1051
Szczegóły |
Tytuł |
1051 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1051 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1051 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1051 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Craig Thomas
Firefox
Prze�o�y�: PIOTR W. CHOLEWA
AMBER
Tytu� orygina�u: FIREFOX
Ok�adk� projektowa�: ADAM OLCHOWIK
Redaktor: BOGDAN BOSAKIRSKI
Redaktor techniczny: JANUSZ FESTUR
Copyright � 1977 by Craig Thomas
For the Polish edition Copyright � 1991 by Wydawnictwo Amber Sp. z o. o.
ISBN 83-85079-72-6
Terry'emu,
kt�ry zbudowa� Firefoxa
i sprawi�, �e polecia�
Podzi�kowania
Pragn��bym podzi�kowa� w tym miejscu za bezcenn� pomoc, jakiej udzieli� mi T. R. Jones, s�u��c mi swym czasem i wiadomo�ciami w kwestiach technicznych zwi�zanych z eksperymentalnym samolotem, kt�ry tak wspaniale spisuje si� na kartach tej ksi��ki.
Wdzi�czny jestem r�wnie� za cenne uwagi, zwi�zane ze szczeg�ami geograficznymi, pani Audrey Simmonds i panu Grahamowi Simmsowi. Dzi�kuj� te� panu Peterowi Payne, kt�rego entuzjastyczny sceptycyzm pozwala� mi zachowa� czujno��, ale i nadziej�, podczas pisania tej powie�ci.
Wreszcie, wiele zawdzi�czam rozmaitym publikacjom, w szczeg�lno�ci wielce pouczaj�cej i warto�ciowej ksi��ce Johna Barrona �KGB" i znakomitej serii wydawnictw Jane, zw�aszcza ostatnim edycjom �Samolot�w ca�ego �wiata", �Okr�t�w wojennych" i �System�w uzbrojenia". Ka�da z nich dostarczy�a mi wielu cennych wiadomo�ci.
Craig Thomas Lichfield
Nie obowi�zek wzywa� mnie do bitew,
Patos or�dzia czy poklask t�umu,
W�asne pragnienia porwa�y mnie skryte
W nieba wrzaw� i ob�ok�w tumult.
Wszystko zwa�y�em i przywiod�em na my�l,
Wielka otch�a� przysz�o�� moj� wch�ania.
I przysz�o�� w wielkiej si� wa�y otch�ani
Na szalach �ycia i umierania.
W. B. Yeats
prze�. Artur Mi�dzyrzecki
M�czyzna le�a� na ��ku hotelowego pokoju. Unosi� zakrzywione jak szpony palce, jak gdyby chcia� si�gn�� sobie do oczu. Cia�o by�o wyci�gni�te sztywno, wypr�one. Pot zrasza� czo�o i znaczy� koszul� pod pachami. M�czyzna mia� otwarte oczy i �ni�.
Koszmar nie nawiedza� go ju� tak cz�sto; przypomina� coraz rzadsze ataki malarii. On sam to osi�gn�� � on, a nie Buckholz ani psychiatrzy w Langley. Nienawidzi� ich. Sam z tego wyszed�. A jednak, gdy koszmar powraca�, atakowa� z dawn� si��, pe�nym impetem skamienia�ych wspomnie� i poczucia winy. To wszystko, co pozosta�o mu z Wietnamu. Lecz nawet gdy cierpia�, zlany potem w �elaznym u�cisku pami�ci, ch�odna cz�� umys�u obserwowa�a obrazy i efekty, tworzy�a mapy choroby.
W swoim �nie by� Wietnamczykiem, ch�opem czy partyzantem, wszystko jedno, i pali� si� wolno, straszliwie, poch�aniany przez napalm, zrzucony z patrolowego Phantoma. Ryk p�omieni zag�usza� cichn�cy huk silnik�w, a on czernia�, p�on��, topnia�...
W p�omieniach inne czasy i inne obrazy migota�y jak iskry. Gdy jego mi�nie kurczy�y si� i skwiercza�y w potwornym �arze, widzia� siebie, jakby z punktu ukrytego gdzie� w oddalonej cz�ci umys�u, jak pilotuje starego Miga-21... i widzia� zatrzymany w ruchu moment, gdy chwyta w celownik ameryka�skiego Phantoma... a potem narkotyki w Sajgonie, dawka, kt�ra cofn�a go do chwili, kiedy to on znalaz� si� w celowniku Miga... i za�amanie, miesi�ce w Szpitalu Weteran�w i te poranione, krzycz�ce dusze wok� niego, a� sam znalaz� si� na kraw�dzi szale�stwa i pragn�� tylko pogr��y� si� w mroku, gdzie nie s�ysza�by ju� cudzych wrzask�w ani wycia w�asnego umys�u.
Potem praca w szpitalu, klasyczna kuracja, po kt�rej pozosta� tylko nieprzyjemny smak w ustach, f znowu Mig, i �wiczenia, by lata� jak Rosjanin, my�le� jak Rosjanin, by� Rosjaninem... przyprowadzi/i mu Lebiediewa, uciekiniera z gruzi�skim akcentem, by pilnowa� jego nauki, gdy� musia� m�wi� p�ynnie.
I trening na ameryka�skiej kopii Miga-25, i studiowanie zezna� Bielenki, tego samego, kt�ry wiele lat temu uciek� takim Foxbatem do Japonii... i dni, i tygodnie sp�dzone w symulatorze, za sterami samolotu, kt�rego nigdy nie widzia�, kt�ry nie istnia�.
I napalm, i p�omienie, i Sajgon...
Czul gryz�cy zapach pal�cego si� cia�a, widzia� niebieskawe od topniej�cego t�uszczu p�omienie... Mitchell Gant spala� si� w�r�d cierpie� w swoim hotelowym pokoju.
Czwartek, 12.75
Znane fakty 12 sierpnia 75 r.
1. Samolot 10-15 lat wypada i ameryka�ski V16.
2. Pierwszy lot oko�o 1975 roku na wyposarzeniu w... roku?
3. Osi�gi - planowana pr�dko�� powy�ej 5 macha itp.
4. Nap�d - silniki nowej generacji. Posiada system uzbrojenia sterowanego my�l� - na NATO go nie ma - i raczej nie b�dzie mia�o!
5. Okre�lenie kodowe NATO - "FIREFOX".
Ten "ognisty lis" to nie przesada!
6. Nie posiadamy -
a) �rodk�w,
b) techniki;
Zatem - musimy mie� FIREFOXA!
Rozwi�zanie? - w�a�ciwie proste - ukra�� go - pogada� o tym z Plesseyem Ferantim i reszt�.
SZEF SIS DO PREMIERA � �CI�lE TAJNE
4.02.1976
Szanowny Panie Premierze.
Prosi� Pan o pe�niejsze informacje na temat prac biura Mikojana realizowanych w Biljarsku. W za��czeniu przesy�am raport, kt�ry otrzyma�em jesieni� od Aubreya, kieruj�cego dzia�alno�ci� wywiadowcz� w tym rejonie. Sam si� Pan przekona, jak radykalne s� jego sugestie. Pa�skie uwagi z pewno�ci� oka�� si� pouczaj�ce.
Z powa�aniem
Richard Cunningham
�CI�lE TAJNE DO SZEFA SIS
18.09.1975
Szanowny Panie Cunningham.
Otrzyma� Pan z pewno�ci� zwyk�e wyci�gi z moich raport�w na temat dzia�a� wywiadowczych skierowanych przeciwko tajnemu Projektowi Mikojana w Biljarsku, kt�ry w NATO okre�lany jest kodem �Firefox". Nie jestem pewien, czy prosz�c o moje sugestie jest Pan wystarczaj�co dobrze przygotowany do tego, co chcia�bym zaproponowa�.
Jestem przekonany, �e nie musz� si� rozwodzi� nad nadziejami, jakie Rosjanie wi��� z tym nowym samolotem. Naszym zdaniem zarezerwowano co� w rodzaju awaryjnego funduszu obrony w celu sfinansowania jego ewentualnej produkcji masowej. Poniewa� wstrzymano prace nad nast�pcami b�d�cego aktualnie na wyposa�eniu Miga-25 Foxbata, model ten pozostanie g��wnym samolotem bojowym radzieckiego lotnictwa, a� do pe�nego wprowadzenia Miga-31, czyli Firefoxa. W europejskiej cz�ci Rosji trwa lub jest planowana budowa co najmniej trzech kompleks�w produkcyjnych, jak mo�na przypuszcza�, do wytwarzania Mig�w-31.
Co do samolotu, to nie musz� chyba podkre�la� jego potencjalnych mo�liwo�ci. Je�li spe�ni nadzieje Rosjan, to nie b�dziemy mieli niczego podobnego przed ko�cem lat osiemdziesi�tych, a mo�e nigdy. Zwi�zek Radziecki uzyska absolutn� przewag� powietrzn�. Obaj znamy powody przyst�pienia do rokowa� SALT i ci�� bud�etu obrony, a teraz nie mo�na ju� tego cofn��. Wystarczy wi�c, je�li stwierdz�, �e uk�ad si�, jaki powstanie w efekcie wprowadzenia przez Rosjan my�liwskiej i szturmowej wersji nowego samolotu, b�dzie absolutnie nie do przyj�cia.
Je�li chodzi o nasze dzia�ania wywiadowcze, uda�o nam si� pozyska� Piotra Baranowicza, pracuj�cego przy projektowaniu i konstrukcji samych system�w uzbrojenia. Zwerbowa� on, o czym Pan z pewno�ci� wie, dw�ch innych wysoko kwalifikowanych technik�w. David Edgecliffe udost�pni� nam moskiewsk� cz�� siatki, w tym Paw�a Upie�skiego, swojego najlepszego agenta. Wprawdzie wygl�da to imponuj�co i obaj wiemy, �e jest imponuj�ce, lecz nie wystarczy! To, czego si� dowiedzieli�my lub dowiemy, nie pozwoli na odtworzenie Miga-31 ani jego neutralizacj�. Baranowicz i jego grupa nie dysponuj� informacjami o samolocie, wykraczaj�cymi poza w�ski zakres w�asnej specjalizacji, co dowodzi, jak utajnione s� badania.
Musimy zatem przeprowadzi� lub przygotowa� si� do przeprowadzenia w ci�gu najbli�szych pi�ciu lat operacji skierowanej przeciwko projektowi w Biljarsku. Proponuj�, ni mniej, ni wi�cej, tylko porwanie jednego z samolot�w, je�li to mo�liwe w pe�ni wyposa�onego prototypu produkcyjnego, najlepiej tu� przed ko�cowymi pr�bami.
Wyobra�am sobie Pa�skie zaskoczenie. Niemniej jednak uwa�am rzecz za mo�liw� pod warunkiem, �e znajdziemy odpowiedniego pilota. Moim zdaniem konieczne b�dzie wykorzystanie Amerykanina, jako �e piloci RAF-u nie �wicz� walki powietrznej (rozwa�am wszystkie mo�liwo�ci). Amerykanin z do�wiadczeniem bojowym z Wietnamu by�by tu prawdopodobnie najlepszy. Dysponujemy w Moskwie i w Biljarsku siatk� agent�w, zdoln� doprowadzi� pilota do samolotu.
Niecierpliwie oczekuj� Pa�skiej opinii w tej sprawie.
Z wyrazami szacunku
Kenneth Aubrey
�CI�LE TAJNE � PREMIER DO �C"
11.02.1976
Drogi Sir Richardzie!
Wdzi�czny jestem za szybk� odpowied� na moje pytanie. Doprawdy, chcia�bym wiedzie� wi�cej o samym samolocie � czy zechcia�by Pan przekaza� mi wyci�g z raport�w Aubreya za ostatnie trzy lata? Co do jego propozycji � przypuszczam, �e nie traktuje jej powa�nie. Sam Pan rozumie, �e to �mieszne planowa� akt piractwa przeciwko Zwi�zkowi Radzieckiemu!
Prosz� przekaza� ma��once wyrazy szacunku.
Z powa�aniem
Andrew Gresham
�C" DO K.A.
13.02.1976
Kenneth!
Za��czam kopi� wczorajszego listu premiera. Sam przeczytaj, co s�dzi o Twoich przest�pczych sk�onno�ciach. Jego opinia pokrywa si� z moj� � oficjalnie. Prywatnie musz� przyzna�, �e nogi mi si� trz�s�, kiedy pomy�l� o tym cudzie z Biljarska. Zacznij szuka� pilota i my�le� nad scenariuszem tej akcji � tak na wszelki wypadek. Mo�esz skontaktowa� si� z Buckholzem z CIA, kt�ry dopiero co awansowa� na szefa tajnych operacji. A mo�e tam u nich nazywa si� to Dyrektor? W ka�dym razie Amerykanie maj� tu tyle samo do stracenia, co Europa i te� z pewno�ci� interesuj� si� Biljarskiem.
Powodzenia w �owach. Nie kontaktuj si� ze mn� w tej sprawie. Sam Ci� zawiadomi� � czy i kiedy.
Pozdrawiam
Richard
�CI�LE TAJNE � DO PREMIERA
29.06.1976
Szanowny Panie Premierze!
Prosi� Pan sir Richarda Cunninghama o wyja�nienie pewnych spraw technicznych zwi�zanych z samolotem o kryptonimie �Firefox" (Mikojan Mig-31). Ten list jest dla mnie okazj�, by jeszcze raz spr�bowa� przekona� Pana do mojej propozycji. S�dz� te�, �e jest spraw� niezwykle wa�n�, by zrozumia� Pan skal� rosyjskich osi�gni�� w pewnych dziedzinach lotnictwa bojowego. Wszystkie te osi�gni�cia zogniskuj� si� w tym w�a�nie samolocie.
Nasze wiadomo�ci pochodz� przede wszystkim od cz�owieka nazwiskiem Baranowicz, odpowiedzialnego za elektronik�, b�d�c� rezultatem prac teoretycznych i eksperymentalnych zwi�zanych z uzbrojeniem sterowanym my�l�. Baranowicz nie jest w stanie udzieli� nam wszystkich niezb�dnych informacji nawet w tej dziedzinie, a wywiezienie go z Rosji jest nierealne wobec wzmo�onej ochrony Biljarska. St�d te� moja propozycja, by porwa� jeden z ostatnich prototyp�w produkcyjnych, zawieraj�cy wszystko, co Rosjanie zamierzaj� umie�ci� w wersjach bojowych.
Powinienem mo�e wspomnie� w tym miejscu o interesuj�cym cywilnym zastosowaniu idei sterowania my�l�: najnowszym typie w�zka inwalidzkiego, projektowanym obecnie w Stanach Zjednoczonych. Powinien on umo�liwi�
osobie ca�kowicie sparali�owanej i/lub unieruchomionej kierowanie ruchem w�zka za pomoc� my�li. W�zek by�by elektronicznie po��czony z m�zgiem (poprzez �he�m" czy co� w tym rodzaju). Specjalne uk�ady transmitowa�yby impulsy elektryczne z m�zgu bezpo�rednio do system�w mechanicznych. My�lowe polecenie jazdy naprz�d, obrotu, skr�tu w lewo czy w prawo, na przyk�ad, pochodzi�oby wprost z m�zgu i zamiast przekazania do niesprawnych lub uszkodzonych mi�ni, bieg�oby wprost do sztucznych �ko�czyn" w�zka. Nie planuje si� wojskowych zastosowa� tego systemu. Tymczasem Rosjanie, jak mo�na s�dzi�, bliscy s� takiego w�a�nie celu. (Zach�d jak dot�d nie stworzy� nawet w�zka dla inwalid�w.)
Uk�ad, nad kt�rym � wed�ug naszych informacji � pracuje Baranowicz, ma uzupe�nia� radar i podczerwie�, dwa typowe systemy wykrywania i sterowania, stosowane we wsp�czesnych samolotach. Radar, jak si� pan z pewno�ci� orientuje, opiera si� na odbiciu sygna�u od obiektu. Ekran wskazuje w�wczas jego pozycj�. Podczerwie� wy�wietla na ekranie po�o�enie �r�d�a ciep�a w pobli�u czujnika. Do celowania i kierowania pociskami mo�na u�ywa� jednej lub obu metod. Same pociski tak�e maj� uk�ady jednego lub obu tych system�w. Zasadnicz� przewag� systemu sterowania my�l� jest fakt zachowania przez pilota kontroli nad lotem pocisk�w po odpaleniu, a tak�e znacznie szybsze ich wystrzeliwanie, jako �e rozkaz my�lowy zostaje przetransponowany bezpo�rednio do uk�adu odpalaj�cego, bez fizycznego udzia�u cz�owieka.
Trzeba zaznaczy�, �e nie mamy ani my, ani � o ile nam wiadomo � Rosjanie, �adnej broni typu dzia�a czy rakiety, wykorzystuj�cej tak skomplikowane systemy. Mimo to, je�li nie postaramy si� mo�liwie szybko zniwelowa� radzieckiej przewagi czasowej, wkr�tce pozostaniemy zbyt daleko z ty�u � zar�wno w technikach artyleryjskich, jak rakietowych � by kiedykowiek mo�liwe by�o osi�gni�cie r�wnowagi.
Musimy zatem zdoby� ten system. Musimy, pr�dzej czy p�niej, porwa� Miga-31.
Z g��bokim powa�aniem
Kenneth Aubrey
PREMIER DO K.A.
24.09.1976
Drogi Panie Aubrey!
Dzi�kuj� za Pa�sk� notatk�. Podziwiam Pa�skie zaanga�owanie, aczkolwiek rozwi�zanie, jakie Pan proponuje, jest nie do przyj�cia. Ponadto, wobec
niedawnego �prezentu", kt�ry zrobi� Zachodowi por. Bielenko, mianowicie Miga-25 Foxbata � czy nie martwi si� Pan niepotrzebnie? Z pewno�ci� Rosjanom trzeba b�dzie lat, zanim zdo�aj� odrobi� straty poniesione wskutek ujawnienia tajemnic uprowadzonej maszyny.
Z powa�aniem
Andrew Gresham
K.A. DO PREMIERA
30.09.1976
Szanowny Panie Premierze!
Odpowiadaj�c na Pa�skie pytanie wyja�niam, �e w moim przekonaniu Mig-25 to tylko zabawka w por�wnaniu z konstruowanym samolotem okre�lanym w NATO jako Firefox. Niedawna ucieczka do Japonii nie powinna wzbudza� w nas fa�szywego poczucia bezpiecze�stwa. To by� szcz�liwy traf, z pewno�ci� niezas�u�ony i w dodatku mog�cy w rezultacie obr�ci� si� przeciwko nam.
Powinienem tak�e doda�, �e wed�ug danych, jakie otrzymali z Japonii nasi eksperci, Mig-25 nie jest tym, czym m�g�by by�. W du�ej cz�ci zbudowany jest ze stali zamiast z tytanu, ma k�opoty z osi�ganiem i utrzymywaniem maksymalnej szybko�ci, a u�yta w nim elektronika nie jest w �adnym razie tak skomplikowana, jak uwa�ali�my.
Baranowicz w Biljarsku twierdzi jednak, �e projektowany Mig-31 spe�ni wszelkie, nawet najbardziej niezwyk�e oczekiwania. Baranowicz zdaje sobie spraw� z pewnych niedoci�gni�� Miga-25, o kt�rych liczne plotki kr��y�y w naukowym �wiatku. Ale o samolocie Firefox nic takiego nie s�ycha�.
Z wyrazami szacunku
Kenneth Aubrey
16.08.75
Richawdzie
Czyta�e� raporty Dow�dztwa Strategicznego pr�bnych lot�w Firefoxa?
Amerykanie wys�ali wszystko co mieli, nawet bufet z hamburgerami, dla obserwowania lot�w pr�bnych. Mieli informacje Baranowicza o czasach, trasach przelotu, itp. "Firefox" wystartowa� - i nic!
2. Je�li to jest to, o czym my�l�, to Rosjanie opracowali anty-radar "Firefoxa". A wi�c Sie� Wczesnego Ostrzegania mo�na spokojnie od�o�y� spokojnie do lamusa razem z �ukiem z w�uczni�.
3. Przekonaj premiera - zaraz!
Czekam
Kenneth
AUBREY DO PREMIERA � �CI�lE TAJNE
3.07.1979
Szanowny Panie Premierze!
Nie wiem, czym jest antyradar ani jak dzia�a w przypadku systemu radzieckiego. Nasze �r�d�a w Biljarsku, nie dopuszczane do tego typu sekret�w, donosz�, �e nie jest to system elektroniczny ani mechaniczny, a tym samym niemo�liwe jest przeciwdzia�anie mu jakimikolwiek �rodkami. To zupe�nie co� innego ni� nasze tradycyjne �metalowe konfetti" czy ameryka�skie systemy s�u��ce elektronicznemu zak��caniu pracy radaru. Ani USAF, ani RAF nie maj� poj�cia o niczym podobnym do systemu rosyjskiego.
Tym samym staje si� oczywiste, �e Firefox stanowi najpowa�niejsze zagro�enie bezpiecze�stwa Zachodu od czasu wyprodukowania przez Zwi�zek Radziecki i Chiny broni j�drowej.
Z powa�aniem
Kenneth Aubrey
�C" DO K.A.
30.07.1979
Kenneth!
Masz zgod� premiera i Waszyngtonu. B�dziesz dzia�a� wsp�lnie z Buck-holzem. Tw�j scenariusz, ��cznie z wyborem pilota (dziwaczny ptaszek, nie s�dzisz?), punktu tankowania i sposobu przerzucenia pilota do Biljarska, zyska� aprobat�. Nale�y dostarczy� pilotowi jakiego� urz�dzenia naprowadzaj�cego, aby m�g� trafi� do punktu tankowania � czego�, o czym Rosjanie by nie wiedzieli i tym samym nie mogli wy�ledzi�. Premier rozumie konieczno�� po�piechu i w Farnborough zacz�li ju� nad tym pracowa�. Masz si� tam skontaktowa� z facetem nazwiskiem Davies.
Powodzenia. Pi�ka jest teraz po twojej stronie siatki.
Richard
Pu�kownik KGB Michai� Jurijewicz Kontarski, szef Wydzia�u ,,M" odpowiedzialnego za bezpiecze�stwo Projektu Mikojana w Biljarsku, zosta� sam w gabinecie, gdzie wci�� jeszcze unosi� si� wyra�ny zapach �wie�ej farby. Znowu opad�y go w�tpliwo�ci. Jego pewno�� siebie, podbudowana prac� wykonan� tego popo�udnia, rozp�yn�a si� z wyj�ciem jego adiutanta, Dmitrija Priabina. Kontarski siedzia� za du�ym, nowym biurkiem i z wysi�kiem stara� si� zachowa� spok�j.
Zbyt d�ugo trwa�o to wszystko, pomy�la�, zbyt d�ugo praca by�a dla niego �rodkiem uspokajaj�cym. Utraci� poczucie perspektywy, zw�aszcza teraz, kiedy tak niewiele czasu pozosta�o do ko�cowych pr�b system�w uzbrojenia Miga-31. Zdawa�o si�, �e to tylko drobiazg, tylko fala l�ku nap�ywaj�ca w ostatniej chwili, kiedy zbiera� wyniki swej pracy jak rozrzucony baga�. I ca�y czas bal si�, �e o czym� zapomnia�.
Nie chcia� wychodzi� z gabinetu. Wiedzia�, �e jego cia�o nie potrafi jeszcze przybra� zwyk�ej, aroganckiej pozy. W korytarzach Centrali wszyscy zauwa�� ten niepok�j, a to mo�e si� okaza� niewybaczalnym b��dem z jego strony.
Od lat wiedzia� o przeciekach informacji w Biljarsku, o Baranowiczu, Kreszynie i Siemielowskim. Zna� te� ich kuriera, sprzedawc� D�erkowa. W ci�gu d�ugich lat projektowania i budowy Miga musia� si� o tym dowiedzie�.
Ale ani on, ani jego wydzia� nie zrobili niczego w tej sprawie. Ograniczyli jedynie strumyczek informacji wzmacniaj�c nadz�r, zapobiegaj�c spotkaniom, rozmowom. A to dlatego � nagle spu�ci� g�ow� i przycisn�� palcami zaci�ni�te powieki � dlatego, �e postanowi� zaryzykowa�. Ze strachu. Ba� si� odsun�� od prac ich wa�ne, ludzkie elementy, a tak�e tego, �e gdyby to zrobi�, Brytyjczycy i CIA zwerbuj� innych, o kt�rych istnieniu nie b�dzie wiedzia�, albo wprowadz� nowych agent�w, kt�rych on nie b�dzie zna�. Lepszy znany diabe�, powiedzia� Priabinowi, kiedy podejmowa� decyzj�. Pr�bowa� si� wtedy u�miechn��. M�ody cz�owiek zgodzi� si� z nim, lecz teraz ta uwaga wydawa�a si� wyj�tkowo g�upia.
Od samego pocz�tku wiedzia�, �e za pora�k� b�dzie musia� zap�aci� najwy�sz� cen�, �e czeka go nie�aska, mo�e egzekucja. Pr�bowa� si� pociesza� my�l�, �e cokolwiek wiedz� Anglicy i Amerykanie, jest tego o wiele mniej, ni� mogliby wiedzie�...
Jego w�ska, smag�a twarz by�a blada i zm�czona, a w szarych oczach b�yszcza� l�k. Musia� przecie� pozwoli� im pracowa�, mimo �e byli szpiegami. S�owa brzmia�y pusto, jak gdyby, wyg�asza� je przed niech�tn�, wrog� publiczno�ci�, mo�e nawet przed samym Andropowem...
CZʌ� PIERWSZA
PORWANIE
1.
Mord
Przej�cie z samolotu British Airways przez p�yt� lotniska Szeremie-tiewo zdawa�o si� nie mie� ko�ca. Wiatr zrywa� kapelusz z g�owy szczup�ego m�czyzny id�cego na ko�cu grupy pasa�er�w. Ten jedn� r�k� przytrzymywa� nakrycie g�owy, w drugiej ni�s� torb� lotnicz�. Niczym szczeg�lnym si� nie wyr�nia� � nosi� okulary w grubej oprawie, a jego g�rn� warg� ozdabia� rzadki w�sik. Ubrany by� w ciemny p�aszcz, ciemne spodnie i zwyczajne buty. Mia� zaczerwieniony od ch�odu nos i blade policzki. Tylko ucisk w �o��dku i tamuj�ca oddech kula l�ku w krtani r�ni�y go od innych.
Fotografowanie wszystkich zagranicznych pasa�er�w by�o sta�� praktyk� KGB. On tak�e zosta� sfotografowany aparatem wyposa�onym w teleobiektyw. Domy�la� si� tego, cho� nie potrafi� okre�li�, w kt�rym momencie to nast�pi�o. Szed� przez p�yt� z pochylon� g�ow�, by os�oni� oczy i twarz przed kurzem niesionym porywami wiatru.
Nag�e uderzenie ciep�a hali przylot�w sprawi�o, �e opu�ci� ko�nierz p�aszcza, zdj�� kapelusz i przejecha� palcami po kasztanowych w�osach. Wyra�ny przedzia�ek �wiadczy� o tym, �e nie dba o obowi�zuj�c� mod�. Wtedy w�a�nie zrobiono mu drugie zdj�cie. Mo�na by pomy�le�, �e pozowa� do takiego portretu. Rozejrza� si�, po czym podszed� do stanowiska kontroli celnej. Wok� przelewa�a si� ludzka fala, normalna dla ka�dego mi�dzynarodowego lotniska. Dostrzeg� papuzie barwy afryka�skiego stroju narodowego, widzia� przybysz�w z Bliskiego Wschodu i z Europy. Sta� si� elementem tego kosmopolitycznego zbiorowiska, a znajoma atmosfera portu lotniczego pomog�a uspokoi� �o��dek. M�czyzna sprawia� teraz wra�enie zupe�nie spokojnego, mo�e tylko bardziej ni� inni cierpi�cego od choroby lokomocyjnej.
25
Wiedzia�, �e ludzie stoj�cy za plecami celnik�w s� agentami s�u�by bezpiecze�stwa, zapewne KGB. Spokojnie wstawi� lotnicz� torb� pomi�dzy ekrany detektora. Jego dwie walizki podje�d�a�y w�a�nie pasem ta�moci�gu. M�czyzna nie drgn�� nawet. Wiedzia�, co zaraz nast�p�. Jeden z dw�ch ludzi, stoj�cych z pozorn� oboj�tno�ci� za lad�, post�pi� krok do przodu i zdj�� z podajnika jego baga�.
M�czyzna patrzy� teraz spokojnie na celnika, pozornie ignoruj�c agenta bezpiecze�stwa, kt�ry otworzy� obie walizki i bezceremonialnie przerzuca� ich zawarto��. Celnik obejrza� dokumenty i przekaza� je kontrolerowi na ko�cu d�ugiej lady. Agent przewraca� cz�ci ubrania z coraz wi�kszym zdenerwowaniem. U�miech znik� z jego twarzy, zast�piony zdumieniem, z jakim wpatrywa� si� w otwarte walizki.
� Pan Alexander Thomas Orton? � odezwa� si� urz�dnik. � Co sprowadza pana do Moskwy? M�czyzna odchrz�kn��.
� Jak pan mo�e si� przekona� z moich dokument�w � odpowiedzia� � jestem agentem handlowym firmy Excelsior Plastic Company z Welwyn Garden City.
� Istotnie. � Urz�dnik co chwila spogl�da� ukradkiem na zaskoczonego agenta KGB. � W ci�gu ostatnich dw�ch lat odwiedza� pan kilkakrotnie Zwi�zek Radziecki?
� Owszem. I nigdy nie spotka�o mnie nic podobnego. � M�czyzna nie wygl�da� na poirytowanego, raczej na zdziwionego. Stara� si� robi� wra�enie uprzejmego, do�wiadczonego, rozumiej�cego miejscowe zwyczaje go�cia, kt�ry nie zwraca uwagi na nieeleganckie traktowanie w�asnego baga�u.
� Prosz� wybaczy� � odpar� urz�dnik. Agent KGB rozmawia� szeptem z jednym z celnik�w. Pozostali pasa�erowie samolotu wyszli ju� przez bramk� i rozproszyli si� po hali przylot�w. Znikn�li, i Alexander Thomas Orton czu� si� do�� samotnie.
� Mam wszystkie dokumenty � zapewni�. � Podpisane przez attache handlowego waszej ambasady w Londynie. � W jego g�osie brzmia�a nuta zdenerwowania, jak gdyby podejrzewa�, �e kto� pr�buje zabawi� si� jego kosztem, a on nie rozumie �artu. � Jak pan zauwa�y�, by�em tutaj ju� kilka razy i nigdy nie mia�em �adnych problem�w. Czy on naprawd� musi tak rozrzuca� moje rzeczy? Czego tam szuka?
Cz�owiek z KGB zbli�y� si� do nich. Alexander Thomas Orton przejecha� d�oni� po wybrylantynowanych w�osach i spr�bowa� si� u�miechn��. Rosjanin by� dobrze zbudowany, mia� p�ask�, mongolsk�
26
twarz i roztacza� wok� aur� frustracji i w�adzy. Wyj�� z r�k urz�dnika paszport i zaj�� si� sprawdzaniem wiz. Kiedy sko�czy�, spojrza� w twarz Ortona.
� Dlaczego przylecia� pan do Moskwy, panie... Orton?
� Tak, Orton. Jestem biznesmenem, a dok�adniej � handlowcem.
� A czym to zamierza pan handlowa� ze Zwi�zkiem Radzieckim? � W g�osie Rosjanina zabrzmia�a pogarda, podkre�lona jeszcze skrzywieniem ust. Ca�a scena mia�a w sobie co� nierealnego. M�czyzna przyg�adzi� w�osy. Wydawa� si� bardziej zdenerwowany ni� przed chwil�, jak gdyby zosta� przy�apany na jakim� oszustwie.
� Wyroby z plastiku: zabawki, gry i tego typu rzeczy.
� A gdzie s� pa�skie pr�bki? Te �miecie, kt�re pan sprzedaje, panie Orton?
� �miecie? Wypraszam sobie!
� Jest pan Anglikiem, panie Orton? Pa�ska wymowa... nie m�wi pan jak Anglik.
� Urodzi�em si� w Kanadzie.
� Nie wygl�da pan na Kanadyjczyka, panie Orton.
� Staram si� uchodzi� za Anglika, na ile to mo�liwe. To pomaga w handlu zagranicznym, rozumie pan? � przypomnia� sobie �wiczenia wymowy. Poczu� uk�ucie gniewu, niby uderzenie mokrym r�cznikiem. Te zaj�cia wydawa�y si� wtedy absurdalnie niepotrzebne. Teraz je doceni�.
� Nie rozumiem.
� Dlaczego przeszukali�cie m�j baga�? Agent KGB przez chwil� milcza� zaskoczony.
� Nie musz� si� panu t�umaczy�! Jest pan go�ciem w Zwi�zku Radzieckim, panie Orton. Prosz� o tym nie zapomina�!
Jakby dla podkre�lenia swej irytacji, agent wzi�� do r�ki ma�e radio tranzystorowe, spojrza� Ortonowi w oczy, po czym zdj�� tyln� p�ytk� obudowy. Orton, nie wyjmuj�c r�k z kieszeni, zacisn�� palce i czeka�.
Rosjanin, wyra�nie rozczarowany, zatrzasn�� obudow�.
� Po co pan to przywi�z�? � zapyta�. � W Moskwie nie da si� odbiera� tych waszych durnych audycji.
Orton wzruszy� ramionami. Staraj�c si� opanowa� dr�enie r�k wzi�� paszport i radioodbiornik. Podni�s� torb� i zaczeka�, a� agent zamknie jego walizki i przerzuci je na drug� stron� lady. Od uderzenia o pod�og� zaniki jednej z nich odskoczy�y, a koszule i skarpety wysypa�y si�. Cz�owiek z KGB roze�mia� si� widz�c, jak Orton na kolanach pr�buje z�apa� zrolowan� par� szarych skarpet. Kiedy
27
wreszcie zatrzasn�� wieko, kosmyk w�os�w zsun�� mu si� do oczu. Odgarn�� go, poprawi� okulary, chwyci� obie walizki i mo�liwie dobitnie demonstruj�c sw� ura�on� godno��, odszed� w stron� szerokich, szklanych drzwi, prowadz�cych na zewn�trz, ku bezpiecze�stwu. Nie musia� si� ogl�da�, by wiedzie�, �e agent rozmawia ju� ze swoim wyra�nie starszym stopniem koleg�, kt�ry ca�y czas sta� oparty o �cian� za lad� kontroli celnej. Ani na chwil� nie spuszcza� Ortona z oczu, gdy ten przechodzi� przez kolejne kontrole: paszportow�, celn� i KGB.
Gant wiedzia�, �e obaj agenci pracowali dla Zarz�du Drugiego, prawdopodobnie w Sekcji Pierwszej Wydzia�u Si�dmego odpowiedzialnego za nadz�r nad turystami ameryka�skimi, brytyjskimi i kanadyjskimi. Uzna�, �e w pewien spos�b nale�y do wszystkich trzech kategorii, a zatem bardzo s�usznie si� nim interesuj�. Ucisk w �o��dku zel�a�, po raz pierwszy od opuszczenia samolotu.
Skin�� na taks�wk� z rz�du czekaj�cych przed g��wnym wyj�ciem, postawi� na chodniku walizki i wcisn�� na g�ow� kapelusz. Zimny wiatr zaatakowa� go z now� si��. Budynek nie dawa� przed nim os�ony.
� Do hotelu �Moskwa" � powiedzia� g�osem tak uprzejmym i spokojnym, na jaki tylko potrafi� si� zdoby�. Kierowca otworzy� mu drzwi, w�o�y� walizki do baga�nika, wskoczy� za kierownic� i czeka� z w��czonym silnikiem. Gant wiedzia�, �e czeka na w�z KGB, kt�ry ma ich �ledzi� � dostrzeg� znak przekazany przez agenta bezpiecze�stwa, kt�ry go kontrolowa�. Zdj�� kapelusz i pochyli� si� w bok. W lusterku wstecznym zauwa�y� podje�d�aj�c� z ty�u d�ug�, op�ywow�, l�ni�c� chromami limuzyn�. Dopiero wtedy taks�wkarz wrzuci� bieg i wyjechali na szerok� tras�, biegn�c� na po�udniowy wsch�d, do centrum Moskwy � na Prospekt Lenin-gradzki. Gant usiad� wygodnie uwa�aj�c, by nie ogl�da� si� przez przydymion� tyln� szyb�. I bez tego wiedzia�, �e czarna limuzyna jedzie za nimi.
A wi�c, pomy�la�, czuj�c jak sp�ywa z niego napi�cie, Alexander Thomas Orton pomy�lnie przeszed� pierwsz� kontrol�. Nie by� spocony, ogrzewanie w taks�wce bowiem nie dzia�a�o i temperatura wewn�trz by�a do�� niska.
Teraz m�g� si� ju� przyzna�, �e by� zdenerwowany. Musia� przej�� przez t� pr�b�. Musia� odegra� rol� doskonale znan� jego publiczno�ci, tak doskonale, �e zauwa�yliby ka�d� fa�szyw� nut�. By j� zagra�, musia� ca�kowicie zapomnie� o w�asnej osobowo�ci, nie tylko ukry� j� za mask� wybrylantynowanych w�os�w Ortona,
28
jego okular�w i mi�kkiej linii podbr�dka, ale usun�� ca�kowicie z ruch�w, intonacji, g�osu. R�wnocze�nie musia� nie�� ze sob�, jak zapach p�ynu po goleniu, aur� podejrzliwo�ci, zniech�cenia. Po trzecie � i to by�o chyba najtrudniejsze � musia� demonstrowa� obce mu angielskie maniery i akcent.
Rozpami�tuj�c sw�j sukces, wdzi�czny agentowi KGB za brak wyobra�ni i intuicji, w pe�ni doceni� b�yskotliwy umys� Aubreya. Ten niewysoki, pulchny Anglik dopracowa� w szczeg�ach legend� Ganta jako Ortona, legend� s�u��c� tylko temu, by niepostrze�enie przedosta� si� do Rosji. Od dw�ch lat cz�owiek, wygl�daj�cy tak jak w tej chwili Gant, przechodzi� przez posterunki kontroli na Szeremietiewie jako handlowiec eksportuj�cy do Zwi�zku Radzieckiego zestawy plastikowych zabawek. Podobno ca�kiem dobrze si� sprzedawa�y w wielkim GUM-ie na placu Czerwonym, co � jak si� zdawa�o � szczerze bawi�o Aubreya.
Naturalnie, to nie wszystko. Alexander Thomas Orton by� przemytnikiem. Ponad rok temu podj�to akcj�, zmierzaj�c� do wzbudzenia podejrze� KGB wobec Ortona jako prawdopodobnego handlarza narkotyk�w. Od tego czasu pilnowano Anglika dok�adnie, cho� nigdy nie n�kano tak otwarcie jak dzisiaj. Gant zastanawia� si�, czy Aubrey nie przesadzi�. Wielki i g�upi facet z KGB wyra�nie si� spodziewa�, �e znajdzie co� w jego baga�u. A teraz, gdy jego podejrzliwo�� zosta�a najpierw pobudzona, a potem dozna�a rozczarowania, kaza� go �ledzi�.
Taks�wka min�a Zbiornik Chimki�ski � szar�, rozleg�� tafl� wody, zimn� i pos�pn� pod zachmurzonym niebem. Wkr�tce potem wjechali do miasta. Za oknem po lewej stronie przesun�� si� stadion Dynama.
Gant wiedzia�, �e nie wywar� na Aubreyu dobrego wra�enia. Nie dba� o to. Cho� zaanga�owa� si� w t� afer�, nie obchodzi�o go, jakie robi wra�enie. Znalaz� si� teraz na pocz�tku drogi i je�li cokolwiek odczuwa�, to tylko niecierpliwo��. Od dnia, gdy Buckholz znalaz� go w Los Angeles, w tym w�oskim barze, dok�d wyszed� na lunch z warsztatu samochodowego, gdzie pracowa� jako mechanik; od czasu, gdy opu�ci� grup� �Apacz" � stworzon� przez lotnictwo ameryka�skie eskadr� Mig�w � tylko jedna rzecz si� dla niego liczy�a: mia� polecie� najwspanialszym samolotem w historii lotnictwa. Gdyby Gant mia� jeszcze dusz�, w co w�tpi�, w�o�y�by j� ca�� w t� akcj�. To Buckholz go nam�wi�, by zn�w zacz�� lata�, najpierw na Migu-21, potem na Migu-25 Foxbacie. Wtedy odszed�, pr�bowa� uciec. A Buckholz odszuka� go i przedstawi� swoj� ide�: Firefox.
29
Zabawa w Ortona, kt�ra tak �mieszy�a Aubreya, by�a konieczna. Gant jednak, absolutnie i ca�kowicie oddany planowi, traktowa� j� jedynie jako preludium. Co�, co zbli�y go do Firefoxa.
Gant zawsze prezentowa� chorobliw� niemal wiar� we w�asne mo�liwo�ci. Nigdy tej wiary nie utraci� � ani w koszmarach, ani w narkotycznych snach, w szpitalu, w czasie psychicznego za�amania i pr�by pokuty. Zawsze my�la� o sobie wy��cznie jako o pilocie � i to najlepszym. Poj�� nagle, �e ten sukinsyn Buckholz wiedzia� o tym i wykorzysta� t� jego cech�, jako jedyny skuteczny punkt zaczepienia... Nie m�g� mu ju� uciec. Praca w Los Angeles by�a tylko gr�, r�wnie nieprawdziw� jak kostium, kt�ry teraz nosi�. A przedtem szpital i bia�y fartuch, kt�ry przywdzia� na pewien czas � to te� by�y kostiumy. Pr�bowa� ukry� si� w nich przed prawd�, �e nawet najlepszy mo�e si� ba�, mo�e przeceni� swoje si�y, mo�e przegra�...
To by� prawdziwy koszmar. Niepewny �wiat Ganta i sama jego osobowo�� zosta�y zagro�one przez wyczerpane nerwy, przez zbyt wiele lot�w, zbyt cz�ste ryzyko i napi�cie.
Gant otar� d�oni� czo�o i spojrza� na wilgotne palce. Jego twarz wyra�a�a niesmak, niemal�e niech��. Zacz�� si� poci�. To nie by�a reakcja na t� gr�, jak� rozgrywa� z KGB na ich w�asnym boisku... raczej na wspomnienia swych pr�b ucieczki.
Gant pochodzi� z rodziny, kt�ra niczym si� nie wyr�nia�a. Jako nastolatek gardzi� swoimi rodzicami i bratem nieudacznikiem, z zawodu agentem ubezpieczeniowym. Kocha�, lecz i pogardza� swoj� starsz� siostr�, zaniedban� kobiet� z m�em pijakiem i czw�rk� dzieci.
Urodzi� si� w ma�ym miasteczku wybudowanym na szerokich pustkowiach �rodkowego zachodu USA. �Clarkville, 2763 mieszka�c�w", g�osi� napis na tablicy przy drodze. I jeszcze dopisek: �Wielkie Ma�e Miasteczko". Gant nienawidzi� Clarkville. W ka�dej chwili, jak� sp�dza� w jego granicach albo w�r�d otaczaj�cych miasto faluj�cych, r�wnych p�l kukurydzy, by� nikim i czu� si� nikim. Dawno temu pozostawi� za sob� Clarkville i nigdy tam nie wr�ci�, nawet na pogrzeb matki, ani by odwiedzi� starzej�cego si� ojca. Raz tylko dosta� list od siostry, pe�en wym�wek i pr�b. Nie odpowiedzia�. List dotar� do niego w Sajgonie. Gant nigdy nie uciek� z Clarkville. Nosi� je w sobie. Ono go kszta�towa�o.
Otar� mokr� od potu d�o� o nogawk� spodni. Przymkn�� oczy i stara� si� nie my�le� o przesz�o�ci. To tylko sen, pomy�la�. Cholerny sen, od kt�rego to wszystko si� zacz�o. I jeszcze od jego dumy podra�nionej przez Aubreya, kt�ry spogl�da� na niego z g�ry. Gant zacisn�� pi�ci i wbi� je w siedzenie. Jak dziecko... chcia� teraz tylko
30
pokaza� im wszystkim, tak jak w Clarkville, martwym mie�cie martwych ludzi. A przed Aubreyem m�g� si� wykaza� tylko w jeden spos�b. Musia� przyprowadzi� mu ten samolot � Firefoxa.
Kontarski siedzia� przy telefonie bezpo�redniej linii, ��cz�cej go z jego prze�o�onym z Sektora Ochrony Przemys�u Zarz�du Drugiego, kt�rego Wydzia� �M" by� niewielk�, lecz wa�n� cz�ci�. Dmitrij Priabin obserwowa� prze�o�onego z uwag�, niemal jak sufler przygl�daj�cy si� aktorowi i trzymaj�cy na kolanach otwarty tekst. Kontarski wydawa� si� spokojniejszy ni� podczas wczorajszej rozmowy, jak gdyby dzia�ania ostatnich dwudziestu czterech godzin wywar�y koj�cy efekt.
W tym czasie Kontarski otrzyma� aktualny raport z jednostki KGB w Biljarsku. Wzmocniono nadz�r nad nielegaln� kom�rk�. W ci�gu czterdziestu o�miu godzin w miasteczku nie zjawi� si� nikt podejrzany, a wyjecha� jedynie kurier D�erkow. Gdy wraca� z Moskwy, dok�adnie zrewidowano jego furgonetk�. Kontarski zleci� przeszukiwanie wszystkich wje�d�aj�cych do miasta samochod�w i ci�g�� obserwacj� personelu maj�cego dost�p do fabryki. Rozkaza� te�, by wartownicy z psami patrolowali teren wok� zak�ad�w. Potrojono liczb� uzbrojonych stra�nik�w w hangarach.
Po tym wszystkim Kontarski i Priabin zacz�li si� uspokaja�. Priabin jeszcze tej nocy mia� odlecie� do Biljarska �mig�owcem KGB, by przej�� od tamtejszego oficera komend� nad si�ami bezpiecze�stwa. Praktycznie w ci�gu kilku godzin mo�e skutecznie odci�� miasteczko od �wiata. Kontarski postanowi� nie lecie� z sekretarzem generalnym i jego grup�, ale raczej zrobi� dobre wra�enie przybywaj�c na miejsce dwadzie�cia cztery godziny przed pr�bnym lotem. Zaaresztuj� obcych agent�w na kilka godzin przed startem, a kiedy zjawi� si� dostojnicy, przes�uchania b�d� ju� w toku. Mia� nadziej�, �e wywrze to nale�yty efekt i na sekretarzu generalnym, i na Andropowie, kt�ry mia� mu towarzyszy�. Priabin i Kontarski zamierzali wyci�gn�� z przes�ucha� maksimum satysfakcji. Baranowicz, Kreszyn, Siemie�owski, D�erkow i jego �ona zostan� wyrwani z fa�szywego poczucia bezpiecze�stwa. Ca�a akcja powinna by� przyk�adem bezlitosnej skuteczno�ci dzia�a� KGB.
Kontarski od�o�y� s�uchawk� i u�miechn�� si� szeroko do swego zast�pcy i trzeciej osoby obecnej w biurze, Wiktora �aniewa, adiutanta dow�dcy si� KGB w Biljarsku. �aniew przylecia� do Moskwy, by osobi�cie zda� raport. Po pisemnym meldunku Czernika, szefa ochrony
31
zak�ad�w, Kontarski uspokoi� si� do reszty. S�uchaj�c, jak �aniew opowiada szczeg�owo o wszelkich ruchach i kontaktach obserwowanej tr�jki, Kontarski czu� ulg� i przyp�yw optymizmu. Ju� sobie wyobra�a� pomy�lne zako�czenie akcji.
System bezpiecze�stwa w Biljarsku pomy�lany by� klasycznie, ca�kowicie ortodoksyjnie, bez wyobra�ni, zgodnie z polityk� nadmiaru �rodk�w. Dzia�a�a tam sta�a grupa oficer�w KGB z doborowym oddzia�em ludzi Zarz�du Drugiego, a jako wsparcie przys�ano �o�nierzy z GRU, radzieckiego wywiadu wojskowego, kt�rzy patrolowali lotnisko i miasteczko. Byli tam tak�e �nieoficjalni" pracownicy KGB, informatorzy i cywilni agenci, pracuj�cy najbli�ej zespo��w badawczych i konstrukcyjnych. Te trzy grupy ludzi koncentrowa�y swoj� uwag� na trzech m�czyznach i kobiecie, obserwowa�y wszystko, wszystko widzia�y i wiedzia�y.
Rozparty wygodnie w fotelu Kontarski widzia� ju� oczyma wyobra�ni gratuluj�cych mu zwierzchnik�w.
� Musimy mie� absolutn� pewno��, moi drodzy � powiedzia� po chwili, b�bni�c palcami po blacie. � Nie wolno nam podejmowa� najmniejszego ryzyka, zw�aszcza teraz, tak blisko ko�ca. Proponuj� wi�c sprowadzenie specjalnej grupy z Zarz�du Pi�tego, jednego z ich Pomocniczych Oddzia��w Zabezpieczenia. Zgadzacie si�?
�aniew, stale przebywaj�cy w Biljarsku, wydawa� si� ura�ony.
� Nie ma potrzeby, towarzyszu pu�kowniku.
� Moim zdaniem jest. Nawet konieczno�� � Kontarski obrzuci� go gniewnym spojrzeniem. � Musz� mie� ca�kowit� pewno��, �e wszystko si� uda, �e musi si� uda�. Czy mo�ecie zagwarantowa�, absolutnie i bez �adnych w�tpliwo�ci, �e nie ma �adnego ryzyka?
U�miecha� si�. �aniew, m�czyzna w �rednim wieku, kt�ry w KGB osi�gn�� ju� szczyt swoich mo�liwo�ci, pokr�ci� g�ow�.
� Nie, towarzyszu pu�kowniku, wola�bym nie udziela� takich gwarancji � powiedzia� cicho.
� Naturalnie. I nie ��damy ich od was, Wiktorze Aleksiejewiczu.
U�miechn�� si� promiennie do obu podw�adnych. Priabin wyczu� zmian� jego nastroju. Chwilami dow�dca wydawa� mu si� klinicznym przyk�adem depresji maniakalnej. Teraz wszelkie w�tpliwo�ci minionego dnia zosta�y zapomniane. Kontarski pewnie nie rozpozna�by siebie w tym zal�knionym m�czy�nie, kt�rym by� jeszcze wczoraj.
� Ilu ludzi, towarzyszu pu�kowniku? � zapyta� Priabin.
� Mo�e setk�. Dyskretnie, oczywi�cie, ale setk�. Istnieje pewne ryzyko, �e ich przestraszymy, ale lepsze to, ni� gdyby�my mieli nie przy�apa� ich na tym, co planuj�.
32
� Towarzysz Czernik nie wierzy, by cokolwiek planowali, towarzyszu pu�kowniku � wtr�ci� �aniew.
� Taak. Mo�e i nie. Ale musimy dzia�a� tak, jakby zamierzali dokona� sabota�u podczas lotu pr�bnego. Jaka� awaria rakiet albo dzia�ka... eksplozja w powietrzu... Nie musz� wam chyba t�umaczy�, �e produkcja Miga-31 op�ni�aby si�, mo�e nawet zosta�aby zaniechana. A nas wszystkich... surowo by ukarano � Kontarski wci�� si� u�miecha�. Na moment zmarszczy� niespokojnie brwi, lecz zaraz odrzuci� w�tpliwo�ci. Nie mia� si� czego obawia�. Nie potrafi� sobie wyobrazi�, w jaki spos�b m�g�by przegra�. Mno�enie ludzi dodawa�o mu pewno�ci. Ponad dwustu agent�w, nie licz�c informator�w...
� Musz� sprawdzi� w S�u�bie Bezpiecze�stwa, kt�rzy z wypo�yczonych nam agent�w s� najbardziej godni zaufania � powiedzia� po chwili. � Nie s�dz�, by�my ich potrzebowali, ale znajd� si� przecie� wewn�trz zak�ad�w, a zatem najbli�ej tr�jki dysydent�w. B�d� uzbrojeni i przejd� pod wasze rozkazy, Wiktorze Aleksiejewiczu. Trzeba im wyda� radiotelefony. Gdzie b�d� nasi zdrajcy w ostatnich godzinach przed startem, podczas uzbrajania samolotu?
�aniew zajrza� do notatek.
� Wszyscy trzej maj� przebywa� w hangarze, towarzyszu pu�kowniku. Niestety.
� Istotnie. Trzykrotnie bardziej niebezpieczni ni� w ka�dym innym miejscu. Prosz� o szczeg�y.
� Jak zapewne wiecie, towarzyszu pu�kowniku, Baranowicz pracuje nad systemem uzbrojenia.
� I ma pracowa� przy samolocie przez ca�� noc a� do startu?
� Tak, towarzyszu pu�kowniku.
� Nie da si� go zast�pi�?
� Raczej nie.
� Trudno. Co z innymi?
� Kreszyn i Siemie�owski to tylko wysoko wykwalifikowani mechanicy, towarzyszu pu�kowniku. Maj� si� zajmowa� tankowaniem, �adowaniem rakiet i amunicji. Tak�e bloku tylnej os�ony. Niestety, najlepiej znaj� te systemy i nie�atwo b�dzie ich wymieni�.
� Mo�na ich pilnowa�?
� Bardzo dok�adnie. Nasi informatorzy b�d� pracowa� razem z nimi przez ca�� noc.
� Byle tylko potrafili rozpozna� pr�b� sabota�u.
� Potrafi�, towarzyszu pu�kowniku.
� Dobrze. Wierz� wam na s�owo. D�erkow, naturalnie, b�dzie we
3 � Firefox 33
w�asnym domu, w ��ku z t� swoj� t�ust� �on� � Kontarski u�miechn�� si� znowu. To, co us�ysza�, poprawi�o mu jeszcze hurrior. Podobnie jak w�asne zdecydowane dzia�anie, pewne brzmienie g�osu... � Tak. Podsumujmy, towarzysze. Koledzy z GRU otocz� Biljarsk szczelnym pier�cieniem; wypo�yczony Pomocniczy Oddzia� Zabezpieczenia przyb�dzie jutro i wzmocni warty wok� ogrodzenia, hangar�w, fabryki i na granicach miasta. Nasi dysydenci znajd� si� pod �cis�ym nadzorem, szczeg�lnie Baranowicz. Niczego nie pomin��em, Dmitrij?
� Zanotowa�em wszystko � odpar� Priabin.
Kontarski przeci�gn�� si� unosz�c ramiona nad g�ow�. Jego przyklejony do w�skiej, smag�ej twarzy u�miech zaczyna� denerwowa� Priabina. Rozpi�ty ko�nierzyk munduru ods�ania� wystaj�c� grdyk�, cienk�, ptasi� szyj� i naci�gni�t�, lecz lu�n� jak u indyka sk�r�... Priabin st�umi� irytacj�.
� S�dz�, �e w formie dodatkowego zabezpieczenia zdejmiemy moskiewsk� cz�� siatki. Nie, nie dzisiaj. Gdyby znikli czterdzie�ci osiem godzin przed czasem, Lansing m�g�by to wykry� i ostrzec naszych przyjaci� w Biljarsku. Nie! Wystarczy jutro. W ten spos�b b�dziemy mieli ca�� dob�, �eby z nich wyci�gn�� wszystko, co wiedz�. Zajmiesz si� tym, Dmitrij?
� Tak jest, towarzyszu pu�kowniku. Ka�� jeszcze dzi� wieczorem za�o�y� obserwacj� na ten magazyn, w kt�rym si� spotykaj�. Na wasz rozkaz wejdziemy do �rodka.
� Doskonale. Chcia�bym ich zobaczy�, zanim... zanim jutro odlec� do Biljarska. Tak. Popro� w Zarz�dzie Si�dmym, �eby przypilnowali tego magazynu. Nie musimy przecie� marnowa� w�asnych ludzi, a w�a�nie oni s� od tego, �eby �ledzi� innych. Na m�j rozkaz zast�pi ich nasz zesp�.
� Bardzo dobrze, towarzyszu pu�kowniku.
� Bardzo dobrze? Tak, Dmitrij, nabieram prze�wiadczenia, �e naprawd� wszystko p�jdzie bardzo dobrze � Kontarski roze�mia� si�. Priabin obserwowa� jego grdyk� podskakuj�c� na indyczym gardle i czu�, �e nienawidzi pewno�ci siebie zwierzchnika jeszcze bardziej ni� jego wybuch�w gniewu.
Czarna limuzyna KGB zaparkowa�a naprzeciw g��wnego wej�cia hotelu �Moskwa". Gant wszed� do foyer i poklepa� si� po kieszeni, jakby chcia� sprawdzi�, czy nadal ma dokumenty. R�wnocze�nie dostrzeg�, �e �aden z dw�ch ludzi siedz�cych w samochodzie nie ruszy� za nim. Jeden czyta� ju� gazet�, drugi, kierowca, pali� spokojnie
34
papierosa. Ostrze�ony ich bezczynno�ci� Gant, ze swego miejsca przy recepcji, zbada� wzrokiem hol. Niemal natychmiast rozpozna� cz�owieka, kt�ry mia� go pilnowa�. Z pewno�ci� przekazali jego zdj�cie przez telefoto z Szeremietiewa na Dzier�y�skiego.
Gdyby Aubrey nie uprzedza�, czego powinien oczekiwa�, Gant by�by przera�ony ich efektywno�ci� i upart�, natr�tn� inwigilacj�. Mimo to zakres �rodk�w bezpiecze�stwa, podj�tych wobec zwyk�ego podejrzanego o �przest�pstwa gospodarcze", wzbudzi� s�aby, ale wyra�ny ucisk w okolicach �o��dka.
Ukryty za egzemplarzem �Prawdy", jego �opiekun" nie okazywa� najmniejszego zainteresowania. Z pozorn� oboj�tno�ci� siedzia� na jednym z wielu foteli, przerzuciwszy p�aszcz przez oparcie s�siedniego. Kiedy � i je�eli � Gant opu�ci hotel, ten cz�owiek p�jdzie za nim. Prawdopodobnie samoch�d przed hotelem zosta� ju� zmieniony przez inny, dzia�aj�cy z polecenia tego samego zarz�du KGB, co ten schowany za gazet� m�czyzna.
W pokoju Gant zdj�� okulary ze zwyk�ymi szk�ami, rozwichrzy� w�osy i �ci�gn�� krawat. Czu� si� tak, jakby w�a�nie zdj�� kaftan bezpiecze�stwa. Otworzy� obie walizki, potem zdj�� buty. Pok�j by� niewielki, z wysokimi oknami wychodz�cymi na omiatan� wiatrem p�aszczyzn� placu Czerwonego. Ganta nie interesowa� widok za oknami. Nala� sobie scotcha z ma�ego barku stoj�cego pod �cian�, usiad� na kanapie, opar� nogi o por�cz i pr�bowa� si� odpr�y�. Zaczyna� rozumie�, �e pr�ba zachowania oboj�tno�ci nie powiedzie si� nawet tutaj, w luksusie pozornego bezpiecze�stwa hotelowego pokoju. Przed wyjazdem Aubrey poinstruowa� go, by nie szuka� ukrytych mikrofon�w, gdy� nigdy nie ma pewno�ci, czy kto� nie obserwuje go przez p�przepuszczalne lustro.
Rzuci� okiem w stron� wielkiego zwierciad�a na �cianie i z trudem odwr�ci� wzrok. Zaczyna� odczuwa� hipnotyczny efekt nadzoru KGB. �atwo by�o, chocia� z wysi�kiem tego unika�, wyobrazi� siebie przyszpilonego jak motyla do bia�ego papieru, nagiego, bezbronnego, zalanego jaskrawym �wiat�em. Drgn�� mimowolnie i prze�kn�� whisky. Alkohol, do kt�rego przywyk� w ramach uczenia si� roli Ortona, rozgrzewa� gard�o i �o��dek, przy�miewa� obraz obserwuj�cych go zewsz�d oczu.
Nie umia� zachowa� ch�odnego obiektywizmu. My�la� o rosyjskim systemie obrony, o godzinach lotu Firefoxem. Wspomina� �wiczenia na Foxbacie i na symulatorze zbudowanym wed�ug fotografii i wskaz�wek dostarczonych przez agenta z Biljarska, Baranowicza. Z wysi�kiem st�umi� te my�li.
35
Wsta�, podszed� do okna i z wysoko�ci dwunastego pi�tra spojrza� na plac Czerwony. Nie interesowa�y go rz�dy zaparkowanych w dole samochod�w. Pod nisk� pow�ok� chmur, w zapadaj�cym zmierzchu p�nego popo�udnia, d�ugo patrzy� ponad pustym placem, ponad dachem Muzeum Historycznego w stron� wie� i kopu� Kremla. Widzia� wartownik�w przed spi�owymi wrotami Mauzoleum Lenina i male�kie figurki przechodz�ce przez szklane drzwi szarego gmachu GUM -u. Na kra�cu placu wznosi�a si� ogromna, niesamowita cerkiew Wasyla B�ogos�awionego, pstrokata i areligijna. Wzrok Ganta d�ugo b��dzi� bez celu po pustym placu.
Kolejny �yk scotcha ju� go nie rozgrzewa�. My�li Ganta bieg�y ku najbli�szej przysz�o�ci, spotkaniu z tr�jk� ludzi, kt�rych nie zna�, na bulwarze, w pobli�u mostu Krasnocho�mskiego. Mia� po kolacji wyj�� z hotelu i cho�by by� �ledzony, zachowywa� si� jak turysta. Musia� tylko dotrze� na miejsce dok�adnie o dziesi�tej trzydzie�ci. Powinien zabra� p�aszcz i kapelusz � nie zabra�, w�o�y� � i radio tranzystorowe. Wiedzia� wi�c, �e nie wr�ci ju� do hotelu, �e wyruszy w drog� do Biljarska.
Alexander Thomas Orton wyszed� z hotelu �Moskwa" przed dziesi�t� wieczorem, zjad�szy wcze�niej kolacj� w hotelowej restauracji. Podczas posi�ku by� obserwowany przez agenta z pionu inwigilacji KGB, niewysokiego, korpulentnego m�czyzn�, jedz�cego samotnie przy stoliku, z kt�rego widzia� ca�� sal�. Po kolacji poszed� za Ortonem do baru, zam�wi� du�� w�dk� i siedzia�, przygl�daj�c mu si� ostentacyjnie. Gant podejrzewa�, �e w czasie jego nieobecno�ci KGB dok�adnie zrewiduje pok�j. Dlatego ma�e radio tranzystorowe spoczywa�o bezpiecznie w kieszeni p�aszcza, sam p�aszcz wisia� w takim miejscu, gdzie Gant m�g� go widzie� i gdzie ka�dy musia� zauwa�y�, �e go widzi. Nikt nie pr�bowa� przeszukiwa� kieszeni.
Przy jedzeniu studiowa� �Przewodnik po Moskwie" por�wnuj�c informacje z planem miasta ostentacyjnie roz�o�onym na obrusie. Godzin�, kt�r� sp�dzi� w barze, tak�e po�wi�ci� na ogl�danie mapy i czytanie. Kiedy wyszed�, agent ruszy� za nim niemal natychmiast.
Gdy schodzi� po stopniach, niski m�czyzna zatrzyma� si� i zapali� papierosa b�yskaj�c w mroku p�omieniem zapalniczki. Gant nie widzia� tego sygna�u, dostrzeg� jednak ciemn� posta� wysuwaj�c� si� zza samochodu, zaparkowanego w pobli�u miejsca, gdzie po po�udniu
36
parkowa�a �ledz�ca go limuzyna. Tylko jeden, pomy�la�. I jeszcze ten ma�y grubas na schodach. To dw�ch.
W ciemno�ci zap�on�y reflektory samochodu, zamigota�y, gdy krztusi� si� silnik i rozb�ys�y jasno, kiedy po chwili zaskoczy�. W panuj�cej ciszy huk motoru wydawa� si� og�uszaj�cy. Gant prze�y� chwil� paniki, �e aresztuj� go zaraz, nie pozwol� wyj�� z hotelu. Nikt jednak nie pr�bowa� go zatrzyma�, nawet gdy stan�� na chwil�, by si� o tym przekona�. Podni�s� ko�nierz p�aszcza, os�aniaj�c twarz od wiatru wiej�cego mu w oczy od strony placu Czerwonego. Musia� przytrzymywa� na g�owie kapelusz, kt�rego nigdy przedtem nie nosi�. Pochylony, ruszy� przed siebie.
Lew� stron� ulicy dotar� do placu Marksa i dalej, na plac Czerwony. Przeszed� przed fasad� GUM-u. Po placu kr�ci�o si� sporo ludzi. Wprawdzie kolejka przed Mauzoleum Lenina znikn�a, lecz ludzie ogl�dali wystawy wielkiego sklepu, ukazuj�c swe twarze w bia�ym �wietle jarzeni�wek. Gant nie ogl�da� si� za siebie. Nie sprawdza�, czy idzie za nim �ogon", w jakiej odleg�o�ci, czy go nie zgubi�. Wiedzia�, �e b�d� stale za nim. Gdyby stracili go z oczu, og�osz� co� w rodzaju polowania z nagonk�, a tego w�a�nie wola�by unikn��. Ci ludzie musieli i�� tu� za nim. Dlatego w�a�nie sp�dzi� kilka chwil przed wystawami, przygl�daj�c si� kopiom � cz�sto niezbyt udanym � zachodniej odzie�y, sprzedawanej w GUM-ie, szarym monstrum, najwi�kszym domu towarowym �wiata. Potem ruszy� dalej, powoli, spogl�daj�c poprzez plac Czerwony na wie�e Kremla.
Zanim dotar� na brzeg rzeki, do mostu Moskworieckiego, przemarz� zupe�nie. Naci�gn�� kapelusz g��boko na oczy. Nie wygl�da� na cz�owieka, kt�ry zmierza do jakiego� konkretnego miejsca, ale te� nie mo�na by�o wzi�� go za turyst�, ogl�daj�cego Moskw� noc�. Wiatr od rzeki zdawa� si� lodowaty. Gant musia� przytrzymywa� kapelusz, co by�o te� rodzajem sygna�u dla �ledz�cych, gdzie si� znajduje. Z pewno�ci� wola�by schowa� bia�� z zimna d�o� do kieszeni p�aszcza. Przechyli� si� przez por�cz i spojrza� na faluj�c�, mroczn� powierzchni� wody, znaczon� odbiciami latar�. Kto� jeszcze zatrzyma� si� kawa�ek dalej. Ten bezruch wyr�nia� go z t�umu spiesz�cych si�, szarpanych wiatrem przechodni�w. Gant u�miechn�� si� do siebie.
Po chwili odwr�ci� si� plecami do wody, otuli� szyj� ko�nierzem i dyskretnie zlustrowa� oba chodniki. Samoch�d sta� z wygaszonymi �wiat�ami, jakby pusty, zaparkowany z dala od latar�. Jeszcze jeden przechodzie� opiera� si� o por�cz po drugiej stronie ulicy, nieco z przodu.
37
Gant ruszy� dalej. Mimo wszystkiego, co mu m�wiono, mimo �wicze� w wykrywaniu obserwacji, jakie przeszed� w Nowym Jorku i Waszyngtonie w ramach zaj�� z Buckholzem, czu� lekk� s�abo�� w kolanach. Nie wiedzia�, co ma si� zdarzy�, gdy dotrze do le��cego nieco dalej mostu Krasnocho�mskiego. Otrzyma� instrukcje, by nie gubi� �ogona". Aubrey powt�rzy� to kilkakrotnie wczoraj wieczorem, w zadymionym hotelowym pokoiku w Londynie. KGB mia�o by� stale w pobli�u.
Przeszed� nad kana�em odp�ywowym biegn�cym wzd�u� rzeki i skr�ci� w Bulwar Owczinnikowski. Zszed� po stopniach na nabrze�e. Czu� md�o�ci. Poj��, �e spok�j, jaki odczuwa� a� do tej chwili, opu�ci� go ostatecznie. Nie potrafi� d�u�ej udawa� przed sob�, �e wszystko to jest tylko m�cz�cym wst�pem, kt�ry musi przej��, zanim odegra swoj� rol� w tej akcji. To by�o prawdziwe. Prawdziwy by� ch��d i wiatr, nieco s�abszy poni�ej poziomu ulicy, oraz �ledz�cy go ludzie, kt�rych niespieszne, pewne kroki s�ysza� na stopniach, jakie� czterdzie�ci metr�w za sob�. Ba� si�. Wyj�� r�k� z kieszeni i chwyci� po�y p�aszcza, z ca�ej si�y skr�caj�c w d�oni materia�.
My�la� o samochodzie i jego pasa�erach. Nie m�g� si� teraz odwr�ci�, by policzy� prze�ladowc�w, ale czu� przera�aj�c� pewno��, �e idzie za nim teraz trzech, mo�e czterech ludzi, a samoch�d jedzie wy�ej, Bulwarem Ozierkowskim, czekaj�c, a� on, Gant, wr�ci z nabrze�a na ulic�.
Przechodz�c przez most Usti�ski spojrza� na zegarek. Dzie