Reystone A.R. dziewiaty mag (calosc)
Szczegóły |
Tytuł |
Reystone A.R. dziewiaty mag (calosc) |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Reystone A.R. dziewiaty mag (calosc) PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Reystone A.R. dziewiaty mag (calosc) PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Reystone A.R. dziewiaty mag (calosc) - podejrzyj 20 pierwszych stron:
1
A.R REYSTONE
Dziewiaty MAG
Tom 1
2
PROLOG
W Oazie Piastun�w
- A jak dolosne, to ziostane oficielem i bede miec plawidziwy buzidygan! � sepleni� weso�o
ma�y ch�opczyk o bardzo b�ekitnych oczach siedzacy na kolanach piastuna.
- Jasne, Marcus, jasne. - Opiekun pog�adzi� go po czarnej, niesfornej czuprynie.
- Tylko najpierw musisz sie duo uczyc. I bardzo starac. Oficerami zostaja wy�acznie
najlepsi. To elita, ch�opcze. I to tacy, co nie zadzieraja nosa i nie grymasza przy jedzeniu
owsianki albo kiedy trzeba isc wczesnie spac. Musisz sie jeszcze duo, duo uczyc, m�j
ma�y. A przede wszystkim musza cie polubic smoki - powiedzia� z naciskiem piastun, zas
jego twarz rozjasni� usmiech. Marcus by� jego ulubiencem, chocia dobry opiekun nie
powinien faworyzowac nikogo.
- Phi! - Dziecko wyde�o usta. - I tak ziostane oficielem! I bede jezdzi� na smokach, ziobacis!
- Marcus, na smokach sie NIE jezdzi! Nimi sie dowodzi. Prawdziwy oficer lata na pegazie, a
smoki tylko trenuje... do walki, pamietasz? - t�umaczy� cierpliwie piastun, ale pokreci� g�owa
z dezaprobata. Up�r tego malca czasem dzia�a� mu na nerwy.
- Do bani taki inteles - wykrzykna� zdenerwowany ch�opiec - jak sie nie mona psieleciec na
smoku! � Teraz by� bliski p�aczu.
Piastun przytuli� go do piersi i pog�adzi� po g�owie.
- No to moe bedziesz urzednikiem albo sklepikarzem? - zaproponowa� niesmia�o, choc
wiedzia�, e pr�ba ze smokiem wypad�a jednoznacznie. Przekomarza� sie dla zasady
- Eeeee, to jes dla flajel�w! - zaprotestowa�o dziecko. - Bede oficielem i pokieluje najwieksia
almia smok�w, jaka w ziciu widzia�es!
- Jasne. Oczywiscie - zgodzi� sie szybko piastun, eby uciac ten sp�r. �Mam nadzieje, e
nigdy nie bedziesz musia�" - doda� w myslach. - A teraz smigaj do ��ka i nim dolicze do
trzech, chce s�yszec twoje chrapanie. M�wie serio, Marcus! - Zrobi� grozna mine, a
przynajmniej tak mu sie wydawa�o. Ch�opczyk popedzi� do swojego ��ka, jakby go troll
goni�. Chwile p�zniej jego buzia we snie usmiechne�a sie do pieknego smoka i dosiadajacej
go osoby. Znowu...
3
*
Wiele lat p�zniej
Sala odpraw w koszarach trzeciego miasta by�a prosto i skromnie urzadzona. Scian nie
zdobi� aden gobelin. Tafle szyb okiennych wy�oono witraami ze scenami walk smok�w z
r�nymi fantastycznymi stworzeniami. Na scianach i z sufitu zwisa�y ample o smoczych
kszta�tach, zwykle �ziejace" ogniem, aby oswietlic to dosc ponure pomieszczenie. Jednake
w tej chwili nie by�o to konieczne, poniewa s�once rzuca�o dosc promieni, nawet mimo
ma�ych okien.
To nie mia� byc piekny budynek. Mia� s�uyc jednemu celowi: naradom oficer�w,
przekazywaniu im grafik�w patroli oraz innych wanych informacji czy szkoleniu
teoretycznemu adept�w. Stad wyposaenie te by�o proste i funkcjonalne. Wszystko tutaj w
jakis spos�b nawiazywa�o do smok�w, poczawszy od tych okiennych witray, na
rzezbieniach
krzese� i sto��w skonczywszy. Ostatecznie by�a to kwatera g��wna oficer�w, wiec czy mog�o
byc inaczej? Bycie oficerem stanowi�o nie lada przywilej - okupiony wieloma latami nauki,
wyrzeczen, mozolnych trening�w, a przede wszystkim wymagajacy akceptacji samych
smok�w, kt�re z regu�y poera�y mniej wiecej co dziesiatego adepta. Dlatego jedynie ci,
kt�rzy przeszli to mordercze szkolenie, zas�ugiwali na zielony oficerski p�aszcz z naszywka w
kszta�cie g�owy smoka. Tu nie by�o miejsca na zabawy. Oficerowie co dnia udowadniali
swoim yciem, wysi�kiem i lojalnoscia, e zas�uyli na ten przywilej. W koncu strzegli
bezpieczenstwa miast, nie? Dlatego byli traktowani z tak niezwyk�ym szacunkiem, podziwem
i zazdroscia. Czarodziejem w koncu moe byc KA DY, ale czarodziejem i oficerem
jednoczesnie tylko NIELICZNI.
- Dobra, panowie! - zagrzmia� genera� Zorian, postawny i energiczny elf cieszacy sie
ogromnym autorytetem.
Akustyka w sali odpraw by�a tak doskona�a, e nie potrzebowa� adnego wzmacniacza g�osu.
- Sciagna�em was tu wszystkich, poniewa mam wam cos niezwykle wanego do
obwieszczenia. Zrobi� przerwe, a kilkudziesieciu oficer�w-stranik�w portali natychmiast
umilk�o, koncentrujac ca�a swoja uwage na generale. Wszystkich intrygowa�o, po co zostali
tak nagle wezwani.
- Jak wiecie - ciagna� Zorian - mamy coraz wieksze problemy z obsadzeniem wszystkich
patroli. Nasze smoki sa... hmm... coraz s�absze i kadra oficer�w niestety te sie nieco
skurczy�a. - Szmer szept�w potwierdzi�, e jego podw�adni maja tego pe�na swiadomosc. -
Dlatego Wielka Rada Czarnoksienik�w wyznaczy�a nam bardzo wane zadanie -
powiedzia�, cedzac kade s�owo. � Poszukuje samych ochotnik�w, wiec jesli ktos nie ma
zamiaru wziac w tym udzia�u, prosze, eby teraz opusci� sale.
Nastapi�a chwila ciszy. Nikt sie nie poruszy�. Opuszczenie sali odpraw by�oby r�wnoznaczne
z tch�rzostwem, dlatego wszyscy ci piekni meczyzni wcia siedzieli na swych
niewygodnych sto�kach i zachodzili w g�owe, jakie to zadanie ma dla nich genera�.
- Skoro ten punkt programu mamy ju za soba - tu Zorani usmiechna� sie krzywo - przejde do
rzeczy. Potrzebuje dwunastu chetnych do dosc trudnego zadania, a poniewa jest was tu
kilkudziesieciu, wiec bedziemy musieli te dwunastke wylosowac. Addar, wnies kocio�!
Genera� by� najwyrazniej przygotowany na taka ewentualnosc, bo teraz jego chochlik Addar
taszczy� solidne naczynie z dziura w pokrywce.
- Przyjaciele - powiedzia� elf - prosze, aby kady z was wypisa� swoje imie na karteczce i
wrzuci� do srodka. Odczytani pozostana w tej sali. Reszta powr�ci natychmiast do swoich
obowiazk�w, zapominajac o tym zebraniu. Jasne? Tym, kt�rzy nie zostana wybrani, dziekuje
za chec pomocy. A tym, kt�rych wylosuje, mam nadzieje, e wystarczy si�, odwagi i
4
wytrwa�osci, aby wype�nic z honorem misje i bezpiecznie do nas powr�cic - zakonczy� nieco
pompatycznie, ale znany by� z tego, e wszystko, co dotyczy�o smok�w czy Korpusu
Oficer�w, traktowa� smiertelnie powanie.
Meczyzni po kolei podchodzili do kocio�ka i wrzucali karteczki.
- Cokolwiek to jest, mam nadzieje, e to bede ja. - Marcus mrugna� porozumiewawczo do
swego przyjaciela, czarnosk�rego elfa Fabiena. - Te patrole sa taaaaaaakie nudne! - Uda�, e
ziewa, wzbudzajac rozbawienie wsp�towarzyszy. Kiedy ostatni oficer wrzuci� swoja kartke,
genera� wymamrota� pod nosem zaklecie, zakreci� m�ynka buzdyganem i dotkna� nim
kocio�ka. Po chwili naczynie zacze�o wirowac wok� w�asnej osi, a karteczki w srodku
zacze�y sie mieszac. Kilka minut p�zniej czar usta� i kocio�ek ponownie stana� nieruchomo.
- Addar, zacznij losowanie - nakaza� Zorian.
Chochlik doskoczy� do kocio�ka. Ma�a czteropalczasta raczka zacza� wyciagac karteczki i
podawac genera�owi. Ten odczytywa� nazwiska jedno po drugim. Kiedy odczyta� ostatnie,
niewylosowani oficerowie z alem wyszli, a pozostali skupili sie wok� elfa. Zorian jeszcze
raz doby� buzdyganu. Skierowa� go w kierunku drzwi i zablokowa� je zakleciem
zamykajacym. Znowu wymrucza� zaklecie, zatoczy� buzdyganem krag wok� pozosta�ych
oficer�w i natychmiast otoczy�a ich magiczna, nieprzezroczysta kapsu�a dzwiekoszczelna, a
lustrzana tafla za plecami genera�a zmieni�a sie w ekran. Dwunastu oficer�w d�ugo
zapoznawa�o sie z celem misji oraz groacymi im niebezpieczenstwami. Niekt�rzy byli
zszokowani, inni oburzeni, ale wszyscy przyjeli do wiadomosci koniecznosc wykonania
zadania.
- Pamietajcie - powiedzia� na koniec genera� � obowiazuje was scis�a tajemnica. Nie wolno
jej wam zdradzic nikomu. Ten z was, kt�ry pierwszy namierzy i osiagnie sw�j cel, daje nam
znak przez Znamie Smoka. Wtedy reszta sie wycofuje, jasne?
- Jasne. Oczywiscie - przytakneli.
- No to do roboty. Czas nagli. Powodzenia, panowie! - Zorian spojrza� na kadego uwanie,
potem usciska� ich i wyszed�. Chochlik Addar pstrykna� palcami, a wtedy lustrzany ekran
znowu zamieni� sie w zwyk�e lustro w srebrnej oprawie zdobionej smokami. Znikne�a take
dzwiekoszczelna kapsu�a. Dwunastu wybranc�w z mieszanymi odczuciami w milczeniu
opuszcza�o sale odpraw.
*
- Oczywiscie nic mi nie moesz powiedziec? � upewni� sie Marcus z zawiedziona mina, gdy
Fabien wyszed� z sali. Wystarczy�o jednak, e elf na niego spojrza�, a on od razu zrozumia�,
e dalsze pytania sa bezcelowe, przyjaciel i tak nic mu nie zdradzi.
�Cholera! - zakla� w myslach - e te musi byc taki uczciwy!"
�S�ysza�em" - odpar� telepatycznie Fabien z pewnym rozbawieniem. - Nie z�osc sie, stary.
Predzej czy p�zniej dowiesz sie o wszystkim, ale teraz nie mam wyboru, wiec nie naciskaj,
zgoda? - doda� ju na g�os i odszed�.
Tego dnia Ariel mia�a istne urwanie g�owy. Pies w ciekim stanie po wypadku, suka do
cesarki, kontrola z nadzoru farmaceutycznego by�y tylko preludium do dalszych paskudnych
wydarzen. Sanitariusz Peter wzia� wolne, bo mu ona rodzi�a, a Nine dotkliwie pogryz�
doberman, tak e sama nadawa�a sie do szycia. Ariel robi�a co mog�a, eby ze wszystkim
nadayc, a jeszcze o czternastej trzydziesci mia�a wyznaczona rozprawe rozwodowa. Noooo,
na to absolutnie nie moe sie sp�znic, chocby nie wiem co! Zagoni�a nawet do pomocy
starsza, gruba recepcjonistke Kathey, bo liczba chorych zwierzat wymagajacych
natychmiastowej pomocy zdawa�a sie rosnac w oczach. Szczescie, e pare lat wczesniej
upar�a sie przeszkolic na taka ewentualnosc ca�y personel. Teraz wiedzia�a, e to by�a dobra
decyzja. Z rozpacza pomysla�a, jak wsciek�a bedzie Amanda, kiedy znowu nie pojawi sie na
5
wywiad�wce. Czasami mia�a ochote dac sie sklonowac, eby zdayc ze wszystkim, ale sama
wybra�a taki zaw�d i pretensje mog�a miec tylko do siebie. Tyle, e idac na studia, nie wzie�a
pod uwage, e byc moe kiedys bedzie mia�a dom, rodzine, dziecko. Stara�a sie byc idealna
ona, matka i szefem, ale najwyrazniej dawa�a cia�a na kadym polu. Najwieksze wyrzuty
sumienia mia�a w stosunku do Amandy. Stanowczo poswieca�a jej za ma�o czasu. Ju od
dawna dreczy� ja dylemat: jesli zajmie sie c�rka i porzuci ukochany zaw�d, to z czego sie
utrzymaja? Przecie kompletnie nie mia�a oparcia w rodzinie, bo NIE MIA�A rodziny. A
jesli nadal bedzie tyle pracowac w klinice, to ca�kiem straci kontakt z w�asnym dzieckiem.
Pograona w ponurym zamysleniu szybko i sprawnie �podzierga�a" psa po wypadku i
przekaza�a go Kathey. Potem zaje�a sie rodzaca suka. Z wyrzutami sumienia zadzwoni�a do
Toma, wsp�lnika w firmie, proszac o wczesniejszy przyjazd i wsparcie. Tom pom�g� jej w
cesarce. Szybko wsp�lnie przyjeli t�um zwierzat i o czternastej pietnascie zdyszana
wskoczy�a do swojego citroena, by pognac na rozprawe rozwodowa. Mimowolnie w�aczy�a
radio i wyszuka�a jakies ostre rockowe kawa�ki. Zawsze nastawia�y ja bojowo, a dzis by�o jej
to szczeg�lnie potrzebne. Za nic w swiecie nie moe dac sie zdeptac Stevenowi. Jadac, nuci�a
pod nosem s�owa jakiejs piosenki i wystukiwa�a palcami rytm na kierownicy.
Naiwnie, do ostatniej chwili, mia�a nadzieje, e Steven (ze wzgledu na Amande)
ugodowo podpisze papiery rozwodowe i szybko beda to mieli za soba. Jak mog�a byc tak
g�upia? Cholera, upar� sie utrudniac ca�a sprawe. Faceci! Zdaje sie, mia� z tego niez�y ubaw i
ta jego nowa fladra te. Wracajac po tym koszmarnym sadowym show do domu, zastanawia�a
sie, jak mog�a kiedykolwiek byc zakochana w kims tak k��tliwym, egoistycznym i
ma�ostkowym. Jak w og�le mog�a zwr�cic na niego uwage? No, ale podobno mi�osc jest
slepa. Mimowolnie gorzko wysmia�a sama siebie w duchu. Wreszcie p�znym popo�udniem
wjecha�a na podjazd przed skromnym domkiem na peryferiach miasta. Amanta chyba by�a u
siebie, bo z jej pokoju dobiega�a g�osna muzyka. Co ona w�asciwie widzi w tym Eminemie?
- No c�, widocznie sie starzeje, a ona wchodzi w okres buntu - usmiechne�a sie pod nosem
Ariel. Amanda, niesforna dziesieciolatka o ciemnych w�osach i takich oczach. Zasadniczo
dobra uczennica, ale traktowana przez innych z dystansem. Mia�a jedna, moe dwie dobre
koleanki oraz Aurore - sasiadke i przyjaci�ke Ariel.
Us�ysza�a trzask drzwi wejsciowych, bo akurat robi�a sobie w kuchni kanapki z mas�em
czekoladowym i umorusana wysz�a do przedpokoju.
- Czesc - zacze�a.
Chcia�a zapytac matke, jak by�o, ale jej wyglad i mina m�wi�y, e lepiej darowac sobie
dociekania.
- Goraca kapiel? - zapyta�a wiec zachecajaco. � No wiesz, to odgoni smutki, zrelaksuje cia�o.
Chcesz? Zrobie... - zaofiarowa�a sie podchwytliwie. Chyba mia�a nadzieje, e nak�oni Ariel
do opowiedzenia, jak by�o w sadzie. Og�lnie by�a z�a, e klinika zabiera jej matke, a jeszcze
bardziej, e starzy biora rozw�d, ale lepsze to, niby mieli sie rec ca�ymi dniami.
�Jak to sie skonczy, mama bedzie weselsza i znajdzie dla mnie wiecej czasu" -
powtarza�a sobie. A na razie musia�a zadowolic sie wieczorami, kiedy Ariel d�ugo, d�ugo w
noc czyta�a jej barwne fantastyczne opowiesci.
- Co prawda za wczesnie na kapiel, ale wiesz co, chetnie.
- Matka rzuci�a cien usmiechu, jednak nie da�a sie podpuscic na zwierzenia. Zdje�a pantofle i
marynarke. Posz�a do kuchni. Nala�a sobie soku i nakarmi�a trzy t�uste koty.
- Czesc, zasrance - powiedzia�a do nich czule. Koty ociera�y sie o jej nogi. - P�zniej, okej? -
upomnia�a je �agodnie. - Na razie ide skorzystac z oferty pewnej m�odej damy. Mam
nadzieje, e tym razem uy�a r�anego - powiedzia�a, majac na mysli p�yn do kapieli. Koty
popatrzy�y na nia swymi madrymi, wszystkowidzacymi oczami i majestatycznie oddali�y sie
do saloniku, gdzie czeka�o je ulubione zajecie, czyli nicnierobienie i pozwalanie, by inni je
podziwiali. Ariel ruszy�a do �azienki, gdzie ju czeka�a na nia wanna pe�na wonnej piany.
6
Amanda chyba intuicyjnie wyczu�a, e p�yn r�any bedzie najstosowniejszy, bo wszedzie
unosi� sie jego delikatny zapach.
- Dzieki, Mandy. - Ariel uca�owa�a c�rke.
- Nie ma sprawy. Jak cos bedziesz chcia�a, to wo�aj.
Dziewczynka wysz�a, a Ariel zacze�a zdejmowac ubrania, kt�re po kolei ladowa�y na
pod�odze. No c�, nie da sie ukryc: by�a ba�aganiara. Nie to co Amanda � pedantka w
kadym calu (a mia�a tylko dziesiec lat!). Znowu powr�ci�o do niej znane od jakiegos czasu
uczucie, e jest obserwowana.
�Chyba zaczynam miec fio�a - pomysla�a z niepokojem. - Przecie to smieszne. Jestem tu
sama, a mam uczucie, jakby tu ktos jeszcze by�. To musi byc przemeczenie i stres" -
wyt�umaczy�a sobie to racjonalnie, ale na wszelki wypadek szczelnie zas�oni�a okno i szybko
wskoczy�a do wanny, aby ukryc sie pod r�ana piana. No tak, mia�a trzydziesci pare lat, nie
by�a ani piekna, ani zgrabna. Stosowa�a tylko podstawowe kosmetyki, a ju na pewno nie
robi�a makijau. Czu�a sie w nim jak clown w cyrku. Lubi�a naturalnosc. Lata pracy w
odpowiedzialnym i stresogennym zawodzie spowodowa�y, e jej ciemne w�osy zaczyna�y
pokrywac sie siwizna, co podobno dodawa�o jej uroku. Z kolei aktywny tryb ycia sprawi�, e
jej cia�o nadal by�o szczup�e, dobrze umiesnione i ca�kiem sprawne fizycznie, mimo e nie
mia�a czasu, aby specjalnie o nie dbac. W przeciwienstwie do swoich znajomych nie
odwiedza�a si�owni, nie katowa�a sie joggingiem ani aerobikiem. Od czasu do czasu chodzi�y
z Amanda do aquaparku
i tam poddawa�a sie masujacym biczom wodnym lub leniuchowa�a w jacuzzi.
Opar�a g�owe o brzeg wanny i przymkne�a oczy R�any zapach urzeka�, a woda koi�a i
masowa�a obola�e miesnie. Nie by�a pewna, co bardziej ma zmeczone: cia�o cieka praca czy
psychike nawa�em problem�w. Pod przymknietymi powiekami pojawi� sie obraz, kt�rego ju
dawno nie widzia�a. Wizja? Sen? Zawsze ten sam. Zawsze tak samo realistyczny, a nie
mog�a go odr�nic od jawy. Zawsze tak samo zachwycajacy. Czy kiedys sie spe�ni? Nie, to
niemoliwe. Nie na tym swiecie.
Ockne�a sie, bo Amanda przysz�a sprawdzic, czy czegos jej nie potrzeba. C�rka
spojrza�a z wyrzutem na porozrzucane ciuchy i sprawdzi�a wode, z kt�rej zday�a zniknac
piana.
- Mamo! Zasne�as? Ta woda jest kompletnie zimna! Siedzia�as tu p�torej godziny! Mog�as
sie utopic! � krzycza�a jej nad wiek powana i odpowiedzialna c�rka.
- Czy to nie rola rodzic�w wrzeszczec na dzieci? � upomnia�a ja �agodnie Ariel, ale zrobi�o
jej sie g�upio, bo jesli faktycznie przysne�a?
- Jasne! Ale to dzieci z regu�y zachowuja sie nieodpowiedzialnie, a nie rodzice, tak? -
Amanda spojrza�a na nia karcacym wzrokiem. - Wyjdz z tej wody, zanim sie zaziebisz! I zr�b
tu porzadek! - przykaza�a, zanim zamkne�y sie za nia drzwi.
Ariel o ma�o nie wybuchne�a smiechem, kiedy uswiadomi�a sobie komizm tej sceny. Ma�a,
dziesiecioletnia dziewczynka robiaca po�ajanki w�asnej matce - no nie, swiat sie konczy!
Dziecko bardziej odpowiedzialne od rodzica! Ale wysz�a z wanny i zastosowa�a sie do
wszystkich polecen c�rki.
*
- Pani doktor! Jakis pan do pani! - zawo�a�a do niej recepcjonistka Kathey.
- Przepros i powiedz, e bede wolna za dziesiec minut! - odkrzykne�a.
Badajac miot wiercacych sie szczeniat owczark�w niemieckich, mimowolnie pomysla�a o
urlopie. To wywo�a�o usmiech na jej twarzy. Tak, urlop. Ju nied�ugo. Tylko ona i Amanda.
Moe na po�udniu Francji albo gdzies indziej, gdzie jest ciep�o i czyste morze?
Skonczy�a badanie i ruszy�a do recepcji.
- Kathey, m�wi�as, e ktos na mnie czeka? � zapyta�a wyczekujaco.
7
- Tak. Wprowadzi�am go do pokoju goscinnego, bo powiedzia�, e musi z pania porozmawiac
w jakiejs bardzo wanej sprawie.
- Okej. - Skine�a g�owa. Posz�a do pokoju za recepcja.
- Kathey! Jestes pewna, e kogos tu wprowadza�as?! - rozleg�o sie jej wo�anie, a po chwili
sama stane�a w drzwiach. - Gdybym cie nie zna�a tyle lat, tobym pomysla�a, e sobie arty ze
mnie robisz...
Rozejrza�a sie na wszelki wypadek jeszcze raz, ale w pokoju nie by�o nikogo. Jedyne wyjscie
znajdowa�o sie pod nosem Kathey, a ta przysiega�a, e na pewno nikt stamtad nie wychodzi�.
- Okej. Dobra. Wierze ci. Spokojnie! - Ariel zacze�a uspokajac recepcjonistke, kt�ra coraz
bardziej sie t�umaczy�a.
- Kathey, powiedz, jak on wyglada�.
- By� PIEKNY!!!!! - jekne�a z zachwytem Kathey.
- Fajnie. Powiem to twoim wnukom, jak je tylko zobacze.
- Sarkazm w g�osie Ariel by� niemal powalajacy. - A teraz czy moesz mi opisac tego
�pieknego" goscia?...
Odkad pamieta�a, aden facet nie wzbudzi� w Kathey zainteresowania wiekszego ni para
dziurawych skarpet. No, chyba e by� to jej by�y, kt�ry notorycznie uchyla� sie od p�acenia
aliment�w na najm�odsze dzieci, ale wtedy uywa�a totalnie innego s�ownictwa.
- No wiec - zacze�a Kathey - by�... by�... wysoki. I...
mia�... mia� w�osy do ramion. I by�... ciemnosk�ry. Mia� taki ciep�y, seksowny g�os,
fantastyczne usta i... i... i... by� piekny! - zn�w jekne�a zachwycona.
- Czy mia� jakies znaki szczeg�lne? - zapyta�a cierpliwie Ariel. Popatrzy�a ironicznie na
recepcjonistke. Na twarzy kobiety rozkwit� b�ogi usmiech.
�Zupe�nie jakbym zobaczy�a kota, kt�ry w�asnie opi� sie smietany" - pomysla�a z
rozbawieniem.
- Kathey! - krzykne�a. - No wiec? Mia� jakies cechy szczeg�lne czy nie?
Recepcjonistka zmarszczy�a czo�o i zacze�a intensywnie drapac sie za uchem. Ariel zaczyna�a
tracic cierpliwosc. Tak rozkojarzonej kobiety ju dawno nie widzia�a.
- Mam! - krzykne�a radosnie Kathey i strzeli�a palcami. - Mia� tatua albo cos takiego o tu. -
Dotkne�a lewej strony szyi. - Taki dziwny, zielony. Cos jakby g�owa tych... tych... -
najwyrazniej brakowa�o jej w�asciwego okreslenia - no tych paskudnych stworzen, kt�re pani
doktor leczy! - wypali�a i dopiero po chwili dotar�o do niej, jaka strzeli�a gafe. Zamilk�a.
Spusci�a oczy. Jej twarz mia�a kolor dorodnego buraka.
- Kathey - zacze�a Ariel, jakby poucza�a niedorozwiniete dziecko - lecze wiele zwierzat.
Moesz mi okreslic konkretnie, o kt�re ci chodzi?
'- No o te zielone, paskudne, jaszczurki...
- Aaa, legwany, tak? - zapyta�a Ariel, unoszac z pob�aaniem brwi.
- Mhm - potwierdzi�a Kathey z bardzo g�upia mina.
- Czyli facet mia� na szyi tatua w kszta�cie g�owy legwana. A m�wi�, o co mu chodzi?
- Nie. - Kathey pokreci�a g�owa. - Chcia� tylko porozmawiac. A potem, jak widac, znikna�...
- Okej. Reasumujac, mamy pieknego, ciemnosk�rego meczyzne z zielonym tatuaem w
kszta�cie g�owy legwana na szyi, kt�ry chcia� ze mna rozmawiac i totalnie rozkojarzy� moja
najlepsza pracownice, tak? Kathey, nic sie nie sta�o - powiedzia�a ze smiechem. - Ale jesli
pojawi sie ponownie, powiedz mi o tym od razu, dobrze? I nie daj sie znowu tak rozkojarzyc,
bo naskare twoim wnukom! M�wie serio. - Znowu sie smiejac, pogrozi�a palcem. � Jakby
mnie ktos szuka�, to jestem pod kom�rka. A tak swoja droga, legwany wcale nie sa paskudne
- rzuci�a przez ramie i wysz�a, zostawiajac zdumiona Kathey na srodku recepcji.
*
8
Wysz�a na parking otoczony porzadnie przycietym ywop�otem. Popatrzy�a z czu�oscia na
budynek kliniki � jej dziecko, kt�re stworzy�a pare lat temu od zera.
�Tak - pomysla�a - bez Toma i ca�ej reszty realizacja tego marzenia by sie nie powiod�a..." To
jedno w yciu jej wysz�o. To i Amanda. Pomysla�a ze smutkiem, e w innych dziedzinach jej
ycie przypomina�o ciag nieszczesc, tajfun�w i katastrof.
�No, musi byc jakas r�wnowaga w przyrodzie, nie? Ale mam Amande i klinike, wiec mam
po co yc" � pocieszy�a sie. Przez moment znowu mia�a wraenie, e jest obserwowana.
Takie uczucie, jakby ktos pods�uchiwa� jej mysli. �O rany, ale to g�upie! Naprawde zaczyna
mi odbijac" - powiedzia�a sobie, ale czujnie rozejrza�a sie dooko�a. Nie zauway�a nic
niezwyk�ego.
�To przez ten rozw�d i nawa� pracy - westchne�a. � Ju nied�ugo bedzie po wszystkim, a
potem dwa razy sie zastanowie, zanim spojrze na jakiegos faceta. Zreszta na takie rzeczy
jestem ju za stara. Niech sie w to bawia m�odzi. No, czas do domu. Moe jakas pizza, wino i
cos fajnego na DVD?" - zastanowi�a sie przez chwile. Zaraz, przecie to bedzie weekend bez
dyuru! Mona pogrillowac albo wyskoczyc z Amanda do aquaparku. No jasne! Prze�om
wiosny i lata bzem i magnolia pachnacy. Uwielbia�a te pore roku. Jadac do domu, mysla�a o
dziwnym ciemnosk�rym nieznajomym z zielonym tatuaem na szyi. Trzeba przyznac, e ja
zaintrygowa�. Ciekawe, czego m�g� od niej chciec, I czemu tak po prostu znikna�?
*
Tak jak sobie obieca�a, weekend spedzi�a na s�odkim lenistwie. Ostatecznie jej te czasami
nalea�o sie troche wytchnienia. W sobote po po�udniu wpad�a do nich Aurora z Liamem i
dzieciakami - siedmioletnim Brianem i dziewiecioletnia Amber. Dzieci bawi�y sie razem z
Amanda, a dorosli grillowali. W koncu Liam zagoni� zmeczone dzieciaki do ��ek, a Amanda
wyczu�a, e matka chce pogadac z Aurora i te posz�a do siebie. Wiecz�r przerodzi� sie w
typowo babski - z winem, zwierzeniami, plotkami.
- Dawno nie spiewa�as, no dawaj! Ca�kiem niezle ci to wychodzi - zacheci�a po jakims czasie
Aurora, podajac Ariel gitare. - M�wi�am ci ju, e zrobi�abys na tym niez�a kase, jakbys sie
troche postara�a? A ty sie upar�as na te klinike...
- M�wi�as. Tysiac razy. Daj spok�j, ca�y wiecz�r dar�am sie jak kotka w rui, to ju teraz sobie
daruje � zaprotestowa�a Ariel nieco zak�opotana. Te babskie wieczory przy winie i gitarze...
hmm? A co tam, w koncu faktycznie nie jest a tak z�a w te klocki. Tylko m�odzi maja prawo
spiewac czy co? Mia�a pe�na swiadomosc, e Aurora ja podpuszcza. - Dobra, dawaj te gitare,
damy czadu.
Taka Ariel Aurora lubi�a najbardziej. Weso�a, wyluzowana. Ostatnio by�a to rzadkosc.
Ariel rozsiad�a sie w wiklinowym fotelu i wyciagne�a nogi. Przez chwile sprawdza�a
nastrojenie gitary, potem ciep�e powietrze wieczoru drgne�o pod wp�ywem dzwiek�w
p�ynacych spod jej palc�w i z jej gard�a. Popijajac wino, Aurora zas�ucha�a sie. Ariel by�a
faktycznie niesamowita. Skala g�osu, jakiej nie powstydzi�aby sie niejedna gwiazda popu.
Interpretacja te ca�kiem, ca�kiem. Jak mona marnowac taki talent, pracujac po prostu w
klinice dla zwierzat? Nie by�a w stanie tego zrozumiec. Ostatnie akordy ballady dobieg�y
konca. Nasta�a cisza.
- Specjalnie da�as mi to pyszne wino, bo po nim wymie�am i gram... - rzuci�a oskarycielsko
Ariel, ale jakos nie by�o widac, eby mia�a pretensje.
- Jak sprawy ze Stevenem? - nie wytrzyma�a w koncu Aurora.
Ariel siegne�a po jeszcze jeden kieliszek wina, wypi�a jednym haustem, westchne�a, spusci�a
g�owe. Nie musia�a nic m�wic. Przyjaci�ka zrozumia�a ja bez st�w. Niestety, po tym pytaniu
radosc wieczoru ulotni�a sie i nastepna piosenka by�a ju tylko manifestem smutku,
9
rozczarowania, alu i tesknoty... Za czym? Aurora mog�a sie tylko domyslac. Ariel zamkne�a
oczy, jej palce przebieg�y po strunach i zacze�a nucic:
Jestes poezja,
Sonetem zapisanym przez Los
Na kartach mojego ycia
Odczytuje Cie co dnia
Upajajac sie Toba wcia od nowa...
Przyjaci�ka popatrzy�a na nia zszokowana. Ta znana ballada m�wi�a o kobiecie zakochanej,
nie o kobiecie, kt�ra w�asnie sie rozwodzi! A Ariel spiewa�a dalej... Teraz oczy Aurory
prawie wysz�y z orbit z wraenia. Zna�a Ariel od wielu lat, w�asciwie od nieszczesnego slubu
ze Stevenem, i wiedzia�a, czego moe sie po niej spodziewac... A przynajmniej tak jej sie do
dzisiaj wydawa�o.
- Czy jest cos, o czym powinnam wiedziec? - zapyta�a, gdy dzwieki gitary ucich�y.
- Co? - Ariel ockne�a sie z zadumy. Zarumieni�a sie. - Pomysla�a - �Cholera, jestem po
trzydziestce i nadal sie rumienie!"
- Nie, kompletnie o niczym... - Machne�a reka.
-Ariel!... - Grozna mina Aurory m�wi�a: �moesz wszystkich ok�amywac, ale nie mnie".
- No co? Przecie m�wie, e nie ma o czym gadac...
- Jaaasne! A ta piosenka to niby jest o ciekiej rozpaczy rozwodzacej sie kobiety? - zadrwi�a
przyjaci�ka. - Dalej, nawijaj! Kto to?
- O czym ty, do cholery, gadasz?! - zdenerwowa�a sie Ariel.
- O tej piosence! Tak spiewa tylko kobieta cieko zakochana. Gadaj, kto to jest - powiedzia�a
Aurora, cedzac kade s�owo.
- Ty... ty... naprawde myslisz, e ja... ja kogos mam?
- Nieee! Jak sie domysli�as? - Teraz ton g�osu przyjaci�ki by� wyraznie szyderczy.
- Przestan! Ani mi to w g�owie. Zw�aszcza po Stevenie - achne�a sie Ariel. - Po prostu ta
melodia jakos tak sie do mnie przyczepi�a. Ca�y czas ja nuce. Nie pytaj czemu, bo nie wiem.
Po prostu ja lubie. Zadowolona? - wyrzuca�a z siebie s�owa z szybkoscia karabinu.
Ale Aurora nie wyglada�a na przekonana. �Musze sie jej bliej przyjrzec w nastepnych
dniach" - pomysla�a.
Tego wieczoru, k�adac sie spac, Ariel mia�a swiadomosc, e nie powiedzia�a jej ca�ej
prawdy. Lubi�a te ballade, to prawda, jednak w tej piosence by�o te cos, za czym teskni�a
ca�e ycie... Ktos, kto prawie co noc nawiedza� ja w snach... P� nocy walczy�a z
bezsennoscia i marzeniami.
�To enujace" - pomysla�a nad ranem, nim pad�a ze zmeczenia.
*
Nastepne dni przypomina�y poprzednie. Och�odzi�o sie i przesz�y pierwsze letnie burze.
Ariel dzieli�a sw�j czas miedzy prace, obowiazki domowe i Amande. Bardzo chcia�a to
wszystko jakos pogodzic, tymczasem wojna sadowa ze Stevenem nabiera�a tempa. Wyk��ca�
sie o najdrobniejsze przedmioty. Teraz dodatkowo, skubaniec, pr�bowa� prawnie odebrac jej
Amande.
�Moge wszystko stracic, ale Amandy sobie odebrac nie dam!" - pomysla�a z
zacietoscia. Stara�a sie jak mog�a wynagrodzic c�rce ten ca�y stres zwiazany z rozwodem.
Bardzo lubi�a wieczory, gdy Amanda lea�a ju w ��ku i ona, leac obok, czyta�a jej
najfantastyczniejsze ksiaki. C�rka te uwielbia�a to wsp�lne czytanie, bo matka potrafi�a tak
10
interpretowac tekst powiesci, e postaci dos�ownie oywa�y. W niesamowity spos�b umia�a
wyczarowac najbardziej niesamowite istoty i historie, po kt�rych Amanta mia�a wiele
pieknych, kolorowych sn�w. Nawet po bardzo ciekim dniu wieczory nalea�y tylko do nich
dw�ch i do coraz bardziej interesujacych lektur. By� to rytua�, kt�ry wsp�lnie pielegnowa�y,
od czasu gdy Amanda by�a raczkujacym niemowlakiem. Dziewczynka najpierw sie kapa�a,
potem jad�a kolacje, a p�zniej k�ad�a sie do ��ka z ksiaka i czeka�a na cowieczorna porcje
ekscytujacych opowiesci, przy kt�rych z regu�y po godzinie zasypia�a.
Tego wieczoru zerwa� sie porywisty wiatr. Nadciaga�a burza. Koty sie pochowa�y. Ariel
pozamyka�a okna i powy�acza�a co waniejsze urzadzenia elektryczne. Wsciek�y atak
nawa�nicy nastapi� w okamgnieniu. Strugi deszczu sp�yne�y po szybach okiennych, ga�ezie
drzew za�omota�y dziko na wietrze.
�Mam nadzieje, e nie powybijaja szyb" - pomysla�a ze zmartwieniem. Ulica p�yne�a
istna rzeka wody. Jakby tego by�o ma�o, o dach zadudni� grad wielkosci sliwek. - �No tak, o
tej porze roku burza to normalka. Moe przyniesie orzezwienie?" - Przytuli�a wystraszona
Amande.
- Okej - powiedzia�a uspokajajaco. - To tylko burza, nic wielkiego. - Pog�adzi�a c�rke po
g�owie. Dziewczynka wtuli�a sie w jej bezpieczne ramiona, drac ze strachu.
Burza jak szybko i gwa�townie sie zacze�a, tak szybko mine�a. Pozosta� teraz po niej lekki,
siapiacy deszczyk. C�rka ju szykowa�a sie do snu, gdy nagle wyciagne�a reke w strone okna.
- Mamo, zobacz, zobacz!!! - wykrzykne�a podekscytowana.
- Co? Co takiego?
- Nie widzisz? O tam, na dachu! Mamo, to smok! Najprawdziwszy! - krzycza�a zaaferowana
Amanda, podskakujac dziko.
Ariel wytey�a wzrok, nic jednak nie zobaczy�a. Pomysla�a, e chyba przegie�a z tymi
ksiakami, bo teraz jej c�rka ma zwidy.
- Nic tam nie ma. Wydawa�o ci sie, kochanie � powiedzia�a �agodnie do c�rki.
- Wcale nie! - krzykne�a rozz�oszczona dziewczynka. - On tam naprawde by�! Widzia�am go!
Widzia�am!!!
- Okej. - Zrezygnowana Ariel machne�a reka. - Niech ci bedzie, widzia�as. Co nie znaczy, e
nie masz z tego powodu k�asc sie spac. Ju p�zno, a ty masz jutro na �sma do szko�y. Wiesz
co? Dzisiaj chyba darujemy sobie czytanie, bo zaczynasz gadac g�upstwa. Od jutra
zabierzemy sie za powaniejsze ksiaki. Dobranoc. - Uca�owa�a c�rke, zgasi�a swiat�o i
wysz�a.
- Wiem, e tam jestes. Widzia�am cie. Nie ukryjesz sie przede mna, nawet jesli mama
twierdzi, e opowiadam bzdury - szepne�a Amanda, zanim jej oczy zmorzy� sen.
*
Czerwone slepia bez zrenic rozjarzy�y sie w ciemnosciach. Przekaz myslowy ca�ej
spo�ecznosci by� jasny: zwiekszyc dawke ordonu, wtedy prace posuna sie szybciej. Druga
informacja m�wi�a o ekspedycji: wykonac szybko i naleycie.
*
Zesz�a na d�. Burza ucich�a. Amanda pewnie te ju spa�a. Zmartwi�a ja ta zbyt
wybuja�a fantazja c�rki, ale pretensje mog�a miec tylko do siebie. Moe faktycznie ju czas
przestac chowac Amande pod kloszem i zaczac jej uswiadamiac, jak wyglada realne ycie.
�No nie - powiedzia�a sobie - musze skonczyc z ta nadopiekunczoscia, bo inaczej wyrosnie
na �ajze i niedorajde". Zastanawiajac sie, jak to zrobic, posz�a do kuchni. Nic tak nie
poprawia�o jej humoru jak gorace kakao. Po chwili z kubkiem w d�oni usiad�a przy stole.
11
Wpatrzy�a sie w swoje odbicie w szybie okiennej i zacze�a rozmyslac. Cisze przerwa�
dzwonek telefonu.
�Tylko nie teraz" - pomysla�a niechetnie. Nie mia�a najmniejszej ochoty nigdzie w��czyc sie
po nocy wiec mia�a nadzieje, e to tylko ktos znajomy, a nie w�asciciel chorego zwierzaka.
- Tak? - rzuci�a do s�uchawki.
- Pani doktor Ariel Odgeon?
Westchne�a cieko. A jednak pacjent...
- Tak, s�ucham.
- Tu Natalie Mosse. Przepraszam, e dzwonie o tak p�znej porze, ale Barnaba ma atak.
Da�am ju ten czopek, kt�ry mu pani przepisa�a, ale nic nie przechodzi! � G�os w s�uchawce
teraz by� ju prawie na skraju histerii. � Czy mog�aby pani mu pom�c? Bardzo prosze!!!...
Barnaba by� starym cocker-spanielem od lat cierpiacym na padaczke. Najwidoczniej musia�
wystraszyc sie tej burzy. Jesli jednak zaordynowany lek nie dzia�a�, to znaczy�o, e jest
naprawde zle. Decyzje podje�a b�yskawicznie. Zostawi�a wiadomosc dla Amandy, gdzie jest,
w razie gdyby c�rka sie obudzi�a. Zadzwoni�a do Aurory, eby mia�a dom na oku. Na
szczescie mia�a podreczna torbe z lekami w domu, a pani Mosse mieszka�a blisko.
�Jak wszystko dobrze p�jdzie, to wr�ce, zanim Amanta sie obudzi" - pomysla�a. Szybko sie
ubra�a i wysz�a w noc. Wizyta, tak jak mysla�a, nie zaje�a jej wiele czasu. Przerwa�a
biednemu zwierzeciu atak padaczki, poda�a kropl�wke wzmacniajaca i pocieszy�a
w�ascicielke.
�Rany, jestem jak staroswiecki, sredniowieczny rycerz- -duren, kt�remu sprawia przyjemnosc
bezinteresowne niesienie pomocy. A gdzie nowoczesne daenie do bogactwa? Gdzie wyzysk
pacjenta za wszelka cene? To mnie trzeba leczyc, stanowczo! Zupe�nie nie przystaje do tych
brutalnych, egoistycznych czas�w" - drwi�a z siebie w duchu, lecz w�asnie takie wizyty jak ta
sprawia�y, e widzia�a sens w�asnego ycia i czu�a sie potrzebna.
Wraca�a do domu pusta ulica. Stukot jej obcas�w na mokrej jezdni i md�e swiat�o latarn
spowodowa�o, e poczu�a sie nieswojo. Znowu mia�a wraenie, e jest obserwowana. Mia�a
swiadomosc, e sama sobie napedza wyobraznie r�nymi makabrycznymi wizjami, i czu�a
gesia sk�rke na karku, ale pociesza�a sie w duchu, e ju niedaleko. Tylko dwa zakrety i
bedzie w domu.
I nagle, bez adnego ostrzeenia, z bocznej, ciemnej uliczki wyskoczy�y trzy typki.
Pedem rzucili sie w kierunku Ariel. Zauway�a ich katem oka i odruchowo zacze�a uciekac.
Niestety, z nastepnego zau�ka wybieg� jeszcze jeden i odcia� jej droge!
�Co jest? Zasadzka?" - pomysla�a spanikowana. Rzuci�a sie w bok, robiac unik przed
napastnikami, ale jeden z nich rzuci� sie i z�apa� ja za kostki n�g. Rune�a na mokry asfalt jak
d�uga. Reszta bandzior�w doskoczy�a. Cos do siebie gadali, lecz Ariel nic nie rozumia�a. Tak
jakby m�wili w obcym jezyku.
�Amanda! - pomysla�a z rozpacza, przeklinajac w�asna g�upote. Tymczasem napastnicy
wyciagneli line i zaczeli ja wiazac. - Co jest? Nie chca mnie obrabowac ani zabic?! Wola
mnie porwac? Ale po co? Przecie nic nie mam i nikt nie da za mnie z�amanego grosza
okupu? To nie ma sensu!" A jednak czterech bandyt�w nios�o skrepowana Ariel w g�ab
ciemnej uliczki.
- Czego chcecie? - wychrypia�a. - Jesli okupu, to nic nie mam. Nie jestem bogata.
- Milcz! - powiedzia� jeden z nich z dziwnym akcentem.
Dopiero teraz przyjrza�a sie porywaczom. W p�mroku nie mog�a wiele dostrzec, ale
zauway�a, e wszyscy byli krepi i podejrzanie niskiego wzrostu. Petajaca Ariel lina swieci�a
na b�ekitno, fosforyzowa�a i chocia wydawa�a sie luzna, za nic nie mog�a jej z siebie zrzucic,
zupe�nie jakby przylgne�a do cia�a. I to dziwne os�abienie... Porywacz, kt�ry sie wczesniej
odezwa�, spoglada� na nia przez chwile, a wtedy zauway�a jego p�onace �te slepia i
fioletowy odcien sk�ry.
12
�To jakas paranoja! Moe biore udzia� w jakims programie typu ukryta kamera - zastanowi�a
sie przez chwile
- To musi miec jakies racjonalne wyt�umaczenie!" By� w koncu X XI wiek. Takie osobniki po
prostu nie istnia�y! Bardziej ja jednak interesowa�o, czego moga chciec od niej ma�e,
fioletowe karze�ki i jak im uciec. Nagle zobaczy�a czekajaca na nich ciemna postac w d�ugim
p�aszczu, normalnego wzrostu.
�Maja wsp�lnika?!" - pomysla�a z rozpacza.
Tymczasem karze�ki na moment zamar�y w bezruchu, najwyrazniej zastanawiajac sie, co
robic. Chyba ten obcy jednak nie by� ich przyjacielem. Potem mimo wszystko zdecydowanie
ruszy�y przed siebie w kierunku meczyzny. Jeden z kar��w wyciagna� z kieszeni kurtki cos,
co przypomina�o skrzyowanie staroswieckiego zegarka kieszonkowego z puderniczka.
Otworzy� to urzadzenie i wtedy w kierunku obcego pomkne�o cos na kszta�t srebrnej kuli
wielkosci pomaranczy. Meczyzna chyba nie by� tym zaskoczony, bo sprawnie sparowa� atak
czyms w rodzaju kr�tkiej laski. Kula uderzy�a w pobliski mur i zrobi�a w tym miejscu dziure.
Co najciekawsze, wszystko odby�o sie w absolutnej ciszy! Ariel z rozdziawionymi ze
zdumienia ustami obserwowa�a ca�a akcje. A wiec karze�ki chcia�y ja porwac, a ten cz�owiek
zamierza�
im przeszkodzic. Wtedy porywacze rzucili ja na asfalt. Potwornie zabola�o, lecz nikt nie
zwr�ci� uwagi na jej protesty. Cztery kar�y wyciagne�y bron i wsp�lnie zaatakowa�y obcego.
Srebrne kule smiga�y we wszystkie strony, ale meczyzna zrecznie parowa� ciosy. Jeden z
kar��w dosta� rykoszetem. Ariel zobaczy�a jego wykrzywiona b�lem twarz, ale znowu nie
us�ysza�a najmniejszego odg�osu! Nic. Kompletna cisza. W koncu porywacze chyba
zorientowali sie, e w tym starciu nie maja szans, bo po chwili zostawili ja i zaczeli uciekac
innymi bocznymi uliczkami. Meczyzna nie zamierza� ich gonic. Podszed� do Ariel, dotkna�
liny tajemnicza laska zakonczona czyms w rodzaju grotu i uwolni� ja z wiez�w. Te opad�y na
ziemie i natychmiast rozp�yne�y sie w powietrzu, a si�y witalne zacze�y powracac.
Nieznajomy spokojnie schowa� laske do kieszeni p�aszcza. Zrobi� dyskretny ruch reka i
odg�osy wieczoru, szum krzew�w oraz dzwieki przejedajacych niedaleko pojazd�w
natychmiast powr�ci�y. Zupe�nie jakby wyszli z jakiejs kabiny dzwiekoszczelnej.
- Wszystko w porzadku? Nic ci nie jest? - zapyta�. Podnios�a g�owe i ujrza�a nad soba
najpiekniejszego meczyzne, jakiego w yciu widzia�a. Ciemnosk�rego z czyms w rodzaju
zielonego, fosforyzujacego tatuau na szyi. Tatuau w kszta�cie g�owy smoka, nie legwana. I
w�asnie w tej chwili film jej sie urwa�. Nieznajomy zrobi� zmartwiona mine. Dotkna� d�onia
czo�a Ariel i na moment zamkna� oczy. Przez chwile wyglada�, jakby o czyms intensywnie
mysla�. Po chwili wzia� Ariel na rece, rozejrza� sie czujnie dooko�a, po czym poni�s� ja w
kierunku domu. Dok�adnie wiedzia�, gdzie naley isc.
*
Otworzy�a oczy. Lea�a na kanapie we w�asnym salonie. Zobaczy�a zmartwiona mine
Aurory i Amandy.
- Mamo? Jak sie czujesz? - zapyta�a zaniepokojona dziewczynka.
- Twoja mama potrzebuje teraz duo odpoczynku. - Rozleg� sie meski, tubalny g�os.
Ariel odwr�ci�a g�owe i zobaczy�a nieznajomego.
- S�uchaj, trzeba zawiadomic policje - denerwowa�a sie Aurora. - Ten pan m�wi, e napad�
cie jakis w��czega. Jak nam go szybko opiszesz, to moe go jeszcze z�apia, zanim ucieknie za
daleko.
�W��czega? - Ariel spojrza�a ze zdumieniem na meczyzne. - Co on im naopowiada�?
Przecie by�o ich czterech!" Pamieta�a dok�adnie. Cztery kar�y o fioletowym odcieniu sk�ry i
�tych slepiach. O co tu, do cholery, chodzi?! Nieznajomy chyba wyczyta� w jej oczach to
nieme pytanie.
13
- Chyba ju p�jde. Powinna pani odpoczac.
- Nie, nie! Niech pan zostanie! - prawie krzykne�a Ariel. Mia�a tyle pytan do nieznajomego
wybawcy. � Chcia�abym panu podziekowac, a nawet nie wiem, jak ma pan na imie.
Usmiechna� sie pod nosem.
- Fabien, mam na imie Fabien - powiedzia� - ale nie ma za co dziekowac. Ot, po prostu by�em
we w�asciwym miejscu o w�asciwej porze.
- Ale jak mam sie panu odwdzieczyc? - nalega�a Ariel, bo wcale w to zapewnienie nie
uwierzy�a. Przecie wczesniej ten cz�owiek by� w jej klinice i chcia� z nia rozmawiac. To nie
m�g� byc przypadek.
Fabien uklak� przy kanapie, uja� jej d�on w swoje due, ciep�e rece i spojrza� Ariel w oczy.
Przekaz, kt�ry odebra�a w swoim m�zgu, by� tak wyrazisty, e a bolesny:
�Bedzie mi mi�o, jesli zechcesz ze mna porozmawiac na przyk�ad przy kawie. Jutro,
powiedzmy o szesnastej. W kawiarni �Pod Krzywym Kogutem�, dobrze?"
�Dobrze" - odpowiedzia�a zdumiona r�wnie w myslach. �Ale na razie prosze, ebys
utrzymywa�a oficjalna wersje, e napad� cie w��czega. Dobrze? Chyba e chcesz, eby ktos
cie potraktowa� jak szalenca".
- Odwdzieczyc? Nie widze takiej potrzeby � powiedzia� ju na g�os i obdarzy� ja promiennym
usmiechem. � Prosze uwaac na siebie i ju wiecej nie chodzic samej po nocy - Pogrozi� jej
artobliwie palcem. - Nastepnym razem moe mnie nie byc w pobliu. �Uwaaj na siebie, bo
oni moga wr�cic!" - Ten przekaz zabrzmia� w jej umysle r�wnie wyraznie.
- Do widzenia paniom. - Uk�oni� sie w kierunku Ariel i Aurory. - Czesc, Amando, i opiekuj
sie mama � doda� i wyszed�.
*
- Jeeezu!!! - jekne�a z zachwytem Aurora. - Ale on by� pieeekny!
Ariel popatrzy�a na nia z usmiechem. Taaak, ju raz s�ysza�a podobny zachwyt, tyle e teraz
w pe�ni go podziela�a. Faktycznie Fabien by� wyjatkowo pieknym meczyzna, mia� ciep�y,
niski g�os i fantastyczne, zmys�owe usta.
- Czemu on nie m�g� uratowac mnie? - Aurora prawie pia�a z zachwytu.
- Amanda, zadzwon do wujka Liama i powiedz, e Aurora prosi o natychmiastowy rozw�d -
rozbawiona nakaza�a c�rce.
Wszystkie trzy wybuchne�y smiechem.
- Oczywiscie um�wisz sie z nim? - dray�a przyjaci�ka.
- A niby jakim cudem, skoro opr�cz imienia nic o nim nie wiem? - taktycznie sk�ama�a Ariel.
- Zreszta on pewnie ma tabuny zadurzonych fanek, a ja, przypominam wam obu, jestem na
etapie rozwodu! Amory mi nie w g�owie.
- Jasne, a ja jestem kr�lowa brytyjska! - prychne�a Aurora z powatpiewaniem - Wyglada� na
bardzo toba zainteresowanego, kiedy cie tu przyni�s�.
- A mog�o byc inaczej? Przecie mnie uratowa�, pamietasz?! Zreszta jesli faktycznie zechce
mnie znowu spotkac, w co watpie, to wie, gdzie mnie szukac - ucie�a rozmowe Ariel
- No to chyba ju nic tu po mnie. Na twoim miejscu jednak powiadomi�abym policje. Do
licha, przecie dostaja pensje z naszych podatk�w! Powinni nas bronic! A tu adnego patrolu!
Skandal! Dobranoc - powiedzia�a Aurora i wysz�a.
- Mamo, jak sie czujesz? - zapyta�a z troska Amanda.
- Nieco sko�owana - przyzna�a Ariel. Nie wiedzia�a, co sadzic o wydarzeniach tego wieczoru.
- Chyba ju po�oe sie spac. Ty te najlepiej zrobisz, jak p�jdziesz do ��ka. Przepraszam, e
napedzi�am ci stracha, ale Barnaba pani Mosse mia� atak i musia�am mu pom�c. Ale teraz ju
sie nigdzie nie rusze, obiecuje. - Uca�owa�a c�rke.
- Nie powiadomisz policji? - zapyta�a zdumiona dziewczynka.
- A co to da? Ten w��czega na pewno dawno ju zwia� i opr�cz duej ilosci papierk�w do
wype�nienia nic wiecej nie zrobia. I tak mamy zarwane p� nocy. A oni nie daliby nam spac
14
drugie p�. - Ariel usmiechne�a sie krzywo. - Nie, powiadamianie policji nic nie da. -
Machne�a reka.
Ledwie sie po�oy�a, zapad�a w kamienny sen, w kt�rego mrokach czai�y sie dziwne
postaci. Na pr�no usi�owa�a je dojrzec. By�y poza zasiegiem wzroku. Widzia�a tylko ich
rozmyte kontury i czerwone oraz �te punkciki oczu.
*
- Mamo! Mamo! - Ktos szarpa� ja za ramie. - Zaspa�ysmy! Amanda sta�a nad nia i stara�a sie
dobudzic Ariel. Ta nieprzytomnie spojrza�a na budzik. Wielkie nieba! By�a dziewiata!
Powinna byc ju w pracy. Wyskoczy�a jak oparzona z ��ka. B�yskawicznie zadzwoni�a do
kliniki, wyjasniajac Kathey, e troche sie sp�zni. Potem szybko wzie�a prysznic, w biegu
wypi�a kawe i po kilku minutach gna�a do kliniki, ogladajac po drodze zniszczenia, jakie
poprzedniej nocy wyrzadzi�a nawa�nica. Tego dnia nic sie nie uk�ada�o. Tom mia� pretensje o
sp�znienie i brak profesjonalizmu. Potem podczas zabiegu prawie dosta� sza�u, gdy po raz
kt�rys z rzedu poda�a nie te narzedzia lub zrobi�a nieprawid�owy szew. Pracownicy te
patrzyli na nia dziwnie. Co najmniej jakby podejrzewali, e ca�a noc balowa�a i teraz jest
skacowana. A do tego faktycznie potwornie bola�a ja g�owa (reszta cia�a zreszta te) i by�a
totalnie rozkojarzona. Oko�o po�udnia Tom nie wytrzyma� i zaciagna� ja do swojego gabinetu,
gwa�townie domagajac sie wyjasnien. Usiad�a znuona w jego fotelu i opowiedzia�a mu o
wydarzeniach poprzedniej nocy - oczywiscie w wersji oficjalnej, czyli e napad� ja w��czega
i mocno poturbowa�.
- Czemu, do cholery, nie zadzwoni�as z domu, e bierzesz dzien wolnego! - zdenerwowa� sie.
To jeszcze pogorszy�o samopoczucie Ariel. Nie dosc, e tyle przesz�a, to teraz jeszcze na nia
wrzeszczano. Zero wsp�czucia. Wiec nawet Tom jest nieczu�ym draniem? Mia�a prawie �zy
w oczach. Wsp�lnik spojrza� na nia i szybko sie zreflektowa�, e przegia�.
- Przepraszam - powiedzia� cicho, siadajac obok Ariel i obejmujac ja ramieniem. - Ale sama
przyznasz, e gdybys da�a znac, co sie sta�o, nikt nie mia�by ci za z�e, e nie przyjdziesz.
Wszyscy by zrozumieli, e potrzebujesz odpoczynku. S�uchaj, poprosze Petera, eby cie
odwi�z� do domu. Popatrz na siebie. Ledwo trzymasz sie na nogach. I do tego jestes
p�przytomna - dokonczy� z wyrzutem.
- Dam rade - s�abo zaprotestowa�a.
- Koniec dyskusji. Zaraz zawo�am Petera. - Wyszed� do poczekalni, cicho wyt�umaczy�
sanitariuszowi, o co chodzi i po kilku minutach Peter wi�z� Ariel jej w�asnym citroenem do
domu. Poczu�a sie troche jak ma�a, ubezw�asnowolniona dziewczynka, ale wola�a z Tomem
nie drzec kot�w, zw�aszcza kiedy by� w tak bojowym nastroju.
- Przepraszam, Peter, e zawracam ci g�owe swoimi problemami - rzuci�a cicho.
- Nie ma sprawy. Poniekad pani problemy sa naszymi, nie? Szkoda, e pani doktor od razu
nic nie powiedzia�a. Trzeba by�o zostac w domu i odpoczac. - Najwyrazniej zosta�
wtajemniczony w sprawe.
Z domu Ariel zadzwoni�a po taks�wke, kt�ra odwioz�a Petera z powrotem do kliniki, a sama
�ykne�a tabletki przeciwb�lowe i po�oy�a sie w salonie na kanapie. Nim mina� kwadrans,
znowu zapad�a w sen. Tym razem ju spokojniejszy, dajacy wiecej odpoczynku i ukojenia.
*
Spa�a mocno dwie godziny. Obudzi�a sie oko�o pietnastej z duo lepszym
samopoczuciem. Najwyrazniej leki zacze�y ju dzia�ac, bo nic jej nie bola�o. Przypomnia�a
sobie, e o szesnastej jest um�wiona z Fabienem. Przez chwile zastanawia�a sie, czy isc na to
spotkanie. Czego m�g� chciec? O czym takim chcia� rozmawiac? No i ta kawiarnia � przecie
moe ja tam zobaczyc ktos z personelu kliniki! Co wtedy? Ale jesli nie p�jdzie, to nigdy nie
dowie sie, czego chcia� Fabien, kim by�y karze�ki i dlaczego na nia napad�y... �Kolejna
15
sytuacja patowa - pomysla�a szyderczo - i tak przez ca�e ycie. A co tam! Co ma byc, to
bedzie". Musi sie dowiedziec, o co tu naprawde chodzi. Sprawdzi�a, gdzie jest ta kawiarnia
�Pod Krzywym Kogutem", i zacze�a sie przygotowywac do wyjscia. Amanda jeszcze by�a w
szkole, a potem mia�a trening, wiec przynajmniej c�rce nie bedzie sie musia�a t�umaczyc w
razie czego. Po chwili jecha�a ju do miasta taks�wka. Nie czu�a sie jeszcze na tyle dobrze,
eby prowadzic w�asne auto. Jadac, jeszcze raz przemysla�a wszystkie zdarzenia zesz�ej nocy
i stara�a sie u�oyc liste pytan, kt�re powinna zadac Fabienowi.
Kawiarnia �Pod Krzywym Kogutem" by�a ma�ym lokalikiem na obrzeach centrum.
Sta�a na skraju miejskiego parku i blisko rzeczki. Ma�e, drewniane drzwi wejsciowe nie
rzuca�y sie w oczy, podobnie jak niewielkie okienka z wprawionymi kolorowymi szybkami.
Nigdy by nawet nie wiedzia�a o istnieniu tego lokalu, gdyby nie zaproszenie - nie
przypomina�a sobie adnej reklamy kawiarni w miejskiej gazecie. Kto tu w og�le bywa�?!
Przez moment zastanowi�a sie, czy to zaproszenie Fabiena czasem jej sie nie przysni�o.
Pewnie w og�le go tam nie bedzie, a ona wyjdzie na idiotke. W koncu cos takiego jak
telepatia przecie te nie istnia�o, podobnie jak... fioletowe karze�ki o �tych slepiach. A co
tam! Najwyej napije sie kawy i przekona, e mia�a halucynacje. Wzie�a g�eboki wdech i
punkt szesnasta wkroczy�a do srodka. Stane�a oniesmielona w drzwiach. Wnetrze podzielonej
na dwie czesci kawiarni mile ja zaskoczy�o. Pierwsza sala - przytulnie i kameralnie urzadzona
przy samym wejsciu, z ma�ymi stoliczkami nakrytymi czysciutkimi obrusami w kolorze
burgunda. Sciany wy�oono kolorystycznie dobrana tapeta, na scianach wisia�y piekne
obrazy, malutkie lampki na stolikach i kinkiety, rzucajac ciep�e swiat�o, dope�nia�y atmosfery
przytulnosci i tajemniczosci. Pod sciana sta� debowy kontuar, za kt�rym urzedowa�a ma�a
staruszka wydajaca polecenia kelnerkom. Gosci by�o niewielu, tote do nowej klientki
natychmiast podesz�a dziewczyna o bardzo jasnych w�osach i zapyta�a, w czym moe pom�c
i czy Ariel ma zarezerwowany stolik. Niedawna ofiara kar��w lekko zg�upia�a.
- Ehm - odchrzakne�a. - Nie jestem pewna, ale chyba powinien tu byc m�j znajomy. �atwo go
poznac, poniewa jest dosc wysoki, czarnosk�ry, ma w�osy do ramion... I ma zielony tatua
na szyi - dokonczy�a Ariel pewna, e robi z siebie idiotke.
�Ma na imie Fabien i jest oficerem-elfem, stranikiem portalu" - us�ysza�a czyjas odpowiedz
w myslach. Wytrzeszczy�a oczy na kelnerke. Czyby ta dziewczyna te umia�a pos�ugiwac
sie telepatia? To wszystko zacze�o sie robic coraz dziwniejsze.
- Mysle, e wiem, o kogo pani chodzi. � Kelnerka usmiechne�a sie do niej �agodnie. - Prosze
za mna.
Dziewczyna, zgrabnie mijajac kolejne stoliczki, skierowa�a sie ku drugiej czesci lokalu
schowanej za cieka kotara. Kiedy Ariel wesz�a tam za nia, o ma�o nie krzykne�a z
zaskoczenia i zachwytu. Ta sala by�a przestronna, jasna, pe�na tropikalnej roslinnosci, wsr�d
kt�rej ukryto ma�e marmurowe stoliki i �aweczki. Sprawia�a raczej wraenie pieknej,
zadbanej palmiarni z przeszklonym dachem, licznymi strumykami i oczkami wodnymi
bioracymi sw�j poczatek w centralnie usytuowanej fontannie. Fontanna te by�a ciekawie
zbudowana, poniewa przypomina�a kszta�tem siedzacego smoka z roz�oona podw�jna para
skrzyde�, z kt�rego paszczy wyp�ywa� �w strumien. Ariel przez chwile sta�a nieruchomo,
sycac oczy tym widokiem. Kelnerka z rozbawieniem wskaza�a jej stolik, przy kt�rym
siedzia�a znajoma postac. Chocia Fabien by� odwr�cony plecami, kiedy Ariel wesz�a,
natychmiast sie zerwa� i podszed� do niej.
-�Zupe�nie jakby wyczu� moja obecnosc" - pomysla�a irracjonalnie.
�Bo tak by�o" - odpowiedzia� jej w myslach. � Rzeczywiscie cie wyczu�em - doda� ju na
g�os. - Ciesze sie, e zdecydowa�as sie przyjsc. Wiem, e sie mnie nie boisz, chocia wiesz,
e jestem telepata. Podobnie jak ty zreszta.
- Usmiechna� sie. - I wiem, e nurtuja cie pytania o wczorajszy wiecz�r i o moja osobe. Tak
przy oka