Patsy Brooks - Czerwień, żółcień, pomarańcz

Szczegóły
Tytuł Patsy Brooks - Czerwień, żółcień, pomarańcz
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Patsy Brooks - Czerwień, żółcień, pomarańcz PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Patsy Brooks - Czerwień, żółcień, pomarańcz PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Patsy Brooks - Czerwień, żółcień, pomarańcz - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Rozdział 1 D e e n a Hawkins wpatrywała się z rozmarzeniem w foto­ grafię ciemnowłosego chłopca o głęboko osadzonych czar­ nych oczach. Kawałek cannełloni, który jeszcze przed chwilą zamierzała włożyć do ust, spadł z widelca i rozbryzgał się na stole. - Hej, wróć na Ziemię! - zawołała Cassie Prescott, machając ręką przed oczami przyjaciółki. Ta zerknęła obojętnie na zielone plamy po szpinakowym farszu na obrusie w biało-czerwona kratkę, wzruszyła ra­ mionami, po czym znów pobiegła wzrokiem do zdjęcia. - Ty to masz szczęście - zwróciła się do Cassie, która tymczasem zajęła się, z kiepskim zresztą skutkiem, usuwa­ niem plamy po cannełloni. - Mieć przez rok pod swoim dachem takiego faceta! Gdybyś nie była moją najlepszą przyjaciółką, znienawidziłabym cię za to. v Strona 3 - Sama jesteś sobie winna. Mogłaś przecież namówić - No tak, ty zdecydowanie wolisz blondynów - rzekła, rodziców, żeby też wzięli udział w tym programie wymiany przyglądając się Mattowi Sheppardowi, o którym przez cały uczniów. Jestem pewna, że skoro twoja m a m a zbiera z ulicy zeszły rok szkolny Cassie opowiadała niemal codziennie, wszystkie bezdomne zwierzaki, to tym bardziej przygar­ zwłaszcza w środy, kiedy miała zajęcia z plastyki, na które nęłaby licealistę z zagranicy. on również chodził. Gdyby nie to, że znały się od przed­ Do liceum w Adzie, w ramach akcji organizowanej przez szkola, Deena miałaby j u ż pewnie tego dosyć. Liczyła fundację o nazwie Przyjazna Oklahoma, przyjęto w tym roku trochę na to, że po wakacjach przyjaciółce przejdzie, ale dziesięć osób z różnych krajów Europy, Azji i Ameryki najwyraźniej były to płonę nadzieje. - I co? Miałaś dzisiaj Południowej. Goście mieli zamieszkać u swoich nowych chyba zajęcia z plastyki. Rozmawiałaś z nim? szkolnych kolegów. M a m a Cassie, zaprzyjaźniona z panią - Jasne, jak co tydzień przez cały zeszły rok. Tylko że pracującą dla fundacji, jeszcze przed wakacjami wzięła na z tego nic nie wynika. Dzisiaj nawet zwrócił uwagę na moją siebie znalezienie odpowiednich rodzin, które przyjęłyby pod akwarelę, powiedział, że jest bardzo dobra, że pewnie dużo swój dach dziesięcioro dziewcząt i chłopców i roztoczyły nad malowałam w czasie wakacji, że rozwijam technikę... takie nimi opiekę. Sama, po rozmowie z córką i synem, zapropo­ tam. - Cassie popatrzyła kątem oka na Matta i ciągnęła: - nowała swój dom j a k o gościnę dla jednego z uczniów. Dla Wiesz, ja myślę, że on jest tak pochłonięty tą swoją sztuką, pozostałej dziewiątki bez problemów znalazła schronienia, marzeniem o karierze artystycznej, że w ogóle nie zwraca głównie wśród przyjaciół, którzy mieli dzieci uczęszczające uwagi na dziewczyny. do liceum. Oczywiście, w Adzie zjawił się osobiście pracow­ Jeszcze raz spojrzała dyskretnie w stronę jego stolika. nik fundacji, by poznać rodziny zaproponowane przez matkę Matt zdecydowanie różnił się od kolegów, w większości Cassie, i wszystkie bez zastrzeżeń zaakceptował. zawodników szkolnej drużyny baseballowej, hałaśliwych Przed d w o m a tygodniami z fundacji nadeszły papiery i zawsze chętnych do niekoniecznie zabawnych dowcipów - z „przydziałem" gości z zagranicy. U Prescottów miał mięśniaków, jak nazywały ich z Deeną. zamieszkać chłopiec z Argentyny, o rok starszy od Cassie - Albo to nie ja jestem tą dziewczyną, na którą zwróci i rówieśnik jej brata, Bryana. To właśnie w jego zdjęcie uwagę - dodała po chwili. z takim zachwytem wpatrywała się Deena. - Może powinnaś mu w tym pomóc - poradziła jej - A poza tym wcale nie mam szczęścia - powiedziała przyjaciółka. - Czy pierwszy ruch zawsze musi należeć do Cassie, zerkając smętnie na stolik w drugim końcu stołówki, chłopaka? Wiesz, myślę, że jak będziemy na to czekać, to przy którym siedzieli chłopcy z ostatniej klasy. dla nas nic nie zostanie. Zobacz - machnęła ręką w stronę Deena, pakując do ust resztkę cannelloni, podążyła za stolika, przy którym siedziała przytulona para - Nancy wzrokiem przyjaciółki i natychmiast odgadła powód jej Denson zgarnęła j u ż Russella Scrogginsa i z tego, co wiem, przygnębienia. to inicjatywa wyszła od niej. Strona 4 - Cześć, dziewczyny! - zawołał Josh Gayler. W przy- rocznika, z którą chodzi na plastykę i rozmawia o swojej krótkim T-shircie, spod którego wylewał się brzuch, zbliżał wielkiej pasji - malarstwie. M i m o to, idąc po raz pierwszy się do Cassie i Deeny, pożerając podwójnego hamburgera, po wakacjach na te zajęcia, liczyła na to, że może po dwóch prawdopodobnie j u ż trzeciego tego dnia. - Jak tam po miesiącach Matt zobaczy w niej dziewczynę, z którą wakacjach? Wyglądacie super. - Pochylił się nad dziew­ mógłby się, na przykład, wybrać do kina, a potem na lody, czętami, tak że nie mogły uciec od zapachu jego nieświeżego a potem... potu, i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Deena, nie wy­ Przestań, zganiła się w duchu. Na nim świat się nie brałabyś się dziś ze mną na pizzę? kończy. Uśmiechnęła się, przypominając sobie przestrogi - Przykro mi, Josh, ani dzisiaj, ani nigdy - odparła Deeny, i zaczęła się zastanawiać, jaki będzie ten Argentyń­ natychmiast, bo jej dotychczasowe delikatne próby od­ czyk, który zamieszka u nich j u ż pojutrze. Byle nie taki jak rzucania jego awansów najwyraźniej nie skutkowały. Bryan. Z bratem można było rozmawiać wyłącznie o base­ - Rozmyślisz się - rzucił z ustami pełnymi hamburgera ballu i o osiągnięciach - dość wątpliwych zresztą - szkolnej i krokiem na tyle żwawym, na ile pozwalała j e g o stukilowa drużyny o dumnej nazwie Pumy. Czy w Argentynie też waga. ruszył do wyjścia ze stołówki, bo właśnie rozległ się grają w baseball? - zastanawiała się gorączkowo. Nie, tam dzwonek na lekcje. tańczą tango. Wyobraziła sobie, jak tańczy z przystojnym - Mówiłam, że jak nie zaczniemy działać, to nie zostanie Latynosem, jak ten obejmuje ją władczym gestem i... jak nam nic. Myliłam się - powiedziała Deena przyjaciółce. - Matt patrzy na to z zazdrością. Zamknęła oczy i długo Jest gorzej: zostaną nam takie Joshe Gaylery. Ale pogadamy upajała się tym wyimaginowanym obrazem. Wróciła do o tym kiedy indziej. Muszę lecieć. M a m historię, a wiesz, rzeczywistości dopiero, kiedy ktoś szarpnął ją za ramię. jak pan Gibson reaguje na spóźnianie się na lekcje. - Wstała - Nie wysiadasz? - spytała rudowłosa dziewczyna z młod­ z krzesła, chwyciła plecak i popędziła przed siebie. szego rocznika, którą znała tylko z widzenia. W drzwiach stołówki zatrzymała się i odwróciła do Cassie, Tak to już jest, że dziewczęta z młodszych klas wiedzą która dopiero podnosiła się z miejsca. - To kiedy dokładnie o starszych szkolnych koleżankach znacznie więcej, niż te przylatuje ten twój Argentyńczyk? wiedzą o nich. Cassie bardzo rzadko wracała do domu - Pojutrze. Wyjeżdżamy po niego na lotnisko do Okla­ autobusem, tylko wtedy gdy Bryan miał dodatkowy homa City. trening po lekcjach i nie mogła jechać z nim samochodem. Ruda musiała jednak zauważyć, gdzie wysiada, i teraz dzięki niej Cassie w ostatniej chwili zdążyła wyskoczyć C a s s i e wracała do domu wciąż w nie najlepszym hu­ z autobusu. morze. Miała cały zeszły rok na pogodzenie się z faktem, że Przystanek był dokładnie naprzeciwko jej d o m u . M a m a Matt Sheppard widzi w niej tylko koleżankę z młodszego musiała przed chwilą wrócić, bo jej ford taurus stał z ot- Strona 5 wartym bagażnikiem na podjeździe. Po chwili pani Pres- które zamierzała włożyć do koszyka, wypadła jej z ręki. cott pojawiła się w drzwiach i na widok córki zawołała Wyobrażenie o tym, jak tańczy z przystojnym Latynosem, radośnie: jak obejmuje ją władczo... jak Matt Sheppard patrzy na to - Cześć, kochanie! Dobrze, że jesteś, pomożesz mi z zazdrością, znikało nieubłaganie. Dziękując Bogu, że wnosić zakupy. akurat nie wkładała do lodówki jajek, Cassie pochyliła się - Cześć - rzuciła Cassie i zagwizdała, zerkając do bagaż­ i zaczęła zbierać z podłogi rozsypane owoce, jeszcze bardziej nika. - Aleś tego nakupowała! wytężając słuch. - Wiesz, jeśli ten nasz Argentyńczyk będzie miał taki - Co prawda przyzwyczailiśmy się do myśli, że to apetyt jak Bryan, to i tak nie starczy na długo. właśnie ten chłopiec u nas zamieszka - ciągnęła jej matka. - - A skoro o nim mowa, to o której mamy być pojutrze Spodobało nam się to, co napisał o sobie w liście. No i na w Oklahoma City? - spytała Cassie, biorąc po dwie torby zdjęciu wygląda bardzo sympatycznie. Ale ta dziewczyna do każdej ręki. też z pewnością będzie miła. - Właśnie! Muszę zadzwonić do fundacji. Pani Rowe Cassie straciła resztki nadziei. Z obrzydzeniem spojrzała nagrała się na sekretarkę. Podobno nastąpiła jakaś drobna na steki, których mama kupiła d w a razy więcej niż zwykle, zmiana. - Pani Prescott rzuciła torebkę na krzesło w kuchni pewnie z myślą o gościu z Argentyny. i postawiła na stole zgrzewkę wody mineralnej. - Przynieś Pani Prescott dowiadywała się jeszcze o dokładną godzinę resztę zakupów z bagażnika, a ja tymczasem spróbuję się przylotu samolotu, lecz jej córka j u ż tego nie słuchała. dowiedzieć, o co chodzi. Wpatrując się w steki, pomyślała, że może się nie zmarnują, Cassie bez słowa wybiegła z domu, chcąc jak najszybciej jeśli jej nowa koleżanka będzie zbudowana jak pływaczka wrócić, żeby się dowiedzieć, na czym ta drobna zmiana z dawnych Niemiec wschodnich. polega. Okazało się, że m a m a tak zaszalała z zakupami, że dziewczyna musiała wnosić je na dwa razy. Potem, na pozór spokojnie, zajęła się rozpakowywaniem toreb, starając się N i e była zbudowana jak pływaczka z dawnych Niemiec nie uronić ani jednego słowa mamy, która rozmawiała przez wschodnich. telefon w salonie. W kierunku Prescottów, którzy stali w hali przylotów - Nie, to naprawdę nie jest problem - mówiła do słuchaw­ lotniska w O k l a h o m a City, zmierzała, uśmiechając się ki pani Prescott. - Teoretycznie powinnam to uzgodnić nieśmiało, ładna niewysoka dziewczyna o kruczoczarnych z mężem i dziećmi, ale przecież kiedy zgodziliśmy się na kręconych włosach, sięgających prawie do pasa. przyjęcie licealisty z zagranicy, było nam obojętne, czy - Mój Argentyńczyk - bąknęła pod nosem Cassie. będzie to chłopiec, czy dziewczyna. - Niezła - rzucił Bryan, wtykając siostrze tabliczkę Jej córka stanęła jak wmurowana. Torebka ze śliwkami, z napisem „Przyjazna Oklahoma". Przed przylotem samolotu Strona 6 z Nowego Jorku, przekonani, że wyglądają z nią idiotycznie, że jej próby nawiązania kontaktu z dziewczyną z Argentyny próbowali ją sobie nawzajem wcisnąć. nie miały w sobie nic sztucznego. Czego, niestety, nie Cassie, widząc osłupiałą minę brata, nie próbowała nawet można było powiedzieć o atmosferze z tyłu samochodu. protestować i przyjęła tabliczkę. Cassie co chwila odpychała siedzącego pośrodku brata, - Dzień dobry. Jestem Carmen Fuentes - powiedziała który próbując uniknąć jakiegokolwiek kontaktu fizycznego czarnowłosa dziewczyna. - A państwo jesteście... z Carmen, spychał siostrę w sam kąt, tak że ledwie mogła - Ja jestem Sarah Prescott - przerwała jej pani Prescott, oddychać. po czym przedstawiła swoją rodzinę: - A to mój mąż Ryan Carmen, trochę skrępowana, odpowiadała bardzo po­ i dzieci, Cassie i Bryan. prawną angielszczyzną na pytania pani Prescott, próbując - Witaj w Oklahomie - rzekł przyjaznym głosem pan dowiedzieć się czegoś o Adzie, o szkole, czuło się jednak, Prescott, podając Carmen rękę. że jest trochę zagubiona. - Cześć, cieszę się, że do nas przyjechałaś - dołączyła Nic dziwnego, pomyślała Cassie. Ja chyba na jej miejscu do powitań Cassie. Nie do końca była przy tym pewna, że nie odważyłabym się na opuszczenie na rok rodziny i pobyt jest całkowicie szczera. w obcym kraju. T y m bardziej że tydzień przed wyjazdem - Ja też - wydukał Bryan i co do szczerości tego wy­ ludzie, u których Carmen miała mieszkać w Oklahoma City, znania jego siostra nie miała najmniejszych wątpliwości. nie wyjaśniając bliżej przyczyny, wycofali się i trzeba było Znała go; był przecież jej bratem i dałaby sobie uciąć głowę, szukać dla niej innej rodziny. Tak się akurat złożyło, że że nigdy w życiu tak nie reagował na widok dziewczyny. chłopak z Argentyny - ten, co miał tańczyć z Cassie tango - Przestępował nerwowo z nogi na nogę; nie wiedząc, co z powodu jakichś komplikacji rodzinnych zrezygnował począć z rękami, to wkładał je do kieszeni, to znów wy­ z wyjazdu i w ten sposób Carmen trafiła do Prescottów. j m o w a ł . W końcu, nie bardzo chyba wiedząc, co robi, wziął Cassie wychwyciła nieco zalęknione spojrzenie nowej od Cassie tę idiotyczną tabliczkę i zasłonił się nią jak tarczą. koleżanki i postanowiła zrobić wszystko, co w jej mocy, - Chyba nie będziemy tu stać - wyratował go z opresji żeby ta poczuła się u nich jak w domu. ojciec. - Carmen jest na pewno bardzo zmęczona. Najlepiej będzie, jak szybko się stąd wyniesiemy i ruszymy do Ady. Bryan odetchnął z ulgą i po pięciu minutach wszyscy N i e musiała się bardzo starać, bo Carmen była naprawdę zajęli już miejsca w jeepie. Prowadził pan Prescott, żona miłą dziewczyną. Nazajutrz przy śniadaniu rozmawiały jak siedziała obok niego, a pozostała trójka z tyłu. W drodze stare znajome, a miały sobie jeszcze tyle rzeczy do powie­ Bryan milczał, Cassie odzywała się tylko od czasu do czasu, dzenia. Rodzice Cassie, którzy w ciągu tygodnia wstawali więc cały ciężar konwersacji spadał na rodziców, głównie o siódmej i naprawdę ciężko pracowali, budzili się w nie­ na panią Prescott, która była osobą na tyle ciepłą i serdeczną, dzielę koło dziesiątej, Bryan nie zwlekał się z łóżka przed Strona 7 południem, więc Cassie, j a k o ranny ptaszek, zawsze jadała pani Prescott wspominała co prawda, że dobra znajomość niedzielne śniadania sama. Teraz uznała, że to cudowne języka jest j e d n y m z najważniejszych kryteriów w ocenianiu mieć przy tym towarzystwo kogoś, z kim można pogadać. kandydatów chętnych do uczestniczenia w programie fun­ Właśnie zaczęły poruszać bardziej osobiste tematy, kiedy dacji, ale Cassie, która od sześciu lat uczyła się francuskiego usłyszały, że ktoś schodzi po schodach. i potrafiła obiektywnie ocenić swoje możliwości w tym - Bryan?! - zawołała Cassie, unosząc brwi ze zdziwienia. zakresie, nie mogła się nadziwić, że ktoś, kto po raz Widok brata zwalił ją z nóg. - Dopiero dziewiąta. Nigdy pierwszy w życiu opuścił swój kraj, włada tak dobrze nie wstawałeś w niedzielę przed dwunastą. obcym językiem. Trochę zawstydzona, przyrzekła sobie - I co z tego? Cześć, Carmen. Jak ci się spało? Śniło ci zabrać się od dzisiaj za francuski... no, może od jutra. się coś? Podobno sny w n o w y m miejscu się spełniają. - Ja nic na dzisiaj nie planowałem - zapewnił Bryan. - - Cześć. Nie, nic mi się nie śniło, spałam jak zabita. M o ż e m y pójść do kina albo do kręgielni, albo... Cassie wciąż nie mogła ochłonąć. Nie do wiary! W nie­ - Zaraz, zaraz - przerwała mu zdumiona Cassie. - Prze­ dzielę zawsze schodził w wypłowiałym i powyciąganym cież w niedziele zawsze grasz z kolegami w bilard. T-shircie i bokserkach, nieumyty i z potarganą czupryną. Chłopak podrapał się po głowie i wyjąkał: Dziś miał na sobie świeżo wyprane dżinsy i bladożółtą - No... Zac wyjechał z rodzicami za miasto, a Steve musi koszulę z podwiniętymi rękawami, której nigdy jeszcze nie się opiekować rodzeństwem. - Patrzył na siostrę tak, że wkładał. A kiedy przechodził koło siostry, poczuła zapach gdyby nie zadzwonił telefon, zabiłby ją wzrokiem. wody kolońskiej, nieruszanego dotychczas prezentu urodzi­ Cassie, domyślając się, że to Deena nie może się doczekać nowego od babci. W dodatku wypowiedział całe pięć wieści o dziewczynie z Argentyny - gdyby to był chłopak zdań - Cassie dokładnie je policzyła - w których nie padło pewnie zadzwoniłaby już wieczorem poprzedniego dnia - słowo baseball, piłka, rozgrywający albo łapacz. pobiegła do salonu. - Jadłyście j u ż śniadanie? - zapytał, bynajmniej nie Nie myliła się; w słuchawce usłyszała głos podnieconej patrząc na siostrę. przyjaciółki. - Jak widzisz - odparła wzruszona jego troską Cassie, - No i j a k ? Jaka ona jest? - dopytywała się Deena, która wskazując na puste miseczki po płatkach zbożowych wiedziała, że o tej porze u Prescottów telefon może odebrać i szklanki z resztkami soku pomarańczowego. tylko j e d n a osoba. - Wytrzymasz z nią pod jednym dachem? - To co dzisiaj robimy? - spytał, ignorując jej uwagę. - Jest naprawdę miła - powiedziała szczerze Cassie, - Ja się dostosuję do was - odpowiedziała Carmen. - wiedząc doskonale, jakie za chwilę usłyszy pytanie. Poza tym może macie jakieś swoje plany. Naprawdę nie - A poza tym jaka? chciałabym, żebyście je zmieniali z mojego powodu. - Deena, znamy się od przedszkola. Zadaj wreszcie to Naprawdę świetnie mówiła po angielsku. Przyjaciółka pytanie. odd^i %K DzkdlMtahWy •/ *Z»moidu ujfe/ 17 Strona 8 W słuchawce zapadła cisza. - No, dalej - ponagliła Cassie przyjaciółkę. - Ładna czy brzydka? - Niestety, konkurencja nam urosła. Jedyna nadzieja w tym, że mój brat ją wyeliminuje. - Aż taka laska? Przecież on się wygrażał, że nawet nie spojrzy na dziewczynę, jeśli nie będzie wyglądała tak jak April Forehand. - April, wysoka blondynka o buzi słodkiej jak aniołek, uchodziła za najbardziej atrakcyjną dziewczynę w liceum w Adzie. Krążyły plotki, że w przyszłym roku wystartuje w konkursie na Miss Oklahomy. Nie miała zbyt wiele koleżanek, ale otaczał ją zawsze taki tłum chłopców, Rozdział 2 że Bryanowi pewnie trudno byłoby się przepchnąć. - Carmen w niczym jej nie przypomina. Jest drobna. Zresztą wpadnij, to sama zobaczysz. A przy okazji poznasz mojego „ n o w e g o " brata. Tylko nie padnij trupem na j e g o widok. W poniedziałek pojechali do szkoły świeżym nabyt­ Cassie wiedziała, że nie będzie musiała długo namawiać kiem Bryana, starym przerdzewiałym firebirdem, na które­ przyjaciółki. Deena mieszkała trzy domy dalej i bywało, go uciułał pieniądze, pracując w czasie wakacji w M c D o - że pod byle pretekstem odwiedzały się nawzajem po kilka naldzie. razy dziennie, więc teraz z pewnością nie oprze się chęci Carmen po niedzieli spędzonej z Cassie, jej bratem poznania nowej koleżanki z zagranicy i ujrzenia odmie­ i przyjaciółką, straciła początkową tremę i czuła się u Pres- nionego Bryana. cottów, no może nie jak u siebie w domu, ale w miarę swobodnie. Dziś jednak perspektywa spotkania nowych kolegów i koleżanek oraz nauczycieli napawała ją niepo­ kojem. Cassie starała się dodać jej otuchy, lecz ani ona, ani brat nie byli w stanie rozwiać obaw dziewczyny. Kiedy zatrzymali się na szkolnym parkingu, Carmen była już przerażona. - No, chodź - powiedziała Cassie łagodnie, wysiadłszy z samochodu. - Zobaczysz, że wszyscy będą dla ciebie mili. Strona 9 - Zwłaszcza chłopcy - dodał Bryan, uśmiechając się od jak by to było, gdyby w jego domu zamieszkała, na przy­ ucha do ucha. kład... Carmen. M i m o sympatii do tej dziewczyny pękłaby Carmen wciąż siedziała w wozie, przyciskając kurczowo chyba z zazdrości. do piersi plecak. Matt tymczasem z serdecznym uśmiechem zwrócił się do - Nie mamy za dużo czasu - przekonywała ją Cassie. - nowej szkolnej koleżanki: Za dziesięć minut zaczynają się lekcje, a ja muszę cię - Miło cię poznać. jeszcze zaprowadzić do sekretariatu. Pani Cowan, nasza - Nawzajem - odparła nieco j u ż rozluźniona Carmen. anglistka, która z ramienia fundacji ma się zajmować - Od dawna jesteś w Adzie? - spytał uprzejmie. uczniami z zagranicy, powinna j u ż tam na ciebie czekać. - Przyleciałam przedwczoraj. Carmen wreszcie wysiadła z samochodu i, wciąż trzy­ - A skąd dokładnie pochodzisz? mając plecak przed sobą, ruszyła w kierunku budynku - Z Buenos Aires. szkolnego. - Pewnie na początku trudno ci się będzie przyzwyczaić Właśnie dochodzili do wejścia, kiedy za ich plecami do takiego małego miasta jak nasze. Wiem coś na ten temat. rozległ się głos, na dźwięk którego serce Cassie zabiło Przeprowadził się do Ady zaledwie przed rokiem, kiedy mocniej. jego matka została dyrektorką miejscowego college'u. Uro­ - Cześć! - zawołał Matt Sheppard. dził się i wychował w Nowym Jorku. I pewnie tam wróci, Odwróciła się i, jak przy każdym spotkaniu z nim, gdy już zostanie sławnym malarzem, pomyślała ze smutkiem zaczęła prosić Boga, żeby się nie zaczerwienić. Zawsze tak Cassie. reagowała na jego widok, lecz, niestety, teraz miała wrażenie, - Ale życie w takiej dziurze ma również swoje dobre że jej walka z rumieńcem jest bezskuteczna. strony, przekonasz się - ciągnął Matt. - Na przykład... - Cześć - rzuciła i chcąc ukryć zakłopotanie, zwróciła - Chyba musimy już lecieć - przerwał mu ze zniecierp­ się do Carmen: - To jest Matt, kolega, z którym chodzę na liwieniem Bryan. - Jak będziemy tu dłużej sterczeć, to plastykę. - Czuła, że ochłonęła na tyle, że znów może na wszyscy spóźnimy się na lekcje. -1 to mówił chłopak, który niego spojrzeć. - A to Carmen. Przyjechała z Argentyny na liście szkolnych spóźnialskich zajmował jedno pierwszych i będzie w tym roku chodzić do naszej szkoły. Pewnie miejsc! słyszałeś o programie fundacji Przyjazna Oklahoma. Matt nie grał w szkolnej drużynie basseballowej, więc - Jasne. Moja mama żałowała nawet, że za późno się nie należał do grona jego przyjaciół. Kiedy Cassie przed o nim dowiedziała, bo też przyjęłaby chętnie jakąś dziew­ rokiem zachwycała się talentem nowego kolegi, z którym czynę albo chłopaka. chodziła na zajęcia z plastyki, brat nawet tego nie słuchał, No i bardzo dobrze, że nikt nie powiedział jej o tym a gdy w miejscowej gazecie napisano, że Matt Sheppard wcześniej, pomyślała. Wolała sobie nawet nie wyobrażać, otrzymał nagrodę nowojorskiej fundacji, popierającej młode Strona 10 talenty, Bryan tylko wzruszył ramionami, nie rozumiejąc, roku zaczął do nas chodzić chłopak, który wyemigrował o co ten cały szum. z Meksyku, i poziom grupy chyba trochę się podniósł. Cassie, o dziwo, po raz pierwszy w życiu nie miała do Z dwiema hiszpańskojęzycznymi osobami byłoby pewnie brata pretensji o nieuprzejmość wobec ludzi, na których jeszcze lepiej. opinii jej zależało. C h o ć wiedziała, że zazdrość jest niskim - Zastanowię się - obiecała Carmen. uczuciem, że należy z nim walczyć, nie mogła się oszuki­ - Zapytaj o to panią Cowan. Z tego, co wiem, między wać - poczuła ukłucie zazdrości, lekkie, ale jednak. Ucie­ innymi ma wam pomóc w wyborze przedmiotów. A skoro szyła się, że w niedzielę rano brat przerwał jej i C a r m e n o niej mowa, na pewno się j u ż niecierpliwi. rozmowę na etapie, w którym mogło dojść do zwierzeń. Na Właśnie doszli do załomu k o r y t a r z a - w prawo szło razie o nieodwzajemnionej miłości Cassie wiedziała tylko się do części administracyjnej, sali gimnastycznej i sto­ Deena i lepiej, żeby tak zostało. łówki, w lewo do sal lekcyjnych - kiedy rozległ się Matt, niezrażony szorstkością Bryana, uśmiechnął się do dzwonek. Carmen i cała czwórka weszła do szkoły. - A nie mówiłem? - rzucił triumfalnie Bryan. - A może - Pewnie wkrótce gdzieś na siebie wpadniemy. To ja zaprowadzę Carmen do sekretariatu - zaofiarował się, właśnie jeden z uroków takich miast j a k Ada - mówił patrząc na siostrę. - M a m i tak tyle spóźnień, że j e d n o dalej. - Słuchaj, chodzę na hiszpański dla zaawansowanych. więcej nie zrobi różnicy. Jeżeli nie wybrałaś jeszcze przedmiotów, to może też się Cassie j u ż miała zaprotestować z czystej przekory, lecz zapiszesz. w porę uświadomiła sobie, że w ten sposób straciłaby Carmen zastanawiała się chwilę, patrząc pytająco na okazję na spędzenie kilku minut w towarzystwie Matta. Cassie i Bryana. - No to trzymaj się - zwróciła się do Carmen. - Gdybyś­ - Nie wiem - odrzekła w końcu. - To by chyba było my się wcześniej nie spotkały, zobaczymy się w stołówce pójście na... Jak to się po angielsku m ó w i ? Na łatwość? w czasie przerwy na lancz. Pa! - Na łatwiznę - sprostował natychmiast Bryan, spog­ - Miła dziewczyna - zauważył Matt, kiedy przepychali lądając na Matta tak, jakby ten palnął jakąś straszną głupo­ się do szafek przez tłum spóźnialskich. tę. - No pewnie, że tak. - Też tak uważam - przyznała Cassie, zastanawiając się, - Sama musisz zadecydować - poradziła jej dyplomatycz­ czy o niej również tak myśli. A jeśli tak, to czy jej to nie Cassie, obawiając się, że jeśli zacznie Carmen odradzać wystarczy? Na razie musi wystarczyć. zapisanie się na hiszpański, to będzie to dla wszystkich tak - Wiesz, gdybym mógł jej jakoś pomóc przystosować samo czytelne, jak dla niej reakcja brata. się do nowego miejsca, chętnie to zrobię. Sam w zeszłym - Carmen te lekcje niewiele by dały, ale skorzystaliby roku byłem tu nowy i przez pierwsze kilka miesięcy czułem pozostali - przekonywał dalej Matt. - W połowie zeszłego się dość obco. Jej jest o tyle łatwiej, że mieszka z tobą Strona 11 i twoim bratem, z drugiej strony jednak jest daleko od Na chemii pojawiła się dwójka nowych uczniów, którzy swojego kraju i rodziny. przyjechali do Ady w ramach tego s a m e g o programu co - Tu jest moja szafka - oznajmiła Cassie, rzuciła plecak Carmen. Chłopiec z Turcji wydawał się miły, ale Cassie nie na podłogę i pośpiesznie otworzyła drzwiczki. miała okazji, żeby poznać go bliżej. Dziewczyna, Szwedka, Przypomniała sobie, jak przed rokiem Matt pojawił się opierała się wszelkim próbom nawiązania z nią kontaktu. w szkole. Nie grał w baseball, co automatycznie wykluczało W czasie ćwiczeń Cassie trafiła z nią do jednej grupy przy go z grupy chłopaków grających w drużynie Pum i tych, stole laboratoryjnym. Kiedy wytrącali miedź z siarczanu którzy koniecznie chcieli się do niej dostać. Poza tym miedzi, oznajmiła z wyższością, że takie coś to ona w swojej przyjechał z Nowego Jorku, przez co zyskał sobie nieprzy- szkole robiła dwa lata temu, a gdy ktoś zapytał ją o to, jak chylność tych, którzy nie potrafili się wznieść ponad mało­ jej się podoba w Adzie, odparła bez ogródek: miasteczkowe kompleksy. Pewien dystans, który zachowy­ - Jak bym wiedziała, że trafię do takiej dziury, nigdy wał na początku wobec nowych kolegów i koleżanek, w życiu nie zdecydowałabym się na przyjazd. traktowali jak zadzieranie nosa chłopaka z wielkiego miasta. Chociaż przed wakacjami nauczyciele na lekcjach wy­ Ale Cassie szybko zorientowała się, że j e g o zachowanie nie chowawczych informowali uczniów o akcji fundacji Przyjaz­ wynika z zarozumialstwa, lecz z nieśmiałości. na O k l a h o m a i wyczulali ich na to, by przyjąć gości - Fajnie, że chcesz jej pomóc. serdecznie i bez jakichkolwiek uprzedzeń, to wobec postawy - Cassie, ty jeszcze nie na matmie? - spytał zdziwiony Ingrid trudno się było stosować do tych zaleceń. Bobby Shores, zajmujący na liście szkolnych spóźnialskich Kiedy lekcja dobiegła końca, Cassie, ciesząc się, że to miejsce jeśli nie przed Bryannem, to w każdym razie zaraz nie ta zarozumiała Szwedka, a sympatyczna Argentynka za nim. - Wejdziemy do klasy razem. Z tobą m o ż e jakoś trafiła do jej d o m u , pierwsza wypadła z klasy i pobiegła do mi się upiecze. stołówki. Niepokoiła się, jak poradziła sobie C a i m e n , bo - Nie licz na to - odparła i odwracając się do Matta, nie widziała jej w czasie poprzednich przerw. powiedziała: - Cześć, muszę lecieć. Po drodze spotkała brata, który tym razem nie ciągnął za - Gdybym mógł się na coś przydać, zadzwoń do mnie. sobą zgrai hałaśliwych kolegów. Równocześnie dotarli do N u m e r jest w książce telefonicznej. drzwi stołówki i zatrzymali się na progu. W książce telefonicznej! Pięćdziesiąt cztery-trzydzieści Przy bufecie stało j u ż kilkanaście osób, lecz większość osiem-trzysta dwadzieścia siedem. Mogłaby wyrecytować stolików była jeszcze pusta. Jeden zajmowała czwórka ten numer obudzona w środku nocy. Ileż to razy odkładała rozchichotanych dziewcząt z pierwszej klasy, przy drugim słuchawkę po wystukaniu pierwszych sześciu cyfr. Raz rozwalił się Josh Gayler z podwójnym hamburgerem w ręce nawet odważyła się wcisnąć ostatnią siódemkę i dopiero i d w o m a czekającymi na swoją kolej na talerzu, a przy wtedy się rozłączyła. trzecim siedziała Carmen w towarzystwie... Matta Shepparda. Strona 12 L - z e ś ć ! - zawołał i pomachał Cassie ręką. - Trzymamy w duchu, to nie jest twój chłopak, a nawet gdyby nim był, dla was miejsca! miałby prawo rozmawiać z koleżanką ze szkoły. Z bardzo Cassie, zmuszając się do okiełznania zazdrości przynaj­ ładną koleżanką ze szkoły, podpowiedział jej jakiś złośliwy mniej na tyle, by jej nie okazać, ruszyła do ich stolika. duszek. Bryan z niewyraźną miną odwrócił się, bo usłyszał za Żeby przerwać ten tok myśli, zerknęła na talerz stojący plecami głos przyjaciela. przed Carmen. - Coś się tak wyrwał do przodu? - zapytał Zac Burns. - Co dzisiaj mają? Curry z kurczaka z ryżem? Jadalne? - Jestem okropnie głodny. - Bryan popatrzył na niego - Jak na jedzenie w stołówce, całkiem niezłe. i dwóch innych kolegów, Steve'a i Grega, zerknął w stronę Cassie zerknęła w kierunku bufetu, do którego, hałaśliwie stolika, przy którym siedziała Carmen, przez chwilę się jak zwykle, próbowali się przepchnąć koledzy jej brata. wahał, po czym powziął bardzo trudną decyzję i przyłączył Bryan stał nieco z boku i popatrywał na stolik, przy którym się do chłopaków. Nie jedząc lanczu w ich towarzystwie - siedziała. Kiedy ich spojrzenia na chwilę się spotkały, po raz pierwszy od podstawówki - naraziłby się na zbyt dostrzegła smutek w j e g o wzroku. Nigdy by nie przypusz­ wiele pytań ze strony kolegów. czała, że brat może tęsknić za jej towarzystwem. Cassie, która siedziała j u ż przy stole, popatrzyła na brata, Wiedziała jednak, że to nie o jej towarzystwo mu chodzi. dojrzała jego zmagania ze sobą i uśmiechnęła się pod nosem. - No i jak było? - zwróciła się do Carmen. - Prawda, że nie tak strasznie? - Myślałam, że będzie gorzej. Pani Cowan oprowadziła mnie po szkole. Pomogła wybrać przedmioty i ułożyć plan zajęć. - Mówiłam ci, że możesz na nią liczyć - przypomniała jej uradowana Cassie. - To najmilsza nauczycielka w szko­ le. - 1 wiesz, powiedziała, że nie ma przeciwwskazań, żebym chodziła na hiszpański - ciągnęła Carmen. - Więc się zdecydowałam. Ta wiadomość już zdecydowanie mniej ucieszyła Cassie. - Właśnie mieliśmy hiszpański - wtrącił Matt. Ta z kolei trochę ją uspokoiła, bo tłumaczyła fakt, że Cassie zastała ich razem w stołówce. Przestań, skarciła się Strona 13 Prace d o m o w e , które dotychczas należały do zadań Cassie i Bryana, podzielono na trzy osoby i od wczoraj, dla uniknięcia sprzeczek o to, co kiedy kto robi, na korkowej tablicy w kuchni wisiał grafik. C a r m e n czuła się dobrze ze świadomością, że ma swoje obowiązki, choć, szczerze mówiąc, było ich znacznie mniej niż w B u e n o s Aires. Jako najstarsza z piątki rodzeństwa, po śmierci mamy przed trzema laty musiała pomagać ojcu w p r o w a d z e n i u d o m u . Zanim zdecydowała się na wyjazd do S t a n ó w , długo się zastanawiała, jak z przejęciem tej roli poradzi s o b i e młodsza o d w a lata siostra. Przekonał ją Rozdział 3 dopiero t a t a , który stwierdził, że nie wolno jej marnować takiej okazji, i namówił swoją matkę, by zamieszkała u nich na rok. C a r m e n brakowało ojca i rodzeństwa, ale przyjaźń z Cas­ sie i jej b r a t e m oraz troskliwość ich rodziców koiły tęsknotę W piątek, wracając ze szkoły z Cassie i Bryanem, Carmen za d o m e m . nie mogła się nadziwić, że pierwszy tydzień jej pobytu - To c o , idziemy dzisiaj do kina, tak jak ustaliliśmy? - w Stanach upłynął tak szybko. Tyle zmian w ciągu zaledwie zapytał Bryan. - Dowiedziałaś się, co leci? - zwrócił się kilku dni: nowy kraj, nowa szkoła, nowi nauczyciele, do siostry. koleżanki i koledzy. W Adzie pojawili się j u ż wszyscy - D z w o n i ł a m na infolinię - odparła. - Najnowszy film uczestnicy programu Przyjaznej Oklahomy i na spotkaniu z Van D a m m e ' e m , jakieś dwa horrory, komedia romantycz­ z o r g a n i z o w a n y m przez panią C o w a n miała okazję ich na... chyba z Sandrą Bullock, i „Titanic". - Spojrzała na poznać. Pochodzili z różnych stron świata, ze Szwecji, przyjaciółkę i dodała: - W Adzie jest tylko j e d n o kino, więc Czech, Ukrainy, Wenezueli, Turcji, a nawet dalekiej Mon­ nie ma wielkiego wyboru. golii. - B y ł a m na „Titanicu" w Buenos Aires, ale chętnie Carmen poczuła się raźniej w ich towarzystwie, wiedząc, obejrzę jeszcze raz - powiedziała Carmen. - Nie przepadam że nie ona jedna jest z dala od domu, a przy tym trafiła do za horrorami. naprawdę miłej rodziny. Państwo Prescottowie byli wobec - A ten film z Van D a m m e ' e m ? - zasugerował nieśmiało niej serdeczni, traktowali ją tak jak własne dzieci, zarówno Bryan. w kwestii praw, jak i obowiązków. - Daj spokój - obruszyła się Cassie. - Facet nieźle wy- Strona 14 gląda, ale patrzeć przez półtorej godziny, j a k się walą po dostarczał jej nos, który zawsze, kiedy płakała, czerwienił mordach... Nie, dziękuję. się i puchł. Przejście w kinie było ciemne, nie widziała więc Brat, jak zwykle, znowu nie licząc się z jej opinią, twarzy innych dziewcząt, ale usłyszała, że idąca obok niej popatrzył pytająco na Carmen. Deena pociąga nosem. Ucieszyła się, że nie ona j e d n a się Ta wzruszyła ramionami i zaczęła nieśmiało: rozkleiła. - Jeżeli uważasz, że ten film... W domu, gdy płakała, oglądając melodramaty, kilka razy - W porządku - przerwał jej Bryan. - Żyjemy w demo­ w czasie filmu wychodziła do łazienki, żeby uniknąć kpin kratycznym kraju, podporządkuję się większości. brata. Dziś jednak reakcja Bryana była jej obojętna. To nie Większości, akurat! - pomyślała Cassie. na jego zdaniu zależało Cassie, lecz na opinii Matta, który - Zadzwonię do Deeny. M o ż e się z nami wybierze - od razu przystał na jej propozycję i wybrał się z nimi do kina. powiedziała i nagle coś jej przyszło do głowy. Przypomniała Gdy wyszli na zewnątrz i oślepiły ich latarnie i neony, sobie, że Matt jest gotowy pomóc Carmen w zadomowieniu spojrzała na przyjaciółki i z ulgą stwierdziła, że obie są się w Adzie. Przez cały tydzień zastanawiała się, czy nie zapłakane. Popatrzyły po sobie, starając się unikać wzroku wykorzystać tego j a k o pretekstu, żeby do niego zadzwonić, chłopaków, i wszystkie trzy uśmiechnęły się lekko. lecz po pierwsze, nie miała konkretnego pomysłu, a po Bryan tym razem darował sobie drwiny. Cassie, oczywiś­ drugie, chodziło przecież o to, żeby zbliżył się do niej, a nie cie, wiedziała, że to nie ze względu na nią. Ani też na do C a r m e n . Jednak perspektywa zobaczenia go wieczorem, Deenę, którą traktował tak, jak zwykle chłopcy traktują była tak kusząca, że Cassie nie m o g ł a się jej oprzeć. przyjaciółki młodszych sióstr, zwłaszcza jeśli znają je od - I może jeszcze do Matta Shepparda - dodała niepe­ lat - z sympatią pomieszaną z lekceważeniem. Carmen była wnie, po czym zwróciła się do przyjaciółki: - Chyba go wprawdzie rówieśniczką Cassie i Deeny, lecz miała tę polubiłaś? przewagę, że była „ n o w a " . - Bardzo miły chłopak - przyznała Carmen. - To co? Idziemy na pizzę? - zapytał. Bryan był chyba innego zdania, bo skrzywił się, ale na Wszyscy się zgodzili. Przy wyborze lokalu nie byli j u ż szczęście dla siostry nie zaprotestował. tacy jednomyślni, bo w mieście było kilka pizzerii i każde z nich, naturalnie poza Carmen, miało swoją ulubioną. W końcu, po długich pertraktacjach, stanęło na tym, że idą W y c h o d z ą c z kina, Cassie ukradkowo ocierała oczy, do znajdującego się przy tej samej ulicy co kino, dosłownie nie mogąc zrozumieć, dlaczego wynalazca wodoodpornego kilkadziesiąt metrów dalej, Marietta. tuszu do rzęs nie dostał Nagrody Nobla. Dzięki niemu nie Dziewczęta pozostawiły chłopcom wybranie stolika, a sa­ musiała się teraz martwić o to, czy po policzkach nie me popędziły do toalety, żeby się trochę ogarnąć. spływają jej czarne strugi; wystarczająco dużo zmartwień Cassie z lękiem zerknęła w lustro, obawiając się, że jej Strona 15 nos przypomina kartofel. Był co prawda trochę zaczer­ i rozejrzały się za swoimi d w o m a towarzyszami. Siedzieli wieniony i się świecił, ale na szczęście nie spuchł. w rogu, po przeciwnych stronach długiego stołu. Matt, - Boże, jak ja wyglądam?! - krzyknęła Deena i po­ zwrócony twarzą do wejścia, pomachał ręką, niepewny, czy śpiesznie zaczęła grzebać w torebce. Po chwili rozłożyła na go zauważyły. Odmachały mu, i witając się po drodze ze blacie umywalki cały arsenał pudrów, cieni do oczu we znajomymi - w takim mieście jak Ada wciąż wpada się na wszystkich możliwych kolorach, pomadek i błyszczyków tych samych ludzi - podeszły do stołu. do ust oraz pędzelków i gąbek do nakładania makijażu. Trochę było zamieszania przy zajmowaniu miejsc, w koń­ Cassie zawsze zastanawiała się, jak przyjaciółka może cu jednak Cassie wcisnęła się do rogu, Matt usiadł koło nosić ze sobą cały ten majdan, choć, szczerze mówiąc, sama niej, a obok niego Carmen. Bryan i Deena zajęli miejsca często z niego korzystała. Popatrzyła jeszcze raz w lustro po przeciwnej stronie stołu. i uznała, że trochę pudru na nos na pewno się przyda, no Wkrótce pojawił się kelner, chłopak, który przed d w o m a i może odrobina tego błyszczyku do ust w orzechowym laty skończył ich liceum, a teraz j a k o student miejscowego odcieniu... Powinien pasować do koloru jej oczu. college'u, z którego mieszkańcy Ady byli niezwykle dumni, Gdy nakładała go małym pędzelkiem, zobaczyła w lustrze dorabiał sobie wieczorami u Marietta. odbicie Carmen, która dziś nie była umalowana, więc nie - Cześć - przywitał ich jak znajomych i podał menu. - musiała walczyć z zaciekami po pudrze czy posklejanymi Dobrze trafiliście, bo właśnie dzisiaj wprowadziliśmy do rzęsami. Czarnowłosa, o bardzo jasnej, idealnie gładkiej karty nową pizzę. Specjalność szefa, ze świeżymi i suszo­ cerze, z dużymi, błyszczącymi od łez, ciemnymi oczami nymi pomidorami, czosnkiem, mozzarelą i ruccolą. Radzę wyglądała jeszcze ładniej niż zwykle. spróbować, jest naprawdę pyszna. I znów Cassie poczuła to wstrętne ukłucie zazdrości. - Brzmi nieźle, ale zerknę jeszcze do karty - rzekł Matt. Wstydziła się przed sobą tego uczucia, a j e d n a k nie mogła - Ja biorę tę - zadecydowała od razu Deena. się go wyprzeć. Oceniła swój wygląd i zwróciła uwagę na Cassie również długo się nie wahała. dwa pryszcze na czole, które jeszcze przed chwilą wcale - Ja też. Wszystkie inne już znam - dodała i zwróciła się jej nie przeszkadzały. Teraz wydały jej się monstrualnie do Carmen: - Chyba wspominałaś, że nie przepadasz za wielkie, więc powstrzymała Dcenę, chowającą j u ż kosmetyki czosnkiem. Przejrzyj kartę, na pewno coś wybierzesz. do torby, i poprosiła ją o korektor we fluidzie. - Ja nie będę eksperymentował - oświadczył Bryan. - Po chwili jeszcze raz przyjrzała się swemu odbiciu. Nie ma to jak zwyczajna pizza z podwójnym pepperoni. W jaskrawym świetle jarzeniówki pryszcze jeszcze było - Cały Bryan - skomentowała Cassie, która nigdy nie widać pod cieniutką warstwą fluidu, lecz w przyciemnionej mogła zrozumieć, że brat, mając do wyboru dziesiątki sali pizzerii nie powinny rzucać się w oczy. różnych potraw, zawsze decyduje się albo na hamburgera, W weselszym nastroju dziewczyny wyszły z toalety albo na steki z frytkami, albo na spaghetti po bolońsku. Strona 16 Matt zerknął na niego, na chwilę wrócił jeszcze do karty, - Ja tak - odpowiedziała Cassie, zanim zdążyła pomyś­ po czym uśmiechnął się do Bryana. leć. - No... to znaczy... nie dla każdego biedaka - jąkała - Wiesz, chyba masz rację. się, wstydząc się trochę własnej szczerości. - To przecież Cassie spojrzała na brata i aż zachłysnęła się ze zdumienia. nie ma znaczenia, czy ktoś jest bogaty, czy biedny. W a ż n e Po raz pierwszy w życiu, przynajmniej w jej obecności, jest... - Wiedziała, co jest ważne, ale nie chciała tego patrzył na Matta bez niechęci. mówić głośno, nie przy Matcie, nie teraz. Myślała gorącz­ Carmen j u ż była zdecydowana na pizzę z owocami kowo, jak z tego wybrnąć; na szczęście kelner, przynosząc morza, ale kiedy cała czwórka zaczęła jej jednocześnie pizzę, wybawił ją z opresji. doradzać - każde co innego - kompletnie zgłupiała. W koń­ Zdążyła jeszcze pochwycić spojrzenie Matta. Patrzył na cu opuściła powieki, przejechała wolno palcem po karcie, nią tak, że zrobiło jej się ciepło gdzieś w okolicy serca - zatrzymała go i otworzyła oczy. nie j a k na koleżankę, z którą chodzi na plastykę, nawet nie - Sycylijska - przeczytała. - Z pomidorami, małżami, j a k na przyjaciółkę. Patrzył na nią jak na dziewczynę serem i... czosnkiem. swoich marzeń. A może tylko się jej tak wydawało. Wszyscy się roześmiali. - Nie mam wyjścia - rzekła Carmen. - Muszę polubić czosnek. Zamówili jeszcze napoje, a kiedy kelner odszedł, zaczęli rozmawiać o filmie. Chłopcy na początku, oczywiście, skupili się na efektach specjalnych, lecz kiedy wyczerpali ten temat - bo jak długo w końcu można mówić o efektach specjalnych? - włączyli się do rozmowy koleżanek, które, jak to dziewczyny, skupiły się na wątku miłosnym „Tita­ nica". - Niestety, takich facetów jak ten, którego grał DiCaprio, spotyka się tylko w filmach - powiedziała z rozmarzeniem Deena. - A takie dziewczyny, które zostawiają nadzianych fa­ cetów dla chłopaka bez grosza przy duszy, to niby chodzą tabunami po ulicach, tak? - obruszył się Bryan. - Powiedz, zostawiłabyś bogatego faceta dla takiego biedaka j a k ten Jake? Strona 17 referacie i poczekać cierpliwie do czwartku, kiedy zobaczy się z Mattem na plastyce. Niewykluczone, że spotkają się wcześniej, na lanczu w stołówce albo na korytarzu w czasie przerwy. A może on zadzwoni. Cassie uznała, że skoro to ona, telefonując do niego w piątek, zdobyła się na pierwszy krok, to teraz on powinien wykonać jakiś ruch. Nie zadzwonił ani w poniedziałek, ani we wtorek, ani Rozdział 4 w środę. Spotkali się co prawda kilka razy na korytarzu, zamieniali nawet kilka zdań. Jadali razem lancz, niestety nie sami. W poniedziałek Bryan, który z jednej strony chciał być lojalny wobec kolegów, a z drugiej zależało mu na towarzystwie Carmen, zaproponował, żeby złączyć dwa stoliki, i usiedli przy nich w szóstkę: on, jego przyjaciele W niedzielę Cassie nie mogła się całkowicie oddać Zac i Steve, Cassie, Deena i Carmen. marzeniom o Matcie, musiała się bowiem skupić na referacie Zajadali się już spaghetti z sosem serowym - j e d y n ą na temat walki o prawa obywatelskie w Stanach Zjed­ potrawą, którą można było bezpiecznie brać w stołówce, noczonych. Przez cały dzień j e d n a k łapała się na tym, że bo, nawet najgorsza, była jadalna - kiedy Deena pomachała przygryzając k o ń c ó w k ę długopisu, wpatruje się w o k n o do kogoś. przed biurkiem i przypomina sobie spojrzenie Matta. Widząc w drzwiach obiekt westchnień przyjaciółki, uzna­ Radość mieszała się w niej z lękiem, że coś sobie ła, że powinna jej pomóc. ubzdurała, że we wzroku chłopca wcale nie było tego, co - Hej, M a t t ! - zawołała. - Usiądź z nami. - Przesiadła wyczytała. Tak bardzo chciała zobaczyć to coś, że może się na krzesło o b o k Zaca, zwalniając w ten sposób sobie to po prostu wyimaginowała. miejsce n a p r z e c i w k o Cassie, i popatrzyła na nią zna­ Siedziała tak j u ż od trzech godzin. Popatrzyła na zapisaną cząco. zaledwie do połowy kartkę i stwierdziła, że w ten sposób Steve i Zac spojrzeli na siebie zdziwieni, zerknęli pytająco niczego nie osiągnie, poza kłopotami z panem Knutsonem, na Bryana, ten jednak udał, że tego nie widzi, więc przyjęli nauczycielem historii Stanów Zjednoczonych, uchodzącym towarzystwo chłopaka, z którym nie łączyły ich szczególnie za najgroźniejszego w szkole. Postanowiła się skupić na bliskie kontakty, bez komentarza. Strona 18 I tak już zostało. Od tego czasu zawsze siadali w siódemkę. - Moi drodzy - usłyszeli za plecami głos pani Lang- Steve i Zack przyzwyczaili się do towarzystwa nowego well. - To m i m o wszystko są lekcje, a nie jakieś warsztaty kolegi, a poza tym okazało się, że Bryan z Mattem, poza artystyczne. upodobaniem do pizzy z podwójnym pepperoni, mają inną - Przepraszam - rzucił Matt z udawaną miną winowajcy. wspólną pasję: stare samochody. Uśmiechnął się do Cassie i bez słowa podszedł do swojej Dla Cassie jednak nic nie wynikało z tej powoli zawią­ sztalugi. zującej się między nimi przyjaźni. Dalej była tylko koleżonką Została sama, głowiąc się nad tym, jak się dodaje Matta i w żadnym jego spojrzeniu, w żadnym uśmiechu czy światła. Co jakiś czas, gdy nauczycielka była w bezpiecz­ słowie nie dostrzegła nic z tego, co wtedy w pizzerii dało nej odległości, Cassie odchodziła kawałek od swojego jej tyle nadziei. stanowiska i próbowała z daleka przyjrzeć się pracy W czwartek szła na zajęcia z plastyki, na nic już nie Matta. Kilkoma pociągnięciami pędzla udało jej się uwy­ licząc. Matt spóźnił się kilka minut, więc nie miała okazji puklić trochę jabłko, ale światła w prawym górnym rogu porozmawiać z nim przed lekcją. Tego dnia akurat kończyli jak nie było, tak nie było. W miejscach, gdzie nałożyła prace, które zaczęli w zeszłym tygodniu. Wszedł, kiedy trochę białej farby zrobiły się jasne brudne plamy, a każda Cassie, cofnąwszy się o kilka kroków, krytycznie oceniała próba zlikwidowania ich przynosiła coraz gorsze rezul­ swoje niekompletne dzieło. W martwej naturze w jesiennej taty. tonacji wyraźnie czegoś brakowało. Załamana Cassie opuściła ramiona. Z doświadczenia Chłopak, przeprosił nauczycielkę za spóźnienie i ruszył wiedziała, że na pomoc pani Langwell nie bardzo może do swojej sztalugi. Po drodze zatrzymał się przy Cassie, liczyć. Nieco nawiedzona starsza pani trochę bujała w ob­ uśmiechnął się do niej i widząc jej niezadowoloną minę. łokach; można z nią było porozmawiać o wizjach artystycz­ przyjrzał się pracy dziewczyny. nych - jeśli ktoś takie miał - lecz rzadko udzielała rad - Nieźle - szepnął. W j e g o głosie wcale nie słychać było w sprawach techniki malarskiej. protekcjonalizmu, jaki mógł okazać tak utalentowany chło­ Pod koniec lekcji Matt, korzystając z oddalenia na­ pak, przewyższający w umiejętnościach malarskich wszyst­ uczycielki, odszedł na chwilę od swojej sztalugi i zerknął kich w tej klasie, łącznie z nauczycielką, dziewczynie, która w stronę Cassie. Widząc jej dzieło - a raczej jego ruinę - zdecydowała się na chodzenie na plastykę dlatego, że lubiła złapał się za głowę i uśmiechnął. malować, a nie dlatego, że uważała się za uzdolnioną w tym Na szczęście w tym uśmiechu nie było nawet cienia kierunku. - Może to jabłko jest trochę za płaskie. - Cofnął złośliwości, co dodało dziewczynie otuchy i pozwoliło się o krok. - Ja bym chyba dodał tu trochę światła - jakoś dotrwać do dzwonka. poradził profesjonalnie, wskazując na prawy górny róg - Słuchaj, może wpadłabyś kiedyś do mnie po szkole - obrazu. zaproponował Matt, kiedy wyszli razem na korytarz. - Strona 19 Pokazałbym ci kilka rzeczy, które mogłyby ci się bardzo z malowaniem. Lecz studia z historii sztuki, to już zupełnie przydać. coś innego... Ostatnio coraz częściej przychodziło jej to do Zaniemówiła. Chwilę trwało, zanim ochłonęła na tyle, głowy. Była w przedostatniej klasie liceum, czas najwyższy, żeby wydusić z siebie choćby słowo. by zacząć precyzować plany. - Naprawdę chce ci się zajmować taką amatorką jak W tej chwili j e d n a k nie zastanawiała się nad swoją j a ? - spytała, gdy była j u ż pewna, że głos nie zdradzi jej przyszłością zawodową, nad wyborem kierunku studiów, emocji. - Nie uważasz, że to strata czasu? teraz myślała tylko o tym, że Matt wreszcie wykonał - Nie, wcale tak nie uważam. Moim zdaniem masz pierwszy krok. potencjał, brakuje ci po prostu warsztatu. A tego, niestety, - Byłabym głupia, gdybym nie skorzystała z możliwości nasza kochana pani Langwell ci nie da. Nie twierdzę, że ja brania lekcji u przyszłego słynnego malarza - powiedziała. nauczyłem się j u ż wszystkiego. Przeciwnie, wiem, że bardzo Matt machnął ręką. dużo mi brakuje, ale parę podstawowych trików mogę ci - Do tego jeszcze daleka droga - wyznał bez kokieterii pokazać. i spytał: - To co? Zaczniemy już dzisiaj? W czwartki mam Cassie wzruszyła ramionami i odezwała się niepewnie: akurat wolne popołudnia i wieczory. Możemy pojechać do - Wiesz, nigdy nie traktowałam swojego malowania mnie od razu po lekcjach. Potem odwiózłbym cię do d o m u . poważnie. Od dziecka bawiło mnie mieszanie kolorów Rozanielona Cassie już chciała się zgodzić, lecz przypo­ i patrzenie, co z tego wychodzi, ale nie sądzę, żebym miała mniała sobie, że obiecała C a r m e n pomoc w pisaniu wy­ jakieś szczególne zdolności. pracowania z angielskiego. Przyjaciółka była bardzo przejęta Tak naprawdę do zajęć z plastyki zaczęła się przykładać tym zadaniem, więc Cassie nie mogła jej zostawić na lodzie. dopiero na początku zeszłego roku szkolnego, kiedy w jej - Naprawdę żałuję, ale dzisiaj nie mogę. - W a h a ł a się grupie pojawił się Matt. Właśnie wtedy kupiła kilka pierw­ przez chwilę, czy powiedzieć dlaczego, w końcu jednak szych książek o historii sztuki, a rodzice, popierając z całego postanowiła skorzystać z rad niektórych koleżanek, które serca te nowe zainteresowania córki, zaczęli regularnie twierdziły, że trochę niepewności chłopakom dobrze robi uzupełniać jej księgozbiór. Na Boże Narodzenie czy uro­ i że im dłużej dziewczyna mu się opiera, tym bardziej mu dziny nic dostawała już, jak wcześniej, ciuchów czy błys­ na niej zależy. Nie była do końca przekonana do tej teorii, kotek, tylko albumy z reprodukcjami obrazów starych więc zdecydowała się poczekać na reakcję Matta. Powie mistrzów flamandzkich, francuskich impresjonistów czy mu, jeśli będzie nalegał i zacznie się dopytywać. niemieckich ekspresjonistów. Z czasem sztuka, a zwłaszcza Ani nie nalegał, ani się nie dopytywał i jeżeli nawet był malarstwo, stała się jej prawdziwą pasją. M i m o to Cassie rozczarowany, to nie pokazał tego po sobie. zdawała sobie sprawę, że przy jej zdolnościach nie może - W takim razie odłożymy to na kiedy indziej - rzekł nawet myśleć o tym, by wiązać swą zawodową przyszłość bez urazy i ruszyli razem do stołówki. Strona 20 L-^eena, Carmen, Bryan i j e g o dwaj koledzy j u ż siedzieli - No tak, nawet zakładając, że pani Cowan, zgodziłaby przy dwóch złączonych stołach i rozmawiali o czymś go­ się, żebyś poprosiła o p o m o c któregoś z chłopaków, to gdzie rączkowo. szukać takiego, który potrafiłby zatańczyć tango? - rzekła - W przyszły piątek w szkole jest impreza, na której Deena. wszyscy uczniowie z zagranicy mają zaprezentować swoją Obie pozostałe dziewczyny pokiwały tylko głowami. ojczyznę - poinformowała Deena przyjaciółkę i Matta. - - Pewnie jakiś by się znalazł - stwierdził Matt, obruszony Muszą coś powiedzieć na temat kraju, z którego pochodzą - trochę ich sceptycyzmem. ciągnęła - i zaśpiewać, zagrać, zatańczyć albo wyrecytować - G d z i e ? ! - spytały jednocześnie Cassie i Deena i popa­ coś, co się z nim kojarzy. trzyły na siebie z uśmiechem. - Mnie z Argentyną kojarzy się tylko piłka nożna i Ma- Bryan nagle doznał olśnienia. radona - wtrącił się Zac. - Zaraz, zaraz! - zawołał. - Jest taka piosenka Madonny - A mnie tango - włączyła się do rozmowy Cassie. No, może jeszcze Butler i Guid. - Chcąc popisać się przed z tego filmu o Evicie Peron. Mattem, wymieniła dwa nazwiska malarzy argentyńskich, - Don 7 Cry for Me Argentina - pochwyciła natychmiast jedynych zresztą, o jakich słyszała. Cassie, zdziwiona pomysłowością brata. Wszyscy, łącznie z nim, popatrzyli na nią tak, jakby nagle - Bardzo ładna piosenka, tylko że ja w ogóle nie m a m zaczęła mówić po chińsku. Tylko Carmen spojrzała na głosu - powiedziała ze smutkiem C a r m e n . przyjaciółkę z uznaniem. - Przecież nikt nie oczekuje od ciebie, że będziesz - Naprawdę o nich słyszałaś? śpiewała jak Madonna - przekonywał dziewczynę Bryan. - Zawstydzona Cassie, żałując, że nie powściągnęła chę­ M o ż e m y po szkole pojechać do centrum handlowego kupić ci popisania się, odparła takim tonem, jakby się tłuma­ płytę i... czyła: - Słuchajcie - przerwał mu Steve - przy bufecie kolejka - Dostałam niedawno od rodziców piękny album z re­ się j u ż rozluźniła. Jak zaraz nie pójdziemy po żarcie, to produkcjami dwudziestowiecznego malarstwa Ameryki Ła­ padniemy tu z głodu. cińskiej i ci dwaj zwrócili moją uwagę. We wzroku Matta dostrzegła cień podziwu podobnego do P r z y kolacji tego dnia Carmen siedziała wyjątkowo tego. jaki przed chwilą widziała w oczach Carmen, i poczuła markotna. Grzebała łyżką w talerzu pełnym gumbo, spe­ się trochę pewniej. cjalności pana Prescotta, ostrej, przypominającej gęstą zupę, - Ale to nie rozwiązuje twojego problemu - powiedziała. luizjańskiej tradycyjnej potrawy, którą on przyrządzał z do­ - Niestety. M a l o w a ć nie potrafię, a tango można tańczyć datkiem krewetek. tylko we dwoje. - Nie smakuje ci? - zapytał zmartwiony, bo w gotowanie