12207
Szczegóły |
Tytuł |
12207 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12207 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12207 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12207 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Donatien Alphonse Francois de Sade - NIEDOLE CNOTY I ZBRODNIE MI�O�CI.
prze�o�yli Jacek Trznadel i Jerzy �ojek.
WYDAWNICTWO ��DZKIE .
Skanowa�, opracowa� i b��dy poprawi� Roman Walisiak.
Spis tre�ci
Sade...sp�niony przybysz do Polski...5
NIEDOLE CNOTY ...21
ZBRODNIE MI�O�CI
Florville i Courval czyli fatalizm ...132
Eugenia de Franval ...173
Pos�owie ...232 .
SADE...
SPӏNIONY PRZYBYSZ DO POLSKI.
Ksi��eczka, kt�r� maj� Pa�stwo w r�ku, zawiera prawie wszystko, co do dzisiaj z tw�rczo�ci Markiza de Sad� zosta�o na j�zyk polski prze�o�one i w Polsce wydane.
W�r�d cywilizowanych narod�w �wiata nale�ymy do ostatnich, kt�rzy zdecydowali si� nie ukrywa� d�u�ej istnienia znakomitego pisarza francuskiego XVIII i pocz�tk�w XIX wieku, jego niezwyk�ej, materialistycznej i ateistycznej (po cz�ci zreszt� panteistycznej) filozofii, jego pos�pnej wizji Cz�owieka stanowi�cego cz�� okrutnej i sk�aniaj�cej istoty ludzkie do �amania praw spo�ecznych Natury, autora kilkudziesi�ciu dzie� (w�r�d nich oko�o dziesi�ciu stanowi�cych rzeczywisty tytu� do nie�miertelno�ci artystyczno-literackiej), wywodz�cych si� �ci�le z tego wszystkiego, co w dziedzinie materialistycznej i liberty�skiej prozy literackiej wyda� wiek XVIII, w swojej ekspresji artystycznej, w najlepszych fragmentach dzie� de Sadea, nie unikaj�cych tego, co wiek XIX okre�li� mianem "pornografii".
Nie ma co ukrywa�: tw�rczo�� Sadea zawiera elementy pornograficzne, ale ich po��czenie z g��bi� filozoficzn� i psychologiczn� najwa�niejszych dzie� tego autora nadaje im zupe�nie wyj�tkowy sens.
Mo�na by stwierdzi�, �e sta�o si� szcz�liwie, i� Markiz do swoich najlepszych dzie� wprowadzi� element realistycznej obserwacji i opisu dzia�a� seksualnych, gdy� inaczej jego rozwa�ania filozoficzne nie zdo�a�yby si� przebi� przez rozleniwienie czytelnik�w.
W tym tomie dzie� Markiza pornografii Pa�stwo nie znajd�.
(Mo�e zetkn� si� z ni� Pa�stwo w nast�pnych tomach "wybranych dzie�" Markiza de Sade, publikowanych przez Wydawnictwo ��dzkie).
Sade dotar� bowiem do Polski we wczesnych latach 1960-tych, po sukcesie wydawnictwa francuskiego Jean-Jacques Pawerta, kt�re w latach 1954-1955 podj�o edycj� dzie� wszystkich Markiza, lecz zosta�o oskar�one przez francusk� prokuratur� o szerzenie pornografii, kt�re to oskar�enie dopiero w drugiej instancji (1958) zosta�o oddalone, co umo�liwi�o rozpowszechnianie we Francji kompletu dzie� Sadea.
Nast�pi� potem (lata 1958-1975) okres wyj�tkowego zainteresowania w ca�ym �wiecie tw�rczo�ci� Markiza de Sade.
Poza wydaniami poszczeg�lnych jego utwor�w i kilku edycjami zbiorowymi, ukaza�o si� w ca�ym �wiecie par� tysi�cy opracowa� naukowych i popularnych, w rozmaitej konwencji utrzymanych artyku��w, dotycz�cych pisarstwa i my�li Donatiena de Sade (ich skr�towy zestaw i zapisy bibliograficzne mo�na znale�� w zeszycie specjalnym s�ynnego kwartalnika francuskiego "Obliques", Edition Borderie numer 12-13, drugi kwarta� 1977, Paris, strony 291-309).
Ca�a ta fala nowych zainteresowa� filozoficznych i artystycznych �wiata Polsk� omin�a.
Nad swoist� "cnot�" Polak�w czuwa�y bowiem w�wczas solidarnie dwie wielkie si�y: Ko�ci� Katolicki, kt�ry nie dopuszcza� my�li, i� przez takie "niegodziwo�ci" jak dzie�a Sadea, nurt intelektualny Polski mo�e si� przybli�y� do nurt�w my�lowych na przyk�ad Francji czy Anglii;
a tak�e wyj�tkowo w tej kwestii z Ko�cio�em zgodny Pierwszy Sekretarz W�adys�aw Gomu�ka, kt�ry jakichkolwiek intelektualnych fanaberii zdecydowanie nie znosi�, a w swoim widzeniu spraw tego �wiata uznawa� zjawiska takiego rodzaju, jak na przyk�ad XVIII wieczne pisarstwo Markiza de Sade, za wynaturzenia gro�ne dla spokoju kraju.
Tote� pierwsze w j�zyku polskim wydanie jakiegokolwiek dzie�a Sadea nast�pi�o (fakt symboliczny, aczkolwiek z istot� sprawy nic wsp�lnego nie maj�cy) na �amach miesi�cznika "Tw�rczo��", z dat� "grudzie� 1970" , strony 81-112, w postaci fragmentu wyj�tego z dzie�a Sadea Filozofia w buduarze (1795), pod tytu�em Francuzi, jeszcze jeden wysi�ek, je�eli chcecie sta� si� republikanami.
(Przek�ad Jerzego Lisowskiego).
Fragment ten jest dialogiem wstawionym sztucznie przez autora do zbioru kilku innych dialog�w o tre�ci filozoficzno-erotycznej, by� mo�e dlatego, i� w tym momencie Sade (kt�ry wyda� zreszt� za swego �ycia osiem innych pism polityczno-publicystycznych) �adn� inn� okazj� druku nie dysponowa�.
Jest to dosy� ostry wyk�ad pogl�d�w spo�ecznych Sadea, dotykaj�cy w paru miejscach spraw religii, co wywo�a�o w swoim nast�pstwie histeryczn� reakcj� niekt�rych czasopism katolickich.
Nic gro�nego potem nie nast�pi�o i ca�a sprawa posz�a wkr�tce w kompletne zapomnienie.
W momencie publikacji tekstu Francuzi, jeszcze jeden wysi�ek...
w druku by�a ju� pierwsza w j�zyku polskim beletrystyczna pozycja Markiza de Sade.
Rzecz do�� niezwyk�a: dwie nowele Sadea ze zbioru Zbrodnie mi�o�ci, zawieraj�cego jedena�cie nowel tego autora, a wydanego w Pary�u w roku 1800, pod w�asnym nazwiskiem autora (w ogromnej wi�kszo�ci wypadk�w Sade publikowa� za �ycia swoje utwory anonimowo) nowele uznane zreszt� powszechnie za najlepsze mog�y si� ukaza� tylko dlatego, �e by�y absolutnie "przyzwoite" i najmniejszych �lad�w pornografii nie zawiera�y.
Pod tym jedynie k�tem widzenia oceniano dzie�a Sadea, nie bawi�c si� w analiz� ich warto�ci artystycznej lub filozoficznej.
Tote� gdy zdecydowa�em si� na sugerowanie jednemu z wydawnictw male�kiej pr�bki tw�rczo�ci Sadea, wyb�r m�j pad� na teksty nie najwa�niejsze, ale artystycznie dobre i absolutnie "przyzwoite":
nowele Florville i Courval oraz Eugenia de Franval ze wspomnianego wy�ej zbioru.
Mia�em w pami�ci przygody ze swoj� ksi��k� Wiek markiza de Sade, napisan� i zaproponowan� wydawnictwom w 1964 roku (wtedy by�a jeszcze oryginaln� nowo�ci� w skali europejskiej), kt�r� odrzuci�o kolejno a� 11 wydawnictw polskich, ��cznie z najbardziej eksponowanymi, po latach wydan� wreszcie przez Wydawnictwo Lubelskie i dotychczas parokrotnie wznawian�.
Dwie nowele Sadea w moim przek�adzie ukaza�y si� nak�adem PIW w po�owie 1971 roku i nak�adzie 30000.
Wtedy, przed kilkunastu laty, by�o to du�o...
ale ksi��ka le�a�a w ksi�garniach ledwo par� dni.
Potem, w 1975 roku, napisa�em scenariusz filmowy na podstawie Eugenii de Franval.
Chcia� go zrealizowa� znakomity re�yser polski Janusz Majewski.
Nie zdo�a� jednak przebi� si� przez mur niezrozumia�ych opor�w.
Uwa�ano za niemo�liw� do pokazania na ekranie XVIII wieczn� histori� niezwyk�ej mi�o�ci ojca i c�rki, kt�ra w ostatniej scenie filmu (odmiennie ni� w oryginale Sadea, w niniejszym tomie opublikowanym) zabija ojca strza�em z pistoletu i pope�nia samob�jstwo.
Kierownik zespo�u filmowego, w kt�rym rzecz ta mia�a by� kr�cona, cz�owiek o najwi�kszym nazwisku w filmie polskim, powiedzia� mi: " Gdyby to by�o oparte na jakiej� anonimowej noweli francuskiej z XVIII wieku...
Ale Sade...
Sam pan chyba rozumie...
Co prawda nie rozumia�em, ale to ju� by�o bez znaczenia.
Zaraz po moim przek�adzie Zbrodni mi�o�ci ukaza�y si� w wydawnictwie Czytelnik Niedole cnoty (Les infortunes de la Vertu), w przek�adzie Jacka Trznadla, ale w nak�adzie tylko 10000 (Warszawa 1972).
A potem zapanowa�a cisza.
Przez nast�pne jedena�cie lat nie wydano �adnego przek�adu dzie� Markiza de Sade.
Przez wiele lat przed rokiem 1980 oddalali�my si� coraz bardziej od udzia�u w poznaniu i analizie tw�rczo�ci niezwyk�ego pisarza, kt�ry nale�y co prawda do my�li i wizji XVIII wieku, ale z ca�� swoj� spu�cizn� jest niestety coraz bardziej aktualny w naszej epoce.
Kim by� w og�le Markiz de Sade i sk�d wywodzi si� jego koncepcja artystyczna i my�l filozoficzna?
Pochodzi� z bardzo starej i g�o�nej we Francji rodziny szlacheckiej, nosz�cej nazwisko w�a�ciwie de Mazan; dopiero dziad pisarza, Gaspard, przyj�� drugie u�ywane w tej rodzinie nazwisko, ��cz�c je z tytu�em markiza.
Pochodzi� z bardzo starej i g�o�nej we Francji rodziny szlacheckiej.
Jego synem, a ojcem s�awnego Markiza, by� Jean-Baptiste de Sade, w latach 1730-1733 ambasador Francji przy dworze w Petersburgu.
W listopadzie 1733 roku po�lubi� on Mari�-Eleonor� de Maille de Carman, blisko spokrewnion� z m�odsz� lini� Burbon�w ksi���tami de Conde.
Jedyny syn tej pary, Donatien-Alphonse-Francois de Sade, urodzi� si� w Pary�u dnia 2 czerwca 1740 roku.
Ochrzczony zosta� w po�piechu pod nieobecno�� ojca, kt�ry �yczy� sobie, aby jego potomek otrzyma� imiona Louis-Aldonse-Donatien (Aldonse by�o starym imieniem prowansalskim, nadawanym tradycyjnie pierworodnym synom rodzin arystokratycznych na po�udniu Francji).
Para s�u��cych, kt�rzy zanie�li niemowl� do ko�cio�a �wi�tego Sulipcjusza, wszystko jednak popl�ta�a i faktycznie ochrzczono dzieci� trzema wy�ej wspomnianymi imionami, co wysz�o dopiero na jaw w pi��dziesi�t lat p�niej, gdy Markiz, zabiegaj�c o skre�lenie z listy emigrant�w, wydoby� swoj� metryk� z parafii �wi�tego Sulipcjusza i stwierdzi�, jak si� naprawd� nazywa.
Od dzieci�stwa by� bowiem nazywany "Louis" i tak przez wi�ksz� cz�� �ycia si� podpisywa�.
Przez par� lat chowa� si� Sade pod opiek� matki, w 1746 roku zabra� go do Prowansji stryj, opat z Ebreuil, Jacques-Francois de Sade, znany po prostu jako labbe de Sade, autor wielkiego, trzytomowego dzie�a o �yciu i tw�rczo�ci Franciszka Petrarki, zainteresowanie kt�rym by�o w rodzinie de Sade tym g��bsze, �e m�em opiewanej przez Petrark� Laury de Noves (sk�din�d matki a� jedena�ciorga dzieci) by� Hugues de Sade, w trzynastym pokoleniu w prostej linii przodek Markiza.
Donatien sp�dzi� wi�c znaczn� cz�� dzieci�stwa w zamku Saumane u stryja-kap�ana, pod opiek� czterech ciotek-zakonnic, si�str ojca.
W wieku 10 lat odes�any zosta� do Pary�a, do jezuickiego kolegium Ludwika Wielkiego; jego opiekunem i preceptorem by� ksi�dz Jacques-Francois Amblet.
W kolegium jezuickim Sade sp�dzi� cztery lata.
Wyni�s� stamt�d pogard� dla doktryny kr�puj�cej jak p�niej stwierdzi my�l ludzk� nierozumnymi wi�zami, ale r�wnie� podstawy swojej znacznej erudycji w dziedzinie historii i literatury.
Poziom kszta�cenia humanistycznego w Kolegium Ludwika Wielkiego by� wcale niez�y.
Nie wiadomo, z jakich konkretnie powod�w Donatien opu�ci� kolegium w wieku zaledwie 14 lat, zaraz potem znajduj�c si� w szkole kadeckiej w Wersalu.
W grudniu 1755 roku, w wieku niespe�na 16 lat, zosta� mianowany podporucznikiem w jednym z kr�lewskich pu�k�w piechoty.
Bra� udzia� w wojnie siedmioletniej (1756-1763), odchodz�c ze s�u�by w stopniu kapitana.
Gdy wr�ci� do Pary�a, rodzina, zatrwo�ona jego liberty�skim �wiatopogl�dem, ateistycznym nonkonformizmem i swoistym po��czeniem usposobienia refleksyjnego z seksualnym wyuzdaniem, postanowi�a jak najpr�dzej sk�oni� go do ma��e�stwa.
Wyszukano dla Donatiena w�a�ciw� jak si� wydawa�o parti� w osobie Renaty-Pelagii de Montreuil, c�rki prezydenta jednej z izb s�dowych parlamentu paryskiego.
W maju 1763 roku odby� si� �lub.
Markiz wszed� w rodzin� bardzo bogat�, niedawno uszlachcon�, pe�n� "nuworyszowskich" kompleks�w i ambicji, dysponuj�c� rozleg�ymi stosunkami i wp�ywami, kt�ra z szacunkiem patrzy�a na tarcz� herbow� i d�ugi wyw�d heraldyczny m�odego oficera.
Przy pogl�dach i usposobieniu Sadea ma��e�stwo szcz�liwe by� nie mog�o, chocia� bardzo rzadko spotykaj�cy si� ma��onkowie zdo�ali sp�odzi� troje dzieci: syn�w Louis-Marie i Donatien-Claudea oraz c�rk� Magdalen�-Laur�.
Renata-Pelagia wybryki m�a znosi�a zreszt� z podziwu godn� tolerancj�, ale jej matka, pani prezydentowa de Montreuil, sta�a si� z miejsca najwi�kszym wrogiem swego zi�cia.
Kobieta do�� ograniczona, ale energiczna i zawzi�ta, pani de Montreuil przez �wier� wieku b�dzie g��wn� inspiratork� wszystkich niedoli pisarza.
Ona to w�a�nie wyrobi dla niesfornego zi�cia kr�lewski fettre de cachet i spowoduje jego kilkunastoletnie uwi�zienie.
W�a�nie prezydentowej de Montreuil zawdzi�cza� Donatien de Sade, �e jego ekscesy na tle obyczajowym epoki wcale w ko�cu nie tak niezwyk�e zyska�y w ca�ej Francji ponury rozg�os, a on sam sta� si� przyk�adem wyj�tkowego rzekomo wyrafinowania i wyuzdania, zanim w og�le pojawi�o si� w druku pierwsze jego dzie�o.
Bardzo wcze�nie, jak si� wydaje, wkr�tce po zawarciu ma��e�stwa, Sade zacz�� tworzy� zr�by swojego systemu filozoficznego, polemicznego wobec wszystkich pogodnych i optymistycznych koncepcji wieku O�wiecenia.
Osi� owego systemu jest teoria wszechmocnej, niemal panteistycznie poj�tej okrutnej i niszczycielskiej Natury, inspiruj�cej cz�owieka przez wszczepione w jego �wiadomo�� i pod�wiadomo�� pop�dy - przede wszystkim do z�a i zbrodni, do szukania wok� siebie (r�wnie� w dziedzinie stosunk�w seksualnych) nie partnera, lecz nade wszystko ofiary.
Swoiste dociekania i eksperymenty Sadea, dotycz�ce reakcji psychoseksualnej cz�owieka w specjalnych warunkach przymusu i gwa�tu, doprowadzi�y do nagromadzenia przez Markiza znacznej dokumentacji przepad�ej zreszt� w czasie jego perypetii w okresie Rewolucji, kt�r� znakomity "sadolog" Gilbert Lely okre�li� jako "son dossier luciferien".
Zachowanie Sadea nastr�czy�o jego wrogom wielu okazji do prze�ladowania tak niezwyk�ego indywiduum.
W roku 1768 zwabi� do swojej willi w Arcueil pod Pary�em niejak� R�� Ke�ler, 36-letni� kobiet� o dwuznacznej reputacji, i podda� j� wyrafinowanej ch�o�cie.
Mia�o to miejsce w niedziel� wielkanocn�, zosta� wi�c oskar�ony o blu�niercze parodiowanie M�ki Pa�skiej, trafi� do wi�zienia, ale po p� roku zosta� uwolniony na mocy decyzji kr�la Ludwika XV, jednak�e z zaleceniem, aby uda� si� do swojego maj�tku w Prowansji, La Coste, i na zawsze tam pozosta�.
Nakaz kr�lewski po paru miesi�cach cofni�to, Sade odby� kilka podr�y, a po powrocie do La Coste zacz�� prowadzi� �ycie w swoistym "tr�jk�cie", bowiem zaproszona do prowansalskiego maj�tku m�odsza siostra jego �ony, Anna-Prospera de Launay, zosta�a z aprobat� Renaty-Pelagii kochank� Markiza.
Wszystko to przerwa�y wydarzenia w Marsylii w czerwcu 1772 roku.
Sade uda� si� do tego miasta w sprawach maj�tkowych, w towarzystwie kamerdynera Latoura, a przed powrotem do domu obaj panowie �ci�gn�li do swojego hotelu kilka prostytutek.
Cz�stowane w czasie orgii cukierkami z domieszk� proszku kantarydowego (silne aphrodisiacum) dziewczyny powa�nie si� pochorowa�y; Sade zosta� oskar�ony o ich otrucie i niegodziwe praktyki liberty�skie, stra�nicy "cnoty" doprowadzili do procesu, w wyniku kt�rego Sade i Latour zostali przez trybuna� w Aix zaocznie skazani na ni mniej, ni wi�cej, tylko kar� �mierci!
Tym razem Markiz by� ju� czujniejszy, uszed� za granic� do s�siedniej Sabaudii, tam zosta� aresztowany na skutek usilnych stara� pani de Montreuil i osadzony we w�oskiej twierdzy Miolans.
Zbieg� stamt�d po kilku miesi�cach i spokojnie wr�ci� do La Coste.
Dr�czony naj�ciami policji i rewizjami w swoim zamku (na szcz�cie o wykonaniu wyroku �mierci z wrze�nia 1772 nie by�o jako� mowy.
wyjecha� w ko�cu na rok do W�och.
Przebywa� w kilku pa�stwach P�wyspu Apeni�skiego, zbiera� materia�y literackie, kt�re w dwadzie�cia lat p�niej oka�� si� bardzo mu przydatne przy pisaniu Historii Julietty.
Znowu wr�ci� do La Coste i znowu postanowi� lekcewa�y� policyjne prze�ladowania.
Wiadomo��, �e matka jest w Pary�u bliska zgonu, spowodowa�a podr� obojga J)p. de Sade do stolicy.
Przybyli ju� po �mierci starej markizy w lutym 1777.
W par� dni p�niej os�awiony libertyn zosta� zadenu�cjowany przez pani� de Montreuil i uwi�ziony w kr�lewskiej twierdzy Vincennes.
Renata-Pelagia zabiega�a o kasacj� wyroku z 1772 roku, a jej matka, pani de Montreuil, nie sprzeciwia�a si� temu z uwagi na potrzeb� oczyszczenia imienia rodziny z ha�by wyroku �mierci na Markiza wydanego.
W ko�cu kr�l Ludwik XVI udzieli� swej zgody, Sadea dostawiono do Aix, gdzie trybuna� zmieni� mu kar� �mierci na 50 liwr�w grzywny.
Powinno to niby zmieni� sytuacj� Markiza, ale na jego losach ci��y� nadal wydany na pro�b� pani de Montreuil kr�lewski lettre de cachet.
Odes�ano go wi�c z powrotem do Vincennes.
W drodze Markiz zdo�a� zbiec i z niepoj�t� lekkomy�lno�ci� wr�ci� do La Coste.
Tym razem przemieszka� tam zaledwie 39 dni.
26 sierpnia 1778 wtargn�a do zamku policja, z najwi�ksz� brutalno�ci� pana de Sade sp�tano i wsadzono do policyjnej karety.
W par� dni p�niej znalaz� si� znowu w Vincennes.
Tym razem jego wi�zienie mia�o trwa� lat dwana�cie, z tym, �e drug� po�ow� tego okresu Markiz sp�dzi� w paryskiej Bastylii.
Nie jest dok�adnie wyja�nione, kiedy markiz de Sade rozpocz�� swoj� tw�rczo�� literack�, ale jest najbardziej prawdopodobne, �e w�a�nie w wi�zieniu Vincennes.
Tw�rczo�� jego wyros�a z najbardziej radykalnego nurtu francuskiego O�wiecenia, nawi�zywa�a do idei i postaw moralnych, kt�re nazywano wtedy libertynizmem, do najbardziej zdecydowanych koncepcji materialistycznych.
By�a jednocze�nie zasadnicz� negacj� tego wszystkiego, co wiek O�wiecenia uzna� za sw�j najwa�niejszy drogowskaz ideowy.
Koncepcje Sadea by�y skrajnie pesymistyczne, pozostawa�y w zasadniczej sprzeczno�ci z wizj� Natury pogodnej, dobroczynnej i sprzyjaj�cej rodzajowi ludzkiemu, kt�ry doprowadziwszy sw� egzystencj� do zgodno�ci z jej zasadami m�g�by dzi�ki temu osi�gn�� pe�n� szcz�liwo�� jak to g�osili najs�awniejsi my�liciele epoki O�wiecenia.
Wyk�ad doktryny filozoficznej i moralnej markiza de Sade nastr�cza zreszt� powa�ne trudno�ci, a to z powodu konstrukcji jego dzie�, wyra�nie wymuszonej przez nacisk spo�eczny i cenzuralny.
Sade prawie nigdy nie przemawia� wprost od siebie.
Zasadnicze wypowiedzi wk�ada� w usta swoich bohater�w, z regu�y postaci moralnie odra�aj�cych i przez swoj� konduit� doszcz�tnie skompromitowanych.
Z ich wypowiedzi podejmowa� (przynajmniej pozornie) zasadnicz� polemik�.
Wszystkie niemal utwory Sadea s� z pozoru refutacj� libertynizmu; teoretycznie wynikn�� ma z nich ukazanie fa�szu i ohydy doktryn i postaw liberty�skich, wyj�tkiem jest mo�e tylko najwi�ksze i najobszerniejsze dzie�o Sadea Nowa Justyna kontynuowana przez Histori� Julietty (1797).
Nikt dot�d nie zdo�a� ustali�, jak dalece pisarz solidaryzowa� si� z wypowiedziami swoich bohater�w i po dzi� dzie� pozostaje kwesti� sporn�, czy idee im przypisane mo�na bez zastrze�e� uzna� za jego w�asne, za wyraz jego rzeczywistych pogl�d�w.
Jest faktem, �e chocia� rozwi�z�y, wyuzdany i praktykuj�cy tak zwany "twardy seks", Sade by� przedmiotem niemal uwielbienia ze strony swojej s�u�by, kobiet, z kt�rymi �y� i si� styka�, ze strony dzier�awc�w jego ziem.
11 .
Wi�kszo�� dyskusji filozoficznych, przedstawionych w najwa�niejszych dzie�ach Markiza, obraca si� wok� idei Natury, pojmowanej jako zesp� czynnik�w biologicznych, fizycznych i po cz�ci nawet spo�ecznych, determinuj�cych bezwzgl�dnie egzystencj� wszystkich istot �yj�cych, a przede wszystkim cz�owieka.
Odrzucaj�c ide� Boga jako fa�szyw�, nierozumn� i (jego zdaniem) spo�ecznie szkodliw� fikcj�, Sade przyznawa� jego rol� w �wiecie w�a�nie wszechmocnej Naturze, Natura ta jest z punktu widzenia konwencji spo�ecznych cz�owieka, konwencji stworzonych w�a�nie po to, aby jej si� przeciwstawia� okrutna i zbrodnicza, ale jakikolwiek op�r wobec jej wskaza�, podszept�w i nakaz�w jest bezcelowy i bezsensowny.
Natura d��y do utrzymania nieustannego ruchu i zmienno�ci w �wiecie;
unicestwianie byt�w ju� istniej�cych, aby ze sk�adaj�cej si� na nie materii tworzy� byty nowe, jest istot� jej aktywno�ci.
Cz�owiek jest cz�ci� Natury i jej inspiracji nie mo�e, mimo wszelkich wysi�k�w, skutecznie si� przeciwstawi�.
Podejmuj�c dzie�o zniszczenia cz�owiek spe�nia w�a�nie wol� Natury i idzie za jej wskazaniami.
Nagrod� za pos�usze�stwo tej wszechmocnej inspiracji, kt�r� otrzymuje z r�k Natury, jest indywidualna satysfakcja, a tej satysfakcji najwy�szym stopniem jest zmys�owa, fizyczna rozkosz, zw�aszcza seksualna.
Poszukuj�c owej rozkoszy, bez wzgl�du na jej spo�eczn� cen� twierdz� bohaterowie dzie� Sadea a raczej w�a�nie za cen� gwa�cenia norm �ycia spo�ecznego, istota ludzka, zdolna poj�� najwy�sze wskazania Natury, s�u�y najlepiej jej woli.
Zreszt� z punktu widzenia Natury wszystkie czyny ludzkie cnotliwe czy zbrodnicze s� jednakowo oboj�tne i nie maj� �adnej moralnej warto�ci.
Warto�ciowanie moralne zosta�o wprowadzone przez cz�owieka, usi�uj�cego (bez szans na sukces) wyzwoli� si� z uzale�nienia od Natury.
Natura jest "okrutn� macoch�" ludzko�ci, ale z racji jej istoty wszystkie sk�onno�ci i pop�dy cz�owieka trzeba uzna� za ca�kowicie r�wnouprawnione.
Natura nie mo�e dzia�a� przeciwko samej sobie; cz�owiek nie mo�e mie� w swojej psychice niczego, co by od niej nie pochodzi�o; a wi�c zaspokojenie wszystkich potrzeb i realizacja wszelkich pop�d�w cz�owieka cho�by najdziwniejszych i najbardziej szokuj�cych jest nakazem Natury.
Natura inspiruje cz�owieka do z�a i zbrodni; na tym polega tragiczny dylemat losu ludzkiego.
Id�c za wskazaniami Natury cz�owiek wyzwala si� wewn�trznie i spe�nia swoje powo�anie, ale musi wej�� w konflikt z prawami spo�ecze�stwa, opartymi po cz�ci na niewiedzy ludzkiej, po cz�ci za� na spisku indywidu�w s�abych i przeci�tnych przeciwko tym nielicznym, kt�rzy poj�li sens �wiata przeciwko "Jedynemu" (lUnique), istocie wyzwolonej i poddaj�cej si� wskazaniom Natury.
(Sade nie potrafi� nigdzie wyja�ni�, w jaki spos�b spisek ma�ych i s�abych "przeci�tno�ci" zdo�a� w rozwoju historycznym �wiata stworzy� system konwencji spo�ecznych, zwr�conych przeciwko "Jedynym", system przecie� w jego koncepcji zasadniczo sprzeczny z inspiracj� Natury).
Szanuj�c prawa spo�eczne cz�owiek staje w sprzeczno�ci z Natur� i sam siebie unieszcz�liwia.
Wyzwalaj�c si� zgodnie z inspiracj� Natury cz�owiek ulega zniszczeniu przez konwencje socjalne.
Zreszt� szanowa� prawa stworzone przez spo�ecze�stwo cz�owiek mo�e fizycznie tylko w takim stopniu, w jakim zezwala mu na to Natura; albowiem wszystkie czyny ludzkie s� absolutnie zdeterminowane przez Natur� i jednostka ludzka nie mo�e ponosi� za nie �adnej odpowiedzialno�ci.
Idea wolnej woli i indywidualnej odpowiedzialno�ci za swe czyny jest w tym uk�adzie poj�� absurdalna i bezsensowna.
Z tej og�lnej, bardzo zreszt� rozbudowanej i nie zawsze jednoznacznej i konsekwentnej doktryny filozoficznej wynika g�oszona przez bohater�w Sadea koncepcja seksualizmu.
D���c do wprowadzenia w �wiecie zewn�trznym zmian o najwi�kszym nasileniu, istota ludzka osi�ga maksimum satysfakcji seksualnej dzi�ki najg��bszemu poruszeniu jestestwa partnera.
A wra�eniem, kt�re wstrz�sa najsilniej, jest prze�ycie b�lu.
Dlatego te� �r�d�em najg��bszych prze�y� seksualnych jest okrucie�stwo.
Prze�ycia te osi�gaj� swoje apogeum w momencie wprowadzenia do �wiadomo�ci istot ludzkich, po��czonych jakimkolwiek kontaktem o charakterze seksualnym, pierwiastka b�lu fizycznego, okrucie�stwa, terroru, grozy, l�ku, przymusu, gwa�tu...
Zjawiska te s� �r�d�em najg��bszych wzrusze� przede wszystkim dla sprawcy, kt�ry osi�gaj�c pe�ni� w�adzy karz�cej czy niszczycielskiej nad drug� istot� wyzwala si� ca�kowicie i realizuje najwy�sze wskazania Natury.
Ale mog� by� r�wnie� �r�d�em ekscytacji i rozkoszy dla istoty zagro�onej unicestwieniem, poddanej b�lowi i m�ce, kt�ra w ten w�a�nie spos�b zdolna jest ze swej strony wype�ni� nakaz Natury, oddaj�cej zawsze istot� s�absz� na pastw� istoty psychicznie silnej, doskonalszej.
Studia nad zachowaniem seksualnym istot ludzkich b�d� przez ca�e �ycie jedn� z g��wnych pasji Sadea, a elementy seksu przepajaj� w mniejszym lub wi�kszym stopniu wszystkie jego dzie�a, dochodz�c w najdoskonalszych artystycznie i najbogatszych filozoficznie utworach do opis�w takiego rodzaju, �e uznane to zosta�o za pornografi�.
Gdyby to by�a wszelako pornografia polegaj�ca tylko na niczym nie skr�powanym opisie dzia�a� seksualnych...
Literatura, zw�aszcza francuskoj�zyczna XVIII wieku, liczy takich dzie� wiele tysi�cy.
Wi�kszo�� zosta�a ca�kowicie zapomniana.
Problem Sadea polega nie na elementach pornograficznych jego dzie�, w niekt�rych wypadkach bardzo zreszt� drastycznych, ale na jego unikalnej i niezwyk�ej filozofii, kt�r� po �mierci pisarza dezaprobowano bardziej ni� opisy reali�w seksuologicznych w jego utworach.
13 .
Po przesz�o stu latach usilnego eliminowania z dorobku literatury �wiatowej Sade wr�ci� do �ycia dlatego przede wszystkim, �e warto�� i niezwyk�o�� jego my�li musia�a by� w ko�cu doceniona, a realia "pornograficzne" jego dzie� okaza�y si� w naszej epoce ju� tylko nik�� przeszkod�, a nawet (jak wspomniano) swoist� pomoc�, uatrakcyjniaj�c� czytelnicze utwory tego pisarza.
Wy�ej przedstawiony, bardzo og�lnikowy i z konieczno�ci uproszczony, wyk�ad idei Sadea opiera si� na analizie wszystkich jego dzie�, nawet tych najp�niejszych.
Tw�rczo�� Markiza rozwija�a si� w spos�b szczeg�lny.
Pocz�tkowo pisa� w konwencji �wcze�nie tolerowanej, p�niej dopiero przyst�pi� do konstrukcji dzie� wyk�adaj�cych coraz szczerzej ca�y jego �wiatopogl�d.
Nie wiadomo zreszt�, czy dzie�a opublikowane lub zachowane dotychczas w r�kopisach (g��wnie w posiadaniu pra-prawnuka pisarza, markiza Xaviera de Sade a w�a�ciciela zamku Conde-en-Brie, pierwszego z potomk�w wielkiego Markiza, kt�ry doceni� znaczenie jego dzie� i rozpocz�� walk� o ich spo�eczne uznanie) stanowi� kulminacj� wypowiedzi Sadea.
Jest bowiem faktem znanym, �e po �mierci pisarza zniszczono ca�kowicie w paryskiej prefekturze policji 108 zeszyt�w, sk�adaj�cych si� na nowe wielkie dzie�o Dni we Florbelle (Les Journees de Florbelle ou la Natur� devoilee), napisane w latach 1806-1807 podczas internowania w zak�adzie specjalnym w Charenton (ocala� tylko spis tre�ci).
Wiemy te�, �e zniszczono przechwycone przez policj� u wydawcy Sadea, Nicolasa Masse, Wczasy libertyna esy U Nowenn� Cytery (Delassements du libertin ou la Neuvaine de Cythere), kt�ry to r�kopis wypo�yczy� z Biblioteki Kr�lewskiej wyrodny syn pisarza, Donatien-Claude w 1832 roku i po prostu natychmiast spali�.
Bibliografia pism Sadea wymienia og�em 89 tytu��w jego dzie�, opublikowanych lub zachowanych czy zniszczonych w r�kopisach, od dzie� wielotomowych do drobnych broszur.
Z tego wszystkiego oko�o dziesi�ciu tytu��w stanowi trzon dzie� Markiza.
Je�eli pomin�� nik�� publicystyk� polityczn� czy ca�kowicie " cenzuralne ", ale bardzo s�abe liczne utwory dramatyczne -(Sade uwielbia� teatr, ale jego talent nie znajdowa� w�a�ciwego wyrazu w utworach przeznaczonych dla sceny), to w tw�rczo�ci Sadea znajdujemy jakby trzy nurty pisarskie.
Formu�� pierwsz� by�y opowiadania i kr�tkie nowele.
Napisa� ich Markiz kilkadziesi�t, z czego wyda� za �ycia pod w�asnym nazwiskiem jedena�cie w zbiorze Zbrodnie mi�o�ci (Les Crimes de LAmour, Pary� 1800).
Z tego w�a�nie tomu pochodz� dwa opowiadania, uznane powszechnie za najlepsze utwory nowelistyczne Sadea: Florville Courval oraz Eugenia de Franval.
Ocala�� reszt� wyda� w 1926 roku wybitny badacz tw�rczo�ci Sadea, Maurice Heine pod tytu�em Historiettes, Contes et Fabliaux.
(Z tej serii za najlepsze uchodz� dotychczas na j�zyk polski nie prze�o�one: Augustine de Villeblanche, LePresident mystifie oraz Le Cocu de lui-meme.).
Do tego typu nale�y zaliczy� tak�e wielk� obj�to�ciowo i niezwyk�� w�r�d dzie� Sadea powie�� w listach Alin� et Yalcour (4 tomy), fantazj� podr�nicz� prezentuj�c� wizje Markiza na temat organizacji spo�ecze�stw pozaeuropejskich; a tak�e kilka innych, mniej wa�nych powie�ci Sadea, cho�by La Marquise de Gange (Paris 1813).
Formu�� drug� by�y studia psycho-seksuologiczne, od quasi-naukowych do czysto literackich.
Za swoje najwa�niejsze dzie�o Sade uwa�a� napisane w Bastylii, w ci�gu kilku tygodni jesieni� 1785 roku, studium prezentuj�ce wszelkie formy perwersji i odchyle� seksualnych, b�d�cych rzekomo udzia�em kilku libertyn�w, ho�duj�cych im w odleg�ym zamku na pograniczu Francji.
Przyj�wszy konwencj� literack� na�laduj�c� Dekameron Boccacia i Septameron Ma�gorzaty z Navarry, Sade musia� si� trzyma� podzia�u na 120 dni i 600 eksperyment�w.
Ot� nawet ogromna potwierdzona p�niej przez naukow� seksuologi� erudycja Markiza w kwestiach perwersji i inwersji seksualnych okaza�a si� niewystarczaj�ca dla znalezienia a� sze�ciuset form niezwyk�ego dzia�ania seksualnego.
Pierwsze 30 dni autor rozwin�� w pe�nym opisie, nast�pne jednak�e przedstawi� tylko w postaci konspektu.
Dla zabezpieczenia swojego dzie�a Sade przepisa� je na d�ugim rulonie papieru (d�ugo�ci ponad 12 metr�w, z�o�onym z dobrze sklejonych kartek szeroko�ci 11 cm).
Dzie�o otrzyma�o tytu� 120 dni Sodomy czyli szko�a libertynizmu.
Jest to najbardziej w swojej formie wyj�tkowe, a jednak chyba najmniej ciekawe z wielkich dzie� Markiza.
Jego losy okaza�y si� wszelako niezwyk�e i by�y powodem zaanga�owania si� Sadea w pisarstwo "trzeciej formu�y", kt�re przynios�o mu najwi�ksze osi�gni�cia literackie.
Ot� w lipcu 1789 roku, gdy w Pary�u istnia�a ju� w ogromnym nasileniu sytuacja rewolucyjna, markiza de Sade przeniesiono niespodziewanie do wi�zienia w Charenton.
Musia� zostawi� w Bastylii wszystkie swoje notatki i r�kopisy, tak�e dzie�a literackie napisane w wi�zieniu (z wyj�tkiem tych bardzo licznych, kt�re wynios�a z Bastylii odwiedzaj�ca cz�sto pisarza Renata-Pelagia de Sade).
Dnia 14 lipca Bastylia znalaz�a si� w r�kach ludu Pary�a.
Sade by� przekonany, i� jego "g��wne dzie�o" zosta�o podczas tych wydarze� zniszczone.
Przez nast�pne lata stara� si� b�dzie odtworzy� w innej formie literackiej tre�� 120 dni Sodomy.
I to stanie si� przyczyn� przetworzenia opowie�ci Niedole cnoty w powie�� pod tytu�em Justyna, a potem z kolei tej�e w Now� Justyn� i Histori� Julietty.
15 .
Jednak�e rulon z tekstem 120 dni Sodomy uratowa� z Bastylii jeden z uczestnik�w szturmu (niejaki Amoux de Saint-Maximin).
Autorowi nigdy go nie zwr�cono i Sade zmar� w prze�wiadczeniu, i� jego "najwa�niejsze dzie�o" ju� nie istnieje.
Przetrzymano ten r�kopis w ukryciu przesz�o sto lat.
Wreszcie u schy�ku XIX wieku odkupi� manuskrypt pewien bibliofil niemiecki i przekaza� w r�ce znanego seksuologa berli�skiego Iwana Blacha, kt�ry pod pseudonimem Eugen Duhren wyda� tekst w Berlinie w roku 1904, w nak�adzie 180 tysi�cy egzemplarzy.
Edycja by�a fatalna, zawiera�a liczne b��dy, ale dowiod�a istnienia nieznanego dot�d dzie�a de Sadea.
W roku 1929 odkupi� rulon z kolei Maurice Heine (korzystaj�c z dotacji pewnego zamo�nego bibliofila francuskiego) i wyda� dzie�o ponownie w latach 1931-1935, tym razem w starannym opracowaniu edytorskim, ale w nak�adzie tak�e minimalnym: 396 egzemplarzy.
Wystarczy�o to jednak, aby dzie�o Markiza zosta�o ocalone od zapomnienia i zag�ady.
Wydawane jest wci�� i dzisiaj okazuje si�, �e nie jest to bynajmniej najwa�niejsze dzie�o Markiza.
Do tego rodzaju tw�rczo�ci Sadea, co prawda w zupe�nie innej konwencji literackiej pisana, nale�y r�wnie� Filozofia w buduarze (Paris 1795), jedyne spo�r�d znacz�cych dzie� Sadea, w kt�rym element sadycznego okrucie�stwa zosta� st�umiony i prawie w og�le nie wyst�puje.
Jest to zbi�r siedmiu dialog�w erotycznych, spo�r�d kt�rych tylko pi�� zawiera istotn� tre��, dwa pozosta�e s�u�� za swego rodzaju kompozycyjne ��czniki (jednym jest zreszt� wspomniana wy�ej wypowied� Sadea Francuzi, jeszcze jeden wysi�ek...).
Tre�� polega na ukazaniu swoistej "edukacji erotycznej" m�odej dziewczyny, kt�ra w zupe�nej nie�wiadomo�ci przechodzi od stanu cnoty do najskrajniejszego wyuzdania.
W utworze tym atakowana jest gwa�townie religia chrze�cija�ska.
I to prowadzi do sprawy jednego z nielicznych dzie� Sadea, kt�re zosta�o ju� dawno prze�o�one na j�zyk polski, ale dot�d nie ukaza�o si� drukiem.
Chodzi o Dialog mi�dzy ksi�dzem a umieraj�cym, napisany przez Sadea w Vincennes w roku 1782, ale opublikowany dopiero z r�kopisu przez Mauricea Heine w 1926 roku.
To pierwsze dzie�o Sadea, poddaj�ce zasadniczej krytyce eschatologi� chrze�cija�sk�, jest godne uwagi jako nadzwyczaj zwarty wyk�ad idei Markiza w kwestiach, kt�re budzi�y jego zasadniczy sprzeciw.
Warto przypomnie�, �e od chrze�cija�stwa odsunie si� r�wnie� Rewolucja Francuska w latach 1792-1795, a Napoleon Bonaparte powr�ci do wsp�pracy z Ko�cio�em bardzo niech�tnie i z wielkimi zastrze�eniami.
Istot� sprzeciwu wobec Ko�cio�a i religii by�a w Europie ko�ca XVIII wieku �wiadomo�� intensywnego udzia�u episkopatu wielu kraj�w w popieraniu re�im�w "starego porz�dku", a tak�e w koniunkturalnych sojuszach z w�adzami rewolucyjnymi je�li mog�y one przynie�� Ko�cio�om dora�ne korzy�ci.
Na tym tle ateizm zyskiwa� wyznawc�w.
Markiz de Sade by� naturalnie ateuszem i panteist� od zarania swojej �wiadomo�ci filozoficznej, ale po raz pierwszy wyrazi� swoje przekonania w Dialogu z roku 1782.
Najwa�niejsza w tw�rczo�ci Sadea formu�a trzoda obejmuje przetworzenia obszernej noweli Niedole cnoty (Les infortunes de la vertu), poczynione w prze�wiadczeniu, �e 120 dni Sodomy przepad�y na zawsze.
Sade przesiedzia� w wi�zieniu w Charenton pierwsze miesi�ce Rewolucji.
Dopiero 13 marca 1790 francuskie Zgromadzenie Narodowe uchwali�o dekret o uwolnieniu z wszystkich wi�zie� Francji os�b trzymanych tam na mocy haniebnych kr�lewskich lettres de cachet.
Dnia 2 kwietnia 1790 Sade zosta� uwolniony z Charenton i powl�k� si� pieszo, wymizerowany, obdarty i chory, maj�c lat akurat 50, w kierunku Pary�a.
Pani de Sade powiadomi�a go jednak, �e nie �yczy sobie dalszej wsp�lnoty ma��e�skiej.
Wkr�tce potem nast�pi� rozw�d tej niedobranej, a jednak nadspodziewanie d�ugo trwaj�cej w ma��e�stwie pary.
Sade zamieszka� k�tem u paryskich przyjaci�.
Nast�pnie przeprowadzi� si� do by�ej aktorki, trzydziestoletniej Marii-Konstancji Quesnet; ta kobieta mia�a pozosta� do ko�ca prawdziw� jego �on�, zakochan� i zatroskan�, chocia� nigdy nie po��czy� ich formalny zwi�zek ma��e�ski.
Natychmiast po ustabilizowaniu si� w Pary�u Sade pocz�� przerabia� na du�� powie�� swoje opowiadanie Niedole cnoty, napisane w 1787 roku w Bastylii.
Fabu�a tej noweli (lub raczej kr�tkiej powie�ci) mia�a pos�u�y� jako no�nik informacji zanotowanych w 120 dniach Sodomy.
Wszelako w latach 1790-1791 Markiz by� jeszcze pod naciskiem konwenans�w spo�ecznych i cenzuralnych Francji, wyzwalaj�cej si� dopiero spod systemu "ancien regimeu".
Justyna czyli Nieszcz�cia cnoty ukaza�a si� w 1791 roku.
Zasadnicz� tre�� tego dzie�a czytelnik znajdzie w opublikowanym w niniejszej ksi��ce t�umaczeniu wersji pierwotnej pod tytu�em Niedole cnoty, Tekst tej ksi��ki Sade rozszerzy� wszelako w spos�b radykalny, wprowadzaj�c nowe motywy fabularne, a w ich obr�b w��czaj�c opisy sytuacji i deklaracje �wiatopogl�dowe, kt�re nigdy za czas�w przedrewolucyjnych nie mog�yby ukaza� si� w druku.
Jest to historia dw�ch si�str, c�rek zamo�nego mieszczanina, kt�ry umiera nagle, zostawiaj�c obie panny bez �rodk�w do �ycia: starsz�, 15-letni� Juliett� i m�odsz�, 12-letni� Justyn�.
Dzieje si� to oko�o roku 1773 czy 1775 a wi�c powie�� jest jak naj�ci�lej wsp�czesna...
Julietta jest cyniczna i przewrotna, Justyna cicha i moralnie wra�liwa.
Los rozdziela je na kilkana�cie lat.
17 .
Spotykaj� si� w roku 1788, a istot� narracji stanowi� b�dzie opowie�� Justyny o swoich tragicznych losach w ci�gu ubieg�ych kilkunastu lat.
Justyna jest dzie�em artystycznie znakomitym, ale autora nie zadowoli�a.
W kilka lat p�niej Sade podejmie ten temat po raz trzeci.
W mi�dzyczasie prze�y� chwile tragiczne.
W 1793 roku Sade zosta� uwi�ziony, a potem, latem 1794 roku, wskazany do "os�dzenia" przez trybuna� rewolucyjny.
Nie zdo�ano go jednak odszuka�, w zat�oczonym wi�zieniu dnia 27 lipca 1794 roku.
Gdyby si� sta�o inaczej, zako�czy�by �ycie na rozszala�ej rewolucyjnej gilotynie na pewno tego samego dnia.
Ale 27 lipca, to 9 Thermidora roku II, dzie� zamachu i obalenia krwio�erczej i totalitarnej dyktatury Robespierrea.
Przypadek ocali� markiza de Sade.
W par� tygodni p�niej wyszed� na wolno��, wr�ci� do pani Quesnet i m�g� przyst�pi� do opracowania trzeciej, ostatniej i najbogatszej wersji Justyny.
Epoka Dyrektoriatu (1794-1801) by�a okresem najwi�kszej w dziejach Francji wolno�ci druku, z kt�r� obecna epoka ledwo mo�e si� r�wna�.
Sade skorzysta� z tej sytuacji i z gotowo�ci swojego wydawcy, pana Masse, do wydania nowej wersji powie�ci, zgodnej z najszczersz� intencj� i ide� autora.
Trzeba by�o wszelako ustosunkowa� si� jako� do wersji opublikowanej w 1791 roku.
W wydaniu z roku 1797 Sade o�wiadczy�, �e wydawca wykonuj�c rzekomo wol� nie �yj�cego ju� od paru lat autora po�yczy� swego czasu r�kopis dzie�a przyjacielowi pisarza.
�w wiaro�omny przyjaciel nadu�y� zaufania, wykroi� z tekstu i wyda� w 1791 roku "n�dzne wyj�tki znacznie ust�puj�ce orygina�owi".
Teraz dopiero, w roku 1797, mo�na opublikowa� (anonimowo, bowiem nazwisko markiza de Sade nigdzie nie zosta�o wspomniane) ca�y, autentyczny tekst opowie�ci.
Sade rozszerzy� dzieje Justyny mniej wi�cej dwukrotnie, g��wnie przez rozbudowanie element�w fabu�y z 1791 roku.
Zmieniona zosta�a konwencja utworu: jest to ju� nie opowie�� Justyny o swoich tragicznych losach, ale opowie�� autora o niezwyk�ych losach dziewczyny imieniem Justyna.
Dzieje Justyny zaj�y w wydaniu 1797 roku 4 tomy.
Ale istotn� zmian� do tre�ci wprowadzi�a Historia Julietty, w sze�ciu tomach, dawniej ledwo zaznaczona, teraz rozbudowana do rozmiar�w wielkiej, okrutnej i na miar� poj�� epoki sensacyjnej opowie�ci.
Julietta w wersji 1797 roku jest narratork� swoich prze�y� i dozna�.
Da�o to autorowi dodatkow� szans� wyeksponowania ca�ego odium prze�y� Julietty.
Niewiele to, niestety, dzie�u Sadea pomog�o.
Nowa Justyna i Historia Julietty sta�y si� sensacj� francuskiego rynku wydawniczego.
Lecz autor takich dzie� uchodzi� za posta� godn� pogardy i prze�ladowa� nawet w okresie Dyrektoriatu.
Wkr�tce potem, w roku 1801, Sade zosta� aresztowany pod zarzutem rzekomego autorstwa broszury o�mieszaj�cej Pierwszego Konsula Napoleona Bonaparte pod tytu�em Zoloe et ses deux acolytes.
Nie by� jej autorem, ale pretekst wystarczy�.
W marcu 1801 roku Sade zosta� aresztowany w biurze swojego wydawcy, pana Nicolasa Masse.
Odes�ano go do wi�zienia w Charenton.
Mia� tam sp�dzi� reszt� swojego �ycia.
Pasjonowa� go teatr i przy wsp�pracy innych wi�ni�w Charentonu pr�bowa� organizowa� amatorskie przedstawienie (czemu po�wi�ci� swoj� s�ynn� sztuk� pod tytu�em Marat-Sade znany dramaturg Peter Weiss).
Sp�dzi� w Charenton prawie 14 lat.
Pisa� nadal, pr�bowa� przemyca� swoje dzie�a poza kraty wi�zienia, niekt�re (ma�o wa�ne) ukazywa�y si� nawet drukiem.
Pani Quesnet otacza�a go do zgonu serdeczn� opiek�.
Zostawi� testament, w kt�rym ��da� poch�wku najskromniejszego i ca�kowicie laickiego.
Zmar� dnia 2 grudnia 1814 roku.
Pochowano go w Charenton oczywi�cie byle jak.
Dzisiaj po grobie jednego z najs�ynniejszych i najwi�kszych pisarzy Francji nie ma �adnego �ladu.
Starano si� po �mierci markiza de Sade ca�kowicie o nim zapomnie�, krzycz�c, �e o "pornografie" nie warto wspomina�.
Krzyk by� jednak, nawet w wieku XIX, zbyt dono�ny, aby nie pobudza� my�licieli samodzielnych i od Ko�cio�a katolickiego nie uzale�nionych do refleksji: je�eli tylko "pornograf", to po co ca�y ten wrzask?
Powoli, w drugiej po�owie wieku XIX, a zw�aszcza w wieku XX (Maurice Heine) i w naszych czasach (Gilbert Lely i setki innych) przypomina o tym niezwyk�ym pisarzu, chlubie Francji, kt�rego ojczyzna chcia�a si� wyrzec.
Nie pozwolono na to i markiz de Sade znalaz� swoje eksponowane miejsce w ksi�garniach francuskich oko�o roku 1960.
Dzisiaj jest ju� wielko�ci� uznan� i nawet jego dzie� trzeba szuka� w�r�d resztek dawnych nak�ad�w tak wyprzedane s� ju� nak�ady dzie� zebranych Sadea.
Od mniej wi�cej dwudziestu lat tw�rczo�� D.A.F de Sadea nale�y do uznanej klasyki �wiatowej i tylko w niewielu krajach, mi�dzy innymi u nas, odmawiano przyj�cia owego faktu do wiadomo�ci.
Powody tego by�y niepoj�te;
Sade w ka�dym razie nie godzi� w podstawy ustrojowe PRL.
Warto spokojnie spojrze� na dzie�o Markiza.
Jest w nim gorzka prawda o istocie ludzkiej egzystencji, ale prawda na pewno rzeczywista.
JERZY �OJEK .
S�ownik literatury polskiego O�wiecenia, Wroc�aw 1977, strona320:
"W skr�cie mo�na wyr�ni� nast�puj�ce elementy �wiatopogl�du liberty�skiego:
1) skrajny racjonalizm, po��czony z materializmem i cz�sto ateizmem;
2) zdecydowany antagonizm wobec tradycji i eschatologii chrze�cija�skiej;
3) hedonizm i epikureizm (uznanie satysfakcji indywidualnej za naczelny imperatyw moralny);
4) nacisk na stref� �ycia seksualnego jako �r�d�o najwi�kszej satysfakcji jednostki ludzkiej; 5) sceptycyzm moralny i nawet cynizm, po��czone ze skrajn� mizantropi�;
6) indywidualizm i elitaryzm (pogarda dla zasad moralnych "dobrych dla gminu"), przyznanie jednostkom stoj�cym na wysokim poziomie �wiadomo�ci szczeg�lnych i wyj�tkowych praw;
7) relatywizm moralny i traktowanie wszelkich system�w moralno�ci w kategoriach spo�ecznych i historycznych (moralno�� jako system norm wy��cznie konwencjonalnych);
8) kult Natury jako si�y okre�laj�cej indywidualne post�powanie ludzkie (st�d cz�sty u libertyn�w determinizm, wykluczaj�cy indywidualn� odpowiedzialno�� moraln� za czyny ludzkie, uznaj�cy nieodparty przymus realizacji ka�dego wewn�trznego impulsu jednostki ludzkiej jako wszczepionego przez Natur�;
9) kult staro�ytno�ci poga�skiej, zw�aszcza pisarzy i my�licieli antycznych, u kt�rych mo�na si� dopatrze� antecedens�w idei liberty�skich (Epikur, Pyrron, Lukrecjusz) i aprobata obyczajowo�ci antycznej;
10) estetyzm: uznanie prze�ycia estetycznego za pozytywn� warto�� moraln�, przy skrajnej subiektywizacji tej warto�ci (uznaniu, �e ka�de prze�ycie subiektywnie estetyczne jest pozytywne bez wzgl�du na �r�d�o i istot� tego prze�ycia".
Niedole cnoty .
C� to by�by za triumf dla filozofii rozja�ni� ciemne drogi opatrzno�ci, zobaczy�, jak przeprowadza ona swe zamiary wzgl�dem cz�owieka, nast�pnie nakre�li� pod�ug tego jaki� plan post�powania, aby ten biedny dwuno�ny osobnik, b�d�cy wieczn� igraszk� tej istoty, kt�ra, jak powiadaj�, rz�dzi nim tak despotycznie, m�g� znale�� jaki� spos�b rozumienia dotycz�cych go zrz�dze� opatrzno�ci, drog�, kt�rej powinien si� trzyma�, aby uprzedzi� dziwaczne kaprysy fatum, przybieraj�cego dwadzie�cia r�nych nazw, a przecie� dot�d jeszcze dok�adniej nie okre�lonego.
Wychodz�c bowiem od naszych spo�ecznych konwenans�w i nie trac�c dla nich nigdy poszanowania, w jakie wdro�ono nas przez wychowanie, zobaczymy niestety, �e z powodu przewrotno�ci innych natrafiali�my jedynie na kolce, podczas gdy niegodziwcy zbierali tylko r�e;
i czy wtedy ludzie nie posiadaj�cy dostatecznie wytrwa�ej cnoty, pozwalaj�cej przej�� ponad wnioskami p�yn�cymi z tych smutnych okoliczno�ci, nie wymy�l� sobie, �e lepiej da� si� ponie�� pr�dowi, ni� mu si� opiera�, czy� nie powiedz�, �e cho� pi�kn� jest cnota, to jednak gdy na nieszcz�cie zbyt s�ab� si� staje, by m�c walczy� przeciw wyst�pkowi, wyb�r jej jest najgorsz� rzecz�, a w wieku ca�kowicie znieprawionym najs�uszniej post�powa� tak jak wszyscy.
Nieco bardziej uczeni, nazwijmy to tak, nadu�ywaj�c nauk, jakie zdobyli, czy� nie rzekn� za anio�em Jesradem z Zadiga, �e nie ma takiego z�a, z kt�rego nie rodzi si� dobro, i czy� sami od siebie nie dorzuc� tutaj, �e skoro w niedoskona�ym urz�dzeniu �wiata suma z�a r�wna jest sumie dobra, to dla utrzymania r�wnowagi konieczne jest, aby tylu� by�o ludzi dobrych, co z�ych, i �e wobec tego dla ca�o�ci jest zgo�a oboj�tne, �e ten lub �w jest raczej dobry ni� z�y: �e je�li nieszcz�cie prze�laduje cnot�, a pomy�lno�� prawie zawsze towarzyszy wyst�pkowi, i jest to zgo�a oboj�tne dla natury, to niesko�czenie lepiej znale�� si� pomi�dzy z�ymi, kt�rym dobrze si� dzieje, ni� w�r�d cnotliwych, kt�rych czeka zag�ada.
23 .
Nie mo�na wi�c dopu�ci� do tych niebezpiecznych filozoficznych sofizmat�w i trzeba ukaza� koniecznie, �e przyk�ady nieszcz�liwej cnoty przedstawione duszy znieprawionej, w kt�rej jednak pozosta�o jeszcze kilka s�usznych zasad, mog� sprowadzi� t� dusz� na dobr� drog� i to r�wnie niezawodnie, co w wypadku ofiarowania jej na drodze cnoty najja�niejszych zaszczyt�w i najbardziej kusz�cego wynagrodzenia.
To niew�tpliwie konieczno�� okrutna: odmalowa� tyle nieszcz��, przygniataj�cych s�odk� i wra�liw� kobiet�, szanuj�c� cnot�, za� z drugiej strony najwspanialsz� fortun� drugiej, kt�ra pogardza cnot� przez ca�e �ycie; je�li jednak mo�e si� zrodzi� jakie� dobro z naszkicowania tych dwu obrazk�w, czy� mo�na sobie wyrzuca�, �e uka�e si� je publiczno�ci?
Czy� mo�na mie� jakiekolwiek wyrzuty sumienia dlatego, �e stwierdzi�o si� fakt, kt�ry cz�owiekowi m�dremu, czytaj�cemu z po�ytkiem tak owocn� nauk� o poddaniu si� rozkazom opatrzno�ci, przyniesie cz�ciowo rozwi�zanie najtajniejszych tej opatrzno�ci zagadek oraz ostrze�enie fatalne, �e niebo cz�sto Uderza obok nas w osoby, kt�re wype�ni�y nawet jak najlepiej swoje obowi�zki, uderza cz�sto po to w�a�nie, aby przypomnie� nam o naszych obowi�zkach?
Z takimi w�a�nie uczuciami bierzemy pi�ro do r�ki i zak�adaj�c dobr� wiar� czytelnik�w prosimy ich o troch� uwagi i zastanowienia nad niedol� smutnej i nieszcz�snej Justyny.
Pani hrabina de Lorsa�ge by�a "jedn� z tych kap�anek Wenery, kt�rych fortuna jest dzie�em czarownych kszta�t�w, wielce z�ego prowadzenia si� i szelmostwa, a kt�rych najbardziej majestatyczne tytu�y mo�na odnale�� jedynie w archiwach Cytery, wymy�lone bezczelnie przez tego, kt�ry je przyjmuje, a podtrzymane przez g�upi� �atwowierno�� nadaj�cego.
Bardzo �ywa, brunetka o pi�knej kibici, o cudownym wyrazie czarnych oczu, pe�na sprytu, a zw�aszcza zgodnie z mod� pozbawiona wiary, co dorzuca tylko soli nami�tno�ciom i ka�e jeszcze �ywiej ubiega� si� o kobiet�, kt�r� o brak ten podejrzewamy;
otrzyma�a przecie� naj�wietniejsze mo�liwe wykszta�cenie; c�rka wielkiego hurtownika z ulicy Saint-Honore, by�a wychowana, z siostr� m�odsz� od niej o trzy lata, w jednym z najlepszych paryskich klasztor�w, gdzie do pi�tnastego roku �ycia nie zabrak�o jej �adnej rady, �adnego nauczyciela, �adnej dobrej ksi��ki i talentu.
W tym okresie, tak zgubnym dla cnoty m�odej dziewczyny, wszystko to przepad�o w jednym dniu.
Straszliwe bankructwo zepchn�o jej ojca w tak okrutn� sytuacj�, �e aby unikn�� najgorszego, musia� jak najszybciej wyjecha� do Anglii;
c�rki pozostawi� przy matce, ta za� umar�a ze zmartwienia w tydzie� po wyje�dzie m�a.
Dziewczynki mia�y jeszcze jakich� krewnych, kt�rzy zacz�li si� zastanawia�, co z nimi zrobi�, i gdy ka�dej przypad�o w udziale oko�o stu talar�w, postanowili zostawi� im woln� drog�, da� to, co si� nale�y, i pozwoli� decydowa� o sobie.
Pani de Lorsa�ge, kt�ra wtedy nazywa�a si� Julietta, a kt�rej charakter i umys� by�y prawie tak ukszta�towane, jak w wieku lat trzydziestu, to znaczy, w jakim by�a, gdy dzieje si� nasza opowie��, dozna�a tylko przyjemno�ci swobody i nie zastanawia�a si� nawet przez chwil�, jakie to okrutne przeciwno�ci losu krusz� jej kajdany.
Odczu�a za to ca�� okropno�� swojej sytuacji Justyna, jej siostra, kt�ra w�a�nie dosz�a do dwunastego roku �ycia, obdarzona charakterem ponurym i melancholijnym, czu�o�ci� i zadziwiaj�c� wra�liwo�ci�; w por�wnaniu jednak z przebieg�o�ci� i zr�czno�ci� swojej siostry by�a tylko naiwn�, niewinn� i uczciw�, co mia�o jej zgotowa� tyle zasadzek.
Ta m�oda dziewczyna wygl�da�a zupe�nie inaczej ni� Julietta; o ile w rysach tej ostatniej wida� by�o gr�, opanowanie, kokieteri�, o tyle u drugiej podziwia�o si� wstydliwo��, delikatno�� i nie�mia�o��.
Wygl�d dziewicy, wielkie niebieskie oczy pe�ne wyrazu, ol�niewaj�ca cera, delikatna i lekka sylwetka, przejmuj�cy ton g�osu, z�by jak z ko�ci s�oniowej i pi�kne jasne w�osy oto jak rysuje si� obraz uroczej m�odszej siostry, kt�rej naiwne wdzi�ki i rozkoszne rysy wymaga�y bardzo delikatnych dotkni�� p�dzla, aby zosta� odmalowane.
Jednej i drugiej pozostawiono dwadzie�cia cztery godziny na opuszczenie klasztoru, zdaj�c je na w�asne staranie o siebie, by si� gdzie� umie�ci� ze swoimi stu talarami.
Julietta, uradowana, �e sama sobie jest pani�, przez chwil� chcia�a u�mierzy� p�acz Justyny, ale widz�c, �e nie da rady, zacz�a j� �aja� zamiast pociesza�, powiedzia�a wi�c siostrze, �e jest g�upia, �e nie zdarzy�o si� jeszcze, aby dziewczyny w ich wieku i o ich wygl�dzie umar�y z g�odu; da�a jej przyk�ad c�rki s�siad�w, kt�ra uciek�szy od rodzic�w by�a teraz bogat� utrzymank� poborcy generalnego i je�dzi�a karet� po Pary�u.
Justyna przerazi�a si� tak zgubnego przyk�adu, powiedzia�a wi�c, �e wola�aby umrze� ni� j� na�ladowa�, i odm�wi�a stanowczo zamieszkania z siostr�, ujrzawszy, �e chce ona prowadzi� wychwalane przez siebie niegodne �ycie.
Siostry rozsta�y si� wi�c, nie obiecuj�c sobie �adnego spotkania, jak tylko okaza�o si�, �e maj� tak r�ne zamiary.
Czy Julietta maj�ca zosta� wielk� dam�, jak postanowi�a, zgodzi�aby si� ujrze� dziewczyn�, kt�rej cnotliwe i niskie sk�onno�ci, musia�yby j� ha�bi�, a z drugiej strony, czy� Justyna zechcia�aby narazi� swe obyczaje w towarzystwie istoty zepsutej, kt�ra mia�a sta� si� ofiar� rozpusty i znieprawienia publicznego?
25 .
Ka�da poczyni�a starania na w�asn� r�k� i nazajutrz opu�ci�y klasztor, tak jak to by�o przewidziane.
Justyna, pieszczona dzieckiem przez krawcow� swojej matki, wyobrazi�a sobie, �e ta kobieta rozczuli si� nad jej losem, odnalaz�a j� wi�c, opowiedzia�a o swoim nieszcz�liwym po�o�eniu i prosi�a o prac�, zosta�a jednak bezwzgl�dnie odepchni�ta.
O Bo�e powiada to nieszcz�sne stworzenie czy ju� pierwszy samodzielny krok na tym �wiecie zrobiony musi by� powodem zmartwie�...
ta kobieta kocha�a mnie niegdy�, dlaczeg� wi�c mnie dzisiaj odpycha?
... Niestety, jedyny pow�d, to �e jestem sierot� i biedn�...
�e nie mam ju� oparcia na �wiecie, a ludzi ceni si� tylko wed�ug pomocy lub korzy�ci, jakich po nich mo�na si� spodziewa�.
Co widz�c, Justyna odnajduje proboszcza ze swojej parafii, prosi go o kilka rad, ale czcigodny duchowny odpowiada jej dwuznacznie, �e parafia jest przeci��ona, �e nie ma mowy, aby mog�a uzyska� co� z ja�mu�n, �e gdyby jednak chcia�a mu s�u�y�, umie�ci j� ch�tnie u siebie; poniewa� jednak m�wi�c to �wi�tobliwy m�� uj�� j� za podbr�dek, wyciska