Somoza Jose Carlos - Klara i polmrok
Szczegóły |
Tytuł |
Somoza Jose Carlos - Klara i polmrok |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Somoza Jose Carlos - Klara i polmrok PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Somoza Jose Carlos - Klara i polmrok PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Somoza Jose Carlos - Klara i polmrok - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jos� Carlos SOMOZA
Klara i p�mrok
Tytut orygina�u: Clara y la penumbra
Warszawa 2004
Wydanie I
Dla Lazara Somozy
Pi�kno bowiem jest jedynie
przera�enia pocz�tkiem* [*Rainer Maria Rilke,
Elegie duinejskie, prze�. Bernard Antochewicz.].
Rilke
DZIEWCZYNA stoi nago na postumencie. P�aski brzuch i ciemne zag��bienie p�pka
znajduj� si� na wysoko�ci naszego wzroku. Twarz ma zwr�con� w bok, oczy spuszczone,
jedn� r�k� trzyma na wzg�rku �onowym, drug� na biodrze, kolana razem, lekko ugi�te.
Pokryto j� naturaln� sjen� i ochr�. Uwypuklenie piersi i wymodelowanie pachwin i szparki
uzyskano poprzez wycieniowanie sjen� palon�. Nie powinni�my u�ywa� s�owa �szparka�,
poniewa� rozprawiamy o dziele sztuki, ale na jej widok nic innego nie przychodzi nam na
my�l. W�ska pionowa szczelina, bez �ladu w�os�w. Okr��amy postument i widzimy posta� od
ty�u. Opalone po�ladki po�yskuj� w �wietle. Gdy oddalamy si�, nago�� dziewczyny wydaje
si� bardziej niewinna. We w�osy wpleciono drobne bia�e kwiatki. Kwiaty umieszczono te� u
jej st�p - przypominaj� ka�u�� mleka. Nawet z tej odleg�o�ci dociera do nas wydzielany przez
ni� specyficzny zapach wilgotnego po deszczu lasu. Obok zabezpieczaj�cego j� sznura
tabliczka z napisem w trzech j�zykach: Defloracja.
Dwie dobiegaj�ce z g�o�nika muzyczne nuty budz� publiczno�� z transu: muzeum
zaraz zostanie zamkni�te. M�ody kobiecy g�os oznajmia to po niemiecku, angielsku i
francusku. Wi�kszo�� zwiedzaj�cych rozumie, lub przynajmniej chwyta, sens zawarty w
komunikacie. Nauczycielka elitarnego wiede�skiego gimnazjum zagania swoj�
umundurowan� trz�dk� owieczek, przeliczaj�c, czy �adnej nie brakuje. Przyprowadzi�a
dzieciaki na wystaw�, c� z tego, �e nagich postaci. Niewa�ne, s� przecie� dzie�ami sztuki.
Japo�czycy przej�li si� tylko zakazem robienia zdj��, dlatego wychodz� bez u�miechu na
ustach. Pociech� znajduj� dopiero przy wyj�ciu, gdzie s� sprzedawane katalogi z kolorowymi
zdj�ciami, w cenie pi��dziesi�ciu euro. Przydadz� si� jako doskona�y prezent z Wiednia.
Dziesi�� minut p�niej - gdy publiczno�� opu�ci�a ju� sal� - dzieje si� co�
niespodziewanego. Wchodzi kilku m�czyzn z przypi�tymi do klap marynarek
identyfikatorami. Jeden z nich zbli�a si� do postumentu, na kt�rym stoi dziewczyna, i m�wi
g�o�no:
- Annek.
Nic si� nie dzieje.
- Annek - powtarza.
Mrugni�cie, skr�t szyi, otwieraj� si� usta, cia�o drgn�o, p�czki piersi wznosz� si� przy
oddechu.
- Dasz rad� sama zej��?
Kiwa g�ow�, ale wida� wahanie. M�czyzna wyci�ga do niej r�k�.
Dziewczyna schodzi w ko�cu z postumentu, rozpraszaj�c stop� p�atki kwiat�w.
Annek Hollech odkr�ci�a pierwszy flakon pod��czony do chromowanego prysznica i
woda sta�a si� zielona. Nast�pnie odkr�ci�a drugi i natar�a si� czerwon� wod�. Potem przysz�a
kolej na wod� niebiesk� i fioletow�. Ka�dy z p�yn�w we flakonach usuwa� tylko jeden z
czterech produkt�w na�o�onych na jej sk�r�: farby, oleje, zagruntowuj�ce w�osy substancje,
sztuczne aromaty. Flakony by�y ponumerowane i ka�dy z nich zawiera� wod� w innym
kolorze, aby �atwo je by�o rozr�ni�. Jako pierwsze pod wp�ywem wody rozpuszcza�y si�
farby i utrwalacze. Najoporniej schodzi� zawsze zapach wilgotnej ziemi. Kabina wype�ni�a si�
par� i cia�o znik�o za zas�on� z p�ynnej t�czy. W sali zainstalowano dwadzie�cia innych kabin,
w ka�dej widnia�a niewyra�na sylwetka. S�ycha� by�o szum wody z prysznic�w.
Dziesi�� minut p�niej, owini�ta w r�czniki i wilgotn� mg��, przesz�a boso do szatni,
wysuszy�a si�, uczesa�a, natar�a ca�e cia�o najpierw kremem nawil�aj�cym, potem
ochronnym, przy plecach pomagaj�c sobie g�bk� na d�ugim kijku, a pozbawion� brwi twarz
pokry�a dwiema warstwami kosmetyk�w. Nast�pnie otworzy�a swoj� szafk� i zdj�a z
wieszaka ubrania. By�y nowe, kupione niedawno w Haas Haus oraz sklepach przy
Judengasse, Kohlmarkt i eleganckiej ulicy K�rntner. Lubi�a kupowa� stroje i dodatki w
miastach, w kt�rych j� wystawiano. Podczas siedmiu tygodni pobytu w Wiedniu naby�a te�
porcelan� i kryszta�y z Augarten, s�odycze od Demela, jak r�wnie� kilka drobiazg�w dla
swojej przyjaci�ki Emmy van Snell, kt�ra, jak ona, by�a dzie�em sztuki, ale wystawia�a si� w
Amsterdamie.
Tamtej �rody, dwudziestego pierwszego czerwca 2006 roku, Annek posz�a do
muzeum w r�owej bluzce, wojskowej kamizelce i szerokich spodniach z wieloma
kieszeniami. Wyj�a rzeczy z szafki i ubra�a si�. Nie nosi�a bielizny, bo nie jest to zalecane w
przypadku pozowania ca�kiem nago (odciska si� na ciele). W�o�y�a pluszowe buty w kszta�cie
ma�ych misi�w, zapi�a czarn� bransoletk� zegarka bez tarczy i wzi�a torebk�.
Na krze�le w sali metkowania siedzia�a Sally, dzie�o z postumentu numer osiem.
Mia�a na sobie fio�kow� bluzk� bez r�kaw�w i d�insy. Przywita�y si� i Sally o�wiadczy�a:
- Hoffmann uwa�a, �e p�owieje na mnie purpura, jak ��� u van Gogha. Chce
wypr�bowa� bardziej intensywny kolor, ale w Konserwacji uwa�aj�, �e to mo�e mi zniszczy�
sk�r�. Co o tym my�lisz? Zawsze ta sama sprzeczno��: jedni chc� ci� tworzy�, a drudzy
zachowa� w nienaruszonym stanie.
- Zgadzam si� - odpowiedzia�a Annek.
Pojawi� si� pracownik nios�cy dwa pude�ka metek. Sally otworzy�a swoje pude�ko i
wyj�a jedn� metk�.
- Marz� o ��ku - stwierdzi�a. - Nie s�dz�, �e uda mi si� szybko zasn��, ale pole�� sobie, patrz�c w sufit, ciesz�c si� z pozycji horyzontalnej. A ty?
- Najpierw musz� zadzwoni� do mojej matki. Robi� to co tydzie�.
- Gdzie ona teraz jest? Du�o podr�uje, prawda?
- Tak. Jest na Borneo, fotografuje ma�py. - Annek na�o�y�a jedn� metk� na szyj� i
zapi�a j�. - Czasami przysy�a mi zdj�cie kolejnej pary ma�p poczt� elektroniczn�.
- Serio?
- Serio. Nie wiem, czy w ten spos�b nie chce mi zasugerowa�, �ebym wysz�a za m��.
Sally za�mia�a si� cicho, pokazuj�c idealne, bia�e z�by.
- Przynajmniej co� ci przysy�a. M�j nowojorski tatusiek nie zeskanuje mi nawet
zdj�cia hot dog�w. Nigdy mu si� nie podoba�o, �e c�rka zosta�a cennym obrazem.
Zapad�o milczenie. Annek zapi�a ostatni� metk� na kostce. Na szyi, prawym
nadgarstku i kostce mia�a trzy prostok�tne kartoniki, osiem na cztery centymetry, w ostrym
��tym kolorze, przyczepione do czarnych sznureczk�w. Sally r�wnie� sko�czy�a zapina�
swoje metki. Obserwowa�y w lustrze wychodz�ce dzie�a sztuki: Laur�, Cathy, Davida,
Stefani�, Celi�. Parada wysportowanych, zametkowanych postaci.
- Znowu zatrzyma� mi si� okres - powiedzia�a Annek oboj�tnym tonem. - Od czas�w
Hamburga zatrzymuje si� i pojawia.
Sally popatrzy�a na ni� przez chwil�.
- To nie ma znaczenia, to si� zdarza nam wszystkim. Lena m�wi, �e jej miesi�czka
przypomina parasol: ma j� i gubi, po czym odnajduje i znowu traci. Jeszcze jeden skutek
uboczny zwi�zany z byciem obrazem, przecie� wiesz.
- To prawda - Annek nadal patrzy�a w lustro. - Zreszt� czuj� si� lepiej, gdy nie mam
okresu - podsumowa�a.
- Zaplanowa�a� ju� co� na poniedzia�ek?
Zastanowi�o j� to pytanie. Nigdy nic nie planowa�a na dzie�, w kt�rym muzeum by�o
zamkni�te, chyba �e gor�czkowe orgie zakup�w za pomoc� nielimitowanej karty kredytowej.
Ca�a reszta: samotne spacery po Hofburgu, Sch�nbrunnie, Belvederze (w gruncie rzeczy nie
tak bardzo samotne, bo towarzyszyli jej ochroniarze), wizyty w Kunsthistorisches Museum
czy w katedrze �wi�tego Stefana, a nawet balety i spektakle czerwcowego festiwalu
wiede�skiego, to wszystko j� nu�y�o i doprowadza�o wr�cz do md�o�ci. Zadawa�a sobie
pytanie, co mo�e robi� takie dzie�o sztuki jak ona w mie�cie, gdzie wszystko jest sztuk�.
Pragn�a kontynuowa� tourn�e po Europie. Fundacja obieca�a im, �e w nast�pnym, 2007
roku, pojad� do Ameryki i Australii. Mo�e tam odkryje prawdziw� rozrywk�.
- Nic - odrzek�a. - Czemu pytasz?
- Laura, Lena i ja my�la�y�my, �eby si� wybra� na Prater i sp�dzi� tam ca�y dzie�.
Chcesz p�j�� z nami?
- Ch�tnie.
Nagle poczu�a, jak przenika j� ciep�a fala wdzi�czno�ci wobec Sally. Czternastoletnia
Annek Hollech by�a najm�odszym obrazem na wystawie (na przyk�ad Sally by�a od niej
starsza o dziesi�� lat). Kiedy przychodzi� dzie� wypoczynku, pozosta�e obrazy gdzie� znika�y.
O niej nikt nie pomy�la�. Dla ka�dej innej dziewczyny poza ni�, przyzwyczajon� do
samotno�ci i ciszy w muzeach, galeriach i prywatnych domach, taka sytuacja sta�aby si� nie
do zniesienia. Dlatego gest Sally j� wzruszy� Ale trudno by�o to zauwa�y�, poniewa� jej twarz
ukazywa�a jedynie te emocje, kt�re wykreowa� na niej malarz.
- Dzi�kuj� - powiedzia�a tylko, posy�aj�c w kierunku Sally spojrzenie
zielononiebieskich oczu.
- Nie dzi�kuj mi - odpar�a Sally. - Robi� to, bo ch�tnie z tob� przebywam.
Te mi�e s�owa ponownie j� wzruszy�y.
Jechali na d� wind�. W ciemnych szk�ach okular�w Diaza widnia�y odbicia dw�ch
Annek o prostych jasnych w�osach, smuk�ych, z umocowanymi na szyi ��tymi metkami.
Oscar D�az by� dy�urnym agentem ochrony, stanowi�cym jej eskort� w powrotnej drodze do
hotelu. Zawsze obdarza� j� uprzejmym u�miechem i zamienia� z ni� par� banalnych,
grzecznych s��w. Tej �rody jednak by� bardziej milcz�cy ni� kiedykolwiek. Mia�a ochot� go
zagadn��, wyra�nie odpr�ona po rozmowie z Sally, ale gdy uzmys�owi�a sobie nagle, �e
rozmowy dzie� sztuki z personelem ochrony s� uwa�ane za niestosowne, postanowi�a nie
zwraca� uwagi na milczenie Diaza. Mia�a inne sprawy do przemy�lenia.
Od dw�ch lat by�a Defloracj�, jednym z arcydzie� Brunona van Tyscha, i nie
wiedzia�a, ile czasu jej zosta�o, zanim malarz postanowi j� wymieni�. Miesi�c? Cztery?
Dwana�cie? Dwadzie�cia? Wszystko zale�a�o od szybko�ci, z jak� b�dzie dojrzewa� jej cia�o.
Nocami, le��c nago w ogromnych �o�ach hoteli, w kt�rych si� zatrzymywa�a, przesuwa�a
palcem po brzegach etykietek umocowanych na szyi lub nadgarstku, albo si�ga�a r�k� do
podpisu wytatuowanego na lewej kostce (�BvT� w b��kicie indygo) i prosi�a w milczeniu
Boga Sztuki i �ycia, aby jej cia�o trwa�o w lenistwie, nie ulega�o podst�pnym zmianom, aby
piersi na mi�o�� bosk� nie dojrzewa�y, a nogi nie zacz�y przypomina� toczonych walc�w z
gliny i �eby r�ce, kt�re pokrywa�y farbami jej biodra, nie zatacza�y ka�dego dnia coraz
szerszej, bardziej zaokr�glonej linii.
Nie chcia�a przesta� by� Defloracj�.
Sze�� lat stara�a si� zosta� arcydzie�em. Wszystko zawdzi�cza�a swojej matce. To ona
odkry�a w niej mo�liwo�ci pracy jako p��tno i zaprowadzi�a, zaledwie o�mioletni�, do
Fundacji. Ojciec oczywi�cie si� temu przeciwstawia�, ale niewiele m�g� zdzia�a�, bo ju� z
nimi nie mieszka�: ma��e�stwo rozpad�o si� pi�� lat wcze�niej. Annek ledwie go zna�a.
Wiedzia�a, �e by� alkoholikiem, m�czyzn� brutalnym i niezr�wnowa�onym, staromodnym
malarzem prawdziwych p��cien, kt�ry uparcie chcia� traktowa� swe zaj�cie jako �r�d�o
utrzymania, nie przyjmuj�c do wiadomo�ci, �e obrazy, kt�rych nie malowano na ludziach,
wysz�y z mody. Dop�ki matka nie uzyska�a opieki nad c�rk�, a przede wszystkim dop�ki
sama Annek nie rozpocz�a studi�w w Amsterdamie, by sta� si� profesjonalnym p��tnem, ten
porywczy i obcy cz�owiek nie przestawa� ich nachodzi�, poza okresami cz�stych pobyt�w w
szpitalach i wi�zieniach. W roku 2001, kiedy wystawiono Annek w muzeum Stedelijk w
Amsterdamie jako Intymno�� (pierwsze dzie�o namalowane na niej przez van Tyscha), ojciec
pojawi� si� nagle w sali. Annek rozpozna�a jego straszliwie zniekszta�cone rysy i przekrwione
oczy, kt�rymi wpatrywa� si� w ni� z odleg�o�ci dziesi�ciu krok�w, stoj�c obok
zabezpieczaj�cego sznura. Chwil� przedtem, zanim si� to zdarzy�o, wiedzia�a ju�, co si�
stanie. �To moja c�rka! - zacz�� wrzeszcze� wzburzony m�czyzna. - Pokazuje si� nago w
muzeum, a ma tylko dziewi�� lat!�. Trzeba by�o wezwa� ca�� ekip� agent�w Bezpiecze�stwa.
Wybuch� skandal i po kr�tkim procesie ojciec ponownie wyl�dowa� w wi�zieniu. Annek nie
chcia�a wspomina� tego nieprzyjemnego incydentu.
Opr�cz Intymno�ci, Mistrz namalowa� na niej dwa inne obrazy: Wyznania i
Defloracj�. Ten ostatni, z 2004 roku, zosta� uznany za jedno z najwi�kszych dzie� Brunona
van Tyscha; cz�� krytyk�w o�mieli�a si� nawet zaliczy� go do najwa�niejszych dzie�
malarstwa wszech czas�w. Annek zapisa�a si� z�otymi zg�oskami w historii sztuki, a matka
by�a z niej bardzo dumna. Cz�sto powtarza�a: �To jeszcze nic. Masz przed sob� ca�e �ycie,
Annek�. A ona nienawidzi�a tego maj�cego nadej�� �ycia, nie chcia�a dorasta�, przygn�bia� j�
fakt, �e mo�e przesta� by� Defloracj�, �e zast�pi j� inna nastolatka.
Menstruacja pojawi�a si� nagle na czystym p��tnie, jak plama czerwieni albo sygna�
niebezpiecze�stwa. �Uwa�aj, Annek, dojrzewasz, Annek, nied�ugo b�dziesz za stara jak na
ten obraz�, ostrzega� znak. Jak�eby si� cieszy�a, mog�c pozby� si� jej przynajmniej na czas
trwania wystawy. Zanosi�a mod�y do Boga Sztuki (Boga �ycia bowiem nienawidzi�a). Ale
Bogiem Sztuki by� Mistrz, kt�ry nic nie zamierza� dla niej uczyni�; pewnego za� dnia
o�wiadczy�: �Musimy ci� zast�pi�, �eby obraz trwa� dalej�.
Pr�bowa�a odsun�� od siebie pe�ne niepokoju my�li. Na pr�no: wci�� nap�ywa�y.
Parking by� ciemny i jakby zaczarowany przez pog�os silnik�w. Tej nocy strzeg� go turecki imigrant imieniem Ismail. Pozdrowi� Diaza skinieniem r�ki. Kiedy si� u�miechn��,
ko�ce jego ciemnych w�sik�w unios�y si� w g�r�. D�az pozdrowi� go r�wnie�, otwieraj�c
tylne drzwi furgonetki. Ismail widzia�, jak Annek kuli swe cia�o, wsiadaj�c do samochodu, i
jak stopniowo niknie ono w mroku koloru ochry: plecy, zarys bioder, po�ladki, d�ugie nogi,
jeden pluszowy but, potem drugi. Drzwi zamkn�y si�, furgonetka ruszy�a w kierunku
wyjazdu, znikn�a w oddali. Hotel Vienna Marriott znajdowa� si� przy Ringu, kilka przecznic
od artystycznego kompleksu Museumsquartier, przejazd by� szybki i bezpieczny. Ismail nie
mia� wi�c powod�w do podejrze�, �e mog�oby sta� si� co� z�ego lub te� innego ni� zwykle.
Nie przypuszcza�, �e po raz ostatni widzia� Annek Hollech �yw�.
uprawianego na ciele cz�owieka.
BRUNO VAN TYSCH
Cz�� pierwsza
KOLORY PALETY
Biel, czerwie�, b��kit, fiolet, be�, ziele�, ��� i czer�
to podstawowe kolory palety malarstwa
Traktat o malarstwie hiperdramatycznym
Jak mi�o by�oby przedosta� si� do Domu po Drugiej
Stronie Lustra.
CARROLL
(O tym, co Alicja odkry�a po Drugiej Stronie Lustra,
prze�. Maciej S�omczy�ski)
KLARA JU� od dw�ch godzin sta�a pokryta bia�� tytanow� farb�, gdy Gertrude zesz�a na
d� z pani�, kt�ra chcia�a j� obejrze�. K�tem oka dostrzeg�a okulary s�oneczne, kapelusz
przybrany kwiatami i szaroper�owy kostium. Kobieta wygl�da�a na wa�n� klientk�.
Prowadzi�a z Gertrude rozmow�, jednocze�nie taksuj�c Klar� wzrokiem.
- Czy wiesz, �e Roni i ja dwa lata temu kupili�my Bassana? - Silny akcent
argenty�ski. - Nazywa� si� Kobieta trzymaj�ca s�o�ce. Roniemu spodoba� si� blask ramion i
brzucha. Ale ja mu na to m�wi�: �Roni, na mi�o�� bosk�, mamy tyle obraz�w, gdzie
pomie�cimy jeszcze jeden?�. A Roni odpowiada: �Nie jest ich znowu tak wiele. Ja si� nie
skar��, gdy ty rozstawiasz po ca�ym domu te swoje drobiazgi�. - �miechy. - I wiesz, co
zrobili�my w ko�cu z obrazem? Podarowali�my go Anne.
- �wietnie.
Kobieta zdj�a okulary i nachyli�a si�.
- Gdzie jest podpis?... A, na udzie... Pi�kny... O czym to ja m�wi�am?
- �e podarowa�a� obraz Anne.
- A tak. Anne i Louis byli zachwyceni, znasz ich. Anne chcia�a si� dowiedzie�, jak
wysoka b�dzie op�ata za utrzymanie. Powiedzia�am jej: �Nie przejmujcie si� tym, to my
b�dziemy p�aci�. To prezent, jaki chcemy wam zrobi�. Potem spyta�am obraz, czy b�dzie
mia� co� przeciwko wyjazdowi do Pary�a z moj� c�rk�. Powiedzia�, �e nie.
- Zakupiony obraz nie ma prawa mie� �adnych problem�w, gdy musi towarzyszy�
swojemu w�a�cicielowi, niezale�nie od miejsca przeznaczenia - o�wiadczy�a Gertrude.
- Ale ja lubi� zachowywa� si� w stosunku do nich delikatnie... Ten jest naprawd�
pi�kny. - Jej wibruj�cy argenty�ski spos�b wymawiania niekt�rych sp�g�osek przywo�ywa�
na my�l wy�adowania elektryczne. - Przypomnij mi, jak si� nazywa?...
- Dziewczyna przed lustrem.
- Pi�kny, bardzo pi�kny... Pozwolisz, Gertrude, �e wezm� jeden katalog.
- We�, ile zechcesz.
Klara pozosta�a w bezruchu, gdy wysz�y. �Pi�kny, pi�kny, bardzo pi�kny, ale mnie nie
kupisz. To si� czuje na kilometr�. Wiedzia�a, �e nie powinna si� rozprasza�, gdy pozostaje w
stanie ca�kowitego Spokoju, ale nie umia�a temu zapobiec. Martwi�o j�, �e nikt jej nie kupuje.
Czego brakowa�o Dziewczynie przed lustrem? Nie wiedzia�a. Ten olej nie by� niczym
nadzwyczajnym, ale ju� j� raz kupili, gdy by�a o wiele s�abszym obrazem. Pozowa�a, stoj�c,
ca�kowicie naga. Praw� r�k� trzyma�a na wzg�rku �onowym, a lew� na biodrze. Nogi mia�a
lekko rozstawione, od g�ry do do�u pokrywa�y j� r�ne odcienie bia�ej farby. W�osy
stanowi�y zwart� mas� w kolorze g��bokiej bieli, podczas gdy cia�o podkre�la�y b�yszcz�ce i czyste tony. Przed ni� wznosi�o si� prostok�tne lustro prawie dwumetrowej wysoko�ci,
umocowane w pod�odze, bez ramy. I to wszystko. Kosztowa�a dwa tysi�ce pi��set euro, a
miesi�czna op�ata za utrzymanie wynosi�a trzysta euro, co by�o cen� dost�pn� dla kieszeni
przeci�tnego kolekcjonera. Alex Bassan zapewni� j�, �e szybko si� sprzeda, ale ju� od prawie
miesi�ca wystawia�a j� galeria GS przy ulicy Velazqueza w Madrycie i nikt jeszcze nie z�o�y�
powa�nej oferty. By�a �roda, dwudziesty pierwszy czerwca 2006 roku, a umowa mi�dzy
malarzem i GS wygasa�a za tydzie�. Je�eli nic si� nie wydarzy do tej pory, Bassan wycofa j� i
Klara b�dzie musia�a czeka�, a� inny artysta zechce na niej namalowa� obraz. Ale zanim to
nast�pi, sk�d we�mie pieni�dze?
W naturze, bez na�o�onych farb, Klara Reyes mia�a lekko faluj�ce, jasnoplatynowe
w�osy do ramion, niebieskie oczy, wystaj�ce ko�ci policzkowe. Nieco z�o�liw�, cho� naiwn�
twarz i wdzi�czn�, pozornie delikatn� figur�, czemu przeczy�a zaskakuj�ca wytrzyma�o��
fizyczna. Aby dalej zachowa� tak� form�, potrzebowa�a pieni�dzy. Kupi�a strych o bia�ych
�cianach przy Augusto Figueroa i zainstalowa�a w salonie tatami, lustra oraz sprz�t do
�wicze�. Uprawia�a p�ywanie w dni, kiedy galerie by�y zamkni�te i kiedy nie malowano na
niej obraz�w. Co miesi�c chodzi�a do salonu kosmetycznego. Jada�a dietetyczne potrawy i
kontrolowa�a sylwetk� dzi�ki elektronicznym czujnikom wagi. Codziennie nak�ada�a trzy
rodzaje krem�w, aby zachowa� delikatn� i j�drn� sk�r�, jak� powinny odznacza� si� p��tna
malarskie. Kaza�a sobie wypali� dwie ma�e brodawki na tu�owiu i usun�� blizn� z lewego
kolana. Dzi�ki odpowiedniej kuracji, jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki, wywo�a�a
brak miesi�czki, a potrzeby fizjologiczne regulowa�a za pomoc� lek�w. Podda�a si�
ca�kowitej i trwa�ej depilacji, usuwaj�c r�wnie� brwi. Zachowa�a tylko w�osy na g�owie. Brwi
i ow�osienie �onowe s� �atwe do namalowania, je�eli artysta tego potrzebuje, ale odrastaj�
powoli. Nie chodzi�o tu o kaprys, lecz o prac�. Bycie p��tnem malarskim wymaga�o du�ych
nak�ad�w, a pieni�dze zarabia�a, jedynie b�d�c obrazem. Zaskakuj�cy paradoks, kt�ry
potwierdza�, �e van Tysch, najwi�kszy spo�r�d wielkich, mia� racj�, twierdz�c, �e sztuka to
nic innego, jak tylko pieni�dze.
Tamten rok nie by�, mimo wszystko, nieudany. W�a�cicielka pewnej katalo�skiej
firmy kupi�a j� na Bo�e Narodzenie jako Truskawk� Vicky Lled�. Vicky mia�a bardzo wiern�
klientel� i �wietnie sprzedawa�a swoje prace. Przy tym obrazie pracowa�a w parze z Yoli
Rib�: obie siedzia�y na postumencie pomalowane na ostre kolory. Splecione ramionami i
nogami, trzyma�y w z�bach plastikow�, czerwon� truskawk�. To by�a �atwa poza, chocia�
musia�y codziennie stosowa� �rodek w sprayu zmniejszaj�cy wydzielanie �liny (�wyobra�
sobie �lini�cy si� obraz, ma�o estetyczne� - powiedzia�a Vicky). Gdy jeste� przyzwyczajona, wytrzymanie z plastikow� truskawk� w ustach przez sze�� godzin dziennie wydaje si� czym�
naj�atwiejszym na �wiecie. Hiperdramatyzm ukaza� idealne zespolenie z Yoli: dzieli�y
truskawk�, oddech, spojrzenie i dotyk jak prawdziwe kochanki. Vicky podpisa�a je w
kszta�cie delty - litera V i pozioma litera L, obie w kolorze czerwieni. Sp�dzi�y miesi�c w
domu w�a�cicielki firmy, po czym zosta�y wymienione. I szukanie pracy rozpocz�o si� na
nowo. W marcu Klara zast�pi�a pewn� Francuzk� w obrazie portugalskiego malarza Gamaio,
wystawionym na wolnym powietrzu w Marbelli. W kwietniu wymieni�a Queti Cabildos w
P�ynnym �ywiole II Jaume Oreste�a, nowym obrazie eksponowanym na otwartej przestrzeni w
La Moraleja. Je�eli jednak nie jeste� oryginaln� modelk�, honoraria nie s� zbyt wysokie.
I wreszcie, w maju, dosta�a wspania�� wiadomo��. Zadzwoni� do niej Alex Bassan.
Chcia� namalowa� na niej orygina�. �Alex, spadasz mi z nieba�, pomy�la�a. Cho� niezbyt
systematyczny, jako artysta dobrze si� sprzedawa�. Przed laty dwukrotnie malowa� Klar� jako
orygina�, by�a wi�c przyzwyczajona do jego metod pracy. W mgnieniu oka przyj�a ofert�.
Pojawi�a si� w Barcelonie na pocz�tku maja i zainstalowa�a w dwupoziomowym
apartamencie, gdzie Bassan mieszka� i pracowa�, niedaleko La Diagonal. Klara spa�a w
pracowni na jednym z trzech sk�adanych ��ek; na pozosta�ych za� dziewczynka z Bu�garii (a
mo�e Rumunii), w wieku jedenastu lub dwunastu lat, kt�ra s�u�y�a Bassanowi w wolnych
chwilach za szkicownik, oraz drugi szkicownik o imieniu Gabriel, kt�rego malarz nazywa�
Nieszcz�ciem, poniewa� po raz pierwszy pracowa� z nim przy tworzeniu obrazu pod takim
w�a�nie tytu�em. Nieszcz�cie by� chudziutki i uleg�y. Na g�rnym pi�trze mieszka� Bassan z
�on�. Gdy Klara pracowa�a, dziewczynka przechadza�a si� po pracowni jak widmo, trzymaj�c
w ramionach jedn� z tych japo�skich elektronicznych lalek, kt�re trzeba karmi�,
wychowywa� i uczy�, naciskaj�c guziki. Ten przedmiot by� jedynym, z jakim Klara widzia�a
j� podczas dw�ch tygodni sp�dzonych w domu Bassana. Zupe�nie jakby dziewczynka
pojawi�a si� tam bez baga�u i bez ubrania. Co do Nieszcz�cia, to ogranicza� si� do
przychodzenia i wychodzenia. Podejrzewa�a, �e wsp�pracowa� jednocze�nie z kilkoma
barcelo�skimi artystami.
Bassan przygotowa� wst�pne szkice przed przybyciem Klary. Pos�u�y�a mu do tego
Amerykanka o imieniu Carrie. Pokaza� jej zdj�cia: Carrie stoj�ca, Carrie na pointach, Carrie
kl�cz�ca, zawsze przed lustrem ustawianym w r�nych odleg�o�ciach. Ale nie by�
zadowolony z wyniku. Przez pierwsze dni u�ywa� Klary bez lustra. Pomalowa� j� na bia�o i
czarno, robi�c szkice farb� w aerozolu. Bada� rezultaty, o�wietlaj�c j� na ciemnym tle. Pokry�
jej w�osy utrwalaczem i zostawi� j� na kilka godzin stoj�c� na jednej nodze.
- Czego ty w�a�ciwie szukasz, Alex? - pyta�a Klara.
Bassan by� wielkim, krzepkim m�czyzn� o wygl�dzie drwala. Spod rozchylaj�cego
si� szlafroka wy�ania� si� ow�osiony tors. Malowa� tak, jak m�wi�: impulsywnie. Czasami
jego grube palce drapa�y Klar�, gdy szkicowa� j� w delikatnym miejscu.
- Czego szukam? Dobre pytanie, moja droga Klaro. A cholera to wie. Mam lustro.
Mam ciebie. Chc� zrobi� co� prostego, naturalnego, w kolorach podstawowych, mo�e w
gamie ostrych bieli. Pragn� uzyska� pewn� ekspresj�. Nie wiem... Chodzi mi o to, �eby� by�a
w obrazie szczera, otwarta, nieskomplikowana... Szczero��, oto w�a�ciwe s�owo. Nauczy� si�
siebie poznawa�, przenikn�� przez lustro, sprawdzi�, jak �yje si� w tym �wiecie...
Klara nie rozumia�a ani jednego s�owa, ale to samo zdarza�o si� jej i z innymi
malarzami. Nie sp�dza�o jej to snu z powiek: ona by�a obrazem, a nie krytykiem sztuki. Jej
praca polega�a na pozwoleniu, aby malarz wyrazi� ni� to, co powsta�o w jego g�owie, a nie na
rozumieniu jego pomys��w. Poza tym �lepo ufa�a Bassanowi. Z nim wszystko pojawia�o si�
znienacka: odkrycie by�o dzie�em przypadku. Kiedy to nast�powa�o, z rado�ci chcia�o jej si�
skaka�.
Pewnego dnia, w po�owie drugiego tygodnia, Bassan po�o�y� lustro na pod�odze
pracowni i poleci�, aby przycupn�a naga nad tafl� i zacz�a si� w siebie wpatrywa�. Min�o
kilka godzin. Skulona nad lustrem Klara widzia�a, jak pokrywa si� ono par�.
- Czy wpatrywanie si� w siebie sprawia ci przyjemno��? - zapyta� nagle malarz.
- Tak.
- Dlaczego?
- My�l�, �e jestem atrakcyjna.
- Powiedz pierwsze s�owo, jakie przychodzi ci do g�owy. No ju�, nie zastanawiaj si�.
Powiedz, co to jest.
- P�pek - odpowiedzia�a Klara.
- Czyj� p�pek?
- Nie c z y j � p�pek. M�j p�pek.
- My�la�a� o swoim p�pku?
- Aha. W�a�nie w tej chwili. W�a�nie na niego patrz�.
- I co my�la�a� o swoim p�pku? �e jest �adny, brzydki?
- My�la�am, �e to niesamowite mie� dziur� w brzuchu. Czy to nie jest dziwne?
Bassan pozostawa� w bezruchu (co u niego oznacza�o, �e my�li). W ko�cu klepn�� si�
po udach (co oznacza�o, �e w ko�cu wymy�li�):
- P�pek, p�pek... Dziura... Pocz�tek �wiata i �ycia... Ju� mam. Wsta�. Praw� r�k�
zakryj wzg�rek �onowy, ale kciuk ma by� skierowany lekko w g�r�. Poka�... Tak... Nie, nieco bardziej... Tak... Ma pokazywa� tw�j p�pek jakby z ukosa...
Wyko�czenie dzie�a okaza�o si� bardzo proste. Bassan ustawi� j� stoj�c�, ramiona i
nogi lekko rozchylone, prawa r�ka na wzg�rku i kciuk uniesiony w g�r� �agodniej, ni� mia�o
by� pocz�tkowo. Wymiesza� biel cynkow� i pokry� ni� Klar� ca�kowicie, w��czaj�c w to
�skazy naturalne� (rysy twarzy, sutki, brodawki, p�pek, narz�dy p�ciowe i szczelin� mi�dzy
po�ladkami). Miejsca najja�niejsze pokry� biel� o�owiow�, nast�pnie kilkoma poci�gni�ciami
p�dzla na�o�y� biel tytanow�. Zagruntowa� i zwin�� jej w�osy w mas� jednolitej bieli, w taki
spos�b, aby przylega�a do g�owy. Na pomalowanej twarzy zaznaczy� sto�kowatym p�dzlem
prosty zarys: brwi, rz�sy i usta w kolorze stonowanego biel� neapolita�skiego br�zu. Postawi�
przed Klar� umocowane w pod�odze lustro, odbijaj�ce ca�� jej posta�. O�wietli� j� punktami
halogenowymi, umieszczonymi na dw�ch r�wnoleg�ych metalowych pr�tach. W silnym
�wietle olej po�yskiwa� na sk�rze. Dwudziestego drugiego maja wytatuowa� podpis na lewym
udzie: du�e B i dwa ma�e s. �Bss�. �To brzmi jak delikatny gwizd - pomy�la�a - jak
brz�czenie osy�.
- My�l�, �e najlepiej b�dzie spr�bowa� w Madrycie - o�wiadczy� Bassan. -
Otrzyma�em interesuj�c� propozycj� od GS.
Bassan osobi�cie przygotowa� katalog wystawy, co, jak uwa�a�, jest wa�niejsze od
samych obraz�w. Twierdzi�, �e �dzisiaj malarze nie tworz� obraz�w, tylko katalogi�. Kiedy w
ko�cu maja dostarczono mu pierwsze egzemplarze z drukarni, przes�a� Klarze jeden katalog
poczt�. Bia�y satynowany kartonik z fotografi� pomalowanej twarzy Klary na pierwszej
stronie prezentowa� si� wspaniale. W �rodku napisano z�otymi literami: �Malarz Alex Bassan
i galeria GS maj� przyjemno��...�. Bassan skomentowa� to wybornie jednym ze swych
impulsywnych zda�: �wygl�da jak zaproszenie na pierwsz� komuni� elfa�. Wernisa� mia�
miejsce w czwartek pierwszego czerwca 2006, w GS w Madrycie, o �smej wieczorem.
Gertrude pokry�a koszty napoj�w. Drinki pi�o si� w holu, po czym go�cie schodzili na d�,
aby popatrze� na Klar�, ustawion� w male�kiej salce. Przed ni� wznosi�o si� lustro, bez ramy
ani podstawy, utrzymuj�ce si� idealnie w pionie, jakby za spraw� magii. Z ty�u, na bia�ej
�cianie, wisia�a tabliczka: �Alex Bassan. Dziewczyna przed lustrem. Olej na
dwudziestoczteroletniej dziewczynie, z lustrem odbijaj�cym ca�e cia�o i o�wietleniem. 195 x
35 x 88 cm�. Pod tabliczk� umieszczono konsol� z katalogami. Nie by�o podium ani �adnych
sznur�w zabezpieczaj�cych: Klara sta�a na czystej i bia�ej pod�odze, b�yszcz�cej jak lustro i
jak ona sama. Pok�j by� bardzo ma�y i kiedy wype�ni� si� lud�mi, ba�a si�, �e kto� nadepnie
jej na nog�. W rogu wisia�a na �cianie bia�a ga�nica. �Przynajmniej w razie po�aru mam
szans� nie sp�on�� - pomy�la�a.
Wys�uchiwa�a pochwa� ekspert�w. By�y te� g�osy krytyczne. Oczywi�cie nie
dotyczy�y samej Klary, tylko dzie�a. Ogl�dano jednak jej cia�o: jej uda, jej po�ladki, jej piersi,
jej nieruchom� twarz. Uwag� zwraca�o te� lustro. Poza jednym wyj�tkiem. W pewnym
momencie dostrzeg�a k�tem oka zbli�aj�c� si� w kierunku jej lewego ucha sylwetk� i
us�ysza�a obsceniczn� uwag�. By�a do tego przyzwyczajona i nawet nie mrugn�a. Cz�sto na
wystawach sztuki hiperdramatycznej pojawia� si� kto� nienormalny, kogo nie interesowa�o
dzie�o, a jedynie naga kobieta. S�dz�c po oddechu, facet by� pijany. Sta� d�u�sz� chwil� z
boku, wpatruj�c si� w ni�. Klara obawia�a si�, �e b�dzie pr�bowa� jej dotkn��, a nie by�o przy
niej stra�nika. Ale m�czyzna zaraz odszed�. Gdyby czego� pr�bowa�, musia�aby wyj�� ze
stanu Spokoju i ostrzec go s�ownie. Gdyby to nie pomog�o i facet dalej pr�bowa�, nie mia�aby
innego wyj�cia, jak tylko zada� mu kolanem cios w j�dra. Nie by�by to pierwszy raz, gdy
musia�a przesta� na chwil� by� obrazem i broni� si� przed nieopanowanym widzem. Sztuka
HD wyzwala�a silne i niepohamowane nami�tno�ci, a obrazy kobiece, przy kt�rych nie
znajdowa�a si� ochrona, szybko uczy�y si� radzi� sobie same.
Dziewczyn� przed lustrem mo�na by�o z �atwo�ci� umie�ci� w ka�dym wi�kszym
salonie. Procent, jaki otrzyma�aby od sprzeda�y i wynaj�cia, dodany do pieni�dzy, kt�re
dosta�a za wsp�prac� z artyst�, zabezpieczy�by j� na reszt� lata.
Ale nikt jej nie kupowa�.
- Klara.
Nabra�a powietrza, s�ysz�c g�os Gertrude dobiegaj�cy od strony schod�w.
- Klara, ju� wp� do drugiej. Zamykam.
Przej�cie ze stanu Spokoju do �wiata �ywych wymaga�o pewnego wysi�ku. Poruszy�a
szcz�k�, prze�kn�a �lin�, zamruga�a (w oczach zachowa� si� obraz dw�ch kamei jej twarzy
uformowany przez �wiat�o i czas), wyci�gn�a ramiona i zacz�a uderza� stopami o pod�og�.
Jedna z n�g zdr�twia�a. Pomasowa�a szyj�. Farba olejna naci�gn�a sk�r�.
- Chc� z tob� porozmawia� dwaj panowie - dorzuci�a Gertrude. - S� w moim
gabinecie.
Przerwa�a �wiczenia i spojrza�a na w�a�cicielk� galerii. Gertrude sta�a u szczytu
schod�w. Jej twarz o zielonych oczach i karminowych ustach jak zawsze nic nie wyra�a�a.
By�a kobiet� dojrza��. Wysoka, albinoska, przypomina�a ol�niewaj�cy biel� Mont Blanc.
Gdyby po�o�y�a si� na �niegu, wida� by by�o jedynie par� migda�owych szmaragd�w i
uszminkowane usta. Lubi�a nosi� bia�e tuniki. M�wi�a tak, jakby przes�uchiwa�a je�ca
wojennego na torturach. �Jestem Niemk�, ale od kilku lat mieszkam w Madrycie� - wyja�ni�a, gdy si� pozna�y. S�owo �Madryt� wymawia�a jak robot z film�w klasy B. �G.S. to inicja�y
mojego imienia i nazwiska�. Powiedzia�a wtedy, jak si� nazywa, ale Klara nigdy nie mia�a
pami�ci do nazwisk. �Bardzo mi przyjemnie� - rzek�a Klara i w odpowiedzi otrzyma�a
u�miech. Bassan ceni� j� jako w�a�cicielk� galerii i twierdzi�, �e dobra�a sobie starannie
klientel� kolekcjoner�w sztuki hiperdramatycznej. Klara nie mia�a okazji tego zauwa�y�. Za
to przekona�a si�, �e Gertrude jest szorstka i traktuje obrazy z pogard�. Mo�e by�a bardziej
uprzejma w stosunku do malarzy. Do tego mia�a mani� czysto�ci. Nie pozwala�a korzysta� z
�azienki, �eby na�o�y� farb� lub przebra� si� po pracy. Powiada�a, �e miejsce farby jest na
sk�rze obraz�w i �e ona nie chce jej widzie� nigdzie indziej. Pierwszego dnia wskaza�a jej
ma�y pokoik na poddaszu w g��bi galerii i o�wiadczy�a, �e jest on bardzo wygodny. Ka�dego
dnia Klara sz�a do tej klitki, wk�ada�a porowaty trykot i czepek z farb�, nasycone
przygotowanymi przez Bassana farbami, po czym czeka�a prawie godzin�, aby utrwali�y si�
na sk�rze. Zdejmowa�a trykot i czepek i naga, po�yskuj�ca biel�, schodzi�a na d�. Przybiera�a
tam pozycj� i wyraz twarzy, ustalone przez malarza. Kiedy galeri� zamykano, nie mia�a
wyboru. Musia�a wraca� do domu, ukrywaj�c pomalowane cia�o pod dresem, a bia�e w�osy
pod �miesznym beretem. Zmywa�a tylko farb� z twarzy. Nie by�o przyjemnie prowadzi�
samoch�d ze sk�r� napi�t� pod farb� olejn�.
- Dwaj panowie? - Odchrz�kn�a, �eby odzyska� mow�. - Czego chc�?
- Sk�d mog� wiedzie�. Czekaj� u mnie w gabinecie.
- Czy byli na dole, aby obejrze� dzie�o? - Cz�sto nie zdawa�a sobie sprawy, ile os�b j�
ogl�da�o.
- Dzisiaj na pewno nie. Pytali o Klar� Reyes. Nie wspominali o �adnym obrazie.
Widz�c, �e Klara si� zastanawia, Gertrude doda�a:
- My�l�, �e nie p�jdziesz do nich w takim stanie. Mo�esz w�o�y� jeden ze szlafrok�w,
kt�re s� na strychu. Tylko niczego nie dotykaj. W moim gabinecie nie chc� �adnych plam z
farby.
Dwaj m�czy�ni czekali na ni�, stoj�c i przegl�daj�c katalogi wydrukowane na
satynowym papierze. By�y to katalogi prac, w jakich uczestniczy�a. Rozpozna�a Czu�o��
Vicky, Horyzontal III Gutierreza Reguera i A wilk tymczasem umiera z g�odu Georges�a
Chalboux. Ilustracje ukazywa�y jej nagie lub p�nagie cia�o pokryte r�nokolorowymi
farbami. By� tam r�wnie� katalog Dziewczyny przed lustrem. Jeden z m�czyzn rzuca�
katalogi na st�, pokazawszy je najpierw swemu towarzyszowi. Wygl�da�o to tak, jakby je
przeliczali. Mieli na sobie drogie garnitury i byli najprawdopodobniej cudzoziemcami. U�wiadomiwszy to sobie, poczu�a, jak serce zaczyna jej mocniej bi�. Je�eli przyjechali do
niej z daleka, to by� mo�e oznacza�o to, �e naprawd� s� ni� zainteresowani. �Ale uspok�j si�,
przecie� jeszcze nie wiesz, co ci zaproponuj��.
Podsun�li jej krzes�o. Gdy siada�a, szlafrok rozchyli� si� od wewn�trz jak p�atek
kwiatu, a noga pokryta biel� tytanow� i o�owiow� ods�oni�a si� do po�owy uda. Skrzy�owa�a
r�ce ma brzuchu i zastyg�a w pozie grzecznej dziewczynki.
- A wi�c? - spyta�a.
M�czy�ni nie usiedli. M�wi� tylko jeden z nich. Jego hiszpa�ski roi� si� od b��d�w,
ale by� zrozumia�y. Klarze nie uda�o si� rozpozna� akcentu.
- Pani Klara Reyes?
- Aha.
M�czyzna wyj�� co� z teczki: by�o to curriculum, jakie Klara wysy�a�a
najpowa�niejszym artystom w Europie i Ameryce. Czu�a, �e serce zaczyna jej bi� jeszcze
szybciej.
- Dwadzie�cia cztery lata - czyta� na g�os m�czyzna - sto siedemdziesi�t pi��
centymetr�w wzrostu, osiemdziesi�t pi�� w biu�cie, pi��dziesi�t pi�� w talii, osiemdziesi�t
osiem w biodrach, w�osy naturalny blond, oczy b��kitne w odcieniu zieleni, wydepilowana,
sk�ra bez skaz, j�drna i g�adka, podpisana cztery razy... Zgadza si�?
- Tak.
M�czyzna czyta� dalej.
- Studiowa�a sztuk� HD i technik� p��cien w Barcelonie u Cuineta i sztuk�
m�odocianych we Frankfurcie u Wedekinda. R�wnie� we Florencji u Ferruciolego, czy to si�
zgadza?
- To znaczy, u Ferruciolego by�am tylko tydzie�.
Nie chcia�a niczego ukrywa�, poniewa� potem mog�y pojawi� si� k�opotliwe pytania.
- Malowali j� arty�ci hiszpa�scy i zagraniczni. Czy m�wi pani po angielsku?
- Aha, doskonale.
- Uprawia�a sztuk� we wn�trzach i na zewn�trz. Co robi pani lepiej?
- Obydwie rzeczy. Mog� by� dzie�em w instalacji wewn�trznej, jak i zewn�trznej,
sezonowej, a nawet sta�ej, to zale�y oczywi�cie od stroju. Chocia� mog� pozowa� nago w
instalacji na zewn�trz przy odpowiednim zabezpie...
- Przejrzeli�my inne pani prace. Podobaj� si� nam - przerwa� m�czyzna.
- Bardzo dzi�kuj�. Nie zeszli�cie panowie, aby zobaczy� Dziewczyn� przed lustrem?
Ten Bassan naprawd� robi wra�enie, nie m�wi� tego, bo jestem tym obrazem, ale...
- Pracowa�a pani r�wnie� przy obrazach ruchomych obydwu klas: �akcjach� i
�spotkaniach� - m�czyzna ponownie jej przerwa�. - Czy by�y one interaktywne?
- Aha, w kilku przypadkach.
- Zakupiono pani� jako kt�ry� z nich?
- Jako prawie wszystkie.
- Dobrze. - M�czyzna u�miechn�� si� i popatrzy� na papiery, jakby przyczyna
u�miechu znajdowa�a si� w�a�nie tam. - To jest �yciorys przygotowany pod k�tem reklamy. A
teraz chcia�bym us�ysze� prywatny.
- Co pan ma na my�li?
- Chodzi o pani pe�ne �ycie zawodowe, takie, jakiego nie mo�e pani umie�ci� w
katalogu. Na przyk�ad: czy by�a pani kiedy� ozdob�, ruchomym obiektem, sprz�tem?
- Nigdy nie by�am przedmiotem rzemie�lniczym - odpowiedzia�a Klara.
To by�a prawda, chocia� nie wiedzia�a, czy m�czyzna jej wierzy. A �e zdanie
zabrzmia�o nieco che�pliwie, wi�c doda�a:
- W Hiszpanii nie przyj�a si� jeszcze moda na kupowanie ludzkich ozd�b i sprz�t�w.
- A art-szoki?
Nie odpowiedzia�a od razu. Wyprostowawszy si� na krze�le (farba olejna
zatrzeszcza�a na pokrytych ni� po�ladkach), postanowi�a wzm�c czujno��.
- Przepraszam, do czego ma zmierza� to przes�uchanie?
- Chcemy si� dowiedzie�, czego mo�emy od pani oczekiwa� - odpar� ze spokojem
m�czyzna.
- Uprzedzam, �e wola�abym nie uczestniczy� w dzia�aniach nielegalnych.
Czeka�a na reakcj�, kt�ra nie nast�pi�a. Szybko wi�c doda�a:
- Chocia� mog�abym rozpatrzy� tak� propozycj�. Ale musia�abym wiedzie�, co
wchodzi�oby w gr�, gdzie by to by�o i kim jest artysta, kt�ry chce mnie zatrudni�.
- Prosz� odpowiedzie�.
Pomy�la�a, �e nic si� nie stanie, je�eli powie prawd�. W ko�cu nie by�a nieletnia, a
obydwa art-szoki, do kt�rych wtedy j� kupiono, nie nale�a�y do najmocniejszych i
pokazywano je wy��cznie w prywatnych domach przed doros�� publiczno�ci�. By�o jednak
pewne, �e w obydwu przypadkach przemycono sceny, kt�re by� mo�e przekracza�y granice
tego, co dopuszczalne. Na przyk�ad w 625 + 50 linii Adolfa Bermejo jeden z obraz�w odci��
g�ow� �ywemu kotu i opryska� krwi� plecy Klary. Czy to przest�pstwo? Nie mia�a pewno�ci,
ale pytanie by�o og�lne, wi�c i ona mog�a na nie odpowiedzie� w taki spos�b.
- Tak, bra�am udzia� w art-szokach.
- Splamionych?
- Nigdy - zaprzeczy�a zdecydowanie.
- Ale wydaje mi si�, �e pracowa�a pani z Gilbertem Brentano.
- Zrobi�am dwa albo trzy art-szoki z Brentanem w ubieg�ym roku, ale �aden z nich nie
by� splamiony.
- Czy nale�a�a pani do jakiej� sp�ki zaopatruj�cej rynek dzie� sztuki w m�ody
materia�?
- Pracowa�am kilka miesi�cy dla The Circle.
- Ile mia�a pani wtedy lat?
- Szesna�cie.
- Co pani tam robi�a?
- Nic nadzwyczajnego. Ufarbowano mi w�osy na czerwono, za�o�ono kolczyki i
bra�am udzia� w kilku muralach typu Redhair road.
- Czy to by�o pani pierwsze do�wiadczenie artystyczne?
- Aha.
- Z tego, co widz� - powiedzia� m�czyzna - podoba si� pani sztuka mocna i
niebezpieczna. A nie wygl�da pani na tward� i lubi�c� ryzyko. Raczej na delikatn�.
Nie wiedzie� czemu, Klarze spodoba� si� lekcewa��cy i ch�odny ton m�czyzny.
U�miech wyg�adzi� napi�t� pod olejn� farb� twarz.
- W rzeczywisto�ci jestem delikatna. Ale staj� si� twarda, kiedy mnie maluj�.
M�czyzna nie zareagowa� na �art.
- Przyjechali�my, aby zaproponowa� pani co� twardego i ryzykownego, najtwardszego
i najniebezpieczniejszego w ca�ej pani karierze dzie�a sztuki, najwa�niejszego i
najtrudniejszego. Chcemy si� upewni�, �e b�dzie si� pani nadawa�.
Poczu�a nagle sucho�� w ustach, nasuwaj�c� na my�l stwardnia�� od farby sk�r�, kt�r�
skrywa� szlafrok. Serce bi�o jej jak szalone. S�owa m�czyzny wprawi�y j� w podniecenie.
Klara uwielbia�a sytuacje ekstremalne, poci�ga�a j� ciemna strona. Gdy s�ysza�a: �Nie id��,
cia�o samo podrywa�o si� do ruchu, powodowane czyst� przyjemno�ci� niewype�niania
rozkazu. Je�eli co� wywo�ywa�o w niej strach, je�li nawet stara�a si� trzyma� z daleka, to i tak
nigdy nie chcia�a wycofa� si� ca�kowicie. Nie cierpia�a instrukcji wydawanych przez
zwyk�ych artyst�w. Ale gdy malarz, kt�rego podziwia�a, prosi�, aby pope�ni�a szale�stwo,
lubi�a �lepo si� temu podporz�dkowa�. Rodzaj szale�stwa nie gra� roli. Obsesyjnie pragn�a
si� przekona�, na ile by�aby w stanie pozwoli�, gdyby sytuacja tego wymaga�a. Wydawa�o jej
si�, �e daleko jej jeszcze do g�rnego pu�apu w�asnych mo�liwo�ci. Albo do w�asnego dna.
- To brzmi interesuj�co - powiedzia�a.
Odczekawszy chwil�, m�czyzna doda�:
- Naturalnie, musia�aby pani wszystko od�o�y� na d�u�ej ni� jeden sezon.
- Mog� to zrobi�, je�eli oferta b�dzie tego warta.
- Oferta j e s t tego warta.
- A ja mam w to uwierzy�?
- Nie chcemy niczego przyspiesza�, ani pani, ani my, prawda? - M�czyzna si�gn��
r�k� do kieszeni marynarki. Czarny sk�rzany portfel. Turkusowa wizyt�wka. - Prosz�
zadzwoni� pod ten numer. Ma pani czas do jutra, do czwartku wieczorem.
Obejrza�a wizyt�wk�, zanim wsun�a j� do kieszeni szlafroka: widnia� na niej tylko
numer telefonu. Mog�a to by� kom�rka.
Gabinet Gertrude by� ma�ym, pomalowanym na bia�o pokoikiem bez okien. Ale
wyda�o jej si� nag�e, �e zacz�o pada�. Dochodzi� do niej cichutki szmer, przypominaj�cy
deszcz. Obaj m�czy�ni patrzyli na ni� uwa�nie, jak gdyby czekaj�c na jej reakcj�.
Powiedzia�a:
- Nie lubi� przyjmowa� ofert, kt�rych nie znam.
- Pani nie musi nic wiedzie�: pani ma by� obrazem. Tylko arty�ci wiedz�.
- Wi�c prosz� mi powiedzie�, kt�ry z artyst�w chce mnie malowa�?
- Nie mo�e si� pani tego dowiedzie�.
Prze�kn�a ten oczywisty wyraz lekcewa�enia. Wiedzia�a, �e facet mia� racj�. Wielcy
malarze nigdy nie ujawniali swojej to�samo�ci przed rozpocz�ciem pracy: w ten spos�b
utrzymywali w tajemnicy obraz, kt�ry mieli zamiar malowa�.
Otworzy�y si� drzwi i wesz�a Gertrude.
- Przepraszam, musz� wyj�� na obiad. Zamykam galeri�.
- Prosz� si� nami nie przejmowa�. Ju� sko�czyli�my. - M�czy�ni zebrali katalogi i w
milczeniu opu�cili gabinet.
Podczas popo�udniowej ekspozycji Klara oddycha�a ci�ko. Z powodu nerw�w
utrzymanie stanu Spokoju okaza�o si� trudniejsze ni� zwykle. Ale marzenia pomaga�y jej
pozostawa� w bezruchu. W rozmarzeniu mo�na porusza� si�, b�d�c nieruchomym. Czas
p�yn��, a nikt nie schodzi�, aby j� obejrze�, lecz tym razem nie zale�a�o jej na tym. Zanurzy�a
si� w �wiat fantazji.
�Najtwardsze i najniebezpieczniejsze. Najwa�niejsze i najtrudniejsze�.
Jej najwi�kszym pragnieniem by�o zosta� modelk� geniusza. Przysz�o jej na my�l
kilka nazwisk, ale nie odwa�y�a si� spekulowa�. Nie chcia�a mami� si� iluzjami, a potem prze�y� rozczarowanie. Sta�a, milcz�ca, ca�a w bieli, dop�ki Gertrude nie zawo�a�a, �e pora
zamyka�.
Na dworze naprawd� la� deszcz: gwa�towna letnia ulewa, zapowiadana wcze�niej w
telewizji. Innego dnia rzuci�aby si� biegiem w kierunku parkingu, lecz tym razem wola�a
przej�� si� powoli w strumieniach deszczu, z torebk� z farbami na ramieniu. Czu�a, �e dres
oblepia j� jak mokre prze�cierad�o, a beret ocieka wod�, ale wra�enie nie by�o przykre.
Zanurzenie si� w diamentowych kropelkach zimnej wody sprawia�o jej nawet przyjemno��.
�Najtwardsze i najniebezpieczniejsze. Najwa�niejsze i najtrudniejsze�.
A je�li to zasadzka? Bywa�y takie przypadki. Anga�owa� ci� fikcyjny przedstawiciel
wielkiego mistrza, wywo�ono ci� z kraju i zmuszano do uczestniczenia w sztuce splamionej.
Jednak nie wierzy�a w to. A nawet gdyby tak by�o, zaryzykowa�aby. Bycie dzie�em sztuki
oznacza�o akceptacj� ka�dego ryzyka, ka�dego po�wi�cenia. Bardziej ba�a si� rozczarowania
ni� niebezpiecze�stwa. Zaakceptowa�aby ka�d� pu�apk�, opr�cz przeci�tno�ci.
�Najtwardsze i najniebezpieczniejsze. Najwa�niejsze i...�.
Nagle poczu�a, jakby jej cia�o topi�o si� niczym �wieca. Mia�a wra�enie, �e si�
rozpuszcza, �e ��czy si� z deszczem. Popatrzy�a na stopy i dotar�o do niej, �e ma jeszcze na
sobie farb�, kt�r� sp�ukiwa�a woda. Sz�a po chodniku, pozostawiaj�c za sob� s�abiutk� bia��
smug�, kr�ty mleczny strumyczek, sp�ywaj�cy z dresu na ulic� Velazqueza, strumyczek
zmywany przez deszcz z gwa�town� dok�adno�ci� godn� malarza pointylisty. Biel, biel, biel.
Z wolna rozpuszczana przez wod�, Klara nabiera�a coraz ciemniejszych barw.
CZERWIE�. Czerwie� by�a kolorem dominuj�cym. Czerwie� jak p�kanie mia�d�onych
mak�w. Panna Wood zdj�a okulary, aby przyjrze� si� zdj�ciom.
- Znale�li�my j� dzisiaj o �wicie na terenie Lasku Wiede�skiego - m�wi� policjant -
godzin� drogi samochodem od Wiednia. Powiadomi�o nas dw�ch mi�o�nik�w ornitologii,
obserwuj�cych sowy. To znaczy, w zasadzie zwr�cili si� do s�u�b mundurowych, a
podpu�kownik Huddle zadzwoni� do nas. Taka jest procedura.
Podczas gdy policjant zdawa� relacj�, Bosch pokazywa� pannie Wood zdj�cia. Wida�
by�o na nich traw�, pnie buk�w i kwiaty, a tak�e budz�c� zaskoczenie mucho��wk�, kt�ra
przysiad�a w zielsku obok r�owej bluzki ca�ej w strz�pach. Wszystko pokrywa�a czerwie�,
nawet pluszowy but w kszta�cie misia, kt�ry wystawa� zza drzewa. Pyszczek misia by�
u�miechni�ty.
- Te porozrzucane wok� rzeczy... - powiedzia�a panna Wood.
St� by� ogromny i policjant, siedz�cy naprzeciw Wood, nie m�g� dojrze�, na co wskaza�a. Wiedzia� jednak doskonale, o czym m�wi.
- To ubranie.
- Dlaczego jest tak podarte i poplamione krwi�?
- Dobra uwaga. To pierwsze, co nas zaintrygowa�o. Znale�li�my te� resztki materia�u
przyklejone do ran. Wniosek jest prosty: po�wiartowa� j�, gdy mia�a na sobie ubranie i
dopiero potem je zerwa�.
- Dlaczego?
Policjant uczyni� nieokre�lony gest r�k�.
- Mo�e wykorzysta� j� seksualnie. Ale nie znale�li�my �lad�w, chocia� czekamy na
ko�cowy raport lekarza s�dowego. Nale�y pami�ta�, �e zachowanie takich przest�pc�w nie
zawsze przebiega wed�ug logicznego schematu.
- Wygl�da jakby... jakby pozowa�a, prawda? Jakby by�a upozowana do zdj�cia.
- Czy tak j� znaleziono? - zapyta� Bosch pann� Wood.
- Tak, twarz� do g�ry, ramiona i r�ce rozrzucone.
- Zostawili na niej metki - Bosch podsun�� pannie Wood zdj�cie.
- W�a�nie widz� - powiedzia�a. - Metki jest trudno zerwa�, ale narz�dziem, kt�rym
zadawa� jej ciosy, m�g� je odci�� r�wnie �atwo jak papier. Czy zidentyfikowano ju�
narz�dzie, kt�rego u�y�?
- By�o to co� elektronicznego - wyja�ni� policjant. - My�leli�my o trepanie albo jakim�
rodzaju pi�y automatycznej. Ka�da rana to jedno g��bokie ci�cie. - Si�gn�� r�k� przez st� i
ko�cem o��wka wskaza� jedno z le��cych bli�ej zdj��. - Jest ich w sumie dziesi��: dwie na
twarzy, dwie na piersiach, dwie na brzuchu, po jednej na ka�dym udzie i dwie na plecach.
Osiem linii tworz�cych iksy. Mamy wi�c cztery krzy�e. Ci�cia na udach to dwie linie
pionowe. I prosz� mnie nie pyta�, co to oznacza.
- Zmar�a w wyniku zadanych ran?
- Najprawdopodobniej. M�wi�em ju�, �e czekamy na raport...
- Czy mamy jakie� wst�pne ustalenie godziny �mierci?
- Bior�c pod uwag� stan zw�ok, wygl�da na to, �e wszystko wydarzy�o si� tamtej
�rodowej nocy, par� godzin po tym, jak zabrano j� furgonetk�.
Panna Wood trzyma�a dwoma palcami lewej r�ki ciemne okulary. Delikatnie dotkn�a
nimi ramienia Boscha.
- Powiedzia�abym, �e wok� ofiary nie ma zbyt wiele krwi. Nie wydaje ci si�?
- O tym samym my�la�em.
- To pewne - wtr�ci� policjant. - Nie zrobi� tego tutaj. Mo�e poci�� j� w furgonetce. Mo�e u�y� jakiego� �rodka usypiaj�cego, bo na ciele nie by�o �lad�w walki ani kr�powania
sznurem. Potem zaci�gn�� j� a� do tamtego miejsca i zostawi� na trawie.
- I zaj�� si� zdzieraniem z niej ubrania na otwartej przestrzeni - rzuci�a Wood -
nara�aj�c si� na ryzyko, �e kto� mo�e si� w pobli�u pojawi�, jak na przyk�ad nasi mi�o�nicy
ornitologii.
- Dziwne, prawda? Ale m�wi�em ju�, �e zachowanie takich...
- Rozumiem - przerwa�a kobieta, zak�adaj�c ponownie okulary marki Ray Ban, w
z�otej oprawce, o ca�kowicie czarnych szk�ach. Policjantowi wydawa�o si� niemo�liwe, �eby
panna Wood mog�a cokolwiek przez nie zobaczy� w czerwonawej ciemno�ci biura. W
ciemnych szk�ach okular�w odbija�a si� podw�jnie czerwona elipsa sto�u, przypominaj�ca
jeziorka krwi. - Detektywie, czy mo�emy teraz wys�ucha� nagrania?
- Oczywi�cie.
M�czyzna schyli� si�, aby si�gn�� do sk�rzanej teczki po przeno�ny magnetofon.
Po�o�y� go obok zdj��, jakby chodzi�o o jeszcze jedn� pami�tk� z wyprawy turystycznej.
- Le�a� przy stopach ofiary. Ta�ma chromowana, dwugodzinna, bez napis�w ani
oznacze�. Sprz�t, na kt�rym zosta�a nagrana, wydaje si� dobry.
Uruchomi� palcem wskazuj�cym magnetofon. Nag�y ha�as sprawi�, �e Bosch uni�s�
brwi. Policjant szybko �ciszy�.
- Zbyt g�o�no - powiedzia�.
Kr�tka pauza. Trzask. Zacz�o si�.
Pocz�tkowo s�ycha� by�o jakby �opotanie skrzyde�. Trzaskaj�cy ogie�. Ptak w
p�omieniach. Potem dr��cy oddech. Pierwsze s�owo. Brzmia�o jak skarga, j�k. Ale powtarza�o
si� i mo�na by�o zrozumie� jego znaczenie: �Art�. Po tym ponowna pr�ba oddechu, i z ust
wymkn�o si� kolejne s�owo. M�wi�a przez nos, przerywa�a, �api�c z trudem oddech, jej
s�owa t�umi� szelest papieru i szum mikrofonu. G�os nale�a� do m�odej dziewczyny. M�wi�a
po angielsku.
�- Sztuka jest r�wnie� destruk... destrukcj�... Przedtem by�a tylko... tym. W jaskiniach
malowano to, co... to, co chciano z�o�y� w o... ofie... ofie...�.
Piski. Kr�tka cisza. Policjant nacisn�� przycisk pauzy.
- Tutaj na pewno przerwa� nagranie, by kaza� jej powt�rzy� ostatnie s�owa.
Dalszy ci�g by� bardziej zrozumia�y. Ka�de s�owo by�o wypowiadane dok�adnie i
powoli. Teraz czu�o si�, �e dziewczyna rozpaczliwie stara si� dobrze powiedzie� tekst. Ale
wyczuwalne przera�enie sprawia�o, �e s�owa wi�z�y jej w gardle jakby �ci�te lodem.
�- W jaskiniach malowano tylko to, co mia�o by� z�o�one w ofierze... Sztuka Egipcjan by�a sztuk� nagrobn�... Wszystko by�o po�wi�cone �mierci... Artysta m�wi: stworzy�em ci�,
by ci� upolowa� i zniszczy�. To w�a�nie w twojej ofierze zawiera si� sens tworzenia... Artysta
powiada: stworzy�em ci�, aby uczci� �mier�... Poniewa� sztuka, kt�ra przetrwa�a, jest sztuk�,
kt�ra umar�a... Gdy postacie umieraj�, trwaj� ich dzie�a...�.
Policjant wy��czy� magnetofon.
- To wszystko. Poddajemy to oczywi�cie analizie w laboratorium. Wydaje si�, �e
nagrywa� w furgonetce przy zamkni�tych oknach, poniewa� w tle nie s�ycha� specjalnie
ha�asu. Najprawdopodobniej tekst zosta� napisany wcze�niej, a dziewczyna mia�a go
odczyta�.
W pokoju zapad�a ci�ka cisza. �To tak, jakby dopiero po us�yszeniu jej g�osu w
ko�cu dotar� do nas ca�y horror� - pomy�la� Bosch. Nie dziwi�a go taka reakcja. Zdj�cia
wywar�y na nim wra�enie, na pewno, ale w jaki� spos�b �atwiej jest zachowa� dystans wobec
fotografii. Gdy Lothar Bosch s�u�y� w policji holenderskiej, nieoczekiwanie dla samego siebie