12663
Szczegóły |
Tytuł |
12663 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12663 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12663 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12663 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jim Butcher
Akta Harry�ego Dresdena
tom 3
Upiorne Zagro�enie
(Grave Peril Book Three of the Dresden Files)
Przek�ad Anna Cichowicz
Rozdzia� 1
Mam powody, by nie lubi� szybkiej jazdy. Przede wszystkim niebieski garbus, m�j
posk�adany z niedopasowanych cz�ci volkswagen, kt�rym szwendam si� po okolicy, grzechocze
i poj�kuje niebezpiecznie przy pr�dko�ci przekraczaj�cej cho�by nieznacznie dziewi��dziesi�t
kilometr�w na godzin�. Poza tym nie radz� sobie najlepiej z technik�. Ka�de urz�dzenie
wyprodukowane po II wojnie �wiatowej w mojej obecno�ci wydaje si� szczeg�lnie podatne na
usterki. Z regu�y, kiedy prowadz� samoch�d, robi� to ostro�nie i rozwa�nie.
Tego wieczoru trzeba by�o odst�pi� od regu�y.
Opony garbusa zapiszcza�y na znak protestu, kiedy skr�cili�my na rogu ulicy, dok�adnie pod
znakiem zakazu skr�tu w lewo. Stary samoch�d rykn�� dziarsko, jakby wyczuwa�, w czym rzecz,
i dzielnie pod��a� dalej, zawodz�c i stukaj�c.
� Nie mo�na by troch� szybciej? � wycedzi� Michael. Nie narzeka�, po prostu spyta�
spokojnym g�osem.
� Tak, gdyby�my dostali wiatr w plecy albo zacz�li zje�d�a� z g�rki � odpar�em. � Jak
daleko st�d do szpitala?
Wielki m�czyzna wzruszy� ramionami i pokr�ci� g�ow�. Mia� szpakowate w�osy, ciemne,
przeplatane srebrem, jakie u niekt�rych szcz�ciarzy s� dziedziczne, za to jego broda
pozostawa�a jednolicie ciemnobr�zowa, prawie czarna. Zmarszczki od trosk i �miechu znaczy�y
jego ogorza�� twarz. Szerokie, �ylaste d�onie opar� na kolanach, kt�re musia� podkurczy�, bo nie
mie�ci�y si� pod desk�.
� Nie jestem pewien � powiedzia�. � Trzy kilometry?
Rzuci�em okiem przez okno na blakn�ce �wiat�o dnia.
� S�o�ce ju� prawie zasz�o. Mam nadziej�, �e nie b�dziemy za p�no.
� Robimy, co mo�emy � zapewni� Michael. � Je�li taka wola boska, b�dziemy tam na czas.
Jeste� pewien swojego... � skrzywi� si� z niesmakiem � �r�d�a?
� Bob jest wkurzaj�cy, ale rzadko si� myli � powiedzia�em, daj�c po hamulcach, �eby nie
w�adowa� si� pod �mieciark�. � Je�li powiedzia�, �e duch tam b�dzie, to znaczy, �e b�dzie.
� Panie, miej nas w opiece � westchn�� Michael i prze�egna� si�. Poczu�em otaczaj�c� go
siln�, spokojn� energi�. Moc wiary. � Harry, jest co�, o czym chcia�bym z tob� pom�wi�.
� Nie pro� mnie znowu, �ebym poszed� na msz� � powiedzia�em, czuj�c si� niezr�cznie. �
Wiesz, �e odm�wi�.
Czerwony taurus zajecha� mi drog�, wi�c musia�em gwa�townie wjecha� na pas skr�caj�cy,
�eby go wyprzedzi�. Dwa ko�a garbusa oderwa�y si� od ziemi.
� Frajerze! � rykn��em przez boczne okno.
� To nie znaczy, �e nie mo�na poprosi� � stwierdzi� Michael. � Ale nie. Chcia�bym wiedzie�,
kiedy zamierzasz o�eni� si� z pann� Rodriguez.
� Do diab�a, Michael � popatrzy�em na niego spode �ba � przez ostatnie dwa tygodnie
uganiamy si� obaj po mie�cie za zjawami i duchami, kt�re nagle, wszystkie naraz, wytkn�y
swoje paskudne �by. Wci�� nie mamy poj�cia, kto je tu nas�a�.
� Wiem, Harry, ale...
� W tej chwili � przerwa�em mu � mamy si� zmierzy� z pod�� star� bab�, kt�ra mo�e nas
zabi�, je�li nie b�dziemy skoncentrowani. A ty mnie pytasz o moje �ycie erotyczne.
Michael zmarszczy� brwi.
� Sypiasz z ni�, prawda? � spyta�.
� Nie do�� cz�sto � warkn��em, zmieniaj�c pas ruchu, �eby wyprzedzi� autobus.
Rycerz westchn��.
� Kochasz j�?
� Michael, lito�ci!
� Czy j� kochasz? � naciska�.
� Teraz usi�uj� prowadzi� samoch�d.
� Harry � zwr�ci� si� do mnie z u�miechem � kochasz t� dziewczyn� czy nie? To nie jest
trudne pytanie.
� Ekspert si� odezwa� � burkn��em, mijaj�c samoch�d policyjny z pr�dko�ci� przekraczaj�c�
dozwolon� o trzydzie�ci kilometr�w na godzin�. Zobaczy�em, jak policjant za kierownic�
zamruga� na m�j widok i wyla� na siebie kaw�. Spojrza�em we wsteczne lusterko. Niebieskie
�wiat�o na samochodzie policyjnym zacz�o si� obraca�.
� Cholera, gliny! Chc� nas �ciga�.
� Nie martw si� o nich � uspokoi� mnie Michael. � Po prostu odpowiedz.
Spojrza�em na niego. Przygl�da� mi si�. Mia� szerok� szczer� twarz, mocne szcz�ki i b�ysk
w szarych oczach. Ostrzy�ony by� kr�tko, jak w piechocie morskiej, nosi� jednak brod�
wojownika, r�wnie� kr�tko przyci�t�.
� Tak s�dz� � powiedzia�em po chwili. � Tak.
� Wi�c m�g�by� to powiedzie�.
� Co powiedzie�? � udawa�em, �e nie rozumiem.
� Harry � zacz�� Michael karc�co i przerwa�, bo podskoczyli�my na nier�wno�ci jezdni � nie
b�d� dziecinny. Je�li kochasz kobiet�, powiedz to.
� Dlaczego? � chcia�em wiedzie�.
� Nie powiedzia�e� jej, prawda? Nigdy tego nie powiedzia�e�. Popatrzy�em na niego gro�nie.
� No i co z tego? Ona to wie. W czym problem?
� Harry, to ty najbardziej spo�r�d wszystkich ludzi powiniene� zna� si�� s��w.
� Pos�uchaj, ona wie � powiedzia�em, hamuj�c pulsacyjnie, a nast�pnie naciskaj�c zn�w na
gaz. � Da�em jej kart�.
� Kart�? � powt�rzy� Michael.
� Karnet ozdobny.
Westchn��.
� Chcia�bym us�ysze�, jak wypowiadasz te s�owa.
� Dlaczego?
� Powiedz to � domaga� si�. � Je�li kochasz kobiet�, dlaczego nie mo�esz tego powiedzie�?
� Ja nie m�wi� ludziom takich rzeczy. Bo�e, to jest... Po prostu nie m�g�bym, dobra?
� Nie kochasz jej � stwierdzi� Michael. � Rozumiem.
� Wiesz, �e to nie...
� Powiedz to, Harry.
� Je�li wtedy dasz mi spok�j � powiedzia�em, dociskaj�c gaz do dechy. Widzia�em gdzie�
z ty�u samoch�d policyjny. � Niech ci b�dzie.
Rzuci�em Michaelowi spojrzenie w�ciek�ego maga i wyburcza�em:
� Kocham j�. No i jak?
Michael rozpromieni� si�.
� Widzisz? To jedyna rzecz, kt�ra stoi pomi�dzy wami. Nie nale�ysz do os�b, kt�re m�wi�,
co czuj�, albo to analizuj�, Harry. Czasami powiniene� spojrze� w lustro i zobaczy�, co tam
wida�.
� Nie lubi� luster � burkn��em.
� Tym niemniej, musia�e� zda� sobie spraw� z tego, �e kochasz t� kobiet�. Wydawa�o mi si�,
�e po Elaine mog�e� si� zbytnio odizolowa� i nigdy...
Poczu�em nag�y, gwa�towny przyp�yw gniewu.
� Nie rozmawiam o Elaine, Michael. Nigdy. Je�li nie potrafisz si� z tym pogodzi�, spieprzaj
z mojego samochodu i daj mi pracowa� samemu.
Michael zmarszczy� brwi, prawdopodobnie bardziej z powodu mojego s�ownictwa ni� czego
innego.
� Ja m�wi� o Susan, Harry. Skoro j� kochasz, powiniene� si� z ni� o�eni�.
� Jestem magiem. Nie mam czasu na �on�.
� Ja jestem rycerzem � odpowiedzia� Michael. � I ja mam czas. Ma��e�stwo jest tego warte.
A twoja samotno��... No c�, robi si� coraz bardziej widoczna.
Rzuci�em mu kolejne gro�ne spojrzenie.
� Co masz na my�li?
� Jeste� spi�ty. Ponury. I coraz bardziej si� izolujesz. Potrzebujesz kontaktu z lud�mi, Harry.
�atwo mo�esz pogr��y� si� w mroku.
� Michael, nie potrzebuj� wyk�adu � uci��em. � Nie musisz mnie nawraca�. Nie chc� zn�w
s�ysze� �odrzu� z�e moce, zanim tob� ow�adn��. Wiesz, czego mi trzeba. �eby� mnie wspiera�,
kiedy b�d� si� zajmowa� t� spraw�.
Szpital rejonowy Cook County pojawi� si� w zasi�gu wzroku, wi�c zawr�ci�em
w niedozwolonym miejscu, by podjecha� wjazdem dla pogotowia.
Zanim jeszcze samoch�d si� zatrzyma�, Michael odpi�� pas bezpiecze�stwa i si�gn�� na tylne
siedzenie po ogromny, p�torametrowy miecz w czarnej pochwie. Wysiad�szy z samochodu,
przypasa� sobie miecz. Nast�pnie wydoby� bia�� peleryn� z czerwonym krzy�em na lewej piersi
i zarzuci� j� sobie na ramiona wprawnym ruchem. Spi�� j� pod szyj� kolejnym krzy�em, tym
razem srebrnym. Zupe�nie nie pasowa�o to do flanelowej, roboczej koszuli, niebieskich d�ins�w
i ci�kich, podkutych but�w.
� Nie mo�esz przynajmniej zostawi� peleryny? � zrz�dzi�em. Otworzy�em drzwi
i wygramoli�em si� z garbusa, rozprostowuj�c przyd�ugie nogi. Potem wzi��em z tylnego
siedzenia m�j ekwipunek � nowy magiczny kij i r�d�k�, �wie�o wyci�te i jeszcze zielone przy
ko�cach.
Michael spojrza� na mnie ura�ony.
� Peleryna jest mi tak samo niezb�dna jak miecz, Harry. Poza tym nie uwa�am, �eby by�a
bardziej �mieszna od twojego p�aszcza.
Zerkn��em na sw�j czarny, sk�rzany p�aszcz z wielk� peleryn� opadaj�c� z ramion,
�opocz�cy wok� n�g ci�ko i przyjemnie. Moje czarne d�insy i ciemna kowbojska koszula by�y
o p�tora tonu bardziej stylowe od kostiumu Michaela.
� Co� z nim nie tak?
� Wygl�da jak z planu El Dorado � odpowiedzia� Michael. � Jeste� got�w?
Zmia�d�y�em go wzrokiem, na co on u�miechn�� si� i ruszyli�my ku wej�ciu. Us�ysza�em
zbli�aj�ce si� wycie syren policyjnych. Byli o przecznic� czy dwie od nas.
� Lepiej si� pospieszmy.
Odrzuci� bia�� peleryn� z prawego ramienia i opar� d�o� na r�koje�ci wielkiego miecza.
Potem sk�oni� g�ow�, prze�egna� si� i wymrucza�:
� �askawy Ojcze, prowad� nas i chro� w walce, jak� mamy stoczy� z ciemno�ci�.
Zn�w poczu�em otaczaj�c� go energi�, co przypomina�o muzyk� s�yszan� zza grubej �ciany.
Pokr�ci�em g�ow�, a nast�pnie wyci�gn��em z kieszeni p�aszcza sk�rzany woreczek
wielko�ci mniej wi�cej d�oni. Przez chwil� przek�ada�em kij, r�d�k� i woreczek z r�ki do r�ki,
a� sko�czy�o si� na tym, �e uchwyci�em kij w lew� r�k�, jak nale�y, r�d�k� w praw�,
a woreczek w z�by.
� S�o�ce zasz�o � wycedzi�em. � Do dzie�a.
Pu�cili�my si� biegiem, mag i rycerz, i wpadli�my do izby przyj��. �ci�gn�li�my na siebie
niema�o spojrze� � p�aszcz wzdyma� si� za mn� jak czarna chmura, bia�a peleryna Michaela
rozpo�ciera�a si� jak skrzyd�a anio�a pomsty, kt�rego imi� nosi�. Wbiegli�my do �rodka
i wyhamowali�my z po�lizgiem na najbli�szym skrzy�owaniu ch�odnych, sterylnych, pe�nych
krz�taniny korytarzy.
Chwyci�em za rami� pierwszego napotkanego sanitariusza. Zamruga� powiekami, po czym
wgapi� si� we mnie, mierz�c wzrokiem od nos�w kowbojskich but�w po ciemne w�osy na
czubku g�owy. Do�� niespokojnie zerka� na m�j kij i r�d�k�, i na srebrny pentagram, kt�ry
nosz� na piersi. Prze�kn�� �lin�. Potem popatrzy� na Michaela, wysokiego i barczystego, kt�rego
�agodny wyraz twarzy nie przystawa� do bia�ej peleryny i miecza przy boku. Nerwowo zrobi�
krok do ty�u.
� W... w czym mog� pom�c?
Obezw�adni�em go swoim najdzikszym, ponurym u�miechem i powiedzia�em przez z�by
zaci�ni�te na sk�rzanym woreczku.
� Cze��. Prosz� nam powiedzie�, gdzie jest oddzia� noworodk�w.
Rozdzia� 2
Wybrali�my schody przeciwpo�arowe. Michael wie, jak dzia�am na urz�dzenia techniczne,
a ostatni� rzecz�, jakiej by�my sobie obaj �yczyli, by�o uwi�ni�cie w popsutej windzie w chwili,
gdy ga�nie �ycie niewinnych.
Michael szed� pierwszy z jedn� r�k� na por�czy, a drug� na r�koje�ci miecza, tupi�c ci�kimi
buciorami. Pod��a�em za nim, sapi�c i dysz�c. Przed drzwiami Michael zatrzyma� si� i obejrza�
na mnie przez rami�, przy czym jego bia�a peleryna zawirowa�a i oplot�a mu �ydki. Min�a dobra
chwila, zanim zr�wna�em si� z nim, �api�c powietrze.
� Got�w? � spyta�.
� Hghtgh � odpowiedzia�em i skin��em g�ow�, bo z�by mia�em wci�� zaci�ni�te na
sk�rzanym woreczku. Z kieszeni p�aszcza wygrzeba�em bia�� �wiec� i pude�ko zapa�ek.
Musia�em od�o�y� na chwil� r�d�k� i kij, �eby zapali� �wiec�.
Michael zmarszczy� nos, czuj�c zapach dymu, i pchn�� drzwi. Ruszy�em za nim ze �wiec�
w jednej r�ce, a r�d�k� i kijem w drugiej. Spogl�da�em wci�� to na p�omie� �wiecy, to wok�.
A wok� by� tyko szpital. Czyste �ciany, czyste korytarze, du�o kafelk�w i �wiat�o jarzeniowe.
D�ugie rurki jarzeni�wek mruga�y, jakby wszystkie naraz mia�y si� przepali�, i korytarz
pogr��ony by� w p�mroku. W�zek inwalidzki stoj�cy przed jedn� z sal rzuca� d�ugi cie�, cienie
zalega�y pod rz�dem niewygodnych plastikowych krzese�, ustawionych przy �cianie.
Trzecie pi�tro by�o jakby wymar�e, panowa�a tu grobowa cisza. Nie gra�o radio ani telewizor.
Nie brz�cza�y interkomy. Nie szumia�a klimatyzacja. Nic.
Szli�my d�ugim korytarzem, a nasze kroki s�ycha� by�o wyra�nie, cho� starali�my si�
zachowywa� cicho. Strza�ka z napisem Oddzia� Noworodk�w na �cianie ozdobionej plastikowym
klownem w jaskrawych kolorach wskazywa�a jedno z bocznych odga��zie�.
Id�c za Michaelem, spojrza�em wzd�u� korytarza. Na jego ko�cu znajdowa�y si� wahad�owe
drzwi. Tu r�wnie� panowa�a cisza. Pok�j piel�gniarek by� pusty. Jarzeni�wki nawet nie mruga�y,
�adna si� nie �wieci�a. Cisza i ciemno��. W mroku majaczy�y nieokre�lone kszta�ty. Wysun��em
si� przed Michaela, a w tej samej chwili p�omie� �wiecy zmieni� si� w jasny punkt zimnego
niebieskiego �wiat�a.
Wyplu�em woreczek i wsadzi�em go do kieszeni.
� Michael � odezwa�em si� g�osem pe�nym t�umionego podniecenia � jest tutaj.
Odwr�ci�em si�, �eby m�g� zobaczy� �wiat�o. Zerkn�� na �wiec�, a nast�pnie w ciemno��
poza ni�.
� Miej ufno��, Harry � powiedzia�, si�gaj�c szerok� d�oni� po miecz. Powoli i cicho wydoby�
z pochwy Amoracchiusa. To doda�o mi odwagi nieco bardziej ni� jego s�owa. Wielkie,
wypolerowane ostrze zaja�nia�o �agodnym blaskiem, kiedy Michael stan�� w ciemno�ci u mojego
boku, a powietrze zadrga�o moc� p�yn�c� z jego wiary.
� Gdzie s� piel�gniarki? � spyta� chrapliwym szeptem.
� Mo�e uciek�y ze strachu � odpowiedzia�em r�wnie cicho. � A mo�e zosta�y zauroczone.
W ka�dym razie nie b�d� przeszkadza�.
Spojrza�em na miecz, d�ugie, smuk�e ostrze osadzone w gardzie w kszta�cie krzy�a. Pewno
zadzia�a�a tu moja wyobra�nia, ale zdawa�o mi si�, �e widz� na nim czerwone plamy.
Prawdopodobnie rdza, wyt�umaczy�em sobie. Na pewno rdza.
Odstawi�em �wiec� na pod�og�. P�on�a jasnym, zimnym �wiat�em, wyra�nie wskazuj�cym
na obecno�� ducha. Pot�nego ducha.
Bob nie k�ama�, kiedy twierdzi�, �e zjawa Agathy Hagglethorn nie jest byle kim.
� Zosta� z ty�u � poleci�em Michaelowi. � Daj mi chwil�.
� Je�li ten tw�j duch m�wi� prawd�, ta istota jest gro�na � powiedzia� Michael. � Pozw�l,
�ebym poszed� pierwszy. Tak b�dzie bezpieczniej.
Ruchem g�owy wskaza�em po�yskuj�ce ostrze miecza.
� Wierz mi, duch wyczu�by zbli�aj�cy si� miecz, zanim zd��y�by� podej�� do drzwi.
Zobaczmy najpierw, co ja mog� zdzia�a�. Je�li uda mi si� opr�szy� upiora, b�dzie po zawodach.
Nie czeka�em, a� Michael mi odpowie. Wzi��em kij i r�d�k� w lew� r�k�, a w praw�
woreczek. Rozwi�za�em zamykaj�cy go prosty w�ze� i ruszy�em w mrok.
Kiedy dotar�em do wahad�owych drzwi, uchyli�em jedn� ich cz�� i znieruchomia�em na
d�u�sz� chwil�, nas�uchuj�c.
Us�ysza�em �piew. �agodny, �liczny, kobiecy g�os nuci�: ��pij m�j skarbie, �pij, s�odko sobie
�nij.� Obejrza�em si� na Michaela i w�lizn��em si� w kompletn� ciemno�� panuj�c� za drzwiami.
Nic nie widzia�em, ale nie na pr�no jestem magiem. Pomy�la�em o pentagramie, kt�ry mia�em
na piersi, na sercu, o srebrnym amulecie odziedziczonym po matce. By� zniszczony, powgniatany
i podrapany od u�ywania w spos�b nie ca�kiem zgodny z przeznaczeniem, ale wci�� go nosi�em.
Pi�cioramienna gwiazda wpisana w okr�g symbolizowa�a moj� magi�, to, w co wierz�, uosabia�a
pi�� si� wszech�wiata, kt�re wsp�pracuj� w harmonii pod kontrol� cz�owieka.
Skupi�em si� na nim i nasyci�em go cz�stk� swojej woli. Amulet rozb�ysn�� �agodnym,
b��kitnosrebrnym �wiat�em, kt�re delikatn� fal� rozlewa�o si� przede mn�, wydobywaj�c kszta�ty
przewr�conych krzese� i dw�ch piel�gniarek przy biurku recepcji. Na wp� le�a�y na swoich
stanowiskach, oddychaj�c g��boko. Kiedy im si� przygl�da�em, s�ysza�em ca�y czas koj�c�, cich�
ko�ysank�. Zaczarowany sen. Nic nowego. By�y nieobecne, cho� nigdzie nie posz�y i pr�no by
traci� czas i si�y na pr�b� przerwania zakl�cia. �agodny �piew s�czy� si� jednostajnie, a ja
z�apa�em si� na tym, �e si�gam po przewr�cone krzes�o, aby je postawi�, wygodnie usi���
i chwil� odpocz��.
St�a�em i musia�em upomnie� sam siebie, �e by�bym idiot�, gdybym cho� na chwil�
przysiad� pod wp�ywem nieziemskiego �piewu. Subtelna, ale silna magia. Nawet wiedz�c, czego
si� spodziewa�, z trudem j� w por� rozpozna�em.
Wymin��em krzes�o i wszed�em do pomieszczenia, w kt�rym na wieszakach wisia�y rz�dem
kr�tkie szpitalne fartuchy w pastelowych kolorach. Tu �piew brzmia� g�o�niej, cho� nadal nie
potrafi�bym okre�li� jego �r�d�a. Jedn� �cian� prawie w ca�o�ci stanowi�a tafla pleksi. Za ni�
znajdowa�a si� sala, kt�ra mia�a sprawia� wra�enie sterylnej, a zarazem przytulnej. Rz�dami sta�y
tu szklane ��eczka umieszczone w stela�ach na k�kach. Ich male�cy mieszka�cy, w szpitalnych
r�kawiczkach jak dla lalek na zupe�nie nowych paluszkach i w malutkich szpitalnych
czepeczkach na �ysych g��wkach, spali, �ni�c swoje niemowl�ce sny. W blasku magicznego
�wiat�a dostrzeg�em przechadzaj�c� si� mi�dzy nimi istot�, kt�ra by�a �r�d�em d�wi�ku. Agatha
Hagglethorn umar�a m�odo.
Ubrana by�a w bluzk� z wysok� st�jk�, stosown� dla damy o jej pozycji
w dziewi�tnastowiecznym Chicago, i w d�ug� ciemn� sp�dnic�. Widzia�em poprzez ni� na
wskro� ��eczko za jej plecami, jednak mimo to wydawa�a si� rzeczywista, cielesna. Twarz mia�a
pi�kn�, szczup�� i nerwow�. Praw� d�oni� obejmowa�a kikut lewej r�ki.
� Mama ci� utuli, luli, lulaj, luli...
G�os by� obezw�adniaj�cy. Dos�ownie. �piewaj�c, nasyca�a przestrze� usypiaj�c� energi�.
Gdyby pozwoli� jej �piewa� dalej, zar�wno dzieci, jak i piel�gniarki zmorzy�by sen, z jakiego nie
mo�na si� ju� obudzi�. W�adze wini�yby o to zapewne tlenek w�gla b�d� doszukiwa�yby si� innej
przyczyny, bardziej racjonalnej ni� pojawienie si� z�owrogiej zjawy.
Podkrad�em si� bli�ej. Mia�em do�� proszku na upiory, by unieruchomi� Agath� i z dziesi��
duch�w takich jak ona. Michael za�atwi�by j� potem sprawnie i bez krzyku, o ile tylko bym trafi�.
Przykucn��em z otwartym woreczkiem proszku w prawej r�ce i w�lizn��em si� przez drzwi
do sali pe�nej �pi�cych niemowl�t. Zjawa zdawa�a si� mnie nie zauwa�a� � duchy nie s�
szczeg�lnie spostrzegawcze. Przypuszczam, �e b�d�c martwym, widzi si� �ycie w zupe�nie
odmienny spos�b.
Kiedy znalaz�em si� w sali, g�os Agathy Hagglethorn uderzy� mnie jak narkotyk, a�
zamruga�em i wzdrygn��em si�. Musia�em utrzyma� koncentracj�, skupi� my�li na ch�odnej
mocy magii przep�ywaj�cej przez m�j pentagram i emanuj�cej z niego widmowym �wiat�em.
� Gwiazdki b�yszcz� w niebie, gdy ko�ysz� ciebie...
Zwil�y�em wargi, widz�c jak zjawa pochyla si� nad jednym z ��eczek. U�miecha�a si�,
spogl�daj�c �agodnym, pe�nym mi�o�ci wzrokiem. Piosenka unosi�a si� nad dzieckiem wraz z jej
oddechem.
Male�stwo zadr�a�o przy wydechu i przesta�o oddycha�.
� �pij m�j skarbie, �pij...
Czas ucieka�. W lepiej urz�dzonym �wiecie po prostu wysypa�bym na upiora proszek. To
jednak nie by� lepszy �wiat. Duchy nie maj� obowi�zku podporz�dkowywa� si� prawom naszej
rzeczywisto�ci i dop�ki nie zwr�c� uwagi na obecno�� cz�owieka, trudno, bardzo trudno,
wywrze� na nie jakikolwiek wp�yw. Jedynym sposobem jest skonfrontowa� ducha
z rzeczywisto�ci�, ale nawet wtedy trzeba zna� jego imi� i wypowiedzie� je g�o�no. A �eby by�o
jeszcze trudniej, wi�kszo�� duch�w nie s�ucha byle kogo. By m�c bezpo�rednio przem�wi� do
�ycia po �yciu, potrzebna jest magia.
Wyprostowa�em si�, wci�� trzymaj�c w r�ce woreczek, i zawo�a�em pe�nym g�osem:
� Agatho Hagglethorn!
Zjawa rozejrza�a si�, jakby g�os dobieg� do niej z oddali, i zwr�ci�a si� w moj� stron�.
Otworzy�a szeroko oczy. Piosenka urwa�a si�.
� Kim jeste�? � spyta�a. � Co robisz w moim pokoju dziecinnym?
Stara�em si� �ci�le trzyma� tego, co Bob powiedzia� mi o duchach.
� To nie jest pok�j dziecinny, Agatho Hagglethorn. Od twojej �mierci min�o ponad sto lat.
Nie jeste� rzeczywista. Jeste� duchem. Nie �yjesz.
Zjawa wyprostowa�a si�, przyjmuj�c ch�odn�, wynios�� postaw�, typow� dla wy�szych sfer.
� Mog�am si� domy�li�. Benson ci� przys�a�, prawda? Benson zawsze robi okrutne,
nikczemne rzeczy, a potem nazywa mnie szalon�. Ja szalona! On chce zabra� moje dziecko.
� Benson Hagglethorn od dawna nie �yje, Agatho Hagglethorn � powiedzia�em i cofn��em
praw� r�k�, przygotowuj�c si� do rzutu � tak samo jak twoje dziecko i ty. Te male�stwa tutaj nie
s� twoje, wi�c nie trzeba, �eby� im �piewa�a. Nie mo�esz ich zabra� ze sob�.
Got�w do rzutu, zacz��em unosi� rami�. Zjawa popatrzy�a na mnie z wyrazem zagubienia.
To jest w�a�nie najtrudniejsze, kiedy ma si� do czynienia z naprawd� powa�nymi,
niebezpiecznymi duchami. S� prawie ludzkie. Wydaj� si� zdolne do odczuwania emocji, maj�
pewien stopie� samo�wiadomo�ci. Duchy nie s� �ywe, nie w sensie dos�ownym. S� jak odcisk
w kamieniu, jak skamienia�y szkielet. Duch przybiera kszta�t pierwotnej postaci, ale ni� nie jest.
Ja natomiast zawsze spiesz� z pomoc� damie w opa�ach. Taki ju� jestem. Rycerska postawa
to moja specjalno��. Gdy dostrzeg�em na twarzy Agathy Hagglethorn b�l i zagubienie, drgn�a
we mnie czu�a struna wsp�czucia. Moje rami� znieruchomia�o. Mo�e przy odrobinie szcz�cia
uda�oby mi si� jej pozby� si�� perswazji. Zjawy takie s�. Kiedy u�wiadomi si� im ich rzeczywist�
sytuacj�, znikaj�.
� Przykro mi, Agatho � powiedzia�em � ale nie jeste� osob�, kt�r� my�lisz, �e jeste�. Jeste�
zjaw�. Odbiciem. Prawdziwa Agatha Hagglethorn zmar�a ponad sto lat temu.
� N...nie � zaprotestowa�a dr��cym g�osem. � To nieprawda.
� To prawda. Umar�a tej samej nocy, co jej m�� i dziecko.
� Nie � j�kn�� duch, przymykaj�c oczy. � Nie, nie, nie. Nie chc� tego s�ucha�.
Zn�w zacz�a nuci�, cicho, rozpaczliwie, tym razem bez obezw�adniaj�cego czaru, kt�rym
nie�wiadomie sia�a spustoszenie. Ale malutka dziewczynka wci�� nie oddycha�a, jej usteczka
zacz�y sinie�.
� Pos�uchaj mnie, Agatho � powiedzia�em, nasycaj�c g�os si�� woli, wplataj�c w s�owa
magi�, by duch mnie us�ysza�. � Wiem o tobie. Umar�a�. Pami�tasz. M�� ci� pobi�. Przerazi�a�
si�, �e m�g�by pobi� twoj� c�rk�. Kiedy zacz�a p�aka�, przykry�a� jej buzi� d�oni�.
Czu�em si� ostatnim sukinsynem, na zimno przypominaj�c jej szczeg�y z przesz�o�ci.
Niewa�ne, �e by�a duchem. Na jej twarzy malowa� si� prawdziwy b�l.
� Ja nie. Ja jej nie skrzywdzi�am � zawodzi�a.
� Nie chcia�a� jej skrzywdzi� � powiedzia�em, korzystaj�c z informacji, jakich dostarczy� mi
Bob. � Ale on by� pijany, a ty przera�ona. Kiedy spojrza�a�, dziecko ju� nie �y�o. Nie mam racji?
Obliza�em wargi i zn�w zerkn��em na male�stwo. Je�li nie uporam si� z tym szybko,
dziewczynka umrze. Zastyg�a w niesamowitym bezruchu, wygl�da�a jak gumowa lalka.
W oczach upiora b�ysn�a iskra przypomnienia.
� Pami�tam � sykn�a. � Siekiera. Siekiera, siekiera, siekiera.
Proporcje jej twarzy uleg�y zmianie, wyci�gn�a si�, sta�a si� szczuplejsza.
� Wzi�am moj� siekier�, moj� siekier�, moj� siekier� i zada�am mojemu Bensonowi
dwadzie�cia cios�w.
Zjawa sta�a si� wi�ksza, rozros�a si�, widmowy wiatr wion�� od niej i z szumem przetoczy�
si� przez sal�, przynosz�c zapach �elaza i krwi.
� Cholera � mrukn��em i przygotowa�em si�, by m�c si� rzuci� w kierunku dziecka.
� M�j anio�ek odszed� � zawy�a zjawa. � Benson odszed�. I ta r�ka, ta r�ka, kt�ra zabi�a ich
oboje. � Unios�a w g�r� kikut. � Odeszli, odeszli, odeszli.
Odrzuci�a do ty�u g�ow� i wyda�a z siebie og�uszaj�cy, nieludzki ryk, kt�ry wstrz�sn��
�cianami sali noworodk�w.
Skoczy�em do przodu, ku dziecku, kt�re nie oddycha�o, a w tej samej chwili reszta
niemowl�t zanios�a si� p�aczem z przera�enia. Kiedy znalaz�em si� przy dziewczynce, uderzy�em
j� w wypi�ty ku g�rze ty�eczek. Klaps sprawi�, �e otworzy�a oczy i przy��czy�a si� do p�aczu
pozosta�ych dzieci.
� Nie � wykrzykn�a Agatha. � Nie, nie, nie! Us�yszy ci�! On ci� us�yszy!
Zamachn�a si� na mnie kikutem lewej r�ki. Poczu�em cios zar�wno cia�em, jak i dusz�,
jakby wbi�a mi g��boko w pier� od�amek lodu. Si�a uderzenia odrzuci�a mnie na �cian� jak
zabawk�, a kij i r�d�ka ze stukiem upad�y na pod�og�. Jakim� cudem uda�o mi si� utrzyma�
w d�oni woreczek z proszkiem na upiory, ale w g�owie mi dzwoni�o i ogarn�a mnie gwa�towna
fala zimnych dreszczy.
� Michael � wydysza�em tak g�o�no, jak tylko by�em w stanie. S�ysza�em otwieraj�ce si�
drzwi i zbli�aj�ce si� do mnie kroki ci�kich, roboczych but�w. Stan��em o w�asnych si�ach,
potrz�saj�c g�ow�. Zerwa� si� wicher, a ��eczka na k�kach zacz�y je�dzi� po ca�ej sali.
Musia�em chroni� jedn� r�k� oczy przed podmuchami. Cholera. Przy takiej wichurze proszek jest
bezu�yteczny.
� �pij, m�j skarbie, �pij...
Duch Agathy zn�w pochyli� si� nad kolebk� male�kiej dziewczynki i wetkn�� kikut r�ki
w usteczka dziecka, jej p�przezroczyste cia�o przenik�o przez sk�r�. Dziecko drgn�o i przesta�o
oddycha�, chocia� wci�� pr�bowa�o p�aka�.
Wyda�em z siebie nieartyku�owany okrzyk, wyzywaj�c zjaw�. Je�li nawet nie uda�oby mi si�
sypn�� na ni� proszkiem poprzez sal�, mog�em cisn�� woreczek w jej widmowe cia�o i tak j�
unieszkodliwi� � spos�b sprawiaj�cy m�czarnie, ale bez w�tpienia skuteczny.
Kiedy si� zbli�y�em, Agatha gwa�townie zwr�ci�a g�ow� w moj� stron� i warcz�c odskoczy�a
od dziecka. D�ugie w�osy otacza�y jej twarz rozwian� grzyw�, co pasowa�o do dzikiego wyrazu
twarzy, kt�ry zast�pi� uprzedni� �agodno�� rys�w. Cofn�a lew� r�k�, a nad kikutem pojawi� si�
ci�ki top�r o kr�tkim trzonku. Z okrzykiem opu�ci�a top�r na mnie.
Widmowa stal zad�wi�cza�a o prawdziwe �elazo, a Amoracchius rozb�ysn�� jasnym, bia�ym
�wiat�em. Michael zapar� si� stop� o pod�og� i zacisn�� z�by z wysi�ku, powstrzymuj�c bro�
zjawy, by nie tkn�a mojego cia�a.
� Dresden! � zawo�a�. � Proszek!
Mimo wiatru uda�o mi si� podsun�� do przodu, wepchn�� pi�� w uzbrojone rami� Agathy
i wytrz�sn�� troch� proszku ze sk�rzanego woreczka.
W kontakcie z jej niematerialnym cia�em proszek rozjarzy� si� ognikami purpurowego
�wiat�a. Agatha krzykn�a i odskoczy�a w ty�, ale jej rami� mocno tkwi�o w miejscu, jakby
zatopione w betonie.
� Benson! � krzycza�a. � Benson! �pij m�j skarbie!
Potem po prostu oddzieli�a si� od swojego ramienia i znik�a, pozostawiaj�c fragment
widmowego cia�a. Rami� z toporem opad�o na pod�og�, przeistaczaj�c si� nagle w plam�
przezroczystej, p�p�ynnej galarety. Wszystkim, co zosta�o po upiornym ciele, gdy upi�r odszed�,
by�a szybko nikn�ca ektoplazma.
Wichura ucich�a, ale �wiat�a miga�y nadal. M�j bia�ob��kitny magiczny p�omie� i �agodny
blask miecza Michaela by�y jedynymi pewnymi �r�d�ami �wiat�a. W uszach dzwoni�o mi od
nag�ego braku d�wi�ku, cho� z dziesi�cioro niemowl�t tworzy�o monotonnie zawodz�cy ch�r.
� Nic si� nie sta�o dzieciom? � spyta� Michael. � Dok�d to posz�o?
� Z dzie�mi chyba wszystko dobrze. A zjawa musia�a przej�� na drug� stron� � domy�li�em
si�. � Wiedzia�a, �e ma do��.
Michael powoli obr�ci� si� wko�o, wci�� trzymaj�c miecz w pogotowiu.
� Wi�c odesz�a?
Pokr�ci�em g�ow�, rozgl�daj�c si� po sali.
� Nie s�dz� � odpowiedzia�em, pochylaj�c si� nad kolebk� dziewczynki, kt�ra o ma�o co nie
zosta�a uduszona. Na r�czce mia�a opask� z imieniem i nazwiskiem. Alison Ann Summers.
Pog�aska�em j� po policzku, a ona odwr�ci�a buzi� w stron� mojego palca. Chwyci�a go wargami
i przesta�a p�aka�.
Nie wk�adaj jej palca do buzi. Jest brudny � skarci� mnie Michael. � Co teraz?
� Zabezpiecz� sal� � powiedzia�em. � A potem musimy si� st�d zabiera�, zanim pojawi si�
policja i aresz...
Alison Ann drgn�a i przesta�a oddycha�. Jej r�czki i n�ki wypr�y�y si�. Poczu�em, �e co�
ch�odnego przesun�o si� nad ni�. Z oddali dobieg�y mnie d�wi�ki szalonej ko�ysanki.
� �pij, m�j skarbie, �pij...
� Michael! � krzykn��em. � Duch wci�� tu jest. Si�ga tu z Nigdynigdy.
� Chryste, miej nas w opiece � powiedzia� Michael. � Harry, musimy przej��.
Serce zamar�o mi na sam� my�l.
� Nie, nie ma mowy � zaprotestowa�em. � To jest pot�ny upi�r, Michaelu. Nie mam
zamiaru wkracza� na jej w�asny teren z propozycj�, �e j� za�atwi�.
� Nie mamy wyboru � uci�� Michael. � Popatrz.
Popatrzy�em. Dzieci, jedno po drugim, milk�y, ich p�acz urywa� si� nagle, zduszony w p�
oddechu.
� �pij m�j skarbie, �pij...
� Michael, ona nas rozszarpie. A nawet je�li nie ona, to moja matka chrzestna.
Michael pokr�ci� g�ow�, marszcz�c brwi.
� Nie, na Boga. Nie dopuszcz� do tego. � Wpatrywa� si� we mnie intensywnie. � Ani ty,
Harry Dresdenie. Masz zbyt wiele dobroci w sercu, by pozwoli� tym dzieciom umrze�.
Niepewnie odwzajemni�em jego spojrzenie. Przy naszym pierwszym spotkaniu Michael
wym�g� na mnie, bym spojrza� mu w oczy. Gdy mag spogl�da komu� w oczy, to powa�na
sprawa. Mo�e zajrze� mu w dusz�, przejrze� wszystkie mroczne sekrety i skrywane l�ki. A druga
osoba do�wiadcza tego samego. Dusza Michaela sprawi�a, �e za�ka�em. Chcia�bym, �eby moja
dusza wygl�da�a dla niego tak samo, jak jego dla mnie, jednak mia�em ca�kowit�, cholern�
pewno��, �e tak nie by�o.
Zapad�a cisza. Wszystkie dzieci umilk�y.
Zawi�za�em woreczek z proszkiem i schowa�em go do kieszeni. Na nic by mi si� nie przyda�
w Nigdynigdy.
Odwr�ci�em si� w stron� swojego kija i r�d�ki, wyci�gn��em r�k� i rzuci�em:
� Ventas servitas.
Powietrze zawirowa�o, unosz�c kij i r�d�k� ku moim otwartym d�oniom, po czym zn�w si�
uspokoi�o.
� Dobrze � powiedzia�em. � Rozdzieram przej�cie, co da nam pi�� minut. Mam nadziej�, �e
matka chrzestna nie zd��y mnie znale��. Po tym czasie b�dziemy martwi albo wr�cimy tutaj,
przynajmniej je�li o mnie chodzi.
� Masz dobre serce, Harry Dresdenie � powiedzia� Michael, u�miechaj�c si� szeroko. � Boga
raduje tw�j wyb�r.
� No tak. Popro� go, �eby nie robi� Sodomy i Gomory z mojego mieszkania i b�dziemy
kwita.
Michael rzuci� mi spojrzenie pe�ne rozczarowania. Ja popatrzy�em na niego z gniewn� uraz�.
On po�o�y� mi r�k� na ramieniu i przytrzyma�.
Potem si�gn��em, by uchwyci� ko�cami palc�w rzeczywisto�� i wysi�kiem woli, szepcz�c
Aparturum, rozdar�em przej�cie pomi�dzy tym �wiatem a nast�pnym.
Rozdzia� 3
Nawet dzie�, kt�ry ko�czy si� wielk� bitw� z szalonym duchem i przepraw� przez granic�
pomi�dzy tym �wiatem a kr�lestwem widm, zazwyczaj zaczyna si� ca�kiem normalnie. Ten
dzie�, na przyk�ad, zacz�� si� od �niadania, a potem by�a praca w biurze.
Mam biuro w �r�dmie�ciu Chicago, w do�� starym budynku w nie najlepszym stanie,
zw�aszcza od czasu wypadku z wind� w zesz�ym roku. Nie obchodzi mnie, co m�wi�, to nie by�a
moja wina. Kiedy gigantyczny skorpion wielko�ci wilczarza irlandzkiego przedziera si� przez
sufit kabiny windy, zdesperowany cz�owiek chwyta si� wszelkich sposob�w.
Wracaj�c do mojego biura � jest niewielkie, jednopokojowe, ale naro�ne, z dwoma oknami.
Tabliczka na drzwiach stwierdza po prostu: Harry Dresden, mag. Tu� za drzwiami stoi stolik
zas�any ulotkami zatytu�owanymi na przyk�ad: Magia i ty albo Dlaczego czarownice nie ton�
szybciej ni� pozostali ludzie. Opinia maga. Wi�kszo�� z nich napisa�em ja. Uwa�am, �e wa�ne
jest, aby�my my, praktykuj�cy Sztuk�, dbali o sw�j publiczny wizerunek. Wszystko po to, by
unikn�� kolejnej Inkwizycji.
Dalej znajduje si� zlew, blat i stary ekspres do kawy. Moje biurko stoi przodem do drzwi,
a naprzeciwko niego par� wygodnych krzese�. Klimatyzacja stuka, wentylator pod sufitem
popiskuje za ka�dym obrotem, a wyk�adzina pod�ogowa i �ciany przesi�k�y zapachem kawy.
Cz�api�c, wszed�em do �rodka, nastawi�em kaw� i zanim si� zaparzy�a, przejrza�em poczt�.
List od Campbell�w z podzi�kowaniem za przegnanie upiora z ich domu. Ulotki reklamowe.
A tak�e, chwa�a Bogu, czek od miasta za ostatnie zlecenie dla policji Chicago. To by�a
obrzydliwa sprawa od pocz�tku do ko�ca. Przyzywanie demona, ofiary z ludzi, czarna magia �
takie rzeczy.
Nala�em sobie kawy i postanowi�em zadzwoni� do Michaela, �eby zaproponowa� mu, �e si�
z nim podziel� honorarium. Nawet je�li ja wykona�em ca�� wst�pn� prac�, to on i Amoracchius
wyst�pili w finale. Ja poradzi�em sobie z czarownikiem, on wzi�� na siebie demona i koniec
ko�c�w dobro zwyci�y�o. Podliczy�em czas pracy i okaza�o si�, �e przy stawce pi��dziesi�ciu
dolar�w za godzin� wysz�a z tego przyjemna sumka dw�ch tysi�cy. Michael odm�wi�by (jak
zwykle), ale wydawa�o mi si�, �e elegancko b�dzie zaproponowa�, zw�aszcza skoro tak du�o
czasu ostatnio sp�dzili�my razem, usi�uj�c wytropi� �r�d�o wszystkich upiornych zdarze�
w mie�cie.
Zanim zd��y�em podnie�� s�uchawk�, �eby porozmawia� z Michaelem, telefon zadzwoni�.
Odebra�em:
� Harry Dresden.
� Witam, panie Dresden � odezwa� si� ciep�y kobiecy g�os. � Chcia�abym wiedzie�, czy
mo�e mi pan po�wi�ci� chwil�.
Podskoczy�em na krze�le, czuj�c, jak twarz rozci�ga mi si� w szerokim u�miechu.
� Ale� to panna Rodriguez, prawda? Czy to pani jest t� w�cibsk� reporterk� �Arkan�w�, tego
n�dznego szmat�awca, kt�ry publikuje historie o czarownicach i duchach?
� I o Elvisie � uzupe�ni�a. � Prosz� nie zapomina� o Kr�lu. Mam teraz sta�y kontrakt. Pisma
o w�tpliwej reputacji na ca�ym �wiecie przedrukowuj� moje artyku�y.
Roze�mia�em si�.
� Jak si� masz?
G�os Susan zabrzmia� drwi�co:
� C�, m�j ch�opak wystawi� mnie do wiatru, ale inny...
Skrzywi�em si�.
� No tak, wiem. Przepraszam ci�, ale pos�uchaj, Bob da� mi wskaz�wk� i to naprawd� nie
mog�o czeka�.
� Ach tak � powiedzia�a grzecznym, profesjonalnym tonem. � Nie dzwoni�, �eby rozmawia�
o moim �yciu osobistym, panie Dresden. Dzwoni� w interesach.
Poczu�em, �e na twarz wraca mi u�miech. Susan jest absolutnie jedn� na milion osob�, kt�ra
mo�e ze mn� wytrzyma�.
� Och, prosz� wybaczy�, panno Rodriguez. Niech pani m�wi dalej.
� Wydaje mi si�, �e ostatniej nocy s�yszano o wzmo�onej aktywno�ci duch�w w starej cz�ci
miasta. Pomy�la�am, �e mo�e zechce si� pan podzieli� pewnymi szczeg�ami z naszym pismem.
� Hm. Obawiam si�, �e by�oby to z mojej strony nieprofesjonalne. Moja praca ma charakter
poufny.
� Panie Dresden � powiedzia�a � na razie nie uciekn� si� do desperackich �rodk�w.
� Ale� panno Rodriguez � u�miechn��em si� � czy�by by�a pani zdesperowana?
Za�o�y�bym si�, �e we w�a�ciwy sobie spos�b unios�a brew.
� Panie Dresden, nie chc� pana straszy�, ale musi pan zda� sobie spraw� z tego, �e dobrze
znam pewn� m�od� dam�, z kt�r� si� pana widuje, i �e mog�abym dopilnowa�, aby sytuacja
mi�dzy wami sta�a si� bardzo niezr�czna.
� Rozumiem. Ale je�li podzieli�bym si� z pani� histori�...
� Na wy��czno��, panie Dresden.
� Na wy��czno�� � uzupe�ni�em � wtedy znajdzie pani spos�b, �ebym unikn�� k�opot�w?
� Mog�abym nawet szepn�� jej dobre s��wko � powiedzia�a Susan rado�nie, po czym doda�a
niskim, gard�owym g�osem. � Kto wie, mo�e nawet wam si� poszcz�ci.
Musia�em si� przez chwil� zastanowi�. Upi�r, kt�rego przy�apali�my z Michaelem zesz�ej
nocy, by� wielk�, potworn� istot�. Czai� si� w podziemiach biblioteki Uniwersytetu
Chicagowskiego. Nie musia�em wymienia� �adnych nazwisk zamieszanych w t� spraw� os�b
i nawet je�li uniwersytetowi by si� to nie spodoba�o, w�tpi�, by mog�o mu powa�nie zaszkodzi�,
gdyby napisano o nim w pi�mie, kt�re wi�kszo�� ludzi kupuje razem z innymi tabloidami, stoj�c
w kolejce do kasy w supermarkecie. Poza tym, sama my�l o karmelowej sk�rze Susan, o jej
mi�kkich, ciemnych w�osach pod moj� d�oni�... Pycha.
� To propozycja, kt�rej trudno si� oprze� � powiedzia�em. � Mo�e pani notowa�?
Mog�a, wi�c przez nast�pne dziesi�� minut dostarcza�em jej szczeg��w. Spisywa�a je,
zadaj�c szereg bystrych, konkretnych pyta� i w nieprawdopodobnie kr�tkim czasie mia�a gotow�
ca�� histori�. Pomy�la�em, �e jest naprawd� dobr� reporterk�. W�a�ciwie to szkoda, �e traci czas
na pisanie o zjawiskach nadnaturalnych, w kt�re od wiek�w ludzie nie chc� wierzy�.
� Bardzo dzi�kuj�, panie Dresden � powiedzia�a, kiedy ju� wycisn�a ze mnie informacje do
ostatniej kropli. � Mam nadziej�, �e wszystko p�jdzie dobrze mi�dzy panem a m�od� dam� dzi�
wieczorem. U pana. O dziewi�tej.
� Mo�e m�oda dama chcia�aby sama przedyskutowa� ze mn� mo�liwo�ci � przeci�ga�em.
Roze�mia�a si� gard�owo.
� Mo�e by chcia�a � przyzna�a Susan � ale to jest rozmowa w interesach.
Za�mia�em si� r�wnie�.
� Okropna jeste�, Susan. Nigdy nie rezygnujesz, prawda?
� Nigdy, przenigdy � potwierdzi�a.
� Naprawd� w�ciek�aby� si� na mnie, gdybym ci nie powiedzia�?
� Harry, wczoraj wieczorem bez s�owa wystawi�e� mnie do wiatru. Nie mam zwyczaju
znosi�, by jakikolwiek m�czyzna tak mnie traktowa�. Gdyby� nie mia� dla mnie dobrej historii,
mog�abym pomy�le�, �e wyszed�e� zabawi� si� z przyjaci�mi.
� No tak. Ten Michael � zachichota�em � to naprawd� rozrywkowy facet.
� B�dziesz musia� mi kiedy� o nim opowiedzie�. Czy uda�o ci si� dowiedzie� czego� wi�cej?
Co si� dzieje z tymi duchami? Bra�e� pod uwag� por� roku?
Z westchnieniem przymkn��em oczy.
� I tak, i nie. Wci�� nie mog� zrozumie�, dlaczego wygl�da na to, �e oszala�y wszystkie
duchy naraz. Nie byli�my w stanie przytrzyma� �adnego z nich na tyle d�ugo, �ebym m�g� si� mu
dobrze przyjrze�. Tej nocy chc� wypr�bowa� nowy spos�b, mo�e zadzia�a. Ale Bob jest pewien,
�e to nie �adne Halloween. W zesz�ym roku nie mieli�my duch�w.
� Nie. Za to mieli�my wilko�aki.
� Ca�kowicie inna sytuacja � stwierdzi�em. � Bob pracuje w nadgodzinach, �eby mie� oko na
tamten �wiat i zauwa�y� wzmo�ony ruch. Je�li co� jeszcze mia�oby wyskoczy�, b�dziemy
wiedzieli.
� No dobrze. � Zawaha�a si� przez moment i zacz�a: � Harry, ja...
Czeka�em, ale kiedy utkn�a, spyta�em: � Co?
� Ja, no... Chc� tylko mie� pewno��, �e nic ci nie jest. Odnios�em niejasne wra�enie, �e
chcia�a powiedzie� co� innego, ale nie naciska�em.
� Jestem zm�czony � powiedzia�em. � Zarobi�em kilka siniak�w, bo po�lizgn��em si� na
ektoplazmie i wpad�em w katalog biblioteczny. Ale mam si� dobrze.
Roze�mia�a si�.
� Bardzo obrazowe. Zatem wieczorem?
� Czekam.
Wyda�a kr�tki pomruk zadowolenia, nasycony w niema�ym stopniu erotyzmem, i to by�o jej
po�egnanie.
Reszta dnia up�yn�a mi ca�kiem szybko na codziennych zaj�ciach. Pos�u�y�em si� magi�, by
odnale�� zagubion� �lubn� obr�czk�, i odprawi�em z kwitkiem klienta, kt�ry chcia�, abym rzuci�
zakl�cie na jego kochank�. (W og�oszeniu w ksi��ce telefonicznej wyra�nie zaznaczy�em
��adnych eliksir�w mi�osnych�, ale z jakich� powod�w ludzie zawsze my�l�, �e ich przypadek
jest wyj�tkowy). Poszed�em do banku, odes�a�em kolejnego go�cia do znanego mi prywatnego
detektywa i spotka�em si� z pocz�tkuj�cym zaklinaczem ognia, �eby spr�bowa� nauczy� go, jak
unikn�� przypadkowego podpalenia w�asnego kota.
Ju� mia�em zamkn�� biuro, kiedy us�ysza�em, �e kto� wysiada z windy i zbli�a si� w moj�
stron�. Kroki by�y szybkie i ci�kie, jakby ten kto� nosi� buciory.
� Pan Dresden? � spyta� m�ody, kobiecy g�os. � Czy pan jest Harry Dresden?
� Tak � potwierdzi�em, zamykaj�c drzwi na klucz � ale w�a�nie wychodz�. Mo�e
mogliby�my um�wi� si� na jutro.
Kroki zatrzyma�y si�.
� Prosz�, panie Dresden. Musz� z panem porozmawia�. Tylko pan mo�e mi pom�c.
Westchn��em, nie patrz�c na ni�. Powiedzia�a dok�adnie te s�owa, kt�rych trzeba, by
wzbudzi� we mnie uczucia opieku�cze. Wci�� jednak mog�em odej��. Wielu ludzi s�dzi, �e
magia pomo�e im wydoby� si� z k�opot�w, kiedy nie widz� ju� wyj�cia.
� Z ch�ci�, prosz� pani. Jutro z samego rana. Zamkn��em drzwi i odwr�ci�em si�.
� Zaczekaj � powiedzia�a. Poczu�em, jak podchodzi bli�ej i �apie mnie za r�k�.
Od nadgarstka po �okie� odczu�em dr�twienie i mrowienie. Zareagowa�em natychmiast,
instynktownie. Odgrodzi�em si� od tego odczucia psychiczn� tarcz�, wyszarpn��em r�k�
z palc�w m�odej kobiety i cofn��em si� o kilka krok�w. W przedramieniu wci�� czu�em ciarki od
zetkni�cia si� z jej energi�, z jej aur�. By�a drobn� dziewczyn� w czarnej sukience robionej na
drutach i w czarnych glanach. W�osy mia�a ufarbowane na odcie� matowej czerni. Twarz
o delikatnych, pe�nych s�odyczy rysach by�a kredowobia�a, oczy podkr��one, mroczne,
po�yskuj�ce niepokojem, jak u zdzicza�ego kota.
Rozprostowa�em palce i staraj�c si� nie patrze� jej w oczy d�u�ej ni� przez u�amek sekundy,
powiedzia�em cicho:
� Praktykujesz.
Przygryz�a warg�, rozejrza�a si� wok� i przytakn�a.
� I potrzebuj� pa�skiej pomocy. M�wi�, �e pan mo�e mi pom�c.
� Udzielam lekcji tym, kt�rzy nie chc� zrobi� sobie krzywdy, nieumiej�tnie u�ywaj�c
swojego talentu � powiedzia�em. � Czy po to przysz�a�?
� Nie, panie Dresden. Niezupe�nie � odpowiedzia�a dziewczyna.
� To czemu przysz�a� akurat do mnie? Czego chcesz?
� Chc� pa�skiej ochrony.
Unios�a dr��c� d�o� i zacz�a kr�ci� pasmo czarnych w�os�w.
� Bez niej... nie jestem pewna, czy prze�yj� t� noc.
Rozdzia� 4
Wr�ci�em z ni� do biura. Chcia�em zapali� lamp�, ale �ar�wka si� przepali�a. Nic nowego.
Westchn��em, zamykaj�c drzwi. Przez �aluzje wpada�y smugi z�otego jesiennego �wiat�a,
rozpraszaj�c cienie na pod�odze i �cianach.
Odsun��em krzes�o przed biurkiem, �eby m�oda kobieta mog�a usi���. Przez chwil�
spogl�da�a na mnie zmieszana, po czym wykrztusi�a �Och� i usiad�a. Nie zdejmuj�c p�aszcza,
zaj��em miejsce po drugiej stronie biurka.
� No dobrze � zacz��em. � Skoro chcesz mojej ochrony, ja chc� najpierw czego� od ciebie.
Odgarn�a w�osy o barwie asfaltu jedn� r�k� i obrzuci�a mnie wyrachowanym spojrzeniem.
Potem za�o�y�a nog� na nog�, tak �e skraj jej sukienki podjecha� do po�owy uda. Nieznacznym
ruchem plec�w wypchn�a do przodu j�drne, m�odzie�cze piersi, a� sutki zarysowa�y si�
wyra�nie pod dzianin�.
� Oczywi�cie, panie Dresden. Na pewno si� dogadamy.
Jej spojrzenie by�o bezpo�rednie, zmys�owe, zach�caj�ce. Sutki stercz�ce na ��danie � oto
skuteczna metoda. Och, by�a wystarczaj�co �liczna. S�dz�, �e ka�dy doros�y m�czyzna, �lini�c
si�, rzuci�by si� na ni�, ale ja przejrza�em jej gr�. Przewr�ci�em oczami.
� Nie to mia�em na my�li.
Przesta�a odgrywa� seksownego kociaka. � Nie... nie to?
Bada�a mnie czujnym spojrzeniem spod zmarszczonych brwi, oceniaj�c od nowa.
� To znaczy... jest pan...?
� Nie. Nie jestem gejem � uci��em. � Ale nie kupuj� tego, co sprzedajesz. Nie powiedzia�a�
mi nawet, jak masz na imi�, a chcesz roz�o�y� przede mn� nogi? Dzi�ki, nie. Do wszystkich
diab��w, nigdy nie s�ysza�a� o AIDS? O chorobach wenerycznych?
Zblad�a. Zacisn�a wargi tak mocno, �e r�wnie� zbiela�y.
� Wi�c czego pan chce ode mnie?
� Odpowiedzi � powiedzia�em, d�gaj�c palcem powietrze w jej kierunku. � I nie pr�buj mi
�ga�. Nic ci z tego nie przyjdzie.
Przyznaj�, �e by� to blef. Mag nie jest chodz�cym wykrywaczem k�amstw, a ja nie mia�em
zamiaru wypr�bowa� na niej spojrzenia w g��b duszy, �eby si� przekona� o jej szczero�ci. Ale
je�li jeste� magiem, to cokolwiek by� zrobi�, ludzie przypisz� to twoim niezmierzonym
i niepoj�tym mocom. Oczywi�cie tylko ci ludzie, kt�rzy wiedz� do��, by wierzy� w mag�w, ale
nie do��, by zdawa� sobie spraw� z naszych ogranicze�. Pozostali, czyli wi�kszo�� zwyk�ych
�miertelnik�w nie traktuje magii powa�nie. Najch�tniej zapakowaliby nas w kaftan
bezpiecze�stwa. Nerwowo obliza�a wargi.
� Dobrze � powiedzia�a. � Co chce pan wiedzie�?
� Na przek�sk� twoje imi�.
Roze�mia�a si� kr�tko i chrapliwie.
� My�lisz, �e ci je podam, magu?
Punkt dla niej. Ci, kt�rzy naprawd� potrafi� rzuca� zakl�cia, powa�ni magowie, do jakich si�
zaliczam, mog� zdzia�a� bardzo wiele, poznawszy imi� z ust osoby, kt�ra je nosi.
� Niech b�dzie, wi�c jak mam si� do ciebie zwraca�?
Nie zawraca�a sobie g�owy obci�gni�ciem sukienki, �eby zakry� nog�. Ca�kiem �adn� nog�
z tatua�em nad kostk�. Stara�em si� jej nie zauwa�a�.
� Lydia � rzuci�a. � Prosz� mi m�wi� Lydia.
� Dobra, Lydio. Praktykujesz Sztuk�. Opowiedz mi o tym.
� To nie ma nic wsp�lnego z powodem mojej wizyty, panie Dresden. � Prze�kn�a �lin�, a jej
z�o�� os�ab�a. � Prosz�, potrzebuj� pa�skiej pomocy.
� Ju� dobrze, dobrze. Jakiego rodzaju pomocy potrzebujesz? Je�li zadar�a� z gangiem,
radzi�bym ci zwr�ci� si� do policji. Nie jestem ochroniarzem.
Zadr�a�a i obj�a si� ramionami.
� Nie, nic z tych rzeczy. Nie o swoje cia�o si� martwi�.
Na te s�owa zmarszczy�em brwi. Ona przymkn�a oczy i zaczerpn�a tchu.
� Potrzebuj� talizmanu � powiedzia�a. � Czego�, co ochroni mnie przed z�ym duchem.
Nadstawi�em uszu. Bez trudu mog�em uwierzy�, �e w mie�cie, kt�re pogr��a�o si� w chaosie
wywo�anym przez upiory, dziewczynie obdarzonej talentem magicznym przysz�o do�wiadcza�
niekorzystnych zjawisk. Takie utalentowane osoby przyci�gaj� do siebie duchy i upiory.
� Jaki to rodzaj ducha?
Niespokojnie wodzi�a oczami w lewo i w prawo, ani razu nie spogl�daj�c na mnie.
� Trudno mi powiedzie�, panie Dresden. Jest pot�ny i chce mnie skrzywdzi�. Oni... oni
powiedzieli, �e pan mo�e zrobi� co�, co mi zapewni bezpiecze�stwo.
Prawda, w rzeczy samej. Akurat w tej chwili na lewym przegubie mia�em talizman
sporz�dzony z ca�unu nieboszczyka, po�wi�conego srebra i wielu innych, trudniejszych do
zdobycia sk�adnik�w.
� By� mo�e � powiedzia�em. � To zale�y od tego, dlaczego grozi ci niebezpiecze�stwo
i dlaczego uwa�asz, �e potrzebujesz ochrony.
� N... nie mog� tego panu powiedzie� � wykrztusi�a.
Jej blada twarz �ci�gn�a si� trosk�, prawdziw� trosk�, kt�ra sprawia, �e wygl�da si� starzej,
brzydziej. Dziewczyna obejmowa�a si� ramionami, wydawa�a si� teraz mniejsza, bardziej krucha.
� Prosz�. Ja po prostu potrzebuj� pa�skiej pomocy.
Z westchnieniem potar�em kciukiem brew. W pierwszym, gwa�townym odruchu chcia�em
da� jej kubek gor�cego kakao, otuli� kocem, powiedzie�, �e wszystko b�dzie dobrze i za�o�y� jej
na r�k� sw�j talizman. Usi�owa�em jednak nad tym zapanowa�. Spokojnie, Don Kichocie. Wci��
nic o niej nie wiedzia�em, nie mia�em poj�cia, dlaczego potrzebuje ochrony. I przed czym.
Wiedzia�em jedynie, �e pr�buje oddali� od siebie anio�a zemsty, kt�ry �ciga j�, aby wymierzy�
kar� za czyn tak nikczemny, �e poruszy� Moce i sk�oni� je do bezpo�redniego dzia�ania. Nawet
�agodne duchy maj� czasem wa�ny pow�d, by wraca� i nawiedza� ludzi.
� Pos�uchaj, Lydio. Nie lubi� si� anga�owa�, nie wiedz�c, o co chodzi. I jeszcze nigdy mnie
to nie powstrzyma�o, przemkn�a mi przez g�ow� my�l.
� Dop�ki nie powiesz mi troch� wi�cej o swojej sytuacji, nie przekonasz mnie, �e twoja
potrzeba ochrony jest uzasadniona, nie b�d� w stanie ci pom�c.
Zwiesi�a g�ow�, asfaltowe w�osy zakry�y twarz. Po d�u�szej chwili zaczerpn�a tchu
i zapyta�a:
� Wie pan, co to s� �zy Kasandry, panie Dresden?
� Stan profetyczny � odpowiedzia�em. � Czasem po��czony z utrat� przytomno�ci. Wizje
przysz�o�ci przejawiaj� si� jednak w taki spos�b, �e ich wyja�nienie wydaje si� niewiarygodne.
Zdarza si�, �e u dzieci lekarze myl� te stany z epilepsj� i przepisuj� tony rozmaitych lekarstw.
W por�wnaniu z innymi przepowiedniami te s� ca�kiem dok�adne, ale nikt nie daje im wiary. S�
i tacy, kt�rzy nazywaj� to darem.
� Ja do nich nie nale�� � wyszepta�a. � Nie ma pan poj�cia, jakie to straszne widzie� co�, co
ma si� sta� i pr�bowa� to zmieni�, nie maj�c nikogo, kto by uwierzy�.
Przygl�da�em si� jej przez chwil� w milczeniu, ws�uchuj�c si� w tykanie �ciennego zegara
odmierzaj�cego sekundy.
� No dobrze � odezwa�em si�. � M�wisz, �e masz ten dar. Chcesz mnie zapewne przekona�,
�e jedna z twoich wizji by�a ostrze�eniem przed z�ym duchem?
� Nie jedna � sprostowa�a. � Trzy. Trzy, panie Dresden. Przed zamachem na prezydenta
mia�am jedn� wizj�. Dwie przed katastrof� w NASA i trz�sieniem ziemi w Laosie. Ale nigdy nie
mia�am trzech. Nigdy nic nie ukaza�o si� tak wyra�nie...
Przymkn��em oczy, �eby to przemy�le�. Znowu instynkt podpowiada� mi, �e mam pom�c
dziewczynie, pokona� z�ego ducha czy inne licho, a wszystko sko�czy si� dobrze. Je�li
rzeczywi�cie dotkni�ta jest �zami Kasandry, mog� zdzia�a� wi�cej ni� tylko uratowa� jej �ycie.
Moja wiara mo�e odmieni� je na lepsze.
Z drugiej strony, chcia�a ze mnie zrobi� frajera. Dziewczyna bez w�tpienia jest dobr�
aktork�. Jak g�adko wesz�a w rol� uwodzicielki! I jak szybko wyci�gn�a wniosek, �e oczekuj�
od niej seksu. Nie �wiadczy�o to o niej najlepiej. To nie jest osoba, kt�ra za�atwia sprawy
uczciwie i wprost. O ile tylko si� ca�kowicie nie myli�em, musia�a ju� przedtem kupowa� dobra
i us�ugi za seks. Na dodatek by�a tak strasznie m�oda, a taka ju� do�wiadczona w tych sprawach.
A �zy Kasandry... C�, �wietny numer, niejeden oszust ju� to wykorzysta�. Nie spos�b
udowodni�, �e kto� posiada ten dar, a tym bardziej � �e nie posiada. Dziewczyna potrzebowa�aby
tylko odrobiny talentu, kt�ry daje odpowiedni� aur�, mo�e troch� umiej�tno�ci
psychokinetycznych, akurat tyle, ile trzeba, �eby obr�ci� rzucon� kostk� do gry. Potem mog�aby
wymy�li� jak�kolwiek historyjk� o darze profetycznym, kt�ry jakoby posiada, przybra� poz�
zagubionej dziewczynki i uda� si� prosto do miejscowego g�upka, Harry�ego Blackstone�a
Copperfielda Dresdena.
Otworzy�em oczy i zobaczy�em, �e mi si� przygl�da.
� Oczywi�cie nie wiadomo, czy m�wi� prawd�, panie Dresden � powiedzia�a. � �ez
Kasandry nie da si� zanalizowa� ani dowie��. Wi�c nie k�ami�, �eby zyska� wsp�czucie
i sk�oni� pana do pomocy.
� To mniej wi�cej chodzi mi po g�owie, Lydio. Mo�esz by� po prostu kiepsk� czarownic�,
kt�ra poruszy�a niew�a�ciwego demona i szuka wyj�cia.
Roz�o�y�a r�ce.
� Mog� tylko powiedzie�, �e nie jestem. Wiem, �e co� nadchodzi. Nie wiem co, nie wiem
dlaczego ani sk�d. Wiem tylko to, co widz�.
� Czyli?
� Ogie� � wyszepta�a. � Wiatr. Widz� ciemne sp