Nowak Tadeusz
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Nowak Tadeusz |
Rozszerzenie: |
Nowak Tadeusz PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Nowak Tadeusz pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Nowak Tadeusz Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Nowak Tadeusz Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Tadeusz Nowak
Krajobraz z wilgą
W tej okolicy jest zbyt uroczyście.
Jaskółki kreślą nad wodami freski, I tak tu będzie, jak bywa po burzy,
w dzbanie jeziora drzemie chłód kiedy wystarczy trącić ręką gałąź,
niebieski aby czuć jeszcze fosfór błyskawicy.
i usta mówią to, co widzą oczy. Tego obrazu flet już nie powtórzy.
Światło szeleści, zmawiają się liście Przed nami stoi miska soczewicy
na baśń, co lasem jak niedźwiedź się i w ciemność psalmu pochyla się ciało.
toczy.
Wtedy się nagle mój kraj komuś przyśni
Ileż to razy śpiąc w porannej trawie z chłopcem pod lasem i z koniem u
słyszałem w sobie śpiewającą wilgę. studni.
I dziś, gdy twarzą do zieleni przylgnę, Spłoszona gałąź ucieknie od liści
słyszę, jak echo podpowiada rzece i ptak zawoła przez sen leśne echo.
cały krajobraz oddany łaskawie Wieczorna zorza odchodząc zadudni
źrenicy ptaka i ludzkiej opiece. i noc swe gniazdo uwije pod strzechą.
Wieczorem sosna spod lasu ucieka
i dzwonią za nią rude tarcze piasku. Pogasły lampy, tylko noc majowa
Wiatrak sen miele i ślepiec z daleka uczy się pieśni miłosnych na flecie.
z chłopcem i z pieśnią kościelną Urywa, słucha i znowu od nowa
przybywa. flet nawołuje z drzemiących osiczyn
Jeziora stoją zatopione w blasku rzekę, o której tylko tyle wiecie,
kwitnących sadów, obłoków i żniwa. że jest z zieleni i mówi o niczym.
Oczekiwanie
Strona 2
W takie wieczory na nic się nie czeka,
słucha się dzwonka, co u sani
brzęczy,
smaga się konie, biegnące z daleka Po co się martwić, głos twój nie wywoła
po horyzontu skrzypiącej obręczy. miłego chłopca na odległość źrenic.
Jeszcze wyjść można z krajobrazu koła,
Może to do nas jadą goście mili? ale nie można jego smutku zmienić.
Przychodzi siostra, biorę ją za ręce
i tak jak jestem, w iskrach śniegu
pędzę Jeszcze się z wieńcem zjawią u nas goście,
do ludzi, których będziemy gościli. zabębni zima i flet wrzaśnie ostro;
a wy na czapkach pawie pióra
Ale w dym mrozu odjeżdżają sanie, stroszcie,
przestrzeń po dzwonkach zasypuje a ty się ubierz w białą zamieć, siostro.
zima,
siostra mi kładzie lewą dłoń na
ramię,
a w prawej moją zimną rękę trzyma. I znów stoimy, każde w swoim oknie,
z czołem na szybie, z nieruchomą
I znów patrzymy, każde w swoim twarzą;
oknie, może się zjawi, ręki twojej dotknie
na śnieg kudłaty, na rogate drzewa; i jego oczy policzki ci sparzą?
jeśli się palcem tej gałęzi dotknie,
do kotła studni suchy blask się
wlewa.
***
W tej codziennej poniewierce Spotykałem mędrców w sadzie,
żyłem, spałem w cieniu wód, co na cichą życia gałąź
rozdawałem jak chleb - serce kładli ręce, jak się kładzie
i okrutnem głupstwa plótł. głowę w smutku posiwiałą.
Napatrzyłem się do woli Z gniewu, z żalu, z opowieści
mędrcom, z których dziecko drwi, załamanych rąk - na znak,
głupkom, którzy suknem dolin że nie to się w pieśni mieści,
do niebieskich idą drzwi. co oklasków zasiał mak -
Jak się przed tobą wytłumaczę
Strona 3
O, życie moje, nieprzytomne życie.
Chodzę wśród ludzi, których się
I cóż mu powiem? W oczy mu popatrzę,
dotyka
schylę się nisko do rąk dostojeństwa,
ustami, ręką, wzrokiem, wyobraźnią.
a on pomyśli o miejskim teatrze,
Czy wy mnie, ludzie, smutku
gdzie ponoć uczą kłamliwej pokory,
oduczycie,
i twarz odwróci od gestu błazeństwa,
co we mnie rośnie, rośnie jak
i pójdzie siwą łąką na nieszpory.
muzyka,
gdy bębny ziemi moje stopy drażnią?
Jak się przed tobą, ojcze, wytłumaczę
z różańca, który po ziarnku gubiłem
Wciąż mi się zdaje, że już dawno
w ogromnym lesie, co się za mną
jestem
czerni,
tam, dokąd idę z podniesioną głową.
gdy na twe ręce tak pokornie patrzę,
A przy mnie usta zaciska surowo
jakbym roztrwonił wszystko, co mi
ojciec wpatrzony w miedzę pod
dałeś.
butami
A łąką idą ukorzyć się wierni.
i twardej ręki niecierpliwym gestem
wskazuje niebo krążące nad nami.
Północne bębny
Ludwikowi
Do moich dłoni chleb i nóż podejdzie,
Ciemna nienawiść porusza się we
dziecko do moich kolan się przytuli
mnie.
i płaczem nazwie idących o kuli
Nad głową lecą świszcząc białe ptaki.
cieniem kościołów, psią miłością bram.
Organy lasów, wracające znaki
Zdrów na umyśle i na ciele zdrów,
ziemi i nieba nad ułomność czoła.
północne bębny krwi słowiańskiej
Kto przejdzie pierwszy przez milczenie
znam.
wód,
ten mnie jak świątka ze snu pól
A obok z twarzą ukrytą wśród dłoni
wywoła.
siedzi przyjaciel ocalony w smutku.
Blask pada z liści i pies po cichutku
Noce przed nami będą jak klasztory
zaczyna warczeć. Siedzący przy stole
pełne młodzieńców idących wśród
pieśni.
wracają w siebie po kamienne
W trawie świt stopą trącony szeleści
maski.
i widać piaskiem wybielony stół.
Gwiazda i wapno świeci na twym
Siadam przy stole odepchnięty
czole.
psalmem,
jak gdybym suknie i sandały zzuł.
Mrowisko
Strona 4
Człowieczek suchy patyk
odarty z liści
nagi Człowieczek suchy patyk
stoi w mrowisku przymyka oczy
przestępuje z nogi na nogę Teraz w sobie
widzi anioła
Chce zakwitnąć widzi boga
chce być jabłonią do czarnych kostek
archaniołem złoconego
bogiem chce być
Człowieczek suchy patyk
Mrówki po nim stoi w mrowisku
idą nieruchomo
Człowieczek kwitnie
przenoszą
swój dobytek
Mrówki po nim
na jego głowę
idą
przenoszą
Człowieczek suchy patyk swój dobytek
otwiera usta Znikają
w jego gardle w jego ustach
skowronek śpiewa
Od tego śpiewu Człowieczek biała jabłoń
jego głowa modli się
jak złote berło W jego wnętrzu
podskakuje rośnie mrowisko
Czarne mrówki Stamtąd
spadają z głowy krzyczy archanioł
Głowa jest czysta zjawia się bóg płonący
głowa świeci
jaśniej od berła
Widzenie sadu
Strona 5
I widział sad archanioł
Do jego złotych pleców
A sad przeszyty strzałą przyszyty strzałą
jabłkami pachnie nadal uciekał sprzed tym bogiem
Bóg w sadzie rzekł archanioł złamanym skrzydłem upadając
i w sadzie pociemniało na nieśmiertelność poranioną
od psalmu i od złota i na śmiertelne sadu ciało
A sad przeszyty strzałą Takoż widział sad Adam
jabłkami pachnie nadal W jego koronie przeszyty strzałą
śmierć w sadzie szepnął Adam z jabłkiem w przełyku
i w sadzie pojaśniało kamieniem spadał
od kości i od moczu w śmierć nieśmiertelną
przez sadu złotą sieć
w śmiertelne sadu ciało
***
Strona 6
Stoją gorzkie pagórki, bo gorzka jest
zieleń,
gdzie przebiega wilk nocy i prędki dnia
jeleń,
nie spotkają się nigdy w ruchomej Do ciebie idę, matko, po trzykroć
cierpieniem
przestrzeni,
ugodzona w dno serca, by stało się zadość
wilk w jelenia, a jeleń się w wilka
woli nieba, gdyż niebo jest twoim
zamieni.
sumieniem
i sumieniem tych, którzy zabili twą radość.
U pagórków dolina Dunajcem rozcięta
jak gałęzią miłości zrywaną zbyt Wiem, że nigdy dla ciebie nie znajdę pól
chciwie śniegu
przez podobne do światła i wiatru tak pokornie białego, byś mogła iść po
dziewczęta, nim
bo gdy biegną - nie skrzypi miedziane do twych synów, co leżą zabici na
igliwie. brzegu
niemej wody, z gałązką jedliny u
Pachnie zieleń obmyta przez wiatry i skroni.
deszcze
i dolina się słońcem wypełnia po brzegi, Do was, ludzie, przychodzę, gdy
śpicie przy oknie
choć wśród lasów zbliżonych do nieba uchylonym do sadu, a w sadzie świt
śpią jeszcze moknie
dzikie stada gołębi i białe śpią śniegi. i groch burzy po dachu blaszanym
się toczy,
Szukać ciebie nie trzeba, bo jesteś pod zanim słońce przywróci wam mowę i
ręką, oczy.
biedna moja kołysko uśpiona piosenką
pod pagórkiem z jałmużny, gdzie ojciec Będę chodził za wami i będę wam
mój orze cieniem,
ziemię, gdy po ziemi przechadzają się kiedy cień wam spod głowy wytrąci
zorze. sierp żniwa;
deszczem będę, gdy wody ze źródła
Do ciebie idę, dziadku, siedzący na ubywa,
progu a pola są przebite na wylot
z fajką w zębach tak starą, że chyba po pragnieniem.
Bogu
dziedziczysz ją, a tytoń na pewno masz Wyście mi dali wszystko, co może
z raju, dać człowiek
bo dym pachnie jak lato i jesień w mym dziecku ziemi tak biednej, że siebie
kraju. się wstydzi:
dach nad głową, chleb, wodę i
Lubię słuchać twych baśni pod światło u powiek
zmierzchem kasztanów i jeszcze coś, lecz tego prócz was
i patrzeć, jak się bawi twoimi wąsami nikt nie widzi.
wnuczka - iskra uśmiechu. A ty się
zastanów
nad jej dłonią wzniesioną po gwiazdę
nad nami.
Strona 7
Ziarenko trawy
Zwierzęta drzewa ptaki
Pomiędzy nimi przelatują
polem i jutrznią idą Biblią
ziarenka deszczu trawy snu
Na kiju niosą susz koźlątko
Zwierzęta drzewa ptaki
bochenek chleba skopiec mleka
cięższe od skrzydła skiby chleba
od wyjętego pługa z jutrzni Zwierzęta drzewa ptaki
Pośrodku siedzą ojciec matka Na jednym z nich odjeżdżał ojciec
w komiśnych butach w rogatywce
Siedzą pośrodku: Biblia sen Ale ptak ciężki: skiba pług
Dotknąć ich ręką a w nich sady upadł w brzuch koński w łajno w
sypią jabłkami w zboża, w wody zmierzch
Sypnąć mak na nich a z ich snu
wychodzą dzieci w zboża w sad Zwierzęca drzewa ptaki
w staw karych koni złotych jutrzni
wietrzą złamane pióra wietrzą
sowę pod pełnią Wylizują
saletrę z dłoni z czoła pot
Zwierzęta drzewa ptaki ziarenko trawy spod paznokci
Pośrodku ojciec matka
Dotknięci dłonią makiem idą
Wiklinowe słońce
Odpustowe słońca piecze dla nas placek
plecione z wikliny Bóg z pszenicznej pełni.
turkocą za lasem
na sosnowych kołach. Już placek zjedzony,
olej wysiorbany.
Prawowierni czerpią Na sen nasz opuszcza
z kadzi od pokoleń las drewniane dzwony.
z wieczornego maku nieba
wytłaczany olej. A wtedy, gdy dzwonem
już nakryci, śpimy,
Palą się ogniska. ktoś słońca za lasem
Na jezior patelni wyplata z wikliny.
Misterium człowiecze
Strona 8
Czlowiek przez białe pole biegł.
Nad nim świątkowie polni trójkątem z desek trzech
kapliczkę jego nieśli: niebo mu tłumaczyli.
trzy deski zbite w trójkąt Człowiek klęczał. Potrząsał głową.
z źrenicą Opatrzności. Z człowieka iskry szły.
Ziemia krążyła jabłkiem:
zieleń, czerwień i biel. Wtedy z pobliskich pól
przybiegli chłopi.
Po tym jabłku biegł człowiek: Twarz jego żółć i ocet
kapliczka, trójkąt, oko. dali deszczom do picia.
Jego stos pacierzowy -
Człowiek biegł obok nas. poplonom do zjedzenia.
Twarz jego: żółć i ocet
nad słodkim jabłkiem ziemi. Wtedy wstałem ze snopka,
aby zdjąć z pola cień
W dzbanku śpiewał jabłecznik. jaszczurki i kamienia.
Człowiek biegł obok nas. Chłopi na snopku nieśli
Jego stos pacierzowy: podobne zbożu ciało.
palona w rurze glina. To było zwierzę.
Pomiędzy nami krążył Inni to ciało posadzili
placek: służka weselny. w ziemi. Na niej drzewko.
Na tym drzewku kapliczkę:
Człowiek wbiegł w białe pole. trzy deski zbite w trójkąt.
Nad nim świątkowie polni To był człowiek.
kapliczką potrząsali,
Pacierz zaklinający
Strona 9
Oczyść nas ziemio
tak jak się oczyszcza Lewą rękę nam oczyść
nóż zardzewiały ze szpiku kostnego kiedy przez siódme rzeki
Liściu ostatni oczyść próbuje grosz położyć
polne nasze źrenice na ojcowskie powieki
ze szkla w obłokach tłuczonego A nade wszystko oczyść
język i nasze usta
Oczyść nas ze skrofułów z których woła i woła
z czyraków czarnej śniedzi w drucie kolczastym pustka
z pamięci ropnej która
nad słowem brat się biedzi Oczyść nas ziemio
tak jak się oczyszcza
Oczyść nam rękę prawą nóż zardzewiały ze szpiku kostnego
i wyjmij z niej ten kamień Liściu ostatni oczyść
którym się lód i czaszkę polne nasze źrenice
kruchszą od lodu łamie ze szkła w obłokach tłuczonego
Pacierz prywatny
Przebacz mi duchu nieśmiertelny trawy
łzo spływająca po końskim obliczu
oślepły kocie i ty psie kulawy Przebacz mi losie tę czapkę błazeńską
skuczący głuszkiem z miodnego koniczu którą na głowie od lat wielu noszę
i to przegrane na śmietniku księstwo
Przebacz mi nożem nacinana brzozo z królem strąconym w śmietnikowe kosze
jabłonko pętlą duszona na wiosnę
mircie weselny co cię w piasek wiozą
lampo z jesieni świecąca żałośnie Przebacz mi wiarę i chłopską nadzieję
że się pszenicą zazieleni kamień
Wstyd mi przed wami i przed wami tylko Kur po raz trzeci w tym królestwie pieje
mogę po nocach mówić te pacierze Zamień go trawo na papugę Zamień
które owieczkę przebaczają wilkom
i ścielą katu z siennej łaski leże
Pacierz kolędowy
Strona 10
A może ktoś wyszywa ścieżkę
W moje źrenice pada śnieg dla twoich kopyt i mych nóg
śnieg pada w twoje ślepia koniu żebyśmy po niej mogli jeszcze
więc nie widzimy kto na błoniu dojść tam gdzie rodzi się nasz bóg
szyje czerwoną nicią ścieg
I upaść razem na kolana
Pamięć mi mówi że to anioł i rozgryzając źdźbło po źdźble
instynkt twój szepcze że to bies słuchać jak trzeszczy zapisana
A może tam się same łamią kolęda w trawie i we śnie:
opłatki krwinek na nasz chrzest
nie chodź koniu po tym błoniu
Może wyszywa się w kolędzie nie myśl człeku po tym ćwieku
z moich i twoich końskich win w wigilijną noc
to co na pył niebieski będzie w wigilijną noc
zmielone przez odwieczny młyn hej kolęda kolęda
w wigilijną noc
Pacierz snu mojego
Mówię do snu mój bracie
połóż się przy mnie połóż
Ale kiedy w sen wchodzę
- Nie mogę W niebo czerpak
broń mnie twoja uwiera
wstawiłem dziś na połów
- Dziad twój sypiał na dłuższych
niż sny twoje giwerach
Tam nie ma ryb i anioł
nie pluska się od dawna
- Broń tam jest porzucona
Nie znam go a twarz jego
i partyzancka sława
Kropla potu na chuście
- On tu idzie Sny moje
Nie znoś stamtąd tej broni
przepuśćcie go przepuśćcie
nie rozkładaj na sianie
- A jak oni tu przyjdą
zanim połów się stanie
- A ty się do snu mego
połóż mój bracie połóż
To chociaż mnie nie musztruj
- Nie mogę W niebo czerpak
nie każ spać z karabinem
wstawiłeś dziś na połów
- W twoim kraju pod bronią
sny sypiają dziecinne
Pacierz zakazany
Strona 11
Nie śpij w tej izbie Ona po niej
chodzi i załamuje dłonie
I na strych nie wchodź po drabinie I nie zobaczysz jej już nigdy
jej anioł po niej cicho płynie jeśli źdźbło jedno zranią widły
Nie wchodź do stajni Tam króliki
I dłonią twarzy jej nie dotkniesz
jedzą z nią razem czosnek dziki
gdy spojrzysz w pola przez krzyż w oknie
Nie łaź o zmierzchu za stodołę
Ale nie wyjmuj miły dłoni
w bzie dzikim jej kolana gołe z modlitewnika który ona
wiążąc z pokosa snopki pszenne
Jej dłoń kaleka ci się przyśni palcami krzywo zrośniętymi
gdy sięgniesz wprost ustami wiśni w litanie ptasie i zwierzęce
rozsiała hojnie po zagonach
I oczy będziesz miał piekące
kiedy się w jej wytarzasz łące
O miłości
Nie wiedząc, że w słowach jest tylko
Nie znajdziecie takiej miłości na ziemi, połowa
Co słowa nierozważne jak dziecko sepleni Miłości i druga połowa cierpienia.
I lęka się dotknąć spragnionego ciała
Ręką, by ręka od pieszczot nie drżała. Taką miłość cenię, co sen zrywa z
powiek,
Lecz widziałem ludzi, co toczone słowa By dokończyć zdanie złamane w
Przyjmowali w darze i sztuczne połowie,
westchnienia, Dla której zbyt krótkie są lata kochania
I długie jak noce -- sekundy czekania.
Drugi pacierz diabelski
Leżę w tej ziemi Przy mnie leży
Babilon Grecja Rzym Bizancjum
Leżę w tej ziemi A nade mną
przez bujne trawy galopuje
mongolska zorza - Dżyngis-chan
i do jej grzywy przytroczony
wypruty z jelit ludzki łańcuch
Leżę w tej ziemi Obok leży
Strona 12
Franciszek Wilhelm i Mikołaj
Jeśli chcesz Panie z mej pamięci
kibitki pętle i orły dwugłowe
na swe niebiosa jesienne wywołaj
Leżę w tej ziemi A w nią wchodzą
ludowe żale dziady Mickiewicza
Szela chochoły wsie jedna za drugą
Biblia Kapitał kościółek po krzyż
partia policja Jasiek donosiciel
siekiera młotek nóż dębowy kołek
sznur Popiełuszko który jeszcze nad nią
większą niż jutrznia świeci smugą
Tylko dla niego z pól jesiennych
niesie sopelek żalu - ziarnko prosa
stworzona nagle na świadectwo mysz
Leżę w tej ziemi przebity na wylot
srebrnym szpikulcem kołkiem osikowym
nożem ostrzonym na gwiezdnym kamieniu
i od kamienia cięższej mgle
Nade mną bracia piją denaturat
i dzieci jedzą kiszkę w pergaminie
Kiedy odejdą i światła pogasną
i tylko świecić będą ślepia psie
archanioł z niebios nad nami pochylon
spisze cesarstwa obok mnie leżące
i jedno żywe lecąc na Babilon