495
Szczegóły |
Tytuł |
495 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
495 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 495 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
495 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BEZ TYTU�U
Autor : Opara
HTML : Argail
Samolot suborbitalny z Auckland do Amsterdamu leci w sumie
prawie cztery godziny, wi�c na pok�adzie serwuj� przek�sk� i lunch.
Upewni� si� jeszcze czy na pewno linie BA-SAS podaj� za darmo tyle
drink�w ile zdo�asz wypi� i kupi� bilet, chocia� by� o 1000 dolar�w
dro�szy od oferty Quantas. Ale Quantas i tak dogorywa, pomy�la�
sobie, od kiedy Delta po��czy�a si� z United Pacific Airlines, wi�c
przynajmniej b�d� lecia� w dobrym towarzystwie.
Przeszed� przez kontrol� i nawet nie zapiszcza� tak jak
poprzednim razem, kiedy musia� przedstawia� wszystkie swoje
�wiadectwa lekarskie, bo nie mieli skanera, tylko zwyk�� bramk�
magnetyczn�. No ale, kiedy to by�o, jakie� trzy lata temu. Czasy si�
zmieniaj�.
W poczekalni podszed� do niego m�czyzna w bia�ym kitlu z
sympatycznym wyrazem twarzy.
- Ma pan rozleg�y rozszczep synaptyczny - powiedzia�. -
W�a�ciwie kwalifikuje si� pan na hospitalizacj�. Czy ma pan
ubezpieczenie?
- Lec�, �eby to usun��, prosz� pana - odpar�.
- Czy jest pan pewien?
By� zaskoczony troskliwo�ci� tego cz�owieka. Przyjrza� mu si�
uwa�nie. Wyuczone formu�ki, zawodowe zainteresowanie, czy mo�e
jednak zwyk�a, niemodna, ludzka �yczliwo��? Nie by� przekonany.
- Tak.
Poczu� uk�ucie w okolicy prawej skroni, ale skoncentrowa� si� i
opanowa� b�l. Bywa�o gorzej. Musia� chyba jednak pokaza� co� po
sobie, gdy� lekarz mia� zatroskany wyraz twarzy.
- Prosz� to usun�� jak najszybciej, dla pa�skiego dobra. To
powa�na sprawa.
Atak b�lu wprowadzi� go w stan irytacji.
- O co panu chodzi? - zapyta� - To moja g�owa, nieprawda�?
Zrobi�o mu si� przykro na widok miny lekarza.
- Niby tak. Ale widzia�em ju� ludzi umieraj�cych z b�ahszych
powod�w.
- Niech si� pan nie obawia. Sam mam ju� tego dosy� - odpar�.
Lekarz odwr�ci� si�.
- Dzi�kuj� - wymamrota� za nim.
Lekarz zatrzyma� si� i spojrza� mu w oczy. By� m�ody i chyba
pe�en ochoty do naprawy �wiata. Z p�no, przyjacielu, pomy�la�, par�
lat za p�no. Ale tacy jak ty zawsze b�d� potrzebni. Chocia�by po
to, by w takich chwilach zrobi�o si� cz�owiekowi ra�niej.
C�, kiedy w ko�cu i tak wszyscy wymrzecie, bo �wiat nie lubi
ludzi dobrych. Niestety.
Przez r�kaw wszed� na pok�ad samolotu. Stewardesa przywita�a go
firmowym u�miechem i poszed� w kierunku swojego miejsca.
Pojawi� si� jako jeden z ostatnich pasa�er�w, wi�c jak tylko usiad�
rozejrza� si� ciekawie doko�a. Przy ostatnim rz�dzie z ty�u sta�
rozro�ni�ty do granic mo�liwo�ci m�czyzna z t�pym wyrazem twarzy, w
ciemnych okularach na twarzy. Zdawa�o si�, �e patrzy w przestrze�,
jednak on wiedzia�, �e m�czyzna uwa�nie lustruje wn�trze kabiny.
Transgen, pomy�la� i stwierdzi�, �e nie chce zobaczy� jego oczu.
Ciekawe czego mu dodali. Pewnie jakiej� ma�py. Normalny cz�owiek nie
mo�e tak wygl�da�. Widzia� ju� transgenicznych a jednego nawet zna�
bli�ej, dop�ki facet dos�ownie nie rozpad� si� w wieku trzydziestu
pi�ciu lat, kiedy jego ludzkie DNA nagle odrzuci�o wszczep. Gdy po
tygodniu niewiarygodnych cierpie� jego przyjaciel wreszcie umar�,
nie przypomina� ju� istoty ludzkiej.
Potrz�sn�� g�ow�, �eby odgoni� od siebie wspomnienia. Z tym, �e
tamten by� stymulowany, technologia pierwszej generacji. Ten by� na
pewno lepszy. Pewnie inwazyjny. DNA zmutowane w pierwszej fazie
zarodka. Ryzyko mutacji regresyjnej pi�� procent, gdzie to wyczyta�,
chyba pisali co� kiedy� w Newsweeku. Ochroniarz. Ciekawe, czy BA-SAS
finansuje produkcj� takich jak ten.
Mo�e teraz ju� tak, w zasadzie mo�na powiedzie� inaczej, pewnie
teraz ju� tak. Jak to tam by�o napisane? �e mo�na tak ukierunkowa�
wzrost, �eby doros�y osobnik ukszta�towa� si� w 5 lat. Bo�e, co za
zwyrodnienie.
Usiad� w fotelu i zamkn�� oczy. Siedzia� przy przej�ciu, w lewym
rz�dzie, mniej wi�cej w po�owie kabiny. Klasa ekonomiczna.
Kilkana�cie rz�d�w z przodu, za przyciemnionymi drzwiami
znajdowa�a si� salonka dla tych, kt�rzy byli w stanie zap�aci� za
lot dziesi�� razy tyle co on. Przez chwil� przemkn�o mu przez my�l,
�e to nie tak mia�o by�. �e inaczej planowa� sobie �ycie. Ale
przegryz� si� przez to ju� dawno. W ko�cu nie ka�dy mieszka� na
Nowej Zelandii.
Miejsce obok zosta�o wolne. Szyba by�a lekko przydymiona
organicznym filtrem, �eby chroni� przed promieniowaniem s�onecznym
na du�ych wysoko�ciach. I tak nie mia� zamiaru podziwia� widok�w.
Chcia� odpocz��. I napi� si�, aby przyt�umi� b�l.
Samolot zacz�� ko�owa�. Za�oga pu�ci�a film informuj�cy o tym,
jak si� zachowa� w przypadku awarii. Sied� spokojnie, nie opuszczaj
miejsca. Pas sam ci� przytrzyma, systemy podtrzymywania �ycia
uratuj�, fotel ochroni barier� si�ow�, a wmontowane w niego
silniczki udarowe wyl�duj� na ka�dej powierzchni. Czuj� si�
bezpiecznie, pomy�la� z sarkazmem. Poprosili, �eby zdezaktywowa�
wszelkie transmitery nadaj�ce na cz�stotliwo�ciach od - do. Nie ma
problemu. Dobrze, �e induktory serca pracuj� poza tym zasi�giem,
pomy�la�, bo wtedy tamten grubas w czwartym rz�dzie m�g�by rozbi�
samolot. Albo by go zdalnie wy��czyli; jeden trup zawsze wygl�da
lepiej ni� pi��set, z ka�dego punktu widzenia. Zastanowi� si� przez
chwil� i doszed� do wniosku, �e za bardzo si� czepia. W ko�cu nie o
to chodzi.
Wystartowali tak g�adko, �e nawet tego nie zauwa�y�. Otworzy�
oczy kiedy z zapytaniem pochyli�a si� nad nim stewardesa.
Zam�wi� gin. Samolot szybko nabiera� wysoko�ci, ale siedzenia
dla wygody pasa�er�w utrzymywa�y si� w pozycji poziomej.
Wyprostowa� nogi i rozpar� si� z przyjemno�ci�. W telewizorze
pokazywali jakie� wiadomo�ci, ale nie mia� ochoty ich ogl�da�.
Doktor Henk by� podobno jednym z lepszych chirurg�w implantowych
w Europie a to znaczy�o, �e i na �wiecie. Nie licz�c oczywi�cie
korporacyjnych, ale do tych nie mia� przecie� dost�pu. M�wiono, �e
potrafi wyci�gn�� z cz�owieka stymulatory reakcji wersji alfa bez
skutk�w ubocznych. Nawet tajwa�skie klony. Jego przypadek nie by� a�
tak krytyczny, mia� nadziej�. Mo�e tylko za d�ugo z tym czeka�. Nie,
�eby jego wszczep by� lewy.
Oryginalny CyberTech. Tylko co go podkusi�o, �eby oszcz�dzi� na
biologach. Przecie� nikt, kto cho� troch� szanuje swoje zdrowie nie
zak�ada niczego u Chi�czyka. A tym bardziej w Szanghaju. By�o -
min�o. Teraz wyjdzie mu dro�ej pozbycie si� tego �elastwa ale mo�e
tak musia�o by�. �eby nauczy� si�, �e nie warto. Niech szprycuj� si�
g�upie szczeniaki. Ja chc� by� fizolem, pomy�la�, ogl�da� telewizj�
na ekranie i szpera� w sieci siedz�c w fotelu, bez �adnych
wirtualnych wizualizacji. Tylko dlaczego po raz setny t�umacz� si�
przed samym sob�. Poprosi� o drugi gin.
Samolotem lekko zatrz�s�o. Turbulencje? Na tej wysoko�ci?
Podni�s� wzrok. Stewardesa pcha�a przed sob� unosz�cy si� nisko nad
pod�og� w�zeczek. Wtedy zgas�y �wiat�a. Na chwil�. Kabin� wype�ni�a
niebieska po�wiata o�wietlania awaryjnego. Us�ysza� poruszenie z
ty�u kabiny i nagle otworzy�y si� drzwi do salonki. Spr�bowa� si�
poruszy�, ale pas automatycznie zapi�� si� ze wzgl�du na awaryjn�
sytuacj� i nie pozwala� si� wy��czy�. Jak burza przebieg� obok niego
ochroniarz, przenosz�c nad sob� w�zek i mijaj�c stewardess�.
W d�oni trzyma� pistolet i porusza� si� niezwykle szybko, jak na
kogo� swojej budowy. Poczu�, �e jego fotel jakby osiad�, wy��czy�
si� pas i zgas� ekran telewizora. Chcia� zerwa� si� na r�wne nogi,
kiedy pad� strza�. Huk wype�ni� kabin� a� zadzwoni�o mu w uszach.
Dostrzeg� m�czyzn� stoj�cego z przodu w pi�tym rz�dzie z broni� w
uniesionym r�ku. Ochroniarzem rzuci�o na fotel obok, potkn�� si� w
biegu i przelecia� przez oparcie. Krew i szcz�tki tkanki bryzn�y na
�cian� i sufit. Ochroniarz poderwa� si� jak spr�yna. Nie mia�
prawej po�owy twarzy, lecz jego rami� b�yskawicznie unios�o si� i
nacisn�� spust. Pod��czony do ko�c�wki smartguna pistolet nawet nie
drgn��. Stymulator reakcji od��czy� wszelkie bod�ce a zintegrowany
system neuronalny skierowa� ca�e zasoby organizmu na wykonanie
ostatniego zadania. Ten cz�owiek ju� w�a�ciwie nie �y� lecz mimo to
cybertechnika, kt�r� by� nafaszerowany zmusi�a jego cia�o do
dzia�ania przez pi�� ostatnich sekund ze �mierteln� precyzj�.
Zapad�a ciemno��. Pad�y trzy strza�y. Jak wida�, tym facetom w
najmniejszym stopniu nie przeszkadza� brak �wiat�a. A potem rozleg�
si� g�os.
- Wszyscy siadamy na miejsca. �adnych g�upich odruch�w, bo
jeszcze komu� si� co� stanie.
S�owa wype�ni�y wn�trze samolotu czystym brzmieniem. Kto� m�wi�
przez interkom. Pewnie z kabiny pilot�w.
O co tu chodzi, pomy�la� nerwowo. Porwanie? Na takiej trasie?
Niebieskie �wiat�a zapali�y si� z powrotem. Ochroniarz le�a� w
poprzek przej�cia. Naprzeciw niego przewieszony przez oparcie
swojego fotela umiera� terrorysta. W pierwszym rz�dzie sta� m�ody
cz�owiek, ubrany w garnitur. Cztery rz�dy za nim powsta� drugi.
- Niech pan siada - powiedzia� ten ostatni zwracaj�c si� w
stron� bohatera.
Obaj kiwn�li do siebie g�ow� i ten z przodu pokaza� gestem
otwarte drzwi do salonki. Obaj pewnie trzymali w d�oniach bro�.
Przera�eni ludzie kulili si� na swoich miejscach.
- Niech nikt tu nie wchodzi, bo j� zabij� - rozleg� si�
spokojny, kobiecy g�os z salonki. - Ani kroku dalej.
Obaj agenci zawahali si�. Wtedy pad� strza�. Kto� strzela� z
ty�u kabiny, pocisk ze �wistem �mign�� mu ko�o g�owy, a� przykucn��.
Jeden z m�odych ludzi zachwia� si�. Kula trafi�a go w plecy. Drugi
wykona� momentalny zwrot i nacisn�� spust tylko raz. Drzwi od
salonki zapiszcza�y i zacz�y si� zamyka�. Ranny agent rzuci� si� w
ich stron� i wpad� pomi�dzy zatrzaskuj�ce si� szyby. Strza�, kt�ry
pad� ze �rodka salonki trafi� go w g�ow�, a� odskoczy�a do ty�u.
Padaj�c zablokowa� swoim cia�em drzwi. Drugi m�czyzna znalaz� si�
tu� za nim. Uni�s� bro� i bez wahania wystrzeli�. Raz. Drugi.
Zapad�a cisza.
Bohater podni�s� g�ow� znad oparcia fotela i spojrza� przed
siebie. Jezu, ale rze�, pomy�la�. Nagle poczu� t�pe uderzenie b�lu
po prawej stronie g�owy i zwin�� si� z cierpienia. J�kn��. Przed
oczami wirowa�y mu wielobarwne plamy. Mia� wra�enie, �e gdzie� si�
zapada, obraz nagle zacz�� umyka� w dal. Spr�bowa� si� skupi�.
Kontrolowa� oddech. Nie m�g� nawet my�le�.
M�ody m�czyzna szybkimi spojrzeniami zlustrowa� wn�trze
samolotu. Nast�pnie odwr�ci� si� i ukucn�� nad postrzelonym koleg�.
Wystarczy� mu jeden rzut oka. Spu�ci� mi�dzy ramiona g�ow� i przez
chwil� milcza�. Kiedy powsta� jego twarz nie wyra�a�a �adnych
emocji.
- Prosz� pa�stwa - powiedzia� g�o�no, stoj�c przy drzwiach do
salonki. - Prosz� nie opuszcza� miejsc i schowa� g�owy za fotelami
przed pa�stwem. Sytuacja znajduje si� pod kontrol�. Za chwil� p�jd�
sprawdzi� co dzieje si� w kabinie pilot�w. Prosz� powiedzie� teraz,
je�li ktokolwiek jest ranny.
Cisza. Ludzie w przera�eniu kulili si� na swoich siedzeniach.
- Dobrze.
M�ody cz�owiek odwr�ci� si� i podszed� do �ciany. Na znajduj�cej
si� w niewielkim wg��bieniu klawiaturze wstuka� kod. Ma�a sekcja
�ciany ods�oni�a si� ods�aniaj�c mrugaj�cy na b��kitno ekran.
- Autoryzacja. Numer zero-dziewi��-sze��-cztery.
Przybli�y� twarz aby czytnik m�g� �ci�gn�� wz�r siatk�wki.
- Poka� kabin� pilot�w.
- Odmowa autoryzacji. Nieznany numer dost�pu.
M�czyzna patrzy� si� na ekran.
- Cholera.
Opar� si� plecami o �cian�, zamkn�� oczy i pokr�ci� g�ow�.
Wyci�gn�� bro�. Prze�adowa�. Odetchn�� g��boko i ruszy� w stron�
salonki.
- Niech pan zaczeka.
Zatrzyma� si� i spojrza� na podchodz�cego ostro�nym krokiem
m�czyzn�. To ten sam, kt�ry o ma�o nie zgin��, kiedy strzela�
tamten gnojek z tylnego rz�du. Czego znowu? Jakbym mia� ma�o
problem�w.
- Prosz� wraca� na miejsce...
- Niech pan zaczeka. Znam si� na tym - pokaza� d�oni� terminal w
�cianie.
Jego r�ka dr�a�a. Na twarzy rysowa� si� grymas cierpienia, jakby
cz�owiek ten walczy� z b�lem.
- Nic si� panu nie sta�o? Niech pan wraca na miejsce.
U�miechn�� si� do niego.
- By�oby g�upio, gdyby nadzia� si� pan u pilot�w na jeszcze
pi�ciu takich, nieprawda�? Zd��y�by pan pewnie zabi� ze trzech.
Jestem przekonany, �e wie pan jak post�powa� w takich sytuacjach, co
wi�cej, jestem przekonany, �e jest pan jedyn� osob� w tym samolocie,
kt�ra posiad�a t� wiedz�. Dlatego nie mo�emy pana tak �atwo straci�.
Pasa�erowie si� ze mn� zgadzaj� i pan z pewno�ci� te�.
Podszed� do terminalu i przyjrza� mu si�.
- Znajdzie pan gdzie� kabel do tego? - pokaza� palcem ma�e,
okr�g�e gniazdko z boku ekranu.
- W skrytce pod spodem.
Nacisn�� ma�� szufladk�, kt�ra otworzy�a si� z cichym
sykni�ciem. Wzi�� do r�ki i przez d�u�sz� chwil� patrzy� na
koncentryczny, os�oni�ty przezroczyst� izolacj� kabel. A potem jeden
jego koniec w�o�y� w gniazdko a drugi wetkn�� sobie w g�ow� za
prawym uchem w niewielki, otoczony metalow� obw�dk� otw�r.
Przeszed� go dreszcz, kiedy zimna ko�c�wka kabla przesun�a si�
wzd�u� �cianek wszczepionego w g�ow� portu i zetkn�a z zako�czeniem
nerwu. C�, pomy�la�, mam nadziej�, �e to wytrzymam. Zamkn�� oczy i
skupi� si� aby zmusi� zmys�y do prze��czenia si� na percepcj�
wirtualn�. Pami�ta� jak kiedy� przechodzi� specjalny trening, �eby
nauczy� si� oszukiwa� w�asny m�zg. Teraz robi� ju� takie magistrale,
�e w chwili gdy wk�adasz kabel otwiera si� menu i po prostu
wybierasz opcj�, jaka ci pasuje. Ustawiasz czas wyj�cia. Ustawiasz
poziom przenikalno�ci bod�c�w zewn�trznych. Cuda.
- Alleluja.
Wszed�. Rozejrza� si� doko�a. Bramka na wej�ciu, normalnie.
Niepozorna ale �adna. Nawet zrobili logo. C�, kiedy by�a brutalnie,
na sztywno zaspawana, kto� si� musia� nie�le napracowa�, znaczy
niez�y mie� program. Mog� si� nie prze�lizgn��. Trzeba rozwali�.
Puszcz� sekwencyjny, �eby nie wzbudzi� alarmu. Waln�� i znieczuli�.
Pewnie jest czujny, chocia� nie wida�, �eby za bardzo si� rozgl�da�.
Uderzy� i bramka rozpad�a si� na kawa�ki. Obcy program ochronny
pr�bowa� wszcz�� alarm, ale nie zdo�a�, wyciszony uruchomionym
b�yskawicznie kodem maskuj�cym. Bardzo dobrze, pomy�la�. To b�dzie
�atwe.
Znalaz� obs�ug� kamer i poszuka� znajduj�cej si� w kabinie
pilot�w. Uwa�nie przyjrza� si� sytuacji. Dostrzeg� tylko jednego
uzbrojonego cz�owieka. Dwaj piloci le�� we krwi na pod�odze. Kapitan
siedzi przy konsoli z pistoletem wycelowanym w g�ow�. Jeszcze jeden
m�czyzna siedzi skulony pod �cian� i trzyma si� za brzuch.
- Jest tylko jeden - powiedzia�. - Przy g��wnej konsoli. Na
wprost drzwi. Dwaj piloci nie �yj�. Kapitana trzyma na muszce. Jeden
cz�owiek le�y pod �cian�, po prawej stronie od wej�cia. Chyba kto� z
obs�ugi.
Prze��czy� si� na kamer� w kabinie pasa�erskiej, �eby zobaczy�
co robi ochroniarz. Rusza� ustami patrz�c w jego kierunku.
- Je�li do mnie teraz m�wisz, to wiedz, �e ci� nie s�ysz� -
odezwa� si�. - Nie mam tak dobrego filtru.
Dostrzeg� zdezorientowanie na twarzy m�czyzny. Przyjrza� si�
sobie. Dziwne uczucie, pomy�la�, patrze� na samego siebie z g�ry.
Ciekawe, czy to jako� tak wygl�da, kiedy wychodzi z cz�owieka dusza,
kt�rej potem b�g ka�e wraca� z powrotem? Ale on przecie� nie wierzy�
w boga.
- Te drzwi do kabiny, o kt�rych m�wi�em prowadz� sk�d? -
zapyta�.
M�czyzna wskaza� na wej�cie do salonki.
- Czy tymi drzwiami chcesz tam wej��?
Kiwni�cie.
- Mog� wy��czy� na chwil� �wiat�o w kokpicie.
Agent pokr�ci� g�ow�.
- Czyli nie. Zgoda. Kiedy podejdziesz do drzwi otworz� je -
powiedzia�. - Od��cz� obw�d amortyzuj�cy, �eby otworzy�y si� szybko.
Powodzenia.
Kiwni�cie g�ow�.
M�czyzna odwr�ci� si� i powoli ruszy� w stron� kokpitu. Bohater
prze��czy� si� na kamer� umieszczon� w salonce. Luksusowo urz�dzony
apartament, z obitymi sk�r� kanap� i fotelami, w�asnym barkiem,
zaprojektowany by� w stylu p�nych lat dziewi��dziesi�tych. Na
kanapie siedzia�a niewysoka, szczup�a kobieta. Kr�tko obci�te,
ciemne w�osy. Sukienka, kt�ra musia�a kosztowa� pewnie tyle, co ca�a
technika w jego g�owie. W p�pku wpi�ty mia�a kolczyk. Ciekawe,
pomy�la�. Zrobi� zbli�enie na twarz. Patrzy� si� przez chwil� nie
mog�c oderwa� wzroku. A niech mnie, pomy�la�. Kobieta poruszy�a si�
nerwowo, co� powiedzia�a i u�miechn�a si�; wtedy przypomnia� sobie
o ochroniarzu. Opu�ci� kamery i poszuka� modu�u zarz�dzaj�cego
drzwiami. Zostawi� jeszcze pr�bnik, kt�rego zadaniem by�o
poinformowa� go kiedy agent zbli�y si� do drzwi.
Znalaz� si� w pomieszczeniu przykrytym obszern� kopu��.
Wszystkie drzwi znajduj�ce si� w samolocie wyobra�one by�y jako
�elazne, dwuskrzyd�owe wrota r�wnomiernie rozmieszczone nad jego
g�ow�. Te, kt�re by�y zamkni�te mia�y na�o�one solidnie wygl�daj�ce
sztaby. C� za oryginalna wizualizacja, pomy�la�, za�o�� si�, �e te
od kabiny pilot�w s� na samej g�rze i wygl�daj� jak wrota do
piekie�. U�miecha� si�, gdy� doje�d�aj�c do szczytu kopu�y widzia�
p�omienie pe�gaj�ce po znajduj�cej si� w jej zenicie pot�nej
bramie, rze�bionej w maj�ce budzi� w�tpliwo�ci wzory. Tak. Wi�c jest
bariera, ale gdzie... Aha. Amortyzatory wygl�da�y jak cztery t�oki
hydrauliczne umieszczone po bokach drzwi.
Najpierw zlikwidowa� p�omienie blokuj�c programem maskuj�cym
ewentualny impuls alarmowy. Potem zniszczy� t�oki i zosta�y mu ju�
tylko do otwarcia drzwi. Wtedy przylecia� pr�bnik. Ma�y ��ty
ptaszek usiad� mu na ramieniu i znikn��, kiedy program zdezaktywowa�
si� po wykonaniu zadania. Uderzy� w bram�, ale nie ust�pi�a. Niech
to diabli, pomy�la�, nie mam czasu na podchody. Wyczy�ci� pami�� z
sensora i programu kamufluj�cego. Szybko wczyta� kod atakuj�cy i
uderzy�. Brama zafalowa�a i rozpad�a si� na grad wirtualnych
szcz�tk�w. Zamgli�o mu wzrok i obraz wype�ni� si� morzem l�ni�cych
iskier. Wtedy poczu� parali�uj�cy b�l, pulsuj�cy, rozrywaj�cy
czaszk�. Wi�cej nic nie pami�ta�.
- Prosz� pana - us�ysza� jak zza �ciany. - Prosz� pana, niech
pan wstanie.
Kto� pochyla� si� nad nim, sylwetk� m�czyzny widzia� jak przez
mg��. �wiadomo�� wraca�a powoli.
Usiad� gwa�townym ruchem, a� tamten odskoczy�.
- Chy... chyba ju� po wszystkim, prosz� pana. Tylko tamten drugi
le�y tam w kabinie...
Z�apa� si� za g�ow� i mocno �cisn��. Jezu, co za b�l. Wyrwa�
sobie wtyczk� z g�owy i wymamrota�.
- Wody.
- Albo nie - otrze�wia� ju� nieco. Id� do baru, pomy�la�. Skoro
ju� po wszystkim, to mo�e zas�u�y�em. Wsta� i zatoczy� si�.
Przecie� ja jestem chory, przysz�o mu do g�owy. Po co ja si� tak
anga�uj�. Nie p�ac� mi za to. Opar� si� o �cian� i przez chwil�
g��boko oddycha�. Kiedy ponownie tworzy� oczy widzia� wszystko w
miar� wyra�nie.
Ruszy� w stron� salonki.
M�ody agent stan�� w zablokowanych cia�em kolegi drzwiach
prowadz�cych z salonki do kabiny pasa�erskiej. Krwawi� z prawego
ramienia. Lew� r�k� trzyma� si� gdzie� w okolicy rany. Ich wzrok
spotka� si� i ranny m�czyzna wykrzywi� usta w u�miechu.
- �yjesz? - zapyta�.
- Nie bardzo - odpar� s�abym g�osem bohater. - Musz� si� napi�.
Nag�y atak b�lu rzuci� nim o �cian�. Krzykn��. Jezu, co mnie
podkusi�o. Mia�em tego ju� nigdy nie robi�. Powinienem da� si� u�pi�
i przewie�� jak zw�oki prosto do kliniki, ale znowu chcia�em
zaoszcz�dzi�. G�upi a� do �mierci. C�, mo�e to ju� nie tak d�ugo.
- Prosz� pa�stwa, - us�ysza� jeszcze - niebezpiecze�stwo
zosta�o... za�egnane.
Chwila ciszy.
- Mamy jednak�e pewien problem. Kapitan i obaj piloci, echem,
zgin�li. Autopilot zosta� uszkodzony. Program awaryjny jest
zaprojektowany tak, aby zapewni� maksymalne bezpiecze�stwo pasa�er�w
w sytuacjach o podwy�szonym ryzyku, jednak�e gdyby kto� z pa�stwa
czu�, �e jego umiej�tno�ci mog� by� przydatne...
C� za dyplomacja, zd��y� pomy�le�.
Straci� �wiadomo��.
G�owa pulsowa�a mu potwornym b�lem. Wydawa�o si�, �e �wiat
przesta� istnie�, �e jest tylko b�l, b�l, kt�ry nigdy si� nie
sko�czy. Chcia� podnie�� r�ce, �eby mocno �cisn�� skronie, albo mo�e
chcia� si� skuli�, zwin�� w k��bek, cokolwiek, byle tylko przesta�o
bole�. Wydawa�o mu si�, �e s�yszy g�osy, dobiegaj�ce z oddali, �e
widzi sceny, kt�rych nie chcia� pami�ta�, spr�bowa� skupi� ca��
swoj� wol� i wtedy atak b�lu zel�a�.
Otworzy� oczy. Le�a� na kanapie z oparciem pod g�ow�. Na stoliku
obok sta�a nape�niona szklanka, w kt�rej p�ywa� l�d.
Kobieta siedzia�a naprzeciwko w fotelu. Przestraszona, ale �liczna.
Jak zawsze. Patrzy�a w bok obserwuj�c jak m�ody m�czyzna przykrywa
le��ce na pod�odze cia�o. Makabryczny widok. Obserwowa� j�, a�
wreszcie go dostrzeg�a. U�miechn�a si�, tak jak tylko ona potrafi.
Najpierw k�cikami ust, potem promiennie, lekko mru��c oczy. Ile razy
ten u�miech �ni� mu si� po nocach? Za du�o.
Przesta�o go bole� i nie chcia� niczego zmienia�, �eby nie
wr�ci�o. M�g�by tak le�e� przez reszt� �ycia. Ale ona si� poruszy�a.
Si�gn�� po szklank� i wtedy zobaczy� jak bardzo trz�s� mu si�
r�ce.
- Jak zdrowie? - zapyta�.
Spogl�da�a we wbudowane w �cian� lustro, biegn�ce od sufitu do
pod�ogi. Oderwa�a wzrok.
- Dobrze, dzi�kuj� - odpowiedzia�a.
- To bardzo dobrze.
Chwila milczenia.
- A jak twoje? - spyta�a.
- Powiem ci szczerze, �e bywa�o lepiej. Nawet du�o lepiej.
Pow�cha� szklank� i napi� si�. Tego mi by�o trzeba.
- Dok�d lecisz, je�li wolno si� zapyta�?
- Do Amsterdamu - odpar�a i roze�mia�a si�.
- W jakim� szczeg�lnym celu?
- Wiesz, w zasadzie wracam do domu.
Uwielbia� spos�b, w jaki m�wi�a to swoje "wiesz".
Zastanowi� si� przez chwil�.
- Czy mieszkasz w Gda�sku i je�dzisz Alfa-Romeo?
U�miechn�a si� ponownie.
- Mieszkam w Szkocji i latam Alfa-Romeo.
- Ach tak. Rzeczywi�cie. M�j drugi strza� - spr�bowa� si�
u�miechn��, ale zabola�o. -Jak ci si� wiedzie?
Spojrza�a na siebie i rzuci�a wzrokiem woko�o.
- Chyba nie�le, prawda?
- C� - uda�, �e si� waha. - Szczerze? S�dz�, �e zupe�nie
nie�le.
Poczu� ponowne uderzenie b�lu, ale nie mia� ju� nawet si�y z
nim walczy�. Trzyma� si� tylko za g�ow� a� min�o.
- O bo�e, krwawisz.
Spojrza� na swoje d�onie i zobaczy� krew. S�czy�a si� z wszczepu
i nagle przeszy� go paniczny strach. Zamkn�� oczy i zmusi� si�, �eby
nie p�aka�. To naprawd� nie tak mia�o by�. I jeszcze teraz...
Pami�ta� tak� scen�, kiedy sta� z kolegami i chyba pali�
papierosa. Obowi�zkowo w bia�ej koszuli i w krawacie. Akurat patrzy�
w dobr� stron�, kiedy wy�oni�a si� zza rogu budynku. "Popatrzcie,"
powiedzia�, "idzie pi�kna kobieta." I nikt nie powiedzia� ani s�owa
tylko wszyscy spojrzeli si� w kierunku, w kt�rym patrzy�.
Niech to wszyscy diabli, pomy�la�. Nie chc� przechodzi� przez to
po raz kolejny.
Kiedy przesz�a przez drzwi, jakby wzesz�o s�o�ce. Mia� ochot�
ukl�kn�� i �wiat m�g�by si� sko�czy�. Cokolwiek by powiedzia�a,
sta�oby si� prawd� absolutn�, ale ona milcza�a. Gdyby mu starczy�o
odwagi powiedzia�by, poprosi�, �eby co� powiedzia�a, lecz nie
zdo�a�. Ile� razy tego potem �a�owa�.
S�ucha� jej g�osu i mia� ochot� zamkn�� oczy, �eby s�ysze�
lepiej. M�g� s�ucha� jej godzinami, dniami ca�ymi, kiedy tak
siedzia�a i m�wi�a, patrz�c przed siebie, czasem spogl�daj�c w jego
kierunku. Czas stawa� wtedy w miejscu. Nigdy przedtem ani potem nie
czu� si� tak... wspaniale.
T�umaczy� sobie, �e to nie ma sensu. Tak bezpami�tnie si�
anga�owa�. Ale s� rzeczy, kt�rych sobie nie przet�umaczysz. Siedzia�
w oknie i patrzy� jak po kolei gasn� �wiat�a w mieszkaniach
naprzeciwko. A kiedy zgas�y ju� wszystkie ci�gle nie m�g� zasn��.
Ba� si� rzeczy, kt�re mog� mu si� przy�ni�.
Dopiero p�niej nauczy� si� we �nie znajdowa� spok�j i ukojenie.
Kiedy za dnia stara� si� jak najbardziej zm�czy�, �eby wyczerpanym
po�o�y� si� do ��ka i od razu zasn��. Nie my�le�.
Tak d�ugo si� kiedy� zastanawia� nad tym, czego ona oczekuje od
�ycia. Kiedy ju� s�dzi�, �e j� rozumie, okazywa�o si� zupe�nie
inaczej. Ile� to czasu wci�� �ywi� nadziej�...
M�g�, uwielbia� patrzy� na ni� kiedy siedzia�a, sta�a, sz�a,
le�a�a, kuca�a, robi�a cokolwiek. Kiedy �mia�a si� i kiedy by�a
powa�na. Kiedy �artowa�a i kiedy m�wi�a serio. Kiedy jad�a. Kiedy
pi�a. Gdy mia�a oczy zamkni�te i gdy mia�a otwarte.
I tylko czasem tak bardzo, tak bardzo to wszystko bola�o. Bo tak
niewiele m�g� jej zaoferowa�, tak niewiele, co by w jej oczach mia�o
znaczenie.
Jest ju� tak p�no, pomy�la�, a mi tak bardzo chce si� spa�.
Wtedy us�ysza� nad sob� czyj� g�os. Kto� co� do niego m�wi�, ale
on nie chcia� aby mu zawracano g�ow�.
Otworzy� oczy.
- Czy co� si� sta�o?
Sta� nad nim m�ody m�czyzna, kt�ry z tak du�� wpraw� o wszystko
si� zatroszczy�.
- Nie - odpowiedzia� nieprzekonuj�co.
- Mamy problem - powiedzia� agent.
Och, nie, pomy�la�. Nie teraz.
- Nie zdo�amy wyl�dowa�. Technik twierdzi...
Nie chcia� tego s�ucha�.
- Pom� mi wsta�.
Niewiele widzia�. Przed oczami mia� kolorowe plamy i wszystko
wko�o wirowa�o w szalonym tempie. Za r�k� da� si� poprowadzi� do
kokpitu, gdzie nad konsol� pochyla� si� siedz�cy poprzednio pod
�cian� technik.
- Zosta� uszkodzony modu� pami�ci z koordynatami lotniska w
Amsterdamie - powiedzia� technik. - O ile wi�c mo�emy lecie� na
autopilocie, o tyle nie wyl�dujemy.
- Jest jaka� kopia zapasowa? - wymamrota� bohater.
Technik rzuci� okiem na stoj�cego obok agenta.
- Oczywi�cie.
- Za�adowa�.
Technik pokr�ci� g�ow�.
- To niemo�liwe. Ko�ci pami�ci s� programowane na sta�e, bez
mo�liwo�ci ponownego zapisu. Nie mog� zwolni� pami�ci, powiedzmy tej
z zapisem startu, nie m�wi�c ju� o...
- Nie potrafi pan usun�� blokady?
Technik spojrza� si� na niego powa�nie.
- Nie.
- To niech si� pan pod��czy.
Technik nie odrywa� od niego wzroku.
- Nie mam wystarczaj�cej przepustowo�ci magistrali. Nie mam te�
obej�cia o�rodka logicznego. Nie potrafi�.
Bohater zakl��. Siarczy�cie. Przecie� ja lec� na zabieg,
pomy�la�. Co za cholerny �wiat.
Zgin� od tego. Och, to pewne. Ale zgin� tak czy inaczej. A
tak,0, umr� tylko sam. I nikt nie b�dzie tego �a�owa�. Poza mn�.
Obejrza� si� za siebie. Sta�a tam, w drzwiach od kabiny pilot�w.
- Prosz� mi cos obieca� - powiedzia� do technika. - Prosz�
zadzwoni� po karetk� z pe�nym, prosz� pana, wyposa�eniem
neuronalnym. Prosz� mi to obieca�. Tutaj mam pieni�dze. M�j numer
ubezpieczenia, mam Global MediCover, moja karta...
Rzeczy wypad�y mu z d�oni i posypa�y si� na pod�og�.
- Przyrzekam.
Usiad� na fotelu. Ledwo m�g� cokolwiek postrzega�. Opar� g�ow�
na d�oniach.
- Niech pan przygotuje kopi� - powiedzia� s�abym g�osem.
- Wtyczka.
W�o�y� sobie ko�c�wk�. Ale� bola�o.
- Niech pan w��czy monitor. Zobaczy pan, czy daj� sobie rad�. I
niech si� pan za mnie pomodli, je�li pan potrafi.
- Niech mi pan da par� minut na wy��czenie o�rodka logicznego.
Albo niech mi pan zajrzy w oczy, je�li pan umie rozpozna�...
- Umiem.
- To dobrze. A potem niech mnie pan w��czy w obw�d.
Pami�ci mam na szcz�cie du�o, pomy�la� z sarkazmem. Nie takie
rzeczy nosi�o si� w g�owie.
Odwr�ci� si� do ty�u. Nic ju� nie widzia�. Tylko czarno-bia�e
plamy. Wyci�gn�� r�k�.
- Skarbie - wyszepta�. - Czy mo�esz zrobi� mi przyjemno�� i
potrzyma� mnie za r�k�?
Poczu� ciep�y dotyk jej d�oni.
- Dzi�kuj� - powiedzia�.
Na chwil� dostrzeg� jej br�zowe oczy patrz�ce na niego nie
wiedz�c, czy widzi je naprawd�, czy to tylko omam i by� to ostatni
widok zanim ostatecznie ogarn�a go ciemno��.
98/07/24