12300

Szczegóły
Tytuł 12300
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12300 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12300 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12300 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DEAN KOONTZ PRZY BLASKU KSIʯYCA (Mozolnie skanowane i poprawiane przez Kali) Ksi��k� t� dedykuj� Lindzie Borland i Elaine Peterson za ich ci�k� prac�, ich dobro� i ich niezawodno��. I oczywi�cie za to, �e jak zwykle raz do roku przy�apa�y mnie na b��dzie, kt�ry, gdyby nie zwr�ci�y na niego mojej uwagi, zepsu�by moj� nieposzlakowan� opini�. A tak�e za to, �e dyskretnie ukrywa�y przede mn� prawdziwy pow�d swoich wizyt: chcia�y sprawi� przyjemno�� mojej Trixie, drapi�c j� po brzuchu. Pilot na przodzie piastowa� w swym r�ku cenne brzemi� �ywot�w ludzkich, wpatruj�c si� pilnie przed siebie, jak pasterz stada, oczami pe�nymi ksi�ycowego blasku. �Nocny lot", Antoine de Saint-Exupery (prze�o�yli z francuskiego Maria Czapska i Stanis�aw Stempowski) �ycie nie ma sensu, poza sensem odpowiedzialno�ci. �Wiara i historia", Reinhold Niebuhr We� moj� d�o� i porzu� trwog�. Dzi� twej nadziei nie zawiod�, Bo zawi�d�bym sw� w�asn� dusz�, na wieczne skaza� j� katusze i w piekle zmorzy� �wiat�a g�odem. Dzi� twej nadziei nie zawiod�. �Ksi�ga policzonych smutk�w" 1 Zanim Dylana O'Connera pozbawiono przytomno�ci, przywi�zano do krzes�a i wstrzykni�to nieznan� substancj�, zanim odkry�, �e �wiat bywa o wiele bardziej niepoj�ty, ni� mu si� dot�d wydawa�o - wyszed� z pokoju motelowego i przeci�� autostrad�, zmierzaj�c do jasno o�wietlonego baru fast food, �eby kupi� cheeseburgery, frytki, ciastka z nadzieniem jab�kowym i koktajl waniliowy. Zgas�y dzie� le�a� zagrzebany w asfalcie. Jego duch wci�� jednak trwa� w powietrzu arizo�skiego wieczoru, leniwie unosz�c si� gor�cym oparem z ka�dego skrawka ziemi, jaki przemierza� Dylan. Na ko�cu miasta, kt�re s�u�y�o przede wszystkim podr�nym z pobliskiej drogi mi�dzystanowej, baterie kolorowych neon�w walczy�y o klienta. Mimo tocz�cej si� �wietlnej bitwy, w czystym i suchym powietrzu a� po horyzont rozci�ga�o si� l�ni�ce i spokojne morze gwiazd. Po gwia�dzistym oceanie sun�� okr�g�y jak ko�o sterowe ksi�yc, zmierzaj�c wolno na zach�d. Bezkresna przestrze� wydawa�a si� czysta i pe�na obietnic, lecz �wiat w dole by� zm�czony i przykurzony. Cho� w�a�ciwie nie wia�o, z g��bi wieczoru dolatywa�y pojedyncze podmuchy, z kt�rych ka�dy szepta� w swoim j�zyku i przynosi� w�asn� niepowtarzaln� wo�. W miar� jak Dylan zbli�a� si� do restauracji, zapachy pustynnego piasku, py�ku kaktus�w, spalin z diesli i rozgrzanego asfaltu zaczyna�y si� miesza� z g�stym aromatem d�ugo u�ywanego oleju, hamburger�w dymi�cych na blasze i sma�onej cebuli - ci�kim i zawiesistym jak chmura dusz�cego powietrza w kopalni. Gdyby Dylan nie by� w nieznanym mie�cie zm�czony po ca�ym dniu drogi i gdyby jego m�odszy brat, Shepherd, nie popad� w zagadkowy nastr�j, poszuka�by restauracji ze zdrowym jedzeniem. W tym momencie jednak Shep nie potrafi� stawi� czo�a ludziom, a gdy by� w takim stanie, tolerowa� tylko jedzenie, kt�re lubi�, z du�� zawarto�ci� t�uszczu. W �rodku restauracji by�o ja�niej ni� na zewn�trz. Dominowa�y tu bia�e powierzchnie i mimo przesyconego zapachem t�uszczu powietrza lokal sprawia� wra�enie antyseptycznego. Dylan O'Conner czu� si� we wsp�czesnej kulturze jak w niewygodnym ubraniu; tu tak�e okaza�a si� przyciasna. Uwa�a�, �e knajpa, gdzie podaje si� hamburgery, powinna wygl�da� jak knajpa, nie jak sala operacyjna ani przedszkole z obrazkami klaun�w i �miesznych zwierzak�w, ani jak bambusowa chata na tropikalnej wyspie, ani jak plastikowa imitacja nieistniej�cego baru z lat pi��dziesi�tych. Je�li kto� zamierza je�� zw�glone kawa�ki krowy oblane warstw� sera oraz paski ziemniak�w, kt�re zanurzono we wrz�cym oleju, a� sta�y si� kruche jak staro�ytny papirus, a potem popije wszystko stosown� ilo�ci� lodowatego piwa albo koktajlem mlecznym o kaloryczno�ci pieczonego prosiaka, to uczta powinna odbywa� si� w scenerii wzbudzaj�cej w biesiadniku poczucie winy czy wr�cz grzechu. Powinno jej towarzyszy� przy�mione i cieple �wiat�o. W wystroju powinny dominowa� ciemne kolory - najlepiej stary maho�, matowy mosi�dz, ciemnoczerwona tapicerka. Mi�so�erca powinien s�ucha� uspokajaj�cej muzyki, a nie powoduj�cych md�o�ci produkcji muzyk�w nafaszerowanych Prozakiem, ale melodii r�wnie smakowitych jak jedzenie - mo�e wczesnego rock and rolla albo swingu, albo dobrych piosenek country o pokusie i wyrzutach sumienia czy ukochanych pieskach. Tak czy inaczej przeszed� po wykafelkowanej pod�odze do stalowej lady i zam�wi� posi�ek na wynos u pulchnej, siwow�osej kobiety, kt�ra w nieskazitelnym pr��kowanym stroju wygl�da�a jak �ona �wi�tego Miko�aja. Dylan spodziewa� si� ujrze� elfa zerkaj�cego z kieszeni jej bluzy. W dawnych czasach w punktach sprzeda�y fast food�w za lad� krz�ta�y si� g��wnie nastolatki. Ostatnio jednak spora liczba m�odych ludzi uzna�a, �e nie przystoi im zaj�cie tego rodzaju, tak wi�c szans� dorobienia zyskali emeryci. �ona �wi�tego Miko�aja zwraca�a si� do Dylana �kochany", a podaj�c mu dwie bia�e torebki z zam�wionym jedzeniem, si�gn�a ponad lad�, aby przypi�� mu do koszuli promocyjn� plakietk�. Na znaczku widnia� napis �Od dzi� tylko frytki jadam, zapominam o owadach" oraz u�miechni�ty zielony pyszczek narysowanej �aby wyst�puj�cej w najnowszej kampanii reklamowej firmy, w kt�rej pryszczaty p�az zupe�nie zmienia gust, przerzucaj�c si� z typowej dla swego gatunku diety na tak wyszukane dania jak p�funtowy cheeseburger. Dylan kolejny raz poczu� ciasne ubranko: nie rozumia�, dlaczego decyduj�c, co ma je�� na kolacj�, mia�by si� kierowa� przychyln� opini� narysowanej �aby, gwiazdy sportu czy cho�- by laureata Nagrody Nobla. Co wi�cej, nie rozumia�, dlaczego mia�aby go zachwyci� reklama przekonuj�ca, �e frytki podawane w tej restauracji s� smaczniejsze ni� owady. I dobrze by by�o, gdyby frytki rzeczywi�cie smakowa�y lepiej ni� torebka sma�onych muszek. Powstrzyma� si� przed wyra�eniem swojej opinii na temat �aby tak�e dlatego, �e zacz�� sobie zdawa� spraw�, i� ostatnio irytowa�o go coraz wi�cej zupe�nie nieistotnych drobiazg�w. Je�eli si� nie wyluzuje, stanie si� koszmarnym zgorzknia�ym zrz�d�, zanim sko�czy trzydzie�ci pi�� lat. U�miechn�� si� do �ony �wi�tego Miko�aja i podzi�kowa� jej, �eby nie popsu� sobie Bo�ego Narodzenia. Maszeruj�c w �wietle pyzatego ksi�yca w poprzek dziel�cej go od motelu trzypasmowej autostrady i nios�c papierowe torebki pe�ne wonnego cholesterolu w przer�nych postaciach, Dylan wylicza� w my�lach wiele rzeczy, za kt�re powinien by� losowi wdzi�czny. Dobre zdrowie. �adne z�by, Wspaniale w�osy. M�odo��. Mia� dwadzie�cia dziewi�� lat, troch� talentu artystycznego i prac�, w kt�rej odnalaz� sens i rado��. Mimo �e bogactwo mu nie grozi�o, sprzedawa� swoje obrazy na tyle cz�sto, by co miesi�c zap�aci� rachunki i z�o�y� nieco pieni�dzy w banku. Nie mia� szpec�cych blizn na twarzy ani k�opot�w z powracaj�c� grzybic�, ani niezno�nego brata bli�niaka; nie mia� atak�w amnezji, po kt�rych budzi� si� z zakrwawionymi r�kami, ani stan�w zapalnych zadartych przy paznokciach sk�rek. I mia� Shepherda. Swoje b�ogos�awie�stwo i przekle�stwo. Bywa�y takie chwile, gdy Dylan cieszy� si�, �e �yje i Shep jest jego bratem. Pod czerwonym neonem �Motel", gdzie przesuwaj�cy si� cie� Dylana malowa� zupe�nie czarn� plam� na r�owawym od blasku neonu asfalcie, kto� go �ledzi� a tak�e potem, gdy mija� niskie sagowce, kolczaste kaktusy i inn� ro�linno�� pustynn� i dalej, kiedy szed� betonowymi chodnikami mi�dzy budynkami motelu, i z ca�� pewno�ci�, kiedy mija� szumi�ce i pobrz�kuj�ce automaty z napojami, rozmy�laj�c o delikatnych wi�zach ro- dzinnych - wci�� kto� go �ledzi� Obserwator zbli�y� si� niepostrze�enie, jak gdyby zr�wna� sw�j krok z jego krokiem, sw�j oddech z jego oddechem. Dylan stal ju� przed drzwiami pokoju i szuka� w kieszeniach klucza, �ciskaj�c przy tym kurczowo torebki z jedzeniem, kiedy us�ysza� zdradzieckie skrzypni�cie buta, niestety za p�no. Odwr�ci� g�ow�, dojrza� nad sob� blad� w blasku ksi�yca twarz i wyczu� ruch jakiego� ciemnego kszta�tu, kt�ry opad� mu prosto na czaszk�. Dziwne, ale nie poczu� ciosu i nie zorientowa� si�, �e osuwa si� na ziemi�. Us�ysza� trzask p�kaj�cych torebek, owion�� go zapach cebuli, ciep�ego sera i marynowanych warzyw, a potem u�wiadomi� sobie, �e le�y twarz� na betonie. Mia� nadziej�, �e nie rozla� koktajlu mlecznego dla Shepa. P�niej przy�ni�y mu si� ta�cz�ce frytki. 2 Jillian Jackson mia�a ukochany kwiat - grubosza jajowatego - kt�rym zawsze zajmowa�a si� niezwykle troskliwie. Podawa�a mu starannie wyliczone i odmierzone porcje mieszanki od�ywek, rozs�dnie podlewa�a i regularnie spryskiwa�a jego mi�siste, owalne li�cie wielko�ci kciuka, aby zmy� kurz i zachowa� ich l�ni�c� ziele�. Tego pi�tkowego wieczoru, kiedy jechali z Fredem z Albuquerque w Nowym Meksyku do Phoenix w Arizonie, gdzie w przysz�ym tygodniu Jilly mia�a trzy wyst�py, to ona ca�� drog� siedzia�a za k�kiem, poniewa� Fred nie mia� ani prawa jazdy, ani niezb�dnych do prowadzenia pojazdu ko�czyn. Fred by� gruboszem jajowatym. Granatowy cadillac coupe deville rocznik 1956 by� mi�o�ci� �ycia Jilly. Fred rozumia� to i �askawie akceptowa�, lecz ma�y Crassula argentea (nazwisko Freda) na li�cie obiekt�w jej uczu� lokowa� si� tu� za samochodem. Jilly kupi�a grubosza, gdy by� zaledwie p�dem o czterech kr�tkich ga��zkach i szesnastu grubych, gumowatych li�ciach. Cho� trzymano go w tandetnej donicy �rednicy trzech cali z czarnego plastiku i m�g� sprawia� wra�enie drobnej, �a�osnej ro�linki, jej od pierwszej chwili wyda� si� odwa�ny i z charakterem. Pod czu�� opiek� wyr�s� na pi�kny okaz wysoko�ci jednej stopy i �rednicy osiemnastu cali. Teraz mieszka� sobie wygodnie w dwunastocalowej donicy z terakoty; razem z ziemi� i pojemnikiem wa�y� dwana�cie funt�w. Jilly zrobi�a mu tward� poduszk� z pianki z wystaj�cym brzegiem - co� w rodzaju okr�g�ego siedziska dla pacjent�w po operacji hemoroid�w - dzi�ki kt�rej dno doniczki nie mog�o uszkodzi� tapicerki siedzenia, a Fred m�g� podr�owa�, zachowuj�c r�wnowag�. W 1956 roku nie wyposa�ano cadillac�w coupe deville w pasy bezpiecze�stwa; Jilly tak�e nie zosta�a w nie wyposa�ona w chwili narodzin, czyli w roku 1977; zamontowa�a za to w samochodzie zwykle pasy biodrowe dla siebie i Freda. Na swojej specjalnie zrobionej poduszce, z doniczk� przypi�t� do siedzenia, mia� najlepsze zabezpieczenia, o jakich m�g�by marzy� grubosz jajowaty, mkn�c po wertepach Nowego Meksyku z pr�dko�ci� przekraczaj�c� osiemdziesi�t mil na godzin�. Siedz�c przy oknie, Fred nie m�g� widzie� ani doceni� pustynnego krajobrazu, lecz Jilly od czasu do czasu barwnie s�owami odmalowywa�a mu szczeg�lnie pi�kny widok. Lubi�a �wiczy� swoje zdolno�ci opisywania. Gdyby nie uda�o si� jej zosta� gwiazd� w�r�d komik�w po tych kilku kontraktach na wyst�py w kiepskich barach i drugorz�dnych klubach, przewidzia�a plan awaryjny - chcia�aby zosta� powie�ciopisark�, autork� bestseller�w. Ludzie nie porzucaj� nadziei nawet w niebezpiecznych czasach, ale Jillian trzyma�a si� jej kurczowo, �ywi�c si� ni� tak jak jedzeniem. Trzy lata temu, gdy by�a kelnerk� i mieszka�a z trzema dziewczynami, �eby taniej wysz�o, jad�a tylko dwa posi�ki dziennie, kt�re dostawa�a gratis w restauracji, gdzie pracowa�a, jeszcze przed swoim pierwszym wyst�pem mia�a we krwi tyle nadziei, ile czerwonych i bia�ych krwinek oraz trombocyt�w. Niekt�rzy l�kaliby si� r�wnie �mia�ych marze�, ale Jilly wierzy�a, �e dzi�ki nadziei i ci�kiej pracy zdob�dzie wszystko, czego zechce. Wszystko, pr�cz w�a�ciwego m�czyzny. Jad�c przez dogasaj�ce popo�udnie, z Los Lunas do Socorro, potem do Las Cruces, czekaj�c w ameryka�skim punkcie odpraw celnych na wsch�d od Akela, gdzie od niedawna kontrole przeprowadzano znacznie sumienniej ni� w spokojniejszych czasach - Jilly ca�� drog� rozmy�la�a o m�czyznach w swoim �yciu. By�o ich tylko trzech, ale o trzech za du�o. Zmierzaj�c do Lordsburga na p�noc od g�r Pyramid, do miasta Road Forks w Nowym Meksyku i wreszcie przekraczaj�c granic� stanu, rozpami�tywa�a przesz�o��, staraj�c si� zrozumie�, gdzie pope�ni�a b��d w ka�dym z nieudanych zwi�zk�w. Mimo �e by�a gotowa wzi�� na siebie win� za burzliwy koniec wszystkich romans�w, poniewczasie analizuj�c wszystko z uwag� pirotechnika stoj�cego przed decyzj�, kt�ry z drucik�w ma przeci��, �eby zapobiec katastrofie, dosz�a w ko�cu do wniosku (nie po raz pierwszy zreszt�); �e bardziej ni� ona zawinili nieodpowiedzialni m�czy�ni, kt�rym zaufa�a. Zdradzili j�. Oszukali. Gdyby nawet spojrze� na nich bez uprzedze�, przez najbardziej r�owe z r�owych okular�w, okazywali si� �ajdakami, trzema �winkami, kt�re przejawia�y wy��cznie �wi�skie cechy charakteru i ani jednej dobrej. Gdyby u ich drzwi stan�� wilk i zdmuchn�� s�omian� chatk�, s�siedzi zgotowaliby mu owacj� i pocz�stowaliby winem, �eby mia� czym popi� kolacj� z�o�on� z kotlet�w wieprzowych. - Jestem zgorzknia��, m�ciw� suk� - o�wiadczy�a Jilly. Kochany Fred milcz�co zaprotestowa�. - Czy kiedykolwiek spotkam porz�dnego faceta? -zastanawia�a si� g�o�no. Chocia� Fred wykazywa� liczne zalety - by� cierpliwy i spokojny, nigdy si� na nic nie skar�y�, wyj�tkowo umia� s�ucha� i milcz�co wsp�czu� oraz mia� zdrowy korze� - nigdy nie twierdzi�, �e zosta� obdarzony zdolno�ci� jasnowidzenia. Nie m�g� wiedzie�, czy pewnego dnia Jilly spotka porz�dnego faceta. Na og� ufa� przeznaczeniu. Podobnie jak inne bezwolne gatunki pozbawione umiej�tno�ci poruszania si�, m�g� tylko polega� na losie i mie� nadziej� na pomy�lny obr�t spraw. - Oczywi�cie, �e spotkam porz�dnego faceta - oznajmi�a zdecydowanie Jilly, gdy jak zwykle wst�pi�a w ni� otucha. - Spotkam kilkunastu porz�dnych facet�w, kilkudziesi�ciu, setki. - Z melancholijnym westchnieniem wcisn�a hamulec, widz�c tu� przed sob� sznur samochod�w t�ocz�cych si� na wschodniej nitce autostrady mi�dzystanowej numer 10. - Nie chodzi o to, czy spotkam porz�dnego faceta, ale czy go poznam, je�eli nie b�dzie mia� wok� siebie ch�ru anio��w, a nad g�ow� migaj�cej aureoli z napisem ��wietny facet, �wietny facet, �wietny facet". Jillian nie widzia�a u�miechu Freda, ale wyra�nie go wyczu�a. - Och, sp�jrzmy prawdzie w oczy - wyj�cza�a. - W sprawach facet�w jestem naiwna i �atwo daj� si� wprowadzi� w b��d. Fred potrafi� odr�ni� prawd� od k�amstwa. M�dry Fred. Cisza, jak� skwitowa� deklaracj� Jilly, mia�a zupe�nie inn� wymow� ni� cichy protest, gdy nazwa�a si� zgorzknia��, m�ciw� suk�. Sznur samochod�w utkn�� na amen. Karmazynowy zach�d s�o�ca i zmierzch sp�dzili na kolejnym oczekiwaniu, tym razem przed posterunkiem Inspekcji Rolnej Arizony na wsch�d od San Simon, kt�ry s�u�y� obecnie i stanowym, i federalnym agencjom str��w prawa. Poza urz�dnikami Departamentu Rolnictwa w kontroli uczestniczyli tak�e ubrani po cywilnemu agenci o kamiennych spojrzeniach, s�u��cy zapewne w jakiej� organizacji, kt�ra mia�a niewiele wsp�lnego z warzywami; najwyra�niej szukali szkodnik�w znacznie niebezpieczniejszych od muszek owocowych hodowanych w przemycanych pomara�czach. Maglowali Jilly z takim uporem, jakby s�dzili, �e ukrywa pod siedzeniem karabin p�automatyczny i czador, a Fredowi przygl�dali si� z uwag� i nieufno�ci�, jak gdyby w przekonaniu, �e pochodzi z Bliskiego Wschodu, jest fanatykiem religijnym i ma z�e intencje. Jednak nawet ci gro�nie wygl�daj�cy m�czy�ni, kt�rzy mieli swoje powody, by patrze� podejrzliwie na ka�dego podr�nego, nie mogli zbyt d�ugo uwa�a� Freda za z�oczy�c�. Cofn�li si� i przepu�cili cadillaca przez punkt kontroli. Zamykaj�c elektrycznie opuszczan� szyb� i wciskaj�c peda� gazu, Jilly powiedzia�a: - Dobrze, �e nie wsadzili ci� do pud�a, Freddy. Przy naszym bud�ecie nie mogliby�my sobie pozwoli� na kaucj�. Przez mil� jechali w milczeniu. Jeszcze przed zachodem s�o�ca pokaza� si� widmowy ksi�yc jak blade oko ektoplazmy; wraz z zapadni�ciem zmroku jego cyklopowe spojrzenie sta�o si� ja�niejsze. - By� mo�e rozmowa z ro�lin� to nie tylko dziwactwo - rozmy�la�a na g�os Jilly. - By� mo�e mam troch� nier�wno pod sufitem. Na p�noc i po�udnie od autostrady panowa�a nieprzenikniona ciemno��. Ch�odny blask ksi�ycowy nie m�g� rozja�ni� mroku, jaki po zmierzchu zapad� na pustyni. - Przepraszam, Fred. Nie powinnam tego m�wi�. Grubosz by� dumny, ale umia� te� przebacza�. Spo�r�d trzech m�czyzn, z kt�rymi Jilly zg��bia�a tajniki dysfunkcji zwi�zku, �aden nie zawaha�by si� wykorzysta� przeciwko niej najbardziej niewinnej oznaki niezadowolenia z jej strony; ka�dy postara�by si� wzbudzi� w niej poczucie winy i wszed� w rol� zgn�bionej ofiary jej wyg�rowanych oczekiwa�. Fred, dzi�ki Bogu, nigdy nie bawi� si� w podobne gierki. Przez jaki� czas jechali w przyjaznej ciszy, oszcz�dzaj�c mn�stwo paliwa, gdy znale�li si� w silnym strumieniu powietrza za p�dz�cym peterbiltem, kt�ry, jak wynika�o z napisu na tylnych drzwiach, wi�z� przysmaki lodowe wyg�odnia�ym mi�o�nikom przek�sek na zach�d od Nowego Meksyku. Kiedy zbli�yli si� do miasta rozjarzonego neonami moteli i stacji obs�ugi, Jilly zjecha�a z drogi mi�dzystanowej. Zatankowa�a na samoobs�ugowej stacji przy Union 76. Przy tej samej ulicy by� bar z hamburgerami, gdzie kupi�a kolacj�. Za lad� sta�a starsza pani, czerstwa i tryskaj�ca rado�ci� jak idea� babci z film�w Disneya z lat sze��dziesi�tych, kt�ra upiera�a si�, by przypi�� do bluzki Jilly znaczek z u�miechni�t� �ab�. Restauracja sprawia�a wra�enie tak czystej, �e mo�na by tu przeprowadzi� operacj� wszczepienia poczw�rnych bypass�w, w razie gdyby kt�ry� z klient�w dozna� blokady t�tnic, konsumuj�c kolejnego podw�jnego cheeseburgera. Sama czysto�� jednak nie wystarczy�a, by sk�oni� Jilly do spo�ycia posi�ku przy jednym z pokrytych laminatem stolik�w, w intensywnym �wietle, kt�re mog�oby spowodowa� mutacje genetyczne. Siedz�c w zaparkowanym cadillacu coupe deville i jedz�c kanapk� z kurczakiem i frytki, Jilly s�ucha�a wraz z Fredem swojego ulubionego radiowego talk-show, kt�ry porusza� takie tematy jak kontakty z UFO, wizyty niebezpiecznych istot pozaziemskich dysz�cych pragnieniem p�odzenia dzieci z Ziemiankami, pojawienie si� le�nego stwora znanego jako Wielka Stopa (a tak�e jego niedawno widzianego potomka, Ma�ej Wielkiej Stopy) oraz przy- byszy z odleg�ej przysz�o�ci, kt�rzy zbudowali piramidy w bli�ej nieznanych wrogich celach. Tego wieczoru prowadz�cy program Parish Lantern, obdarzony charakterystycznym zachrypni�tym g�osem, dyskutowa� z go��mi o powa�nym zagro�eniu, jakie stanowi�y pijawki m�zgowe, kt�re rzekomo przyby�y do naszego �wiata z rzeczywisto�ci alternatywnej. Na szcz�cie �aden z dzwoni�cych do programu s�uchaczy ani s�owem nie wspomina� o radykalnych faszystowskich fundamentalistach muzu�ma�skich zdecydowanych zniszczy� cywilizacj�, by przej�� w�adz� nad �wiatem. Podobno po zagnie�d�eniu si� w p�acie potylicznym pijawka m�zgowa przejmowa�a kontrol� nad cz�owiekiem, bior�c w niewol� jego umys� i cia�o; stworzenia te by�y zapewne o�liz�e i obrzydliwe, lecz Jilly s�ucha�a programu Parisha z ulg�. Gdyby nawet pijawki m�zgowe naprawd� istnia�y, w co ani przez chwil� nie wierzy�a, potrafi�a je zrozumie�: rozumia�a ich paso�ytnicz� natur� i genetyczny imperatyw, kt�ry kaza� im opanowywa� inne gatunki. Natomiast z�o ludzkie rzadko, je�li w og�le, mia�o podstawy racjonalne. Fred nie mia� m�zgu, kt�ry m�g�by s�u�y� pijawce za terytorium ekspansji, wi�c m�g� s�ucha� programu, nie obawiaj�c si� o w�asne bezpiecze�stwo. Jilly spodziewa�a si�, �e kolacja j� pokrzepi, ale gdy sko�czy�a je��, czu�a si� tak samo zm�czona jak po zje�dzie z drogi mi�dzystanowej. Mia�a nadziej�, �e �atwo zniesie nast�pne cztery godziny jazdy przez pustyni� do Phoenix, s�uchaj�c przez cz�� drogi koj�cych fantazji Parisha Lanterna. Jednak w takim stanie mog�a stanowi� zagro�enie na autostradzie. Przez szyb� ujrza�a motel po przeciwnej stronie drogi. - Je�eli nie pozwalaj� tam bra� ze sob� zwierz�t domowych - powiedzia�a do Freda - jako� ci� przemyc�. 3 Dla osoby dotkni�tej nieznacznym uszkodzeniem m�zgu, w wyniku kt�rego cierpi na kr�tkotrwa�e i niekontrolowane napady obsesji, najlepsz� rozrywk� jest szybkie uk�adanie �amig��wki. Fatalny stan umys�u Shepherda zwykle dawa� mu zdumiewaj�cy atut, ilekro� skupia� ca�� uwag� na uk�adance obrazkowej. W tej chwili rekonstruowa� skomplikowany obrazek boga- tej w ornamenty �wi�tyni sinto otoczonej drzewami wi�niowymi. Mimo �e zaraz po przyje�dzie do motelu zacz�� uk�ada� zestaw sk�adaj�cy si� z dw�ch i p� tysi�ca element�w, zd��y� ju� u�o�y� mniej wi�cej jedn� trzeci�. Po wyznaczeniu czterech brzeg�w obrazka Shep metodycznie kierowa� si� ku �rodkowi. Ch�opiec - Dylan wci�� uwa�a� swojego brata za ch�opca, chocia� Shep mia� ju� dwadzie�cia lat-siedzia� przy biurku o�wietlonym cylindryczn� mosi�n� lamp�. Lew� r�k� trzyma� na wp� uniesion� i bez przerwy macha� d�oni�, jak gdyby pozdrawia� swoje odbicie w lustrze wisz�cym nad biurkiem; w istocie jednak patrzy� tylko na uk�adany obrazek i pozosta�e kawa�ki w otwartym pude�ku. Najprawdopodobniej w og�le nie zdawa� sobie sprawy, �e macha r�k�, i na pewno nie m�g� nad tym panowa�. Tiki, napadowe ko�ysanie i inne dziwaczne, monotonne ruchy stanowi�y objawy choroby Shepa. Czasami potrafi� trwa� bez ruchu jak statua z br�zu albo marmuru, zapominaj�c nawet mruga� oczami, ale najcz�ciej ca�ymi godzinami przebiera� palcami albo kr�ci� nimi m�ynka, albo podrygiwa� nogami czy przytupywa�. Natomiast Dylan by� przywi�zany do krzes�a i nie m�g� niczym macha� ani ko�ysa�, ani kr�ci� m�ynka. Kostki n�g kr�powa�y mu grube zwoje calowej ta�my izolacyjnej, kt�r� okr�cono wok� n�g krzes�a; nadgarstki i przedramiona przywi�zano mu ta�m� do opar�. Praw� r�k� mia� zwr�con� wewn�trzna stron� d�oni do do�u, a lew� odwrotnie � ku g�rze. W usta wepchni�to mu jak�� szmat�, kiedy by� nieprzytomny. Wargi te� mia� zaklejone ta�m�. Dylan by� przytomny od dw�ch czy trzech minut, ale nie uda�o mu si� po��czy� �adnego z element�w strasznej uk�adanki, przed kt�r� go postawiono. Nie mia� poj�cia, kto go napad� ani dlaczego. Dwukrotnie pr�bowa� odwr�ci� si� na krze�le, by spojrze� w stron� ��ek i �azienki, kt�re mia� za sob�, lecz nieznany wr�g wymierzy� mu dwa ciosy w g�ow�, powstrzymuj�c jego ciekawo��. Uderzenia nie by�y silne, ale wymierzone we wra�liwe miejsce, gdzie wcze�niej zosta� trafiony o wiele mocniej, tote� znowu omal nie zemdla�. Gdyby Dylan zacz�� wo�a� na pomoc, jego zduszony krzyk nie wydosta�by si� poza pok�j, ale us�ysza�by go Shep siedz�cy w odleg�o�ci mniejszej ni� dziesi�� st�p. Niestety, brat nie zareagowa�by ani na przera�liwy krzyk, ani na szept. Nawet w swoje najlepsze dni rzadko reagowa� na Dylana czy kogokolwiek innego, a gdy jego uwag� poch�ania�a uk�adanka, �wiat wydawa� mu si� mniej rzeczywisty ni� dwuwymiarowa scena na pokawa�kowanym obrazku. Praw� r�k�- t� spokojn� - Shep wybra� tekturowy element o kszta�cie ameby, spojrza� na niego i od�o�y� na bok. Po chwili chwyci� ze stosu inny fragment i momentalnie umie�ci� we w�a�ciwym miejscu, potem drugi i trzeci - wszystko w ci�gu p� minuty. Wydawa�o si�, jakby s�dzi�, �e poza nim w pokoju nie ma nikogo. Dylan czu�, jak serce t�ucze mu o �ebra, jak gdyby testuj�c wytrzyma�o�� konstrukcji klatki piersiowej. Przy ka�dym uderzeniu w obola�ej czaszce pulsowa� b�l w okropnym synkopo- wanym rytmie, a knebel w ustach drga� jak �ywe stworzenie, co chwila wzbudzaj�c odruch wymiotny. Dylan ba� si�, cho� tacy duzi ch�opcy nie powinni si� a� tak ba�, nie wstydzi� si� strachu i czu� si� dobrze w roli du�ego przera�onego ch�opca; by� pewien jednego: dwadzie�cia dziewi�� lat to za wcze�nie na �mier�. Gdyby mia� dziewi��dziesi�t dziewi�� lat, twierdzi�by zapewne, �e wiek �redni zaczyna si� dopiero po setce. �mier� nigdy go specjalnie nie kusi�a. Nie rozumia� fanatyk�w subkultury gotyckiej i ich niezmiennego sentymentu do o�ywionych zmar�ych; wampiry jako� go nie poci�ga�y. Nie porywa� go te� do ta�ca gangsta-rap ze sw� gloryfikacj� morderstwa i celebrowaniem okrucie�stwa wobec kobiet. Nie lubi� film�w, kt�rych g��wnym tematem by�y wypruwanie flak�w i odcinanie g��w; w najlepszym razie nie da�o si� przy nich je�� popcornu. Dylan przypuszcza�, �e zawsze pozostanie w tyle za mod�. By�o mu przeznaczone pozosta� staro�wieckim jak biedermeier. Jednak perspektywa wiecznej staro�wiecczyzny wydawa�a mu si� o wiele bardziej zach�caj�ca ni� perspektywa rych�ej �mierci. Mimo przera�enia, w sercu wci�� tli�a mu si� nadzieja. Przede wszystkim, gdyby nieznany napastnik zamierza� go zabi�, cia�o Dylana z pewno�ci� osi�gn�oby ju� temperatur� po- kojow�. Siedzia� skr�powany i zakneblowany, poniewa� przest�pca mia� wobec niego inne plany. Na my�l przychodzi�y tortury. Dylan nigdy nie s�ysza�, by kogo� zam�czono na �mier� w kt�rym� z moteli nale��cym do krajowej sieci, przynajmniej nie zdarza�o si� to regularnie. Psychopatyczni zab�jcy raczej czuliby si� niezr�cznie, uprawiaj�c sw�j proceder w miejscu, w kt�rym w tym samym czasie mog�o odbywa� si� zebranie klubu Rotarian. W ci�gu lat sp�dzonych w podr�y Dylan narzeka� tylko na kiepsko utrzymane pokoje, pomy�kowe poranne telefony z niezam�wionym budzeniem i marne jedzenie w restauracji. Ale gdy ju� pomy�la� o torturach, nie umia� znale�� sposobu, jak o nich zapomnie�. Pociesza� si� r�wnie� my�l�, �e panuj�cy nad sytuacj� napastnik oszcz�dzi� Shepherda, kt�rego nie uderzy� ani nie skr�powa�. �wiadczy�o to, �e z�oczy�ca, kimkolwiek by�, dostrzeg� oboj�tno�� Shepa wobec �wiata i zorientowa� si�, �e upo�ledzony ch�opiec nie stanowi zagro�enia. Prawdziwy socjopata pozby�by si� jednak Shepherda, albo dla zabawy, albo �eby poprawi� sw�j wizerunek zab�jcy. Ob��kani mordercy prawdopodobnie �ywili przekonanie, jak wi�kszo�� wsp�czesnych Amerykan�w, �e potwierdzanie poczucia w�asnej warto�ci jest niezb�dnym warunkiem zdrowia psychicznego. K�ad�c kolejny bezkszta�tny kawa�ek tektury na swoim miejscu, przyciskaj�c go kciukiem prawej d�oni i kwituj�c rytualnym skinieniem g�owy, Shepherd pracowa� nad uk�adank� w zawrotnym tempie, z pr�dko�ci� sze�ciu, siedmiu element�w na minut�. Dylan zacz�� widzie� wyra�niej, a odruchy wymiotne usta�y. Zazwyczaj takie objawy przyjmowa�o si� z rado�ci�, ale Dylan nie odczuje �adnej rado�ci, dop�ki si� nie dowie, kto go zaatakowa� i w jakim celu. �omot serca jak huk kot��w i szum krwi w uszach przypominaj�cy nieco d�wi�k delikatnie muskanych czyneli skutecz- nie zag�usza�y wszelkie odg�osy, jakie m�g� wydawa� intruz. By� mo�e jad� ich kolacj� kupion� w barze - albo przygotowywa� do odpalenia pi�� �a�cuchow�. Dylan siedzia� pod pewnym k�tem w stosunku do lustra wisz�cego nad biurkiem, widzia� wi�c tylko odbicie niewielkiego fragmentu pokoju za sob�. Obserwuj�c brata oddanego bez reszty uk�adance, dostrzeg� z brzegu lustra jaki� ruch, lecz zanim zd��y� skupi� na nim wzrok, widmo znikn�o z pola widzenia. Kiedy napastnik w ko�cu ukaza� si� Dylanowi, wygl�da� nie gro�niej ni� pi��dziesi�ciokilkuletni dyrektor ch�ru, kt�remu najwi�ksz� rado�� sprawia s�uchanie �wietnie zestrojonych g�os�w wy�piewuj�cych radosne hymny. Opadaj�ce ramiona. Wydatny brzuch. Przerzedzone siwe w�osy. Ma�e, delikatnie wyrze�bione uszy. Dobroduszna, r�owa twarz o nieco obwis�ych policzkach przypomina�a bochen chleba. Jasnoniebieskie oczy by�y za�zawione, jak gdyby ze wsp�czucia, i zdawa�a si� w nich odbija� dusza zbyt poczciwa, by mog�a zrodzi� jak�kolwiek wrog� my�l. Wygl�da� jak antyteza �otrostwa, ale mimo �e �agodnie si� u�miecha�, trzyma� w r�kach do�� d�ug� gumow� rurk�. Przypominaj�c� w�a. D�ugo�ci dw�ch, mo�e trzech st�p. �adnego nieo�ywionego przedmiotu - �y�ki czy naostrzonego jak brzytwa spr�ynowca - nie mo�na nazwa� z�ym; lecz o ile no�em spr�ynowym mo�na po prostu obra� jab�ko, o tyle trudno by- �o w tej chwili grozy wyobrazi� sobie r�wnie niewinne przeznaczenie gumowej rurki o przekroju p� cala. Bujna wyobra�nia artysty podsuwa�a Dylanowi absurdalne, ale bardzo plastyczne obrazy przymusowego karmienia przez nos oraz badania okr�nicy przez zupe�nie inny otw�r cia�a. L�k nie opu�ci� Dylana, kt�ry zorientowa� si�, �e rurka jest opask� uciskow�. Zrozumia� za to, dlaczego ma lew� d�o� zwr�con� wewn�trzn� stron� ku g�rze. Gdy zaprotestowa� przez przesi�kni�ty �lin� knebel i ta�m� izolacyjn�, zdo�a� wydoby� z siebie g�os, jaki m�g�by wyda� cz�owiek pogrzebany �ywcem, wzywaj�cy pomocy przez wieko trumny i sze�� st�p ubitej ziemi. - Spokojnie, synu, spokojnie. - Intruz nie m�wi� twardym g�osem opryszka, ale cichym i wsp�czuj�cym, jak wiejski lekarz, kt�ry ze wszystkich si� pragnie ul�y� pacjentowi w cierpieniu. - Nic ci nie b�dzie. Ubrany te� by� jak wiejski lekarz, prawdziwy relikt ubieg�ego wieku wzi�ty prosto z ilustracji Normana Rockwella na pierwszej stronie �Saturday Evening Post". Wypolerowane do po�ysku sk�rzane buty I�ni�y jak lustro, be�owe spodnie w kant podtrzymywa�y szelki. By� bez p�aszcza, mia� podwini�te r�kawy koszuli, rozpi�ty ko�nierzyk oraz poluzowany krawat i brakowa�o mu tylko stetoskopu, by wygl�da� zupe�nie jak lekarz z wioski, odrobin� wymi�ty po wielu domowych wizytach, o kt�rym wszyscy mieszka�cy m�wi� �yczliwie �pan dokt�r". Dylan mia� na sobie koszul� z kr�tkim r�kawem, m�czyzna wi�c bez problemu za�o�y� mu opask� uciskow�. Szybko zawi�za� gumow� rurk� na bicepsie i na przedramieniu Dylana ukaza�a si� mocno nabrzmia�a �y�a. Lekko opukuj�c uwydatnione naczynie, �Pan Dokt�r" mrukn��: - �licznie, �licznie. Maj�c w ustach knebel i b�d�c zmuszonym do oddychania przez nos, Dylan wyra�nie s�ysza� dow�d swego narastaj�cego strachu - coraz szybszy rytm rz꿹cych wdech�w i wydech�w. Lekarz przemy� sk�r� wacikiem nas�czonym alkoholem. Wszystkie elementy sk�adaj�ce si� na t� chwil� - Shep machaj�cy do nikogo i b�yskawicznie rozprawiaj�cy si� z uk�adank�, u�miechni�ty intruz przygotowuj�cy pacjenta do zastrzyku, paskudny smak knebla, ostra wo� alkoholu i bolesny ucisk ta�my izolacyjnej - ca�kowicie absorbowa�y pi�� zmys��w, nie spos�b wi�c by�o bra� pod uwag� mo�liwo�ci, �e to tylko sen. Mimo to kilka razy Dylan zamyka� oczy i szczypa� si� w duchu... po czym spogl�da� na pok�j i dysz�c z jeszcze wi�kszym przera�eniem, stwierdza�, �e ten koszmar dzieje si� naprawd�. Strzykawka do iniekcji podsk�rnych na pewno nie mog�a by� tak ogromna jak ta. Instrument, jaki trzyma� Dokt�r, nadawa� si� bardziej dla s�oni czy nosoro�c�w ni� dla ludzi. Dylan przypuszcza�, �e rozmiary strzykawki wyolbrzymi� jeszcze strach. Trzymaj�c kciuk prawej d�oni na t�oku, zaciskaj�c zgi�te palce na ko�nierzu, Dokt�r wyciska� ze strzykawki powietrze, dop�ki z ig�y nie trysn�a �ukiem odrobina z�ocistego p�ynu i mieni�c si� w blasku lampy, opad�a na dywan. Wydaj�c zduszony krzyk protestu, Dylan szarpn�� wi�zy, a� krzes�o zako�ysa�o si� na boki. - Tak czy inaczej - rzek� przyja�nie lekarz - jestem zdecydowany ci to zaaplikowa�. Dylan niez�omnie potrz�sn�� g�ow�. - Synu, od tej szprycy nie umrzesz, ale jak si� b�dziesz szamota�, co� ci si� mo�e sta�. Szprycy. Buntowa� si� przeciw perspektywie wstrzykni�cia leku, narkotyku-albo toksycznej substancji chemicznej, trucizny czy osocza krwi zaka�onego paskudn� chorob� - a teraz jeszcze energiczniej protestowa� przeciw temu, by do jego �y�y trafi�a jaka� nieokre�lona szpryca. Tak nonszalanckie s�owo sugerowa�o niestaranno��, �ajdactwo naznaczone niedbalstwem, jak gdyby ten okaz banalno�ci z�a o obwis�ych policzkach, okr�g�ych ramionach i wystaj�cym brzuchu, mimo �e zada� sobie tyle trudu, nie mial nawet ochoty zapami�ta� nazwy substancji, kt�r� zamierza� poda� ofierze. Szpryca! S�owo mog�o te� ozna- cza�, �e z�ota ciecz w strzykawce to co� bardziej egzotycznego ni� zwyk�y lek, trucizna czy zainfekowane osocze, co� tajemniczego i jedynego w swoim rodzaju, co trudno nazwa�. Je�eli wiesz tylko tyle, �e u�miechni�ty, stukni�ty lekarz o r�owej twarzy uraczy� ci� spor� szpryc�, to �aden z troskliwych i zupe�nie normalnych lekarzy w szpitalnej izbie przyj�� nie b�dzie mial poj�cia, jakie poda� antidotum ani jaki przepisa� antybiotyk, poniewa� ich apteka nie b�dzie dysponowa�a �adnym specyfikiem na ci�ki przypadek �szprycy". Obserwuj�c Dylana szarpi�cego si� bezskutecznie w p�tach, stukni�ty dealer szpryc pokr�ci� z dezaprobat� g�ow�. - Jak si� b�dziesz szamota�, mog� uszkodzi� �y��... albo przypadkowo wstrzykn�� ci ba�k� powietrza i zrobi si� zator. A zator ci� zabije albo w najlepszym razie zrobi z ciebie ro�lin�. - Wskaza� siedz�cego przy biurku Shepa. - Gorsz� od niego. Bywa�y tak z�e dni, �e pod ich koniec Dylan czul takie znu�enie i rozczarowanie, i� niekiedy zazdro�ci� bratu niewiedzy na temat trosk tego �wiata; Shep nie mia� jednak �adnych obowi�zk�w, a Dylan mn�stwo - sam Shep by� jednym z wa�niejszych - wi�c stan nie�wiadomo�ci, z wyboru czy w wyniku zatoru, absolutnie nie wchodzi� w gr�. Dylan przesta� si� opiera�, skupiaj�c spojrzenie na b�yszcz�cej igle. Na twarz wyst�pi� mu kwa�ny pot. Ci�ko wypuszczaj�c i gwa�townie wci�gaj�c powietrze, parska� jak zdyszany ko�. Zn�w zacz�� pulsowa� b�l w czaszce, zw�aszcza w miejscu uderzenia, a tak�e przez ca�� szeroko�� czo�a. Op�r by� m�cz�cy, bezcelowy i po prostu g�upi. Skoro nie m�g� unikn�� zastrzyku, lepiej b�dzie zaufa� z�emu szamanowi, kt�ry twierdzi�, �e substancja w strzykawce nie jest �mierciono�na, znie�� to, co musia�o nast�pi�, zachowa� czujno��, by w odpowiedniej chwili wykorzysta� nadarzaj�c� si� okazj� (o ile rzeczywi�cie zachowa przytomno��), i dopiero p�niej szuka� pomocy. - Tak lepiej, synu. Najrozs�dniej mie� to jak najszybciej za sob�. Zaboli mniej ni� przy szczepieniu przeciw grypie. Mo�esz mi zaufa�. Mo�esz mi zaufa�. Zabrn�li tak daleko w surrealizm, �e Dylan niemal spodziewa� si� zobaczy�, jak meble w pokoju mi�kn�, przybieraj�c kszta�ty niczym z obraz�w Salvadora Dalego. Nieznajomy, z tym samym sennym u�miechem, fachowym ruchem wbi� ig�� w �y��, rozlu�niaj�c r�wnocze�nie w�ze� na gumowej rurce i dotrzymuj�c obietnicy, �e zastrzyk b�dzie bezbolesny. Naciskaj�cy t�ok czubek kciuka poczerwienia�. Formu�uj�c najbardziej nieprawdopodobne zdanie, jakie Dylan s�ysza�, Dokt�r powiedzia�: - Wstrzykuj� ci dzie�o mojego �ycia. Ciemna ko�c�wka t�oka w przezroczystym cylindrze strzykawki drgn�a i wolno zacz�a si� przesuwa�, wt�aczaj�c z�ocisty p�yn do ig�y. - Pewnie si� zastanawiasz, co ta szpryca z tob� zrobi. Przesta� nazywa� to SZPRYC�! - za��da�by Dylan, gdyby jego ust nie zapycha� kawa� szmaty niewiadomego pochodzenia. - W�a�ciwie nie spos�b dok�adnie okre�li� skutk�w. Chocia� ig�a by� mo�e by�a normalnej wielko�ci, to spogl�daj�c na rozmiary strzykawki, Dylan zorientowa� si�, �e wyobra�nia wcale nie splata�a mu figla. Strzykawka by�a ogromna. Przera�aj�co olbrzymia. Czarne cyferki skali na plastikowej rurce wskazywa�y pojemno�� osiemnastu centymetr�w sze�cien- nych, co by�o dawk� przepisywan� zapewne przez weterynarza pacjentom z zoo, kt�rzy wa�yli co najmniej sze��set funt�w. - Ma dzia�anie psychotropowe. S�owo zabrzmia�o gro�nie i egzotycznie, lecz Dylan podejrzewa�, �e je�li zdo�a zebra� my�li, zrozumie, co to znaczy. Bola�y go jednak rozci�gni�te szcz�ki, spod mokrej szmaty w ustach wyciek� kwa�ny strumie� �liny, gro��c mu zakrztuszeniem, piek�y go zaklejone ta�m� wargi, a gdy obserwowa� tajemnicz� ciecz s�cz�c� si� do jego r�ki, ogarn�� go jeszcze wi�kszy strach. Denerwowa�o go uporczywe machanie Shepa, mimo �e dostrzega� brata tylko k�tem oka. W takich warunkach trudno by�o zebra� my�li. S�owo �psychotropowy" t�uk�o mu si� w g�owie jak g�adka i l�ni�ca stalowa kula, odbijaj�ca si� od zderzak�w i metalowych szyn w b�yskaj�cym �wiat�ami bilardzie elektrycznym. - Na ka�dego dzia�a inaczej. - W g�osie Doktora da�y si� s�ysze� nutki niesfornej ciekawo�ci naukowca, nieprzyjemne jak okruchy szk�a w szklance miodu. Chocia� nieznajomy wygl�- dem przypomina� troch� troskliwego lekarza wiejskiego, wobec pacjenta zachowywa� si� jak Victor von Frankenstein. - Efekt jest zawsze interesuj�cy, cz�sto zaskakuj�cy, czasem nawet pozytywny. Interesuj�cy, zaskakuj�cy, czasem nawet pozytywny: chyba nie by�o to dzie�o �ycia por�wnywalne z dokonaniami Jonasa Salka. Doktorowi bli�ej by�o raczej do tradycji ob��kanych, megaloma�skich nazistowskich naukowc�w. Ostatni centymetr sze�cienny p�ynu znikn�� ze zbiornika strzykawki i przez ig�� trafi� do cia�a Dylana. Spodziewa� si�, �e poczuje pieczenie w �yle, okropne chemiczne ciep�o rozprzestrzeniaj�ce si� b�yskawicznie po uk�adzie kr��enia, ale nic takiego si� nie sta�o. Nie wstrz�sn�� te� nim �aden lodowaty dreszcz. Spodziewa� si�, �e dozna sugestywnych halucynacji, �e oszaleje, czuj�c, jak na mi�kkiej powierzchni m�zgu roj� si� paj�ki, �e us�yszy w g�owie g�osy duch�w, dostanie napadu drgawek albo gwa�townych skurcz�w mi�ni, albo nie wytrzyma mu zwieracz, opanuj� go md�o�ci czy zawroty g�owy, zaczn� mu rosn�� w�osy na d�oniach, pok�j zawiruje mu przed oczami - ale zastrzyk nie da� �adnych widocznych efekt�w, poza by� mo�e skokiem temperatury jego rozgor�czkowanej wyobra�ni. Dokt�r wyj�� ig��. W miejscu uk�ucia wykwit�a jedna male�ka drobinka krwi. - Jeden z dw�ch powinien wystarczy�, �eby sp�aci� d�ug - mrukn�� Dokt�r, nie do Dylana, ale do siebie, wyg�aszaj�c uwag�, kt�ra zdawa�a si� nie mie� sensu. Potem cofn�� si�, znikaj�c Dylanowi z oczu. Karmazynowa kropelka dr�a�a w zgi�ciu �okcia Dylana, jak gdyby pulsuj�c wsp�czuj�co wraz z rytmem �omocz�cego serca, kt�re kiedy� t�oczy�o j� do najdalszego naczynia w�osowatego i od kt�rego zosta�a na zawsze oddzielona. Dylan �a�owa�, �e nie mo�e wch�on�� jej z powrotem, wci�gn�� przez nak�ucie w sk�rze, poniewa� obawia� si�, �e w maj�cej nast�pi� ci�kiej walce o �ycie b�dzie potrzebowa� ka�dej kropli zdrowej krwi, je�li w og�le ma szans� pokona� zagro�enie, kt�re zosta�o mu wstrzykni�te. - Ale sp�ata d�ugu to nie perfumy - rzek� Dokt�r, pojawiaj�c si� znowu i trzymaj�c plaster, z kt�rego zdziera� opakowanie. - Nie zlikwiduje smrodu zdrady, prawda? Zreszt� czy co� go mo�e zlikwidowa�? Cho� zn�w zwraca� si� do Dylana, wydawa�o si�, �e m�wi zagadkami. Powa�ne s�owa wymaga�y powagi, a w jego g�osie wci�� pobrzmiewa� lekki ton i na twarzy igra� �artobliwy, lunatyczny u�miech, to pojawiaj�c si�, to bledn�c, jak blask skacz�cego p�omyka �wiecy w kapry�nym wietrzyku. - Wyrzuty sumienia gryz� mnie od tak dawna, �e wy�ar�y mi serce. Czuj� si� pusty. Funkcjonuj�c nadzwyczaj dobrze jak na osobnika bez serca, pusty cz�owiek oderwa� paski ochronne plastra i naklei� opatrunek na miejsce uk�ucia. - Chc� czu� skruch� za to, co zrobi�em. Bez skruchy nie ma mowy o prawdziwym spokoju. Rozumiesz? Cho� Dylan nie rozumia� ani s�owa z tego, co m�wi� szaleniec, skin�� g�ow�, obawiaj�c si�, �e brak zgody mo�e wywo�a� napad sza�u, w kt�rym zamiast ig�� mo�e zosta� zaatakowany toporem. Dokt�r wci�� m�wi� cicho, ale wszystkie �artobliwe nutki znikn�y, ust�puj�c miejsca cierpieniu, mimo �e osobliwy u�miech pozosta�. - Chc� czu� skruch�, odrzuci� t� straszn� rzecz, kt�r� zrobi�em, i chc� m�c szczerze powiedzie�, �e nie zrobi�bym tego drugi raz, gdybym mia� prze�y� od nowa ca�e �ycie. Ale wyrzuty sumienia to wszystko, na co mnie sta�. Gdybym dosta� drug� szans�, zrobi�bym to jeszcze raz i prze�y� nast�pne pi�tna�cie lat przygnieciony brzemieniem winy. Kropelka krwi przesi�k�a przez gaz�, robi�c ciemn� plam� widoczn� przez perforowan� warstw� plastra. By� to opatrunek dla dzieci ozdobiony rysunkiem psa, kt�ry bryka� i szczerzy� z�by w u�miechu, ale widok obrazka nie pocieszy� Dylana ani nie odwr�ci� jego uwagi od kuku. - Duma nie pozwala mi na skruch�. W tym ca�y k�opot. Och, dobrze znam swoje wady, ale to nie znaczy, �e mog� si� ich pozby�. Na to ju� za p�no. Za p�no. Wrzuci� opakowanie po plastrze do ma�ego kosza stoj�cego obok biurka, po czym si�gn�� do kieszeni i wydoby� n�. Cho� w innej sytuacji Dylan nie u�y�by s�owa �bro�" w stosunku do zwyk�ego scyzoryka, w tym momencie �adne mniej gro�ne s�owo nie by�oby na miejscu. �eby poder�n�� gard�o i przeci�� t�tnic� szyjn�, nie trzeba mie� wcale sztyletu ani maczety. Wystarczy scyzoryk. Dokt�r zmieni� temat, porzucaj�c wynurzenia o dawnych grzechach i skupiaj�c si� na pilniejszych sprawach. - Chc� mnie zabi� i zniszczy� moje dzie�o. Paznokciem kciuka wyci�gn�� kr�tkie ostrze scyzoryka. W ko�cu u�miech uton�� w jego przepastnej ziemistej twarzy, a na powierzchni� wychyn�� wyraz troski. - Ju� teraz otaczaj� mnie coraz cia�niejszym pier�cieniem. Dylan mia� nadziej�, �e ciasnemu pier�cieniowi b�dzie towarzyszy� porz�dna dawka torazyny, kaftan bezpiecze�stwa i do- �wiadczeni ludzie w bia�ych fartuchach. �wiat�o lampy odbija�o si� od stalowego ostrza scyzoryka. - Dla mnie ju� nie ma ratunku, ale za nic nie pozwol�, �eby zniszczyli dzie�o mojego �ycia. Kradzie� to inna sprawa. Z tym m�g�bym si� pogodzi�. Przecie� sam to zrobi�em. Ale oni chc� wymaza� wszystko, co osi�gn��em. Jak gdybym nigdy nie istnia�. Krzywi�c si�, Dokt�r zacisn�� palce na r�koje�ci scyzoryka i wbi� ostrze w oparcie krzes�a, kilka milimetr�w od lewej r�ki swojego je�ca. Ten ruch nie wywar� korzystnego wp�ywu na Dylana, kt�ry podskoczy� ze strachu tak gwa�townie, �e poderwa�y si� trzy nogi krzes�a, a przez u�amek sekundy by� mo�e nawet lewitowa�. - Zjawi� si� tu za p� godziny, mo�e wcze�niej - ostrzeg� Dokt�r. - B�d� pr�bowa� ucieczki, ale nie ma sensu si� oszukiwa�. Dranie pewnie mnie dopadn�. I kiedy znajd� cho� jedn� pust� strzykawk�, zablokuj� ca�e miasto i zbadaj� wszystkich, jednego po drugim, dop�ki si� nie dowiedz�, kto dosta� szpryc�. Czyli dop�ki nie znajd� ciebie. Bo szpryc� masz ty. Pochyli� si�, zbli�aj�c twarz do twarzy Dylana. Jego oddech pachnia� piwem i fistaszkami. - Lepiej we� sobie do serca to, co m�wi�, synu. Je�li zostaniesz w strefie kwarantanny, znajd� ci� na pewno, a kiedy ju� ci� znajd�- zabij�. Taki sprytny go�� jak ty powinien wykombinowa�, jak u�y� tego scyzoryka i uwolni� si� w dziesi�� minut, dzi�ki czemu b�dziesz mia� szans� si� uratowa�, a ja zdo�am uciec, zanim mnie dogonisz. Dokt�r mia� mi�dzy z�bami czerwone sk�rki i resztki bia�ego mi��szu orzeszk�w, ale o wiele trudniej ni� �lady po ostatniej przek�sce mo�na by�o znale�� oznaki jego szale�stwa. Jego oczy barwy spranego d�insu wyra�a�y wy��cznie bezbrze�ny smutek. Wyprostowa� si�, spojrza� na scyzoryk wbity w oparcie krzes�a i westchn��. - To naprawd� nie s� �li ludzie. Na ich miejscu te� bym ci� zabi�. W ca�ej tej sprawie jest tylko jeden z�y cz�owiek, i to ja nim jestem. Nie mam z�udze� co do siebie. Odsun�� si� od krzes�a, znikaj�c z pola widzenia Dylana. S�dz�c po odg�osach, Dokt�r pakowa� sw�j sprz�t szalonego naukowca, wk�ada� marynark� i szykowa� si�, by da� nog�. A wi�c jedziesz do Santa Fe w Nowym Meksyku na festiwal sztuki, gdzie w minionych latach sprzeda�e� tyle obraz�w, by pokry� koszty podr�y i wp�aci� pewn� sumk� do banku, i zatrzyma�e� si� na nocleg w czystym motelu o dobrej opinii, a potem kupi�e� kolacj� na wynos z zawarto�ci� kalorii, po kt�rej mo�na zasn�� r�wnie mocno jak po zbyt du�ej dawce nembutalu, poniewa� chcia�e� tylko sp�dzi� spokojny wiecz�r, ogl�daj�c z nara�eniem w�asnych kom�rek nerwowych idiotyczne programy telewizyjne w towarzystwie pracuj�cego nad uk�adank� brata, a w nocy jak najmniej cierpie� z powodu wzd�cia wywo�anego cheeseburgerem, ale wsp�czesny �wiat rozpad� si� do tego stopnia, �e siedzisz teraz przywi�zany do krzes�a, zakneblowany, z wstrzykni�t� B�g wie jak paskudn� chorob� i �ci- gany przez nieznanych zab�jc�w... A przyjaciele zastanawiaj� si�, dlaczego robi si� z ciebie taki zrz�da. Zza plec�w Dylana odezwa� si� g�os Doktora, kt�ry widocznie by� nie tylko szale�cem, ale tak�e telepat�: - Nie jeste� niczym zara�ony. Nie w takim sensie, jak to rozumiesz. To nie s� bakterie ani �aden wirus. To, co ci da�em... nie przenosi si� na innych. Synu, zapewniam ci�, gdybym nie by� takim tch�rzem, sam bym to sobie wstrzykn��. Zapewnienie z ust eksperta nie poprawi�o Dylanowi nastroju. - Wstyd przyzna�, �e tch�rzostwo to jeszcze jedna z moich wad. Naturalnie, jestem geniuszem, ale nie mog� by� wzorem do na�ladowania. Jego usprawiedliwienie metod� autokrytyki straci�o ju� jak�kolwiek si��, kt�rej �lad wcze�niej mog�o nosi�. - Jak wyja�ni�em, szpryca na ka�dego dzia�a inaczej. Je�eli nie wyma�e ci osobowo�ci ani nie pozbawi ci� zdolno�ci linearnego my�lenia, ani nie zredukuje ilorazu inteligencji o sze��dzie- si�t punkt�w, to istnieje mo�liwo��, �e znacznie poprawi ci �ycie. Po namy�le Dylan doszed� do wniosku, �e go�� nie traktuje pacjenta jak doktor Frankenstein. Traktuje pacjenta jak doktor Szatan. - Je�eli poprawi ci �ycie, sp�ac� w ten spos�b cz�� grzech�w, jakie pope�ni�em. Jasne, w piekle czeka na mnie madejowe �o�e, ale sukces w tej sprawie m�g�by przynajmniej zrekom- pensowa� moje najgorsze zbrodnie. Zagrzechota� �a�cuch na drzwiach i metalicznie szcz�kn�a zasuwa, gdy Dokt�r otworzy� zamek. - Dzie�o mojego �ycia zale�y od ciebie. Teraz jest tob�. Postaraj si� wi�c prze�y�. Drzwi otworzy�y si� i zamkn�y. Wyj�ciu szale�ca towarzyszy�o mniej przemocy ni� jego przybyciu. Siedz�cy przy biurku Shep nie macha� ju� r�k�, obur�cz pracowa� nad uk�adank�. Jak �lepiec czytaj�cy ksi��k� napisan� alfabetem Braille'a zdawa� si� rozpoznawa� elementy czu�ymi opuszkami, spogl�daj�c na ka�dy nie d�u�ej ni� dwie sekundy, od czasu do czasu nawet nie trudz�c si�, by popatrze�, z niesamowit� szybko�ci� albo dok�ada� do b�yskawicznie powi�kszaj�cego si� obrazka kolejny fragment, albo odrzuca� na bok, �eby poczeka� na swoj� kolej. �udz�c si� g�upi� nadziej�, �e dzi�ki jakiej� cudownej wi�zi psychicznej ��cz�cej braci Shepherd rozpozna �miertelne niebezpiecze�stwo, Dylan pr�bowa� krzykn�� jego imi�. Przemok�y knebel zadzia�a� jak filtr, w du�ym stopniu poch�aniaj�c jego g�os, kt�ry wydoby� si� jako zduszony be�kot w niczym nieprzypominaj�cy imienia brata. Mimo to krzykn�� jeszcze raz, potem trzeci, czwarty, pi�ty, licz�c na to, �e powtarzanie przyci�gnie uwag� ch�opaka. Kiedy Shep by� w nastroju do komunikowania si� z otoczeniem - co zdarza�o si� rzadziej ni� wsch�d s�o�ca, ale nie tak rzadko jak odwiedziny komety Halleya- potrafi� tyle m�wi�, �e zalewa� brata potokiem s��w i samo s�uchanie go by�o m�cz�ce. Znacznie prawdopodobniejsza by�a sytuacja, �e Shep ca�ymi dniami zdawa� si� nie zauwa�a� obecno�ci Dylana. Tak jak dzi�. Tak jak tu i teraz. Pracowa� z pasj� nad uk�adank�, prawie nie�wiadomy tego, co si� dzieje w pokoju motelowym, mieszka� w cieniu �wi�tyni sinto na wp� widocznej na blacie biurka, oddycha� �wie�� woni� kwitn�cych drzewek wi�niowych pod chabrowym niebem Japonii, a siedzia� tylko dziesi�� st�p od krzes�a Dylana, mimo to odleg�y o p� �wiata, za daleko, by s�ysze� brata, widzie� jego poczerwienia�� z bezsilno�ci twarz, napi�te mi�nie karku, pulsuj�ce skronie i b�agalne spojrzenie. Byli razem, lecz jednak osobno. Scyzoryk czeka� z ostrzem wbitym w drewno oparcia, stanowi�c r�wnie trudne wyzwanie jak magiczny Excalibur zaklinowany w kamiennej pochwie. Niestety, nie mo�na si� by�o spo- dziewa�, �e kr�l Artur zmartwychwstanie i przyb�dzie do Arizony, by pom�c Dylanowi wyci�gn�� bro�. W ciele Dylana kr��y�a nieznana szpryca, jego iloraz inteligencji w ka�dej chwili m�g� straci� sze��dziesi�t punkt�w, zbli�ali si� mordercy bez twarzy. Zegar, kt�ry zabiera� ze sob� w podr�, by� elektroniczny, a wi�c cichy, mimo to Dylan s�ysza� tykanie. Zdradziecki milcz�cy zegar: jak gdyby odlicza� cenne sekundy dwa razy szybciej. Przyspieszaj�c w miar� zbli�ania si� do fina�u, Shep ko�czy� uk�adank� obur�cz, ca�y czas trzymaj�c po dwa kawa�ki. Lewa i prawa r�ka przemyka�y jedna nad drug�, trzepota�y nad elementami w pude�ku, mkn�y jak wr�ble do b��kitnego nieba, drzew wi�niowych albo niedoko�czonych rog�w dachu �wi�tyni, a potem z powrotem do pude�ka jak gdyby w szale budowania gniazda. - Ciach dylu-dylu - powiedzia� Shep. Dylan j�kn��. - Ciach dylu-dylu. Jak podpowiada�o mu do�wiadczenie, Shep b�dzie zapewne powtarza� t� bzdur� setki czy nawet tysi�ce razy co najmniej przez p� godziny i d�u�ej, dop�ki nie za�nie - bli�ej �witu ni� p�nocy. - Ciach dylu-dylu. W mniej niebezpiecznych sytuacjach - czyli w ci�gu ich dotychczasowego �ycia, przed spotkaniem z szale�cem uzbrojonym w strzykawk� - Dylan czasami znosi� te napady, bawi�c si� w wierszyki i wynajduj�c rymy do wszystkich mniej lub bardziej nonsensownych sylab, jakie obsesyjnie powtarza� brat. - Ciach dylu-dylu. Siedzi motyl na badylu - pomy�la� Dylan. - Ciach dylu-dylu.