10495
Szczegóły |
Tytuł |
10495 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10495 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10495 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10495 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aby rozpocz�� lektur�,
kliknij na taki przycisk ,
kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki.
Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni�ej.
1
GEORGE SAND
GRZECH PANA ANTONIEGO
TOWER PRESS, 2001
2
TOM PIERWSZY
I
EGUZON
Ma�o jest we Francji miejscowo�ci r�wnie ponurych jak miasteczko Eguzon, po�o�one na
pograniczu Marche i Berry, na po�udniowo-zachodnim kra�cu tej ostatniej prowincji.
Osiemdziesi�t, a co najwy�ej sto dom�w, mniej lub wi�cej n�dznego pozoru (z wyj�tkiem
dw�ch czy trzech, kt�rych zamo�nych w�a�cicieli nie wymieniamy w obawie ura�enia ich
skromno�ci), tworzy dwie czy trzy ulice i otacza rynek miasteczka, s�yn�cego w promieniu
dziesi�ciu mil z pieniactwa jego mieszka�c�w oraz z trudnego tam dost�pu. Pomimo tej
ostatniej niedogodno�ci, kt�ra zreszt� zniknie niebawem dzi�ki wytyczeniu nowego go�ci�ca,
Eguzon cz�sto odwiedzaj� podr�ni, je�li odwa�nie przebrn� otaczaj�c� je okolic� i
zaryzykuj� jazd� kariolk� po jego straszliwym bruku. Jedyna ober�a stoi przy jedynym placu,
tym obszerniejszym, �e graniczy on ze szczerym polem i zdaje si� oczekiwa� na nowe
siedziby przysz�ych mieszczan, za� ober�ysta zmuszony jest niekiedy latem zach�ca� zbyt
licznych przybysz�w, by lokowali si� w s�siednich domach, kt�re, przyzna� to trzeba, z
wielk� go�cinno�ci� otwiera�a przed nimi podwoje. Eguzon bowiem po�o�one jest w samym
sercu malowniczej okolicy usianej okaza�ymi ruinami i czy kto chce zwiedzi� Ch�teaubrun,
Crozant, la Prugne-au-Pot, czy wreszcie istniej�cy jeszcze i zamieszka�y zamek Saint-
Germain, musi z konieczno�ci przenocowa� w Eguzon, aby nazajutrz rano wyruszy� na jedn�
z tych wycieczek.
Przed kilku laty, w pewien parny i duszny wiecz�r czerwcowy, nieco po zachodzie s�o�ca,
mieszka�cy Eguzon otworzyli szeroko oczy na widok dobrze si� prezentuj�cego m�odzie�ca,
kt�ry przeje�d�a� przez rynek z zamiarem opuszczenia miasta. Zbiera�o si� na burz�, zmrok
zapada� wcze�niej ni� zwykle, a jednak m�ody podr�ny, po spo�yciu lekkiego posi�ku w
ober�y i popasaniu tam �ci�le tak d�ugo, ile by�o potrzeba, aby da� wytchn�� koniowi, �mia�o
skierowa� si� na p�noc, nie zwa�aj�c na perswazje ober�ysty i zdaj�c si� lekcewa�y�
niebezpiecze�stwa, jakie mog�y go czeka� w drodze. Nikt go nie zna�; na pytania odpowiada�
tylko zniecierpliwionym wzruszeniem ramion, a na przestrogi � u�miechem. Kiedy stukot
podk�w jego wierzchowca przebrzmia� w oddali, odezwa�y si� g�osy miejscowych
pr�niak�w:
� Musi to by� m�odzieniec, kt�ry dobrze zna drog� lub te� nie zna jej wcale. Przeje�d�a�
t�dy sto razy i zna tu ka�dy kamie� albo nie domy�la si�, jak rzeczy stoj�, i mo�e si� znale��
w k�opocie.
3
� To przybysz nie z tych stron � orzek� rozs�dnie pewien domy�lny cz�owiek � nie chcia�
nikogo s�ucha�; ale za p� godziny, gdy zerwie si� burza, zobaczycie, �e tu wr�ci.
� Je�li nie skr�ci pierwej karku zje�d�aj�c z mostu des Piles � zauwa�y� trzeci.
� Ha, trudno � odrzekli ch�rem obecni � to ju� jego rzecz! Chod�my zamkn�� okiennice,
�eby czasem grad nie pot�uk� nam szyb.
Rozleg� si� w ca�ym miasteczku huk zatrzaskiwanych w po�piechu drzwi i okien, podczas
gdy wiatr, kt�ry zaczyna� ju� wy� w zaro�lach, prze�ciga� w szybko�ci zadyszane s�u��ce,
odrzucaj�c im w nos skrzyd�a ci�kich drewnianych okiennic, na kt�re miejscowi
rzemie�lnicy, zgodnie z tradycjami przodk�w, nie szcz�dzili ani d�biny, ani �elastwa. Od
czasu do czasu jakie� g�osy nawo�ywa�y si� poprzez ulic�; krzy�owa�y si� kr�tkie, rzucane od
progu pytania i odpowiedzi:
� Wszystko�cie ju� sprz�tn�li?
� Gdzie za�! Zosta�o jeszcze ze dwie fury!
� A ja mam ze sze�� fur nieskoszonych.
� Mnie tam nic nie obchodzi, zwioz�em wszystko do stodo�y.
Chodzi�o o siano.
Podr�ny, dosiadaj�cy doskona�ego konika z Brenne, pozostawi� za sob� ci�kie chmury i
przy�pieszaj�c tempa pochlebia� sobie, �e wyprzedzi w wy�cigu burz�; ale na raptownym
zakr�cie drogi zrozumia�, �e nie uda mu si� unikn�� flankowego uderzenia. Rozwin�� wi�c
p�aszcz przytroczony do t�omoczka, zacisn�� pod brod� pasek od czapki i spi�wszy konia
ostrogami rozpocz�� nowy wy�cig, spodziewaj�c si� chocia� za dnia przeby� niebezpieczne
miejsce, o kt�rym go uprzedzano. Zawiod�y go jednak rachuby; droga okaza�a si� tak ci�ka,
�e zmuszony by� przej�� w st�pa i ostro�nie prowadzi� konia poprzez rozsypane pod nogami
g�azy. Kiedy znalaz� si� nad w�wozem rzeki Creuse, chmury powlok�y ju� ca�e niebo,
zapanowa�y zupe�ne ciemno�ci i jedynie po g�uchym, jakby dochodz�cym spod ziemi szumie
potoku m�g� os�dzi�, jak g��boka jest przepa��, wzd�u� kt�rej si� posuwa.
Lekkomy�lny, jakim si� bywa maj�c lat dwadzie�cia, m�odzieniec nie zwa�a� na przezorne
wahanie swego wierzchowca i zmusza� go do ryzykownego zst�powania ze stoku, kt�ry za
ka�dym krokiem stawa� si� bardziej wyboisty i stromy. Lecz ko� nagle stan��, rzuci� si� w ty�
pot�nym ruchem krzy�a; wstrz�s by� tak silny, �e je�dziec zachwia� si� w siodle i przy
�wietle b�yskawicy dojrza�, �e znajduje si� na samym skraju prostopad�ej przepa�ci: jeszcze
jeden krok, a by�by si� niechybnie znalaz� na dnie rzeki.
Deszcz zacz�� pada� i w�ciek�a nawa�nica wstrz�sa�a wierzcho�kami starych kasztan�w
rosn�cych przy drodze. �w wiatr zachodni spycha� w�a�nie je�d�ca i konia ku rzece i
niebezpiecze�stwo stawa�o si� tak oczywiste, �e podr�ny zmuszony by� zsi��� z konia, by
uchroni� si� nieco przed wiatrem i m�c lepiej powodzi� wierzchowcem w ciemno�ciach.
Fragment krajobrazu, kt�ry zdo�a� dostrzec w �wietle b�yskawicy, wyda� mu si� wspania�y,
zreszt� sytuacja, w jakiej si� znalaz�, schlebia�a w�a�ciwemu m�odo�ci upodobaniu do
przyg�d.
Nast�pna b�yskawica pozwoli�a mu zapozna� si� lepiej z krajobrazem, skorzysta� za� z
trzeciej, by oswoi� wzrok ze swym bezpo�rednim otoczeniem. Droga by�a do�� szeroka, ale
w�a�nie owa szeroko�� utrudnia�a posuwanie si� po niej. Sk�ada�o si� na ni� chyba ze sze��
ledwie przetartych dr�ek znaczonych tylko �ladami kopyt ko�skich i koleinami woz�w;
tworzy�y one ca�� sie� szlak�w krzy�uj�cych si� jakby przygodnie na stoku wzg�rza; �e za�
nie by�o tu ani �ywop�ot�w, ani row�w, ani �adnego �ladu ludzkiej r�ki, ziemia wyda�a wi�c
swe ogo�ocone zbocza na pastw� przechodni�w, kt�rzy wdrapywali si� na wzg�rze, jak kto
m�g�; tak wi�c o ka�dej porze roku ��obiono tam nowe �cie�ki lub powracano do
dawniejszych, stwardnia�ych i zaro�ni�tych dr�ek. Po�r�d tych kapry�nych �cie�yn wznosi�y
si� pag�rki nastroszone g�azami lub k�pami krzew�w, czego w ciemno�ciach niespos�b by�o
rozpozna�, a �e krzy�owa�y si� na r�nej wysoko�ci, trudno by�o przejecha� z jednej na drug�
4
nie nara�aj�c si� na potkni�cie, kt�re mog�o poci�gn�� we wsp�ln� przepa��, wszystkie
bowiem te �cie�ki bieg�y wzd�u� stromej �ciany w�wozu. �ciana za� owa by�a nie tylko
pochylona ku przodowi, lecz r�wnie� spadzista z jednego boku; nale�a�o wi�c i�� nie tylko
zgi�tym naprz�d, lecz i przechylonym w lew� stron�. Nie�atwo by�o posuwa� si�
kt�rymkolwiek z tych kr�tych szlak�w, gdy� latem wszystkie by�y jednako wydeptane,
okoliczni mieszka�cy bowiem w bia�y dzie� szli t�dy lub ow�dy, bez wyboru; jednak�e w
ciemn� noc pomy�ka nie by�a rzecz� oboj�tn� i m�odzieniec, kt�remu dro�sze by�y nogi
ulubionego konia ni� w�asne �ycie, postanowi� schroni� si� za ska�� do�� wysok�, by os�oni�
przed gwa�townym wiatrem siebie i wierzchowca i poczeka�, a� niebo troch� si� przeja�ni.
Opar� si� o Kruka i podnosz�c po�� nieprzemakalnego p�aszcza, by ochroni� bok i siod�o
wiernego towarzysza, pogr��y� si� w romantycznym marzeniu; wbrew przypuszczeniom
mieszka�c�w Eguzon, je�eli pami�tali jeszcze o nim w tej chwili, nie tylko nie odczuwa�
zawodu ani zatroskania, lecz przeciwnie, rad s�ucha� ryku rozszala�ej burzy.
Nast�puj�ce po sobie cz�sto b�yskawice pozwoli�y mu niebawem zapozna� si�
dostatecznie z otaczaj�c� go okolic�. Na wprost niego droga bieg�a wzd�u� przeciwleg�ej
�ciany w�wozu i wspina�a si� r�wnie stromo, jak poprzednio opada�a, i przedstawia�a
trudno�ci podobnej natury. Rzeka Creuse, przezroczysta i pot�na, p�yn�a do�� cicho w dole
przepa�ci, po czym z g�uchym, przeci�g�ym wyciem przeciska�a si� pod �ukami starego,
zrujnowanego mostu. Za�om przeciwleg�ej skarpy przes�ania� widok, ale z boku otwiera�a si�
perspektywa po�ogich, bujnych ��k, po�r�d kt�rych wi�a si� rzeka; na wprost za� naszego
m�odzie�ca, na szczycie naje�onego pot�nymi g�azami i poro�ni�tego bujn� ro�linno�ci�
pag�rka, wida� by�o wznosz�ce si� strzeliste, poszczerbione wie�e obszernej, na wp�
zrujnowanej siedziby. Gdyby jednak podr�nemu przysz�a my�l schronienia si� tam przed
burz�, trudno by�oby mu do niej trafi�; nie by�o bowiem wida� najmniejszego �ladu ��czno�ci
owego zamku z go�ci�cem, drugi za� w�w�z, przez kt�ry przep�ywa� drugi potok, wpadaj�cy
do Creuse, przedziela� oba wzg�rza. Miejsce to by�o niezmiernie malownicze, a sinawy
odblask b�yskawic nadawa� mu jakiej� grozy, kt�rej na pr�no by�my tu szukali w �wietle
dnia. Olbrzymie rury komin�w, obna�one na skutek zwalenia si� dach�w, strzela�y w g�r� ku
ci�kiej, pe�zaj�cej nad zamkiem chmurze i zdawa�y si� j� rozdziera�. W chwilach gdy niebo
przeszywa�y nag�e b�yski, ruiny rysowa�y si� bia�o na czarnym tle powietrza, natomiast kiedy
oczy przyzwyczai�y si� do nawrotu ciemno�ci, tworzy�y mroczn� bry�� na ja�niejszym
horyzoncie. Ogromna gwiazda, kt�rej chmury nie �mia�y zda si� zagarn��, d�ugo b�yszcza�a
nad dumn� wie�yc� jak klejnot na czole olbrzyma. Wreszcie znikn�a, a potoki deszczu, kt�ry
chlusn�� ze zdwojon� si��, zas�oni�y podr�nemu ca�y otaczaj�cy go �wiat g�st� zas�on�.
Woda, padaj�c na pobliskie ska�y i na ziemi� stwardnia�� od niedawnych upa��w, odbija�a si�
od nich tworz�c bia�� pian�; rzek�by�, �e to wiatr podnosi tumany kurzu.
M�ody cz�owiek poruszy� si�, chc�c znale�� za ska�� lepsz� os�on� dla konia, i nagle
spostrzeg�, �e nie jest sam. Jaki� cz�owiek przyszed� tu r�wnie� szuka� schronienia, a mo�e
nawet pierwszy zaj�� to miejsce. Trudno to by�o ustali� wobec gwa�townych przeskok�w od
ol�niewaj�cej jasno�ci do g�stego mroku. Je�dziec nie zd��y� przyjrze� si� dobrze
piechurowi; wyda�o mu si�, �e jest n�dznie odziany i �e niezbyt dobrze patrzy mu z oczu.
Zdawa�o si� nawet, �e chcia� si� ukry� chowaj�c si� jak najg��biej za wyst�p ska�y; z chwil�
jednak gdy us�yszawszy okrzyk podr�nego przekona� si�, �e go dostrze�ono, zwr�ci� si� do
nieznajomego bez wahania, g�osem dono�nym i �mia�ym:
� Bardzo to nieodpowiednia pogoda na spacery, m�j panie, i je�li pan jest cz�owiekiem
rozs�dnym, powr�ci pan na nocleg do Eguzon.
� Stokrotne dzi�ki, przyjacielu! � odpowiedzia� m�odzieniec i �wisn�� zamaszy�cie
szpicrut� z o�owian� ga�k�, by da� do zrozumienia zagadkowemu rozm�wcy, �e ma bro� w
r�ku.
5
Tamten zrozumia� ostrze�enie i odpowiedzia� na nie, niby od niechcenia uderzaj�c o ska��
tak pot�n� lask� z ostrokrzewu, �e a� rozprysn�y si� od�amki kamienia. Bro� by�a dobra, a i
pi�� nie od parady.
� Niedaleko pan dzi� zajdzie w tak� pogod� � ci�gn�� dalej w�drowiec.
� P�jd� tak daleko, jak mi si� b�dzie podoba�o � odrzek� je�dziec � i nie chcia�bym by� w
sk�rze tego, komu strzeli do g�owy zatrzymywa� mnie w drodze.
� Czy obawia si� pan z�odziei, �e na grzeczno�� odpowiada pan pogr�kami? Nie wiem, z
jakich stron przybywasz, m�odzie�cze, ale nie wiesz wida�, w jakich stronach si� znajdujesz.
Nie ma tu u nas, dzi�ki Bogu, ani zb�jc�w, ani morderc�w, ani z�odziei.
Dumny, lecz szczery ton nieznajomego budzi� zaufanie. M�odzieniec zacz�� zn�w
�agodnie:
� Jeste� wi�c mieszka�cem tej okolicy, m�j przyjacielu?
� Tak, jestem nim i b�d� nim zawsze.
� Masz racj�, �e chcesz tu pozosta�: to pi�kne strony.
� Nie zawsze, co prawda. W tej chwili na przyk�ad nie jest tu zbyt przyjemnie; pogoda jest
bardzo z�o�liwa i zanosi si� na to, �e tak b�dzie przez ca�� noc.
� Tak pan s�dzi?
� Jestem tego pewien. Je�li pan pojedzie dolin� Creuse, burza b�dzie panu towarzyszy�a do
jutra rana; my�l� jednak, �e nie wybra� si� pan w drog� tak p�no nie maj�c gdzie� w pobli�u
zapewnionego noclegu?
� Prawd� powiedziawszy widz�, �e miejscowo��, dok�d si� udaj�, jest po�o�ona dalej, ni�
przypuszcza�em. Wyobrazi�em sobie, �e chc�c zatrzyma� mnie w Eguzon przesadzono
zar�wno odleg�o��, jak i z�y stan dr�g; widz� jednak po tym, jak ma�o si� posun��em od
godziny, �e bynajmniej nie wprowadzono mnie w b��d.
� Czy nie b�dzie zbytni� ciekawo�ci� zapyta�, dok�d pan jedzie?
� Do Gargilesse. Jak to daleko, zdaniem pana?
� Niedaleko, gdyby by�o wida� drog�; ale je�li pan nie zna okolicy, b�dzie pan w�drowa�
ca�� noc, gdy� to, co pan tu widzi, jest niczym w por�wnaniu z karko�omnymi zjazdami, kt�re
pana czekaj�, by przedosta� si� z w�wozu Creuse do w�wozu Gargilesse, nie m�wi�c ju� o
tym, �e ponadto ryzykuje pan �ycie.
� A wi�c, czy chcia�by pan przeprowadzi� mnie za sowit� nagrod�?
� Co to, to nie, dzi�kuj� panu.
� Czy�by droga by�a a� tak niebezpieczna, �e odmawia mi pan tej przys�ugi?
� Droga nie jest niebezpieczna dla mnie, kt�ry znam j� r�wnie dobrze, jak pan zapewne
zna ulice Pary�a; z jakiej racji jednak mia�bym dla pa�skiej przyjemno�ci mokn�� przez ca��
noc?
� Wcale mi na tym nie zale�y i potrafi� obej�� si� bez pa�skiej pomocy; ale nie prosi�em
pana bynajmniej o grzeczno�� za darmo: ofiarowa�em panu...
� Dosy�, dosy�! Jest pan bogaty, ja za� jestem ubogi, ale jeszcze nie wyci�gam r�ki i mam
po temu powody, by nie stawa� si� s�ug� pierwszego lepszego... Gdybym jeszcze wiedzia�,
kim pan jeste�...
� Nie dowierza mi pan? � rzek� m�ody cz�owiek; �mia�a i dumna postawa nieznajomego
pobudzi�a jego ciekawo��. � Na dow�d, �e nieufno�� jest niegodnym uczuciem, zap�ac� panu
z g�ry. Ile pan ��da?
� Za pozwoleniem, �askawy panie, ja nic nie ��dam; nie mam �ony ani dzieci i nic mi na
razie nie potrzeba; mam zreszt� przyjaciela, dobrego koleg� � dom jego jest st�d niedaleko � i
skorzystam z pierwszego przeja�nienia, by p�j�� tam na kolacj� i przespa� si� pod dachem.
Czemu mia�bym si� tego wyrzeka� dla pana? Niech pan sam przyzna. Czy dlatego, �e pan ma
dobrego konia i ubranie jak z ig�y?
6
� Pa�ska duma podoba mi si� raczej. My�l� jednak, �e nies�usznie odrzuca pan zwyk��
wymian� us�ug.
� Odda�em ju� panu us�ug� tak�, na jak� mnie sta�, ostrzegaj�c, by pan nie ryzykowa�
podr�y w tak ciemn� noc i po drogach, kt�re za p� godziny b�d� nie do przebycia. Czego
pan wi�cej chce?
� Niczego... Je�li prosi�em pana o pomoc, to tylko by pozna� charakter tutejszych
mieszka�c�w, nic wi�cej. Widz� teraz, �e ich �yczliwo�� dla obcych ogranicza si� tylko do
s��w.
� Dla obcych! � wykrzykn�� wie�niak, a w g�osie jego zabrzmia� taki smutek i wyrzut, �e
a� podr�ny si� zdumia�. � A czy� to i tak nie nazbyt wiele dla tych, co nas zawsze tylko
krzywdzili? Ludzie s� niesprawiedliwi, m�j panie; ale Pan B�g wszystko widzi i wie, �e
biedny ch�op daje si� strzyc jak owca przez uczonych ludzi z miasta i nigdy si� nawet nie
zem�ci.
� Ludzie z miasta tyle wi�c krzywdy wyrz�dzili wie�niakom w waszych stronach? Nie
wiedzia�em o tym i nie mog� bra� za to odpowiedzialno�ci, gdy� jestem tu po raz pierwszy.
� Jedzie pan do Gargilesse. Pewnie w odwiedziny do pana Cardonnet? Jest wi�c pan, r�cz�
za to, jego krewnym lub przyjacielem?
� Kt� to jest ten pan Cardonnet, do kt�rego zdaje chwili si� pan mie� jaki� �al? � zapyta�
m�odzieniec po wahania.
� Do�� na tym � odpowiedzia� wie�niak � je�li go pan nie zna, wszystko, co m�g�bym
panu o nim powiedzie�, b�dzie dla pana nieciekawe; je�li za� jest pan bogaty, nic panu z jego
strony nie grozi. Jest on zawzi�ty tylko na biedak�w.
� Ale� ostatecznie � ci�gn�� dalej nieznajomy staraj�c si� opanowa� wzburzenie � mo�e
mam powody, �e chc� wiedzie�, co my�l� w okolicy o tym panu Cardonnet. Je�li odmawia mi
pan wyja�nie�, na czym opiera pan sw�j ujemny s�d o nim? Wida� ma pan do niego jak��
osobist� uraz�, kt�ra panu samemu ma�o zaszczytu przynosi.
� Nie mam obowi�zku zdawa� rachunku przed nikim � odpowiedzia� wie�niak � a s�d m�j
do mnie nale�y. Dobranoc panu. W�a�nie deszcz troch� przestaje pada�. Przykro mi, �e nie
mog� panu ofiarowa� schronienia, ale nie mam innego ni� ten oto zamek, kt�ry nie nale�y do
mnie. � Oddaliwszy si� jednak o kilka krok�w przystan��, jakby poczu� wyrzuty sumienia, �e
nie do�� dobrze wywi�zuje si� z obowi�zk�w go�cinno�ci: � Gdyby pan mia� ochot� wst�pi�
tam i poprosi� o nocleg � doda� � mog� panu zar�czy�, �e by�by pan dobrze przyj�ty.
� A wi�c te ruiny s� zamieszka�e? � zapyta� podr�ny, kt�ry na to, by przeprawi� si� przez
rzek� Creuse, musia� tak�e przej�� w�w�z, ruszy� wi�c w drog� razem z wie�niakiem,
przytrzymuj�c konia za uzd�.
� Prawdziwie jest to ruina � rzek� jego towarzysz t�umi�c westchnienie � ale chocia� nie
jestem jeszcze taki stary, widzia�em ten zamek, kiedy sta� nietkni�ty i tak pi�kny, zar�wno na
zewn�trz, jak wewn�trz, �e kr�l by nim nie pogardzi�. W�a�ciciel nie �o�y� zbyt wiele na jego
utrzymanie, ale nie by�o to potrzebne, taki ten zamek by� pot�ny i mocno zbudowany; mury
by�y tak pi�knie wyz�bione, kamienie w kominach i doko�a okien tak pi�knie ociosane, �e nie
spos�b by�o przyozdobi� je bogaciej, ni� uczynili to architekci i murarze przy budowie. Ale
wszystko przemija, bogactwo tak jak wszystko inne, i ostatni pan de Ch�teaubrun odkupi�
niedawno za cztery tysi�ce frank�w zamek swoich przodk�w.
� Czy� to mo�liwe, �eby taka g�ra kamieni, nawet w stanie zupe�nego opuszczenia, mia�a
tak ma�� warto��?
� To, co pozosta�o, by�oby jeszcze sporo warte, gdyby mo�na te kamienie st�d usun�� i
przewie��; ale sk�d wzi�� w tej okolicy robotnik�w i maszyny zdolne zwali� te stare mury?
Nie wiem, czego ludzie u�ywali dawniej do budowy, ale ten cement jest tak zwarty, �e wie�e
i g��wne �ciany wydaj� si� wyciosane z jednej bry�y. I widzi pan, �e ten gmach wzniesiony
jest na samym szczycie g�ry, a wsz�dzie doko�a przepa�ci. Jakich woz�w i jakich koni trzeba
7
by na przewiezienie podobnego budulca? Chyba �eby si� ta g�ra rozpad�a, inaczej te mury
ostan� si� tak d�ugo jak ska�a, na kt�rej stoj�, a znajdzie si� pomi�dzy nimi jeszcze do��
sklepie�, aby zapewni� dach nad g�ow� biednemu panu i biednej panience.
� A wi�c ten ostatni potomek rodu Ch�teaubrun ma c�rk�? � zapyta� m�odzieniec i
zatrzyma� si�, by obejrze� star� siedzib� ciekawszym okiem, ni� to czyni� dotychczas. � Czy i
ona tu mieszka?
� Tak, tak, mieszka po�r�d s�p�w i puszczyk�w, co nie przeszkadza, �e jest m�oda i �adna.
Nie brak tu powietrza i wody, no i pomimo nowych praw ograniczaj�cych polowanie mo�na
czasem zobaczy� par� zaj�cy lub kuropatw na stole pana de Ch�teaubrun. Szczerze m�wi�,
je�li pan nie ma spraw tak pilnych i nie chce ryzykowa� �ycia, by stan�� na miejscu przed
�witem, chod�my razem, a r�cz�, �e b�dzie pan dobrze przyj�ty na zamku. A nawet gdyby
pan przyby� sam jeden i bez niczyjego polecenia, wystarczy, by noc by�a s�otna, panu za�
dobrze z oczu patrzy�o, a przyjm� pana ch�tnie i go�cinnie w domu hrabiego de Ch�teaubrun.
� Ten szlachcic jest podobno ubogi, mia�bym skrupu�y nadu�ywa� jego dobrego serca.
� Przeciwnie, zrobi mu pan przyjemno��. Co tam, przecie pan widzi, �e burza powraca z
jeszcze wi�ksz� si��, i nie mia�bym sumienia zostawi� pana samego w g�rach. Wie pan, nie
trzeba mi mie� za z�e, �em panu moich us�ug odm�wi�; mam po temu swoje racje, o kt�rych
pan s�dzi� nie mo�e i kt�rych nie mam obowi�zku wy�uszcza�; ale b�d� spa� spokojniej, je�li
pan pos�ucha mojej rady. Znam zreszt� pana Antoniego, wzi��by mi za z�e, gdybym pana nie
zatrzyma� i nie przyprowadzi� na zamek; jeszcze got�w by�by pobiec za panem, co nie
wysz�oby mu na zdrowie zaraz po kolacji.
� A... czy nie s�dzi pan, �e jego c�rka b�dzie nierada z przybycia nieznajomego?...
� Jego c�rka jest jego c�rk�, to znaczy, �e jest r�wnie dobra jak on, je�li nie lepsza, cho� to
si� zdaje zgo�a niemo�liwe.
M�odzieniec waha� si� jeszcze chwil�; lecz urzeczony jakim� romantycznym urokiem
przygody i tworz�c w wyobra�ni obraz owej per�y niezwyk�ej pi�kno�ci, kt�r� odkryje w�r�d
tych gro�nych mur�w, powiedzia� sobie, �e oczekuj� go w Gargilesse dopiero nazajutrz w
ci�gu dnia; �e przyje�d�aj�c tam po�rodku nocy zak��ci�by sen rodzicom; wyperswadowa�
sobie wreszcie, �e upieranie si� przy swoich zamiarach by�oby rzecz� wielce nierozwa�n�, od
kt�rej matka stara�aby si� go z pewno�ci� odwie��, gdyby g�os jej m�g� w tej chwili dolecie�
do niego. Pokonany wszystkimi argumentami, kt�re wytaczamy sami sobie, w�wczas gdy
chochlik m�odo�ci i ciekawo�ci si� w to wdaje, poszed� za swoim przewodnikiem w stron�
starego zamku.
II
ZAMEK CH�TEAUBRUN
Wspi�wszy si� z trudem po stromej �cie�ce, a raczej po stopniach wykutych w skale, nasi
podr�ni po up�ywie dwudziestu minut znale�li si� przed wjazdem do zamku. Wiatr i ulewa
nabiera�y coraz wi�kszej si�y, m�odzieniec nie mia� wi�c mo�no�ci przyjrze� si� szerokiej
bramie, kt�ra w tej chwili stanowi�a w jego oczach jedynie pot�nych rozmiar�w mroczn�
8
bry��. Zauwa�y� tylko, �e zamiast �elaznych krat, jak przysta�o na wielkopa�sk� rezydencj�,
siedzib� otacza�a zwyk�a drewniana bariera, podobna do tych, kt�re ogradza�y okoliczne ��ki.
� Prosz� tu na mnie poczeka� � rzek� przewodnik do m�odzie�ca. � Przelez� przez t�
barier� i przynios� klucz; bo co te� tej starej Janilli przysz�o do g�owy: za�o�y�a tu niedawno
k��dk�, tak jakby z�odziej m�g� si� na co� po�aszczy� u jej pa�stwa. Zreszt�, mia�a dobre
ch�ci i nie robi� jej z tego zarzutu.
Wie�niak bardzo zr�cznie przeskoczy� barier�, m�odzieniec za� czekaj�c, a� przewodnik
jego powr�ci, by go wprowadzi� na zamek, stara� si� na pr�no zrozumie� uk�ad
rozpadaj�cych si� bry� architektonicznych, kt�re majaczy�y w g��bi dziedzi�ca: robi�y
wra�enie ca�kowitego chaosu.
W par� chwil potem zobaczy� zbli�aj�ce si� ku niemu postacie, kt�re z po�piechem
otworzy�y barier�; jedna z nich wzi�a za wodze konia, druga poda�a m�odzie�cowi r�k�;
trzecia wreszcie sz�a na przedzie, nios�c latarni�. Pomoc jej by�a niezmiernie potrzebna, by
lawirowa� pomi�dzy zagradzaj�cym przej�cie gruzem i rosn�cymi tam g�sto cierniami.
Min�li cz�� dziedzi�ca, kilka wielkich, ciemnych sal, otwartych na wszystkie cztery wiatry, i
znale�li si� wreszcie w w�skim, sklepionym pomieszczeniu, kt�re mog�o niegdy� s�u�y� za
kredens lub lamus ��cz�cy kuchnie ze stajniami. W pokoju tym, starannie wybielonym,
mie�ci� si� teraz salon i jadalnia pana de Ch�teaubrun. Wymurowano tam niedawno kominek
obramowany politurowanym i b�yszcz�cym drzewem; szeroka blacha �elazna wype�niaj�ca
ca�e palenisko, przyniesiona tu zapewne z jednego z wielkich komin�w zamku, zar�wno jak
oba wilki z polerowanego �elaza odbija�y wspaniale ciep�o i blask ognia w tym pokoju o
bia�ych, nagich �cianach, kt�ry dzi�ki temu i przy pomocy ma�ej blaszanej lampki by�
dostatecznie o�wietlony. St� z kasztanowego drzewa, mog�cy w dni szczeg�lnie uroczyste
pomie�ci� a� sze�� nakry�, kilka wyplatanych krzese� i niemiecki zegar z kuku�k�, kupiony za
sze�� frank�w od w�drownego handlarza, stanowi�y ca�e umeblowanie tej skromnej bawialni.
Wszystko to jednak by�o nieskazitelnej czysto�ci; st� i krzes�a, z gruba ciosane przez
miejscowego stolarza, mia�y po�ysk zdradzaj�cy usilne u�ywanie szczotki i we�nianej �cierki.
Palenisko komina by�o starannie wymiecione, pod�oga na angielsk� mod��, wbrew
miejscowym zwyczajom, wysypana piaskiem; w kamiennym dzbanie na kominku
rozpo�ciera� si� jak wachlarz olbrzymi bukiet r� pomieszanych z polnymi kwiatami
zerwanymi na pobliskich wzg�rzach.
W tej skromnej siedzibie nie mo�na by�o na pierwszy rzut oka dostrzec �adnego
wyszukania, �adnej ch�ci nadania jej pi�tna poetyczno�ci lub malowniczo�ci; a jednak
przyjrzawszy si� bli�ej �atwo si� by�o przekona�, �e w tym pokoju, tak jak w ka�dym
zamieszka�ym przez cz�owieka wn�trzu, charakter i wrodzony smak osoby, kt�ra je
stworzy�a, rz�dzi�y b�d� wyborem, b�d� rozstawieniem sprz�t�w. M�odzieniec, wchodz�c tu
po raz pierwszy, znalaz� si� sam przez chwil�, podczas gdy gospodarze krz�tali si�, by przyj��
go jak najgodniej, m�g� wi�c wytworzy� sobie wkr�tce do�� s�uszny s�d o mieszka�cach tego
ustronia. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e nawykli oni do pewnego wykwintu, �e zachowali
potrzeb� pewnego dobrobytu; �e znalaz�szy si� w ci�kiej sytuacji mieli do�� zdrowego
rozs�dku, by wyrzec si� wszelkiego zewn�trznego blichtru, wreszcie, �e wybrali na bawialni�
spo�r�d niewielu pokoi, kt�re nie uleg�y zniszczeniu w tym rozleg�ym dworzyszczu,
naj�atwiejszy do utrzymania, ogrzania, do umeblowania i o�wietlenia i �e instynktownie dali
pierwsze�stwo temu, kt�ry w proporcjach swoich by� zarazem wytworny i pe�en wdzi�ku.
Istotnie ten zak�tek by� cz�ci� pierwszego pi�tra czworok�tnego pawilonu dobudowanego
pod koniec Odrodzenia do starych mur�w tworz�cych g��wn� fasad�. Artysta, kt�ry
skomponowa� t� czworok�tn� wie�yczk�, usi�owa� z�agodzi� przej�cie ��cz�ce ze sob� dwa
odmienne style; nada� oknom kszta�t przypominaj�cy dawne strzelnice i okienka obronne;
wida� by�o jednak, �e te ma�e okr�g�e otwory nie by�y nigdy przeznaczone na to, by
wystawiano przez nie dzia�a, i �e s�u�y�y tylko jako ozdoba dla oka. Pi�knie okolone
9
czerwon� ceg�� na przemian z bia�ymi kamieniami tworzy�y od wewn�trz �adne ramy, a
rozmieszczone w regularnych odst�pach pomi�dzy oknami w podobny spos�b
ornamentowane nisze pozwala�y obej�� si� bez papierowych obi� lub rozwieszonych tkanin, a
nawet mebli, kt�re przyt�oczy�yby tylko te �ciany, nie dodaj�c nic do ich pe�nej wdzi�ku
prostoty.
W jednej z tych nisz, kt�rej podstaw� tworzy�a kamienna p�yta bia�a i b�yszcz�ca jak
marmur, podr�ny zobaczy� �adny wiejski ko�owrotek i wrzeciono z namotan� na nim
brunatn� we�n�; wpatruj�c si� w to narz�dzie pracy, tak lekkie i naiwne zarazem, zatopi� si� w
my�lach, z kt�rych wyrwa�o go lekkie mu�ni�cie sukni kobiecej. Odwr�ci� si� �ywo; jednak�e
gwa�towne bicie m�odzie�czego serca ust�pi�o miejsca przykremu rozczarowaniu. By�a to
stara s�u��ca; dzi�ki pokrywaj�cej pod�og� warstwie piasku wesz�a bez szmeru i pochyli�a si�,
by wrzuci� do komina nar�cze p�d�w dzikiej winoro�li.
� Niech si� pan przysunie do ognia � powiedzia�a stara, wymawiaj�c �r� gard�owo i jakby
z pewn� przesad� � prosz� da� mi sw�j p�aszcz i czapk�, wysusz� je w kuchni. To dobry
p�aszcz od deszczu; nie pami�tam, jak si� ten materia� nazywa, ale widzia�am taki w Pary�u.
Rada bym, �eby nasz pan hrabia m�g� mie� podobny! Ale to pewnie bardzo drogo kosztuje,
zreszt� nie wiadomo, czyby chcia� to nosi�. Wci�� mu si� zdaje, �e ma dwadzie�cia pi�� lat, i
twierdzi, �e nigdy jeszcze wody niebieskie nie przyprawi�y o katar uczciwego cz�owieka; a
jednak zesz�ej zimy skar�y� si� troch� na ischias... Ale w pa�skim wieku cz�owiek si� takich
rzeczy nie boi. Tak czy owak, niech pan sobie krzy� rozgrzeje; o tak, prosz� sobie krzes�o
obr�ci�, b�dzie panu lepiej. Pan z Pary�a, jestem tego pewna; pozna�am to zaraz po pa�skiej
cerze, zbyt delikatnej jak na nasze strony: pi�kna okolica, m�j panie, ale lato u nas upalne, a
zima mro�na. Powie mi pan, �e dzi� jest tak zimno jak w listopadzie; to prawda, c� jednak
na to poradzi�? To przez t� burz�. Ale ten pokoik jest poczciwy, �atwo si� da ogrza�,
przekona si� pan o tym za chwil�. Na szcz�cie nie brak nam chrustu. Tyle tu starych drzew, a
potem same je�yny, co rosn� w podw�rzu, starcz�, �eby pali� w piecu chlebowym ca�� zim�.
Prawda, �e nigdy du�o chleba si� nie piecze. Pan hrabia nic prawie nie jada, c�rka tak samo;
najwi�kszy �ar�ok w ca�ym domu to lokajczyk; temu trzeba da� trzy funty chleba na dzie�.
Tote� piek� dla niego oddzielny bochenek i �yta nie �a�uj�. W sam raz dla niego, a jeszcze jak
doda� troch� otr�b, to bardzo chleba przysparza i wcale na zdrowie nie szkodzi. Ho, ho, to
pana �mieszy? I mnie tak�e. Bo ja, widzi pan, ca�e �ycie lubi�am �mia� si� i gaw�dzi�, robota
na tym nie cierpi, ceni� pr�dko�� we wszystkim. Pan Antoni jest taki sam; jak co powie,
trzeba duchem lecie�. Tote� zawsze na tym punkcie byli�my zgodni. Pan nam daruje, je�li
wypadnie mu troch� poczeka�. Pan hrabia zeszed� do piwnicy z tym cz�owiekiem, co to pana
przyprowadzi�, a tam schody takie strome, �e nie spos�b i�� pr�dko; ale to dobra piwnica,
prosz� pana; mury grube przesz�o na dziesi�� st�p, a tak g��boko w ziemi, �e jak si� cz�owiek
tam dostanie, to mu si� zdaje, �e jest �ywcem zakopany. Prawdziwie! a� si� robi nieswojo.
Powiadaj�, �e kiedy� zamykano tam je�c�w wojennych; my nie zamykamy teraz nikogo i
wino nasze doskonale si� tam przechowuje. Sp�niamy si� te� dlatego, �e nasza c�rka ju�
le�y w ��ku: mia�a dzi� migren�, bo chodzi�a po s�o�cu bez kapelusza. Powiada, �e chce si�
do tego przyzwyczai� i �e je�li ja mog� si� obchodzi� bez kapelusza i parasolki, to i jej to
niepotrzebne; ale si� myli: wychowana by�a na panienk�, tak jak przysta�o biedactwu! Bo je�li
powiadam �nasza c�rka�, to nie dlatego �ebym by�a matk� panny Gilberty; niepodobna do
mnie w niczym, tak jak szczygie�ek niepodobny jest do zwyk�ego wr�bla; ale �e to ja j�
wychowa�am, wi�c przywyk�am nazywa� j� swoj� c�reczk�, a ona za nic nie chcia�a si�
zgodzi�, �ebym przesta�a jej m�wi� po imieniu. To takie kochane dziecko! Przykro mi, �e
le�y w ��ku; ale zobaczy j� pan jutro rano, bo nie pu�cimy pana bez �niadania, i ona pomo�e
mi us�u�y� panu lepiej, ni�bym to ja sama potrafi�a. Nie brak mi si� co prawda, prosz� pana,
nogi mam zdrowe, jak pan widzi, jestem szczup�a, cho� ma�a i nie domy�li�by si� pan z
pewno�ci�, ile mam lat... Na przyk�ad, ile te� da�by mi pan lat?...
10
M�odzieniec liczy�, �e dzi�ki temu pytaniu b�dzie m�g� wtr�ci� cho� s�owo, cho� jedno
grzeczne zdanie, by jej podzi�kowa� i poruszy� temat, kt�ry go interesowa�, pragn�� bowiem
dowiedzie� si� wi�cej szczeg��w o pannie Gilbercie; ale zacna kobieta nie czeka�a na jego
odpowied� i ci�gn�a dalej z wielk� swad�:
� Mam sze��dziesi�t cztery lata, prosz� pana, to znaczy, sko�cz� sze��dziesi�t cztery na
�wi�ty Jan, a zepchn� wi�cej roboty ni� trzy m�ode dziewczyny. Krewka jestem, prosz� pana.
Nie pochodz� z Berry; urodzi�am si� w Marchii, o jakie dwadzie�cia cztery kilometry st�d; to
od razu zna� i wida�. Przygl�da si� pan robocie naszej c�rki? Czy wie pan, �e potrafi prz���
tak r�wno i tak cienko jak najlepsza prz��niczka ze wsi? Upar�a si�, �ebym j� nauczy�a prz���
we�n�. �S�uchaj, matko � powiedzia�a mi (bo ona mnie zawsze tak nazywa; biedne dziecko
nie pami�ta w�asnej matki i kocha�o mnie zawsze, jakbym to ja j� urodzi�a, cho� podobne
jeste�my do siebie nie przymierzaj�c jak r�a do pokrzywy) � s�uchaj, matko � powiada � te
hafty, te rysunki, te wszystkie bzdury, kt�rych mnie uczono w klasztorze, na nic si� tu nie
zdadz�. Naucz mnie prz���, robi� na drutach, szy�, tak abym mog�a pom�c ci w sporz�dzaniu
odzie�y dla mego ojca...�
Skoro tylko niezmordowany monolog zaczyna� zaciekawia� nieco znu�onego s�uchacza,
poczciwa kobiecina wysz�a z pokoju, tak jak to ju� niejednokrotnie przedtem czyni�a � nie
usiad�a bowiem ani na chwil� � i nie przestaj�c prawi� nakry�a st� grubym bia�ym obrusem,
rozstawi�a talerze, szklanki, po�o�y�a no�e, zamiot�a na nowo palenisko, wytar�a krzes�a i
chyba z dziesi�� razy podsyci�a ogie�, nawi�zuj�c przy tym nieustannie w�tek solowej
piosenki w tym samym miejscu, gdzie go przerwa�a. Tym razem jednak gard�owy jej g�os,
kt�ry nie przestawa� dolatywa� z s�siedniego korytarzyka, przyt�umi�y dwa silniejsze g�osy i
hrabia de Ch�teaubrun w towarzystwie wie�niaka, kt�ry przyprowadzi� naszego m�odzie�ca,
ukaza� si� wreszcie jego oczom. Ka�dy z nich ni�s� dwa kamienne dzbany, kt�re postawili na
stole. W�wczas dopiero m�odzieniec m�g� przyjrze� si� dok�adnie rysom obu przyby�ych.
Pan de Ch�teaubrun by� m�czyzn� lat oko�o pi��dziesi�ciu, �redniego wzrostu, o
pi�knych i szlachetnych rysach. Barczysty, mia� kark jak u byka, r�ce i nogi atlety, p�e�
ogorza�� co najmniej tak jak jego towarzysz i pot�ne d�onie, stwardnia�e, opalone, spierzch�e
na polowaniu, na s�o�cu i wietrze; istne r�ce k�usownika � zacny hrabia posiada� bowiem zbyt
ma�o ziemi w�asnej, by nie polowa� na cudzej.
Twarz mia� pogodn�, szczer� i u�miechni�t�; nogi silne, g�os stentorowy. Jego solidne
ubranie my�liwskie, schludne, cho� po�atane na �okciach, koszula z konopianego p��tna,
sk�rzane sztylpy, szpakowaty zarost czekaj�cy cierpliwie niedzielnej brzytwy, wszystko w
nim �wiadczy�o, �e nawyk� do twardego, dzikiego nawet �ycia, podczas gdy ujmuj�cy wyraz
twarzy, g�adki i serdeczny spos�b bycia oraz niepozbawiona pewnej godno�ci swoboda
zdradza�y szlachcica dwornych manier, kt�ry nawyk� raczej okazywa� pomoc i opiek� ni� jej
oczekiwa� od innych.
Towarzysz�cy hrabiemu wie�niak nie dor�wnywa� mu w najmniejszym nawet stopniu pod
wzgl�dem schludno�ci. Burza i z�e drogi uszkodzi�y powa�nie jego bluz� i obuwie. Je�li
zarost hrabiego datowa� si� sprzed tygodnia, szczecina wie�niaka chyba z g�r� od dw�ch
tygodni nie ogl�da�a brzytwy. Wie�niak by� chudy, ko�cisty, zwinny, wy�szy od hrabiego o
kilka cali, a cho� twarz jego wyra�a�a tak�e dobro� i serdeczno��, chwilami przebiega�y j�,
je�li tak powiedzie� mo�na, b�yskawice z�o�liwo�ci, smutku lub wynios�ej niech�ci do ludzi.
By� niew�tpliwie b�d� m�drzejszy, b�d� bardziej nieszcz�liwy od pana zamku Ch�teaubrun.
� A wi�c, m�j panie � zapyta� szlachcic � czy zd��y� si� pan troch� osuszy�? Rad jestem
pana u siebie powita� i s�u�� kolacj�.
� Wdzi�czny jestem za tak go�cinne przyj�cie � odpowiedzia� podr�ny � uwa�am jednak,
�e uchybi�bym dobrym obyczajom, gdybym przede wszystkim si� panu nie przedstawi�.
� Dobrze, dobrze � ci�gn�� dalej hrabia, kt�rego nazywa� b�dziemy odt�d panem
Antonim, jak to czynili wszyscy w ca�ej okolicy � powie mi pan to potem, je�li pan sobie
11
�yczy. Ja ze swej strony nie zamierzam stawia� panu �adnych pyta� i pragn� wywi�za� si� z
obowi�zk�w go�cinno�ci nie zmuszaj�c pana, by� mi deklinowa� swoje nazwisko i tytu�y. Jest
pan w podr�y, obcy w tej okolicy, ta piekielna noc zaskoczy�a pana u mego progu: oto
pa�skie tytu�y i pa�skie prawa. Nie do�� na tym, podobaj� mi si� zar�wno twarz pa�ska, jak i
mina; a nagrod� dla mnie b�dzie rado��, jak� sprawi mi oddanie przys�ugi zacnemu ch�opcu.
Niech�e wi�c pan siada, przek�si co� i wypije.
� Zbytnia to �aska z pa�skiej strony i wzrusza mnie szczero�� i uprzejmo��, z jak� wita pan
podr�nych. Nic mi wszak�e nie potrzeba, wystarczy a� nadto, je�li pan pozwoli mi doczeka�
tu ko�ca burzy. Jad�em kolacj� w Eguzon, przed niespe�na godzin�. Zaklinam wi�c pana, by�
nie kaza� mi nic podawa�.
� Jest pan ju� po kolacji? Ale� to niczego nie dowodzi! Czy�by pan nale�a� do ludzi,
kt�rych �o��dek potrafi strawi� na raz tylko jeden posi�ek? Kiedy by�em w pa�skim wieku,
got�w by�bym zje�� kolacj� o ka�dej godzinie w ci�gu nocy, byle mi si� tylko po temu
nadarzy�a sposobno��. Konna przeja�d�ka i powietrze g�rskie wystarcz�, by zaostrzy� na
nowo apetyt. Co prawda, gdy si� do�yje pi��dziesi�tki, �o��dek przestaje ju� by� tak uk�adny;
tote� je�li o mnie chodzi, p� szklanki dobrego wina i sk�rka czerstwego chleba wystarczaj�
mi ca�kowicie. Niech�e pan jednak nie robi ceremonii. Przyby� pan w sam� por�, mia�em
w�a�nie zasi��� do sto�u, a �e moja biedna ma�a cierpi dzi� na migren�, smutno by�o nam
obojgu, Janilli i mnie, je�� kolacj� tylko we dwoje; przybycie pa�skie jest wi�c pociech�
zar�wno dla nas, jak dla tego zacnego cz�owieka, towarzysza moich lat dzieci�cych, kt�rego
zawsze ch�tnie witam u siebie. Siadaj no tu przy mnie � doda� zwracaj�c si� do wie�niaka � a
pani, jejmo�� Janillo, naprzeciwko mnie. Prosz� robi� honory domu, bo wie pani przecie�, jak
mam ci�k� r�k�: kiedy zabieram si� do krajania mi�sa, przecinam na dwoje piecze�,
p�misek, obrus, ba, mo�e nawet i st�, a to pani� gniewa.
Kolacja, kt�r� jejmo�� pani Janilla rozstawi�a na stole z wyra�n� satysfakcj�, sk�ada�a si� z
sera koziego, sera owczego, talerza orzech�w, talerza �liwek suszonych, wielkiego bochna
razowego chleba i czterech dzban�w wina przyniesionych osobi�cie przez pana domu.
Biesiadnicy zabrali si� �wawo i z widocznym zadowoleniem do skromnego jad�a; jedynie
podr�ny nie mia� wcale apetytu i tylko podziwia� uprzejmo��, z jak� czcigodny gospodarz
dzieli� z nim, bez najmniejszego zak�opotania, sw�j skromny codzienny posi�ek. By�o w tej
serdecznej i naiwnej prostocie co� ojcowskiego i dzieci�cego zarazem, co zyska�o mu od razu
serce m�odzie�ca.
Wierny szlachetnemu prawu, kt�re sam sobie narzuci�, pan Antoni o nic swego go�cia nie
pyta�, unika� te� wypowiedzenia jakiejkolwiek uwagi, kt�ra mog�aby si� wyda� zamaskowan�
ciekawo�ci�. Wie�niak zdradza� teraz pewien niepok�j i zachowywa� si� pow�ci�gliwie
Wkr�tce jednak da� si� wci�gn�� w og�ln� rozmow�, wszcz�t� przez pana Antoniego i
jejmo�� Janill�, rozrusza� si� i pozwala� sobie tak cz�sto dolewa� do szklanki, �e a� podr�ny
zacz�� ze zdziwieniem przygl�da� si� cz�owiekowi, kt�ry zdolny by� pi� tak wiele nie tylko
nie trac�c przytomno�ci umys�u, lecz w�a�ciwej sobie zimnej krwi i powagi.
Hrabia natomiast, zaledwie opr�ni� do po�owy stoj�cy przed nim dzban, mia� ju�
b�yszcz�ce oczy, purpurowy nos i r�ka zacz�a mu dr�e�. Nie m�wi� wszak�e od rzeczy nawet
w�wczas, gdy osuszy� ju� ze swym przyjacielem wie�niakiem wszystkie cztery dzbany;
Janilla bowiem, czy to przez oszcz�dno��, czy te� przez wrodzon� pow�ci�gliwo��, dola�a
sobie zaledwie kilka kropel do wody, podr�ny za�, zdobywszy si� na bohaterski wysi�ek, by
prze�kn�� pierwsz� szklank�, zaniecha� tego kwa�nego, m�tnego i szkaradnego napoju.
Obaj wie�niacy zdawali si� jednak nim delektowa�. Po kwadransie Janilla, kt�ra nie mog�a
�y� bez ruchu, wsta�a od sto�u, wzi�a do. r�ki druty i zasiad�a przy kominku z robot�; drapa�a
si� przy tym co chwila drutem w skronie, nie targaj�c wszak�e g�adko zaczesanych, czarnych
jeszcze pasem w�os�w wymykaj�cych si� spod czepka. Ta schludna i drobna staruszka mog�a
by� kiedy� �adna; jej delikatny profil nie by� pozbawiony szlachetno�ci i gdyby nie lekkie
12
zmanierowanie i ch�� pochwalenia si� swoimi zdolno�ciami i wdzi�kiem, by�aby r�wnie�
przypad�a podr�nemu do serca.
Pozosta�e postacie, kt�re pod nieobecno�� panienki zape�nia�y jadalni� pana Antoniego,
by�y to: pi�tnastoletni mo�e ch�opiec wiejski, o bystrych oczach i zwinnych ruchach, pe�ni�cy
tu obowi�zki totumfackiego, oraz stary pies my�liwski o zamglonych oczach, zapadni�tych
bokach i melancholijnym, rozmarzonym wyrazie. Le�a� u n�g swego pana i z filozoficznym
spokojem zasypia� pomi�dzy jednym a drugim k�sem, kt�ry mu podawa� hrabia m�wi�c do
niego �mospanie� z min� na po�y powa�n�, na po�y krotochwiln�.
III
PAN CARDONNET
Godzin� z g�r� siedziano ju� przy stole, a pan Antoni nie zdawa� si� wcale mie� dosy�
tego posiedzenia. Zar�wno on, jak i jego przyjaciel, wie�niak, jedli po male�ku niewielkie
serki i popijali hojne miary wina z t� majestatyczn� powolno�ci�, kt�r� Berryjczycy
doprowadzili niemal do mistrzostwa. Si�gali na przemian no�em po �w przysmak, kt�rego
kwaskawa wo� bynajmniej nie by�a przyjemna, dzielili go na ma�e cz�steczki, po czym
uk�adali je metodycznie na gliniane talerze i zjadali na razowym chlebie co do okruszyny.
Ka�dy k�s popijali �ykiem domowego wina, za ka�dym razem tr�caj�c si� szklankami i
wymieniaj�c przy tym grzeczno�ci: �W twoje r�ce, kolego!� � �Pa�skie zdrowie, panie
Antoni!� albo te�: �Twoje zdrowie, m�j stary� � �Nawzajem, panie hrabio!�
Gdyby tak dalej posz�o, uczta mog�a trwa� ca�� noc; podr�ny za�, wyczerpany
udawaniem, �e je i pije, cho� jak m�g� stara� si� tego unika�, z trudem walczy� ze snem, kiedy
nagle rozmowa tocz�ca si� dot�d o pogodzie, o sprz�cie siana, cenach byd�a i m�odych
szczepach winnych przybra�a stopniowo obr�t, kt�ry go �ywo zainteresowa�.
� Je�li taka pogoda d�u�ej potrwa � m�wi� wie�niak nas�uchuj�c szumu ulewy � woda
przybierze w tym miesi�cu niczym w marcu. Z Gargilesse nie ma �art�w i pan Cardonnet
mo�e ponie�� nie byle jakie straty.
� To �le � powiedzia� pan Antoni � by�aby to wielka szkoda, dokona� bowiem wielkich i
pi�knych rob�t na tej rzece.
� C�, kiedy rzeczka kpi sobie z tego � odpar� wie�niak � ja za� uwa�am, �e szkoda nie
by�aby zn�w tak wielka.
� Co te� ty m�wisz! Ten cz�owiek wyda� na Gargilesse z g�r� dwie�cie tysi�cy, a
wystarczy, by woda, jak m�wi� u nas, si� rozsierdzi�a, a ju� to wszystko diabli wzi�li.
� Czyby to zn�w by�o takie nieszcz�cie, panie Antoni?
� Nie powiedzia�em, �eby to mia�o by� nieszcz�cie nie do naprawienia dla cz�owieka,
kt�rego maj�tek licz� na milion � ci�gn�� dalej hrabia, kt�ry w prostocie serca nie m�g�
zrozumie� wrogich uczu�, jakie jego przyjaciel �ywi� do pana Cardonnet � ale zawsze�
by�aby to strata.
� Tote� �mia�bym si� w duchu, gdyby los wywierci� tak� dziur� w jego kabzie.
� To bardzo brzydko z twojej strony, m�j stary! Czy masz jaki �al do tego przybysza? Nie
zrobi� nigdy �adnej krzywdy ani mnie, ani tobie.
13
� Zrobi� krzywd� panu, panie Antoni, i mnie, i ca�ej wsi. Tak, powiadam panu, zrobi� to
rozmy�lnie i b�dzie nadal szkodzi� wszystkim doko�a. Pozw�lcie, �eby jastrz�biowi dzi�b
ur�s�, a zobaczycie, jakie spustoszenie zrobi w waszym kurniku.
� Zawsze te twoje fa�szywe pogl�dy, m�j stary; m�wi�em ci ju� sto razy, �e masz fa�szywe
pogl�dy; �ywisz pretensje do tego cz�owieka o to, �e jest bogaty. Czy to jego wina?
� Tak, prosz� pana, to jego wina. Kto�, kto � by� mo�e � pochodzi z r�wnie niskiego stanu
jak ja, a kto zaszed� tak wysoko, nie jest cz�owiekiem uczciwym.
� Zlituj si�! Co te� ty wygadujesz? My�lisz, �e nie mo�na doj�� do maj�tku nie kradn�c?
� Nie wiem, czy tak jest, ale wierz� w to �wi�cie. Wiem, �e pan urodzi� si� bogatym i �e
pan przesta� nim by�. Wiem, �e urodzi�em si� biedakiem i zawsze nim pozostan�; ale widzi
mi si�, �e gdyby pan wyjecha� do innych kraj�w nie zap�aciwszy d�ug�w swego ojca, a
gdybym ja ze swej strony zacz�� handlowa� ko�mi, kr�ci� i oszukiwa�, gdzie si� da,
je�dziliby�my dzi� obaj karet�. Przepraszam, prosz� darowa�, je�lim pana obrazi� � doda�
wie�niak, szorstko i z odcieniem dumy zwracaj�c si� do m�odzie�ca, kt�ry nie potrafi� ukry�
alteracji, w jak� wprawi�a go ta rozmowa.
� M�odzie�cze � rzek� hrabia � zna pan, by� mo�e, pana Cardonnet, jest pan jego
urz�dnikiem lub ma pan wobec niego jakie� d�ugi wdzi�czno�ci. Prosz�, niech pan nie zwa�a
na to, co m�wi ten zacny wie�niak. Wytwarza on sobie przesadne poj�cie o rzeczach, kt�rych
dobrze nie rozumie. W gruncie, mo�e pan by� pewien, nie jest ani nienawistny, ani zazdrosny,
ani te� zdolny w najmniejszym nawet stopniu zaszkodzi� panu Cardonnet.
� Ma�o przywi�zuj� wagi do jego s��w � odpowiedzia� nieznajomy m�odzieniec. � Dziwi
mnie tylko, panie hrabio, �e cz�owiek, kt�rego pan darzy szacunkiem, tak lekkomy�lnie psuje
czyj�� opini�, nie mog�c przeciwko temu komu� przytoczy� najmniejszego nawet faktu i
wcale nie znaj�c jego przesz�o�ci. Poprosi�em pa�skiego go�cia, by udzieli� mi bli�szych
informacji o tym panu Cardonnet, do kt�rego zdaje si� �ywi� osobist� nienawi��, ale odm�wi�
mi wszelkich wyja�nie�. Czyni� pana s�dzi�: czy mo�na wyrobi� sobie sprawiedliw� opini�
na podstawie bezzasadnych zarzut�w i czy � je�li pan lub ja powzi�li�my ujemne zdanie o
tym panu Cardonnet � pa�ski go�� nie pope�ni� z�ego uczynku?
� Sercem i my�l� zgadzam si� z tym, co pan m�wi, m�odzie�cze � odrzek� pan Antoni. �
Ty za� � doda� zwracaj�c si� do swego gburowatego wsp�biesiadnika i uderzaj�c pi�ci� w
st�, min� mia� przy tym gro�n�, ale w oczach jego �yczliwo�� i dobro� bra�y g�r� nad
gniewem � post�pi�e� nies�usznie i powiesz nam w tej chwili, co masz do zarzucenia temu
Cardonnet, by�my mogli os�dzi�, czy twoje pretensje maj� jak�kolwiek warto��. W
przeciwnym razie b�dziemy zmuszeni uzna�, �e masz podejrzliwy charakter i z�y j�zyk.
� Nie mam nic wi�cej do powiedzenia ponad to, o czym wszyscy wiedz� � odpar� wie�niak
ze spokojem, bynajmniej nie onie�mielony nagan�. � Ludzie widz� wiele rzeczy i ka�dy s�dzi
je wedle swego rozumienia; ale poniewa� ten m�odzieniec nie zna pana Cardonnet � doda�
obrzucaj�c podr�nego przenikliwym spojrzeniem � i poniewa� tak bardzo pragnie wiedzie�,
jaki to cz�owiek, niech mu pan sam to powie, panie Antoni, a skoro ju� pan ustali fakty, ja
dodam pewne szczeg�y; powiem, jakie by�y ich przyczyny i jakie skutki; ten pan b�dzie
m�g� sam os�dzi�, jak stoj� sprawy, chyba �e ma racje wa�niejsze od moich, by nie
powiedzie�, co o tym my�li.
� Zgoda! � rzek� pan Antoni, kt�ry zwraca� mniej baczn� uwag� ni� jego towarzysz na
wzrastaj�c� alteracj� m�odzie�ca. � Powiem wszystko tak, jak jest, a je�li si� omyl� lub je�li
mnie pami�� zawiedzie, upowa�niam jejmo�� Janill�, kt�rej pami�� i dok�adno�� mo�na
por�wna� tylko z almanachem, by mi zaprzeczy�a lub by mi przerwa�a. Ty za�, hultaju �
doda�, zwracaj�c si� do swego pazia w ch�opskiej bluzie i sabotach � nie gap si� tak na mnie,
kiedy m�wi�. Tw�j utkwiony we mnie wzrok przyprawia mnie o zawr�t g�owy, za�
rozdziawione usta przypominaj� mi studni�, do kt�rej boj� si� wlecie�. Co to znaczy?
�miejesz si�? �eby� wiedzia�, �e nicpo� w twoim wieku nie powinien sobie pozwala� na
14
jakie� �miechy w obecno�ci swego chlebodawcy. Sta� za mn� i zachowaj si� tak przyzwoicie
jak ten oto �Mospanek�.
To m�wi�c wskaza� psa, a mia� przy tym tak powa�n� min� i �artowa� tak g�o�no, �e
podr�ny zada� sobie pytanie, czy hrabia nie miewa czasem napad�w wielkopa�skiego
despotyzmu, tak niezgodnego z jego zwyk�� dobroduszno�ci�. Jedno spojrzenie wszak�e na
twarz ch�opca wystarczy�o, aby go przekona�, �e wszystko to by�o wida� powszedni� dla
niego komedi�, gdy� nicpo� usiad� natychmiast ko�o psa i zacz�� si� z nim bawi�, bynajmniej
nie stropiony ani zawstydzony.
Spos�b bycia pana Antoniego by� wszelako tak swoisty, �e trudno by�o go zrozumie� od
razu; tote� m�odemu podr�nemu zdawa�o si�, �e hrabia wypi� za wiele i zaczyna ple�� trzy
po trzy, przesta� wi�c przywi�zywa� jak�kolwiek wag� do jego s��w. Hrabia jednak�e rzadko
kiedy traci� g�ow�, cho�by by� nawet straci� ju� w�adz� w nogach, i oddawa� si� teraz
ulubionej rozrywce: drwi� i �artowa� sobie z otoczenia, lecz w tym jedynie celu, by
rozproszy� przykre wra�enie, jakie dyskusja wywar�a na biesiadnikach.
� Mospanie � zacz�� zwracaj�c si� do swego go�cia...
Lecz przerwa� mu pies, kt�ry, nawyk�y r�wnie� do �art�w, wzi�� do siebie t� apostrof� i
zacz�� tr�ca� hrabiego w �okie�, podskakuj�c przy tym z tak� gracj�, na jak� pozwala� mu
jego s�dziwy wiek.
� Oho! Mospanie � powt�rzy� hrabia piorunuj�c psa spojrzeniem. � Co to ma znaczy�?
Odk�d to masz takie maniery jak �le wychowany cz�owiek? K�ad� si� zaraz i �pij, i �eby mi
si� to wi�cej nie powt�rzy�o � widzisz, rozla�em przez ciebie wino na obrus � inaczej
b�dziesz mia� do czynienia z jejmo�� Janill�. Powiem wi�c panu, m�odzie�cze � ci�gn�� dalej
pan Antoni � �e w zesz�ym roku, pewnego pi�knego dnia na wiosn�...
� Przepraszam, panie hrabio � wtr�ci�a si� Janilla � by�o to dziewi�tnastego marca, a wi�c
jeszcze zima.
� Warto te� si� przyczepia� o g�upie dwa dni! Jedno wiem z ca�� pewno�ci�, �e pogoda
by�a wspania�a, gor�co jak w czerwcu i nawet dokucza�a susza.
� �wi�ta prawda � wykrzykn�� domoros�y groom � najlepszy dow�d, �e nie mog�em
napoi� koni pana hrabiego w ma�ym �r�de�ku.
� To nie ma nic do rzeczy � odrzek� pan Antoni tupi�c nog� � trzymaj j�zyk za z�bami,
ch�opcze. B�dziesz m�wi� wtedy, kiedy ci� wezw� na �wiadka; mo�esz za to nastawi� uszu,
by kszta�ci� umys� i serce, je�li si� ku temu nadarzy sposobno��. M�wi�em wi�c, �e pewnego
pi�knego dnia wraca�em z jarmarku; szed�em spokojnie piechot�, a� tu naraz spotykam
wysokiego m�czyzn� o twarzy pi�knej, cho� wiekiem nie by� wcale ode mnie m�odszy i
cho� czarne oczy, blada, a nawet po��k�a p�e� nadawa�y mu wyraz nieco twardy i srogi.
Jecha� kabrioletem, a cho� droga by�a stroma i naje�ona kamieniami, tak jak je u�o�yli nasi
ojcowie, pop�dza� konia, jakby nie zdawa� sobie sprawy z niebezpiecze�stwa. Nie mog�em si�
powstrzyma�, �eby go nie ostrzec:
�Musz� panu powiedzie�, �e od niepami�tnych czas�w nigdy �aden wehiku� o czterech,
trzech lub dw�ch ko�ach nie zjecha� t� drog�. Uwa�am, �e jest to przedsi�wzi�cie je�li nie
ca�kiem niemo�liwe, to w ka�dym razie karko�omne, i gdyby chcia� pan pojecha� inn�,
dalsz�, ale bezpieczniejsz� drog�, ch�tnie j� panu wska��.� � �Serdeczne dzi�ki �
odpowiedzia� z do�� dumn� min�; droga wydaje mi si� ca�kiem mo�liwa i r�cz� panu, �e ko�
m�j da sobie rad�.�� �To ju� pa�ska rzecz� odpowiedzia�em � a je�li pana ostrzeg�em, to
tylko dla jego dobra.� � �Pi�knie dzi�kuj�, a �e pan jest tak uprzejmy, chcia�bym si� panu
wywdzi�czy�. Idzie pan piechot� w t� sam� stron� co i ja; je�li pan zechce wsi��� do mego
powozu, znajdzie si� pan pr�dzej w dolinie, ja za� b�d� mia� przyjemno�� pa�skiego
towarzystwa.�
15
� Zgadza si� � rzek�a Janilla. � Tak pan to nam jota w jot� opowiedzia� tego samego
wieczoru, najlepszy dow�d, �e pami�tam nawet, jak pan m�wi�, �e �w nieznajomy ubrany by�
w granatowy surdut.
� Za pozwoleniem, panno Janillo � wtr�ci� si� ch�opiec � pan hrabia powiedzia�, �e surdut
by� czarny.
� Granatowy, powiadam, m�dralo!
� Nie, paniusiu, czarny.
� Granatowy, r�cz� za to!