12357
Szczegóły |
Tytuł |
12357 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12357 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12357 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12357 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
K.S.RUTKOWSKI
POLUJ�C NA KRZY� PO�UDNIA
Zje�dzili�my Mauritius wzd�u� i wszerz w ci�gu kilku dni i wci�� czuli�my
niedosyt. Kt�rego� wieczora wyj�li�my w hotelu map� i zacz�li�my j� studiowa�.
Wyspa Rodrigues wydawa�a si� w zasi�gu naszych mo�liwo�ci.
Nale�a�a do archipelagu Maskaren�w, kt�rego najwa�niejsz� wysp� by� Mauritius.
Ale by�a od niego o wiele mniejsza. Jej odleg�o�� od Mauritiusa te� by�a spora.
Oko�o 600 kilometr�w. Troch� daleko, jak na pop�yni�cie wynaj�t� �odzi�, o
kt�rej pomy�leli�my na pocz�tku.
- Za 2000 papier�w da rad� wynaj�� samolot - powiedzia� Dziki - Dowiedzia�em si�
w recepcji. Jak si� zdecydujemy, dadz� nam adres go�cia z kt�rym polecimy.
By�o nas pi�ciu, wi�c wychodzi�o po 400 dolc�w na �eb. W kraju g��boko bym si�
zastanowi� wyk�adaj�c na co� od r�ki tak du�� kas�, ale ju� gdy wsiada�em na
Ok�ciu do samolotu lec�cego do Londynu, powiedzia�em sobie, �e pieni�dze nie
stan� mi na drodze do PRZYGODY. Zero zastanawiania si� nad sensem jakiegokolwiek
wydatku. Wyci�gn��em portfel, odliczy�em swoj� dzia�k� i rzuci�em na st�. Inni
poszli za moim przyk�adem.
Dziki zebra� fors�, poszed� do recepcji, zdoby� adres i numer telefonu, a potem
przez s�uchawk� obgada� spraw� z pilotem. Targowanie si� obowi�zywa�o nawet, gdy
robi�o si� transakcje przez telefon i Dziki po 10 minutach zaci�tej walki, zbi�
cen� do 1800. Do kieszeni ka�dego z nas, wr�ci�o wi�c po 40 dolc�w.
Pilot mia� na nas czeka� o 6 rano w Port Louis, stolicy wyspy. Z hotelu jecha�o
si� tam ponad godzin�, wi�c musieli�my wsta� co najmniej o 4. Oznacza�o to mniej
chlania wieczorem. Wszyscy zgodzili�my si�, �e tego wieczora bastujemy.
Grzecznie po kilka piw i lulu. Ale wieczorem o tym zapomnieli�my. Sko�czyli�my
balety o pierwszej w nocy i ledwie doczo�gali�my si� do pokoi. Nim jeszcze
doprowadzili�my si� do stanu niewa�ko�ci, Dziki przytomnie zam�wi� w recepcji
dla ka�dego z nas budzenie, z nakazem dzwonienia do skutku. W moim przypadku
sygna� telefonu potrzebowa� 15 minut, aby przedrze� si� przez zamroczenie
alkoholowe i mnie obudzi�. Ale Chy�y ustanowi� rekord. Recepcjonista pr�bowa�
si� jeszcze do niego dodzwoni�, gdy my skacowani i na p� �ywi, stali�my ju�
przy samochodzie. W ko�cu wys�ali�my do bungalowu Chy�ego Kamikaze i dopiero
ten, paroma kopniakami w drzwi, przywr�ci� go do �ywych.
Wczesne wstawanie jest okropne. Pod ka�d� szeroko�ci� geograficzn�. Dla kogo�,
kto uwielbia nocne �ycie i na dodatek nadu�ywa alkoholu, otworzenie oczu przed
godzin� 5 rano zawsze b�dzie problemem. Szczeg�lnie w kraju, w kt�rym lokalna
pi�ta oznacza trzeci� w twoim w�asnym. Og�lnie by�em nie do �ycia. Nawet
perspektywa niskiego lotu nad Oceanem Indyjskim i egzotyczna wyspa, prawie
jeszcze nietkni�ta ludzk� r�k�, jako� nie poprawia�a mojego samopoczucia.
Chcia�o mi si� spa�. A po za tym piekielnie pali�a mnie rura. Dos�ownie
umiera�em stoj�c przy wynaj�tym minibusie i czekaj�c, a� Kamikaze przyprowadzi
tego fiuta Chy�ego.
W ko�cu si� zjawili. Chy�y nawet si� nie uczesa� i nie umy� i wygl�da� dok�adnie
tak, jak ja si� czu�em.
- Po pijaku mam zajebi�cie twardy sen - pr�bowa� si� wyt�umaczy�.
- Nie pierdol, tylko wsiadaj!- zrypa� go Dziki - Przez ciebie jeste�my
sp�nieni.
Ruszyli�my. Wyjechali�my poza teren bajecznego, kolorowego hotelu Le Preskil,
znajduj�cego si� po wschodniej stronie wyspy i udali�my si� w drog� na drugi jej
kraniec, do miasta le��cego po stronie zachodniej. Tam gdzie wybrze�y nie
chroni�a ju� rafa koralowa. By�a skarbem wschodniej cz�ci wyspy i tylko tam
usytuowane by�y wszystkie hotele. Drogie i luksusowe, pe�ne Anglik�w i
Francuz�w, dzi�ki rafie w�a�nie, mog�cych spokojnie moczy� ty�ki w Oceanie, bez
obawy, �e jaki� rekin wybierze sobie kt�rego� z nich na posi�ek. Stanowi�a dla
tych morskich drapie�c�w naturaln� barier�. I nawet je�li jaki� p�etwiasty
desperat pokona� raf�, z regu�y szybko go od�awiano i trafia� na st�. Chocia�
zdarzy�o si� kilku turyst�w, kt�rzy poszli k�pa� si� na dw�ch nogach, a wype�z�o
z oceanu bez jednej. No c�, to ryzyko wpisane w egzotyczne wakacje. Ocean
Indyjski to nie jest w ko�cu Morze Ba�tyckie, w kt�rym pr�dzej od jakiego�
zab��kanego rekina, mo�e zaatakowa� cz�owieka ruska ��d� podwodna.
Chy�y, Kamikaze, Baniol i ja mieli�my po 30 lat. Dziki by� dwa lata starszy i
mia� najbogatsz� przesz�o��. Na Mauritius przyby� z Argentyny, z przesiadk� w
Johanesburgu. Gdyby spotka� si� z nami w Londynie, istnia�o du�e
prawdopodobie�stwo, �e ju� by tam zosta� ze srebrnymi bransoletkami na r�kach.
By� poszukiwany przez Interpol. Cztery lata wcze�niej, wraz z dwoma kolesiami,
zrobi� jeden z najwi�kszych skok�w na jubilera na terenie Niemiec i nie�le si�
na tym ob�owi�. Jednak niemieckie i polskie gliny jako� do nich dotar�y i tylko
jemu jednemu uda�o si� nie wpa�� w ich �apy. Ale zap�aci� za to wysok� cen�. W
Europie by� spalony, a w Argentynie �y� jak jaki� zbieg�y hitlerowiec, z lewym
hiszpa�skim nazwiskiem i �wiadomo�ci�, �e ju� raczej nigdy nie wr�ci do kraju. Z
Polsk� utrzymywa� g��wnie kontakt za pomoc� e-maili, �l�c je przewa�nie do mnie
i Baniola. T�skni�, �a�owa�, ale nie mia� wyboru. W Polsce, czy te� w Niemczech,
czeka�o na niego jakie� 10 lat pud�a. Za du�o �eby pogodzi� si� z losem i da�
si� przymkn��. W Buenos Aires zreszt� urz�dzi� si� nienajgorzej. By� pod
skrzyd�ami jakiego� miejscowego latynoskiego mafiosa, wykonywa� dla niego r�ne
"prace" i zgarnia� za to sporo szmalu. By� najprawdziwszym gangsterem. I nosi�
si� jak oni. I to ci najlepsi. Te wszystkie oprychy z Rodziny Soprano, t�u�ci
jak �winiaki i w ciuchach ze szmateks�w, wygl�dali przy nim jak ostatnie
�achudry. My tak�e mieli�my w Polsce kartoteki, ale z kartotek� Dzikiego, nie
mia�y si� one nawet co r�wna�.
Przy nim wszyscy byli�my grzecznymi ch�opcami. Baniol mia� zak�ad mechaniki
samochodowej, w kt�rym czasami zdarza�o mu si� rozebra� jaki� trefny w�z, Chy�y
zak�ad lakierniczy, z tego co wiem w pe�ni legalny, a Kamikaze mia� nadzianych
starych, kt�rych doi� z forsy jak krowy i kt�rych mia� zamiar jeszcze d�ugo
doi�, bowiem brzydzi� si� jak�kolwiek prac�. I jedynie on nigdy nie mia� �ony.
Chy�y by� po rozwodzie i p�aci� alimenty na c�rk�, a Baniol �o�y� na dw�ch
syn�w. Dziki tak�e mia� kiedy� �on�. Ale jego zwi�zek nie przetrwa� nawet roku i
rozpieprzy� si� przez rozwi�z�y tryb �ycia m�a. W ka�dym razie taki pow�d
poda�a �ona Dzikiego na pozwie. Dzieci nie mieli. Z tym rozwi�z�ym trybem �ycia
prowadzonym przez Dzikiego, to by si� nawet zgadza�o, bo to zawsze by� pies na
baby. Od g�wniarza nie potrafi� przepu�ci� �adnej �adnej. Zawsze zmienia�
kobiety jak r�kawiczki, obecnie posuwaj�c jak�� znan� w Buenos Aires modelk�,
kt�rej zdj�cie nosi� przy sobie i kt�rym chwali� si� ilekro� zala� pa��, czyli
nieustannie. Jedynie moje ma��e�stwo, mimo licznych burz, utrzymywa�o si�
jeszcze na powierzchni. Cho� przypomina�o ju� raczej ratunkow� tratw� z
rozbitkami dryfuj�c� po morzu, a nie okr�t p�yn�cy dumnie, pod pe�nymi �aglami.
Pola trzciny cukrowej na Mauritiusie ci�gn�y si� w niesko�czono��. Cukier to
jedno z dw�ch �r�de� dochodu tego wyspiarskiego pa�stwa, drugim by�a turystyka.
Uprawy ci�gn�y si� kilometrami wzd�u� wszystkich dr�g, rzadko kiedy ust�puj�c
miejsca innym plantacjom. Kawy, banan�w, czasem herbaty. Trzcina, trzcina i
trzcina. Gdzie niegdzie g�ruj�ca nad uprawami samotna palma. I znowu trzcina ,
trzcina i trzcina. I tylko w oddali majestatyczne, strome, bazaltowe g�ry Mokka,
wynurzaj�ce si� z ��tozielonych p�l, niczym wyspy z morskich odm�t�w.
Dziewicza d�ungla pozosta�a tylko w wy�szych partiach wyspy. W�a�nie w�r�d
licznych, wulkanicznych zboczy g�rskich. Zaledwie 4 procent lasu z 94 procent
stanu pierwotnego. Spu�cizna CYWILIZOWANEGO cz�owieka. Ornego p�ugu i praw
rynku. Wyniszczona ro�linno�� i wyci�te w pie� endemiczne zwierz�ta. Mark Twain
napisa� przebywaj�c na tej wyspie, �e to w�a�nie ona pos�u�y�a Bogu za model,
gdy tworzy� raj dla tej parki imbecyli, kt�ra wed�ug Biblii da�a pocz�tek rasie
ludzkiej. Napisa� tak w dziewi�tnastym wieku, kiedy Mauritius pokrywa� jeszcze
las w 50 procentach. Ciekawe co by napisa� o tej wyspie pod koniec dwudziestego
wieku, widz�c te wszystkie pola trzciny, ci�gn�ce si� a� po horyzont? Mo�e, �e
tak wygl�da raj, z kt�rego B�g nie wyrzuci� Adama i Ewy i pozwoli� im si�
pieprzy� i rozmna�a� do woli. My�l�, �e w�a�nie co� takiego mog�oby mu przyj��
do g�owy. Owszem, wspania�e raje istnia�y w hotelowych, szczelnie zamkni�tych
przed zewn�trznym �wiatem enklawach, pe�nych bajecznych kwiat�w, kolorowych
ptak�w i z�ocistych pla�, ale te raje stworzono ludzkimi r�kami, dla
wymagaj�cych, bogatych i leniwych Europejczyk�w i nie mia�y one nic wsp�lnego z
boskim zamys�em.
Na Mauritiusie zetkn��em si� z kultur� i religiami trzech kontynent�w. Jak
nigdzie indziej na �wiecie, wsch�d wymiesza� si� tam z zachodem. Afryka
pierdoli�a si� z Azj� w nieustaj�cej orgii, czasami dopuszczaj�c do siebie
Europ�, cho� biali ludzie byli prawie wy��cznie turystami. Ale ich geny
pozostawione na wyspie przez lata kolonializmu, holenderskie, francuskie i
angielskie, wida� by�o u wszystkich ras. Kreole i mulaci wymieszali si� z
Afryka�czykami i azjatami czystej krwi, wywo�uj�c rasowy chaos. Szwendaj�c si�
ulicami ich stolicy, Port Louis, raz czu�em si�, jakbym by� w sercu czarnej
Afryki, aby ulic� dalej zatopi� si� w kolorowo ubrany t�um hindus�w, �ywcem
przeniesiony z jakiej� uliczki w Bombaju. Mija�em meczet, z kt�rego dochodzi�y
odg�osy modl�cych si� muzu�man�w, aby kilkadziesi�t metr�w dalej stan�� oko w
oko z Budd�, u�miechaj�cym si� do mnie spod dachu Pagody, czy te� r�wnie weso�ym
hinduskim Siw�, lub Jezusem, najbardziej sm�tnym z tej bandy, nigdy si� nie
u�miechaj�cym i wiecznie przybitym do dw�ch desek. Religia chrze�cija�ska jest
najbardziej przygn�biaj�ca, co wyra�nie by�o wida� na tej wyspie, pe�nej
szcz�liwych b�stw, kt�rych oblicza napawa�y ich wyznawc�w optymizmem, czego nie
mo�na powiedzie� o Chrystusie i tych jego dwunastu ch�opcach na posy�ki, kt�rych
g�by z tych wszystkich �wi�tych obraz�w, niczym nie r�ni� si� od twarzy ich
mistrza, tak samo przybite, cierpi�ce, jakby nigdy w �yciu nie dane im by�o si�
roze�mia�, jakby wiecznie ok�adano ich w�a�cicieli kijami, obrzucano kamieniami,
bato�ono i kopano po dupach.
Buja�em si� wtedy po Port Louis z Chy�ym, tylko jego uda�o mi si� nam�wi� na
wypad do miasta. Reszta ekipy dogorywa�a w hotelu po prawie ca�onocnej libacji.
Wynaj�li�my starego, rozklekotanego morisa i wyruszyli�my na podb�j stolicy.
Podb�j m�g� by� bardzo kr�tki, bo omal nie zabili�my si� na pierwszym zakr�cie.
Zapomnia�em, �e pami�tk� po angielskiej, kr�tkotrwa�ej kolonizacji pozosta� ruch
lewostronny i pojecha�em praw�. Omal nie wjeba�em si� wprost pod ci�ar�wk�
wioz�c� banany. W ostatniej chwili wykona�em skr�t i skosi�em na poboczu
akacjowe drzewko. Czerwone kwiaty opad�y na przedni� szyb� auta, zupe�nie jak
wieniec rzucony na gr�b.
- Jezu, Indianin, w wypadku zgin�� mog� w Polsce, nie musz� jecha� przez p�
�wiata - oburzy� si� Chy�y - A po za tym, kurwa, ca�e piwo mi si� wyla�o.
Kierowca ci�ar�wki przybieg� i zajrza� przez boczne okno.
- Ok? - zapyta�. By� czarnym jak w�giel, niewysokim murzynem.
- Ok. Ok. - Odparli�my z Chy�ym prawie r�wnocze�nie. Si�gn��em pod nogi Chy�ego
i wyci�gn��em z jego plecaka dwa browce. Jedn� puszk� poda�em kumplowi.
Otworzy�em swoj� i wypi�em prawie po�ow� jej zawarto�ci. Murzy�ski kierowca
przygl�da� si� temu z dezaprobat�.
Odstawi�em puszk� od ust, bekn��em i u�miechn��em do niego.
- Gdy si� je�dzi autem, to si� nie pije alkoholu, bia�y cz�owieku - powiedzia�
kierowca po angielsku, z wyra�nym francuskim akcentem.
- W Polsce si� pije - odpar�em mu i doko�czy�em puszk�.
- Tak, tak, to nasza narodowa tradycja - potwierdzi� mu Chy�y, r�wnie� si� do
niego u�miechn��, a potem zaj�� si� swoim piwem.
Do Port Louis dotarli�my godzin� p�niej. Zaparkowa�em w centrum miasta w
pobli�u portu i rozpocz�li�my zwiedzanie, robi�c sobie tu i �wdzie zdj�cia i
obcinaj�c pi�kne maurytanki. Przedsmak ich urody mieli�my ju� w samolocie linii
Air Mauritius, kt�rym przylecieli�my z Londynu. Stewardesy w b��kitnych
uniformach, stylizowanych na tradycyjne hinduskie stroje, oplecione czerwonymi
szarfami, z w�osami u�o�onymi w finezyjne koki i kropkami na czole, wygl�da�y
przepi�knie. A wyspa okaza�a si� takich CUD�W pe�na. Mnie najbardziej podoba�y
si� hinduski, Chy�y wola� filowa� na murzynki. I to je wola� pstryka� aparatem,
ni� widoki.
Najbardziej malowniczy okaza� si� targ. Tam najmocniej odczu�em, �e znajduj� si�
daleko od domu. Europejskiej cywilizacji, jak�e innej od tej, kt�r� mia�em
dooko�a. Uliczni handlarze obwieszeni towarami i kr���cy w�r�d przechodni�w i
zach�caj�cy do kupna wisiork�w i oceanicznych muszli, czy te� zwyczajnych past
do z�b�w i szczoteczek firmy Colgeit. �ebracy wyci�gaj�cy r�k� do ka�dego
turysty, w og�le ka�dego lepiej ubranego od nich. Hinduskie handlarki w
kolorowych sari, wystaj�ce za warzywno- owocowymi straganami, czy te� fryzjerzy
strzyg�cy klient�w przed swoimi ma�ymi zak�adami, dos�ownie ocieraj�c si� o
plecy ludzi, siedz�cych przy prowizorycznych stolikach zbitych z byle czego i
pa�aszuj�cych nieokre�lone potrawy z mi�sa, sma�onego na opartych na ceg�ach
rusztach, w obskurnych ulicznych barach, kt�rym wida� zupe�nie nie
przeszkadza�o, �e kilka krok�w dalej, kto� inny, patroszy� ryby, od kt�rych bi�
niemi�osierny smr�d. �wiat nieznany wi�kszo�ci bia�ych ludzi. Ch�on��em go
wszystkimi zmys�ami. �azi�em w�r�d tej egzotyki i robi�em zdj�cia. Z natury
jestem �niady i ciemnooki i gdyby nie ubranie, m�g�bym si� w ten t�um wtopi�. Po
kilku dniach na s�o�cu wygl�dam zwykle, jak mieszkaniec jakiego� muzu�ma�skiego
kraju, a arab�w nie brakowa�o r�wnie� w tym kolorowym t�umie. Ale "turysta" bi�
z moich ciuch�w, przeciws�onecznych okular�w i kamery przewieszonej przez szyj�.
Od razu by�o wida�, �e jestem obcy w tym �wiecie. Obcym, kt�ry za pomoc�
drogiego elektronicznego sprz�tu, utrwala� codzienne �ycie tych ludzi, aby potem
chwali� si� nim w fotograficznych albumach. Ale wyra�nie przyzwyczaili si� do
tego. I tolerowali takich bia�ych palant�w, jak ja i Chy�y, z wyrozumia�o�ci�
u�miechaj�c si� do obiektyw�w, ilekro� kierowali�my w nich aparaty.
To w�a�nie tam zaczepi� nas ten uliczny handlarz. Niski hindus w nieokre�lonym
wieku, ob�adowany jaskrawo ubranymi, szmacianymi laleczkami..
- O, Steven Segal! - zawo�a�, pokazuj�c na mnie palcem. Roze�miali�my si� z
Chy�ym, bo opr�cz spi�tych w kitk� w�os�w, moje podobie�stwo do Segale, by�o tak
du�e, jak Michaela Jacksona do Amerykanina rasy czarnej. Ale, generalnie, by�o
to z jego strony dobre, handlowe posuni�cie. Zwr�ci� nasz� uwag�, a przecie� o
to mu w�a�nie chodzi�o. I nasze u�miechy wystarczy�y, aby przeszed� do ofensywy.
- Beautiful dolls, beautiful dolls - zacz�� zachwala� sw�j towar, lez�c za nami
- Beautiful dolls, beautiful dolls.
Szmacianki by�y faktycznie �adne. Murzynki i hinduski ubrane w szmatki mieni�ce
si� ca�� palet� barw. Ale cena, kt�r� zawo�a�, ju� �adna nie by�a. 1000 rupii.
40 ameryka�skich prezydent�w i B�g jeden wie ile z�otych.
- S�ysza�e�? - zapyta� Chy�y.
- S�ysza�em. Powiedz mu, �eby spierdala�.
- Thank you very much - powiedzia� do niego Chy�y.
- Beautiful dolls, beautiful dolls - handlarz nie dawa� za wygran�, id�c za nami
krok w krok- - Beautiful dolls, beautiful dolls. Eight hundred!
- W�a�nie obni�y� cen� do 800 - zauwa�y� Chy�y.
- Tak, do 35 dolc�w, za co�, co u nas nie kosztuje 5. Powiedz, �eby si�
poca�owa� w dup�.
- Thank you very much - ponownie spr�bowa� go sp�awi� Chy�y.
Handlarz zrobi� ura�on� min�. Z�apa� si� obiema r�koma za g�ow� i zacz��
biadoli� po swojemu. I gdy w ko�cu wyskoczy� z kolejn� cen�, to z takim wyrazem
twarzy, jakby w�a�nie poszed� nam na r�k�, bo nas wci�� bardzo lubi, mimo tego
, �e w�a�nie bezczelnie pr�bowali�my go oskuba�.
- Six hundred!
- 600? Nie, no pojeba�o go. Powiedz, �eby za nami nie szed�, bo mu w ko�cu
zrobi� krzywd�.
- Thank you very, very much! - odrzek� mu Chy�y z szerokim u�miechem.
Handlarz z�apa� si� za serce. I wygl�da�, jakby mia� zaraz dosta� zawa�u.
Naprawd� nie m�g� uwierzy�, �e nie chcemy kupi� tych jego cudeniek, za TAK NISK�
cen�. Pewnie spodziewa� si�, �e wci�nie nam wszystkie.
Przyspieszyli�my kroku. A on, jak ma�y, gniady kucyk, pocwa�owa� za nami.
- White millionaires! White millionaires! Five hundred! Five hundred!
- Mo�e kupimy jedno z tych jego g�wien, bo si� od nas nie odpierdoli! -
zaproponowa� Chy�y, obcinaj�c natr�ta morderczym spojrzeniem.
- 500 rupii nie zap�ac� tutaj nawet za zrobienie laski. Te� si� b�d� targowa� o
cen� - odpar�em. Chy�y pokiwa� hindusowi odmownie g�ow�. A ten, z wra�enia,
szarpn�� tak swoim baniakiem, jakby m�j kumpel w�a�nie mu w niego jebn��. By� z
niego niez�y komik, Czarek Pazura m�g�by pobiera� u niego nauki.
- A temu co? - zapyta� Chy�y.
- W ten spos�b wyrazi� swoje niezadowolenie z twojej gestykulacyjnej odmowy -
wyja�ni�em mu.
- A ja my�la�em, �e zdj�� go jaki� snajper.
- Na tyle szcz�cia, kurwa, nie mamy co liczy�.
Hindus nie dawa� za wygran�. Mimo, �e prawie zacz�li�my biec, zr�wna� z nami
krok.
- Four hundred! Four hundred!- pi�owa� dalej jap� - Four hundred! Four hundred!
Targ ci�gn�� si� w niesko�czono��, a handlarz wydawa� si� mie� sporo si�y. By�em
przekonany, �e b�dzie gna� za nami do ko�ca. Po jakich� 150 metrach, nieustannie
s�ysz�c te jego "400", podda�em si�.
- Dobra, Chy�y! Mam ju� do�� jego brz�czenia. Powiedz, �e dam mu za t� kuk��
st�w�.
Chy�y przet�umaczy� mu to. Us�yszawszy moj� propozycj�, malutki hindus, zrobi�
si� jakby troch� wi�kszy. Z wra�enia chyba stan�� na palcach. A w jego oczach
dostrzeg�em absolutne niedowierzanie.
- One hundred?!!One hundred?!! Fuck you!!!
Chy�y u�miechn�� si� do mnie szeroko.
- Mam ci to przet�umaczy�?
- Nie musisz. Na tym poziomie, angielski znam doskonale. Chod�my st�d, bo
inaczej zaraz temu karakanowi wpierdol�.
Odeszli�my. Ale handlarz wkurzy� si� wida� nie na �arty, bo szed� za nami
wykrzykuj�c:
-White rasist! White rasist!
Ludzie zacz�li przystawa� i si� na nas gapi�. Innych bia�ych na targu chyba
akurat nie by�o. Setki kolorowych twarzy wlepia�o w nas ga�y i wytyka�o palcami.
A handlarz w dalszym ci�gu zasuwa� za nami, wyzywaj�c nas od bia�ych rasist�w.
- Indianin, sp�jrz na tych wszystkich ludzi. Jak ten knypek nie zamknie zaraz
mordy, oni nas zlinczuj�. Wezm�, kurwa, odwet za lata niewolnictwa i za to, �e
biali wybili im ptaka dodo.
- Nie pierdol, przecie� to wyspa POKOJU - stara�em si� pocieszy� kumpla - Tutaj
Jezus popija z Mahometem i Budd� w jednej knajpie i wszyscy trzej obmacuj�
hinduskie boginie. Ci ludzie, co najwy�ej, nakopi� nam do dupy.
Zacz�li�my zasuwa� jeszcze szybciej. Odklei� mi si� rzep w sandale, ale z
doklejeniem go, postanowi�em zaczeka�, a� znajdziemy si� na bezpieczniejszym
terenie. Tylko, �e niczego takiego nie by�o w zasi�gu wzroku. Jedynie t�um
handluj�cych i kupuj�cych. T�um wszelakich ras, tylko nie bia�ej. Jedyni biali w
okolicy, pr�bowali w�a�nie nawia� przed ma�ym natr�tem, kt�ry w ich kraju, ju�
dawno dosta�by wpierdol, a kt�ry tutaj m�g� sobie pozwoli� na wiele, poniewa�
mia� za sob� przychylno�� t�umu. T�umu, kt�ry patrzy� na tych dw�ch bia�ych z
pogard�, bo ich pobratymiec oskar�a� ich o rasizm.
- Kurwa, z tego jebanego targu nie ma wyj�cia, a ten pierdolony konus wydziera
si� coraz g�o�niej! - Chy�y wpada� w panik� - Musimy si� st�d jak najszybciej
wydosta�. Bo jeszcze nas po�wiartuj� maczetami, usma�� na rusztach i b�d� przez
tydzie� upycha� jakim� g�odomorom, po 50 rupii za porcj�. A m�wi�em! M�wi�em!
Pojed�my na Jamajk�! Ale wam si� zachcia�o na Mauritius!
- Nie trz� tak dup�, do kurwy n�dzy! Tu �ciga nas niski hindus, a na Jamajce
goni�by za nami pewnie, wielki, najarany blantami murzyn z dredami. Zobacz, tam
miedzy budynkami jest jaki� prze�wit. Zaraz damy st�d dyla.
Doszli�my do tego prze�witu i, ku naszej rado�ci, ujrzeli�my CYWILIZACJ�. Czyli
t� cz�� miasta, kt�ra nie by�a targiem. Ulic� pe�n� przechodni�w, samochod�w,
normalnych sklep�w. Ten wspania�y, koj�cy widok, doda� nam pewno�ci siebie.
Zwolnili�my i zacz�li�my i�� krokiem spacerowym. Ten ma�y skurwysyn z ty�u,
zwi�kszy� do nas dystans. To chyba ju� nie by� jego teren. Przystan��em i z
r�kami w kieszeniach, obrzuci�em go pogardliwym spojrzeniem. Pr�bowa� obrzuci�
nas takim samym, ale �e by� mikrej postury, wygl�da�o to �a�o�nie. A jego "
biali rasi�ci ", kt�rym nas jeszcze cz�stowa�, nie mia�o ju� w sobie si�y i
pewno�ci siebie. W ko�cu, gdy znale�li�my si� na chodniku przy ulicy biegn�cej
przy porcie, hiundus ucich�. Zosta� daleko z ty�u i kiedy obaj na niego
spojrzeli�my, pokaza� nam klasycznego wa�a. Bez w�tpienia musia� mie� jakich�
s�owia�skich przodk�w.
- I co o tym wszystkim my�lisz? - zapyta�em mojego kumpla.
- My�l�, �e to by� g�upi pomys�, aby szwenda� si� po ca�ym tym syfie - odpar�
Chy�y i zacz�� rozgl�da� si� za jak�� knajp�
Minibus pokona� przedmie�cia i wjecha� do centrum Port Louis. Gdy mijali�my
targ, u�miechn��em si� do Chy�ego. Odpowiedzia� mi tym samym i pokaza� wa�a,
jakim po�egna� nas tamten handlarz lalkami, na co wybuchli�my �miechem. Reszta
ch�opak�w spojrza�a na nas jak na kretyn�w. Flaszka miejscowego ginu, ju� od
d�u�szego czasu kr��y�a mi�dzy nami i g��wnie ona zaprz�ta�a nasz� uwag�. Nie
zabrali�my ze sob�, �adnych plastikowych kubeczk�w i opr�niali�my j� z gwinta.
A tubylczy, wynaj�ty kierowca, widz�c to, kr�ci� g�ow�. Ich kultura picia nie
obejmowa�a mocnych trunk�w, wychylanych prosto z flaszki. A wypicie szklanki
czystej w�dki, ju� w og�le by�o dla nich czyst� abstrakcj�. Mieli�my tego
przyk�ad, gdy Chy�emu, w pewnej naprawd� drogiej restauracji, zachcia�o si�
popisa�. Nie wiem, przed kim, w ka�dym razie za��da� od kelnera szklany w�dy.
Ch�opak trzy razy upewnia� si�, czy dobrze us�ysza�, nim poszed� zrealizowa�
zam�wienie. Siedzia�em twarz� do baru i widzia�em, jak nawija� innym kelnerom,
co w�a�nie kazano mu przynie��. Jego kumple nie mogli uwierzy�. Pytali si�, czy
naprawd� chodzi�o Chy�emu o ca�� szklank�. I kiedy ten m�ody kelner, przyni�s� w
ko�cu Chy�emu tego stakana, inni kelnerzy przyszli wraz z nim. A tak�e kucharz,
oraz kierownik restauracji. I z niedowierzaniem spogl�dali, jak Chy�y przechyli�
t� w�dk� na ich oczach, nie krzywi�c si� do ostatniego �yka. Wszyscy tubylcy,
patrzyli na niego z mieszanin� podziwu i pogardy. Nie wiem, co bra�o w nich
g�r�, ale my�l�, �e to pierwsze. Mauritius znajdowa� si� w ko�cu daleko od
Polski i w tej cz�ci �wiata jeszcze ma�o nas znali. Je�li niekt�rym z nich
Polska mog�a si� z czym� kojarzy�, to chyba tylko z papie�em, kt�ry kiedy� t�
wysp� odwiedzi�, kilkoma zamieszkuj�cymi na Mauritiusie polskimi ksi�mi i
pi�tnastoma polkami, kt�re powychodzi�y za wyspiarzy. Z jedn� z nich, pracuj�c�
akurat w naszym hotelu, mia�em okazj� rozmawia� i to ona opowiedzia�a mi sporo
ciekawych rzeczy o wyspie. I wprost nie mog�a opanowa� rado�ci, kiedy da�em jej
polskie pisma. Przekr�j, Wprost, Angor�, Playboya. Mia�a to by� dla niej istna
prasowa "uczta". Ostatni raz czyta�a polskie gazety cztery lata wcze�niej, gdy
sama przywioz�a je z kraju.
Nieoczekiwanie samoch�d zatrzyma� si� na jakim� portowym nabrze�u. Spojrza�em we
wszystkie okna, ale nigdzie nie ujrza�em lotniska.
- To tu? - zapyta�em na g�os.
- Chyba nie - odpar� Dziki - To przecie� jaki� port.
- Jeste� pewien, �e wynaj��e� samolot, a nie statek?
- Indianin, musia�bym by� tob�, aby robi� takie �yciowe pomy�ki.
-Gdyby� by� mn�, czeka�by tu na nas odrzutowiec z Angelin� Jolie i Nicol Kidman,
robi�cymi za stewardesy.
- Ta, pr�dzej na�pany alfons, z dwiema tanimi kurwami spod latarni, maj�cymi
�wiatow� plejad� gwiazd bakterii mi�dzy nogami - zrewan�owa� mi si� Dziki, a
potem zapyta� kierowc�, czy przyjechali�my we w�a�ciwe miejsce. Potwierdzi�. A
na pytanie" no to gdzie jest ten samolot?", kierowca pokaza� r�k� na rz�d
odleg�ych kontener�w, m�wi�c , �e samolot jest za nimi. Wysiedli�my z wozu i
udali�my si� we wskazana miejsce.
I rzeczywi�cie samolot tam by�. Tylko, �e nie mia� k� i unosi� si� na wodzie.
- Widzicie to, co ja? - zapyta� Kamikaze.
- No - potwierdzi�em.
- Nie wiem, jak wy, ale ja do tego nie wsi�d�.
- O co ci chodzi? Ma przecie� skrzyd�a i wygl�da na co�, co potrafi lata�.
- Wygl�da na co�, co potrafi�o lata�, dawno, dawno temu - stwierdzi� Kamikaze -
To� to jaki� przedwojenny z�om. Za�o�� si�, �e jak wszyscy do tego czego�
wsi�dziemy, od razu p�jdzie na dno.
Maszyna rzeczywi�cie nie wygl�da�a za dobrze. Lata swojej �wietno�ci ju� dawno
mia�a za sob�. Obdrapana i przerdzewia�a, nie wzbudza�a zaufania. Wydawa�a si�
idealn� maszyn�, dla potencjalnych samob�jc�w. Albo wariat�w uwielbiaj�cych
ryzyko. By�em po trosze jednym i drugim, wi�c mnie ten samolot spodoba� si� od
pierwszego wejrzenia.
W drzwiach kabiny samolotu ukaza� si� pilot, wysoki, chudy murzyn i przywita�
nas uniesion� d�oni� i szerokim u�miechem.
- Welcome! Welcome!
Zeskoczy� na p�ywak, z p�ywaka przeskoczy� na nabrze�e i u�cisn�� ka�demu d�o�.
- Welcome! Welcome Polish bisnesmens!
Moje zaufanie wzbudzi�, moich kumpli nie. Fakt faktem, w zestawieniu ze swoim
samolotem, r�wnie� nie stanowi� atrakcyjnego widoku. Europejczyk nie tak
wyobra�a sobie pilota. Wysoki, przystojny blondyn w sk�rzanej kurtce, z
podniesionym ko�nierzem, to jego idealny obraz. A nasz pilot, ze swoj�
Afryka�sk� twarz�, w sanda�ach, szortach i poplamionej, bia�ej koszulce na
rami�czkach, w �aden spos�b do tego obrazu nie przystawa�. Ci�ko by�o powierzy�
swoje �ycie w jego r�ce. Ale ja by�em na to gotowy. Nie mia�em zamiaru �y�
wiecznie, �mier� mog�a si� o mnie upomnie� w ka�dej chwili. I dlatego pierwszy
zeskoczy�em na bujaj�cy si� na wodzie p�ywak samolotu i wgramoli�em si� do
kabiny. Moi kumple zostali na brzegu i gapili si� na mnie niezdecydowani.
- Na trze�wo, nie wsadz� do tego czego� swojej drogocennej dupy - stwierdzi�
Kamikaze, wyci�gaj�c z plecaka butelk�.
- Przecie� ju� jeste� pijany - zauwa�y� Chy�y.
- Ale jeszcze nie na tyle, �eby nie my�le� rozs�dnie.
Butelka posz�a w ruch. Przesz�a przez wszystkich moich kolesi i zosta�a
opr�niona do cna. Dopiero to doda�o im odwagi i zacz�li kolejno w�azi� do
samolotu. Na ko�cu wlaz� do niego pilot, uruchomi� silniki, �mig�a na skrzyd�ach
zacz�y wirowa� i rozpocz�a si� nasza podr� na wysp� Rodrigues.
Po d�ugim rozbiegu, odbili�my si� od wody. Samolot z gracj� wystrzeli� w s�o�ce.
Pod sob� mia�em Ocean Indyjski i ju� sam jego widok wystarczy�, aby zapomnie�,
�e mog� to by� moje ostatnie chwile w �yciu. Z g�ry wygl�da� imponuj�co. Jak
wielki dywan, co rusz zmieniaj�cy kolory. Ba�tyk by� przy nim ponurym sm�tnym
akwenem, nawet Morzu �r�dziemnemu brakowa�o jego blasku i przejrzysto�ci.
Patrzy�em na jego pi�kno i czu�em si� jak B�g.
Zupe�nie inaczej odbiera�em go z pok�adu statku. Motorowego jachtu, kt�rym wraz
z kilkoma Angolami wybra�em si� na po��w ryb. Ta�cz�c t� �ajb� na falach,
poczu�em si�� Oceanu i wiedzia�em, kto nad kim ma w�adz�. Pozna�em tych Anglik�w
w hotelowym barze. Szukali sz�stego do w�dkarskiej ekipy, kt�ra chcia�a wyruszy�
rano na po��w marlina. Przet�umaczy� mi ich rozmow� Baniol, z kt�rym akurat
popija�em. Wynika�o z niej, �e kuter zabiera� minimum 6 os�b i w�a�ciciel, czy
te� kapitan jednostki, nie chcia� si� zgodzi� na pi�ciu. Wychowa�em si� na
prozie Hemingwaya, od niego uczy�em si� pisarskiego rzemios�a, kocha�em jego
ksi��ki i zdawa�em sobie spraw�, ze w�a�nie otwiera si� dla mnie szansa, aby
chocia� odrobin� do�wiadczy� czego� z tego, czym wielki Papa �y� na co dzie�.
Kaza�em wi�c Baniolowi powiedzie� Angolom, �e z ch�ci� z nimi pop�yn�. Z miejsca
zgodzili si�, wypi�em z nimi kolejk�, przy okazji poznaj�c ich imiona, kt�re
zreszt� zapomnia�em kilkana�cie minut p�niej.
Wyruszyli�my z portu wcze�nie rano, w towarzystwie dw�ch miejscowych rybak�w.
By�em najm�odszy w ekipie. Ka�dy z Angoli mia� powy�ej pi��dziesi�tki, rybacy
mogli by� ode mnie starsi o 10 - 15 lat. Od razu zaj��em g�rny pok�ad, waln��em
si� na obit� sk�r� �aweczk� i przez ca��, prawie 2 godzinn� drog� na �owiska,
obserwowa�em s�oneczny ocean z tej wygodnej pozycji.
Delfiny towarzyszy�y nam prawie przez ca�y czas. Wyskakiwa�y z wody przed �odzi�
i po jej bokach i wydawa�y si� ca�kiem dobrze bawi�, �cigaj�c si� z ni�. Czasami
ponad spokojne fale, wyskakiwa�y lataj�ce ryby, pokonywa�y kawa�ek w powietrza i
gin�y w toni.
Ale najlepsze zacz�o si�, kiedy rybacy dostrzegli daleko nad oceanem stada
ptak�w. Wcze�niej, co chwil� jeden z nich wychodzi� ze ster�wki i uwa�nie
obserwowa� wod� przez lornetk�. Nast�pi�o o�ywienie. W�dki solidnie
przytwierdzone do burt, ju� od dawna ci�gn�y za sob� sztuczne, kolorowe
przyn�ty, ale dopiero teraz mia�y na co� si� przyda�. Gromady ptak�w kr���ce
nisko nad oceanem, oznacza�y, �e znajduje si� tam �awica ryb. Jacht obra� kurs
na t� kot�uj�c� si� na horyzoncie, �yw� chmur� i po kilku minutach maksymalnej
pracy silnika, wp�yn�li�my w t� chmar� ptak�w, kt�re mia�y by� dla nas dobrym
znakiem. I by�y. Prawie od razu, trzy z sze�ciu w�dek szarpn�y i wygi�y si�
pod ci�arem ryb.
Momentalnie znalaz�em si� przy jednej z nich. Dwaj Anglicy dopadli pozosta�ych.
Chwytaj�c w�dk�, od razu poczu�em wielk�, �ywotn� si��, kt�ra szarpa�a si� i
miota�a w oceanie, gdzie� na ko�cu �y�ki.
By�em laikiem. Nigdy nie �owi�em nawet nad rzek� i potrzebny by� mi szybki kurs.
Kreolski rybak w mig po�apa� si�, �e nie mam poj�cia z czym to si� je, doskoczy�
do mnie, przypi�� mnie pasem do burty i zacz�� prowadzi� moje r�ce wraz z w�dk�
we w�a�ciwy spos�b. Przyci�ga� ryb� do siebie i szybko nakr�ca� ko�owrotek, przy
popuszczaniu. Po minucie lub dw�ch, z�apa�em rytm i zacz��em walczy� z ryb�
samotnie. Tylko ja i ona. Niczym Santiago, mierz�cy si� z marlinem u wybrze�y
Kuby.
Ale to nie by� marlin. Nie by�em u�omkiem, ale dobrze zdawa�em sobie spraw�, �e
gdybym na ko�cu w�dki mia� marlina, nie sz�oby mi tak �atwo. Z�apa�o si� co�
znacznie mniejszego. I cho� dzielnie walczy�o o �ycie, z sekundy na sekund�
przyci�ga�em je coraz bli�ej. Zramola�ym Anglikom sz�o znacznie gorzej. K�tem
oka widzia�em, z jak wielkim wysi�kiem podprowadzali do �odzi swoje ryby.
W ko�cu ujrza�em swoj�. Jasnozielon�, miotaj�c� si�, wci�� nie daj�c� za
wygran�. Siln� i pi�kn�. Jednak w sile by�em od niej lepszy.
Chod� tu, kochanie, m�wi�em w my�lach do niej, daleko mi do Hemingwaya, ale ja
te� postaram si� o tobie napisa�. Uwieczni� twoj� dzieln� walk� i �mier�, kt�rej
zapewne si� dzisiaj nie spodziewa�a�. Powolutku podci�gn��em j� pod ��d�,
szanuj�c jej wol� �ycia i jednocze�nie ciesz�c si�, �e j� zabij�.
By�a blisko. Ta�czy�a po�r�d spienionego morza z gracj� i wdzi�kiem, cho� by� to
taniec �mierci. Dla wielu sztuk� jest odej�� z klas�, ale dla niej nie by�o.
Do ko�ca chcia�a mi pokaza�, �e potrafi walczy� i do ko�ca walczy�a. Doci�gn��em
j� pod burt� i zacz��em wyci�ga� z wody. Ryba ostatnimi resztkami si� pr�bowa�a
zerwa� si� z haczyka. Ale ten tkwi� g��boko w jej ciele. W ko�cu wci�gn��em j�
do �odzi. Zacz�a si� po niej miota�, uderzaj�c ogonem na wszystkie strony, ale
jeden z rybak�w przebi� ja os�k� i krew zala�a pok�ad.
-Dorato. Pi�kna Dorato - powiedzia� z u�miechem Kreol, pokazuj�c na ryb� -
Pi�kna ryba.
Potem podni�s� klap� i zepchn�� ryb� pod pok�ad, pod kt�rym mia�o jeszcze dzi�
wyl�dowa� wiele rybich cia�. Po chwili Anglicy dowlekli do burty swoje zdobycze,
kt�re r�wnie� nie chcia�y odda� tanio �ycia. I kiedy i te ryby znalaz�y si� na
pok�adzie, a potem w schowku pod nim, rybacy nabrali wiadrami wody z oceanu i
sp�ukali ni� statek, na kt�rym ju� po chwili nie pozosta� �aden �lad odbytej
jatki. W�dki ponownie trwa�y nieruchomo, wystrzelone ukosem w niebo, a ocean
falowa�, a� po sam horyzont. Ptaki nie kr��y�y ju� nisko nad wod�, co oznacza�o,
�e �awica si� rozp�yn�a. Ale od tej chwili wszyscy ju� wypatrywali�my ich nad
wod�, na dobre �api�c tego bakcyla.
Do godziny 17, o kt�rej to przybili�my do portu, z�owi�em trzy ryby. Czwarta
zerwa�a si� tu� przy burcie i odp�yn�a w sin� dal, wypinaj�c na mnie sw�j rybi
ty�ek. Na nabrze�u porobili�my sobie zdj�cia, dzier��c ryby dumnie za ogony,
zrobili�my dodatkow� zrzutk� dla rybak�w i udali�my si� w drog� do hotelu.
Z samolotu ocean wygl�da� jednak tak niewinnie, jakby nie k��bi�o si� w nim
�ycie. Jakby spa� tam na dole, wiecznym, szcz�liwym snem, nigdy nie b�d�c
zdolnym do niszczenia statk�w i wybrze�y.
Spojrza�em na twarze kumpli, chc�c oceni�, jak oni odbieraj� ten niesamowity
widok pod nami, ale na wszystkich, zamiast zachwytu, dostrzeg�em cierpienie. Lot
najwyra�niej im nie s�u�y�. Byli bladzi i wygl�dali, jakby zaraz mieli pu�ci�
pawia. I przy ka�dym zako�ysaniu samolotu, wydawa�o si�, �e to w�a�nie teraz
kt�ry� z nich ju� d�u�ej nie wytrzyma. Musia�o by� z nimi naprawd� �le, bo nawet
nie raczyli si� alkoholem, kt�rego spory zapas wzi�li�my.
- Ch�opaki, wiecie co b�dzie, jak nagle zabraknie paliwa? - przerwa�em to
grobowe milczenie.
- Co? - zapyta� Chy�y.
- Wszamaj� nas rekiny.
- Zamknij si� Indianin- za��da� Dziki.
- Dobra. Ale to i tak niczego nie zmieni. Sp�jrzcie na ten WIEEEELKIIII i
G�����BOOOOKI ocean pod nami. Za�o�� si�, �e a� si� w nim roi od wyg�odnia�ych
rekin�w. Mo�e w�a�nie, co niekt�re wychylaj� �ebki z wody i spogl�daj� z
nadziej� w niebo, po kt�rym leci ich potencjalny obiad. Pi�ciu odpasionych
Polak�w. Plus jeden murzyn na deser. Pi�ciu odpasionych i pijanych Polak�w.
Obiad i trunki w jednym.
- Zamknij ryj, do cholery!! - tym razem odezwa� si� Kamikaze.
- W porz�dku. Ale... Pos�uchajcie....Silnik si� krztusi. A to chyba niedobrze.
Dziki zbli�y� do mnie g�ow�.
- Je�eli jeszcze raz otworzysz g�b�, wykopi� ci� z samolotu.
- Ok. Ju� nic nie m�wi�. Ale sp�jrzcie na pilota. Poblad�. Za chwil� b�dzie
bielszy od nas. Ja tam si� zbytnio nie znam, ale tak sobie my�l�, �e rekiny ju�
od dawna p�yn� za cieniem naszego samolotu. One podobno wyczuwaj� strach, r�wnie
skutecznie jak krew.
- Czy m�g�by� si� zamkn��, ty d�ugow�osy skurwysynu?!!! - zagotowa�o si� w
Dzikim.
- M�g�bym. Po co te nerwy? Przecie� wszyscy jedziemy na tym samym w�zku. I w
razie awarii tej kupy z�omu, wszyscy wyl�dujemy w wodzie, kt�ra, jak nic, dla
wielu ryb, stanie si� biesiadnym sto�em. Kamikaze, ty zdaje si�, nie umiesz
p�ywa�. No c�, tw�j k�opot, p�jdziesz jako obiadowy starter. A my si� troch�
namachamy ko�czynami, zanim rekiny si� do nas dobior�. Po�yjemy ze trzy minuty
d�u�ej. Wyobra�cie sobie krew i resztki naszych cia� p�ywaj�ce po powierzchni.
D�onie, stopy, kawa�ki dupy. Rodziny raczej nie b�d� mia�y nas po czym
zidentyfikowa�.
Nie wytrzyma� Kamikaze, chocia� na niego nie stawia�em. Zrzyga� si� na pod�og�,
ochlapuj�c troch� pilota, kt�ry siedzia� tu� przed nim. Ten odwr�ci� si� do
niego i po raz pierwszy, odk�d go poznali�my, jego twarz przesta�a si�
u�miecha�.
Po jakiej� p�torej godzinie lotu, ujrzeli�my na horyzoncie zarys wyspy. A po
kilku kolejnych minutach, samolot obni�y� lot i powoli opad� na turkusow� tafl�
wody. Wp�yn�li�my do ma�ej zatoczki i dobili�my do wypuszczonego w morze
pomostu, przy kt�rym buja�y si� na falach, r�nej wielko�ci �odzie. Niestety,
wyspa nie by�a bezludna, cho� z lotu ptaka sprawia�a takie wra�enie.
Kolejno wyszli�my z lataj�cej �odzi i przeszli�my na pomost. Stan��em na nim i
rozejrza�em si� dooko�a. D�ungla g�sto porasta�a brzeg. To jeszcze jest raj,
Panie Twain, pomy�la�em i ruszy�em na sta�y l�d.
I kiedy wszyscy znale�li�my si� na pla�y, Kamikaze pu�ci� powt�rnego pawia. A po
Chy�ym wida� by�o, �e szykuje si� do tego samego. Tydzie� nieustannego chlania,
kt�re rozpocz�o si� ju� w barze na Ok�ciu dawa� si� we znaki. Dziki i Baniol
tak�e nie wygl�dali najlepiej i tylko ja trzyma�em si� jeszcze do kupy. Chocia�
w ka�dej chwili mog�o si� to zmieni�, bo nie wylewa�em za ko�nierz. Wygl�da�o
na to, �e wspania�y, wulkaniczny Rodrigues, nazywany "kopciuszkiem archipelagu",
przyj�� w�a�nie na swoje �ono band� wykoleje�c�w z dalekiego kraju, kt�rzy
zamiast go podziwia�, przyjechali go zarzyga�, oplu� i obsika�. Chryste, nie
mieli�my ju� szacunku, nie tylko dla siebie, ale i dla natury.
Ka�dy postronny obserwuj�cy �ycie, jakie prowadzili�my na tym wyje�dzie, m�g�by
je nazwa� nieustann� balang�. Wino, kobiety i �piew. Ale tak naprawd�, dla
�adnego z nas, nie by�a to, kurwa, balanga. Raczej taniec nad wykopan� mogi��,
do kt�rej zerkali�my, zastanawiaj�c si�, kiedy si� w niej znajdziemy.
Wszyscy byli�my przegrani. W mniejszym lub wi�kszym stopniu. Jednak chcieli�my
gra� swoje role, dop�ki nie trafi nas szlag. Do ko�ca udawa� SZCZʌCIE, cho� tak
naprawd� nawet nie wiedzieli�my, czym ono jest.
Baniol mia� przesta� udawa� pierwszy. Na Mauritiusie dowcipkowa� i oddycha�
pe�n� piersi�, chocia� kostucha kroczy�a ju� za nim od d�ugiego czasu.
Wiedzia�em, �e on wie, �e ja wiem, ale nigdy nie rozmawiali�my o tym. Wiedzia�
te�, �e nikomu o tym nie m�wi�em i nie powiem. Znali�my si� od g�wniarza.
Najd�u�ej w ekipie. Nie raz ju� chcia�em zapyta�, jak nabawi� si� tego syfu, ale
jako� nigdy nie mia�em odwagi. Ale tak�e o to, jak d�ugo mia� szanse z tym
po�y�, ale ju� pyta� nie musia�em. Nied�ugo. Podczas tego wyjazdu, wielokrotnie
widzia�em go bez koszuli i bez wi�kszego trudu dostrzeg�em mi�niaki Kaposiego,
kt�re pojawi�y si� ju� na jego ciele. Raz nawet przy�apa� mnie na tym, �e na
pla�y wpatruje si� w jedn� z wi�kszych plamek i u�miechn�� si�. A potem, jakby
chc�c co� sprawdzi�, co� dla niego bardzo wa�nego, poda� mi butelk� piwa, kt�re
w�a�nie pi�, a ja odebra�em j� od niego i jak gdyby nigdy nic przechyli�em,
bowiem �wi�cie wierz� w medycyn� i nie ulegam jakim� prostackim przes�dom.
Mia�em nadziej�, �e chocia� odrobin� doda�em mu tym wiary, �e nie wszystko w
�yciu spierdoli�.
By�em mu zreszt� winien ten gest przyja�ni, bo kiedy� przelecia�em jego �on�.
Zrobi�em to, chocia� wcale mi si� nie podoba�a. Jak wiele razy w �yciu,
wykorzysta�em po prostu sytuacj�. To by�a jej inicjatywa. Nigdy ju� potem tego z
ni� nie powt�rzy�em, chocia� nieraz chcia�a. By� okres, �e dzwoni�a do mnie na
kom�rk� codziennie i grozi�a, �e je�li si� z ni� nie spotkam, to powie o
wszystkim Baniolowi, ale rozesz�o si� po ko�ciach. Kurwa, to ja powinienem
zdycha� na Hiva, a nie Baniol, bo zas�ugiwa�em na to o wiele bardziej. Ale to on
mia� to g�wno we krwi, a nie ja i pozosta�o mi tylko cierpliwie czeka� na swoj�
kolei, je�li kiedykolwiek mia�a na mnie przyj��.
�ony Chy�ego nie zer�n��em, chocia� mia�em na to ochot�. Ale nie lubi�a mnie, w
og�le nie dzia�a�y na ni� moje gadki, wi�c nie przyprawi�em Chy�emu rog�w.
Przyprawi� mu je jaki� inny znajomy i dlatego rozwi�d� si� z �on�. Chy�y od tej
pory nie pozbiera� si� do kupy. Kocha� t� dziwk�, a jeszcze bardziej c�rk�, a
straci� je obie. I od rozwodu zje�d�a� po r�wni pochy�ej, chlej�c i pierdol�c,
co popad�o. Mimo, �e wcale si� o to nie stara�, lakiernia przynosi�a mu kas�,
wi�c mia� fundusze, aby przed�u�a� sw�j upadek i spore szanse, aby d�ugo jeszcze
nie osi�gn�� ca�kowitego dna. Chocia� moralnie, by� ju� na dnie od dawna. Ale na
tym dnie byli�my wszyscy, wi�c to si� zupe�nie nie liczy�o.
Kamikaze te� mia� szanse do�� szybko zsi��� z wozu. Zawsze by� bogatym gnojem i
wydawa�o mi si� czasem, �e od szczeniaka nie zasz�y w jego �yciu �adne zmiany.
Mo�e tylko takie, �e od tego czasu przyby�o mu latek i par� kilo w talii, bo
wci�� zachowywa� si� jak rozpieszczony dzieciak, kt�remu wszystko wolno. Jako
jedyny w paczce, jecha� na spidach, blantach i innym g�wnie, zna� wszystkich
diler�w i co bogatszych narkoman�w w mie�cie. Meliny dla nadzianych, do kt�rych
w ka�dej chwili mo�na by�o p�j��, aby zajara� trawy i opcha� si� tabletkami.
Sens jego �ycia, okre�lony zosta� przez niego w szkole �redniej, wraz z
pierwszym wypalonym skr�tem i odt�d szed� tym wyznaczonym kursem, nie zbaczaj�c
z drogi nawet o milimetr. Wiecznie roze�miany, lubi�cy zabaw� ch�opiec, maj�cy
wszystkich w dupie i nie kochaj�cy nikogo innego, opr�cz samego siebie.
No i Dziki... Najinteligentniejszy, najprzystojniejszy, najbogatszy ... i
najbardziej pechowy. Jego �ycie tak�e mog�o si� zako�czy� w ka�dej chwili.
�wiat, w kt�rym si� obraca�, nie s�u�y� robieniu plan�w na przysz�o��, pe�no w
nim by�o pistolet�w i lubi�cych ich u�ywa� typ�w spod ciemnej gwiazdy. Nie
opowiada� nam o tym, ale wszyscy wiedzieli�my o tej drugiej stronie medalu,
kt�ra by�a cen� p�acon� za bzykanie modelek i je�d�enie Porsche. My�l�, �e Dziki
dobrze zdawa� sobie spraw�, �e tak naprawd� ju� znalaz� si� w grobie, z dala od
Polski, rodziny i najbli�szych przyjaci�, tego wszystkiego, co mia�o w jego
�yciu jakiekolwiek znaczenie. Du�e pieni�dze, kt�re zawsze stara� si� zdoby� i
kt�re w ko�cu mia�, ostatecznie okaza�y si� gwo�dziami do jego trumny.
Ja tak�e pod��a�em w nieznane. Par�em do przodu, chocia� nie widzia�em przed
sob� �adnego celu. Moje ma��e�stwo, od dawna balansowa�o na kraw�dzi,
przechylaj�c si� raz w jedn�, raz w drug� stron�. Z mojej winy. Chocia� czasami
oszukiwa�em si�, �e wina le�y po obu stronach, szukaj�c wyt�umaczenia dla
swojego chujowego charakteru. Ale tak naprawd�, to ja by�em z�ym duchem tego
zwi�zku i je�li mia� kiedy� run��, to za moj� spraw�.
Przed wyjazdem na Mauritius pok��ci�em si� z �on�. Nie lubi�a moich kumpli i nie
chcia�a, �ebym z nimi jecha�. Oczywi�cie postawi�em na swoim, spakowa�em si�,
po�egna�em na ch�odno i ruszy�em w �wiat, wielokrotnie zastanawiaj�c si� po
drodze, czy tym razem b�d� mia� dok�d wr�ci�. Nie potrafi�em uczy� si� na
w�asnych b��dach. Ani traktowa� ludzi, kt�rym na mnie zale�a�o, tak jak na to
zas�ugiwali.
Nie zadzwoni�a do mnie przez wiele dni i ja tak�e tego nie zrobi�em. Nawet nie
wys�a�em jej smsa, z kr�tk� informacj�, �e ze mn� wszystko dobrze, chocia�
wiedzia�em, �e czeka z synami na wiadomo��. Jednak nawet przed sob� odgrywa�em
twardziela, kt�rego nie obchodz� takie g�upoty, jak mi�o��, rodzina czy
t�skni�ce dzieci. Bawi�em si�, chla�em, pr�buj�c o niczym nie my�le�. O niczym z
tych rzeczy, kt�re by�y w moim �yciu warto�ci�, a kt�re odsuwa�em na bok, jak
bezu�yteczne �miecie.
Ale w ko�cu m�j telefon zadrynda�. Odebra�em go na skraju d�ungli, obserwuj�c
skacz�ce po drzewach ma�py i us�ysza�em g�os �ony. �artowa�a, jak zawsze
ilekro� wyci�ga�a do mnie r�k� na zgod�.
- Mam nadziej�, misiu, �e le�ysz na pla�y, opalasz si� i nie przychodz� ci do
g�owy jakie� g�upoty?
- Nie mam czasu si� opala�, bo przez ca�y czas uganiam si� za TYGRYSICAMI.
- Tylko �eby ci� jaka� Tygrysica nie obdarowa�a, jak�� brzydk� chorob�.
- A w�a�nie... S�uchaj.... Ma�py podobno przenosz� tego typu chor�bska, a
w�a�nie przed chwil� jedna mnie ugryz�a.
- Mam nadziej�, �e nie we fiutka?
- W �ydk�.
- �artujesz, czy m�wisz powa�nie?
- Powa�nie, kochanie, powa�nie. Tak jak zawsze.
- Co ty chcia�e� zrobi� tej biednej ma�pce, �e ci� ugryz�a?
- Nie to, co sobie my�lisz, niegrzeczna dziewczynko...
- Nie gniewaj si�, ale nadal my�l�, �e nie powiniene� wyje�d�a�. I to na dodatek
z t� band� zakapior�w.
- Dobrze wiesz, �e gdyby� postawi�a na swoim, to przez co najmniej rok, dzieci
by�yby jedynymi osobami w naszym domu, z kt�rymi by� rozmawia�a. A ta BANDA
ZAKAPIOR�W to moi najlepsi kumple.
-Ok. Po prostu t�sknimy. Dzieci, ilekro� widz� jaki� samolot na niebie, wo�aj�,
�e tata wraca.
- Ja tak�e za wami t�sknie.
- No dobrze... Ju� ko�cz�. Mo�e jeszcze zadzwoni�.
I gdy schowa�em wtedy telefon do kieszeni, czu�em si� jak kutas. Zawsze chcia�em
jej tyle powiedzie�, ale nigdy nie m�wi�em. W og�le nie potrafi�em uczciwie
rozmawia� z kochaj�cymi mnie osobami. Potrafi�em je tylko rani�, a potem
odwraca�em si� do nich plecami i czeka�em, a� same mi wszystko wybacz�.
Tak, �ycie naszej pi�tki nie przypomina�o wcale wiecznej balangi. My tylko
zapijali�my nasze smutki i zag�uszali�my �miechem wo�anie o pomoc, zawadiacko
puszczaj�c oko do �mierci, kt�rej tak naprawd� bali�my si� bardziej od innych.
Rodrigues na nas czeka�. Prawie nietkni�ty raj. Wyspa, kt�ra podobno nie
zmieni�a si� od wiek�w. Na kt�rej jeszcze mo�na by�o poczu� co� z tego, co czuli
pierwsi ludzie przybywaj�cy na �aglowcach w te rejony.
Ja by�em gotowy go zdobywa�, ale moi kumple wygl�dali, jak niedobitki pierwszych
hiszpa�skich konfiskador�w w Nowym �wiecie, kt�rym wkurwieni Indianie dobrali
si� do dupy. Dolegliwo�� zwana ALKOHOLIZM, w ko�cu roz�o�y�a ich na amen.
- No to, ruszamy panowie!! - zawo�a�em, zarzucaj�c plecak na rami�. Nie
odpowiedzieli. Porozk�adali si� na pla�y i wystawili swoje poblad�e facjaty w
kierunku s�o�ca.
- Ej, co jest ?! Je�li chcieli�cie si� opala�, mogli�cie skorzysta� z pla�y w
hotelu, a nie wydawa� prawie dwa tauzeny, aby wygrzewa� si� na podobnej, tylko
600 kilos�w dalej. No ju�, ruszajcie dupy!!
Spojrzeli na mnie, jakbym nie m�wi� tego do nich.
- Nie gniewaj si� Indianin, ale ja nie dam rady - odezwa� si� Baniol -
Przegi��em z w�d� i teraz mam. Zreszt�... Sam wiesz jak jest...
Jego akurat rozumia�em.
- No dobra, a wy co? - zwr�ci�em si� do innych.
- To samo - wyj�cza� Kamikaze - Chuj z dolarami, nie widzisz, jak wygl�damy?
- Kurwa, panowie!! Wydali�my od zajebania kasy, �eby tu przylecie�. A wy co?
Macie zamiar wylegiwa� si� na piachu?!
- No, tak jako� wysz�o - odezwa� si� Dziki, zdejmuj�c koszulk� - Kto m�g�,
kurwa, przewidzie�, �e lot tym pierdolonym samolotem, tak nas roz�o�y. Id� sam.
Masz czas do samego wieczora. To ma�a wyspa, wi�c pewnie przetuptasz j� ca�� do
tego czasu.
Spojrza�em na nich, jak na debili, pokr�ci�em g�ow� i ruszy�em przed siebie.
Nie by�em na nich z�y. Nie raz sam ju� umiera�em po przepiciu. Zdycha�em jak
pies, nieustannie rzygaj�c i obiecuj�c sobie, �e ju� nigdy wi�cej nie wezm� do
ust alkoholu. I czasami go rzeczywi�cie nie bra�em, przez jaki� czas. Tydzie�,
dwa, miesi�c, ale potem zaczyna�em pi� od nowa, d�ugo by�o fajnie, a� w ko�cu
przychodzi� kolejny kryzys.
Po za tym, lubi�em w��czy� si� samotnie. Bra� plecak, aparat i wyrusza� na
d�ugie w�dr�wki. Zagl�da� w ka�de zakamarki, wchodzi� w najn�dzniejsze uliczki,
ch�on�� prawdziwe �ycie. Nigdy nie znosi�em zorganizowanych wycieczek.
Gadaj�cych nieustannie przewodnik�w i miejsc, po kt�rych zwykle oprowadzali, do
po�ysku wydeptanych przez turyst�w. Zawsze stara�em si� chodzi� w�asnymi
�cie�kami. I poznawa� �wiat na w�asn� r�k�. I teraz znowu mia�em okazj�.
Zapuszcza�em si� wi�c w g��b tej niewielkiej wysepki, w gruncie rzeczy dzi�kuj�c
�o��dkom swoich kolesi, za to, �e nie potrafi�y ju� d�u�ej znosi� spirytusu.
Dzi�ki temu mog�em w��czy� si� sam. Dzi�ki temu wyspa nale�a�a wy��cznie do
mnie, nie licz�c oczywi�cie tych ilu� tysi�cy tubylc�w, z kt�rych �adnego
jeszcze nie spotka�em.
Ale potem tak�e spotka�em ich niewielu. Mo�e z 15 os�b przez ca�y dzie�. Albo
szlaki, kt�re wybiera�em wiod�y przez niezamieszka�e tereny, albo tubylcy
potrafili by� niewidoczni dla bia�ych, dobrze jednak zdaj�c sobie spraw� z ich
obecno�ci.
Przyroda na tej wyspie by�a prawie nietkni�ta. Cz�owiek nie zd��y� jeszcze
ca�kowicie po�o�y� na niej swoich �ap. Wybudowa� niczego, co g�rowa�oby nad
palmami i szpeci�o krajobraz. Drewniane chaty, kt�re mija�em, stapia�y si� z
d�ungl� i wygl�da�y, jak z innej epoki, a ludzie, kt�rych czasami przed nimi
widywa�em, tak�e nie nosili znamion cywilizacji. �adnych koszulek z logo
coca-coli, adidas�w na nogach, niczego z tych rzeczy, kt�re tak cz�sto potrafi�y
zeszpeci� harmoni� cz�owieka z natur�, nawet w najdzikszych zak�tkach Afryki.
Kroczy�em przez �wiat, kt�ry jeszcze uchroni� si� przed wp�ywem ludzi bia�ych,
lubuj�cych si� w przemienianiu takich naturalnych, bajecznych miejsc, w
sztuczne, skomercjalizowane kurorty. Ale nie �udzi�em si�, �e to nigdy nie
nast�pi. Buldo�ery mia�y kiedy� przyp�yn�� na statkach tak�e tam i przemieni� t�
wysp� w jeden wielki hotel, dla podstarza�ych, bogatych, bia�ych snob�w z
brzuszyskami i m�odymi dupencjami u boku, kochaj�cymi ich portfele i maj�cymi
ptasie m�d�ki.
Powr�ci�em do kumpli prawie 8 godzin p�niej. Gdy znalaz�em si� na pla�y, na
kt�rej ich zostawi�em, ze zdumienia omal nie przetar�em oczu. Na �rodku pla�y,
p�on�o dogasaj�ce ju� ognisko. A wok� niego wala�o si� wiele pustych butelek
po piwie i kilka po w�dce. Wygl�da�o na to, �e moi kolesie musieli poczu� si�
lepiej. Teraz le�eli wok� ognia, pogr��eni w pijackich snach. A nasz pilot
siedzia� na pomo�cie, plecami do mnie i gapi� si� w morze. Nie wiem co sobie
my�la�, ale przypuszczam, �e czu� dum� z tego, �e nie jest bia�y.
Dziki te� nie spa�. Siedzia� po turecku i w co� si� wnikliwie wpatrywa�.
Podszed�em do niego i zobaczy�em, �e trzyma w r�ku zdj�cie tej swojej
argenty�skiej laski.
- Dolores, ty kurwo - przem�wi� do fotografii pijanym g�osem - Dolores, ty
jebana, metyska kurwo!
Dopiero po chwili dostrzeg�em na jego policzkach �zy. Nie zapyta�em go o nic.
Podszed�em do kimaj�cego Baniola i kilka razy nim potrz�saj�c, obudzi�em ze snu.
- Baniol, amigo, musimy ju� si� st�d zbiera�.
- Wporzo