353
Szczegóły |
Tytuł |
353 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
353 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 353 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
353 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Arthur C. Clarke
Spotkanie z meduz�
Prze�o�y�: Marek Cegie�a
Wydawnictwa ALFA Warszawa 1988
Nr 20
Ilustracja na ok�adce: Dariusz Chojnacki
Redaktor techniczny: Wanda K�dzierska
For the Polish edition
Copyright � 1988 by Wydawnictwa ALFA
ISBN 83-/001-153-5
* * *
Opowiadania zamieszczone w niniejszym tomie zaczerpni�to z nast�puj�cych zbior�w: �Venture to the Moon", �No Morning After", �Ali the Time in the World", �Tianscience", �The Songs of Distant Earth" - The Other Side of the Sky. Victor Gollancz, London 1961 Copyright1958 by Arthur C. Clarke. �A Walk in the Dark", �The Awakening" - Reach for Tomorrow, Victor Gollancz. London 1962. Copyright � 1956 by Arthur C. Clarke. �History Lesson" (jako: �Expedition to Earth"), �Breaking Strain". �The Suntinel"Expedition to Earth, Sphere Books, London 1968. Copyright 'c 1968 by Arthur C. Clarke . Summertirne on Icarus", �The ROad to the Sea" - 7~a/es of Ten Worlds, Victor Gollancz, London 1963. Copyright � 1962 by Arthur C. Clarke. �The Wind from the Sun", �Transit of Earth", �A Meeting with Medusa" - The Wind from the Sun, Victor Gollancz, London 1972 Copyright � 1072 by Arthur C. Clarke. �The Lion of Comarre" - The L/on of Comarre & Against the Fali of Night, Victor GL Ha�cz, London 1970. Copyright � 1970 by Arthur C Clarke.
Spis tre�ci
1. Przebudzenie - 5
The Awakening
2. Lekcja historii - 9
History Lesson
3. Lew z Comarre - 16
The Lion of Comarre
4. Przemijanie - 55
Transcience
5. Droga przez ciemno�� - 60
A Walk in the Dark
6. Droga do morza - 69
The Road to the S ca
7. Posterunek - 111
The Sentinel
8. Ca�y czas �wiata - 120
Ali the Time in the World
9. Napi�cie - 131
Breaking Strain
10. Nie b�dzie jutra - 156
No Morning Aiter
11. Wyprawa na Ksi�yc - 162
Yenture to the Moon
12. Pie�ni dalekiej Ziemi - 184
The Songs of Distant Earth
13. Lato na Ikarze - 210
Summertime on Icarus
14. Wiatr od S�o�ca - 219
The Wind trom the Sun
15. Tranzyt Ziemi - 236
Transit of Earth
16. Spotkanie z meduz� - 248
A Meeting with Medusa
1. Przebudzenie
Marian nudzi� si� � t� bezgraniczn� nud�, jakiej mo�na zazna� jedynie w Utopii. Sta� przy wielkim oknie i spogl�da� w d� na chmury, p�dzone wichrem szalej�cym u st�p miasta. Chwilami przez dziury we wzburzonej pokrywie bia�ych chmur miga�y mu jeziora, lasy i wij�ca si� wst�ga rzeki p�yn�cej przez puste pola; obecnie tak rzadko zadawa� sobie trud, by je odwiedza�. Trzydzie�ci kilometr�w na zach�d wznosi�y si� nad chmurami t�czowo zabarwione �wiat�em S�o�ca, najwy�sze szczyty sztucznej g�ry Dziewi�tego Miasta � wyspy marze�, dryfuj�cej w mro�nym bezmiarze stratosfery. Marian zastanawia� si�, ilu jej mieszka�c�w, jak on niezadowolonych z �ycia, patrzy�o oboj�tnie w jego stron�. Mia�, rzecz jasna, jedn� drog� ucieczki i wielu j� wybra�o, ale by�a ona tak oczywista, Marian za� nade wszystko unika� oczywisto�ci. Poza tym, p�ki istnia�a szansa, �e �ycie mo�e jeszcze dostarczy� jakich� nowych dozna�, poty nie chcia� korzysta� z drzwi prowadz�cych do zapomnienia. Wtem z le��cej w dole mg�y wystrzeli�o co� p�on�cego i �wiec�cego i rozdar�szy chmury znika�o w b��kicie zenitu. Marian obserwowa� wznosz�cy si� statek przygas�ymi oczami. Niegdy� � jak�e dawno temu! � widok ten doda�by mu otuchy. On r�wnie� kiedy� odbywa� takie podr�e, pod��aj�c drog�, na kt�rej Cz�owiek prze�y� swe najwi�ksze przygody. Lecz na dwunastu planetach i pi��dziesi�ciu ksi�ycach nie znaleziono nic, czego nie by�oby na Ziemi. By� mo�e, docieraj�c do gwiazd, ludzko�� wysz�aby ze �lepego zau�ka, w kt�rym znajdowa�a si� teraz jak w pu�apce; w�wczas w dalszym ci�gu mia�aby nieograniczone perspektywy eksploracji i odkry�. Lecz rodzaj ludzki zl�k� si� straszliwego ogromu przestrzeni mi�dzygwiezdnej. Cz�owiek dotar� do innych planet, kiedy by� jeszcze m�ody, ale gwiazdy pozosta�y na zawsze poza jego zasi�giem. A jednak � Marian a� spr�y� si� na sam� my�l o tym i powi�d� wzrokiem po spiralnym �ladzie pary znacz�cym drog� odlatuj�cego statku � chocia� Kosmos go pokona�, m�g� spr�bowa� jeszcze jednego podboju. Zamy�lony, d�ugo sta� w milczeniu, a tymczasem ko�cz�ca si� burza ods�ania�a daleko w dole podpory i umocnienia miasta, a pod nimi zapomniane pola i lasy, kt�re niegdy� by�y jedynym domem Cz�owieka. Pomys� ten przem�wi� do naukowej wyobra�ni Sandraka, stawiaj�c przed nim interesuj�ce problemy techniczne, kt�rych rozwi�zywanie zajmie go przez rok czy dwa. Zapewni to Marianowi do�� czasu, by zlikwidowa� swoje sprawy lub, je�li trzeba, zmieni� zamiary. Je�eli nawet zawaha� si� w ostatniej chwili, by� zbyt dumny, aby to okaza�, kiedy �egna� si� ze swymi przyjaci�mi. Rozpatrywali jego plany z niezdrow� ciekawo�ci�, w przekonaniu, �e chce podda� si� eutanazji w jakiej� wyszukanej formie. Gdy za Marianem zamkn�y si� drzwi niewielkiego statku kosmicznego, powoli rozeszli si�, by dalej ci�gn�� swe bezcelowe �ycie; Roweena zap�aka�a nawet, lecz na kr�tko. Marian dokonywa� ostatnich przygotowa�, a prowadzony automatycznie statek wznosi� si� swym kursem, nabieraj�c szybko�ci, a� Ziemia sta�a si� srebrnym p�ksi�ycem, a potem malej�c� gwiazd�, przy�mion� pot�niejszym blaskiem S�o�ca. Odlatuj�c prostopadle do p�aszczyzny, po kt�rej poruszaj� si� planety, statek wytrwale mkn�� ku gwiazdom, p�ki z samego S�o�ca nie zosta�o nic poza b�yszcz�cym punktem �wiat�a. Marian zmniejszy� szybko�� statku, wprowadzaj�c go na orbit�, kt�ra uczyni�a ze� najbardziej oddalone dziecko S�o�ca. Tutaj nigdy ju� nic nie zak��ci mu spokoju, chyba �e wskutek nie daj�cego si� przewidzie� przypadku przechwyci go jaka� w�druj�ca kometa. Po raz ostatni Marian sprawdzi� zbudowane przez Sandraka instrumenty, potem wszed� do najg��bszego przedzia�u i zakr�ci� ci�kie, metalowe drzwi. Kiedy ponownie je otworzy, w�wczas pozna tajemnic� ludzkiego przeznaczenia. Nie odczuwa� �adnych emocji, le��c na poduszkach pokrywaj�cych grub� warstw� tapczan i czekaj�c, a� automaty spe�ni� sw�j obowi�zek. Nie s�ysza� pierwszego sykni�cia wyp�ywaj�cego z przewod�w gazu; �wiadomo�� odesz�a jak fala odp�ywu. Wkr�tce z niewielkiego pomieszczenia ze �wistem usz�o powietrze, a pozosta�e ciep�o poch�on�� lodowaty ch��d Kosmosu. Nigdy tu si� ju� nic nie zmieni i nie ulegnie zniszczeniu; Marian le�a� w grobie, kt�ry przetrwa wszystko, co kiedykolwiek cz�owiek zbudowa� na Ziemi, a mo�e nawet sam� Ziemi�. Jednak nie by� to tylko gr�b, gdy� znajduj�ce si� tam urz�dzenia czeka�y na stosown� chwil�, a co sto lat w��cza� si� i wy��cza� jaki� obw�d, odmierzaj�c wieki. Marian spa� wi�c w lodowatym p�mroku za Plutonem. Nic nie wiedzia� o �yciu, kt�re przyp�ywa�o i odp�ywa�o na Ziemi i jej siostrzanych planetach, a tymczasem wieki wyd�u�a�y si� w tysi�clecia, a tysi�clecia w ery. Na planecie, kt�ra niegdy� by�a Marianowi domem, rozpada�y si� g�ry i poch�ania�o je morze; l�d sp�ywa� z biegun�w, jak to robi� przedtem i uczyni jeszcze wielokrotnie. Na dnie ocean�w, kolejnymi warstwami osadu powstawa�y g�ry, potem wy�ania�y si� na �wiat�o dzienne, by wkr�tce zgin�� �ladem zapomnianych Alp i Himalaj�w. S�o�ce mimo wszystko bardzo niewiele si� zmieni�o, kiedy cierpliwe urz�dzenia na statku Mariana przebudzi�y si� z d�ugiego snu. Do pomieszczenia z sykiem powr�ci�o powietrze; temperatura z wolna ros�a od absolutnego zera do poziomu, w kt�rym zn�w mog�o rozpocz�� si� �ycie. Automaty ostro�nie zacz�y seri� delikatnych zabieg�w7, kt�re powinny przywr�ci� �ycie ich panu. Lecz on nawet nie drgn��. Przez d�ugie wieki, jakie up�yn�y od chwili, gdy zasn��, co� zawiod�o w obwodach, kt�re powinny by�y go zbudzi�. Prawdziwy cud, �e i tak wiele sprawnie funkcjonowa�o, bowiem Marian wci�� wymyka� si� �mierci, cho� s�u��ce mu automaty nigdy nie wyrw� go ze snu. A teraz cudowny statek przypomnia� sobie rozkazy otrzymane tak dawno temu. Przez kr�tk� chwil�, kiedy jego mechanizmy powoli si� rozgrzewa�y, unosi� si� bezw�adnie w nik�ym �wietle S�o�ca, po�yskuj�cym na jego �cianach. Potem, nawet jeszcze szybciej ni� w t� stron�, zacz�� powraca� drog�, kt�r� przeby�, gdy �wiat by� m�ody. Nie zwalnia�, p�ki znowu nie znalaz� si� w�r�d wewn�trznych planet, a jego kad�uba nie rozgrza�y promienie odwiecznego, niestrudzonego S�o�ca. Tutaj zacz�� poszukiwania � w strefie temperatury, w kt�rej kiedy� kr��y�a Ziemia � i tutaj odnalaz� planet�, kt�rej nie poznawa�. Wielko�� si� zgadza�a, lecz wszystko inne nie. Gdzie s� morza, kt�re niegdy� by�y najwi�ksz� chlub� Ziemi? Nie pozosta�y nawet ich wyschni�te dna � dawno zasypa� je py� z nie istniej�cych ju� kontynent�w. A przede wszystkim, gdzie jest Ksi�yc? W jakim� momencie zapomnianej przesz�o�ci zbli�y� si� do Ziemi i spotka�a go zguba, gdy� planet�, jak dawniej wy��cznie Saturna, otacza� teraz ogromny pier�cie� kr���cego wok� niej py�u. Przez chwil� roboty steruj�ce przeszukiwa�y sw� pami�� elektroniczn�, kiedy statek rozwa�a� sytuacj�. Nast�pnie podj�� decyzj� � gdyby maszyny mog�y wzrusza� ramionami, na pewno by to zrobi�. Wybrawszy na chybi� trafi� miejsce do l�dowania, �agodnie opad� w rozrzedzonym powietrzu i zatrzyma� si� na p�askowy�u ze zniszczonego erozj� piaskowca. Dowi�z� Mariana do domu i niczego wi�cej nie m�g� zrobi�. Je�li na Ziemi jeszcze istnia�o �ycie, wcze�niej czy p�niej kto� go znajdzie. I oto rzeczywi�cie wkraczali na statek Mariana nowi w�adcy Ziemi. Mieli dobr� pami�� i jajowaty przedmiot ze zmatowia�ego metalu, le��cy na piaskowcu, nie by� im ca�kiem obcy. Podekscytowani stosownie do swej natury, szybko si� naradzili, a potem, u�ywaj�c w�asnych, dziwnych narz�dzi, zacz�li przebija� si� przez oporne �ciany, a� dotarli do przedzia�u, w kt�rym spa� Marian. Na sw�j spos�b byli bardzo m�drzy, gdy� potrafili zrozumie� cel urz�dze� Mariana i ustali�, w kt�rym miejscu nie wykona�y swego zadania. Po kr�tkiej chwili specjali�ci naprawili, co trzeba, cho� zbytnio nie �udzili si� nadziej�. Mogli co najwy�ej oczekiwa�, �e je�li w og�le uda si� z powrotem doprowadzi� umys� Mariana do �wiadomo�ci, to tylko na kr�tk� chwil�, zanim Czas wywrze na nim sw� d�ugo odk�adan� zemst�. �wiat�o zn�w zacz�o dociera� do m�zgu Mariana z powolno�ci� zimowego �witu. Od wiek�w znajdowa� si� na granicy �wiadomo�ci w�asnego istnienia, wiedz�c, �e �yje, lecz nie wiedz�c, kim jest i sk�d przyby�. P�niej powr�ci�y fragmenty pami�ci i kolejno dopasowa�y si� do siebie, tworz�c zawi�� uk�adank� osobowo�ci, a� w ko�cu Marian wiedzia�, �e jest � Marianem. Cho� by� s�aby, �wiadomo�� powodzenia da�a mu g��bokie, a� pal�ce poczucie satysfakcji. Ciekawo��, kt�ra skierowa�a go na drog� przez wszystkie te wieki, podczas gdy jego towarzysze wybrali b�ogi sen eutanazji, zostanie wkr�tce nagrodzona: dowie si�, jacy ludzie mieszkaj� na Ziemi. Powraca�y mu si�y. Otworzy� oczy. �agodne �wiat�o nie o�lepia�o, lecz przez chwil� wszystko by�o zamazane i mgliste. Potem dostrzeg� majacz�ce nad nim postacie i zdumia� si� jak we �nie, wiedzia� bowiem, �e kiedy wr�ci do �ycia, powinien by� sam, otoczony jedynie automatami, kt�re mia�y si� nim opiekowa�. I teraz wszystko nabra�o ostro�ci � zobaczy� wpatrzone we�, ni to wrogie, ni przyjazne, ani te� podniecone czy oboj�tne, niezg��bione oczy Obserwator�w. Szczup�e, groteskowo zbudowane postacie otacza�y go ciasnym ko�em, patrz�c na� z g�ry poprzez przepa��, kt�rej zar�wno on, jak i oni nie mogli obj�� umys�em. Inny cz�owiek poczu�by strach, lecz Marian tylko u�miechn�� si� troch� smutno, kiedy zamyka� oczy na zawsze. Jego dociekliwy umys� osi�gn�� sw�j cel: ju� nie mia� o co pyta� Czasu. Bowiem w ostatniej chwili �ycja, gdy zobaczy� zebrane wok� siebie istoty, poj��, �e odwieczna wojna mi�dzy Cz�owiekiem a owadami ju� dawno si� sko�czy�a i �e to nie Cz�owiek by� zwyci�zc�.
1942
2. Lekcja historii
Nikt ju� nie pami�ta�, kiedy szczep rozpocz�� sw� d�ug� drog� � faliste niziny, kt�re by�y jego pierwszym domem, pozosta�y jedynie na p� zapomnianym snem. Przez wiele lat Shann i jego lud uciekali poprzez krain� niskich wzg�rz i po�yskliwych jezior, a teraz mieli przed sob� g�ry. Tego lata musz� je przekroczy�, by dotrze� do po�udniowych l�d�w, a pozosta�o im tak niewiele czasu. Sp�ywaj�ce z biegun�w bia�e zagro�enie, kt�re �ciera�o kontynenty na py� i zamra�a�o nawet powietrze przed sob�, znajdowa�o si� o nieca�y dzie� drogi za nimi. Shann zastanawia� si�, czy lodowce pokonaj� te g�ry, a w jego sercu nie�mia�o tli�a si� male�ka iskierka nadziei. Mog�y okaza� si� barier�, w kt�r� nawet najtwardszy l�d b�dzie wali� na pr�no. Mo�e na po�udniowych l�dach, o kt�rych wspominaj� legendy, jego lud w ko�cu znajdzie schronienie. Wiele tygodni min�o, zanim odkryto przej�cie dla szczepu i jego zwierz�t. W po�owie lata obozowali w samotnej dolinie, gdzie powietrze by�o rozrzedzone, a gwiazdy �wieci�y blaskiem, jakiego �aden z nich jeszcze nigdy nie widzia�. Dni stawa�y si� coraz kr�tsze, gdy Shann zabra� swych dw�ch syn�w i ruszy� przodem na poszukiwanie drogi. Przez trzy dni wspinali si� po zimnych ska�ach, �pi�c gdzie popad�o. Czwartego dnia rano zobaczyli przed sob� jedynie �agodne podej�cie, prowadz�ce do kopca z szarego kamienia, usypanego przed wiekami przez innych podr�nik�w. Shann dr�a�, ale nie z zimna, kiedy szli w stron� niewielkiej kamiennej piramidy. Jego synowie pozostali nieco z ty�u; nikt nic nie m�wi�, gdy� stawka by�a zbyt wielka. Za chwil� dowiedz� si�, czy nie zawiod�y ich wszelkie nadzieje. �ciany g�r rozchodzi�y si� na wsch�d i na zach�d, jakby obejmuj�c le��c� u ich st�p ziemi�. Na wiele kilometr�w rozci�ga�a si� falista nizina, przeci�ta rzek�, kt�ra wi�a si� ogromnymi zakolami. Ziemia by�a �yzna; jego szczep m�g�by j� uprawia� bez obawy, �e b�dzie musia� ucieka� przed nadej�ciem zbior�w. Potem Shann uni�s� wzrok, spojrza� na po�udnie i zobaczy� co�, co pogrzeba�o jego wszystkie nadzieje. Bowiem tam, na skraju �wiata migota�o to mordercze �wiat�o, kt�re tak cz�sto widywa� od p�nocy � odblask lodu za horyzontem. Nie by�o ju� drogi do przodu. W ci�gu tych wszystkich lat ucieczki lodowce z po�udnia sun�y im na spotkanie. Wkr�tce zostan� zmia�d�eni mi�dzy dwiema poruszaj�cymi si� �cianami lodu... Po�udniowe lodowce dotar�y do g�r dopiero w nast�pnym pokoleniu. Tego ostatniego lata synowie Shanna przenie�li naj�wi�tsze skarby szczepu pod g�ruj�cy nad nizin� kopiec. L�d, kt�ry niegdy� b�yszcza� za horyzontem, si�ga� teraz ich st�p � do wiosny zacznie kruszy� si� o �cian� g�r. Obecnie nikt nie wiedzia�, na czym polega�a warto�� tych skarb�w; pochodzi�y ze zbyt odleg�ych czas�w, aby ktokolwiek z �yj�cych m�g� to wiedzie�. Ich pocz�tki gin�y w mrokach Z�otego Wieku, a teraz nikt ju� nie opowie, jak ostatecznie znalaz�y si� w posiadaniu tego w�druj�cego szczepu. Nale�a�y bowiem do historii pewnej cywilizacji, kt�ra odesz�a w zapomnienie. Niegdy� tych wszystkich �a�osnych pami�tek strze�ono jak skarbu, a teraz sta�y si� �wi�te, cho� ich znaczenia od dawna nikt nie zna�. Druk w starych ksi�gach wyblak� ju� przed wiekami, cho� jeszcze sporo mo�na by odczyta�, gdyby znalaz� si� kto� do tego zdolny. Ale min�o wiele pokole� od czas�w, w kt�rych ludzie pos�ugiwali si� logarytmami sied-miocyfrowymi, atlasem �wriata i partytur� VII Symfonii Sibeliusa, wydrukowan� przez peki�sk� firm� H. K. Czu i Synowie w roku 2021. W niewielkiej, specjalnie w tym celu wykonanej krypcie umieszczono z szacunkiem stare ksi�gi, a nast�pnie zbi�r przer�nych rozmaito�ci: z�ote i platynowe monety, rozbity teleobiektyw, zegarek, lamp� jarzeniow�, mikrofon, no�yk elektrycznej golarki, par� miniaturowych lamp radiowych � resztki tego, co pozosta�o, kiedy wielka fala cywilizacji odp�yn�a na zawsze. Wszystko to pieczo�owicie z�o�ono w miejscu wiecznego spoczynku. Potem ukryto jeszcze trzy pami�tki, naj�wi�tsze ze wszystkich, gdy� najmniej rozumiane. Pierwsza z nich to kawa�ek metalu o dziwrnym kszta�cie, kt�rego barwa wskazywa�a, �e dzia�a�y na� wysokie temperatury. Na sw�j spos�b by� najbardziej wzruszaj�cym spo�r�d tych wszystkich symboli przesz�o�ci, gdy� m�wi� o najwi�kszym osi�gni�ciu Cz�owieka i o przysz�o�ci, kt�r� m�g�by pozna�. Na mahoniowej podstawce, do kt�rej go umocowano, znajdowa�a si� srebrna tabliczka z nast�puj�cym napisem: Pomocnicze urz�dzenie zap�onowe prawego silnika odrzutowego statku kosmicznego Gwiazda Poranna, Ziemia � Ksi�yc, 1985 r.n.e. Drug� by� inny cud dawnej nauki: kula z przezroczystego plastyku z wtopionymi w ni� kawa�kami metalu o dziwnym kszta�cie. W jej �rodku znajdowa�a si� ma�a kapsu�ka syntetycznego radioelementu, otoczona ekranami przetwarzaj�cymi, kt�re zmienia�y widmo jej promieniowania. 10 Dop�ki materia� zachowa sw� aktywno��, dop�ty kula pozostanie male�kim nadajnikiem, wysy�aj�cym we wszystkie strony fale radiowe. Zbudowano zaledwie kilka takich ku�; mia�y s�u�y� za wieczne radiolatarnie do oznaczania orbit asteroid�w. Ale Cz�owiek do asteroid�w nie dotar� i nigdy ich nie wykorzystano. Ostatni� pami�tk� stanowi�a p�aska, okr�g�a puszka, bardzo szeroka w por�wnaniu z jej wsoko�ci�. By�a szczelnie zamkni�ta i grzechota�a, kiedy ni� potrz�sano. Wed�ug wierze� szczepu jej otwarcie mia�o wywo�a� kataklizm, a nikt nie wiedzia�, �e puszka zawiera jedno z wielkich dzie� sztuki sprzed bez ma�a tysi�ca lat. Zadanie wykonano. Dwaj ludzie przetoczyli kamienie z powrotem na miejsce i zacz�li powoli schodzi� zboczem g�ry. Nawet w sytuacji ostatecznej Cz�owiek pomy�la� o przysz�o�ci i pr�bowa� co� po sobie zostawi�. Tej zimy wielkie fale lodu przypu�ci�y pierwszy atak na g�ry od p�nocy i od po�udnia. W pierwszym szturmie pokona�y podg�rze, kt�re lodowce roztar�y na proch. Ale g�ry sta�y niewzruszenie, a kiedy nadchodzi�o lato, l�d cofa� si� na jaki� czas. W ten spos�b ka�dej zimy trwa�a walka, a �oskot lawin, odg�osy kruszonej ska�y i trzaski p�kaj�cego lodu wype�nia�y powietrze zgie�kiem. Cz�owiek jeszcze nigdy nie prowadzi� tak zaci�tej wojny, kt�ra by tak dok�adnie obj�a ca�� kul� ziemsk�. W ko�cu fale lodu zacz�y ust�powa� i powoli sp�ywa�y z g�r, kt�rych nigdy ca�kowicie nie pokona�y, cho� doliny i prze��cze pozostawa�y jeszcze w ich u�cisku. To by� pat � lodowce trafi�y na godnego siebie przeciwnika. Lecz ich pora�ka nast�pi�a zbyt p�no, aby przynie�� jaki� po�ytek Cz�owiekowi. Min�y wieki, a teraz sta�o si� co�, co musi si� wydarzy� przynajmniej raz w historii ka�dej planety we Wszech�wiecie, bez wzgl�du na jej odosobnienie... Statek z Wenus sp�ni� si� o pi�� tysi�cy lat, ale jego za�oga nic o tym nie wiedzia�a. Jeszcze z odleg�o�ci wielu milion�w kilometr�w teleskopy wykry�y ogromny p�aszcz lodu, kt�ry czyni� z Ziemi najja�niejszy obiekt na niebie, ust�puj�cy tylko samemu S�o�cu. O�lepiaj�c� powierzchni� pokrywa�y miejscami czarne plamki, ujawniaj�ce obecno�� ledwie widocznych spod lodu g�r. To wszystko. Faluj�ce oceany, niziny i lasy, pustynie i jeziora � wszystko to, co niegdy� by�o �wiatem Cz�owieka, tkwi�o w okowach lodu, by� mo�e na zawsze. Statek zbli�y� si� do Ziemi i wszed� na orbit� odleg�� od jej powierzchni o p�tora tysi�ca kilometr�w. Przez pi�� dni kr��y� wok� planety, a tymczasem kamery rejestrowa�y to, co jeszcze by�o wida�, setka instrument�w za� zbiera�a informacje, kt�re zapewni� prac� wenusja�-skim naukowcom na wiele lat. Nie zamierzano l�dowa�, gdy� by�o to 11 prawie bezcelowe. Lecz sz�stego dnia obraz si� zmieni�. Panoramiczny czujnik radiacji, nastawiony na maksymalne wzmocnienie, wykry� zamieraj�ce promieniowanie radiolatarni, kt�ra mia�a pi�� tysi�cy lat. Przez wszystkie te wieki wysy�a�a sygna�y z coraz mniejsz� moc�, w miar� nieustannego s�abni�cia jej radioaktywnego serca. Czujnik namierzy� si� na cz�stotliwo�� radiolatarni. W sterowni zabrzmia� dzwonek alarmowy. Wkr�tce statek wenusja�ski oderwa� si� od swej orbity i �ukiem poszybowa� ku Ziemi � w stron� �a�cucha g�r, wci�� dumnie wznosz�cych si� nad lodem, do piramidy z szarych kamieni, kt�rych minione lata prawie nie tkn�y. Wielka tarcza S�o�ca jaskrawo �wieci�a na niebie, kt�rego ju� nie przys�ania�a mg�a, gdy� chmury, zakrywaj�ce niegdy� Wenus, teraz ca�kowicie znikn�y. Moce, kt�re spowodowa�y zmian� promieniowania S�o�ca, zniszczy�y jedn� cywilizacj�, lecz da�y �ycie drugiej. Przed niespe�na pi�cioma tysi�cami lat p�dzicy mieszka�cy Wenus po raz pierwszy ujrzeli S�o�ce. Podobnie jak na Ziemi, nauka r�wnie� tutaj zacz�a si� od astronomii, a na tej ciep�ej, bogatej planecie, kt�rej Cz�owiek nigdy z bliska nie ogl�da�, post�p dokonywa� si� nieprawdopodobnie szybko. By� mo�e Wenusjanie mieli szcz�cie. Nie wiedzieli, co to mroki �redniowiecza, kt�re trzyma�o Cz�owieka w okowach przez tysi�c lat; omin�a ich d�uga, okr�na droga poprzez chemi� i mechanik� i od razu doszli do bardziej zasadniczych praw fizyki promieniowania. W czasie, w jakim Cz�owiek przeszed� od piramid do rakietowych statk�w Kosmicznych, Wenusjanie odbyli drog� od rolnictwa do samej anty grawitacji � najwi�kszego sekretu, kt�rego Cz�owiek nigdy nie pozna�. Ciep�e oceany, w kt�rych wci�� egzystowa�a wi�kszo�� form �ycia tej m�odej planety, ospale obmywa�y falami piaszczyste brzegi. M�odo�� kontynentu sprawia�a, �e piasek by� gruby i chropawy � ocean jeszcze nie zd��y� rozdrobni� go i wyg�adzi�. Uczeni le�eli do po�owy w wodzie; ich wspania�e, podobne do gadzich cia�a po�yskiwa�y w s�o�cu. Na brzegu zebra�y si� najwi�ksze umys�y Wenus, przybywaj�c ze wszystkich wysp tej planety. Jeszcze nie wiedzieli, co us�ysz�, poza tym, �e mia�o to dotyczy� Trzeciej Planety i tajemniczej rasy, kt�ra j� zamieszkiwa�a przed zlodowaceniem. Historyk wyszed� na l�d, poniewa� instrumenty, z kt�rych pragn�� skorzysta�, nie lubi�y wody. Obok niego sta�a du�a maszyna, przyci�gaj�ca zaciekawione spojrzenia jego koleg�w. Niew�tpliwie mia�a co� wsp�lnego z optyk�, gdy� wystawa� z niej uk�ad soczewek skierowany w stron� odleg�ego o dwadzie�cia metr�w ekranu z bia�ego materia�u. Historyk zacz�� m�wi�. Pokr�tce przedstawi� garstk� informacji, jakie uda�o si� zdoby� na temat Trzeciej Planety i jej mieszka�c�w. Wspomnia� o wiekach bezowocnych bada�, w wyniku kt�rych nie uda�o si� rozszyfro-12 wa� nawet jednego s�owa pisma ziemia�skiego. Planet� zamieszkiwa�a wielce utalentowana technicznie rasa, czego dowodzi kilka okaz�w mechanizm�w znalezionych w piramidzie na g�rze. � Nie wiemy, dlaczego upad�a tak rozwini�ta cywilizacja. Mo�emy stwierdzi� prawie z ca�kowit� pewno�ci�, �e dysponowa�a dostateczn� wiedz�, aby prze�y� Er� Zlodowacenia. Musia� na to wp�yn�� jaki� czynnik, o kt�rym nic nie wiemy. Przypuszczalnie zadecydowa�a o tym jaka� choroba albo degeneracja rasy. Istniej� sugestie, �e endemiczne konflikty plemienne, kt�re w czasach prehistorycznych powstawa�y mi�dzy naszymi gatunkami, mog�y w dalszym ci�gu trwa� na Trzeciej Planecie, kiedy ju� rozwin�a si� tam technika. Niekt�rzy filozofowie utrzymuj�, �e posiadanie maszyn niekoniecznie musi wskazywa� na wysoki stopie� rozwoju cywilizacji, a wojny s� teoretycznie mo�liwe w spo�ecze�stwie dysponuj�cym si�� mechaniczn�, aparatami lataj�cymi, a nawet radiem. Poj�cie takie jest nam obce, lecz musimy przyzna�, �e to mo�liwe. Z pewno�ci� to w�a�nie spowodowa�o upadek rasy. Zawsze zak�adali�my, �e nigdy nie dowiemy si� niczego o fizycznym wygl�dzie istot, kt�re �y�y na Trzeciej Planecie. Przez ca�e wieki nasi arty�ci malowali sceny z historii wymar�ej planety, zaludniaj�c je wszelkiego rodzaju fantastycznymi istotami. W mniejszym lub wi�kszym stopniu przypomina�y one przewa�nie nas samych, cho� cz�sto podkre�lano, �e aczkolwiek jeste�my gadami, gady niekoniecznie musz� by� jedyn� form� inteligentnego �ycia. Znamy ju� odpowied� na jedno z najbardziej k�opotliwych pyta� w historii. Po pi�ciuset latach bada�, uda�o nam si� odkry� dok�adny wygl�d i charakter najwy�szej formy �ycia na Trzeciej Planecie. W�r�d zebranych uczonych da� si� s�ysze� szmer zaskoczenia. Niekt�rzy byli tak bardzo wstrz��ni�ci, �e na moment znikn�li w7 pokrzepiaj�cym oceanie, co wszyscy Wenusjanie zwykli czyni� w chwilach stresu. Historyk zaczeka�, a� jego koledzy ponownie znajd� si� w �ywiole, kt�rego tak nie lubili. On sam czu� si� zupe�nie dobrze dzi�ki niewielkim rozpylaczom, nieustannie zraszaj�cym jego cia�o. Z ich pomoc� m�g� przez wiele godzin przebywa� na l�dzie, zanim musia� powr�ci� do oceanu. Podniecenie z wolna ust�pi�o i wyk�adowca m�wi� dalej. � Jednym z najbardziej zagadkowych przedmiot�w, znalezionych na Trzeciej Planecie, jest p�aski, metalowy pojemnik, zawieraj�cy bardzo d�ugi odcinek przezroczystego plastyku, perforowanego na brzegach i ciasno nawini�tego na szpul�. Pocz�tkowo ta przezroczysta wst�ga zdawa�a si� niczym nie wyr�nia�. Dopiero podczas badania przeprowadzonego za pomoc� nowego, subelektronowego mikroskopu, okaza�o si�, �e tak nie jest. Na ca�ej powierzchni tego tworzywa znajduj� si� tysi�ce male�kich obrazk�w, niewidocznych dla naszych oczu, lecz bardzo wyra�nych w odpowiednich promieniach. Uwa�a si�, -�e utrwalono je na tym tworzywie chemicznie i z czasem wyblak�y. 13 Obraxki te � ci�gn�� Historyk � tworx� /apis �ycia x cxas�w roz-kwitu cywili/acji na Trxeciej Planecie. Mi�dxy nimi istnieje pewien xwi�-xek; kolejne obrazki s� prawie identyczne, r�ni�c si� tylko sxcxeg�iami w ruchu. Cel takiego xapisu jest oczywisty � wystarczy szybko wy�wietli� te scenki jedn� po drugiej, aby uzyska� wra�enie ci�g�ego ruchu. Zbudowali�my w tym celu to urz�dzenie i mam tutaj dok�adn� reprodukcj� obrazk�w z zachowan� kolejno�ci�. Scem, kt�re zaraz zobaczycie, cofaj� nas o tysi�ce lat, do wielkich dni naszej siostrzanej planety. Przedstawiaj� bardzo z�o�on� cywilizacj� i niezbyt rozumiemy wiele form jej funkcjonowania. Wydaje si�, �e �ycie tam by�o bardzo gwa�towne i pe�ne energii, a wiele z tego, co zobacz.ycie, trudno xrozumie�. Niew�tpliwie Trzeci� Planet� zamieszkiwa�a pewna liczba r�nych gatunk�w, z kt�rych �aden nie reprezentowa� gad�w. Fakt ten godzi w nasz� dum�, ale wniosek taki jest nieunikniony. Dominuj�c� form� �ycia by� najwyra�niej dwur�ki dwun�g. Porusza� si� w pozycji pionowej i okrywa� swe cia�o jakim� elastycznym tworzywem, prawdopodobnie dla ochrony przed zimnem, gdy� nawet przed nadej�ciem Ery Zlodowacenia, na planecie tej panowa�a znacznie ni�sza temperatura ni� u nas. Jednak�e nie b�d� ju� d�u�ej wystawia� na pr�b� waszej cierpliwo�ci. Teraz zobaczycie zapis, o kt�rym m�wi�em. Projektor b�ysn�� jasnym �wiat�em. Rozleg� si� cichy warkot i ekran wype�ni�}1 setki dziwnych istot, raczej konwulsyjnie poruszaj�cych si� tam i z powrotem. Obraz powi�kszy� si�, obejmuj�c jedna z istot i naukowcy zobaczyli, �e przedstawiony przez. Historyka opis odpowiada� prawdzie. Stw�r mia� dwoje oczu, raczej do�� blisko osadzonych, ale pozosta�e cz�ci ,twarxy by�y troch� niexroxumia�e. W dolnej cz.�ci g�owy xnajdov\a� si� du�y otw�r, kt�ry stale otwiera� si� i z.amyka� � prawdopodobnie mia� co� wsp�lnego x oddychaniem. Naukowcy obserwowali seri� fantastycxnych prz.yg�d tych dz.iwnych istot jak urz.ecz.eni. Dosz.�o do gwa�townej walki x drug�, troch� inn� istota. Zdawa�o si�, �e obie xgin�, ale nie � po jej xako�czeniu, �adna x nich nie wygl�da�a gorxej ni� prxedtem. P�niej ogl�dali wariacka jaz.d� w cxteroko�owym urz.�dzeniu mechanicznym, kt�re dokonywa�o nadzwyczajnych cud�w zr�czno�ci. Jazda sko�czy�a si� w jakim� mie�cie, za-t�oczonym innymi pojazdami, poruszaj�cymi si� we wszystkich kierunkach z zapieraj�c� dech szybko�ci�. Nikogo nie zdziwi�o czo�owe zderzenie dw�ch maszyn, kt�re mia�o katastrofalne skutki. Potem wydarzenia jeszcze bardziej si� skomplikowa�y. Teraz by�o ca�kiem jasne, �e zanalizowanie i zrozumienie wszystkiego, co tam si� dzia�o, wymaga wielu lat bada�. Nikt r�wnie� nie mia� w�tpliwo�ci, �e zapis ten to raczej troch� stylizowane dzie�o sztuki ni� obraz rzeczywistego �ycia na Trzeciej Planecie. Kiedy pokaz dobiega� ko�ca, uczeni w wi�kszo�ci czuli si� ca�kowicie 14 oszo�omieni. Nast�pi�o fina�owe zamieszanie, podczas kt�rego istota b�d�ca o�rodkiem zainteresowania znala/�a si� w jakiej� straszliwej lec/ niezrozumia�ej katastrofie. Obraz zmniejszy� si� do ko�a obejmuj�cego g�ow� tej istoty. Ostatnia scena przedstawia�a powi�kszony widok jej twarzy wyra�aj�cej niew�tpliwie jakie� silne uczucie, ale trudno odgadn��, czy by� to gniew, �al, bunt, rezygnacja, czy te� co� innego. Obraz znikn��. Na chwil� ukaza� si� na ekranie jaki� napis, a potem wszystko si� sko�czy�o. Na kilka minut zapad�a kompletna cisza, przerywana jedynie pluskiem fal na piasku. Naukowcy byli zbyt oszo�omieni, aby co� powiedzie�. Przelotne spojrzenie na ziemsk� cywilizacj� wywar�o wstrz�saj�cy wp�yw na ich umys�y. Potem zacz�li rozmawia� ze sob� w niewielkich grupkach, pocz�tkowo szeptem, a p�niej coraz g�o�niej, w miar� jak znaczenie tego, co widzieli, stawa�o si� ja�niejsze. Po chwili Historyk poprosi� o uwag� i ponownie przem�wi� do zebranych. � Obecnie � rozpocz�� � zamierzamy przeprowadzi� szeroko zakrojone badania, by wydoby� z tego zapisu jak najwi�cej informacji. Przygotowuje si� kopie, kt�re roze�lemy wszystkim pracownikom naukowym. Chyba wszyscy rozumiej� zwi�zane z tym problemy; szczeg�lnie psychologowie stan� przed ogromnym zadaniem. Nie w�tpi� jednak, �e z powodzeniem je wykonaj�. Kt� mo�e przewidzie�, czego nast�pne pokolenie dowie si� o tej wspania�ej rasie? Zanim si� rozejdziemy, popatrzmy sobie jeszcze raz na tych naszych dalekich krewnych, kt�rzy mo�e przewy�s/ali nas m�dro�ci�, ale po kt�rych tak niewiele zosta�o. I zn�w na ekranie zab�ysn�� fina�owy obraz, lecz tym razem bez ruchu, gdy� zatrzymano projektor. Naukowcy ze swoist� czci� wpatrywali si� w nieporuszon� posta� z przesz�o�ci, a im z kolei przygl�da� si� ten ma�y dwun�g ze swym charakterystycznym wyrazem aroganckiej z�o�ci. Przez reszt� Czasu b�dzie symbolem rasy ludzkiej. Wenusja�scy psychologowie b�d� analizowa� jego czyny i obserwowa� ka�dy ruch, p�ki nie /rekonstruuj� jego umys�owo�ci. Powstan� tysi�ce ksi��ek na ten temat. Wymy�li si� zawi�e teorie filozoficzne, �eby wyt�umaczy� jego post�powanie. Lecz ca�a ta praca i wszystkie te badania b�d� daremne. Ta dumna i samotna posta� z ekranu zdawa�a si� posy�a� ironiczny u�miech naukowcom, kt�rzy rozpoczynali swe d�ugotrwa�e, bezowocne prace badawcze. Jej sekret pozostanie tajemnic� a� do ko�ca Wszech�wiata, poniewa� nikt nigdy nie odczyta zaginionego j�zyka Ziemi. Miliony razy te ostatnie kilka s��w za�wieci na ekranie w nadchodz�cych stuleciach, a nikt nigdy nie odgadnie ich znaczenia: Bv� 10 film Walia Disneva.
1949
3. Lew z Comarre
1. Bunt
Pod koniec XXVI wieku wielka lala rozwoju nauki zacz�a ostatecznie s�abn��. D�uga seria wynalazk�w, kt�re kszta�towa�y i zmienia�y �wiat przez prawie tysi�c lat, zbli�a�a si� do ko�ca. Wszystko ju� odkryto. Wszystkie wielkie marzenia przesz�o�ci sta�y si� po kolei rzeczywisto�ci�. Cywilizacja by�a ca�kowicie zmechanizowana, cho� maszyny prawie znikn�y. Ukryte w murach miast czy zakopane g��boko pod ziemi�, doskona�e maszyny d�wiga�y brzemi� tego �wiata. Cicho, dyskretnie robot} s�u�y�y potrzebom swych pan�w, tak dobrze pracuj�c, �e ich obecno�� wydawa�a si� r�wnie naturalna jak s�o�ce na niebie. Jednak w sterze czystej nauki pozostawa�o jeszcze wiele do zdobycia i astronomowie, nie przywi�zani ju� do Ziemi, mieli do�� pracy na najbli�sze t\ sia� lat. Lecz fizyka i nauki humanistyczne, kt�rym dostarczali strawy, przesta�y by� g��wnym zaj�ciem ludzko�ci. Po roku 2600 pr�no by szuka� najwi�kszych ludzkich umys��w w laboratoriach. Lud�mi, kt�rych nazwiska mia�y najwi�ksze znaczenie dla �wiata, stali si� arty�ci i filozofowie, prawodawcy i m�owie stanu. In�ynierowie i wielcy wynalazcy nale�eli do przesz�o�ci. Tak dobrze wykonali sw� prac�, �e podobnie jak ci, kt�rzy zwalczyli dawno wygas�e choroby, nie byli ju� potrzebni. Mia�o up�yn�� jeszcze pi��set lat, zanim nast�pi kolejny zwrot. Widok z pracowni zapiera� dech, gdy� to d�ugie, �ukowate pomieszczenie znajdowa�o si� przesz�o trzy kilometry ponad fundamentami Wie�y Centralnej. Pozosta�e pi�� olbrzymich budynk�w miasta tworzy�o w dole niewielk� gromadk�, a ich metalowe �ciany ja�nia�y wszystkimi kolorami t�czy w promieniach porannego s�o�ca. Jeszcze ni�ej rozpo�ciera�a si� szachownica p�l automatycznych farm, gin�cych we rngle horyzontu. Lec/. prz\ najmniej teraz pi�kna tej scenerii nie dostrzega� Richard Peyton II, gniewnie przemierzaj�cy pracowni� mi�dzy wielkimi blokami syntetycznego marmuru, kt�ry stanowi� surowiec jego tw�rczo�ci. Olbrzymie, cudownie kolorowe bry�y sztucznej ska�y ca�kowicie dominowa�y w pracowni. W wi�kszo�ci by�y to z grubsza ociosane sze�ciany, ale niekt�re przybiera�y ju� kszta�ty zwierz�t, ludzi czy abstrakcyjnych form, jakich nie o�mieli�by si� nazwa� �aden geometra. Siedz�c niewygodnie na dziesi�ciotonowym diamencie � najwi�kszym, jaki kie-16 dykolwiek zsyntetyzowano � syn artysty rzuca� w�ciek�e spojrzenia swemu s�awnemu rodzicowi. � Nie mia�bym nic przeciwko, temu � odezwa� si� poirytowany Richard Peyton II � �eby� nic nie robi�, je�li sprawi ci to przyjemno��, o ile b�dzie to z wdzi�kiem. Niekt�rzy ludzie w tym celuj� i na og� dzi�ki nim �wiat jest ciekawszy. Ale dlaczego przysz�o ci do g�owy zosta� in�ynierem, to przekracza moje wyobra�enia. Owszem, pozwolili�my ci wybra� technik� za g��wny przedmiot, ale nigdy nie s�dzili�my, �e a� tak powa�nie si� ni� zajmiesz. Kiedy by�em w twoim wieku, pasjonowa�em si� botanik�, lecz nigdy nie zrobi�em z niej g��wnego celu �ycia. Czy to profesor Chandras Ling ci� nam�wi�? Richard Peyton III poczerwienia�. � A dlaczego nie? Znam swoje powo�anie i on si� ze mn� zgadza. Przecie� czyta�e� jego opini�. Artysta gniewnie potrz�sn�� kilkoma kartkami papieru, kt�re z o-brzydzeniem trzyma� dwoma palcami jak robaka. � Czyta�em, czyta�em � rzek� z irytacj�. � �Wykazuje niezwyk�e uzdolnienia do mechaniki � przeprowadzi� oryginalne prace badawcze w zakresie subelektroniki" i tak dalej, i tak dalej. M�j Bo�e, my�la�em, �e ju� przed wiekami ludzko�� wyros�a z tych zabawek! Czy chcesz by� mechanikiem pierwszej kategorii, kt�ry je�dzi dogl�da� kalekich robot�w? To nie zaj�cie dla mojego syna, a tym bardziej dla wnuka cz�onka Rady �wiata. � Nie mieszaj do tego dziadka � powiedzia� Richard Peyton III z rosn�c� irytacj�. � Fakt, �e jest m�em stanu, nie przeszkodzi� ci zosta� artyst�. Dlaczego wi�c chcesz, �ebym zosta� albo jednym, albo drugim? Starszy pan ze z�o�ci� nastroszy� wspania�� z�ocist� brod�. � Nie obchodzi mnie, co robisz, je�li mo�emy by� z tego dumni. Ale po co to szale�stwo na punkcie wynalazk�w? Mamy ju� wszystkie maszyny, jakie s� nam potrzebne. Roboty osi�gn�y doskona�o�� pi��set lat temu, statki kosmiczne nie zmieni�y si� przynajmniej przez taki sam okres i s�dz�, �e nasz obecny system ��czno�ci ma prawie osiemset lat. Po c� wi�c zmienia� co�, co ju� jest doskona�e? � M�wisz tak, bo si� uwzi��e�! � odpowiedzia� m�ody cz�owiek. � Zabawne, �e artysta uwa�a co� za doskona�o��! Ojcze, wstyd mi za ciebie! � Nie dziel w�osa na czworo. Doskonale wiesz, o co mi idzie. Nasi przodkowie skonstruowali maszyny dostar.c^S^oam wszystko, czego potrzeba. Niew�tpliwie niekt�re z nich rflog�yyjrtiy� � kilka procent wydajniejsze. Ale czy jest o co walczy�? C^ mo�esz wymieni� cho�by jedn� wa�n� rzecz, jakiej brakuje �wiatu? Richard Peyton III westchn��. 2�Spotkanie....
17
� Pos�uchaj, tato � rzek� cierpliwie. � Opr�cz' techniki studiowa�em histori�. Mniej wi�cej dwana�cie wiek�w temu niekt�rzy ludzie twierdzili, �e wszystko ju� wynaleziono, a by�o to pr/ed nadej�ciem ery elektryczno�ci, nie m�wi�c ju� o lotnictwie i astronautyce. Po prostu nie patrzyli dostatecznie daleko w przysz�o�� � ich umys�y trzyma�y si� korzeni tera�niejszo�ci. To samo dzieje si� dzisiaj. Od pi�ciuset lat �wiat �yje tym, co wymy�li�y m�zgi w przesz�o�ci. Jestem got�w przyzna�, �e w pewnych dziedzinach rozw�j doszed� do ko�ca, ale s� dziesi�tki innych, kt�re nawet jeszcze nie powsta�y. �wiat opanowa�a techniczna stagnacja. To nie era ciemnoty, bo niczego nie zapomnieli�my. Ale drepczemy w miejscu. We� podr�e kosmiczne. Dziewi��set lat temu dotarli�my do Plutona, a teraz gdzie jeste�my? W dalszym ci�gu na Plutonie! Kiedy si�gniemy do gwiazd? � A kto w og�le chce do nich si�ga�? Ch�opak parskn�� z irytacj� i zdenerwowany zeskoczy� z diamentowego bloku. � Te� pytanie! Tysi�c lat temu ludzie m�wili �Po co lecie� na Ksi�yc?". Tak, wiem, �e to niewiarygodne, ale wszystko jest w dawnych ksi��kach. Obecnie na Ksi�yc leci si� tylko czterdzie�ci pi�� minut i tacy ludzie, jak Harn Jansen, pracuj� na Ziemi, a mieszkaj� w Plato City. Przyjmujemy podr�e mi�dzyplanetarne za co� normalnego. Przyjdzie taki dzie�, �e b�dziemy tak samo traktowali prawdziwe podr�e kosmiczne. M�g�bym poda� dziesi�tki innych przyk�ad�w, �e co� przesta�o si� rozwija�, bo po prostu ludzie my�l� tak jak ty i zadowala ich to, co ju� rnaj�. � A dlaczeg� by nie? Peyton zatoczy� r^k� po pracowni.
� B�d� powa�ny, tato. Czy by�e� kiedykolwiek naprawd� zadowolony z tego, co zrobi�e�? Tylko zwierz�ta poprzestaj� na ma�ym. Artysta u�miechn�� si� smutno. � Mo�e i masz racj�. Ale to nie zmienia mojego zdania. W dalszym ci�gu uwa�am, �e marnujesz sobie �ycie i tak samo my�li dziadek. � Co powiedziawszy, doda� z zak�opotaniem: � W�a�ciwie przylatuje na Ziemi� specjalnie po to, �eby zobaczy� si� z tob�. Peyton jakby si� zaniepokoi�. � Pos�uchaj, ojcze, ju� ci powiedzia�em, co jny�l�^. Nie mam zamiaru tego powtarza�. Ani dziadek, ani nawet ca�a Rada �wiata nie zmieni mojej decyzji. O�wiadczenie to by�o napuszone i Peyton zastanawia� si�, czy rzeczywi�cie tak my�li. Jego ojciec ju� otwiera� usta, �eby co� powiedzie�, kiedy w pracowni zawibrowa� niski, melodyjny d�wi�k. Po sekundzie odezwa� si� mechaniczny g�os. � Pa�ski ojciec, panie Peyton. 18
Spojrza� triumfuj�co na syna.
� Aha, zapomnia�em ci powiedzie�, �e dziadek w�a�nie przyje�d�a � rzek�. � Ale ty masz zwyczaj znika�, kiedy jeste� potrzebny. Ch�opak milcza�. Popatrzy� za wychodz�cym ojcem, a potem na jego ustach pojawi� si� u�miech. Szyba z glasytu, stanowi�ca frontow� �cian� pracowni, by�a uniesiona i Peyton wyszed� na balkon. Trzy kilometry w dole biela�a w s�o�cu wielka betonowa p�yta parkingu popstrzona tu i �wdzie kroplowatymi cieniami zaparkowanych statk�w. Peyton obejrza� si� i popatrzy� w g��b pracowni. Jeszcze nikogo tam nie by�o; s�ysza� tylko dochodz�cy przez drzwi g�os ojca. Nie czeka� d�u�ej. Opar� si� d�oni� o balustrad� i skoczy� w przestrze�. P� minuty p�niej do pracowni weszli dwaj m�czy�ni i rozgl�dali si� zdziwieni. W�a�ciwy Richard Peyton � bez kolejnego numeru � by� cz�owiekiem, kt�ry wygl�da� na sze��dziesi�t lat, cho� w rzeczywisto�ci liczy� sobie trzykrotnie wi�cej. Mia� na sobie purpurow� szat�, noszon� jedynie przez dwadzie�cia os�b na Ziemi i nie wi�cej ni� sto w ca�ym Uk�adzie S�onecznym. Autorytet zdawa� si� ze� emanowa� i nawet jego s�ynny i pewny siebie syn wygl�da� przy nim na cz�owieka drobiazgowego i ma�o znacz�cego. � No wi�c, gdzie on jest? � Niech go licho! Uciek� przez okno. Przynajmniej mo�emy cho� o nim porozmawia�. Ze z�o�liw� satysfakcj� Richard Peyton II b�yskawicznie ods�oni� przegub swej r�ki z komunikatorem osobistym i wybra� o�miocyfrowy numer. Prawie natychmiast us�ysza� odpowied�. Odezwa� si� czysty, bezosobowy, mechaniczny g�os. � M�j pan �pi. Prosz� nie przeszkadza� � powtarza� w k�ko. � M�j pan �pi. Prosz� nie przeszkadza�... Richard Peyton II parskn�� z irytacj�, wy��czy� aparat i odwr�ci� si� do swego ojca. Starzec zachichota�. � No, c�, szybko my�li. Tutaj nas pobi�. Nie skontaktujemy si� z nim, dop�ki nie wy��czy automatu. A w- moim wieku nie mam oczywi�cie zamiaru go �ciga�. Przez chwil� m�czy�ni patrzyli na siebie z mieszanymi uczuciami, a potem, prawie jak na komend�, wybuchn�li �miechem.
2. Legenda o Comarre
Zanim Peyton w��czy� neutralizator, spada� jak kamie� przez dwa kilometry. P�d powietrza, chocia� utrudnia� oddychanie, napawa� go rado�ci�. Opada� z pr�dko�ci� prawie dwustu pi��dziesi�ciu kilometr�w na godzin�, ale fakt, �e �ciana ogromnego budynku b�yskawicznie ucieka�a 19 w g�r� w odleg�o�ci zaledwie kilku metr�w, pozornie zwi�ksza� t� szybko��. Delikatne szarpni�cie deceleratora przyhamowa�o go jakie� trzysta metr�w nad ziemi�. �agodnie opad� mi�dzy rz�dami statk�w zaparkowanych u st�p wie�y. Jego pojazd by� ma�ym, jednomiejscowym, w pe�ni zautomatyzowanym statkiem sportowym. A przynajmniej mia� pe�n� automatyk�, kiedy go zbudowano trzysta lat temu, lecz jego obecny w�a�ciciel dokona� w nim tylu nielegalnych modyfikacji, �e nikt inny na �wiecie nie m�g� z niego korzysta�, gdy� nie prze�y�by nawet pierwszego lotu. Odpi�� pas z neutralizatorem � zabawnym urz�dzeniem, kt�re wprawdzie by�o technicznie przestarza�e, lecz wci�� jeszcze mia�o interesuj�ce mo�liwo�ci � i wszed� do �luzy powietrznej swego statku. Po dw�ch minutach wie�e miasta pozosta�y daleko w dole, poni�ej linii horyzontu, a pod statkiem z szybko�ci� sze�ciu i p� tysi�ca kilometr�w na godzin� przemyka�y dzikie, bezludne tereny. Peyton wzi�� kurs na zach�d i prawie natychmiast znalaz� si� za oceanem. Nie musia� nic robi� � pozostawa�o mu jedynie czeka�, a� automatycznie sterowany statek sam dotrze do celu. Wyci�gn�� si� wygodnie w fotelu pilota i zag��bi� w gorzkich my�lach, pe�nych �alu nad w�asnym losem. By� bardziej poruszony, ni� chcia�by si� przyzna�. Ju� przed laty pogodzi� si� z faktem, �e rodzina nie podziela jego zainteresowa� technicznych. Ale stopniowo narastaj�cy sprzeciw, kt�ry teraz doszed� do szczytu, to co� zupe�nie nowego. W og�le nie m�g� tego zrozumie�. Po dziesi�ciu minutach lotu z oceanu wychyn�� bia�y pylon, jak wynurzaj�cy si� z fal miecz kr�la Artura, Excalibur. Osiem wiek�w temu na wyspie oddalonej od wielkich l�d�w zbudowano miasto znane na ca�ym �wiecie jako Scientia, kt�re co bardziej cyniczni mieszka�cy nazywali Wariatkowem. Przedsi�wzi�cie to wynika�o z poczucia niezale�no�ci, gdy� w owych czasach utrzymywa�y si� jeszcze �lady nacjonalizmu. Peyton wyl�dowa� na p�ycie lotniska i skierowa� si� ku najbli�szemu wej�ciu. Og�uszaj�cy szum wielkich fal, za�amuj�cych si� na odleg�ych o sto metr�w ska�ach, zawsze robi� na nim wra�enie. W wej�ciu przystan�� na chwil�, wdychaj�c przesycone sol� powietrze i obserwuj�c fruwaj�ce wok� wie�y mewy i ptaki w�drowne. U�ywa�y ju� tego skrawka l�du jako miejsca do odpoczynku, kiedy cz�owiek jeszcze niepewnie patrzy� na �wit i zastanawia� si�, czy w ten spos�b nie objawia si� jaki� b�g. Urz�d Genetyki zajmowa� setne pi�tro, blisko �rodka wie�y. Dotarcie do Miasta Nauki zaj�o Peytonowi dziesi�� minut. Prawie tyle samo trwa�y poszukiwania potrzebnego mu cz�owieka w tym ogromnym labiryncie biur i laboratori�w. 20 Alan Henson II by� w dalszym ci�gu jednym z najbli�szych przyjaci� Peytona, a cho� sko�czy� Uniwersytet Antarktyki dwa lata wcze�niej, studiowa� tam biogenetyk�, a nie przedmioty techniczne. Kiedy Peyton mia� k�opoty, a miewa� je cz�sto, zdrowy rozs�dek przyjaciela bardzo mu pomaga�. Jego obecna wizyta w Scientii by�a ca�kiem normalna, gdy� poprzedniego dnia Henson wezwa� go do siebie w jakiej� pilnej sprawie. Biolog powita� Peytona z rado�ci� i ulg�, cho� w jego zachowaniu odczuwa�o si� pewn� nerwowo��. � Ciesz� si�, �e przylecia�e�. Mam wiadomo�ci, kt�re mog� ci� zainteresowa�. Ale wygl�dasz na zmartwionego � czy�by co� si� sta�o? Peyton opowiedzia� mu wszystko, nie bez pewnej przesady. Henson milcza� przez chwil�. � A wi�c ju� zacz�li � rzek�. � Mogli�my si� tego spodziewa�! � Co masz na my�li? � spyta� zaskoczony Peyton. Biolog otworzy� szuflad� i wyj�� z niej zapiecz�towan� kopert� zawieraj�c� dwa arkusze plastykowej folii, w kt�rych wyci�to kilkaset r�wnoleg�ych szczelin o r�nej d�ugo�ci. Jeden z nich poda� przyjacielowi. � Wiesz, co to jest? � Wygl�da na czyj�� charakterystyk�.
� S�usznie. I przypadkowo dotyczy ciebie.
� Ale chyba nie wolno mi tego ogl�da�?
� Daj spok�j. Klucz jest u do�u: od oceny estetycznej do poziomu umys�owego. Na ko�cu podano tw�j iloraz inteligencji. Nie bierz sobie tego zbytnio do serca. Peyton uwa�nie studiowa� kart�. W pewnym momencie z lekka si� zaczerwieni�. � Nie mam poj�cia, sk�d to wzi��e�. � Niewa�ne � Henson pokaza� z�by w u�miechu i poda� mu drugi arkusz. � A teraz sp�jrz na t� charakterystyk�. � Po co, przecie� jest taka sama? � Niezupe�nie, cho� prawie.
� A ta jest czyja?
Henson wyci�gn�� si� w fotelu.
� Ta charakterystyka, Dick � powoli cedzi� s�owa � dotyczy twojego praprzodka, dwadzie�cia dwa pokolenia wstecz w g��wnej linii m�skiej, wielkiego Rolfa Thordarsena. Peyton podskoczy� jak rakieta. � Cooo?!
� Nie wydzieraj si� tak tutaj. Gdyby kto� wszed�, wspominamy stare, studenckie czasy. � Ale... Thordarsen! � Je�li odpowiednio cofn�� si� w czasie, ka�dy znajdzie w swojej 21 rodzinie jakiego� wybitnego przodka. Ale do rzeczy. Teraz ju� wiesz, dlaczego tw�j dziadek tak bardzo boi si� o ciebie. � Zbyt d�ugo z tym czeka�. Studia ju� praktycznie sko�czy�em. � To, �e si� o tym dowiedzia�e�, zawdzi�czasz tylko nam. Zwykle nasze analizy nie przekraczaj� dziesi�ciu pokole�, a w szczeg�lnych przypadkach � dwudziestu. To straszna robota. W Bibliotece Genealogicznej s� setki milion�w takich kart, dla wszystkich m�czyzn i kobiet od XXIII wieku. T� zbie�no�� charakterystyk wykryto ca�kiem przypadkowo oko�o miesi�ca temu. � W�a�nie wtedy zacz�y si� moje k�opoty. Ale dalej tego wszystkiego nie rozumiem. � Powiedz mi, Dick, co ty w�a�ciwie wiesz o swoim s�ynnym przodku? � S�dz�, �e nie wi�cej ni� inni. Z ca�� pewno�ci� nie wiem, jak i dlaczego znikn��, je�li to masz na my�li. Czy nie odlecia� poza Ziemi�? � Nie. Odszed� wprawdzie z tego �wiata, ale nigdy nie opu�ci� Ziemi. Niewiele os�b o tym wie, Dick, ale to w�a�nie Rolf Thordarsen by� tym cz�owiekiem, kt�ry zbudowa� Comarre. Comarre! Peyton wyszepta� to s�owo p�otwartymi ustami, delektuj�c si� jego znaczeniem i osobliwym brzmieniem. Jednak istnia�o! A niekt�rzy temu przeczyli. � Nie przypuszczam, by� zbyt du�o wiedzia� o Dekadentach � m�wi� dalej Henson. � Ksi��ki historyczne redagowano raczej ostro�nie. Ale ca�a ta historia wi��e si� z wydarzeniami z ko�ca II Ery Elektroniki... Trzydzie�ci dwa tysi�ce kilometr�w od Ziemi sztuczny ksi�yc, kt�ry by� siedzib� Rady �wiata, kr��y� po swej wiecznej orbicie. Dach sali obrad wykonano z jednej p�yty krystalitu bez najmniejszej skazy � kiedy trwa�a sesja Rady, wydawa�o si�, �e mi�dzy zebranymi jej cz�onkami a olbrzymim globem obracaj�cym si� w oddali nie by�o nic. Fakt ten mia� g��boko symboliczne znaczenie � w takiej scenerii nie by�o miejsca dla w�skich, lokalnych pogl�d�w. Jak w �adnym innym miejscu, umys�y ludzkie mog�y tu z pewno�ci� stworzy� wielkie dzie�a. Richard Peyton Starszy sp�dzi� tu wi�kszo�� swego �ycia kieruj�c losami Ziemi. Od pi�ciuset lat ludzko�� zaznawa�a pokoju i nie brakowa�o jej niczego, co tylko sztuka i nauka potrafi�y zapewni�. Ludzie rz�dz�cy planet� mogli by� dumni ze swej pracy. Jednak leciwy m�� stanu by� niespokojny. By� mo�e nadchodz�ce zmiany rzuca�y przed sob� jaki� cie�. A mo�e pod�wiadomie odczuwa�, �e zbli�a si� koniec pi��setletniego okresu spokoju? W��czy� maszyn� pisz�c� i zacz�� dyktowa�. 22
Peyton wiedzia�, �e Pierwsza Era Elektroniki rozpocz�a si� w roku 1908, przesz�o jedena�cie wiek�w temu, wraz z wynalezieniem triody przez De Foresta. W tym samym, legendarnym ju� stuleciu, kt�re by�o �wiadkiem powstania Pa�stwa Og�lno�wiatowego, samolotu, statku kosmicznego i pocz�tk�w wykorzystania energii atomowej, wynaleziono wszystkie urz�dzenia katodowe, jakie umo�liwi�y rozw�j obecnej cywilizacji. Druga Era Elektroniki nadesz�a pi��set lat p�niej. Zapocz�tkowali j� nie fizycy, lecz lekarze i psychologowie. Przez blisko pi�� wiek�w rejestrowali pr�dy elektryczne przep�ywaj�ce przez m�zg podczas procesu my�lenia, Analiza tych pr�d�w by�a przera�liwie skomplikowana, ale dokor ano jej po wiekach mozo�u ca�ych pokole�. W�wczas stan�a otworem droga do pierwszych maszyn odczytuj�cych ludzkie my�li. Lecz by� to zaledwie pocz�tek. Kiedy cz�owiek odkry� mechanizm dzia�ania w�asnego m�zgu, m�g� posun�� si� dalej. Potrafi� ju� zbudowa� podobne mu urz�dzenia za pomoc� tranzystor�w i sieci obwod�w, zast�puj�cych �ywe kom�rki. Pod koniec dwudziestego pi�tego stulecia zbudowano pierwsze maszyny my�l�ce. By�y bardzo toporne: jednemu centymetrowi sze�ciennemu ludzkiego m�zgu odpowiada�y urz�dzenia zajmuj�ce sto metr�w powierzchni. Ale kiedy ju� zrobiono pierwszy krok, nie up�yn�o zbyt wiele czasu i udoskonalony m�zg mechaniczny znalaz� si� w powszechnym u�yciu. M�g� wykonywa� operacje my�lowe tylko na ni�szym poziomie i brakowa�o mu takich ludzkich cech, jak inicjatywa, intuicja czy uczucia. Jednak�e w okre�lonych, prawie niezmiennych warunkach, kiedy ograniczenia te nie stanowi�y powa�nej przeszkody, zast�powa� cz�owieka. Powstanie m�zg�w metalowych wywo�a�o jeden z najwi�kszych kryzys�w ludzkiej cywilizacji. Chocia� w dalszym ci�gu sprawami kierowania pa�stwem i spo�ecze�stwem zajmowali si� ludzie, ca�� ogromn� prac� administracyjn� przej�y roboty. Cz�owiek w ko�cu osi�gn�� swobod�. Nie musia� ju� �ama� sobie g�owy nad uk�adaniem skomplikowanych harmonogram�w transportu, planowaniem produkcji czy sporz�dzaniem bud�et�w. Maszyny, kt�re przed wiekami przej�y wszystkie prace fizyczne, teraz po raz drugi powa�nie przys�u�y�y si� ludzko�ci. Mia�o to ogromny wp�yw ria sprawy ludzi, a ci zareagowali na now� sytuacj� dwojako. Jedni wykorzystywali zwi�kszon� swobod� na szlachetne cele i zaj�li si� d��eniem do tego, co zawsze frapowa�o najwi�ksze umys�y: do idea��w pi�kna i prawdy, kt�re pozostawa�y tak samo niedo�cignione, jak za czas�w budowy Akropolu. Byli te� i tacy, kt�rzy my�leli inaczej. M�wili, �e w ko�cu na zawsze przyszed� kres kl�twy rzuconej na Adama. Teraz mo�na budowa� miasta, w kt�rych maszyny zaspokoj� ka�d� nasz� potrzeb�, gdy tylko o niej 23 pomy�limy; a nawet wcze�niej, poniewa� analizatory m�zgu mog� odczyta� najg��bsze pragnienia powstaj�ce w pod�wiadomo�ci. Celem ca�ego �ycia jest przyjemno�� i d��enie do szcz�cia. Cz�owiek zas�u�y� sobie na prawo do tego. Przejad�y si� nam nieustanne zmagania o zdobywanie wiedzy i mamy do�� �lepego pragnienia dotarcia do gwiazd. By�o to odwieczne marzenie Lotofag