5021

Szczegóły
Tytuł 5021
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5021 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5021 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5021 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

John Irving Ratowa� Pro�ka Tytu� orygina�u: Trying to Save Piggy Sneed Copyright � 1982, 1980, 1973, 1968, 1974, 1982, 1976, 1986 by John Irving Ali rights reserved Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Wolny Wyb�r, Gda�sk 1994 Ratowa� Pro�ka Redakcja i korekta: Katarzyna Budna Sk�ad: Zbigniew Mielewczyk Projekt ok�adki: Jaros�aw Czarnecki ISBN 83-85863-05-2 Wydanie pierwsze Druk i oprawa: Archidiecezjalny Zak�ad Poligraficzny Olsztyn, ul. Kardyna�a Wyszy�skiego 11 To s� wspomnienia, ale prosz�, pami�tajcie, �e (dla ka�dego pisarza z dobr� wyobra�ni�) wszystkie wspomnienia s� fa�szem. Pami�� powie�ciopisarza to wyj�tkowo niedoskona�y dostawca szczeg��w; zawsze mo�emy sobie wyobrazi� lepsze ni� te, kt�re pami�tamy. W�a�ciwy detal to rzadko kiedy to, co si� zdarzy�o. Najprawdziwszy detal to ten, kt�ry m�g� mie� miejsce lub powinien by� mie� miejsce. Po�owa mojego �ycia to czynno�� wprowadzania poprawek, a wi�kszo�� z tego to wprowadzanie drobnych zmian. Bycie pisarzem to solidne ma��e�stwo pomi�dzy dok�adn� obserwacj� i r�wnie dok�adnym wyobra�aniem sobie prawd, kt�rych nie by�o szansy stwierdzi� naocznie. Reszta to konieczna, wyczerpuj�ca har�wka nad j�zykiem; dla mnie znaczy to pisanie i przepisywanie zda� tak d�ugo, a� b�d� brzmia�y r�wnie spontanicznie jak dobra rozmowa. Pami�taj�c o tym, zosta�em chyba pisarzem z powodu dobrych manier mojej babki, a dok�adniej m�wi�c, z powodu op�nionego w rozwoju �mieciarza, w stosunku do kt�rego moja babka by�a zawsze uprzejma i mi�a. Moja babka jest najstarsz� �yj�c� absolwentk� z Wellesley. Mieszka teraz w domu starc�w i jej pami�� coraz bardziej blaknie; nie pami�ta ju� tego �mieciarza, kt�ry pom�g� mi zosta� pisarzem, ale zachowa�a zar�wno swoje dobre maniery, jak i uprzejmo��. Kiedy inni starsi ludzie przypadkiem zab��dz� do jej pokoju, cz�sto przez pomy�k� � szukaj�c w�asnych pokoj�w lub mieszka�, w kt�rych kiedy� mieszkali � babcia zawsze pyta: � Kochanie, zgubi�a� si�? Czy pom�c ci odszuka� miejsce, w kt�rym powinna� si� znale��? Mieszka�em z babk�, w jej domu, prawie do si�dmego roku �ycia; z tego powodu babka zawsze nazywa�a mnie �swoim ch�opcem". W rzeczywisto�ci nigdy nie mia�a w�asnego ch�opca, mia�a trzy c�rki. Teraz, przy ka�dym po�egnaniu, oboje wiemy, �e mo�e nie do�y� nast�pnej wizyty; a ona m�wi: � Wracaj szybko, kochany. Wiesz, jeste� moim ch�opcem � podkre�laj�c z naciskiem (i ca�kiem zasadnie), �e jest dla mnie kim� znacznie wa�niejszym ni� babka. Cho� jest absolwentk� anglistyki, nigdy nie czyta�a moich prac z wielk� przyjemno�ci�; a tak naprawd�, to przeczyta�a moj� pierwsz� powie�� i na tym (na ca�e �ycie) poprzesta�a. Nie pochwala, jak mi powiedzia�a, ani mojego j�zyka, ani tematyki; a z tego, co czyta�a o innych moich utworach, dowiedzia�a si�, �e ich tematyka absolutnie zdegenerowa�a si� w miar�, jak moja tw�rczo�� dojrzewa�a. Nie zada�a sobie �adnego trudu, �eby cho� przeczyta� te cztery powie�ci, kt�re powsta�y po pierwszej (zgadzamy si� oboje, �e tak jest lepiej). Jest ze mnie bardzo dumna, jak m�wi, a ja nigdy zbytnio nie dopytywa�em si�, z jakiego powodu � czy dlatego, �e w og�le doros�em, czy po prostu dlatego, �e jestem �jej ch�opcem". Tak czy siak, nigdy, ale to nigdy, nie da�a mi odczu�, �e jestem ma�o interesuj�cy czy nie kochany. Wyros�em na Front Street w Exeter w New Hampshire. Kiedy by�em ch�opcem, Front Street by�a wysadzona wi�zami � i to nie jaka� tam holenderska choroba wi�z�w zwali�a wi�kszo�� z nich. Dwa huragany, kt�re uderzy�y na miasteczko jeden po drugim, gdzie� w latach pi��dziesi�tych, zmiot�y wi�zy i w dziwny spos�b zmodernizowa�y ulic�. Najpierw przysz�a Carol i os�abi�a im korzenie, a potem przysz�a Edna, i powali�a je. Babcia dra�ni�a si� ze mn� m�wi�c, �e to chyba powinno przyczyni� si� do wzrostu mojego szacunku dla kobiet. Kiedy by�em ch�opcem, Front Street by�a zacienion�, ch�odn� � nawet latem � ulic�, i �adne podw�rko nie by�o otoczone p�otem; wszystkie psy lata�y wolno i wp�dza�y w�a�cicieli w tarapaty. Cz�owiek imieniem Poggio dostarcza� do domu mojej babki jej sprawunki. A niejaki pan Strout przywozi� l�d do starej lodziarki (babka opiera�a si� lod�wkom do samego ko�ca). Pan Strout nie cieszy� si� zbytni� popularno�ci� w�r�d ps�w z okolicy � mo�e dlatego, �e czasami gania� za nimi z wielkimi, ostrymi szczypcami do lodu. My, dzieciaki z Front Street, nigdy nie wchodzili�my w drog� panu Poggio, bo ten pozwala� nam kr�ci� si� po swoim sklepie i mia� dobre serce, gdy chodzi�o o smako�yki. Panu Stroutowi te� nigdy nie dokuczali�my (z powodu tych jego szczypc�w i legendarnej agresywno�ci w stosunku do ps�w, kt�ra, jak sobie z �atwo�ci� wyobra�ali�my, mog�a zwr�ci� si� r�wnie� przeciwko nam). Ale �mieciarz nic dla nas nie mia� � ani s�odyczy, ani agresywno�ci. I st�d my, dzieciaki, zachowali�my ca�� nasz� ch�� dokuczania i dra�nienia si� (i za�a�enia za sk�r� w ka�dy inny spos�b) dla niego. Nazywa� si� Prosiek Ryjt. �mierdzia� gorzej, ni� cz�owiek mo�e �mierdzie� � mo�e z wyj�tkiem tego trupa, od kt�rego zalecia�o mnie kiedy� raz, jedyny raz, w Istambule. No, a �eby wygl�da� gorzej ni� Prosiek Ryjt wygl�da� dla nas, dzieciak�w z Front Street, to naprawd� trzeba by by� trupem. By�o tyle powod�w, dla kt�rych nazwali�my go �Pro�kiem", �e zastanawiam si�, dlaczego nikt z nas nie znalaz� dla niego bardziej oryginalnego imienia. Po pierwsze, mieszka� na �wi�skiej farmie. Hodowa� �winie, szlachtowa� �winie, a co wa�niejsze, mieszka� ze �winiami: to by�a wy��cznie �wi�ska farma � nie by�o domu czy zagrody, tylko ten chlew. Z jednej z przegr�d dla �wi� wychodzi�a pojedyncza rura kominowa. Ogrzewa� j�, dla wygody Pro�ka Ryjta, piec na drzewo, a my, dzieciaki, wyobra�ali�my sobie, jak (zim�) �winie t�oczy�y si� wok� niego, by si� ogrza�. On tak w�a�nie �mierdzia�. Przej�� te�, z powodu osobliwo�ci op�nienia umys�owego i blisko�ci czworono�nych przyjaci�, swego rodzaju �wi�skie gesty i mimik�. Gdy zbli�a� si� do kub��w na �mieci, jego twarz wysuwa�a si� przed tu��w, tak jakby �apczywie ry� w ziemi; mru�y� swoje ma�e, czerwone oczka, nos marszczy� z wigorem �wi�skiego ryja; z ty�u szyi mia� g��bokie, r�owe fa�dy sk�ry, a blada szczecina, kt�ra kie�kowa�a mu to tu, to tam wok� szcz�ki, nijak nie chcia�a przypomina� brody. By� niski, przysadzisty i silny: jednym ruchem zarzuca� sobie kub�y ze �mieciami na plecy, a potem ciska� ich zawarto�� na drewnian�, obit� szczebelkami platform� swojej ci�ar�wki. Na ci�ar�wce by�o zawsze par� �wi� niecierpliwie czekaj�cych na now� porcj� odpadk�w. Mo�e w r�ne dni zabiera� ze sob� r�ne �winie; mo�e dla nich to by�a uczta, bo nigdy nie musia�y czeka� z jedzeniem odpadk�w, a� Prosiek wr�ci ci�ar�wk� do domu. Bra� tylko resztki � �adnego papieru, plastyku czy metalu � bo wszystko by�o dla jego wieprzk�w. Tylko to robi� � mia� bardzo ekskluzywny zaw�d. P�acili mu, �eby zabiera� odpadki, kt�rymi futrowa� swoje �winki. A kiedy zg�odnia�, zjada� sobie (tak sobie to wyobra�ali�my) jedn� �wink�. � Ca�� �wini�, na jeden raz � mawiali�my na Front Street. Ale najbardziej �wi�sk� cech�, jak� posiada�, by�o to, �e nie m�wi�. Niedorozw�j umys�owy albo pozbawi� go ludzkiej mowy, albo, jeszcze wcze�niej, pozbawi� go mo�liwo�ci nauczenia si� ludzkiej mowy. Prosiek Ryjt nie m�wi�. On chrumka�. Kwicza�. Chrumko- kwicza�; to by� jego j�zyk, nauczy� si� go od swoich przyjaci�, tak jak my uczymy si� naszego. My, dzieciaki z Front Street, podkradali�my si� do niego, kiedy zarzuca� swoje �winie odpadkami i straszyli�my go � zza �ywop�ot�w, spod pod�ogi werandy, zza zaparkowanych samochod�w, z gara�y i zsyp�w do piwnic. Wyskakiwali�my (nigdy za blisko) i kwiczeli�my do niego: � Prosiek! Prosiek! Prosiek! Prosiek! Kwiiiik! Chrum! � A on, jak �winia, spanikowany, skacz�c na o�lep tu i tam, bezmy�lnie rozbiegany (za ka�dym razem zachowywa� si� tak, jakby nic nie pami�ta�), odkwikiwa� si� nam, jakby�my go uk�uli no�em rze�nickim; rycza� do nas to swoje �kwiiik!", jakby przy�apa� nas na pr�bie puszczenia mu krwi we �nie. Nie potrafi� odtworzy� tego kwiku � by� straszny. Na jego d�wi�k wszystkie dzieciaki z Front Street wpada�y w pop�och i z krzykiem lecia�y si� schowa�. Kiedy przera�enie przechodzi�o, nie mogli�my si� doczeka� jego nast�pnego objazdu. Przyje�d�a� dwa razy w tygodniu. Co za luksus! I mniej wi�cej co tydzie� moja babka mu p�aci�a. Wychodzi�a na �cie�k� z ty�u domu, gdzie sta�a jego ci�ar�wka i gdzie go cz�sto straszyli�my, a on tam sta� i jeszcze prycha� � i m�wi�a: � Dzie� dobry panu, panie Ryjt. Prosiek Ryjt natychmiast zmienia� si� w dziecko � bardzo zaj�te, przera�liwie nie�mia�e i bole�nie niezgrabne. Kiedy� zakry� twarz r�kami, a r�ce mia� ca�e w fusach od kawy; kiedy� tak gwa�townie skrzy�owa� nogi, pr�buj�c jednocze�nie odwr�ci� twarz od babci, �e pad� przed ni� jak d�ugi. � Tak mi�o znowu pana zobaczy�, panie Ryjt � mawia�a babka, nie wzdrygn�wszy si� nawet od jego smrodu. � Mam nadziej�, �e dzieci panu nie dokuczaj� � mawia�a. � Przecie� nie musi pan znosi� ich wybryk�w, bo jak�e to! � dodawa�a. Potem p�aci�a mu nale�ne pieni�dze, przez drewniane szczeble przyczepy zerka�a na jego �winie, kt�re za�arcie atakowa�y �wie�e odpadki, a czasami siebie nawzajem, i m�wi�a: � Co za pi�kne �winie. Czy to s� pana w�asne �winie, panie Ryjt? To nowe �winki? Czy to te same, kt�re tu by�y w zesz�ym tygodniu? � Ale mimo jej entuzjazmu dla �winek, nigdy nie uda�o si� jej sk�oni� Ryjta do odpowiedzi. Potyka� si�, pl�ta� we w�asnych nogach, kr�ci� si� wok� niej i nie posiada� z ukrywanej rado�ci, �e moja babka najwyra�niej aprobowa�a jego �winki, a nawet chyba akceptowa�a (ca�ym sercem!) jego samego! I tylko cicho jej odchrumkiwa�. Kiedy wraca�a do domu � a Ryjt cofa� swoj� cuchn�c� ci�ar�wk� do ulicy � my, oczywi�cie, znowu go p�oszyli�my, wyskakuj�c po obu stronach ci�ar�wki, tak �e i Ryjt, i jego �winie kwiczeli przera�eni i prychali z obronnej w�ciek�o�ci. � Prosiek! Prosiek! Prosiek! Prosiek! Chrumk! Kwiiiiiii! Mieszka� w Stratham � przy drodze z naszego miasteczka biegn�cej do samego oceanu, jakie� osiem mil dalej. Wyprowadzi�em si� (z tat� i mam�) od babci (zanim sko�czy�em siedem lat, jak ci m�wi�em). Poniewa� tato by� nauczycielem, przeprowadzili�my si� do mieszkania szkolnego (Exeter by� wtedy szko�� tylko dla ch�opc�w) i dlatego nasze odpadki (razem z nieorganicznymi �mieciami) by�y wywo�one przez szko��. Teraz chcia�bym m�c powiedzie�, �e potem wyros�em, zda�em sobie (z �alem) spraw� z okrucie�stwa dzieci i wst�pi�em do paru organizacji zajmuj�cych si� niesieniem pomocy takim ludziom jak Prosiek Ryjt. Ale tak nie by�o. Prawa panuj�ce w ma�ym miasteczku s� proste i pojemne: gdy dopuszcza si� r�ne formy szale�stwa, ignoruje si� wiele form okrucie�stwa. Pro�ka si� tolerowa�o; by� dalej sob� i �y� jak �winia. Tolerowa�o si� go, jak toleruje si� nieszkodliwe zwierz�, a dzieci mu dogadza�y; zach�ca�y go nawet do tego, �eby by� prosiakiem. Oczywi�cie, gdy doro�li�my, wszyscy zrozumieli�my, �e by� op�niony � i stopniowo dowiedzieli�my si�, �e troch� sobie popija�. Ta ci�ar�wka z burtami ze szczebelk�w, cuchn�ca �winiami, odchodami, albo czym� jeszcze gorszym od odchod�w, kr�ci�a si� po miasteczku przez ca�y ten czas, kiedy dorasta�em. Wolno jej by�o; mia�a nawet miejsce na gubienie cz�ci �adunku � w drodze do Stratham. To by�o miasteczko, to Stratham! Czy w ma�omiasteczkowym �yciu mo�e by� co� bardziej prowincjonalnego ni� kr�cenie nosem na mniejsze miasteczka? Stratham to na pewno nie by�o Exeter (nie �eby Exeter by�o znowu takie wielkie). W Pi�tej osobie dramatu, powie�ci Robertsona Daviesa, autor pisze o mieszka�cach Deptford: �Byli�my powa�nymi lud�mi, kt�rym nic wi�cej nie by�o potrzeba i nie czuli�my si� w �aden spos�b gorsi od wi�kszych osad. Spogl�dali�my jednak ze wsp�czuj�cym rozbawieniem na Bowles Corners, kt�re le�a�o cztery mile dalej i mia�o stu pi��dziesi�ciu mieszka�c�w. �eby mieszka� w Bowles Corners, trzeba by ju� sch�opie� z kretesem i nieodwracalnie."* Dla nas, dzieciak�w z Front Street, Stratham by�o takim Bowles Corners, by�o �sch�opia�e z kretesem i nieodwracalnie." Kiedy mia�em pi�tna�cie lat i zacz�y si� moje zwi�zki z akademi� � gdzie uczyli si� liceali�ci z dalekich stron � z Nowego Jorku, a nawet z Kalifornii � czu�em tak� wy�szo�� w stosunku do Stratham, �e teraz nie mog� si� sobie nadziwi�, �e wst�pi�em do Ochotniczej Stra�y Po�arnej w Stratham; i w og�le jak do tego dosz�o. Przypominam sobie, i� w Exeter nie by�o Ochotniczej Stra�y Po�arnej; by�a chyba tylko zawodowa. By�o kilku mieszka�c�w Exeter, kt�rzy � najwidoczniej z potrzeby zg�oszenia si� na ochotnika do czegokolwiek � wst�pili do ochotniczej w Stratham. Mo�e nasza pogarda dla mieszka�c�w Stratham by�a tak g��boka, �e uwa�ali�my, i� nie mo�na si� po nich spodziewa�, by dobrze gasili nawet swoje w�asne po�ary. Oczywi�cie, dochodzi� do tego dreszczyk podniecenia � w ca�ym tym �yciu licealisty � �e nale�y si� do czego�, co w ka�dej chwili i bez ostrze�enia mo�e wezwa� ci� do s�u�by: ten alarm przeciww�amaniowy w sercu, kt�ry okazuje si� telefonem dzwoni�cym w �rodku nocy � to wezwanie do niebezpiecze�stwa, jak biper lekarza burz�cy uporz�dkowan� samotno�� i bezpiecze�stwo boiska do gry w squasha. Przez to my, dzieciaki z Front Street, byli�my wa�ni. I jak tylko troch� podro�li�my, sp�yn�� na nas splendor, kt�rym m�odych mo�e obdarzy� tylko uczestniczenie w tragedii. Przez te wszystkie lata w stra�y ochotniczej nigdy nikogo nie uratowa�em � nawet �adnego psa ani kota. Nigdy nie wdycha�em dymu, nigdy nie cierpia�em od oparze�, nigdy nie widzia�em, jak kto� spada poza bezpieczny kr�g sieci ratunkowej. Najgorsze s� po�ary las�w, a ja uczestniczy�em tylko w jednym takim Po�arze � i to na jego skraju. Moje jedyne obra�enia �w akcji" * W niniejszej publikacji nie wykorzystano istniej�cego przek�adu cytowanej powie�ci autorstwa M. Skibniewskiej. (przyp. red.) 10 11 zawdzi�czam koledze stra�akowi, kt�ry wrzuca� r�czn� sikawk� do magazynku, w kt�rym szuka�em swojej czapeczki do baseballa. Sikawka uderzy�a mnie w twarz i przez mniej wi�cej trzy minuty lecia�a mi z nosa krew. Od czasu do czasu bywa�y powa�niejsze po�ary w Hampton Beach (kt�rej� nocy bezrobotny saksofonista, podobno ubrany w r�owy smoking, pr�bowa� podpali� kasyno), ale do takich wzywano nas tylko w ostateczno�ci. Gdy zdarza� si� po�ar na osiem albo dziesi�� dzwonk�w, Stratham wzywali jako ostatnie; by�o to bardziej zaproszenie na widowisko ni� wezwanie do boju. A miejscowe po�ary w Stratham okazywa�y si� albo pomy�k�, albo strat� czasu. Kt�rej� nocy pan Skully, inkasent wodoci�gowy, podpali� sw�j furgon wlewaj�c w�dki do ga�nika, bo, jak m�wi�, samoch�d nie chcia� mu zapali�. Pewnej nocy p�on�a chlewnia na mlecznej farmie Grant�w, ale wszystkie krowy � i prawie ca�e siano � uratowano jeszcze przed naszym przyjazdem. Nic nie mo�na by�o wi�cej zrobi�, jak tylko patrze� na p�on�cy budynek i polewa� go wod�, �eby iskry nie lecia�y na poblisk� zagrod�. Ale buty, ci�ki he�m (z moim numerem), b�yszcz�cy czarny toporek � w�asna siekierka stra�acka � to by�o co�; oznacza�o swego rodzaju doros�� odpowiedzialno�� w �wiecie, w kt�rym byli�my uwa�ani za (jeszcze) zbyt m�odych, by pi�. A pewnej nocy, gdy mia�em szesna�cie lat, pojecha�em wozem stra�ackim z drabin� na drog� ci�gn�c� si� wzd�u� brzegu, by w domku letniskowym nad pla�� gasi� po�ar wzniecony, jak si� okaza�o, przez dzieciaki, kt�re spowodowa�y wybuch kosiarki do trawy, wlewaj�c do jej baku oczyszczon� benzyn�, a tam, zataczaj�c si� jak pijany zaj�c w kapu�cie, blokuj�c wykonanie naszej wa�nej misji i wolny od wszelkiego poczucia obywatelskiej odpowiedzialno�ci � jak jaka� prawdziwa �winia � jecha� sobie sw� cuchn�c� ci�ar�wk� zapruty Prosiek Ryjt, wioz�c odpadki swym �ar�ocznym przyjaci�kom. Migali�my na niego �wiat�ami, wyli�my syren� � ciekawe, za kogo nas wtedy bra�? Za Boga, czerwonookiego wyj�cego potwora, kt�ry siad� mu na ramieniu � wielkiego robota �wi�skiego wszech�wiata, kt�ry przylecia� z kosmosu? Biedny Ryjt, blisko domu, tak pijany i brudny, �e z trudno�ci� przypomina� cz�owieka, skr�ci� ostro z drogi, by nas przepu�ci�, a my, dzieciaki z Front Street, mijaj�c go krzyczeli�my � jeszcze to s�ysz� � Prosiek! Prosiek! Prosiek! Prosiek! Chrumk! Kwiiiiiii! � Sw�j g�os te� chyba wtedy s�ysza�em. Trzymaj�c si� drabiny, z g�owami odrzuconymi w ty� tak, �e drzewa nad w�sk� drog� zdawa�y si� spowija� gwiazdy czarn�, faluj�c� koronk�, czuli�my, jak �wi�ski fetor przechodzi w ostry smr�d spalenizny zniszczonej kosiarki do trawy, by w ko�cu z�agodnie� do czystego, s�onego wiatru od morza. W ciemno�ci, wracaj�c obok tej szopy dla �wi�, zauwa�yli�my dziwnie ciep�� po�wiat� 'bij�c� od lampy naftowej w kojcu Ryjta. Wr�ci� do domu bezpiecznie. I jeszcze nie spa�. Czyta�? I znowu us�ysza�em nasze chrz�kania, kwiki i chrumkania � nasze absolutnie zwierz�ce od�ywki. Tej nocy, gdy spali�a si� jego szopa, byli�my tak zaskoczeni! Ochotnicza ze Stratham uwa�a�a zagrod� Pro�ka Ryjta za z�o konieczne � cuchn�ca rudera przy drodze z Exeter do pla�y by�a punktem orientacyjnym, kt�ry w ciep�e letnie wieczory wydusza� oddech z p�uc; przejazd obok niej zawsze wywo�ywa� zwyczajowe j�ki. Zim� dym z pieca na drzewo bi� regularnie z rury wystaj�cej nad kojcem Pro�ka i z boks�w otaczaj�cych szop�, w kt�rych jego �winie, tarzaj�c si� w �ci�ce z osranego �niegu, wydmuchiwa�y ma�e chmurki oddechu, jakby by�y ma�ymi piecami z mi�sa. Wycie naszej syreny rozprasza�o je na wszystkie strony. Noc�, gdy wracali�my do domu, a wszystkie ognie by�y tam pogaszone, nie mogli�my sobie odm�wi�, �eby przeje�d�aj�c obok siedziby Pro�ka znowu nie hukn�� syren�. Za bardzo podnieca�y nas wyobra�enia pop�ochu, jaki ten d�wi�k musia� w nich wywo�ywa� � spanikowane �winie, sam Prosiek przera�ony, wszyscy si� tul� do wszystkich ze �wiszcz�cymi pokwikiwaniami, szukaj�c ochrony w �cisku stada. 12 13 Tej nocy, gdy sp�on�a zagroda Ryjta, my, dzieciaki z Front Street, wyobra�ali�my sobie, �e b�dzie to, mimo p�nej pory, weso�e widowisko. Na nadbrze�nej drodze, ze wszystkimi �wiat�ami i b�yskaj�cym sygna�em, z wyj�c� syren� (kt�ra doprowadza�a �winie do szale�stwa), byli�my w fantastycznym nastroju. Opowiadali�my sobie mn�stwo kawa��w o �winiach; jak naszym zdaniem dosz�o do po�aru, �e mieli popijaw�, Prosiek i jego �winie, �e Prosiek jedn� piek� (na ro�nie) i ta�czy� z drug�, �e jedna �winia wpad�a na piec i przysma�y�a sobie ogon, wywr�ci�a barek, i �e �winia, kt�ra zazwyczaj z Pro�kiem ta�czy�a, by�a w z�ym humorze, bo Prosiek ta�czy� z inn�... ale kiedy przyjechali�my, zobaczyli�my, �e po�ar nie by� wcale zabaw�, �e nie by� nawet ko�c�wk� nieudanej zabawy. By� to najwi�kszy po�ar jaki my, dzieciaki z Front Street, a nawet weterani spo�r�d ochotnik�w ze Stratham, kiedykolwiek widzieli�my. Niskie, przytulone do chlewu przybud�wki wygl�da�y jak gdyby eksplodowa�y albo jakby dachy im si� stopi�y. Wszystko, co znajdowa�o si� w szopie, by�o podatne na ogie� � drewno do pieca, siano, osiemna�cie �wi� i Prosiek Ryjt. No i ca�a ta nafta. A w wi�kszo�ci kojc�w gn�j musia� mie� z metr albo i wi�cej grubo�ci. Jak powiedzia� mi jeden z weteran�w spo�r�d ochotnik�w � Jak dobrze si� rozgrzeje, to nawet g�wno si� zapali. Rozgrza�o si� dobrze. Musieli�my przesun�� wozy stra�ackie dalej od domu: bali�my si�, �e �wie�a farba albo nowe opony dostan� p�cherzyod gor�ca. � Nie ma sensu marnowa� wody � powiedzia� nasz kapitan. Polewali�my drzewa po drugiej stronie drogi i las z ty�u farmy. Noc by�a cicha i w�ciekle mro�na, a �nieg suchy i drobny jak talk. Z ga��zi drzew zwisa�y sople, kt�re p�ka�y, gdy tylko je pola�. Kapitan zdecydowa� pozwoli�, �eby po�ar si� wypali� � tak b�dzie mniej ba�aganu. By�oby bardziej dramatycznie, gdybym powiedzia�, �e s�yszeli�my kwiki, �e s�yszeli�my, jak wn�trza �wi� p�czniej� i wybuchaj� albo �e przedtem s�yszeli�my, jak bi�y raciczkami w deski drzwi. Ale zanim przyjechali�my, wszystkie d�wi�ki ucich�y; to by�a ju� historia, mogli�my je sobie tylko wyobra�a�. To lekcja dla pisarza: �e odg�osy, kt�re sobie wyobra�amy, mog� by� najczystszymi, najg�o�niejszymi ze wszystkich d�wi�k�w. Zanim przyjechali�my, wybuch�y ju� nawet opony ci�ar�wki Pro�ka, eksplodowa� bak i przednia szyba zapad�a si� do �rodka. Poniewa� nie by�o nas przy tym, mogli�my sobie tylko wyobrazi�, w jakiej kolejno�ci to nast�pi�o. Gdy stan�o si� zbyt blisko chlewni, gor�czka skr�ca�a rz�sy, a p�yn pod powiekami parzy� od gor�ca. Je�li sta�o si� za daleko, ch��d powietrza zimowej nocy, porywany ku p�omieniom, przenika� do ko�ci. Droga nad brzegiem pokry�a si� lodem od wody rozlanej z naszych w�y i (ko�o p�nocy) facet ze znaczkiem Texaco na czapce i w watowanej kurtce wpad� na drodze w po�lizg 1 potrzebowa� pomocy. Pijany i w towarzystwie kobiety, o wiele za m�odej dla niego � a mo�e to by�a jego c�rka. � Prosiek! � krzycza� facet od Texaco. � Prosiek! � wydziera� si� w kierunku p�omieni. � Je�eli tam jeste� � ty kretynie � to lepiej wyno� si� stamt�d. Chyba a� do drugiej nad ranem jedynym d�wi�kiem by�o rozlegaj�ce si� co jaki� czas samotne brzd�k kurcz�cej si� blachy, kiedy odrywa�a si� od dachu chlewni. Sam dach zapad� si� oko�o drugiej, z cichym szeptem. O trzeciej wszystkie kojce by�y wypalone. Otaczaj�cy je �nieg stopi� si� i utworzy� jezioro, kt�re zdawa�o si� unosi� wok� ognia, si�gaj�c prawie poziomu ha�dy �arz�cych si� popio��w. W miar� jak �nieg topnia�, woda gasi�a �ar od spodu. Jaki czuli�my zapach? Letni aromat rozpalonej s�o�cem stodo�y, k��c�cy si� z odorem popio��w w �niegu, zdecydowany smr�d spieczonego gnoju i zwodniczy zapach sma�onego boczku > pieczonej wieprzowiny. Poniewa� nie by�o wiatru, a my nie pr�bowali�my gasi� po�aru, nie dokucza� nam dym. M�czy�ni (to znaczy weterani) zostawili nas, ch�opc�w, �eby�my pilnowali jeszcze przez godzin�. Tak robi� starsi, kiedy dziel� si� prac� 2 ch�opcami: robi� to, co chc�, a ch�opc�w maj� od tego, czym 15 nie chc� si� zajmowa�. M�czy�ni poszli sobie na kaw� (tak przynajmniej m�wili), a wr�cili cuchn�c piwem. Wtedy ogie� na tyle ju� przygas�, �e mo�na go by�o zala� wod�. M�czy�ni zacz�li t� robot�, a kiedy im si� znudzi�a, przekazali j� nam, ch�opakom. I znowu sobie poszli, o pierwszym brzasku, na �niadanie, jak powiedzieli. W bladym �wietle zacz��em rozpoznawa� niekt�rych z moich towarzyszy, ch�opak�w z Front Street. Kiedy starsi poszli, jeden z ch�opak�w z Front Street zacz��, najpierw bardzo cicho. Mo�e to by�em ja. � Prosiek, Prosiek � zawo�a�. Jednym z powod�w, dla kt�rych zosta�em pisarzem jest to, �e wsp�czu�em tej naszej potrzebie; nigdy mnie nie interesowa�o co�, co nie-pisarze nazywaj� dobrym lub z�ym �smakiem". � Prosiek! Prosiek! Prosiek! Prosiek! Chrumk! Kwiiiiiii! � wo�ali�my. Wtedy w�a�nie zrozumia�em, �e komedia to tylko inna forma sk�adania kondolencji. I wtedy rozpocz��em; zacz��em swoje pierwsze opowiadanie. � Cholera � powiedzia�em, bo wszyscy ochotnicy ze Stratham zaczynali ka�de zdanie od s�owa �cholera." � Cholera � powiedzia�em. � Tam nie ma Pro�ka. Jest g�upi � doda�em � ale nie a� tak. � Jest jego ci�ar�wka � powiedzia� jeden z najmniej obdarzonych wyobra�ni� ch�opak�w z Front Street. � Po prostu �winie mu si� znudzi�y � powiedzia�em. � Wyjecha� z miasta, na pewno. Mia� tego wszystkiego dosy�. Chyba to wszystko zaplanowa� � wiele tygodni temu. O dziwo, zacz�li mnie s�ucha�. Zgadza si�, noc by�a d�uga. Ka�dy, kto mia� cokolwiek do powiedzenia, m�g� z �atwo�ci� przyku� uwag� ochotnik�w ze Stratham. Ale ja czu�em podniecenie nadchodz�cego ratunku � po raz pierwszy. � Za�o�� si�, �e tam nie ma wcale �adnych �wi�. � powiedzia�em. � Za�o�� si�, �e po�ow� ich zjad�, w kilka dni. Wiecie, napcha� si�! A reszt� sprzeda�. Odk�ada� sobie troch� pieni�dzy w�a�nie na tak� godzin�., 16 .;: <;; '� � Na jak� godzin�? � spyta� jaki� sceptyk. � Je�eli Pro�ka tu nie ma, to gdzie jest? � Je�li by� na dworze ca�� noc � powiedzia� inny � to zamarz� na �mier�. � Jest na Florydzie � powiedzia�em. � Przeszed� na emerytur�. � Stwierdzi�em to tak, po prostu, jakby to by� fakt. � Popatrzcie dooko�a! � krzycza�em. � Na co on wydawa� te swoje pieni�dze? Usk�ada� sobie niez�� sumk�. Podpali� w�asny dom � powiedzia�em � tylko po to, �eby nam zale�� za sk�r�. Pomy�lcie, ile razy my za�azili�my mu za sk�r� � m�wi�em. I wiedzia�em, �e wszyscy o tym my�l�. To przynajmniej by�a prawda. Odrobina prawdy nigdy nie zaszkodzi�a opowiadaniu. � No i � powiedzia�em � odp�aci� si� nam. To jasne jak s�o�ce. Przetrzyma� nas tu na mrozie ca�� noc. To kaza�o nam, dzieciakom z Front Street, zastanowi� si� i w tej chwili zastanowienia zacz��em proces wprowadzania poprawek; chcia�em, �eby opowiadanie by�o lepsze, bardziej wiarygodne. Koniecznie trzeba by�o uratowa� Pro�ka Ryjta, to oczywiste, ale co na Florydzie mia�by robi� cz�owiek, kt�ry nie potrafi m�wi�? Tam chyba mieli jeszcze ostrzejsze przepisy dotycz�ce u�ytkowania nieruchomo�ci ni� my w New Hampshire, szczeg�lnie je�li chodzi o �winie. � Wiecie � powiedzia�em � za�o�� si�, �e on potrafi� m�wi� � zawsze. Chyba pochodzi� z Europy � zdecydowa�em. � Bo co to za nazwisko � Ryjt? A po raz pierwszy pokaza� si� tutaj gdzie� ko�o wojny, no nie? I wszystko jedno, jaki tam jest jego j�zyk ojczysty, za�o�� si�, �e ca�kiem dobrze si� nim pos�uguje. Po prostu nigdy nie nauczy� si� naszego. �wi�ski by� jako� �atwiejszy. Mo�e bardziej przyjazny � doda�em, my�l�c o nas. � A teraz oszcz�dzi� do�� pieni�dzy, �eby wr�ci� do kraju. Jest tam na pewno! � powiedzia�em. � Nie na Florydzie � wr�ci� do Europy! � To ci Prosiek! � kto� zawo�a�. � Pilnuj si�, Europa - kto� powiedzia� �artem. 1 � - Ratuj�c Pro�ka Q \ Q) 17 Przestrze� wewn�trzna George Ronkers by� m�odym urologiem z miasteczka uniwersyteckiego; w dzisiejszych czasach, gdy nieu�wiadomiona swoboda m�odej i starszej spo�eczno�ci uniwersyteckiej produkuje cuda wenerycznej r�norodno�ci to lukratywna posada. Urolog ma sporo pracy. Ronkers mia� zdrobnia�e przezwisko nadane mu przez ci�b� jego klient�w z Przychodni Studenckiej. M�wili �Rasowy Ronk". A �ona nazywa�a go czule �Ras". Na imi� mia�a Kit; odznacza�a si� du�ym poczuciem humoru, gdy chodzi�o o jego prac� i wyobra�ni�, gdy chodzi�o o pomieszczenia. By�a magistrantk� na Wydziale Architektury; pracowa�a jako asystentka-sta�ystka i dla student�w ni�szych lat architektury prowadzi�a kurs pod nazw� �Przestrze� wewn�trzna." Taka by�a jej specjalizacja, naprawd�. By�a w ca�o�ci odpowiedzialna za wszystkie przestrzenie wewn�trzne w domu Ronkers�w. Wyburzy�a �ciany, wpu�ci�a wanny w pod�og�, sklepi�a �uki nad drzwiami, zaokr�gli�a pokoje, wygi�a w owal okna; kr�tko m�wi�c, traktowa�a przestrze� wewn�trzn� jak iluzj�. � Trik polega na tym � mawia�a � �eby nie pozwoli� ludziom zorientowa� si�, gdzie jeden pok�j si� ko�czy, a drugi zaczyna; poj�cie pokoju jest wrogiem poj�cia przestrzeni; nie mo�na znale�� granicy... � I tak dalej; to by�a jej specjalno��. George Ronkers chodzi� po swoim domu jak po parku w dalekim, lecz interesuj�cym mie�cie. Teorie przestrzeni nie wzrusza�y go ani troch�. � Widzia�em dzi� dziewczyn� z siedemdziesi�cioma pi�cioma brodawkami � powiada. � Absolutnie pewny zabieg chirurgiczny. Nie wiem, po co przysz�a do mnie. W�a�ciwie powinna by�a najpierw odwiedzi� ginekologa. Jedyn� cz�ci� ich dzia�ki, kt�r� Ronkers uwa�a� za swoj� domen�, by� wielki, pi�kny orzechowiec ko�o domu. Kit pierwsza zobaczy�a dom: nale�a� do starego Austriaka o nazwisku Kesler, kt�rego �ona w�a�nie zmar�a. Kit powiedzia�a Ronkersowi, �e wn�trze domu da�oby si� wyremontowa�, poniewa� przynajmniej sufity by�y do�� wysokie. Ale Ronkersa zachwyci�o przede wszystkim drzewo. By� to czarny orzech o podw�jnym pniu wyrastaj�cym z ziemi jako dwa drzewa, kt�re tworzy�y wysokie, smuk�e V. W�a�ciwy czarny orzech jest wysoki, pe�en gracji i strzelistego stylu � ga��zie i li�cie zaczynaj� si� gdzie� na poziomie drugiego pi�tra; li�cie ma ma�e, w�skie i ciasno zebrane; s� delikatnie zielone, a w pa�dzierniku przybieraj� ��t� barw�. Orzechy rosn� w twardej, gumowatej, bladozielonej sk�rze; jesieni� dochodz� do rozmiar�w brzoskwi�, sk�ry zaczynaj� ciemnie� � miejscami robi� si� nawet czarne � i wtedy zaczynaj� spada�. Wiewi�rki je lubi�. Kit do�� si� to drzewo podoba�o, ale popada�a w ekstaz�, gdy t�umaczy�a staremu Herr Keslerowi, co zrobi z jego domem, kiedy on ju� si� wyprowadzi. Kesler tylko patrzy� na ni� szeroko otwartymi oczami, od czasu do czasu pytaj�c: � Kt�r� �cian�? T� �cian�? Pani ta �ciana chce mie� zburzona? O, i ta druga �ciana te�? Nooo, taak... a co b�dzie trzyma�o sufit do g�ry? Noooo... A Ronkers powiedzia� Keslerowi, jak bardzo podoba� mu si� czarny orzechowiec. I wtedy w�a�nie Kesler ostrzeg� go przed s�siadem. � Der Bardlong � powiedzia�. � On chce drzewo �ci�te, ale jego ja nigdy nie s�ucham. � George Ronkers stara� si� przycisn�� starego Keslera, by wyja�ni� motywy jego przysz�ego s�siada Bardlonga, ale Austriak nagle zadudni� w �cian�, uderzaj�c ca�� d�oni� i krzycz�c do Kit. � Nie jeszcze tej �ciany, mam nadziej�. Zawsze lubi�em mie� t� �cian�! 20 21 No c�, musieli wykaza� si� pewn� delikatno�ci�. �adnych g�o�no wyra�anych plan�w, p�ki Kesler si� nie wyprowadzi. Przenosi� si� do mieszkania na innym przedmie�ciu; z tego powodu si� wystroi� � ubrany jak ch�op z Tyrolu, w swoim filcowym alpejskim kapeluszu z pi�rkiem, b�yskaj�cy spod sk�rzanych kr�tkich spodni starymi, bia�ymi kolanami; sta� na lekkim wiosennym deszczu przy starych drewnianych kufrach, a George i Kit wynosili jego meble i ustawiali je dooko�a. � Czy nie zechcia�by si� pan schroni� przed deszczem, panie Kesler? � spyta�a Kit, ale on nawet nie drgn��, stoj�c na chodniku przed swym dawnym domem, p�ki wszystkie jego meble nie zosta�y za�adowane na ci�ar�wk�. Przygl�da� si� czarnemu orzechowcowi. Herr Kesler bez �enady po�o�y� r�k� na ty�ku Kit i powiedzia� � Nie pozw�l ten wesz Bardlong �ci�� drzewo do ziemi, okay? � Okay � obieca�a Kit. W wiosenne poranki George Ronkers lubi� le�e� w ��ku i patrze�, jak s�o�ce prze�wieca przez nowe, zielone listki jego czarnego orzechowca. Wzory, jakie na ��ko rzuca� cie� drzewa uk�ada�y si� prawie w mozaik�. Kit powi�kszy�a okno, aby obj�� wi�cej drzewa; w jej terminologii by�o to �zaproszenie drzewa do domu". � Och, Ras � szepta�a � czy� nie jest pi�knie? � To pi�kne drzewo. � Ale mnie chodzi o pok�j. No i oczywi�cie okno, i podest do spania... � Podest? My�la�em, �e to ��ko. Jedna wiewi�rka czasami schodzi�a po ga��zi zwieszaj�cej si� w pobli�u okna � cz�sto a� ociera�a si� ogonem o szyb�. Lubi�a szczypa� zielone orzechy, jakby ju� czeka�a na jesie�. � Ras...? � Hmmm? � Pami�tasz t� dziewczyn� z siedemdziesi�cioma pi�cioma brodawkami? � Czy j� pami�tam? � No, Ras... a gdzie by�y te brodawki? ...a ten wesz Bardlong nie sprawia� im k�opotu. Przez ca�� wiosn� i gor�ce lato, kiedy robotnicy usuwali �ciany i rze�bili okna, wynio�li pan i pani Bardlong u�miechali si� patrz�c na to zamieszanie. Przystawali na swych idealnie utrzymanych trawnikach, machali z oddali swych taras�w, pojawiali si� nagle zza drabinek do kwiat�w � ale zawsze w roli dobrych s�siad�w, dopinguj�cych m�odzie�czy wysi�ek i nie w�cibiaj�cych w nic nosa. Bardlong by� na emeryturze. To by� ten Bardlong, je�li w og�le co� wiecie o tym magnacie od amortyzator�w i system�w hamulcowych. Na �rodkowym Zachodzie mogli�cie nawet widzie� jego wielkie ci�ar�wki. BARDLONG OSADZI CI� W MIEJSCU! BARDLONG PRZYJMIE TEN WSTRZ�S! Nawet na emeryturze Bardlong przyjmowa� ka�dy wstrz�s, na jaki jego nowi s�siedzi i ich remonty mog�yby go narazi�. Sam mia� star� will� z czerwonej ceg�y ozdobion� ciemnozielonymi okiennicami i poro�ni�t� bluszczem. Na�ladowa�a jeden ze styl�w architektury p�nokolonialnej, z prostok�tn� fasad� i symetrycznie osadzonymi, w�skimi a wysokimi oknami. Posiad�o�� mia�a du�� powierzchni�: rozci�ga�a si� rozga��ziaj�c na tarasy, drabinki do kwiat�w, ogr�dek skalny, wymuskane �ywop�oty, wypieszczone kwietniki i trawnik r�wny jak pole do golfa. 22 23 Dom zajmowa� ca�y naro�nik ocienionej drzewami podmiejskiej ulicy. Jego jedynym s�siadem by� dom Ronkers�w, a posiad�o�� Bardlong�w odgradza� od George'a i Kit niski murek z p�askich kamieni. Z okna na pi�trze George i Kit mogli spogl�da� na idealnie utrzymane otoczenie domu Bardlong�w � ich w�asny tr�jk�t krzak�w i nieuczesana, zmierzwiona trawa wyrasta�a pe�nych pi�� st�p ponad tam�, kt�ra chroni�a Bardlonga przez zalaniem jego i jego wygrabionych i przyci�tych posiad�o�ci przez ca�y ten ich ba�agan. Same domy by�y ustawione dziwnie blisko siebie, bo dom Ronkers�w by� kiedy�, na d�ugo zanim posiad�o�� podzielono na mniejsze dzia�ki, domem dla s�u�by Bardlong�w. Pomi�dzy nimi, zakorzeniony na pag�rku po stronie Ronkers�w, sta� czarny orzechowiec. Ronkers zachodzi� w g�ow�, co mog�o podsun�� staremu Herr Keslerowi my�l, �e Bardlong chcia� zlikwidowa� drzewo. Chyba chodzi�o tylko o trudno�ci j�zykowe. Drzewo z pewno�ci� stanowi�o wsp�ln� rado�� dla nich i Bardlonga. Jego okno te� ocienia�o, a wynios�a korona g�rowa�a nad jego dachem. Jedno rami� V rozci�ga�o si� nad Georgem i Kit, a drugie nachyla�o si� nad Bardlongiem. Czy temu cz�owiekowi oboj�tne by�o nie strzy�one pi�kno? Mo�e, ale przez ca�e lato Bardlong ani o tym nie wspomnia�. Chodzi� sobie po swojej trawie w wyp�owia�ym s�omkowym kapeluszu, uprawia� ogr�d, co� tam d�uba�, i to cz�sto w towarzystwie �ony. Tych dwoje wygl�da�o bardziej na go�ci w eleganckim starym hotelu w jakim� kurorcie ni� na mieszka�c�w swojego domu. Ich stroje do pracy by�y absurdalnie wyszukane � tak jakby po tych wszystkich latach w systemach hamulcowych Bardlong nie mia� w szafie nic poza eleganckimi garniturami. Nosi� odrobink� ju� niemodne spodnie od garnituru na szelkach i odrobink� niemodne koszule pod krawat, a s�omkowy kapelusz z szerokim rondem ocienia� jego blad�, piegowat� twarz. Obrazu dope�nia�y nadmiernie sportowe w wygl�dzie, dwubarwne p�buty. Jego �ona, w sukni na przyj�cie w ogrodzie i z bia�� panam� na w�osach zwi�zanych czerwon� jedwabn� wst��eczk� w stalowoszary kok, postukiwa�a laseczk� w ceg�y tarasu, by sprawdzi�, czy aby przypadkiem nie mia�y ochoty si� poluzowa�. Bardlong szed� za ni� z kielni� w r�ku, ci�gn�c za sob� wygl�daj�cy na zabawk� w�zek z cementem. Popo�udniami spo�ywali lunch pod wielkim parasolem na tarasie z ty�u domu, gdzie b�yszcz�ce bia�o�ci� metalowe krzes�a i stoliki przypomina�y epok� �niada� my�liwskich i p�nych posi�k�w po weselu c�rki. Jedynie wizyty doros�ych dzieci i mniej doros�ych wnuk�w zdawa�y si� zak��ca� lato Bardlong�w. Trzy dni szczekania psa i pi�ek rzucanych po symetrycznym jak st� bilardowy ogrodzie wytr�ca�y Bardlong�w z r�wnowagi na ca�y tydzie�. Z niepokojem chodzili po ogrodzie, krok w krok za dzie�mi, staraj�c si� wyprostowa� z�amane �odygi kwiat�w, nak�uwaj�c szpikulcem ohydztwo gumy do �ucia przyklejonej do urz�dze� ogrodowych, wklepuj�c na powr�t grudki darni wykopane przez szalej�cego po ogrodzie psa, kt�ry przery� mi�kk� traw� hamuj�c �apami jak rozp�dzony futbolista. Przez ca�y tydzie� po tej rodzinnej inwazji Bardlongowie spoczywali wyczerpani na tarasie pod wielkim parasolem, zbyt zm�czeni, by stukn�� w cho�by jedn� ceg�� lub upi�� na swoim miejscu cho�by najmniejszy p�d bluszczu, szarpni�ty przez przebiegaj�ce dziecko. � Zobacz, Ras � szepn�a Kit � Bardlong przyjmuje ten wstrz�s! � Bardlong osadzi ci� w miejscu! � czyta� Ronkers na burtach ci�ar�wek w ca�ym miasteczku. Ale nigdy �aden z tych topornych pojazd�w nawet nie zbli�y� si� do �wie�o malowanego kraw�nika przed domem Bardlong�w. Bardlong rzeczywi�cie by� na emeryturze. A Ronkersowie nie mogli sobie w �aden spos�b wyobrazi�, by ten cz�owiek m�g� kiedy� �y� w inny spos�b. 24 25 Ronkersowie nie mogli sobie wyobrazi�, �e nawet wtedy, gdy jego chlebem powszednim byty systemy hamulcowe i amortyzatory, kiedykolwiek pobrudzi� sobie tym r�ce. George mia� nawet perwersyjnie wyolbrzymion� wizj� Powiedzia� Kit, �e widzia�, jak wielka ci�ar�wka �Bardlong osadzi ci� w miejscu!" wypluwa�a ca�� swoj� zawarto�� na trawnik Bardlong�w; ci�ar�wka z otwartymi na o�cie� tylnymi drzwiami, dr�ca ko�ami trawnik i rzygaj�ca brz�cz�cymi cz�ciami, i tarcze hamulcowe, klocki, wielkie ka�u�e oleistego p�ynu hamulcowego i gumowe spr�ynuj�ce amortyzatory rozgniataj�ce kwietniki. � Ras? � szepn�a Kit. � Ta...? � Czy te brodawki rzeczywi�cie by�y w pochwie? � Wewn�trz, na zewn�trz, dooko�a... � Siedemdziesi�t pi��! Och Ras, nie mog� sobie tego wyobrazi�. Le�eli na ��ku przysypanym c�tkami wrze�niowego s�o�ca, kt�re wczesnym rankiem z trudem przebija�o si� przez g�st� czupryn� li�ci rozpostartych nad ich oknem przez czarny orzechowiec. � Wiesz, dlaczego tak bardzo lubi� tu le�e�? � Ronkers spyta� �ony. Przylgn�a do niego ca�ym cia�em. � Nie, no powiedz... � Przez to drzewo. � powiedzia�. � Chyba moje pierwsze do�wiadczenia seksualne zdoby�em w domku na drzewie, a tu jest podobnie jak tam. � Ty i to twoje pieprzone drzewo � powiedzia�a Kit. � M�g�by� cho� powiedzie�, �e lubisz je dzi�ki mojej architekturze. Albo nawet mnie � powiedzia�a. � A to w og�le jaka� bajka � nie mog� sobie wyobrazi� ciebie, jak robisz to w domku na drzewie. Czy nie opowiedzia� ci jej kt�ry� z tych twoich starych �wintuch�w, kt�rzy do ciebie przychodz�...? � Nie, to by� jeden z tych m�odych �wintuch�w. � Ras, jeste� okropny. O Jezu, siedemdziesi�t pi�� brodawek... � Ca�kiem niez�a operacja jak na takie miejsce. � A m�wi�e�, �e Tomlinson to robi�. � Tak, ale ja asystowa�em. � Przecie� normalnie tego nie robisz, prawda? � No nie, ale to nie by�o normalne. � Jeste� naprawd� okropny, Ras.... � Zainteresowanie czysto medyczne, zawodowa ch�� zdobycia wiedzy. Stosuje si� du�o oleju skalnego i dwudziestopi�cio-procentowej �ywicy podofilinowej. Kauteryzacja jest delikatna... � Chrzani... Ale lato szybko si� ko�czy i wraz z powrotem student�w do miasteczka Ronkersowi przyby�o zbyt du�o zaj��, by rankami wylegiwa� si� w ��ku. Przywie�li nieprzeliczone zast�py zaka�e� przewodu moczowego zdobyte na wszystkich kra�cach �wiata, takie drobne dodatkowe �wiadczenia w ruchu turystycznym, chyba najwi�kszy niekontrolowany import w okresie wakacyjnym. Co rano czeka�a na niego kolejka student�w; wycieczki ju� si� sko�czy�y, a problemy z siusianiem stawa�y si� coraz dokuczliwsze. � Chyba z�apa�em to w Izmirze, panie doktorze. � Chodzi o to, gdzie to si� podziewa�o od tamtej chwili. � K�opot polega na tym � m�wi� do Kit � �e ju� od pierwszej oznaki doskonale wiedz�, co z�apali � i, zwykle, od kogo. Ale prawie wszyscy czekaj� jaki� czas, aby to samo znikn�o � i, niech to jasny... przekazuj� to dalej � a do mnie przychodz�, kiedy ju� nie mog� wytrzyma�. Ronkers bardzo przyja�nie traktowa� swych wenerycznych pacjent�w i nie m�wi� im, �e tkwi� po uszy w grzechach, czy �e spotka�a ich zas�u�ona kara; m�wi� im, �e nie powinni mie� poczucia winy, bo od kogo� tam si� zarazili. Tylko bardzo twardo nalega�, by informowali o swoim stanie t� swoj� pierwsz� dobrodziejk�, o ile j� znali. � Ona mo�e nie wiedzie� � m�wi�. � Ju� si� nie kontaktujemy. � m�wili. A Ronkers atakowa�: � No to co? I tak b�dzie dalej przekazywa�a to komu� innemu, kto z kolei... 26 27 � I dobrze im tak! � pokrzykiwali. � Nie, poczekaj � Ronkers zmienia� g�os na prosz�cy. � Dla niej to o wiele powa�niejsza sprawa. � To niech pan jej to powie � odpowiadali. � Dam panu jej numer telefonu. � Ale Ras � w�cieka�a si� Kit � czemu nie zmusisz ich, �eby oni to zrobili? � Jak? � pyta� Ronkers. � Powiedz, �e im nie pomo�esz. �e z b�lu b�d� sika� po drzewach. � To p�jd� do kogo� innego � odpowiada� Ronkers. � Albo po prostu powiedz�, �e ju� j� poinformowali � a nie poinformowali i wcale nie maj� takiego zamiaru. � To absurd, �eby� ty wydzwania� do co drugiej kobiety w tym cholernym mie�cie. � Nie lubi� tylko tych rozm�w zamiejscowych. � m�wi�. � To niech oni przynajmniej p�ac� za te telefony. � Niekt�rzy z nich nie maj� pieni�dzy. � To powiedz im, �e zadzwonisz do rodzic�w, �eby zap�acili! � Mog� to odliczy� od podatk�w. A poza tym, to nie s� tylko studenci. � To okropne, Ras. To po prostu straszne. � O ile jeszcze podwy�szysz t� cholern� estrad� do spania? � Rasku, chc�, �eby� si� troch� wysili�, zanim dostaniesz. � Wiem, ale drabina? M�j Bo�e... � Przecie� jest na poziomie twojego ulubionego drzewka, czy� nie? I m�wili mi, �e to lubisz. A w og�le, kto chce mnie dosta�, musi by� wysportowany. � Mog� si� uszkodzi� pr�buj�c. � Ras! Do kogo teraz dzwonisz? � Halo � powiedzia� do telefonu. � Halo, czy to panna Wentworth?, O, pani Wentworth, hmmm.... Czy m�g�bym jednak porozmawia� z pani c�rk�? A, nie ma pani c�rki? Aha. No to, w takim razie, chcia�bym z pani� porozmawia�, pani Wentworth... � Ras, jeste� niemo�liwy. � Tak, m�wi dr Ronkers. Jestem urologiem w Szpitalu Uniwersyteckim. Tak, George Ronkers. Doktor George Ronkers. To... mi�o mi. Tak, George. A, Sara. No to, Saro... Wraz z ko�cem lata przyszed� koniec przekszta�ce� przestrzeni wewn�trznej u Ronkers�w. Kit sko�czy�a z ciesielk�, a zaj�a si� uczeniem i studiami. Kiedy robotnicy opu�cili dom, narz�dzia odjecha�y, a rozebrane �ciany nie zalega�y w stosach na podw�rku Ronkers�w, dla Bardlonga musia�o si� sta� jasne, �e przebudowa � przynajmniej na ten rok � sko�czy�a si�. A orzech dalej sta� na swoim miejscu. Mo�e Bardlong mia� nadziej�, �e w trakcie letniego remontu drzewo r�wnie� zniknie, �eby zrobi� miejsce jakiej� przybud�wce. Nie m�g� przecie� wiedzie�, �e Ronkersowie przebudowywali dom w celu �zaproszenia drzewa do �rodka". Wraz z nadci�gaj�c� jesieni� pow�d k��tni Bardlonga z drzewem sta� si� jasny. Stary Herr Kesler jednak si� nie myli�. George i Kit u�wiadomili sobie to pierwszej zimnej, wietrznej nocy, kt�r� przynios�a jesie�. Le�eli na swej estradzie do spania, drzewo szumia�o i ��kn�ce li�cie sypa�y si� woko�o, kiedy us�yszeli d�wi�k, jakby na ich dach spad�a twarda kula od kr�gli i z hukiem zacz�a si� stacza�, by zdoby� punkt wi�zn�c w rynnie. � Ras? � To ten cholerny orzech! � powiedzia� Ronkers. � Dudni�o, jakby to ceg�a wypad�a z komina � powiedzia�a Kit. I przez ca�� noc zrywali si� na r�wne nogi za ka�dym razem, kiedy wiatr str�ci� jaki� orzech, albo uda� si� atak wiewi�rki i orzech spada� z g�o�nym �ump, i toczy� si� dum-dum- dum-dum--dum-dum-deng do brz�cz�cej rynny. � Wiewi�rka te� z nim spad�a � powiedzia� Ronkers. � Przynajmniej nie mo�na ich wzi�� za w�amywacza. To taki wyra�ny ha�as. 28 29 � Jakby w�amywacz rozrzuca� narz�dzia � powiedzia� Ronkers. Lump! Dum-dum-dum-dum-dum-dum-deng! � Jak w�amywacz zestrzelony z dachu � j�kn�a Kit. � Na pewno przyzwyczaimy si� do tego � powiedzia� Ronkers. � Tak, Ras, ale zdaje mi si�, �e Bardlongowi to przyzwyczajanie ci�ko przychodzi... Rano Ronkers spostrzeg�, �e dom Bardlong�w mia� dach kryty p�ytkami, z o wiele ostrzejszym spadem ni� ich. Pr�bowa� sobie wyobrazi�, jaki d�wi�k wydaj� orzechy tocz�ce si� po dachu Bardlonga. � Ale w domu z pewno�ci� znajduje si� jaki� strych � powiedzia�a Kit � d�wi�k jest na pewno mocno wyt�umiony. � Ronkers nie m�g� sobie wyobrazi�, jak mo�na by d�wi�k wydawany przez orzech uderzaj�cy w p�ytki z �upka okre�li� przymiotnikiem �wyt�umiony". W po�owie pa�dziernika orzechy lecia�y ju� z niepokoj�c� regularno�ci�. Ronkers rozmy�la� o pierwszej gwa�townej listopadowej wichurze jak o nadchodz�cym blitzkriegu. Kit wysz�a zgrabi� na gromadk� opad�e orzechy. S�ysza�a, jak jeden odrywa si� nad jej g�ow� i z gwa�townym szelestem przelatuje przez g�ste li�cie. Zdecydowa�a nie spogl�da� w g�r� � ju� widzia�a ten brzydki siniak mi�dzy oczami i ty� g�owy wbity w ziemi�. Zgi�a si� wp� i przykry�a g�ow� d�o�mi. Orzech o ma�y w�os min�� jej bezbronne plecy i waln�� j� w nerk�. �up! � To boli, Ras � powiedzia�a. Rozpromieniony Bardlong sta� pod niebezpiecznym drzewem i przygl�da� si�, jak Ronkers pociesza �on�. Kit wcze�niej nie widzia�a go w tym miejscu. Mia� na g�owie tyrolski kapelusz z wylenia�ym pi�rkiem, kt�ry wygl�da� na odrzut L garderoby Herr Keslera. � Kesler mi go da� � powiedzia� Bardlong. � Ja prosi�em o he�m. � Sta� wyzywaj�co na swoim podw�rku, trzymaj�c grabie jak wielk� pa�k� i czekaj�c, by drzewo podrzuci�o mu orzech. Wybra� idealny moment, by zagai� rozmow�: obola�a Kit, z nieobesch�ymi jeszcze �zami, sta�a obok. 5, � S�yszeli�cie kiedy�, jak toto t�ucze o dach z �upka? � spyta� Bardlong. � Jak nast�pnym razem ca�a ki�� b�dzie gotowa, to was zawo�am. Gdzie� tak ko�o trzeciej nad ranem. � To jest problem � zgodzi� si� Ronkers. � Ale drzewo jest �liczne � odpar�a w obronie Kit. � To, oczywi�cie, wasz problem � powiedzia� rado�nie i jakby mimochodem Bardlong. � Je�li w tym roku b�d� mia� ten sam problem z rynnami, jaki mia�em zesz�ej jesieni, to mo�e b�d� musia� prosi� was, �eby�cie usun�li t� cz�� waszego drzewa, kt�ra wychodzi nad nasz� posiad�o��, a co zrobicie z reszt�, to ju� wasza sprawa. � Jakie k�opoty z rynnami? � spyta� Ronkers. � Na pewno macie takie same problemy z waszymi... � Ale o co chodzi? � spyta�a Kit. � Zapychaj� si� tymi cholernymi orzechami � powiedzia� Bardlong. � Deszcz sobie pada i pada, a rynny nie dzia�aj�, bo s� zapchane orzechami i woda leje si� po �cianach domu; okna przeciekaj� i w piwnicy pe�no wody. Tylko tyle. .� Mhm. � Kesler kupi� mi szmat� do zbierania wody. Ale to przecie� tylko biedny stary cudzoziemiec � powiedzia� uspokajaj�co Bardlong � i komu by si� chcia�o ci�ga� go po s�dach. Wiadomo przecie�. � Aha � powiedzia�a Kit. Nie lubi�a Bardlonga. Ta beztroska lekko�� jego tonu wydawa�a si� tak nie przystawa� do sensu tego, co m�wi�, jak handlowanie amortyzatorami nie przystawa�o do delikatnych, koronkowych drabinek dla kwiat�w w jego ogrodzie. � No, ale co mi szkodzi zgrabi� par� orzech�w � powiedzia� u�miechaj�c si� Bardlong � albo budzi� si� par� razy w nocy, kiedy si� wydaje, �e bociany nurkuj�c rozbijaj� si� o m�j dach. � Przerwa�, spociwszy si� pod starym kapeluszem Keslera. � Albo nawet nosi� ochronne nakrycie 30 31 g�owy � doda� k�aniaj�c si� kapeluszem w kierunku Kit, kt�ra spogl�da�a na t� lekko piegowat� p�kul� przed sob�, modl�c si� o jednoznaczny d�wi�k rozrywanych nad g�ow� li�ci. Ale Bardlong na�o�y� kapelusz z powrotem. Zacz�� spada� jaki� orzech. Kit i George przykucn�li, zas�aniaj�c g�owy r�kami; Bardlongowi nawet musku� nie drgn��. Orzech uderzy� ze znaczn� si�� w kamienny murek odgradzaj�cy ich od siebie, p�kaj�c z teatralnym kekl By� twardy i wielki jak pi�eczka do baseballa. � Jesieni� to naprawd� ekscytuj�ce drzewo � powiedzia� Bardlong. � Oczywi�cie, o tej porze roku moja �ona za nic do niego nie podejdzie, mo�na by powiedzie�, �e jest jakby wi�niem w�asnego podw�rka. � Roze�mia� si�; w ustach b�ysn�o mu kilka z�otych plomb, owoc kwitn�cego handlu systemami hamulcowymi. � Ale nic nie szkodzi. Przecie� pi�kno nie ma ceny, a to przecie� pi�kne drzewo. Chocia� zalanie � powiedzia�, i ton mu si� nagle zmieni� � to prawdziwa szkoda. Bardlongowi uda�o si� sprawi�, pomy�la� Ronkers, �e s�owo �prawdziwa" zabrzmia�o jak kategoria prawnicza. � A je�li ju� b�dziecie musieli wydawa� pieni�dze, �eby �ci�� po�ow� tego drzewa, pomy�lcie, czy nie lepiej od razu wyci�� ca�e. Jak wasza piwnica nape�ni si� wod�, to �arty si� sko�cz�. � Bardlong wym�wi� s�owo ��arty" jakby by�o obsceniczne; ponadto ton Bardlonga nasuwa� podejrzenia, �e tak naprawd�, to uznanie czegokolwiek za �mieszne nie ma nic wsp�lnego ze zdrowym rozs�dkiem. Kit: � No, Ras, m�g�by� po prostu wej�� na dach i wymie�� te orzechy z rynny. � Ja, oczywi�cie, jestem ju� na to za stary � westchn�� Bardlong, jakby wy�a�enie na dach by�o jego jedynym marzeniem. � M�g�by� nawet wymiata� je z rynny pana Bardlonga, prawda? Powiedzmy mniej wi�cej raz w tygodniu, tylko o tej porze roku? Ronkers spojrza� na wynios�y dach Bardlonga, jego g�adk�, �upkow� powierzchni� i ostry spad. Przed oczami przelecia�y 32 mu nag��wki prasowe: LEKARZ SPADA Z CZWARTEGO PI�TRA. UROLOG WYPUNKTOWANY PRZEZ ORZESZEK. KARIERA PRZERWANA PRZEZ �MIERCIONO�NE DRZEWO. Nie, Ronkers zrozumia�, o co tu chodzi: trzeba my�le� o wi�kszej wiktorii; teraz m�g� odnie�� tylko p