11215

Szczegóły
Tytuł 11215
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11215 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11215 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11215 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Emily Dickinson 280 Czułam - przez Mózg przechodził Pogrzeb - Minuta po minucie Kondukt szedł - szedł - i deptał we mnie Butami zdolności czucia - gdy wszyscy Żałobnicy sziedli - monotonne egzekwie załomotały bębnem - Umysł zaczął mi w końcu drętwieć - słyszałam - jak podnoszą Skrzynie - skrzypią ich Ołowiane Buty - Tu rozdzwoniła się Przestrzeń, jakby Niebiosa były Dzwonem - Uchem - cale Istnienie - a ja i Cisza - porzuconym w klęsce - samotnym Plemieniem - a wtedy - Deska w dnie Rozumu trzasnęła - zaczęłam spadać - tłukąc się o krawędzie Światów - aż je przestałam poznawać - 254 "Nadzieja" jest tym upierzonym Stworzeniem na gałązce Duszy - co śpiewa melodie Bez słów i nie milknące - W świście Wichru - brzmi uszom najsłodziej - I srogich by trzeba Nawałnic - Aby spłoszyć maleńkiego ptaka, Co tak wielu zdołał ogrzać i nakarmić - Śpiewał mi już na Morzach Obcości - W Krainach Chłodu - Nie żądając w zamian Okruszka - Choć konał z Głodu 239 "Niebo" - to, czego nie dosięgam! Już jabłko na jabłoni - Gdy Gałąź dłuższa niż Nadzieja - Jest "Niebem" - dla mej Dłoni! Nieśpieszny Obłok - ze swą Barwą - Cudze Pola - Rozstaje - Łąka za Wzgórzem - Dom za Łąką - Już to - jest dla mnie Rajem! W złudne Purpury Popołudni Łatwowiernie przebrani - Wabimy tęsknie - tego Magika - Co - Wczoraj - wzgardził nami! 1755 By stworzyć prerię, starczy jeden zgoła Kwiat koniczyny, Marzenie I pszczoła. Jeśli pszczół nie ma ani na lekarstwo, Same rojenia wystarczą. 52 Czy moja barka poszła na dno - Czy na sztorm natrafiła nagle- Czy na zaklęte wyspy Zawiodły ją posłuszne żagle? Jakie mistyczne cumy Zatrzymały ją - Nad zatoką Krąży wysłany na zwiady Posłaniec wzroku. 49 Dwa razy tylko utraciłam Aż tyle - wchłonął to grób. Dwa razy jak żebraczka Stałam u Bożych wrót! Anioły - dwakroć zesłane - Spłaciły mnie - mogłam żyć - Włamywaczu! Bankierze - Ojcze! Znów nie mam nic! 1760 Elizjum jest przez ścianę To ten sąsiedni pokój, W którym ktoś Bliski czeka Zbawienia lub Wyroku Ile hartu w Duszy, że to znosi, Gdy coraz bliżej brzmi Stąpanie nadchodzących Stóp Skrzyp otwieranych Drzwi 76 Jaka wielka to radość, gdy w morze Śródlądowa istota wypłynie - Obok domów, obok przylądków - Ku wieczystej głębinie - Zrodzony jak my wśród gór Żeglarz - czy może pojąć Cudowne zachłyśnięcie Pierwszą milą z dala od lądu? 664 Jaka wielka to radość, gdy w morze Śródlądowa istota wypłynie - Obok domów, obok przylądków - Ku wieczystej głębinie - Zrodzony jak my wśród gór Żeglarz - czy może pojąć Cudowne zachłyśnięcie Pierwszą milą z dala od lądu? 1765 Miłość jest wszystkim, co istnieje To wszystko, co o niej wiemy; Wystarczy ciężar wozu musi Stosowny być do kolein. 134 Może i chciałbyś kupić kwiat - Nie sprzedam, nie chcę rozłąki - Chyba, że zechcesz pożyczyć Do chwili, gdy ten żonkil Przed drzwiami chaty rozwiąże U kapturka pęk żółtych wstążek, A pszczoły nad koniczyną Zaczną spijać swoje reńskie wino - Cóż, wypożyczę na tyle, Lecz na dłużej - ani na chwilę! 640 Nie mogę z tobą żyć - To znaczyłoby życie - A życie jest tam - niżej - Za skałę skryte - Grabarz ma do niej klucz - Odstawia tam naczynie - Nasze życie - jak filiżankę - Wyrzuconą przez gospodynię - Stłuczoną - wyszczerbioną - Porcelana jest cienka - Nowa - z Sevres - cieszy - A stara - pęka - I umrzeć z tobą - nie mogę- Bo jedno musi drugiemu - Zamknąć oczy - A ty byś - nie mógł - A ja - czy mogłabym - obok Stać - i widzieć jak stygniesz - Nie mając prawa do chłodu - Tego przywileju śmierci? I zmartwychwstać nie mogłabym z tobą - Bo w twojej twarzy Jezusową mogłabym ujrzeć - Co nową Łaską się żarzy - Jasno - ale i obco - W moim wzroku stęsknionym za domem - Tylko, że ty jaśniałeś - Bliżej niż On - I sądzono by nas - Bo ty służyłeś Niebu - Albo - starałeś się - Ja - nie umiałam tego - Ponieważ się moje oczy Tobą syciły - Podziwiać skąpej światłości Raju - nie miałam siły - I gdybyś był zgubiony - I ja byłabym zgubiona - Choćby moje imię rozbrzmiewało Najgłośniej w niebiańskich rejonach - A gdybyś ty był - zbawiony - A mnie skazano na pobyt - Gdzie nie ma ciebie - Już to samo - piekłem byłoby - Musimy więc się łączyć - osobno - Ja tutaj - ty tam - nie inaczej - Otwierając na oścież drzwi - Modlitwy - i oceany - I białe pożywienie Rozpaczy - 1052 Nie widziałam nigdy Wrzosowiska - Nie widziałam nigdy Oceanu - A wiem, jak Wrzos wygląda - z bliska - I czym jest Grzmot Bałwanów. Nie rozmawiałem z Bogiem - Nie bywałem w Zaświatach - A przecież znam do Nieba drogę, Jakby istniała Mapa - 1540 Niepostrzeżenie jak Żal Lato się ulotniło Zbyt nieuchwytnie, by można Odczuć to jako Złośliwość Destylat Ciszy gęstniał Jak Zmrok rozpuszczony w powietrzu Lub Natura, w odosobnieniu Sama z sobą spędzająca wieczór Zmierzch pojawiał się wcześniej Obco jaśniał Poranek Łaska uprzejma, lecz męcząca Jak Gość tuż przed pożegnaniem I tak, choć nie obdarzone Skrzydłami ani Stępką, Lato leciutkim lotem Odpłynęło wprost w Piękno. 520 O świcie wzięłam Psa - i poszłam Zobaczyć się z Oceanem - Syreny z wodnych Suteren Wyszły mi na spotkanie - Fregaty z Pierwszego Piętra Wyciągały Konopne Dłonie - Biorąc mnie za Mysz wyrzuconą Na Piach przez Fale słone - Nie tknął mnie Nikt - dopiero Przypływ Podpełzł do czubka Trzewika - Rąbka Fartucha - Paska - Płóciennego Stanika - Groził, że mnie pochłonie całą - Jak Rosa, co przemoczyła Rękaw łodyżki Mlecza - Wtedy - ja też ruszyłam - A on - on za mną pełzł - o krok - Poczułam Uchwyt Srebrny Na Kostce - i znów Obuwie Zalały mi płynne Perły - Dopiero przed Statecznym Miastem - Chłodno je widać oceniał - Skłonił się - ze spojrzeniem Władczym - I cofnął się Ocean - 241 Podoba mi się w Agonii To - że jest zawsze prawdziwa - Nie symuluje się Konwulsji, Ataku Bólu - nie odgrywa - Oczy się zaszklą raz - Śmiercią - I nie do podrobienia Są Paciorki na Czole - nizane Przez pospolitość Cierpienia 19 Pręcik, płatek, cierń W zwykły letni dzień - Flaszeczka rosy, jedna, dwie pszczoły - Wiatru wiew - sus spoza drzew - I jestem różą! 875 Stąpałam z Deski na Deskę Powoli i ostrożnie - Nad Głową czułam Gwiazdy - Pod Stopą - Morze - Następny Krok mógł być ostatni - To jedno wiedziałam z drżeniem - Stąd ten niepewny Chód - zwany Czasami Doświadczeniem. 829 Suto ściel to Łóżko I ściel je w Bojaźni - Śpij w nim schludnie, aż Dzień Sądu W górze się rozjaśni. Wygładź Prześcieradło I popraw Poduszki - Niechaj żółta wrzawa Brzasku Tej Gleby nie wzruszy - 249 Szalone - Dzikie Noce! Przy Twoim boku Wiodłyby takie Noce W Rozkosz i Spokój! Cóż szkodzą - Wichry - Sercu w Przystani? Zbędna Busola - Koniec z Mapami! Przez Raj wiosłować - przez Morza Rozległość! Byle przybić - tej Nocy - do Brzegu Twojego! 125 Za każdą chwilę ekstazy Płacimy w udręki momencie - W myśl chybotliwej proporcji Upadków i uniesień. Za każdą godzinę szczęścia - Wysupływane nieufnie Miedziaki lat - nędzne grosze Łez, uciułane w Kufrze!