5021
Szczegóły |
Tytuł |
5021 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5021 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5021 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5021 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
John Irving
Ratowa� Pro�ka
Tytu� orygina�u: Trying to Save Piggy Sneed
Copyright � 1982, 1980, 1973, 1968, 1974, 1982, 1976, 1986 by John Irving
Ali rights reserved
Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Wolny Wyb�r, Gda�sk 1994
Ratowa� Pro�ka
Redakcja i korekta: Katarzyna Budna Sk�ad: Zbigniew Mielewczyk Projekt ok�adki:
Jaros�aw Czarnecki
ISBN 83-85863-05-2 Wydanie pierwsze
Druk i oprawa: Archidiecezjalny Zak�ad Poligraficzny Olsztyn, ul. Kardyna�a
Wyszy�skiego 11
To s� wspomnienia, ale prosz�, pami�tajcie, �e (dla ka�dego pisarza z dobr�
wyobra�ni�) wszystkie wspomnienia s� fa�szem. Pami�� powie�ciopisarza to
wyj�tkowo
niedoskona�y dostawca szczeg��w; zawsze mo�emy sobie wyobrazi� lepsze ni� te,
kt�re
pami�tamy. W�a�ciwy detal to rzadko kiedy to, co si� zdarzy�o. Najprawdziwszy
detal to ten,
kt�ry m�g� mie� miejsce lub powinien by� mie� miejsce. Po�owa mojego �ycia to
czynno��
wprowadzania poprawek, a wi�kszo�� z tego to wprowadzanie drobnych zmian. Bycie
pisarzem to solidne ma��e�stwo pomi�dzy dok�adn� obserwacj� i r�wnie dok�adnym
wyobra�aniem sobie prawd, kt�rych nie by�o szansy stwierdzi� naocznie. Reszta to
konieczna, wyczerpuj�ca har�wka nad j�zykiem; dla mnie znaczy to pisanie i
przepisywanie
zda� tak d�ugo, a� b�d� brzmia�y r�wnie spontanicznie jak dobra rozmowa.
Pami�taj�c o tym, zosta�em chyba pisarzem z powodu dobrych manier mojej babki, a
dok�adniej m�wi�c, z powodu op�nionego w rozwoju �mieciarza, w stosunku do
kt�rego
moja babka by�a zawsze uprzejma i mi�a.
Moja babka jest najstarsz� �yj�c� absolwentk� z Wellesley. Mieszka teraz w domu
starc�w i jej pami�� coraz bardziej blaknie; nie pami�ta ju� tego �mieciarza,
kt�ry pom�g� mi
zosta� pisarzem, ale zachowa�a zar�wno swoje dobre maniery, jak i uprzejmo��.
Kiedy inni
starsi ludzie przypadkiem zab��dz� do jej pokoju, cz�sto przez pomy�k� �
szukaj�c w�asnych
pokoj�w lub mieszka�, w kt�rych kiedy� mieszkali � babcia zawsze pyta:
� Kochanie, zgubi�a� si�? Czy pom�c ci odszuka� miejsce, w kt�rym powinna� si�
znale��?
Mieszka�em z babk�, w jej domu, prawie do si�dmego roku �ycia; z tego powodu
babka zawsze nazywa�a mnie �swoim ch�opcem". W rzeczywisto�ci nigdy nie mia�a
w�asnego
ch�opca, mia�a trzy c�rki. Teraz, przy ka�dym po�egnaniu, oboje wiemy, �e mo�e
nie do�y�
nast�pnej wizyty; a ona m�wi: � Wracaj szybko, kochany. Wiesz, jeste� moim
ch�opcem �
podkre�laj�c z naciskiem (i ca�kiem zasadnie), �e jest dla mnie kim� znacznie
wa�niejszym
ni� babka.
Cho� jest absolwentk� anglistyki, nigdy nie czyta�a moich prac z wielk�
przyjemno�ci�; a tak naprawd�, to przeczyta�a moj� pierwsz� powie�� i na tym (na
ca�e �ycie)
poprzesta�a. Nie pochwala, jak mi powiedzia�a, ani mojego j�zyka, ani tematyki;
a z tego, co
czyta�a o innych moich utworach, dowiedzia�a si�, �e ich tematyka absolutnie
zdegenerowa�a
si� w miar�, jak moja tw�rczo�� dojrzewa�a. Nie zada�a sobie �adnego trudu, �eby
cho�
przeczyta� te cztery powie�ci, kt�re powsta�y po pierwszej (zgadzamy si� oboje,
�e tak jest
lepiej). Jest ze mnie bardzo dumna, jak m�wi, a ja nigdy zbytnio nie dopytywa�em
si�, z
jakiego powodu � czy dlatego, �e w og�le doros�em, czy po prostu dlatego, �e
jestem �jej
ch�opcem". Tak czy siak, nigdy, ale to nigdy, nie da�a mi odczu�, �e jestem ma�o
interesuj�cy
czy nie kochany.
Wyros�em na Front Street w Exeter w New Hampshire. Kiedy by�em ch�opcem, Front
Street by�a wysadzona wi�zami � i to nie jaka� tam holenderska choroba wi�z�w
zwali�a
wi�kszo�� z nich. Dwa huragany, kt�re uderzy�y na miasteczko jeden po drugim,
gdzie� w
latach pi��dziesi�tych, zmiot�y wi�zy i w dziwny spos�b zmodernizowa�y ulic�.
Najpierw
przysz�a Carol i os�abi�a im korzenie, a potem przysz�a Edna, i powali�a je.
Babcia dra�ni�a
si� ze mn� m�wi�c, �e to chyba powinno przyczyni� si� do wzrostu mojego szacunku
dla
kobiet.
Kiedy by�em ch�opcem, Front Street by�a zacienion�, ch�odn� � nawet latem �
ulic�,
i �adne podw�rko nie by�o
otoczone p�otem; wszystkie psy lata�y wolno i wp�dza�y w�a�cicieli w tarapaty.
Cz�owiek imieniem Poggio dostarcza� do domu mojej babki jej sprawunki. A niejaki
pan
Strout przywozi� l�d do starej lodziarki (babka opiera�a si� lod�wkom do samego
ko�ca). Pan
Strout nie cieszy� si� zbytni� popularno�ci� w�r�d ps�w z okolicy � mo�e
dlatego, �e
czasami gania� za nimi z wielkimi, ostrymi szczypcami do lodu. My, dzieciaki z
Front Street,
nigdy nie wchodzili�my w drog� panu Poggio, bo ten pozwala� nam kr�ci� si� po
swoim
sklepie i mia� dobre serce, gdy chodzi�o o smako�yki. Panu Stroutowi te� nigdy
nie
dokuczali�my (z powodu tych jego szczypc�w i legendarnej agresywno�ci w stosunku
do
ps�w, kt�ra, jak sobie z �atwo�ci� wyobra�ali�my, mog�a zwr�ci� si� r�wnie�
przeciwko nam).
Ale �mieciarz nic dla nas nie mia� � ani s�odyczy, ani agresywno�ci. I st�d my,
dzieciaki, zachowali�my ca�� nasz� ch�� dokuczania i dra�nienia si� (i za�a�enia
za sk�r� w
ka�dy inny spos�b) dla niego.
Nazywa� si� Prosiek Ryjt. �mierdzia� gorzej, ni� cz�owiek mo�e �mierdzie� � mo�e
z
wyj�tkiem tego trupa, od kt�rego zalecia�o mnie kiedy� raz, jedyny raz, w
Istambule. No, a
�eby wygl�da� gorzej ni� Prosiek Ryjt wygl�da� dla nas, dzieciak�w z Front
Street, to
naprawd� trzeba by by� trupem. By�o tyle powod�w, dla kt�rych nazwali�my go
�Pro�kiem", �e zastanawiam si�, dlaczego nikt z nas nie znalaz� dla niego
bardziej
oryginalnego imienia. Po pierwsze, mieszka� na �wi�skiej farmie. Hodowa� �winie,
szlachtowa� �winie, a co wa�niejsze, mieszka� ze �winiami: to by�a wy��cznie
�wi�ska farma
� nie by�o domu czy zagrody, tylko ten chlew. Z jednej z przegr�d dla �wi�
wychodzi�a
pojedyncza rura kominowa. Ogrzewa� j�, dla wygody Pro�ka Ryjta, piec na drzewo,
a my,
dzieciaki, wyobra�ali�my sobie, jak (zim�) �winie t�oczy�y si� wok� niego, by
si� ogrza�. On
tak w�a�nie �mierdzia�.
Przej�� te�, z powodu osobliwo�ci op�nienia umys�owego i blisko�ci
czworono�nych
przyjaci�, swego rodzaju �wi�skie gesty i mimik�. Gdy zbli�a� si� do kub��w na
�mieci, jego
twarz wysuwa�a si� przed tu��w, tak jakby �apczywie ry� w ziemi; mru�y� swoje
ma�e,
czerwone oczka, nos marszczy� z wigorem �wi�skiego ryja; z ty�u szyi mia�
g��bokie, r�owe
fa�dy sk�ry, a blada szczecina, kt�ra kie�kowa�a mu to tu, to tam wok� szcz�ki,
nijak nie
chcia�a przypomina� brody. By� niski, przysadzisty i silny: jednym ruchem
zarzuca� sobie
kub�y ze �mieciami na plecy, a potem ciska� ich zawarto�� na drewnian�, obit�
szczebelkami
platform� swojej ci�ar�wki. Na ci�ar�wce by�o zawsze par� �wi� niecierpliwie
czekaj�cych
na now� porcj� odpadk�w. Mo�e w r�ne dni zabiera� ze sob� r�ne �winie; mo�e
dla nich to
by�a uczta, bo nigdy nie musia�y czeka� z jedzeniem odpadk�w, a� Prosiek wr�ci
ci�ar�wk�
do domu. Bra� tylko resztki � �adnego papieru, plastyku czy metalu � bo wszystko
by�o dla
jego wieprzk�w. Tylko to robi� � mia� bardzo ekskluzywny zaw�d. P�acili mu,
�eby zabiera�
odpadki, kt�rymi futrowa� swoje �winki. A kiedy zg�odnia�, zjada� sobie (tak
sobie to
wyobra�ali�my) jedn� �wink�. � Ca�� �wini�, na jeden raz � mawiali�my na Front
Street.
Ale najbardziej �wi�sk� cech�, jak� posiada�, by�o to, �e nie m�wi�. Niedorozw�j
umys�owy
albo pozbawi� go ludzkiej mowy, albo, jeszcze wcze�niej, pozbawi� go mo�liwo�ci
nauczenia
si� ludzkiej mowy. Prosiek Ryjt nie m�wi�. On chrumka�. Kwicza�. Chrumko-
kwicza�; to by�
jego j�zyk, nauczy� si� go od swoich przyjaci�, tak jak my uczymy si� naszego.
My, dzieciaki z Front Street, podkradali�my si� do niego, kiedy zarzuca� swoje
�winie
odpadkami i straszyli�my go � zza �ywop�ot�w, spod pod�ogi werandy, zza
zaparkowanych
samochod�w, z gara�y i zsyp�w do piwnic. Wyskakiwali�my (nigdy za blisko) i
kwiczeli�my
do niego: � Prosiek! Prosiek! Prosiek! Prosiek! Kwiiiik! Chrum! � A on, jak
�winia,
spanikowany, skacz�c na o�lep tu i tam, bezmy�lnie rozbiegany (za ka�dym razem
zachowywa� si� tak, jakby nic nie pami�ta�), odkwikiwa� si� nam, jakby�my go
uk�uli no�em
rze�nickim; rycza� do nas to swoje �kwiiik!", jakby przy�apa� nas na pr�bie
puszczenia mu
krwi we �nie.
Nie potrafi� odtworzy� tego kwiku � by� straszny. Na jego d�wi�k wszystkie
dzieciaki z Front Street wpada�y w pop�och i z krzykiem lecia�y si� schowa�.
Kiedy
przera�enie przechodzi�o, nie mogli�my si� doczeka� jego nast�pnego objazdu.
Przyje�d�a�
dwa razy w tygodniu. Co za luksus! I mniej wi�cej co tydzie� moja babka mu
p�aci�a.
Wychodzi�a na �cie�k� z ty�u domu, gdzie sta�a jego ci�ar�wka i gdzie go cz�sto
straszyli�my, a on tam sta� i jeszcze prycha� � i m�wi�a: � Dzie� dobry panu,
panie Ryjt.
Prosiek Ryjt natychmiast zmienia� si� w dziecko � bardzo zaj�te, przera�liwie
nie�mia�e i bole�nie niezgrabne. Kiedy� zakry� twarz r�kami, a r�ce mia� ca�e w
fusach od
kawy; kiedy� tak gwa�townie skrzy�owa� nogi, pr�buj�c jednocze�nie odwr�ci�
twarz od
babci, �e pad� przed ni� jak d�ugi.
� Tak mi�o znowu pana zobaczy�, panie Ryjt � mawia�a babka, nie wzdrygn�wszy
si� nawet od jego smrodu. � Mam nadziej�, �e dzieci panu nie dokuczaj� �
mawia�a. �
Przecie� nie musi pan znosi� ich wybryk�w, bo jak�e to! � dodawa�a. Potem
p�aci�a mu
nale�ne pieni�dze, przez drewniane szczeble przyczepy zerka�a na jego �winie,
kt�re za�arcie
atakowa�y �wie�e odpadki, a czasami siebie nawzajem, i m�wi�a: � Co za pi�kne
�winie.
Czy to s� pana w�asne �winie, panie Ryjt? To nowe �winki? Czy to te same, kt�re
tu by�y w
zesz�ym tygodniu? � Ale mimo jej entuzjazmu dla �winek, nigdy nie uda�o si� jej
sk�oni�
Ryjta do odpowiedzi. Potyka� si�, pl�ta� we w�asnych nogach, kr�ci� si� wok�
niej i nie
posiada� z ukrywanej rado�ci, �e moja babka najwyra�niej aprobowa�a jego �winki,
a nawet
chyba akceptowa�a (ca�ym sercem!) jego samego! I tylko cicho jej odchrumkiwa�.
Kiedy wraca�a do domu � a Ryjt cofa� swoj� cuchn�c� ci�ar�wk� do ulicy � my,
oczywi�cie, znowu go p�oszyli�my, wyskakuj�c po obu stronach ci�ar�wki, tak �e
i Ryjt, i
jego �winie kwiczeli przera�eni i prychali z obronnej w�ciek�o�ci. � Prosiek!
Prosiek!
Prosiek! Prosiek! Chrumk! Kwiiiiiii!
Mieszka� w Stratham � przy drodze z naszego miasteczka biegn�cej do samego
oceanu, jakie� osiem mil dalej. Wyprowadzi�em si� (z tat� i mam�) od babci
(zanim
sko�czy�em siedem lat, jak ci m�wi�em). Poniewa� tato by� nauczycielem,
przeprowadzili�my
si� do mieszkania szkolnego (Exeter by� wtedy szko�� tylko dla ch�opc�w) i
dlatego nasze
odpadki (razem z nieorganicznymi �mieciami) by�y wywo�one przez szko��.
Teraz chcia�bym m�c powiedzie�, �e potem wyros�em, zda�em sobie (z �alem) spraw�
z okrucie�stwa dzieci i wst�pi�em do paru organizacji zajmuj�cych si� niesieniem
pomocy
takim ludziom jak Prosiek Ryjt. Ale tak nie by�o. Prawa panuj�ce w ma�ym
miasteczku s�
proste i pojemne: gdy dopuszcza si� r�ne formy szale�stwa, ignoruje si� wiele
form
okrucie�stwa. Pro�ka si� tolerowa�o; by� dalej sob� i �y� jak �winia. Tolerowa�o
si� go, jak
toleruje si� nieszkodliwe zwierz�, a dzieci mu dogadza�y; zach�ca�y go nawet do
tego, �eby
by� prosiakiem.
Oczywi�cie, gdy doro�li�my, wszyscy zrozumieli�my, �e by� op�niony � i
stopniowo dowiedzieli�my si�, �e troch� sobie popija�. Ta ci�ar�wka z burtami
ze
szczebelk�w, cuchn�ca �winiami, odchodami, albo czym� jeszcze gorszym od
odchod�w,
kr�ci�a si� po miasteczku przez ca�y ten czas, kiedy dorasta�em. Wolno jej by�o;
mia�a nawet
miejsce na gubienie cz�ci �adunku � w drodze do Stratham. To by�o miasteczko,
to
Stratham! Czy w ma�omiasteczkowym �yciu mo�e by� co� bardziej prowincjonalnego
ni�
kr�cenie nosem na mniejsze miasteczka? Stratham to na pewno nie by�o Exeter (nie
�eby
Exeter by�o znowu takie wielkie).
W Pi�tej osobie dramatu, powie�ci Robertsona Daviesa, autor pisze o mieszka�cach
Deptford: �Byli�my powa�nymi lud�mi, kt�rym nic wi�cej nie by�o potrzeba i nie
czuli�my
si� w �aden spos�b gorsi od wi�kszych osad. Spogl�dali�my jednak ze
wsp�czuj�cym
rozbawieniem na Bowles Corners, kt�re le�a�o cztery mile dalej i mia�o stu
pi��dziesi�ciu
mieszka�c�w. �eby mieszka� w Bowles Corners, trzeba by ju� sch�opie� z kretesem
i
nieodwracalnie."*
Dla nas, dzieciak�w z Front Street, Stratham by�o takim Bowles Corners, by�o
�sch�opia�e z kretesem i nieodwracalnie."
Kiedy mia�em pi�tna�cie lat i zacz�y si� moje zwi�zki z akademi� � gdzie uczyli
si�
liceali�ci z dalekich stron � z Nowego Jorku, a nawet z Kalifornii � czu�em tak�
wy�szo��
w stosunku do Stratham, �e teraz nie mog� si� sobie nadziwi�, �e wst�pi�em do
Ochotniczej
Stra�y Po�arnej w Stratham; i w og�le jak do tego dosz�o. Przypominam sobie, i�
w Exeter
nie by�o Ochotniczej Stra�y Po�arnej; by�a chyba tylko zawodowa. By�o kilku
mieszka�c�w
Exeter, kt�rzy � najwidoczniej z potrzeby zg�oszenia si� na ochotnika do
czegokolwiek �
wst�pili do ochotniczej w Stratham. Mo�e nasza pogarda dla mieszka�c�w Stratham
by�a tak
g��boka, �e uwa�ali�my, i� nie mo�na si� po nich spodziewa�, by dobrze gasili
nawet swoje
w�asne po�ary.
Oczywi�cie, dochodzi� do tego dreszczyk podniecenia � w ca�ym tym �yciu
licealisty
� �e nale�y si� do czego�, co w ka�dej chwili i bez ostrze�enia mo�e wezwa� ci�
do s�u�by:
ten alarm przeciww�amaniowy w sercu, kt�ry okazuje si� telefonem dzwoni�cym w
�rodku
nocy � to wezwanie do niebezpiecze�stwa, jak biper lekarza burz�cy uporz�dkowan�
samotno�� i bezpiecze�stwo boiska do gry w squasha. Przez to my, dzieciaki z
Front Street,
byli�my wa�ni. I jak tylko troch� podro�li�my, sp�yn�� na nas splendor, kt�rym
m�odych
mo�e obdarzy� tylko uczestniczenie w tragedii.
Przez te wszystkie lata w stra�y ochotniczej nigdy nikogo nie uratowa�em � nawet
�adnego psa ani kota. Nigdy nie wdycha�em dymu, nigdy nie cierpia�em od oparze�,
nigdy
nie widzia�em, jak kto� spada poza bezpieczny kr�g sieci ratunkowej. Najgorsze
s� po�ary
las�w, a ja uczestniczy�em tylko w jednym takim Po�arze � i to na jego skraju.
Moje jedyne
obra�enia �w akcji"
* W niniejszej publikacji nie wykorzystano istniej�cego przek�adu
cytowanej
powie�ci autorstwa M. Skibniewskiej. (przyp. red.)
10
11
zawdzi�czam koledze stra�akowi, kt�ry wrzuca� r�czn� sikawk� do magazynku, w
kt�rym szuka�em swojej czapeczki do baseballa. Sikawka uderzy�a mnie w twarz i
przez
mniej wi�cej trzy minuty lecia�a mi z nosa krew.
Od czasu do czasu bywa�y powa�niejsze po�ary w Hampton Beach (kt�rej� nocy
bezrobotny saksofonista, podobno ubrany w r�owy smoking, pr�bowa� podpali�
kasyno), ale
do takich wzywano nas tylko w ostateczno�ci. Gdy zdarza� si� po�ar na osiem albo
dziesi��
dzwonk�w, Stratham wzywali jako ostatnie; by�o to bardziej zaproszenie na
widowisko ni�
wezwanie do boju. A miejscowe po�ary w Stratham okazywa�y si� albo pomy�k�, albo
strat�
czasu. Kt�rej� nocy pan Skully, inkasent wodoci�gowy, podpali� sw�j furgon
wlewaj�c w�dki
do ga�nika, bo, jak m�wi�, samoch�d nie chcia� mu zapali�. Pewnej nocy p�on�a
chlewnia na
mlecznej farmie Grant�w, ale wszystkie krowy � i prawie ca�e siano � uratowano
jeszcze
przed naszym przyjazdem. Nic nie mo�na by�o wi�cej zrobi�, jak tylko patrze� na
p�on�cy
budynek i polewa� go wod�, �eby iskry nie lecia�y na poblisk� zagrod�.
Ale buty, ci�ki he�m (z moim numerem), b�yszcz�cy czarny toporek � w�asna
siekierka stra�acka � to by�o co�; oznacza�o swego rodzaju doros��
odpowiedzialno�� w
�wiecie, w kt�rym byli�my uwa�ani za (jeszcze) zbyt m�odych, by pi�. A pewnej
nocy, gdy
mia�em szesna�cie lat, pojecha�em wozem stra�ackim z drabin� na drog� ci�gn�c�
si� wzd�u�
brzegu, by w domku letniskowym nad pla�� gasi� po�ar wzniecony, jak si� okaza�o,
przez
dzieciaki, kt�re spowodowa�y wybuch kosiarki do trawy, wlewaj�c do jej baku
oczyszczon�
benzyn�, a tam, zataczaj�c si� jak pijany zaj�c w kapu�cie, blokuj�c wykonanie
naszej wa�nej
misji i wolny od wszelkiego poczucia obywatelskiej odpowiedzialno�ci � jak jaka�
prawdziwa �winia � jecha� sobie sw� cuchn�c� ci�ar�wk� zapruty Prosiek Ryjt,
wioz�c
odpadki swym �ar�ocznym przyjaci�kom. Migali�my na niego �wiat�ami, wyli�my
syren� �
ciekawe, za kogo nas wtedy bra�? Za Boga, czerwonookiego wyj�cego potwora, kt�ry
siad�
mu na ramieniu � wielkiego robota �wi�skiego wszech�wiata, kt�ry przylecia� z
kosmosu?
Biedny Ryjt, blisko domu, tak pijany i brudny, �e z trudno�ci� przypomina�
cz�owieka, skr�ci�
ostro z drogi, by nas przepu�ci�, a my, dzieciaki z Front Street, mijaj�c go
krzyczeli�my �
jeszcze to s�ysz� � Prosiek! Prosiek! Prosiek! Prosiek! Chrumk! Kwiiiiiii!
� Sw�j g�os
te� chyba wtedy s�ysza�em. Trzymaj�c si� drabiny, z g�owami odrzuconymi w ty�
tak, �e
drzewa nad w�sk� drog� zdawa�y si� spowija� gwiazdy czarn�, faluj�c� koronk�,
czuli�my,
jak �wi�ski fetor przechodzi w ostry smr�d spalenizny zniszczonej kosiarki do
trawy, by w
ko�cu z�agodnie� do czystego, s�onego wiatru od morza.
W ciemno�ci, wracaj�c obok tej szopy dla �wi�, zauwa�yli�my dziwnie ciep��
po�wiat� 'bij�c� od lampy naftowej w kojcu Ryjta. Wr�ci� do domu bezpiecznie. I
jeszcze nie
spa�. Czyta�? I znowu us�ysza�em nasze chrz�kania, kwiki i chrumkania � nasze
absolutnie
zwierz�ce od�ywki.
Tej nocy, gdy spali�a si� jego szopa, byli�my tak zaskoczeni! Ochotnicza ze
Stratham
uwa�a�a zagrod� Pro�ka Ryjta za z�o konieczne � cuchn�ca rudera przy drodze z
Exeter do
pla�y by�a punktem orientacyjnym, kt�ry w ciep�e letnie wieczory wydusza� oddech
z p�uc;
przejazd obok niej zawsze wywo�ywa� zwyczajowe j�ki. Zim� dym z pieca na drzewo
bi�
regularnie z rury wystaj�cej nad kojcem Pro�ka i z boks�w otaczaj�cych szop�, w
kt�rych
jego �winie, tarzaj�c si� w �ci�ce z osranego �niegu, wydmuchiwa�y ma�e chmurki
oddechu,
jakby by�y ma�ymi piecami z mi�sa. Wycie naszej syreny rozprasza�o je na
wszystkie strony.
Noc�, gdy wracali�my do domu, a wszystkie ognie by�y tam pogaszone, nie mogli�my
sobie
odm�wi�, �eby przeje�d�aj�c obok siedziby Pro�ka znowu nie hukn�� syren�. Za
bardzo
podnieca�y nas wyobra�enia pop�ochu, jaki ten d�wi�k musia� w nich wywo�ywa� �
spanikowane �winie, sam Prosiek przera�ony, wszyscy si� tul� do wszystkich ze
�wiszcz�cymi pokwikiwaniami, szukaj�c ochrony w �cisku stada.
12
13
Tej nocy, gdy sp�on�a zagroda Ryjta, my, dzieciaki z Front Street,
wyobra�ali�my
sobie, �e b�dzie to, mimo p�nej pory, weso�e widowisko. Na nadbrze�nej drodze,
ze
wszystkimi �wiat�ami i b�yskaj�cym sygna�em, z wyj�c� syren� (kt�ra doprowadza�a
�winie
do szale�stwa), byli�my w fantastycznym nastroju. Opowiadali�my sobie mn�stwo
kawa��w
o �winiach; jak naszym zdaniem dosz�o do po�aru, �e mieli popijaw�, Prosiek i
jego �winie,
�e Prosiek jedn� piek� (na ro�nie) i ta�czy� z drug�, �e jedna �winia wpad�a na
piec i
przysma�y�a sobie ogon, wywr�ci�a barek, i �e �winia, kt�ra zazwyczaj z Pro�kiem
ta�czy�a,
by�a w z�ym humorze, bo Prosiek ta�czy� z inn�... ale kiedy przyjechali�my,
zobaczyli�my, �e
po�ar nie by� wcale zabaw�, �e nie by� nawet ko�c�wk� nieudanej zabawy. By� to
najwi�kszy
po�ar jaki my, dzieciaki z Front Street, a nawet weterani spo�r�d ochotnik�w ze
Stratham,
kiedykolwiek widzieli�my.
Niskie, przytulone do chlewu przybud�wki wygl�da�y jak gdyby eksplodowa�y albo
jakby dachy im si� stopi�y. Wszystko, co znajdowa�o si� w szopie, by�o podatne
na ogie� �
drewno do pieca, siano, osiemna�cie �wi� i Prosiek Ryjt. No i ca�a ta nafta. A w
wi�kszo�ci
kojc�w gn�j musia� mie� z metr albo i wi�cej grubo�ci. Jak powiedzia� mi jeden z
weteran�w
spo�r�d ochotnik�w � Jak dobrze si� rozgrzeje, to nawet g�wno si� zapali.
Rozgrza�o si� dobrze. Musieli�my przesun�� wozy stra�ackie dalej od domu:
bali�my
si�, �e �wie�a farba albo nowe opony dostan� p�cherzyod gor�ca. � Nie ma sensu
marnowa�
wody � powiedzia� nasz kapitan. Polewali�my drzewa po drugiej stronie drogi i
las z ty�u
farmy. Noc by�a cicha i w�ciekle mro�na, a �nieg suchy i drobny jak talk. Z
ga��zi drzew
zwisa�y sople, kt�re p�ka�y, gdy tylko je pola�. Kapitan zdecydowa� pozwoli�,
�eby po�ar si�
wypali� � tak b�dzie mniej ba�aganu. By�oby bardziej dramatycznie, gdybym
powiedzia�, �e
s�yszeli�my kwiki, �e s�yszeli�my, jak wn�trza �wi� p�czniej� i wybuchaj� albo
�e przedtem
s�yszeli�my, jak bi�y raciczkami w deski drzwi. Ale zanim przyjechali�my,
wszystkie d�wi�ki
ucich�y; to by�a ju� historia, mogli�my je sobie tylko wyobra�a�.
To lekcja dla pisarza: �e odg�osy, kt�re sobie wyobra�amy, mog� by�
najczystszymi,
najg�o�niejszymi ze wszystkich d�wi�k�w. Zanim przyjechali�my, wybuch�y ju�
nawet opony
ci�ar�wki Pro�ka, eksplodowa� bak i przednia szyba zapad�a si� do �rodka.
Poniewa� nie
by�o nas przy tym, mogli�my sobie tylko wyobrazi�, w jakiej kolejno�ci to
nast�pi�o.
Gdy stan�o si� zbyt blisko chlewni, gor�czka skr�ca�a rz�sy, a p�yn pod
powiekami
parzy� od gor�ca. Je�li sta�o si� za daleko, ch��d powietrza zimowej nocy,
porywany ku
p�omieniom, przenika� do ko�ci. Droga nad brzegiem pokry�a si� lodem od wody
rozlanej z
naszych w�y i (ko�o p�nocy) facet ze znaczkiem Texaco na czapce i w watowanej
kurtce
wpad� na drodze w po�lizg
1 potrzebowa� pomocy. Pijany i w towarzystwie kobiety, o wiele za m�odej dla
niego
� a mo�e to by�a jego c�rka. � Prosiek! � krzycza� facet od Texaco. � Prosiek! �
wydziera� si� w kierunku p�omieni. � Je�eli tam jeste� � ty kretynie � to lepiej
wyno� si�
stamt�d.
Chyba a� do drugiej nad ranem jedynym d�wi�kiem by�o rozlegaj�ce si� co jaki�
czas
samotne brzd�k kurcz�cej si� blachy, kiedy odrywa�a si� od dachu chlewni. Sam
dach zapad�
si� oko�o drugiej, z cichym szeptem. O trzeciej wszystkie kojce by�y wypalone.
Otaczaj�cy je
�nieg stopi� si� i utworzy� jezioro, kt�re zdawa�o si� unosi� wok� ognia,
si�gaj�c prawie
poziomu ha�dy �arz�cych si� popio��w. W miar� jak �nieg topnia�, woda gasi�a �ar
od spodu.
Jaki czuli�my zapach? Letni aromat rozpalonej s�o�cem stodo�y, k��c�cy si� z
odorem
popio��w w �niegu, zdecydowany smr�d spieczonego gnoju i zwodniczy zapach
sma�onego
boczku > pieczonej wieprzowiny. Poniewa� nie by�o wiatru, a my nie pr�bowali�my
gasi�
po�aru, nie dokucza� nam dym. M�czy�ni (to znaczy weterani) zostawili nas,
ch�opc�w,
�eby�my pilnowali jeszcze przez godzin�. Tak robi� starsi, kiedy dziel� si�
prac�
2 ch�opcami: robi� to, co chc�, a ch�opc�w maj� od tego, czym
15
nie chc� si� zajmowa�. M�czy�ni poszli sobie na kaw� (tak przynajmniej m�wili),
a
wr�cili cuchn�c piwem. Wtedy ogie� na tyle ju� przygas�, �e mo�na go by�o zala�
wod�.
M�czy�ni zacz�li t� robot�, a kiedy im si� znudzi�a, przekazali j� nam,
ch�opakom. I znowu
sobie poszli, o pierwszym brzasku, na �niadanie, jak powiedzieli. W bladym
�wietle zacz��em
rozpoznawa� niekt�rych z moich towarzyszy, ch�opak�w z Front Street.
Kiedy starsi poszli, jeden z ch�opak�w z Front Street zacz��, najpierw bardzo
cicho.
Mo�e to by�em ja. � Prosiek, Prosiek � zawo�a�. Jednym z powod�w, dla kt�rych
zosta�em
pisarzem jest to, �e wsp�czu�em tej naszej potrzebie; nigdy mnie nie
interesowa�o co�, co
nie-pisarze nazywaj� dobrym lub z�ym �smakiem".
� Prosiek! Prosiek! Prosiek! Prosiek! Chrumk! Kwiiiiiii! � wo�ali�my. Wtedy
w�a�nie zrozumia�em, �e komedia to tylko inna forma sk�adania kondolencji. I
wtedy
rozpocz��em; zacz��em swoje pierwsze opowiadanie.
� Cholera � powiedzia�em, bo wszyscy ochotnicy ze Stratham zaczynali ka�de
zdanie od s�owa �cholera."
� Cholera � powiedzia�em. � Tam nie ma Pro�ka. Jest g�upi � doda�em � ale nie
a� tak.
� Jest jego ci�ar�wka � powiedzia� jeden z najmniej obdarzonych wyobra�ni�
ch�opak�w z Front Street.
� Po prostu �winie mu si� znudzi�y � powiedzia�em. � Wyjecha� z miasta, na
pewno. Mia� tego wszystkiego dosy�. Chyba to wszystko zaplanowa� � wiele tygodni
temu.
O dziwo, zacz�li mnie s�ucha�. Zgadza si�, noc by�a d�uga. Ka�dy, kto mia�
cokolwiek
do powiedzenia, m�g� z �atwo�ci� przyku� uwag� ochotnik�w ze Stratham. Ale ja
czu�em
podniecenie nadchodz�cego ratunku � po raz pierwszy.
� Za�o�� si�, �e tam nie ma wcale �adnych �wi�. � powiedzia�em. � Za�o�� si�,
�e
po�ow� ich zjad�, w kilka dni. Wiecie, napcha� si�! A reszt� sprzeda�. Odk�ada�
sobie troch�
pieni�dzy w�a�nie na tak� godzin�.,
16 .;: <;; '�
� Na jak� godzin�? � spyta� jaki� sceptyk. � Je�eli Pro�ka tu nie ma, to gdzie
jest?
� Je�li by� na dworze ca�� noc � powiedzia� inny � to zamarz� na �mier�.
� Jest na Florydzie � powiedzia�em. � Przeszed� na emerytur�. � Stwierdzi�em to
tak, po prostu, jakby to by� fakt.
� Popatrzcie dooko�a! � krzycza�em. � Na co on wydawa� te swoje pieni�dze?
Usk�ada� sobie niez�� sumk�. Podpali� w�asny dom � powiedzia�em � tylko po to,
�eby nam
zale�� za sk�r�. Pomy�lcie, ile razy my za�azili�my mu za sk�r� � m�wi�em. I
wiedzia�em,
�e wszyscy o tym my�l�. To przynajmniej by�a prawda. Odrobina prawdy nigdy nie
zaszkodzi�a opowiadaniu. � No i � powiedzia�em � odp�aci� si� nam. To jasne jak
s�o�ce.
Przetrzyma� nas tu na mrozie ca�� noc.
To kaza�o nam, dzieciakom z Front Street, zastanowi� si� i w tej chwili
zastanowienia
zacz��em proces wprowadzania poprawek; chcia�em, �eby opowiadanie by�o lepsze,
bardziej
wiarygodne. Koniecznie trzeba by�o uratowa� Pro�ka Ryjta, to oczywiste, ale co
na Florydzie
mia�by robi� cz�owiek, kt�ry nie potrafi m�wi�? Tam chyba mieli jeszcze
ostrzejsze przepisy
dotycz�ce u�ytkowania nieruchomo�ci ni� my w New Hampshire, szczeg�lnie je�li
chodzi o
�winie.
� Wiecie � powiedzia�em � za�o�� si�, �e on potrafi� m�wi� � zawsze. Chyba
pochodzi� z Europy � zdecydowa�em.
� Bo co to za nazwisko � Ryjt? A po raz pierwszy pokaza� si� tutaj gdzie� ko�o
wojny, no nie? I wszystko jedno, jaki tam jest jego j�zyk ojczysty, za�o�� si�,
�e ca�kiem
dobrze si� nim pos�uguje. Po prostu nigdy nie nauczy� si� naszego. �wi�ski by�
jako�
�atwiejszy. Mo�e bardziej przyjazny � doda�em, my�l�c o nas. � A teraz
oszcz�dzi� do��
pieni�dzy, �eby wr�ci� do kraju. Jest tam na pewno! � powiedzia�em. � Nie na
Florydzie
� wr�ci� do Europy!
� To ci Prosiek! � kto� zawo�a�.
� Pilnuj si�, Europa - kto� powiedzia� �artem.
1 � - Ratuj�c Pro�ka
Q \ Q)
17
Przestrze� wewn�trzna
George Ronkers by� m�odym urologiem z miasteczka uniwersyteckiego; w
dzisiejszych czasach, gdy nieu�wiadomiona swoboda m�odej i starszej spo�eczno�ci
uniwersyteckiej produkuje cuda wenerycznej r�norodno�ci to lukratywna posada.
Urolog ma
sporo pracy. Ronkers mia� zdrobnia�e przezwisko nadane mu przez ci�b� jego
klient�w z
Przychodni Studenckiej. M�wili �Rasowy Ronk". A �ona nazywa�a go czule �Ras".
Na imi� mia�a Kit; odznacza�a si� du�ym poczuciem humoru, gdy chodzi�o o jego
prac� i wyobra�ni�, gdy chodzi�o o pomieszczenia. By�a magistrantk� na Wydziale
Architektury; pracowa�a jako asystentka-sta�ystka i dla student�w ni�szych lat
architektury
prowadzi�a kurs pod nazw� �Przestrze� wewn�trzna."
Taka by�a jej specjalizacja, naprawd�. By�a w ca�o�ci odpowiedzialna za
wszystkie
przestrzenie wewn�trzne w domu Ronkers�w. Wyburzy�a �ciany, wpu�ci�a wanny w
pod�og�,
sklepi�a �uki nad drzwiami, zaokr�gli�a pokoje, wygi�a w owal okna; kr�tko
m�wi�c,
traktowa�a przestrze� wewn�trzn� jak iluzj�. � Trik polega na tym � mawia�a �
�eby nie
pozwoli� ludziom zorientowa� si�, gdzie jeden pok�j si� ko�czy, a drugi zaczyna;
poj�cie
pokoju jest wrogiem poj�cia przestrzeni; nie mo�na znale�� granicy... � I tak
dalej; to by�a
jej specjalno��.
George Ronkers chodzi� po swoim domu jak po parku w dalekim, lecz interesuj�cym
mie�cie. Teorie przestrzeni nie wzrusza�y go ani troch�. � Widzia�em dzi�
dziewczyn�
z siedemdziesi�cioma pi�cioma brodawkami � powiada. � Absolutnie pewny zabieg
chirurgiczny. Nie wiem, po co przysz�a do mnie. W�a�ciwie powinna by�a najpierw
odwiedzi�
ginekologa.
Jedyn� cz�ci� ich dzia�ki, kt�r� Ronkers uwa�a� za swoj� domen�, by� wielki,
pi�kny
orzechowiec ko�o domu. Kit pierwsza zobaczy�a dom: nale�a� do starego Austriaka
o
nazwisku Kesler, kt�rego �ona w�a�nie zmar�a. Kit powiedzia�a Ronkersowi, �e
wn�trze
domu da�oby si� wyremontowa�, poniewa� przynajmniej sufity by�y do�� wysokie.
Ale
Ronkersa zachwyci�o przede wszystkim drzewo. By� to czarny orzech o podw�jnym
pniu
wyrastaj�cym z ziemi jako dwa drzewa, kt�re tworzy�y wysokie, smuk�e V. W�a�ciwy
czarny
orzech jest wysoki, pe�en gracji i strzelistego stylu � ga��zie i li�cie
zaczynaj� si� gdzie� na
poziomie drugiego pi�tra; li�cie ma ma�e, w�skie i ciasno zebrane; s� delikatnie
zielone, a w
pa�dzierniku przybieraj� ��t� barw�. Orzechy rosn� w twardej, gumowatej,
bladozielonej
sk�rze; jesieni� dochodz� do rozmiar�w brzoskwi�, sk�ry zaczynaj� ciemnie� �
miejscami
robi� si� nawet czarne � i wtedy zaczynaj� spada�. Wiewi�rki je lubi�.
Kit do�� si� to drzewo podoba�o, ale popada�a w ekstaz�, gdy t�umaczy�a staremu
Herr
Keslerowi, co zrobi z jego domem, kiedy on ju� si� wyprowadzi. Kesler tylko
patrzy� na ni�
szeroko otwartymi oczami, od czasu do czasu pytaj�c: � Kt�r� �cian�? T� �cian�?
Pani ta
�ciana chce mie� zburzona? O, i ta druga �ciana te�? Nooo, taak... a co b�dzie
trzyma�o sufit
do g�ry? Noooo...
A Ronkers powiedzia� Keslerowi, jak bardzo podoba� mu si� czarny orzechowiec. I
wtedy w�a�nie Kesler ostrzeg� go przed s�siadem.
� Der Bardlong � powiedzia�. � On chce drzewo �ci�te, ale jego ja nigdy nie
s�ucham. � George Ronkers stara� si� przycisn�� starego Keslera, by wyja�ni�
motywy jego
przysz�ego s�siada Bardlonga, ale Austriak nagle zadudni� w �cian�, uderzaj�c
ca�� d�oni� i
krzycz�c do Kit. � Nie jeszcze tej �ciany, mam nadziej�. Zawsze lubi�em mie� t�
�cian�!
20
21
No c�, musieli wykaza� si� pewn� delikatno�ci�. �adnych g�o�no wyra�anych
plan�w, p�ki Kesler si� nie wyprowadzi. Przenosi� si� do mieszkania na innym
przedmie�ciu;
z tego powodu si� wystroi� � ubrany jak ch�op z Tyrolu, w swoim filcowym
alpejskim
kapeluszu z pi�rkiem, b�yskaj�cy spod sk�rzanych kr�tkich spodni starymi,
bia�ymi
kolanami; sta� na lekkim wiosennym deszczu przy starych drewnianych kufrach, a
George i
Kit wynosili jego meble i ustawiali je dooko�a.
� Czy nie zechcia�by si� pan schroni� przed deszczem, panie Kesler? � spyta�a
Kit,
ale on nawet nie drgn��, stoj�c na chodniku przed swym dawnym domem, p�ki
wszystkie
jego meble nie zosta�y za�adowane na ci�ar�wk�. Przygl�da� si� czarnemu
orzechowcowi.
Herr Kesler bez �enady po�o�y� r�k� na ty�ku Kit i powiedzia� � Nie pozw�l ten
wesz
Bardlong �ci�� drzewo do ziemi, okay?
� Okay � obieca�a Kit.
W wiosenne poranki George Ronkers lubi� le�e� w ��ku i patrze�, jak s�o�ce
prze�wieca przez nowe, zielone listki jego czarnego orzechowca. Wzory, jakie na
��ko rzuca�
cie� drzewa uk�ada�y si� prawie w mozaik�. Kit powi�kszy�a okno, aby obj��
wi�cej drzewa;
w jej terminologii by�o to �zaproszenie drzewa do domu".
� Och, Ras � szepta�a � czy� nie jest pi�knie?
� To pi�kne drzewo.
� Ale mnie chodzi o pok�j. No i oczywi�cie okno, i podest do spania...
� Podest? My�la�em, �e to ��ko.
Jedna wiewi�rka czasami schodzi�a po ga��zi zwieszaj�cej si� w pobli�u okna �
cz�sto a� ociera�a si� ogonem o szyb�. Lubi�a szczypa� zielone orzechy, jakby
ju� czeka�a na
jesie�.
� Ras...?
� Hmmm?
� Pami�tasz t� dziewczyn� z siedemdziesi�cioma pi�cioma brodawkami?
� Czy j� pami�tam?
� No, Ras... a gdzie by�y te brodawki?
...a ten wesz Bardlong nie sprawia� im k�opotu. Przez ca�� wiosn� i gor�ce lato,
kiedy
robotnicy usuwali �ciany i rze�bili okna, wynio�li pan i pani Bardlong
u�miechali si� patrz�c
na to zamieszanie. Przystawali na swych idealnie utrzymanych trawnikach, machali
z oddali
swych taras�w, pojawiali si� nagle zza drabinek do kwiat�w � ale zawsze w roli
dobrych
s�siad�w, dopinguj�cych m�odzie�czy wysi�ek i nie w�cibiaj�cych w nic nosa.
Bardlong by� na emeryturze. To by� ten Bardlong, je�li w og�le co� wiecie o tym
magnacie od amortyzator�w i system�w hamulcowych. Na �rodkowym Zachodzie
mogli�cie
nawet widzie� jego wielkie ci�ar�wki.
BARDLONG OSADZI CI� W MIEJSCU! BARDLONG PRZYJMIE TEN
WSTRZ�S!
Nawet na emeryturze Bardlong przyjmowa� ka�dy wstrz�s, na jaki jego nowi
s�siedzi i
ich remonty mog�yby go narazi�. Sam mia� star� will� z czerwonej ceg�y ozdobion�
ciemnozielonymi okiennicami i poro�ni�t� bluszczem. Na�ladowa�a jeden ze styl�w
architektury p�nokolonialnej, z prostok�tn� fasad� i symetrycznie osadzonymi,
w�skimi a
wysokimi oknami. Posiad�o�� mia�a du�� powierzchni�: rozci�ga�a si�
rozga��ziaj�c na
tarasy, drabinki do kwiat�w, ogr�dek skalny, wymuskane �ywop�oty, wypieszczone
kwietniki
i trawnik r�wny jak pole do golfa.
22
23
Dom zajmowa� ca�y naro�nik ocienionej drzewami podmiejskiej ulicy. Jego jedynym
s�siadem by� dom Ronkers�w, a posiad�o�� Bardlong�w odgradza� od George'a i Kit
niski
murek z p�askich kamieni. Z okna na pi�trze George i Kit mogli spogl�da� na
idealnie
utrzymane otoczenie domu Bardlong�w � ich w�asny tr�jk�t krzak�w i nieuczesana,
zmierzwiona trawa wyrasta�a pe�nych pi�� st�p ponad tam�, kt�ra chroni�a
Bardlonga przez
zalaniem jego i jego wygrabionych i przyci�tych posiad�o�ci przez ca�y ten ich
ba�agan. Same
domy by�y ustawione dziwnie blisko siebie, bo dom Ronkers�w by� kiedy�, na d�ugo
zanim
posiad�o�� podzielono na mniejsze dzia�ki, domem dla s�u�by Bardlong�w.
Pomi�dzy nimi, zakorzeniony na pag�rku po stronie Ronkers�w, sta� czarny
orzechowiec. Ronkers zachodzi� w g�ow�, co mog�o podsun�� staremu Herr Keslerowi
my�l,
�e Bardlong chcia� zlikwidowa� drzewo. Chyba chodzi�o tylko o trudno�ci
j�zykowe. Drzewo
z pewno�ci� stanowi�o wsp�ln� rado�� dla nich i Bardlonga. Jego okno te�
ocienia�o, a
wynios�a korona g�rowa�a nad jego dachem. Jedno rami� V rozci�ga�o si� nad
Georgem i Kit,
a drugie nachyla�o si� nad Bardlongiem.
Czy temu cz�owiekowi oboj�tne by�o nie strzy�one pi�kno?
Mo�e, ale przez ca�e lato Bardlong ani o tym nie wspomnia�. Chodzi� sobie po
swojej
trawie w wyp�owia�ym s�omkowym kapeluszu, uprawia� ogr�d, co� tam d�uba�, i to
cz�sto w
towarzystwie �ony. Tych dwoje wygl�da�o bardziej na go�ci w eleganckim starym
hotelu w
jakim� kurorcie ni� na mieszka�c�w swojego domu. Ich stroje do pracy by�y
absurdalnie
wyszukane � tak jakby po tych wszystkich latach w systemach hamulcowych Bardlong
nie
mia� w szafie nic poza eleganckimi garniturami. Nosi� odrobink� ju� niemodne
spodnie od
garnituru na szelkach i odrobink� niemodne koszule pod krawat, a s�omkowy
kapelusz z
szerokim rondem ocienia� jego blad�, piegowat� twarz. Obrazu dope�nia�y
nadmiernie
sportowe w wygl�dzie, dwubarwne p�buty.
Jego �ona, w sukni na przyj�cie w ogrodzie i z bia�� panam� na w�osach
zwi�zanych
czerwon� jedwabn� wst��eczk� w stalowoszary kok, postukiwa�a laseczk� w ceg�y
tarasu, by
sprawdzi�, czy aby przypadkiem nie mia�y ochoty si� poluzowa�. Bardlong szed� za
ni� z
kielni� w r�ku, ci�gn�c za sob� wygl�daj�cy na zabawk� w�zek z cementem.
Popo�udniami spo�ywali lunch pod wielkim parasolem na tarasie z ty�u domu, gdzie
b�yszcz�ce bia�o�ci� metalowe krzes�a i stoliki przypomina�y epok� �niada�
my�liwskich i
p�nych posi�k�w po weselu c�rki.
Jedynie wizyty doros�ych dzieci i mniej doros�ych wnuk�w zdawa�y si� zak��ca�
lato
Bardlong�w. Trzy dni szczekania psa i pi�ek rzucanych po symetrycznym jak st�
bilardowy
ogrodzie wytr�ca�y Bardlong�w z r�wnowagi na ca�y tydzie�. Z niepokojem chodzili
po
ogrodzie, krok w krok za dzie�mi, staraj�c si� wyprostowa� z�amane �odygi
kwiat�w,
nak�uwaj�c szpikulcem ohydztwo gumy do �ucia przyklejonej do urz�dze�
ogrodowych,
wklepuj�c na powr�t grudki darni wykopane przez szalej�cego po ogrodzie psa,
kt�ry przery�
mi�kk� traw� hamuj�c �apami jak rozp�dzony futbolista.
Przez ca�y tydzie� po tej rodzinnej inwazji Bardlongowie spoczywali wyczerpani
na
tarasie pod wielkim parasolem, zbyt zm�czeni, by stukn�� w cho�by jedn� ceg��
lub upi�� na
swoim miejscu cho�by najmniejszy p�d bluszczu, szarpni�ty przez przebiegaj�ce
dziecko.
� Zobacz, Ras � szepn�a Kit � Bardlong przyjmuje ten wstrz�s!
� Bardlong osadzi ci� w miejscu! � czyta� Ronkers na burtach ci�ar�wek w ca�ym
miasteczku. Ale nigdy �aden z tych topornych pojazd�w nawet nie zbli�y� si� do
�wie�o
malowanego kraw�nika przed domem Bardlong�w. Bardlong rzeczywi�cie by� na
emeryturze. A Ronkersowie nie mogli sobie w �aden spos�b wyobrazi�, by ten
cz�owiek m�g�
kiedy� �y� w inny spos�b.
24
25
Ronkersowie nie mogli sobie wyobrazi�, �e nawet wtedy, gdy jego chlebem
powszednim byty systemy hamulcowe i amortyzatory, kiedykolwiek pobrudzi� sobie
tym
r�ce.
George mia� nawet perwersyjnie wyolbrzymion� wizj� Powiedzia� Kit, �e widzia�,
jak
wielka ci�ar�wka �Bardlong osadzi ci� w miejscu!" wypluwa�a ca�� swoj�
zawarto�� na
trawnik Bardlong�w; ci�ar�wka z otwartymi na o�cie� tylnymi drzwiami, dr�ca
ko�ami
trawnik i rzygaj�ca brz�cz�cymi cz�ciami, i tarcze hamulcowe, klocki, wielkie
ka�u�e
oleistego p�ynu hamulcowego i gumowe spr�ynuj�ce amortyzatory rozgniataj�ce
kwietniki.
� Ras? � szepn�a Kit.
� Ta...?
� Czy te brodawki rzeczywi�cie by�y w pochwie?
� Wewn�trz, na zewn�trz, dooko�a...
� Siedemdziesi�t pi��! Och Ras, nie mog� sobie tego wyobrazi�.
Le�eli na ��ku przysypanym c�tkami wrze�niowego s�o�ca, kt�re wczesnym rankiem
z trudem przebija�o si� przez g�st� czupryn� li�ci rozpostartych nad ich oknem
przez czarny
orzechowiec.
� Wiesz, dlaczego tak bardzo lubi� tu le�e�? � Ronkers spyta� �ony. Przylgn�a
do
niego ca�ym cia�em.
� Nie, no powiedz...
� Przez to drzewo. � powiedzia�. � Chyba moje pierwsze do�wiadczenia seksualne
zdoby�em w domku na drzewie, a tu jest podobnie jak tam.
� Ty i to twoje pieprzone drzewo � powiedzia�a Kit. � M�g�by� cho� powiedzie�,
�e lubisz je dzi�ki mojej architekturze. Albo nawet mnie � powiedzia�a. � A to w
og�le
jaka� bajka � nie mog� sobie wyobrazi� ciebie, jak robisz to w domku na drzewie.
Czy nie
opowiedzia� ci jej kt�ry� z tych twoich starych �wintuch�w, kt�rzy do ciebie
przychodz�...?
� Nie, to by� jeden z tych m�odych �wintuch�w.
� Ras, jeste� okropny. O Jezu, siedemdziesi�t pi�� brodawek...
� Ca�kiem niez�a operacja jak na takie miejsce.
� A m�wi�e�, �e Tomlinson to robi�.
� Tak, ale ja asystowa�em.
� Przecie� normalnie tego nie robisz, prawda?
� No nie, ale to nie by�o normalne.
� Jeste� naprawd� okropny, Ras....
� Zainteresowanie czysto medyczne, zawodowa ch�� zdobycia wiedzy. Stosuje si�
du�o oleju skalnego i dwudziestopi�cio-procentowej �ywicy podofilinowej.
Kauteryzacja jest
delikatna...
� Chrzani...
Ale lato szybko si� ko�czy i wraz z powrotem student�w do miasteczka Ronkersowi
przyby�o zbyt du�o zaj��, by rankami wylegiwa� si� w ��ku. Przywie�li
nieprzeliczone
zast�py zaka�e� przewodu moczowego zdobyte na wszystkich kra�cach �wiata, takie
drobne
dodatkowe �wiadczenia w ruchu turystycznym, chyba najwi�kszy niekontrolowany
import w
okresie wakacyjnym.
Co rano czeka�a na niego kolejka student�w; wycieczki ju� si� sko�czy�y, a
problemy
z siusianiem stawa�y si� coraz dokuczliwsze.
� Chyba z�apa�em to w Izmirze, panie doktorze.
� Chodzi o to, gdzie to si� podziewa�o od tamtej chwili.
� K�opot polega na tym � m�wi� do Kit � �e ju� od pierwszej oznaki doskonale
wiedz�, co z�apali � i, zwykle, od kogo. Ale prawie wszyscy czekaj� jaki� czas,
aby to samo
znikn�o � i, niech to jasny... przekazuj� to dalej � a do mnie przychodz�,
kiedy ju� nie
mog� wytrzyma�.
Ronkers bardzo przyja�nie traktowa� swych wenerycznych pacjent�w i nie m�wi� im,
�e tkwi� po uszy w grzechach, czy �e spotka�a ich zas�u�ona kara; m�wi� im, �e
nie powinni
mie� poczucia winy, bo od kogo� tam si� zarazili. Tylko bardzo twardo nalega�,
by
informowali o swoim stanie t� swoj� pierwsz� dobrodziejk�, o ile j� znali. � Ona
mo�e nie
wiedzie� � m�wi�.
� Ju� si� nie kontaktujemy. � m�wili.
A Ronkers atakowa�: � No to co? I tak b�dzie dalej przekazywa�a to komu� innemu,
kto z kolei...
26
27
� I dobrze im tak! � pokrzykiwali.
� Nie, poczekaj � Ronkers zmienia� g�os na prosz�cy. � Dla niej to o wiele
powa�niejsza sprawa.
� To niech pan jej to powie � odpowiadali. � Dam panu jej numer telefonu.
� Ale Ras � w�cieka�a si� Kit � czemu nie zmusisz ich, �eby oni to zrobili?
� Jak? � pyta� Ronkers.
� Powiedz, �e im nie pomo�esz. �e z b�lu b�d� sika� po drzewach.
� To p�jd� do kogo� innego � odpowiada� Ronkers. � Albo po prostu powiedz�,
�e ju� j� poinformowali � a nie poinformowali i wcale nie maj� takiego zamiaru.
� To absurd, �eby� ty wydzwania� do co drugiej kobiety w tym cholernym mie�cie.
� Nie lubi� tylko tych rozm�w zamiejscowych. � m�wi�.
� To niech oni przynajmniej p�ac� za te telefony.
� Niekt�rzy z nich nie maj� pieni�dzy.
� To powiedz im, �e zadzwonisz do rodzic�w, �eby zap�acili!
� Mog� to odliczy� od podatk�w. A poza tym, to nie s� tylko studenci.
� To okropne, Ras. To po prostu straszne.
� O ile jeszcze podwy�szysz t� cholern� estrad� do spania?
� Rasku, chc�, �eby� si� troch� wysili�, zanim dostaniesz.
� Wiem, ale drabina? M�j Bo�e...
� Przecie� jest na poziomie twojego ulubionego drzewka, czy� nie? I m�wili mi,
�e
to lubisz. A w og�le, kto chce mnie dosta�, musi by� wysportowany.
� Mog� si� uszkodzi� pr�buj�c.
� Ras! Do kogo teraz dzwonisz?
� Halo � powiedzia� do telefonu. � Halo, czy to panna Wentworth?, O, pani
Wentworth, hmmm.... Czy m�g�bym jednak porozmawia� z pani c�rk�? A, nie ma pani
c�rki?
Aha. No to, w takim razie, chcia�bym z pani� porozmawia�, pani Wentworth...
� Ras, jeste� niemo�liwy.
� Tak, m�wi dr Ronkers. Jestem urologiem w Szpitalu Uniwersyteckim. Tak,
George Ronkers. Doktor George Ronkers. To... mi�o mi. Tak, George. A, Sara. No
to, Saro...
Wraz z ko�cem lata przyszed� koniec przekszta�ce� przestrzeni wewn�trznej u
Ronkers�w. Kit sko�czy�a z ciesielk�, a zaj�a si� uczeniem i studiami. Kiedy
robotnicy
opu�cili dom, narz�dzia odjecha�y, a rozebrane �ciany nie zalega�y w stosach na
podw�rku
Ronkers�w, dla Bardlonga musia�o si� sta� jasne, �e przebudowa � przynajmniej na
ten rok
� sko�czy�a si�.
A orzech dalej sta� na swoim miejscu. Mo�e Bardlong mia� nadziej�, �e w trakcie
letniego remontu drzewo r�wnie� zniknie, �eby zrobi� miejsce jakiej�
przybud�wce. Nie
m�g� przecie� wiedzie�, �e Ronkersowie przebudowywali dom w celu �zaproszenia
drzewa
do �rodka".
Wraz z nadci�gaj�c� jesieni� pow�d k��tni Bardlonga z drzewem sta� si� jasny.
Stary
Herr Kesler jednak si� nie myli�. George i Kit u�wiadomili sobie to pierwszej
zimnej,
wietrznej nocy, kt�r� przynios�a jesie�. Le�eli na swej estradzie do spania,
drzewo szumia�o i
��kn�ce li�cie sypa�y si� woko�o, kiedy us�yszeli d�wi�k, jakby na ich dach
spad�a twarda
kula od kr�gli i z hukiem zacz�a si� stacza�, by zdoby� punkt wi�zn�c w rynnie.
� Ras?
� To ten cholerny orzech! � powiedzia� Ronkers.
� Dudni�o, jakby to ceg�a wypad�a z komina � powiedzia�a Kit.
I przez ca�� noc zrywali si� na r�wne nogi za ka�dym razem, kiedy wiatr str�ci�
jaki�
orzech, albo uda� si� atak wiewi�rki i orzech spada� z g�o�nym �ump, i toczy�
si� dum-dum-
dum-dum--dum-dum-deng do brz�cz�cej rynny.
� Wiewi�rka te� z nim spad�a � powiedzia� Ronkers.
� Przynajmniej nie mo�na ich wzi�� za w�amywacza. To taki wyra�ny ha�as.
28
29
� Jakby w�amywacz rozrzuca� narz�dzia � powiedzia� Ronkers.
Lump! Dum-dum-dum-dum-dum-dum-deng!
� Jak w�amywacz zestrzelony z dachu � j�kn�a Kit.
� Na pewno przyzwyczaimy si� do tego � powiedzia� Ronkers.
� Tak, Ras, ale zdaje mi si�, �e Bardlongowi to przyzwyczajanie
ci�ko
przychodzi...
Rano Ronkers spostrzeg�, �e dom Bardlong�w mia� dach kryty p�ytkami, z o wiele
ostrzejszym spadem ni� ich. Pr�bowa� sobie wyobrazi�, jaki d�wi�k wydaj� orzechy
tocz�ce
si� po dachu Bardlonga.
� Ale w domu z pewno�ci� znajduje si� jaki� strych � powiedzia�a Kit � d�wi�k
jest na pewno mocno wyt�umiony. � Ronkers nie m�g� sobie wyobrazi�, jak mo�na by
d�wi�k wydawany przez orzech uderzaj�cy w p�ytki z �upka okre�li� przymiotnikiem
�wyt�umiony".
W po�owie pa�dziernika orzechy lecia�y ju� z niepokoj�c� regularno�ci�. Ronkers
rozmy�la� o pierwszej gwa�townej listopadowej wichurze jak o nadchodz�cym
blitzkriegu. Kit
wysz�a zgrabi� na gromadk� opad�e orzechy. S�ysza�a, jak jeden odrywa si� nad
jej g�ow� i z
gwa�townym szelestem przelatuje przez g�ste li�cie. Zdecydowa�a nie spogl�da� w
g�r� �
ju� widzia�a ten brzydki siniak mi�dzy oczami i ty� g�owy wbity w ziemi�. Zgi�a
si� wp� i
przykry�a g�ow� d�o�mi. Orzech o ma�y w�os min�� jej bezbronne plecy i waln�� j�
w nerk�.
�up!
� To boli, Ras � powiedzia�a.
Rozpromieniony Bardlong sta� pod niebezpiecznym drzewem i przygl�da� si�, jak
Ronkers pociesza �on�. Kit wcze�niej nie widzia�a go w tym miejscu. Mia� na
g�owie tyrolski
kapelusz z wylenia�ym pi�rkiem, kt�ry wygl�da� na odrzut L garderoby Herr
Keslera.
� Kesler mi go da� � powiedzia� Bardlong. � Ja prosi�em o he�m. � Sta�
wyzywaj�co na swoim podw�rku, trzymaj�c grabie jak wielk� pa�k� i czekaj�c, by
drzewo
podrzuci�o mu
orzech. Wybra� idealny moment, by zagai� rozmow�: obola�a Kit, z nieobesch�ymi
jeszcze �zami, sta�a obok.
5, � S�yszeli�cie kiedy�, jak toto t�ucze o dach z �upka? � spyta� Bardlong. �
Jak
nast�pnym razem ca�a ki�� b�dzie gotowa, to was zawo�am. Gdzie� tak ko�o
trzeciej nad
ranem.
� To jest problem � zgodzi� si� Ronkers.
� Ale drzewo jest �liczne � odpar�a w obronie Kit.
� To, oczywi�cie, wasz problem � powiedzia� rado�nie i jakby mimochodem
Bardlong. � Je�li w tym roku b�d� mia� ten sam problem z rynnami, jaki mia�em
zesz�ej
jesieni, to mo�e b�d� musia� prosi� was, �eby�cie usun�li t� cz�� waszego
drzewa, kt�ra
wychodzi nad nasz� posiad�o��, a co zrobicie z reszt�, to ju� wasza sprawa.
� Jakie k�opoty z rynnami? � spyta� Ronkers.
� Na pewno macie takie same problemy z waszymi...
� Ale o co chodzi? � spyta�a Kit.
� Zapychaj� si� tymi cholernymi orzechami � powiedzia� Bardlong. � Deszcz
sobie pada i pada, a rynny nie dzia�aj�, bo s� zapchane orzechami i woda leje
si� po �cianach
domu; okna przeciekaj� i w piwnicy pe�no wody. Tylko tyle.
.� Mhm.
� Kesler kupi� mi szmat� do zbierania wody. Ale to przecie� tylko
biedny
stary cudzoziemiec � powiedzia� uspokajaj�co Bardlong � i komu by si� chcia�o
ci�ga� go
po s�dach. Wiadomo przecie�.
� Aha � powiedzia�a Kit. Nie lubi�a Bardlonga. Ta beztroska lekko�� jego
tonu
wydawa�a si� tak nie przystawa� do sensu tego, co m�wi�, jak handlowanie
amortyzatorami
nie przystawa�o do delikatnych, koronkowych drabinek dla kwiat�w w jego
ogrodzie.
� No, ale co mi szkodzi zgrabi� par� orzech�w � powiedzia�
u�miechaj�c
si� Bardlong � albo budzi� si� par� razy w nocy, kiedy si� wydaje, �e bociany
nurkuj�c
rozbijaj� si� o m�j dach. � Przerwa�, spociwszy si� pod starym
kapeluszem
Keslera. � Albo nawet nosi� ochronne nakrycie
30
31
g�owy � doda� k�aniaj�c si� kapeluszem w kierunku Kit, kt�ra spogl�da�a na t�
lekko
piegowat� p�kul� przed sob�, modl�c si� o jednoznaczny d�wi�k rozrywanych nad
g�ow�
li�ci. Ale Bardlong na�o�y� kapelusz z powrotem. Zacz�� spada� jaki� orzech. Kit
i George
przykucn�li, zas�aniaj�c g�owy r�kami; Bardlongowi nawet musku� nie drgn��.
Orzech
uderzy� ze znaczn� si�� w kamienny murek odgradzaj�cy ich od siebie, p�kaj�c z
teatralnym
kekl By� twardy i wielki jak pi�eczka do baseballa.
� Jesieni� to naprawd� ekscytuj�ce drzewo � powiedzia� Bardlong. � Oczywi�cie,
o tej porze roku moja �ona za nic do niego nie podejdzie, mo�na by powiedzie�,
�e jest jakby
wi�niem w�asnego podw�rka. � Roze�mia� si�; w ustach b�ysn�o mu kilka
z�otych
plomb, owoc kwitn�cego handlu systemami hamulcowymi. � Ale nic nie szkodzi.
Przecie�
pi�kno nie ma ceny, a to przecie� pi�kne drzewo. Chocia� zalanie � powiedzia�, i
ton mu si�
nagle zmieni� � to prawdziwa szkoda.
Bardlongowi uda�o si� sprawi�, pomy�la� Ronkers, �e s�owo �prawdziwa" zabrzmia�o
jak kategoria prawnicza.
� A je�li ju� b�dziecie musieli wydawa� pieni�dze, �eby �ci�� po�ow� tego
drzewa,
pomy�lcie, czy nie lepiej od razu wyci�� ca�e. Jak wasza piwnica nape�ni si�
wod�, to �arty
si� sko�cz�. � Bardlong wym�wi� s�owo ��arty" jakby by�o obsceniczne; ponadto
ton
Bardlonga nasuwa� podejrzenia, �e tak naprawd�, to uznanie czegokolwiek za
�mieszne nie
ma nic wsp�lnego ze zdrowym rozs�dkiem.
Kit: � No, Ras, m�g�by� po prostu wej�� na dach i wymie�� te orzechy z rynny.
� Ja, oczywi�cie, jestem ju� na to za stary � westchn�� Bardlong, jakby
wy�a�enie
na dach by�o jego jedynym marzeniem.
� M�g�by� nawet wymiata� je z rynny pana Bardlonga, prawda? Powiedzmy mniej
wi�cej raz w tygodniu, tylko o tej porze roku?
Ronkers spojrza� na wynios�y dach Bardlonga, jego g�adk�, �upkow� powierzchni� i
ostry spad. Przed oczami przelecia�y
32
mu nag��wki prasowe: LEKARZ SPADA Z CZWARTEGO PI�TRA. UROLOG
WYPUNKTOWANY PRZEZ ORZESZEK. KARIERA PRZERWANA PRZEZ
�MIERCIONO�NE DRZEWO.
Nie, Ronkers zrozumia�, o co tu chodzi: trzeba my�le� o wi�kszej wiktorii; teraz
m�g�
odnie�� tylko p