3692
Szczegóły |
Tytuł |
3692 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3692 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3692 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3692 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ZBIGNIEW �AKIEWICZ
WILIO,
W G��BOKO�CIACH
MORZA
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
�...Wilija gardzi doliny kwiatami,
Bo szuka Niemna, swego oblubie�ca,
Litwince nudno mi�dzy Litwinami,
Bo ukocha�a cudzego m�odzie�ca.
Niemen w gwa�towne pochwyci ramiona,
Niesie na ska�y i dzikie przestworza,
Tuli kochank� do zimnego �ona,
I gin� razem w g��boko�ciach morza...�
Adam Mickiewicz
5
W KNIAZIOWSKICH
DRAJACH
6
Wilcze jary
Wilcze jary ci�gn� si� w d�, g��binne i na szeroko�� wiosennego rozlewiska, poros�e
ostr�yn�, malin� i srebrnolistnym pio�unem. Kto si� w wilczych jarach kryje, rzecz wiadoma:
ka�dy, komu zagra�a i �mier� w �lepia zagl�da, czy to zwierz b�dzie, czy cz�ek ze zwierzem
zr�wnany.
Jarami toczy�y si� wody przedpotopowe i polodowcowe, wys�a�y one koryto �wirem, glin�
i nasieniem skamienia�ym. A� oto powt�rnie od�y� wiek kamienny i z kamiennego nasienia
zacz�o promieniowa� pradawnym, lecz przypomnianym. I wyzwoli�y si� u�pione moce �
tyranozaury i pterozaury od�y�y, po raz wt�ry, a wi�c w przeinaczeniu i w przedrze�nianiu.
Po Okolicy, po wioskach i chutorach, po osadach i miasteczkach: Mo�odecznach, Wilejkach,
Smorgoniach, �oskach, Krewach, Wo�o�ynach i Oszmianach rozpe�z�o si� i rozlecia�o
ta�atajstwo z czas�w nieludzkich. I wsz�dzie zapanowa�a trwoga, bo pomiot z kamienia wy�upany
przeinacza� si� i przeistacza� na wszelkie sposoby, m�drzejszy o miliony lat letargicznych.
I �eby by� poza wszelkim podejrzeniem, zwierz �w upodabnia� si�, do kogo chcia� i jak
chcia� � i niestraszna mu by�a ni mro�na zima, ni �ywy ogie�, ani beztlenowe oddychanie. �y�
on bowiem nienawi�ci� do wszystkiego, co trwa�o przez miliony wschod�w s�o�ca w ciep�okrwistym
utuleniu, w mi�owaniu i g�askaniu, gdy gadom wystarcza� dym, proch i dynamit.
Ludzie i zwierz wszelaki kryli si� po Wilczych Jarach, okrywani p�aszczem leszczyny,
wierzbiny i ostrej ostr�yny; �wiadomi tego, �e gdy si� strzela, to kule lec� torem prawie p�askim
lub parabolicznym (gorsza sprawa z bombami i z pociskiem z mo�dzierza). Lecz i tam
do�ciga� ich zwierz ery kamiennej. I kamienieli nie�wiadomi, �e umieraj�, niepewni swojej
�mierci, przepoczwarzaj�c si� w spos�b przera�aj�cy.
A ci, co ocaleli, do ko�ca dni swoich czuj� w prze�yku pestk�, kt�rej ani prze�kn��, ani
skruszy� si� nie da. I pozostali pami�tliwi i napi�tnowani tamtym czasem, ale te� o�lepi�a ich
gwa�towno�� �ycia, przenikn�y moce kosmiczne i Wilcze Jary zda�y si� by� steck�1 wiod�c�
w mnogo�� i bezmiar Wszech�wiat�w.
*
* *
A z jaszczurami tak si� rzecz mia�a. By�o to jeszcze do wojny, gdy dziedzic na Drajach
wpu�ci� narybek karpia z�ocistego, rzecz nader poku�n� na st� wigilijny, w czas Wielkiego
Postu za� pokrzepienie nadw�tlonych si�, bo ryba cho� cielista, mi�sem przecie� nie jest. Ale
karp gin��, jakby go jaki� szczuro�ap �ci�ga� rzeczk� w stron� Siniek, Daubuciszek � do staw�w
Koz�owskiej, wdowy po carskim generale.
Zbudowano wi�c przegrod� z �oziny. C� z tego, kiedy dziur� w niej wygryza�o na szeroko��
ch�opskiej piersi. Za�o�ono metalow� krat� i siatk� drucian�, ale j� r�wnie� �ama�o, a
karp, przecie� ryba leniwa, znika�, jakby przeistoczywszy si� w w�gorza lub myd�ka � �liskiego
piskorza. Wreszcie starszy pan postawi� do pilnowania okulawionego parobka od oporz�dzania
stajni � Lawona Cichego, przezwanego Kaczarh�, bo zagarnia� nog� jak baba w
piecu koczerg�2.
Pewnej ksi�ycowej nocy Kaczarh�3 ujrza� na �rodku stawu co�, co mu przypomina�o berwiono,
kostropate jak pie� starego d�bu lub wiekowej sosny. I kiedy z nicnierobienia cisn��
kamykiem w pie�, ten o�y� i poszed� pod pr�d, zostawiaj�c za sob� srebrzysty wachlarzyk.
1 Stecka � �cie�ka
2 Koczerga � o��g, pogrzebacz
3 Znakiem ��� zaznaczono g�osk� lub sylab� akcentowan�.
7
Kaczarh� da� nog�, ale zawadzi� kulasem o desk�, przewr�ci� si� jak by� d�ugi i le�a� bez
pami�ci. A kiedy si� ockn��, co� nad nim sta�o �mierdz�c tym gazem, kt�ry szed� od ruskich
so�dat�w zagazowanych pod Smorgoniami w pi�tnastym roku. I przypomnia�o si� mu, co
starsi ludzie m�wili, �e du�o w tamten czas nieboszczyk�w sp�yn�o wezbran� Draj� do Wilii.
I omdla� po raz drugi.
Od tej pory pocz�wszy, Kaczarh� za �adne skarby nie godzi� si� str�owa�, a parobcy z
czworak�w zacz�li sobie przypomina� r�ne sprawki: jak to �ci�ganie babskich koszul i
sp�dnic z p�otu, zadeptane p��tno roz�o�one do bielenia nad wod�, bulgoty i gazy ze stawu
bij�ce, jakby kto g�ste zacierki jad�.
Pan na Drajach gadki te bra� za dow�d opilstwa i ciemnoty ludu bia�oruskiego. Do czasu
jednak. Pewnego razu, miast starym zwyczajem za�atwia� si� ko�o klombu, wok� kt�rego
zakr�ca�y bryczki podje�d�aj�c pod ganek, dziedzic zaw�drowa� nad staw, bo ksi�yc by� w
pe�ni. A gdy kucn�wszy ul�y� sobie, w tym czasie co� wylaz�o ze stawu, chlasn�o jakby glaspapierem
po zadku i usz�o w wod� z cichym chlupotem.
Knia� tatarski, nami�tny po�eracz ksi��ek, akurat czyta� rzecz niejakiego Bu�hakowa o inwazji
o�ywionych si�� ludzkiej wiedzy jaszczur�w. I chocia� rzecz by�a fantastyczna i zgo�a
nieprawdopodobna, to starszy pan poczu� si� dotkni�ty pazurem gadziego barbarzy�stwa.
I nie wiedzia� dobrze, co by�o silniejsze, czy wizja bolszewickiego pisarza, czy doznanie
szklistej i ostrej szorstko�ci. Lecz w czasach, do kt�rych dane mu by�o do�y�, wszystko stawa�o
si� mo�liwe, uwierzy� wi�c w ch�opskie przywidzenie.
Post�j na rozstajach
Krewejko nastroszy� krzaczaste brwi, koniec oblodzonego w�sa przygryza, a jego siwe
oczy z wielk� surowo�ci� patrz� w ko�ski zad. Piszcz� p�ozy, sanie chyl� si� to w lewo, to w
prawo. Nad nami wielkie g�ry �niegu si� pi�trz�. Na tym �niegu pancerz twardy, cienkim
szkliwem pokryty. Po �niegu biegaj� ma�e ptaszki, �cirli, cirli, �wir, �wir!� � piszcz� cienko i
cierpko. Wy�ej niebo wielkie i siwe jak burka furma�ska, a pod tym niebem kr��� gawrony i
szarobokie wrony.
W �wie�ym powietrzu o�y� zapach ko�ucha i jak ocet wkr�ca si� w nozdrza ko�ski pot.
Krewejko wyci�ga kapciuch i �cisn�wszy kolanami lejce, skr�ca kozi ro�ek. Potem d�ugo
potrzaskuje zapalniczk� z ��tej gilzy zrobion�. Skacz� srebrne iskry, a� wreszcie bucha p�omyczek
i do zapachu podr�y do��cza si� smr�d z�ej machorki.
Ra�no dzwoni� ba�abony4: kto� jedzie naprzeciw i trzeba drog� da�. O ma�o co Krewejko z
sa� si� nie zwali�, a ja razem z nim.
� Taka twoja ma�! � gniewa si� Krewejko. � Wiedzia�, kiedy jecha�! Mija nas baba, kra�na
jak pisanka, w ��tym p�ko�uszku. Siedzi za furmana, a z ty�u, p�le��c, ch�op rozwalony za
pana.
� Niech b�dzie pochwalony � m�wi Krewejko, baranicy si� dotkn�wszy, ale czapy nie
�ci�ga: baba cho�by furmanem by�a, zawsze bab� pozostanie.
� Na wieki wiek�w � odpowiada krasnolica, b�yskaj�c z�bami i rzucaj�c zuchwa�ym
okiem.
Ch�op jej podnosi si� na �okciach i patrzy na nas w t�pym zdumieniu. A kiedy sanie wmo�ci�y
si� w wy�lizgane koleiny i odjecha�y nieco, wo�a schrypni�tym barytonem:
4 Ba�abon � dzwoneczek
8
� Patrzajcie, co by wam sraki nie zer�n�li... Tam policaje so!
� Tfu! � spluwa Krewejko. � Babski chwost! Policjanty! Takie tam i policjanty: w �apciach
i dziegciem �mierdzo!
Ale wida�, �e Krewejko powa�nie si� zafrasowa�: nietutejszy ja i akurat w takim wieku, �e
policajom musz� w oko wpa��.
� Ty lepiej nic nie m�w � poucza, skr�ta z g�by nie wypuszczaj�c. � Ja za ciebie b�de
m�wi�. Do dochtora jedziem, ot i wszystko.
Milczymy czas pewien. Zahorze nie darmo zwie si� Zahorzem. �ci�ni�te jest z dw�ch
stron wysoczyzn�, przykucn�o przy ziemi, zakopa�o si� w �niegu, �e chat� trudno od zaspy
�nie�nej odr�ni�. Tylko dymek siny i zapach czadu drzewnego i gnoju uprzedzaj�, �e do
wioski si� zbli�amy. Za horami, za lasami le�y Zahorze, cho� Abaczowszczyzna, kt�r� Krewejko
obrabia, jeszcze bardziej zagubiona jest w�r�d g�r i pag�rk�w, las�w i jar�w.
� Starszy pan si� uciesz�, �e ty zechcia� do nich przyjecha�... Co tam Abaczowszczyzna:
niby folwark, a po prawdzie chutorek drennie�kij5... � jakby usprawiedliwia si� Krewejko.
� Mnie tam wszystko jedno � m�wi� i widz�, jak od chaty idzie dw�ch w ko�uchach, z
patykami karabink�w nad ramieniem.
� Dziwaczysz si� ty, nic wi�cej. �y� jeszcze sia nie nauczy� � zrz�dzi Krewejko.
Patrz� w niebo, kt�re przeciera si� gdzieniegdzie i sp�owia�� niebiesko�ci� prze�wieca. Jestem
samym okiem, uchem i my�leniem, ale nie czynem i nie sprawcz� wol�. Wci�� si� dziwacz�
i ani rusz by� mi niedziwakiem. A kiedy si� prostaczkiem nie jest, jak sprosta� tym
czasom, prostym a� do obna�enia tego, co jest rdzeniem �ycia? Bowiem prostactwo tych czas�w
i tych okolic, osobliwych i jedynych, jakby po raz pierwszy stworzonych, zab�jcze jest
dla takich jak ja. Czuj� to doskonale, ale przecie� co� jest jeszcze we mnie ponad to wszystko.
Bo w ko�cu jestem nieodrodnym dzieci�ciem tej krainy anachronicznej, trwaj�cej w zgodzie
nie z czasem, a jedynie z sob�, ze swym ciemnym przeznaczeniem, cierpkim losem i ze swoj�
niepoj�t� natur�. O tak, jestem �nietutejszy� i jak najbardziej �tutejszy�.
� My tutejsze � m�wi Krewejko do dw�ch z karabinami. � Do dochtora jedziem. On
chwore�ki...
Policaje grzebi� w s�omie. G�by dobrotliwe, pucu�owate, oczy jak u wszystkich � niebie�ciutkie.
Rozparzy�o ich gor�co w izbie: czapki na ty� g�owy zsuni�te i wygl�daj� na junak�w
z wieczorynki wracaj�cych.
� Papiery macie? � pyta jeden.
� Papiery? Tyle, �eby machork� skr�ci� � chytrzy Krewejko. � Sk�d my, proste ludzie, b�dziemy
mieli papiery?
� Adkul6 jedziecie?
� Z Abaczowszczyzny, zaraz za �oszanami, ze trzy skoki zaj�ca, z chutor�w znaczy sia. A
ja jakby was sk�dsik znam � zaczyna z innej beczki Krewejko. � Nie Kowzana wy syn?
� Ten i sam bende.
� Ot i dogadali sia! Dobre ludzie zawsze sia dogadajo! � cieszy si� Krewejko.
� �yd�w �adnych po drodze nie widzieli?! � pyta Kowzaniuk.
� Uchowaj Panie Bo�e!
� Patrzajcie, uciek�o ich paru z maj�tk�w. �andarm�w zabili. Bro� maj�, �eby was z ko�uch�w
nie obedrali � przestrzega z powag� Kowzaniuk.
� Pojecha�! � krzyczy unosz�c r�k�.
Krewejkowa koby�a p�oszy si� lekko i k�usem rusza przed siebie.
5 Drennienkij, drenny � lichy
6 Adkul � sk�d?
9
� Czy czasem komendantem waszym nie jest Dowgia��o z Kopanego B�ota? � na odjezdne
upewnia si� Krewejko.
� On sam! � zgodnie odpowiadaj� ko�uchy, �piesznie tupcz�c do ciep�ej izby.
� Tfu! � spluwa Krewejko. � Policjanty sia znale�li! Szczuny zasmarkane. A Dowgia��o ze
szlachty jest. Co� musi w tym by�, kiedy on za komendanta si� zgodzi�. Czasy ci�kie na ludzi
przyjdo, takie same jak dla �yd�w. Znak od Boga jest dany � mruczy Krewejko. � Od
p�nocy wielka zorza wstawa�a sia na p� nieba. I takimi s�upami chodzi�a, jakby j� kto biczem
chlasta�.
Wyjechali�my z Zahorza na otwarte przestrzenie. Wiatr zacz�� chodzi� po polach, czystych,
wymiecionych. Cukier �nie�ny przesypuje z miejsca na miejsce, zaspy bia�ym dymkiem
si� kopc�. Na krzaku ostr�yny, os�oni�tym od wiatru, siedzi stadko kra�nych gil�w. Wiatr
wzmaga si�, gile nastroszy�y swe krwawe pi�rka, a od lasu p�dzi Ahaswer � �yd wieczny
tu�acz. Ca�y z�achmaniony, broda siwa a� do pasa si�ga, na g�owie ma siw� baranic�, a r�ce
mu chodz� jak wiatraczne skrzyd�a. Oczy ma nie widz�ce, nie w dal, lecz w siebie wpatrzone.
� Biedny to nar�d � �ydy, przez Boga wybrany i przez Boga wykl�ty. Bo kogo B�g dotknie,
temu nie ma �ycia � �egna si� Krewejko i koniuszkiem bata zacina koby�k�. � M�wio,
�e po wojnie b�do �ydy g�owami naszymi drogi mo�ci� i brukowa�! � przekrzykuje wiatr
Krewejko. � A ci kt�ry z nich prze�yje?
Boj�cy si� jest lud tutejszy i ostro�ny jak ma�o kt�ry. �yda �aden nie tknie, ale te� i r�ki
mu nie poda. Siedzi po swoich chatach z drewna, s�omy i gliny, jakby wyros�ych wprost z tej
siermi�nej i bujnej ziemi, i patrzy spod strzechy na �wiat bo�y: �Co te� tam nowego wymy�lili?
Jak by�, jak �y�, �eby prze�y�?�.
� Chiba zajedziem do Karaban�w. Nogi skostnieli, �eb ich licho! Nu, pasz�a! � ra�no pokrzykuje
Krewejko i wali r�kawicami o kolano, �eby pokaza�, �e r�ce, i te ma nie swoje.
Karabany siedz� na rozstajach, niedaleko skrzy�owania dr�g. Domek ich niedu�y, ale pojemny:
kiedy� sklepik tam by�, a za sklepikiem wyszynk dla pomniejszych dziedzic�w i powa�niejszych
gospodarzy. Karabany ziemi prawie nie maj�, ale dzi� samogon pewniejszy jest
od pieni�dzy. Podobnie jak pud �yta, po�e� s�oniny i wi�zka machorki-samosiejki.
� Patrzaj ty, �eby kt�rej� Karabanisie w oko nie wpad�! �ywy nie wyjdziesz! � chichoce
Krewejko. � Wszystko to panienki jeszcze. Brat te� kawaler. Ojca i matk� pochowali i teraz
na gospodarce siedz�: psami oraj�, kozy doj� i kota za gospodarza maj�. Tfu, zgi� ty, przepadnij!
� swoim zwyczajem spluwa Krewejko.
I pod ganek domu akuratnie oszalowanego, krytego gontem, z fasonem zaje�d�a strzelaj�c
par� razy z bata. Koby�k� okrywa derk� i pod pysk jej podrzuca s�omy owsianej.
� Zagrzejem si�, co my nie ludzie? � dodaje sobie otuchy Krewejko i z rozmachem otwiera
drzwi.
Siedzimy za sto�em, kt�ry w k�cie, pod �wi�tymi obrazami ustawiono. Butelka z ��tawym
samogonem ju� na stole kr�luje, obok bochen ciemnego chleba, a na p�ycie skwarki na jajecznic�
si� skwarz�.
� My�l�, �e krzywdy nie b�dzie. Przywi�z� ja wam siemia lnianego. Siemie czyste jak
z�oto � m�wi Krewejko zdradzaj�c, �e od samego pocz�tku mia� w planie post�j na rozstajach.
Karabanicha � ma�a, przysadzista, twarz w puckach, nos kartoflany, oczka okr�g�e i ciemne
jak dwa za�niedzia�e pieni��ki, rozprasza Krewejkowe obiekcje.
Druga siostra, wy�sza, czarna jak Cyganka, o oczach cierpi�cych i niespokojnych, przy
piecu stoi. Czuj� na sobie jej spojrzenie dotkliwe i czujne: takim wzrokiem patrz� kobiety
nawiedzone, prorokinie tej ziemi, kt�re w histerycznym napadzie wykrzykuj� prawdy tajemne.
I te najci�sze, zdradzaj�ce sprawy p�ci i duszy, kt�ra brzydzi si� tym siedliskiem nami�tno�ci,
jakim jest cia�o. Ale nie by� duszy bez cia�a, wi�c dusza si� m�czy i cia�o jest zmaltre-
10
towane t� wieczn� niezgod�. Wielk� gr� tocz� kobiety nawiedzone � wszak wszystko jest tu z
ducha, ale te� z krwi, z �y�, z hormon�w, i ca�a ta kraina cierpi w spazmach, oplatana dzikim
�yciem.
Cyganicha wywala do michy jajecznic�, stawia dwie szklanki i nalewa po po��wce. Krewejko
�ci�ga brwi w dwa siwe je�yki i wida� zamierza udzieli� pouczenia, �e gimnazjalistom
pi� nie uchodzi, ale ta bierze szklank� i przepija do Krewejki.
A ja patrz� w te oczy ob��kane i widz�, �e nie s� one czarne, ale jak studnia: im g��biej si�
w nie spojrzy, tym wi�cej w nich mroku.
� On gimnazista jest. M�zg jemu od samogonki rozmi�kn�� mo�e, albo, nie daj Bo�e, kurze
oczki dosta� � zrz�dzi Krewejko po drugim nalaniu, kiedy i na mnie przysz�a kolej.
� Jaki on gimnazista, kiedy gimnazj�w ju� dawno nie ma � przytomnie zauwa�a puckowata.
� I jak dobrego bysia so�oduch�7 czy kwasem chlebowym poi�? Czysty by�by to grzech.
Jak oczy mnie nie myl�, b�dzie to jaki� wasz krewniak?
� Prendzej powinowaci my sobie przychodzim sia, albo wcale... � chytrzy Krewejko. �
Dosy�, �e z naszych stron on sia wywodzi. Swojak i tutejszy!
� Wszyscy my swojaki albo krewniaki � i te z Okolicy, i te z folwark�w, i te z maj�tk�w �
nie bez dumy o�wiadcza Karabanicha.
� Tak my i jedziem do maj�tku! � cieszy si� Krewejko, widz�c, �e tym razem nalano mu
ca�� szklaneczk�, a w drugiej tylko dno zabarwiono ��cizn�. � Do Draj�w jedziem, znaczy
sia.
S� Draje Antuszewicza, Draje Koz�owskiego i wreszcie Draje Tatarskie, wi�c Cyganicha z
cicha p�k pyta:
� A do kt�rych to Draj�w? Ci do tych, co nic nie zjedz�, a gadaj�, �e maj�, ci do tych, co
mniej zjedz�, a wi�cej wysraj�?
� A �eb ciebie! Ty chiba szaleju sia najad�a! � wali Krewejko rado�nie ku�akiem po stole.
� Wiadomo, �e do Tatarskich. Tatarczuk on jakby trocha od strony matki. Kiedy� oni wszyscy
Tatarami byli, a dzi� nic � miast koniny najlepsze kumpiaki8 �r�, jedna �ona majo, cho� jak
on pan, to mo�e wprz�dy i pi�� �on mie�. Kto ich tam dojdzie. Szlachta � to i w wielkim powa�aniu
jest, cho� czasami co� nadto dzika. Przecie on starego Dowgia��y � Ahanouskaho9
wnukiem jest.
Karabanicha bez s�owa wyci�ga spod pieca drug� butelk�, nie patrz�c na to, �e siemienia
by�o na po��wk� z zak�sk�. Rozlewa samogon: mnie p� szklanki i sobie te�.
� Tak ja m�wi�, �e jemu pi� nie uchodzi � oponuje Krewejko, ale przywi�d�y jest w sobie.
Wola tego, co stawia, i do tego kobiet� jest. Niechby nawet Karabanich�.
� Co� tam nieweso�o w tych Drajach � m�wi puckowata, szerokim gestem otar�szy wargi.
� Straszy tam co�... Do tego ryb� z�era: chcieli�my na wigili� � i nie by�o.
� Co mia�oby straszy�? Bolszewik! granatami wyg�uszyli w trzydziestym dziewi�tym, ot i
wszystko � m�wi Krewejko, patrz�c gdzie� w sufit. � A potem mu�yczj�10 z Siwicy wy�apa�o.
Grabili przecie�, co si� da�o. Rybie, i tej nie przepu�cili.
� M�wi� ludzie, �e jaka� gadzina w stawie siedzi. Spu�cili staw: ni czarta. Polaz�a w krzaki,
w ajery i tataraki, czy co? � frasuje si� Karabanicha.
� At, przestaliby jerund� jerundzi�!11 � oburza si� Krewejko. � Wiadomo, jakie czasy nastali:
gdzie nie spojrzysz, strasznowato. I gada �adnego nie trzeba...
7 So�oducha � rodzaj napoju wyrabianego z zakwasu chlebowego
8 Kumpiak � szynka wieprzowa
9 Znakiem �u� zaznaczono tzw. �u� d�ugie, wymawiane jak polskie ���
10 Mu�yczj�, mu�yk � ch�opstwo, ch�op
11 Jerund� jerundzi� � opowiada� bzdury, brednie
11
Cyganicha przysiada si� do sto�u. Nalewa sobie sama. Cedzi ze szklaneczki, jak to robi�y
przyzwoite panienki na filmach z Bodo czy z Dymsz�. Usta ma w�skie, niespokojne, spieczone
przez gor�co wewn�trzne.
� Nie my�l, �e jestem taka sobie. Ja te� do gimnazj�w chodzi�am. �acin� znam. I dziewica
ja jestem! � bucha gor�cem prosto w moj� twarz.
� Jad�ka, wstydu nie masz! � strofuje siostra. Cyganicha wstaje. Wynios�a jest jak pos�g,
oczy ma pi�kne: pa�aj�ce i dzikie jak u ptaka, kt�rego do klatki wtr�cono.
� Powiesz, �e nie jestem dziewic�! Dziewic� jestem, wiedzcie o tym wszyscy!
� A jak�e�, panna ty i dziewica! � potakuje Karabanicha z wielk� �arliwo�ci�. � Jad�ka
dziewic� jest, nie da si� zaprzeczy�. �lubowa�a ona Bogu by� dziewic�, pakul12 narzeczony
na bia�ym koniu nie wr�ci!
� A czemu� jej nie by� panienko? � r�wnie szczerze dziwi si� Krewejko. � Ca�a okolica
wie, �e Jadziunia panienko si� zosta�a. A jak wojna sia sko�czy, tak zrobimy wesele, jakiego
�wiat nie widzia�. A teraz wypijem my na ta konta! � nie wytrzymuje Krewejko i sam sobie
nalewa, pe�en �yczliwo�ci wobec �wiata, a szczeg�lnie wobec Jadziuni.
Ta pi�kna jest i wznios�a, niedost�pna i podnios�a. Ko�ysz�c biodrami jak �ab�dzica, kt�r�
zmuszono na ziemi� wst�pi�, oddala si� w k�t najciemniejszy.
Krewejko, przy udziale Karabanichy, szybko za�atwia si� z butelk� i wylewnie si� po�egnawszy,
wychodzi na dw�r.
� A�eby ich cholera wzi�a! A�eby ich korszun13 rozedar�!... � zrz�dzi usadawiaj�c si� w
saniach. � I nie wiedzie� nam, co by�o robi�: ci �mia� sia, ci p�aka�? Ot �ycie ty, �ycie...
Jedziemy czas pewien. Widz� przecieraj�ce si� krajobrazy Draj�w, w nizinnym uni�eniu
le��ce. S� niby znajome, ale inne. Tamto, co by�o w nich sprzed wojny, zawali�o si� i spopieli�o.
I inny zapach jest w powietrzu: gro�ny, wyuzdany, metaliczny i psi zarazem. Gdzie� od
p�nocy, spod Zalesia, k�dy prowadzi stary trakt, dudni, jakby letnia burza si� tam turla�a.
D�wi�k to nowy, ale ju� zwyczajny, i w tym te� jest co� nieprzyzwoitego.
� Jado i jado na wsch�d. Sk�d tyle �elaza na �wiecie. A i ludzi! Chiba ca�a Jewropa na Ruskich
idzie. Napatrzymy sia my jeszcze niejednego, napatrzymy, m�wia ja tobie... � wzdycha
Krewejko.
� Jad�kin narzeczony na wojnie zgin��? � pytam.
� Mo�e i zgin��, a mo�e gdzie na drodze z Mi�ska Ruskie jego zat�ukli. Kto jego wie. A
widzia� ty, jak ona na ciebie patrza�a? Mo�e ona i wied�ma z tego wszystkiego zrobi�a sia.
Wiadomo, jak to baba, kiedy jej zanadto pod sp�dnic� parzy.
Pomilczawszy chwilk�, Krewejko dodaje:
� Co� tak wygl�da, �e ty Jadziuni w oko wpad�szy. Trzymaj si�, Maaru�ka! � pokrzykuje
dziarsko i zacina koby�k� po sko�tunionych k��bach, bo nie by�o kiedy konika wyzgrzebli�.
Karmiciele po�ar�w
Drewniany dworek, pracowicie oszalowany, z oszklonym ganeczkiem, wychyla si� spoza
o�nie�onych drzew i krzak�w, jakby z poczt�wki �egnaj�cej wiek dziewi�tnasty albo wyj�ty z
kresowych zdj�� Bu�haka. Zbytnio on jest swojski, aby by� prawdziwym dworkiem, co� ma
nie doko�czonego albo przesadnego, jak wszystko chc�ce by� przedwojniem. Znowu� zabu-
12 Pakul � dok�d, a�
13 Korszun � jastrz�b
12
dowania gospodarcze, otaczaj�ce wielki majdan ze studni� i korytem do wodopoju, rysuj� si�
solidnie i trwale na tle �nieg�w jarz�cych si� blaskiem przedwieczornym � karminowych,
sinych w zag��bieniach i do�kach, bo wiatr przedmucha� i przeniza� ca�� okolic� na nocne
rozja�nienia i t�gi mr�z.
Zaje�d�amy przed ganek. Nikt nam na spotkanie nie wychodzi i pies �aden nie szczeknie,
bo psy wszystkie wybito albo posz�y do wiosek, aby �y� na sw� psi� �ap�. Krewejko, uwi�zawszy
koby�k� do k�ka przy ganku, tupie po schodkach skrzypi�cych mrozem i odchrz�kn�wszy
ra�no, sam sobie drzwi otwiera. A widz�c moje znieruchomienie, weso�kowato pokrzykuje:
� Co to, dupa przymarz�szy? Wylazaj, starszy pan sie ucieszo!
Nogi mam zdrewnia�e i na tych szczud�ach wst�puj� na znajome trzy schodki. I zza plec�w
Krewejki widz� sie� pust� i g�uch�: ani uprz�y w niej paradnej, ani zapachu sk�ry, ludzi i
machorki � strychem niesie i piwnic�. Krewejko, nic sobie nie robi�c z pa�sko�ci, wali na
prawo, prosto do salonu. Dostrzegam bia�e kr�lowanie kaflowego pieca, �elazne ��ko, st� z
wytartym blatem i par� krzese� z plecionym oparciem.
A kiedy przest�pujemy pr�g, widz� pod oknami stos starych chom�t�w, uzdeczek, sznur�w
i warkocze lin konopnych. Jeden warkocz zahaczony o okno, rozpleciony na ko�cu, z
du�ym kruczkiem14 drewnianym.
� Starszy pan nie pr�nuje, lejce wi��e! � szczerze cieszy si� Krewejko. � Ot my i przyjechali!
� g�o�no obwieszcza.
Otwieram drzwi do sto�owego. Co� trzepocze nam nad g�ow� i do salonu wpada sikorka
bogatka i par� wr�bli.
� Wszelki duch Pana Boga chwali! � �egna si� Krewejko. � Czyja� dusza sia tu pl�cze...
W sto�owym st�, dopiero co sklecony z podheblowanych desek, dwa ��ka �elazne, kredens
kuchenny, a w k�cie wielka sterta �yta, rozgrzebana po brzegach przez ptaszki.
� Widzisz ty, jakie gospodarstwo?! � jakby dziwi si� Krewejko. � Beniczka teraz zosta�a.
Ona tu wszystkim rozporz�dza, bo pan nie chcia� u Niemc�w za administratora by�. Siedzi i
wier�wki15 wi��e, a Beniczka grabi, co si� da, i do rodzic�w ci�gnie jak mysz jaka. �Wszystko
to dla Toli�ki, jak z wojny wr�ci� � przedrze�nia babskim g�osem Krewejko. � B�dziesz
mia� lepiej jak na Abaczowszczy�nie. My dla ciebie ludzie pro�ci, cho� katoliki, a mo�e nawet
i szlachta jaka. Po�yjesz tu lepiej jak na chutorze � rozrzewnia si� Krewejko, klepi�c
mnie po ramieniu.
Smarka zamaszy�cie, podeszw� woj�oka rozcieraj�c nasmarkane. Zza desek przepierzenia
s�ycha� szuranie i oto mam przed sob� pana na Tatarskich Drajach � mego dziaduni�. Ale czy
starowierny i ksi���cy, je�li nie kr�lewski, mo�e by� czyimkolwiek dziaduni�?
� My pana szukali, a pan spa� sobie jak dzieciuczek jaki! � cieszy si� Krewejko, podchodzi
do starca i ca�uje go w rami�. � A ja przywi�z� wam go�cia. �dzi�ka, znaczy sia, waszego!
Starzec patrzy na mnie d�ugo spod nawis�ych brwi, jakby mierzy� do samej g��bi. Jego siwe
oczy co� wiedz� i co� rozumiej�, ale nie udziela on tej wiedzy nale�ytej uwagi, wi�c oczy
patrz� z samego przyzwyczajenia, aby patrze�, surowo i dog��bnie.
� �dzi�ka ja przywi�z�! � pokrzykuje Krewejko.
Przypadam do zwi�z�ej jeszcze i twardej r�ki, co� tam m�wi�c i s�ysz�c w�asny glos jak
co� obcego i wbijaj�cego si� w samo j�dro mojej ja�ni. A tak podw�jnie i z oddalenia s�ysz�c,
rozbudzam w sobie to, czego obawiam si� najbardziej, co jest �mierci� i trwaniem mojej duszy,
co jest udr�k� �wiadomo�ci siebie samego i trwaniem w opuszczeniu zupe�nym. Unosz�
wzrok i dzieje si� ze mn� to, co zawsze prze�ywam w podnios�ych i pe�nych napi�cia chwi-
14 Kruczek � haczyk z drewna s�u��cy do plecienia sznur�w
15 Wier�wka � powr�z, sznur
13
lach: �wiat widziany zmniejsza si�, wszystko robi si� male�kie, jakby dostrzegane przez odwr�con�
lornetk�, ale te� jest czyste, klarowne i bardzo konkretne.
� Witaj, m�j ch�opcze � wreszcie odzywa si� pan na Drajach, k�ad�c d�o� na mojej g�owie.
� Jak tam, w Czarnym Borze, u ojca?
A kiedy wyja�niamy, �e ostatnio przebywa�em na Abaczowszczy�nie, co� tam burczy pod
nosem i nagle zaczyna grzmie�, gro�nie potrz�saj�c pi�ci�:
� A tutaj, obacz tylko! Rozgrabili! Rozebrali do szcz�tu! P�niej jaki� sowchoz zrobili, a
teraz ptaki niebieskie hodujemy! Bandyci, hultaje! Z�odziej na z�odzieju, a na tym z�odzieju
jeszcze jeden z�odziej! �powtarza sw�j ulubiony refren odwiecznej za�piewki, powsta�ej na
tych ruchomych piaskach wiecznej niestabilno�ci, grabie�y, najazd�w i epickiego rozpasania
ludu tutejszego.
A ja widz� twarz starca niby okaz w�satego owada gmerz�cego si� w krystalicznej zawiesinie.
Jest malutki, ale dotkliwie bliski, z tward� grdyk�, zrogowacia�o�ci� gulastego nosa,
wachlarzami monstrualnych uszu i siw� sier�ci�, co si� mo�e sta� pierzem, gdy tylko jaszczur
zapragnie lotu. Id� za nim. Patrzymy obaj na krwawe zachody, obmywaj�ce spichlerz i roz�o�yst�
jak morenowe wzg�rze stodo��.
� Po�ary wielkie w �yciu widzia�em. Po�ary i zgliszcza. Obacz, wszystko to w dwadzie�cia
lat pobudowa�em. I po co? �eby zn�w po�ary karmi�?
�Po�ary b�dziemy karmi�. Po�ary karmi�, salamandry ogniste hodowa�...� � powtarzam w
my�lach, niejako do rytmu i do wt�ru. I chocia� opuszcza mnie owo uprzykrzone pomniejszenie
�wiata, czuj� napi�cie i l�k. Nie wiem, czy �r�d�o tej trwogi kryje si� w tym dworze
ogo�oconym i wystyg�ym z ludzkiego ciep�a, czy czai si� w zimowym powietrzu, rozedrganym
od pracy dalekich maszyn, czy mo�e zgo�a jest czym innym...
Z g�o�nym tupotem bucior�w do salonu wchodzi �nitko. Ma niezmiennie t� sam� twarz
prowincjonalnego radyka�a albo sumiennego anarchisty, kt�ry nie zawaha si� rzuci� piekieln�
machin� pod ko�a carskiej karocy. Spoza szkie� w drucianej oprawie spozieraj� ironicznie
oczy m�drca, co zna swoj� wag�. Lekko k�dzierzawa czupryna, przypr�szona siwizn�, hiszpa�ski
w�sik pod kszta�tnym nosem, jak zawsze akuratnie przystrzy�ony. �nitko �ci�ga przypudrowany
m�k� ko�uch, bo jest jakby zarz�dzaj�cym i zarazem mechanikiem w drajowskim
m�ynie. Siada ci�ko na krze�le i dopiero raczy mnie zauwa�y�. A kiedy wyja�niam, �e przybywam
z folwarku, o�ywia si�.
� A gdzie� ten Maciej si� zapodzia�? � pyta ra�no, zacieraj�c r�ce. Wiem ju�, do jakich
rozmiar�w rozr�s� si� w nim ten siny ogienek alkoholowych wtajemnicze�, tak skutecznie
jednocz�cy go z ludem, �e z nadej�ciem bolszewik�w m�g� pozosta� w maj�tku, b�d�c za pan
brat cho�by z samym Stie�k� Razinem, wi�c lojalnie uprzedzam:
� Samogonki to on nie b�dzie mia�. Sam u Karaban�w popasa�.
Akurat Krewejko wnosi m�j drewniany kuferek, schowany pod sianem i workiem z sieczk�,
�eby policajom w oko nie wpad�. Ksi��ki s� w nim jakie�, a ksi��ka dzi� jak mina: nie
wiadomo, kiedy i komu mo�e wybuchn��.
� Dobry dzie�, brat�k! Jak tam, panu starszemu nic nie przywi�z�szy? Kul�cz albo bar�cz?16
� Harelki nie ma, pan�k � �mieje si� Krewejko. � Przyje�d�aj za tydzie�, tak ugo�cim.
Rozczyn na brah�17 dopiero co nastawiwszy.
� Jaki ja pan�k. Won pan�k � odpowiada �nitko wskazuj�c na starca. � Wier�wk� sobie
kr�ci, a� ukr�ci.
Knia� tatarski bacznie spogl�da spod nastroszonych siwych daszk�w na swego szwagra i z
godno�ci� odpowiada:
16 Kul�cz albo bar�cz? � pier�g albo podarek?
17 Braha � zacier
14
� Wiesz przecie�, �e wier�wki kr�ci� mnie nie nowina. Na Abaczowszczy�nie ko�ki olchowe
struga�em, �eby zel�wki naprawi�, i tak szed�em do Smorgo�. Draj�w jeszcze nie odkupi�em
i dzieci nie mia�em, a teraz co? Zn�w wier�wki kr�c�.
� Komu w droga, temu z proga � oznajmia Krewejko. � Pojada ja, p�kij nie za p�no. Za
drugim razem kie�baska i kumpiaczka jednego przywioz�. Kabana18 k�u� b�dziem pod gody.
� Niech zostanie. Wilki mog� naskoczy� � burczy starzec, ale o Abaczowszczyzn� nie pyta.
� Wilki puszczy sia trzymajo. Na wielki post pora im swoja piosenka �piewa�. A te znowu�,
co na dw�ch nogach chodzo � i we dnie, i przed p�nock� jednakowo bezpieczne s�, �eb
ich trasca19 wytrzens�a!
Krewejko g�sto spluwa i wychodzi zamaszystym krokiem, na mnie nawet nie spojrzawszy.
� Wielkiej poczciwo�ci ten Krewejko. Jemu jednemu jeszcze mo�na zawierzy�. Ale z�otego
rubla nie pokazuj: razem z palcem chwyci � mruczy starszy pan.
Za oknem s�ycha� sm�tny g�os Krewejkowego ba�abona, a od go�ci�ca g�ste pobrz�kiwanie
janczar�w.
� Wracaj� nasze balowniczki. Szybko jako�... � pod�miewa si� �nitko. Sw�j w�sik, podobny
do k�pki wyros�ej na rojstach, podszczypuje i rzucaj�c ostre b�yski zza okular�w opowiada,
jak to B�niczka z ciotk� Zo�k� od rana si� fryzowa�y, szczypcowa�y, prasowa�y, a
wszystko dla so�tysa. So�tys przedwojenny, z kultur�, kiedy� nawet z radyjkiem na s�uchawki,
a dzi� z mandolin� i z jajcami jak balony.
Wychodz� przed ganek. S�o�ce ju� zapad�o za horyzont, zorze stoj� w samym zenicie, gdy
wsch�d granatowieje. Okrwawione tym z�udnym s�o�cem sanie podje�d�aj� pod ganek.
B�niczka twarz ma jak befsztyk. Jest w nowym, rumieni�cym si� ciep�o ko�uszku.
� Paatrzaj, Zo�ka, kogo my widzim! � z wiejska, rozlewnie i z za�piewem wo�a i ostro pokrzykuje
na konia � prrr, st�j, paad�a!
Szarpni�ty lejc� ros�y gniadosz ryje podkow� pryskaj�c bry�kami lodu. Bucha par�, pysk
ma oszroniony, wielkie oczy patrz� na �wiat z ko�sk� rezygnacj�.
B�niczka unosi sw�j t�gi, twardy odw�ok pszczo�y robotnicy i ty�em pcha si� na ubity �nieg.
Ciotka Zo�ka te� jest w ko�uszku, omotana szyde�kow� chust�, ca�a w rumie�cach wrzosowych
przechodz�cych w r� � mierzy mnie swym b��kitnym okiem rusa�ki i nic nie m�wi.
� Dawno ju� by�a pora do nas przyje�d�a�. Wesele b�dzie, cho� z jedzeniem nie najlepiej.
Widzia�e�, wszystko rozgrabili! Jak wr�ci m�j Toli�ka, co on biedny powie? Taaki maj�tek �
�piesznie przejawia sw� trosk� B�niczka.
Spoza plec�w ciotki Zo�ki wy�ania si� ostry, lisi pyszczek Rysia. Patrzy na mnie z �ar�oczn�
ciekawo�ci�, a mnie si� zdaje, �e to ja patrz� na siebie samego i widz� siebie w tym
rozdwojeniu, kt�re jest moj� wieczn� chorob� i zwyk�� normalno�ci�. Uprzytamniam sobie,
�e Rysio musi ju� mie� dziesi�� lat. Co zd��y� zobaczy� przez te lata i miesi�ce maligny, grozy
i zapieraj�cej dech gwa�towno�ci �ycia?
� A nasz so�tys zapomnia�, �e by� zaprosi� � cienkim g�osikiem pieje B�niczka. � Siedzia�,
o tak, i �onki ci�giem si� ba�. I czeg� tu by�o si� ba�?
� Konia trzeba do stajni. Zgrzany mocno! � strofuje starszy pan, rozgl�daj�c si� za parobkiem.
Ale nikogo na podor�dziu nie ma. � M�wi�em � cham na chamie i z�odziej na z�odzieju!
� pokrzykuje.
Zza w�g�a, od czworak�w ku�tyka Law�n Kaczarh�.
� Ot i przyjechali � m�wi weso�o ni to do mnie, ni to do gniadosza, zuchowato podmruguj�c
zaropia�ym okiem.
Bierze konia za oszronion� uzdeczk� i prowadzi pod wielk� stajni�.
18 Kaban � wieprz
19 Trasca � febra
15
Law�n Kaczarh�
Stoj� na samym �rodku stawu, z jednej strony mam czworaki, z drugiej m�yn, a za plecami
zimowe spl�tanie wierzby i olchy.
M�yn, za�o�ywszy kamienny z�b za z�b i rozlu�niwszy konopne transmisje, oczekuje na
odlig�20 i przyp�yw w�d. Korzystaj�c z przestoju, �nitko z m�ynarzem remontuj� to i owo.
Ci�gnie z m�yna odwiecznym zapachem m�cznego rozkurzu, dziegciowym smarowaniem i
s�odkawym odorem hare�ki. Czasami m�ynarz huknie jak�� przy�piewk�, �nitko rzuci bia�oruskim
powiedzonkiem, i zn�w s�ycha� tylko �omot �om�w.
�Wszystko tu jest swojskie i jakby bardziej prawdziwe od samej prawdy. Ciesz si�, p�kij
czas, przybyszu sk�din�d, cho� jeste� bardziej tutejszy ni�li tamtejszy, to przecie� sk�din�d� �
tak my�l� sobie, pokrzepiaj�c si� widzianym, a potem za ko�nierz mi si� leje, jakby kto czajnikiem
polewa�.
� Na g�wno im ten l�d potrzebien, taka jego ma�! � z�o�ci si� Law�n Kaczarh�, kt�remu
pospieszy�em z pomoc� bardziej z nud�w ni�li z konieczno�ci. � Pierdola ja taka robota! �
poprawia si� mow� uczonych, bo w Grudzi�dzu w wojsku polskim by� i tam nog� pod jaszcz
armatni wsadzi�, co mu si� op�aci�o, bo omin�a go polska wojna i sowieckie wojsko.
� Kr�w nie ma, starej pani nie ma, po chiera ten l�d? � dalej m�czy si� Law�n.
� W piwnicy babcia mleko, �mietan�, sery i twarogi trzyma�a. Latem lody z tego by�y:
�mietana bita z cukrem i twaro�kiem... � wspominam jak co� niby nie mnie dotycz�ce.
� Dobrze wam by�o, taka wasza ma�! � rado�nie obna�a resztki z�b�w Law�n. � Drajowe
kr�wki teraz w Siwicy doj�. Nam cho�by ja��weczka z tego sia dosta�a. Gdzie tam! My parobki,
nar�d cichy. Ledwo ja w trzydziestym dziewi�tym po �bie ho�oblo21 nie oberwa�, jak
kr�wka jedna chcia� przytrzyma�. A co, my to nie ludzie?
� Grab� nagr�blennoje22! � podrzucam Lawonowi, ale ten przy swojej krzywdzie i niedawnych
wspomnieniach.
� Drzewo, i te, dawaj, na furmanki �adowa�. Zobaczy� to �nitko, podszed� do �abatego i
m�wi, �eby zostawi�, bo my, parobki, te� cz�owiecza mamy natura i czym� w zima musim
pali�. A �abatyj, wida� podpiwszy sobie, chwy� za �erdeczka i po �bie �nitce. Ten sia zas�oniwszy,
�erdka sia z�ama�a i renka te�. �abatyj poszed� szuka� nowej, a �nitko w pokrzywy i
tyle go widzieli. Dopiero �abatyj sia roze�li�: idzie do pokoj�w starszego pana zabi�. Paniczka,
jak to bywa�o, zaleg�a w chorobie. Wiencej z prze�ywania, jak z samej niemocy. Pan
dziedzic siedzi ko�o niej i tylko m�wi: �Dobre ludzie, bierzcie usio23, czah� wasza cz�rnaja
dusza zapragnie, no po�cieli spod mojej Wandeczki nie wyciongajcie, taka wasza ma�, bo jak
co� si� jej stanie, dyk24 nie zapomnimy wam tego!�. Tak i by�o: �ci�gali wszystko, stare chom�ta
z sieni, i te wzieli, a�eby ich trasca uzia�a!25 A �abatyj ju� na ganeczku. I popatrz ty,
jaka m�dra dusza u psa! Po domu szwenda� sia nasz Walet, pies ostry, wiadomo, no z tego
grabienia og�upiawszy by� zupe�nie. Tylko �abatyj na ganek, a Walet jemu do gard�a! Ci
20 Odliga � odwil�
21 Ho�oble � dwa dyszle poboczne do wprz�gania konia
22 Grab� nagr�blennoje � grab zagrabione
23 Usio � wszystko
24 Dyk � tak, przecie�, wi�c
25 Uzia�� � wzi�a
16
w�dka go roze�li�a, ci co? Prendzej chiba poczu�, �e siwickie mu�yczj� po ludzkie �ycie
idzie. A mo�e dusza ludzka od grzechu �miertelnego chcia� odwie��? Kto jego, sobake, wie!
Dosy�, �e Walet cionga �abatego po ganku, jak baba pijanego, dziw, �e jego nie rozszarpie.
W ta pora starszy pan przez okienko na ogr�d wylaz�. Chrze�cija�skie ludzie podali mu pani�.
Jedne podawali, a drugie ca�a po�ciel zabierali. Pod�y nasz nar�d, taka jego ma�! � spluwa
Law�n Kaczarh�. Wida�, �e zadowolony jest ze swej opowie�ci, jak ka�dy artysta, co rzeczywisto��
przekszta�ca w s�owo nie�miertelne. � I nasze pa�stwo siedzia�o a� do wieczora w
ajerach i tatarakach. �abatyj w ten czas zabi� Waleta i tyle mia� z tego, �e obszarpany sia zosta�
i pogryziony jak durny karpiuk przez szczupaka.
� I ty tam by�e� i wszystko widzia�e�?
� I ja tam by�, mi�d, wino pi�, co do gemby sia nie dosta�o, po brodzie �cieka�o � m�wi
Law�n. � A pa�stwo nasze ja w stawie wyczu�. Wyszli z wody jakby nie te: odurniawszy trocha.
A naszego dziedzica jakby co ukonsi�o: zesztywnia�y sia zrobi�, nic tylko krugom m�wi:
�Pom� mnie starsza pani do Kot�w zaprowadzi�. A tam zobaczym, co bendzie. Nie po�a�ujesz�
� m�wi. Do Kot�w i do Kot�w! I wtedy, nie wiedzie� skond, B�niczka sia wzie�a. Jak
grabili, dyk i ona grabi�a i nosi�a do czarnej kuchni. Mia�a tam swoje dziewczyny. A na tym
na�cionganym stara Mina posadzi�a i kaza�a jej siedzie� jak kwoce na jajcach. A na nar�d
dar�a morda po naszemu i nie wszystkie wiedzieli, co ona za taka. My�leli, �e mo�a z jakiej
wioski przyszed�szy sprawiedliwo�ci sia dopomina�. Wiadomo, m�ody pan niejednej dziewczynie
pod sp�dnica by� wlaz�szy, a�eby go trasca wytrzens�a, taki ju� goro�cy by�! � cieszy
si� Kaczarh�, pi�ci� wal�c po krzywym kulasie. � �Tatu�ka, tatu�ka. Mamu�ka, mamu�ka�
� B�niczka do starszych pa�stwa. �Trzeba ratowa�, co jeszcze sia da�. A nasz pan dziedzic
nic tylko:
�Do Kot�w� i �Do Kot�w�. Potem ka�e mnie i�� na bok. Oho � my�la ja sobie � pan dziedzic
ma leworwer schowany. Jak dostanie bro�, strzela� bendzie jak w dwudziestym roku. I
wtedy ja poszed sobie. Durny ja, ot durny by�. Nie o leworwer to sz�o...
� A o co?
� To nie wiesz?! Z�ote rubelki mia� w sklepie schowane � �mieje si� rado�nie Kaczarh�. �
Na ta piwnica ja teraz i patrze� nie moga. A tu jeszcze l�d ka�o ronba�. Pierdola ja taka robota
� wraca do rzeczywisto�ci Law�n.
Przed m�yn wychodzi m�ynarz, wyra�nie podochocony, i jakby ma�o by�o, pod�piewuje
sobie:
A Lawona dyk i czort nie biar�
Nie salonuj� kapusiu �are!
Nie salonuj�, ni skwaranuj�
Tolki troszaczki prywaranaj�!26
� Taka twoja, w te i nazad! � wrzeszczy Law�n, wypuszczaj�c �om, kt�ry uderza na p�asko
i p�ka na dwoje, jakby nie stal to by�a, a szk�o. � I jak tu cz�owiekowi �y�: stal, i ta sia zmenczy?
Co ja teraz panu naszemu powiem! � martwi si� Law�n i kuca wyci�gaj�c sw� koczerg�
na sztywno.
� Rewolucji zakosztowa�, a pana si� boisz? Przecie� B�niczka tu dzi� pani� zosta�a � m�wi�.
� Prendzej samogonka pop�ynie kisielowym brzegiem do samej Wilii, jak pan nia bendzie
panem na swoim! � oburza si� ca�kiem szczerze Law�n. � Nie, moje oczy oglonda� tego nia
bendo!
26 A Lawtona czort nie bierze, �re kapust� bez soli, bez soli i bez skwarek, tylko troszeczk�
podgotowan�
17
� Krakadi�a podobno widzia�? � badam ostro�nie Lawona. Kaczarh�, jak nisko kucn��, tak
wysoko podskoczy�.
� Nie m�w ty nic takiego, �dzi�ka! Czur czeraz czur27! Chiba ja wypity by�, a jak cz�owiek
wypiwszy, dyk wszystko jemu sia widzi!
I widz�, �e Law�n zupe�nie jest przybity. G�ow�, nawet i t� nie ruszy, a m�ynarz zn�w o
Lawonie i Lawonisze pod�piewuje. Bior� od�amki �omu i pokazuj� m�ynarzowi. M�ynarz gapi
si� przez chwil� i idzie za w�gie� ul�y� sobie.
Od dworu biegnie Ry�ka. Jest rozogniony. Klapki uszanki podskakuj� mu jak s�uchy u
sp�oszonego zaj�ca. A Kaczarh�, jakby zapomniawszy o swojej biedzie, wystawiaj�c czarne
pie�ki z�b�w, beztrosko obwieszcza:
� A idr�t wasze pa�ki28 z �omem! Ci to moje by�o?
I zaraz przy�piewk� do m�ynarzowego �piewania dok�ada:
Siad�a baba na kurycu,
Wyjecha�a na ulicu.
A panoczki nie poznali,
babie z kur� czapkowali.
I obna�a sw� wielk� �ysin� ni to przede mn�, ni to przed Ry�kiem. Zwyczajny jestem tych
nag�ych zmian nastroju, lecz nigdy mi dosy� zdziwienia, �e Law�n ma pami�� na mrugni�cie
okiem.
Rysio wystawia sw�j ostry, lisi pyszczek do wiatru i przys�uchuje si� d�wi�kom p�yn�cym
z g�ry. Od wczorajszego ranka, z parogodzinnymi przerwami, idzie z p�nocy gromowe dudnienie.
St�a�e mrozem powietrze przybli�a te huki, chocia� �r�d�o ich musi by� gdzie� za
Wili�.
� Bambio tam, ci jak? � zastanawia si� Kaczarh�. � A mo�e bolszewiki wracajo?
Teraz ju� �miej�c si� na ca�e gard�o, m�wi:
� Wczoraj w przedwieczerz byli z Siwicy. Poronbali trocha olchy i poszli sobie. Wida�
bolszewik�w wyniuchali, �eb ich! Ot skatina29 proklataja!
Rzeczywi�cie, wczoraj po parunastu godzinach owego dudnienia, a by�a ju� szar�wka, w
zaro�lach nad stawem pokazali si� jacy� ludzie. Da�o si� s�ysze� uderzenia siekiery, parokrotne,
jakby na pr�b�. Wszyscy wyszli�my przed dom, tylko knia� tatarski trwa� przy swoim
wier�wkowym r�kodziele. Patrzyli�my na te cienie i nas�uchiwali�my nie�mia�ych uderze�
siekiery w milczeniu i w nicnierobieniu. Ale siekiery nie by�y zbyt pewne swego i kiedy od
drogi zar�a� ogier, wyzywaj�co i t�sknie, uderzenia umilk�y, aby si� wi�cej nie odezwa�.
� Ty, s�uchaj � tr�ca mnie nie�mia�o cioteczny. � Przyjecha� August i dw�ch oficer�w
przywi�z�.
I zebrawszy si� na odwag�, m�wi do Kaczarh�:
� Panie Leonie, Benia prosi�a, �eby ko�mi Augusta si� zaj��.
� Jakij ja pan! Wot August, ten teraz panem. A co jemu Witold da� w morda, dyk trzyma
do dzi�. Dziwny to nar�d Niemcy: �Matka ajer, matka szpek � ja niemiecki cze�awi�k�.
August, Niemiec inflancki, by� u dziaduni za specjalist� od byd�a. Dziadunia zapragn��
sw�j maj�tek przekszta�ci� w ferm� hodowlan�. Du�o ich musia�o ��czy�, wszak knia� tatarski
przeszed� ca�e Inflanty i p� Litwy, s�u��c u kt�rego� z Platter�w. Kt�rego� ranka przydyba�
Toli�ka Augusta, jak poddaja krowy i pije �wie�e mleczko. Du�o nie my�l�c zbi� go po
pysku. Nie wiadomo, czy dziadunio go wyrzuci�, czy te� August sam odszed�, dosy�, �e za-
27 Czur czeraz czur! � wara!, a kysz!
28 Idr�t wasze pa�ki! � niech was tam!
29 Skatina, skacina � byd�o
18
cz�� pracowa� w maj�tku u �ebrowskich. A dzi� August to gauleiter na wszystkie okoliczne
maj�tki.
Przed gankiem stoj� szerokie sanie, pomalowane na orzechowo w ��te zawijasy i czerwone
kwiatki. U zaprz�gu parska para koni o przedziwnej ma�ci: siw�, wpadaj�c� w mleczno��
sier�� naznaczaj� czarne i kasztanowe c�tki. Pyski maj� gniado-bia�e, mozaikowate, grzywy i
ogony popielate. I to napi�tnowanie przydaje im co� z jaszczurki, co� z psa dalmaty�czyka i
co� z tygrysa bengalskiego.
� August zeprzengn�� taranty �ebrowskiej. Czasy zrobili sia, �eb ich ma�anka30 spali�a! �
unosi si� Kaczarh� i uj�wszy lejce zacina par� ogier�w.
I konie, poderwawszy dumnie swe mozaikowate �by, ruszaj� r�wnym k�usem. Jak na paradzie.
Baron M�nchhausen
Rozgwar panuje w salonie niezwyczajny tu od dawna. Zapach cygar, ostry i aromatyczny,
nie zapach to, a sama esencja jakich� egzotycznych aromat�w d�awi zapachy sieni.
� Id� tam � pcha mnie do przodu Ry�ka. � No id�, zobacz, jak� maj� bro�. Zupe�nie jakby
r�czne karabinki maszynowe, m�wi� ja tobie...
August wyci�ga ku nam kr�p�, ow�osion� �ap�, nawet nie pr�buj�c unie�� si� z krzes�a.
Jest w tym wielkopa�sko�� podpatrzona we dworach, chocia� sam August, pyknicznej budowy,
o szerokiej twarzy, ma w sobie t� tward� niemieck� ch�opsko��, kt�ra potrafi zakorzeni�
si� i wrosn�� w ka�d� ziemi�, czyni�c j� poddan� sobie. A przecie� jest w nim te� jaka� melancholijno��,
jaka� s�owia�ska mi�kko�� i prywatno�� zarazem.
Przedstawia nas towarzyszom. Oficerowie mierz� mnie spojrzeniem bezinteresownym i w
swej pewno�ci siebie a� do upokorzenia oboj�tnym. Podobni s� do tysi�cy m�odzieniaszk�w,
jakich ujrza�em przed rokiem, gdy szli w przepastne przestrzenie Rosji, bez waha� i w�tpliwo�ci,
pewni, �e wszelkie dzia�anie jest celowe, skoro uparty i wytrwa�y czyn stworzy� ich
sprawn� cywilizacj�. I przypominam sobie, jak rozebrani do pasa, ogorzali i p�owow�osi, oporz�dzali
wieprza w spos�b nam nie znany. Sparzywszy go wprz�dy wrz�tkiem i uczepiwszy
za tylne nogi do wysokiej drabiny, rozp�atali wieprza wzd�u�, jak karpia przed Wigili�. Zawieszony
kaban wygl�da� nader �a�o�nie, staj�c si� pospolitym po�ciem mi�sa, jak w taniej
jatce...
I we wszystkim ci ch�opaczkowie byli bezb��dni i precezyjni. Zawstydzi� si� lud tutejszy
tej lepszo�ci i zdawa�o si�, �e wstydz� si� nasze drewniane domy, nasze krzywe stodo�y, odryny31,
�wirny32 i chlewiki, nasze liche parkany, tak niedawno pobielone na przyjazd Rydza�mig�ego.
A zawstydziwszy si�, tutejsi uderzyli si� w piersi i uznawszy si� za niegodnych,
dopiero mogli wy�miewa� i prze�miewa� pan�w nad panami za ich pa�sko��, bo nigdy i nikomu
nie wysz�a ona tutaj na dobre.
I teraz m�odzi oficerowie wydaj� si� by� nie na miejscu, bo w drajowskim salonie wszystko
utraci�o sw� form�, rozprz�g�o si� i rozpe�z�o po k�tach. Pod sufitem przefruwa, siadaj�c
na belce, sikorka bogatka i par� wr�bli, zwabionych na ganek i przyho�ubionych na czas srogich
mroz�w. Wsz�dzie wala si� stara uprz��, le�� paku�y, kruczki i zdarte podkowy.
30 Ma�anka � b�yskawica bez grzmotu
31 Ordyna � szopa na siano
32 �wiren � spichlerz, osobny budynek gospodarski do przechowywania zbo�a
19
� B�dziemy strzela� do wszystkiego, co si� rusza i ucieka. Piff, paff! � m�wi August, mierz�c
palcem w sufit. � Kto wie, mo�e to przebrani �ydzi?...
� �ydzi, ach ci �ydzi � wzdycha B�niczka. � Wiosn� b�d� nam potrzebni �ydzi. Ziemia
zapuszczona, zachwaszczona, muzycy nie chc� pracowa�...
� A kiedy by my spotkali gdzie� Witolda, te� strzela� b�dziemy � dobrodusznie dodaje
August.
� Ten dure� lasy teraz r�bie na Sybirze. Internowany zosta� na Litwie, a potem na bia�e
nied�wiedzie jego wywie�li! � �mieje si� B�niczka.
� Honorowy to by� pan. I raptus jak ka�dy polski szlachcic. Z tej honorno�ci to wasza Polska
przepad�a. A mogli�my razem na bolszewik�w p�j��. Teraz wy u nas co? � pyta August.
� Parobcy... � nagle odzywa si� ciocia Zosia. August przygl�da si� c�rce starego
Dowgia��y-Oganowskiego, co� rozwa�a i z powag� m�wi:
� Dobrze pani Zosia powiedzia�a � na s�u�bie wy u nas. Przecie� mog�o by� inaczej. A
gdzie� starszy pan si� podziewa?
� Wier�wki wi��e. Popatrzcie tylko... � i B�niczka wskazuje na miejsce, gdzie pan na
Drajach � nie wiadomo, czy prze�ywa sw�j upadek, czy te� poni�a si� w zaciek�ej pokucie. �
Kuferek ma pod ��kiem, a tam r�ne takie bogactwo. I zn�w maj�tek chce odbudowa�.
� Na wszystko przyjdzie pora. Byd�o sprowadzimy z Holandii i prawdziwego hodowc�
Holendra � uspokaja August.
M�ynarzowa, kt�ra zajmuje dawn� sypialni� pa�stwa, wnosi jajecznic� na skwarkach i litrow�
butelk� samogonu. B�niczka ka�e mi sprowadzi� pana na Drajach. Id� wi�c przez sto�owy
do bia�ej kuchni, gdzie nie tak dawno gospodarzy�a nia�ka i bona wszystkich Oganowskich,
Niemka, bo jak�eby inaczej, r�wnie� z Inflant � Mina Krause-Balsemirg. Dziadunia
siedzi przy kuchennym stole i zanurzywszy w�s w glinianej misce, posiorbuje zacierki na
mleku.
� Na tarantach przyjechali. S�ychana to rzecz? August na tarantach pani �ebrowskiej!!!
Czego bolszewicy nie zniszcz�, to Niemiec zagarnie. W tamt� wojn� ziemi� z Ukrainy, nawet
ziemi� wywozili � mruczy knia� tatarski.
� Jak�e� to tak, dziadunia w kuchni, a oni na salonach! � denerwuj� si� i zn�w ogarnia
mnie to uczucie l�ku i napi�cia, i �wiat ulega dr�cz�cemu przeinaczeniu. I oto dziadunia robi
si� malutki i oddala, jakby widziany w perspektywie oszala�ego w swym mistrzostwie malarza
miniatur.
� Ca�e �ycie ci�ko pracowa�em, zapami�taj to sobie! � przemawia do mnie udr�czaj�co
dok�adnie widziany pan na Drajach. � A kiedy zapytano by mnie, czy �a�uj� swego �ycia,
splun��bym takiemu pod nogi. Po froncie niemieckim ziemia tu by�a poryta, gazem zatruta.
Po roku dwudziestym, kiedy wr�cili�my spod Cz�stochowy w trzy wozy tylko, to samo...
Dwie pot�gi na nas run�y. Francji ju� nie ma, Anglia koloniami zaj�ta, Ameryka za siedmioma
morzami. Turcja � i ta dzi� do niczego, chyba �e Chi�czycy...
Wyci�ga z kieszonki du��, srebrn� cebul� na miedzianym �a�cuszku i postukuje grubym,
��tym paznokciem po wieczku. Widocznie zegarek zn�w nie chce chodzi�. Wiem, �e knia�
tatarski otrzyma� ten zegarek w nagrod� za dzielno�� przejawion� w wojnie rosyjskotureckiej,
gdzie� w ko�cu lat siedemdziesi�tych ubieg�ego stulecia. Nieraz czyta�em wygrawerowany
na odwrocie wieczka napis: �Pawie� Bure. Postawszczik dwora Jewo Wieliczestwa�.
A nad tym dwug�owy orze�, skrywaj�cy swe smocze �by pod jedn� koron�, w �apach
ber�o i jab�ko cesarskie. Nigdy jednak nie �mia�em zagadn�� go, jak godzi� tatarsk� kniaziowo��
ze s�u�b� u cara, niechby nawet w pu�ku grodzie�skich u�an�w. Dzi� pytam.
� U�anem by�em i owszem! � zapala si� dziadunio. � Zawsze konia dosiadali�my. Kiedy
car chcia� nas sch�opi�, dziad nasz, Micha�, chor��y powiatu oszmia�skiego, szlachectwem
si� wykaza�. A herb mamy od koroniarzy: �Oga�czyk� � r�ka miecz trzymaj�ca i znak �uku
20
ze strza��. Witolda te� da�em do u�an�w wile�skich i cho� m�odzik, walczy� dzielnie w dziewi�tnastym
i dwudziestym roku. Jak�eby inaczej! Obacz tylko, z szabl� to jest tak: trzeba
mie� si�� w nadgarstku i szabl� odpowiednio ustawi�. C� za moc jest w klindze. Ko� z
je�d�cem wa�� razem ze czterdzie�ci pud�w, i to wszystko w p�dzie, w galopie! Obacz no
dobrze!
I pan na Drajach unosi si� na swym taborecie, i widz� go, jak p�dzi przez kuchni�, najpierw
st�pa, potem ju� galopem w cztery drewniane kopyta � rozp�omieniony, rozogniony,
natchniony. C� to b�dzie, gdy w tej szar�y szalonej sforsuje drzwi jedne i drugie, dopadnie
c�tkowanych koni i z t� kling� jak szk�o jasn�, a ci�k� w sto pud�w, pop�dzi na jaszczurzych
tygrysach naprzeciwko pot�gom tego �wiata!
S�ycha� seri�, kr�tk� i dobitn�. Strzelaj� blisko, nawet jakby w domu.
� Chamj� so�dackie33! Rozwal� wszystko, spal� i zniszcz�! � gro�nie b�yska stalowym
okiem knia� tatarski i zasiada za misk� z wystyg�� zacierk�.
Do kuchni wbiega Ry�ka, r�ce mu si� trz�s� i g�os si� za�amuje.
� Niemiec strzela� po ptakach...
Starszy pan chwyciwszy lask�, z kt�r� ju� od dawna si� nie rozstaje, rusza do salonu.
� Zastrzel� go � m�wi spokojnie cioteczny.
Stoimy pod drzwiami i s�yszymy spl�tan� niemczyzn�, przetykan� nie�miertelnym �obacz
no tylko...�. Czekamy, co b�dzie dalej, gdy� w salonie zapanowa�a nag�a cisza i w t� cisz�
ostro wdziera si� ha�as odsuwanego krzes�a, stuk obcas�w i g�os niemiecki � jasny i czysty.
Widzimy przez uchylon� szpar� spr�yst� sylwetk� oficera, sk�adaj�cego najwyra�niej
s�owa szacunku i przeprosin.
� Niech pan dziedzic wybacz�. Wypiwszy on troch�. Pochwali� si� chcia�, �e cel ma dobry.
Jak�e my by mogli dobrodzieja obra�a�, my ludzie kulturalni, nie �adne tam bolszewiki �
przemawia po swojskiemu August i podsuwa starszemu panu krzes�o.
W k�cie, nad belk�, gdzie lubi�y siada� ptaki, jarzy si� krwawa plama. Nie wiadomo, czy
zgin�a sikorka bogatka, czy �ycie straci� wr�bel pospolitak.
� Herr oficirien, to prawdziwy baron M�nchhausen � mruczy starzec zasiadaj�c za sto�em.
Niemcy wybuchaj� radosnym �miechem:
� Ja, ja, baron M�nchhausen!
� Von Dowgia��o zna barona M�nchhausena! � obwieszcza August. � Musimy wypi� za
zdrowie von Dowgia��y-Oganow