Konrad Lorenz, twórcanowoczesnej etologii, czyli naukio zachowaniu się zwierząt, żył w latach1903-1989. Urodził się wWiedniu,tam ukończył studia medycznei filozoficzne, uzyskując doktoratywlatach 1928 i 1933. Był jednym zzałożycieli InstytutuEtologiiPorównawczej w Altenbergu,którym przez długie lata kierował. Bytrównież dyrektorem InstytutuFizjologii Zachowaniasię im. MaxaPlancka w Seewiesen oraz ZakładuSocjologii Zwierzątw InstytucieEtologii Porównawczej wAustriackiejAkademii Nauk. W 1973 r. otrzymał Nagrodę Noblawdziedzinie medycyny i fizjologii. Oprócz wielkiej liczby pracnaukowych (m. in. Uber tierisches undmenschliches Yerhalten) pisał książkieseistyczne, które zyskały wielkirozgłos i stały się bestsellerami tegogatunku. Sąto Opowiadaniao zwierzętach, I tak człowiektrafiłnapsa, Odwrotna strona zwierciadła,Regres człowieczeństwa, Die achtTodsunden der zmlisierten Menschheitoraz przedstawiana tu książka Takzwane zło, która do czasu pierwszegowydania polskiego osiągnęła w wersjioryginalnej dwadzieścia dziewięćwydań. Konrad LORENZTak zwane zło. B,BL/OTEK. MYŚL, WSPÓŁCZESNE. ^ ^ LORENZ Tak zwane zło PrzełożyłaAnna Danuta Taussyńska Słowem wstępnym opatrzyłaZuzanna Stromenger ZE SKARBNICY EDYTORSKIE! PAŃSTWOWEGO INSTYTUTU WYDAWNICZEGO PaństwowyInstytut Wydawniczy. Tytuł oryginału DAS SOGENANNTE BOSE ŻURNATURGESCHICHTE DER AGGRESS10N Redakcja naukowaZUZANNA STROMENGER Okładkę i strony tytułowe projektowałMACIEJ URBANIEC Publikacja dotowana przezFundacjęim. Roberta Boscha w Stuttgarcie Yeroffentlicht mit Unterstiltzungder RobertBosch Stifti 398p3 1983 DeutscherTaschenbuch Verlag, Munich/Germany Copyńght for the Polish edition byPaństwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1996 PRINTED IN POLAND Państwowy instytut Wydawniczy. Warszawa1996 r. Wydanie trzecie Ark.wyd. 16,5; ark. drak. 20,5 Skład wykonał: Fotoskład EGRAF, Warszawa, ul. Wolska 45 Druk i oprawa;"Drogowiec" Kielce, u]. Sienna 2 ISBN 83-06-02500-8 BIBLIOTEKA wyć ^-ini /5'(^ó //JT/^ /BWpp SŁOWO WSTĘPNE Mamy wszelkie powody po temu,aby w obecnejsytuacji rozwojowej historii kultury i techniki ludzkiej uważać agresję w obrębie gatunku za najgroźniejsze z wszystkich niebezpieczeństw. Niepoprawimyszansy na stawianieczoła tej groźbie przeztraktowanie agresji jako zjawiska metafizycznegoi nieuniknionego. Może natomiast sprostamy temuzadaniuprzez zbadanie łańcucha przyczyn, które jąwyzwalają. Zanimczytelnik przystąpi do lektury książki, należymu się, jak sądzę,krótka odpowiedź na pytanie, dlaczego autor określa agresję wewnątrzgatunkową jakozło tylko "tak zwane", a nie najoczywiściejprawdziwe? Dlatego że choć agresjaw swej prymitywnej, nieokiełznanejformie krwawych walk Jest zgubna nie tylko dla poszczególnych osobników, ale w ogóle dlagatunku,to jednak gdy ujawniasięwpostaci zrytualizowanej, bywa wprawdzie czasem przykra dlapokonanej jednostki, ale stanowi motor postępu ewolucyjnego i kulturowego, przyczyniając się do wyselekcjonowania osobników najwartościowszych, najstosowniejszych do osiągania wysokich rangw społeczności. Odpowiednioprzeniesiona (nowo ukierunkowana) i zrytualizowanaagresja przyczynia sięjuż nietylko do zachowania gatunku, ale możnabyogólnie rzec, ułatwia i uprzyjemnia życie jednostkom. Prowadzi dodoskonalenia siebie i innych, doobrony słabszego, do dobrej roboty,dostarcza energii do pokonywania trudówi przeciwności dniapowszedniego. Niejednokrotnie też przydaje życiu rumieńców, pobudzającdo zabawy i śmiechu, krzesząc temperament i pasję twórczą czy teżbadawczą. W wysublimowanej postaci, skierowana przeciwko swemupodmiotowi, pozwala niepowodzeniażyciowe oceniać w aspekciewłasnych błędów, naiwności czy lenistwa, a nie, jak to bywaw większości wypadków, w aspekcie krzywdy doznanej z winybliźnich. Awreszcie ktoś zakochany marzy przecież o owychzrytuahzowanych formach agresji ze strony swego ideału,bez których nie ma międzypartneramipełnego szczęścia. Słowem, przy. wyeliminowaniu (przede wszystkim przez odpowiednie wychowywanie ludzi) szkodliwych jej form, agresja może w społeczeństwieprzekształcić się w czynnik zdecydowanie pozytywny. Najważniejszympraktycznym aspektem badań etologicznych jestwięcdociekanie, które wzorce zachowania się człowieka są muwrodzone (uwarunkowane dziedzicznie), a które nabyte z rozwojemkultury. Psychologia, która wyrosła z filozofii,wciąż cierpi na"zawieszenie w powietrzu"rozpatrywanie właściwości i zjawiskduchowych człowieka w oderwaniu od ich rodowodu filogenetycznegoi homologicznych, a nawet choćby tylko analogicznych podobieństww zachowaniu się zwierząt. Ten sam zarzut postawić można socjologiii pedagogice. Jednak gdy w odniesieniu do medycyny byłoby wręcztruizmem zapewnianie kogoś, że nie na wielezda się objawoweleczenie dolegliwości, skoro nie zna sięźródła i przyczyn jej powstaniato w zastosowaniu do wymienionych dyscyplin ta oczywistośćbywa zreguły nie doceniana, jeśli w ogóle jest dostrzegana. Niemałąrolę odgrywają tuniestety silnie zakorzenione opory przed odbrązowianiemduszy ludzkiej. Niemniej Jednak, podobnie jak subiektywne, choć mocneprzekonania musiały skapitulowaćprzed obiektywnością układu heliocentrycznego i rodowoduczłowieka od zwierząt tak samo wiele wskazuje nato, że ludzka psychika umieszczona zostanie wśród innych psychikdokładnie na takim stanowisku systematycznym, do jakiego ją predysponują rzeczywiste cechy i genetyczne powiązania. Im szybciej tonastąpi, tym lepiej dla samego człowieka. W odniesieniu do popęduagresji konieczność poznania jej historiinaturalnej, czynników wyzwalających i form występowania jest. szczególnie paląca ze względu na społecznądolegliwość wielu jejprzejawów. Psycholog,pedagog, socjolog czyprawnik po dokładnym(podkreślam to z przyczyn, do których jeszcze powrócę)przeczytaniuksiążki Lorenza niewątpliwie znacznie wnikliwiej spojrzy na ludzi,z którymima do czynienia na gruncie zawodowym, będzie umiałskuteczniej zawczasuwygaszać i przestawiać na inne tory owoprawdziwe zło. Jakim jest prymitywna, nie zrytualizowanaagresja. Możliwości takie uzyskazresztą w pewnym stopniu na prywatnyużytek każdy uważnyczytelnik, który, nie zaślepiony samouwielbieniem, odnajdzie w opisywanych sposobach zachowania sięuderzające analogie nie tylko do swych mniej lub bardziej lubianych bliźnich, ale również do samego siebie Miałoby toniewątpliwie dodatniwpływ wychowawczy, jako że nagruncieskromnego już, ale popartego rzeczywistymi wartościami duchowymi szacunku dla samegosiebie niemiło byłoby usłyszeć choćby tylko wmyśli, naprzykład; "Uczciwie mówiąc, zachowujesz się Jak kaczka. ", "zachowujesz sięjak szczur. "! Wszystko to może nie zorientowanemu jeszcze czytelnikowi wydaćsię dość zaskakujące, ale tok rozważań autora zpewnością wyjaśni tepozorne paradoksy. Osobowość ipozycja Konrada Lorenza w świecie nauki jestwPolsce znana jeszcze ciąglezbytszczupłej grupie zainteresowanych. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego,jako że dotychczas nie wydanou naswszystkich książek, które napisał, a fragmentaryczne informacjeo jego badaniach ipoglądach,otrzymywane zdrugiej czy nawettrzeciej ręki, łatwo wiodą do rozkwitnięcia wyobrażeń dość odległychod rzeczywistości. Z tymwiększym uznaniem należy więc powitaćdecyzję wydawnictwa okolejnym wznowieniu tego dzieła. Konrad Zacharias L o renz był wykładowcą UniwersytetuWiedeńskiego, honorowym profesorem uniwersytetu wMonachiumi w Munster, doktoremfilozofii honoris causa w Leeds (Anglia),doktorem medycyny h. c. uniwersytetu w Bazylei, doktorem naukh. c.uniwersytetóww Yale i w Oksfordzie, profesorem wizytującymFakultetu Nauk wUniwersytecie Colorado wDenver i doktorem naukh-c- Uniwersytetu im- Loyoli w Chicago. Oprócz wielkiej liczby prac z dziedziny zachowania się zwierząt,zwłaszcza wielu gatunków ryb i ptaków, Lorenz ogłaszał równieżpublikacje o ogólniejszej tematyce, dotyczące np. konfliktu pokoleń,naruszonejprzez człowieka równowagiw przyrodzie, jego biologii,"grzechów śmiertelnych", które ludzkość popełnia wobecsamejsiebie, ewolucyjnychi kulturowych procesów rytualizacji itd. Spośród jego książek o charakterze naukowymwymienić trzeba Ubertierisches muł menschlichesYerhalten ("O zwierzęcym i ludzkimzachowaniu się") i ogłoszone wspólniez Paulem LeyhausenemAntribe tierischen wid menschlichen Yerhaltens ("Siły napędowezwierzęcego i ludzkiego zachowania się"). Wśród szerokich kręgówczytelników nazwisko jego rozsławiłyksiążki popularnonaukowe: Opowiadania o zwierzętach, l lak człowiek trafiłna psa. Odwrotnastrona zwierciadła. Regres człowieczeństwa i jako pierwsza książka, którą czytelnik ma w tej chwili przed sobą. Do czasu. pierwszego wydania polskiego osiągnęła ona w wersji oryginalnejdwadzieścia dziewięć wydań. Konrad Lorenz jesttwórcą nowoczesnej et o l o g i i. O nauce tejmówi się i pisze coraz częściej, a liczba etologów na świecie wzrastanieomal lawinowo: jeszcze przed niespełna czterdziestu laty międzynarodowe sympozja i zjazdy ściągały nie więcej niż dwadzieścia osób,natomiast począwszy od lat siedemdziesiątych gromadziły już kilkusetdo ponad tysiąca uczestników. Wobec tak potężnegorozwoju tejdziedziny badań, a zarazem słabegostopnia spopularyzowania jejw Polsce, będzie chyba celowewstępne zorientowanie czytelnika w jejpodstawowej terminologii iproblematyce, zwłaszczatej, o którejmowa w książce. Wyraz etologia, pochodzący od greckiego efhos (obyczaj), istniałJuż w roku 1762 we Francji i oznaczał badaniezachowania się zwierząt. W literaturze anglosaskiej określano nim jednak "naukę o charakterach". Chociaż pionierskie obserwacje jeszcze dziewiętnastowiecznych uczonych, m. in. Karola Darwina, a w drugim dziesięcioleciu naszego wieku O. Heinrothai W. Craiga wzbudziły zainteresowanienaukowców zagadnieniami zachowania się zwierząt, jednakżesamodzielnaegzystencja etologii jako działu zoologii datuje się mniej więcej od roku 1910. Obecnie etologiajest porównawczą nauką o zachowaniu sięróżnych gatunków zwierząti różnych grup ludzkich (humanetologia). Zgodniez tendencją do unikania stanowczych wypowiedzi na tematniedostępnych dzisiejszym metodom badawczym sferpsychiki, termin "psychologia zwierząt" ("zoopsychologia")zachował znaczenie nieco inne. Etologianatomiast zajmuje się zarównozachowaniem organizmów jednokomórkowych, jak i poszczególnychkomórekwchodzących w skład ciała tkankowców, a ponadto zachowaniem się bardziej złożonych struktur zwierzęcych, jak poszczególneosobniki, różne ich grupy i zespoły zwane koloniami (społecznościtego ostatniego typu tworzą np. mrówki, pszczoły czy termity). Zachowanie się zwierzęcia jest jednoznacznie uzależnioneod zmian wywoływanych przez jego efektory (Jednostki wykonawcze, w odróżnieniu od receptorów, czyli jednostekodbierającychbodźce). Zmiany teprzejawiają sięruchem, wydawaniemdźwięków, zapachów, modyfikacjami ubarwienia itd. Ponieważ jednak są to zjawiska przejściowe, badaniom naukowymdostępne bywająwtedy, gdysą powtarzalne. Określa się je wówczas nazwą utrwalonych wzorców czynnościowych-Jednostką etologiczną jest natomiast najmniejsza możliwa do zidentyfikowaniaczęść elektorawystępująca pojedynczo bądź w układzie z innymikomponentami. Etologiazmierzado filogenetycznego (rodowodowego w sensieewolucyjnym) i fizjologicznego wyjaśnienia funkcjonalnych współzależności istniejących pomiędzy wszystkimi czynnikami zachowaniacię Nairozrnaitsze wzorce zachowania porównuje się też u różnychpatunków, zwłaszczablisko z sobą spokrewnionych(etologiaporównawcza), przy czym zwierzęta obserwuje się w ichnaturalnym środowisku bądź też takim otoczeniu, które środowisko tow możliwie znacznym stopniu przypomina; często niezbędne przy tymbywają dodatkowe dane z hodowli w niewoli. Dla badań etologicznychbardzo ważne jest odróżnienie umiejętności wrodzonych od wyuczonych, a więcnabytych w tokudoświadczeń życiowych. Zanim bowiemprzystąpi się do badania zmian dokonywanych przez uczenie, trzebaznać podstawowe,predeterminowane odpowiedzi organizmu na bodźce. Metodą do tego wiodącą jest izolowana hodowla zwierząt odłączonych od matki i rodzeństwa zaraz po przyjściu na świat. Najogólniej można powiedzieć, że większość wzorców zachowania siębywa w przypadku większości zwierząt doraźnie adaptowanadoaktualnej sytuacji. Jednakże choć znane są umiejętności, w którychuczenie się nie odgrywa żadnej roli, to nie sposób wyobrazić sobiew pełni wyuczonego elementu zachowania się, który nie byłby opartyna pewnych zdeterminowanych dziedzicznie, a zarazem ograniczonych wydolnościach. Fakt, żewrodzone wzorce zachowania sięsąstale i powtarzają się u przedstawicieli różnych gatunków, nadaje imznaczenie taksonomiczne, które dostrzegł już Karol Darwin: badanieich u różnych form zwierzęcych pozwala uzyskać dodatkowe informacje ostopniu filogenetycznego pokrewieństwa owych form. Specyficzność zaś nadawania określonych sygnałów (np. głosowych, zapachowych itd. ) i wrażliwość na nie przedstawicieli tego samegogatunkuzapobiegaw wielu wypadkach powstawaniu krzyżówek międzygatunkowych. Sygnały wewnątrzgatunkowe pod presjądoboru naturalnegostają się coraz bardziej zauważalne i wzmocnione cechami fizycznymi,np. ubarwieniem czy kształtami. Wsparte tymi właściwościami częstopowtarzane sposoby zachowaniasię niejednokrotnie uzyskująpewnąautonomię motywacyjną. Te i inne zmiany w sygnalizacyjnychwzorcach zachowania określa sięjako rytu alizacj ę. Mówiącprościej, rytualizacja polega na przyjęciu przezJakiś sposób zachowania się nowej, samodzielnej roli symbolu, sygnału służącegoporozumiewaniu się. Zjawisko to odkrył w początku lat trzydziestychnaszego stulecia Julian Huxley. Pewne sposoby zachowania się wywoływane są przez specyficzne bodźce sygnałowe, wchodzące w skład mechanizmów wyzwalających. Niekiedy takie bodźce (np. postać, ruch czy zapach). muszą występować jednocześnie, aby wyzwolić określony sposóbzachowania się. Gotowość do reakcji na coś, dojakiegoś sposobu zachowania sięnazwano motywacją. Rośnie onaw miarę upływu czasu odostatniego tego samego rodzaju zachowania w wypadkach krańcowych można doprowadzić do realizowania go "w próżni". Sposóbzachowania się zmierzający do wywołania sytuacji,która dostarczyłabypożądanego bodźca (sytuacji bodźcowej), określa się jakozachowanie apetytywne (apelacyjne). Bywa ono raczej plastyczne i różnorodne w odróżnieniu od zachowania konsumacyjnego(spełniającego), zmierzającego już do wygaszania motywacji(zaspokojenia dążenia), zachowania, które jest raczej ustalone stereotypowo. Aby nie zatrzymywać się dłużej nad już stosunkowo powszechnieznanymizjawiskami hierarchicznej organizacji grup i terytorialności,czyli tendencji do posiadania własnego obszaru mieszkalnego, należywspomnieć jeszcze, że w zakres dociekań etologicznych wchodząrównież badania nad rolą przyzwyczajenia i wpajania, a ponadtooczywiście nad neurofizjologicznymi podstawami zachowania się. Przez pojęcie imprintingu, wdrukowania, wpajania rozumie sięspecyficzną reakcję osobnika, reakcję dotąd nie uruchamianą, którazostaje związana zjakimś obiektem odgrywającym później rolębodźca wyzwalającego. Następuje tow pewnym określonym, zazwyczaj młodocianym wieku. Tak na przykład jeśli osobnik jakiegośgatunku wychowuje się wśród przedstawicieli innegogatunku,wówczas gdy dorośnie, będzie w doborze partnera preferował przedstawiciela owego obcego gatunku, mimo że w jego otoczeniu znajdąsię i jegowłaśni współplemiency. Jak z tego widać, etologia jest powiązana licznymi nićmiz jednejstrony z ekologią,a z drugiej z fizjologią,co znalazło wyrazw nazwie Insytutu Fizjologii Zachowania się, októrymbędzie mowaniecodalej. W badaniach nad zachowaniem zwierząt zarysowały się z dawnadwa różne nastawienia: witalistyczne,przy którym nie próbowanodoszukiwać się przyczyn obserwowanych zjawisk w zachowaniu,uważanych za nieomylniecelowe (np. instynkty)i mechanistyczne,doceniające wprawdzie bardzo dokładne przyczynowe tłozachowaniasię, ale na zasadzieniejako "psychologiibez duszy". Skrajni mechanicyści trzymają się bowiem rygorystycznietwierdzenia, że nie możnanic pewnego powiedzieć o przeżyciach subiektywnych innych istot,wobec czego nie stosujądo zwierząt takich określeń, jak np. uwaga,spostrzegawczość itd. Do tej grupy należą amerykańscy behawioryści, 10 którzy rozważania swoje ograniczają do mniej lub bardziej skomplikowanych implikacjibodźców i reakcji na nie. Behawioryzm zostałjednak przez naukę odrzucony:wprawdzierzeczywiście niesposóbdowieść istnienia takich czy innych subiektywnych przeżyć zwierząt,jatwo jednak też pogląd ten sprowadzić do groźnegoabsurdu i niewzruszać się krzykamicierpienia zwierząt ale konsekwentnie takżei ludzi, których mowa niejest nam znana i którzy w dodatku wyglądajątrochę inaczej niż my sami. Idąc dalej,nawet relacjeinnychludzi o ichwewnętrznych doznaniach, wypowiadane zrozumiałym dla nas językiem, nie miałyby siły dowodu: mówić można nawetw nieświadomości iniepoczytalności, a świadomość jest stanem, który każdy zna napodstawiewyłączniewłasnego subiektywnego odczucia. Tak więcprzesadne "obiektywizowanie" może niekiedy w konsekwencjidoprowadzić do skrajnegosubiektywizmu nieomalsolipsyzmu. Zasadniczym przedmiotem badań KonradaLorenza były zpoczątkuwrodzone sposoby zachowania się, ich rozwój ewolucyjny i osobniczy. Badacz ten wykrył spontaniczność mchów instynktowych i kluczowebodźce wyzwalające różne sposobyzachowania się- W tresurowychdoświadczeniachnad instynktami odkrył sposoby współdziałaniaelementów wrodzonychz nabytymi, a w zjawiskuwpajania dostrzegłszczególnejwagi predyspozycję do uczenia się. Lorenzwielokrotnie podkreślał znaczenie tych badań dlawiedzyo człowieku. Natomiast twórcą nauki o zachowaniu się ludzi h u -manetologii jest najwybitniejszy naukowiec z jego szkoły,Irenaus Eibl-Eibesfeldt. Jest on autorem międzyinnymi najnowszegopodręcznika etologii. Po polsku wydane zostały jego książki: Galapagos oraz Miłość i nienawiść publikacja stanowiącaw pewnymsensie przeciwwagę pracy Lorenza, którą czytelnik ma przed sobą. Eibl-Eibesfeldt wykazuje w niej, że człowiek przynosi ze sobąnaświatnie tylko agresywność, a więc"zło", ale również instynkty prowadzące do powstawania więzi międzyosobniczycb, a więc i "dobro". W Instytucie Fizjologii Zachowania się w Seewiesen, który KonradLorenz zakładał w 1952 roku wspólnie z neurofizjologiem Ericbemvon Holstem,pracuje wielu poważnych naukowców różnych specjalności. Nieomal z całego świata ściągają tu bezustannie ludzie nauki,pragnącyprzynajmniej zwiedzićtę słynnąplacówkę. Zainteresowanie działalnością Konrada Lorenza rozszerzało sięrównież na oficjalne czynniki kierujące niegdyś nauką byłych krajówsocjalistycznych. Seewiesen nie jest zresztą miejscowością i nazwy tej 11. próżno by szukać na mapie. Są totylko, zgodnie z nazwą, łąki nadjeziorem, a ściśle mówiąc zarośla i łączki, na których wzniesiono kilkabudynków, mieszczących pracownie, bibliotekę i salę, gdzie odbywająsię seminaria, wykłady i inne zebrania. W części budynków znajdująsię teżmieszkania pracowników. Dojazd wyłączniesamochodem. Obiekt ten leży o kilkanaście kilometrów na południowy zachód odStambergu, małegomiasta położonego 30 km na południe od Monachium, na linii kolejowej biegnącej do Garmisch-Partenkirchen i Innsbrucku. Niewielkie jezioro niegdyś zawierało wodę czystą i nadającąsię do kąpieli, zostało wszakże dość gruntowniezanieczyszczone przezwprowadzonetu doświadczalne ptaki wodne: około dwustu gęsiiokoło trzystukaczek różnych gatunków. Chociaż nie pozbawiano ichzdolności latania, z małymi wyjątkami zimują onena miejscu. Turównież odbywały sięlęgi; znane są też przypadki, że któraś zsamicodlatywała na odległe o kilka kilometrów sąsiednie jezioro, tamgniazdowała, po czym przyprowadzała piechotą przez las odchowanejuż młode nad jezioro instytutowe. W końcu lat sześćdziesiątychpraca wyglądała następująco: każdyptak był odpowiedniozaobrączkowany, tak że pracownicy go rozpoznawali indywidualnie. Co dzień protokołowano dokładniecałe jegozachowanie i dane te gromadzono w kartotece- Dla uproszczeniazamiast pisać, nagrywano relacje na taśmę magnetofonową i odpowiednie jejodcinki wklejano w kartotekę. Każdy z ptaków zasiedlających wybrzeże jeziora ma więc z naukowego punktu widzenianiezwykle wysoką wartość jako przedmiot doświadczeń czyobserwacji, o którymjuż tak wiele wiadomo. Część ptaków doświadczalnych, np. drobne egzotyczne gatunkiwdówek czy wiktaczy, przebywaław pomieszczeniachzamkniętych. Prowadzono nad nimi badania pasożytnictwa gniazdowego. Hodowane w wolierach gołębie służyły jako obiekty prac nad pokrewieństwami filogenetycznymi, wykrywanymi na podstawie różnic i podobieństw w ich sposobach zachowania się. Wewnątrz głównego budynku umieszczonoliczne akwaria. Obiektyswych badań różnorodne gatunki rybkoralowych, przebywającychw sztucznie sporządzonejwodzie morskiejKonrad Lorenz karmiłosobiście oustalonych porach. Oto z tamtego czasumigawkowarelacja naocznego świadka: Profesor wyjmuje z chłodni zamrożonefilety z dorsza, część z nichkrajedrobno i wrzuca po trochu do kolejnych akwariów, przyglądającsię zakażdym razemprzez chwilę, jakryby podpływają do opadających z wolna białych kawałeczków i je połykają. Kiedy już zgarnąłdoostatniego akwarium resztę dorszowego mięsa, bierze gęstą siatkę na 12 Itiju,plastykowe wiadro z niewielką ilością wody i schodzi z piętra,kierując się w stronę betonowego basenu,z którego następnie odławiahodowanetam dafnie. Wróciwszy do pokoju akwariowego, przekładamałą siateczką dafnie z wiadra dopojemników z rybami. W morskiejwodzie tedrobne skorupiaki giną po upływie pięciu minut, ale zanimopadną nadno, znikną w paszczachbajecznie kolorowych ryb. W swoim gabinecie, mrocznym od zielonego gąszczu za oknembalkonowym, Konrad Lorenz prowadzi rozmowęsiedząc w fotelu,zwrócony twarzą, w stronę wielkiej szyby wbudowanego wścianęakwarium, którego oświetlonewnętrze jest w tej częścipokojunajsilniejszym źródłem jasności. Nieustannie obserwując, cosiędziejeza szklaną taflą, i co chwila dzieląc się spostrzeżeniami, ani na momentnie traci wątku rozmowy. Tymczasem do pokoju ftegmatyczniewkracza piesrasy chow-chow. Z frasobliwąminą podchodzi do nieznanej mu osoby,zawiera z nią znajomość, poczym się oddala. Wstaję zwykle bardzo rano,o czwartej-piątej, i pracuję, bowtedy jest spokojnie inic mi nie przeszkadza Piszę teraz książkęz dziedzinyfilozofii nauki. Widzi pani tego ptaka, który właśniewleciał przez balkonowe drzwi? To drozd trójbarwny; parka ichzałożyła gniazdo nadrzewie nad jeziorem, a tu, do swojejklatkiprzylatujepo jedzenie. Chciałaby pani zobaczyć ich gniazdo i pisklęta? No to chodźmy! Ujawnianie prawidłowościdotyczących miejsca człowieka Jakogatunku w przyrodzie działa na ludzi szokująco tym silniej, im mocniejutrwalone jest ich mniemanieo własnej wyjątkowości. Trudno byłopogodzić się z faktem, że Ziemia, siedlisko istot stworzonych wszak napodobieństwoBoga, nie jestani centralnym, ani najważniejszymelementem wszechświata. Wyprowadzenie rodowodu gatunku Homosapiens ze świata zwierząt i stwierdzenie, że należy on faktycznie dotego świata, było kolejnym despektem dla jego boskości. A wreszciezaczyna drżeć w posadach ostatnichyba bastion nadziemskościi narcyzmu dusza ludzka w której zaczęto ujawniać coraz nowewłaściwości wskazujące, że postępowaniem człowieka rządzą niezawsze uświadamiane, wrodzone popędy i instynkty, stawiające podwielkim znakiem zapytania jego wolną wolę. Czyżby zatem powiedzenie Kartezjusza: Animal non agit, agitur, miało się w równej mierzeodnosićdo istoty ludzkiej? W dodatku owe wrodzone popędyi instynktowne działania okazują się bynajmniej nie specyficznieludzkie, ale pochodzą w prostej linii od zwierzęcych antenatów,wobec 13. czego są w wielu wypadkach homologiczne, czyli genetycznierównoznaczne z popędami i instynktami wielu współcześnie żyjących zwierząt. Dziś, kiedy w rzeczowych dyskusjach argumentowanie cytatamiz Pisma Świętego wyszło już raczej zużycia, ten sam ludzki narcyzmkryje się w częściowo tylko prawdziwym twierdzeniu, że psychikęczłowieka ukształtowało życie społeczne, Bałamuctwo polega równieżi tu na pornieszaniu czynnika pierwotnego z wtórnym. Niewątpliwiecała złożoność i wysoki poziom rozwoju psychikiludzkiej i ludzkiegożycia społecznego rozwinęły się na podłożu anatomiczno-fizjologicznych wrodzonych właściwości i wydolności ośrodkowego układunerwowego człowieka, naktóre dopiero wtórnie, w drodze niezliczonych sprzężeń zwrotnych, życic społeczne może działać modyfikująco, ale za każdym razem tylko w zastosowaniu do konkretnychindywiduów, fenotypów, a nie do podłoża dziedzicznego, charakterystycznego dla człowieka jako gatunku. Opozycjoniści z założenia nastawienina "nie" zarzucają tegorodzaju dociekaniom i wnioskom tendencje redukcjonistyczne, polegające na sprowadzaniu ludzkiej psychiki do układuwyłączniezwierzęcych popędów, taksji, tropizinów, instynktówitd. W zastosowaniudo Lorenzabyłoby to jednak imputowaniemmu poglądów,których wcale nie głosi, i wskazywałoby na wysoce nieuważną lekturęjego tekstu. Wspomniany układstanowi tylko ów "zwierzęcy trzon"psychiki człowieka, naktórymdopiero, właśnie dzięki możliwościomjego mózgu, rozwinęły się cechy już specyficznieludzkie, takie jakpojęciowe awięc abstrakcyjnemyślenie, samokomrola i w ogólecała zawikłana nadbudowa kulturyz najwyższymi wzlotami sztukii z etyką. Takie czy inne, ale z reguły aprioryczne założenia skłaniająniektórychdyskutantów do negowania istnienia wrodzonej agresywności i terytoriainości człowieka. Niemniejjednakmieszkania zbiorowe bądź w ogóle bezdomność są, jak wiadomo, skutkiemkrytycznejiytuacji ekonomicznej, a nie wrodzonych skłonności i gustów przeciętnego człowieka. Niestety, choć może wieluz nas wolałobyzaliczyćsię do wcielonych aniołów, którym tylko krzywda społeczna "paczy" charakterburzliwie rozwijające się na świecie (w tym również i w Polsce)badania nad agresywnością łudzi wykazują wciążnanowo wrodzonyjej charakter. Echa tych doświadczeń i obserwacji docierają niejednokrotnie nawet do prasy; wskazująone na pierwszorzędną wagęsprawytak u nas zaniedbanej jakodpowiednie wychowywanie zarównomłodzieży, jak dorosłych. Wyniki badali Ł Eibl-Eibesfeldla (który 14 oodobnie jak Lorenz jest Austriakiem) nad społeczeństwem Buszmenów ujawniają,że ludzie ciw wieku dziecięcymwykazują znacznąagresywność, która wskutek wychowania ulega tak daleko idącemuzredukowaniu, że w wieku dojrzałym odznaczają się oni wyjątkowąwprost łagodnością. Czytelnik zyska niewątpliwie wiele, jeślipo przeczytaniuksiążkiLorenza powróci jeszczedo pierwszych jej rozdziałów,które wobecwielkiej mnogości przytoczonego później materiału mogły się w pamięci niecozatrzeć,a są jednak niezbędnedla pełnej percepcji treści. podkreślam to dlatego, że istnieją odbiorcy, którzy wypowiadająo autorze i jego poglądach sądy nacechowane daleko idącą pewnościąsiebie, choć wynika z nich niezbicie, że czytali onia i topobieżnie tylko ostatnie rozdziały. Czytelnik obeznany z biologiczną literaturą popularnonaukowąwciąż napotykał zapewnienia, że tylko naiwni prostaczkowie,nieświadomi, co to nauka, stosują dozwierząt pojęcia określającesubiektywne stany ludzi. Czytelnikom tym zpewnością nieobce byłonazwisko autora tej książki i jego światowa sława znawcy zachowaniasię zwierząt. I oto okazuje się. że "sam Konrad Lorenz", odcinając sięostro od behawioryzmu, mówi spokojnie i bez cudzysłowu o miłości,zakochaniu i żałobie u gęsi,o stanie furii u ryby, o uprzejmymuśmiechu psa i kurtuazyjnych grzecznościach wilków. Czyni tooczywiście z pehią świadomością i w toku rozważań uzasadnia swojepowody. Pragnę zapewnić czytelnika, że we wszystkich tych wypadkach przekład polski bardzo dokładnie oddaje treściową zawartośćpojęćużytychw oryginalnymtekście zgodnie z intencją autora. Cechą tekstu, która jak się zdaje,powinna budzić większy niepokój,jett maniera persoaifikowania i, można by rzec, teleologizowaniafflechaiuzmów ewolucji: selekcjacoś "wyhodowała", taka czy innacecha spełni zadania itd. Można tu jednak mieć zastrzeżenia wyłączniede formy. niewątpliwie zwodniczej dla kogoś, kto nie zna mechanizmudziałania doboru naturalnego. Jednakże Lorenz tak gruntownie i wielokrotnie zastrzega się, aby słów jego nie pojmować w sensie finalistyczsym i ze przyrodę należy badać w kategoriachprzyczynowości żeme raa podstaw dosprzeciwu natury zasadniczej. Poglądy społeczne Konrada Lorenzadość wiernie odzwierciedlająpaiarcbahie sloseidd panującedziś jeszcze w krajachnależących dotzw. strefyjęzyka niemieckiego, gdzie kobiety o ambicjach wybaczających pozawzorowe prowadzenie domu i wychowywaniedzieci mająograniczonepole do popisu. W rozważaniach swychpomijafakt, że u bardzo wielu gatunków zwierzęcych rota samcówbywa zredukowana tylko do funkcji paitnerów seksualnych, niekiedy 15. pasożytujących na samicach. Sam Lorenz zresztą stwierdza, żeprzyroda jest tak bogata, że czerpanymi z niej przykładami poprzećmożna nieomal każdą tezę' Zakończenieostatniego rozdziału książki zdaje się nieco dysharmonizować z rzeczowym i spokojnym tokiem całej jejtreści. Powtarzanie wyznania"Wierzę że. -", które znamy aż nazbyt dobrzez ponadmiarę patetycznych przemówień, budzić musi wczytelnikubądź słuchaczu dość uzasadnioną pretensję do narratora. Poglądyosobiste sławnegouczonegomogą nam wprawdzie nie być obojętne,Jednak bardziej nas interesuje, jak ównarrator wszak specjalistaw danej dziedzinie trzeźwo ocenia stopień prawdopodobieństwazrealizowania się sytuacji i wydarzeń, których miraże roztacza. Zuzanna Stromenger PRZEDMOWA Przyjaciel mój, który wziął na siebieprawdziwie koleżeńskiobowiązek przeczytania rękopisu tej książki, gdy wgłębił sięw jej treść, napisał domnie: "Przeczytałem już dwarozdziałyz gorącym zainteresowaniem, alejednocześnie i ze wzrastającym uczuciem niepewności. Dlaczego? Bo nie mogęuchwycić ich związku z całością. Musiszmi to jakoś ułatwić. "Krytyka ta jest niewątpliwie w pełni uzasadniona. Przedmowętę piszę więc po to, aby odrazu czytelnikowi wyjaśnić, o cochodzi w całej książce ijakie są powiązania poszczególnychrozdziałów z jej ostatecznym celem. W książce będzie mowa oagresji, toznaczy o popędziedo walki tkwiącym w zwierzęciu iczłowieku, a skierowanymna członków własnego gatunku. Decyzja napisania tej pracy powstała wskutek przypadkowegozbiegu dwóchokoliczności. Przebywałem w StanachZjednoczonych, aby tam po pierwsze przed audytorium złożonym z psychiatrów,psychoanalityków i psychologów wygłosićodczyty z dziedzinystudiów porównawczych nad zachowaniem się i porównawczejfizjologiizachowania się, a po drugie, aby na rafach koralowychFlorydy sprawdzić w naturalnym środowisku pewną hipotezę', którą wysunąłem w wyniku obserwacji w akwariach. Dotyczy ona sposobów walki u niektórych ryb i funkcji, jaką dlazachowania gatunku spełnia ich ubarwienie. W klinikach, które ' Zob. począEek rozdz- II odwiedzałem, spotkałem się po raz pierwszy z psychoanalitykami traktującymi nauki Freuda nie jako nienaruszalne dogmaty,ale jak przystało na naukowców jako hipotezy robocze. Wobec takiego założenia zrozumiałem w teońi ZygmuntaFreuda wiele spraw, które dotąd budziły sprzeciw zbyt dalekoidącą śmiałością. Dyskusje nadjego teorią o popędachujawniłyniespodziewaniezgodność między wynikami psychoanalizya fizjologią zachowania się, co ma szczególną wymowę wobeczasadniczych różnic między obu naukami w sposobach stawiania problemu, w metodach, a przede wszystkim w podłożudziałania. Oczekiwałem różnicy zdańnie do pogodzenia na tle pojęcia popędu śmierci, który według jednej z teorii Freuda jako zasada niszczenia znajdujesię na biegunie przeciwstawnym do wszystkich instynktów zachowania życia. Hipoteza ta, obca biologii, woczach badaczysposobów zachowaniasię jest nie tylko niepotrzebna,ale wręcz fałszywa. Agresja,której skutki często są przyrównywane do skutków popędu śmierci, jest takim samym instynktem jak każdy innyi w warunkach naturalnych przyczynia się, tak jakinne, do zachowania życia i gatunku. Popęd agresji u człowieka, który przez własnądziałalnośćzbyt szybko dokonał zmiany swoichwarunków życiowych, wywołujeczęsto zgubnezjawiska, ale to samo dziejesię niejednokrotnie i z innymiinstynktami, choć może nie w tak dramatyczny sposób. Gdywystąpiłemz tym moim poglądemna teorię popędu śmierciprzed gronem zaprzyjaźnionych psychoanalityków, okazałosię, że wyważam otwarte drzwi. Udowodnili mi na podstawie wielu fragmentów z dziel Freuda, że on sam nie miałpełnegoprzekonania do tejswojej dualistycznej hipotezy, któramusiałamu być zasadniczo obca, a nawetwręcz niemiła, jakoprawemu moniście imechanistycznie myślącemu przyrodnikowi. Gdy wkrótcepotem badałem w ciepłym morzu obyczajeżyjących naswobodzie ryb koralowych, u których rolaagresji 18 w utrzymaniu gatunku jest zupełnieoczywista, nabrałemochoty do napisania tej książki. Nauka o sposobach zachowaniasię w każdym razie wie już tyle ohistorii naturalnej agresji, żemoże się wypowiedzieć o przyczynach wadliwości niektórychjejfunkcji u człowieka. Wglądw przyczyny choroby nie jestjeszczewprawdzie odkryciemskutecznejmetody leczenia, alestanowiprzynajmniej pierwszy krok. Czuję wszakże, żeżądanie,które sobie postawiłem, przerastamoje zdolności pisarskie. Jestbowiem nieomal niepodobieństwem, odzwierciedlić słowami działanie systemu, w którympomiędzy poszczególnymi członami istnieją związki izależności przyczynowe. Nawet gdy trzeba komuś objaśnić działaniesilnika spalinowego, nie bardzo wiadomo, od czego zacząć; ten,któregopragniemyoświecić,może przecież zrozumieć rolęwału korbowego dopiero wtedy, gdy zrozumiał również działanie korbowodów,tłoków, wału rozrządowego, zaworów itd. ,itd. Poszczególne fragmentycałego systemu można pojąćalbow ich złożonym całokształcie bądź wcale. Im bardziej skomplikowana jest budowa układu, tym większesą trudności, którepokonywaćmusi praca badacza i wiedza. A przecież najbardziej skomplikowanymsystemem, jaki na tej ziemi znamy, jestdynamiczny zespól sposobów zachowania się, wywodzącychsię z popędów wrodzonych, a poza tym nabytych w trakcierozwoju kultury społeczności ludzkiej. Czy chcę, czy nie muszę daleko sięgnąć, aby wytłumaczyć te nieliczne związkiprzyczynowe, które jak mi się zdaje, mogę prześledzićw gąszczu wzajemnych oddziaływań. Na szczęścieobserwowane fakty są samew sobie wszystkieinteresujące. Liczę na to, że czytelnika, jeszcze zanim dojrzejedo zrozumienia głębszych powiązań, zafascynują już samewalki ryb koralowych o swoje rewiry, popędy i zahamowania podobne do postępowania moralnego zwierząt żyjącychspołecznie, pozbawionemiłości życie małżeńskie isocjalneślepowronów, krwawemasowewalki szczurów wędrownychi wiele innych sposobów zachowaniasię zwierząt. 19. Do ostatecznego celu a jest nim zrozumienie głębokich powiązań pragnę czytelnika poprowadzić możliwietą samą drogą, którą sam przebyłem, a to z przyczyn zupełniezasadniczych. Indukcyjne nauki przyrodnicze rozpoczynajązawsze od obiektywnych jednostkowych obserwacji, a dopiero następnie przechodzą do wyprowadzania ogólnychpraw, którym przypadki te są podporządkowane. Większośćpodręczników dla skrócenia i ułatwieniapoznania problemu wybiera metodę odwrotną,w której "część ogólna"poprzedza ,,część szczegółową". Tekst zyskuje przez to naprzejrzystości, ale traci swojąsilę przekonywającą. Bardzołatwo jest najpierw rozwinąć teorię, apotem podbudowaćjąprzykładami, przyroda bowiem jest tak bogata w formy, że jeślistarannie się poszpera, można znaleźć pozornie oczywisteprzykłady także dla zupełnie bezsensownych hipotez. Książkamojabyłaby prawdziwie przekonywająca, gdyby czytelnik napodstawie faktów, które przedstawię,mógł dojść sam doidentycznych wnioskówco ja. Ponieważ jednak nie mogęwymagać od niego przebyciatakiej krzyżowej drogi, podamtutaj krótkie streszczenie poszczególnych rozdziałów jako rodzaj drogowskazu. Rozpoczynam w pierwszych dwóch rozdziałach od opisuprostych obserwacji typowych form agresywnego zachowaniasię. W III rozdziale omawiamrolę agresji w zachowaniugatunku, aw IV wypowiadam się na temat fizjologii instynktownych ruchów w ogólności, a szczególnie popęduagresji,aletylko w takim zakresie, aby wyjaśnić zjawisko wciąż rytmiczniepowtarzających się spontanicznych wybuchów tego popędu. W rozdziale V tłumaczę przebieg rytualizacji i usamodzielnianiesię wytworzonych przez nią instynktownych sił napędowych,poto by umożliwić późniejsze zrozumienie działaniarytualizacji jako hamulca agresji- Temu samemucelowi służyrozdział VI, w którym usiłuję dać ogólny przegląd układówdziałania instynktownych sił napędowych. W VII rozdziale 20 wykazuję na konkretnych przykładach, jakie mechanizmywynalazła" zmienność gatunkowa, aby skierować agresywność na tory nieszkodliwe, jakąrolę odgrywa w tym zadaniurytuał i jak powstające dzięki temu sposoby zachowania sięzbliżone są do tych, które uczłowieka dyktuje świadomepoczucie moralności. Treść tychrozdziałów stwarza podstawęułatwiającą zrozumienie działania czterech bardzo różnychrodzajów porządku społecznego. ' Pierwszym jest stado anonimowe, wolne od wszelkiej agresywności, ale też pozbawioneosobistych znajomości i spójności pomiędzy poszczególnymiosobnikami. Drugi to rodzinne i społeczne współżycie ślepowronów i innych kolonijnie gnieżdżących się ptaków, istniejącetylko dlaobrony terenowego podziału swojego rewiru. Trzecirodzaj reprezentują osobliwe wielkie rodziny szczurów, których członkowie nie znająsię osobiście, a rozpoznają się tylkopo rodzinnym zapachu, zachowując się wobecsiebiepodwzględemspołecznym wzorowo; walczą natomiast z dzikązaciekłością przeciwko każdemu członkowi własnego gatunkunależącemu do innej rodziny. Wreszcie czwarty układ społeczny to taki, w którymwięzi osobistej miłości i przyjaźni niedopuszczają dowalki i wyrządzania krzywdy w obrębie własnejspołeczności. Tę formężycia społecznego, którawykazujewiele analogii ze społeczeństwem ludzkim, opiszemy dokładniena przykładzie gęsi gęgawej. Po tym, co przedstawię w tych jedenastu rozdziałach, sądzę,że będę mógł wytłumaczyć przyczyny wadliwości niektórychfunkcji agresywności ludzkiej. Rozdział XII "Kazanie o pokorze" ma przyczynić się do tego, abyusunąć pewnewewnętrzne opory, które wielu ludziom nie pozwalają spojrzećna siebie jako na część wszechświata i uznać, że ich własnezachowanie się również podlega prawom natury. Opory te ' Każdemu z tych czterechporządkówspołecznych poświęconyjest jedenrozdział (przyp. red. ). 21. wypływają, po pierwsze, z niechęci do zasady przyczynowoścl, która zdaje się sprzeczna z istnieniem wolnej woli, a podrugie, z wewnętrznej pychy człowieka. Rozdział XIII zawieraćbędzie obiektywny opis obecnej sytuacji ludzkości, takjak na przykład widziałby ją biologz dystansu Msasa. W XIV rozdziale pozwalam sobie sugerowaćpewneśrodkizaradcze przeciwko wadliwym funkcjom agresji, których przyczyny śmiem twierdzić są miznane. Roalział pierwszy PROLOG WMORSKIEJ TONI Zaczynać musisz na otwartym morzu! Na małymwpierw poprzestań. Ceń Ten drobiazg, co ci w przełyk wsiąknie. Bo rośnie siętakz dnia na dzień, Dowyższych wciąż kształtując się osiągnięć. (Goethe. Fau^t. c;. U. przełożył FeliksKonopka. ) Urzeczywistniło mi się odwiecznemarzenie ludzkości o skrzydłach: w stanie nieważkości unoszę sięw przejrzystej tonii bezwysiłku płynę przez rozsłonecznione obszary. Poruszam sięprzy tym nie z brzuchem wypiętym do przodu i głową sterczącąw górę, jak wypada człowiekowi dbałemu o swą drobnomieszczańską godność; posuwam się w pozycji uświęconej pradawnątradycją kręgowców, plecy mam odwrócone ku niebu, głowęwysuniętą naprzód. Dopiero gdy chcęspojrzećprzed siebie,wysiłekwygięcia karku przypomina mi,że jestem mieszkańcem innego świata. Ale właściwie wcale tego nie chcę; wzrokmój, jak przystałona ziemskiego badacza, kieruję w dót, nasprawy dziejące się pode mną. "Lecz kto z wąs duszę chce zatrzymać w ciele,niechajmorskiegoten unika dna i niech nie sięga w ową głąb zuchwale,którąBóg zasnuł w wieczny mrok ifale. "' JeżelijednakBógtego nieuczynił, jeżeli, przeciwnie, pozwolił,aby radosnepromienie południowego słońca użyczyły barw swego widmazwierzętom i roślinom, niechaj człowiek sięgnie w te głębie radzęto każdemu i koniecznie je spróbuje przeniknąćchociażby jeden raz w ciągu życia, zanim będzie na to za stary. Potrzeba mu do tego tak niewiele, zaledwiemaseczki donurkowania, rurki oddechowej i jeżeli chce być bardzo rozrzutny, pary gumowych płetw na'nogi, a wreszcie pieniędzy na ' F, Schiller,ballada Nurek, przełożył St. Maykowski. przejazd nad Morze Śródziemne czy Adriatyk, chyba żepomyślne wiatry zapędzą go gdzieś dalej na południe. Z dostojną powolnością, poruszając płetwami, sunępokrainie baśni. Nie jest to krajobraz prawdziwychraf koralowychz dzikimi spękanymigórami idolinami żyjącymi własnymżyciem jest mniej heroiczny, ale nie mniej ożywiony, leżybezpośrednio przy brzegu jednej z wielu wysepek z koralowcopochodnego wapienia, tak zwanych Keys, ciągnących siędługim sznurem aż do południowego krańca półwyspu Florydy. Wszędzie na podłożu zestarego koralowego rumowiska tkwiąrozrzucone przedziwne półkule koralowców-mózgowników,szeroko rozgałęzionepojedyncze krzaki akropory, zwiewnekępy koralirogowych, takichjak przeróżne gatunki gorgon,a pomiędzy nimi różnorodne kępki brązowych, czerwonychi złocistych morszczynów, niespotykanych w prawdziwychrafach koralowych na dalszych obszarach oceanu. Grube naszerokość człowieka,a wielkie na wysokośćstołu gąbkiloggerhead (gąbka głowiasta) stoją w dużych od siebie odstępach, nieładne w kształcie, ale tak regularne, że zdają siędziełem rąk ludzkich. Nigdzie nie widaćwolnej powierzchnimartwych kamieni; wszystkie miejscamiędzy wymienionymiorganizmami wypełniają mszywioły, polipy dzwonkoptawówi gąbki, pokrywające gęstą liliową i pomarańczową runią dużepowierzchnie. Wobec tylu kolorowych gruzłowatych powłoknakamienistym podłożunie zawsze nawet wiem, czy należąone do świata zwierzęcego czy roślinnego. Moja bez trudu przebywana droga prowadzi z wolna na corazpłytsze wody, gdzie liczebność koralowców zmniejsza się,roślin natomiast przybywa. Pode mną rozpościerają się rozległelasyuroczegoglonu, zupełnie podobnego w formie i proporcjach do afrykańskich parasolowatych drzew akacjowych. Stwarza to złudzenie, że znajduję się nie tuż nad atlantyckimdnem koralowym, ale stokrotnie wyżej, nad etiopskimlasostepem. Przesuwają się pode mnąszerokie łanytalasji i łąkimniejszej od niej zostery. Gdy mam już pod sobą niewiele 24 więcej niż metr wody,widzę przedsobą długą, ciemną,nieregularnąścianę poprzeczną, rozciągającą sięw prawoi w lewo na całe moje pole widzenia i wypełniającą bez resztyprzestrzeń między oświetlonym dnem morza a jego powierzchnią. Jest to owa osobliwa granica międzylądem amorzem; zbliżam się oto do wybrzeża Vitae Key, Wyspy Drzewa Życia. Liczba napotykanych ryb stopniowowzrasta. Wyskakująspode mnie całymi tuzinami. Znowu przypominają mi sięzdjęcia lotnicze wAfryce,w czasie których można obserwowaćstada dzikich zwierzątpierzchających na wszystkie stronyprzed cieniem samolotu. Gdzieindziej znowuna gęstych łąkachtrawy morskiej zabawne grube kolcobrzuchy żywo przypominają kuropatwy podrywające się zpola zboża, aby znów wniezapaść po krótszym lub dłuższym locie. Inne znów ryby, nierazwprostniewiarygodnie ubarwione (aleprzy całej jaskrawościkolory ich są zawsze zharmonizowane),zachowują się wręczodwrotnie: na mój widok zapadają wtrawę morską, tam gdziesię akurat znajdują. Gruby "jeżozwierz" chilomykter z cudownymi diabelskimi rogami nad błękitnymi oczamileży całkiem spokojnie, jakby szczerząc zęby w uśmiechu; niewyrządziłem mujeszcze żadnej krzywdy, a już jeden zczłonków jego rodziny dokuczył mi boleśnie. Gdy bowiem kilka dnitemu nieostrożnie chwyciłem taką rybę, zwaną przez Amerykanów spiny boafish,wygryzła mispory kawał skóry prawegowskazującego palca swymniezwykle ostrym,niby papuzimdziobem, utworzonymz dwóch przeciwstawnych zębów. Obecnie nurkuję do tego dostrzeżonegookazu, chwytam jegomościaostrożnie i wynurzam się z nim na powierzchnię wody. Nurkującstosuję dlaoszczędzenia sił wypróbowaną technikękaczki, przegrzebującej dziobemdno napłyciznach; mianowicewystawiam tylną część ciała ponad powierzchnię. "Jeżozwierz" po kilku daremnych próbach ukąszenia mnie zaczynaodnosić się poważnie do swojej nowej sytuacji życiowej i sięnadyma. Moja obejmującago ręka czuje wyraźnie "uderzenietłoka"małej pompy utworzonej z mięśnigardzieli ryby. Gdy 25. osiągnął już granicę rozciągliwości swej skóry i leży na mojejdłoni niby wypchana, naprężona do ostateczności kolczastakula puszczam go na wolność i bawię się komicznympośpiechem, z jakim wytryskuje z siebie wtłoczoną wodę i znika w trawie morskiej. Następniezwracamsię w kierunku ściany dzielącej tu morzeod lądu. Na pierwszy rzut okawydaje się, że jest utworzonaz tufu, gdyż powierzchnia jej jest fantastycznie poszarpanai pełno jest wniej jam ziejących jak ciemne przepastneoczodoły czaszek. Tymczasem skała jest starym szkieletem. koralowców, pozostałością przedlodowcowych raf koralowych, które w glącjalesangammońskim znalazły się na suchymlądzie i obumarły. W skale widoczne są wszędzie konstrukcjetego samego koralowca, jaki żyje jeszcze dziś, a pomiędzy nimiwciśnięte skorupy małży i ślimaków, których żyjący współplemiency jeszcze terazzasiedlają te wody. Znajdujemy się tuwięc na dwóch rafach koralowych, jednej starej, zamarłejprzed dziesiątkami tysięcy lat, i nowej, wyrastającej na trupietamtej, tak jak normalnie koralowce i kultury wyrastająna szczątkach swoich przodków. Podpływam pod poszarpane wybrzeże i sunę wzdłuż, dopókinie natrafiam na odpowiedni niezbyt ostry występ, który mogęuchwycić prawą ręką, aby się przynim zakotwiczyć. W niebiańskiej nieważkości, cudownie ochłodzony, ale nie zziębnięty,daleki od wszelkich ziemskich trosk, intruz w tym świecie baśni poddaję się łagodnemu kołysaniu fal, zapominam o sobiei zamieniam się cały we wzrok uduchowiony i radosny balonik na uwięzi! Ryby widzęwokoło siebie wszędzie, alewobec płytkościwody są to prawie wyłącznie drobne gatunki. Przybywająz daleka bądź opuszczają teraz swoje kryjówki, do którychschroniły się przede mną, i podpływają z ciekawości. Zarazjednakgwałtownie, choć na krótko, odskakują ode mnie, gdyprzeczyszczam rurkę oddechową silnie wydmuchując wodę,która siędo niej dostała bądź też w niej skropliła. Jeśli tylko 26 -^dycham spokojnie i cicho, ryby zbliżają się znowu, a gdy takkolyszt si? ze mną idealnie miarowo w dół iw górę, zgodnie łagodnymi uderzeniami fal,sięgam pamięcią do mojegoHasycznego wykształcenia i cytuję: "Znów przychodzicie. rozwiewnepostacie, które ogarniał ongiś mglisty wzrok. Czymi tym razem zatrzymać się dacie? Czy sercejeszcze złud tychujmie tok? "21 właśnie na przykładzie ryb dostrzegłem, zaistebardzo jeszcze mglistym wzrokiem, pewne ogólne prawidłazachowania się zwierząt, nierozumiejąc ich podówczaswcale. Jednakże sercemoje nadal rwie się ku tej złudzie, aby celjeszczew ciągu mego życia osiągnąć! Pojąć te formy w całej ichpełni jest nigdy nie gasnącą tęsknotą zarówno zoologa, jak i artysty. Chmara postaci,które namnie napierają, wydaje mi sięw pierwszej chwili przytłaczająca; niektóre są tak blisko, że niejestem zdolny dojrzeć ich wyraźnie moim nieco już osłabionymwzrokiem. Ale po pewnym czasie zaczynam się po trochuoswajać zich zarysami, a zdolność postrzegania postaci, tennajwspanialszy instrument ludzkiegopoznania, pozwala mi naopanowanie tej wielorakościzjawisk. Wtedy okazujesię nagle,że niema tu aż tylu gatunków, jak mi się początkowowydawało, choć jest ich jednak sporo. Wśródryb możnawyraźnie rozróżnić dwieodrębne kategorie, mianowicie takie,które przypływają gromadnie od strony otwartego morza czyteż wzdłuż skalistej ściany, i takie, które po uspokojeniu siępaniki wywołanej moim zjawieniem sięwychodzą powolii ostrożnie z grot i innych kryj ówek,zawsze pojedynczo! Wiem o nich już także ito, że można odnaleźć to samo zwierzęzawsze w tej samej siedzibie, nawet po kilkudniach i tygodniach. W czasie całego mojego pobytu w Key Largo odwiedzałem przepiękną pawiooką rybę-motyla regularnie cokilka dni w jej mieszkaniu pod obalonym przez huragan Donnapomostem i zawsze zastawałem ją w domu. Goethe, Faust, cz. I, przełożył W. Kościelski. 27. Do gatunków pływających gromadnie, spotykanych raz tu. raz tam, należą milionowe armie małych srebrnych ateryn,różne małe żyjące w pobliżu brzegów rodzaje ryb śledzioksztaltnych jak również ich groźni łowcy, szybkie jak strzała belony,dalej szarozielone okoniopodobne postacie luejanusów (Lutianus), przebywające w tysiącach pod pomostami, ścianaminabrzeży i stromym wybrzeżem. Były tam wreszcie opróczwieluinnych urocze żółto i niebiesko prążkowanehemulony, zwane przez Amerykanów grunts chrząkacze, bo wyjętez wody wydają z siebie dźwięki podobne do chrząkania. Częstowiduje się okazy szczególnie pięknego, niebieskopręgiego,białego i żółtopręgiego hemulona. Nazwy te niesą właściwe,gdyż wszystkie trzy gatunki mają wzory w kolorach niebieskimi żółtym, choć desenie te różnią się międzysobą. Według moichobserwacji wszystkie trzy rodzaje pływają często wmieszanychławicach. Niemiecka nazwa tych ryb: "purpurowe paszcze"(Pwpurmauler), wywodzi się z osobliwie jaskrawoczerwonegoubarwienia błony śluzowej pyska, co jest widoczne tylko wtedy,gdy rybagrozi szeroko otwartą paszczą swojemu współplemieńcowi, na co ten odpowiada tym samym. Jednakże nigdynie widziałem ani na swobodzie, ani w akwarium, aby towzajemne przeraźliwe grożenie doprowadziło do prawdziwej walki. Przemiła jest zuchwała ciekawość, zjaką towarzysząpłetwonurkowi tei inne równie kolorowe hemulony,a takżeniektóre snappers lucjanusy, trzymające się często razemz nimi. Prawdopodobnie tak samo eskortują one nieszkodliweduże ryby i niestety dziś już prawie wytępione manaty,legendarne krowy morskie, czyniąc to w nadziei upolowaniarybek lub innychmałych istot wypłoszonych przez to dużezwierzę. Gdy po raz pierwszy odpłynąłem zeswego macierzystego portu,z mola motelu Key Haven w Tavemier naKeyLargo, zdumiałem się nieprawdopodobną liczbą gnmts i snappers, które otoczyły mnie tak gęstą ławicą, żezasłoniłymiwidoczność, i które zdawały się równieliczne wszędzie, gdzie 28 (.AOpodpływałem. Dopiero później zorientowałem się, żemwaizyszyly ml sta^ 'e same ryby, abyłoich, lekko licząc,lalka tysięcy! Gdy płynąłem równolegle do brzegu w kierunkudo następnego mola oddalonego o około 700 m, ławica ciągnęłaza inną mniej więcej do połowy drogi, po czymnagle odwracałasjęi w zawrotnym tempie mknęła z powrotem do swegosiedliska. Ryby mieszkające pod drugim pomostem spostrzegały moje nadejście. Z ciemności zalegającej nadnim wyłaniał sięku mnie przerażający potwór, na kilka metrów szeroki, prawierównie wysoki i wielokrotnie dłuższy, rzucający czarny ponurycieńnaosłonecznione dno. Po zbliżeniu potwór zamienia sięw mrowie sympatycznych hemulonów. Gdy zdarzyłomi się topo raz pierwszy, przeraziłem się śmiertelnie! Później właśnieobecnośćtychrybek wywoływała we mnie wręcz przeciwneuczucie: dopóki płynęły ze mną, miałem tę nadzwyczaj krzepiącą świadomość, że nie zagraża mi w najbliższym otoczeniużadna wielka barrakuda! Zupetse odmienne są belony, te małe zuchwałerozbójnik! ,pędzące w eskadrach po pięć lub sześć tuż pod powierzchniąwody, smukłe jak strzały. Z mojejobecnej perspektywy byłyprawieniewidoczne, ponieważ ich srebrzyste boki odbijająświatło zupełnie wtaki sam sposób jak dolna płaszczyznaobszaru powietrznego, znana namo tyle lepiej od drugiej stronyswego janusowego oblicza jako zwierciadło wody- Widzianenatomast z góry, ryby te mienią się kolorem błękitnozielonymzupełnie jak lustro wody i stąd nieomal jeszcze trudniej jedojrzeć niż od dołu. Przemierzają one najwyższewarstwy toniw szeroko rozprzestrzenionych tyralierach i polują na małeateryny, silversides, które milionami i miliardami wypełniająwody gęsto jak płatki śniegu w czasie zamieci, a błyszczą jak"sreberko"choinkowe. Karzełki te nie boją się mnie wcale; ryby ich rozmiaru niesą interesującą zdobyczą dla ryb mojejwielkości, mogą więc pływać swobodnie pośród ich roju. Nieustępują mi tak dalece, że mimo woli wstrzymuję oddech, abynie dostałymi się do tchawicy, cosię takczęsto zdarza 29. z komarami latającymi w równie gęstym roją. Odruchu tego niehamujefakt, że dzięki rurce oddycham przecież w innymśrodowisku. Ale gdytylkozbliży się choćby najmniejszabelona, srebrne rybki rozpryskują się błyskawicznie na wszystkie strony, do góry, w dół, skaczą nawet nad powierzchnięwody, pozostawiając w ciągu kilku sekund wielkie przestrzeniewodne wolne od ich sreberka. Wypełniają się onepotempowoli, ale dopiero gdy drapieżniki odpływają. Pomimo że wielkogłowe, okoniopodobne postacie gruntai snappers różnią się znacznie od igłowate wyciągniętychopływowych kształtów belon, są one wszakże pod jednymwzględem do siebiepodobne:oba gatunki wyglądem nieodbiegają tak znacznie od ogólnie przyjętego wyobrażeniazwiązanego zwykle z nazwą "ryby". Nie można tego samegopowiedzieć o miejscowych mieszkańcach jaskiń. Cudowna"anielska ryba", niebieskaz żółtymi poprzecznymi pasamizdobiącymijej młodzieńczą szatę, jeszcze może uchodzić za"normalną" rybę. Ale czy w ogóle można nazwać rybą to, co sięwłaśnie wysuwa powiewnym wahadłowym ruchem ze szczeliny między dwiema skałami koralowymi, tę aksamitnie czarnątarczę otoczoną jaskrawożółtą szarfą z lśniąco błękitnymrąbkiem dolnej krawędzi? Albo naprzykładte dwagnającejakoszalałe małe stworzonka wielkości trzmiela i jak on kuliste, naktórych jaskrawopomarańczowoczerwonychciałkach połyskuje okrągłe czarne oko w jasnoniebieskiej obwódce, umieszczone notabene na jednej trzeciej długości tułowia, licząc o dtylu? Alboznów ten klejnocik lśniący tam, w tej jaskini. którego ciałorozgraniczone jestłiniąbiegnącą od przodu idołuku tyłowi i w górę nadwapola, z których jedno połyskujeniebieskofioletowo, a drugie cytrynowożółto? Czy też tenjedyny w swoimrodzaju wycinek ciemnoniebieskiego gwiaździstego nieba, usianego jasnoniebieskimi światełkami, któryspod skałykoralowej wyłazi właśniepode mną, stwarzającpozory odwrócenia wszystkich kierunków obowiązującychw przestrzeni na lądzie? Przy bliższej obserwacji okazujesię, że 30 ""szystkie te baśniowe stwory są oczywiście także poczciwymirybami, i to "awet nle ta^ bardzo dalekimi krewnymi moichstarych przyjaciół i towarzyszy pracy pielęgnicowatych. Gwiezdne niebo", jewel-fish (ryba-klejnot),i rybka z niebieska ełową i grzbietem, a żółtym brzuszkiem i ogonem beauCrezory, są nawet ich bliskimi krewnymi. Pomarańczowy trzmiel" jest niemowlęciem ryby zwanej trafnie przeztubylców rock beauty (skalna piękność), a czamo-żółta tarcza tomłoda czarna "anielska ryba". Ale co za kolory i co zaniewiarygodnyzestaw tych kolorów: wydajesię nieomal, żechodzi specjalnie o wywołanie z daleka piorunującego wrażeniajak sztandar albo raczej jak plakat reklamowy! Nad sobą mam falujący ogrom, "gwiezdne niebo"chociażmałe pod sobą, unoszę się w stanie nieważkościw przezroczystym przestworze, otoczony anielskimi istotami,pogrążony wpoznawaniu, w modlitewnym podziwie świata i jegopiękna. Mimo todzięki niechaj za tobędą Stwórcy potrafię jeszczeobserwowaćistotneszczegóły. Zauważamwięc rzecz następującą:ryby matowo ubarwione lub, jakhemulony, o kolorach pastelowych widzęprzed sobą stalew dużej liczbie, a przynajmniej kilka ich przedstawicielekpłynących równocześnie, często w zwartych ławicach. Natomiast spośród kolorowych gatunków znajdują się w moimpolu widzenia pojednej błękitnej i jednej czarnej"anielskiejrybie", jeden beau Gregory i jedno "gwiezdneniebo", a spośród dwojga dzieci rockbeauty,przemykającychsię koło mnie, jedno z dzikąpasją goniło drugie. Oddaję się nadal obserwacji,chociaż pomimo wysokiejtemperatury wody zaczynam powoli marznąćw tej mojejegzystencji balonika na uwięzi. I właśniew tej chwili dostrzegam zbardzo daleka, a oznacza tonawetprzy kryształowoprzejrzystej wodzie tylko 10-12 metrów drugiego beauGregory,który zbliża się najwyraźniej w poszukiwaniu pokarmu. Osiadły obok mnie beau zauważa intruza owiele późniejniż ja z mojego punktu obserwacyjnego, bodopierogdy ten 31. zbliżyl się na odległość około czterech metrów. Ale wówczasmiejscowy podrywa się i rzuca ku obcemu z bezprzykładnąwściekłością, tak że tamten, choć nieco większy od napastnika. natychmiast zawraca iwytężonymi uderzeniami w bezładnymzygzaku umyka przed śmiertelnymiciosami gospodarza,z których każdy, gdyby go dosięgną! , mógłby gociężko zranić. Conajmniej jedengo dosięga, widzę bowiem migocącą łuskęopadającą powoli na dno, jak zwiędły liść z drzewa. Gdy intruzznika w mglistej błękitnozielonej dali,zwycięzca wracaszybkodo swojejpieczary. Wężowym ruchem prześlizguje się pogodnie poprzez gęsto stłoczoną gromadęmłodych hemulonówszukających pokarmu tuż przed jaskinią, omijając je z całkowitąobojętnością, jakby były martwymi kamieniami bądź innąniegodną uwagi nieżywą przeszkodą. Najmniejszej chęci atakuniewzbudza w nimnawet mała błękitna "anielska ryba", dośćdo niego podobna, ito zarówno kształtem, jak i ubarwieniem. ' Zaraz potem obserwuję zupełnie analogiczną do wyżejopisanej rozprawę pomiędzydwiema czarnymi, ledwie napalecdługimi "anielskimi rybami", tym razem jednak nastrój jestmoże nieco bardziej dramatyczny. Rozgoryczenie rywaliwydaje się jeszcze głębsze, paniczny strach uciekającego intruzajeszcze bardziej oczywisty, może dlatego, że powolne moje okolepiej może śledzić ruchy "anielskich ryb", o tyle leniwsze odbeau Gregory,których gra jest wręcz błyskawiczna. Spostrzegam z czasem, że zrobiło mi sięwręcz zimno; wydrapuję sięwięc po koralowej ścianie na ciepłe powietrzei złote słońce Florydy, a następnie usiłujęsformułowaćkrótkoto, co widziałem: jaskrawo ubarwione, "plakatowe" ryby sąwszystkie osiadłe. Tylko u nich obserwowałem obronę własnego rewiru. Ich dzika żądza ataku skierowanajest wyłączniena współplemieńców; nigdynie widziałem, aby ryby dwóchodmiennych gatunków atakowały jedna drugą, nawet gdy obiesą w najbardziej agresywnym nastroju. Hww.- CIĄG DALSZY W LABORATORIUM Czego się niedotkniecie, dalekie wam się zdaje,Czego nie pojmujecie, już brak wam całkowicie. A za nieprawdę macie to,czego nie zliczycie. Czegoście nie zważyli, lekkimwam zwać najprościej,Cosię spieniężyć nie da, jest dla was bez wartości. iGoethe. F{mv. cz. TI,przełożył Feliks Konupka. t W poprzednim rozdziale posłużyłem sięw pewnej mierzelicencją poetycką. Przemilczałem bowiem,źejz obserwacjiwakwariach wiedziałem już o tym, jak zażarcie koloroweryby koralowe walcząze swymi współplemiencami, i że utworzyłemsobie jużprowizoryczny pogląd nabiologicznysens tychwalk. Jechałem na Florydę, aby tylko sprawdzić te hipotezy. Bytem całkowicie na to przygotowany, aby jeśli się okaże, żefakty im przeczą, wyrzucić je całkowicie za burtę, a raczejmówiąc ściśle wypluć przez rurkę oddechową do morza; trudno jest bowiem cokolwiek wyrzucić zaburtę,gdy się płyniepod wodą. A w ogóle nie ma dla badacza lepszejporannejgimnastyki jak codziennie przed śniadaniem zniweczyć jednąze swych umiłowanych hipotez pozwala to na utrzymaniemłodzieńczej formy. Gdy przed parulaty zacząłem prowadzić badania nadniezwykle barwnymi rybami rafowymi w akwarium, kierowałem się swoim "nosem" do interesującychbiologicznychproblemów, oczywiście poza czysto estetyczną radością z oszałamiającego piękna tych zwierząt. Pierwszepytanie, które misię nasunęło, brzmiało: po co na Boga! ryby te są takkolorowe? Gdy biolog stawia sobie pytanie "po co", nie oznaczato,żechce przemknąć najgłębszy sens świata w ogólności, a określony fenomenw szczególności. Przeciwnie, pragnie przezzupełnie skromne postawienie zagadnienia dotrzeć do czegoś 33. zgoła prostego i w zasadzie dającego się zawsze sprawdzić. Odkiedy dowiedzieliśmy sięod KarolaDarwina o historii powstania świata organicznego, a ponadto jeszcze coś niecośo przyczynach jego powstania pytanie "po co" jest dla nasczymś ściśle określonym. Wiemy bowiem, że wydolnościróżnych narządów zmieniająsię, przy czym lepsze jest wszędzie wrogiem dobrego. Gdy przez małą, samą w sobie przypadkową przemianę dziedziczną(mutację) jakiś organ staje siętrochę lepszyi bardziej wydolny, z tą chwilą nosiciele tej cechywraz ze swym potomstwem stają się dla wszystkich mniejuzdolnionych wspólplemieńców konkurentami, którym ci niemogą sprostać. Prędzej czy później znikają oni z powierzchniziemi. Ten nieustanny proces nazywa się doborem, czyliselekcją naturalną. Selekcja ta jest jednym z dwóch "wielkich"konstruktorów" zmienności gatunków;drugim, który jej dostarcza tworzywa, są zmiany w podłożu dziedzicznym, czylimutacje. Darwin, w czasiekiedy obecność ich jeszcze nie byłaudowodniona, w swym genialnym wizjonerstwiewydedukowatich istnienie jako niezbędną konieczność. Nieprzebrana liczba złożonych, tak celowo iplanowo zbudowanych organizmów zwierzęcych i roślinnych zawdzięczaswoje istnieniebenedyktyńskiej robocie dokonywanej od milionów lat przezmutację i selekcję. O tym jesteśmy mocniejprzekonani niż samDarwin i jak niebawemzobaczymy,mocniejsze mamypo temu dzisiaj podstawy. Może kogoś torozczaruje, że bogactwoform tego,cożyje, form, którychharmonijna prawidłowość przejmuje nas głębokimpodziwemi których piękno wzrusza nasz zmysł estetyczny powstałow sposób takprozaiczny i przyczynowo zdeterminowany. Jednakże badacza przyrodywciąż na nowo ogarnia podziw,żenatura, tworząc wszystkie swoje wielkie dzieła, nie przekracza przy tymnigdy swoich własnych praw. Rzeczową odpowiedź na nasze pytanie "po co" otrzymamytylko tam,gdzie obaj wymienieni "wielcy konstruktorzy"dokonywali wyżejopisanego dzieła. Pytanieto jest jedno34 ^ pytaniemo to,jakie znaczenie dla zachowania^^unku ma taki czy innyszczegół bądź funkcja. Ody pytamy: po co kot ma spiczaste zakrzywionepazury? " i odpowiadamy po prostu: "Po to, aby łowić myszy"nieozna'[o wyznania wiaryw jakąś metafizyczną teleologię, aleoznacza po prostu, że łowienie myszy jest specyficzną wydolnością, o takimznaczeniu dla zachowania gatunku, żewyhodowała u wszystkich kotów właśnie takąformę pazurów. 1Nanasze pytanie nie będzie sensownej odpowiedzitylko wówczas, gdy dziedziczna zmiana zdziałała jedyniecoś czysto przypadkowego. Tak więc na przykład nie ma sensu pytać, po co u kuri innych zwierząt domowych występująwszystkie możliwepstrokacizny upierzenia,skoro człowiekzwierzętate strzeże ipozbawia naturalnej możliwościwyselekcjonowania barw ochronnych. Gdynatomiast napotykamy zdecydowanie zróżnicowane, prawidłowe twory, uderzające nas ogólnym nieprawdopodobieństwem właśnie wskutekswejprawidłowości, jak np. skomplikowana budowa pióraptasiego albo sposoby instynktownego zachowania się możemy wykluczyć, że powstawały oneprzypadkowo. Wtedynależy spytać tylko, jaki nacisk selekcji je wyeksponował,a więc jeśli kto woli,po co istnieją. Pytanie to stawiamyw uzasadnionej nadziei otrzymania zrozumiałejodpowiedzi,podobnej do tych, które uzyskiwaliśmy już bardzo często,a właściwie przyodpowiedniej wytrwałościpytającego prawie zawsze. Nie zmienia tu postaci rzeczy kilka wyjątkowych przypadków, w których badania nie dałyodpowiedzi,araczej jeszczena razie jej nie dały, na to najważniejszez wszystkich biologicznych pytań. Po co, na przykład, mięczak na skorupęo tak cudownym kształcie ikolorze, skoro słabywzrok jego wspótplemieńcówi tak nie pozwalałby godojrzeć,nawet gdyby nie był prawie zawsze okryty skórnym fałdem 1 Tak pojmowany"cel" zwykło się określać jako sensbiologiczny. (Przyp. red naukowej. ) 35. płaszcza, a ponadto jeszcze mrokiem głębokiego dna morskiego? Jaskrawe barwy ryb koralowych wymagają pilnie wyjaśnienia. Jaki sens biologiczny przyczyniający się do zachowania gatunku jewyhodował? Kupiłemsobie najbardziej kolorowe ryby, jakie mogłem dostać, a także pewną liczbę okazów z mniej kolorowychrodzajów o barwach ochronnych. Wtedy zrobiłemzupełnienieoczekiwane odkrycie: spośród większości prawdziwie"sztandarowe" i "plakatowo" kolorowych ryb koralowychabsolutnie nie można trzymać w małym awarium więcej niżjednego osobnika każdego gatunku. Gdy wpuszczałem dopojemnika więcej ryb tego samego gatunku, w krótkim czasiepo zażartej walce pozostawała przy życiu tylko najsilniejsza. Później na Florydzie zrobiłona mnieogromne wrażenie, gdyw otwartym morzu natknąłem się na te same krwawe awantury. które odbywały się wmoim akwarium: zgodniewspółżyją zesobą zawsze tylko jedna rybajednegogatunku z równieżywo, ale odmiennie ubarwioną rybąkażdego innego gatunku,również pojedynczą. Przymałym pomoście niedaleko mojejkwatery żyły sobie w najlepszej komitywie jeden beauGregory, jedna mała czarna "anielska ryba" i jednaryba-motył pawiooka. Pokojowe współistnienie dwóch osobników "plakatowo" kolorowego gatunku zdarza sięzarównow akwarium, jak iw otwartym morzu tylko wśród takich ryb,które tak jak pewne gatunki ptaków żyją w trwałymzwiązku małżeńskim. Takie pary małżeńskie widziałem na swobodzie wśród błękitnych "anielskich ryb" i wśródbeaux Gregories, a wakwarium wśród brązowych i biało żółtych ryb-motyli. Małżonkowie w takich parach są nierozłączni,a co ciekawe, w stosunku do swoichwspółplemieńców sąjeszcze bardziej zaczepni niż samotne rybytego samegogatunku. Dlaczego tak jest, wyjaśnimy później dokładnie. W otwartym morzu zasada "swójdo swegonie lgnie"znajduje bezkrwawe potwierdzenie, zwyciężony bowiem ucie36 terenu zwycięzcy, którynie nękago dalej pogonią. Matomaist w akwarium, skądnie ma wyjścia, często zwycięzcanrostu zabija rywala, a co najmniej zajmuje cały pojemnik na'M rewiri tak zadręcza bezdomnych współtowarzyszy bezustannymi atakami,że rozwijają się one o wiele wolniej odniego; jego przewaga staje się coraz większa aż do tragicznego finału. Dla obserwacji normalnego wzajemnego zachowania sięposiadaczy rewirów trzeba zainstalować basen dostatecznieduży napomieszczenie terytoriów co najmniejdwóch osobników badanego gatunku. Zbudowaliśmy więc akwarium o długości 2,5 m, opojemności ponad 2 t wody, w którym byłomiejsce na kilka rewirów niewielkich przybrzeżnych rybek. Młode "plakatowo" kolorowych gatunków są prawie zawszebardziej kolorowe, silniej przywiązane do swojej siedzibyi bardziej złośliwe niż osobniki dorosłe. Na tych miniaturkachryb można więc doskonale badane procesy obserwować nastosunkowo niewielkimobszarze. W tego rodzaju pojemnikach umieściliśmy następujące rybkio długości 2-4cm: siedem gatunków ryb-motyli, dwa gatunki"anielskich ryb", osiem gatunków demoiselles tej samej grupy,do której należy"gwiezdne niebo" ibeau Gregoi-y, dwa gatunkirogatnic, trzy gatunki wargaczy, jeden gatunek chirurgów, kilkainnych "nieplakatowych" i nieagresywnych gatunków, jak: kostery, kolcobrzuchy i wiele innych. Miałem więc w jednymakwariumokoło dwudziestu pięciu gatunków ,,plakatowo"kolorowych ryb, średnio po cztery sztuki każdego gatunku,niektórych więcej, innych nawettylko po jednym, ale wsumieponad sto osobników. Ryby prosperowały doskonale, prawiebez strat, oswoiły się z otoczeniem, ożywiły sięi zgodniez przewidzianym programem zaczęły się tłuc. Teraznadarzyła sięcudowna okazja, aby coś policzyć. Gdy ścisły badacz przyrody może coś policzyć albo zmierzyć,ogarnia go zawsze radość, często niezrozumiała dlaniewtajemniczonych. "Czyż natura tylko dlatego jest wielka, że zmusza 37. was do liczenia? " zapytuje Fryderyk Schiller naukowcównastawionych tylko na pomiary, uznających tylko "szkiełkoi oko". Muszę poecie o tyleprzyznać rację, te gdybym nieliczył, wiedziałbym niewiele mniej o istocie agresji międzygatunkami, ale wypowiedź swoja o tym, co wiem, formułowałbym z o wiele mniejszym przekonaniem, głosząc tylko w krótkich stówach: kolorowe ryby koralowe kąsają prawiewyłącznie członków własnego gatunku. Ustaliliśmy mianowicie liczbę ukąszeńz następującym wynikiem: dla każdejz ryb znajdujących się w basenie z trzema współplemieńcamipośród dziewięćdziesięciu sześciu innych rybek prawdopodobieństwo przypadkowegospotkania się z jednym ,z trzech braci jest jak 3do 96. Natomiast liczba ukąszeń zaaplikowanych wspólplemieńcom w zestawieniu z ukąszeniami ryb obcegogatunku wyraża się stosunkiem około 85 do 15. A nawet taostatnia mała liczba byla myląca w stosunku dofaktycznego stanu, bo policzone ataki niemal wszystkie dotyczyły rybek demoiselles. Te zaśsiedzą prawie stale w swoichjamach,niewidocznez zewnątrz, i atakująwściekle każdą rybęwdzierającą się do ich kryjówki bez względu na jej gatunekGdy więc wyeliminowaliśmy tę grupę z opisanego doświadczenia, ostatecznywynik nabrałjeszczeo wiele większej wymowy. Ataków skierowanych przeciwko rybom obcego gatunku dopuszczały się ponadto te nieliczne osobniki, które nie miaływ całym basenie współplemieńców i musiały swoją zdrowązłość wyładować z konieczności na innych obiektach. A wybórtych obiektów stałsię potwierdzeniem mojego założeniaw takim samym stopniu jak ścisłeliczby. Była tam naprzykładpojedyncza śliczna ryba nie znanego nam gatunku z rodzinyryb-motyli, będąca z kształtu i rysunku czymś pomiędzygatunkiem biało-żółtym a czamo-bialym. Nazywaliśmy jąkrótko bialo-żólto-czamą. Widocznie byla ona całkiem naszegozdania co doswojej pozycji w systematyce, gdyż ataki swojedzieliła w prawie idealnie równych częściach między obecnych 38 basenie przedstawicieli tamtych obu gatunków. Nie zauważyliśmy. ^ r1"^11'1 Jakąkolwiekrybę trzeciego gatunku. Teszcze ciekawiej zachowywała się nasza niebieska rogatnica, łacinieOdonus niger, "czarny zębacz", gatunek takżerenrezentowany tylko pojedynczo. Notabene zoolog, który takia ochrzcił, widział ją widocznie tylko jakoodbarwionego trupaw formalinie, gdyż żywa ryba wcale niejest czarna, leczlśniącobłękitna, a ponadto szczególnie przy krawędzipłetw pokryta delikatnym fioletem z jasnoróżowym odcieniem. Gdy do firmy Andreas Wemer nadszedł transport tychryb,kupiłem od razu tylko jedną sztukę, gdyż po walkach, którezwierzęta te staczały w basenie u sprzedawcy, zorientowałemsię, że mojeakwarium będzie o wiele za-male dla dwóch takichszesciocentymetrowych awanturników. Z braku krewnych moja niebieska rogatnica zachowywała się z początkuprzez jakiśczas dośćspokojnie, a rzadkie ukąszenia rozdzielała w sposób wielce wymowny pomiędzy dwa zupełnieróżnegatunki:po pierwsze prześladowała tak zwane "błękitne diabły", bliskich krewnych beau Gregory o takim samym jak onaniebieskim kolorze, a w drugiej kolejności jedynie dwie rybyinnego gatunku rogatnic, tzw. ryby Picassa. Zwierzęta te, jakwskazuje nadana im przezamatorów nazwa, sąnadzwyczajkolorowe i dziwacznie deseniowane, a choć mają zupełnie innebarwy, podobne są kształtem do niebieskiej rogatnicy. Gdy pokilku miesiącach silniejszy zdwóch "picassów" wyprawiłsłabszego w rybiezaświaty, to znaczy do formaliny,rozwinęłasię silna rywalizacja między tym, który przeżył, a niebieskąrogatnicą. Do jej agresywności niewątpliwie przyczynił się fakt,ze w tym czasie błękitne diabły zmieniły barwęz młodzieńczego jaskrawego błękitu na przyćmionągołębią niebieskośćrybdorosłych, a co za tym idzie, działały mniej pobudzającodowalki. Wreszcie niebieska rogatnica zgładziła rybęPicassa. Wiele mógłbym jeszcze przytoczyć przypadków, jak spośródryb użytych do opisywanego doświadczenia pozostawała tylkojedna, na przykład rybakrólewska. Tam,gdzie dwa osobniki 39. połączyły się w parę. pozostawały oba. Tak było np. w przku brązowych i biało-żóttych ryb-motyli. Znane są niezliiprzypadki, gdy zwierzęta (bynajmniej nie tylko ryby! ), którezbraku wspólplemieńców muszą swoją agresywność wylądować na innych obiektach, wybierają w tym celu gatunkinajbliżej spokrewnione lub barwą podobne do siebie. w przypad. czone Opisane powyżej obserwacje w akwarium i ocena ichwyników potwierdzają bezspornie regułę, udowodnioną takżeprzez badania w otwartym morzu, zeryby są bez porównaniabardziej agresywne w stosunku do członków własnego gatunku aniżeliwobec innych. Jak wynika jednak z tego, comówiłem wrozdziale pierwszymo zachowaniu się ryb na swobodzie, istnieją gatunkio wiele mniej agresywneod ryb koralowych, które badałem. A gdy przyjrzymy się teraz tym niezgodnym, a równocześnietym mniej lub bardziejzgodnym dostrzegamywyraźnyzwiązek międzyubarwieniem,agresywnością i przywiązaniemdo siedziby. Skrajna napastliwość skoncentrowana na wspólplemieńcach i idąca wparze z życiem osiadłym występujepośród ryb obserwowanych na wolności wyłącznieu tychosobników, których jaskrawe barwy, rozmieszczone wielkimiplakatowymi płaszczyznami, głoszą już z dużej odległościo przynależności ich nosiciela do określonego gatunku. Przecież jak już wspomniałem właśnieto ich niezwyklecharakterystyczne ubarwienie wzbudziło moją ciekawość i naprowadziłomnie na to, że istniejetu jakiś problem godnyzbadania. Zdarzająsię równie piękne i kolorowe ryby słodkowodne, niektóre z nich mogą nawet w tej dziedzinie konkurowaćz rybami morskimi; różnica nie polega tu jednak naurodzie, ale na czymś zupełnie innym. Wielki urok bajecznego ubarwienia większości ryb słodkowodnych bywa jednak przemijający. Pielęgnice, których niemiecka nazwa Buntbarschezwiązana jest nawetz przepychemich barw, ryby labiryntowe, przewyższające nieraztamterozmaitością kolorów, czerwono-zielono-niebieskie ciemiki 40 owe różanki,zamieszkujące nasze rodzime wody, a także''^r /one inne gatunki znane z domowych akwariów""wszystkie one mienią się barwami tylko wtedy, gdy rozżarza'tość bądź zapal do walki. '.Ubarwienie wielu z nich możnatlwsze uważaćzamiernik ich nastrojui wnioskować zniego,j^un stopniu ogarnięte sąone agresywnością, podnieceniemseksualnym czy też chęcią ucieczki. Jak niknie tęcza, gdychmura przesłonisłońce, tak gaśnie cała ich wspaniałość, gdymija podniecenie,które ją wywołało, albo gdy w miejscepodniecenia zjawia się naprzykład strach, który natychmiastpowleka rybę niepozorną barwą ochronną. Innymi słowy,barwy u wszystkich tych ryb są wyrazem pewnych stanówi zjawiają się tylko wówczas, gdy są potrzebne. W związkuz tym ichmłode, a często i samiczki bywająubarwione bardzo skromnie. Zupełnie inaczej sprawa sięprzedstawia u agresywnych rybkoralowych. Ich wspaniałe szaty sątak trwałe, jakgdyby byłynamalowane farbą kryjącą. Nieoznacza to, że ryby tenie mogązmieniać kolorów; przeciwnie, na noc przeoblekają sięjakbyw koszulki nocne, które zadziwiającoróżnią się od tego,w coprzyodziane były wdzień. Ale w ciągu dnia,dopóki czuwają i sączynne, zatrzymują zawsze swoje krzyczące barwy bez względu na to, czy pędzą jako zwycięzcy prześladowcyza swoimiwspólplemieńcami,czy jako zwyciężeni usiłują czmychaćdzikimi zygzakami. Nieopuszczają flagi ogłaszającej ichgatunek, niczym angielskiokręt wojenny z powieści morskiejForrestera. Bogactwo barwprezentują w niezmiennej wspaniałości nawet w pojemniku transportowym, gdzie na pewno nieczują się dobrze, a takżegdy są ciężko chore; nawet po śmiercibarwyich zanikają bardzo wolno. U plakatowo kolorowych rybnie tylko samce i samiczki sąrównie barwne,ale nawet ich zupełnie młode potomstwo pyszni^ę jaskrawymi kolorami, a co dziwniejszeczęsto zgołannymi ijeszcze owiele jaskrawszymi niż barwyryb dorosłych. Anajdziwniejsze jest, że u niektórych osobników tylko 41. młode są kolorowe, jak na przykład u opisanego na s. 3]"gwiezdnego nieba" i wymienionegona s. 39 "błękitnegodiabła". Poosiągnięciu dojrzałości płciowej obie te rybkizmieniają barwę tułowia na gołębią popielatosć, a płetw na bladą żóitosć. Wyzywająco jaskrawy jakbyplakatowyukładbarw, występujących w stosunkowo dużych kontrastujących ze sobąpłaszczyznach, różni się od sposobu ubarwienia nie tylkowiększości ryb slodkowodnych, ale w ogóle większości mniejagresywnych i w mniejszym stopniu osiadłych gatunków,U nich zachwyca nas za to delikatność rozłożenia barw, pełneartystycznego smaku stonowanie łagodnych pastelowych kolorów i wręcz wypieszczone wykończenie szczegółów. Gdynadpływa z daleka jeden z ulubionych moich hemu^onów,widać tylko zielonosrebrzystą, zupełnie niepozornąrybkę; dopiero gdy ogląda sieją całkiem z bliska, co w przypadku tychniestrachliwych i ciekawskich zwierzątek jest zupełnie łatwe,dostrzega się złotei jasnoniebieskie hieroglify, które w meandrach otaczają cały tułów, jakszata z artystycznego brokatu. Niewątpliwie wzoryte są także znakiem rozpoznawczym dlaczłonków własnego gatunku, ale odgrywają swą rolę w rozpoznawaniu z bliska przezwspółplemieńca płynącego tużobok. Natomiast równie niewątpliwejest, żeplakatowe koloryagresywnych osiadłych ryb koralowych istnieją "po to", abybyć widoczne i rozpoznawalne z daleka. A wiemy już dobrze, żerozpoznaniewłasnego gatunku wyzwala u tych zwierzątdziką agresję. Wielu ludzi,a wśród nich nawet i tacy, co mają zrozumienie dla przyrody,uważa,że my, biolodzy, w sposób dziwnyi niepotrzebnyprzy każdej zaobserwowanej na zwierzęciubarwnej plamie od razu pytamy o rolę, jaką taplama odgrywaw zachowaniu gatunku, i o dobór naturalny, który doprowadziłdo jej wyselekcjonowania. Wiem z doświadczenia, żeniektórzynawet uważają to za dowód naszego "godnegopotępienia"materializmu, jakoby przesłaniającego nam prawdziwe warto42 Tymczasem każde pytanie, na które można udzielić"adnej odpowiedzi,jest uzasadnione, a piękno i wartość uriska przyrodynie maleje przez to, że badamy, d l a cz e -ono jest właśnie takie, a nie inne. Tęcza nie stała się mniej rzekaiąco piękna, odkiedy poznaliśmyprawa załamywaniasięŚwiatła, którym zawdzięcza swoje istnienie, a zachwyt nasz dlaurody i regularnościrysunku, barwy i ruchów naszych rybledynie wzrastaprzez to, że wiemy, że cechy te mają istotneznaczenie dla utrzymania się tych żywychpostaci, które zdobią. Wiemy jużprawie na pewno,jaki szczególny sens biologicznymają cudowne, bojowe kolory rybkoralowych. Wywołują onemianowicie u członków własnego gatunku i tylko u nich dziką pasję w obronie swego rewiru u osobnika przebywającego w nim, azwiastują mu groźną gotowość innego osobnikado boju, gdy sam wdziera się na cudze terytorium. Podwzględemobu tych funkcjibarwy są nieomal bliźniaczopodobne do innego zachwycającego fenomenu natury, mianowicie do śpiewu ptaków, choćby do owej pieśni słowika, którejpiękno "wtargnęło do wierszy poetów"jaktrafnie powiedział Ringelnatz. Zarówno ubarwienie ryb koralowych, jakpieśńsłowika szeroko głoszą współplemieńcom bo tylko ichto dotyczy że w tym rewirze znajdujesię mocno zasiedziałyigotowy dowalki posiadacz. Teoria ta potwierdza się całkowicie, gdy sprawdzimyją przezporównanie bojowego zachowania się "plakatowych"i "nieplakatowych" ryb spokrewnionych gatunków, przebywającychw tym samym obszarze mieszkalnym, szczególnie gdy rybaplakatowo kolorowai ryba inaczej ubarwionanależą do tegosamego rodzaju. Tak więcna przykładrybanależąca dodemoiselles (rodzina Pomacentridae), skromnie poprzeczniepaskowana, zwanaprzez Amerykanów "starszy sierżant" sergeant major jest pokojowo usposobioną istotą żyjącągromadnie. Natomiast jej krewniaczka z tegoż rodzajuAbudefduf cudownie aksamitnie czarna z jasnoniebieskimiprążkami na głowie i na przedniej części ciała, a siarkowożót43. tym poprzecznym pasem na środku tułowia, jest chyba najbardziej złośliwym posiadaczem rewiru, z jakim miałem doczynienia w czasie moich studiów nad rybami koralowymi. Nasze wielkie akwarium okazało się za małe dla dwóchmalutkich młodych rybek tego gatunku o długości dochodzącejdo niespełna 2,5 cm. Jedna z nichrościła sobie pretensje docałego basenu, druga wiodła krótką wegetację ukrywając sięprzed wzrokiem wrogiej siostrzycy w górnym lewym przednimrogu, za przesłoną pęcherzyków przewietrzacza. Drugiegoznakomitegoprzykładu dostarcza porównanie ryb-motyli. Jedyny wśród nich nieswarliwy gatunek,jaki znam, /to taki,któregocharakterystycznydeseń teżjedyny w swoimrodzaju taksię rozpływa w drobnych szczegółach, żerozpoznać go można dopieroz najbliższej odległości. Najciekawsze jest przy tym to,że ten sam związek zachodzipomiędzy rodzajem ubarwienia a agresywnościąu takich rybkoralowych, które w młodości są plakatowo kolorowe, a jakopłciowo dojrzałe osobniki przybierają skromne barwy: jakomłode są dzikimi obrońcami swego rewiru, a jako dorosłe stająsię nieporównywalnie zgodniejsze. Co do niektórychodnosi sięwręczwrażenie, że muszą one rezygnowaćze swego ubarwienia wywołującego napastliwość, aby było w ogóle możliwepokojowezbliżenie się płciowe. Napewno tak jest u kolorowych rybek jednegoz gatunkówdenwiseHes, zdobnego w wyrazisty czamo-biały wzór, które obserwowałem kilkakrotniew akwarium w czasie tarła. Ryby w tym okresieodkładałyswoje kontrastoweszaty i przybierały przyćmione szare barwy. aby po zakończeniu składania ikrynatychmiast znów rozwinąć swój sztandar bojowy. RoalziatuadNACO ZŁO BYWA DOBRE Tej siły cząstką drobną,Co zawsze złego chcei zawsze sprawia dobro (Goethe. FmiM. cz. I. przełożył FeliksKonopka. ) po co żywe istoty w ogóle prowadzą między sobą walki? Postawienie tego darwinowskiego pytania jest na pewno naszymobowiązkiem, walka bowiem jest zjawiskiem nieodłącznym od przyrody, podobnie jak sposobyzachowania się w tokuwalki i wszelaka broń zaczepna i odporna. Walki te przybierająformy wysoko rozwinięte, apowstały bezspornie pod wpływempresji selekcyjnej, wywieranej na każdorazową ichfunkcjęważną dla zachowania gatunku. Laik, wprowadzony w błąd przez żądną sensacjiprasę i film,wyobrażasobie stosunki pomiędzy "dzikimi bestiami zielonegopiekładżungli'' jako krwawą walkę wszystkich przeciwkowszystkim. Niedawno jeszczewyświetlano filmy, w którychpokazywano na przykład tygrysa bengalskiego walczącegoz pytonem, a zaraz potem w okrutnym pojedynkuz krokodylem. Z czystymsumieniem mogę zapewnić, że w warunkachnaturalnych taka rzecz w ogóle się nie zdarza. Jakąż korzyśćmiałoby każde z tych zwierząt z niszczenia drugiego? Przecieżżadne z nichnie narusza życiowych interesów tamtego! Wiadomo także,żeludzie niekompetentni, używając darwinowskiego terminu: walka o byt, który stał się często błędniestosowanym sloganem,sądzą mylnie, że chodzi o walkępomiędzy różnymi gatunkami. Tymczasem naprawdę "walka",którą miałna myśli Darwin i która przyczynia się dopostępuewolucji,jestzwiązana przede wszystkimz konkurencjąmiędzy bliskimi krewnymi. To, że jakiś gatunek w dzisiejszej 45. swojej formie zanika lub zmienia swą postać, bywa spowodowane korzystnym "wynalazkiem", którym przypadek obdarzy)jednego lub kilku członków gatunku, pozwalając im wygrać losna odwiecznej loterii dziedzicznej zmienności mutacyjnej. Potomkowie takiego wybrańca zyskują niebawemprzewagęnad wszystkimi innymi jak już mówiliśmy na s. 34 ażw końcu dany gatunekskłada się już tylko z osobników wykazujących ową innowację. Oczywiście również i pomiędzy różnymigatunkami istnieją wzajemne stosunkiprzypominające walkę. Puchacznapada i zjada w nocynawet dobrze uzbrojone ptaki drapieżnepomimo ich niewątpliwie bardzo energicznej obrony. Te samegatunki zaś, gdyw dzień napotykają tę wielką sowę, atakują jąz dziką nienawiścią. Każde prawie jako tako zdolne do obronyzwierzę, począwszyod małego gryzonia, walczy zaciekle, gdynie może znaleźć wyjścia zsytuacji przez ucieczkę. Oprócz tychtrzechszczególnychform walki między gatunkami istniejąjeszcze i inne mniej typowe przypadki. Dwa ptaki różnychgatunków, oba wysiadujące jaja w dziuplach, mogą bić ^sięo taką jamęna gniazdo, inne zwierzęta orównych siłach o pokarm itp. W tym miejscu należy coś więcej powiedziećo trzech przykładowo wyżej podanych przypadkach walkipomiędzy różnymigatunkamizwierząt,aby wykazać ichodrębne cechy charakterystyczne i odróżnić je od agresjiwewnątrzgatunkowej, która jest przedmiotem tej książki. Funkcja zachowania gatunku jest o wiele lepiej widoczna wewszystkich starciachmiędzy gatunkami aniżeli wzwadachwewnątrzgatunkowych. Obustronny wzajemny wpływewolucji drapieżnikai jego ofiary stanowi wręcz klasyczny przykładtego, w jaki sposób nacisk selekcji powoduje przystosowaniesię podwzględem jakiejś określonej wydolności. Rączośćściganych zwierząt kopytnych wyselekcjonowała u ścigającychje wielkich kotów potężną siłęskoku istraszliwie uzbrojonetapy, którez kolei zmuszają zwierzęta stanowiące ich łup dorozwijania coraz bardziej wyostrzonych zmysłów i coraz szybbiegt1' Doskonały przykład takiego wyścigu ewolucyjti^iooiniędzy środkami ataku a środkami obrony stanowi"łakomicie udowodniony przez paleontologię rozwójebienia roślinożernych ssaków, które staje się coraz twardsze' bardziej przydatne do żucia, oraz równolegle przebiegający 7WÓ ich roślin pokarmowych, które przez odkładanie krzemionki i mne środki zaradcze "starająsię" uchronić w miaręmożności przed zniszczeniem. Tego rodzaju "walka" międzyoożeraczem a pożeranymnie prowadzi jednak nigdy dowytrzebienia zdobyczy przezdrapieżnika; zawsze powstajestan równowagi, który dla obustron, czyli dla obu gatunków,jest zupełnie znośny. Ostatnie lwywyginęłyby z głodu na długoprzedtem, zanim zdołałyby upolować ostatnią zdolnądo rozrodu parę antylop czyzebr, czyli mówiąc językiem handlowym,poławiacze wielorybów zbankrutowaliby na długo przedtem,zanim udałoby im się wyniszczyć ostatnie ich egzemplarze. Istnieniujakiegoś gatunkuzwierząt nie zagraża nigdy "wrógpożeracz", lecz jak już wspominaliśmy zawsze tylkokonkurent. Gdy w zamierzchłej przeszłości człowiek sprowadziłdo Australii pierwotnego psa domowego dingo,który tamzdziczał, pies tennie wytrzebiłżadnego gatunku spośródzwierząt, którymi się żywił, natomiast spowodował zagładęwielkich drapieżnych torbaczy, którepolowały na te same co onzwierzęta. Miejscowe wielkie drapieżne torbacze, jak wilkworkowaty i diabeł workowaty, przewyższały go bezwzględniesiła bojową, ale sposób prowadzenia łowów przez te staroświeckie, stosunkowo nieinteligentne i powolnestworzenia nawetw przybliżeniu nie dorównywał metodom ,,nowoczesnego"ssaka łożyskowego. Dingo zmniejszył gęstość zasiedleniazwierząt łownych w takim stopniu, że metody konkurentówPrzestały "opłacać się". Obecnie żyją onejuż tylko w Tasmanii,dokąd dingo jeszcze niedotarł. Jest jeszcze jeden wzgląd,dla którego rozprawy pomiędzydrapieżnikiem, a jego ofiarą nie mają charakteru walki w ścisłym tego słowa znaczeniu. Wprawdzie cios łapą, którym lew 47. powala swój łup, przypomina ruch, jakim uderza swego rywalaale przecież flinta myśliwska też zewnętrznie jest podobna dokarabinu wojskowego. Natomiast wewnętrzny motywdziałaniimyśliwego,wynikający z fizjologii zachowania się, jest zasadniczo różny od pobudek, którymi kieruje się żołnierz. Bawółpokonany przez lwa równie mało działał na jego popędagresjijak na mnie wspaniały indyk wiszący w spiżami, któregow tejchwili z wielkąprzyjemnością odkryłem. Różnica wewnętrznych podniet jest wyraźnie czytelnaza pośrednictwemruchów. które jewyrażają. Piesrzucający się z pełną pasją myśliwską nazająca mataką samą radośnie napiętą minę jak przy powitaniuze swoim panem bądź kiedy oczekuje na inne upragnionewydarzenie. Także na obliczu lwa w dramatycznej chwili przedskokiem jak to widać na wielu znakomitych fotografiach nie ma śladu złości; warczenie, tulenie uszu i inne cechyzachowania się, obserwowane normalnie w trakcie walki. występująu polującychdrapieżników tylko wówczas, gdy sięzdecydowanie bojąswojejzdolnej do obrony zdobyczy, choćnawet i wtedy odruchy te bywają tylko lekko zaznaczone. Bardziej zbliżone do agresji niż atak łowcy na ofiarę jestnadzwyczajinteresujące działanie odwrotne, a mianowicieprzeciwnatarcie ściganego zwierzęcia na swego pożeracza. Szczególnie zwierzęta żyjącegromadnieatakują zbiorowozagrażającego im drapieżnika wszędzie, gdzie tylko go dopadną. Po angielsku działanie to nazywa się mobbing. Językniemiecki [ani polski Z. St.] nie ma nato specjalnegoterminu,toteż będziemy się tu posługiwaćokreśleniem,że np. wronybądźteżinne ptaki "nękają" (hassen auf) puchacza, kotalub innego nocnego łowcę, gdy ujrzą gow świetledziennym. Jednakże, choć może się to wydać zabawne, musimy równieżkonsekwentniestwierdzić, że stado bydła może także nękaćjamnika. Zaraz bowiem wykażemy,że jest to zjawisko absolutnie porównywalne. Znaczenie, które dla zachowania gatunku maatak na wroga pożeracza jest oczywiste. Nawet mały i bezbronny napastnik48 d ać mu może dotkliwą szkodę. Wszystkie zwierzęta"^i-a w pojedynkę majł widokina powodzenie tylko wtedy,P ". ajanie ichjest dla ofiaryzaskoczeniem. Lis, którego ^ladem P2 las led so)ka z S10^"1 wrzaskiem, krogulec, zaBórym posuwasię stado świergocących, ostrzegawczo krzyczących pliszek mają na dziś gruntownie zepsutąprzyjemność z polowania. Rój ptaków nękających sowy odkryte za dniadąży do wypędzenianocnego łowcy możliwie jak najdalej, abyten następnego wieczoru przeniósłswojepolewane nainnetereny. Funkcja nękania jest szczególnie interesująca u niektórych ptaków żyjących w ścisłych zespołach,jak kawki czyliczne gatunkigęsi. U pierwszych najważniejsza funkcjanękania dlazachowania gatunku polega na pouczaniu niedoświadczonego potomstwa, jak też wygląda ten niebezpiecznypożeracz, gdyż młode same tego nie wiedzą. Jest to n ptakówjedyny w swoim rodzaju przypadek tradycyjnego przekazywania wiedzy! Wprawdzie gęsi ,,wiedzą" na podstawie wrodzonychdostatecznie selektywnych mechanizmów wyzwalających żeto coś pokrytego futrem, czerwonobrązowego, wydłużonego i skradającegosię jest czymś bardzo niebezpiecznym,ale i u nich ważne dla zachowania gatunku nękanie,z całym swoim ogromnym podnieceniem i zlotem wielu, wielugęsi ze wszystkich stron, ma przede wszystkim charakterdydaktyczny. Kto jeszcze nie wie, ten niechaj sięteraz dowie: tu pojawiająsię lisy! Gdy przy naszym jeziorzezabezpieczyliśmy przed drapieżnikami tylko częśćwybrzeża kratąochronną przeciwko lisom, gęsi,które naodległość piętnastul więcej metrów unikaty wszystkich zarośli, gdzie mógłby się"być lis,naogrodzonym terenie wchodziły śmiało w gęstekrzaki młodych świerków. Oprócz znaczenia dydaktycznegonękanie drapieżnych ssaków przez kawki i gęsi ma oczywiście^kże i swój pierwotny sens obrzydzenia życia nieprzyjacielowi. Kawki wyraźnie atakują go czynnie, gęsi natomiaststraszągo swoim krzykiem, dużą liczbą i odważnym wystąpieniem. 49. Ciężkie gęsi kanadyjskie napierają na lisa nawet na lądzie,uszeregowane w zwartą falangę, i nigdy nie widziatem, aby HĘw tej sytuacji próbował złapać jedną z nich. Ze stulonymiuszami i zdecydowaniepełną obrzydzeniaminą, spoglądającprzezramię na trąbiącą za nimgęsią gromadę, usuwa się powolize sceny, usiłując tylko "zachować twarz". Nękanie jest oczywiście szczególnie efektywne u większychi zdolnych do obrony zwierząt roślinożernych,które gdy jestich dużo ważą się nawet atakować wielkie drapieżniki. Według wiarygodnych opisów zebry nękają nawetlamparta,gdy zaskoczą go na nie osłoniętym stepie. Naszedomowe bydłoinierogacizna mają jeszcze we krwi bardzo silną tendencję dowspólnegonękania wilka. Może to grozić poważnym niebezpieczeństwem człowiekowi znajdującemu się napastwiskuw towarzystwie lękliwegomłodego psa,któryzamiast ,,odszczekać się"atakującemu go stadu albo samodzielnie uciec,szuka schronienia między nogami swego pana. Kiedyś razemz moją suczką Stasi musieliśmywskoczyć do jeziora i tamwpław szukać ratunku, gdy stado młodego bydła otoczyło naspółkolem, groźnie na nas następując. Brat mój w czasiepierwszej wojny, będąc na Węgrzech, spędził kiedyś przemiłepopołudnie na głowiastej wierzbie, na którą wlazł ze swoimszkockimterierem pod pachą, gdyż stado żerujących swobodnie w lesie półdzikich tamtejszych świń otoczyło ich obui stopniowo zacieśniało krąg, odsłaniając szable w zupełnie niedwuznacznych zamiarach. Wiele jeszcze można by powiedzieć o owych atakach naprawdziwego bądźteż domniemanego nieprzyjaciela, prowadzonych ze znakomitym skutkiem. U pewnych ptaków irybtenwłaśnie sposób przyczynił się do wyselekcjonowania jaskrawych odstraszających ("apósematycznych") bądźostrzegawczych barw, które drapieżnik dobrze sobie zapamiętuje i kojarzy z niemiłym doświadczeniem, jakiego doznał podczasspotkaniaz tymi zwierzętami. Jadowite,niesmaczne czy teżw inny sposób zabezpieczone zwierzęta najrozmaitszych grup 50 rf-matycznych wykazały przy "wyborze" tych sygnałówowczych zadziwiająco częste "upodobanie" do zesta- barw: czerwieni, bieli i czerni. A co najdziwniejsze, dwie. "je mające poza swoją piekielną napastliwością nic snólnego ani ze sobą, ani ze wspomnianymi zwierzętamin wteści"0^1^" n^ljących,poszły jednakzupełnie tą samąAoia. Sn to: ohari brzankasumatrzańska. O oharze wiadomojuż dawno, że intensywnie nęka drapieżniki, a lisowi tak potrafiobnydzić widok swego kolorowego upierzenia,żemoże sobienazwalać nabezkarne wysiadywanie jaj w zamieszkanychlisich norach. Brzanki sumatrzańskie kupiłem, chcąc dociec,dlaczego rybki temają wyglądtak zjadliwie barwny. Na pytanieto dały mi natychmiast odpowiedź, gdy umieszczone wewspólnym akwarium, tak zaczęły nękać dwie duże pielęgnice,że musiałem natychmiastwziąć w obronę te drapieżne olbrzymy przed pozornie tylko niewinnymi karzełkami. Znaczenie, jakie dla zachowania gatunku ma trzeci rodzajnapastliwego zachowania się, który nazwiemyza H. Hedigeremreakcją krytyczną (kritische Reaktion),jest równiełatwe dowyjaśnieniajak atak drapieżnika na swoją zdobycz 1 nękanie swych pożeraczy przez słabsze zwierzęta. Jakwiadomo, stosowane w językuangielskim określenie fightinglikta comered rat (walczący jak szczurzapędzonyw kąt)oznacza rozpaczliwą walkę, w którejwalczący stawia wszystkona jedną kartę, nie mogąc ani uciec, ani spodziewać sięJakiejkolwiekłaski. Ta najgwattowniejsza forma bojowegozachowania się jest motywowanastrachem, intensywnympragnieniem ucieczki, która jest niemożliwa przez nadmierną bliskość niebezpieczeństwa. Zwierzę w takiejsytuacji nie odważa się już na odwrócenie tyłem i atakuje 2 Przysłowiową "rozpaczliwą odwagą". Zupełnie to samodzieje się, gdy jak u zapędzonego w kąt szczura nie mamożności ratowania się ucieczką z powodu ciasnoty miejsca,a także gdy przyczyną jest konieczność obronypotomstwa lubrodziny. Atak kwoki czy gąsiorana wszystko, co się zanadto 51. zbliżyło do piskląt, należy też uważać za taką reakcję krytycznąWiele zwierząt atakuje wroga, którego się boi, gdy ten zjawigsię niespodziewanie w pewnej odległości krytycznej; gdyby gonatomiast były zawczasu ujrzały, gdy się zbliżał, niewątpliwabyłyby się rzuciły do ucieczki z dalszej odległości. Poskromiciele w cyrku tresują dzikie zwierzęta z dowolnego miejsca namaneżu, prowadząc swojąniebezpieczną gręmiędzy progiemdystansu ucieczki a odległości krytycznej; opisał tobardzoplastycznie Hediger. Jak wiemy z tysiąca opowiadańmyśliwskich, wielkie drapieżniki są najbardziejniebezpieczne w osłonie gęstwiny. Dzieje się to dlatego, że dystans ucieczkiwówczasznacznie maleje, zwierzę czuje się bezpieczne i liczyna to, że przeprawiający się przez gąszcz człowiek nie zauważygo, nawet gdy będzie przechodził całkiem blisko niego. W chwili gdy krytyczna odległość danego zwierzęcia zostajeprzekroczona, następuje błyskawicznietak zwany późniejtragiczny wypadek wczasiepolowania. Wszystkie wyżej omówione poszczególne przypadki, kiedyto zwierzęta różnych gatunków walczą ze sobą, majątę wspóhiącechę, że oczywista jest korzyść, jaką każda z walczących stronosiąga dzięki swojemu zachowaniu się bądź też jaką conajmniej "powinna" osiągnąć w interesie gatunku. Równieżiagresja wewnątrz gatunku, a więc agresja we właściwymi ścisłym tego słowa znaczeniu,odgrywa swojąrolę w utrzymaniugatunku. Także i w stosunku do tego rodzaju agresji możnai należy stawiać darwinowskie pytanie "po co". Nie każdyodrazu przyjmie tę tezę, a przywykłemu do klasycznego psychoanalitycznego myślenia zda sięona może bluźnierczą próbąusprawiedliwienia prawa doniszczenia życia, czyli po prostuprawado czynienia zła. Normalny, żyjący w warunkachcywilizacji człowiek spotyka się zwykle z prawdziwą agresjątylko wtedy, gdy dwaj jego współobywatele bądź też dwojejego zwierząt domowych idzie zesobą na udry, widzi więcoczywiścietylko złeskutki takich zwad. Do tego trzeba dodaćprawdziwie przerażający ciągstopniowaniaod dwóch bijących "BK(mietniku kogutów poprzez gryzące się psy, chłopców'"Shriacych sięrazami i korporantów tłukących się pofStam ^g^y ([Q piwa, dalej do bijatyk w karczmach, o niecovo- nolitycznymzabarwieniu, a wreszcie do wojen i bomb atomowych. ...\famy wszelkie powody potemu, aby w obecnej sytuacji "zwojowejhistorii kulturyi techniki ludzkiej uważać agresję obrębie gatunku za najgroźniejsze ze wszystkich niebeznieczeństw. Nie poprawimy szansy na stawienie czoła tejprośbie przez traktowanie agresjijako zjawiska metafizycznego i nieuniknionego. Może natomiast sprostamy temu zadaniu przez zbadanie łańcucha przyczyn, które jąwyzwalają. Gdzietylko człowiek osiągnął władzę świadomego kierowaniazjawiskami przyrody, zawdzięcza to zawsze dotarciudo związków przyczyn wywołujących tozjawisko. Nauka o normalnychprocesachżyciowych istotnych dla zachowania gatunku, czylifizjologia,stanowi nieodłączną podstawę nauki o ich zakłóceniach, czyli patologii. Zapomnijmy więc na chwilę, żepopęd agresji w warunkach życia cywilizowanego dokumentnie"wykoleil się", i zajmijmy się swobodniezbadaniem jegonaturalnych przyczyn. Jako szczerzy darwiniści, opierający sięnajuż znanych nam słusznych zasadach, zastanówmy sięprzede wszystkim nad funkcją, którą dla zachowania gatunkumawalka z członkami własnego gatunku w warunkach naturalnych, a raczej w warunkach przedkulturowych; funkcjatawywołujenacisk selekcji, nadający tej walce tak znacznypoziom rozwoju u tylu wyższych zwierząt. Przecież nie tylkoryby zwalczają w sposób wyżej opisany swoich współplemieńców; większość kręgowców zachowuje się zupełnie tak samoPytanie o znaczenie walki dla zachowania gatunku stawiałsobie, jak wiadomo, już sam Darwin;on też sformułowałprzekonywającą odpowiedź: korzyść dla gatunku, dla jegoprzyszłego rozwoju tkwi w tym, abyrewir lub pożądanąsamiczkę zdobył silniejszy z dwóch rywali. Jak często bywa, taprawda dnia wczorajszego prawdą być nie przestała, ale dla 53 52. dnia dzisiejszego dotyczy tylko szczególnego przypadkua współcześni ekolodzy odkryli niedawno o wiele bardzie,istotne dla zachowania gatunku znaczenie agresji. Wyra; ekologia pochodziod greckiego wyrazu oikos dom, i ozna. cza naukę o różnorodnych wzajemnych powiązaniachorgani;. mu z jegonaturalną przestrzenią życiową, jego "domem", doktórego należą również wszystkie inne w nim żyjące zwierzętai rośliny. Zprzyczyn oczywistych najkorzystniej jest pojedyn. cze osobniki jakiegoś gatunku zwierząt rozmieścić możliwierównomiernie na wykorzystywanymterenie, chyba że szczególny interes jakiejś społecznej organizacji wymaga ścisłegowspółżycia. Wyrażając to samo przez porównanie z ludzkimżyciem zawodowym: gdy większa liczba lekarzy, kupcó^' czymechaników samochodowych ma znaleźć środkido życiaw określonym rejonie na wsi, dobrze jest, gdy przedstawicielekażdego z tych zawodów osiedlą się możliwie daleko od siebie. Obawa, że w jednejczęścibiotopu zbyt gęste osiedlenie sięosobnikówjakiegośgatunkuzwierząt wyczerpie wszystkiezasoby pokarmu i spowoduje głód, podczas gdyinna jego cześćjestniewykorzystana, zostaje zażegnana w sposób najprostszyprzez to, że osobniki tego samego gatunku wzajemnie sięodpychają- Jest to, krótko mówiąc, najważniejsza funkcja,jaką agresja w obrębie gatunku spełnia dla jego zachowania. I teraz możemy sobie już wydedukować, dlaczego właśnieosiadłe ryby koralowe mają takie wariackie kolory. Mało jest nakuli ziemskiej biotopów,w którychzasoby pożywienia sątakobfite, a przede wszystkim takurozmaiconejaknarafachkoralowych. Każdy gatunek ryb może tu "wykonywać najróżniejsze zawody" w sensie filogenetycznym. Może więc jako"pracownik niewykwalifikowany" utrzymywać się z tego,copotrafi każda przeciętna ryba: polować na małe, niedrapieżne. nie opancerzone, niekolczaste i w ogóle bezbronne istotyprzybywające masowo zpełnego morza na rafy, częściowo jakobiernie przez wiatr ifale naniesiony plankton, częściowoprzypływające czynnie z "zamiarem" osiedleniasię na raH6' 54 ^"milionów i miliardów nieosiadlych larw wszystkichJfflów zamieszkujących rafy. e^m6w gatunek ryb możesię wyspecjalizować w zdoby""ierzątek żyjących na samej rafie;ponieważ zwierzątka'^'''n/oosażone sąjednakzawszew jakieś środki obronne,^ wiec dysponować sposobami na ichunieszkodliwienie. ".ae koralowce dostarczają pokarmu wielu gatunkom ryb, i to" aiijrozmaitszy sposób. Ryby-motyle ospiczastych pyszczh albo ryby szczeciozębesą pasożytami pokramowymiirnffltowców i innych parzydelkowców. Obszukują one stalel-nlonie korali w pogoni za małą żywą zdobyczą, która uwikłałae w zbrojnew parzydełka czułki polipów. Gdy tylkospostrzegą taka ofiarę, wachlując płetwamipiersiowymi wytwarzali prąd wody tak celnie, że we właściwymmiejscu powstaje,ysaika": polipy wraz ze swymiparzącymi ramionami chwytnyauzostają rozgarnięte i odepchnięte,a ryba wybiera sobiezdobyczprawie bez oparzenianosa. Niemniej jednak widoczniemusi się trochę przy tym parzyć, bo można dostrzec, jak"kicha"i jakby wstrząsa nosem, ale wydaje się, że sprawia jej topewną przyjemność niby coś w rodzaju ostrej przyprawy. W każdym razie takie ryby jak mojepiękne żółtei brązowe"motyle" wolą jako pokarm na przykład kawałek ryby przyklejonej do czułka parzydełkowcaniż swobodnie pływającyw wodzie. Inne ich krewniaczki uzyskały całkowitąodpornośćna jad zawartyw parzydełkach i pożerają zdobycz wrazz koralowcem, który ją złapał. Inneznówabsolutnie nic sobienie robią z parzydełekjamochłonów iwsuwają koralowce,polipydzwonkopławów,a nawet dużei mocno piekące anemonie takjakkrowa trawę. Ryby papuzie oprócz odporności na jadmają również potężne cęgowate szczęki-lamacze i pożerająkolonie koralowe "ze skórą i kośćmi". Gdy się nurkujew pobliżu żerującego stadatych cudownie kolorowych ryb,słyszy się łoskoty i trzaski, które przypominają pracę kruszarkido przygotowywania tłucznia, cozresztą wcale nie jest takiedalekie od prawdy. Przy wypróżnianiu bowiemryba ta wyrzuca 55. z siebie deszczyk białego piasku, a wówczas obserwatoruświadamia sobie nagle, że ten czysty jak śnieg proszek, któryw lesie koralowym pokrywa wszystkie polany, najwyraźniei przeszedł przez brzuch ryby papuziej. Inne znówryby zrosloszczękie, do których należą zabawne kolcobrzuchy,kosterowate i diodonowate, wyspecjalizowane są w rozgryzaniu twardych pancerzy mięczaków,skorupiaków i jeżowców, a jeszcze inne, mianowicie imperatory. zrywają pięknepióropusze, które pewne osiadłe wieloszczetywystawiają ze swoich twardych wapiennych rurek mieszkalnych. Wrodzona zdolność do błyskawicznego wciągania tejkorony chroni je przed uchwytem innych mniej szybkichdrapieżników. Imperatory natomiaststosują wypróbowanysposóbprzyczajania się z boku i łapania robaka za głowęnagłym bocznym kłapnięciem pyska, któremu nie jest w staniesprostać szybkość reakcji ofiary. Imperatoryzresztą, zawszestosują ten sposób, nawet gdy polująw akwarium na innązdobycz, nie mającą zdolnościszybkiego cofania się. Rafy stwarzają jeszcze wiele innych możliwości "specjalizacji zawodowej". Istnieją na przykład ryby, które uwalniają inne ryby od pasożytów. Drapieżne gatunki nie czynią imnic złego, nawetgdy tamte wdzierają się do ich jamy ustneji między skrzela, aby tam pełnić swąszczytną misję. Są, tamtakże jeszcze osobliwsze ryby, które pasożytują na dużychrybachwydziobując im kawałki naskórka. Wśród nich co jestjuż najprzedziwniejsze są takie gatunki, które barwą,kształtem! ruchami łudząco przypominają wspomniane uprzednio ryby "czyścicielki" i dzięki temu mają ułatwiony dostęp doswojejofiary. Któż zresztą zliczy te tłumy, któż zdoła wymienić wszystkie nazwy? Istotne znaczenie dla naszych rozważań majednak fakt, żepola do realizowania wszystkich czy też prawie wszystkichspecjalności, określone mianem "nisz ekologicznych", zamknięte są w jednym i tym samym metrze sześciennym wodyoceanicznej. Każdy poszczególny osobnik, bez względu na swą 56 ializację, wobec niezmiernejobfitości pożywienia na ra? ch koralowych, aby wyżyć, potrzebuje zaledwie niewielu rtrów kwadratowychpowierzchni dna. W związku z tym nawoim małymareale może i "chce" współżyć ze sobą tyle ryb,'te tylko jest tam nisz ekologicznych, a o tym, żejest ich bardzowiele, wie każdy, kto obserwował zdumiony kłębiącą się narafie ciżbę. Przy tym każda z ryb jest w najwyższym stopniuzainteresowanaw tym, abyw jej małym rewirzenie osiedlił siężaden innyosobniktego samegogatunku. Specjaliści w innych"zawodach" nie naruszają jej interesów wcale, tak jak wpodanym przez nasprzykładzie obecność lekarza w tejsamej wsi nieumniejsza wniczym życiowych szansmechanikasamochodowego. W mniej gęsto zasiedlonych biotopach, w których ta samaprzestrzeń umożliwia wyżycietylko trzem czy czterem gatunkom, zamieszkująca go ryba czy ptak mogą "pozwolić sobie"na niedopuszczenie do rewiru takżewszystkich przedstawicieliinnych gatunków, nawet nie zagrażających ich interesomżyciowym. Gdyby jednakryba koralowachciała robićto samo,musiałaby całkowicie opaść zsił, a mimo to nie zdołałabyuwolnić własnego terenu od chmary niekonkurentów różnych"zawodów". Ekologiczny interes wszystkich gatunkówosiadłych polegana dokonaniu podziału terytorialnego międzyosobniki własnego gatunku, bezuwzględnienia gatunkówobcych. Opisane w rozdzialepierwszym "plakatowe" barwyl selektywnie przez nie wyzwalane reakcje walki powodują, żekażda ryba każdegogatunku utrzymujeodpowiednią odległośćod swegowspółplemieńca, a więc konkurenta w zakresiezdobywania pokarmu. Oto i nader prosta odpowiedźna takczęstow dyskusjach podejmowane pytanie o biologicznąfunkcjęryb koralowych. Jak wiadomo,glos ptaków śpiewających, tak charakterystyczny dla każdego gatunku, ma ogromne znaczenie dla jegozachowania, podobne jak optyczne sygnały opisywanych ryb. ""le osobniki, nie posiadające jeszcze własnego rewiru, rozpo57. znają po tym śpiewie bezbłędnie, że jakiś ptasi samczyk rość'sobie pretensje do tutejszego terytorium, a także, jaki jestjesoherb i zawołanie- Może oprócz tego ważne jest i to, że u \vieii,gatunków ze śpiewu wyraźnie daje się odczytać, jaka jest siŁdanego ptaka, może także, jaki jest jego wiek, słowem, iaidalece jest on groźny dla słyszącego go natręta. Charakterys. tycznajest wielka rozmaitość indywidualnych dźwięków wyda. wanych przez ptaki określające swój rewir metodą akustycznaNiektórzy badaczetwierdzą, że odgrywają oneu tych gatunkówrolę wręcz osobistych wizytówek. Heinroth tłumaczypianiekogutasłowami: "Tutaj jest kogut! ", a Baumer, najznakomitszy ze znawcówkur, słyszy informację o wieleściślejszą, bo: ,,Tutaj jestkogut Baltazar! " U ssaków, które "myślą nosem",decydującą rolę odgrywaoczywiście zapachowe znakowanie własnego terenu. Wytworzyły sięw tym zakresie najróżniejsze sposoby, rozwinęłyprzeróżne gruczoły produkujące wonną wydzielinę, wykształciły najdziwniejszeceremoniały przyoddawaniu moczu i kału: spośród nich każdemudobrze znane jest podnoszenie nogiprzez psa domowego. Wielu znawców zwyczajów ssakówreprezentuje pogląd, że te znakizapachowe nie mają nicwspólnego z obejmowaniem w posiadanie rewiru, występuj. 1bowiem zarówno u zwierząt żyjących społecznie, niebroniących terytoriumkażdego osobnika, jak i u koczowników. Zarzutten jestjednak tylko częściowo słuszny. Po pierwsze, jestudowodnione, że psytakże i inne zwierzęta żyjące w małychzespołach poznająsię indywidualnie po zapachupozostawionych przez siebie znaków, a zatem członkowiezespołu natychmiast zauważą, gdyobcy odważy się podnieśćnogęna ich obszarze łowieckim. Podrugie, istnieje takżebardzo interesującerozwiązanie innego rodzaju, udowodnioneprzez Leyhausena i Wolffa, że terytorialne rozmieszczeniezwierząttego samego gatunku w określonym biotopie zależynie tylko od planu przestrzennego, ale również czasowegoStwierdzili onina przykładzie swobodnie żyjących naotwartej kotów domowych, że wiele osobników możeB'-(ywać ten samrejon myśliwski bez żadnych między^^'ftoorozumień. Dzielą one mianowicie użytkowanieswlv według ścisłego podziału godzin, zupełnie tak samo jak'^toniu naszego instytutu w Seewiesen wspólną pralnię. rSlttkowy'11 zabezpieczeniem przeciwkoniepożądanym spotl. ,nionl są owe znaki zapachowe, które zwierzęta te oczywiściftety, nie gospodyniepozostawiają w równomiernych"Atefwh wszędzie tam, gdzie tylko się znajdują. Znakitedartwzupełnie jak sygnał blokujący na kolei i zupełnie tako^aginam na celu uniknięcie zderzenia dwóch pociągów. Kotmswojej drodze łowieckiej natrafia na sygnał drugiego kota,ocenia czaszłożeniaznaku, wahasię albo kierujeswoje krokigdzie indziej gdy znak jest świeży; spokojnie goprzekracza,gdy znak pochodzi sprzed paru godzin. Ale nawet uzwierząt, których terytorium nie jestw tensposób dzielone w czasie, lecz tylko po prostu przestrzennie,nienależy sobie takiego rewiru wyobrażać jako wyznaczonej ściślegeograficznymi granicami posiadłości, jak gdyby wpisanejdoksiąg hipotecznych. Okolicznością określającą rewir jest to, żegotowość do walki danegozwierzęciajest najwyższawłaśniew tym najlepiej mu znanym miejscu, w centrum rewiru. Innymisłowy, wartości progowe bodźców wyzwalającychpopęd walkisą najniższe tam, gdzie zwierzę "czuje się najbezpieczniej", toznaczy gdzie agresywność jego jest najmniej tłumiona przezchęć ucieczki. W miarę oddalania sięod tej "kwatery głównej'',gotowość do walkispada w tym samym stopniu, w jakimotoczenie staje mu się obce i wywołuje w nim strach. Wzwiązku z tym krzywa tego spadku nie jest taka sama wewszystkichkierunkach; u ryb, których centrum rewiru leży prawie zawszePrzy dnie, spadekchęci do walki jest najsilniejszy wkierunkupionowym, prawdopodobnie dlatego,że największe niebezpieczeństwa grożą im zawsze odgóry. A zatem terytorium, które zwierzę pozornie posiada, jesttylko funkcją związanego z miejscem nasilenia jego chęcido 58 59. walki, uzależnionej od rożnych właściwych temu miejscczynników, które chęć tę hamują. W miarę zbliżania siędcentrumrewiru jegopopędagresji wzrasta wstosunku geonietrycznym do kurczenia się odległości. Wzrost ten jest tal; znaczny, żewyrównuje wszystkie dysproporcje wielkościi sikpomiędzy dorosłymi, płciowo dojrzałymi zwierzętami jednegogatunku. Jeżeli się zna centralne punkty rewirów zajętych prze; dwie sąsiadujące ze sobą istoty,które właśnie rozpoczynająmiędzy sobą zwadę, na przykład pleszkiprzed domem albociemiki w akwarium można według miejsca ich natknięciasię na siebie przewidzieć z całą pewnością, która z nichzwycięży. Będzie to mianowicie ceteris paribusta, któraw danej chwili jest bliżej swego "domu". / Gdy jednakzwyciężony ucieka, bezwładnośćreakcjiobuzwierząt doprowadza dozjawiska przypominającego ruchwahadłowy, które występuje zawsze, ilekroćsamoregulującysię proces przebiega zopóźnieniem. Odwaga uciekiniera rośniemianowicie w miarę zbliżania siędo jego głównej kwater;',a z kolei prześladowca traci na odwadze, im głębiej zapuszczasię w dziedzinę nieprzyjaciela. "W końcu ten, który jeszczeprzed chwilą umykał, nagleodwraca sięi przechodzi doenergicznego, a niespodziewanego ataku na swego dotychczasowego pogromcę, bije go na głowę i przegania. Cała tascena powtarza się jeszcze kilkakrotnie,aż wreszie obie strony. wyczerpane tąhuśtawką,zatrzymują się w określonym miejscunaprzeciw siebie, tym razem już w równowadze, grożąc sobiewzajem, ale się nie atakując. Tak więc ,,granica" rewiru nie jest w jakikolwieksposóbzarysowana na ziemi, ale wyznaczająwyłącznie równowagasit. Gdy zmieni się onanawet wnajmniejszym stopniu, choćbyjuż przez to, że jedna z ryb będzie właśnie najedzona, a więcleniwa,granica ta może ulec przesunięciu w kierunku kwaterygłównej osłabionego chwilowo zwierzęcia. Dlazobrazowaniatej chwiejności granicy rewiru przytoczymy stary protokótz obserwacji zachowania się dwóch parpielęgnic czamo60 ,-.1- Spośród czterech rybek tego gatunku umieszczonychfSSS. m akwarium najsilniejszy samczyk A zajął natychmiast^Sfftey tylny róg i bezlitośnie pędzał pozostałetrzy ryby po ih ooiemniku. Słowem, objął cale akwarium we władanie" . w6\" rewir. Po kilku dniach samczyk B zajął maleńkilrik"tiż pod powierzchniąwodyw naprzeciwległym, a więc mymprzednim górnym rogu i z tegomiejsca dzielnie'Ktoiaal ataki pierwszego samca. Umieszczenie swego terenublisko powierzchni jest ze strony ryby w pewnymsensie aktemrozpaczy, na który decyduje się w ostateczności, narażającgębie na poważne niebezpieczeństwo. Tylko tu jednak możegggoprzeć się silniejszemu współplemieńcowi, ów bowiem z przyczyn, o którychjuż mówiliśmy będziew tymrejonie atakował z mniejszymimpetem. Posiadacz takiegozagrożonego rewiru znajduje więc sprzymierzeńcaw samejobawie, jaką złego sąsiada przejmuje powierzchnia wody. W ciągu następnych dni samiecB corazbardziej powiększałprzestrzeń,której bronił, i rozszerzał ją coraz bardziej kudołowi,aż wreszcie przeniósł swoją siedzibę w prawy dolnyprzedni kąt akwarium. Tym samym wywalczył sobie pełnowartościową kwaterę główną i dopiero teraz uzyskałszansęw stosunku do A, którego też szybko"zacieśnił" tak dalece, żew końcu obie ryby dzieliły międzysobą akwarium mniej więcejpo połowie. Piękny był to widok, gdy oba te samce, patrolującgranicę,przystawały groźnie naprzeciwkosiebie. Aż pewnegoranka scena tarozegrała się znów zdecydowanie po prawejstronie pojemnika, a więc na przestrzeni zajmowanej dotychczas przezsamca B, który teraz znów stał się właścicielem jużtylko kilku decymetrów kwadratowych powierzchni dna! Odrazu wiedziałem, cosię stało: Apozyskał partnerkę, ponieważ^ u wszystkich dużych ryb pielęgnicowatych małżonkowielojalnie dzielą między siebie obowiązek obrony rewiru, więc Bmusiał stawiać opórzdwojonemu naciskowi, który odpowiedm^ zacieśnił jego rewir. Ale już następnegodnia ryby stanęłyznów wgrożącej pozycji czołowej, pośrodku akwarium. Tym. razem jednak było ich cztery, gdyż B zdobył sobie równie; małżonkę, przywracając w ten sposób równowagę w stosunkudo rodziny A. W tydzień później zastałem granicęprzesuniętądaleko na lewo, w głąb terytorium A. Przyczynątego było. ?estadło A złożyło ikrę, wobec czego jedno z rodziców bytozajęte czuwaniem nadjajeczkami i pielęgnowaniem ich, a obronie granicy mogło poświęcać się tylko pozostałe. Gdy tylkopara B również złożyła ikrę, powrócił natychmiast uprzednirówny podział terytorium. Julian Huxleykiedyś bardzo ładnieprzedstawił ten proces zachowania się na przykładzie z dziedziny fizyki;przyrównał rewiry do baloników, które wzamkniętymze wszystkich stron pojemniku nawzajem się spalszczają, a powiększają się lub maleją w zależności od wewnętrznego ciśnienia w każdym z nich. Ten dość prosty pod względem fizjologii zachowania się mechanizm walkiterytorialnejidealnie rozwiązuje problem"sprawiedliwego"(toznaczy najkorzystniejszego dla ogółudanegogatunku) rozmieszczenia zwierząt tego samego gatunkuna dostępnym obszarze. W tych warunkach także i słabszymoże się utrzymać i rozmnażać, aczkolwiek w skromniejszejprzestrzeni życiowej. Nabiera to szczególnego znaczenia dlatakich zwierząt jak pewneryby i gady, które bardzo wcześnie,bo jeszcze przed osiągnięciem ostatecznych rozmiarów, dojrzewają płciowo, choć nadal rosną. Jakże pokojowy jest wynik tej "złej zasady"! Niektóre zwierzęta uzyskują tę samą korzyść bez agresywnego zachowania się. Teoretycznie wystarcza, żezwierzętatego samegogatunku "nieznoszą się"i w związkuz tymomijają się wzajemnie. Częściowo zjawisko to występujew przypadku znaków zapachowych, pozostawionych przezkoty (s. 59), chociaż w tych działaniach kryje się jednak groźbaczynnejagresji. Istnieją wszakże inne kręgowce,które całkowicie są wolne od agresywności w stosunku do własnegogatunku, a pomimo to starannie unikają swoich współplemieńców. Niektóreżaby, szczególnie nadrzewne,są zdecydowany62 ".Łaainotnikami (oczywiście z wyjątkiemokresów rozmnażacie) i rozsiedlająsię bardzo równomiernie w swojej"rłestrzeniżyciowej. Dzieje się to dlatego, że jak niedawno""ita-yli badacze amerykańscy każdy osobnikucieka przed-". iKrtaniem swoich krewniaków. Jednakżestwierdzenie to niewyjainia jeszcze, jak rozmieszczają się wterenie samiczki,la^re u większości żab są nieme. Ittożemy więc przyjąćjako pewnik, żerównomierne rozatzestrzeiuenie się zwierząt tego samegogatunku w tereniejestnajważniejszą korzyścią płynącą z agresywności wewnątrzgrtuntowej. Ale na pewnonie jest to korzyść jedyna. JużKarolDwin słusznie zauważył,że naturalna selekcja płciowa,a. więc dopuszczenie do rozrodu najlepszych i najsilniejszychoaobników odbywa się przezwalkę rywalizujących ze sobązwierząt, szczególnie samców. Siła ojca przedstawia bezpośrednią korzyść dla potomstwa oczywiście u takich gatunków,w których bierze on czynny udział w opiece nadmłodymi,przede wszystkim w ich obronie. Ścisły związek pomiędzyoleską troską o dzieci a walkami rywalizacyjnymi występujeszczególnie wyraźnie u zwierząt, którenie mają rozwiniętegoterytorializmu wwyżej opisanym znaczeniu,ale pędzą żywotmniej lub bardziej koczowniczy,jak na przykład duże zwierzętakopytne, naziemne małpy i wieleinnych. Agresja wewnątrzgatunkowa nieodgrywau nich istotnej roli przy rozdzialeterenu, w rozmieszczeniu (spacing ouf) danego gatunku. Mamytu na myśli na przykład bizony, antylopy, konieitp. , tworząceduże zespoły, którym odgraniczanie rewirów i zawiść o teren sącałkowicie obce wobec obfitości dostępnego impożywienia. Pomimo to samce tych form prowadzą między sobą zażartei dramatyczne walki. Nie ulega wątpliwości, że selekcjaprzebiegająca za pośrednictwem takiego bojowegozachowaniasle wiedziedo wyhodowania szczególnie dużych i bitnych"bronców rodzinyi stada, natomiast wiadomo, że znaczenie,Jakie ma obrona stada dla zachowania gatunku,powoduje dobórWiodący do rozwinięcia się ostrych walk rywalizacyjnych. Ta 63. sytuacja doprowadziła do powstania takich potężnych bojo\yników, jak na przykład byki bizonów czy samce wielkichgatunków pawianów, które przy każdym zagrożeniu swoichspołeczności tworzą pierścień mężnej obrony wokół słabszychczłonków stada. W związku z walkami rywalizacyjnymi należy tu jeszczeomówić pewne zjawisko, które jakuczy doświadczenie, dlaniebiologa wydaje się zaskakujące, nawetparadoksalne, a maogromne znaczenie dla wszystkiego, oczym jeszcze będziemowa w tej książce: czysto w e w n ą t r zgatunkowy dobórmoże doprowadzić do wytworzenia form i sposobów zachowania się nie tylko nie mających żadnej wartości przystosowawczej, ale wręcz szkodliwych dla zachowania gatunku. Dlatego takwyraźniepodkreśliłem w poprzednim ustępie, żeobrona rodziny, a więc pewna forma konfliktu z po z agatunkowym otoczeniem, wyhodowaławalkę rywalizacyjną, a dopiero z kolei tawalka wytworzyła bitne samce. W przypadkachgdy wyłącznie rywalizacja płciowa nadaje doborowi kieruneknie związanyfunkcjonalnie z jakimś celowym ulepszeniem narzecz zachowania gatunku, w pewnychokolicznościach mogąpowstać dziwaczne twory, któredla samego gatunku są całkowicie nieprzydatne. Tak na przykład poroża jeleni rozwinęłysię najwyraźniej tylko w służbie walk rywalizacyjnych, jakożepozbawiony poroża samiec nie ma najmniejszych nawet widoków na spłodzenie potomstwa. Poza tym jak wiadomo poroże nie jest mu do niczego potrzebne. Samce jeleni,podobniejak lanie, bronią się przed drapieżnikami tylkoprzednimi kopytami, a nigdy wieńcami. Mniemanie, że rozszerzone odnogi ocznerenifera służą mu do odgarniania śniegu,okazało sięwierutną bajką. Chronią one raczej oczy przy ściśleokreślonychzrytualizowanych ruchach, polegających na tym,że renifer bije gwałtownie porożem po niskich krzakach. Dobór płciowy przebiegający wśród samic ma częstozupełnie taki sam skutek jak walka rywalizacyjną. Ileżto razywidzimy u samców wybujałe kolorowe pióra, dziwaczne itp. i sądzimy, że mamy prawo podejrzewać, iż męscylĘ^nwie tego gatunku już nie walczą, a ostatnie słowo"hysje partneramają samice, samcomzaś nie przysługują już jrodkiprawne" przeciwkoich decyzjom. Przykładów adae,, "^eo zachowania się dostarczają rajskie ptaki, rybki-bojow". a chrobre, kaczki mandarynki i argusy. Kura argusa reaguje wieUde zdobne w przepiękne "oka" lotki ramieniowe, którenwnt w okresie godów rozczapierzaprzed oczami swojejhntflaBki. Lotkite są takolbrzymie, że kogut prawie nie możelałaś,' imsąwiększe,tym silniej podniecają samicę. Liczbanotomstwa. którą kogut argusa płodzi wokreślonej jednostceeaistti jest wprost proporcjonalna do długości jego lotek. Nawetjewli go ta ich wybujała forma upośledza pod innymi względaai, na przykład jeżeli z ich winy zostanie o wiele wcześniejpodarty przez drapieżnika niż jego rywal, wyposażony w nieconmicj cudacznie i przesadnie rozwinięty"narząd tokowy", tojednak pozostawia on tyle samo, a nawetwięcej potomstwa niżtamten. W ten sposób tendencja do posiadania potężnych lotekutrzymuje się, choć jest całkowicie sprzecznaz korzyściądlazachowania gatunku. Możnasobie doskonale wyobrazić, żekuca argusa reagowałaby na małą czerwoną plamkę na lotkachsamca,która znikałaby przy składaniu skrzydeł, nie umniejszającanijego zdolności do lotu, ani ochronnej roli jego barw. Cóż,tedy ewolucja argusa zabmęła w ślepą uliczkę, co polega natym, że samce współzawodniczą ze sobą właśnie w wielkościlatek ramieniowych,innymi słowy, sprawa ta już nigdy nieznajdzie rozwiązaniazgodnego ze zdrowym rozsądkiem i taknonsens będzie nadal niejako"legalizowany". Natrafiamy w tym miejscu po raz pierwszy na zjawiskoSlogenetyczne, które wydaje nam się niezrozumiałe, a poSłabszym namyśle wręcz niesamowite, mimo że jesteśmyoswojeni z myślą, że metoda prób i błędów stosowana przezwielkich konstruktorów musi czasem doprowadzać do projektów nie najbardziej adekwatnych. Oczywiście że wświeciezwierzęcym i roślinnym obok zjawisk o dużymsensiebio6465. logicznym znajdujemy także i takie, które nie są aż tAsprzeczne z wszelką celowością, żeby selekcja musiała wytępić jako szkodliwe. Tu jednak mamy przed sobącosjeszcze zupełnieinnego. Surowy strażnik "celowości", a więcsensu biologicznego, nie tylko "przymyka oczy" i "przepuszcza" konstrukcję pośledniejszego rodzaju, nie, tu sama selekcjazapędza się w ślepy zaułek, w którym czyha zguba. A d z i e j esię tak zawsze,gdy siłą napędową doborujest jedynie współzawodnictwomiędzyw sp ółplemi eńc ami niezależnie od środowiska pozagatunko we g o. Mistrzmój Oskar Heinroth mawiał żartem: "Poza lotkamiramieniowymiargusa tylko jeszcze tempo pracy człowiekazachodniej cywilizacji stanowi najgłupszy produkt selekcjiwewnątrzgatunkowej. " Istotnie, pośpiech, w który wpędziła sięzindustrializowana i skomercjalizowana ludzkość, jest znakomitym przykładembezcelowościrozwoju wywołanego wyłącznie przez konkurencję między członkami tego samego gatunku. Człowiek dzisiejszy nabawia się ,,choroby menedżerskiej",wysokiego tętniczego ciśnienia krwi, marskości nerek, wrzodów żołądka i męczącej nerwicy, cofa się do stanu barbarzyństwa wskutek brakuczasuna zainteresowania kulturalne, a^rszystko to zupełnie niepotrzebnie. Właściwie ludzie mogliby situmówić, że odtąd będą pracować nieco wolniej; moglibyoczywiście tylko teoretycznie, praktycznie niesą do tegozdolni, tak samo jakkogutyargusa nie mogą postanowić, żelotkiich będą krótsze. Człowiek jest szczególnienarażony nazłeskutkiwewnątrzgatunkowej selekcji. Przyczyny tego są zrozumiałe: opanowałon jak żadne inne stworzenie przed nim wszystkie wrogiesiły otaczające jego gatunek. Wytrzebiłniedźwiedzia i wilkai jest rzeczywiście, jak mówi łacińskie przysłowie, wrogiemsamego siebie, homo hominilupus. Współcześni socjologowieamerykańscywyraźnie rozpoznali tenproblem wewłasnymśrodowisku, które badają. W swej książce The Hidden Per 'y-aws ("Ukrycinakłaniacze") Yance Packard wsugestywny przedstawia prawie beznadziejne położenie,w które^"wadzić się możekonkurenci a w życiu handlowym. Czytając"A, możnauwierzyć, że współzawodnictwo wewnątrz gatunku"-(. "źródłem wszelkiego zła", zła w sensie o wiele bardziej bez^^ednun, aniżeli mogłaby nim kiedykolwiek zostać agresja! -przyczyna, dla której wtym rozdzialepoświęconym znagssm agresji dla zachowania gatunku tak obszernie rozwodzęyffwA niebezpieczeństwem wewnątrzgatunkowejselekcji, jestnastSpująca: właśnie agresywne zachowanie się bardziej niżjjt^iolwiek inna właściwość czy funkcja może przez swezgubne oddziaływanie ulec przerostowi aż do groteski lubySJtelowego nonsensu. W dalszych rozdziałachzobaczymy,ja^c skutki powoduje to u niektórychzwierząt, takich jak gęśniłowa i szczur wędrowny. Ponadto wielce jest prawdopodobne,leniszczycielska dawka popędu agresji tkwiąca dziśjeszczew człowieku, a będąca jego niedobrą spuścizną po zwierzęcychpBodkach, wywołana została wewnątrzgatunkową selekcjąothfciaływającą na naszych praojców przez wiele dziesiątkówtftsfcy lat,a mianowicie przez cały starszy okres epokikamienia. Gdy ludzkość osiągnęła taki etap rozwoju, w którymdasięki uzbrojeniu, odzieży iorganizacji społecznej mogław dostatecznym stopniu zapanowaćnad zagrażającym jejniebezpieczeństwemgłodu, zimna i śmierci w szponach wielkichdrapieżników, aby groźby te przestały być podstawowymiczynnikami selekcyjnymi, musiała widocznie wystąpić niekorzystna selekcjawewnątrz gatunku. Czynnikiem, który wówczas zacząłdecydowaćo doborze, stałasię wojna, jakąprowadziły ze sobąsąsiadującehordy ludzkie. Wojna prawdopodobnie w silnym stopniu wyhodowała wszystkie tak zwaneGnoty wojenne,które niestety wciąż jeszcze wielu łudzi uważazszczyt ideału; nawiążemy do tego zresztą jeszcze w ostatnich"udziałachtej książki. Powracamy do tematu roli walk rywalizacyjnych w zaAowaniu gatunku', obecnie już z przeświadczeniem, że walka ta 6667. powoduje korzystny dobór jedynie wtedy, gdy wytwarza kadrbojowników przydatnych nie tylko do wewnątrzgatunkoweeriregulaminowego pojedynku, ale także do rozprawienia sięz wrogiem obcego gatunku. Najważniejsza funkcja tej selekcjito dobórbitnego obrońcy rodziny,co z góry przesądza o dalszejfunkcji agresji wewnątrzgatunkowej obronypotomstwa. Obrona ta jesttak naturalna, że chybanic więcej o niej dodawaćnie trzeba. Tych,co mieliby tu wątpliwości, przekona fakt,^wprzypadku wielu zwierząt, których tylkoprzedstawicielejednej płci zajmują się młodymi, jedynie oni są agresywniw stosunku do wspólplemieńców, a co najmniej nieporównywalnie bardziej agresywni. U ciemika jest nimsamiec,u pewnych karłowatych pielęgnic samica. Także wśródkuraków i blaszkodziobych, u których tylko samiczki zajmujesiępotomstwem, właśnie one są znaczniebardziej awanturniczeod samców, oczywiście nie licząc walk rywalizacyjnych. U człowieka sprawa masię chyba podobnie. Mylne byłoby mniemanie, że omówione w tym rozdzialetrzy funkcjeagresywnego zachowaniasię, a mianowicie: równomierne rozmieszczenieistot tego samego gatunku nadostępnej przestrzeni życiowej, selekcja przez walki rywalizacyjne i obrona potomstwa są jedynymi, które mają istotne znaczenie dla zachowania gatunku. Pomówimy jeszczew dalszym ciągu o tym, jaknieodzowną rolę odgrywa agresja w wielkim koncerciepopędów i jaki stanowi motornapędowy i motywacjędla takichtypów zachowania się, które pozornie nic niemają wspólnego z agresywnością, a nawetwydają się jej przeciwieństwem. Nie wiadomo, czy fakt, żewłaśnie w najintymniejszychosobistych związkach,jakiew ogóle mogą istnieć wśród stworzeń, tkwi przymieszkaagresji uważać za paradoks czy też za truizm. Tymczasem jednakmusimyjeszcze bardzo wiele powiedzieć, zanim dojdziemy do tych głównych problemów naturalnej historii agresji. Niełatwo jest zrozumieć, a jeszcze trudniejprzedstawić ważnąrolę, jaką odgrywa agresywność w demokratycznie naprze68 oddziaływaniusil napędowych (Ąntriebe) wewnątrz -organizmu. tym miejscu możemy natomiast opisać rolę przypada"^ "resywności wnadrzędnym, ajednak łatwiejszym do^a w swym całokształcie systemie, a mianowicie wobrębie^'teczeństwa socjalnie żyjących zwierząt, złożonego z wielu^duów. Podstawowązasadą ładu i porządku, bez którego"Mgaiiizowana społeczność zwierząt wyższych najwyraźniejnicmoże się rozwijać, jest takzwana hierarchiczność. "Hierarchia polega po prostu na tym, że każdy indywidualny;h(^[ żyjący w pewnej społeczności dobrze wie, kto jestodnjcsosilniejszy, a ktosłabszy, wobec czego przed silniejszymnotę się wycofać bezwalki, a od słabszego może oczekiwać, że(B-iównież, nie walcząc, będzie mu ustępował wszędzie, gdzieBEO jeden drugiemu wejdzie w drogę. Schjelderup-Ebbepferwszy zbadał zjawisko hierarchii u kur domowych i użyłoiteślenia "kolejność dziobania" (po angielsku pecking order); pojęcie to utrzymało się do dzisiejszego dnia, główniew angielskiejliteraturze fachowej. Mnie wydaje się zawsze niepozbawione śmieszności, gdy się mówi o "kolejności dziobania"u wielkich ssaków,które przecieżnie dziobią, ale gryzą lubbodą rogami. Szerokie rozpowszechnienie hierarchicznej struktury zespołów, jak już wspomnieliśmy, ma ogromne znaczeniedla sprawy zachowania gatunku,musimysię więczastanowićnadtym, na czym właściwie znaczenie to polega. Najprostsza odpowiedź, to oczywiście, że hierarchia pozwalaunikać walki pomiędzy członkami określonej społeczności, alewtedy nasuwa nam się natychmiast następne pytanie, dlaczegonic powstały po prostu odpowiednie hamulce dla międzyosobniczej agresywności. Na to pytanie z koleiistnieje wieledpowiedzi. Popierwsze, jakto omówimy jeszcze późniejbardzo obszernie (wrozdziale X"Więź"),może się zdarzyć,Ui jakiemuś zespołowi, na przykładstadu wilków czy groma'lae małp, niezbędna jest agresywnośćw stosunkudo innychspoleczności tego samego gatunku, tak że unikać walki musi 69. wyłącznie w obrębie własnego stada. A po drugie: napięć^wywoływane w społeczności przez popęd agresji i jego skutekw postaci hierarchicznego porządku są dla owej społecznościpod wieloma względami błogosławieństwem, przyczyniają siędo jej konstrukcyjnej spoistosci i mocy. Ukawek, a takżeu wielu innych zespołowo żyjących ptaków, hierarchiaprowadzi bezpośredniodo obrony słabszego. Ponieważ każdy poszczególny osobnik dąży do poprawienia swojej pozycji w hierarchii, pomiędzy osobnikami bezpośrednio nadrzędnymii podporządkowanymi istnieje stale szczególnie silne napięcie,a nawet wrogość; odwrotnie zaś, uczucia te słabną, im dalsze odsiebie są rangi dwojga zwierząt. Ponieważkawki stojąceu szczytu hierarchii, a przede wszystkim samce, muszą siękoniecznie mieszać w każdyspór między podwładnymi, gradient społecznego napięcia powoduje pożądany skutek, polegający natym, że wyższa rangą kawka interweniuje w walcezawszena korzyść pobitego, jakby według rycerskiej zasady: "Tam, gdzie sąsilniejsi, stoję po stronie słabszego! " Nawetu kawek wywalczona przez agresję pozycja w hierarchii nadaje poszczególnemu zwierzęciu inną formę ,,autorytetu": ruchy ekspresyjne stojącego wysoko w hierarchiiosobnika, szczególnie starego samca, zwracają o wiele bardzie]uwagę i wywołują większy szacunek niż w przypadku niżejzaszeregowanego młodego zwierzęcia. Gdy na przykład młodyptak przestraszy się jakiejś drobnostki, pozostałe ptaki, a zwłaszczastarsze, prawie nie zwracają uwagi na te oznaki popłochu. Gdy natomiast w taki alarmuderzy któryś zestarych samców,wszystkie kawki, któregousłyszą, zrywają się do gwałtownejucieczki. Ponieważ dziwnym sposobem u kawki rozeznanie wrogich drapieżników nie jest wrodzone, ale nabywaneprzez każdego ptaka przezpodpatrywaniezachowania sitdoświadczonych starszych opisany powyżej szczególnyszacunekokazywany ,,opinii" starych, doświadczonych i stoj^'cych wysoko w hierarchii ptaków może miećbardzo ctuze znaczenie. 70 ; z poziomem rozwoju gatunkuzwierzątw zasadzieiznaczenie indywidualnego doświadczenia iwiedzy,^^ -ag gdy wrodzonezachowanie się, nie tracąc na ważności,". yjidza się do spraw bardziej elementarnych. W związku^EIiriin ogólnym postępem ewolucji stare, doświadczone ' --l-:". "rt/wm "iiol^cTom-i Tnifmiia Tnnynanawpt nabiera coraz większego znaczenia, można nawet w^ nez powiedzieć, że społeczne współżycie najmądrzejszych -irmtj^ny stwarza nowy, pozytywny dla zachowania gatunku(manik właśnie przez umożliwienie przekazywania nabytychindywidualnie wiadomości w drodze tradycji. Stwierdzenief^^KOtne będzie naturalnie zawierało taki sam ładunek prawdy. Mię wątpliwie bowiem społeczne współżycie wywołuje presję^^kcji w kierunku lepszego rozwoju zdolności przyswajania hie;wiedzy, gdyż zdolności te u zwierząt żyjących socjalnie(jlOaioszą korzyść nie tylko pojedynczemu osobnikowi, aleHłej społeczności. Tym samym długowieczność,sięgająca^ilfeko poza okres zdolności rozmnażania się, nabiera wartości4^,zachowania gatunku. Jakwiemy od Frasera Darlinga^sSargaret Altmann, u wielu jeleniowatych stado prowadzi[irte. itara dama, którą obowiązki macierzyństwa już dawnoIKSaiestaiy odrywaćod zadań społecznych. ii.Istniejebezwzględna zasada, której podporządkowane są Sifcystkie inne, a mianowicie że wiekzwierzęcia jest wprost Bporcjonalny do stanowiska, które zajmuje w hierarchii""(StBjej społeczności. Stąd nie jest pozbawione słuszności, że na'9Baasadzie oparty jest schemat zachowania się i że członkowie^Meczności, którzy przecież niemogą odczytać wieku swoich Świadczonych przywódców zmetryki urodzenia, mierzą ^ień zaufania współtowarzyszy donich wedługich rangi". ^uerarchii. Współpracownicy Yerkesa dawno już dokonali^"tresującego, wręcz rewelacyjnego odkrycia, że szympansy,"Te jak wiadomo, odznaczają sięznakomitą zdolnością '^enia się przeznaśladownictwo, "małpują" z zasady tylko^^ich współplemieńcówwyższej rangi. Odizolowano więc od^^da osobnika niższego stopniai jego samego nauczono dość 71 skomplikowanej czynności wybierania bananów ze specjalniedo tego doświadczenia skonstruowanego pojemnika. Gdy następniewłączono na powrót małpę wrazz aparatem bananowym do gromady, osobniki wyższej rangi wprawdzie próbowały jej odbierać banany, na które sobie zapracowała, ale żadenz nich nie wpadł na pomysł, aby się temu wzgardzonemuprzyjrzeć przy robocie i czegoś się od niego nauczyć. Następnieprzyuczono do obsługi aparatu w taki sam sposób najwyższąw hierarchii małpę, a gdywpuszczonoją z powrotem doswoich,pozostali członkowie stada obserwowali ją z największymzainteresowaniemi w mig podchwycili nabytą przez niąumiejętność. S. L. Washbum i Irven de Vore zaobserwowali,żegromadążyjących na swobodzie pawianów kierujenie pojedynczyosobnik, ale grono złożone z kilkusędziwych samców,/któreutrzymująswoją władzę nad młodszymi i znacznieod siebiesilniejszymi członkami hordy dzięki temu, że są wręcznierozłączne i tak solidarne, że razem pokonują każdego pojedynczego młodszego od siebie samca. W pewnym szczegółowoobserwowanym przypadku jednym z trzechsenatorów byłnieomal bezzębny starzec, a dwaj pozostali także już od dawnanie byli wkwiecie wieku. Gdy kiedyś w bezleśnym tereniehordzie groziło wpadnięcie wprost w ramiona a raczejw paszczę lwa,zwierzęta zatrzymały się w pochodzieimłodesilne samce utworzyły pierścień obronny wokółsłabszych. Starzec natomiast poszedł naprzód zupełnies am i z wielką ostrożnością rozwiązał trudne zadanie zbadaniabezujawnienia się miejsca pobytu lwa, powrócił do stadai przeprowadził je, omijając drapieżnika, daleką okrężną drogąażdo bezpiecznych drzew "sypialnianych". Wszyscyszli zanimw ślepymposłuszeństwie, nikt nie ośmielił się podważyćjego autorytetu,l Podsumujmy teraz wszystko, czego na podstawie obiektywnych obserwacji zwierząt dowiedzieliśmy się w tym rozdziale,a więc wjaki sposób wewnątrzgatunkowaagresja staje się 72 ;zna dla zachowania określonego gatunku zwierząt. a: przestrzeń życiowa bywa rozdzielana między współ'tenieńców w taki sposób, że każdy w miaręmożności"ajduje warunki do życia. Następuje dobór najlepszego ojcai najlepszejmatki dla dobra potomstwa. Dzieci sąchronione. yaiólnota zostaje tak zorganizowana, że kilku mądrych męfffStworzących senatcieszy się autorytetem, który jestniezbędny, aby nie tylko podejmować, ale także realizowaćdecyzje dla dobra społeczności. Nigdy nie spotkaliśmy sięl tym, abycelem agresji było zniszczenie wspóiplemieńców,chociaż przez nieszczęśliwy wypadek wczasie walki orewirwy lei walki rywalizacyjnej może się zdarzyć,że czyjś róg trafiW oko lub ząb,zrani tętnicę szyjną. Takżei w warunkach'sienaturalnych, nie "przewidzianych" w rozwojugatunków, naDfzykład w niewoli, agresywne zachowaniesię możespowodować zgubne skutki. s i A teraz skierujmy uwagę na nasze własne wnętrze i bezżadnych uprzedzeń,nie wpadając w zbytni zachwyt nad sobą,ale jednocześnie nie uważającsię z góry za karygodnychgrzeszników, spróbujmy uświadomić sobie, copragnęlibyśmyw stanie najwyższego agresywnego podniecenia wyrządzićnaszemu bliźniemu, który takie uczucie w nas wywołał. Niebędę chyba posądzony o chęć wybielania się, jeżeli stwierdzę,że działaniem, do którego w takim nastroju dążę i które mazaspokoić mój popęd, n i e jest zabicie mojego wroga. Przeżycie, jakie mogłoby mnie uszczęśliwić, toraczej wymierzeniegłośnych policzków, ewentualnie cicho trzaskających ciosóww podbródek, w żadnym razie rozprucie brzucha czy zastrzelenie. Ostatecznerozwiązanie sytuacji, jakiego pragnę, niepolega na tym, aby przeciwnik mój leżał martwy u moich stóp,nie,chciałbym tylko, aby był porządniezbityi pokornieuznał moją przewagę fizyczną, a jeżeli jestpawianem, takżei tnoją duchową wyższość. A że z zasady mam ochotę spraćtylko takie typy,jakim ten rodzaj klęski zaszkodzić nie może,się potępiam nawet tak bardzo swoich instynktów w tej 73 sytuacji. Naturalnie trzeba sobie zdać sprawę, że takie pobicie może się łatwo zakończyćzabójstwem, jeżeli ma się n,przykład broń w ręku. Gdy teraz spojrzymy na to wszystko w sposób syntetyczny,agresja wewnątrzgatunkowa nie wyda nam się już tak diabelska, nie będzie już dla nas ową bezwzględnie niszczycielskąsilą, nie jest już nawet "tej siły cząstką drobną, co zawsze złegochce i zawsze sprawia dobro". Ukazuje się nam ona zupełniejednoznacznie jako niezbędny do utrzymania życia i systemuelementorganizacji wszystkich istot, którego funkcja wprawdzie, jak wszystko na tej ziemi,możeulec wypaczeniui którymoże prowadzić do niszczenia życia, alepomimo todziała dladobra wielkiej sprawy życia. A przy tym jeszcze nie wzięliśmypod uwagętego,czego dowiemysię dopieroz XI rozdziału, żedwaj ,,wielcy konstruktorzy" mutacja i selekcja, dziękiktórym wyrastają wszystkie drzewa genealogiczne, wybraliwłaśnie kostropatą gałąź agresji wewnątrzgatunkowej, abyna niej wyhodować pędynajpiękniejszych kwiatów osobistejprzyjaźni i miłości, SPONTANICZNOŚĆAGRESJI Przy tego trunku płomiennej podniecie,Helenę ujrzysz wnet w każdej kobiecie. (Goethe, Faust, C2. I,przełożyt Władysław Kościelski. ) ifepoprzednim rozdziale wykazałem chyba dośćwyraźnie, żeMBesywnośćskierowana u wielu zwierzątprzeciwkoczłonkomwłasnegogatunku nie jest dlatego gatunku szkodliwa,a przeciwnie jest instynktem niezbędnie potrzebnym dla jego(schowania. Niechaj nas to jednak nie napawaoptymizmempodniesieniu do obecnej sytuacji ludzkości, wręcz przeciwnie! Wodzone sposobyzachowania się mogą całkowicie zatracićswoją równowagę przy już nieznacznej zmianie warunkówOtaczenia. Trudności szybkiego przystosowania się do tychzmian są takwielkie, że w nie sprzyjającychokolicznościachmogą doprowadzić nawet do zagłady gatunku. A zmiany,których człowiek dokonał w swoimotoczeniu,są zaisteaiemałe. Gdybyśmy teraz spojrzeli okiem nieuprzedzonegoobserwatora na człowieka,takiego jakim jest dzisiaj, z bombąwodorową, tworem jego umysłu, wręku, z odziedziczonym poezlekopodobnych przodkach popędem agresji w sercu, popo4em, którego nie jest zdolny opanować rozumem, doprawdy,Ne moglibyśmy mu rokować długiego żywota! A jeżelisytuację tę rozpatrujemy ponadto jako współuczestniczącyw niej członkowie rodu ludzkiego zda się nam ona obłędnymkoszmarem i trudno namnie wierzyć, żeagresja jest patologicznym symptomemdzisiejszego upadku kultury. A przy tym należałoby sobie tylko życzyć, abytak byłorzeczywiście! Właśnie przekonanie, że popęd agresji jestprawdziwie pierwotnym instynktem, działającym na korzyść 75. zachowania gatunku, pozwala nam w pełni docenić tkwiącw nim niebezpieczeństwo, to mianowicie że tak bardzo gro^. nym czyni ten instynkt jegospontaniczność. Gdyby był tyli;"reakcją na określone zewnętrzne warunki, jak sądziło wielusocjologów i psychologów, egzystencja ludzkości nie byłaby a; tak zagrożona, jak jest w istocie. Wówczas możnaby bowiemgruntownie zbadać czynniki wyzwalającetę reakcję i wyłączyć, je. Zasługępierwszego rozpoznania agresji jako odrębnegoinstynktu przypisać należy Freudowi; on też wskazał na to, zebrak kontaktów społecznych, a przede wszystkim ich utrata(utrata miłości) jest czynnikiem najbardziej sprzyjającym rozwojowi tego popędu. Wielu amerykańskich pedagogówwysnuło błędny wniosek z tego słusznego w zasadzie poglądu: uznalioni, że dzieci, którym od najwcześniejszych lat oszczędzisię wszelkich rozczarowań (frustration) iktórym będzie się nakażdym kroku we wszystkim ustępować,mniej będą nękanenerwicami,lepiej będą dostosowane do otoczenia, a przedewszystkim wyrosną na ludzi mniej agresywnych. Tymczasemamerykańskie metody wychowawcze, które powstały podwpływem tego poglądu, wykazały tylko, że popęd agresji, jakwiele innych instynktów, wypływa również "spontanicznie"z wnętrza psychiki człowieka. Wyrosło bowiem w rezultaciemnóstwo zupełnie nieznośnie bezczelnych dzieci, o którychmożna by powiedzieć wszystko, tylko nie to, że nie sąagresywne. Tragiczna stronatej tragikomicznejsprawy ujawniła się jednak dopiero, gdy dzieci te wyrastały, wychodziłyspod opieki rodziny i stawałynagle już nie wobec uległychrodziców, ale wobec bezlitosnejopinii publicznej, na przykładprzy wstępowaniu do college'u. Jak zapewniali mnieamerykańscy psychoanalitycy, wten sposób wychowanamlbdzieżpodnaciskiem nabywanej z wielkimtrudem dyscyplinyspołecznej rzeczywiście zapadała na choroby nerwicowe. Opisana tumetoda wychowawcza chyba jeszcze nie całkiem wygasła,skoro w ubiegłym roku wielce szanowny mój amerykańskikolega, który pracował jako gość w naszym instytucie,poprosił o możność przedłużenia swegopobytuo dalszetrzy"'dmę. Jako powód podał względy bynajmniejnie naukowe,-""nyaial się bez ogródek i komentarzy, że użony jegobawi^. htme z wizytą jejsiostra,której trzej synowie są nonmtHttioiichildren. "jeAowicie błędny i trudny do wytrzebienia pogląd w peda^^E. - że zachowanie się zwierząti ludzi jest głównie. rfriiftfem r eakcji na otoczenie, a jeżeli nawet zawiera w ogóleaŁ(t( elementy wrodzone, to takie, które dają się całkowicie^^arićodpowiednim wychowaniem wywodzi się z niegBBlinieiua pewnych słusznych skądinąd demokratycznychflsad. Nie sposób bowiem jakoś z nimi pogodzić faktu, żeDHrie nie są jednakod urodzenia tak całkowicie sobie równi i żejednak nie wszyscy mają sprawiedliwie "równy przydział"stSSIS m to, aby stać się idealnymi obywatelami. Do tegodMJlpdzi jeszczei to, że przez wiele dziesiątków lat reakcja naotoczenie "odruch" stanowiła jedyny element zachowaBtSię, którymzajmowali się poważnipsychologowie, podczas(^wszelka zwierzęca "spontaniczność" zachowania się była geną przyrodników o nastawieniu witalistycznym, to znaczyWasze niecomistycznym. '-Głównie WallaceCraig był tym,który w dziedzinie studiówłHAasachowaniem się w ścisłym tego słowa znaczeniuzajął sięłukowym badaniem spontaniczności. Jeszcze przed nim WilkareMcDougall przeciwstawiłhasłu Kartezjusza, które ameryhttska szkoła psychologów zwanychbehawiorystami wypisałaWtSWojej tarczy: Animal non agit, agitur' swój znacznie'feszniejszy okrzyk bojowy: The healthyanimal is up anddoing zdrowe zwierzę jest aktywne i działa. On jednakże właśniew tej spontaniczności dopatrywał się skutków owej mistycznej^y witalnej,o której nikt nie wie, na czym właściwie polega. ^c także niewpadł na pomysł, aby dokładnie obserwowaćWffliczne powtarzanie się spontanicznychsposobów zachowa-"' Zwierzę nie działa,jest wprawiane w działanie(łac. ). 77. nią się i aby na bieżąco mierzyć wartości progowe bodźfwyzwalających. Uczynił to dopiero później jegouczeii Cra' Przeprowadził on mianowiciena samcach synogarlicszereg doświadczeń, w czasie których izolował je od samic; "na coraz dłuższe okresy i badał doświadczalnie, jakie obiektybyły jeszcze zdolne pobudzić je do tokowania. W kilka dni pozniknięciu samicy własnego gatunku samiec synogarlicy hylimgotów tokować do białej gołębicydomowej, którą przedtemcałkowicieignorował. Znów w kilka dni później"zniżyłsię" doadresowania swegogruchania i ukłonów do gołębia wypchanego, jeszcze późniejdo zmiętej chustki. W końcu potygodniach odosobnienia w"areszcie" kierował zaloty dopustego kąta klatki, gdzie zbieg prostychkrawędzi dawał muprzynajmniej optyczny punkt zaczepienia. Obserwacje te przetłumaczone na język fizjologii dowodzą, że wobec długotrwałego braku uaktywniania instynktownego sposobu zachowania się, w tym przypadku tokowania, wartość progowa bodźców wyzwalających to zachowaniespada. Jest to zjawisko tak prawidłowei ogólnie znane, żemądrośćludowa dawno je rozszyfrowałai ujęła w prosteprzysłowie: "Na bezrybiu i rak ryba. " Goethetę samą zasadęwłożył w usta Mefistofelesa; "Przy tego trunku płomiennejpodniecie, Helenęujrzysz wnet w każdej kobiecie". a jeżelijesteśsamcem synogarlicy, to nawet w starej chustce lub nawetw pustym rogu twej więziennej celi! Obniżanie się progu bodźców wyzwalających wposzczególnych przypadkach może doprowadzić nawet do jego prawiegranicznejwartości zerowej, gdyż wpewnych okolicznościachjakieś instynktowne zachowanie się "startuje" bez widocznejzewnętrznej podniety. Młody szpak,którego wyhodowałemprzed wielu laty i trzymałem w domu, nigdyw swoim życiu niełapał much, nie widział też nigdy innego ptaka przy tejczynności. Wszelki pokarm otrzymywał przez całeswe życietylko w stojącejw klatce miseczce, którą mu codziennienapełniałem. Pewnegodnia ujrzałem go, jak siedział na szczy70 78 z brązu w jadalni wiedeńskiego mieszkaniamoich"i^SK" wm czym zachowywał się zupełnie dziwacznie. vww hyloną w bok głową zdawał się badać biały sufit nadsobą, " ,ggo oczu i łebka wskazywały bezspornie, żeśledzi^^- jakiś ruchomy obiekt. Wreszcie sfrunął ipodleciał do 'hynm coś, co dlamnie było niewidoczne, wrócił na"^Bnoprzednie stanowisko, wykonał wszystkie ruchy zabija^jobyczy charakterystycznedla ptaków karmiących się. j-ajgnri izakończył gestemprzełykania. Następnie otrząsnąłwMr " czyni wiele ptaków, gdy się wewnętrznie odprężat^jtow'l sl? do spoczynku. Dziesiątki razy wchodziłem na)MUR; nawet przywlokiemdrabinę do jadalni wiedeńskiegmkania miały wtych czasach bardzo wysokie pokoje abyfjm/t zdobycznezwierzę, które mójszpak łapał: nie było tamjtiohitnie żadnego, nawet najmniejszegoowada! ^Spiętrzenie" instynktownych ruchów, powstające wskutek(fagotrwalego pozbawienia bodźca wyzwalającego,pociąga zasobą nie tylko wyżejopisane wzmożenie zdolności do reakcji,Awywohije skutki sięgające znacznie głębiej, które wprawiająwwpómamiętność cały organizm. Każdy prawdziwy ruchinstynktowny, pozbawiony jak wyżej możliwości odpowiedzeniana bodziec, z zasady charakteryzuje się tym, żewprowad-f całe zwierzęw stan niepokoju i każe Bt szukać bodźców wyzwalających. To poszukiwanie,które w najprostszym przypadku polega na nie"^Ordynowanym bieganiu, lataniu czy pływaniu tu i tam,-w bardziej skomplikowanejformie może zawierać w sobieWżystkie sposoby zachowania się związane z uczeniem się pojmowaniem, zostało określone przez Wallace Craiga jakoEchowanie się apetytywne ("pożądliwe"), Faust także nieSttdzispokojniew oczekiwaniu, aż kobiety same zjawiąsię^Jtgo polu widzenia, ale jak wiadomo, odważa się na dość yzykowną wyprawę do Matek, abyzdobyćHelenę! Musimy sobie uświadomić, że niestety obniżanie się proguł apetytywne zachowanie się w żadnym z instynktownych. sposobów zachowania się nie występuje tak wyraźnie ja); właśnie w agresji wewnątrzgatunkowej. Przykłady zjawiskaobniżenia się progu poznaliśmy już w pierwszym rozdzialeproszę więc sobie przypomnieć rybę-motyla, która z brakuwspółplemieńców jako obiekty zastępcze wybierała najbliżejspokrewnione gatunki. Także i błękitna rogatnica w tej samejsytuacji atakowała nie tylko spokrewnione z niąrogatnicowate,ale nawet ryby zupełnieinnych gatunków, które z jejrodemmiały tylko błękitną barwę jako wspólną cechęo charakterzebodźca wyzwalającego. U rybz rodziny pielęgnicowatychhodowanych w niewoli (ichwprost niebywale interesującymżyciem rodzinnymbędziemy się jeszcze musieli zająć bardziejszczegółowo) "spiętrzenie" agresywności, które w warunkachnaturalnych wyładowałoby się na wrogim posiadaczu sąsiedniego rewiru, prowadzi bardzo często do zamordowania współmałżonka. Nieomal każdy właściciel akwarium, który zajmował się hodowlą tych jedynych w swoim rodzaju rybek,popełniał pewienprawie nieunikniony błąd. W dużymakwarium umieszcza się mianowiciepewną liczbę młodych rybektego samegogatunku, aby umożliwić im swobodne dobieraniesię w pary. Ów upragniony skutek rzeczywiście następuje iotow pojemniku (a ten i tak jest już za małydla tak wieluryb, któretymczasem dorosły) znajduje się promienne stadło, lśniącenajwspanialszymibarwami szaty godowej i w idealnej zgodzieusiłujące przegnać ze swego rewiru wszystkichkrewniaków. Ponieważ jednak ci nieszczęśnicy nie mogą się daleko wynieść,więc tkwią strwożeni z poszarpanymi płetwami po kątach, podpowierzchnią wody bądź też, wypłaszani ze swoich kryjówek,mkną w dzikiej ucieczce przezakwarium. Jako humanitarnihodowcy odczuwamy litośćzarówno dlaprzepędzanych, jakidla pary, która może już tymczasemzłożyła ikrę i męczy sięniepokojem o swojepotomstwo. Wyławiamy więc czymprędzej nadliczbowe ryby, zapewniając parce wyłączne posiadanie akwarium. Jesteśmy spokojni, że uczyniliśmy wszystko,co należy, i może dlatego w następnych dniach rzadziej 80 ""1-Ęjniyuwagę na pojemnik i jego żywą zawartość. W kilkasateAzBteJ widzimyjednak ze zdziwieniem i przerażeniem, żeaihiczka z naszej parki, cała w strzępach, unosi się martwananiodCT". aP ^3ze "Y potomstwie zaginął wszelki ślad. ggnitna to historia, która powtarza się z nieodmiennąrtimlaniością, szczególnie w odniesieniu do indyjskiej żółtejaj^gnicy i brazylijskiegogeofaga; tymczasem możemy jej. jnjlaiąć wbardzo prosty sposób, bądź pozostawiając w pojemniku jednego "kozia ofiarnego", to znaczy jedną rybę tegoi! fiego gatunku, bądź teżstosującmetodę bardziej humanitar^:i't wybierając z góry pojemnik dostatecznie duży, aby"(gnieścil dwie pary, dzieląc go szklaną przegrodą i zasiedlająctażdą część jednąparą. Wówczas każdaz rybwyładowuje swązdrową złość na sąsiedzie tej samej płci;prawie stale widuje się,^szarżująna siebie (przez szybę) dwie samiczki lub dwaMńiczyki i żadnemu z małżonków nawet do głowy nieprzyjdzie, aby skierować złość na własnego "ślubnego" partftera. Brzmi to jak dowcip, ale dzięki takiejwypróbowanejffietodzie hodowli pielęgnic moment, w którym jeden z samcówzaczyna się zachowywać grubiańskow stosunku do swojejwspółmałżonki, mogliśmy uważać zasygnał do oczyszczaniaiarosłej glonami przegrody i przywrócenia jej pierwotnejprzejrzystości. Gdy tylko ściana oddzielająca przyległe "mieszlaiae" była znów czysta, wybuchała natychmiast dzika, ale^konieczności kończąca się niewinnie, awantura z sąsiadami,? napięta atmosfera wewnątrz obu rewirów powracała dorównowagi. Analogiczne zjawisko obserwujemy u ludzi. W dawnychdobrych czasach, gdy istniała jeszcze monarchia naddunajA i bywały jeszcze w domachsłużące, zaobserwowałemumojej owdowiałej ciotki pewne zachowanie się niezwykleregularnie występujące i zawsze dające się z góry przewidzieć. " Jej domu żadna służąca nie przebywaładłużej niż osiem doGęsięciu miesięcy,każdą nowozatrudnioną pomocą domową była zawsze w najwyższym stopniu zachwycona, wy81. 1 chwalała ją pod niebiosa jako tak zwaną perłę i zapewniaławreszcie natrafiła na właściwą osobę. W następnych mię,cach zachwyt jej powoli gasł,najpierw dostrzegała małe brarpotem poważniejsze niedociągnięcia, a pod koniec wyi. 'wymienionegookresu biedne dziewczę miałojuż tylko zdecydowanie obrzydliwe cechy charakteru i zwielką awanturą byłoz dnia na dzień zwalniane z pracy. Po takim wyładowaniu sit starsza pani była znów gotowa ujrzeć w następnej służącejprawdziwego anioła. Daleki jestem od tego,aby sięniecnienaśmiewać z dawnojuż nieżyjącej,a poza tym bardzo kochanej ciotki. Jako jeniecwojenny zaobserwowałem, a właściwiezmuszony byłem zaobserwowaćzupełnie takie samo zachowanie się upoważnychi zdolnych do jak największego opanowania mężczyzn i oczywiście u siebie samego. Tak zwana choroba polarna albo inaczej"furia ekspedycyjna" występuje też nagminnie w małychgrupach mężczyzn, zdanych całkowicie na siebie w sytuacjach,w których nie mają oni możności ścierania się z osobamipostronnymi, nie należącymi do koła przyjaciół. Jakz tegowidać, spiętrzenie agresywności jest tym bardziejniebezpieczne,im bardziej członkowie danej grupy się znają, rozumiejąi łubią. Z własnego doświadczenia mogę zapewnić, że w takichwarunkach następuje bardzo duży spadek wartości progowychwszystkich bodźców wyzwalających agresję i walki wewnątrzgatunku. Subiektywnie wyraża się to w tym, że nanajmniejszygest ekspresyjny, a więc wyrażający coś, najlepszego naszegoprzyjaciela, na sposób, w który chrząka lub wyciera sobie nos,reagujemy tak, jakbypijanydrab uderzył nas po twarzy. Świadomość fizjologicznej prawidłowości tego bardzo dręczącego zjawiska powstrzymuje nas wprawdzie od zamordowaniaprzyjaciela,nie pomagajednakabsolutnie wukojeniumęki. Wyjście, które w takiej chwili znajdujeczłowiek rozsądny, tociche usunięcie się z terenubaraku (czy na przykład igloo lubnamiotu ekspedycji) i "rozwalenie" jakiegoś przedmiotu niezbyt cennego, rozpryskującego się w kawałki z możliwie 82 iaBownymhałasem. To nieco pomaga. W językufizjologii""-. ^gmia się nosi to miano ruchu przekierunkowanego bądź"rtaro ukierunkowanego{umorientierte oderneuorientierteSemeeung), według Tinbergena redirected actiyity. Zoba"wayjeszcze,że w przyrodzie takie wyjście zsytuacji zdarzaae często, co umożliwia zapobieżenie szkodliwym skutkomanesywności. Ale człowiek nieświadomy rzeczyzabijaswegortłłyiaciela a zdarza się to często! (A. Rozdział piąlyNAWYKI, CEREMONIAŁY I CZARY Czyż mążi męskie słowo zali ci nie znaaeł CGoethe, Faust, cz lprzełożył Władysław Kościelsld' Przekierunkowanie i nowe ukierunkowanieataku to chybanajgenialniejsze wyjście, jakie "wynalazła" specjacja (powstawanie gatunków), aby agresywność zwekslować na nieszkodliwe tory. Nie jest to jednakdrogajedyna, "wielcykonstruktorzy" bowiem przemiany gatunków zmiany dziedziczne i dobór naturalny rzadko ograniczają się dojednego tylkorozwiązania. Jużw samej istocie ich losowo-eksperymentalnej gry tkwi możliwość "wynajdywania"większej liczby dwóch bądź trzech możliwychsposobów ominięcia tych samych trudności. Dotyczy tow szczególności rozmaitych mechanizmów fizjologii zachowania się, których funkcją jestzapobieganie wyniszczaniu i zabijaniuczłonków własnego gatunku. Aby to wyjaśnić, musze w tymmiejscu problem ten nieco rozszerzyć. Przedewszystkimspróbuję opisać pewne ciąglejeszcze bardzo zagadkowe zjawisko z dziedziny historii rodowej (filogenezy), które stwarzaprawa wręcz niezachwiane. Społeczne zachowanie się wieluzwierząt wyższych jest tym prawom taksamo posłuszne, jak czyny człowieka cywilizowanego podporządkowane są jegouświęconymobyczajom i obrzędom. Gdy przyjaciel mój i mistrz sir Julian Huriey krótko przedpierwszą wojną światową prowadził swoje w pełnymtegosłowa znaczeniu pionierskie studia nad zachowaniem sięperkoza dwuczubego, odkrył nadzwyczaj dziwny fakt, żepewne sposoby zachowania się w toku filogenezy tracą swoją84 pierwotną funkcję,zamieniając się w czysto "sym ceremoniał. Zjawiskoto określił mianem ry t u a - ^SŁnrinu ^S0 "^"^ zupełnie bezcudzysłowu, gdyż poS^fit znak równości między rozwojem historyczno-kulturoWF yfiry doprowadza do powstania ludzkich rytuałów, 5ai procesami filogenetycznymi, które u zwierząt wykształ,'aia owe osobliweceremoniały. Zrównanie tojest na pewnonlW'""'"'z funkcjonalnego punktu widzenia pomimo pełnej(rftrfomości różnic pomiędzy procesami historycznymi a filo^(ycznynii. Mnie pozostało tylko zadanie przeprowadzeniaysjtoffi między rytuałem powstałym na dwóch odrębnych,aggacll, filogenezy i historii kultury, a następnie wykazania,'Igfe^iależy wyjaśnićidentyczność ich funkcji. ff^SstadssL nadpewnymceremoniałem u samic kaczek, tj. nad tak. CTanynl podżeganiem (Hetzen), dostarczająpięknych Hgrktadów na to, jak rytuał powstaje w drodze filogenezy, jakSpiera określonegoznaczeniai jak się w trakciedalszego^Ewoju zmienia. Samiczkikaczek są wprawdzie mniejsze,ale W-mniej agresywne od samców,co można obserwować u wieluptaków o podobnym typie życia rodzinnego. Podczas zwadnaędzy dwiema parami zdarza się więcczęsto, że kaczka,gorwana gniewem, szarżuje za daleko w kierunku wrogiejpary,'^0 czym ogarnia j ą "strach przed własnym męstwem'', odwraca;aę więci biegnie z powrotem do silnego, opiekuńczego"aiałżonka. Gdy sięprzy nim schroniła, czujenowy przypływ'odwagi i od nowa zaczyna wygrażać nieprzyjacielskim sąsiahm, ale tym razem już nieoddala się odswego kaczora naniebezpieczną odległość. W pierwotnejswojej formie ten cykl sposobów zachowaniasię jest różny w zależności od zmiennej gry przeciwstawnychpopędów powodujących kaczką. Następujące po sobie w czasiei kolejno górujące uczucia chęcizaczepki, strachu, potrzebyopieki ipowracającej fali napastliwości można łatwo odczytaćz wyraźnie odzwierciedlających je mchów ekspresyjnych,. s:e;ru^02^0-^^ 1 - cały ten proce^e T '""'P^o hara -Ij5'0^ - lanych' ^:c ^źadnychS2cze^" h^'""ego ruchu g}o"" qą form z "'yJątldem jedne ' s;11-^". Kaczkab8 gZ^"01^0 z wydame^. he, ss^^ss^^ -- zatrzymuje się obnlr gdy alów zaczyna Eo ^^.?=? ^S^;:^ Podbiegnięciado kacZra,cz? sto ogranicza "? tył . le 5?%^SsssS ^...';S;,^S. -""2. ^SS spokrewnionejwschodnioeuropejsko-azjatyckiejżeganiejest o jeden mały stopień bardziej zrytuali. Samiczka tego gatunku, gdy stojąc obok swegoa, jeszcze" grozi ku przodowi albo gdy obiegając go,". "l - wszystkiemożliwe kąty pomiędzy osią dhlgą swegoaifettosrunkiem grożenia, wczasie podżegania w większościinjjTmrll'^'1" zwrócona jest piersią do kaczora i grozi przez barkfctyhi. Obserwowałem kiedyś kaczkę z izolowanejpary tegogflnnku: wykonywała ruchy podżegania"w próżnię", tzn. bezobiektu wyzwalającego, a groziła przez bark wstecz zupełnieUltijakby tam właśnie byt w rzeczywistości nie istniejący wróg. aii.ll. kaczek właściwych (pływających), doktórych należytAżenasza krzyżówka, formamacierzysta zwykłej kaczkidaniowej, podżeganie wstecz przez bark stało się jedynąłbewiązującą koordynacją ruchową. Kaczkazanim rozpoczniefwdżeganie, ustawia się zawsze piersią możliwienajbliżejkaczora albo, gdy ten jest w ruchu, biegnieczy płynie tuż przyłun. Ciekawe, żeruch głowy do tyłu przez bark zawiera w sobieWtzejeszcze pierwotne reakcjekierunkowe, które ugatunkówtrodzaju Tadoma [a do tego należyi ohar Z. St.]Uzewnętrzniają się wfenotypowym, to znaczy podobnym swoim zewnętrznym obrazie, ale zmiennym sposobie poruszania się. Widać to najlepiej, gdy kaczka zaczyna podżegaćbędąc sama w stanie bardzosłabego podniecenia i dopierostopniowo ,rozwściecza się". Może siębowiem wówczaszdarzyć,że najpierw, gdy wróg stoi wprost przed nią, ona 87. również wygraża ku niemu prosto ku przodowi, ale w miarę M ,się coraz bardziej podnieca, jakaś przemożna sita zdaje sięciągnąc jej głowę przez bark do tytu. A równocześniedosłowniewidzi się po jej oczach,żetrwa wniej ciągle jeszcze reakcjakierunkowa,która ją skłania do skierowania ruchów grożącycliw stronę nieprzyjaciela. Oczy jej pozostają mianowicie niezmiennie utkwione w przedmiocie jej złości. Gdyby kaczkamogła przemówić, na pewno powiedziałaby:"Chciałabympogrozić temu znienawidzonemu obcemu kaczorowi, ale cośmi ciągnie głowę w innym kierunku. " Istnienia dwóch sprzecznychze sobą tendencji ruchowych można dowieść imożnajeobliczyć. Gdy mianowicie obcy ptak, któremu kaczka grozi,stoi przed nią, odchylenie głowy przez bark do tyłu jestnajmniejsze, ale wzrasta dokładnie proporcjonalnie do rozwierania się kąta pomiędzy osią długą ciała kaczki a kierunkiem, w którym znajduje się wróg. Gdyten stoi dokładnie zanią, tzn. gdy kąt ów wynosi dokładnie 180, kaczka przy podżeganiu dziobemnieomal żedotyka własnego ogona (ilusn. na s. 87). Istnieje jedna tylko możliwa interpretacja tego konfliktowego zachowania się samic kaczek właściwych w trakciepodżegania, choć wpierwszej chwili wydać sięmoże dziwna. A mianowicie wmiarę filogenetycznego rozwoju dooczywistych i łatwych do odczytaniaczynników, które pierwotniewywoływały opisane wyżej ruchy, dołącza się n o wy element. Jak już mówiliśmy,praktykowana przez samicęoharaucieczka odkaczora i atak na wroga jeszcze pozwala całkowiciezrozumiećto zachowanie się. Alejuż u kaczki krzyżówki,u której niewątpliwie działajątakże te bodźce, na stymulowaneprzez nie sposoby poruszania się nakładają się inne,nowe i odnich niezależne. Analizę całościzjawiska utrudnia igmatwa to,że nowo powstały przez "rytualizację" instynktowny ruch jestdziedzicznie zdeterminowaną kopią sposobuporuszania się,wywołanego pierwotnie przez inne siłynapędowe. Ruchy tewypadają oczywiście w każdym przypadkubardzo różnie, 88 '-iAżaic ^ zmiennego natężeniawyzwalających je, a od siebie'tftaależnych bodźców; nowo powstająca sztywna koordynacjaa^howa stanowi tylko często powtarzającą się p r z e ci ę t n ą. nMcietnatapodlega więc "schematyzacji", która wyraźnie"amoniina powstawanie symboli w historii ludzkiej kultury. ,U kaczki krzyżówki pierwotna zmiennośćkierunków, w któath mogąznajdować się jej małżonek i jej wróg, wwyniku. ^ifaematyzacji sprowadza się do tego, jakby pierwszy znajtt^wat się przed nią, adrugi za nią. Z podyktowanego chęcią^(teczkitu kumałżonkowi i aresywnego wstecz kudogowizachowuje się sztywny ceremoniał zespolonego(iawdzwyczaj regularnego tu i wstecz, którymożejużsam. ^ostatecznie potęgować siłę wyrazutego ruchu. Nowo wy. morzony instynktowny ruch nie od razu panuje wyłącznie,występuje on początkowo stale obok swego niezrytualizowa-,9Sgo prototypu, na który nakłada sięzrazu bardzo jeszcze słabo. ;Na przykład u kazarki (zob. ilustr. na s. 86) dopierowtedy:otserwuje się podczas podżegania koordnację ruchową polegającą na skręcaniu głowy do tyłu przez bark, kiedy ceremoniałfldbywa się "w próżni", tzn. w nieobecności wroga, do któregomchy grożące byłyby adresowane przezdominujące pierwotne'atechanizmy kierunkowe. To, co przed chwilą wyjaśniliśmy na przykładzie kaczkikrzyżówki, jest typowe dla wszelkiej rytualizacji filogenetyczBej. Polega ona bowiem zawsze na tym, że zjawia się. jakiś nowy intynktowny ruch,którego forma naśladuje zmienny sposób zachowaniasięwywołany wieloma popędami. Dla tych, których interesuje nauka o dziedzicznościi filogenezie, dodajmy jeszcze, że opisany powyżej proces stanowidokładne przeciwstawienie tak zwanej fenokopii. Zjawiskotowystępuje wówczas, gdy przez zewnętrzne indywidualnieoddziaływające wpływypowstaje"fenotyp", w innych przypadkachokreślany przez czynniki dziedziczne, a więc niejako go"kopiujące". Podczas rytualizacji w sposób niezrozumiały 89. nowo powstający zawiązek dziedziczny kopiuje fo,^,zachowania się wywoływane uprzednio fenotypowo wslan ^zbiegu wielu różnych wpływów otoczenia. Można by to nazw, genokopią; w naszym częstożartobliwym żargonieinstytut,,. wym, dla którego nawet fachowa terminologia nie jest świętaużywamy często określenia "fopokenia". Niechaj przykładpodżegania nadal nam służy do zobrazowania specyfiki tworzenia rytuałów. U kaczek nurkującyclrytualizacja podżegania jest nieco inna i bardziej skomplikowana. Wprzypadku kaczki hełmiastej, naprzykład, nie tylko ruchgrożenia w kierunku wroga, lecz także zwrócenie się lamałżonkowi w poszukiwaniu jego opieki jest zrytualizowane,to znaczy stanowi ad hoc powstały ruch instynktowny. Kaczkahefaniasta na przemian rytmicznie to ściąga głowę przez barkdotyłu, to znów zdecydowanym mchem zwracają ku kaczorowi,przy czym zakażdym razemkiwa głową w górę i w dółz zadartym dziobem, co odpowiada przesadnemu mimicznemumarkowaniu ucieczki. Natomiast samicapodgorzałki przypodżeganiupodpływa grożąc w kierunku wroga, po czympowraca do kaczora unoszącrazpo raz dziób, aruch ten nie różni się w niczym lub różnisię niewiele od ruchu wykonywanego przy podlatywaniu. Wreszcie u kaczek z rodzaju gągołów podżeganie uniezależniło się prawie zupełnie od obecności współplemieńca reprezentującego "wroga". Samica płynie zaswoim kaczoremi z rytmiczną regularnością wykonuje daleko sięgające ruchygłowy i szyi, na przemian do tyłu wprawo i do tyłu wlewo; ruchów tych nie odczytalibyśmy wcale jako pogróżek, gdybyśmy nie wiedzielio ich filogenetycznych stopniachpośrednich. Nie tylko formatych sposobów poruszania się, ale i ichznaczenie oddalają się w miarę postępującej rytualizacji odformyi znaczenia ich nie zrytualizowanego pierwowzoru. Podżeganie ohara "jeszcze" jest całkowicie podobnedo jegozwykłego grożenia, a także oddziaływanietegoż na kaczora nieróżni się w zasadzieod oddziaływania u nie podżegających 90 kaczek i gęsi, wchwilach gdy zaprzyjaźnionyI^Bmtakuje obcego. Gniewbliskiego znajomego udziela się^^p;g i pobudza również do ataku na obcego. To^HStnie tylko łagodniepobudzające działanie podżegania^^^yakrotniemocniejsze u silniejszych i bardziejnapast^tazarek. a jeszczebardziej u gęsi nilowych. Uptakówgodżeganiew pełniuzasadnia swoją nazwę, samceB reagują tu jak ostre psy, czekające tylkona słowoi pana, aby na tenwytęskniony znak wreszcie pofolgowaćekłości. U omawianych gatunków funkcja podżeganiaaślej związana z funkcjąobrony rewiru. Heinrotht, że samce ohara bardzo zgodnie ze sobą współżyją'aej zagrodzie, gdy usunie się z niej wszystkie ik właściwych (pływających) i kaczek nurkującychfms6) znaczenia, jakiego nabiera podżeganie, poszedł w zupełMilKzeciwnym kierunku. Upierwszych zdarza się stosunkowoIJMzo rzadko, aby kaczor wskutek podżegania swojej samiczkiSifsme zaatakował wskazanego przez nią "wroga", któregoKljim przypadku rzeczywiście słusznie umieszczamy w cudzyiBwie. A na przykład u jeszcze nie skojarzonej pary kaczekfeyżówek podżeganie oznacza po prostu oświadczyny miłosiaa. podkreślamy wyraźnie nie zachęcanie do kopulacji,SsE^e ma zupełnie inną formę. Podżeganiejest propozycją iwarcia stałegozwiązku. Gdy kaczor jest skłonny propozycjęjteyjąć podnosi dziób i odwracając głowę niecood kaczki, 6wi bardzo prędko: "rebreb, rebreb! ", albo też co zdarza"W zwłaszcza w wodzieodpowiada ściśleokreślonym,iśwnież zrytualizowanym ceremoniałem "przypijania ipozornego czyszczenia upierzenia" (Antrinken und Scheinputzen). I jedno, i drugie oznacza, że kaczorkrzyżówki przyjmuje zalotystarającej się o niego samiczki; odgłos "rebreb" zawierajeszczew sobie cień agresywności, odwracanie się z uniesionympodbródkiem natomiast jest typowym gestem pojednania (Befriedungsgeste). W przypadku bardzo silnego podniecenia. może się zdarzyć, że ptak przypuści maty pozorny atak ninnego kaczora stojącego przypadkowo w pobliżu. Niezdaj-,się to nigdy przy drugim ceremoniale, mianowicie przy "pr; pijaniu i niby-czyszczeniu". Podżeganie z jednej stronyoraz te czynności z drugiej, nawzajem się wyzwalają, stMpara może bardzo długo powtarzać te gesty. Aczkolwiek"przypijanie i niby-czyszczenie" wywodzi się zgestu za. kłopotania, w którego powstaniu pierwotnie uczestniczyłaagresja, to jednak w owymzrytualizowanym ruchu, klon,obserwujemyu kaczek właściwych, już agresji nie ma. Ceremoniałten u nichodgrywa rolę gestu wyłącznie pojednawczego. A już u hełmiastych i innychnurkującychkaczek niewidziałem nigdy, aby podżeganiekaczki pobudzało podżeganego kaczorado poważniejszegoataku. Tak więc podżeganie u kazarki i gęsi nilowej ujęte w słowaoznaczałoby: "Wyrzuć tego drania, zabij go, bierz go! Preczz nim! " natomiast u kaczeknurkujących oznacza onowłaściwie już tylko: "Kocham cię! "Jako stopień przejściowyu niektórych gatunków znajdujących się jak gdyby pomiędzytymi dwiema skrajnościami, jak na przykład u kaczki krakwyi kaczki świstuna, miałoby ono taki mniej więcej sens: "Tyjesteś moim bożyszczem, tobie jednemu ufam! " Oczywiście,żekomunikatywna funkcja tych symboli waha się w zależności odsytuacji także i w obrębie tego samegogatunku, alestopniowa przemiana tego symbolu przebiegała niewątpliwie wkierunkuwyżej opisanym. Można by podaćjeszcze niezliczoną liczbę przykładówanalogicznych zjawisk; np. u ryb pielęgnicowatych zwykłyruch pływania zamienił się w znak przywoływania młodych,a nawet w pewnym szczególnym przypadku w znak ostrzegawczy dlanich; u kur odgłoswydawany podczas jedzenia stał sięwabiącym głosem koguta, a poza tym głosem o seksualnym,wyraźnie określonym znaczeniu itd. , itp. Chciałbym jednak dokładniej omówićjeszcze tylko jednąseriękolejnych zróżnicowań zrytualizowanych sposobów za92 a się, zaczerpniętą ze świata owadów. Ilustrują oneomal że jeszczelepiej niż poprzednie przykłaności między rozwojemfilogenetycznym takich cere'^ałów ahistoryczno-kulturowym procesem powstawania. atolów. Ale nie tylko to:ponadto w tym jednym szczegół. ^aprzypadku "symbol" nie polegatylko na sposobie za^B^ania się,ale przybiera formy cielesne i staje się idolemaiKW sobie. lff! niektórych gatunkówmuch z rodziny wujkowatych,SSIJSsaych do łowikowatych i wierzcholówek, istniejerówniegftyjak celowy rytuał, że samczyk przed skojarzeniem się zeMOją wybraną składa jejw darze zdobytegoowada odpowiedni Wielkości. Podczas gdy ona jest zajętaspożywaniem tegoparentu, on może ją zapłodnić bezobawy, że zostanie samyflSL nią pożarty; jest to bowiem niebezpieczeństwo grożąceSinicommuchożemych much, zwłaszczaże samce te sąSBiiejsze od samic. Niewątpliwie właśnieta okoliczność wywofeta nacisk selekcji, który "wyhodował" takosobliwe żartowanie się. Ale ceremoniał ten utrzymuje się także u innego^Stunku, a mianowicie u wujka północnego, którego samiczkijaA nie zjadają much, oczywiście poza wspomnianą ucztąswselną. U pewnego północnoamerykańskiegogatunku samiecsauje piękny biały oprzęd, który przez działanie optyczneWracauwagę samicy. Ten pakiecik zawiera kilka małychowadów, które zjada ona podczaskopulacji. Podobnie sprawa(tzedstawiasię u tanecznicy mauretańskiej. Jej samce przędąałe weloniki,w których czasem, ale nie zawsze, znajduje sięsoSjadalnego. U napotykanego w strefie alpejskiej gatunkuMary tnącej, bardziej od wszystkich swoich krewnychzasługującego na nazwę "tanecznicy", samce nie łowią jużW ogóle owadów, natomiastprzędąprześliczne małe welony,które noszą rozpięte pomiędzy środkowymi ą tylnymi nogamii na których widok samice reagują. "Gdy setki takich małychnosicieli welonów mkniew powietrzu w wirującym korowodzie, ich małe dwumilimetrowe opalizujące w słońcu weloniki. 1 tworzą cudowny widok" tak Heymons opisuje w , n" jBreiimie" gromadne gody tych much. -lt ; Mówiąc o podżeganiu usamickaczek próbowałem wyl(aże powstanie nowej koordynacjidziedzicznej ma ogrom c'udział w tworzeniu nowego rytuału i że na tej drodze pomsta^autonomiczny i w dużym stopniu utrwalony w swojej rozciąg ruchów, a więc właśnie nowy instynktowny ruch. Przyy^iwujkowatych, których taneczne ruchychwilowojeszcze n,,doczekały się analizy, nadajesięmoże do tego, abynam ukazaćtę drugą, równie ważną stronę rytualizacji. Chodzi mianowicieo nowo powstającą reakcję, za której pośrednictwem wspijf. pleimeniec, adresattego symbolicznego zawiadomienia, na nieodpowiada. Samiczki tych gatunkówwujkowatych, otrzymiince obecniejuż czysto symboliczny woal czy pakiecik, pozbawionywszelkiej jadalnej treści, reagują na ten idol równiedobrze albo wręczsilniej niż ich prababki na całkowicie realnydar w postacijadalnejzdobyczy. Powstajetu więc nie tylko nieistniejący poprzednio ruch instynktowny o określonejfunkcjiinformacyjnej akcja u jednego członka gatunku, alerównieżi wrodzone pojmowanie tego ruchu reakcja udrugiego osobnika. To, co przy powierzchownej obserwacji wydaje nam się zwykłym "ceremoniałem", składa się często; z całejseriiwyzwalających się wzajemnie elementów zachowania się. Nowopowstałamotoryka zrytualizowanego zachowania si{ma zdecydowanie charaktersamodzielnego ruchuinstynktownego. Także i sytuacja wyzwalająca, którą określa w takichprzypadkach w znacznym stopniu reakcja współplemieńca,przybiera wszystkiewłaściwości sytuacjikońcowej, zaspokajającej popęd i będącej celem bezpośredniego dążenia. Innymisłowy, łańcuch czynności, służących pierwotnie innym obiektywnym i subiektywnym celom, stajesię celem samym wsobie, a ponadto stałsię już autonomicznym rytuałem. Błędem byłobyuważać zrytualizowane ruchy podżeganiau kaczkikrzyżówki (s. 87) czy nawet u kaczki nurkującej94 wyraz" miłościbądź przynależności samicydo jej3 małżonka. Usamodzielniony ruch instynktowny"est produktemubocznym,nie jest "epifenome''SSEi-iwiW łączącej oba osobniki, jest bowiemwięzią samą. ^^roowtarzanie takichceremoniałów zespalających parę^"1'Bn (iobrymiernik dla siły autonomicznegopopędu, co je^Aunia. Jeżeli jeden z ptaków straci swego partnera, traci "^myni i jedynyobiekt,w stosunku doktórego popęd tenaaiiyrazić się w reakcji, a sposób, w jaki zwierzę szukatonego partnera, zawiera wszystkie cechy zachowacie a p e t y t y w n e g o (s. 79), toznaczy przemożnego(nią do stworzenia takiej sytuacji wyzwalającej, w której(oony instynkt mógłby się rozładować. hcieliśmy tu wskazać na niezmiernie ważny fakt, że dziękijjrn'i'1'u filogenetycznej rytualizacji powstaje każdorazowo"im w yi wpelniautonomiczny instynkt, z za;iBteniarówniesamodzielny jak którykolwiek z takzwanych. "wielkich" popędów, np. do odżywiania się,kopulacji, ucieifizki czy agresji. Podobnie jak każdy z nich, tak samo i nowy:,pęd ma swoje miejsce iswój głos w wielkim parlamencieAttynktów. A to z koleijest dlatego tak ważne dla naszego^teanatu, że właśnie popędom powstałym przez rytualizacjębardzo często przypada w tym parlamencierola oponenta s^s zeciwko agresji, kierowania jejna nieszkodliwe toryNt;ibamowania jej skutków, które mogłyby zagrażać istnieniugatunku. W rozdziale mówiącym o osobistych powiązaniachAobaczymy, jak tę doniosłą funkcjęspełniają głównie rytuały^powstałe z nowo ukierunkowanych ruchów atakowania. i"Tymczasem rytuały, które powstają w ciągu historii ludzkiejcywilizacji,nie są zakodowanew substancji dziedzicznej, leczsą przekazywane przez tradycję i każdy osobnik musi się ichuczyć nanowo. Pomimo tych różnic zbieżności sięgają takgłęboko, że pozwalają tak jak czyniłto Huxley naopuszczanie wszelkich cudzysłowów. Równocześnie jednakwłaśnie tefunkcjonalne analogie wykazują, jak całkowicie. różnymi mechanizmami przyczynowymi posługują się "wielr. konstruktorzy" dla osiągania nieomal identycznych wynikom U zwierząt nieistnieją symbole przekazywane przeztradycjez pokolenia na pokolenie. Gdyby ktoś zechciał szukać różnicypomiędzy"zwierzęciem" aczłowiekiem, w tym właśnieznalazłby to rozgraniczenie. Co prawda i u zwierząt zdarza sięże nabyte indywidualnie doświadczenie starszych przechodzina młode osobniki za pośrednictwem nauczania i uczenia się. Taka rzeczywista tradycja występuje tylko uzwierząt, którychduże zdolności uczenia się łączą się z wysokim stopniemrozwoju życia społecznego. Procesy talde stwierdzono u kawek,gęsi gęgawych i szczurów. Ale przekazywane w ten sposóbumiejętności ograniczają się tylkodo spraw bardzo prostych,jakodnajdywanie właściwej drogi, poznanie pewnych rodzajówpożywienia czy rozpoznanie niebezpiecznych wrogów,a u szczurów znajomość szkodliwości trucizny. Te proste zwierzęcetradycje mają jeden nieodzowny czynnikwspólny znajwyżej stojącymi sposobami przekazywania kultury ludzkiej. Jest nimprzyzwyczajenie, nawyk. Powodując uporczywe trwanie przy tym,co raz zostało nabyte,przyzwyczajenie odgrywa rolę podobną do roli podłoża dziedzicznego w filogenetycznym powstawaniu rytuałów. Pragnę tu opowiedzieć o pewnym własnym przeżyciu,którego nigdy nie zapomnę i które mi ongiś uświadomiło,jakdalece podstawowa rola przyzwyczajenia w zwykłej tresurzeodnajdywania drogi przez ptaka może być podobna w skutkachdo kompleksowego tworzenia rytuałów kulturowych człowieka. Moim głównym zajęciem zawodowym w tymczasie byłystudia nad młodą gęsią gęgawą, którąwyhodowałem odwyklucia się zjaja i która całe swoje zachowaniesię, kierowanew warunkach normalnych do rodziców, skierowała na mojąosobę. O dziwnym tym zjawisku zwanym wpojeniem (wdrukowaniem:Prdgung imprinting) jaki o samej gąsce Martyniepisałem obszerniej w innej książce. Martyna od najwcześniejszego dzieciństwa nabrała pewnego żelaznego przyzwyczaje96 96 liczyła jużsobie około tygodnia i sama mogłae wchodzić poschodach, zrobiłem próbę skłonienia jej^mnCTJŚcia wieczorem do mojej sypialni "na piechotę",''st wnosić ją na ręku,jak czyniłem dotąd co wieczór. GęsiS! bardzo nie lubią wszelkiego dotykania, wpadają przyW-popłoch i należy im tego możliwie oszczędzać. W holu"aego domuw Altenbergu na prawo od środkowych drzwi. gjHHKlzą szerokie schody na wyższe piętro. Naprzeciwkoi jest bardzo duże okno. Gdy więc Martyna,posłuszniejJaasw za mn^' weszła dotego pomieszczenia, przestraszyła^niezwykłej sytuacji i jak czynią wszystkie lękliwe ptaki,agjowala podążyć ku światłu, słowem podbiegła od drzwigg^to ku oknu, mijając mnie, gdy stałem już na pierwszymfRpniu schodów. Stała przy oknie kilka chwil, aż sięuspokoiła,aEgzym przyszła znów grzecznie do mnie na schody i powędKW^ za mną w górę na piętro. Ten cały ciąg wydarzeńBSSirtórzył się następnego wieczora, choć tym razem drogapod^HBO była nieco skrócona, a czaspotrzebny na uspokojenie sięncwet znacznie krótszy. W następnych dniach sprawa rozwijałaWdalej w tymsamym kierunku;aż wreszcie przystawanie podoknem zanikło i Martyna już zupełnie nie sprawiała wrażenial^estraszonej. Przebieganieokólnejdrogi prowadzącej podataio nabierało z czasem coraz bardziej cech nawyku; wyglądało to bardzo zabawnie, gdy gąska dreptałazdecydowanymhakiem ku oknu, tam natychmiast zawracała i równie zdecydowanym krokiem podążała doschodów, aby się po nich wspiąć. Zwyczajowy bieg do okna stawał się coraz krótszy, z obrotuM0 zrobił siękąt ostry, a po roku zcałego tego nawykowego"objazdu" pozostałjuż tylko kąt nieomal prosty, Martyna' bowiem, wszedłszy przezdrzwi, zamiast wskoczyć na najniższy stopień schodów od razu po prawej stronie szła wzdłużstopnia do lewego krańca i w tym miejscu, ostro skręciwszyw prawo, wstępowała na schody. W tym czasie właśnie zdarzyło się,że pewnego wieczorazapomniałem wpuścić Martynę dodomu o zwykłej porze. i wprowadzić ją do swego pokoju; gdy sobie o niej przypgumiałem, byto już zupełnie ciemno. Pośpieszyłem do drziy,wejściowych igdy jetylko otworzyłem, gąska wcisnęła sięszybko i bojaźliwie przez szparę, przemknęła się między moimnogami do środka domu i wbrew dotychczasowym swoimprzyzwyczajeniom pobiegła przede mną wprost do schodówI wówczas zrobiła coś, co było już zupełnie sprzeczne z jejdotychczasowym zwyczajem: nie poszła zwykłą swoją drog^lecz wybrała najkrótsza, skracając swój normalny kątprosty, wstąpiła na najniższy stopień po prawej stronie i "ścinając" łuk schodów zaczęła iść do góry. Niebawem jednaknastąpiło coś prawdziwie wstrząsającego: gdy doszła do piątegostopnia,zatrzymała się gwałtownie, wyciągnęła daleko szyjęjak w chwilach największego strachu i gotowa do ucieczki wysunęła skrzydła z kieszonek, które tworzą pióra podtrzymujące. Jednocześnie wydała okrzyk ostrzegawczyi o mały włos nie podfrunęła. Następnie odczekałachwilę,odwróciła się,zeszła szybko z pięciu stopnii przebiegłaprzyśpieszonymkrokiem swoją pierwotną okrężną drogę prowadzącą daleko pod okno jak ktoś, ktospełnianadzwyczajważny obowiązek, po czym ponowniewstąpiła na schody,tymrazem już przepisowo dalekopo lewej stronie, i zaczęta iść dogóry. Gdy znów doszła do piątego stopnia,przystanęła, obejrzała się,wstrząsnęła i odegrała przywitanie. I jedno,i drugie sąto objawy występujące stale u gęsi gęgawych, gdy po przestrachu następuje uspokojenie. Nie wierzyłem wprost własnymoczom! Niemam żadnych wątpliwości co do interpretacjicałego tego zdarzenia: nawyk stał się obyczajem, którego gęśnie mogła naruszyć bez uczucia strachu. Opisanawyżej historia i jejinterpretacja mogą się komuśwydać śmieszne, ale spieszę zapewnić, żeznawcom zwierzątwyższych wydarzenia tego typu wcale nie są obce. MargaretAltmann, któraw trakcie swoich studiów nad jeleniami wapitii łosiami wędrowała przez rezerwatłowiecki śladem tychzwierzątw towarzystwie starego konia ijeszcze starszego muła, 98 ^ąvnita niezwykleinteresujące obserwacje nad swoimidwo"^nieparzystokopytnymi współpracownikami. Jeśli tylko w ja^mS określonym miejscu obozowała choćby parę razy, przeprowadzenie zwierząt przez to miejsce bez odegrania z nimi'raynajmniej czysto "symbolicznego" postoju, z imitowaniem"^"akowywania i ponownego lądowania juków, atakże. HflMJinn i zwijania obozu, okazywało się zupełnieniemoż^y Istnieje stara tragikomiczna opowieść o kaznodziei"agyłym zachodnioamerykańskim miasteczku,który nieświa^gBie kupił konia należącego uprzednio donotorycznegoStftka- Zacna owa Rosynanta zmuszałaświątobliwego męża doJietoju przed każdą karczmą i chociażby krótkiego tam pobytu. Sawril on przez to dobre imię w gminie iwreszcie z rozpaczyurn popadł w alkoholizm. Co dozachowania się konia, toalegdotata może być absolutnie zgodna zprawdą! SOpisane powyżejsposoby zachowania się zwierząt wyższychApewno wydadzą się dziwnie znajome każdemu wychowawcydzieci, każdemu psychologowi, etnologowi i psychiatrze. Ktosim miał potomka albo był kiedykolwiek jakotako użytecznymwujkiem,dobrze wie zwłasnegodoświadczenia, z jakimuporem małe dzieci trzymają się każdej drobnostki, do której są(nyzwyczajone, jak na przykład wpadają w prawdziwą rozpacz, gdy sięprzy opowiadaniu bajekodbiega w najmniejszymSzczególe od raz ustalonego tekstu. A jeśli ktoś ma umiejętnośćAserwowania samego siebie, przyzna, że również,inad nami,dorosłymi ludźmi cywilizowanymi, przyzwyczajenie, gdy jużsię raz utrwaliło, ma większą władzę, niż to sobie na ogółuświadamiamy. Kiedyś zdałem sobie nagle sprawę, że jadącsamochodem do określonego miejsca w Wiedniu, a późniejz powrotem, używam systematycznie dwóch różnych dróg,a było to w czasie, gdy nie obowiązywał jeszcze ruch jednokierunkowy, któryby mnie do tego zmuszał. Postanowiłemwięc, chcąc zwalczyć w sobie taki zwierzęcynawyk, pojechaćdo celudrogą, którą zwykle wracałem i odwrotnie. Alezadziwiającym wynikiem tego doświadczenia było silne UCZUTO. cię niepokoju i lęku, tak nieprzyjemne, że już wracająwybrałem tę zwykle używaną drogę. , Etnolog przy tych moichopowiastkach przypomni sobie tatzwane"myślenie magiczne" ludów pierwotnych, które jestwszak jeszcze bardzo żywe i w cywilizowanym środowiskui zmusza nas do różnych czarów poniżej naszej godności, ja); "puk, pukw niemalowane drewno", jako remedium na złe skutld"zapeszenia"i "zauroczenia",stary obyczajrzucania trzeciziarenek rozsypanej soli przez lewe ramię i wiele, wiele innych. A wreszciepsychiatra ipsychoanalitykznają podobieństwamiędzy opisanym zachowaniem się zwierząt a objawem natrętnego powtarzania, któryspotyka sięw pewnych formachnerwicy, właśnie wnerwicy natręctwa, i który w łagodnejpostaci występuje często u dzieci. Pamiętam dokładnie,zebędąc dzieckiem wmówiłem sobie, że stanie się coś straszliwego,gdy na dużych płytach bruku przed wiedeńskimratuszem postawięnogę niena samej płycie,lecz na fudzepomiędzy dwiemapłytami. A. A. Milne w jednym ze swoichwierszy opisał znakomicie todziecięce fantazjowanie. Wszystkie te zjawiska są dlategościśle z sobą powiązane, zemają wspólne źródło w określonymmechanizmie zachowaniasię, którego sens dla utrzymania gatunku jest zupełnie oczywisty: istota nie mająca wglądu (Einsichl insigth) w związkiprzyczynowe osiąga ogromny pożytek z tego, że może ściśletrzymać się pewnego zachowania, co raz kiedyś, a potem jużwielokrotnie okazało się celowe i bezpieczne. Gdy się niewie,któraz poszczególnych czynności jakiegościągu była istotnadla osiągnięcia sukcesu i bezpieczeństwa, dobrze jest trzymaćsię z niewolniczą dokładnością ich w s z y s t k ic h. Zasada,że"nigdy nie wiadomo, co pozatym może się zdarzyć", znajdujeswój wyraz we wspomnianych powyżej przesądach, a gdy zaniecha się stosowania owychmagicznych praktyk, odczuwasiępo prostu strach. Nawet gdy człowiek uświadamia sobie całkowitą przypadkowość powstania jakiegośswego ulubionegoprzyzwyczajenia 100 sobie rozumowo sprawę z tego, że przełamaniego niejje na niego żadnego niebezpieczeństwa, nawet i wówczas"SA wykazałem naprzykładzie mojej trasy samochodowejjj^dś wyraźnynerwowy lęk skłania go dotrzymania sięL^dttf nawyku,a tak ukształtowane zachowanie się staje się Ł" "ukochanym" zwyczajem. Do tego miejsca wszystkoczłowieka i zwierzęcianadzwyczajpodobne. Nowyenny rys zaczyna się pojawiaćwtedy, gdy człowiek nieł tam przyzwyczajenia, ale gdy zostało muono przekazanet jego rodziców czy kulturę. Po pierwsze,nie wie on jnżly, jakie przyczyny wpłynęły napowstanie odpowiedniegozazachowania się. Pobożny żyd czymuzułmanin odwracaiM^ze wstrętem od wieprzowiny, nieświadom tego, że do tegolitkOwegozakazu zmusiła jego ustawodawcę wiedza o niebezafiisczenstwie trychinozy. A po drugiewywyższona przez^jljFstans mityczny i czasowy ojcowska postać ustawodawcyTOje się przedmiotem apoteozy,którakaże wszystkie od niego Ifochodzące przepisy uważać za boskie,a ich łamanie zayaech. Kultura Indian północnoamerykańskich wytworzyła pięknyiBB-emoniałpojednawczy, który podniecał moją wyobraźnię czasie, gdy sam jeszczebawiłem się w Indian: palenie fajkiItokoju, kalumetu przyjaźni. Później, gdy już wiedziałem aaaaczniewięcej ofilogenetycznym powstawaniu wrodzonych rytuałów, o ichdziałaniu hamującym agresję, a przede wszystkim o zadziwiających analogiach między filogenetycznymi kulturowym źródłem powstawaniasymbolów, nagle pewnegodnia z przemożną siłą przekonywającą stanęła miprzed oczamiwyobraźni scena, która musiałasię niewątpliwie rozegrać,gdy po raz pierwszy dwaj Indianie z wrogów stali się przyjaciółmi przez to, że wspólnie wypalilifajkę. Plamisty Wilk i Srokaty Orzeł, wodzowie dwóchsąsiadujących ze sobą plemion Siuksów, obaj starzy idoświadczeniwojownicy, ale obaj już nieco zmęczeni morderczym rzemiosłem, dochodzą jednocześnie do przekonania, że należy podjąć. 1 iii nie stosowany dotąd eksperyment; chcą spróbować wy,,. . l' wbezpośrednich rozmowach a nie przez odkopanie tono -c; wojennych zagadnienie prawa do łowów na terenie pe wyspy na bobrowej rzeczce; rzeczka ta stanowi granicę pom,)dzy terenami towieckimi obu plemion. Całeto przedsięwzięć'już w samymzarodku jest nieco kłopotliwe, istniejebowiemobawa, ze gotowość do pertraktacji może przezkażdą ze stronbyć mylnie rozumiana jako tchórzostwo. Stąd obaj mężowiegdy spotykają się po odprawieniu swojej śwityi złożeniu bronisą w najwyższym stopniu zażenowani, a że żaden z nichnie możesię do tego przyznać ani przed sobą samym, anitymbardziejprzed tamtym, występują szczególnie hardo, wręczwyzywająco, spoglądając na siebie srogo, po czym obajz wielką godnością siadają. A potem przez długi czas nie dziejesię nic, zupełnie nic. Kto kiedykolwiek zawierał umowę kupnabądź wymiany terenu albo też robił jakikolwiek inny interesz austriackim czybawarskim chłopem, wie, że ten, kto pierwszyzaczyna mówić o temacie spotkania, jest już z góry przegrany. U Indian jest na pewno podobnie i Bóg jeden wie, jak długoci dwajsiedząmilcząc naprzeciwko siebie. Gdy się tak siedzi i nie można sobie pozwolic-na zdradzenieswego wewnętrznego podniecenia nawet drgnięciem mięśniatwarzy, gdy tak bardzo chciałoby się cos robić, nawet wielezrobić, a istnieją ważneprzyczyny, które do tego nie dopuszczają, krótko mówiąc, gdy jest się wtakiej konfliktowejsytuacji, ogromną ulgę przynosi wykonanie czegoś obojętnego,co niczym się nie wiąże z żadnym z dwóch sprzecznych z sobąmotywów i co prócz tego może jeszcze posłużyć do wykazaniaobojętności wobec danej sprawy. Badacznazywa to ruchemprzerzutowym {'Dbersprungsbewegufig), potocznie mówi sio geście zakłopotania. Wszyscy palacze, jakich znam, w sytuacji wewnętrznego konfliktu zachowują się podobnie, wszyscysięgają dokieszeni i zapalająpapierosa, bądź fajkę. Jakżemogło być inaczej w przypadku narodu, który wynalazł palenietytoniu i odktórego przejęliśmy ten obyczaj? 102 "plamisty Wilk,a może teżbył to Srokaty Orzeł,Efaike, która wówczas jeszczenie była fajką pokoju,. ipdianinuczyniłto samo. Któż nie zna boskiejyiacej katharsis, jaką przynosi palenie. Obajwodzowieuaia się, nabierają pewności siebie, a ich odprężenie,g osiągnąć pelnepowodzenie w prowadzonych pertrakMożliwe, że już przy następnym spotkaniu obu Indianpaich od razuzapala fajkę, może przy jakiejś kolejnejje jeden z nich nie ma przy sobieprzyborówdo palenia,t, już nieco życzliwiejdo niegonastawiony, pożycza muIs. i pozwala mu ze sobą popalić. Możliwe też, że Mmeciw było powtórzenie tego toku czynności niezliczonąSBsłazy, aby powoli doświadomości ogółu przeniknęło^ateaanie, że palący Indianin jest wyraźnie bardziej skory doK(jBiiraienia niż taki, conie pali. Może nawetwieki minęły,^arnsymbolika wspólnego palenia jednoznacznie i w sposóbjphowiązujący zaczęła oznaczać pokój. Pewne jest natomiast,isKW ciągu wielu pokoleń to, co pierwotnie byłotylko gestem^BiUopotania, utrwaliło się jako rytuał, który nabrał siły wiążąflt^o prawa dla każdego Indianina. Wroganapaść po wypaleniu^4lbi stała się całkowicie niemożliwa zpowodu takich samych^gruncie rzeczy zahamowań, jakie zmuszały konie Margaret^Etfflann do zatrzymywania się w miejscuzwykle zakładanegoasbozowiska, a gąskę Martynę do odbywaniaswojej drogiflttężnej wiodącej pod okno. Byłoby jednak wysoce jednostronne, co więcej, zgrzeszyliśmy pominięciem sprawy najistotniejszej, gdybyśmy na planyierwszy wysuwalitylko nakazy i zakazyrytuału powstałegow biegu historiikultury. Rytuałjest narzuconyi uświęconyprzez ponadosobnicze związane z tradycjąi kulturą superego. Ale zachowuje jednak niezmiennie charakter "ulubionego"przyzwyczajenia, anawet niemożność obycia się bez niegoi przywiązanie do niego sąsilniejsze niż wobec jakiegokolwiekinnegonawyku powstałego w ciągu jednegoindywidualnegożywota. Natym właśnie polega sens tych ciągów wykonywa. 1 nych ruchów i zewnętrznej wspaniałości ceremoniałów kulh Obrazoburca myli się, gdy sądzi, że przepych rytuałusprawą czysto zewnętrzną, nie tylko nieistotną, ale naszkodliwą dla wewnętrznego przeżywania tego, co ma s ttbolizować. Jedną z ważniejszych, a może i najwaźniejsz wszystkich cech wspólnych zarównorytuałom powstah. w tokufilogenezy, jak i wytworzonym w drodzerozwoiikultury jest to, żeoba działają jako samodzielne, aktywnpsiły napędowe społecznego zachowaniasię. Jeżeli odczuwamyświadomie radość zwszystkich efektownych obrząd. ków związanych z jakimś starym obyczajem, na przykładstrojenia choinki i zapaleniaświeczek na Boże Narodzeniedzieje się to dlatego, że jesteśmy przywiązani do tradycji. Od nasilenia ciepła (ego uczucia zależy wierność, którą potrafimy dochować temu symbolowi i wszystkiemu, co onreprezentuje. Ciepło tegouczuciajest właśnie tym, cokaże namspoglądać na dobrawytworzone przez naszą kulturę jako napozytywne wartości. Samoistne życie tej kultury, tworzeniespołeczności ponadosobniczej i trwającej poza życie jednostki,słowem wszystko, co się składana prawdziweczłowieczeństwo, polega właśnie na tym usamodzielnianiu się rytuału, któreczyni z niego samoistny motyw ludzkiego działania. W zaraniu kultury ludzkości rytuały na pewno rozwinęły sięw drodze tradycji, podobnie jak na znacznie niższym szczeblu przy prapoczątkach społecznego współżycia zwierząt wyższych rozpoczął się filogenetyczny rozwój rytuałów. Analogiemiędzy nimi, któreteraz podsumowując wykażemy, narzuciła zbieżność wymagań, jakie obu tym rodzajom rytuałówstawia wspólna ich funkcja w życiu zespołowym. W obu przypadkach sposób zachowania się, za któregopośrednictwem w jednym przypadku gatunek, aw drugimkulturowa społeczność rozprawia się z otoczeniem, uzyskujecałkowicie nową funkcję, a mianowicie funkcję porozumienia,komunikowania się. Znaczenie pierwotne może zachować sięjeszcze, często bywa jednak coraz bardziej spychane naplan 104 wet zanikazupełnie. Jest to wówczas zjawisko^amiany f"1'1)1- ^ porozumiewaniasię mogą z koleit dwierównie ważne funkcje, z którychobie jeszcze mierze działają jako informacje. Pierwszą jest;agresji na nieszkodliwe tory, drugą tworzeniei łączącej dwóch lub więcej członków tego samego, W obu przypadkach analogiczne zmiany formylego nie zrytualizowanego sposobuzachowania sięowal"nacisk selekcji. Połączenie zmiennych różnolożliwych sposobów działania w jeden jedyny sztywnyałaó niewątpliwie zmniejsza niebezpieczeńswo dwutóprzy porozumiewaniusię. Ten sam efekt daje ścisłee częstotliwości i amplitudy serii ruchów. Na zjawisko;ił uwagę Desmond Morris i nazwał je w odniesieniu dov działających jako sygnał ich"intensywnością typową". y tokowania i grożenia u zwierząt, atakże wytworzone ludzką kulturę ceremoniałydostarczają najróżniejszychIdadów tego zjawiska. Rektor i dziekani wkraczają do auli"iglBBtojnyin krokiem";śpiew księży katolickich w trakcielliifMźenstwa jest dokładnie przepisamiokreślony pod wzglęOjm tonacji, rytmu i nasilenia głosu. Jednoznaczność informacjiHBBnacnia ponadto takżei powtarzanie czegoś wskupieniu. 'g^tnriczne powtarzanie określonegoruchu jest charakterysdlSaie dla wielu rytuałów,zarówno tych instynktownych,jak. -'"gywodzących się z kultury. W obu przypadkachwartość:'^Bfonnacyjna ruchów rytualnych rośnie jeszcze na skutekyzesadnego eksponowania tych elementów,które już w nie,)8ynialiawanej formie pierwotnejprzekazywałyodbiorcy syg- Sriy optyczne bądź akustyczne, podczas gdy elementydziałają:'6e pierwotnie w inny mechaniczny sposób maleją, a nawet^zupełnie zanikają. Ta"mimiczna przesada" może rozwinąć sięw ceremoniałrzeczywiście bardzo zbliżony do symbolu: wywołuje on teniście teatralny efekt, który przede wszystkim zwrócił uwagę sirJuliana Huxleya podczas jego obserwacji nadperkozem dwu105. czubym. Bogactwo form i kolorów, jakie rozwinęły się w ślubie tej specjalnej funkcji, występuje w rytuałach zar6łvnpochodzenia filogenetycznego, jak kulturowego. Przepys^,kształty i barwy płetw syjamskiego bojownikawspaniałegoupierzenie rajskiego ptaka, dziwaczne ubarwienia przednieji tylnej części ciała mandryla wszystko to powstało, abywzmocnić działanie określonego zrytualizowanego mchu. Niema chyba wątpliwości, że sztuka u ludzi powstała pierwotniew służbie rytuału i żeusamodzielnienie się sztuki,"sztuka dla sztuki", jest zjawiskiem późniejszegoetapu w procesie rozwojukultury. Bezpośrednia przyczyna wszystkich przemian, dzięki którym rytuały pochodzenia filogenetycznego i kulturowego stająsię dosiebie podobne, tkwi niewątpliwiewnacisku selekcji,jaki wywiera ograniczenie reaktywności odbiorcy na rozwójnadajnika bodźców; jeżeli system ma działać prawidłowo,odbiorca musi selektywnie reagować na sygnały nadawcy. Improstszy,a przy tymim bardziejjednoznaczny jestsygnał,tymłatwiej jest skonstruować odbiornik odpowiadający nań selektywnie. Oczywiście nadawca i odbiorca wywierają wzajemniena siebie nacisk selekcyjny rzutujący na ich rozwój, przez coobaj dostosowując się do siebie mogą osiągnąć bardzoznaczne zróżnicowanie. Wiele rytuałów instynktownych, wielekulturowych ceremoniałów, a nawet słowa we wszystkichludzkich językach zawdzięczają swoją obecnąformę temuzjawisku porozumienia pomiędzy nadawcą a odbiorcą; obaj sąpartnerami systemu porozumiewawczego, który rozwija sięz biegiem historii. W takich przypadkach często prześledzeniedrogi wstecz do nie zrytualizowanego wzoru, do źródła rytuałunie jest możliwe,gdyż forma jego zmieniła się nie dorozpoznania. Tam jednakże, gdzie pośrednie stopnie drabinyrozwoju przetrwały u innych żyjących gatunków albo w innychjeszcze żywych środowiskach kultury, może się udać metodąbadań porównawczychodnaleźć drogę, na której rozwinęła sięobecna forma jakiegoś dziwacznego i skomplikowanego cerę106 Dzięki takim właśniemożliwościom badania porów. są tak pasjonujące. x powstałe wzory zachowania się osiągająszczególny[[. samodzielności wdziedzinie rytualizacji zarówno filogeznej, jak kulturowej. I instynktowne, i kulturowe rytuajjerają charakteru autonomicznych motywacji zachowania'to, że same przekształcają sięw nowe, ostateczneSci i cele, których osiągnięcie staje się pobudzającą doa potrzebą organizmów. Zsamej istoty rytuałów jakoi czynników samodzielniedopingujących wynika to, żeząją one pozaswąpierwotną funkcję porozumiewawjy-a tym samym nabierają zdolności spełniania dwóchiJJIStych równie ważnych zadań, a mianowicie kontroli nadją i tworzenia więzipomiędzy osobnikami jednego gatuna s. 91-92 dowiedzieliśmy się, w jaki sposób ceremoniał stać się mocną więziąłączącąokreślone osobniki,KBI rozdziale XI wyjaśnięszczegółowo, jak ceremoniałfllBiBJący agresję może nabraćznaczenia czynnika decydująceJiff^o całymspołecznym zachowaniu się, czynnika, który^ffSkutkach możnaprzyrównać do ludzkiej miłości iprzyjaźni. tBTedwa stopnie rozwojowe, które w rytualizacji kulturowej^StBwadzą od porozumienia do kontroli agresji, a stąd doiBwstawania więzi, są napewno analogiczne do stopni roz''Mgowych występujących w ewolucji rytuałów instynktowfjfeh, co wykażemy w rozdziale XI naprzykładzie triumfalnegołaiyku gęsi. Potrójna funkcja zapobiegania walce międzySalonkami zbiorowości, ich solidarności w obrębie zamkniętej jednostkii odgraniczenie tej jednostki od innych podobnych'abiorowiskw kulturowo powstałych rytuałach odbywa się w takzadziwiająco podobny sposób, że bezwzględnie zmusza dogłębszego zastanowienia się nadtym zjawiskiem. Istnienie każdej zbiorowościludzkiej, liczniejszej niż liczbaczłonków,których może łączyć osobista miłość i przyjaźń,opiera się natych trzech funkcjach kulturowo zrytualizowanegosposobu zachowania się. Kulturowa rytualizacja tak dalece 107. przesyca społeczne zachowanie się ludzi, że przez g^wszechobecność nie dociera zwykle w ogóle do naszej Sv/i ? mości. Gdybyśmy chcieli przytoczyć przykłady ludzlrizachowania się, które napewno nie jest zrytualizowa,,musielibyśmy sięgnąć do takich czynności, jakich nie wykom,''się publicznie, np. do niepohamowanego ziewaniai przeciąganią się, dłubaniaw nosie czydrapaniasię w różne części ciałaWszystko, conazywa się manierami, jest oczywiście ścisłewyznaczone przez kulturową rytualizację. "Dobre" maniery sąto per definitionem takie,które charakteryzują własnazbiorowość iktórychwymaganiami kierujemy się stale takdalece, że stają sięnaszą drugą natura. A przy tym na co dzieiinie zdajemy sobie sprawy, żefunkcja ich polega na hamowaniuagresji i tworzeniu więzi społecznej. Tymczasem właśnie te maniery stanowią o"kohezji społecznej", jak mówiąsocjologowie. Funkcjamanier jako stałegoczynnika łagodzącego pomiędzyczłonkami grupystaje się zupełnie oczywista, gdy widzimyskutki występujące w przypadku ich braku. Nie mam przytymnamyśli skutków jakichś większych wykroczeń przeciwkoutartym zwyczajom, tylko po prostubrak tych wszystkichdrobnychgrzecznościowych spojrzeń i gestów, którymi człowiek, na przykład wchodząc do jakiegoś pomieszczenia, przyjmuje do wiadomości, że znajduje się w nim jeszcze jakaś osoba. Gdy ktośczuje się obrażony przez członków swojej zbiorowości, i wkraczając do pokoju, wktórymsięoni znajdują, nieprzestrzega tych drobnych rytuałówuprzejmościowych, leczzachowuje się tak,jakby ów pokój byłpusty wywołuje tymgniew i wrogość identyczne jak przy postawie otwarcie agresywnej. I słusznie, tegobowiem rodzaju umyślne pomijanie normalnych ceremoniałów"pojednawczych" jest równoznaczne z jawną agresywnością. Ponieważ każde odstępstwo od charakterystycznych dladanej grupy form towarzyskich wywołuje agresywność wszyscy członkowie danej zbiorowości są przez to zmuszeni 108 przestrzeganiaowych norm społecznego zachowaSonkonfonnista doznaje gorszego traktowania i uważa outsidera, a wgrupach nieskomplikowanych, których przykładem są klasaszkolna czy mała jednostkaMS, zostaje po prostubezlitośnie wykluczony ze społe, Każdy wykładowca uniwersytecki, który ma dzieciBywałswój zawód w różnych częściach kraju, miałość zaobserwować,zjak niebywałą szybkościąf. uczy się mówić lokalnym narzeczem używanymiey, w którejchodzi do szkoły. Musisię ono tegoa aauczyć, aby nie być wykluczonym ze zbiorowościt kolegów wszkole. W domu natomiast nadal używa^ojczystej. Charakterystyczne jest, że bardzo trudnou6 takie dziecko do przemówienia wgronie rodzinnymdialektem, którego nauczyło się w szkole, na przykładogłoszenia jakiegoświersza. Przypuszczam, że małefal uważa zazdradę swą ukrywaną przynależność do innejf,niżrodzina. my i rytuały społeczne pochodzenia kulturowego są; charakterystyczne dla mniejszych i większych grup ach jak filogenetycznie uzyskane cechy dla podgatunlilB, gatunków, rodzajów i większych jednostek taksonomicz'. Metodąbadań porównawczych możnazrekonstruowaćW ich rozwoju. Różnice powstałe pomiędzynimi w tokuegu historycznego wznoszą bariery pomiędzy jednostkamiawyymi w sposób podobny, jak czyni to rozbieżny rozwójfnędzy gatunkami. Słusznie więc Erik Erikson nazwał toitwisko pseudospeciation rzekomympowstawaniem gaSÓW. iarlPpmimo że owa rzekoma specjacja przebiega nieporów^fiywabde szybciej od filogenetycznej, ona również wymagaĄowiedniego czasu. Nikłe jejpoczątki, jak powstawanieBawyków grupowych i dyskryminacja niewtajemniczonychel? tsiderów, występująjuż w każdej zbiorowości dziecięcej, aleWydaje się, że na to, aby normy irytuały społeczne nadały -; 109. 1 grupie trwałość l wytrzymałość, muszą one oddziaływajprzez co najmniej kilka pokoleń. Stąd najmniejszym kiihiwym pseudogatunldem, jaki mogę sobie wyobrazić, są Łchowankowie szkoły mającej bogate tradycje; zadziwiajjest, jak taka grupa ludzka zachowuje latami swój charahpozornego gatunku. Często wyśmiewanydziś oid school n(krawat wieź ze starej szkoły) jestzgoła aktualny. Ja samgdy spotkam mężczyznę mówiącego "wykwintnym"nosowymakcentembyłego ucznia Gimnazjum Szkockiego, mimo woliczuję doniego sympatię,jestem skłonny mu zaufać i zachowuje sięwobec niego zdecydowanie bardziej serdecznie niż wobeckażdego innego outsidera. Niezwykle ważną funkcję grzecznych manier znakomiciemożna przestudiowaćprzy okazji społecznych kontaktówmiędzy różnymi grupami i podgrupami ludzkichośrodkówkulturalnych. Bardzo znacznaczęść przyzwyczajeńdyktowanych dobrym obyczajem jest kulturowo zrytuaiizowaną przesadą gestów podporządkowania,których korzenie tkwią w większości przypadków w filogenetycznie zrytualizowanych sposobach zachowania się o tym samym znaczeniu. Lokalna tradycjadobrego obyczaju w różnych kulturowych podgrupach wymagatylko ilościowo odmiennego podkreślenia tych ruchów ekspresyjnych. Dobrym przykładem będzie tutaj gest grzecznegoprzysłuchiwania się, który polega na tym,że szyję nieco sięwyciąga do przodu,a równocześnie głowę przechyla w bok,przybiera sięwięc w stosunku do mówcy postawę "zamienionego w słuch". Taki sposób zachowania się wyraża gotowośćuważnego przysłuchiwaniasię, anawet wrazie potrzeby posłuszeństwa. W grzecznościowych obyczajach niektórychkultur azjatyckich gest ten nabrał cech mocnej przesadymimicznej; w Austrii, szczególnie u pań z dobrych domów, jestjednym z ogólnie przyjętych gestów uprzejmościowych. Winnych środkowoeuropejskich krajach wydaje się mniej podkreślany. W niektórych północnych częściach Niemiec zostałzredukowany do minimum bądź nawet nie występuje wcale. 110 kulturowych za dowód uprzejmości idobregoiuchodzi trzymanie głowy podczas słuchania prosri patrzenia mówiącemu w twarz, tak jak powinien to"aohlierz odbierający rozkaz. Gdy przeniosłem siębga do Królewca (są to dwa miasta, w których różnica(. omawianymi sposobami zachowania sięjestszczególpi), potrzebowałem sporo czasu, zanim się przyzwyczaiK. gestu uprzejmego słuchania ze strony pruskich dam. 'wi zprzyzwyczajenia oczekiwałem ze strony kobiety,ej mówiłem, choć nieznacznego pochylenia podbródka,MB rozmówczynie, siedząc wyprostowane patrzyłymi^sw twarz,nie mogłem się powstrzymać od myśli, żeziałem coś zgoła niestosownego. ramie znaczenie takich gestów grzecznościowych ustaejest wyłącznie przez porozumienie pomiędzy nadawcąrcą tego samego systemu komunikowaniasię. W środoi kulturowych,w których ten system niejest jednakowy,zumienia sąnieuniknione. Zpunktu widzenia obyczapruskich gest "zamienianiasię w słuch" Japończykajęty byłby jako wyrazgodnej pogardy służalczości, podgdy z japońskiego punktu widzenia uprzejmie przylująca się pruska damabyłaby uosobieniem bezkomjjjpiiinisowej wrogości. i"Nawet bardzo nikłe różnice w tego rodzaju konwencjachS-aigą pociągnąć za sobą mylną interpretację gestów kulturowo^l^ftualizowanych. Anglicy i Niemcy uważają południowców'H3B;iudzi "nieodpowiedzialnych" tylko dlatego,że zgodnie ze;^woją własną konwencją na podstawie ich przesadnychgestówIglglzecznościowych i wylewności oczekują od nich więcej^^rawdziwej społecznej życzliwości aniżeli naprawdę doznają. j Niepopulamość Niemców zpomocy kraju, a przede wszystkim. gPrusaków w krajach południowych polega często na nieporozu; mieniach wynikających z odwrotnej sytuacji. Przebywając; W dobrym towarzystwie amerykańskim,na pewno niejednokrotnie sprawiałemwrażenie grubianina, bo po prostu nie. 1 byłem zdolny tyle się uśmiechać, ile tego wymagają arneryirskie dobre obyczaje. ' Niewątpliwietakiedrobne nieporozumienia przyczyniała w dużym stopniu do powstawania nienawiści pomiędzy r'^nymi kulturowymi środowiskami. Człowiek, który w spos-kwyżej opisany nie zrozumiałspołecznych gestów innego IMkulturowego, czuje się niecnie oszukany i dotknięty. Jui samfakt nieumiejętności zrozumienia ruchów ekspresyjnych irytu. ałówobcej kultury budzi nieufność i lęk w stopniu mogącymłatwo doprowadzić dojawnej agresji. Od nieznacznych odrębności językowych iobyczajowychwiążących najmniejsze jednostki wiedzie nieprzerwany dssstopni do wysoko rozwiniętych, skomplikowanych, naukowouzasadnionych symbolicznych norm i rytuałów społecznych,jednoczących największe społeczne jednostki ludzkości: narody, ośrodki kultury, religie albo ideologie polityczne. Zbadanietego systemu metodą porównawczą, tj, przestudiowanie prawideł powstawaniarzekomych gatunków, jest bezwzględniemożliwe, pomimo żenastręczałoby to więcej trudności niżbadania nad powstawaniem gatunków rzeczywistych, a to zewzględu na częste pokrywanie się poszczególnych pojęć grupowych, jak na przykład wjednostkach narodowych i religijnych. Podkreśliłem już,że emocjonalne tło wagi każdej zrytualizowanej normy społecznego zachowania się nadaje jej silęnapędową. Erik Erikson niedawno wykazał,że przyzwyczajenie się do rozróżnianiadobra i zia rozpoczyna się w najwcześniejszym dzieciństwie, a doskonali się później w ciągucałegookresu rozwoju człowieka. W zasadzie nie ma różnicy międzyuporem, z jakim trzymamy się wpojonych nam wcześnieprzepisów wychowawczych dotyczących czystości osobistej,a wiernościądochowywaną narodowym i politycznym normomi rytuałom, które wpojono nam w życiu późniejszym. Sztywność rytuałutradycyjnego i uporczywość, z jaką się gotrzymamy, sąistotne i niezbędne dla jego funkcjonowania. 112 sśnie taksamo jak porównywalna z nim funkcjab instynktownych społecznych sposobów zachowaniatrzebuje on nadzoru ze strony naszego wyrozumowaiwiązku moralnego. e i prawidłowejest, że uważamy obyczaje, których nasi rodzice, za "dobre"i że odnosimy się z czcią dowennorm i rytuałów, przekazanych nam przez tradycjęlkultury. Jednakże catą siląnaszego rozsądku, świado('Bążącej na nas odpowiedzialności, musimy strzecsięftym, aby ulegając naturalnej skłonności, nie uważaćw i norm innych środowisk kulturalnych za mniejrfowe. Ciemną stronąpowstawania rzekomych gatun: niebezpieczeństwo nieuznawania członków innychh gatunków za ludzi, takjak dzieje się to u wielunych szczepów, w którychjęzyku słowo "człowiek"inimem tylko własnego plemienia. Z ich punktul zjadanie zabitych wojowników obcego plemienianieB^anibalizmem. Moralną konsekwencją historii naturalnejego powstawania gatunków jest to, że musimy się; tolerancji wobec innych kultur, pozbyć sięnaszej kulturowej i narodowej arogancji i zrozumieć, że ne normy i rytuały innychśrodowisk kulturowych, któreS^^onkom sąrównie drogie ibliskie jak nam nasze własne,"Hlfe takiesamo prawo do czci i szacunku. Bez tolerancjiSlWywającej z takiego rozeznania bardzo łatwo jest dopatrzyćggllt uosobienia zła właśnie w tym,co dla sąsiada jest czymśS^Swiętszym. Cecha niewzruszalności społecznych norm i ryMów, w której tkwi ich najwyższa wartość, możejednaksykfrowadzić donajstraszliwszej z wszystkich wojen, do wojny E;;ieligijnej, a jest ona tym, co nam dzisiaj zagraża! '?' ' W tym miejscu przeraziłem się jak zawsze wtedy, gdy dyskutuję na tematludzkiego zachowania się z punktu widzeniaBauk; przyrodniczych że mogę być źle rozumiany-Rzeczywi, Scie powiedziałem, że człowieczawierność tradycyjnym obyczajomwywodzisię od skromnego kształtowania się nawyków. i zwierzęcego strachu przed ich przełamaniem. N3,1 1podkreśliłem fakt, że wszystkie ludzkie rytuały poii,^11" : w sposób naturalny,w znacznym stopniu analogiczny 'ewolucji instynktów społecznych u zwierzęcia i u czlo\, i. 0Więcej nawet, wyraźnie wyjaśniałem, że wszystko toczłowiekczci i uważa za święte w zakresie tradycji',,''przedstawia wartości etycznej bezwzględnej, lecz jest (yn; uświęcone w granicach danego środowiskakultury. Nie mm. mawia to jednak absolutnie przeciwko wartości i potrzebieniezłomnej wiary,jaką człowiek sprawiedliwy powinien dochowywać przyjętym obyczajom swojego środowiskakulturowego. Nie kpijmy wiecze zwierzęcych przyzwyczajeń tkwiącychw człowieku, który nawykiswoje wyniósł na piedestał rytuałui trzymasię ich z uporem, cozda się godne lepszej sprawy; mało jest doprawdy spraw lepszych! Gdyby przyzwyczajenie nie umacniało się i nie usamodzielniało w opisany powyżejsposób, gdyby nie wzniosło się dopoziomu uświęconego celusamegow sobie nie byłoby żadnego wiarygodnego przekazu,nie byłoby wiary i prawa- Nie wiążą przysięgi i nie działajątraktaty tam, gdzie umawiający się partnerzy nie mają wspólnejpodstawy niewzruszonych obyczajów zamienionych w rytuały,przy których naruszeniu ogarnia ich ów magiczny śmiertelnystrach, jakiego doznała swego czasu moja mała Martyna napiątym stopniu schodów naszego domu. Sszóiiy(PARLAMENT INSTYNKTÓW Jak się tu wszystko w całość wije,Jak jedno w drugim działa i żyje! (Goethe. Faust. ci. I,przełożył Władysław Kościelski. ) jużw rozdziale poprzednim, że filogenetycznyI rytualizacjipowołuje do życia każdorazowo nowyMniczny instynkt,który w charakterze niezależnej siłytsiędo wielkiegoukładu oddziaływań wszystkich innychktownych czynników napędowych. Rolajego, która jaky, pierwotnie polega zawsze na przekazie informacji, naBukowaniu się, może zapobiec szkodliwym skutkomji przez ułatwienieporozumiewania się pomiędzydwomaami gatunku. Nie tylkowśród ludzi powstają spory,o że ktoś mylnie sądzi,że ten drugichce mu zrobić cośi. Chociażby z tego powodu sprawa rytuału jest niezmierważna dlatematu, którymsięzajmujemy. Ale rytuał może! ponadto jak zobaczymy niebawem dokładniej naidzie triumfalnego krzyku gęsi nabrać tak wielkiejjako samodzielny popęd, że w wielkim parlamencieiktów odgrywa rolę skutecznej opozycji przeciwko potęe agresji. Aby wyjaśnić, jak się to dzieje, że rytuałutrzymujeresję w ryzach, właściwiejej nieosłabiając i nie umniejszającznaczenia dla zachowania gatunku (o czym mówiliśmyl3' rozdziale trzecim), muszę jeszcze coś niecoś powiedzieć5"'o układzie oddziaływań instynktów. Jest on w tymsensie' podobny do parlamentu, że stanowi mniej lub bardziejkompleksowy system wzajemnego oddziaływania wielu niezależnych zmiennych, a także dlatego żejego iściedemokratyczny sposób działania jestwynikiem przejścia prób historii 115. i stwarza jeśli nie zawsze prawdziwą harmonię, to w każdym, razie znośne i ułatwiająceżycie kompromisy międzyspr;e"nymi interesami. Czymże jest "poszczególny" instynkt? Na określeniachużywanych często potoczniedla różnych instynktownych siłnapędowych ciąży złe dziedzictwo myślenia "finalistycznego""Finalistą" w złym tego słowa znaczeniu jest ten, kto myl; pytanie "po co? " z pytaniem ,,dlaczego? ", a w związku z tymuważa, że przez wykazaniesensu jakiegoś działania dlazachowania gatunku rozwiązał zarazem i zagadnienie przyczyny jego powstania. Jakżekuszącą łatwizną jest doszukiwanie się odrębnego popędu czy instynktu dla każdego wyraźniezdefiniowanego działania, którego znaczenie dla zachowaniagatunku jest wyraźne i bezsporne, jak na przykład odżywianiesię, rozmnażanie czy ucieczka. Jakże znany nam jest termin"popęd rozrodczy"! Nie wolno sobiejednak przy tym wmawiaćjak niestety czyniło wielubadaczy instynktów żeterminten zawiera jednocześnie i wyjaśnienie danego procesu. Pojęcia odpowiadające takimokreśleniom niesą ani trochęlepsze od pojęć horror vacuibądź "flogiston", które sąwyłącznie określeniem pewnychprocesów, a "oszukańczoudają, że zawierają ich wyjaśnienie" jak to surowo oceniłJohn Dewey. Ponieważ w tej książce dążymy do wyjaśnieniaprzyczyny pewnych odchyleń funkcji jednegoz instynktów,a mianowicie instynktu agresji, nie możemy się ograniczyć do badania jego "po co", zresztą już uczyniliśmy tow rozdziale trzecim. Musimy więc odnaleźć przyczyny normalne, aby zrozumieć źródłazaburzeń jego funkcji, a następniew miarę możnościnauczyć się je usuwać. Wydolność organizmu określona według jegofunkcji, jak naprzykład pobieraniepokarmu, rozmnażanie się czynawetsamozachowawczość,nie jest oczywiście nigdy skutkiemjednej tylko jedynej przyczynybądźjednego tylko ppędu. Wyjaśniająca wartość takich pojęć jak "popęd rozrodczy" albo"instynkt samozachowawczy" jest więc równie nic nie znaczą116 kbyłby na przykład specjalnytermin"mocsamochodu",to pojęciem mógłbym się równie dobrze posługiwaćdlaHienia faktu, że mój dobry stary wóz jest jeszcze ciągle naje. Jednakżekto zna (i opłaca) naprawy, które umoż1 JeS0 J32^' ^en nle będzie zbytpochopnie wierzył w tęgną "moc", aprzecież właśnie o te naprawy nam tutaj-Elba! Komu znane są patologicznewadliwości funkcji"""l^jmych mechanizmówzachowania się, zwaneprzez nas^nktanii, ten nigdy nie wpadnie naobłędny pomysł,że^Mzęta, a nawet ludzie działają pod wpływem ukierun(lljących i tylko w świetle finalizmu zrozumiałych czynyw, które ani nie wymagają, ani nie dopuszczają przyaowego wyjaśnienia. sdnolity i zgodny z wydolnościami sposób zachowania się,^Bfc-na przykład pobieranie pokarmu czy rozród, dokonuje się%^wsze w drodze niezmiernie skomplikowanego wzajemnegoSŚdzialywaniabardzo wielu przyczyn, "wynalezionego". ^gruntownie wypróbowanego przez obu "konstruktorów prze. ^^iany gatunków" dziedziczną zmienność i selekcję. Te^Ssaaaogie fizjologiczne przyczyny znajdują się nieraz we wzajeyaBBiym stosunku obustronnegozrównoważonego oddziaływa,. "flja, czasami wszakże jedna wpływa na drugą silniej, aniżeli sięjma jejwpływowi poddaje; niektóre z nich sąstosunkowo, fliezależne od całościukładu oddziaływań i wpływ ich na tę,; całość jest większy niżuległość wobec niej. Dobrymi przykładami takich "relatywnieod całości niezależnychelementów" są poszczególne części szkieletu. W dziedzinie zachowania siękoordynacja dziedziczna i dzia: łanie instynktowne są elementami wyraźnie niezależnymi odcałości. W swojej formie równieniezmienne jak najtwardszeczęści szkieletu poganiają organizm każde własnym batem. Jakjuż wiemy, oba po długim milczeniu, energicznie domagają siędopuszczenia do głosu, zmuszając zwierzę czy człowieka dopoderwania sięi aktywnego poszukiwania takiej specjalnejsytuacji bodźcowej, która nadawałabysię dowyzwolenia 117 i realizacji właśnie takiej, a nie innej koordynacji dziedzic. .Wielkim wiec błędem będzieuważać, że każdy ruch instyijtowny, którego działanie dla zachowania gatunku stużyprzykład pobieraniu pokarmu, musi być koniecznie wywołańprzez gtód. Wiemy o naszych psach, że wykonująonenamiętniszereg takich ruchów, jakwęszenie, myszkowanie, bieganieściganie, chwytanie i uśmiercanie zdobyczy przez potrząsanie'również i wtedy, gdy nie są głodne. Każdysympatyk psówdobrze wie, że psa ogarniętego szałem polowania nie można wyleczyć z tej pasji najlepszym nawet karmieniem. Tosamo dotyczy instynktownychruchów chwytania zdobyczyukota, znanego objawu"krążenia" u szpaka, który ruch tenwykonuje prawie stale i zupełnie niezależnie od uczucia głodu. Krótko mówiąc, dotyczy to wszystkichowych drobnych usługna rzecz zachowania gatunku, jakbieganie, fruwanie,nadgryzanie,dziobanie, kopanie, czyszczenie się itp. Każdaz tychkoordynacji dziedzicznych odznacza sięswoją własną spontanicznością i powoduje swoje własne zachowanie się apetytywne. Czyż więc te wszystkiedrobne popędy cząstkowesącałkowicie od siebie niezależne? Czy tworzą one mozaikę,któraswoją funkcjonalną jednolitość zawdzięcza strukturzeprzemianygatunków? W przypadkach krańcowych istotniemoże to się zdarzać, ale jeszcze niedawno uważano takiewyjątki za regułę ogólną. Mianowicie w heroicznym okresiebadań porównawczych nad zachowaniem się sądzono, żezwierzę każdorazowo opanowane jest j e d n y m, i to wyłącznie jednym popędem. Julian Huxley posługiwał się pięknymi dobitnym porównaniem, które i jarównież latami cytowałemw odczytach; mówił bowiem,żezarównozwierzę, jak człowiekpodobni są do statku, którymdowodzi wielu kapitanów. U człowieka wszyscy ci dowódcy jakoby znajdują się równocześnie namostku kapitańskim i każdy z nich wypowiada swojezdanie; czasami dochodzą przy tym do rozsądnego kompromisu, co oznacza lepszerozwiązanie istniejących problemów aniżeli pojedyncze zdanie nawet najmądrzejszego 118 y jednak nie mogą się pogodzić, wówczas statekny wszelkiego rozsądnego dowództwa. Natomiastkapitanowieprzestrzegają rzekomo umowy, żeKtylko jeden z nich ma dostęp domostku kapitańskiegof wasi ustąpić, z chwilą gdy drugi wstępuje na mostek. To(porównanie rzeczywiście doskonale oddaje niektóreki zachowaniasię zwierząt w sytuacjach konfliktowychzna się dziwić, że w owym czasie nie dostrzegliśmy są to tylko dość rzadko występujące przypadkiae. Ponadto zostałatu chyba przedstawiona najprostla wzajemnego oddziaływania dwóchwspółzawodli ze sobą popędów, z których jedenpo prostu tłumi lubi drugi; było więczupełnie prawidłowe i słuszne, żetku opieraliśmy się na procesach najprostszych i dają-aienajłatwiej przeanalizować, nawet jeżeli nie były tol najczęściej występujące. sczywistości pomiędzy dwoma niezależnymi od siebiemymi popędami mogą występować wszystkie możliwe wzajemnych wpływów i oddziaływań. Jeden możemi sprzyjać i go wzmacniać, oba mogą się wzajemnieć,mogą się sumowaći nie wchodząc poza tym;e ze sobą współzależności nakładać się wjednymisamymsposobie zachowania się,wreszcie mogą sięwzaie hamować. Oprócz wielujeszcze innychobustronnychwów, którychsamo wyliczenie zaprowadziłobynas zbyto, istnieje wreszcie tenjedyny specjalnyprzypadek,gdyód dwóch sił napędowychta, co w danej chwili jestjsza, wyłącza słabszą wreakcji "wszystko albo nic"'"flSppreaktion). Tylko ten przypadekodpowiada HuxleyowsCTBBBIU porównaniu i tylko o jednym popędzie możemy powie"Aieć generalizując, żezwykle tłumi wszystkie inne: jest nim fo^d ucieczki. Ale naweti on dość często znajduje swego pana. Codzienne, nagminnie występujące, powtarzające się, zdawkowe instynktowne ruchy, które wyżej określiłem jakoAobne usługi na rzecz zachowania gatunku", często są. w dyspozycji kilku "wielkich popędów". Przede wszysn. sposobyporuszania się związane ze zmianą miejsca: bieganlatanie, pływanie itp. , ale także i inne, jak dziobanie, gryzień' 'kopanie w ziemi itp" mogą mieć zastosowanie w słuapopędów zdobywania pokarmu, rozmnażania się, ucieczb'agresji, które nazwiemy sobie tutaj "wielkimi". Ponieważ te"drobneusługi" odgrywają do pewnego stopnia rolęnarzędzia pod względem źródeł motywacyjnych podlegająróżnymsystemom nadrzędnym,przede wszystkim wymienionej "wielkiejczwórce" nazwałem je gdzie indziej czynnościaminarzędziowymi (Werkzeug-Aktivi! af). Nie oznaczato jednak absolutnie, że te sposoby poruszania się nie majęwłasnejspontaniczności, przeciwnie, zgodnie z ogólnie przyjętą zasadą ekonomiki,na przykład u psa czy wilka, spontanicznewytwarzanie poszczególnych popędów węszenia, tropienia,biegania, polowania i uśmiercania przez potrząsanie jest nastawione mniej więcej na zapotrzebowanie zgłaszane przezgłód. Jeżeli wyeliminujemy głód jako siłę napędową tymprostym sposobem,że miska z jedzeniem będzie stale napełnionaprzysmakami, zauważymy niebawem, że zwierzę prawietak samowęszy, tropi, biega i poluje jak wtedy,gdy czynnościtesą niezbędne dla zaspokojenia potrzebypożywieniasię. Alegdypies jest bardzo głodny,wówczas wykonuje to wszystkow natężeniu w ymierni e większym! Pomimo więc żewymienione instynkty narzędziowesą indywidualnie spontaniczne, głódpobudza zwierzę do tego, aby czynić więcej,niż gdyby instynkty te były pozostawione same sobie. Tak jest: popęd może być dodatkowo popędzany! Takiepobudzanie przez bodziec zewnętrzny funkcji,którai tak sama w sobie jestspontaniczna, nie jest w fizjologii aniniczym rzadkim, ani nowym. Czynność instynktowna jestw tym stopniureakcją, w jakim jest wynikiem pobudzenia przezzewnętrzny bodziec albo została wywołana innym popędem. Dopiero wprzypadku braku tych bodźców staje sięonaindywidualnie spontaniczna. 120 zjawisko występujew ośrodkachwysyłającychserca. Uderzenia serca normalnie wywołują rytmiczimatyczne podniety wytwarzane przez tzw. węzeł organ zbudowany z wysoce wyspecjalizowaneji';BBęśniowej, leżący w pobliżu wpływu strumienia krwiisionka serca. Nieco poniżej,u przejścia do komory, się drugi organ tego rodzaju, węzełprzedsionkowoiwy, do którego od pierwszego prowadzi pęk włókienych przewodzących podniety. Oba węzły wytwarzają, które mają zdolność wywoływania skurczów komoryj. Węzeł zatokowy pracuje szybciej od węzła przed'o-komorowego. W związku z tym ten drugi nigdynie:ji dospontanicznego zachowania się, gdyż za każdymgdy siępowoli zbiera do tego,aby wypalić bodźcową(, otrzymuje uderzenie ostrogąod swego przełożonegopala niecowcześniej, niżby to uczynił pozostawiony sami. Wten sposóbszefnarzuca podwładnemu swój własnypracy- Gdy teraz wykonamy klasyczne doświadczenieaiusa i przerwiemy połączenie przez podwiązanie pęczkaewodzącego podniety, uwolniony od tyranii węzła zatokosgo węzeł przedsionkowo-komorowyzachowa się tak, jakfsto podwładni w takich przypadkach, a mianowicie przemie pracować; innymi słowy serce zatrzyma się naMnent. Nazywa się to od dawna"przedautomatyczną pauzą". i krótkiej chwilispokoju węzeł przedsionkowo-komorowyauważa", że właściwie to on sam produkuje bodźcei pownym czasie miałby wielką ochotę wypalić. A nie nadarzyła; po temu nigdy dotychczas okazja, gdyż zawsze na ułamektamdyprzedtem otrzymywał od tyłu dopingującego kopfeniaka. Stosunek większości ruchów instynktownych do rozmaitychg nadrzędnych źródeł motywacjijest całkowicie analogiczny doHr stosunku węzła przedsionkowo-komorowego dowęzła zatokoS wego. Sprawa się jednak komplikuje, po pierwsze bowiemH bardzo często, jak na przykład w przypadku reakcji narzędzio. 1 wych, jeden shiga ma kilku panów, a po drugie py,mogą wykazywać zupełnie różne właściwości. Mogą(n ecl być, jak węzeł zatokowy, rytmiczno-automatyczne o ltcwysyłające bodźce; mogą tobyć wewnętrzne czy zewnetr0receptory wewnętrznych bądź zewnętrznych podniet, do hrych należą takie zapotrzebowania tkanek, jak głód, pragnieńlub brak tlenu, przekazujące te bodźce w postaci podrażnieniaMogą to być wreszcie gruczoły wydzielania wewnętrzneenktórych hormony działają jako bodźce na zupełnie określoneprocesy regulowane przez układ nerwowy. (Słowo hormonpochodzi od greckiego wyrazu hormaopopędzam. ) Jednakże w żadnym z przypadków takierowana z wyższego szczeblaaktywność nie ma charakteru "odruchu", to znaczy, że całośćorganizacji ruchu instynktownegoniezachowuje sięjak maszyna, która dopóki nie jestużywana, trwa w bezczynności przeznieograniczony czasi "czeka",aż ktoś naciśnie guzik jejrozrusznika. Całość owa podobnajest raczej do konia, którywprawdziewymaga wodzy i ostróg,abyswemu panu byćużyteczny iposłuszny, ale który musi codziennie zażywaćruchu, aby nie wykazywać objawów nadmiaru energii, cow pewnych okolicznościach, na przykład w odniesieniu dozajmującego nas tuprzede wszystkim instynktu agresji wewnątrzgatunkowej, może okazać się dośćniebezpieczne. Jak jużwspominaliśmy, spontanicznie wytwarzana ilośćokreślonych ruchów instynktownychzawsze jest zakrojonamniej więcej na miarę spodziewanegozapotrzebowania. Czasami wskazane jest ilości te obliczać raczej skąpo, jak np. przywytwarzaniu podniet przez węzeł przedsionkowo-komorowy,gdy bowiemwyprodukuje on więcej, niżwęzeł zatokowy mudostarcza, następuje dobrze znany ludziom nerwowymskurczdodatkowy; jest to skurcz komory sercowej,wpadający w sposób wysoce nietaktowny w rytm normalnego uderzenia serca. Jednakże w innych przypadkach stała zmagazynowana nadwyżka produkcji może być nieszkodliwa, a nawet pożyteczna. Jeżeli więc pies biega więcej, niż mu to jest potrzebne do 122 t -zdobyczy, jeżeli konik bez zewnętrznej potrzeby^tkacze i wierzga (sposoby poruszania sięcharakBaucieczki bądź obrony przed drapieżnikiem), jestny trening mięśni, a więc w pewnym sensie! się do "rzeczywistej potrzeby". iwejnadwyżki produkcji aktywności narzędziofwyniierzać najobficiej tam, gdzie najtrudniej jestt zażycie tejaktywności dla poszczególnego przypai działanie ważne dlazachowania gatunku zostanieS wcałości. Kot raz będzie zmuszony w trakcie łowówi kilka godzinprzed mysią norą,innym razem bezskradaniasię, szybkim skokiem złapie myszmu przypadkowo drogę. Jednakże, jak to po[ wszystkie obserwacje z natury, przeciętny kot musigydługo i wytrwale wykonywać wszystkie czynnościaai skradania się, zanim wreszcie dojdzie do ostateczizagryzienia na śmierć i pożarcia swojej zdobyczy. rwacji tego ciąguczynności niesłusznie nasuwa się(porównanie z celowym i świadomym zachowaniem sięeka; jesteśmy skłonni uważać, że kot wykonuje gestylia zdobyczytylko "gwoli jedzenia". Tymczasem możwodnić doświadczalnie, że tak nie jest. Leyhausent "łownym"kotom jedną myszpo drugiej i obserwowałić,z którą następowały po sobie poszczególne czynnotiapama zdobyczy i pożerania jej. Otóż kot najpierwEestawal jedzenia, ale zabijałjeszcze kilka myszy ipozoiał je. Następnie wygasała mu chęć zagryzania na śmierć,l jednak czatował na myszy i gonił je. Jeszcze później, gdyserpałsię równieżzasób jego ruchów chwytania,nadalWał się na tę zdobycz i skradał ku niej. Jednak,co najciekawsflte, wybierał tylko myszy,które biegały możliwie daleko,;,łprzeciwległymrogu pokoju, a nie zwracał uwaginate, któreWręcz łaziły mupo przednich łapach. Doświadczenie to pozwala obliczyć, ile razy zwierzę wykonuje poszczególne spośród wymienionych czynności cząstko123. wych przed ich wyczerpaniem. Uzyskane w ten sposób iiczhywyraźnie uzależnione od przeciętnych uzyskanych w norm nych warunkach. Oczywista,że nader często kot musi barddługo czatować i skradać się, zanim się w ogóle tak daferzbliży do swojej ofiary, aby próba schwytania mogła mię'jakieś szansę powodzenia. Dopiero po wielu usiłowaniachłapiezdobycz pazurami i może zadaćśmiertelne ukąszenie, któreteżnie zawsze udaje się za pierwszym razem, tak ze należyprzewidywaćkilka kolejnych chwytów na każde pożarciejednej myszy. Przy tego rodzaju złożonych ciągach zachowaniasię to, czyktóraś z czynności cząstkowych występuje tylkopodwpływemwłasnej siły napędowej, czyteż jeszcze dodatkowopod wpływem siły napędowej innej czynności, i jakiej inaejczynności zależy od warunków zewnętrznych, które decydują o "popycie" na każdy poszczególny sposób poruszania się. O ilemi wiadomo, pierwszy postawił wyraźnie to zagadnienie psychiatra dziecięcy Renę Spitz; zauważył on, żeu niemowląt, którympodawano mleko zbyt łatwo wypływającez butelki,pozostawała jeszcze pewna nadwyżkaruchów ssania,które musiały wyzwolić się wreakcji skierowanej na obiektyzastępcze. Bardzopodobnie wygląda sprawa czynności jedzenia i zdobywania pożywienia u gęsi, gdy przebywają na stawie,wktórym brakpokarmu dającego się ująć w dziób przyprzegrzebywaniu dna. Gdy się je żywi wyłącznie na brzegu,bardzo często spostrzega się, jak przegrzebują dno "w próżni". Gdy się je nakarmi na brzegu jakimś ziarnemdo całkowitejsytości, tak że już przestają jeść, a następnie wsypie to samoziarno do wody, ptakinatychmiast zaczynają przegrzebywaćdno i rzeczywiściezjadaćto, co wydobyłyz wody. Możnapowiedzieć, że ,,jedząpo to, aby móc przegrzebywać". Doświadczenie tomożna także odwrócić i zmusić gęsi przez czasdłuższy do zdobywania całego pożywienia przez intensywneprzegrzebywaniedna w jeszcze dlanich znośnie głębokiejwodzie. Gdy pozwoli im się w ten sposób najeśćaż do chwili,gdy same przestaną, a potem poda ten sam pokarm na suchym 124 l-Msi zjadają jeszczewcale pokaźną porcję, dowodząctfrtyni, że przedtemrzeczywiście tylko "przegrzebywały jby jeść". 'można więc żadną miarą formułowaćjakichś uogóleh twierdzeńo tym, która z dwóch spontanicznychtających motywację instancji uruchamia drugąbądź też"dominuje". chczasmówiliśmy tylko owzajemnym oddziaływaniu[. popędów cząstkowych, które w sumie działają na rzeczij funkcji, wnaszych przykładach na rzecz oda organizmu. Inaczej trochę kształtujesię stosunekzy różnymi źródłami sił napędowych, z których każdeimienną funkcję, a zatem należy do odmiennych oricji instynktowych. W takich przypadkach regułą nie jestmnędopingowanie ani wspieranie, a raczej pewientek rywalizacji: każda z sił napędowychchce "przefor; swoją rację". Jak wykazał to przede wszystkimErich v. już nawet napoziomie najdrobniejszychskurczówai kilka pobudzających elementówmoże ze sobą nie tylkoIIJBpółzawodniczyć, ale co więcej, tworzyć sensowne kom^ibmisy przez prawidłowe wzajemne oddziaływanie. Ten^(ftajemny wpływpolega mówiąc z grubsza na tym,że ż d y z dwóch takich endogennych rytmów usiłuje narzucićłtogiemu swoją częstotliwośći utrzymać go w stałym stosunku. iJtteowym. Skutkiem tego procesu wzajemnego oddziaływaniag8st m. in. to, że wszystkie komórki nerwowe unerwiające^prtókna jednegomięśnia zawsze w sposób niezmierniesensowlpy wypadają jednocześnie. Gdy tooddziaływaniezawodzi,llJiSfystępują włókienkowe drgania mięśni, dające się często^Zaobserwować w stanach skrajnego wyczerpanianerwowego. 11^'Na nieco wyższym poziomie integracji ruchów kończyn, na^'przykład płetwy u ryby, te same procesy powodują zmienną gręf "antagonistycznych" mięśni,to znaczy tych, które nimi pomH sząjąna przemian w kierunkach przeciwnych. Każdyrytmiczny11 ruch tam i z powrotem,wykonywany płetwą, nogą czy. skrzydłem i powszechnie spotykany przy przemieszczaniu zwierząt, jest wynikiem działania "antagonistów", a to zarfi^no mięsni uczestniczących w tym ruchu, jak i ośrodków układ,nerwowego wysyłających bodźce. Jest to zawsze skutek "końfliktu" niezależnych współzawodniczących źródeł impulsyktórych energia zostaje skierowana na pożyteczne tory digdobra całości przezprawidła "relatywnej koordynacji" (relaii. ve Koordmation}, jak v. Holst nazwał omawiane tu procesywzajemnego oddziaływania. A więcto nie wojna jest rodzicem wszelkiej rzeczy, ale jestnim konflikt miedzy różnymi instancjami, którejedneniezależnie od drogich wytwarzająsiły napędowe, konfliktpowodujący napięcie w układzie całości nadający tej całościmocną konstrukcję, dosłownie jak z napiętych drutów. Dotyczyto nie tylko czynności tak prostych jak uderzenia płetwy u ryby,na których v. Holst odkrył prawidła relatywnej koordynacji, lecztakże wielu innych źródeł sił napędowych, które przez tak dobrzewypróbowane parlamentarne reguły zostają zmuszone do włączeniaswego pojedynczego głosu do harmonii służącej ogółowi. Jako nadzwyczaj prostyprzykład niechaj nam tu posłużyobserwacja mchówmięsni twarzowych psa wchwilikonfliktumiędzy popędem ataku a popędem ucieczki. Mimika, którąokreśla się ogólnie jakogrożenie, występuje w ogóle tylkowtedy, gdy chęćatakowania hamowana jest strachem, a conajmniej odrobiną strachu. Bez tego strachu bowiem zwierzękąsa zupełnie bez grożenia i z tak spokojnym obliczem jak to,które widzimy na ilustracjiw lewym górnym rogu i którezdradza tylko trochęnapięcia, takiego samego jakprzy spoglądaniu na miskę zjedzeniem przynoszoną mu przez opiekuna. Jeżeli czytelnik jest dobrym znawcą psów, niech spróbuje zanimbędzie dalej czytał sam zinterpretować formywyrazu przedstawionena ilustracji. Niechaj też postara sięwyobrazić sobie sytuację, w której jego pieszrobiłby takąminę. Następnie dla dalszego ćwiczenia niech się domyśli,jaka będziekolejna czynność zwierzęcia. 126 HA- Dla kilkuobrazków podam sam rozwiązanie tego zadania. "iiaO psie w środku górnegorzędu sądziłbym,że stoi wobec mniej^-więcej równie silnego współzawodnika,wobec którego czuje ;poważnyrespekt, ale którego się jednakniezbyt boi i któryjĘ, także nie bardzoma odwagę przejścia do czynu. Mojaprognozaf co do ich zachowania się przewidywałaby, że obaj przez kilkaS minut pozostaną w podobnej pozycji, potem powoli "za;" chowając twarz" oddalą się od siebie, abyrównocześnies wpewnej odległości podnieść tylną nogę. Pies po prawej stronie,'; też nie boi się, ale jest bardziej zły; spotkaniemoże rozwinąć się tak jak poprzednioopisane, ale może także szczególnie? gdyby ten drugi zdradzał trochę brakupewności siebie nagle,: przeraźliwie i hałaśliwie przeobrazić się w prawdziwą walkę. Czytelnik inteligentny, a takim jest na pewno ten, który dnmiejsca dotrwał w czytaniu, oczywiście już dawno zauważyłportrety psów ułożone są wedtug pewnej kolejności: agresyu, nośc wzrasta w kierunkunaprawo,a strachw kierunku do dohrysunku. Interpretacja i prognoza zachowania się jest najłatwiejsza dlaprzypadków krańcowych, na pewno będzie więc trafna i jednoznaczna dla wyrazu oblicza przedstawionego w prawym dolnym rogu; tak wielka wściekłość w połączeniu z (a j; wielkim strachem może powstać tylkow jednym jedynymprzypadku, a manowicie gdy pies stoibardzoblisko znienawidzonego wroga, którego lęka się panicznie i przed którymz jakiegoś względu nie może uciec. Mogę sobie wyobrazićtylko takie dwie sytuacje: albo pies jest mechanicznieprzykuty do miejsca, na przykład zapędzony w jakiś kąt,przychwycony w potrzask, itp. , albo jestto suka, która broniswych szczeniąt przedzbliżającym się wrogiem. Możnajeszcze,przyjąć wysoce romantyczną okoliczność, że szczególnie wierny pies broniswego ciężkochorego albo rannego,bezsilnegopana. Prognoza tego, co się dalejbędzie działo, jest równieprosta: jeżeliwróg, nawet najpotężniejszy, posunie się jeszczeo krok bliżej, nastąpi znanynam już atak z rozpaczy (s. 51),reakcja krytyczna(Hediger). To, czego przed chwilą dokonał mójczytelnik wyczuwającypsią psychikę, jest dokładnie tym samym, co badacze zachowaniasię, m. in.N. Tinbergen i J. van lersel,określająmianem analizy motywacji {Motivationsanalyse}. Postępowanie to składa sięw zasadzie z trzech stopni opartych nainformacjach uzyskanychz trzech źródeł wiedzy. Po pierwsze,próbuje się w miarę możliwości przebadaćsytuację podwzględem jejzasobności wbodźce o różnym znaczeniu. Czypies boi się tego drugiego, a jeśli tak, to w jakim stopniu? Czy gonienawidzi, czy też uwielbia jako starszego przyjaciela i "przywódcę stada" itp. , itd. Po drugie, należyobserwowany ruchrozłożyć na poszczególne części składowe. Widzimy narysun128 ; chęć ucieczki ściąga uszy ikąciki warg do tylu i doresywność zaś powoduje unoszenie się górnej wargie pyska; i jedno, idrugie sąprzygotowaniem,,,ruchamikacji" (Intenswnsbewegung) prowadzącymi do ukąZarówno ruchy te, jaki postawy dają się łatwo ująćo. Możnaby pokusić się ozmierzenie ich odchyleńniestwierdzać, żeten czy ów pies ma tylea tyleów strachu ijest natyle a tyle milimetrów wściekły. Po- analizie ruchówprzychodzi kolejna trzeci stopień,nowicie wyliczaniesposobówzachowania się n a s t ę -Bać y c h po uprzednio analizowanych sposobach poruszapaę. Jeżeli naszezdanie, które wyrobiliśmysobie na(stawie analizysytuacji i analizy ruchów, jest prawidłowe,naykład, żepies na prawou góry jest nieomal tylko wściekłyawie się nie boi, to po opisanym ruchu ekspresyjnymmusi-de zawsze przejśćdo ataku, a prawie nigdy do ucieczki. li jestsłuszne, że upsa środkowego (oznaczonego literą e): i strach pomieszane są mniejwięcej w równych proporch, to przy takiej mimice w mniej więcej połowie przypadły nastąpi atak,a wpołowie ucieczka. Tinbergen i jegoWspółpracownicy wykonywali bardzo wiele tego rodzaju analiz. illiotywacjidla odpowiednich obiektów, przede wszystkim\;;i! k)tyczących gestów grożenia u mew, a zgodnośćmiędzySianymi uzyskanymiz omawianychtrzech źródeł wiadomości^Stanowiprzeprowadzony na szerokiej bazie statystycznej dowód prawidłowości osiągniętychwyników. ' Młodzi studenci,dobrzy znawcy zwierząt, wprowadzanin arkana technikianalizy motywacji, często z początku bywająrozczarowani, że uciążliwa analiza, a przede wszystkim żmudna statystyczna ocena w końcu nie ujawnia niczego innego niżto, co każdyrozsądny człowiek umiejący patrzeć i znającyswoje zwierzę i tak już dawno dobrze wie. Tymczasempomiędzy "widzieć" a "umieć udowodnić" istnieje jednaróżnica, ta sama mianowicie, któradzieli sztukę od nauki. Dlastuprocentowego wzrokowca naukowiec domagający się dowo. 1 dów iacno zdaje się być "najuboższym synem (e. A zkolei analitycznemu badaczowi posługiwanie si lelllrf. średnia percepcja jakoźródłem poznania wydajesięu/ -2^0'szym stopniu podejrzane. Również i w zakresie nauk-' 'chowaniusię istniejew Ameryce szkoła ortodoksyjnych i^'wiorystów, którzy poważnie usiłują wyłączyć ze swojej mdyki bezpośrednią obserwacje zwierząt. Tymczasemjee. naprawdę zadanie godne trudu i znoju, aby tym i in"mądrym,ałe "nie widzącym" ludziom umieć udowodnić cośmy widzieli, tak żeby uwierzyli, żeby każdymus; iuwierzyć! Z drugiej strony analizastatystyczna może skierować naszauwagęna pewne niezgodności, które przeoczyliśmy pmstosowaniu bezpośredniejpercepcji. Służy ona do wykrywania prawideł i widzisprawy zawsze w nieco piękniejszeji regularniejszej postaci, niż są naprawdę. Sugerowane namprzez niąrozwiązanieproblemu często nosi na sobie piętnobardzo wprawdzie "eleganckiej", ałe nieco zanadto uproszczonej hipotezy roboczej. Stąd analiza racjonalna właśniezastosowana do badań motywacji służy niejednokrotnie dozałatania braków percepcji i udowodnienia jejniesłuszności. Większość dotychczas przeprowadzonych analizmotywacjidotyczy sposobówzachowania się, w których powstaniubiorąudział tylko dwa rywalizujące ze sobą popędy; zwykle dwaz "wielkiej czwórki": głodu, miłości, ucieczki i agresji. Całkowicie świadome dobieranie możliwie prostych przypadków dla studiowania konfliktówpopędowych wydaje sięw pełni uzasadnione przy obecnym skromnym stanie naszejwiedzy. Tak samo słuszne było, że klasycy nauki o zachowaniusię zajmowali się przypadkami, w których zwierzę znajduje siępod wpływem tylkojednego jedynego popędu. Musimy jednakprzy tym pamiętać, że zachowanie się dyktowane tyłkodwomaskładnikami popędowymizdarza się bardzorzadko,niewieleczęściej od takiego, które wywołane jest działaniemimpulsujednego tylko, niczym me zakłóconego instynktu. 130 [waniu obiektu odpowiedniego do przeprowadze;jścisłej analizy motywacji wskazane jest dobieraćzachowania się, o którym przynajmniej wprzywiadomo,że występuje pod wpływem dwóch instynklym znaczeniu. Dla osiągnięcia tego celu można sięlżyć pewną techniczną sztuczką, takjak uczyniła to)wniczka Helga Fischer,gdy przeprowadzałaji grożenia u gęsi gęgawej. Ukazanie jak gdyby'spółdzialania agresywnościi ucieczki okazałona obszarze mikroojczyzny naszych gęsi, naruchach ekspresyjnych ptaków bowiem "doglosu" zbyt wiele bodźców innych, szczególnieKilka przypadkowych obserwacji wykazało natois płci milknie prawie zupełnie, gdy gęsi znajdująl terenie. Zachowywały się tam mniej więcejjakis wędrówki, trzymały się mianowicie o wielerazem, były bardziej lękliwe i natle swych społecznychpozwalały obserwować działanie dwóchbadanychinstynkw znacznieczystszej formie. Obserwatorka zadałasobienauczenia naszych gęsi za pośrednictwem tresurypokarej przychodzenia i pasienia się"na rozkaz" w miejscu; nią wybranym, ale którego gęsi nie znały, poza ogrodze^. -" terenu naszego instytutu. Każdy z ptaków był oczywiściei3adywidualnie rozpoznawalny dzięki znakowaniu kolorowymijHlNBbrączkami w różnychkombinacjach. Spośródstada rejest0wano przez czas dłuższyjednego ptaka,a zwykle był to^gąsior, we wszystkich jego agresywnych poczynaniach z pojHszczególnymiwspółtowarzyszamize stada, przy czym opisy wanojego ekspresyjne ruchy wyrażające grożenie. Materiał dodokładnej analizy sytuacyjnej był znakomity, gdyż te latatrwające obserwacje owego stadapozwoliły znakomicie poznaćhierarchię i stosunek sił między poszczególnymi ptakami,a zwłaszcza między starymi i wysoko w tejhierarchii lokującymi sięgąsiorami. Analiza ruchów i rejestracjanastępującego ponich zachowania sięprzebiegała wsposób następujący: Przede wszystkim Helga Fischer miała stale przy sobie przedstawna s. 133 "wzorcową kartę", którą nasz artysta instytut ^HermanKacher opracował na podstawie dużej liczby szcyp -towo protokołowanych przypadków grożenia u gęsi. 0[,watorka w poszczególnychprzypadkach dyktowała więc tyli; "Max robi DdoHermesa, który wolno pasącsię idzie ku nieninHermesodpowiada E, Max na to F. " Bardzo subtelne ston^niowanie gestów grożenia,które udało się ująć w seriiobrazkowej, pozwala stosować znaki pośrednie, np. DE alboKL, tylkow zupełnie wyjątkowych przypadkach dla zaznaczenia w razie potrzeby form wyrazu leżących między tymiktóre zostały ujęte w karcie. Alenawet w tych warunkach, wręcz idealnych dla "czystejkultury" dwóchbodźców, czasami występowały pewne mchy,których absolutnie nie można było interpretować jakoskutku współdziałania wyłącznie tylko owych dwóch popędów. O ruchach grożenia A i B, przy których szyja wyciągnięta jestukośnie do góry,wiemy, że odgrywa w nich rolę trzecianiezależna motywacja, ajest nią chęć ubezpieczania zewzniesioną głową. Różnica między dwoma rzędami AC i DF,w których przy mniej więcej równym nasileniu agresywnościpokazany jest od lewej ku prawej wzrost społecznego strachu,polega prawdopodobnie tylko na różnicy intensywności obupopędów. Natomiast przyformach ruchu M do O na pewno bierze udział jeszcze jakiś bodziec, którego charakter dotądjeszcze nie został wyjaśniony. Jak już wspomnieliśmy, na pewno do dobrej strategii należydobieranie sobie do analizy motywacji takich obiektów, w których podobnie jak w wyżej opisanych istotne są tylko dwaźródłapopędów. Jednakże nawet przy tak sprzyjających okolicznościach trzeba stale pilniewypatrywać składnikówruchu,które nie dają się wyjaśnić rywalizacją tamtych dwóchpopędów. Pierwszym zasadniczym pytaniem, na które należyznaleźć odpowiedź przed rozpoczęciemkażdej analizy, jestliczbai rodzaj motywacjiuczestniczących w określonym 132 K poruszania się. W ostatnichczasach niektórzy bada p. Wiepkema, stosowali z dobrymskutkiem ścisłą analizy czynników do rozwiązania tego problemu. amica moja, Beatnce Oehlert, przedstawiła w swojej^Doktorskiej piękny przykład analizy motywacji, która ^ M N 133. z góry zakładała uwzględnienie trzech podstawowychdników. Przedmiotem jejstudiów było zachowanie się pewn agatunków ryb z rodziny pielęgnicowatych przy spotka dwóch nie znających się osobników. Wybrano gatunki, w lct'rychsamiec i samiczka zewnętrznie prawiesię między sobą n"różnią,w związku z czym dwa nie znane sobieosobniki reamina siebie zachowaniem się umotywowanym jednocześnie ponpdarni ucieczki, agresji i płci. Sposobyporuszania się wywołanekażdym z owychtrzech źródeł sił napędowych dają się u tvchryb szczególnie wyraźnieodróżnić, gdyż nawetjuż przyniewielkiej ich intensywności powodują odmiennośćkierunkuruchu w przestrzeni. Wszystkie sposobyporuszania wywodzącesię z popędu płciowego, jak żłobienie jamy na gniazdo,czyszczenie kamienia tarliskowego, a także isame ruchy przywydzielaniu ikry i nasienia,skierowane są w stronę dna: ruchucieczki,a nawet najlżejsze markowanie tego ruchu wskazująkierunek od przeciwnika, a zwykle równocześnie ku górze, kupowierzchni wody (zob. także s. 60 i następne). Wszystkienatomiast ruchy agresji z wyjątkiem niektórych ruchów grożenia "obciążonych" ucieczką zwracają się w kierunku przeciwnika. Ody zna się te ogólne zasady, a ponadto jeszczeszczególną motywację niektórych zrytualizowanych ruchówekspresyjnych, można bardzo łatwo na przykładzie tych rybwyprowadzić proporcje, w którychposzczególne siły napędowedecydują o zachowaniu się zwierzęcia. Pomocneprzytymjestjeszcze i to,że wielez nich przyobleka rozmaite charakterystyczne wzorce barww zależności od pobudzenia seksualnego,agresywnego bądźstrachu. Jako niespodziewany wynik swej analizy motywacji BeatriceOehlert odkryła występującynie tylko u tych ryb, ale wyraźnietakże u wielu innych kręgowców mechanizm wzajemnego,,rozpoznawaniasię" przez obie płcie. U badanych pielęgnicsamiec i samiczkanie tylko zewnętrznie są do siebiepodobne,ale także ichsposobyporuszania się, nawet przy samym akciepłciowym, a więc przy składaniu i zapładnianiu ikry, są takie 134 obniejszychszczegółach; stąd więc było dotych. """ zagadką, jakie elementy zachowaniasię tychtsą przeszkodą włączeniu się partnerów tej samej płci. Mniejszym wymaganiem stawianym zdolnościom oboyitt etologa jest, aby bezwzględnie zwracał uwagę najay brak niektórych szeroko rozpowszechnionychV zachowania się u jakiegośzwierzęcia bądź w grupie. Ptakom igadom, na przykład, brak koordynacjij szerokiego otwieraniapaszczy z równoczesnym^a wdechem,co nazywamy ziewaniem; jest to faktf 1 punktu widzenia taksonomii, którego przedHeinanikt nie zauważył. Podobnych przykładów można byczyć więcej. krycie, żebrak pewychokreślonych sposobów zachowa; u samca, a innych u samicyjest przyczyną łączenia się[nic różnej płci w pary było prawdziwym majsterjem bystrej obserwacji. Zdolność do jednoczesnewystępowania trzech wielkichźródeł popędów: agresji,;zki i płci jest różna u samcówi samicomawianych ryb; ,.nca nieistnieje pomieszanie motwacji ucieczki z motywa^seksualną. Gdy samiec odczuwa najlżejszy nawet lęk przedim vis a vis, jego, popęd płciowy zostajecałkowicieączony. U samicy taki sam stosunek istniejemiędzyżywnością a seksualizmem: gdydla swego partnera ma tak^ftaio "respektu", że jej agresywność nie zostaje zupełnie zona, niemoże w ogóle na niego zareagować seksualnie. --śnią się wówczas w Brunhildęi naciera na niego z tym'f- Większą wściekłością, im bardziej była skłonna potencjalniedo^reakcji seksualnej, to znaczy, im przez stan swoich jajników; i poziomhormonów we krwi bliższa była złożeniuikry. V samca, odwrotnie, agresywnośći seks mogądoskonalewspółistnieć, może on zachowywać się bardzo grubiańskow stosunku do swojej narzeczonej, przeganiać ją po całymakwarium, a jednocześnie wykonywać ruchywywołane pobudzeniem seksualnym i wszystkie inne możliwe mieszane formy 135. -3 aporuszania się. Samica za to może okazywać najwięks przed samcem,ale ten strachnie tłumi jej sposobu zach stllc^1się wywołanego motywacją seksualną. Dziewicza ryba alllaw trakcierzeczywistej ucieczki przed samcemwyko,,0102'wskutek motywacji seksualnej ruchy tokowania w h"3'chwili wytchnienia, na którą jej pozwoli nieokrzesany pan JWłaśnie te mieszane formy zachowania się, łączące eleine rucieczki i seksu, przekształciły się w toku rytualizacji w szerol; rozpowszechnione ceremoniały, które zwykłosię określamianem drożenia się i które mają swoje wyraźnie określoneznaczeniei wartość. Na podstawie tych różnych u obu płci zdolności do mieszaniasię trzech wielkich źródełsil napędowych,samiec możepołączyć się tylko z partnerką niższego szczebla, to znaczy taką,która pozwala musięzastraszyć, a samica tylko z zastraszający. mją osobnikiem wyższej rangi; tak więc opisanytumechanizm zachowania się zabezpiecza spotkanie partnerówróżnej płci. W rozmaitych odmianach i przekształcony przezrozmaite przebiegi rytualizacyjne, tensam procesodnajdywania siępłci odgrywa ważną rołę u bardzo wielu kręgowców ażdoczłowieka włącznie. Jednocześniestanowi onznakomityprzykładna to, jakiegoniezbędnego dzieła dla zachowaniagatunku może dokonywać agresja w harmonijnej grze wzajemnych oddziaływań, dzieła, o którym nie mogliśmy jeszczemówić w rozdzialeIII, gdyżnie dość wówczas wiedzieliśmyo parlamentarnej rywalizacjiinstynktów. Oprócz tego zyskujemy zarazem przykład nato, jak różny może być stosunekpomiędzy "wielkimi" popędami nawet umęskich i żeńskichosobnikówtego samegogatunku: dwa motywy, które u jednejpłci hamują się w sposób ledwo zauważalny i mogą się nakładaćna siebie wdowolnym stosunku ilościowym, u drugiej wyłączają się całkowicie w ostrej reakcji "wszystko albo nic". Jak jużwyjaśnialiśmy, "wielka czwórka" wcale nie stanowizawsze głównej motywacji zachowania się zwierzęcego,a zwłaszcza ludzkiego. Tym bardziej nie należy sądzić, że136 ]ctórymś z "wielkich" i prastarych popędów amłod1 względem filogenetycznym, bardziej specjalnymili, zawsze musi istniećstosunek przewagi w tymże pierwszy wyłącza drugi. ,,Nowoczesne" sposobygnia się, jak na przykład owe specjalne popędy, któreząt żyjących społecznie stanowią o trwałej spoistościaa pewnou wielu gatunków opanowują pojedynczegki do tego stopnia,że mogą w pewnych okolicznościachi górę nad wszystkimi innymi popędami. Owca, która zacm przewodnikiemskacze w przepaść, stała się wręcz'^^ft^owiowafGęś gęgawa, która odbiła się zeswego stada,^^lasyszystko, aby je odnaleźć:pęd poszukiwania stada może^^R^nawet przezwyciężyćpopęd ucieczki. Niejednokrotnie do gęsi oswojonych przytaczały się oddzielone od stadad^i dzikie i pozostawały u nasw bliskości ludzkichJ^DOStwl Jeżeli się wie, jak bardzo płochliwe są dzikie gęsi,taa sobie wyobrazić siłę ich "popędu stadnego". To samojrćzy wielu żyjących społecznie kręgowców, do szympanrwlącznie, o których Yerkes słusznie powiedział:"Jedenmpansto tyle, co żaden. " DteNawet te ruchy instynktowne, które mówiąc o nichIjifcpunktu widzenia filogenetycznego "dopiero co" osiągnęłyllltonodzielność przez rytualizację,które jak próbowałemHlpizedstawić w poprzednim rozdziale jako najmłodsze mająHHednak swoje miejsce i głos w wielkim parlamencie instynktów,Hj^aBOgą równie dobrze zagłuszyć wszystkie przeciwstawiającesię^im popędy, jak głód i miłość- Niebawem poznamy ceremoniał^ krzyku triumfalnego gęsi, który opanowuje życie tych zwierząt^ w większym stopniu niż jakikolwiek inny popęd. Z drugiej;stronyistnieje oczywiście znaczna liczba zrytualizowanychsposobów poruszania się, które się jeszcze niezupełnie uniezależniły od swej nie zrytualizowanej formy wyjściowej iktórych bardzo skromny wpływ na całość zachowania się tylko natym polega,że"zamierzona" przez nie koordynacja ruchów,jak pamiętamy z podżegania kazarki (s. 87), jest nieco uprzywilejowana i bywa wykonywana częściej niż inne 'nieź możliwe formy poruszania się. Bez względu na to, czyzrytualizowany sposób poruszania dysponuje "silnym" czy też "słabym" głosem w koncera'popędów, w każdym razie utrudnia on bardzo poważnie kaźdanalizę motywacji, a to dlatego, że może on powodowaćzłudzenie zachowania się wywołanego przez kiłka niezależnych popędów. Powiedzieliśmy w poprzednim rozdziale(s. 89), że zrytualizowany ruchz kilku składników stopionyw jedną całość imitujeciągruchów, który nie jest wyznaczony koordynacją dziedziczną iczęsto wypływa z konfliktu wielu popędów; zobrazowaliśmyto podżeganiem samickaczek. Ponieważ, jak już też powiedzieliśmy wyżej, kopiai oryginał zwykle nakładają się w tym samym ruchu, bardzo jesttrudno zanalizować, co zostało wywołane pierwszą, a codrugim. Współudział nowejniezależnej zmiennej stajesięwyraźnie czytelny tylko wtedy,gdy jeden z pierwotnie od siebieniezależnych składników (w przypadku podżegania na przykładkierowanie się ku wrogowi, któremu się grozi) kłóci sięz koordynacja ruchowa ustaloną przez rytualizację. "Zygzakowatytaniec" samca ciemika, na którym Jan ranlersel przeprowadził pierwszą ze wszystkich doświadczalnychanaliz motywacji, stanowi piękny przykład tego, jak zupełnie"słaby"rytuał może włączyć się w konflikt dwóch "wielkich"popędóww charakterze trudno dostrzegalnej trzeciej niezależnej zmiennej. Van lersel zauważył, że dziwacznyzygzakowaty taniec odprawiany przez dojrzałego płciowo i posiadającego rewir samca ciemika przed zbliżającą się do niegosamicą, ruch, który dotychczasbył uważany po prostu za"tokowanie", w każdym poszczególnym przypadku wyglądazupełnie inaczej. Czasami silniejszy bywa"zyg" ku samiczce,a innym razem znów "żak" odniej. Gdy to ostatnie jest bardzodobitne, staje się wyraźne,że "żak" skierowane jest do gniazda. W jednym z krańcowychprzypadków samczyk, ujrzawszypłynącąku niemu samicę, szybko do niej podpływa, hamuje tuż 138 aia, odwraca się gwałtownie, zwłaszcza gdy ona naB^st ukazuje mu swój gruby brzuch,i płynie z powrotemijiciu do gniazda, które wskazuje jej kładąc się płasko na^Stosując zupełnie określony ceremoniał. W innym,a krańcowym przypadku, który występuje szczególnieHgdy samica nie jest w pełni dojrzała do złożeniaikry, pom "zyg" kuniej nie następuje już "żak", ale miast tegolią. l obserwacji van lersel wywnioskował słusznie, że' ku samicy jest powodowany agresywnością, a ,,zak"azdu popędemseksualnym. Udało mu się prawt tego wniosku udowodnić doświadczalnie. Wynalazł, która pozwoliła mu dokładnie wymierzyć siłę popęKagresji i seksu u określonego samca. Pokazywałmu atra postaci rywala znormalizowanej wielkości i rejestrowałnsywność i czas trwania reakcji walki. Popęd seksualnyrzył podając samcowi atrapę samiczki, którą po pewnymie nagle usuwał. W takich przypadkach samiecciemikałtownie zablokowany popęd seksualny "wyładowuje"^. czynnościpielęgnacji potomstwa, a mianowicie w napęaiupłetwami świeżejwody do gniazda zikrą bądź młoli. Czas trwania tego "przerzutowegowachlowania" jestazem odpowiedniej miary motywacji seksualnej. Van lersel;łwięc na podstawie takich pomiarów trafnieprzewidywać,;będziewyglądał zygzakowaty taniec danego samca i od. łrotnie, z bezpośredniej obserwacji formy tańca określać. 'Orientacyjnie udział obupopędów i wyniki wykonywanychnastępnie pomiarów. Tymczasem jednak w tych sposobach poruszania się samcaciemika poza dwoma decydującymi składnikami popędu, którez grubsza przesądzają oich formie, bierze udziałtrzeciakomponenta, aczkolwieksłabsza. Znawca zrytualizowanychsposobów poruszania się podejrzewa z góry istnienie tegotrzeciego popędu,gdy widzi rytmiczną regularność, z jakąciemik zamienia "zyg" na "żak" i odwrotnie. Tego rodzaju 139. - naprzemienność hegemonii dwóch przeciwstawnych ponrzadko bowiem wytwarza tak regularne fazy, jeżeli nie dół 0się do nich nowa koordynacja ruchowa powstała przez rvii azację. Bez niej następują różnokierunkowe drobne szarpnie 'w bardzo typowym i nieregularnym rozrzucie, które dohwszyscy znamy z zachowania się człowieka w sytuacji kricowego niezdecydowania. Natomiast ruch zrytualizowany dazawsze dorytmicznego powtarzania dokładnie tych samychelementówruchu,a to ze względu na przedstawione na s. 104lepszedziałanie sygnalizacyjne. Podejrzenie, że mogłaby tu być wmieszana rytualizacjazamienia sięw pewność,gdy widzimy, jak tańczący samczykciernika zdaje się czasem zupełnie zapominać, że motywowanepopędem seksualnym "żak" powinno wskazywać dokładniegniazdo, i haftuje przepiękny regularny wieniec "żaków"wokół samiczki; w tym wieńcu wszystkie "zyg" prowadzą kuniej, a wszystkie "żak" od niej. Jakkolwiek nowa koordynacjaruchowa, która z "zygów" i "żaków" usiłuje stworzyć rytmiczny zygzak, jest najwyraźniej stosunkowosłaba, działa onajednak jakjęzyczek u wagi pomiędzy obu bodźcami i wywołujeregularną naprzemienność ichmotorycznego oddziaływania. Drugą ważną funkcją, którą potrafi spełniaćzrytualizowanakoordynacja,nawet mimo bardzo nikłej skądinąd siły przebicia,jest zmiana kierunkunie zrytualizowanego mchuw przestrzeni, ruchu stanowiącego jej źródło iwywołanego innymi siłami napędowymi. Przykłady tego poznaliśmy już przy omawianiu klasycznegowzorca rytuału, mianowiciepodżegania samic kaczek(s. 87). siódmy IBY ZACHOWANIASIĘ ZBIEŻNE[OŚCIĄ Niezabijaj! (Piąte przykazanie) ; V, wktórym była mowa o rytualizacji, spróbowah. wykazać, w jaki sposóbten ciągle jeszcze zagadkowy wyzwala całkowicie nowe instynkty. Narzucają onezmówi wewnętrzny przymus własny i rządzący sięlymi prawami. Nakaz tenjest równie nieodparty jakgttrykolwiekz "wielkich" i jakoby jedynych popędów:głodu,IHBchu i miłości. W poprzednim,VI rozdziale dążyłem nato. ^fiastdo rozwiązania znacznie trudniejszego zadania. ChciałemIgliaaowicie zwięźle, a zarazem przystępnie przedstawić grę'ISBUennego oddziaływania różnychautonomicznych instynk. ^/. Pragnąłem wyjaśnić, jakim ogólnym prawidłom gra tapodlega i jakimi metodamimożna na przekór wszelkim(Uwikłaniom wejrzeć w mechanizm kierujący sposobamiSchowania się wywołanymi przez różnorakie sprzecznezesobą popędy. Skłonny jestem ulec złudnej może nadziei, że udało mi sięi jedno, i drugie osiągnąć wtakim stopniu, że mogę obecnie nietylko przeprowadzić syntezę treści obu poprzednich rozdziałów,ale także wypływające z nich konkluzje zastosować dozagadnienia, którym będziemy się zajmować za chwilę, a mianowicie w jaki sposóbrytuałpozwala na, zdawałoby się,nieosiągalnezapobieżenie wewnątrzgatunkowej agresji zewszystkimi jej skutkami zdecydowanie szkodliwymi dla zachowania gatunku, i to bez jednoczesnego wyłączenia tych jej funkcji, które są niezbędne. l dla tegoż zachowania gatunku? Ten f i,'kreślony wspacjowanej części zdania, stanowi odno ' ^nasuwające się z kolei, acz gruntownie ^'ypaczajac ^taagresji pytanie: dlaczego u zwierząt, dla których korzysf lstoltścisłe współżycie w społeczności, agresja nie ulega po Jeslzanikowi? Otóż zwierzęta tenie mogą się jednak obejść be slafunkcji omówionych w rozdziale III! Je] Znany nam rezultat działania dwóch "wielkichkonstniitorów"(mutacyjna zmienność i selekcja)kierującychewolucgatunków powstajezawsze w ten sam sposób: w ogólność'pożyteczny, a nawet wręcz niezbędny popęd pozostaje niezmieniony, jednakże dla szczególnych przypadków, w którychoddziaływanie jego mogłoby być szkodliwe, włącza się specjalny, powstały adhoc mechanizm hamujący. Historyczny rozwójkultur ludzkichbiegł analogicznie, co jest przyczyną, że np. większość imperatywów z tablic prawa mojżeszowego i innychkodeksów zawiera zakazy, a nie nakazy. Zasygnalizowaliśmy także, o czym jeszcze pomówimy dokładniej, że przekazywane przeztradycję i zwyczajowo przestrzegane tabu ma cośwspólnegoz rozumowąmoralnością w ujęciu Immanuela Kantaco najwyżej dlautalentowanego prawodawcy, ale nie dlawierzącego wyznawcy kultu. Tak jak instynktowne zahamowaniai rytuały zwierząt zapobiegają postępowaniu aspołecznemu. podobnietabu powodujezachowanie się, któretylko podwzględem funkcjonalnym jest analogiczne do moralności,natomiast pod każdym innym względem jest tak bardzo od niejdalekie, jak daleko zwierzęciu dopoziomu rozwoju psychikiczłowieka! Jednakże każdy, kto naprawdę umie dostrzec owezwiązki, będzie wciąż na nowo doznawał uczuciapodziwu. widząc działanietychfizjologicznych mechanizmów, którenarzucają zwierzętom zachowaniebezinteresowne, skierowane na dobro społeczne, takie jakie nam, ludziom, dyktuje zakorzenione w nas prawo moralne. Dobitnymprzykładem zachowania analogicznego do ludzkiego postępowania według zasad moralności są zrytualizowa142 tyw turniejowe {Kommentkdmpfe). Cały ich przebieg. ^jg ujawnienia najważniejszej sprawy, a mianowiciewspółzawodników jest silniejszy. Dzieje się to jednakządzania słabszemu istotnej krzywdy. Ponieważ turzawody sportowe służą temusamemu celowi stądrie walki turniejowe zwierząt nawetna znawcy tych(wywierają nieodparte wrażenie "rycerskich" bądź zgodzę sportowym/oł'r/? /ay. Wśród ryb z rodziny pielęgiatych istnieje gatunek Cichtasoma biocellatum,który tej^"dżentelmenem"zawdzięcza nazwę rozpowszechnioną[amerykańskich hodowców amatorów. Zwągo bowiemDempsey" abył to mistrzświata w boksie, znany zejużaż przysłowiowej rycerskości w walce. 'walkach turniejowychryb wiemystosunkowo dużo,łaszcząo przebiegu procesu rytualizacji, który pochodziSów pierwotnych walk morderczych. Prawie u wszystkichkościstych właściwą walkę poprzedzają gesty grożące,c jak przedstawiliśmy to już na s. 126, wywodzą sięhfliktu między chęcią ataku a chęcią ucieczki. Spośród nichSpecjalny rytuał rozwinęła się tzw. boczna postawa imoująca, która zapewnepowstała z bojaźliwego odwracania'SIB? od przeciwnikai jednoczesnego,powodowanego chęcią^Bfcieczki,rozpościerania pionowych płetw. Wskutek takiego-^TOtawienia ciało ryby ukazuje się oczom rywala w możliwie^ ^aajwiększym zarysie. Dzięki mimicznej przesadziei dodat. tewym morfologicznym zmianom w płetwachmogła się z tego^rozwinąćmiędzy innymi owa wspaniała boczna postawat imponująca, którą amatorzy akwariów (i nie tylko oni) znająa syjamskiego bataliona (bojownika) iu innychpospoliciehodowanych gatunków ryb. W ścisłym powiązaniuz bocznąpostawą grożącą powstału ryb kościstych szeroko rozpowszechniony gest zastraszaniaprzez uderzeniaogonem. W pozycji poprzecznej do wzrokuadwersarza,jakby usztywniając swe ciało, ryba silnie uderzaogonemz szeroko rozpostartą płetwą w kierunku przeciwnika. Wprawdzie nigdy nie bywa on przy tym ugodzony, ale slinią naboczną (siedliskiem narządów zmysłu ciśnienia) odb olłfalę zwiększonego naporu wody, którego sita informuje rarównie skutecznie o wielkości i sprawności bojowej przeć'nika, jak i rozmiar jego sylwetki widocznej w bocznej postaw; imponującej. Z natarcia czołowego hamowanego strachem u wielu okoniokształtnychi innych ryb kościstych powstała inna formagrożenia. Dwaj przeciwnicy płyną powoli ku sobie z ciałemgotowym do ataku, wygiętymna podobieństwosprężynywliterę S. Zwykle odchylająprzy tym pokrywyskrzelowe albouwypuklają skórę skrzeli, co spełnia funkcję podobną dorozpostarcia płetw przy bocznej postawie imponującej, gdyżpowiększa zarys ciała widoczny dla przeciwnika. U wielu rybzdarza się nieraz, że w czołowej postawie grożącej obajprzeciwnicy równocześniechwytająsię wzajem za pyszczki w zależności od sytuacji konfliktowej, w którejpowstałaczołowa postawa grożąca. Nie rzucają się jednakże na siebiedziko zdecydowanymfrontalnym atakiem, ale zawsze z pewnym wahaniem i oporami. Z tej formywalld na pyszczkipowstał niezwykle ciekawy zrytualizowany sposóbwalki,wktórej obaj rywalew dosłownym znaczeniu "mierzą swojesiły" nie powodując uszkodzeń ciała. Obserwować to możnaw pewnych rodzinach ryb, jak np. u labiryntowych (tylko luźnospokrewnionych z dużą grupą okoniokształtnych), a także u rybz rodziny pielęgnic, znakomicie reprezentujących ich pierwotnąpostać. Przeciwnicy chwytają się więc i szarpią z całej siły zaszczęki, które u wszystkich gatunków prowadzących takiewalki turniejowe są pokrytegrubą, odporną na skaleczeniaskórą. W ten sposób odbywają się zapasy zupełnieprzypominające stary szwajcarski chłopskisport Hosenwrangeln'; mogą ' W znacznym stopniu zrytualizowane zapasy polegające nawzajemnymchwytaniusię dwóch przeciwników za sznur wciągniętyw pasek i pionoweszwy spodni; zwycięstwo odnosi ten, któremu uda sięprzerzucić adwersarzaprzez siebie. (Przyp. red. naukowej. ) wiele godzin, jeżeliadwersarze są ,,siebiegodni". "waliśmy kiedyś taką walkę zapaśniczą dwóch bardzomych pod względem siły samców pięknej akaryr zmagania te trwały od godziny 8. 30 rano do 2. 30po hn tzw. "szarpaniu pyszczków" (u pewnych gatunków ^właściwie "popychaniesiępyszczkami", bo rybyt ciągnąć, pchają się wzajemnie) rozpoczyna się po6 czasu różnego dla każdego gatunku pierwotna krwawapordercza, w której ryby dążąjuż bez żadnych zahamok tego, aby uderzyć się wzajemnie w nie osłonięty bok; możliwie ciężkie rany. A więc rytuał grożenia i najeego po nimmierzenia sil, nie doprowadzający do^eń ciała, stanowił pierwotnie zapewnetylko wprowa! do właściwej walki na śmierć i życie. Jednakże taki[naciągający się prolog spełnia niezwykle ważne zadanie,g^Sumożliwia słabszemu rywalowi zrezygnowanie w poręEtpBd z góry przesądzonej na jego niekorzyść. W większościpraypadków zatem walki turniejowe mają znaczeniedla zacltowania gatunku przez ujawnienieosobnika najsilniejszego,te jednoczesnego uśmiercenia,a nawet bez uszkodzeniasłabszego. Tylko w rzadkich przypadkach, gdy obaj walczący8 sobie równi silą, rozstrzygnięcie nie może nastąpić inaczej0^ przy rozlewie krwi. : Porównanie gatunków prowadzącychmniejzróżnicowanewalki turniejowez gatunkami, które prowadzą walki bardziejzróżnicowane, i badanie stadiów rozwojowych walk pojedynczych osobników, od walczącej bez żadnych reguł młodocianejrybki do rycerskiego dorosłego "JackaDempseya" dają nambezsporne wskazówki co do ewolucji owych turniejów. Przedewszystkim istnieją trzy niezależne od siebie procesy, którezłożyły się na przekształcenie prymitywnych morderczychzapasów w stylu dowolnym w rycerską walkę turniejową. Rytualizacja, omówiona w rozdziale poprzednim, jesttylkojednym spośród tych procesów, ale za to najważniejszym. 145. Pierwszym krokiem od walki na śmierć i życie do wali-'turniejowej jest, jak już wspomniano, przedłużeń'okresów między poszczególnymi stopniowo nasilającymsię gestami grożenia a ostatecznym dobraniem się sobie wzajemdo skóry. U gatunków walczących wyłącznie w sposób morderczy, jak np. ugębacza wielobarwnego, poszczególne fazygrożenia napinanie płetw, bocznapostawa imponującauwypuklanie skóryskrzelii walka na pyszczki trwajązaledwie kilka sekund, po czymnatychmiast następują pierwsze uderzenia w bok przeciwnika, zadające ciężkie rany. Przyszybkim narastaniu i odpływie podniecenia, takcharakterystycznym dla tych "naładowanych żółcią" rybek, często niektórezwymienionychfaz w ogóle zanikają, a niekiedy nawetszczególnierozjuszonysamczyk od razu rozpoczyna od silnegouderzenia. Nie występuje to natomiast nigdy u dość bliskoz gębaczem spokrewnionych również afrykańskich gatunkóww rodzaju Hemichromis', te zawsze przestrzegają ściśle kolejności gestów grożących, a zanim przejdą do następnego etapu,wykonują każdy z tych gestówprzez czas dłuższy, nieraz przezkilka minut. Istnieją dwie możliwe fizjologiczneinterpretacjetego ścisłego podziału wczasie. Albo poszczególne rodzaje ruchóww miarę narastania bojowościoddziaływają jeden po drugim naszeroko rozstawioneprogowe wartości podniecenia, tak żekolejnośćtych ruchówjest zachowana nawetprzy pewnychnasileniach i wygasaniu gniewu,albo teżwzrost podnieceniazostaje zdławiony i wciśnięty wobniżoną i regularnie wznoszącą się krzywą. Pewne przyczyny, których omawianie w tejchwili zaprowadziłoby nas za daleko, przemawiająza pierwsząz tych hipotez. Wraz zprzedłużaniem się trwania poszczególnych postawgrożącychpostępuje ich rytualizacja, prowadząca jak jużwykazano na s. 104i 105 do mimicznejprzesadyoraz ichpowtarzania, a ponadto do wyselekcjonowania się strukturi barw optycznie podkreślającychruch. Powiększone płetwy, w bajecznie kolorowe wzory, widoczne dopiero poarciu,dziwaczne "oczy" na pokrywachskrzelowychskórze skrzeli, występujące przy czołowym grożeniu,maitsze inne tego rodzaju teatralne ozdoby powodują, żei turniejowe należą do najbardziej powabnych widowisk,napotykamybadając zachowanie sięzwierząt wyższych. EOWOŚĆ płonących z podniecenia barw,dostojnyrytmiw grożących irozpierająca współzawodników siła każąlal zapomnieć, że w grę wchodzi turzeczywista walka,pokaz artystycznystanowiącycel samw sobie. 'Trzeci wreszcieproces, który w znacznym stopniu powoduje,. niebezpieczna walka morderczaprzeobraża się w szlachetnyltlliiej, jest dlanaszego głównegotematu co najmniej równieSyażny jak sama rytualizacja. Następuje mianowicie rozwój'szczególnych fizjologicznych mechanizmów zachowania się'. hamującychruchy niszczycielskiego ataku. Oto kilka przykładów. , Gdy dwa "Jącki Dempseye" już dostatecznie długo trwałynaprzeciwko siebie w bocznej postawie imponującej i wielokrotnie uderzały ogonami, może się łatwo zdarzyć, że jedenz nich chceprzejść do etapu szarpania zapyszczki okilkasekund wcześniej od drugiego. Porzuca więc postawę bocznąl uderza z otwartymi szczękami na rywala, podczas gdy tennadal trwa w poprzedniej pozycji i zębom atakującego przeciwnika poddaje nie osłonięty bok. Nie zdarza się jednaknigdy, aby atakujący wykorzystał swąprzewagę, zawszezatrzymuje się, zanimjego zęby dotkną skóryadwersarza. Mój zmarły przyjaciel Horst Siewert opisałi sfilmowałanalogiczne w każdym szczególe zajście między danielami. U zwierząttych bocznapostawa imponująca poprzedza wysokorozwiniętązrytualizowaną walkę na wieńce, w czasie którejzderzają się one nimi z rozmachem, anastępnie kołyszą w ściśleokreślony sposób. W postawie imponującej daniele biegną oboksiebieszybkim paradnym krokiem, kiwając na obie stronywielkimi łopatami. Nagle obajstają jak nakomendę,zwracają 146147. się ku sobie pod kątem prostym i schylają głowy tak, ze w -uderzają o siebie z łoskotem i sczepiają się tuz nad ? jp cePotem następują już niewinne zapasy,w których zupelmpsamo jakprzy szarpaniu się "Jacków Dempseyów" zapyszc-? i.- wygrywa ten, ktodłużej wytrzymuje. Także i u danieli rnosię zdarzyć, że jeden z walczących chce przejść od pierwszej rinastępnej fazy walki wcześniej niż drugi i dosięga swymorężem nie osłoniętego boku rywala; potężny łukowaty zamachciężkim i ostrozębym porożem wygląda niezwykle groźnie. Aledanieljeszcze szybciej niż wspomniana rybka hamuje ten ruch,podnosi głowę, widzi, że nadalbeztrosko paradnym krokiembiegnący przeciwnik przegonił go już o parę metrów, doganiago kłusem i znów uspokojony, kiwając porożem, biegnie obokniego, dopóki obaj nie przejdą do walki, z lepszą już tym razemsynchronizacją zwarcia poroży. Wśród kręgowców wyższych spotykamy niezliczone przypadki podobnych hamulców przed wyrządzeniem krzywdy członkowiwłasnego gatunku. Niejednokrotnie odgrywają one istotnąrolę nawet tam, gdzie antropomorfizujący zwierzęta obserwatorniepodejrzewałby w ogóle, że widzi objawy agresji i żepotrzebne są specjalne mechanizmy do jej zdławienia. Temu,kto wierzyw wszechpotęgę"nieomylnego" instynktu, wydasięwręcz paradoksalne, że u zwierzęcych matek działać musząspecjalnehamulce, powstrzymująceje przed agresją w stosunku do własnychdzieci, zwłaszcza nowo narodzonych lubświeżo wylęgłychz jaja. Tymczasemte specyficzne hamulce wobec agresywności sądlatego tak bardzo potrzebne, że rodzic opiekujący się swoimpotomstwem właśnie w tym okresie musi być szczególnieagresywny wstosunku do każdegoinnego stworzenia. Matkaptasia wysiadująca jaja musi atakować w ich obronie każdążywą istotę zbliżającąsię do jej gniazda, jeśli tylko potrafiprzeciwnikowisprostać. Wysiadującaindyczka jest stale przygotowana do użycia wszystkich swych sił do zaatakowaniamyszy, szczurów, tchórza,wrony, sroki itp. , a także swych 148 h wspóiplemieńców, nieokrzesanego koguta i poszuku^niazda kwoki, które są dla jej młodych równie niebez"ne iak tamte drapieżniki. Jasne jest, że agresywność jej"eta, w miarę jak groza zbliża się do pępka jej świata, toyy do jej gniazda. Nie wolno jej tylko tknąć własnegoda,które właśnie w tym szczytowymmomencie jejynego napięciawykluwa się ze skorupy! Moiwspólnicy Wolfgang i Margret Schleidt odkryli, żetencu indyczki wyzwala się wyłącznie pod wpływemw dźwiękowych. Dla zbadaniazupełnie innych reakcjittiety akustyczne u indora, pozbawili oni słuchu pewnąę indycząt przez zoperowanie im ucha środkowego. Zabiegl możliwy jesttylko na świeżo wylęgłych pisklętach,tórych nie można z całą pewnościąrozróżnićpłci; stądaiędzy głuchymi ptakami znalazło się przypadkowo także-ajpHKa samiczek. Nie nadawały się do niczego innego,więc^Sffykorzystanoje do doświadczeń nadkontaktem g ł o s o -'-^H y m, który ma tak duże znaczenie w stosunkach międzygcWtką a dzieckiem. Wiemy na przykład, że pisklęta gęsi;3Rgawej wkrótce po wylęgu uważają za matkę każdyobiekt,^(tóry głosem odpowie na ich "kwilenie osieroconego". Schleif^dtowie stworzyli świeżo wyklutym indyczętommożliwośćsiWyboru między indyczką słyszącą i odpowiadającą prawidłowo:3ia ich pisk a indyczką pozbawioną słuchu, oczekuj ąc, że samica; głucha będzie dźwięki wabiące wydawała przypadkowo, a nie,;'jako wyraz reakcji na kwilenie piskląt. Jak się to często dzieje w badaniach nad zachowaniem się,doświadczenie ujawniło coś, czego sięnikt nie spodziewał, aleco byłoo wiele bardziej interesujące od tego, czego oczekiwano. Indyczki głuche wysiadywały jaja zupełnie normalnie,a zresztą i przedtem ich społeczne i seksualne zachowanie siębyło całkowicie zgodne z normą. Ale gdy pisklęta się wylęgły,okazało się,że macierzyńskie zachowanie sięzwierząt doświadczalnych jest zakłócone w sposób wręcz dramatyczny: wszystkie głuche samice zadziobały swoje dzieci na śmierć. natychmiast po wylęgu. Gdy głuchamatka po odbyciu senormalnego okresu wysiadywania na sztucznych jajkacha więc w momencie, gdy powinna być gotowa do przyjęci'piskląt, zostanie postawiona wobec jednodniowego indyczaik zupełnie nie reaguje na nie macierzyńskim zachowaniem sięNie wydaje żadnych głosów wabiących, spostrzegłszy malenstwo już z kilkumetrowej odległości, stroszy pióra w reakcjiobronnej, wściekle sapie, a gdy tylko indyczątko znajdzie sięw zasięgu jej szczęk, ostro i twardo dziobie, najsilniej jak tylkomoże. Jeżeli wykluczysięmożliwość, że indyczka jest upośledzona także i w innymzakresie poza słuchem, zachowanie tomoże mieć tylko jedno jedyne znaczenie: niema ona najmniejszej wrodzonej informacji o tym, jak jej młode ma wyglądać. Dziobiewszystko, co się porusza w pobliżugniazda, a co niejest dość wielkie, aby reakcja ucieczki wzięła górę nad agresją. Tylko i wyłącznie dźwięki wydawane przez piszczące indyczątko wyzwalają wrodzonemacierzyńskie zachowaniesię inakładają hamulce na popęd agresji. Następujące doświadczeniaprzeprowadzone na normalnych,słyszących indyczkach potwierdzają słuszność tej interpretacji: Gdy na długim drucie podsunie się wysiadującej indyczcewypchaną wiernie według wzoru z natury marionetkę pisklęcia,indyczka dziobie je zupełnie tak samo jak głucha. Z chwiląjednak gdy przez mały głośnik wbudowany w atrapę zabrzmi"płacz" indyczego pisklęcia nagrany na taśmę magnetofonową,atak zostaje równiegwałtownie wstrzymany. Podobnie jakw przypadkach wyżej opisanych pielęgnic czy danieli, wyraźnie włączyłsię tu przemożny hamulec. Indyczkazaczynawydawać typowe dźwięki wodzenia, które uniej odpowiadają"kwoktaniu" kurydomowej. ' Każda niedoświadczona indyczka, która właśnie przed chwilą po raz pierwszy wysiadywała, atakuje wszystkie poruszającesię w pobliżu gniazda obiekty o wielkości, mówiąc z grubsza,wahającej się między rozmiarem ryjówki adużego kota. Ptaktaki ze swej natury nie "wie", jaki jestindywidualny wygląd 150 , któregonależałoby przegnać. Uderza więc dziorkierunku podawanej mu bezgłośnie łasicyczy chomikaaego równie gałtownie jak wwypchane pisklę indycze,giej stronyjest w każdej chwili gotowy potraktować obaderzyńsku, jeżeli"wylegitymują się" jako młode inka kwileniem zwbudowanego głośnika i taśmy magneto;j. Jest to przeżycie naprawdę przejmujące, gdy się'uje, jak samica, która jeszczeprzed chwilą bita dziobem;e sięw milczeniu pisklę, wabiąco rozpościera macie; skrzydła w pełnej gotowości wpuszczenia pod nie;egobękarta tchórza, podrzutka, odmieńca wnajejszymznaczeniu tego słowa. dyny szczegół, który chyba nasila wrodzoną reakcjęczki nawroga gniazda,to owłosiona,futrzasta powierzch'tjt- Wydawało namsię, przynajmniej w pierwszych doświadsmffaiaćh, że atrapy wykonane z futradziałały silniej na^llyzwalanie się reakcji aniżeli gładkie. Ponieważ pisklę indyczeIHB odpowiednią wielkość, porusza się w pobliżu gniazda, a doIJHigo jeszcze ma na sobie futerko z puchu, nie sposób,aby nie. powoływało u matki permanentnej chęci obrony przed nimSjjaiazda. Równie permanentnie jednak chęć tę tłumi głos^pisklęcia, bez tego musiałoby dojśćdo dzieciobójstwa. W każ"ajlym razie tak bywau indyczek wysiadujących po raz pierwszy,rłtóre nie mają jeszcze żadnego doświadczenia i pamięci, flłyglądu swoich własnych dzieci. Bo indywidualnie nabywane^doświadczenie bardzo szybkozmienia tego rodzajusposoby; aachowania się. ' Wyżej opisane, dziwnie złożone i pełnesprzeczności "macierzyńskie" zachowanie się indyczki powinno nam dać wieledo myślenia. Najwyraźniej nie istnieje to, co można by ogólnieokreślić jako "instynkt macierzyński" albo"popęd pielęgnacjipotomstwa", nie istniejenawet wrodzony "schemat", wrodzone rozpoznawanie własnych młodych. Celowe z punktu widzenia zachowania gatunku obchodzenie się z progeniturą jestraczej funkcją wielu powstałych na drodze filogenetycznej. 1 sposobów poruszania się, wielu reakcji i zahanio '"wielcy konstruktorzy" tak dopasowali, że ^as' ^tĄinormalne warunki otoczenia są zgrane jako kom ^fcsystem, "jak gdyby" dane zwierzę wiedziało, co m i'w interesie przetrwania swego gatunku i jego indywidi i2^osobników. System ten jest tym, conormalnie daioh"1'01określić jako,,instynkt", a w przypadku naszej indyczki -^ slcinstynkt pielęgnacji potomstwa. Tymczasem pojęcie tonw wyżej podanym rozumieniu jest o tyle mylące, żeprzecie anie żadenzamkniętyw sobie system wyznacza predyspozyc którą pojęcieto obejmuje. W jego organizację wbudowaneraczej także siły napędowe, które mają funkcje zupełniodmienne, jak np. womawianym przykładzie agresywnośći wyzwalające agresjemechanizmy receptoryczne, To, zeindyczkana widok biegającego po gnieździe puchatego pisklęcia wpada w złość,nie jest przy tym absolutnie niepożądanymskutkiem ubocznym. Dla obronypotomstwa jest bowiemniezwykle korzystne, że matka właśnie przez swojedzieci. a zwłaszcza przez ich śliczne puszyste okrycie wpadaod razu ,w nastrój rozdrażnienia i gotowości do ataku. Jednakże ponieważ ich pisk powstrzymuje jej agresję wobec własnych dzieci,może ona wyładować swojawściekłość już oczywiście nainnych zbliżających się żywychistotach. Jedyny specyficznyukład, działający wyłącznie i tylko w tym systemiezachowaniasię,to selektywna reakcja czynników hamującychruch dziobania, wywołana kwileniem pisklęcia. Tak więc nie jest oczywistym prawem natury, żematkiz gatunków opiekujących się potomstwem nie czynią krzywdyswoim młodym; przeciwnie, w każdym poszczególnym przypadku ochrona młodych musi być zabezpieczona specjalnymihamulcami, takimi jakiepoznaliśmy przedchwilą u indyczki. Każdy pracownik ogrodu zoologicznego, każdyhodowca królików czy zwierząt futerkowych możecałetomy pisać o tym, jakpozornie drobne zakłócenia mogą spowodować, że tego rodzajumechanizmy hamujące przestają działać. Znamprzypadek,gdy 152 3 samolot Lufthansy, który z powodu mgły zboczył zeirsu i przeleciał nisko nad fermąsrebrnych lisów, byłtże wszystkie lisice pożarty swoje nowo narodzone IW2Łłdelukręgowców nie opiekującychsię potomstwemh, któreczynią to tylko przezograniczony czas, młodei wcześnie, bo nieraz na długo przed osiągnięciemiznych rozmiarów ciata, stają sięrównie zręczne jakId dorosłe i niemal równiesilne, a nawet ponieważsą tos gatunki, które i tak nie potrafią się nigdy wiele nauczyćie równie mądre jak one. Potomstwo nie wymaga zatemlej ochronyi traktowane bywa przez starszych wspóllców bez żadnych szczególnych względów. Zupełniejsprawa wygląda w przypadku tych wysoko rozwinięh zwierząt, u których uczenie się i indywidualne doświadaia odgrywają dużąrolę, opieka rodzicielskanad nimi zaśsi trwać długo, tyle czasu, ile wymaga prawdziwa "szkołacia". Zresztą różni biologowie i socjologowie już zwracaliragę na ścisły związek między zdolnością przyswajania sobieiadomości a czasem trwania opieki nad potomstwem. Miody pies, wilk czy krukpoosiągnięciu ostatecznejIługości swego ciała, choć nie uzyskał jeszcze ostatecznegoleiężaru, jeststworzeniem niezgrabnym, niezdarnym, rozlaz? " łym, które absolutnie nie byłoby zdolne obronić się przed: poważnym atakiem zestrony dorosłegowspółplemieńca, a tymbardziej usunąć się z jego pola widzenia przez szybkąucieczkę. Tymczasem wydaje się, że i jedno, i drugie jest potrzebne,zarówno u wyżej wymienionych, jak i u wielu innych podobnych form zwierząt, młode bowiem są bezbronne, nie tylkowobec wewnątrzgatunkowej agresji swoich wspóiplemieńców,ale takżewobec ich aktywności skierowanej na chwytaniezdobyczy, bo wszak mowa tuo pożeraczach dużych zwierząt. Tymczasem'jednakkanibalizmzdarza się u ciepłokrwistychkręgowców bardzo rzadko. Główną tego przyczyną jest, żewłaśni współplemieńcy im "nie smakują",co sprawdzić mogli. 1 badacze polami, gdy próbowali karmić pozostałe przy ^" . mięsem psów padtychbądź zabitych z konieczności' T11^właściwe ptaki drapieżne, przede wszystkim jastrzębie h,'0mane w ciasnych pomieszczeniach, czasami zabijają i poppr ''swoich wspóiplemiencŃw, ale nigdy nie słyszałem, aby Kpodobnego zdarzyło się w naturalnych warunkach. Chwilou,nie wiadomo jeszcze, jakie tutaj działają hamulce. i Znacznie bardziej niebezpieczne od wszelkich zakusówkanibalistycznych dla wyrośniętego, ale jeszcze niezdaraeiopotomstwa owych ptaków i ssaków są agresywne sposobyzachowania się dorosłych. Niebezpieczeństwo to niwelujewiele bardzo ściśle uregulowanych mechanizmówhamujących,w większej części również nieomal jeszcze nie zbadanych. Wyjątek stanowi łatwoczytelny mechanizm zachowania si(w środowisku nie znającego miłości społeczeństwa ślepo- 'wronów, któremu poświęcimy jeszcze odrębny krótki rozdział. ; Mechanizm ten umożliwia pozostawanie młodych, zdolnych ijuż do lotu ptaków w obrębie kolonii, pomimo że dosłowniekażdagałąź nadrzewie jest tam przedmiotem zawistnego lwspółzawodnictwa między posiadaczami sąsiednich rewirów. 'Dopóki miody ślepowron po opuszczeniu gniazda jeszczeżebrze,czynność ta stanowi sama w sobie całkowitą obronęprzed wszelkimi atakami osiedlonych tu starych ptaków. Zanimstarszy ptak w ogóle zdąży zamierzyć się dziobem na młodego,ten napiera na niegozuchwale, uderzając skrzydłamipróbujechwytać go za dziób i pociągać w dół ruchem "dojenia", tak jakto zwykle czynią pisklęta z dziobem rodziców, gdychcą, abyimoddały pokarm zeswego woła. Młody ślepowron nierozpoznaje swoich rodzicówindywidualnie, a nie jestem pewien, czyi oni rozpoznają swoje dzieci; na pewno poznają sięwzajemnietylko młode z tego samego gniazda. Staryślepowron,gdy niejest właśnie wnastroju odpowiednim dokarmienia, ucieka taksamo bojaźliwie przed własnymi dziećmi, jaki przed każdymobcym pisklęciem inawet nie przychodzi mu na myśltargnąćsię na nie. Analogiczne przypadki, w których infantylne154 się chroni przed wewnątrzgatunkową agresją,^, u wielu innych zwierząt. j'jeszcze jeden prostszy mechanizmumożliwiającyg ślepowronowi, który jest jużniezależny i dorosły, aleHetco mu do dorównania starszym w walce, objęciea^Sie małego rewiru w granicach kolonii. MłodySB,który nosi prawie przez trzy lata swój prążkowanyrieńczy, wyzwala w starych o wiele mniejagresywitiego, który już ma ubarwienie dorosłego. Fakt ten;em następującej interesującej sceny, którą widywaB w Altenbergu,w kolonii ślepowronów wysiadującychBodzie. Młody ślepowron ląduje dość przypadkowoilwiekw obrębie kolonii lęgowej i szczęśliwie nie trafiafw silnie bronione centrumrewiru, tzn. w bezpośredniewo gniazda wysiadującego ptaka. Niemniej przybyciewoiujegniew sąsiada "przez miedzę", który przybieratawę grożącą zaczyna się powoli, namodłę ślepo, skradać ku przybyszowi. Przy tymruchu nie może onć zbliżenia się do rewiru zamieszkanego przez wysiadu1'pare sąsiadów, a że przez swój strójokazały i grożącąBiwę znacznie bardziej wyzwala agresywność niż cichutkoicy bojaźliwy młodzik, ci z reguły podrywają się do atakusiada, a niena niego. Często napaśćociera się nieomaldego ptaka, całkowicie mimo woli chroniąc go w tenb. Stąd też widuje się, jak nie wybarwione jeszczecznie ślepowronyosiedlająsięz zasady pomiędzymamiosiedlonych tuwysiadującychptaków, w miejscach odgraniczonych, w którychostatecznie wybarwionyowron wyzwala atak posiadacza rewiru,a ten, co ma na'^Sobie szatę młodzieńczą jeszczenie. : Mniej czytelny jest mechanizm hamujący, który w sposóbniezawodny powstrzymuje wszystkie dorosłe psy ras europejskich od poważniejszego gryzienia szczeniątponiżej granicyWiekusiedmiu do ośmiumiesięcy. Wedługobserwacji Tinbergena u grenlandzkich psóweskimoskich zahamowanie to. ogranicza się wyłącznie do młodych psów własnego zesnuł,nie istnieje natomiast żaden hamulec w stosunku do szcy 'obcych; możliwe, że u wilków jest podobnie. Po czym stare poznają młody wiek współplemieńców, niełatwo wyjasn'W każdym razie wielkość nie odgrywa tu żadnej roli. dorósł,bowiem, malutki i zły foksterier jest równie życzliwy i v,rg^nym stopnin hamujeswoją chęćataku na ogromne niemowiebernardyna, zadręczającego niezdarnymi propozycjami wspólnej zabawy, jak na młodego psiaka własnej rasy. Prawdopodobniepodstawowecechy aktywizujące hamulce tkwią w zachowaniu się młodego psa, a może i w jego zapachu. Szczególnie to ostatnie wydaje się prawdopodobne wzwiązku zesposobami, którymi młode wręcz wyzywają dorosłe psy dokontroli węchowej. Z chwilą mianowicie gdyzbliżanie dorosłego wydaje się szczeniakowi choćby w najmniejszym stopniugroźne, szczenię kładzie się na grzbiet, prezentując w tensposób swój goły dziecięcy brzuszek, i wypuszcza kilkakropelek moczu, który tamten natychmiast wącha. Bodaj że jeszcze ciekawsze i bardziej zagadkowe odhamulców chroniących jużdorosłe, ale jeszcze niezdarneszczenięta,są takie mechanizmy zachowania sięhamujące agresywność,które nie dopuszczajądo"nierycerskiego" zachowania sięw odniesieniudo "słabej płci". Jak wiadomo, zarówno u muchz rodzinywujkowatych, których zachowanie się już opisywaliśmy na s. 93 i następnych, jaku modliszki i wielu innychowadów, a także u pająkówsamice stanowią silną płeći specjalne mechanizmy zachowania się muszą zapobiegaćtemu,aby szczęśliwy narzeczony nie został pożarty z awcześnie. U różnych modliszkowatych, m. in. u modliszekzwyczajnych,niejednokrotnie samica z apetytem zjada przednią część ciałasamca,podczas gdy jegoczęść tylnaspokojniespełnia wielkie dzieło zapłodnienia. Niebędziemy się jednak tu zajmować tymi dziwactwami,interesują nasbowiem hamulce,które u tylu ptakówi ssaków,a także i u ludzi tak bardzo utrudniają, aczasem wręcz 156 riają bicie przedstawicielek płciżeńskiej. You cmiw a woman wprawdzie jest w odniesieniu do człowiekai ocharakterze nieco względnym. Humor berliński,;sto lekkomakabryczne nuty zabarwia dobrocią serca,itej przez swego męża żonie odezwać się doobcegoiy, wtrącającego się do sporu: "Co ci do tego, że mójBftaż mnie pierze? " Ale wśród zwierząt istnieje wiele5w,u których w normalnych,to znaczy niepatologicz'arunkach właściwiew ogóle nie zdarza się, aby samiecuezaatakował samicę. rczy to np. psów, a niewątpliwie także iwilków. de straciłbym całkowicie zaufanie do psa kąsającegoi właścicielowi takiego okazu zalecałbym jak najdalej(ostrożność, a już zwłaszcza gdyby w domu były dzieci. fciego psiskana pewno zespołecznymi hamulcami coś niel^w porządku. Usiłowałem kiedyś skojarzyć moją suczkęS z ogromnym wilczurem syberyjskim. Kiedy zacząłem sięać z obcym psem, suczka z zazdrości wpadła w strasznąić i zupełnie na serio zaatakowała wilczura. Gdy pieniąc sięezyłananiego niby kąsającafuria, nie uczynił jej nic,i! lr8tawil jedynie ku niej swój ogromny jasnopopielatybark,! lSStf ugryzieniatrafiaływ mniej wrażliwe miejsca. W podobnefpihulce, nie dopuszczające absolutnie do kąsania samic,SBfyposażone są niektóre ptaki z rodzinyłuszczaków, ńp. gil,jj(aiawet niektóregady, jak np. jaszczurka zielona. SF^ samców tego gatunku agresywne zachowanie sięwywoiuBe wspaniała szata rywala, a przede wszystkim jego cudownieSaftramarynowoniebieskie podgardle i zielona barwa resztySWala, odktórej pochodzi nazwa. Natomiastod zadawaniaZflkąszeń samicy powściągają go najwyraźniejjej właściwości'^Zapachowe. Sprawdziliśmy to kiedyś razem z G. Kitzlerem,gdypodstępnienadaliśmy tłustą kredką partnerce naszegonajwiększego samca jaszczurki zielonej ubarwienie męskie. Samiczka, oczywiście całkowicie nieświadoma swego wyglądu, wpuszczona z powrotem doogrodzenia na wolnym 157. spowietrzu, pobiegła najkrótszą droga w stronę tero swego małżonka. Gdy ten ją ujrzał, rzucił się wściel;]'111'11domniemanego męskiego intruza i szeroko otworzył ng- llaaby go ukąsić. Wtem zwietrzył zapach kobiecego ciała 115;^'kowanej damy,zahamowałatak takgwałtownie, ze ^" a,w poślizg i wywinął kozia nad ciałem samiczki. Nastęnnobwąctialją ruchliwym językiembardzo dokładnie i odtąd nrnie zwracał uwagi na prowokujące walkę kolory, cojak naead. stanowiło niewątpliwie wielkie osiągnięcie. Najciekawsze byłojednak to, że ów rycerski samczyk jaszczurczy jeszcze prze; dłuższy czas po tym przeżyciu, które najwidoczniej wielce nimwstrząsnęło, szczegółowoobwąchiwał prawdziwe samce, tai. kontrolował ichzapach, zanim przechodził do ataku. Pakt, żetak niewiele brakowało, aby pokąsał damę, wywarłna nimwidocznie wielkie wrażenie! Mogłoby się zdawać, że samice gatunków, których samce 'mająw pełni zahamowaną tendencję do ich kąsania, powinnyzachowywać się raczej zuchwale i bezczelnie w stosunku doogółu płci męskiej. Tymczasem nie wiadomodlaczego i dziejesię wręcz przeciwnie. Wielkie agresywne samice ijaszczurek zielonych,które toczą wściekle boje z przedstawi-^'cielkami własnej płci, padają dosłownie na brzuch przed choćby : najmłodszym i najsłabszymsamcem, ważącym mniej niż jednatrzecia ich własnego ciężaru, nawet jeżeli jego męskośćjestledwie zaznaczona pierwszym niebieskim nalotem, jak gdybypierwszym rzadkim zarostem gimnazjalisty. Samice jaszczurekzielonych unoszą z ziemi przednie łapki i dotykając jej znóww szczególny sposób nimi poruszają, jakby chciały graćnafortepianie. Jest to wspólny wszystkim jaszczurkom gestpokory, nazwany przez Kramera dreptaniem (Treteln). Takżei suki, zwłaszcza tych ras, które są zbliżone do północnegowilka, wykazują służalczy wprostszacunek wobec wybranegoprzez siebie samca, choć ten nigdy ich nie ugryzł ani w żadeninny sposób nie okazał im czynnie swojej nadrzędności; poszanowanie to graniczy prawie ztym, które okazująswemu 158 panu. Najdziwniejszyi najmniej zrozumiały jeststosunek hierarchii pomiędzy samcem a samicą u niehiszczaków ze znanego rodzaju Carduelis serinusivnych,do którychnależą czyżyki,szczygły, gile,ii wieleinnych gatunówz kanarkiem włącznie. ' obserwacji przeprowadzonych przez R. Hindego,3W w okresie właściwego rozmnażania się samiec jestikowany samicy, a w pozostałej części roku od, Wniosek ten po prostu nasuwa się podczas obserwacji,)dziobie, a kto przed czyimdziobaniem schodzi z drogi. którego znamyszczególnie dobrze dzięki studiom J. aiego, na podstawie podobnych obserwacji i wnioskówby sądzić, że samica tego gatunku, w którym paryająpołączone z roku na rok, raz na zawszema rangęi od samca. Jest onastale nieco agresywna, nierzadko:dziobem swego małżonka, a nawet ceremoniał,z którymwita, tak zwany "flirt dziobem", nie jest pozbawiony dużejrid agresywności, choć utrzymanej w formie ściśle zrytualiranej. Samiec natomiast nigdy ani niekąsa, ani nie bijeiSSBziobem swojej towarzyszki i gdybyśmy hierarchię pomiędzy -^^ałżonkami chcieli oceniać ze stanowiska uproszczonego aNektywizmu jedynie według dziobania i,,bycia dziobanym", opowiedzielibyśmy, że to ona jest bezsprzecznie jednostkąH. nadrzędną. Gdy jednak przypatrzymysię tym stosunkom^ dokładnie, dochodzimy do przekonania wręcz przeciwnego. Gil:. ukąszony dziobem swej małżonkinie przybiera zupełnie': postawy podległości czyprzestrachu, odwrotnie, reaguje ges'tem seksualnego imponowania, ba, nawet czułości. A więcukąszenia samiczki bynajmniej nie spychają samcanapozycje hierarchicznej podległości, przeciwnie, jego biernezachowanie się, sposób, w jaki przyjmuje ataki swojej małżonkinie popadając sam w stan agresywności, aprzede wszystkim niedając się wyprowadzić ze swego seksualnego nastroju, wszystko to jest wręcz imponujące, i to, jak się okazuje, nie tylko dlaludzkiego obserwatora. Zupełnie analogicznie zachowują się samce psów i "i,. wobec wszelkich ataków ze strony suk. Nawet jeżeli at l-0"'mają charakter najzupełniej poważny, jak w poprzednio nr teczonym przypadku mojej Stasi, rytuał wymaga bezwzeled0od psa, aby nie tylko nie oddawał ugryzień, ale aby zachowyweniezmiennie "uprzejmy wyraz twarzy" z wysoko iv górzłożonymi do tyłu uszami i gładko wszerz naciągniętą skfirczota. Keep smiling! Jedyny środek obrony, jaki w takichprzypadkach widywałem i jakico dziwniejszerównieżwymienia Jack London w swojej powieści o psach BiałyKielpolega namiotaniu na boki tylną częścią ciała. Ruch tenw najwyższym stopniusprawia wrażenie "obraźliwego",szczególnie gdy jakieś ciężkie psisko,nie tracąc swegouprzejmego uśmiechu, odrzuca o kilka metrów w bok napierającą naniego z ujadaniem sukę. Naprawdę nie przypisujemy paniom psów i gilównazbytludzkich cech, gdy twierdzimy, że bierne przyjmowanie ichagresywnych poczynań wywiera na nichduże wrażenie. To, żeodporność na wrażenia sama wywiera wielkie wrażenie jestzasadąbardzo ogólną, którą potwierdzają również kilkakrotneobserwacje G. Kitzlera przeprowadzone na walczących samcach jaszczurek zwinek. W trakcie cudownie zrytualizowanychwalk turniejowych tych jaszczurek każdyz rywalinajpierww postawie imponującej wysuwa w kierunku drugiego swojątwardo opancerzoną głowę, do czasu ażjeden z nichchwycidrugiego, po krótkich zapasachpuści i teraz z kolei samczeka,ażprzeciwnik go złapie. Urównych siłą partnerów następujewielokrotna wymianatakich ruchów, aż wreszcie jeden, zupełnie nie zraniony, alewyczerpany, zrezygnuje z walki. Tymczasem u jaszczurek,tak jak u wielu innych zmiennocieplnychzwierząt, małe osobnikinieco szybciej "nabierają popędliwości" niż większe, tzn. narastanie nowo wzbierającego podniecenia następuje u nich zwykle prędzej niż u większychistarszychwspółplemieńców. W walkach turniejowych zwinekprowadzi to z pewną regularnością dotego, żemniejszy z obu 160 jest pierwszym, który chwyta tamtego za tylną' i targa nią w obie strony. Jeśli różnica wielkości'oboma samcami jest znaczna, może się zdarzyć, że tennr który pierwszy chwyta, po rozwarciu szczęk nie"rta odwzajemnienie chwytuprzez większego samca,aleastdrepcze,tzn. wykonuje opisany wyżej gest pokory,ieucieka. Zorientował się bowiempo biernym oporzezeciwnika, jak wielkątamten manadnim przewagę. zmiemie zabawniewyglądające zajście przypominae scenę z dawno już zapomnianego filmu z Charlie;m: Charlieskrada sięz ciężką drewnianą pałką od tyłulu przepotężnemu rywalowi, zamierza się i z całą siłą'-go w tyłgłowy. Olbrzym z roztargnioną miną patrzy5rę, przeciera sobiekilkakrotnie ręką trafione miejsceyraźnym przekonaniu, że musnął go jakiś przelatującylNa to Charlie robi w tył zwrot i rozpaczliwie umyka, tak. tylko Charlie potrafi umykać. I gołębi, ptaków śpiewających i papug istnieje bardzocny rytuał, powiązany w jakiś tajemniczy sposób z hierart małżonków: jest nim przekazywaniepokarmu współmałkowi. To karmienie, które powierzchowni obserwatorzytżają za "pieszczotę dziobem", a więc rodzaj całowania się,- dziwnym sposobem tak jak wiele innych pozornie^^Bezinteresownych"i "rycerskich" sposobów zachowania się^Httdzi i zwierząt, nie tylko obowiązkiem społecznym, aletjt6wnocześnie przywilejem przysługującym osobnikowiimającemu aktualnie wyższą rangę w hierarchii. W gruncie'i tzeczy każdy z obu małżonków wolałby karmić sam drugiego7 niż być przezniego karmiony, według zasady: "Większymbłogosławieństwem jestdawać, aniżeli brać", bądź tamgdzie pokarm zostajezwrócony z wola oddawanie jestwiększym błogosławieństwem niż przyjmowanie. Przy odrobinie szczęściamoże się nawet komuś udać zaobserwować, jakmiędzymałżonkami następuje drobny spóro rangę po to, abyrozstrzygnąć, ktoma prawo karmić, a kto będzie musiał. odgrywać mniej wdzięczną rolę nieletniego dziecięcia, htylko dziób otwiera i pozwala się karmić. Gdy Nicolai kiedyś wpuścił dowspólnego pomieszczeniadłuższejrozłące parkę małych afrykańskich kanarków, a niianowicie kanarków szarych, małżonkowie natychmiast roznoznali się i radośnie ku sobie sfrunęli; jednakże widoczniesamiczka zapomniała, jaka była jej hierarchiczna ranga wobecmałżonka, gdyż zaraz zaczęła oddawać pokarm z wola i karmić nim swego partnera. Ponieważ jednak tenże uczynił tosamo,doszło do małej różnicy zdań,w której zwycięży)samczyk,po czym małżonka już zrezygnowałaz karmienia go. a zażądała, aby on ją karmił. U gila, u któregomałżonkowieprzez cały rok nierozstaja się, może się zdarzyć, że samczykwcześniej wchodzi w okres pierzenia się od swojej małżonkii przeżywa przez to stan depresji zarównoseksualnej, jakiswoich ambicji społecznych,podczas gdy samiczka wtymczasie pod tym względem jest jeszczew dobrej formie. Wtakimprzypadku, występującym często iw warunkach naturalnych,a także w rzadszymjuż przypadku, gdy samiecz przyczynpatologicznych traci pozycję nadrzędną normalny kierunekprzekazywania pokarmu odwraca się i samiczka karmi osłabionego małżonka. Uczłowieczający przyrodę obserwator wzruszasię niepomiernie, żeżona taką roztacza opiekę nad chorowitymmężem; wiemy już, że jest to z gruntu fałszywa interpretacja: z reguły już i przedtem byłaby go bardzo chętnie karmiła, gdyby nie to, że przewaga jego hierarchicznej pozycji nie dopuszczałado tego. Takwięcspołeczna przewaga samicy u gilów, a takżew rodzinie psów,jest najwyraźniejtylko pozorna, a wywołanazostała przez hamulce "rycerskości", które nie pozwalająsamcom garbować skóry samicom. W analogicznychdo zwierzęcej rytualizacji obyczajach ludzkich, wykształconych w trakcie rozwojukultury, odnajdujemy u przedstawicieli kulturyzachodniej zupełnie takie same pod względem formalnymzachowanie. Nawet w Ameryce, w kraju bezgranicznego 162 kobiet, nie ceni się prawdziwie uległegoaiy. Od ideału mężczyznyżąda się, aby małżonek ogromnej umysłowej i fizycznej przewagi, ulegałmiejszym kaprysom swojej żony według rytuałem ustanoych prawideł. Bardzo znamienne jest określenie zapożyBz dziedziny zwierzęcegozachowania się, które stosuje sięagardzanego, prawdziwie uległego mężczyzny. Na( się go hen-pecked, dziobany przez kurę; porównanie too dobrze oddaje nienormalność męskiej uległości, praw/ kogut bowiem niedaje się nigdy dziobać kurze, nawetij ulubienicy. Notabene koguty są całkowicie pozbawionekich hamulców powstrzymujących je od bicia kury. Najsilniejsze zahamowania przed kąsaniem samic własnegoiiinku znajdujemy uchomika europejskiego. Możliwe że jestSRtt tychgryzoni szczególnie ważne, ich samiec bowiem jestfifcakrotnie cięższy od samicy, a ich długiesiekacze mogą^Btfawać bardzo poważne rany. Eibl-Eibesfeldt stwierdził, że^Sy w czasie krótkiego okresu godowegosamiec wdziera się naSsytońum samicy, potrzebny jest pewien upływ czasu, zanimlJB6a te zatwardziałe samotniki przyzwyczają się do siebie'{"Wtakim stopniu,aby samica wytrzymała zbliżenie się samca. '.^If tym okresie, ale tylkowtedy,chomiczkajest trwożliwasitaieśimała w stosunku dosamca' W każdejinnej porze podobnaSjest do szalejącej z wściekłości furii, gryzącej niepohamowanies chomika. Hodowca tych zwierzątmusi pamiętać o szybkim;'rozdzieleniu pary po kopulacji, aby nie ujrzeć smutnego widokuttupa męskiego partnera. Trzy fakty abyła właśnie o nich mowaprzy opisiesposobów zachowaniasię chomików generalnie charakteryzują mechanizmy hamujące i zapobiegające zadawaniuśmierci i obrażeń. Wymagają one szerszego omówienia. Popierwsze, istnieje związek między skutecznością uzbrojeniadanego gatunku zwierząt a jegohamulcami w stosowaniu tejbroni przeciwko współplemieńcom. Po drugie, istnieją rytuały,które są nastawione na to, aby uruchamiać właśnie te hamujące 163. mechanizmy u agresywnego współplemieńca. Po trzeć' można całkowicie na tychhamulcach polegać; caosa'lllcniekiedy zawodzić. lle Wykazałem już szczegółowo w innymmiejscu, zghamulce, które zapobiegają wyrządzaniu krzywdy, a naw'zadawaniu śmierci współplemieńcom, muszą być najsilnie. s,i najsprawniej działać u takich gatunków zwierząt,które nopierwsze, jako zawodowi łowcy dysponują uzbrojeniem umożliwiającym szybkie i niezawodne zabijanie dużych zwierzątzdobycznych, a po drugie, żyją w związkach społecznych. U pojedynczo żyjących drapieżników, jak naprzykład u gatunków kun czykotów, wystarczy, gdy podniecenie seksualnepowoduje przejściowe zahamowanie agresji i chęci łowów naczas potrzebny do bezpiecznego połączenia się płci. Gdy jednakdrapieżniki zabijające duże zwierzęta żyją wspólnie w trwałejspołeczności, jak wilki czy lwy, niezbędne jest działanie stałychi niezawodnych mechanizmów hamujących, całkowiciesamodzielnychi niezależnych od zmiennych nastrojów poszczególnych zwierząt. I tu dochodzimy do jedynego w swoim rodzajuwzruszającego paradoksu, że najkrwawsze zwszystkichdrapieżników, przede wszystkim wilk, którego Dante nazywabestia semapace, należądo istot o najbardziej naświeciegodnych zaufania hamulcach przeciwko zabijaniu. Gdy mojewnuki bawią się ze swoimi rówieśnikami, opieka ze stronydorosłych jest bezwzględnie konieczna. Zostawiam je natomiast z największym spokojem same w towarzystwie naszychwielkich mieszańców owczarków z chow-chow, tak niezwyklekrwiożerczych wstosunku do zwierzyny łownej. Społecznehamulce, na których w tym przypadku polegam, nie są wcaleczymś wyhodowanym u tych psów przez proces udomowienia,ale bez żadnych wątpliwości są dziedzictwem przejętym powilku, owej bestia senza pace\ Społeczne mechanizmy hamującesąporuszane na pewnou każdegogatunku przez bardzo różnecechy. Jak słyszeliśmywyżej, np. hamulec przeciwdziałający kąsaniu samicy zależny 164 a jaszczurki zielonej zapewne od podniet chemiczrs^sao dotyczy zahamowań psa przed ugryzieniem suki. odelikatne obchodzenie się zeszczeniętami wywoływa^Ttakże ich zachowaniem się. Ponieważ zahamowanie,jakwwykażemy później, jest bezwzględnieprocesem czyn['odpowiadającym równie czynnemu popędowi i hamują1-badź modyfikującym go, możemy z pełnym uzasadtem mówić o wyzwalaniu się procesów hamująfeakjak mówimy o wyzwalaniu się ruchu instynktownego. aka aparatura, nadająca podniety isłużąca uwszystkichząt wyższych do wyzwalania odpowiedziw postacilego zachowania się, nie różni się zasadniczood tej, którawa na scenę hamulce społeczne. W obu przypadkachjajniki podniet wykazują osobliwą budowę, jaskrawebarhi zrytualizowane sposoby poruszania się, anajczęściejDbinacjęwszystkich trzech. Bardzo ładny przykład naK1 jak nadajniki podniet wyzwalające aktywność itakieżBdajniki wyzwalające hamulcepowstają według takich satych zasad konstrukcyjnych,stanowią wyzwalacz walki u żul^jgwi i wyzwalaczhamulca kąsania młodychu niektórych8fitaiścieli. W obu przypadkach na tylnej części głowyptakaSlSBzwinęła sięmała tonsura, gołe miejsce, w którym znajduje sięH-podskórą bogato rozgałęziona sieć naczyń, tak zwane ciałoyjamiste. Wobu przypadkach narząd tenbywa nabrzmiały: krwią i w tym stanie, jako wypukłarubinowa czapeczka,: jest współplemieńcowi prezentowany przezodwrócenie kuniemu tylugłowy. Funkcje tych dwóch wyzwalaczy, któreu obu wymienionych grup ptaków powstały zupełnie od siebieniezależnie, są sobie całkowicie przeciwstawne; u żurawisygnał ten oznacza nastrój agresywny i wywołuje odpowiednio,w zależności od względnej siły przeciwnika, przeciwagresjębądź chęć ucieczki. U wodnika i kilku jego bliskich krewnych zarówno ten narząd, jak iruch występuje tylko u piskląti służy wyłącznie wyzwoleniu specyficznego hamulca u starszych współplemieńców przeciwko kąsaniu dziobem małych. Pisklęta wodników w sposób tragikomiczny pokazują są,rubinowa czapeczkę "omyłkowo" także i agresorom ing OJłgatunków. Ptaszektego gatunku, którego sam wyhodowałczyniłto w stosunku do kacząt, nie reagujących oczywiści? 'ów tylko wodnikom właściwy sygnał; kaczęta tym bardz' akierowały swe ciosy w stronę czerwonego łebka. Mimo dziobek maleńkiego kaczęcia jest bardzo miękki, musiałemjednak czym prędzej pisklęta rozdzielić. Zrytualizowane sposoby poruszania się, które u wspolplemieńca wywołują zahamowanie agresji, określa się zwyklejako gesty pokory czy też pojednania (Befriedungs-Gebarden); ten drugi termin chybajest właściwszy,gdyż mniej ma w sobiecech subiektywnego podejścia do zwierzęcego zachowania się. Tenrodzajceremoniału powstaje w najrozmaitszy sposób,takjak w ogóle wszystkiezrytualizowane ruchy ekspresyjne. Przyomawianiu rytualizacji (s. 85 i następne) dowiedzieliśmy sięjuż, w jakisposób z zachowania się konfliktowego, ruchówintencjonalnych itp. powstają sygnały o funkcji iniormatywneji jaką takierytuały maja władzę. Wszystkoto było potrzebne, aby móc wyjaśnićistotę i zastosowanie ruchów pojednawczych,októrych teraz będzie mowa. Znacznaliczba gestów pojednawczych u najróżniejszychzwierząt wyselekcjonowała się pod wpływem mechanizmówzachowania wyzwalających walkę. Zwierzy, które dążydoudobruchaniaswego wspótplemieńca, czyni wszystko, abyużywając określenia zaczerpniętego ze stosunków ludzkich,nie drażnić go. Jeżeli więc ryba wyzwala agresywnośću wspólplemieńca przez prezentowanie swojej najwspanialszejszaty, przez rozpostarcie płetw bądź odchylaniepokryw skrzelowych dla okazania jak największych zarysów ciała, przezdemonstracyjne chełpienie się swoją siłą i ostre ruchy, toosobnik żebrzący o laskę zachowuje się we wszystkich tychszczegółach zupełnie odwrotnie: odbarwia się, jak najciaśniejskłada płetwy, zwraca ku współplemiencowi, którego pragnieułagodzić, wąską stronę swego ciała, porusza się powoli, 166 ; się itłumiąc starannie wszystkie podniety mogącelicagresję tamtego. Kogut, którego przed chwilą pobiłg rywal, chowa głowę w kątalbo za jakąśosłonę i usuwaasposób z pola widzenia przeciwnika oczywistepodnietyrające walkę, a zlokalizowane w jego grzebieniu i płahapodgardla. Na s. 36i następnychpisaliśmy jużo pewnychh koralowych, których jaskarawo kolorowy strój wywołu, opisany sposób agresję wewnątrzgatunkową i któreicają to swoje ubarwienie, gdy musząsię zbliżyćdosiebiestroju pokojowym, aby się skojarzyć. iez wyeliminowanie sygnału wyzwalającego walkę unikazede wszystkim tylko wyzwoleniaagresji wewnątrzgatunfej, nie stanowi to jednak jeszcze aktywnegozahamowania^rozpoczętej napaści. Jednakże z punktuwidzeniafilogeneIsmegotylko krok dzieli jedno oddrugiego, a dobrych na toaykładów dostarcza właśnie powstanie ruchu pojednawczego"negatywu" sygnału wyzwalającego walkę. Istniejewiele(rierząt, u których zgodnie z naturągrożenie polega na tym, żeysposób wymowny zwracają ku przeciwnikowiswoją brońi^fe^podsuwają mu ją pod nos",a więc czy to uzębienie, dziób,1'iapę, zgięcie skrzydłaczy też pięść. Ponieważ u owych^ gatunków wszystkie te piękne zwyczaje należą do sygnałów: wZrozumiatych"z przyrodzenia i wywołują w zależności odwzględnejsiły adresata albo jego replikę grożenia, alboUcieczkędroga dowyżej omawianegopowstawania gestumającego spowodować uniemożliwienie walkijest dokładniewytyczona: musi ona polegać na tym, żeby dążącedo pokojuzwierzę odwróciło swoją broń od adwersarza. Ponieważ jednak broń nie służy prawienigdy wyłącznie doataku, ale zawsze jednocześnie i do obrony, do odparowaniaciosu, taka forma gestu pojednawczego ma tę jedną wielkąwadę, że każde zwierzę wykonujące ten gest staje się w bardzodla siebie niebezpieczny sposób bezbronne, odsłaniając w wieluprzypadkach przed potencjalnym napastnikiem najbardziejpodatnąna zranienie część swegociała. Pomimo to ta forma. 1 gestu pokory bardzo jest szeroko rozpowszechniona '"wynaleziona" przez najróżniejsze grupy kręgowców 20sta^niezależnie od siebie. Wilkodwracagłowę od górufac ^Qienim przeciwnika,wystawiając ku niemu najdelikatn00^wypukłączęść szyi. Kawka podaje temu, kogo chce ugła ^tuż pod dziób nie osłoniętąwypukłość tylnej części sw ac? głowy,to jestmiejsca, w któreptakite kierują wła/61śmiertelne ciosy. Związekten tak dalece rzuca się w oczy -edłuższy czas byłem przekonany,że eksponowanie podatnych nuszkodzenie miejsc jestnajistotniejszym momentem dla osią? nięcia celupokornej postawy. U wilka i psa rzeczywiściewygląda, jakby błagający o łaskę poddawał zwycięzcy źyfyswejszyi. Ponieważ jednak niewątpliwie odwracanie broni isamo było pierwotnieskutecznymskładnikiem omawianego i ruchu ekspresyjnego, więc do mojego dawnego przekonania idołącza się dodatkowy ładunek prawdy - Byłoby bowiem rzeczywiście samobójstwem, gdyby zwierzęmiało nagle ukazywać nieosłoniętą i bardzo delikatną częśćciałaprzeciwnikowi, który jeszcze przedchwilą był w najwyższym podnieceniu walki, i gdyby liczyło na to, ze jednoczesnewyłączenie podniet wyzwalających walkę wystarczy do wstrzymania jego napaści. Wiemyaż nadto dobrze, jakleniwieprzebiega przestawienie się z przewagi jednego popędu naprzewagę innego, możemy więc śmiało twierdzić, że zwykłeusunięcie podnietywyzwalającej walkę spowodowałobytylkobardzo stopniowyodpływ agresywnego nastroju zwierzęcia,które atakuje. Wobec tego, tam gdzienagłe przybraniepostawy pokory hamuje grożący przed chwilą jeszcze ataknieprzyjaciela, możemy zdużą pewnością przyjąć, że wyzwolone zostało aktywne zahamowaniewytworzone przezjakąś specyficzną sytuację bodźcową. Na pewno takjestu psów, u których często widywałem, jakzwycięzca, wchwiligdy zwyciężony przybierał nagle postawępokory i podstawiałmu nie osłoniętą szyję, wykonywał ruchśmiertelnego potrząsania zdobyczą, ale oczywiście "w próżni",ł 68 tuż pr^ ^Y1 moralnie pokonanego, z z a -^ym pyskiem, a więc bez chwytu zębami. Tosamoityczy mewy trójpalczastej,a u ptaków kulkowatych[. Pośród mew, których sposoby zachowania się sąlie dobrze znane dzięki badaniom Tinbergena i jego, mewa trójpalczasta zajmuje pozycję o tyle szczególskutekpewnej ekologicznej osobliwości, a mianowicieśniąsię na wąskich występach skalnych stromoopadatstoków, stała się z musu gniazdownikiem. W związkujdujące się w gnieździe młodepotrzebująskuteczniejnyprzed ewentualnymi atakami obcych mew aniżelii? tych gatunków, którewysiadują naziemi i które w razieby mogą uciec. Stądu mewy trójpalczastej nietylko gestylawcze są bardziej rozwinięte, ale działanie ich jestsdodatkowo poparte specyficznym barwnym deseniemidych ptaków. U wszystkich mew odwrócenie dziobaodiarzajest gestem pojednania. Oile jednak gestten u mewfstych i żółtonogich, a także u innych dużychmewŁJU Larus nie jest specjalnie podkreślony i zupełnie niewrażenia odrębnego rytuału, o tyle u mewy śmieszkion ścisły ceremoniał taneczny, podczas którego jedenrów obraca ku drugiemu tylną częśćgłowy odokładnie przypadku gdy oba ptaki nie majązłych zamiarów^-w- oba czynią torównocześnie. Owo, jakzwą Anglicy, head^sifoggifigzostaje jeszcze optycznie podkreślone przez to, że1'ćżamobrązowa maska na obliczu i ciemnoczerwony dzióbX tBewyśmieszki znikająw czasie tego raptownego gestupojednania, a miejsce ich zajmuje śnieżnobiałe upierzeniekarku. U tego gatunku na plan pierwszy występuje więcznikanie znamion wyzwalających agresję: czarnej maski i czerwonego dzioba; u młodej mewytrójpalczastej, przeciwnie,skłon karku jest specjalnie podkreślony przezbarwny wzór;nabiałymtle zjawia się tu charakterystycznie obramowany ciemny rysunek, który najwyraźniej na agresywność wywieraszczególnie hamujące działanie. U ptaków krukowatych znajdujemy odpowiednik istni go u mew rozwoju sygnału hamującego agresję. WszystkieT'że, czarne i szare ptaki krukowate przy geściepojedna uwyraźnie odwracajągłowę od swoich adwersarzy. U niektóry h8 - ^---"- pojednani,,. -".."lai-ają głowę od swoich adwersarzy. U niektórych np. wrony siwej i u afrykańskiego kruka (Corvus scaputatu iokolica tyłu głowy, podawana przy tym geście temu, kogo chc udobruchać, jest podkreślona jasnym ubarwieniem. Kawlra 'z powodu życia zbir"-"""""- ' np. wrony siwej iu afrykańskiego kruka (Corvus scanri- 'okolica tyłu głowv. wvfa"'" - -^puiatus),. y" "y, puaawana przy tym geścietemu, kogo chce udobruchać, jestpodkreślona jasnym ubarwieniem. Kawka, któraz powodu życiazbiorowego w koloniach widocznie potrzebujeszczególnie skutecznego gestu pojednania, matę samą partieupierzenia nie tylko odgraniczona przez cudowne jedwabistejasnopopielate ubarwienie; jej pióra w tym miejscu są mocnowydłużone i pozbawione, tak jak ozdobne pióra pewnych czapli. haczyków na promieniach, tak że gdy maksymalnie nastroszoneprzy geście pokory podsuwa je ona pod dziób współplemiefica,sprawiają wrażenie luźnej i lśniącej korony. Nigdy nie zdarza się,aby w takiej sytuacji tenw nie dziobnął, nawet jeśli właśniezbierał się doataku na słabszą kawkę w chwili,gdy ta przybrałapostawę pokor)'. W większości pnypadków przed chwilą jeszczerozgniewany napastnik reaguje specjalnymi zabiegami pielęgnacji skóry, przyjaźnie czyszcząc i drapiąc tylnączęść głowy poddającemu się współplemieńcowi doprawdy wzruszającaforma zawierania pokoju! Istnieje szeregruchów pokory wywodzących się z infantylnego, a więc dziecięcego zachowania się,inne znowu zupełnieniedwuznacznie mają swoje źródło w zachowaniu się samicyw trakcie łączenia z samcem. Jednakże w obecnej swojejfunkcji gesty te niemają już nic wspólnego ani z dziecinnością,ani z żeńskim seksualizmem, a oznaczająwyłącznie wyrażoneludzkim językiem:"Proszę,nie czyńmi nic złego! " Nasuwa siętu hipoteza, że u omawianych grup zwierząt, zanim jeszcze teruchy ekspresyjne nabrały szerszego społecznego znaczenia,istniały specjalne zahamowania zapobiegająceatakowaniumłodych i samic;można by nawet pójść dalej itwierdzić, że \ uzwierząt tychwiększe ugrupowania społeczne rozwinęły sięz komórki pary i rodziny. iy podległości hamujące agresję, które powstały z trwachówekspresyjnychmłodych zwierząt, istniejąprzedekim u gatunków zrodziny psów. Nie dziwi nasto, u tychlt bowiem hamulec powstrzymujący przed atakowaniem;hjest szczególnie silny. R. Schenkel wykazał, jak wieleaktywnej podległości, to znaczypodległości p r z y j a -wobecosobnika wyższejrangi, wprawdzie "szanowane? alenie budzącego strachu,wywodzi się bezpośrednio zea młodych do matki. Takieruchy, jaktrącanie nosem,lie łapą, lizanie w kąciki ust, które poznaliśmydobrzelaznych nam psów, według Schenkela są sposobamimia się wywodzącymi się ze ssania i proszenia o pokarm. jak uprzejmiludzie wymieniają wyrazy wzajemnej uniżo;i, pomimoże w rzeczywistości stosunek hierarchicznydzy nimi jest zupełnie jednoznacznie określony,tak samoi zaprzyjaźnione zsobą psy mogą wykonywać obustronneSiSSiehy dziecięcej pokory,szczególnie przyradosnym powitaniu:s5lK dłuższej rozłące. Tewzajemne uprzejmości u dziko żyjącychosiłków są tak daleko posunięte, że na przykład Murie w czasieIB^roich wspaniałych i tak bardzo owocnych obserwacji terenoHK^ych na obszarze góryMcKinley nie mógł ustalić stosunku^s^erarchicznego między dwoma dorosłymi basiorami na pod zestawie ich ruchów ekspresyjnych przy powitaniu. S. L. AllenE iL. D. Mech zaobserwowali w Parku Narodowym na położonej'na Jeziorze GórnymwyspieIsle Royal zupełnie niespodziewaBą funkcję ceremoniału powitalnego. Gromadaskładająca sięz około dwudziestuwilków żyje w zimie kosztem łosi, i to, jaksię okazało, wyłącznie kosztem sztuk osłabionych. Wilkidopadają każdego łosia,jaki znajduje sięw ichpolu widzenia,jednakżewcale nie próbują go porywać, ale natychmiastrezygnują z ataku, jeżeli zwierzę sięenergicznie isilnie broni. Skoro jednak natrafią na łosia, który jestosłabiony przezpasożytujące w nim robaki, infekcję,bądź co się z regułyzdarza u bardzosędziwych zwierząt przetokę zębową,wiedzą natychmiast, że tu jest nadzieja na łatwą zdobycz. 171 L.. SSs^s^. ^'^^. SE?^^::? ^ "rozumienia o rnJL^^^Plwieo. n^0''^ ^ene^;^^^ ^rozumieniao rozpocz^ '^''""^ ^ac^^ ^^^bycz. KoS"^:'12"^ ^n^-e : Zenia o;opo^r"6^'1-^"^^ dhytą zdobycz KomS P^nych łowów ^ie ^^lcow^aS":"5"^5^"? "^::^^^^S^^^^ ^^A-^^SS-^- ^^źS^s^% -ST^ri^^^S tego ruchu oznacza tylko . ""''"y"" Pobudkami. WyfcoT ;i. Widziałem kiedyś w Berlińskim Ogrodzie Zoolojak dwa silne stare samce pawianów płaszczowych. cięwpoważnej walce. Za chwilę jeden z nich czmychał,goniony przez zwycięzcę, który zapędził go wreszcie. 'Zwyciężony, niemając już wyjścia, zdecydował się naokory, na co zwycięzca odwrócił się natychmiast i odlasztywnych nogach w postawie imponującej. Wówczas(tony żwawo pobiegł za nimi wręcz nachalnie narzucał;zwracaniem kuniemu siedzenia tak długo, aż silniejszytdo wiadomości" jego poddanie się i jak gdyby zena twarzą pokrył go i wykonał kilka leniwych ruchów:yjnych. Dopiero wtedy pobity uspokoiłsię iwydawałskonany, że jego zuchwałość została mu przebaczona. ród najróżniejszych iwywodzących się z najrozmaitlźródeł ceremoniałówpojednawczych pozostały nam doyienia jeszcze te,co moim zdaniem są dla naszegotu najważniejsze. Chodzi o rytuały pojednawcze i powitalwstałe z nowo ukierunkowanych bądź przekierunkowaruchów atakujących, o których już pokrótce była mowa. żniają się one odwszystkich dotychczas omawianychnoniałów pojednawczych tym, że nie nakładają hamulców^agresję, lecz odwracają ją od określonych współplemieńców,ierowując jednocześniena innych. Mówiłem już otym, że to^iHfówe ukierunkowywanie agresywnego zachowaniasię jestSS^faiym z najgenialniejszych wynalazków przemianygatunków ale to jeszcze nie wszystko. Wszędzie, gdzie tylko napotykaBiy nowo ukierunkowane rytuały pojednawcze,dany ceremoniałjest związany zindywidualnością uczestniczącychw nim partnerów. Agresja określonego pojedynczego osobnikazostaje odwrócona od drugiego określonego osobnika,przyczym wyładowanie jej nainnych anonimowych współplemieńcach nie podlega zahamowaniu. W ten sposób następujeodróżnienie przyj aciela od obcego itakrodzi siępo razpierwszy na świecie osobista więź międzyindywidualnymi istotami. Jeżeli mi teraz ktoś zarzuci, że zwierzęta niesą. osobami, to odpowiadam, że osobowość rozpoczyna się wł 'tam, gdzie z dwóch pojedynczych istot każda odgrywa y s-,16cię drugiej taka rolę, jaka nie może być bez zastrzeżeń prze'przez żadnego innego wspóiplemienca. Innymi słowy, osohn, wość zaczyna się tam, gdzie po raz pierwszy powstaje osobistaprzyjaźń. Więzi osobiste zgodnie ze swoim pochodzeniem i wedługswojej pierwotnej funkcji należądo pojednawczych mechanizmów zachowaniasię hamujących agresję, atym samym dotematu rozdziału ozachowaniu się zbieżnym z moralnością. Pragnę jednak omówić jejeszcze dokładniej, ponieważ tworząone tak niezbędną podstawę budowy ludzkiego społeczeństwai tak bardzo są ważne dlatematu tej książki. Przedtem jednakomówimy jeszcze trzy rodzaje społeczności, tylko bowiemwówczas, gdy poznałosię inne możliwe struktury życiaspołecznego, w których osobista przyjaźń i miłość nie odgrywają żadnej roli, można w pełni docenić ich znaczenie dlaludzkiego porządku społecznego. Dlatego przystępuję obecniedo opisuanonimowego stada, następniezajmę się wolnym odmiłości społeczeństwem ślepowronów, a wreszcie organizacjąspołeczną szczurów, która budziw równym stopniu szacunekcowstręt. Dopieropotem przystąpię do naturalnej historiiwięzi,która jest najpiękniejsza inajsilniejsza na tej ziemi. ł ósmy ANONIMOWE Zachcenia mas jedynie masą się ukróci. (Goethe. Faust, cz. I.przełożył Władysław Kościelski. ) yszą z trzech form społecznych, którą chcemy tutaj jakolego rodzaju pierwotne ciemne tło porównać zespołeczno^ zbudowanąna podłożu osobistej przyjaźnii miłości jestEiZwane stado anonimowe. Jest ono najczęściej spotykanąwątpliwie najprymitywniejsząformą stowarzyszania się,stępuje już uwielu bezkręgowców, np. u głowonogówwadów. Nie oznacza to jednak, że nie występujetakżezwierząt wyższych; nawet człowiek może w pewnycheślonych,budzących grozę okolicznościach stworzyć, jakrby "w drodze regresji",anonimowe stado, a mianowiciei ulegapanice. 3 Przez pojęcie"stada" rozumiemy nie każde przypadkowe Kgromadzenie pojedynczych osobników tego samego gatun, jak się na przykład zdarza, gdy wiele much czy sępówS aŁierze się nad padliną albo gdy wszczególnie korzystnym9f miejscu w strefie ptywów osiedli się duża liczba polipówy- anemoniiczy też ślimaków pobrzeżków. Pojęcie stada określaj fakt, że osobniki tego samego gatunku reagują na siebieWzajemnie psychicznym zwracaniem się ku sobie(Zuwendung), to znaczy, że trzymają się razem dzięki sposobomzachowania się,które jeden lub więcej osobników wyzwala upozostałych. Stąd charakterystycznadla tworzenia się stadajest sytuacja, w którejwiele pojedynczych osobników w ścisłym zgrupowaniu wędruje w tymsamym kierunku. 175. "s Problemy fizjologii zachowania się wynikające ze SDOanonimowych stad dotyczą nie tylko wydolności nary sc]zmysłów i układu nerwowego, umożliwiających dążeń' oltsobie (Hwwendung), dodatnią taksję, ale przede wszysritakźe wysokiego stopnia selektywności tej reakcji. Wyjaśnię"1wymaga więc to, ze takastadna istota chce się za wszelką ce aznaleźć w bezpośredniej bliskości wielu innych, a zadowala s'zwierzętami obcego gatunku jako namiastką tylko w ostatecznej konieczności. Może to być cecha wrodzona, jak np. u wielukaczek, które na sygnał ubarwienia skrzydeł przedstawicieliwłasnego gatunku reagują selektywnie przez podążaniew ślad zanimi, ale może być także i uzależnione od indywidualnienabytego zasobu wiadomości. Nie będziemy mogli wsposóbzadowalający odpowiedziećna wiele zapytań "dlaczego", które nam się nasuwają w związku z problemem spójności (Zusammenhalten)anonimowychstad, dopókinie rozwiążemy problemu "po co", w szerokim,już wyżej przedyskutowanym znaczeniu (zob. s.33-35). Stawiając topytanie natrafiamy na paradoks: o ile łatwo byłoznaleźćprzekonywającą odpowiedź na pozornie absurdalnepytanie, na co dobrabywa "zła" agresja, której przydatnośćdla zachowania gatunku już jest nam znana z treści rozdziału III, o tyledziwnym trafem trudno jest powiedzieć, czemusłuży spójność w ogromnych anonimowych stadach, jakiewidujemy u ryb, ptaków i wielu ssaków. Jesteśmyzanadtoprzyzwyczajenido widoku tych zbiorowisk, a ponadto samijesteśmy istotami społecznymi, tak że aż nadto dobrze rozumiemy, żeosamotniony śledź, szpak czy bizon nie może miećdobrego samopoczucia. Stąd nie wpada nam na myśl zapytaćo "po co"tego zjawiska. Ale zrozumiemynatychmiast,jakbardzopytanie to jest uzasadnione, gdy uświadomimy sobiewszystkie, tak niezwykle oczywiste strony ujemne tworzeniawielkich stad. Są to, między innymi: trudność zdobycia pożywieniadla tylu zwierząt, niemożnośćpozostawania w ukryciu, co przecież z drugiej strony jest tak cenne dla ujścia176 ^ przy selekcji naturalnej, zwiększona zapadalność naypasożytnicze itd. iżaloby mniemać, że jeden samotny śledź, którynczoprzepływa oceany, jedna zięba górska, rozpora jesienią samodzielną wędrówkę, czy też jeden,który w przypadku klęski głodowej próbuje samopas; tereny obfitujące w pokarm, lepsze mają widoki narie aniżeli gęstostłoczone stada, w których zwierzęta te,jąć się razem, wręcz prowokują do eksploatowania przezinych" myśliwych, nie wyłączając Niemieckiego Rybactnocnomorskiego Sp. Akc. Wiemy,że popęd,który każeetom skupiać się, jest niezwykle potężny,że siła przyciąi wywierana przez stado na poszczególnego osobnika lubsiłę grupypojedynczychzwierząt wzrastaw miarę powiękniasię gromady, i to prawdopodobnie w postępie geometznym. Z tego może powstać u niektórych zwierząt,jak np. ięby górskiej, śmiertelny circulus vitiosus. Jeżeli normalnielowe gromadzenie się tych ptaków pod wpływem przypadłych zewnętrznych okoliczności, jak na przykład szczególdobregourodzajubukwy w jakiejś okolicy, przekroczyicznieprzeciętną, lawinowo narastająca liczebność zięberasta miarę ekologicznych możliwości i ptakimasowoymierają. W zimie 1951 r. miałem sposobność badania nad-"Szwajcarskim jezioremThunersee takiej gigantycznej chma"'Ty: pod drzewami noclegowymi codziennie leżało wiele,, . wiele zwłok. Kilka wyrywkowo przeprowadzonych prób obaS . dukcjiwykazało jednoznacznie powód śmierci,którym byłoX zagłodzenie. ' Nie będzie chyba błędnym kołem, jeżeli z udowodnionychogromnych niedogodności, jakie pociąga za sobą życie w dużychstadach, wyciągniemy wniosek, że w innej dziedziniemuszą istnieć korzyści nie tylko niwelujące te ujemne strony,ale nawet tak znaczne, że powstaje nacisk selekcji, który"wyhodował" skomplikowane mechanizmy zachowania sięgwarantujące spójnośćstada. Jeżeli zwierzęta stadne są choćby w najmniejszym s("zdolne do obrony, jak na przykład kawki, matę prz luwacze, bądź drobne małpy, można łatwo zrozumieć, że jedno--'w tych przypadkach oznacza potęgę. Odparcie drapieżnika cyteż bronienie porwanego przez niego członka stadaniemin,wcalebyć uwieńczone sukcesem, aby stworzyćpewną wanoścdla zachowania gatunku. Jeżeli społeczna reakcja obronnakawek nie osiąga nawet tego, aby wefekcie uratować sztukęnapadniętą przez jastrzębia, ale jednak jest dla tego drapieżnikatak uciążliwa, że z tego względu nieco mniej chętnie poluje nakawki i woli ścigać sroki to już to samo wystarcza do nadaniakoleżeńskiej obronie potężnego znaczenia dla zachowania gatunku. To samo dotyczy "straszenia", którym samiec samyprześladuje drapieżnika, albo pełnego nienawiści wrzasku,z jakimwielegatunków małych małpna bezpiecznej wysokości korondrzew skacze z gałęzi na głaz za tygrysem czy lampartem,usiłując "działać mu na nerwy". 2 takich początków wywodząsiępoprzezwyraźneetapy przejściowe ciężkozbrojneorganizacje obronne byków bawolich, samców pawianów i wieluinnych podobnych bohaterów pokoju, przed których siłą obronnaustępują nawet najgroźniejsze drapieżniki. A jaką wobec tego korzyść przynosi trzymanie się w zwartymstadzie takim całkowicie bezbronnym zwierzętom, jak śledzieiinne drobneryby skupione w ławicach, małe ptaki lecącew potężnycharmiach i tyle innych? Mam tylko jedną jedynąpropozycję wyjaśnienia tegozjawiska, a podaję jąz pewnymwahaniem, samemu bowiem trudnomi uwierzyć, że jedynatylko mała słabość zwierząt polujących, choć szeroko rozpowszechniona, wywołałatak daleko sięgające skutki w zachowaniu się ichpotencjalnychofiar. Słabość owa polega natym, że liczne, a może i wszystkie drapieżnikipolujące napojedynczą zdobycz nie są zdolneskoncentrowaćsię na jednymcelu, gdy jednocześnie bardzo wiele innych, tak samo atrakcyjnych, przemyka w ich polu widzenia. Proszę spróbowaćsamemu wyłapać jednegotylkoptaka z klatki, w której lata178 , wielesztuk. Nawet jeżeli wcale niechcemy schwytaćoś jednego określonego ptaka, lecz zamierzamy wyłapaćtkie, które znajdują się w klatce, stwierdzimy ze zdumieI że jeżeli w ogólechcemycoś zdziałać, musimy skoncent. ić sięściśle na jednym zwierzęciu. Zobaczymy przytym,bardzo trudno utrzymać to własne nastawienie na jedentony cel i nie pozwolić odwrócić swej uwagiprzez inny,mię łatwiejszy. Tamtego ptaka, który wydaje namsięejszy do schwytania, nie złapiemy prawie nigdy,gdyżnieimy jego ruchóww tych kilku bezpośredniopoprzepych sekundach, a w związku z tym nie potrafimyyidzieć tych ruchów, jakie nastąpią w najbliższych chwib. Poza tym dziwnie często nasze zamachnięciebiegniedłuż wypadkowej pomiędzy dwoma równie nęcącymi s kierunkami. Sfe Zupełnie tak samo czyni widocznie wielu "pożeraczy"gj)rierząt, gdy mają przed sobą równocześnie kilka celów. JIBjStwierdzono doświadczalnie, że złote rybki łapią znacznie3E(liniejdafni, gdy podaje im się za dużo naraz tych skorupiaków,ISSptO może się wydawać paradoksalne. Tak samo zachowują się^ 'pociski rakietowe wycelowane na samoloty automatycznym^. sterowaniem radarowym: przelatująone po wypadkowej po^między dwomacelami, gdy oba samolotyznajdują sięblisko^ siebie i w układzie symetrycznym w stosunku do toru pocisku. -r Zarówno ryba drapieżna, jak i pociskrakietowy są bowiem' pozbawione^ zdolnościświadomego odwrócenia uwagi odjednegocelu i skoncentrowania jejna drugim. Prawdopodobniewięc właśnie w tym tkwi przyczyna, dla której śledzie tłoczą sięw zwarte ławice, tak samo jakz myśliwców odrzutowychciągnących po niebie formuje się zwarte eskadry, co nawet przydużych umiejętnościach pilotażu nie jest pozbawione niebezpieczeństwa. Takie wyjaśnienie owego bardzo szerokorozpowszechnionego zjawiska może wydać siękomuś stojącemuz boku nieconaciągnięte,jednakże wiele argumentówprzemawia za jego 179. 1 słusznością. O ile mi wiadomo, nie ma takiego gatunkużyjących w ściślejszej wspólnocie stadnej, którego poje')102'11osobniki nie sflaczałyby się jak najbliżej n, nc2elach niepokoju, to znaczy w obawie przed obecności wlprzyjaciela. Najwyraźniej czynią to właśnie najmniejsze i ebardziej bezbronne zwierzęta; u wielu ryb zachowuje się tTnawet tylkomłody narybek, podczas gdy dorosłe już zunehinie majatego zwyczaju. Niektóre ryby w chwiliniebezpieczedstwa skupiają się wzupełnie zamkniętą jednostkę,sprawiającwrażeniejednej wielkiej ryby. Ponieważwieledość głupie),ryb drapieżnych, jak na przykład barrakuda, bardzo się obawiaatakowania zbyt wielkich ofiar ze względu na niebezpieczeństwouduszenia się,możliwe jest, że tkwi w tym szczególnyrodzaj obrony. Dalszym bardzo silnym argumentem przemawiającymzamoim wyjaśnieniem jest fakt,że najwidoczniej żaden z wielkich "zawodowych" łowców nigdy nie atakuje ofiar ze środkagęsto stłoczonego stada. Nie tylko wielkie drapieżne ssaki, jaklew czy tygrys, powstrzymują się, wobec możliwości obronyswojej zdobyczy, przed napaścią nabawołyafrykańskie skupione w stadzie, ale także i drobni amatorzy bezbronnej zwierzynyprawie zawsze próbują oderwać pojedynczą sztukę od stada. zanim się poważniezabiorą dojej pochwycenia. Sokół wędrowny i kobuz wykazują specjalny sposób poruszania się, którysłuży tylko i jedynie temu celowi. W. Beebe obserwowałodpowiednie zjawiska uryb na pełnym morzu. Widział on, jakwielki ostrobokpłynie załawicą małych ryb z rodziny diodonowatych i cierpliwie czeka, aż się wreszcie któraś z nich odłączyod ławicy z zamiarem pochwyceniatakże swojej drobnej zdobyczy. Taka próba z reguły kończyła się śmiercią owejmałej rybki w żołądku dużej. Wędrowne stada szpaków wykorzystują najwyraźniej tetrudnościdrapieżnika w wycelowaniu na pojedynczą zdobycz do tego,aby mujeszcze dodatkowo, metodą odwykowąobrzydzić łowy. 180 e chmara tych ptaków znajdzie się w polu widzenia,o krogulca czy kobuza, rojowisko skupia się tak ściśle,,a by wręcz sądzić,żeposzczególne ptaki niemogą już; skrzydłami. W takimszykuszpaki jednak wcale nieają przed drapieżnikiem,tylko lecą za nim i otaczają gocię zewszystkichstron, tak jak ameba obejmuje cząstkęmu i pozostawiając wokół niej małe puste miejsce, woda ogarniają sobą. Niektórzy obserwatorzy twierdzili, żeaten manewr ptak drapieżny zostaje pozbawiony powietrza,ae opierałyby się jego skrzydła, tak że staje się niezdolny do, tym bardziej doataku. Jest to oczywiście nonsens, ale bezienia takie przeżycie może być dla drapieżnika tak dalece[zyjemne, że działa w sposób odwykowy. A tojużwystarcza,fnadać całemu temu sposobowi zachowaniasię szpakówlamie znaczenie dla zachowania gatunku. IjłWielu socjologów uważa, że najpierwotniejszą formą spoleaiej spójnościjest rodzinaiżez niej powstały w drodzeipgenezy wszystkie najrozmaitsze formy stowarzyszania sięgystępujące u istot wyższych. Może tobyć względnie slusznef;" odniesieniu doniektórych owadów tworzących państwa,I^Bioże także i niektórych ssaków, łącznie z naczelnymi wraz^człowiekiem, jednakże nie wolno tego poglądu generalizoi^Bfać. Najpierwotniejszą formą "społeczeństwa" w najszerszymr tego słowa znaczeniu jest stado anonimowe, którego najbar" dziej typowymprzykładem są ryby w otwartymoceanie. ' Wewnątrz stada nie istnieje żadna struktura organizacyjna,niema wodzów aniwodzonych, lecz tylko potężne nagromadzenierównych i sobie podobnych jednostek. Między osobnikamistada oczywiście istnieje wzajemne oddziaływanie i na pewnoistnieją jakieś najprostsze formy porozumiewania się. Gdyjeden spostrzega niebezpieczeństwo i ucieka, zaraża nastrojemwszystkie inne osobniki, które mogą zauważyć jego przestrach. Jak daleki zasięg może mieć panika w dużej ławicy ryb, czymoże doprowadzićdo tego, aby cała ławica odwróciła sięi czmychnęła jest zagadnieniem czysto ilościowej natury,. wicy,na^tjeźeS. mogą kodować y801^l ^^owanepiy-^^^^^jeodebra^ c^'P^dąpoc-Jen aprzod w oclonym ^Jeeo ^ y^^^^^ "S^KS^^-^^S ;"j -l. Si^S;""^";"'"! l 182 '"""'y on operacyjnie ^gitakiej rybce przodomózgowie, w którym znajdująprzynajmnieju tego gatunku wszystkie reakcje^ci z ławicą. Strzeliła pozbawiona przodomózgowiat pływa i je jak ryba normalna;jedyna cecha zachowaniaa odróżniają od zdrowej ryby, polega na tym, że jest jej, gdy wydostaje się z ławicy i żadna z jej towarzyszekrie za nią. Brakuje więc jej tejpełnej wahania czujnościnejryby, która nawet jeżeli najbardziej zdecydowanieII'płynąć w pewnym kierunku, rozglądasięjuż przyzych ruchach za innymiczłonkamiławicyi uzależniae zachowanie się od tego, czy one za nią płyną i jak licznie. irstko to nica nic nie obchodziło ryby pozbawionejdomózgowia; gdytylko ujrzała pokarm albo gdy zjakichijekinnych względów chciała zboczyć z drogi, płynęła bezaria w obranym kierunku io dziwo! całaławicaynęla za nią. Operowane zwierzę zupełnie jednoznacz6 stało się wodzem właśnie przezto swojeupośledzenie. BPDzialanie agresji wewnątrzgatunkowej,która rozpędza i odpwa odsiebie zwierzęta tego samego gatunku, jest przeciwieńHłrem działania popędustadnego. Stąd też silna agresywnośći Ścisła spójnośćstada oczywiście wykluczają się wzajemnie. fednakżc mniej skrajne przejawy obusposobów zachowania sięHMekonieczniezawsze się całkowiciewyłączają. Także unie8''których gatunków tworzących bardzo wielkie zbiorowiska" 'poszczególne osobniki nie zbliżają się do siebie bardziej niżnaokreśloną odległość,wobec czego zawszepomiędzy dwojgiemzwierząt pozostaje pewien niezmienny dystans. Dobrym przykładem tego są szpaki, które siedzą na drutach telegraficznychw regularnych od siebie odstępach jak perły wnaszyjniku. Odległość pomiędzydwomaptakami odpowiadadokładnieodległości potrzebnej na to, aby sąsiedzimogli się dosięgnąćdziobami. Bezpośrednio po lądowaniu szpaki siedzą porozdzielane w sposób nieregularny,ale za chwilę te, które są zablisko siebie, zaczynają się wzajemnie dziobać tak długo, ażpowróci ogólny"przepisowy" dystans osobniczy,jak. słusznie to nazwał Hediger. Powierzchnię, którejokreśla dystans osobniczy, można uważać za maleńkie v/ nej mierze przenośne własne terytorium, mechanizmy ew'chowania się bowiem zabezpieczające jego istnienie są ;a aniczo podobne do tych, które w sposób już uprzednio opisastanowią o granicach rewiru. Istnieją zresztą także, np. u wysiadujących w koloniach gtuptaków białych,prawdziwe terytoriaktóre powstają w zupełnie takisam sposób jak podział miejscsiedzących wśród szpaków: malutki teren jednej pary glup. taków ma akurat taki rozmiar, żeby dwasąsiadujące ptakisiedzące w środku swoich "terenów", (zn. w gniazdach, nie mogły się dosięgnę końcami dziobów, nawet wyciągającmaksymalnieszyję. O tym, żespójność stada i wewnątrzgatunkowa agresja niezawsze się całkowicie wzajemnie wykluczają, wspomnieliśmy tylkodla pełni obrazu. Ogólnie biorąc iw przypadkachtypowych zwierzęta stadne nie wykazują żadnej agresywności,a w związku z tym nie mają dystansu osobniczego. Żyjącewławicach ryby śiedziowate i karpiowate sttaczają się w chwilach niepokoju, ale takżei przy spoczynku aż do bezpośredniego kontaktu fizycznego. Także u wielu ryb, które w okresierozrodczym stają się terytorialne i w najwyższym stopniuagresywne, cala agresywność zachowaniasię znika, skoro tylkow okresach poza tarłem połączą się znów w ławice; mowa tuo wielkichpielęgnicowatych, ciemikach i niektórych innych. Zwykleten nieagresywny stadny nastrój można zewnętrznierozpoznać po specjalnym deseniu barw ryb. U bardzowielugatunkówptaków istniejeobyczaj wycofywania się w anonimowość wielkiego stada w okresie poza lęgami. Dzieje się taku bocianów, czapli, jaskółek i bardzo wielu innych ptakówśpiewających, u których parymałżonków nie są zsobązwiązane żadnymi więziami w jesieni i zimie. Tylko uniewielu gatunków ptaków małżonkowiebądź teżrodzicei dzieci trzymają się razemnawet w dużych stadachwędrownych; są to łabędzie, dzikie gęsi i żurawie. Dużaliczba184 'ów i ścisła spójność większości wielkich stad ptasichiścieutrudniają współżycie określonychosobników; ())a większości tych zwierząt nie przedstawia ono żadneja. Forma tego stowarzyszania się jest właśnie zkonieczealkowicie anonimowa, każdemu osobnikowi towarzystżdego ze współplemienców jest równie miłe. Ideaini osobistej, tak pięknie wyrażonej wpieśni ludowej: ;m ci jatowarzysza,lepszego nieznajdzieszwnet", niezupełnie u tych istot stadnych; każdy towarzysz jestdobry, innego, lepszegonie znajdziesz, ale takżesię nie trafi, nie miałoby więc żadnegosensu upierać sięjednym określonym osobniku jako jedynym przyjacielu (Beż łącząca takie anonimowe stado ma zupełnie innyBEakter niż więź osobistej przyjaźni,która nadaje siłę i trwae. naszemu własnemu społeczeństwu. Niemniej można bylać, że osobistaprzyjaźń i miłość łacno mogły wywieść się^^^OJeojowego stowarzyszania gatunku; jestto myśl nasuwającaiSSt. w związku z tym, że anonimowe stado niewątpliwie"JKpgenetycznie powstało z więzi osobistych. Aby uniknąćiKeporozumienia, chciałbym w tym miejscu wyprzedzić to, co,j"jjSdzie tematem trzeciego z następnych rozdziałów: tworzenieAnonimowego stada i osobista przyjaźń dlatego sięwzajemnielyykluczają,że przyjaźń zawsze jest związana dziwnym sposobem z agresywnym zachowaniem się. Nieznamy ani jednejistoty, która będąc zdolna do osobistej przyjaźni, byłabypozbawiona agresywności. Związek ten występuje szczególniedobitnie u zwierząt agresywnych tylko w okresie rozmnażania,poza tym jednak agresywności nie wykazują i nie tworząanonimowe stada. Jeżeli takie istoty wogóle zawierają związkiosobiste, zrywają jejednocześnie z wygaśnięciem agresywności. I to właśniejest powodem, dla którego stadła bocianów,zięb, pielęgnicowatychi wielu innych nie trzymają się razem,w chwili gdy wielkieich anonimowe stada gromadzą się najesiennąwędrówkę. Rozdział dziewiątyPORZĄDEK SPOŁECZNY BEZ MIŁOŚCI do gfebiserca chłodny(Goethe, ballada Rybak) Przeciwstawienie anonimowego stada więziom osobistym,czym zakończyliśmy poprzedni rozdział, miało jedynie wykazać, ze te dwa mechanizmy społecznego zachowania sięw znacznym stopniu wzajemnie się wykluczają; nie znaczy tojednak, że nie istnieją żadne inne możliwości. Spotykamyu zwierząt pomiędzy określonymi osobnikami stosunki wzajemne,które wiążą je z sobą przez długieokresy, nawet na całeżycie, nie tworząc przy tym jednak więzi osobistych. Jak u ludziistniejąwspólnicyjakiegoś przedsiębiorstwa, którym się dobrzeze sobą pracuje, ale którym nigdy nie wpadłoby na myśl wybraćsię razem na wycieczkę albo w ogóle szukać nawzajem swegotowarzystwa, tak i u pewnych gatunków zwierząt istnieją więziindywidualne powstające tylko pośrednio, w wyniku obustronnego interesu partnerów w jakimś wspólnym "przedsięwzięciu" albo raczej w ogóle polegające tylko na tym przedsięwzięciu. Antropomorfizującemu przyjacielowi zwierząt dziwne, a nawet wręczniemiłe wydać się może,że ubardzo wieluptaków, także u tych, które żyjąz sobąw dożywotnimmałżeństwie, samce i samice nie przywiązują żadnej wagi dotego, aby być razem i "nic sobie z siebie nie robią" w dosłownym znaczeniu tegopowiedzenia, chyba że mają akurat do spełnienia wspólną funkcję przy gnieździe bądź tez wsłużbiepotomstwa. Skrajny przypadek takich indywidualnych stosunków,niezwiązanych z indywidualnymrozpoznawaniem się imiłością 186 , reprezentuje związek określony przez Heinrothag^jnalżeństwo miejscowe" (Ortsehe). Samiec i samicażurki zielonej, na przykład, zajmują swoje tereny niezależni siebie i każde broniswego rewiru wyłącznie przeciwkojplenuencom własnej płci. Samiecnie sprzeciwiasięmięciu samicy, zresztą nawetnie może się sprzeciwić,t wiemyjuż, że omówione nas. 157-158 zahamowaniaiynniją good wszelkich ataków na piec żeńską. Samica)strony nie może zaatakować nawet młodego i nierojącego jej ani siłą, ani rozmiarami samca ze względu naf potężne wrodzone poszanowanie dla wszelkich oznakkości, co opisywaliśmy na s. 159. Samiec i samica mogłybyfc graniceswoichrewirów wytyczać całkowicie niezależnie^jiebie, takjak czynią to zwierzęta dwóchróżnych gatunków, wymagające wewnątrzgatunkowegodystansu. Tymczasem(tnak tożsamość gatunku męskiej i żeńskiej jaszczurki zielo^ wyraża się tym, że obiewykazują ten sam "gust" w wyborzeBy mieszkalnej bądź miejsca na jej założenie. A nie zawszezczurki majądo dyspozycji stosowne możliwości mieszaiowe w postaci dowolnej liczby wklęsłych kamieni, dołkówinmych itym podobnych, nawet w dużymi dobrze zali planowanym ogrodzeniu o powierzchni przekraczającej40 m2, także i wwarunkach naturalnych. Musi się więc nieraz' Zdarzać, że samiec i samica, z których żadne nieprzewyższa; niczym drugiego, zajmąto samo mieszkanie. Ponieważponadtorzadkokiedy dwamieszkaniamają identyczną wartość i sąjednakowo atrakcyjne, nic dziwnego, żew naszym ogrodzeniupewna norka ze szczególnie korzystną południową wystawąMała się domostwem największego samca i zarazemnajwiększej samicy zcałej kolonii jaszczurek. Zwierzęta te, które w tensposób znajdowały się stale w najbliższej styczności, oczywiściekopulowały ze sobączęściej aniżeli z innym przypadkowonapotykanym na granicy rewirupartnerem, jednakże nie możnabyło zauważyć jakiegoś indywidualnegowyróżniania współwłaściciela swego mieszkania. Gdy dla przeprowadzenia do. świadczenia usuwano jednego z "współlokatorskich ni łków", w najkrótszym czasie,,roznosiło się" pomiędzy ias n'kami w ogrodzeniu, ze jest właśnie "do objęcia" wolny tt'zwyczaj atrakcyjny rewir dla samca albo dla samicy. Wówcrozgrywały sięgwałtowne walki o rewir pomiędzyzaintereswanymi, które jak można było przewidzieć, prowadziły dotegoże zwykle jużnastępnego dnia najsilniejszy z kolei samiec albosamica zdobywały mieszkanie wraz z partnerem seksualnym Dziwnym trafem nasze wioskowe bociany zachowują sięprawie zupełnie tak samo jak opisane powyżej jaszczurki. Któżnie słyszą} przejmującejgrozą, acz przepięknej historyjki, którakrąży w lęgowych krainach bocianów, tam gdzie opowiada 54bajki nie z tej ziemi. Za każdym razembierze się ja poważnie,wobec czego w takim czy innym dzienniku pojawia się relacjao tym,jak to bociany przed odlotem doAfrykiodbywały surowesądy,wszystkie przestępstwa poszczególnych podsądnych zostały ukarane, a dokonało tego wielkie zgromadzenie bocianów,które przede wszystkim skazało na śmierć i bezlitośnie pozabijało wszystkie grzeszące wiarołomstwem bocianice. W rzeczywistości bocian niewiele dba o swoją małżonkę, nie jestnawet wcale pewne, czyw ogóle rozpoznałby ją zdala odwspólnego gniazda. Pary ich nie są bynajmniej związane owymmagicznym węzłem, który tak wyraźnie w parach gęsi, żurawi,kruków czy kawek zacieśniasię tym mocniej, im bardziejmałżonkowie są od siebie oddaleni. Samiec bociani i jegomałżonka prawie nigdy nie lecą w jednakowej odsiebieodległości, tak jak się to dzieje u wyżej wymienionych pariu wielu jeszcze innych gatunków,a na wielką wędrówkęwylatują w zupełnie różnym czasie. Męski bocian wraca nawiosnę zawsze owiele wcześniejdoswej ojczyzny lęgowejaniżeli jego samiczka,a ściśle mówiąc aniżeli samica należącado tego samego gniazda. Emst Schutz,w czasie gdy kierowałstacją ornitologiczną w Rositach [na Mierzei Kurońskiej; nazwaroś. Rybaczyj Z. St.], przeprowadził następujące bardzoznamienne obserwacje na bocianach, które gniazdowały na188 "n jego domu. Samiecpowrócił w roku obserwacji wcześnie. ^ "y przebywał w domu od kilku dni i stał sobie oto właśnie^pnieździe, zjawiła się obca samica. Bocian przywitał jąpolaniem, a ona natychmiastwpadła do jego gniazdaritala gow ten samsposób. Bocianbez wahania dopuścił jąniazda i traktował ją wkażdym najmniejszym szczególejak traktuje mąż bociani swojąwłaśnie przybyłą, z dawnaildwaną małżonkę. Profesor Schiitz zapewnił mnie, żeyprzysiągł, że przybyły ptak jest dobrze znaną, dawnożelowaną partnerką, gdyby nie obrączka nanodze, a raczejinie jej brak u nowej samicy, który świadczył o czymściwnym. 'boje byli już zajęci gorliwym naprawianiem i moszczeniemf: nowo gniazda, gdy nagle przybyła jednak poprzedniatnica. Teraz rozpoczęła sięwalka na śmierć i życie pomiędzynema bocianicami, podczas gdy małżonek przypatrywał sięBU z największą obojętnością i nawet na myślmu nieE^teychodziło, aby pomóc dawnejżonie przeciwko nowej alboEi"^ przeciwnie stanąć po stronie nowej partnerki. Wreszcie^B'4Bprzednio przybyła bocianica, pokonana przez"prawowitą"^:^onę, odleciała, a bocian po zamianie żon podjął znowu pracę;'-iprzymoszczeniu gniazda dokładnie od tego punktu,w którym; mują przerwała walka dwóch rywalek. Nie było po nim widaćnic, co wskazywałoby, że dwukrotna wymiana jednej małżonkiDa drugąw ogóledotarła do jego świadomości. A więcrzeczywiście mocne przeciwstawienie bajeczki o sądzie bocianim: gdyby taki ptak nawet przyłapałna najbliższym szczyciedachu własną żonę in flagranti z sąsiadem, nie byłby prawdopodobnie w stanie rozpoznać jej jako swojej! U ślepowrona sprawawygląda zupełnie tak samo jaku bociana, jednakże nie dotyczy to w ogóle wszystkich czapli. Jak wykazał Otto Koenig, istnieje ich wiele gatunków, w których małżonkowie sięzupełnie niewątpliwie nawzajem rozpoznają i z dala od gniazda również do pewnego stopniatrzymająsię razem. Ślepowronyznam dość dobrze, przez wiele bowiem 189. lat mogłem w moim ogrodzie obserwować sztuczniewsiedloną koloni? swobodnieporuszających się ptaków tegatunku przy różnych czynnościach: podczas dobierania s60par, budowy gniazda, wysiadywania i wychowu potomstwaGdy partnerzy z jednego stadia spotykali się na terenieneutralnym, tzn. daleko od swego małegowspólnego terytorium gniazdowego, nic, ale to zupełnie nic nie wskazywało nato, żeoba ptakisię znają bez względu na to, czy łowiły rybywjeziorze, czy teżw poszukiwaniupokarmu przylatywały nałąkę, która leżała w odległości około stu metrów od ich drzewagniazdowego. Odganiałysię wzajemnie od miejsca dobregopołowu bądź walczyły o pokarm, który dostawały ode mnie,z taką samą zaciekłością izłością jak dwaprzypadkowoznajdujące się oboksiebie ślepowrony nie związane absolutnieżadnymi wzajemnymi stosunkami. Współmałżonkowie nigdyteżnie latali razem. Gromadzenie się ślepowronów o późnymzachodzie słońcaw większeczy mniejsze stada dla odbyciaprzelotu nadDunaj, aby łowić tam ryby, miało zdecydowaniecharakter anonimowego stowarzyszenia. Równie anonimowajest organizacja samej koloniigniazdowej, tak bardzo różniącej się od ściśle zamkniętego przyjacielskiego koła w osiedlach kawek. Każdyślepowron, który nawiosnę wchodzi w nastrój rozrodczy, pragniezałożyć swojegniazdo blisko, jednakże nie za blisko gniazda innego współplemieńca. Odnosi się wręcz wrażenie, ze ptak chciałby swoją"zdrową złość" wyładować na wrogim sąsiedzie iże bez niegonie będzie w nastroju odpowiednim do wysiadywania. Minimalną rozległość rewiru gniazdowego, podobnie jak rewirugłuptaków i jak rozstępy miejsc siedzących szpaków, określazasięg szyi i dzioba obusąsiadów: punkty środkowe dwóchgniazd nie mogąwięc nigdy być do siebie zbliżone bardziej niżna dwukrotną długość tego zasięgu. Wobec znacznych rozmiarów szyi ślepowronów jest to dystans dość pokaźny. Nie mogę twierdzić z zupełną pewnością, że sąsiedziznająsięwzajemnie. Ale nigdy nie miałem wrażenia, żeby ślepowron 190 ifykł do zbliżania się określonego współplemieńca, któryił przechodzić blisko niego wdrodze do swego własnegoda. Mogłobysię zdawać, żeto głupie zwierzę powinno;cie za setnym razem połapać się, żeten ,,sąsiad o mieK", który przekrada się obok bojaźliwiei z przyciśniętym doala upierzeniem, wyrażając swym zachowaniem sięraczejszystko inne niż nastrój zdobywczy,nie chcenic innego jaktylko prędko przemknąć się i oddalić. Ale ślepowron nigdy niejmie tego, że sąsiad jest przecież także posiadaczem rewirue wzwiązku ztym niczym mu nie zagraża; identycznie więcktujezarówno jego, jak i obcego przybysza, nastawionego naobycie rewiru. Nawet obserwator niesklonnydo antropomorSzowaniazachowania się zwierząt nieraz nie może się oprzećIliirytacji zpowodu tego bezustannego przenikliwegowrzaskuf. i nienawistnych pojedynków na dzioby, które wciąż od nowaS . wybuchają w kolonii ślepowronów o każdej porze dnia i nocy. t Wydawałoby się, że można łatwo uniknąćtego niepotrzebnego? marnotrawstwa energii, gdyż ślepowrony w zasadzie potrafią/ indywidualnie rozpoznawać swoich współplemieńców. Młodez tego samego lęgu znają się wzajemnie doskonale już jakopisklęta w gnieździe i zwalczają wręcz wściekle każde obcewpuszczone do gniazda pisklę, nawet w równym z nimi wieku. Także ipo wylocie zgniazda trzymają się one jeszcze przezjakiś czas razem, szukają u siebie wzajem ochrony i przeciwkoewentualnym atakom bronią się wspólniew zwartejfalandze. Tym więc dziwniejsze, że ptaki wysiadujące nigdy nie traktująposiadaczy przyległych rewirówtak, "jakby wiedziały", że sąto dobrzesytuowani "dziedzice", którzy na pewno nie noszą sięz zaborczymizamiarami. Miałoby się ochotę zapytać, dlaczego na Boga! ślepowronnie wpadł na takoczywisty"wynalazek",aby wykorzystać tę swoją dowiedzioną zdolność rozpoznawania swoichwspółplemieńców i selektywnie przyzwyczaić się do sąsiada? Oszczędziłby sobie wtensposób niewiarygodną ilość zdenerwowaniai straconej energii. Na pytanie to trudno odpowiedzieć 191. i prawdopodobnie jest ono w ogóle wadliwie postaww naturze nie istnieje tytko to, co jest zgodne z celzachowania gatunku, ale także i wszystko to, co nie jest ażz nim sprzeczne, żeby mogło mu zagrażać. To, czego ślepowron nie jest zdolny dokonać, a mianowicieprzyzwyczaić się do swego nienapastliwegosąsiada i tymsposobem uniknąć niepotrzebnegowyładowaniaagresji (Qzdziałać potrafi pewna rybaze znanej nam już ze swychszczytowych rybich osiągnięć grupy pielęgnicowatych. W pótnocnoafrykańskiejoazieGafsah żyje mianowicie mały gębacz,o którego społecznym zachowaniu się wiemy z wnikliwychobserwacji, jakie Rosi Kirchshofer przeprowadzała w wolnejprzyrodzie. Samce zakładają gęste osiedla "gniazd", a ściślemówiącdołków tarliskowych. Tutajsamiczki tylko składająikrę, którąpozapłodnieniu jej przez samca przenoszą w pyszczkach i inkubujągdzie indziej, mianowicie na gęsto porośniętychpłyciznach przybrzeżnych; tam też strzegą potomstwa. Każdysamczyk posiada tylko stosunkowo maleńki rewir, który jestprawiecałkowiciezajęty przez dołek tarliskowy. Ryba przygotowuje go, wachlując płetwą ogonową i wygrzebując pyszczkiem. Każdysamiec usiłuje dotej jamy przywabić każdą przepływającąsamicę, wykonując określone zrytualizowane czynności tokowei tak zwane ruchy pilotujące. Zajęcie towypełniasamcomwiększą część roku, nawet niewykluczone, że pozostają oneprzezokrągły rok na tarlisku. Nie ma także żadnego powodu, abysądzić, że zmieniają one często swoje rewiry. Dziękitemu każdyma dostatecznie dużo czasuna gruntowne poznanieswegosąsiada, a dawno już wiadomo,że ryby pielęgnicowatewykazujątęzdolność. Dr Kirchshofer nieulękła się ogromnego truduwyłapania wszystkich samców jednejkolonii lęgowej i indywidualnego poznaczenia ich. Okazało się, że istotniekażdaryba zna doskonale posiadacza sąsiadującego rewiru i spokojnietoleruje nawet jegobardzo bliską obecność, natomiast od razuwściekle atakuje każdegoobcego, jaki pojawi się nawet w dużejodległości od jej dołka tarliskowego. Ta zgodliwośćsamców gębaczy z Gafsah, związana zinridualnymrozpoznawaniemswoich wspólplemieńców, niejeszcze więzią przyjaźni, którą zajmiemy sięw rozdzialeenastym. Uryb tych brak jeszcze pomiędzy znającymi siętniikami owego przyciągania się wprzestrzeni, wywołanegof,z stale przebywanie zsobą, a to właśnie jest dająca sięaktywnie stwierdzić oznaka przyjaźni. Jednakże w takimdziałania sil, gdzie wzajemne odpychanie się jest zjawisstałym, każde zmniejszenie działającejpomiędzy dwomatonymi obiektami siły odpychania pociąga za sobą skutki,trudno jest odróżnić od przyciągania. Jeszcze pod innymędem pakt o nieagresji istniejący pomiędzy sąsiadującymijzykami gębaczy podobny jest do prawdziwej przyjaźni: jwno osłabienie odpychającej agresji, jak i przyciągające"iałanie zaprzyjaźnieniazależy od stopnia znajomocci pomiędzy danymi osobnikami. SelektywneBzyzwyczajenie dowszystkich podniet pochodzących odtidywidualnie znanego współplemieńcajest prawdopodobniefwarunkiem powstania wszelkich więzi, a może także i ichaglprekursoróww filogenetycznymrozwoju społecznegozachojwania się. S; To, że sama znajomość ze współplemieńcem działa i u czło{ wieka hamującona agresję oczywiście zupełnie ogólnikowoi ceteris paribus daje się doskonalezaobserwować w prze"Si, dziale kolejowym. Zresztą jest to w ogólenajlepsze miejsce do% prowadzenia studiów nad odpychającym działaniem wewnątrz^ gatunkowej agresji i jej funkcji przy rozgraniczaniu terenu. Ł Wszystkie sposoby zachowania się, którew tej sytuacji służą doodepchnięcia intruzów i konkurentów od rewiru, jakzajmowaniewolnych miejsc płaszczami i torbami, opieranie nóg naławkachi udawanie głębokiego snu itp. stosuje się wyłączniedo całkowicienie znanychosobiścieludzi. Wszystko toznikanatychmiast, gdy tylko nowo przybyły choćby w najmniejszymstopniu możezostać uznany za "znajomego". 192. Rozdział dziesiąty SZCZURY W końcu przy wszystkich ucztach czarcichNajmocniej działał nmkor partii,Aż po ostatnich grozę gróz. (Goethe, Faw. l. cz. nprzełożył Feliks Konopkai Istnieje rodzaj porządku społecznego, który charakteryzujetakaforma agresji, z jaką niespotykaliśmy się dotychczas, a mianowicie kolektywna walka jednej społeczności przeciwko drugiej. Będę usiłował wykazać, że właśnie przede wszystkim wynaturzenie takiej społecznej formy wewnątrzgatunkowej agresjiodgrywa rolę "zła" w ścisłym tego słowa znaczeniu. Dlategoteż ten omawiany tu porządek społeczny stanowi pewnegorodzaju model, za pośrednictwem którego można będzie wyraźnie zilustrować pewne niebezpieczeństwa grożące nam samym. Zwierzęta, które będziemy opisywać, stanowią wdziedziniezachowania się w stosunku do członkówwłasnej społecznościprawdziwe wzory wszystkich społecznych cnót. Jednakże tesameistoty zamieniają się w prawdziwe bestie, gdy tylko majądo czynieniaz kimś przynależnym do obcego im społeczeństwa. Liczba pojedynczych członków w społeczności tegotypujestzbytwielka, aby mogli się oni indywidualnie rozpoznawać; o przynależeniu do danej społeczności decyduje określonyzapach wspólny wszystkim jej członkom. Od dawna wiadomo, że wielomilionowe często społecznościowadów tworzących państwasą wgruncie rzeczy rodzinamiskładającymi się z potomków jednej tylko jedynej samicy bądźstadła założycieli kolonii. Tak samo wiadomodawno, żeczłonkowie takiej jednej wielkiej rodziny pszczół, termitówi mrówek poznają się wzajemnie po charakterystycznymzapachu ula, tennitiery bądź mrowiska;gdy członek obcej 194 ii przypadkowo wtargniedo gniazda albo gdy ludzkim^z spróbuje dokonać nieludzkiego doświadczenia pomielizania dwóchkolonii wybucha niewiarygodna mordercza" /alka naśmierć i życie. O ile wiem, dopiero w 1950 roku odkryto, że pośród ssaków,mianowicie u gryzoni istnieją również wielkie rodziny, którehowują się w podobny sposób. Tegoznakomitego odkryciaconaliw tym samym czasie,ale niezależnie odsiebieSteiniger i I. Eibl-Eibesfeldt, pierwszy na szczurze. drownym, drugi na myszy domowej. Eibl, który wówczas pracował jeszcze u Otto Koeniga". stacji biologicznej w Wilhelminenbergu, doprowadził zdrową zasadę współżycia w możliwie jak najbliższym kontakcieStbadanym zwierzęciem dotakiej doskonałości, że nie tylkonie'tępił żyjących swobodnie w jego baraku myszy domowych, aleje regularnie karmił i przez odpowiednio spokojne i pełnetroskliwości zachowanie się tak dalece oswoił, że mógł je bezprzeszkód obserwować z najbliższej odległości. Pewnego dniaprzypadkowo otworzyło się zamknięcie wielkiegopojemnika,w którymEibl trzymał całą hodowlę dużych, ciemnych myszy^, laboratoryjnych,nie różniącychsiętak bardzo od formydzikoSK żyjącej. Gdy oswobodzone zwierzęta odważyły się wyjść { z klatki i zaczęły biegać po pokoju, natychmiast zostały zaatakowanez bezprzykładną wręcz wściekłością przezzamieszkałey tam dzikie myszy, tak żedopiero po ciężkich walkachudało im;' się powrócić wbezpieczne zacisze swego dawnego więzienia. Teraz z kolei one zwycięskobroniły tego szańca przed dzikimimyszami domowymi, które usiłowały doń wtargnąć. Steiniger umieścił szczury wędrowne schwytane w różnychmiejscach razem w dużym ogrodzeniu, w którym stworzonoim zupełnie naturalne warunki bytowania. Z początku wydawało się, że poszczególne zwierzęta boją się siebie wzajemnie. Nie wykazywały żadnej skłonności do atakowania się. Pomimo to możnabyło widzieć czasami sceny poważnychbójek, gdy dwojezwierząt spotkało się przypadkowo albo 195. gdy poganiało się je ku sobie wzdłuż jakiegoś szlaku, także wpadały na siebie z dość znacznym impetem. Ale prawdziwie agresywne stały się dopiero wówczas, gdy zaczęły sięprzyzwyczajać donowych warunków i zajmować rewiryRównocześnie zaczęły się tworzyć pary pomiędzy nie znanymi sobie szczurami pochodzącymi z różnych miejsc, w których zostały złowione. Tam, gdzie tworzyło się kika parjednocześnie, walki, które się wtedy rozpętywały, mogły trwaćbardzo długo. Tam,gdzie powstaniejednej pary wyprzedziłotworzenie się innych, tyrania połączonych siłobojga małżonków taki wywierała nacisk nanieszczęsnych współmieszkańców terenu,że przeszkadzała kojarzeniu się dalszych par. Niepołączone w pary szczury wyraźnie spadały w swojej randzei stawały się przedmiotem stałychprześladowań pary. Nawet naterenie liczącym 64m2 wystarczały z zasady dwa do trzechtygodni, aby taka para uśmierciła wszystkich swoich współmieszkańców, to znaczy dziesięć do piętnastu silnych, dorosłych szczurów. Samieci samica zwycięskiej pary były równie okrutnew stosunku do podległych współplemieńców, jednakże wyraźnie było widać, że on woli dręczyć i kąsać samce,a ona samice. Podległe szczury broniły się bardzosłabo, usiłowałyrozpaczliwieuciekać i wrozterce swojej zmierzały w kierunku,który szczurom rzadkokiedy możeprzynieść wyzwolenie,a mianowicie ku górze. W miejscach gęsto zasiedlonychszczurami Steiniger wielokrotnie widywałwyczerpane iporanione osobniki,siedzące w biały dzień zupełnie bez osłonywysoko na krzakach i drzewkach. Były to wyraźnie obce w tymrewirze zabłąkane sztuki. Odniesione obrażenia znajdowały sięzwykle natylnej części grzbietu i przy ogonie, tam, gdzieprześladowcy zdołali uchwycić umykającego. Zgon rzadkonastępujelitościwie wskutek nagłego głębokiegozranieniaczyupływu krwi,natomiast o wiele częściej przyczyną jego bywaogólne zakażenie, szczególnie przyukąszeniach z przebiciemotrzewnej. Zwykle zwierzę umiera jednak wskutek ogólnego 196 f^erpania i nadmiernego nerwowego napięcia, które prowa^i do zaniku działalności nadnercza. bSteimgerzaobserwował szczególnieskuteczną i podstępnątodę zabijania współplemieńców stosowaną przez pewneiskie szczury, które zdawałysię wręcz specjalizowaćw mortrczym rzemiośle. "Skradają się one powoli pisze nasztriadeknagle doskakują ku swojej ofierze, któraniczegogo się nie spodziewając, np. spokojniepożywia się w karmu, iaplikują jej w bok szyi ukąszenie, które bardzo częstoBa w karotydę. Walka przy tym trwa zwykle najwyżej kilka^seKund. U śmiertelnie ukąszonego zwierzęcianastępuje prawieKzawsze wewnętrzny krwotok,a pod jego skórą bądź w jamach ciała stwierdza się obfite wylewy krwi. "l Gdy się obserwowało te krwawe tragedie doprowadzająceff wreszcie doobjęcia przez zwycięską parę władzy nad całymterenem, trudno oczekiwać rozwoju społeczności, którajak sięl okazuje, wkrótce, i to b a r dz o szybko, powstaje z potomstwar; morderców. Łagodność, więcej jeszcze czułość, jakąwyka' żują matki ssaków w stosunku do swoich dzieci,charakteryzujei nie tylko ojca, ale również i dziadka zwszystkimi wujkami,f ciotkami, wujkami dziadecznymi, ciotkami dziadecznymi itd. , aż do nie wiem którego pokolenia wstecz włącznie. MatkiS układają miotyswoich dzieci w tym samym gnieździei trudno'^ przypuszczać, żeby każda opiekowała się tylko własnym'? potomstwem. W obrębie wielkiej rodziny,liczącej i kilkatuzinów zwierząt, poważniejsze walki w ogóle sięnie zdarzają. Nawet w stadzie wilków, którego członkowie zresztą taknadzwyczaj są dla siebie uprzejmi,wyżsi rangą pierwsizjadajączęść wspólnejzdobyczy. W stadzie szczurów zaśnieistnieje żadna hierarchia. Stado atakuje solidarnie dużezwierzę i oczywiście najsilniejsi członkowie biorą największyudział wpokonaniu go. Natomiast przy pożeraniucytujędosłownie Steinigera: "mniejsze zwierzęta są najbardziej natarczywe: większe pozwalają dobrowolnie małym odbierać sobiekęsy pożywienia. Także i przy rozmnażaniu się żywsze pod 197. każdym względem, zaledwie w połowie bądź trzech czwwyrośnięte zwierzęta raczej górują nad dorosłymi. Przystu ych im wszelkie uprawnienia inawet najsilniejsze stare zwier stt3^odmawia im niczego. " e Wewnątrz stada nie dochodzi dożadnych poważnych w n. zdarzająsię najwyżej drobnezwady, które wyrażająuderzeniem przednimi łapami albo kopnięciem tylnymi alnigdy kąsaniem. Wewnątrz społeczności nie istnieje równieżdystans osobniczy, przeciwnie, szczury są zwierzętami "kontaktowymi" w rozumieniu Hedigera, czyli chętnie dotykają sięwzajemnie. Ceremonią związaną z przyjazną gotowością dokontaktu jest tak zwane podpełzanie (Unterkriechen), uprawiane szczególnie przez sztuki młodsze, podczas gdy większewyrażają swoja skłonność do mniejszych raczej przez napelzanie (Uberkriechen). Ciekawe jest przy tym, że zbytnatarczywe okazywanie przyjacielskichnastrojów w wyżej opisanejformie jest najczęstszym powodem niewinnych zwad wśródwielkiej rodziny. Szczególnie jeżeli młodsze zwierzę podpełzaniem bądź napełzaniem zanadto naprzykrza się starszemuzajętemu jedzeniem, ten odtrąca je uderzeniami łapy albokopnięciem. Ale zazdrość czy zawiść o pokarm prawie nigdynie są przyczyna tych zwad. Wewnątrz stada istnieje sprawnie działające przekazywanieinformacjiprzez udzielanie się nastrojów, a takżeco jestznacznieważniejsze przez podtrzymywanie i przekazywanieraz zdobytych doświadczeń w drodze tradycji. Gdy szczuryznajdą nowe, nie znane dotychczas pożywienie, to wedługobserwacji Steinigera pierwsze zwierzę, które je znalazło,decyduje o tym, czy jego wielka rodzina będziesię tym żywić. czy też nie. "Jeżeli kilkoro zwierząt zestada zbliżyło się doprzynętyi nie napoczęto jej,na pewno już żaden inny członekspołeczności nie podejdzie do niej, zwłaszcza jeżeli pierwsi niedali się złapać na trującą przynętę i nadali jej zapach moczembądź kałem. Na odrzuconej przynęcie widuje się częstoodchody, nawet jeśliumieszczenie ich tam było dla zwierzęcia 198 trudne. " A najdziwniejsze, że wiadomość o niebez. ństwie tkwiącym w pewnej określonej przynęcie jestMywanaz pokolenia na pokolenie iżyje znacznie dłużejdi te osobniki, które nabrały złychdoświadczeń z trutkami. Inościze skutecznym zwalczeniem tego niezwyciężonegoSiecznego przeciwnika człowieka, jakim jestszczur wędw,polegają przede wszystkim na tym, że szczurużywa(gadzie takich samychśrodków jakczłowiek, to znaczy^cyjnego przekazywania doświadczeń i rozpowszechnianiahw obrębie ściśle ze sobą związanej społeczności. Boważne walki na zęby pomiędzy członkami tej samejykiej rodziny zdarzają się tylko wjednymjedynym przypadŁ, pod wielu względami bardzo charakterystycznym i ciekaB, a mianowicie gdy znajdzie się wśródnich szczur należącyego stada, gdy budzi się wewnątrzgatunkowa i międzyna agresja. To, cosię dzieje wśród szczurów, gdy członek"-"-) roduznajdziesię w ichrewirze bądź gdy zostanietamaueszczony przez eksperymentatora,jest chyba najbardziej"^nerwującą, przerażającą i ohydną sprawą, jakąw ogóleiynożna przeżyć przy obserwowaniuzwierząt. Obcy szczur możeEnawetprzez kilka minut albo i dłużej biegać tu iówdzie,R. aieświadom strasznego losu, jaki go czeka, podczas gdytubylcyw tym samym czasiespokojniespełniają swoje normalne,e bieżące czynności. Ale dzieje się tak tylko do chwili, gdy intruz zbliży się do jednego z nichtak, że ów poczuje jego woń. Wówczas wstrząsa nimjak gdyby prądelektrycznyi w mgnieniu okajuż cała kolonia zostaje zaalarmowana. Dzieje się todzięki przenoszeniu nastroju, któryu szczurawędrownegowyraża siętylko ruchami ekspresyjnymi, a u szczura śniadego ostro brzmiącym,wysokim, satanicznym wrzaskiem, którypodejmująwszyscy słyszący go członkowie rodu. Z wybałuszonymi z podniecenia oczami i z nastroszoną sierścią szczuryrozpoczynają teraz polowanie na szczura. Są przy tym takwściekłe, że gdy dwa z nich natkną się na siebie, na wszelkiwypadek natychmiast gryząsię zaciekle. , .Walczą tak przez trzy 199. do pięciu sekund relacjonuje Steiniger następnie nhwąchują się dokładnie z daleko wyciągniętą szyją, po czymspokojnie się rozchodzą. Wtaki dzień prześladowania obcegoszczura wszyscy członkowiestada są w stosunku do siebiepobudliwi i nieufni. " Jak z tegowidać, członkowie szczurzegorodu nie znają się osobiście, tak jak np. kawki,gęsi czy malpy^a rozpoznają się po rodzinnym zapachu, zupełnietak jakpszczoły i inne owady tworzące państwa. Podobnie jak u owych owadów, tak itu można nadaćczłonkowi rodu znamię znienawidzonego obcego intruza i odwrotnie przez wpłynięcie na jego zapach odpowiednimi środkami. Gdy Eibl przenosił jedno zwierzę z kolonii szczurów douprzednio przygotowanego urządzonego innego terrarium, byłoono już po kilku dniachtraktowane jako obcepo ponownymprzyłączeniu do rodziny. Alegdy razem ze szczuremzabierałtrochę ziemi, wyściółki z gniazda itp. pochodzącychz ogrodzenia i umieszczał to wszystko razemw czystym i pustympojemniku, tak żeizolowane zwierzę byto wyposażonew przedmioty przepojonezapachem rodzinnym osobnik takibywał rozpoznawany jako członek rodziny bez żadnych nieporozumień nawet po wielu tygodniach nieobecności. Wprost rozdzierający serce był los pewnego szczuraśniadego, któregoEibl przygotował według pierwszejwyżej opisanejmetody i w mojej obecności następnie wpuścił do ogrodzeniajego rodu. Widoczne było bowiem, że zwierzę to nie zapomniało zapachurodzinnego, lecz nie miało świadomości, żejegowłasny zapach sięzmienił. Wprowadzone więc do dawnego swego pomieszczenia czuło się zupełnie bezpieczne jaku siebie w domu i ostre ukąszenia zestrony dotychczasowychprzyjaciółspadły na nie zupełnie niespodziewanie. Nawet pokilku poważnych zranieniach nie reagowało jeszczestrachemani rozpaczliwą próbą ucieczki,które obserwuje się u prawdziwie obcych szczurów już przy pierwszym spotkaniu z atakującym członkiemosiadłego rodu. Czytelnika o czułym sercuzapewniam,a czytelnikowinaukowemu przyznajęsię ze 200 ^ .y Jem, że w tym przypadku nie czekaliśmy do okrutnego"'końca, lecz umieściliśmy doświadczalne zwierzę dla zapacho1 ^g, reedukacji w pomieszczeniu rodzinnym, w zabezpieczająE; oj je małej drucianej klatce. l; Bez takiej sentymentem podyktowanej ingerencji los szczura1? obcego rodzinie jest doprawdy straszliwy. Najlepsze, co goŁ- może spotkać to, jak w poszczególnych przypadkachzaobserI wował S. A. Bamett,śmierć wskutek szoku wywołanegol' bezgranicznym przerażeniem. W innym przypadku zostajeli powoli rozszarpany na sztuki przez swoich współplemieńców. ^ Rzadkokiedy widzi się u zwierzęcia taką rozpacz i panicznyi; strach pomieszany z równoczesną świadomością niepodobieńs^twa uniknięcia okrutnej śmierci jak u szczura skazanego nastracenie przez szczury; nawet już wcale się nie broni! Mimowoli nasuwa się zestawienie tego zachowania się z takim, jakiewykazałaby taofiara, gdyby znalazła się oko w oko z dużymdrapieżnikiem, któryzapędziłją wkąt i przed którym tak samonie może uciec jak przed szczurami obcejrodziny. W takimprzypadku pomimo wszystko przeciwstawia przemożnemunieprzyjacielowi desperacko odważną samoobronę,najlepsząobronę, jaka istnieje, to jest atak. Każdy, komu kiedykolwiekszczur wędrowny, zapędzony w ślepy zaułek, skoczyłdo twarzyz dzikim, charakterystycznym dla swegogatunku okrzykiemwojennym, wie dobrze, o czymmówię. Do czego służy "rankor partii" pomiędzy rodami szczurzymi? Jaka jego funkcja niezbędna dla utrzymania gatunku"wyhodowała" takie zachowanie? Otóżprzerażające i dla nasludzigłęboko niepokojące jest to, żeowe poczciwe stare,darwinistyczne sposoby myślenia tylko tam znajdują zastosowanie, gdzieselekcjęwywołuje przyczynazewnętrzna, wywodząca się z otaczającego świata. Tylko w takich przypadkachselekcja pociąga za sobąprzystosowanie się. Natomaist tam,gdzie tylko konkurencja pomiędzy współplemieńcami samastosuje dobór, istnieje jak już wiemy ogromne niebezpieczeństwo, że współplemieńcy w swoim bezrozumnym 201. współzawodnictwie wpędzą się wzajemnie w najgłupsze śler",zaułki ewolucji. Poznaliśmy na s. 66 takie bezdroża rozwoju nprzykładach skrzydeł argusa i tempa pracy w cywilizacjizachodniej. W związku z tym na pewno istnieje możliwość. ?pnienawiśćpanująca pomiędzy rodami szczurów jest rzeczywiście"diabelskim wynalazkiem", który na nic nie bywa dobryOczywiście że z drugiej strony nie jest także wykluczone, zezadziałały tu i działają nadal inne nie, znane nam jeszczeczynniki selekcjonujące, pochodzące ze świata zewnętrznego. Jedno możemy jednak z całą pewnościąstwierdzić: oweznane nam funkcje agresji służące zachowaniu gatunku, których niezbędność poznaliśmy w rozdziale III "Naco złobywadobre", w walkach rodowychnie występują. Walkite ani nie służąpodziałowi terytoriów, anidoborowisilnych obrońców rodziny jakwidzieliśmy, są oni rzadkoojcami ani żadnej innej z wymienionych wrozdziale IIIfunkcji. Wyraźnie uwydatnia się ponadto fakt, że nieprzerwany stanwojny, jaki trwa pomiędzy sąsiadującymize sobąwielkimirodzinami szczurów, musi wywierać bardzo potężny naciskselekcyjny prowadzący do stałego wzrastania dzielności bojowej i że ród, który w tej dziedzinie choćby w najmniejszymstopniu pozostaje w tyle, musi w najkrótszym czasie uleczagładzie. Prawdopodobnie dobór naturalny wyznaczył nagrodę namożliwie największą liczebnośćwielkich rodzin,członkowie bowiem jednego rodu popierają się wwalceprzeciwko obcym, tak że mniej liczna społeczność jest napewno w walce upośledzonaw stosunku do większej. Steinigerzastał na wyspie Norderoog (w grupie wysp Halligen) terenrozdzielony pomiędzy pewną liczbę rodów szczurzych, przyczym pozostawiły one pomiędzy sobą około pięćdziesięciometrowypas ziemi niczyjej, no rat's land, na której bez przerwyodbywały się walki. Ponieważ w ten sposób front wymagającyobrony jest dla niewielkiej populacji stosunkowobardziejwydłużony aniżeli dla dużej, pierwsza znajduje się w sytuacji 202 M Można by się pokusićo następującą prognozę:naśpię tej z czasem będzie coraz mniej szczurzych populacji, ^Szury,które przeżyją, będą coraz większe i bardziej krwiożer- ponieważistnieje premia selekcyjna protegująca wzrost^nienawiści klanowej. O badaczu zagadnień zachowania się,% . ^ystale pamięta o zgubie grożącej ludzkości, można powieS. iteieć to samo,cow "Piwnicy Auerbacha" mówi Altmeyer 5 o Sieblu: ^ ^ Aserce miękkie ma jak łój. "' w lymwzdętym szczurze [! ],cotu ziewnął, Konterfekt własny widzi swój. ' / Goethe, Faust, cz. I, przełożył Feliks Konopka,. Rozdział jedenastyWIĘŹ Stanę teraz bez trwogi, gdy z tobą dłoń w dłoniWiek mój wezwę do walki. (Schiller. D"n Car;,,,. przełożył Konstancy Goniewski. ) We wszystkich trzech różnych typach porządku społecznego,które opisywałem w poprzednich rozdziałach, stosunki międzyposzczególnymi osobnikami są zupełnie bezosobiste. Jednostkistanowią element ponadindywidualnej społeczności i mogą byćniemaldowolnie wymieniane między sobą. Z pierwszą nikłązapowiedzią osobistych stosunków zetknęliśmy sięu dzierżących rewir samczykówgębaczyz Gafsah, które zawierająz sąsiadami pakt onieagresji, agresywność natomiast objawiajątylko wobec intruzów. Ale i w tym przypadku jest to tylkobierne znoszenie obecności dobrze znanego sąsiada. Niewidzisiętu jeszczewzajemnego oddziaływania w sensie przyciągania,które mogłoby spowodować to, że jeden partner idzieśladem drugiego, oddalającego się, bądź dla jego towarzystwapozostaje namiejscu, bądź też czynnie go poszukuje w przypadku jego zniknięcia. A tymczasem właśnie te sposoby zachowania się,świadcząceobiektywnie o istniejącej spójności, tworzą owe osobistepowiązania, o których będzie mowa w tym rozdziale iktórebędę odtąd krótko określał terminem więź. Wspólnotę spojonątakąwięzią będziemy nazywać grupą. G r u p ęzaś tak samojak anonimowe stado określa to, że spoiwem sątu reakcje,które jeden osobnikwyzwala w drugim, z tym żew odróżnieniuodowej bezosobistej społeczności tutaj reakcje zespalające sąściśle związane z indywidualnościami poszczególnych członków grupy. 204 :,' Jak układowzajemnej tolerancji pomiędzygębaczamiSitGafsah, taksamo i powstanie właściwej grupy wymaga tego,laby poszczególne zwierzęta miał;' zdolność selektywnegoreagowania na indywidualność każdego innego członka grupy. U? owego gębacza, któryprzecież reaguje na sąsiada inaczej niżIsa obcegotylko w jednym miejscu, a mianowicie we własnym. dołku gniazdowym,do zjawiska tego szczególnego przyzwyczajenia włącza się jeszcze mnóstwo okoliczności pobocznych. Wątpliwe, czy ryba ta traktowałaby znanego sobie sąsiada taksamo, gdyby obaj znaleźli sięw innym miejscu niż to, doktórego przywykli. Natomiast dla tworzenia grup właściwychcechą charakterystyczną jest właśnieniezależność od miejsca. Rola, którą każdy z członków grupy odgrywa w życiu drugiego,pozostaje taka sama w zadziwiająco różnorodnych sytuacjachotaczającego je środowiska. Słowem, osobistewzajemne rozpoznawanie się przez partnerów we wszystkichmożliwych warunkach życiowych to podstawowe założenietworzenia grupy. A zatemgrupa nie polega nigdy wyłącznie nareakcjach wrodzonych, które często wystarczają przy powstawaniu anonimowego stada. Rozpoznawanie partnera jest umiejętnością, której trzeba oczywiście nabywać indywidualnie. Gdy prześledzimy szeregsposobów bytowania wkierunkuwzrastającym, tzn. odnajprostszychku formom wyższym powstanie grupy w wyżej określonym znaczeniu spostrzegamy poraz pierwszyu ryb wyższych z grupy kościstych,mianowicie u ciemiopletwych, a wśród nich w szczególności. u pielęgnicowatychi innych im pokrewnych gatunków, jak"ryby anielskie", ryby-motyle i demoiselles. Z tymi trzemarodzinami ryb morskich mieliśmy już do czynienia w dwóchpierwszych rozdziałach i co ma tutajswoje specjalneznaczenie poznaliśmy je jako istoty wyposażone w szczególnieduży zasób agresywności wewnątrzgatunkowej. Omawiając tworzenie sięanonimowego stada (s. 175 - 185),podkreśliłem wyraźnie,że ta najpowszechniejsza i najbardziejpierwotna forma społeczności nie powstała z rodziny, a więc 205. z jednostki złożonej z rodziców i dzieci, tak jak działo sięw bojowych rodach szczurów, a chyba również i watahachinnych ssaków. W sensie nieco odmiennym, filogenetyczniepierwotną formę więzi osobistej i powstania grupy stanowi napewno spójnia parydbającej wspólnie o swe potomstwo. Ztakiegozwiązku jak wiadomo lacnopowstaje rodzina, alepowiązania, o których tu będzie mowamają charakterznaczniebardziej specyficzny. Przede wszystkimopiszemy, jakpowstają one upielęgnic, ryb, stanowiącychtak wdzięczny przedmiot pouczających obserwacji. W charakterze obserwatora rozumiejącego dobrze zwierzętai rozważnego znawcywszystkichruchów ekspresyjnych śledzimy opisane szczegółowo nas. 134 procesy,wiodące dodobrania się różnopłciowych par pielęgnicowatych. Nieuchronnie popadamy przy tymw stan zdenerwowania i niepokoju,widząc, jak strasznie przyszli małżonkowie są na siebie źli. Wciąż na nowowybuchająpomiędzy nimi nieomal poważnestarcia i niebezpieczna żagiew popędu agresji zostaje ztrudemtylko wtym stopniu przygaszona,że nie dochodzi wręcz dowalki na śmierć i życie i zabójstwa. Naszniepokój nie jest wcalewywołany wadliwą interpretacjąruchów ekspresyjnych ryb! Każdy praktykakwarystawie dobrze, jak bardzojest niebezpiecznie umieścić samcai samicę któregoś z gatunków pielęgnicowatych we wspólnym pojemnikui jak łatwo jest zastaćw basenie trupa,jeżelisię nie czuwa bezustannie nad procesemdobierania się par. W warunkach naturalnych przyzwyczajenie przyczynia sięw dużym stopniu douniknięcia wybuchu walki między przyszłymi narzeczonymi. W akwariumnajlepiej możemy stworzyćtakie wolnościowe warunkiżyciowe,pozwalając kilku młodymrybkom, które jeszcze są całkowicie pokojowo nastrojone,dorastaćwspólnie w możliwie dużym pojemniku. Kojarzeniesię par odbywa się wówczas zazwyczaj tak, że jedna z ryb zwykle jestto samiec osiągnąwszy dojrzałość płciową,zajmuje rewir iwygania z niego wszystkie inne. Gdy następnie 206 ji któraś samica objawi chęćpołączenia się w parę,zbliża sięostrożnie do posiadacza rewiru. Jeżeli uzna samczyka zahierarchicznie nadrzędnego, to na jego początkowo naprawdępoważnie przedsiębrane ataki będzie odpowiadała opisanymjuż na s. 134-136 takzwanym drożeniem się, które jak jużwiemy złożone jest z elementów zachowania wywodzącychsięczęściowo z popędu seksualnego, a częściowo z popęduucieczki. Gdyby samiec, pomimo tych gestówdziałającychwyraźniehamującona jegoagresywność, zachowałnadalpostawę napastliwą samica może na czas krótki oddalićsię'z jego rewiru. Prędzej czy później jednak powraca. I powtarzasię to przez różny dla poszczególnych przypadków okres,w każdym razietak długo, aż oboje przywykną tak dalece doswojej obecności, że podnietywyzwalające agresję, którepartner nieuchronnie emanuje, znacznie stracą na sile. Podobnie jak w wielu procesach specyficznego przyzwyczajaniasię, tak i tutaj do ogólnej sytuacji włącza się szereg przypadkowo zachodzącychokoliczności pobocznych, do którychzwierzę przywyka. Żadnej ztychokoliczności nie możezabraknąć, jeżeli ma być zachowane ogólne działanie przyzwyczajenia. Dotyczy to przede wszystkim początku pokojowego współżycia; partnermusi więc zjawić się zawsze odtej samej strony na zwyczajowo ustalonej drodze, oświetlenie musi byćtakie samo jak zawsze itd. w przeciwnym razie każda ryba będzie uważała drugą za osobnika obcego,wyzwalającego walkę. W tym stadiumna przykład przenie)sienie ryb do innego akwarium może całkowicie zniweczyćkońcowy efekt skojarzeniasiępary. Wmiarę cementowaniasię znajomości obrazpartnera stajesię corazmniejzależny odtła, na którym występuje. Jest to proces, w czasie któregowyłania się to,co najistotniejsze, proces dobrze znany psychologom postaci, a także badaczom odruchów warunkowych. Dochodzi wreszciedo tego, że powiązaniez partnerem staje się w takim stopniu niezależne od okolicznościpobocznych, że parę można przemieścić nawet bardzo dale207. ko bez zerwania łączącej ją więzi. Najwyżej może w tak- hwarunkach nastąpić "regresja" dawno skojarzonej pan,wcześniejszego stadium, tzn. obserwuje sięwznowienie cermoniałów zalotów i pojednania,które u żyjących już od dawnazesobą par małżeńskich zanikły w codziennym trybie życiadyktowanym przez przyzwyczajenie. Gdy skojarzenie się paryodbyło się bez przeszkód, u samcacoraz silniej na planpierwszy występują seksualne sposobyzachowania się. Siady tego mogą ujawnić się już wpierwszychpoważnych atakach na samicę, obecnie jednak zachowanie tonabiera intensywności iwiększej częstotliwości, choćrównocześnie nie zanikają gesty wyrażającenastrój agresywny. Znikanatomiast początkowa gotowość do ucieczki i "uniżonosć"samicy. Ruchy wyrażającestrach bądź chęć ucieczki przemijają u niej w miarę utrwalaniasię współżycia pary, a dziejesię to często tak szybko, że sam jeswegoczasu przeoczyłemprzyobserwacjach nad pielęgnicowatymii całymi latami sądziłem mylnie, że pomiędzy małżonkami jednej pary nie istnieje u tych ryb żadna hierarchia. Słyszeliśmy już, jaką wrzeczywistości rolęodgrywa hierarchiaprzy wzajemnym rozpoznawaniu się płci. Utrzymuje się trwaletakże i wówczas,gdy samiczkaradykalnie przestała jużwykonywać jakiekolwiek gestyuniżonościw stosunkudoswojego małżonka. Gesty te wykonuje jednak jeszcze i później,ale już tylko wbardzo rzadkich przypadkach, gdy międzystarym małżeństwem wybuchnie kłótnia! Uniżona itak na początku bojaźliwa samiczka wraz zestrachem przedswoim samczykiem tracitakże wszelkie zahamowania w objawianiuswojego agresywnego zachowania się. Jej poprzednia nieśmiałość nagle się kończywielka i bezczelna stoi z rozpostartymi płetwami pośrodku rewiru swegomałżonka w pełnej postawie imponującej, strojna we wspaniałąszatę, którau omawianych tu gatunków prawie niczym nie różnisię od samczej. Jak należało oczekiwać, samiec wpada w złość,sytuacja bowiembodźcowa, stworzona przez imponującą mał208 sę, zawiera wsobie wszystko, coz naszejanalizy podniet"Miamy jako kluczowe podniety wyzwalające walkę. A zatem^małżonek rzuca się ku swojej połowicy, a w każdym razie;przyjmujeboczną postawę imponującą i przezułamek sekundywydaje się, że jużją zmiażdży i wtedy dzieje się to, coskłoniło mnie do napisania tej książki. Samiec nie zatrzymuje:się w swych pogróżkach bądź też zatrzymuje się tylko nat nieomal nieuchwytnymoment zresztą nie mógłby nawet sięS zatrzymać, takbardzo jest rozjuszony. I rzeczywiście, prze chodzido wściekłego ataku, ale. nie na swą małżonkę,koło której pruje bliziutko, leczna innego współplemieńca. W naturalnych warunkach jestnim z reguły mieszkaniec sąsiedniego rewiru! Jest to klasyczny przykład zdarzenia, które z Tinbergenemzdefiniowaliśmy jako ruch przekierunkowany bądź nowo ukierunkowany (umorientierte oder neu-orientierte Beweguftg),Określa go to,że pewien sposób zachowania się zostajewyzwolony przezpewien obiekt, aleprzedmiotem,naktórym wyładowuje się reakcja, jest inny obiekt, gdyżobiekt wyzwalający emanuje równocześnie podniety hamujące. Takna przykład człowiek, którego ktoś rozzłościł, raczej uderza pięściąw stół aniżeli w twarz tamtego, gdyżzatrzymują go pewne zahamowania, a złość jak wulkanwymaga ujścia. Większość znanych przypadków ruchów nowoukierunkowanych dotyczyagresywnego zachowaniasię, wyzwolonego przez określonyobiekt, który jednocześnie budzistrach. Właśnie na przykładzie takiego szczególnego przypadku, który nazwał reakcją kolarską, B. Grzimekjako pierwszy odkrył i opisał zasadęruchu nowo ukierunkowanego. "Kolarzem" jest w tymprzypadkuten, kto wobec góryzginakark, a depcze w dół. Mechanizmpowodujący taki sposóbzachowania się staje się szczególniewidoczny, gdy zwierzępodchodzi z pewnej odległości do przedmiotu swego gniewui dopiero zbliżywszysię, zauważa,że przeciwnik jego właściwie budziw nim przerażenie. Wówczas właśnie ponie209. waż już nie może zahamować rozpędu swego ataku wywierazłość na jakimkolwiek niewinnym stworzeniu, które widziw pobliżu. Oczywiście że istnieją jeszcze inne niezliczoneformy ruchów nowo ukierunkowanych; są one wywołane najrozmaitszymi kombinacjami sprzecznych z sobą popędów. Opisanyszczególny przypadek samczyka pielęgnicy ma dla naszegotematu specjalne znaczenie przez to, że analogiczne procesyodgrywają decydującą rolę w życiu rodzinnym i społecznymbardzo wielu zwierząt wyższych, a także i człowieka. Widocznie w świecie kręgowców dokonano wielokrotnie i niezależnieod siebie "wynalazku" polegającego na tym, żeby nie tylkonałożyć hamulce na wyzwoloną przez partnera agresywność,ale jeszczei w dodatku wykorzystać ją dowalki przeciwkowrogim sąsiadom. Odwrócenieniepożądanej, a wyzwolonej przez partneraagresywności i skanalizowanie jej w pożądanym kierunku nasąsiada terytorialnegow obserwowanym i tak dramatycznieprzedstawionym przypadku samcapielęgnicy naturalnie nie jestwynalazkiem danejchwili, który mógłby przez zwierzę znajdujące się w jakiejś sytuacji krytycznej zostać dokonany lub nie. Zachowanie to jest bowiemod dawna zrytualizowane i należydo stałego inwentarza instynktów danegogatunku. Wszystko,czego dowiedzieliśmy się w rozdziale Vo przebiegurytualizacji, służyprzede wszystkim do zrozumienia faktu, że z ruchunowoukierunkowanegopowstaje trwały rytuał, a tym samympotrzeba samodzielnegomotywu działania. W zamierzchłychczasach raz kiedyś orientacyjniegdzieś w górnej kredzie (milion lat mniej czy więcej nie matu żadnegoznaczenia! )prawdopodobnie przypadkowo odegrała się zupełnie taka sama scena, jakscena palenia tytoniuprzez dwóch indiańskich wodzów opisana w rozdziale V; beztego nie mógłbył powstać żaden rytuał. Jeden z "wielkichkonstruktorów" przemiany gatunków, amianowicie selekcja,potrzebuje przecież zamsze przypadkowo powstałego punktu i^yjściowego, aby móc wkroczyć, a tej podstawy dostarczajej ślepy, ale pracowity towarzysz, którym jest dziedzicznazmienność. Podobnie jak w przypadku wielu cech fizycznychi ruchówinstynktownych, rozwój osobniczy ontogenezazrytualizowanego ceremoniału w grubszych zarysach biegnie tą samąbogą, co i rozwój filogenetyczny. Mówiąc ściśle, ontogeneza. wprawdzie nie powtarza szeregurozwojowego przodków, ale,jak już Carl Emst von Baer słusznie stwierdził, jedynie szereg;ich ontogenez, jednakże dla naszych celów wystarcza-obraz uproszczony. Rytuał powstały z nowo ukierunkowanego. ataku jest zatemnaetapie, w którym zjawiasię po razpierwszyznacznie bardziej podobny do własnego niezrytualizowanego prawzoru aniżelipotem, w pełni swegorozwoju. Stądu świeżo skojarzonego samczyka pielęgnicyobserwuje się zupełnie wyraźnie zwłaszcza gdy cala reakcjanie jest zbyt intensywna że właściwie miałby wielką ochotęzdzielić swoją młodą małżonkę mocnym ciosem iże w ostatniejchwili przeszkadzają mu przyczyny innego rodzaju, wzwiązkuz czym woli złość swoją wyładować na sąsiedzie. W takimw pełni wykształconym ceremoniale "symbol" oddalił sięznacznie od tego, co symbolizuje, apochodzenieceremoniałujest w pewnym stopniu zamaskowane zarówno przez "teatralność" całej czynności, jak i przez fakt, że zostaje onawykonywana jako cel sam w sobie. Jej funkcja zatem i symbolika są znacznie bardziej widoczne aniżeli jej pochodzenie. Stwierdzenie, ile w poszczególnymprzypadkutakiego działania tkwi jeszczeelementów wywodzących się z popędówpierwotnego konfliktu wymaga dokładniejszej analizy. Gdyprzed ćwierć wiekiem wraz z moim przyjacielemAlfredemSeitzemrozpoznaliśmy po raz pierwszyopisany tu rytuał,mieliśmy wkrótce pełne rozeznanie co do ceremoniału "zluzowania" i "powitania" u ryb zrodziny pielęgnicowatych, aledaleko nam było do wniknięciaw jego filogenetyczne pochodzenie. 210211. Jednakże od razu, już w przypadku pierwszego w6dokładniej zbadanego gatunku afrykańskiego "gwiezdn^nieba", uderzyło nas wielkie podobieństwo gestów grożenia Agestów powitania. Wprawdzie nauczyliśmy się szybkoodró'niać je od siebie ipotrafiliśmy prawidłowo przewidywać, czvdany sposób poruszaniasię doprowadzi do walki, czvteż dskojarzenia się pary. Ale ku naszemu wielkiemu niezadowolęniu długo nie mogliśmy określić,jakie cechystanowiły kryteriatejnaszej oceny. Dopiero po bliższym przeanalizowaniu płynnychformprzejściowych pomiędzy poważnym grożeniemsamczyka skierowanym ku oblubienicy a ceremoniałem pojednawczym różnicaobjawiła się nam zupełnie wyraźnie: przygrożeniu samiec hamuje ostro tuż obok tego, któremu grozi, ażdo zupełnego zatrzymania się, zwłaszcza gdy jest tak silniepodrażniony, że nie tylko przybiera boczną postawę imponującą, ale również wykonuje uderzenia ogonem w bok. Natomiastprzy ceremoniale pojednawczym lub ceremoniale ,,zluzowania" ryba nie tylko nie zatrzymujesię naprzeciwkopartnera, aleprzepływa w mimicznej przesadzie koło niego,aby zademonstrować jednocześnie boczne imponowanie i uderzeniaogonem. A zatem kierunek, w którym ryba prezentujeswójceremoniał, jest inny,i to wyraźnie inny aniżeli ten, wjakimszarżuje do ataku. Jeżeli więc przedceremoniałem trwałaspokojnie w wodzie blisko współmałżonki, to teraz płyniezdecydowanie do przodu, zanim zacznie imponować i uderzać ogonem. Uzyskujemy tu wyraźny, nieomal bezpośredniozrozumiały "symbol" tego, że współmałżonkawłaśnie niestanowi przedmiotu ataku. Celu tego należy szukać gdzieindziej, daleko, w kierunku, do któregoryba płynie. Obaj "wielcy konstruktorzy" przemiany gatunkówposługująsięczęsto metodą tzw. zmiany funkcji, aby wykorzystaćdla nowych celów resztki jakiejśorganizacji, której wydolnośćpozostała wtyle za postępem ewolucji. Przytoczymy tu kilkaprzykładów tejich działalności, takpełnej fantazji i rozmachu: z przeprowadzającej wodę szczeliny skrzelowej powstał z cza212 "przewód słuchowy, zawierający powietrze i przewodzący-^-a^dźwiękowe, zdwóch kości pierwotnego staw" zuchwowo^'tooniowego dwie kostki słuchowe, z okacieniowego gruczoł wydzielania wewnętrznego szyszy"ka, ^ pned. ^aiej kończyny gada skrzydło ptasie itd. , itp. Al^ wszystkieteS pzekształeenia wydają się niepozorne i skromne ^ porównaniuITzpotęgą tego genialnego kunsztu, polegającego ^ stworzeniuScalania pojednawczego ze sposobu zachowani,, się któregoiSlfcódła, nie tylko pierwotnie, ale jeszcze przynajmniej częś""ciowo w obecnej swojej formie tkwiąw wewną^ggtunkowej. 'agresji. Stało się to dzięki tak prostemu srodko^ j^m jest= utrwalone rytuałem nowe ukierunkowanie. Jest ^ ^ wimi me mniej niż odwrócenie wszystkich odpychających skutkówagresji o 180: ceremoniał usamodzielniony rytmem staje siędążeniem samym wsobie, jak widzieliśmy tojty " rozdzialeorytualizacji, staje się takąsamą potrzebą j^każdy innyautonomiczny ruch instynktowny. A przez to waśnie nabieracharakteru mocnej więziłączącej jednego partia ^ drugim. Dla samej bowiem istoty tego rod^ju ceremoniału pojednawczego charakte,. y stycznejest, że każdyze sprzymierzonych może odprawić go tylko z tym jednym, anig ^dowolnym osobnikiem swego gatunku. Trzeba sobie jasno uzmysłowić, jak nierozwią^ame "a pozórzadaniezostało tu wykonanew sposób najprostszy najelegantszy i najdoskonalszy: dwoje szalejących fcręcz ^ agresywnościzwierząt, z których każde przez swoje ubarwienia, zachowaniesię siłą rzeczy staje się dla drugiegotym, c^y^ jestprzysłowiowa czerwona płachtadla byka, należy doprowadzić dotego, aby zgodnie ze sobą żyły na najmniejszej brzestrzeni,i tow obrębie gniazda, to znaczy w miejscu, któr^ ^je z nichuważa za centrum rewiru i w którym jego wewn ^gatunkowaagresywność osiąga swe absolutne maksimum, po dość jużciężkie samo przez się zadanie zostaje jesz^g utrudnionedodatkowym wymaganiem, aby wewnątrzgamn^owa agresyw213. nosć u żadnego z małżonków nie uległa osłabieniu. Wiemywszakże z rozdziału III,że każdy najmniejszy odpływ gotowości do ataku na sąsiada własnego gatunku bywa natychmiastokupiony utratą terytorium, a tym samym źródeł pożywienia dłaoczekiwanego potomstwa. W tych warunkach gatunek,,niemoże sobie pozwolić"na to, aby dla uniknięcia walk pomiędzymałżonkami sięgać dotakich ceremoniałów pojednawczychktóre jak gesty pokory czy gesty infantylne, pociągałyby zasobą spadek agresywności. Zrytualizowane nowe ukierunkowanie nie tylko omija te niepożądane skutki, ale ponadto dodatkowo wykorzystuje emanowane przez małżonka kluczowepodnietywyzwalające walkę, nieodzowne do podżegania partnera przeciwko sąsiadowi rewiru. Osobiście uważam tenmechanizm zachowania sięza znacznie bardziej rycerskiniżodwrotne analogiczne zachowanie się człowieka, który swojąwewnętrzną wściekłość na kochanegosąsiada bądź przełożonegow zdenerwowaniu i rozdrażnieniu wyładowuje wieczoremw domu na swej pożałowania godnej żonie. Na wielkimdrzewiegenealogicznym wszystkich istot żywych często jakieś szczególnie udane pod względem konstrukcyjnym rozwiązanie bywa "odkryte" niezależnie od siebieprzez różne konary i gałęzie tego drzewa. Skrzydła mająi owady, i ryby, i ptaki, i nietoperze, kształt torpedy"wynalazły" głowonogi,ryby, ichitiozaury i wieloryby. Nie dziwi naswięc, żemechanizmyzachowania się uniemożliwiające walkę,a polegające na zrytualizowanym nowym ukierunkowaniuataku, występują u bardzo wielu różnych zwierząt, wykształconew analogicznysposób. Istnieje więc na przykład cudowny ceremoniałpojednawczy określany ogólnie jako "taniec" żurawi; gdysię razpoznało symbolikę tego sposobuporuszania się nie sposóboprzeć się pokusie przetłumaczenia go na językludzki. Ptakstaje wyprostowany w postaci grożącej przed drugim, rozpościera potężne skrzydła, dziób wysuwa ku tamtemu, świdrującgo ostro oczyma. Z tym wszystkim przedstawia obraz niebez214 niecznego grożenia i w istocie do tego momentu jego gestynojednawczesą całkowicie podobne doprzygotowywanianaoaści- W następnej chwili jednakże ptakodwraca ten straszliwy obraz własnej grozy od swego partnera dokonując zwrotuy jg0 i ciągle jeszcze z rozpostartymi skrzydłami poddaje mu swój bezbronny kark, który jak wiadomo, u żurawiaeuropejskiego i u wielu innych gatunków jest ozdobionypizesliczną rubinowoczerwoną czapeczką. "Tańczący" ptakpozostaje przez wiele sekund ostentacyjnie w tej pozycji,wyrażając tą całkowicie zrozumiałą symboliką, że jego groźbanapaści nie jest skierowana przeciwkopartnerowi, przeciwnie,nawet wręcz daleko od niego, przeciwko wrogiemuotoczeniu; jednocześnie już pobrzmiewa motyw obrony przyjaciela. Następnie żuraw znowu zwraca się ku swemu towarzyszowii powtarzawobec niego demonstrację wielkości i siły, natychmiastznowu się odwraca i w sposób wielce wymowny wykonuje teraz pozorny atak na jakikolwiekobiekt zastępczy. Jestnim najczęściej stojącyobokniezaprzyjaźniony żuraw, możebyć nim bogu ducha winna gęś, a nawetw braku czegoślepszego kawałek drzewa bądź kamyk, który wówczas chwyta dziobem i wyrzuca trzylub cztery razy w powietrze. Całośćwyraża równiedobitnie jak ludzkie stówa: "Jestem wielkii straszny,ale nie dla ciebie,lecz dla tegoi tego, i tamtego. " Może mniej dramatyczny w wymowiegestów, ale znaczniebardziej znamienny jest ceremoniał pojednawczy kaczek i gęsi,określony przez Oskara Heinrotha jako krzyk t r iu m f al -n y (Triumphgeschrei). Rytuał ten ma dla nastutaj szczególneznaczenie, dlatego że różni przedstawiciele wymienionych grupptasich realizują go w rozmaity sposób, z różnym stopniemrozwinięciai komplikacji. Możemywięcz takiego stopniowania odtworzyć sobie znakomicie obraz tego, jak w tokufilogenezy z gestu zażenowania niwelującego złość powstaławięź przejawiająca tajemnicze pokrewieństwo z tą, która łączymiędzy sobą ludzi i która wydaje się nam rzeczą najpiękniejsząi najsilniejszą na tej ziemi. 215. W swojej najprymitywniejszej formie, której przykładem jesttak zwany palawer (rozhowor) reb-reb kaczki krzyżówki grożenie różni się bardzo, bardzo nieznacznie od ,,powitania". W każdym razie ja sam dojrzałem tę drobną różnicęw ukierunkowaniu kwakania reb-reb, zarówno w trakcie grożenia, jak i powitania, dopiero wówczas, gdy nauczyłem sięrozumieć zasadę nowo ukierunkowanego ceremoniału pojednawczego dzięki szczegółowym studiom nad pielęgnicowatymii nad gęsiami, u których zresztą zasada ta jest łatwiejsza douchwycenia. Kaczki stoją naprzeciwko siebiez dziobaminiecowzniesionymi i bardzo szybkowypowiadają w podnieceniu ówdwusylabowy dźwięk kontaktu głosowego, który u kaczorawyraża się zwyczajowo jako ,,reb-reb"; u samicy brzmi onbardziej nosowo, cośjak gdyby "kwengweng". Ponieważu tych kaczek nie tylko społeczne zahamowanie przed atakiem,ale również i strach przed partnerem mogą wywołać odchyleniaod kierunku wskazującego cel grożenia,często zatem sięzdarza, że dwagrożącesobie kaczory stoją z uniesioną brodąiwołając "reb-reb" zwracają dzioby niezupełnie dokładniewzajem ku sobie. W chwili jednak, gdy dzioby ichznajdą sięnawspólnej prostej, dochodzi natychmiastdo ataku i ptaki chwytają się obopólnie za pierzena piersiach. Zwykle jednak nawetprzy bardzo wrogimspotkaniu celują one nieco obok siebie. Gdy natomiast kaczor prowadzi rozhowor z wybraną sobiepartnerką,a szczególnie gdy ceremoniałem tymodpowiadanapodżeganie swejprzyszłejnarzeczonej (s. 91-92) widaćwyraźnie, jak "cos" mu odwraca tymsilniej dziób od kaczki, doktórejsię zaleca, wim większym podnieceniu tokuje. W skrajnym przypadku może nawet dojść do tego, że całkowiciezwraca ku samicy tył swej głowy, nieprzerwanie przy tymprowadząc rozhowor- Formalnie odpowiada to zupełnie opisanemu na s. 170 ceremoniałowi pojednawczemuu mew,któryjednak z całą pewnością powstał w przedstawiony tamże sposóbi nie wywodzi się wcale z nowegoukierunkowania; jesttoostrzeżenie przed lekkomyślnym homologizowaniem! Z opisa216 nego wyżej odwracania głowy kaczora powstał na drodzedalszej rytualizacji ówgest podstawiania tylnej części głowy,właściwy tylu kaczkom. Gest ten odgrywa ważną rolę przytokowaniu u kaczki krzyżówki, u cyraneczki, rożeńca i innychkaczek pływających, a także uedredona miękkopióra. Ceremoniał palaweru reb-reb, odprawiany ze szczególnym nabożeństwem, obserwujemy w stadle kaczek krzyżówek, któresięwzajemnie zgubiły i odnalazły po dłuższej rozłące. To samozresztą dotyczy i gestów pojednawczych połączonych z bocznąpostawą imponującą i uderzeniami ogona, które już poznaliśmyu par rybz rodziny pielęgnicowatych (s. 212). Pierwsi obserwatorzy tego zachowania się właśnie dlatego tak częstookreślali je jako"powitanie", że występuje nagminnie przyponownym połączeniu się uprzednio rozłączonych partnerów. Pomimo że taka interpretacja w odniesieniu do wielu bardzowyspecjalizowanych ceremoniałów tego rodzaju nie jest pozbawiona słuszności, jednakże powszechność iintensywnośćgestów pojednawczych wykonywanych właśnie w tejsytuacjikaże szukać innej pierwotnej przyczyny: nawet bardzo krótkotrwałe przerwanie sytuacji bodźcowej wywołującej przyzwyczajenie częściowo niweczy stępienie wszystkich agresywnychreakcji spowodowane oswojeniem się z partnerem. Bardzodobitnyprzykład tego ujrzymy, jeżeli dla jakiegokolwiek celubędziemy chcieli odizolowaćchoćby tylkona godzinę pojedynczego osobnika od stada wspólniewzrastających, bardzo dosiebie przyzwyczajonych, a więcjeszcze stosunkowołagodnych i spokojnych młodych kogutów bądź drozdów trójbarwnych, pielęgnic, ryb bojownikówczy też innych podobnieagresywnych gatunków zwierząt. Gdy po godzinie umieścićzwierzę na powrót w otoczeniu jego dotychczasowychtowarzyszy, agresja natychmiast zaczyna kipieć niczym przegrzanawoda rozpoczynająca wrzeć przy najmniejszym wyzwalającym trąceniu. Także i inne nieraz bardzo drobne zmiany ogólnych warunków mogą jak już wiemy (s. 206-208) wpiorunujący 217. sposób zniszczyć działanie przyzwyczajenia. Moja stara parkadrozdów trójbarwnych w lecie 1961 r. tolerowałasyna z pierwszego lęgu, przebywającego w klatce w tym samym pokoju coskrzynka lęgowa, przez okres znacznie przekraczający ten. poktórym ptakitenormalnie wyganiają swe dorosłe dzieciz rewiru. Ale gdy przeniosłem klatkę ze stotuna półkębiblioteczną, rodzice zaczęli takgwałtownie atakowaćswegosyna, że przez to zupełnie zapomnieli wylatywać na dwór naposzukiwanie pokarmu dla młodych, które w tym czasie mieli. To gwałtowne załamanie się hamulców agresji uzależnionychod przyzwyczajenia jest najwidoczniej niebezpieczeństwemgrożącym zawsze więzi pomiędzy partnerami wówczas, gdyzostają oni rozdzieleni nawet tylko na czas krótki. Równieoczywiste jest,że dobitny ceremoniałpojednawczy, któryobserwujemy zakażdym razem przy ponownym połączeniu,nie staży niczemu innemu jak tylko ujarzmieniu tego niebezpieczeństwa. Hipotezę tę potwierdza fakt, że,,powitanie" jesttym wyrazistsze i tym intensywniejsze,im dłużej trwałapoprzedzającaje rozłąka. Nasz człowieczy śmiech prawdopodobnie w pierwotnejswojej formie jest również ceremoniałempojednawczym bądźpowitalnym. Śmiech i uśmiech odpowiadają zapewneróżnymstopniom intensywności tego samego sposobu zachowania się,to znaczy, że w różnym stopniu przemawiają do tego samegorodzaju specyficznie aktywizującego pobudzenia. U naszychnajbliższych krewnych, szympansa i goryla, niestety nieistniejąruchy powitalne, które odpowiadałyby formalnie i funkcjonalnie naszemuśmiechowi; występują one natomiast u wielumakaków,które przy obyczajach pojednawczych szczerzą zębyi cmokając kiwają głowami w obie strony, przy czym uszyobciągają mocno ku tyłowi. Dziwnym trafem niektórzy ludzieDalekiego Wschodu wykonują zupełnie te same ruchy przyuśmiechu powitalnym. A co ciekawsze, ludzie ci przy bardzowyraźnym uśmiechu trzymają głowęw takiej pozycji, ze twarznie jest zwrócona wprost ku osobie witanej, lecz ukośnie obok niej. Dla funkcjonalnego aspektu tego rytuału nie jest przy tymważne,ile z jego części składowych jest utrwalone w genomie',ailew kulturowej tradycjiuprzejmości. W każdym razie odczuwamy silną pokusę interpretowaniauśmiechu jako ceremoniału pojednawczego, powstałego analogicznie do triumfalnego krzyku gęsi przez zrytualizowanienowo ukierunkowanego grożenia. Przekonanie otym pogłębiasię jeszcze, gdy przyglądamy się serdecznemu wzajemnemuszczerzeniu zębów u bardzo uprzejmych Japończyków. Dalszym potwierdzeniem tej hipotezy jest zjawisko niespodziewanego przejścia uśmiechu w głośny śmiech podczasbardzo intensywnego witania siędwóchprzyjaciół, jeżeliistnieje podłoże prawdziwego afektu. Śmiechtaki wydaje siędziwnie niewspółmierny do własnych uczuć, gdy przy spotkaniu pobardzo długiej rozłące wybuchaniespodziewaniez głębi warstw wegetatywnych. Obiektywnemu etologowi takiezachowanie się dwóch ponownie połączonych ludzi musi sięnieodparcie kojarzyć ztriumfalnym krzykiem gęsi. Również i sytuacje wyzwalające są pod pewnymi względamianalogiczne. W przypadku gdy kilku naiwnych ludzi, naprzykład małych chłopców, razem wyśmiewajednego lubkilku innych,nie należących do ich własnej grupy, reakcja zupełnie tak samo jakinne nowo ukierunkowane gestypojednawcze zawiera w sobiesporo agresywności skierowanej na zewnątrz, a więc na osobynie będące członkami grupy. Także i śmiech wybuchający po nagłym rozładowaniusięjakiejś sytuacji konfliktowej byłby bardzo trudny do wyjaśnienia inaczej niż przezanalogię do gestów pojednawczychipowitalnych wielu zwierząt. Psy,gęsi, a prawdopodobniejeszcze wiele innych zwierząt, odprawiająintensywne powitania, gdy tylko jakieś przykre położeniekonfliktowe ulegnieszczęśliwej poprawie. Osobiściestwierdzam z całą pewnością ' Genom zespół wszystkich cech filogenetycznych w organizmie. (Przyp,red. naukowej. ) 218219. na podstawie własnych obserwacji, że wspólny śmiech nie tylkocałkowicie niweluje agresywność, ale stwarza bardzo silneuczucie społecznego powiązania. Pierwotną, aw wielu przypadkach nawet podstawowąfunkcjąwszystkich omówionych tu przed chwilą rytuałów jestpo prostu niedopuszczenie do walki. Jednakże nawet nastosunkowo niskim poziomie rozwoju, jaki na przykład wykazujepalawer reb-reb u kaczki krzyżówki, rytuały te mają jużwystarczająco dużo własnej autonomii, aby stać się celemw sobie. Gdy kaczor krzyżówki poszukuje swojej małżonki,powtarzając wytrwale jednosylabowe przeciągłe wabienie"reb. reb. reb. ", gdy ją wreszcie odszuka i rozpływa sięw istnej orgii rozhoworu reb-reb połączonego z unoszeniemdzioba i zwracaniem ku niejtylnej części głowy obserwatorsiląrzeczy musiwyprowadzić ztego subiektywną interpretację,że kaczor cieszy się szalenie z odnalezienia partnerki i że jegowysiłki w poszukiwaniu jej byty w znacznym stopniu motywowane "apetencją" ceremoniału powitania. Wprzypadku wyższych zrytualizowanychform właściwego krzyku triumfalnego,który spotykamy u gatunków oharówi tym bardzieju gęsiwłaściwych, wrażenie to jeszcze przybiera na sile, i to takdalece, że jesteśmy skłonni opuścić cudzysłów przywyrazie: powitanie. U wszystkich kaczek pływających natomiat,a także i uoharów,które wykazują do nich najwięcej podobieństwa spośródswoich krewnych również iw zakresie krzyku triumfalnegobądź też rozhoworu reb-reb ceremoniał ten majeszczeidrugą funkcję, w związku zktórą ceremoniał pojednawczyodprawia tylkosamiec, natomiastsamica podżegaw sposóbopisany już na s. 85. Zgodniez subtelną analizą motywacjiwiemy, że samiec kierujący gesty grożące w stronę sąsiadującego z nim samca tego samegogatunku w głębi swego sercakryjeagresywność w stosunku do małżonki,podczas gdyta nie mawobec niegożadnych agresywnychuczuć, kierując jenaprawdęwyłącznie przeciwko obcemu. Rytuał ten, będący kombinacją 220 nowo ukierunkowanego grożenia samca i podżegania samicy,jest pod względem fukcjonalnym całkowicie analogicznydokrzyku triumfalnego, przyktórymobaj partnerzy grożą wzajemnieobok siebie. U europejskiej kaczki świstuna i uohara niezależnie odsiebie rytuał rozwinął się w szczególniepiękny ceremoniał. Ciekawe jest, że chilijska kaczka świstunodprawia równie wysoko zróżnicowany ceremoniał podobnydo krzyku triumfalnego, w czasie którego oboje małżonkowiegrożą w sposób nowo ukierunkowany, tak samo jakgęsiwłaściwe i wiele większych gatunków oharów. Samica chilijskiego świstuna ma na sobie wspaniały męskistrój zzielonomieniącą się głową i jasnoczerwonobrązową piersią;jest towśród kaczek pływających jedynytego rodzaju przypadek. U kazarki, gęsi nilowej i wielu im pokrewnych samicawykonuje wprawdzie homologicznyruch podżegania, ale samiec reaguje nań nie tyle zrytualizowanym grożeniem obok swejmałżonki, ile raczej prawdziwym czynnym atakiem na wrogiego sąsiada, którego ona muwskazuje. Dopiero gdy sąsiadzostaje pokonany albo przynajmniej gdy walka nie kończy sięjakąś straszliwą klęską pary rozbrzmiewa nie kończący siękrzyk triumfalny. U wielugatunków, takich jak gęś znadOrinoko, gęś andyjska i inne, okrzyk ten nie tylko stwarzaprzedziwny efekt dźwiękowy ze względuna różnice międzygłosem męskimi żeńskim, aleponadto wzrokowo sprawianiezwykle komiczne wrażenie przez swą bardzo przesadnąmimikę. Mój film o parzegęsi andyjskich, która osiągnęładruzgocące zwycięstwo nad moim kochanym przyjacielemNikoTinbergenem, niezawodnie wywołuje huragany śmiechu. Najpierw samica przezkrótki pozorny atak podżega swegomałżonka na sławnegoetologa; wprowadzony z wolna w pajęgąsior wreszcie naprawdę atakuje i natychmiast dochodzi dotakiej wściekłości i tak straszliwie bije rogowatymi przegubamiskrzydeł, że ucieczka Nika wygląda niezwykle przekonywająco jego nogi i przedramię pokrywają się brązowymi i niebieskimi sińcami w miejscach uderzeń i uszczypnięć. Po zniknięciu 221. ludzkiego przeciwnika następuje długotrwały ceremoniał triumfalny, który rzeczywiście działa ogromnie rozweselające przeznadmiar swego aż nadto człowieczego wyrazu. Jeszcze bardziej niż u innych gatunków z grupy oharówpótnocnoafrykańska gęś nilowa podżega swego małżonkaprzeciwko wszystkim znajdującym się w jego zasięgu wspólplemieńcom, a w ich braku niestety także i przeciwko ptakominnych gatunków. W ogrodzie zoologicznym wielki sprawiatym kłopot swemu opiekunowi, który musi pozbawiać te piękneptaki zdolności lotu i izolować je parami. Samica tego gatunkuprzygląda się wszystkim walkom, które prowadzi jej małżonek,z zainteresowaniem godnym sędziego na ringu, ale nigdy munie pomaga, jak toczynią nieraz samice gęsigęgawej i zawsze samiczki ryb pielęgnicowatych. Przeciwnie,gęś nilowaw każdej chwili gotowa jest przejśćz powiewającym sztandarem na stronę zwycięzcy, gdyby jej dotychczasowy towarzysz życia miałponieść klęskę. Tego rodzaju zachowaniesię musi wywierać znaczny wpływna dobór płciowy,ustanawiając premię selekcyjną za możliwienajwiększą siłę bojową samca ijego zapal do walki. W związkuz tym nasuwa siętu nowa myśl, którą zresztą zajmowaliśmy sięjuż w końcowej części rozdziałuUl-Istnieje mianowiciemożliwość, anawet duże prawdopodobieństwo, żewystępującau gęsi nilowej chęć do bójek, która obserwatorowi wydaje sięnieraz wręcz absurdalna, jest wynikiem wewnątrzgatunkowejselekcji i dla zachowania gatunku nie ma w ogóle żadnegospecjalnego znaczenia. Możliwość takanieco nas niepokoi,gdyż jak jeszcze później zobaczymy, podobne rozważaniaodnoszą się również i dofilogenetycznego rozwoju popęduagresji u ludzi. Gęś nilowanależy zresztądo tych niewielu gatunków,u których krzyk triumfalny może z a w i e ś ćw swojej funkcjiceremoniału pojednawczego. Gdy dwie pary drażnią sięnawzajem poprzez przejrzystą, aleodgradzającą je kratę i doprowadzają się do coraz większej wściekłości, zdarza się dość 222 często, że nagle, jak na komendę, członkowie każdej paryzwracają się kuswoim własnym partnerom i zaczynają sięstraszliwie wzajem prać- Tosamomożna zwykle uzyskać przezwprowadzenie na teren jednej z par"kozła ofiarnego" tegosamego gatunku i usunięcie go możliwie niepostrzeżeniew chwili, gdy bijatyka jestw pełnym toku. Wówczas paranaprzód nieomal zapamiętuje sięw ekstazie krzyku triumfalnego, który staje się coraz dzikszy,a przy tym coraz bardziejpodobny do nie zrytualizowanego grożenia aż nagle obojekochający się małżonkowie biorąsię wazjemnie za łby i tłukąbezopamiętania;sprawa kończy sięzwykle zwycięstwemsamca, który jest zdecydowanie większy isilniejszy od samicy. Nie słyszałem jednaknigdy, aby w razie stałego braku "złegosąsiada" owo spiętrzenie niewyżytej agresywnościmiałona tejdrodze doprowadzić do zabójstwa współmałżonka, jak toopisywałemw odniesieniu do niektórych pielęgnicowatych. Niemniej krzyk triumfalny gęsinilowychi gatunków z rodzaju Tadoma ma największe znaczenie dzięki pełnieniu funkcjipiorunochronu. Potrzebny jest więc przede wszystkim tam,gdzie grozi burza, tzn. gdzie zarówno wewnętrzny nastrójzwierząt, jak i zewnętrzna sytuacjawyzwalającabudzą wewnątrzgatunkową agresywność. Pomimo że wydawaniu krzykutriumfalnego, szczególnie u naszego europejskiego ohara,towarzyszą bardzo zróżnicowane przesadnie taneczne sposobyzachowania się, ceremoniał ten nie oderwał się od popędówbędących pierwotnym źródłem konfliktu tak dalece jak opisanejuż i mniej rozwinięte w swoich formach ruchy "powitania"u niektórych kaczekpływających. U oharów krzyk triumfalnynajwyraźniej wciąż jeszczeczerpie energię z popędów pierwotnych, z konfliktu, z któregopowstał kiedyś nowo ukierunkowany ruch; nadal jest zawsze powiązany z istnieniemprawdziwej chęci ataku, rozbudzonej w danej chwili, iz czynnikami przeciwdziałającymi tejchęci. Wzwiązkuz tymceremoniał ten u wymienionych gatunków podlega znacznymwahaniomw zależności odpory roku: najintensywniejszy bywa 223. w porach rozmnażania się, zanika poza nimi i oczywiście niewystępuje wcale u młodych ptaków przed osiągnięciem dojrzałości płciowej. To wszystko przedstawia się zupełnie inaczeju gęsi gęgawej i chyba w ogóle u wszystkich gęsi właściwych. Przedewszystkim ich krzyk triumfalny nie jest jedynie sprawą związanej z sobą pary,ale stał się więzią jednoczącą nie tylko parę,lecz całą rodzinę, więcej jeszcze w ogóle całą grupę bliskozaprzyjaźnionych z sobą osobników. Ceremoniał ten oderwałsięprawie albonawet bezreszty od popędu płciowegoiodprawiany jest przez cały rokrównież i przezzupełnie młode pisklęta. Przebieg całości ruchu jest dłuższy i bardziej skomplikowany niż we wszystkich dotąd opisywanychrytuałach pojednawczych. Podczas gdy u piełęgnic, a także często u gatunkówspokrewnionych z oharami agresjaodwrócona od partneraprzez ceremoniał powitania prowadzinastępniedo ataku nawrogiego sąsiadau gęsi atak, składający się ze zrytualizowanego ciągu ruchów, wyprzedza czułe powitanie. Innymisłowy, do typowej sceny krzyku triumfalnego należy, że jedenz partnerów zwykle jest nimnajsilniejszy członek grupy, 224 a więc w stadle zawsze gąsior atakujeprawdziwego bądźpozornego wroga, pokonujego, a następnie po mniej lubbardziej przekonywającymzwycięstwie powraca z głośnympowitaniem do swoich. Termin krzyk triumfalny wywodzi sięwłaśnie z takiego typowegoprzypadku, pokazanegoschematyczniena ilustracji Helgi Fischer. Kolejność ataku i powitania w czasie jest takdalece zrytualizowana, że przy wyższej intensywności podrażnienia przebijasię jako kompleksowy ceremoniał również i wówczas,gdyniema powodu doprawdziwej agresywności. Atak staje sięwtedyatakiempozornym na jakąkolwiek stojącą w pobliżu gąskę alboteż idzie w ogóle w próżnię przy dźwięku głośnych fanfar takzwanego grzmienia (Rollen), tj. ściśniętego, chrypliwego trąbienia, towarzyszącego pierwszemu aktowi ceremoniału krzykutriumfalnego. Pomimo że w korzystnych warunakch możedojść do grzmiącego ataku, pobudzonego wyłącznie autonomiczną motywacją rytuału,do wyładowania często dochodziwówczas, gdy gąsior jest naprawdę wystawiony na sytuacjebodźcowe wyzwalające agresję. Jak wykazuje ściślejszaanalizamotywacji, grzmienie występuje szczególnie wtedy, gdy ptakznajdzie się w konflikcie międzychęcią atakui strachema społecznym powiązaniem. Przez więź, która go łączy z żonąi dziećmi, gąsiorjest związany z miejscem i nie może uciekać,nawet jeśli przeciwnik wywołuje w nim poza agresywnościąsilny popęd ucieczki. Położenie jego jest wówczas takie samojak szczura zapędzonego wróg: pozorniebohaterska odwaga,z którą ojciec rodzinynapada nawet naprzeważające siływroga, jest odwagą rozpaczy wynikającą z reakcji krytycznej,jakąpoznaliśmy już na s. 51. Druga fazakrzyku triumfalnego, polegająca na odwróceniusię ku partnerowi z cichym gęganiem, ruchem bardzo przypomina grożenie, odktórego można ją odróżnić po nieznacznymodchyleniu od kierunku, wynikającym z ustanowionego rytuałunowego ukierunkowania. Jednakże to "grożenie obok" wstosunku doprzyjaciela zawiera w normalnych warunkach bardzo 225. niewiele agresywnej motywacji bądź nie zawiera jej wcale i jestaktywowane wyłącznie autonomiczną silą napędową samegorytuału, specjalnym instynktem, który można z pełnym uzasadnieniem określić jako instynkt społeczny. Do wolnej od agresji czułościpowitaniaw sposóbistotnyprzyczynia się działanie kontrastu. Gąsior wyładowałjużznaczną miarkę agresywności przy pozornym atakui grzmieniu, a jego nagłe odwrócenie się odprzeciwnikai zwrócenie ku ukochanej rodziniełączy się ze zmianą nastroju. To zaś zgodnie z dobrze znanymi zasadami fizjologiiipsychologii sprawia, że wahadło agresjikieruje sięw przeciwną stronę. Jeślimotywacja własna omawianegoceremoniału jest zmniejszona, powitalne gęganie może zawierać nieco więcej agresywnych sił napędowych. A w zupełnieokreślonych warunkach, o których będzie mowa później,ceremoniał powitania może ulec "represji", to znaczy powrócićdo filogenetyczniewcześniejszej fazy, przy czym wówczasmoże również przeniknąć doń prawdziwa agresywność. Ponieważ powitanie i grożenie wyglądają prawie jednakowo,ta rzadko występująca i niezupełnie normalna domieszkapopędu ataku w sposobie poruszania się jest jako takaledwiewidoczna. O tym, jak bardzoten elementprzyjacielskościpodobny jest do starej mimiki grożenia mimo podstawowychróżnic w motywacji, świadczą możliwe pomyłki. Nieznaczneróżnice ukierunkowania są wprawdzie od przodu,tzn. od stronyadresataruchu ekspresyjnego, dobrze widoczne, ale z boku,z profilu, bywają prawie nie do uchwycenia, i to nie tylko dlaobserwatora człowieczego,ale również i dla innej dzikiej gęsi. Gdyna wiosnę więzi rodzinne z wolna zanikają,a młodegąsioryruszają wzaloty, może sięzdarzyć, żejeden z braci majeszcze z drugim wspólny rodzinny krzyk triumfalny, niemniejjednaksam już usiłuje oświadczyć się obcej młodej gąsce. Oświadczyny te niepolegają napropozycji kopulacji, ale natym, że młodzieniec atakuje obce gęsi, a następnie biegniez powitaniemdo swojej wybranki. Gdy teraz przyjazny braci226 szekpatrzyna to z boku, jest w pełni przekonany, że zalotnikpragnie zaatakować obcą młodągęś. A ponieważ męscyczłonkowie grupy wspólnego krzyku triumfalnego wspomagająsię wzajemnie, napadawściekły przyszłą narzeczoną swegobrata. Jednak samnic do niej nie czuje,bije więc ją w sposóbgrubiański. Czyni to z intensywnością, która odpowiadałabyruchom ekspresyjnym tamtego, gdyby groził, zamiast witać. Gdy samiczka ucieka przerażona, jej zalotnik jest w dużymkłopocie. Nie jest tobynajmniej antropomorfizm, gdyż obiektywnym podłożem psychologicznym każdej kłopotliwej sytuacji jest konflikt między sprzecznymi siłami napędowymi,a młody gąsior niewątpliwie znajduje się właśnie w takimpołożeniu: popęd obrony wybranej samicy jest u młodegosamca gęsi gęgawej niezwykle silny, ale tkwi w nim równiepotężny hamulec przed zaatakowaniem brata, który jeszcze jestjego kompanem w braterskim krzyku triumfalnym. W dalszymciągu rozpatrzymy jeszcze dobitneprzykłady tego, jak bardzoniezłomne jest to zahamowanie. Ponieważ krzyk triumfalny zaledwie w pierwszej swejfazie, której towarzyszy "grzmienie", zawiera pewną dozęagresywności w stosunku do partnera, a już na pewno niewykazuje jejw gęgającym powitaniu zdaniem Helgi Fischer,ta dalsza fazaprawdopodobnie już nie spełniafunkcji ruchupojednawczego. Wprawdzie "jeszcze" występuje tu wyraźnieimitacja symbolicznej formy nowo ukierunkowanego grożenia,ale na pewno międzypartnerami niewrze już agresywność takgwałtowna, żeby ażwymagała odprowadzenia. Pierwotne popędy stanowiące podłoże nowego ukierunkowania możnawyraźnie stwierdzić tylko wjednej, ściśleokreślonej i szybko przebiegającej fazie indywidualnego rozwoju. Zresztą ten indywidualny rozwój krzyku triumfalnegou gęsi gęgawej również szczegółowo przebadany przezHelgę Fischer nie jest w żadnym razie rekapitulacja swegofilogenetycznego powstania: absolutnie nie wolno przeceniaćzasięgu działania reguły powtarzalności (s. 211). Świeżo wy227. kłuta gęś, zanim jeszcze potrafi chodzić, stać czy jeść, umie jużwysuwać szyję i mch ten wykonuje "gęgając" falsetowymgłosikiem. Dźwięk ten z początku jest dwusylabowy, zupełnietak jak"reb-reb" lub odpowiednigloskacząt. Już pokilkugodzinach brzmion wielosylabowo, jak "wi-wi-wi" i rytmemswoim dokładnie odpowiada powitalnemu gęganiu dorosłychgęsi. Wyciąganie szyi i dźwięk "wi" są na pewno wstępem,z którego podczas dorastania gęsi rozwija się zarówno ruchekspresyjny wyrażający grożenie, jak i tak bardzo istotnadruga faza krzyku triumfalnego. Z porównawczychbadań nadfilogenezą wiemy,że w jej toku powitanie wytworzyło się napewno z grożenia przez nowe ukierunkowanie i rytualizację. Jednakże w swoim rozwoju indywidualnym ruch podobny podwzględem formalnym maprzede wszystkim znaczenie powitania. Gdy mała gąska dokonałaciężkiegoi niepozbawionego niebezpieczeństwa dzieła wyklucia sięi leży jak mokra kupka nieszczęścia zbezwładnie wyciągniętąszyjką, można w niej natychmiast wyzwolić tylko jedną reakcję. Wystarczysię nad nią nachylić i możliwie gęsim głosem wydaćz siebie kilka dźwięków a pisklę podnosi niepewniekiwającąsię wobie strony główkę, wyciąga szyję i wita się. Zanimuczyni, zanim w ogóle potrafi uczynić cokolwiekinnego,maleńkadzika gęś wita swoje społeczne otoczenie! Zarówno pod względem znaczenia jakoruch ekspresyjny, jaki w związku z sytuacją wyzwalającą wyciąganie szyi i cichygłos małej gęsi gęgawej odpowiada całkowiciepowitaniu, a nieruchom grożenia u osobników dorosłych. Jednakże dziwnymtrafem istnieje formalne jego podobieństwodo gestugrożenia,gdyż u zupełnie małych gąsiąt nie występuje charakterystyczneodchyleniewyciągniętej szyi w bokod kierunkuwskazującego partnera. Zmienia się to dopiero, gdy mają onejuż kilkatygodni i gdy ostatecznie ich pióra stają sięwidocznepośródpuchu. W tym czasie młode ptaki zaczynają wyraźniewykazywaćwiększą agresywność w stosunku do równych sobiewiekiem gęsi z obcych rodzin, wyciągając bowiem szyję, idą ku 228 "mi wydając cichy głos i usiłując je szczypać dziobami. Aleponieważ przytakich zwadach między dwoma stadami rodzeństw ruchy grożenia i powitania są jeszcze do siebiecałkowicie podobne,jasne jest,że często dochodzido nieporozumień i rodzeństwo kąsa się wzajemnie. W tej właśnieszczególnej sytuacji pierwszy raz występuje w ontogeneziezrytualizowane nowe ukierunkowanie ruchu powitalnego: uszczypnięta przez siostrę czy brata gąska nie odgryza się,alewybucha intensywnym kwileniem, wyciągając szyję, która jestskierowana zupełnie wyraźnieobok tamtejgąski, i to pod kątembardziej rozwartym niż potem w całkiem dojrzałym ceremoniale. Działanie hamujące agresję zawarte w tym ruchu jestniezwykle wyraźne; siostrzyczka czy braciszek, który jeszczeprzed chwilą był agresywny, natychmiast daje spokój i rozpływa się również w wyraźnym ukierunkowanym obok powitaniu. Owa faza przejściowa, w czasie której krzyk triumfalnynabiera znaczenia zdecydowanie pojednawczego, trwa zaledwie kilka dni. Nagle wkracza zrytualizowane nowe ukierunkowanie, które odtądz bardzo małymi wyjątkami zapobiega wszelkim nieporozumieniom. Poza tym w miarę dojrzewaniazrytualizowanego ceremoniału powitania dostaje siępod hegemonię autonomicznegopopędu społecznego i niezawiera już żadnej bądź też tak niewiele agresywności wstosunku dopartnera, że zbędny staje się jakikolwiek specjalnymechanizm, który służyłby zapobieżeniu napaści. Odtąd funkcja krzyku triumfalnego jest wyłącznie funkcjąwięzi łączącejze sobą członków rodziny. Grupa spojona tą więzią jest dziwnie ekskluzywna. Świeżowyklute pisklę ztytułu samegoswego urodzenia korzystaz przywileju przynależnoścido tej grupy i bywa przyjmowane"na ślepo", nawet jeżelinie jest wcale gęsią, ale podrzuconymdla celów doświadczalnych bękartem, na przykładkaczkąpiżmową. Już po kilku dniach rodzice poznali swoje dzieci,adzieci rodziców i odtąd żadne z nich nie życzy sobieodprawiać triumfalnego współkrzyku z innymi gęsiami. 229. Gdy podejmiemy dość okrutne doświadczenie, polegające naprzemieszczeniu gąsiątka do obcej rodziny, biedny ptaszek tymgorzej zostaje przyjęty przez nową wspólnotę triumfalnegokrzyku, im później został wyrwany ze swego pierwotnegozwiązku rodzinnego. Malec boi sięobcych, a im więcejwykazuje lęku, tym więcej tamci są skłonni go atakować. Naprawdę wzruszające wrażenie sprawia dziecięcaufność,gdy zupetoie niedoświadczone, świeżo wyklutegasiątko zwracasię z deklaracją przyjaźni swego małego kwilącego krzykutriumfalnegodo pierwszej żywejistoty, która siędo niegozbliży, "w przekonaniu" że istota ta musi być jednym z jegorodziców. Poza tymistnieje tylko jedna jedyna sytuacja życiowa,w której gęś gęgawa zwraca sięku istocie całkowicie obcejz krzykiem triumfalnym, a tymsamym z oświadczeniemwiecznej miłości i przyjaźni. Dzieje się to mianowicie wtedy,gdypełen temperamentu młodzienieczakochasię nagle w obcejpanience bez żadnego cudzysłowu! Pierwsze oświadczynyprzypadają na czas,gdy zeszłoroczne młode muszą już opuścićswoich rodziców, którzy przygotowują się do odbycia nowegolęgu. Siłą rzeczy więzi rodzinne rozluźniają sięnieco, jednakżenie rwą się nigdy. Powiązanie krzyku triumfalnego z osobistym rozpoznawaniem partnera jest u gęsi silniejsze niż u poprzednio omawianych ptaków blaszkodziobych. Kaczki również prowadzą palawertylko z określonymi, znanymi sobietowarzyszami, ale aniwięź, która ten ceremoniał łączy uczestniczące w nim osobniki,nie jest tak silna,ani też przynależność do grupy nie bywa taktrudna do osiągnięcia jak u gęsi. Może się zdarzyć, że osobnik,który świeżo przyleciał do osiedla bądź został nabytyprzezhodowcę oswojonych gęsi, potrzebuje dosłowniecałychlat,zanim zostanieprzyjęty do grupy gęsi odprawiających wspólnykrzyktriumfalny, Łatwiej jest obcemu pozyskać partnera dzięki gwałtownemuzakochaniu się, a członkostwo większej grupy wspólnego 230 sf-' 5 bzykutriumfalnegoprzez okrężną drogę założenia rodziny. ;Łtetrahując od dwóch przypadkówspecjalnych: zakochania sięnirodzenia sięw grupie rodzinnej krzyk triumfalny jest tymintensywniejszy, a więź łącząca uczestniczącychw nim tymsUaiejsza, i m dłużej zwierzęta znają s i ę wzajemnie. Jeśli wszystkie inneokoliczności są jednakowe, możnaogólnie powiedzieć, że silą krzyku triumfalnego jest wprostproporcjonalna do stopnia wzajemnej znajomoS c i między partnerami. Ujmując to z pewną przesadą spójnia krzyku triumfalnego powstaje zawsze wtedy,gdy stopieńaiajomości i zażyłości między dwiema lub więcej gęsiami dotego dojrzał. Gdy na przedwiośniupary starszych gęsi nosząsię z zamiarem rozpoczęcia lęgów, a wiele młodych jedno- i dwuletnichgęsi myśli o miłości z reguły wiele osobników w różnymwieku zostaje "na koszu", awięc nie skojarzonych w paryi erotycznie bezczynnych. Łącząsię one wówczas zawszew mniejszei większegrupy. Grupy teokreślamy zwykle krótkojako nielęgowe. Nie jest to zupełnie ścisłe, bo przecież wielemłodych, ale już silniezespolonych parnarzeczeńskich równieżjeszcze nie wysiaduje. W takichnielęgowych grupach mogą siętakże wytworzyć wcale silne więzi wspólnego krzyku triumfalnego, które nie mają absolutnie nic wspólnego zseksualizmem. W warunkach gdy dwiesamotne gęsi są zdane na swojewzajemnetowarzystwo,może dojśćtakże iprzypadkowo dowspólnoty nielęgowej dwóchosobników różnej płci. Tak sięwłaśniestało tego roku, gdyz naszegofilialnego osiedla gęsigęgawych nad jeziorem Ammersee powróciła owdowiała staragęś i połączyła się z mieszkającym wSeewiesen wdowcem,którego żona z niewiadomych przyczyn niedawno zmarła. Myślałem, że jest topoczątek tworzenia się pary, ale HelgaPischer od początku wyrażała pogląd, żeto typowy związekkrzyku triumfalnego, związeknielęgowy, który może powstaćtakże między dorosłym samcem i równie dorosłą samicą. Przecież wbrew odmiennym zdaniom istniejetakże 231. prawdziwa przyjaźń między mężczyzną a kobietą, nie mającanaprawdę nic wspólnego z zakochaniem. Z takiejprzyjaźnimoże oczywiście zawsze bardzo łatwo powstać miłość,również i u gęsi. Hodowcom dzikich gęsidobrze znana jestsztuczkapolegająca na przemieszczaniurazem dwóch gęsi,które się chce ze sobą skojarzyć, do innego ogrodu zoologicznego albo innego zbiorowiska ptactwa wodnego, gdzie oboje sąniemile widziani jako obcy przybysze i każde zdane jest tylkona towarzystwo drugiego. W ten sposób można wymusić conajmniej wytworzenie się nielęgowego związku krzykutriumfalnego i oczekiwać, że rozwinie się z niego stadło. Jednakże ażnadto często widywałem, jak takie wymuszone związki rozchwiewały się zaraz po powrocie do dawnegootoczenia. Niełatwo przeniknąć powiązania istniejące pomiędzy krzykiem triumfalnym a seksualizmem, awięc popędemdo kopulacji. W każdym razie powiązania te są dość luźne i wszystko, cojest bezpośrednio seksem, w życiu dzikich gęsi odgrywa rolęwyraźnie podrzędną. Parę gęsi wiąże do końca życia krzyktriumfalny, a nie stosunki płciowe między małżonkami. Dopiero powstanie silnego powiązania dwóch osobników krzykiemtriumfalnym "toruje drogę" i do pewnego stopnia sprzyjapowstaniu stosunków płciowych. Gdy dwie gęsi mogą to byćtakże dwa gąsiory były bardzo długo związane więzią owegoceremoniału, zwykle próbują wreszcie ze sobą kopulować. Natomiastodwrotnie, wydaje się, że stosunki płciowe istniejąceczęsto nawet wśród jednorocznych, awięc jeszcze dalekich odosiągnięcia zdolności rozrodu młodych ptaków niestwarzajążadnych szczególnie sprzyjających warunkówdo powstaniazwiązkukrzyku triumfalnego. Często widuje się,jak dwiemłode gęsi uporczywie kopulują, a nie można z tego faktuwyciągać żadnych wniosków co do ichzłączenia się w przyszłości w parę. Natomiast najlżejszy nawet ślad zaproszenia do krzykutriumfalnego ze strony młodego gąsiora, o ile znajdzie oddźwięk u samiczki, uprawnia do przewidywania z dużym 232 prawdopodobieństwem,że z tych dwojga powstanieskojarzonana stałe para. Takie subtelne związki,w których reakcjetowarzyszące kopulacji nie odgrywają żadnej roli, najwyraźniejulegają rozchwianiu w okresie pełnegolata i wczesnej jesieni,lednakże młode gęsi, gdy już zaczynają poważnietokowaćw drugiej wiośnie swego życia, bardzo często powracają doobiektu zeszłorocznej pierwszej miłości. Luźnei w pewnymsensie jednostronne powiązania, występujące u gęsi pomiędzykrzykiem triumfalnym a kopulacją, wykazują dalekoidąceanalogie do powiązań istniejących u ludzi między zakochaniemsięa z grubsza ciosanymi seksualnymi sposobamireagowania. "Najczystsza" miłość prowadzi przezdelikatną czułość docielesnego zbliżenia, którego jednak wcalenie odczuwasię jakosprawy najważniejszej, podczas gdy odwrotnie sytuacjabodźcowa i partnerzy wyzwalający najsilniejpopęd kopulacjibardzo często nie sątymi, na których reagujesię gwałtownymzakochaniem. Oba te kręgifunkcyjne mogą się u gęsi tak samojak uczłowieka całkowicie od siebie oderwać i uniezależnić,pomimo że "normalnie" należą do siebie ipowinny dotyczyćtego samego osobnika jako partnera, jeżeli mają odegrać swojąrolę w zachowaniu gatunku. Nie ma chyba w całej biologii pojęcia,które byłobytrudniejszedo zdefiniowania niż pojęcie normalności, a niestetydefinicja jegojest jednocześnietak samo niezbędna jakścisłeokreślenieprzeciwstawnegopojęcia, tzn. patologii. PrzyjacielmójBemhard Hellmann, gdy natrafiał na coś szczególniedziwacznego iniezrozumiałego w budowieczy zachowaniu sięjakiejś żywej istoty, zwykłbył stawiać pozornie naiwnepytanie: "A czy to jest zgodne z intencją konstruktora? "Istotnie, jedynym możliwym określeniem "normalnej"struktury i funkcji jeststwierdzenie, że jest ona właśnie tą, którasię w takiej a nie innej formie wytworzyła pod selekcyjnym naciskiem jej znaczenia dlazachowania gatunku. Niestety owa definicja nieobejmuje tegowszystkiego, co zupełnie przypadkowo jest takie a nie inne, 233. a co bynajmniej nie musi jeszcze podpadać pod pojecienienormalności i patologii. W żadnym razienie możemy przezpojęcie normalności rozumieć przeciętnej wyprowadzonej zewszystkich obserwowanych pojedynczych przypadków, możemy natomiast za normalny przyjąć raczej przetworzony przezprzemianę gatunków typ, który ze zrozumiałych przyczynbardzo rzadko albo nigdy nie występuje w postaci zupełnieczystej. Pomimo to potrzebna nam jest ta całkowicie idealnakonstrukcja, aby na jej tle uwypuklać zakłócenia spowodowaneodchyleniami. W podręczniku zoologii musimy znaleźć opisprawdziwie nieskazitelnego motyla jako przedstawiciela swegogatunku, motyla, którynigdy i nigdzie dokładnie w tej postacinie występuje, wszystkie bowiem egzemplarze, które widujemyw zbiorach, są każdy w nieco odmienny sposób zniekształcone bądź uszkodzone. Tak samo nie możemy obejść siębez idealnej konstrukcji ,,normalnego zachowania się" gęsigęgawej czy też jakiegokolwiekinnego gatunku zwierząt,takiegozachowania się, jakie mogłoby istnieć tylko wprzypadku, gdyby żadne zakłócenia nie oddziaływały na dane zwierzę,co jestrównie niemożliwe jak nieskazitelny typ motyla. Ludzieobdarzeni zdolnościądo postrzegania pokroju widzą zupełnie bezpośrednio idealny typ jakiejś struktury bądź zachowaniasię, a oznacza to, że potrafią oddzielić istotętypu od tłaprzypadkowych drobnych niedoskonałości. Gdy nauczycielmój Oskar Heinroth opisywałw swojejdziś już klasycznejpracy o rodzinie Anatidae (1910) dozgonną bezwzględnąwiernośćmałżeńską gęsi gęgawej jako jej "normalne" zachowanie się, było to całkowicie prawidłowe wyabstrahowaniepozbawionego zakłóceń idealnego typu, pomimo że nigdy niemógł przeprowadzić w pełni rzeczywistych obserwacji, choćbydlatego, że życie gęsi może przekroczyć pół wieku, a jejmałżeństwo trwa tylko dwa lata krócej niż życie. Niemniejwypowiedźjego jest słuszna, a typ ustanowionyprzez niego dlaopisui analizy zachowaniasię niezbędnie potrzebny, podczasgdy norma obliczona na podstawie przeciętnejwielu pojedyn234 czych przypadków byłaby zupełnie nieprzydatna. Gdy niedawno,nakrótko przed napisaniem tego rozdziału, opracowywałemz Helgą Fischer jej kolejne protokoły o gęsiach, byłem pomimo powyższych rozważańjednak rozczarowany, że opisanyprzez mego mistrza normalny przypadekabsolutnie wiernego ażpoza grób małżeństwa w rzeczywistości u naszychwielu, bardzowielu gęsi występuje tak stosunkowo rzadko. Na to Helga,oburzona tym moim rozczarowaniem, wypowiedziała nieśmiertelne stówa: "Naprawdę nie wiem, o cocichodzi, przecieżostatecznie gęsi też są tylko ludźmi. " U dzikich gęsi i jakmożna udowodnić nawetu takich, które żyją na wolności, istnieją bardzo daleko idąceodchyleniaod normy małżeńskiego i społecznego zachowaniasię. Jedno z nich,występujące bardzo często, dlatego jest takszczególnie ciekawe, że aczkolwiek bywa ostro piętnowanew niektórych ludzkich środowiskach kulturowych, u gęsidziwnym trafem nie jest szkodliwe dla zachowania gatunku: mam namyśli związek między dwomasamcami. Przedstawiciele obu płci wśród gęsi nie wykazują bardzo znacznych różnicjakościowych ani wzewnętrznymwyglądzie, ani w zachowaniusię. Jedyny ceremoniał, bardzo różny u każdej płci, występującyprzy dobieraniu się pary, to tak zwana ugięta szyja. Wyrażaon,że przyszli partnerzy przedtem nie znali się, a więc odczuwająnieco strachu jednoprzed drugim. Gdy już udało się przeskoczyć ten rytuał, nic niestoi naprzeszkodzie, aby gąsiorskierował swojąpropozycję krzyku triumfalnego do innegosamca zamiast do samicy. Zdarza się toczęsto, choć niewyłącznie, wtedygdy wszystkie gęsi znająsię ze sobą aż nazbytdobrze, bo przebywają razem w ciasnym pomieszczeniu. Dopóki mój oddział Instytutu Fizjologii Zachowania się im. Maxa Plancka mieścił się w Buldem w Westfalii, gdziemusieliśmy wszystkie nasze wodneptaki trzymać na stosunkowo małym terenie nad jeziorem, zdarzało sięto tak często, żeprzezdłuższyczasbyliśmy przekonani,że spotkanie partnerówróżnej płciu gęsi gęgawej wynika tylko z działania zasady prób 235. i błędów. Dopiero znacznie później odkryliśmy funkcję ceremoniału ugiętej szyi, nad którym zresztą nie będziemy się tudłużej zatrzymywać. Gdy więctaki miody gąsioroświadcza się za pośrednictwemkrzyku triumfalnegoinnemu samcowi,a ten reagujeprzyzwalająco, wówczas każdy z nich w zakresie tego jednegokręgu funkcyjnego znajduje o wiele lepszego partnerai kompana, niż byłaby nim samica. Ponieważ agresywnośćwewnątrzgatunkowawystępuje silniej u gąsiora niż u gęsi,silniejsza jest uniego również skłonność do krzyku triumfalnegoi dwaj przyjaciele dopingują się wzajemnie do śmiałychwyczynów. A że żadna różnopłciowa para nie jest zdolna imstawić czoła, pary gąsiorów zajmują zawsze bardzo wysokie,jeżeli nie najwyższe miejsca w hierarchii danego gęsiegoosiedla. Trzymają się oni razem w dozgonnej przyjaźnirówniewiernie jak para osobników różnej płci. Gdy rozdzieliliśmynaszą najstarsząparę gąsiorów, Masa i Kopfschlitza, i umieściliśmy pierwszego w naszej filialnej kolonii gęsi gęgawejnadjezioremAmper-Stausee przy Fiirstenfeldbruck obaj po rokużałoby połączyli się z żeńskimi gęsiami, poczym obie paryz dobrym wynikiem odbywały lęgi. Alegdy sprowadziliśmysamego Maxa bez małżonki idzieci,których nie udało sięnam schwytać z powrotem nadjezioro Ess, Kopfschlitzopuścił natychmiast żonę i dzieci i powrócił do Maxa. Dziwne,ale małżonka i synowie Kopfschlitza zdawali się całkowicierozumieć sytuację i przez dzikie ataki usiłowali przepędzićMaxa, co imsię jednak nie udało. Obecnie oba gąsiorytrzymająsię razem jak za dawnych dobrych czasów, a opuszczonamałżonka Kopfschlitza wumiarkowanej odległości smutnowlecze się za nimi. Pojęcie łączące się zazwyczaj ze słowem homoseksualizmjest bardzo ogólnie i bardzo niedostatecznie zdefiniowane. Za"homoseksualistę" uchodzi zarówno umalowany młodzieniecw spelunce, ubierający się po damsku, jak i bohater greckiejmitologii, pomimo że pierwszyzachowaniem swoimupodabnia 236 w at do innej płci, drugi dzięki swym czynom jest istnymmdinężczyzną i odbiega od normy tylko w zakresie doboruprzedmiotu swojej seksualnej działalności. Nasze "homoseksoalne" gąsiorynależą do tej drugiej kategorii. A błądzenie ichjest bardziej "wybaczalne" niż Achillesa i Patroklosa, boosobniki męskie i żeńskie mniej się różnią wśród gęsiniż wśródludzi. Poza tym gąsiory zachowują się o tyle mniej "zwierzęco"odwiększości ludzkich homoseksualistów, żenie kopulują zesobą nigdy bądź w bardzo rzadkich i krótkotrwałych wyjątkowych przypadkach iniewykonują żadnych czynności zastępczych. Wprawdzie na wiosnę widujesię,jak odprawiająeeremoniał wstępny do aktu płciowego, pięknie i wdzięczniezanurzając szyje, cowidząc u łabędzi, uwiecznił w swoimwierszu poeta Hólderlin. Gdy jednak po tym rytuale gąsiorychcą przystąpić do kopulacji,każdy zgodnie z prawem naturypróbuje pokryć drugiego, ależadnemu niewpada na myśl, abysiępołożyć płasko na wodzie zwyczajem samic. Gdywięc w tensposób bieg sprawy zatrzymuje się, zaczynają się wprawdzietrochęna siebie złościć, ale niebawem rezygnują z prób bezszczególnego zdenerwowania i rozczarowania. Każdy do pewnego stopniabierze drugiego zakobietę, która jestniecochłodna i niema ochoty na bliższefizyczne kontakty, cojednakw niczym nie umniejsza wielkiej, ogromnej miłości. W miaręprzemijania wiosny gąsiory przyzwyczajają się do tego, że niemogą kopulować, i wcalejuż nie próbują się kryć. Ciekawe, żew ciąguzimy zapominająo tym i na przyszłąwiosnę z nowąnadzieją w sercu znów usiłująsię wzajemnie pokrywać. Często, ale bynajmniej nie zawsze, popęd do kopulacjiu takichgąsiorów związanych ze sobą krzykiem triumfalnymznajduje zaspokojenie w inny sposób. Widocznie przodującapozycja społeczna, zdobywana przez nie z reguły dzięki ichzjednoczonej sile bojowej, niezwykle mocno pociąga nieskojarzone samice. W każdym razie prędzej czy późniejznajduje się gęś, która w odpowiedniej odległości skromnieidzie ślademdwóch takich bohaterów, i która, jak wykazują 237. dokładne obserwacje, a także dalszy rozwój wydarzeń jestw jednym z nich zakochana. Takie dziewczę stoibądźpłynie z początku na uboczuwcharakterze skromnego fiolka,podczas gdy obaj odprawiają swoje bezskuteczne próby tokowania. Potemjednak wpada na sprytny pomysł wsunięcia sięszybko pomiędzy oba samce w pozycji gotowości, w chwili gdyten, którego wybrała, usiłuje pokryć drugiego. Ofiarowuje sięprzy tym zawsze temu samemu gąsiorowi! Wówczas onz regułyją kryje, ale zaraz potem równie niezawodnie zwraca siędoswego przyjaciela iz nim odprawiaceremoniał końcowy kopulacji: "Właściwie to myślałem przytym tylko o tobie! " Drugi gąsior przeważnie jak najbardziejprawidłowo uczestniczy w tym epilogu. W pewnym przypadku,uwiecznionym w naszych protokołach, gęś niemiała zwyczajuchodzić wszędzie za obydwoma gąsiorami, alewyczekiwała naswegokochanka w południe, kiedy to gęsi najchętniej kopulują,w określonym kącie stawu. Ten wkrótce nadpływał, a po akciekrycia natychmiast leciałpoprzez staw do swego przyjaciela,abyz nim odbyć epilog kopulacji; wydawało się nam to wielkąniegrzecznością w stosunku do damy, która jednak nie zdawałasię "urażona". Dla gąsiora tego rodzaju stosunki płciowe mogą powoli staćsię "miłym przyzwyczajeniem", jeśli zaśchodzi o gęś i takprzecież stale wykazuje gotowość przyłączenia się do jegokrzyku triumfalnego. W miarę postępuzażyłości odległość,w której gęś idzie za parą samców, zmniejsza się i ten drugi, niekryjący jejgąsior powoli przywyka do niej. Wówczasonapowoli zaczyna, z początkubardzo nieśmiało,a potem z rosnącąpewnościąsiebiewtórować w krzyku triumfalnym obu przyjaciół, którzy przyzwyczajają się coraz bardziej do jejobecności. W ten sposób samica okrężną drogą, przez długą, bardzo długąznajomość, zamienia się z mniej lub bardziej niepożądanej"przyczepki" jednego z dwóch gąsiorów w prawie, a po bardzodługim czasie nawet zupełnierównorzędnego członka wspólnoty krzyku triumfalnego. 238 Cały ten długi tok wydarzeńw pewnych okolicznościachmoże przebiegać szybciej, amianowicie gdy gęś, któraprzecieżl początku nie korzysta zżadnej pomocy przy obronie terenugniazdowego,potrafiła sama zdobyć miejsce na gniazdo i wysiadywać. Wówczasmoże się zdarzyć, żeoba gąsiory odnajdująją przywysiadywaniu bądź po wykluciu siępiskląt iadoptują je. Oznacza to, ściśle biorąc, że adoptują lęg, młode potomstwo, aleprzyjmująrównież do wiadomości istnienie matki, która bierzeudział w krzyku triumfalnym uprawianym z przysposobionymidziećmi, będącymi przecież naprawdę potomstwem jednegoz nich. Strażowanie nad gniazdem i wodzenie dziecijak jużpisał Heinroth są chyba punktem kulminacyjnym w życiugąsiora, najwyraźniej naładowanym większym zasobem uczući wzruszeń aniżeli wstępne przygrywki do kopulacji i samokrycie. Wobec tego czynności te stanowią lepszy pomost dozawarcia bliższej znajomości między zainteresowanymi osobnikami i wykształcenia wspólnego krzykutriumfalnego niż samakt płciowy. Obojętne zresztą, w jaki sposób,ale zawszewreszcie, tzn. po kilkulatach, dochodzido prawdziwego stadłamałżeńskiegowe troje,tym bardziej że pokrótszym czydłuższym czasie drugi gąsior również zaczyna pokrywać gęśi wszystkie trzy ptaki wspólnie wykonują całą grę kopulacji. Alenajosobliwszyprzy takichtrójkowych małżeństwach,których obserwowaliśmy wieleprzy różnych okazjach, jest ichwynik biologiczny: miejsce ich jest zawsze nanajwyższychszczeblachhierarchii w osiedlu, nigdynikt nie wygania ichl rewiru gniazdowego i rokrocznie odhodowują one znacznąliczbę potomstwa. A zatem nie można uważać "homoseksualnej" więzi krzyku triumfalnego między dwoma gąsioramizazjawiskopatologiczne tym bardziej, że występujeono takżei udzikich gęsi żyjących w warunkach naturalnych. Peter Scottzastału dzikich gęsi krótkodziobych w Islandii bardzo znacznyodsetek rodzin składających się z dwóch samców i jednejsamicy. Korzyść biologiczna związana z podwojoną działalnością obronną ojców występowała tam jeszcze dobitniej niż 239. u naszych gęsi, znacznie mniej narażonych na ataki drapieżników. Opisałem już dostatecznie dokładnie, jak na zasadzie długotrwałej znajomości nowy członek może zostać przyjęty doekskluzywnego kręgu wspólnoty krzyku triumfalnego. Pozostałmi jeszcze do przedstawienia proces, dziękiktóremu taka więźnagle powstaje, można by rzec, nieomal żewybucha, i nim siękto spostrzeże, wiążeze sobą dwa osobniki na zawsze. Mówimywówczas bezcudzysłowu że oboje zakochali się w sobie. Nagłość tego zdarzenia oddajądoskonale takie obrazoweokreślenia,jak angielskie faHing m love,niemieckie wyrażeniesich verknallen [ipolskie "zapłonąć miłością"]. U samicy, tak samo jaku bardzo młodychsamców, wobecpewnej "wstydliwej" powściągliwości zmiana zachowania sięnie występuje tak jaskrawo, jest jednak nie mniej głębokai brzemienna w skutki niż u dorosłych samców, lecz możenawet głębsza i wymowniejsza. Natomiast dojrzałe gąsioryobwieszczają swojąmiłość wszemwobec biciem w kotłyi fanfarami, a zmiany w całym ich zewnętrznym wyglądzie sąwprost niewiarygodne. Jest to tym bardziej zaskakujące, żeprzecież nie dysponują one, jak ryby kościste, kolorowymiszatami godowymi, które mogłyby rozbłysnąć przyodpowiednim nastroju, aninie mają, jakpaw i wieleinnych ptaków,specjalnychstruktur wupierzeniuwystępujących przy zalotach. Zdarzyłomi się kiedyś, że dosłownie nie poznałem dobrzeznanego mi gąsiora, który z dnia na dzień "zakochał się". Napięcie mięśni wzrasta, przez co cała postawa staje się jakbynaprężona, ato z kolei zmienia cały zewnętrzny zarys ptaka; każdy ruch wykonywany jest z przesądnym nakładem siły; zrywanie się do lotu,którenormalnie wymaga ciężkiej "decyzji", przychodzi zakochanemu równiełatwo, jak gdybybyłkolibrem. Przelatuje on więc nawet najmniejsze odległości,jakie każda rozsądna gęśprzebywa pieszo, po czym spadaz szumem obok swojej uwielbianej krzycząc triumfalnie. Lubuje się w hamowaniu i przyspieszaniu niczym chuligan na 240 mntocyklu i w ogóle zachowuje się podobnie do niego,wszędzieszukając zwady. Opisywaliśmyto jużpoprzednio. Młoda samiczkanatomiast, gdy sięzakocha, nigdy nierim^uca się ukochanemu, nie biega za nim,najwyżej znajdujessę często "jakby przypadkiem" w miejscach, w którychonsrzebywa. To, czy jest przychylna jegozalotom, gąsior odpytuje tylko z gry jej oczu, nigdy bowiem ona nie patrzyyprost najego imponujące zachowanie się, ale spogląda"pkoby" w inną stronę, choć naprawdę mu się jednak przypatBije. Chcąc wszakże ukryć kierunek swego wzroku nieodwraca głowy,a więc, innymisłowy,zerka ku niemu kątemoka zupełnie tak samo, jakto czynią dziewczęta. Podobnie jak to niestety zdarza sięi u ludzi, strzała miłościtrafia czasami tylko jednegoosobnika. To, że według naszychprotokołów częściej jest nim młodzieniec niż dziewczyna,może być wynikiem błędów wywodzących się z tego, żeu gęsiłatwiej jest przeoczyć delikatne wyrazy jejsamiczego zakochania niż bardziej widocznego,samczego. U samców zalotykończą się zwykle powodzeniem,nawet wtedy gdy przedmiotmiłości nieod razu się odwzajemnia; samiec ma przecieżwszelkie warunki do prześladowania ukochanej swymuczuciem z całą natarczywością, sprania wszystkich innych zalotników i powolnego przyzwyczajania wybranki do siebie dziękitemu, że w sposób bezgranicznie wytrwały narzuca jej swojąwyczekującą obecność tak długo, aż zawtóruje mu w krzykutriumfalnym. Miłość nieszczęśliwa i beznadziejna zjawia sięprzede wszystkim tam, gdzie jejprzedmiot związany jest jużinnymi silnymi więziami. Gąsiory we wszystkich obserwowanychprzypadkach tego rodzaju bardzo szybkorezygnująz zalotów. Natomiast o pewnej gęsi, którą znakomicie oswoiłemiosobiście wychowałem, napisano wprotokole, że ponad czteryłata z nie wygasającą miłością chodziła w ślad zapewnymgąsiorem, żyjącymw szczęśliwym małżeństwie. W odległościkilku metróww skromnej postawie przebywała stale"jakbyprzypadkiem" w pobliżu jegorodziny. Niezbitym dowodemjej 241. wierności, a także niezłomnej wierności małżeńskiej jej ukochanego było jej coroczne nie zapłodnione zniesienie. Wierność wobec krzyku triumfalnego i wierność w dziedzinie stosunków seksualnych są od siebie w szczególny sposóbuzależnione, i to nieco odmiennie u samców niż u samic. W idealnym normalnym przypadku, gdy wszystko rozwija sięprawidłowo inie występują żadne zakłócenia, tzn. gdy dwiepełne temperamentu, wspaniałe, zdrowe i młode gęsi gęgawegwałtownie zakochują się w sobie w pierwszej wiośnie swegożycia i żadna z nich niezabłądzi w wędrówce, nie zostaniepożarta przez lisa, zarażona nicieniami, ciśnięta przez wiatr nadruty telegraficzne itd. wówczas oboje małżonkowie dotrzymują sobie chyba zawsze dozgonnej wierności zarównowkrzykutriumfalnym, jak iwe współżyciu płciowym. Gdynatomiast los zerwie pierwszą więźmiłości, to wprawdziezarówno gąsior, jak i gęś mogą zawrzeć nowy związek krzykutriumfalnego, i to tymłatwiej, im wcześniej nastąpiło zakłócenie, jednakże dziwnym trafem monogamia ich życiaseksualnego jestwtedy już naruszona, ito silniej u gąsiora niżu gęsi. Taki ptak wprawdzie wspólnie ze swoją małżonkąkrzyczy tirumfalnie, pełni przykładnie straż przy gnieździe,broni swej rodziny równiedzielnie jak każdyinny, słowem, jestpod każdym względem wzorowym ojcem rodziny, ale copewien czas pokrywainne samice. Szczególnie skłonnyjest dotakich wyskoków pod nieobecność przynależnej mu samicy, naprzykład daleko od gniazda,w którym ona wysiaduje. Gdypotem taobca samica zbliży się do rodziny albo do centralnegopunkturewiru lęgowego, gąsior często ostro ją atakuje iprzegania. Antropomorfizujący obserwatorzy widzą w tym jego chęćukrycia swego "stosunku" przed żoną, aleoczywiście znacznieprzeceniają oni jego zdolności umysłowe. W rzeczywistościw pobliżu rodziny czygniazda gąsior reaguje przepędzaniemzarówno jej, jakw ogóle każdejgęsi nie będącej członkiemgrupy. Na neutralnym terenie natomiast reakcja obrony rodzinyjuż mu nie przeszkadza dostrzegać w niej samicy. Działa ona 242 aesztą na niego wyłącznie jako partnerkakopulacji: poza tymgąsiornie okazuje żadnej ochotyprzebywania w jej bliskościanichodzenia razem z nią czy też obrony jej samej i jej gniazda. Gdy uda jej sięwyprowadzić potomstwo, musi swoje nieślubnedzieci wychowywać sama. Aleowa obcasamica stara się ze swej stronyostrożnieprzebywać zawsze "jakby przypadkiem" w pobliżu swegoprzyjaciela. On jej wprawdzienie kocha,aleona go kocha, tzn. gotowa jest przyjąć jego propozycję wspólnego krzyku triumfalnego, jeślibytylko zechciał ją do niego zaprosić. U żeńskiejbowiem gęsi gęgawej gotowość do kopulacjijest znaczniebardziej związana z zakochaniem sięniż u gąsiora. Innymisłowy, znana nam rozbieżność międzywięzią miłościa popędem płciowym równieżu gęsi występuje łatwiej i częścieju mężczyzn niż u kobiet. Żeńskim gęsiom ponadtoo wieletrudniej niż gąsiorom nawiązać nowezwiązki po ustaniudawnych. Dotyczyto przede wszystkim pierwszegowdowieństwa. Im częściej potem bywa onawdową, bądź im częściejzostaje porzucona przez swego partnera, tym łatwiej jej znaleźć nowego, ale też tymmniej ścisłajestzwykle ta nowawięź. Kilkakrotnie owdowiałalub "rozwiedziona"gęś zachowuje się w sposóbbardzoodbiegający od zachowaniatypowego. Bardziej aktywna seksualnie, wykazuje słabszehamulce powściągliwości niż młoda samiczka i w każdejchwili gotowa jest nawiązać zarówno nowy stosunek krzykutriumfalnego, jaknowy stosunek płciowy. Gęś takastaje sięprototypem tego, co określane bywa jako femme fatale. Poprostu prowokuje poważne zalotymłodych gąsiorów, któresąnastawione na zawarcie związku nacałe życie. Po krótkotrwałym małżeństwie unieszczęśliwa ona jednak swego wybrańca opuszczając go dlanowego kochanka. Dzieje życiai małżeństwa naszej najstarszejgęsigęgawej, Ady,stanowiąznakomity przykład tego, co przed chwilą powiedziałem,a kończą się cozdarza się chyba raczej rzadko jednakwreszciepóźną grandę passion i szczęśliwym małżeństwem. 243. Protokół dziejów Ady czyta się jak najbardziej zajmującyromans obyczajowy ale o tym już w innej książce. Im dłużej para żyła z sobąszczęśliwie i im bardziej zawartemałżeństwo jestpodobne dowyżej naszkicowanego przypadkuidealnego, tym w zasadzie trudniej przychodzi pozostałemu poutracie współmałżonka nawiązanie nowego związku krzykutriumfalnego i jak już mówiliśmy, większe ma przy tymtrudności samica niż samiec. Heinrothdonosi o przypadkachw których owdowiałe gęsi pozostają do końca życia samotnei seksualnie nieaktywne. Nie zaobserwowaliśmy tego nigdyu gąsiorów; takie, które późno owdowiały, nosiły żałobęnajwyżej przez rok, po czym zaczynałynawiązywać najróżniejszestosunki płciowe, aby wreszcie porozmaitych perypetiach,które poznaliśmy już na s. 238, dojść znowu do prawdziwegozwiązku krzyku triumfalnego. Oczywiścieistnieje mnóstwowyjątków od wyżej podanej reguły. Sami widzieliśmy, jakpewna gęś, któradługo była zamężna i żyta w tym związku bezzakłóceń, zawarta drugie małżeństwo, pod każdym względemdoskonałe. Nasze ewentualne wyjaśnienie, że chyba w tympierwszym związku coś jednak niebyło zupełniew porządku zanadto jednak trącipetitioprincipii. Wyjątki takie zdarzają się taknadzwyczaj rzadko, że możepowinienembył je w ogóle całkowicieprzemilczeć, abyprzekazać właściwe pojęcie o trwałości i nienaruszalności,charakteryzującej związek krzyku triumfalnego, i to niew wyidealizowanym normalnym przypadku, ale dla statystycznej przeciętnej wszystkich obserwowanych przypadków. Pozwolę sobie użyć gry słów twierdząc, że krzyktriumfalny jestmotywem przewodnim wszystkich motywacji decydującychocodziennym życiu dzikich gęsi. Płynie on stale cichą nutą podi wraz znurtem kontaktu głosowego w postaci zwykłegogęgania, które Selma Lagerlof tak zadziwiająco słusznie przetłumaczyła na: "Tu jestem, a gdzie ty? " Wzbiera lekko,gdydwie rodziny w drobnym sporze zajdąsobie drogę,opada tylkona spokojnym pastwisku, a przede wszystkim przy alarmie, 244 ;i ucieczce i przelatywaniu dalekich odległości wielkim Alegdy minie podniecenie, które przejściowo stłumiło==""u^ triumfalny, natychmiastw pewnym stopniu jako^ałani6 kontrastowe wybucha szybkie gęganie powitalne,'Morę poznaliśmy jako stopień krzyku triumfalnego o najsłab'wej intensywności. Członkowiegrupy tą więzią zespolenijak;"((yby się stale przezcały dzień i przy każdej okazji wzajemnie upewniali: ,,Należymy do siebie i różnimy sięod wszystkich\ obcych, wobecktórych występujemywspólnie! " f^ poznaliśmy już przyinnych czynnościach instynktownych^. Myą dziwną spontaniczność, ową wypływającą od wewnątrz '.^produkcję podniecenia, która charakteryzuje pewne określone. :T^posoby zachowania się i której ilość jest dokładnie do". losowanado "zużycia" niezbędnegoprzy wykonywaniu okre,: Słonej czynności. Oznacza to, że dopływ jej jest tym obfitszy,;im częściej zwierzę ma wykonywać daną czynność. Myszymuszą gryźć, kury dziobać, wiewiórki skakać. W normalnychwarunkach życiowychmuszą wykonywać te czynności, abyzarobić na swoje utrzymanie. Muszą je również wykonywać,gdy w warunkach laboratoryjnej niewoli ta koniecznośćn i e. istnieje,ponieważwszystkie ruchy instynktowne wywołane sąwewnętrzną produkcją podniet, a kierowane bodźcami zewnętrznymi tylkow zakresie wyzwalających je czynników czasui miejsca. Tak samo więc gęś gęgawa musi wydawać krzyktriumfalny, a gdy jest pozbawionawarunków potemu, staje siępatologiczną karykaturą siebie samej. Niemoże ona nawetwylądować spiętrzonego popędu na obiekcie zastępczym, takjak czyni to mysz,która obgryza dowolny przedmiot, albowiewiórka fikająca swoje stereotypowe koziołki w ciasnejklatce, aby pozbyć się swego popędu ruchu. Gęś gęgawa niemająca partnera, z którymmogłabyodprawiać krzyk triumfalny, wystaje iprzesiaduje byle gdzie, smutnai zdeprymowana. To, co Yerkes słusznie kiedyś powiedział o szympansach, żejeden szympans wogóle nie jest szympansem,można wcałejrozciągłości i w większym jeszcze stopniu odnieść do dzikiej 245. gęsi nawet wtedy, a nawet szczególnie wtedy gdy pojedynczagęś znajdzie się w zamieszkanym osiedlu, w którym nie ma dlaniej partnera do krzyku triumfalnego. Jeżeli tęsmutną sytuacjęwywołamy sztuczniedla celów doświadczalnych, wychowującpojedyncze pisklę w izolacji odjego współplemieńców, niby"Kacpra Hausera"', zobserwujemy u takiego biedactwa szeregcharakterystycznych zakłóceń w zachowaniu się wobec martwego, a bardziej jeszcze wobec żywego otoczenia. Zakłócenia te wsposób wielce wymowny podobne są do tych,które Renę Spitz stwierdził u dzieci wychowywanych w zakładach i pozbawionych dostatecznego społecznego kontaktu. Istota takanietylko traci zdolność radzenia sobie zbodźcowymisytuacjami otaczającegogoświata,ale próbuje w miaręmożności wręcz wycofywać się z zasięgu działaniawszelkichzewnętrznych bodźców. Dla takich stanów leżenie na brzuchuz twarzą zwróconą do ściany jest "patognomoniczne", tzn. żesamo to już wystarcza do postawienia diagnozy. Także i gęsiwpodobny sposób psychicznie okaleczone siadają z dziobemskierowanym w róg pokoju, agdy kiedyśdwie takie gęsiumieściliśmy w jednympomieszczeniu w dwa rogi sobieprzeciwległe, po przekątnej. Renę Spitz, któremu pokazywaliśmy to doświadczenie, był głęboko wstrząśnięty tąanalogiąmiędzyzachowaniem się naszych zwierząt doświadczalnycha zachowaniemsiębadanych przez niego dzieci w sierocińcu. Jednakże w odróżnieniu od dzieci okaleczoną psychiczniewtaki sposób gęś możnawyleczyć, nie wiemy tylko, czycałkowicie, gdyż restytucja trwa oczywiście latami. Nieomal jeszcze bardziej dramatyczne niż doświadczeniepolegające naniedopuszczeniu do powstania więzi krzykutriumfalnego wydaje się zjawisko gwałtownego zerwania tejwięzi, co sięprzecież w warunkach naturalnych przydarza aż ' Kacper Hausertajemmczny znajdek, do szesnastego roku życiaizolowany od ludzi, bohater powieści austriackiego pisarza Jakoba Wassermanna pt. Odęcie Europy, czyli KacperHauser(l 908; wyd. poi. 1930 oraz w 1984 r. w nowym przekładzie pt. KasperHauser). 246 g-aggbyt często. Pierwszą reakcją gęsi gęgawej, której partner """^mątjest gwałtowne poszukiwanie go. Bez ustanku, dosłow. A w dzień i wnocy, wydaje trójsylabowy dalekonośny zew,gęga szybko i nerwowo poznanym sobie terenie, w miejscach,"jse przebywała z zaginionym, wydłuża swoje wycieczkiflbszukiwawcze na coraz dalsze przestrzenie,lata tu i tam,Bezustannie wołając. Wraz z utratą partnera natychmiast wyga,Ł'wszelkajej gotowość do walki, osamotniona gęś nie broni się"^Ogóle przed atakami wspótplemieńców, ucieka przed najsłab^śytni i najmłodszymi osobnikami, aże wieść o jej stanie^^^taje bardzo szybko "rozgadana" po kolonii spada od razu' -Kazupełnieniski, a nawet najniższy stopień w hierarchii. Prógwszystkich bodźcówwyzwalających jej ucieczkę znacznie się(ftniża, ptak nie tylko wykazuje zupełne tchórzostwo w stosunku do współplemieńców, ale jest bardziej niżkiedykolwieklojażliwy wobecwszystkichbodźców świata zewnętrznego. W stosunku do człowieka oswojona dotąd gęś może stać sięw takiej sytuacji niezmierniepłochliwa. Nieraz jednakmoże się wprzypadkugęsi wyhodowanychwśród ludzi dziać wręcz odwrotnie: osamotnione ptaki mogą przywiązać się nagle od nowa do swego opiekuna,na którego już niewiele zwracały uwagi, gdy były szczęśliwie^Związane z innymi gęsiami. Tak się stało naprzykład z gąsioremK-opfschlitzem, gdy zesłaliśmyna banicję jego przyjaciela Maxa, oczym była mowa na s. 236. Dzikie gęsiwychowane w normalnych warunkach przez rodziców, gdypóźniej zostaną osamotnione, mogą powrócić do rodzicówczy rodzeństwa, zktórymi przedtem nie utrzymywały jużżadnych widocznych stosunków, ale do których są jednaktrwale przywiązane, o czym świadczą te właśnieobserwacje. Do tegosamego kręgu zjawisk należytakże nasza obserwacja, żegęsi, któreprzemieściliśmy jako dorosłe już ptakido kolonii filialnej naszego gęsiego osiedla nad jezioremAmmersee bądź nad Amperstauweiher w Furstenfeldbruck,powracały nadawne miejscapobytu nad jezioremEss, gdy 247. tylko traciły swoich współmałżonków bądź partnerów krzykutriumfalnego. Wszystkie wyżej opisane symptomy dotyczące wegetatywnego układu nerwowego i zachowania się odnajdujemy w formie głęboko analogicznej u ludzi stroskanych. John Bowlbyw swym studium o zmartwieniachu małych dzieci dał nadzwyczaj obrazowy i wzruszający opis tych zjawisk. Wprostniewiarygodne, jak głęboko sięgają tu analogie między człowiekiema zwierzęciem! Tak jak ludzką twarz, a zwłaszczaoprawę oczu, z powodu dłuższego trwaniaopisanych stanówdepresyjnych "los" naznacza trwałymi runami, podobnie dziejesię z obliczem gęsi gęgawej. I tu, itam szczególnie dolneobramowanieoczu ulega wskutek długotrwałego obniżenianapięcia układu współczulnego zmianie charakterystycznej dlawyrazu zgryzoty. Moją kochaną starą gęśgęgawą Adę rozpoznajęz daleka pośród setek innychgęsi po tym piętniezmartwienia w oczach. A żenie jestto z mojej strony przerostwyobraźni, stwierdziłem kiedyś w sposób niezwykle sugestywny. Pewien znakomityuczony, znawca zwierząt, a szczególnieptaków,który nicnie wiedział o dawnych dziejachAdy,wskazał na nią nagle i rzekł: "Ta gęś musimieć za sobą jakieśszczególnie ciężkie przejścia! " Z punktu widzenia zasadniczych rozważań teoriopoznawczych uważamy wszystkie wypowiedzi o subiektywnych przeżyciach zwierząt zanaukowo nieuzasadnione z wyjątkiemtejjednej, że zwierzęta w ogóle mają subiektywne przeżycia. Układ nerwowy zwierząt różni się od naszego, podobnie jakfizjologiczne procesy, które w nim przebiegają. Można przyjąćjako pewne, żeprzeżycia odpowiadające tym procesom sąjakościowo odmienne od naszych. Takieczyste pod względemteoriopoznawczym stanowisko w stosunku do subiektywnegoprzeżyciazwierzęcia oczywiście niestanowi wżadnym raziezaprzeczenia tego, że przeżycie to istnieje. Mistrz mój OskarHeinroth na stawiany mu zarzut, że w zwierzętach widzi tylkobezduszną maszynę, zwykł był odpowiadać z uśmiechem; 248 ,Wręcz przeciwnie, zwierzętauważam zauczuciowychludziz bardzo małym rozumem! " Nie wiemy i nie możemywiedzieć, co się subiektywnie dzieje w gęsi, która snuje się tuj ówdziez wszystkimi obiektywnymi symptomami ludzkiejżałoby. Ale nie możemy się też oprzeć uczuciu, że jejcierpienie jest bliźniaczo podobnedo naszego w analogicznejsytuacji! Ze ścisłe bezstronnego punktu widzenia wszystkie zjawiskaobserwowane u dzikiej gęsi, której wydarto więź krzykutriumfalnego, wykazują maksymalne podobieństwo do objawów spotykanych u zwierzęcia skrajnie filopatryczn e g o, które wyrwano z jego zwykłego otoczenia i przemieszczono w obczyznę. Obserwuje się wówczaste samerozpaczliwe poszukiwania, tę samą utratę wszelkiej chęci atakowaniaaż do chwili, gdy zwierzę odnajdzie swe rodzime otoczenie. Dlaznawcyzagadnienia bardzo trafne i plastyczne jest określenie,że stosunek gęsi gęgawej do swegopartnera krzykutriumfalnego jest pod każdym względem taki sam jak stosunekzwierzęciabardzo przywiązanegodo rewiru docentrumtegoterytorium, z którym jest ono tym silniej związane, im silniejszybywa jego "stopień zżycia się" z terenem. W bezpośredniejbliskości tego punktunie tylko wewnątrzgatunkową agresywność, alei wiele innych autonomicznych czynności życiowychdanego gatunku cechuje najwyższa intensywność. MonikaMeyer-Holzapfel określiła osobiście znanego, zaprzyjaźnionego partnerajako "zwierzę mające walor domu rodzinnego"(das Tier mit der Heimvalem); tym terminem, który szczęśliwieunika wszelkiego subiektywnegoantropomorfizowania zwierzęcego zachowania się, ujęta ona jednocześnie bogactwowartości uczuciowych należnych prawdziwemu przyjacielowi. Poeci i psychoanalitycy wiedzą już dawno otym, jak bliskiesobie są miłość i nienawiść, wiedzą, żetakże u ludzi przedmiotmiłości wsposób "ambiwalentny" bywa jednocześnie przedmiotem agresji. Wciąż na nowo trzeba podkreślać fakt, że krzyktriumfalny gęsi jest tylkoanalogiem i wnajlepszym razie 249. mocno uproszczonym modelem ludzkiej przyjaźni i miłości. któryjednak w znakomity sposób obrazuje powstawanie takiejambiwalencji. Chociaż u gęsi gęgawejdrugi akt ceremoniału. polegającyna przyjaznym powitalnym zwróceniu się kupartnerowi, w normalnych warunkach nie zawiera już prawieżadnego elementu agresji, jednak przebieg całej czynności,szczególnie jej pierwsza część, której towarzyszy "grzmienie",zawiera bezwzględnie miarkę samorodnej agresji, skierowanej co prawda tylko w formie nie ujawnionej przeciwkoukochanemu partnerowi i przyjacielowi. O tym, że tak jestistotnie, wiemynie tylko z filogenetycznychdociekań, któresnuliśmyw poprzednimrozdziale, ale i na podstawie obserwacji wyjątkowychprzypadków, rzucających światło na współdziałanie pierwotnej agresywności z usamodzielnioną motywacją krzyku triumfalnego. Nasz najstarszy gąsior śnieżycy błękitnej Pawełek (Paulchen) skojarzył się w drugim roku życia z równą mu wiekiemgęsią tegoż gatunku, alejednocześnie podtrzymywał jeszczezwiązek krzyku triumfalnego z drugim gąsiorem Schneerotem,który aczkolwiek nie był jegobratem, po bratersku z nimwspółżył. Otóż samce śnieżycy hołdują nie spotykanemu naogół u gęsi zwyczajowi,występującemuczęsto u kaczekzarównopływających, jak i nurkujących, a polegającemu nagwałceniu obcych samic,szczególnie wówczas gdy te wysiadują wgnieździe. Gdy więc wnastępnymroku małżonka Pawełkazbudowała gniazdo, zniosła jaja i wysiadywała je, powstałarównie ciekawa jakokropna sytuacja: Schneerot bezustanniew brutalny sposób ją gwałcił, a Pawełek nie mógt w najmniejszym stopniu temu przeszkodzić! GdySchneerot zbliżał się dogniazda i dobierał siędo gęsi, Pawełek rzucał się z dziką pasjąna rozpustnika, ale gdy tylko siędo niego zbliżał, mijał goostrym bagnetowym zakosem,aby następnie zaatakować jakikolwiek niewinny obiekt zastępczy, np. naszego fotografa,który całą tę scenę filmował. Nigdy dotąd nie widziałem takwyraźniei naocznie potęgi nowego ukierunkowaniaustalonego 250 aktualizacją. Pawełek chciał zaatakowaćSchneerota, który. a-^ecieztylko jako ten jeden jedyny bezspornie wywoływały/ nimgniew, ale nie mógł się na niego rzucić, bonieodwracalny tor zrytualizowanej formy ruchu prowadził go^decydowanie i wyraźnie obok przedmiotu jego gniewu, zupełnie takjak odpowiednio nastawiona zwrotnicakieruje parowóz ^2 boczny tor. :iJak wykazuje jednoznacznieto zachowanie się gąsiora iaezycy, nawetdziałania bodźcowe wyzwalające również"^Bpełnie jednoznacznie agresywność,w przypadku gdy po^hodz,ą od partnera, wyzwalają tylko krzyk triumfalny,a nieatak. U śnieżycy błękitnej ceremoniałnie jest takwyraźnie jaku gęsi gęgawej podzielony na dwa etapy, z których pierwszyzawiera silniejszy zasób agresji iskierowany jest na zewnątrz,adrogi polega nieomal tylko na zwróceniu się ku partnerowii ma podłoże społeczne. Wogóle śnieżyca błękitna, a zwłaszczajej krzyk triumfalny zdają się silniej naładowane agresjąniżnasza przyjazna gęś gęgawa. A jeśli chodzi o tę cechę, to krzyktriumfalny śnieżycy błękitnej jest bardziej prymitywny odkrzyku jejszarej krewniaczki. Stąd w wyżej opisanym nienormalnym przypadku mogło dojść do takiego zachowaniasię,jakie pod względem mechaniki swych sił napędowychcałkowicie odpowiada pierwotnemu nowo ukierunkowanemuatakowi celującemuobok partnera, tak jak to na s. 208poznaliśmy u ryb pielę gnicowatych. Freudowskie pojęcieregresji znajduje tu znakomite zastosowanie. Inny nieco proces regresyjnymoże z koleiw krzykutriumfalnym gęsi gęgawej, i to w jego drugiej, najmniejagresywnej fazie, spowodować pewne zmiany, na tlektórychdobitnie występuje pierwotny udział popędu agresji. Tylkowówczas rozgrywa się wysoce dramatyczna scena, gdy dwasilne gąsioryw sposób opisany niżej zawarły związek krzykutriumfalnego. Jak już wspominaliśmy, nawet najdzielniejszai najbardziej bojowasamica musi ulecw walce z najmniejszymgąsiorem; stąd żadna normalna paragęsi niemoże sprostać 251. w walce takim dwom przyjaciołom, którzy wobe tego zajmująnajwyższe pozycje w hierarchii gęsiego osiedla. Z wiekiemi wmiarędłuższego piastowaniawysokiego stanowiska rośnieich "samopoczucie", tzn. pewność zwycięstwa, a co za tvniidzie, intensywność agresji. Jednocześnie intensywność krzykutriumfalnego, jak to widzieliśmy na s. 230-231, wzrastaw miarę zacieśniania się znajomości między partnerami, a więcw miarętrwania ich związku. W tych warunkach zupełniezrozumiale,że ceremoniał stowarzyszenia się takiej parygąsiorów dochodzi do intensywności, której nigdy nie osiągapara róźnopłciowa. Kilkakrotnie jużwymienianych Masai Kopfschlitza, którzy stanowią"małżeństwo" od przeszłodziewięciu lat, poznaję zawsze z daleka po niebywałym zapale,z jakim odprawiają swój krzyk triumfalny. Czasami może się zdarzyć, że krzyk triumfalny takichgąsiorów urasta ponad wszelką miarę, wręcz do ekstazy, i wtedydzieje się cośzgolą dziwacznego i niesamowitego. Głosy stająsię coraz silniejsze, szybsze i bardziej ściśnięte, szyje wyciągająsię corazdalej w kierunku poziomym, a więc tracą charakterystycznedla ceremoniału ustawienie ukosem ku górze,zmniejsza się także stale kąt, pod którymruch nowo ukierunkowany odchyla się odkierunku, w którym stoi partner. Innymi słowy,zrytualizowany ceremoniał wmiarę zbliżania się dokrańcawzrostu swojej intensywności coraz bardziej traci tecechyruchu, które odróżniają go od nie zrytualizowanego pierwowzoru. Następuje więc prawdziwa wrozumieniu Freuda regresja do stanu wcześniejszego pod względem filogenetycznym, do stanu pierwotnego. J. Nicolai jako pierwszyodkryłto zjawisko "odrymalizowania" u gilów. Ceremoniałpowitalnysamiczki powstał u tych ptaków, podobniejak krzyk triumfalnygęsi, przezrytualizację pierwotnych gestów grożących. Jeżeliu samiczki gila doprowadzi się do zwiększenia popędu płciowegoprzez dłuższą izolację, a następnie umieści jąrazemz samcem, prześladuje go ona ruchami powitania, które mają 252 ( silniejszy charakteragresji, imsilniejsze jest spiętrzenie jejHMedu płciowego. Podnieceniewypływające z takiej ekstazy^^^fcsnej nienawiściu pary gąsiorów może się na każdym(towolnym etapie zatrzymać i ulec odpływowi: wówczas rozwijaaękrzyk triumfalny,wprawdzie jeszcze pełen podniecenia,ale brzmiący już normalnie i przechodzący wczułe i cichegęganie, nawet wówczas gdy ruchy były zbliżone do groźnegowłazu dzikiej chęci ataku. Widok takich objawów najgorętszejlitości wywołuje zawsze niemiłe uczucie niepokoju,nawetirty się jest pierwszy raz ich świadkiem i nic się jeszcze nie wiea'treści opisanego zdarzenia. Mimo woli przychodzina myślpowiedzenie: "mógłbym cię pożreć z miłości", przypominająCS starąprawdę, którą Freud tylokrotnie podkreśla,że wmowiepotocznej przejawiasię bezbłędnie prawidłowe wyczucie najgłębszych związków psychologicznych. : Jednakżew niektórych rzadkich przypadkach a mamy ichjednak trzy protokolarnie stwierdzone w czasie dziesięciulatnaszych obserwacji nadgęsiami zjawisko odrytualizowaniakrzykutriumfalnego występujące w postaci najwyższej ekstazynie cofa się. I wtedy dzieje się coś nieodwracalnego i ciążącegoswymi skutkami na całym przyszłym życiu zainteresowanych osobników: postawa grożenia i walki obu gąsiorówprzybiera formy coraz czystsze, podniecenie wzrasta do punktuwrzenia i nagle obaj dotychczasowi przyjaciele biorą sięza łby,okładając się gradem uderzeń zadawanych zbrojnymi w tógprzegubami skrzydeł. Odgłos takiej śmiertelnie poważnejwalki rozbrzmiewa dosłownie naprzestrzeni kilku kilometrów. Podczas gdy zwykła walka między dwoma gąsiorami,wybuchająca na podłożu rywalizacji o samice bądź o miejscenagniazdo, rzadko trwa dłużej niż kilka sekund, a nigdy dłużej niżjedną minutę, jedna z trzech walk między dotychczasowymipartnerami krzyku triumfalnego, naktórą zaalarmowaniodgłosami bitwy zbiegliśmysię z daleka, trwała wedługsporządzonego przez nas sprawozdania pełny kwadransStraszliwą, zawziętą wściekłość tych walk tylko w nieznacz253. nym stopniu można tłumaczyć tym, że przeciwnicy znają się tai,dobrze, że mniej odczuwają strachu przed sobą niż pr^gobcymi. Także i szczególna zawziętość kłótni małżeńskich niwtym ma swoje źródło. Sądzęraczej, że poprostu w każde"prawdziwej miłości tkwi duży zasób utajonej agresywnościskrytej pod osłoną powiązań; przy zerwaniu więzi wyłania sięów wstrętny fenomen, który zwiemy nienawiścią. Nie ma miłości bez agresywności,ale nie ma tez nienawiści bezmiłości! Zwycięzca nigdy nie ściga zwyciężonego i nigdy niewidzieliśmy, żeby miała między nimi wybuchnąć ponowna walka. Przeciwnie, odtąd gąsiorystarannie sięunikają;w wielkimstadziegęsi pasących się na podmokłych łąkach znajdują sięzawsze na przeciwnych jego krańcach. Jeżeli jednak kiedyśzbliżą się dosiebie przypadkowo, gdy nie zwróciły w porę nasiebie uwagi,bądź celowo wskutek naszejdoświadczalnejingerencji, wykazują najdziwaczniejsze chyba zachowanie się,jakie kiedykolwiek u zwierząt widziałem. Obawiam się wprostje opisać, aby nie wywołać podejrzeniao bezgraniczne antropomorfizowanie. Mianowicie gąsiory sązażenowan e! Nie chcą się widzieć, nie mogąspoglądać na siebie. Wzrokichbłądzi wokołoniespokojnie; obiekt ich miłości i nienawiścimagicznie przyciąga ich spojrzenia, które jednak natychmiastod niego odskakują, niczympalec sparzony gorącym metalem. Oba wykonują przy tym przez cały czas różne przesadne ruchy,czyszczą sobie upierzenie,potrząsają dziobami, jakby dlapozbycia się czegoś, co nie istnieje. Odejść po prostuod siebienie mogą, gdyż wszystko, comogłoby wyglądać na ucieczkę,jest uniemożliwione prastarym przykazaniem,,zachowaniatwarzy"za wszelką cenę. Nie sposób im nie współczuć,a całejsytuacji nie odczuwać jako niesłychanie przykrej. Badacz zajmujący się problememagresji wewnątrzgatunkowej dużo dałby za możliwość stwierdzenia na podstawiedokładnej ilościowej analizy motywacji,jak kształtuje sięproporcjonalny udział pierwotnej agresywności i usamodziel254 i popędu do krzyku triumfalnego w rozmaitych poótaych przypadkach tegoceremoniału. Wydaje namsię,-f powoli zbliżamysię do rozwiązania tego zagadnienia,'^' -3e opis tych badań zaprowadziłby nas tutaj za daleko. aiast tego, spróbujmy teraz podsumować,czego w tymale nauczyliśmy się o agresji io owych specjalnych[nizinach hamujących, które pomiędzy pewnymi stale zea przebywającymi osobnikami nietylko wykluczają wszelpalkę, ale tworzą między nimi pewien rodzaj więzi, któregojglggdttad poznaliśmy bliżej w krzyku triumfalnym gęsi. Następt^Hge przyjrzyjmy się stosunkom istniejącym między więziamillagl^tekim mechanizmie a innymi mechanizmami współżyciaaaotecznego, które opisywałem w poprzednich rozdziałach. Ale'8! ljBy teraz właśnie w tymcelujeszcze raz je przeczytałem,iMęamęlo mnie uczuciezniechęceniai bezsilności; zdaję sobieSitowiem sprawę, jak bardzo niedostatecznie potrafiłem sprostać;;iadaniu ukazania wielkości i znaczenia tegoprocesufilogene^tycznego, o którym wydaje mi się, że naprawdę wiem, jak? ' '^tzebiegał, i który podjąłem sięprzedstawić. Zdawałoby się, że^ sezony jakotako obdarzony zdolnościami wysławiania się,' zajmujący sięprzez całe życie pewnym określonym tematem,potrafi przedstawić, do czego doszedł w trudzie i znoju, w takisposób, żebyprzekazać czytelnikowi bądź słuchaczowi nietylko to, co w ie, ale również i to, coprzy tym czuje. Mogę sięwięc tylkospodziewać, że gdy teraz sięgnę do środkówkrótkiegonaukowego podsumowania, które mam dodyspozycji, z tychzwięzłych faktówpowieje na czytelnika tym,czego nie potrafię wyrazić słowami. Jak wiemy z treści rozdziału VJI1, istniejązwierzęta całkowicie wolne od wewnątrzgatunkowej agresywności i trzymającesię cale życie wściśle ze sobąspojonych stadach. Wydawałoby się, żetakie istoty są szczególnie predestynowanedo wykształcania trwałej przyjaźni i braterskiego współżyciamiędzy poszczególnymi jednostkami. Tymczasemwłaśnieu tychpokojowo nastrojonych zwierząt stadnychowych cech 255. nie spotykamy nigdy, a związek łączący je bywa całkowicieanonimowy. Więź osobistą, indywidualną przyjaźń znajdujemytylko u zwierząt o wysoko rozwiniętej agresywności wewnątrzgatunkowej, więcej, więź ta jest tym silniejsza, im więcejagresywności tkwi w danym gatunku. Trudno o bardziejagresywne ryby niż pielęgnice, bardziej agresywne ptakiniżgęsi. Przysłowiowo najbardziej agresywny spośród ssakówwilk, dantejska bestia senza pace, jest najwierniejszym spośródprzyjaciół. U zwierząt, które w zależności od pory roku są naprzemian raz terytorialne i agresywne, a innym razem socjalne i nieagresywne każda ewentualna więź osobista ograniczasię dookresu agresywności. Więź osobista narodziła się w trakciewielkiegopowstawania, niewątpliwie w takiej chwili dziejowej, gdywśród zwierzątagresywnych powstała konieczność współdziałaniadwóch bądź więcej osobnikóww osiągnięciu jakiegoś celuzwiązanego z zachowaniem gatunku, przede wszystkim zapewne opieki nad potomstwem. Więź osobista, miłość,częstokroćrozwinęła się niewątpliwie z agresji wewnątrzgatunkowej,a w wieluznanych przypadkach w drodzerytualizacji nowoukierunkowanego ataku bądź grożenia. Ponieważ rytuały powstałe w ten sposób związane są z osobąpartnerai ponieważ stają się one potrzebą jakousamodzielnioneczynności instynktowne powodują to, żeobecność partnerastaje się również niezbędnąpotrzebą,a on sam "zwierzęciem mającymwalor domu rodzinnego". Agresja wewnątrzgatunkowa jest starszaocałe milionylat od osobistej przyjaźnii miłości. Na pewno na przestrzenidługich epok historii ziemi istniały zwierzęta, które byływyjątkowozłe i agresywne. Prawie wszystkie gady, jakiedzisiajznamy, sąwłaśnie takie itrudno przypuścić, aby te, cożyły w czasach przedhistorycznych, były mniej agresywne. Alewięź osobistąspotykamy tylko u ryb kościstych, ptakówissaków, a więc u grup, zktórych żadnanie występuje przedpóźnym średniowieczem historii ziemi. Istnieje więc agresja 256 trunkowa bez swojego kontrpartnera, którym jestnieistniejeodwrotniemiłość bezIggresji. igiN i en a w i ś ć,ta brzydka małasiostramiłości, jest mechania,Hem zachowania się, który pojęciowo należy ostro odgraniod agresji wewnątrzgatunkowej. W odróżnieniu odzwykIgresywności nienawiść jest skierowana przeciwko j e d -itce tak jak i miłość, której istnienie jest prawdopodobnieikiem jej powstania:Chyba nienawidzić można tylkotam,się kochało, jeśli pomimo chęcizaprzeczenia jeszczesię kocha. yprowadzaiue analogii istniejących pomiędzyuprzedniopopisanymi społecznymi sposobami zachowania sięnie/ch zwierząt, przede wszystkim dzikich gęsi, a zachowai sięludzi jest chyba zbędne. Wszystkie zawarte w naszychsłowiach truizmy zdają się znakomicie odnosić równieżtych ptaków. Jako wytrawni filogenetycy i prawidłowiMfewiniścimożemy i musimywyciągnąć z tego bardzo ważneM^ioski. Wiemy przede wszystkim, żenajmłodszymi wspólIggjtymi przodkami ptaków i ssaków były bardzo prymitywne gadySjśroegodewonu i dolnego karbonu. Gady te na pewno nieIKWwadziły wysoko rozwiniętego życia społecznego i byłyĘ'tiewiele mądrzejsze od żab. Zatem podobieństwo społeczne3EB zachowania się dzikiej gęsi i człowieka nie jest odziedziczoX^t spuścizną po wspólnym przodku, niejest zjawiskiemIthomologicznym", ale na pewno powstało przez tak zwaneife[nwergencyjne przystosowanie. Zbieżności te z całą pewnośi^ianie zawdzięczają swojego powstania przypadkowi, toobyłoby nieprawdopodobieóstwem, które wprawdzie dałoby się^Wyliczyć, ale które można by wyrazić tylko wcyfrach astrov nomicznych. Jeżeli wysoce złożonenormy zachowania się, jak np. zakochanie, przyjaźń, dążenie do zajęcia wysokiego szczeblaw hierarchii, nienawiść, zgryzota itp. , u gęsi gęgawej i człowieka są nie tylko do siebie podobne,ale aż do śmiesznych wręcz k M 257. szczegółów całkowicie takie same świadczy to z calapewnością o tym, że każdy z tych instynktów rozwijapewną określona funkcję służącą zachowaniu gatunku, i iokażdorazowo taką, jaka i u gęsi gęgawej, i u człowieka jestprawie bądź zupełnie taka sama. Tylko w ten sposób mogłodojść dotakiej zbieżności zachowaniasię. Jako prawidłowo myślący badacze przyrody nie wierzymyoczywiście w "niezawodneinstynkty" i tym podobne cudai zakładamy,że każdyz tych sposobów zachowania sięjestfunkcją odpowiedniej specjalnej anatomo-fizjologicznej organizacji układu nerwowego, narządów zmysłów itd. , innymisłowy, określonej struktury, którą nacisk selekcji wyhodowałw organizmie. Przedstawmy sobie teraz posługując sięelektronicznym bądźinnym modelem myślowym jak bardzozłożony musi byćtego rodzaju fizjologiczny aparat,abywyprodukować taki społeczny sposób zachowania się, jakimjest np. krzyk triumfalny;wtedy ze zdumieniem uświadomimysobie, że takigodny podziwu narząd jak oko czy ucho wydajesiewporównaniu z tym czymśwręcz najprostszym. Im bardziejkompleksowei zróżnicowanesą dwa narządy analogiczniezbudowane i działające w tym samym kierunku, tym większemamy prawo połączyć je w jedno funkcjonalnie określonepojęcie i nazwać tymsamym imieniem, nawet jeżeli pochodzenie ich pod względem filogenetycznym jest bardzoróżne. Jeżeli więc głowonogi z jednej strony, a kręgowcez drugiej, niezależnieodsiebie wynalazły oczy, które sązbudowane według tej samej zasadykamery z obiektywemi w obu przypadkach mają takie same części składowe, jaksoczewka, tęczówka, ciało szkliste i siatkówka nikt rozsądnynie zgłosi sprzeciwu, gdy oba, zarówno narządy głowonoga, jaki kręgowca, nazwiemy okiem, i to bez żadnego cudzysłowu. Z takim samym uzasadnieniem opuszczamy cudzysłów, mówiąc o społecznym zachowaniusię zwierząt wyższych,wskazującym analogie doczłowieka w zakresie conajmniej takiej samej liczbywspólnych cech. 258 ŁTo, co w tym rozdziale powiedzieliśmy,niechaj będzieaayążną przestrogą dla ludzi w sobie zbytnio zadufanych. "-"Hzwierzęcia nie należącego nawet do uprzywilejowanej klasySagaków nauka odkryła mechanizm zachowania się, którywiąże5;sobą określoneosobniki nacałe życie,który stał się silniejHBstiyin motywem opanowującym wszystkie czynności, który"S-^dolny jest przezwyciężyć wszystkie "zwierzęce"popędy, jakH^ód, seks, agresję i strach, i który decyduje o formie porządkuSpołecznego,charakterystycznego dla gatunku. We wszystkichSłwoich elementach więź ta jest analogiczna do tych objawówSydoznań,jakie u ludzi idą w parze z uczuciami miłości 'glJKnrzyjaźni w ich najczystszej i najszlachetniejszej postaci. ^ISI'^ 3S" Wf' . h Ae. Rozdział dwunastyKAZANIE O POKORZE To jest ten sęk, o któryw twoim drzewieHebel trze się i zahacza; Totwojaduma, któraznowu ciebieWswój sztywny gorset wtłacza. (Christian Morgenstemf To, co zostało napisane w jedenastupoprzednich rozdziałach,może uchodzić za naukę przyrodniczą. Podane fakty są mniejlubbardziej sprawdzone, jeśli w ogóle wolno tak twierdzićo wynikach kierunku badań tak jeszcze nowego, jakim sąporównawcze studia nad zachowaniem się. Teraz porzucimyopis tego, co obserwacja i doświadczenia ujawniływ sprawieagresywnego zachowania się zwierząt, i zajmiemy się zagadnieniem, czy z tego wszystkiego można by nauczyć się czegoś,co dałoby się zastosować do człowieka i co mogłoby stać się użyteczne w uniknięciu niebezpieczeństw wywołanych popędem agresji. Istnieją ludzie, którzy już w samym tympytaniu dostrzegąobrazę ludzkiego majestatu. Człowiek ogromnie lubiwidziećsiebie jako centrum wszechświata, jako coś, co do całościprzyrody nie należy, a jest w stosunkudo niej czymś z samejistoty swojej innym, wyższym. Wielu ludzi ma wprost potrzebętrwania w tym błędzie; pozostajągłusina najmądrzejszy zewszystkich rozkazów,jaki imkiedykolwiek wydałpewienmędrzec, mianowicie na sławne gtwthi seauton,"poznaj siebiesamego", wypowiedziane przez Chejlona, choć zwykle przypisuje się je Sokratesowi. Co powstrzymuje człowieka przedpoddaniem się tej wskazówce? Istnieją trzy przeszkody,silnienaładowane namiętnościami, które odgrywają tu rolę hamującą. Pierwszą usunąć można bez trudu u każdego,kto jest zdolny dorozumowania, druga pomimo całej szkodliwości swego od260 wania jest jednak godna szacunku,a trzecia jest zro. miałaz punktu widzenia historii ducha ludzkiego, a więc""(riybaczalna, chociażchyba najtrudniejsza do wyplenienia. Ale^eszystkie trzy sąz sobą nierozerwalnie związane i przesiąkJ^iBętezłą ludzką cechą, o której mądrość życiowa powiada, że^występuje zawsze przed upadkiem,a mianowicie pychą. '""Chcę teraz przeszkody te jedną po drugiej omówić i wykazać,f jaki sposób wyrządzają tyle zła. Następnie postaram sięHłbić wszystko, aby przyczynićsię do ichusunięcia. Pierwsza przeszkoda jest najbardziej prymitywna. Nie dopu2cza do poznaniasiebie samego przez to, że nie pozwalazlowiekowi na wgląd w jego własną historię powstania. S^óporczywa siłai napięcie emocjonalnetej przeszkody w sposób^': paradoksalny wywodzą sięz ogromnego podobieństwa naszychy- najbliższych krewnych do człowieka. Gdyby ludzie nieznali. 5; szympansa,łatwiej byłoby ich przekonaćo źródłach ich3 'pochodzenia. Nieubłagane prawidła percepcjipostaci utrud-' mająnam spojrzenie na małpy, azwłaszcza na szympansy,jakna każde inne zwierzę, i zmuszająnas do dostrzegania w ichobliczu ludzkiej twarzy. Tak widziany i mierzony ludzką miarąszympans musi wydawać nam się czymś ohydnym, diabelskąkarykaturą nassamych. Mniejsze jużmamy trudności z niecodalej z nami spokrewnionym gorylem, atym bardziej orangutanem. Głowy starych samców tych gatunków, traktowanejako dziwacznemaski diabelskie, możnajednak brać poważniei nawet uważać za piękne. Natomiast z szympansem nie udajenamsię to żadną miarą. Jest nieodparcie śmieszny,a przy tymtak pospolity, tak wulgarny iodpychający,jak tylko może byćczłowiek,który zupełnie się stoczył. Zresztą to subiektywnewrażenie nie jestcałkiem pozbawione słuszności: wiele danychprzemawiaza hipotezą, że wspólny przodekczłowieka i szympansa stał nie niżej, lecz znacznie wyżej od poziomu dzisiejszego szympansa. Mimo żewstręt, którym człowiekreaguje naszympansa, sam w sobie jest śmieszny, silny ładunek emocjonalnytejreakcji skłonił niejednego uczonego do skon261. prawdziwa przyjaźń między mężczyzną a kobietą, nie mającnaprawdę nic wspólnego z zakochaniem. Z takiejprzyjaźń'może oczywiście zawsze bardzo łatwo powstać miłośćrównież i u gęsi. Hodowcom dzikich gęsidobrze znana jestsztuczkapolegająca na przemieszczaniu razem dwóch gęsiktóre się chce ze sobą skojarzyć, do innego ogrodu zoologicznego albo innego zbiorowiska ptactwa wodnego, gdzie oboje sąniemile widziani jako obcy przybysze i każde zdane jest tylkona towarzystwo drugiego. W ten sposób można wymusić conajmniej wytworzenie się nielęgowego związku krzyku triumfalnego i oczekiwać,że rozwinie się z niego stadło. Jednakże ażnadto często widywałem, jak takie wymuszone związki rozchwiewały się zaraz po powrocie do dawnegootoczenia. Niełatwo przeniknąć powiązania istniejące pomiędzy krzykiem triumfalnym a seksualizmem, awięc popędemdo kopulacji. W każdym razie powiązania te są dość luźne i wszystko, cojest bezpośrednio seksem, w życiu dzikich gęsi odgrywa rolęwyraźnie podrzędną. Parę gęsi wiąże do końca życia krzyktriumfalny, a nie stosunki płciowe między małżonkami. Dopiero powstanie silnego powiązania dwóch osobników krzykiemtriumfalnym "toruje drogę" i do pewnego stopnia sprzyjapowstaniu stosunków płciowych. Gdy dwie gęsi mogą to byćtakże dwa gąsiory byty bardzo długo związane więzią owegoceremoniału, zwykle próbują wreszcie ze sobą kopulować. Natomiastodwrotnie, wydaje się, że stosunki płciowe istniejąceczęsto nawet wśród jednorocznych, awięc jeszcze dalekich odosiągnięcia zdolności rozrodu młodych ptaków niestwarzajążadnych szczególnie sprzyjających warunkówdo powstaniazwiązkukrzyku triumfalnego. Często widuje się,jak dwiemłode gęsi uporczywie kopulują, a nie można z tego faktuwyciągać żadnych wniosków co do ichzłączenia się w przyszłości w parę. Natomiast najlżejszy nawet ślad zaproszenia do krzykutriumfalnego ze strony młodego gąsiora, o ile znajdzie oddźwięk u samiczki, uprawnia do przewidywania z dużym 232 obieństwem, że z tych dwojga powstanie skojarzona^. stałe para. Takie subtelne związki, w których reakcjegyarzyszące kopulacji nie odgrywają żadnej roli, najwyraźniej^ ateeaią rozchwianiu w okresie pełnego lata i wczesnej jesieni,^'ledaakże młode gęsi, gdy jużzaczynają poważnie tokować^ w drugiej wiośnie swego życia, bardzo często powracają do1^'alBektu zeszłorocznej pierwszej miłości. Luźnei w pewnymBłogie jednostronne powiązania, występujące u gęsi pomiędzyH^ykiem triumfalnym a kopulacją, wykazują daleko idąceKJHBlogie do powiązań istniejących u ludzi między zakochaniemHBca T- grubsza ciosanymiseksualnymisposobami reagowania. Bytojczystsza" miłość prowadzi przez delikatną czułość dop^clesnego zbliżenia, którego jednak wcale nie odczuwa się jakofc Iprawy najważniejszej, podczas gdy odwrotnie sytuacja' Łedźcowa i partnerzy wyzwalający najsilniej popęd kopulacjiTnsdzo często nie są tymi, na których reaguje się gwałtownymzakochaniem. Oba te kręgi funkcyjne mogą się u gęsi tak samo' jak u człowieka całkowicie od siebieoderwaći uniezależnić,pomimo że "normalnie"należą do siebiei powinny dotyczyćtego samego osobnika jakopartnera, jeżeli mają odegrać swojąrolę wzachowaniu gatunku. Nie ma chyba w całej biologii pojęcia, które byłoby trudniejsze do zdefiniowania niż pojęcie normalności, a niestetydefinicja jego jestjednocześnie tak samo niezbędna jak ścisłeokreślenie przeciwstawnego pojęcia, tzn. patologii. PrzyjacielmójBemhard Hellmann, gdy natrafiał na coś szczególniedziwacznego i niezrozumiałego w budowie czyzachowaniu sięjakiejś żywej istoty, zwykł był stawiać pozornie naiwnepytanie: "Aczy to jest zgodne z intencją konstruktora? "Istotnie, jedynym możliwym określeniem "normalnej"struktury i funkcji jeststwierdzenie, że jest ona właśnie tą, którasię w takiej a nie innejformiewytworzyła pod selekcyjnym naciskiemjej znaczenia dla zachowania gatunku. Niestety owa definicja nieobejmuje tegowszystkiego, co zupełnie przypadkowo jest takie a nie inne, 233. a co bynajmniej nie musi jeszcze podpadać pod pojęcienienormalności i patologii. W żadnym razienie możemy przezpojęcie normalności rozumieć przeciętnej wyprowadzonej zewszystkich obserwowanych pojedynczych przypadków, możemy natomiast za normalny przyjąć raczej przetworzony przezprzemianę gatunków typ, który ze zrozumiałych przyczynbardzo rzadko albo nigdy nie występuje w postaci zupełnieczystej. Pomimo to potrzebna nam jest ta całkowicie idealnakonstrukcja, aby na jej tle uwypuklać zakłócenia spowodowaneodchyleniami. W podręczniku zoologii musimy znaleźć opisprawdziwie nieskazitelnego motyla jako przedstawiciela swegogatunku, motyla, którynigdy i nigdzie dokładnie w tej postacinie występuje, wszystkie bowiem egzemplarze, które widujemyw zbiorach, są każdy w nieco odmienny sposób zniekształcone bądź uszkodzone. Tak samo nie możemy obejść siębez idealnej konstrukcji "normalnego zachowania się" gęsigęgawej czy też jakiegokolwiek innego gatunku zwierząt,takiegozachowania się, jakie mogłoby istnieć tylko wprzypadku, gdyby żadne zakłócenia nie oddziaływały na dane zwierzę,co jestrównie niemożliwe jak nieskazitelny typ motyla. Ludzieobdarzeni zdolnościądo postrzegania pokroju widzą zupełnie bezpośrednioidealny typ jakiejś struktury bądź zachowaniasię, a oznacza to, że potrafią oddzielić istotę typu od tłaprzypadkowych drobnych niedoskonałości. Gdy nauczycielmój Oskar Heinroth opisywałw swojejdziś już klasycznejpracy o rodzinieAnatidae (1910) dozgonną bezwzględnąwiernośćmałżeńską gęsi gęgawej jako jej "normalne" zachowanie się, było tocałkowicie prawidłowe wyabstrahowaniepozbawionego zakłóceńidealnego typu, pomimoże nigdy niemógł przeprowadzić w pełni rzeczywistych obserwacji, choćbydlatego, że życie gęsi może przekroczyć pól wieku, a jejmałżeństwo trwa tylko dwa lata krócej niż życie. Niemniejwypowiedźjego jest słuszna, a typ ustanowionyprzez niego dlaopisui analizy zachowania się niezbędnie potrzebny, podczasgdy normaobliczona na podstawieprzeciętnejwielu pojedyn czych przypadków byłaby zupełnie nieprzydatna. Gdy niedawno,nakrótko przed napisaniem tego rozdziału, opracowywałemz Helgą Fischer jej kolejne protokoły o gęsiach, byłem pomimo powyższych rozważańjednak rozczarowany, że opisanyprzez mego mistrza normalny przypadek absolutnie wiernego ażpoza grób małżeństwa w rzeczywistości u naszych wielu, bardzowielugęsi występuje tak stosunkowo rzadko. Na to Helga,oburzona tym moim rozczarowaniem, wypowiedziała nieśmiertelne słowa: "Naprawdę nie wiem, o cocichodzi, przecieżostatecznie gęsi też są tylko ludźmi. " U dzikich gęsi ijak możnaudowodnićnawetu takich, które żyją na wolności, istniejąbardzo daleko idąceodchylenia od normy małżeńskiego i społecznego zachowaniasię. Jedno z nich,występujące bardzo często,dlatego jest takszczególnie ciekawe, że aczkolwiek bywa ostro piętnowanewniektórych ludzkichśrodowiskach kulturowych, u gęsidziwnym trafem nie jest szkodliwe dla zachowania gatunku: mam namyśli związek między dwomasamcami. Przedstawiciele obu płci wśród gęsi nie wykazują bardzo znacznych różnicjakościowych ani w zewnętrznym wyglądzie, ani w zachowaniusię. Jedyny ceremoniał, bardzo różny u każdej płci, występującyprzy dobieraniu się pary, to takzwana ugiętaszyja. Wyrażaon,że przyszli partnerzy przedtem nie znali się, a więc odczuwająnieco strachu jedno przed drugim. Gdy już udało się przeskoczyć ten rytuał, nic niestoi naprzeszkodzie, aby gąsiorskierował swoją propozycję krzykutriumfalnego do innegosamca zamiast do samicy. Zdarza się toczęsto, choć niewyłącznie, wtedygdy wszystkie gęsi znająsię ze sobą aż nazbytdobrze, bo przebywają razem w ciasnym pomieszczeniu. Dopóki mój oddział Instytutu Fizjologii Zachowania się im. Maxa Plancka mieścił się w Buldem w Westfalii, gdziemusieliśmy wszystkie nasze wodneptaki trzymać na stosunkowo małym terenie nad jeziorem, zdarzało sięto tak często, żeprzez dłuższyczas byliśmy przekonani, że spotkanie partnerówróżnej płci u gęsi gęgawej wynika tylko z działaniazasady prób 234235. i błędów. Dopiero znacznie później odkryliśmy funkcję ceremoniału ugiętej szyi, nad którym zresztą nie będziemy się tudłużej zatrzymywać. Gdy więctaki miody gąsioroświadcza się za pośrednictwemkrzyku triumfalnegoinnemu samcowi,a ten reagujeprzyzwalająco, wówczas każdy z nich w zakresie tego jednegokręgu funkcyjnego znajduje o wiele lepszego partnerai kompana, niż byłaby nim samica. Ponieważ agresywnośćwewnątrzgatunkowawystępuje silniej u gąsiora niż u gęsi,silniejsza jest uniego również skłonność do krzyku triumfalnegoi dwaj przyjaciele dopingują się wzajemnie do śmiałychwyczynów. A że żadna róźnoptciowa para nie jest zdolna imstawić czoła, pary gąsiorów zajmują zawsze bardzo wysokie,jeżeli nie najwyższe miejsca w hierarchii danego gęsiegoosiedla. Trzymają się oni razem w dozgonnej przyjaźnirówniewiernie jak para osobników różnej płci. Gdy rozdzieliliśmynaszą najstarsząparę gąsiorów, Maxa i Kopfschlitza, i umieściliśmy pierwszego w naszej filialnej kolonii gęsi gęgawejnadjezioremAmper-Stausee przy Fiirstenfeldbruck obaj po rokużałoby połączyli się z żeńskimi gęsiami, poczym obie paryz dobrym wynikiem odbywały lęgi. Alegdy sprowadziliśmysamego Maxa bez małżonki idzieci,których nie udało sięnam schwytać z powrotem nadjezioro Ess, Kopfschlitzopuścił natychmiast żonę i dzieci i powrócił do Maxa. Dziwne,ale małżonka i synowie Kopfschlitza zdawali się całkowicierozumieć sytuację i przez dzikie ataki usiłowali przepędzićMaxa, co imsię jednak nie udało. Obecnie oba gąsiorytrzymająsię razem jak za dawnych dobrych czasów, a opuszczonamałżonka Kopfschlitza wumiarkowanej odległości smutnowlecze się za nimi. Pojęcie łączące się zazwyczaj ze słowem homoseksualizmjest bardzo ogólnie i bardzo niedostatecznie zdefiniowane. Za"homoseksualistę" uchodzi zarówno umalowany młodzieniecw spelunce, ubierający się po damsku, jak i bohater greckiejmitologii, pomimo że pierwszyzachowaniem swoimupodabnia 236 gię do innej płci, drugi dzięki swymczynom jest istnymnadmężczyzną i odbiega od normy tylko w zakresie doboruprzedmiotu swojej seksualnej działalności. Nasze"homoseksualne" gąsiory należą do tej drugiej kategorii. A błądzenie ichjest bardziej"wybaczalne" niż Achillesa i Patroklosa, boosobniki męskie i żeńskie mniej się różnią wśród gęsi niż wśródludzi. Poza tym gąsiory zachowują się o tyle mniej "zwierzęco"od większościludzkich homoseksualistów, że nie kopulują zesobą nigdy bądźw bardzo rzadkich i krótkotrwałych wyjątkowych przypadkach iniewykonują żadnych czynności zastępczych. Wprawdzie na wiosnę widujesię,jak odprawiająceremoniał wstępny do aktu płciowego, pięknie i wdzięczniezanurzając szyje, co widzącu łabędzi, uwiecznił w swoimwierszu poeta Holderiin. Gdy jednak po tym rytuale gąsiorychcą przystąpić do kopulacji,każdy zgodnie z prawem naturypróbuje pokryć drugiego, ależadnemu niewpada na myśl, abysiępołożyć płasko na wodzie zwyczajem samic. Gdywięc w tensposób bieg sprawy zatrzymuje się, zaczynają się wprawdzietrochęna siebie złościć, ale niebawem rezygnują z prób bezszczególnego zdenerwowania i rozczarowania. Każdy do pewnego stopniabierze drugiego zakobietę, która jestniecochłodna i niema ochoty na bliższefizyczne kontakty, cojednakw niczym nie umniejsza wielkiej, ogromnej miłości. W miaręprzemijania wiosny gąsiory przyzwyczajają się do tego, że niemogą kopulować, i wcalejuż nie próbują się kryć. Ciekawe, żew ciąguzimy zapominająo tym i na przyszłąwiosnę z nowąnadzieją w sercu znów usiłująsię wzajemnie pokrywać. Często, ale bynajmniej nie zawsze, popęd do kopulacjiu takichgąsiorów związanych ze sobą krzykiem triumfalnymznajduje zaspokojenie w inny sposób. Widocznie przodującapozycja społeczna, zdobywana przez nie z reguły dzięki ichzjednoczonej sile bojowej, niezwykle mocno pociąga nieskojarzone samice. W każdym razie prędzej czy późniejznajduje się gęś, która w odpowiedniej odległości skromnieidzie ślademdwóch takich bohaterów, i która, jak wykazują 237. dokładne obserwacje, a także dalszy rozwój wydarzeń jestw jednym z nich zakochana. Takie dziewczę stoibądźpłynie z początku na uboczuwcharakterze skromnego fiolkapodczas gdy obaj odprawiają swoje bezskuteczne próby tokowania. Potemjednak wpada na sprytny pomysł wsunięcia sięszybko pomiędzy oba samce w pozycji gotowości,w chwili gdyten, którego wybrała, usiłuje pokryć drugiego. Ofiarowuje sięprzytym zawszetemu samemu gąsiorowi! Wówczas onz reguły jakryje, ale zaraz potem równie niezawodnie zwraca siędoswego przyjaciela i z nim odprawiaceremoniał końcowykopulacji: "Właściwie to myślałem przytym tylko o tobie! " Drugi gąsior przeważnie jak najbardziejprawidłowo uczestniczy w tym epilogu. W pewnym przypadku,uwiecznionym w naszych protokołach, gęś niemiała zwyczajuchodzić wszędzie zaobydwoma gąsiorami, ale wyczekiwała naswegokochanka w południe, kiedy to gęsi najchętniej kopulują,w określonym kącie stawu. Ten wkrótce nadpływał, a po akciekrycia natychmiast leciałpoprzez staw do swego przyjaciela,aby z nim odbyć epilogkopulacji; wydawało się nam to wielkąniegrzecznością w stosunku do damy, która jednak nie zdawałasię "urażona". Dla gąsiora tego rodzaju stosunki płciowe mogą powoli staćsię "miłym przyzwyczajeniem", jeśli zaś chodzi o gęś i takprzecieżstale wykazuje gotowość przyłączenia się do jegokrzyku triumfalnego. W miarę postępuzażyłości odległość,w której gęś idzie za parą samców, zmniejsza się i ten drugi,niekryjący jejgąsior powoli przywyka do niej. Wówczasonapowoli zaczyna, z początkubardzo nieśmiało,a potem z rosnącąpewnościąsiebiewtórować w krzyku triumfalnym obu przyjaciół, którzy przyzwyczajają się coraz bardziej do jejobecności. W ten sposób samica okrężną drogą, przez długą, bardzo długąznajomość, zamienia się z mniej lub bardziej niepożądanej"przyczepia" jednego z dwóch gąsiorów w prawie, a po bardzodługim czasie nawet zupełnierównorzędnego członka wspólnoty krzyku triumfalnego. 238 ' tendługi tok wydarzeń w pewnych okolicznościachirzebiegać szybciej, a mianowicie gdy gęś,która przecież""noczątku nie korzysta z żadnejpomocy przy obronieterenu fliazdowego, potrafiła sama zdobyć miejsce na gniazdo i wygadywać. Wówczas może się zdarzyć, że oba gąsiory odnajdują, przy wysiadywaniu bądź po wykluciu się piskląt i adoptują je. Oznacza to, ścisłe biorąc,że adoptują lęg, młode potomstwo, ale (OTJinują również do wiadomości istnienie matki,która bierzeudział w krzykutriumfalnym uprawianym zprzysposobionymidziećmi, będącymi przecież naprawdę potomstwem jednego l nich. Strażowanie nad gniazdem i wodzenie dzieci jak jużpisał Heinroth sąchyba punktem kulminacyjnym wżyciugąsiora, najwyraźniejnaładowanym większym zasobem uczućl wzruszeń aniżeli wstępne przygrywki do kopulacji i samobycie. Wobec tego czynności te stanowią lepszy pomostdozawarcia bliższej znajomości między zainteresowanymi osobnikami i wykształcenia wspólnego krzyku triumfalnegoniż samakt płciowy. Obojętne zresztą, w jaki sposób,ale zawszewreszcie, tzn. po kilkulatach, dochodzido prawdziwego stadłamałżeńskiego we troje, tym bardziej żepo krótszym czydłuższym czasiedrugi gąsior również zaczyna pokrywać gęśi wszystkie trzy ptaki wspólnie wykonują całą grę kopulacji. Alenajosobliwszyprzy takichtrójkowych małżeństwach,którychobserwowaliśmywiele przy różnych okazjach, jest ichwynik biologiczny: miejsce ich jest zawszena najwyższychszczeblach hierarchiiw osiedlu, nigdy nikt nie wygania ichz rewiru gniazdowego i rokrocznie odhodowują one znacznąliczbę potomstwa. A zatem nie można uważać "homoseksualnej" więzi krzyku triumfalnego między dwoma gąsiorami zazjawisko patologiczne tym bardziej, że występuje ono takżeiu dzikich gęsi żyjących w warunkach naturalnych. Peter Scottzastału dzikich gęsi krótkodziobych w Islandii bardzo znacznyodsetek rodzin składających się z dwóch samcówi jednejsamicy. Korzyść biologiczna związana z podwojoną działalnością obronną ojców występowała tam jeszcze dobitniej niż 239. wierności, a także niezłomnej wierności małżeńskiej jej u),chanego było jej coroczne nie zapłodnione zniesienie. Wierność wobec krzyku triumfalnego i wierność w dzied? ,nie stosunkówseksualnych są od siebie w szczególny sposnhuzależnione, i tonieco odmiennie u samców niż u samicW idealnym normalnym przypadku, gdy wszystko rozwija sięprawidłowo i nie występują żadne zakłócenia, tzn. gdydwiepełne temperamentu, wspaniałe,zdrowe i młode gęsi gęgawegwałtownie zakochuj! się w sobie w pierwszej wiośnie swegożycia i żadna z nich nie zabłądzi w wędrówce, nie zostaniepożartaprzez lisa, zarażona nicieniami, ciśnięla przez wiatr nadruty telegraficzne itd. wówczas oboje małżonkowie dotrzymują sobie chyba zawsze dozgonnej wierności zarównow krzyku triumfalnym, jak i we współżyciu płciowym. Gdynatomiast los zerwie pierwszą więźmiłości, to wprawdziezarówno gąsior, jak i gęś mogą zawrzeć nowy związekkrzykutriumfalnego, i to tym łatwiej, imwcześniej nastąpiło zakłócenie, jednakże dziwnym trafem monogamia ich życiaseksualnego jest wtedy już naruszona, i to silniej u gąsiora niżu gęsi. Taki ptak wprawdzie wspólnie ze swoją małżonkąkrzyczy tirumfalnie, pełni przykładnie straż przy gnieździe,broni swej rodziny równie dzielnie jak każdy inny, słowem, jestpod każdym względem wzorowymojcem rodziny, ale copewien czas pokrywa inne samice. Szczególnie skłonnyjest dotakich wyskoków pod nieobecność przynależnej mu samicy, naprzykład daleko od gniazda,w którym ona wysiaduje. Gdypotem taobca samica zbliży się do rodziny albo do centralnegopunkturewiru lęgowego, gąsior często ostro ją atakuje iprzegania. Antropomorfizujący obserwatorzy widzą w tym jego chęćukrycia swego "stosunku" przed żoną, aleoczywiście znacznieprzeceniają oni jego zdolności umysłowe. W rzeczywistościw pobliżu rodziny czygniazda gąsior reaguje przepędzaniemzarówno jej, jakw ogóle każdejgęsi nie będącej członkiemgrupy. Na neutralnym terenie natomiast reakcja obrony rodzinyjuż mu nie przeszkadza dostrzegać w niej samicy. Działa ona 242 ta na niego wyłącznie jako partnerka kopulacji:poza tymr nie okazuje żadnej ochoty przebywania w jej bliskościgodzenia razem z nią czy też obrony jej samej ijej gniazda. uda jej się wyprowadzić potomstwo, musi swoje nieślubneychowywać sama. wa obca samica stara sięze swej strony ostrożnieać zawsze "jakby przypadkiem" w pobliżu swego^jla. On jejwprawdzie niekocha,ale ona go kocha, tzn. wa jest przyjąć jego propozycję wspólnego krzyku triumi, jeślibytylko zechciał ją do niego zaprosić. Użeńskieji gęsi gęgawej gotowość do kopulacji jest znaczniezwiązana z zakochaniem się niżu gąsiora. Innyminananam rozbieżność międzywięzią miłości a popęiowym również u gęsi występuje łatwiej i częściej. yzn niż u kobiet. Żeńskim gęsiom ponadto o wiele-. , niż gąsiorom nawiązaćnowe związki po ustaniu. 'nych. Dotyczy to przede wszystkim pierwszego wdowień^ "ara. Im częściej potembywa ona wdową, bądź im częściej^sastaje porzucona przezswego partnera, tym łatwiej jej zna^""feźe nowego,ale też tym mniej ścisła jest zwykleta nowa^. "-więź. Kilkakrotnie owdowiała lub "rozwiedziona" gęś za^Showuje się w sposób bardzo odbiegającyod zachowania'S? typowego. Bardziej aktywna seksualnie, wykazuje słabszeaclanuilce powściągliwości niż młoda samiczkai w każdej^"]fawili gotowa jest nawiązaćzarówno nowy stosunek krzyku? ; triumfalnego, jak nowy stosunek płciowy. Gęś taka stajesię^prototypem tego, co określane bywa jako femme fatale. Po3} prostu prowokuje poważne zaloty młodych gąsiorów, które są'; nastawione na zawarcie związku na cale życie. Po krótko"^trwałym małżeństwie unieszczęśliwa ona jednak swego wy. brańca opuszczającgo dla nowego kochanka. Dziejeżyciai małżeństwa naszej najstarszej gęsi gęgawej,Ady, stanowiąZnakomity przykład tego, coprzed chwilą powiedziałem,a kończą się co zdarza się chyba raczej rzadko jednakwreszcie późną grandę passion i szczęśliwym małżeństwem. '' 243. Protokół dziejów Ady czyta się jak najbardziej zajmującyromans obyczajowy ale o tym już w innej książce. Im dłużej para żyta z sobąszczęśliwie i im bardziej zawartemałżeństwo jestpodobne dowyżej naszkicowanego przypadkuidealnego, tym w zasadzie trudniej przychodzi pozostałemu poutracie współmałżonka nawiązanie nowego związku krzykutriumfalnego i jak już mówiliśmy, większe ma przy tymtrudności samica niż samiec. Heinrothdonosi o przypadkach,w którychowdowiałe gęsi pozostają do końca życia samotnei seksualnie nieaktywne. Nie zaobserwowaliśmy tego nigdyu gąsiorów; takie, które późno owdowiały, nosiły żałobęnajwyżej przez rok, po czym zaczynałynawiązywać najróżniejszestosunki płciowe, aby wreszcie porozmaitych perypetiach,które poznaliśmy już na s. 238, dojść znowu do prawdziwegozwiązku krzyku triumfalnego. Oczywiścieistnieje mnóstwowyjątków od wyżej podanej reguły. Sami widzieliśmy, jakpewna gęś, któradługo była zamężna i żyła w tym związku bezzakłóceń, zawarła drugie małżeństwo, pod każdym względemdoskonałe. Nasze ewentualne wyjaśnienie, że chyba w tympierwszym związku coś jednak niebyło zupełniew porządku zanadto jednak trącipetitioprincipii. Wyjątki takie zdarzają się taknadzwyczaj rzadko, że możepowinienembył je w ogóle całkowicieprzemilczeć, abyprzekazać właściwe pojęcie o trwałości i nienaruszalności,charakteryzującej związek krzyku triumfalnego, i to niew wyidealizowanym normalnym przypadku, ale dla statystycznej przeciętnej wszystkich obserwowanych przypadków. Pozwolę sobie użyć gry słów twierdząc, że krzyktriumfalny jestmotywem przewodnim wszystkich motywacji decydującychocodziennym życiu dzikich gęsi- Płynie on stale cichą nutą podi wraz z nurtem kontaktu głosowegow postaci zwykłegogęgania,które Selma Lagerlof tak zadziwiająco słusznie przetłumaczyła na: "Tu jestem, a gdzie ty? " Wzbiera lekko, gdydwie rodziny w drobnymsporze zajdą sobie drogę, opada tylkonaspokojnym pastwisku, a przede wszystkim przy alarmie, 244 nej ucieczce i przelatywaniu dalekich odległościwielkimn. Ale gdy miniepodniecenie, które przejściowo stłumiło'k triumfalny,natychmiast w pewnym stopniu jakodziałaniekontrastowe wybucha szybkie gęganiepowitalne,które poznaliśmy jako stopieńkrzyku triumfalnego o najsłabszej intensywności. Członkowie grupy tą więzią zespoleni jakgdyby się stale przez cały dzień i przy każdej okazji wzajemnie;japewniali: "Należymy do siebie iróżnimy się od wszystkichobcych, wobec których występujemy wspólnie! " Poznaliśmy już przy innych czynnościach instynktownychową dziwną spontaniczność,ową wypływającą od wewnątrzprodukcjępodniecenia, która charakteryzujepewne określonesposoby zachowania się i której ilość jest dokładnie dostosowana do "zużycia" niezbędnego przy wykonywaniu określonej czynności. Oznacza to, że dopływ jejjest tym obfitszy,im częściej zwierzę ma wykonywać daną czynność. Myszymuszą gryźć, kury dziobać, wiewiórki skakać. W normalnychwarunkach życiowychmuszą wykonywać te czynności, abyzarobić na swojeutrzymanie. Muszą je również wykonywać,gdy w warunkach laboratoryjnej niewoli ta konieczność n i eistnieje, ponieważ wszystkie ruchy instynktownewywołane sąwewnętrzną produkcją podniet, a kierowanebodźcami zewnętrznymi tylko w zakresie wyzwalających jeczynników czasui miejsca. Tak samowięc gęśgęgawa musi wydawać krzyktriumfalny, a gdy jest pozbawiona warunków po temu, staje siępatologicznąkarykaturą siebie samej. Niemoże ona nawetwyładować spiętrzonego popędu na obiekciezastępczym, takjak czyni to mysz, która obgryza dowolny przedmiot,albowiewiórka fikająca swoje stereotypowe koziołki w ciasnejklatce, aby pozbyć sięswego popędu ruchu. Gęś gęgawa niemająca partnera, z którymmogłabyodprawiać krzyk triumfalny, wystaje i przesiaduje byle gdzie, smutna i zdeprymowana. To, co Yerkes słusznie kiedyś powiedział o szympansach, żejeden szympans wogóle n i e jest szympansem, możnaw całejrozciągłości i w większym jeszcze stopniu odnieść do dzikiej 245. gęsi nawet wtedy, a nawet szczególnie wtedy gdy pojedynczagęś znajdzie się w zamieszkanym osiedlu, w którym nie ma dlaniej partnera do krzyku triumfalnego. Jeżeli tęsmutną sytuacjęwywołamy sztuczniedla celów doświadczalnych, wychowującpojedyncze pisklę w izolacji odjego współplemieńców, niby"Kacpra Hausera"', zobserwujemy u takiego biedactwa szeregcharakterystycznych zakłóceń w zachowaniu się wobec martwego, a bardziej jeszcze wobec żywego otoczenia. Zakłócenia te wsposób wielce wymowny podobne są do tych. które Renę Spitz stwierdził udzieci wychowywanych wzakładach i pozbawionych dostatecznego społecznego kontaktu. Istota taka nie tylko tracizdolnośćradzenia sobiez bodźcowymisytuacjami otaczającego go świata, ale próbuje w miaręmożności wręcz wycofywać się z zasięgu działania wszelkichzewnętrznych bodźców. Dla takichstanów leżenie na brzuchuz twarzą zwróconą do ściany jest "patognomoniczne",tzn. żesamo to już wystarcza do postawienia diagnozy. Także i gęsiwpodobny sposób psychicznie okaleczone siadają z dziobemskierowanym w róg pokoju, a gdy kiedyśdwie takie gęsiumieściliśmy w jednympomieszczeniu w dwarogi sobieprzeciwległe, po przekątnej. Renę Spitz, któremu pokazywaliśmy to doświadczenie, był głęboko wstrząśnięty tąanalogiąmiędzyzachowaniem się naszychzwierząt doświadczalnycha zachowaniem się badanychprzez niego dzieci w sierocińcu. Jednakże w odróżnieniu od dzieci okaleczoną psychiczniewtaki sposób gęś możnawyleczyć, nie wiemy tylko, czycałkowicie, gdyż restytucja trwa oczywiście latami. Nieomal jeszcze bardziej dramatyczne niż doświadczeniepolegające naniedopuszczeniu do powstania więzi krzykutriumfalnego wydaje się zjawisko gwałtownego zerwania tejwięzi, co sięprzecież w warunkach naturalnych przydarza aż ' Kacper Hausertajemniczny znąjdek, do szesnastego roku życiaizolowany od ludzi, bohater powieści austriackiego pisarza Jakoba Wassennannapt. Duecie Europy, czyli Kacper Hauser(1908; wyd. poi. 1930 oraz w 1984r. w nowym przekładzie pt. KasperHauser}. 246 ==r-' Stfflbyt często. Pierwszą reakcją gęsi gęgawej, której partneraaiknął' J65- gwałtowne poszukiwanie go. Bez ustanku, dostow-ie w dzieńi w nocy, wydaje trójsylabowy dalekonośny zew,biegaszybkoi nerwowopo znanym sobie terenie, w miejscach,gdzie przebywała zzaginionym, wydłużaswoje wycieczkiposzukiwawcze na coraz dalsze przestrzenie, lata tu i tam,bezustannie wołając. Wraz z utratą partneranatychmiastwygagawszelkajej gotowość do walki, osamotniona gęś niebroni się^l ogóleprzed atakami współplemieńców, ucieka przed najsłab'izymii najmłodszymi osobnikami, a że wieść ojej stanieostaje bardzo szybko "rozgadana" po koloniispada od razuBa zupełnie niski, a nawet najniższy stopień w hierarchii. PrógWszystkich bodźców wyzwalających jej ucieczkęznacznie sięobniża,ptak nie tylko wykazuje zupełnetchórzostwow stosunku do wspólplemieńców, ale jest bardziej niż kiedykolwiekbojaźliwy wobecwszystkich bodźców świata zewnętrznego. W stosunku do człowiekaoswojona dotądgęś może stać sięw takiej sytuacji niezmierniepłochliwa. Nieraz jednakmoże się w przypadku gęsi wyhodowanychwśród ludzidziać wręcz odwrotnie: osamotnione ptaki mogą przywiązać się nagle od nowa do swegoopiekuna, na którego już niewiele zwracały uwagi, gdy były szczęśliwiezwiązane z innymigęsiami. Tak się stało naprzykład z gąsiorem Kopfschlitzem, gdy zesłaliśmy na banicję jego przyjaciela Maxa, oczym była mowa na s. 236. Dzikie gęsiwychowane w normalnych warunkach przez rodziców, gdypóźniej zostaną osamotnione, mogą powrócićdo rodzicówczy rodzeństwa, z którymi przedtem nie utrzymywały jużżadnychwidocznych stosunków, aledo których są jednaktrwale przywiązane, oczym świadczą tewłaśnie obserwacje. Do tegosamego kręgu zjawisk należytakże nasza obserwacja, żegęsi, któreprzemieściliśmy jako dorosłe już ptakido kolonii filialnej naszego gęsiego osiedla nad jezioremAmmersee bądź nad Amperstauweiherw Fiirstenfeldbruck,powracały na dawne miejsca pobytu nad jeziorem Ess, gdy 247. tylko traciły swoich współmałżonków bądź partnerów krzykutriumfalnego. Wszystkie wyżej opisane symptomy dotyczące wegetatywnego układu nerwowego i zachowania się odnajdujemy w formie głęboko analogicznej u ludzi stroskanych. John Bowlbyw swym studium o zmartwieniachu małych dzieci dał nadzwyczaj obrazowy i wzruszający opis tych zjawisk. Wprostniewiarygodne, jak głęboko sięgają tu analogie między człowiekiema zwierzęciem! Tak jak ludzką twarz, a zwłaszczaoprawę oczu, z powodu dłuższego trwaniaopisanych stanówdepresyjnych "łoś" naznacza trwałymi runami, podobnie dziejesię z obliczem gęsi gęgawej. I tu, itam szczególnie dolneobramowanieoczu ulega wskutek długotrwałego obniżenianapięcia układu współczulnego zmianie charakterystycznej dlawyrazu zgryzoty. Moją kochaną starą gęśgęgawą Adę rozpoznajęz daleka pośród setek innychgęsi po tym piętniezmartwienia w oczach. A żenie jestto z mojej strony przerostwyobraźni, stwierdziłem kiedyś w sposób niezwykle sugestywny. Pewien znakomityuczony, znawca zwierząt, a szczególnieptaków,który nicnie wiedział o dawnych dziejachAdy,wskazał na nią nagle i rzekł: "Ta gęś musimieć za sobą jakieśszczególnie ciężkie przejścia! " Z punktu widzenia zasadniczych rozważań teoriopoznawczych uważamy wszystkie wypowiedzi o subiektywnych przeżyciach zwierząt zanaukowo nieuzasadnione z wyjątkiemtejjednej, że zwierzęta w ogóle mają subiektywne przeżycia. Układ nerwowy zwierząt różni się od naszego, podobnie jakfizjologiczne procesy, które w nim przebiegają. Można przyjąćjako pewne, żeprzeżycia odpowiadające tym procesom sąjakościowo odmienne od naszych. Takieczyste pod względemteoriopoznawczym stanowisko w stosunku do subiektywnegoprzeżyciazwierzęcia oczywiście niestanowi wżadnym raziezaprzeczenia tego, że przeżycie to istnieje. Mistrz mój OskarHeinroth na stawiany mu zarzut, że w zwierzętach widzi tylkobezduszną maszynę, zwykł był odpowiadać z uśmiechem: 248 i, .Wręcz przeciwnie, zwierzęta uważam za uczuciowych" '{u d z i z bardzo małym rozumem! " Nie wiemy i nie możemywiedzieć, co się subiektywnie dziejew gęsi, którasnuje się tui ówdzie zwszystkimiobiektywnymi symptomami ludzkiejżałoby. Ale nie możemy się też oprzeć uczuciu, że jejcierpienie jestbliźniaczo podobne donaszego w analogicznej sytuacji! Ze ściśle bezstronnego punktu widzenia wszystkie zjawiskaobserwowane u dzikiej gęsi, którejwydarto więź krzykutriumfalnego, wykazują maksymalne podobieństwodo objawówspotykanych u zwierzęcia skrajnie filopatrycz: n e g o, które wyrwano z jego zwykłego otoczenia i przemieszczono w obczyznę. Obserwuje się wówczaste samerozpaczliwe poszukiwania, tę samą utratę wszelkiej chęci atakowaniaażdo chwili, gdy zwierzę odnajdzie swe rodzime otoczenie. Dlaznawcyzagadnienia bardzo trafne i plastyczne jest określenie,że stosunek gęsi gęgawej do swego partnera krzyku triumfalnego jest pod każdym względem taki sam jak stosunekzwierzęcia bardzo przywiązanego do rewiru docentrum tegoterytorium, z którym jest ono tymsilniej związane,im silniejszybywa jego "stopień zżycia się" z terenem. W bezpośredniejbliskości tego punktunie tylko wewnątrzgatunkową agresywność, alei wiele innych autonomicznych czynności życiowychdanegogatunkucechuje najwyższa intensywność. MonikaMeyer-Holzapfel określiła osobiście znanego, zaprzyjaźnionego partnerajako "zwierzę mające walor domu rodzinnego"(das Tier mit der Heimvalenz);tym terminem, który szczęśliwieunika wszelkiego subiektywnego antropomorfizowania zwierzęcegozachowania się, ujęła ona jednocześnie bogactwowartości uczuciowych należnych prawdziwemu przyjacielowi. Poeci i psychoanalitycy wiedzą już dawno otym, jak bliskiesobie są miłość i nienawiść, wiedzą, żetakże u ludzi przedmiotmiłości wsposób "ambiwalentny" bywa jednocześnie przedmiotem agresji. Wciąż na nowo trzeba podkreślać fakt, że krzyktriumfalny gęsi jest tylkoanalogiem i wnajlepszym razie 249. mocno uproszczonym modelem ludzkiej przyjaźni i miłościktóry jednak w znakomity sposób obrazuje powstawanie tafcie)ambiwalencji. Chociaż u gęsi gęgawej drugi akt ceremoniałupolegający na przyjaznympowitalnymzwróceniu się kupartnerowi, w normalnych warunkach nie zawiera już prawieżadnego elementu agresji, jednak przebieg całej czynnościszczególnie jej pierwsza część, której towarzyszy "grzmienie",zawiera bezwzględnie miarkę samorodnej agresji, skierowanej co prawda tylko w formie nie ujawnionej przeciwkoukochanemu partnerowi i przyjacielowi. O tym, żetak jestistotnie, wiemynie tylko z filogenetycznych dociekań, któresnuliśmy w poprzednim rozdziale, ale i na podstawie obserwacji wyjątkowych przypadków, rzucających światło na współdziałanie pierwotnej agresywności z usamodzielnioną motywacją krzyku triumfalnego. Nasz najstarszy gąsior śnieżycy błękitnej Pawełek (Paulchen) skojarzył się w drugim roku życia z równą mu wiekiemgęsiątegoż gatunku, ale jednocześnie podtrzymywał jeszczezwiązek krzyku triumfalnego z drugim gąsiorem Schneerotem,który aczkolwiek nie był jego bratem, po braterskuz nimwspółżył. Otóż samce śnieżycy hołdują nie spotykanemu naogół u gęsi zwyczajowi,występującemuczęsto u kaczekzarównopływających, jak inurkujących, a polegającemu nagwałceniuobcych samic, szczególnie wówczas gdyte wysiadują w gnieździe. Gdy więc wnastępnymroku małżonka Pawełkazbudowała gniazdo, zniosła jaja i wysiadywała je, powstałarównie ciekawa jakokropna sytuacja: Schneerot bezustanniew brutalny sposób ją gwałcił, aPawełek nie mógł w najmniejszym stopniu temu przeszkodzić! GdySchneerot zbliżał się dogniazda i dobierał siędo gęsi, Pawełek rzucał się z dziką pasjąna rozpustnika, ale gdy tylko siędo niego zbliżał, mijał goostrym bagnetowym zakosem,aby następnie zaatakować jakikolwiek niewinny obiekt zastępczy, np. naszego fotografa,który całą tę scenę filmował. Nigdy dotąd nie widziałem takwyraźniei naocznie potęgi nowego ukierunkowaniaustalonego 250 izacją. Pawełek chciał zaatakowaćSchneerota, który, ^'ncież tylko jako ten jeden jedyny bezspornie wywoływał gniew, ale nie mógł się na niego rzucić, boNieodwracalny tor zrytualizowanej formy mchu prowadził goiłllecydowaniei wyraźnie obok przedmiotu jego gniewu, zupet"rtetakjak odpowiednio nastawiona zwrotnica kieruje parowózlasboczny tor. :aiJakwykazujejednoznacznie to zachowanie się gąsiorajangggżycy, nawet działania bodźcowe wyzwalające również'. SaiBttaie jednoznacznie agresywność, w przypadku gdy po^^wSsóózsi oo partnera, wyzwalają tylko krzyk triumfalny, a nieU śnieżycy błękitnej ceremoniał niejest tak wyraźnie jak ^^gęsi gęgawej podzielony na dwa etapy, z których pierwszy'ilfelzawiera silniejszy zasóbagresji i skierowany jest na zewnątrz,^S^t^rugi polega nieomal tylko na zwróceniu się ku partnerowi^Tffla podłoże społeczne. W ogóle śnieżyca błękitna, a zwłaszcza2AJ krzyk triumfalny zdają się silniej naładowane agresją niż';;łasząprzyjazna gęś gęgawa. Ajeśli chodzi o tę cechę, tokrzykttiumfalny śnieżycy błękitnej jest bardziejprymitywny od. krzykujej szarej krewniaczki. Stąd w wyżej opisanym nienor marnym przypadku mogło dojść do takiego zachowania się, jakiepod względem mechanikiswych sił napędowych cał: kowicie odpowiada pierwotnemu nowo ukierunkowanemu; atakowi celującemu obok partnera, tak jak to na s. 208poznaliśmy u ryb pielęgnicowatych. Freudowskie pojęcieregresji znajduje tu znakomite zastosowanie. Inny nieco proces regresyjnymoże z koleiw krzyku ;' triumfalnym gęsi gęgawej, i to w jego drugiej, najmniejagresywnej fazie, spowodować pewne zmiany, na tle którychdobitnie występuje pierwotny udział popędu agresji. Tylkowówczas rozgrywa się wysocedramatyczna scena, gdy dwasilne gąsiory w sposób opisany niżej zawarłyzwiązek krzykutriumfalnego. Jak już wspominaliśmy, nawet najdzielniejszai najbardziej bojowa samicamusi ulecw walce z najmniejszymgąsiorem; stąd żadna normalna para gęsi nie może sprostać 251. w walce takim dwom przyjaciołom, którzy wobe tego zajrnuianajwyższe pozycje w hierarchii gęsiego osiedla. Z wiekiemi wmiarędłuższego piastowaniawysokiego stanowiska rośnieich "samopoczucie", tzn. pewność zwycięstwa, a co za tymidzie, intensywność agresji. Jednocześnie intensywność krzykutriumfalnego, jak to widzieliśmy na s. 230-231, wzrastaw miarę zacieśniania się znajomości między partnerami, a więcw miarętrwania ichzwiązku. W tych warunkach zupełniezrozumiałe,że ceremoniał stowarzyszenia się takiej parygąsiorów dochodzi do intensywności, której nigdy nie osiągapara różnopłciowa. Kilkakrotnie jużwymienianych Maxai Kopfschlitza, którzy stanowią"małżeństwo" od przeszłodziewięciu lat, poznaję zawsze z daleka po niebywałym zapale,z jakim odprawiają swój krzyk triumfalny. Czasami może się zdarzyć, że krzyk triumfalny takichgąsiorów urasta ponad wszelką miarę, wręcz do ekstazy, i wtedydzieje się cośzgoła dziwacznego i niesamowitego. Głosy stająsię coraz silniejsze, szybsze i bardziej ściśnięte, szyje wyciągająsię corazdalej w kierunku poziomym, a więc tracą charakterystycznedla ceremoniału ustawienie ukosem ku górze,zmniejsza się także stale kąt, pod którymruch nowo ukierunkowany odchyla się odkierunku, w którym stoi partner. Innymi słowy,zrytualizowany ceremoniał wmiarę zbliżania się dokrańcawzrostu swojej intensywności coraz bardziej traci tecechyruchu, które odróżniają go od nie zrytualizowanego pierwowzoru. Następuje więc prawdziwa wrozumieniu Freuda regresja do stanu wcześniejszego pod względem filogenetycznym, do stanu pierwotnego. J. Nicolai jako pierwszyodkryłto zjawisko "odrytualizowania" ugilów. Ceremoniałpowitalnysamiczki powstał u tych ptaków, podobnie jak krzyk triumfalnygęsi, przez rytualizacje pierwotnychgestów grożących. Jeżeliu samiczki gila doprowadzi się do zwiększenia popędu płciowego przez dłuższą izolację, a następnieumieści ją razemz samcem, prześladuje go onaruchami powitania, które mają 252 ^"m silniejszy charakter agresji,im silniejsze jest spiętrzenie jej""^"Ai płciowego. Podniecenie wypływającez takiej ekstazy SlSosnej nienawiści u pary gąsiorów może się na każdymiftwomym etapie zatrzymać i ulec odpływowi: wówczas rozwija krzyk triumfalny, wprawdzie jeszczepełenpodniecenia,\ brzmiącyjuż normalnie i przechodzący w czułe i cichee, nawet wówczasgdy ruchy były zbliżonedo groźnegoa dzikiej chęci ataku. Widok takich objawów najgorętszej:i wywołuje zawsze niemiłe uczucie niepokoju, nawetf sięjest pierwszy raz ich świadkiem i nic sięjeszcze nie wiepeści opisanego zdarzenia. Mimo woli przychodzina myślcedzenie: "mógłbym cię pożreć z miłości", przypominająarą prawdę, którą Freud tylokrotnie podkreśla, że w mowieicznej przejawia się bezbłędnie prawidłowe wyczucie najiyszychzwiązków psychologicznych. "Jednakże w niektórych rzadkich przypadkach amamyichIjĘl^dnak trzy protokolarnie stwierdzonew czasie dziesięciu latSaaszych obserwacji nad gęsiami zjawisko odrytualizowaniajytoykutriumfalnego występujące w postaci najwyższej ekstazy'^: a i e cofa się. I wtedy dzieje się coś nieodwracalnego i ciążące'H^IEo swymi skutkami na całym przyszłym życiu zainteresowa^^nych osobników: postawa grożenia i walki obu gąsiorówH przybiera formy coraz czystsze, podniecenie wzrasta do punktu I': wrzenia i nagleobajdotychczasowi przyjaciele biorą się załby, okładając sięgradem uderzeń zadawanych zbrojnymiw róg^yzegubami skrzydeł. Odgłos takiej śmiertelnie poważnejjjNralki rozbrzmiewa dosłownie na przestrzeni kilku kiloSilSetrów. Podczas gdy zwykła walka między dwoma gąsiorami,iwybuchająca na podłożu rywalizacji osamice bądź o miejsce naSijniazdo, rzadko trwa dłużej niż kilka sekund, a nigdy dłużej niżSEJedną minutę, jedna z trzech walk między dotychczasowymi;^ partnerami krzyku triumfalnego, na którą zaalarmowani'^'odgłosami bitwy zbiegliśmy się z daleka, trwała według^: sporządzonego przez nas sprawozdania pełny kwadrans. i^ Straszliwą, zawziętą wściekłość tych walk tylko w nieznacz1E 253. nym stopniu można tłumaczyć tym, że przeciwnicy znają się takdobrze, że mniej odczuwają strachu przed sobą niż przedobcymi. Także i szczególna zawziętość kłótni małżeńskich niew tym ma swoje źródło. Sądzęraczej, że poprostu w każdejprawdziwej miłości tkwi duży zasób utajonejagresywnościskrytej pod osłoną powiązań; przy zerwaniu więzi wyłania sięów wstrętny fenomen, który zwiemy nienawiścią. Nie ma miłości bez agresywności,ale nie ma też nienawiści bezmiłości! Zwycięzca nigdy nie ściga zwyciężonego i nigdy niewidzieliśmy, żeby miała między nimi wybuchnąć ponowna walka. Przeciwnie, odtąd gąsiorystarannie sięunikają;w wielkimstadziegęsi pasących się na podmokłych łąkach znajdują sięzawsze naprzeciwnych jego krańcach. Jeżeli jednak kiedyśzbliżą się dosiebie przypadkowo, gdy nie zwróciły w porę nasiebie uwagi,bądź celowo wskutek naszejdoświadczalnejingerencji, wykazują najdziwaczniejsze chyba zachowanie się,jakie kiedykolwiek u zwierząt widziałem. Obawiam się wprostje opisać, aby nie wywołać podejrzeniao bezgraniczne antropomorfizowanie. Mianowicie gąsiory sązażenowan e! Nie chcą się widzieć, nie mogąspoglądać na siebie. Wzrokichbłądzi wokołoniespokojnie; obiekt ich miłości i nienawiścimagicznie przyciąga ich spojrzenia, które jednak natychmiastod niego odskakują, niczympalec sparzony gorącym metalem. Oba wykonują przy tym przez cały czas różne przesadne ruchy,czyszczą sobie upierzenie,potrząsają dziobami, jakby dlapozbycia się czegoś, co nie istnieje. Odejść po prostuod siebienie mogą, gdyż wszystko, comogłoby wyglądać na ucieczkę,jest uniemożliwione prastarym przykazaniem"zachowaniatwarzy" za wszelką cenę. Nie sposób im nie współczuć,a całejsytuacji nie odczuwać jako niesłychanie przykrej. Badacz zajmujący się problememagresji wewnątrzgatunkowej dużo dałby za możliwość stwierdzenia na podstawiedokładnej ilościowej analizy motywacji,jak kształtuje sięproporcjonalny udział pierwotnej agresywności i usamodziel254 ^"tonego popędu do krzyku tńumfalnegow rozmaitych poił'czególnych przypadkach tego ceremoniału. Wydaje nam się,! 4s powoli zbliżamy się do rozwiązaniatego zagadnienia,^ lednakżeopis tych badań zaprowadziłby nas tutaj za daleko. Ł":Zamiasttego, spróbujmy teraz podsumować, czego w tymil^azdziale nauczyliśmy się o agresji io owych specjalnych"toechanizmach hamujących, które pomiędzy pewnymi stale zewnba przebywającymi osobnikami nie tylko wykluczają wszel3P'te walkę, ale tworzą między nimi pewien rodzaj więzi, którego% atzykład poznaliśmy bliżej w krzyku triumfalnym gęsi. Następca gje przyjrzyjmysię stosunkom istniejącym między więziamis , o takim mechanizmie a innymi mechanizmami współżyciaspołecznego, które opisywałem w poprzednich rozdziałach. Alegdy terazwłaśnie w tym celu jeszcze raz je przeczytałem,ogarnęło mnie uczucie zniechęcenia i bezsilności; zdaję sobiebowiem sprawę, jak bardzo niedostatecznie potrafiłem sprostaćzadaniu ukazania wielkości i znaczenia tego procesufilogenetycznego, o którym wydaje mi się, żenaprawdę wiem, jakprzebiegał, i który podjąłem się przedstawić. Zdawałoby się, żeuczony jako tako obdarzony zdolnościami wysławiania się,zajmujący się przez cale życie pewnym określonym tematem,potrafi przedstawić, do czego doszedł w trudzie i znoju, wtakisposób, żeby przekazać czytelnikowi bądź słuchaczowi nietylko to, co w i e, ale również i to, co przy tym czuje. Mogę sięwięc tylko spodziewać, żegdy teraz sięgnę do środkówkrótkiego naukowego podsumowania, które mamdo dyspozycji, z tych zwięzłych faktów powieje na czytelnika tym,czego niepotrafię wyrazić słowami. Jak wiemy z treści rozdziału VIII, istniejązwierzęta całkowicie wolne od wewnątrzgatunkowej agresywności itrzymające sięcale życie w ściśle zesobą spojonych stadach. Wydawałoby się, żetakie istoty są szczególnie predestynowanedo wykształcania trwałej przyjaźni i braterskiego współżyciamiędzy poszczególnymi jednostkami. Tymczasemwłaśnieu tychpokojowo nastrojonych zwierząt stadnychowych cech 255. nie spotykamy nigdy, a związek łączący je bywa całkowicieanonimowy. Więź osobistą, indywidualną przyjaźń znajdujemytylko u zwierząt o wysoko rozwiniętej agresywności \vewnątrzgatunkowej, więcej, więź ta jest tym silniejsza, im więceiagresywności tkwi w danym gatunku. Trudno o bardziejagresywne ryby niż pielęgnice, bardziej agresywne ptakiniżgęsi. Przysłowiowo najbardziej agresywny spośród ssakówwilk, dantejska bestia senw pace, jest najwierniejszym spośródprzyjaciół. U zwierząt, które w zależności od pory roku są naprzemian raz terytorialne iagresywne, a innym razem socjalnei nieagresywne każda ewentualna więź osobistaograniczasię do okresuagresywności. Więź osobista narodziła się w trakcie wielkiegopowstawania, niewątpliwie w takiej chwili dziejowej, gdy wśród zwierzątagresywnych powstała konieczność współdziałaniadwóch bądź więcej osobników w osiągnięciu jakiegoś celuzwiązanego z zachowaniem gatunku, przede wszystkim zapewne opieki nad potomstwem. Więź osobista, miłość,częstokroćrozwinęła się niewątpliwiez agresji wewnątrzgatunkowej,a w wielu znanych przypadkach w drodze rytualizacji nowoukierunkowanego ataku bądź grożenia. Ponieważ rytuały powstałe w ten sposób związane są z osobą partnerai ponieważ stają się one potrzebą jako usamodzielnioneczynności instynktowne powodują to, że obecność partnerastaje się również niezbędnąpotrzebą,a on sam "z w ie r z ę -ciem mającym walor domu rodzinnego". Agresja wewnątrzgatunkowa jest starsza o całe milionylat odosobistej przyjaźnii miłości. Na pewno na przestrzenidługich epok historiiziemi istniały zwierzęta, które byływyjątkowo złe i agresywne. Prawie wszystkie gady, jakiedzisiajznamy, są właśnie takiei trudno przypuścić, aby te, cożyływ czasach przedhistorycznych, były mniej agresywne. Alewięź osobistąspotykamy tylko u ryb kościstych, ptakówi ssaków, a więc u grup, zktórych żadna nie występuje przedpóźnym średniowieczem historii ziemi. Istnieje więc agresja 256 ;atunkowabez swojego kontrpartnera, którym jestalenie istniejeodwrotniemiłość bez ^Bgresji. -ienawiść,ta brzydka mała siostra miłości, jest mechanizachowania się, którypojęciowo należy ostro odgraniSKCTĆ od agresji wewnątrzgatunkowej. W odróżnieniu od zwyk. fllBagresywności nienawiśćjest skierowana przeciwko j e d -g t c etak jak i miłość, której istnienie jest prawdopodobnienakiem jej powstania: Chyba nienawidzić można tylko tam,ie się kochało, jeśli pomimo chęci zaprzeczeniajeszczeSSffSSff. się kocha. -^f Wyprowadzanie analogii istniejących pomiędzy uprzednioJaBbopisanymi społecznymisposobami zachowania się nie:yteĘffych zwierząt, przede wszystkim dzikich gęsi, a zachowaniem się ludzi jestchyba zbędne. Wszystkie zawarte w naszych1'litzysłowiach truizmy zdają się znakomicie odnosić również)';,do tych ptaków. Jako wytrawni fflogenetycy i prawidłowidMwiniści możemy i musimy wyciągnąć z tego bardzo ważnewnioski. Wiemy przede wszystkim, żenajmłodszymi wspól. nymi przodkami ptaków issaków były bardzo prymitywne gadygórnegodewonu i dolnego karbonu. Gadyte na pewno nie. prowadziływysokorozwiniętego życia społecznego i były; niewiele mądrzejsze od żab. Zatem podobieństwo społecznego zachowania siędzikiej gęsi i człowieka niejest odziedziczoną spuścizną po wspólnym przodku, nie jest zjawiskiem' "homologicznym", ale na pewno powstało przez tak zwanekonwergencyjne przystosowanie. Zbieżności te z całą pewnościąnie zawdzięczają swojego powstania przypadkowi,tobyłoby nieprawdopodobieństwem, które wprawdzie dałoby sięwyliczyć, ale które można bywyrazić tylko w cyfrach astronomicznych. Jeżeli wysoce złożonenormy zachowania się, jak np. zakochanie, przyjaźń, dążenie do zajęcia wysokiego szczeblaw hierarchii, nienawiść, zgryzota itp. , u gęsi gęgawej i człowieka są nie tylko do siebie podobne,ale aż do śmiesznych wręcz 257. szczegółów całkowicie takie same świadczy to z cgipewnością o tym, że każdy z tych instynktów rozwi'pewną określoną funkcję służącą zachowaniu gatunku, i (^każdorazowo taką, jaka i u gęsi gegawej, i u człowieka jestprawie bądź zupełnie taka sama. Tylko w ten sposób mogłodojść dotakiej zbieżności zachowania się. Jako prawidłowo myślący badacze przyrody nie wierzymyoczywiście w "niezawodne instynkty" i tympodobne cudai zakładamy, że każdy z tych sposobówzachowania się jestfunkcją odpowiedniej specjalnej anatomo-fizjologicznej organizacji układu nerwowego, narządów zmysłów itd. , innymisłowy, określonej struktury, którą nacisk selekcji wyhodowałw organizmie. Przedstawmy sobie teraz posługując sięelektronicznym bądźinnym modelem myślowym jak bardzozłożony musi byćtego rodzaju fizjologiczny aparat, abywyprodukowaćtaki społeczny sposób zachowania się, jakimjest np. krzyk triumfalny;wtedy ze zdumieniem uświadomimysobie, że takigodny podziwu narząd jak oko czy ucho wydajesię w porównaniu z tym czymś wręcznajprostszym. Im bardziejkompleksowei zróżnicowanesą dwa narządy analogiczniezbudowane i działające w tym samym kierunku, tymwiększemamyprawo połączyć je w jedno funkcjonalnie określonepojęcie i nazwać tym samym imieniem, nawet jeżeli pochodzenie ich pod względem filogenetycznym jest bardzoróżne. Jeżeli więc głowonogi z jednej strony, a kręgowcez drugiej, niezależnieodsiebie wynalazły oczy, które sązbudowane według tej samej zasady kamery zobiektywemi w obu przypadkach mają takiesameczęściskładowe, jaksoczewka, tęczówka, ciało szkliste i siatkówka nikt rozsądnynie zgłosi sprzeciwu, gdy oba, zarówno narządy głowonogajaki kręgowca, nazwiemy okiem, i to bez żadnego cudzysłowu. Z takim samym uzasadnieniem opuszczamy cudzysłów, mówiąc o społecznym zachowaniusię zwierząt wyższych,wskazującym analogie doczłowieka w zakresieconajmniej takiej samej liczby wspólnych cech. 258 " co w tym rozdziale powiedzieliśmy, niechaj będzie raźną przestrogą dlaludzi w sobie zbytnio zadufanych. -yicj-zecia nie należącego nawet do uprzywilejowanej klasy"""Baków nauka odkryła mechanizm zachowania się, który wiąże3' sobą określoneosobniki na cale życie, który stałsię silniej; -'Bym motywem opanowującym wszystkie czynności, któryBalolny jestprzezwyciężyć wszystkie "zwierzęce"popędy, jaky dód, seks, agresję i strach, i który decyduje oformie porządkujgotecznego, charakterystycznego dla gatunku. We wszystkichtwoich elementach więź ta jest analogiczna do tych objawów^S^aoznań, jakie uludzi idą wparzez uczuciami miłościgB(Dnyjaźni w ich najczystszej i najszlachetniejszej postaci. Rozdział dwunasty KAZANIE O POKORZE To jestten sęk, o który w twoim drzewieHebel trze się i zahacza; Totwoja duma, która znowuciebieW swój sztywny gorset wtłacza. (Chriscian Morgenstem) To, co zostato napisane w jedenastu poprzednich rozdziałach,może uchodzić za naukę przyrodnicza- Podane fakty są mniejlub bardziej sprawdzone, jeśli w ogóle wolno tak twierdzićo wynikach kierunku badań tak jeszcze nowego, jakim sąporównawcze studia nad zachowaniem się. Terazporzucimyopis tego,co obserwacja i doświadczenia ujawniły w sprawieagresywnego zachowania się zwierząt,i zajmiemy się zagadnieniem, czy z tegowszystkiego można by nauczyć się czegoś,co dałoby sięzastosować do człowieka i co mogłoby stać się użyteczne w uniknięciu niebezpieczeństw wywołanych popędem agresji. Istnieją ludzie, którzy już w samym tympytaniu dostrzegąobrazę ludzkiego majestatu. Człowiek ogromnie lubiwidziećsiebie jako centrum wszechświata, jako coś, co do całościprzyrodynie należy, a jest w stosunku do niej czymś z samejistoty swojejinnym,wyższym. Wielu ludzi ma wprost potrzebętrwania w tym błędzie; pozostajągłusina najmądrzejszy zewszystkich rozkazów, jaki imkiedykolwiekwydałpewienmędrzec, mianowicie na sławne gnothi seauton, "poznaj siebiesamego", wypowiedziane przezChejlona, choć zwykle przypisuje się je Sokratesowi. Co powstrzymuje człowieka przedpoddaniem się tej wskazówce? Istnieją trzy przeszkody,silnienaładowane namiętnościami, które odgrywają tu rolę hamującą. Pierwszą usunąć można bez trudu u każdego,kto jest zdolny dorozumowania, druga pomimo całej szkodliwości swego od260 yania jest jednak godna szacunku,a trzecia jest zro- "miała z punktu widzenia histońiducha ludzkiego, a więc"atybaczalna, chociaż chyba najtrudniejsza do wyplenienia. Ale'^ystkie trzysą z sobą nierozerwalnie związane iprzesiąkyte złą ludzką cechą, o którejmądrość życiowa powiada, żeliwstępuje zawsze przed upadkiem,a mianowicie pychą. ^^bcę teraz przeszkody te jedną po drugiej omówić i wykazać,411^'jaki sposób wyrządzają tyle zła. Następnie postaram sięiHHjObićwszystko, aby przyczynić się do ich usunięcia. ,^^, Pierwsza przeszkoda jest najbardziej prymitywna. NiedopuSB^cza do poznania siebie samego przez to, ze nie pozwalaS^atowiekowi na wgląd w jego własną historię powstania. '"typorczywa siłai napięcie emocjonalne tej przeszkody w sposób' 'paradoksalny wywodząsię z ogromnego podobieństwa naszych. {: 'najbliższych krewnych do człowieka. Gdyby ludzie nie znali':, szympansa, łatwiej byłoby ichprzekonać o źródłach ich,: "pochodzenia. Nieubłagane prawidła percepcji postaci utrudniają nam spojrzenienamałpy, a zwłaszcza na szympansy, jakna każde inne zwierzę, izmuszają nas do dostrzegania w ichobliczu ludzkiej twarzy. Tak widziany i mierzony ludzkąmiarąszympans musi wydawać nam się czymś ohydnym, diabelskąkarykaturą nas samych. Mniejsze jużmamy trudności z niecodalej z nami spokrewnionymgorylem, atym bardziej orangutanem. Głowy starych samców tych gatunków, traktowanejako dziwaczne maski diabelskie, można jednak brać poważniei nawet uważać za piękne. Natomiast z szympansem nie udajenamsię to żadną miarą. Jest nieodparcie śmieszny,a przy tymtak pospolity, tak wulgarny i odpychający,jak tylko może byćczłowiek, który zupełnie się stoczył. Zresztą to subiektywnewrażenie nie jestcałkiem pozbawione słuszności: wiele danychprzemawia za hipotezą, że wspólny przodek człowieka i szympansa stał nieniżej, lecz znacznie wyżej od poziomu dzisiejszego szympansa. Mimo żewstręt, którym człowiekreaguje naszympansa, sam w sobie jest śmieszny, silny ładunekemocjonalny tej reakcji skłonił niejednegouczonego do skon. struowania całkowicie nieuzasadnionych teorii o pochodzeń'człowieka. Wprawdzienie przeczysię pochodzeniu ludzizwierząt, ale bliskie pokrewieństwo z odrażającym szyrnnansem bywa bądź pomijane po wykonaniu kilku koziołków logii. ,bądź tez okrążane sofistycznymi ogólnymi ścieżkami. Drugątamępoznaniu siebie samego kładzie emocjonalnaniechęć do przyznania, że nasze postępowanie podlegaprawomnaturalnej przyczynowości. Bemhard Hassenstein określił tojako "wartościowanie antyprzyczynowe". Wielu ludzi ogarniagłuche poczucie spętania, przypominające klaustroiobię, przyrozważaniu przyczynowo zdeterminowanychprocesów przyrodniczych; jest tozapewne związane z uzasadnioną potrzebąwolności własnej woli i z równie uzasadnionym pragnieniem, aby o ich własnych czynachdecydowały wyższe cele, a niepowody przypadkowe. Trzecią poważną przeszkodą do poznania samego siebie jest w każdym razie w naszym zachodnim środowiskukulturowym dziedzictwo filozofii idealistycznej. Wynikaonoz dualistycznegopodziału świata na zewnętrzny świat rzeczy,którydla idealistycznego myślenia jest w sensie wartościz gruntu obojętny, i na inteligibilny świat wewnętrznej człowieczej regulatywności, któremu wyłącznie przyznaje się wszelkąwartość. Ten dualizm nadzwyczaj odpowiada ludzkiemu egocentryzmowi, poza tym w sposóbwielce pożądany idzie po liniiniechęci człowieka do podlegania prawom przyrody. Niedziwwięc, że przeniknął tak głęboko w sposób myślenia ogółu. A jakbardzo głęboko, to widać w naszymjęzyku chociażby pozmianie znaczenia takich słów jak "idealista" i "realista" pierwotnie oznaczały one nastawienie filozoficzne, dziśzawierają w sobie ocenę moralną. Należy sobie uświadomić, jakpospolite stało się w naszym zachodnim sposobie myśleniapojęcie "przyrodniczo poznawalne" i "z gruntu obojętne podwzględem wartości". W tym miejscumuszę się z góry obronić przed zrozumiałym zarzutem, że tylko dlatego głoszę kazanie przeciwko 262 ^ pychy wyrosłym przeszkodomdo ludzkiego pozna'ebie, że są one sprzeczne z moimi osobistymi poglą" naukowymi i filozoficznymi. Tymczasem nie przeman tu Jako zaciekły darwinista przeciwko niechęci do naukiyoiucji ani jako zawodowy badacz kauzalista przeciwkomzyczynowemu wartościowaniu, ani teżjako przekos hipotetyczny realista przeciwko idealizmowi. Pote,, które mną kierują, są innego rodzaju. Częstozarzucadzisiaj badaczom natury, że narazililudzkość na strasz^, niebezpieczeństwo,oddając jej w ręce zbyt wielkajzę nad przyrodą. Zarzut ten byłby istotnie usprawiedpay, gdyby naukowców tychmożna było zarazem obyć grzechem zaniechania rozciągnięcia badań również samego człowieka. Zagrożeniebowiemdzisiejszej ludzici wynika nie tyle z opanowania przeznią procesówtkalnych, ile z jej bezsilności w rozumnymkierowaniuicesami społecznymi. Odpowiedzialny za tę bezsilność jest"SSItak rozeznania przyczynowego, który, jak pragnę tu wykazać,'Sjest bezpośrednim skutkiem owych trzech zrodzonych z pychyy przeszkódna drodze do poznaniasamego siebie. '!:;;, Nie dopuszczają one mianowicie do zbadania takich proce Sów człowieczego życia, jakie w pojęciu ludzi przedstawiają ^.wysokie wartości, innymisłowy, z których są onidumni. i jSależydobitnie iwyraźnie podkreślić: to, że wszystkiefunkcje. f, naszego układutrawiennego są nam takdokładnie znane, to, że. ",na podstawie tej wiedzy medycyna,a zwłaszcza chirurgia przewodu pokarmowego corocznie ratuje tysiące ludzkichł istnień zawdzięczamy wyłącznie szczęśliwej okoliczności, -f że funkcjonowanietego nkiadu w nikim nie wzbudza szczególnejczci i szacunku. Jeżeli natomiast z drugiej strony ludzkość stoi tak bezradnie wobecpatologicznego rozkładuswojej struktury społecznej, jeżeli dzierżąc brońatomowąw ręku, nie potrafi zachować siępodwzględem społecznym anitrochęmądrzej niż jakikolwiek gatunek zwierząt, polega toprzede wszystkim na zarozumiałym przecenianiu własnego 263. zachowania się i wynikającym stąd wyobcowaniu się 7sów przyrodniczych uważanych za poznawalne. ' Badacze przyrodynaprawdę nieponoszą winy za tludziom brak znajomości samych siebie. To ludzie spali]' zestosie Giordana Bruna,gdy im oświadczył, że wraz ze swaplanetą są tylko pyłkiem jednego spośród niezliczonych innychobłoków pyłu. Najchętniej byliby równieżpozbawilityy. Karola Darwina za odkrycie, ze pochodzą z tegosamego pnia coizwierzęta; nie brakowało przecież prób,aby go przynajmniejzmusić do milczenia. Gdy Freud próbował analizowaćmotywyludzkiego społecznegozachowania sięi objaśnić jego przyczyny, wprawdzie z punktu widzeniasubiektywnej psychologii,ale w sposobie stawiania problemu i metody czerpiąc w pełniz nauk przyrodniczych, uznano go winnym "szargania świętości", zarzucano materializm przeczący istotnynrwartościom,wreszcie doszukiwano się u niego tendencji pornograficznych. Ludzkość wszystkimiśrodkami broni ustanowionej przez siebiewysokiejsamooceny. I czas już zaiste nawoływać do pokoryi na serio starać się zmiażdżyć te powstałez pychy hamulce,które nie dopuszczają do poznania samegosiebie. Zaczynam odsprawy przełamywaniaoporów stawianychodkryciom Karola Darwina, przy czym fakt, że nie muszęjużzajmować się talami głosami jak te, co wypowiadałysięprzeciwko prawdom Giordana Bruna, uważam zapocieszającąoznakę stopniowegorozpowszechnianiasię wiedzy przyrodniczej. Zdaje mi się, żeznam bardzo prosty sposób pogodzeniaczłowieka ztym, że sam jest cząstką przyrody i że powstałw drodze naturalnych procesów bezuchybienia żadnym prawdom przyrody; trzeba mu tylko pokazać, jak wielki i piękny jestwszechświat i jak godnenajwyższego szacunku są prawa,którenim kierują. Przede wszystkim jestem głęboko przekonany, żenikt, kto ma dostatecznepojęcie ofilogenetycznym powstaniuświataorganizmów, nie będzie miał wewnętrznych oporówprzeciwko prawdzie, że i onrównież zawdzięczaswoje istnienie temunajwspanialszemuzewszystkich procesów przy264 Nie mamtu zamiarupoddawać dyskusji prawibieństwa albo, mówiąc lepiej, pewnościnauki o pooiu, pewności przekraczającej wielokrotnie to, co znamyTUiy historii. Wszystko, co dotychczas wiemy, bez trudui się wnurt tej nauki, nic jej nie przeczy, a ma onafloe wartości godne nauki o stworzeniu: silęprzekonywajetyckie piękno i pełną wyrazuwielkość. f to w całej pełni pojął, nie może wzdragać się przedciem Darwina, że łączynas ze zwierzętami wspólne. jdzenie, aniprzed wnikliwym poglądem Freuda, żerządząi-jeszcze te same instynkty,które tkwiływ naszychdcztowieczych przodkach. Przeciwnie, kto jest tego świa; odczuje nowy rodzaj czci dla sprawności rozumu i oddzialnego poczucia moralności, które pojawiły się naie dopiero z powstaniem człowieka i które mogą dać muę panowania nad tkwiącym w nim dziedzictwem zwierzęi jeżeli przez ślepąpychę nie będzie zaprzeczał jego aieniu. s Dalszą przesłanką do odrzucenia przez ogół nauki opoK. chodzeniu jest wysokiepoważanie, z którym odnosimysię do^froiszych przodków. Po łacinie pochodzić znaczy descendere,Sf więc dosłownie schodzić; już w prawie rzymskim istniałs", "zwyczaj umieszczania praojca nasamejgórze tablicy5,: rodowodowej i rysowania drzewa genealogicznego z rozy;gałęzieniami ku dołowi. Tablice takie, nawetgdy obejmują3y odpowiedniąliczbę pokoleń, nie obrazują tego, że człowiek ma;' 'wprawdzietylko dwoje rodziców,ale dwustu pięćdziesięciu : sześciu prapraprapraprapradziadków. Unika się wykazywania;, tego, gdyż w liczbie owej nie znalazłoby się zapewne dostatecz: nie wieluprzodków, którymi można by się szczycić. Według niektórych autorów wyraz "descendencja" związany jestrównież i ztym,że w dawnych czasach chętnie wyprowadzanowłasne pochodzenieod bogów. To, że genealogiczne drzewożycia rośnienie z góry na dół, ale z dołu do góry, doczasuDarwina uszło uwagi człowieka,stąd słowo "descendencja" 265. oznacza właściwie przeciwieństwo tego, co miało iwchyba ze zechcemy je interpretować dosłownie w tym rozn ac'niu, ze przodkowie nasi swego czasu zeszli z drzew. Tak żre ebyło w istocie, tylko ze dzisiaj wiemy, ze działo się to duwcześniej, zanim stali się ludźmi, Niewielelepiejprzedstawiasię sprawa ze słowami rozwóji ewolucja. One również powstały w czasie, gdynicjeszcze niebyło wiadomo o twórczych procesach filogenetycznych i dyznane było tylko powstanie jednostki z jaja i z nasiona. Kurczez jajka bądź słonecznik z ziarna rozwija się wdosłownymznaczeniu, tzn. z zarodka powstajetylko to, co było w nimzawarte, już uprzednio ukształtowane. Zupełnie inaczej przebiega rozrost wielkiego drzewa genealogii życia. Co prawda formawyjściowa jest niezbędnymzałożeniemdo powstania jej wyżej rozwiniętych potomków,jednakże żadnym sposobem nie można owych zstępnych zniejwywieść ani też według jej cech stawiać jakiejkolwiek prognozy o potomkach. Toże z dinozaurów powstały ptaki,a z małp człowiek,jest za każdymrazem niepowtarzalnym historycznym osiągnięciem filogenetycznego powstawania. Rozwójten dąży wprawdzie wswoim zasadniczym kierunku ku wyższemu na zasadzie praw rządzącychwszystkim, co żyje, ale w szczegółach określany jest takzwanym przypadkiem, to znaczynieprzebrana liczbą niedających się w gruncie rzeczy uchwycić okoliczności pobocznych. W tym sensie więc jest "przypadkiem", że z prymitywnychprzodków w Australii powstały drzewa eukaliptusowei kangury,a w Europie i Azji dębyi człowiek. Osiągnięcie, coś nowo powstałego, czego niemożna wyprowadzić z poprzedzającego etapu,z którego się wywodzi,w przytłaczającej większościprzypadków jest od tego etapuwyższe. Naiwne wartościowanie, wyrażające się w tytuleZwierzęta niższe, wybitym złotymi literami na pierwszym tomiepoczciwego starego wydania Życia zwierząt Brehma, jest dlakażdego nieuświadomionego pewnanieodpartą koniecznością266 ai odczucia. Kto wszakże jako badacz przyrody chceza"cenę pozostać "obiektywny" i zawszelką cenę uchylićŁ tego, cojest "tylko" subiektywne, ten niechaj spróbuje"iBWiściew trybie doświadczenia i oczywiście wyłącznieiMi iw wyobraźni uśmiercić kolejno główkę sałaty, muchę,"Świnkę morską, kota, psa a wreszcie szympansa. ionri sobie wówczas, jakbardzo różne są oporyodle przydokonywaniu tych zabójstw, popełnianychnatawicielachróżnych poziomów organizacyjnych! Zahaua istniejące wkażdym z tych przypadków stanowią. wą miarę zróżnicowania wartości, którą przykładamyy chcemy, czy nie do tych różnych stopni form życia. "jgan o swobodzie wartościowanianauk przyrodniczychjh-powinien nam sugerowaćpoglądu,że filogeneza, ten(wspanialszy łańcuchprocesów dających się wyjaśnić w spotenaturalny, nie jestw stanie wytworzyć wartości nowych. To(powstanie wyższej formy życia z prymitywniejszych przodiw oznacza dla nas wzrost wartości jest rzeczywistością^^Mfnie niezaprzeczalną jak nasze własne istnienie. flg^-Żaden z naszych zachodnich języków nie zawiera czajllStBwnika nieprzechodniego,który oddawałbyzdarzenie filogea;tiB6tyczne związane zprzyrostemwartości. Nie sposób określaćwtego mianem rozwoju, gdy coś nowego i wyższego powstajeS; jakiegoś etapu wcześniejszego, który właśnie niezawiera'^, 4 ,z którego właśnie nie można wyprowadzićtego, co jest''istotnym elementem składowym nowego i wyższego istnienia. Dotyczy to zasadniczo każdego większego krokuna drodze. ' rozwoju Świata organizmów, zarówno tego pierwszego, którymbyło powstanie życia, jak itego tymczasem ostatniego powstaniaczłowieka z antropoida. Pomimo wszystkich naprawdę epokowychi głęboko wstrząsających nowych odkryćbiochemii iwirusologii powstanieżycia jest i pozostaje tymczasem! najbardziejzagadkowym z wszystkich procesów. Różnicę między procesamiorganicznymi a nieorganicznymi określić można wy267. łącznie definicja przez koniunkcję (injunktiye Definititzn. opierającą się na k i l k u podstawowych cechach tegożywe, cechach, które charakteryzują życie tylko wówczas M,występują łącznie. Dla każdejz tych cech, a więc np. Mprzemiany materii, wzrostu, asymilacji itp. , istnieją równie? przykłady w świecie zjawisk nieorganicznych. Na pewnomamyrację,gdy twierdzimy, że procesy życiowe są procesamichemicznymi i fizykalnymi. Jako takie dają się zzasadywyjaśnić w sposóbnaturalny. Nie trzebażądaćcudu, aby ichosobliwość stała się zrozumiała, wystarczają tu bowiem całkowicie komplikacje struktur molekularnych i innych, w których przebiegają. Błędny jest natomiastczęsto spotykany pogląd,że procesyżyciowe nie są właściwie niczym innymjak procesami chemicznymi i fizykalnymi. Zawiera onmianowicieniedostrzegalne fałszywe wartościowanie wypływające z wielokrotnie dyskutowanego złudzenia poglądowego. Akurat"właściwie", tzn. pod względem tego,co jest tylko im właściweiwchodzi w ich skład, procesy te są czymś zupełnie innymaniżeli to,co się ogólnie rozumie przezpojęcie procesówchemicznych i fizykalnych. Również błędne jest wzgardliweokreślenie "niczym innym jak". Są to procesy,któredziękibudowie materii, w jakiej przebiegają, realizują bardzo szczególne funkcje samozachowawczości, samoregulacji, zbieraniainformacji, a przede wszystkim reprodukcji ważnych dla tegowszystkiego struktur. Funkcje te wprawdzie dają się zasadniczowyjaśnić przyczynowo, ale nie mogą występować w innej bądźmniej kompleksowo zbudowanej materii. Zasadniczo podobnie jak mają się do siebie procesy i strukturyżycia doprocesów i struktur tego, co nie żyje kształujesię w świecie organizmów stosunek każdejwyższejformy życiado niższej,z którejbierze swój początek. Tak samo jak skrzydłoorła, które stało się dla nas symbolem wszelkiego dążeniawzwyż, niejest "właściwie tylko" przednią nogą gada,podobnie człowiek nie jest "właściwie tylko" małpą. 268 sentymentalnymizantrop wymyślił aforyzmczęstolnie powtarzany: "Od kiedypoznałem ludzi, pokochairierzęta. " Twierdzę odwrotnie: kto naprawdę zna zwiedo najwyższych i najbliżej z nami spokrewnionychaie i kto dysponuje pewną wiedzą ofilogenetycznymtawaniu,ten tylkodzięki temupotrafiw pełni zrozumiećny w swoim rodzaju twór, jakim jest człowiek. Jesteśmyizym dotychczasowym osiągnięciem "wielkich konów" przemiany gatunków na ziemi, jesteśmyichmkrzykiem",ale napewno nie ich ostatnim słowem. ("badacza przyrody wszystkieabsolutne twierdzenia sązane, nawet w dziedzinie teoretyczno-poznawczej. Są onesnem przeciwko duchowi świętego panta rei,wielkiej'dy Heraklita o tym, że nic nie jest, lecz wszystko płyniereie wielkiegostawania się. Dla badacza przyrodywydaje^ę. chyba najbardziej zadufanym i najniebezpieczniejszym^s-syszystkich bezpodstawnych dogmatów uznaniedzisiejszego:! powieka na obecnym miejmy nadzieję, że prędko przemi""aRcym etapie jego marszu przez czas za coś ostatecznegol-ogłoszenie go nieprześcignionym już królem stworzenia. Gdybym człowieka miał uważać za ostateczny obrazi podobieństwoBoga, musiałbym zwątpić wBoga. Ale gdysobie uzmysłowię, żeprzodkowie nasi jeszcze w czasie bardzoniedawnym z punktuwidzenia historii Ziemi byli zupełniezwykłymi małpami, bardzo blisko spokrewnionymi z szympansem,zaczyna mi znów świtać błysknadziei. Naprawdę niepotrzeba zbyt wielkiego optymizmu, abyoczekiwać, że z nas: możejeszcze powstać coś lepszego i wyższego. Daleki od tego,aby widzieć w człowieku ostateczny, nieprześcigniony obrazi podobieństwo Boga, twierdzę znacznie skromniej i jak misię zdaje z największą czcią dla dzieła stworzenia i jegonieograniczonych możliwości: tak długoposzukiwane ogniwopośrednie między zwierzęciem a prawdziwie ludzkim człowiekiemto właśnie my! Pierwsza wielka przeszkoda nadrodze do poznania siebie,. a mianowicie niechęć do uwierzenia w nasze pochodzenie odzwierząt, polega, jak chyba już dostatecznie tu wykazałem nanieznajomości bądź błędnym rozumieniu istoty organicznegostworzenia świata. Przynajmniej w głównych zarysach możnato wyplenić przez nauczaniei uczenie się. Podobnie jest z drugaprzeszkoda z niechęcią do przyczynowej determinacjiprocesów tego świata. Tylko żew tymprzypadku znacznietrudniej jest usunąć nieporozumienie. Źródłem jego jest z gruntu fałszywy pogląd, że procesprzyczynowo zdeterminowany nie może jednocześniedążyć dookreślonego celu. A jednak istnieje we wszechświecienieprzebrana liczba procesów przebiegającychbez określonego celu. w odniesieniu do których pytanie "po co" musi pozostaćbezodpowiedzi, chyba że chcesię tę odpowiedź wymusićzawszelką cenęi przy niepomiernym przecenianiu wartościczłowieka; wówczas przyjmie się na przykład, że wschódksiężyca jest włączeniem nocnego oświetlenia dla ludzkiejwygody. Nie ma natomiast takiego procesu, do któregoniedałoby się zastosować pytaniao przyczyny. W rozdziale III była już mowa o tym, że pytanie "po co"tylko tam wykazuje jakiś sens, gdzie prowadzili swoją działalność "wielcy konstruktorzy" bądź teżprzez nich skonstruowany żywy konstruktor. Pytanie "po co" jest więc sensowne tam,gdzie części całościsystemu przezodpowiedni podziałpracywyspecjalizowały się w różnych uzupełniających się funkcjach. Dotyczy to procesów życiowych, a także takichnieożywionychstruktur i funkcji, którymi życie posługuje się dla swoichcelów,a więc np. maszynzbudowanych przez człowieka. W takichprzypadkach pytanie "po co" jest nie tylko uzasadnione, aleniezbędnie potrzebne. Nigdy nie doszłoby się do tego,z jakiejprzyczyny kot ma spiczaste pazury, bezuprzedniegoodkrycia, żełowieniemyszy jest tą specjalną funkcją, dla którejte pazury zostały sporządzone. O tym,że po uzyskaniu odpowiedzi na pytanie "po co",pytanie o przyczyny wcale nie staje się zbędneczytaliśmy na 270 rozdziału VI, omawiającego wielki parlamentinstyn'. Chciałbym nabardzo prostym przykładzie wykazać, że tepytanianie wyłączają się wzajemnie. Jadę moimstarymchodem w drogę, aby w dalekim mieście wygłosić odczyt,ISańry jest więc celem mojej podróży. Podczas jazdy snujęjlHg^ważania natemat celowości, to znaczy "finalistyki" mojegonochodu i jego konstrukcji, ciesząc się,że tak dobrze jeszczetycelowi mojej podróży. Nagle silnik kicha kilka razy istaje. tym momencie uświadamiam sobiez przykrością, że cel((ej drogiwcale nie wprowadza samochodu w ruch. Jegowątpliwy "finalizm"nie jest czymś, co byłoby gotowe naede zawołanie. Powinienem więc przede wszystkim skoncenwać się na naturalnych przyczynach jegoporuszaniasięMdać, w którym miejscu ich łańcuch został w tak niemiły dlaaataie sposób przerwany. w Jak bardzo błędne jest mniemanie, że zależności kauzalne"it finalne wykluczają się wzajemnie, można wykazać jeszczer jaśniej na przykładzie zaczerpniętym z dziedziny "królowejwszystkich nauk stosowanych", to znaczy z medycyny. Aniżaden "sens życia", ani "czynnik scalający", ani nawet żadnatak bardzo ważna, a nie spełniona powinność wżyciu, niepomogą nieszczęsnemu choremu, w którego wyrostkurobaczkowym powstał stan zapalny. Może mu natomiast pomócnajmłodszy nawet adept sztuki operowania w klinicechirurgicznej, który postawi trafną diagnozę co do przyczyny zaburzeń. Tak więc kauzalnei finalne rozważania procesów życiowych nie tylko nie wykluczają się, ale mają sens w ogóletylkowtedy, gdysą prowadzone łącznie. Gdyby człowiek niedążyłdo celów, jegopytania oprzyczyny nie miałyby sensu, a gdybynie miałwglądu w związki przyczynowe,byłby bezsilnyw kierowaniu zdarzeniamiku określonym celom,nawet gdybycele te prawidłowo idobrze rozpoznał. Ten stosunek między finalnym a kauzalnym rozważaniemprocesówżyciowych mnie osobiście wydaje się bardzo łatwozrozumiały, jednakże widocznie dla wielu ludzi w pełni 271. przekonywający jest błędny pogląd o niemożności ich polaćnią. Klasyczny przykładtego, jak silnienawet wielkium 'może ulec takiemu złudzeniu, znajduje się w pismach McDgalla, twórcy psychologii celu (purposive psychology). \y sw 'jej książce Outline ofPsychology(Zarys psychologu) odrzuton wszelkie kauzalno-finalne wyjaśnienia zachowania s'zwierząt z jednymwyjątkiem. Jest nim owa chybiona funkcjaorientacji na podstawie kompasu świetlnego, która każe owadom wnocy lecieć w płomień. Wyjaśniaon to tak zwanym tropizmem, tzn. analizowanym przyczynowo mechanizmemorientacji. Prawdopodobnie ludzie dlatego tak bardzo się boją rozważaliprzyczynowych,że gnębi ich bezrozumny strach,żepełnerozeznanie przyczyn działania wszechświata mogłoby ujawnić,że wolna wola człowieka jest tylko złudzeniem. W rzeczywistości przecież fakt, że to ja jestem tym, który chce, jest równieniewątpliwy jak moja własna egzystencja. Głębszy wglądw fizjologiczny łańcuch przyczyn własnego działanianie możew najmniejszym nawet stopniu zmniejszyć faktu, że się chce,może natomiast powodować zmianę tego, c z e g o sięchce. To, że wolna wola miałaby polegać na tym, aby całkowiciebezprawnie "móc chcieć tego, czego się chce" jest poglądembardzo powierzchownym. Tymczasem zdaje się, że to właśniemarzy się tym, którzy z istną klaustrofobiąuciekają przedprzyczynowością. Proszę sobie przypomnieć, jak niezdeterminowanieprocesów mikrofizykalnych, "akauzalna" skokowaemisja kwantów zostały przyjęte z prawdziwą pożądliwościąi jak na ich podstawie zbudowano teorie, któremiały pośredniczyć między fizykalnym determinizmem a wiarą w wolnąwolę, pomimo ze tej ostatniej pozostała wyłącznie żałosnawolność losowo rzuconej kostki. Nikt nie może wszak poważnie sądzić, jakoby wolna wola polegała na tym, żedecyzjao postępowaniu jestpozostawiona samowoli jednostki, nibycałkowicie nieodpowiedzialnego tyrana. Nasza najbardziejnawet wolnawola podlega surowym prawom moralnym, a nasz 272 wolności służy między innymi temu, abyśmybylirni właśnietym a nie innym prawom. Bardzo znamienne uczucie lęku przed brakiem wolności nie jest n i g d y3 świadomością, że działanie nasze jest równie silnie z prawami moralności jak procesy fizjologicznei fizyki. Wszyscy jesteśmy zgodniw tym, że najwiękiiękniejsza wolność człowiekapokrywa się całkowiciepym w nim prawem moralnym. Wzrost wiedzy o naturaHlprzyczynach własnego zachowania sięmoże znakomiciegłuszyć możliwości działania człowieka i nadać muteę przekształcania wolnej woli w czyn. Nie może nato1 nigdy umniejszyć jego woli. A gdyby w jakimś utopijnymeowymwyniku analizy przyczynowej co z zasadniczychfodów jest w ogóle niemożliwe człowiek doszedł dolego poznania łańcuchaprzyczyn biegu świata łączniefva, które działają w jego własnym organizmie nieistałby chcieć, a tylko chciałby tego samego, czego pragniena odsprzeczności zgodność świata z własnymi prawami,patowy rozum" logosu. Myśl taobca jesttyko naszemuliodniemurozumowaniu; dawnym filozofom hinduskim. ^S^stykom średniowiecza była ona całkowicie bliskai zroiamuala. ^^-Przechodzę obecnie do trzeciej wielkiej przeszkody ludz%;Nego samopoznania, do głęboko w naszej zachodniej kulturzet^sakorzenionej wiary, że to, co się daje wytłumaczyćw sposób^;'Bturalny, pozbawione jest wszelkiej wartości. Pogląd ten"". wynika ze zbyt dalekoidącej interpretacji kaniowskiejfilozofiiTi-wartości, która ze swej strony jest konsekwencją idealistycz^T^Bego dualizmu świata. Jak już wspominaliśmy, omawiany^powyżej lęk przed przyczynowością stanowijeden z emoc\ jonalnie umotywowanych powodów wysokiej oceny tego, cojest niepoznawalne. Występują tu jednak również jeszcze innenieuświadomione czynniki. Zachowanie się władcy, postaciojcowskiej, do którego cech charakterystycznych należy niecosamowoli i niesprawiedliwości, jest nie doprzewidzenia. 273. Zrządzenia Opatrzności są niezbadane. To natomiast, co risię wytłumaczyć w sposób naturalny, tym samym daip ^opanować i traci swoja nieprzewidywalność. A jednoczes 1(zanika często pokaźna część lęku, który wzbudzało. Beniam eFranklin z gromu, którym Zeus ciskał z nieobliczalną sanioitnla, uczynił iskrę elektryczną, a domów naszych przed isfa. elektryczną bronią piorunochrony. Drugim głównym motywemlęku przed przyczynowością jest nieuzasadniona obawa, abyprzyroda przez przyczynowe poznanie nie została odarta zeswej boskości. W ten sposób powstaje jeszcze dodatkowyhamulec poznania, który działa tym silniej, im więcej człowiekma zrozumienia dla pięknaestetycznego igodnej uwielbieniawielkości wszechświata i im piękniejsze i bardziej zadziwiającewydaje mu się obserwowane w danej chwili zjawisko przyrody. Zahamowanie dociekań wypływające z tego tragicznegopowiązania jest tymniebezpieczniejsze, że nie przekraczanigdy progu świadomości. Zapytani odpowiedzieliby z czystymsumieniem, ze są sympatykami badań przyrodniczych. Więcejnawet, sami mogą byćwybitnymi badaczami wgranicachokreślonej dziedziny. Jednakże podświadomie są w pełnizdecydowani nie posuwać swoich usiłowań wyjaśnienia zjawiskprzyczynami naturalnymi poza granice tego, co im si(wydaje godne czci i uwielbienia. Błąd, który na tej drodzepowstaje, nie na tym polega, że coś, co daje się zbadać, zostajerozpoznane wadliwie. Badacz przyrody wie tak dobrze jakniktinny, że istnieją granice ludzkiegopoznania, ale równie dobrzejest świadom tego, że nie znamy tychgranic. "Obserwacja i analiza zjawisk naturalnych wdziera się do wnętrzaprzyrody powiada Kant. Nie wiadomo,jak dalekoz czasem nas to zaprowadzi. "Powstałe w ten sposób zahamowanie badań to całkowiciesamowolnie wytyczonagranicapomiędzy tym,co poznawalne, a tym, co jużnie może podlegaćdociekaniu naukowemu. Wielu znakomitych badaczy przyrodyodczuwa tak wielką cześć dla zjawiska życia i jegoosobliwości, ze wytyczagranicęw miejscu jego powstania. 274 ima oni istnienie specjalnej siły życiowej, pofrancuskuitale^ jakiegoś wszechogarniającego czynnika nadającerunek. Czynnik ten już nie wymaga naturalnego wyzenia, a wyjaśnienie go w sposób naturalny jest już Śle niedostępne. Inni znów wyznaczają granicę tam, gdzie lg ich odczucia godność ludzka nakazuje zatrzymać się [kim próbom dociekań przyrodniczych. a jest, a raczej jaki powinien być stosunek prawdziwego^Bj6czaprzyrody do rzeczywistych granic ludzkiego poznania ^^.inrti głpm kiedyś we wczesnej młodości zokazji pewnejWątpliwie spontanicznej wypowiedzi wielkiego biologa,Bej nigdy nie zapomnę. Alfred Kilimwygłosił wykładItustriackiejAkademiiNauk i zakończyłsłowami Goethego; hjwyższym szczęściem człowieka myślącego jest zbadać to,Iktię daje badać, a spokojnie wielbić to, cosię zbadać nieElje. " Przy ostatnich słowach zatrzymał się nagłe,podniósłw geścieprzeczącym, wzbraniającym i ostrym głosem, -^ĘIEEekrzykującrozbrzmiewające już oklaski, zawołał: "Nie,yja-i e spokojnie, panowie,spokojnienie! " PrawdziwegoaSadacza przyrody można by zdefiniować właśnie wedługjegolllKtouiości do nie pomniejszonego uwielbienia rzeczy poznawalaaych, które odkrył, z tego bowiem wyrasta silą pragnieniajaŁSSiadania tego, co wydaje się niepoznawalne; prawdziwySadacz nie boi się pozbawić przyrodę jej boskości przezapdla-ycia związków przyczynowych. Nigdy jeszcze przyroda poafiaaturalnymwyjaśnieniu jej cudownych procesów nie stanęłal? przednami jako zdemaskowany jarmarczny kuglarz, który^'utracił swoją sławę czarodzieja; zawsze naturalne związkiprzyczynowe okazywały sięwspanialsze i godne jeszczewiększej czci niż najpiękniejsza nawet mityczna interpretacja. Człowiek rozumiejący przyrodę nie potrzebuje rzeczy niezbadanych, nadprzyrodzonych, aby odczuwać cześć i szacunek; istniejedla niego jeden tylkocud,polegający na tym,żewszystko bezwyjątku na świecie, łącznie z najwyższymrozkwitem tego, co żyje, powstało bez cudu wpotocznym tego 275. słowa znaczeniu. Wszechświat s t r a c i i b y dla niego wiele;. swej wzniosłości, gdyby musiałliznąć, żejakieś zjawiskoniechaj to będzie na przy kład sterowane rozumem i moralnościzachowanie się szlachetnego człowieka, wystąpić może tyiko jeśli naruszone zostanąwszechobecne iwszechwładneprawa jednegowszechbytu. Uczucia, którymi badacz przyrody darzy wielką jednośćpraw natury, nie możnawyrazić piękniej niżsłowami:"Dwierzeczy napełniają duszę wciąż nowymi rosnącym podziwem: gwiaździste niebo nade mną i prawo moralne wemnie. " Podziwi cześć nie stanowiły dla Immanuela Kanta przeszkody w znalezieniu naturalnego wyjaśnienia prawideł gwiaździstego niebu. ito takich, które wywodzą sięz ich powstania. Czy możnaprzypuścić, że on, którynic jeszcze niewiedział o wielkimpowstawaniu świata organizmów, zgorszyłby się tym, żetkwiące w nas prawo moralne traktujemy nie jako coś danegonam a priori, ale jako coś powstałego na drodze naturalnegostawania się, zupełnie tak samo jak on traktował prawa ciałniebieskich? HOMO -lecę - A ja na to. ściągając /, pięlySwój czarny bucik,rzekłem: "Spójrz demonie oto masz przeraźliwySymbol człowieczeństwa: nogaZ grubej skóry jużnie natura,Lecz także jeszcze nie ukształtowany duch,Jakaś wędrowna lennaod zwierzęcejnogiDo uskrzydlonej stopy Merkurego. " fc yv-. (Christian Morgenstenll -Htóżmy, że obiektywizujący badacz sposobów zachowania się,atedzi na innejplanecie, na przykład na Marsie,i ogląda'l^oteczne zachowanie się ludzi przez lunetę, której siłapowięk';:SEMlia jest za mała, aby można byłoprzez nią odróżnić -BOJedynczych osobników i śledzić ich indywidualne zachowa? 3pe się, ale wystarczająca do obserwowania większych wydarzeń, jak wędrówki ludów, bitwy itp. Nigdy nie wpadłby najgomysł,że czynami ludzkimi kieruje rozumbądźobowiązekmoralny. Jeżeliponadto naszpozaziemski obserwator byłby istotączysto rozumną, pozbawioną wszelkich instynktów, któranic nie wie o tym, jak instynkty, a w szczególności agresywność, mogą działać iw jaki sposób ich funkcje bywająwadliwe miałby chyba bardzo wielki kłopot zezrozumieniemhistorii ludzkości. Stale powtarzające się wydarzenia historycznenie dają się przecież wyjaśnić nazasadzieludzkiego rozumu czy rozsądku. Powiedzenie, że źródłem'ich jest to, co się potocznienazywa "ludzką naturą"byłoby truizmem. Rozumna, a nielogiczna natura ludzkakażedwóm narodom rywalizować z sobą, nawet gdy nie zmuszająich do tegożadne przyczyny gospodarcze, podżega do zażartejwalki dwie partie polityczne czydwie religiepomimo zadziwiającego podobieństwaobu programówreform,wpędzajakiegoś Aleksandra czy Napoleona w ambicję połączeniacałego świata pod jednym berłem, z poświęceniem milionów 277. swoich poddanych. Dziwnym trafem uczymy się wobdarzania szacunkiem, a nawet mianem wielkich ludzi h olepopełnili takie i podobne niedorzeczności. Jesteśmy wdrn l! ywychowaniem do poddawaniasię tak zwanej mądrości n r1tycznej jednostek odpowiedzialnych za kierowanie państwi tak jesteśmy przyzwyczajeni do przytoczonych tu zjawiskwiększość z nas nie zdaje sobie wcale sprawy z tego, 'jai, nieprzeciętnie głupie i szkodliwedla ludzkości jestzachowaniesię narodów w biegu historii. Gdy się jednakraz jużtęprawdę przejrzało, nie sposóbpominąć pytania, jaksię to dzieje, że rzekomo rozumne istotyzachowują się tak nierozumnie. Najwidoczniej istnieją więcjakieś przemożne czynniki, dostatecznie silne, abyindywidualny rozum ludzki całkowicie pozbawić funkcji kierowniczej,czynniki całkowicie niezdolne dowyciągania wniosków z doświadczeń. Jak powiada Hegel, doświadczenie płynące z historii uczy nas, że ludzie irządy nigdy niczego nie nauczyły się z przebiegu dziejów, ani nigdy nie wyciągnęły żadnych stądwniosków. Wszystkie te zadziwiające sprzeczności uszeregujemy sobie i w pełni wyjaśnimy wsposóbnajprostszy,z chwilągdy dojdziemy do przekonania, że społeczne zachowaniesię człowieka nie jest bynajmniej dyktowane wyłącznie rozsądkiem i tradycją kulturową, ale ciągle jeszcze podlegawszystkim tym prawidłom, które panują w dziedzinie instynktownego zachowania się, powstałego filogenetycznie. Prawidła te są nam dobrze znane zestudiów nad zachowaniem sięzwierząt. Przyjmijmy teraz, że nasz pozaziemski obserwatorjestdoświadczonym etologiem idokładnie wie o wszystkim,o czym pokrótcebyła mowa w poprzednich rozdziałachMusiałbyon wyciągnąć wniosek, że społeczeństwo ludzkie jestnadzwyczajpodobne do społeczeństwa szczurów, które sąrównież społecznie i pokojowo nastrojone wewnątrz zamkniętego rodu, a stają się istnymidiabłami w stosunku do każdego 278 inieńca, który nie należydo tego samego klanu. Gdybyrsjańskiobserwator jeszczeponadtowiedział cośjzii demograficznej, o stale wzrastającejstraszliwościi o podziale ludzkościnakilka obozówpolitycznychJziałby naszą przyszłość w równie ponurych barwach jak; losy kilku wrogich społeczności szczurzych znajdująfcsię na statku, którego zapasy żywnościowe dobiegająl. A prognoza taka byłaby nawet o tyle optymistyczna, żeaurach można powiedzieć, że po wielkim morderczymB zawsze jeszcze pozostanie ichdosyć, aby utrzymaćlek, conie jest po użyciubomby wodorowej wcalel; pewnew odniesieniu do człowieka. Itanbol owoców zdrzewa znajomości złego i dobrego(era w sobie głęboką prawdę. Poznanie, wywodzące sięłysienia pojęciowego, wygnałoczłowieka z raju, w którym^swobodnie puszczać wodzeswoim instynktom i czynić to,CO miałochotę. Badawczy dialog z otoczeniem, polegającyeksperymentowaniu, mający sweźródło w myśleniu pojęcioai,przyniósł człowiekowi w darze jego pierwsze narzędzia,t pięściowyi ogień. Użył ichnatychmiast do zabicia swegoita i usmażenia go, o czym świadczą znaleziska w siedzibachHlE^owieka pekińskiego:obok pierwszych śladówużytkowania^Ognia leżą pogruchotane i wyraźnie nadpalone ludzkie kości. rfWyślenie pojęciowedało człowiekowi władzę nad otoczeniem,. yW którym żyje własny gatunek, tym samym puściło wodzejgwewnątrzgatunkowej selekcji, a o jej złym wpływie już. ^^słyszeliśmy (s. 64). Tę selekcję obciąża prawdopodobnie rówl^aież i wina przesadnego pędu do agresji, przez który jeszcze,^ dziś cierpimy. Myślenie pojęciowe umożliwiło człowiekowi za^ pośrednictwem mowy artykułowanej przekazywanieponadindywidualnej wiedzy i rozwijanie kultury; wywołało to w jegowarunkach życiowychzmiany tak szybkie i rewolucyjne, żerozbiłysięo nie zdolności przystosowawcze jego instynktów. Można by nieomal sądzić, że w zasadzie wszystko, coczłowiek otrzymał w darze odwłasnej umiejętności myślenia, 279. bywa opłacone jakimś niebezpiecznym ziem, które nieodwofnie musi przyjść w następstwie. Na nasze szczęście t;i] njp gdyż zpojęciowego myślenia wywodzi się również rozum 'poczucie odpowiedzialności człowieka, w któn-in i dynie można pokładać nadzieję przeciwdziałaniastale wzractającym niebezpieczeństwom. Aby nadać nieco przejrzystości mojemu opisowi obecnejbiologicznej sytuacji ludzkości, chciałbym przedyskutowaćposzczególnezagrażające jej niebezpieczeństwa w tej samejkolejności, w której wyliczyłem je w powyższym ustępie; następnieprzejdę do omówienia obowiązku moralnego, jegofunkcji i ograniczeń jego działania. W rozdziale o zachowaniu się zbieżnym zmoralnościąsłyszeliśmy o mechanizmach hamujących, które u rozmaitychzwierząt społecznych ujarzmiają agresywność, niedopuszczając do zadawaniaran i zabijania współplemieńców. Oczywiściemechanizmy teodgrywają szczególnie ważną rolę u tychzwierząt, które normalniemogą zabijać istoty mniej więcejrówne sobie wielkością. Mechanizmy (e są teżu tych zwierzątnajwyżej rozwinięte. Kruk uderzeniem dzioba może wykłućoko drugiemu krukowi, wilk może jednym klapnięciem uzębienia rozedrzeć drugiemu żyłę szyjną. Dawno nie byłoby krukówani wilków, gdyby nie działały tu niezawodne zahamowaniazapobiegawcze. Gołąb, zając, a nawet szympans niesą zdolnezabić podobnych do siebie jednym uderzeniem czy teżjednymukąszeniem. Do tego dochodzi jeszcze zdolność doucieczki. którą wykazują takie nieszczególnie uzbrojone istoty i którawystarczaim, abyumknąć nawet przed "zawodowymi" drapieżnikami: te zaś są w ściganiu, chwytaniu i uśmiercaniu znaczniesprawniejsze niż jakikolwiek, nawet o wiele silniejszy przedstawiciel tamtych gatunków- Na wolnym terenie łowieckimzwykle nie istnieją więc warunki po temu, aby takie zwierzępoważnie uszkodziło członka własnego gatunku. W związkuz tym nie występuje tam też żaden skuteczny nacisk selekcjiprowadzącej do rozwinięcia hamulców przed zabijaniem. Aże 280 istotnie nie istnieją, o tym możeprzekonać sięy ze szkodą dla siebie i swoich podopiecznychniedość poważnie traktował wewnątrzgatunkowe walki;łnie skądinąd"nieszkodliwych" zwierząt. W nienaturali bowiem warunkach niewoli, wktórych pokonanynieeszybka ucieczką ujść przed zwycięzcą,nader często sięza,że zostaje przezeńuśmiercony w sposób powolnyutny, ulegając wytrwałej idrobiazgowej robocie. Wksiązp. pod tytułem Opowiadania o zwierzętach, wrozdzialeMoralność i broń" opisałem, jak synogadiczka, ten symbolszelkiej pokojowości, potrafiła bez żadnychzahamowańgnęczyć na śmierć podobnego doniej ptaka. ,:Można sobie znakomicie wyobrazić, codziałoby się, gdybyjjakas nigdy nie napotkana igraszka natury obdarzyła nagleJBlgołębia dziobem kruka. Położenie takiego dziwoląga zdaje sięłSfedokiadnieodpowiadać sytuacji człowieka, który właśnie odkrył111^ możliwość używaniaostrego kamienia jako narzędzia do;" zadawania ciosów. Na myśl oistocie,odznaczającej się popędliwością i pobudliwością szympansa, wymachującej tłukiem pięściowym ogarnia nas przerażenie. Ogól, anawet niektórzy naukowcy humaniści reprezentująpogląd, żeludzkie sposoby zachowania się, służące nieindywidualnemu dobru, ale dobru społecznemu dyktowane sąpoczuciem odowiedzialnościkierowanymprzez rozum. Poglądten jest fałszywy, a ze można to udowodnić, wykażemy jeszczew tymrozdziale na konkretnychprzykładach. Nasz wspólnyz szympansemprzodek na pewno był dla swego przyjaciela conajmniej równie wiernym przyjacielem, jak są nim dzika gęś,kawka, a jeszcze bardziej pawian czy wilk. Na pewno zrywał sięw obronie swojej społecznościz takim samym narażeniemżyciai pogardą śmierci jak wszystkie tamte zwierzęta, bytrównie jak one czuły i opiekuńczy wstosunku do swoichmłodych współplemieńcówi takie same miał zahamowaniaprzed zabijaniem. Naszczęście i my odziedziczyliśmy takżew pełni odpowiednie "zwierzęce" instynkty. 281. Antropologowie zajmujący się życiem i obyczajami australopiteka (afrykańskiego przedczłowieka) twierdzili, że przodkowie ci przez to, że żyli z łowów na grubego zwierza. pozostawili ludzkości w spadku groźnedziedzictwo"drapieżniczej natury" (carnworous mentality). Wypowiedź ta świadczy o niebezpiecznym pomieszaniu dwóch pojęć: drapieżnegozwierzęcia i kanibala. Tymczasempojęcia te wykluczają sięprawie zupełnie;kanibalizm zdarza się u dprapieżnikówtylkow niezwykle rzadkich, wyjątkowych przypadkach. W rzeczywistościwielka to szkoda, że człowiek niema "drapieżniczejnatury". Większość niebezpieczeństw zagrażających człowiekowi wynika z tego, że jest on z natury stosunkowo niewinnymwszystkoźercą, nie mającym naturalnej broni, wyrosłej z własnego ciała, która mógłby zabijać zwierzęta. Z tej bowiemprzyczyny brakmu również owych filogenetycznie powstałychmechanizmówzabezpieczających,które powstrzymują wszystkie"zawodowe" drapieżniki przed nadużywaniem przeciwkowspótplemieńcomswoich zdolności do zabijania wielkichzwierząt. To prawda jednak, że lwy i wilki zabijają czasemosobniki własnego gatunku, które wtargnęły na teren zajętyprzez ich grupę; może się również zdarzyć,że zwierzę takiew nagłej złości pozbawi życia towarzysza z własnej grupy przezniefortunne ukąszenie bądź uderzenie łapą; przynajmniej w niewoli obserwujemy nieraz takie przypadki. Jednakże wyjątki tenie mogą nam przesłonić faktu, że jakjuż mówiliśmy w rozdziale o sposobachzachowania się zbieżnych z moralnościąu wszystkich tego rodzaju drapieżnych, potężnie uzbrojonych zwierząt muszą istnieć wysokorozwinięte mechanizmyhamujące, które nie pozwalają na samounicestwieniegatunku. W prehistorii człowiekaszczególnie wysoko rozwiniętemechanizmy hamujące nagłe zabójstwo były zbędne, gdyżrzecz taka i tak nie była możliwa. Napastnik mógł swoją ofiaręuśmiercić tylko drapiąc, kąsając idusząc, ale ofiara miała przytym wszelkie możliwości apelować gestami pokory i okrzykamistrachudo tkwiących w nim zahamowań przedagresją. U słabo 282 tylko uzbrojonego zwierzęcia nie działał oczywiście żadenfcaacisk selekcji wiodący do "wyhodowania" owych silnych151, i niezawodnych oporów przed użyciem broni, które sątak. S: niezbędne dla przeżycia gatunku zwierząt wyposażonych w nieK,bezpiecznąbroń. Skoro tylkowynalezienie sztucznejbroninagle stworzyło zupełnie nowe możliwości zabijania naa? SWlo całkowite zachwianie uprzednio istniejącej równowagiH'ariędzy stosunkowo słabym zahamowaniem przed agresją3r:a zdolnością zabijania swoich wspólplemieńeów. Człowiek1111 Kialazł sięwłaśnie w takim położeniu, w jakim byłby jakiś X-- gatunek gołębi, który okrutna igraszka natury obdarzyładzio bem kruka. Ł Zgroza przejmuje na myśl o żywej istocie, którawpadając tak'Ełatwo w złość jak małpa człekokształtna,dzierży w ręku ciężki^ i ostry tłuk pięściowy. Ludzkość byłaby się istotnie sama? " unicestwiła zapośrednictwemswych pierwszych wynalazków,,j; gdyby nieto, żew cudowny sposób zarówno możliwośćdokonywania wynalazków,jak iwielki dar poczucia odpowiedzialnościsą jednocześnie owocem tej samej specyficznie. ludzkiej zdolności, zdolności do stawiania pytań, Jeżeli człowiekprzynajmniej dotychczas nie padł ofiarą rezultatówwłasnych odkryć, zawdzięczato umiejętności zadawania sobiepytania o skutki swoich czynów iudzielania sobie na nieodpowiedzi. Jednakżenawet i tenjedyny w swoim rodzajutalent nie przyniósł ludzkości zabezpieczenia przed samozagładą. Chociaż poczucie moralnejodpowiedzialności, a na tymtle takżei zahamowania przed zabijaniem znacznie wzrosły odczasów wynalezienia tłuka pięściowego, to jednak zarazemwtym samym stopniu zwiększyła się łatwość zabijania. Przedewszystkim udoskonalona technika uśmiercania przyniosła zesobą to, żeskutkiczynów nie rozdzierają bezpośrednio sercasprawcy. Odległość, na którą działa broń palna, chroni zabijającego przed sytuacjami bodźcowymi, jakie w innym przypadkuuzmysłowiłyby mu z bliskaohydę konsekwencji jegoczynu. Głębokie uczuciowe warstwy naszej duszypo prostu już nie 283. przyjmują do wiadomości tego, że zgięcie palca wskazujące? powoduje rozerwanie wnętrzności innego człowieka przez nastrzał. Żaden człowiek o zdrowym umyśle nie poszedłby nawerpolować na zająca, gdyby musiał zwierzę to zabijać zębamii paznokciami- Tylko przez osłanianie naszych uczuć przedwszelkimi skutkami własnych czynów, które możemy rozpoznać zmysłami, możliwe się stało, że człowiek niezdolnynieomal wymierzyć niegrzecznemu dziecku zasłużonego klapsa, zupełnie tatwo zdobywa się na naciśnięcie guzika wyzwalającego broń rakietową bądź automat zrzucający bomby,skazując tym setki godnych miłości dzieci na straszliwa śmierćw płomieniach. Bombowych nalotów dokonywali dobrzy. przyzwoici, porządni ojcowie rodzin. Potworny fakt, dzisiaj jużprawie niewiarygodny' Demagodzy odznaczają się widocznieznakomitą, choć czysto praktyczną znajomością instynktownego zachowaniasię ludzi i celowo używają w stosunku dopodżeganej strony doskonałego narzędzia osłony przeciwkosytuacjom bodźcowym hamującym agresję. Z wynalezieniembroni wiąże się pośrednio panowanieselekcjiwewnątrzgatunkowej i wszystkich jejniesamowitychnastępstw. W rozdziale IIł, w którymmowao znaczeniu agresjidla zachowania gatunku, a także w X, dotyczącym porządkuspołecznego szczurów, opisałem już dość obszernie, jak tokonkurencja międzywspółplemieńcami, realizująca dobór bezkontaktu z innymi gatunkami, może doprowadzić do najdziwaczniejszych i zupełnie bezcelowych wybujałości. Skrzydła argusa i tempo pracy zachodniejcywilizacjibyły przykładami, które mój mistrz Heinroth przytaczał dla zobrazowania tych zgubnych wpływów. Jak już równieżwspomniałem,sądzę, że hipertrofia popęduagresji u człowiekajestnastępstwem tej samej przyczyny. W roku 1955 w krótkiej publikacji O zabijaniu alonhawwłasnego gatunku pisałem: ,,Wydaje misię a sprawdzenietego byłoby sprawą psychologa,szczególnie psychologagłębii psychoanalityka że cywilizowany człowiek doby obecnej 284 ogóle na brakdostatecznego ujściadla reakcji swoichdyktowanych popędem agresji. Jestwięcej niż prawme, żezłe skutkiludzkiego popędu agresji, dla któregośnią Zygmunt Freud stworzył pojęcie popędu śmierci,1^'aolegają po prostu natym, że wewnątrzgatunkowa selekcjaSlwyhodowała u człowieka w zamierzchłej przeszłości pewnąiwke popędu agresji, a w dzisiejszym układzie społecznym niejduje on już dla niej odpowiedniegozaworu bezpieczeńst. " Jeżeli w słowach tychtkwi lekki wyrzut, muszę się z niegoraźniew tym miejscu wycofać. Już w tymczasie, gdy toiłem, istnieli psychoanalitycy, którzy wcale nie wierzylipopęd śmierci, ale zupełniesłusznie tłumaczyli samoniszące skutki agresywności wadliwą funkcją instynktu, co samsobie służy do utrzymania życia. Poznałem także takiego^iyssychoanalityka, który już w owym czasie, stawiając problem. W sposób całkowicie zgodny z powyższym ujęciem, badałzagadnienie hipertrofii agresywności spowodowanej wewnątrzgatunkowa selekcją. Sidney Margolin, psychiatrai psychoanalityk z Denverw stanie Colorado, przeprowadził bardzo dokładne studiapsychoanalityczne i społeczno-psychologiczne na temat Indianpreńi, zwłaszcza zplemienia Ute. Wykazał on, że ludzie cipoważnie cierpią nanadmiar popędów agresywnych, którychnie mogą wyładować w uregulowanych warunkach życiowychdzisiejszych rezerwatów indiańskich Ameryki Północnej. ZdaniemMargolina w okresie stosunkowo niewielu stuleci, w których ci Indianie prerii prowadzili żywot dziki, polegającyprawie wyłącznie na wojniei rabunku działać musiałniezwykle silny nacisk selekcyjnyzmierzający dowyhodowania najostrzejszej agresywności. Zupełnie możliwe, że naciskten nawet w tak krótkim czasiewywołał istotne zmiany podłożadziedzicznego. Można wszak równie szybko przez intensywnydobór hodowlany spowodować zmiany zestawu cech wrodzonych u poszczególnych ras zwierząt domowych. Za poglądemMargolina przemawia także i fakt, żerównież Indianie Ute 285 wyrośli już pod wpływem zupełnie odmiennych warunkiwychowania cierpią tak samo jak ich starsi towarzysze; ponacomawiane tu patologiczne objawy występują wyłącznieu tych Indian prerii, których szczepy podlegały wzmiankowanemu procesowi doboru. U Indian Ute cierpienianerwicowesą tak powszechne jakw żadnejinnej zbadanej ludzkiej grupie; Margolin stalestwierdzał, że wspólną przyczyną tych schorzeli była niewyżytaagresywność. Wielu Indian czuje się chorymi i określa siebiesamychjako chorych, a na pytanie, naczym ichchoroba polega,nie mają innejodpowiedzi jak tylko: "Przecież jestemUle! "Przemoc i zabójstwa w stosunkudoosobników nie należącychdo szczepusątamna porządku dziennym, natomiast w odniesieniu do członków własnego szczepu zdarzają się niezwykle rzadko, gdyż na przeszkodzie stoją tu rożne tabu, którychbezwzględna surowość również staje się zrozumiała na tleprehistorii Utów; wobec bezustannych walk z białymi i z sąsiadującymi Indianami należało za wszelką cenę unikać sporówwewnętrznych między członkami szczepu. Kto zabiłczłonkaswej grupy, temu surowa tradycja nakazuje popełnić samobójstwo. Przykazania tego przestrzegał nawet pewien Ute, który byłpolicjantem i w obronie własnej zastrzelił swego wspóiplemieńca w trakcie próby ujęcia go. Ścigany mianowicie podwpływemzamroczenia zadał swemu ojcu nożem cios, któryotworzył tętnicę udową, tak żedoszło do wykrwawienia. Gdypolicjant otrzymał służbowe polecenieujęciasprawcy śmierci zabójstwo z premedytacją od początkubyłozupełniewykluczone przedstawił swemu przełożonemu własny pogląd na sprawę. Delikwent twierdził chce umrzeć, gdyżjest obowiązanydo samobójstwa, które na pewno zechcepopełnić w ten sposób, że będzie stawiał opór i zmusi jego, tzn. policjanta,do zastrzeleniago. Wówczas jednak on sam równieżbędzie musiałsię zabić. Ponieważ więcej niż krótkowzrocznysierżant podtrzymał wydany przez siebie rozkaz, tragediarozegrała się w sposóbprzewidywany. Ten i inne protokoły 286 lina czyta się jak greckie tragedie, w których nieunik; przeznaczenie zmusza człowieka do winy i do odbycia^wolnej pokuty za winy popełnione wbrew własnej woli. Istnieje obiektywne zjawisko przekonywające, anawet więbj, dowodzące słuszności interpretacji,którąMargolin stosuje tego zachowania się Indian Ute, a jestnim podatnośćtychizi na nieszczęśliwe wypadki. Zostałomianowicie udowodnię, że accident-pronenesswystępuje jako skutek niewyżytejresywności, a u Indian Ute liczba wypadków samochodofch w jaskrawysposób przekracza liczbę wypadków w każdejlej ludzkiej grupie użytkującej samochody. Kto kiedykol^^Hyiek sam, ogarnięty prawdziwą złością, prowadził szybki^IH^samochód, ten wie o ile w tymstanie w ogóle był jeszczeTadolnydoobserwowania samego siebiejak silnie w takiejl. gytuacji występuje skłonność do sposobów zachowania sięl pociągających za sobą samozagładę. Wyrażenie "popęd śmierv Ci"wydaje się wręcz dostosowanedo takich szczególnychi przypadków. Oczywiściewewnątrzgatunkowa selekcja jeszczeniekiedyi dzisiaj doprowadza do rozwoju w niepożądanychkierunkach,aleomawianie tych wszystkich zjawisk odwiodłoby nas zadaleko od tematu agresji. Na instynktownym podłożu gromadzenia majątku, na popędzie ambicji itp. opiera się wysokapozytywna premia selekcyjna,na prostej przyzwoitości prawie równiewysoka negatywna premia selekcji. Grozi namdzisiaj hipertrofia wymienionych popędów wyhodowana przezkonkurencjękomercjalną, prawie równie ohydna jak to, coz wewnątrzgatunkowa agresją uczyniło wojenne współzawodnictwo między plemionami człowieka epoki kamienia. Szczęście tylko,że zdobywanie bogactw i władzy nie idzie w parzez wielodzietnością, wówczas bowiem położenie ludzkościprzedstawiałoby się jeszcze bardziej ponuro. Oprócz następstw posiadania broni, oprócz wewnątrzgatunkowego doboru trzecim źródłemzła, które musiało wystąpićwraz z umiejętnością pojęciowego myślenia, jest tempo. rodziców i tam niebawem zmarło na krwotok mózgu. Rodzimimoże nie mogli widziećzabójczego uderzenia, reaow rw wyżej opisany sposób na upadek i śmierć swego dziecięMonachijski słoń Wastl, który w trakcie zabawy bez żadnychagresywnych zamiarów ciężko zrani} swego dozorcę, zdenerwował się straszliwie i ustawił się nad zranionym w postawieobronnej, przez co niestety uniemożliwił udzielenie mu w porępomocy lekarskiej. Bemhard Grzimekopowiadał mi, jak kiedyśszympans, który go ugryzł i dotkliwie zranił, gdy tylko ochłonąłzezłości, usiłował zacisnąć palcami brzegi zadanych mu ran PierwszyKain najprawdopodobniej natychmiast poznał okropność swego czynu. Powolne rozejście się wieści, że następujeniepożądane osłabienie potencjału bojowegowłasnejhordy, gdy zbyt wieluczłonków zostaje zabitych wcale niebyło nawetpotrzebne. Jakakolwiek byłaby kara ustanowionadla powstrzymania nieograniczonego użycia nowej broni w każdymrazie powstała jakaś forma odpowiedzialności,aczkolwiek jeszcze prymitywna, która jużwtedy chroniłaludzkość przed samozagładą. Pierwsze zatem dzieło, jakie w dziejachludzkości powstałoz poczucia obowiązkumoralnego, polegało na przywróceniuutraconej równowagi między uzbrojeniem a wrodzonym zahamowaniem przed zabójstwem. We wszystkichinnych dziedzinach wymagania stawiane jednostce przezrozumowe poczucieodpowiedzialności u pierwszych łudzi były chybajeszczebardzo proste i łatwe dospełnienia. Niebędzie to naprawdę posunięciem zbyt śmiałym, jeśliprzyjmiemy, że pierwsiwłaściwie ludzie, jakich znamy z prehistorii,np. ci z Cro-Magnon, mieli miej więcej takie sameinstynkty, te sanie naturalne skłonności co i my i, dalej, żeprzybudowie swoichspołeczności i w swych sporach międzywspólnotami nie zachowywali się tak bardzo odmiennie odpewnych dziś jeszczeżyjących ludów, np. Papuasów w centralnej NowejGwinei. U tychżePapuasów każde z maleńkichosiedli znajduje się w stanie nieustającej wojny z sąsiednim 290 ; w statym wzajemnym stosunku łagodnego poławianiaW, "łagodność"w ujęciu Margaret Mead należy rozumiećSteń sposób, że nie podejmuje się zorganizowanych wyprawtojennych w celu zdobywania takbardzo pożądanych męskichtow, a tylko odwypadku do wypadku, wtedy gdy się napotkaKzypadkowo na pograniczu swego terenu starą kobietę alboHikoio dzieci, "zgarnia się" ich głowy. "^Zakładając, że hipotezy te są słuszne, wyobraźmy sobie teraz,e żyjemy w takim społeczeństwie wraz z dziesięciomaczypiętnastoma naszymi najlepszymi przyjaciółmi, ich żonami('dziećmi. Ci nielicznimężczyźni z konieczności muszągórzyc zaprzysiężoną wspólnotę, staćsięprzyjaciółmiw najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. Każdy niejednokrotniedrugiemu ratował życie, a nawet jeżeli istniało zawszeHliędzy nimi, tak jak między chłopcami wszkole, jakieś^współzawodnictwo na tle rangi, dziewcząt itp. sprawy tet obecnie musiały zejść na plan dalszy w obliczu stałej konieczi aości wspólnej obronyprzed wrogimi sąsiadami. Walki zoto! " czeniem o byt własnego społeczeństwa są tak częste, żewszystkie popędy wewnątrzgatunkowej agresji znalazły pełnezaspokojenie, kierując się na zewnątrz. Wydaje mi się,żem; w tych warunkach każdy z nas w tej wspólnociepiętnastu%' mężczyzn przestrzegałby dziesięciorga przykazań tablic mojAI żeszowych z czysto naturalnej wewnętrznej p o -H. trzeb y; nie zabijałby ani nie spotwarzał, nie kradłby drugie; mu jego żonyani niczego, co jego jest. Na pewnoszanowałbyg, nie tylkoojca i matkęz naturalnejskłonności,ale wogólea: wszystkich starych i mądrych, tak jak według FraseraDarlinga? dzieje się u jeleni i jak Washbum,deVore i Kortlandtzaobserwowali w jeszcze większym stopniu u prymatów. Innymi słowy,naturalneskłonności człowieka nie są takiezłe. Człowiek nie jest wcale od urodzenia takiniedobry, a tylkoniejestdostateczniedobryw stosunkudowymagaństawianychmu przez nowoczesne życie społeczne. Samo już powiększenie liczby osobników należących do 291. jakiejś społeczności wywołać musi dwojakiego rodzaju skini,które zakłócają równowagę między najważniejszymi instynlrtami wzajemnego przyciągania i odpychania, tzn. międzyosobistą więzią a wewnątrzgatunkową agresywnością. Po pierwsze, dla powiązań osobistych bywaszkodliwe, gdy jest ichzbyt wiele. Stare, mądrepowiedzenie, że można mieć tylkoniewielu naprawdę dobrych przyjaciół na pewnojest słuszneWielka podaż "znajomych", którą pociąga za sobą z musukażda większa społeczność, pomniejsza więc trwałość poszczególnych związków. Po drugie, ciasne stłoczenie wielujednostek w małej przestrzeni powoduje osłabienie wszystkichreakcji społecznych. Każdy współczesnymieszkaniecwielkiego miasta,przesycony nadmiarem nieuchronnych kontaktów i zobowiązań socjalnych wszelkiego rodzaju,zna dobrzeniepokojące zjawisko, że nie sposób taksię ucieszyć z odwiedzin przyjaciela, jak należałoby się spodziewać, nawet gdysię go dawno nie widziało i naprawdę kocha. Zauważa sięu siebie wyraźną skłonnośćdo burkliwej obrony, gdy po kolacjijeszczezadzwoni telefon. Jak jużod dawna wykazują doświadczenia socjologów, charakterystycznym skutkiem stłoczenia,zbytniego zagęszczenia (po angielsku: crowding) jest wzrostskłonności do agresywnego zachowaniasię. Do tych niepożądanych zjawisk związanych z ilościowymwzrostem naszego społeczeństwa dochodzi jeszczei niemożność wyładowania agresywnych popędów w stopniu "przewidzianym" dla naszego gatunku. Zachowanie pokoju jest pierwszym obowiązkiem obywatelskim, asąsiednia wroga wioska,która ongiś stanowiła obiektzaspokajający wewnątrzgatunkową agresywność znika w mglistej dali. W miarę coraz wyższego rozwoju cywilizacji wszystkiewarunkisprzyjającewłaściwemu działaniu naszych naturalnych skłonności do społecznego zachowania się stają się corazmniej korzystne, podczas gdywymagania stawiane temuzachowaniu równocześnie wzrastają. "Bliźniego" każą namtraktowaćtak, jak gdyby był naszym najlepszym przyjacielem, 292 że niekiedynawetw ogóle go nie widzieliśmy. Coej, możemy rozumowo pojąć, że jesteśmy zobowiązani dowania także i naszych nieprzyjaciół, a to nigdy nie przyszło,. nam nawet namyśl na podstawie naszych naturalnychłonności. Wszelkie kazaniao ascezie ostrzegające nas przediszczeniem wodzy naszym instynktownym popędom, naukagrzechu pierworodnym, która głosi, że człowiekod urodzeniaK zły wszystkie zawierają tę samą prawdę, a mianowicieczłowiek nie powinien pozwalać ślepo się powodowaćswoim(ziedziczonym skłonnościom, ale że musi nauczyć się jetanowywać, przewidywać ich skutki i sprawdzać przez podidowaną poczuciem obowiązku analizę samego siebie. 1'Należy oczekiwać, że cywilizacja a miejmy nadzieję, żeItaz z nią i kultura będą nadal wzrastały w stale wzmagającym się tempie. W tym samym stopniu musi wzrosnąć^. skomplikowaćsię zadanie ciążące na poczuciu obowiązku^inoralnego. Przepaść pomiędzy tym,co człowiekgotów jestgBświadczyć dla ogółu wwyniku swoich naturalnych skłonności,"["atym, czego ogółod niego wymaga, staje sięcoraz to większa,a więc i coraz trudniejsza do przebycia dla jego poczucial odpowiedzialności. Świadomość tego jest tymbardziej niepoI' kojąca, że pomimonajlepszej nawet wolitrudno dopatrzyć się; tu działania jakichś selektywnych zalet, które mogłyby wy; kształcić sięw człowieku czy toz siły jego poczucia odpowiedzialności, czy też ze szczególniewysokich walorów jegoprzyrodzonych skłonności. Przeciwnie, należy się raczej poważnie obawiać, że dzisiejszy skomercjalizowany porządek społeczny pod iście diabelskim wpływem międzyludzkiego współzawodnictwa prowadzidobórhodowlany właśnie w kierunkuwręcz przeciwnym. Z tej strony wyrasta więc również dlapoczucia obowiązku zadanie, które z biegiem czasu staje sięcoraz trudniejsze do spełnienia. Rozwiązania tego problemu za pośrednictwem poczuciamoralnego obowiązku nie ułatwimy, jeśli będziemy przeceniaćjegowładzę. Cel raczejosiągniemy przez skromne poznanie, że 293. obowiązek moralny jest "tylko" mechanizmem kopensacyjnym, który dostosowuje nasz zasób ins(vnl;to 'do wymagań życia kulturalnego irazem z nim twór;,,całość funkcjonalnego system u. Takie ujęcie u'vjaśnia wiele spraw niezrozumiałych skądinąd. Wszyscy cierpimy wskutek przymusu opanowywaniawłasnych popędów,jedni więcej, inni mniej, w zależnościodbardzoróżnego stopnia, w jakim jesteśmy wyposażeni winstynkty czy skłonności społeczne. Wedługdobrej starej definicjipsychiatrycznej psychopat ą jest człowiek, który pod wpływemwymagań stawianych mu przez społeczeństwo albo samcierpi, albo ze swej strony powoduje, że cierpi społeczeństwo. W pewnym sensie jesteśmy więc wszyscy psychopatami,każdy z nasbowiem cierpi wskutek konieczności rezygnacjizpopędów, czego wymaga od nasdobro ogółu. Jednakżepowyższa definicja dotyczy szczególnie ludzi, którzy załamująsię pod wpływem tych wymagań i stają się albo neurastenikami,awięc ludźmi chorymi,albo przestępcami. Ale nawet wedługtej ścisłej definicji człowiek,,normalny" nie różni się takwyraźnie od psychopaty, a dobry obywatel od zbrodniarza, jakróżni się to, co zdrowe, od tego, co chore. ' Różnica jest raczejanalogiczna do tej, jaka istnieje między człowiekiem z wyrównaną wadą serca a takim, co cierpi na "niewyrównanąwadę",tzn. którego sercejuż nie jest dłużej wstanie zwiększoną pracąmięśnia wyrównać tego, ze jedna z zastawek niezupełnie siędomyka czy też zwęziła się. Porównanie to uwzględnia także i fakt, że działanie kompensacyjne odbywasię kosztemenergii. Taki pogląd na najistotniejszą rolę poczuciaobowiązkumoralnego pozwala w kaniowskiej etyce na rozwiązanie pewnejsprzeczności, na którą jużzwróciłuwagę Fryderyk Schiller. On,któregoHerder nazwał "najinteligentniejszym spośród wszystkich kantystów", buntował się przeciwko odarciu przez etykęKanta wszystkich naturalnych skłonności z wszelkichwartościi zadrwił z tej nauki w formie wspaniałej fraszki: "Chętnie służę 294 ".owi niestety ze szczerej ochoty; zmartwię się więc, gdyS. powie, że nie ma wtym ni śladu cnoty! " tymczasemnie tylko służymy naszemu druhowi zwenętrznejszczerej ochoty, ale i jego przyjacielskie uczynkic e ni a m y także z punktu widzenia tego, czy była to ciepła(uralna przychylność, która skłoniłagodo takiego zachowaa! Gdybyśmy byli prawdziwie konsekwentnymi prawowierymi kantystami, musielibyśmy odczuwać zupełnieinaczej: śnilibyśmy bowiem najwyżej takiego człowieka, który znatu; nas wręcz nie znosi, a wskutek analizy samego siebieyktowanej poczuciem obowiązkuwbrew skłonności sercaaauszony jest zachowywaćsię w stosunku do nas przyzwoicie. 'ymczasem w rzeczywistościdla takich dobroczyńców odzuwamynajwyżej bardzo chłodnyszacunek, akochamy figo tylko,kto odnosi się do nas przyjacielsko, bo mu to sprawia l przyjemność,i kto działając w ogóle nie myślio tym,że czyn Fjego mógłby zasługiwać na wdzięczność. : Gdymój niezapomniany mistrz Ferdinand Hochstetterw wieku lat siedemdziesięciu jeden wygłaszał swój pożegnalnywykład, ówczesny rektor Uniwersytetu Wiedeńskiego dziękowałmu w bardzo serdecznych stowich za jego długą i takowocną działalność. Na to podziękowanie Hochstetter dałodpowiedź, w której w skondensowanej formieobjawia się całyparadoks wartości i braku wartości naturalnych inklinacji; powiedział bowiem: "Dziękuje mi pan za coś, zaconie mamprawa żądać żadnego podziękowania! Niech pandziękujemoim rodzicom, moim przodkom, po których odziedziczyłemtakie a nie inne skłonności. Ale gdy mnie pan zapyta, cozdziałałem przez całe życie w dziedzinie wiedzy i nauki,muszępanu powiedzieć całkiemszczerze: w gruncie rzeczy robiłemzawsze to, co mi właśnie sprawiało największą przyjemność! " Cóż za dziwnasprzeczność! Ten wielki przyrodnik, który a wiem to na pewno nigdy nie czytał Kanta, zajmuje takiesamo jak on stanowisko, polegające nanieprzywiązywaniuwagi do wartościnaturalnych inklinacji, a jednocześnie przez 295. pow.aźny ciężar gatunkowy swojej działalności życiowejprowadza kaniowską naukę o wartości do absurdu idosadniej aniżeli Schiller w swojej fraszce- Tymczasem 2eściem z tego ślepego zaułka jest bardzo proste rozumy. "^owegopozornego w gruncie rzeczy problemu przez spojr? p na obowiązek moralny jakona mechanizm kompensacyi iniepozbawianie naturalnych skłonności ich prawdziwychwalorów. Gdy osądzie mamy czyny jakiegoś człowieka,choćbynasze wiasne, będziemy je oczywiście oceniaćtym wyżej, immniej odpowiadają naszym naturalnym skłonnościom. Ale gdyprzyjdzie nam oceniać samego człowieka, na przykład wybierającgo na przyjaciela, to równie oczywiste jest, że pierwszeństwo przyznamy temu, którego przyjacielskie zachowanie się niewynika zupełnie z rozważań rozumowych, choćby były nanajwyższym poziomie etycznym, a wypływa wyłącznie z ciepłych uczuć i naturalnych skłonności. To,że w ten sposóbstosujemy dwie różne miary wartości zależnie od tego,czyoceniamy czyny człowieka, czy teżjego samegonie tylko nie stanowi paradoksu, ale jest dowodem zdrowego ludzkiegorozsądku. Kto postępuje społecznie z naturalnych swoich skłonności,ten w normalnych warunkachtylko w nieznacznym stopniuwykorzystujemechanizm kompensacyjny swojego poczuciaodpowiedzialności ina czas niedoli dysponujepotężnymirezerwami moralnymi. Kto już w warunkach życiacodziennegomusi zużywać całą hamującą siłę swojego poczucia obowiązkumoralnego, aby uczynić zadość żądaniom swego kulturowegośrodowiska, ten oczywiście załamuje się o wiele wcześniejw przypadku wzrostu tych żądań. Energetyczny aspektnaszegoporównania z wadą serca doskonale daje się i tu zastosować,gdyż zwiększenie obciążenia, pod którego wpływem społecznezachowanie się człowieka ulega "dekompensacji", może byćbardzo różnego rodzaju, jednakżezawsze pochłania "siły". Tym, co najbardziej nadweręża moralnąodporność człowieka,296 ,t wcale przemożna pokusa, zjawiająca się nagle i jednoo, ale zżerającesiły, długotrwałe, nadmierne napięcieowe, jakiekolwiek by ono było. Zgryzota, nędza, głód,ch,przepracowanie,beznadziejność itp. oddziaływająrestkie tak samo. Kto kiedykolwiek w czasie wojny czyiewoli miał okazję obserwowania wielu ludzi w tego rodzajuadch okolicznościach, ten wie, jaknagle i niespodziewanie;puje moralna dekompensacja. Ci,o których sądziliśmy, że; stali, załamują się gwałtownie, a inni, po których nieiiewaliśmy sięnic szczególnego,okazują się źródłemIpiyyczerpanych wręcz sił i skromnym swoim przykłademlagają niezliczonymbliźnim w podtrzymaniu ich wolialnej. Kto przeżył takie sytuacje, wie również, że natężenierej woli a jej wytrwałość to dwie niezależne odsiebielienne. Gdysię to poznało, wie się także z całą pewnością, żei wolno czuć się wyższym od tego,który załamał się nieco^wcześniej od nas. Nawet najlepszy i najszlachetniejszy doIghodzi wreszcie do takiego punktu, w którym po prostu już dalejH^iągnąć nie może: Eli, Eli, lamma sabachthani? l;; Według kaniowskiej nauki o moralności odpowiedzi napautoanalizękierowaną poczuciem obowiązku dostarcza w po'; staci kategorycznego imperatywu sam rozumludzki, działającyzgodnie ze swymi wewnętrznymi prawami. Według Kantapojęcia rozum irozsądek wcale nie są identyczne. Uważa onza oczywiste, że istota rozumna nie możechcieć wyrządzićszkody drugiej istocie tego samego gatunku. Już wsamymsłowie rozum można się etymologicznie doszukać zdolnościporozumieniasię, innymi słowy, istnienia uczuciowo wysoko cenionychspołecznychstosunków między wszystkimiistotamimającymi rozum. DlaKanta zatem jasny ioczywistyjest fakt, którybadacz sposobów zachowania się dopieropragnie wytłumaczyć, a mianowicie że człowiek nie chcedrugiemu wyrządzać szkody. Wielki filozofprzyjął jako zrozumiałe samo przez się coś, co wymaga wyjaśnienia; jest towprawdzie drobna niekonsekwencja we wspaniałymciągu jego. myśli, ale czyni jego naukę bardziej możliwą do przyjęcia dlkogoś, kto myśli kategoriami biologii. Jest to wąska furtkaprzez którą wkrada się uczucie, a więc innymi słowy motywacja instynktowna, do poza tym czysto racjonalnychwniosków jego podziwu godnej konstrukcji myślowej. Równieżi Kantnie wierzy, ze człowieka powstrzyma przedjakimkolwiekczynem, do którego prze go wrodzona skłonność,czysto rozumowe poznanielogicznej sprzeczności w zasadachjego działania. Oczywista, że aby zamienić czysto rozumowepoznanie w nakaz czy też zakaz,niezbędny jest czynnikuczuciowy. Gdybyśmy znaszychprzeżyć wyłączyli emocjonalne odczucie wartości, jak np. to, które żywimy dla różnychstopniewolucyjnych, gdyby dla nas człowiek, życie ludzkiei ludzkość żadnych nie przedstawiały wartości aparatnaszegorozumu, działający sam w sobie bez zarzutu, byłbymechanizmem bez silnika, poruszającym się na jałowym biegu. Pozostawiony sam sobie, może wyłącznie dostarczać namśrodków do osiągnięcia cełów określonych poza nim, ale niejest zdolnysam celówtych wyznaczać ani wydawać namrozkazów. Gdybyśmy byli nihilistami wrodzaju Mefistofelesai gdybyśmy byli zdania, że"lepiej, by nic nie rodzonowświecie'" zasada naszego działania nie zawierałabyw sobie żadnej sprzeczności w chwili, w której naciskalibyśmyguzik wyzwalającybombę wodorową. Dopiero odczucie wartości,dopiero uczucie nadaje odpowiedziotrzymanej nakategoryczną autoanalizę znak plusczy minus, co przekształca ją w nakaz czy zakaz. Jednakżenakazy i zakazy nie wynikają z rozumu, ale z naporu ciemności,do której niedochodzi nasza świadomość. W tych warstwach,dostępnychtylko pośrednio rozumowi ludzkiemu, elementyinstynktowe i nabytetworząwysoce skomplikowany układ, nietylko bardzo blisko spokrewnionyz tym, w który wyposażonesą zwierzęta wyższe, ale w znacznej mierze po prostu taki ' Goethe, Faust, cz. I, przełożył Władysław Kościelski,? W Istotne różnice występują tylko tam, gdzie u człowieka^cja kultury wchodzi w skład treści tego, czego się nauczył. lądu tych wzajemnych oddziaływań, rozgrywających sięnal wyłącznie w podświadomości, wywodzą sięsiłydowe wszystkich naszych czynów, także i tych, któreu-dziej podlegająsterowaniu przez naszsamokontrolującyę rozum. Stąd wywodzi się miłość i przyjaźń, wszystkie ciepleeczne uczucia,zmysł piękna, pęd do twórczej działalnościukowego poznania. Człowiek odarty ze wszystkiego, cotśla się mianem zwierzęcości, pozbawiony naporu ciemno;i, człowiek jako istota czysto rozumowa na pewnonie^yłby aniołem; raczej byłby właśnie jegoErprzec iwieństwem! - Tymczasem wcale nietrudno zrozumieć, skądpochodzi! ogólnie przyjętemniemanie,że wszystkodobro, i tylko dobrosłużące społeczności ludzkiej, zawdzięczamymoralności,. a wszelkie "egoistyczne" motywy działania ludzkiego, niedające się pogodzić zwymaganiami społeczeństwa, wynikająz intynktów "zwierzęcych". Gdy sobie bowiem postawimykategoryczne pytanie Kanta: "Czy zasady mego postępowaniamogę podnieść do rangi prawa powszechnego, czy też wyniktakiejpróby byłby sprzeczny z rozumem? " wszystkiesposoby zachowania się, także i te czysto instynktowne, okażąsię całkowicie zgodne z rozumem przy założeniu, że spełniająone funkcję ułatwiającą zachowaniegatunku, dla której zostałystworzone przez "wielkich konstruktorów" przemiany gatunków. Sprzeczność z rozumem występuje tylkow przypadkach wadliwości funkcji jakiegośinstynktu. Wytropienietej wadliwości oto zadaniekategorycznego pytania;skompensowanie jej oto rolakategorycznegoimperatywu. Autoanaliza nie potrafi odróżnićinstynktów działających prawidłowo, "zgodnie z intencją wielkich konstruktorów", od tego, co jest zgodne z rozumem. Jeżeliw takim przypadkuzapytamy: "Czy zasada mego postępowaniamoże stanowić prawo powszechne? " otrzymamy odpowiedź. wyraźnie twierdzącą, zasada ta bowiem i tak już jest powszechnym prą wen) f Dziecko wpada do wody, człowiek skacze za nim. wyciayije, badazasadęswego działania i stwierdza, że podniesionadorangiprawa powszechnego powinna brzmieć na przykładnastępująco: Jeżeli dorosły człowiek, homo sapiens L. , wid;; dziecko własnego gatunku znajdujące sięw niebezpieczeństwieżycia i może je uratować czyni to. Czy taabstrakcja zawieraw sobie rozumowe sprzeczności? Na pewno nie! Wobec tegowybawca dzieckaklepiew duchu sam siebie po ramieniu ijestdumny z tego, żepostąpił tak zgodnie z rozumem i tak moralnie. Gdyby był rzeczywiście szedł takądrogą,biedne dzieciątkobyłobyjuż dawno utonęło, zanim wybawca jego wskoczyłby dowody. Pomimo to człowiek należącydo naszego zachodniegokręgu kulturowego nielubi słyszeć, że działał czysto instynktownie i że każdy pawian w analogicznej sytuacji byłbyzupełnie niewątpliwie uczynił to samo. Stara chińska mądrość, że wprawdzie w człowieku tkwi całezwierzę, lecz w zwierzęciu niecały człowiek, wcale nieoznacza, że to "zwierzęw człowieku" jest czymś z założeniazłym, godnym pogardy i o ile możności wytępienia. Istnieje pewna ludzka reakcja, która lepiej niżkażdainna nadajesię do wykazania, jak bardzoniezbędny może być jakiś sposóbzachowania się jednoznacznie "zwierzęcy"' i odziedziczony poantropoidalnych przodkach. Niezbędny dlaczynności, co nietylkouchodząza specyficznie ludzkiei wysoce moralne, alenaprawdę nimisą. Reakcją tą jest tak zwany zapał. W językuniemieckim już samo słowo Begeisferung, określające tę reakcję, wyraża, żechodzi o cośbardzo wzniosłego, czysto ludzkiego, co człowieka ogarnia, a mianowicie o ducha Geist. Greckie słowo "entuzjazm" mówi wręcz o tym, że jakiś bóg nimwłada. W rzeczywistości zaś jest to nasz stary przyjaciel i nowywróg, wewnątrzgatunkowa agresja, która opanowuje porwanego zapałem człowieka, i to w postaci prastarej, bynajmniejniewysublimowanej reakcjiobrony społecznej. 300 reakcję tę odpowiednio wyzwalają wsposóbdający sięostodruchowo przewidzieć takie okoliczności zewnętrzne,je wymagająbojowegozaangażowaniasięw interesie^foteczaym, szczególnie w takim, któryjest uświęconytradycjąIjglturową. Konkretnie reprezentują więc ten interes rodzina,"^^fód, almamater czy klub sportowy bądź też pojęcia abstrakaBgitme, jak: dawna świetność korporacji, bezkompromisowość^^yórczości artystycznejczy też etyka pracy w dziedzinie naukakcyjnych. Wymieniam tu jednym tchem sprawy, jakie dlaie mają szczególną wartość,ale także i takie, które w sposóbmnie niepojętysą przez innych uważane za cenne;czyniędla zobrazowania braku selektywności, wskutek któregołapał jakże często bywa tak bardzo niebezpieczny. ' Dla stworzenia sytuacji bodźcowej, w optymalny sposóbwyzwalającej zapał i wywoływanej zpełną świadomością celuprzez demagogów, potrzebne jest po pierwsze, zagrożeniewyżej wymienionych wartości. Prawdziwy wróg,czy też jegokukła, może być dobierany nieomal dowolnie i być tak jaki zagrożone wartości konkretny bądź abstrakcyjny. "Żydy",as: "szkopy", "Huny", wyzyskiwacze,tyrani itp. działają równieskutecznie jak np. kapitalizm światowy, bolszewizm, faszyzm,imperializm i wieleinnych -izmów. Po drugie do omawianejsytuacji bodźcowej niezbędna jest możliwie porywającafigurawodza, z której jak wiadomo nie mogą zrezygnowaćnawet najbardziej zawzięci antyfaszystowscy ideolodzy; zresztą w ogólepodobieństwo metod stosowanych przez najbardziejróżniące się od siebie kierunki polityczne przemawia zainstynktownym charakterem demagogicznie wykorzystywanejreakcji ludzkiego zapału. Potrzeciei chyba jest to czynniknajważniejszy do wyzwolenia silnego zapału konieczna jestmożliwie wielka liczba zapaleńców. Prawidła zapału w tymzakresie są zupełnie podobnedo opisanych w rozdziale VIIIpraw rządzących powstaniem anonimowego stada, w którymrównież porywające działanie rośnie prawdopodobnie w postępiegeometrycznym ze wzrostem liczby osobników. K? 301. Każdy mniej lub bardziej uczuciowy człowiek dobrzesubiektywne przeżycia, jakie idą w parze z omawianą reakciPolegają one przede wszystkim na pewnego rodzaju uczuciuznanym jako zapal; "święty dreszcz" przebiega po plecacha także jak zauważymy przy ściślejszej obserwacji wzdłużzewnętrznej strony ramion. Ogarnia nas uczucie wyzwoleniai wyniesienia ponad wszystkie więzy łączące nasz życiemcodziennym, jesteśmy gotowi rzucićwszystko, aby mócpodążyć za głosem świętego obowiązku. Wszystkie przeszkodystające na drodze do jego spełnienia tracą naznaczeniui ważności. Niestety tracą wiele ze swojejwładzy takżei zahamowania instynktowne, powstrzymujące nas od uszkadzania izabijania przedstawicieli własnego gatunku. Rozważania rozumowe,krytyka i argumenty sprzeczne z naszymzachowaniem, podyktowanym porywemzapału zostająstłumione w związku z dziwnym przewartościowaniem wszystkich walorów, którekażą namuznać je nie tylko za nieistotne,ale wręcz za niskie i hańbiące. Krótko mówiąc, jak ślicznie powiadaukraińskie przysłowie: "Gdy powiewa sztandar,rozum mieści się w trąbie! " Przeżyciu temu odpowiada następujące zachowanie się,któredaje się stwierdzić obiektywnie: napięciecałego poprzecznieprążkowanegoumięśnienia wzmaga się, postawa ciała sięwypręża, ręce odstają nieco wbok i odwracają się trochę kuśrodkowi, tak że łokcie wskazują na zewnątrz. Głowa podnosisię dumnieku górze, broda wysuwa ku przodowi, amięśnietwarzy układają się wokreślony wyraz, który wszyscy znamyz filmów jako,,twarz bohatera". Owłosienie pleców i zewnętrznej partiiramion stroszy się. Oto obiektywny obraz przysłowiowego "świętego dreszczu". Kto kiedykolwiek widział odpowiedniedo wyżej opisanegozachowanie się szympansa przystępującego z bezprzykładnąodwagą doobrony swojej hordy bądź rodziny ten musizwątpić w świętość tego dreszczu, atakżew uduchowieniezapału. Szympans bowiemrównież wysuwa brodę, napręża 302 ) i odstawia łokcie w bok. jemu również je^ sięsierść, cooduje potężne i wywołujące grozę zwiększenie zarysów jegol widzianego od przodu. Obrót ramiondo wewnątrz mawyraźniejna celu ukazanie ich od strony najsilniej owłosionej,o bowiem wzmaga pożądany efekt. Cale to połączenie postawyaia z nastroszeniem sierści służy więc do "bluffu"zupełnie[c wyginaniegrzbietu w pałąku kota. Chodzi o to, aby zwierzęydawaiosię większe i groźniejsze, niż jest w istocie. A ogarający nas "święty dreszcz" nie jest niczym innym jak stroszelljem naszej sierści, pozostałej już tylko jakomizerny ślad. Nie wiemy, co małpa przeżywa w czasie swojej reakcjibbronyspołecznej, ale wiemy, że poświęca życierównie'fiamie i bohatersko jak ogarnięty zapałem człowiek. PrawHdziwie filogenetyczna homologia reakcjiszympansa broniące"go hordy, a z drugiej strony ludzkiego zapału nieulegaE żadnej wątpliwości, więcejjeszcze, można sobie znakomicieE. wyobrazić, jak jedno wynikło z drugiego. Wszak i unasJwartości, w których obronie unosimy się zapałem, mają' charakter pierwotnie społeczny. Jeżeli sobie jednak przypomnimy to, o czym była mowaw rozdziale "Nawyki, ceremoniały i czary", uznamyza nieodzowne, abyreakcja, która służyłaongiś obronieindywidualnie znanych konkretnych członkówzbiorowości, z czasem corazbardziej brała pod opiekę przekazane tradycją ponadosobnicze wartości kulturowe, które sątrwalsze aniżeli grupy poszczególnych jednostek ludzkich. Fakt, że nasze odważne ujmowaniesię zasprawą, którawydaje się nam najwyższym dobrem, przebiega po torachnerwowych równoległych do społecznych reakcji obronnychnaszych antropoidalnych przodków wcale nie jest dlanas,jaksądzę, ściągnięciem z obłoków, jest natomiast poważnym,głęboko sięgającym upomnieniem do opamiętania się. Człowiek pozbawiony tych reakcji jest kalekąw dziedzinieinstynktów i nie chciałbym go mieć zaprzyjaciela. Natomiast ten, codaje się porwaćich ślepą zdolnością wywoływania odruchów stanowi niebezpieczeństwo dla ludzkości, stając siępowolną 303. ofiarą takich demagogów, którzy potrafią ludziom wyczarousytuacje bodźcowe wyzwalające walkę równie łatwo, jalrfizjologowie zachowania się, czynimy to w stosunku do nas? v i'zwierząt doświadczalnych. Gdy przy słuchaniu starych pies -a cóż dopiero przy dźwiękach marsza, bliski jestem odczuwani'"świętego dreszczu", opieramsię tej pokusie,powtarzającsobieże szympansy, gdy chcą się podniecić do społecznego atakurównież wydają rytmiczne dźwięki. Uczestniczyć we wspólnymśpiewieznaczy podawać diabłu mały paluszek. Zapał jest prawdziwym autonomicznym instynktemczłowieka, takim jakim na przykład jest krzyk triumfalny gęsi gęgawej. Wywołuje on własne apetytywne zachowanie się, własnemechanizmywyzwalające i jakkażdyz nas wie z doświadczenia stanowi przeżycie tak nadzwyczaj zaspokajające, żepokusapoddania się jego działaniu wydaje sięwręcz nie doopanowania. Tak jakkrzyk triumfalny kształtuje, więcej,opanowuje istotę struktury społecznej gęsigęgawej,tak samopopęd dozapalczywego uczestnictwa w boju określa w znacznym stopniu społeczny i polityczny ustrój ludzkości. Ludzkośćnie dlatego jest agresywna i gotowa do walki, że rozpadła sięnawrogie sobie obozy, odwrotnie, takawłaśnie jest jej struktura,ponieważstwarza sytuację bodźcową niezbędną do wyzwoleniareakcji agresywnościspołecznej. ,,Gdyby kiedyś jakaś teoriazbawienialudzkości pisze Erich von Holst miałanaprawdę objąć całą kulę ziemską, rozpadłabysię natychmiastna co najmniej dwie interpretacje(jedną własną, prawdziwą,i drugą heretycką), a wrogość i walka rozwijałyby się nadal gdyż niestety ludzkość jest taka, jaka jest. " Otóż i janusoweoblicze człowieka; jedyna istota, jaka jestzdolna z pełnym zapałem poświęcić się służbie dla najwyższejsprawy, potrzebujew tym celu takiejorganizacji fizjologiizachowania się, której zwierzęce cechynoszą w sobie niebezpieczeństwo bratobójstwa, i to bratobójstwa dokonywanego w przekonaniu, że tak czynić należy właśnie służąc tejnajwyższejsprawie. Bece homo\ ział c/temasty WYZNANIE NADZIEI Ani mnienawet nadzieja nie hidzi,Bym mógł poprawići nawrócić ludzi. (Goethe, Faust, cz. i.przełożył WładysławKościelski. ) l W odróżnieniu od Fausta ja jednak żywięnadzieję, że poI-trafię uczyć czegoś po to, by ludzi poprawić i nawrócić. '. Przekonanie to nie wydajemi się dowodem zarozumiałości,w każdym razie nie świadczy bardziej o zarozumiałości aniżeli wypowiedź Fausta,która przecież nie wypływa bynajmniej ze skromności co do własnej umiejętności nauczania,lecz z przeświadczenia, że "ci ludzie" i tak nie są zdolni pojąć nowej nauki. Przeświadczenie takie byłoby słuszne tylko w wyjątkowym przypadkuobjawieniasię jakiegoś tytanaduchowego, wyprzedzającego swoją epokę o całe stulecia. Taki geniusz pozostajeniezrozumiany, grozi muśmierćmęczeńska albo co najmniej śmierć przez przemilczenie. Alejeżeli współcześni kogoś wysłuchają i czytają jego książki możnaz całą pewnościąprzyjąć, że nie jest on owymtytanem duchowym. Może sobie najwyżej pochlebić, że macoś do powiedzenia, co jest właśnie "na czasie". Najlepszego oddźwięku na to, co mamy dopowiedzenia, możemyoczekiwać wtedy, gdy nasze poglądy tylkobardzo niewieleprzerastają ich adresatów. Wówczas reakcją ich będzie: "No,oczywiście że tak jest! Właściwie sam mogłem wpaść na tenpomysł! " Jest to więc naprawdęprzeciwieństwem zarozumiałości,jeżeli szczerze jestem przekonany, że w najbliższej przyszłościwielu, a może nawet większość ludzi uznaza prawdy oczywiste, 305. a nuwetjuz banalne, to, co w tej książce mówiłem o agresy^nr,ści wewnątrzgatunkowej i o niebezpieczeństwach, które naludzkość sprowadzić może jej wadliwe działanie. Jeżeli pragnę terazwyciągnąćwnioski z treści tejksiąźyi wzorem starych greckich mędrcówzebrać na końcu przepisypraktycznego zachowania się obawiać się muszę raczejzarzutu banalności aniżeli uzasadnionych sprzeciwów. Po tym,co napisałem w ostatnim rozdziale o obecnej sytuacji ludzkości,moje propozycje środków zaradczych przeciwko zagrażającemu niebezpieczeństwuwydawać się mogą nader mizerne. Nieprzemawia to jednak przeciwko słuszności tego, co zostałopowiedziane. Nauka rzadkobowiem wywołuje dramatycznezmiany w biegu wydarzeń tego świata, chyba że chodzio procesy niszczenia, gdyż bardzo łatwo jest nadużyć jejwładzy. Stosowanie wynikówbadań naukowych jeżeli mabyćtwórcze i błogosławione w skutkachwymaga zwykle nie mniej inteligencji i mrówczej pracy, niż potrzeba było naichosiągnięcie. Pierwszy i najbardziej oczywisty przepisjest już sformułowany przez gnothi seauton, to jest przez żądanie pogłębienia poznania łańcucha przyczynnaszego własnego zachowania się. Już obecnie zaczyna się wyznaczanie kierunków,wktórych prawdopodobnie będzie się rozwijać stosowananaukao zachowaniusię. Jednym z nich jest obiektywnefizjologiczne badanie możliwości wylądowania agresywnościw jej pierwotnej postaci na obiektach zastępczych; wiemy już,że istnieją obiekty bardziej do tego właściwe niż pusta puszkapo karbidzie (zob. s. 308). Drugim jest poszukiwanie tak zwanej sublimacji z zastosowaniem metod psychoanalizy; możnasię spodziewać, że taspecyficznie ludzka forma catharsis w znacznym stopniu przyczyni się do odprężenia spiętrzonegopopędu agresji. Nawet pomimo dzisiejszego skromnegostanu naszej wiedzyo naturze agresywności istnieją warunkido zastosowaniaposiadanych wiadomości. Znaczenie ma już nawet ito, że z całą 306 (ynością możemy powiedzieć, co mianowicie nie daje. lnych rezultatów. Tak więc na podstawie wszystkiego, conemy o instynktach ogólnie, a szczególnie o agresywności nasuwające się nam w pierwszej chwili dwaśrodki zaradczeą całkowicie beznadziejne. Po pierwsze na pewno nie". nożna wyłączyć agresywności przez trzymanie ludzi z dalekaiod wyzwalających sytuacji bodźcowych, a po drugie, nie można^przechytrzyć jejprzez obłożenie jakimś moralniemotywowanym nakazem. I jedno, i drugie byłoby strategią tego samego. rodzaju jakpróba zatrzymania wzrostu ciśnienia paryw stalepodgrzewanym kotle przez silniejsze przyśrubowanie sprężynzaworu bezpieczeństwa. Kolejnym sposobem, który uważam wprawdzie za teoretycznie możliwy, alektórego stosowanie odradzałbym stanowczo byłoby usiłowaniewyeliminowania popędu agresji przezcelowo prowadzoną eugenikę. Z poprzedniego rozdziału wiemy,że agresywność wewnątrzgatunkowa tkwi w reakcji zapałuu ludzi, któryaczkolwiek niebezpieczny jest przecieżjednocześnienieodzowny do osiągnięcia najwyższych celówludzkości. Wiemy także z rozdziału o więzi, że agesywnośću wielu zwierząt,a prawdopodobnie i u człowieka, stanowinieodłączny składnik osobistej przyjaźni. Wreszcie w rozdzialeo wielkim parlamencie instyntków pisaliśmy bardzo obszernieo kompleksowości wzajemnego oddziaływania różnych popędów. Gdyby całkowicie wykluczyć jeden z nich i to jedenzsilniejszych skutki mogłybybyć zupełnie nieobliczalne. Nie wiemy przecież, ani w ilu, ani w jakichważnych sposobachzachowania się ludzi zawarta jestagresywność jako czynnikmotywujący. Sądzę, że jest ichbardzowiele. Prawdopodobniewraz z wyłączeniem popędu agresji zżycia ludzkiego znikłobyowo aggredi w sensie pierwotnym, najszerszym, to "atakowanie" jakiegoś zadania czy problemu, poczucie własnej godności, bez którego przestałoby istnieć mniej więcej wszystko, coczłowiek czyni od rana do wieczora, od codziennego goleniapocząwszy do najwyższej wysublimowanej twórczości nauko307. wej czy artystycznej, wszystko, co związane jest z ambi "pięciem się wzwyż i z niezliczonymi innymi równie niezbed'nymi sprawami. Bardzoprawdopodobne,że zanikłaby równie niezwykle ważna, dla człowieka charakterystycznazdolnośća mianowicieśmiech! Wyliczeniu tego,co zcałą pewnością nic pomóc nie możeprzeciwko agresywności,przeciwstawić mogę niestety tylko propozycjętakich środkówzaradczych, których skutecznośćwydaje mi się prawdopodobna. Najwięcej należysię spodziewać po tym oczyszczeniu, któreprzynosi z sobą wyładowanie agresywności na obiekcie zastępczym. Jak pisaliśmy w rozdziale "Więź", drogą tą poszlirównież dwaj ,,wielcy konstruktorzy", gdy chodziłoo to, abvzapobiec walkom między określonymi osobnikami. Mamy tupodstawydo optymizmu, ponieważ każdy człowiek choć trochęzdolnydo obserwacji samegosiebie potrafiświadomie przekierunkować wzbierającą w nim agresywność na odpowiedniobiekt zastępczy. Gdy sam (jak to opowiedziałem w rozdzialeo spontaniczności agresji) ongiś w obozie jenieckim pomimociężkiej "choroby polarnej" zamiast uderzyć swego przyjaciela, rozdeptałem pustąpuszkę po karbidzie zawdzięczałem toniewątpłiwie mojej wiedzy o symptomach spiętrzenia instynktów. A jeżeli moja ciotka, opisanaw tym samym rozdziale, takbardzo była przekonana o kompletnym zepsuciu swoich biednych służących,to tkwiła w tym błędzie tylko dlatego, że niewiedziała o omawianych tu procesach fizjologicznych. Poznaniełańcucha przyczyn własnegozachowania się możenaszemu rozumowi i naszej moralności udzielić władzy interwencji i kierowania namitam, gdzie nicnie może zdziałać samsobie pozostawiony imperatyw kategoryczny. Następnym z koleiśrodkiem rokującym nadzieję unieszkodliwienia agresywności jest nowe ukierunkowanie. Agresywność zadowala sięłatwiej niż większość innych instynktówobiektami zastępczymii znajduje w nich pełne zaspokojenie. Już starożytni Grecy znali pojęcie catharsis, oczyszczającego 308 wolenia reakcji, a psychoanalitycynawet dokładnie wie^ ile czynów godnychnajwyższej pochwały czerpie swojey napędowe z "wysublimowanej" agresywności i jakie znichwstają dodatkowe korzyści przez jej zmniejszenie. Sublimat to oczywiście nie tylko zwykłe nowe ukierunkowanie. nieje wielkaróżnica między człowiekiem, którypo prostu. ko uderza pięścią w stół zamiast w twarz swegoprzyjaciela,? takim, który z powodu złości na swego przełożonegorowadzi namiętne polemiki w najszlachetniejszej sprawie. Szczególną zrytualizowaną formą walki,jaka rozwinęła się atle ludzkiego życia kulturalnego jest sport. Podobnie jakEpowstałe filogenetycznie walki turniejowe,sportnie dopuszczal do społecznie szkodliwego działania agresywności, utrzymującl; jednocześnie jej nie zmienioną funkcję dla zachowania gatun^ ku- Ponadto ta kulturowo zrytualizowaną forma walki spełniajeszcze nieporównywalnie ważniejsze zadanie wychowaniaczłowieka w kierunku świadomego i odpowiedzialnego opanowywania swoich instynktownych reakcji bojowych. Obowiązujące w sporcie fair play czy rycerskość, które utrzymują sięnawet przy podnietach działających silnie wyzwalające naagresywność są ważnym osiągnięciem kulturalnym ludzkości. Dalszym błogosławionymskutkiem sportu jest umożliwienie prawdziwie pełnego zapału współzawodnictwa międzyponadindywidualnymi wspólnotami. Sport nie tylko otwieraznakomity wentyl dla agresywności spiętrzonej w postaciprostackich, bardziej indywidualnych i egoistycznych sposobówzachowania się, ale pozwala także na pełne wyżycie jejbardziej zróżnicowanej, specyficznej formy kolektywnej. Walkao miejsce w hierarchii wewnątrz grupy,wspólny ciężkiwysiłek zmierzający do osiągnięcia upragnionego celu, odważne stawianie czoła wielkim niebezpieczeństwom, wzajemnapomoc, a zarazem lekceważenie własnego życia itd. są towszystko sposoby zachowania się, które miały wysoką wartośćselekcyjną wprehistorii człowieka. Hodowanie ichprzebiegałow dalszym ciągu podopisanym już działaniem selekcji we309. wnątrzgatunkowej (s. 63-64). Do niedawna wszystkie (esposoby zachowania się wykorzystywano do tego, aby v. ' niebezpieczny sposóbwielu dzielnym, ale naiwnym ludziomprzedstawiać wojnębynajmniej nie jako cos zasługującego nawstręt i pogardę. Wielkie szczęście zatem, że mogą oniwszyscyznaleźć pełne zaspokojenie w tak trudnychformach sportu, jakwspinaczka, nurkowanie czy ekspedycje odkrywcze itp. ZdaniemEricha vonHolsta najważniejszym bodźcem do l o t ó wkosmicznych jestposzukiwanie dalszych, możliwie międzynarodowych imożliwie niebezpiecznych konkurencji. Właśnie to według niegojest przyczyną,dla której lotyowe są stale przedmiotemnajwyższego ogólnego zainteresowania. Oby takpozostało nadal! Współzawodnictwo między narodami jest zbawienne nietylko dlatego, że umożliwia wyzwolenie reakcji zapahi narodowego, ale że pociąga zasobą jeszcze dwadalsze skutkiprzeciwdziałające wojnie; po pierwsze, stwarza więź osobistej znajomości między ludźmi różnych narodów i obozów, po drugie, działaniem swoim jednoczy w zapale do tegosamego ideału ludzi, którzy poza tym niewiele mieli zesobą wspólnego. Są to dwie siłypotężnie przeciwdziałająceagresji. Musimy tu krótko omówić, w jaki sposób mogłyby onerozwinąć owocną działalnośći jakimi jeszcze dalszymi środkami można by je przywołać na plan. Z rozdziału o więzi wiemyjuż, żeosobiste rozpoznawanie sięnie tylko jest warunkiem istnienia bardziej kompleksowychmechanizmów hamującychagresję, ale samo wsobie przyczynia się do stępienia ostrza popędu agresji. Anonimowośćwznacznym stopniusprzyja ułatwieniu wyzwalania się agresywnego zachowania. Prymityw i prostak doznaje szczególnieszczerych i gorących uczuć gniewu izłości wobec "tychPrusaków", "tych paskudnych Szwabów", "tych makaroniarzy", "tych Żydów" i tych wszystkich jakiekolwiek by były narodów sąsiadujących, których uprzejmeepitetyzwykleużywane sąjeszcze w kombinacji z poprzedzającym przymiot^Idem "wredny". W knajpie odgraża mu się ostro, ale nawetŁ mu na mysi nie przychodzi być niegrzecznym, gdy stanie twarzrw twarz z pojedynczym reprezentantem takiej znienawidzonejl nacji. Demagogowi znane jest oczywiście dobrze działanieE osobistej znajomości na zahamowanieagresji i dlatego stara sięt (ze swego punktu widzeniasłusznie) uniemożliwić wszelki [osobisty kontaktmiędzy poszczególnymi ludźmi takich społeczności, którechce utrzymać w stanienieustającej wrogości. Również i każdemu strategowi wiadomo,jakie niebezpieczeńs two dlanastroju agresji u żołnierzy stanowi "fratemizacja" t vi okopach. ;Mówiłem już o tym, jak wysoko oceniam praktycznewiadomości demagogów o ludzkim zachowaniu sięinstynktownym. Nie wymyślęwięc nic lepszego niż propozycjanaśladowania wypróbowanych przez nich metod dla osiągnięcia naszego pojednawczegocelu. Jeżeli przyjaźńmiędzyposzczególnymi członkami wrogich narodów tak jest szkodliwadla nienawiści narodowej, jak chyba z pełnym uzasadnieniemuważają demagogowie, musimy czynić wszystko, aby popieraćmiędzynarodoweindywidualne przyjaźnie. Nikt nie możenienawidzić narodu, z którego wywodzą się jego przyjaciele. Tak samo wystarczy tylko kilka wyrywkowych prób tegorodzaju,aby powziąć słuszne wątpliwości co do owych abstrakcji, które każą nadawać "tym" Niemcom, Rosjanom czyAnglikom typowe cechynarodowe oczywiście przedewszystkim cechy nienawistne. O ile wiem, przyjaciel mójWalter Robert Corti był pierwszym, który podjął poważnąpróbę zahamowania międzynarodowejagresywności przezmiędzynarodowe przyjaźnieosobiste. Wswojej słynnej "dziecięcej wiosce" w Trogen w Szwajcarii połączyłmłodychludziwszystkich osiągalnych narodowości zespołowym przyjacielskim współżyciem. Oby znalazł jaknajwięcej naśladowcówwjak największej skali! Trzeci środek, który można i trzeba natychmiast przedsięwziąć, aby przeszkodzić straszliwym skutkom jednego z naj311. szlachetniejszych ludzkich instynktów to rozważne kczne opanowanie reakcji z a pat u, o której mówiliśmy ^przednim rozdziale. Również i w tej dziedzinie nie powin''się wstydzie korzystania z tradycyjnych doświadczeń den ygów oraz użycia do dobrych i pokojowych celów tentamtym służyło do wojennego podżegania. Jak jużwiemysytuację bodźcową wyzwalającązapał składają się trzyniezależne odsiebie zmienne czynniki. Po pierwsze cos, cowymagaobrony i reprezentuje jakaś wartość, po drugie wrógzagrażający tej wartości,a po trzecie towarzysze zewspólnoty,z którymi tworzymyjedność, stający wraz z namiw obronie zagrożonego dobra. Dotego możejeszcze dojść jednak jako elementmniej niezbędny wódz, który wzywado"świętej"wojny. Jak już również mówiliśmy, role w tym dramaciemogą byćpowierzone bardzo różnym konkretnym i abstrakcyjnymżywym i martwym figurom. Zapał,tak jak rozładowanie wieluinstynktownych reakcji, podlegatakże tzw. regule sumowaniasię bodźców. Regułata głosi, że rozmaite bodźce wyzwalającesumują się w swoim działaniu tak, ze słabość, a nawet brakjednegobywają wyrównywane zwiększonymdziałaniem innych. Istniejewięc możliwość wyzwolenia prawdziwego zapałud o czegoś wartościowego bez koniecznego wywoływania wrogości przeciwko prawdziwemu czyfikcyjnemu nieprzyjacielowi. Funkcja zapału podwielu względami przypominafunkcjękrzyku triumfalnego gęsi gęgawej i innych w analogicznysposób powstałych reakcji, na które składają się oddziaływaniesilnej więzispołecznej z towarzyszem i agresywność w stosunku do wroga. W XI rozdziale wykazałem, że w przypadkumniejszego zróżnicowania owych czynności instynktownych,na przykład u ryb z rodziny pielęgnicowatychczy u oharów,postać wroga jest jeszcze niezbędna,podczas gdy nawyższymszczeblu rozwoju, na przykład u gęsi gęgawej, już nie jest 312 ebna do tego, aby zachowaćwspólność działania osob. ów zaprzyjaźnionych. Chciałbym wierzyć i móc żywićizieję, że reakcja zapału u człowieka osiągnęła albo colaimniej jest w trak-cie osiągania tej samej zależności odlierwotnej postaci agresji. Niemniej makieta wroga jeszcze i dzisiajjest bardzo skuteczEaym środkiem używanym przez demagogów w celu wywołaniaE-jedności i pełnego zapału uczucia wspólnoty; religie wojująceEaawsze miały największepowodzenie polityczne. NiełatwoSWięc wtłumierozbudzić zapał dla ideałów pokojowych bez . użycia atrapy wroga, zapal równie silny jak ten, który potrafiąErozpalićpodżegacze używając tej fikcji. ( Nasuwająca się tu myśl, aby jako wrogąmakietę wykorzystać'; w pewnej mierze diabła i po prostu podżegać ludzi przeciwko' "złemu'', budzi poważne wątpliwości nawet w zastosowaniu doludzi nawysokim poziomie. Zło jest per definitionem tym, cozagraża dobru, a więc temu,coodczuwamy jakopewnąwartość. A że dlanaukowca najwyższą ze wszystkichwartościreprezentuje poznanie, najgłębszą bezwartościowość widzionwe wszystkim, co stoi na przeszkodzie rozszerzeniu poznania. Mnie samemu więc złe podszeptymojego popędu agresjipodsuwałyby do zwalczania zasady ucieleśnione w postacihumanistycznych wrogówprzyrodoznawstwa, a w szczególności nauki o pochodzeniu. Gdyby nie to, że znam fizjologięreakcji zapatu i jej niechybne działanie przypominające odruchy, groziłoby mi niebezpieczeństwo wszczęcia wojny religijnej przeciwko moim adwersarzom w dziedzinie światopoglądu, Trzeba więc zrezygnować z wszelkiej personifikacji zła. Ale i bez tegodziałanie zapału zespalające jakąś zbiorowośćmożedoprowadzić do wrogości między dwiema grupami, gdykażda z nich stoi na gruncie ściśle odgraniczonego ideałui tylko z nim się "identyfikuje", przy czym słowa tegoużywam tu w znaczeniu potocznym, a nie psychoanalitycznym. J. Hollo słusznie zwrócił uwagę, że w naszych czasach iden313. tyfikacje narodowe dlatego są tak niezbezpieczne wbardzo wyraźnie wytyczone granice. Można w stosunln ^"tego Rosjanina" czuć się "zupełnie jak Amerykanin" i y'yersa. Ten, kto zna wiele wartości i potrafi przezswój za ^dla nich poczuć sięzjednoczony ze wszystkimi ludźmi, któryjak on płoną zapałem do muzyki, poezji, nauki, piękna przyrodyi wielu jeszcze innych spraw będzie odpowiadał niepohamowaną reakcja bojową tylko na ludzi nie należących do ź a d -n e j z tych grup. Chodzi więc o to, aby pomnożyć liczbętakichidentyfikacji, a można to osiągnąć tylko przez podniesienieogólnego wykształcenia młodzieży. Pełen miłościstosunekdowalorówczłowieczeństwa musi się rozpocząć od nauki i wychowania w szkole i w domu rodzinnym. Tylkoone z człowiekazrobią człowieka i nie bez powodu pewien rodzajwykształcenianazywasię humanistycznym: uratować nas mogą tylko wartościstojące pozornie bardzo daleko od zmagań dnia powszedniegoi odpolityki. Wcale dotego nie potrzeba,a nawet jestwręczniepożądane, aby ludzie różnych środowisk, narodowościi obozówbyli wychowywani whołdzie dla takich samychideałów. Już nawet tylko częściowe nakładanie się poglądów natemat tego, cojest wartością godną zapału i obrony, może zmniejszyćnienawiść międzynarodami i pociągnąć za sobąbłogosławione skutki. Wartości te w poszczególnych przypadkach mogą miećbardzo specyficzny charakter. Jestem przekonany, że np. mężowie, którzy po obustronach kurtyny narażają swe życiedla wielkiej przygody zdobyciawszechświata, odczuwają jedendla drugiego tylko głębokiszacunek. Na pewno każdaze stronuznaje,że drugawalczy również o prawdziwe wartości. Na pewno loty kosmiczne są w tej dziedzinie wielkim błogosławieństwem. Ale istnieją dwa jeszcze większe i w pełnym tegosłowaznaczeniu zespołowe przedsięwzięcia ludzkości, którym w zakresie nieporównywalnieszerszym przypada realizowanie dzieła jednoczenia wspólnym zapałem dla tych samych warto314 l i? '! feobozów i narodów, dotychczas sobie wzajem obojętnych,lawet wrogich. Są nimisztuka i nauka. Wartość jednejnigiej jest bezspornai nawetnajbardziej opętanym demagol dotąd jakoś na myśl nie przyszło, aby cały dorobek sztuki:wisk kulturalnych czyobozów, przeciwko którym podli, uznać za bezwartościowy czy "zwyrodniały". Ponadtoizyka i sztuki plastyczne działają bez przeszkody granicykowych, są więc choćby z tego względu powołane dotego,f głosić ludziom po jednej stronie kurtyny, że i po drugiejronię żyjątacy, którzy służądobru i pięknu. Właśnie dlaćmienia tego zadania sztuka nie może służyć doraźnymteresom władzy. Bezgraniczne przerażenie, jakienas ogarniaE wobec tendencyjnie sterowanej sztuki jestw pełniuzasadInione! Nauka ma ze sztuką to jedno wspólne, że jakona stanowi; bezsporną samą w sobie ugruntowaną wartość, niezależnąodideologicznej przynależności ludzi, którzy ją uprawiają. Jednakżew odróżnieniuod sztuki nie jestpowszechnie i bezpośredniozrozumiała, toteż więź wspólnego zapału, jaką tworzy, istnieje zrazu tylko między zaledwie kilku indywidualnymi osobami, ale zato więźta jest tymsilniejsza. Możnamiećróżne poglądy na względnąwartość dziel sztuki, chociażi tu również prawdaróżnisię od fałszu. W naukach przyrodniczych natomiast słowa te mają węższeznaczenie. Nieopiniejednostek decydują o tym,czy jakaśwypowiedź jestprawdziwa czy fałszywa, ale wyniki dalszych dociekań naukowych. Na pierwszy rzut oka beznadziejna wydaje się myśl wzbudzenia zapałuwielkich rzeszludzi nowoczesnych dla abstrakcyjnej wartości prawdy naukowej. Prawda wydaje się pojęciemzbyt od życiaoderwanymi anemicznym, aby pójść w zawodyz owymi mamidłami,które tak jak fikcja zagrożeniaspołeczności i dybiącego na niąnieprzyjaciela w rękachwytrawnychdemagogów były dotąd zawsze skutecznym narzędziem do rozpętaniazapałumas. Jednakże po głębszym. rozważeniu pesymizm tego poglądu zaczyna budzić wątpliści. Prawda w odróżnieniu odowych mamideł nie jest filc Nauki przyrodnicze na pewno nie są oderwane od życia i nieniczym innym jak zastosowaniem zdrowego rozsądku. O wielłatwiej mówić o prawdzie niż pleśćtkaninę ktamstw,która niezdradziłaby się samaprzez wewnętrzne sprzeczności. "Rozum i zdrowy sens mówią same za siebie używając bardzo niewielkiejsztuki. " Prawda naukowa jestbardziejzespołową własnościącałej ludzkości niż jakiekolwiek inne kulturalne dobro. A dzieje się tak dlatego, że prawda nie jest wytworem mózguludzkiego jak sztukai filozofia, aczkolwiek i ta jest "poezją"wnajwyższym i najszlachetniejszym znaczeniu greckiegowyrazu poiein tworzyć, wytwarzać. Prawda naukowa jestczymś, czego mózg ludzkinie wytwarza, ale wydziera otaczającej pozasubiektywnej rzeczywistości. A ponieważ rzeczywistość ta jest jedna jedyna dla wszystkichludzi, wyniki badaćprzyrodniczych po wszystkich stronach różnych kurtynpolitycznych zawsze się pokrywają z niezawodną zgodnością. Jeżeli jakiś nitkowiec co może się zdarzyć podświadomiei zupełnie bonafide nawet w najmniejszymstopniu sfałszujeswoje wyniki w duchu swych przekonań politycznych, rzeczywistośćmówi po prostu: nie! , a wyniki owe nie wytrzymująpróby praktycznego zastosowania. Niedawno,na przykład,powstała przejściowo szkoła badań nad dziedzicznością,którazpobudek wyraźnie politycznych, choć miejmy nadziejepodświadomych, głosiła tezę o dziedziczeniu cechnabytych. Wśród tych, którzy wierzą w jedność prawdynaukowej,musiało to wywołać poważne zaniepokojenie. Obecnie zrobiłosię cichowokół tej teorii i genetycy całego świata znów sąw swoich poglądach zgodni. Jest tona pewno tylko małe,cząstkowe zwycięstwo, ale to zwycięstwo prawdy,a więcpowód do głębokiej radości. Wieluubolewa nadtrzeźwością naszej epoki i głębokimsceptycyzmem naszej młodzieży. Osobiście jestem mocno 316 skonany i spodziewam się, że jednoi drugiewypływa ze"jowej samoobrony przed sztucznie sfabrykowanymi idealali, przeciwwyzwalającym zapał atrapom, naktórych lepiwostatnich czasach szczególnie młodzi ludzie tak gruntownie[dawali się zwabić. Wydajemisię, że należy właśnie korzystaći I tej trzeźwości, aby głosić takie prawdy,które gdy natrafią nal krańcowe niedowierzanie, obronią się dowodem liczbowym[doprowadzającymdo nieuchronnej kapitulacji każdy scepi. tycyzm. Nauka nie jest żadnym misterium, nie jestczarnąmagiąi daje się pojąć na drodze prostej metodyki. Sądzę, żeprawdąr udowodnioną i tym wszystkim, co ze sobą niesie, możnalporwać właśnie tych trzeźwych isceptycznych. Na pewno można wzbudzić zapał dla prawdy oderwanej,ale' z drugiej strony jest to rzeczywiście ideałnieco suchy. Dobrze się więcdzieje, że dla jej obrony można uruchomićjeszcze inny sposób zachowania się człowieka, który bynajmniej nie jest suchy a mianowicie śmiech. Śmiech jestpod wielu względami bardzo podobnydo zapału, zarówno przezswój charakter instynktownego zachowania się, jak i przezfilogenetyczne pochodzenie od agresywności, a przede wszystkim przez swoją funkcję społeczną. Podobnie jak zapał dla tejsamej sprawy, tak i śmiech naten sam temat wywołuje uczuciebraterskiej wspólnoty. Móc się razem śmiać tonie tylkookoliczność sprzyjająca prawdziwej przyjaźni, to już nieomalpierwszy krok do jej powstania. Jakwiemy z rozdziału"Nawyki, ceremoniały iczary", śmiech powstał zapewne przezrytualizację z nowo ukierunkowanego ruchu grożenia, zupełnietak jak krzyk triumfalny gęsi. Jak krzyk triumfalny i jak zapal śmiech stwarza oprócz więzi między uczestnikami równieżagresywneostrze przeciwkonie wtajemniczonym. Gdyniemożemy śmiać sięrazem z innymi, czujemy się wykluczenizezbiorowości, nawetjeżeli ów śmiech w najmniejszym stopniunie jest skierowany przeciwko nam i w ogóleprzeciwkoczemukolwiek. Natomiast przy wyśmiewaniu się z kogoś czyz czegoś ładunek agresywności, ajednocześnieanalogia do 317. pewnych form krzyku triumfalnego stają się jeszcze bard wyraziste. A przy tym śmiech jest w wyższymstopniu niż zapal czym'specyficznie ludzkim. Zarówno formalnie, jak funkcjonałuśmiech rozwinął się wysoko ponadpoziom gestów grożeniaktóre są przecież zawarte w obu tych sposobach zachowaniasię. W odróżnieniu od zapału, nawet pomimo najwyższegostopnia intensywności śmiechu nie istnieje niebezpieczeństwo przebiciasię przezeń pierwotnej agresywności i przejściado czynnej napaści. Psy, które szczekają, czasem jednak gryzą,ale ludzie, którzy się śmieją, nie strzelają nigdy! I nawetjeżeli motoryka śmiechu jestbardziej spontaniczna i instynktowna niż silą napędowa zapału, to jednak, z drugiej strony,mechanizmy wyzwalające śmiech są bardziej selektywne i łatwiejsze do kontrolowania rozumem. Śmiech nie zabija krytycyzmu. Pomimo tychwszystkich cech śmiech jest okrutną bronią,która może wyrządzić poważne szkody, gdy niesłusznie uderzaw bezbronnego; wyśmiewać dziecko jest zbrodnią. Jednakżepełne panowanie rozumu nad śmiechem pozwala użyć gow kierunku, który byłbywysoce niebezpieczny dlazapału zewzględu na brak krytycyzmu i zwierzęcą powagę tego ostatniego. Rozum mianowicie pozwala śmiech świadomie icelowoposzczuć nawroga. A wrogiem tym jest ściśle określona formakłamstwa. Mało jestrzeczy natym świecie, które mogąuchodzić za tak bezgraniczniezłe i godne wytępienia jak fikcjajakiejś sprawy, sztucznie stworzona pototylko, abywywołaćuwielbienie i zapał,i mało jestrzeczy działających komizmemtak silnie wstrząsająco na przeponę jak nagłe zdemaskowanieowej fikcji. Gdy sztuczny patos gwałtownie zlatuje ze swoichpretensjonalnych koturnów,gdy nadęty balon z głośnymhukiem pękapod ukłuciem humoru wolno nam poddać sięoswobadzającemu, nieopanowanemu śmiechowi, cudowniewyzwolonemu przez ten rodzaj nagłego odprężenia. Jest tojednaz nielicznych instynktownychczynności człowieka, która 318 ^zyskuje nieograniczone potwierdzenie w kategorycznej autoaalizie. Katolicki filozof i pisarz G. K. Chesterton wypowiedział Zaskakujący pogląd, że religia przyszłości w dużym stopniupopierać się będziena pewnej wyżejrozwiniętej, subtelnejB formie humoru. Może jest w tym niecoprzesady, ale sądzęi. aby nie pozostać w tyle w tworzeniu paradoksów że^ obecnie jeszcze nie bierzemy humoru dość poważnie. Wydajelcii się, żehumorjest błogosławioną potęgą, która jako silnyEsprzymierzeniec wspiera tak bardzo wdzisiejszych czasachl przeciążonyobowiązek moralny. Zdaje mi się, że potęga tarośnie nie tylko w miarę rozwoju kulturalnego, ale także filogenetycznego. Od przedstawienia tego, co wiem, przeszedłem stopniowo doopisu tego, co uważam za wysoce prawdopodobne, aby wreszciena ostatnich stronach złożyć wyznanie mej wiary. To jest dozwolone także iprzyrodnikowi. Wierzę, krótko mówiąc, w zwycięstwo prawdy. Wierzę, żewiedza o przyrodzie i jej prawachstanie sięz czasemcorazbardziej powszechnym dobrem ludzkości, co więcej, jestemprzekonany, żejuż dzisiaj jesteśmyna najlepszej drodze kutemu. Wierzę,że przyrostwiedzy przyniesieludzkości w darzeideały prawdziwe, a rosnąca potęgahumoru dopomoże jej dowyśmiania fałszywych. Wierzę, że połączenie tych dwóchspraw wystarczy już do prowadzenia selekcji w pożądanymkierunku. Niejedna cecha ludzka, która od czasów paleolitu ażdo niedawnej jeszcze przeszłości uchodziła za najwyższą cnotę,niejedno hasto, które jak owo right or wrong,my country jeszczewczoraj wyzwalałowysoko sięgający płomieńzapału, już dzisiaj wydają się każdemu myślącemu niebezpiecz2 Slogan ogromnie popularny w świecie anglosaskim jako wyraz skrajnegoszowinistycznego patriotyzmu; autorem jest amerykański oficer marynarkiStephen Decatur (1779-1820). Nie tyledosłowne tłumaczenie, ile sensjego jesttaki: "Bez względu na to, czy sprawajest słnszna,czy nie solidaryzuję sięz nią, gdy jest sprawą mojej ojczyzny! " (Przyp. tłum. ) 319. ne, a każdemu obdarzonemu zmysłem humoru komiczneTo musi dać korzystne rezultaty, jeżeli dobór w plemieniuUte, tym najnieszczęśliwszym ze wszystkich ludów, w ciągukilku wieków sprowadził zgubny przerost popędu agresji,możemy się spodziewać, bez popadania w nadmierny optymizm, że popęd ten u człowieka kulturalnego pod wpływem tego nowego rodzaju selekcji będzie się cofał, aż osiągnieznośną miarę. Nie wierzę zupełnie, aby "wielcy konstruktorzy" przemianygatunków mieli rozwiązać problemludzkości przez całkowite zredukowanie wewnątrzgatunkowej agresywności. Niebyłoby to wcale zgodne z ich wypróbowanymi metodami. Gdy jakiśpopęd w jakiejś określonej, nowo powstałej sytuacjiżyciowej zaczyna wyrządzać szkody, niebywa on nigdyusuwany całkowicie, oznaczałoby to bowiem zrezygnowanie zewszystkich jego niezbędnych funkcji. Raczej powstajezawszeszczególny mechanizm hamujący, który dostosowany donowych warunków uniemożliwia szkodliwą działalnośćpopędu. Gdy w toku rozwoju rodowego pewnych istottrzebabyłozahamować agresywność, aby umożliwić pokojowewspółdziałanie dwóch bądź więcej osobników, powstawaławięź osobistej miłości i przyjaźni, na którejzbudowany jesttakże i nasz porządek społeczny. Dzisiejszasytuacjażyciowaludzkości wymaga bezwzględnie jakiegoś mechanizmu hamującego, co powstrzymałby czynnąagresywnośćnie tylkow stosunku do naszych osobistych przyjaciół,ale w ogólew stosunku do wszystkich ludzi. Z tego wywodzi się podpatrzone w przyrodzie zrozumiałesamo przez się żądanie miłowaniawszystkich naszych ludzkich braci bez względuna ichindywidualną osobowość. Żądanie to nienowe, rozum naszw pełni docenia jego konieczność, uczucie nasze reaguje najego wzniosłe piękno, a pomimo to jesteśmy tak stworzeni, żenie potrafimy go spełnić. Pełne iciepłe uczucie miłościi przyjaźni odczuwać możemy tylko do poszczególnego człowieka. nie zmieni tego nawetnasza najlepsza i najsilniejsza 320 i wola! Ale ,,wielcy konstruktorzy" mogą to zmienić. Wierzę, że' to uczynią, gdyż wierzęw potęgę ludzkiego rozumu, wierzę; w potęgę selekcji i wierzę, że rozum prowadzi selekcję; rozumną. Wierzę,że już w niezbytdalekiej przyszłościnastępE cynasi dzięki temubędą obdarzeni zdolnością dospełnienia; tego największego i najpiękniejszegożądania ludzkości. w. SKOROWIDZ NA2W ZWIERZĄT I ROŚLIN abudefdufabudefdufoxygon (patrz także: sergeant major)akara błękitna Aeauidens latifronsakropora Acropora"anielskie ryby" Pomacanthidae"anielska ryba" błękitna Angelichthys ciliaris"anielska ryba" czarna Pomacanthus arcuatusargus Argusianus argus ateryny (silversides) Atherinidae barrakuda Sphyraena barracudabelony Belonidae beau Gregory Pomacentrus leucostictusbizon Bison bisonbocian białyCiconia ciconiabojownik (batalion) (ptak) Philomachus pugnaxbojownik (batalion) syjamski, wspaniały (ryba) Betta splendensbrzanka sumatrzańska Barbus partipentazona chilomykter,"jeźozwierz" (ryba), spiny boxfish Chilomycterusschópfii chimrgi Xesurus chomik europejski Cricetus cricetuschomik syryjski Mesocricetus auratuschruściele Raili ciemikGasterosteusaculeatuscyraneczka Anas creccaczapla siwa Ardea cinerea czyściciel rzekomy (aspidontus naśladowczy)Aspidontus taeniatusczyściciel patrz: wargacz czyścicielczyżyk Carduelis spinus 322 Idafnie, rozwielitki Daphnia ^"danielDama dama demoiseilesPomacentridae g diabeł błękitny Pomacentrus coeruleus ^diabeł workowatySarcophilus salanicus E- dingo Canis dingo diodonowate Dwdontidae E drozd trójbarwny Copsychus malabaricus ldzwoniec Chlorischloris ^ dzwonkopławy Hydroidea edredon miękkopiór Somateriamollissima gąbka loggerhead Spheciospongia vespariagągoł krzykliwy Bucephala clangulageofag brazylijski Geophagus brasiliensisgębacz z Gafsah Haplochromis desfonlainesiigębaczwielobarwny Haplochromis multicolorgęś andyjska Chloephaga melanopteragęś gęgawa Anser ansergęś kanadyjska Anser canadensisgęś krótkodzioba Anser fabalis brachyrhynchusgęś nilowa Alopochen aegyptaptiacusgęś znad Orinoko Neochen iubatusgil Pyrrhula pyrrhula glon (zielenica)okształcie parasolowatej akacji Pemcillusgłuptaki Sulidaegłuptak biały Sula bassanagorgony GorgoniagoryleGorillagrufits patrz: hemulon"gwiezdne niebo" Microspathodon chrysurus hemulon biały Haemulon plumierihemulon niebieskopręgi Haemulon sciurushemulon żółtopręgi Haemulon ftavolineatushilara tnąca Hilara sartor imperator PomacanShodes imperator Jack Dempsey Cichlasomabiocellatumjaszczurka zielona Lacerta viridis. jaszczurka zwinka Lacerta agilisjeleń szlachetny Cervus elaphus,. jeźozwierz" (ryba)patrz: chilomykter kaczka hełmiasta Netta rufmakaczka krakwa Anas stropemkaczka krzyżówka Anas platyrhynchoskaczka piżmowa Cairia moschatakaczka podgorzałka Nyroca nyrocakaczka roźeniec Anas acutakaczka świstun Mareca penelope kaczkaświstun chilijskaMareca sibilatrixkaczki nurkujące Aythyni kaczki właściwe (pływające) anatini kanarek Serinus cmarius kanarekszary (afrykański) Serinus leucopygius kawka Coloeus monedula kazarka Tadoma (Cctsarca)ferrugineakobuz Falco subbuteokolcobrzuchy Tetraodonkorale rogowe Antipathariakosterowate OstracionidaekroguJecAccipiter nisus"krowamorska" palrz:manatykruk Corvus coraxkrukafrykański Corvus scapulatus leming Lemmus lemmushicjanusy {snappers) Lutianus łabędzie Cygnusłoś Alces aloesłowikowate Asilidae makaki Macaccus manaty("krowy morskie") ManatusmandarynkaAix [Lampronessa) galericulatamandryle Mandńlłusmewa srebrzysta Larus argentatusmewa śmieszka Larus ridibundusmewa trójpalczasta Rissa trulactylamewaźółlonoga Larus fuscus 324 modliszka zwyczajna Mantis reUgiosamózgowniki (koralowce)Maeandrinamszywioły Bryozoa ohar Tadorna tadornaokonioksztatiiie Perciformesorangutan Simia satyrusostrobok Caranx (Trachurus) frachurs pawian(babuin)Papio babuin (P. cynocephalus) perkoz dwucz;uby Podicepscristatus pielęgnicowate Cichlidae pieięgnica czamopręga Cichlasoma nignfasciatum pielęgnicażółta indyjska Etroplus maculatus pleszka phoenicurus phoenicurus pleszkasiwa Motacilla alba pobrzeżek Littorina littorea puchacz ffubo bubo rajskieptaki Paradisaeidae renifer Rangifer tarandus rock beauty (sierpnik trójbarwny) Hotocanthus tńcolor rogatnicowate Balistidae rogatnica błękitna Odonus niger różanka Rhodeus amarus ryba-klejnot (jewel-fish) Hemichromis bimaculatus ryba królewska Pomacanthus semicirculatus ryby-motyle -^-Chaetodon ryba-motyl brązowa Chaetodon caUaris ryba-motylczamo-biała Chaetodon vagabundus var. pictus ryba-motyl pawiooka Chaetodon ocellatus ryba-motylwędrującaChaetodon vagabundus ryba-motyl źółto-biała Chaetodon auriga ryby papuzie Scaridae rybaPicassa Rhinecanthus aculeatus ryjówki Soricidae sergeantmajof Abudefdufsaxatilissilversides patrz: aterynysnappers patrz: lucjanusysokółwędrowny Falco peregrinussojka Garrulus glandarius. spiny boxfish strzebla Phoxmus"iae^ patrz: chilomykter synogarlica zwykła Str -.^.. ^.łiiiYd ^wyKia Streptopelia roseogrisea szczur śniady Rattus rattus szczurwędrownyRattus norvegicus szczygieł Cardueliscarduelis szpak Sfumus vulgaris szympansy Anthropopithecus {Pan, Troglodytes) slepowronNycticorax nycticorax śnieżyca błękitna atlantycka Anser (Chen) caerulesc' caerulescensatlanticus talasja (trawa morska) Thalassiatanecznica mauretańska Hilara maura wargacze Labridae i Coridaewargacz czyścicie) Labroides dimidiatuswierzchotówki Laphriawilk Canis lupuswilki workowate Thylacinuswodnik Rallus aquaticus wrona siwa Corvuscorone ci? mixwujkowate Empidae wujek północny Empis borealis ziębajer Fringilla mofitifringillazostera (trawa morska)Zosterazrosloszczękie Plectognatnidae żuraw zwyczajny Grus grus SPIS RZECZY Słowo wstępne Zuzanna Stromenger . . . . Przedmowa . -.... -., I Prolog w morskiej toni . II Ciąg dalszy w laboratorium . III Na co zło bywa dobre . IV Spontaniczność agresji . V Nawyki, ceremoniały i czary. VI Wielkiparlament instynktów . VII Sposoby zachowania się zbieżne z moralnościąVIII Stado anonimowe . IX Porządekspołeczny bez miłości . X Szczury . XI Więź . XII Kazanie o pokorze . XIII Ecce homo . XIV Wyznanie nadziei ,. ,. Skorowidz nazw zwierząt i roślin. Zapraszamydo firmowych punktów sprzedażyw Warszawie: Księgarnia, ul. Foksal 17,godz. 10.00 -18. 00tel. 26 02 01 (do 5) w. 204, 266 Magazyn hurtowy,al. Prymasa Tysiąclecia 83godz. 8.00-15. 00, tel. 632 46 11 w. 291, 226 Magazyn hurtowy, ul. Kolejowa 8/10, godz. 8.00 - 15. 00 Oferujemy sprzedaż hurtową i detaliczną Prowadzimy sprzedaż wysyłkową przezKLUB DOBREJ KSIĄŻKI Przyjmujemy zamówieniatelefoniczne i pisemne Dział Sprzedaży i Dystrybucji, al. Prymasa Tysiąclecia 83godz. 8.00 - 15. 30, tel. /fax 632 67 01Klub Dobrej Książki, tel. 63246 11 w. 291 PAŃSTWOWYINSTYTUT WYDAWNICZYul. Foksal 17, 00-372 Warszawatel. 26 02 01 (do 5)tx81 43 06 PIWfax 26 15 36 BIBLIOTEKA MYŚLI WSPÓŁCZESNEJ Tytuły roku 1996 Gregory BatesonUmysłi przyrodaJedność konieczna John BowkerSens śmierci Jared Diamond Trzeci szympans Ewolucja i przyszłość zwierzęcia zwanego człowiekiem Erich FrommZdrowe społeczeństwo Konrad LorenzTak zwane zło Annę Moir David Jessel Płeć mózgu O prawdziwej różnicy między mężczyzną a kobieta.