1131
Szczegóły |
Tytuł |
1131 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1131 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1131 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1131 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J.R.R.Tolkien � Dwie Wie�e
(1/2)
Synopsis
Oto druga cz�� trylogii �W�adca Pier�cieni�.
Cz�� pierwsza - zatytu�owana �Wyprawa� - opowiada, jak Gandalf Szary odkry�, �e Pier�cie�, znajduj�cy si� w posiadaniu hobbita Froda, jest tym Jedynym, kt�rzy rz�dzi wszystkimi Pier�cieniami W�adzy; jak Frodo i jego przyjaciele uciekli z rodzinnego, cichego Shire�u, �cigani przez straszliwych Czarnych Je�d�c�w Mordoru, a� w ko�cu, dzi�ki pomocy Aragorna, Stra�nika z Eriadoru, przezwyci�yli �miertelne niebezpiecze�stwo i dotarli do domu Elronda w dolinie Rivendell.
W Rivendell odby�a si� Wielka Narada, na kt�rej postanowiono, �e trzeba zniszczy� Pier�cie�, Froda za� mianowano powiernikiem Pier�cienia. Wybrano te� w�wczas o�miu towarzyszy, kt�rzy mieli Frodowi pom�c w jego misji, mia� bowiem podj�� pr�b� przedarcia si� do Mordoru w g��b nieprzyjacielskiego kraju i odnale�� G�r� Przeznaczenia, poniewa� tylko tam mo�na by�o zniszczy� Pier�cie�. Do dru�yny nale�a� Aragorn i Boromir, syn w�adcy Gondoru - dwaj przedstawiciele ludzi; Legolas, syn kr�la le�nych elf�w z Mrocznej Puszczy; Gimli, syn Gloina spod Samotnej G�ry - krasnolud; Frodo za swym s�ug� Samem oraz dwoma m�odymi krewniakami, Peregrinem i Meriadokiem - hobbici, wreszcie - Gandalf Szary, czarodziej.
Dru�yna wyruszy�a tajemnie z Rivendell, dotar�a stamt�d daleko na p�noc, musia�a jednak zawr�ci� z wysokiej prze��czy Karadhrasu, niemo�liwej zim� do przebycia; Gandalf, szukaj�c drogi pod g�rami, poprowadzi� o�miu przyjaci� przez ukryt� w skale bram� do olbrzymich kopal� Morii, lecz w walce z potworem podziemi run�� w czarn� otch�a�. Przewodnictwo obj�� w�wczas Aragorn, kt�ry okaza� si� potomkiem dawnych kr�l�w zachodu, i wywi�d�szy dru�yn� przez Wschodni� Bram� Morii skierowa� j� do krainy elf�w Lorien, a potem w �odziach z biegiem Wielkiej Rzeki Anduiny a� do wodogrzmot�w Rauros. W�drowcy ju� spostrzegli wtedy, �e s� �ledzeni przez szpieg�w Nieprzyjaciela i �e tropi ich Gollum - stw�r, kt�ry ongi posiada� Pier�cie� i nie przesta� go po��da�.
Dru�yna nie mog�a d�u�ej odwleka� decyzji, czy i�� na wsch�d, do Mordoru, czy te� wraz z Boromirem na odsiecz stolicy Gondoru, Minas Tirith, zagro�onej wojn�, czy te� rozdzieli� si� na dwie grupy. Kiedy sta�o si� jasne, �e powiernik Pier�cienia nie odst�pi od swego beznadziejnego przedsi�wzi�cia i p�jdzie dalej, a� do nieprzyjacielskiego kraju, Boromis spr�bowa� wydrze� Frodowi Pier�cie� przemoc�. Pierwsza cz�� trylogii ko�czy si� w�a�nie tym upadkiem Boromira, skuszonego przez z�y czar Pier�cienia, ucieczk� i znikni�ciem Froda oraz Sama, rozbiciem dru�yny, napadni�tej znienacka przez ork�w, w�r�d kt�rych pr�cz �o�nierzy Czarnego W�adcy Mordoru byli r�wnie� podw�adni zdrajcy Sarumana z Isengardu. Zdawa� by si� mog�o, �e sprawa powiernika Pier�cienia jest ju� ostatecznie przegrana.
Z drugiej cz�ci pod tytu�em �Dwie Wie�e� dowiemy si� o losach poszczeg�lnych cz�onk�w dru�yny od chwili jej rozproszenia a� do nadej�cia wielkich Ciemno�ci i wybuchu Wojny o Pier�cie� - o kt�rej opowie cz�� trzecia i ostatnia.
Rozdzia� 1
Po�egnanie Boromira
A
ragorn spiesznie wspina� si� na wzg�rze. Od czasu do czasu schyla� si� badaj�c grunt. Hobbici maj� lekki ch�d i nie�atwo nawet Stra�nikowi odszuka� ich trop, lecz nie opodal szczytu potok przecina� �cie�k� i na wilgotnej ziemi Aragorn wypatrzy� to, czego szuka�.
- A wi�c dobrze odczyta�em �lady - rzek� sobie. - Frodo wspi�� si� na szczyt wzg�rza. Ciekawe, co stamt�d zobaczy�? Wr�ci� jednak t� sam� drog� i zszed� na d�.
Aragorn zawaha� si�: mia� ochot� tak�e doj�� na szczyt, spodziewaj�c si�, �e dostrze�e z g�ry co�, co mu u�atwi trudny wyb�r dalszej drogi, ale czas nagli�. Decyduj�c si� b�yskawicznie, skoczy� naprz�d, wbieg� na szczyt po ogromnych kamiennych p�ytach i schodami na stra�nic�. Siad� w niej i z wysoka spojrza� na �wiat. Lecz s�o�ce zdawa�o si� przy�mione, ziemia daleka i osnuta mg��. Powi�d� wzrokiem wko�o - od p�nocy do p�nocy - nie zobaczy� jednak nic pr�cz odleg�ych g�r i gdzie�, w dali, ogromnego ptaka, jak gdyby or�a, z wolna zataczaj�cego w powietrzu szerokie kr�gi i zni�aj�cego si� ku ziemi.
Kiedy tak patrza�, czujny jego s�uch z�owi� jaki� gwar dochodz�cy z las�w po�o�onych w dole, na zachodnim brzegu rzeki. Aragorn spr�y� si� ca�y: dos�ysza� krzyki i ze zgroz� rozr�ni� mi�dzy nimi ochryp�e g�osy ork�w. Nagle g��bokim tonem zagra� r�g, a jego wo�anie odbite od g�r roznios�o si� echem po zapadlinach tak pot�nie, �e zag�uszy�o grzmot wodospadu.
- R�g Boromira! - krzykn�� Aragorn. - Wzywa na pomoc! - Zeskoczy� ze stra�nicy i p�dem pu�ci� si� �cie�k� w d�. - Biada! Z�y los prze�laduje mnie dzisiaj, cokolwiek podejmuj� - zawodzi. Gdzie jest Sam?
Im ni�ej zbiega�, tym wyra�niej s�ysza� wrzaw�, lecz g�os rogu z ka�d� chwil� s�ab� i zdawa� si� coraz bardziej rozpaczliwy. naraz wrzask ork�w buchn�� przera�liwie i dziko, a r�g umilk�. Aragorn by� ju� na ostatnim tarasie zbocza, nim jednak znalaz� si� u st�p wzg�rza, wszystko przycich�o, a gdy Stra�nik skr�ciwszy w lewo p�dzi� w stron�, sk�d dobiega�y g�osy - zgie�k ju� si� cofa� i oddala�, a� w ko�cu Aragorn nic ju� nie m�g� dos�ysze�. Doby� miecza i z okrzykiem: �Elendil! Elendil!� p�dem pomkn�� przez las. O jak�� mil� od Parth Galen, na polance nie opodal jeziora znalaz� Boromira. Rycerz siedzia� oparty plecami o pie� olbrzymiego drzewa, jakby odpoczywaj�c. Lecz Aragorn dostrzeg� kilka czarnopi�rych strza� tkwi�cych w jego piersi; Boromir nie wypu�ci� z r�ki miecza, ostrze by�o jednak strzaskane tu� pod r�koje�ci�, a r�g, p�kni�ty na dwoje, le�a� obok na ziemi. Doko�a i u st�p rycerza pi�trzy�y si� trupy ork�w.
Aragorn przykl�k�. Boromir odemkn�� oczy. Zmaga� si� z sob� chwil�, nim w ko�cu zdo�a� szepn��:
- Pr�bowa�em odebra� Frodowi Pier�cie�. �a�uj�... Sp�aci�em d�ug. - Powi�d� wzrokiem po trupach nieprzyjaci�: pad�o ich co najmniej dwudziestu z jego r�ki. - Zabrali ich... nizio�k�w. Orkowie porwali. My�l�, �e jednak �yj�. Zwi�zali ich... - Umilk� i zm�czone powieki opad�y mu na oczy. Przem�wi� jednak znowu: - �egnaj, Aragornie. Id� do Minas Tirith, ocal m�j kraj. Ja przegra�em...
- Nie! - rzek� Aragorn ujmuj�c go za r�k� i ca�uj�c w czo�o. - Zwyci�y�e�, Boromirze. ma�o kto odni�s� r�wnie wielkie zwyci�stwo. B�d� spokojny. Minas Tirith nie zginie.
Boromir u�miechn�� si� s�abo.
- Kt�r�dy tamci poszli? Czy Frodo by� z nimi? - spyta� Aragorn.
Lecz Boromir nie powiedzia� ju� nic wi�cej.
- Biada! - zawo�a� Aragorn. - Tak poleg� spadkobierca Denethora, w�adaj�cego Wie�� Czat. Jak�e gorzki koniec! Nasza dru�yna rozbita. To ja przegra�em. Zawiod�em ufno��, kt�r� we mnie pok�ada� Gandalf. C� poczn� teraz? Boromir zobowi�za� mnie, �ebym poszed� do Minas Tirith, a moje serce tego samego pragnie. Ale gdzie jest Pier�cie�, gdzie jego powiernik? Jak�e mam go odnale��, jak ocali� nasz� spraw� od kl�ski?
Kl�cza� czas jaki� i pochylony p�aka�, wci�� jeszcze �ciskaj�c r�k� Boromira. Tak go zastali Legolas i Gimli. Zeszli cichcem z zachodnich stok�w wzg�rza, czaj�c si� w�r�d drzew jak na �owach. Gimli trzyma� w pogotowiu top�r, Legolas - d�ugi sztylet, bo strza� ju� zabrak�o w ko�czanie. Kiedy wychyn�li na polan�, zatrzymali si� zdumieni; stali chwil� sk�aniaj�c w b�lu g�owy, od razu bowiem zrozumieli, co si� tutaj rozegra�o.
- Niestety! - powiedzia� Legolas zbli�aj�c si� do Aragorna. - �cigali�my po lesie ork�w i niejednego ubili�my, lecz widz�, �e tu byliby�my potrzebniejsi. Zawr�cili�my, kiedy nas doszed� g�os rogu, za p�no jednak! Obawiam si�, �e jeste� ranny �miertelnie.
- Boromir poleg� - rzek� Aragorn. - Ja jestem nietkni�ty, bo mnie tutaj nie by�o przy nim. Pad� w obronie hobbit�w, kiedy ja by�em daleko, na szczycie wzg�rza.
- W obronie hobbit�w? - krzykn�� Gimli. - Gdzie� tedy s�? Gdzie Frodo?
- Nie wiem - odpar� ze znu�eniem Aragorn. - Boromir przed �mierci� powiedzia� mi, �e ich orkowie pojmali. Przypuszcza�, �e s� jeszcze �ywi. Wys�a�em go za Meriadokiem i Pippinem. Nie zapyta�em zrazu, czy Frodo i Sam byli tutaj r�wnie�, za p�no o tym pomy�la�em. Wszystko, cokolwiek dzisiaj podejmowa�em, obraca�o si� na z�e. C� teraz zrobimy?
- Przede wszystkim przystoi nam pogrzeba� towarzysza - rzek� Legolas. - Nie godzi si� zostawia� go jak padlin� mi�dzy �cierwem ork�w.
- Musimy si� jednak pospieszy� - zauwa�y� Gimli. - Boromir nie chcia�by nas zatrzyma�. Trzeba �ciga� ork�w, je�eli zosta�a nadzieja, �e kt�ry� z naszych druh�w �yje, chocia� w niewoli.
- Ale nie wiemy, czy powiernik Pier�cienia jest z nimi, czy nie - odezwa� si� Aragorn. - Mamy wi�c go opu�ci�? Czy raczej jego najpierw szuka�? Ci�ki to wyb�r.
- Zacznijmy od pierwszego obowi�zku - powiedzia� Legolas. - nie ma czasu ani narz�dzi, by pogrzeba� przyjaciela jak nale�y i usypa� mu mogi��. Mogliby�my jednak zbudowa� kamienny kurhan.
- D�uga i ci�ka praca! kamienie trzeba by nosi� a� znad rzeki - stwierdzi� Gimli.
- Z��my go wi�c w �odzi wraz z jego or�em i broni� pobitych przez niego wrog�w - rzek� Aragorn. - Zepchniemy ��d� w wodogrzmoty Rauros, powierzymy Boromira Anduinie. Rzeka Gondoru ustrze�e przynajmniej jego ko�ci od sponiewierania przez nikczemne stwory.
Spiesznie przeszukali trupy ork�w zgarniaj�c szable, po�upane he�my i tarcze na stos.
- Sp�jrzcie! - zawo�a� Aragorn. - Oto mamy znamienne dowody! - Ze stosu morderczych narz�dzi wyci�gn�� dwa no�e, o klingach wyci�tych w kszta�t li�cia, dziwerowanych w z�ote i czerwone wzory; szuka� jeszcze chwil�, a� dobra� do nich pochwy, czarne, wysadzane drobymi szkar�atnymi kamieniami. - Nie jest to bro� ork�w - powiedzia�. - musieli j� nosi� hobbici. Z pewno�ci� orkowie ograbili je�c�w, lecz nie o�mielili si� zatrzyma� tych sztylet�w, bo si� poznali, �e to robota Numenorejczyk�w, a na ostrzach wyryte s� zakl�cia zgubne dla Mordoru. A wi�c nasi przyjaciele, je�eli nawet �yj�, s� bezbronni. Wezm� te bro�, ufaj�c przeciw nadziei, �e b�d� m�g� j� kiedy� zwr�ci� prawym w�a�cicielom.
- A ja - rzek� Legolas - pozbieram jak najwi�cej strza�, bo ko�czan mam pusty.
Znalaz� w stosie or�a i doko�a na ziemi sporo strza� nie uszkodzonych, o drzewcu d�u�szym ni� miewaj� strza�y, kt�rymi zazwyczaj pos�uguj� si� orkowie. Przyjrza� im si� uwa�nie. Aragorn tymczasem, patrz�c na pobitych nieprzyjaci�, rzek�:
- Nie wszyscy z tych, co tutaj padli, pochodz� z Mordoru. Znam na tyle ork�w i rozmaite ich szczepy, by odr�ni� przybyszy z p�nocy i z G�r Mglistych. Ale widz� pr�cz tego innych, nieznanych. Rynsztunek maj� te� zgo�a niepodobny do u�ywanego przez ork�w.
Le�eli rzeczywi�cie w�r�d zabitych czterej goblini wi�kszego ni� przeci�tni orkowie wzrostu, smag�ej cery, kosoocy, o t�gich �ydach i grubych �apach. Uzbrojeni byli w kr�tkie, szerokie miecze, nie w krzywe szable, kt�rych orkowie powszechnie u�ywaj�, �uki za� mieli z cisowego drzewa, d�ugo�ci� i kszta�tem zbli�one do ludzkich. Na tarczach widnia�o niezwyk�e god�o: drobna, bia�a d�o� na czarnym polu; �elazne he�my zdobi� nad czo�em runiczny znak S, wykuty z jakiego� bia�ego metalu.
- Nigdy jeszcze takich odznak nie spotka�em - powiedzia� Aragorn. - Co te� one mog� znaczy�?
- S to inicja� Saurona - rzek� Gimli. - Nietrudno zgadn��.
- Nie! - odpar� Legolas. - Sauron nie u�ywa alfabetu runicznego elf�w.
- Nie u�ywa te� swego prawdziwego imienia i nie pozwala go wypisywa� ani wymawia� - potwierdzi� Aragorn. - Biel zreszt� nie jest jego barw�. Orkowie na s�u�bie w Barad-Dur maj� za god�o Czerwone Oko. - Chwil� milcza� w zadumie, potem rzek� wreszcie: - Zgaduj�, �e to S jest liter� Sarumana. Co� z�ego knuje si� w Isengardzie, zachodnie kraje nie s� ju� bezpieczne. Sprawdzi�y si� obawy Gandalfa: zdrajca Saruman jakim� sposobem dowiedzia� si� o naszej wyprawie. Zapewne wie tak�e o nieszcz�ciu Gandalfa. Mo�e �cigaj�cy nas wrogowie z Morii wymkn�li si� stra�om elf�w z Lorien albo te� omin�li te krain� i dotarli do Isengardu inn� drog�. Orkowie umiej� szybko maszerowa�. Zreszt� Saruman ma rozmaite sposoby zdobywania wiadomo�ci. Czy pamietacie tamte ptaki?
- teraz nie ma czasu na rozwi�zywanie zagadek - powiedzia� Gimli. - Zabierzmy st�d Boromira.
- Potem jednak musimy rozwi�za� zagadk�, je�eli mamy wybra� w�a�ciw� drog� - odpar� Aragorn.
- Kto wie, mo�e w�a�ciwej drogi w og�le dla nas nie ma - rzek� Gimli.
Krasnolud swoim toporkiem naci�� ga��zi. Powi�zali je ci�ciwami i na tych prymitywnych noszach rozpostarli w�asne p�aszcze. Tak przenie�li nad rzek� zw�oki przyjaciela wraz ze zdobycznym or�em zabranym z pola jego ostatniej bitwy. Droga by�a niedaleka, okaza�a si� jednak uci��liwa: Boromir by� przecie� ros�ym, pot�nym rycerzem.
Aragorn zosta� nad wod� strzeg�c zw�ok, podczas gdy Legolas i Gimli pobiegli brzegiem w g�r� rzeki. Do Parth Galen by�a st�d mila z ok�adem, sporo wi�c czasu trwa�o, nim zjawili si� z powrotem, sp�ywaj�c w dw�ch �odziach, ostro�nie trzymaj�c si� przy samym brzegu.
- Przynosimy dziwn� nowin� - rzek� Legolas. - Zastali�my tylko dwie �odzie na ��czce. Po trzeciej ani znaku.
- Czy�by orkowie tam doszli? - spyta� Aragorn.
- Nie zauwa�yli�my �adnych �lad�w - odpar� Gimli. - Orkowie zreszt� zabraliby albo zniszczyli wszystkie �odzie, nie szcz�dz�c te� baga�y.
- Zbadam grunt, gdy tam wr�cimy - rzek� Aragorn.
Z�o�yli Boromira na dnie �odzi, kt�ra go mia�a ponie�� w dal. Pod g�ow� pod�cielili szary kaptur i p�aszcz elf�w. D�ugie, czarne w�osy sczesali rycerzowi na ramiona. Z�oty pas - dar z Lorien - b�yszcza� jasno. He�m umie�cili u boku, p�kni�ty r�g a tak�e r�koje�� i szcz�tki strzaskanego miecza na piersi, or� za� zdobyty na wrogu - u st�p zmar�ego. Zwi�zali dwie �odzie - jedna za drug� - siedli do pierwszej i wyp�yn�li na rzek�. Najpierw wios�owali w milczeniu wzd�u� brzegu, potem trafili na rw�cy ostro nurt i wkr�tce min�li zielon� ��k� Parth Galen. Strome zbocza Tol Brandir sta�y w blasku: s�o�ce odby�o ju� p� drogi od zenitu ku zachodowi. P�yn�li na po�udnie, wi�c wprost przed nimi wzbija� si� i migota� w z�ocistej mgle ob�ok piany wodogrzmot�w Rauros. p�d i huk wody wstrz�sa� powietrzem.
Ze smutkiem odczepili �a�obn� ��d�: Boromir le�a� w niej cichy, spokojny, uko�ysany do snu na �onie �ywej wody. Pr�d porwa� go, podczas gdy przyjaciele wios�ami wstrzymali w�asn� ��dk�. Przep�yn� obok nich i z wolna oddala� si�, mala�, a� wreszcie widzieli tylko czarny punkt w�r�d z�otego blasku; nagle znik� im z oczu. Wodospad hucza� wci�� jednostajnie. Rzeka zabra�a Boromira, syna Denethora, i nikt ju� odt�d nie ujrza� go w Minas Tirith stoj�cego na Bia�ej Wie�y, na kt�r� zwyk� by� wchodzi� co rano. Lecz przez d�ugie lata p�niej opowiadano w Gondorze o �odzi elf�w, co przep�yn�a wodogrzmoty i spienione pod nimi jezioro, nios�c zw�oki rycerza przez Osgiliath i dalej, rozga��zionym uj�ciem Anduiny ku wielkiemu morzu, pod niebo iskrz�ce si� noc� od gwiazd.
Trzej przyjaciele milczeli d�ug� chwil� goni�c wzrokiem ��d� Boromira. Wreszcie odezwa� si� Aragorn.
- B�d� go wypatrywali z Bia�ej Wie�y - powiedzia� - ale nie wr�ci ju� ani od g�r, ani od morza.
I z wolna zacz�� �piewa�:
W krainie Rohan po�r�d p�l,
W�r�d traw zielonoburych
Zachodni z szumem wieje wiatr
I w kr�g owiewa mury.
�O, jak��, wietrze, niesiesz wie��,
Gdy dzie� dobiega ko�ca?
Czy� Boromira widzia� cie�
W po�wiacie l�nie� miesi�ca?�
�Widzia�em - siedem mija� rzek,
Dalekie mija� bory,
A� wszed� w krain� Pustych Ziem,
A� krokiem dotar� skorym
Tam, k�dy p�noc rzuca cie�...
Nie dojrz� go ju� oczy -
A mo�e s�ysza� jego g�os
daleki wiatr p�nocy�.
�O, Boromirze, z blank�w wie�
Patrzy�em w mroczne dale -
Lecz nie wr�ci�e� z Pustych Ziem,
Gdzie ludzi nie ma wcale�.
Z kolei podj�� pie�� Legolas:
Od morza dmie po�udnia wiatr,
Od wydm i skalnej pla�y,
Kwilenie szarych niesie mew
I szumem swym si� skar�y.
�O, jak��, wietrze, niesiesz wie��,
O, ul�yj mej rozterce:
Czy� Boromira widzia� - m�w,
Bo �al mi �ciska serce�.
�Nie pytaj mnie o jego los -
Odpowiem ci najpro�ciej:
Pod czarnym niebem w piasku pla�
Tak wiele le�y ko�ci,
Tyle ich p�ynie nurtem rzek
I ginie w morskiej fali!
Niech ci p�nocny powie wiatr,
Jak� si� wie�ci� chwali�.
�O, Boromirze, tyle dr�g
Ku po�udniowi goni.
A ty nie wracasz z krzykiem mew
Od szarej morskiej toni!�
I znowu za�piewa� Aragorn:
Od w�d kr�lewskich wieje wiatr
I mija wodospady -
Z p�nocy s�ycha� jego r�g -
Czy przyby� tu na zwiady?
�O, jak�� mi przynosisz wie��,
O, powiedz, wietrze, szczerze:
Czy� Boromira widzia� �lad
Na le�nej gdzie kwaterze?�
�Gdzie Amon Hen - s�ysza�em krzyk,
Tam walczy� �mia�ek m�ody;
P�kni�ta tarcza oraz miecz
U brzeg�w wielkiej wody.
Ach, dumn� g�ow�, pi�kn� twarz
W m�odzie�czych dniu urodzie
Raurosu ju� unosi nurt
Po z�oto l�ni�cej wodzie�.
�O, Boromirze, odt�d z wie�
Spogl�da� b�d� oczy
Ku wodospadom grzmi�cych w�d
Raurosu na p�nocy�.
Na tym sko�czyli. Zawr�cili i pop�yn�li, jak zdo�ali najspieszniej, pod pr�d z powrotem do Parth Galen.
- Zostawili�cie Wschodni Wiatr dla mnie - rzek� Gimli - lecz ja nic o nim nie powiem.
- Tak by� powinno - odpar� Aragorn. - Ludzie z Minas Tirith cierpi� wiatr od wschodu, ale nie prosz� go o wie�ci. Teraz jednak, gdy Boromir odszed� w swoj� drog�, musimy pospieszy� si� z wyborem w�asnej. - Rozejrza� si� szybko, lecz uwa�nie po zielonej ��ce, schylaj�c si�, �eby zbada� grunt. - Nie by�o tutaj ork�w - rzek�. - Nic wi�cej nie mog� na pewno stwierdzi�. �lady wszystkich cz�onk�w dru�yny krzy�uj� si� w r�ne strony. Nie potrafi� orzec, czy kt�ry� z hobbit�w wr�ci� do obozu, odk�d rozbiegli�my si� na poszukiwanie Froda. - Zszed� na sam brzeg opodal miejsca, gdzie struga �cieka�a ze �r�d�a do rzeki. - Tu widz� wyra�ny trop - powiedzia�. - Hobbit zbieg� t�dy do wody i wr�ci� na ��k�; nie wiem jednak, jak dawno to mog�o by�.
- Co zatem my�lisz o tej zagadce? - spyta� Gimli.
Aragorn zrazu nie odpowiedzia�, lecz zawr�ci� do obozowiska i przepatrzy� baga�e.
- Dw�ch work�w brak - rzek�. - Na pewno nie ma worka Sama: by� wi�kszy od innych i ci�ki. Mamy wi�c odpowied�: Frodo odp�yn�� ��dk�, a z nim razem jego wierny giermek. Frodo widocznie wr�ci� tu, gdy �adnego z nas nie by�o w obozie. Spotka�em Sama na stoku wzg�rza i poleci�em mu, �eby szed� za mn�, ale jest oczywiste, �e tego nie zrobi�. Odgad� zamiary swojego pana i zd��y� przybiec nad rzek�, nim Frodo odp�yn��. Frodo zobaczy�, �e nie tak �atwo pozby� si� Sama!
- Ale dlaczego nas si� chcia� pozby� i to bez s�owa? - spyta� Gimli. - Post�pi� bardzo dziwnie.
- I bardzo dzielnie - rzek� Aragorn. - Zdaje si�, �e Sam mia� racj�. Frodo nie chcia� �adnego z przyjaci� poci�gn�� za sob� w �mier�, do Mordoru. Wiedzia� jednak, �e i�� tam musi. Gdy si� z nami rozsta�, prze�y� co�, co przemog�o w nim strach i wszelkie wahania.
- Mo�e spotka� grasuj�cych ork�w i uciek� przed nimi? - powiedzia� Legolas.
- To pewne, �e uciek� - odpar� Aragorn - nie s�dz� jednak, by uciek� przed orkami.
Nie zdradzi� si� z tym, co wiedzia� o prawdziwej przyczynie nag�ej decyzji i ucieczki Froda. D�ugo zachowywa� w tajemnicy ostatnie wyznanie Boromira.
- No, w ka�dym razie co� nieco� si� wyja�ni�o - rzek� Legolas. - Wiemy, �e Froda nie ma ju� na tym brzegu rzeki: tylko on m�g� zabra� ��dk�. sam jest z nim: tylko on m�g� zabra� sw�j worek.
- Mamy zatem do wyboru - powiedzia� Gimli - albo si��� w ostatni� ��d� i �ciga� Froda, albo pieszo �ciga� ork�w. Obie drogi niewiele daj� nadziei. Stracili�my ju� kilka bezcennych godzin.
- Pozw�lcie mi si� namy�li� - rzek� Aragorn. - Obym wybra� trafnie i prze�ama� nie sprzyjaj�cy nam dzisiaj los! - Chwile sta�, milcz�c w zadumie. - P�jd� za orkami - oznajmi� wreszcie. - Zamierza�em prowadzi� Froda do Mordoru i wytrwa� przy nim do ko�ca; lecz gdybym teraz chcia� go szuka� na pustkowiach, musia�bym porzuci� wzi�tych do niewoli hobbit�w na pastw� tortur i �mierci. Nareszcie serce przem�wi�o we mnie wyra�nie: los powiernika Pier�cienia ju� nie jest w moich r�kach. Dru�yna wype�ni�a swoje zadanie. Lecz nam, kt�rzy�my ocaleli, nie wolno opu�ci� towarzyszy niedoli, p�ki nam si� starczy. W drog�! Ruszajmy. Zostawcie tu wszystko pr�cz rzeczy najniezb�dniejszych. Trzeba b�dzie pospiesza� dniem i noc�.
Wyci�gn�li ostatni� ��d� na brzeg i zanie�li j� mi�dzy drzewa. Z�o�yli pod ni� sprz�t, kt�rego nie mogli ud�wign�� i bez kt�rego mo�na si� by�o obej��. Potem ruszyli z Parth Galen. Zmierzch ju� zapada�, kiedy znale�li si� z powrotem na polanie, gdzie zgin�� Boromir. St�d mieli i�� dalej tropem ork�w, �atwym zreszt� do wy�ledzenia.
- �adne inne plemi� tak nie tratuje ziemi - zauwa�y� Legolas. - Orkowie znajduj� jak gdyby rozkosz w deptaniu i t�pieniu �ywej ro�linno�ci, cho�by im nie zagradza�o drogi.
- Mimo to maszeruj� bardzo szybko - rzek� Aragorn - i s� niezmordowani. Mo�e te� b�dziemy musieli p�niej szuka� �cie�ek przez nagie, trudne tereny.
- A wi�c spieszmy za nimi! - powiedzia� Gimli. - Krasnoludy tak�e umiej� �wawo maszerowa� i nie s� mniej ni� orkowie wytrwali. Ale niepr�dko ich dogonimy, wyprzedzili nas znacznie.
- tak - odpar� Aragorn - wszyscy musimy zdoby� si� na wytrwa�o�� krasnolud�w. W drog�! Z nadziej� czy te� bez nadziei, p�jdziemy tropem nieprzyjaciela. Biada mu, je�eli oka�emy si� od niego szybsi! Ten po�cig zas�ynie w�r�d trzech plemion: elf�w, krasnolud�w i ludzi. W drog�, trzej �owcy!
I r�czo jak jele� skoczy� naprz�d. Biegli w�r�d drzew; Aragorn, odk�d wyzby� si� rozterki, przodowa� nieznu�enie i p�dzi� jak wiatr. Wkr�tce zostawili daleko za sob� las nad jeziorem i wspi�li si� d�ugim ramieniem zbocza na ciemny, ostro odci�ty od t�a nieba grzbiet g�rski, purpurowy ju� w blasku zachodu. Zapad� zmrok. Trzy szare cienie wsi�k�y w kamienny krajobraz.
Rozdzia� 2
Je�d�cy Rohanu
M
rok g�stnia�. W dole po�r�d drzew zalega�a mg�a snuj�ca si� po bladych brzegach Anduiny, lecz niebo by�o czyste. Wzesz�y gwiazdy. Malej�cy ju� ksi�yc �eglowa� od zachodu, pod ska�ami k�ad�y si� czarne cienie. W�drowcy dotarli do podn�y skalistych g�r i posuwali si� teraz wolniej, bo �lad ju� nie tak �atwo by�o wytropi�. G�ry Emyn Muil ci�gn�y si� z p�nocy na po�udnie podw�jnym spi�trzonym wa�em. Zachodnie stoki obu �a�cuch�w by�y strome i niedost�pne, wschodnie za to opada�y �agodniej, poci�te mn�stwem jar�w i w�skich �leb�w. Ca�� noc trzej przyjaciele przedzierali si� przez ten kamienny kraj, wspinali si� pierwszy, najwy�szy grzbiet, a potem w ciemno�ciach schodzili ku ukrytej za nim g��bokiej kr�tej dolinie.
Tu zatrzymali si� o zimnej godzinie przed�witu na kr�tki popas. Ksi�yc dawno ju� zaszed�, niebo iskrzy�o si� od gwiazd, pierwszy brzask nowego dnia jeszcze si� nie pokaza� zza czarnych wzg�rz. Aragorn zn�w si� waha�: �lady ork�w prowadzi�y w dolin�, lecz gin�y tutaj.
- Jak my�lisz, w kt�r� stron� st�d skr�cili? - spyta� Legolas. - Ku p�nocy, najkr�tsz� drog� do Isengardu lub Fangornu, je�li tam zd��aj�? Czy te� na po�udnie, ku Rzece Ent�w?
- Dok�dkolwiek zd��aj�, na pewno nie poszli ku rzece - odpar� Aragorn. - My�l�, �e staraj� si� przeci�� pola Rohirrim�w mo�liwie najkr�tsz� drog�, chyba �e w Rohanie dzieje si� co� niedobrego, a pot�ga Sarumana bardzo wzros�a. Chod�my na p�noc!
Dolina wrzyna�a si� kamiennym korytem mi�dzy poszarpane wzg�rza, a w�r�d g�az�w na jej dnie s�czy� si� strumie�. Z prawej strony pi�trzy�o si� ponure urwisko, z lewej majaczy�o �agodniejsze zbocze, szare ju� i zatarte w cieniu wieczoru. uszli co najmniej mil� w kierunku p�nocnym. Aragorn przygi�ty do ziemi bada� grunt zapadlisk i parow�w u podn�y zachodniego stoku. Legolas wyprzedza� towarzyszy o par� krok�w. nagle elf krzykn�� i wszyscy spiesznie podbiegli do niego.
- Patrzcie! - rzek�. - Dogonili�my ju� kilku z tych, kt�rych �cigamy. - Wskaza� u st�p wzg�rza szarzej�ce kszta�ty, kt�re na pierwszy rzut oka wzi�li za g�azy, a kt�re by�y skulonymi trupami ork�w. Pi�ciu z nich le�a�o tam martwych, rozsiekanych okrutnie; dw�ch mia�o g�owy odr�bane od tu�owia. Ziemia wko�o nasi�k�a ciemn� krwi�.
- Oto nowa zagadka - rzek� Gimli. - �eby j� rozja�ni�, trzeba by dziennego �wiat�a, a nie mo�emy tu czeka� do �witu.
- Jakkolwiek odczytamy ten znak, zwiastuje nam on pewn� nadziej� - powiedzia� Legolas. - Wrogowie ork�w powinni okaza� si� naszymi przyjaci�mi. Czy te g�ry s� zamieszkane?
- Nie - odpar� Aragorn. - Rohirrimowie rzadko tu si� zapuszczaj�, a do Minas Tirith jest st�d daleko. Mog�o si� zdarzy�, �e jacy� ludzie wybrali si� w te strony z niewiadomych nam powod�w. Ale nie przypuszczam, by tak by�o.
- C� zatem s�dzisz? - spyta� Gimli.
- My�l�, �e nasi nieprzyjaciele przyprowadzili z sob� w�asnych nieprzyjaci� - odrzek� Aragorn. - Ci tutaj to orkowie z dalekiej p�nocy. Nie ma w�r�d zabitych ani jednego olbrzymiego orka z niezwyk�ym god�em bia�ej r�ki i runiczn� liter� S. Zgaduj�, �e wybuch�a jaka� k��tnia, rzecz mi�dzy dzikusami do�� pospolita. Mo�e posprzeczali si� o wyb�r drogi?
- A mo�e o je�c�w? - powiedzia� Gimli. - Miejmy nadziej�, �e nasi przyjaciele nie ponie�li r�wnie� �mierci przy tej sposobno�ci.
Aragorn przeszuka� teren w szerokim promieniu wok� tego miejsca, lecz nie znalaz� �adnych wi�cej �lad�w walki. Dru�yna ruszy�a zn�w naprz�d. Niebo ju� blad�o na wschodzie, gwiazdy przygas�y, a znad widnokr�gu podnosi� si� szary brzask. Nieco dalej na p�lnocy trafili na par�w, w kt�rym kr�ty, bystry potoczek ��obi� kamienist� �cie�k� w g��b doliny. na jego brzegach zieleni�y si� k�py zaro�li i sp�achetki trawy.
- Nareszcie! - rzek� Aragorn. - Tutaj mamy poszukiwany trop. Wiedzie w g�r� strumienia. T�dy szli orkowie po za�atwieniu mi�dzy sob� krwawych porachunk�w.
Zawr�cili wi�c i ruszyli now� �cie�k�, skacz�c z kamienia na kamie� tak lekko, jakby zaczynali dzie� po dobrze przespanej nocy. Kiedy w ko�cu dotarli na gra� szarego wzg�rza, nag�y powiew rozburzy� im w�osy i za�opota� po�ami p�aszczy. �wit dmuchn�� im ch�odem w twarze.
Obejrzeli si� i zobaczyli za sob� na drugim brzegu rzeki odleg�e szczyty ju� rozjarzone pierwszym blaskiem. Wstawa� dzie�. Czerwony r�bek s�o�ca ukaza� si� znad ciemnego grzbietu g�r. Ale przed oczami w�drowc�w, na zachodzie, �wiat wci�� jeszcze le�a� cichy, bezkszta�tny i szary; w miar� jednak jak patrzyli, cienie nocy rozwiewa�y si� stopniowo, ziemia budzi�a si� odzyskuj�c barwy: ziele� rozla�a si� po szerokich ��kach Rohanu, bia�e opary roziskrzy�y si� nad wodami, a gdzie� daleko po lewej stronie, o trzydzie�ci albo i wi�cej staj, Bia�e G�ry zab�ys�y b��kitem i purpur�, wystrzelaj�c w niebo ostrymi szczytami, na kt�rych ol�niewaj�ca biel wiecznych �nieg�w zabarwi�a si� teraz rumie�cem jutrzenki.
- Gondor! Gondor! � zawo�a� Aragorn. � Obym ci� ujrza� znowu w szcz�liwszej godzinie! Dzi� jeszcze moja droga nie prowadzi na po�udnie, ku twoim �wietlistym strumieniom.
Gondor mi�dzy g�rami a morzem. Tu wiewem
D�� kiedy� wiatr zachodni... Tu nad Srebrnym Drzewem
W dawnych kr�l�w ogrodach deszcz �wiat�a trzepota�.
Mury, wie�e, korono, o, tronie ze z�ota!
Czy� ludzie Drzewo Srebrne ujrz�, o, Gondorze,
I wiatr mi�dzy g�rami d�� b�dzie a morzem?
- Chod�my ju�! � rzek�, odrywaj�c wreszcie oczy od po�udnia i zwracaj�c je na zach�d i p�noc, gdzie wzywa� go obowi�zek.
Gra�, na kt�rej stali, opada�a stromo spod ich n�g. O kilkadziesi�t st�p ni�ej szeroka, poszarpana p�ka skalna urywa�a si� ostr� kraw�dzi� nad przepa�cist�, prostopad�� �cian�: to by� Wschodni Mur Rohanu. Tu ko�czy�y si� wzg�rza Emyn Muil, a dalej, jak okiem siegn��, rozpo�ciera�y si� ju� tylko zielone r�wniny Rohirrim�w.
- Patrzcie! � krzykn�� Legolas wskazuj�c blade niebo ponad ich g�owami. � Znowu orze�. Wzbi� si� bardzo wysoko. Wygl�da mi na to, �e odlatuje z powrotem na p�noc. Mknie jak strza�a. Patrzcie!
- Nie, nawet moje oczy go nie dostrzeg�, Legolasie � odrzek� Aragorn. � Musi lecie� rzeczywi�cie na wielkiej wysoko�ci. Ciekawe, z jakim poselstwem tak spieszy, je�li to ten sam ptak, kt�rego przedtem zauwa�y�em. Ale sp�jrzcie! Tu bli�ej widz� co� bardziej niepokoj�cego. Jaki� ruch na r�wninie.
- Masz s�uszno�� � odpar� Legolas. � Pot�ny oddzia� w marszu. Nic wi�cej jednak nie mog� o nim powiedzie� ani rozr�ni�, co to za plemi�. Dzieli nas od nich wiele staj, na oko wydaje si�, �e co najmniej dwana�cie. W tym p�askim krajobrazie trudno oceni� odleg�o��.
- My�l�, �e b�d� co b�d� nie potrzebujemy ju� teraz wypatrywa� �lad�w, �eby wiedzie�, dok�d si� skierowa� � rzek� Gimli. � Szukajmy tylko �cie�ki w d� na r�wnin�, i to jak najkr�tszej.
- W�tpi�, czy znajdziesz �cie�k� kr�tsz� od tej, kt�r� wybrali orkowie � powiedzia� Aragorn.
Teraz ju� �cigali nieprzyjaci� w pe�nym �wietle dziennym. Wszystko wskazywa�o, �e orkowie posuwali si� w wielkim po�piechu, bo dru�yna znajdowa�a co chwila jakie� pogubione lub odrzucone przedmioty: worki po prowiancie, kromki twardego, ciemnego chleba, �achman czarnego p�aszcza, ci�ki podkuty but, zdarty na kamieniach. Trop wi�d� na p�noc skrajem urwiska, a� w ko�cu zatrzymywa� si� nad g��bok� rys�, wy��obion� w �cianie skalnej przez potok, sp�ywaj�cy z g�o�nym pluskiem w d�. Brzegiem rysy w�ska, stroma jak drabina �cie�ka prowadzi�a a� na r�wnin�.
U st�p tej drabiny znale�li si� nagle na ��kach Rohanu. Jak zielone morze falowa�y one u samych podn�y Emyn Muil. Potok g�rski gin�� w bujnych k�pach rze�uchy i wszelkiego ziela, tylko cichy plusk zdradza� jego drog� w szmaragdowym tunelu; po �agodnej pochy�o�ci sp�ywa� ku moczarom doliny Rzeki Ent�w. W�drowcy mieli wra�enie, �e zima zosta�a za nimi, lgn�c do wzg�rz. Tu bowiem mi�kkie powietrze tchn�o ciep�em i delikatnym zapachem i zdawa�o si�, �e wiosna jest ju� blisko, a soki w trawach i li�ciach zaczynaj� wzbiera�. Legolas odetchn�� g��boko, jakby po d�ugiej w�dr�wce przez ja�ow� pustyni� pi� chciwie o�ywcz� wod�.
- Ach, zapach zieleni! - rzek�. - Lepsze to ni� d�ugi sen. Biegnijmy teraz!
- Lekkie stopy mog� tutaj biec chy�o - powiedzia� Aragorn. - Szybciej pewnie ni� obci��one �elazem nogi ork�w. teraz mo�e uda si� nam dop�dzi� nieprzyjaci�.
Pobiegli g�siego, mkn�c jak go�cze psy za �wie�ym tropem; oczy im rozb�ys�y nowym zapa�em. Szpetny �lad wydeptany przez ork�w wskazywa� niemal wprost na zach�d; gdziekolwiek przesz�a banda, s�odka trawa Rohanu by�a stratowana i sczernia�a. Nagle Aragorn krzykn�� i zatrzyma� si� w miejscu.
- St�jcie! - zawo�a�. - na razie nie id�cie za mn�.
Szybko skr�ci� w prawo od g��wnego szlaku. Dostrzeg� bowiem odga��ziaj�cy si� trop: odciski drobnych, nie obutych st�p. Niestety o kilka zaledwie krok�w dalej trop gubi� si� w�r�d innych, znacznie wi�kszych, kt�re r�wnie� odbiega�y od szlaku, potem za� znowu ku niemu powraca�y i gin�y w stratowanej zieleni. Tam, gdzie �w nowy trop si� ko�czy�, Aragorn schyli� si� i podni�s� co� z trawy. Potem wr�ci� do przyjaci�.
- Tak jest - rzek�. - To niew�tpliwie �lady st�p hobbita. Zapewne Pippina, mniejszego od Meriadoka. Sp�jrzcie!
Na wyci�gni�tej d�oni pokaza� im znaleziony przedmiot, kt�ry b�yszcza� w s�o�cu. Podobny by� do ledwie rozwini�tego brzozowego li�cia, a wyda� si� pi�kny i niespodziewany na tej bezdrzewnej r�wninie.
- Klamra od p�aszcza elf�w! - wykrzykn�li Legolas i Gimli jednocze�nie.
- Li�cie z drzew Lorien nie opadaj� na pr�no - rzek� Aragorn. - Ten nie zosta� zgubiony przypadkiem. Pippin upu�ci� go umy�lnie, �eby zostawi� znak dla tych, kt�rzy b�d� szukali porwanych hobbit�w. My�l�, �e po to w�a�nie Pippin od��czy� si� na chwil� od gromady.
- A wi�c o nim przynajmniej wiemy, �e wzi�to go �ywcem - stwierdzi� Gimli. - I �e nie straci� przytomno�ci umys�u ani w�adzy w nogach. B�d� co b�d� jest to pewna pociecha. Nie �cigamy bandy daremnie.
- Miejmy nadziej�, �e nie przyp�aci� zbyt drogo swej odwagi - rzek� Legolas. - Dalej! Naprz�d! Serce mi si� �ciska na my�l o tych m�odych, weso�ych hobbitach, p�dzonych jak ciel�ta za stadem.
S�o�ce podnios�o si� do zenitu, a potem z wolna osun�o si� po niebie. Znad odleg�ego morza, od po�udnia, nadci�gn�y lekkie ob�oki i odp�yn�y z �agodnym podmuchem wiatru. S�o�ce zasz�o. Za plecami w�drowc�w wyros�y cienie i coraz d�u�szymi ramionami si�ga�y na wsch�d. Oni jednak wytrwale szli naprz�d. Od �mierci Boromira min�a doba, lecz orkowie wci�� byli daleko przed nimi. Nie mogli ich nawet wzrokiem dosi�gn�� na rozleg�ej, p�askiej r�wninie.
Kiedy zapad�y ciemno�ci, Aragorn wstrzyma� poch�d. W ci�gu ca�ego dnia ledwie dwa razy popasali, i to na kr�tko; od wschodniej �ciany g�r, na kt�rej stali o �wicie, dzieli�o ich teraz dwana�cie staj.
- Pora dokona� trudnego wyboru - rzek� Aragorn. - Czy odpocz�� przez noc, czy te� i�� dalej, p�ki nam si� starczy?
- Je�eli my b�dziemy ca�� noc odpoczywa�, a nieprzyjaciel nie przerwie marszu, wyprzedzi nas znacznie - powiedzia� Legolas.
- Chyba nawet orkowie nie mog� maszerowa� bez wytchnienia - powiedzia� Gimli.
- Orkowie rzadko puszczaj� si� w bia�y dzie� przez otwarte przestrzenie, a jednak tym razem wa�yli si� na to - odpar� Legolas. - Tym bardziej nie spoczn� w nocy.
- Ale noc� nie mo�emy pilnowa� �ladu - rzek� Gimli.
- Jak si�gn� wzrokiem, �lad wiedzie prosto, nie skr�ca ani w lewo, ani w prawo - stwierdzi� Legolas.
- Przypuszczam, �e zdo�a�bym was poprowadzi� po ciemku nie zbaczaj�c z w�a�ciwego kierunku - rzek� Aragorn. - Je�liby�my wszak�e zb��dzili lub gdyby tamci zboczyli ze szlaku, straciliby�my jutro du�o czasu, nimby si� uda�o odnale�� znowu trop.
- W dodatku - powiedzia� Gimli - tylko za dnia mo�emy dostrzec, czy jakie� pojedyncze �lady nie od��czaj� si� od gromady. gdyby kt�ry� z je�c�w zbieg� z niewoli albo gdyby kt�rego� uprowadzono w bok, na wsch�d na przyk�ad, w stron� Wielkiej rzeki, w stron� Mordoru, mogliby�my min�� ten �lad nie domy�laj�c si� niczego.
- To prawda - przyzna� Aragorn. - Lecz je�li dobrze odczyta�em poprzednie �lady, orkowie spod god�a Bia�ej R�ki wzi�li nad innymi g�r� i ca�a banda zmierza teraz do Isengardu. Dotychczas wszystko potwierdza moje przypuszczenie.
- A jednak by�oby nieroztropnie polega� na tym - rzek� Gimli. - Pami�tajmy te� o mo�liwo�ci ucieczki je�c�w. Czy zauwa�yliby�my tamten trop, kt�ry nas doprowadzi� do klamry w trawie, gdyby�my przechodzili po ciemku?
- Orkowie z pewno�ci� odt�d zdwoili czujno��, a je�cy s� ju� bardzo zm�czeni - powiedzia� Legolas. - Nie b�d� pr�bowali ucieczki, chyba z nasz� pomoc�. Jak im pomo�emy, nie spos�b przewidzie�, w ka�dym razie trzeba przede wszystkim do�cign�� band�.
- A jednak nawet ja, krasnolud, zaprawiony w w�dr�wkach i nie najs�abszy w swoim rodzie, nie zdo�am przebiec ca�ej drogi do Isengardu bez wypoczynku - rzek� Gimli. - Mnie te� serce boli na my�l o losie pojmanych przyjaci� i gdyby to ode mnie tylko zale�a�o, ruszy�bym wcze�niej w pogo�; lecz teraz musz� wytchn��, aby jutro biec tym szybciej. A je�li mamy odpoczywa�, ciemna noc jest po temu najsposobniejsz� por�.
- Powiedzia�em na pocz�tku, �e wyb�r jest trudny - rzek� Aragorn. - Na czym wi�c zako�czymy t� narad�?
- Ty nam przewodzisz - odpar� Gimli - i jeste� najbardziej do�wiadczonym �owc�. Sam wi�c rozstrzygnij.
- Serce pcha mnie naprz�d - powiedzia� Legolas. - Musimy jednak trzyma� si� w gromadzie. Zastosuj� si� do decyzji Aragorna.
- Szukacie rady u z�ego doradcy - rzek� Aragorn. - Od chwili gdy przep�yn�li�my mi�dzy s�upami Argonath, ka�dy wyb�r, kt�rego dokona�em, okazywa� si� b��dny.
Umilk� i d�ugo patrza� na p�noc i na zach�d, w g�stniej�ce ciemno�ci.
- Nie b�dziemy szli noc� - powiedzia� wreszcie. - Z dw�ch niebezpiecze�stw gro�niejsze wydaje si� prze�lepienie jakiego� wa�nego tropu czy znaku. Gdyby ksi�yc lepiej �wieci�, mogliby�my skorzysta� z jego blasku. Niestety, wschodzi teraz p�no, jest w nowiu i blady.
- Dzi� na dobitk� zas�oni� go chmury - szepn�� Gimli. - Szkoda, �e pani z Lorien nie da�a nam w podarunku �wiat�a, jak Frodowi.
- Temu, kto go otrzyma�, dar ten bardziej si� przyda - rzek� Aragorn. - W jego r�ku los wyprawy. Nam przypad� tylko male�ki udzia� w wielkim dziele naszej epoki. Kto wie, czy od pocz�tku ca�y zamiar nie jest skazany na niepowodzenie, a m�j wyb�r, dobry czy z�y, niewiele mo�e tu pom�c lub zaszkodzi�. W ka�dym razie - postanowi�em. Teraz wi�c skorzystajmy z wypoczynku jak si� da najlepiej.
Rzuci� si� na ziemi� i usn�� natychmiast, bo od nocy sp�dzonej w cieniu Tol Brandir nie zmru�y� oka. Przed �witem jednak ockn�� si� i wsta�. Gimli le�a� jeszcze pogr��ony w g��bokim �nie, ale Legolas czuwa� wyprostowany i wpatrzony w ciemno��, zamy�lony i cichy jak m�ode drzewo w bezwietrzn� noc.
- S� ju� bardzo daleko - powiedzia� ze smutkiem zwracaj�c si� do Aragorna. - Dobrze przeczuwa�em, �e nie spoczn� na noc. Teraz tylko orze� zdo�a�by ich dogoni�.
- Mimo to b�dziemy ich �cigali w miar� naszych si� - odpar� Aragorn. Schyli� si� i dotkn�� ramienia krasnoluda. - Wstawaj, Gimli. Ruszamy dalej - rzek�. - �lad stygnie.
- Ciemno jeszcze - powiedzia� Gimli. - Nawet Legolas i nawet ze szczytu wzg�rza nie dostrzeg�by ich, p�ki s�o�ce nie wzejdzie.
- Obawiam si�, �e za daleko odeszli, abym ich m�g� dostrzec ze wzg�rza czy z r�wniny, przy ksi�ycu czy w s�o�cu - odpar� Legolas.
- Kiedy oczy zawodz�, ziemia mo�e co� powie uszom - rzek� Aragorn - bo z pewno�ci� j�czy pod ich nienawistnymi stopami.
Wyci�gn�� si� na trawie, przytkn�� ucho do ziemi. Le�a� bez ruchu tak d�ugo, �e Gimli ju� zacz�� podejrzewa�, i� Aragorn omdla� albo usn�� znowu. Niebo na wschodzie poja�nia�o, siwy brzask z wolna rozprasza� mrok. Kiedy wreszcie Aragorn wsta�, przyjaciele zobaczyli jego twarz poblad�� i zapadni�t�, w oczach wyczytali trosk�.
- Ziemia dr�y od niewyra�nych, niezrozumia�ych odg�os�w - rzek�. - Na wiele mil wko�o nie ma �adnego oddzia�u w marszu. Tupot n�g naszych nieprzyjaci� ledwie s�ycha� z wielkiej dali. Natomiast g�o�no t�tni� kopyta ko�skie. Wydaje mi si�, �e s�ysza�em je wcze�niej ju�, gdy spa�em tej nocy na ziemi, i �e t�tent koni galopuj�cych na zach�d m�ci� moje sny. teraz jednak oddalaj� si� od nas, p�dz� na p�noc. Chcia�bym wiedzie�, co te� si� dzieje w tamtych krajach.
- Ruszajmy! - rzek� Legolas.
Tak zacz�� si� trzeci dzie� po�cigu. Od rana do zmroku, to pod chmurami, to pod �arem s�o�ca, to wyci�gni�tym krokiem, to biegiem parli naprz�d, jakby gor�czka trawi�ca ich serca silniejsza by�a od zm�czenia. Ma�o ze sob� rozmawiali. Sun�li przez rozleg�e pustkowia, a p�aszcze elf�w wtapia�y si� w t�o szarozielonych p�l tak, �e nikt pr�cz bystrookiego elfa nie dostrzeg�by ich z oddali nawet w pe�nym blasku po�udnia. Cz�sto te� w g��bi serca dzi�kowali pani z Lorien za lembasy, bo �ywi�c si� nimi w biegu, odzyskiwali nowe, niespo�yte si�y.
Przez ca�y dzie� trop wskazywa� prosto na p�noco-zach�d, nie zbaczaj�c ani nie skr�caj�c nigdzie. Wreszcie, kiedy po�udnie chyli�o si� ju� ku wieczorowi, w�drowcy znale�li si� na d�ugim, bezdrzewnym zboczu; teren przed nimi wznosi� si� fali�cie i �agodnie ku majacz�cym na widnokr�gu kopulastym pag�rkom. �lad ork�w prowadzi� te� ku nim, skr�caj�c nieco bardziej na p�noc i znacz�c si� mniej ni� dotychczas wyra�nie, bo grunt by� tutaj twardszy a trawa mniej bujna. daleko po lewej r�ce b�yszcza�a po�r�d zieleni kr�ta, srebrna nitka Rzeki Ent�w. Nigdzie nie by�o wida� �ywej duszy. Aragorn dziwi� si�, �e nie spotykaj� �lad�w zwierz�t ani ludzi. Siedziby Rohirrim�w skupia�y si� co prawda o wiele mil dalej na po�udnie, pod le�nym stropem Bia�ych G�r, ukrytych teraz we mgle i chmurach, lecz hodowcy koni trzymali dawniej ogromne stada we Wschodnim Emnecie, kresowej prowincji swojego kr�lestwa, i pasterze koczowali w tych stronach nawet zim�, mieszkaj�c w sza�asach lub namiotach. Teraz jednak ca�a ta kraina opustosza�a, a cisza, jaka nad ni� panowa�a, nie zdawa�a si� wcale b�oga ani spokojna.
O zmroku przyjaciele zatrzymali si� znowu. Przeszli r�wnin� Rohanu dwakro� po dwana�cie staj i �ciana Emyn Muil znikn�a im z oczu w cieniach wschodu. W�ski sierp ksi�yca wyp�yn�� na przymglone niebo, lecz �wieci� blado, a gwiazdy kry�y si� w�r�d chmur.
- Teraz bardziej jeszcze �a�uj� ka�dej godziny, kt�r� stracili�my na odpoczynek i popasy w tym marszu - rzek� Legolas. - Orkowie gnaj�, jakby ich Sauron osobi�cie biczem pop�dza�. Boje si�, �e zd��yli dotrze� do lasu i stok�w g�rskich; mo�e w tej chwili w�a�nie wchodz� w cie� drzew.
Gimli zgrzytn�� z�bami.
- Oto gorzki koniec naszych nadziei i trud�w - powiedzia�.
- Koniec nadziei - mo�e, ale trud�w z pewno�ci� nie - rzek� Aragorn. - Nie zawr�cimy z drogi. Chocia� bardzo jestem znu�ony. - Obejrza� si� na szmat ziemi, kt�ry przemierzyli, popatrza� w mrok g�stniej�cy na wschodzie. - Co� dziwnego dzieje si� w tym kraju. nie ufam tej ciszy. Nie ufam nawet blademu ksi�ycowi. Gwiazdy �wiec� md�ym blaskiem, a mnie ogarn�o takie znu�enie, jakiego nie powinien zna� Stra�nik na wytyczonym tropie. Jaka� pot�na wola dodaje w biegu si� naszym wrogom, a nam rzuca pod stopy niewidzialne zapory, obezw�adnia zm�czeniem serca bardziej ni� nogi.
- Prawd� m�wisz - rzek� Legolas. - Czu�em to od chwili, gdy zeszli�my z grani Emyn Muil. Ta pot�na wola jest bowiem przed nami, nie za nami.
I gestem wskaza� krain� Rohanu ledwie roz�wietlon� nik�� ksi�ycow� po�wiat� i ton�c� w mroku na zachodzie.
- Saruman! - mrukn�� Aragorn. - Nawet on nie zdo�a nas zawr�ci� z drogi. na razie jednak musimy si� zatrzyma�. Sp�jrzcie, ju� i ksi�yc znika za chmurami. Lecz jutro skoro �wit ruszymy na p�noc, szlakiem mi�dzy bagniskiem a wzg�rzami.
Nazajutrz tak samo jak w poprzednich dniach Legolas pierwszy zerwa� si� ze snu - je�eli w og�le spa� tej nocy.
- Wstawa�! Wstawa�! - wo�a�. - Wsch�d ju� si� rumieni. Dziwy czekaj� nas w cieniu lasu. Dobre czy z�e, nie wiem, ale wzywaj� w drog�. Wstawa�!
Tamci obaj zerwali si� na r�wne nogi i nie trac�c ani chwili trzej przyjaciele zn�w pomaszerowali przed siebie. Ka�dy krok przybli�a� ich stopniowo ku wzg�rzom i na godzin� przed po�udniem stan�li pod zielonymi stokami, kt�re pi�trzy�y si� wy�ej w �yse kopu�y wyci�gni�te r�wnym �a�cuchem prosto na p�noc. U ich st�p grunt by� suchy, poro�ni�ty nisk� traw�, lecz mi�dzy pasmem wzg�rz a rzek�, przedzieraj�c� si� przez g�szcz trzcin i sitowia, ci�gn�o si� szerokie na dziesi�� mil zapadlisko. Pod najdalej na po�udnie wysuni�tym wzg�rzem, u jego zachodnich podn�y spostrzegli w trawie szeroki kr�g jakby wydeptany przez tysi�c ci�kich n�g. St�d �lad ork�w prowadzi� dalej ku p�nocy skrawkami suchego terenu pod wzg�rzami. Aragorn zatrzyma� si� i zbada� uwa�nie tropy.
- Popasali tu czas kr�tki - rzek� - i nawet �lad wymarszu po odpoczynku jest ju� do�� dawny. Niestety, przeczucie nie zawiod�o ci�, Legolasie, up�yn�o trzykro� dwana�cie godzin od chwili, gdy orkowie przebywali na tym miejscu, do kt�rego my doszli�my dopiero teraz. Je�eli potem nie zwolnili marszu, wczoraj o zachodzie s�o�ca osi�gn�li skraj Fangornu.
- Patrz�c na zach�d i na p�noc nie widz� nic pr�cz trawy ton�cej w dali we mgle - rzek� Gimli. - Czy ze szczytu wzg�rza dostrzegliby�my las?
- Do lasu jeszcze st�d daleko - powiedzia� Aragorn. - Je�eli pami�� mnie nie myli, pasmo wzg�rz si�ga co najmniej na osiem staj, a za nimi, na p�noco-zach�d od uj�cia Rzeki Ent�w, trzeba przeby� zn�w jakie� pi�tna�cie staj r�wniny.
- A wi�c w drog�! - rzek� Gimli. - Moje nogi musz� odzwyczai� si� od liczenia staj. By�oby to dla nich �atwiejsze, gdyby serce tak bardzo nie ci��y�o.
S�o�ce ju� si� chyli�o, gdy wreszcie w�drowcy dotarli do ostatniego wzg�rza w ca�ym �a�cuchu. Przez wiele godzin maszerowali bez odpoczynku. teraz posuwali si� ju� bardzo wolno, a Gimli a� zgarbi� si� ze zm�czenia. Krasnoludy maj� �elazn� wytrzyma�o�� w pracy i w�dr�wkach, lecz ten nie ko�cz�cy si� po�cig utrudzi� Gimlego tym bardziej, �e nadzieja przygas�a w jego sercu. Aragorn szed� za nim w pos�pnym milczeniu, od czasu do czasu schylaj�c si�, �eby zbada� jaki� znak albo trop na ziemi. Tylko Legolas bieg� lekko jak zawsze, ledwie muskaj�c stopami traw� i nie odciskaj�c na niej �lad�w; chleb elf�w wystarcza� mu za ca�y posi�ek, a spa� umia� z otwartymi oczyma, w marszu, w pe�nym �wietle dnia; umys� elfa odpoczywa b��dz�c po dziwnych �cie�kach marze�, chocia� ludzie nie nazwaliby tego spaniem.
- Wejd�my na ten zielony pag�rek - rzek�.
Wbieg� pierwszy, a dwaj przyjaciele pod��yli za nim wspinaj�c si� mozolnie d�ugim zboczem a� na szczyt, zaokr�glony na kszta�t kopu�y, g�adki i nagi, nieco odosobniony od innych i stanowi�cy ostatnie od p�nocy ogniwo �a�cucha. S�o�ce tymczasem zasz�o, mrok wieczorny otuli� �wiat jak zas�ona. Trzej w�drowcy stali samotnie nad bezbrze�n�, bezkszta�tn� r�wnin�, w�r�d jednostajnej szarzyzny krajobrazu. Tylko daleko na p�noco-zachodzie od t�a dogasaj�cego nieba odcina�a si� g��bsz� czerni� linia G�r Mglistych i ciemnego lasu u ich st�p.
- Nic st�d nie wypatrzymy, co mog�oby nam wskaza� dalsz� drog� - powiedzia� Gimli. - W ka�dym razie trzeba teraz zatrzyma� si� na noc. Robi si� bardzo zimno.
- Wiatr dmie od �nie�nej p�nocy - rzek� Aragorn.
- Rano odwr�ci si� i dmuchnie od wschodu - rzek� Legolas. - Odpocznijmy, skoro czujecie si� zm�czeni. Ale nie tra�my nadziei. Nie wiadomo, co nas jutro czeka. Bywa, �e wraz ze wschodem s�o�ca zjawia si� dobra rada.
- Trzykro� ju� w tej pogoni ogl�dali�my wsch�d s�o�ca, a �aden nie przyni�s� nam rady - rzek� Gimli.
Noc by�a bardzo zimna. Aragorn i Gimli spali niespokojnie, a ilekro� kt�ry� z nich budzi� si�, stwierdza�, �e Legolas czuwa u wezg�owia przyjaci� albo przechadza si� ko�o nich nuc�c z cicha w swoim ojczystym j�zyku jak�� pie��, a gdy elf tak �piewa, na twardym, czarnym stropie niebios rozb�yskuj� bia�e gwiazdy. W ten spos�b przesz�a noc. Wszyscy trzej ju� rozbudzeni patrzyli, jak brzask powoli rozlewa si� po niebie, czystym teraz i bezchmurnym, a� wreszcie pokaza�o si� s�o�ce. Wsta�o blade i jasne. Wiatr dm�cy od wschodu zmi�t� k��by mgie�. Rozleg�a kraina le�a�a przed nimi naga i pusta w surowym �wietle ranka.
Na wprost i ku wschodowi ci�gn�a si� owiana wiatrem wy�yna, p�askowy� Rohanu, kt�ry przed kilku dniami dostrzegali z daleka p�yn�c z nurtem Wielkiej Rzeki. Na p�noco-zachodzie czernia� las Fangorn; jeszcze dziesi�� staj dzieli�o ich od cienistego skraju tej puszczy, a g�ry w jej g��bi gin�y w b��kitnej dali. Za Fangornem majaczy� na widnokr�gu jakby zawieszony w siwej chmurze bia�y czub smuk�ego Methedrasu, ostatniego szczytu w �a�cuchu G�r Mglistych. Z lasu sp�ywa�a ku w�drowcom Rzeka Ent�w, bystrym, w�skim strumieniem tocz�c si� mi�dzy stromymi brzegami. Trop ork�w skr�ca� spod wzg�rz ku rzece.
�ledz�c wzrokiem trop biegn�cy nad rzek�, a potem wzd�u� jej brzeg�w ku puszczy, Aragorn dostrzeg� na dalekiej zielonej ��ce jaki� ciemny, szybko poruszaj�cy si� ma�y punkcik. Rzuci� si� na ziemi� i zacz�� pilnie ws�uchiwa� si� w jej g�os. Legolas jednak, kt�ry sta� obok wyprostowany, os�aniaj�c smuk�� d�oni� swoje jasne oczy elfa, widzia� nie punkcik, lecz chmar� je�d�c�w, drobne z oddali postacie ludzkie na koniach, i w ostrzach w��czni brzask poranka jak migotanie male�kich gwiazd niedosi�g�ych dla wzroku zwyk�ych �miertelnik�w. Gdzie� daleko za p�dz�cym oddzia�em czarny dym wzbija� si� w�skim, kr�tym s�upem ku niebu. Cisza panowa�a nad pustk� stepu taka, �e Gimli s�ysza� szelest ka�dej trawki.
- Je�d�cy! - krzykn�� Aragorn zrywaj�c si� z ziemi. - Wielu je�d�c�w na �cig�ych koniach zbli�a si� do nas.
- Tak - rzek� Legolas. - Jest ich stu pi�ciu. W�osy maj� jasne, a w��cznie l�ni�ce. Przewodzi im m�� wysokiego wzrostu.
Aragorn u�miechn�� si�.
- Bystre s� oczy elfa - powiedzia�.
- Niewielka sztuka - odpar� Legolas. - Ci je�d�cy s� przecie� nie dalej ni� o pi�� staj.
- O pi�� staj czy o jedn� - odezwa� si� Gimli - w ka�dym razie nie unikniemy spotkania na tym pustkowiu. Poczekamy na nich czy te� p�jdziemy w swoj� drog�?
- Poczekamy - rzek� Aragorn. - Jestem znu�ony, �cigamy nieprzyjaci� wci�� daremnie. A mo�e kto� inny wcze�niej ich dogoni�? Bo przecie� oddzia� konny wraca tropem ork�w. Mo�e je�d�cy b�d� mieli dla nas jakie� wa�ne nowiny?
- Albo ostre w��cznie - rzek� Gimli.
- Trzy konie nios� puste siod�a - powiedzia� Legolas - ale hobbit�w mi�dzy lud�mi nie ma.
- Nie twierdz�, �e b�d� to pomy�lne nowiny - odpar� Aragorn - ale na dobre czy z�e trzeba tutaj poczeka�.
Trzej przyjaciele opu�cili szczyt wzg�rza, gdzie na tle jasnego nieba stanowili zbyt dobrze widoczny z daleka cel, i z wolna zeszli p�nocnym zboczem ni�ej. Zatrzymali si� jednak nie schodz�c a� do podn�y pag�rka i przycupn�li na stoku w przywi�d�ej trawie, owini�ci w szare p�aszcze. Czas p�yn�� leniwie. Wiatr by� ostry i przejmuj�cy. Gimli kr�ci� si� niespokojnie.
- Co ci wiadomo o tych je�d�cach, Aragornie? - spyta�. - Mo�e czekamy tu na niechybn� �mier�?
- Przebywa�em w�r�d nich - odpar� Aragorn. - S� dumni i uparci, lecz serca maj� szczere, a my�l� i dzia�aj� szlachetnie; s� zuchwali, lecz nie okrutni, m�drzy, chocia� nieuczeni, nie pisz� ksi�g, lecz �piewaj� wiele pie�ni, wzorek ludzkiego plemienia sprzed lat Ciemno�ci. Nie wiem jednak, co tutaj dzia�o si� w ostatnich czasach i co teraz postanowili Rohirrimowie, osaczeni z jednej strony zdrad� Sarumana a z drugiej gro�b� Saurona. Z dawna �yli w przyja�ni z lud�mi z Gondoru, jakkolwiek nie s� tej samej co tamci krwi. W zamierzch�ych czasach Eorl M�ody �ci�gn�� ich tutaj z p�nocy, s� spokrewnieni najbli�ej z plemionami Barda z dali i Beorna z Le�nej Krainy, w�r�d kt�rych cz�sto spotyka si� po dzi� dzie� jasnow�osych, ros�ych ludzi podobnych do je�d�c�w Rohanu. W ka�dym razie nie kochaj� ork�w.
- Ale Gandalf wspomina�, �e kr��� pog�oski, jakoby p�acili haracz Mordorowi - rzek� Gimli.
- Boromir w to nie uwierzy�, ja tak�e - odpar� Aragorn.
- Wkr�tce dowiemy si� prawdy - rzek� Legolas. - Ju� s� blisko.
Wreszcie Gimli te� us�ysza� g�uchy t�tent galopuj�cych kopyt.
Je�d�cy wci�� trzymaj�c si� tropu ork�w skr�cili od rzeki ku pag�rkom. P�dzili jak wiatr. Dono�ne, ra�ne okrzyki rozbrzmia�y nad polami. Nagle je�d�cy wypu�cili konie, a� ziemia zadudni�a pod kopytami; rycerz jad�cy na czele, zatoczy� koniem, okr��aj�c podn�e g�ry, i poprowadzi� oddzia� zachodnim jej skrajem w stron� p�askowzg�rza. Trop w trop za wodzem ci�gn�a d�uga kolumna rycerzy zbrojnych, zwinnych, b�yszcz�cych stal�; widok by� gro�ny i pi�kny za