476
Szczegóły |
Tytuł |
476 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
476 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 476 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
476 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
INWAZJA ?
Autor : MattRix
HTML : ARGAIL
- "Nieznany sk�ad chemiczny pozostawionych �lad�w �wiadczy, �e po raz
kolejny mieli�my do czynienia z Obcymi."
Qrtin nie m�g� ju� tego s�ucha�. Niemal wykrzycza� komend� i s�owa ucich�y.
Mia� dosy� tego.
Gdziekolwiek by� ci�gle s�ysza� o Obcych. Ju� nie tylko w mediach by�o o
nich g�o�no, ale nawet w jego odleg�ym, ukrytym w�r�d g�r mikroskopijnym
miasteczku wszyscy m�wili tylko o tym.
S�dzi�, �e jak oderwie si� od metropolii, jak zniknie ze wszystkich
mo�liwych sieci i skaner�w nie dopadnie go og�lno�wiatowa panika.
Ale nie, nawet tu nie by�o ju� spokoju.
Mo�e gdyby nie media ...
Qrtin westchn��. Tylko patrze� jak na blador�owym niebie pojawi si� firmowe
cygaro.
A chcia� tylko odpocz�� ...
Zamiast tego jednak na wieczornym p�omiennym niebie pojawi�o si� co� innego.
Trwa�o to kilka mikrosekund, ale kilka os�b w miasteczku zauwa�y�o to co�.
Zaraz potem w ogrodzie pojawi� si� znajomy hologram.
- Co ty tu robisz Ravni? - warkn�� Qrtin.
- Bardzo ci� przepraszam, ale mam tak� prac�. Sam Xyrnen wyda� mi polecenie
przetrz��ni�cia galaktyk we wszystkich kwadrantach, �eby ci� odnale��.
- Nie musia�e� a� tak daleko szuka�. - mrukn�� Qrtin.
- Wola�by�, �ebym nie udawa� i powiedzia� mu gdzie jeste�? Zaszkodzi�bym tym
sobie i tobie. Xyrnen w dalszym ci�gu nie wie, �e ja wiem. Wi�c jak? Wr�cisz
dobrowolnie czy mam wysy�a� po ciebie transport?
Qrtin westchn��.
- Naprawd� s�dzicie, �e to co tu si� pojawi�o to nie jest nasza sonda?
- U ciebie te� co� si� pojawi�o?! - wykrzykn�� zdumiony Ravni. - To zaczyna
przypomina� deszcz meteoryt�w. Co to by�o? Nie mieli�my meldunku o �adnym
obiekcie w twojej okolicy.
- To znaczy, �e nic tam nie by�o. - skwitowa� Qrtin. - Zapomnij, �e o tym
m�wi�em.
- Ale ...
- Ravni! Po prostu zapomnij! Po co chcesz mnie �ci�gn��?
Ravni przez chwil� stara� si� opanowa� dr�enie d�oni. Poruszy� szybko
palcami, aby przyspieszy� efekt samouspokojenia si�.
- No wi�c?
- Naprawd� nie wiem jak mo�esz zachowywa� taki spok�j.
- Ja po prostu w to nie wierz�.
- Tego te� nie rozumiem.
- Do rzeczy! - przypomnia� Qrtin.
- Ach tak, wezwanie. Nie znam jeszcze szczeg��w, ale chyba ma to co�
wsp�lnego z dziwnym zasoleniem w�d w Zatoce.
- Tak blisko? Macie ju� co�?
- Nawet je�li tak, to ja jeszcze nic nie wiem. To jak?
- B�d� tam jutro rano.
- Mo�e lepiej ...
- Nie! Mam urlop! I chocia� raz w �yciu, mimo �e znowu odwo�ujecie mnie z
niego, chc� wr�ci� zwyk�ym �rodkiem transportu. Po tych cholernych cygarach
zawsze rzygam.
- W porz�dku. To do jutra.
Ravni zasalutowa� i po chwili migotania jego hologram znikn��.
Qrtin pomy�la�, �e musi wymy�le� lepsze zabezpieczenia. Tak, �eby nie mogli
go znale�� nawet przez wzorzec kom�rkowy.
Wr�ci� do domu i zacz�� si� pakowa�.
Do aluminiowej skrzyni wk�ada� wszystko co musia� zabra� ze sob�.
Pakowa� si� i zastanawia�.
By� jednym z coraz mniejszego grona tych, kt�rzy patrzyli na te "zjawiska"
trze�wiej ni� pozostali.
Co z tego, �e pier�cienie Saturna ulegaj� przemianom? Przecie� ich wytr�cone
z orbity kawa�ki nie mog�yby dotrze� a� tutaj.
Co za idiotyzm!
Przemiany trwaj� od oko�o trzystu osiemdziesi�ciu lat i nasilaj� si� z
ka�dym rokiem. Dowody tego procesu to ju� nie tylko wysy�ane w tamten rejon
sondy. To r�wnie� tony materia�u skalnego, kt�ry spad� w tym czasie na
powierzchni� planety.
Ale jako� nikt nie chce tego zauwa�y�.
Wszyscy zdaj� si� by� poch�oni�ci og�ln� mani� panuj�c� od jakich� dwustu
lat.
Moda. Nic innego tylko zapanowa�a moda na Obcych.
Powie�ci, bardzo zreszt� obrazowe, a potem filmy. No i muzyka.
Sk�d oni do cholery mog� wiedzie� jak� muzyk� lubi� Obcy? Je�li w og�le
istniej�.
A do tego wszystkiego kreksel.
Za spokojne mieli�my spo�ecze�stwo. Kto� przypomnia� sobie o tym, �e
naturalny kreksel by� kiedy� cz�ci� naszych organizm�w. W drodze ewolucji -
czyli pozbywania si� zap�d�w samo-destrukcyjnych - ten hormon zanik�. Wi�c co
trzeba by�o zrobi�? Wymy�le� syntetyk. Cholerny syntetyk nigdy nawet nie by�
wpisany na list� �rodk�w zakazanych. Zapomnieli�my ju� o naszej niechlubnej
historii. Zapomnieli�my czym to si� mo�e sko�czy�.
Za�ywali to wszyscy. Od trzydziestoletnich dzieci po najstarszych - nawet
pi��setlatk�w.
Wi�c jak si� dziwi� zbiorowej panice?
Kto� kto w organizmie ma mniej naturalnych kom�rek ni� kreksela, widzi i
s�yszy to czego nie ma.
Dobrze.
Je�li nie fragmenty pier�cieni, to musi by� inne wyt�umaczenie. Opr�cz
Obcych.
Najbardziej sensownym s� sondy.
Zwyk�e sondy, kt�re po up�ywie ich gwarancji, albo uszkodzone, spadaj� na
powierzchni�. Nie zawsze niestety spalaj� si� w atmosferze. Robi� przy tym
strasznie du�o wrzasku. Ale to ostatnie to wina konstruktor�w.
Co za dure� zainstalowa� w ich sztucznej inteligencji instynkt
samozachowawczy?
Co prawda ogranicza si� on do piekielnych wrzask�w we wszystkich mo�liwych
j�zykach i narzeczach - w��czaj�c w to j�zyki martwe - kiedy tylko sonda zacznie
schodzi� z orbity.
Oczywi�cie wg naukowc�w, kt�rzy je wyprodukowali jest to system pozwalaj�cy
namierzy� tak� spadaj�c� sond�.
Tylko, �e w przeci�gu tych wszystkich lat, technologia produkcji sond uleg�a
mutacji i jako� nikt nie wi��e tego z panuj�c� panik�. Sondy ju� nie tylko
wymy�li�y sw�j w�asny wewn�trzny j�zyk porozumiewania si� - zapominaj�c podes�a�
konstruktorom par� s�ownik�w - ale te� stosuj� przy "powrocie" na powierzchni�
ca�� mas� efekt�w specjalnych. Od migania wszelkimi kolorami, przez zmian�
kszta�tu po wypuszczanie ze swoich wn�trzno�ci dziwnej substancji - oczywi�cie
swojej produkcji - kt�ra wypala na powierzchni ziemi najr�niejsze kszta�ty.
Konstruktorzy, je�eli jacy� jeszcze w og�le �yj�, nie wiedz� ju� nawet jak
zapanowa� nad tymi automatycznie produkowanymi wytworami chorej psychiki.
Qrtin o tym wszystkim wiedzia�.
Bada� wszystkie te zjawiska tyle razy, �e kiedy s�ysza� o kolejnym
fenomenie, chcia�o mu si� rzyga�.
I dlatego nie wierzy�.
R�wnie� dlatego, �e w �yciu nie za�y� ani mikrograma kreksela.
Ale co z tego?
Wszyscy inni zwariowali na punkcie Obcych.
*******************************************
Wahad�owiec wystartowa� zgodnie z planem.
Podano �niadanie. �wie�utkie, jeszcze ciep�e, a niekiedy wykazuj�ce ostatnie
oznaki �ycia.
A potem zacz�o si�.
W gazetach rozdawanych na pok�adzie - Obcy.
W wiadomo�ciach - Obcy.
Nawet komedia by�a o Obcych.
Przymocowa� na czole wyciszacz. Nie s�ysza� i nie widzia� ju� nic. M�g� w
ko�cu odpocz��. Zasn��. Zrelaksowa� si�.
Wyciszacz obudzi� go przed samy l�dowaniem.
*******************************************
- Co macie tym razem? - zapyta� Qrtin na widok Ravni'ego zamiast "dzie�
dobry".
- Je�li to co s�ysza�em jest prawd� to co� bardzo ciekawego. Ale wola�bym,
�eby� us�ysza� to od Xyrnen'a. Bezpo�rednio. Za 10 minut masz by� w jego
gabinecie.
*******************************************
Gabinet Xyrnen by� zaciemniony.
Sam w sobie stwarza� wra�enie ma�ego i dusznego. Xyrnen dope�nia� ca�o�ci
pal�c niemal na okr�g�o d�ugie dymi�ce i �mierdz�ce papierosy. �ciany obwieszone
by�y najr�niejszymi dyplomami, gratulacjami od wysoko postawionych urz�dnik�w,
zdj�ciami i orderami. Spomi�dzy tego wszystkiego gdzie-niegdzie widoczna by�a
stara i sczernia�a od dymu papierosowego tapeta.
Zreszt� chyba to tylko ona by�a tu niezaprzeczalnym autentykiem. Co do
reszty nikt, ale do absolutnie nikt z Biura nie mia� pewno�ci.
Przywita� go zwyczajnie, to znaczy bardzo oschle, po czym przeszed� od razu
do rzeczy:
- Mamy porwanych.
- S�ucham? - Qrtin nie kry� zdziwienia. - Jakich porwanych?
- Uprowadzonych. Obcy zrobili si� tak bezczelni, �e pod naszym nosem
uprowadzaj� nam obywateli.
- Ilu?
- Dwoje. Niejacy... - Xyrnen zajrza� do jakich papier�w le��cych przed nim.
-Sirnum i Yverl.
- Kiedy, jak d�ugo?
- I tu sprawa zaczyna si� komplikowa�. Wygl�da na to, �e zdarzenie mia�o
miejsce oko�o pi�ciu dni temu. I by� mo�e nie zosta�oby odnotowane, bo ofiary
nie mia�y �adnych wspomnie�, gdyby nie dziwne blizny na ramionach. Trafili na
jakich� konsultant�w od spraw z Obcymi, a ci polecili im wizyt� u najlepszych
psycholog�w w dystrykcie. Ci zastosowali hipnoz� regresywn�, a gdy wyniki obu
niezale�nych bada� okaza�y si� niemal identyczne, zawiadomili nas. Ofiary nie
wiedzia�y jak d�ugo by�y uprowadzone, ale je�li wierzy� instrumentom
czasomiernym w ich domach, co� oko�o 3 godzin.
- Rozumiem, �e instrumenty czasomierne nie by�y uszkodzone?
- Nie, nie by�y. Tu masz wst�pny raport. Chc�, �eby� si� z nim zapozna�. I
chc� �eby� wyja�ni� t� spraw�. Porozmawiaj z nimi.
- Dlaczego ja? A co robi� inni w tej sprawie? Jestem sam?
- Oni zajm� si� innymi rzeczami. To ty masz przeprowadzi� wywiady w ich
domach, porozmawia�. Niech wykonaj� par� rysunk�w. Ty w to nie wierzysz, jeste�
zawsze trze�wo my�l�cy. Wy�owisz cho�by cie� oszustwa. Tobie ufam najbardziej.
To mia�o by� pochlebstwo.
Ale Qrtin wiedzia�, �e nawet je�li znajdzie inne racjonalne wyja�nienie,
jego raport zostanie potraktowany przez wy�sze s�u�by jako archiwalny.
Trudno, musia� jednak wykona� polecenie.
Zabra� wst�pny raport i bez s�owa wyszed� z ciemnej nory Xyrnen'a.
*******************************************
Ma�y domek na przedmie�ciu nie wyr�nia� si� niczym szczeg�lnym. Ale to
w�a�nie tu zmierza� Qrtin.
Ostatni raz sprawdzi� adres i wysiad� z teleportera. Ten znikn�� natychmiast
gdy Qrtin znalaz� si� na chodniku.
Wolnym krokiem ruszy� w stron� domu, rozgl�daj�c si� dooko�a.
Nic ciekawego. Cisza, spok�j. Normalka.
Czasami o tym marzy�.
Ale nie dane mu by�o zazna� tego wszystkiego.
Nawet staromodny, wr�cz anachroniczny dzwonek do drzwi nie zdziwi� go.
Nacisn�� go delikatnie, boj�c si�, �e rzeczywi�cie jest tak stary, �e mo�e
go uszkodzi�.
Nic si� jednak nie sta�o, ale po kr�tkiej chwili drzwi otworzy�y si�.
- Witam pana. - powiedzia�a u�miechni�ta kobieta. - Prosz� wej��.
Qrtin wszed� do �rodka.
- "Czy�by spodziewali si� mnie?" - pomy�la�.
- Pewnie dziwi pana to, �e nie jestem zaskoczona. - odpar�a, zamykaj�c
drzwi. - Ale ju� chyba nic nas nie zaskoczy.
- Co ma pani na my�li? - zapyta�. - Przepraszam, powinienem si� na wst�pie
przedstawi�. Jestem Qrtin z ...
- Z Biura. Wiem.
- Sk�d?
- Nie wygl�da pan na kogo� z medi�w. Oni s� krzykliwi i nachalni. A je�li
nie media to na pewno Biuro. Prosz� wej�� dalej.
Qrtin wszed� do jasnego, ciep�ego pokoju, b�d�cego ca�kowitym
przeciwie�stwem gabinetu Xyrnen'a. Tam zasta� wysokiego m�czyzn�.
Okaza� si� m�em gospodyni.
- Dzie� dobry, jestem Perkse.
Qrtin poda� mu r�k�. Zanim usiedli w wygodnych pneumofotelach, pani domu
poda�a pachn�cy napar z korzeni b��kitnych jab�oni.
- Przykro mi, �e zawracam pa�stwu g�ow�. Na pewno ma pani ju� dosy� tych
ci�g�ych wizyt, bada� i pyta�. Ale chcia�bym, aby raz jeszcze opowiedzia�a pani
o zdarzeniach tamtej nocy.
Pani Sirnum u�miechn�a si� dobrotliwie.
- To prawda, ca�e to zdarzenie troch� zachwia�o naszym spokojnym do tej pory
�yciem. Ale dzi�ki mojemu m�owi jako� to znosz�. Tak naprawd� to dopiero po
hipnozie zacz�am przypomina� sobie wszystko.
- Ale musia�a pani mie� jaki� pow�d, �eby w og�le zacz�� szuka� odpowiedzi
na pojawiaj�ce si� pytania.
- Ma pan racj�. Zacz�o si� od problem�w ze snem. Potem pojawi�o si� znami�.
- Znami�?
Sirnum podwin�a lewy r�kaw a� po obojczyk.
Qrtin podszed� do kobiety aby dok�adnie przyjrze� si� �ladowi.
Mia� oko�o dw�ch centymetr�w �rednicy, by� niemal doskonale kolisty. W
�rodku by�a ma�a czarna plamka. Przy dotkni�ciu sk�ra wydawa�a si� nienaturalnie
g�adka i l�ni�ca, a czarny punkcik przypomina� podsk�rny wszczep.
Qrtin wiedzia� z raportu, �e wykonane badania i prze�wietlenia nie da�y �adnych
rezultat�w.
- Czy to boli? - zapyta�.
- Ju� nie. W�a�ciwie nie tyle bola�o, co strasznie piek�o i sw�dzia�o.
Szczeg�lnie noc�.
- Jak trafi�a pani do psychologa, kt�ry zastosowa� hipnoz� regresywn�?
- Przez mojego lekarza. Pokaza�am mu znami�, a on zleci� wszystkie dodatkowe
badania. Mam wra�enie, �e ju� wtedy zacz�� co� podejrzewa�. Ale dopiero w
trakcie spotkania z psychologiem powiedziano mi o tym.
- Nie ba�a si� pani? Nie mia�a �adnych w�tpliwo�ci?
- Na pocz�tku tak. Ale sam pan wie co si� ostatnio wyprawia. Wsz�dzie pe�no
tych Obcych. Sama ju� nie wiedzia�am w co wierzy�. Ale ...
- Wierzy pani w to wszystko?
- Tak, wierz�. Wierz�, �e nie jeste�my sami we wszech�wiecie. Nie wiem kim
oni s� i dlaczego wybrali w�a�nie mnie, ale istniej�. I chocia� to co robi�
wzbudza w wi�kszo�ci z nas przera�enie, przyjmuj� to takim jakie jest.
Qrtin spojrza� na ni� uwa�nie. Rzeczywi�cie sprawia�a wra�enie jakby pozby�a si�
wszelkich obaw.
- Prosz� mi o nich opowiedzie�. - powiedzia� Qrtin, rozsiadaj�c si�
wygodniej i w��czaj�c kieszonkow� kamer�.
*******************************************
Jeszcze d�ugo potem nie m�g� uwierzy� w to co us�ysza�. Ca�o�ci dope�nia�y
odr�czne rysunki i przestrzenna grafika wykonana przez Qrtin'a na poczekaniu na
podstawie wskaz�wek pani Sirnum.
Nast�pne spotkanie z kolejn� ofiar� "porwania" przebiega�o mniej wi�cej tak
samo. Tyle tylko, �e pan Yverl by� mniej przyja�nie nastawiony do faktu, �e
interesuj� si� nim Obcy. Jego prze�ycia z tamtej nocy nie nale�a�y do
najprzyjemniejszych. Yverl by� nawet z�y, �e zgodzi� si� na poddanie si�
hipnozie regresywnej. Wola�by nie pami�ta� co si� wtedy sta�o. A kiedy okaza�o
si�, �e nikt nie potrafi wymaza� z jego pami�ci tamtych prze�y�, wpad� w
prawdziw� irytacj�.
Niemniej jednak przebieg wydarze� pokrywa� si� niemal ca�kowicie z wersj�
podan� przez pani� Sirnum.
Kiedy Qrtin pokaza� mu na ko�cu wykonan� przez siebie pospiesznie grafik�,
Yverl zareagowa� bardzo impulsywnie. Zerwa� si� z miejsca i z j�kiem odsun�� si�
od ekranu komputerowego. Na pytanie czy tak wygl�dali Obcy, skin�� tylko g�ow�.
Zaraz potem rozp�aka� si� jak dziecko. Na ca�e szcz�cie jego �ona wkroczy�a do
pokoju, podaj�c mu od razu �rodek uspakajaj�cy.
Qrtin m�g� si� tylko domy�la�, �e by�a to jaka� mieszanka w sk�ad kt�rej
wchodzi� kreksel.
Nie chcia� d�u�ej m�czy� go.
By� doros�ym silnym m�czyzn�, a jednak Obcy znale�li spos�b na z�amanie
jego woli.
Czy taki mieli zamiar? Czy mo�e to tylko efekt uboczny prowadzonych
eksperyment�w?
Je�li w og�le istnieli. Je�li to w og�le si� zdarzy�o.
Qrtin po�egna� ich przepraszaj�c za naj�cie.
Wyszed� sam nie odprowadzany do wyj�cia.
Ca�a ta sprawa r�wnie� jego wyprowadzi�a z r�wnowagi.
Dwoje doros�ych obywateli. Dwie niemal identyczne relacje. Dwie diametralnie
r�ne reakcje.
S�ysza�, ale wci�� nie wierzy�. Mia� w r�ku co� co wed�ug wielu m�g� uwa�a�
za dow�d. A jednak wci�� pozostawa� sceptykiem. Ile� to razy okazywa�o si�,
�e najbardziej nawet niesamowite historie mia�y zupe�nie banalne pocz�tki.
Najgorsze w tym wszystkim by�o to, �e cho� bardzo usilnie dopatrywa� si�
jakiejkolwiek mistyfikacji w obu relacjach, nie m�g� ich znale��. Wiedzia�, �e
musz� gdzie� tam by�, ale nie widzia� ich. Denerwowa�o go to bardzo.
Podr� teleporterem trwa�a jak zawsze kr�tko. Zmieni� jednak jego parametry
powrotu. Nie chcia� wraca� do Biura. Nie chcia� spotyka� si� z Xyrnen'em.
Co mia�by mu powiedzie�? �e uwierzy�? �e nie dopatrzy� si� �adnego oszustwa?
Nie chcia� tego m�wi�. W g��bi serca mia� nadziej�, �e jednak to on b�dzie
mia� racj� udowadniaj�c, �e oba przypadki to zwyk�e oszustwa.
Na razie jednak nie mia� nawet szcz�tkowej teorii. Dlatego nie chcia�
widzie� si� z Xyrnen'em.
*******************************************
Po raz nie wiadomo kt�ry spojrza� na tr�jwymiarowy wizerunek Obcych.
Jedni, tak jak pani Sirnum uwa�ali ich za pi�knych.
Innych przera�ali nie bardziej ni� prehistoryczne potwory poluj�ce na
wszystko co si� rusza�o. Tak jak pana Yverl'a.
Pomijaj�c prawdziwo�� ich istnienia, Qrtin sam nie wiedzia� czy s� pi�kni
czy przera�aj�cy. Nie chcia�by jednak spotka� �adnego z nich nawet w najlepiej
o�wietlonym miejscu. Wiele widzia�, ale nie by� pewien swojej reakcji.
*******************************************
Raport, kt�ry otrzyma� od Xyrnen'a zna� ju� niemal na pami��. Kiedy tylko
zamkn�� oczy, widzia� wizerunki Obcych. Mia� tego wszystkiego serdecznie do��!
Wiecz�r zapad� ju� jaki� czas temu. Wszystko dooko�a pogr��one by�o w ciszy,
spokoju i �nie.
Ale Qrtin nie m�g� zasn��. To doprowadza�o go do sza�u. By� zm�czony i
obola�y.
Postanowi� wybra� si� w jakie� ustronne, spokojne miejsce.
Wsiad� do swojego prywatnego �lizgacza. Chwil� siedzia� w nim zastanawiaj�c
si� jaki obra� cel podr�y. W ko�cu jednak poda� pok�adowemu komputerowi
dok�adne dane na temat jednego ze swoich ulubionych miejsc.
Po paru chwilach �lizgacz zatrzyma� si� przy zalanej �wiat�em dw�ch
bli�niaczych ksi�yc�w pla�y. Wysiad� z pojazdu i wolnym krokiem zbli�y� si� do
granicy piasku i utwardzonej drogi. Zdj�� lekkie obuwie i wszed� na piasek. O
tej porze by� koloru jasno fioletowego. Sprawia� wra�enie ch�odnego, ale w
rzeczywisto�ci by� jeszcze ciep�y. Wolnym krokiem szed� w stron� leniwie
rozbijaj�cych si� o brzeg fal. Wszed� do wody zanurzaj�c w niej stopy.
Tego mu by�o trzeba.
Zamkn�� oczy i ch�on�� ca�ym sob� otaczaj�cy go lekki wietrzyk, szum morza i
jego zapach.
Zm�czenie zacz�o odp�ywa� powoli lecz wyczuwalnie.
Nie wiedzia� jak d�ugo tak sta�, ale nagle poczu�, �e woda, kt�ra obmywa�a
jego nogi zrobi�a si� troch� cieplejsza. Otworzy� oczy i ... zamar�.
Par� metr�w od niego, tu� nad powierzchni� wody wisia�o ... co�.
Qrtin wpatrywa� si� w nieznajomy kszta�t nie bardzo wiedz�c co to mo�e by� i
jak ma zareagowa�.
Faktem jednak by�o to, �e cokolwiek to by�o, wci�� wisia�o tu� przed nim.
Nagle b�yszcz�ca powierzchnia tego czego� z�ama�a si� w pewnym miejscu i
zacz�a opada� ku wodzie. Nie opad�a jednak ca�kiem, lecz zatrzyma�a si� tu� nad
jej powierzchni�.
Qrtin nie m�g� si� ruszy�. Nie bardzo wiedzia� czy ze strachu czy te� mo�e
kto� ... Nie to niemo�liwe! To musia� by� zwyczajny strach. Parali�uj�cy strach.
Nagle na platformie zacz�y ukazywa� si� jakie� postacie. Powoli zbli�a�y
si� do kraw�dzi.
Qrtin otworzy� szeroko usta. Nie wierzy� w to co widzia�. To by�o po prostu
niemo�liwe!
Zamkn�� oczy. Zacisn�� je mocno. Mia� nadziej�, �e kiedy je otworzy, to co�
zniknie.
Ale nie znikn�o. Wci�� tam by�o.
Sylwetki Obcych by�y coraz wyra�niejsze.
Wygl�dali jakby ich sk�ra by�a zbyt obszerna jak dla nich, pomarszczona i
usiana wieloma obrazkami. Na g�owach mieli co� co przypomina�o
mleczno-przezroczyste szklane ba�ki. Zza ich przezroczystej cz�ci wida� by�o
... g�owy? Wydawa�y si� by� niemal regularnie okr�g�e. Ich regularno�� z�amana
by�a przez dziwne wypuk�o�ci i wkl�s�o�ci. Czy by�y to jakie� naro�la? Je�li
tak, by�y rozmieszczone regularnie po obu stronach g�owy. Wkl�s�o�ci by�y
r�nego koloru. Jedne blado niebieskie, inne zielone, szare lub czarne. Widzia�
chyba te� u jednego z osobnik�w br�zowe. Od czasu do czasu wkl�s�o�ci by�y
zas�aniane przez cieniutkie ma�e klapki.
Obcy m�wili chyba co� do siebie, pokazuj�c na stoj�cego jak s�up Qrtin'a.
Wyci�gali w jego stron� swoje nieproporcjonalnie kr�tkie i grube
pi�ciopalczaste ko�czyny. Przy ka�dym ruchu Qrtin s�ysza� dziwne d�wi�ki. Co�
jakby cichy lecz denerwuj�cy szelest.
Nagle jeden z nich zszed� wolno z platformy i wzbijaj�c si� w powietrze,
lec�c tu� nad wod� zbli�a� si� do Qrtin'a. Wyl�dowa� na piasku obok wci��
sztywnego ze strachu m�czyzny.
Obcy obszed� go powoli dooko�a, dotykaj�c go delikatnie.
M�wi� co�, zapewne do niego, ale Qrtin nie rozumia� go.
W ko�cu jednak us�ysza� co� co przypomina�o jego mow�:
- Przybywamy w pokojowych zamiarach. Witam ci� w imieniu ludzi, cz�onk�w
ziemskiej cywilizacji. Ludzie pozdrawiaj� ciebie i twoj� planet�.
Co dzia�o si� potem Qrtin nie pami�ta�.
K O N I E C
MATTRIX - GDYNIA, 10 luty 1998