540

Szczegóły
Tytuł 540
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

540 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 540 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

540 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PRZEPOWIEDNIA cz�� I Autor : MattRix HTML : ARGAIL Pierwsza noc sp�dzona z obcym cz�owiekiem. Zna�a tylko jego imi� i nazwisko. Peter Van Kist, cz�owiek z nik�d, d���cy do nik�d, poszukiwany przez ludzi Barona. I to ten cz�owiek mia� si� ni� zaj��? Jej r�wnie� szuka� Baron, ale do tej pory jako� udawa�o jej si� uj�� z �yciem. Teraz, kiedy oboje s� na pok�adzie jednego statku, Baron b�dzie mia� u�atwion� spraw�. Do wczorajszego wieczora by�a jeszcze z Mar'em Nyghiem. Ale ten stary cz�owiek umar�. Zosta�aby sama, gdyby nie to, �e Mar uprosi� Van Kista, �eby wzi�� j� z sob�. I tak jest sama. Van Kist wzi�� j� tylko dlatego, �e Mar obieca� my spor� sum� w zamian za dobre pilnowanie jej i dostarczenie do miejsca przeznaczenia, czyli do tajnej bazy wojskowej Rebeliant�w. Siedzia�a teraz sama w "sali widokowej", kt�ra bardziej przypomina�a pok�j nawiedzonego domu. Niezbyt czysty, ciemny i ponury. Nie pozwoli� jej opuszcza� tego pomieszczenia. Gdyby m�g�, zostawi�by j� gdziekolwiek. Wyra�nie nie lubi� jej. Chyba dlatego, �e by�a kobiet�. Ale nie m�g� si� jej pozby� ot tak po prostu. Straci�by sporo forsy, a ona naprawd� liczy�a si� dla niego. To dla niej si� "po�wi�ca�". Mar opowiada� jej o nim kiedy�. Ale kiedy pozna�a go osobi�cie wcale nie zapa�a�a do niego sympati�. Nigdy nie pomy�la�aby, �e oni obaj mogli by� kiedy� przyjaci�mi. Chyba �e Van Kist by� kiedy� inny. Jednak kiedy dowiedzia�a si� o nim tylu dziwnych rzeczy, zw�tpi�a w to, �e cz�owiek mo�e si� a� tak zmieni�. Jedyne wyt�umaczenie to to, �e Van Kist zawsze by� taki jaki jest. W swym kr�tkim �yciu pozna�a wielu ludzi (w�a�ciwie tylko ludzi zna�a), ale �aden nie by� taki jak jej nowy "opiekun". Zacz�a nawet podejrzewa�, �e Van Kist nie jest cz�owiekiem (w ka�dym - oboj�tnie jakim cz�owieku - tl� si� uczucia) tylko maszyn�, czym� w rodzaju androida (tak to chyba nazywaj� ludzie). Ale wkr�tce przekona�a si�, �e to jednak cz�owiek. Nie okaza� jej co prawda przychylnych uczu�, ale to te� by� dobry dow�d na jego cz�owiecze�stwo - skaleczy� si� czym� ostrym i z ranki pop�yn�a czerwona jak szkar�at krew. Tylko ludzie maj� tak� krew. Swoj� drog� nigdy nie mog�a zrozumie�, jak mo�na mie� czerwon� krew i dlaczego przy byle rance wycieka�a z niej obficie. Ale to tylko cz�owiek, nikt inny. Znudzi�o jej si� to siedzenie. Lubi�a samotno��, cho� nie zawsze jej to odpowiada�o. Poprawi�a swoje w�osy, ubranie i podesz�a do drzwi. Nie otworzy�y si� przed ni�, a powinny. Zrozumia�a, �e ten cz�owiek zablokowa� je. Nie wiedzia� tylko, �e ona potrafi je odblokowa� (w ka�dym b�d� razie powinna by�a to potrafi� zrobi�). Kilka sekund potem automat otworzy� drzwi, a ona wysz�a z przygn�biaj�cego pomieszczenia. Sz�a tras� jak� zapami�ta�a, kiedy pierwszy raz wkroczy�a na pok�ad tej "puszki". Van Kist wprowadzi� j� na statek, potem na chwil� zajrza� na pomost i zaprowadzi� j� do tego okropnego pokoju. Dziwne, ludzie kt�rych zna�a mieli chocia� mgliste poj�cie o estetyce. Jak na razie ten cz�owiek nie mia� go na pewno. Korytarze by�y s�abo o�wietlone, ale trafi�a w ko�cu na pomost. Tu drzwi otworzy�y si� same. Pierwszy zauwa�y� j� jaki� nieznajomy m�ody m�czyzna. - Kapitanie. - zwr�ci� si� do Van Kista. Ten ostatni spojrza� tam, gdzie patrzy� jego (prawdopodobnie) przyjaciel. - Co ty tu robisz, do diab�a?! - powiedzia� podniesionym g�osem. - Nie s�dzisz chyba, �e b�d� tam siedzia�a w niesko�czono��. To odra�aj�ce pomieszczenie. - Przecie� ... - Wiem. Zamkn��e� mnie, ale to dla mnie nie przeszkoda. Nie poprosisz �ebym usiad�a? Gdzie twoje dobre wychowanie? Nieznajomy m�czyzna za�mia� si� cicho. - A ty si� zamknij! - warkn�� na niego kapitan, a potem zwr�ci� si� do niej - Jak ju� tu jeste�, siadaj byle gdzie. Usiad�a na wolnym fotelu mi�dzy Van Kistem a tym m�odym cz�owiekiem. - Nie przedstawisz nas? - zapyta�a. - Je�eli koniecznie tego chcesz, zr�b to sama. Mam co innego do roboty. - Dziwni s� ludzie, ale ty jeste� ewenementem. - Czym? - zapyta�. - Niewa�ne. - powiedzia�a i zwr�ci�a si� do siedz�cego obok m�czyzny, na ustach kt�rego wci�� go�ci� u�miech - Jestem Jerica Ansen z rodu Ansen-d'Abo ... - Jeste� Diriank�? Peter nie m�wi� mi ... - W dodatku ostatni�. - Nigdy nie mia�em okazji pozna� nikogo ze strefy mroku. - Ze strefy mroku? - zdziwi�a si�. - Peter tak nazywa ten rejon galaktyki. Spojrza�a na Van Kista. - Aha, rozumiem. - Nazywam si� Ghost. - Dziwne imi�. - To w starym ziemskim j�zyku znaczy: duch, zjawa. - Ludzie nosz� r�ne imiona, ale to jest jak do tej pory najdziwniejsze. - Nie jestem cz�owiekiem. Jestem androidem. - Androidem? - zainteresowa�a si�. - Tylko nie m�w, �e nie wiesz co to znaczy! - zakpi� Van Kist. - Ale� wiem, kapitanie. - odpar�a. - Ale nigdy przedtem nie pozna�am �adnego androida. Ze s�yszenia wiem, �e istniej�. Ghost jest pierwszym jakiego pozna�am. - Od dawna nikt si� mn� nie interesowa� tak jak ty. - powiedzia� Ghost. - Ghost! Czy m�g�by� zaj�� si� swoimi obowi�zkami? Zostawcie te pogaduszki na potem. - Van Kist by� prawie w�ciek�y. Jerica nie lubi�a by� powodem z�ego nastroju ludzi, ani nie lubi�a im dokucza�. Ale kapitan Van Kist by� ca�kowitym przeciwie�stwem ludzi, kt�rych zna�a. Od samego pocz�tku nie obchodzi� si� z ni� najlepiej. Nie widzia�a wi�c powodu, dla kt�rego nie mia�aby da� mu si� we znaki. - Jeste� zazdrosny o to, �e kto� obcy bardziej interesuje si� Ghostem ni� tob�? On bardziej na to zas�uguje. Od samego pocz�tku nienawidzisz mnie, cho� nie zrobi�am ci nic z�ego. Nie licz wi�c na co�, czego sam nie potrafisz okaza�. - powiedzia�a i wysz�a ze sterowni. - To pi�kna kobieta. - zauwa�y� Ghost. Kapitan spojrza� na niego zdziwiony. - Chwileczk�, przecie� jeste� androidem. Jak mo�esz ocenia� czy kto� jest pi�kny czy brzydki? - Je�eli chodzi o kobiety, mog�. - Jakim cudem?? - To ty lubisz pi�kne kobiety, nauczy�e� mnie wi�c tego jak oceni� kt�ra jest pi�kna, a kt�ra nie. - Przecie� nie mia�e� takiego programu! - Dlatego stworzy�e� go. - Musia�em by� wtedy pijany. - Nie zaprzecz�. - powiedzia� Ghost i zaj�� si� czym� innym. - Robisz si� bezczelny. - Ci�gle ucz� si� czego� nowego. - doda� android. - Przejmij stery, musz� co� za�atwi�. - powiedzia� kapitan i wyszed� ze sterowni. Nie mia� zielonego poj�cia gdzie mog�a podzia� si� jego "podopieczna". Skoro zamki nie stanowi�y dla niej przeszkody, mog�a by� wsz�dzie. Jednak po jakim� czasie znalaz� j�. Spacerowa�a po korytarzu. - Co ty tu robisz? - zapyta�. - Wisz�. Nie wida�? - Bardzo zabawne. Pytam powa�nie. - Tu jest tak ciemno, �e mo�na si� zgubi�. - A nie mo�esz sobie przy�wieca� oczami? S�ysza�em, �e wy to potraficie. - To wcale nie by�o �mieszne. - powiedzia�a i ruszy�a przed siebie, wymijaj�c go. - Dok�d teraz?! S�uchaj, jeste� na moim statku i musisz robi� to co ci ka��. Zrozumiano?! - Nie musia�e� mnie stamt�d zabiera�! Nie mia�by� teraz k�opotu. - �a�uj�, �e si� tam wtedy napatoczy�em, ale nic ju� na to nie poradz�. Wzi��em ci�, bo Mar by� moim przyjacielem. Prosi� mnie o przys�ug�, a ja nie potrafi�em mu odm�wi�. - Och, naprawd�?! Ale� to wzruszaj�ce! Jestem na to bardzo wra�liwa, wi�c uwa�aj! Wiem dlaczego mnie wzi��e�! Ile dostaniesz od tych, do kt�rych masz mnie zawie��? Chyba du�o! Jestem przecie� cenna! Gdyby nie to zostawi�by� mnie tam! - Gdyby nie to, �e jeste� kobiet�, da�bym ci w twarz! - Spr�buj! Pewnie lubisz to. Och, jak bardzo go korci�o! Jeszcze �adna baba nie da�a mu si� tak we znaki! Ale co do jednego mia�a racj�. By�a dla niego zbyt cenna. Gdyby inni ludzie dowiedzieli si�, �e j� tkn��, zlinczowaliby go. Nigdy nie rozumia� dlaczego ludzie traktowali i traktuj� Diria�czyk�w jak bog�w. - Pewnego dnia nie wytrzymam, a wtedy po�a�ujesz! - wycedzi� przez z�by. - W dniu, w kt�rym nie wytrzymasz, podpiszesz na siebie wyrok. Dobrze o tym wiesz. - powiedzia�a spokojnie, patrz�c mu prosto w oczy. Potem powoli odwr�ci�a si� i posz�a przed siebie. Czu�a, �e Van Kist chcia�by jej co� jeszcze powiedzie�, ale wiedzia�a �e nie zrobi tego. Na pewno nie z obawy przed ni�. Pewnie trafi�o do niego to co powiedzia�a. Nie zwracaj�c wi�cej na niego uwagi, przechadza�a si� po pok�adzie. Do ko�ca tego dnia i przez ca�y nast�pny nie widzieli si�. Chyba obojgu by�o to na r�k�. Jedyn� osob�, je�eli mo�na tak powiedzie�, z kt�r� Jerica spotyka�a si� w ci�gu tego czasu, by� Ghost. To on przynosi� jej po�ywienie. Kiedy zrobi� to pierwszy raz, powiedzia�, jakby usprawiedliwiaj�c si�: - Nie wiem czy to jest to, co lubi� Diria�czycy, ale tylko to mog� zaoferowa�. - To bardzo mi�o z twojej strony. W�a�ciwie dopiero teraz poczu�am g��d. - Czas najwy�szy. - powiedzia�, podaj�c jej tac�. - Pachnie wspaniale. Sam to przygotowa�e�? - Tak. Zaj�o to troch� czasu, bo musia�em przestudiowa� program kulinarny naszego komputera, ale uda�o si�. Odpadki i ca�� tac� prosz� wrzuci� tu. - wskaza� niewielki otw�r w �cianie. - Nie b�d� ju� d�u�ej przeszkadza�. - Musisz ju� tam wraca�? - zapyta�a. - Nie, ale pomy�la�em sobie, �e wola�aby� ... - ... zosta� sama? - doko�czy�a za niego. - W�a�nie. - Dlaczego tak my�la�e�? - Z tego co wiem, istoty z planety Dirian preferuj� samotno��. - Nie zawsze. Dlaczego powiedzia�e� "istoty"? - spojrza�a na niego badawczo. - Przepraszam, nie chcia�em ci� urazi�. Mia�em na my�li tylko to, �e ... - szuka� odpowiednich s��w. - �e Diria�czycy nie s� lud�mi? - Przynajmniej nie w znaczeniu jakie znam. Ludzie to istoty pochodz�ce z planety Ziemia. Natomiast wy byli�cie tu od zawsze. - W ka�dym b�d� razie o wiele wcze�niej ni� ludzie. - I o ile wiem, r�nili�cie si� od ludzi. - Cz�ciowo wygl�dem i mentalno�ci�. Ale z czasem wszystko si� zatar�o. Mam ludzki kolor oczu i w�os�w, ubieram si� jak cz�owiek. Ale cho� wychowa�am si� w�r�d ludzi, nie do ko�ca ich pozna�am i zrozumia�am. Cz�owiek to skomplikowany mechanizm, m�wi o sobie, �e jest doskona�y, a wcale tak nie jest. Ghost chcia� co� powiedzie�, ale w tej w�a�nie chwili wezwa� go Van Kist. - Id�. Nie chc�, �eby� mia� przeze mnie k�opoty. - Przyzwyczai�em si� ju� do tego. - u�miechn�� si� i wyszed�. Jerica czu�a, �e zaczyna lubi� Ghosta. By� maszyn�, ale zdecydowanie wola�a jego towarzystwo ni� Van Kista. Zjad�a posi�ek i usun�a resztki. Ghost tymczasem wr�ci� na pomost. - Co ty tak d�ugo tam robi�e�? - zapyta� Van Kist. - Spodoba�a ci si�? - za�mia� si�. - Mo�na by�oby tak powiedzie�, gdyby� by� cz�owiekiem. - Ale nie jestem cz�owiekiem i nie mo�esz tego powiedzie�. To po prostu mi�a dziewczyna i mi�o mi si� z ni� rozmawia�o. - Co� podobnego! - w jego g�osie s�ycha� by�o ironie. - Ona naprawd� nie zas�uguje na takie traktowanie. - O co ci chodzi? - zapyta� podniesionym g�osem. - W�a�ciwie jakim prawem wtr�casz si� do tego co robi�?! - Robi�em to przedtem i b�d� robi� to nadal. Pozwol� sobie zwr�ci� ci uwag�, �e zawsze dobrze na tym wychodzi�e�. - Ale tym razem zamilcz! - Ostatnim razem te� tak m�wi�e� i jak zwykle musia�em si� wtr�ci�. Mog� ci zada� osobiste pytanie? Van Kist spojrza� na niego uwa�nie. - To zale�y. - odpar� w ko�cu. - Od czego? - Od tego o co chcesz zapyta�. - Nie dowiesz si� o co chc� zapyta�, je�li nie zadam pytania. - Dobra, dobra! Nie motaj! - Jestem ciekaw dlaczego j� zabra�e�? Van Kist znowu spojrza� na Ghosta. Wydawa� si� by� troch� poirytowany. Ale Ghost udawa�, �e nie dostrzega tego. - Nie rozumiem o co ci chodzi. - To proste. Po co j� zabra�e�? Musia�e� przecie� wiedzie�, �e b�dzie ci przeszkadza�, �e b�dzie powodem twojej nadmiernej irytacji. Czy to ze wzgl�du na pieni�dze, kt�re obieca� ci ten stary cz�owiek? - Pods�uchiwa�e�! - niemal krzykn�� Van Kist. - To nie moja wina, �e mam taki s�uch! Nie pods�uchiwa�em! W ka�dym b�d� razie nie zrobi�em tego umy�lnie. A wi�c? - Akurat! Po co ci to potrzebne? Musisz wype�ni� czym� bank danych, czy co? - Pytam z ciekawo�ci. Nawet androidy ucz� si� przez ca�e �ycie. To nie tylko przywilej ludzi. - Ostatnio co� du�o filozofujesz. Zbyt du�o. - Wi�c po co j� zabra�e�? - Je�eli ju� koniecznie chcesz wiedzie�, to ci powiem. Mar Nygh by� dla mnie kim� bliskim. Pom�g� mi kiedy�, a teraz ja pomog�em jemu, a raczej jej. Wystarczy? - Jeszcze jej nie pomog�e�. - Nie my�la�e� chyba, �e zrobi� to w dwa dni! Tego nie da si� zrobi� w dwa dni! Sam nie wiem ile to potrwa. Czy mo�emy wr�ci� do pracy? Ghost skin�� tylko g�ow�. ***************************************** Jerica siedzia�a na obrotowym fotelu i wpatrywa�a si� w uciekaj�ce za oknem gwiazdy, kiedy co� zacz�o si� dzia� ze statkiem. Najpierw jedno pot�ne uderzenie, potem nast�pne. Zaniepokoi�o j� to, wi�c postanowi�a wyj�� z pokoju. Nie mog�a ju� i�� normalnie. Po wyj�ciu kilka razy uderzy�a o �ciany, a� w ko�cu kt�ry� z silniejszych wstrz�s�w rzuci� j� na pod�og�. ***************************************** - Jak si� czujesz? - us�ysza�a g�os Ghosta, gdy tylko otworzy�a oczy. Van Kist sta� kilka krok�w od ��ka, na kt�rym le�a�a. - Chyba wszystko w porz�dku. - powiedzia�a cicho i chcia�a si� podnie��. Ghost powstrzyma� j�. - Powinna� odpocz��. - powiedzia�. - On ma racj�. - wtr�ci� si� Van Kist. - Przynajmniej raz. Zostaniemy tu jaki� czas, �eby zgubi� ludzi Barona. Tu nas nie znajd�. - Gdzie jeste�my? - zapyta�a. - I tak nie wiedzia�aby� gdzie to jest. - odpar� kapitan. Chcia�a mu co� odpowiedzie�, ale Ghost �cisn�� lekko jej r�k� na znak, �eby da�a sobie spok�j. - Jak sko�czysz tu, przyjd� mi pom�c. - powiedzia� Van Kist i wyszed�. - Ta k��tnia nikomu by dobrze nie zrobi�a. Ani tobie, ani jemu. Jeste� jeszcze s�aba i nie powinna� si� m�czy� i denerwowa�. Kapitan jest zdenerwowany, a to by tylko wszystko pogorszy�o. - Dlaczego jest zdenerwowany? - Ludzie Barona zaatakowali nas niespodziewanie. Uda�o nam si� co prawda umkn�� i wyl�dowa� tu, ale uszkodzenia s� spore. - Mo�e dowiem si� od ciebie gdzie jeste�my? - Na ma�ej opuszczonej planecie, pe�nej g�r i las�w. Jeste�my w jednej z grot. - Grota?? - Ja i kapitan doskonale znamy t� planet�. Wiele razy ukrywali�my si� tu. Mo�esz by� spokojna. - Strasznie boli mnie g�owa. - j�kn�a, gdy poczu�a �widruj�cy b�l. - Nic dziwnego. Uderzy�a� g�ow� o pod�og�. Poczu�a, �e jej r�ka jest zabanda�owana. - A to? - zapyta�a. - Pewnie chcia�a� si� czego� chwyci� i z�apa�a� za co� ostrego. To nic gro�nego. Pierwszy raz w �yciu widzia�em b��kitn� krew. - By�e� zaszokowany? - zapyta�a. - Nie. Wiedzia�em, �e Diria�czycy maj� taki kolor krwi, ale nigdy jej nie widzia�em. Jest poza tym o wiele lepsza ni� krew ludzi. - Dlaczego? - �atwiej si� j� usuwa z pod�ogi. - u�miechn�� si� Ghost. Zrozumia�a, �e mia�o j� to rozweseli�. U�miechn�a si� wi�c. - Jeste� tak�e lekarzem? - zapyta�a. - Mo�na tak powiedzie�. - Wi�c kiedy b�d� mog�a wsta�, doktorze? - znowu si� u�miechn�a. - Jak tylko poczujesz si� na tyle silna, �eby sama sobie radzi�. Musz� ju� i��, bo kapitan si� w�cieknie. Ghost wyszed� z pokoju, a Jerica zamkn�a oczy, jakby mia�a ch�� przespa� si�. Ale nie chcia�a spa�. Kiedy upewni�a si�, �e drzwi s� dobrze zamkni�te, jej posta� zacz�a ja�nie� lekko, a potem coraz bardziej intensywnie. W ko�cu ca�y pok�j wype�niony by� �wiat�o�ci�. ***************************************** - Jak ona si� czuje? - zapyta� Van Kist, gdy przyszed� do niego Ghost. - A jednak interesuje ci� to. - Dlaczego nie? Nie jestem w ko�cu potworem. No wi�c? - Jest s�aba i straci�a sporo krwi. - Dziwni s� ci Diria�czycy. - stwierdzi� kapitan. - To prawda. Ale za jakie� trzy, cztery dni dojdzie do siebie. - Powinno nam wystarczy� tyle czasu na remont. - Jest a� tak �le? - O rany! W��cz si� do g��wnego komputera, to si� dowiesz. Nie mam czasu teraz t�umaczy� ci tego. Ghost zrobi� to i wkr�tce wiedzia� ju� jaka jest sytuacja. - Czy teraz mo�esz mi pom�c?! - zapyta� zirytowany Van Kist. - Oczywi�cie. Co mam zrobi�? - Podnie� t� rur�. - Prosz� bardzo. Ghost jedn� r�k�, jakby od niechcenia, podni�s� ci�k� rur�. - Wiesz, - zacz��, kiedy kapitan co� naprawia�. - ona ma dziwn� krew. - Jasne, b��kitn�. - Nie o to chodzi. Pr�bowa�em si� o niej dowiedzie� czego� wi�cej, wi�c zbada�em j�. I wiesz co? Ona ma nieznany sk�ad krwi. Kilka sk�adnik�w znam, ale reszta to ca�kowita zagadka. - Nie wiem czy wiesz, ale kiedy Diria�czyk odniesie powa�n� ran� i straci zbyt du�o krwi nie pomo�e mu nikt inny, jak tylko jego ziomek. Nie mam poj�cia dlaczego, ale do tej pory nikomu nie uda�o si� stworzy� sztucznej krwi dla Dirian, tak jak to zrobiono w przypadku ludzi. Mo�emy teraz wr�ci� do pracy? - Chyba tak. W tym momencie zza za�omu korytarza wy�oni�a si� jaka� posta�. Sz�a cicho, ale dostatecznie g�o�no, �eby us�ysza� to Ghost. By�o ciemno, ale rozpozna� j�. Zreszt� opr�cz niej nie by�o nikogo obcego na statku. Van Kist niczego nie zauwa�y� i dalej robi� swoje, pochylony nad czym�. - Z medycznego punktu widzenia to niemo�liwe. - powiedzia� spokojnie android. - Co? - zapyta� kapitan, prostuj�c si� i przy okazji uderzaj�c o rur�, kt�r� ci�gle trzyma� Ghost. - Cholera! - zasycza�, chwytaj�c si� za g�ow�. - Co m�wi�e�? - �e z medycznego punktu widzenia to niemo�liwe. - powt�rzy� Ghost. Dopiero teraz Van Kist zobaczy� j�. Sta�a jakie� 4 metry od nich. Jej posta� spowita by�a w mrok, ale obaj wiedzieli, �e jest ca�kowicie zdrowa. - Czy ty j� dobrze zbada�e�? - zapyta�, ci�gle rozcieraj�c sobie guza. - Nawet ciebie nigdy nie bada�em dok�adniej. - Dzi�ki. Dobrze wiedzie�. - Jakby nie by�o nie jeste� ciekawym przypadkiem. Ona nim jest. - Rzeczywi�cie, bo je�eli to co powiedzia�e� jest prawd�, to powinna teraz le�e� p�przytomna. Zgadza si�? - Ca�kowicie. - B��d m�j drogi. Ona nie le�y p�przytomna. Ona stoi tam i wygl�da na ca�kiem zdrow�. - I tego w�a�nie nie rozumiem. Dziewczyna odwr�ci�a si� nagle i odesz�a. - Skoro nic jej nie jest, wracajmy do pracy. - stwierdzi� Van Kist. - Ty tu jeste� kapitanem. ***************************************** Dopiero potem pomy�la�a, �e mo�e zrobi�a b��d. Ludzie nie rozumieli Diria�czyk�w, cho� czcili ich niemal jak bog�w. Szczeg�lnie tych, kt�rzy obdarzeni byli czym�, co Ziemianie nazywali Moc�. Dla Jerici i jej wsp�ziomk�w to by� po prostu Duch, kt�ry jednym si� objawia�, a innym nie. Ale mieli go wszyscy. Jej Duch objawi� si� dawno temu, kiedy by�a jeszcze dzieckiem. Dawa� jej si�y i mo�liwo�ci, kt�rych inni nie mieli. Teraz, kiedy by�a jedyn� Diriank�, ostatni� z ludu Dirian i ostatnim ogniwem rodu Ansen-d'Abo, by�a tym bardziej cenna dla ludzi. By�a ich bogiem. �ywym wcieleniem pragnie� ludzi, kt�rzy liczyli na jej pomoc. By�a spe�nieniem przepowiedni sprzed wielu, wielu lat. Przepowiednia m�wi�a o tym, �e Z�o dojdzie do w�adzy i zniszczy Bog�w. Prze�yje jednak jeden z nich, kt�ry b�dzie w stanie stoczy� walk� o ludzko�� ze Z�em. Nale�y jednak chroni� go wszelkimi mo�liwymi sposobami, zanim nie posi�dzie ca�ej Mocy. A potem, je�li Najwy�szy da, wygra walk�, w kt�rej stawk� jest ludzkie �ycie. Od ma�ego uczono j� tego, �e jest ostatni� nadziej� ludzko�ci. Mar Nygh by� cz�owiekiem. Po�wi�ci� jej ca�e �ycie. Chroni� j�, uczy� i przygotowywa� do kresu drogi, kiedy ona i Z�o stan� oko w oko. Jednak Mar odszed� zbyt szybko i teraz Jerica musia�a sama dba� o wszystko. Sama by�a swoim opiekunem i nauczycielem. Korzysta�a z tego co umia�a i nadal pobiera�a nauki od kogo�, kto by� w niej. A mo�e to by� Wys�annik Najwy�szego? S�ysza�a o nich, ale nigdy ich nie widzia�a. Mo�e kiedy� ... Teraz jednak my�la�a o tym, �e mo�e nie powinna by�a korzysta� ze swojej Mocy, aby wr�ci� do zdrowia. Van Kist i Ghost nie zrozumiej� tego, a nie mog�a im niczego t�umaczy�. Sama ma�o o sobie wiedzia�a, trudno wi�c �eby kt�ry� z nich poj�� to wszystko co j� otacza i co si� z ni� wi��e. Ale nie mog�a ju� niczego cofn��. Sta�o si�. ***************************************** Kilka godzin potem przyszed� do niej Ghost. - Nie pojm� tego chyba nigdy, ale to by� wspania�e. - powiedzia�. - O czym m�wisz? - O tym nag�ym ozdrowieniu. Podziwia�em zawsze Diria�czyk�w, ale s�ysza�em o ich wyczynach od innych. Sam nigdy tego nie widzia�em. Ale zdaje si�, �e to co si� sta�o rano jest potwierdzeniem wszystkich opowie�ci. Czy wszyscy Diria�czycy potrafili to co ty? - Nie. Z tego co wiem by�o ich niewielu. - Jak to si� dzieje? - Nie potrafi� tego wyja�ni�. Po prostu umiem to. Jak daleko si�gam pami�ci�, zawsze to potrafi�am. Ghost jakby si� ockn��. - Kapitan chcia�by si� z tob� widzie�. - Koniecznie teraz? - Proponuj� wsp�lny posi�ek za oko�o 15 minut. - Dobrze, spotkamy si� za 15 minut. Android wyszed�. Ale gdy tylko to zrobi�, zacz�� si� zastanawia�. Jerica, jej pochodzenie, w�a�ciwo�ci i obecna sytuacja polityczna z czym� mu si� kojarzy�a. Ju� gdzie� s�ysza� o czym� podobnym. Zanim doszed� do jadali, mia� ju� na ten temat swoj� teori�. Poniewa� nie by�o tam jeszcze Van Kista, zabra� si� do przygotowywania posi�k�w. Jednocze�nie jednak szuka� w swojej pami�ci szczeg��w dotycz�cych ludu Dirian. Po kilku minutach zjawi� si� kapitan. - Przyjdzie? - zapyta�, wchodz�c do jadalni. Ghost s�ysz�c jego g�os, ale nie widz�c go, odpowiedzia�: - Tak s�dz�. - Masz tu gdzie� jakie� opatrunki? Nic takiego nie mog�em znale��. - powiedzia�, wchodz�c do "kuchni", w kt�rej by� android. - Ty nigdy nie mo�esz nic znale��. - stwierdzi�. Van Kist spojrza� na niego zirytowany. - Masz czy nie?! Bo je�li nie, to po prostu ... - Mam. Kiedy Ghost opatrywa� niezdarnie niewielk� ran� na d�oni kapitana, do jadalni wesz�a Jerica. - Za chwil� podam posi�ek. - powiedzia� Ghost. - W porz�dku. Co si� sta�o, kapitanie? - zapyta�a, gdy zobaczy�a co robi, a raczej co usi�uje zrobi� android. - Mo�e ja si� tym zajm�? - zaproponowa�a. Van Kist chcia� co� powiedzie�, ale Ghost ubieg� go: - To chyba dobry pomys�. Kobiety znaj� si� na tym lepiej. Ust�pi� jej miejsca naprzeciw Van Kista i odszed�. - To nic powa�nego. Dam sobie rad� sam. Jerica nie wypu�ci�a d�oni m�czyzny. - To rzeczywi�cie nic powa�nego, ale nie jest to specjalnie mi�e uczucie, prawda? A poza tym chc� pom�c. - spojrza�a mu w oczy. Bez s�owa pozwoli� zaj�� si� dziewczynie swoj� r�k�. Ta odwin�a opatrunek i obejrza�a ran�. Nie by�a du�a, ale g��boka. Od�o�y�a opatrunek na bok i dotkn�a palcami jego d�oni. Patrzy� na ni� zdziwiony. Spojrza�a na niego. - To nie b�dzie bola�o. - powiedzia�a i po�o�y�a swoj� d�o� na jego d�oni. Kiedy po chwili wsta�a, ci�gle patrzy� na ni� zdziwiony. - Ju� po wszystkim. - odpar�a. - Opatrunek jest niepotrzebny. Dopiero teraz spojrza� na swoj� d�o�. Nie by�o nawet �ladu po ranie. - To przecie� niemo�liwe. - powiedzia� cicho. U�miechn�a si� lekko i usiad�a po przeciwnej stronie sto�u. W czasie posi�ku nie odzywali si� do siebie, ale Peter Van Kist spogl�da� na ni� od czasu do czasu. Niby wiedzia� kim jest dziewczyna siedz�ca na przeciwko, ale by�a dla niego zagadk�, mistyczn� tajemnic�. Nigdy dot�d nie mia� do czynienia z kim� takim. Dlatego nie wiedzia� jak si� zachowa�, jak traktowa� boga ludzi. No bo ludzie tak j� traktowali. Wiedzia� o tym, cho� sam nigdy tego nie widzia�. Musia�o co� w niej by�. Pierwszy raz widzia�, �eby kto�, kto by� ci�ko ranny, po kilku godzinach by� znowu zdrowy jak ryba. A potem to co zrobi�a z jego r�k�. Nie mie�ci�a si� w jego poj�ciu o ludziach (nawet tych z Dirian). Z drugiej strony nie lubi� jej. Mo�e dlatego, �e by�a taka inna ... Niewa�ne, nie lubi� jej. By�a cennym pasa�erem i musia� dostarczy� j� na miejsce ca�� i zdrow�. Pomy�la�, �e kiedy pozb�dzie si� jej i dostanie swoj� zap�at�, odczuje ulg�. W momencie kiedy zobaczy� j� tam ogarn�o go dziwne uczucie. Dopiero potem zrozumia�, �e to niepok�j. Teraz na statku panowa�a atmosfera napi�cia. Oboje byli przedstawicielami dw�ch zupe�nie r�nych ras. Niepok�j, kt�ry czu�, ci�gle mu towarzyszy� i wiedzia�, �e pozb�dzie si� go dopiero wtedy kiedy si� rozstan�. - Jak to si� dzieje? - zapyta� nagle, sam tym zdumiony. - Co? - zapyta�a. - Chodzi mi o to co zrobi�a� dzisiaj. By�a� ci�ko ranna. Ghost nie jest lekarzem, ale i ja widzia�em ci� po tym wypadku. By�y potrzebne trzy albo cztery dni, �eby� dosz�a do siebie. Tymczasem wystarczy�o ci zaledwie kilkadziesi�t minut. A potem to co zrobi�a� z moj� r�k�. Jak? - Nie potrafi� tego wyja�ni�. - powiedzia�a. - Robi� to, bo mog�. Wiedzia�am te�, �e powinnam. - Dlaczego? - znowu zapyta� Van Kist. - Mog� przecie� by� potrzebna. A je�eli by�abym przez te cztery dni chora, nie by�abym pomocna. - W czym pomocna?! Jeste� tylko pasa�erem, nie mo�esz tu nic zrobi�, ani w niczym nam pom�c! B�g jej �wiadkiem, �e nie chcia�a tej k��tni! Nigdy nie k��ci�a si� z �adnym cz�owiekiem. Ale ten "okaz" od samego pocz�tku by� niezno�ny. Jerica wsta�a nagle i powiedzia�a patrz�c prosto na Van Kista: - Dlaczego jeste� taki wrogi?! W porz�dku! Nie znam si� na tych technicznych bzdurach! Ale chc� pomaga� w miar� swoich mo�liwo�ci, chocia�by tak jak tobie. Dlaczego masz o to do mnie pretensje? Czy robi� co� z�ego? Van Kist nie wytrzyma�: - Robisz to do czego ludzie nie s� przyzwyczajeni! Do czego ja nie jestem przyzwyczajony! To jest dla mnie co� nowego i dziwnego. Co� czego nawet ty nie potrafisz mi wyja�ni�! - A wi�c wszystko co nowe jest z�e? - zapyta�a. - Wszystko czego nie potrafi� wyja�ni� jest na pozycji wroga. Te twoje cuda ... Nie s� mi potrzebne! Dra�ni� mnie. Chc� �eby� o tym wiedzia�a. - Dziwny z ciebie cz�owiek. Czy zawsze tak odp�acasz za odrobin� dobra, kt�r� kto� chce ci� obdarzy�? Dziewczyna jeszcze przez chwil� patrzy�a na niego. Mia�a smutne oczy. Po chwili odesz�a i wtedy odezwa� si� Ghost: - Zrani�e� j�. - Nie wtr�caj si�! - Czym ona ci zawini�a? - Pilnuj swojego nosa! - Zachowujesz si� tak wtedy, kiedy czego� si� boisz, albo kiedy kogo� nie lubisz. - Ghost, zamknij si�! - Ale to jest co� gorszego. Ty si� jej boisz i jej nie lubisz. Van Kist patrzy�a na androida ze z�o�ci� i niedowierzaniem. Czy�by wiedzia� co czuje jego dow�dca? Nie, to niemo�liwe. - Mam nadziej�, �e ta prawda zabola�a ci� tak samo mocno jak to co powiedzia�e� jej. - doda� Ghost i odszed�. - Gdzie idziesz? - Zostawi� ci� z twoimi my�lami, mo�e co� z tego wyniknie. ***************************************** By�a sama w swoim pokoju. Zamkn�a go jeszcze od wewn�trz, �eby nikt jej nie przeszkadza�. Nie chcia�a widzie� teraz nikogo. Czu�a si� zraniona. Po raz pierwszy cz�owiek odrzuci� j� jak zaraz�. Bardzo t�skni�a do Mar'a. Od czasu jego �mierci brakowa�o jej go coraz cz�ciej. Teraz szczeg�lnie. By�a sama. Jej towarzyszami by�y istoty zupe�nie inne od tych, kt�re zna�a. Android zdawa� si� by� jej przychylny, ale to tylko maszyna. A cz�owiek ... Nie dopuszcza�a do siebie tej my�li, ale ... on jej nienawidzi�. Nie mog�a poj�� dlaczego. I nie by�o nikogo, kto by jej to wyja�ni�. Nie ba�a si� go, bo wiedzia�a, �e mo�e go powstrzyma�. Ale jego nienawi�� g��boko rani�a jej dusz�. Czy robi� to specjalnie? Nie mia�a poj�cia. - To strach. - us�ysza�a nagle za sob� g�os. Odwr�ci�a si� gwa�townie. Za ni� sta� siwow�osy m�czyzna, jednak jego twarz nie by�a stara. Ubrany w d�ug� bia�� szat�, spogl�da� na ni� szaro-stalowymi oczami. Ca�a jego posta� promieniowa�a delikatn� po�wiat�. - Kim jestem? Tym o kim my�la�a�. - powiedzia�, jakby odgaduj�c jej my�li. - Nie rozumiesz? Nie ma ju� Mar'a, teraz jestem ja. - Jeste� Wys�annikiem? - Tak. Potrzebujesz pomocy i chyba tylko ja mog� ci pom�c. U�miechn�a si�. - Chyba masz racj�. Masz jakie� imi�? - Ravell. Takie by�o moje imi�. - By�o? - Tam nie potrzebujemy imion. - Rozumiem. Co m�wi�e� na pocz�tku? - Powiedzia�em, �e to strach. My�la�a� o tym, �e Peter Van Kist nienawidzi ci�. - Ravell usiad� na skraju sto�u. - S�dz�, �e to w�a�nie strach. - Dlaczego boi si�? Przecie� nie robi� nic z�ego. - Wiem. On chyba te� to wie, ale ludzie s� dziwni. Potrafi� r�nie reagowa� na to samo zjawisko. Dla Van Kista jeste� w�a�nie takim zjawiskiem. Czym� nowym i niepoj�tym. On nie potrafi zrozumie� tego co robisz, twojej Mocy. Zareagowa� na to strachem, kt�ry ukrywa pod mask� nienawi�ci. Inni ludzie reaguj� na to uwielbieniem i mocn� wiar�. Obdarzaj� ci� ca�kowitym zaufaniem. Van Kist nie ufa ci. Rozumiesz? - Wydaje mi si�, �e tak. Kiedy� my�la�am, �e znam ludzi, ich uczucia i marzenia. Teraz wiem, �e tak nie jest. I chyba nigdy nie b�dzie. - Jeste�my inn� cywilizacj�. Nigdy nie b�dziemy tacy jak oni. - Ravell zamilk�, a po chwili doda�. - I nawet nie b�dziemy mieli takiej szansy. Jerica chcia�a powiedzie� co� na ten temat, ale przerwa� jej: - Niewa�ne! M�wili�my o Van Ki�cie. Musisz by� cierpliwa, je�li chcesz go pozyska�. - Nie jestem pewna czy tego chc�. - No c�, zosta�a� wyznaczona do obrony wszystkich ludzi. Je�eli ci si� uda, uratujesz i jego. On w g��bi duszy nie jest taki z�y. - Sk�d to wiesz? - Po prostu wiem. Kiedy przychodzi si� stamt�d, czuje si� wi�cej. Musisz dotrze� do niego. - Jak?? Ta nienawi�� otacza go szczelnie jak gruby mur. - Na to nie ma recepty. - Chcia�e� przez to powiedzie�, �e mam si� o to martwi� sama? - Mniej wi�cej. - I to ma by� pomoc?! - Je�li masz problem, mog� z tob� porozmawia�, czasami co� doradzi�. Ale nic wi�cej. Jestem tylko Wys�annikiem. - Wiem kto ci� przys�a�, ale nie bardzo wiem po co? Jakie masz zadanie? - Jedni powiedzieliby pewnie, �e proste, ale to tylko pozory. Mar by� cz�owiekiem. Wtajemniczonym, ale jednak tylko cz�owiekiem. �eby� mog�a spotka� si� z Baronem, musisz jeszcze wiele si� nauczy�. �aden cz�owiek nie m�g�by pokierowa� tob�. Dlatego przys�ano tu mnie. - Jeste� Diria�czykiem? - zapyta�a. - Mniej wi�cej. - Jak to? - Dociekliwa jeste�. To jedna z cech ludzkich, kt�ra jednocze�nie mo�e by� wad�. Cho� my�l�, �e w twoim wypadku to uzasadnione. Jeste� ostatnia i wychowywa�a� si� w�r�d ludzi. Nie by�o nikogo, kto przekaza�by ci kultur� twego ludu. - Mo�esz przej�� do rzeczy?! - upomnia�a go. - Jasne, przepraszam. No wi�c jestem Diria�czykiem. Osobi�cie nigdy tam nie by�em. Du�o podr�owa�em. Ale wszystkie moje cztery wcielenia, to wcielenia Diria�czyk�w. - Wcielenia? - Ka�dy ma jakie� wcielenia, cho� nie ka�dy o nich pami�ta. Ja jestem w�a�nie kim�, komu pozwolono o nich pami�ta�. - Zadziwiaj�ce. - Zale�y jak dla kogo. Dla mnie to ju� normalne, chocia� nie zrobi� tego ju� wi�cej. - Dlaczego? - Wszystko ma sw�j kres. Ilo�� wciele� r�wnie�. Powstawa�em 5 razy, 4 razy umiera�em. Wystarczy. - ??? - No c�, to te� �ycie, cho� znacznie r�ni�ce si� od innych. Poza tym jeszcze nie umar�em. - Mam nadziej�, �e w najbli�szym czasie nie zamierzasz umrze�. - Teraz nie ja o tym decyduj�. Umr� wtedy, kiedy Najwy�szy odwo�a mnie. - Nie nast�pi to chyba tak szybko? - Nic o tym nie wiem. Poza tym mo�esz si� nie martwi�. Mam tu troch� roboty i On o tym wie. U�miechn�a si�. - Wiesz co zauwa�y�am? - Co? - Zachowujesz si� jak cz�owiek. - powiedzia�a, patrz�c na niego uwa�nie. Troch� go to zaskoczy�o. - Tak? No wiesz, kiedy zostali ju� tylko ludzie do obserwacji... Tam czasami jest nudno i wtedy mo�na troch� poobserwowa� ludzi. Jak wida� nabiera si� przy tym pewnych nawyk�w. - Mimo, �e jeste� gadatliwy jak cz�owiek, chyba polubi� ci�. - To niez�y pomys�, bo ja ju� ci� lubi�. Prawd� m�wi�c obserwowa�em ci� od jakiego� czasu. - Tak? Od jak dawna? - zainteresowa�a si�. - W�a�ciwie od dnia twoich narodzin. - przyzna�. - Co takiego?! Od samego pocz�tku? I nigdy przedtem nie pokaza�e� si�?! Nie da�e� o sobie zna�?! - Zrozum, nie mog�em! - Dlaczego? - Nie mog� pokazywa� si� w obecno�ci ludzi, a Mar by� z tob� przez ca�y czas. - ??? Wzruszy� ramionami. - Takie s� zasady. Nic na to nie poradz�. Ale mog� ci� pocieszy�. Pomaga�em Mar'owi jak tylko mog�em. - I ca�y czas by�e� przy mnie? - No, nie ca�y czas. Mia�em te� inne zaj�cia. Ale kiedy tylko zapowiada�o si� na co� niepokoj�cego, natychmiast zjawia�em si� przy tobie. - Powiedz mi, dlaczego teraz pojawi�e� si�? Mog�e� przecie� wcze�niej... - Dopiero teraz dosta�em pozwolenie. Nie wszystko ode mnie zale�y. - Czy to znaczy, �e teraz b�dziesz przy mnie zawsze? - Tak. - u�miechn�� si�. - Dop�ki nie nadejdzie ten dzie�. Wiedzia�a o czym m�wi. Dzie� ostatniego starcia. ***************************************** Van Kist czu� si� w g��bi ducha winny. Ale wiedzia� te�, �e nic na to nie poradzi. Ona jest inna. A ka�dy kto jest inny... - "Mar, po co mnie wezwa�e�?" - my�la�. -"Zna�e� mnie, musia�e� to przewidzie�! By�em g�upcem, da�em si� z�apa� na pieni�dze. M�g�bym si� bez nich obej��. Potrzebne mi to by�o jak cholera!" By� got�w zrezygnowa� ze sporej kwoty, byleby tylko pozby� si� jej. Ale mimo pozor�w, mia� jeszcze to, co nazywaj� sumieniem. Pami�ta� ostatnie s�owa Mar'a: - "Peter, ona jest jedyn� nadziej� ludzko�ci. Tylko ty jeden mo�esz j� ochroni� i dostarczy� w bezpieczne miejsce. Nigdy o nic ci� nie prosi�em. Teraz ci� prosz�, na wszystko co jest dla ciebie �wi�te." Nie potrafi� odm�wi� umieraj�cemu cz�owiekowi. Cholera! Staruszek zagra� na czu�ej strunie. - Trudno. Wpakowa�e� si� w to, wi�c wytrzymaj do ko�ca. - powiedzia� do siebie. Wolnym krokiem zbli�y� si� do drzwi pokoju Jerici. Przez chwil� waha� si�. Ale w ko�cu nacisn�� odpowiedni przycisk na ma�ej klawiaturze przy drzwiach. I wtedy zdziwi� si�. Drzwi nawet nie drgn�y. Na tym statku wszystko mog�o si� zepsu�, ale nie mechanizm otwierania drzwi. Spr�bowa� jeszcze raz. Skutek by� taki sam. Kilka krok�w dalej w �cianie korytarza by� pulpit komputera pomocniczego. Podszed� do niego i spr�bowa� po��czenia fonicznego z jej pokojem. Sygna� zosta� przyj�ty, ale bez odpowiedzi. Czy�by nie chcia�a z nim rozmawia�? Mo�liwe, ale nie mog�a zablokowa� drzwi od wewn�trz. Komputer poinformowa�by go o tym. Tymczasem wed�ug niego wszystko by�o w porz�dku. Zacz�� si� niepokoi� nie na �arty. Znowu nacisn�� przycisk przy drzwiach i ... drzwi otworzy�y si�. Sta� na progu jak wryty i dok�adnie przygl�da� si� drzwiom. Jerica sta�a na przeciwko niego. Wiedzia�a o czym my�li. O blokadzie. Przy�apa� j� na tym. Trudno, wyprze si� wszystkiego. - Nie wejdziesz? Spojrza� na ni� zdziwiony. Wszed� wolnym krokiem i drzwi zamkn�y si� za nim. Spojrza� na nie znowu. - Co� nie tak? - zapyta�a. - Czy wszystko by�o w porz�dku? - Dlaczego pytasz? - Nie, nic takiego. Chocia� ... zdawa�o mi si� ... Nie, jestem tego pewien. Kiedy przed chwil� chcia�em tu wej��, drzwi nie reagowa�y na sygna�. Jak gdyby by�y zablokowane. - To niemo�liwe. - stwierdzi�a. - Najdziwniejsze jest to, �e komputer twierdzi�, �e wszystko jest w porz�dku. - Widocznie tak by�o. - musia�a go o tym przekona�. - Nie obra� si�, ale to stary i wys�u�ony statek ... - Po kapitalnym remoncie! - wtr�ci�. Zapowiada�a si� nowa awantura. - Nie wiem, to tw�j statek i nie odpowiadam za jego stan techniczny. Na chwil� zapad�a cisza. - Chcia�e� co� ode mnie? - zapyta�a. - Co? - ockn�� si�. - Po co tu przyszed�e�? Teraz do niego dotar�o. Spojrza� na ni� przez chwil�. Ravell chyba mia� racj�. Oczy Van Kista wcale nie by�y z�e, przynajmniej tak jej si� wydawa�o. - Ponios�o mnie. Zachowa�em si� troch� nie w porz�dku. - Troch�? Delikatnie powiedziane. - zauwa�y�a. - No dobra! Niech ci b�dzie! Zachowa�em si� okropnie! To chcia�a� us�ysze�? Mam ci� przeprosi�?! W porz�dku! Przepraszam. Ale jak s�usznie zauwa�y�a� to m�j statek i ja tu jestem kapitanem. Nie lubi� zadawa� si� z kim�, kogo nie znam, ani z kim� kto wyprawia dziwne sztuczki! Jeste� tu, bo prosi� mnie o to Mar, a ja idiota da�em si� w to wci�gn��. To moja g�upota, wi�c niech cierpi�. Ale musimy si� um�wi� co do jednego: �adnej magii na tym statku! Nie chc� tego, rozumiesz?! Jego podniesiony g�os zawis� w ciszy. - Nie, nie rozumiem. Ale postaram si� zrobi� to, czego ode mnie oczekujesz. - Prosz� o to. Na razie grzecznie prosz�. Potem ... - Co potem? - Przestan� prosi�. To w�a�ciwie wszystko co chcia�em ci powiedzie�. Chcia� ju� wyj��, kiedy Jerica zapyta�a: - Dlaczego mnie nienawidzisz? Odwr�ci� si� i spojrza� na ni�. Wygl�da�a na kruch�, bezbronn� istot�. Ale mo�na by�o wyczu�, �e jest inna. On o tym wiedzia�. Tak, to by�o uprzedzenie, ale nie mia� na to wp�ywu. Znowu odwr�ci� si� i wyszed�. Kiedy drzwi zamkn�y si� za nim, powiedzia�a zrezygnowana: - To na nic. - Nie przejmuj si� tym tak bardzo. - us�ysza�a g�os Ravella. - Je�eli poprawi� ci tym humor, to powiem ci, �e zada�a� dobre pytanie. Zacz�� si� zastanawia�, a to ju� co�. - Naprawd� my�lisz, �e mo�e mi si� uda�? - Je�eli tylko si� postarasz. - u�miechn�� si� Wys�annik. ***************************************** Tymczasem kapitan poszed� na mostek. Nie mia� tam w�a�ciwie nic do roboty, ale lubi� tam by�. Okaza�o si� jednak, �e nie on jeden. By� tam te� Ghost. - Co ty tu robisz? - zapyta� Van Kist. - Nic, po prostu siedz�. Nie by�o �adnych polece�, wi�c ... - W porz�dku. Usiad� na swoim miejscu. Zapanowa�a niezno�na cisza. W ko�cu android odezwa� si� pierwszy: - By�e� u niej? - Tak. Sk�d o tym wiesz? - Domy�li�em si�. - Czy ty jeste� a� tak doskona�y? - zapyta� nagle Van Kist. - Jestem jednym z najnowocze�niejszych typ�w, a ty mnie jeszcze ulepszy�e�. - odpar� Ghost. - Dlaczego pytasz? - Tak sobie. Lubisz j�, prawda? Wiedzia� o czym m�wi jego kapitan. - Jestem androidem, nie mam uczu�. Ale ... jest sympatyczna. Poza tym od samego pocz�tku to ty stwarzasz wszystkie problemy. I nawet wiem dlaczego. - Tak? To ciekawe. - Boisz si� jej. Jest obca, inna i tak bardzo potrzebna ludziom. Jest kim� w rodzaju boga, a to co� nowego dla ciebie. Poza tym jeste� w�ciek�y na ni� z powodu Mara Nygha. Van Kist spojrza� na androida. A ten m�wi� dalej: - Jeste� w�ciek�y, bo zaj�� si� kim� obcym, bo by� bli�szy komu� innemu. - Wymy�li�e� to sobie! - Obaj wiemy, �e to prawda. I obaj wiemy, �e twoja z�o�� jest niesprawiedliwa. Powiniene� j� przenie�� na siebie, nie na ni�. - Kim ty jeste�, �eby wygadywa� te wszystkie bzdury?! I kim jest Jerica Ansen, �eby miesza� si� w moje �ycie?! Oboje za du�o sobie pozwalacie! - krzycza� kapitan. Ghost poruszy� czu�� strun�. I to co powiedzia� by�o prawd�, bardzo bolesn� prawd�. - Jestem twoim androidem, pilotem i staram si� by� twoim przyjacielem, kt�rego nigdy przedtem nie mia�e�. Pami�tasz? Ty te� tego chcia�e�. A ona jest tylko dziewczyn�, kt�ra potrzebuje twojej pomocy. Poza tym jest tym, o kim m�wiono od lat. - Nie rozumiem. - Pami�tasz star� przepowiedni�? Wszystko jak na razie si� zgadza. Jej pochodzenie, sytuacja spo�eczna i polityczna, no i ona sama. - Chwileczk�! Nie my�lisz chyba, �e ona jest wype�nieniem przepowiedni. - Dlaczego nie? Czy my�lisz, �e Mar tak po prostu zaj�� si� niemowl�ciem z Dirian? Gdyby tak by�o, nie musia�by ukrywa� jej. Z �atwo�ci� m�g� j� poda� za ludzkie dziecko. Przecie� nie r�ni�oby si� od innych. Ale on j� ukrywa� i to bardzo dok�adnie. Ona od samego pocz�tku by�a inna i nie mo�na by�oby poda� jej za zwyk�e dziecko. Ludzie od razu traktowali j� jak boga, a Mar od pocz�tku przygotowywa� j� do wype�nienia przepowiedni. Ona jest jej spe�nieniem. Dlatego tak bardzo zale�a�o Marowi, �eby� si� ni� zaj��. Tylko tobie m�g� zaufa�. Tylko ciebie zna�. - Dlaczego w takim razie nie powiedzia� mi tego? - Nie wiem. - Jak rozpoznaliby j� inni, je�libym nic o niej nie wiedzia�? - Mo�e list, kt�ry da� ci Mar ... - List, w�a�nie! Gdzie ja go mam? - Chyba nie chcesz go otworzy�? - Tylko tam mog� uzyska� odpowied�, potwierdzenie albo ... - A mo�e lepiej porozmawia� z ni�? - Nie. - odpar� po chwili ciszy. - Nie otworz� tego listu, ale te� nie b�d� z ni� rozmawia�. - Tak wielka jest twoja nienawi��? - Nazywaj to sobie jak chcesz. Id� si� przej��. Sprawd� tym czasem wszystko. Chcia�bym jak najszybciej wyruszy� w drog�. - Tak jest kapitanie. Van Kist wyszed�, ale Ghost zauwa�y� w jego r�ku list Mara. ***************************************** Gdyby to by� list napisany przez kogo innego, pewnie by go otworzy�. Ale to by� list od Mara i co� go powstrzymywa�o. Schowa� go wi�c do wewn�trznej kieszeni kurtki. Zapragn�� nagle odpocz�� po�r�d szumu ziemskiego lasu. Poszed� wi�c do jedynego holodeku. Ziemski las by� jedynym nieuszkodzonym programem. Kiedy� by�o ich znacznie wi�cej. Pla�e, g�ry, gwie�dzista noc ... Ale las te� by� dobry. Odpr�a� si� tam s�uchaj�c szumu drzew, �piewu niewidocznych ptak�w. Stan�� przed drzwiami holodeku i przycisn�� kilka klawiszy na pulpicie komputera. Drzwi otworzy�y si� i stan�� w sztucznych promieniach s�o�ca przenikaj�cego przez sztuczne konary drzew. Wszed� do �rodka powoli. Du�o by da�, �eby m�c by� cho� przez chwil� w prawdziwym ziemskim lesie. Ale to by�o niemo�liwe i zostawa�a mu tylko ta atrapa. Bardzo dobra, ale jednak zawsze atrapa. Usiad� na ogromnym g�azie, kt�ry w rzeczywisto�ci by� tylko jego imitacj�. Nie my�la� o niczym. Nie mia� na to ochoty. Chcia� si� po prostu odpr�y�, zebra� si�y na dalsz� drog�. - Czy tak naprawd� wygl�daj� ziemskie lasy? - us�ysza� nagle za sob� kobiecy g�os. Odwr�ci� si� powoli. - Przepraszam, nie chcia�am przeszkadza�. - powiedzia�a. Chcia�a wyj��, ale zatrzyma� j�. - Nie musisz wychodzi�. Je�eli chcesz, zosta�. Nie wiedzia�em tylko, �e tu jeste�. - Bo gdyby� wiedzia� nie przyszed�by�? - Nie zadawaj mi takich pyta�. - Jakich? - Takich, na kt�re nie potrafi� odpowiedzie�. Spojrza� na ni�. Mia�a smutne, ale pi�kne oczy. Dopiero teraz to zauwa�y�. By�y tak czarne jak przestrze� kosmiczna. - Naprawd� nie chcia�em ci� wtedy urazi�. - powiedzia�. - Wiem. - odpar�a, podchodz�c do niego. Patrzy� na ni� zdziwiony. - Nie pytaj sk�d, bo nie b�d� umia�a ci odpowiedzie�. Po prostu wiem. Znowu usiad� na kamieniu. Jerica podesz�a do niego, ale nie usiad�a obok. Stan�a kilka krok�w przed nim. - �adnie tu. - powiedzia�a, rozgl�daj�c si� dooko�a. - Nie mam pewno�ci czy tak wygl�daj� ziemskie lasy. Ale ten, kto tworzy� ten hologram chyba wiedzia�. Nie odpowiedzia�a. - Spotka�a� ju� kiedy� cz�owieka takiego jak ja? - zapyta� nagle. - To znaczy jakiego? - Takiego, kt�ry nie szanuje ci� tak jak inni. - Takiego, kt�ry nie widzi we mnie boga? O to ci chodzi? - Co� w tym rodzaju. - Nie, jeste� pierwszy. I mo�e dlatego ... - urwa�a. - Co "dlatego"? - zapyta�. Podszed� do niej i spojrza� na ni�. - S�ysza�em o tym, �e Diria�czycy to delikatni i uczuciowi ludzie. Czy tak bardzo ci� urazi�em? - Mo�e nie tyle urazi�e� co zaskoczy�e�, ale to te� boli. Spotka�am ludzi przestraszonych, nieufnych i potrzebuj�cych pomocy. Ale bardzo szybko stawali si� moimi przyjaci�mi. Potrafi�am ich przekona� do siebie. I to wcale nie "magi�", ale sob�. Ciebie nie mog� zrozumie�. Jeste� taki inny. Tak bardzo chcia�abym i ciebie przekona� do siebie. Nie udaje mi si� to i nie wiem do ko�ca dlaczego. Wydaje mi si�, �e rozdziela nas ogromna �ciana. Ale to nie ja j� zbudowa�am. Nie potrafi� przej�� przez ni� bez twojej pomocy. A chcia�abym. Bardzo. Na chwil� zapad�a cisza. Czeka�a a� Van Kist co� zrobi, prze�amie si�. - Musz� ju� wraca�. - powiedzia� i chcia� odej��. - Dlaczego nie chcesz o tym rozmawia�? No w�a�nie, nie chce. Ona nic nie rozumie! - Nie potrafi�! - prawie krzykn��. By�a w nim z�o��, hamowa� jej wybuch, bo nie chcia� znowu jej dotkn��. A ona sta�a tam i patrzy�a na niego. Dotkn�a jego d�oni, ale odsun�� si� od niej. - Dlaczego? - zapyta�a cicho. - Nie jeste� mi potrzebna! Ani ty ani twoje dobro! Dlaczego nie mo�esz si� ograniczy� do roli pasa�era? Zawsze we wszystko si� wtr�casz! Daj mi spok�j! Rozumiesz?! O Bo�e! Ci�gle sta�a tam i patrzy�a na niego. Jakby nie rozumia�a co do niej m�wi�. - S�yszysz?! Zostaw mnie w spokoju! Niczego nie potrzebuj�! - Nie by�e� taki kiedy�. - powiedzia�a spokojnie. - Sk�d mo�esz wiedzie� jaki by�em? I co ci� to wszystko obchodzi?! - Wbrew pozorom obchodzi mnie i to bardziej ni� ci si� wydaje! - powiedzia�a podniesionym g�osem. Troch� si� uspokoi�. - Nie jest mi oboj�tna osoba, kt�rej chc� pom�c. - Pom�c?! W czym? - Nie wiem dok�adnie. Nie znam ci� tak dobrze. Chc� tylko twojej przyja�ni. Niczego wi�cej. Chcia�abym m�c rozmawia� z tob�. - Po co ci to wszystko? - zapyta�, patrz�c na ni�. - Jeste� tu jedynym cz�owiekiem. Jedynym, do kt�rego chc� dotrze� i nie potrafi�. Powiedzia�e�, �e nie potrafisz rozmawia�. Dlaczego? Odpowiedz, prosz�. - Wi�kszo�� swojego �ycia sp�dzi�em samotnie. Jedyn� istot�, z kt�r� mog�em w ka�dej chwili porozmawia� by� Ghost. I cho� to bardzo inteligentny android, to jednak tylko android. Ty jeste� kim�, kogo nigdy nie zna�em. Dobra, m�dra, chc�ca wszystkim pomaga�, u�ywaj�ca czego�, czego nie znam. I w dodatku chcesz ze mn� za wszelk� cen� porozmawia�. Chcesz si� zbli�y�. Wnios�a� na m�j statek chaos. - Chaos? - Nie potrafi� nad tym zapanowa�. - Czy to jest co� z�ego? - Nie wiem! Jest inne i przeszkadza! Tak, jej oczy by�y smutne i Van Kist wiedzia�, �e to z jego powodu. - Nie to chcia�em powiedzie�. - doda�. - Chcia�em powiedzie�, �e twoje przybycie miesza ca�y dotychczasowy porz�dek, wed�ug kt�rego �y�em. Nie potrafi� nad tym zapanowa� i wydaje mi si�, �e to �le. - Nigdy nie my�la�am, �e mog� tak bardzo komu� przeszkadza�. - powiedzia�a cicho. - Nie zrozum mnie �le. - powiedzia� �agodniej. - Do tej pory oboje �yli�my w zupe�nie innych �wiatach. Przypadek zetkn�� nas i oba �wiaty w jakiej� cz�ci zawali�y si�, bo okaza�o si�, �e �wiat tego drugiego jest zupe�nie inny. Wiem, mo�e to trudno zrozumie�, ale postaraj si�. Musi min�� troch� czasu, zanim ja odbuduj� sw�j �wiat. - Jaki on wtedy b�dzie? - zapyta�a. - Czy taki jak do tej pory? A mo�e inny? - Nie wiem. Dop�ki jeste� tu, b�dzie inny. A kiedy si� rozstaniemy ... - M�j �wiat nigdy nie b�dzie ju� taki sam. - powiedzia�a. - Przykro mi. Nagle odezwa� si� alarm. - Teraz musz� ju� naprawd� i��. - powiedzia�. ***************************************** Na szcz�cie alarm okaza� si� niepotrzebny. W pobli�u znalaz�a si� eskadra my�liwc�w Barona. Jednak nie wykryli statku Van Kista. - Przepraszam, kapitanie. - powiedzia� potem Ghost. - S�dzi�em, �e komputer dobrze zrobi� w��czaj�c alarm, dlatego nie wy��czy�em go. - W porz�dku, Ghost. Chyba musz� ci za to podzi�kowa�. - powiedzia� kapitan. - Nie rozumiem. - Mia�em do�� trudn� rozmow� z Jeric�. Android spojrza� na niego pytaj�co. - Spotkali�my si� przypadkiem w "lesie". I jako� tak wysz�o ... - Chyba nie wrzeszcza�e� na ni� znowu? - Nie. Nie wrzeszcza�em. Ale nie czu�em si� tam najlepiej. - Fizycznie czy ... psychicznie? - Raczej psychicznie. - Nadal jej nienawidzisz? - W dalszym ci�gu jest inna i nie potrafi� tego zrozumie�. - Czyli �e tak b�dzie do ko�ca waszej znajomo�ci. - westchn�� Ghost. - O czym ty m�wisz? - Bo ona si� nie zmieni, to ty musisz si� zmieni�. - Dziwne. - Co? - Coraz cz�ciej filozofujesz. - powiedzia� Van Kist i usiad� na swoim miejscu. Wola�bym jednak, �eby� skoncentrowa� si� na pracy. Zosta�o jeszcze co nieco do zrobienia. - Tak jest. - powiedzia� Ghost, siadaj�c na swoim miejscu. Przez kilka godzin zajmowali si� napraw� statku. Kiedy najwa�niejsze prace zosta�y zako�czone, Ghost powiedzia�: - Mo�e pan kapitanie odpocz��. Reszt� zrobi� sam. Van Kist spojrza� pytaj�co na androida. Dlaczego chcia�, �eby zostawi� mu reszt� roboty? Nie mia� jednak ochoty, �eby pyta� go o to. - Dobra. - powiedzia� tylko i wolnym krokiem zszed� z mostka. Od ostatniej rozmowy z Jeric� czu� si� dziwnie. Co� go m�czy�o. Teraz zda� sobie spraw�, �e to dziewczyna by�a tego przyczyn�. A w�a�ciwie to co powiedzia� o niej Ghost. Spe�nienie przepowiedni. Czy naprawd� by�a nim? Ciekawi�o go to coraz bardziej, cho� nie bardzo wierzy� w sam� przepowiedni� i w tym podobne opowie�ci o Dirianach. Przepowiednia m�wi�a o tym, �e kiedy� narodzi si� dziecko, kt�re obdarzone b�dzie przez Najwy�szego hojniej ni� inni. Dziecko to b�dzie jedyn� istot� zdoln� pokona� Z�o. Przepowiednia nie m�wi�a o tym, kiedy to nast�pi. Wiedziano jednak, �e dziecko mia�o narodzi� si� z ludu Dirian. Dlatego te� Baron wymordowa� wszystkich Dirian. Tak mu si� przynajmniej zdawa�o, kiedy zniszczy� ich rodzinn� planet�. Jednak kilka lat temu dowiedzia� si� poprzez swoich szpieg�w o istnieniu ostatniego przedstawiciela tej rasy. M�oda kobieta i stary m�czyzna stali si� jego celem. Poszukuje ich od dawna. I cho� sam nie wierzy w przepowiedni�, wola�by jednak mie� pewno��, �e owa Dirianka nie �yje. Van Kist przystan�� przed drzwiami pokoju Jerici. Mimo w�tpliwo�ci, przycisn�� klawisz uruchamiaj�cy mechanizm otwierania drzwi. Te z cichym sykiem otworzy�y si�. Znowu badawczo, cho� przelotnie spojrza� na nie, pami�taj�c niedawn� "awari�". Jerica wsta�a na jego widok z fotela. - Przyszed�em w�a�ciwie sprawdzi� czy z drzwiami wszystko w porz�dku. - powiedzia�, �eby uzasadni� jako� swoj� wizyt�. - Usi�d�. - wskaza�a mu fotel. - Nie chcia�bym ci przeszkadza�. - Nie przeszkadzasz. Prawd� m�wi�c troch� si� nudz�, a rozmowy z tob� s� jak�� odmian�. Usiad�. Jerica od razu zauwa�y�a, �e wcale nie chodzi�o mu o drzwi. - Co to by� za alarm? - zapyta�a, �eby rozpocz�� jako� rozmow�. - Niedaleko st�d pojawili si� ludzie Barona. Ale nic nam tu nie grozi. Znowu zapad�a cisza. W ko�cu jednak Van Kist odezwa� si�: - Wiesz o czy