12008

Szczegóły
Tytuł 12008
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12008 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12008 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12008 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Konrad Lorenz, twórcanowoczesnej etologii, czyli naukio zachowaniu się zwierząt, żył w latach1903-1989. Urodził się wWiedniu,tam ukończył studia medycznei filozoficzne, uzyskując doktoratywlatach 1928 i 1933. Był jednym zzałożycieli InstytutuEtologiiPorównawczej w Altenbergu,którym przez długie lata kierował. Bytrównież dyrektorem InstytutuFizjologii Zachowaniasię im. MaxaPlancka w Seewiesen oraz ZakładuSocjologii Zwierzątw InstytucieEtologii Porównawczej wAustriackiejAkademii Nauk. W 1973 r. otrzymał Nagrodę Noblawdziedzinie medycyny i fizjologii. Oprócz wielkiej liczby pracnaukowych (m. in. Uber tierisches undmenschliches Yerhalten) pisał książkieseistyczne, które zyskały wielkirozgłos i stały się bestsellerami tegogatunku. Sąto Opowiadaniao zwierzętach, I tak człowiektrafiłnapsa, Odwrotna strona zwierciadła,Regres człowieczeństwa, Die achtTodsunden der zmlisierten Menschheitoraz przedstawiana tu książka Takzwane zło, która do czasu pierwszegowydania polskiego osiągnęła w wersjioryginalnej dwadzieścia dziewięćwydań. Konrad LORENZTak zwane zło. B,BL/OTEK. MYŚL, WSPÓŁCZESNE. ^ ^ LORENZ Tak zwane zło PrzełożyłaAnna Danuta Taussyńska Słowem wstępnym opatrzyłaZuzanna Stromenger ZE SKARBNICY EDYTORSKIE! PAŃSTWOWEGO INSTYTUTU WYDAWNICZEGO PaństwowyInstytut Wydawniczy. Tytuł oryginału DAS SOGENANNTE BOSE ŻURNATURGESCHICHTE DER AGGRESS10N Redakcja naukowaZUZANNA STROMENGER Okładkę i strony tytułowe projektowałMACIEJ URBANIEC Publikacja dotowana przezFundacjęim. Roberta Boscha w Stuttgarcie Yeroffentlicht mit Unterstiltzungder RobertBosch Stifti 398p3 1983 DeutscherTaschenbuch Verlag, Munich/Germany Copyńght for the Polish edition byPaństwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1996 PRINTED IN POLAND Państwowy instytut Wydawniczy. Warszawa1996 r. Wydanie trzecie Ark.wyd. 16,5; ark. drak. 20,5 Skład wykonał: Fotoskład EGRAF, Warszawa, ul. Wolska 45 Druk i oprawa;"Drogowiec" Kielce, u]. Sienna 2 ISBN 83-06-02500-8 BIBLIOTEKA wyć ^-ini /5'(^ó //JT/^ /BWpp SŁOWO WSTĘPNE Mamy wszelkie powody po temu,aby w obecnejsytuacji rozwojowej historii kultury i techniki ludzkiej uważać agresję w obrębie gatunku za najgroźniejsze z wszystkich niebezpieczeństw. Niepoprawimyszansy na stawianieczoła tej groźbie przeztraktowanie agresji jako zjawiska metafizycznegoi nieuniknionego. Może natomiast sprostamy temuzadaniuprzez zbadanie łańcucha przyczyn, które jąwyzwalają. Zanimczytelnik przystąpi do lektury książki, należymu się, jak sądzę,krótka odpowiedź na pytanie, dlaczego autor określa agresję wewnątrzgatunkową jakozło tylko "tak zwane", a nie najoczywiściejprawdziwe? Dlatego że choć agresjaw swej prymitywnej, nieokiełznanejformie krwawych walk Jest zgubna nie tylko dla poszczególnych osobników, ale w ogóle dlagatunku,to jednak gdy ujawniasięwpostaci zrytualizowanej, bywa wprawdzie czasem przykra dlapokonanej jednostki, ale stanowi motor postępu ewolucyjnego i kulturowego, przyczyniając się do wyselekcjonowania osobników najwartościowszych, najstosowniejszych do osiągania wysokich rangw społeczności. Odpowiednioprzeniesiona (nowo ukierunkowana) i zrytualizowanaagresja przyczynia sięjuż nietylko do zachowania gatunku, ale możnabyogólnie rzec, ułatwia i uprzyjemnia życie jednostkom. Prowadzi dodoskonalenia siebie i innych, doobrony słabszego, do dobrej roboty,dostarcza energii do pokonywania trudówi przeciwności dniapowszedniego. Niejednokrotnie też przydaje życiu rumieńców, pobudzającdo zabawy i śmiechu, krzesząc temperament i pasję twórczą czy teżbadawczą. W wysublimowanej postaci, skierowana przeciwko swemupodmiotowi, pozwala niepowodzeniażyciowe oceniać w aspekciewłasnych błędów, naiwności czy lenistwa, a nie, jak to bywaw większości wypadków, w aspekcie krzywdy doznanej z winybliźnich. Awreszcie ktoś zakochany marzy przecież o owychzrytuahzowanych formach agresji ze strony swego ideału,bez których nie ma międzypartneramipełnego szczęścia. Słowem, przy. wyeliminowaniu (przede wszystkim przez odpowiednie wychowywanie ludzi) szkodliwych jej form, agresja może w społeczeństwieprzekształcić się w czynnik zdecydowanie pozytywny. Najważniejszympraktycznym aspektem badań etologicznych jestwięcdociekanie, które wzorce zachowania się człowieka są muwrodzone (uwarunkowane dziedzicznie), a które nabyte z rozwojemkultury. Psychologia, która wyrosła z filozofii,wciąż cierpi na"zawieszenie w powietrzu"rozpatrywanie właściwości i zjawiskduchowych człowieka w oderwaniu od ich rodowodu filogenetycznegoi homologicznych, a nawet choćby tylko analogicznych podobieństww zachowaniu się zwierząt. Ten sam zarzut postawić można socjologiii pedagogice. Jednak gdy w odniesieniu do medycyny byłoby wręcztruizmem zapewnianie kogoś, że nie na wielezda się objawoweleczenie dolegliwości, skoro nie zna sięźródła i przyczyn jej powstaniato w zastosowaniu do wymienionych dyscyplin ta oczywistośćbywa zreguły nie doceniana, jeśli w ogóle jest dostrzegana. Niemałąrolę odgrywają tuniestety silnie zakorzenione opory przed odbrązowianiemduszy ludzkiej. Niemniej Jednak, podobnie jak subiektywne, choć mocneprzekonania musiały skapitulowaćprzed obiektywnością układu heliocentrycznego i rodowoduczłowieka od zwierząt tak samo wiele wskazuje nato, że ludzka psychika umieszczona zostanie wśród innych psychikdokładnie na takim stanowisku systematycznym, do jakiego ją predysponują rzeczywiste cechy i genetyczne powiązania. Im szybciej tonastąpi, tym lepiej dla samego człowieka. W odniesieniu do popęduagresji konieczność poznania jej historiinaturalnej, czynników wyzwalających i form występowania jest. szczególnie paląca ze względu na społecznądolegliwość wielu jejprzejawów. Psycholog,pedagog, socjolog czyprawnik po dokładnym(podkreślam to z przyczyn, do których jeszcze powrócę)przeczytaniuksiążki Lorenza niewątpliwie znacznie wnikliwiej spojrzy na ludzi,z którymima do czynienia na gruncie zawodowym, będzie umiałskuteczniej zawczasuwygaszać i przestawiać na inne tory owoprawdziwe zło. Jakim jest prymitywna, nie zrytualizowanaagresja. Możliwości takie uzyskazresztą w pewnym stopniu na prywatnyużytek każdy uważnyczytelnik, który, nie zaślepiony samouwielbieniem, odnajdzie w opisywanych sposobach zachowania sięuderzające analogie nie tylko do swych mniej lub bardziej lubianych bliźnich, ale również do samego siebie Miałoby toniewątpliwie dodatniwpływ wychowawczy, jako że nagruncieskromnego już, ale popartego rzeczywistymi wartościami duchowymi szacunku dla samegosiebie niemiło byłoby usłyszeć choćby tylko wmyśli, naprzykład; "Uczciwie mówiąc, zachowujesz się Jak kaczka. ", "zachowujesz sięjak szczur. "! Wszystko to może nie zorientowanemu jeszcze czytelnikowi wydaćsię dość zaskakujące, ale tok rozważań autora zpewnością wyjaśni tepozorne paradoksy. Osobowość ipozycja Konrada Lorenza w świecie nauki jestwPolsce znana jeszcze ciąglezbytszczupłej grupie zainteresowanych. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego,jako że dotychczas nie wydanou naswszystkich książek, które napisał, a fragmentaryczne informacjeo jego badaniach ipoglądach,otrzymywane zdrugiej czy nawettrzeciej ręki, łatwo wiodą do rozkwitnięcia wyobrażeń dość odległychod rzeczywistości. Z tymwiększym uznaniem należy więc powitaćdecyzję wydawnictwa okolejnym wznowieniu tego dzieła. Konrad Zacharias L o renz był wykładowcą UniwersytetuWiedeńskiego, honorowym profesorem uniwersytetu wMonachiumi w Munster, doktoremfilozofii honoris causa w Leeds (Anglia),doktorem medycyny h. c. uniwersytetu w Bazylei, doktorem naukh. c.uniwersytetóww Yale i w Oksfordzie, profesorem wizytującymFakultetu Nauk wUniwersytecie Colorado wDenver i doktorem naukh-c- Uniwersytetu im- Loyoli w Chicago. Oprócz wielkiej liczby prac z dziedziny zachowania się zwierząt,zwłaszcza wielu gatunków ryb i ptaków, Lorenz ogłaszał równieżpublikacje o ogólniejszej tematyce, dotyczące np. konfliktu pokoleń,naruszonejprzez człowieka równowagiw przyrodzie, jego biologii,"grzechów śmiertelnych", które ludzkość popełnia wobecsamejsiebie, ewolucyjnychi kulturowych procesów rytualizacji itd. Spośród jego książek o charakterze naukowymwymienić trzeba Ubertierisches muł menschlichesYerhalten ("O zwierzęcym i ludzkimzachowaniu się") i ogłoszone wspólniez Paulem LeyhausenemAntribe tierischen wid menschlichen Yerhaltens ("Siły napędowezwierzęcego i ludzkiego zachowania się"). Wśród szerokich kręgówczytelników nazwisko jego rozsławiłyksiążki popularnonaukowe: Opowiadania o zwierzętach, l lak człowiek trafiłna psa. Odwrotnastrona zwierciadła. Regres człowieczeństwa i jako pierwsza książka, którą czytelnik ma w tej chwili przed sobą. Do czasu. pierwszego wydania polskiego osiągnęła ona w wersji oryginalnejdwadzieścia dziewięć wydań. Konrad Lorenz jesttwórcą nowoczesnej et o l o g i i. O nauce tejmówi się i pisze coraz częściej, a liczba etologów na świecie wzrastanieomal lawinowo: jeszcze przed niespełna czterdziestu laty międzynarodowe sympozja i zjazdy ściągały nie więcej niż dwadzieścia osób,natomiast począwszy od lat siedemdziesiątych gromadziły już kilkusetdo ponad tysiąca uczestników. Wobec tak potężnegorozwoju tejdziedziny badań, a zarazem słabegostopnia spopularyzowania jejw Polsce, będzie chyba celowewstępne zorientowanie czytelnika w jejpodstawowej terminologii iproblematyce, zwłaszczatej, o którejmowa w książce. Wyraz etologia, pochodzący od greckiego efhos (obyczaj), istniałJuż w roku 1762 we Francji i oznaczał badaniezachowania się zwierząt. W literaturze anglosaskiej określano nim jednak "naukę o charakterach". Chociaż pionierskie obserwacje jeszcze dziewiętnastowiecznych uczonych, m. in. Karola Darwina, a w drugim dziesięcioleciu naszego wieku O. Heinrothai W. Craiga wzbudziły zainteresowanienaukowców zagadnieniami zachowania się zwierząt, jednakżesamodzielnaegzystencja etologii jako działu zoologii datuje się mniej więcej od roku 1910. Obecnie etologiajest porównawczą nauką o zachowaniu sięróżnych gatunków zwierząti różnych grup ludzkich (humanetologia). Zgodniez tendencją do unikania stanowczych wypowiedzi na tematniedostępnych dzisiejszym metodom badawczym sferpsychiki, termin "psychologia zwierząt" ("zoopsychologia")zachował znaczenie nieco inne. Etologianatomiast zajmuje się zarównozachowaniem organizmów jednokomórkowych, jak i poszczególnychkomórekwchodzących w skład ciała tkankowców, a ponadto zachowaniem się bardziej złożonych struktur zwierzęcych, jak poszczególneosobniki, różne ich grupy i zespoły zwane koloniami (społecznościtego ostatniego typu tworzą np. mrówki, pszczoły czy termity). Zachowanie się zwierzęcia jest jednoznacznie uzależnioneod zmian wywoływanych przez jego efektory (Jednostki wykonawcze, w odróżnieniu od receptorów, czyli jednostekodbierającychbodźce). Zmiany teprzejawiają sięruchem, wydawaniemdźwięków, zapachów, modyfikacjami ubarwienia itd. Ponieważ jednak są to zjawiska przejściowe, badaniom naukowymdostępne bywająwtedy, gdysą powtarzalne. Określa się je wówczas nazwą utrwalonych wzorców czynnościowych-Jednostką etologiczną jest natomiast najmniejsza możliwa do zidentyfikowaniaczęść elektorawystępująca pojedynczo bądź w układzie z innymikomponentami. Etologiazmierzado filogenetycznego (rodowodowego w sensieewolucyjnym) i fizjologicznego wyjaśnienia funkcjonalnych współzależności istniejących pomiędzy wszystkimi czynnikami zachowaniacię Nairozrnaitsze wzorce zachowania porównuje się też u różnychpatunków, zwłaszczablisko z sobą spokrewnionych(etologiaporównawcza), przy czym zwierzęta obserwuje się w ichnaturalnym środowisku bądź też takim otoczeniu, które środowisko tow możliwie znacznym stopniu przypomina; często niezbędne przy tymbywają dodatkowe dane z hodowli w niewoli. Dla badań etologicznychbardzo ważne jest odróżnienie umiejętności wrodzonych od wyuczonych, a więcnabytych w tokudoświadczeń życiowych. Zanim bowiemprzystąpi się do badania zmian dokonywanych przez uczenie, trzebaznać podstawowe,predeterminowane odpowiedzi organizmu na bodźce. Metodą do tego wiodącą jest izolowana hodowla zwierząt odłączonych od matki i rodzeństwa zaraz po przyjściu na świat. Najogólniej można powiedzieć, że większość wzorców zachowania siębywa w przypadku większości zwierząt doraźnie adaptowanadoaktualnej sytuacji. Jednakże choć znane są umiejętności, w którychuczenie się nie odgrywa żadnej roli, to nie sposób wyobrazić sobiew pełni wyuczonego elementu zachowania się, który nie byłby opartyna pewnych zdeterminowanych dziedzicznie, a zarazem ograniczonych wydolnościach. Fakt, żewrodzone wzorce zachowania sięsąstale i powtarzają się u przedstawicieli różnych gatunków, nadaje imznaczenie taksonomiczne, które dostrzegł już Karol Darwin: badanieich u różnych form zwierzęcych pozwala uzyskać dodatkowe informacje ostopniu filogenetycznego pokrewieństwa owych form. Specyficzność zaś nadawania określonych sygnałów (np. głosowych, zapachowych itd. ) i wrażliwość na nie przedstawicieli tego samegogatunkuzapobiegaw wielu wypadkach powstawaniu krzyżówek międzygatunkowych. Sygnały wewnątrzgatunkowe pod presjądoboru naturalnegostają się coraz bardziej zauważalne i wzmocnione cechami fizycznymi,np. ubarwieniem czy kształtami. Wsparte tymi właściwościami częstopowtarzane sposoby zachowaniasię niejednokrotnie uzyskująpewnąautonomię motywacyjną. Te i inne zmiany w sygnalizacyjnychwzorcach zachowania określa sięjako rytu alizacj ę. Mówiącprościej, rytualizacja polega na przyjęciu przezJakiś sposób zachowania się nowej, samodzielnej roli symbolu, sygnału służącegoporozumiewaniu się. Zjawisko to odkrył w początku lat trzydziestychnaszego stulecia Julian Huxley. Pewne sposoby zachowania się wywoływane są przez specyficzne bodźce sygnałowe, wchodzące w skład mechanizmów wyzwalających. Niekiedy takie bodźce (np. postać, ruch czy zapach). muszą występować jednocześnie, aby wyzwolić określony sposóbzachowania się. Gotowość do reakcji na coś, dojakiegoś sposobu zachowania sięnazwano motywacją. Rośnie onaw miarę upływu czasu odostatniego tego samego rodzaju zachowania w wypadkach krańcowych można doprowadzić do realizowania go "w próżni". Sposóbzachowania się zmierzający do wywołania sytuacji,która dostarczyłabypożądanego bodźca (sytuacji bodźcowej), określa się jakozachowanie apetytywne (apelacyjne). Bywa ono raczej plastyczne i różnorodne w odróżnieniu od zachowania konsumacyjnego(spełniającego), zmierzającego już do wygaszania motywacji(zaspokojenia dążenia), zachowania, które jest raczej ustalone stereotypowo. Aby nie zatrzymywać się dłużej nad już stosunkowo powszechnieznanymizjawiskami hierarchicznej organizacji grup i terytorialności,czyli tendencji do posiadania własnego obszaru mieszkalnego, należywspomnieć jeszcze, że w zakres dociekań etologicznych wchodząrównież badania nad rolą przyzwyczajenia i wpajania, a ponadtooczywiście nad neurofizjologicznymi podstawami zachowania się. Przez pojęcie imprintingu, wdrukowania, wpajania rozumie sięspecyficzną reakcję osobnika, reakcję dotąd nie uruchamianą, którazostaje związana zjakimś obiektem odgrywającym później rolębodźca wyzwalającego. Następuje tow pewnym określonym, zazwyczaj młodocianym wieku. Tak na przykład jeśli osobnik jakiegośgatunku wychowuje się wśród przedstawicieli innegogatunku,wówczas gdy dorośnie, będzie w doborze partnera preferował przedstawiciela owego obcego gatunku, mimo że w jego otoczeniu znajdąsię i jegowłaśni współplemiency. Jak z tego widać, etologia jest powiązana licznymi nićmiz jednejstrony z ekologią,a z drugiej z fizjologią,co znalazło wyrazw nazwie Insytutu Fizjologii Zachowania się, októrymbędzie mowaniecodalej. W badaniach nad zachowaniem zwierząt zarysowały się z dawnadwa różne nastawienia: witalistyczne,przy którym nie próbowanodoszukiwać się przyczyn obserwowanych zjawisk w zachowaniu,uważanych za nieomylniecelowe (np. instynkty)i mechanistyczne,doceniające wprawdzie bardzo dokładne przyczynowe tłozachowaniasię, ale na zasadzieniejako "psychologiibez duszy". Skrajni mechanicyści trzymają się bowiem rygorystycznietwierdzenia, że nie możnanic pewnego powiedzieć o przeżyciach subiektywnych innych istot,wobec czego nie stosujądo zwierząt takich określeń, jak np. uwaga,spostrzegawczość itd. Do tej grupy należą amerykańscy behawioryści, 10 którzy rozważania swoje ograniczają do mniej lub bardziej skomplikowanych implikacjibodźców i reakcji na nie. Behawioryzm zostałjednak przez naukę odrzucony:wprawdzierzeczywiście niesposóbdowieść istnienia takich czy innych subiektywnych przeżyć zwierząt,jatwo jednak też pogląd ten sprowadzić do groźnegoabsurdu i niewzruszać się krzykamicierpienia zwierząt ale konsekwentnie takżei ludzi, których mowa niejest nam znana i którzy w dodatku wyglądajątrochę inaczej niż my sami. Idąc dalej,nawet relacjeinnychludzi o ichwewnętrznych doznaniach, wypowiadane zrozumiałym dla nas językiem, nie miałyby siły dowodu: mówić można nawetw nieświadomości iniepoczytalności, a świadomość jest stanem, który każdy zna napodstawiewyłączniewłasnego subiektywnego odczucia. Tak więcprzesadne "obiektywizowanie" może niekiedy w konsekwencjidoprowadzić do skrajnegosubiektywizmu nieomalsolipsyzmu. Zasadniczym przedmiotem badań KonradaLorenza były zpoczątkuwrodzone sposoby zachowania się, ich rozwój ewolucyjny i osobniczy. Badacz ten wykrył spontaniczność mchów instynktowych i kluczowebodźce wyzwalające różne sposobyzachowania się- W tresurowychdoświadczeniachnad instynktami odkrył sposoby współdziałaniaelementów wrodzonychz nabytymi, a w zjawiskuwpajania dostrzegłszczególnejwagi predyspozycję do uczenia się. Lorenzwielokrotnie podkreślał znaczenie tych badań dlawiedzyo człowieku. Natomiast twórcą nauki o zachowaniu się ludzi h u -manetologii jest najwybitniejszy naukowiec z jego szkoły,Irenaus Eibl-Eibesfeldt. Jest on autorem międzyinnymi najnowszegopodręcznika etologii. Po polsku wydane zostały jego książki: Galapagos oraz Miłość i nienawiść publikacja stanowiącaw pewnymsensie przeciwwagę pracy Lorenza, którą czytelnik ma przed sobą. Eibl-Eibesfeldt wykazuje w niej, że człowiek przynosi ze sobąnaświatnie tylko agresywność, a więc"zło", ale również instynkty prowadzące do powstawania więzi międzyosobniczycb, a więc i "dobro". W Instytucie Fizjologii Zachowania się w Seewiesen, który KonradLorenz zakładał w 1952 roku wspólnie z neurofizjologiem Ericbemvon Holstem,pracuje wielu poważnych naukowców różnych specjalności. Nieomal z całego świata ściągają tu bezustannie ludzie nauki,pragnącyprzynajmniej zwiedzićtę słynnąplacówkę. Zainteresowanie działalnością Konrada Lorenza rozszerzało sięrównież na oficjalne czynniki kierujące niegdyś nauką byłych krajówsocjalistycznych. Seewiesen nie jest zresztą miejscowością i nazwy tej 11. próżno by szukać na mapie. Są totylko, zgodnie z nazwą, łąki nadjeziorem, a ściśle mówiąc zarośla i łączki, na których wzniesiono kilkabudynków, mieszczących pracownie, bibliotekę i salę, gdzie odbywająsię seminaria, wykłady i inne zebrania. W części budynków znajdująsię teżmieszkania pracowników. Dojazd wyłączniesamochodem. Obiekt ten leży o kilkanaście kilometrów na południowy zachód odStambergu, małegomiasta położonego 30 km na południe od Monachium, na linii kolejowej biegnącej do Garmisch-Partenkirchen i Innsbrucku. Niewielkie jezioro niegdyś zawierało wodę czystą i nadającąsię do kąpieli, zostało wszakże dość gruntowniezanieczyszczone przezwprowadzonetu doświadczalne ptaki wodne: około dwustu gęsiiokoło trzystukaczek różnych gatunków. Chociaż nie pozbawiano ichzdolności latania, z małymi wyjątkami zimują onena miejscu. Turównież odbywały sięlęgi; znane są też przypadki, że któraś zsamicodlatywała na odległe o kilka kilometrów sąsiednie jezioro, tamgniazdowała, po czym przyprowadzała piechotą przez las odchowanejuż młode nad jezioro instytutowe. W końcu lat sześćdziesiątychpraca wyglądała następująco: każdyptak był odpowiedniozaobrączkowany, tak że pracownicy go rozpoznawali indywidualnie. Co dzień protokołowano dokładniecałe jegozachowanie i dane te gromadzono w kartotece- Dla uproszczeniazamiast pisać, nagrywano relacje na taśmę magnetofonową i odpowiednie jejodcinki wklejano w kartotekę. Każdy z ptaków zasiedlających wybrzeże jeziora ma więc z naukowego punktu widzenianiezwykle wysoką wartość jako przedmiot doświadczeń czyobserwacji, o którymjuż tak wiele wiadomo. Część ptaków doświadczalnych, np. drobne egzotyczne gatunkiwdówek czy wiktaczy, przebywaław pomieszczeniachzamkniętych. Prowadzono nad nimi badania pasożytnictwa gniazdowego. Hodowane w wolierach gołębie służyły jako obiekty prac nad pokrewieństwami filogenetycznymi, wykrywanymi na podstawie różnic i podobieństw w ich sposobach zachowania się. Wewnątrz głównego budynku umieszczonoliczne akwaria. Obiektyswych badań różnorodne gatunki rybkoralowych, przebywającychw sztucznie sporządzonejwodzie morskiejKonrad Lorenz karmiłosobiście oustalonych porach. Oto z tamtego czasumigawkowarelacja naocznego świadka: Profesor wyjmuje z chłodni zamrożonefilety z dorsza, część z nichkrajedrobno i wrzuca po trochu do kolejnych akwariów, przyglądającsię zakażdym razemprzez chwilę, jakryby podpływają do opadających z wolna białych kawałeczków i je połykają. Kiedy już zgarnąłdoostatniego akwarium resztę dorszowego mięsa, bierze gęstą siatkę na 12 Itiju,plastykowe wiadro z niewielką ilością wody i schodzi z piętra,kierując się w stronę betonowego basenu,z którego następnie odławiahodowanetam dafnie. Wróciwszy do pokoju akwariowego, przekładamałą siateczką dafnie z wiadra dopojemników z rybami. W morskiejwodzie tedrobne skorupiaki giną po upływie pięciu minut, ale zanimopadną nadno, znikną w paszczachbajecznie kolorowych ryb. W swoim gabinecie, mrocznym od zielonego gąszczu za oknembalkonowym, Konrad Lorenz prowadzi rozmowęsiedząc w fotelu,zwrócony twarzą, w stronę wielkiej szyby wbudowanego wścianęakwarium, którego oświetlonewnętrze jest w tej częścipokojunajsilniejszym źródłem jasności. Nieustannie obserwując, cosiędziejeza szklaną taflą, i co chwila dzieląc się spostrzeżeniami, ani na momentnie traci wątku rozmowy. Tymczasem do pokoju ftegmatyczniewkracza piesrasy chow-chow. Z frasobliwąminą podchodzi do nieznanej mu osoby,zawiera z nią znajomość, poczym się oddala. Wstaję zwykle bardzo rano,o czwartej-piątej, i pracuję, bowtedy jest spokojnie inic mi nie przeszkadza Piszę teraz książkęz dziedzinyfilozofii nauki. Widzi pani tego ptaka, który właśniewleciał przez balkonowe drzwi? To drozd trójbarwny; parka ichzałożyła gniazdo nadrzewie nad jeziorem, a tu, do swojejklatkiprzylatujepo jedzenie. Chciałaby pani zobaczyć ich gniazdo i pisklęta? No to chodźmy! Ujawnianie prawidłowościdotyczących miejsca człowieka Jakogatunku w przyrodzie działa na ludzi szokująco tym silniej, im mocniejutrwalone jest ich mniemanieo własnej wyjątkowości. Trudno byłopogodzić się z faktem, że Ziemia, siedlisko istot stworzonych wszak napodobieństwoBoga, nie jestani centralnym, ani najważniejszymelementem wszechświata. Wyprowadzenie rodowodu gatunku Homosapiens ze świata zwierząt i stwierdzenie, że należy on faktycznie dotego świata, było kolejnym despektem dla jego boskości. A wreszciezaczyna drżeć w posadach ostatnichyba bastion nadziemskościi narcyzmu dusza ludzka w której zaczęto ujawniać coraz nowewłaściwości wskazujące, że postępowaniem człowieka rządzą niezawsze uświadamiane, wrodzone popędy i instynkty, stawiające podwielkim znakiem zapytania jego wolną wolę. Czyżby zatem powiedzenie Kartezjusza: Animal non agit, agitur, miało się w równej mierzeodnosićdo istoty ludzkiej? W dodatku owe wrodzone popędyi instynktowne działania okazują się bynajmniej nie specyficznieludzkie, ale pochodzą w prostej linii od zwierzęcych antenatów,wobec 13. czego są w wielu wypadkach homologiczne, czyli genetycznierównoznaczne z popędami i instynktami wielu współcześnie żyjących zwierząt. Dziś, kiedy w rzeczowych dyskusjach argumentowanie cytatamiz Pisma Świętego wyszło już raczej zużycia, ten sam ludzki narcyzmkryje się w częściowo tylko prawdziwym twierdzeniu, że psychikęczłowieka ukształtowało życie społeczne, Bałamuctwo polega równieżi tu na pornieszaniu czynnika pierwotnego z wtórnym. Niewątpliwiecała złożoność i wysoki poziom rozwoju psychikiludzkiej i ludzkiegożycia społecznego rozwinęły się na podłożu anatomiczno-fizjologicznych wrodzonych właściwości i wydolności ośrodkowego układunerwowego człowieka, naktóre dopiero wtórnie, w drodze niezliczonych sprzężeń zwrotnych, życic społeczne może działać modyfikująco, ale za każdym razem tylko w zastosowaniu do konkretnychindywiduów, fenotypów, a nie do podłoża dziedzicznego, charakterystycznego dla człowieka jako gatunku. Opozycjoniści z założenia nastawienina "nie" zarzucają tegorodzaju dociekaniom i wnioskom tendencje redukcjonistyczne, polegające na sprowadzaniu ludzkiej psychiki do układuwyłączniezwierzęcych popędów, taksji, tropizinów, instynktówitd. W zastosowaniudo Lorenzabyłoby to jednak imputowaniemmu poglądów,których wcale nie głosi, i wskazywałoby na wysoce nieuważną lekturęjego tekstu. Wspomniany układstanowi tylko ów "zwierzęcy trzon"psychiki człowieka, naktórymdopiero, właśnie dzięki możliwościomjego mózgu, rozwinęły się cechy już specyficznieludzkie, takie jakpojęciowe awięc abstrakcyjnemyślenie, samokomrola i w ogólecała zawikłana nadbudowa kulturyz najwyższymi wzlotami sztukii z etyką. Takie czy inne, ale z reguły aprioryczne założenia skłaniająniektórychdyskutantów do negowania istnienia wrodzonej agresywności i terytoriainości człowieka. Niemniejjednakmieszkania zbiorowe bądź w ogóle bezdomność są, jak wiadomo, skutkiemkrytycznejiytuacji ekonomicznej, a nie wrodzonych skłonności i gustów przeciętnego człowieka. Niestety, choć może wieluz nas wolałobyzaliczyćsię do wcielonych aniołów, którym tylko krzywda społeczna "paczy" charakterburzliwie rozwijające się na świecie (w tym również i w Polsce)badania nad agresywnością łudzi wykazują wciążnanowo wrodzonyjej charakter. Echa tych doświadczeń i obserwacji docierają niejednokrotnie nawet do prasy; wskazująone na pierwszorzędną wagęsprawytak u nas zaniedbanej jakodpowiednie wychowywanie zarównomłodzieży, jak dorosłych. Wyniki badali Ł Eibl-Eibesfeldla (który 14 oodobnie jak Lorenz jest Austriakiem) nad społeczeństwem Buszmenów ujawniają,że ludzie ciw wieku dziecięcymwykazują znacznąagresywność, która wskutek wychowania ulega tak daleko idącemuzredukowaniu, że w wieku dojrzałym odznaczają się oni wyjątkowąwprost łagodnością. Czytelnik zyska niewątpliwie wiele, jeślipo przeczytaniuksiążkiLorenza powróci jeszczedo pierwszych jej rozdziałów,które wobecwielkiej mnogości przytoczonego później materiału mogły się w pamięci niecozatrzeć,a są jednak niezbędnedla pełnej percepcji treści. podkreślam to dlatego, że istnieją odbiorcy, którzy wypowiadająo autorze i jego poglądach sądy nacechowane daleko idącą pewnościąsiebie, choć wynika z nich niezbicie, że czytali onia i topobieżnie tylko ostatnie rozdziały. Czytelnik obeznany z biologiczną literaturą popularnonaukowąwciąż napotykał zapewnienia, że tylko naiwni prostaczkowie,nieświadomi, co to nauka, stosują dozwierząt pojęcia określającesubiektywne stany ludzi. Czytelnikom tym zpewnością nieobce byłonazwisko autora tej książki i jego światowa sława znawcy zachowaniasię zwierząt. I oto okazuje się. że "sam Konrad Lorenz", odcinając sięostro od behawioryzmu, mówi spokojnie i bez cudzysłowu o miłości,zakochaniu i żałobie u gęsi,o stanie furii u ryby, o uprzejmymuśmiechu psa i kurtuazyjnych grzecznościach wilków. Czyni tooczywiście z pehią świadomością i w toku rozważań uzasadnia swojepowody. Pragnę zapewnić czytelnika, że we wszystkich tych wypadkach przekład polski bardzo dokładnie oddaje treściową zawartośćpojęćużytychw oryginalnymtekście zgodnie z intencją autora. Cechą tekstu, która jak się zdaje,powinna budzić większy niepokój,jett maniera persoaifikowania i, można by rzec, teleologizowaniafflechaiuzmów ewolucji: selekcjacoś "wyhodowała", taka czy innacecha spełni zadania itd. Można tu jednak mieć zastrzeżenia wyłączniede formy. niewątpliwie zwodniczej dla kogoś, kto nie zna mechanizmudziałania doboru naturalnego. Jednakże Lorenz tak gruntownie i wielokrotnie zastrzega się, aby słów jego nie pojmować w sensie finalistyczsym i ze przyrodę należy badać w kategoriachprzyczynowości żeme raa podstaw dosprzeciwu natury zasadniczej. Poglądy społeczne Konrada Lorenzadość wiernie odzwierciedlająpaiarcbahie sloseidd panującedziś jeszcze w krajachnależących dotzw. strefyjęzyka niemieckiego, gdzie kobiety o ambicjach wybaczających pozawzorowe prowadzenie domu i wychowywaniedzieci mająograniczonepole do popisu. W rozważaniach swychpomijafakt, że u bardzo wielu gatunków zwierzęcych rota samcówbywa zredukowana tylko do funkcji paitnerów seksualnych, niekiedy 15. pasożytujących na samicach. Sam Lorenz zresztą stwierdza, żeprzyroda jest tak bogata, że czerpanymi z niej przykładami poprzećmożna nieomal każdą tezę' Zakończenieostatniego rozdziału książki zdaje się nieco dysharmonizować z rzeczowym i spokojnym tokiem całej jejtreści. Powtarzanie wyznania"Wierzę że. -", które znamy aż nazbyt dobrzez ponadmiarę patetycznych przemówień, budzić musi wczytelnikubądź słuchaczu dość uzasadnioną pretensję do narratora. Poglądyosobiste sławnegouczonegomogą nam wprawdzie nie być obojętne,Jednak bardziej nas interesuje, jak ównarrator wszak specjalistaw danej dziedzinie trzeźwo ocenia stopień prawdopodobieństwazrealizowania się sytuacji i wydarzeń, których miraże roztacza. Zuzanna Stromenger PRZEDMOWA Przyjaciel mój, który wziął na siebieprawdziwie koleżeńskiobowiązek przeczytania rękopisu tej książki, gdy wgłębił sięw jej treść, napisał domnie: "Przeczytałem już dwarozdziałyz gorącym zainteresowaniem, alejednocześnie i ze wzrastającym uczuciem niepewności. Dlaczego? Bo nie mogęuchwycić ich związku z całością. Musiszmi to jakoś ułatwić. "Krytyka ta jest niewątpliwie w pełni uzasadniona. Przedmowętę piszę więc po to, aby odrazu czytelnikowi wyjaśnić, o cochodzi w całej książce ijakie są powiązania poszczególnychrozdziałów z jej ostatecznym celem. W książce będzie mowa oagresji, toznaczy o popędziedo walki tkwiącym w zwierzęciu iczłowieku, a skierowanymna członków własnego gatunku. Decyzja napisania tej pracy powstała wskutek przypadkowegozbiegu dwóchokoliczności. Przebywałem w StanachZjednoczonych, aby tam po pierwsze przed audytorium złożonym z psychiatrów,psychoanalityków i psychologów wygłosićodczyty z dziedzinystudiów porównawczych nad zachowaniem się i porównawczejfizjologiizachowania się, a po drugie, aby na rafach koralowychFlorydy sprawdzić w naturalnym środowisku pewną hipotezę', którą wysunąłem w wyniku obserwacji w akwariach. Dotyczy ona sposobów walki u niektórych ryb i funkcji, jaką dlazachowania gatunku spełnia ich ubarwienie. W klinikach, które ' Zob. począEek rozdz- II odwiedzałem, spotkałem się po raz pierwszy z psychoanalitykami traktującymi nauki Freuda nie jako nienaruszalne dogmaty,ale jak przystało na naukowców jako hipotezy robocze. Wobec takiego założenia zrozumiałem w teońi ZygmuntaFreuda wiele spraw, które dotąd budziły sprzeciw zbyt dalekoidącą śmiałością. Dyskusje nadjego teorią o popędachujawniłyniespodziewaniezgodność między wynikami psychoanalizya fizjologią zachowania się, co ma szczególną wymowę wobeczasadniczych różnic między obu naukami w sposobach stawiania problemu, w metodach, a przede wszystkim w podłożudziałania. Oczekiwałem różnicy zdańnie do pogodzenia na tle pojęcia popędu śmierci, który według jednej z teorii Freuda jako zasada niszczenia znajdujesię na biegunie przeciwstawnym do wszystkich instynktów zachowania życia. Hipoteza ta, obca biologii, woczach badaczysposobów zachowaniasię jest nie tylko niepotrzebna,ale wręcz fałszywa. Agresja,której skutki często są przyrównywane do skutków popędu śmierci, jest takim samym instynktem jak każdy innyi w warunkach naturalnych przyczynia się, tak jakinne, do zachowania życia i gatunku. Popęd agresji u człowieka, który przez własnądziałalnośćzbyt szybko dokonał zmiany swoichwarunków życiowych, wywołujeczęsto zgubnezjawiska, ale to samo dziejesię niejednokrotnie i z innymiinstynktami, choć może nie w tak dramatyczny sposób. Gdywystąpiłemz tym moim poglądemna teorię popędu śmierciprzed gronem zaprzyjaźnionych psychoanalityków, okazałosię, że wyważam otwarte drzwi. Udowodnili mi na podstawie wielu fragmentów z dziel Freuda, że on sam nie miałpełnegoprzekonania do tejswojej dualistycznej hipotezy, któramusiałamu być zasadniczo obca, a nawetwręcz niemiła, jakoprawemu moniście imechanistycznie myślącemu przyrodnikowi. Gdy wkrótcepotem badałem w ciepłym morzu obyczajeżyjących naswobodzie ryb koralowych, u których rolaagresji 18 w utrzymaniu gatunku jest zupełnieoczywista, nabrałemochoty do napisania tej książki. Nauka o sposobach zachowaniasię w każdym razie wie już tyle ohistorii naturalnej agresji, żemoże się wypowiedzieć o przyczynach wadliwości niektórychjejfunkcji u człowieka. Wglądw przyczyny choroby nie jestjeszczewprawdzie odkryciemskutecznejmetody leczenia, alestanowiprzynajmniej pierwszy krok. Czuję wszakże, żeżądanie,które sobie postawiłem, przerastamoje zdolności pisarskie. Jestbowiem nieomal niepodobieństwem, odzwierciedlić słowami działanie systemu, w którympomiędzy poszczególnymi członami istnieją związki izależności przyczynowe. Nawet gdy trzeba komuś objaśnić działaniesilnika spalinowego, nie bardzo wiadomo, od czego zacząć; ten,któregopragniemyoświecić,może przecież zrozumieć rolęwału korbowego dopiero wtedy, gdy zrozumiał również działanie korbowodów,tłoków, wału rozrządowego, zaworów itd. ,itd. Poszczególne fragmentycałego systemu można pojąćalbow ich złożonym całokształcie bądź wcale. Im bardziej skomplikowana jest budowa układu, tym większesą trudności, którepokonywaćmusi praca badacza i wiedza. A przecież najbardziej skomplikowanymsystemem, jaki na tej ziemi znamy, jestdynamiczny zespól sposobów zachowania się, wywodzącychsię z popędów wrodzonych, a poza tym nabytych w trakcierozwoju kultury społeczności ludzkiej. Czy chcę, czy nie muszę daleko sięgnąć, aby wytłumaczyć te nieliczne związkiprzyczynowe, które jak mi się zdaje, mogę prześledzićw gąszczu wzajemnych oddziaływań. Na szczęścieobserwowane fakty są samew sobie wszystkieinteresujące. Liczę na to, że czytelnika, jeszcze zanim dojrzejedo zrozumienia głębszych powiązań, zafascynują już samewalki ryb koralowych o swoje rewiry, popędy i zahamowania podobne do postępowania moralnego zwierząt żyjącychspołecznie, pozbawionemiłości życie małżeńskie isocjalneślepowronów, krwawemasowewalki szczurów wędrownychi wiele innych sposobów zachowaniasię zwierząt. 19. Do ostatecznego celu a jest nim zrozumienie głębokich powiązań pragnę czytelnika poprowadzić możliwietą samą drogą, którą sam przebyłem, a to z przyczyn zupełniezasadniczych. Indukcyjne nauki przyrodnicze rozpoczynajązawsze od obiektywnych jednostkowych obserwacji, a dopiero następnie przechodzą do wyprowadzania ogólnychpraw, którym przypadki te są podporządkowane. Większośćpodręczników dla skrócenia i ułatwieniapoznania problemu wybiera metodę odwrotną,w której "część ogólna"poprzedza ,,część szczegółową". Tekst zyskuje przez to naprzejrzystości, ale traci swojąsilę przekonywającą. Bardzołatwo jest najpierw rozwinąć teorię, apotem podbudowaćjąprzykładami, przyroda bowiem jest tak bogata w formy, że jeślistarannie się poszpera, można znaleźć pozornie oczywisteprzykłady także dla zupełnie bezsensownych hipotez. Książkamojabyłaby prawdziwie przekonywająca, gdyby czytelnik napodstawie faktów, które przedstawię,mógł dojść sam doidentycznych wnioskówco ja. Ponieważ jednak nie mogęwymagać od niego przebyciatakiej krzyżowej drogi, podamtutaj krótkie streszczenie poszczególnych rozdziałów jako rodzaj drogowskazu. Rozpoczynam w pierwszych dwóch rozdziałach od opisuprostych obserwacji typowych form agresywnego zachowaniasię. W III rozdziale omawiamrolę agresji w zachowaniugatunku, aw IV wypowiadam się na temat fizjologii instynktownych ruchów w ogólności, a szczególnie popęduagresji,aletylko w takim zakresie, aby wyjaśnić zjawisko wciąż rytmiczniepowtarzających się spontanicznych wybuchów tego popędu. W rozdziale V tłumaczę przebieg rytualizacji i usamodzielnianiesię wytworzonych przez nią instynktownych sił napędowych,poto by umożliwić późniejsze zrozumienie działaniarytualizacji jako hamulca agresji- Temu samemucelowi służyrozdział VI, w którym usiłuję dać ogólny przegląd układówdziałania instynktownych sił napędowych. W VII rozdziale 20 wykazuję na konkretnych przykładach, jakie mechanizmywynalazła" zmienność gatunkowa, aby skierować agresywność na tory nieszkodliwe, jakąrolę odgrywa w tym zadaniurytuał i jak powstające dzięki temu sposoby zachowania sięzbliżone są do tych, które uczłowieka dyktuje świadomepoczucie moralności. Treść tychrozdziałów stwarza podstawęułatwiającą zrozumienie działania czterech bardzo różnychrodzajów porządku społecznego. ' Pierwszym jest stado anonimowe, wolne od wszelkiej agresywności, ale też pozbawioneosobistych znajomości i spójności pomiędzy poszczególnymiosobnikami. Drugi to rodzinne i społeczne współżycie ślepowronów i innych kolonijnie gnieżdżących się ptaków, istniejącetylko dlaobrony terenowego podziału swojego rewiru. Trzecirodzaj reprezentują osobliwe wielkie rodziny szczurów, których członkowie nie znająsię osobiście, a rozpoznają się tylkopo rodzinnym zapachu, zachowując się wobecsiebiepodwzględemspołecznym wzorowo; walczą natomiast z dzikązaciekłością przeciwko każdemu członkowi własnego gatunkunależącemu do innej rodziny. Wreszcie czwarty układ społeczny to taki, w którymwięzi osobistej miłości i przyjaźni niedopuszczają dowalki i wyrządzania krzywdy w obrębie własnejspołeczności. Tę formężycia społecznego, którawykazujewiele analogii ze społeczeństwem ludzkim, opiszemy dokładniena przykładzie gęsi gęgawej. Po tym, co przedstawię w tych jedenastu rozdziałach, sądzę,że będę mógł wytłumaczyć przyczyny wadliwości niektórychfunkcji agresywności ludzkiej. Rozdział XII "Kazanie o pokorze" ma przyczynić się do tego, abyusunąć pewnewewnętrzne opory, które wielu ludziom nie pozwalają spojrzećna siebie jako na część wszechświata i uznać, że ich własnezachowanie się również podlega prawom natury. Opory te ' Każdemu z tych czterechporządkówspołecznych poświęconyjest jedenrozdział (przyp. red. ). 21. wypływają, po pierwsze, z niechęci do zasady przyczynowoścl, która zdaje się sprzeczna z istnieniem wolnej woli, a podrugie, z wewnętrznej pychy człowieka. Rozdział XIII zawieraćbędzie obiektywny opis obecnej sytuacji ludzkości, takjak na przykład widziałby ją biologz dystansu Msasa. W XIV rozdziale pozwalam sobie sugerowaćpewneśrodkizaradcze przeciwko wadliwym funkcjom agresji, których przyczyny śmiem twierdzić są miznane. Roalział pierwszy PROLOG WMORSKIEJ TONI Zaczynać musisz na otwartym morzu! Na małymwpierw poprzestań. Ceń Ten drobiazg, co ci w przełyk wsiąknie. Bo rośnie siętakz dnia na dzień, Dowyższych wciąż kształtując się osiągnięć. (Goethe. Fau^t. c;. U. przełożył FeliksKonopka. ) Urzeczywistniło mi się odwiecznemarzenie ludzkości o skrzydłach: w stanie nieważkości unoszę sięw przejrzystej tonii bezwysiłku płynę przez rozsłonecznione obszary. Poruszam sięprzy tym nie z brzuchem wypiętym do przodu i głową sterczącąw górę, jak wypada człowiekowi dbałemu o swą drobnomieszczańską godność; posuwam się w pozycji uświęconej pradawnątradycją kręgowców, plecy mam odwrócone ku niebu, głowęwysuniętą naprzód. Dopiero gdy chcęspojrzećprzed siebie,wysiłekwygięcia karku przypomina mi,że jestem mieszkańcem innego świata. Ale właściwie wcale tego nie chcę; wzrokmój, jak przystałona ziemskiego badacza, kieruję w dót, nasprawy dziejące się pode mną. "Lecz kto z wąs duszę chce zatrzymać w ciele,niechajmorskiegoten unika dna i niech nie sięga w ową głąb zuchwale,którąBóg zasnuł w wieczny mrok ifale. "' JeżelijednakBógtego nieuczynił, jeżeli, przeciwnie, pozwolił,aby radosnepromienie południowego słońca użyczyły barw swego widmazwierzętom i roślinom, niechaj człowiek sięgnie w te głębie radzęto każdemu i koniecznie je spróbuje przeniknąćchociażby jeden raz w ciągu życia, zanim będzie na to za stary. Potrzeba mu do tego tak niewiele, zaledwiemaseczki donurkowania, rurki oddechowej i jeżeli chce być bardzo rozrzutny, pary gumowych płetw na'nogi, a wreszcie pieniędzy na ' F, Schiller,ballada Nurek, przełożył St. Maykowski. przejazd nad Morze Śródziemne czy Adriatyk, chyba żepomyślne wiatry zapędzą go gdzieś dalej na południe. Z dostojną powolnością, poruszając płetwami, sunępokrainie baśni. Nie jest to krajobraz prawdziwychraf koralowychz dzikimi spękanymigórami idolinami żyjącymi własnymżyciem jest mniej heroiczny, ale nie mniej ożywiony, leżybezpośrednio przy brzegu jednej z wielu wysepek z koralowcopochodnego wapienia, tak zwanych Keys, ciągnących siędługim sznurem aż do południowego krańca półwyspu Florydy. Wszędzie na podłożu zestarego koralowego rumowiska tkwiąrozrzucone przedziwne półkule koralowców-mózgowników,szeroko rozgałęzionepojedyncze krzaki akropory, zwiewnekępy koralirogowych, takichjak przeróżne gatunki gorgon,a pomiędzy nimi różnorodne kępki brązowych, czerwonychi złocistych morszczynów, niespotykanych w prawdziwychrafach koralowych na dalszych obszarach oceanu. Grube naszerokość człowieka,a wielkie na wysokośćstołu gąbkiloggerhead (gąbka głowiasta) stoją w dużych od siebie odstępach, nieładne w kształcie, ale tak regularne, że zdają siędziełem rąk ludzkich. Nigdzie nie widaćwolnej powierzchnimartwych kamieni; wszystkie miejscamiędzy wymienionymiorganizmami wypełniają mszywioły, polipy dzwonkoptawówi gąbki, pokrywające gęstą liliową i pomarańczową runią dużepowierzchnie. Wobec tylu kolorowych gruzłowatych powłoknakamienistym podłożunie zawsze nawet wiem, czy należąone do świata zwierzęcego czy roślinnego. Moja bez trudu przebywana droga prowadzi z wolna na corazpłytsze wody, gdzie liczebność koralowców zmniejsza się,roślin natomiast przybywa. Pode mną rozpościerają się rozległelasyuroczegoglonu, zupełnie podobnego w formie i proporcjach do afrykańskich parasolowatych drzew akacjowych. Stwarza to złudzenie, że znajduję się nie tuż nad atlantyckimdnem koralowym, ale stokrotnie wyżej, nad etiopskimlasostepem. Przesuwają się pode mnąszerokie łanytalasji i łąkimniejszej od niej zostery. Gdy mam już pod sobą niewiele 24 więcej niż metr wody,widzę przedsobą długą, ciemną,nieregularnąścianę poprzeczną, rozciągającą sięw prawoi w lewo na całe moje pole widzenia i wypełniającą bez resztyprzestrzeń między oświetlonym dnem morza a jego powierzchnią. Jest to owa osobliwa granica międzylądem amorzem; zbliżam się oto do wybrzeża Vitae Key, Wyspy Drzewa Życia. Liczba napotykanych ryb stopniowowzrasta. Wyskakująspode mnie całymi tuzinami. Znowu przypominają mi sięzdjęcia lotnicze wAfryce,w czasie których można obserwowaćstada dzikich zwierzątpierzchających na wszystkie stronyprzed cieniem samolotu. Gdzieindziej znowuna gęstych łąkachtrawy morskiej zabawne grube kolcobrzuchy żywo przypominają kuropatwy podrywające się zpola zboża, aby znów wniezapaść po krótszym lub dłuższym locie. Inne znów ryby, nierazwprostniewiarygodnie ubarwione (aleprzy całej jaskrawościkolory ich są zawsze zharmonizowane),zachowują się wręczodwrotnie: na mój widok zapadają wtrawę morską, tam gdziesię akurat znajdują. Gruby "jeżozwierz" chilomykter z cudownymi diabelskimi rogami nad błękitnymi oczamileży całkiem spokojnie, jakby szczerząc zęby w uśmiechu; niewyrządziłem mujeszcze żadnej krzywdy, a już jeden zczłonków jego rodziny dokuczył mi boleśnie. Gdy bowiem kilka dnitemu nieostrożnie chwyciłem taką rybę, zwaną przez Amerykanów spiny boafish,wygryzła mispory kawał skóry prawegowskazującego palca swymniezwykle ostrym,niby papuzimdziobem, utworzonymz dwóch przeciwstawnych zębów. Obecnie nurkuję do tego dostrzeżonegookazu, chwytam jegomościaostrożnie i wynurzam się z nim na powierzchnię wody. Nurkującstosuję dlaoszczędzenia sił wypróbowaną technikękaczki, przegrzebującej dziobemdno napłyciznach; mianowicewystawiam tylną część ciała ponad powierzchnię. "Jeżozwierz" po kilku daremnych próbach ukąszenia mnie zaczynaodnosić się poważnie do swojej nowej sytuacji życiowej i sięnadyma. Moja obejmującago ręka czuje wyraźnie "uderzenietłoka"małej pompy utworzonej z mięśnigardzieli ryby. Gdy 25. osiągnął już granicę rozciągliwości swej skóry i leży na mojejdłoni niby wypchana, naprężona do ostateczności kolczastakula puszczam go na wolność i bawię się komicznympośpiechem, z jakim wytryskuje z siebie wtłoczoną wodę i znika w trawie morskiej. Następniezwracamsię w kierunku ściany dzielącej tu morzeod lądu. Na pierwszy rzut okawydaje się, że jest utworzonaz tufu, gdyż powierzchnia jej jest fantastycznie poszarpanai pełno jest wniej jam ziejących jak ciemne przepastneoczodoły czaszek. Tymczasem skała jest starym szkieletem. koralowców, pozostałością przedlodowcowych raf koralowych, które w glącjalesangammońskim znalazły się na suchymlądzie i obumarły. W skale widoczne są wszędzie konstrukcjetego samego koralowca, jaki żyje jeszcze dziś, a pomiędzy nimiwciśnięte skorupy małży i ślimaków, których żyjący współplemiency jeszcze terazzasiedlają te wody. Znajdujemy się tuwięc na dwóch rafach koralowych, jednej starej, zamarłejprzed dziesiątkami tysięcy lat, i nowej, wyrastającej na trupietamtej, tak jak normalnie koralowce i kultury wyrastająna szczątkach swoich przodków. Podpływam pod poszarpane wybrzeże i sunę wzdłuż, dopókinie natrafiam na odpowiedni niezbyt ostry występ, który mogęuchwycić prawą ręką, aby się przynim zakotwiczyć. W niebiańskiej nieważkości, cudownie ochłodzony, ale nie zziębnięty,daleki od wszelkich ziemskich trosk, intruz w tym świecie baśni poddaję się łagodnemu kołysaniu fal, zapominam o sobiei zamieniam się cały we wzrok uduchowiony i radosny balonik na uwięzi! Ryby widzęwokoło siebie wszędzie, alewobec płytkościwody są to prawie wyłącznie drobne gatunki. Przybywająz daleka bądź opuszczają teraz swoje kryjówki, do którychschroniły się przede mną, i podpływają z ciekawości. Zarazjednakgwałtownie, choć na krótko, odskakują ode mnie, gdyprzeczyszczam rurkę oddechową silnie wydmuchując wodę,która siędo niej dostała bądź też w niej skropliła. Jeśli tylko 26 -^dycham spokojnie i cicho, ryby zbliżają się znowu, a gdy takkolyszt si? ze mną idealnie miarowo w dół iw górę, zgodnie łagodnymi uderzeniami fal,sięgam pamięcią do mojegoHasycznego wykształcenia i cytuję: "Znów przychodzicie. rozwiewnepostacie, które ogarniał ongiś mglisty wzrok. Czymi tym razem zatrzymać się dacie? Czy sercejeszcze złud tychujmie tok? "21 właśnie na przykładzie ryb dostrzegłem, zaistebardzo jeszcze mglistym wzrokiem, pewne ogólne prawidłazachowania się zwierząt, nierozumiejąc ich podówczaswcale. Jednakże sercemoje nadal rwie się ku tej złudzie, aby celjeszczew ciągu mego życia osiągnąć! Pojąć te formy w całej ichpełni jest nigdy nie gasnącą tęsknotą zarówno zoologa, jak i artysty. Chmara postaci,które namnie