7354
Szczegóły |
Tytuł |
7354 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7354 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7354 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7354 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jack L. Chalker
Charon: Smok u wr�t
Cykl: �wiaty Rombu tom 3
Przek�ad Konrad Majchrzak
Wydanie polskie: 1995
Prolog
CZAS NA REFLEKSJE
1
Narile zatoczy�y szerokie ko�o i ustawi�y si� pod wiatr, gotowe do �miertelnego
ataku.
Przez szczeliny w sk�rze wysun�y ostre jak brzytwa ostrza, po czym zacz�y
pikowa� w d�.
M�czyzna rozpaczliwie rozgl�da� si� wok�, nie przerywaj�c pe�nego desperacji
biegu.
Pustynia nie oferowa�a mu �adnego schronienia, a jej pop�kana powierzchnia by�a
twardsza
od betonu.
Narile by�y stworzeniami powietrza: ogromnymi, szybkimi czarnymi pociskami, z
wielkimi jajowatymi oczyma, a macki faluj�ce z ty�u cia�a, spe�niaj�ce funkcj� i
ogona, i
steru, wspomaga�y ich lot. Ka�dy z tych czarnych potwor�w posiada� na podbrzuszu
dwie
zakrzywione p�ksi�ycowate, ko�ciane p�yty, z kt�rych wysuwa�y si� �miertelnie
gro�ne,
twarde jak stal ostrza, zdolne poci�� ofiar� na kawa�ki.
M�czyzna zdawa� sobie spraw� z tego, i� nie ma gdzie si� skry�, postanowi� wi�c
podj��
walk� na miejscu, na tym otwartym i p�askim terenie. Jeden z marili run�� na
niego z
niewiarygodn� pr�dko�ci�, ale on pad� na ziemi� i przekozio�kowa�. Zd��y�
wykona� ten
prosty manewr na u�amek sekundy przed uderzeniem ostrzy, przez co o ma�o nie
spowodowa�
kolizji napastnika z tward� jak ska�a ziemi�. Szcz�cie mu jednak do ko�ca nie
dopisa�o,
zerwa� si� wi�c ponownie na r�wne nogi, w duchu przeklinaj�c siebie za to, i�
wyruszy� tak
p�no. Sprawdzi� po�o�enie obydwu stworze�. Wiedzia� doskonale, �e powinien je
mie�
przed sob�, a nie na flankach, tak jak teraz. Przywo�a� wszelkie rezerwy swych
si� � zdolne si�
pojawi� jedynie w sytuacji zagra�aj�cej bezpo�rednio �yciu � i pobieg� pod
ostrym k�tem w
kierunku kr���cych potwor�w.
Narile posiada�y inteligencj�, ale poza tym by�y nazbyt pewne siebie.
Dysponowa�y
przecie� kilkoma kilometrami kwadratowymi otwartej przestrzeni pozwalaj�cej na
wszelkie
manewry i na zabaw�, nie mog�y wi�c mie� najmniejszych w�tpliwo�ci, jaki b�dzie
rezultat
takich manewr�w. Tymczasem chcia�y mie� troch� uciechy.
M�czyzna ponownie si� zatrzyma�, by stawi� czo�o swym dr�czycielom. Tak jak si�
spodziewa�, para po��czy�a si� i wydawa�a si� teraz unosi� bez ruchu w
powietrzu,
obserwuj�c go ��tymi, pozbawionymi wszelkiego wyrazu oczyma, ukrywaj�cymi � nie
mia�
co do tego najmniejszych w�tpliwo�ci � wielk� uciech� i wielkie rozbawienie.
Wiedzia�, �e ma bardzo niewiele czasu.
Z punktu widzenia narili wygl�da�o jakby sta� w miejscu, zwr�cony ku nim twarz�,
z
wyci�gni�tymi ramionami. Potraktowa�y to jako wyraz rezygnacji i poddania si�, a
poniewa�
takie rozwi�zanie by�o dla nich najnudniejsze z nudnych, ruszy�y na niego, by
tym razem go
po prostu zabi�.
Opu�ci�y si� bardzo nisko, na wysoko�� oko�o jednego metra ponad powierzchni�
pustyni, i p�dzi�y w jego kierunku, smakuj�c najwyra�niej ostatnie momenty przed
dokonaniem zab�jstwa. Kiedy zbli�y�y si� do swej ofiary, rozleg� si� pot�ny
grzmot i
wygl�da�o jakby sama ziemia si� rozst�powa�a. Wok� m�czyzny wyr�s� kamienny
mur, a
on sam otoczony teraz, zatopi� si� cz�ciowo w ziemi�. Drapie�cy byli tak
zaskoczeni, i�
uderzyli z dw�ch przeciwleg�ych stron w ci�gle jeszcze wznosz�c� si� �cian�.
Posypa�y si�
iskry, kiedy ich ostrza wbija�y si� w kamie�, jednak obydwaj zachowali do��
r�wnowagi, by
utrzyma� si� w powietrzu i poderwa� ponownie w g�r�.
Wewn�trz tej nagle powsta�ej studni, w cieniu kamiennego, czterometrowego muru,
prawie kompletnie wym�czony m�czyzna s�ucha� syku w�ciek�ych narili. Zu�y� ju�
p�dniow� porcj� wody. Jego forteca musi wytrzyma�. Opad�szy na ziemi�,
rozkoszowa� si�
mi�ym ch�odem swej male�kiej twierdzy i nas�uchiwa�.
Narile b�yskawicznie dostosowa�y si� do nowej sytuacji i pr�bowa�y skruszy�
mury.
Wali�y z ca�ej si�y i pod odpowiednim k�tem. Co prawda narobi�y troch� szk�d,
ale jeszcze
wi�ksz� krzywd� wyrz�dzi�y sobie samym, w ko�cu ich gro�ne ostrza zbudowane by�y
ze
zwyk�ej tkanki kostnej. Wkr�tce zrezygnowa�y wi�c z dalszych pr�b.
Usiad�y na szczycie budowli, blokuj�c dost�p �wiat�a. M�czyzna stwierdzi�, i�
w�a�ciwie
oceni� wymiary �cian; obydwa stwory by�y zbyt du�e, by opu�ci� si� w g��b studni
przypominaj�cej komin.
W ko�cu, co by�o do przewidzenia, jeden z nich usiad� na obrze�u muru i spu�ci�
swe
d�ugie macki do wn�trza fortecy. I zn�w okaza�o si�, jak precyzyjnie m�czyzna
okre�li�
wielko�� tej budowli, chocia� mimo wszystko by�o to dla niego przera�aj�ce
do�wiadczenie �
le�e� tam, na dnie, bez dost�pu �wiat�a dziennego i s�ucha� trzepotania macek
tu� mad g�ow�.
Wkr�tce i to si� sko�czy�o. M�g� si� nieco odpr�y�. Doszed� ju� tak daleko, tak
bardzo
daleko i cho� na kr�tk� chwil� by� bezpieczny, ale czu�, �e jego rezerwy s� na
wyczerpaniu.
Us�ysza� jaki� ruch nad sob� i za moment... po prostu obrzydliwie go zniewa�ono.
Potwory nie mog�y dopa�� go w �aden inny spos�b, usi�owa�y wi�c teraz wykurzy�
go z
kryj�wki... wypr�niaj�c si� na niego.
Us�ysza� w�ciek�y pomruk i naril odfrun��, wpuszczaj�c do �rodka studni nieco
�wiat�a.
Chcia�by wierzy� w to, �e odlecia�y oba, ale na pewno jeden z nich czai� si� na
zewn�trz,
podczas gdy drugi wzni�s� si� prawdopodobnie w kierunku najbli�szej chmury, by
pobra� z
niej wilgo�, bez kt�rej nie mog�y si� oby�. Sam odda�by wszystko za troszk� tej
wilgoci,
byleby w innej formie ni� to czym teraz by� ca�y ubabrany.
Chmury... Pr�bowa� skupi� my�li. Jak wygl�da�o niebo? Uwag� jego przykuwa�o
bezpo�rednie niebezpiecze�stwo. A przecie� zawsze gdzie� by�y jakie� chmury. S�,
ale
wysoko, a to znaczy, �e maj� mniej wilgoci, ni� on by potrzebowa�. Jednak...
Skoncentrowa� si�... skoncentrowa�! Gdyby mia� tylko wi�cej si�! Z najwy�szym
wysi�kiem zamkn�� oczy i usi�owa� odci�� si� od wszystkiego, z wyj�tkiem
wra�liwo�ci na
wa. Nie by�o to �atwe, kiedy odchody narili piek�y si� w upale i potwornie
cuchn�y.
Wiedzia�, �e wkr�tce sam si� upiecze, bowiem jego forteca by�a wprawdzie
prymitywnym,
ale i bardzo skutecznym piecem.
My�l... my�l! My�l jedynie o wa...
Naturalnie odczuwa� wa, kt�re pozwoli�y mu zbudowa� t� twierdz�, ale te, kt�rych
potrzebowa� teraz, by�y inne. Si�ga� na zewn�trz, wa do wa, jego w�asne do
innych, i uwolni�
swe widzenie. Zn�w m�g� obserwowa� pustyni�.
Po narilach nie by�o najmniejszego �ladu, natomiast w pobli�u znajdowa�y si� dwa
krzaki. Przedtem ich tam nie by�o. U�miechn�� si� do siebie w duchu, cho�
powod�w do
u�miechu mia� niewiele. Marile by�y wprawdzie inteligentnymi zwierz�tami, ale
nigdy by im
nie przysz�o do g�owy, i� krzaki w takim miejscu mog� tak samo zwraca� na siebie
uwag�,
jak one same. Zreszt� te krzaki niew�tpliwie by�y narilami!
Fakt, i� ci�gle tak cierpliwie czeka�y w tym upale potwierdza� jego najgorsze
obawy.
Niew�tpliwie by�y szkolone i �lepo pos�uszne rozkazom. Kto wie, mo�e to nawet
my�liwi
samego Yateka Moraha?
Czu� wa g�stego pustynnego powietrza i cz�steczek wody wok�, ale je zignorowa�.
Si�ga� wy�ej, znacznie wy�ej i modli� si� pe�en nadziei, i� gdzie� w jego
zasi�gu jest do��
chmur, by uformowa� to, co niezb�dne.
Naturalnie, by�y tam, ale bardzo wysoko i w niewielkich ilo�ciach, oby � w
wystarczaj�cych. Musi ich wystarczy�.
Powoli, ostro�nie si�gn�� do wa chmury, cz�steczek wody, przemawia� do nich,
prowadz�c je ostro�nie i ��cz�c we wzory i grupy, coraz bardziej i bardziej
g�ste, skupia� w
jednym miejscu, dok�adnie nad jego male�kim fortem.
Nie by� pewien, czy posiada do�� mocy, ale w tej chwili tyle tylko mocy i si�y
by� w
stanie zebra�. Musi wystarczy�, Po prostu musi...
Teraz wa chmur le�! W g�r�, wznie� si� ku s�o�cu, swej gwie�dzie � karmicielce.
Wzno�
si�... wzno�...
Przyczajone opodal dwa �krzewy� zadrga�y, zamigota�y i ponownie zmieni�y si� w
narile.
Nie rozumia�y chyba, co si� dzieje, ale ujrza�y cie� na ziemi i poczu�y jego
ch��d. Wielkie,
��te oczy spojrza�y w niebo i zobaczy�y zbieraj�ce si� chmury, kt�re g�stnia�y
i ciemnia�y sto
razy szybciej ni� zwykle. Narile nie rozumia�y przyczyn tego zjawiska, ale
wiedzia�y �
wyczuwa�y to swymi zmys�ami � i� nad ich g�owami, w spos�b zupe�nie
nienaturalny, zbiera
si� pot�na burza. Odczu�y prawdziwy l�k. Przez chwil� waha�y si� pomi�dzy tym
l�kiem i
swym naturalnym instynktem a otrzymanym rozkazem, by dopa�� i zabi� tego
cz�owieka.
Jednak grzmot, kt�ry wydoby� si� z tej dziwnej, niezwyczajnej chmury i odbi� si�
niesamowitym echem na rozleg�ych przestrzeniach pustyni, spowodowa�, �e l�k i
instynkt
zwierz�t jednak zwyci�y�y. Narile unios�y si� w powietrze i pogna�y w kierunku
roz�wietlonej s�o�cem pustyni, poza granice cienia rzucanego przez chmur�.
Spad� deszcz. G�sty i r�wnomierny. Pada�o nad ma�ym fortem i nad niewielkim
terenem
wok�. M�czyzna nie traci� czasu i natychmiast nakaza� wa �cian powr�t do
poprzedniego
kszta�tu. Kiedy mury opad�y, sta� znowu na powierzchni pustyni; na kt�rej nie
pozosta�y ju�
�adne �lady budowli. Odchody narili ci�gle go oblepia�y, zrzuci� wi�c z siebie
wszystko;
pozostawiwszy jedynie przy sobie pust� manierk� i czarny pas, i pozwoli�; aby
deszcz obmy�
go ca�ego. Sta� tak minut� czy dwie, czerpi�c rado�� z deszczu i ch�odu, jednak
wiedzia�, �e
nie wolno mu sta� bezczynnie, gdy� wody by�o niewiele, a i tej wkr�tce mog�o
zabrakn��.
Narile dosz�y ju� do siebie i poj�y, �e to ich przeciwnik sprowadzi� burz�.
Odzyska�y
pewno�� siebie i zacz�y znowu kr��y� na obrze�u chmury. Czeka�y a� przestanie
pada�.
Wysuszona ziemia, na kt�r� deszcz nie spad� od dw�ch lub trzech ludzkich
pokole�, nie
by�a w stanie przyj�� takiej ilo�ci wody. Zwykle twarda powierzchnia po burzy
sta�a si� �liska
i zdradliwa. Centrum ulewy przesuwa�o si� wraz z pod��aj�cym naprz�d m�czyzn�,
a narile
dotrzymywa�y mu kroku, czekaj�c na koniec ulewy na obrze�ach chmury. Deszcz
uszkodzi�by ich delikatne, b�oniaste skrzyd�a, normalnie niewidoczne podczas
lotu. Koniec
ulewy oznacza� sygna� do ataku.
M�czyzna modli� si� o to, �eby deszcz nie przesta� pada�. Niewiele brakowa�o, a
uwierzy�by w skuteczno�� modlitwy, znalaz� si� bowiem w odleg�o�ci zaledwie
jakich� stu
metr�w od podn�a g�r w momencie, gdy ulewa usta�a. Ca�e wa �wiata nie by�o w
stanie
wyczarowa� deszczu, je�li nie by�o wody, a on nie mia� do�� czasu, by
wykorzysta�
pozostaj�c� z ty�u wilgo� i ponownie przekszta�ci� j� w deszczow� chmur�.
Narile jednak, obawiaj�c si� jakich� sztuczek z jego strony i podejrzewaj�c, i�
powstrzyma� deszcz po to tylko, �eby zwabi� je w pu�apk�, nie zdecydowa�y si� na
atak.
Zyska� wi�c troch� czasu, tyle by dobiec do najbli�szych ska�.
Jeden z narili, widz�c desperacj� ofiary, zapomnia� o ostro�no�ci i sycz�c
wystrzeli�
wprost za nim. Dogoni� go w momencie, kiedy m�czyzna by� ledwie o krok od
pierwszych
ska�. Zada� mu cios w plecy. �cigany zawy� z b�lu i pod wp�ywem ciosu potoczy�
si� na
stercz�ce kamienie. Na szcz�cie naril zapomnia� wysun�� swe �miertelne
niebezpieczne
ostrza, i, cho� uderzenie by�o bardzo silne, nie by� to jednak cios ostateczny.
Oszo�omiony m�czyzna wczo�ga� si� w szczelin� pomi�dzy ska�ami i zaklinowa� tak
g��boko, jak tylko m�g�. Mimo to wiedzia�, �e nie ma szans. Pozbawiony resztek
si�, bez
�adnych ju� sztuczek w zapasie, wiedzia�, �e szczelina jest zbyt p�ytka, by
ochroni� go przed
mackami prze�ladowc�w. By� tak wycie�czony, �e nie zale�a�o mu ju� praktycznie
na
niczym. Straci� przytomno��. Zd��y� tylko pomy�le�, �e przynajmniej �mier�
przyniesie
wytchnienie.
� Jatik?
G�os wydawa� si� bardzo daleki. Odejd�! krzycza� w my�lach. Ja jestem martwy!
Pozw�l
mi odpocz��!
� Jatik, musisz wys�ucha� mego g�osu � us�ysza� znowu.
G�os by� bli�szy, rozkazuj�cy, trudny do zignorowania.
� Jatik, tu Koril. Musisz ze mn� porozmawia�.
� Przecie� ja umieram � wyszepta� niemal ze z�o�ci�. � Pozw�l mi odej��.
� Tak, jeste� martwy � przyzna� g�os Korila. Ani ja, ani nikt inny nie ma do��
mocy, �eby
ci� uratowa�. A przecie� tak d�ugo jak twoje wa p�onie i walczy wewn�trz ciebie,
mo�emy si�
ze sob� komunikowa�. Prosz� ci�, Jatik, by�e� zawsze dzielny i lojalny. Nie
odchod�, zanim
nie odzyskasz si� dzi�ki twym s�owom.
M�czyzna zmaga� si� ze sob�, usi�owa� sobie co� przypomnie�. S�owa... Misja...
� Jatik, gdzie s� pozostali?
Pozostali?
� Nie �yj�. Nikt z nich nie �yje.
� Wobec tego jeste� ostatni. Po�piesz si�, Jatik, bo czasu jest coraz mniej, a
moja moc,
utrzymuj�ca ci� przy �yciu, s�abnie. Musz� wiedzie�. Czy uda�o ci si� tam
dosta�? Czy by�e�
�wiadkiem spotkania?
Spotkania... jakiego spotkania? Zmaga� si� z w�asn� pami�ci�. Ach, tak,
spotkanie. O
Bo�e! Spotkanie...
� Wi... widzia�em � wydusi� z trudem. � Czterech W�adc�w w Diamentowej Skale.
Czterej W�adcy i tamci. O Bo�e!
� Tamci... skup si�, Jatik! Wytrzymaj jeszcze chwil�! Tamci! Jak oni wygl�dali?
� Potworni... Monstrualni. Przebrani co prawda za ludzi, ale nie byli w stanie
nas
oszuka�. S� okropni, Koril, potworni! Diabelski pomiot. To przekracza ludzk�
wyobra�ni�.
O�lizgli, ohydni! Jakby narodzili si� w piekle.
� Czterej W�adcy... czy istnieje jaki� sojusz?
� Tak, tak! O Bo�e! Musisz ich unicestwi�, Koril! Nie wolno ci pozwoli�, by
sprzedali
ludzko�� komu� takiemu! Potworno��! Nawet nie jeste� w stanie sobie wyobrazi�!
Modl� si�
do Boga, by� nigdy nie musia� napotka� ich na swej drodze. Na sam ich widok
Latir i Mohar
utracili zmys�y.
� Jak te piekielnie pomioty wygl�daj�? Skup si�, Jatik! Wytrzymaj jeszcze!
� Wygl�daj�? Bo�e, ja tylko dlatego nie zwariowa�em, �e odrzucam od siebie ten
obraz.
To Monstra... Miazga... Breja... W nich jest potworne z�o! Z�o, jakiego cz�owiek
nie jest w
stanie poj��. Oni po�r� cz�owieka, po�r� Czterech W�adc�w i nas wszystkich.
Musisz...
� Jatik! Jatik! Nie odchod�! Jeszcze chwil�! Jatik! Wracaj! Ja musz� wiedzie�...
Do
diab�a, to na nic. Odszed� od nas.
Koril westchn�� i pokr�ci� g�ow�, po czym wsta� z kolan i rozejrza� si� po swym
pustynnym kr�lestwie �cierwa dw�ch narili drga�y jeszcze w miejscu, dok�adnie
tam, gdzie
rozprawi� si� z nimi.
Niemal ca�� godzin� sp�dzi� na przearan�owaniu scenerii, kt�ra by�a �wiadkiem
ostatnich
wydarze�. Wiedzia�, �e wcze�niej czy p�niej jaka� grupa wys�ana z Diamentowej
Ska�y
natrafi� na to miejsce. Chcia� zmyli� tych, kt�rzy w tej chwili ju� pod��aj�
�ladem pogoni i
walki. Koniecznie powinni uwierzy�, �e narile i Jatik zgin�li walcz�c ze sob�. I
orni w to
uwierz�. Dotarcie a� tak daleko wymaga�o olbrzymich si�, przecie� on sam trafi�
tu tylko
dlatego, �e z daleka zauwa�y� wywo�an� przez zmar�ego burz� i rozpozna� w niej
to, czym
rzeczywi�cie by�a � autografem swego tw�rcy. Przyby� niestety za p�no, za p�no
dla
biednego Jatka...
A jednak sporo si� dowiedzia� od zmar�ego. Jatik potwierdzi� jego wcze�niejsze
informacje i najgorsze obawy. Ale Koril by� stary... Stary i teraz ju� samotny.
Cho� mocy
mia� pod dostatkiem, istnia�y jednak granice wytrzyma�o�ci starego cz�owieka.
Wiedzia�, �e potrzebna mu jest nowa grupa, a t� nie�atwo b�dzie zebra� i
utworzy�,
szczeg�lnie pod bacznym okiem Matuzy. Niew�tpliwie Matuze dowie si�, �e �aden z
jego
pos�a�c�w nie z�o�y� sprawozdania. A to oznacza, �e domy�li si�, kim byli
naprawd� i kto ich
pos�a�.
Mimo to wiedzia�, co nale�y robi�. By� stanowczy i zdecydowany. Niezale�nie od
szans,
to musi by� zrobione. S�owa Jatika wstrz�sn�y nim do g��bi. I on, i zmar�y
urodzili si� i
wychowali na �wiatach bardzo odleg�ych od tego, na kt�rym si� teraz znajdowa�,
obaj zd��yli
zobaczy� kawa� kosmosu, zanim zes�ano ich do tego piek�a.
Charon to piek�o. Ka�da potworno��, ka�dy horror, jaki kiedykolwiek powsta� w
umy�le
cz�owieka, istnia�y naprawd�, a krajobraz, klimat i tutejsza fauna bardziej na
miejscu by�aby
zapewne w ostatnim kr�gu piek�a Dantego.
Koril by� tego �wiadom i wiedzia�, �e Jatik � r�wnie�.
C� wi�c takiego m�g� ujrze�, co tak go przerazi�o? C� mog�o spowodowa�, �e
przest�pca uwi�ziony w piekle z tysi�cami innych przest�pc�w nazwa� co�
niewyobra�alnie
z�ym?
Co by�o a� tak potworne, i� nawet mieszka�c�w piekie� napawa�o wstr�tem i
przera�eniem?
Jatik by� sadyst� i wielokrotnym morderc�, nie odr�nia� dobra i z�a. Same te
poj�cia by�y
dla niego czym� obcym. A przecie�... nawet on ujrza� co� tak potwornego, �e �
zanim umar� �
pozna� prawdziwe z�o. By�a w tym niew�tpliwie jaka� symetria.
Jedno by�o pewne. Czterej W�adcy weszli w jaki� uk�ad z czym�, co znajdowa�o si�
tutaj,
na Charonie. Ich niewyobra�alny egoizm stanowi dla nich ochron�, pomy�la� z
gorycz�.
Przynajmniej na razie.
Wed�ug ludzkich norm Czterej W�adcy byli z�em wcielonym. Tak ocenia�a ich nawet
sama Konfederacjo. Ale przecie� nie Jatik.
C� wi�c takiego widzia�? W jak� niewol� Czterej W�adcy, powodowani chorobliwym
egotyzmem i u�ud� wielko�ci, oddali siebie i ludzko��?
Na skalistej, otwartej przestrzeni pustyni by�o bardzo gor�co, mimo to Koril
poczu� nag�y
ch��d, kiedy odwr�ciwszy si� odchodzi� od cia�a zmar�ego m�czyzny.
2
Najgorsze dla militarnej pot�gi jest odkrycie, �e znajduje si� ona w stanie
wojny,
odkrycie dokonane dopiero w momencie, kiedy nieprzyjaciel rozpocz�� ju� pierwsze
uderzenie. A jeszcze bardziej wkurza to� i� mimo ujawnienia nieprzyjacielskiej
akcji, nie
mo�na dostrzec samego wroga.
Konfederacja stanowi�a kulminacj� ca�ej ludzkiej historii i kultury. W odleg�ej
przesz�o�ci
cz�owiek zadecydowa�, �e ekspansja kosmiczna b�dzie najbardziej interesuj�cym i
najbardziej
praktycznym sposobem dokonywania post�pu cywilizacyjnego, becz ryzyka
pope�nienia
gatunkowego samob�jstwa. Instynkt sportowego wsp�zawodnictwa, zakorzeniony
g��boko
w ludzkiej mentalno�ci, zacz�� dominowa�, kiedy cz�owiekowi przedstawiono
stoj�ce przed
nim nowe wyzwanie. Wsp�zawodnictwo pomi�dzy narodami by�o tym, co wszyscy
ludzie,
niezale�nie od pochodzenia i wyznawanej ideologii, doskonale rozumieli. Dla idei
takiego
wsp�zawodnictwa mogli pracowa�, popierali je i czerpali z tego satysfakcj�.
W wieku dwudziestym i dwudziestym pierwszym polityka stawa�a si� coraz mniej
racjonalna, a totalne unicestwienie by�o coraz pewniejsze, cz�owiek przypomnia�
sobie, �e po
raz pierwszy postawi� stop� na Ksi�ycu tylko dlatego, i� chodzi�o o szczeg�lny
zak�ad
sportowy � wy�cig w kosmosie. Naturalnie od tamtego czasu nie zapomniano o
kosmosie.
Prawd� m�wi�c, interesowa�y si� nim wszystkie pa�stwa na Ziemi, ale by�y to
jedynie
powolne technokratyczne i wojskowe programy, bez wi�kszego udzia�u i poparcia
poszczeg�lnych narod�w. W dziewi�tnastym wieku ka�dy, kto mia� dusz� pioniera,
m�g�
ruszy� na szlak w Oregonie albo � pod koniec dwudziestego wieku � wykroi� miasto
z
zamarzni�tej syberyjskiej tundry. Ale w�a�nie ci ludzie, kt�rzy w czasach
minionych byli
pionierami, nie mogli si� teraz znale�� na pograniczu. Biedacy pozbawieni ziemi
i praw,
uchod�cy i marzyciele zaludniali i cywilizowali stare pogranicze, lecz w wieku
kosmicznym
nie mogli uzyska� biletu na Ksi�yc. Tylko najwy�szej klasy specjali�ci albo
ludzie bardzo
bogaci mieli szanse znale�� si� w kosmosie. Zwyk�y cz�owiek, gdyby nawet chcia�
polecie�,
nie m�g�, a nudnawy i powolny bieg wydarze�, zwi�zanych z podbojem kosmosu nie
oferowa� ju� takiej ekscytacji, jak� wywo�a�y wcze�niejsze odkrycia z epoki
wsp�zawodnictwa.
Wiedzia�y o tym rz�dy na Ziemi, dostrzegaj�c r�wnie�, �e �wiat, z ci�gle rosn�c�
populacj� i niewiarygodnie szybko malej�cymi zasobami naturalnymi, staje si�
coraz bardziej
apatyczny. Sta�e obni�anie si� standardu �ycia na ca�ym �wiecie by�o oczywiste.
Komputery
ocenia�y ten stan jako tolerancj� trwa�� i nieuniknion�, a ��dania ka�dej grupy,
�eby to
w�a�nie jej kraj unikn�� obni�enia jako�ci �ycia, powodowa�y olbrzymie naciski
nawet na
najbardziej totalitarne re�imy i zwi�ksza�y tylko prawdopodobie�stwo wybuchu
totalnej
wojny.
Jednak�e technologia oferowa�a drog� wyj�cia z tej sytuacji, drog�, na kt�r�
wiele
narod�w wst�pi�o bardzo niech�tnie, ale ze �wiadomo�ci� braku alternatywy.
Uczeni dokonali
w ko�cu rzeczy niemo�liwej i prze�amali obowi�zuj�c� do tej pory barier�
szybko�ci. By�a to
sprawa wielce skomplikowana i dotyczy�a takich praw fizyki, kt�re nie by�y
sprzeczne z
teori� Einsteina; a to dlatego, i� dotyczy�y tych obszar�w nauki, na kt�rych
wspomniana
teoria po prostu nie obowi�zywa�a. Gwiazdy czeka�y teraz na swych odkrywc�w. Nie
oznacza�o to, i� odleg�o�ci mi�dzygwiezdne magle znikn�y; w pierwszym wieku
eksploracji
by�o tak wiele nowych miejsc da zbadania i tak olbrzymie przestrzenie do
pokonania, �e
podr� z jednego kra�ca opanowanego przez cz�owieka kosmosu do pogranicza na
jego
drugim kra�cu, trwa�a trzy lata tak zwanego czasu subiektywnego. To stosunkowo
niewielka
cena, w por�wnaniu z czasem trwaj�cym ca�e pokolenia, kt�ry by�by niezb�dny do
pokonania
tej samej odleg�o�ci przy dawnych mo�liwo�ciach. Jakby nie liczy�, dotarcie do
Kalifornii
zabiera�o ameryka�skim pionierom od czterech do sze�ciu miesi�cy... Ten nowy
system
posiada� jeszcze jedn� olbrzymi� zalet�. Budowa statk�w kosmicznych i pot�nych
silnik�w
wymaga�a co prawda du�ego kapita�u, ale kiedy ju� powsta�y, ich eksploatacja
by�a tania, a
rozmiary, nie licz�c magazyn�w powietrza i �ywno�ci, nie stanowi�y istotnej
pozycji w
kosztach.
Tylko jedna planeta na tysi�c mog�a by� ukszta�towana na podobie�stwo Ziemi, ale
mimo
to, nadaj�cych si� do zamieszkania �wiat�w by�o ca�e mn�stwo. Dlatego zamiast
konkurowa�
o niewielkie kawa�ki zu�ytej Ziemi r�ne pa�stwa zacz�y tworzy� takie systemy
motywacji,
�e zar�wno biedacy, jak i marzyciele wyruszali w drog� na podb�j nowych planet.
Zmniejszy�o to ci�nienie spo�eczne na Ziemi i dostarczy�o ludzko�ci nowych
bod�c�w do
dzia�ania. Znowu panowa�a atmosfera podniecenia: w podbojach m�g� uczestniczy�
ka�dy, a
zasoby czekaj�ce na odkrycie by�y nieograniczone.
Wraz z narodzinami kolejnych pokole� na nowych �wiatach, ludzi, kt�rzy nigdy nie
ogl�dali Ziemi, dla kt�rych Rosja, Ameryka, Brazylia i Ghana by�y jedynie
abstrakcyjnymi
poj�ciami, takie poj�cia jak narodowo�� by�y nieostre, a w ko�cu zupe�nie bez
znaczenia.
Nim przemin�y trzy generacje, znikn�li Amerykanie, Rosjanie czy Brazylijczycy,
a pojawili
si� tubylcy nowych �wiat�w, jedynych �wiat�w, jakie znali. Poza tym olbrzymie
odleg�o�ci i
rosn�ca stale liczba nowych �wiat�w nie u�atwia�y rz�d�w na spos�b kolonialny.
Teraz � bez
gro�by wzajemnego wyniszczenia, troskaj�c si� jedynie o to, aby nie pozosta� w
tyle za
innymi i nie by� odrzuconym przez nowe spo�ecze�stwa, rz�dy starych pa�stw
przesta�y
wsp�zawodniczy�; a zacz�y wsp�pracowa� i ��czy� si� ze sob�. W ci�gu jednego
zaledwie
wieku stworzono Konfederacj� � jednolit� struktur� z klas� biurokratyczn�;
zdominowan�
przez stare pot�gi, a przewodnicz�c� kongresowi, w kt�rym zasiadali
przedstawiciele
wszystkich nowych �wiat�w.
Po��czone w ten spos�b �rodki i rozwijaj�ca Si� nieustannie technologia
przekszta�ca�y
�wiaty jeden za drugim, czyni�c wiele z nich rajem; o jakim ludziom na Ziemi
nawet si�
przedtem nie �ni�o. Zlikwidowano wiele chor�b, m�czyzn i kobiety uczyniono
pi�knymi i
niemal doskona�ymi. Ostro�nie wprowadzane zmiany genetyczne i kulturowe
stworzy�y
populacj�, maj�c� co prawda r�wny, ale jednocze�nie szeroki dost�p do wszelkich
d�br.
Ludzi wychowywano i przysposabiano do wykonywania konkretnych prac i prace te
wykonywali jedynie najlepsi. By�a to wi�c cywilizacja bez napi�� i l�k�w �
rajska nieomal.
�wiaty, kt�re uzyska�y tak� doskona�o�� nazywano �wiatami cywilizowanymi. Cho�
wspaniale si� na nich �y�o i pracowa�o, duchowo i kulturowo by�y one martwe � w
stanie
totalnej stagnacji.
Konfederacja naturalnie mog�a kontrolowa� i utrzymywa� ten stan praktycznie w
niesko�czono��, ale by�a przecie� dziedzicem ca�ej ludzkiej historii. Ludzko��
mog�a w tym
rajskim b�ogostanie trwa� i milion lat, ale kiedy gas�a ostatnia iskierka
ekscytacji i ch�ci
tworzenia, zamiera�a. W takiej sytuacji ratunek by� tylko jeden: nie zatrzymywa�
si�.
Wysy�ano wi�c zwiadowc�w, kt�rych zadaniem by�o odkrywanie nowych �wiat�w.
Zasiedlali
je potem i urz�dzali r�ni dziwacy i nieudacznicy. Pogranicze sta�o si� wi�c nie
tylko kresem
ekspansji Konfederacji, ale tak�e pewnym rodzajem religii, czym�, czego
powstrzyma� nie
wolno, poniewa� jedynie ono stanowi�o wentyl bezpiecze�stwa, �r�d�o tw�rczej
wyobra�ni,
t� iskr� nadaj�c� sens ludzkiej egzystencji.
Cz�owiek zasiedli� ju� prawie czwart� cz�� swej galaktyki i w trakcie w�dr�wek
natkn��
si� na obce rasy. Nie by�o ich wiele � o wiele mniej, ni� si� spodziewa� � ale
jednak tam by�y.
Niekt�re z nich zamieszkiwa�y �wiaty, kt�re nie nadawa�y si� do �ycia dla
rodzaju ludzkiego i
te pozostawiono w spokoju, poddaj�c jedynie sta�ej obserwacji, aby wykluczy�
ewentualne
zagro�enie z ich strony. Inne �wiaty, kt�re dysponowa�y surowcami potrzebnymi
cz�owiekowi, traktowano podobnie jak w przesz�o�ci. Te obce cywilizacje, kt�re
mog�y by�
zmodyfikowane i potrafi�y dostosowa� si� do systemu obowi�zuj�cego w
Konfederacji,
przy��czano do wielkiej rodziny bez pytania o zgod�. Te, kt�re z jakich� powod�w
nie mog�y
ulec kulturowej asymilacji, bezwzgl�dnie likwidowano, dok�adnie tak, jak niegdy�
rozprawiano si� z india�skimi plemionami Ameryki i Aborygenami z Tasmanii.
Wi�kszo��
obcych �wiat�w by�a ca�kiem prymitywna, tylko niekt�re bardziej rozwini�te
cywilizacyjnie;
wszystkie jednak posiada�y jedn� wsp�ln� cech�: by�y mniejsze, s�absze i mniej
bezwzgl�dne
od Konfederacji.
Pewnego dnia w�adze Konfederacji uzmys�owi�y sobie, i� nadszed� wreszcie ten
moment,
kt�rego od dawna si� l�ka�y � pojawi� si� kto� m�drzejszy od nich. I pierwszy
da� o sobie
zna�.
Robot � produkt tak wyrafinowanej technologii, �e znajdowa�a si� ona poza
mo�liwo�ciami Konfederacji � cho� o w�os zaledwie � w tak doskona�y spos�b
udawa�
urz�dnika Dow�dztwa System�w Militarnych, i� uda�o mu si� zmyli� wieloletnich
przyjaci�
tego cz�owieka, jego wsp�pracownik�w, a nawet skomplikowane systemy
bezpiecze�stwa
Dow�dztwa. Przedosta� si� do wn�trza pilnie strze�onego budynku, wykrad� tajne
informacje
i niewiele brakowa�o, by dokonawszy tego wszystkiego, uciek�. Uda�o mu si�
dwukrotnie
przetrwa� w pr�ni, przebi� przez trzydziestocentymetrowe, stalowe �ciany, wzbi�
si� na
orbit� oko�oziemsk�, ukra�� statek kosmiczny i wystartowa� w przestrze�.
Dow�dztwu
System�w Militarnych uda�o si� w ko�cu namierzy� robota i zniszczy� go. Tylko
dzi�ki temu
odkryto dok�d zmierza�.
Robot kierowa� si� wprost do Rombu Wardena. Nawet w takim idealnym
spo�ecze�stwie
jak Konfederacja, zdarzali si� ludzie nieprzystosowani, wyrastaj�cy znacznie
ponad
przeci�tno��. Udoskonalenia �rodowiska naturalnego, post�p genetyki, a nawet
idealne
rozwi�zania spo�eczne mia�y tak�e skutek uboczny � powsta�a klasa przest�pc�w
doskona�ych. By�o ich niewielu, ale istnieli, a poniewa� potrafili wsp�pracowa�
nawet w
spo�ecze�stwie �wiat�w cywilizowanych i ca�ymi latami nie udawa�o si� ich
zdekonspirowa�,
stawali si� przez to najlepszymi z najlepszych. Mieli w sobie t� iskierk�, na
kt�rej tak zale�a�o
Konfederacji. Drobniejsi spo�r�d nich magli by� �reedukowani� albo poddani
praniu m�zgu i
wyposa�eni w mow� osobowo��. Jednak mistrzowie, owi geniusze zbrodni i
przest�pstwa
byli zbyt cenni, by zmarnowa� w ten spos�b ich intelekt. �adne cywilizowane
wi�zienie nie
by�o dla nich wystarczaj�co doskona�e, wi�c przestrzenie pogranicza sta�y si�
nieograniczonym terenem ich dzia�ania.
Schwytanie ich nie stanowi�o wielkiego problemu, cho� wielu z nich poczyni�o
olbrzymie
szkody, nim ich uj�to. Konfederacja tak�e nie pozostawa�a w tyle wyhodowa�a
superglin�,
detektywa � mistrza, kt�ry co najmniej dor�wnywa� umiej�tno�ciami swoim
przeciwnikom.
Takich idealnych gliniarzy r�wnie� by�o niewielu. L�kano si� ich tak samo jak
przest�pc�w,
kt�rych chwytali. Oni i zaprogramowane przez nich, posiadaj�ce pewien stopie�
samo�wiadomo�ci komputery analityczne pracowali bez zarzutu: wy�apywali
skorumpowanych polityk�w, superprzest�pc�w, psychopat�w, najbardziej
niebezpiecznych
m�czyzn i kobiety, jakich ludzko�� wyda�a. Gdzie jednak mocna ich by�o
umie�ci�? W
jakim wi�zieniu?
Romb Wardena stanowi� ostateczn� odpowied� na te pytania.
Haldem Warden � ju� za �ycia legenda dalekiego zwiadu � odkry� ten uk�ad
planetarny
jakie� dwie�cie lat przedtem, jak w Dow�dztwie System�w Militarnych stwierdzono
obecno�� wrogiego robota. Warden nie cierpia� Konfederacji, a w szczeg�lno�ci
jej
obywateli, ale tylko taki aspo�eczny typ by� w stanie wytrzyma� samotno�� oraz
fizyczne i
psychiczne trudy zwi�zane z kosmicznym zwiadem.
Warden by� jednak jeszcze gorszy ni� wi�kszo�� zwiadowc�w. Sp�dzi� tak ma�o
czasu,
jak to tylko by�o mo�liwe, �na �onie cywilizacji�, cz�sto tylko tyle, ile
zajmowa�o �
tankowanie paliwa i �adowanie �wie�ej �ywno�ci. Lata� dalej, d�u�ej i cz�ciej
od
jakiegokolwiek innego zwiadowcy, a jego odkrycia zdumiewa�y sam� ich liczb�. Na
nieszcz�cie dla jego szef�w Warden uwa�a�, i� jego jedynym zadaniem jest
odkrywanie
nowych �wiat�w, i nic poza tym. Reszt�, w��cznie z badaniami wst�pnymi i
sprawozdaniami,
pozostawia� tym, kt�rzy lecieli za nim. Nie chodzi�o o to, �e nie wykonywa�
swoich
obowi�zk�w, ale o to, �e przesy�a� informacje tylko w�wczas, kiedy mia� na to
ochot�, a
czasami czyni� to dopiero po kilku latach od dokonania odkrycia.
Dlatego te�, kiedy nadszed� sygna� �4AP� nast�pi�o wielkie poruszenie i
wszystkich
ogarn�o podniecenie � cztery planety klasy A, nadaj�ce si� do natychmiastowej
kolonizacji,
w jednym systemie! By�o to wr�cz nies�ychane i nie mie�ci�o si� w �adnej skali
prawdopodobie�stwa statystycznego, szczeg�lnie je�li si� we�mie pod uwag� fakt,
i�
znalezienie pojedynczej planety tego typu stanowi�o ju� nie lada wyczyn. Czekano
wi�c z
niecierpliwo�ci� na imiona nadane nowo odkrytym planetom przez znanego z
lakoniczno�ci
zwiadowc� i na ich wst�pny opis.
Potem nadesz�y szczeg�y, potwierdzaj�ce ich najgorsze obawy. Przyzna� jednak
trzeba,
�e podawa� kolejno�� planet zgodnie z obowi�zuj�c� formu��, od najbli�szej
s�o�cu do tej
najbardziej odleg�ej.
� Charon � przekazywa� w swoim pierwszym raporcie. � Ma wygl�d piek�a.
� Lilith � kontynuowa�. � Wszystko co pi�kne musi mie� gdzie� ukrytego w�a.
� Cerber � tak nazwa� trzeci� planet�. � Wygl�da jak prawdziwy pies.
I na koniec:
� Meduza. Ten, kto tu mieszka, musi mie� chyba kie�bie we �bie.
Po czym poda� wsp�rz�dne i kod �wiadcz�cy o tym, i� dokona� pewnych bada�, tyle
�e
po�rednio � to znaczy, nie wyl�dowa� na powierzchni, do czego nie by� zreszt�
zobowi�zany
� i wreszcie kod �ZZ�, kt�ry powa�nie zaniepokoi� w�adze Konfederacji. Oznacza�
on
bowiem, i� jest co� wielce dziwnego w tym miejscu i nale�y je traktowa� z
maksymaln�
ostro�no�ci�.
Przeklinali szalonego Wardena za brak bardziej szczeg�owych informacji, jednak
wys�ali ekspedycj�, z�o�on� z dwustu najlepszych, najbardziej do�wiadczonych
cz�onk�w
Grup Eksploatacyjnych, wspomaganych przez cztery uzbrojone po z�by ci�kie
kr��owniki.
Problem z raportami Wardena polega� na tym, i� prawie zawsze opisywa�y sytuacj�
poprawnie, tyle �e nie wiadomo by�o, o co w nich chodzi, dop�ki nie dotar�o si�
na miejsce.
Masywna gwiazda typu F posiada�a olbrzymi system planetarny, zawieraj�cy
jedena�cie
gazowych olbrzym�w � osiem otoczonych pier�cieniami � a tak�e wiele komet,
asteroid�w i
du�ych planet z materia��w sta�ych, z kt�rych �adna nie wygl�da�a zach�caj�co.
Jednak by�y
tam jeszcze cztery �wiaty � cztery klejnoty � r�ni�ce si� diametralnie od
pozosta�ych, cztery
�wiaty bogate w tlen, azot i wod�.
Kiedy cz�onkowie ekspedycji ujrzeli je po raz pierwszy, znajdowa�y si� prawie
pod k�tem
prostym wzgl�dem siebie.
Romb Wardena.
Planety te oczywi�cie kr��y�y po r�nych orbitach i tego rodzaju konfiguracja
by�a
rzadko�ci�. Prawd� m�wi�c, nie powt�rzy�a si� ona jeszcze od czasu ich odkrycia.
Obserwatorzy mieli dziwne uczucie, �e w Rombie Wardena � zwanym potocznie
Diamentami Wardena � jest co� nienaturalnego. Grupa Eksploatacyjna by�a
podejrzliwa,
podobnie jak sam Warden, i podw�jnie ostro�na.
Charon, po�o�ony najbli�ej s�o�ca, by� gor�cy i parny. Prawie nieustannie tam
pada�o, a
dominuj�c� form� �ycia by�y gady, przypominaj�ce wygl�dem ziemskie dinozaury.
Wi�kszo�� powierzchni pokrywa�y morza i atmosfera nie by�a zbyt przyjemna, ale
od biedy
cz�owiek m�g� tam �y�.
Nast�pna by�a Lilith, �wiat prawie podr�cznikowo doskona�y. Nieco mniejszy od
Charona, w oko�o siedemdziesi�ciu procentach by� pokryty wod�, lecz jego klimat
by� u wiele
bardziej umiarkowany, a krajobraz znacznie �agodniejszy. Wok� niewysokich g�r
roztacza�y
si� wielkie r�wniny i bagna. Nachylenie jego osi by�o tak niewielkie, �e r�nice
pomi�dzy
porami roku musia�y by� minimalne, a temperatury niezbyt wysokie. By� to �wiat
niebiesko �
zielony, bogaty w ro�linno��, kt�ra � cho� r�na od ziemskiej � nie by�a zbyt
r�na od tej
znanej cz�owiekowi z innych planet; jego faun� stanowi�y owady � od ogromnych
potwor�w
do male�kich stworzonek � wygl�daj�ce nie tylko na nieszkodliwe, ale robi�ce
wra�enie
u�ytecznych. Kr�tko m�wi�c, by� to taki rodzaj �wiata, jaki fachowcy od
przystosowywania
planet do �ycia stawiali sobie jako idea� do osi�gni�cia i do kt�rego nigdy
metodami
sztucznymi nie uda�o im si� doj��... I ani �ladu w�a.
Cerber by� bardziej surowy, ale nie przesadnie. Cho� dwudziestopi�ciostopniowe
nachylenie osi powodowa�o ekstremalne zmiany p�r roku, to by�y one jednak zno�ne
dla
cz�owieka, a w okolicach podzwrotnikowych by�o do�� miejsca na osiedlenie.
�ci�le m�wi�c
� by�oby, gdyby znajdowa� si� tam jaki� sta�y l�d. Problem polega� na tym, i�
ca�y �wiat
pokryty by� ogromnym, g��bokim oceanem. Istnia�a tam jednak do�� dziwna flora, z
ro�linami wyrastaj�cymi z dna oceanu, przebijaj�cymi jego powierzchni� i
si�gaj�cymi
chmur. Kolonie tych olbrzym�w, silnych i powi�zanych ze sob�, tworzy�y co� na
kszta�t l�du
sta�ego. Wody prawdopodobnie skrywa�y w swych g��biach wielkich i gro�nych
drapie�c�w.
Nie by� to �wiat �atwy do zasiedlenia i nietrudno by�o zrozumie�, dlaczego
Warden nazwa� go
pieskim, szczeg�lnie kiedy por�wna�o si� go z Lilith.
Ostatni� i najdalej od s�o�ca po�o�on� planet� by�a Meduza. Skalisty �wiat
zamarzni�tych
m�rz, o�lepiaj�cych �nie�yc i poszarpanych, ostrych, wysokich szczyt�w g�rskich,
jedyny, na
kt�rym widoczne by�y oznaki dzia�alno�ci wulkanicznej. By�o tam troch� las�w,
ale
przewa�a�a tundra i stepy. Surowe i nieprzyjemne miejsce.
A przecie� na starej Ziemi cz�owiek potrafi� �y� i budowa� swoje osiedla w
miejscach
r�wnie niego�cinnych jak Meduza. W strefach umiarkowanych, po�wi�ciwszy wiele
czasu i
nak�adem ci�kiej pracy, mo�na by nawet zbudowa� cywilizacj�. Jednak, �eby mie�
ochot�
si� tutaj osiedli� i uczyni� to miejsce swym domem, c� � chyba rzeczywi�cie
trzeba by mie�
kie�bie we �bie.
Cztery �wiaty: od paruj�cego piek�a do lodowatej tundry. Cztery �wiaty, kt�rych
ekstremalne temperatury by�y jednak do zniesienia, kt�rych powietrze i woda
nadawa�y si� do
u�ytku. By�o to wr�cz niewiarygodne, fantastyczne � a przecie� prawdziwe.
Cz�onkowie Grupy Eksploatacyjnej nie byli szaleni � wybrali Lilith jako baz�
g��wn� i
za�o�yli ob�z na pi�knej wyspie, po�o�onej w tropikalnej lagunie. Mniej wi�cej
po tygodniu
od wyl�dowania wys�ano mniejsze zespo�y na pozosta�e trzy planety, by za�o�y�y
tam
tymczasowe bazy.
Wszystkie Grupy Eksploatacyjne zosta�y poddane przez Konfederacj� �cis�ej
kwarantannie, obejmuj�cej wszelkie kontakty zewn�trzne, tak�e handlowe i
wojskowe.
Wst�pne badania mia�y trwa� co najmniej rok. W tym czasie cz�onkowie grup byliby
zar�wno
�winkami morskimi, jak i badaczami obstukuj�cymi i sonduj�cymi otoczenie, zanim
pozwolono by komukolwiek innemu postawi� stop� na kt�rym� z tych �wiat�w.
Dysponowali
wahad�owcem przystosowanym do lot�w wewn�trz systemowych, a tak�e pojazdami do
poruszania si� w atmosferze i na powierzchni planet, ale nie udost�pniano im
statk�w
kosmicznych do podr�y mi�dzygwiezdnej. By�oby to bardzo ryzykowne; cz�owiek
sparzy�
si� ju� zbyt wiele razy, by podj�� takie ryzyko.
Naukowcy nadali mu d�ug� i niezrozumia�� nazw�, ale wszyscy i tak nazywali go
�organizmem Wardena� albo nawet ��yj�tkiem Wardena�. By�o to male�kie
stworzonko, nie
przypominaj�ce �adnej ze znanych form �ycia i dlatego odkryto je o wiele za
p�no.
Wyst�powa�o absolutnie wsz�dzie: Pod��czone by�o do ka�dej moleku�y cia�
sta�ych, a tak�e
cieczy, jakie tylko wyst�powa�y na Lilith � zar�wno organicznych jak i
nieorganicznych �
b�d�c praktycznie sk�adnikiem ich struktury molekularnej. Nie by�o inteligentne,
nic tak
ma�ego i elementarnego nie mog�o my�le� � ale by�o wszechobecne i... wiedzia�o,
czego chce.
Nie podoba�y mu si� cz�steczki, w kt�rych nie umia�o si� zagnie�dzi� i niszczy�o
wszystko,
co by�o dla Lilith obce, zamieniaj�c w py� wszystkie urz�dzenia, a nawet ubrania
badaczy.
�Organizm Wardena� nie m�g� prze�y� w zwi�zkach syntetycznych, a wiele z tego,
co Grupa
Eksploatacyjna u�ywa�a i nosi�a by�o syntetykami. Sami naukowcy i cz�� ich
instrument�w
zbudowani byli na bazie w�gla organicznego, z kt�rym wardenowski organizm radzi�
sobie
bez najmniejszego trudu. Przedosta� si� wi�c bardzo szybko do wszystkich kom�rek
i
zadomowi� si� w nich; modyfikuj�c je w spos�b u�atwiaj�cy mu symbiotyczne
wsp�ycie.
Stanowi�o to jednak niewielk� pociech� dla sze��dziesi�ciu dw�ch wstrz��ni�tych
i nagich
uczonych, i� od tej pory nie musz� si� przejmowa� przezi�bieniami, a nawet
drobnymi
skaleczeniami, kt�re goi� si� mia�y same z siebie.
Za�o�enie baz na trzech pozosta�ych �wiatach spowodowa�o � jak przypuszczano �
nie�wiadome przeniesienie tam �organizmu Wardena� przez tych, kt�rzy si� na nich
osiedlili.
Naturalnie planety te r�ni�y si� znacznie od Lilith, charakteryzowa�y si�
bowiem inn�
grawitacj�, innymi poziomami promieniowania i inn� r�wnowag� atmosferyczn�.
�Organizm
Wardena� nie by� w stanie zaadaptowa� ca�ych tych �wiat�w do standardu Lilith,
ale to
supermikroskopijne stworzonko posiada�o piekielny wr�cz instynkt przetrwania. Na
przyk�ad
na Meduzie � przystosowa�o do siebie organizmy nosicieli � ludzi, ro�lin i
zwierz�t �
zapewniaj�c im, a tym samym i sobie, prze�ycie w tamtejszych warunkach. Na
Cerberze i
Charonie wytworzy� w organizmach nosicieli taki stan r�wnowagi, kt�ry mu
najbardziej
odpowiada�. Produktem ubocznym by�y do�� dziwne zmiany fizyczne u zainfekowanych
osobnik�w.
Szukano lekarstwa, ale bez rezultatu. Wygl�da�o na to; i� �organizm Wardena�
zmienia�
metabolizm wewn�trzny nosiciela w taki spos�b, �e nie by� on d�u�ej w stanie
funkcjonowa�
bez swego nosiciela. A poza tym istnia�o co� jeszcze � co�, co nie by�o ca�kiem
jasne. Kiedy
zainfekowana osoba opuszcza�a Romb, �organizm Wardena� gin��, a wraz z nim �
jego
nosiciel.
Mutacja by�a tak powszechna, �e mieszkaj�cy na jednym ze �wiat�w Wardena mogli
prze
� nosi� si� z planety na planet�, ale ju� nigdy nie byli w stanie opu�ci�
systemu. Mogli �y�,
pracowa� i budowa� tylko wewn�trz Rombu Wardena.
Tym samym, sta� si� on doskona�ym wi�zieniem dla superkryminalist�w.
Pierwsi zatem byli naukowcy � badacze; po nich przysz�a elita przest�pcza. Po
ponad
dwustu latach na wszystkich czterech planetach mieszka�a tak�e ludno�� tubylcza
i stanowi�a
ona zdecydowan� wi�kszo�� mieszka�c�w. Jednak elit� i klas� rz�dz�c� by�y
elementy
kryminalne. Przest�pcy ci nienawidzili Konfederacji za to, jak z nimi post�pi�a,
a maj�c ju� w
sobie �organizm Wardena�, nie czuli si� stuprocentowymi lud�mi, lecz kim� innym,
obcym,
bez poczucia lojalno�ci czy chocia�by jakiego� pokrewie�stwa i wsp�lnoty ze
�wiatami
cywilizowanymi. Bardzo szybko zyskali kontrol� nad w�asnymi �wiatami i szybko
te�
wykorzystali ��czno�� mi�dzygwiezdn�, by wznowi� kontakty z rozrzuconymi po
ca�ej
galaktyce imperiami przest�pczymi, w��cznie z tymi, kt�re znajdowa�y si� na
terenie samej
Konfederacji. Do�� wcze�nie u�wiadomili sobie fakt, i� Romb Wardena z jednej
strony co
prawda trzyma ich na miejscu, lecz z drugiej utrzymuje Konfederacj� z daleka..
Dzi�ki � temu
sami kontrolowali los wszystkich zes�anych na Romb Wardena i nawet najlepsi
agenci
Konfederacji nie do��, �e musieli znale�� si� na ich �asce, to w dodatku, tak
jak wszyscy inni,
wpadali w pu�apk� bez wyj�cia, bez �adnej mo�liwo�ci odwrotu.
Zazwyczaj trwa�o to jaki� czas, nim owi agenci u�wiadamiali sobie, z kt�r�
stron� wi���
ich interesy. Ich starzy kumple �na Zewn�trz� zorientowali si� bez trudu, i�
wsz�dzie, z
wyj�tkiem Lilith, mo�na skra�� �Mono Lis� i zostawi� j� gdziekolwiek w Rombie
na
widoku publicznym; a nikt jej nawet nie tknie, nie m�wi�c ju� o pr�bie
odzyskania. A
przecie�; skoro �Mono Lisa� wykonana by�a z naturalnych barwnik�w i p��tna, i
by�a
nieo�ywiona; nie mog�a �umrze� w sytuacji, gdyby z�odziej za��da� jej wycofania
poza
zasi�g �ycia wardenowskiego. Romb Wardena by� wi�c doskona�� przechowalni�,
bowiem
nawet policja nie mia�a najmniejszych szans skonfiskowania znajduj�cych si� tam
dowod�w
rzeczowych.
Z powodu swojej ca�kowitej niedost�pno�ci Romb sta� si� dla w�adc�w Konfederacji
sejfem barokowym. Wiele d�br i wiele sekret�w ogromnego mi�dzygwiezdnego
imperium
przep�ywa�o przez Romb Wardena, kt�ry tym bardziej zyskiwa�, udowadniaj�c, jak
mo�na
polega� na jego kompetencji i dyskrecji.
Przyw�dcy jego czterech �wiat�w � najlepsi spo�r�d najlepszych, elita
kryminalna,
najzdolniejsi przest�pcy, jakich mog�a stworzy� ewolucja � zgromadzili olbrzymi�
w�adz� i
bogactwa, staj�c si� prawdopodobnie najpot�niejszymi spo�r�d wszystkich
�yj�cych ludzi.
Czterej W�adcy Rombu.
Mimo to nienawidzili Konfederacji tak bardzo, i� byli gotowi uczyni� wszystko,
by si� na
niej zem�ci�.
A teraz okaza�o si�, �e jaka� obca rasa o nieznanej formie, nieznanych
rozmiarach i
nieznanych celach, odkry�a istnienie ludzko�ci, nim ludzko�� by�a w stanic
odkry� jej
istnienie. Odkry�a, bada�a i sondowa�a tak d�ugo, a� doskonale pozna�a system
stworzony
przez cz�owieka.
Poznawszy spos�b, w jaki Konfederacja potraktowa�a inne obce cywilizacje,
wiedzia�a, i�
wojna jest nieunikniona, ale nie by�a ca�kowicie przekonana, �e j� potrafi
wygra�. Dlatego
w�a�nie obcy skontaktowali si� z Czterema W�adcami Rombu, zawarli z nimi
spektakularny
uk�ad.
Przyj�li kontrakt na likwidacj� cywilizacji cz�owieka.
Czterej W�adcy, kt�rych motywacj� stanowi�a zemsta i jakie� nieznane zach�ty ze
strony
obcych, mieli uzyska� pe�en dost�p do obcej technologii, wspomagaj�cej ich
w�asn�, szeroko
rozbudowan� sie� przest�pcz� i ich w�asne do�wiadczenia zdobyte na czterech
izolowanych
�wiatach. Obcy mieli pozosta� w ukryciu, podczas gdy Czterej W�adcy staliby si�
tak pot�ni,
i� byliby praktycznie nietykalni.
� Macie rzeczywi�cie twardy orzech do zgryzienia � powiedzia� m�ody m�czyzna ze
zrozumieniem. Nie macie na �wiatach Wardena nikogo, na kim mogliby�cie polega�,
a cip
kt�rzy s� zdolni zrobi� to, co nale�y, natychmiast przechodz� na drug� stron�.
C� wi�c
mo�ecie uczyni�?
Komandor Krega, szef Bezpiecze�stwa � Urz�du Ochrony Konfederacji, skin�� g�ow�,
przyznaj�c racj� swemu rozm�wcy.
� Jest dok�adnie tak, jak m�wisz. Sam widzisz, w jakiej to nas stawia sytuacji.
Naturalnie,
mamy tam swoich ludzi. �aden nie jest godzien stuprocentowego zaufania i ka�dy z
nich
poder�n��by ci gard�o, gdyby tylko uwa�a�, �e le�y to w jego interesie. Mamy te�
pewne
przekonywaj�ce argumenty � zap�ata w tej czy innej formie, ma�y szanta�yk wobec
tych,
kt�rzy maj� bliskich krewnych w Konfederacji � to daje nam pewne mo�liwo�ci
manewru.
Niestety niewielkie, bowiem Czterej W�adcy s� ca�kowicie bezwzgl�dni, gdy
uznaj�, �e kto�
ich zdradzi�. Naszym jedynym atutem i szans� jest fakt, �e te stosunkowo
niedawno odkryte
�wiaty, s� jeszcze do�� rzadko zaludnione. Na �adnym z nich nie istnieje
totalitarna kontrola
wszystkich i wszystkiego, na ka�dej z czterech planet panuje inny system
spo�eczny i inna
hierarchia w�adzy.
M�odszy m�czyzna pokiwa� g�ow�.
� Mam dziwnie nieprzyjemne uczucie, �e do czego� zmierzasz. Mo�e ci przypomnie�
to,
co mi powiedzia�e� o agentach z przesz�o�ci? A poza tym by�bym jednym, jedynym
agentem
na ca�ej du�ej planecie!
Komandor Krega u�miechn�� si�.
� To nie ca�kiem jest tak. Jeste� cholernie dobrym detektywem i dobrze o tym
wiesz.
Zdarza�o ci si� wy�ledzi� i dopa�� faceta w miejscu, w kt�rym nikt inny by go w
og�le nie
szuka�; mimo niew�tpliwie m�odego wieku przechytrzy�e� i wyprowadzi�e� w pole
najbardziej wyrafinowane komputery i najbystrzejszych przest�pc�w. Jeste�
przecie�
najm�odszym oficerem w randze inspektora w ca�ej historii Konfederacji.
� Stoj� przed nami dwa r�ne problemy. Pierwszy � to ustalenie to�samo�ci i
miejsca,
sk�d pochodzi ta obca rasa. Musimy odkry� kim s�, gdzie si� znajduj� i jakie
maj� zamiary.
Pewnie ju� jest za p�no, ale i tak musimy dzia�a�. Drugi problem � to
neutralizacja ich
kana�u informacyjnego, czyli, inaczej m�wi�c, wy��czenie z gry Czterech W�adc�w.
Jakby�
si� do tego zabra�?
M�ody m�czyzna u�miechn�� si�.
� Zap�aci�bym Czterem W�adcom wi�cej ni� obcy. Niech pracuj� dla nas �
zasugerowa�.
� To niemo�liwe. My�leli�my o tym � odpowiedzia� komandor ponuro. � Nie,
zawarcie
jakiego� uk�adu nie wchodzi w gr�. Po prostu, nie mamy �adnych kart w r�ku.
� To oznacza, �e musicie wys�a� kogo� na ka�d� z tych planet, �eby poszuka�
informacji
dotycz�cych obcych. Przecie� musz� si� kontaktowa� z nimi bezpo�rednio, musz�
odbiera�
informacje i przekazywa� swoje zabaweczki, takie jak ten genialny robot. Agent
mo�e co
prawda zdradzi�, ale je�li b�dzie ochotnikiem, nie b�dzie nim kierowa� ch��
zemsty i b�dzie
si� czu� bli�szy ludziom, a nie jakiej� obcej rasie o nieznanym wygl�dzie i
strukturze.
� To prawda. Musi by� tak�e najlepszym z najlepszych. Kim�, kto nie tylko
prze�yje, ale
i dostosuje si� do miejscowych warunk�w, potrafi zebra� dane i przes�a� je na
zewn�trz. Jest
tylko jeden szkopu� brakuje nam czasu.
M�ody cz�owiek ponownie si� u�miechn��.
� To �atwe. Przynajmniej �atwo to sformu�owa�, bo samo wykonanie mo�e by�
praktycznie niemo�liwe. Nale�y zabi� wszystkich Czterech W�adc�w. Zanim ich
nast�pcy nie
okrzepn�, mo�emy zyska� kilka miesi�cy, je�li nie lat.
� Rozumowali�my podobnie � przyzna� Krega. I tak te� zaprogramowali�my
komputery:
mistrz w�r�d detektyw�w, lojalny, ochotnik z Licencj� Skrytob�jcy. Potrzeba nam
czterech
takich, plus koordynator, bowiem robota musi by� wykonywana jednocze�nie, a nie
b�dzie
powod�w do kontaktu pomi�dzy nimi, ani zreszt� takiej mo�liwo�ci. I dodatkowo,
jako
zabezpieczenie, ewentualni zmiennicy, kt�rych mo�na by wys�a�, gdyby si� co�
przydarzy�o
tym pierwszym. Takie w�a�nie cechy i wymagania podali�my komputerowi i... zrobi�
nam
ciebie.
M�ody cz�owiek roze�mia� si� bez odrobiny weso�o�ci.
� Nie w�tpi�, Mnie i kogo jeszcze?
� Nikogo wi�cej. Tylko ciebie.
By� to najbardziej wyrafinowany i skomplikowany z program�w Konfederacji, i
otoczony
naj�ci�lejsz� tajemnic�. Nazwano go Procesem Mertona, od nazwiska tw�rcy, a
dotyczy�
transferu osobowo�ci. By� jeszcze do�� zawodny, bowiem nowa osobowo�� nie tylko
niszczy�a ca�kowicie poprzedni�, ale ca�y ten proces udawa� si� jedynie, mniej
wi�cej, raz na
trzydzie�ci przypadk�w. Ci, kt�rych osobowo�� ulega�a zniszczeniu, gin�li cz�sto
w
potwornych m�czarniach. Konfederacja dysponowa�a jednak du�� liczb� ��winek
morskich� i
nie zaprz�ta�a sobie nimi g�owy. Pierwotnie wymy�lony jako �rodek zyskania
nie�miertelno�ci dla rz�dz�cych Konfederacj�, a tak�e dla najlepszych umys��w
b�d�cych na
jej us�ugach, teraz zosta� �w proces poddany najsurowszemu z test�w.
Dokonano bowiem kompletnego zapisu osobowo�ci jednego osobnika, i w postaci
cyfrowej zmagazynowano ten zapis w komputerach Mertona, by pos�u�y� si� nim do
stworzenia jego czterech �sobowt�r�w� wyposa�onych w jego osobowo�� i jego
intelekt, ale
znajduj�cych si� w czterech r�nych cia�ach. Orygina� tymczasem mia� przebywa� w
przestrzeni kosmicznej, w specjalnym module, w towarzystwie specjalistycznego
komputera.
Male�kie, organiczne nadajniki wszczepione w m�zgi jego odpowiednik�w
przebywaj�cych
na planetach Rombu Wardena, mia�y mu umo�liwi� przyjmowanie od nich raport�w �
wszystkiego, co widzieli i robili. Dane te, potem przeanalizowane przez komputer
i przez
niego samego, pozwoli�yby na sporz�dzenie w�asnego, subiektywnego sprawozdania.
Kombinacja taka � obiektywne dane i subiektywne sprawozdania � mia�a umo�liwi�
ch�odn�
analiz� danych, zebranych przez agent�w na powierzchni czterech planet.
M�ody m�czyzna zastanawia� si� chwil�.
� A co si� stanie, je�li odm�wi�? Albo inaczej: co si� stanie, je�li ja si�
zgodz�, a moi
alter ego, ju� tam na miejscu, podejm� decyzj� o zerwaniu wsp�pracy?
Krega u�miechn�� si�.
� Pomy�l, co ci proponujemy. Mamy mo�liwo�ci, by