12003
Szczegóły |
Tytuł |
12003 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12003 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12003 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12003 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Althenor
KORYTARZ DUSZ
Rapier zag��bi� si� w moje trzewia, jednocze�nie przykuwaj�c mnie do kamiennej �ciany mojej posiad�o�ci. M�j zab�jca - tak dobrze mi znany a jednak zupe�nie obcy - przeci�tny dworzanin o twarzy wiecznie przykrytej grub� warstw� pudru oraz nieprzyjemnym zimny spojrzeniu przybli�y� twarz do mojej. Zaskoczy� mnie, mnie doskona�ego szermierza, pana na najwi�kszym zamku w ca�ej prowincji i z nadnaturaln� pr�dko�ci� oraz si�� zada� cios kt�ry lada moment wy�le moj� dusz� w za�wiaty. Gdy tak si� pochyli� poczu�em nieprzyjemn� wo� grobu co najgorsze mojego w�asnego. Szepta� mi co� na ucho ale nie s�ysza�em ju� tego, moja �wiadomo�� powoli gas�a zostawiaj�c nic nie czuj�ce cia�o. Jeszcze chwila, zaraz m�j duch odejdzie z tego nic nie znacz�cego �wiata a potem zasi�d� razem z bogiem do nieko�cz�cej si� uczty. "Zostaniesz tu na zawsze" us�ysza�em jeszcze potem poca�unek w ucho, przekr�cenie ostrza w ranie, eksplozja b�lu, zapach krwi oraz smr�d rozprutych jelit. Ciemno�� przed oczami ro�nie z ka�d� chwil�, jeszcze sekunda a potem wszystko zniknie. Wieczny sen.
Obudzi�a mnie wrzawa, odg�os biegn�cych stra�y, stal uderzaj�ca o stal, krzyki umieraj�cych, op�ta�czy �miech. Wsta�em wszystko wok� si� kr�ci�o zupe�nie jakbym by� na parowej karuzeli. Przez chwil� nawet my�la�em, �e tak jest poniewa� widzia�em niczym przez jaka� par� b�d� mg��. Niepewnym krokiem ruszy�em w kierunku mojego pokoju, do mojej ostoi, bezpiecznej przystani, zawsze si� w nim chowa�em przed ojcem gdy si� napi� i zaczyna� szuka� pretekstu do uderzenia kogo�, je�eli go nie znalaz� to kln� na duchowie�stwo za podburzanie przeciwko niemu ch�op�w i szlachty. W ca�ym zamku mo�na by�o us�ysze� jego przekle�stwa oraz skargi. D�ugo nie wiedzia�em co robi� gdy ju� ucich�y kl�twy. Nast�powa�a wtedy d�uga chwila ciszy tak koj�co dzia�aj�cej na moj� dusz�. Nie potrafi�em przypomnie� sobie co czyni� w tym milczeniu. Uporczywie stara�em przypomnie� sobie ale nic tylko ciemno�� a w niej b�ysk stali. Powoli zacz�y ogarnia� mnie w�tpliwo�ci czy dobrze robi�, lepiej zostawmy przesz�o��. Nagle jedno ze wspomnie� przelecia�o mi przed oczami. To co zobaczy�em pog��bi�o moje w�tpliwo�ci. Nie by�em i nie jestem pewien czy chce wiedzie� co si� wtedy dzia�o.
Wtedy wszystko uspokoi�o si�, korytarz przesta� wirowa�, mg�a cz�ciowo wycofa�a si�. Co� jednak nie gra�o. Patrzy�y na mnie liczne znajome twarze, byli to moi dworzanie knuj�cy i plotkuj�cy nieprzerwanie, wszyscy �yli na m�j koszt w zamian za co? Na pewno nie za towarzystwo poniewa� nie cierpia�em ich, nic nie potrafili, �aden z nich nie widzia� prawdziwego �ycia. Siedzieli zamkni�ci w z�otych klatkach boj�c si� wyjrze� nawet, nie wierzyli, �e �wiat na zewn�trz jest inny ni� ich wi�zienie. Wszyscy byli podnieceni z jakiego� powodu i tu chodzi�o najprawdopodobniej o mnie. Ju� mia�em na nich wrzasn�� gdy przypomnia�em sobie o zamachu. Pomaca�em miejsce gdzie powinna by� rana ale nic nie znalaz�em. Co tu si� u diab�a dzieje - krzykn��em lecz nikt mi nie odpowiedzia�. Ca�y czas ten sam wyraz twarzy wyra�aj�cy podniecenie i strach.
"Czy kto� mnie s�ucha" wrzasn��em podnosz�c si� z ziemi. Podszed�em do Antonia mojego zaufanego s�ugi, ten stary cz�owiek o siwych w�osach wyra�nie si� ba�, w oczach mia� �zy i szepta� co�. "bo ten r�d jest przekl�ty, najstarszy syn po kres czasu b�dzie umiera� w tym korytarzu" us�ysza�em gdy si� zbli�y�em. Przecie� ja �yj�, czy wy wszyscy powariowali�cie? - wykrzykn��em �ami�cym si� g�osem, teraz jak patrz� na to z perspektywy czasu rozumiem, �e by�y to ostatnie s�owa wypowiedziane przez cz�owieka zwanego Colderi pochodz�cego z rodu Levadi, m�odzie�ca kt�ry niedawno zazna� pierwszej prawdziwej przyjemno�ci, po raz pierwszy zakocha�, kt�ry zawsze m�g� zwr�ci� si� po rad� do wiernego s�ugi i ochroniarza, mog�cego si� wyp�aka� matce. Us�ysza�em p�acz. By�o to o tyle dziwne gdy� dworzanie nie p�akali publicznie. Odwr�ci�em si�, zd��y�em tylko zobaczy� sukni� koloru morza oraz d�ugi czarny warkocz. Wiedzia�em kto to jest ale nic nie poczu�em zupe�nie jakby to by�a obca mi osoba a nie ukochana. Zamiast tego ujrza�em wod� a� po horyzont. Czyta�em w ksi��kach o niezwyk�ych krajach le��cych po drugiej stronie. Marzy�em aby tam pop�yn�� lecz ksi��� ma inne obowi�zki, nie ma on prawa marzy�, musi pilnowa� swojej ziemi, utrzymywa� dworzan, knu� intrygi oraz nie da� si� zabi�. Od dawna wiedzia�em, �e nie nadaje si� do tego. Widzia�em rozk�ad mojej warstwy spo�ecznej, jej grzechy. Nagle moje rozmy�lenia zosta�y przerwane. Poczu�em jakbym p�yn�. Znacznie p�niej dowiedzia�em si�, �e p�yn��em rzek� czasu. Cel tej podr�y nie jest nikomu znany. By� mo�e to rodzaj rachunku sumienia albo po�egnanie z �yciem. Mimo i� jestem tu uwi�ziony w tym stanie pomi�dzy �yciem a rajem ju� od dawna nie wiem co to znaczy. Wiem jedno. Samotno�� doprowadza mnie do szale�stwa. Tak mi brakuje mojej matki, jej ciep�ych s��w, jej delikatnego dotyku, tak bardzo bym chcia� znowu po�o�y� g�ow� na jej kolanach i wyp�aka� si�, opowiedzie� o tym co zadaje mi b�l, wys�ucha� jej rady a potem zasn�� ju� spokojny. Ale odebrano mi to wbijaj�c ostrze kt�re wyssa�o ze mnie �ycie.
Ca�e moje �ycie przep�ywa�o mi przed oczami a mo�e to ja przep�ywa�em przez nie, nie jestem pewien. U�wiadomi�em sobie, �e nie cofam si� to nie jest przesz�o��. Ujrza�em Monik� wyp�akuj�c� si� w rami� mojej matki. Podchodz� nie pewnie do nich boj�c si� i� si� przestrasz� gdy zobacz� moj� ran�. Moja gwiazdooka jak j� nazywa�em gdy byli�my sami kiedy udawa�o nam si� uciec od tego �wiata. Marzyli�my wsp�lnie o dalekich krajach, podr�ach a po cichu mieli�my nadziej�, �e ta druga osoba r�wnie� czuj� p�omienie ogarniaj�ce ca�e cia�o. Tak bardzo chcia�bym ci� przytuli�, obj�� twoje ramiona jeszcze raz poczu� ciep�o twoich d�oni, a potem uspokoi� pi�knymi s�owami nawet je�li nie by�yby prawdziwe na po�egnanie za� poca�owa�. Jednak nie dane mi by�o dalej cieszy� si� moj� ukochan� nurt rzeki czasu porwa� mnie. Z ca�ych si� stara�em si� zosta�, dalej patrze� na gwiazdy ukryte w oczach mojej Moniki ale nie mog�em nic zrobi�. Jeszcze raz spojrza�em na ni�.
Znowu wszystko zacz�o wirowa�. Nie mia�em poj�cia w jakim czasie si� znajduje, co rusz rzuca�o mnie w inne miejsce. W ko�cu zwolni�o. Znajdowa�em si� w pokoju dla s�u�by. Zna�em je do�� dobrze, cz�sto siedzia�em tu razem z Antonim. Opowiada� mi o tym jak by� �o�nierzem i walczy� za najr�niejsze sprawy u najr�niejszych ludzi. By� osob� niezwykle tward�, kiedy� kiedy by�em jeszcze ma�y, wyci�gn�� mnie z zawalaj�cego si� budynku. Znacznie p�niej dowiedzia�em si�, �e gruz przed kt�rym mnie os�ania� po�ama� mu wiele ko�ci jednak nie pami�tam aby si� wtedy cho�by skrzywi�. Nie mia�em poj�cia jak on to zrobi�.
Siedzia� przy stoliku, wok� niego le�a�y liczne butelki. Nie przypomina� siebie by� nieogolony, ubranie mia� brudne, pokryte licznymi plamami po winie. Na stoliku przed nim le�a� jego wisiorek w kszta�cie miecza. Nigdy nie powiedzia� co to oznacza a ja go nie pyta�em. Jego wzrok zatrzyma� si� na mnie, wydawa�o si�, �e mnie widzi. U�miech pojawi� si� na jego twarzy tylko po to by szybko zgasn��. Wsta� przewracaj�c st� i rzuci� si� w kierunku swojego wiernego miecza. Wtedy rozleg� si� huk. Antoni zachwia� si� jednak dalej brn�� w kierunku ostrza jakby mia�o go uratowa�. Kolejny strza� i kolejny. S�uga �apie za miecz i z u�miechem pada na ziemie. Szybko wok� niego wyros�a ka�u�a krwi. Widz� jak powoli ga�nie w nim �ycie ale nie potrafi� nic zrobi�. Zab�jcy wpadaj� do pokoju, zabieraj� wisiorek i miecz. Nagle dotar�o do mnie co si� dzieje. Przewr�t! Moje my�li bieg�y w najr�niejszych kierunkach lecz szybko wszystkie si� spotka�y. Monika, moja Monika gdzie ona jest? Pobieg�em do jej pokoju, po drodze mija�em trupy poleg�ych, widzia� jak stra� przyboczna mojej matki stawia op�r nacieraj�cym najemnikom. Ka�dy z nich prze�y� dziesi�tki bitew, zabi� wielu ludzi i wszyscy przysi�gli broni� mojego rodu do ostatniej kropli krwi. Walczyli w milczeniu za ka�dego z nich gin�o pi�ciu, sze�ciu �o�dak�w. Nie mogli jednak wygra� tego starcia. Wkroczyli najemnicy z muszkietami. Nie chc� na to patrze� pobieg�em dalej.
Przed pokojem Moniki zauwa�y�em liczne cia�a. Stra�nicy oraz Przyboczni stoczyli tu swoj� ostatni� bitw�. Wszed�em do �rodka. Ba�em si� tego co tam ujrz�, je�li zrobili co� mojej gwiazdookiej... To co zrobi�? Nawet nie mog� ich dotkn��. Ile bym da� za mo�liwo�� zatopienia ostrza w ciele tego kt�rego do tego doprowadzi�. Jedna szansa!
Zatrzyma�em si� na �rodku przej�cia nie wiedz�c co zrobi�. Widzia�em ju� kawa�ek pokoju. Wszystko by�o porozrzucane, wiele przedmiot�w zniszczonych. Niepewnym krokiem ruszy�em dalej. Krew na dywanie, na �cianie. Przykryte jedwabiem cia�o. W okolicach szyi czerwona plama. Rysy takie podobne. Nie wytrzyma�em, biegiem wypad�em z pokoju. Wszystko takie kruche, rozpadaj�ce si� przy mocniejszym uderzeniu. �ycie wycieka nawet nie widzimy kiedy! Powinienem nie czu�, tylko pustka powinna go�ci� w mej duszy ale nie. Od�amki �ycia rani� mnie, tn�c niczym szk�o do tej pory. Przy ka�dym przeniesieniu w czasie czuj� jak poruszaj� si� w ranach powoduj�c eksplozj� b�lu i cierpienia. Tyle lat a mo�e dziesi�cioleci kr��enia po czasie. Niczym marionetka w r�kach lalkarza, tak to dobre por�wnanie, kto� si� mn� bawi a jak mu si� znudz� ci�nie w k�t. Mo�e wtedy odejd�.
W amoku wybieg�em przed dw�r. Zacz�� pada� deszcz, niebo zasnu�o si� ciemnymi chmurami. Bogowie p�acz� - pomy�la�em sobie - ale to nic nie zmieni. Na drodze do dworu sta�a kareta. Czarna niczym noc, niczym ca�un umar�ego. W �rodku siedzia� on. Ten kt�ry mnie zabi�, kt�ry doprowadzi� do �mierci ukochanej. Przeci�tny dworzanin wiecznie przykryty grub� warstw� pudru, wyperfumowany. Nie wiedzia�em i ca�y czas nie wiem jak si� tego domy�li�em. Wyszed� dok�adnie taki sam jakim go zapami�ta�em w ostatnich chwilach �ycia. Na jego twarz pad�y krople deszczu jednak puder nie sp�yn��. On naprawd� jest taki blady - u�wiadomi�em sobie - kim on jest? Nie rozumia�em nic z tego. Musia�by by�, a raczej nie m�g� by� cz�owiekiem, a mo�e kiedy� by� ale ...
Wtedy jego spojrzenie utkwi�o na mnie. Patrzy� si� jakbym by� jak�� jego przekl�t� marionetk�, Ale nie jestem! - wykrzykn��em na ca�y g�os - Nie by�em i nie b�d�. Nie pozwol�... M�j g�os stopniowo gas� pod spojrzeniem m�wi�cy "Naprawd�?". To on si� mn� bawi! Podbieg�em do niego - nie ma stra�nik�w - chce z�apa� go i cisn�� w b�oto. Niestety moje palce nie mog� z�apa� jego materialnego stroju. Za to on skini�ciem d�oni parali�uje mnie. Ch��d rozla�a si� po moim ciele, po chwili zmieniaj�c si� w niewidoczny l�d unieruchamiaj�c mnie. Spokojny krokiem podszed� do mnie. "A teraz patrz na upadek twego rodu - powiedzia� - pewnie chcesz wiedzie� dlaczego to si� sta�o. Wi�c �piesz� z wyja�nieniami ale pozw�l najpierw, �e si� przedstawi�. Nazywam si� Gabriel i jestem wys�annikiem bog�w maj�cym za zadanie obserwowa� skutki kilku czyn�w. Za�o�yciel twego rodu w zamian za nie�miertelno�� obieca� moim panom dusz� najstarszego syna z ka�dego pokolenia. Jednak podczas gdy ty umiera�e� nie odprawiono odpowiedniego rytua�u - cmokni�cie - w dodatku wys�annik kt�ry mia� tego dokona� dogada� si� z za�o�ycielem twojej linii. Przyku� twoj� dusze do tego �wiata oraz dokona� jeszcze czego�. Ka�da chwila twego nie�ycia wzmacnia nie tego co trzeba. Ciska� tob� po czasie by zmyli� mnie lecz w ko�cu ci� znalaz�em. Musz� przyzna�, �e trzeba by�o si� napracowa� ale no c� koniec zabawy. Acha jeszcze jedno. Zabicie ciebie i twoich bliskich to m�j obowi�zek i nie sprawia mi to �adnej przyjemno�ci.
Gabriel wyci�gn�� miecz - taki jakich u�ywano sto mo�e nawet dwie�cie lat temu - potem zapad�a ciemno��. Obudzi�em si� w takim samym mroku. I zacz��em opowiada� moj� histori�. Dlaczego? Nie wiem. Mo�e to da ukojenie mojej duszy. Dobrze jest wy�ali� si� komu� nawet je�eli nie wida� tej osoby. Opowie�� si� ju� ko�czy ale nic si� nie dzieje. Powoli ga�nie nadzieja. Padaj� ostatnie s�owa brzmi� dziwnie w tej pustce jednak czuj�, �e nape�nia mnie smutek. Wieczno�� w tym mroku. Wtedy do g�owy przysz�a mi inna opowie�� kt�r� s�ysza�em dawno temu chocia� mo�e nikt mi jej nie m�wi�, ju� sam nie wiem. Rozpoczynam j�. Wiem, �e to co opowiadam jest prawdziwe i, �e sam tego do�wiadczy�em. Nie mam poj�cia co jest moim wspomnieniem a co czym� innym.
Wiele opowie�ci potem dotar�o do mnie co tu robi�. Jestem zabawk� rzucon� w k�t, zapomnian� przez bog�w i przez w�a�ciciela, wok� t�ocz� si� inne porzucone rzeczy a ka�de z nich pragnie aby jego historia zosta�a opowiedziana. Ka�dy chce by jego historia zosta�a wys�uchana, by kto� uroni� �z�, by kto� inny wybuchn�� �miechem gdy moment jest odpowiedni i przede wszystkim pragnie by zapami�tano go.
Althenor