598

Szczegóły
Tytuł 598
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

598 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 598 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

598 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

powie�� NEBULA 1989 HUGO 1990 Lois McMaster Bujold Lamentowe g�ry (The Mountains of Mourning) prze�o�y�a Dorota Malinowska Lois McMaster Bujold, autorka ameryka�ska urodzona w 1949 r. Pierwsze opowiadanie "Barter" opublikowa�a w "Twilight Zone" w 1985 roku. Prawie wszystkie jej utwory (opowiadania, nowele i powie�ci) tworz� pe�n� zabawnych przyg�d histori� �wiata feudalnych galaktycznych kolonii, pomi�dzy kt�rymi dzi�ki skokom przez czarne dziury, mo�na podr�owa� z pr�dko�ci� wi�ksz� od pr�dko�ci �wiat�a, Bohaterami s� zazwyczaj cz�onkowie rodziny Vorkosigan, nale��cy do elity kasty wojskowych z planety Barrayar, do�� niedawno ponownie odkrytej przez cywilizacj�, po okresie izolacji, kiedy to owa planeta popad�a w semifeudalizm. "Shards of Honor" (1986) i jego kontynuacja "Barrayar" (1991) - ta druga zdoby�a Hugo w 1992 r. - opowiadaj� histori� romansu mi�dzy lordem Aralem Vorkosiganem a kobiet� spoza jego planety, w dodatku reprezentuj�c� cywilizacj� na znacznie wy�szym poziomie. Owocem tego zwi�zku jest Miles Vorkosigan, od urodzenia upo�ledzony fizycznie. Miles wyrasta na charyzmatycznego militarnego przyw�dc�. Jego skomplikowane �ycie opisane jest w kolejnych powie�ciach "The Warrior Apprentice" (1986), "The Vor Game" (1990) - Nebula 1991 i "Brothers of Arms" (1989). Opisy jego licznych przyg�d mo�na r�wnie� znale�� w opowiadaniach. Za "The Mountains of Mouring" (Lamentowe G�ry) Lois McMaster Bujold otrzyma�a zar�wno Nebul� jak i Hugo. Chyba jednak najbardziej znan� powie�ci� tej autorki jest napisana w 1988 r., nosz�ca tytu� "Stan niewa�ko�ci" (Falling Free) - Nebula 1988. Akcja tej ksi��ki osadzona zosta�a na 200 lat przed rozpocz�ciem historii sagi rodu Vorkosigan�w. Bujold opowiada o rebelii ludzi zmuszonych do �ycia w zerowej grawitacji po wcze�niejszym, specjalnym dostosowaniu ich do takich warunk�w za pomoc� in�ynierii genetycznej, a nast�pnie wykorzystywanych w celach komercyjnych. "Stan niewa�ko�ci" b�dziecie mogli Pa�stwo czyta� na �amach "Nowej Fantastyki" od sierpnia '94. Ksi��ki Lois McMaster Bujold s� jednocze�nie zabawne i pe�ne ludzkich uczu�. O "Lamentowych g�rach" sama autorka pisa�a tak: M�j zdeformowany bohater, Miles, jako syn lokalnego lorda musi uda� si� w g��b kraju, by rozwi�za� spraw� dzieciob�jstwa. U�ycie formy krymina�u i umieszczenie Milesa czasowo w roli detektywa bardzo mi si� podoba�o. Nasz bohater rozwik�a zagadk�, ale r�wnie� dowie si�, �e rozwi�zanie problemu jest czym� znacznie powa�niejszym. Dlatego te�, by sprawiedliwo�ci sta�o si� zado��, Miles musi lepiej zrozumie� sw� cz�owiecz� natur� i swoj� histori�. Jako idealistyczny m�ody oficer tu� po przysi�dze musi si� r�wnie� nauczy� subtelnej r�nicy mi�dzy s�u�b� imperium a s�u�eniem ludziom. D.M. Miles us�ysza� lament kobiety, kiedy wspina� si� na wzg�rze od strony w�skiego jeziora. Nie wytar� si� po p�ywaniu, poniewa� poranek obiecywa� skwarny upa�. Woda sp�ywa�a ch�odnymi strumyczkami z w�os�w m�czyzny na nag� klatk� piersiow� i plecy, a tak�e - co ju� by�o mniej przyjemne - w d� po nogach z nogawek kr�tkich spodni. Rzemienie mocuj�ce do nogi szyn� aparatu ortopedycznego obciera�y wilgotn� sk�r� n�g, gdy wbiega� w g�r� w�sk� �cie�k�, przedzieraj�c si� przez krzaki w tempie wr�cz wojskowym. Stopy wyciska�y wod� ze starych, mokrych but�w. Gdy dosz�y go z daleka g�osy, zaciekawiony zwolni�. Kobiecy g�os nieprzyjemnie zawodzi� z �alu i zm�czenia: - Prosz�, panie, prosz�. Chc� tylko sprawiedliwo�ci... Stoj�cy przy bramie stra�nik by� najwyra�niej poirytowany i zak�opotany jednocze�nie. - Nie jestem panem. Daj spok�j, wsta�e, kobieto. Wracaj do wioski i zg�o� spraw� w magistrackim biurze swego okr�gu. - M�wi�am ci ju�, panie, w�a�nie stamt�d wracam! Mike wyszed� spomi�dzy krzak�w i zobaczy�, �e kobieta nie podnios�a si� z kolan. Przygl�da� si� tej scenie z drugiej strony traktu. - Zanim s�dzia wr�ci, min� ca�e tygodnie. Droga tutaj zabra�a mi cztery dni. Mam tak niewiele pieni�dzy... - W jej g�osie pojawi�a si� rozpaczliwa nadzieja, zag��bi�a d�o� w kiesze�, a chwil� potem ku stra�nikowi wyci�gn�a si� zaci�ni�ta pi��. - Marka i dwadzie�cia pens�w, to wszystko, ale... Wzrok wyprowadzonego z r�wnowagi stra�nika pad� na Milesa. �o�nierz wyprostowa� si� gwa�townie, jakby przestraszony, �e jego pan m�g� go podejrzewa� o po�akomienie si� na tak �a�osn� �ap�wk�. - Odejd�, kobieto! - warkn��. Miles zmarszczy� brwi i pow��cz�c nog� przeszed� przez drog� do g��wnej bramy. - O co chodzi, kapralu? - zapyta� lekkim tonem. Stra�nik najwyra�niej oddelegowany z wojsk imperialnych, mia� na sobie zielony mundur z wysokim ko�nierzem s�u�b Barrayaru. W jasnym, porannym s�o�cu poci� si� niemi�osiernie. Znajdowali si� przecie� na po�udniu. Miles wyobrazi� sobie, �e �o�nierz b�dzie ju� ca�kiem ugotowany, zanim wr�ci do koszar, gdzie pozwoli sobie wreszcie na rozpi�cie ko�nierzyka. Akcent wskazywa�, �e nie pochodzi� z tych stron, by� cz�owiekiem miastowym, mo�e z samej stolicy, a tam bardziej lub mniej sprawna biurokracja za�atwia�a takie problemy jak ten, z kt�rym przysz�a kl�cz�ca teraz przed nim kobieta. Z kolei ona by�a miejscowa, wszystko wskazywa�o, �e pochodzi z jakiej� zapad�ej wioski w g�rach. M�odsza ni� mo�na by�o s�dzi� po jej napi�tym g�osie, wysoka, zapuchni�ta od p�aczu, z rzadkimi blond w�osami, zwisaj�cymi po obu stronach jej �asiczkowatej twarzy, w kt�rej zwraca�y uwag� sk�opotane, szare oczy. Wyk�pan�, nakarmion�, wypocz�t�, szcz�liw� i spokojn�, mo�na by nawet uzna� za �adn�, ale w tej chwili by�o jej do tego bardzo daleko, poza tym, �e mia�a naprawd� wspania�� figur�. Szczup�a, ale o pe�nym biu�cie. Chocia� nie, kr�g�o�� piersi by�a tylko czasowa, Miles zauwa�y� zaschni�te plamy po mleku na staniku sukienki, chocia� dziecka nigdzie nie widzia�. Ubranie kobiety by�o bardzo zniszczone, dawno temu uszyte prostymi, niewprawnymi �ciegami, cho� z materia�u fabrycznego. But�w nie mia�a wcale. Po d�ugiej w�dr�wce bose stopy krwawi�y. - Nie ma najmniejszego problemu - zapewni� stra�nik Milesa. - Odejd� - sykn�� w stron� kobiety. Jakby nie mog�c ju� d�u�ej wytrzyma� na kl�czkach, osun�a si� na ziemi� niczym k�oda. - Zawo�am sier�anta - stra�nik przygl�da� si� jej z niepokojem - i ka�� j� usun��. - Poczekaj chwil� - powstrzyma� go Miles. Kobieta przenios�a na niego wzrok, najwyra�niej niepewna, czy mo�e potraktowa� jego zainteresowanie jako nadziej�. To, co mia� na sobie, nie dawa�o jej �adnego klucza w rozpoznaniu, z kim ma do czynienia. Szczeg�lnie, �e ubranie Milesa by�o do�� sk�pe. Wyprostowa� si�, jakby chc�c doda� sobie wzrostu i u�miechn�� si� blado. Nienaturalnie du�a g�owa, za kr�tka szyja, plecy nadmiernie szerokie, krzywe nogi, kt�rych kruche ko�ci �ama�y si� zbyt cz�sto, mimo podtrzymuj�cego je, l�ni�cego chromem aparatu. Gdyby kobieta z g�r sta�a, czubek jego g�owy si�ga�by zaledwie jej ramienia. Znudzony oczekiwa�, kiedy jej d�o� wykona znak chroni�cy przed z�ymi mutantami, ale ta tylko zacisn�a si� w pi��. - Musz� si� widzie� z moim hrabi� - powiedzia�a adresuj�c t� uwag� do punktu gdzie� pomi�dzy Milesem a stra�nikiem. - Takie jest moje prawo. M�j ojciec umar� w s�u�bie. Przys�uguje mi prawo widzenia mego pana. - Hrabia Vorkosigan, nasz premier - powiedzia� stra�nik sztywno - przyjecha� do swej posiad�o�ci wiejskiej na odpoczynek. Obowi�zki s�u�bowe za�atwia w Vorbarr Sultana. - �o�nierz wygl�da�, jakby sam wiele da� za to, �eby znale�� si� we wspomnianym mie�cie. Kobieta wykorzysta�a chwil� milczenia. - Jeste� tylko s�ug�. A on jest moim panem. Mam prawo go widzie�. - W jakiej sprawie chcesz si� spotka� z hrabi� Vorkosiganem? - zapyta� cierpliwie Miles. - Morderstwa - wyj�cza�a ta dziewczyno-kobieta. Stra�nik westchn�� lekko. - Chc� z�o�y� doniesienie o morderstwie. - Czy nie powinna� najpierw przed�o�y� skargi rzecznikowi wioski? - dopytywa� si� Miles, gestem r�ki uspokajaj�c rozdra�nionego stra�nika. - Posz�am do niego. Ale nic nie zrobi�. - Gniew i �al �ama�y jej g�os. - Powiedzia�, �e ju� jest po wszystkim. �e nie zapisze moich skarg, bo to wszystko nonsensy. Tylko sprowadz� na wiosk� k�opoty, tak w�a�nie powiedzia�. Nie obchodzi mnie to. Chc� sprawiedliwo�ci! Miles zmarszczy� si� w zamy�leniu, przygl�daj�c z uwag� kobiecie. Szczeg�y zgadza�y si�, potwierdza�y jej pochodzenie, uwiarygodnia�y jej s�owa, co mog�o umkn�� chorobliwie regulaminowemu wartownikowi. - To prawda, kapralu - powiedzia� Miles. - Ta kobieta ma prawo zwr�ci� si� najpierw do s�dziego okr�gowego, a potem na hrabiowski dw�r. A s�dziego nie b�dzie przez najbli�sze dwa tygodnie. Ten okr�g kraju, z kt�rego zreszt� pochodzi� sam hrabia Vorkosigan, posiada� tylko jednego przepracowanego s�dziego. Obje�d�a� on wioski, w ka�dej sp�dzaj�c jeden dzie� na miesi�c. Poniewa� poszukiwacze k�opot�w woleli nie przebywa� na tym samym terenie, co gwardia premiera, z tymi w�o�ciami pod obecno�� Vorkosigana s�dzia mia� zazwyczaj spok�j, wtedy wi�c je�dzi� w g��b kraju. - Sprawd� j� skanerem i pozw�l jej wej�� - powiedzia� Miles. - Na moje polecenie. Stra�nik wywodzi� si� z najlepszych oddzia��w s�u�b specjalnych imperium i tak by� wy�wiczony, �e widzia� zab�jc� nawet we w�asnym cieniu. W tej chwili wygl�da� na zgorszonego. Odezwa� si� �ciszonym g�osem do Milesa: - Panie, gdybym pozwoli� ka�demu szale�cowi w tym kraju wchodzi� do woli na teren posiad�o�ci... - Ja zaprowadz� t� kobiet�. I tak id� w tamt� stron�. Stra�nik wzruszy� bezradnie ramionami, ale uda�o mu si� ten gest w po�owie zamieni� na kr�tki salut, cho� Miles zdecydowanie nie by� w mundurze, po czym wyci�gn�� zza pasa skaner i zacz�� ostentacyjnie sprawdza� kobiet�. Miles zastanawia� si�, czy czasem tylko jego obecno�� nie powstrzymywa�a �o�nierza przed takimi szykanami jak kontrola osobista. Kiedy stra�nik sko�czy� demonstrowa�, jak bardzo jest czujny, przytomny i lojalny, otwart� d�oni� dotkn�� bramy, wprowadzaj�c kod wej�cia, a nast�pnie zapisa� do komputera obraz siatk�wki oka kobiety i stan�� z boku w pozie, o kt�rej z ca�� pewno�ci� mo�na by�o powiedzie�, �e jest na spocznij. Miles u�miechn�� si� na ten przekaz bez s��w i poci�gn�� lekcewa��co potraktowan� kobiet� za �okie�. Przeprowadzi� j� przez bram� i wzd�u� rozszerzaj�cego si� podjazdu. Przy pierwszej sposobno�ci umkn�a jego r�ce, ale nadal powstrzyma�a si� przed wykonaniem zabobonnego gestu. Rzuca�a mu tylko pe�ne ciekawo�ci spojrzenia. By� taki czas, kiedy zaciska� z�by, gdy ludzie ca�kiem otwarcie wgapiali si� w jego nieforemne cia�o. Teraz czu� jedynie smutne rozbawienie, nieco mo�e zabarwione gorycz�. Naucz� si�. Wszyscy. Naucz� si�. - Czy s�u�ysz hrabiemu Vorkosiganowi, ma�y cz�owieku? - zapyta�a ostro�nie. Miles przez moment si� nad tym zastanawia�. - Tak - odpowiedzia� wreszcie. Odpowied� by�a, mimo wszystko, prawdziwa pod ka�dym wzgl�dem poza tym jednym, kt�ry ona mia�a na my�li. Pohamowa� pokus� powiedzenia jej, �e jest nadwornym b�aznem. Jej wygl�d wskazywa� na k�opoty du�o powa�niejsze ni� jego w�asne. Najwyra�niej sama do ko�ca nie wierzy�a w swoje uprawnienia, do bramy zaprowadzi� j� �lepy up�r. Kiedy nieub�aganie zbli�ali si� ku celowi, na twarzy kobiety pojawi�a si� wyra�na panika. By�a teraz tak blada, �e wr�cz wygl�da�a na chor�. - Jak... jak ja mam si� do niego zwraca�? - wyb�ka�a wreszcie przestraszona. - Czy powinnam przykl�kn��...? - Spojrza�a po sobie, jakby po raz pierwszy dostrzeg�a, �e jest brudna, spocona i splugawiona. Miles z trudem powstrzyma� si� przed zacytowaniem �miesznej wyliczanki zaczynaj�cej si� od s��w: "Kl�knij i trzy razy uderz czo�em o pod�og�, zanim zaczniesz m�wi�, tak w�a�nie post�puje posp�lstwo." Zamiast tego poradzi� jej: - Po prostu sta� wyprostowana i powiedz prawd�. Staraj si� m�wi� jasno. On zrozumie. Ostatecznie - usta Milesa zadrga�y - nie brak mu do�wiadczenia. Prze�kn�a nerwowo �lin�. Sto lat temu letni� rezydencj� Vorkosigan�w by�y koszary, cz�� zewn�trznych fortyfikacji pot�nego zamku na urwisku ponad wiosk� Vorkosigan Surleau. Z zamku pozosta�y dzi� ju� tylko ruiny, natomiast w miejscu barak�w sta�a obszerna, kamienna budowla, wiele razy modernizowana, rozplanowana z artystycznym smakiem i otoczona kwietnikami. Otwory strzelnicze poszerzono tak, �e sta�y si� du�ymi, oszklonymi oknami, z kt�rych roztacza� si� pi�kny widok na jezioro, a nad dachem stercza�a antena komertela. Nowe baraki koszar ukryte by�y po�r�d drzew w dole zbocza, ale nie mia�y �adnych otwor�w strzelniczych. Kiedy Miles i nie pasuj�ca do tego otoczenia kobieta zbli�yli si� do rezydencji, w drzwiach stan�� m�czyzna nale��cy do osobistej �wity hrabiego. Wskazywa�a na to br�zowo-srebrna liberia. To by� ten nowy cz�owiek. Jak�e� mu na imi�? Pym, przypomnia� sobie Miles. - Gdzie jest jego lordowska mo��? - zapyta�. - W g�rnym pawilonie, je �niadanie z jej lordowsk� mo�ci�. - Pym rzuci� okiem na kobiet� i zamar� w oczekiwaniu, spogl�daj�c na Milesa z grzecznym zainteresowaniem. - Aha. No c�, ta kobieta sz�a tu cztery dni, by z�o�y� skarg� s�dziemu okr�gowemu. Poniewa� jego nie ma, natomiast hrabia jest, wi�c ona proponuje przeskoczy� po�rednika i uderzy� prosto w sam wierzcho�ek. Podoba mi si� jej styl. Zabierz j� na g�r�, dobrze? - Podczas �niadania? - zapyta� z niedowierzaniem Pym. Miles pochyli� ku kobiecie g�ow�. - Jad�a� ju� �niadanie? Zaprzeczy�a milcz�co. - Tak w�a�nie my�la�em. - Miles roz�o�y� r�ce gestem, jakby przekazywa� j�, symbolicznie, s�u��cemu. - Id�cie. - M�j tata zgin�� na s�u�bie - powt�rzy�a s�abym g�osem kobieta. - To moje prawo. - Zdanie to mia�o na r�wni przekona� innych, co i j� sam�. Pym nie by� g�ralem, urodzi� si� jednak w tym okr�gu. - Niech b�dzie - westchn�� i skin�� na kobiet�, by pod��y�a za nim bez dalszego ju� mitr�enia czasu. Okr��aj�c rezydencj�, rozgl�da�a si� wok� rozszerzonymi oczyma. Ale obejrza�a si� jeszcze nerwowo na Milesa. - Ma�y cz�owieku...? - Po prostu st�j wyprostowana! - krzykn�� do niej. Patrzy� jak znika za rogiem, a potem wbieg� po schodach rezydencji przeskakuj�c po dwa stopnie na raz. Miles ogoli� si�, wzi�� zimny prysznic i poszed� do swego pokoju, kt�rego okna wychodzi�y na d�ugie jezioro. Ubra� si� starannie, tak samo jak dwa dni wcze�niej na parad� imperialn� i ceremoni� rozdawania dyplom�w Akademii. Czysta bielizna, kremowa koszula z d�ugimi r�kawami, ciemnozielone spodnie z zapi�ciem u boku. Tego samego koloru bluza z wysokim ko�nierzem, dopasowana do jego nietypowej figury. Nowa, jasnoniebieska plastykowa odznaka przymocowana do ko�nierza i wpijaj�ca si� niemi�osiernie w szcz�k�. Uwolni� nogi z rzemieni i wci�gn�� l�ni�ce niczym lustro buty, si�gaj�ce do kolan. Star� odrobin� kurzu spodniami pid�amy, le��cymi pod r�k� na pod�odze, gdzie je rzuci�, gdy szed� pop�ywa�. Wyprostowa� si� i sprawdzi� swe odbicie w lustrze. Ciemne w�osy jeszcze nie dosz�y do siebie po ostatnim strzy�eniu przed ceremoni� promocyjn�. Blada twarz o ostrych rysach, worki pod szarymi oczami, ale nie na tyle du�e, by znamionowa� hulaszczy tryb �ycia, bia�ka niezbyt przekrwione - z czego wniosek, �e ograniczenia, jakim podlega�o jego cia�o, zmusi�y go do powstrzymania si� od dalszego �wi�towania, zanim zd��y� sobie zrobi� krzywd�. Echa uroczysto�ci ci�gle jeszcze rozbrzmiewaj�ce w jego g�owie wywo�a�y lekkie skrzywienie ust. Stan�� przecie� na pierwszym szczeblu najwy�szej z mo�liwych drabin - samej s�u�by imperialnej. W s�u�bie nie by�o ulg nawet dla syn�w starego Vora. Dostawa�o si� to, na co si� zas�u�y�o. M�g� pod tym wzgl�dem polega� na s�owach swego kuzyna oficera, cho� byli i tacy, kt�rzy w to w�tpili. On przynajmniej by� dowodem dla niedowiark�w, jak bardzo si� mylili. Musia� tylko prze� w g�r� i przed siebie, nigdy nie spogl�da� w d�, nigdy nie ogl�da� si� za siebie. Chocia� raz jednak zamierza� to zrobi�. R�wnie starannie jak si� ubiera�, Miles sk�ada� przedmioty konieczne do wykonania zadania, kt�re czeka�o na niego. Bia�e, p��cienne prostok�ty, odznaka kadeta Akademii. R�cznie wykaligrafowany, wykonany specjalnie na jego zam�wienie patent oficerski s�u�by imperialnej na Barrayarze. Papierowa kopia wszystkich wynik�w uzyskanych w ci�gu trzech lat w Akademii ��cznie z pochwa�ami (i naganami). W tym, co planowa�, chcia� zachowa� ca�kowit� uczciwo��. W szafie na dole znalaz� mosi�ny kosz, tak zwany koksownik i tr�jn�g, starannie owini�te w szmaty, oraz torb� plastykow�, pe�n� wysuszonej kory ja�owca. Wyszed� tylnymi drzwiami i wdrapa� si� na wzg�rze. Z miejsca, przez kt�re prowadzi�a �cie�ka, rozci�ga� si� pi�kny widok. W pewnym miejscu dr�ka rozwidla�a si�, jej prawa odnoga wiod�a na sam szczyt do pawilonu. Miles skr�ci� jednak w lewo i po chwili doszed� do niskiego muru z polnych kamieni. Przeszed� przez bram�. - Dzie� dobry, szaleni przodkowie - zawo�a�, ale nagle straci� dobry humor. Mo�e to, co powiedzia�, by�o i prawd�, ale mimo wszystko zachowa� si� bez nale�ytego szacunku. Przechadza� si� tu i �wdzie mi�dzy grobami, a� wreszcie doszed� do tego, kt�ry by� jego celem. Ukl�k� i po�o�y� koksownik z tr�jnogiem na ziemi. Napis na kamieniu by� prosty: GENERA� HRABIA PIOTR PIERRE VORKOSIGAN, a pod nim daty. Gdyby kto� chcia� wymieni� wszystkie tytu�y i osi�gni�cia zmar�ego, musia�by zapisa� ca�� p�yt� maczkiem. Umie�ci� na kawa�ku kory przyniesione specjalnie w tym celu drogocenne kawa�ki papieru, bia�e p��cienne kwadraty i pasmo w�os�w z ostatniego strzy�enia. Wszystko to spali�. Patrzy� w p�omienie, ko�ysz�c si� na pi�tach. Latami wyobra�a� sobie t� chwil� i to na setki sposob�w. Niekiedy widzia�, jak stoi nad grobem i wyg�asza publiczn� oracj� przy wt�rze powa�nej muzyki. Kiedy indziej ta�czy� na golasa na grobie starego cz�owieka. Sko�czy�o si� na prywatnej i tradycyjnej ceremonii, bez zb�dnych gest�w. Chodzi�o o co� tylko mi�dzy nim a dziadkiem. - Tak wi�c - nie wytrzyma� wreszcie. - Mimo wszystko dotarli�my a� tutaj. Zadowolony? Szale�stwo ceremonii wr�czenia dyplom�w by�o ju� za nim i wyda�o mu si� nagle, �e ogromny wysi�ek ostatnich trzech lat i ca�y b�l doprowadzi�y go do tego w�a�nie punktu. Ale nikt z grobu nie odezwa� si�, nie powiedzia�: "Dobra robota, teraz mo�esz odpocz��." Popio�y nie przekaza�y �adnej wie�ci, we wznosz�cym si� dymie nie ukaza�a si� �adna wizja. Wszystko sp�on�o a� nazbyt szybko. Mo�e przyni�s� za ma�o do spalenia. Podni�s� si�, otrzepa� kolana. Panowa�a cisza, �wieci�o s�o�ce. I czego niby si� spodziewa�? Aplauzu? Dlaczego po ostateczn� odpowied� przyszed� w�a�nie tutaj? Czy chodzi�o mu jedynie o spe�nienie marzenia nie�yj�cego cz�owieka? Komu tak naprawd� mia�o s�u�y� jego wej�cie do s�u�b? Dziadkowi? Jemu samemu? Bezbarwnemu imperatorowi Gregorowi? Kogo to w og�le obchodzi�o? - No c�, starcze - wyszepta�, a potem krzykn��: - Czy jeste� wreszcie zadowolony? - Echo s��w odbi�o si� od ska�. Miles na odg�os chrz�kni�cia odwr�ci� si� jak sp�oszony ko�, serce skoczy�o mu do gard�a. - Hmm.... panie? - odezwa� si� niepewnie Pym. - Prosz� o wybaczenie, nie chcia�em przeszkadza�. Ale hrabia wasz ojciec, domaga si� pa�skiej obecno�ci w g�rnym pawilonie. Wyraz twarzy Pyma nic nie m�wi�. Miles prze�kn�� �lin� i przez chwil� odczeka�, by rumieniec, kt�ry czu� na policzkach, nieco zblad�. - Dobrze - wzruszy� ramionami. - Ogie� ju� prawie wygas�. Uprz�tn� to p�niej. Niech... niech nikt tego nie rusza. Przeszed� obok Pyma, nie odwracaj�c si� za siebie. Pawilon by� prost� budowl� ze srebrnego od staro�ci drewna, otwart� na cztery strony �wiata, tak �e panowa� tu zawsze mi�y przewiew. Tego poranka wia�a lekka bryza od zachodu. Mog�o to oznacza� dobre warunki �eglarskie na jeziorze. Z cennych wolnych dni pozosta�o Milesowi tylko dziesi��, a tak wiele zamierza� w tym czasie zrobi�. Planowa� mi�dzy innymi wycieczk� do Varbarr Sultana ze swym kuzynem Ivanem, chcieli wypr�bowa� nowy �lizgacz. A potem czeka� go pierwszy przydzia�. Miles modli� si�, �eby by�a to s�u�ba na statku. Z trudem opanowa� pokus� poproszenia ojca, by upewni� si�, �e b�dzie to przydzia� na statek. We�mie to, co mu przyniesie los, taka by�a pierwsza zasada gry. Nale�a�o wygra� takimi kartami, jakie si� dosta�o do r�ki. Wn�trze pawilonu by�o zacienione i ch�odne, szczeg�lnie przez kontrast ze skwarem na zewn�trz. Sta�o tam kilka wygodnych, starych krzese� i sto��w, na jednym widnia�y jeszcze resztki pa�skiego �niadania - Miles zauwa�y� dwa samotne ciasteczka na zasypanej okruchami tacy. Matka, pochylona nad fili�ank�, u�miechn�a si� do niego. Ojciec, niedbale ubrany w rozpi�t� pod szyj� koszul� i szorty, rozpiera� si� w wytartym fotelu. Aral Vorkosigan by� przysadzistym, siwow�osym m�czyzn� o mocnej szcz�ce, ci�kich brwiach i pokiereszowanej twarzy, kt�ra zdawa�a si� wizerunkiem niewydarzonego dzikusa. Miles widzia� kiedy� taki rysunek w prasie opozycyjnej, przy artykule o nieprzyjacio�ach Barrayaru. Ilustracja k�ama�a tylko w jednym szczeg�le. Ostre, przenikliwe spojrzenie zamieniono na t�pe i osi�gni�to tym samym efekt parodii wojskowego dyktatora. Jak bardzo on jest nawiedzany przez dziadka? - zastanawia� si� Miles. Specjalnie tego po nim nie wida�. Ale z drugiej strony jego ojciec nie musia� si� nikim podpiera�. Admira� Aral Vorkosigan, kosmiczny strateg, zdobywca Komarru, bohater spod Escobaru i przez szesna�cie lat faktyczny, cho� nie tytularny regent imperium, najwy�sza w�adza na Barrayarze, nagle odrzuci� te zaszczyty, zmiesza� histori� i z w�asnej woli zst�pi� z piedesta�u przekazuj�c w�adz� imperatorowi Gregorowi, kiedy ten osi�gn�� pe�noletno��. Cho� nie zachowa� si� r�wnie elegancko z urz�dem premiera, kt�ry piastowa� po dzi� dzie�, niczym nie daj�c do zrozumienia, �e mia�by z niego kiedy� zrezygnowa�. Losy genera�a Piotra by�y tylko atutow� kart� w d�oni admira�a Arala. I gdzie w zwi�zku z tym znajdowa�a si� chor�giew Milesa? Trzyma� dwie dw�jki i d�okera. Pozostawa�o mu albo podda� si�, albo blefowa�... Kobieta z g�r siedzia�a na podn�ku, �ciskaj�c w d�oni na wp� zjedzone ciastko. Teraz wpatrywa�a si� z otwartymi ustami w Milesa, wyst�puj�cego w ca�ej chwale i blasku. Kiedy odpowiedzia� spojrzeniem, zacisn�a usta, a jej oczy zab�ys�y. Co� dziwnego malowa�o si� na jej twarzy. Gniew? Uniesienie? Zawstydzenie? Rado��? Jaka� dziwaczna mieszanina tych wszystkich uczu� naraz? A my�la�a�, kobieto, �e kim ja niby jestem? Miles wypr�ony w mundurze stan�� przed ojcem na baczno��. - Sir? Hrabia Vorkosigan zwr�ci� si� do kobiety: - Oto m�j syn. Czy, je�li on pojedzie w roli mojego G�osu, b�dziesz zadowolona? - Och - westchn�a. Jej szerokie usta rozci�gn�y si� w dziwacznym, wymuszonym u�miechu. Tak silnej emocji nie widzia� wcze�niej na jej twarzy. Po raz pierwszy Miles potrafi� odczyta�, co wyra�a. - Tak, panie. - Bardzo dobrze. W takim razie sprawa jest za�atwiona. Co jest za�atwione? - zastanawia� si� Miles ze znu�eniem. Hrabia rozpar� si� wygodnie w fotelu. Wygl�da� na zadowolonego z siebie, ale wok� jego oczu pojawi�y si� zmarszczki sygnalizuj�ce niebezpiecze�stwo. Cho� najwyra�niej kobiecie nic nie grozi�o (tych dwoje zawar�o chyba co� w rodzaju przymierza) ani - Miles gwa�townie przebiega� my�l� wszelkie mo�liwe zarzuty ojca - jemu. Delikatnie odchrz�kn��, pochyli� na bok g�ow� i u�miechn�� si� wyczekuj�co. Hrabia wyci�gn�� r�ce i wreszcie zwr�ci� si� wprost do syna: - Bardzo interesuj�cy przypadek. Rozumiem dlaczego przys�a�e� j� do mnie. - Taak - mrukn�� Miles. W co on si� wpakowa�? Przeprowadzi� tylko kobiet� przez s�u�by bezpiecze�stwa przy bramie wiedziony donkiszotowskim impulsem, a tak�e, musia� si� do tego przed sob� przyzna�, poniewa� chcia� zak��ci� ojcu �niadanie. - ...uwa�asz? - doko�czy� dyplomatycznie. - Nie wiesz? - brwi hrabiego Vorkosigana unios�y si� w g�r�. - M�wi�a o morderstwie, kt�rym nie chcia�a si� zaj�� miejscowa w�adza. My�la�em, �e przeka�esz j� w r�ce s�dziego okr�gowego. Hrabia usiad� jeszcze wygodniej w fotelu, masuj�c d�oni� pokiereszowany podbr�dek. - To przypadek dzieciob�jstwa. Miles poczu� na czole zimny pot. Nie chcia� mie� z tym nic wsp�lnego. No c�, teraz ju� wiedzia�, dlaczego kobieta nie mia�a dziecka przy piersi. - Niezwyk�e... �e zosta�o zg�oszone. - Walczymy z tym starym zwyczajem ju� dwadzie�cia lat, je�li nie wi�cej - powiedzia� hrabia. - Piszemy o tym w r�nego rodzaju publikacjach, przeciwstawiamy si� temu zabobonowi... W miastach osi�gn�li�my ca�kiem niez�e rezultaty. - W miastach - szepn�a hrabina - ludzie maj� wiele r�nych mo�liwo�ci. - Ale w g��bi kraju niewiele si� zmieni�o. Wszyscy wiemy, co tam si� wyrabia, ale bez raport�w i skarg, a kiedy rodziny dla w�asnej ochrony trwaj� w zaci�tym milczeniu, trudno co� zrobi�. - Jaka - Miles zapyta� z trudem, przez �ci�ni�te gard�o - jaka by�a mutacja dziecka? - Kocie usta. - Kobieta si�gn곹 r�k� do w�asnych ust. - Mia�a szpar� w g�rnej wardze i �le ssa�a, d�awi�a si� i p�aka�a, ale jednak co� jad�a, by�a... - Zaj�cza warga - poza�wiatowa �ona hrabiego mrukn�a na wp� do siebie, przek�adaj�c barrayarski zwrot na standardowy j�zyk galaktyczny. - I najwyra�niej r�wnie� rozszczep podniebienia. Zaj�cza warga to nie jest nawet mutacja. Zdarza�a si� w dawnych czasach na Starej Ziemi. Normalny defekt przy urodzeniu, je�li takie okre�lenie nie jest samo w sobie sprzeczno�ci�. Taka wada nie ma nic wsp�lnego z kar� na�o�on� na twych barrayarskich przodk�w, kt�rzy podj�li si� pielgrzymki przez Ogie�. Mog�a by� skorygowana dzi�ki prostej operacji... - hrabina Vorkosigan urwa�a w p� zdania. Kobieta wpatrywa�a si� w ni� w udr�ce. - S�ysza�am o tym - powiedzia�a. - M�j pan kaza� zbudowa� szpital w Hassadar. Chcia�am j� tam zabra�, chocia� nie mia�am pieni�dzy. Zbiera�am tylko si�y. R�czki i n�ki dziecka by�y zdrowe, a g��wka mia�a prawid�owy kszta�t, ka�dy to widzia�... na pewno w szpitalu by... - d�onie kobiety zaciska�y si� i rozlu�nia�y, w g�osie pojawi� si� gniew - ale Lem j� zabi�. Siedem dni marszu, oblicza� w my�lach Miles, z g��bi g�r Dendarii do po�o�onego na nizinie miasta Hassadar. Kobieta, kt�ra dopiero co podnios�a si� z po�ogu, ca�kiem s�usznie chcia�a odczeka� kilka dni przed tak� podr�. Godzina lotu pojazdem powietrznym... - Ale przynajmniej mamy wreszcie doniesienie o morderstwie - powiedzia� hrabia Vorkosigan - i w�a�nie potraktujemy to jako morderstwo. Jest teraz szansa, �eby wiadomo�� o tym dotar�a do najdalszych zak�tk�w mojego okr�gu. Ty, Miles, b�dziesz moim G�osem, kt�ry doleci tam, gdzie wcze�niej nie chciano go us�ysze�. Wymierzysz sprawiedliwo�� - i nie zrobisz tego cichaczem, o nie. Ju� czas, aby po�o�y� kres praktykom, przez kt�re ca�a galaktyka ma nas za barbarzy�c�w. Miles odezwa� si� z trudem. - Czy s�dzia okr�gowy nie nadawa�by si� lepiej...? Hrabia u�miechn�� si� lekko. - W tym przypadku nie potrafi� sobie wyobrazi� nikogo nadaj�cego si� lepiej od ciebie. Przynosz�cy wie�ci i wie�� w jednej osobie. Czasy si� zmieni�y. Rzeczywi�cie. Miles marzy�, �eby znale�� si� gdzie indziej, w�a�ciwie gdziekolwiek - wola�by nawet wyciska� ostatnie poty na ko�cowych egzaminach. St�umi� pr�ny lament: Jestem na przepustce...! Pomasowa� d�oni� kark. - Kto... kto zabi� twoj� ma�� dziewczynk�? - A m�wi�c wprost, kogo mam wyci�gn��, postawi� pod mur i zastrzeli�? - M�j m�� - odpowiedzia�a g�osem bez wyrazu, patrz�c na - cho� z pewno�ci� ich nie widz�c - srebrzy�cie l�ni�ce deski pod�ogi. Wiedzia�, �e to b�dzie brudna sprawa... - P�aka�a i p�aka�a - m�wi�a dalej kobieta - nie mog�a usn��, bo by�a g�odna. Krzycza� na mnie, �ebym j� uciszy�a... - A potem? - zapyta� Miles, czuj�c bolesny k��b w �o��dku. - Przeklina� i poszed� nocowa� do swojej matki. Powiedzia�, �e ci�ko pracuj�cy cz�owiek ma przynajmniej prawo si� wyspa�. Wyra�nie facet jest prawdziwym zdobywc�. Miles prawie potrafi� go sobie wyobrazi�, m�czyzna o byczym karku i z manierami byka - a jednak w opowie�ci kobiety brakowa�o punktu kulminacyjnego. Hrabia r�wnie� to zauwa�y�. S�ucha� z wielk� uwag�, mia� ten sam skupiony wyraz twarzy jak na spotkaniach rady wojskowej. �widruj�ce spojrzenie kry�o si� pod na wp� przys�oni�tymi powiekami, kto� nie znaj�cy go m�g� opacznie uzna�, �e jest senny. To by�by powa�ny b��d. - Czy by�a� �wiadkiem? - zapyta� zwodniczo �agodnym tonem, kt�ry obudzi� w Milesie pe�n� czujno��. - Czy widzia�a�, jak on j� zabija? - Znalaz�am j� martw� rano, panie. - Wesz�a� do sypialni... - podpowiedzia� jej hrabia Vorkosigan. - Mamy tylko jeden pok�j. - Rzuci�a mu spojrzenie �wiadcz�ce, �e po raz pierwszy w�tpi w jego wszechwiedz�. - Nad ranem wreszcie usn�a. Posz�am do w�wozu zebra� troch� malin. A kiedy wr�ci�am... powinnam by�a j� wzi�� ze sob�, ale by�am zadowolona, �e wreszcie zasn�a i nie chcia�am jej budzi�... - Kobieta zacisn�a powieki, ale �zy i tak sp�ywa�y jej po policzkach. - Kiedy wr�ci�am, nadal pozwoli�am jej spa�, cieszy�am si� z chwili spokoju, ale piersi zacz�y mi ci��y� - r�ka opowiadaj�cej bezwiednie pow�drowa�a w stron� biustu - wi�c podesz�am... - Nie by�o �adnych �lad�w? Nie mia�a przeci�tego gard�a? - dopytywa� si� hrabia. Przy dzieciob�jstwach to by�a najcz�stsza metoda, szybka i czysta w por�wnaniu na przyk�ad z porzuceniem. Kobieta potrz�sn�a g�ow�. - My�l�, panie, �e zosta�a uduszona. To by�o okrutne, bardzo okrutne. Wioskowy rzecznik powiedzia�, �e to ja sama musia�am j� przydusi� podczas snu i �e nie wniesie oskar�enia przeciwko Lemowi. Ale ja tego nie zrobi�am, nie! Mia�a swoj� w�asn� ko�ysk�, Lem j� zrobi�, kiedy jeszcze nosi�am dziecko w brzuchu... - Kobieta bliska by�a za�amania. Hrabia spojrza� na �on�, odpowiedzia�a mu leciutkim skinieniem g�owy. - Chod�, Harra, ze mn� do domu. Musisz umy� si� i odpocz��, zanim Miles zabierze ci� do wioski. Kobieta spojrza�a zaszokowana. - O, przecie� nie w twoim domu, pani! - Przykro mi, ale to jedyny, kt�ry mamy pod r�k�. Poza barakami �o�nierzy. To dobrzy ch�opcy, ale twoja obecno�� by�aby dla nich kr�puj�ca... - hrabina lekko popchn�a przed sob� g�ralk�. - Oczywi�cie - powiedzia� hrabia Vorkosigan po wyj�ciu kobiet - b�dziesz musia� sprawdzi� fakty, zanim, hmmm, naci�niesz spust. Zauwa�y�e�, jak s�dz�, �e mog� by� pewne problemy z identyfikacj� oskar�onego. Mamy idealny przypadek do publicznej demonstracji, ale tylko wtedy, je�li zostan� rozwiane wszelkie w�tpliwo�ci. Nie chcemy �adnych krwawych tajemnic. - Nie jestem koronerem - natychmiast skorzysta� z okazji Miles. Gdyby tylko uda�o mu si� zerwa� z tego haka... - Do��. We�miesz ze sob� doktora De�. Porucznik Dea by� asystentem do spraw medycznych pierwszego ministra. Miles zna� go z widzenia - ambitny, m�ody, wojskowy lekarz, w ci�g�ym stanie frustracji, poniewa� jego prze�o�eni nie pozwalali mu si� dotkn�� najwa�niejszych pacjent�w. Niew�tpliwie ten przydzia� potraktuje jak prawdziwe wyzwanie, prorokowa� ponuro Miles. - Mo�e wzi�� ze sob� zestaw medyczny - m�wi� dalej hrabia, u�miechaj�c si� lekko. - Na wszelki wypadek. - C� za ekonomiczne my�lenie - stwierdzi� Miles. - Pos�uchaj... za��my, �e jej wersja znajduje potwierdzenie i przyszpilamy faceta. Czy ja musz�, osobi�cie...? - Dam ci stra� przyboczn� i przynajmniej jednego cz�owieka w liberii. Je�li historia potwierdzi si� - to on wykona egzekucj�. By�o ju� odrobin� lepiej. - Czy nie mogliby�my poczeka� na s�dziego okr�gowego? - S�dzia wszystkie decyzje podejmuje w moim imieniu. Ka�dy wyrok podpisywany jest moim nazwiskiem. Pewnego dnia b�dzie to twoje nazwisko. Ju� czas, �eby� dowiedzia� si�, jak takie sprawy prowadzi�. Z historycznego punktu widzenia Vor jest zamczyskiem obronnym, ale obowi�zki g�owy rodu nigdy nie ogranicza�y si� do spraw militarnych. Nie by�o ucieczki. A niech to, a niech to, a niech to. Miles westchn��. - Dobrze. No c�... my�l�, �e polecimy tam. W ten spos�b b�dziemy na miejscu za par� godzin. Troch� czasu zabierze znalezienie w�a�ciwej doliny. Spadniemy z nieba, oznajmimy wiadomo�� g�o�no i wyra�nie... i przed zmrokiem wr�cimy. - Chcia�, �eby to wszystko by�o ju� za nim. Hrabia mia� znowu to na wp� senne spojrzenie. - Nie - powiedzia� powoli - my�l�, �e nie polecicie. - Ale� tam nie ma dr�g, kt�rymi mo�na by dojecha� pojazdem naziemnym. Tylko �cie�ki. - Po chwili doda� niepewnie (bo przecie� ojciec nie m�g� planowa�...). - My�l�, �e nie wygl�da�bym najlepiej, gdybym si� tam zjawi� - i to jako przedstawiciel najwy�szej w�adzy imperium - na piechot�. Ojciec przyjrza� si� jego paradnemu mundurowi i u�miechn�� si� lekko. - Wcale nie wygl�dasz tak �le. - Ale wyobra� mnie sobie po trzech czy czterech dniach przedzierania si� przez busz - protestowa� Miles. - Nie widzia�e� nas w bazie. Ani nie w�cha�e�. - By�em tam - powiedzia� zimno admira�. - Ale masz racj�. Nie p�jdziecie piechot�. Mam lepszy pomys�. M�j w�asny oddzia� kawaleryjski, pomy�la� ironicznie Miles, obracaj�c si� w siodle, zupe�nie jak dziadek. By� ca�kowicie pewien, �e jego przodek mia�by jakie� zgry�liwe uwagi na temat je�d�c�w ci�gn�cych teraz za Milesem wzd�u� le�nego traktu, oczywi�cie gdyby ju� opanowa� atak �miechu na widok tego pokazu jazdy konnej. Stajnie Vorkosigana bardzo podupad�y od czasu, gdy zabrak�o ju� starego cz�owieka, kt�ry si� nimi interesowa�. Kije do polo zosta�y sprzedane, a kilka pozosta�ych, narowistych i wiekowych wierzchowc�w, permanentnie pozostawa�o na pastwiskach. Par� koni pod wierzch trzymano nadal przy rezydencji, cho� raczej dla ich pewnego chodu i �agodnych manier ni� szlachetnej krwi. Zajmowa�y si� nimi wiejskie dziewczyny. Miles zebra� wodze, doda� �ydk� z jednej strony i przesun�� odrobin� sw�j ci�ar na grzbiecie konia. Gruba Beksa odpowiedzia�a zawrotk� i dwoma krokami w ty�. Nawet najwi�kszy ignorant z miasta nie pomyli�by dereszowatej koby�y z r�czym rumakiem, ale Miles uwielbia� j� za ciemne, przejrzyste oczy, szeroki nos jak z welwetu oraz flegmatyczne usposobienie r�wnie oboj�tne w stosunku do huku wodospadu jak i przelatuj�cego pojazdu powietrznego. Ale najbardziej za bezb��dne reagowanie na komendy. Rozum wi�kszy od urody. Ju� samo przebywanie ko�o tej klaczy uspokaja�o Milesa. Stworzenie by�o emocjonaln� bibu��, jak mrucz�cy kot. Miles poklepa� Grub� Beks� po szyi. - Je�li kto� b�dzie pyta� - wymrucza� - powiem, �e nazywasz si� B�yskawica. Beksa postawi�a jedno w�ochate ucho i g��boko westchn�a. A jednak dziad Milesa mia� wiele wsp�lnego z dziwaczn� parad�, kt�r� wnuk obecnie prowadzi� w g�ry. Wielki genera� partyzant�w strawi� sw� m�odo�� w tych w�a�nie okolicach, tutaj powstrzyma� naje�d�c�w z Cetagandany, a potem zmusi� ich do odwrotu. Urz�dzenia do wykrywania i niszczenia statk�w, szmuglowane tu za cen� �ycia wielu ludzi, mia�y bardziej decyduj�cy wp�yw na ostateczne zwyci�stwo ni� kawaleria, kt�ra, zgodnie z tym, co opowiada� dziad, uratowa�a jego oddzia�y podczas najgorszej z zim tej kampanii g��wnie dlatego, �e konie - w odr�nieniu od my�li technicznej - da�o si� je��. Ale legenda w�a�nie konie utrwali�a jako symbol walki. Zdaniem Milesa jego ojciec wykaza� du�y optymizm my�l�c, �e syn zgarnie resztki chwa�y starego cz�owieka. Dawne kryj�wki i obozy partyzant�w poros�y ju� nie tylko trawa i krzaki, ale tak�e, u licha, drzewa. A ludzie, kt�rzy walczyli w tamtej wojnie, dawno temu znale�li si� w ziemi, podobnie jak jego dziad. A c� on robi� tutaj? Przecie� pragn�� jedynie s�u�by na statku, kt�ry zabierze go wysoko, wysoko ponad to wszystko, co dzia�o si� na planecie. To przysz�o��, nie przesz�o��, mia�a by� jego przeznaczeniem. Rozwa�ania Milesa przerwa� ko� doktora Dei, kt�ry maj�c obiekcje w stosunku do le��cej na drodze k�ody, stan�� d�ba i zar�a� g�o�no. Doktor Dea z cichym okrzykiem zsun�� si� na ziemi�. - Trzymaj wodze - krzykn�� do niego Miles, zmuszaj�c Grub� Beks� do cofni�cia si�. Poniewa� lekarz doszed� do pewnej wprawy w spadaniu, tym razem wyl�dowa� mniej wi�cej na nogach. Chcia� potraktowa� zwisaj�ce wodze jako l���, ale gniademu wa�achowi uda�o si� uskoczy�. Kiedy tylko zda� sobie spraw�, �e jest wolny, pomkn�� z powrotem traktem z zadartym ogonem, co w ko�skim j�zyku oznacza: "ijjach, ijjach, nie z�apiesz mnie!". Czerwony i w�ciek�y doktor Dea pu�ci� si� w pogo�, miotaj�c przekle�stwa. Ko� p�dzi� cwa�em. - Nie, nie go� go! - krzykn�� Miles. - Jak, u diab�a, mam go z�apa�, je�li za nim nie pogoni� - burkn�� Dea. Lekarz si� kosmicznych by� nieustannym pechowcem. - M�j zestaw medyczny jest przytroczony do tego cholernego konia. - A my�lisz, �e biegn�c za nim, dopadniesz go? - zapyta� Miles. - Przecie� jest szybszy od ciebie. Zamykaj�cy niewielk� kolumn� Pym zawr�ci� swego wierzchowca, odcinaj�c umykaj�cemu wa�achowi drog�. - Tylko st�j spokojnie, Harro - powiedzia� uspokajaj�co Miles przeje�d�aj�c obok g�ralki. - Trzymaj mocno wodze. Nic nie pobudza konia bardziej ni� drugi biegn�cy ko�. Mo�na powiedzie�, �e dw�ch pozosta�ych je�d�c�w radzi�o sobie ca�kiem nie�le. Kobieta, Harra Csurik, dosiada�a swego wierzchowca niezgrabnie, podrzucana w takt jego ci�kiego kroku, ale przynajmniej zachowywa�a r�wnowag� i nie u�ywa�a wodzy jak r�czek, co by�o b��dem nieszcz�snego doktora. Pym, zamykaj�cy poch�d, je�li nawet nie by� mistrzem, jecha� poprawnie. Miles zwolni� krok Grubej Beksy, poluzowa� wodze i ruszy� za uciekinierem, udaj�c ca�kowit� oboj�tno��. Kto, ja? Ja wcale nie chc� ci� z�apa�. Po prostu podziwiamy krajobraz, prawda? To wszystko. Wart jest chwili kontemplacji. Gniady wa�ach skubn�� jakie� zielsko, ale uwa�nie zerka� na zbli�aj�cego si� Milesa. Kiedy odleg�o�� zmniejszy�a si� na tyle, �e ko� got�w by� znowu ucieka�, Miles zatrzyma� Grub� Beks� i zsun�� si� z niej. Nie wykona� �adnego ruchu w stron� konia, tylko sta� i odgrywa� przedstawienie, jak to szuka czego� po kieszeniach. Gruba Beksa wyci�gn�a w jego stron� g�ow� i dosta�a kostk� cukru. Wa�ach spojrza� z zainteresowaniem. Beksa ruszy�a chrapami i przymila�a si� o wi�cej. Ko� Dei wyci�gn�� szyj� ch�tny, by dosta� swoj� porcj�. Wzi�� delikatnie cukier z d�oni Milesa, kt�ry drugim ramieniem przerzuci� mu wodze przez szyj�. - Oto pa�ski ko�, doktorze Dea. Ju� nie ucieka. - To nie fair - wysapa� lekarz, wdrapuj�c si� na siod�o. - Mia� pan cukier w kieszeni. - Oczywi�cie, �e mia�em. Na tym polega przewidywanie i planowanie. �eby opanowa� konia, trzeba by� od niego silniejszym i szybszym, w tym ca�a sztuka. To znaczy, �e trzeba by� od niego sprytniejszym. Dea uj�� wodze. - On na mnie parska - powiedzia� podejrzliwie. Miles u�miechn�� si�. Klepn�� Grub� Beks� po lewej przedniej nodze i koby�a pos�usznie ukl�k�a na jedno kolano. Miles w�o�y� nog� w wygodnie przygotowane strzemi�. - Czy m�j umie co� takiego? - zapyta� zafascynowany tym pokazem doktor Dea. - Przykro mi, ale nie. Dea spojrza� na swego konia. - To zwierz� jest g�upie do imentu. Przez chwil� b�d� je prowadzi�. Beksa podnios�a si�, a Miles st�umi� ochot� wyg�oszenia jednej z maksym swego dziada. "B�d� m�drzejszy od swego konia, Dea." Chocia� doktor by� oficjalnie zaprzysi�ony lordowi Vorkosiganowi na czas tego �ledztwa, jako lekarz wojskowy si� powietrznych i porucznik niew�tpliwie przewy�sza� rang� chor��ego Vorkosigana. Udzielanie porad starszemu wiekiem i stopniem wymaga nieco taktu. W tym miejscu wy�o�ona drewnianymi palami droga rozszerza�a si�. Miles zr�wna� si� z Harr� Csurik. Zdecydowanie, kt�re wykaza�a poprzedniego rana przy bramie, wydawa�o si� s�abn�� tym bardziej, im bli�ej byli jej domu. A mo�e po prostu dopad�o j� zm�czenie? Rano niewiele co m�wi�a, a po po�udniu wr�cz zapad�a w punure milczenie. Je�li mia�o to oznacza�, �e po �ci�gni�ciu Milesa taki kawa� w g��b kraju, odwr�ci si� do niego plecami... - W jakim... no... oddziale s�u�y� tw�j ojciec, Harro? - zagai� rozmow� Miles. Przeczesa�a w�osy palcami jak grzebieniem. Gest bardziej �wiadczy� o zdenerwowaniu ni� pr�no�ci. Spogl�da�a na niego poprzez spadaj�c� na oczy grzywk� niczym narowiste stworzenie zza chroni�cego go �ywop�otu. - W okr�gowej milicji, panie. W�a�ciwie wcale go nie pami�tam, by�am bardzo ma�a, kiedy zgin��. - W walce? Skin�a g�ow�. - Podczas bitwy o Vorbarr Sultana, kiedy Vordarian zdobywa� w�adz�. Miles darowa� sobie pytanie, po kt�rej s�u�y� stronie - wi�kszo�� najemnych �o�nierzy mia�a niewielki wyb�r, a amnestia obj�a potem zar�wno martwych, jak i �ywych. - A... masz jakie� rodze�stwo? - Nie, panie. Zosta�y�my tylko ja i moja matka. Miles poczu�, jak rozlu�niaj� mu si� mi�nie karku. Je�li jego os�d doprowadzi� ma do egzekucji, jeden b��dny krok mo�e spowodowa� przelanie krwi w�r�d krewniak�w. Hrabia nie chcia�, by pozostawili za sob� rze�. Tak wi�c im mniej rodziny, tym lepiej. - A jak liczna jest rodzina twego m�a? - Ich jest siedmioro. Czterech braci i trzy siostry. - Hmm. - Miles oczami wyobra�ni ujrza� pot�nych, barczystych i gro�nych g�rali. Odwr�ci� si� w stron� Pyma czuj�c jak marne s� jego si�y w stosunku do wyznaczonego zadania. Wspomnia� o tym wcze�niej hrabiemu, kiedy ostatniej nocy omawiali szczeg�y ekspedycji. - Popiera� ci� b�dzie rzecznik wioski i jego zast�pcy - powiedzia� hrabia. - Co si� stanie, je�li nie b�d� chcieli wsp�pracowa�? - zapyta� nerwowo Miles. - Oficer, kt�ry ma dowodzi� oddzia�ami imperium - w oczach hrabiego pojawi� si� b�ysk - powinien umie� zdoby� wsp�prac� starszyzny wioski. Innymi s�owy, ojciec uzna�, �e jest to rodzaj testu i nie mia� zamiaru udziela� mu wi�cej pomocy. Dzi�ki, ojcze. - A pan nie ma rodze�stwa? - spyta�a Harra, przywo�uj�c go do tera�niejszo�ci. - Nie. To chyba wiadomo, nawet daleko w g�rach. - Tyle si� m�wi na wasz temat - Harra wzruszy�a ramionami. Miles ugryz� si� w j�zyk, by nie zada� pytania, kt�re smakowa�oby w ustach jak gorzka cytryna. Nie zapyta jej o to, nie mo�e... nie m�g� si� powstrzyma�. - Na przyk�ad? - wydusi� przez zesztywnia�e wargi. - Przecie� ka�dy wie, �e syn hrabiego jest mutantem - rzuci�a mu prowokuj�ce spojrzenie. - Niekt�rzy twierdz�, �e to przez kobiet�, kt�r� przywi�z� sobie na �on� z innego �wiata. Inni opowiadaj�, �e przyczyn� by�o napromieniowanie podczas wojny lub choroba, na jak� zapadaj� nieraz oficerowie przez swe niecne praktyki... Tego jeszcze nie s�ysza�. Uni�s� brwi do g�r�. - ... ale wi�kszo�� uwa�a, �e zosta� zatruty przez wrog�w. - Ciesz� si�, �e wi�kszo�� sk�ania si� ku prawdziwej wersji. Zamachowcy u�yli toksycznego gazu, kiedy moja matka by�a w ci��y. Ale to nie jest... - Mutacja, ta my�l powr�ci�a jak uporczywa czkawka. Ile ju� razy si� t�umaczy�? To teratogeniczne, nie genetyczne. Ja nie jestem mutantem, nie... C� u diab�a znaczy�y te m�dre, biochemiczne poj�cia dla nieuczonej kobiety, kt�rej odebrano dziecko? Z praktycznego punktu widzenia, z jej punktu widzenia, r�wnie dobrze m�g� by� mutantem. - ...wa�ne - doko�czy�. Zerka�a na niego z ukosa, podskakuj�c w rytm krok�w konia. - Niekt�rzy m�wi�, �e urodzi� si� pan bez n�g i je�dzi na w�zku inwalidzkim, nie opuszczaj�c nigdy posiad�o�ci Vorkosigan�w. Inni twierdz�, �e urodzi� si� pan bez ko�ci... - I pewnie trzymaj� mnie w s�oju w piwnicy - mrukn�� Miles. - Ale Karal widzia� ci�, panie, z twoim dziadem na jarmarku w Hassadar i opowiada�, �e jeste� tylko niskiego wzrostu. Niekt�rzy s�yszeli, �e ojciec wys�a� ci� do s�u�by, ale inni zaprzeczaj� temu, twierdz�c, �e wyprawiono ci�, panie na rodzinn� planet� matki, gdzie tw�j m�zg pod��czono do komputera, a cia�o od�ywiane jest za pomoc� rurek i unosi si� w jakim� p�ynie... - M�wi�em, �e w tej historii pojawi si� jaki� s�oik - skrzywi� si� Miles. Wiedzia�, �e po�a�uje tego pytania, ale nie potrafi� si� powstrzyma�. Ale to ona mnie z�apa�a na przyn�t�, u�wiadomi� sobie nagle. Jak �mia�a... ale nie widzia� w niej ch�ci naigrywania si�, tylko skupion� uwag�. Przecie� to ona przesz�a taki kawa� drogi, by zg�osi� morderstwo. Na przek�r rodzinie i miejscowej w�adzy, na przek�r ustalonym obyczajom. I c� da� jej hrabia jako bro� i wspomo�enie, gdy odes�a� j� tam, gdzie mia�a stan�� twarz� w twarz ze swymi najbli�szymi i najdro�szymi? Milesa. Czy on poradzi sobie z t� spraw�? Musia�a si� nad tym zastanawia�. A mo�e wszystko spartaczy, ulegnie naciskom i ucieknie, zostawiaj�c j�, by sama stawi�a czo�o rozw�cieczonym i pragn�cym zemsty? �a�owa�, �e nie zostawi� jej p�acz�cej pod bram�. Las, owoc wysi�k�w wielu generacji terraformowania tutejszej puszczy, otworzy� si� nagle na dolin� poro�ni�t� naturalnymi dla tej planety niskimi zaro�lami. Na samym dole i po�rodku, przez jaki� kaprys chemicznego sk�adu ziemi, bieg� p�kilometrowej szeroko�ci pas zieleni i r�owo�ci. Kiedy podjechali bli�ej, Miles zobaczy�, �e to dzikie r�e. Ziemskie r�e. Droga ko�czy�a si� przy pachn�cych krzewach. Na zmian� z Pymem wyr�bywali przej�cie swymi �o�nierskimi no�ami. R�e by�y mocne, o grubych, ostrych kolcach, chwyta�y za ubrania elastycznie odginaj�cymi si� p�dami. Gruba Beksa te� odwala�a swoj� cz�� roboty, szarpi�c g�ow� w prz�d i w ty�, zrywaj�c kwiaty i z zadowoleniem je zajadaj�c. Miles nie by� pewien, jak d�ugo powinien na to pozwala� - sam fakt, �e ro�lina nie pochodzi�a z Barrayaru nie oznacza�, i� nie jest truj�ca dla koni. Miles wysysa� ran� od kolca zastanawiaj�c si� nad pokr�con� histori� �rodowiska naturalnego swej planety. Pi��dziesi�t tysi�cy Najpierwszych z Ziemi mia�o by� tylko forpoczt� kolonizacji. Potem, przez jak�� grawitacyjn� anomali�, droga, kt�r� koloni�ci przybyli tutaj, zamkn�a si� szczelnie, nieodwo�alnie i bez ostrze�enia. Terraformowanie planety, kt�re przeprowadzano na pocz�tku z takim staraniem i pod pe�n� kontrol�, za�ama�o si� wraz ze wszystkim innym. Importowane z Ziemi ro�liny i zwierz�ta wydosta�y si� na wolno�� i rozpocz�y dziki �ywot, podczas gdy ludzie zaj�li si� najbardziej pal�cymi problemami przetrwania. Biologowie nadal za�amywali r�ce nad masow� zag�ad� miejscowych gatunk�w, kt�ra nast�pi�a wkr�tce potem. A tak�e nad erozj�, suszami i powodziami. Ale zdaniem Milesa tak naprawd� przez Czas Izolacji oba �wiaty na tej planecie, walcz�c ze sob�, osi�gn�y prawdziw� r�wnowag�. Je�li co� �y�o, jakie mia�o znaczenie, sk�d si� wzi�o? Jeste�my tutaj przez przypadek. Podobnie jak r�e. Noc sp�dzili na wzg�rzu, a rankiem wjechali w prawdziwe g�ry. Teraz ju� znale�li si� poza rejonem, kt�ry by� Milesowi znany z czas�w dzieci�stwa, wi�c cz�sto por�wnywa� dane wynikaj�ce ze wskaz�wek Harry ze sw� map� zrobion� dzi�ki pomiarom z orbity. Kiedy zatrzymali si� drugiego dnia o zachodzie s�o�ca, byli ju� tylko o kilka godzin jazdy od celu. Harra upiera�a si�, �e mo�e poprowadzi� ich mimo zmierzchu, ale Miles nie chcia� zjawia� si� z zapadni�ciem nocy niezapowiedziany, w obcym miejscu, gdzie nie wiadomo, jak m�g� zosta� przywitany. Nast�pnego dnia rano wyk�pa� si� w strumieniu, wyj�� sw�j nowy, zielony mundur oficera imperium i starannie si� ubra�. Pym za�o�y� liberi� Vorkosigan�w w kolorach br�zowym i srebrnym. Z przepastnych g��bin juk�w wydoby� hrabiowski proporzec, wci�gn�� go na aluminiowe drzewce i przyczepi� do lewej ostrogi. Ubrany do zabijania, pomy�la� Miles nieweso�o. Doktor Dea mia� na sobie zwyk�y czarny mundur polowy, w kt�rym najwyra�niej nie czu� si� swobodnie. Je�li ich wygl�d mia� przekaza� jak�� wiadomo��, to Miles z pewno�ci� nie wiedzia� jak�. Nie min�� jeszcze poranek, kiedy zatrzymali konie przed dwuizbow� chat� stoj�c� na skraju g�stego zagajnika klon�w, zasadzonych tu kto wie ile wiek�w temu, a teraz w spos�b naturalny rozrastaj�cych si� po ca�ej dolinie. G�rskie powietrze by�o zimne, czyste i roz�wietlone. Kilka kurcz�t spacerowa�o, dziobi�c poro�ni�t� chwastami ziemi�. Z omsza�ej drewnianej rury kapa�a woda w koryto, kt�re przechodzi�o w poro�ni�ty zieleni� potoczek. Harra zsun�a si� z konia, poprawi�a sp�dnic� i wesz�a na ganek. - Karal? - zawo�a�a. Miles nie chcia� ujawnia� niskiego wzrostu przy pierwszym kontakcie, wi�c czeka� na koniu. Nigdy nie rezygnuj z przewagi psychologicznej. - Harra? Czy to ty? - dobieg� z wewn�trz m�ski g�os. Nagle gwa�townie otworzy�y si� drzwi. - Gdzie� ty by�a, dziewczyno? Przeszukali�my ca�� dolin�! My�la�em, �e skr�ci�a� gdzie� kark... - zamilk� na widok trzech m�czyzn na koniach. - Nie chcia�e�