poczuł się dumny, jakby był pewny usłyszeć twierdzącą odpowiedź. - Ja... tylko chciałam się dowiedzieć, coś ty jej takiego zrobił. - Nie wątpię. - Co chciałeś przez to powiedzieć? - Myśl sobie co chcesz... - Jesteś okrutny, że nie chcesz mi powiedzieć. - Wręcz przeciwnie. Nigdy nie zdradzam tego co robiłem z dziewczyną. Zresztą nie mogę tego tobie zdradzić, bo gdybyś zrobiła tak samo jak ja, to bym się czuł o ciebie zazdrosny. To musiało poruszyć "Zło" ponieważ już więcej nic nie mówiła. Po piętnastu minutach Robert napisał więc do niej: - Zobaczę cię w środę w "Happy Seven"? Czując, że wzbiera się w nim głód nie zaczekał na odpowiedź, tylko wyszedł na miasto. Nie chciało mu się dzisiaj daleko szukać, więc ofiarą stała się pierwsza samotnie przechodząca osoba - głód został zaspokojony. Po powrocie do domu Robert na ekranie zobaczył odpowiedź "Zła": - Może... Uśmiechnął się i pomyślał: - Ta "Ines" to mi z nieba spadła. Dzięki niej "Zło" zwraca na mnie większą uwagę, niż przez te całe 3 tygodnie, podczas których starałem się zbliżyć do "Zła". Los po prostu mi sprzyja... Dzięki ci "Ines". Dzięki wielkie! Robert przez cały tydzień prowadził życie pustelnika - siedział cały wieczór (całą noc) w domu, a wychodził tylko, żeby się pożywić. Jego myśli były gdzie indziej. Myślał o "Zło". Myślał jak to rozegrać, żeby chociaż na jedną noc zostać z nią sam na sam. Snuł różne plany, ale żaden nie był na tyle dobry, by nawet próbować go wdrożyć. Te myśli nie pozwalały mu nawet spać. Jego sen ograniczał się do "marnych" dwunastu godzin. Musicie wiedzieć, że Robert z reguły kładł się zawsze około 4:00, bo nie chciał ryzykować promieni słonecznych, a wstawał około 20:00, by przez godzinkę posiedzieć "na sieci", po czym wypaść na "przekąskę". Teraz przez 4 godziny myślał. Wszystko kręciło się wokół jednego: - "Zło". Muszę cię mieć. Dlaczego okazałaś się wampirem? Dlaczego ja jestem wampirem?... Zbliżała się kolejna środa, a Robert nadal nic nie wymyślił. Owszem był pewien pomysł, który mu się podobał, ale nie wiedział jakby miał wyglądać w rzeczywistości. Pomysł był prosty. Wręcz trywialny. Trzeba było przed pójściem do klubu napić się krwi do syta, a potem pod jakimś pretekstem oddać się w ręce "Zła". Jak widzicie prosty i piękny pomysł, jednak miał pewien szkopuł - ten tak zwany pretekst, który trzeba będzie wymyślić na poczekaniu. Niestety nic lepszego nie przychodziło Robertowi do głowy. Nie mogąc wymyślić nic lepszego położył się do trumny. Jutro miał być ten dzień, którego nie zapomni. Jutro miał uwieść "Zło". Był środowy wieczór. Robert wyszedł z domu. Dobrze wiedział co ma zrobić. W drodze do "Happy Seven" wbił swoje kły w nic nie podejrzewającego przechodnia i wypił tyle krwi, żeby go nie zabić. Miał przecież plan do wypełnienia. W "Happy Seven" znalazł się gdzieś o 23:30. "Zło" siedziała przy jednym ze stolików i piła już drugie piwo. Dosiadł się i odczekał, kiedy będą sami. - Mam do ciebie pewne pytanie. -Tak?-odparła "Zło". - Dlaczego przez tydzień nie chciałaś ze mną rozmawiać? - Pamiętasz co się działo w McDonalds'ie? - No widzisz... Nie bardzo. - Zabiłeś tego chłopaka. Robert nic nie odpowiedział. Ta wiadomość odjęła mu mowę. - Ale to jeszcze nie koniec - kontynuowała "Zło" - Po wyjściu z McDonalds'a po prostu zniknąłeś bez słowa. - Nie mogę w to uwierzyć. - rzekł Robert. - Ale to prawda! - Kate... Przepraszam... Nie wiedziałem. Raczej powinienem powiedzieć: nie chciałem wiedzieć. "Zło" przytuliła go jak matka przytula dziecko. - Dlatego zapewne pytałaś co zrobiłem "Ines"? - spytał Robert. - Owszem. Bałam się, że ją też skrzywdziłeś. - No to już wiem do czego jest zdolny wampir na głodzie. "Zło" przytuliła go jeszcze mocniej. - Powiedz mi... - powiedziała - Jak długo jesteś wampirem? - Około roku. - odparł Robert. -I nikt cię nie uczył jak przetrwać jako wampir? - A kto by miał to robić? - Ten, kto cię przemienił. Robert spuścił głową i powiedział: - Ale ja nawet nie pamiętam dokładnie kiedy to się stało, a co dopiero kto mi to zrobił! "Zło" pocałowała go w czoło. - Jak chcesz - powiedziała - to mogę cię uczyć... Robert nie wytrzymał i powiedział: - Kate, kocham cię! - Wiem... Bardzo dobrze o tym wiem. Pocałowali się. Cały lokal na nich patrzył. - Może pójdziemy w jakieś ustronniejsze miejsce? - spytał Robert. "Zło" przytaknęła głową. Wyszli na zewnątrz. "Zło" zaczynała odczuwać głód. - Staję się głodna. Robert pocałował ją, po czym nastawił swoją szyję: -Pij! "Zło" wbiła się w szyję Roberta. Nie przeszkadzało mu to. Cieszył się, że jest z tą, którą kocha. - "Zło"... - powiedział - Jak długo jesteś wampirem? - Około siedem lat. - odparła - A czemu pytasz? -Nieważne... - Chciałeś się dowiedzieć o ile jestem od ciebie starsza? Robert odwrócił od niej wzrok. -Nie... - Widzę, że będę cię musiała dużo nauczyć. Robert popatrzył na zegarek. Było już po trzeciej. - Chyba musimy się powoli żegnać. - powiedział Robert. - Wejdź jutro na internet, to umówimy się na pierwszą lekcję. Robert skinął głową. Jeszcze raz pocałowali się na pożegnanie i rozeszli się do domów. Po raz pierwszy Robert nie miał problemów z zaśnięciem. W końcu dopiął swego - będzie razem ze "Zło" przynajmniej tak długo , aż ta go będzie chciała uczyć. Następnego wieczora Robert jak najszybciej wszedł na internet. "Zło" już na niego czekała. - Jesteś gotów na pierwszą lekcję? - Z tobą zawsze. - odpowiedział Robert. - Bądź za godzinę przed ZOO. -O.K. Robert do ZOO miał niedaleko, bo zaledwie 15 minut, lekkim krokiem, od domu. Jednakże od razu zaczął się ubierać. W ciągu pół godziny stał już pod ZOO. "Zła" jeszcze nie było, ale nie chciał dopuścić do sytuacji, że to "Zło" na niego czeka. "Zło" zjawiła się punktualnie. Podeszła do Roberta i powiedziała: - Długo na mnie czekasz? - Nie... Zresztą czekanie na ciebie to czysta przyjemność. "Zło" przycisnęła palec do ust Roberta. - Najpierw nauka, a potem przyjemności. Także nie czaruj... przynajmniej na razie. Robert przytaknął głową, a "Zło" się uśmiechnęła. - No więc... Dzisiejsza lekcja odbędzie się w ZOO. - "Zło", a jak my się dostaniemy do środka? - Dwie sprawy... - rzekła "Zło" - Po pierwsze mów mi po imieniu, to nie będą się za nami dziwnie ludzie oglądali. Robert przytaknął. - Po drugie sprawę wejścia do ZOO możesz uważać za załatwioną. Strażnikiem jest mój znajomy. Na pewno nas wpuści. - Kim on jest, Kate? - Robercik robi się zazdrosny? - spytała z uśmiechem na ustach. - Powiesz mi, czy nie? - powiedział zniecierpliwiony Robert. - No dobra... Wpuści nas Tom. To on mnie wszystkiego uczył. - On też jest wampirem? - To chyba logiczne, że tak. Więc, co to ja miałam powiedzieć? Aha... Tom jest wiele starszy od nas , także nie palnij żadnego głupstwa. - Kate, nie ma obaw. Podeszli do bramy wejściowej. Tuż za nią stał mężczyzna wyglądający gdzieś na 30 lat. Otworzył drzwi, po czym zwrócił się do "Zło": - Kate, kupę czasu cię nie widziałem. Co cię tutaj do mnie sprowadza i kim jest ten... - jego głos się zawahał; wyczuł, że Robert jest wampirem - chłopak? - To jest Robert. - odparła Kate - Przyszłam go tu nauczyć czegoś, czego ty mnie nauczyłeś 5 lat temu. - Czy to ty go przemieniłaś? - spytał Tom. -Nie. - To dlaczego to robisz? W tym momencie Robert włączył się do rozmowy: - Ja ją o to poprosiłem. Tom nic nie mówił, więc Robert kontynuował: - Ten, który mnie przemienił zostawił mnie na pastwę losu i mnie nie uczył. Proszę nie karcić jej za to, że chce mi pomóc... Tom przetrzymał Roberta chwilę w niepewności, po czym rzekł: -Kochasz ją? - Tom! - zareagowała Kate takim tonem jakby Tom był ojcem zadającym niewygodne pytania. Robert się nie przejmował tym pytaniem i walnął prosto z mostu: - Tak, kocham ją. Kate objęła Roberta i oboje oczekiwali reakcji Toma. - Mogłem się tego spodziewać - rzekł Tom - że moja wychowanka znajdzie sobie towarzysza. Kate uśmiechnęła się do Toma, cały czas jednak wtulała się w uścisk Roberta. - Nie będę wam już przeszkadzał - kontynuował Tom - Idźcie robić co mieliście zamiar, bo jak tak dalej pójdzie, to całą noc wam zajmę... Jakby co, to będę na portierni. Kate skinęła głową, po czym razem z Robertem odeszła w stronę wybiegów. Robert i Kate szli w milczeniu. Wszystko by mogło tak trwać w nieskończoność, lecz nagle Kate zatrzymała się i powiedziała: - Przepraszam za Toma. Nie wiem co go naszło z tymi wszystkimi pytaniami. - Nie przepraszaj. - odparł Robert. - To on cię przemienił i czuje się w pewien sposób za ciebie odpowiedzialny. - Ale... - Nic nie mów. Wszystko jest O.K. Wiesz, ten Tom to nawet całkiem miły facet. - Cieszę się, że tak myślisz. Robert rozejrzał się wokoło. Nie było tu żywej duszy (nie licząc zwierząt oczywiście). Zaczynał odczuwać głód. - Robię się głodny. - rzekł. Kate odsłoniła swoją szyję i Robert zaspokoił swoją potrzebę. - Czy czujesz jakąś różnicę pomiędzy krwią człowieka, a krwią wampira? - zapytała Kate. - Czuję się bardziej syty. - odpowiedział Robert. - Owszem. Krew wampira potrafi zaspokoić głód na nawet 3-krotnie dłuższy czas niż krew człowieka. - Zapewne jest jakieś ale... - powiedział Robert. - Owszem. Po wszystkim czujesz 3-krotnie większy głód niż zwykle. - Dziękuję, że teraz mi to mówisz! - Nic ci się nie stanie. Powiedziałam o tym, bo wśród nas istnieją tacy, którzy potrafią zabić swojego wampirzego brata tylko po to by napić się jego krwi. - Ale to czyste szaleństwo! - skomentował Robert. - A czy ty byś nie zabił, żeby przetrwać? - Jeszcze nigdy nikogo nie zabiłem... Nie licząc tego incydentu w McDonalds'ie, z którego nic nie pamiętam. - Sam widzisz. Nie powiedziałeś "nie". - Ale... Robert spuścił głowę. To było za dużo dla niego. Widząc to Kate postanowiła na dzisiaj już skończyć: - Widzę, że starczy ci wrażeń jak na jedną noc. Robert przytaknął. - Chodź! - powiedziała Kate i objęła go czule. Z ZOO wyszli tak samo jak się do niego dostali - czyli z pomocą Toma. Szli, tak nocą, w stronę przystanku autobusowego, by Kate mogła wrócić do siebie. Gdy tak szli znaleźli się obok domu Roberta. Robert przystanął i powiedział: - Tutaj mieszkam. Kate przyjrzała się dokładnie, po czym powiedziała: - Ładny dom. - Po moich rodzicach... - Przepraszam, nie chciałam... - Nic się nie stało. Od kiedy jestem wampirem straciłem uczucie żalu. Kate przytuliła Roberta i czule pocałowała. Mogli by tak stać w miłosnym uścisku, ale coraz bliżej było do świtu, więc Kate powiedziała: - Lepiej już pójdę. Spotkamy się jutro i dokończymy dzisiejszy temat. Wpadnę do ciebie około 23:00. Tylko bądź już po "kolacji", bo nie chciałabym ryzykować dawania ci znowu swojej krwi. - No problemo! - odparł z uśmiechem Robert. Gdy tylko Kate odeszła Robert wszedł do domu i położył się do trumny. - Wampir zabijający wampira dla krwi. - pomyślał - Do czego to doszło. Ciekawe, co Kate miała na myśli mówiąc, że jutro dokończymy ten temat? Nazajutrz wieczorem Robert wziął się ostro do roboty. Wyprzątał dom - zajęło mu tu "aż" 15 minut, po czym wyszedł. Pamiętał co powiedziała mu Kate o tym, że ma być już po kolacji. Na dworze jak zwykle upił krwi pierwszej lepszej osobie i ponieważ zostało mu sporo czasu do 23:00 podszedł do kwiaciarni i kupił dla Kate różę. W końcu ją kochał i doszedł do wniosku, że jakiś prezent jej się od niego należy. Gdy wrócił do domu była 22:45. Te 15 minut dłużyło mu się jakby to była godzina. Wreszcie usłyszał dzwonek do drzwi. Wziął różę i poszedł otworzyć. Kate wyglądała piękniej niż kiedykolwiek. Robert zaczął neutralnym "Cześć" i wręczył jej różę. - To dla ciebie. - Robert, nie trzeba było. - powiedziała Kate. - Odpowiedz mi szczerze. Czy ta róża sprawiła ci przyjemność? Kate uśmiechnęła się i przytaknęła. - No to jednak trzeba było... - powiedział Robert uśmiechając się. Kate pocałowała go czule w usta i rzekła: - Dzisiaj cię czeka druga, chyba najważniejsza lekcja. - To znaczy? - Dzisiaj się dowiesz od czego może zginąć wampir. -Hm... - Co "Hm..."? - Jeden sposób już znam: światło słoneczne. - Owszem, ale to nie wszystko... Najbardziej znanym i najbardziej brutalnym jest pozbycie wampira krwi. - Ludzkiej? - spytał Robert. - Nie! - odpowiedziała Kate - Nie krwi do picia, ale krwi, która płynie w wampirzych żyłach. - Też, ale to nie jedyny sposób. Zauważyłeś już chyba, że rany wampira goją się bardzo szybko. To czyni nas prawie nieśmiertelnymi. - Co znaczy "prawie"? - To, że jakbyś stracił rękę to już jej nie odzyskasz. Jak stracisz głowę... - To wykrwawisz się na śmierć. - wtrącił Robert. - Dokładnie! -I tylko głowę? - Są jeszcze inne sposoby: upuszczanie krwi lub bardziej drastyczny sposób, który łowcy wampirów lubią stosować: pozbawienie wampira serca. - Brr... - rzekł Robert i poczuł jak ciarki przechodzą go po plecach. - A co ze święconą wodą i czosnkiem? - Czosnek to bujda, a woda jedynie może ci skórę poparzyć. Robert się uśmiechnął. Nurtowało go jednak jedno pytanie: - Do czego jest mi to potrzebne? - Jak już mówiłam - odpowiedziała Kate - "Nigdy nie wiadomo, co ci przyniesie przyszłość." - Ty coś kombinujesz! - Może... - rzekła z uśmiechem na ustach Kate. - Powiedz mi! - Wszystko w swoim czasie. - Ale... Kate uśmiechnęła się. - Chodź! -powiedziała. To co się działo w ciągu następnych paru godzin przeszło najśmielsze oczekiwania Roberta. - To musi być miłość! - pomyślał - Nic innego. Gdy zegar wybił 3:00 Kate oznajmiła: - Muszę już iść. - Zostań! - odparł Robert. - Nie mogę. Mam swoje obowiązki wobec rodziny. - Jakiej rodziny? - Przyjdę jutro to postaram się wszystko wytłumaczyć. - Trzymam cię za słowo. Kate wstała. Tuż za nią wstał Robert, żeby odprowadzić ją do drzwi. W drzwiach Kate i Robert pocałowali się jeszcze na pożegnanie i Kate znikła w ciemnościach. Robert postanowił się położyć. Idąc na spoczynek nie mógł pozbyć się myśli: - Co ta Kate przede mną ukrywa? Czemu tak z tym zwleka? Cóż... nie pozostaje nic innego, tylko czekać aż sprawa sama się wyjaśni. Następnego wieczoru Roberta obudził dzwonek do drzwi. Była godzina 20:30. Robert otworzył drzwi. W drzwiach stała Kate. - Zbieraj się. - powiedziała - przejdziemy się. Robert bez żadnych pytań zamknął dom i poszedł z Kate. - To gdzie idziemy? - spytał Robert. - Co powiesz na park? - Może być. Gdy doszli do parku zaczęli odczuwać głód. Robert zauważył, że z naprzeciwka szedł jakiś facet. Kiwnął znacząco w stronę Kate, a ta przytaknęła. To miała być ich dzisiejsza ofiara. Akcja, którą przeprowadzili jest godna pozazdroszczenia. W momencie, gdy Kate pytała przechodnia o godzinę Robert zaszedł go od tyłu i wbił swoje kły w jego szyję. Gdy skończył pić jego miejsce zajęła Kate. Gdy skończyli udali się dalej. Usiedli na pierwszej wolnej ławce. - Jest pewna rzecz, o której mi jeszcze nie wspomniałaś. - powiedział Robert. - To znaczy? - Nie powiedziałaś mi jak... Kate wiedziała co ma zamiar powiedzieć Robert, ale nic nie mówiła. Robert dokończył: -... zamienić człowieka w wampira. - Nie mówiłam, bo z tym się wiąże wiele obowiązków. - Obowiązków? - spytał Robert. - Każdy wampir, który dokona przemiany ma obowiązek uczyć swojego podopiecznego. - Jakoś mnie nikt nie uczył! - oburzył się Robert. - Najwyraźniej ten, kto cię przemienił miał jakieś powody, żeby tego nie robić. - Podaj mi choć jeden powód jaki ci przychodzi do głowy. - Nie wiem. - rzekła Kate - Zresztą jesteśmy tu po to, by mówić o kimś kto cię przemienił, czy po to by mówić jak przemienić człowieka w wampira? - Przepraszam. - rzekł ze skruchą Robert. - Mów co masz do powiedzenia. - Więc... - zaczęła Kate - Aby zmienić kogoś w wampira trzeba wypić całą jego krew i przed jego śmiercią dać mu się napić trochę swojej. - To mi przypomina akt łaski wobec skazanego na śmierć. - zażartował Robert. Kate uśmiechnęła się. - To wszystkie najważniejsze rzeczy, które mogłam ci przekazać. - powiedziała - Innych dowiesz się z samodoświadczenia. Robert się zamyślił, po czym rzekł: - Intryguje mnie w tobie jedna rzecz. -Tak? - Co miałaś wczoraj na myśli mówiąc o rodzinie? - To nie jest miejsce, ani czas na taką rozmowę! - Dlaczego? - Jeśli chcesz wiedzieć to spotkajmy się jutro znowu przed ZOO. - Zapewne nie mam innego wyboru? - rzekł Robert. - Niestety. - odpowiedziała Kate. Robert wstał. - To już wszystko na dzisiaj? - No nie wiem... - odpowiedziała zalotnie Kate. - Dzisiaj nie mam na nic nastroju. Kate odczuła, że Robertowi chodzi o to, że nie chce mu jeszcze nic powiedzieć i w ten sposób Robert chce się na niej odegrać. - Jutro naprawdę wszystko stanie się jasne. - rzekła Kate w nadziei, że to coś zmieni. Niestety Robert był nieugięty. Potrafił być brutalny, ale to co robił Kate nie zrobiłby chyba nikt inny. - No to do jutra. - rzekł. Kate już nic nie robiła. Rozumiała co czuje Robert, więc pozwoliła mu odejść. Na pożegnanie rzuciła jeszcze: - Tylko pamiętaj! Jutro o 21:00 bądź przed ZOO. Robert podniósł prawą rękę na znak, że usłyszał, a zarazem w geście pożegnania. - Czego ona się boi? - myślał idąc do domu - Mam nadzieję, że rzeczywiście jutro wszystko się wyjaśni. W domu Robert nie miał ochoty na nic. Nawet myśleć mu się nie chciało. Jedynym mądrym posunięciem było położenie się spać. Robert obudził się dosyć wcześnie - o 19:50. Słońce było schowane już za horyzontem. Robert przypomniał sobie, że jest umówiony na 21:00 przed ZOO. Wyszedł więc od razu na dwór. Nie wiedział, czy powinien się napić krwi, czy nie, ale że od przybytku głowa nie boli to upił trochę krwi jakiejś przechodzącej kobiecie. Najwyraźniej tego potrzebował, bo od razu poczuł się lepiej. Na miejsce (pod ZOO) dotarł na godzinę 21:07. Kate podeszła do niego, pocałowała i rzekła: - Cześć. Robert odczekał chwilę, po czym rzekł: - Miałaś mi dzisiaj coś wytłumaczyć. - Chodź! Kate wzięła Roberta za rękę i podeszła z nim do drzwi wejściowych ZOO. Przed wejściem Robert zobaczył znajomą twarz. Był to Tom. Tom popatrzył na Kate, otworzył drzwi, po czym rzekł: - Cóż cię do mnie znowu sprowadza, Kate? - Robert chciał się czegoś o mnie dowiedzieć. - Powiedziałaś mu coś? - Nie. - odparła Kate. - Rozumiem. Zostaw to mnie. - zaoferował Tom. - O.K. To za ile przyjść? - Sprawdź nas za godziną. - No dobra... - rzekła Kate - zostawiam was samych. Robert nie wytrzymał. - Czy ktoś wyjaśni mi co tu się dzieje? - Więc... - powiedział Tom - chcesz się czegoś o nas dowiedzieć? -Was? - Ja i Kate należymy do pewnego klanu. - Hm... i to ukrywała przede mną Kate przez cały czas? - Owszem... - Ale dlaczego? - No cóż... W mieście jest oprócz naszego jeszcze drugi klan. Jest to klan bezwzględnych morderców. Pozbawiają oni swoje ofiary ostatniej kropli krwi. Nie ważne jest dla nich, czy to krew ludzka, czy wampirza. Robert słuchał z zaciekawieniem, po czym rzekł: - No dobra... Lecz co to ma wspólnego z tym, że Kate nie mogła mi powiedzieć? - Prowadzimy wojnę z tym klanem. Nie możemy ryzykować, że ktoś z nich dostanie się w nasze szeregi. - To rzeczywiście dobre wytłumaczenie - powiedział Robert - Tylko dlaczego, tego nie rozumiem, mnie o to podejrzewaliście? - Podejrzewaliście? - odparł Tom - Nadal cię podejrzewamy. Może nie Kate, bo jest tobą tak zauroczona, że niczego innego poza tobą nie widzi, ale my podejrzewamy cię dalej! - Mam jeszcze jedno pytanie. -Tak? - Czemu, do cholery, mnie podejrzewacie? Jaki macie ku temu powód? W tym momencie weszła do pokoju Kate. - Pamiętasz McDonalds? - powiedziała. - To był impuls. Byłem głodny do tego stopnia, że nie miałem nad sobą kontroli. - Każdy by tak powiedział. - rzekł Tom. Roberta zaczynało ponosić. - Skoro mi nie wierzysz, to dlaczego tu ze mną rozmawiasz? - spytał Toma. - Taka była wola Kate. Nie chciałem jej zawieść. Robert spojrzał na Kate, potem na Toma. Nie powiedział już nic. Kate czekała, co się teraz stanie. - Na razie nie masz wstępu do naszego klanu. Będziemy cię obserwować. - rzekł Tom. Robert skinął głową na znak, że przyjął to do wiadomości. Wcale nie miał zamiaru się dołączać do żadnego klanu, ale ponieważ "Nigdy nie wiadomo, co ci przyniesie przyszłość." Zachował się tak, jak się zachował. Tom wyprowadził Roberta i Kate z ZOO. Na zewnątrz Robert podszedł do Kate i przytulił ją. - Przepraszam. Kate stała wpatrzona w Roberta i czekała na jego reakcję. - Przepraszam za wczoraj. Przepraszam za wszystko. Nie wiedziałem, że... - Wczoraj... - przerwała mu Kate wtulając się w niego - myślałam, że już nigdy więcej nie przyjdziesz. Robert przytulił Kate jeszcze czulej. - Przecież wiesz, jak bardzo cię kocham. - powiedział. - Wiem... - uśmiechnęła się Kate. Szli przytuleni w stronę przystanku. Robert nic nie mówił. Kate też szła cicho nie chcąc zepsuć tego pięknego nastroju. Dopiero na przystanku Robert przerwał tą ciszę. - Może zostaniesz na noc u mnie? - Bardzo bym chciała, ale jak się nie pokaże dziś po twojej rozmowie z Tomem, to będą gotowi pomyśleć, żeś mnie zabił. Robert uśmiechnął się. - Przecież wiesz, że nie mógłbym... - Ja to wiem... - odpowiedziała Kate - Ale oni nie wiedzą. Na przystanek zajechał autobus, którym Kate wracała do domu. - Zobaczę cię jutro? - zawołał Robert. - Może... - odpowiedziała Kate. Robert odczekał, aż autobus zniknie mu z oczu, po czym udał się w stronę domu. - No to ciekawie się tydzień skończył - pomyślał. Zastanawiało go, czemu tak bardzo chcą, żeby był w klanie -jakie są tego korzyści? Następnego wieczoru Robert wstał i jak zwykle poszedł coś przekąsić. Nie chciało mu się pić krwi, ale nie miał pewności czy Kate go dzisiaj nie odwiedzi. Wolał więc mieć to już za sobą. Ofiary nie musiał długo szukać. Zresztą rzadko zwlekał z atakiem. Krew to krew - ważne tylko było, żeby nie zabić swojej ofiary. To w końcu ona była nośnikiem cennej krwi. Po sytej kolacji, jaką sobie zgotował, udał się do domu. Kate już na niego czekała. - Muszę omówić z tobą parę spraw. - rzekła. Robert otworzył drzwi i zaprosił Kate do środka. - Więc... o co chodzi? - zapytał. - Jest pewien sposób, aby przyjęli cię do klanu. Robert zaczął się zastanawiać: - O co w tym wszystkim chodzi? Czemu tak nagle im na mnie zależy? - O czym myślisz? - spytała Kate. - Zastanawia mnie to, czemu twój klan tak nagle chce mieć mnie w swoich szeregach? Kate odwróciła głowę, jakby wstydziła się tego, co miała zamiar powiedzieć. - Owszem, jest powód. Jeden z wampirów przeszedł do wrogiego klanu. Nie przyznaje się do tego, ale starszyzna jest tego pewna. -I co to mam wspólnego ze mną? - Musisz go zabić! - Ty chyba żartujesz! - rzekł Robert niedowierzając. - Niestety nie. - odparła Kate. - Powiedz mi, co takiego może zaoferować mi twój klan, żeby mogło mnie to skłonić do takiego czynu? - Nieskończone bogactwo. - Obejdzie się. - A co powiesz na możliwość bycia przy mnie i w dzień i w nocy? - To kusząca propozycja, ale na pewno nie zdecydowałbym się tak od razu. - Być ze mną? - spytała Kate. - Myślałam, że mnie kochasz! - O ty... - uśmiechnął się Robert - To zaczyna przypominać szantaż. - Więc? - spytała zalotnie Kate. - Zrobię to, ale tylko ze względu na ciebie. Kate pocałowała go. - Jutro przyjdą i wyjaśnią całą sytuacją. - Już idziesz? - spytał Robert. - Musisz być wypoczęty przed tym, co cię czeka. Robert skinął głową godząc się z tym co powiedziała Kate. Gdy Kate wyszła Robert udał się na spoczynek. Nie mógł zasnąć. Dręczyła go niedawna myśl: - Wampir zabijający wampira. Do czego to doszło. Kolejny wieczór zaczął się dla Roberta jak każdy inny, czyli od znalezienia ofiary i picia jej krwi. Robert wciąż się zastanawiał, czy dobrze robi pakując się w całą tą aferę z klanami, ale jak to zwykle bywa zakochany myśli fiutem, a nie głową. Gdy przyszła Kate Robert był już na 100% pewny, że chce to zrobić. - Więc... - zaczęła instruować Roberta Kate - zrobisz to jutro. Wyciągnę naszego zdrajcę do "Happy Seven". Twoim zadaniem będzie zlikwidowanie go. Robert słuchał uważnie. Kate kontynuowała: - Postaram się pod "Happy Seven" około 21:00. Do tej pory musisz być już na miejscu, żeby jak tylko nadarzy się okazja go zlikwidować. - Wszystko zrozumiałem. - rzekł Robert - Ale widzę tutaj maleńki problem. -Tak? - Nie wiesz jak mam go zabić? Bo jeśli chodzi o mnie, to pozbawienie go serca nie wchodzi w grę, światło słoneczne też nie, a do ostatniej możliwej śmierci potrzebowałbym jakiejś broni. Kate uśmiechnęła się. - Szybko się uczy. - pomyślała. Robert zapytał jeszcze raz: - Więc w jaki sposób mam go zabić? - O broń się nie martw. Klan ci zleca zadanie, klan cię wyposaża. Kate wyjęła z plecaka miecz samurajski. Pokazała go Robertowi. - Widzę, że klan udostępnia najlepsze rzeczy. - podsumował Robert. Wysunął miecz i zaczął go podziwiać. Już lekkie dotknięcie ostrza nacinało skórę. Gdyby nie wampirza zdolność do szybkiego gojenia ran kciuk Roberta byłby teraz w opłakanym stanie. - Widzę, że podoba ci się broń. - uśmiechnęła się Kate. - To nie kwestia podobania się... - Tylko co? - Pomyślałem właśnie sobie o tym waszym zdrajcy... Kate była ciekawa co Robert teraz powie. - Ta broń zada szybką śmierć. Kate siedziała pogrążona w myślach. Robert objął ją i spytał: - Co się dzieje? - Po raz pierwszy biorę udział w jakiejś akcji. Robert przytulił Kate i powiedział: - Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Kate doszła w końcu do siebie. - Pójdę już. - rzekła - Jutro musisz wcześnie wstać, żeby się nie spóźnić na akcję. Robert przytaknął. Odprowadził Kate do drzwi, po czym ułożył się do snu. Dzisiaj nie myślał o niczym. Nie miał na to czasu -jutro miał robotę do wykonania. Nazajutrz Robert obudził się wcześniej niż zwykle. Była godzina 19:30. Słońce już dawno schowało się za horyzontem. Robert wziął miecz, który wczoraj ofiarowała mu Kate i schował go pod płaszczem. Do 21:00 było jeszcze sporo czasu, jednakże Robert nie chciał spaprać roboty. Udał się więc od razu do "Happy Seven". W klubie był już o 20:15 - jak zwykle był przed czasem. Taki już miał charakter - nie lubił, by na niego czekano. Jeśli jednak - to musiał być ku temu jakiś ważny powód. Dzisiaj nie było jednak żadnych powodów. Robert miał zadanie do wykonania i nie liczyło się nic innego. W klubie zamówił piwo. Jak zwykle był to tylko pozór, żeby nie wyróżniać się z tłumu. Robert nienawidził smaku alkoholu, ale wiedział, że "gdy się wleci między wrony, trzeba krakać tak jak one". Siedział sam przy stoliku i czekał, kiedy pojawi się Kate z jego przyszłą ofiarą. O godzinie 20:59 zjawili się. Kate starała się wypatrzyć Roberta. Znalazła go bez problemów po krótkiej chwili. Robert kiwnął głową w geście powitania. Kate i zdrajca klanu zajęli stolik w kącie najbliżej wyjścia. Kate rzekła: - Idę się przywitać. - O.K. - odparł jej towarzysz. Kate ucieszyło to, że nie musi się przed nim tłumaczyć. Starym zwyczajem Kate witała się ze wszystkimi. Na sam koniec podeszła do Roberta. - Cześć - rzekła. Robert tylko skinął głową. - Jesteś gotowy? - spytała. Robert przytaknął. - W ciągu dziesięciu minut postaram się go wyciągnąć do ubikacji. Czekaj tam na nas. - O.K. - odparł Robert. Nie chciał wiedzieć w jaki sposób Kate ma zamiar to zrobić. Wiedział, że wystarczy teraz nawet jedna błaha myśl (potem druga, trzecia...) i cały plan mógł pójść w łeb! Poszedł więc do ubikacji. Kate nie musiała długo namawiać swego towarzysza. Powiedziała, że zauważyła jak do toalety wszedł jakiś chłopak, i że to wspaniała okazja, by upuścić z niego krwi. Robert stał za drzwiami kabiny. - Oby nikt inny oprócz nich tu nie wszedł, bo będzie jatka. - pomyślał. Usłyszał jak otwierają się główne drzwi. Przygotował się do ataku. - Ja zamkną drzwi, a ty rób co do ciebie należy. - był to głos Kate. Robert wiedział, że to zdanie było wypowiedziane do niego. Jednakże sposób w jaki zostało sformułowane nie zdradziło tego wampirowi, który miał zaraz umrzeć. Drzwi do kabiny uchyliły się. Robert machnął mieczem od góry do dołu. Efekt był piorunujący. Głowa zdrajcy rozchylała się równo na dwie części - najwyraźniej nie spodziewał się tego otwierając drzwi. Robert wiedział, że to jeszcze nie załatwia sprawy. Wziął zamach i jednym cięciem oddzielił głowę od tułowia. Stoczyła się ona w kałużę krwi. Tułów stał jeszcze przez 10 sekund, po czym runął bezwładnie na ziemię niedaleko głowy. Robert poczuł nagły głód. Krew tego wampira ciągle jeszcze wylewała się z jego żył. Robert zaczął ją pić. Kate widząc Roberta poszła w jego ślady. Robert czując przy sobie obecność Kate nie mógł się jej oprzeć. Kate najwyraźniej też to poczuła, bo chwilę później ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku. - Musimy się umyć i spadać stąd jak najszybciej. - rzuciła Kate nie wypuszczając jednak Roberta z uścisku. Robert pocałował ją jeszcze raz i odparł: - No dobra... Czas nagli. Zmykajmy stąd! Z klubu wyszli niezauważeni - najwyraźniej szczęście dziś im sprzyjało. Gdy byli już wystarczająco daleko Kate oznajmiła: - No cóż... Jeszcze dzisiaj muszę zdać raport z tego co tutaj zaszło, ale jutro postaram się u ciebie być jak tylko będę mogła najwcześniej. Robert uśmiechnął się. - To do zobaczenia jutro. - rzekła Kate. - Do zobaczenia. - odparł Robert. Kate odeszła. Robert wyruszył do domu. Jednego dzisiaj był pewien - że bez problemu zaśnie. Dzisiejsza noc dostarczyła mu tylu wrażeń, że nie może być inaczej. Robert obudził się z posmakiem krwi w ustach. Krew wampira, którą wczoraj wypił nadal dawała mu uczucie sytości. Nie musiał więc polować dzisiaj na ludzi. Siedział w domu i czekał na Kate. Około 21:00 usłyszał dzwonek. To była Kate. - Wejdziesz? - spytał Robert. - Nie... Starszyzna czeka na ciebie, by z tobą porozmawiać. Także nie marnujmy czasu i chodźmy! Autobus zawiózł ich prawie na drugi koniec miasta. Z przystanku przeszli parę przecznic, aż znaleźli się przed gmachem starego kościoła. - Czy ty przypadkiem miejsc nie pomyliłaś? - zapytał zdziwiony Robert. - Nie. - odparła z uśmiechem Kate. - Ci księża są po naszej stronie. Przynajmniej na razie, póki nie zabijamy żadnych ludzi. Oni uważają nas za anioły; za wysłanników Boga. - Nie mogę w to uwierzyć. - Większość ludzi - zaczęła sprostowywać pogłoski Kate - toleruje nasze istnienie, póki jesteśmy dla nich mili. - Czyli łowcy są tylko mniejszością? - zapytał Robert, a w jego głosie było czuć sarkazm. - Łowcy to najczęściej ludzie, którzy stracili swoich bliskich z rąk wampira. To dlatego zachowują się tak nie inaczej. - O.K. Nie musisz mi tego tłumaczyć. Kate uśmiechnęła się. - Chodźmy. - rzekła i otworzyła drzwi kościoła. W progu kościoła stał przypakowany ksiądz. Osiłek ten miał chyba ze 190 cm, a jego postura bardziej przypominała boksera. - Państwo w jakiej sprawie? - Jesteśmy tutaj, by spotkać się ze starszyzną. - rzekła Kate. - Państwa godność? - Kate Shepperd i Robert... - Cant. - skończył za nią Robert. - Proszę chwileczką zaczekać. - powiedział zakapturzony mnich i poszedł gdzieś w głąb świątyni. Po piętnastu minutach zjawił się z powrotem i oznajmił: - Możecie iść. Starszyzna was oczekuje. - Dziękują! - odwzajemniła Kate. Robert skinął głową w geście podziękowania. Weszli oboje w głąb kościoła. - Gdzie teraz? - spytał Robert. - Do katakumb. - odpowiedziała Kate. Katakumby przypominały grobowiec. Zresztą chyba w tym celu były zbudowane. Robert i Kate szli w ciemnościach w kierunku światła. To był jedyny "drogowskaz", na który mogli się kierować. Doszli do wielkiej sali. Na środku stało coś, co nie przypominało w żaden sposób człowieka. Trzy głowy widniały na klatce piersiowej tego czegoś. Jedna - czwarta głowa - była osadzona na szyi (była to ostatnia oznaka czegoś, co było kiedyś człowiekiem). Stwór ten nie miał żadnych kończyn. Zamiast tego - z tyłu tułowia (jakkolwiek by to nazwać) widniały skrzydła. Nie takie skrzydła, jakie ludzie wyobrażają sobie jako skrzydła aniołów, ale skrzydła podobne do skrzydeł nietoperza (takie jakie malowali malarze przedstawiając upadłe anioły). - To mają być te anioły, które czczą księża? - pomyślał Robert. Aczkolwiek pomyślał chyba zbyt głośno, ponieważ Kate szybko mu odpowiedziała. - Ci... Staraj sienie obrazić naszej starszyzny. Robert był już cicho. Czekał na odzew tego stwora. W końcu stwór zaczął. - Słyszałem, że bez problemu wykonałeś zlecone przez nas zadanie. Robert milczał. - Czemu nic nie mówisz? - A co mam powiedzieć? - odparł w końcu Robert. - Że mi się to podobało? - A podobało się? - spytał stwór. - A tobie się podoba zabijanie? - odpowiedział pytaniem Robert. Stwór się uśmiechnął. Dziwnie to wyglądało, bo uśmiechnęły się na raz wszystkie twarze. - Pewnie myślisz, że ten czyn pozwoli ci dostać się do naszego klanu? - spytał stwór. - Nie zależy mi na tym. - odparł Robert. - Jak to? - Zrobiłem to dla Kate. Ona mnie o to prosiła. - Tylko? - Co "Tylko"? - Jakie miałbyś z tego korzyści? Roberta zaczynały dręczyć te pytania. Postanowił więc grać w otwarte karty. - Kate powiedziała, że będą mógł być z nią cały czas. - odparł Robert. - Że dzięki temu nie będziecie się o nią tak martwić. Stwór uśmiechnął się. Tym razem tylko głowa na szyi to zrobiła. - Co w tym śmiesznego? - zapytał Robert. - Nie ważne... - odparł stwór. - Chcemy... Cały klan chce, żebyś został naszym łowcą i tępił wszystkie wampiry, które dopuszczają się zabijania. - Czemu miałbym przyjąć taką propozycję od czegoś, co za cholerę nie przypomina człowieka? - spytał Robert. W tym momencie Kate szturchnęła Roberta pod żebro, co miało oznaczać, żeby nie zadawał takich pytań. - Nie ma sprawy Kate. - odparł stwór. - Niech wie czemu proszę go o takie rzeczy. - Więc? - spytał Robert. - Kiedyś byłem taki, jak ci, których chcę teraz zgładzić. - To znaczył - Piłem krew swoich ofiar, póki nie zmarły. Te twarze, które tu widzisz, to twarze moich ofiar. To dlatego chcę zlikwidować takich jak ja... - To znaczy, że ja też taki będę?- spytał Robert. - Czemu miałbyś taki być? - spytał stwór. - A incydent w McDonalds'ie? Stwór zaczął się śmiać. - To nie prawda. - odparł. - To był sposób, w jaki Kate miała sprawdzić czy nadajesz się do tej roboty. Czy też nie jesteś jednym z tych, którzy mają być zgładzeni. Robert nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Manipulowali nim jak chcieli. Nie podobało mu się to więc rzekł: - Zastanowię się nad tym, czy chcę być waszym łowcą. Za dużo mam, dzięki wam, spraw do przemyślenia. Stwór uśmiechnął się. - Tylko daj odpowiedź w ciągu tygodnia. - rzekł. Robert potwierdził skinieniem głowy i udał się do wyjścia. Kate podążała za nim w całkowitym milczeniu. W ciągu 15 minut byli na zewnątrz kościoła. Robert i Kate szli razem w milczeniu. Roberta dręczyła myśl, czemu dowiedział się o tym, że nie zabił tego chłopaka z McDonalds'a od osoby trzeciej - czemu Kate mu nie powiedziała. Czyżby ona także mu nie ufała? Myśli zbierały się w głowie Roberta. Brał pod uwagą wszystkie możliwości. Przerwała mu Kate. - Robert... Dobrze się czujesz? - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - spytał stanowczo. Kate umilkła. - Miałaś w ogóle zamiar mi powiedzieć? - ciągnął dalej Robert. Kate odwróciła głową od wzroku Roberta. Robert nie dawał za wygraną. - Powiesz coś w końcu? - Ja... To było... To było częścią planu, by cię zwerbować. - Nasze uczucia też były tylko częścią planu? - spytał trochę już bardziej opanowany Robert. - Jeśli chodzi ci o to czy udaję; to wiedz, że nigdy nie igram sobie z uczuciami innych. Poza tym jednym kłamstwem, na temat tego chłopaka, reszta była prawdą. - Skoro tak, to zostań dzisiaj u mnie. - rzucił propozycję Robert chcąc zobaczyć reakcję Kate. - Już się na mnie nie gniewasz? - Przecież wiesz, że cię kocham i nie potrafię się na ciebie gniewać. Po prostu musiałem ustalić parę faktów. Nie było to do końca prawdą na ten moment, ale Kate poczuła się lepiej, gdy usłyszała te słowa. - Dziękuję... - rzekła i wtuliła się w Roberta. Robert przytulił ją najczulej jak potrafił i pocałował w czoło. - Została nie rozwiązana tylko jedna sprawa... - rzekł. - Zostaniesz dziś u mnie, czy nie? - Mam lepszy pomysł. W dowód tego, że ci ufam zabiorę cię tam, gdzie ja mieszkam. Robert się uśmiechnął. Kate mieszkała w bloku - na osiedlu blisko kościoła, w którym dzisiaj byli. Jej mieszkanie było malutkie (przynajmniej według Roberta). Jednakże jej wystarczył do życia jeden pokój z kuchnią i łazienką. W jednym rogu pokoju stał telewizor, a w drugim komputer (dwie rzeczy, bez których nie można się obejść w tych czasach). Robertowi brakowało tylko jednej rzeczy. - Gdzie masz trumnę? - A po co mi trumna? - spytała Kate. - Jak to? - Drewniane rolety - pokazała Kate. - Dzięki nim do tego mieszkania nie zagląda nawet najmniejszy strumień światła słonecznego. - Mądre... - rzekł Robert. - A gdzie w takim razie śpisz? Kate pokazała łóżko. Robert próbował sobie przypomnieć, jak to jest spać w łóżku. Nie spał w łóżku od roku - od czasu gdy został wampirem. Było parę minut po czwartej. Nic dziwnego więc, że Robert stwierdził: - Jestem śpiący. - była to jego pora by iść spać. - Połóż się. Ja za chwilą też się położą. - powiedziała Kate i poszła do łazienki. Robert rozłożył się na łóżku i w ciągu dziesięciu minut zasnął. Najwyraźniej ta wygoda pomogła mu zasnąć. Kate widząc Roberta śpiącego w jej łóżku zasłoniła wszystkie rolety i położyła się obok. Wtuliła się w niego jak w dziecko w misia i usnęła z głową na jego piersiach. Robert obudził się w objęciach Kate. Czuł się cudownie. Jednakże wczorajszy brak upuszczania krwi z człowieka dzisiaj go trochę osłabiał. Musiał wyjść napić się krwi! Powoli wydostał się z objęć Kate. Wziął klucze ze stołu i wyszedł na dwór zamykając za sobą drzwi. Była 20:15. Na dworze bawiła się grupka dzieci. Robert zaczął się rozglądać za odpowiednią ofiarą. - Kurwa! Zaraz dostanę pierdolca, taki jestem głodny. - pomyślał. Robert nigdy nie przeklinał. Tylko w myślach sobie na to pozwalał. W ciągu piętnastu minut przewinęło się: 5 dzieci, 1 mężczyzna i 4 kobiety z psami - nikt, kto nie stawiałby oporu. Robert czuł, że oczy mu się same zaczynają zamykać. Musiał jak najszybciej się napoić. W końcu nadarzyła się okazja. Robert wbił się w szyję jakiejś panienki, która przechodziła tędy samotnie. Zrobił to jednak na tyle delikatni, że ofiara nawet nie próbowała się wyrywać. Po całym tym zajściu udał się z powrotem do mieszkania Kate. Kate już nie spała. - Gdzie byłeś? - rzuciła takim tonem jak żona do męża, który przyszedł do domu kilka godzin później niż obiecał. - Zazdrosna? - odparł z uśmiechem Robert. Kate przypomniała sobie jak to ona zadawała podobne pytanie Robertowi. Wywołało to na jej twarzy uśmiech. - Nie. - odparła. - po prostu chcę wiedzieć czemu wyszedłeś. - Poczułem głód i jakoś musiałem go zaspokoić. To wszystko. Kate kiwnęła głową w geście zrozumienia. - Zostaniesz naszym łowcą? - spytała nagle zmieniając temat. - Czemu pytasz? - Tak tylko... - Nie wiem jeszcze... Muszę się nad tym zastanowić. - Mogę ci w tym pomóc. - powiedziała zalotnie Kate. - Tego się właśnie obawiam. - odrzekł Robert nie mogąc usunąć uśmiechu z twarzy. - To znaczy? Robert wymusił na sobie stoicką twarz, po czym rzekł: - Muszę przemyśleć to wszystko w samotności w zaciszu swojego domu. Kate zrozumiała o co mu chodziło. - Ile czasu chcesz być sam? - Widzę, że szybko pojęłaś o co mi chodzi. Może to i lepiej... - Robert przez chwilę się zamyślił. - Wiesz, wpadnę do ciebie w niedzielę, to pogadamy. - O.K. - odparła Kate - To do niedzieli. Robert podszedł do Kate, pocałował ją na pożegnanie i wyszedł. Spod bloku udał się na przystanek, a z niego autobusem prosto do domu. Była sobota wieczór. Zapowiadał się mało ciekawy weekend pełen rozmyślań. Robert wstał ze swojego łoża. Pierwsze co zrobił, to wyszedł na dwór po to, co robił z reguły codziennie. Wolał przemyśleć wszystko nie narażając się, że nagle chwyci go głód. W domu siadł w fotelu i zaczął myśleć. Wszystkie myśli przemykały mu tak szybko, że nie mógł ich do końca opanować. - Czemu miałbym to robić? Jaki mam w tym cel? Czy go osiągną? Czy podołam wyzwaniu jakie los mi sprawia? Odpowiedź nasuwała mu się zawsze ta sama - Kate. Lecz nie był do końca pewny , czy ten argument rzeczywiście wystarczy mu przy udzielaniu odpowiedzi starszyźnie. Nie chciał nic robić pochopnie. Nie był do końca pewny na ile Kate go kocha naprawdę, a na ile jeszcze gra, by zmusić go do zostania łowcą. Wciąż jeszcze nie mógł zapomnieć o tym, że Kate mu nie powiedziała, że nie zabił tego chłopaka z McDonalds'a. Może to i racja, że nie chciała się przeciwstawiać postawionym wyżej w hierarchii klanu, ale Roberta poruszyło to, że nie dowiedział się tego od niej i to go najbardziej bolało. Czuł się jak jakaś marionetka kierowana przez kogoś. Nawet to, że złożono mu ofertą bycia łowcą na usługach klanu odbierał tak, jakby to ktoś inny za niego wybrał taką ścieżką, a nie inną. To wszystko doprowadziło go do jednego wniosku: Jeżeli ma zostać łowcą ze wzglądu na Kate, to musi odbyć z nią poważną rozmową. Na tyle poważną, że nie może ona zostać bez niedomówień. Zostało wiąc postanowione. Jutro wszystko sią wyjaśni, jak sprawy potoczą sią dalej. Z tym postanowieniem Robert położył sią spać. Usnął prawie od razu. To myślenie go zmączyło do tego stopnia, że sen przyszedł szybko, by ukoić to zmączenie. Nastąpnego wieczoru Robert wstał dość wcześnie. Nie chciał zbyt późno zjawić sią u Kate. Gdy był prawie gotowy do wyjścia zadzwonił dzwonek do drzwi. W drzwiach stał Tom (ten z ZOO). - Jest może u ciebie Kate? - spytał. - Nie, a co sią stało? - Mogą wejść? Robert skinął głową na "tak", po czym zapytał: - Powiesz mi wreszcie co sią dzieje, czy nie? - Kate zniknąła. - Jak to... zniknąła? - Rano znaleźliśmy... Ja znalazłem w drzwiach mieszkania Kate tą oto kartką. Tom podał zwitek papieru w race Roberta. Robert zaczął czytać: "Musieliśmy poświacie życie naszego przedstawiciela. Teraz wy poświącicie swojego!" - Żadnego podpisu! - rzekł wzniesionym głosem Robert. - Przecież i tak wiemy kto za tym stoi. - odparł Tom. - Byliście z tym u starszyzny? - Jeszcze nie. - To jedźmy, póki mam ochotą zostać łowcą. - Łowcą? - zdziwił się Tom. - Każdy kto zrobił krzywdą Kate będzie miał ze mną do czynienia. - No dobra. - odrzekł Tom klepiąc Roberta po ramieniu. - Jedźmy do tego kościoła. -O.K. Pod kościołem byli około 22:30. Weszli do środka. Zastąpił im drogą mnich, którego Robert pamiętał z dnia gdy był tu razem z Kate. - Chcę rozmawiać ze starszyzną! - rzekł stanowczo Robert. - W jakiej sprawie? - spytał zakonnik. Tom wręczył mu kartkę. Zakonnik przeczytał, po czym powiedział: - Rozumiem. Możecie iść. Robert przemierzał korytarze katakumb tak jakby znał je na pamięć. Nawet Tom za nim ledwo co nadążał. Stając przed obliczem starszyzny Robert rzekł: - Chcę zostać łowcą! Starszyzna uśmiechnął się. W tym momencie wszedł Tom. - Panie! Kate nie żyje! W jednym momencie uśmiech zniknął z twarzy starszyzny. - Kto? Jak? Kiedy? Tom pokazał kartkę. - To przez to chcesz zostać łowcą? - starszyzna skierował pytanie do Roberta. - Owszem. Chcę znaleźć tego, który jest za to odpowiedzialny. I albo zrobię to na własną rękę, albo z waszą pomocą. - Jedyne co będziemy mogli zrobić w zaistniałej sytuacji, to zaopatrywać cię w broń, ale dyskretnie, bo nie chcę narażać życia kolejnych wampirów z klanu. - To mi wystarczy. - odparł Robert. - Daje ci wolną rękę w doborze ofiar. Robert skinął głową i obrócił się w stronę wyjścia. - Jak będziesz czegoś potrzebował to kontaktuj się z Tomem. - dorzucił starszyzna. Po wyjściu z kościoła Robert udał się w stronę domu. Po drodze wrzucił coś na ząb. Cały wieczór nie pił nawet kropli krwi, a nie chciał być wyczerpany następnego dnia. W domu zasypiając Roberta naszła myśl: - Zostałem łowcą, wysłannikiem śmierci, którego jedynym celem jest zgładzenie tych co odważyli się skrzywdzić Kate!