Harasymowicz Jerzy
Szczegóły |
Tytuł |
Harasymowicz Jerzy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Harasymowicz Jerzy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Harasymowicz Jerzy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Harasymowicz Jerzy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Jerzy Harasymowicz
Strych
Na tym strychu
gdzie bitwy starych gratów Jest nieustanne podniesienie sztuki
są jak bitwy Matejki
Chciałbym jednak
Mój przyjaciel stoi żeby przyjaciel wymyślił
w sztuce do kolan jakąś rzecz drobną
jak jeleń w liściach na przykład -
Stale w krzesłach Dzbanuszek
siedzą Rembrandt i Norwid do zaparzania słów
Październik
Bo na pewno
Pod lasem stoją koń siedzi na wozie
czerwonoskóre pułki wypoczywa w kożuchu
jesiennych ptaków
Zaś wóz
We mgle jedzie samo mu ciągnie
wóz bez konia wiekowe
przyzwyczajenie
Notatka księżycowa
Rzeczywiście
tak jak księżyc
ludzie znają mnie
tylko z jednej
jesiennej strony
Na cmentarz łemkowski
Strona 2
Oto cmentarz
zielem zarosły bez krzyża nad głową
Fiłypy
Oto poręba Nykyfory
po krzyżach zwalonych Harasymy
jesień im tylko
wiatrołom
ostu zapala
świętego drzewa świecę
Oto cmentarze Łemków liści szumi
w Złockiem wieniec
w Szczawniku
w Leluchowie czort niepotrzebny
wilkiem w zarośla
Oto śpią na podłodze czmycha
dawno już spróchniałej
***
Kiedy jak buki na mróz serce mi pęknie
połóżcie mnie na wóz z widokiem na Bieszczady
na wielki pożar gór na wielką jesień
którą sam roznieciłem pisaniem
Niech ten wóz sam jedzie w zawieję liści
Niech tam na wieki zostanie
Strona 3
Buty dziadka Budzenie się poranku
Malarzowi Wałachowi
Najpierw pokaszluje
stara ikona
Dziadku znowu
poszliście kraść śliwy
Potem
i to w kościelnych butach
dzwonią w piecu
Żebyście choć1 wzięli
Potem
buty codzienne
pieje czajnik
Rzeczywiście mówi dziadek
Potem
co im przyszło do głowy
zaprzęgają stół
tym butom kościelnym
krzesła ruszają z kopyta
Tyle się nasłuchały księdza
I dymi kawa
tyle się nastały
i nowy dzień
i poszły
otwiera nóż
W lesie listopadowym
Wokół góry góry i góry
Ważne są tylko modre kopuły pieśni
I całe moje życie w górach
Które na górze wysokiej zostaną
Ileż piękniej drozdy leśne
Nikt nie szuka inicjałów cieśli
śpiewają
Gdy cieśle dom postawią
Niż śpiewak płatny na chórach
Przyjaciele drodzy którzy jemioły2
Jak łasiczki ścieżka w śniegach
czcicie
Droga życia była kręta
Dobrze że chodzicie światem
Teraz z lasów zeszła na mnie
Wkrótce jodełkę zieloną spalicie
Młodych jodeł zieleń święta
Aby3 darzyła was ciepłym latem
Nie ludzką ręką malowany
Wokół lasy i wiatr
Jest wielki smutek duszy mojej
I całe życie w wiatru świstach
Lecz nawet złockiej1 ikonie
Wszyscy których kocham wita was
Ja nigdy nic nie powiem
Modrzewia ikona złocista
Strona 4
Mój dom
Mój dom
to kartka papieru
zabudowana słowami
Teraz jesienią
mknie nad nią
tylko
dym pióra
***
Zielnik Gdy serce pęknie na mróz
Jak w zimie buki pękają
Po raz drugi zakładam Połóżcie mnie na wóz
zielnik wierszy Niech jedzie furka pejzażu
Piszę piszę Niech wywiezie mnie z miasta
Gotycki kurnik toczy trąd
I coraz bardziej poznaję Tam nie ma komu podać
choć się złotymi liśćmi Żadnej z dwóch czystych rąk
zakryć to staram
zaszumieć lasem Połóżcie mnie na wóz
Z widokiem na Bieszczady
Że to już kochany Na wielki pożar gór
nie zielnik Na Rawkę i Stuposiany
Że to już życia Za wozem nikt nie pójdzie
popielnik Deszczyk wszystko pokropi
I konie same ruszą
Bo znają moje drogi
Dzwoniec przedwiośnia
Cisza Nagle
krew nabiegła z całych sił
do twarzy wiklinom dzwoni burza
cisza w szklance liter...
Strona 5
Dom w Bortnem
Butwieje
Gospodyni wyszła przed dom
rozpada się brodaty
- zwołuje kaczeńce z łąk krzywdy pień
sypie - światło
Jasnozielone lampy lasu
Gospodarz buduje wóz palą się
pojedzie po siano pod błękitem
na drugą stronę nieba
Siedzimy przy stole
W zagrodzie zranionym jak brzoza
trzmiel porykuje do róży Między nami chleb
Poświęcana palemka dany na drogę
chroni dom
przed burzą jaskółek Trzepot czarnych serafinów
znad łąk
Wiosna
Jeszcze nie ma liści
podchodzą buki to szeleści światło
wypalone dobre rano
wspomnieniem
Pąki buczyny
Wiosna maj świecące palce Boga
liście rozświetla nadzieja błogosławią Bortnianom
Dlaczego pada śnieg?
Jerzemu Broszkiewiczowi
Raz w niebie dwaj święci przy grze w domino
powiedzieli sobie: ach, ty taki synu.
Co gdy usłyszał Archanioł Michał,
to zaraz wsiadł na bicykl,
kłuł go ostrogą, ciężko wzdychał.
I przyjechał Michał, i tych świętych zabrał do mieszka,
choć się za nimi wstawiała
ich siostra Agnieszka.
No i tak, święci bez pasków, bez sznurówek,
w błękitnych kalesonach, wśród więziennych dachówek,
święci się nudzą, siedzą we dwóch
i wyrywają sobie święci
z brody siwy puch jak najęci.
Strona 6
Mochnaczka
Przyjazd III październik 77
Złocisty modrzew w ciemności
I stoimy
wskazywał mi drogę do Ciebie
naprzeciw bez słowa
jesieni płonącym mieczem
na wąskiej kładce
- podłogi
- teraz pod którą szumi
patrzy tylko na mnie dziki nasz żywot
i nic nie mówią Jej rękawy
marszczone zdumieniem I widzę
w jej oczach odbite
Nie mówi słowa dwie cerkwie
Jej bluzka wyszyta pełne łez
tutejszym krajobrazem
I ona wodzi
Wyszyta moje szronem
w dziką różę pokryte włosy
serca
Dla których kiedyś
zdjęła
Jest spokojna z siebie bez słowa
i jest zwykły dwudziestoletni dzień
pełen sprzętów dzień
Łódź
Do dzisiaj wspominam tę łódź
W głębi lasu
i Ciebie leżącą w lodzi
W głębi lasu rozpinałem jej kubrak
świerszcz srogi wąsaty jak zbój
czarny
po piersiach Twych spiesznie
Zapinany na kielich konwalii
chodził
Zioła patrzyły ze zdumieniem
Wspominam trzcin wieczorny
na rękach ją niosłem
szelest
całując brzuch
i świat wspominam schowany za
mały i śniady jak dłoń
górą
Który urodził ten czerwcowy dzień
i nasze dziecko skłębione na
długi jak jej suknia
niebie
cumulus
Strona 7
***
Nic nie mam
zdmuchnęła mnie ta
jesień całkiem
Nic nie mam
tylko z daszkiem nieba
zamyślony kaszkiet
***
W górach jest wszystko co kocham Ja się tu urodziłem w piśmie
Wszystkie wiersze są w bukach Ja wszystko górom zapisałem czarnym
Zawsze kiedy tam wracam Ja jeden znam tylko Synaj
Biorą mnie klony za wnuka na lasce jałowca wsparty
Zawsze kiedy tam wracam I czerwień kalin jak cyrylica pisze
Siedzę na ławce z księżycem I na trombitach jesieni głosi bór
I szumią brzóz kropidła Ze jedna jest tylko mądrość
Dalekie miasta są niczem Dzieło zdjęte z gór