Margaret Atwood - Rok potopu
Szczegóły |
Tytuł |
Margaret Atwood - Rok potopu |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Margaret Atwood - Rok potopu PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Margaret Atwood - Rok potopu PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Margaret Atwood - Rok potopu - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
ROK
POTOPU
1IKO
S KI
I.YD!ESALV YRE
ZBIG IEW1 IE
T ZELT· TL\ \
'f OLSTOJA. DR
IEJKLRK W\\IL
llELMDJCllTLR
A, DRE\ '1 ,\(,O
RSKIGE l�BRf,
\\'E R B OHl 11L
lIRAB\L. IICJ \L
OLSZE WSKI \LE
KS\, 'D EI Jl RE
WICZD ,·w1.·
SLOWJ SUSDTAZ
JHL'\ PAI,AHIRJ
PA ELH l E LL !�
JO'tC,ECAROL
OATES\ "1 ELA
:VIOTTTOMASZ
Jl1 R\SZRYSZARD
SAJ)AJJl OT
Dl \ ZRI ( ll.\RD
LOUH!E IO!lA
. I IE DI \ I[•
Strona 2
�1ARGARET
ATWOOD
ROK
POTOPU
przekład Marcin Michalski
Wydawnictwo Znak
Kraków 2010
Strona 3
Dla Graeme'a i]ess
Strona 4
Ogród
Kto pielęgnuje Ogród,
Ten Ogród tak zielony?
Był to cudowny Ogród,
W krasie nieprześcigniony.
W nim Bóg umieścił wszystko,
Co fruwa, biega i pływa,
Lecz Jego Stworzenia wybiła
Szkodników ręka chciwa.
I wszystkie darzące nas niegdyś
. Kwieciem i owocem drzewa
Z pniami, z gałęźmi, z listowiem
Dziś piasek suchy zawiewa.
I wszystkie lśniące wody
Są dzisiaj mułem i błotem,
A piękne, pierzaste ptaki
Zniknęły ze swym szczebiotem.
7
Strona 5
Ogrodzie mój, potąd będzie
Los twój boleśnie mrl.ie smucić,
Aż Ogrodnicy zdołają
Dawne Życie ci wrócić.
Z Niepisanego śpiewnika Bożych Ogrodnikó.w
Strona 6
Rok Potopu
Strona 7
1
Rok dwudziesty piąty, Rok Potopu
Toby
Wczesnym rankiem Toby wspina się schodami na taras na dachu,
żeby obejrzeć wschód słońca. Kij od mopa służy jej do utrzymywa
nia równowagi. W inda nie działa już od dłuższego czasu. Schody
są wilgotne i śliskie, a jeśli Toby się poślizgnie i upadnie, nikt jej
nie podniesie.
Z pierwszymi promieniami ciepła znad pasa drzew dzielącego
ją od opustoszałego miasta wznoszą się mgły. W powietrzu czuć
lekki zapach spalenizny, karmelu, smoły i zjełczałego grilla, popie
listy, tłusty swąd clącego się wysypiska zlanego deszczem. Opusz
czone wieże w oddali wyglądają jak szkielety dawnej rafy -wyblak
łe, bezbarwne, bez życia.
Życie jednak istnieje. Ćwierkają ptaki, na pewno WTóble. Ich
głosy brzmią czysto i ostro, jak paznokcie stukające w szkło, nie
toną już jak dawniej w zgiełku samochodów. Czy ptaki zauważają
tę ciszę, brak silników? Jeśli tak, to czy są szczęśliwsze? Toby nie ma
o tym pojęcia. W odróżnieniu od paru innych Ogrodników - tych
z pewnym obłędem w oczach, tych, co chyba przedawkowali - ni
gdy nie miała złudzenia, że może rozmawiać z ptakami.
Na wschodzie coraz mocniej jaśnieje słońce, czerwieniąc siną
mgiełkę nad odległym oceanem. Rozsiadłe po słupach hydro
elektrycznych sępy suszą skrzydła, wachlując nimi i otwierając je
niczym czarne parasole. Jeden po drugim szybują w górę unoszone
Il
Strona 8
prądami powietrza. Kiedy z nagła nurkują w dół, to znak, że wy
patrzyły padlinę.
Sępy są naszymi przyjaciółmi - tak nauczali niegdyś Ogrod
nicy. - Oczyszczają ziemię. To nie�będne mroczne Boże Anioły
cielesnego rozkładu. Pomyśl, jak byłoby strasznie, gdyby nie było
śmierci!
Czy ja w to jeszcze wierzę? - zastanawia się Toby.
Jeśli się przyjrzeć z bliska, wszystko wygląda inaczej.
Na dachu stoi kilka kwietników ze zdziczałymi roślinami ozdob
nymi, kilka ławek ze sztucznego drewna. Niegdyś było tu zadasze
nie chroniące przed słońcem, rozkładane późnymi popołudniami,
ale porwał je wiatr. Toby siedzi na ławce, obserwując teren. Pod
nosi lornetkę do oczu, lustruje okolicę z lewa na prawo. Droga
obsadzona po bokach różoświetlikami, zaniedbanymi i przypo
minającymi wystrzępione szczotki do włosów, ich fioletowe lśnie
nie blednie we wzmagającym się świetle dnia. Wjazd od zachodu
spowity w różową powłokę solarną imitującą suszoną cegłę. Za
bramą bezładna plątanina samochodów.
Grządki kwiatowe stłamszone przez ,mlecz i łopian, nad który
mi fruwają ogromne akwamarynowe ćmy kudzu. Fontanny z ba
senami w formie muszli świętego Jakuba wypełnionymi stojącą
deszczówką. Na parkingu różowy wózek golfowy i dwa różowe
minivany z NowyTy, na każdym z nich logo w kształcie mruga
jącego oka. W oddali na drodze kolejny minivan - po zderzeniu
z drzewem. Kiedyś z jego okna zwieszało się ludzkie ramię, ale
zniknęło.
Na szerokich trawnikach wybujało zielsko. Niskie, nieregu
larne kopczyki porosły trojeścią, przymiotnem i szczawiem. Tu
i ówdzie strzęp tkaniny, połysk kości. To miejsca, gdzie padli
ludzie, jedni przecinając trawnik w biegu, inni powoli, słaniając
się. Toby patrzyła wówczas z dachu przykucnięta za kwietnikiem,
ale nie obserwowała ich długo. Niektórzy z tych ludzi wzywali
pomocy, jakby wiedzieli, że ona tam jest. Jak jednak mogła
im pomóc?
12
Strona 9
Basen kąpielowy pokrywa plamisty kożuch gJonów. Pojawiły
się już żaby. Na płytszym końcu polują na nie siwe i białe czaple
oraz pawiaple. Przez chwilę Toby próbuje wyłowić drobne zwie
rzęta, które wpadły do wody i utonęły. Świetliste zielone króliki,
szczury, szopunksy z pasiastymi ogonami i złodziejskimi maskami
szopów praczy. Ostatecznie decyduje się je zostawić. Może dzięki
nim jakoś zalęgną się ryby, ale to jak basen się bardziej zabagni.
Czy zamierza zjeść te przyszłe ryby? Na pewno nie.
Na pewno jeszcze nie teraz.
Obraca się ku wznoszącej się dokoła ciemnej ścianie drzew,
pnączy, liściastych i krzaczastych zarośli i lustruje ją przez lornet
kę. To tam może się czaić zagrożenie. Jakie zagrożenie? Tego nie
potrafi powiedzieć.
Nocą słychać zwyczajne dźwięki: psy szczekają w oddali, chicho
czą myszy, świerszcze grają jak nargile, z rzadka skrzeknie żaba.
Krew huczy Toby w uszach: tu-tusz! tu-tusz! tu-tusz! Ciężka
miotła zmiatająca suche liście.
„Idź spać" - mówi na głos. Nie sypia jednak dobrze, odkąd zo
stała w tym budynku sama. Czasem słyszy głosy - ludzkie głosy,
wołające do niej w bólu. Albo głosy kobiet - tych, które kiedyś
tu pracowały, i tych, które przyjeżdżały tu, spragnione odpoczyn
ku i odmłodnienia. Pluskających się w basenie, spacerujących po
trawnikach. Słyszy te ich różowo brzmiące głosy, kojone i kojące.
Słyszy też głosy Ogrodników, nucących coś lub śpiewających,
głosy śmiejących się dzieci w Ogrodzie na budynku Edencliff.
Głos Adama Pierwszego, Nuali, Burta. Starej Pilar, otoczonej ob
łokiem swoich pszczół. I Zeba. Jeśli ktokolwiek z nich pozostał
przy życiu, to na pewno Zeb. Zjawi się lada dzień, nadejdzie ścież
ką lub wyłoni się spomiędzy drzew.
Pewnie jednak już nie żyje. Lepiej się z tym pogodzić i na próż
no się nie łudzić.
Ktoś jeszcze musiał jednak ocaleć. Niemożliwe, żeby została
sama jedna na świecie. Muszą być jeszcze inni. Czy będą przyjaciół
mi, c"zy wrogami? Jeśli kogoś zobaczy, po czym to poznać?
13
Strona 10
Przygotowała się. Drzwi pozamykała na klucz, okna zabiła
gwoźdźmi. Ale takie blokady nie stanowią dostatecznego zabez
pieczenia. Każda szczelina kusi intruza.
Nawet śpiąc, nasłuchuje niczym zwierzę, czy nie odkryje cze
goś odbiegającego od normy, nieznanego dźwięku lub ciszy, która
otworzy się jak rozpadlina w skale.
Adam Pierwszy mawiał, że kiedy małe stworzonka przerywają
swój śpiew, to znak, że się boją. Trzeba szukać dźwięku, który je
przeraził.
Strona 11
2
Rok dwudziesty piąty, Rok Potopu
Ren
Strzeż się słów. Uważaj, co piszesz. Nie pozostawiaj po sobie śladów.
Tak uczyli nas Ogrodnicy, kiedy mieszkałam z nimi jako dziec
ko. Mówili, że powinniśmy polegać na pamięci, bo nic, co zapisane,
nie jest wiarygodne. Duch przechodzi z ust do ust, nie z rzeczy
do rzeczy. Książki można spalić, papier kruszeje, komputery moż
na zniszczyć. Tylko Duch żyje wiecznie, a Duch nie jest rzeczą .
Pismo, jak mówili Adamowie i Ewy, jest niebezpieczne, bo po
nim piszącego mogą wyśledzić wrogowie, mogą go wytropić i ska
zać na podstawie jego słów.
Teraz jednak, gdy przez świat przetoczył się Bezwodny Potop,
cokolwiek napiszę, nie może mi zagrozić, bo ci, co mogliby użyć
tego przeciwko mnie, najprawdopodobniej nie żyją. Mogę pisać,
co mi się podoba.
Kredką do brwi na ścianie obok lustra piszę swoje imię, „Ren�
Pisałam je wiele razy, „Renrenren': jak pieśń. Kiedy za długo jest się
samym, można zapomnieć, kim się jest. Tak powiedziała mi Amanda.
Nie mogę wyjrzeć przez okno, bo jest z luksferów. Nie mogę
wyjść na dwór, bo drzwi są zamknięte od zewnątrz. Ale dopóki
nie wysiądzie bateria słoneczna, mam jeszcze powietrze i wodę.
Mam jeszcze co jeść.
Miałam szczęście. Miałam naprawdę niesamowite szczęście.
Amanda zawsze mówiła: „Pamiętaj o szczęściu, które cię spotkało�
15
Strona 12
Tak też robię. Miałam szczęście między innymi dlatego, że kiedy za
czął się Potop, pracowałam tutaj, w Łuskach. A jeszcze większym
szczęściem było to, że byłam w bezpiecznym miejscu, bo zamknęli
mnie w Śliskiej Strefie. Pękł mi ciałochron z biofilmu - jednego klienta
poniosło i ugryzł mnie tak, że przebił się przez zielone cekiny - zrobili
mi więc testy i czekałam na wyniki. To nie było pęknięcie na mokro,
takie z wydzielinami i błonami. Zwykłe suche pęknięcie pod łok
ciem, więc niczym się nie przejmowałam. Ale w Łuskach sprawdzali
wszystko. Dbali o swoją reputację, bo w kwestii czystości byłyśmy zna
ne jako najprzyzwoitsze z nieprzyzwoitych dziewczynek w mieście.
Jeśli dziewczyna miała talent, dostawała w Łuskach i Ogonach
dobrą opiekę. Były tu dobre jedzenie, lekarz, jeśli zaszła potrzeba,.
i ogromne napiwki, gdyż do Łusek przychodzili mężczyźni z naj
potężniejszych Korporacji. Klub był dobrze zarządzany, choć jak
wszystkie inne znajdował się w dosyć zakazanej okolicy. Chodziło
o image. Jak mawiał Mordis, szemrany klimat służy temu intereso
wi, bo bez czegoś ostrzejszego, czegoś krzykliwego albo sprośnego,
bez odrobiny obleśności cóż różniłoby nas od przeciętnego pro
duktu, jaki każdy facet może dostać w domu, z kremem do twarzy
i białymi majtkami z bawełny?
Mordis wyrażał się bez ozdobników. Był w branży od dziecka, a kie
dy zdelegalizowano stręczycielstwo i szukanie klienta na ulicy - rze
komo w trosce o zdrowie publiczne i bezpieczeństwo kobiet - i wszyst
ko podpięto pod EroTarg, kontrolowany przez KorpuSOKorp, dzięki
doświadczeniu awansował. ,,Wszystko zależy od tego, jakich zna się
ludzi - mówił - i co się o nich wie". Zwykle potem wyszczerzał się
i klepał nas po tyłku. Ale to były tylko przyjacielskie klepnięcia. Nigdy
nie brał od nas gratisów. Miał zasady.
Był żylastym facetem z wygoloną głową i czarnymi błyszczący
mi ruchliwymi oczami, podobnymi do mrówczych łebków. Dopóki
wszystko było okej, był wyluzowany. Ale kiedy klient stawał się na
chalny, zawsze się za nami wstawiał. „Nie pozwolę krzywdzić moich
najlepszych dziewczyn" - mówił. Traktował to jako punkt honoru.
Nie lubił reż marnotrawstwa. Mówił, że jesteśmy drogocen
nym skarbem, śmietanką towarzystwa. Odkąd wszystko podłączo-
16
Strona 13
no pod EroTarg, każdy, kto został poza systemem, nie tylko łamał
prawo, lecz był także pośmiewiskiem - jak te parę wyniszczonych,
chorych staruch, które włóczyły się alejami, wprost żebrząc. Ża
den mężczyzna, któremu została choćby odrobina mózgu, nawet
by do nich nie podszedł. My, dziewczyny z Łusek, mówiłyśmy na
nie "niebezpieczne odpady". Nie powinnyśmy były tak nimi gar
dzić, należało im raczej współczuć. Jednak żeby umieć współczuć,
trzeba się napracować, a my byłyśmy jeszcze młode.
Tamtej nocy, kiedy uderzył Bezwodny Potop, czekałam na wyniki
testu. Dziewczyny w sytuacji takiej jak moja przez parę tygodni
trzymano pod kluczem w Śliskiej Strefie, gdyż istniało podejrzenie,
że mogły złapać coś zaraźliwego. Jedzenie dostarczano przez szczel
nie izolowane podajniki, a oprócz tego była jeszcze minilodówka
z przekąskami. Płyny, przychodzące i wychodzące, filtrowano. Było
tam wszystko, co potrzebne, ale doskwierała mi nuda. Miałam do
dyspozycji przyrządy gimnastyczne i bardzo często na nich ćwi
czyłam, wszak tancerka trapezowa nie powinna wyjść z wprawy.
Można też było oglądać telewizję, stare filmy, słuchać włas
nej muzyki, rozmawiać przez telefon albo odwiedzać inne pokoje
w Łuskach na ekranie interkomu. Czasami kiedy wykonywałyśmy
numer z bzykankiem, puszczałyśmy oko do kamer w samym środku
pojękiwań, żeby dodać otuchy tym, które siedziały w Śliskiej Stre
fie. Wiedziałyśmy, że w wężowej skórze i w piórach pod sufitem
ukryte są kamery. W Łuskach wszyscy byliśmy jedną wielką rodzi
ną i Mordis życzył sobie, żeby nawet gdy któraś trafiała do Śliskiej
Strefy, zachowywała się tak, jakby wciąż we wszystkim brała udział.
Dzięki Mordisowi czułam się bezpieczna. W iedziałam, że
jeśli znajdę się w poważnych tarapatach, mogę na niego liczyć.
W moim życiu było tylko kilkoro takich ludzi: Amanda - przez
większość czasu, Zeb - czasami. I Toby. Nie sądziłam, że będę wy
mieniać pośród nich Toby, która była taka ostra i surowa. Jednak
kiedy człowiek tonie, nie powinien chwytać się czegoś, co miękkie
i rozmamłane. Wtedy potrzebuje czegoś twardszego.
Strona 14
Święto Stworzenia Świata
Strona 15
Święto Stworzenia Świata
Rok piąty
O Stworzeniu i Nazywaniu Zwierząt
, Mówi Adam Pierwszy
Drodzy Przyjaciele, Drogie Współstworzenia, Drogie Współssaki!
W Święto Stworzenia Świata pięć lat temu nasz Ogród na Da
chu Edencliff był spalonym słońcem pustkowiem pośród zgniłych
slumsów i siedlisk występku. Teraz jednak rozkwitł niczym róża.
Pokrywając takie bezużyteczne dachy zielenią, w drobnej mie
rze przyczyniamy się do odkupienia Bożego Dzieła Stworzenia
z otaczającego nas rozkładu i nieurodzaju, a jednocześnie możemy
żywić się nieskażonym pokarmem. Niektórzy nazwą nasz wysi
łek daremnym, lecz gdyby wszyscy poszli za naszym przykładem
- jaka zmiana dokonałaby się na naszej drogiej Planecie! Przed
nami jeszcze ogrom ciężkiej pracy, lecz nie lękajcie się, Przyjaciele!
- albowiem nieustraszenie będziemy podążać naprzód.
Cieszę się, że wszyscy przyszli w kapeluszach przeciwsłonecznych.
Zwróćmy teraz myśli ku naszemu corocznemu nabożeństwu z oka
zji Święta Stworzenia Świata.
Człowiecze Słowa Boga mówią o Dziele Stworzenia za po
średnictwem pojęć, które miały być zrozumiałe dla ludzi z od
ległej przeszłości. Nie ma tam mowy o galaktykach ani genach,
wyrażenia takie wywołałyby bowiem wielki zamęt w ówczesnych
umysłach! Lecz czyż z tego powodu mamy za naukowy fakt uznać
opowieść, że świat został stworzony w ciągu sześciu dni, a dane
21
Strona 16
obserwacyjne nazwać bzdurą? Boga nie da się zamknąć w wąskich,
dosłownych i materialistycznych interpretacjach ani mierzyć Go
Ludzką miarą, albowiem Jego dni to eony, a tysiąc wieków nasze
go czasu to dla Niego jeden wieczór. W odróżnieniu od innych
religii, my nigdy nie twierdziliśmy, że dla jakichś szczytnych celów
trzeba uczyć dzieci zafałszowanej geologii.
Przypomnijcie sobie, jak brzmi początek owych Człowieczych
Słów Boga: Ziemia jest bezładem i pustkowiem, a Bóg słowem po
wołuje do istnienia Światłość. Nauka określa ten moment mianem
ang. Big Bang ,,Wielkiego Bum!� jakby to była seksualna orgia. W zasadzie obie
może oznaczać
te relacje są ze sobą zbieżne: Ciemność, a potem w jednej chwili
zarówno ..Wiel
ki Wybuch", jak Światłość. Nie ma jednak wątpliwości, że Stworzenie dokonuje się
i •wielkie rżnię-
nieustannie, bo czyż z każdą chwilą nie powstają nowe gwiazdy?
cie" (przyp.
tłum.) Przyjaciele, dni Boże nie następują jeden po drugim, lecz bieg
ną równolegle do siebie, pierwszy obok trzeciego, czwarty obok
szóstego. Powiada się nam: „Stwarzasz je, gdy ślesz swego Ducha
i odnawiasz oblicze Ziemi".
Powiada się nam również, że piątego dnia Bożego Dzieła Stwo
rzenia wody wydały z siebie Istoty żywe, a dnia szóstego suchy ląd
zapełnił się Zwierzętami, Drzewami i innymi Roślinami. Wszyst
kie je Bóg pobłogosławił i wszystkim polecił się mnożyć. Na końcu
został stworzony Adam, czyli Ludzkość. Według Nauki to właśnie
w takiej kolejności na planecie pojawiły się gatunki: Człowiek na
samym końcu. Mniej więcej w takiej właśnie kolejności, a w każ
dym razie w dość podobnej.
Co dzieje się dalej? Bóg przyprowadza Zwierzęta przed Czło
wieka, „aby zobaczyć, jak je nazwie". Dlaczego Bóg już wtedy nie
wiedział, jakie nazwy wybierze Adam? Jedyna sensowna odpowiedź
jest taka, że Bóg dał Adamowi wolną wolę i dlatego Adam może
zrobić coś, czego Sam Bóg nie potrafi z góry przewidzieć. Pomyśl
cie o tym, kiedy następnym razem odczujecie pokusę mięsożerstwa
lub materialnego dostatku! Nawet Bóg czasem nie wie, co zamie
rzacie uczynić!
Aby zebrać wszystkie Zwierzęta, Bóg musiał do nich przemó
wić. W jakim języku to uczynił? Moi Drodzy, to nie był hebraj-
22
Strona 17
ski. Nie była to łacina ani greka, ani język angielski, ani francuski,
ani hiszpański, ani arabski, ani chiński. Nie. Bóg zwołał Zwie
rzęta w ich własnych językach. Do Renifera mówił po reniferze
mu, do Pająka po pajęczemu, do Słonia w języku słoniowym, do
Pchły w języku pchlim. Do Stonogi przemawiał po stonożemu,
do Mrówki po mrówczemu. Tak to musiało wyglądać.
A co się tyczy samego Adama, Nazwy, które nadał on Zwierzę
tom, były pierwszymi wypowiedzianymi przezeń słowami, zacząt
kiem Ludzkiej mowy. W tym momencie o kosmicznym znaczeniu
Adam sięgnął po swą Człowieczą duszę. Dla nas wypowiedzenie
Imienia jest pozdrowieniem, przybliżeniem innego ku sobie. Wy
obraźmy sobie Adama, który czule i radośnie wywołuje Nazwy
Zwierząt, jak gdyby mówił: Tu jesteś, moje najdroższe! Witaj! Tak
więc pierwsze zetknięcie Adama ze Zwierzętami naznaczone było
czułością, miłością i bliskością, albowiem przed swym upadkiem
Człowiek nie był mięsożercą. Zwierzęta wiedziały o tym i nie ucie
kały przed nim. Tak zapewne wyglądał ów niepowtarzalny Dzień:
przepojone pokojem zgromadzenie, w którym Człowiek otoczył
miłością wszystkie żywe Istoty na Ziemi.
Ileż od tamtego czasu utraciliśmy, Drogie Współssaki, Drodzy
Współśmiertelnicy! Ileż świadomie zniszczyliśmy! Ileż musimy
przywrócić do istnienia, również w nas samych!
Przyjaciele, czas Nazywania jeszcze się nie zakończył. Być może
mierząc Bożą miarą, wciąż jeszcze mamy dzień szósty. W ramach
Medytacji wyobraźcie sobie, że doświadczacie pełni spokoju
w owej kojącej chwili. Wyciągnijcie ręce ku tym łagodnym oczom,
które patrzą na was z taką ufnością - ufnością niezbrukaną rozle
wem krwi, chciwością, pychą, pogardą.
Wypowiedzcie ich Nazwy.
Zaśpiewajmy.
Strona 18
Gdy w pięknym siedlisku
Gdy w pięknym siedlisku w Adama
Dusza została tchnięta,
Żył, spoglądając na Boże oblicze,
Z nim - w zgodzie wszystkie Zwierzęta.
Duch Ludzki dobył się z mową,
By nazwać Boże Stworzenia -
Bóg wezwał je wszystkie pospołu
I przyszły bez lęku ni drżenia.
Hasając, śpiewając, skacząc,
Głosiły wszystkie chwałę
Stworzenia, co wypełniło
Te pierwsze dni wspaniałe.
Lecz Człowiek blask siewu Bożego
Zadusił dziś i osłabił,
Bo z żądzy zniszczył Wspólnotę,
Udręczył ją i ograbił.
Jak dawną przywrócić miłość?
Stworzenia, cierpiące tak wiele -
Nazwiemy was w naszych sercach,
Powiemy znów: „Przyjaciele!�
Z Niepisanego śpiewnika Bożych Ogrodników
Strona 19
3
Rok dwudziesty piąty
Toby. Dzień Podokarpa
Świta. Jest przełom nocy i dnia. Toby odmienia słowo na róż
ne sposoby: przełom, przełamać, przełamany. Co przełamuje się
o świcie? Noc? Czy może słońce, rozcięte horyzontem na dwie
połówki niczym jajko, z którego wycieka światłość?
Toby podnosi lornetkę do oczu. Drzewa wyglądają niewinnie
jak zawsze, ale Toby ma wrażenie, że jest obserwowana, jak gdy
by jej obecność wyczuwały nawet martwe kamienie i pnie i nie
życzyły jej dobrze.
Takie są efekty przebywania w samotności. Zaznajomiła się
z nimi podczas Czuwań i Rekolekcji u Bożych Ogrodników. Falu
jący pomarańczowy trójkąt, gadające świerszcze, drgające kolumny
roślinności, oczy wśród liści. Jak jednak odróżnić miraż od rzeczy
wistości?
Słońce, mniejsze, lecz silniej przygrzewające, stoi już w zenicie.
Toby schodzi z dachu, odziewa się w swój różowy kombinezon,
spryskuje się odstraszającym owady SuperD i poprawia różowy
przeciwsłoneczny kapelusz z szerokim rondem. Odblokowuje
drzwi wejściowe i wychodzi zająć się ogrodem. Kiedyś uprawia
no tu ekologiczne sałatki dla klientek, które spożywały je w przy
należnym do ośrodka barku. Specjalnie dla nich rosły tu garnirun
ki; egzotyczne kompozyty jarzyn i herbatki ziołowe. Nad głową
Strona 20
zwiesza się siatka chroniąca przed ptakami. Druciane ogrodzenie
ma utrudnić zadanie zielonym królikom, kotrysiom i szopunksom,
które chciałyby przedostać się tu z Parku. Przed Potopem nie były
zbyt liczne, teraz mnożą się jednak w zadziwiająco szybkim tempie.
Toby pokłada w tym ogrodzie �adzieje, wyczerpuje się bowiem
zawartość jej magazynu. W ciągu lat zgromadziła zapasy, które jej
zdaniem powinny wystarczyć w podobnej sytuacji - lecz przeli
czyła się i oto kończą się wiórki sojowe i sojdynki. Na szczęście
w ogrodzie wszystko jest jak należy: kokorzyca dostaje strąków,
zakwitły bóbanany, krzaki polirzeczkowe okryły się brązowy
mi gronkami różnych kształtów i wielkości. Toby zrywa nieco
szpinaku, strąca z niego opalizujące zielone żuczki i rozdeptuje
je. Poczuwszy wyrzut sumienia, kciukiem wyciska dla nich grób
w żiemi i wypowiada prośbę o oswobodzenie duszy i przebaczenie.
Nikt wprawdzie na nią nie patrzy, lecz głęboko wpojonych nawy
ków niełatwo się pozbyć.
Translokuje parę ślimaków, wyrywa kilka chwastów. Portulakę
zostawia, kiedyś będzie można ugotować ją na parze. Na młodej
naci marchwi znajduje dwie jasnobłękitne gąsienice ciem kudzu.
Wygenerowano je po to, by w sposób biologiczny ograniczyć ple
niące się pnącza kudzu, ale najwyraźniej ogrodowe warzyw<! sma
kują im lepiej. kh projektant dla żartu - w pierwszych latach sto
sowania kompozycji genów było to dość częste - umieścił im na
łebkach dziecięce twarzyczki z wielkimi oczami i radosnym uśmie
chem, przez co trudniej było je zabijać. Toby ściąga je z marchwi
- ich żuchwy poniżej masek słodkich dzieciątek nie przerywają
łapczywego żucia - rozwiera siatkę na złożeniu i wyrzuca je poza
ogrodzenie. Na pewno przyjdą tu z powrotem.
Wracając do budynku, Toby znajduje przy ścieżce ogon psa,
zdaje się setera irlandzkiego. Długa sierść upstrzona jest rzepami
i gałązkami. Pewnie zgubił go jakiś sęp, one bez przerwy coś gubią.
Toby stara się nie myśleć o innych rzeczach, które sępy gubiły przez
pierwsze tygodnie po Potopie. Najgorsze były palce od rąk.
Jej dłonie stały się grubsze, sztywne i brunatne jak korzenie.
Za dużo kopie w ziemi.