Riley-Smith Jonathan - Krucjaty.Historia

Szczegóły
Tytuł Riley-Smith Jonathan - Krucjaty.Historia
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Riley-Smith Jonathan - Krucjaty.Historia PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Riley-Smith Jonathan - Krucjaty.Historia PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Riley-Smith Jonathan - Krucjaty.Historia - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Wprowadzenie Na początku XIII wieku Jakub z Vitry wygłosił ka- zanie do templariuszy. Miało to miejsce na Bliskim Wschodzie, prawdopodobnie w Akkce, gdzie był on bi- skupem i gdzie templariusze kwaterowali w nadmor- skim klasztorze ‒ twierdzy. Jakub zaczął od zwrócenia uwagi na fakt, że chociaż templariusze i inni rycerze chrześcijańscy walczą w pośledniejszym boju, niż pierwsi „rycerze Boży” (czyli apostołowie i męczenni- cy) oraz ostatni (czyli dusze, które wytrwają w wierze w godzinie ostatniej próby przed końcem świata), to jednak mają oni do wypełnienia misję przeciwstawienia się bieżącemu, realnemu zagrożeniu, które zgotował chrześcijanom diabeł i jego pomocnicy: bałwochwalcy, poganie, heretycy i pacyfiści (to znaczy ci, którzy stara- ją się podważyć ich, templariuszy, powołanie). Ko- nieczność użycia siły Jakub uzasadnił za pomocą ar- gumentów teologicznych, zaczerpniętych niemal w ca- łości z Dekretu Gracjana, dwunastowiecznego korpusu prawa kanonicznego. To zapewne przerastało możli- wości słuchaczy - większość templariuszy była niewy- kształcona - i tylko mgliście, o ile w ogóle, domyślali się sensu owego intelektualnego uzasadnienia używania siły. Z pewnością odetchnęli z ulgą, gdy wreszcie Ja- kub, jak to miał w zwyczaju, zaczął snuć opowieści o „czasach, kiedy templariusze byli jeszcze ubodzy i najżarliwszej wiary”. Całe kazanie zakończył wezwa- niem do wyrzeczenia się wszelkiej osobistej chwały i pokładania ufności wyłącznie w Bogu. Strona 2 Czytając dzisiaj to kazanie, trudno uznać je za wy- bitne osiągnięcie. Uderza rozdźwięk między aluzjami biblijnymi i cytatami z ojców Kościoła, których pełno w pierwszych trzech czwartych tekstu, oraz anegdotami i prostym przesłaniem w jego zakończeniu. Obrazuje on jedynie głęboką przepaść, która zawsze dzieli abs- trakcyjne rozważania teologów od motywacji zwyczaj- nych ludzi. Papieże i kaznodzieje, którzy próbowali ob- jaśniać teologię przemocy w sposób zrozumiały dla przeciętnego chrześcijanina, nigdy nie zdołali przerzu- cić odpowiednio solidnych mostów ponad tą przepa- ścią. To była jedna z przyczyn, że nigdy też nie potrafili w pełni kontrolować namiętności, które wyzwolili. Ważne jednak, by zaraz na początku zaznaczyć, że ruch krucjatowy zrodził się na gruncie filozoficznych debat o przemocy, podejmowanych przez najtęższe umysły tamtych czasów. Bez nich Kościół nigdy nie zdecydo- wałby się na tak ryzykowny krok, jak zachęcanie świeckich, a tym bardziej duchownych w rodzaju tem- plariuszy, do chwycenia za broń: miał wystarczająco dużo kłopotów z poskromieniem niepokojów w ówcze- snym zanarchizowanym społeczeństwie. Przez większość ostatnich dwóch tysięcy lat chrze- ścijańskie usprawiedliwienie wojny opierało się na dwóch przesłankach. Po pierwsze, że przemoc - defi- niowana ogólnie jako użycie siły fizycznej, które w sposób zamierzony lub niezamierzony stwarza za- grożenie zabicia lub zranienia człowieka - sama w so- bie nie jest zła. Jest moralnie neutralna, a o jej kwalifi- kacji decydują intencje sprawcy. Jeśli miał altruistycz- Strona 3 ne intencje, jak chirurg, który nawet wbrew woli pa- cjenta amputował mu kończynę - a więc wykonał za- bieg, który przez większość dziejów ludzkości zagrażał życiu chorego - wówczas można uznać, że użyta prze- moc była dobra. Druga przesłanka sprowadzała się do przeświadczenia, że plany Chrystusa względem ludzko- ści ściśle wiążą się z polityką czy też biegiem wydarzeń politycznych na tym świecie. Według krzyżowców rea- lizacją tych planów miała być Republica Christiana - jedno, powszechne, transcendentalne państwo rządzone przez Chrystusa, którego przedstawicielami na ziemi są papieże, biskupi, cesarze i królowie. Obronę tego pań- stwa uważano za moralny obowiązek wszystkich osób zdolnych do noszenia broni. Propagandyści przełożyli tę koncepcję na język zrozumiały dla szerokich rzesz wiernych: w przestrzeni uniwersalnego ziemskiego państwa Chrystusa to właśnie Ziemia Święta była Jego królewskim patrymonium; prywatnymi dobrami Naj- świętszej Maryi Panny, rodzajem wiana królowej mat- ki, miały być Inflanty (Liwonia - część dzisiejszej Ło- twy i Estonii). Bóg, czy to w osobie Ojca, czy też Syna, miał apro- bować używanie siły, jeśli służyło to realizacji Jego zamysłów, ale jedynie wówczas, kiedy spełniały kryte- ria określone już w IV wieku. Sprawcy muszą mieć do- bre intencje, a w swoim działaniu muszą się kierować miłością do Boga i bliźniego. Musi to być działanie w słusznej sprawie. I musi ono zostać potwierdzone au- torytetem prawowitej władzy. Tą władzą zwykle jest pomazaniec Boży, na przykład cesarz, jednak wierzo- Strona 4 no, że czasem Bóg osobiście sankcjonuje użycie prze- mocy. Przykłady takiej sankcji znajdowano nie tylko w Starym Testamencie, ale także w Nowym, zwłaszcza w scenie, gdy Chrystus wyraźnie aprobuje fakt, iż dwaj Apostołowie uczestniczący w Ostatniej Wieczerzy ma- ją ze sobą miecze, co w kontekście Jego przyjacielskich kontaktów z setnikami miało dowodzić, że miłosierdzie i przebaczenie, które głosił, nie wykluczało całkowicie fizycznego odwetu, właściwego dawnemu prawu. Uważano, że Chrystus autoryzuje krucjaty tak osobiście - to właśnie wyróżnia je spośród innych zbrojnych przedsięwzięć - jak i przez swojego przedstawiciela na ziemi, papieża. Każdy uczestnik krucjaty składał ślubowanie, któ- rego dochowanie miało być aktem pokuty; innymi sło- wy, próbą spłacenia długu zaciągniętego wobec Boga w rezultacie grzechu. Każdy uczestnik krucjaty uzy- skiwał zatem odpust zupełny. Ten przywilej, udzielany od początków XIII wieku, oraz gwarancja darowania kary za wcześniej popełnione grzechy - odróżniały wy- prawy krzyżowe od wszystkich innych postaci chrze- ścijańskiej świętej wojny. Dla krzyżowca krucjata była jedynie wtórnie zbrojną służbą Bogu czy też Kościoło- wi i chrześcijaństwu; przede wszystkim zaś była dzia- łaniem na rzecz własnego zbawienia, dążeniem do sa- mouświęcenia. Ta skrajna koncepcja z czasem została wyparta przez znacznie starszy ideał rycerstwa Chry- stusowego, ale i tak sednem ruchu krucjatowego zaw- sze była pokuta. Według trzynastowiecznego kazno- dziei bł. Humberta z Romans, służba Chrystusowi mo- Strona 5 że przynieść owoce tylko wówczas, gdy ma charakter pokutny. Ze względu na pokutną naturę krucjat i ich pierwotny związek z pielgrzymkami do Jerozolimy, krzyżowcom zawsze przysługiwał status pielgrzymów - znajdowało to odbicie zarówno w języku, w jakim o nich mówiono, jak i w niektórych przywilejach, któ- rymi się cieszyli, w szczególności prawem do ochrony ich samych, ich rodzin i ich majątku. Krucjata była walką przeciwko tym, których po- strzegano jako zewnętrznych lub wewnętrznych wro- gów chrześcijaństwa, toczoną o odzyskanie dóbr chrze- ścijańskich lub w obronie Kościoła i wiernych. Krzyw- dy doznawane przez chrześcijan i Kościół stanowiły dla krzyżowców sposobność wyrażenia miłości do swych braci cierpiących w słusznej sprawie, którą zawsze traktowano jako sprawę całego świata chrześcijań- skiego. Stąd też armię krzyżowców zawsze uważano za siły międzynarodowe, nawet jeśli w danym przypadku żołnierze rekrutowali się tylko z jednego, konkretnego regionu. Zdaniem papieży, muzułmanie na Wschodzie i w Hiszpanii okupowali terytoria chrześcijańskie (w tym ziemię uświęconą obecnością samego Chrystu- sa), a chrześcijanom, którzy tam mieszkali, narzucali despotyczną władzę. Poganie w regionie Morza Bał- tyckiego zagrażali nowemu osadnictwu chrześcijań- skiemu. Heretycy w Langwedocji i w Czechach byli buntownikami, którzy kwestionowali misję nauczyciel- ską Mater Ecclesia, powierzoną jej przez Chrystusa, i podobnie jak włoscy przeciwnicy polityczni Kościoła, występowali przeciwko ustalonemu porządkowi spo- Strona 6 łecznemu. Zdaniem papieży, głoszenie krucjaty na tych wszystkich teatrach wojny było usprawiedliwione, wręcz konieczne, jednak nie wszyscy chrześcijanie wi- dzieli to tak samo i chociaż historycy się zgadzają, że wyprawy krzyżowe na Wschód zawsze miały większe znaczenie i stanowiły niejako wzór dla wszystkich po- zostałych, to jednak toczy się burzliwa dyskusja, o któ- rej będzie jeszcze mowa, czy papieska definicja krucja- ty, określana mianem „pluralistycznej”, była odzwier- ciedleniem powszechnej opinii w tamtych czasach, i czy w związku z tym ma jakieś zastosowanie obecnie. Autor niniejszej książki jest pluralistą, jednak tak wielu katolików wzięło udział w krucjatach wewnątrz Europy lub na jej obrzeżach, że historyk, chcąc zachować nale- żyte proporcje, nie może pominąć zachodnich teatrów wojny. Każdorazowe decyzje papieży musiały uwzględniać szerokie spektrum okoliczności. Rozwój sytuacji na jednym teatrze mógł zmienić bieg wydarzeń na innym, a czasem dwa teatry były z sobą bezpośred- nio połączone, jak wówczas, gdy Hiszpanie przekony- wali, że najlepszym sposobem zdobycia Jerozolimy by- łoby rozciągnięcie rekonkwisty na całą Afrykę Północ- ną, lub gdy Krzyżacy uczynili z Prus rodzaj poligonu przed wyprawą do Palestyny. Pluralizm w badaniach historycznych jest teorią, a teorie mają to do siebie, że zawodzą, kiedy ich kryte- ria stosuje się zbyt rygorystycznie. O ile sprawdza się ona w odniesieniu do krucjat na Wschodzie, do prowa- dzonej od XIV wieku obrony Europy przed Turkami, do niektórych kampanii w ramach hiszpańskiej rekon- Strona 7 kwisty, do ciągłej krucjaty w Prusach i Inflantach, do niektórych wypraw na pogranicze fińsko ‒ rosyjskie, wreszcie do krucjat przeciwko albigensom, husytom i Mongołom, a także przeciwko wrogom papiestwa i ich włoskim sojusznikom, o tyle nie sposób nią objąć wielu innych przedsięwzięć, o których trzeba powie- dzieć w tej książce. Członkowie zakonów rycerskich nie byli formalnie krzyżowcami - nie składali, jak krzy- żowcy, ślubów ze swej natury tymczasowych, lecz wła- ściwe ich powołaniu śluby wieczyste; byli duchownymi zaangażowanymi w zbrojną obronę chrześcijaństwa. Świeccy władcy i rycerstwo łacińskiej Palestyny i Syrii również nie byli krzyżowcami i walki, które toczyli w obronie swych domów i majątków, zwykle nie były krucjatami. Przymierza antytureckie zawiązywane od XIV do XVII wieku nie były krucjatami w ścisłym znaczeniu tego słowa, ponieważ - choć miały poparcie papieża, a ich uczestnicy składali uroczyste śluby i uzy- skiwali odpusty - były jedynie chwilowymi sojuszami niezależnych państw chrześcijańskich (nawet jeśli wsparcie dla nich głoszono również poza ich granica- mi) i brakowało im owego nadprzyrodzonego etosu, cechującego wszystkie krucjaty. Zarazem jednak były tak blisko związane z wyprawami krzyżowymi, że by- łoby absurdem traktować je jako coś oddzielnego. Naj- lepszym wyjściem będzie, jak sądzę, uznać je wszyst- kie za wyraz ruchu krucjatowego, który dał im począ- tek i zakończył się dopiero w 1798 roku wraz z podda- niem Malty Napoleonowi przez Szpitalników św. Jana. Strona 8 W zakończeniu niniejszej książki zajmę się wyzwa- niem, które pluralizm rzucił dwustuletniemu przekona- niu, że główną cechą ruchu krucjatowego jest wrogość wobec islamu. Profesor Giles Constable wskazuje, że pluralizm w badaniach historycznych „nie pyta, dokąd zmierzały wyprawy krzyżowe, [... ] ale jaki miały po- czątek i jak były zorganizowane”. Inną zasługą tej me- tody wydaje się zachęcenie badaczy do rozszerzenia poszukiwań na nowe rodzaje źródeł. Pozwalają im one lepiej poznać sposób myślenia kaznodziejów i ich słu- chaczy, funkcjonowania więzi społecznych czy artyku- łowania potocznych przekonań, a także kulisy rzym- skich debat o strategii i finansach oraz zarządzania za- chodnimi komandoriami, które dostarczały ludzi i sprzęt dla klasztorów zakonów rycerskich walczących na Wschodzie. Osiągnięcia tych badaczy uderzają przede wszystkim w podstawy materialistycznej inter- pretacji krucjat, gdyż każdy, kto przeanalizuje powody angażowania się w tak wyczerpujące, ryzykowne, prze- rażające i kosztowne przedsięwzięcia, musi odrzucić tezę, opartą zresztą na bardzo nielicznych dowodach, że motywem była chęć zysku. Dzieje postawy Kościoła wobec krucjat świadczą o znaczącej roli ideologii, chociaż była ona zdecydo- wanie odmienna od ideologii współczesnych. Od XII do XVII wieku biskupi katoliccy byli zgodni, że każdy mężczyzna zdolny do noszenia broni powinien zgłosić się na ochotnika. Ten pogląd wzmacniało stanowisko całej plejady świętych, w tym Bernarda z Clairvaux, Tomasza z Akwinu, Brygidy Szwedzkiej, Katarzyny ze Strona 9 Sieny, Jana Kapistrana, a nawet Franciszka z Asyżu. Od Urbana II w 1095 roku do Innocentego XI w 1684 roku wszyscy papieże pisali lub autoryzowali listy, czę- sto skierowane do bardzo szerokiego odbiorcy, w któ- rych wzywano wiernych do uczestnictwa w wyprawach krzyżowych, obiecywano duchowe przywileje tym, którzy to uczynią, oraz straszono sądem Bożym tych, którzy odmówią. Te listy stanowią niezwykle spójny korpus nauczania Kościoła w kwestii teologicznej i etycznej wartości krucjat. Papieże dali też początek nowemu rodzajowi instytucji religijnej, zatwierdzając i obdarzając przywilejami zakony rycerskie, których działalność oficjalnie uzasadnił Tomasz z Akwinu. Dwa z nich, Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników św. Jana z Jerozolimy z Rodos i z Malty oraz Zakon Szpitala Najświętszej Panny Marii Domu Niemieckiego w Jerozolimie, istnieją do dziś jako organizacje ko- ścielne, chociaż oba utraciły swój pierwotny militarny charakter. Pierwszy z tych zakonów ma odpowiednik kalwiński - Baliwat utrechcki, drugi zaś odpowiedniki anglikańskie i luterańsko ‒ kalwińskie - Najczcigod- niejszy Zakon św. Jana oraz trzy Johannitenorden. Przynajmniej pięć soborów podejmowało uchwały w sprawach krucjat, a dwa z nich - Sobór Laterański IV (1215) i Sobór Lyoński II (1274) - przyjęły konstytucje Ad liberandum i Pro zelo fidei, które należą do najważ- niejszych dokumentów definiujących pojęcie krucjaty. Tego kontekstu teologicznego i pobożnościowego nie wolno zlekceważyć ani też objaśniać w uproszczony sposób. Niektórzy czytelnicy pierwszego wydania ni- Strona 10 niejszej książki byli szczerze wstrząśnięci przytocze- niem przeze mnie słów trzynastowiecznego kaznodziei Humberta z Romans, który próbował uporać się z za- rzutem, że śmierć tylu szlachetnych rycerzy podczas wypraw krzyżowych jest niepowetowaną stratą dla świata chrześcijańskiego: Celem chrześcijaństwa nie jest zaludnienie ziemi, ale zaludnienie nieba. Dlaczego więc mielibyśmy się martwić, że śmierć poniesiona w imię Boże pomniejsza liczbę chrześcijan na tym świecie? Wszak ten rodzaj śmierci pozwala trafić do nieba ludziom, którzy być może nie trafiliby tam w żaden inny sposób. Humbert jednak głosił pogląd, który podzielali nie- mal wszyscy jego współcześni. Musimy przyjąć do wiadomości fakt, że wiele osób było gotowych oddać majątek, zdrowie, a nawet życie za sprawę, którą uwa- żali za słuszną, wręcz zbawczą. Ich postępowanie było wyrazem pobożności, która nam może wydawać się obca, ale dla nich była całkowicie oczywista. Strona 11 Rozdział 1 Narodziny ruchu krucjatowego. Wezwanie do pierwszej krucjaty CASUS BELLI W pierwszym tygodniu marca 1095 roku papież Urban II przewodniczył synodowi w Piacenzy w pół- nocnej Italii. Obradom przysłuchiwał się ambasador bi- zantyjskiego cesarza Aleksego I, wysłany z misją szu- kania wsparcia przeciwko Turkom, których zdobycze w Azji Mniejszej przybliżyły na niebezpieczną odle- głość do Konstantynopola (dzisiejszy Stambuł). Wystą- pienie ambasadora uruchomiło ciąg zdarzeń, które do- prowadziły do pierwszej krucjaty. Na początku VIII wieku świat chrześcijański utracił na rzecz muzułmanów Afrykę Północną, Palestynę, Sy- rię i większą część Hiszpanii. Tak ustalona granica między chrześcijaństwem i islamem nie zmieniła się dopóty, dopóki cesarze bizantyjscy (czyli greccy), wła- dający z Konstantynopola tym, co pozostało z Cesar- stwa wschodnio ‒ rzymskiego, nie przeszli w drugiej połowie X wieku do ofensywy. Względnie słabą reak- cję muzułmanów na pierwszą krucjatę częściowo tłu- maczy fakt, że już 130 lat wcześniej ich pewność siebie została mocno nadwątlona wskutek utraty starożytnych miast - Tarsu i Antiochii (Antakya) - i przesunięcia granicy Bizancjum do północnej Syrii. Był to wstrząs dla całego świata islamskiego: w 963 roku do Mosulu przybyło sześciuset ochotników aż z Chorasanu, odle- Strona 12 głego o blisko 2000 kilometrów; trzy lata później tę samą drogę przebyło dwadzieścia tysięcy muzułma- nów. Zwycięstwa chrześcijan zbiegły się w czasie z wewnętrznymi przemianami w świecie zachodniego islamu. Władza abbasydzkich kalifów w Bagdadzie słabła, a oni sami stali się marionetkami w rękach szy- ickich książąt, których sunnici uważali za heretyków. W 969 roku Egipt, właściwie nie stawiając oporu, do- stał się pod okupację innej szyickiej dynastii, Fatymi- dów, którzy ustanowili konkurencyjny kalifat. Fatymi- dzi zdołali wydrzeć Palestynę i Syrię Abbasydom, ale w drugiej połowie XI wieku musieli ustąpić Turkom, którzy wykorzystując kilkunastoletni chaos wewnętrz- ny w Egipcie, wyparli ich z większości Syrii i pozosta- wili im jedynie dwa słabe przyczółki w Palestynie. To właśnie ci Turcy odbudowali potęgę muzułmańską wzdłuż granic z terytoriami chrześcijańskimi. Daleko na wschodzie, wśród zamieszkujących stepy aralskie turkmeńskich koczowników, którzy w X wieku przeszli na islam, urósł w siłę klan, zwany - od imienia swego wodza - Seldżukami. Dotarłszy do skupisk miej- skich jako najemnicy, w 1037 roku Seldżucy stali się faktycznymi władcami Chorasanu, a zwycięstwo w bi- twie pod Dandankan w 1040 roku otworzyło im drogę do Persji. W 1049 roku zbieranina dowodzona przez Togrula, wnuka Seldżuka, składająca się z niezdyscy- plinowanych hord turkmeńskich i nielicznych regular- nych oddziałów, przeniknęła w głąb Armenii. W 1055 roku Togrul wkroczył do Bagdadu i w 1059 roku został władcą Persji, aż po granice z Bizancjum i Syrią. Usta- Strona 13 nowił sułtanat, który władał Persją, Irakiem i - w imie- niu abbasydzkiego kalifa - częścią Syrii. Turcy sel- dżuccy przyjęli islam w jego wojowniczej, radykalnej odmianie, charakterystycznej dla pograniczy, i swój marsz na zachód uzasadniali walką ze zgnilizną toczącą islam, której wyrazem było, jak uważali, zdominowanie od przeszło stulecia ortodoksyjnego, sunnickiego kali- fatu przez książąt szyickich. Stąd ich celem było obale- nie heretyckiego kalifa Egiptu. Ich pierwsze wypady na terytoria chrześcijańskie były sporadyczne i raczej przypadkowe. Od połowy lat pięćdziesiątych XI wieku hordy koczowników zapusz- czały się w głąb bizantyjskiej Armenii, a dekadę póź- niej dotarły do Cylicji i Anatolii. Przekraczając kolejne granice, wymykały się spod kontroli bratanka i następ- cy Togrula, Alp Arslana, który był zmuszony interwe- niować w tym regionie. To wywołało militarną reakcję Bizancjum. W 1071 roku Alp Arslan wysłał armię, któ- ra wprawdzie po drodze zajęła terytoria chrześcijań- skie, ale za główny cel miała przywołanie do porządku muzułmańskiego Aleppo. Miasto padło, ale wówczas dotarły wieści, że bizantyjski cesarz Roman IV Dioge- nes szykuje kontrofensywę. W bitwie pod Man- zikertem Alp Arslan okrążył i wybił Greków, a cesarza wziął do niewoli. Potęga militarna Bizancjum zaczęła się chwiać. Klęska pod Manzikertem wydała cesarstwo na pastwę hord turkmeńskich, a kryzys pogłębiła krótkowzroczna polityka walczących o tron greckich generałów, maso- wo zaciągających w szeregi armii bizantyjskiej turec- Strona 14 kich najemników. W szybkim tempie cała Azja Mniej- sza wymknęła się spod kontroli Bizancjum i to właśnie legło u podłoża prośby Aleksego I o pomoc Zachodu w 1095 roku. PAPIEŻ URBAN II Papieży już od pewnego czasu niepokoiło rozmy- wanie się wschodnich granic chrześcijaństwa. Powta- rzające się wieści o zagonach tureckich skłoniły Grze- gorza VII do ogłoszenia, że jest gotów osobiście stanąć na czele pięćdziesięciotysięcznej armii, która „wyzwo- li” chrześcijańskich braci na Wschodzie; papież stwier- dził wręcz, że na czele takiego wojska mógłby dotrzeć do samego Grobu Świętego w Jerozolimie. Urban II od początku swego pontyfikatu utrzymywał bliskie kon- takty z cesarzem Bizancjum, zabiegając o poprawę sto- sunków między Kościołem łacińskim i greckim. Stąd też wydaje się wysoce nieprawdopodobne, by działania papieża po synodzie w Piacenzy były czysto sponta- niczną reakcją na apel Greków - wszystko wskazuje na to, że były one głęboko przemyślane. Przyglądając się wychowaniu i karierze przyszłego papieża Urbana II, możemy zobaczyć, w jaki sposób przygotowały go do tego kroku. Urodził się około roku 1035 w rodzinie szlacheckiej w północnej Francji; jego ojciec prawdopodobnie był wasalem hrabiego Szampa- nii. Wykształcony w prestiżowej szkole przykatedralnej w Reims, był tam kanonikiem i archidiakonem. Po 1067 roku wyjechał do benedyktyńskiego opactwa w Cluny, zapewne kierując się tym samym pragnieniem Strona 15 bardziej pogłębionego życia duchowego, które jego na- uczyciela, św. Brunona, przywiodło do założenia Za- konu Kartuzów. W 1074 roku te same talenty, które pozwoliły mu w młodym wieku zostać archidiakonem, przyniosły mu urząd wielkiego przeora Cluny, czyli, po opacie, drugiej osoby w klasztornej hierarchii. Cluny było wówczas jednym z głównych ośrodków życia re- ligijnego i tamtejsi mnisi często byli wzywani do Rzy- mu na służbę papieżowi Grzegorzowi VII. Urban został kardynałem-biskupem Ostii i tym samym członkiem kolegium kardynalskiego. W 1080 roku przybył do Rzymu i brał czynny udział w sporze o inwestyturę, zwłaszcza na przełomie lat 1084 i 1085, kiedy to pró- bował odbudować słabnące poparcie dla Grzegorza w Niemczech. Był jednym z trzech kardynałów, których Grzegorz wskazał jako swoich potencjalnych następ- ców i po krótkim pontyfikacie Wiktora III, 12 marca 1088 roku został wybrany na papieża. Wcześniej, jako kanonik w Reims i przeor w Cluny, miał styczność z głównym nurtem ówczesnych reform i to właśnie tam ukształtowały się jego poglądy na rolę świeckiego ry- cerstwa w służbie Kościoła. Z kolei funkcje piastowane we Włoszech i urząd legata papieskiego w Niemczech pozwoliły mu zapoznać się nie tylko z najnowszymi ideami reformatorskimi, ale także z ich praktycznym zastosowaniem w kościelnej polityce. Przede wszyst- kim jednak z racji swojego urodzenia był świetnie obe- znany ze stanem umysłów zachodniego rycerstwa. Po blisko miesięcznym pobycie w Piacenzy Urban II rozpoczął nieśpieszną podróż przez północne Włochy Strona 16 w kierunku Francji. Dnia 15 sierpnia 1095 roku stanął w Le Puy, którego biskup Ademar z Monetil miał ode- grać istotną rolę w pierwszej krucjacie. Stamtąd Urban wezwał biskupów francuskich na synod w Clermont, który wyznaczył na listopad tego samego roku. Następ- nie udał się na południe Francji i stanął w St. Gilles, w dobrach Rajmunda z St. Gilles, hrabiego Tuluzy i przyszłego dowódcy krucjaty. Kolejnym etapem było Cluny, gdzie, podróżując doliną Rodanu, dotarł około 18 października. Jednym z oficjalnych powodów wy- prawy do Francji było poświęcenie ołtarza w nowym, wielkim kościele w Cluny. W Clermont Urban II stanął 15 lub 16 listopada i wkrótce potem, 18 listopada, otworzył obrady synodu. Dziewięć dni później, 27 li- stopada, ogłosił krucjatę w obecności zgromadzenia składającego się głównie z duchownych, po czym ru- szył w podróż po środkowej, zachodniej i południowej Francji, omijając ziemie bezpośrednio kontrolowane przez króla Filipa I, którego ekskomunika za cudzołó- stwo została podtrzymana przez synod w Clermont. Jak się wydaje, Urban przeważnie głosił krucjatę osobiście: zachowały się wzmianki o jego kazaniach w Limoges na Boże Narodzenie 1095 roku, w Angers i Le Mans w lutym 1096 roku oraz w Nimes w lipcu 1096 roku. Przewodniczył także uroczystościom, w czasie których rycerze przyjmowali krzyż: prawdopodobnie w Le Mans, z pewnością w Tours w marcu 1096 roku. Po- nownie przekroczył Alpy, wracając do Italii, w sierpniu tego roku. Wówczas przygotowania do krucjaty były już w pełnym toku. Jak na sześćdziesięciolatka, Urban Strona 17 dokonał niezwykłego wyczynu. Przebył około trzech tysięcy kilometrów, odwiedzając miasteczka, których mieszkańcy nigdy nie widzieli króla ani nikogo o po- równywalnym międzynarodowym autorytecie, i podró- żując w otoczeniu świty kardynałów, arcybiskupów i biskupów, których tabory musiały się ciągnąć całymi kilometrami. Swoje przybycie synchronizował z wiel- kimi uroczystościami ku czci miejscowych patronów: St. Gilles odwiedził w uroczystość św. Idziego, Le Puy - największe ówczesne sanktuarium maryjne - w święto Wniebowzięcia, Poitiers - w uroczystość św. Hilarego. Urban przemierzał ulice w tiarze na głowie. Z całą li- turgiczną pompą poświęcał katedry i przyklasztorne bazyliki, które wyrastały wówczas we Francji jak grzy- by po deszczu. A potem głosił krucjatę. Istnieje wiele opisów przesłania, które Urban starał się przekazać w Clermont i podczas swojej podróży po Francji. Większość jest niewiarygodna, ponieważ zo- stały sporządzone już po wyzwoleniu Jerozolimy przez krzyżowców, kiedy to wszyscy kronikarze, chcąc nie chcąc, ulegali powszechnej euforii, która nieodległą przeszłość spowijała blaskiem sztucznej chwały. Istnie- je jednak wystarczająca ilość źródeł, w tym listy same- go Urbana, które pozwalają nam odtworzyć przynajm- niej zarys jego wezwania. W Clermont i w innych miej- scach postoju swojej kaznodziejskiej ekspedycji papież podkreślał, że przemawia w imieniu Boga. Pisał o krzyżowcach jako sługach Bożych, którzy będą za- ciągać się na tę służbę z miłości do swego Pana. Mówił im, że są naśladowcami Chrystusa, i nazywał ich „ryce- Strona 18 rzami Chrystusowymi”. Papież, rzecz jasna, posługiwał się retoryką często stosowaną przez ówczesnych refor- matorów, kiedy zwracali się do swych zbrojnych po- pleczników, ale krzyżowcy potraktowali jego apel do- słownie i uznali, że walczą za Boga. WOJNA WYZWOLEŃCZA Urban wezwał do wojny wyzwoleńczej, którą mieli toczyć ochotnicy ślubujący walkę jako akt pokuty. Ta część jego przesłania odzwierciedlała poglądy od daw- na wyrażane przez postępowe duchowieństwo. Władza państwowa we Francji uległa rozkładowi. Faktyczne rządy nie należały już do króla, lecz do licznej grupy potężnych feudałów, niemniej jednak - w rezultacie procesu, który wciąż pozostaje niewyjaśniony, ale który mógł mieć jakiś związek z faktem, że w X wieku spo- łeczeństwo zbudowane dla celów wojennych nie miało innego wyjścia, jak skierować tę wpisaną w jego struk- turę agresję przeciwko samemu sobie - wiele prowincji rozpadło się na mniejsze włości, zorganizowane wokół zamków, których właściciele ze swoimi drużynami ry- cerzy tak dalece terroryzowali okolicę, że stali się de facto jedyną władzą - bezwzględną, arbitralną i wyma- gającą - jaką znała miejscowa ludność. Rozkład nawet prowincjonalnej władzy zazwyczaj owocował aktami przemocy. Kościół reagował, występując z inicjatywą „pokoju Bożego” - rycerstwo zebrane wokół relikwii przyniesionych z lokalnych kościołów składało dobro- wolną przysięgę, że nie będzie stosować przemocy wo- bec duchownych i chłopstwa, a także zaprzestanie wal- Strona 19 ki zbrojnej w pewnych okresach roku i w pewnych dniach tygodnia. Próbowano zmusić baronów i rycerzy do przyjęcia warunków pokoju, ale można było ich do tego nakłonić, jedynie samemu stosując przemoc. Tym sposobem działania na rzecz pokoju przekształcały się w przedsięwzięcia militarne skierowane przeciwko jego burzycielom, a prowadzone były w imieniu duchow- nych, którzy, jeśli byli biskupami lub opatami, mieli własne drużyny zbrojnych. We Francji ruch na rzecz pokoju przygasł w latach dziewięćdziesiątych XI wieku, ale rozprzestrzenił się na rozbite Niemcy. Fakt, że we Francji ów ruch odżył w czasie pierwszej wyprawy krzyżowej, wydawał się świadczyć o obawie Urbana i jego otoczenia przed anarchią w kraju opuszczonym przez rycerstwo wal- czące na Wschodzie. Tak czy owak, zaowocowało to przekonaniem, że agresję, która wyniszcza społe- czeństwo, można wykorzystać w dobrych, zbożnych celach, jednak pod warunkiem, że uda się skanalizować energię społeczną w służbie Kościołowi. W całej Euro- pie hierarchowie zwracali się do świeckich władców o zbrojne wsparcie, podczas gdy nadworni kapelani, starając się używać języka zrozumiałego dla swych pracodawców, sięgali po starotestamentowe i hagiogra- ficzne opowieści o bohaterskich czynach niezłomnych żołnierzy. Wysiłki Kościoła w tej mierze zostały wyna- grodzone w tym sensie, że chociaż życie społeczne u schyłku XI wieku wciąż było nasycone przemocą, to jednak w mniejszym stopniu niż uprzednio. Widoczny był też wzrost pobożności i praktyk religijnych wśród Strona 20 rycerstwa. O ile trudno powiedzieć, by przed 1095 ro- kiem prośby Kościoła o zbrojną pomoc spotykały się ze szczególnym zrozumieniem, o tyle wydaje się, że we- zwanie Urbana niejako wyszło naprzeciw aspiracjom świeckich, którzy natychmiast chwycili wyciągniętą do nich dłoń. Z pewnością to nie przypadek, że papież, który doprowadził do tego spotkania dwóch umysłowo- ści, sam był przedstawicielem owej warstwy społecz- nej, którą Kościół pragnął w pierwszym rzędzie pobu- dzić do działania. W tamtym czasie duchowieństwo ożywiał duch re- form minionego półwiecza, które było jednym z naj- bardziej niezwykłych okresów w dziejach chrześcijań- stwa. Reformatorzy pragnęli uwolnić Kościół od ko- rupcyjnych praktyk, które przypisywali nadmiernemu wpływowi świeckich na jego wewnętrzne sprawy. Ma- rzyli o czystej instytucji, bardziej przypominającej Ko- ściół pierwotny, o którym czytali w Dziejach Apostol- skich, a ponieważ większość z nich była mnichami za- angażowanymi w reformy zakonne, które wyprzedziły przemiany ogólnokościelne lub im towarzyszyły, po- strzegali ów pierwotny Kościół ze specyficznego, mo- nastycznego punktu widzenia. Bez przesady można stwierdzić, że pragnęli „zmonastycyzować” Kościół. Marzyli o duchowieństwie żyjącym w celibacie i nie- skażonym przez wartości światowe, posługującym świeckim, którzy w miarę możliwości wiodą życie po- dobne do zakonnego i wypełniają właściwe mu prakty- ki religijne. Z niezwykłą żarliwością próbowali wcielać ten ideał w życie. Z jednakowym zapałem nadawali