Śpiący rycerze w Tatrach
Szczegóły |
Tytuł |
Śpiący rycerze w Tatrach |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Śpiący rycerze w Tatrach PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Śpiący rycerze w Tatrach PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Śpiący rycerze w Tatrach - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
w I
Strona 4
Strona 5
CENTRALNA E jJ B LJ O T E K
RU VC H
D . 4 k . V .iK 'I O u UŃ.
\'
I
M, I
Strona 6
Strona 7
ŚP I ĄCY RYCERZE
W TATRACH.
Strona 8
Strona 9
L U D W I K STASIAK
ŚPIĄCY RYCERZE
W TATRACH
NAKŁADEM SPÓŁKI PEDAGOGICZNEJ T. A., POZNAN
DOM KSIĄŻKI POLSKIEJ, WARSZAWA
Strona 10
Przedruk prawnie w z b ron io n y !
~ — —i—
CZ CIONK AM I DRU KARN I H A N D L O W E J T. Z O. P. P O Z N A Ń
A<m, u 530
Strona 11
CENTRALA B J,J" L JO T E 'v
R U C jW T O Y C H
D. Q» k : V m T O R U Ń . co I
Mt.-Ą
m
i.
Słonko prom ienieje nad starem i łożyskami
Haweli, przejrzało się w bagnach, zarosłych trzciną
i przestrzenie zgniłych moczarów zamieniły się n a
gle w morze płynącego złota. Schowało się za
mietlice tataraku, zapadło wreszcie w trzęsaw iska
Prześliczna, ciepła, m ajowa noc.
A mimo nocy, obóz, otaczający twierdzę bra
niborską, kipi życiem i gw arą żołnierstwa.
Sto ognisk rozpalono, przy ogniskach stru
dzone całodziennym bojem wojsko gotuje wie
czerzę ze zwierzyny, zabitej na łow ach w lesie,
zrabow anej w słow iańskich włościach nad Haw elą
i cieplickiem jeziorem. Czarne postacie roją się
koło kotłów, oszczepnicy rzuciwszy broń, znoszą
z lasu suche sośniaki i gałęzie świerków, ogień
pod zabitym żubrem lub jeleniem podsycają.
R ozdarto dym iące się mięso, zaspokoił żoł
nierz głód, napił się krynicznej wody i zm ordo
wany trudem , rzucił się w nam iocie na posłanie.
Uciszyło się obozowisko naokoło twierdzy, ale
choć żołnierz zasnął, a ogrom na przestrzeń zajęta
przez obóz znikła, przecież od strony braniborskiej
w późną noc słychać ludzkie nawoływania, sły
chać echo ludzkiej pracy. Ludzie jacyś chodzą
koło okopów, z daleka dolatuje cichy, jakby senny
półgłos księdza, który odpraw ia modlitwę.
Strona 12
To ciury niem ieckie zbierają z pobojow iska
trupy, noszą do w ykopanych dołów każdego żoł
nierza, który z ręki pogańskiej za wiarę świętą
poległ, k apłan po chrześcijańsku grzebie, za du
szę jego się modląc, wodą poświęconą go skra-
piając, grudkę ziemi sypiąc na jego zwłoki.
Patrz, Awikonie, tu hrabia z Akw izgranu
leży.
— Poległ za Chrystusa.
— Zdruzgotał mu głowę głaz rzucony z czę
stokołów.
— Pochować go trzeba.
— N iech B óg mu da światłość wiekuistą.
— R equiescat in pace!
— Co to? Słyszysz? T am ten setnik wojsk
baw arskich jeszcze żyje...
— Żyje, oddycha, szepce coś...
— Pierś ma rozpłataną toporem .
— Do obozu z nim!... Zawiążem jego rany,
leczyć go będziem.
— Patrz, tam drugi...
— O pomoc woła. Jęczy, okropnie jęczy...
— Cicho... Po polsku coś szepce...
— To żołnierz Mieszkowy. W polskich rotach
go widziałem...
Polak? To mu do skonania pom ogę. Łeb
brzeszczotem rozwalę...
— Jakto, jakto? N ie zatam ujesz krwi? L e
czyć nie będziesz;? W szak to nasz sprzym ierzeniec
i chrześcijanin...
6
Strona 13
Dziesiętnik, który zbieraniem trupów kiero
wał, zaśm iał się na całe gardło.
— Chrześcijanin! T ak! Chrześcijanin!
— Mieszko, ich pan, sprzym ierzeńcem jest
przecie cesarstw a rzymskiego...
— Papieżowi kraj polski w opiekę poddał...
— Głupiś! — krzyknął dziesiętnik. — Uczy
nił to dlatego, aby go nie poddać niem ieckiem u
cesarzowi. Szczwany lis...
— Co mówisz? W łosy syna swego Bolesława
jako znak oddania się do Rzymu przesłał...
— I wy mu wierzycie? A ja wam powiadam,
że ci, zamknięci w twierdzy braniborskiej, sło
wiańscy poganie i ochrzcona Polska, to jedna
krew, jedna wiara, jedna do wszystkiego co nie
m ieckie nienawiść...
— W ody!... zajęczał po polsku żołnierz, k tó
rem u oczy zlepiła zaschła, zsiadła krew.
— Czego on chce?
— N ie wiem. N ie rozumiem. Ty B enedykcie
umiesz po słowiańsku...
— Chce kropli wody...
— W ody? D am mu zaraz wody.
Przyskoczył dziesiętnik i męczącem u się osz-
czepnikowi głowę toporem rozpłatał. Skręciło się
ciało konwulsyjnie, palce u rąk zaplotły się n e r
wowo i żołnierz wyzionął ducha.
— T rzeba go zanieść do wspólnego grobu.
— N iech ksiądz nad nim m odlitwę zmówi.
7
Strona 14
— Do wody bliżej. Poco jem u chrześcijańskiej
modlitwy.
— W szak wodą z grzechu obmyty...
— N ie wymyje woda jadu nienawiści, jak a
wre przeciw nam w sercach Mieszkowej czerni.
W epchnięto zwłoki zabitego człowieka w toń,
która rowami twierdzę opasywała, a żołnierze
miłczkiem przeszli ruderę mostu, zarzuconego przez
oblegające wojsko.
— T am leży dwóch naszych; ciała ich zabie
rzemy.
— Chodźmy pod częstokół.
— Miłczkiem!
— Szeptem się nie zdradzić, nie obudzić stra
ży pogańskiej na częstokole...
— T am leży m łody graf!... widać go...
Rozległ się jęk puszczyka. Gwizd słychać w
olszynach... W padło coś do wody. Plusk ogrom ny,
zaburzyła się fala, zbielił się bałw an, k ask ad ą
prysł ponad kaliny i w pianach z pow rotem wle
ciał do wody.
Świst słychać poraź trzeci. N ie w wodzie tym
razem i nie w leszczynach. K am ień procą rzu
cony z częstokołu twierdzy, zagwizdał w powietrzu
i trafił w łeb dziesiętnika, roztrzaskał skronie,
które buchły falą krwi...
— Zdechł — krzyknął ktoś radośnie z wałów
grodna.
Strona 15
— N iech ich wszystkich M arzanna pom orem
w y traci!
— Najeźdźcy! Zbóje! R abusie haweiańskiej
ziem i!
— Patrz! jeszcze zostało dwóch!
— K am ieni! K am ieni!
Dwaj pozostali żołnierze upadli na ziemię.
Tulą się do krzaków, chow ają w traw ach, pierw
szy dopadł nadbrzeżnych tataraków i w oczeretach
zginął, drugi wpław przebiegł wodę i zdołał uciec
do obozu.
I znowu cisza...
Cisza taka, jak przed burzą, nim pioruny za-
trzęsą światem, oślepią swym blaskiem.
Bo oto w ćmie nocnej otw arły się z cicha
wierzeje twierdzy braniborskiej, wysypuje się z
nich czarna naw ała, jakby snuła się grom ada sza
tanów, jakby nadciągała czarna gradow a chm ura.
W grobowej ciszy przeszli przez groblę, prze
mknęli przez pomost, wyszli na błoń, chyłkiem do
nam iotów niem ieckich się zbliżają...
O cknął się wartownik.
— Jezus, M arjo!
Już za późno, za późno! Jak burza w padają
słow iańskie szeregi na śpiących knechtów, sze
rząc w nam iotach śm ierć i zniszczenie.
Kilka nam iotów wycięli w pień. Niem iec m arł,
nim się przebudził, zwycięska naw ała leci ku n a
miotowi w schodniego m argrafa.
9
Strona 16
Ozwały się trąby, zabiły wszystkie niem ieckie
kotły, trąby naw et z polskiego słychać obozu.
— D o broni! Z twierdzy czerń w ypadła! M or
dują obóz!
Za późno!
Z błyskaw iczną szybkością zgrom adziła się
zwycięska grom ada koło wodza — władyki, ucie
ka, — ku stawom leci... rowy przebywa, na wały
się drapie...
A tam , zbudził się cały niem iecki obóz, uczu
cie zemsty, wściekłości, szału zapaliło serca.
Dwadzieścia rot Niemców pędzi za pogań
stwem, aby śm ierć braci pomścić, lecą na okopy
tak długo, dopóki nie wstrzym ał ich g rad ha-
welańskich kam ieni.
G rad kam ieni, świst strzał, krzyki, a po nich
noc bezsenna...
* * *
K ilka staj od zamczyska braniborskiego wi
dać wśród puszczy ogrom ną polanę. N a brzegu
jej kilka namiotów, na środku przy gruszach kw it
nących, jeden purpurow y, ze złotą stannicą u
szczytu. W ejście do niego zakryw a w schodnia,
wzorzysta tkanina, nad wejściem chwieje się cho
rągiew państw a polskiego w ciepłym majowym
wietrze.
Przez szpary przeświecają ognie świateł, które
weAvnątrz płoną, struga jasności w ypadła przez
wejście.
10
Strona 17
®M9F*iSSSEifl
N a granicach łąki stoją dęby, leszczyny i
brzozy, dalej las sosen, a wśród nich bieleją nie
przeliczone nam ioty, które wśród puszczy rozbito.
Cisza w świecie ogrom na...
N a wschodzie zlekka rozjaśnia się niebo. Ju
trzenka zaranna świeci ogrom nym blaskiem , jakby
inne gwiazdy zaćmić chciała, jakby była herol
dem , który zapowiada jasność dnia. Po ciem nej
nocy kilka prom ieni św iatła w darło się na polanę,
rysują się pnie drzew, widać konia, choć spętany
— osiodłany jednak, stoi, jakby gotowy do boju;
widać w ielbłąda, którego na podziw Niemców,
Mieszko, książę polski, z dalekiego wschodu spro
wadził.
N a polanie pustka, obóz snać śpi. Jeden czło
wiek czuwa.
Znam ienity to jakiś rycerz, roztropny i m ą
dry wojownik. N aw et w nocy ubrany w koszulkę
drucianą, oczy zatopił w oblegany B ranibor, któ
rego baszty widać przez konary sosen, praw ą ręką
w sparł się na koniu, w lewicy ściska ogrom ny
miecz, spowity w grube, gwoździami w ybijane rze
mienie.
C hrobry ten, dwudziestopięcioletni rycerz, —
to Bolesław, syn księcia polskiego Mieszka, zro
dzony z czeskiej księżniczki D obraw y.
Orli m a wzrok, z białego czoła bije męstwo,
niem al zuchwalstwo, a przecież z oczu patrzy pocz
ciwość i dobroć, jakby ta twarz, ta postać, ta
11
Strona 18
zaciśnięta, ogrom na pięść m ówiła: dobrym jestem
i poczciwym, ale tylko dla dobrych i poczciwych.
W łos jego z przodu nad białem czołem równo
przystrzyżony, spada z tyłu na zbroję w kosm y
kach bogatych z pod żelaznej czapki, w której szkle
błyszczy różowy wschód słońca. N a bark ach wy
sokiej postaci otok z niedźwiedziej skóry, płaszcz
fałduje się na biodrach, na których widać skó
rzany pas, cudnie żółtemi blaszanem i kółeczkam i
strojny, jak to chłopcy w krakow skiej ziemi pasy
kować um ieją.
Zawrzało coś i zakotłow ało koło B raniboru,
słychać krzyki ludzkie i wrzawę wojenną.
Chwycił Bolesław za uzdę konia, ku tw ier
dzy go prowadzi; zatrzym ał się znagła, bo ku nie
mu przedziera się przez olchy jakaś postać.
— Co się tam stało?
— Rzecz straszna, dziedzicu. H aw elanie jak
burza z twierdzy wypadli, rzeź straszną wśród
Niemców czyniąc.
Bolesław zaśmiał się, oczy mu się zaiskrzyły.
— A to zuchy! — krzyknął.
— I ty, Bolesławie... i ty to mówisz?
— Ja!
— Jakto? W szak my razem z N iem cam i ich
bijem, przecież wojska polskie razem z cesarzem
słow iański B ranibor zdobywają.
Bolesław posm utniał.
12
Strona 19
— N iech nam to Bóg przebaczy! — rzekł
cicho.
— Co ty mówisz książę? W alka z poganam i,
którzy wzgardzili chrztem....
— Z poganam i mówisz, walczymy?
— Z m otłochem , który nie wierzy...
— My walczymy z braćm i!! — krzyknął B o
lesław.
— Co?! Ci poganie?! O ni? B racia?
— Jedna nasza m atka, słow iańska ziemia,
jeden nasz wróg...
— W rogiem zaś wspólnym?
— Jest nasz niem iecki sprzymierzeniec...
— Ty tak mówisz? W olnać była przecie droga
dla twego ojca iść z W ilcam i i Lutykam i prze
ciw Niemcom.
Zaśm iał się gorzko Bolesław.
— Gdyby mój ojciec m ógł! Gdyby mógł!
— Co mu stało na przeszkodzie?
— Cesarstwo rzymskie, świat cały... T en świat
zachodu, który przed papieżem nas oczernia, który
na Polskę w Rzymie najpodlejsze oszczerstwa
rzuca.
— Jakto?
— Jeśli pójdę tam, gdzie mnie krew moja
woła, nie ocalę słowiańskiej nad Ł abą braci, a...
zatracę swój kraj... polską m oją ziemię...
— A więc...
Strona 20
— Z pogrom u, z zalewu niem ieckiego u ratu
jem y jedno... Polskę.
— Jeśli zaś ta potęgą się stanie, wtedy...
— O co mię pytasz?
— Pójdziem na ratunek ludom słowiańskim,
które nad morzem, Ł abą, w niem ieckich rękach
konają?
Bolesław złożył rękę na piersi i rzekł głosem ,
w którym drgało serce i uczucie wielkie:
— Dajże mi tego dożyć, W szechm ogący Boże!
* * *
Z książęcego nam iotu słychać cichy jęk,
echem jęku zadzwonił płacz niewieści, płacz zbu
dził rój ludzi, szepty i gw ary pod oponam i p u r
pury.
N a noszach, zasłanych skóram i, leżał bezprzy-
tom ny książę polski Mieszko. Siedm dziesiąt lat
przeżył, a jednak nie widać sędziwego wieku na
jego twarzy, ani jeden włos nie zasrebrzył się w
bujnej czuprynie. Dziś twarz jego schorzała, cię
żką niemoc na niej widać, oczy zapadły w głąb,
na licach czerwone wypieki.
M ieszka traw i febryczna gorączka. N abaw ił
się jej w obozie, trudy wojny ją zrodziły.
Biedny rodzic mój i Traw i go zimnica.
nie wyzdrowieje...
Do niego, dzieci! Do niego! — zawołała
płacząc żona Mieszkowa, Oda.
Przypadli do łoża synowie Mieszka.
14