12300
Szczegóły |
Tytuł |
12300 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12300 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12300 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12300 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DEAN KOONTZ
PRZY BLASKU KSIʯYCA
(Mozolnie skanowane i poprawiane przez Kali)
Ksi��k� t� dedykuj�
Lindzie Borland i Elaine Peterson
za ich ci�k� prac�,
ich dobro�
i ich niezawodno��.
I oczywi�cie za to,
�e jak zwykle raz do roku przy�apa�y mnie na b��dzie,
kt�ry,
gdyby nie zwr�ci�y na niego mojej uwagi,
zepsu�by moj� nieposzlakowan� opini�.
A tak�e za to, �e dyskretnie ukrywa�y przede mn�
prawdziwy pow�d swoich wizyt:
chcia�y sprawi� przyjemno�� mojej Trixie,
drapi�c j� po brzuchu.
Pilot na przodzie piastowa� w swym r�ku cenne brzemi�
�ywot�w ludzkich, wpatruj�c si� pilnie przed siebie, jak
pasterz stada, oczami pe�nymi ksi�ycowego blasku.
�Nocny lot", Antoine de Saint-Exupery
(prze�o�yli z francuskiego Maria Czapska i Stanis�aw Stempowski)
�ycie nie ma sensu, poza sensem odpowiedzialno�ci.
�Wiara i historia", Reinhold Niebuhr
We� moj� d�o� i porzu� trwog�.
Dzi� twej nadziei nie zawiod�,
Bo zawi�d�bym sw� w�asn� dusz�,
na wieczne skaza� j� katusze
i w piekle zmorzy� �wiat�a g�odem.
Dzi� twej nadziei nie zawiod�.
�Ksi�ga policzonych smutk�w"
1 Zanim Dylana O'Connera pozbawiono przytomno�ci, przywi�zano do krzes�a
i wstrzykni�to nieznan� substancj�, zanim odkry�, �e �wiat bywa o wiele bardziej
niepoj�ty,
ni� mu si� dot�d wydawa�o - wyszed� z pokoju motelowego i przeci�� autostrad�,
zmierzaj�c
do jasno o�wietlonego baru fast food, �eby kupi� cheeseburgery, frytki, ciastka
z nadzieniem
jab�kowym i koktajl waniliowy.
Zgas�y dzie� le�a� zagrzebany w asfalcie. Jego duch wci�� jednak trwa� w
powietrzu
arizo�skiego wieczoru, leniwie unosz�c si�
gor�cym oparem z ka�dego skrawka ziemi, jaki przemierza� Dylan.
Na ko�cu miasta, kt�re s�u�y�o przede wszystkim podr�nym z pobliskiej drogi
mi�dzystanowej, baterie kolorowych neon�w walczy�y o klienta. Mimo tocz�cej si�
�wietlnej
bitwy, w czystym i suchym powietrzu a� po horyzont rozci�ga�o si� l�ni�ce i
spokojne morze
gwiazd. Po gwia�dzistym oceanie sun�� okr�g�y jak ko�o sterowe ksi�yc,
zmierzaj�c wolno
na zach�d.
Bezkresna przestrze� wydawa�a si� czysta i pe�na obietnic, lecz �wiat w dole by�
zm�czony i przykurzony. Cho� w�a�ciwie nie wia�o, z g��bi wieczoru dolatywa�y
pojedyncze
podmuchy, z kt�rych ka�dy szepta� w swoim j�zyku i przynosi� w�asn�
niepowtarzaln� wo�.
W miar� jak Dylan zbli�a� si� do restauracji, zapachy pustynnego piasku, py�ku
kaktus�w,
spalin z diesli i rozgrzanego asfaltu zaczyna�y si� miesza� z g�stym aromatem
d�ugo
u�ywanego oleju, hamburger�w dymi�cych na blasze i sma�onej cebuli - ci�kim i
zawiesistym jak chmura dusz�cego powietrza w kopalni.
Gdyby Dylan nie by� w nieznanym mie�cie zm�czony po ca�ym dniu drogi i gdyby
jego
m�odszy brat, Shepherd, nie popad� w zagadkowy nastr�j, poszuka�by restauracji
ze zdrowym
jedzeniem. W tym momencie jednak Shep nie potrafi� stawi� czo�a ludziom, a gdy
by� w
takim stanie, tolerowa� tylko jedzenie, kt�re lubi�, z du�� zawarto�ci�
t�uszczu.
W �rodku restauracji by�o ja�niej ni� na zewn�trz. Dominowa�y tu bia�e
powierzchnie i
mimo przesyconego zapachem t�uszczu powietrza lokal sprawia� wra�enie
antyseptycznego.
Dylan O'Conner czu� si� we wsp�czesnej kulturze jak w niewygodnym ubraniu; tu
tak�e
okaza�a si� przyciasna. Uwa�a�, �e knajpa, gdzie podaje si� hamburgery, powinna
wygl�da�
jak knajpa, nie jak sala operacyjna ani przedszkole z obrazkami klaun�w i
�miesznych
zwierzak�w, ani jak bambusowa chata na tropikalnej wyspie, ani jak plastikowa
imitacja
nieistniej�cego baru z lat pi��dziesi�tych. Je�li kto� zamierza je�� zw�glone
kawa�ki krowy
oblane warstw� sera oraz paski ziemniak�w, kt�re zanurzono we wrz�cym oleju, a�
sta�y si�
kruche jak staro�ytny papirus, a potem popije wszystko stosown� ilo�ci�
lodowatego piwa
albo koktajlem mlecznym o kaloryczno�ci pieczonego prosiaka, to uczta powinna
odbywa�
si� w scenerii wzbudzaj�cej w biesiadniku poczucie winy czy wr�cz grzechu.
Powinno jej
towarzyszy� przy�mione i cieple �wiat�o. W wystroju powinny dominowa� ciemne
kolory -
najlepiej stary maho�, matowy mosi�dz, ciemnoczerwona tapicerka. Mi�so�erca
powinien
s�ucha� uspokajaj�cej muzyki, a nie powoduj�cych md�o�ci produkcji muzyk�w
nafaszerowanych Prozakiem, ale melodii r�wnie smakowitych jak jedzenie - mo�e
wczesnego rock and rolla albo swingu, albo dobrych piosenek country o pokusie i
wyrzutach
sumienia czy ukochanych pieskach.
Tak czy inaczej przeszed� po wykafelkowanej pod�odze do stalowej lady i zam�wi�
posi�ek na wynos u pulchnej, siwow�osej kobiety, kt�ra w nieskazitelnym
pr��kowanym
stroju wygl�da�a jak �ona �wi�tego Miko�aja. Dylan spodziewa� si� ujrze� elfa
zerkaj�cego z
kieszeni jej bluzy.
W dawnych czasach w punktach sprzeda�y fast food�w za lad� krz�ta�y si� g��wnie
nastolatki. Ostatnio jednak spora liczba m�odych ludzi uzna�a, �e nie przystoi
im zaj�cie tego
rodzaju, tak wi�c szans� dorobienia zyskali emeryci.
�ona �wi�tego Miko�aja zwraca�a si� do Dylana �kochany", a podaj�c mu dwie bia�e
torebki
z zam�wionym jedzeniem, si�gn�a ponad lad�, aby przypi�� mu do koszuli
promocyjn�
plakietk�. Na znaczku widnia� napis �Od dzi� tylko frytki jadam, zapominam o
owadach"
oraz u�miechni�ty zielony pyszczek narysowanej �aby wyst�puj�cej w najnowszej
kampanii
reklamowej firmy, w kt�rej pryszczaty p�az zupe�nie zmienia gust, przerzucaj�c
si� z typowej
dla swego gatunku diety na tak wyszukane dania jak p�funtowy cheeseburger.
Dylan kolejny raz poczu� ciasne ubranko: nie rozumia�, dlaczego decyduj�c, co ma
je�� na
kolacj�, mia�by si� kierowa� przychyln� opini� narysowanej �aby, gwiazdy sportu
czy cho�-
by laureata Nagrody Nobla. Co wi�cej, nie rozumia�, dlaczego mia�aby go
zachwyci�
reklama przekonuj�ca, �e frytki podawane w tej restauracji s� smaczniejsze ni�
owady. I
dobrze by by�o, gdyby frytki rzeczywi�cie smakowa�y lepiej ni� torebka sma�onych
muszek.
Powstrzyma� si� przed wyra�eniem swojej opinii na temat �aby tak�e dlatego, �e
zacz��
sobie zdawa� spraw�, i� ostatnio irytowa�o go coraz wi�cej zupe�nie nieistotnych
drobiazg�w. Je�eli si� nie wyluzuje, stanie si� koszmarnym zgorzknia�ym zrz�d�,
zanim
sko�czy trzydzie�ci pi�� lat. U�miechn�� si� do �ony �wi�tego Miko�aja i
podzi�kowa� jej,
�eby nie popsu� sobie Bo�ego Narodzenia.
Maszeruj�c w �wietle pyzatego ksi�yca w poprzek dziel�cej go od motelu
trzypasmowej
autostrady i nios�c papierowe torebki pe�ne wonnego cholesterolu w przer�nych
postaciach,
Dylan wylicza� w my�lach wiele rzeczy, za kt�re powinien by� losowi wdzi�czny.
Dobre
zdrowie. �adne z�by, Wspaniale w�osy. M�odo��. Mia� dwadzie�cia dziewi�� lat,
troch�
talentu artystycznego i prac�, w kt�rej odnalaz� sens i rado��. Mimo �e bogactwo
mu nie
grozi�o, sprzedawa� swoje obrazy na tyle cz�sto, by co miesi�c zap�aci� rachunki
i z�o�y�
nieco pieni�dzy w banku. Nie mia� szpec�cych blizn na twarzy ani k�opot�w z
powracaj�c�
grzybic�, ani niezno�nego brata bli�niaka; nie mia� atak�w amnezji, po kt�rych
budzi� si� z
zakrwawionymi r�kami, ani stan�w zapalnych zadartych przy paznokciach sk�rek.
I mia� Shepherda. Swoje b�ogos�awie�stwo i przekle�stwo. Bywa�y takie chwile,
gdy
Dylan cieszy� si�, �e �yje i Shep jest jego bratem.
Pod czerwonym neonem �Motel", gdzie przesuwaj�cy si� cie� Dylana malowa�
zupe�nie
czarn� plam� na r�owawym od blasku neonu asfalcie, kto� go �ledzi� a tak�e
potem, gdy
mija� niskie sagowce, kolczaste kaktusy i inn� ro�linno�� pustynn� i dalej,
kiedy szed�
betonowymi chodnikami mi�dzy budynkami motelu, i z ca�� pewno�ci�, kiedy mija�
szumi�ce i pobrz�kuj�ce automaty z napojami, rozmy�laj�c o delikatnych wi�zach
ro-
dzinnych - wci�� kto� go �ledzi� Obserwator zbli�y� si� niepostrze�enie, jak
gdyby zr�wna�
sw�j krok z jego krokiem, sw�j oddech z jego oddechem. Dylan stal ju� przed
drzwiami
pokoju i szuka� w kieszeniach klucza, �ciskaj�c przy tym kurczowo torebki z
jedzeniem,
kiedy us�ysza� zdradzieckie skrzypni�cie buta, niestety za p�no. Odwr�ci�
g�ow�, dojrza�
nad sob� blad� w blasku ksi�yca twarz i wyczu� ruch jakiego� ciemnego kszta�tu,
kt�ry
opad� mu prosto na czaszk�.
Dziwne, ale nie poczu� ciosu i nie zorientowa� si�, �e osuwa si� na ziemi�.
Us�ysza� trzask
p�kaj�cych torebek, owion�� go zapach cebuli, ciep�ego sera i marynowanych
warzyw, a
potem u�wiadomi� sobie, �e le�y twarz� na betonie. Mia� nadziej�, �e nie rozla�
koktajlu
mlecznego dla Shepa. P�niej przy�ni�y mu si� ta�cz�ce frytki.
2 Jillian Jackson mia�a ukochany kwiat - grubosza jajowatego - kt�rym
zawsze zajmowa�a si� niezwykle troskliwie. Podawa�a mu starannie wyliczone i
odmierzone
porcje mieszanki od�ywek, rozs�dnie podlewa�a i regularnie spryskiwa�a jego
mi�siste,
owalne li�cie wielko�ci kciuka, aby zmy� kurz i zachowa� ich l�ni�c� ziele�.
Tego pi�tkowego wieczoru, kiedy jechali z Fredem z Albuquerque w Nowym Meksyku
do
Phoenix w Arizonie, gdzie w przysz�ym tygodniu Jilly mia�a trzy wyst�py, to ona
ca�� drog�
siedzia�a za k�kiem, poniewa� Fred nie mia� ani prawa jazdy, ani niezb�dnych do
prowadzenia pojazdu ko�czyn. Fred by� gruboszem jajowatym.
Granatowy cadillac coupe deville rocznik 1956 by� mi�o�ci� �ycia Jilly. Fred
rozumia� to i
�askawie akceptowa�, lecz ma�y Crassula argentea (nazwisko Freda) na li�cie
obiekt�w jej
uczu� lokowa� si� tu� za samochodem. Jilly kupi�a grubosza, gdy by� zaledwie
p�dem o
czterech kr�tkich ga��zkach i szesnastu grubych, gumowatych li�ciach. Cho�
trzymano go w
tandetnej donicy �rednicy trzech cali z czarnego plastiku i m�g� sprawia�
wra�enie drobnej,
�a�osnej ro�linki, jej od pierwszej chwili wyda� si� odwa�ny i z charakterem.
Pod czu��
opiek� wyr�s� na pi�kny okaz wysoko�ci jednej stopy i �rednicy osiemnastu cali.
Teraz
mieszka� sobie wygodnie w dwunastocalowej donicy z terakoty; razem z ziemi� i
pojemnikiem wa�y� dwana�cie funt�w.
Jilly zrobi�a mu tward� poduszk� z pianki z wystaj�cym brzegiem - co� w rodzaju
okr�g�ego siedziska dla pacjent�w po operacji hemoroid�w - dzi�ki kt�rej dno
doniczki nie
mog�o uszkodzi� tapicerki siedzenia, a Fred m�g� podr�owa�, zachowuj�c
r�wnowag�. W
1956 roku nie wyposa�ano cadillac�w coupe deville w pasy bezpiecze�stwa; Jilly
tak�e nie
zosta�a w nie wyposa�ona w chwili narodzin, czyli w roku 1977; zamontowa�a za to
w
samochodzie zwykle pasy biodrowe dla siebie i Freda. Na swojej specjalnie
zrobionej
poduszce, z doniczk� przypi�t� do siedzenia, mia� najlepsze zabezpieczenia, o
jakich m�g�by
marzy� grubosz jajowaty, mkn�c po wertepach Nowego Meksyku z pr�dko�ci�
przekraczaj�c� osiemdziesi�t mil na godzin�.
Siedz�c przy oknie, Fred nie m�g� widzie� ani doceni� pustynnego krajobrazu,
lecz Jilly
od czasu do czasu barwnie s�owami odmalowywa�a mu szczeg�lnie pi�kny widok.
Lubi�a �wiczy� swoje zdolno�ci opisywania. Gdyby nie uda�o si� jej zosta�
gwiazd� w�r�d
komik�w po tych kilku kontraktach na wyst�py w kiepskich barach i drugorz�dnych
klubach,
przewidzia�a plan awaryjny - chcia�aby zosta� powie�ciopisark�, autork�
bestseller�w.
Ludzie nie porzucaj� nadziei nawet w niebezpiecznych czasach, ale Jillian
trzyma�a si� jej
kurczowo, �ywi�c si� ni� tak jak jedzeniem. Trzy lata temu, gdy by�a kelnerk� i
mieszka�a z
trzema dziewczynami, �eby taniej wysz�o, jad�a tylko dwa posi�ki dziennie, kt�re
dostawa�a
gratis w restauracji, gdzie pracowa�a, jeszcze przed swoim pierwszym wyst�pem
mia�a we
krwi tyle nadziei, ile czerwonych i bia�ych krwinek oraz trombocyt�w. Niekt�rzy
l�kaliby si�
r�wnie �mia�ych marze�, ale Jilly wierzy�a, �e dzi�ki nadziei i ci�kiej pracy
zdob�dzie
wszystko, czego zechce.
Wszystko, pr�cz w�a�ciwego m�czyzny.
Jad�c przez dogasaj�ce popo�udnie, z Los Lunas do Socorro, potem do Las Cruces,
czekaj�c w ameryka�skim punkcie odpraw celnych na wsch�d od Akela, gdzie od
niedawna
kontrole przeprowadzano znacznie sumienniej ni� w spokojniejszych czasach -
Jilly ca��
drog� rozmy�la�a o m�czyznach w swoim �yciu. By�o ich tylko trzech, ale o
trzech za du�o.
Zmierzaj�c do Lordsburga na p�noc od g�r Pyramid, do miasta Road Forks w Nowym
Meksyku i wreszcie przekraczaj�c granic� stanu, rozpami�tywa�a przesz�o��,
staraj�c si�
zrozumie�, gdzie pope�ni�a b��d w ka�dym z nieudanych zwi�zk�w.
Mimo �e by�a gotowa wzi�� na siebie win� za burzliwy koniec wszystkich romans�w,
poniewczasie analizuj�c wszystko z uwag� pirotechnika stoj�cego przed decyzj�,
kt�ry z
drucik�w ma przeci��, �eby zapobiec katastrofie, dosz�a w ko�cu do wniosku (nie
po raz
pierwszy zreszt�); �e bardziej ni� ona zawinili nieodpowiedzialni m�czy�ni,
kt�rym zaufa�a.
Zdradzili j�. Oszukali. Gdyby nawet spojrze� na nich bez uprzedze�, przez
najbardziej
r�owe z r�owych okular�w, okazywali si� �ajdakami, trzema �winkami, kt�re
przejawia�y
wy��cznie �wi�skie cechy charakteru i ani jednej dobrej. Gdyby u ich drzwi
stan�� wilk i
zdmuchn�� s�omian� chatk�, s�siedzi zgotowaliby mu owacj� i pocz�stowaliby
winem, �eby
mia� czym popi� kolacj� z�o�on� z kotlet�w wieprzowych.
- Jestem zgorzknia��, m�ciw� suk� - o�wiadczy�a Jilly. Kochany Fred milcz�co
zaprotestowa�.
- Czy kiedykolwiek spotkam porz�dnego faceta? -zastanawia�a si� g�o�no.
Chocia� Fred wykazywa� liczne zalety - by� cierpliwy i spokojny, nigdy si� na
nic nie
skar�y�, wyj�tkowo umia� s�ucha� i milcz�co wsp�czu� oraz mia� zdrowy korze� -
nigdy nie
twierdzi�, �e zosta� obdarzony zdolno�ci� jasnowidzenia. Nie m�g� wiedzie�, czy
pewnego
dnia Jilly spotka porz�dnego faceta. Na og� ufa� przeznaczeniu. Podobnie jak
inne bezwolne
gatunki pozbawione umiej�tno�ci poruszania si�, m�g� tylko polega� na losie i
mie� nadziej�
na pomy�lny obr�t spraw.
- Oczywi�cie, �e spotkam porz�dnego faceta - oznajmi�a zdecydowanie Jilly, gdy
jak zwykle
wst�pi�a w ni� otucha. - Spotkam kilkunastu porz�dnych facet�w, kilkudziesi�ciu,
setki. - Z
melancholijnym westchnieniem wcisn�a hamulec, widz�c tu� przed sob� sznur
samochod�w
t�ocz�cych si� na wschodniej nitce autostrady mi�dzystanowej numer 10. - Nie
chodzi o to,
czy spotkam porz�dnego faceta, ale czy go poznam, je�eli nie b�dzie mia� wok�
siebie ch�ru
anio��w, a nad g�ow� migaj�cej aureoli z napisem ��wietny facet, �wietny facet,
�wietny
facet".
Jillian nie widzia�a u�miechu Freda, ale wyra�nie go wyczu�a. - Och, sp�jrzmy
prawdzie w
oczy - wyj�cza�a. - W sprawach facet�w jestem naiwna i �atwo daj� si� wprowadzi�
w b��d.
Fred potrafi� odr�ni� prawd� od k�amstwa. M�dry Fred. Cisza, jak� skwitowa�
deklaracj�
Jilly, mia�a zupe�nie inn� wymow� ni� cichy protest, gdy nazwa�a si�
zgorzknia��, m�ciw�
suk�.
Sznur samochod�w utkn�� na amen.
Karmazynowy zach�d s�o�ca i zmierzch sp�dzili na kolejnym oczekiwaniu, tym razem
przed
posterunkiem Inspekcji Rolnej Arizony na wsch�d od San Simon, kt�ry s�u�y�
obecnie i
stanowym, i federalnym agencjom str��w prawa. Poza urz�dnikami Departamentu
Rolnictwa w kontroli uczestniczyli tak�e ubrani po cywilnemu agenci o kamiennych
spojrzeniach, s�u��cy zapewne w jakiej� organizacji, kt�ra mia�a niewiele
wsp�lnego z
warzywami; najwyra�niej szukali szkodnik�w znacznie niebezpieczniejszych od
muszek
owocowych hodowanych w przemycanych pomara�czach. Maglowali Jilly z takim
uporem,
jakby s�dzili, �e ukrywa pod siedzeniem karabin p�automatyczny i czador, a
Fredowi
przygl�dali si� z uwag� i nieufno�ci�, jak gdyby w przekonaniu, �e pochodzi z
Bliskiego
Wschodu, jest fanatykiem religijnym i ma z�e intencje.
Jednak nawet ci gro�nie wygl�daj�cy m�czy�ni, kt�rzy mieli swoje powody, by
patrze�
podejrzliwie na ka�dego podr�nego, nie mogli zbyt d�ugo uwa�a� Freda za
z�oczy�c�.
Cofn�li si� i przepu�cili cadillaca przez punkt kontroli.
Zamykaj�c elektrycznie opuszczan� szyb� i wciskaj�c peda� gazu, Jilly
powiedzia�a:
- Dobrze, �e nie wsadzili ci� do pud�a, Freddy. Przy naszym bud�ecie nie
mogliby�my sobie
pozwoli� na kaucj�.
Przez mil� jechali w milczeniu.
Jeszcze przed zachodem s�o�ca pokaza� si� widmowy ksi�yc jak blade oko
ektoplazmy;
wraz z zapadni�ciem zmroku jego cyklopowe spojrzenie sta�o si� ja�niejsze.
- By� mo�e rozmowa z ro�lin� to nie tylko dziwactwo - rozmy�la�a na g�os Jilly.
- By� mo�e
mam troch� nier�wno pod sufitem.
Na p�noc i po�udnie od autostrady panowa�a nieprzenikniona ciemno��. Ch�odny
blask
ksi�ycowy nie m�g� rozja�ni� mroku, jaki po zmierzchu zapad� na pustyni.
- Przepraszam, Fred. Nie powinnam tego m�wi�. Grubosz by� dumny, ale umia� te�
przebacza�. Spo�r�d trzech m�czyzn, z kt�rymi Jilly zg��bia�a tajniki
dysfunkcji zwi�zku,
�aden nie zawaha�by si� wykorzysta� przeciwko niej najbardziej niewinnej oznaki
niezadowolenia z jej strony; ka�dy postara�by si� wzbudzi� w niej poczucie winy
i wszed� w
rol� zgn�bionej ofiary jej wyg�rowanych oczekiwa�. Fred, dzi�ki Bogu, nigdy nie
bawi� si�
w podobne gierki.
Przez jaki� czas jechali w przyjaznej ciszy, oszcz�dzaj�c mn�stwo paliwa, gdy
znale�li si� w
silnym strumieniu powietrza za p�dz�cym peterbiltem, kt�ry, jak wynika�o z
napisu na
tylnych drzwiach, wi�z� przysmaki lodowe wyg�odnia�ym mi�o�nikom przek�sek na
zach�d
od Nowego Meksyku.
Kiedy zbli�yli si� do miasta rozjarzonego neonami moteli i stacji obs�ugi, Jilly
zjecha�a z
drogi mi�dzystanowej. Zatankowa�a na samoobs�ugowej stacji przy Union 76.
Przy tej samej ulicy by� bar z hamburgerami, gdzie kupi�a kolacj�. Za lad� sta�a
starsza pani,
czerstwa i tryskaj�ca rado�ci� jak idea� babci z film�w Disneya z lat
sze��dziesi�tych, kt�ra
upiera�a si�, by przypi�� do bluzki Jilly znaczek z u�miechni�t� �ab�.
Restauracja sprawia�a wra�enie tak czystej, �e mo�na by tu przeprowadzi�
operacj�
wszczepienia poczw�rnych bypass�w, w razie gdyby kt�ry� z klient�w dozna�
blokady
t�tnic, konsumuj�c kolejnego podw�jnego cheeseburgera. Sama czysto�� jednak nie
wystarczy�a, by sk�oni� Jilly do spo�ycia posi�ku przy jednym z pokrytych
laminatem
stolik�w, w intensywnym �wietle, kt�re mog�oby spowodowa� mutacje genetyczne.
Siedz�c w zaparkowanym cadillacu coupe deville i jedz�c kanapk� z kurczakiem i
frytki,
Jilly s�ucha�a wraz z Fredem swojego ulubionego radiowego talk-show, kt�ry
porusza� takie
tematy jak kontakty z UFO, wizyty niebezpiecznych istot pozaziemskich dysz�cych
pragnieniem p�odzenia dzieci z Ziemiankami, pojawienie si� le�nego stwora
znanego jako
Wielka Stopa (a tak�e jego niedawno widzianego potomka, Ma�ej Wielkiej Stopy)
oraz przy-
byszy z odleg�ej przysz�o�ci, kt�rzy zbudowali piramidy w bli�ej nieznanych
wrogich celach.
Tego wieczoru prowadz�cy program Parish Lantern, obdarzony charakterystycznym
zachrypni�tym g�osem, dyskutowa� z go��mi o powa�nym zagro�eniu, jakie stanowi�y
pijawki m�zgowe, kt�re rzekomo przyby�y do naszego �wiata z rzeczywisto�ci
alternatywnej.
Na szcz�cie �aden z dzwoni�cych do programu s�uchaczy ani s�owem nie wspomina�
o
radykalnych faszystowskich fundamentalistach muzu�ma�skich zdecydowanych
zniszczy�
cywilizacj�, by przej�� w�adz� nad �wiatem. Podobno po zagnie�d�eniu si� w
p�acie
potylicznym pijawka m�zgowa przejmowa�a kontrol� nad cz�owiekiem, bior�c w
niewol�
jego umys� i cia�o; stworzenia te by�y zapewne o�liz�e i obrzydliwe, lecz Jilly
s�ucha�a
programu Parisha z ulg�. Gdyby nawet pijawki m�zgowe naprawd� istnia�y, w co ani
przez
chwil� nie wierzy�a, potrafi�a je zrozumie�: rozumia�a ich paso�ytnicz� natur� i
genetyczny
imperatyw, kt�ry kaza� im opanowywa� inne gatunki. Natomiast z�o ludzkie rzadko,
je�li w
og�le, mia�o podstawy racjonalne.
Fred nie mia� m�zgu, kt�ry m�g�by s�u�y� pijawce za terytorium ekspansji, wi�c
m�g�
s�ucha� programu, nie obawiaj�c si� o w�asne bezpiecze�stwo.
Jilly spodziewa�a si�, �e kolacja j� pokrzepi, ale gdy sko�czy�a je��, czu�a si�
tak samo
zm�czona jak po zje�dzie z drogi mi�dzystanowej. Mia�a nadziej�, �e �atwo
zniesie nast�pne
cztery godziny jazdy przez pustyni� do Phoenix, s�uchaj�c przez cz�� drogi
koj�cych
fantazji Parisha Lanterna. Jednak w takim stanie mog�a stanowi� zagro�enie na
autostradzie.
Przez szyb� ujrza�a motel po przeciwnej stronie drogi.
- Je�eli nie pozwalaj� tam bra� ze sob� zwierz�t domowych - powiedzia�a do Freda
- jako�
ci� przemyc�.
3 Dla osoby dotkni�tej nieznacznym uszkodzeniem m�zgu, w wyniku
kt�rego cierpi na kr�tkotrwa�e i niekontrolowane napady obsesji, najlepsz�
rozrywk� jest
szybkie uk�adanie �amig��wki.
Fatalny stan umys�u Shepherda zwykle dawa� mu zdumiewaj�cy atut, ilekro� skupia�
ca��
uwag� na uk�adance obrazkowej. W tej chwili rekonstruowa� skomplikowany obrazek
boga-
tej w ornamenty �wi�tyni sinto otoczonej drzewami wi�niowymi.
Mimo �e zaraz po przyje�dzie do motelu zacz�� uk�ada� zestaw sk�adaj�cy si� z
dw�ch i p�
tysi�ca element�w, zd��y� ju� u�o�y� mniej wi�cej jedn� trzeci�. Po wyznaczeniu
czterech
brzeg�w obrazka Shep metodycznie kierowa� si� ku �rodkowi.
Ch�opiec - Dylan wci�� uwa�a� swojego brata za ch�opca, chocia� Shep mia� ju�
dwadzie�cia
lat-siedzia� przy biurku o�wietlonym cylindryczn� mosi�n� lamp�. Lew� r�k�
trzyma� na
wp� uniesion� i bez przerwy macha� d�oni�, jak gdyby pozdrawia� swoje odbicie w
lustrze
wisz�cym nad biurkiem; w istocie jednak patrzy� tylko na uk�adany obrazek i
pozosta�e
kawa�ki w otwartym pude�ku. Najprawdopodobniej w og�le nie zdawa� sobie sprawy,
�e
macha r�k�, i na pewno nie m�g� nad tym panowa�.
Tiki, napadowe ko�ysanie i inne dziwaczne, monotonne ruchy stanowi�y objawy
choroby
Shepa. Czasami potrafi� trwa� bez ruchu jak statua z br�zu albo marmuru,
zapominaj�c nawet
mruga� oczami, ale najcz�ciej ca�ymi godzinami przebiera� palcami albo kr�ci�
nimi
m�ynka, albo podrygiwa� nogami czy przytupywa�.
Natomiast Dylan by� przywi�zany do krzes�a i nie m�g� niczym macha� ani ko�ysa�,
ani
kr�ci� m�ynka. Kostki n�g kr�powa�y mu grube zwoje calowej ta�my izolacyjnej,
kt�r�
okr�cono wok� n�g krzes�a; nadgarstki i przedramiona przywi�zano mu ta�m� do
opar�.
Praw� r�k� mia� zwr�con� wewn�trzna stron� d�oni do do�u, a lew� odwrotnie � ku
g�rze.
W usta wepchni�to mu jak�� szmat�, kiedy by� nieprzytomny. Wargi te� mia�
zaklejone
ta�m�.
Dylan by� przytomny od dw�ch czy trzech minut, ale nie uda�o mu si� po��czy�
�adnego z
element�w strasznej uk�adanki, przed kt�r� go postawiono. Nie mia� poj�cia, kto
go napad�
ani dlaczego.
Dwukrotnie pr�bowa� odwr�ci� si� na krze�le, by spojrze� w stron� ��ek i
�azienki, kt�re
mia� za sob�, lecz nieznany wr�g wymierzy� mu dwa ciosy w g�ow�, powstrzymuj�c
jego
ciekawo��. Uderzenia nie by�y silne, ale wymierzone we wra�liwe miejsce, gdzie
wcze�niej
zosta� trafiony o wiele mocniej, tote� znowu omal nie zemdla�.
Gdyby Dylan zacz�� wo�a� na pomoc, jego zduszony krzyk nie wydosta�by si� poza
pok�j,
ale us�ysza�by go Shep siedz�cy w odleg�o�ci mniejszej ni� dziesi�� st�p.
Niestety, brat nie
zareagowa�by ani na przera�liwy krzyk, ani na szept. Nawet w swoje najlepsze dni
rzadko
reagowa� na Dylana czy kogokolwiek innego, a gdy jego uwag� poch�ania�a
uk�adanka, �wiat
wydawa� mu si� mniej rzeczywisty ni� dwuwymiarowa scena na pokawa�kowanym
obrazku.
Praw� r�k�- t� spokojn� - Shep wybra� tekturowy element o kszta�cie ameby,
spojrza� na
niego i od�o�y� na bok. Po chwili chwyci� ze stosu inny fragment i momentalnie
umie�ci� we
w�a�ciwym miejscu, potem drugi i trzeci - wszystko w ci�gu p� minuty. Wydawa�o
si�,
jakby s�dzi�, �e poza nim w pokoju nie ma nikogo.
Dylan czu�, jak serce t�ucze mu o �ebra, jak gdyby testuj�c wytrzyma�o��
konstrukcji klatki
piersiowej. Przy ka�dym uderzeniu w obola�ej czaszce pulsowa� b�l w okropnym
synkopo-
wanym rytmie, a knebel w ustach drga� jak �ywe stworzenie, co chwila wzbudzaj�c
odruch
wymiotny.
Dylan ba� si�, cho� tacy duzi ch�opcy nie powinni si� a� tak ba�, nie wstydzi�
si� strachu i
czu� si� dobrze w roli du�ego przera�onego ch�opca; by� pewien jednego:
dwadzie�cia
dziewi�� lat to za wcze�nie na �mier�. Gdyby mia� dziewi��dziesi�t dziewi�� lat,
twierdzi�by
zapewne, �e wiek �redni zaczyna si� dopiero po setce.
�mier� nigdy go specjalnie nie kusi�a. Nie rozumia� fanatyk�w subkultury
gotyckiej i ich
niezmiennego sentymentu do o�ywionych zmar�ych; wampiry jako� go nie poci�ga�y.
Nie
porywa� go te� do ta�ca gangsta-rap ze sw� gloryfikacj� morderstwa i
celebrowaniem
okrucie�stwa wobec kobiet. Nie lubi� film�w, kt�rych g��wnym tematem by�y
wypruwanie
flak�w i odcinanie g��w; w najlepszym razie nie da�o si� przy nich je��
popcornu. Dylan
przypuszcza�, �e zawsze pozostanie w tyle za mod�. By�o mu przeznaczone pozosta�
staro�wieckim jak biedermeier. Jednak perspektywa wiecznej staro�wiecczyzny
wydawa�a
mu si� o wiele bardziej zach�caj�ca ni� perspektywa rych�ej �mierci.
Mimo przera�enia, w sercu wci�� tli�a mu si� nadzieja. Przede wszystkim, gdyby
nieznany
napastnik zamierza� go zabi�, cia�o Dylana z pewno�ci� osi�gn�oby ju�
temperatur� po-
kojow�. Siedzia� skr�powany i zakneblowany, poniewa� przest�pca mia� wobec niego
inne
plany.
Na my�l przychodzi�y tortury. Dylan nigdy nie s�ysza�, by kogo� zam�czono na
�mier� w
kt�rym� z moteli nale��cym do krajowej sieci, przynajmniej nie zdarza�o si� to
regularnie.
Psychopatyczni zab�jcy raczej czuliby si� niezr�cznie, uprawiaj�c sw�j proceder
w miejscu,
w kt�rym w tym samym czasie mog�o odbywa� si� zebranie klubu Rotarian. W ci�gu
lat
sp�dzonych w podr�y Dylan narzeka� tylko na kiepsko utrzymane pokoje, pomy�kowe
poranne telefony z niezam�wionym budzeniem i marne jedzenie w restauracji. Ale
gdy ju�
pomy�la� o torturach, nie umia� znale�� sposobu, jak o nich zapomnie�.
Pociesza� si� r�wnie� my�l�, �e panuj�cy nad sytuacj� napastnik oszcz�dzi�
Shepherda,
kt�rego nie uderzy� ani nie skr�powa�. �wiadczy�o to, �e z�oczy�ca, kimkolwiek
by�,
dostrzeg� oboj�tno�� Shepa wobec �wiata i zorientowa� si�, �e upo�ledzony
ch�opiec nie
stanowi zagro�enia.
Prawdziwy socjopata pozby�by si� jednak Shepherda, albo dla zabawy, albo �eby
poprawi�
sw�j wizerunek zab�jcy. Ob��kani mordercy prawdopodobnie �ywili przekonanie, jak
wi�kszo�� wsp�czesnych Amerykan�w, �e potwierdzanie poczucia w�asnej warto�ci
jest
niezb�dnym warunkiem zdrowia psychicznego.
K�ad�c kolejny bezkszta�tny kawa�ek tektury na swoim miejscu, przyciskaj�c go
kciukiem
prawej d�oni i kwituj�c rytualnym skinieniem g�owy, Shepherd pracowa� nad
uk�adank� w
zawrotnym tempie, z pr�dko�ci� sze�ciu, siedmiu element�w na minut�.
Dylan zacz�� widzie� wyra�niej, a odruchy wymiotne usta�y. Zazwyczaj takie
objawy
przyjmowa�o si� z rado�ci�, ale Dylan nie odczuje �adnej rado�ci, dop�ki si� nie
dowie, kto
go zaatakowa� i w jakim celu.
�omot serca jak huk kot��w i szum krwi w uszach przypominaj�cy nieco d�wi�k
delikatnie
muskanych czyneli skutecz-
nie zag�usza�y wszelkie odg�osy, jakie m�g� wydawa� intruz. By� mo�e jad� ich
kolacj�
kupion� w barze - albo przygotowywa� do odpalenia pi�� �a�cuchow�.
Dylan siedzia� pod pewnym k�tem w stosunku do lustra wisz�cego nad biurkiem,
widzia�
wi�c tylko odbicie niewielkiego fragmentu pokoju za sob�. Obserwuj�c brata
oddanego bez
reszty uk�adance, dostrzeg� z brzegu lustra jaki� ruch, lecz zanim zd��y� skupi�
na nim
wzrok, widmo znikn�o z pola widzenia.
Kiedy napastnik w ko�cu ukaza� si� Dylanowi, wygl�da� nie gro�niej ni�
pi��dziesi�ciokilkuletni dyrektor ch�ru, kt�remu najwi�ksz� rado�� sprawia
s�uchanie
�wietnie zestrojonych g�os�w wy�piewuj�cych radosne hymny. Opadaj�ce ramiona.
Wydatny
brzuch. Przerzedzone siwe w�osy. Ma�e, delikatnie wyrze�bione uszy. Dobroduszna,
r�owa
twarz o nieco obwis�ych policzkach przypomina�a bochen chleba. Jasnoniebieskie
oczy by�y
za�zawione, jak gdyby ze wsp�czucia, i zdawa�a si� w nich odbija� dusza zbyt
poczciwa, by
mog�a zrodzi� jak�kolwiek wrog� my�l.
Wygl�da� jak antyteza �otrostwa, ale mimo �e �agodnie si� u�miecha�, trzyma� w
r�kach do��
d�ug� gumow� rurk�. Przypominaj�c� w�a. D�ugo�ci dw�ch, mo�e trzech st�p.
�adnego
nieo�ywionego przedmiotu - �y�ki czy naostrzonego jak brzytwa spr�ynowca - nie
mo�na
nazwa� z�ym; lecz o ile no�em spr�ynowym mo�na po prostu obra� jab�ko, o tyle
trudno by-
�o w tej chwili grozy wyobrazi� sobie r�wnie niewinne przeznaczenie gumowej
rurki o
przekroju p� cala.
Bujna wyobra�nia artysty podsuwa�a Dylanowi absurdalne, ale bardzo plastyczne
obrazy
przymusowego karmienia przez nos oraz badania okr�nicy przez zupe�nie inny
otw�r cia�a.
L�k nie opu�ci� Dylana, kt�ry zorientowa� si�, �e rurka jest opask� uciskow�.
Zrozumia� za
to, dlaczego ma lew� d�o� zwr�con� wewn�trzn� stron� ku g�rze.
Gdy zaprotestowa� przez przesi�kni�ty �lin� knebel i ta�m� izolacyjn�, zdo�a�
wydoby� z
siebie g�os, jaki m�g�by wyda� cz�owiek pogrzebany �ywcem, wzywaj�cy pomocy
przez
wieko trumny i sze�� st�p ubitej ziemi.
- Spokojnie, synu, spokojnie. - Intruz nie m�wi� twardym g�osem opryszka, ale
cichym i
wsp�czuj�cym, jak wiejski lekarz, kt�ry ze wszystkich si� pragnie ul�y�
pacjentowi w
cierpieniu. - Nic ci nie b�dzie.
Ubrany te� by� jak wiejski lekarz, prawdziwy relikt ubieg�ego wieku wzi�ty
prosto z ilustracji
Normana Rockwella na
pierwszej stronie �Saturday Evening Post". Wypolerowane do po�ysku sk�rzane buty
I�ni�y
jak lustro, be�owe spodnie w kant podtrzymywa�y szelki. By� bez p�aszcza, mia�
podwini�te
r�kawy koszuli, rozpi�ty ko�nierzyk oraz poluzowany krawat i brakowa�o mu tylko
stetoskopu, by wygl�da� zupe�nie jak lekarz z wioski, odrobin� wymi�ty po wielu
domowych
wizytach, o kt�rym wszyscy mieszka�cy m�wi� �yczliwie �pan dokt�r".
Dylan mia� na sobie koszul� z kr�tkim r�kawem, m�czyzna wi�c bez problemu
za�o�y� mu
opask� uciskow�. Szybko zawi�za� gumow� rurk� na bicepsie i na przedramieniu
Dylana
ukaza�a si� mocno nabrzmia�a �y�a.
Lekko opukuj�c uwydatnione naczynie, �Pan Dokt�r" mrukn��:
- �licznie, �licznie.
Maj�c w ustach knebel i b�d�c zmuszonym do oddychania przez nos, Dylan wyra�nie
s�ysza�
dow�d swego narastaj�cego strachu - coraz szybszy rytm rz꿹cych wdech�w i
wydech�w.
Lekarz przemy� sk�r� wacikiem nas�czonym alkoholem.
Wszystkie elementy sk�adaj�ce si� na t� chwil� - Shep machaj�cy do nikogo i
b�yskawicznie
rozprawiaj�cy si� z uk�adank�, u�miechni�ty intruz przygotowuj�cy pacjenta do
zastrzyku,
paskudny smak knebla, ostra wo� alkoholu i bolesny ucisk ta�my izolacyjnej -
ca�kowicie
absorbowa�y pi�� zmys��w, nie spos�b wi�c by�o bra� pod uwag� mo�liwo�ci, �e to
tylko
sen. Mimo to kilka razy Dylan zamyka� oczy i szczypa� si� w duchu... po czym
spogl�da� na
pok�j i dysz�c z jeszcze wi�kszym przera�eniem, stwierdza�, �e ten koszmar
dzieje si�
naprawd�.
Strzykawka do iniekcji podsk�rnych na pewno nie mog�a by� tak ogromna jak ta.
Instrument,
jaki trzyma� Dokt�r, nadawa� si� bardziej dla s�oni czy nosoro�c�w ni� dla
ludzi. Dylan
przypuszcza�, �e rozmiary strzykawki wyolbrzymi� jeszcze strach.
Trzymaj�c kciuk prawej d�oni na t�oku, zaciskaj�c zgi�te palce na ko�nierzu,
Dokt�r wyciska�
ze strzykawki powietrze, dop�ki z ig�y nie trysn�a �ukiem odrobina z�ocistego
p�ynu i
mieni�c si� w blasku lampy, opad�a na dywan.
Wydaj�c zduszony krzyk protestu, Dylan szarpn�� wi�zy, a� krzes�o zako�ysa�o si�
na boki.
- Tak czy inaczej - rzek� przyja�nie lekarz - jestem zdecydowany ci to
zaaplikowa�.
Dylan niez�omnie potrz�sn�� g�ow�.
- Synu, od tej szprycy nie umrzesz, ale jak si� b�dziesz szamota�, co� ci si�
mo�e sta�.
Szprycy. Buntowa� si� przeciw perspektywie wstrzykni�cia leku, narkotyku-albo
toksycznej
substancji chemicznej, trucizny czy osocza krwi zaka�onego paskudn� chorob� - a
teraz
jeszcze energiczniej protestowa� przeciw temu, by do jego �y�y trafi�a jaka�
nieokre�lona
szpryca. Tak nonszalanckie s�owo sugerowa�o niestaranno��, �ajdactwo naznaczone
niedbalstwem, jak gdyby ten okaz banalno�ci z�a o obwis�ych policzkach,
okr�g�ych
ramionach i wystaj�cym brzuchu, mimo �e zada� sobie tyle trudu, nie mial nawet
ochoty
zapami�ta� nazwy substancji, kt�r� zamierza� poda� ofierze. Szpryca! S�owo mog�o
te� ozna-
cza�, �e z�ota ciecz w strzykawce to co� bardziej egzotycznego ni� zwyk�y lek,
trucizna czy
zainfekowane osocze, co� tajemniczego i jedynego w swoim rodzaju, co trudno
nazwa�.
Je�eli wiesz tylko tyle, �e u�miechni�ty, stukni�ty lekarz o r�owej twarzy
uraczy� ci� spor�
szpryc�, to �aden z troskliwych i zupe�nie normalnych lekarzy w szpitalnej izbie
przyj�� nie
b�dzie mial poj�cia, jakie poda� antidotum ani jaki przepisa� antybiotyk,
poniewa� ich apteka
nie b�dzie dysponowa�a �adnym specyfikiem na ci�ki przypadek �szprycy".
Obserwuj�c Dylana szarpi�cego si� bezskutecznie w p�tach, stukni�ty dealer
szpryc pokr�ci�
z dezaprobat� g�ow�.
- Jak si� b�dziesz szamota�, mog� uszkodzi� �y��... albo przypadkowo wstrzykn��
ci ba�k�
powietrza i zrobi si� zator. A zator ci� zabije albo w najlepszym razie zrobi z
ciebie ro�lin�. -
Wskaza� siedz�cego przy biurku Shepa. - Gorsz� od niego.
Bywa�y tak z�e dni, �e pod ich koniec Dylan czul takie znu�enie i rozczarowanie,
i� niekiedy
zazdro�ci� bratu niewiedzy na temat trosk tego �wiata; Shep nie mia� jednak
�adnych
obowi�zk�w, a Dylan mn�stwo - sam Shep by� jednym z wa�niejszych - wi�c stan
nie�wiadomo�ci, z wyboru czy w wyniku zatoru, absolutnie nie wchodzi� w gr�.
Dylan przesta� si� opiera�, skupiaj�c spojrzenie na b�yszcz�cej igle. Na twarz
wyst�pi� mu
kwa�ny pot. Ci�ko wypuszczaj�c i gwa�townie wci�gaj�c powietrze, parska� jak
zdyszany
ko�. Zn�w zacz�� pulsowa� b�l w czaszce, zw�aszcza w miejscu uderzenia, a tak�e
przez ca��
szeroko�� czo�a. Op�r by� m�cz�cy, bezcelowy i po prostu g�upi. Skoro nie m�g�
unikn��
zastrzyku, lepiej b�dzie zaufa� z�emu szamanowi, kt�ry twierdzi�, �e substancja
w
strzykawce nie jest �mierciono�na, znie�� to, co musia�o nast�pi�, zachowa�
czujno��, by w
odpowiedniej chwili wykorzysta� nadarzaj�c� si� okazj� (o ile rzeczywi�cie
zachowa
przytomno��), i dopiero p�niej szuka� pomocy.
- Tak lepiej, synu. Najrozs�dniej mie� to jak najszybciej za sob�. Zaboli mniej
ni� przy
szczepieniu przeciw grypie. Mo�esz mi zaufa�.
Mo�esz mi zaufa�.
Zabrn�li tak daleko w surrealizm, �e Dylan niemal spodziewa� si� zobaczy�, jak
meble w
pokoju mi�kn�, przybieraj�c kszta�ty niczym z obraz�w Salvadora Dalego.
Nieznajomy, z tym samym sennym u�miechem, fachowym ruchem wbi� ig�� w �y��,
rozlu�niaj�c r�wnocze�nie w�ze� na gumowej rurce i dotrzymuj�c obietnicy, �e
zastrzyk
b�dzie bezbolesny.
Naciskaj�cy t�ok czubek kciuka poczerwienia�. Formu�uj�c najbardziej
nieprawdopodobne
zdanie, jakie Dylan s�ysza�, Dokt�r powiedzia�:
- Wstrzykuj� ci dzie�o mojego �ycia.
Ciemna ko�c�wka t�oka w przezroczystym cylindrze strzykawki drgn�a i wolno
zacz�a si�
przesuwa�, wt�aczaj�c z�ocisty p�yn do ig�y.
- Pewnie si� zastanawiasz, co ta szpryca z tob� zrobi. Przesta� nazywa� to
SZPRYC�! -
za��da�by Dylan, gdyby jego ust nie zapycha� kawa� szmaty niewiadomego
pochodzenia. -
W�a�ciwie nie spos�b dok�adnie okre�li� skutk�w. Chocia� ig�a by� mo�e by�a
normalnej
wielko�ci, to spogl�daj�c na rozmiary strzykawki, Dylan zorientowa� si�, �e
wyobra�nia
wcale nie splata�a mu figla. Strzykawka by�a ogromna. Przera�aj�co olbrzymia.
Czarne
cyferki skali na plastikowej rurce wskazywa�y pojemno�� osiemnastu centymetr�w
sze�cien-
nych, co by�o dawk� przepisywan� zapewne przez weterynarza pacjentom z zoo,
kt�rzy
wa�yli co najmniej sze��set funt�w. - Ma dzia�anie psychotropowe.
S�owo zabrzmia�o gro�nie i egzotycznie, lecz Dylan podejrzewa�, �e je�li zdo�a
zebra� my�li,
zrozumie, co to znaczy. Bola�y go jednak rozci�gni�te szcz�ki, spod mokrej
szmaty w ustach
wyciek� kwa�ny strumie� �liny, gro��c mu zakrztuszeniem, piek�y go zaklejone
ta�m� wargi,
a gdy obserwowa� tajemnicz� ciecz s�cz�c� si� do jego r�ki, ogarn�� go jeszcze
wi�kszy
strach. Denerwowa�o go uporczywe machanie Shepa, mimo �e dostrzega� brata tylko
k�tem
oka. W takich warunkach trudno by�o zebra� my�li. S�owo �psychotropowy" t�uk�o
mu si� w
g�owie jak g�adka i l�ni�ca stalowa kula, odbijaj�ca si� od zderzak�w i
metalowych szyn w
b�yskaj�cym �wiat�ami bilardzie elektrycznym.
- Na ka�dego dzia�a inaczej. - W g�osie Doktora da�y si� s�ysze� nutki
niesfornej ciekawo�ci
naukowca, nieprzyjemne jak okruchy szk�a w szklance miodu. Chocia� nieznajomy
wygl�-
dem przypomina� troch� troskliwego lekarza wiejskiego, wobec pacjenta zachowywa�
si� jak
Victor von Frankenstein. - Efekt jest zawsze interesuj�cy, cz�sto zaskakuj�cy,
czasem nawet
pozytywny.
Interesuj�cy, zaskakuj�cy, czasem nawet pozytywny: chyba nie by�o to dzie�o
�ycia
por�wnywalne z dokonaniami Jonasa Salka. Doktorowi bli�ej by�o raczej do
tradycji
ob��kanych, megaloma�skich nazistowskich naukowc�w.
Ostatni centymetr sze�cienny p�ynu znikn�� ze zbiornika strzykawki i przez ig��
trafi� do cia�a
Dylana.
Spodziewa� si�, �e poczuje pieczenie w �yle, okropne chemiczne ciep�o
rozprzestrzeniaj�ce
si� b�yskawicznie po uk�adzie kr��enia, ale nic takiego si� nie sta�o. Nie
wstrz�sn�� te� nim
�aden lodowaty dreszcz. Spodziewa� si�, �e dozna sugestywnych halucynacji, �e
oszaleje,
czuj�c, jak na mi�kkiej powierzchni m�zgu roj� si� paj�ki, �e us�yszy w g�owie
g�osy
duch�w, dostanie napadu drgawek albo gwa�townych skurcz�w mi�ni, albo nie
wytrzyma
mu zwieracz, opanuj� go md�o�ci czy zawroty g�owy, zaczn� mu rosn�� w�osy na
d�oniach,
pok�j zawiruje mu przed oczami - ale zastrzyk nie da� �adnych widocznych
efekt�w, poza
by� mo�e skokiem temperatury jego rozgor�czkowanej wyobra�ni.
Dokt�r wyj�� ig��.
W miejscu uk�ucia wykwit�a jedna male�ka drobinka krwi. - Jeden z dw�ch powinien
wystarczy�, �eby sp�aci� d�ug - mrukn�� Dokt�r, nie do Dylana, ale do siebie,
wyg�aszaj�c
uwag�, kt�ra zdawa�a si� nie mie� sensu. Potem cofn�� si�, znikaj�c Dylanowi z
oczu.
Karmazynowa kropelka dr�a�a w zgi�ciu �okcia Dylana, jak gdyby pulsuj�c
wsp�czuj�co
wraz z rytmem �omocz�cego serca, kt�re kiedy� t�oczy�o j� do najdalszego
naczynia
w�osowatego i od kt�rego zosta�a na zawsze oddzielona. Dylan �a�owa�, �e nie
mo�e
wch�on�� jej z powrotem, wci�gn�� przez nak�ucie w sk�rze, poniewa� obawia� si�,
�e w
maj�cej nast�pi� ci�kiej walce o �ycie b�dzie potrzebowa� ka�dej kropli zdrowej
krwi, je�li
w og�le ma szans� pokona� zagro�enie, kt�re zosta�o mu wstrzykni�te.
- Ale sp�ata d�ugu to nie perfumy - rzek� Dokt�r, pojawiaj�c si� znowu i
trzymaj�c plaster, z
kt�rego zdziera� opakowanie. - Nie zlikwiduje smrodu zdrady, prawda? Zreszt� czy
co� go
mo�e zlikwidowa�?
Cho� zn�w zwraca� si� do Dylana, wydawa�o si�, �e m�wi zagadkami. Powa�ne s�owa
wymaga�y powagi, a w jego g�osie wci�� pobrzmiewa� lekki ton i na twarzy igra�
�artobliwy,
lunatyczny u�miech, to pojawiaj�c si�, to bledn�c, jak blask skacz�cego p�omyka
�wiecy w
kapry�nym wietrzyku.
- Wyrzuty sumienia gryz� mnie od tak dawna, �e wy�ar�y mi serce. Czuj� si�
pusty.
Funkcjonuj�c nadzwyczaj dobrze jak na osobnika bez serca, pusty cz�owiek oderwa�
paski
ochronne plastra i naklei� opatrunek na miejsce uk�ucia.
- Chc� czu� skruch� za to, co zrobi�em. Bez skruchy nie ma mowy o prawdziwym
spokoju.
Rozumiesz?
Cho� Dylan nie rozumia� ani s�owa z tego, co m�wi� szaleniec, skin�� g�ow�,
obawiaj�c si�,
�e brak zgody mo�e wywo�a� napad sza�u, w kt�rym zamiast ig�� mo�e zosta�
zaatakowany
toporem.
Dokt�r wci�� m�wi� cicho, ale wszystkie �artobliwe nutki znikn�y, ust�puj�c
miejsca
cierpieniu, mimo �e osobliwy u�miech pozosta�.
- Chc� czu� skruch�, odrzuci� t� straszn� rzecz, kt�r� zrobi�em, i chc� m�c
szczerze
powiedzie�, �e nie zrobi�bym tego drugi raz, gdybym mia� prze�y� od nowa ca�e
�ycie. Ale
wyrzuty sumienia to wszystko, na co mnie sta�. Gdybym dosta� drug� szans�,
zrobi�bym to
jeszcze raz i prze�y� nast�pne pi�tna�cie lat przygnieciony brzemieniem winy.
Kropelka krwi przesi�k�a przez gaz�, robi�c ciemn� plam� widoczn� przez
perforowan�
warstw� plastra. By� to opatrunek dla dzieci ozdobiony rysunkiem psa, kt�ry
bryka� i
szczerzy� z�by w u�miechu, ale widok obrazka nie pocieszy� Dylana ani nie
odwr�ci� jego
uwagi od kuku.
- Duma nie pozwala mi na skruch�. W tym ca�y k�opot. Och, dobrze znam swoje
wady, ale to
nie znaczy, �e mog� si� ich pozby�. Na to ju� za p�no. Za p�no.
Wrzuci� opakowanie po plastrze do ma�ego kosza stoj�cego obok biurka, po czym
si�gn�� do
kieszeni i wydoby� n�. Cho� w innej sytuacji Dylan nie u�y�by s�owa �bro�" w
stosunku do
zwyk�ego scyzoryka, w tym momencie �adne mniej gro�ne s�owo nie by�oby na
miejscu.
�eby poder�n�� gard�o i przeci�� t�tnic� szyjn�, nie trzeba mie� wcale sztyletu
ani maczety.
Wystarczy scyzoryk.
Dokt�r zmieni� temat, porzucaj�c wynurzenia o dawnych grzechach i skupiaj�c si�
na
pilniejszych sprawach.
- Chc� mnie zabi� i zniszczy� moje dzie�o.
Paznokciem kciuka wyci�gn�� kr�tkie ostrze scyzoryka.
W ko�cu u�miech uton�� w jego przepastnej ziemistej twarzy, a na powierzchni�
wychyn��
wyraz troski.
- Ju� teraz otaczaj� mnie coraz cia�niejszym pier�cieniem. Dylan mia� nadziej�,
�e ciasnemu
pier�cieniowi b�dzie towarzyszy� porz�dna dawka torazyny, kaftan bezpiecze�stwa
i do-
�wiadczeni ludzie w bia�ych fartuchach.
�wiat�o lampy odbija�o si� od stalowego ostrza scyzoryka. - Dla mnie ju� nie ma
ratunku, ale
za nic nie pozwol�, �eby zniszczyli dzie�o mojego �ycia. Kradzie� to inna
sprawa. Z tym
m�g�bym si� pogodzi�. Przecie� sam to zrobi�em. Ale oni chc� wymaza� wszystko,
co
osi�gn��em. Jak gdybym nigdy nie istnia�.
Krzywi�c si�, Dokt�r zacisn�� palce na r�koje�ci scyzoryka i wbi� ostrze w
oparcie krzes�a,
kilka milimetr�w od lewej r�ki swojego je�ca.
Ten ruch nie wywar� korzystnego wp�ywu na Dylana, kt�ry podskoczy� ze strachu
tak
gwa�townie, �e poderwa�y si� trzy nogi krzes�a, a przez u�amek sekundy by� mo�e
nawet
lewitowa�.
- Zjawi� si� tu za p� godziny, mo�e wcze�niej - ostrzeg� Dokt�r. - B�d�
pr�bowa� ucieczki,
ale nie ma sensu si� oszukiwa�. Dranie pewnie mnie dopadn�. I kiedy znajd� cho�
jedn�
pust� strzykawk�, zablokuj� ca�e miasto i zbadaj� wszystkich, jednego po drugim,
dop�ki si�
nie dowiedz�, kto dosta� szpryc�. Czyli dop�ki nie znajd� ciebie. Bo szpryc�
masz ty.
Pochyli� si�, zbli�aj�c twarz do twarzy Dylana. Jego oddech pachnia� piwem i
fistaszkami.
- Lepiej we� sobie do serca to, co m�wi�, synu. Je�li zostaniesz w strefie
kwarantanny,
znajd� ci� na pewno, a kiedy ju� ci� znajd�- zabij�. Taki sprytny go�� jak ty
powinien
wykombinowa�, jak u�y� tego scyzoryka i uwolni� si� w dziesi�� minut, dzi�ki
czemu
b�dziesz mia� szans� si� uratowa�, a ja zdo�am uciec, zanim mnie dogonisz.
Dokt�r mia� mi�dzy z�bami czerwone sk�rki i resztki bia�ego mi��szu orzeszk�w,
ale o wiele
trudniej ni� �lady po ostatniej przek�sce mo�na by�o znale�� oznaki jego
szale�stwa. Jego
oczy barwy spranego d�insu wyra�a�y wy��cznie bezbrze�ny smutek.
Wyprostowa� si�, spojrza� na scyzoryk wbity w oparcie krzes�a i westchn��.
- To naprawd� nie s� �li ludzie. Na ich miejscu te� bym ci� zabi�. W ca�ej tej
sprawie jest
tylko jeden z�y cz�owiek, i to ja nim jestem. Nie mam z�udze� co do siebie.
Odsun�� si� od krzes�a, znikaj�c z pola widzenia Dylana. S�dz�c po odg�osach,
Dokt�r
pakowa� sw�j sprz�t szalonego naukowca, wk�ada� marynark� i szykowa� si�, by da�
nog�.
A wi�c jedziesz do Santa Fe w Nowym Meksyku na festiwal sztuki, gdzie w
minionych
latach sprzeda�e� tyle obraz�w, by pokry� koszty podr�y i wp�aci� pewn� sumk�
do banku, i
zatrzyma�e� si� na nocleg w czystym motelu o dobrej opinii, a potem kupi�e�
kolacj� na
wynos z zawarto�ci� kalorii, po kt�rej mo�na zasn�� r�wnie mocno jak po zbyt
du�ej dawce
nembutalu, poniewa� chcia�e� tylko sp�dzi� spokojny wiecz�r, ogl�daj�c z
nara�eniem
w�asnych kom�rek nerwowych idiotyczne programy telewizyjne w towarzystwie
pracuj�cego
nad uk�adank� brata, a w nocy jak najmniej cierpie� z powodu wzd�cia wywo�anego
cheeseburgerem, ale wsp�czesny �wiat rozpad� si� do tego stopnia, �e siedzisz
teraz
przywi�zany do krzes�a, zakneblowany, z wstrzykni�t� B�g wie jak paskudn�
chorob� i �ci-
gany przez nieznanych zab�jc�w... A przyjaciele zastanawiaj� si�, dlaczego robi
si� z ciebie
taki zrz�da.
Zza plec�w Dylana odezwa� si� g�os Doktora, kt�ry widocznie by� nie tylko
szale�cem, ale
tak�e telepat�:
- Nie jeste� niczym zara�ony. Nie w takim sensie, jak to rozumiesz. To nie s�
bakterie ani
�aden wirus. To, co ci da�em... nie przenosi si� na innych. Synu, zapewniam ci�,
gdybym nie
by� takim tch�rzem, sam bym to sobie wstrzykn��.
Zapewnienie z ust eksperta nie poprawi�o Dylanowi nastroju. - Wstyd przyzna�, �e
tch�rzostwo to jeszcze jedna z moich wad. Naturalnie, jestem geniuszem, ale nie
mog� by�
wzorem do na�ladowania.
Jego usprawiedliwienie metod� autokrytyki straci�o ju� jak�kolwiek si��, kt�rej
�lad
wcze�niej mog�o nosi�.
- Jak wyja�ni�em, szpryca na ka�dego dzia�a inaczej. Je�eli nie wyma�e ci
osobowo�ci ani nie
pozbawi ci� zdolno�ci linearnego my�lenia, ani nie zredukuje ilorazu
inteligencji o sze��dzie-
si�t punkt�w, to istnieje mo�liwo��, �e znacznie poprawi ci �ycie.
Po namy�le Dylan doszed� do wniosku, �e go�� nie traktuje pacjenta jak doktor
Frankenstein.
Traktuje pacjenta jak doktor Szatan.
- Je�eli poprawi ci �ycie, sp�ac� w ten spos�b cz�� grzech�w, jakie pope�ni�em.
Jasne, w
piekle czeka na mnie madejowe �o�e, ale sukces w tej sprawie m�g�by przynajmniej
zrekom-
pensowa� moje najgorsze zbrodnie.
Zagrzechota� �a�cuch na drzwiach i metalicznie szcz�kn�a zasuwa, gdy Dokt�r
otworzy�
zamek.
- Dzie�o mojego �ycia zale�y od ciebie. Teraz jest tob�. Postaraj si� wi�c
prze�y�.
Drzwi otworzy�y si� i zamkn�y.
Wyj�ciu szale�ca towarzyszy�o mniej przemocy ni� jego przybyciu.
Siedz�cy przy biurku Shep nie macha� ju� r�k�, obur�cz pracowa� nad uk�adank�.
Jak �lepiec
czytaj�cy ksi��k� napisan� alfabetem Braille'a zdawa� si� rozpoznawa� elementy
czu�ymi
opuszkami, spogl�daj�c na ka�dy nie d�u�ej ni� dwie sekundy, od czasu do czasu
nawet nie
trudz�c si�, by popatrze�, z niesamowit� szybko�ci� albo dok�ada� do
b�yskawicznie
powi�kszaj�cego si� obrazka kolejny fragment, albo odrzuca� na bok, �eby
poczeka� na swoj�
kolej.
�udz�c si� g�upi� nadziej�, �e dzi�ki jakiej� cudownej wi�zi psychicznej
��cz�cej braci
Shepherd rozpozna �miertelne niebezpiecze�stwo, Dylan pr�bowa� krzykn�� jego
imi�.
Przemok�y knebel zadzia�a� jak filtr, w du�ym stopniu poch�aniaj�c jego g�os,
kt�ry wydoby�
si� jako zduszony be�kot w niczym nieprzypominaj�cy imienia brata. Mimo to
krzykn��
jeszcze raz, potem trzeci, czwarty, pi�ty, licz�c na to, �e powtarzanie
przyci�gnie uwag�
ch�opaka.
Kiedy Shep by� w nastroju do komunikowania si� z otoczeniem - co zdarza�o si�
rzadziej ni�
wsch�d s�o�ca, ale nie tak rzadko jak odwiedziny komety Halleya- potrafi� tyle
m�wi�, �e
zalewa� brata potokiem s��w i samo s�uchanie go by�o m�cz�ce. Znacznie
prawdopodobniejsza by�a sytuacja, �e Shep ca�ymi dniami zdawa� si� nie zauwa�a�
obecno�ci Dylana. Tak jak dzi�. Tak jak tu i teraz. Pracowa� z pasj� nad
uk�adank�, prawie
nie�wiadomy tego, co si� dzieje w pokoju motelowym, mieszka� w cieniu �wi�tyni
sinto na
wp� widocznej na blacie biurka, oddycha� �wie�� woni� kwitn�cych drzewek
wi�niowych
pod chabrowym niebem Japonii, a siedzia� tylko dziesi�� st�p od krzes�a Dylana,
mimo to
odleg�y o p� �wiata, za daleko, by s�ysze� brata, widzie� jego poczerwienia�� z
bezsilno�ci
twarz, napi�te mi�nie karku, pulsuj�ce skronie i b�agalne spojrzenie.
Byli razem, lecz jednak osobno.
Scyzoryk czeka� z ostrzem wbitym w drewno oparcia, stanowi�c r�wnie trudne
wyzwanie jak
magiczny Excalibur zaklinowany w kamiennej pochwie. Niestety, nie mo�na si� by�o
spo-
dziewa�, �e kr�l Artur zmartwychwstanie i przyb�dzie do Arizony, by pom�c
Dylanowi
wyci�gn�� bro�.
W ciele Dylana kr��y�a nieznana szpryca, jego iloraz inteligencji w ka�dej
chwili m�g�
straci� sze��dziesi�t punkt�w, zbli�ali si� mordercy bez twarzy.
Zegar, kt�ry zabiera� ze sob� w podr�, by� elektroniczny, a wi�c cichy, mimo to
Dylan
s�ysza� tykanie. Zdradziecki milcz�cy zegar: jak gdyby odlicza� cenne sekundy
dwa razy
szybciej.
Przyspieszaj�c w miar� zbli�ania si� do fina�u, Shep ko�czy� uk�adank� obur�cz,
ca�y czas
trzymaj�c po dwa kawa�ki. Lewa i prawa r�ka przemyka�y jedna nad drug�,
trzepota�y nad
elementami w pude�ku, mkn�y jak wr�ble do b��kitnego nieba, drzew wi�niowych
albo
niedoko�czonych rog�w dachu �wi�tyni, a potem z powrotem do pude�ka jak gdyby w
szale
budowania gniazda.
- Ciach dylu-dylu - powiedzia� Shep. Dylan j�kn��.
- Ciach dylu-dylu.
Jak podpowiada�o mu do�wiadczenie, Shep b�dzie zapewne powtarza� t� bzdur� setki
czy
nawet tysi�ce razy co najmniej przez p� godziny i d�u�ej, dop�ki nie za�nie -
bli�ej �witu ni�
p�nocy.
- Ciach dylu-dylu.
W mniej niebezpiecznych sytuacjach - czyli w ci�gu ich dotychczasowego �ycia,
przed
spotkaniem z szale�cem uzbrojonym w strzykawk� - Dylan czasami znosi� te napady,
bawi�c
si� w wierszyki i wynajduj�c rymy do wszystkich mniej lub bardziej nonsensownych
sylab,
jakie obsesyjnie powtarza� brat.
- Ciach dylu-dylu.
Siedzi motyl na badylu - pomy�la� Dylan. - Ciach dylu-dylu.