12663

Szczegóły
Tytuł 12663
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12663 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12663 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12663 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jim Butcher Akta Harry�ego Dresdena tom 3 Upiorne Zagro�enie (Grave Peril Book Three of the Dresden Files) Przek�ad Anna Cichowicz Rozdzia� 1 Mam powody, by nie lubi� szybkiej jazdy. Przede wszystkim niebieski garbus, m�j posk�adany z niedopasowanych cz�ci volkswagen, kt�rym szwendam si� po okolicy, grzechocze i poj�kuje niebezpiecznie przy pr�dko�ci przekraczaj�cej cho�by nieznacznie dziewi��dziesi�t kilometr�w na godzin�. Poza tym nie radz� sobie najlepiej z technik�. Ka�de urz�dzenie wyprodukowane po II wojnie �wiatowej w mojej obecno�ci wydaje si� szczeg�lnie podatne na usterki. Z regu�y, kiedy prowadz� samoch�d, robi� to ostro�nie i rozwa�nie. Tego wieczoru trzeba by�o odst�pi� od regu�y. Opony garbusa zapiszcza�y na znak protestu, kiedy skr�cili�my na rogu ulicy, dok�adnie pod znakiem zakazu skr�tu w lewo. Stary samoch�d rykn�� dziarsko, jakby wyczuwa�, w czym rzecz, i dzielnie pod��a� dalej, zawodz�c i stukaj�c. � Nie mo�na by troch� szybciej? � wycedzi� Michael. Nie narzeka�, po prostu spyta� spokojnym g�osem. � Tak, gdyby�my dostali wiatr w plecy albo zacz�li zje�d�a� z g�rki � odpar�em. � Jak daleko st�d do szpitala? Wielki m�czyzna wzruszy� ramionami i pokr�ci� g�ow�. Mia� szpakowate w�osy, ciemne, przeplatane srebrem, jakie u niekt�rych szcz�ciarzy s� dziedziczne, za to jego broda pozostawa�a jednolicie ciemnobr�zowa, prawie czarna. Zmarszczki od trosk i �miechu znaczy�y jego ogorza�� twarz. Szerokie, �ylaste d�onie opar� na kolanach, kt�re musia� podkurczy�, bo nie mie�ci�y si� pod desk�. � Nie jestem pewien � powiedzia�. � Trzy kilometry? Rzuci�em okiem przez okno na blakn�ce �wiat�o dnia. � S�o�ce ju� prawie zasz�o. Mam nadziej�, �e nie b�dziemy za p�no. � Robimy, co mo�emy � zapewni� Michael. � Je�li taka wola boska, b�dziemy tam na czas. Jeste� pewien swojego... � skrzywi� si� z niesmakiem � �r�d�a? � Bob jest wkurzaj�cy, ale rzadko si� myli � powiedzia�em, daj�c po hamulcach, �eby nie w�adowa� si� pod �mieciark�. � Je�li powiedzia�, �e duch tam b�dzie, to znaczy, �e b�dzie. � Panie, miej nas w opiece � westchn�� Michael i prze�egna� si�. Poczu�em otaczaj�c� go siln�, spokojn� energi�. Moc wiary. � Harry, jest co�, o czym chcia�bym z tob� pom�wi�. � Nie pro� mnie znowu, �ebym poszed� na msz� � powiedzia�em, czuj�c si� niezr�cznie. � Wiesz, �e odm�wi�. Czerwony taurus zajecha� mi drog�, wi�c musia�em gwa�townie wjecha� na pas skr�caj�cy, �eby go wyprzedzi�. Dwa ko�a garbusa oderwa�y si� od ziemi. � Frajerze! � rykn��em przez boczne okno. � To nie znaczy, �e nie mo�na poprosi� � stwierdzi� Michael. � Ale nie. Chcia�bym wiedzie�, kiedy zamierzasz o�eni� si� z pann� Rodriguez. � Do diab�a, Michael � popatrzy�em na niego spode �ba � przez ostatnie dwa tygodnie uganiamy si� obaj po mie�cie za zjawami i duchami, kt�re nagle, wszystkie naraz, wytkn�y swoje paskudne �by. Wci�� nie mamy poj�cia, kto je tu nas�a�. � Wiem, Harry, ale... � W tej chwili � przerwa�em mu � mamy si� zmierzy� z pod�� star� bab�, kt�ra mo�e nas zabi�, je�li nie b�dziemy skoncentrowani. A ty mnie pytasz o moje �ycie erotyczne. Michael zmarszczy� brwi. � Sypiasz z ni�, prawda? � spyta�. � Nie do�� cz�sto � warkn��em, zmieniaj�c pas ruchu, �eby wyprzedzi� autobus. Rycerz westchn��. � Kochasz j�? � Michael, lito�ci! � Czy j� kochasz? � naciska�. � Teraz usi�uj� prowadzi� samoch�d. � Harry � zwr�ci� si� do mnie z u�miechem � kochasz t� dziewczyn� czy nie? To nie jest trudne pytanie. � Ekspert si� odezwa� � burkn��em, mijaj�c samoch�d policyjny z pr�dko�ci� przekraczaj�c� dozwolon� o trzydzie�ci kilometr�w na godzin�. Zobaczy�em, jak policjant za kierownic� zamruga� na m�j widok i wyla� na siebie kaw�. Spojrza�em we wsteczne lusterko. Niebieskie �wiat�o na samochodzie policyjnym zacz�o si� obraca�. � Cholera, gliny! Chc� nas �ciga�. � Nie martw si� o nich � uspokoi� mnie Michael. � Po prostu odpowiedz. Spojrza�em na niego. Przygl�da� mi si�. Mia� szerok� szczer� twarz, mocne szcz�ki i b�ysk w szarych oczach. Ostrzy�ony by� kr�tko, jak w piechocie morskiej, nosi� jednak brod� wojownika, r�wnie� kr�tko przyci�t�. � Tak s�dz� � powiedzia�em po chwili. � Tak. � Wi�c m�g�by� to powiedzie�. � Co powiedzie�? � udawa�em, �e nie rozumiem. � Harry � zacz�� Michael karc�co i przerwa�, bo podskoczyli�my na nier�wno�ci jezdni � nie b�d� dziecinny. Je�li kochasz kobiet�, powiedz to. � Dlaczego? � chcia�em wiedzie�. � Nie powiedzia�e� jej, prawda? Nigdy tego nie powiedzia�e�. Popatrzy�em na niego gro�nie. � No i co z tego? Ona to wie. W czym problem? � Harry, to ty najbardziej spo�r�d wszystkich ludzi powiniene� zna� si�� s��w. � Pos�uchaj, ona wie � powiedzia�em, hamuj�c pulsacyjnie, a nast�pnie naciskaj�c zn�w na gaz. � Da�em jej kart�. � Kart�? � powt�rzy� Michael. � Karnet ozdobny. Westchn��. � Chcia�bym us�ysze�, jak wypowiadasz te s�owa. � Dlaczego? � Powiedz to � domaga� si�. � Je�li kochasz kobiet�, dlaczego nie mo�esz tego powiedzie�? � Ja nie m�wi� ludziom takich rzeczy. Bo�e, to jest... Po prostu nie m�g�bym, dobra? � Nie kochasz jej � stwierdzi� Michael. � Rozumiem. � Wiesz, �e to nie... � Powiedz to, Harry. � Je�li wtedy dasz mi spok�j � powiedzia�em, dociskaj�c gaz do dechy. Widzia�em gdzie� z ty�u samoch�d policyjny. � Niech ci b�dzie. Rzuci�em Michaelowi spojrzenie w�ciek�ego maga i wyburcza�em: � Kocham j�. No i jak? Michael rozpromieni� si�. � Widzisz? To jedyna rzecz, kt�ra stoi pomi�dzy wami. Nie nale�ysz do os�b, kt�re m�wi�, co czuj�, albo to analizuj�, Harry. Czasami powiniene� spojrze� w lustro i zobaczy�, co tam wida�. � Nie lubi� luster � burkn��em. � Tym niemniej, musia�e� zda� sobie spraw� z tego, �e kochasz t� kobiet�. Wydawa�o mi si�, �e po Elaine mog�e� si� zbytnio odizolowa� i nigdy... Poczu�em nag�y, gwa�towny przyp�yw gniewu. � Nie rozmawiam o Elaine, Michael. Nigdy. Je�li nie potrafisz si� z tym pogodzi�, spieprzaj z mojego samochodu i daj mi pracowa� samemu. Michael zmarszczy� brwi, prawdopodobnie bardziej z powodu mojego s�ownictwa ni� czego innego. � Ja m�wi� o Susan, Harry. Skoro j� kochasz, powiniene� si� z ni� o�eni�. � Jestem magiem. Nie mam czasu na �on�. � Ja jestem rycerzem � odpowiedzia� Michael. � I ja mam czas. Ma��e�stwo jest tego warte. A twoja samotno��... No c�, robi si� coraz bardziej widoczna. Rzuci�em mu kolejne gro�ne spojrzenie. � Co masz na my�li? � Jeste� spi�ty. Ponury. I coraz bardziej si� izolujesz. Potrzebujesz kontaktu z lud�mi, Harry. �atwo mo�esz pogr��y� si� w mroku. � Michael, nie potrzebuj� wyk�adu � uci��em. � Nie musisz mnie nawraca�. Nie chc� zn�w s�ysze� �odrzu� z�e moce, zanim tob� ow�adn��. Wiesz, czego mi trzeba. �eby� mnie wspiera�, kiedy b�d� si� zajmowa� t� spraw�. Szpital rejonowy Cook County pojawi� si� w zasi�gu wzroku, wi�c zawr�ci�em w niedozwolonym miejscu, by podjecha� wjazdem dla pogotowia. Zanim jeszcze samoch�d si� zatrzyma�, Michael odpi�� pas bezpiecze�stwa i si�gn�� na tylne siedzenie po ogromny, p�torametrowy miecz w czarnej pochwie. Wysiad�szy z samochodu, przypasa� sobie miecz. Nast�pnie wydoby� bia�� peleryn� z czerwonym krzy�em na lewej piersi i zarzuci� j� sobie na ramiona wprawnym ruchem. Spi�� j� pod szyj� kolejnym krzy�em, tym razem srebrnym. Zupe�nie nie pasowa�o to do flanelowej, roboczej koszuli, niebieskich d�ins�w i ci�kich, podkutych but�w. � Nie mo�esz przynajmniej zostawi� peleryny? � zrz�dzi�em. Otworzy�em drzwi i wygramoli�em si� z garbusa, rozprostowuj�c przyd�ugie nogi. Potem wzi��em z tylnego siedzenia m�j ekwipunek � nowy magiczny kij i r�d�k�, �wie�o wyci�te i jeszcze zielone przy ko�cach. Michael spojrza� na mnie ura�ony. � Peleryna jest mi tak samo niezb�dna jak miecz, Harry. Poza tym nie uwa�am, �eby by�a bardziej �mieszna od twojego p�aszcza. Zerkn��em na sw�j czarny, sk�rzany p�aszcz z wielk� peleryn� opadaj�c� z ramion, �opocz�cy wok� n�g ci�ko i przyjemnie. Moje czarne d�insy i ciemna kowbojska koszula by�y o p�tora tonu bardziej stylowe od kostiumu Michaela. � Co� z nim nie tak? � Wygl�da jak z planu El Dorado � odpowiedzia� Michael. � Jeste� got�w? Zmia�d�y�em go wzrokiem, na co on u�miechn�� si� i ruszyli�my ku wej�ciu. Us�ysza�em zbli�aj�ce si� wycie syren policyjnych. Byli o przecznic� czy dwie od nas. � Lepiej si� pospieszmy. Odrzuci� bia�� peleryn� z prawego ramienia i opar� d�o� na r�koje�ci wielkiego miecza. Potem sk�oni� g�ow�, prze�egna� si� i wymrucza�: � �askawy Ojcze, prowad� nas i chro� w walce, jak� mamy stoczy� z ciemno�ci�. Zn�w poczu�em otaczaj�c� go energi�, co przypomina�o muzyk� s�yszan� zza grubej �ciany. Pokr�ci�em g�ow�, a nast�pnie wyci�gn��em z kieszeni p�aszcza sk�rzany woreczek wielko�ci mniej wi�cej d�oni. Przez chwil� przek�ada�em kij, r�d�k� i woreczek z r�ki do r�ki, a� sko�czy�o si� na tym, �e uchwyci�em kij w lew� r�k�, jak nale�y, r�d�k� w praw�, a woreczek w z�by. � S�o�ce zasz�o � wycedzi�em. � Do dzie�a. Pu�cili�my si� biegiem, mag i rycerz, i wpadli�my do izby przyj��. �ci�gn�li�my na siebie niema�o spojrze� � p�aszcz wzdyma� si� za mn� jak czarna chmura, bia�a peleryna Michaela rozpo�ciera�a si� jak skrzyd�a anio�a pomsty, kt�rego imi� nosi�. Wbiegli�my do �rodka i wyhamowali�my z po�lizgiem na najbli�szym skrzy�owaniu ch�odnych, sterylnych, pe�nych krz�taniny korytarzy. Chwyci�em za rami� pierwszego napotkanego sanitariusza. Zamruga� powiekami, po czym wgapi� si� we mnie, mierz�c wzrokiem od nos�w kowbojskich but�w po ciemne w�osy na czubku g�owy. Do�� niespokojnie zerka� na m�j kij i r�d�k�, i na srebrny pentagram, kt�ry nosz� na piersi. Prze�kn�� �lin�. Potem popatrzy� na Michaela, wysokiego i barczystego, kt�rego �agodny wyraz twarzy nie przystawa� do bia�ej peleryny i miecza przy boku. Nerwowo zrobi� krok do ty�u. � W... w czym mog� pom�c? Obezw�adni�em go swoim najdzikszym, ponurym u�miechem i powiedzia�em przez z�by zaci�ni�te na sk�rzanym woreczku. � Cze��. Prosz� nam powiedzie�, gdzie jest oddzia� noworodk�w. Rozdzia� 2 Wybrali�my schody przeciwpo�arowe. Michael wie, jak dzia�am na urz�dzenia techniczne, a ostatni� rzecz�, jakiej by�my sobie obaj �yczyli, by�o uwi�ni�cie w popsutej windzie w chwili, gdy ga�nie �ycie niewinnych. Michael szed� pierwszy z jedn� r�k� na por�czy, a drug� na r�koje�ci miecza, tupi�c ci�kimi buciorami. Pod��a�em za nim, sapi�c i dysz�c. Przed drzwiami Michael zatrzyma� si� i obejrza� na mnie przez rami�, przy czym jego bia�a peleryna zawirowa�a i oplot�a mu �ydki. Min�a dobra chwila, zanim zr�wna�em si� z nim, �api�c powietrze. � Got�w? � spyta�. � Hghtgh � odpowiedzia�em i skin��em g�ow�, bo z�by mia�em wci�� zaci�ni�te na sk�rzanym woreczku. Z kieszeni p�aszcza wygrzeba�em bia�� �wiec� i pude�ko zapa�ek. Musia�em od�o�y� na chwil� r�d�k� i kij, �eby zapali� �wiec�. Michael zmarszczy� nos, czuj�c zapach dymu, i pchn�� drzwi. Ruszy�em za nim ze �wiec� w jednej r�ce, a r�d�k� i kijem w drugiej. Spogl�da�em wci�� to na p�omie� �wiecy, to wok�. A wok� by� tyko szpital. Czyste �ciany, czyste korytarze, du�o kafelk�w i �wiat�o jarzeniowe. D�ugie rurki jarzeni�wek mruga�y, jakby wszystkie naraz mia�y si� przepali�, i korytarz pogr��ony by� w p�mroku. W�zek inwalidzki stoj�cy przed jedn� z sal rzuca� d�ugi cie�, cienie zalega�y pod rz�dem niewygodnych plastikowych krzese�, ustawionych przy �cianie. Trzecie pi�tro by�o jakby wymar�e, panowa�a tu grobowa cisza. Nie gra�o radio ani telewizor. Nie brz�cza�y interkomy. Nie szumia�a klimatyzacja. Nic. Szli�my d�ugim korytarzem, a nasze kroki s�ycha� by�o wyra�nie, cho� starali�my si� zachowywa� cicho. Strza�ka z napisem Oddzia� Noworodk�w na �cianie ozdobionej plastikowym klownem w jaskrawych kolorach wskazywa�a jedno z bocznych odga��zie�. Id�c za Michaelem, spojrza�em wzd�u� korytarza. Na jego ko�cu znajdowa�y si� wahad�owe drzwi. Tu r�wnie� panowa�a cisza. Pok�j piel�gniarek by� pusty. Jarzeni�wki nawet nie mruga�y, �adna si� nie �wieci�a. Cisza i ciemno��. W mroku majaczy�y nieokre�lone kszta�ty. Wysun��em si� przed Michaela, a w tej samej chwili p�omie� �wiecy zmieni� si� w jasny punkt zimnego niebieskiego �wiat�a. Wyplu�em woreczek i wsadzi�em go do kieszeni. � Michael � odezwa�em si� g�osem pe�nym t�umionego podniecenia � jest tutaj. Odwr�ci�em si�, �eby m�g� zobaczy� �wiat�o. Zerkn�� na �wiec�, a nast�pnie w ciemno�� poza ni�. � Miej ufno��, Harry � powiedzia�, si�gaj�c szerok� d�oni� po miecz. Powoli i cicho wydoby� z pochwy Amoracchiusa. To doda�o mi odwagi nieco bardziej ni� jego s�owa. Wielkie, wypolerowane ostrze zaja�nia�o �agodnym blaskiem, kiedy Michael stan�� w ciemno�ci u mojego boku, a powietrze zadrga�o moc� p�yn�c� z jego wiary. � Gdzie s� piel�gniarki? � spyta� chrapliwym szeptem. � Mo�e uciek�y ze strachu � odpowiedzia�em r�wnie cicho. � A mo�e zosta�y zauroczone. W ka�dym razie nie b�d� przeszkadza�. Spojrza�em na miecz, d�ugie, smuk�e ostrze osadzone w gardzie w kszta�cie krzy�a. Pewno zadzia�a�a tu moja wyobra�nia, ale zdawa�o mi si�, �e widz� na nim czerwone plamy. Prawdopodobnie rdza, wyt�umaczy�em sobie. Na pewno rdza. Odstawi�em �wiec� na pod�og�. P�on�a jasnym, zimnym �wiat�em, wyra�nie wskazuj�cym na obecno�� ducha. Pot�nego ducha. Bob nie k�ama�, kiedy twierdzi�, �e zjawa Agathy Hagglethorn nie jest byle kim. � Zosta� z ty�u � poleci�em Michaelowi. � Daj mi chwil�. � Je�li ten tw�j duch m�wi� prawd�, ta istota jest gro�na � powiedzia� Michael. � Pozw�l, �ebym poszed� pierwszy. Tak b�dzie bezpieczniej. Ruchem g�owy wskaza�em po�yskuj�ce ostrze miecza. � Wierz mi, duch wyczu�by zbli�aj�cy si� miecz, zanim zd��y�by� podej�� do drzwi. Zobaczmy najpierw, co ja mog� zdzia�a�. Je�li uda mi si� opr�szy� upiora, b�dzie po zawodach. Nie czeka�em, a� Michael mi odpowie. Wzi��em kij i r�d�k� w lew� r�k�, a w praw� woreczek. Rozwi�za�em zamykaj�cy go prosty w�ze� i ruszy�em w mrok. Kiedy dotar�em do wahad�owych drzwi, uchyli�em jedn� ich cz�� i znieruchomia�em na d�u�sz� chwil�, nas�uchuj�c. Us�ysza�em �piew. �agodny, �liczny, kobiecy g�os nuci�: ��pij m�j skarbie, �pij, s�odko sobie �nij.� Obejrza�em si� na Michaela i w�lizn��em si� w kompletn� ciemno�� panuj�c� za drzwiami. Nic nie widzia�em, ale nie na pr�no jestem magiem. Pomy�la�em o pentagramie, kt�ry mia�em na piersi, na sercu, o srebrnym amulecie odziedziczonym po matce. By� zniszczony, powgniatany i podrapany od u�ywania w spos�b nie ca�kiem zgodny z przeznaczeniem, ale wci�� go nosi�em. Pi�cioramienna gwiazda wpisana w okr�g symbolizowa�a moj� magi�, to, w co wierz�, uosabia�a pi�� si� wszech�wiata, kt�re wsp�pracuj� w harmonii pod kontrol� cz�owieka. Skupi�em si� na nim i nasyci�em go cz�stk� swojej woli. Amulet rozb�ysn�� �agodnym, b��kitnosrebrnym �wiat�em, kt�re delikatn� fal� rozlewa�o si� przede mn�, wydobywaj�c kszta�ty przewr�conych krzese� i dw�ch piel�gniarek przy biurku recepcji. Na wp� le�a�y na swoich stanowiskach, oddychaj�c g��boko. Kiedy im si� przygl�da�em, s�ysza�em ca�y czas koj�c�, cich� ko�ysank�. Zaczarowany sen. Nic nowego. By�y nieobecne, cho� nigdzie nie posz�y i pr�no by traci� czas i si�y na pr�b� przerwania zakl�cia. �agodny �piew s�czy� si� jednostajnie, a ja z�apa�em si� na tym, �e si�gam po przewr�cone krzes�o, aby je postawi�, wygodnie usi��� i chwil� odpocz��. St�a�em i musia�em upomnie� sam siebie, �e by�bym idiot�, gdybym cho� na chwil� przysiad� pod wp�ywem nieziemskiego �piewu. Subtelna, ale silna magia. Nawet wiedz�c, czego si� spodziewa�, z trudem j� w por� rozpozna�em. Wymin��em krzes�o i wszed�em do pomieszczenia, w kt�rym na wieszakach wisia�y rz�dem kr�tkie szpitalne fartuchy w pastelowych kolorach. Tu �piew brzmia� g�o�niej, cho� nadal nie potrafi�bym okre�li� jego �r�d�a. Jedn� �cian� prawie w ca�o�ci stanowi�a tafla pleksi. Za ni� znajdowa�a si� sala, kt�ra mia�a sprawia� wra�enie sterylnej, a zarazem przytulnej. Rz�dami sta�y tu szklane ��eczka umieszczone w stela�ach na k�kach. Ich male�cy mieszka�cy, w szpitalnych r�kawiczkach jak dla lalek na zupe�nie nowych paluszkach i w malutkich szpitalnych czepeczkach na �ysych g��wkach, spali, �ni�c swoje niemowl�ce sny. W blasku magicznego �wiat�a dostrzeg�em przechadzaj�c� si� mi�dzy nimi istot�, kt�ra by�a �r�d�em d�wi�ku. Agatha Hagglethorn umar�a m�odo. Ubrana by�a w bluzk� z wysok� st�jk�, stosown� dla damy o jej pozycji w dziewi�tnastowiecznym Chicago, i w d�ug� ciemn� sp�dnic�. Widzia�em poprzez ni� na wskro� ��eczko za jej plecami, jednak mimo to wydawa�a si� rzeczywista, cielesna. Twarz mia�a pi�kn�, szczup�� i nerwow�. Praw� d�oni� obejmowa�a kikut lewej r�ki. � Mama ci� utuli, luli, lulaj, luli... G�os by� obezw�adniaj�cy. Dos�ownie. �piewaj�c, nasyca�a przestrze� usypiaj�c� energi�. Gdyby pozwoli� jej �piewa� dalej, zar�wno dzieci, jak i piel�gniarki zmorzy�by sen, z jakiego nie mo�na si� ju� obudzi�. W�adze wini�yby o to zapewne tlenek w�gla b�d� doszukiwa�yby si� innej przyczyny, bardziej racjonalnej ni� pojawienie si� z�owrogiej zjawy. Podkrad�em si� bli�ej. Mia�em do�� proszku na upiory, by unieruchomi� Agath� i z dziesi�� duch�w takich jak ona. Michael za�atwi�by j� potem sprawnie i bez krzyku, o ile tylko bym trafi�. Przykucn��em z otwartym woreczkiem proszku w prawej r�ce i w�lizn��em si� przez drzwi do sali pe�nej �pi�cych niemowl�t. Zjawa zdawa�a si� mnie nie zauwa�a� � duchy nie s� szczeg�lnie spostrzegawcze. Przypuszczam, �e b�d�c martwym, widzi si� �ycie w zupe�nie odmienny spos�b. Kiedy znalaz�em si� w sali, g�os Agathy Hagglethorn uderzy� mnie jak narkotyk, a� zamruga�em i wzdrygn��em si�. Musia�em utrzyma� koncentracj�, skupi� my�li na ch�odnej mocy magii przep�ywaj�cej przez m�j pentagram i emanuj�cej z niego widmowym �wiat�em. � Gwiazdki b�yszcz� w niebie, gdy ko�ysz� ciebie... Zwil�y�em wargi, widz�c jak zjawa pochyla si� nad jednym z ��eczek. U�miecha�a si�, spogl�daj�c �agodnym, pe�nym mi�o�ci wzrokiem. Piosenka unosi�a si� nad dzieckiem wraz z jej oddechem. Male�stwo zadr�a�o przy wydechu i przesta�o oddycha�. � �pij m�j skarbie, �pij... Czas ucieka�. W lepiej urz�dzonym �wiecie po prostu wysypa�bym na upiora proszek. To jednak nie by� lepszy �wiat. Duchy nie maj� obowi�zku podporz�dkowywa� si� prawom naszej rzeczywisto�ci i dop�ki nie zwr�c� uwagi na obecno�� cz�owieka, trudno, bardzo trudno, wywrze� na nie jakikolwiek wp�yw. Jedynym sposobem jest skonfrontowa� ducha z rzeczywisto�ci�, ale nawet wtedy trzeba zna� jego imi� i wypowiedzie� je g�o�no. A �eby by�o jeszcze trudniej, wi�kszo�� duch�w nie s�ucha byle kogo. By m�c bezpo�rednio przem�wi� do �ycia po �yciu, potrzebna jest magia. Wyprostowa�em si�, wci�� trzymaj�c w r�ce woreczek, i zawo�a�em pe�nym g�osem: � Agatho Hagglethorn! Zjawa rozejrza�a si�, jakby g�os dobieg� do niej z oddali, i zwr�ci�a si� w moj� stron�. Otworzy�a szeroko oczy. Piosenka urwa�a si�. � Kim jeste�? � spyta�a. � Co robisz w moim pokoju dziecinnym? Stara�em si� �ci�le trzyma� tego, co Bob powiedzia� mi o duchach. � To nie jest pok�j dziecinny, Agatho Hagglethorn. Od twojej �mierci min�o ponad sto lat. Nie jeste� rzeczywista. Jeste� duchem. Nie �yjesz. Zjawa wyprostowa�a si�, przyjmuj�c ch�odn�, wynios�� postaw�, typow� dla wy�szych sfer. � Mog�am si� domy�li�. Benson ci� przys�a�, prawda? Benson zawsze robi okrutne, nikczemne rzeczy, a potem nazywa mnie szalon�. Ja szalona! On chce zabra� moje dziecko. � Benson Hagglethorn od dawna nie �yje, Agatho Hagglethorn � powiedzia�em i cofn��em praw� r�k�, przygotowuj�c si� do rzutu � tak samo jak twoje dziecko i ty. Te male�stwa tutaj nie s� twoje, wi�c nie trzeba, �eby� im �piewa�a. Nie mo�esz ich zabra� ze sob�. Got�w do rzutu, zacz��em unosi� rami�. Zjawa popatrzy�a na mnie z wyrazem zagubienia. To jest w�a�nie najtrudniejsze, kiedy ma si� do czynienia z naprawd� powa�nymi, niebezpiecznymi duchami. S� prawie ludzkie. Wydaj� si� zdolne do odczuwania emocji, maj� pewien stopie� samo�wiadomo�ci. Duchy nie s� �ywe, nie w sensie dos�ownym. S� jak odcisk w kamieniu, jak skamienia�y szkielet. Duch przybiera kszta�t pierwotnej postaci, ale ni� nie jest. Ja natomiast zawsze spiesz� z pomoc� damie w opa�ach. Taki ju� jestem. Rycerska postawa to moja specjalno��. Gdy dostrzeg�em na twarzy Agathy Hagglethorn b�l i zagubienie, drgn�a we mnie czu�a struna wsp�czucia. Moje rami� znieruchomia�o. Mo�e przy odrobinie szcz�cia uda�oby mi si� jej pozby� si�� perswazji. Zjawy takie s�. Kiedy u�wiadomi si� im ich rzeczywist� sytuacj�, znikaj�. � Przykro mi, Agatho � powiedzia�em � ale nie jeste� osob�, kt�r� my�lisz, �e jeste�. Jeste� zjaw�. Odbiciem. Prawdziwa Agatha Hagglethorn zmar�a ponad sto lat temu. � N...nie � zaprotestowa�a dr��cym g�osem. � To nieprawda. � To prawda. Umar�a tej samej nocy, co jej m�� i dziecko. � Nie � j�kn�� duch, przymykaj�c oczy. � Nie, nie, nie. Nie chc� tego s�ucha�. Zn�w zacz�a nuci�, cicho, rozpaczliwie, tym razem bez obezw�adniaj�cego czaru, kt�rym nie�wiadomie sia�a spustoszenie. Ale malutka dziewczynka wci�� nie oddycha�a, jej usteczka zacz�y sinie�. � Pos�uchaj mnie, Agatho � powiedzia�em, nasycaj�c g�os si�� woli, wplataj�c w s�owa magi�, by duch mnie us�ysza�. � Wiem o tobie. Umar�a�. Pami�tasz. M�� ci� pobi�. Przerazi�a� si�, �e m�g�by pobi� twoj� c�rk�. Kiedy zacz�a p�aka�, przykry�a� jej buzi� d�oni�. Czu�em si� ostatnim sukinsynem, na zimno przypominaj�c jej szczeg�y z przesz�o�ci. Niewa�ne, �e by�a duchem. Na jej twarzy malowa� si� prawdziwy b�l. � Ja nie. Ja jej nie skrzywdzi�am � zawodzi�a. � Nie chcia�a� jej skrzywdzi� � powiedzia�em, korzystaj�c z informacji, jakich dostarczy� mi Bob. � Ale on by� pijany, a ty przera�ona. Kiedy spojrza�a�, dziecko ju� nie �y�o. Nie mam racji? Obliza�em wargi i zn�w zerkn��em na male�stwo. Je�li nie uporam si� z tym szybko, dziewczynka umrze. Zastyg�a w niesamowitym bezruchu, wygl�da�a jak gumowa lalka. W oczach upiora b�ysn�a iskra przypomnienia. � Pami�tam � sykn�a. � Siekiera. Siekiera, siekiera, siekiera. Proporcje jej twarzy uleg�y zmianie, wyci�gn�a si�, sta�a si� szczuplejsza. � Wzi�am moj� siekier�, moj� siekier�, moj� siekier� i zada�am mojemu Bensonowi dwadzie�cia cios�w. Zjawa sta�a si� wi�ksza, rozros�a si�, widmowy wiatr wion�� od niej i z szumem przetoczy� si� przez sal�, przynosz�c zapach �elaza i krwi. � Cholera � mrukn��em i przygotowa�em si�, by m�c si� rzuci� w kierunku dziecka. � M�j anio�ek odszed� � zawy�a zjawa. � Benson odszed�. I ta r�ka, ta r�ka, kt�ra zabi�a ich oboje. � Unios�a w g�r� kikut. � Odeszli, odeszli, odeszli. Odrzuci�a do ty�u g�ow� i wyda�a z siebie og�uszaj�cy, nieludzki ryk, kt�ry wstrz�sn�� �cianami sali noworodk�w. Skoczy�em do przodu, ku dziecku, kt�re nie oddycha�o, a w tej samej chwili reszta niemowl�t zanios�a si� p�aczem z przera�enia. Kiedy znalaz�em si� przy dziewczynce, uderzy�em j� w wypi�ty ku g�rze ty�eczek. Klaps sprawi�, �e otworzy�a oczy i przy��czy�a si� do p�aczu pozosta�ych dzieci. � Nie � wykrzykn�a Agatha. � Nie, nie, nie! Us�yszy ci�! On ci� us�yszy! Zamachn�a si� na mnie kikutem lewej r�ki. Poczu�em cios zar�wno cia�em, jak i dusz�, jakby wbi�a mi g��boko w pier� od�amek lodu. Si�a uderzenia odrzuci�a mnie na �cian� jak zabawk�, a kij i r�d�ka ze stukiem upad�y na pod�og�. Jakim� cudem uda�o mi si� utrzyma� w d�oni woreczek z proszkiem na upiory, ale w g�owie mi dzwoni�o i ogarn�a mnie gwa�towna fala zimnych dreszczy. � Michael � wydysza�em tak g�o�no, jak tylko by�em w stanie. S�ysza�em otwieraj�ce si� drzwi i zbli�aj�ce si� do mnie kroki ci�kich, roboczych but�w. Stan��em o w�asnych si�ach, potrz�saj�c g�ow�. Zerwa� si� wicher, a ��eczka na k�kach zacz�y je�dzi� po ca�ej sali. Musia�em chroni� jedn� r�k� oczy przed podmuchami. Cholera. Przy takiej wichurze proszek jest bezu�yteczny. � �pij, m�j skarbie, �pij... Duch Agathy zn�w pochyli� si� nad kolebk� male�kiej dziewczynki i wetkn�� kikut r�ki w usteczka dziecka, jej p�przezroczyste cia�o przenik�o przez sk�r�. Dziecko drgn�o i przesta�o oddycha�, chocia� wci�� pr�bowa�o p�aka�. Wyda�em z siebie nieartyku�owany okrzyk, wyzywaj�c zjaw�. Je�li nawet nie uda�oby mi si� sypn�� na ni� proszkiem poprzez sal�, mog�em cisn�� woreczek w jej widmowe cia�o i tak j� unieszkodliwi� � spos�b sprawiaj�cy m�czarnie, ale bez w�tpienia skuteczny. Kiedy si� zbli�y�em, Agatha gwa�townie zwr�ci�a g�ow� w moj� stron� i warcz�c odskoczy�a od dziecka. D�ugie w�osy otacza�y jej twarz rozwian� grzyw�, co pasowa�o do dzikiego wyrazu twarzy, kt�ry zast�pi� uprzedni� �agodno�� rys�w. Cofn�a lew� r�k�, a nad kikutem pojawi� si� ci�ki top�r o kr�tkim trzonku. Z okrzykiem opu�ci�a top�r na mnie. Widmowa stal zad�wi�cza�a o prawdziwe �elazo, a Amoracchius rozb�ysn�� jasnym, bia�ym �wiat�em. Michael zapar� si� stop� o pod�og� i zacisn�� z�by z wysi�ku, powstrzymuj�c bro� zjawy, by nie tkn�a mojego cia�a. � Dresden! � zawo�a�. � Proszek! Mimo wiatru uda�o mi si� podsun�� do przodu, wepchn�� pi�� w uzbrojone rami� Agathy i wytrz�sn�� troch� proszku ze sk�rzanego woreczka. W kontakcie z jej niematerialnym cia�em proszek rozjarzy� si� ognikami purpurowego �wiat�a. Agatha krzykn�a i odskoczy�a w ty�, ale jej rami� mocno tkwi�o w miejscu, jakby zatopione w betonie. � Benson! � krzycza�a. � Benson! �pij m�j skarbie! Potem po prostu oddzieli�a si� od swojego ramienia i znik�a, pozostawiaj�c fragment widmowego cia�a. Rami� z toporem opad�o na pod�og�, przeistaczaj�c si� nagle w plam� przezroczystej, p�p�ynnej galarety. Wszystkim, co zosta�o po upiornym ciele, gdy upi�r odszed�, by�a szybko nikn�ca ektoplazma. Wichura ucich�a, ale �wiat�a miga�y nadal. M�j bia�ob��kitny magiczny p�omie� i �agodny blask miecza Michaela by�y jedynymi pewnymi �r�d�ami �wiat�a. W uszach dzwoni�o mi od nag�ego braku d�wi�ku, cho� z dziesi�cioro niemowl�t tworzy�o monotonnie zawodz�cy ch�r. � Nic si� nie sta�o dzieciom? � spyta� Michael. � Dok�d to posz�o? � Z dzie�mi chyba wszystko dobrze. A zjawa musia�a przej�� na drug� stron� � domy�li�em si�. � Wiedzia�a, �e ma do��. Michael powoli obr�ci� si� wko�o, wci�� trzymaj�c miecz w pogotowiu. � Wi�c odesz�a? Pokr�ci�em g�ow�, rozgl�daj�c si� po sali. � Nie s�dz� � odpowiedzia�em, pochylaj�c si� nad kolebk� dziewczynki, kt�ra o ma�o co nie zosta�a uduszona. Na r�czce mia�a opask� z imieniem i nazwiskiem. Alison Ann Summers. Pog�aska�em j� po policzku, a ona odwr�ci�a buzi� w stron� mojego palca. Chwyci�a go wargami i przesta�a p�aka�. Nie wk�adaj jej palca do buzi. Jest brudny � skarci� mnie Michael. � Co teraz? � Zabezpiecz� sal� � powiedzia�em. � A potem musimy si� st�d zabiera�, zanim pojawi si� policja i aresz... Alison Ann drgn�a i przesta�a oddycha�. Jej r�czki i n�ki wypr�y�y si�. Poczu�em, �e co� ch�odnego przesun�o si� nad ni�. Z oddali dobieg�y mnie d�wi�ki szalonej ko�ysanki. � �pij, m�j skarbie, �pij... � Michael! � krzykn��em. � Duch wci�� tu jest. Si�ga tu z Nigdynigdy. � Chryste, miej nas w opiece � powiedzia� Michael. � Harry, musimy przej��. Serce zamar�o mi na sam� my�l. � Nie, nie ma mowy � zaprotestowa�em. � To jest pot�ny upi�r, Michaelu. Nie mam zamiaru wkracza� na jej w�asny teren z propozycj�, �e j� za�atwi�. � Nie mamy wyboru � uci�� Michael. � Popatrz. Popatrzy�em. Dzieci, jedno po drugim, milk�y, ich p�acz urywa� si� nagle, zduszony w p� oddechu. � �pij m�j skarbie, �pij... � Michael, ona nas rozszarpie. A nawet je�li nie ona, to moja matka chrzestna. Michael pokr�ci� g�ow�, marszcz�c brwi. � Nie, na Boga. Nie dopuszcz� do tego. � Wpatrywa� si� we mnie intensywnie. � Ani ty, Harry Dresdenie. Masz zbyt wiele dobroci w sercu, by pozwoli� tym dzieciom umrze�. Niepewnie odwzajemni�em jego spojrzenie. Przy naszym pierwszym spotkaniu Michael wym�g� na mnie, bym spojrza� mu w oczy. Gdy mag spogl�da komu� w oczy, to powa�na sprawa. Mo�e zajrze� mu w dusz�, przejrze� wszystkie mroczne sekrety i skrywane l�ki. A druga osoba do�wiadcza tego samego. Dusza Michaela sprawi�a, �e za�ka�em. Chcia�bym, �eby moja dusza wygl�da�a dla niego tak samo, jak jego dla mnie, jednak mia�em ca�kowit�, cholern� pewno��, �e tak nie by�o. Zapad�a cisza. Wszystkie dzieci umilk�y. Zawi�za�em woreczek z proszkiem i schowa�em go do kieszeni. Na nic by mi si� nie przyda� w Nigdynigdy. Odwr�ci�em si� w stron� swojego kija i r�d�ki, wyci�gn��em r�k� i rzuci�em: � Ventas servitas. Powietrze zawirowa�o, unosz�c kij i r�d�k� ku moim otwartym d�oniom, po czym zn�w si� uspokoi�o. � Dobrze � powiedzia�em. � Rozdzieram przej�cie, co da nam pi�� minut. Mam nadziej�, �e matka chrzestna nie zd��y mnie znale��. Po tym czasie b�dziemy martwi albo wr�cimy tutaj, przynajmniej je�li o mnie chodzi. � Masz dobre serce, Harry Dresdenie � powiedzia� Michael, u�miechaj�c si� szeroko. � Boga raduje tw�j wyb�r. � No tak. Popro� go, �eby nie robi� Sodomy i Gomory z mojego mieszkania i b�dziemy kwita. Michael rzuci� mi spojrzenie pe�ne rozczarowania. Ja popatrzy�em na niego z gniewn� uraz�. On po�o�y� mi r�k� na ramieniu i przytrzyma�. Potem si�gn��em, by uchwyci� ko�cami palc�w rzeczywisto�� i wysi�kiem woli, szepcz�c Aparturum, rozdar�em przej�cie pomi�dzy tym �wiatem a nast�pnym. Rozdzia� 3 Nawet dzie�, kt�ry ko�czy si� wielk� bitw� z szalonym duchem i przepraw� przez granic� pomi�dzy tym �wiatem a kr�lestwem widm, zazwyczaj zaczyna si� ca�kiem normalnie. Ten dzie�, na przyk�ad, zacz�� si� od �niadania, a potem by�a praca w biurze. Mam biuro w �r�dmie�ciu Chicago, w do�� starym budynku w nie najlepszym stanie, zw�aszcza od czasu wypadku z wind� w zesz�ym roku. Nie obchodzi mnie, co m�wi�, to nie by�a moja wina. Kiedy gigantyczny skorpion wielko�ci wilczarza irlandzkiego przedziera si� przez sufit kabiny windy, zdesperowany cz�owiek chwyta si� wszelkich sposob�w. Wracaj�c do mojego biura � jest niewielkie, jednopokojowe, ale naro�ne, z dwoma oknami. Tabliczka na drzwiach stwierdza po prostu: Harry Dresden, mag. Tu� za drzwiami stoi stolik zas�any ulotkami zatytu�owanymi na przyk�ad: Magia i ty albo Dlaczego czarownice nie ton� szybciej ni� pozostali ludzie. Opinia maga. Wi�kszo�� z nich napisa�em ja. Uwa�am, �e wa�ne jest, aby�my my, praktykuj�cy Sztuk�, dbali o sw�j publiczny wizerunek. Wszystko po to, by unikn�� kolejnej Inkwizycji. Dalej znajduje si� zlew, blat i stary ekspres do kawy. Moje biurko stoi przodem do drzwi, a naprzeciwko niego par� wygodnych krzese�. Klimatyzacja stuka, wentylator pod sufitem popiskuje za ka�dym obrotem, a wyk�adzina pod�ogowa i �ciany przesi�k�y zapachem kawy. Cz�api�c, wszed�em do �rodka, nastawi�em kaw� i zanim si� zaparzy�a, przejrza�em poczt�. List od Campbell�w z podzi�kowaniem za przegnanie upiora z ich domu. Ulotki reklamowe. A tak�e, chwa�a Bogu, czek od miasta za ostatnie zlecenie dla policji Chicago. To by�a obrzydliwa sprawa od pocz�tku do ko�ca. Przyzywanie demona, ofiary z ludzi, czarna magia � takie rzeczy. Nala�em sobie kawy i postanowi�em zadzwoni� do Michaela, �eby zaproponowa� mu, �e si� z nim podziel� honorarium. Nawet je�li ja wykona�em ca�� wst�pn� prac�, to on i Amoracchius wyst�pili w finale. Ja poradzi�em sobie z czarownikiem, on wzi�� na siebie demona i koniec ko�c�w dobro zwyci�y�o. Podliczy�em czas pracy i okaza�o si�, �e przy stawce pi��dziesi�ciu dolar�w za godzin� wysz�a z tego przyjemna sumka dw�ch tysi�cy. Michael odm�wi�by (jak zwykle), ale wydawa�o mi si�, �e elegancko b�dzie zaproponowa�, zw�aszcza skoro tak du�o czasu ostatnio sp�dzili�my razem, usi�uj�c wytropi� �r�d�o wszystkich upiornych zdarze� w mie�cie. Zanim zd��y�em podnie�� s�uchawk�, �eby porozmawia� z Michaelem, telefon zadzwoni�. Odebra�em: � Harry Dresden. � Witam, panie Dresden � odezwa� si� ciep�y kobiecy g�os. � Chcia�abym wiedzie�, czy mo�e mi pan po�wi�ci� chwil�. Podskoczy�em na krze�le, czuj�c, jak twarz rozci�ga mi si� w szerokim u�miechu. � Ale� to panna Rodriguez, prawda? Czy to pani jest t� w�cibsk� reporterk� �Arkan�w�, tego n�dznego szmat�awca, kt�ry publikuje historie o czarownicach i duchach? � I o Elvisie � uzupe�ni�a. � Prosz� nie zapomina� o Kr�lu. Mam teraz sta�y kontrakt. Pisma o w�tpliwej reputacji na ca�ym �wiecie przedrukowuj� moje artyku�y. Roze�mia�em si�. � Jak si� masz? G�os Susan zabrzmia� drwi�co: � C�, m�j ch�opak wystawi� mnie do wiatru, ale inny... Skrzywi�em si�. � No tak, wiem. Przepraszam ci�, ale pos�uchaj, Bob da� mi wskaz�wk� i to naprawd� nie mog�o czeka�. � Ach tak � powiedzia�a grzecznym, profesjonalnym tonem. � Nie dzwoni�, �eby rozmawia� o moim �yciu osobistym, panie Dresden. Dzwoni� w interesach. Poczu�em, �e na twarz wraca mi u�miech. Susan jest absolutnie jedn� na milion osob�, kt�ra mo�e ze mn� wytrzyma�. � Och, prosz� wybaczy�, panno Rodriguez. Niech pani m�wi dalej. � Wydaje mi si�, �e ostatniej nocy s�yszano o wzmo�onej aktywno�ci duch�w w starej cz�ci miasta. Pomy�la�am, �e mo�e zechce si� pan podzieli� pewnymi szczeg�ami z naszym pismem. � Hm. Obawiam si�, �e by�oby to z mojej strony nieprofesjonalne. Moja praca ma charakter poufny. � Panie Dresden � powiedzia�a � na razie nie uciekn� si� do desperackich �rodk�w. � Ale� panno Rodriguez � u�miechn��em si� � czy�by by�a pani zdesperowana? Za�o�y�bym si�, �e we w�a�ciwy sobie spos�b unios�a brew. � Panie Dresden, nie chc� pana straszy�, ale musi pan zda� sobie spraw� z tego, �e dobrze znam pewn� m�od� dam�, z kt�r� si� pana widuje, i �e mog�abym dopilnowa�, aby sytuacja mi�dzy wami sta�a si� bardzo niezr�czna. � Rozumiem. Ale je�li podzieli�bym si� z pani� histori�... � Na wy��czno��, panie Dresden. � Na wy��czno�� � uzupe�ni�em � wtedy znajdzie pani spos�b, �ebym unikn�� k�opot�w? � Mog�abym nawet szepn�� jej dobre s��wko � powiedzia�a Susan rado�nie, po czym doda�a niskim, gard�owym g�osem. � Kto wie, mo�e nawet wam si� poszcz�ci. Musia�em si� przez chwil� zastanowi�. Upi�r, kt�rego przy�apali�my z Michaelem zesz�ej nocy, by� wielk�, potworn� istot�. Czai� si� w podziemiach biblioteki Uniwersytetu Chicagowskiego. Nie musia�em wymienia� �adnych nazwisk zamieszanych w t� spraw� os�b i nawet je�li uniwersytetowi by si� to nie spodoba�o, w�tpi�, by mog�o mu powa�nie zaszkodzi�, gdyby napisano o nim w pi�mie, kt�re wi�kszo�� ludzi kupuje razem z innymi tabloidami, stoj�c w kolejce do kasy w supermarkecie. Poza tym, sama my�l o karmelowej sk�rze Susan, o jej mi�kkich, ciemnych w�osach pod moj� d�oni�... Pycha. � To propozycja, kt�rej trudno si� oprze� � powiedzia�em. � Mo�e pani notowa�? Mog�a, wi�c przez nast�pne dziesi�� minut dostarcza�em jej szczeg��w. Spisywa�a je, zadaj�c szereg bystrych, konkretnych pyta� i w nieprawdopodobnie kr�tkim czasie mia�a gotow� ca�� histori�. Pomy�la�em, �e jest naprawd� dobr� reporterk�. W�a�ciwie to szkoda, �e traci czas na pisanie o zjawiskach nadnaturalnych, w kt�re od wiek�w ludzie nie chc� wierzy�. � Bardzo dzi�kuj�, panie Dresden � powiedzia�a, kiedy ju� wycisn�a ze mnie informacje do ostatniej kropli. � Mam nadziej�, �e wszystko p�jdzie dobrze mi�dzy panem a m�od� dam� dzi� wieczorem. U pana. O dziewi�tej. � Mo�e m�oda dama chcia�aby sama przedyskutowa� ze mn� mo�liwo�ci � przeci�ga�em. Roze�mia�a si� gard�owo. � Mo�e by chcia�a � przyzna�a Susan � ale to jest rozmowa w interesach. Za�mia�em si� r�wnie�. � Okropna jeste�, Susan. Nigdy nie rezygnujesz, prawda? � Nigdy, przenigdy � potwierdzi�a. � Naprawd� w�ciek�aby� si� na mnie, gdybym ci nie powiedzia�? � Harry, wczoraj wieczorem bez s�owa wystawi�e� mnie do wiatru. Nie mam zwyczaju znosi�, by jakikolwiek m�czyzna tak mnie traktowa�. Gdyby� nie mia� dla mnie dobrej historii, mog�abym pomy�le�, �e wyszed�e� zabawi� si� z przyjaci�mi. � No tak. Ten Michael � zachichota�em � to naprawd� rozrywkowy facet. � B�dziesz musia� mi kiedy� o nim opowiedzie�. Czy uda�o ci si� dowiedzie� czego� wi�cej? Co si� dzieje z tymi duchami? Bra�e� pod uwag� por� roku? Z westchnieniem przymkn��em oczy. � I tak, i nie. Wci�� nie mog� zrozumie�, dlaczego wygl�da na to, �e oszala�y wszystkie duchy naraz. Nie byli�my w stanie przytrzyma� �adnego z nich na tyle d�ugo, �ebym m�g� si� mu dobrze przyjrze�. Tej nocy chc� wypr�bowa� nowy spos�b, mo�e zadzia�a. Ale Bob jest pewien, �e to nie �adne Halloween. W zesz�ym roku nie mieli�my duch�w. � Nie. Za to mieli�my wilko�aki. � Ca�kowicie inna sytuacja � stwierdzi�em. � Bob pracuje w nadgodzinach, �eby mie� oko na tamten �wiat i zauwa�y� wzmo�ony ruch. Je�li co� jeszcze mia�oby wyskoczy�, b�dziemy wiedzieli. � No dobrze. � Zawaha�a si� przez moment i zacz�a: � Harry, ja... Czeka�em, ale kiedy utkn�a, spyta�em: � Co? � Ja, no... Chc� tylko mie� pewno��, �e nic ci nie jest. Odnios�em niejasne wra�enie, �e chcia�a powiedzie� co� innego, ale nie naciska�em. � Jestem zm�czony � powiedzia�em. � Zarobi�em kilka siniak�w, bo po�lizgn��em si� na ektoplazmie i wpad�em w katalog biblioteczny. Ale mam si� dobrze. Roze�mia�a si�. � Bardzo obrazowe. Zatem wieczorem? � Czekam. Wyda�a kr�tki pomruk zadowolenia, nasycony w niema�ym stopniu erotyzmem, i to by�o jej po�egnanie. Reszta dnia up�yn�a mi ca�kiem szybko na codziennych zaj�ciach. Pos�u�y�em si� magi�, by odnale�� zagubion� �lubn� obr�czk�, i odprawi�em z kwitkiem klienta, kt�ry chcia�, abym rzuci� zakl�cie na jego kochank�. (W og�oszeniu w ksi��ce telefonicznej wyra�nie zaznaczy�em ��adnych eliksir�w mi�osnych�, ale z jakich� powod�w ludzie zawsze my�l�, �e ich przypadek jest wyj�tkowy). Poszed�em do banku, odes�a�em kolejnego go�cia do znanego mi prywatnego detektywa i spotka�em si� z pocz�tkuj�cym zaklinaczem ognia, �eby spr�bowa� nauczy� go, jak unikn�� przypadkowego podpalenia w�asnego kota. Ju� mia�em zamkn�� biuro, kiedy us�ysza�em, �e kto� wysiada z windy i zbli�a si� w moj� stron�. Kroki by�y szybkie i ci�kie, jakby ten kto� nosi� buciory. � Pan Dresden? � spyta� m�ody, kobiecy g�os. � Czy pan jest Harry Dresden? � Tak � potwierdzi�em, zamykaj�c drzwi na klucz � ale w�a�nie wychodz�. Mo�e mogliby�my um�wi� si� na jutro. Kroki zatrzyma�y si�. � Prosz�, panie Dresden. Musz� z panem porozmawia�. Tylko pan mo�e mi pom�c. Westchn��em, nie patrz�c na ni�. Powiedzia�a dok�adnie te s�owa, kt�rych trzeba, by wzbudzi� we mnie uczucia opieku�cze. Wci�� jednak mog�em odej��. Wielu ludzi s�dzi, �e magia pomo�e im wydoby� si� z k�opot�w, kiedy nie widz� ju� wyj�cia. � Z ch�ci�, prosz� pani. Jutro z samego rana. Zamkn��em drzwi i odwr�ci�em si�. � Zaczekaj � powiedzia�a. Poczu�em, jak podchodzi bli�ej i �apie mnie za r�k�. Od nadgarstka po �okie� odczu�em dr�twienie i mrowienie. Zareagowa�em natychmiast, instynktownie. Odgrodzi�em si� od tego odczucia psychiczn� tarcz�, wyszarpn��em r�k� z palc�w m�odej kobiety i cofn��em si� o kilka krok�w. W przedramieniu wci�� czu�em ciarki od zetkni�cia si� z jej energi�, z jej aur�. By�a drobn� dziewczyn� w czarnej sukience robionej na drutach i w czarnych glanach. W�osy mia�a ufarbowane na odcie� matowej czerni. Twarz o delikatnych, pe�nych s�odyczy rysach by�a kredowobia�a, oczy podkr��one, mroczne, po�yskuj�ce niepokojem, jak u zdzicza�ego kota. Rozprostowa�em palce i staraj�c si� nie patrze� jej w oczy d�u�ej ni� przez u�amek sekundy, powiedzia�em cicho: � Praktykujesz. Przygryz�a warg�, rozejrza�a si� wok� i przytakn�a. � I potrzebuj� pa�skiej pomocy. M�wi�, �e pan mo�e mi pom�c. � Udzielam lekcji tym, kt�rzy nie chc� zrobi� sobie krzywdy, nieumiej�tnie u�ywaj�c swojego talentu � powiedzia�em. � Czy po to przysz�a�? � Nie, panie Dresden. Niezupe�nie � odpowiedzia�a dziewczyna. � To czemu przysz�a� akurat do mnie? Czego chcesz? � Chc� pa�skiej ochrony. Unios�a dr��c� d�o� i zacz�a kr�ci� pasmo czarnych w�os�w. � Bez niej... nie jestem pewna, czy prze�yj� t� noc. Rozdzia� 4 Wr�ci�em z ni� do biura. Chcia�em zapali� lamp�, ale �ar�wka si� przepali�a. Nic nowego. Westchn��em, zamykaj�c drzwi. Przez �aluzje wpada�y smugi z�otego jesiennego �wiat�a, rozpraszaj�c cienie na pod�odze i �cianach. Odsun��em krzes�o przed biurkiem, �eby m�oda kobieta mog�a usi���. Przez chwil� spogl�da�a na mnie zmieszana, po czym wykrztusi�a �Och� i usiad�a. Nie zdejmuj�c p�aszcza, zaj��em miejsce po drugiej stronie biurka. � No dobrze � zacz��em. � Skoro chcesz mojej ochrony, ja chc� najpierw czego� od ciebie. Odgarn�a w�osy o barwie asfaltu jedn� r�k� i obrzuci�a mnie wyrachowanym spojrzeniem. Potem za�o�y�a nog� na nog�, tak �e skraj jej sukienki podjecha� do po�owy uda. Nieznacznym ruchem plec�w wypchn�a do przodu j�drne, m�odzie�cze piersi, a� sutki zarysowa�y si� wyra�nie pod dzianin�. � Oczywi�cie, panie Dresden. Na pewno si� dogadamy. Jej spojrzenie by�o bezpo�rednie, zmys�owe, zach�caj�ce. Sutki stercz�ce na ��danie � oto skuteczna metoda. Och, by�a wystarczaj�co �liczna. S�dz�, �e ka�dy doros�y m�czyzna, �lini�c si�, rzuci�by si� na ni�, ale ja przejrza�em jej gr�. Przewr�ci�em oczami. � Nie to mia�em na my�li. Przesta�a odgrywa� seksownego kociaka. � Nie... nie to? Bada�a mnie czujnym spojrzeniem spod zmarszczonych brwi, oceniaj�c od nowa. � To znaczy... jest pan...? � Nie. Nie jestem gejem � uci��em. � Ale nie kupuj� tego, co sprzedajesz. Nie powiedzia�a� mi nawet, jak masz na imi�, a chcesz roz�o�y� przede mn� nogi? Dzi�ki, nie. Do wszystkich diab��w, nigdy nie s�ysza�a� o AIDS? O chorobach wenerycznych? Zblad�a. Zacisn�a wargi tak mocno, �e r�wnie� zbiela�y. � Wi�c czego pan chce ode mnie? � Odpowiedzi � powiedzia�em, d�gaj�c palcem powietrze w jej kierunku. � I nie pr�buj mi �ga�. Nic ci z tego nie przyjdzie. Przyznaj�, �e by� to blef. Mag nie jest chodz�cym wykrywaczem k�amstw, a ja nie mia�em zamiaru wypr�bowa� na niej spojrzenia w g��b duszy, �eby si� przekona� o jej szczero�ci. Ale je�li jeste� magiem, to cokolwiek by� zrobi�, ludzie przypisz� to twoim niezmierzonym i niepoj�tym mocom. Oczywi�cie tylko ci ludzie, kt�rzy wiedz� do��, by wierzy� w mag�w, ale nie do��, by zdawa� sobie spraw� z naszych ogranicze�. Pozostali, czyli wi�kszo�� zwyk�ych �miertelnik�w nie traktuje magii powa�nie. Najch�tniej zapakowaliby nas w kaftan bezpiecze�stwa. Nerwowo obliza�a wargi. � Dobrze � powiedzia�a. � Co chce pan wiedzie�? � Na przek�sk� twoje imi�. Roze�mia�a si� kr�tko i chrapliwie. � My�lisz, �e ci je podam, magu? Punkt dla niej. Ci, kt�rzy naprawd� potrafi� rzuca� zakl�cia, powa�ni magowie, do jakich si� zaliczam, mog� zdzia�a� bardzo wiele, poznawszy imi� z ust osoby, kt�ra je nosi. � Niech b�dzie, wi�c jak mam si� do ciebie zwraca�? Nie zawraca�a sobie g�owy obci�gni�ciem sukienki, �eby zakry� nog�. Ca�kiem �adn� nog� z tatua�em nad kostk�. Stara�em si� jej nie zauwa�a�. � Lydia � rzuci�a. � Prosz� mi m�wi� Lydia. � Dobra, Lydio. Praktykujesz Sztuk�. Opowiedz mi o tym. � To nie ma nic wsp�lnego z powodem mojej wizyty, panie Dresden. � Prze�kn�a �lin�, a jej z�o�� os�ab�a. � Prosz�, potrzebuj� pa�skiej pomocy. � Ju� dobrze, dobrze. Jakiego rodzaju pomocy potrzebujesz? Je�li zadar�a� z gangiem, radzi�bym ci zwr�ci� si� do policji. Nie jestem ochroniarzem. Zadr�a�a i obj�a si� ramionami. � Nie, nic z tych rzeczy. Nie o swoje cia�o si� martwi�. Na te s�owa zmarszczy�em brwi. Ona przymkn�a oczy i zaczerpn�a tchu. � Potrzebuj� talizmanu � powiedzia�a. � Czego�, co ochroni mnie przed z�ym duchem. Nadstawi�em uszu. Bez trudu mog�em uwierzy�, �e w mie�cie, kt�re pogr��a�o si� w chaosie wywo�anym przez upiory, dziewczynie obdarzonej talentem magicznym przysz�o do�wiadcza� niekorzystnych zjawisk. Takie utalentowane osoby przyci�gaj� do siebie duchy i upiory. � Jaki to rodzaj ducha? Niespokojnie wodzi�a oczami w lewo i w prawo, ani razu nie spogl�daj�c na mnie. � Trudno mi powiedzie�, panie Dresden. Jest pot�ny i chce mnie skrzywdzi�. Oni... oni powiedzieli, �e pan mo�e zrobi� co�, co mi zapewni bezpiecze�stwo. Prawda, w rzeczy samej. Akurat w tej chwili na lewym przegubie mia�em talizman sporz�dzony z ca�unu nieboszczyka, po�wi�conego srebra i wielu innych, trudniejszych do zdobycia sk�adnik�w. � By� mo�e � powiedzia�em. � To zale�y od tego, dlaczego grozi ci niebezpiecze�stwo i dlaczego uwa�asz, �e potrzebujesz ochrony. � N... nie mog� tego panu powiedzie� � wykrztusi�a. Jej blada twarz �ci�gn�a si� trosk�, prawdziw� trosk�, kt�ra sprawia, �e wygl�da si� starzej, brzydziej. Dziewczyna obejmowa�a si� ramionami, wydawa�a si� teraz mniejsza, bardziej krucha. � Prosz�. Ja po prostu potrzebuj� pa�skiej pomocy. Z westchnieniem potar�em kciukiem brew. W pierwszym, gwa�townym odruchu chcia�em da� jej kubek gor�cego kakao, otuli� kocem, powiedzie�, �e wszystko b�dzie dobrze i za�o�y� jej na r�k� sw�j talizman. Usi�owa�em jednak nad tym zapanowa�. Spokojnie, Don Kichocie. Wci�� nic o niej nie wiedzia�em, nie mia�em poj�cia, dlaczego potrzebuje ochrony. I przed czym. Wiedzia�em jedynie, �e pr�buje oddali� od siebie anio�a zemsty, kt�ry �ciga j�, aby wymierzy� kar� za czyn tak nikczemny, �e poruszy� Moce i sk�oni� je do bezpo�redniego dzia�ania. Nawet �agodne duchy maj� czasem wa�ny pow�d, by wraca� i nawiedza� ludzi. � Pos�uchaj, Lydio. Nie lubi� si� anga�owa�, nie wiedz�c, o co chodzi. I jeszcze nigdy mnie to nie powstrzyma�o, przemkn�a mi przez g�ow� my�l. � Dop�ki nie powiesz mi troch� wi�cej o swojej sytuacji, nie przekonasz mnie, �e twoja potrzeba ochrony jest uzasadniona, nie b�d� w stanie ci pom�c. Zwiesi�a g�ow�, asfaltowe w�osy zakry�y twarz. Po d�u�szej chwili zaczerpn�a tchu i zapyta�a: � Wie pan, co to s� �zy Kasandry, panie Dresden? � Stan profetyczny � odpowiedzia�em. � Czasem po��czony z utrat� przytomno�ci. Wizje przysz�o�ci przejawiaj� si� jednak w taki spos�b, �e ich wyja�nienie wydaje si� niewiarygodne. Zdarza si�, �e u dzieci lekarze myl� te stany z epilepsj� i przepisuj� tony rozmaitych lekarstw. W por�wnaniu z innymi przepowiedniami te s� ca�kiem dok�adne, ale nikt nie daje im wiary. S� i tacy, kt�rzy nazywaj� to darem. � Ja do nich nie nale�� � wyszepta�a. � Nie ma pan poj�cia, jakie to straszne widzie� co�, co ma si� sta� i pr�bowa� to zmieni�, nie maj�c nikogo, kto by uwierzy�. Przygl�da�em si� jej przez chwil� w milczeniu, ws�uchuj�c si� w tykanie �ciennego zegara odmierzaj�cego sekundy. � No dobrze � odezwa�em si�. � M�wisz, �e masz ten dar. Chcesz mnie zapewne przekona�, �e jedna z twoich wizji by�a ostrze�eniem przed z�ym duchem? � Nie jedna � sprostowa�a. � Trzy. Trzy, panie Dresden. Przed zamachem na prezydenta mia�am jedn� wizj�. Dwie przed katastrof� w NASA i trz�sieniem ziemi w Laosie. Ale nigdy nie mia�am trzech. Nigdy nic nie ukaza�o si� tak wyra�nie... Przymkn��em oczy, �eby to przemy�le�. Znowu instynkt podpowiada� mi, �e mam pom�c dziewczynie, pokona� z�ego ducha czy inne licho, a wszystko sko�czy si� dobrze. Je�li rzeczywi�cie dotkni�ta jest �zami Kasandry, mog� zdzia�a� wi�cej ni� tylko uratowa� jej �ycie. Moja wiara mo�e odmieni� je na lepsze. Z drugiej strony, chcia�a ze mnie zrobi� frajera. Dziewczyna bez w�tpienia jest dobr� aktork�. Jak g�adko wesz�a w rol� uwodzicielki! I jak szybko wyci�gn�a wniosek, �e oczekuj� od niej seksu. Nie �wiadczy�o to o niej najlepiej. To nie jest osoba, kt�ra za�atwia sprawy uczciwie i wprost. O ile tylko si� ca�kowicie nie myli�em, musia�a ju� przedtem kupowa� dobra i us�ugi za seks. Na dodatek by�a tak strasznie m�oda, a taka ju� do�wiadczona w tych sprawach. A �zy Kasandry... C�, �wietny numer, niejeden oszust ju� to wykorzysta�. Nie spos�b udowodni�, �e kto� posiada ten dar, a tym bardziej � �e nie posiada. Dziewczyna potrzebowa�aby tylko odrobiny talentu, kt�ry daje odpowiedni� aur�, mo�e troch� umiej�tno�ci psychokinetycznych, akurat tyle, ile trzeba, �eby obr�ci� rzucon� kostk� do gry. Potem mog�aby wymy�li� jak�kolwiek historyjk� o darze profetycznym, kt�ry jakoby posiada, przybra� poz� zagubionej dziewczynki i uda� si� prosto do miejscowego g�upka, Harry�ego Blackstone�a Copperfielda Dresdena. Otworzy�em oczy i zobaczy�em, �e mi si� przygl�da. � Oczywi�cie nie wiadomo, czy m�wi� prawd�, panie Dresden � powiedzia�a. � �ez Kasandry nie da si� zanalizowa� ani dowie��. Wi�c nie k�ami�, �eby zyska� wsp�czucie i sk�oni� pana do pomocy. � To mniej wi�cej chodzi mi po g�owie, Lydio. Mo�esz by� po prostu kiepsk� czarownic�, kt�ra poruszy�a niew�a�ciwego demona i szuka wyj�cia. Roz�o�y�a r�ce. � Mog� tylko powiedzie�, �e nie jestem. Wiem, �e co� nadchodzi. Nie wiem co, nie wiem dlaczego ani sk�d. Wiem tylko to, co widz�. � Czyli? � Ogie� � wyszepta�a. � Wiatr. Widz� ciemne sp