14435

Szczegóły
Tytuł 14435
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14435 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14435 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14435 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alan Hollinghurst Spadaj�ca gwiazda Prze�o�y�a Magda Bia�o�-Chalecka Tytu� orygina�u The Folding Star Muzeum 1 Na w�skiej wysepce przystanku jaki� m�czyzna czeka� na tramwaj. Niepewnym g�osem zapyta�em go o rozk�ad jazdy. Wyt�umaczy� mi wszystko uprzejmie, dok�adnie, jakby by� tym bardzo zainteresowany; lecz do mnie nic nie dotar�o. Zauroczy�y mnie jego szare oczy, niepotrzebny u�miech, plamki bia�ej farby na nosie i ciemnoblond w�osach. Skin��em g�ow� i u�miechn��em si� do niego, a on, trzymaj�c r�ce w kieszeniach i patrz�c w g��b pustej ulicy, pogr��y� si� w zadumie. Postanowi�em, �e za nim p�jd�. Tramwaj podjecha� bezszelestnie, ju� z w��czonymi �wiat�ami, cho� niebo by�o jeszcze jasne: numer 3, ok�lny. Wgramolili�my si� razem po schodkach i poprosi�em go o pomoc przy kasowniku, kt�ry zadzwoni�, jakbym zdoby� g��wn� wygran�. Ch�opak wsun�� si� na siedzenie za mn� i czu�em jego oboj�tn� obecno��, kiedy toczyli�my si� od przystanku do przystanku mijaj�c ko�cio�y i kana�y; zacz�� gwizda� jak�� melodyjk� i jego oddech poruszy� w�osy na moim karku. Pomy�la�em: oto wieczorne rytua�y, kt�re wkr�tce b�d� r�wnie� moimi, przystanek na nieznanych przedmie�ciach lub jaki� bar, lub kochanek. Odwr�ci�em si�, by zada� mu nast�pne pytanie, kt�re we mnie dojrza�o, ale zrobi�em to akurat w chwili, gdy zdawa�o si�, i� brak�o pr�du i tramwaj stan��. Na ch�opaka czeka�a m�oda kobieta pal�ca papierosa. Ujrzawszy go z zadowoleniem pomacha�a d�oni�. M�j przyjaciel wyskoczy� na chodnik i pok�usowa� trzymaj�c j� pod r�k�, podczas gdy drzwi zamkn�y si� z westchnieniem. Pojecha�em dalej, za place targowe, prawie na nic nie zwracaj�c uwagi, rozmy�laj�c nad tym, czego ja si� w�a�ciwie spodziewa�em. Przez dwa czy trzy przystanki mia�em ca�y wagon tylko dla siebie; wyczu�em niepok�j motorniczego, wi�c niewzruszenie gapi�em si� przez okno na monotonn� okolic�, przez kt�r� przeje�d�ali�my; wtem wpad�em w paniczny pop�och i nacisn��em guzik dzwonka. Kiedy tramwaj odjecha� i znalaz�em si� zupe�nie sam, u�wiadomi�em sobie nagle, co nie zdarzy�o mi si� ani na dworcu, ani w hotelu, �e przyby�em do obcego miasta w obcym kraju. Co� we mnie a� skurczy�o si� na my�l o zwyk�ej zmianie miejsca. Nie by�o nikogo innego na ulicy prowadz�cej do ko�cio�a, nikogo na obskurnym placu, nad kt�rym g�rowa�a jego wie�a. �w. Vaast: brzydki, stary kad�ub z doczepion� kruchta, r�nymi zawijasami i odpadaj�c�, po��k�� sztukateri�, z poobtykanym ptasimi gniazdami frontonem powy�ej. By� oczywi�cie zamkni�ty: �adnego zap�nionego �wiate�ka migocz�cego w oknie zakrystii - �adnego ch�ru spotykaj�cego si� po pracy, by �wiczy� Te Deum we w�asnej aran�acji dyrygenta czy pe�ne gr�b flamandzkie motety. Zadr�a�em i ruszy�em dalej. Po drugiej stronie placu widnia�a aleja prowadz�ca w jeszcze bardziej niego�cinne tereny. Kiedy si� zbli�y�em, uliczne lampy zamigota�y na r�owo i by�a to jedyna reakcja otoczenia na moj� obecno��. Wznosz�ce si� tu budynki wygl�da�y majestatycznie, niczym kina z pogaszonymi �wiat�ami. Najni�sze okna zabito deskami i oklejono plakatami reklamuj�cymi grupy rockowe i md�e u�miechy polityk�w, kt�rzy startowali w zesz�orocznych wyborach. Nazwy gazet, drukarni, firm in�ynieryjnych wykonane pe�nym nadziei gotyckim pismem nadal by�y widoczne nad zamkni�tymi na k��dk� kratami w drzwiach wej�ciowych. Odnosi�o si� wra�enie, �e prowadzono tu kakofoniczny, ca�onocny interes, i �e miasto z niewzruszon� wrogo�ci� wybra�o odpowiedni moment, uciszy�o go i przywr�ci�o w�asny martwy spok�j. Przy ko�cu ulicy zauwa�y�em d�ug�, wulgarn� fasad� hotelu �Pielgrzym i Komiwoja�er�, nadal opatrzon� mosi�n� barierk� przy drzwiach wej�ciowych oraz czerwono-niebieskimi znaczkami klub�w automobilowych. Wszed�em po schodach otoczony t�umem duch�w i spojrza�em przez okaza�e przeszklone drzwi na p� akra nikn�cego w ciemno�ci b�ota i gruzu. Siedzia�em w dosy� t�ocznym barze, z powrotem w centrum miasta. Wypi�em par� drink�w i zn�w wr�ci�a mi �wiadomo�� w�asnych mo�liwo�ci wraz z poczuciem usprawiedliwionej zw�oki - dopiero co przyjecha�em, mam jeszcze czas na wszystko. Patrzy�em przez dym z papierosa w miedziany p�mrok na r�nych nieznajomych, niekt�rych gaw�dz�cych, innych obejmuj�cych si�, jeszcze innych beztrosko samotnych. Bar nazywa� si� �Kaseta�. Wyobrazi�em go sobie za miesi�c lub dwa, kiedy st�pi si� pierwsze wra�enie na widok mosi�nych kran�w, okien z butelkowego szk�a i ma�ych, lakierowanych boks�w, a spos�b bycia obu barman�w, jednego milkliwego, drugiego wylewnego, stanie si� dla mnie rzecz� najzupe�niej naturaln�. U�miechn��em si� do w�asnych przewidywa�, pogodzony ze zmian�, got�w na mi�o��, odnalaz�szy si� w rytmie tego typowego wieczora w dziwacznym pseudo-tudorowskim wn�trzu jedynego w mie�cie baru dla gej�w. Pomy�la�em, �e mo�e powinienem p�j�� co� zje��, ale najpierw zam�wi�em kolejne piwo. Wchodzi�y �atwo i by�y lekkie - mog�e� ich wypi�, ile chcia�e�. Przeci�gn��em si� i przyzna�em, �e jestem bardzo zm�czony. Wsta�em o �wicie, �eby wyjecha�. Matka pomaga�a mi bez s�owa, a gdy odwozi�a mnie na poci�g do Dover, nie potrafi�a ukry� niepokoju i smutku. By�o mi jej �al, ale te� czu�em si� utwierdzony w s�uszno�ci tego, co robi�. Nie potrafi�em jej nic wyja�ni�, mimo �e w�a�nie wyja�nie� potrzebowa�a. Niech�tnie mamrota�em co� o tym, �e czas ucieka, �e praca za granic� jest tylko dora�na; ale ani s�owa o mrocznym wra�eniu, �e przekroczy�em ju� zewn�trzn� granic� m�odo�ci i spogl�dam za siebie na tych, kt�rzy s� prawdziwie m�odzi z niepo��danym pragnieniem i �alem. Tu� naprzeciw mnie siedzia� ch�opiec z g�stymi jasnymi w�osami i d�ug�, dosy� nad�t� twarz� - zapewne lokalny typ urody. Zauwa�y�em, �e towarzysz�cy mu starszy facet niemal�e nie mo�e uwierzy� w swoje szcz�cie i czepia si� go z niezr�czn� determinacj�, chocia� sam ch�opak zdawa� si� swobodnie przyjmowa� jego cz�ste umizgi. Od czasu do czasu napotyka�em spojrzenie ch�opca, kt�ry rozmawia� dalej, jakby mnie nie widzia�. Przy�apa�em si� na bezsensownych marzeniach o naszym wsp�lnym �yciu. Przystan�� ko�o mnie ubrany w garnitur m�czyzna w �rednim wieku i zacz�� opowiada� o swoich sukcesach zawodowych; zachowywa�em si� uprzejmie jak zawsze, ale prawdopodobnie m�g� wyczu�, �e uwa�am, i� co� tu jest nie tak. Sporo si� rozgl�da� i chcia�, �ebym potakiwa� jego opiniom na temat zebranych w lokalu ludzi; kilkakrotnie cofa� si� staj�c na drodze dzieciakom id�cym do kibla, po czym zamienia� swoje przeprosiny w pospieszne obj�cie w p�. Seks zdecydowanie sta� na samym czele listy jego codziennych potrzeb, ale w dziwnie niepochlebny spos�b ja sam nie posiada�em dla niego �adnej warto�ci erotycznej. Zapyta�, czy mam jaki� numer kontaktowy. Odpowiedzia�em, �e nie, i zacz��em si� zastanawia�, z czym ten numer m�g�by mnie skontaktowa�. Nie mog�em mu wyja�ni� mojego osobliwego umiarkowania seksualnego w ci�gu paru ostatnich lat, n�kanej fantazjami wstrzemi�liwo�ci, rzadko rozsianych dawek intensywnych, lecz anonimowych rozkoszy; sam nie wiedzia�em, jak do tego dosz�o. Nie by�em te� pewien, czy mog� si� wiele spodziewa� po moim hotelu, �Mykonosie�, kt�ry og�asza� si� w angielskiej prasie dla gej�w. Kiedy si� meldowa�em, wyda� mi si� zwyk��, duszn� nor�, z male�kim opustosza�ym hallem przesyconym kwa�nym zapachem. M�czyzna przy drugim ko�cu baru, ko�o drzwi, pos�a� mi szybki i sceptyczny u�miech, odwr�ci� wzrok i zn�w na mnie spojrza�. Przystan��em przy nim, �eby si� jeszcze napi� i zaproponowa�em mu drinka, przez chwil� z zak�opotaniem wpatruj�c si� w nale��cy do mnie zwitek banknot�w o wysokich nomina�ach z wizerunkami obcych mi tw�rc�w historii belgijskiej. By�o co� gro�nego w moim rozm�wcy. Jego przystojna twarz o mocno zarysowanej szcz�ce z kropelk� �liny w k�ciku ust sugerowa�a jakie� nieokre�lone wyzwanie. M�g�by by� �o�nierzem po s�u�bie, zdenerwowanym i samotnym, licz�cym na swoj� mocn� sylwetk� i kr�tko ostrzy�on� g�ow�. Z po��dania poczu�em jakby pal�c� dziur� w �o��dku, ale on nie da� po sobie pozna�, �e czuje cokolwiek. Stali�my blisko siebie, obaj patrz�c r�wnie� poza plecy tego drugiego, tak �e widzia�em go na tle przechodz�cych m�czyzn, ramienia wok� czyjej� talii, palc�w lekko dotykaj�cych policzka. Gburowaty barman, w kolczykach i bransoletach, nala� piwo i burkn�� co� do mojego przyjaciela, kt�rego obserwowa�em udaj�c, �e nie s�ucham, o czym rozmawiaj�. Ch�opak wyci�gn�� r�k� po szklank� i dostrzeg�em wytatuowane na jego czterech palcach litery: R, �, �, A. By� cichy, spi�ty i nie okazywa� zbytniego zainteresowania rozmow� ze mn�. Czu�em, �e szuka czego�, na czym m�g�by zogniskowa� uwag� w t�umie za moimi plecami; albo te� wpatrywa� si� w szklank� przyt�oczony jakim� gorzkim wspomnieniem. Zapyta�em, czy s�u�y� w marynarce wojennej, a on machn�� lekcewa��co swoj� napi�tnowan� d�oni�, nie m�wi�c tak ani nie. Zacz��em si� zastanawia�, dlaczego zawracam sobie nim g�ow�. Wtedy z nieznacznym u�miechem, kt�ry pozwoli� mi my�le�, �e to tylko nie�mia�o��, �e czu�o��, jakiej szuka, nie obywa si� bez uszczerbku dla jego dumy, zaproponowa�: - Powiedz mi, co robisz. Powiedzia�em mu, �e jestem nauczycielem, przyjecha�em tu uczy� paru ch�opc�w angielskiego. Nie zadr�a� z emocji, to robi�o wra�enie tylko na tych, kt�rzy lubi�, gdy si� ich uczy: dostrzeg�em w jego wzroku co� na kszta�t podejrzliwo�ci, jakby nie odda� mi eseju na czas. - Zatem pochodzisz z Londynu? - Troch� bardziej na po�udnie. Na pewno nie s�ysza�e� o tym miejscu. Nazywa si� Rough Common. - Co ci� przynios�o a� tutaj, na lito�� bosk�? W�a�ciwie powinienem by� przewidzie�, �e najtrudniejsze pytania b�d� zadawane w taki niedba�y i oboj�tny spos�b. Po raz kolejny poczu�em, �e moje pobudki s� zbyt subtelne, by je wyja�nia�. Mia�y co� wsp�lnego z dorastaniem w domu �piewaka przy codziennym akompaniamencie sztuki i z tym starym miasteczkiem s�yn�cym ze swojej muzyki i malarstwa; nie potrafi�em jeszcze sam przed sob� przyzna� si� do niepewno�ci, jak� budzi we mnie jego martwota, atmosfera zamkni�tego muzeum, �wiadomo��, �e to, co si� tu dzia�o, mia�o miejsce ca�e wieki temu. Odrzek�em: - Chcia�em od�wie�y� sw�j holenderski. Rodzina mojej matki pochodzi z Holandii, uczy�em si� go w szkole. Chyba jest tak, �e studiujemy pewne rzeczy, a potem znajdujemy dla nich zastosowanie. - Przez ostatni miesi�c powtarzania lekcji pod nosem wyobra�a�em sobie przebiegaj�ce du�o p�ynniej konwersacje, w kt�rych radosne przyk�ady z podr�cznika do gramatyki pozwala�y na nami�tne wyznania. Zacz�� robi� aluzje do pieni�dzy, kt�re mia�em, wi�c przerwa�em mu: - Ale� to wszystko, co posiadam, jestem makabrycznie biedny! - Poklepa�em zwitek banknot�w spoczywaj�cy w zapi�tej kieszeni kurtki, a ch�opak spojrza� na mnie z przyjaznym pow�tpiewaniem, m�wi�cym, �e on wie o czekach podr�nych ukrytych w�r�d koszul w hotelowej komodzie i o moim solidnym pochodzeniu, i �e nigdy nie brakuje mi got�wki. W ko�cu zszokowany w nieco bur�uazyjny spos�b, odczyta�em przes�anie w jego oczach o �renicach zw�onych tak, �e wygl�da�y jak czarne g��wki szpilek. Nie wiedzia�em, czy porusza� ten temat czy nie, w og�le nie by�em pewien, czy mam racj�. Narkotyki przera�a�y mnie i budzi�y bezradne pragnienie niesienia pomocy. Postawi�em dwie nast�pne kolejki - nie mog�em udawa�, �e mnie na to nie sta�; przyj�� je z lekkim rozdra�nieniem, jakby konieczno�� podzi�kowania mi oznacza�a przyznanie si� do braku niezale�no�ci. By�em w pewnym sensie ofiar� naci�gacza, kim�, kto go nie zna�, �wietnym frajerem pierwszej nocy spowodowanego kaprysem wygnania, pijanym i spragnionym kontaktu. Od czasu do czasu drapa� si� po piersi paznokciem kciuka, a cichy trzask w�os�w pod bawe�nian� koszulk� polo przywo�ywa� przed moje oczy wizj� ca�ego jego cia�a, tak �yw�, jakby opiera� si� obok mnie nagi. Pocz�stowa�em go papierosem, ale pogardliwie potrz�sn�� g�ow�. - Musz� odebra� troch� kasy - odezwa� si� nie patrz�c na mnie, udaj�c, �e przyj�� moj� deklaracj� ub�stwa. U�wiadomi�em sobie, �e to ju� koniec, nie nadaj� si� dla niego; nawet nie powiedzia� mi, jak ma na imi�. W my�lach nazywa�em go po prostu R�. R� o cyckach jak p�czki r�! Uzna�em, �e nie warto wyja�nia� literackiego �artu. Wymamrota�em: - Czym si� zajmujesz? Milcza�, co zapewne uzna�bym za pr�no��, gdybym nie wyczu� jego desperacji. - Brudnymi sprawami - odrzek� w ko�cu zdecydowanie, ale nie zamierza� zdradzi� �adnych szczeg��w. A potem, z nieprzekonywaj�cym zainteresowaniem: - I kogo b�dziesz uczy� angielskiego? - Na pocz�tek dw�ch ch�opc�w. - Tylko dw�ch. - To dosy� trudni ch�opcy. - Skin�� g�ow�. - Mieli jakie� k�opoty - zapewni�em go. - Starszy wygl�da bardzo seksownie. R�a parskn�� lekko. - Powinienem si� domy�li�, �e to takie sztuczki. - Nie, nie. Mog� ci udowodni�, je�li chcesz. - By�a to prawda, nosi�em przy sobie jego list, jak pami�tk� po kochanku, kt�rego mia�em mo�e jeszcze spotka�. Wyj��em kopert� z wewn�trznej kieszeni i wyci�gn��em z�o�on� kartk� z przyczepionym zdj�ciem z pi�ciominut�wki - Luc Altidore, 17, zainteresowania: historia, sztuka. Roz�o�y�em j� na wilgotnym kontuarze, pokazuj�c z lekkim niepokojem R�y, jakbym poszukiwa� tego ch�opca i uwa�a�, �e mo�e on go rozpozna i wska�e mi �lad. Na pewno nikt nie m�g�by zapomnie� tej bladej maski z du�ymi, wyschni�tymi ustami, w�osami opadaj�cymi na czo�o i buntownicz� pustk� oczu w b�ysku flesza, jakby nie zgadza� si� na swoj� urod�. Przypomnia�em sobie niewyra�nie, �e uczy�em go ju� w snach, prze�y�em powoli spalaj�ce si� godziny nauki twarz� w twarz z nim. Sta�em si� mniej sympatyczny dla mego towarzysza, jakbym ju� zdoby� w�adz� nad tym dzieciakiem dzi�ki nieczystym perswazjom literatury. - Mo�liwe, �e b�d� musia� robi� te� inne rzeczy - powiedzia�em. - Potrzebuj� got�wki. Poza tym, nie chc� czyta� ksi��ek ca�ymi dniami. - Pog�aska�em go po przedramieniu i poczu�em, jak dr�y zmuszaj�c si�, by nie cofn�� r�ki. - Dlaczego nie? Zawaha�em si�. - Ksi��ki to kupa �mieci. - Mylisz si� - rzuci� zawzi�cie. - Masz szcz�cie. Jeste� nauczycielem. Ksi��ki to twoje �ycie. - I odszed� ode mnie, zostawiaj�c mi jedynie intymn� i samotn� satysfakcj� z cytatu, kt�ry by� mo�e popiera� jego ostatnie stwierdzenie. Po powrocie z ubikacji zobaczy�em go kieruj�cego si� do wyj�cia, obejmuj�cego ramieniem tego nudziarza w garniturze, od kt�rego uciek�em wcze�niej. Kole�ka mia� zar�owion� twarz i skonsternowan� min�, zaskoczony zbyt nag�ym przyp�ywem szcz�cia. W surowym Muzeum Miejskim poderwa�em Cherifa, Maroka�czyka, ale urodzonego w Pary�u i nie obrzezanego. Czu�em si� odrobin� zbity z tropu w�r�d tych sterylnych p�nocnych bogobojnych patron�w i zapatrzonych w siebie Dziewic - �adne z nich nie wita�o widza ani nie oddawa�o mu spojrzenia, jak to cz�sto robi� ciemnoocy w�oscy bogowie i �wi�ci. Mo�e to absurd, ale potrzebowa�em pozdrowienia, nawet z odleg�o�ci pi�ciu setek lat. Tutaj wszyscy patrzyli w d� lub w bok, w pozach pe�nej przygany niewinno�ci. Zbo�ne, niepochlebne portrety mo�nych w czapach i kwefach tak�e by�y dumnie wstrzemi�liwe. Przyci�ga�y pe�n� respektu ci�b� niedzielnych par w szeleszcz�cych p�aszczach przeciwdeszczowych (dzie� zacz�� si� niepewnie). Jednak�e nie by�y one w gu�cie Cherifa. Szwenda� si� po muzeum, potrz�saj�c g�ow� i drapi�c si� w jaja przed rajsko-piekielnym Boschem. P�niej wyzna� mi, �e ju� przedtem polowa� tam na facet�w: nie wiedzia� wiele o malarstwie, ale wiedzia�, �e gdy nadchodzi czas muzeum, w samotnych ludziach budzi si� g��boka potrzeba, wr�cz przymus, by obcowa� ze sztuk�, z odbiciami w szybach os�aniaj�cych jakie� mroczne, dawne m�cze�stwo, by swobodnie mitr�y� czas i krytykowa�, podda� si� rytmowi pogoni z sali do sali... Podszed�em do niego i na zmian� pokazywali�my sobie co ohydniejsze mutacje w Ogrodzie Rozkoszy: dam� z ty�kiem �wini, d�entelmena �limaka, dziwk� z kleszczami homara. M�j przyjaciel zsun�� na ty� g�owy stateczn� tweedow� czapk�, przy kt�rej jego ciemna twarz i matowe czarne loki wydawa�y si� wzruszaj�co nie na miejscu, po czym u�miechn�� si� do mnie w spos�b nie przes�oni�ty chmurami pyta� historycznych. Przew�drowali�my wzd�u� cierpkich kaza� martwych natur (mucha na cytrynie, czyli przemijaj�ca obfito��), przez hall do opustosza�ych galerii, gdzie wisia�y p�niejsze dzie�a: woskowane historyczne tableaux, brunatne wiejskie sceny, fio�kowo-fosforyzuj�ce zmierzchy, Sfinksy i Ateny lokalnych symbolist�w. I by� tam jeden obraz, kt�ry naprawd� przesy�a� sk�opotane pozdrowienie - kobieta z rozczochranymi rudymi w�osami, w rubinowych kolczykach, z obna�on� jedn� piersi�: nachyli�em si�, by przeczyta� wydrukowany podpis: Edgar Orst, Jadis Herodias, quoi encore? Babo-ch�opowatej stra�niczce z identyfikatorem, krocz�cej z pomieszczenia do pomieszczenia, �eby mie� nas na oku, musieli�my si� wyda� par� zm�czonych swoim towarzystwem ludzi, zabijaj�cych czas, �udz�cych si�, �e sztuka pomo�e im przetrwa� deszczow� niedziel�, ale w efekcie znudzonych malarstwem, tak jak i ona. Cherif pochwyci� moje spojrzenie i prze�kn��em �lin� na my�l o sekretnej pewno�ci naszych zamiar�w. Nawet w �Mykonosie�, pomy�la�em, Cherif w swojej br�zowej sk�rzanej kurtce i roboczych buciorach mo�e wyda� si� zbyt nieokrzesany i swawolny, aby go wpuszczono. Lecz by� to tylko brytyjski klasowy pudeur - recepcjonista spokojnie kiwn�� do niego g�ow� wr�czaj�c klucz. (Pomy�la�em sobie potem, �e mo�e Cherif ju� przedtem bywa� tu sta�ym klientem; i czy� nie by�o pewnej przebieg�o�ci i zimnej krwi w samym urz�dniku, podwajaj�cym i potrajaj�cym si� jako barman i sprz�tacz odkurzaj�cy sal� telewizyjn�?) Ledwie zamkn��em drzwi, Cherif zabra� si� do mnie, gryz�c moje usta i wypychaj�c je j�zykiem, pospiesznie zdzieraj�c mi okulary ukosem przez czubek g�owy. By� zwierz�ciem, doprawdy wspania�a sprawa, je�li jest nim kto� inny. Sekund� czy dwie p�niej jedn� r�k� przesuwa� w g�r� i w d� mojego ty�ka, a drug� kierowa� mnie, bym uj�� jego ptaka, twardo stercz�cego pod k�tem w starych, lu�nych d�insach. W drodze z muzeum przechodzili�my przez most nad �ab�dziami i nad pustym stateczkiem turystycznym z komentarzem grzmi�cym mimo braku klient�w, a Cherif nagle wyci�gn�� d�o�, na kt�rej le�a�a ma�a paczuszka z odci�ni�tym okr�g�ym konturem zwini�tej gumy. Nie mia�em nic przeciwko takiemu bezs�owemu potwierdzeniu, lecz odwr�ci�em g�ow�, zbyt przepe�niony uczuciami do tego ch�opca, kt�ry zosta� moim przyjacielem dopiero dwadzie�cia minut temu i nic do mnie nie czu�, ale by� tak bez wahania sob�, z niewielk� nadwag� oraz zacienion� zarostem g�rn� warg� i podbr�dkiem. Teraz siedzia� na moich kolanach, uje�d�aj�c mnie z jak�� natarczyw� oboj�tno�ci� - przesun��em d�o�mi po jego l�ni�cych i ufnych plecach, si�gn��em do ramion, na kt�rych wyrobione przez prac� mi�nie napina�y si� i rozlu�nia�y. By�em zadowolony, �e nie mo�e mnie widzie�, z rozdziawionymi ustami i sercem ci�kim od uznania dla niego. Znajdowali�my si� na brzegu ��ka, wi�c obj��em go mocno i popatrzy�em mu przez rami� w lustro na drzwiach. Nasze spojrzenia spotka�y si�, lecz jego speszy�a taka poufa�o��. Potem, gdy mia�em ju� ko�czy�, zeskoczy� ze mnie i stan�� na pod�odze. Ja r�wnie� si� starabani�em, przez chwil� zaskoczony w�asnym odbiciem w lustrze, jakbym bez okular�w musia� na nowo skupi� obraz mru��c oczy albo jakby sz�sty zmys� ujawni� twarz w mojej twarzy, upiorne rysy uchwycone w srebrnej powierzchni zwierciad�a. Cherif zrobi� p� kroku w prz�d i opar� si� o szyb� rozcapierzonymi d�o�mi. Wydoby�a si� z niej, czy te� mo�e z przestrzeni za ni�, sekwencja d�wi�k�w; a potem przez kilka sekund patrzyli�my, jak si� dematerializujemy i ukazuje si� wewn�trzna perspektywa - pok�j z zamkni�tymi okiennicami i stertami krzese�, o�wietlony z boku otwieraj�cymi si� i zamykaj�cymi drzwiami. Cherif wzdycha� i �mia� si� cicho, a potem usiad� znowu na ��ku, podczas gdy ja podskakuj�c i drepcz�c w miejscu naci�ga�em spodnie. Odkrywa�em miasto dosy� szybko i niecierpliwie, odwo�uj�c si� do mapy, kt�ra pomija�a boczne uliczki i aleje, za to s�ynne budowle przedstawia�a na dziecinn� mod�� za pomoc� nieproporcjonalnie wielkich obrazk�w. Dzi�ki temu w poetycki spos�b przekazywa�a mi wizj� miasta tak�, jak� m�g�by in�ynier z pi�tnastego wieku, specjalista od grobli i wa��w, zaproponowa� rz�dz�cemu hrabiemu: oprawiony opal po�y�kowany drogami wodnymi i zawieszony na szerokiej wst�dze kana�u morskiego. Park przemys�owy, powojenne dzielnice dla biedoty, zrujnowane przedmie�cia z w�dr�wek podczas mojej pierwszej nocy pobytu tutaj, ukazane by�y jako pola, potwierdzaj�c wra�enie, kt�re odnosi�em na ka�dym rogu - �e ca�e miasto pragnie przedstawia� si� jak impresja artysty. Nie by�o ono du�e, a jego wspania�e monumenty, podobnie jak zwie�czone wie�yczkami elewacje rozpychaj�ce si� na mapie, rozmiarami absolutnie nie pasowa�y do ulic, podw�rek i kana��w pod nimi. Spiczasty, pozbawiony okien monolit wie�y �w. Jana i brzydkie zielone wie�yczki, kt�rymi budowniczy z pocz�tku stulecia udekorowa� wiekow� wie�� Katedry, stanowi�y zaledwie satelity dla legendarnej wynios�o�ci Dzwonnicy. Z daleka, z Ostendy, gdyby usun�� d�wigi i obrze�a miasta, te trzy budowle na r�wninie wygl�da�yby jak tajemnicza tr�jca, z Dzwonnic�, wiek po wieku wyrastaj�c� kolejnym zwie�czonym blankami pi�trem w stron� o�miok�tnej korony, najwytrwalej ze wszystkich szturmuj�cej niebiosa. Tego dnia niebo wisia�o nisko, a powietrze by�o bagniste i wilgotne, gdy id�c przez Grote Markt ujrza�em, jak maestro s�ynnego carillonu - m�ody cz�owiek z brod� w kszta�cie �opaty, w sztruksowej kurcie i pumpach do kolan, jak posta� z pociesznego flamandzkiego zegara - otwiera bram� i zaczyna wspinaczk� po dwustu stopniach do swojej konsoli w chmurach. Nawet na Grote Markt, pod schodkowatymi szczytami dach�w najlepszych restauracji i poz�acanymi anio�ami, kt�re przystan�y na szczycie Ratusza i unios�y swe tr�by wysoko nad postojami taks�wek i przystankami autobusowymi, nie dzia�o si� zupe�nie nic. Kilku turyst�w wysz�o spod przeszklonej arkady biura podr�y, ale wakacje szkolne dobiega�y ju� ko�ca i w�r�d zwiedzaj�cych by�y same ��dne wiedzy ma��e�stwa. Kilka kobiet taszcz�cych torby pe�ne zakup�w wgramoli�o si� do dw�ch czekaj�cych autobus�w z nazwami pobliskich wiosek. Czasami przejecha� cichy tramwaj. Tak wygl�da�y dnie i tygodnie uroczystego placu. Wtem kuranty wydzwoni�y swoj� martw� interpretacj� ludowej pie�ni czy mo�e hymnu. Najbardziej wyzywaj�ca by�a cisza, kt�ra zapad�a potem. Kiedy w�drowa�em z list� adres�w, bezruch miasta stopi� si� z moim nowo nabytym przeczuciem, �e jestem �ledzony, �e co� si� czai w przedpo�udniowej pustce. Z uczuciem ulgi powr�ci�em na te dwie czy trzy ulice obrze�one normalnymi sklepami, czerwonymi neonami ze specjalnymi ofertami kie�basek lub kawy, magazynami odzie�owymi lub papierniczymi pe�nymi radosnych koszulek, tornistr�w i kolorowych pi�r na rentree . A w�r�d czerwononosych breughelowskich ch�opc�w z rowerami byli te� inni, wygl�daj�cy na znudzonych, stylowych i godnych po��dania. Poczu�em zdziwienie, �e tacy te� tu mieszkaj�. W sumie obejrza�em pi�� pokoi, ale wyboru dokona�em bez wahania. Pozosta�e stanowi�y wielkie zbiorniki samotno�ci lub zbyt by�y naszpikowane i przyt�amszone nakazami i zakazami dla kogo�, kto wreszcie opu�ci� dom rodzinny. Przerazi�em si�, �e m�g�bym tam le�e�, nie mog�c zapali� papierosa, s�uchaj�c, jak gdzie� nade mn� nape�nia si� zbiornik na wod�. Zazwyczaj to gospodyni, rozgadana acz wykr�tna, otwiera�a drzwi i prowadzi�a mnie na g�r�, obserwuj�c z oburzeniem, jak sprawdzam ��ko lub otwieram kt�r�� z wisz�cych szafek. W dw�ch domach inni bladzi lokatorzy zostali przy�apani w drodze z sypialni do ubikacji i otrzymali ostrze�enie. Nie bardzo wyobra�a�em sobie Cherifa jako mile widzianego go�cia w takim miejscu, ani te� romansu mojego nowego �ycia rozkwitaj�cego pod podobnym nadzorem. Pok�j, kt�ry wybra�em, by� tak ustronny, �e poczu�em jakbym wkracza�, z nag�o�ci� charakterystyczn� dla sn�w, w sekretne, wewn�trzne �ycie miasta. Od strony ulicy znajdowa�o si� domostwo doktora, nagie i bia�e, z mosi�n� tabliczk� wypolerowan� nieomal�e do g�adko�ci. Z boku zamkni�te furtk� przej�cie prowadzi�o na p�ytkie podw�rko: ty� rezydencji doktora wychodzi� na rz�d o wiele starszych zabudowa� - z szorstkiej, r�owej ceg�y, ze stromymi dachami, wysokimi drzwiami i ko�owrotami na s�u��cych za magazyny strychach. Jak male�kie kolegium w Cambridge, budynek ten mia� dwie klatki schodowe, po jednej na ka�dym ko�cu, prowadz�ce do nie u�ywanych warsztat�w, sk�adzik�w i dw�ch mieszkanek do wynaj�cia na drugim pi�trze. Jedno zaj�y ju� jakie� dziewuchy z Hiszpanii; drugie, tanie, lecz prymitywne, nale�a�o do mnie; stary lekarz (kt�ry nadal przyjmowa� paru pacjent�w) powiedzia� po francusku, �e bardzo go cieszy, i� go�ci u siebie Anglika. Wzd�u� ca�ej jednej �ciany pokoju bieg�y niebywale g��bokie szafki, ka�da opatrzona emaliowanym numerem i zamykaj�cymi si� z hukiem drzwiczkami. Zaj�� je wszystkie mog�em tylko wk�adaj�c do jednej majtki, do drugiej buty, a swetry do trzeciej; gdy otworzy�o si� numer czwarty, ukazywa�a si� moja sk�rzana kurtka niby historyczna szata w katedralnym skarbcu oflankowana monstrancjami specjalnych flaszek i s�oik�w. Ka�d� p�k� pokrywa�y stare gazety pieczo�owicie umocowane pinezkami. Przechyli�em g�ow� na bok, by przyjrze� si� posrebrzonym przez czas wiadomo�ciom sportowym i antycznym wynikom wy�cig�w samochodowych. �ciana naprzeciwko drzwi by�a po prostu drewnianym przepierzeniem, pooranym dziurami oraz g��wkami wbitych w nie gwo�dzi, co sk�oni�o mnie do zastanowienia, co te� tu sk�adowano, jak� prac� tu wykonywano i kiedy si� ona zako�czy�a. Otoczenie wygl�da�o zach�caj�co dla moich plan�w, czyli pisania, kt�remu zamierza�em znowu si� odda�. Przepierzenie wydziela�o miejsce do spania, zatkane wysokim, �elaznym �o�em, z �atwo�ci� mog�cym pomie�ci� trzy osoby. Na zewn�trz, u szczytu schod�w, znajdowa�a si� ma�a �azienka, ze zlewem i fragmentem lustra oraz szcz�tkowym prysznicem, kt�ry ciek� pozostawiaj�c rdzaw� plam�. Kiedy tylko zosta�em sam, wyj��em moje s�owniki, angielski, francuski oraz holenderski, a tak�e notatniki i atramenty; sprawdzi�em naczynia - wszystkiego po dwie sztuki, co wyda�o mi si� kolejnym dobrym znakiem - i w��czy�em trzeszcz�c� maszynk� elektryczn�. Wyt�umaczy�em sobie, �e brak ogrzewania nie ma znaczenia - by� tu tylko ma�y wentylator, kt�ry hucza� i po�era� pr�d. Gdy opad�em na ��ko, rozleg�o si� brz�czenie jego obluzowanych kwiaton�w. We frontowej �cianie g��wnego pokoju znajdowa�o si� mansardowe okienko oprawione w o��w wychodz�ce na podw�rko i na zamkni�te okiennice drugiego pi�tra domu doktora; za to z ty�u by�o wielkie okno otwierane pionowo. Wychodzi�o na zach�d, na pop�kan� absyd� ko�cio�a �w. Narcyza; na mapie rysunek tej pojedynczej ceglanej baszty i spiczastej latarni przes�ania� m�j dom i le��cy poni�ej ogr�d. D�wign��em ci�k� ram� okienn� i zapatrzy�em si� w cisz� li�ciastej przestrzeni. Na lewo widnia�a zaro�ni�ta bluszczem tylna �lepa �ciana kina, a na prawo kana�, w kt�rym odbija�a si� butwiej�ca �luza i wysokie, opatrzone kratami okna zabytkowego budynku, mieszcz�cego zapewne jak�� instytucj�. Sam ogr�d nie by� cmentarzem, mimo �e przylega� do ko�cio�a, a kto� wyci�� olch� tu� przy ziemi i wytru� pn�cza, kt�re nadal pokrywa�y czerni� zapadni�t� w ziemi� przybud�wk� lub mo�e kot�owni�. Trudno by�o wyobrazi� sobie, kto to m�g� zrobi� - zdawa�o si�, �e do ogrodu nie prowadzi �adna brama, a tam, gdzie kana� przylega� do ko�cielnego muru, dostrzeg�em tylko wachlarzowato u�o�one poczernia�e pr�ty. Mi�dzy drzewami owocowymi le�a�a skoszona trawa. Wyci�gn��em szyj� i zobaczy�em b��kitn� wst�g� papieru toaletowego rzuconego z wysoka i zaczepionego mi�dzy konarami. I by�o tam co� jeszcze, czego nie widzia�em dok�adnie, ma�a kamienna figura - pustelnik czy �wi�ty, satyr lub mo�e kupidyn - przes�oni�ta li��mi i stoj�ca po kostki w sianie. Chcia�em zej�� na d�, ale po chwili poczu�em, �e chyba wol�, by miejsce to nigdy nie by�o odwiedzane. Jego pi�kno zasadza�o si� nie w nim samym, lecz w jego osamotnieniu, jak to dzieje si� z ka�dym punktem w �rodku miasta otoczonym wysokim murem - ogrodem starej g�uchej wdowy czy zamkni�tym na k��dk� cmentarzem �yd�w lub trynitarzy. Zatrzyma�em si� w po�owie schod�w, us�yszawszy echo wcze�niejsze nawet ni� Cambridge i moja niezale�no��. Wie�a ko�cielna gdzie� w Kencie, otwarte w�skie drzwiczki: trwa pr�ba, cz�� festiwalu, m�j ojciec �piewa. Jestem ma�ym ch�opcem, gramol� si� w�r�d grat�w nagromadzonych przez ko�cielnego i sprz�taczki u st�p spiralnych schod�w, w�r�d �cierek i miote�, zwini�tych sztandar�w, wyrzuconych tr�jno�nych stojak�w na kwiaty z wyschni�tymi oazami i pogi�tych cebr�w. Kurz i tajemnice. Nikt mnie nie szuka. Id� wy�ej i wy�ej, a� ukazuje si� szpara okna. Wygl�dam na cmentarz, na naszego humbera zaparkowanego pod ocienion� daszkiem bram�, na kropl� ziemi za drzewami i czuj� strach, kr�ci mi si� w g�owie, zaszed�em za daleko. Naraz pi�kny tenor zaczyna w g�rnych rejestrach, wysoki i niezm�cony, prawdopodobnie Bach, cho� mo�e to co� l�ejszego, zupe�nie si� na tym nie znam, jest tylko wznoszenie si� i opadanie g�osu mojego ojca, a mnie zdaje si�, �e go widz�, jak l�ni�cy �lad w�r�d cieni. Nie wiedz�c nawet dlaczego, z klapni�ciem siadam na pod�odze i zaczynam p�aka�. Bar wyznaczony przez Cherifa znajdowa� si� spory kawa�ek drogi piechot� ode mnie, a wiod�a ona szerokimi opustosza�ymi nadbrze�ami wzd�u� szerokich opustosza�ych kana��w, z rzadka po��czonych ze sob� kamiennymi mostami. Po po�udniu chmury troch� si� podnios�y i w ch�odzie, kt�rym powia�o, czu� by�o pierwsz� zapowied� jesieni. Przeszed�em przez ma�y park z pustymi �awkami, gdzie drzewa okazywa�y osobliwe, senne wzburzenie. Potem min��em szerokie drewniane przystanie wio�larskie, rozwalone chaty, psy i bawi�ce si� dzieci, kt�re wygl�da�y na nie przywyk�e do widoku obcych. Przez moment zastanawia�em si�, czy nie zgubi�em drogi, ale oto trafi�em na bar Wanne�a; w drzwiach wisia�a zas�ona, a za ni� znajdowa�o si� w�skie br�zowe pomieszczenie. M�czy�ni przy barze s�uchali transmisji meczu pi�ki no�nej i dosadnie dawali upust swemu oburzeniu. D�ugow�osy barman potraktowa� mnie oboj�tnie, cho� mo�e by�a to �agodna wrogo��. Nie mia�em co robi�, zatem od�wie�a�em moj� znajomo�� flamandzkiego na porzuconej gazecie, kt�ra powoli ujawnia�a si� jako za�arcie prawicowa. Za szybko wypi�em piwo, wi�c zam�wi�em nast�pne. Chcia�em znowu by� z Cherifem, poszukiwania ca�ego dnia prowadzi�y z powrotem do niego, i kiedy si� nie pojawia�, zacz�� mnie dr�czy� md�y gniew; a potem zdumienie sob� samym i bezpodstawn� wiar�, �e moje potrzeby mog�yby cho� raz zosta� tak �atwo zaspokojone. Gdy tylko drzwi si� otwiera�y, wiedzia�em, �e to on i prze�yka�em �al na widok jego przyjacielskiej twarzy i wszystkiego co oferowa�a, ale zawsze by� to kto� inny, sta�y bywalec, kt�rego obdarzano lakonicznym, zap�nionym pozdrowieniem, gdy wch�ania�a go grupa przy barze. Z wyj�tkiem kobiety w podomce, kt�ra zajrza�a z zaplecza, �eby na co� ponarzeka�, znajdowali si� tu wy��cznie m�czy�ni. Jednak z pewno�ci� miejsce to nie przypomina�o baru dla gej�w - chyba �e by� to jaki� szkaradny specjalistyczny lokal dla robotnik�w. W ko�cu odwa�y�em si� przywo�a� barmana. Czy zna� kogo� nazywanego Cherifem, francuskiego Maroka�czyka, dokera...? W kt�rym to miejscu barman bardzo dobitnie obwie�ci�, �e facet nazywany przez mnie Cherifem nie jest tu mile widziany, podobnie jak nikt jemu podobny. Wyszed�em bezzw�ocznie i ruszy�em z powrotem drog�, kt�r� tu dotar�em, te same dzieci odwracaj�c si� obserwowa�y, jak je mijam. Wczesny wiecz�r by� wznios�y, ch�onny i nie zdziwiony. Cisz� opuszczenia spowijaj�c� stary ko�ci� �w. Narcyza przerywa� jedynie rozbrzmiewaj�cy co godzin� dzwon i - jak przekona�em si� w nocy - co sze�� godzin kurant z po�amanymi trybami, bezlito�nie wygrywaj�cy jaki� hymn. Za ka�dym razem, gdy trafia�y si� nieregularne pauzy po brakuj�cych nutach, mia�em nadziej�, �e ju� wreszcie sko�czy�. Obudzi� mnie o p�nocy i o sz�stej, z uk�uciem rozpaczy po minionym wieczorze; przedziera�em si� przez wyczerpuj�ce, pe�ne kar fantazje z udzia�em Cherifa, kt�re niezmiennie gas�y z sykiem w p�ytkim �nie. O dziesi�tej, w promiennej wakacyjnej mgie�ce, wyruszy�em do domu Altidore��w. Mieszkali przy ulicy D�ugiej, biegn�cej od centrum miasta eleganckim, bezkresnym �ukiem; policzy�em domy w prz�d i znalaz�em numer 39, zanim do niego dotar�em: wynios�y i pe�en umiaru, z wysok� suteren� i czterema lub pi�cioma stopniami wznosz�cymi si� stromo do czarnych drzwi wej�ciowych. Spostrzeg�em, �e t�umi� ciekawo��, przychodz�c na pierwsze spotkanie z pust� g�ow� i w ostatniej chwili przyspieszaj�c kroku - co stanowi jedn� z metod stawiania czo�a wyzwaniu; cho� ca�y czas wzruszaj�co pos�pny wizerunek ch�opca wisia� w powietrzu przede mn�, migocz�c jak projekcja pod�wiadomo�ci na tle zwie�cze� i szczyt�w budynk�w, a jego nazwisko rozbrzmiewa�o niczym subtelna romanca: Altidore, samo w sobie by�o gotyck� dzwonnic� lub te� b��dnym rycerzem z Faerie Queene... Zadzwoni�em kr�tko, lecz rozpaczliwie i matka Luca otworzy�a drzwi; wkroczy�em do wn�trza, kt�rego nigdy nie pr�bowa�em sobie wyobrazi�, i natychmiast zauwa�y�em, �e jest to �wi�tynia i warsztat obsesji. Ta kobieta by�a chyba najp�odniejsz� hafciark� w Belgii. Hall, a potem salon, do kt�rego mnie wepchn�a, ozdobione by�y festonami jej wyrob�w. Nawisy, czy raczej obwisy, ogromnych kilim�w przedstawiaj�cych ten rodzaj motyw�w - okr�ty, gospody z surowych bali, zespo�y baletowe - kt�re zawsze pojawiaj� si� w puzzlach, nie ze wzgl�du na malowniczos�, lecz utrudniaj�c� zadanie monotoni�, stanowi�y ledwie t�o dla kwiecistych parawan�w przed kominkiem, koronkowych, naszywanych koralikami obrus�w oraz sof tak zawalonych dziko kolorowymi poduchami, �e zostawa�a ledwie odrobina miejsca na pup� siedz�cego. Kroczy�em w�r�d tego wszystkiego godnie i milcz�c wzrusza�em z uznaniem ramionami. Aby sobie ul�y�, skierowa�em wzrok na sufit, lecz nawet tam gobelin ze scen� przywodz�c� na my�l i�cie wiktoria�sk� dos�owno�� rozci�ga� si� jak gigantyczna broda mi�dzy �a�cuchami �yrandola. Id�c za ni� uprzejmie do kuchni po kaw�, rzuci�em okiem na farbiarnie, gdzie wisia�y motki czerwonej i pomara�czowej we�ny ociekaj�cej nad wiadrami i wydzielaj�cej cierpki zapach. Rozmawia�a niepewnie, z rozczarowaniem, jakby przez przypadek rzucaj�c zgry�liwe uwagi, wi�c wybacza�em jej grubia�stwo lub przyjmowa�em jak �arty. Prawie sze�� st�p wysoka, w fio�kowor�owej, zrobionej na szyde�ku sukience, z d�ugimi nogami w liliowych po�czochach i zapinanych na sprz�czki butach za kostk�, z w�osami schludnie i bez �ycia przylizanymi wok� drobnej, jasno upudrowanej twarzy. Energiczna, spostrzegawcza, nieweso�a, bole�nie artystyczna: od razu dostrzeg�em jej absurdalno��, ale pomy�la�em sobie, �e mo�e kiedy� wyda mi si� w jaki� smutny spos�b sympatyczna. Kiedy podzi�kowa�em za male�kie lukrowane ciastko, powiedzia�a: - Tak, powinien pan schudn�� przynajmniej dziesi�� funt�w, nie dostanie pan ciastka. - I sama je sobie wzi�a ze spokojnym opanowaniem kogo�, kto nigdy nie b�dzie taki t�usty, jak ja ju� zaczyna�em by�. - Jestem bardzo zaj�ta - o�wiadczy�a. - Pracuj� nad nowym obrusem na o�tarz do Katedry. Nie mo�e mi pan zaj�� zbyt wiele czasu. U�miechn��em si� i odpowiedzia�em: - Ale� naturalnie. - Ciekaw by�em, czy Luc te� jest wysoki i chudy. - Ciesz� si�, �e spotykamy si� sami, podczas gdy Luc wyjecha� - wyzna�a, jakby wci�gaj�c mnie w jakie� przera�aj�ce przedsi�wzi�cie szczeg�lnie delikatnej natury; ale moje my�li i postanowienia odbija�y echem tylko to jedno s�owo: �wyjecha��. Wyjecha�! Zatem napi�cie opad�o, bez potrzeby wypr�bowywa�em pe�ne niepokoju gambity na pierwsz� konwersacj�. Zdaje si�, �e pojecha� z przyjaci�mi na wybrze�e, nikt nie m�g� go powstrzyma�, chocia� pani Altidore ub�aga�a go, aby zabra� kilka ksi��ek, i ze srog� min� utrzymywa�a, �e ch�opak b�dzie si� tam uczy�. M�wi�a o nim nieostro�nie rozpaczliwym tonem; lecz kilka razy poprawi�a si�, przypominaj�c nam obojgu, �e jest on inteligentny, inteligentniejszy ni� nieomal�e wszyscy na �wiecie. By� krn�brny, nieus�uchany, nieprzewidywalny; ale za chwil� zn�w stawa� si� �agodnym, samokrytycznym i ponad wszelk� w�tpliwo�� dobrym ch�opcem. Ona rozpacza�a, a ja uspokaja�em j� konwencjonalnymi pocieszeniami, skromn� pewno�ci� siebie, zobacz�, co si� da zrobi�; natomiast kiedy wycofywa�a si� w nag�� solidarno�� z synem, spostrzega�em, �e czuj� nieokre�lon� zazdro�� i zastanawiam si�, jak go uwolni� z jej wielobarwnej sieci. Powiedzia�a mi, �e Luc by� uczniem w kolegium �wi�tego Narcyza, najstarszej i najbardziej ekskluzywnej jezuickiej szkole w tej prowincji, gdzie do jego przyjaci� nale�a�y dzieci r�nych wa�nych prawnik�w i bankier�w, kt�rych nazwiska nic mi nie m�wi�y. Ostatniego lata, jednak�e, w nast�pstwie nieokre�lonego incydentu, kt�rego omawianie by�oby �zbyt wielk� strat� czasu dla nas obojga�, poproszono go o opuszczenie szko�y. Teraz trapili si� dalszym ci�giem jego edukacji: pani Altidore twierdzi�a, i� przekona�a go, by spr�bowa� p�j�� na uniwersytet - mo�e w Anglii: s�ysza�a, �e w Dorset istnieje program wymiany student�w europejskich i jaka� metoda radzenia sobie z wra�liwymi ch�opcami maj�cymi problemy z przystosowaniem. Luc osobi�cie sk�ania� si� do wyjazdu za granic�. Moim zadaniem by�o u�atwi� mu ucieczk� - wyg�adzi� jego angielszczyzn�, najwidoczniej ju� prawie doskona��, i poszerzy� wiedz� na temat literatury angielskiej: Milton, Wordswoorth, Margaret Drabble i jakich tam jeszcze autor�w uznam za istotnych. Zanim wyszed�em, zapyta�a mnie o pozosta�ych uczni�w i wydawa�a si� zadowolona, �e mam na razie tylko jednego wi�cej, zatem b�d� w stanie naprawd� si� po�wi�ca� sprawie Luca. Chcia�a wiedzie�, kim jest ten drugi; unios�a brwi i przekrzywi�a g�ow�, gdy odpowiedzia�em, �e to Marcel Echevin; chocia� by� beznadziejnie t�py, uwa�a�a go za stosowne uzupe�nienie trz�dki. - Niech pan nie pr�buje i�� na �atwizn�, spotykaj�c si� naraz z Echevinem i moim synem - doradzi�a mi. - Zupe�nie do siebie nie przystaj�. Mam nadziej�, �e mog� panu zaufa�. Nasta�a wietrzna, gor�ca pogoda, idealne wrze�niowe dni, li�cie o bladych spodach dr�a�y i migota�y jak spr�yny. I ja r�wnie� wyjecha�bym z miasta, gdyby dano mi szans� - przy��czy�bym si� do mojego ucznia na pla�y pod marnym pretekstem studiowania literatury. Lecz musia�em si� spotyka� z drugim wychowankiem i zarabia� na �ycie. Trudno odnale�� motywacj� do pracy, gdy ma si� wra�enie, i� jest si� po prostu na wakacjach. Napisa�em list do mojej starej przyjaci�ki Edie, opowiadaj�c o szybkim starcie z Cherifem, ale pomijaj�c bolesne upokorzenie rendez-vous w barze Wanne�a. Do mamy te� napisa�em, tyle �e bardziej si� trzyma�em kwestii pogody i wy�ywienia. Czu�em, �e obie, cho� na r�ne sposoby, wyczekuj� na mnie, staraj�c si� ukry� niepok�j wywo�any moj� nag�� decyzj�. I raz, czy mo�e dwa, pomy�la�em z nag�ym uk�uciem t�sknoty o nich wszystkich, o pubie i o b�oniach, i o ca�ej podmiejskiej przestrzeni - b�d�cej na po�y map�, na po�y obrazem, jak turystyczny prospekt tutaj, ale pozostawionej niesko�czenie daleko i banalnej. M�ody Echevin przyszed� do mnie po lunchu: sp�ni� si�, nie m�g� znale�� domu, zawraca� g�ow� starej, marudnej gospodyni doktora (kt�ra raczej dosadnie poprosi�a, �eby co� podobnego nigdy si� nie powt�rzy�o), a potem siedzia� zar�owiony i sapi�cy przez przepisow� godzin� naszych konwersacji. Cierpia� na ci�k� astm�, o czym wiedzia�em z listu jego ojca, i przez wi�ksz� cz�� poprzedniego roku nie chodzi� do szko�y, przygl�daj�c si� �wiatu z pozbawionego kurzu sanatorium ko�o Brukseli. Uczu�em do niego odrobin� lito�ci i wspomnia�em szkolnych koleg�w niezrozumiale napi�tnowanych cukrzyc� lub k�opotliwymi alergiami. Ta sama bezwolna, niemi�a aura otacza�a Marcela; a do tego by� t�usty, nerwowy i niezdarny. Jego astma dostarczy�a g��wnego tematu dyskusji i pozwoli�a mi zerkn�� w md�e, umeblowane szklanymi gablotami �ycie ch�opca; okrutnie ograniczy�a jego do�wiadczenia. Cz�� zasadniczych temat�w podczas konwersacji - sport, przyroda, to, co robimy w pe�ne py�k�w letnie wakacje - by�a dla niego zupe�nie niedost�pna; sierpie� up�yn�� mu na grach video (i przez chwil� s�ownictwo ch�opca nabra�o niezg��bionej pewno�ci siebie). Nowy lek przynosi� mu zbawienie - on oraz telewizja, daj�ca mu pewn� szcz�tkow� wiedz� na temat spraw bie��cych, z kt�rych niewiele rozumia�, jako �e zbyt ma�o go zajmowa�y i zbyt cierpia� na duszno�ci. Nasza g��wna zasada - �e rozmawiamy tylko po angielsku - by�a cz�sto naruszana; �Nie wiem, nie rozumiem� brzmia� jego nie�mia�y refren. A ja powraca�em do nauczycielskiej maniery w trakcie pustej towarzyskiej uprzejmo�ci, kt�r� nasze pogaduszki parodiowa�y, a moja nag�a pedanteria czy strata cierpliwo�ci przera�a�y go i doprowadza�y prawie do �ez. Oczywi�cie pozostali nauczyciele, od matematyki, historii i tak dalej, m�wili w przyjaznym j�zyku flamandzkim, byli miejscowymi lud�mi, podzielaj�cymi jego system odniesie�. Up�yn�a dobra chwila, zanim zorientowa�em si�, jaki odmienny jestem - czu�em, �e wzbudzam strach, i ufa�em, �e robi� to w spos�b niecodzienny, nie mia�em tylko pewno�ci, czy sprosta� temu wyobra�eniu, czy raczej je za�agodzi�. Marcel ubrany by� w jaskrawy m�odzie�owy dres, jakby zazwyczaj je�dzi� na rowerze czy deskorolce, oraz mia� ogromny zegarek na r�k� wyposa�ony w mn�stwo obracalnych szkie�ek i wbudowanych tarcz, kt�re mog�yby by� przydatne trenerowi, nurkowi g��binowemu lub handlarzowi na mi�dzynarodow� skal�. Spogl�da� na� tak rozbrajaj�co cz�sto, �e zacz��em za ka�dym razem pyta� go, ile jeszcze czasu zosta�o. R�wnie bardzo jak on pragn��em, by ta godzina ju� min�a. Szoku dozna�em pod koniec lekcji, kiedy spyta�em, od jak dawna cierpi na astm� i czy wie, dlaczego. Dwucz�onowe pytanie, niezbyt rozs�dne przy pocz�tkuj�cym, m�g� straci� g�ow� i da� po�owiczn� odpowied�. Odwr�ci� wzrok i dostrzeg�em zmian� w kolorze jego niedoli. - Tak, potrafi� powiedzie� dlaczego - odrzek�. - I kiedy. Pocz�tkowo nie bardzo rozumia�em ca�� histori�, dr�czy�em go wi�c i zmusza�em do powtarzania s��w, nie zdaj�c sobie sprawy, �e prowadz� go w przesz�o��, jak jaki� �agodny i m�dry psychoanalityk, do sceny tragedii z dzieci�stwa. Okaza�o si�, �e mia�a ona miejsce dziesi�� lat temu, w lecie, kiedy poszed� z mam� na zakupy do miasta: by� wtedy raptem sze�cioletnim dzieckiem. Weszli do kwiaciarni i czekali na swoj� kolej, kiedy spostrzeg� pszczo�� kr�c�c� si� wok� koszyka matki. Wiedzia�, �e ugryzienie pszczo�y mo�e by� dla niej �miertelne, ale ona rozmawia�a z przyjaci�k� i kaza�a mu nie przeszkadza�. Pr�bowa� odgoni� owada, ale tylko go przestraszy�, i gdy matka odwr�ci�a si�, podlecia� w g�r� i u��dli� j� w twarz. Zacz�a po omacku szuka� w torbie antidotum, ale wzi�a z domu niew�a�ciw� torebk�. Upad�a na pod�og� u st�p Marcela i po minucie ju� nie �y�a. Jego astma zacz�a si� kilka miesi�cy p�niej, wyzwala�y j� zw�aszcza kwiaty. Zauwa�y�em, �e odczuwa co� na kszta�t dumy ze swojej historii. Powiedzia�, �e jego ojciec kocha kwiaty, ale od tamtej pory nigdy ju� nie pojawi�y si� u nich w domu. Zapyta�em, z czym� co ewidentnie by�o podejrzan� s�odycz�, czym zajmuje si� tato; i dowiedzia�em si�, �e jest kustoszem niewielkiego muzeum dzie� Orsta, znajduj�cego si� na obrze�ach miasta, kt�rych jeszcze nie zwiedza�em, gdzie odnowiono pi�� czy sze�� wiatrak�w stoj�cych na szczycie wysokiej grobli. Marcel zdecydowanie stwierdzi�, �e prace Orsta nie podobaj� mu si�. Najpierw wypi�em dosy� sporo w swoim pokoju, ws�czaj�c w siebie litr wolnej od c�a �Cap and Badge�, a gdzie� o jedenastej poszed�em do �Baru Biff�, klubu w piwnicy domu tu� obok Katedry. Nieroztropny lub kr�tkowzroczny pielgrzym m�g� z �atwo�ci� pomyli� go z wej�ciem do krypty (X wiek) i grobowca �w. Ernesta. Ulica by�a prawie zupe�nie opustosza�a, tylko czasami pojawia� si� sp�niony przechodzie� lub para ch�opaczk�w w d�insowych kurtkach przystawa�a, �eby zajrze� przez zamkni�te kraty sklep�w elektrycznych. By�a te� ciep�a, przesycona zapachem drzew, kt�re zdawa�y si� dopomina� ostatniej, przelotnej mo�liwo�ci powrotu lata. Ca�kiem nie�le czu�em si� w sk�rzanej kurtce, grafitowych 501- kach oraz podkutych, ciasno zasznurowanych czarnych Oksfordach; spi�ty, ale na fali i nieodpowiedzialny. Zauwa�y�em, �e wychwalaj� ten klub w dziale reklamy lokalnej gazety, i zawaha�em si� z konsternacj� nad znajomo wygl�daj�cym centralnym �portfolio� z chudymi m�odzie�cami w szortach lub k�piel�wkach oraz nad doniesieniami o bajkowych nocach na dyskotece: zrobione z fleszem fotki dw�ch lub trzech naj�adniejszych ch�opak�w i oty�ego barmana obejmuj�cego ramieniem utlenionego wyrostka by�y nie do odr�nienia od tych ukazuj�cych si� w brytyjskiej prasie dla gej�w, wskrzeszaj�cych wspomnienia o wspania�ej zabawie w knajpie �Ma�y� czy �Odjazd!� albo w wyelegantowanej �B��kitnej Fedorze� Croydona, zdewastowanej kilka tygodni temu. Gdy tylko zamkn�y si� za mn� ci�kie, d�wi�koszczelne drzwi z zakratowanym judaszem, znalaz�em si� w miejscu tak znajomym, �e nie zdziwi�bym si� na widok moich starych przyjaci� Danny�ego i Simona wyci�gaj�cych r�ce, �eby unie�� drinki nad ramionami ch�opak�w uparcie oblegaj�cych bar albo skacz�cych czy te� dostojnie krocz�cych po male�kim parkiecie. Panowa�a tu taka sama zwariowana iluzja splendoru, ta sama przep�acona tandeta, ta sama frywolna ma�omiasteczkowo�� i pos�pna t�usta ciotowato��, a pod tym wszystkim identyczne pilne potrzeby i przekora. �aden z nas nie potrzebowa� pa�acu: lubili�my to ha�a�liwe piekie�ko z zanikaj�cymi zasadami i osobisto�ciami, wilko�akami i maskotkami. Nie znaczy to, �e uto�sami�em si� z tym miejscem do ko�ca. By�em przecie� nowym przybyszem, osob� nie znan�, prawdopodobnie letnikiem lub nie�mia�ym debiutantem. Kilka g��w obr�ci�o si� w moj� stron�, przypuszczam, �e pad�o par� uwag. Lecz kiedy wzi��em butelk� drogiego, bo modnego, piwa i przeszed�em si� kawa�ek, wiedzia�em ju�, �e nie zrobi�em furory: co� hardego i dumnego we mnie chcia�o b�yszcze�, co� swojskiego i skromnego cieszy�o si�, �e tak nie jest. Naturalnie nie wszyscy stali bywalcy poszukuj� nowo�ci: mo�e chcieliby zaliczy� jak�� obc� anielsk� pi�kno��, ale wiedz�, �e kierowca ci�ar�wki, gruby kole� z br�zowymi z�bami i s�ynnym kutasem, i tak da im to, na co wyczekiwali przez ca�y tydzie�. Starsi faceci w rogu patrz� na m�odzik�w z zawi�ci�, ale te� z pewnym rozczarowaniem. Opar�em si� o lustrzany filar i zacz��em obserwowa� grupk� dzieciak�w, kt�re �artowa�y i pie�ci�y si� nawzajem, szybkimi, ukradkowymi �ykami popijaj�c cok� oraz piwo i obskakuj�c ma�om�wnego, eleganckiego pi�knisia stoj�cego na skraju parkietu. Wydawali si� bardziej w swoim �ywiole ni� pozostali w�r�d d�wi�k�w sm�tnego, cieniutkiego euro-popa przeplatanego bardzo, bardzo znu�onymi klasycznymi kawa�kami disco, kt�re by� mo�e im nadal wydawa�y si� sensowne i zabawne. Czy to legalne? - zastanawia�em si� obserwuj�c muskularnego ch�opaka w sznurkowym podkoszulku i workowatych zwi�zanych w pasie d�insach zlizuj�cego jasn� pian� z ciemnej kraw�dzi g�rnej wargi i rozprawiaj�cego schrypni�tym g�osem jak gangster ze szkolnego boiska. Zapewne nie m�g� mie� wi�cej ni� szesna�cie lat. Ale tutaj to by�o w porz�dku, inaczej ni� u nas; klasyczny, powszedni, europejski zdrowy rozs�dek. Pomy�la�em, �e nigdy w �yciu nikogo tak nie pragn��em. Zdenerwowa�a mnie zbytnia oczywisto�� moich uczu�, gdy� jego kumple zauwa�yli, jak si� w niego wpatruj�, a on odwr�ci� si� i przesun�� j�zykiem po podniebieniu za g�rnymi z�bami. Nie mia�em pewno�ci, czy ten gest by� szyderstwem czy prowokacj�, mo�e pewnego rodzaju obelg� �enuj�co wspomnian� u Szekspira. W�asne podniecenie absorbowa�o mnie do tego stopnia, �e nie u�wiadamia�em sobie, i� dla innych stanowi ono zupe�nie klasyczny obrazek: poszed�em za ch�opakiem do toalety, ale zamkn�� si� w kabinie, wiec tylko s�ucha�em, jak wyrazi�cie odchrz�kuje w trakcie sikania. Zwleka�em z wyj�ciem i spojrza�em w lustro na Edwarda Mannersa, dwukrotnie od niego starszego tyj�cego nauczyciela w okularach. Po powrocie do baru, kiedy popija�em nast�pne piwo, przydryfowa� do mnie m�czyzna o nieskazitelnych, zab�jczych wprost rysach i zacz�� banaln� gadk�, kt�ra w �wiecie na zewn�trz stanowi�aby sygna� do swobodnej i d�ugiej znajomo�ci, a tu stosowana by�a jako droga na skr�ty do kr�tkiej. By�o co� fascynuj�cego w jego blond blado�ci, sk�rze naci�gn