3623
Szczegóły |
Tytuł |
3623 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3623 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3623 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3623 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Hanka Podolska
Niepewno��
W DOMU NIE DA�O si� wytrzyma�. Nosi�o mnie od rana. Zdaje
si�, �e nawet wrzasn�am na Rudego, �eby zamiast kr�ci� �semki
wok� moich n�g, zszed� mi wreszcie z drogi. Potem dosta�o si�
te� reszcie kot�w pr�buj�cych usilnie zwr�ci� moj� uwag� na
puste miski i nie otwarte puszki Friskas.
- Zebranie?! - Wrzasn�am do wyg�odnia�ej czw�rki i
z�o�liwie sypn�am do misek suchej Puryny dla senior�w.
Patrzy�y rozczarowane i ponure, a potem zbli�y�y si� do
jedzenia ju� bez nadziei na ulubiony Friskas. Tylko smarkacz
Zyzio, wci�� pe�en dzieci�cego wigoru, uzna�, �e jednak woli
kreci� �ap� lub ogon sikorki ni� �arcie dla zniedo��nia�ych
staruch�w i kaza� si� wypu�ci� na dw�r.
Chwil� p�niej rozdar�am si� na Ma�ka. Chyba zbyt powoli
szed� do �azienki si� my�. A mo�e za szybko. W ka�dym razie
nie szed� tak, jak powinien. Potem moje rozdra�nienie zacz�o
wzrasta�, bo my� si� za d�ugo i wylewa� za du�o ciep�ej wody,
co stanowi�o jawne wyrzucanie naszych pieni�dzy do miejskiego
systemu kanalizacyjnego.
- We� sobie waleriany i kava-kava, bo przechodzisz kryzys
rozczarowania �yciem - powiedzia� z u�miechem zadowolony, �e
wreszcie ma odwag� tak mi si� odci��.
Mia� ju� dziewi�tna�cie lat i pe�n� �wiadomo�� beznadziei
rodzicielskich
restrykcji wychowawczych. M�g� sobie wreszcie m�wi� i
robi�, co tylko chcia�.
Zatka�o mnie, ale si�gn�am po krople. Zdrowy rozs�dek i
spok�j wr�ci�y w ci�gu paru minut.
- A mo�e by tak do St. Louis? - Rzuci�am. - Skoczyliby�my
do Borders [1] poczyta� i wypi� kaw�, a przy okazji kupi�oby si�
chleb w St. Louis Bread Company?
Ju� p� godziny p�niej, wolna od porannych z�ych
nastroj�w i irytacji, siedzia�am na pasa�erskim siedzeniu
czerwonego mini-vana, zastanawiaj�c si� nad mechanizmem
dzia�ania ludzkiego mechanizmu. Zamkn�am oczy przypominaj�c
sobie, jak straszne by�o �ycie, zanim odkry�am kav�.
- Kim jeste�my, a raczej z czego jeste�my, a mo�e po co
jeste�my, je�li par� kropli potrafi tak wyregulowa�, a czasem
nawet naprawi�, spieprzony mechanizm naszej egzystencji? -
Przep�ywa�o mi przez g�ow�.
- Szkoda tylko, �e nie potrafi zrobi� ci upgrade - rzuci�
jaki� g�os pod czaszk�.
- Ale s� inne �rodki i sposoby... - Us�ysza�am, a raczej
poczu�am natychmiastow� odpowied� nie wiadomo sk�d p�yn�c�.
- Nie, nie, to ju� mechanizm musi sam sobie - my�la�am,
nie ca�kiem jasno rozumiej�c, komu pr�buj� to przekaza�.
Poranna irytacja szykowa�a si� do powrotu.
- Spok�j! - �cisn�am r�kami czo�o.
ZATRZYMALI�MY SI� przed McDonaldem, bo siku, herbata oraz
number 5 czyli pi�ty zestaw dla Ma�ka - bu�ka z piersi�
kurczaka i zielenin�, tudzie� coca-cola i frytki. To dla niego
najwi�ksza przyjemno�� z wyjazdu do St. Louis. Ma�y nie znosi
du�ych miast.
Przydro�ny McDonald - tu� przed zjazdem na autostrad� -
wydawa�o by si�, �e klientela powinna by� r�norodna. Niestety
nie, od dziesi�ciu lat zawsze te same po�udniowo-illinoiskie
fizjonomie ze zdecydowan� domieszk� typu niemieckiego,
cz�onkowie porz�dnej, ameryka�skiej, prowincjonalnej
spo�eczno�ci. Nic co mog�oby zaskoczy� jak�kolwiek
odmienno�ci�. Dawno ju� przesta�am si� im przygl�da�. Dzi�
wi�c, jak zwykle przekroczy�am pr�g McDonalda i od razu
pogna�am do toalety, nie zapami�tawszy jednej nawet z mijanych
po drodze twarzy. Ale...
Wychodz� z �azienki, a tu niespodzianka - kobieta w wieku
nieokre�lonym, dojrza�a, ale zupe�nie inna, jaka� taka
swojsko-straszna. W Ameryce takich nie widzia�am. Mocno
tleniona blondyna z ciemnymi odrostami. Twarz wyra�nie
zaczerwieniona i opuchni�ta, z powi�kszonym mi�sistym nosem
charakterystycznym dla pijaczek. Figura pe�na i do��
niekszta�tna. Uzupe�niaj�cy to wszystko wrogi wyraz twarzy.
- Typowa dworc�wka albo meliniara, ale na wakacjach w
Ameryce, wi�c troch� bardziej zadbana i z pretensjami do bycia
dam� - pomy�la�am, wpatruj�c si� bez skr�powania w przyby��.
Stan�a obok mnie w kolejce, a ja nie by�am w stanie oderwa�
od niej wzroku. Potem usiad�a przy przeciwleg�ym stoliku. Zn�w
mog�am si� na ni� gapi�. Nie potrafi�am wprost nasyci� si� jej
widokiem - co� tak swojskiego tu, w McDonaldzie w po�udniowym
Illinois.
Nagle wzrok m�j zatrzyma� si� na mijaj�cym mnie facecie.
By� to go�� prosto spod polskiej budki z piwem, tylko
odstawiony na gentelmena. Rzadki bezbarwny w�os zaczesany do
ty�u, a reszta jak u tej pani - mocno czerwona i obrzmia�a. W
r�ku ni�s� ma�� walizk�, od kt�rej ci�gn�� si� kabelek
oplataj�cy jego szyj� i opadaj�cy wolnym ko�cem na pier�. Ten
wolny koniec nie by� w�a�ciwie wolny, zwisa�a ze� ma�a
maseczka.
- Sercowiec - pomy�la�am - ale silny, bo bez w�zka, no i
mo�e sam nosi� t� walizk� z butl� tlenow�.
Pan przysiad� si� do pani, a ona poda�a mu jego ulubiony
zestaw. Wygl�dali na dopasowane ma��e�stwo.
- Maciek, sp�jrz - wyszepta�am, jakbym nie chcia�a ich
sp�oszy� - tam si� zaraz co� wydarzy.
Teraz i Maciek patrzy� na nich jak zahipnotyzowany.
Wydawali si� bardzo sob� zainteresowani. Ona g�aska�a jego
r�k�, on, prze�uwaj�c hamburgera, patrzy� jej w oczy.
Sko�czyli je��, ona otworzy�a torebk�.
- Maciek! - Wykrztusi�am z przej�ciem.
Pani zapali�a papierosa i dmuchn�a w kierunku ukochanej
twarzy. Ukochane oczy natychmiast zrolowa�y si� do ty�u, a
usta pr�bowa�y z�apa� troch� powietrza. R�ce zatrzepota�y o
pomoc. Zamar�am.
Pani bez po�piechu strzepuj�c popi� z papierosa si�gn�a
jednocze�nie po maseczk� i umie�ci�a j� na jego twarzy, a
nast�pnie nacisn�a guzik na walizce stoj�cej teraz na stole.
Ukochane oczy wr�ci�y na swoje miejsce. U�miechn�a si�
�agodnie i ze zrozumieniem - wszystko jest OK, nic si� nie
dzieje. Pr�bowa� odwzajemni� u�miech. By� wyra�nie wdzi�czny
za to, �e tak szybko i sprawnie potrafi�a mu pom�c.
- Mi�o�� r�ne ma oblicza - pomy�la�am.
ZAMKNʣAM OCZY. Wspomnienia nap�ywa�y w spos�b
niekontrolowany. Siedzieli�my - On i ja - w McDonaldzie. Kawa
i frytki pr�bowa�y zmie�ci� si� na stoliku w�r�d
porozrzucanych ksi��ek i papier�w. Zwykle chodzili�my pracowa�
do Hardisa, bo dawali tam studentom 20% zni�ki, czasem wi�c
mogli�my sobie pozwoli� nawet na kanapk� z pieczon� wo�owin�
(ca�e 99 cent�w) opr�cz kawy i frytek. Ale dzi� wybrali�my
drogi McDonald. Chcieli�my by� sami, tylko ze sob� z
przytulonymi pod sto�em kolanami, z przypadkiem wpadaj�cymi na
siebie r�kami poszukuj�cymi pisaka na zaba�aganionym stole. W
Hardisie wszyscy nas znali i lubili, i pracuj�ce tam panienki
natychmiast zaczyna�y opowie�ci o dzieciach, ch�opakach i
zaj�ciach szkolnych.
To co, �e mogli�my trzyma� si� za r�ce albo kocha� si�
jak nam przysz�a ochota. W�a�nie to nieprzewidziane zetkni�cie
kolan czy dotkni�cie palc�w potrzebne by�o mi�o�ci jak
powietrze i woda cia�u. Powoli siorbi�c kaw� pracowali�my,
ka�de nad swoimi papierami. On jak to facet nie wytrzymywa� i
od czasu do czasu zadawa� mi pytanie, na kt�re sam natychmiast
odpowiada� elaboruj�c zwykle z przej�ciem i entuzjazmem. Moje
oczy rozszerzone i wpatrzone w jego potwierdza�y, �e taniec
godowy i kolor pi�rek robi�y nale�yte wra�enie. I rzeczywi�cie
robi�y.
- Lubisz mnie? - Spyta�am.
- Lubi�, lubi� - nie nud�! Chyba kupi�em ci kaw� i frytki?
- A ja lubi� te twoje dowody, szczeg�lnie frytki, jutro
te� mi kupisz?
- Mo�e... No ju�, pracuj!
Zag��bi�am si� w ksi��k�. Czasem tylko konieczno��
natychmiastowego mu�ni�cia wzrokiem, czy pobaraszkowania z
Jego palcem u nogi bez odrywania si� od pracy, pod�adowywa�a
ci�g�o�� cudowno�ci... Czasem jaka� ciara przemkn�a mi po
przedramieniu i nim zd��y�am chwyci� okiem przyczyn�, ju� ich
obu nie by�o. A cudowno�� jakby namno�ona.
Nawet nie zauwa�y�am, �e jecha�o frytkami, a przecie�
musia�o, byli�my w McDonaldzie. Zapach sma�onego t�uszczu to
ju� jedyna naturalna rzecz, jaka tam pozosta�a.
Zamykamy - poinformowa�a panienka zza lady.
Nie mia�a poj�cia o tym, w jak� nagle wdar�a si�
intymno��. C�, Ameryka, McDonald, koniec XX-go wieku...
Spojrza�am na Niego kiedy ko�czy� jakie� ostatnie...
zdanie? Pomys�? Rysunek? Mo�e sam jeszcze nie wiedzia�, co z
tego b�dzie. Nigdy nie wiedzia� co z czego i dlaczego, i czy
b�dzie. Typowy produkt zmutowanego genu dopaminowego.
Fascynuj�cy, kolorowy, �ywotny, nami�tny, inteligentny - p�dzi
przed siebie bezdusznie rozdeptuj�c wszystkie nadro�ne muszki,
paj�czki, d�d�ownice, kt�re jednocze�nie, gdy o nich my�li,
b�d� je widzi, kocha i chowa po kieszeniach, �eby im jaki z�y
cz�owiek krzywdy nie zrobi� przypadkiem.
Wyda� mi si� prawie pi�kny.
- To symetria twarzy i sylwetki - pomy�la�am jako biolog
i badacz asymetrii. - Magnetycznie atrakcyjny - pomy�la�am
jako kobieta i poczu�am konieczno�� dotkni�cia. Odruch, kt�ry
pozosta� nam z dzieci�stwa.
Zwichrzy� mi w�osy, nim zd��y�am wyci�gn�� r�k�, by go
dotkn��.
Ja te�... - zamarudzi�am prosz�co i opuszkami palc�w
przesun�am po spadaj�cych mu na ramiona p�owych dreadach.
Kontakt z brudnymi w�osami - oto co zobaczy�by kto�, kto
tego nigdy nie prze�y�. Autystyk dosta�by mo�e nawet ataku
l�ku, kt�ry musia�by wykrzycze�. Peda� odwr�ci�by si� z
niesmakiem, ale i zazdro�ci�. A ja? Dlaczego?
Przesta� si� tak gapi�. Chod� ju�! Nie widzisz, �e
zamykaj�? - powiedzia� nagle poirytowany. Ma�o si� nie
pop�aka�am, ale z kamienn� twarz� schowa�am papiery do torby.
- Cham! - rzuci�am w jego kierunku.
- No ju� dobra, nie marud�, idziemy, zrobi� ci w domu
budyniu czekoladowego.
No i zrobi�, i to nie tylko budyniu. Ca�y wiecz�r by�
totalnie, absolutnie, definitywnie czekoladowy. Podobno
kobiety produkuj� wi�cej opiat�w w m�d�ku i dlatego mi�o��
fizyczna cz�sto pobudza im wyobra�ni� znacznie bardziej ni�
m�czyznom. Mo�e to te opiaty, a mo�e nie, ale tego wieczoru w
chwili bezgranicznego bezistnienia znale�li�my si� gdzie� na
pustyni, mo�e pod Sfinksem, a mo�e pod piramid�. Niebo gubi�o
gwiazdy.
Jeszcze d�ugo potem s�ysza�am brz�k z�otych bransolet
zdobi�cych �niade przeguby moich r�k. Suchy piasek oblepia�
moje ciemne cia�o. Niebo pulsowa�o granatem i czerni�.
Byli�my w Egipcie, by�am stamt�d. Dzi�ki tobie wr�ci�am -
wyszepta�am z trudem �api�c oddech i przytulaj�c si� mocniej,
dotkn�am jego bia�ej sk�ry, chc�c si� upewni�, �e...
- Wci�� jeszcze tam jestem. To pewnie opiaty -
pr�bowa�am si� usprawiedliwi�, ale tak naprawd� mia�am
nadziej�, �e to nie one.
Co ty tam znowu? Nie bud�! - I spa� dalej.
Za ma�o opiat�w - jak to facet.
LE�A�AM OBOK NIEGO czuj�c swoj� ogolon�, pod czarn�
peruk�, g�ow� i osypuj�cy si� ze mnie pod wp�ywem gor�cego
podmuchu, pustynny piasek. Pr�bowa�am otwiera� oczy, ale same
zamyka�y si� zdziwione jasnym kolorem mego cia�a. Wci��
jeszcze czu�am si� czekoladowa.
Co� nieokre�lonego zacz�o zaburza� stan, w kt�rym si�
znajdowa�am. Jak czasem kiedy budzisz si� w �rodku snu i
jeszcze w nim tkwisz - a tu budzik, zn�w wracasz w sen - a tu
my�l o pracy i wracasz - a tu my�l nast�pna i nast�pna, i
nast�pna. Zanim jednak zd��y�am u�wiadomi� sobie, co si�
dzieje, lekki powiew gor�cego wiatru zabra� mnie pod Sfinksa
do mojego poprzedniego nastroju.
Nag�y ryk lwa wyrwa� mnie z sennego b�ogostanu.
- Ucieka�! - Podskoczy�am i zamar�am. Ryk lwa stopniowo
zmienia� si� w chrapliwy, nieartyku�owany dow�d g��bokiego,
m�skiego snu.
- Jak on tak mo�e spa� i chrapa�, kiedy na jawie tyle
innych �wiat�w - nie rozumia�am, zn�w powoli zapadaj�c w
pustynny piach. - Jak gwia�dzi�cie - my�la�am patrz�c w niebo.
Orion wydawa� si� tu�, tu�.
- Wstawaj i r�b herbat�! - G�os pod czaszk� przerwa� moj�
ponown� wycieczk�.
- Jeszcze chwilk�, �eby cho� si� przyjrze� czy to Sfinks,
czy mo�e piramida. Nie widz� g�ry, bo za ciemno, ale czuj�, �e
to...
- Jutro musisz zap�aci� rachunki i jeszcze dzi� trzeba je
wypisa�! - Inna my�l pr�bowa�a mnie terroryzowa�.
- No i co to za "my�l", �e trzeba zap�aci� rachunki? -
Pad�o ironiczne nie wiadomo sk�d.
- Zrobi�, co zechc� - pr�bowa�am dorwa� si� do g�osu, ale
bezskutecznie, bo ju� co� ��da�o - Herbaty!!! - Ja jednak zn�w
zamkn�am oczy.
To chyba Sfinks. Nie, to jednak piramida - my�la�am
przesypuj�c palcami ciep�y piasek.
Nie zauwa�y�am nawet, kiedy le��cy obok facet wyrzucony
zosta� poza obr�b mojej �wiadomo�ci. Wpatrzona w Oriona czu�am
przenikaj�ce mnie promienie. Boskie promienie... Powoli
ogarnia�a mnie t�sknota. T�sknota, kt�ra nasila�a si� coraz
bardziej i bardziej, niemal�e unosz�c me cia�o ku
pob�yskuj�cej, najwi�kszej w pasie Oriona gwie�dzie. T�sknota,
kt�ra wiedzia�a co�, zna�a tajemnic�, do kt�rej ja nie mia�am
dost�pu. Wpatrywa�am si� w niebo, jakby gdzie� tam ukryta by�a
wskaz�wka. Mleczna Droga powoli wy�ania�a si� z
nieokre�lono�ci, oddzielaj�c Oriona od reszty nieba. Poczu�am
ucisk w skroniach.
Wstawaj i ubieraj si� - znowu zagada� jeden z nich.
Znikn�� Orion, piramida, ciemne niebo. Znikn�� l�k.
Zosta�o tylko niejasne, nie osadzone w niczym uczucie
t�sknoty. Ale dlaczego? Gdzie? Po co? Pr�bowa�am, zamykaj�c
oczy, wraca� do miejsca, gdzie zaistnia�a ta przejmuj�ca,
nieznana mi dot�d nostalgia. Ale coraz kr�tsze i p�ytsze
stawa�y si� powroty na pustyni� i coraz mniej przepe�niaj�ce
by�o uczucie t�sknoty. Tylko �al, �e nie uda�o mi si� upewni�
gdzie by�am, przy Sfinksie czy przy piramidzie.
Oriona wci�� jeszcze widzia�am wyra�nie. Jaskrawy promie�
strzeli� ze� nagle w kierunku budowli i znikn�� gdzie� w jej
wn�trzu.
- Jednak piramida. Niewiarygodne tak jak ca�a
rzeczywisto�� - pomy�la�am.
Co� niespodziewanie przygniot�o mi nog�. Odwr�ci�am si�.
Facet �pi�cy obok by� jasnow�osy, bardzo bia�y i chrapa�. Kto�
kogo, wydawa�oby si�, na pewno nie da si� kocha�. A jednak...
Jednak to On potrafi� przenie�� mnie w przesz�o��.
- Chryste Panie! Przecie� ja nawet nie pami�tam tamtego
faceta spod piramidy, jakby zawsze istnia� tylko ten wyblak�y
- my�la�am nagle spanikowana patrz�c na obejmuj�ce mnie
ramiona. - A mo�e to jednak by� ten?
- Jak mo�esz pami�ta� faceta sprzed 4000 lat? - Zdziwi�
si� jeden z dobrze znanych mi g�os�w.
A to ju� 4000 lat? - Nie dowierza� drugi z nich.
Najwyra�niej uwi�y sobie gniazdo pod moim sklepieniem.
Poczu�am si� zastraszona i bezbronna. Koniec marze�, sn�w,
widze� i podr�y. Dyskusja w mojej g�owie definitywnie
przywr�ci�a mnie do tera�niejszo�ci.
- Cholerne p�kule! - Zakl�am na g�os. - Ale
przynajmniej On jest taki... - I nie znajduj�c w�a�ciwego
okre�lenia, wzruszy�am si� delikatnie, muskaj�c �pi�ce usta.
Herbaty - wyszepta�y prawie bezg�o�nie.
- DOPIJ WRESZCIE T� HERBAT� i jedziemy! - g�os Ma�ka
wyrwa� mnie ze wspomnie�. Wyszli�my z McDonalda i ruszyli�my w
drog�.
- Wiesz Maciek, ta dziwna parka z s�siedniego stolika...
Dzi�ki nim przypomnia�am sobie co� bardzo, bardzo dawnego i
dziwnego, co� z pogranicza rzeczywisto�ci. Jakby to wszystko
mia�o jaki� cel i sens - powiedzia�am, spogl�daj�c przez okno.
- Hamuj!!! - Wrzasn�am, widz�c zaje�d�aj�c� nam drog�
olbrzymi� ci�ar�wk�. - Do jasnej cholery, patrz ludziom na
ko�a, przecie� wiesz, �e ci idioci nie u�ywaj� migaczy.
Rozwali�by� si� na tym, kretynie!
Serce zako�ata�o mi z przera�enia. Wci�� jeszcze
s�ysza�am pisk hamulc�w. Dobrze, �e pasy zapi�te, nic si� nie
sta�o. Maciek zwykle w�ciek�y na mnie, gdy go opieprzam w
samochodzie, teraz nie odzywa� si� wcale, by� blady i sztywny.
Prze�egna�am si� i odm�wi�am cichutko "Aniele Bo�y Str�u M�j"
do mojego i do Ma�kowego te�. Nawet pod moj� czaszk�
zapanowa�a absolutna cisza.
Bo�e, czy istniej� szcz�liwcy zawsze �yj�cy w takim
komforcie? - Pomy�la�am zaskoczona nowo�ci�. - �adnych k��tni,
konfabulacji, pyta� ani poucze�. To tak jak mieszka si� z
rodzicami, dziadkami i rodze�stwem w jednym domu, bezwiednie
niemal uczestnicz�c w ich �yciu i przyjmuj�c ich uczestnictwo
we w�asnym, a tu nagle ups... wyjechali na wakacje - cisza i
samotno��. Ta ulga! A jednak istniejemy indywidualnie!
Ucieszy�am si�, ale tylko na moment, bo zaraz ogarn�y
mnie w�tpliwo�ci.
To dlaczego u mnie ci�g�e zamieszanie?
Poczu�am si� nagle jak kto� zupe�nie inny, kto� kogo nie
znam. Ta ca�a podr�... Nie, to nie jest zwyk�a, przypadkowa
wyprawa do St. Louis. We�my cho�by t� dziwn� park� z
McDonalda. Gdyby nie oni czy przypomnia�abym sobie t� dawn�
mi�o�� i "wypraw�" do Egiptu? A wyprawa do Egiptu - czy
wydarzy�a si� naprawd�? A je�li tak, to kiedy?
Ni st�d ni zow�d przypomnia�am sobie s�yszan� dawno temu
przepowiedni� Asklepiosa, kt�ry by� deifikacj� Imhotepa,
wielkiego architekta i budowniczego z czas�w w�adcy Egiptu,
Djozera: "Pewnego dnia pozostan� z ciebie, o Egipcie, tylko
zwaliska kamieni i nikt nawet nie b�dzie potrafi� przeczyta�,
co na nich napisano" .
Ale zostan� potomkowie. Zostan� geny! - podszepn�� jeden
z moich g�os�w.
Zamkn�am oczy i na wszelki wypadek odm�wi�am pacierz i
jeszcze raz modlitw� do Anio�a Str�a. Przed�u�aj�ca si� cisza
skoncentrowa�a si� gdzie� na wysoko�ci mojej g�owy w postaci
mglistego, niebieskawego otwarcia w niewiadome. Wejrza�am w
mglisto��.
MʯCZYZNA NADE MN� bezwstydnie odbiera� mnie temu �wiatu.
By� z�oty jak Orion wyprowadzaj�cy s�o�ce z r�wnonocy.
Pi�kniejszy, ja�niejszy od wszystkich jakich zna�am. I by�
dope�nieniem.
Nil, piramida, piach, wszystko znik�o. Moje w�osy w
kolorze zachodz�cego s�o�ca silnie kontrastowa�y z jasn�,
r�owaw� sk�r�. Wok� pulsowa�a zielono��.
- Gdzie jestem?
Szukaj�c znajomych znak�w spojrza�am w niebo. Nie by�o
Oriona.
- Czemu tak mocno wbijasz mi paznokcie? - Us�ysza�am.
Otworzy�am oczy. By�am znowu �niado-czekoladowa, na ramiona
jak zawsze opada�y ciemne w�osy.
- Nie wiem, nie czu�am. Chyba si� nagle przel�k�am po�r�d
tych zapomnie�. Byli�my w zieleni, ja tak jasna jak ty i nie
by�o g�os�w. W mojej g�owie nie by�o g�os�w. I nie by�o Oriona!
- Eee, i tak jeste� ja�niejsza ni� inni, to mo�e dlatego
- i przesun�� d�oni� po mojej �niado�ci. - Zawsze masz te
g�osy? - u�miecha� si� patrz�c mi prosto w oczy.
- Zawsze. Jak my�l�, jak pr�buj� co� rozwi�za�, ustali�,
zaplanowa�. Zawsze.
- Ale czasem milkn�? - Ugryz� mnie w rami� jak kot
zwracaj�cy uwag�, �e jest tu przy mnie. Udawa�, �e traktuje
mnie powa�nie.
- Tak, czasem tak - wcale nie chcia�am zwierza� si� z
tych g�os�w, ale trudno, zacz�am.
- A co z Orionem? Nie by�o? Jeste� pewna? Za to by�o du�o
zieleni, kwiat�w, rozbuchany �ywio� przyrody wok�?
- Nie by�o Oriona, ca�e niebo by�o inne, naprawd� inne!
Nic nie poznawa�am! Tylko ciebie czu�am obok. Nie u�miechaj
si� tak, prosz�.
- Pomy�l logicznie. Patrzysz w niebo i nie ma Oriona, a
przed chwil� jeszcze by�. I niebo jest inne ni� to, kt�re
znasz. Gdzie jeste�? - I zn�w si� u�miecha, jakby czu� si�
wszechwiedz�cy. Jakby to si� jemu przydarzy�o nie mnie.
Spr�bowa�am po cichu powt�rzy� pytanie.
- No pewnie, �e pomy�l�, logika to w ko�cu moja mocna
strona!
- Jasne, �e to twoja mocna strona, powiedz mu -
przep�ywa�o mi przez g�ow�.
Przecie� wiesz, to proste, je�li teraz nigdzie nie ma
Oriona to ty jeste�... - O Bo�e, znowu te cholerne g�osy.
Zawsze to samo. Jakby mi musia�y we wszystkim pomaga�.
- By�am na Orionie, tak? Jakich zi� mi doda�e� do
napoju? - Spyta�am zaczepnie.
�adnych zi�. Jeste� ja�niejsza ni� inni i s�yszysz
g�osy. Jeste� stamt�d. Je�li spotkasz swoje dope�nienie,
potrafisz w chwilach uniesie� wr�ci� do poprzednich wciele�.
Nie s�yszysz wtedy g�os�w. Przodkowie lubi� wtr�ca� si� w
twoje sprawy pod pozorem pomocy, ale taktownie znikaj�, gdy
si� kochasz - Pog�aska� mnie i mocniej przycisn�� do siebie.
- I zn�w mnie uwodzisz. Starczy na dzisiaj. Jestem
zm�czona. Mo�e powinnam przespa� si� i zapomnie�.
- MACIEK, W��CZ, PROSZ�, RADIO. Troch� muzyki od�wie�y
atmosfer� po tej ci�ar�wce - poprosi�am, bo sama zawsze
mia�am problemy z wyborem stacji. - Ale mia�am sen... O nie,
prosz� tylko nie rap. Wiesz, �e nie znosz�.
Pos�ucha� i ju� po chwili z g�o�nika lecia�o "The Wall"
Pink Floyd�w. Da�am na ca�y regulator i przez to a�
podskoczy�am, kiedy nagle zacz�li m�wi�.
- A teraz bie��ce wiadomo�ci. Zaczynamy od doniesie�
krajowych. Dziennikarze z New York Timesa wpadli na trop
odkrycia dokonanego na Uniwersytecie Harvarda. Odkrycie to
by�o utrzymywane do tej pory w tajemnicy. Okazuje si�, �e DNA
niekt�rych ludzi, dotyczy to g��wnie osobnik�w rudow�osych,
szczeg�lnie tych ze sk�onno�ciami do tzw. wybuja�ej
wyobra�ni...
- Teraz si� wyja�ni! Wreszcie dowiem si�, kim naprawd�
jestem! - Zamar�am w oczekiwaniu na dalsz� cz�� wiadomo�ci.
Spiker radiowy kontynuowa�,
- klee tebaleblee, blahblah iiiiiiiiiiiiiii........
- Fala uciek�a, szybko popraw! Cholera, zawsze jaki�
pech, co on m�wi?!
- iiiiiiiiiiiiiiiiiiiii....
- Szlag by to, nie chce wr�ci�! - Kl�am, nerwowo kr�c�c
ga�k� radia.
- Fala jest w porz�dku - us�ysza�am jeden z moich g�os�w.
- To ty boisz si� us�ysze�, co m�wi�. Ty nie przyjmujesz
informacji. Ty nie dopuszczasz jej do �wiadomo�ci.
- Nieprawda! Nieprawda! - Usi�owa�am przekrzycze� ten
g�os. Zawirowa�o mi w g�owie. Zamkn�am oczy.
CIEP�Y PIASEK ZAPADA� si� pod ci�arem naszych cia�
okrytych jedynie niebieskaw� po�wiat� Oriona. M�j
Blado-B��kitny szepta� co� o powrocie do gwiazd, wygodnie
opieraj�c stopy o kamienny blok.
Jeszcze czas - odszepn�am, pr�buj�c jednocze�nie
zobaczy� czy to Sfinks, czy mo�e piramida...
1 Borders - sie� ksi�garni ameryka�skich sprzedaj�cych r�wnie�
dyski kompaktowe i filmy video, gdzie ksi��ki i czasopisma
mo�na przegl�da� przy kawie i ciastkach w dobrze zaopatrzonej,
nale��cej do ksi�garni kawiarence.
KONIEC KSI��KI