7370
Szczegóły |
Tytuł |
7370 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7370 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7370 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7370 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Bohdan Petecki
Wiatr od s�o�ca
1980
1
Tuptaczek, szampana!
Dochodzi�o po�udnie. S�o�ce ukaza�o si� nad rosn�cymi w ogrodzie sosnami i
promieniami przestrzeli�o szklan� �cian� pokoju. Snop �wiat�a pad� na lekko
wypuk�� tarcz�
ekranu. Ca�y wielopi�trowy cz�on zawi�ego wzoru znikn�� pod jasnoz�otym,
ognistym
l�nieniem.
Maciek sykn�� ze z�o�ci� i szybko wdusi� ma�y klawisz u do�u pulpitu. Szklana
�ciana
natychmiast nasi�k�a zgaszon� czerwieni�, ekran przesta� puszcza� s�oneczne
zaj�czki, ale
wspania�y wz�r zd��y� ju� z niego uciec.
- Rupie�!
- Czy dobrze ci� zrozumia�em? - spyta� przesadnie uprzejmym tonem g�o�nik
umieszczony z boku ekranu.
- Nic, nic - wycofa� si� po�piesznie ch�opiec. Nie czas by�o teraz przypomina�
domowemu komputerowi, �e s��wko �rupie� zast�puje najm�odszej latoro�li rodziny
Ca�k�w
absolutnie wszystkie wykrzykniki, jakimi ludzie zwykli obwieszcza� �wiatu o
swoim
podenerwowaniu. W�tpliwe zreszt�, czy komputer, jako b�d� co b�d� martwa
maszyna,
zechcia�aby uwierzy�, �e w ustach Ma�ka to s��wko wcale nie musi dotyczy�
starych,
zepsutych sprz�t�w, ale �e r�wnie dobrze odnosi si� do ka�dej irytuj�cej
niespodzianki czy
jakiejkolwiek niemi�ej sytuacji. A poza tym cenne sekundy ucieka�y bezpowrotnie.
Wprawdzie trening to jeszcze nie zawody, jednak�e zak��cenie szybkiego rytmu
zada� i
rozwi�za� musia�o wp�yn�� na obni�enie warto�ci sprawdzianu, zniekszta�ci�
prawdziwy
obraz umiej�tno�ci kandydata na mistrza Astroniady, z�otego medalist�
Sze�cioboju
Planetarnego.
- Powt�rz pytanie - powiedzia� pr�dko ch�opiec.
- Powtarzam - zgodzi� si� od razu g�o�niczek. - Oto dane dotycz�ce po�o�enia
statku
wzywaj�cego pomocy - na ekranie od�y�y cyfry i znaki. - Kto pierwszy zd��y na
ratunek; ty
czy rakieta znajduj�ca si� teraz w sektorze AX-7?
Maciek zastanowi� si� chwil�, po czym przebieg� palcami po klawiaturze
komputera.
- Kr�tsz� drog� ma pilot z sektora AX-7 - odczyta� wynik. - Ale ja tak�e musz�
polecie�. W pobli�u nie ma �adnego innego statku, kt�ry m�g�by ubezpiecza� tamt�
rakiet� w
czasie akcji.
- Dobrze. Pi�ka spada na pole F-2!
- Przebijam na Z-l - odpowiedzia� Maciek wpatrzony w ekran, na kt�rym teraz
panowa�a gwiezdna, kosmiczna noc.
- Dobrze. Wymie� przynajmniej trzy nazwiska kompozytor�w symfonii olimpijskich
z dwudziestego pierwszego i dwudziestego drugiego wieku.
- Co?...
- Nie zrozumia�e� pytania? Wymie� przynajmniej trzy...
- Zrozumia�em - przerwa�, niecierpliwie Maciek. - Nie wiem - dorzuci� hardo.
- Niedobrze - stwierdzi� oboj�tnie g�o�nik, po czym wyrecytowa� pi�� nazwisk. -
Zapami�tasz? Czy mam powt�rzy�?
- Nie wiem, czy zapami�tam, ale nie powtarzaj. Chc� startowa� w zawodach, a nie
gra� na flecie.
- Niedobrze.
- Rupie�!
- S�ucham? - zagadn�� aksamitnym g�osem komputer.
Ch�opiec prze�kn�� g�o�no �lin�.
- Powt�rz te nazwiska - wycedzi� przez z�by.
- A teraz ty - za��da� nieust�pliwie g�o�nik, spe�niwszy ostatnie polecenie. I
Maciek
pos�usznie powt�rzy�.
- Dobrze. Pi�ka spada na pole C-3!
- Przebijam na Z-2!
- Dobrze. Przed tob� meteoryt lec�cy z szybko�ci� dziewi��dziesi�ciu dw�ch
kilometr�w na sekund�. Zderzenie czo�owe za osiemna�cie sekund,
- Strzelam - odpowiedzia� bez namys�u Maciek. - Je�li meteoryt leci z szybko�ci�
wi�ksz� ni� osiemdziesi�t kilometr�w na sekund�, to znaczy �e przybywa spoza
Uk�adu
S�onecznego. Takie meteoryty s� niebezpieczne, kiedy znajd� si� na torze statku,
i wolno je
zniszczy�. Meteoryty uk�adowe podlegaj� ochronie.
- Dobrze. Gdzie znajduje si� meta biegu Mars-marato�skiego?
- U st�p Pomnika Cz�owieka.
- Dobrze. Data bitwy pod Maratonem?
Rytm pyta� i odpowiedzi uleg� ponownemu zak��ceniu. Przez chwil� w pokoju
panowa�a cisza.
- Nie zrozumia�e�... - zacz�� komputer, ale Maciek i tym razem nie pozwoli� mu
sko�czy�. Zdusi� w sobie pewne dwusylabowe s��wko i powiedzia� grobowym g�osem:
- Nie pami�tam.
- Niedobrze. Rok czterysta dziewi��dziesi�ty przed nasz� er�.
- Ale ja nie b�d� biega� przed nasz� er�, tylko teraz, w roku...
- Niedobrze - z kolei przerwa� g�o�nik.
- Bitw� pod Maratonem stoczono w roku czterysta dziewi��dziesi�tym przed nasz�
er�
- ust�pi� bez przekonania ch�opiec.
- Dobrze. Alarm trzeciego stopnia.
- Zg�aszam swoj� pozycj� najbli�szej bazie, po czym rozpoczynam nas�uch we
wszystkich pasmach cz�stotliwo�ci.
- Dobrze. Koniec treningu.
Na tarczy ekranu, z czarnej nocy wszech�wiata wychyn�a u�miechni�ta twarz
wychowawcy klasy, matematyka Paw�a Kulskiego.
- Ca�kiem nie�le - powiedzia� z uznaniem. - Refleks: sze��set dziewi��dziesi�t
sze��
punkt�w na siedemset mo�liwych, umiej�tno�ci: sze��set siedemdziesi�t punkt�w,
teoria... -
pan Kulski zawaha� si� przez moment - no c�, szczerze m�wi�c teoria nie jest
twoj�
najmocniejsz� stron�.
- Pytania s� jakie� takie dziwne - b�kn�� z uraz� Maciek.
U�miech matematyka sta� si� nieco melancholijny.
- S� do�� wszechstronne... zgodnie z regulaminem zawod�w. Ale nie martw si� -
Kulski mrugn�� pocieszaj�co - za to �wietnie biegasz.
- Startuj� jako przysz�y specjalista - uni�s� si� honorem Maciek. - Dzi�kuj� za
uznanie, ale Astroniady nie wygrywa si� nogami.
Wychowawca spowa�nia� i zatroska� si�.
- Ju� od kilkuset lat ka�dy naukowiec, je�li chce czego� dokona�, musi by�
specjalist�
- powiedzia�. - Ale im wi�cej w naszym �wiecie badaczy, kt�rzy pracuj� w jednej,
w�skiej
dziedzinie, tym bardziej potrzebujemy �wiat�ych ludzi, interesuj�cych si�
wszystkim, co
dotyczy mieszka�c�w Ziemi. Wyrobieniu takiego pogl�du s�u�y mi�dzy innymi
nowoczesny
sport. Chyba wiesz o tym. Inaczej nie wygra�by� wszystkich wst�pnych eliminacji
i nie
sta�by� si� jedynym reprezentantem Strefy Ba�tyckiej na tegoroczny Sze�ciob�j. A
poza tym,
gdyby� rzeczywi�cie chcia� zosta� tylko specjalist�, to nie przychodzi�by�
przecie� na lekcje
do szko�y. B�d��e konsekwentny...
Nie da si� ukry�, �e wzmianka o zwyci�stwie w eliminacjach zad�wi�cza�a w uszach
ch�opca jak melodyjna piosenka. Jej harmonijne brzmienie zm�ci�y jednak ostatnie
s�owa
pana Kulskiego,
Maciek bowiem by� konsekwentny i raz obrawszy sobie przysz�� specjalizacj� wcale
nie chcia� chodzi� do szko�y. Rok temu powiedzia� o tym ojcu. Rozmowa mia�a
miejsce tutaj,
w tym pokoju.
Ojciec, kt�remu uda�o si� wyrwa� na kilka dni z laboratorium na orbicie Marsa,
gdzie
prowadzi� badania asteroid�w, podszed� wtedy do uczniowskiego pulpitu syna i
usiad� na
wprost ekranu. Omi�t� wzrokiem aparatur�, pozwalaj�c� w ka�dej chwili po��czy�
si� nie
tylko ze szko��, lecz tak�e ze wszystkimi bibliotekami posiadaj�cymi
elektroniczne zapisy
ksi��ek wydanych od zarania dziej�w, ze wszystkimi mi�dzyszkolnymi pracowniami
specjalistycznymi, a opr�cz tego z muzeami, teatrami i salami koncertowymi w
ca�ym
Uk�adzie S�onecznym, po czym westchn�� i powiedzia�:
- Masz racj�. Odk�d wszystkie dzieci dysponuj� u siebie w domu tymi cude�kami
techniki informatycznej, chodzenie do szko�y nie jest obowi�zkowe. Mo�na nawet
uko�czy�
studia nie ruszaj�c si� ze swojego pokoju. A jednak lubisz spotyka� si� ze
swoimi
kole�ankami i kolegami, prawda?
- Jak czasem - mrukn�� Maciek, nieco zbity z tropu.
Ojciec za�mia� si� kr�tko, wsta� i po�o�y� synowi r�k� na ramieniu.
- Ano, w�a�nie - podchwyci� z humorem. - Czasem kto� jest mi�y, a kiedy indziej
niezno�ny. Dlaczego? Ty sam cz�sto bywasz jak do rany przy��, a zdarza si�...
teraz nie
b�dziemy o tym m�wi�. - Micha� Ca�ka spostrzeg�, �e twarz Ma�ka raptownie
zmienia wyraz,
i po�piesznie wr�ci� do g��wnego tematu rozmowy: - W szkole spotykasz si� ze
swoimi
r�wie�nikami, z kt�rych ka�dy jest troszk� inny. Prawie wszyscy b�dziecie kiedy�
specjalistami... ale w�a�nie dlatego powinni�cie si� uczy� poznawa� ludzi. To
bardzo wa�ne,
synu. Je�li b�dziesz, na przyk�ad, bada� dalekie galaktyki, musisz pami�ta�, �e
pracujesz tak�e
dla kogo�, kto w tym samym czasie na Ziemi maluje obraz, komponuje symfoni�,
produkuje
�ywno�� lub buduje domy. Chodzi o to, co tkwi w nas najg��biej. O pragnienie
szcz�cia. A
to ju� sprawa nie najnowocze�niejszych dator�w - ojciec wskaza� ruchem g�owy
pulpit z
ekranem - ani te� superspecjalist�w: bionik�w czy kosmik�w. Najpierw trzeba
pozna�
samego siebie, a to mo�na osi�gn�� tylko w bezpo�redniej konfrontacji z innymi
lud�mi, ich
�yciem, troskami i rado�ciami. Tylko ci naukowcy, kt�rzy znaj� i rozumiej�
ludzi, naprawd�
popychaj� �wiat naprz�d, niezale�nie od tego, czym si� zajmuj�. Powiniene�
chodzi� do
szko�y i spotyka� si� z kolegami, bo �ywych, codziennych spotka� z lud�mi nic
nie mo�e
zast�pi�. Co tobie czy mnie przyjdzie z tego, �e kto� zbuduje jeszcze milion
fantastycznych
satelit�w, je�li ta budowa nie b�dzie mie� nic wsp�lnego z potrzebami i
marzeniami ca�ej
ludzko�ci?
- Bardzo to pi�knie powiedzia�e� - zabrzmia� w tym momencie g�os w k�cie pokoju
-
ale obawiam si�, �e to troch� za m�dre dla Ciuciu�ki. On jest jeszcze male�ki...
- Marku! - zawo�a� badacz asteroid�w, patrz�c z wyrzutem na swojego najstarszego
syna, kt�ry niepostrze�enie wszed� przez otwarte drzwi i od pewnego czasu
przys�uchiwa� si�
wywodom ojca. - Ty za to zachowa�e� si� ca�kiem niem�drze!
- Co tam! - roze�mia� si� lekcewa��co jasnow�osy dryblas, licz�cy dwadzie�cia
lat i w
pe�ni �wiadomy przewagi swego dostojnego wieku. - Ch�opaczkowi wystarczy, �e ma
chodzi�
do budy, a kiedy� i tak zrozumie, po co. Prawda, Ciuciu�ka?
- Rupie�! - wrzasn�� Maciek, kt�ry nie znosi� swojego rodzinnego przezwiska. -
Rupie�! - powt�rzy� z pasj�, a nast�pnie wybieg� z pokoju. W drzwiach zatrzyma�
si� jeszcze
moment, by wyrzuci� z siebie: - A ja i tak nie chc� chodzi� do szko�y! - po czym
zmierzy�
druzgoc�cym spojrzeniem �s�dziwego� brata i znikn�� w ogrodzie.
Ta scena sprzed roku od�y�a w pami�ci ch�opca teraz, kiedy wychowawca podszed�
go
tak chytrze - przynajmniej we w�asnym mniemaniu - m�wi�c, �e gdyby Maciek chcia�
by�
tylko specjalist�, to przecie� nie przychodzi�by na lekcje do szko�y. Kandydat
na mistrza
Astroniady zda� sobie spraw�, �e pan Kulski my�la� o tym samym, o czym m�wi�
wtedy
ojciec, tylko wyrazi� to inaczej, w przekonaniu - i to by�o najgorsze - �e jego
ucze�, nadzieja
Strefy Ba�tyckiej, w gruncie rzeczy przekomarza si� jedynie, m�wi�c z takim
lekcewa�eniem
o teorii, wobec czego dalsze wa�kowanie sprawy by�oby ca�kowicie zb�dne.
W tej sytuacji Maciek os�dzi�, �e najrozs�dniej b�dzie zmieni� temat. Przybra�
oboj�tny wyraz twarzy i spyta�:
- Wi�c ogl�da� pan m�j trening?
- Daruj - roze�mia� si� matematyk - ale nie mog�em sobie tego odm�wi�. Mam na
pewno wi�ksz� trem�, ni� ty. Nie gniewasz si�?
Ch�opiec pokr�ci� przecz�co g�ow�. Wiedzia�, �e pan Kulski, podobnie zreszt� jak
pozostali nauczyciele, w �adnym innym wypadku nie pozwoli�by sobie na
podgl�danie ucznia
w domu, chocia� aparatura informatyczna, ��cz�ca szko�� z prywatnymi pokojami
wychowank�w, teoretycznie to umo�liwia�a. No c�. Teoretycznie mo�na przecie�
podstawia� nogi staruszkom przechodz�cym przez ulic�, czyta� cudze listy czy
cho�by
�ci�ga� chmury gradowe nad ogrody s�siad�w, a przecie� nikt tego nie robi.
- Nie - powiedzia� Maciek. - Mam szans�?
- Nie przejmuj si� t� teori� - odrzek� szybko matematyk - i ju� dzisiaj nie
trenuj.
Jestem przekonany, �e nie tylko przejdziesz z honorem przez jutrzejszy Turniej
Kwalifikacyjny, ale �e w og�le wygrasz. Wszyscy na ciebie liczymy. Niestety, nie
mog�
polecie� na zawody, ale b�d� siedzia� ko�kiem przed trivi i zaciska� kciuki.
Trzymaj si�,
Ma�ku... powodzenia! - Pan Kulski znikn�� z ekranu r�wnie szybko, jak przedtem
si� na nim
pojawi�.
Przysz�y specjalista przesiedzia� jeszcze kilka sekund bez ruchu, nast�pnie
wy��czy�
aparatur�, zerwa� si� z fotela i podbieg� do szklanej �ciany. Przycisn�� ma�y
guziczek,
odczeka�, a� p�prze�roczysta, czerwona p�yta rozst�pi si� bezg�o�nie, po czym
wypad� do
ogrodu i okr��aj�c dom pop�dzi� po kamiennych stopniach poprzerastanych traw� na
pierwsze pi�tro. Stopnie przechodzi�y w taras, a z tarasu drzwi prowadzi�y
prosto do gabinetu
ojca. Wprawdzie Micha� Ca�ka bywa� w domu rzadkim go�ciem, ale gabinet z pe�nym
wyposa�eniem czeka� na niego zawsze, o ka�dej porze dnia czy nocy. Mog�o si�
przecie�
zdarzy�, �e zawitawszy na kilka dni do rodziny, b�dzie musia� popracowa� i
tutaj.
Gabinet by� dos�ownie zawalony wszystkimi mo�liwymi przystawkami do komputera
i opleciony paj�czyn� cienkich, kolorowych drucik�w. Maciek jednak wiedzia�,
gdzie szuka�
tego, po co tu przyszed�.
Stos perforowanych arkuszy folii pow�drowa� na pod�og�, ods�aniaj�c smuk�y
pojemnik. Pokrywa odskoczy�a z cichym trzaskiem. Ze znajduj�cych si� wewn�trz
skarb�w
ch�opiec wybra� najpierw male�ki laser, kt�ry mo�na by�o wbudowa� do zwyk�ego
zegarka
na r�k�, a nast�pnie zw�j �wiat�owod�w, czyli specjalnych przewod�w z
soczewkami,
s�u��cymi zazwyczaj do przesy�ania energii lub informacji w okolicach
zamieszkanych przez
ludzi, gdzie nie wolno manewrowa� otwart� wi�zk� promieni. Trafienie z lasera to
nie �arty.
Maciek sprawdzi� dzia�anie aparaciku, wmontowa� go w zegarek, przekona� si�, �e
zako�czenie �wiat�owodu ma odpowiedni� nakr�tk�, po czym zamkn�� pojemnik,
u�o�y� na
nim z powrotem stert� arkuszy i wycofa� si� na taras, cicho zamykaj�c za sob�
drzwi.
Wiedzia�, �e gdyby go kto� zauwa�y�, by�oby mu bardzo trudno wyt�umaczy�, czego
szuka� w
gabinecie ojca. A prawdy przecie� nie m�g� powiedzie�. Wszyscy, nie wy��czaj�c
Leny -
naj�agodniejszej mamy pod s�o�cem - uznaliby rzecz za nieuczciw�. Uczciw�! A czy
jest
uczciwe, �eby sportowca, przysz�ego specjalist� od gwiazd, pyta� o bitw� pod
Maratonem? I
wprowadza� takie pytania do programu zawod�w? Poka�e im, co warta ich teoria w
obliczu
prawdziwej techniki! W ko�cu - technika to tak�e g�owa! Zgoda, �e Astroniady nie
wygrywa
si� nogami. A jednak Mars-maraton cieszy si� chyba najwi�kszym zainteresowaniem
widz�w
i nigdzie nie napisano w regulaminie, �e cz�owiekowi, kt�ry doskonale biega, nie
wolno
pos�u�y� si� podst�pem w konkurencjach teoretycznych. Zreszt�, chodzi przecie�
jedynie o
jutrzejszy Turniej Kwalifikacyjny. W czasie prawdziwych zawod�w ani ten
zmodyfikowany
zegarek, ani �wiat�ow�d nie b�d� mu ju� potrzebne.
W po�owie �cie�ki przystan��. Je�li wszystko jest w porz�dku, to czemu tak
bardzo nie
chcia�, �eby go kto� zaskoczy� w gabinecie ojca?
- Eee! - potrz�sn�� niecierpliwie g�ow�, jak kto� usi�uj�cy odp�dzi� szczeg�lnie
natarczyw� much�. Szybko ruszy� dalej. Min�� otwart� �cian� swojego pokoju i
wszed� do
korytarza, gdzie zatrzyma� si� przed wysokim lustrem.
Na wprost siebie widzia� teraz ch�opca ca�kiem nie�le wyro�ni�tego jak na swoje
pi�tna�cie lat, w miar� chudego, o d�ugich nogach, w�skich biodrach i ko�cistych
ramionach.
Z tych ramion wyrasta�a odrobink� za d�uga szyja, unosz�ca du�� g�ow�, przykryt�
nastroszon� strzech� ciemnoblond w�os�w. Niebieskie oczy patrzy�y z uwag�. W tej
chwili w
ich wyrazie by�o co�, co Ma�kowi niezbyt si� spodoba�o, wola� jednak nie wraca�
do swoich
niepokoj�cych my�li, tylko co zag�uszonych owym rezolutnym �eee!�... Nos by�
ca�kiem
zwyczajny, ani za d�ugi, ani za kr�tki, do�� w�ski. Za to usta mog�yby by�
stanowczo w�sze.
Teraz nie by�o jeszcze najgorzej, bo zaci�ni�te wargi tchn�y surowo�ci�, jaka
cechuje
muzealne wizerunki staro�ytnych m��w, ale w u�miechu...
I nagle, ca�kowicie niespodziewanie dla samego siebie, Maciek najpierw
u�miechn��
si� szeroko, a potem za�mia� cicho. Co tam! W sumie ten ch�opak patrz�cy z
lustra wcale nie
wygl�da na kogo�, kto chcia�by by� bezwoln� igraszk� losu. Taki ch�opak m�g�by
nawet
wygra� Astroniad�, a przynajmniej kt�r�� z konkurencji Sze�cioboju. Zreszt�,
dlaczego tylko
�kt�r���? S�yszycie ten krzyk reporter�w trivi? �Maciej Ca�ka mistrzem
Astroniady!� To
dopiero by�oby boloidalnie!
Tu nale�y wyja�ni�, �e o ile okre�lenie �rupie� zast�powa�o Ma�kowi
najwymy�lniejsze i najgorsze wyzwiska, o tyle s��wko �boloidalnie�,
�boloidalny�, oznacza�o
co� niebotycznie wspania�ego, oboj�tnie czy by�a to szczeg�lnie udana zabawa,
bohaterski
czyn, najnowszy statek dalekiego zasi�gu czy jakakolwiek bardzo przyjemna
niespodzianka.
- Boloidalnie... - powt�rzy� na g�os ch�opiec widz�c siebie oczami duszy na
najwy�szym podium. W tym samym momencie us�ysza� za sob� charakterystyczne,
przyciszone d�wi�ki. Kto� skrada� si� za jego plecami... Niestety! Ten kto� tak
nadawa� si� do
skradania, jak hipopotam do podr�y na motorowerze. Ka�dy, w zamy�le
bezszelestny, krok
odbija� si� t�pym, metalicznym echem od �cian i sufitu.
- Bum! - krzykn�� Maciek odwracaj�c si� gwa�townie.
Dwuno�ny stw�r stan�� bez ruchu i opu�ci� bezradnie ramiona. Na pierwszy rzut
oka
by� troch� podobny do Marka, ale tylko na pierwszy rzut oka i tylko troch�.
- I tak si� nie przestraszy�em - powiedzia� stw�r obra�onym tonem. - M�j system
nerwowy...
- Ale chcia�e� przestraszy� mnie! - przerwa� ze �miechem ch�opiec. - Ty mnie!
Tuptaczku!...
Osobnik nazwany �Tuptaczkiem� spojrza� z �alem na swoje metalowe stopy.
Nast�pnie uni�s� g�ow� i zamigota� b�yszcz�cymi oczami. Ma�kowi wyda�o si�, �e w
spojrzeniu tych oczu dostrzega co� w rodzaju niemego wyrzutu, i zrobi�o mu si�
przykro.
- Przepraszam ci� - powiedzia�. - Wiesz, jak to jest w rodzinie. Mnie tak�e
nazywaj�
czasem... no, tak jak tego nie lubi�. A ty przecie� nie jeste� zwyk�ym robotem
pomocniczym,
Skrzaciku.
- Mo�esz mnie nazywa� Tuptaczkiem - zgodzi� si� wspania�omy�lnie Skrzacik. - Ale
tylko wtedy, kiedy jeste�my sami - doda� przezornie.
Ch�opiec za�mia� si�:
- W ka�dym razie nigdy nie pr�buj si� skrada�. A je�li ju� koniecznie zechcesz,
posmaruj najpierw pod�og� grub� warstw� pasty!
- Na twoim miejscu wymaza�bym z pami�ci ten �a�osny incydent - powiedzia�
lodowatym tonem Skrzacik.
��a�osny incydent� zaistnia� dawno, ale do dzisiaj, ilekro� Maciek narazi� si�
mamie
lub braciom, kto� zawsze przypomina�, jak to najm�odszy przedstawiciel rodziny
Ca�k�w,
zirytowany g�o�nym tupaniem robota, wykorzysta� moment, kiedy ten do�adowywa�
swoje
baterie, i pokry� mu stopy smarem do konserwacji �odzi. Skrzacik, rzeczywi�cie
bezszelestnie,
przemkn�� w�wczas jak b�yskawica przez przedpok�j, pracowni� Marka i pok�j mamy,
g�adko wybijaj�c po drodze wszystkie drzwi, by w ko�cu, po rozwaleniu g�ow�
szklanej
�ciany, wyl�dowa� w ogrodzie.
Powiedziawszy, co my�li o �incydencie�, Tuptaczek podszed� do lustra i zatrzyma�
si�
przed nim. Teraz z kolei on przygl�da� si� przez chwil� swojej szczup�ej
sylwetce, b��kitnej,
plastikowej twarzy, pot�nym ramionom, zako�czonym zgrabnymi uchwytami, i
stanowczo
za grubym nogom.
- Co tam widzisz? - spyta� ze �miechem Maciek.
- Zastanawiam si� tylko, co ty tutaj zobaczy�e�, �e wprawi�o ci� to w tak
doskona�y
nastr�j - w g�osie Skrzacika zad�wi�cza�a nutka ironii. - �Skrada�em si�, jak
m�wisz, nie
tylko po to, �eby ci� przestraszy�. Chcia�em ci pokaza�, jak zmieni si� wyraz
twojej twarzy,
kiedy kto� krzyknie nagle: �bum�! Szybki refleks b�dzie ci bardzo potrzebny w
czasie
zawod�w, a poza tym, jak wiesz, zaprogramowano mnie z uwzgl�dnieniem element�w
pedagogiki. Jako opiekun rodziny musz�...
- Tuptaczek!
- Ciuciu�ka!
- Rupie�!
- O, przepraszam - obruszy� si� nie na �arty Skrzacik - nie jestem rupie�! Marek
mnie
dopiero co wyremontowa�...
- Przecie� wiesz, �e nie my�la�em o... - zacz�� pojednawczym tonem Maciek, ale
nie
sko�czy�. Po przeciwnej stronie domu rozleg�o si� radosne ujadanie Feriego.
R�wnocze�nie
dobieg�y stamt�d zmieszane ludzkie g�osy, nad kt�rymi g�rowa� pojedynczy,
dono�ny
baryton.
- Kto to? - skrzywi� si� ch�opiec.
Skrzacik sta� chwil� bez ruchu. Nast�pnie skin�� lekko g�ow� i powiedzia�:
- Przyjecha� wuj Alf. S� tak�e Ania �..
Maciek jednak ju� nie s�ucha�. Rozpromieni� si�, zawo�a�: �boloidalnie!� i
pobieg�
korytarzem w stron� g��wnego wej�cia. Przybycie wuja Alfa, zawsze pe�nego
najdziwniejszych pomys��w, zapowiada�o pyszn� zabaw�. A Maciek, nie zwa�aj�c na
to, �e
jego twarz przestawa�a wtedy przypomina� wizerunek rzymskiego senatora, bardzo
lubi� si�
�mia� Poza tym nie nale�a�o zapomina�, �e s�ynny historyk Alf Nielson b�dzie nie
tylko
jednym z juror�w jutrzejszego Turnieju Kwalifikacyjnego, lecz tak�e cz�onkiem
kolegium
s�dziowskiego ca�ej Astroniady.
Nad zalanymi s�o�cem wierzcho�kami drzew mala�, oddalaj�c si�, r�owy
helikopter,
kt�rym przybyli go�cie. Oni sami stali po�rodku trawnika, wiod�c o�ywion�
rozmow� z
mam� Ma�ka, Len� Ca�kow�, i jej najstarszym synem. Ten ostatni, ujrzawszy brata,
wycelowa� w niego wskazuj�cy palec i przekrzykuj�c pozosta�ych zawo�a�:
- A oto i wasz najgro�niejszy rywal! Zetrze was na proszek i posypie nim
gwiazdy!
- To si� jeszcze oka�e! - zagrzmia� wuj Alf.
Maciek zmru�y� oczy i teraz dopiero pozna� stoj�c� obok wuja swoj� kuzynk�,
Ann�.
Mia�a na sobie obcis�y koralowy kombinezon, znakomicie podkre�laj�cy zgrabn�
sylwetk� i
pi�knie harmonizuj�cy z jasn� cer� i rudoz�otymi w�osami. Czarne oczy patrzy�y
na Ma�ka z
niezbyt przyjaznym oczekiwaniem. To prawda, �e byli rywalami. Anna tak�e
przebrn�a
zwyci�sko przez eliminacje swojej strefy, jednak ten �proszek� stanowczo m�g�
sobie Marek
darowa�.
Obok kuzynki stali jeszcze dziewczyna i ch�opiec, kt�rzy najwidoczniej tak�e
przyjechali z wujem Aliem.
- Poznajcie si� - powiedzia�a swoim cichym, serdecznym g�osem Lena - to jest
Maciek, a to - wskaza�a nieznajomych - Ina i Roald Sviergowie.
- Cudowne rodze�stwo Strefy P�nocnej - doda� Marek. - Oboje zdobyli wsp�lnie
pierwsze miejsce i prawo startu w Sze�cioboju. Ogl�dali�my ich w trivi.
Maciek przywita� si� z Ann�, po czym podszed� do towarzysz�cej jej pary.
Nast�pi�a
ceremonialna wymiana s��w �Maciek - Ina - Maciek - Roald�, a nast�pnie
dziewczyna
doda�a:
- Ro�liny, egzobiologia i taniec. A ty?
- Ja... - Ca�ka Junior zawaha� si� przez moment - ja tylko kamienie - mrukn��
wreszcie
niech�tnie.
- Ja interesuj� si� muzyk� - Roald powiedzia� to takim tonem, jakby przeprasza�
obecnych za swoje tak ma�o kosmiczne hobby. Maciek uda�, �e u�miecha si� z
uznaniem.
Trivi rzeczywi�cie po�wi�ci�a Sviergom specjalny program; ostatecznie niecz�sto
si� zdarza,
�eby brat i siostra z jednej Strefy r�wnocze�nie zdobyli prawo udzia�u w
Astroniadzie, ale
Maciek zapami�ta� z tego programu tylko tyle, �e Ina i Roald �wietnie chodz� po
g�rach
swojej ojczystej Arktyki, uprawiaj� jakie� dziwne ro�liny i wsp�lnie trenuj�.
Autorzy audycji
dawali do zrozumienia, �e w Sze�cioboju Sviergowie mog� si� okaza� gro�ni nawet
dla
najlepszych.
Roald mia� ciemne w�osy, ostrzy�one na pazia, weso�e oczy, by� nieco ni�szy od
Ma�ka, ale szerszy w ramionach. Liczy� sobie pi�tna�cie lat i kilka miesi�cy, a
ju� rok temu,
na mi�dzyszkolnych zawodach Europy P�nocnej, zdoby� tytu� mistrza pilota�u.
��eby mistrz
pilota�u interesowa� si� akurat muzyk�� - pomy�la� Maciek i od razu zadecydowa�,
�e Roald
nie b�dzie konkurentem, z kt�rym, nale�a�oby si� liczy�. Z kolei obdarzy� wi�c
swoim
zainteresowaniem In�.
�Cudowna siostra� by�a cudowna nie tylko dlatego, �e co� tam wygra�a i mia�a
cudownego brata. Maciek spojrza� na jej u�miechni�t� twarzyczk� i nagle poczu�,
�e krew
gor�c� fal� zalewa mu policzki. Z�y na siebie chcia� co� powiedzie�, ale wyda�
tylko dziwny,
�wiszcz�cy odg�os, jakby w jego gardle obudzi� si� nagle stary, zachrypni�ty
kaczor.
- Masz czkawk�, m�ody cz�owieku?! - zapyta� bardzo g�o�no wuj Alf.
- A m�wi�am - odezwa�a si� s�odkim g�osikiem Anna - �e najlepszym sposobem na
naszego Maciusia b�dzie przywie�� tu In�. On przybiegnie ostatni, �eby tylko
przypadkiem
nie zrobi� jej przykro�ci. A przy okazji nam odpadnie jeden konkurent...
- Co oni plot�! - roze�mia�a si� cudowna siostra patrz�c na Ma�ka spod lekko
zmru�onych powiek. - Me s�uchaj, bo si� tak rozgniewasz, �e zostawisz nas
wszystkich
daleko za sob�. A ja - doda�a ciszej, jakby zwierza�a si� ze swojego
najwi�kszego sekretu -
bardzo chcia�abym wygra�...
Ina by�a jakby o jeden odcie� ciemniejsza od Anny. Za to oczy mia�a z�ote i
tylko
z�ote.
- Ka�dy chcia�by wygra�! - roze�mia� si� beztrosko Roald, a nast�pnie spojrza�
ciekawie na Ma�ka czekaj�c, co odpowie jego siostrze ten sympatycznie
wygl�daj�cy
ch�opiec, tak niegodnie zaatakowany przez Ann�. I nie czeka� d�ugo.
- Ja... ja... ja... - z�o�y� o�wiadczenie Maciek, po czym natychmiast
przypomnia� sobie,
�e nie przywita� si� jeszcze z wujem. Podbieg� do historyka i u�ciska� go
serdecznie. �ciska�
go tak d�ugo, �e w ko�cu wuj Alf wybuchn�� �miechem, od kt�rego zadr�a�y
okoliczne
drzewa.
- Mo�e mi kto� powie - potoczy� wzrokiem po obecnych - co si� sta�o z tym
rezolutnym ch�opcem, kt�ry kiedy� poucza� mnie z ca�� surowo�ci�, �e powinienem
m�wi�
wy��cznie szeptem, bo p�osz� mu Bolidki!
- Co? Co? - spytali r�wnocze�nie Ina i Roald.
Marek zrobi� powa�n� min� i po�o�y� palec na ustach.
- Bolidki - zacz�� scenicznym szeptem - to by�y ludziki z gwiazd, kt�re
zamieszka�y
pod tapczanem Ciu... to znaczy Ma�ka - zreflektowa� si� w ostatniej chwili. -
By�y bardzo
mi�e, m�dre i ogromnie polubi�y mojego braciszka. R�wnocze�nie jednak
przejawia�y
nies�ychan� wra�liwo�� na wszystkie g�o�niejsze d�wi�ki. Nie wolno nam by�o
puszcza� trivi,
biega� po ogrodzie, gra� z ojcem w pi�k�, a nasz robot, Skrzacik, kt�ry
rzeczywi�cie troch�
tupie, zosta� wysmarowany...
- O tym by�a ju� dzisiaj mowa - dobieg� od strony domu stanowczy g�os. - Dzie�
dobry, Alfie. Dzie� dobry, Anno. Dzie� dobry...
- Skrzaciku - zawo�a� w pierwszym porywie Maciek - jeste� prawdziwym idea�em!
Udowodnij mojemu bratu, �e w twoim programie przewidziano elementy pedagogiki!
- W�a�nie to zrobi�em - odpowiedzia� uprzejmie Tuptaczek robi�c kilka krok�w w
stron� zebranych. Feri, ciemnoz�oty spaniel, podbieg� do niego i bardzo uwa�nie
obw�cha�
metalowe nogi, jakby rozumia�, �e odegra�y one powa�n� rol� w tocz�cej si�
rozmowie. Feri
tolerowa� wprawdzie domowego robota, z kt�rym z�y� si� od szczeniaka, ale ten
dziwny,
cz�ekopodobny stw�r nigdy nie podbi� jego psiego serca.
- Dzie� dobry, Skrzaciku - powiedzia� serdecznie wuj Alf. - Zdaje si�, �e
przyszed�e�
w sam� por� - doda� mru��c zabawnie prawe oko.
- A mnie bardzo si� podoba ta historia z... aha, Bolidkami - przypomnia� sobie
Roald.
- To �wiadczy o fantazji...
- Tej nigdy Ciuciu�ce nie brakowa�o! - zgodzi� si� skwapliwie Marek.
- Rupie�!
- Marku! - Lena spojrza�a na syna z �agodnym wyrzutem.
- Nie przejmujcie si� - w spojrzeniu, jakim Anna obdarzy�a In� i Roalda, by�a
sama
s�odycz. - Moja rodzinka jest w gruncie rzeczy nieszkodliwa. Kiedy minie
pierwszy szok,
przekonacie si� sami. Oni nawet czasem rozmawiaj� jak zwykli ludzie...
- Cicho! - zagrzmia� wuj Alf. - Rodzina jest przewyborna! Wspania�e tradycje! Ta
m�oda dama - wskaza� jasnow�os� Len�, z kt�rej twarzy nie schodzi� pogodny
u�miech - jest
znakomitym botanikiem. Tu, nad Ba�tykiem - wykona� zamaszysty gest, obejmuj�c
nim
wszystkie strony �wiata naraz - prowadzi wielkie laboratorium biochemiczne! Jej
m��, a syn
siostry mojego ojca, hula, dzisiaj, je�li si� nie myl�, z jednej planety na
drug�, ale zazwyczaj
siedzi najspokojniej na orbicie Marsa i od czasu do czasu przylatuje nawet do
domu. Ma tak�e
pe�n� szaf� dyplom�w naukowych, a jego prapraprapradziadek... - urwa� zastanowi�
si� przez
chwil� - mo�e opu�ci�em jedno �pr�� - rzek� bez przekonania, ale zaraz powesela�
znowu i
machn�� r�k�, - Nie b�dziemy teraz m�wi� o pra-prapra...
- Bardzo s�usznie - wtr�ci� si� Skrzacik. - Przygotowa�em obiad i chcia�em
prosi�
mi�ych go�ci...
- Obiad - powt�rzy� marzycielskim tonem Marek.
Wuj Ali zdecydowanym ruchem odsun�� salaterk� z kompotem i g��boko westchn��.
- Uff... Skrzaciku, przeszed�e� sam siebie - powiedzia� z podziwem.
- Skrzacik jest niezawodny - potwierdzi�a Lena posy�aj�c robotowi wdzi�czne
spojrzenie.
Trzeba przyzna�, �e jak na niespodziewanie du�� liczb� sto�ownik�w, obiad
rzeczywi�cie wypad� okazale.
- Staram si� tylko wykonywa� to, co do mnie nale�y - powiedzia� skromnie
Tuptaczek, po czym zebra� naczynia i wr�ci� do kuchni.
Wuj wsta�.
- Id� do ogrodu - o�wiadczy� omiataj�c zebranych sennym spojrzeniem. - Macie tam
niezr�wnane fotele, a ja jestem cz�owiekiem starym...
Zanim ktokolwiek zd��y� grzecznie zaprotestowa�, do pokoju wpad� Feri. Porwa� z
k�ta swoj� pi�eczk� tenisow�, podbieg� do historyka i zatrzyma� si� pod jego
nogami. Pi�eczka
spad�a na pod�og�, a pies zastyg� w wyczekuj�cej pozie. Otwarty pysk czai� si�
nad zabawk�,
jedno oko �ypa�o prowokuj�co w g�r�. �Stary cz�owiek� pokaza� teraz, co potrafi.
Krzykn��
�oddaj!�, po czym b�yskawicznym ruchem porwa� pi�eczk� i wymachuj�c ni�
tryumfalnie
wielkimi susami wypad� przez otwarte drzwi do ogrodu. Feri z radosnym ujadaniem
pod��y�
za nim.
- Dobrze, �e Skrzacik tego nie widzia� - zauwa�y�a pogodnie Lena. - Pomy�la�by,
�e
Alf mimo wszystko wsta� g�odny od sto�u.
- Nasz powa�ny wuj jest zawsze w si�dmym niebie, kiedy mo�e troch� narozrabia� -
za�mia� si� Marek.
- Naprawd� w si�dmym niebie jest teraz pies - skwitowa� Maciek. Stwierdziwszy,
�e
odzyska� zdolno�� mowy, spojrza� �mielej na ciemnoz�ote zjawisko siedz�ce mi�dzy
Ann� i
Roaldem.
- Nie chcieliby�cie potrenowa�? - spyta� u-przejmie. - Ja ju� dzisiaj odwali�em
swoje...
z przyjemno�ci� oddam wam, do dyspozycji m�j pok�j i aparatur�. Oczywi�cie,
musieliby�cie
j� przestroi� na cz�stotliwo�� waszej szko�y, ale to kwestia kilku sekund.
- Jeste� bardzo mi�y - u�miechn�a si� Ina. - Ch�tnie skorzystam, tylko chyba
troch�
p�niej. Mo�e wasz wuj wsta� rzeczywi�cie g�odny od sto�u, ale ja objad�am si�
jak b�k...
- P�niej, p�niej - potwierdzi� Roald tak skwapliwie, �e Maciek u�miechn�� si�
mimo
woli. Spojrza� na swojego jutrzejszego rywala i poczu� nag�y przyp�yw sympatii
do m�skiej
cz�ci �cudownego rodze�stwa�.
Anna wsta�a, odruchowo obci�gn�a koralowy kombinezon i zmierzy�a Ma�ka
ch�odnym wzrokiem.
- Czy to zaproszenie dotyczy mnie tak�e? - spyta�a. - Je�li tak, natychmiast z
niego
skorzystam. Jestem jedyn� reprezentantk� Skandynawii i nie mog� si�
skompromitowa�. A
maj�c takich przeciwnik�w... - nie doko�czy�a.
- Ale� oczywi�cie - b�kn�� Maciek. Rozejrza� si� niepewnie, nast�pnie szybko
wsta� i
ruszy� w stron� swojego pokoju. - Prosz�... - stan�� przy drzwiach i czeka� na
kuzynk�, �eby
j� przepu�ci�.
- Nie fatyguj si� - powstrzyma�a go Anna. - Znam rozk�ad mieszkania. A z
aparatur�
radz� sobie nie gorzej ni� inni - doda�a z naciskiem, po czym nie ogl�daj�c si�
znikn�a
zgromadzonym z oczu.
- Ambitna dziewczyna - zauwa�y� bez entuzjazmu Marek. - A swoj� drog� Ciuciu�ka
jest wspania�omy�lny. Oddawa� konkurentom swoj� aparatur�...
- Marku! - Lena znowu pokr�ci�a g�ow� z dezaprobat�.
Marek uderzy� si� d�oni� po ustach, ale w jego roze�mianych oczach nie by�o
�ladu
skruchy.
- Dlaczego �Ciuciu�ka�? - spyta� niewinnie Roald.
- Tak czasem nazywaj� mnie moi niedorozwini�ci bracia - wysycza� przez z�by
Maciek. - Pod wzgl�dem umys�owym nie wyszli z wieku, kiedy cz�owiek sepleni i ma
sk�onno�� do zdrabniania imion. Ale �Ciuciu�ka� to s�owo d�ugie i niewygodne w
u�yciu.
Dlatego radzi�bym wszystkim nazywa� mnie po prostu Ma�kiem.
Tego Marek �adn� miar� nie m�g� pu�ci� p�azem.
- Dlatego �Ciuciu�ka� - powiedzia� dobitnie - �e sam tak siebie nazywa�...
oczywi�cie
wtedy, kiedy to by�o dla niego wygodne. Mianowicie, po ka�dej wi�kszej rozr�bie.
Wo�a�
wtedy z p�aczem, �eby na niego nie krzycze�, bo jest maciu-ciu-ciu�ki! Sprytne
co?! Ale spryt
lubi si� m�ci�. Wi�c zosta� Maciu�-Ciuciu�ka. Co do mnie zreszt�, wcale nie
uwa�am, �eby to
s��wko...
- Rupie�!
- A propos s��wek - wtr�ci�a pojednawczym tonem Ina - ju� drugi czy trzeci raz
m�wisz: �rupie�. Co to w�a�ciwie znaczy?
- On tak klnie! - wykrzykn�� rado�nie Marek.
- Dzieci, dzieci... - Lena unios�a w g�r� ramiona i zastyg�a w tej b�agalnej
pozycji.
Na trawie ukaza�y si� kropelki rosy, ale wiecz�r by� bezwietrzny i ciep�y. W
rogu
ogrodu, w wy�o�onym kamieniami kr�gu p�on�o najprawdziwsze ognisko. Czerwone i
z�ote
b�yski ta�czy�y na twarzach milcz�cych ludzi oraz na li�ciach drzew. Oczy
Skrzacika �wieci�y
jak lampki.
Pod gwiazdami przesun�� si� jaki� ciemny kszta�t. Na trawnik przed domem opad�
bezg�o�nie ma�y kulisty helikopter. W otwartym wej�ciu ukaza�a si� szczup�a
sylwetka, ale
zanim zd��y�a zeskoczy� na ziemi�, u jej st�p rozpocz�� sw�j najpi�kniejszy
powitalny taniec
uszcz�liwiony Feri.
- Ciocia Basia! - zawo�a� Maciek.
- No, to jeste�my w komplecie - westchn�� wuj Alf. Blask ognia pad� na jego
d�ug�,
szczup�� posta�. Z okrutnie potargan� rud� czupryn�, - poci�g�� twarz� z
wielkimi czarnymi
oczyma, w lu�nej p��ciennej bluzie nieokre�lonego koloru i odrobin� przykr�tkich
spodniach
wygl�da� teraz jak czarownik ze staro�ytnej ba�ni.
Ciocia Basia wyskoczy�a z helikoptera: przykucn�a przy Ferim, kt�ry z pi�k� w
pysku
kr��y� wok� jej n�g, nie przestaj�c pomrukiwa� i skr�ca� kud�atego tu�owia w
przymilnych
wygibasach. Basia, szczup�a brunetka, rodzona siostra jasnow�osej Leny, by�a
jego wielk�
mi�o�ci�.
- Pobrudzi ci�, ciociu! - zawo�a� Maciek. - Jest ju� rosa...
- Przecie� wiecie, �e jemu wszystko wolno - odpowiedzia�a z niezm�conym spokojem
Basia, g�aszcz�c psa, kt�ry niezgrabnie gramoli� si� na jej kolana.
- Pi�kn� pogod� zrobi�a� nam dzisiaj - odezwa�a si� Lena. - Czy to specjalnie na
po�egnanie przysz�ych zwyci�zc�w?
- Oczywi�cie! - wykrzykn�a Basia. By�a auro-technikiem i pracowa�a niedaleko
st�d,
w Ba�tyckim Instytucie Klimatologicznym. Dba�a o �ycie morza i otaczaj�cej go
ziemi, o
uprawy podwodne, bezpiecze�stwo ludzi pracuj�cych w g��binowych laboratoriach, o
plantacje owoc�w cytrusowych rozci�gaj�ce si� od Kana�u Kilo�skiego do uj�cia
Newy.
- To zwierz� ta�czy na powitanie - stwierdzi� z zadum� wuj Alf. - Tak samo
robili
pierwotni ludzie. Ta�cem wyra�ali rado��, gniew, pro�by...
Ciocia Basia usiad�a przy ognisku. Przytuli�a psa i u�miechn�a si� do
wszystkich.
- A kto wygra? - spyta�a historyka takim tonem, jakby naprawd� zwraca�a si� do
tajemniczego wr�bity.
- Wszyscy! - odkrzykn�� bez namys�u wuj Alf. - Anna, Ina, Maciek i Roald! Nie
b�dzie pokonanych! Vae victis!
- To jakie� zakl�cie? - zainteresowa� si� u-przejmie Roald.
- Dla ciebie to zakl�cie, kozia g�owo! - zagrzmia� historyk. - Asinus asinorum!
- Alfie! - przestraszy�a si� Lena.
- �acina! - zdenerwowa� si� uczony. - J�zyk starych Europejczyk�w! Wam wszystkim
tylko �rubki w g�owie! Automaty, rakiety, komputery, quazary i inne �wiecide�ka.
Vae victis
znaczy biada pokonanym i to mia� by� �art... taki barbarzy�ski okrzyk, natomiast
asinus
asinorum - utkwi� straszne spojrzenie w twarzy Roalda - znaczy osio� nad os�y!
Dixi! Czyli:
rzek�em!
�Wuj Alf b�dzie jutro jurorem i ani chybi przypnie si� do historii� - pomy�la�
Maciek.
Nazwanie komputer�w i quazar�w ��wiecide�kami� najpierw go zdumia�o, a potem
obudzi�o
w nim nieokre�lony l�k. Teoria... odruchowo si�gn�� r�k� do kieszeni i namaca�
cienki zwitek
�wiat�owodu. Wujowi bardzo, ale to bardzo nie spodoba�oby si� to, co uczyni�.
Je�li go
przy�api�...
Dalsze nieweso�e rozmy�lania przerwa� ch�opcu pe�en wahania g�os Iny:
- Niestety, niezbyt dobrze czuj� si� na wrotkach - westchn�a �cudowna siostra�.
Jej
brat pokiwa� g�ow�.
- Ja najbardziej boj� si� Mars-maratonu - wyzna�. - Przed chwil� na treningu
jeszcze
raz prze�ledzi�em tras�. Jest trudna... - zawiesi� g�os.
Przed rozpaleniem ogniska ca�a tr�jka rywali Ma�ka odby�a trening w jego pokoju.
On
sam, zgodnie z rad�, kt�rej udzieli� mu pan Kulski, nie my�la� ju� o zawodach. A
w ka�dym
razie usi�owa� nie my�le�. I udawa�o mu si� to jako�... przynajmniej do tej
chwili.
- Dla mnie najgorsze s� szybowce - powiedzia�a jakby do siebie Anna. - Czuj� si�
wtedy tak strasznie osamotniona...
- A ja - mrukn�� mimo woli Maciek - jestem troch� na bakier z teori� - pos�a�
przymilne spojrzenie wujowi Alfowi. - Na przyk�ad dzisiaj powiedzieli mi, �e
niezbyt dobrze
orientuj� si� w historii.
W nik�ym blasku ogniska wuj nie m�g� dostrzec wyrazu oczu ch�opca, co jednak nie
przeszkodzi�o mu odpowiedzie� bez namys�u:
- Hominis est errare, insipientis in errore perservare!
- Tego nawet ja nie zrozumia�am - roze�mia�a si� Lena - chocia�, jako botanik,
nie
powinnam si� pewnie do tego przyznawa�.
- Ludzk� rzecz� jest b��dzi�, rzecz� g�upc�w trwa� w b��dzie - przet�umaczy�
�askawie
historyk. - Zajmiemy si� Ma�kiem. Jutro... i potem - doda� obiecuj�co. - Ale,
ale - zmieni�
nagle ton - co to ja m�wi�em o ta�cu?
- �e ludzie kiedy� wyra�ali nim... - zacz�� Marek, wuj jednak nie pozwoli� mu
sko�czy�.
- W�a�nie! Dzisiaj, przed zawodami, wo�amy: vae victis!, a po Astroniadzie
zakrzykniemy: gloria victis! To jest sport! Teraz: biada zwyci�onym, potem:
s�awa im! Tak
trzeba my�le�. W og�le trzeba my�le�, m�odzi ludzie! A teraz, aby nie by�o
pokonanych...
Wyprostowa� ramiona i uni�s� je w g�r�. Sta� tak przez chwil� nieruchomo.
Wszyscy
zamilkli. Nadnaturalnie wielka sylwetka historyka, o�wietlona odb�yskami ognia,
przypomina�a stare, tajemnicze rze�by albo gro�ne postaci z dawnych legend.
Wszystkim
zrobi�o si� troch� nieswojo.
�Dobrze, �e wiem, kiedy by�a ta bitwa pod Maratonem� - pomy�la� nagle nieco od
rzeczy Maciek.
Wuj Alf jednym ruchem zarzuci� sobie na g�ow� swoj� lekk�, zbyt obszern� bluz�.
Nast�pnie zacz�� ko�ysa� si� w biodrach, podrygiwa�, wreszcie przytupywa�,
najpierw
powoli, potem coraz szybciej. Stopami wybija� dziwny rytm jakby prymitywnych
b�bn�w.
Zaniepokojony tym przedziwnym obrazem Feri zaszczeka� nagle. Wtedy wuj Alf
przem�wi�:
- �wi�te zwierz�, odpowiedz, kto wygra?!
- Hau! Hau! Hau! Hau!
- Dzi�ki wam, tajemne moce! Dzi�ki wam za pomy�lne znaki! Auspicje nie mog�y
wypa�� lepiej! - magiczny taniec historyka uleg� raptownemu przy�pieszeniu.
Uczony obieg�
dwa razy ognisko, wydaj�c przy tym okrzyki podobne do dalekich grzmot�w.
- Hau! Hau! Hau! - wt�rowa� mu Feri.
- Gabarah! Rabragah! Gabaragah!!!
- Przepraszam najmocniej, �e przeszkadzam w zabawie - dobieg� spokojny g�os od
strony domu - ale przysz�a depesza od Bolka.
Wuj znieruchomia�. Nasta�a cisza.
- Przeczytaj, Skrzaciku - powiedzia�a szybko Lena.
Bolek, �redni z tr�jki braci Ca�k�w, studiowa� teori� literatury, pisa� wiersze,
a w tej
chwili odbywa� praktyk� uzupe�niaj�c� na ksi�ycach Saturna.
- �Rzek�a dobra wr�ka:
Wygra nasz Ciuciu�ka!� - odczyta� pos�usznie tre�� depeszy Skrzacik.
Maciek, pozostaj�cy pod wra�eniem wyst�pu wuja Alfa, zapomnia� nawet mrukn��
�rupie�, natomiast historyk zakrzykn�� z triumfem:
- Widzicie?! Wszystkie wr�by s� fenomenalnie pomy�lne. Ale Bolek myli si�.
Wygraj� wszyscy. Wszyscy!!! Skrzaciku?
- S�ucham?
- Szampana!
- Obawiam si�, �e nasz barek jest zbyt skromnie zaopatrzony - u�miechn�a si�
Lena.
- Szampana? Przed zawodami? - zgorszy�a si� Anna.
- S�yszeli�cie, co powiedzia�em?! - zarycza� wuj Alf. - Czy musz� t�umaczy�, �e
bez
szampana moje misteria mog� przynie�� tragiczne nast�pstwa?! Stare obyczaje!
Historia
magistra vitae! Czy w tym domu nie ma wody sodowej? - doda� nagle przyciszonym
g�osem
mru��c zabawnie oko do Leny.
- Chyba jest...
- No to na co czekacie? - krzykn�� uczony. - Skrzacik, s�ysza�e�?! Szampana!!!
2
ABZ-22, na start!
W wielkiej amfiteatralnej sali Pa�acu Sportu panowa�a pe�na skupienia cisza.
Ka�dy z
zawodnik�w siedzia� w oddzielnym zamkni�tym boksie, kt�rego wysokie �ciany
odgradza�y
go od wsp�zawodnik�w i t�umi�y ich g�osy. Te g�osy odzywa�y si� zreszt� rzadko,
kandydaci
na uczestnik�w Astroniady otrzymywali pytania i odpowiadali na nie przewa�nie za
po�rednictwem aparatury przypominaj�cej nieco wyposa�enie ich uczniowskich
pokoi.
Jeszcze przed rozpocz�ciem Turnieju Maciek zrealizowa� sw�j pomys�. Gdy tylko
zaj�� miejsce w sze�ciennej kabinie, zrobi� u�ytek ze swego �udoskonalonego�
zegarka.
Przyrz�d ten nazywa� si� tak jak przed wiekami, chocia� w niczym nie przypomina�
dawnych,
zwyk�ych czasomierzy, bo spe�nia� r�wnocze�nie rol� podr�cznego telefonu,
kalkulatora oraz
wysy�a� fale, kt�re w razie jakiej� przygody pozwala�y szybko odnale�� jego
w�a�ciciela.
Wmontowany do zegarka laser Maciek po��czy� cieniutkim �wiat�owodem z p�kiem
grubych kabli biegn�cych pod �cian� boksu. By�y to g��wne przewody ��cz�ce
stanowiska
poszczeg�lnych zawodnik�w z Komisj� S�dziowsk�.
�wiat�o potrafi przenosi� znacznie wi�cej informacji ni� fale radiowe, nie
m�wi�c o
zwyk�ej ��czno�� i przewodowej. Dlatego wsz�dzie tam, gdzie trzeba szybko
porozumie� si� -
zw�aszcza z wi�ksz� liczb� ludzi czy robot�w, rol� dawnych drut�w telefonicznych
pe�ni�
�wiat�owody, elastyczne rurki z wmontowanymi specjalnymi soczewkami.
Kr�tko m�wi�c, Maciek zainstalowa� w swojej kabinie regularny pods�uch. W
regulaminie Kryterium Kwalifikacyjnego nie by�o najmniejszej wzmianki o
pods�uchiwaniu
rozm�w s�dzi�w z innymi zawodnikami. Ale w tym�e regulaminie nie wspomniano na
przyk�ad o obsypywaniu rywali proszkiem powoduj�cym kichanie i wielu innych
rzeczach.
Ch�opiec doskonale zdawa� sobie spraw� z tego, �e post�puje niezgodnie z duchem
regulaminu.
Rzecz jednak w tym, �e Maciek bardzo chcia� wygra� Sze�ciob�j. Marzy� o
specjalizacji w O�rodku Bada� Pozauk�adowych, a przecie� tytu� mistrza
Astroniady by�by z
pewno�ci� brany pod uwag� przy rozpatrywaniu jego kandydatury po uko�czeniu
nauki na
Ziemi. I chocia� buntowa� si� przeciw obarczaniu umys�u bezu�yteczn�, jego
zdaniem, dla
badacza kosmosu znajomo�ci� drogi, jak� przeby� cz�owiek od jaski� do gwiazd,
wiedzia�
r�wnocze�nie, �e z jakich� niezrozumia�ych powod�w sportowcy musz� tak�e wykaza�
si�
znajomo�ci� teorii. Pierwszy wuj Alf... e, szkoda s��w!
Wyniki ostatniego Turnieju Kwalifikacyjnego mia�y by� og�oszone dopiero po
po�udniu, a to oznacza�o ca�� wieczno�� oczekiwania. Gdyby wiadomo by�o, jak
odpowiadali
inni, mo�na by �atwiej od razu oceni� w�asne szans�. Poza tym jakie� pytanie
mog�o si�
przecie� powt�rzy�. Tej ostatniej my�li Maciek nie dopuszcza� wprawdzie do
swojej
�wiadomo�ci, ale... fakt pozostawa� faktem. Pytania mog�y si� powtarza�.
Inna rzecz, �e na razie to si� jeszcze nie zdarzy�o. Ch�opiec przebrn�� ju�
zwyci�sko
przez pozorowany bieg Mars-marato�ski, uzupe�ni� bezb��dnie kilkana�cie wzor�w
nawigacyjnych, kt�re wyskakiwa�y na tarczy jego ekranu kontrolnego, opracowa�
program
lotu szybowcem s�onecznym z Merkurego na asteroidy i rozwi�za� szereg zada�
testowych, to
znaczy g�o�no wypowiada� swe my�li, podczas gdy na ekranie zmienia�y si� w
b�yskawicznym tempie kolorowe rysunki, z�o�one ze spl�tanych linii, figur
geometrycznych i
pulsuj�cych jaskrawymi �wiate�kami kropeczek.
W tej chwili dziewcz�cy g�os - s�yszalny dzi�ki przemy�lnej nielegalnej
instalacji -
wypowiada� si� na temat ewentualnego kontaktu ludzko�ci z jak�� inn�
cywilizacj�.
Zawodniczka mia�a symbol AZW-16 i m�wi�a ca�kiem do rzeczy.
Na pulpicie przed ekranem Ma�ka zap�on�a zielona lampka. Wzywano go.
B�yskawicznie wdusi� w�a�ciwy klawisz i powiedzia�:
- Numer ABZ-22 got�w.
- ABZ-22, co to s� tachjony?
- Teoretyczne cz�steczki, kt�re przy szybko�ci �wiat�a maj� niesko�czon� energi�
i
p�d, a trac�c energi� ulegaj� przy�pieszeniu. Przy doj�ciu do energii zerowej
osi�gaj�
pr�dko�� niesko�czon�.
- Dzi�kuj� - us�ysza� lekko zachrypni�ty g�os starszego m�czyzny. - Czy mo�esz
poda� przyk�ad praktycznego zastosowania tachjon�w?
- W laboratoriach uzyskano, na razie na niewielk� skal�, mo�liwo��
skontaktowania
si� z minionymi epokami. Powy�ej szybko�ci �wiat�a czas staje si�... - Maciek
szuka� przez
chwil� w�a�ciwego s�owa - elastyczny - znalaz� wreszcie. - Tachjony wykorzystuje
si� tak�e
przy budowie szybkich radar�w, za pomoc� kt�rych statki kosmiczne wychwytuj�
meteoryty
i inne przeszkody. Zwyk�e radary przynosi�yby informacje grubo sp�nione.
- Dzi�kuj�. ABZ-22?
- S�ucham?
- W jakiej konkurencji czujesz si� najsilniejszy?
- W Mars-maratonie - odpowiedzia� bez wahania ch�opiec.
Wiedzia�, �e komisja zmieni teraz w jego arkuszu ocen ilo�� punkt�w za
ewentualne
zwyci�stwo w biegu Mars-marato�skim. C�, min�y czasy, kiedy brano pod uwag�
jedynie
suche wyniki. Teraz licz� si� tak�e indywidualne cechy ka�dego zawodnika,
stopie�
trudno�ci, jaki przy swojej budowie cia�a, swojej osobowo�ci musi pokona�, aby
zwyci�y�.
Ka�dy z g�ry zapowiada�, w jakiej konkurencji jest najmocniejszy, a w jakiej
najs�abszy. Za
ewentualne zwyci�stwo w najmocniejszej dyscyplinie dostawa� nieco ni�sz� ocen�
ni� inni,
natomiast za wygranie tej, w kt�rej z racji swoich osobistych cech czu� si�
mniej pewnie,
otrzymywa� dodatkow� premi�. Ale wyb�r tych dw�ch konkurencji by� tylko jednym z
element�w nowoczesnego systemu ocen. Decyduj�ce znaczenie mia�y badania
lekarskie i
testy psychologiczne. Je�li kto� nie grzeszy� na przyk�ad nadmiarem odwagi,
otrzymywa�
wi�cej punkt�w za przezwyci�enie strachu. A zawody stwarza�y niejedn� okazj� do
wykazania si� tak�e pod tym wzgl�dem.
- A jaka jest twoja najs�absza konkurencja, ABZ-22?
- Teoria... - mrukn�� ponuro Maciek.
- Ha! - zawo�a� dono�ny baryton, ale ten, kto zadawa� pytania, rzuci� kr�tkie
�dzi�kuj�� i przerwa� ��czno��.
Z kolei odpowiada�a zawodniczka oznaczona symbolem, kt�rego Maciek nie
dos�ysza�. Przeczytano jej fragment poematu Alka Sosny �Wiatr od s�o�ca�,
uzupe�niony
kilkoma zwrotkami pi�ra jakiego� innego autora.
- Rupie� - rzek� Maciek czuj�c, �e na czo�o wyst�puj� mu kropelki potu. O
poemacie
Sosny wiedzia� tylko tyle, �e taki istnieje.
Dziewczyna poradzi�a sobie jednak zdumiewaj�co g�adko. Odwo�a�a si� do swojej
aparatury, przy pomocy kt�rej zmierzy�a temperatur� tekstu - tak si� to fachowo
nazywa�o.
Ka�dy autor ma charakterystyczne dla siebie zwi�zki mi�dzy s�owami, zwroty i
typowe
rozmieszczenie warto�ci informacyjnych. Na podstawie danych otrzymanych od
komputera
zawodniczka bezb��dnie oddzieli�a autentyczne fragmenty poematu od tych, kt�re
dopisa�
kto� inny.
- Dzi�kuj� - odpowiedzia� g�os nale��cy, jak si� zdawa�o, do jakiej� bardzo
m�odej
kobiety.
Trzech uczestnik�w zawod�w odpowiada�o teraz na stosunkowo �atwe pytania
dotycz�ce gwiezdnej nawigacji, a nast�pnie kto� wykonywa� pozorowane manewry
rakiet�
zagarni�t� przez potok meteoryt�w.
- AAD-40 - zabrz�cza�o z kolei w Ma�kowym zegarku.
- S�ucham - zg�osi� si� wezwany.
- Potrafisz opisa� matematycznie symfoni� olimpijsk� Mittiego? Pami�tasz g��wny
motyw muzyczny utworu?
- Tak.
Nast�pi�a chwila ciszy. Maciek wyobrazi� sobie wzory wyskakuj�ce na ekraniku
tego
jakiego� AAD-40 i na wielkich monitorach komisji. To znaczy, usi�owa� je sobie
wyobrazi�.
C�, kiedy ani rusz nie potrafi� zanuci� bodaj pierwszych takt�w tej przekl�tej
symfonii.
- Dzi�kuj� - powiedzia� juror i z tonu jego g�osu ch�opiec z mimowolnym podziwem
wywnioskowa�, �e AAD-40 rozwi�za� zadanie. - A teraz - ci�gn�� s�dzia - spr�buj
zrobi� to
samo z jakimkolwiek wybranym utworem Bacha.
Znowu przez jaki� czas trwa�o milczenie, wreszcie rozleg� si� niepewny i jakby
obra�ony g�os zawodnika:
- Ja...
- Nie potrafisz?
- Tak. To znaczy nie. Ja... bardzo lubi� Bacha...
- Dzi�kuj�.
Zanim Maciek zd��y� zastanowi� si�, co mia�o znaczy� to �bardzo lubi� Bacha� i
to
�dzi�kuj�, kt�re zabrzmia�o r�wnie �yczliwie jak poprzednie, chocia� zawodnik
tym razem
nie odpowiedzia� na pytanie, lampka w jego pulpicie o�y�a ponownie. Wyprostowa�
si�
odruchowo.
- ABZ-22, czy wybra�e� ju� sobie przysz�� specjalizacj�?
- Tak. Chc� pracowa� w O�rodku Bada� Poza-uk�adowych.
- A co masz zamiar tam robi�?
- Budowa�... - Maciek zawaha� si� przez moment, ale nie m�g� przecie� szuka�
teraz
wybieg�w. - Chc� budowa� gwiazdy - powiedzia� odrobin� wyzywaj�cym tonem.
- Czy uwa�asz, �e jest ich za ma�o? - wtr�ci� �w baryton, kt�ry niedawno
zakrzykn��
�ha!�, a kt�ry ch�opiec dopiero w tej chwili zidentyfikowa� jako g�os wuja Alfa.
Mimo woli
zje�y� si� i przestraszy�. Teraz dopiero zacznie si� prawdziwy egzamin. Rupie�!
Historia...
- Nie - odburkn�� kr�tko.
- Wi�c czemu chcesz budowa� nowe? - zainteresowa� si� pierwszy juror.
�Raz kozie �mier� - pomy�la� z desperacj� Maciek.
- S�o�ce ma jedn� planet�, na kt�rej mo�e istnie� �ycie, Ziemi� - zacz��. -
Gwiazdy,
kt�re poznali�my, tak�e maj� po jednej, najwy�ej po dwie takie planety. A
przecie� mo�na by
budowa� sztuczne s�o�ca, posiadaj�ce po trzy, cztery globy, na kt�rych m�g�by
�y� cz�owiek.
I to wcale nie musia�oby by� bardzo daleko.
- �le ci na Ziemi... i w naszym Uk�adzie S�onecznym? - to by� znowu wuj Alf. Ale
tym razem Maciek zachowa� spok�j.
- Nie my�l� o sobie - odpowiedzia� skromnie. - Wydaje mi si� tylko, �e kiedy�
b�dziemy musieli zamieszka� tak�e w innych uk�adach, i lepiej, �eby�my w�wczas
mieli do
dyspozycji nie jedn� planet�, lecz wi�cej...
- Na razie nie grozi nam przeludnienie - zauwa�y� pierwszy s�dzia.
- Ale za siedem miliard�w lat S�o�ce przestanie by� �r�d�em �ycia - odpar�
g�rnolotnie Maciek. - Najpierw spali otaczaj�ce je planety, ��cznie z nasz�, a
potem
wystygnie. Wtedy ju� b�dziemy musieli mie� inne ziemie.
- My? - zakrzykn�� tryumfaln