4633

Szczegóły
Tytuł 4633
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4633 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4633 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4633 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TOMASZ MIRKOWICZ PIELGRZYMKA DO ZIEMI �WI�TEJ EGIPTU 2003 Pami�ci Kazimierza �yszczy�skiego, �ci�tego w dniu 30 marca 1689 roku na Rynku Starego Miasta w Warszawie za napisanie traktatu De non existentia Dei Jam jest B�g Wielki, syn Boga Wielkiego, Ogie�, syn Ognia, kt�rego obci�ta g�owa zosta�a mu zwr�cona. Nie zabrano g�owy Ozyrysowi, niech nie b�dzie zabrana te� g�owa Ozyrysa-Ani. Zespoli�em swe cz�onki, sprawi�em, �em zn�w ca�y, silny i m�ody; jam jest Ozyrys, Pan Wieczno�ci KSI�GA UMAR�YCH, Rozdzia� 43 (papirus Ani) Rzeknij tylko s�owo, a oddam ci... nawet g�ow� Boles�aw Prus, FARAON (1897) WST�P Pewnego dnia Izydora, najstarsza z trzech c�rek Alicji, szukaj�c czego� w biurku matki, znalaz�a dziwny, bardzo d�ugi list, napisany � jak wynika�o z tre�ci � przed prawie dziewi�tnastu laty przez jej stryjecznego dziadka. Gdy tylko sko�czy�a czyta�, pobieg�a do matki, wielce podniecona. � Mamo, znalaz�am list twojego stryja! � zawo�a�a. � Czy to wszystko prawda? � I tak, i nie � odpar�a Alicja, odk�adaj�c na bok numer �Literatury na �wiecie� po�wi�cony tw�rczo�ci Bataille�a, kt�ry w�a�nie zaczyna�a czyta�. � Ale pojecha�am do Egiptu, �eby si� przekona�. Chcia�am opowiedzie� ci o tym czwartego lutego, w twoje osiemnaste urodziny. Tych kilkana�cie dni nie zrobi chyba r�nicy. Siadaj i s�uchaj. Najwy�szy czas, �eby� dowiedzia�a si� o wszystkim. I PRELIMINARIA 1 Alicja dawno si� tak nie bawi�a, jak na pogrzebie stryja. Z pocz�tku by�a przera�ona, ale zanim kondukt dotar� na cmentarz po�o�ony ze dwa kilometry od miasteczka, �mia�a si� weso�o, podobnie jak inni �a�obnicy. Jej ojciec dawno nie �y�. Mieszka�a z matk� i ciotk�. O tym, �e ma stryja, dowiedzia�a si� tego samego dnia rano, kiedy po wyj�ciu matki ciotka poderwa�a si� nagle i wybieg�a z pokoju, a chwil� p�niej wr�ci�a z wymi�tym �wistkiem, kt�ry wcisn�a w d�o� Alicji. � Masz! Czytaj! By� to telegram nast�puj�cej tre�ci: ALICJO UMIERAM ZA TRZY DNI STOP PRZYJED� STOP TEODOR SIECIECH. � Kto to jest Teodor? � spyta�a zdziwiona Alicja. � Brat twojego ojca. � Jak to?! Ani ty, ani mama nigdy mi nie wspomina�y�cie, �e ojciec mia� brata. � Wiem. Nieraz powtarza�am Helence, �e powinna ci powiedzie�. Nie chcia�a. Nie chcia�a ci nawet pokaza� tego telegramu. Wcze�niej nie zgadza�am si� z ni�, ale milcza�am. Co innego teraz, kiedy Teodor jest umieraj�cy... Tw�j ojciec mia� dw�ch braci, starszego, Elka, czyli w�a�nie Teodora, i m�odszego, Wiktora. Po �mierci Jerzego Helenka zerwa�a z nimi wszelki kontakt, cho� nawet mnie nigdy nie zdradzi�a, dlaczego. Wiktor od wojny przebywa w Ameryce, ma sklepik w Chicago, a Teodor ca�y czas mieszka w Sieciechowie. Wiedzia�, �e Helenka nie �yczy sobie, aby si� z tob� spotka�, i dot�d szanowa� jej wol�, jednak kilka dni temu przyszed� ten telegram. Chcia�am od razu ci go pokaza�, ale Helenka mi zabroni�a, kaza�a go podrze� i wyrzuci�. D�ugo si� waha�am, co robi�; w ko�cu uzna�am, �e jeste� ju� doros�a i masz prawo sama zdecydowa�, czy chcesz odwiedzi� stryja. � Chc� � o�wiadczy�a szybko Alicja. � Wszystko jedno, o co im posz�o, to by�o wiele lat temu. Kiedy przyszed� telegram? � Nie masz chwili do stracenia. Trzy dni ju� min�y. � Nie �artuj, nikt nie mo�e przewidzie�, kiedy umrze. Ale w�a�ciwie mog� od razu rusza�. Sieciechowo to gdzie� pod Warszaw�, prawda? � Nie, nie. Nasze Sieciechowo le�y gdzie indziej. Trzeba jecha� na... � Jak to nasze? Ciotka westchn�a i usiad�a w fotelu. � Ty zupe�nie nic nie wiesz! I nic nie pami�tasz. By�a� tam jako dziecko. Dziadek i babcia mieszkali pod Sieciechowem do ko�ca wojny. Tam w�a�nie Helenka i ja przysz�y�my na �wiat, tam Helenka pozna�a twojego ojca... Dobrze, �e zdecydowa�a� si� jecha�. Zawsze tak bardzo chcia�am, �eby� odwiedzi�a nasze rodzinne strony, ale Helenka si� nie zgadza�a. Kiedy wr�ci, b�dzie na mnie w�ciek�a, ale trudno. P�d� na g�r� i spakuj si�, bo pewnie zostaniesz na noc, a ja tymczasem naszkicuj� ci, kt�r�dy masz jecha�. � Nie wybierzesz si� ze mn�? � Nie. Za du�o wspomnie�. Wiele przyjemnych, ale i wiele przykrych. Po tylu latach nie chc� zjawi� si� tam tak nagle. Wol� zosta� i wyt�umaczy� Helence, dlaczego postanowi�am pokaza� ci telegram. Przez ostatnie trzy noce nie zmru�y�am oka, wci�� zastanawia�am si�, co powinnam zrobi�. Le�a�o mi to na sercu jak kamie�. Wsta�a z fotela i u�miechn�a si� do Alicji, a ta przytuli�a twarz do jej suchego policzka. � S�usznie zrobi�a�, ciociu. Dzi�kuj�. W razie czego obroni� ci� przed mam�! Kwadrans p�niej siedzia�a za kierownic� swojej czerwonej syrenki. Ruch by� niewielki; wkr�tce znalaz�a si� za miastem. Rozpoczyna� si� pogodny marcowy dzie�; le��cy gdzieniegdzie na poboczu �nieg po�yskiwa� w s�o�cu. Kiedy kilka godzin p�niej dojrza�a tablic� z napisem SIECIECHOWO i wjecha�a do niedu�ego, sennego miasteczka, w pierwszej chwili nie by�a pewna, czy rzeczywi�cie co� sobie przypomnia�a z dzieci�stwa, czy te� miasteczko wydaje jej si� znajome dlatego, �e niczym nie r�ni si� od setek czy tysi�cy podobnych miejscowo�ci rozsianych po ca�ej Polsce; gdy jednak, min�wszy du�y, nowoczesny ko�ci�, skr�ci�a z g��wnej ulicy w t�, przy kt�rej � wed�ug szkicu ciotki � mia� si� znajdowa� dom stryja, odesz�y j� wszelkie w�tpliwo�ci. Na pewno kiedy� tu by�a; rozpoznawa�a poszczeg�lne domy, nieogl�dane od lat, a mimo to trwale zapisane w pami�ci; nawet nie patrz�c na numer, wiedzia�a, kt�ry nale�y do stryja. Kiedy zatrzyma�a samoch�d, zala�y j� obrazy z wczesnego dzieci�stwa, zupe�nie jakby w jej umy�le otworzy�a si� �luza zamkni�ta przez czas. Oczami wyobra�ni ujrza�a siebie, jak wybiega przez furtk� na ulic�, �eby pog�aska� psa, a za ni� wypada mama, bierze j� na r�ce, przytula do piersi i niesie w g��b ogrodu, gdzie pod roz�o�ystym drzewem siedzi na le�aku zap�akany m�czyzna... Czy to tata? � pomy�la�a z nag�ym podnieceniem, bo dotychczas nigdy nie uda�o jej si� przywo�a� w pami�ci jego twarzy. A je�li tak, dlaczego p�aka�? Czy�by posprzeczali si� z mam�? M�czy�ni przecie� rzadko p�acz�. Jak dawne by�o to wspomnienie? Skoro potrafi�a ju� sama biega�, musia�a mie� ze trzy, cztery lata. Je�li tak by�o rzeczywi�cie, ojciec m�g� jeszcze �y�. Ale wspomnienie mog�o by� p�niejsze... Zaraz, zaraz, ile mia�a lat, kiedy zgin��? Cztery? Pi��? Z lekkim zawstydzeniem stwierdzi�a, �e nie pami�ta. Na pewno min�o kilkana�cie lat od jego �mierci, ale ile dok�adnie? Pi�tna�cie? Szesna�cie? Intuicyjnie czu�a, �e zap�akany m�czyzna na le�aku to jej ojciec... ale przecie� ojciec spad� z rusztowania i zabi� si� w Chicago, zanim matka wr�ci�a z ni� do Polski, wi�c to nie m�g� by� on! W takim razie mo�e by� to stryj, kt�ry p�aka�, bo rozmawia� z jej matk� o bracie? Za moment zobaczy stryja, b�dzie go mog�a spyta�. Czu�a narastaj�ce podniecenie i jakby trem�. Czy naprawd� jest umieraj�cy? Co mu dolega? Rak? Dlaczego mama nigdy nie wspomina�a o stryju? Dlaczego zerwali stosunki? Pchn�a furtk� w murze poro�ni�tym zesch�ym bluszczem, post�pi�a kilka krok�w i stan�a jak wryta. Ogr�d by� pe�en ludzi. W wi�kszo�ci starsi, ubrani na czarno, zbici w kilka ciasnych gromadek, wpatrywali si� w �cian� domu, ukryt� dot�d przed wzrokiem Alicji. Odruchowo chcia�a si� cofn��, zdj�ta niejasnym l�kiem; podesz�a jednak i spojrza�a tam gdzie wszyscy. Zobaczy�a otwarte okno, przez kt�re kilku m�czyzn wyjmowa�o bia�� trumn�. W tej samej chwili jeden odwr�ci� g�ow�. Szturchn�� ramieniem trzymaj�cego r�g trumny staruszka i szepn�� co� do niego. Staruszek obejrza� si�, dostrzeg� Alicj� i u�miechn�� si� szeroko. � Panienka Alicja! � zawo�a�, puszczaj�c trumn�. Chyba zamierza� podej�� do dziewczyny, ale nie zd��y�, bo na d�wi�k jego g�osu pozostali m�czy�ni przy oknie te� spojrzeli w jej stron�. Musieli r�wnocze�nie na u�amek sekundy rozlu�ni� uchwyt, gdy� trumna, silnie pchni�ta przez tych wewn�trz domu, gwa�townie si� wysun�a, uderzaj�c staruszka w ty� g�owy. Staruszek upad�, trumna przechyli�a si� niebezpiecznie. Kilku �a�obnik�w rzuci�o si� na pomoc, ale zanim dobiegli, ci w domu zn�w pchn�li trumn�, i to z takim impetem, �e wyskoczy�a przez okno niczym pocisk wystrzelony z katapulty i hukn�a podstaw� w ziemi�. Przez moment trwa�a w niemal pionowej pozycji, wbita w b�otnist� gleb�, po czym p�k�a na p�l jak przejrza�y owoc: zdobione skarabeuszami wieko polecia�o w jedn� stron�, sp�d w drug�, a obanda�owany ciasno nieboszczyk, nie mniej sztywny od desek trumny, prosto na le��cego staruszka. Zebrani wydali okrzyk grozy. Kilka kobiet zas�oni�o twarz d�o�mi; kto� zachichota� nerwowo. Wtem staruszek si� ockn��. Podni�s� si� niepewnie, zrzucaj�c z siebie nieboszczyka � wci�� go nie zauwa�y� � i nie bacz�c na krew ciekn�c� mu z ty�u g�owy ani na b�oto na czole i policzku, ruszy� chwiejnym krokiem w stron� Alicji. � Panienka Alicja! � powt�rzy�, rozci�gaj�c usta w prawie bezz�bnym, serdecznym u�miechu. � Jak�e si� ciesz�! Zaraz otworzymy trumn�, �eby panienka mog�a si� po�egna� ze stryjem! Alicja zanios�a si� g�o�nym, histerycznym �miechem. Widz�c og�upia�� min� staruszka, kilka najbli�ej stoj�cych os�b te� zacz�o si� �mia�; inni �a�obnicy spojrzeli na nich z dezaprobat�, ale sami r�wnie� nie potrafili opanowa� drgania k�cik�w ust, i wkr�tce rechot ca�ego zgromadzenia, z pocz�tku nieco nerwowy, ni�s� si� salwami po ogrodzie. Tymczasem staruszek sta� przed Alicj� i, nic nie rozumiej�c, rozgl�da� si� wko�o, rozdziawiwszy usta. Dopiero po d�u�szej chwili jego wzrok spocz�� wreszcie na trumnie. � Co si� sta�o? � zapyta� niepewnie, patrz�c na �miej�c� si� wci�� Alicj�. Nie by�a w stanie odpowiedzie�. Roz�o�y�a bezradnie r�ce i � rozbawiona w�asn� niemoc� � parskn�a jeszcze g�o�niej. Staruszek nie czeka�, a� przestanie r�e�, tylko rzuci� si� �wawym kroczkiem w stron� nieboszczyka i otwartej trumny, �eby posk�ada� wszystko z powrotem. Jego wysi�ki pocz�tkowo tylko pot�gowa�y weso�o�� obserwuj�cych, lecz w ko�cu zacz�li mu pomaga�. Kiedy stryj ponownie spocz�� w trumnie, a wieko, otarte z b�ota, przybito jak si� patrzy, staruszek podszed� do Alicji i przedstawi� si� jako Stanis�aw, kamerdyner jej stryja, a przed laty dziadka. � To i mojego ojca pewnie pan zna�? � zapyta�a. � Oczywi�cie, panienko. Tylko prosz� mi m�wi� po imieniu, dobrze? Tak si� do mnie zawsze zwracali wszyscy z rodziny panienki. Niezmiernie si� ciesz�, �e panienka jednak przyjecha�a! Pan Teodor, biedaczek, ju� si� nie doczeka�, cho� wierzy�, �e panienka przynajmniej na pogrzeb si� zjawi. Zostawi� list; pozwoli panienka, �e oddam go dopiero po pogrzebie, bo teraz musimy si� spieszy� na cmentarz. Zaraz zaprz�gn� konia. � Chwileczk�, nie mo�e pan... Staruszek skrzywi� si� bole�nie. � Bardzo prosz�, niech mi panienka m�wi po imieniu. � Niech b�dzie. No wi�c, Stanis�awie, nie mo�ecie nigdzie jecha�, dop�ki kto� nie opatrzy wam g�owy. Prosz� si� odwr�ci�. Staruszek pos�usznie wykona� polecenie. Rzadkie, siwe w�osy z ty�u g�owy mia� zlepione krwi�. � Rana nie wygl�da gro�nie, ale nale�y j� przemy� i opatrzy�. Prosz� za mn�. W samochodzie mam apteczk�. � Nie, nie ma potrzeby. Nic mi nie jest � powiedzia� staruszek, ocieraj�c r�kawem twarz z b�ota. Po czym nagle si� zainteresowa�: � To panienka przyjecha�a samochodem? � Tak � odpar�a Alicja, ruszaj�c w stron� furtki. Staruszek podrepta� za ni�. � A jakiej marki, je�li wolno spyta�? � Syrenk�. � Otworzy�a furtk� i cofn�a si�, �eby przepu�ci� go przodem. � Nie, nie, panienka pierwsza � rzek� przystaj�c. � Czy ma baga�nik? � Tak. Niedu�y, ale ma. Jak ka�dy samoch�d. � Ale czy ma taki na dachu? � Taki te�. A dlaczego Stanis�aw chce wiedzie�? Czy tak nale�a�o zwraca� si� do s�u��cego? O ile pami�ta�a z ksi��ek, chyba w�a�nie tak. Stary, bezz�bny s�u��cy dra�ni� j� coraz bardziej. Gdyby wiedzia�a, �e stryj umar�, darowa�aby sobie przyjazd. � A jest solidny? � nastawa� staruszek. � Co? Samoch�d? � Nie, nie. Baga�nik. Poczu�a, �e narasta w niej z�o��. Opanowa�a si� jednak i odpowiedzia�a spokojnie: � Nie wiem. Jeszcze nic na nim nie wozi�am. Najlepiej b�dzie, je�li Stanis�aw sam obejrzy. Zaparkowa�am tu� za furtk�. Prosz�! Zdecydowanym ruchem uj�a go za rami� z zamiarem wypchni�cia na ulic�, ale gdy tylko poczu�a je pod palcami, szczup�e i ko�ciste, zrobi�o jej si� �al starowiny; zawstydzona, �e si� zirytowa�a, pu�ci�a Stanis�awa i pierwsza przesz�a przez furtk�. O co mu chodzi? � przelecia�o jej przez my�l, kiedy wyjmowa�a z apteczki wat�, wod� utlenion� i banda� a staruszek z fachow� min� ogl�da� baga�nik. Banda� okaza� si� niepotrzebny: w miejscu uderzenia wyskoczy� poka�ny guz, ale sk�ra by�a tylko nieznacznie rozci�ta. Wystarczy� plaster. Nagle Alicja dozna�a ol�nienia. � Nic z tego � powiedzia�a. � S�ucham panienki? � zapyta� Stanis�aw, odwracaj�c si� do niej; tak by� zaaferowany ogl�daniem baga�nika, �e niemal nie zauwa�y�, i� opatrzy�a mu ran�. Dopiero teraz, widz�c w jej d�oni kawa�ek zabrudzonej waty, pomaca� si� po g�owie, skrzywi� a nast�pnie u�miechn��. � Dzi�kuj� panience. � Nie ma za co. Powiedzia�am, �e nic z tego. Nie zamierzam s�u�y� za karawan. Zaprz�gajcie konia. Staruszkowi zrzed�a mina. � Jak panienka ka�e � rzek� smutno. � Ale pan Teodor tak lubi� samochody! By� czas, �e mia� najlepszy w�z w ca�ym powiecie. Jaguara. Wozi�em go, ilekro� wybiera� si� do miasta. Uwielbia� szybk� jazd�. Kiedy nie mia� nic do za�atwienia, kaza� si� po prostu wozi� po okolicy. To by�y pi�kne czasy! Alicja poczu�a, �e mi�knie. � Ma Stanis�aw prawo jazdy? � spyta�a dla pewno�ci. � Oczywi�cie, panienko. � Starzec wypi�� dumnie cherlaw� pier�. � Nauczy�em si� je�dzi� w wojsku i nigdy nie mia�em nawet st�uczki. � No to niech b�dzie. � Dzi�kuj� panience! Uradowany Stanis�aw z�apa� kluczyki i pop�dzi� do ogrodu. Nim min�o kilka minut, bia�a trumna � piero�ek drewniany, zimnym mi�skiem nadziewany � balansowa�a na dachu niewielkiego wozu, a staruszek i dwaj pomocnicy ko�czyli zaci�ga� rzemienie. Wkr�tce wszystko by�o gotowe. � Pojedzie panienka ze mn�? � spyta� Stanis�aw. � Nie, wol� i�� piechot� � odpar�a Alicja. � Czy to daleko? � Tu� za miasteczkiem. Staruszek wsiad� i zapali� silnik. Chwil� trwa�o, zanim zawr�ci� na niezbyt szerokiej uliczce, tym bardziej �e zape�nili j� �a�obnicy, ale w ko�cu da� rad�. Za syrenk� uformowa� si� poch�d. Na przedzie szed� ksi�dz, ministranci i Alicja, za nimi pozostali; niekt�rzy wci�� u�miechali si� pod nosem. Kiedy dotarli do wylotu uliczki, samoch�d skr�ci� w przeciwn� stron� ni� ta, z kt�rej nadjecha�a Alicja. Z pocz�tku kondukt posuwa� si� wolno. Alicja rozgl�da�a si�. �aden z mijanych budynk�w na g��wnej ulicy nie wywo�a� echa w jej pami�ci; w tej cz�ci miasteczka chyba nigdy nie by�a. Z dom�w wychodzili ludzie i co chwila kto� przy��cza� si� do �a�obnik�w: nie wiedzia�a, czy to lokalny zwyczaj, czy te� stryj by� postaci� og�lnie znan� i lubian�. Zaraz, zaraz... Czy mog�a istnie� jaka� zbie�no�� mi�dzy ich nazwiskiem a nazw� miejscowo�ci? Sieciechowie z Sieciechowa? Przysz�o jej to do g�owy ju� w drodze z Warszawy, ale wyda�o si� ma�o realne. Chocia� kto wie? Musi po powrocie wypyta� o wszystko mam�. To naprawd� dziwne, �e nigdy nie wspomnia�a jej ani o stryjach, ani o Sieciechowie. I jeszcze ten staruszek, kt�ry zaraz zar�nie mi w�z! � pomy�la�a, rozpoznaj�c po warkocie silnika, �e wci�� jedzie na jedynce. Ale niepotrzebnie si� martwi�a, bo po chwili syrenka z trumn� oddali�a si� o kilkana�cie metr�w. Alicja przyspieszy�a kroku, lecz odleg�o�� mi�dzy ni� a pojazdem zn�w si� powi�kszy�a. Dziewczyna zacz�a i�� szybciej. Staruszek powiedzia�, �e stryj zostawi� list. Ciekawe, co napisa�. Szkoda, �e si� jej nie doczeka�. Rzeczywi�cie dobrze przewidzia� swoj� �mier�. Hm. Ujrza�a przed oczami zw�oki; chocia� stara�a si� nie patrze�, kiedy wypad�y w b�oto, odnios�a wra�enie, �e spowija�y je banda�e. Tylko twarz by�a ods�oni�ta, ale jaka� dziwna, jakby umalowana. Ile m�g� mie� lat? Chyba niewiele wi�cej od jej ojca, kt�ry mia�by teraz czterdzie�ci kilka. Kim by� ten drugi brat, Witold? Nie, Wiktor; tak chyba powiedzia�a ciotka. I doda�a, �e od wojny mieszka w Ameryce. Alicji wyda�o si� niepoj�te, �e i o nim nigdy nie s�ysza�a. Sama urodzi�a si� w Ameryce, w Chicago, ale po �mierci ojca matka wr�ci�a z ni� do Polski. Nic nie pami�ta�a z lat sp�dzonych za oceanem, lecz ojciec na pewno widywa� si� z bratem. Wi�c mo�e i ona widzia�a kiedy� stryja Wiktora! Nie rozmawia�a z matk� o pobycie w Stanach, �wiadoma, �e wi��e si� to dla niej z przykrymi wspomnieniami. Ilekro� pr�bowa�a, matka � zamiast odpowiedzie� � wybucha�a p�aczem. Po pewnym czasie, nie chc�c sprawia� jej b�lu, Alicja przesta�a o cokolwiek pyta�. Ale jak to w�a�ciwie by�o? Matka powiedzia�a, �e ojciec pracowa� na budowie, spad� z rusztowania i zabi� si� na miejscu. To Alicji wystarczy�o, nie domaga�a si� szczeg��w. A gdy kiedy�, maj�c sze�� czy siedem lat, zainteresowa�a si�, dlaczego nie chodz� na jego gr�b w Zaduszki, matka wyja�ni�a, �e zosta� pochowany w Chicago, bo nie sta� jej by�o na przewiezienie zw�ok do Polski. Teraz, po latach, wspomnienia nie powinny by� dla matki tak bolesne. Postanowi�a wypyta� j� o wszystko po powrocie. Nagle zda�a sobie spraw�, �e biegnie ile si� w nogach. Pogr��ona w my�lach i wpatrzona w tablic� rejestracyjn� w�asnego wozu, bezwiednie zwi�ksza�a szybko��, a� w ko�cu bieg�a z zaci�ni�tymi z�bami, tak jak kiedy� na szkolnych zawodach. Zatrzyma�a si�, �eby z�apa� oddech, a wtedy czerwone autko z bia�� trumn� wysforowa�o si� jeszcze bardziej i znik�o za zakr�tem. Czy�by staruszek, pami�taj�c, �e jego pan lubi� szybk� jazd�, specjalnie dodawa� gazu, �eby i ta ostatnia podr� min�a stryjowi przyjemnie? Alicja obejrza�a si� i parskn�a niepohamowanym �miechem. Drog� mi�dzy b�otnistymi polami, bo zabudowania min�li kilka minut temu, biegli, sapi�c i dysz�c, uczestnicy pogrzebu, wyci�gni�ci w d�ugi szereg. Bieg� nawet ksi�dz, przytrzymuj�c r�k� biret. Widz�c zziajane, czerwone, pe�ne determinacji twarze, Alicja �mia�a si� coraz g�o�niej. Ksi�dz, nie zwalniaj�c tempa, zmierzy� j� gniewnym wzrokiem. Gdy jednak spojrza� za siebie i zobaczy� swoich nie najm�odszych parafian p�dz�cych niczym wytrawni sprinterzy, te� przystan�� i zacz�� si� �mia�. Wkr�tce ju� wszyscy rechotali jeden przez drugiego, jeszcze g�o�niej ni� w ogrodzie. � No, idziemy dalej! � poleci� ksi�dz po kr�tkim odpoczynku. � Idziemy, kochani! Ruszyli wolnym, spacerowym krokiem. Ledwo min�li zakr�t, ujrzeli stoj�c� na �rodku szosy syrenk� z bia�� trumn�. Okaza�o si�, �e Stanis�aw � zorientowawszy si�, i� pozostawi� kondukt daleko w tyle � zahamowa� tak ostro, �e silnik zgas� i nie dawa� si� zapali�. M�czy�ni zdj�li trumn� i zacz�li pcha� auto, ale to nic nie da�o. W ko�cu doszli do wniosku, �e Stanis�aw zala� silnik, wi�c najlepiej zaczeka� kilka minut. Zawstydzony staruszek usiad� na trumnie i ukry� twarz w d�oniach; nie dawa� si� pocieszy� nawet ksi�dzu, cho� ten g�aska� go po rzadkich w�osach i plastrze na g�owie. Alicja przycupn�a na jednym z grubych pni, le��cych obok niewielkiej kapliczki z os�oni�t� blaszanym daszkiem rze�b� Chrystusa frasobliwego, wspartego �okciem na czaszce. Pomy�la�a, �e przypomina Hamleta dumaj�cego nad czaszk� Yoryka. Nieopodal jaka� babina perorowa�a z o�ywieniem do siedz�cej przy niej dziewczynki. � Niekt�rzy ludzie za grosz wstydu nie maj�! Widzia�a�, jak J�zefowa si� �mia�a, kiedy trumna si� otworzy�a? � Widzia�am � potwierdzi�a dziewczynka. � I Piekarska te� si� �mia�a, jeszcze g�o�niej! A mnie tylko ciarki po grzbiecie przesz�y, kiedy zobaczy�am, jak nieboszczyk, �wie� Panie nad jego dusz�, z trumny wypada; gdzie mi tam do �miechu by�o! Zauwa�y�a�, jak m�odo wygl�da�? M�odziej ni� za �ycia, a� go nie pozna�am w pierwszej chwili. Nie, �ebym si� bardzo przypatrywa�a, ale wyda� mi si� jaki� inny. � Pani jest bratanic� zmar�ego? � us�ysza�a nagle Alicja. � Przyjecha�a pani z Warszawy? Podnios�a wzrok. Przed ni� sta� jeden z m�czyzn, kt�rzy pchali samoch�d. � Tak � odpar�a. � Mo�na si� przysi���? � Prosz�. M�czyzna usiad� obok. Na oko by� niewiele starszy od niej. W�a�ciwie nie mia�a ochoty z nim rozmawia�, ale pomy�la�a, �e mo�e dowie si� czego� o stryju. Ju� chcia�a spyta�, czy go zna�, kiedy m�czyzna rzek�: � By�em kiedy� w Warszawie. � Podoba�o si� panu? � Sam nie wiem. U nas �ycie toczy si� znacznie spokojniej. Taki pogrzeb jak ten to wielkie wydarzenie. Ludzie ca�ymi miesi�cami, ba, latami b�d� mieli o czym opowiada�, podobnie jak wci�� opowiadaj� o pogrzebie pani ojca. � Mojego ojca?! � zawo�a�a zdumiona Alicja. � To m�j ojciec zosta� pochowany tutaj, w Sieciechowie? � Nie wiedzia�a pani? � Nie. Pierwszy raz tu jestem. To znaczy, odk�d pami�tam, bo chyba by�am jako dziecko. Zawsze my�la�am, �e ojca pochowano w Ameryce. � Mo�e i tak. Mo�e tu urz�dzono tylko symboliczny pogrzeb? To by wyja�nia�o plotki. Bo jedni gadaj�, �e trumna by�a pusta, inni, �e zw�oki by�y, tyle �e bez g�owy. Ot, takie tam wymys�y. Co do trumny pani stryja, przynajmniej nikt nie b�dzie m�g� wysuwa� podobnych podejrze�. � Parskn�� �miechem, ale zaraz spowa�nia�. � Przepraszam. Przez chwil� siedzieli w milczeniu. Alicji zrobi�o si� �al samej siebie. Czy to mo�liwe, �e ojciec jest tu pogrzebany, a ja o niczym nie wiem? �e mama oszuka�a mnie, m�wi�c, �e zosta� pochowany w Chicago? Po co te wszystkie tajemnice? Nagle zn�w dobieg� j� g�os staruszki. � ...i wiesz, co by�o, jak zacz�li kopa� gr�b? Znale�li czaszk� z gwo�dziem wbitym w �rodek czo�a. Najpierw my�leli, �e jest bardzo stara, bo by�a go�a ko��, bez �ladu mi�sa, ale kowal obejrza� gw�d� i powiedzia�, �e z jego ku�ni wyszed�. No wi�c zacz�li sprawdza�, kogo w tym miejscu pochowano, bo ju� nawet krzy�a na grobie nie by�o. I wiesz co? Okaza�o si�, �e przed wielu laty pochowano tam m�ynarza, a zanim min�� rok od jego �mierci, wdowa, ze trzydzie�ci lat od niego m�odsza, po�lubi�a czeladnika. �yli jeszcze ludzie, co pogrzeb pami�tali, i ca�a sprawa wysz�a w ko�cu na jaw. A by�o tak: kiedy m�ynarz spa�, �ona do izby czeladnika wpu�ci�a, ten wzi�� gw�d�, staremu do czo�a przystawi�, m�otkiem raz hukn��, i by�o po wszystkim. Gwo�dzia trupowi z g�owy nie wyci�gn�li, tylko mu w�osy tak uczesali, �eby nic nie by�o wida�, a rano m�ynarzowa raban podnios�a, �e stary umar� w nocy. Nikt niczego nie podejrzewa�, bo m�ynarz m�ody nie by�, i nikogo potem nie dziwi�o, �e ona za czeladnika wychodzi, bo przecie� musia�a wzi�� sobie ch�opa, kt�ry si� na m�ynie zna� i o interes umia� zadba�. I �yli tak oboje a� do chwili, kiedy znaleziono czaszk�. Wielu m�wi�o, �eby da� im spok�j, nie rozgrzebywa� starej sprawy, bo to porz�dni ludzie, a stary m�ynarz by� pijak, oszust i �ajdak. Ale inni uparli si�, �e nie, nie mo�na pu�ci� zbrodni p�azem. Aresztowano ich i pod s�d. I wiesz, co si� sta�o? Ludzie im nie wybaczyli, ale B�g tak, poniewa� w dniu, kiedy miano ich s�dzi�, s�dzia potkn�� si� na r�wnej drodze, nog� z�ama� i rozprawy nie by�o. Wyznaczono drugiego s�dziego i nowy termin. Zn�w do rozprawy nie dosz�o, bo drugi s�dzia � a bardzo by� na nich ci�ty, ludzie s�yszeli, jak m�wi�, �e od stryczka si� nie wywin� � w przeddzie� rozprawy nagle si� powiesi�. Podobno dlatego, �e zdradza�a go �ona. I w�a�nie z tego powodu, �e sam by� rogaczem, tak na m�ynarzow� i jej drugiego m�a si� zawzi��. Potem �aden s�dzia nie chcia� wzi�� tej sprawy; w ko�cu znalaz� si� jeden, kt�ry twierdzi�, �e w zabobony nie wierzy. Tymczasem kiedy obudzi� si� w dzie� rozprawy, okaza�o si�, �e nie mo�e wsta� z ��ka, bo mu w�adz� w nogach odj�o. Rozpraw� odwo�ano, a do s�dziego lekarzy a� z Krakowa sprowadzano, ale nijak pom�c nie umieli. Wreszcie �ona go ub�aga�a, �eby spraw� umorzy�. I wiesz co? Jak �ony pos�ucha� i w ��ku podpisa� papier, �e sprawa ulega umorzeniu z powodu przedawnienia, od razu mu w�adza w nogach wr�ci�a. B�g nie dopu�ci�, �eby bli�ni s�dzili ich surowiej od Niego. � I co si� z nimi sta�o? � spyta�a dziewczynka. � Zaraz po wojnie wynie�li si� z c�rk�, chyba do stolicy. Od tej pory nikt ich tu nie widzia�. � Niez�a opowie��, co? � M�czyzna u�miechn�� si� do Alicji. � Pami�tam, �e jak j� us�ysza�em po raz pierwszy, kiedy mia�em siedem lat, p� nocy nie spa�em. Takie tu mamy atrakcje, lepsze ni� w Warszawie. Oj, chyba zn�w paln��em co� g�upiego. Co pani robi, studiuje? � spyta�, zmieniaj�c nagle temat. � Tak. Na anglistyce. A pan? � Je�d�� na ci�ar�wce. � Kierowca? � Tak. � I nie umie pan uruchomi� syrenki? � Umiem. Nie chcia�em si� narzuca�. � O rety, dlaczego od razu pan nie powiedzia�? � Alicja zerwa�a si� z miejsca. � Chod�my! Po chwili silnik pracowa�, a� mi�o. Zn�w przytroczono trumn�, ale tym razem za kierownic� usiad� rozm�wca Alicji, natomiast Stanis�aw do��czy� do konduktu. Ksi�dz zaintonowa� ko�cieln� pie��. Kilka minut p�niej, za kolejnym zakr�tem, zobaczyli otoczony murem cmentarz z ma�ym ko�ci�kiem po�rodku. Kiedy dotarli na miejsce, trumn� ustawiono na katafalku, dooko�a pouk�adano wi�zanki i wie�ce. Ministranci zapalili �wiece na o�tarzu i gromnice przy trumnie. Rozpocz�a si� msza. Alicja rozgl�da�a si� ciekawie po ciasnym wn�trzu. Ko�ci�ek by� przynajmniej o dwie trzecie mniejszy od nowoczesnej �wi�tyni, kt�r� widzia�a w centrum miasteczka. Ciasny, ubogi, ale najwyra�niej wiekowy. Postanowi�a spyta� ksi�dza, kiedy zosta� zbudowany. Ma�e, w�skie okna... �ukowe sklepienie... Czy�by gotyk? Obraz w o�tarzu by� tak sczernia�y, �e ledwo widzia�a, co przedstawia. Widnia�y na nim niewyra�ne sylwetki siedmiu naszpikowanych strza�ami m�czyzn, nad kt�rych g�owami unosi�y si� z�ote korony. M�czyzna na pierwszym planie, znacznie ro�lejszy od pozosta�ych, trzyma� w z�bach n�. Jego g�ow� okala�a aureola, wi�c niew�tpliwie by� to �wi�ty, lecz twarz i r�ce mia� tak ciemne, �e trudno si� by�o oprze� wra�eniu, i� obraz przedstawia Murzyna. Alicja zmru�y�a oczy, �eby lepiej zobaczy� najbli�sz� z kilku tablic nagrobnych wmurowanych w �cian�, i nagle serce zabi�o jej mocniej, poni�ej �aci�skiej inskrypcji ujrza�a bowiem napis: ABADIVS MOYSES SIECIECH. Oraz daty: 1626 � 1697. Nie do wiary! Najpierw nazwa miejscowo�ci, teraz ta tablica! Czy to przypadek, czy moja rodzina rzeczywi�cie jest taka stara? Zacz�a przypatrywa� si� pozosta�ym p�ytom, ale z tej odleg�o�ci nie mog�a nic odczyta�. Postanowi�a, �e obejrzy je po pogrzebie. Gdy msza dobieg�a ko�ca, trumn� wyniesiono na zewn�trz. Ponownie uformowa� si� kondukt i ruszy� cmentarn� alej�, ocienion� przez pot�ne, roz�o�yste drzewa, rosn�ce od nie wiadomo jak dawna. Mijane groby by�y ubogie i skromne: po prostu usypane z ziemi kopce, nad kt�rymi wznosi�y si� drewniane lub �elazne krzy�e. Nigdzie nie by�o wida� marmuru, granitu, piaskowca czy cho�by lastryko; Alicji bardziej naturalny wyda� si� taki bezpretensjonalny poch�wek, kiedy trumn� zakopuje si� bezpo�rednio w ziemi, ni� murowane groby, w kt�rych trumny stoj� pi�trowo w ceglanych podziemnych klatkach. �le si� czu�a na warszawskich Pow�zkach, gdzie wyobra�a�a sobie wszystkie te ciasne cele. Koszmar! Ile� lat trzeba czeka�, zanim ceg�y skruszej�, a �ciany ust�pi� pod naporem ziemi? Gdyby mia�a decydowa� o sobie, najbardziej chcia�aby, �eby jej cia�o spalono, by unikn�� procesu rozk�adu, po czym wsypano popio�y do rzeki lub morza; gdyby to jednak nie by�o mo�liwe, chcia�a zosta� pochowana w prostym wiejskim grobie, gdzie cia�o najpr�dzej obraca si� w proch... Jak to dobrze, pomy�la�a, �e stryj spocznie w�a�nie w takim! Po pewnym czasie wyda�o jej si�, �e dochodz� do ko�ca cmentarza, bo mi�dzy drzewami zamajaczy� mur. To dziwne, przecie� pod murem grzebie si� tylko samob�jc�w! Czy�by stryj odebra� sobie �ycie i dlatego tak dok�adnie umia� okre�li� dzie� �mierci? Ale w�wczas nie by�oby ani mszy, ani ksi�dza. Poza tym samob�jc�w grzebie si� pod cmentarnym murem, lecz nie na cmentarzu, tylko po drugiej stronie. Nie wolno chowa� ich w �wi�conej ziemi. Chocia� nie; tak by�o kiedy�, teraz ka�dego mo�na grzeba� na cmentarzu. Nawet aktor�w. Wtem zda�a sobie spraw�, �e to, co pocz�tkowo wzi�a za mur, wcale nie jest murem, lecz �cian� pot�nej kamiennej budowli. Piramidy! Po chwili ujrza�a j� w pe�ni. Piramidzie daleko by�o do kolos�w egipskich: u podstawy mierzy�a nie wi�cej ni� siedem, osiem metr�w, a wysoka by�a na sze��. Mimo to sprawia�a imponuj�ce wra�enie: ca�a pokryta jasnym, kremowym marmurem, wypolerowanym jak lustro, dos�ownie l�ni�a w s�o�cu. Co to mo�e by�? pomy�la�a Alicja. Mauzoleum poleg�ych w czasie wojny? � Co to? � spyta�a szeptem, pochylaj�c si� do id�cego obok Stanis�awa. � Gr�b rodzinny panienki. � Ta piramida? � spyta�a z niedowierzaniem. � Tak. Wkr�tce zobaczy�a, �e po�rodku jednej ze �cian, u samej podstawy, zieje spory otw�r. Wyj�te bloki le�a�y obok, u�o�one w r�wny stos. Trumn� postawiono na ziemi, ksi�dz przyst�pi� do obrz�dowych czynno�ci. Gdy sko�czy�, kilku m�czyzn podnios�o trumn� i znikn�o w otworze. Stanis�aw skin�� na Alicj�, �eby te� wesz�a do �rodka. Znalaz�a si� w niedu�ym, prostok�tnym pomieszczeniu. Wzd�u� dw�ch przeciwleg�ych �cian ci�gn�y si� puste nisze. W�a�nie do jednej z nich m�czy�ni wsun�li trumn�, po czym zas�onili dziur� przygotowan� kamienn� p�yt�; zamocowali j� drewnianymi klinami i zacz�li obrzuca� brzegi cementem. Na p�ycie widnia� napis TEODOR MOJ�ESZ SIECIECH, poni�ej � data urodzenia i �mierci. Kiedy m�czy�ni sko�czyli, Stanis�aw wyj�� z kieszeni i zapali� znicz. Mimo panuj�cego we wn�trzu p�mroku, bo przez otw�r wpada�o niewiele �wiat�a, a znicz dawa� tylko nik�y blask, Alicja spostrzeg�a, �e jeszcze trzy nisze s� zas�oni�te p�ytami. � Kto tu jest pochowany? � spyta�a. � Ojciec panienki, dziadek... � M�j ojciec naprawd� zosta� pochowany tutaj? Stanis�aw, zamiast odpowiedzie�, podni�s� znicz i o�wietli� s�siedni� p�yt�. D. O. M. Jerzy Sieciech ur. 13 czerwca 1924 roku w Sieciechowie zm. 23 lipca 1950 roku w Chicago Alicja mia�a wra�enie, �e �ni. Sta�a przed trumn� ojca, oddzielona od niej tylko cienk� p�yt�. Poczu�a, �e kr�ci si� jej w g�owie; odwr�ci�a si� i bez s�owa wysz�a z piramidy. Na widok �a�obnik�w wci�� stoj�cych na zewn�trz zatrzyma�a si� tu� przy wej�ciu. Przez te kilka minut, kiedy by�a w �rodku, zdo�a�a o nich ca�kiem zapomnie�. To wszystko by�o takie dziwne, takie nieoczekiwane, takie nierealne! Nagle podszed� do niej jaki� m�czyzna i wyci�gn�� r�k�. W pierwszej chwili nie wiedzia�a, czego chce; zorientowa�a si� dopiero, kiedy zacz�� m�wi�. Sk�ada� kondolencje. No tak, by�a tu jedyn� krewn� zmar�ego. Uczestnicy pogrzebu podchodzili i �ciskali jej d�o�, u�miechaj�c si� sztucznie. Nawet nie stara�a si� zrozumie�, co m�wi�. Stanis�aw wy�oni� si� z piramidy i stan�� obok, ocieraj�c �zy. Biedaczek, pewnie by� z�yty ze stryjem; to jemu powinni sk�ada� kondolencje, nie mnie, pomy�la�a. Co mnie w�a�ciwie obchodzi �mier� stryja, kt�rego nie zna�am? Nie przyjecha�abym, gdybym wiedzia�a, �e jad� na pogrzeb. Cho� teraz, kiedy ju� tu jestem, nie �a�uj�. Wiele si� dowiedzia�am, ale przede wszystkim zrozumia�am, jak wiele jeszcze nie wiem! Cho�by tablica w ko�ciele � czy ten Abadius to rzeczywi�cie m�j przodek? I od kiedy stoi ta piramida? Wygl�da na now�, ale skoro pochowano w niej dziadka, musi mie� swoje lata. Co prawda, o nim te� nic nie wiem; m�g� umrze� ca�kiem niedawno, w ko�cu m�j drugi dziadek, ojciec mamy, zmar� zaledwie cztery lata temu. Czy ojca taty widzia�am kiedykolwiek w dzieci�stwie? Nie wiem; nie pami�tam. Musz� o wszystko wypyta� mam�! Pragn�a dowiedzie� si� jak najwi�cej i jak najpr�dzej, poczynaj�c od zwiedzenia ko�ci�ka; okaza�o si� jednak, �e ksi�dz zamkn�� drzwi na klucz i wr�ci� do miasteczka. Zacz�a pyta� Stanis�awa o rodzin� ojca, lecz staruszek przeprosi� j�, m�wi�c, �e pan przed �mierci� zabroni� mu udziela� Alicji jakichkolwiek informacji. Mia� tylko odda� list i powiedzie�, �e jutro w biurze miejscowego notariusza nast�pi otwarcie testamentu. Od chwili pogrzebu nie wolno mu nawet wpu�ci� jej do domu; noc mia�a sp�dzi� w gospodzie, gdzie � wierz�c, �e si� zjawi � zarezerwowa� pok�j. Wsiedli do auta i wr�cili do Sieciechowa. Kiedy stan�li przed domem, Stanis�aw przyni�s� opas�� kopert�. Wyt�umaczy� Alicji, jak dojecha� do gospody, i po�egna� si�. List [ANEKS I: List Teodora] stryja wiele wyja�nia�, ale jeszcze wi�cej gmatwa�; czego tam nie by�o! Potopy, kt�re co tysi�c pi��dziesi�t lat nawiedzaj� Polsk�; praprzodek z Egiptu; historia Sieciecha, palatyna W�adys�awa Hermana, kt�ry jakoby pragn�� przekaza� przyjacielowi brata koron�; przysz�e c�rki Alicji w roli zbawczy� ojczyzny... W trakcie lektury wielokrotnie mia�a ochot� krzykn��, �e to brednie szale�ca, ale � zaintrygowana � nie przestawa�a czyta�. Tej nocy d�ugo nie mog�a zasn��. Kilka razy zapala�a �wiat�o i zn�w bra�a do r�ki list. P�niej, kiedy przewraca�a si� z boku na bok, nagle stan�� jej przed oczami obraz zabanda�owanych zw�ok stryja. Przypomnia�a sobie, �e jego twarz wyda�a si� jej dziwna, jakby umalowana. Babina, kt�rej rozmowie z dziewczynk� si� przys�uchiwa�a, twierdzi�a, �e wygl�da� o wiele m�odziej ni� za �ycia... Raptem Alicja pomy�la�a, �e chyba nie by�a to prawdziwa twarz stryja, lecz maska. Czy to mo�liwe? Z drugiej strony twarze zmar�ych zawsze wygl�daj� nienaturalnie. Dochodzi�a trzecia rano, kiedy dziewczyn� zmorzy� wreszcie sen. 2 � Co ci powiedzia� ten eunuch? � By�y to pierwsze s�owa matki, kiedy Alicja wr�ci�a do domu. Matka m�wi�a podniesionym g�osem, wyra�nie zdenerwowana. � Jaki eunuch? � zdziwi�a si� Alicja. � Elek. Teodor. � Teodor? � powt�rzy�a Alicja. Aha, matce chodzi�o pewnie o ten wypadek na wojnie, o kt�rym tak dziwnie napomyka� w li�cie. � Nic. Ju� nie �y�, kiedy przyjecha�am. Zjawi�am si� akurat na pogrzeb. � I dobrze. � Na twarzy matki odmalowa�a si� ulga. � Inaczej nagada�by ci bzdur. Najlepiej zapomnij o nim raz na zawsze, zapomnij, �e w og�le by�a� w Sieciechowie. Podbieg�a do Alicji i przytuli�a si� do niej. Przez chwil� trwa�y tak w milczeniu. Potem Alicja oswobodzi�a si� z obj�� matki. � To niemo�liwe, mamo � oznajmi�a stanowczym tonem. � Po pierwsze, nie chc�; po drugie, nie mog�. Opr�cz Stanis�awa jestem jedyn� spadkobierczyni� stryja. Dziedzicz� prawie wszystko, w tym dom w Sieciechowie. � Sprzedamy dom przez po�rednika, nie musisz tam wi�cej je�dzi�. � Jeszcze nie wiem, czy chc� go sprzeda�. Musz� si� zastanowi�. Chc� si� natomiast dowiedzie�, o co wam posz�o, dlaczego przez tyle lat nawet mi nie wspomnia�a� o istnieniu Teodora. Mam prawo wiedzie�! � Nie musisz. To ciebie nie dotyczy. Najlepiej o wszystkim zapomnij. A dom sprzedamy. Jutro si� tym zajm�. Przecie� nie zamierzasz si� tam przenie�� z Warszawy. � Dotyczy mnie jak najbardziej. To by� brat mojego ojca! Jak mog�a� mi o nim nie powiedzie�? No i o tym drugim stryju, Wiktorze? Co znacz� te wszystkie tajemnice? A domu nie mog� sprzeda�, nawet gdybym chcia�a. B�dzie m�j, ale jeszcze nie teraz. Dzi� rano dokonano otwarcia testamentu. Dziedzicz� dom pod jednym warunkiem. Musz� jecha� do Egiptu. Dostan� pieni�dze na bilet i pobyt � Nie pojedziesz. � Nie �artuj! Oczywi�cie, �e pojad�. Chc� jecha�! � W takim razie pojad� z tob�. � Nie. Powiedziane jest �e mam jecha� sama. Bez ciebie, bez ciotki, bez nikogo. � Nie puszcz� ci� samej! Nie pojedziesz i ju�! � Mamo, opanuj si�! Zrozum wreszcie, �e jestem doros�a. Nie mo�esz ca�e �ycie prowadzi� mnie za r�czk�. � Dobrze. � Matka uspokoi�a si� nagle. � Usi�d�my i porozmawiajmy jak osoby doros�e. � Usiad�a na kanapie i zapali�a papierosa. � Pos�uchaj. Je�li nie pojedziesz do Egiptu... � Pojad�! � Daj mi sko�czy�. Je�li nie pojedziesz do Egiptu, zafunduj� ci wakacje w Anglii. Przecie� marzysz o tym, �eby zobaczy� Londyn, prawda? � Tak, ale nic z tego. Chc� zwiedzi� Egipt. I chc� si� dowiedzie� wszystkiego o ojcu, o jego braciach. Co ci� por�ni�o z Teodorem? Dlaczego mi nie powiedzia�a�, �e ojciec jest pochowany w Sieciechowie? � Alicjo, zrozum, �e ja naprawd� chc� dla ciebie jak najlepiej. Musisz mi uwierzy�! S� powody, istotne powody, dla kt�rych nie m�wi�am ci o Teodorze. Nie chcia�am, �eby� go pozna�a. To by� cz�owiek pomylony, chory. Lubi� tylko m�czyzn. Teraz, kiedy umar�, tym bardziej nie ma co rozgrzebywa� przesz�o�ci. Zapomnij o nim, zapomnij o Sieciechowie. Zamiast do Egiptu, jed� do Londynu albo do Nowego Jorku. Zafunduj� ci wycieczk�. � W przysz�o�ci na pewno wybior� si� do Stan�w. Do Chicago, �eby odwiedzi� stryja Wiktora; wiem, �e prowadzi tam sklepik. Dlaczego mi o nim nie m�wi�a�? Te� oszala�? Matka westchn�a g�o�no. � Chcesz jecha� do Egiptu? � zapyta�a. � Chcesz pozna� Wiktora? Chcesz wiedzie�, dlaczego i z nim zerwa�am stosunki? Powiem ci. Wiktor zabi� Jerzego. Wystarczy ci? � Jak to, zabi�? Dlaczego? � To by� nieszcz�liwy wypadek. � Ponownie westchn�a. � No dobrze, skoro si� upar�a�, opowiem ci o wszystkim. Ale to jest takie skomplikowane, tyle niedom�wie� i k�amstw nagromadzi�o si� przez lata... Nie mia�am wyboru, przysi�g�am, �e nikomu nie wyjawi� prawdy, bo inaczej nie pozwolono by mi wr�ci� do Polski. Tylko pami�taj: to, co us�yszysz, musisz zachowa� dla siebie. Nawet twoja ciotka nie wie, co si� naprawd� wydarzy�o w Stanach. Zaczn� od tego, �e nie urodzi�a� si� w Chicago. � Jak to, przecie� mam napisane w dowodzie... i w akcie urodzenia... � wyj�ka�a Alicja. � Wiem. Ale twoje ameryka�skie papiery s� fa�szywe. Tak samo jak akt zgonu Jerzego. � Wi�c... wi�c gdzie si� urodzi�am? � W Albuquerque, w stanie Nowy Meksyk. A Wiktor nie ma �adnego sklepiku w Chicago. To znaczy sklepik istnieje, owszem, i Wiktor figuruje w papierach jako w�a�ciciel, ale nigdy tam nie by�. Sklep to tylko skrzynka kontaktowa. Sprzedawca odbiera listy, a kiedy kto� pyta o Wiktora, m�wi, �e wyjecha�. I pytaj�cym zaczyna si� natychmiast interesowa� FBI. Bo Wiktor pracuje dla rz�du, prowadzi tajne badania... Nie, poczekaj, lepiej zaczn� od pocz�tku, od poznania trzech braci Sieciech�w. Wreszcie wyrzuc� to z siebie. Dot�d, ilekro� pyta�a� o Jerzego, wola�am milcze�, udaj�c, �e wspomnienia sprawiaj� mi b�l, ni� ucieka� si� do k�amstw. Ale jeste� doros�a i masz prawo dowiedzie� si� wreszcie o wszystkim... Opowie�� Heleny, matki Alicji W�a�ciwie zna�am braci Sieciech�w, odk�d pami�tam, bo ja te� pochodz� z Sieciechowa; moi rodzice mieli m�yn pod miasteczkiem. No, mo�e nie tyle zna�am braci, co s�ysza�am o nich, bo pozna�am Jerzego i Wiktora dopiero podczas kt�rych� wakacji, kiedy k�pali si� w rozlewisku przy m�ynie. Teodor, sporo od nich starszy, by� ju� wtedy doros�y i chodzi� w�asnymi drogami. Przez wi�kszo�� roku mieszkali z matk� w Warszawie, gdzie Teodor studiowa�, a m�odsi bracia ucz�szczali do gimnazjum. W lecie zjawiali si� w Sieciechowie na kilka tygodni, a potem jechali z matk� nad morze lub do zagranicznych kurort�w. Zbli�yli�my si� dopiero podczas wojny. Ojciec ch�opc�w nie �y� od dawna, matka zgin�a w czasie bombardowania Warszawy, tu� przed zaj�ciem miasta przez Niemc�w. Do ostatniej chwili nie wierzy�a, �e kampania wrze�niowa mo�e sko�czy� si� kl�sk�, i nie chcia�a opuszcza� stolicy. Bracia przenie�li si� do Sieciechowa mniej wi�cej dwa lata p�niej. Wszyscy trzej byli wybitnie uzdolnieni, Jerzy w dodatku obdarzony fenomenaln� pami�ci� i umiej�tno�ci� przeprowadzania w g�owie skomplikowanych oblicze�. P�niej, w Ameryce, okaza�o si�, �e potrafi liczy� szybciej od komputer�w. Teodor, kt�rego � �ladem m�odszych braci � nazywa�am Elkiem, mia� du�e zdolno�ci humanistyczne; ci�gle co� pisa�, a przed wojn� opublikowa� kilka wierszy czy opowiada� na �amach warszawskich tygodnik�w. Jerzy i Wiktor byli nieroz��czni, ka�d� chwil� sp�dzali razem, z tym �e silniejsz� osobowo�ci� niew�tpliwie odznacza� si� Wiktor. Chocia� kilkana�cie miesi�cy m�odszy od brata, we wszystkim wi�d� prym. By� wyj�tkowo uzdolniony, je�li chodzi o kierunki �cis�e, ale interesowa� si� nie tyle teori�, co praktyk�. Jerzy pomaga� mu, przekopuj�c si� przez ca�e sterty materia��w i zapoznaj�c brata z tym, co najwa�niejsze. Jak powiedzia�am, zbli�yli�my si� do siebie podczas okupacji. W maj�tku odbywa�o si� tajne nauczanie dla okolicznej m�odzie�y. Teodor prowadzi� zaj�cia z historii i literatury; Wiktor i Jerzy wsp�lnie z przedmiot�w �cis�ych. Gdy si� o tym dowiedzia�am od proboszcza, by�am oburzona; nie mia�am nic przeciwko Teodorowi, kt�ry otrzyma� dyplom uniwersytecki dwa lata przed wybuchem wojny, ale �eby uczyli m�odsi bracia? Przecie� to byli smarkacze! Mia�am wtedy szesna�cie lat; Jerzy by� zaledwie o rok starszy ode mnie, a Wiktor kilka miesi�cy m�odszy. Czy�by panicze uwa�ali nas za t�pych wsiok�w, przed kt�rymi mog� si� popisywa� swoj� gimnazjaln� wiedz�? By�am �wi�cie przekonana, �e umiej� niewiele wi�cej ode mnie. Jednak�e ju� na pierwszych zaj�ciach zmieni�am zdanie. Nie dlatego, �e � jak wyja�nili lekko speszeni � w ci�gu dw�ch lat, kt�re min�y od wybuchu wojny, zdo�ali zda� egzaminy maturalne na tajnych kursach, a nast�pnie zaliczy� materia� studi�w uniwersyteckich na wydziale matematyczno-fizycznym i obroni� prace magisterskie. Uzna�am to za aberracj� czasu wojny. Na pewno odpytano ich tylko po �ebkach, my�la�am, �a�uj�c, �e nie mieszkam w Warszawie, bo przypuszczalnie r�wnie� by�abym ju� magistrem. Ale w trakcie pierwszej lekcji zorientowa�am si�, ku swojemu wstydowi i zaskoczeniu, �e wszystko, czego si� dot�d nauczy�am, oraz wszystko, co wiedzieli moi nauczyciele, ka�dy z tych wyrostk�w ma w ma�ym palcu. Sypa�y si� wzory, terminy, przyk�ady, obaj wci�� co� pisali i kre�lili na tablicy, a ja mia�am wra�enie, �e zaraz si� rozp�acz�; nie rozumia�am absolutnie nic i czu�am si� ostatni� kretynk�. Jak si� okaza�o, nie by�am w�r�d uczni�w jedyn�, kt�ra nie mia�a poj�cia, o czym m�wi� bracia; po prostu zacz�li na zbyt wysokim poziomie, przeceniaj�c nasze umiej�tno�ci, sami za� czuli si� zbyt niepewnie w roli nauczycieli, �eby pyta�, czy wszystko rozumiemy. Gdy sko�czyli wyk�ad, zapad�a cisza. Wiedzia�am, �e musz� si� przyzna� do w�asnej ignorancji, ale si� wstydzi�am. Odwa�y� si� kto� inny. Dopiero kiedy si� odezwa�, poparli go wszyscy. Jerzy i Wiktor nie patrzyli na nas z g�ry, chcieli, �eby�my traktowali ich nie jak nauczycieli, lecz jak r�wie�nik�w. Szybko zaprzyja�nili�my si� i zacz�li widywa� tak�e poza zaj�ciami. Moje kole�anki wola�y Wiktora. By� bardziej spontaniczny, bardziej energiczny, ciekawszy. Entuzjazm i zapa� dodawa�y mu blasku, sprawia�y, �e wszyscy byli nim zafascynowani. Jerzego trzeba by�o lepiej pozna�, �eby go doceni�; wrodzona nie�mia�o�� utrudnia�a mu kontakt z lud�mi, poza tym � znacznie spokojniejszy od Wiktora � pozostawa� w jego cieniu i wydawa� si� przez to mniej interesuj�cy. Ale ja od razu wiedzia�am, �e to wspania�y ch�opak, natomiast od Wiktora co� mnie odpycha�o. Niby przyja�nili�my si�, lecz czu�am, �e nie ma w nim tej serdeczno�ci, tego ciep�a, kt�re od pocz�tku tak bardzo uj�y mnie w Jerzym. Ka�d� woln� chwil� sp�dza�am z Jerzym i w ko�cu zakochali�my si� w sobie bez pami�ci. Sama nie wiem, jak to si� sta�o. Chodzi�am na prowadzone przez nich komplety, a po lekcjach prowadzili�my d�ugie rozmowy. Bracia opowiadali, czym si� zajmuj� i co im si� roi w g�owach. Pami�tam ich dyskusje o tym, jak dzia�a telewizja albo dlaczego nie produkuje si� kolorowych opon. Potrafili naprawi� ka�dy silnik i radio, konstruowali ca�kiem sprawne ma�e roboty, ale najbardziej ze wszystkiego fascynowa�y ich rakiety i mo�liwo�� podr�y do gwiazd. Czytali na ten temat wszystko, co wpad�o im w r�ce, poczynaj�c od starych numer�w �Die Rakete�. Znali pisma Bema i Cio�kowskiego, interesowali si� rakietami Congreve�a, do�wiadczeniami Candera i Goddarda, teoretycznymi rozwa�aniami Hermanna Obertha. Utkwi�y mi w g�owie te wszystkie nazwiska, bo niemal codziennie przewija�y si� w rozmowach braci. Pami�tam, jak siedzia�am kiedy� z Jerzym w ich pracowni, gdy nagle Wiktor, kt�ry wyjecha� dwa dni wcze�niej do Warszawy, wpad� zziajany i wielce podniecony; bieg� chyba od samej stacji. Okaza�o si�, �e kto� w Warszawie po�yczy� mu oryginalne amsterdamskie wydanie dzie�a Siemienowicza, siedemnastowiecznego projektodawcy rakiety wielostopniowej i jej stabilizatora, kt�r� to ksi��k� obaj bracia usi�owali zdoby� od miesi�cy. Tak, rakiety by�y tym, co ich interesowa�o najbardziej. Wi�kszo�� czasu sp�dzali w pracowni, jak nazywali du�y pok�j na poddaszu; le�a�y tam stosy ksi��ek i sterty papier�w pokrytych dziwnymi wykresami, poniewiera�y si� kawa�ki metalu, narz�dzia �lusarskie, imad�a, pilniki, m�otki, wszystko ci�ni�te gdzie popadnie, bo �aden nie mia� zami�owania do porz�dku. Ale dok�adnie wiedzieli, gdzie co jest, i byli na mnie w�ciekli, kiedy chc�c zrobi� im niespodziank�, sprz�tn�am pewnego razu pracowni� i wszystko pouk�ada�am. My�la�am, �e mnie zabij�! Widywali�my si� w�a�ciwie codziennie i mia�am prawo wst�pu do ich domu, nawet kiedy Jerzego i Wiktora nie by�o. Stanis�aw wiedzia� o tym i zawsze mnie wpuszcza�. Pewnego razu d�ugo na nich czeka�am, ale nie wr�cili na noc. Dopiero nazajutrz dowiedzia�am si�, �e byli w Warszawie; odt�d zacz�li je�dzi� do stolicy regularnie, albo obaj, albo sam Wiktor. Po pewnym czasie wyjawili mi w najwi�kszym sekrecie pow�d tych wyjazd�w. Ot� wpadli na pomys� uruchomienia w Sieciechowie podziemnej fabryczki broni. Jak twierdzili, nie chodzi�o o nic skomplikowanego; ot, karabinek maszynowy wed�ug ich projektu. Plany i wykonany przez siebie prototyp zawie�li do Warszawy do oceny fachowc�w. Podobno bardzo si� podoba�, ale uznano, �e w Sieciechowie nie da si� wytwarza� broni na wielk� skal�, zreszt� transport surowc�w i gotowych karabin�w by�by znacznie utrudniony; postanowiono, �e w Sieciechowie ruszy tylko fabryczka amunicji na potrzeby okolicznej partyzantki. Braciom polecono jej za�o�enie, a ponadto, doceniaj�c ich umiej�tno�ci, poproszono o opracowanie jeszcze kilku modeli broni; obiecano, �e najlepsze wejd� do produkcji, nie w Sieciechowie, lecz w zakonspirowanej fabryce warszawskiej. Co wi�cej, powiedziano im, �eby nie my�leli wy��cznie o broni r�cznej na potrzeby ruchu oporu, ale o broni w og�le, istnieje bowiem mo�liwo�� przes�ania co ciekawszych pomys��w do Londynu. A� si� wierzy� nie chce, �e Jerzy i Wiktor mieli wtedy niespe�na osiemna�cie i siedemna�cie lat! P� roku p�niej fabryczka ruszy�a. Pomaga�am j� zak�ada�, bo lepiej od braci zna�am ludzi z miasteczka, wiedzia�am, co kto umie, komu mo�na ufa�. P�niej powsta�a tak�e wytw�rnia cz�ci radiowych, te� pod kontrol� braci. Sama w niej pracowa�am przez kilka miesi�cy. W tym czasie bracia skoncentrowali si� na badaniach zmierzaj�cych do zwi�kszenia zasi�gu pocisk�w do mo�dzierzy i dzia� przez nadanie im bardziej aerodynamicznych kszta�t�w. Nie mieli jednak ani mo�dzierza, ani dzia�a, a nawet gdyby je zdobyli jakim� cudem, w Sieciechowie � jak chyba i w ca�ej Polsce � nie by�o gdzie prowadzi� do�wiadcze� z tego rodzaju broni� bez zwracania uwagi Niemc�w. Gdy o�wiadczyli centrali w Warszawie, �e musz� mie� dost�p do poligonu i dlatego chc� zosta� przerzuceni do Anglii, wywo�ali og�ln� weso�o��; co te� marzy si� tym szczeniakom! Kiedy jednak wys�ano ich wykresy i obliczenia do Londynu, po dw�ch miesi�cach przysz�a zgoda. Tak jest, nale�y ich przerzuci� czym pr�dzej! Po przyje�dzie b�d� kontynuowali badania w gronie specjalist�w! Jerzy i Wiktor byli w si�dmym niebie; ja niby cieszy�am si� z nimi, ale martwi�a mnie my�l o rozstaniu. Rado�� braci trwa�a trzy tygodnie; sko�czy�a si�, gdy nagle znik� Wiktor. Na pocz�tku maja 1943 roku pojecha� na kilka dni do Warszawy zawie�� kolejne obliczenia i nie wr�ci�. Podobno wyszed� z czyjego� mieszkania i �lad po nim zagin��. Nikt nie wiedzia�, co si� sta�o. Czy go rozstrzelano? Wywieziono na roboty? Mogli�my tylko zgadywa�. Tamtego dnia faktycznie przeprowadzano w Warszawie �apanki, lecz nic wi�cej nie zdo�ali�my si� dowiedzie�. Jerzy za�ama� si� po znikni�ciu brata; ca�ymi dniami przesiadywa� na poddaszu, osowia�y, brudny, wpatrzony w jeden punkt. Nie by� w stanie pracowa�, nie chcia� z nikim rozmawia�. Elek, ma�o z�yty z m�odszymi bra�mi, mimo wysi�k�w nie potrafi� zast�pi� mu Wiktora. Pr�dzej mog�am to zrobi� ja, kt�ra kocha�am go ca�ym sercem i sp�dza�am z nim ka�d� woln� chwil�. Kilka tygodni p�niej nadesz�a wiadomo��, �e wszystko jest gotowe, aby przerzuci� Jerzego do Anglii. On jednak nie chcia� jecha�; wci�� liczy� na wie�ci o Wiktorze. Elek namawia� go gor�co na wyjazd; s�dzi�, �e w Anglii brat wci�gnie si� do pracy i zapomni o b�lu, podczas gdy w Sieciechowie marnia� z dnia na dzie�. Ale Jerzy postanowi� zosta�. D�ugo trwa�o, zanim wreszcie doszed� do siebie. Ponad rok. Ca�ymi miesi�cami przekonywa�am go, �e cho� straci� umi�owanego brata, musi zacz�� normalnie funkcjonowa� � ma mnie, kochamy si� i to jest najwa�niejsze. W ko�cu o�wiadczy� mi si�; wzi�li�my �lub w po�owie maja 1945 roku, tydzie� po kapitulacji Niemiec. By�am pewna, �e Wiktor dawno nie �yje, ale Jerzy wierzy�, �e m�odszemu bratu uda�o si� przetrwa� wojn�. I nie myli� si�: kilka miesi�cy p�niej on i Teodor otrzymali przez Czerwony Krzy� list od Wiktora. Pisa�, �e zosta� aresztowany w Warszawie podczas ulicznej �apanki i przebywa� w obozie pracy w Nordhausen, a po wkroczeniu wojsk ameryka�skich zdecydowa� si� wyemigrowa� do Stan�w Zjednoczonych. Obecnie mieszka w Chicago i z pomoc� Polonii pr�buje si� urz�dzi�. Namawia� Jerzego, �eby postara� si� do niego przyjecha�. O mnie s�owem nie wspomnia�. Jerzy mia� ochot� jecha�, m�wi�, �e mogliby�my si� jako� przedrze� do strefy ameryka�ski