Somoza Jose Carlos - Klara i polmrok

Szczegóły
Tytuł Somoza Jose Carlos - Klara i polmrok
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Somoza Jose Carlos - Klara i polmrok PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Somoza Jose Carlos - Klara i polmrok PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Somoza Jose Carlos - Klara i polmrok - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jos� Carlos SOMOZA Klara i p�mrok Tytut orygina�u: Clara y la penumbra Warszawa 2004 Wydanie I Dla Lazara Somozy Pi�kno bowiem jest jedynie przera�enia pocz�tkiem* [*Rainer Maria Rilke, Elegie duinejskie, prze�. Bernard Antochewicz.]. Rilke DZIEWCZYNA stoi nago na postumencie. P�aski brzuch i ciemne zag��bienie p�pka znajduj� si� na wysoko�ci naszego wzroku. Twarz ma zwr�con� w bok, oczy spuszczone, jedn� r�k� trzyma na wzg�rku �onowym, drug� na biodrze, kolana razem, lekko ugi�te. Pokryto j� naturaln� sjen� i ochr�. Uwypuklenie piersi i wymodelowanie pachwin i szparki uzyskano poprzez wycieniowanie sjen� palon�. Nie powinni�my u�ywa� s�owa �szparka�, poniewa� rozprawiamy o dziele sztuki, ale na jej widok nic innego nie przychodzi nam na my�l. W�ska pionowa szczelina, bez �ladu w�os�w. Okr��amy postument i widzimy posta� od ty�u. Opalone po�ladki po�yskuj� w �wietle. Gdy oddalamy si�, nago�� dziewczyny wydaje si� bardziej niewinna. We w�osy wpleciono drobne bia�e kwiatki. Kwiaty umieszczono te� u jej st�p - przypominaj� ka�u�� mleka. Nawet z tej odleg�o�ci dociera do nas wydzielany przez ni� specyficzny zapach wilgotnego po deszczu lasu. Obok zabezpieczaj�cego j� sznura tabliczka z napisem w trzech j�zykach: Defloracja. Dwie dobiegaj�ce z g�o�nika muzyczne nuty budz� publiczno�� z transu: muzeum zaraz zostanie zamkni�te. M�ody kobiecy g�os oznajmia to po niemiecku, angielsku i francusku. Wi�kszo�� zwiedzaj�cych rozumie, lub przynajmniej chwyta, sens zawarty w komunikacie. Nauczycielka elitarnego wiede�skiego gimnazjum zagania swoj� umundurowan� trz�dk� owieczek, przeliczaj�c, czy �adnej nie brakuje. Przyprowadzi�a dzieciaki na wystaw�, c� z tego, �e nagich postaci. Niewa�ne, s� przecie� dzie�ami sztuki. Japo�czycy przej�li si� tylko zakazem robienia zdj��, dlatego wychodz� bez u�miechu na ustach. Pociech� znajduj� dopiero przy wyj�ciu, gdzie s� sprzedawane katalogi z kolorowymi zdj�ciami, w cenie pi��dziesi�ciu euro. Przydadz� si� jako doskona�y prezent z Wiednia. Dziesi�� minut p�niej - gdy publiczno�� opu�ci�a ju� sal� - dzieje si� co� niespodziewanego. Wchodzi kilku m�czyzn z przypi�tymi do klap marynarek identyfikatorami. Jeden z nich zbli�a si� do postumentu, na kt�rym stoi dziewczyna, i m�wi g�o�no: - Annek. Nic si� nie dzieje. - Annek - powtarza. Mrugni�cie, skr�t szyi, otwieraj� si� usta, cia�o drgn�o, p�czki piersi wznosz� si� przy oddechu. - Dasz rad� sama zej��? Kiwa g�ow�, ale wida� wahanie. M�czyzna wyci�ga do niej r�k�. Dziewczyna schodzi w ko�cu z postumentu, rozpraszaj�c stop� p�atki kwiat�w. Annek Hollech odkr�ci�a pierwszy flakon pod��czony do chromowanego prysznica i woda sta�a si� zielona. Nast�pnie odkr�ci�a drugi i natar�a si� czerwon� wod�. Potem przysz�a kolej na wod� niebiesk� i fioletow�. Ka�dy z p�yn�w we flakonach usuwa� tylko jeden z czterech produkt�w na�o�onych na jej sk�r�: farby, oleje, zagruntowuj�ce w�osy substancje, sztuczne aromaty. Flakony by�y ponumerowane i ka�dy z nich zawiera� wod� w innym kolorze, aby �atwo je by�o rozr�ni�. Jako pierwsze pod wp�ywem wody rozpuszcza�y si� farby i utrwalacze. Najoporniej schodzi� zawsze zapach wilgotnej ziemi. Kabina wype�ni�a si� par� i cia�o znik�o za zas�on� z p�ynnej t�czy. W sali zainstalowano dwadzie�cia innych kabin, w ka�dej widnia�a niewyra�na sylwetka. S�ycha� by�o szum wody z prysznic�w. Dziesi�� minut p�niej, owini�ta w r�czniki i wilgotn� mg��, przesz�a boso do szatni, wysuszy�a si�, uczesa�a, natar�a ca�e cia�o najpierw kremem nawil�aj�cym, potem ochronnym, przy plecach pomagaj�c sobie g�bk� na d�ugim kijku, a pozbawion� brwi twarz pokry�a dwiema warstwami kosmetyk�w. Nast�pnie otworzy�a swoj� szafk� i zdj�a z wieszaka ubrania. By�y nowe, kupione niedawno w Haas Haus oraz sklepach przy Judengasse, Kohlmarkt i eleganckiej ulicy K�rntner. Lubi�a kupowa� stroje i dodatki w miastach, w kt�rych j� wystawiano. Podczas siedmiu tygodni pobytu w Wiedniu naby�a te� porcelan� i kryszta�y z Augarten, s�odycze od Demela, jak r�wnie� kilka drobiazg�w dla swojej przyjaci�ki Emmy van Snell, kt�ra, jak ona, by�a dzie�em sztuki, ale wystawia�a si� w Amsterdamie. Tamtej �rody, dwudziestego pierwszego czerwca 2006 roku, Annek posz�a do muzeum w r�owej bluzce, wojskowej kamizelce i szerokich spodniach z wieloma kieszeniami. Wyj�a rzeczy z szafki i ubra�a si�. Nie nosi�a bielizny, bo nie jest to zalecane w przypadku pozowania ca�kiem nago (odciska si� na ciele). W�o�y�a pluszowe buty w kszta�cie ma�ych misi�w, zapi�a czarn� bransoletk� zegarka bez tarczy i wzi�a torebk�. Na krze�le w sali metkowania siedzia�a Sally, dzie�o z postumentu numer osiem. Mia�a na sobie fio�kow� bluzk� bez r�kaw�w i d�insy. Przywita�y si� i Sally o�wiadczy�a: - Hoffmann uwa�a, �e p�owieje na mnie purpura, jak ��� u van Gogha. Chce wypr�bowa� bardziej intensywny kolor, ale w Konserwacji uwa�aj�, �e to mo�e mi zniszczy� sk�r�. Co o tym my�lisz? Zawsze ta sama sprzeczno��: jedni chc� ci� tworzy�, a drudzy zachowa� w nienaruszonym stanie. - Zgadzam si� - odpowiedzia�a Annek. Pojawi� si� pracownik nios�cy dwa pude�ka metek. Sally otworzy�a swoje pude�ko i wyj�a jedn� metk�. - Marz� o ��ku - stwierdzi�a. - Nie s�dz�, �e uda mi si� szybko zasn��, ale pole�� sobie, patrz�c w sufit, ciesz�c si� z pozycji horyzontalnej. A ty? - Najpierw musz� zadzwoni� do mojej matki. Robi� to co tydzie�. - Gdzie ona teraz jest? Du�o podr�uje, prawda? - Tak. Jest na Borneo, fotografuje ma�py. - Annek na�o�y�a jedn� metk� na szyj� i zapi�a j�. - Czasami przysy�a mi zdj�cie kolejnej pary ma�p poczt� elektroniczn�. - Serio? - Serio. Nie wiem, czy w ten spos�b nie chce mi zasugerowa�, �ebym wysz�a za m��. Sally za�mia�a si� cicho, pokazuj�c idealne, bia�e z�by. - Przynajmniej co� ci przysy�a. M�j nowojorski tatusiek nie zeskanuje mi nawet zdj�cia hot dog�w. Nigdy mu si� nie podoba�o, �e c�rka zosta�a cennym obrazem. Zapad�o milczenie. Annek zapi�a ostatni� metk� na kostce. Na szyi, prawym nadgarstku i kostce mia�a trzy prostok�tne kartoniki, osiem na cztery centymetry, w ostrym ��tym kolorze, przyczepione do czarnych sznureczk�w. Sally r�wnie� sko�czy�a zapina� swoje metki. Obserwowa�y w lustrze wychodz�ce dzie�a sztuki: Laur�, Cathy, Davida, Stefani�, Celi�. Parada wysportowanych, zametkowanych postaci. - Znowu zatrzyma� mi si� okres - powiedzia�a Annek oboj�tnym tonem. - Od czas�w Hamburga zatrzymuje si� i pojawia. Sally popatrzy�a na ni� przez chwil�. - To nie ma znaczenia, to si� zdarza nam wszystkim. Lena m�wi, �e jej miesi�czka przypomina parasol: ma j� i gubi, po czym odnajduje i znowu traci. Jeszcze jeden skutek uboczny zwi�zany z byciem obrazem, przecie� wiesz. - To prawda - Annek nadal patrzy�a w lustro. - Zreszt� czuj� si� lepiej, gdy nie mam okresu - podsumowa�a. - Zaplanowa�a� ju� co� na poniedzia�ek? Zastanowi�o j� to pytanie. Nigdy nic nie planowa�a na dzie�, w kt�rym muzeum by�o zamkni�te, chyba �e gor�czkowe orgie zakup�w za pomoc� nielimitowanej karty kredytowej. Ca�a reszta: samotne spacery po Hofburgu, Sch�nbrunnie, Belvederze (w gruncie rzeczy nie tak bardzo samotne, bo towarzyszyli jej ochroniarze), wizyty w Kunsthistorisches Museum czy w katedrze �wi�tego Stefana, a nawet balety i spektakle czerwcowego festiwalu wiede�skiego, to wszystko j� nu�y�o i doprowadza�o wr�cz do md�o�ci. Zadawa�a sobie pytanie, co mo�e robi� takie dzie�o sztuki jak ona w mie�cie, gdzie wszystko jest sztuk�. Pragn�a kontynuowa� tourn�e po Europie. Fundacja obieca�a im, �e w nast�pnym, 2007 roku, pojad� do Ameryki i Australii. Mo�e tam odkryje prawdziw� rozrywk�. - Nic - odrzek�a. - Czemu pytasz? - Laura, Lena i ja my�la�y�my, �eby si� wybra� na Prater i sp�dzi� tam ca�y dzie�. Chcesz p�j�� z nami? - Ch�tnie. Nagle poczu�a, jak przenika j� ciep�a fala wdzi�czno�ci wobec Sally. Czternastoletnia Annek Hollech by�a najm�odszym obrazem na wystawie (na przyk�ad Sally by�a od niej starsza o dziesi�� lat). Kiedy przychodzi� dzie� wypoczynku, pozosta�e obrazy gdzie� znika�y. O niej nikt nie pomy�la�. Dla ka�dej innej dziewczyny poza ni�, przyzwyczajon� do samotno�ci i ciszy w muzeach, galeriach i prywatnych domach, taka sytuacja sta�aby si� nie do zniesienia. Dlatego gest Sally j� wzruszy� Ale trudno by�o to zauwa�y�, poniewa� jej twarz ukazywa�a jedynie te emocje, kt�re wykreowa� na niej malarz. - Dzi�kuj� - powiedzia�a tylko, posy�aj�c w kierunku Sally spojrzenie zielononiebieskich oczu. - Nie dzi�kuj mi - odpar�a Sally. - Robi� to, bo ch�tnie z tob� przebywam. Te mi�e s�owa ponownie j� wzruszy�y. Jechali na d� wind�. W ciemnych szk�ach okular�w Diaza widnia�y odbicia dw�ch Annek o prostych jasnych w�osach, smuk�ych, z umocowanymi na szyi ��tymi metkami. Oscar D�az by� dy�urnym agentem ochrony, stanowi�cym jej eskort� w powrotnej drodze do hotelu. Zawsze obdarza� j� uprzejmym u�miechem i zamienia� z ni� par� banalnych, grzecznych s��w. Tej �rody jednak by� bardziej milcz�cy ni� kiedykolwiek. Mia�a ochot� go zagadn��, wyra�nie odpr�ona po rozmowie z Sally, ale gdy uzmys�owi�a sobie nagle, �e rozmowy dzie� sztuki z personelem ochrony s� uwa�ane za niestosowne, postanowi�a nie zwraca� uwagi na milczenie Diaza. Mia�a inne sprawy do przemy�lenia. Od dw�ch lat by�a Defloracj�, jednym z arcydzie� Brunona van Tyscha, i nie wiedzia�a, ile czasu jej zosta�o, zanim malarz postanowi j� wymieni�. Miesi�c? Cztery? Dwana�cie? Dwadzie�cia? Wszystko zale�a�o od szybko�ci, z jak� b�dzie dojrzewa� jej cia�o. Nocami, le��c nago w ogromnych �o�ach hoteli, w kt�rych si� zatrzymywa�a, przesuwa�a palcem po brzegach etykietek umocowanych na szyi lub nadgarstku, albo si�ga�a r�k� do podpisu wytatuowanego na lewej kostce (�BvT� w b��kicie indygo) i prosi�a w milczeniu Boga Sztuki i �ycia, aby jej cia�o trwa�o w lenistwie, nie ulega�o podst�pnym zmianom, aby piersi na mi�o�� bosk� nie dojrzewa�y, a nogi nie zacz�y przypomina� toczonych walc�w z gliny i �eby r�ce, kt�re pokrywa�y farbami jej biodra, nie zatacza�y ka�dego dnia coraz szerszej, bardziej zaokr�glonej linii. Nie chcia�a przesta� by� Defloracj�. Sze�� lat stara�a si� zosta� arcydzie�em. Wszystko zawdzi�cza�a swojej matce. To ona odkry�a w niej mo�liwo�ci pracy jako p��tno i zaprowadzi�a, zaledwie o�mioletni�, do Fundacji. Ojciec oczywi�cie si� temu przeciwstawia�, ale niewiele m�g� zdzia�a�, bo ju� z nimi nie mieszka�: ma��e�stwo rozpad�o si� pi�� lat wcze�niej. Annek ledwie go zna�a. Wiedzia�a, �e by� alkoholikiem, m�czyzn� brutalnym i niezr�wnowa�onym, staromodnym malarzem prawdziwych p��cien, kt�ry uparcie chcia� traktowa� swe zaj�cie jako �r�d�o utrzymania, nie przyjmuj�c do wiadomo�ci, �e obrazy, kt�rych nie malowano na ludziach, wysz�y z mody. Dop�ki matka nie uzyska�a opieki nad c�rk�, a przede wszystkim dop�ki sama Annek nie rozpocz�a studi�w w Amsterdamie, by sta� si� profesjonalnym p��tnem, ten porywczy i obcy cz�owiek nie przestawa� ich nachodzi�, poza okresami cz�stych pobyt�w w szpitalach i wi�zieniach. W roku 2001, kiedy wystawiono Annek w muzeum Stedelijk w Amsterdamie jako Intymno�� (pierwsze dzie�o namalowane na niej przez van Tyscha), ojciec pojawi� si� nagle w sali. Annek rozpozna�a jego straszliwie zniekszta�cone rysy i przekrwione oczy, kt�rymi wpatrywa� si� w ni� z odleg�o�ci dziesi�ciu krok�w, stoj�c obok zabezpieczaj�cego sznura. Chwil� przedtem, zanim si� to zdarzy�o, wiedzia�a ju�, co si� stanie. �To moja c�rka! - zacz�� wrzeszcze� wzburzony m�czyzna. - Pokazuje si� nago w muzeum, a ma tylko dziewi�� lat!�. Trzeba by�o wezwa� ca�� ekip� agent�w Bezpiecze�stwa. Wybuch� skandal i po kr�tkim procesie ojciec ponownie wyl�dowa� w wi�zieniu. Annek nie chcia�a wspomina� tego nieprzyjemnego incydentu. Opr�cz Intymno�ci, Mistrz namalowa� na niej dwa inne obrazy: Wyznania i Defloracj�. Ten ostatni, z 2004 roku, zosta� uznany za jedno z najwi�kszych dzie� Brunona van Tyscha; cz�� krytyk�w o�mieli�a si� nawet zaliczy� go do najwa�niejszych dzie� malarstwa wszech czas�w. Annek zapisa�a si� z�otymi zg�oskami w historii sztuki, a matka by�a z niej bardzo dumna. Cz�sto powtarza�a: �To jeszcze nic. Masz przed sob� ca�e �ycie, Annek�. A ona nienawidzi�a tego maj�cego nadej�� �ycia, nie chcia�a dorasta�, przygn�bia� j� fakt, �e mo�e przesta� by� Defloracj�, �e zast�pi j� inna nastolatka. Menstruacja pojawi�a si� nagle na czystym p��tnie, jak plama czerwieni albo sygna� niebezpiecze�stwa. �Uwa�aj, Annek, dojrzewasz, Annek, nied�ugo b�dziesz za stara jak na ten obraz�, ostrzega� znak. Jak�eby si� cieszy�a, mog�c pozby� si� jej przynajmniej na czas trwania wystawy. Zanosi�a mod�y do Boga Sztuki (Boga �ycia bowiem nienawidzi�a). Ale Bogiem Sztuki by� Mistrz, kt�ry nic nie zamierza� dla niej uczyni�; pewnego za� dnia o�wiadczy�: �Musimy ci� zast�pi�, �eby obraz trwa� dalej�. Pr�bowa�a odsun�� od siebie pe�ne niepokoju my�li. Na pr�no: wci�� nap�ywa�y. Parking by� ciemny i jakby zaczarowany przez pog�os silnik�w. Tej nocy strzeg� go turecki imigrant imieniem Ismail. Pozdrowi� Diaza skinieniem r�ki. Kiedy si� u�miechn��, ko�ce jego ciemnych w�sik�w unios�y si� w g�r�. D�az pozdrowi� go r�wnie�, otwieraj�c tylne drzwi furgonetki. Ismail widzia�, jak Annek kuli swe cia�o, wsiadaj�c do samochodu, i jak stopniowo niknie ono w mroku koloru ochry: plecy, zarys bioder, po�ladki, d�ugie nogi, jeden pluszowy but, potem drugi. Drzwi zamkn�y si�, furgonetka ruszy�a w kierunku wyjazdu, znikn�a w oddali. Hotel Vienna Marriott znajdowa� si� przy Ringu, kilka przecznic od artystycznego kompleksu Museumsquartier, przejazd by� szybki i bezpieczny. Ismail nie mia� wi�c powod�w do podejrze�, �e mog�oby sta� si� co� z�ego lub te� innego ni� zwykle. Nie przypuszcza�, �e po raz ostatni widzia� Annek Hollech �yw�. uprawianego na ciele cz�owieka. BRUNO VAN TYSCH Cz�� pierwsza KOLORY PALETY Biel, czerwie�, b��kit, fiolet, be�, ziele�, ��� i czer� to podstawowe kolory palety malarstwa Traktat o malarstwie hiperdramatycznym Jak mi�o by�oby przedosta� si� do Domu po Drugiej Stronie Lustra. CARROLL (O tym, co Alicja odkry�a po Drugiej Stronie Lustra, prze�. Maciej S�omczy�ski) KLARA JU� od dw�ch godzin sta�a pokryta bia�� tytanow� farb�, gdy Gertrude zesz�a na d� z pani�, kt�ra chcia�a j� obejrze�. K�tem oka dostrzeg�a okulary s�oneczne, kapelusz przybrany kwiatami i szaroper�owy kostium. Kobieta wygl�da�a na wa�n� klientk�. Prowadzi�a z Gertrude rozmow�, jednocze�nie taksuj�c Klar� wzrokiem. - Czy wiesz, �e Roni i ja dwa lata temu kupili�my Bassana? - Silny akcent argenty�ski. - Nazywa� si� Kobieta trzymaj�ca s�o�ce. Roniemu spodoba� si� blask ramion i brzucha. Ale ja mu na to m�wi�: �Roni, na mi�o�� bosk�, mamy tyle obraz�w, gdzie pomie�cimy jeszcze jeden?�. A Roni odpowiada: �Nie jest ich znowu tak wiele. Ja si� nie skar��, gdy ty rozstawiasz po ca�ym domu te swoje drobiazgi�. - �miechy. - I wiesz, co zrobili�my w ko�cu z obrazem? Podarowali�my go Anne. - �wietnie. Kobieta zdj�a okulary i nachyli�a si�. - Gdzie jest podpis?... A, na udzie... Pi�kny... O czym to ja m�wi�am? - �e podarowa�a� obraz Anne. - A tak. Anne i Louis byli zachwyceni, znasz ich. Anne chcia�a si� dowiedzie�, jak wysoka b�dzie op�ata za utrzymanie. Powiedzia�am jej: �Nie przejmujcie si� tym, to my b�dziemy p�aci�. To prezent, jaki chcemy wam zrobi�. Potem spyta�am obraz, czy b�dzie mia� co� przeciwko wyjazdowi do Pary�a z moj� c�rk�. Powiedzia�, �e nie. - Zakupiony obraz nie ma prawa mie� �adnych problem�w, gdy musi towarzyszy� swojemu w�a�cicielowi, niezale�nie od miejsca przeznaczenia - o�wiadczy�a Gertrude. - Ale ja lubi� zachowywa� si� w stosunku do nich delikatnie... Ten jest naprawd� pi�kny. - Jej wibruj�cy argenty�ski spos�b wymawiania niekt�rych sp�g�osek przywo�ywa� na my�l wy�adowania elektryczne. - Przypomnij mi, jak si� nazywa?... - Dziewczyna przed lustrem. - Pi�kny, bardzo pi�kny... Pozwolisz, Gertrude, �e wezm� jeden katalog. - We�, ile zechcesz. Klara pozosta�a w bezruchu, gdy wysz�y. �Pi�kny, pi�kny, bardzo pi�kny, ale mnie nie kupisz. To si� czuje na kilometr�. Wiedzia�a, �e nie powinna si� rozprasza�, gdy pozostaje w stanie ca�kowitego Spokoju, ale nie umia�a temu zapobiec. Martwi�o j�, �e nikt jej nie kupuje. Czego brakowa�o Dziewczynie przed lustrem? Nie wiedzia�a. Ten olej nie by� niczym nadzwyczajnym, ale ju� j� raz kupili, gdy by�a o wiele s�abszym obrazem. Pozowa�a, stoj�c, ca�kowicie naga. Praw� r�k� trzyma�a na wzg�rku �onowym, a lew� na biodrze. Nogi mia�a lekko rozstawione, od g�ry do do�u pokrywa�y j� r�ne odcienie bia�ej farby. W�osy stanowi�y zwart� mas� w kolorze g��bokiej bieli, podczas gdy cia�o podkre�la�y b�yszcz�ce i czyste tony. Przed ni� wznosi�o si� prostok�tne lustro prawie dwumetrowej wysoko�ci, umocowane w pod�odze, bez ramy. I to wszystko. Kosztowa�a dwa tysi�ce pi��set euro, a miesi�czna op�ata za utrzymanie wynosi�a trzysta euro, co by�o cen� dost�pn� dla kieszeni przeci�tnego kolekcjonera. Alex Bassan zapewni� j�, �e szybko si� sprzeda, ale ju� od prawie miesi�ca wystawia�a j� galeria GS przy ulicy Velazqueza w Madrycie i nikt jeszcze nie z�o�y� powa�nej oferty. By�a �roda, dwudziesty pierwszy czerwca 2006 roku, a umowa mi�dzy malarzem i GS wygasa�a za tydzie�. Je�eli nic si� nie wydarzy do tej pory, Bassan wycofa j� i Klara b�dzie musia�a czeka�, a� inny artysta zechce na niej namalowa� obraz. Ale zanim to nast�pi, sk�d we�mie pieni�dze? W naturze, bez na�o�onych farb, Klara Reyes mia�a lekko faluj�ce, jasnoplatynowe w�osy do ramion, niebieskie oczy, wystaj�ce ko�ci policzkowe. Nieco z�o�liw�, cho� naiwn� twarz i wdzi�czn�, pozornie delikatn� figur�, czemu przeczy�a zaskakuj�ca wytrzyma�o�� fizyczna. Aby dalej zachowa� tak� form�, potrzebowa�a pieni�dzy. Kupi�a strych o bia�ych �cianach przy Augusto Figueroa i zainstalowa�a w salonie tatami, lustra oraz sprz�t do �wicze�. Uprawia�a p�ywanie w dni, kiedy galerie by�y zamkni�te i kiedy nie malowano na niej obraz�w. Co miesi�c chodzi�a do salonu kosmetycznego. Jada�a dietetyczne potrawy i kontrolowa�a sylwetk� dzi�ki elektronicznym czujnikom wagi. Codziennie nak�ada�a trzy rodzaje krem�w, aby zachowa� delikatn� i j�drn� sk�r�, jak� powinny odznacza� si� p��tna malarskie. Kaza�a sobie wypali� dwie ma�e brodawki na tu�owiu i usun�� blizn� z lewego kolana. Dzi�ki odpowiedniej kuracji, jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki, wywo�a�a brak miesi�czki, a potrzeby fizjologiczne regulowa�a za pomoc� lek�w. Podda�a si� ca�kowitej i trwa�ej depilacji, usuwaj�c r�wnie� brwi. Zachowa�a tylko w�osy na g�owie. Brwi i ow�osienie �onowe s� �atwe do namalowania, je�eli artysta tego potrzebuje, ale odrastaj� powoli. Nie chodzi�o tu o kaprys, lecz o prac�. Bycie p��tnem malarskim wymaga�o du�ych nak�ad�w, a pieni�dze zarabia�a, jedynie b�d�c obrazem. Zaskakuj�cy paradoks, kt�ry potwierdza�, �e van Tysch, najwi�kszy spo�r�d wielkich, mia� racj�, twierdz�c, �e sztuka to nic innego, jak tylko pieni�dze. Tamten rok nie by�, mimo wszystko, nieudany. W�a�cicielka pewnej katalo�skiej firmy kupi�a j� na Bo�e Narodzenie jako Truskawk� Vicky Lled�. Vicky mia�a bardzo wiern� klientel� i �wietnie sprzedawa�a swoje prace. Przy tym obrazie pracowa�a w parze z Yoli Rib�: obie siedzia�y na postumencie pomalowane na ostre kolory. Splecione ramionami i nogami, trzyma�y w z�bach plastikow�, czerwon� truskawk�. To by�a �atwa poza, chocia� musia�y codziennie stosowa� �rodek w sprayu zmniejszaj�cy wydzielanie �liny (�wyobra� sobie �lini�cy si� obraz, ma�o estetyczne� - powiedzia�a Vicky). Gdy jeste� przyzwyczajona, wytrzymanie z plastikow� truskawk� w ustach przez sze�� godzin dziennie wydaje si� czym� naj�atwiejszym na �wiecie. Hiperdramatyzm ukaza� idealne zespolenie z Yoli: dzieli�y truskawk�, oddech, spojrzenie i dotyk jak prawdziwe kochanki. Vicky podpisa�a je w kszta�cie delty - litera V i pozioma litera L, obie w kolorze czerwieni. Sp�dzi�y miesi�c w domu w�a�cicielki firmy, po czym zosta�y wymienione. I szukanie pracy rozpocz�o si� na nowo. W marcu Klara zast�pi�a pewn� Francuzk� w obrazie portugalskiego malarza Gamaio, wystawionym na wolnym powietrzu w Marbelli. W kwietniu wymieni�a Queti Cabildos w P�ynnym �ywiole II Jaume Oreste�a, nowym obrazie eksponowanym na otwartej przestrzeni w La Moraleja. Je�eli jednak nie jeste� oryginaln� modelk�, honoraria nie s� zbyt wysokie. I wreszcie, w maju, dosta�a wspania�� wiadomo��. Zadzwoni� do niej Alex Bassan. Chcia� namalowa� na niej orygina�. �Alex, spadasz mi z nieba�, pomy�la�a. Cho� niezbyt systematyczny, jako artysta dobrze si� sprzedawa�. Przed laty dwukrotnie malowa� Klar� jako orygina�, by�a wi�c przyzwyczajona do jego metod pracy. W mgnieniu oka przyj�a ofert�. Pojawi�a si� w Barcelonie na pocz�tku maja i zainstalowa�a w dwupoziomowym apartamencie, gdzie Bassan mieszka� i pracowa�, niedaleko La Diagonal. Klara spa�a w pracowni na jednym z trzech sk�adanych ��ek; na pozosta�ych za� dziewczynka z Bu�garii (a mo�e Rumunii), w wieku jedenastu lub dwunastu lat, kt�ra s�u�y�a Bassanowi w wolnych chwilach za szkicownik, oraz drugi szkicownik o imieniu Gabriel, kt�rego malarz nazywa� Nieszcz�ciem, poniewa� po raz pierwszy pracowa� z nim przy tworzeniu obrazu pod takim w�a�nie tytu�em. Nieszcz�cie by� chudziutki i uleg�y. Na g�rnym pi�trze mieszka� Bassan z �on�. Gdy Klara pracowa�a, dziewczynka przechadza�a si� po pracowni jak widmo, trzymaj�c w ramionach jedn� z tych japo�skich elektronicznych lalek, kt�re trzeba karmi�, wychowywa� i uczy�, naciskaj�c guziki. Ten przedmiot by� jedynym, z jakim Klara widzia�a j� podczas dw�ch tygodni sp�dzonych w domu Bassana. Zupe�nie jakby dziewczynka pojawi�a si� tam bez baga�u i bez ubrania. Co do Nieszcz�cia, to ogranicza� si� do przychodzenia i wychodzenia. Podejrzewa�a, �e wsp�pracowa� jednocze�nie z kilkoma barcelo�skimi artystami. Bassan przygotowa� wst�pne szkice przed przybyciem Klary. Pos�u�y�a mu do tego Amerykanka o imieniu Carrie. Pokaza� jej zdj�cia: Carrie stoj�ca, Carrie na pointach, Carrie kl�cz�ca, zawsze przed lustrem ustawianym w r�nych odleg�o�ciach. Ale nie by� zadowolony z wyniku. Przez pierwsze dni u�ywa� Klary bez lustra. Pomalowa� j� na bia�o i czarno, robi�c szkice farb� w aerozolu. Bada� rezultaty, o�wietlaj�c j� na ciemnym tle. Pokry� jej w�osy utrwalaczem i zostawi� j� na kilka godzin stoj�c� na jednej nodze. - Czego ty w�a�ciwie szukasz, Alex? - pyta�a Klara. Bassan by� wielkim, krzepkim m�czyzn� o wygl�dzie drwala. Spod rozchylaj�cego si� szlafroka wy�ania� si� ow�osiony tors. Malowa� tak, jak m�wi�: impulsywnie. Czasami jego grube palce drapa�y Klar�, gdy szkicowa� j� w delikatnym miejscu. - Czego szukam? Dobre pytanie, moja droga Klaro. A cholera to wie. Mam lustro. Mam ciebie. Chc� zrobi� co� prostego, naturalnego, w kolorach podstawowych, mo�e w gamie ostrych bieli. Pragn� uzyska� pewn� ekspresj�. Nie wiem... Chodzi mi o to, �eby� by�a w obrazie szczera, otwarta, nieskomplikowana... Szczero��, oto w�a�ciwe s�owo. Nauczy� si� siebie poznawa�, przenikn�� przez lustro, sprawdzi�, jak �yje si� w tym �wiecie... Klara nie rozumia�a ani jednego s�owa, ale to samo zdarza�o si� jej i z innymi malarzami. Nie sp�dza�o jej to snu z powiek: ona by�a obrazem, a nie krytykiem sztuki. Jej praca polega�a na pozwoleniu, aby malarz wyrazi� ni� to, co powsta�o w jego g�owie, a nie na rozumieniu jego pomys��w. Poza tym �lepo ufa�a Bassanowi. Z nim wszystko pojawia�o si� znienacka: odkrycie by�o dzie�em przypadku. Kiedy to nast�powa�o, z rado�ci chcia�o jej si� skaka�. Pewnego dnia, w po�owie drugiego tygodnia, Bassan po�o�y� lustro na pod�odze pracowni i poleci�, aby przycupn�a naga nad tafl� i zacz�a si� w siebie wpatrywa�. Min�o kilka godzin. Skulona nad lustrem Klara widzia�a, jak pokrywa si� ono par�. - Czy wpatrywanie si� w siebie sprawia ci przyjemno��? - zapyta� nagle malarz. - Tak. - Dlaczego? - My�l�, �e jestem atrakcyjna. - Powiedz pierwsze s�owo, jakie przychodzi ci do g�owy. No ju�, nie zastanawiaj si�. Powiedz, co to jest. - P�pek - odpowiedzia�a Klara. - Czyj� p�pek? - Nie c z y j � p�pek. M�j p�pek. - My�la�a� o swoim p�pku? - Aha. W�a�nie w tej chwili. W�a�nie na niego patrz�. - I co my�la�a� o swoim p�pku? �e jest �adny, brzydki? - My�la�am, �e to niesamowite mie� dziur� w brzuchu. Czy to nie jest dziwne? Bassan pozostawa� w bezruchu (co u niego oznacza�o, �e my�li). W ko�cu klepn�� si� po udach (co oznacza�o, �e w ko�cu wymy�li�): - P�pek, p�pek... Dziura... Pocz�tek �wiata i �ycia... Ju� mam. Wsta�. Praw� r�k� zakryj wzg�rek �onowy, ale kciuk ma by� skierowany lekko w g�r�. Poka�... Tak... Nie, nieco bardziej... Tak... Ma pokazywa� tw�j p�pek jakby z ukosa... Wyko�czenie dzie�a okaza�o si� bardzo proste. Bassan ustawi� j� stoj�c�, ramiona i nogi lekko rozchylone, prawa r�ka na wzg�rku i kciuk uniesiony w g�r� �agodniej, ni� mia�o by� pocz�tkowo. Wymiesza� biel cynkow� i pokry� ni� Klar� ca�kowicie, w��czaj�c w to �skazy naturalne� (rysy twarzy, sutki, brodawki, p�pek, narz�dy p�ciowe i szczelin� mi�dzy po�ladkami). Miejsca najja�niejsze pokry� biel� o�owiow�, nast�pnie kilkoma poci�gni�ciami p�dzla na�o�y� biel tytanow�. Zagruntowa� i zwin�� jej w�osy w mas� jednolitej bieli, w taki spos�b, aby przylega�a do g�owy. Na pomalowanej twarzy zaznaczy� sto�kowatym p�dzlem prosty zarys: brwi, rz�sy i usta w kolorze stonowanego biel� neapolita�skiego br�zu. Postawi� przed Klar� umocowane w pod�odze lustro, odbijaj�ce ca�� jej posta�. O�wietli� j� punktami halogenowymi, umieszczonymi na dw�ch r�wnoleg�ych metalowych pr�tach. W silnym �wietle olej po�yskiwa� na sk�rze. Dwudziestego drugiego maja wytatuowa� podpis na lewym udzie: du�e B i dwa ma�e s. �Bss�. �To brzmi jak delikatny gwizd - pomy�la�a - jak brz�czenie osy�. - My�l�, �e najlepiej b�dzie spr�bowa� w Madrycie - o�wiadczy� Bassan. - Otrzyma�em interesuj�c� propozycj� od GS. Bassan osobi�cie przygotowa� katalog wystawy, co, jak uwa�a�, jest wa�niejsze od samych obraz�w. Twierdzi�, �e �dzisiaj malarze nie tworz� obraz�w, tylko katalogi�. Kiedy w ko�cu maja dostarczono mu pierwsze egzemplarze z drukarni, przes�a� Klarze jeden katalog poczt�. Bia�y satynowany kartonik z fotografi� pomalowanej twarzy Klary na pierwszej stronie prezentowa� si� wspaniale. W �rodku napisano z�otymi literami: �Malarz Alex Bassan i galeria GS maj� przyjemno��...�. Bassan skomentowa� to wybornie jednym ze swych impulsywnych zda�: �wygl�da jak zaproszenie na pierwsz� komuni� elfa�. Wernisa� mia� miejsce w czwartek pierwszego czerwca 2006, w GS w Madrycie, o �smej wieczorem. Gertrude pokry�a koszty napoj�w. Drinki pi�o si� w holu, po czym go�cie schodzili na d�, aby popatrze� na Klar�, ustawion� w male�kiej salce. Przed ni� wznosi�o si� lustro, bez ramy ani podstawy, utrzymuj�ce si� idealnie w pionie, jakby za spraw� magii. Z ty�u, na bia�ej �cianie, wisia�a tabliczka: �Alex Bassan. Dziewczyna przed lustrem. Olej na dwudziestoczteroletniej dziewczynie, z lustrem odbijaj�cym ca�e cia�o i o�wietleniem. 195 x 35 x 88 cm�. Pod tabliczk� umieszczono konsol� z katalogami. Nie by�o podium ani �adnych sznur�w zabezpieczaj�cych: Klara sta�a na czystej i bia�ej pod�odze, b�yszcz�cej jak lustro i jak ona sama. Pok�j by� bardzo ma�y i kiedy wype�ni� si� lud�mi, ba�a si�, �e kto� nadepnie jej na nog�. W rogu wisia�a na �cianie bia�a ga�nica. �Przynajmniej w razie po�aru mam szans� nie sp�on�� - pomy�la�a. Wys�uchiwa�a pochwa� ekspert�w. By�y te� g�osy krytyczne. Oczywi�cie nie dotyczy�y samej Klary, tylko dzie�a. Ogl�dano jednak jej cia�o: jej uda, jej po�ladki, jej piersi, jej nieruchom� twarz. Uwag� zwraca�o te� lustro. Poza jednym wyj�tkiem. W pewnym momencie dostrzeg�a k�tem oka zbli�aj�c� si� w kierunku jej lewego ucha sylwetk� i us�ysza�a obsceniczn� uwag�. By�a do tego przyzwyczajona i nawet nie mrugn�a. Cz�sto na wystawach sztuki hiperdramatycznej pojawia� si� kto� nienormalny, kogo nie interesowa�o dzie�o, a jedynie naga kobieta. S�dz�c po oddechu, facet by� pijany. Sta� d�u�sz� chwil� z boku, wpatruj�c si� w ni�. Klara obawia�a si�, �e b�dzie pr�bowa� jej dotkn��, a nie by�o przy niej stra�nika. Ale m�czyzna zaraz odszed�. Gdyby czego� pr�bowa�, musia�aby wyj�� ze stanu Spokoju i ostrzec go s�ownie. Gdyby to nie pomog�o i facet dalej pr�bowa�, nie mia�aby innego wyj�cia, jak tylko zada� mu kolanem cios w j�dra. Nie by�by to pierwszy raz, gdy musia�a przesta� na chwil� by� obrazem i broni� si� przed nieopanowanym widzem. Sztuka HD wyzwala�a silne i niepohamowane nami�tno�ci, a obrazy kobiece, przy kt�rych nie znajdowa�a si� ochrona, szybko uczy�y si� radzi� sobie same. Dziewczyn� przed lustrem mo�na by�o z �atwo�ci� umie�ci� w ka�dym wi�kszym salonie. Procent, jaki otrzyma�aby od sprzeda�y i wynaj�cia, dodany do pieni�dzy, kt�re dosta�a za wsp�prac� z artyst�, zabezpieczy�by j� na reszt� lata. Ale nikt jej nie kupowa�. - Klara. Nabra�a powietrza, s�ysz�c g�os Gertrude dobiegaj�cy od strony schod�w. - Klara, ju� wp� do drugiej. Zamykam. Przej�cie ze stanu Spokoju do �wiata �ywych wymaga�o pewnego wysi�ku. Poruszy�a szcz�k�, prze�kn�a �lin�, zamruga�a (w oczach zachowa� si� obraz dw�ch kamei jej twarzy uformowany przez �wiat�o i czas), wyci�gn�a ramiona i zacz�a uderza� stopami o pod�og�. Jedna z n�g zdr�twia�a. Pomasowa�a szyj�. Farba olejna naci�gn�a sk�r�. - Chc� z tob� porozmawia� dwaj panowie - dorzuci�a Gertrude. - S� w moim gabinecie. Przerwa�a �wiczenia i spojrza�a na w�a�cicielk� galerii. Gertrude sta�a u szczytu schod�w. Jej twarz o zielonych oczach i karminowych ustach jak zawsze nic nie wyra�a�a. By�a kobiet� dojrza��. Wysoka, albinoska, przypomina�a ol�niewaj�cy biel� Mont Blanc. Gdyby po�o�y�a si� na �niegu, wida� by by�o jedynie par� migda�owych szmaragd�w i uszminkowane usta. Lubi�a nosi� bia�e tuniki. M�wi�a tak, jakby przes�uchiwa�a je�ca wojennego na torturach. �Jestem Niemk�, ale od kilku lat mieszkam w Madrycie� - wyja�ni�a, gdy si� pozna�y. S�owo �Madryt� wymawia�a jak robot z film�w klasy B. �G.S. to inicja�y mojego imienia i nazwiska�. Powiedzia�a wtedy, jak si� nazywa, ale Klara nigdy nie mia�a pami�ci do nazwisk. �Bardzo mi przyjemnie� - rzek�a Klara i w odpowiedzi otrzyma�a u�miech. Bassan ceni� j� jako w�a�cicielk� galerii i twierdzi�, �e dobra�a sobie starannie klientel� kolekcjoner�w sztuki hiperdramatycznej. Klara nie mia�a okazji tego zauwa�y�. Za to przekona�a si�, �e Gertrude jest szorstka i traktuje obrazy z pogard�. Mo�e by�a bardziej uprzejma w stosunku do malarzy. Do tego mia�a mani� czysto�ci. Nie pozwala�a korzysta� z �azienki, �eby na�o�y� farb� lub przebra� si� po pracy. Powiada�a, �e miejsce farby jest na sk�rze obraz�w i �e ona nie chce jej widzie� nigdzie indziej. Pierwszego dnia wskaza�a jej ma�y pokoik na poddaszu w g��bi galerii i o�wiadczy�a, �e jest on bardzo wygodny. Ka�dego dnia Klara sz�a do tej klitki, wk�ada�a porowaty trykot i czepek z farb�, nasycone przygotowanymi przez Bassana farbami, po czym czeka�a prawie godzin�, aby utrwali�y si� na sk�rze. Zdejmowa�a trykot i czepek i naga, po�yskuj�ca biel�, schodzi�a na d�. Przybiera�a tam pozycj� i wyraz twarzy, ustalone przez malarza. Kiedy galeri� zamykano, nie mia�a wyboru. Musia�a wraca� do domu, ukrywaj�c pomalowane cia�o pod dresem, a bia�e w�osy pod �miesznym beretem. Zmywa�a tylko farb� z twarzy. Nie by�o przyjemnie prowadzi� samoch�d ze sk�r� napi�t� pod farb� olejn�. - Dwaj panowie? - Odchrz�kn�a, �eby odzyska� mow�. - Czego chc�? - Sk�d mog� wiedzie�. Czekaj� u mnie w gabinecie. - Czy byli na dole, aby obejrze� dzie�o? - Cz�sto nie zdawa�a sobie sprawy, ile os�b j� ogl�da�o. - Dzisiaj na pewno nie. Pytali o Klar� Reyes. Nie wspominali o �adnym obrazie. Widz�c, �e Klara si� zastanawia, Gertrude doda�a: - My�l�, �e nie p�jdziesz do nich w takim stanie. Mo�esz w�o�y� jeden ze szlafrok�w, kt�re s� na strychu. Tylko niczego nie dotykaj. W moim gabinecie nie chc� �adnych plam z farby. Dwaj m�czy�ni czekali na ni�, stoj�c i przegl�daj�c katalogi wydrukowane na satynowym papierze. By�y to katalogi prac, w jakich uczestniczy�a. Rozpozna�a Czu�o�� Vicky, Horyzontal III Gutierreza Reguera i A wilk tymczasem umiera z g�odu Georges�a Chalboux. Ilustracje ukazywa�y jej nagie lub p�nagie cia�o pokryte r�nokolorowymi farbami. By� tam r�wnie� katalog Dziewczyny przed lustrem. Jeden z m�czyzn rzuca� katalogi na st�, pokazawszy je najpierw swemu towarzyszowi. Wygl�da�o to tak, jakby je przeliczali. Mieli na sobie drogie garnitury i byli najprawdopodobniej cudzoziemcami. U�wiadomiwszy to sobie, poczu�a, jak serce zaczyna jej mocniej bi�. Je�eli przyjechali do niej z daleka, to by� mo�e oznacza�o to, �e naprawd� s� ni� zainteresowani. �Ale uspok�j si�, przecie� jeszcze nie wiesz, co ci zaproponuj��. Podsun�li jej krzes�o. Gdy siada�a, szlafrok rozchyli� si� od wewn�trz jak p�atek kwiatu, a noga pokryta biel� tytanow� i o�owiow� ods�oni�a si� do po�owy uda. Skrzy�owa�a r�ce ma brzuchu i zastyg�a w pozie grzecznej dziewczynki. - A wi�c? - spyta�a. M�czy�ni nie usiedli. M�wi� tylko jeden z nich. Jego hiszpa�ski roi� si� od b��d�w, ale by� zrozumia�y. Klarze nie uda�o si� rozpozna� akcentu. - Pani Klara Reyes? - Aha. M�czyzna wyj�� co� z teczki: by�o to curriculum, jakie Klara wysy�a�a najpowa�niejszym artystom w Europie i Ameryce. Czu�a, �e serce zaczyna jej bi� jeszcze szybciej. - Dwadzie�cia cztery lata - czyta� na g�os m�czyzna - sto siedemdziesi�t pi�� centymetr�w wzrostu, osiemdziesi�t pi�� w biu�cie, pi��dziesi�t pi�� w talii, osiemdziesi�t osiem w biodrach, w�osy naturalny blond, oczy b��kitne w odcieniu zieleni, wydepilowana, sk�ra bez skaz, j�drna i g�adka, podpisana cztery razy... Zgadza si�? - Tak. M�czyzna czyta� dalej. - Studiowa�a sztuk� HD i technik� p��cien w Barcelonie u Cuineta i sztuk� m�odocianych we Frankfurcie u Wedekinda. R�wnie� we Florencji u Ferruciolego, czy to si� zgadza? - To znaczy, u Ferruciolego by�am tylko tydzie�. Nie chcia�a niczego ukrywa�, poniewa� potem mog�y pojawi� si� k�opotliwe pytania. - Malowali j� arty�ci hiszpa�scy i zagraniczni. Czy m�wi pani po angielsku? - Aha, doskonale. - Uprawia�a sztuk� we wn�trzach i na zewn�trz. Co robi pani lepiej? - Obydwie rzeczy. Mog� by� dzie�em w instalacji wewn�trznej, jak i zewn�trznej, sezonowej, a nawet sta�ej, to zale�y oczywi�cie od stroju. Chocia� mog� pozowa� nago w instalacji na zewn�trz przy odpowiednim zabezpie... - Przejrzeli�my inne pani prace. Podobaj� si� nam - przerwa� m�czyzna. - Bardzo dzi�kuj�. Nie zeszli�cie panowie, aby zobaczy� Dziewczyn� przed lustrem? Ten Bassan naprawd� robi wra�enie, nie m�wi� tego, bo jestem tym obrazem, ale... - Pracowa�a pani r�wnie� przy obrazach ruchomych obydwu klas: �akcjach� i �spotkaniach� - m�czyzna ponownie jej przerwa�. - Czy by�y one interaktywne? - Aha, w kilku przypadkach. - Zakupiono pani� jako kt�ry� z nich? - Jako prawie wszystkie. - Dobrze. - M�czyzna u�miechn�� si� i popatrzy� na papiery, jakby przyczyna u�miechu znajdowa�a si� w�a�nie tam. - To jest �yciorys przygotowany pod k�tem reklamy. A teraz chcia�bym us�ysze� prywatny. - Co pan ma na my�li? - Chodzi o pani pe�ne �ycie zawodowe, takie, jakiego nie mo�e pani umie�ci� w katalogu. Na przyk�ad: czy by�a pani kiedy� ozdob�, ruchomym obiektem, sprz�tem? - Nigdy nie by�am przedmiotem rzemie�lniczym - odpowiedzia�a Klara. To by�a prawda, chocia� nie wiedzia�a, czy m�czyzna jej wierzy. A �e zdanie zabrzmia�o nieco che�pliwie, wi�c doda�a: - W Hiszpanii nie przyj�a si� jeszcze moda na kupowanie ludzkich ozd�b i sprz�t�w. - A art-szoki? Nie odpowiedzia�a od razu. Wyprostowawszy si� na krze�le (farba olejna zatrzeszcza�a na pokrytych ni� po�ladkach), postanowi�a wzm�c czujno��. - Przepraszam, do czego ma zmierza� to przes�uchanie? - Chcemy si� dowiedzie�, czego mo�emy od pani oczekiwa� - odpar� ze spokojem m�czyzna. - Uprzedzam, �e wola�abym nie uczestniczy� w dzia�aniach nielegalnych. Czeka�a na reakcj�, kt�ra nie nast�pi�a. Szybko wi�c doda�a: - Chocia� mog�abym rozpatrzy� tak� propozycj�. Ale musia�abym wiedzie�, co wchodzi�oby w gr�, gdzie by to by�o i kim jest artysta, kt�ry chce mnie zatrudni�. - Prosz� odpowiedzie�. Pomy�la�a, �e nic si� nie stanie, je�eli powie prawd�. W ko�cu nie by�a nieletnia, a obydwa art-szoki, do kt�rych wtedy j� kupiono, nie nale�a�y do najmocniejszych i pokazywano je wy��cznie w prywatnych domach przed doros�� publiczno�ci�. By�o jednak pewne, �e w obydwu przypadkach przemycono sceny, kt�re by� mo�e przekracza�y granice tego, co dopuszczalne. Na przyk�ad w 625 + 50 linii Adolfa Bermejo jeden z obraz�w odci�� g�ow� �ywemu kotu i opryska� krwi� plecy Klary. Czy to przest�pstwo? Nie mia�a pewno�ci, ale pytanie by�o og�lne, wi�c i ona mog�a na nie odpowiedzie� w taki spos�b. - Tak, bra�am udzia� w art-szokach. - Splamionych? - Nigdy - zaprzeczy�a zdecydowanie. - Ale wydaje mi si�, �e pracowa�a pani z Gilbertem Brentano. - Zrobi�am dwa albo trzy art-szoki z Brentanem w ubieg�ym roku, ale �aden z nich nie by� splamiony. - Czy nale�a�a pani do jakiej� sp�ki zaopatruj�cej rynek dzie� sztuki w m�ody materia�? - Pracowa�am kilka miesi�cy dla The Circle. - Ile mia�a pani wtedy lat? - Szesna�cie. - Co pani tam robi�a? - Nic nadzwyczajnego. Ufarbowano mi w�osy na czerwono, za�o�ono kolczyki i bra�am udzia� w kilku muralach typu Redhair road. - Czy to by�o pani pierwsze do�wiadczenie artystyczne? - Aha. - Z tego, co widz� - powiedzia� m�czyzna - podoba si� pani sztuka mocna i niebezpieczna. A nie wygl�da pani na tward� i lubi�c� ryzyko. Raczej na delikatn�. Nie wiedzie� czemu, Klarze spodoba� si� lekcewa��cy i ch�odny ton m�czyzny. U�miech wyg�adzi� napi�t� pod olejn� farb� twarz. - W rzeczywisto�ci jestem delikatna. Ale staj� si� twarda, kiedy mnie maluj�. M�czyzna nie zareagowa� na �art. - Przyjechali�my, aby zaproponowa� pani co� twardego i ryzykownego, najtwardszego i najniebezpieczniejszego w ca�ej pani karierze dzie�a sztuki, najwa�niejszego i najtrudniejszego. Chcemy si� upewni�, �e b�dzie si� pani nadawa�. Poczu�a nagle sucho�� w ustach, nasuwaj�c� na my�l stwardnia�� od farby sk�r�, kt�r� skrywa� szlafrok. Serce bi�o jej jak szalone. S�owa m�czyzny wprawi�y j� w podniecenie. Klara uwielbia�a sytuacje ekstremalne, poci�ga�a j� ciemna strona. Gdy s�ysza�a: �Nie id��, cia�o samo podrywa�o si� do ruchu, powodowane czyst� przyjemno�ci� niewype�niania rozkazu. Je�eli co� wywo�ywa�o w niej strach, je�li nawet stara�a si� trzyma� z daleka, to i tak nigdy nie chcia�a wycofa� si� ca�kowicie. Nie cierpia�a instrukcji wydawanych przez zwyk�ych artyst�w. Ale gdy malarz, kt�rego podziwia�a, prosi�, aby pope�ni�a szale�stwo, lubi�a �lepo si� temu podporz�dkowa�. Rodzaj szale�stwa nie gra� roli. Obsesyjnie pragn�a si� przekona�, na ile by�aby w stanie pozwoli�, gdyby sytuacja tego wymaga�a. Wydawa�o jej si�, �e daleko jej jeszcze do g�rnego pu�apu w�asnych mo�liwo�ci. Albo do w�asnego dna. - To brzmi interesuj�co - powiedzia�a. Odczekawszy chwil�, m�czyzna doda�: - Naturalnie, musia�aby pani wszystko od�o�y� na d�u�ej ni� jeden sezon. - Mog� to zrobi�, je�eli oferta b�dzie tego warta. - Oferta j e s t tego warta. - A ja mam w to uwierzy�? - Nie chcemy niczego przyspiesza�, ani pani, ani my, prawda? - M�czyzna si�gn�� r�k� do kieszeni marynarki. Czarny sk�rzany portfel. Turkusowa wizyt�wka. - Prosz� zadzwoni� pod ten numer. Ma pani czas do jutra, do czwartku wieczorem. Obejrza�a wizyt�wk�, zanim wsun�a j� do kieszeni szlafroka: widnia� na niej tylko numer telefonu. Mog�a to by� kom�rka. Gabinet Gertrude by� ma�ym, pomalowanym na bia�o pokoikiem bez okien. Ale wyda�o jej si� nag�e, �e zacz�o pada�. Dochodzi� do niej cichutki szmer, przypominaj�cy deszcz. Obaj m�czy�ni patrzyli na ni� uwa�nie, jak gdyby czekaj�c na jej reakcj�. Powiedzia�a: - Nie lubi� przyjmowa� ofert, kt�rych nie znam. - Pani nie musi nic wiedzie�: pani ma by� obrazem. Tylko arty�ci wiedz�. - Wi�c prosz� mi powiedzie�, kt�ry z artyst�w chce mnie malowa�? - Nie mo�e si� pani tego dowiedzie�. Prze�kn�a ten oczywisty wyraz lekcewa�enia. Wiedzia�a, �e facet mia� racj�. Wielcy malarze nigdy nie ujawniali swojej to�samo�ci przed rozpocz�ciem pracy: w ten spos�b utrzymywali w tajemnicy obraz, kt�ry mieli zamiar malowa�. Otworzy�y si� drzwi i wesz�a Gertrude. - Przepraszam, musz� wyj�� na obiad. Zamykam galeri�. - Prosz� si� nami nie przejmowa�. Ju� sko�czyli�my. - M�czy�ni zebrali katalogi i w milczeniu opu�cili gabinet. Podczas popo�udniowej ekspozycji Klara oddycha�a ci�ko. Z powodu nerw�w utrzymanie stanu Spokoju okaza�o si� trudniejsze ni� zwykle. Ale marzenia pomaga�y jej pozostawa� w bezruchu. W rozmarzeniu mo�na porusza� si�, b�d�c nieruchomym. Czas p�yn��, a nikt nie schodzi�, aby j� obejrze�, lecz tym razem nie zale�a�o jej na tym. Zanurzy�a si� w �wiat fantazji. �Najtwardsze i najniebezpieczniejsze. Najwa�niejsze i najtrudniejsze�. Jej najwi�kszym pragnieniem by�o zosta� modelk� geniusza. Przysz�o jej na my�l kilka nazwisk, ale nie odwa�y�a si� spekulowa�. Nie chcia�a mami� si� iluzjami, a potem prze�y� rozczarowanie. Sta�a, milcz�ca, ca�a w bieli, dop�ki Gertrude nie zawo�a�a, �e pora zamyka�. Na dworze naprawd� la� deszcz: gwa�towna letnia ulewa, zapowiadana wcze�niej w telewizji. Innego dnia rzuci�aby si� biegiem w kierunku parkingu, lecz tym razem wola�a przej�� si� powoli w strumieniach deszczu, z torebk� z farbami na ramieniu. Czu�a, �e dres oblepia j� jak mokre prze�cierad�o, a beret ocieka wod�, ale wra�enie nie by�o przykre. Zanurzenie si� w diamentowych kropelkach zimnej wody sprawia�o jej nawet przyjemno��. �Najtwardsze i najniebezpieczniejsze. Najwa�niejsze i najtrudniejsze�. A je�li to zasadzka? Bywa�y takie przypadki. Anga�owa� ci� fikcyjny przedstawiciel wielkiego mistrza, wywo�ono ci� z kraju i zmuszano do uczestniczenia w sztuce splamionej. Jednak nie wierzy�a w to. A nawet gdyby tak by�o, zaryzykowa�aby. Bycie dzie�em sztuki oznacza�o akceptacj� ka�dego ryzyka, ka�dego po�wi�cenia. Bardziej ba�a si� rozczarowania ni� niebezpiecze�stwa. Zaakceptowa�aby ka�d� pu�apk�, opr�cz przeci�tno�ci. �Najtwardsze i najniebezpieczniejsze. Najwa�niejsze i...�. Nagle poczu�a, jakby jej cia�o topi�o si� niczym �wieca. Mia�a wra�enie, �e si� rozpuszcza, �e ��czy si� z deszczem. Popatrzy�a na stopy i dotar�o do niej, �e ma jeszcze na sobie farb�, kt�r� sp�ukiwa�a woda. Sz�a po chodniku, pozostawiaj�c za sob� s�abiutk� bia�� smug�, kr�ty mleczny strumyczek, sp�ywaj�cy z dresu na ulic� Velazqueza, strumyczek zmywany przez deszcz z gwa�town� dok�adno�ci� godn� malarza pointylisty. Biel, biel, biel. Z wolna rozpuszczana przez wod�, Klara nabiera�a coraz ciemniejszych barw. CZERWIE�. Czerwie� by�a kolorem dominuj�cym. Czerwie� jak p�kanie mia�d�onych mak�w. Panna Wood zdj�a okulary, aby przyjrze� si� zdj�ciom. - Znale�li�my j� dzisiaj o �wicie na terenie Lasku Wiede�skiego - m�wi� policjant - godzin� drogi samochodem od Wiednia. Powiadomi�o nas dw�ch mi�o�nik�w ornitologii, obserwuj�cych sowy. To znaczy, w zasadzie zwr�cili si� do s�u�b mundurowych, a podpu�kownik Huddle zadzwoni� do nas. Taka jest procedura. Podczas gdy policjant zdawa� relacj�, Bosch pokazywa� pannie Wood zdj�cia. Wida� by�o na nich traw�, pnie buk�w i kwiaty, a tak�e budz�c� zaskoczenie mucho��wk�, kt�ra przysiad�a w zielsku obok r�owej bluzki ca�ej w strz�pach. Wszystko pokrywa�a czerwie�, nawet pluszowy but w kszta�cie misia, kt�ry wystawa� zza drzewa. Pyszczek misia by� u�miechni�ty. - Te porozrzucane wok� rzeczy... - powiedzia�a panna Wood. St� by� ogromny i policjant, siedz�cy naprzeciw Wood, nie m�g� dojrze�, na co wskaza�a. Wiedzia� jednak doskonale, o czym m�wi. - To ubranie. - Dlaczego jest tak podarte i poplamione krwi�? - Dobra uwaga. To pierwsze, co nas zaintrygowa�o. Znale�li�my te� resztki materia�u przyklejone do ran. Wniosek jest prosty: po�wiartowa� j�, gdy mia�a na sobie ubranie i dopiero potem je zerwa�. - Dlaczego? Policjant uczyni� nieokre�lony gest r�k�. - Mo�e wykorzysta� j� seksualnie. Ale nie znale�li�my �lad�w, chocia� czekamy na ko�cowy raport lekarza s�dowego. Nale�y pami�ta�, �e zachowanie takich przest�pc�w nie zawsze przebiega wed�ug logicznego schematu. - Wygl�da jakby... jakby pozowa�a, prawda? Jakby by�a upozowana do zdj�cia. - Czy tak j� znaleziono? - zapyta� Bosch pann� Wood. - Tak, twarz� do g�ry, ramiona i r�ce rozrzucone. - Zostawili na niej metki - Bosch podsun�� pannie Wood zdj�cie. - W�a�nie widz� - powiedzia�a. - Metki jest trudno zerwa�, ale narz�dziem, kt�rym zadawa� jej ciosy, m�g� je odci�� r�wnie �atwo jak papier. Czy zidentyfikowano ju� narz�dzie, kt�rego u�y�? - By�o to co� elektronicznego - wyja�ni� policjant. - My�leli�my o trepanie albo jakim� rodzaju pi�y automatycznej. Ka�da rana to jedno g��bokie ci�cie. - Si�gn�� r�k� przez st� i ko�cem o��wka wskaza� jedno z le��cych bli�ej zdj��. - Jest ich w sumie dziesi��: dwie na twarzy, dwie na piersiach, dwie na brzuchu, po jednej na ka�dym udzie i dwie na plecach. Osiem linii tworz�cych iksy. Mamy wi�c cztery krzy�e. Ci�cia na udach to dwie linie pionowe. I prosz� mnie nie pyta�, co to oznacza. - Zmar�a w wyniku zadanych ran? - Najprawdopodobniej. M�wi�em ju�, �e czekamy na raport... - Czy mamy jakie� wst�pne ustalenie godziny �mierci? - Bior�c pod uwag� stan zw�ok, wygl�da na to, �e wszystko wydarzy�o si� tamtej �rodowej nocy, par� godzin po tym, jak zabrano j� furgonetk�. Panna Wood trzyma�a dwoma palcami lewej r�ki ciemne okulary. Delikatnie dotkn�a nimi ramienia Boscha. - Powiedzia�abym, �e wok� ofiary nie ma zbyt wiele krwi. Nie wydaje ci si�? - O tym samym my�la�em. - To pewne - wtr�ci� policjant. - Nie zrobi� tego tutaj. Mo�e poci�� j� w furgonetce. Mo�e u�y� jakiego� �rodka usypiaj�cego, bo na ciele nie by�o �lad�w walki ani kr�powania sznurem. Potem zaci�gn�� j� a� do tamtego miejsca i zostawi� na trawie. - I zaj�� si� zdzieraniem z niej ubrania na otwartej przestrzeni - rzuci�a Wood - nara�aj�c si� na ryzyko, �e kto� mo�e si� w pobli�u pojawi�, jak na przyk�ad nasi mi�o�nicy ornitologii. - Dziwne, prawda? Ale m�wi�em ju�, �e zachowanie takich... - Rozumiem - przerwa�a kobieta, zak�adaj�c ponownie okulary marki Ray Ban, w z�otej oprawce, o ca�kowicie czarnych szk�ach. Policjantowi wydawa�o si� niemo�liwe, �eby panna Wood mog�a cokolwiek przez nie zobaczy� w czerwonawej ciemno�ci biura. W ciemnych szk�ach okular�w odbija�a si� podw�jnie czerwona elipsa sto�u, przypominaj�ca jeziorka krwi. - Detektywie, czy mo�emy teraz wys�ucha� nagrania? - Oczywi�cie. M�czyzna schyli� si�, aby si�gn�� do sk�rzanej teczki po przeno�ny magnetofon. Po�o�y� go obok zdj��, jakby chodzi�o o jeszcze jedn� pami�tk� z wyprawy turystycznej. - Le�a� przy stopach ofiary. Ta�ma chromowana, dwugodzinna, bez napis�w ani oznacze�. Sprz�t, na kt�rym zosta�a nagrana, wydaje si� dobry. Uruchomi� palcem wskazuj�cym magnetofon. Nag�y ha�as sprawi�, �e Bosch uni�s� brwi. Policjant szybko �ciszy�. - Zbyt g�o�no - powiedzia�. Kr�tka pauza. Trzask. Zacz�o si�. Pocz�tkowo s�ycha� by�o jakby �opotanie skrzyde�. Trzaskaj�cy ogie�. Ptak w p�omieniach. Potem dr��cy oddech. Pierwsze s�owo. Brzmia�o jak skarga, j�k. Ale powtarza�o si� i mo�na by�o zrozumie� jego znaczenie: �Art�. Po tym ponowna pr�ba oddechu, i z ust wymkn�o si� kolejne s�owo. M�wi�a przez nos, przerywa�a, �api�c z trudem oddech, jej s�owa t�umi� szelest papieru i szum mikrofonu. G�os nale�a� do m�odej dziewczyny. M�wi�a po angielsku. �- Sztuka jest r�wnie� destruk... destrukcj�... Przedtem by�a tylko... tym. W jaskiniach malowano to, co... to, co chciano z�o�y� w o... ofie... ofie...�. Piski. Kr�tka cisza. Policjant nacisn�� przycisk pauzy. - Tutaj na pewno przerwa� nagranie, by kaza� jej powt�rzy� ostatnie s�owa. Dalszy ci�g by� bardziej zrozumia�y. Ka�de s�owo by�o wypowiadane dok�adnie i powoli. Teraz czu�o si�, �e dziewczyna rozpaczliwie stara si� dobrze powiedzie� tekst. Ale wyczuwalne przera�enie sprawia�o, �e s�owa wi�z�y jej w gardle jakby �ci�te lodem. �- W jaskiniach malowano tylko to, co mia�o by� z�o�one w ofierze... Sztuka Egipcjan by�a sztuk� nagrobn�... Wszystko by�o po�wi�cone �mierci... Artysta m�wi: stworzy�em ci�, by ci� upolowa� i zniszczy�. To w�a�nie w twojej ofierze zawiera si� sens tworzenia... Artysta powiada: stworzy�em ci�, aby uczci� �mier�... Poniewa� sztuka, kt�ra przetrwa�a, jest sztuk�, kt�ra umar�a... Gdy postacie umieraj�, trwaj� ich dzie�a...�. Policjant wy��czy� magnetofon. - To wszystko. Poddajemy to oczywi�cie analizie w laboratorium. Wydaje si�, �e nagrywa� w furgonetce przy zamkni�tych oknach, poniewa� w tle nie s�ycha� specjalnie ha�asu. Najprawdopodobniej tekst zosta� napisany wcze�niej, a dziewczyna mia�a go odczyta�. W pokoju zapad�a ci�ka cisza. �To tak, jakby dopiero po us�yszeniu jej g�osu w ko�cu dotar� do nas ca�y horror� - pomy�la� Bosch. Nie dziwi�a go taka reakcja. Zdj�cia wywar�y na nim wra�enie, na pewno, ale w jaki� spos�b �atwiej jest zachowa� dystans wobec fotografii. Gdy Lothar Bosch s�u�y� w policji holenderskiej, nieoczekiwanie dla samego siebie