Sigmund Freud - Wstęp do psychoanalizy

Szczegóły
Tytuł Sigmund Freud - Wstęp do psychoanalizy
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Sigmund Freud - Wstęp do psychoanalizy PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Sigmund Freud - Wstęp do psychoanalizy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Sigmund Freud - Wstęp do psychoanalizy - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 SIGMUND F REUD WSTĘP DO PSYCHO- ANALIZY W YDAW NICTW O NAUKOWE PWN Strona 2 Strona 3 WSTĘP DO ps ycho - ANALIZY Warszawa 2000 Wydawnictwo Naukowe PW N Strona 4 T ytuł oryginału Yorlesungen zur Einfiihrung in die Psychoanalyse Pierwsze wydanie polskie 1935 w przekładzie S. Kempnerówny i W. Zaniewickiego W ydawnictwo J. Przeworskiego W ydanie II — W arszawa 1957, Książka i Wiedza W ydanie III — W arszawa 1982, PW N , popraw ione — przejrzał i przedm ową opatrzył Kazimierz Obuchowski Okładkę i strony tytułowe projektowała: M aryna Wiśniewska Redaktor: Zofia Klębowska R edaktor techniczny: Teresa Skrzypkowska K orektor: Sławomir Skrzekut © Copyright for the Polish edition by Państwowe W ydawnictwo N aukow e Warszawa 1982 ISBN 83-01-03863-2 Wydawnictwo Naukowe PWN SA 00-251 Warszawa, ul. Miodowa 10 tel.: (0-22) 695-43-21 faks: (0-22) 826-71-63 e-mail: [email protected] Strona 5 Przedmowa do III wydania w przekładzie polskim I Osobliwością nauk humanistycznych jest istnienie dwóch odrębnych porządków trw ania i upowszechniania się idei. Jedne z nich zyskują uznanie już od chwili pojawienia się, budzą respekt przeciwników, stają się znakiem epoki i wraz z nią zapadają w niebyt dysertacji już tylko historycznych. Inne, rodząc się z trudem , nieporadne, lokowane na marginesach wielkiej nauki — nie tylko nie dają się z niej wyrzucić, ale przeciwnie, trwają wbrew wszelkim przewidywaniom, rozszerzają swój teren działania i stają się trwałym składnikiem kultury ogól­ noludzkiej. Przypominają w tym dzieła sztuki, które — dookreślane przez pokolenia — trwają ponadhistorycznie. M ożna by powiedzieć, pozwalając sobie na pewien luz dowodowy, że owe m odne koncepcje to kreacje wymyślone zgodnie z linią sezonu. Skrojone elegancko według wymagań metodologów, są martwe, gdyż ich znaczenie nie wykracza poza funkcje dekoracyjne. Koncepcje humanistyczne żyją wówczas, gdy dotyczą najbardziej istotnych spraw żywych ludzi. Najbardziej istotnych, to znaczy takich, które istnieją na zasadzie archetypów, występują w różnych epokach i kulturach, jako stały składnik dram atów człowieka, nieuchronnych konfliktów jego egzystencji. Tu znowu znajdujemy analogie z wielką sztuką, która może być dookreślana przez kolejne pokolenia ludzi dlatego właśnie, że dotyczy spraw dla każdego pokolenia istotnych, żywych, nie wymyślonych, dzięki czemu człowiek może ująć swoją istotę w kategoriach przeras­ tających sprawy jego dnia pow szedniego1. 1 Obuchowski K. Sztuka i je j współtwórcy. Poznań, 1978, ISM E. 5 Strona 6 M ożna by to ująć również tak, że koncepcja hum anistyczna składa się z dwóch warstw: warstwa formalna, wyrażona zwykle w określonym języku, artykułow ana jest w sposób bardziej lub mniej zgodny z obowiązującymi w danym okresie paradygm atam i. N atom iast warstwę drugą stanowi treść tkwiąca poza świadomością badaczy, a ściślej mówiąc — niekoniecznie w ich świadomości z warstwą pierwszą łączona, gdyż dotyczy ich osobiście. Treść ta jest wypierana, gdyż od pow stania współczesnej nauki obowiązuje zasada, iż wytwór naukow y nie powinien być projekcją problem ów osobistych uczonego. Jeśli owa konotacyjna warstwa koncepcji dotyczy treści przeżyć wspólnych wielu ludzi, porusza tkwiące w nich nadzieje, lęki, konflikty, nadaje to jej zdolność do życia samodzielnego, poza książką, poza m etodam i weryfikacji naukowej. Raz ujawniona, zartykułowana, pozostaje niezniszczalnym składnikiem kultury. Wyżej sformułowany pogląd mógłby być próbą wyjaśnienia fenomenu psychoanalizy — fenomenu, którego trwałość i rozwój zdają się zaprzeczać obowiązywaniu reguł zdrowego rozsądku w postępie nauki. Niewiele jest koncepcji teoretycznych, przeciw którym — jak przeciw psychoanalizie — posłużono się równie potężnym, a zarazem nieskutecznym arsenałem argumentów. Niewiele koncepcji rozwijało się tak spontanicznie, i to poza form alną organizacją akademicką. Niewiele teorii zdobyło się na tak śmiałą dram aturgicznie koncepcję losu człowieka — śmiałą, ale nie beztroską. Twórca psychoanalizy — Zygm unt Freud — tworzył swoją wizję wbrew metodologii naukowej, do jakiej nawykł. „N ow icjat” naukowy odbył przecież w roli anatom a, który w ciszy laboratorium prowadził badania porównawcze mózgu, wyróżniając się biegłością i pom ysło­ wością w sporządzaniu preparatów mikroskopowych. Praktykę lekar­ ską podjął powodow any sytuacją m aterialną i społeczną. Freud tworzył swoją wizję także wbrew bliskiej m u koncepcji mechanizmów funkcjonowania człowieka, w której nie mogło być miejsca na cokolwiek poza fizjologią i świadomością. I również wbrew swoim rygorystycznym poglądom moralnym, zgodnie z którymi sprawy seksualne należało lokować w sferze wstydliwych i m ało istotnych funkcji fizjologicznych. M ogłoby to oznaczać, że wejście na drogę badań psychoanalitycznych było dla Zygm unta Freuda realizacją swego rodzaju przymusu wewnętrznego, podobnego do owych zjawisk, które zaniepokoiły go w trakcie analizy postępow ania jego pacjentów. 6 Strona 7 Zjawiska te, wywołane sztucznie, mógł on obserwować w klinice u Charcota i u Bernheima, gdzie pogłębiał swoją wiedzę lekarską. Polegały one na tym, że pacjent wprowadzony w stan hipnozy i poddany sugestii posthipnotycznej realizował po obudzeniu się treść tych sugestii wykonując czynności, których powód był dla niego samego niezrozumiały. Nie uświadamiał sobie związku tych czynności z przebiegiem seansu hipnotycznego i nie um iał powstrzymać się od ich realizacji. W yglądało więc na to, że postępowaniem człowieka mogą kierować siły przez niego nie uświadomione i tak potężne, że świadomość musi im się przyporządkować. Zwracało uwagę, że pacjent wykonujący polecenia hipnotyzera próbow ał znaleźć dla nich uzasad­ nienie i wierzył w te swoje racje nawet wówczas, gdy były one zasadniczo sprzeczne i z jego wiedzą o świecie, i po prostu z logiką sytuacji. Coś więc musiało sterować tym postępowaniem, które było zborne, miało pozory racjonalnego sensu i do czegoś prowadziło. W wypadku osób hipnotyzowanych, tym nieświadomym celem było zrealizowanie zalecenia hipnotyzera. Zygm unt Freud doszedł do wniosku, że również u niektórych jego pacjentów pewne formy postępowania, właśnie te, które stanowiły oś symptomów chorobowych, zdają się przebiegać podobnie jak po­ stępowanie zasugerowane osobnikowi w stanie hipnozy. M ają one charakter zachowań przymusowych, jakby działało coś poza świado­ mością jednostki — coś, co jest obce zasadniczym kierunkom po­ stępowania danej osoby i bywa interpretow ane przez nią w sposób nieraz ewidentnie sztuczny. Powstaje wówczas jednak pytanie o to, kto czy co gra w tych wypadkach rolę hipnotyzera i co jest owego postępowania celem. Odpowiedź podsunęli sami pacjenci, a właściwie uczyniły to pacjentki. W toku długotrwałych indagacji przypom inały one sobie takie wydarzenia z okresu dzieciństwa, które m ożna by było powiązać z obecnymi symptomami chorobowymi — jeśliby przyjąć założenie, że symptomy te są owych wydarzeń symboliczną reprezentacją, a zarazem sposobem spychania ich z obszaru świadomości. Nasuwało się przy­ puszczenie, że owym czynnikiem powodującym wystąpienie przym u­ sowych, jakby z zewnątrz narzuconych myśli, obaw, sposobów postępowania, jest przeżycie we wczesnej fazie rozwoju osobowości takich wydarzeń, których osoba nie chce pamiętać, a właściwie do których uświadomienia sobie nie może dopuścić, dlatego że są one dla 7 Strona 8 niej zbyt bolesne, nie do przyjęcia, zbyt nieprawdopodobne, aby m ożna było pogodzić się z ich istnieniem. A jednak one w psychice istnieją, co oznacza, że psychiki nie należy utożsam iać z samą tylko świadomością i że pamięć jest aktywnym procesem, nie zaś tylko reprezentacją doświaczenia. W ten sposób rozwiązany został problem pochodzenia owych wyizolowanych, tkwiących poza świadomością treści psychologicznych, zmuszających osobę do modyfikacji jej postępow ania w stopniu nieraz tak nasilonym, że w ogóle uniemożliwiającym racjonalne funkcjo­ nowanie społeczne. Rozwiązanie to było równoznaczne z przyjęciem założenia o ist­ nieniu nie uświadomionych obszarów psychiki oraz swego rodzaju „paraświadom ości” , spełniającej rolę podwójną. Dopuszcza ona do głosu treści w psychice danej osoby istniejące, lecz utajone, ale czyni to w taki sposób, aby został ukryty przed świadomością ich rzeczywisty sens. M iałby to więc być aparat psychiczny o własnej „intencjonalno- ści” , działający poza regułami fizjologii mózgu i świadomości. Przy tym wiedza o owym nowo odkrytym kontynencie psychiki ludzkiej została wyprowadzona tylko teoretycznie. Nie stanowił on rzeczywistości, którą m ożna by zmierzyć, a więc nie powinien był być przedm iotem poważnych badań przyrodniczych. M ożna więc było uznać postępowanie badawcze psychoanalizy za niedopuszczalne z punktu widzenia zasad badania życia psychicznego człowieka. N iektórzy uczeni owych czasów, inspirowani przez ewolucjonizm, skłonni by byli nawet zaakceptować pogląd, że w człowieku tkwią jakieś atawizmy popędowe, które — podobnie jak owłosienie czy kość ogonowa — przypom inają o jego pochodzeniu. One chyba są, ale ujawnienie ich istnienia jest zbyteczne i nie przystoi człowiekowi kulturalnem u. To już raczej artyści oraz co bardziej niezrównoważeni emocjonalnie filozofowie m ogą sobie pozwolić na głoszenie koncepcji podwójnej natury człowieka, zdominowanej przez chuć, lęk lub agresję. N atom iast lekarz, i to mający ambicje zajęcia poważnej pozycji w kręgach medycznej szkoły wiedeńskiej, kultywującej pozytywistyczne tradycje „szkiełka i oka” , nie powinien był sobie pozwolić na twierdzenia o istnieniu obszarów funkcji mózgu pozostających zarówno poza polem widzenia m ikroskopu, jak i introspekcji — a więc na twierdzenia o istnieniu czegoś, czego nie m a i być nie może. T ak więc Zygm unt Freud przekroczył bariery własnego poglądu 8 Strona 9 na świat zarówno w jego aspekcie epistemologicznym, jak i on- tologicznym. Cała sprawa m ogłaby pozostać w kręgu możliwych do tolerowania indywidualnych upodobań, gdyby nie to, że pacjentki w sposób zadziwiająco jednolity określały rodzaj problemów, które musiały pozostać poza świadomością, lecz dawały o sobie znać przybierając postać symptomów chorobowych. Były to mianowicie problemy seksualne z okresu dzieciństwa. Zygm unt Freud uznał, że nie może cofnąć się przed uczynieniem następnego kroku, jakim było uznanie, że tym, co w dzieciństwie odgrywa tak znaczną rolę, iż może wyznaczyć kształt dorosłego życia — jest seksualizm. Tak więc Zygm unt Freud przekroczył również własne bariery m oralne i wzburzył już nie tylko świat lekarski, ale i opinię publiczną. Dalsze odkrycia, a więc stworzenie tzw. pierwszej teorii, a następnie drugiej, były już tylko konsekwencją przyjęcia założenia o istnieniu podświadom ości jako istotnego czynnika życia psychicznego i założenia 0 decydującej roli popędu seksualnego w determinacji postępow ania człowieka. Przy tym od samego początku zarysowały się dwa kierunki rozwoju koncepcji. Jeden z nich łączył się z praktyką lekarską. Doprowadził on do skonstruowania technik ujawniania tego, co zostało ze świadomości wyparte, oraz rozładowania nabrzmiałych, zniekształ­ cających organizację psychiczną problemów. Podstawą teoretyczną tych technik była teoria lęków i mechanizmów obronnych Ego. N atom iast kierunek drugi dotyczył psychologii normalnego czło­ wieka, rozw oju osobowości, organizacji osobowości, m otywacji 1 w konsekwencji prowadził do sform ułowania teorii kultury, która wzbudzała najwięcej kontrowersji w czasach, gdy już seksualizm dziecięcy przestał kogokolwiek szokować. II Aby dobrze zrozumieć istotę psychoanalizy w jej wydaniu klasycz­ nym, trzeba sobie zdać sprawę z tego, że Zygm unt Freud był badaczem i myślicielem, który nie miał zwyczaju cofania się przed najbardziej nawet niepraw dopodobną konkluzją, gdy tylko sądził, że pozwala mu ona lepiej zrozumieć przedm iot badania, i który tworzył swoją koncepcję warstwami, krok po kroku. 9 Strona 10 Zwróćmy uwagę na kilka danych biograficznych. Freud urodził się w połowie wieku XIX, a um arł podczas II wojny światowej jako 83-letni starzec. Przetrwał więc kilka epok historycznych, a pracował wytrwale i nieustannie. M imo wielu operacji przeżył dwadzieścia lat chorując na raka i do ostatniej chwili odm awiał zażywania uśmierza­ jących ból środków farmakologicznych, aby zachować jasność umysłu potrzebną do pracy. Swoją koncepcję budował w ciągu 50 lat. Dzieło jego stało się jeszcze za życia historią — gdyż dożył powstania neopsychoanalizy. Przeżył swojego najwybitniejszego ucznia — a w pó­ źniejszym okresie dysydenta — Alfreda Adlera, który zmarł w wieku 67 lat. Za życia Freuda K aren Horney napisała Neurotyczną osobowość naszych czasów, kładąc podwaliny pod psychoanalizę kulturową, natom iast Erich From m dokonał pierwszej psychoanalitycznej inter­ pretacji faszyzmu. Składali Freudowi hołdy Tomasz M ann i Albert Einstein. Jego książki płonęły na stosach w Niemczech hitlerowskich. Pierwsze prace Zygm unta Freuda poświęcone były analizie symp­ tom ów histerycznych i wyróżnieniu niektórych kategorii osobowości. Odnosiły się więc do jednostki ludzkiej, jej aparatu psychicznego, doświadczeń z okresu dziecięcego, a zakres ujmowanych w tych pracach relacji społecznych nie wykraczał poza paraseksualne związki syna z m atką i córki z ojcem. Nawiasem mówiąc, ten drugi rodzaj związku był wyłączną niemal treścią doświadczeń klinicznych dra Freuda, natom iast w pismach swoich zajmował się on najczęściej relacjami syna z m atką. Zachowały się świadectwa na tem at tego, że Freud był wstrząśnięty, gdy obejrzał w teatrze Króla Edypa. W ydaje się, że zrozum iał wówczas z jednej strony to, jak uniwersalna — obejmująca niemal wszystko swoim zasięgiem — jest podstawowa relacja społeczna „m atka — syn” , z drugiej zaś strony uchwycił jej dwoistość. Jest to mianowicie układ kulturowy i biologiczny, a więc konieczny, a zarazem imm anentnie sprzeczny, tak jak sprzeczne są tabu kulturowe i dążenia ludzi. Rozwiązanie tych sprzeczności decyduje o kształcie osobowości na całe życie. III I wojna światowa wywarła, jak się wydaje, silny wpływ na ogólną orientację światopoglądową Freuda. Uczestniczyli w niej jego synowie; przyjaciół i współpracowników również rozpędził wiatr dziejów. Sam 10 Strona 11 Freud, po początkowych uniesieniach patriotycznych, zaczął coraz dogłębniej rozumieć polityczny, społeczny oraz ekonomiczny bezsens i tragizm tej okrutnej rzezi. W yjaśnienia doprowadzających do niej sił szukał we wnętrzu ludzkim — w utajonych w tym wnętrzu energiach, a wzorem pom ocnym w ich zrozumieniu była dlań owa wyżej wspom niana dram atyczna sytuacja formowanej społecznie, a zdeter­ minowanej biologicznie, psychiki. Nowy etap działalności Freuda podsum ow ała w r.1929 głośna rozprawa Kultura ja k o źródło cierpień. Freud rozszerzył spektrum badanej rzeczywistości, zajmując się odtąd już nie tyle jednostką ludzką, ile raczej podstawowymi zasadami biologii i kultury. N a tym poziomie dram at „m atka — syn” występuje w postaci „okrutny patriarcha — synowie” i „kultura — jednostka” . Ostatnie większe dzieło Z. Freuda to M ojżesz i monoteizm. A utor pogłębił w nim perspektywę historyczną swoich zainteresowań. W arto wspomnieć, że wywołało ono protesty środowiska żydowskiego i od tej pory nie było już ani jednej wyraźnie określonej grupy społecznej i politycznej, która by w jakiś sposób nie wyraziła swojego potępienia dla teorii Freuda. Psychoanaliza jest zatem koncepcją budow aną przez jedną osobę, z uporem i bezkompromisowo. Twórca jej wyszedł od pojedynczych obserwacji klinicznych i prób ich interpretacji, aby wprowadzając coraz bardziej różnorodny m ateriał dojść do uogólnienia całokształtu problem ów człowieka i jego świata. W ciągu dziesięcioleci budowania tej koncepcji dokonywały się jakościowe zmiany w naukowych zasadach interpretacji rzeczywistości, w opisie jej obrazu, a także w zasadach organizacji życia społecznego świata, przeoranego przez wojnę światową, rewolucje i kryzysy gospodarcze. Odbijały się one na kształcie i zakresie psychoanalizy, zwłaszcza, że jej idee przyciągały coraz więcej ludzi o bardzo różnych specjalnościach zawodowych, a także bardzo różnych kwalifikacjach umysłowych. Byli wśród nich lekarze, psycholodzy, politolodzy, byli wśród nich poważni uczeni i sprytni hochsztaplerzy. Wielu uczniów Freuda nie umiało lub nie chciało nadążyć za szybkim tempem zmian poglądów mistrza i tworzyło ortodoksyjne sekty — sekty, gdyż bardziej przypom inały one zgrom a­ dzenia religijne strzegące czystości dogm atu niż społeczności naukowe. Inni z kolei nie mogli pogodzić się z biologizmem m istrza, z jego poglądam i na rolę seksualizmu, lub też po prostu z kategorycznością 11 Strona 12 jego sądów. Stwarzali wobec tego własne kierunki psychoanalityczne. W ytworzyła się sytuacja, w której psychoanaliza ja k o sposób interp­ retacji psychiki ludzkiej i je j uwarunkowań zaczęła funkcjonować poza treścią form uł teoretycznych Freuda. Już w r. 1937 K aren H orney ujęła to następująco: „Jeśli ktoś traktuje psychoanalizę wyłącznie jako sumę teorii wysuniętych przez Freuda, to przedstawione tutaj rozważania nie są psychoanalizą. Jeśli natom iast ktoś uważa, że zasadniczym składnikiem psychoanalizy są pewne podstawowe kierunki myślenia dotyczące roli procesów nieświadomych i sposobów ich wyrażania oraz specyficzna form a terapii prow adzona do uświadomienia sobie tych procesów, to przedstawiony tu m ateriał jest psychoanalizą” 2. W yglądało to na początek dezintegracji psychoanalizy, a w każdym razie na odłożenie treści Freuda do lam usa szacownych pamiątek. I tu — po jakiś czasie — niespodzianka: właśnie w ostatnich latach daje się zauważyć renesans tej najbardziej klasycznej wersji psychoanalizy — z czasów, gdy Freud koncentrował uwagę na tym, jak skon­ struowany jest ap arat psychiczny człowieka, i zaczynał tworzyć teorię popędów. W owym renesansie m ożna wyróżnić dwa etapy. W etapie pierw­ szym (koniec lat pięćdziesiątych) zajęto się eksperymentalną weryfikacją hipotez dotyczących mechanizmów w y p i e r a n i a i p r z e n i e s i e ­ n i a . W ypieranie jest kluczowym pojęciem wszelkich kierunków psychoanalitycznych i tym samym wzbudzało największe zaintereso­ wanie. Stanowi ono jeden z mechanizmów obronnych Ego, polegający na usuwaniu ze świadomości tych treści, które byłyby nie do przyjęcia ze względu na zinterioryzowane norm y kulturowe. Dzięki wypieraniu człowiek uświadam ia sobie tylko to, co chce sobie uświadomić, a zwłaszcza to, na co sobie może emocjonalnie pozwolić. N a początku lat sześćdziesiątych w czasie mojej pracy dydaktycznej często powtarzałem znany już eksperyment, w toku którego każda grupa studencka mogła przekonać się, że odczytanie nieprzyjemnego słowa eksponowanego w czasie bliskim progu spostrzegania przychodzi osobom badanym z trudem lub nawet jest niemożliwe. N atom iast słowa o neutralnej treści są w tych samych w arunkach odczytywane swobodnie. 2 H orney K . Neurotyczna osobowość naszych czasów, W arszawa 1976, PW N, s. 2. 12 Strona 13 W tychże latach Glucksberg i K in g 3 kojarzyli nonsensowne sylaby /. przykrym szokiem elektrycznym. Sylaby te były szybciej zapominane niż inne, których wyuczeniu nie towarzyszyły żadne przykre doświad­ czenia. Często też pow tarzano eksperyment biograficzny, w toku którego osoby badane m ają za zadanie opisanie przykrych i przyjemnych wydarzeń ze swojego życia. Z reguły okazuje się, że znaczna liczba wydarzeń przykrych zostaje pom inięta wskutek zapomnienia. N a przykład ubocznym wynikiem badania wspomnień dzieci, które przebywały w szpitalu na 5 lat przed badaniem 4, było stwierdzenie, że najbardziej przykre wydarzenia zostały całkiem wyparte z pamięci i ujawniają się tylko symbolicznie, w treści rysunków lub izolowanych błędów. N atom iast pojedyncze, przyjemne zdarzenia zostały zapam ię­ tane dokładnie. Przy tym dzieci pamiętały prawie wyłącznie i bardzo silnie cierpienia innych dzieci — co m ożna było wyjaśnić mechanizmem projekcji wypartych treści. Z wypieraniem wiąże się właśnie mechanizm projekcji wypartych treści — stanowi on od lat podstawę teoretyczną standardowej diagnostyki psychologicznej i wyszedł daleko poza zakres stosowania psychoanalizy (Test Apercepcji Tematycznej, Próba Niedokończonych Zadań i wiele innych równie popularnych metod). N atom iast niektórzy współcześni badacze za najważniejsze odkrycie psychoanalizy uznają mechanizm przeniesienia5. Polega on na zwróceniu określonych nastawień emocjonalnych z jednego obiektu na inny. Przeniesienie ma zapobiec negatywnym konsekwencjom, jakie groziłyby osobie, gdyby nie dokonała zmiany obiektu uczucia. Freud sądził, że niektóre nerwice m ają charakter przeniesieniowy. Przeniesienie, zwane w przy­ padku nerwic transferencją, jest typowym objawem świadczącym, że terapia analityczna w danym przypadku czyni postępy. Pacjent zaczyna 3 Glucksberg S., King L. M o tń a ted forgetting mediated by implicit \erbal chaining: A laboratory analog o f repression. „Science” 1967, 27, s. 517-519. 4 Obuchowski K , O buchowska I., Goncarzewicz M ., Krzywińska K. Badania nad odzwierciedleniem przeżyć szpitalnych dziecka w rysunku i w opowiadaniu. W: Księga pamiątkowa X II Zjazdu Pediatrów Polskich. W arszawa 1962 PZW L. s Podkreśla jego znaczenie Leon C hertok w swoim napisanym wspólnie z De Saussure studium dotyczącym historii idei, które złożyły się na współczesną psycho­ analizę. Por. C hertok L. From Messmer to Freud. The Revolution in Psychotherapy, 1973. 13 Strona 14 traktow ać terapeutę jako obiekt swoich zablokowanych uprzednio potrzeb uczuciowych i tym samym uzyskuje szansę ich wyrażenia i zaspokojenia. Koncepcja tego mechanizmu znalazła zastosowanie praktyczne w okresie, gdy problemem naszej kultury stały się czyny chuligańskie, a więc przestępstwa dokonywane bez żadnego racjonalnego powodu, przeważnie na nie znanych sprawcom, bezbronnych osobach lub przypadkowych przedmiotach. G rupa badaczy z Uniwersytetu w Y ale6 wysunęła hipotezę, że chodzi tu o przeniesienie agresji wywołanej frustracją jakichś nie całkiem jasno uświadomionych dążeń. Teoria ta została między innymi potwierdzona analizą zależności między liczbą samosądów popełnianych na ludności murzyńskiej południowych stanów USA a spadkiem cen bawełny, w owych latach decydujących o stopie życiowej białej ludności tych stanów. Zweryfikowano również niektóre niezwykle kontrowersyjne twier­ dzenia Freuda dotyczące nieuświadomionego lęku kastracyjnego u chłopców i zazdrości o penisa u dziewcząt. W ykorzystano w tym celu analizę snów — „królewską drogę do podświadomości” , której w tej książce poświęcono jedną trzecią tekstu. W roku 1965 Hall i Van de C astle7 zebrali pewną liczbę protokołów snów od osób specjalnie w tym kierunku przeszkolonych. Następnie poddali te protokoły analizie przeprowadzonej przez sędziów kom petentnych, którzy po­ sługiwali się zestawem kategorii opartych na symbolice opracowanej przez Freuda. Zakładano, że sny mężczyzn i kobiet będą istotnie różniły się rodzajem dominującej symboliki. U mężczyzn pojawią się częściej symbole wskazujące na występowanie lęków kastracyjnych, a u kobiet — symbole dążenia do kastracji i zazdrości o penisa. Założenie to znalazło w tych badaniach potwierdzenie w stopniu statystycznie istotnym. Zgodność między sędziami wynosiła więcej niż 87% w odniesieniu do każdej z trzech zmiennych. Interesująco wypadła też weryfikacja innej koncepcji Freuda — dotyczącej hum oru. W pracy z r. 1905 Dowcipy i ich stosunek do nieświadomości Freud postawił tezę, że efekt humorystyczny jest 6 D ollard J., D obb L.W., Miller N.E., M ow rer O .H., Sears R.S. Frustration and agression. Wyd. 6, New H ovland 1947. 7 H all C., Van de Castle R. An empirical imestigation o f the castration complex in dreams. „Journal o f Personality” , 1965, 33, 2. 20-29. 14 Strona 15 wynikiem nagłego spadku napięcia lękowego. Lęk, jak sądził, jest wyrazem wewnątrzpsychicznego konfliktu związanego z niemożnością bezpośredniej ekspresji nie akceptowanych dążeń. Shurcliff8 w r. 1968 zorganizował precyzyjny eksperyment, w którym trzy grupy osób miały wykonać różne czynności wywołujące różny stopień napięcia lękowego i obrzydzenia. Po podjęciu tych czynności niespodziewanie okazywało się, że obawy były całkiem nieuzasadnione. N a przykład badany oczekiwał, że będzie musiał wyjąć z pojem nika bardzo agresywnego szczura i pobrać mu krew. Obok stały inne pojemniki, w których widać było szczury i naczynia z krwią. Po otwarciu swojego pojemnika, badany znajdował w nim zabawkę. Wywoływało to śmiech. Reakcja ta była tym silniejsza, im silniejszy stan pobudzenia został uprzednio wytworzony. D odam tu fakt, że w ram ach tzw. teorii przystosowania, która przez długie lata stanowiła fundam ent teoretyczny psychologii klinicz­ nej, mechanizmy obronne E g o 9 doczekały się ogromnej liczby opraco­ wań klinicznych i eksperymentalnych. W latach siedemdziesiątych natom iast zaczęła wzrastać liczba prac poświęconych koncepcjom społecznym Freuda. N a pierwszym miejscu znajduje się tu kompleks Edypa u chłopców i jego pochodna, jak ą stanow ią rywalizacyjne postaw y wobec ojca. Symetrycznie ma się rzecz z kompleksem Elektry u dziewcząt, który jednakże jest mniej nasilony, ze względu na to, że stosunek kazirodczy córki z ojcem stanowi słabsze tabu niż stosunek syna z m atką. Prowadzi się również wiele badań dotyczących związku seksu z agresją. IV Jest więc teoria Zygm unta Freuda naukow ą koncepcją czy mitem? W rozważaniach wstępnych zaw arta była myśl, że dobra koncepcja humanistyczna powinna objąć te same problemy co ponadhistoryczna warstwa mitologiczna kultury. K ról Edyp, H am let i Bracia Karamazow 8 Shurcliff A. Judget, humor arousal and the relief theory. „Journal o f Personality and Social Psychology” , 1968, s. 360-363. 9 D o nich — oprócz wypierania, projekcji i przeniesienia — należy też m.in. racjonalizacja, rekacja przeciwstawna, insulacja. 15 Strona 16 — to opowieści, które wstrząsają zawsze, ale którym wspólny jest tylko schemat psychoanalizy. Trudno zinterpretować decyzję Raskol- nikowa lub M acbetha poza kategoriam i psychoanalizy. Zygm unt Freud odnajdywał zarówno w życiu psychicznym swoich pacjentów, zwykłych ludzi, jak i w analizach historycznych różne wersje odwiecz­ nych dram atów zazdrości, miłości płynącej z nienawiści i nienawiści płynącej z miłości, ujawniał mechanizmy żądzy władzy i radość cierpienia. Za pom ocą utworzonego przez Freuda systemu teoretycz­ nego można było interpretować zjawiska, których w sposób zdroworoz­ sądkowy lub akademicki nie m ożna przedstawić inaczej jak w sposób zbanalizowany, a których wzajemne zderzenia dokonują się głęboko pod powierzchnią obrazu codziennego życia, z lekka tylko wstrząsa­ nego symptomami „czynności pom yłkowych” . Owe głęboko ukryte mechanizmy ludzkiego postępow ania już na wiele wieków przedtem dostrzegli wielcy pisarze, poeci. Właśnie ci, których twórczość nie zestarzała się, pozostała żywa. Był Freud chyba w pełni świadomy tego, że wielka literatura i psychoanaliza m ają wspólną problematykę. Kończąc rozprawę Kultura ja k o źródło cierpień, pisze on o odwiecznym problemie synów, którzy musieli zabić represyjnego ojca, aby żyć, ale ich miłość do niego ukarała ich poczuciem winy. Jest to symbol człowieka, który kochając, staje się niewolnikiem przedm iotu mi­ łości, musi więc go nienawidzić, a nienawidząc musi odczuwać skruchę i zacząć nienawidzić siebie. Zaklęty krąg sprzeczności, z których nie m a wyjścia i które z poziom u stosunków dwojga ludzi przenikają na poziom rodziny i społeczeństwa. Każde roz­ wiązanie tego konfliktu jest brzemienne w nowe konflikty sta­ nowiące przypadki odwiecznej walki między Erosem i popędem śmierci. Freud cytuje dalej Goethego oskarżenie „mocy niebiańskich” : „W y nas w krąg życia wprowadzacie I obarczywszy winami ciężkimi Nieszczęśliwego później opuszczacie Bo wszelka wina mści się na tej ziemi” — po czym daje następujący komentarz: „I m ożna westchnąć uświadam iając sobie, że są tacy, którym dane jest wydobywać z wiru własnych uczuć, właściwie bez wysiłku, najgłębsze poznanie, ku 16 Strona 17 którem u my wszyscy inni musimy torow ać sobie drogę poprzez dręczącą niepewność, po om acku” 10. O żywotności teorii Freuda zadecydowała historia i czyjakolwiek opinia nie może mieć w tej mierze najmniejszego znaczenia. Możemy się wypowiadać tylko o jej zasadności, chyba że przyjmiemy, że żywotność nie jest wystarczającą racją istnienia. W arto przy okazji zwrócić uwagę na to, że koncepcje neo- psychoanalityczne, które są w istocie akom odacją psychoanalizy do problemów współczesności, nigdy nie uzyskały jej wymiaru, jakkolwiek są bardziej do przyjęcia dla naszych umysłów. Są rozsądniejsze. Nie są jednak dosyć namiętne. Ta ostatnia uwaga wskazuje, że być m oże oczekujemy, iż wiedza o człowieku stanowić będzie coś więcej niż tylko zweryfikowany eksperymentalnie zestaw twierdzeń. Chcemy, aby wyra­ żała ona nie tylko reguły organizacji jego czynności, ale i ich dramatyczne źródła i konsekwencje. A by była zdolna uchwycić moment, w którym m iędzy ludźmi przebiega iskra zapalająca lont historii. M oże najbliżsi prawdy będziemy, jeśli psychoanalizę określimy jako m it konstruow any tak, jak konstruuje się teorię naukow ą, każdy krok weryfikując empirycznie i dbając o logiczną spójność całości. Jest ona mitem zwłaszcza w swojej drugiej, rozszerzonej na kulturę wersji, budowanej przez Freuda po doświadczeniach I wojny światowej i na progu własnej starości. V Książka, którą PW N chciałby przypomnieć polskiemu Czytel­ nikowi, powstała w okresie poprzedzającym ów przełom. W warunkach wojennych, od roku 1914, zmalał znacznie napływ pacjentów. Zygmunt Freud znalazł się w kłopotach materialnych. Z abrakło m u bezpośred­ nich inspiracji do dalszego rozwijania swoich koncepcji. W ydaje się, że właśnie wówczas zaczął on odczuwać braki swojej teorii, zwłaszcza w odniesieniu do praktyki terapeutycznej, i jej bezsilności w um oż­ liwieniu zrozumienia toku historii. M iał tak przykre dla twórcy poczucie, że jego koncepcja zbliża się do pułapu swoich możliwości 10 Freud Z. Nieukontentowanie w kulturze. W: Baczko B. (red.) Filozofia i socjologi X X wieku. Wyd. 2, cz. I, W arszawa 1965, W iedza Powszechna, s. 167. 17 Strona 18 i grozi jej zastój, może skostnienie, że oświetla zbyt wąski fragment rzeczywistości. N adal też spotykał się z silną opozycją, ale przede wszystkim z niezrozumieniem. To, co głosił, było bardzo obce codziennemu doświadczeniu człowieka. W roku 1915 rozpoczął Freud niezwykle gorączkową aktywność naukową, mając na celu podsumowanie swojej wiedzy. Jak podaje jego najbardziej wiarygodny biograf i przyjaciel Ernest Jones, napisał on wówczas 9 esejów w ciągu niespełna 3 miesięcy. Była to „...furia aktywności niespotykana w dziejach nauki” 11. Jako całość nigdy nie ukazały się te prace w druku. M ożna sądzić, że część ich weszła do jego „W ykładów wprowadzających do psychoanalizy” , gdyż właśnie tak w dosłownym tłumaczeniu powinien brzmieć tytuł niniejszej książki. Okres ten zakończył mały esej opublikowany po węgiersku w piśmie „N yugat” , a następnie w piśmie „Im ago” poświęconym „niemedycz- nym zastosowaniom psychoanalizy” , co jeszcze wyraźniej wskazuje na zmiany w orientacji naukowej Freuda. Tytuł eseju „Trudności na drodze psychoanalizy” . Po przedstawieniu zalet teorii libido , autor pisze, że jednostronność, z ja k ą sam zajmuje się problemami seksualizmu, nie oznacza, ja k o b y negował on inne, niewątpliwie istotne problem y człowieka. Porówuje siebie do chemika, który zajmując się składem chemicznym badanych substancji, nie neguje istnienia sił grawitacyjnych, tylko po prostu zostawia ten problem fizykom . Zauważa, że narcyzm i samouwielbienie właściwe ludziom doznały trzech silnych ciosów z ręki nauki. Pierwszy cios spotkał ludzką dumę ze strony astronomii. K opernik wykazał, że Ziemia nie jest centrum uniwersum, wokół którego krąży wszystko, lecz stanowi fragment niezliczonego mnóstwa ciał niebieskich. Biologia była następną dyscypli­ ną gotową do przywołania człowieka do pokory: Karol Darwin wykazał, że człowiek to jeden z gatunków w świecie zwierząt. Ostatni cios ludzkiej dumie zadała psychologia, wykazując, że świadomość czy dusza nie jest tym, dzięki czemu człowiek rządzi wszystkim, co w nim jest, i ma pełną kontrolę nad swoją wiedzą i motywacją. Freud przy tym jednakże przyznaje, że psychologia dostarczyła tylko naukowych uzasadnień takiem u właśnie sądowi filozofów. Tym, który wskazał na znaczenie „nieświadomej woli” i seksualnych instynktów, był Schopenhauer. 11 Jones E. The life and work o f Sigmund Freud. 1955 Basic Books, t. II, s. 185. 18 Strona 19 Gdy K arol Abraham delikatnie zwrócił uwagę Freudowi, że esej ten jest bardzo osobistym dokum entem, Freud odpowiedział: „M asz rację mówiąc, że to wyliczenie w mojej ostatniej pracy stwarza wrażenie, jakbym domagał się miejsca zaraz po Koperniku i Darwinie... Schopenhauer jednak był pierwszy” n . VI N a te lata właśnie przypada napisanie Wstępu do psychoanalizy, który następnie doczekał się przekładu na 16 języków i został wydany nawet w alfabecie Braille’a. Zygm unt Freud długo nie zyskiwał uznania ze strony swojej Alma M ater. Dopiero około 60 roku życia otrzym ał tytuł profesora nadzwyczajnego. Tytuł ten nie dawał żadnych uprawnień poza możliwością prowadzenia jednego wykładu opłacanego przez słuchaczy. W prawdzie pozwolono mu na wykłady (w zastępstwie) już wcześniej, przed 15 laty, ale nie przychodziło na nie wtedy więcej niż 3 osoby. Tym razem miał ponad 70 słuchaczy. N a drugim wykładzie było ich już więcej niż setka. Freud był zachwycony. Pojawiła się okazja bezpośredniego wyjaśnienia laikom podstawowych założeń koncepcji. Znał on głów­ ne zastrzeżenia, jakie wobec niej wysuwano. Sprawę potraktow ał na tyle serio, że wykłady swoje przygotował w postaci napisanego tekstu. Skoncentrował się wstępnie na tych objawach nieświadomo­ ści, które występują w życiu codziennym. Starał się wyjaśnić, że nic w naszym życiu psychicznym nie pojawia się przypadkowo. Są tylko zjawiska zrozumiałe, które umiemy zinterpretować, i niezrozumiałe, których jeszcze nie umiemy zinterpretować. Freud był skrajnym deterministą i optymistą poznawczym. Analiza czynności pomyłkowych i m arzeń sennych to szkoła psychoanalizy. Jej warsztat pracy stanowią nerwice. Nie są one zbiorem symptomów schorzenia układu nerwowego, ale znakami języka podświadomości, z którą świadomość nie może uzyskać kontaktu, gdyż wyrazy tego języka są nieustannie fałszowane. W życiu codziennym zafałszowania te ułatwiają funkcjonowanie człowieka. Je­ dnakże w nerwicy czynią jego funkcjonowanie niemożliwym, gdyż 12 Por. op. cit., s. 226. 19 Strona 20 powodują, iż człowiek tw orzy sobie świat fikcji, zdeterminowanej przez nie zagojone rany psychiczne. Tu już Freud w swoim wykładzie nie mógł odwoływać się do codziennego doświadczenia swoich słuchaczy. M usiał prowadzić ich w świat dla nich całkiem obcy. Dlatego też, inaczej niż w częściach I i II, prezentuje teraz nie tylko sposób ujmowania zjawiska i jego interpretacji, ale i opis samego zjawiska z punktu widzenia psycho­ analizy. D opiero w wykładach końcowych, przekonany, że słuchacze dysponują wiedzą wystarczającą do zrozumienia bardziej złożonych problemów, przystępuje do prezentacji trzech zasadniczych wątków teorii psychoanalitycznej — teorii lęku, teorii libido i narcyzmu oraz teorii przeniesienia. Ukoronow anie całości stanowi prezentacja terapii psychoanality­ cznej. Właściwie prezentacja nie tyle samej techniki, ile sposobów, jakim i psychoanaliza prowadzi do uzdrowienia pacjenta. Jest tu zaw arta polem ika z jednym z głównych zarzutów, jakie wysuwano wobec teorii psychoanalitycznej. Zarzut ten zresztą wysuwa się po dzień dzisiejszy i trudno go obalić. Różne jego wersje m ożna przedstawić następująco: Istotę wyleczenia pacjenta stanowi usunięcie lęku, jaki odczuwa on, nie rozumiejąc tego, co się z nim dzieje. Jest wobec swojego stanu bezradny, dzieje się z nim coś całkiem nie­ zrozumiałego. Psychoanaliza m a być sposobem przekonania pacjenta w toku wielomiesięcznych seansów, że jego trudności m ają przyczynę zrozumiałą, związaną z jego naturą ludzką, że rządzą nimi określone prawidłowości. Właśnie owo przekonanie, jeśli nawet nie usuwa choroby, to w każdym razie zmienia stosunek do niej, co w wypadku nerwic może okazać się decydujące. Psychoanaliza jest więc, zdaniem krytyki, niczym innym, jak techniką sugestii, tyle że bez stosowania hipnozy. Nie ma więc znaczenia treść teorii psychoanalitycznej, byleby teoria ta stwarzała szanse interesującej i dram atycznej interpretacji cierpień neurotyka. Freud rozumiał, że ten zarzut jest najbardziej groźny dla jego koncepcji. Zaw arta w ostatnim wykładzie polem ika jest, jak sądzą znawcy, najbardziej wyczerpującym przedstawieniem argum entów na obronę obiektywnej wartości psychoanalizy. 20