12252
Szczegóły |
Tytuł |
12252 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12252 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12252 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12252 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GRAHAM MASTERTON
DWA TYGODNIE STRACHU
TYTU� ORYGINA�U: FORTNIGHT OF FEAR
PRZE�O�Y� MICHA� WROCZYNSKI
S�OWO WST�PNE
Na pisarzu horror�w ci��y jedno straszliwe przekle�stwo. Bez wzgl�du na to,
dok�d
zawiod� go drogi, bez wzgl�du na to, w jak pi�knej b�dzie przebywa� scenerii czy
te� w jakich
b�dzie �y� luksusach, bardzo szybko zacznie rozmy�la� o ciemnych stronach swojej
sytuacji.
Mo�e �wieci� s�o�ce, promienie mog� rozkosznie �lizga� si� po morskich falach,
ale w
umy�le tw�rcy horror�w zaczyna ju� nap�ywa� wzbudzaj�cy dreszcz cie�.
Pomy�lcie o swoim urlopie� Czterna�cie dni relaksu i rado�ci. Ale bez wzgl�du na
to,
gdzie przebywacie, natychmiast zaczynaj� rodzi� si� w�tpliwo�ci.
Popatrzcie na malownicz� wiosk� Yorkshire, na te domy o kamiennych, pokrytych
patyn�
wiek�w �cianach i ko�lawych, wielokrotnie naprawianych schodkach. Komu
przysz�oby do
g�owy, �e ju� za najbli�szym rogiem mo�e czai� si� mroczne, w�ciek�e, drapie�ne
stworzenie?
Sp�jrzcie tylko na t� rozgrzan� s�o�cem, �agodnie zakr�caj�c� zatok� przy wyspie
Jersey.
Kt� by pomy�la�, �e co� nies�ychanie obrzydliwego wype�znie z piasku tu� obok
jego st�p?
Popatrzcie na sielsk� farm� w Connecticut albo na t� przepi�kn� szkock�
rezydencj�.
Popatrzcie na wysmakowany apartament w Central Park South w Nowym Jorku lub na
wspania�e, l�ni�ce �wiat�ami kasyno w Las Vegas.
Kto by pomy�la�, �e w�a�nie tutaj, noc w noc, przez dwa tygodnie, czai� si�
b�dzie zgroza
mro��ca serce?
Jed�cie zatem ze mn� na dwutygodniowy urlop. Codziennie b�dziemy nocowa� gdzie
indziej. Akcja ka�dego z poni�szych opowiada� rozgrywa si� w innym miejscu� Albo
tam
mieszka�em, albo przynajmniej odwiedzi�em te okolice. Ka�da historia stanowi
swoiste
studium tego, w jaki spos�b moja wyobra�nia pod wp�ywem nastroju tych
miejscowo�ci
wyko�lawia�a si�, spacza�a, wkracza�a w jak�� dziedzin� koszmaru.
Od Kalifornii po p�nocn� Angli�, od Nevady po biegun po�udniowy; b�dzie to
wyprawa do
niecywilizowanej zgrozy cywilizowanego �wiata.
Zapraszam was do odbycia ze mn� dwutygodniowej podr�y� sp�dzenia dw�ch
bezsennych tygodni.
Nie potrzebujecie �adnego baga�u. Nie potrzebujecie paszport�w. Pas startowy
jest wolny,
a molo portowe od dawna stoi w kompletnej ruinie.
Musicie jedynie uzbroi� si� w odwag� i poda� mi d�o�, a ja poprowadz� was w
ciemno��.
Parafrazuj�c przewodnicz�cego Mao, dwutygodniowa podr� w ostateczne przera�enie
zaczyna
si� od jednego kroku.
Graham Masterton
BESTIA PO�PIECHU
Great Ayton, Yorkshire, Anglia
Na p�nocnym skraju wrzosowisk Yorkshire gnie�dzi si� wioska Great Ayton
(miejscowa
ludno�� u�ywa nazwy �Yatton�), jedna z najpi�kniejszych w ca�ym Cleveland.
Przep�ywa
tamt�dy p�ytka rzeka, kt�rej brzegi spinaj� kamienne i drewniane mosty. W niej
moi trzej
synowie k�pali si� i �owili ryby. W�a�nie ta rzeka da�a mi mroczn� inspiracj� do
napisania
�Bestii Po�piechu�.
Do szko�y w Great Ayton ucz�szcza� kapitan James Cook. Domek, w kt�rym mieszka�
w
roku tysi�c dziewi��set trzydziestym czwartym, zosta� rozebrany kamie� po
kamieniu i
przetransportowany okr�tem do Australii, �eby zast�pi� obelisk wykuty w skale
niedaleko
Point Hicks, pierwszego punktu Australii, kt�ry ujrza� Cook podczas swojej
wyprawy
zako�czonej odkryciem tego kontynentu (1768�1771).
�Besti� Po�piechu� zam�wi� Bill Munster, kt�ry wyda� j� w formie ilustrowanej
broszury w
swoim wydawnictwie Footsteps Press w Roundtop w stanie Nowy Jork. Od tego czasu
opowiadanie ukaza�o si� w wielu r�nych formach � najbardziej znacz�ce by�o
wydanie
komiksowe ilustrowane przez niezr�wnanego Dana Daya.
BESTIA PO�PIECHU
Pod niebem koloru wytrawionej miedzi Kevin bieg� �cie�k� nad rzek�. Tornister
obija� mu
si� o plecy nakryte gabardynowym p�aszczem przeciwdeszczowym. Krople deszczu
szumia�y
ju� gro�nie w trawie i tworzy�y na powierzchni rzeki setki dr��cych k�eczek.
Ale Kevin bieg�
nie dlatego, �e pada�o. Ucieka� przed Besti� Po�piechu, kt�ra nast�powa�a mu ju�
na pi�ty.
Wydawa�o mu si�, �e s�yszy chrobot jej pazur�w, kiedy bezkszta�tna i mroczna
sun�a
przej�ciami, w�skimi schodkami i b�otnist� �cie�k� ci�gn�c� si� wzd�u� rzeki.
Tu� za nim, tu� poza zasi�giem jego wzroku � tu� za ciastkarni�, tu� za
krzakami. Potw�r
�pieszy� si�, gnany wy��cznie ��dz� krwi. Kevinowi zaczyna�o brakowa� tchu, ale
doskonale
zdawa� sobie spraw� z tego, co si� stanie, je�li zwolni. Bestia Po�piechu
dopadnie go, wbije w
niego k�y i rozszarpie na strz�py, podobnie jak Orlando rozszarpywa� myszy,
kt�re uda�o mu si�
pochwyci�. Z wrzaskiem wyssie krew, rozedrze mi�nie i lepkie, ci�gn�ce si�
wn�trzno�ci.
Potem wyda chlupocz�ce plia�plia�plia gluumpp! i prze�knie.
Kevin nie odwa�y� si� spojrze� za siebie. Boisko opu�ci� z ponad pi�ciominutowym
op�nieniem, poniewa� do ostatniej chwili gra� z Herbertem Thorpem w barwne
karty
do��czane do paczek papieros�w. Bestia Po�piechu wykorzysta�a ca�y ten czas i
teraz, gdyby
Kevin straci� cho�by chwil� na ogl�danie si� za siebie� Min�� naro�ny sklep ze
s�odyczami.
Przez okropn� sekund� waha� si�, poniewa� zosta�y mu jeszcze w kieszeni dwa
pensy, a przez
witryn� dostrzeg�, �e w�a�cicielka sklepiku roz�o�y�a now� ksi��k� o lataj�cych
talerzach. Ale
nie wolno ryzykowa�. Bestia Po�piechu mog�aby go dogoni�, zaczai� si� i
pochwyci�, kiedy
b�dzie wychodzi� ze sklepiku. A wtedy� CHRRRUPPL. i kawa�ki jego cia�a wala�yby
si� po
ca�ym chodniku.
Ruszy� przez jezdni� g��wnej ulicy. Zatr�bi�a ci�ar�wka z w�glem, a kierowca
co�
krzykn��, ale Kevin nie zrozumia� co.
By�o ju� dziesi�� po czwartej. Dziesi�� po czwartej! Policzki pali�y go ze
strachu na my�l,
�e ju� tak p�no.
W zesz�ym roku w pa�dzierniku, gdy znikn�� Robert Browne, matka przestrzega�a
Kevina
przed Besti� Po�piechu. Kiedy to m�wi�a, by�a blada i pe�na powagi. Jej twarz
niczym si� nie
wyr�nia�a, malowa� si� na niej spok�j, a czarne oczy zawsze kojarzy�y si�
Kevinowi ze
�wie�ymi, l�ni�cymi rodzynkami. �Ch�opc�w, kt�rzy mitr꿹 czas wracaj�c ze
szko�y do domu,
po�era Bestia Po�piechu. Wi�c gdy wracasz do domu, �piesz si�! �piesz si�!
�piesz si�! �piesz
si�!�
Pierwszego dnia, po tym, jak matka opowiedzia�a mu o Bestii Po�piechu, Kevin nie
wiedzia�, czy ma wierzy� w t� opowie��, czy nie. W ko�cu nigdy nie spotka� tego
potwora.
Nawet wtedy, gdy ponad godzin� bez but�w i skarpetek �owi� pod k�adk� kijanki.
Ale drugiego dnia, kiedy przeszed� ju� g��wn� drog� i przekroczy� bramy do Ayton
Hall, by�
pewien, �e tu� za sob� us�ysza� kroki. Chrobotanie, jakby pies drapa� pazurami,
�a��c po
ska�ach. I oddech. Przystan��, odwr�ci� si�, ale nie zobaczy� niczego. �adnych
ps�w, �adnej
Bestii Po�piechu. Tylko cie� rzucany przez wiekowe d�by, s�ysza� tylko szum
popo�udniowego
wiatru i g�uchy szmer wody w rzece. Zadr�a� i ruszy� biegiem przez w�sk�,
drewnian� k�adk�,
min�� pub, a nast�pnie pobieg� alej� prosto do domu.
Od tego czasu z ka�dym dniem nabiera� wi�kszego przekonania, �e gdy wraca ze
szko�y, tu�
za nim pod��a Bestia Po�piechu. S�ysza� j�, ale nigdy nie zobaczy�, bo potw�r
trzyma� si� tu�
poza granic� wzroku. Kszta�t nadawa�y mu cienie i zab��kane refleksy �wietlne.
Oddycha�
poszumem wiatru, szelestem drzew, warkotem ulicznego ruchu. Kevin ba� si�
wspomina� o
potworze kolegom w szkole, bo monstrum nie by�o r�wnie prawdziwe jak cukierki
any�kowe
czy szkolne obiady. Ale potw�r na niego polowa�. Wiedzia�, �e na niego poluje.
Bestia
Po�piechu czai�a si� ka�dego popo�udnia za wysokim, kamiennym murem naprzeciwko
starej
klasy, do kt�rej ucz�szcza� kapitan Cook, a kiedy Kevin bieg� do domu, potw�r
pod��a� za nim.
Ka�dego dnia bieg� do domu szybciej. Gna� z wiatrem w zawody. A Bestia Po�piechu
za
nim! Kevin wiedzia�, �e potw�r musi istnie�, poniewa� matka nigdy nie k�ama�a;
zawsze
m�wi�a, �e k�amstwo jest najci�szym grzechem. I czy� nie odwraca�a si� w jego
stron� z
szerokim, radosnym, pe�nym ulgi u�miechem, kiedy bez tchu wpada� do kuchni
wype�nionej
stwarzaj�cym wra�enie bezpiecze�stwa zapachem pasztetu i pieczonych na t�uszczu
ciasteczek?
Czy� nie dawa�a mu zawsze silnego, serdecznego kuksa�ca, zupe�nie jakby wymkn��
si�
najdrapie�niejszemu z demon�w?
Bestia Po�piechu wdziera�a si� nawet w jego koszmary senne. Kevin �ni�, �e
biegnie ze
szko�y do domu, a monstrum chwyta go i rozszarpuje. Rozrywa �ci�gna, rozdziera
cia�o na
strz�py.
I dzisiaj r�wnie� go �ciga�a, a on by� pi�� minut sp�niony.
Sanda�y t�uk�y zajadle o piasek � bieg� wzd�u� zakola rzeki; trawa zaczepia�a
si� o
klamerki. By� przekonany, �e s�yszy, jak pazury sun�cej bestii rozdzieraj�
ziemi�. By�
przekonany, �e s�yszy �akome dyszenie potwora. HUH! HUH! HUH! HUH!
Kiedy dotrze do k�adki, b�dzie bezpieczny. Bestia Po�piechu jest za ci�ka, �eby
si� przez
ni� przeprawi�.
Znalaz� si� zaledwie pi�� czy sze�� metr�w od k�adki, kiedy wyda�o mu si�, �e
kto� krzyczy:
�Kevin!� Cichutki g�os, jakby kto� wo�a� w przy�o�on� do twarzy blaszan� puszk�.
Zatrzyma�
si� przera�ony, po czym z wahaniem spojrza� za siebie. Dzie� by� tak pochmurny i
mroczny, �e
Kevin nic nie potrafi� dostrzec.
� Kevin! � ponownie dobieg� go g�os.
Co� czai�o si� w cieniu rzucanym przez Ayton Hall. Co� czarnego; co�, co si�
trzepota�o.
Ruszy� biegiem przed siebie, dotar� do k�adki, ale dopiero na �rodku odwa�y� si�
przystan��.
Wtedy ponownie si� odwr�ci� � ma�y ch�opiec w szkolnej czapce i kr�tkich
spodenkach na
drewnianej k�adce przerzuconej nad p�ytk� rzek�. Zaledwie kilkana�cie metr�w
dalej
przeje�d�a�y ci�ar�wki zmierzaj�ce do Guisborough albo do Harrogate. P�nocne
Yorkshire
w burzowe, marcowe popo�udnie.
Bestia Po�piechu znikn�a. Znikn�a jak zwykle, kiedy Kevin dobiega� do k�adki.
Zn�w
wygra� wy�cig z potworem; by� bezpieczny.
Mia� w�a�nie ruszy� w dalsz� drog�, gdy ujrza�, �e fale rzeki nios� co� w jego
stron�. To
co� by�o ciemne, ci�kie i zostawia�o za sob� na wodzie smug� w kszta�cie
strza�y. Stan�� na
poprzeczce balustrady mostka i zacz�� bacznie obserwowa� zbli�aj�c� si� rzecz.
Nie lubi�
rzeki przep�ywaj�cej przez Great Ayton, mimo �e cz�sto w niej �owi�. Udawa�o mu
si� z�apa�
du�e kijanki i dziwaczne ryby, kt�re wygl�da�y tak, jakby mia�y r�ce i nogi.
Ale tego popo�udnia nadp�ywa�o w jego stron� co� innego. By�o to z�owieszcze,
ciemne i
bardzo du�e. Zszed� z barierki i odruchowo zrobi� krok do ty�u.
To co� powoli przep�yn�o pod k�adk�. Kiedy znalaz�o si� w cieniu rzucanym przez
mostek,
Kevin m�g� wreszcie zobaczy�, co to jest. Ogarn�o go najwy�sze przera�enie, ale
tylko
cichutko pisn��.
Na falach twarz� do g�ry unosi�y si� zw�oki m�czyzny. Oczy trupa by�y
wytrzeszczone. Za
nim ci�gn�a si� w wodzie mglista karmazynowa smuga. Kevin widzia� rozdarte
ubranie i
p�yn�ce leniwie krwawe sploty wychodz�ce z brzucha.
Ale najgorsze, �e m�czyzna ci�gle �y�. Tylko troszeczk�. Ale to wystarczy�o,
�eby popatrzy�
na Kevina i przes�a� mu najbledszy u�miech, jaki Kevin widzia� w �yciu. Po
chwili pr�d zabra�
cia�o, przeni�s� je nad tam� i powl�k� przez g��bsze do�ki, w kt�rych Kevin si�
zazwyczaj
k�pa�. P�niej cia�o przep�yn�o nad nast�pn� tam� i znikn�o za zakolem rzeki o
brzegach
poro�ni�tych drzewami.
Kevin nadal sta� na mostku. W ko�cu pojawi�a si� jego matka w kuchennym
fartuchu. R�ce
mia�a bia�e od m�ki.
� Kevin?
Gapi� si� na ni� tak, jakby jej nie poznawa�.
� Widzia�em m�czyzn�. Unosi� si� na rzece i u�miechn�� si� do mnie.
Prawie godzin� siedzia� na wysokim, drewnianym sto�ku na posterunku policji.
Opisa�
m�czyzn�, a nawet naszkicowa� jego twarz. O wp� do si�dmej wieczorem matka
zabra�a go
do domu. Trzymaj�c si� za r�ce szli wzd�u� rzeki, a potem przebyli mostek. Na
zakolu rzeki
dw�ch policjant�w w zar�kawkach ci�gle k�u�o d�ugimi tyczkami poro�ni�te
wodorostami dno.
Otacza�a ich gromadka szkolnych koleg�w Kevina i kilkunastu starych m�czyzn,
kt�rzy
przyszli z pubu z kuflami piwa w r�ku.
Kiedy Kevin sko�czy� pi� herbat�, do kuchennych drzwi zastuka� jeden ze starc�w.
� My�l�, �e ci� to zainteresuje, �e znale�li. Nieszcz�sny facet. Trzy kilometry
dalej zapl�ta�
si� w wodorosty. Nie mog� ustali�, kim jest. �adnego portfela, dokument�w, nic.
Nikt go nie
zna. Ale nie ma w�tpliwo�ci co do tego, �e zosta� zdrowo poszlachtowany. Ca�y
brzuch ma
rozp�atany. Okropne. Czy ta herbata jest jeszcze ciep�a?
Kevin usiad� przy kuchennym stole. By�o mu zimno, kuli� si�, zupe�nie jakby
widok
umieraj�cego cz�owieka sprawi�, �e ch�opiec zmala�.
Dlaczego ten m�czyzna si� do mnie u�miechn��? � my�la�. � Przecie� ton�� i mia�
rozpruty brzuch� Co widzia� w tym �miesznego?
Zaszed� do sklepiku ze s�odyczami po paczk� rothmans�w i by� mile zaskoczony
tym, �e tak
niewiele si� tu zmieni�o. Pod oszklon� lad� ci�gle le�a�y ksi��ki o lataj�cych
talerzach,
any�kowe cukierki i lukrowane babeczki. Znajdowa�y si� du�o ni�ej i by�y
mniejsze, ni� to
zapami�ta�, ale by�y.
Za lad� sta�a jednak inna kobieta � rudow�osa, o piegowatych r�kach � a na p�ce
znajdowa� si� telewizor nastawiony na transmisj� z wy�cig�w Redcar. Ale zapach
pozosta� ten
sam. Nawet g��wna droga, mimo �e panowa� na niej dziesi�ciokrotnie wi�kszy ruch,
nie zosta�a
poszerzona. A rzeka by�a tak samo ciemna i po�yskliwa jak w czasach jego
dzieci�stwa.
� Przed laty tutaj mieszka�em � powiedzia� do rudow�osej kobiety. � Tam, za
rzek�. Na
Brownlow Lane pod trzecim.
Rudow�osa u�miechn�a si�.
� Ja pochodz� z Barnsley.
Opu�ci� sklep ze s�odyczami. Kiedy zamyka� za sob� drzwi, zadzwoni� zawieszony
nad nimi
dzwoneczek. Kevin stan�� na ulicy i poci�gn�� nosem. Wyczu� nadchodz�cy deszcz.
Przeszed�
przez drog�. Zatrzyma� si� na brzegu rzeki i zapali� papierosa. By� ciekaw, czy
w rzece ci�gle
jeszcze �yj� owe dziwaczne ryby, kt�re wygl�da�y tak, jakby mia�y r�ce i nogi.
Trzydzie�ci lat. Po trzydziestu latach wr�ci� do Great Ayton. Nied�ugo po tym,
jak opu�ci�
dom, jego matka pozna�a kapitana statku handlowego, a p�niej umar�a w Hull.
Kiedy znika�a
w piecu krematoryjnym, Kevin sta� obok kapitana, a z g�o�nik�w dobiega�y tony
The Old
Rugged Cross. Kapitan mocno pachnia� wod� kolo�sk� Vick. U�cisn�li sobie d�onie,
potem
Kevin najbli�szym poci�giem odjecha� do Londynu, do swojej pracy w firmie
ubezpieczeniowej Pearl Assurance i jednopokojowego mieszkania na Islington,
jedn�
przecznic� od Angel.
W tym tygodniu mia� si� zaj�� roszczeniami do wyp�aty odszkodowania w
Middlesborough.
Nienawidzi� Middlesborough, szarego, przygn�biaj�cego przemys�owego miasteczka
ze
sklepami pe�nymi t�ustej wieprzowiny, z klubami robotniczymi, w kt�rych gra�y
marne zespo�y
rockowe i w kt�rych podawano piwo w kuflach o prostych �ciankach. Po po�udniu
wybra� si�
do Great Ayton, �eby jeszcze raz poczu� zapach wrzosowisk i ponapawa� si� ciep��
atmosfer�
wioski w Yorkshire.
Sko�czy� papierosa i wrzuci� niedopa�ek do rzeki. Popatrzy� na zegarek. Ostatnie
spotkanie z
kierownikami urz�d�w podatkowych mia� odby� o siedemnastej, a wi�c powinien ju�
wraca�.
Ponadto zaczyna�o coraz mocniej pada�, grube krople deszczu szele�ci�y w trawie,
tworz�c na
powierzchni rzeki dr��ce k�eczka.
Mia� w�a�nie przekroczy� drog�, kiedy ujrza� ma�ego ch�opca gnaj�cego po
chodniku na
z�amanie karku; dos�ownie gnaj�cego na z�amanie karku. Ch�opak ubrany by� w
szkoln� czapk�
i flanelowe szorty, na plecach podskakiwa� mu tornister. Popatrz tylko na tego
nieszcz�nika �
pomy�la�. � P�dzi do domu z ca�ych si� jak kiedy� ja.
Ch�opiec, mijaj�c sklep ze s�odyczami, zawaha� si� na chwil�, po czym jak
szalony
przebieg� g��wn� ulic�. Zatr�bi�a ci�ar�wka z w�glem, a kierowca wrzasn�� przez
okno:
� Idioto, o ma�o ci� nie przejecha�em!
I wtedy, ku swej zgrozie, Kevin zobaczy�, dlaczego ch�opiec ucieka. Z pogr��onej
w
g��bokim cieniu alejki wyskoczy�o mroczne stworzenie, kt�re falowa�o niczym
peleryna
kuglarza. Gna�o chodnikiem, lekko podzwaniaj�c przeci�o jezdni� i zacz�o
�ciga� biegn�cego
wzd�u� rzeki ch�opca.
Kevin sta� chwil� jak s�up soli, po czym te� zacz�� biec. Nie mia� kondycji, za
du�o pali�,
ale bieg� tak szybko, jak potrafi�. Stworzenie ju� prawie dorwa�o ch�opca,
unios�o czarne rami�
uzbrojone w szpony l�ni�ce w rdzawym �wietle niczym brzytwy.
� Kevin! � zawo�a� Kevin. � Kevin!
Stw�r rykn��, zafalowa� i w jednej chwili si� odwr�ci�. Kevin p�dzi� na o�lep
prosto na
potwora. Bestia by�a czarna, zimna, z paszczy bi� jej ch��d niczym z otwartej
zamra�arki.
Kevin ujrza� wrogie, w�skie i ��te jak ropa �lepia. �lepia, kt�re widzia� ju� w
sennych
koszmarach. Us�ysza� cichy ryk triumfu i zgrzyt z�b�w.
� Bo�e! � j�kn��. � To prawda!
Szpony przeci�y kamizelk�, koszul�, podkoszulek, sk�r�, t�uszcz, mi�nie. By�y
tak ostre, �e
Kevin nie czu� nawet b�lu. Zosta� uniesiony w powietrze. Potw�r zakr�ci� nim
szale�czego
m�ynka. Kevin upad� ci�ko na porastaj�c� brzeg rzeki traw�. Bezw�adnie stoczy�
si� do wody.
By�a lodowato zimna i Kevin cieszy� si�, bo dzi�ki temu nie czu� b�lu, cho�
zdawa� sobie
spraw� z tego, �e ma rozdarty brzuch.
P�yn�� twarz� do g�ry. Wiedzia�, �e umiera. Rzeka nios�a go powoli, s�ysza�
bulgot wody.
Wp�yn�� pod mostek � pozioma smuga ciemno�ci prosto przed jego oczyma. I wtedy
ujrza�
ma�� twarz, z kt�rej spogl�da�y na niego wielkie jak spodki, przera�one oczy.
Nie b�j si� � pomy�la� odp�ywaj�c z pr�dem. � Pewnego dnia zrobisz to samo.
Ponownie
uratujesz Kevina. I jeszcze raz. I jeszcze raz.
Zamkn�� oczy. Przep�yn�� nad tam� martwy jak worek. P�niej ponios�o go zakolem
rzeki,
gdzie czeka�a ju� na niego matka.
By� pewien, �e s�yszy jej szept: Po�piesz si�, Kevin. Po�piesz si�.
ODMIENIEC
Amsterdam, Holandia
W Amsterdamie najprzyjemniej jest poza sezonem, kiedy wicher, niczym ostry n�,
tnie
wody grachten, czyli kana��w. Ch��d zawsze stanowi dla mnie wy�mienity pretekst,
�eby
wst�pi� do niewielkiego lokaliku na paruj�ce ma��e i sma�on� ryb� albo do
indonezyjskiej
restauracji na rijstafel. W marcu �wiat�o w Amsterdamie nabiera tak osobliwego
odcienia
szaro�ci, i� ma si� wra�enie, �e jest si� jedn� z postaci w czarno�bia�ym filmie
o �yciu
Rembrandta. W Amsterdamie ci�gle jeszcze mo�na spotka� hipis�w i tramwaje. Jest
tam
r�wnie� Nieuwe Kerk ze zdumiewaj�cymi witra�ami oraz Rijksmuseum, pe�ne p��cien
flamandzkich i holenderskich mistrz�w. Nieca�� godzin� drogi na po�udnie od
Amsterdamu
znajduje si� miejscowo�� Scheveningen, a w niej przysta� z piaszczyst� pla��.
Nawet dzisiaj
panuje w Scheveningen przedziwna atmosfera lat pi��dziesi�tych. W czasie drugiej
wojny
�wiatowej brytyjscy oficerowie schwytanym szpiegom niemieckim udaj�cym Holendr�w
kazali
wymawia� s�owo �Scheveningen�. Traktowali to jako sprawdzian, czy schwytani
naprawd� s�
Holendrami. Prawie �adnemu prawdziwemu szpiegowi nie uda�o si� tego powiedzie�.
ODMIENIEC
Drzwi windy otworzy�y si�, a za nimi sta�a ona. Patrzy�a mu prosto w oczy, jakby
od
pocz�tku wiedzia�a, �e on tam b�dzie. Wysoka, �liczna, ubrana na bia�o. Przez
moment si�
waha�, po czym przepu�ci� dziewczyn�.
� Pardon miwouw � powiedzia�, cofaj�c si� o p� kroku. U�miechn�a si�
przelotnie, ale
nic nie powiedzia�a. Min�a go, zostawiaj�c za sob� smug� ostrego zapachu perfum
marki
Calvin Klein�s Obsession. Odwr�ci� si� i obserwowa�, jak dziewczyna oddala si�
korytarzem,
kt�rego �ciany i posadzk� wy�o�ono marmurem, i znika za obrotowymi drzwiami.
Hulaj�cy na
prowadz�cych do hotelu schodach kwietniowy wiatr rozwia� jej d�ugie, ciemne
w�osy.
Szwajcar z�o�y� uprzejmy uk�on. Dziewczyna posz�a dalej.
� Jedzie pan? � warkn�� poirytowany Amerykanin, kt�ry, stoj�c ju� w windzie,
przyciska�
guzik otwieraj�cy drzwi.
� Przepraszam, ale nie. Zmieni�em zamiar. Us�ysza� jeszcze mrukni�cie
Amerykanina:
� Bo�e drogi, co za ludzie�
Zda� sobie spraw�, �e idzie szybko korytarzem w kierunku wyj�cia i wybiega z
hotelu tylko
po to, �eby ujrze�, i� dziewczyna w�a�nie wsiada do taks�wki.
Natychmiast podszed� szwajcar.
�yczy pan sobie taks�wk�? � zapyta� z uszanowaniem, przyk�adaj�c palec do daszka
czapki.
� Nie, dzi�kuj�.
Sta� trzymaj�c teczk�, po�y p�aszcza furkota�y mu na wietrze, i obserwowa�, jak
taks�wka
skr�ca w Sarphatistraat. Czu� si� opuszczony, rozbity psychicznie i dziwaczny
jak posta� z
czarno�bia�ego filmu. Za nim portier u�miecha� si� z niepokojem.
� Mo�e pan wie, jak nazywa si� ta pani? � zapyta� szwajcara.
Pod wp�ywem wiatru jego g�os zabrzmia� be�kotliwie. Portier pokr�ci� przecz�co
g�ow�.
� Czy mieszka w tym hotelu?
� Przykro mi. Nie wolno mi udziela� takich informacji.
Gil si�gn�� do wewn�trznej kieszeni p�aszcza, zastanawiaj�c si� przez chwil�,
ile powinien
da�. Ale w u�miechu m�czyzny dostrzeg� co�, co go ostrzeg�o, �e nie nale�y tego
robi�.
� W porz�dku, jasne � mrukn��, po czym niezr�cznie cofn�� si� do obrotowych
drzwi.
Dw�ch starszych baga�owych skin�o g�owami z uszanowaniem, kiedy wr�ci� do
windy.
Stan i Ollie � jeden chudy, a drugi gruby. Najwyra�niej byli przyzwyczajeni do
irracjonalnych
zachowa� go�ci.
Gil sta� w wy�o�onej d�bow� boazeri� windzie, kt�ra wioz�a go na trzecie pi�tro,
i
przegl�da� si� w oprawnym w mosi�n� ram� lustrze tak intensywnie, jakby by�
prawdziwym
biznesmenem. Od lat ju� nie zrobi� nic r�wnie spontanicznego jak dzisiejsza
pogo� za t�
kobiet�. C�, do licha, w niego wst�pi�o? Mia� �on�, dwoje dzieci, w pracy
odnosi� same
sukcesy. Mieszka� w sze�ciopokojowym domu w Working, je�dzi� now� granad�
scorpio i
pisano o nim w Business Week jako o �jednym z najbardziej aktywnych
przedsi�biorc�w
m�odego pokolenia�.
A jednak pogna� za t� nieznajom� kobiet� jak jaki� prostak, jak napalony,
nieletni �owca
autograf�w.
Zamkn�� za sob� drzwi apartamentu, d�u�sz� chwil� sta� na �rodku pokoju,
�ciskaj�c w d�oni
dyplomatk�, i intensywnie my�la�. Nast�pnie postawi� teczk� na pod�odze i powoli
zdj��
p�aszcz.
�Szkoda tego Gila, jest roztrz�siony jak galareta� � niemal s�ysza�, jak
rozmawiaj� o nim w
biurze. �Dop�ki nie wyjecha�
w interesach do Amsterdamu, by� ca�kiem normalny. Pewnie jest przepracowany�.
Podszed� do okna i otworzy� je. Z hotelowego apartamentu rozci�ga� si� widok na
rozleg��
szar� Amstel, kt�rej brzegi spina� szeroki, wysoko zwie�czony most zwany
Hoges�uis. Na
rozjazdach g�o�no klekota�y tramwaje, dzwoni�c, gdy zmierza�y w stron�
przedmie��. Przez
okno wpada�y tak silne i lodowate podmuchy wiatru, �e targa�y firank�, a Gilowi
od ch�odu a�
�zy stan�y w oczach.
Zmierzy� sobie puls. Troch� za szybki, ale nie na tyle, by i�� do lekarza. Czu�,
�e nie ma
gor�czki, chocia� przez ostatnie cztery dni � od wtorku do pi�tku � pracowa� po
szesna�cie,
osiemna�cie godzin na dob�. Co prawda bardzo uwa�a�, by nie pi� ani nie pali� za
du�o, a
ka�d� woln� chwil� po�wi�ca� na odpoczynek. Naturalnie, nie m�g� wiedzie�, w
jakim stopniu
prowadzone tu przez niego negocjacje wp�yn�y na stan jego umys�u, lecz czu� si�
normalnie.
Tyle �e nieustannie my�la� o jej twarzy, my�la� o jej w�osach, my�la� o
sposobie, w jaki si�
do niego u�miechn�a � u�miechem, kt�ry natychmiast rozmy� si� niczym
rozpuszczalna
aspiryna � i dopiero wtedy odesz�a. Na przek�r ca�ej obowi�zuj�cej w �wiecie
psychologicznej i antropologicznej logice wiedzia�, �e po prostu si� w niej
zakocha�. No c�,
mo�e si� nie zakocha�, mo�e nie zakocha� si� naprawd�, nie zakocha� si� tak, jak
ongi� w
Margaret. Ale popatrzy�a mu w oczy, przes�a�a u�miech, po czym min�a go,
zostawiaj�c za
sob� smug� osza�amiaj�cego zapachu obsession, a on w ci�gu dziesi�ciu sekund
poczu�
wi�ksze podniecenie, wi�ksz� ciekawo�� i wi�ksze po��danie ni� to, kt�rego
do�wiadczy� w
ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat trwania jego ma��e�stwa.
Po prostu �mieszne � powiedzia� do siebie. � To tylko chwila s�abo�ci. Jestem
zm�czony,
zestresowany. Jestem samotny. Nikt nie zrozumie, jak osamotniony czuje si�
cz�owiek
podr�uj�cy w interesach po obcych krajach. Nic zatem dziwnego, �e wielu
biznesmen�w
sp�dza ca�y wolny czas w swoim pokoju hotelowym, pije za du�o whisky i ogl�da
programy
telewizyjne, kt�rych nie rozumie. Trudno wprost wyobrazi� sobie stan wi�kszego
opuszczenia
ni� ten, jaki prze�ywa si� podczas w�dr�wek ulicami obcego miasta, gdy nie ma
przy
cz�owieku nikogo, do kogo mo�na by otworzy� usta.
Zamkn�� okno, si�gn�� do minibarku po puszk� piwa i w��czy� telewizor. Sz�y
w�a�nie
wiadomo�ci po holendersku. Jutro rano, kiedy odbierze ju� podpisane dokumenty z
Gemeentevervoerbedrijf, wezwie taks�wk�, pojedzie prosto na Schiphol, wsi�dzie
do
samolotu i poleci do Londynu. Mimo zaciek�ej konkurencji ze strony koncern�w
Volvo i
M.A.N. Diesel, uda�o mu si� sprzeda� amsterdamskiemu przedsi�biorstwu transportu
miejskiego dwadzie�cia osiem nowych autobus�w wyprodukowanych w Oxfordzie.
W rozmowie telefonicznej Brian Taylor okre�li� go mianem �piero�skiego
cudotw�rcy�, a
Margaret, jak zwykle, a� zapiszcza�a z rado�ci.
Ale obraz rozwiewanych wiatrem w�os�w nieznajomej nieustannie przewija� mu si� w
umy�le niczym puszczany wci�� od nowa fragment ta�my filmowej. Kr�c� si�
obrotowe drzwi.
Jej w�osy burzy silny podmuch. L�ni�ca, ciemna kaskada� Takie w�osy powinny
rozsypywa�
si� na jedwabnych poduszkach.
Z wolna zapada� zmierzch, w falach rzeki zaczyna�y odbija� si� �wiat�a, a
tramwaje, ze
zgrzytem szyn, odje�d�a�y w kierunku Oosterpark i dalszych przedmie��. Gil
przejrza� kart� da�
serwowanych do numeru, �eby sprawdzi�, co mo�e zje�� na kolacj�. Ale kiedy ju�
zdecydowa�
si� na w�gorza, sznycel ciel�cy i p� butelki bia�ego wina, na my�l o samotnej
kolacji ogarn�a
go nag�a panika. Zadzwoni� wi�c i odwo�a� zam�wienie.
� Nie b�dzie pan jad� kolacji? � zapyta� czyj� g�os z holenderskim akcentem.
By� to spokojny, uprzejmy g�os, ale Gil wyczu� w nim jak�� zdumiewaj�c� wrogo��.
� Nie, dzi�kuj�. Ja� zmieni�em zdanie.
Przeszed� do �azienki, umy� r�ce, op�uka� twarz. P�niej poprawi� krawat i nie
wk�adaj�c
p�aszcza, si�gn�� po klucz do apartamentu. Zszed� do hotelowego baru, kt�rego
okna
wychodzi�y na rzek�. W pomieszczeniu t�oczyli si� japo�scy i ameryka�scy ludzie
interesu,
w�r�d nich tylko dwie kobiety. Obie najwyra�niej musia�y zajmowa� wysokie
stanowiska
kierownicze. Jedna mia�a niezbyt ciekaw� urod�, a druga wybitnie m�skie rysy.
Usiad� na
sto�ku przy barze i zam�wi� whisky z wod� sodow�.
� Ale dzisiaj zimny wiatr, prawda? � zagadn�� barman.
Gil bardzo szybko wypi� zam�wion� whisky i mia� w�a�nie zamiar poprosi� o
kolejn�
szklaneczk�, kiedy w barze pojawi�a si� ta kobieta. Zaj�a miejsce przy barze
zaledwie o jeden
sto�ek dalej. Ci�gle by�a ubrana na bia�o i ci�gle rozsiewa�a wok� siebie wo�
obsession.
U�miechn�a si� do barmana i po angielsku zam�wi�a bacardi.
Gilowi ze wzruszenia zabrak�o tchu. Nigdy jeszcze nie prze�ywa� takich emocji.
By� to
rodzaj paniki, jak� odczuwa si� przy klaustrofobii, a na to wszystko nak�ada�
si�
nieprawdopodobnie wr�cz intensywny poci�g erotyczny. Zaczyna� rozumie�, dlaczego
ludzie
czasami s� sk�onni niemal dusi� si� nawzajem, �eby tylko zintensyfikowa� swoje
seksualne
doznania. Patrzy� we w�asne szkliste oczy odbite w lustrze zawieszonym nad
butelkami z
d�inem Genever i stara� si� dopatrzy� w nich jakich� oznak nerwowego za�amania.
Ale je�li
nawet doznasz takiego za�amania, czy zobaczysz to w swoich oczach? � zastanowi�
si�. �
Czy b�dzie to wida� na twojej twarzy, czy rysy rozpadn� si� niczym p�kni�ty
dzban? A mo�e to
wszystko b�dzie tkwi�o ukryte g��boko w tobie? Mo�e to tylko jaki� proces w
m�zgu, proces,
kt�rego nikt nie jest w stanie spostrzec?
Spojrza� dyskretnie w bok, najpierw na udo kobiety, a nast�pnie, ju� odwa�niej,
na jej
twarz. Patrzy�a prosto przed siebie, w lustro. Mia�a klasyczny, prosty nos, oczy
w kolorze
kobaltu, leciutko sko�ne, lecz bardzo europejskie. Wargi l�ni�y purpur�. Na
przegubie zauwa�y�
plecion� bransoletk� z bia�ego i ��tego z�ota � jej warto�� musia�a stanowi�
ekwiwalent jego
trzymiesi�cznych zarobk�w � oraz z�oty zegarek marki Ebel. Drugie, szkar�atne,
idealnie
utrzymane paznokcie. Poruszy�a si� lekko na barowym sto�ku. Pe�ne piersi
rozkosznie si�
zako�ysa�y, a Gil dostrzeg� smuk�o�� talii. Nie ma na sobie �adnej bielizny �
b�ysn�o mu w
g�owie. � Albo prawie �adnej. Lecz by�o w niej zbyt du�o zmys�owo�ci, by mog�o
to by�
prawd�.
W jaki spos�b powinienem zacz�� rozmow�? Czy w og�le powinien j� zaczyna�? Czy
zdo�a
wykrztusi� cho� s�owo? Przez chwil� my�la� o Margaret, ale zdawa� sobie
doskonale spraw�,
�e robi to z czystego obowi�zku. Ta kobieta pochodzi�a z innej planety ni�
Margaret, nale�a�a
do ca�kowicie odmiennego gatunku. Mia�a w sobie ogromny �adunek kobieco�ci, by�a
zmys�owa, dzika, a jednocze�nie wytworna i zapewne niebezpieczna.
Podszed� do niego barman.
� Czy �yczy pan sobie nast�pnego drinka?
� Ja� eee�
� Niech pan da spok�j � odezwa�a si� nagle z u�miechem kobieta. � Nie cierpi�
pi�
sama.
Gil si� zarumieni�, u�miechn��, lekko wzruszy� ramionami i powiedzia�:
� Zatem w porz�dku. Poprosz�. � Odwr�ci� si� w stron� kobiety. � Na co pani ma
ochot�?
� Dzi�kuj� � odpar�a, wyci�gaj�c w stron� barmana pust� szklank�.
Ale w jej g�osie pojawi� si� jaki� osobliwy ton, jakby dzi�kowa�a za co�
jeszcze.
Barman przygotowa� trunki. Gil i nieznajoma unie�li szklanki.
� Prosit!
� Czy pani tu mieszka? � zapyta� Gil.
Mia� nadziej�, �e nie m�wi zbyt piskliwym g�osem i nie da si� wyczu� w jego
tonie
podniecenia.
� W Amsterdamie?
� Nie, chodzi mi o Amstel Hotel.
� Och, nie � odpar�a. � Mieszkam nad samym morzem, w Zandvoort. Przysz�am tutaj
na
spotkanie z przyjaci�k�.
� M�wi pani doskonale po angielsku � zauwa�y� Gil.
� Tak, wiem o tym.
Gil czeka�, a� kobieta powie o sobie co� wi�cej, ale milcza�a.
� Pracuj� w bran�y transportowej � zagai�. � C�, tak naprawd�, to w wytw�rni
autobus�w.
Popatrzy�a na niego uwa�nie, ale w dalszym ci�gu nie odzywa�a si� s�owem.
� Jutro wracam do Londynu � doda�. � Za�atwi�em ju� wszystko, co mia�em do
za�atwienia. Koniec pracy.
� Dlaczego pan za mn� pobieg�? Wie pan� dzi� po po�udniu, kiedy opuszcza�am
hotel.
Wybieg� pan za mn� i obserwowa�, jak odje�d�am taks�wk�.
Gil otworzy� usta, lecz natychmiast je zamkn��. Bezradnie uni�s� d�onie.
� Nie wiem. Naprawd� nie wiem. To by�o� Nie, nie wiem. Po prostu pobieg�em.
Nie spuszcza�a z niego wzroku bystrego niczym oko kamery.
� Pan mnie po��da � stwierdzi�a.
Gil nie odpowiedzia�. Niespokojnie zacz�� wierci� si� na barowym sto�ku.
Kobieta bez chwili wahania pochyli�a si� w jego stron� i po�o�y�a mu d�o� na
udzie. Teraz
by�a bardzo bliziutko. Rozsun�a lekko wargi, tak �e dostrzeg� koniuszki bia�ych
z�b�w. W jej
oddechu wyczuwa� wo� bacardi. Ciep��, �agodn�, jak najl�ejsze tchnienie wiatru.
� Pan mnie po��da � powt�rzy�a.
Jeszcze raz szybko, mocno �cisn�a go za udo i wyprostowa�a si�. Jej twarz
wyra�a�a niemy
triumf. Gil patrzy� podniecony, zak�opotany, pe�en niedowierzania. Ona naprawd�
wyci�gn�a
r�k� i naprawd� go dotkn�a� nie, nie dotkn�a, to by�a pieszczota. Ta pi�kna
kobieta w bia�ej
sukni, pi�kna kobieta, za kt�r� ka�dy z siedz�cych w barze biznesmen�w z ochot�
odda�by
swoj� bo�onarodzeniow� premi�, siedzia�a z nim.
� Nawet nie wiem, jak pani ma na imi� � odezwa� si� nieco �mielej.
� Czy to konieczne?
� Chyba nie. Ale chcia�bym je zna�. Ja nazywam si� Gil Batchelor.
� A ja mam na imi� Anna.
� Tak po prostu? Tylko Anna?
To jest palindrom � odpar�a z u�miechem. � W obie strony czyta si� tak samo.
Staram si�
stosownie do tego �y�.
� Mo�e ma pani ochot� na kolacj�?
� Czy to konieczne?
Gilowi serce wali�o jak m�otem.
� W jakim sensie konieczne? � zapyta�.
� W takim sensie, �e widzi pan konieczno�� zabiegania o moje wzgl�dy. Zaprosi�
mnie na
kolacj�, wywrze� na mnie jak najlepsze wra�enie w kwestii znajomo�ci win, bawi�
b�yskotliw�, dowcipn� rozmow�. Opowiada� mi te wszystkie zabawne anegdoty,
kt�re, jestem
o tym przekonana, pana koledzy s�yszeli ju� co najmniej sto razy. Czy to
konieczne?
Gil obliza� wargi.
� Mo�e wi�c zam�wimy na g�r� butelk� szampana? � zapyta�.
U�miechn�a si�.
� Sam pan najlepiej wie, �e nie jestem prostytutk�. Barman s�dzi, �e ni� jestem,
bo
prostytutki to dobry interes, je�li naturalnie s� odpowiednio ubrane i zachowuj�
si� zgodnie z
obowi�zuj�cymi w hotelu zasadami. Je�eli zamierza pan zabra� mnie ze sob� na
g�r�, chc�
uczciwie powiedzie�, �e b�dzie pan drugim m�czyzn�, z kt�rym w �yciu spa�am.
Lekko wzruszy� ramionami, jakby chcia� pokaza�, �e pochlebia mu to ostatnie
stwierdzenie,
ale traktuje je niezupe�nie serio. Kobieta w stylu Anny, z cia�em Anny i
bezpo�rednio�ci�
erotyczn� Anny mia�aby mie� w �yciu tylko jednego m�czyzn�?
� Nie wierzy mi pan � skonstatowa�a Anna.
� Wcale nie musz� wierzy�, prawda? To cz�� gry.
Pomy�la�, �e jest to najbardziej chytra i wymy�lna odpowied�.
Ale Anna wyci�gn�a r�k� w jego stron�, zdj�a z klapy marynarki jaki� w�os i
powiedzia�a
bardzo cicho:
� To nie jest gra, ukochany.
W milczeniu rozebra�a si� i podesz�a do okna, tak �e dostrzega� zarys jej cia�a
na tle
zimnego blasku ulicznych latar�, ale twarz pozostawa�a w cieniu. Sukienka z
cichym szelestem
sp�yn�a na pod�og�. Pod ni� kry�y si� tylko sk�pe cache�sexe z bia�ej,
koronkowej bawe�ny.
Anna mia�a ogromne piersi niemal za du�e jak na kobiet� o tak smuk�ych
ramionach,�a sutki
wielkie i jasne jak cukrowy syrop.
Gil obserwowa� j� i rozpina� koszul�. Wydawa�o mu si�, �e Anna si� u�miecha.
Podesz�a do
niego i zanurzy�a d�o� w skr�cone, br�zowe w�osy porastaj�ce jego tors,
poci�gn�a.
Poca�owa�a w policzek, potem w usta. Nast�pnie si�gn�a w d� i zacz�a rozpina�
mu pasek.
Niech to licho we�mie, to nieuczciwe. Zdradzam kobiet�, z kt�r� mam dzieci,
kobiet�, kt�ra
jutro oczekuje mnie w domu � pomy�la� Gil. � Ale jak cz�sto m�czyzna wpada w
taki
erotyczny sen? Pewnie powinienem poprosi�, �eby si� ubra�a i wysz�a st�d. Ale
wtedy do
ko�ca �ycia b�d� �a�owa� i b�d� si� zastanawia�, jak by to by�o z Ann�.
D�onie Anny prze�lizgn�y si� na ty� jego spodni. Ostre paznokcie przez materia�
znaczy�y
�lad na jego po�ladkach. Gil nie potrafi� ukry� dr�enia.
� Po�� si� � szepn�a. � Chc� ci� kocha�.
Usiad� na skraju ��ka i zdj�� spodnie. Anna delikatnie pchn�a go do ty�u.
Kiedy
zdejmowa�a z siebie cache�sexe, do jego uszu dobieg� delikatny szelest
materia�u. Usiad�a
okrakiem na jego torsie i u�miechn�a si� w zalegaj�cym pok�j p�mroku. Jej
w�osy spowi�y
go niczym mi�kki, tajemniczy ca�un.
� Lubisz by� ca�owany? � zapyta�a Anna. � Istnieje tyle rodzaj�w poca�unk�w.
Przesun�a si� jeszcze bardziej w g�r�, a nast�pnie dotkn�a sromem jego ust.
Jej w�osy
�onowe by�y jedwabiste i d�ugie, niczym najdelikatniejsze ptasie pi�ra. Gil
zacz�� j� ca�owa�.
Najpierw z wahaniem, p�niej coraz �arliwiej, coraz g��biej, Otwieraj�c j�
palcami.
Westchn�a g��boko, cicho, z przyjemno�ci� i zanurzy�a palce w jego w�osach.
Tej nocy kochali si� cztery razy. Anna by�a nienasycona. Kiedy do pokoju zacz�o
si�
przes�cza� pierwsze, szare �wiat�o budz�cego si� dnia, a na Hogesluis zn�w
zacz�y ze
zgrzytem przeje�d�a� tramwaje, Gil le�a� na plecach. Obserwowa� �pi�c� Ann� i
rozsypane na
poduszce w�osy. Uj�� w d�o� jej pier�, przesun�� palce na p�aski brzuch i
jedwabiste czarne
w�osy �onowe. By�a czym� wi�cej ni� snem i marzeniem, by�a kim�, komu nie mo�na
si�
oprze�. By�a wszystkim, czego m�czyzna mo�e po��da�. Gil poca�owa� j�
delikatnie w czo�o,
a kiedy otworzy�a oczy i spojrza�a na niego, ju� wiedzia�, �e jest w niej
beznadziejnie
zakochany.
� Musisz dzisiaj wraca� do Anglii � przypomnia�a cicho.
� Nie wiem. Mo�e.
� Chcesz powiedzie�, �e m�g�by� jeszcze troch� zosta�? Gil patrzy� na ni�, a
jednocze�nie
mia� przed oczyma obraz Margaret, zupe�nie jakby ogl�da� film na podw�jnym
ekranie. Oczyma
wyobra�ni widzia�, jak �ona siedzi na kanapie, szyje i co chwila spogl�da na
zegar, �eby
sprawdzi�, czy nadesz�a ju� pora l�dowania jego samolotu na lotnisku Gatwick.
Widzia�, jak
otwiera mu z u�miechem drzwi, jak go ca�uje i opowiada, co Alan robi� w szkole.
� Mo�e zostan� jeszcze jeden dzie�. � Gil us�ysza� siebie wymawiaj�cego te
s�owa, jakby
wypowiada� je kto� inny, kto�, kto przebywa w tym pokoju i ma dok�adnie taki sam
spos�b
m�wienia jak on.
Anna pochyli�a g�ow� i poca�owa�a go w usta. Jej j�zyk w�lizgn�� mu si� mi�dzy
z�by.
P�niej odsun�a si�, po�o�y�a na plecach i szepn�a:
� A mo�e dwa? Mog�abym zabra� ci� do Zandvoort. Pojechaliby�my do mnie i
kochaliby�my si� ca�y dzie�, ca�� noc, a p�niej jeszcze ca�y nast�pny dzie�.
� Nie jestem pewien, czy uda mi si� wygospodarowa� dwa dni.
� Zadzwo� do biura. Powiedz, �e mo�e zdo�asz sprzeda� amsterdamczykom jeszcze
kilka
autobus�w. Dzie�, noc i jeszcze jeden dzie�. Mo�esz wr�ci� do domu w niedziel�
wieczorem.
Wtedy nie b�dzie takiego t�oku w samolotach.
Po chwili wahania poca�owa� j�.
� W porz�dku. Do licha, po �niadaniu mog� zadzwoni� do biura lotniczego.
� A twoja �ona? Musisz do niej te� zadzwoni�.
� Zadzwoni�.
Anna przeci�gn�a si� jak rozkoszne, smuk�e zwierz�.
� Jest pan wyj�tkowo mi�ym m�czyzn�, panie Batchelor � powiedzia�a.
� A pani jest wyj�tkow� dam�.
Margaret poci�ga�a nosem: Gil poczu� takie wyrzuty sumienia, �e omal nie zgodzi�
si�
natychmiast wraca� do Anglii. T�skni�a za nim, w domu wszystko by�o przygotowane
na jego
powr�t. Alan nieustannie pyta�: �Gdzie tatu�?� Dlaczego musia� zosta� w Holandii
dwa dni
d�u�ej? Z ca�� pewno�ci� Holendrzy mogliby zatelefonowa� do Anglii albo wys�a�
teleks. I
dlaczego on? Te dodatkowe autobusy powinien sprzedawa� George Kendall. W ko�cu
jej
pretensje sprawi�y, �e nabra� odwagi i o�wiadczy�: �Musz� tu zosta� na te dwa
dni. To tyle.
Wcale nie jestem tym zachwycony, kochanie, podobnie jak ty. Uwierz mi. Brakuje
mi ciebie i
Alana. Ale to tylko dwa dni. A kiedy wr�c�, pojedziemy na ca�y dzie� do
Brighton. Co ty na
to? Zapraszam ci� na lunch do Wheelera�.
Od�o�y� s�uchawk�. Anna obserwowa�a go z drugiego ko�ca pokoju. Siedzia�a na
wielkiej,
pokrytej bia�� sk�r� kanapie ubrana tylko w spodnie od pid�amy z cienkiej krepy.
Do odkrytych
piersi tuli�a kryszta�ow� szklank� bacardi. Pod wp�ywem dotyku zimnego szk�a
sutki
stwardnia�y. Przes�a�a mu taki u�miech, �e straci� ca�� pewno�� siebie.
Popatrzy�a na niego
prawie z triumfem, jakby namawia�a go, �eby sk�ama� Margaret, jakby przej�a
jak�� cz�� jego
duszy.
Za jej plecami, przez panoramiczne okno okolone bluszczem, widzia� betonowy
deptak,
rozleg��, szar� pla��, szare i niebieskie chmury oraz niespokojne, wzburzone
Morze P�nocne.
Podszed� do Anny i usiad� obok. Opuszkami palc�w dotkn�� jej warg, poca�owa� w
usta, a
jego r�ce b��dzi�y po gor�cych, ci�kich piersiach; mi�dzy palcem wskazuj�cym i
kciukiem
pie�ci� jej ogromn� sutk�. Obserwowa�a go z u�miechem.
� Czy wpad�oby ci do g�owy, �e m�g�by� zakocha� si� w kim� takim jak ja? �
zapyta�a
szeptem.
� Nie s�dz�, �eby istnia� kto� inny taki jak ty. Jeste� jedyna.
� A wi�c m�g�by� si� we mnie zakocha�?
� My�l�, �e to ju� si� sta�o � odwa�y� si� wyzna�.
Odstawi�a szklank� z alkoholem na stolik ze szk�a i nierdzewnej stali, po czym
ukl�k�a na
kanapie. Zdj�a spodnie od pid�amy. By�a naga. Popchn�a Gila tak, �e opad� na
plecy, i
usiad�a na nim.
� Lubisz mnie ca�owa�, prawda? � wymrucza�a.
Nie odpowiedzia�. Uni�s� lekko g�ow� i ujrza�, �e Anna wci�� patrzy na niego z
tym
niepokoj�cym u�miechem.
Dom by� pogr��ony w ciszy, chyba �e rozmawiali lub s�uchali muzyki. Anna
uwielbia�a
symfonie Mozarta, ale zawsze puszcza�a p�yty w s�siednim pokoju. �ciany by�y
bia�e i go�e, a
pod�ogi pokryte szarymi dywanami. Wn�trze sprawia�o takie wra�enie, jakby
stanowi�o
przed�u�enie ponurego, zimnego krajobrazu wybrze�a, kt�ry Gil obserwowa� przez
okna. W
domu poza ro�linami doniczkowymi nie by�o �adnych ozd�b. Nieliczne marne obrazy
przedstawia�y m�skie i kobiece akty, przewa�nie bez twarzy. Gilowi zdawa�o si�,
�e
domostwo wcale nie nale�y do Anny, �e mieszka� w nim tuzin innych os�b, ale
�adna z nich nie
wywar�a tutaj �adnego pi�tna. Ten dom nie posiada� najmniejszych oznak
indywidualnego stylu.
By� niepokoj�cy. Sta� na ko�cu �lepej uliczki zamkni�tej pla��. Chodnik z
szarych p�yt
pokrywa�a warstwa chrz�szcz�cego pod stopami burego piasku. A wiatr wia� niczym
dokuczliwy, nieustanny b�l g�owy.
Kochali si� prawie bez przerwy. Wychodzili na spacery po pla�y, wysoko
postawionymi
ko�nierzami os�aniaj�c twarze przed k�uj�cymi bole�nie tumanami ostrego piasku
miecionego
wiatrem. W milczeniu jedli zimne mi�so i popijali bia�ym winem. S�uchali muzyki
Mozarta
dochodz�cej z s�siednich pokoi. Trzeciego ranka Gil obudzi� si� i ujrza�, �e
Anna ju� nie �pi i
bacznie go obserwuje. Wyci�gn�� r�k�, zanurzy� palce w jej w�osach.
� Dzisiaj musz� wraca� do domu � powiedzia� schrypni�tym od snu g�osem.
Anna uj�a jego d�o� i lekko j� u�cisn�a.
� Nie mo�esz zosta� jeszcze jeden dzie�? Tylko jeden dzie� i jedn� noc?
� Musz� wraca�. Obieca�em Margaret. Poza tym w poniedzia�ek rano musz� siedzie�
za
biurkiem.
Opu�ci�a g�ow� tak, �e nie m�g� dostrzec jej twarzy.
� Wiesz, �e� je�li teraz wyjedziesz� ju� nigdy si� nie zobaczymy?
Gil milcza�. B�lem przejmowa�a go my�l, �e ju� nigdy w �yciu nie prze�pi si� z
Ann�.
Wyszed� spod ko�dry i powl�k� si� do �azienki. Zapali� �wiat�o nad umywalk� i
dok�adnie
obejrza� twarz w lustrze. By� zm�czony. C�, ka�dego wyko�czy�yby dwa dni i trzy
noce
orgiastycznego seksu z kobiet� tak� jak Anna. Ale ujrza� w swojej twarzy jeszcze
co�, na widok
czego zmarszczy� brwi. D�ugo ogl�da� si� w lustrze, niezupe�nie pewien, o co
chodzi. Nape�ni�
umywalk� ciep�� wod� i na�o�y� na d�o� piank� do golenia.
Kiedy dotkn�� r�k� policzka, u�wiadomi� sobie jednak, �e wcale nie musi si�
goli�.
Zawaha� si�, a nast�pnie zmy� piank� i wypu�ci� wod� z umywalki. Musia� si�
pewnie goli�
poprzedniej nocy, zanim poszed� do ��ka, ale o tym zapomnia�. Ostatecznie
wypili sporo wina.
Przeszed� do ubikacji, usiad� na muszli i szybko, odruchowo odda� mocz. Dopiero
kiedy wsta� i
wytar� papierem toaletowym krocze, u�wiadomi� sobie, �e nigdy tego nie robi�.
Przecie� nigdy nie siadam, �eby si� wysika�. Nie jestem kobiet�.
W progu �azienki sta�a Anna i przygl�da�a mu si�.
Gil wybuchn�� �miechem.
� Chyba si� starzej�. Usiad�em, �eby si� wysika�.
Podesz�a do niego, zarzuci�a mu ramiona na szyj� i poca�owa�a w usta. By� to
d�ugi,
upajaj�cy, pe�en �aru poca�unek. Kiedy ponownie otworzy� oczy, tu� przed swoj�
twarz� ujrza�
jej bacznie wpatrzone w niego oczy.
� Nie odchod� � szepn�a Anna. � Jeszcze nie teraz. Nie znios�abym tego. Daj mi
jeszcze
jedn� noc.
� Anno� Nie mog�. Mam rodzin�, mam prac�.
Z tak� sam� bezpo�rednio�ci� jak w barze w Amstel Hotel obj�a go i zacz�a
ca�owa� kark
i ramiona.
Zareagowa� natychmiast.
� Nie odchod� � powt�rzy�a. � Na kogo� takiego jak ty czeka�am tak d�ugo� Nie
znios�abym rozstania w tej chwili. Jeszcze jeden dzie�, jeszcze jedna noc.
Z�apiesz wieczorny
samolot w poniedzia�ek i b�dziesz w Anglii przed dziewi�t� rano.
Poca�owa� Ann�. Wiedzia� ju�, �e si� podda.
Tego dnia poszli na sam brzeg morza. Jakie� psisko o sko�tunionej, przemoczonej
sier�ci
obszczekiwa�o ich przez ca�y czas. Od Morza P�nocnego nieustannie d�� wiatr.
Kiedy wr�cili
do domu, Gil poczu� si� zm�czony, ale w jaki� osobliwy spos�b. Anna pomog�a mu
si�
rozebra� i dotrze� do sypialni.
� Jestem kompletnie wyko�czony � wyzna� z u�miechem.
Pochyli�a si� i poca�owa�a go w usta. Le�a� z otwartymi oczyma i s�ucha� muzyki
Mozarta
s�cz�cej si� z pokoju obok. Obserwowa� popo�udniowe �wiat�o padaj�ce na sufit,
kt�re
o�wietla�o zrobiony pi�rkiem rysunek przedstawiaj�cy splecionych w u�cisku
kobiet� i
m�czyzn�. Obrazek by� do�� zagadkowy, bo nie dawa�o si� okre�li�, w kt�rym
miejscu ko�czy
si� cia�o m�czyzny, a zaczyna kobiece.
Poczu� si� �pi�cy. Zacz�� pada� nadci�gaj�cy znad morza s�ony deszcz. Gil
przespa� ca�e
popo�udnie i ca�y wiecz�r. Zerwa�a si� wichura i t�uk�a zajadle kroplami deszczu
w okna.
Spa� a� do drugiej nad ranem. Wtedy do sypialni wesz�a Anna i cichutko
w�lizgn�a si� do
��ka obok niego.
� Kochany � mrukn�a, dotykaj�c delikatnie jego policzka.
�ni�o mu si�, �e Anna lekko nim potrz�sa, a potem unosi mu g�ow� i podaje do ust
szklank�
wody. �ni�, �e pie�ci go i mruczy mu do ucha mi�osne zakl�cia. �ni�, �e biegnie
pla�� przez
szary piasek. Ale piasek okaza� si� klejem, kt�ry oblepia� mu kostki. S�ysza�
muzyk�, s�ysza�
g�osy.
Otworzy� oczy. W pokoju panowa� p�mrok. Dom wype�nia�a cisza. Odwr�ci� si�,
�eby
popatrze� na stoj�cy na nocnej szafce zegarek. Wskazywa� dziewi�tnast�
siedemna�cie. Gil by�
otumaniony, jakby mia� kaca, a kiedy obliza� wargi, by�y zapadni�te i suche. Z
r�kami
wyci�gni�tymi wzd�u� cia�a d�ugo le�a� na plecach, gapi�c si� bezmy�lnie w
sufit. Musia�
zapa�� na jak�� chorob� albo za du�o wypi�. Nigdy dot�d si� tak nie czu�.
Dopiero kiedy uni�s� d�o�, �eby przetrze� oczy, zrozumia�, �e przytrafi�o mu si�
co�
nadzwyczajnego. Jego r�k� zatrzyma�o co� ogromnego, co wyros�o mu na torsie.
Poczu�
przechodz�cy po krzy�u lodowaty dreszcz przera�enia i natychmiast zrzuci� z
siebie ko�dr�.
Kiedy popatrzy� na swe nagie cia�o, z gard�a wydar� mu si� piskliwy krzyk
przera�enia.
Mia� biust. Dwie wielkie, rozkosznie zaokr�glone piersi i wielkie sutki. Uj�� je
w d�onie i
u�wiadomi� sobie, �e nie jest to �adna opuchlizna, �aden rak, ale najprawdziwsze
kobiece
piersi, wielkie piersi; takie same jak ma Anna.
Dr��c, przesun�� d�o�mi po bokach i wyczu� smuk�� tali�, p�niej p�aski brzuch i
jedwabiste
w�osy �onowe. Wiedzia� ju�, co napotka mi�dzy nogami, ale zwleka�, minuta za
minut�.
Zamkn�� oczy, bo brakowa�o mu odwagi, aby uwierzy� w to, �e tamto znikn�o, �e
zosta�
wyja�owiony z m�sko�ci. Ale w ko�cu przesun�� d�o�mi po pozbawionych w�os�w
udach i
wymaca� palcami wilgotne wargi swego sromu. Zawaha� si�, prze�kn�� g�o�no �lin�
i wsun��
palec w pochw�.
Nie by�o najmniejszych w�tpliwo�ci. Mia� cia�o absolutnie kobiece, w �rodku i na
zewn�trz.
W ka�dym razie z wygl�du by� kobiet�.
� To nie mo�e by� prawda � powiedzia� cicho, ale nawet jego g�os sta� si�
kobiecy.
Wygrzeba� si� powoli z ��ka, a piersi mu zafalowa�y tak samo, jak falowa�y
piersi Anny.
Podszed� do wielkiego lustra w toaletce. Ze zwierciad�a patrzy�a na� kobieta,
cudowna naga
kobieta, kobieta, kt�r� by� on sam.
� To nie mo�e by� prawda � powt�rzy�, ujmuj�c piersi w d�onie i patrz�c z
napi�ciem w
majacz�c� w lustrze twarz.
Jego oczy, jego mimika, jego wyraz twarzy. Widzia� oblicze Gila Batchelora,
sprzedawcy
autobus�w z Working. Ale czy inni zobacz� w nim to, co on w sobie widzia�? Co
dojrzy Brian
Taylor, kiedy Gil pojawi si� w pracy? I, Bo�e Wszechmog�cy, to absurd, ale co
powie
Margaret, je�li jej m�� wr�ci do domu w takim stanie?
Cicho opad� na pod�og� i wstrz��ni�ty le�a� z twarz� wtulon� w szary dywan.
Le�a� tak, a�
zapad�y kompletne ciemno�ci. Nie wiedzia�, co ma zrobi�, nie wiedzia�, co si�
dzieje. Zreszt�
wcale nie chcia� tego wiedzie�.
W ko�cu, kiedy w pokoju zrobi�o si� ju� zupe�nie ciemno, otworzy�y si� drzwi, a
na pod�og�
pad�a smuga �wiat�a.
� Ju� nie �pisz. Przepraszam. Powinienem pojawi� si� wcze�niej � us�ysza� s�owa.
Uni�s� g�ow�. Nie�wiadomie odgarn�� z czo�a d�ugie pasma w�os�w i popatrzy� w
g�r�. W
progu majaczy�a sylwetka m�czyzny ubranego w garnitur. Na nogach mia� czarne,
sk�rzane,
starannie wypastowane buty.
� Kim pan jest? � zapyta� Gil schrypni�tym g�osem. � I co, do cholery ci�kiej,
mnie si�
przytrafi�o?
� Po prostu pan si� zmieni�. To wszystko.
� Na rany Chrystusa, niech pan na mnie spojrzy! Co tu si� dzieje? Czy kombinuje
pan co� z
hormonami? Jestem m�czyzn�! Na Boga, jestem m�czyzn�.
Zacz�� szlocha�. Na wargi sp�ywa�y mu s�one �zy. M�czyzna podszed� do niego,
ukl�kn��
obok i uspokajaj�co po�o�y� mu d�o� na ramieniu.
� To nie hormony � powiedzia�. � Gdybym wiedzia�, jak to si� dzieje, tobym ci
powiedzia�. Wiem tylko, �e tak si� dzieje. Z m�czyzny na m�czyzn�. M�czyzna,
kt�ry by�
przede mn� Ann�� ten, kt�ry przej�� moje cia�o� powiedzia� mi to samo, co m�wi�
tobie�
podobnie jak ty opowiesz to m�czy�nie, kt�rego przejmiesz.
W tym momencie drzwi sypialni uchyli�y si� i twarz przybysza o�wietli�a bij�ca z
przedpokoju smuga �wiat�a. W u�amku sekundy Gila sparali�owa�o przera�enie;
spostrzeg�, �e
nieznajomy jest nim samym. Mia� jego twarz, jego w�osy, jego u�miech. Jego
zegarek, jego
garnitur. A w przedpokoju sta�a jego w�asna teczka.
� Nie rozumiem � szepn��. Otar� �zy zalewaj�ce mu twarz.
� Nie s�dz�, �eby kto� z nas by� w stanie to zrozumie� � powiedzia� tamten. � To
si�
dzieje z jakiego� powodu. Ale nikt nie potrafi dociec z jakiego.
� Przecie� wiesz, �e to si� dzieje � odpar� Gil. � Dzieje si� od samego
pocz�tku. Wiesz
to.
M�czyzna skin�� g�ow�. Gil powinien wpa�� w gniew. Powinien chwyci� faceta za
gard�o
i wyr�n�� jego g�ow� o �cian�. Ale ten m�czyzna by� nim, a on z jakich�
niewyt�umaczalnych
powod�w ba� si� go dotkn��.
� Przykro mi � odezwa� si� cicho tamten. � Uwierz mi. Przepraszam za siebie.