447
Szczegóły |
Tytuł |
447 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
447 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 447 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
447 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
NULL-0
Autor - Philip K. Dick
HTML : Artrus
Lemuel w napi�ciu przywar� do �ciany pogr��onego w ciemno�ci pokoju. Lekki
podmuch poruszy� koronkowymi firankami. ��tawe �wiat�o z ulicy s�czy�o si� do
wn�trza pokoju, oblewaj�c ��ko, komod�, ksi��ki, zabawki i odzie�. Z drugiego
pokoju dobiega� szmer rozmowy.
- Jean, musimy co� zrobi�! - powiedzia� m�ski g�os.
Zduszony j�k.
- Ralph, prosz�, nie r�b mu krzywdy. Powiniene� nad sob� panowa�. Nie pozwol� ci
go skrzywdzi�.
- Przecie� nic mu nie zrobi�. - W przyt�umionym g�osie m�czyzny zabrzmia�
zwierz�cy niepok�j. - Dlaczego on to robi? Dlaczego nie mo�e gra� w baseball i
bawi� si� w berka jak normalni ch�opcy? Dlaczego musi podpala� sklepy i
torturowa� bezbronne zwierz�ta? Dlaczego?
- On jest inny, Ralph. Postaraj si� go zrozumie�.
- Mo�e powinni�my zabra� go do lekarza- rzek� ojciec. -Mo�e cierpi na jak��
chorob� gruczo�ow�.
- Masz na my�li starego doktora Grady'ego? Przecie� sam m�wi�e� �e on...
- Ale� sk�d. Doktor Grady zrezygnowa� po tym, jak Lemuel zniszczy� jego aparat
rentgenowski i po�ama� meble w gabinecie. Nie, chodzi o kogo� innego. - Pe�na
napi�cia pauza. - Jean, zabior� go na Wzg�rze.
- Ach, Ralph! Prosz�...
- Nie �artuj�. - Zawzi�ta determinacja, chropowaty pomruk schwytanego w potrzask
zwierz�cia. - Mo�e psycholodzy co� na to poradz�. Mo�e mu pomog�. A mo�e nie.
- Ale� oni mog� nie zechcie� odda� go z powrotem. Ralph, on jest wszystkim, co
mamy!
- Jasne - odpar� szorstko Ralph. - Wiem, �e tak. Jednak klamka zapad�a tego
dnia, kiedy skaleczy� no�em nauczyciela i wyskoczy� przez okno. Wtedy podj��em
ostateczn� decyzj�. Lemuel pojedzie na Wzg�rze...
Dzie� by� ciep�y i s�oneczny, Pomi�dzy rozko�ysanymi drzewami migota� bia�y,
zwalisty budynek szpitala, sk�adaj�cy si� z betonu, stali i plastiku.
Przyt�oczony rozmiarami budowli Ralph Jorgenson rozgl�da� si� niepewnie, mn�c w
palcach ronda kapelusza.
Lemuel wyt�y� s�uch. Do jego nas�uchuj�cych bacznie du�ych, ruchliwych uszu
dociera�o wiele g�os�w, op�ywaj�c go zmiennymi falami niczym morze. G�osy
dobiega�y ze wszystkich pomieszcze� i biur rozlokowanych na ka�dym poziomie.
Pot�gowa�y jego podniecenie.
Doktor James North podszed� do nich z wyci�gni�t� r�k�. By� wysoki i przystojny,
mniej wi�cej trzydziestoletni, z br�zowymi w�osami i w okularach o czarnych,
rogowych oprawach. Porusza� si� zdecydowanym krokiem, a u�cisk r�ki, kt�ry
wymieni� z Lemuelem, by� kr�tki i stanowczy.
- Prosz� za mn� - hukn��. Ralph pod��y� w stron� gabinetu, ale doktor North
potrz�sn�� g�ow�. - Nie pan, Ch�opiec. Lemuel i ja porozmawiamy w cztery oczy.
Podekscytowany Lemuel ruszy� za doktorem Northem do gabinetu.
North pospiesznie zabezpieczy� drzwi potr�jnym zamkiem magnetycznym.
- M�w mi James - powiedzia� z ciep�ym u�miechem, spogl�daj�c na ch�opca.- A ja
b�d� ciebie nazywa� Lem, zgoda?
- Jasne - odpar� ostro�nie Lemuel. Mimo i� nie wyczuwa� ze strony m�czyzny
�adnej wrogo�ci, nauczony do�wiadczeniem wola� trzyma� si� baczno�ci. Musia�
zachowa� ostro�no��, nawet w obecno�ci tego sympatycznego, przystojnego lekarza,
cz�owieka obdarzonego oczywistym potencja�em intelektualnym.
North zapali� papierosa i uwa�nie przyjrza� si� ch�opcu.
- Kiedy zwi�za�e� i �miertelnie okaleczy�e� tych starych w��cz�g�w -podj�� z
namys�em - kierowa�a tob� dociekliwo�� naukowa, prawda? Dzia�a�e� pod wp�ywem
��dzy poznania - fakt�w, nie opinii. Chcia�e� na w�asn� r�k� pozna� budow�
ludzkiego cia�a.
Podniecenie Lemuela przybra�o na sile.
- Ale nikt tego nie rozumia�.
- Nie. - North potrz�sn�� g�ow�. - Jak�e by inaczej? A wiesz dlaczego?
- Chyba tak.
North chodzi� tam i z powrotem.
- Poddam ci� kilku testom, aby ustali� pewne rzeczy. Nie masz nic przeciwko
temu, prawda? Obaj dowiemy si� wi�cej na tw�j temat. Obserwowa�em ci�, Lem.
Przejrza�em kartoteki policyjne oraz informacje prasowe. -Nieoczekiwanie
otworzy� szuflad� i wyj�� z niej wiele osobliwych przyrz�d�w, mi�dzy innymi dwie
kostki do gry, zestaw kart ultrasensorycznych, plansz� spirytystyczn�, magiczn�
tabliczk� do pisania, woskow� lalk� o ludzkich w�osach i z drobinami paznokci
oraz niewielki kawa�ek o�owiu, kt�ry nale�a�o przemieni� w z�oto.
- Co mam zrobi�? - zapyta� Lemuel.
- Zadam ci par� pyta� i dam do zabawy kilka przedmiot�w. B�d� obserwowa� twoje
reakcje i porobi� notatki. Co ty na to?
Lemuel zawaha� si�. Tak bardzo potrzebowa� przyjaciela - nie m�g� jednak
opanowa� strachu.
- Ja...
Doktor North po�o�y� r�k� na ramieniu ch�opca.
- Zaufaj mi. Nie jestem taki jak banda wyrostk�w, kt�ra tamtego ranka sprawi�a
ci lanie.
Lemuel z wdzi�czno�ci� podni�s� na niego wzrok.
- O tym te� pan wie? Odkry�em, �e ich gr� rz�dzi�y czysto arbitralne zasady.
Dlatego dostosowa�em si� do sytuacji i kiedy chwyci�em kij, uderzy�em nim w
g�ow� miotacza i �apacza. P�niej stwierdzi�em, �e wszelkie ustanowione przez
cz�owieka zasady natury etycznej i moralnej wynikaj� z tej samej... - Zamilk�,
przej�ty nag�ym l�kiem.- Mo�e ja...
Doktor North usiad� za biurkiem i przyst�pi� do tasowania kart sensorycznych.
- Nic si� nie martw, Lem - powiedzia� �agodnie. - Wszystko dobrze. Ja ci�
rozumiem.
Kiedy testy dobieg�y ko�ca, zapad�o milczenie. Dochodzi�a sz�sta wieczorem,
s�o�ce chyli�o si� ju� ku zachodowi. Wreszcie przem�wi� doktor North.
- Niewiarygodne. Sam z trudem mog� w to uwierzy�. Twoje dzia�ania s� na wskro�
przesi�kni�te logik�. Nie dopuszczasz do siebie �adnych emocji. Tw�j umys�
doszcz�tnie pozbawiony jest wszelkich moralnych b�d� kulturowych uprzedze�.
Jeste� doskona�� jednostk� paranoidaln�, niezdoln� do empatii. Cechuje ci�
ca�kowity brak mo�no�ci odczuwania smutku, �alu, wsp�czucia czy jakichkolwiek
emocji zazwyczaj cechuj�cych cz�owieka.
Lemuel przytakn��.
- To prawda.
Doktor North oszo�omiony odchyli� si� na krze�le.
- Zrozumienie tego przysparza trudno�ci nawet mnie. To przechodzi ludzkie
wyobra�enie. Twoja superlogika funkcjonuje z dala od stronniczego nastawienia
b�d�cego na og� zasadniczym kryterium oceny. Uwa�asz, �e ca�y �wiat sprzysi�g�
si� przeciwko tobie.
- Tak.
- Naturalnie. Po gruntownej analizie mechanizm�w ludzkiego dzia�ania przekona�e�
si�, �e jak tylko poznaj� tw�j sekret, natychmiast usi�uj� ci� zniszczy�.
- Poniewa� jestem inny.
North nie m�g� wyj�� z podziwu.
- Zawsze klasyfikowano paranoj� jako chorob� umys�ow�. Ale przecie� ni� nie
jest! Nie nast�puje za�amanie kontaktu z rzeczywisto�ci� - wr�cz przeciwnie,
paranoik jest bezpo�rednio z ni� zwi�zany. To doskona�y empirysta. Z umys�em
nieza�mieconym nalecia�o�ciami natury etycznej b�d� moralno-kulturowej. Paranoik
postrzega rzeczy w ich rzeczywistej postaci; to w istocie jedyny cz�owiek przy
zdrowych zmys�ach.
- Czyta�em "Mein Kampf' - wtr�ci� Lemuel. - Dzi�ki niej wiem, �e nie jestem sam.
- Odm�wi� w my�lach kr�tk� modlitw� dzi�kczynn�: Nie sam. My. Jest nas wi�cej.
Wyraz jego twarzy nie uszed� uwagi Northa.
- Powiew przysz�o�ci - powiedzia� doktor. - Nie jestem jego cz�ci� mog� jednak
spr�bowa� zrozumie� wasze intencje. Musz� pogodzi� z faktem, �e jestem po prostu
jednostk� podporz�dkowan� emocjonalnym i kulturowym uprzedzeniom. Cho� nie mog�
by� jednym z was, mo�ecie liczy� na moj� sympati�... - Podni�s� rozja�nion�
entuzjazmem - I pomoc!
Kolejne dni dostarczy�y Lemuelowi licznych wra�e�. Doktor North uzyska� opiek�
nad nim i ch�opiec zamieszka� w jego domu. Tutaj przesta� podlega� naciskom ze
strony rodziny; lekarz pozostawia� mu woln� r�k�. Obaj niezw�ocznie przyst�pili
do ustalania miejsc pobytu innych paranoik�w.
Pewnego wieczoru po kolacji doktor North zapyta�:
- Lemuelu, czy m�g�by� wyt�umaczy� mi swoj� teori� Nul-0? Trudno uchwyci� zasad�
orientacji bezprzedmiotowej.
Lemuel szerokim gestem ogarn�� mieszkanie.
- Ka�dy spo�r�d tych wszystkich pozornych obiekt�w ma nazw�. Ksi��ka, krzes�o,
tapczan, dywan, lampa, zas�ony, okno, drzwi i tak dalej. Jednak ten podzia� na
przedmioty nijak ma si� do rzeczywisto�ci. Zosta� oparty na przestarza�ym
rozumowaniu. W gruncie rzeczy nie istniej� �adne przedmioty. Wszech�wiat stanowi
jedno��. Nauczono nas my�le� w kategoriach przedmiot�w. Ta rzecz, tamta rzecz.
Kiedy przyjdzie do realizacji Nul-0, �w czysto werbalny podzia� utraci racj�
bytu. W dzisiejszych czasach to prze�ytek.
- Czy mo�esz zademonstrowa� to na przyk�adzie?
Lernuel zawaha� si�.
- Trudno uczyni� to samemu. P�niej, kiedy skontaktujemy si� z innymi... Mog�
przedstawi� to z grubsza, na niewielk� skal�.
Pod uwa�nym spojrzeniem Northa Lemuel obieg� mieszkanie, sk�adaj�c wszystka na
jedn� stert�. Nast�pnie, kiedy ju� zgromadzi� ksi��ki, obrazy, chodniki,
zas�ony, meble i bibeloty, roztrzaska� je na bezkszta�tn� mas�.
- Widzisz - powiedzia� poblad�y i wyczerpany wysi�kiem - umowny podzia� na
przedmioty przesta� istnie�. T� unifikacj�, doprowadzenie przedmiot�w do stanu
ich pierwotnej jednorodno�ci, mo�na zastosowa� do wszech�wiata jako ca�o�ci.
Wszech�wiat to ca�o��, jednolita struktura, kt�rej nie obejmuje podzia� na
�ywych i nieo�ywionych, na istoty i to co nimi nie jest. To niezmierna masa
energii, a nie zesp� pomniejszych cz�stek! Pod warstw� umownych obiekt�w
materialnych le�y �wiat rzeczywisto�ci: rozleg�a niezr�nicowana sfera czystej
energii. Pami�taj: obiekt nie r�wna si� rzeczywisto�ci. Pierwsze prawo my�li
Nul-0!
Jego s�owa wywar�y na Norcie piorunuj�ce wra�enie. Tr�ci� nog� fragment
po�amanego krzes�a, cz�� bezkszta�tnej sterty drewna, tkaniny papieru oraz
pot�uczonego szk�a.
- Czy s�dzisz, �e powr�t do rzeczywisto�ci ofiarowuje jak�� szans�?
- Nie mam poj�cia - odpar� z prostot� Lemuel. - Rzecz jasna napotkamy silny
op�r. Ludzie wyst�pi� przeciwko nam; nie s� w stanie zwyci�y� swojego ma�piego
przywi�zania do rzeczy - b�yskotek.
Tych mog� dotyka� i kt�re mog� przyw�aszczy�. Wszystko b�dzie zale�a�o od tego,
w jakim stopniu uda nam si� skoordynowa� nasze dzia�ania.
Doktor North rozwin�� wyj�ty z kieszeni skrawek papieru.
- Trafi�em na pewien �lad - powiedzia� cicho. - Mam tu nazwisko cz�owieka, kt�ry
chyba jest jednym z was. Jutro z�o�ymy mu wizyt�- wtedy przekonamy si� na w�asne
oczy.
Doktor Jacob Weller powita� ich energicznie na progu swojego dobrze strze�onego
laboratorium z widokiem na Palo Alto. Rozleg�ego systemu pracowni i gabinet�w
badawczych strzeg�y szeregi umundurowanych wartownik�w. M�czy�ni i kobiety w
bia�ych fartuchach pracowali dzie� i noc.
- Moja praca - wyja�ni�, nakazuj�c gestem zasuni�cie ci�kich zamk�w wej�cia -
odegra�a kluczow� rol� w wynalezieniu bomby C, kobaltowej otoczki bomby
wodorowej. Zobaczycie, �e wielu czo�owych fizyk�w j�drowych jest Nul-0.
Lemuel g��boko odetchn��.
- Wobec tego...
- Oczywi�cie. - Weller nie marnowa� s��w. - Prowadzimy badania od lat. Rakiety w
Peenemunde, bomba atomowa w Los Alamos, bomba wodorowa i teraz bomba C. Istnieje
naturalnie wielu naukowc�w, kt�rzy nie s� Nul-0, zwyk�e istoty ludzkie o
uprzedzeniach emocjonalnych. Na przyk�ad Einstein. Jednak posuwamy si� do
przodu; je�li nie napotkamy zdecydowanego oporu, niebawem b�dziemy mogli
przyst�pi� do dzie�a.
Otwarto boczne drzwi laboratorium i do �rodka wesz�a milcz�ca grupa ubranych na
bia�o m�czyzn i kobiet. Serce Lemuela podskoczy�o.
Oto oni, doro�li Nul-0! Zar�wno m�czy�ni, jak i kobiety, co wi�cej, pracowali
od lat! Rozpozna� ich bez trudu; wszyscy mieli wyd�u�one i ruchliwe uszy, dzi�ki
kt�rym Nul-0 wychwytywa� z ogromnych odleg�o�ci najl�ejsze drgania powietrza.
Umo�liwia�y im komunikacj� bez wzgl�du na miejsce, gdzie w danej chwili
przebywali.
- Prosz� wyja�ni� zasady naszego programu - powiedzia� Weller do niskiego,
jasnow�osego m�czyzny, kt�ry sta� obok niego z uroczyst� min� stosown� do
powagi sytuacji.
- Prace nad bomb� C prawie dobieg�y ko�ca - powiedzia� m�czyzna z lekkim
niemieckim akcentem. - Nie stanowi� one jednak ko�cowego etapu naszych plan�w.
Przewidujemy r�wnie� powstanie bomby Z, b�d�cej ukoronowaniem pocz�tkowej fazy.
Nie ujawniamy zwi�zanych z ni� plan�w. Gdyby dowiedzieli si� o niej ludzie,
stan�liby�my wobec powa�nego sprzeciwu emocjonalnego.
- Co to jest bomba Z? - spyta� zarumieniony z przej�cia Lemuel.
- Termin "bomba Z" - wyja�ni� jasnow�osy cz�owieczek - okre�la proces, w wyniku
kt�rego sama Ziemia osi�ga mas� krytyczn� i, co za tym idzie, zostaje
doprowadzona do wybuchu.
Lemuel nie posiada� si� ze zdumienia.
- Nie mia�em poj�cia, �e osi�gn�li�cie ju� tak dalekie stadium planu!
Na twarzy jasnow�osego wykwit� nieznaczny u�miech.
- Istotnie, nie pr�nowali�my. Pod kierownictwem doktora Rusta zdo�a�em
opracowa� fundamentalne koncepcje ideologiczne naszego programu. Naszym
ostatecznym celem jest doprowadzenie ca�ego wszech�wiata do postaci jednolitej
masy. Obecnie jednak wszystkie nasze wysi�ki skierowane s� ku Ziemi. Lecz je�eli
tutaj odniesiemy sukces, nic nie stanie na przeszkodzie nieograniczonego
kontynuowania naszych poczyna�.
- Zorganizujemy transport na inne planety - wyja�ni� Weller. - Obecny tutaj
doktor Frisch...
- Modyfikacj� pocisk�w sterowanych opracowali�my w Peenemunde - podj��
jasnow�osy m�czyzna. - Zbudowali�my statek, kt�ry zabierze nas na Wenus. Tam
zainicjujemy kolejn� faz� naszego eksperymentu. Stworzymy bomb� W, kt�ra
przywr�ci Wenus do pierwotnego stanu jednorodnej energii. Potem za�. .. -
U�miechn�� si� lekko. - Potem przyjdzie czas na bomb� S. Bomb� wymierzon� w
S�o�ce. Je�eli nam si� powiedzie, przeobrazi ona ca�y uk�ad planet i ksi�yc�w w
bezmiern� ca�o��.
Do dwudziestego pi�tego czerwca 1969 roku zesp� Nul-0 przej�� kontrol� nad
wszystkimi g��wnymi rz�dami �wiata. Rozpocz�ty w po�owie lat trzydziestych
proces zosta� zako�czony. Stany Zjednoczone i Rosja sowiecka znalaz�y si� w
r�kach Nul-0. Wszystkie kr�gi rz�dz�ce obsadzono przedstawicielami Nul-0, co
znacznie przyspieszy�o program.
Nadszed� czas. Ostatecznie zaniechano konspiracji.
Lemuel i doktor North obserwowali z kr���cej rakiety detoncj� pierwszych bomb
wodorowych. Dzi�ki starannej organizacji oba narody jednocze�nie przyst�pi�y do
ataku bombowego. W ci�gu godziny osi�gni�to pierwszorz�dne rezultaty; znikn�a
wi�ksza cz�� Ameryki P�nocnej oraz Europy Wschodniej. Wsz�dzie k��bi�y si�
chmury radioaktywnych cz�steczek. Jak okiem si�gn��, kipia�y i bulgota�y leje
wype�nione stopionym metalem. W Afryce, Azji, na niezliczonych wyspach rozsiany
w najr�niejszych zakamarkach �wiata ocaleni ludzie kulili si� ze strachu
- Doskonale - do uszu Lemuela dobieg� g�os doktora Wellera. Przebywa� on gdzie�
pod powierzchni�, w starannie strze�onej kwaterze, gdzie dobiega�y ko�ca prace
nad statkiem wenusja�skim.
Lemuel przytakn��.
- Dobra robota. Zdo�ali�my ujednolici� przynajmniej jedn� pi�t� powierzchni
�wiata!
- Jednak jeszcze wiele przed nami. Wkr�tce nast�pi detonacja bomb C. To
uniemo�liwi ludziom ingerencj� w nasze ko�cowe dzia�ania, zainstalowanie bomb Z.
Czeka nas jeszcze zbudowanie terminali. Nie mo�emy tego dokona�, je�li �yj�
ludzie gotowi nam przeszkodzi�.
W ci�gu tygodnia zdetonowano pierwsz� bomb� C. Po niej nast�pi�y kolejne,
wypuszczane z pieczo�owicie ukrytych w Ameryce i Rosji wyrzutni.
Do pi�tego sierpnia 1969 roku liczba istot ludzkich na �wiecie zmniejszy�a si�
do trzech tysi�cy. Przebywaj�cy w podziemnych kwaterach Nul-0 nie kryli
zadowolenia. Unifikacja post�powa�a �ci�le wed�ug planu. Marzenie si�
urzeczywistnia�o.
- A teraz - rzek� doktor Weller - mo�emy zacz�� budow� terminali bomby Z.
Pierwszy terminal powsta� w Arequipa, na terenie Peru. Drugi na przeciwleg�ym
punkcie globu, w Bandungu, na Jawie. W ci�gu miesi�ca, ku omiecionemu kurzem
niebu wznios�y si� dwie gigantyczne wie�e.
Dwie kolonie Nul-0, zaopatrzone w ci�kie kombinezony ochronne i he�my,
pracowa�y w pocie czo�a dzie� i noc, aby zako�czy� program.
Doktor Weller zabra� Lemuela do peruwia�skiej instalacji. Przez ca�� drog� z San
Francisco do Limy k��bi�cy si� popi� i wci�� roz�arzone ogniska stanowi�y
jedyny element krajobrazu. �adnego znaku �ycia b�d� odr�bnych ca�o�ci, wszystko
zosta�o stopione w jednolit� mas� nap�cznia�ego �wiru. Nad wrz�c� wod� ocean�w
unosi�y si� opary. Zanik� wszelki kontrast pomi�dzy wod� a l�dem. Powierzchnia
Ziemi zmieni�a si� w bezmiar bieli i szaro�ci, kt�re zast�pi�y rozci�gaj�ce si�
niegdy� w tych miejscach zielone lasy, drogi i miasta oraz pola.
- Tam - powiedzia� Weller. - Widzisz j�?
Lemuel widzia�. Na widok jej bezgranicznego pi�kna straci� dech.
W�r�d wzburzonego morza p�ynnego �wiru Nul-0 wznie�li rozleg�� os�on�, kul�
wykonan� z przezroczystego plastiku, zza kt�rej prze�witywa� sam terminal,
misterna paj�czyna l�ni�cego metalu i przewod�w. Sprawi�a, �e s�owa uwi�z�y im w
gardle.
- Widzisz - powiedzia� doktor Weller, kieruj�c rakiet� przez przesmyk w
os�onie-ujednolicili�my zaledwie powierzchni� Ziemi i jak�� mil� ska� pod ni�.
Jednak�e rozleg�a masa planety pozosta�a niezmieniona. Lecz bomba Z da sobie z
ni� rad� . Nast�pi erupcja p�ynnego j�dra planety, ca�a kula stanie si� nowym
s�o�cem. A kiedy zdetonujemy bomb� S, ca�y uk�ad przekszta�ci si� w jednolit�
plazm�.
Lemuel kiwn�� g�ow�.
- Logicznie. A potem...
- Bomba G. Przyjdzie pora na sam� galaktyk�. Ko�cowy etap planu. Tak �mia�y, tak
przera�aj�cy, �e ledwo mamy odwag� o nim my�le�. Bomba G, a potem... - Weller
u�miechn�� si� lekko z roziskrzonym spojrzeniem. - Potem bomba W.
Kiedy wyl�dowali, na spotkanie wyszed� im podenerwowany doktor Frisch.
- Doktorze Weller! - wydusi�. - Sta�o si� co� z�ego!
- Co takiego?
Twarz Frischa wykrzywia�o przera�enie. Ogromnym wysi�kiem �wiadomo�ci Nul-0
zdo�a� zintegrowa� swoje czynno�ci my�lowe i odrzuci� impulsy emocjonalne.
- Prze�y�a pewna grupa istot ludzkich!
Weller nie dowierza�.
- Jak to? Jakim...
- Uchwyci�em d�wi�k ich g�os�w. Oddawa�em si� w�a�nie rozkoszy s�uchania
odg�os�w �wiru rozbijaj�cego si� o kul�, kiedy doszed� mnie ha�as, jaki wydaj�
osobnicy rodzaju ludzkiego.
- Ale sk�d?
- Spod powierzchni. Pewni bogaci przemys�owcy potajemnie przenie�li tam swoje
fabryki, gwa�c�c tym samym stanowcze nakazy swoi rz�d�w.
- Tak, do�o�yli�my wszelkich stara�, aby temu zapobiec.
- Owi przemys�owcy dzia�ali pod wp�ywem typowej dla nich zach�anno�ci.
Przenie�li pod ziemi� ca�� si�� robocz�, kt�r� na pocz�tku wojny zmusili do
niewolniczej pracy. Ocala�o co najmniej dziesi�� tysi�cy ludzi. Oni nadal �yj�.
I...
- I co?
- Zbudowali ogromne urz�dzenia wiertnicze i ile si� kieruj� si� w nasz� stron�.
Czeka nas ostra przeprawa. Powiadomi�em ju� statek wenusja�ski. Niebawem
zostanie sprowadzony na powierzchni�.
Lemuel i doktor Weller popatrzyli na siebie z przera�eniem. Nil-0 liczy�o
jedynie tysi�c przedstawicieli; na jednego z nich przypada�o dziesi�ciu
przeciwnik�w.
- To straszne -rzuci� ochryple Weller. -Akurat teraz, kiedy jeste�my tak blisko
fina�u. Ile czasu zajmie doko�czenie wie� si�owych?
- Od ostatecznego ujednolicenia Ziemi dzieli nas sze�� dni- wymamrota� Frisch. -
Wiert�a ju� prawie tu s�. Prosz� wyt�y� s�uch.
Lemuel i doktor Weller nadstawili uszu. Natychmiast dotar�a do nich bez�adna
paplanina ludzkich g�os�w. Chaotyczne dudnienie nadci�gaj�cych ku os�onom
urz�dze� wiertniczych.
- To najzwyklejsi ludzie! - wykrzykn�� Lemuel. - Poznaj� po odg�osach!
- Jeste�my w pu�apce! - Weller chwyci� za bro�, Frisch uczyni� to samo. Podobnie
post�pili wszyscy Nul-0. Zapomniano o pracy. Z og�uszaj�cym rykiem wiert�o
przebi�o si� na powierzchni� i skierowa�o si� prosto na nich. Nul-0 otworzyli
ogie�; rozproszywszy si�, umkn�li ku wie�y.
Pojawi�o si� kolejne wiert�o, za nim nast�pne. W wyniku obustronnej wymiany
ognia w powietrzu hucza�o od wi�zek energii. Na powierzchni� wyleg�y rzesze
posp�lstwa, robotnicy sprowadzeni do podziemia przez swoich pracodawc�w. Ni�sze
formy rodzaju ludzkiego : urz�dnicy, kierowcy autobus�w, pracownicy dzienni,
maszynistki, portierzy, krawcy, piekarze, tokarze, sprzedawcy, gracze
baseballowi, spikerzy radiowi, mechanicy, policjanci, domokr��cy, lodziarze,
komiwoja�erowie, konduktorzy, recepcjoni�ci, spawacze, stolarze, budowniczowie,
rolnicy, politycy, kupcy - m�czy�ni i kobiety, kt�rych istnienie przejmowa�o
Nul-0 na wskro� l�kiem.
Rozemocjonowane masy zwyk�ych ludzi, kt�rzy wyst�powali przeciwko Wielkiemu
Dzie�u, bombom, bakteriom i pociskom sterowanym, dociera�y na powierzchni�.
Wreszcie nadszed� ich czas. Nadszed� czas, aby po�o�y� kres superlogice:
racjonalizmowi wolnemu od wszelkiej odpowiedzialno�ci.
- Nie mamy szans - rzuci� Weller. - Zapomnijcie o wie�ach. Sprowad�cie na
powierzchni� statek.
Komiwoja�er i dw�ch hydraulik�w podk�adali w�a�nie ogie� pod wie��. Grupa
m�czyzn w strojach roboczych i p��ciennych koszulach zdziera�a przewody. Inni,
r�wnie pospolici, przyst�powali do niszczenia pulpit�w sterowniczych. P�omienie
skoczy�y w g�r�. Wie�a zako�ysa�a si� z�owr�bnie.
Pojawi� si� statek wenusja�ski, sprowadzony na powierzchni� za pomoc�
skomplikowanego systemu podno�nik�w. Nul-0 natychmiast ustawili si� w dwa r�wne
rz�dy i z niezm�conym spokojem w obliczu dziesi�tkuj�cego ich rozszala�ego t�umu
zacz�li wchodzi� do �rodka.
- Byd�o - stwierdzi� pos�pnie Weller. - Bezrozumne zwierz�ta, zdominowane przez
emocje. Bestie niezdolne do logicznego postrzegania �wiata.
Pad� ra�ony wi�zk� �aru i stoj�cy za nim cz�owiek zrobi� krok naprz�d. Wreszcie
ostatni Nul-0 znale�li si� na pok�adzie i zatrza�ni�to pot�ne w�azy. W�r�d
og�uszaj�cego grzmotu silnik�w statek wystrzeli� przez os�on� wprost ku niebu.
Lemuel le�a� tam, gdzie wi�zka �aru wys�ana przez ogarni�tego sza�em elektryka
dosi�gn�a jego lewej nogi. Ze smutkiem ujrza�, jak statek si� wznosi, waha, po
czym ulatuje w p�on�ce niebo. Wok� otaczali go ludzie, usi�uj�cy w gor�czkowym
po�piechu naprawi� os�on�, przekrzykuj�cy si� i wydaj�cy rozkazy. Ha�as ich
g�os�w razi� jego wra�liwe uszy z wysi�kiem podni�s� r�ce i przys�oni� je.
Statek znikn��. Pozostawiono go na �asce losu. Lecz plan potoczy si� dalej bez
niego.
Dotar�y do niego dalekie g�osy. To doktor Frisch na pok�adzie statku
wenusja�skiego krzycza� przez zwini�te w tr�bk� d�onie. G�os gin�� w
przestrzeni, ale Lemuel, pomimo otaczaj�cej go wrzawy, zdo�a� wy�oni�
poszczeg�lne s�owa.
- �egnaj... B�dziemy o tobie pami�ta�...
- Nie zaprzesta�cie wysi�k�w! - odkrzykn�� ch�opiec. - Nie dajcie za wygran�,
dop�ki nie wype�nicie planu!
- Tak zrobimy... - G�os straci� na sile. - Nie zaprzestaniemy...
Umilk�, by zaraz powr�ci� na mgnienie oka. - Powiedzie nam si�...
Potem zapanowa�a cisza.
Z u�miechem na ustach, u�miechem szcz�cia i zadowolenia z pomy�lnie wykonanego
zadania, Lemuel nieruchomo czeka� na nadej�cie stada irracjonalnych ludzkich
bestii.