3623

Szczegóły
Tytuł 3623
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3623 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3623 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3623 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Hanka Podolska Niepewno�� W DOMU NIE DA�O si� wytrzyma�. Nosi�o mnie od rana. Zdaje si�, �e nawet wrzasn�am na Rudego, �eby zamiast kr�ci� �semki wok� moich n�g, zszed� mi wreszcie z drogi. Potem dosta�o si� te� reszcie kot�w pr�buj�cych usilnie zwr�ci� moj� uwag� na puste miski i nie otwarte puszki Friskas. - Zebranie?! - Wrzasn�am do wyg�odnia�ej czw�rki i z�o�liwie sypn�am do misek suchej Puryny dla senior�w. Patrzy�y rozczarowane i ponure, a potem zbli�y�y si� do jedzenia ju� bez nadziei na ulubiony Friskas. Tylko smarkacz Zyzio, wci�� pe�en dzieci�cego wigoru, uzna�, �e jednak woli kreci� �ap� lub ogon sikorki ni� �arcie dla zniedo��nia�ych staruch�w i kaza� si� wypu�ci� na dw�r. Chwil� p�niej rozdar�am si� na Ma�ka. Chyba zbyt powoli szed� do �azienki si� my�. A mo�e za szybko. W ka�dym razie nie szed� tak, jak powinien. Potem moje rozdra�nienie zacz�o wzrasta�, bo my� si� za d�ugo i wylewa� za du�o ciep�ej wody, co stanowi�o jawne wyrzucanie naszych pieni�dzy do miejskiego systemu kanalizacyjnego. - We� sobie waleriany i kava-kava, bo przechodzisz kryzys rozczarowania �yciem - powiedzia� z u�miechem zadowolony, �e wreszcie ma odwag� tak mi si� odci��. Mia� ju� dziewi�tna�cie lat i pe�n� �wiadomo�� beznadziei rodzicielskich restrykcji wychowawczych. M�g� sobie wreszcie m�wi� i robi�, co tylko chcia�. Zatka�o mnie, ale si�gn�am po krople. Zdrowy rozs�dek i spok�j wr�ci�y w ci�gu paru minut. - A mo�e by tak do St. Louis? - Rzuci�am. - Skoczyliby�my do Borders [1] poczyta� i wypi� kaw�, a przy okazji kupi�oby si� chleb w St. Louis Bread Company? Ju� p� godziny p�niej, wolna od porannych z�ych nastroj�w i irytacji, siedzia�am na pasa�erskim siedzeniu czerwonego mini-vana, zastanawiaj�c si� nad mechanizmem dzia�ania ludzkiego mechanizmu. Zamkn�am oczy przypominaj�c sobie, jak straszne by�o �ycie, zanim odkry�am kav�. - Kim jeste�my, a raczej z czego jeste�my, a mo�e po co jeste�my, je�li par� kropli potrafi tak wyregulowa�, a czasem nawet naprawi�, spieprzony mechanizm naszej egzystencji? - Przep�ywa�o mi przez g�ow�. - Szkoda tylko, �e nie potrafi zrobi� ci upgrade - rzuci� jaki� g�os pod czaszk�. - Ale s� inne �rodki i sposoby... - Us�ysza�am, a raczej poczu�am natychmiastow� odpowied� nie wiadomo sk�d p�yn�c�. - Nie, nie, to ju� mechanizm musi sam sobie - my�la�am, nie ca�kiem jasno rozumiej�c, komu pr�buj� to przekaza�. Poranna irytacja szykowa�a si� do powrotu. - Spok�j! - �cisn�am r�kami czo�o. ZATRZYMALI�MY SI� przed McDonaldem, bo siku, herbata oraz number 5 czyli pi�ty zestaw dla Ma�ka - bu�ka z piersi� kurczaka i zielenin�, tudzie� coca-cola i frytki. To dla niego najwi�ksza przyjemno�� z wyjazdu do St. Louis. Ma�y nie znosi du�ych miast. Przydro�ny McDonald - tu� przed zjazdem na autostrad� - wydawa�o by si�, �e klientela powinna by� r�norodna. Niestety nie, od dziesi�ciu lat zawsze te same po�udniowo-illinoiskie fizjonomie ze zdecydowan� domieszk� typu niemieckiego, cz�onkowie porz�dnej, ameryka�skiej, prowincjonalnej spo�eczno�ci. Nic co mog�oby zaskoczy� jak�kolwiek odmienno�ci�. Dawno ju� przesta�am si� im przygl�da�. Dzi� wi�c, jak zwykle przekroczy�am pr�g McDonalda i od razu pogna�am do toalety, nie zapami�tawszy jednej nawet z mijanych po drodze twarzy. Ale... Wychodz� z �azienki, a tu niespodzianka - kobieta w wieku nieokre�lonym, dojrza�a, ale zupe�nie inna, jaka� taka swojsko-straszna. W Ameryce takich nie widzia�am. Mocno tleniona blondyna z ciemnymi odrostami. Twarz wyra�nie zaczerwieniona i opuchni�ta, z powi�kszonym mi�sistym nosem charakterystycznym dla pijaczek. Figura pe�na i do�� niekszta�tna. Uzupe�niaj�cy to wszystko wrogi wyraz twarzy. - Typowa dworc�wka albo meliniara, ale na wakacjach w Ameryce, wi�c troch� bardziej zadbana i z pretensjami do bycia dam� - pomy�la�am, wpatruj�c si� bez skr�powania w przyby��. Stan�a obok mnie w kolejce, a ja nie by�am w stanie oderwa� od niej wzroku. Potem usiad�a przy przeciwleg�ym stoliku. Zn�w mog�am si� na ni� gapi�. Nie potrafi�am wprost nasyci� si� jej widokiem - co� tak swojskiego tu, w McDonaldzie w po�udniowym Illinois. Nagle wzrok m�j zatrzyma� si� na mijaj�cym mnie facecie. By� to go�� prosto spod polskiej budki z piwem, tylko odstawiony na gentelmena. Rzadki bezbarwny w�os zaczesany do ty�u, a reszta jak u tej pani - mocno czerwona i obrzmia�a. W r�ku ni�s� ma�� walizk�, od kt�rej ci�gn�� si� kabelek oplataj�cy jego szyj� i opadaj�cy wolnym ko�cem na pier�. Ten wolny koniec nie by� w�a�ciwie wolny, zwisa�a ze� ma�a maseczka. - Sercowiec - pomy�la�am - ale silny, bo bez w�zka, no i mo�e sam nosi� t� walizk� z butl� tlenow�. Pan przysiad� si� do pani, a ona poda�a mu jego ulubiony zestaw. Wygl�dali na dopasowane ma��e�stwo. - Maciek, sp�jrz - wyszepta�am, jakbym nie chcia�a ich sp�oszy� - tam si� zaraz co� wydarzy. Teraz i Maciek patrzy� na nich jak zahipnotyzowany. Wydawali si� bardzo sob� zainteresowani. Ona g�aska�a jego r�k�, on, prze�uwaj�c hamburgera, patrzy� jej w oczy. Sko�czyli je��, ona otworzy�a torebk�. - Maciek! - Wykrztusi�am z przej�ciem. Pani zapali�a papierosa i dmuchn�a w kierunku ukochanej twarzy. Ukochane oczy natychmiast zrolowa�y si� do ty�u, a usta pr�bowa�y z�apa� troch� powietrza. R�ce zatrzepota�y o pomoc. Zamar�am. Pani bez po�piechu strzepuj�c popi� z papierosa si�gn�a jednocze�nie po maseczk� i umie�ci�a j� na jego twarzy, a nast�pnie nacisn�a guzik na walizce stoj�cej teraz na stole. Ukochane oczy wr�ci�y na swoje miejsce. U�miechn�a si� �agodnie i ze zrozumieniem - wszystko jest OK, nic si� nie dzieje. Pr�bowa� odwzajemni� u�miech. By� wyra�nie wdzi�czny za to, �e tak szybko i sprawnie potrafi�a mu pom�c. - Mi�o�� r�ne ma oblicza - pomy�la�am. ZAMKNʣAM OCZY. Wspomnienia nap�ywa�y w spos�b niekontrolowany. Siedzieli�my - On i ja - w McDonaldzie. Kawa i frytki pr�bowa�y zmie�ci� si� na stoliku w�r�d porozrzucanych ksi��ek i papier�w. Zwykle chodzili�my pracowa� do Hardisa, bo dawali tam studentom 20% zni�ki, czasem wi�c mogli�my sobie pozwoli� nawet na kanapk� z pieczon� wo�owin� (ca�e 99 cent�w) opr�cz kawy i frytek. Ale dzi� wybrali�my drogi McDonald. Chcieli�my by� sami, tylko ze sob� z przytulonymi pod sto�em kolanami, z przypadkiem wpadaj�cymi na siebie r�kami poszukuj�cymi pisaka na zaba�aganionym stole. W Hardisie wszyscy nas znali i lubili, i pracuj�ce tam panienki natychmiast zaczyna�y opowie�ci o dzieciach, ch�opakach i zaj�ciach szkolnych. To co, �e mogli�my trzyma� si� za r�ce albo kocha� si� jak nam przysz�a ochota. W�a�nie to nieprzewidziane zetkni�cie kolan czy dotkni�cie palc�w potrzebne by�o mi�o�ci jak powietrze i woda cia�u. Powoli siorbi�c kaw� pracowali�my, ka�de nad swoimi papierami. On jak to facet nie wytrzymywa� i od czasu do czasu zadawa� mi pytanie, na kt�re sam natychmiast odpowiada� elaboruj�c zwykle z przej�ciem i entuzjazmem. Moje oczy rozszerzone i wpatrzone w jego potwierdza�y, �e taniec godowy i kolor pi�rek robi�y nale�yte wra�enie. I rzeczywi�cie robi�y. - Lubisz mnie? - Spyta�am. - Lubi�, lubi� - nie nud�! Chyba kupi�em ci kaw� i frytki? - A ja lubi� te twoje dowody, szczeg�lnie frytki, jutro te� mi kupisz? - Mo�e... No ju�, pracuj! Zag��bi�am si� w ksi��k�. Czasem tylko konieczno�� natychmiastowego mu�ni�cia wzrokiem, czy pobaraszkowania z Jego palcem u nogi bez odrywania si� od pracy, pod�adowywa�a ci�g�o�� cudowno�ci... Czasem jaka� ciara przemkn�a mi po przedramieniu i nim zd��y�am chwyci� okiem przyczyn�, ju� ich obu nie by�o. A cudowno�� jakby namno�ona. Nawet nie zauwa�y�am, �e jecha�o frytkami, a przecie� musia�o, byli�my w McDonaldzie. Zapach sma�onego t�uszczu to ju� jedyna naturalna rzecz, jaka tam pozosta�a. Zamykamy - poinformowa�a panienka zza lady. Nie mia�a poj�cia o tym, w jak� nagle wdar�a si� intymno��. C�, Ameryka, McDonald, koniec XX-go wieku... Spojrza�am na Niego kiedy ko�czy� jakie� ostatnie... zdanie? Pomys�? Rysunek? Mo�e sam jeszcze nie wiedzia�, co z tego b�dzie. Nigdy nie wiedzia� co z czego i dlaczego, i czy b�dzie. Typowy produkt zmutowanego genu dopaminowego. Fascynuj�cy, kolorowy, �ywotny, nami�tny, inteligentny - p�dzi przed siebie bezdusznie rozdeptuj�c wszystkie nadro�ne muszki, paj�czki, d�d�ownice, kt�re jednocze�nie, gdy o nich my�li, b�d� je widzi, kocha i chowa po kieszeniach, �eby im jaki z�y cz�owiek krzywdy nie zrobi� przypadkiem. Wyda� mi si� prawie pi�kny. - To symetria twarzy i sylwetki - pomy�la�am jako biolog i badacz asymetrii. - Magnetycznie atrakcyjny - pomy�la�am jako kobieta i poczu�am konieczno�� dotkni�cia. Odruch, kt�ry pozosta� nam z dzieci�stwa. Zwichrzy� mi w�osy, nim zd��y�am wyci�gn�� r�k�, by go dotkn��. Ja te�... - zamarudzi�am prosz�co i opuszkami palc�w przesun�am po spadaj�cych mu na ramiona p�owych dreadach. Kontakt z brudnymi w�osami - oto co zobaczy�by kto�, kto tego nigdy nie prze�y�. Autystyk dosta�by mo�e nawet ataku l�ku, kt�ry musia�by wykrzycze�. Peda� odwr�ci�by si� z niesmakiem, ale i zazdro�ci�. A ja? Dlaczego? Przesta� si� tak gapi�. Chod� ju�! Nie widzisz, �e zamykaj�? - powiedzia� nagle poirytowany. Ma�o si� nie pop�aka�am, ale z kamienn� twarz� schowa�am papiery do torby. - Cham! - rzuci�am w jego kierunku. - No ju� dobra, nie marud�, idziemy, zrobi� ci w domu budyniu czekoladowego. No i zrobi�, i to nie tylko budyniu. Ca�y wiecz�r by� totalnie, absolutnie, definitywnie czekoladowy. Podobno kobiety produkuj� wi�cej opiat�w w m�d�ku i dlatego mi�o�� fizyczna cz�sto pobudza im wyobra�ni� znacznie bardziej ni� m�czyznom. Mo�e to te opiaty, a mo�e nie, ale tego wieczoru w chwili bezgranicznego bezistnienia znale�li�my si� gdzie� na pustyni, mo�e pod Sfinksem, a mo�e pod piramid�. Niebo gubi�o gwiazdy. Jeszcze d�ugo potem s�ysza�am brz�k z�otych bransolet zdobi�cych �niade przeguby moich r�k. Suchy piasek oblepia� moje ciemne cia�o. Niebo pulsowa�o granatem i czerni�. Byli�my w Egipcie, by�am stamt�d. Dzi�ki tobie wr�ci�am - wyszepta�am z trudem �api�c oddech i przytulaj�c si� mocniej, dotkn�am jego bia�ej sk�ry, chc�c si� upewni�, �e... - Wci�� jeszcze tam jestem. To pewnie opiaty - pr�bowa�am si� usprawiedliwi�, ale tak naprawd� mia�am nadziej�, �e to nie one. Co ty tam znowu? Nie bud�! - I spa� dalej. Za ma�o opiat�w - jak to facet. LE�A�AM OBOK NIEGO czuj�c swoj� ogolon�, pod czarn� peruk�, g�ow� i osypuj�cy si� ze mnie pod wp�ywem gor�cego podmuchu, pustynny piasek. Pr�bowa�am otwiera� oczy, ale same zamyka�y si� zdziwione jasnym kolorem mego cia�a. Wci�� jeszcze czu�am si� czekoladowa. Co� nieokre�lonego zacz�o zaburza� stan, w kt�rym si� znajdowa�am. Jak czasem kiedy budzisz si� w �rodku snu i jeszcze w nim tkwisz - a tu budzik, zn�w wracasz w sen - a tu my�l o pracy i wracasz - a tu my�l nast�pna i nast�pna, i nast�pna. Zanim jednak zd��y�am u�wiadomi� sobie, co si� dzieje, lekki powiew gor�cego wiatru zabra� mnie pod Sfinksa do mojego poprzedniego nastroju. Nag�y ryk lwa wyrwa� mnie z sennego b�ogostanu. - Ucieka�! - Podskoczy�am i zamar�am. Ryk lwa stopniowo zmienia� si� w chrapliwy, nieartyku�owany dow�d g��bokiego, m�skiego snu. - Jak on tak mo�e spa� i chrapa�, kiedy na jawie tyle innych �wiat�w - nie rozumia�am, zn�w powoli zapadaj�c w pustynny piach. - Jak gwia�dzi�cie - my�la�am patrz�c w niebo. Orion wydawa� si� tu�, tu�. - Wstawaj i r�b herbat�! - G�os pod czaszk� przerwa� moj� ponown� wycieczk�. - Jeszcze chwilk�, �eby cho� si� przyjrze� czy to Sfinks, czy mo�e piramida. Nie widz� g�ry, bo za ciemno, ale czuj�, �e to... - Jutro musisz zap�aci� rachunki i jeszcze dzi� trzeba je wypisa�! - Inna my�l pr�bowa�a mnie terroryzowa�. - No i co to za "my�l", �e trzeba zap�aci� rachunki? - Pad�o ironiczne nie wiadomo sk�d. - Zrobi�, co zechc� - pr�bowa�am dorwa� si� do g�osu, ale bezskutecznie, bo ju� co� ��da�o - Herbaty!!! - Ja jednak zn�w zamkn�am oczy. To chyba Sfinks. Nie, to jednak piramida - my�la�am przesypuj�c palcami ciep�y piasek. Nie zauwa�y�am nawet, kiedy le��cy obok facet wyrzucony zosta� poza obr�b mojej �wiadomo�ci. Wpatrzona w Oriona czu�am przenikaj�ce mnie promienie. Boskie promienie... Powoli ogarnia�a mnie t�sknota. T�sknota, kt�ra nasila�a si� coraz bardziej i bardziej, niemal�e unosz�c me cia�o ku pob�yskuj�cej, najwi�kszej w pasie Oriona gwie�dzie. T�sknota, kt�ra wiedzia�a co�, zna�a tajemnic�, do kt�rej ja nie mia�am dost�pu. Wpatrywa�am si� w niebo, jakby gdzie� tam ukryta by�a wskaz�wka. Mleczna Droga powoli wy�ania�a si� z nieokre�lono�ci, oddzielaj�c Oriona od reszty nieba. Poczu�am ucisk w skroniach. Wstawaj i ubieraj si� - znowu zagada� jeden z nich. Znikn�� Orion, piramida, ciemne niebo. Znikn�� l�k. Zosta�o tylko niejasne, nie osadzone w niczym uczucie t�sknoty. Ale dlaczego? Gdzie? Po co? Pr�bowa�am, zamykaj�c oczy, wraca� do miejsca, gdzie zaistnia�a ta przejmuj�ca, nieznana mi dot�d nostalgia. Ale coraz kr�tsze i p�ytsze stawa�y si� powroty na pustyni� i coraz mniej przepe�niaj�ce by�o uczucie t�sknoty. Tylko �al, �e nie uda�o mi si� upewni� gdzie by�am, przy Sfinksie czy przy piramidzie. Oriona wci�� jeszcze widzia�am wyra�nie. Jaskrawy promie� strzeli� ze� nagle w kierunku budowli i znikn�� gdzie� w jej wn�trzu. - Jednak piramida. Niewiarygodne tak jak ca�a rzeczywisto�� - pomy�la�am. Co� niespodziewanie przygniot�o mi nog�. Odwr�ci�am si�. Facet �pi�cy obok by� jasnow�osy, bardzo bia�y i chrapa�. Kto� kogo, wydawa�oby si�, na pewno nie da si� kocha�. A jednak... Jednak to On potrafi� przenie�� mnie w przesz�o��. - Chryste Panie! Przecie� ja nawet nie pami�tam tamtego faceta spod piramidy, jakby zawsze istnia� tylko ten wyblak�y - my�la�am nagle spanikowana patrz�c na obejmuj�ce mnie ramiona. - A mo�e to jednak by� ten? - Jak mo�esz pami�ta� faceta sprzed 4000 lat? - Zdziwi� si� jeden z dobrze znanych mi g�os�w. A to ju� 4000 lat? - Nie dowierza� drugi z nich. Najwyra�niej uwi�y sobie gniazdo pod moim sklepieniem. Poczu�am si� zastraszona i bezbronna. Koniec marze�, sn�w, widze� i podr�y. Dyskusja w mojej g�owie definitywnie przywr�ci�a mnie do tera�niejszo�ci. - Cholerne p�kule! - Zakl�am na g�os. - Ale przynajmniej On jest taki... - I nie znajduj�c w�a�ciwego okre�lenia, wzruszy�am si� delikatnie, muskaj�c �pi�ce usta. Herbaty - wyszepta�y prawie bezg�o�nie. - DOPIJ WRESZCIE T� HERBAT� i jedziemy! - g�os Ma�ka wyrwa� mnie ze wspomnie�. Wyszli�my z McDonalda i ruszyli�my w drog�. - Wiesz Maciek, ta dziwna parka z s�siedniego stolika... Dzi�ki nim przypomnia�am sobie co� bardzo, bardzo dawnego i dziwnego, co� z pogranicza rzeczywisto�ci. Jakby to wszystko mia�o jaki� cel i sens - powiedzia�am, spogl�daj�c przez okno. - Hamuj!!! - Wrzasn�am, widz�c zaje�d�aj�c� nam drog� olbrzymi� ci�ar�wk�. - Do jasnej cholery, patrz ludziom na ko�a, przecie� wiesz, �e ci idioci nie u�ywaj� migaczy. Rozwali�by� si� na tym, kretynie! Serce zako�ata�o mi z przera�enia. Wci�� jeszcze s�ysza�am pisk hamulc�w. Dobrze, �e pasy zapi�te, nic si� nie sta�o. Maciek zwykle w�ciek�y na mnie, gdy go opieprzam w samochodzie, teraz nie odzywa� si� wcale, by� blady i sztywny. Prze�egna�am si� i odm�wi�am cichutko "Aniele Bo�y Str�u M�j" do mojego i do Ma�kowego te�. Nawet pod moj� czaszk� zapanowa�a absolutna cisza. Bo�e, czy istniej� szcz�liwcy zawsze �yj�cy w takim komforcie? - Pomy�la�am zaskoczona nowo�ci�. - �adnych k��tni, konfabulacji, pyta� ani poucze�. To tak jak mieszka si� z rodzicami, dziadkami i rodze�stwem w jednym domu, bezwiednie niemal uczestnicz�c w ich �yciu i przyjmuj�c ich uczestnictwo we w�asnym, a tu nagle ups... wyjechali na wakacje - cisza i samotno��. Ta ulga! A jednak istniejemy indywidualnie! Ucieszy�am si�, ale tylko na moment, bo zaraz ogarn�y mnie w�tpliwo�ci. To dlaczego u mnie ci�g�e zamieszanie? Poczu�am si� nagle jak kto� zupe�nie inny, kto� kogo nie znam. Ta ca�a podr�... Nie, to nie jest zwyk�a, przypadkowa wyprawa do St. Louis. We�my cho�by t� dziwn� park� z McDonalda. Gdyby nie oni czy przypomnia�abym sobie t� dawn� mi�o�� i "wypraw�" do Egiptu? A wyprawa do Egiptu - czy wydarzy�a si� naprawd�? A je�li tak, to kiedy? Ni st�d ni zow�d przypomnia�am sobie s�yszan� dawno temu przepowiedni� Asklepiosa, kt�ry by� deifikacj� Imhotepa, wielkiego architekta i budowniczego z czas�w w�adcy Egiptu, Djozera: "Pewnego dnia pozostan� z ciebie, o Egipcie, tylko zwaliska kamieni i nikt nawet nie b�dzie potrafi� przeczyta�, co na nich napisano" . Ale zostan� potomkowie. Zostan� geny! - podszepn�� jeden z moich g�os�w. Zamkn�am oczy i na wszelki wypadek odm�wi�am pacierz i jeszcze raz modlitw� do Anio�a Str�a. Przed�u�aj�ca si� cisza skoncentrowa�a si� gdzie� na wysoko�ci mojej g�owy w postaci mglistego, niebieskawego otwarcia w niewiadome. Wejrza�am w mglisto��. MʯCZYZNA NADE MN� bezwstydnie odbiera� mnie temu �wiatu. By� z�oty jak Orion wyprowadzaj�cy s�o�ce z r�wnonocy. Pi�kniejszy, ja�niejszy od wszystkich jakich zna�am. I by� dope�nieniem. Nil, piramida, piach, wszystko znik�o. Moje w�osy w kolorze zachodz�cego s�o�ca silnie kontrastowa�y z jasn�, r�owaw� sk�r�. Wok� pulsowa�a zielono��. - Gdzie jestem? Szukaj�c znajomych znak�w spojrza�am w niebo. Nie by�o Oriona. - Czemu tak mocno wbijasz mi paznokcie? - Us�ysza�am. Otworzy�am oczy. By�am znowu �niado-czekoladowa, na ramiona jak zawsze opada�y ciemne w�osy. - Nie wiem, nie czu�am. Chyba si� nagle przel�k�am po�r�d tych zapomnie�. Byli�my w zieleni, ja tak jasna jak ty i nie by�o g�os�w. W mojej g�owie nie by�o g�os�w. I nie by�o Oriona! - Eee, i tak jeste� ja�niejsza ni� inni, to mo�e dlatego - i przesun�� d�oni� po mojej �niado�ci. - Zawsze masz te g�osy? - u�miecha� si� patrz�c mi prosto w oczy. - Zawsze. Jak my�l�, jak pr�buj� co� rozwi�za�, ustali�, zaplanowa�. Zawsze. - Ale czasem milkn�? - Ugryz� mnie w rami� jak kot zwracaj�cy uwag�, �e jest tu przy mnie. Udawa�, �e traktuje mnie powa�nie. - Tak, czasem tak - wcale nie chcia�am zwierza� si� z tych g�os�w, ale trudno, zacz�am. - A co z Orionem? Nie by�o? Jeste� pewna? Za to by�o du�o zieleni, kwiat�w, rozbuchany �ywio� przyrody wok�? - Nie by�o Oriona, ca�e niebo by�o inne, naprawd� inne! Nic nie poznawa�am! Tylko ciebie czu�am obok. Nie u�miechaj si� tak, prosz�. - Pomy�l logicznie. Patrzysz w niebo i nie ma Oriona, a przed chwil� jeszcze by�. I niebo jest inne ni� to, kt�re znasz. Gdzie jeste�? - I zn�w si� u�miecha, jakby czu� si� wszechwiedz�cy. Jakby to si� jemu przydarzy�o nie mnie. Spr�bowa�am po cichu powt�rzy� pytanie. - No pewnie, �e pomy�l�, logika to w ko�cu moja mocna strona! - Jasne, �e to twoja mocna strona, powiedz mu - przep�ywa�o mi przez g�ow�. Przecie� wiesz, to proste, je�li teraz nigdzie nie ma Oriona to ty jeste�... - O Bo�e, znowu te cholerne g�osy. Zawsze to samo. Jakby mi musia�y we wszystkim pomaga�. - By�am na Orionie, tak? Jakich zi� mi doda�e� do napoju? - Spyta�am zaczepnie. �adnych zi�. Jeste� ja�niejsza ni� inni i s�yszysz g�osy. Jeste� stamt�d. Je�li spotkasz swoje dope�nienie, potrafisz w chwilach uniesie� wr�ci� do poprzednich wciele�. Nie s�yszysz wtedy g�os�w. Przodkowie lubi� wtr�ca� si� w twoje sprawy pod pozorem pomocy, ale taktownie znikaj�, gdy si� kochasz - Pog�aska� mnie i mocniej przycisn�� do siebie. - I zn�w mnie uwodzisz. Starczy na dzisiaj. Jestem zm�czona. Mo�e powinnam przespa� si� i zapomnie�. - MACIEK, W��CZ, PROSZ�, RADIO. Troch� muzyki od�wie�y atmosfer� po tej ci�ar�wce - poprosi�am, bo sama zawsze mia�am problemy z wyborem stacji. - Ale mia�am sen... O nie, prosz� tylko nie rap. Wiesz, �e nie znosz�. Pos�ucha� i ju� po chwili z g�o�nika lecia�o "The Wall" Pink Floyd�w. Da�am na ca�y regulator i przez to a� podskoczy�am, kiedy nagle zacz�li m�wi�. - A teraz bie��ce wiadomo�ci. Zaczynamy od doniesie� krajowych. Dziennikarze z New York Timesa wpadli na trop odkrycia dokonanego na Uniwersytecie Harvarda. Odkrycie to by�o utrzymywane do tej pory w tajemnicy. Okazuje si�, �e DNA niekt�rych ludzi, dotyczy to g��wnie osobnik�w rudow�osych, szczeg�lnie tych ze sk�onno�ciami do tzw. wybuja�ej wyobra�ni... - Teraz si� wyja�ni! Wreszcie dowiem si�, kim naprawd� jestem! - Zamar�am w oczekiwaniu na dalsz� cz�� wiadomo�ci. Spiker radiowy kontynuowa�, - klee tebaleblee, blahblah iiiiiiiiiiiiiii........ - Fala uciek�a, szybko popraw! Cholera, zawsze jaki� pech, co on m�wi?! - iiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.... - Szlag by to, nie chce wr�ci�! - Kl�am, nerwowo kr�c�c ga�k� radia. - Fala jest w porz�dku - us�ysza�am jeden z moich g�os�w. - To ty boisz si� us�ysze�, co m�wi�. Ty nie przyjmujesz informacji. Ty nie dopuszczasz jej do �wiadomo�ci. - Nieprawda! Nieprawda! - Usi�owa�am przekrzycze� ten g�os. Zawirowa�o mi w g�owie. Zamkn�am oczy. CIEP�Y PIASEK ZAPADA� si� pod ci�arem naszych cia� okrytych jedynie niebieskaw� po�wiat� Oriona. M�j Blado-B��kitny szepta� co� o powrocie do gwiazd, wygodnie opieraj�c stopy o kamienny blok. Jeszcze czas - odszepn�am, pr�buj�c jednocze�nie zobaczy� czy to Sfinks, czy mo�e piramida... 1 Borders - sie� ksi�garni ameryka�skich sprzedaj�cych r�wnie� dyski kompaktowe i filmy video, gdzie ksi��ki i czasopisma mo�na przegl�da� przy kawie i ciastkach w dobrze zaopatrzonej, nale��cej do ksi�garni kawiarence. KONIEC KSI��KI