4641
Szczegóły |
Tytuł |
4641 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4641 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4641 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4641 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ursula K. LeGuin
Opowiadanie �wiata
1
Kiedy Satti wraca�a na Ziemi� w dzie�, zawsze widzia�a wie�.
Kiedy wraca�a w nocy, by�a to Enklawa.
��cie� trawy, ��cie� kurkumy i ry�u z szafranem, pomara�-
czowy nagietk�w, przydymiona pomara�czowa mgie�ka zachodz�ce-
go s�o�ca nad polami, czerwie� henny, czerwie� m�czennicy, czer-
wie� zesch�ej krwi, czerwie� b�ota, wszystkie kolory s�onecznego
�wiat�a. Wiatr nios�cy tchnienie asafetydy. Trajkotanie ciotki, plotku-
j�cej na werandzie z matk� Motiego. Le��ca nieruchomo na bia�ej
kartce smag�a d�o� wujka Hurree. Przyjazne �wi�skie oczka Gane�a.
Trzask zapalanej zapa�ki i g�sty szary k��b wonnego dymu kadzid�a:
osza�amiaj�cy, intensywny, ulotny. Zapachy, migotania, echa odzywa-
j�ce si� kr�tko lub d�wi�cz�ce w jej pami�ci, kiedy sz�a ulic�, jad�a al-
bo odpoczywa�a po sensorycznym ataku progreali, w kt�rych musia�a
uczestniczy� - zawsze za dnia, pod innym s�o�cem.
Ale noc wygl�da tak samo w ka�dym ze �wiat�w. Brak �wiat�a
jest niezmienny. A w ciemno�ciach wraca�a do Enklawy. Nie, nie we
�nie, to nigdy nie by� sen. Zawsze by�a przytomna, tu� przed za�ni�-
ciem lub gdy si� budzi�a, niespokojna i zesztywnia�a, nie mog�c zno-
wu zapa�� w sen. W�wczas te sceny ponownie stawa�yjej przed ocza-
mi, nie w s�odkich, jasnych mgnieniach, lecz z pe�n� �wiadomo�ci�
miejsca i czasu; a kiedy zaczyna�y si� wspomnienia, nie potrafi�a ich
przerwa�. Musia�a prze�y� je od pocz�tku do ko�ca, dopiero wtedy
odchodzi�y. Mo�e to by�a kara, taka jak w piekle Dantego, kiedy ko-
chankowie musieli wspomina� swoje szcz�cie. Ale oni cierpieli
mniej, bo wspominali je wsp�lnie.
Deszcz. Pierwsza zima w deszczu Vancouverze. Niebo jak o�owia-
ny sufit nad dachami budynk�w, wsparte ci�ko na szczytach czarnych
OPOWIADANIE �WIATA
g�r za miastem. Na po�udnie szare wody Cie�niny, pod kt�rymi spa�o
stare Vancouver, dawno temu zatopione przez przybieraj�ce morze.
Czarna wilgo� na l�ni�cych asfaltowych ulicach. Wiatr, ten wiatr, pod
kt�rego smagni�ciami popiskiwa�a jak szczeni�, kuli�a si� i dr�a�a
z przera�enia, tak by� dziki i szalony, ten zimny wiatr prosto z Arktyki,
lodowaty oddech bia�ego nied�wiedzia. Przeszywa� na wylot jej wytar-
te palto; za to buty mia�a ciep�e, brzydkie, czarne plastikowe buciory,
pod kt�rymi rozbryzgiwa�a si� woda w rynsztokach, tak, dzi�ki nim za-
raz b�dzie w domu. Przez to zimno, przeszywaj�ce zimno mo�na by�o
si� czu� bezpiecznie. Ludzie szli pospiesznie w swoj� stron�, nie zwra-
caj�c uwagi na nikogo, jakby ich nienawi�� i nami�tno�� zamarz�y.
P�noc by�a dobra i zimno tak�e, i deszcz, i to pi�kne ponure miasto.
Ciocia wydawa�a si� tu malutka, malutka i krucha jak motylek.
Czerwonopomara�czowe bawe�niane sari, cienkie mosi�ne bran-
soletki na owadzich przegubach. W okolicy by�o mn�stwo Hindu-
s�w i Hindokanadyjczyk�w, wielu mieszka�o w s�siedztwie, ale cio-
cia nawet mi�dzy nimi wydawa�a si� ma�a i zagubiona, ca�kiem nie
na swoim miejscu. Mia�a obcy, przepraszaj�cy u�miech. Musia�a ci�-
gle nosi� buty i po�czochy. Jej stopy pojawia�y si� dopiero tu� przed
snem, ma�e smag�e stopki pe�ne wyrazu, kt�re w wiosce pozostawa-
�y na widoku, tak samo jak jej oczy i d�onie. Tutaj zimno sp�oszy�o je,
okaleczy�o, kaza�o si� im ukry�. Ciocia przesta�a chodzi�, nie biega-
�a po domu, nie krz�ta�a si� w kuchni. Siedzia�a w du�ym pokoju
przy grzejniku, owini�ta sp�owia�ym i wystrz�pionym w��czkowym
kocem - motyl na powr�t w kokonie. I stopniowo odchodzi�a, dale-
ko, coraz dalej, cho� nie rusza�a si� z miejsca.
Satti odkry�a, �e �atwiej jej rozmawia� z rodzicami, kt�rych od
pi�tnastu lat prawie nie widywa�a, ni� z cioci�, cho� to w jej ramio-
nach zawsze szuka�a ucieczki. Z rado�ci� pozna�a na nowo matk�,
dobrotliwie dowcipn� i inteligentn�, dozna�a nie�mia�ych i nie-
zr�cznych wysi�k�w ojca, kt�ry pragn�� jej okaza� uczucie. Rozma-
wia� z nimi jak doros�y z doros�ym, wiedz�c jednocze�nie, �e kocha-
j� j� bezwarunkowo - o, to by�o wspania�e. M�wili o wszystkim,
uczyli si� siebie nawzajem. A ciocia kurczy�a si�, sch�a, wycofywa�a
si� ukradkiem do wioski, na gr�b wujka, cho� na poz�r wydawa�o
si�, �e nigdzie nie odchodzi.
Nadesz�a wiosna, a z ni� strach. Tutejsze s�o�ce by�o blade
i srebrnawe. Ma�e r�owe �liwy ton�y w kwieciu po obu stronach
ulicy Ojcowie oznajmili, �e Uk�ad Peki�ski zaprzecza Doktrynie Je-
dynego Przeznaczenia, wi�c nale�y go znie��. Nale�y otworzy� En-
klawy, powiedzieli, aby ich populacja przyj�a �wi�te �wiat�o, szko�y
oczy�ci�y si� z niewiary, wyzby�y si� obcych b��d�w i deprawacji. Ci,
kt�rzy b�d� trwa� w grzechu, zostan� reedukowani.
Matka codziennie sz�a do urz�d�w. Wraca�a p�no i w z�ym hu-
morze. To ju� ostatni cios, powiedzia�a. Je�li si� stanie, nie b�dzie-
my mieli si� gdzie podzia�. Chyba w podziemiach.
Pod koniec marca eskadra samolot�w z Bo�ych Zast�p�w wy-
startowa�a z Kolorado do Waszyngtonu, gdzie zbombardowa�a tam-
tejsz� bibliotek� - samolot za samolotem, cztery godziny wybuch�w,
kt�re obr�ci�y w nico�� setki lat historii i miliony ksi��ek. Waszyng-
ton nie by� Enklaw�, ale ten pi�kny stary budynek, cho� cz�sto za-
mykany i obstawiony stra�nikami, nigdy nie pad� ofiar� ataku. Prze-
trwa� wszystkie lata zam�tu i wojny, za�amania i rewolucji... a� do tej
chwili. Czas Oczyszczenia. G��wnodowodz�cy Bo�ych Zast�p�w
og�osi�, �e trwaj�ce w�a�nie bombardowanie jest akcj� edukacyjn�.
Istnieje tylko jedno S�owo, tylko jedna Ksi�ga. Wszystkie inne s�owa
i ksi��ki s� mrokiem, b��dem. Brudem. �Niech Pan zab�y�nie!",
krzyczeli piloci w bia�ych mundurach i maskach z lustrzanego szk�a,
kiedy ju� wr�cili do ko�cio�a w bazie Kolorado, patrzyli w kamery
twarzami bez rys�w i �piewali wraz z ekstatycznym t�umem. �Zmie-
ciemy plugastwo, niech Pan zab�y�nie!".
Ale Dalzul, nowy Pose�, kt�ry w zesz�ym roku przyby� z Hain,
odby� z Ojcami rozmow�. Zezwolili mu wej�� do Sanktuarium. W In-
ternecie i �Bo�ym S�owie" pojawi�y si� jego progreale, hologramy
i zwyk�e dwuwymiarowe programy. Okaza�o si�, �e to nie Ojcowie
przekazali G��wnodowodz�cemu rozkazy zniszczenia waszyngto�-
skiej biblioteki. On sam tak�e nie pope�ni� b��du. Ojcowie nigdy si�
nie mylili, ka�dy to wiedzia�. Akcja pilot�w by�a ca�kowicie samowol-
na i wynika�a z nadmiaru zapa�u. Z Sanktuarium pad� wyrok: piloci
mieli otrzyma� kar�. Wi�c ukarano ich: w obecno�ci dostojnik�w,
gapi�w i kamer odebrano im bro� i bia�e mundury. Zdarto kaptu-
ry, obna�ono twarze. Zha�bieni, zostali skierowani na reedukacj�.
Wszystko to mo�na by�o obejrze� w Internecie, cho� Satti nie
musia�a uczestniczy�; ojciec od��czy� wideoceptory. Tak�e w �Bo�ym
S�owie" o niczym innym si� nie m�wi�o. Z wyj�tkiem nowego Pos�a,
by� Terraninem. Urodzony na Bo�ej Ziemi, jak mawiano.
Cz�owiek, kt�ry rozumia� ziemski r�d jak �aden obcy. Cz�owiek
z gwiazd, kt�ry przyby�, by ukl�kn�� przed Ojcami i przyst�pi� do
rozm�w o pokojowych zamiarach �wi�tej Inkwizycji i Ekumenu.
- Przystojny - zauwa�y�a matka, rzucaj�c na niego okiem. - Bia�y?
- Wyj�tkowo - odpar� ojciec.
- Sk�d pochodzi?
Tego nie wiedzia� nikt. Islandia, Irlandia, Syberia... ka�dy mia�
inne wiadomo�ci. Opu�ci� Terr�, by studiowa� na Hain, tu si� zga-
dzali. Bardzo szybko zrobi� kwalifikacj� jako Obserwator, potem
Mobil, wreszcie zosta� odes�any do domu, pierwszy terra�ski Pose�
na Terr�.
- Wyjecha� dobre sto lat temu - powiedzia�a matka. - Zanim
Unici przej�li Azj� Wschodni� i Europ�. Nawet zanim tak si� roz-
przestrzenili w Azji Zachodniej. Pewnie si� nie spodziewa�, �e jego
�wiat tak si� zmieni.
Szcz�ciarz, pomy�la�a Satti. O, jaki� z niego szcz�ciarz!
Uciek�, schroni� si� na Hain, uczy� si� w Szkole na Ve, by� tam, gdzie
istnieje co� poza Bogiem i nienawi�ci�, gdzie maj� histori� licz�c�
milion lat i wszyscy j� rozumiej�!
Tego samego wieczora powiadomi�a rodzic�w, �e chcia�aby
wst�pi� na Studium, a potem zdawa� do Kolegium Ekumeniczne-
go. Powiedzia�a to bardzo nie�mia�o; nie spodziewa�a si�, �e przyj-
m� to tak spokojnie, nawet bez zdziwienia.
- W dzisiejszych czasach to ca�kiem dobry pomys� - uzna�a matka.
Byli tak zadowoleni, �e pomy�la�a: czy nie rozumiej�, �e je�li
zdam i zostan� wys�ana do innych �wiat�w, nigdy mnie ju� nie zoba-
cz�? Pi��dziesi�t lat, sto, par�set - rzadko trafia�y si� kr�tsze trasy,
cz�sto nawet d�u�sze. Czy nic ich nie obchodz�?
Ale dopiero p�niej, kiedy przy stole przygl�da�a si� ojcu, jego
pe�nym wargom, orlemu nosowi, siwiej�cym ju� w�osom, powa�nej
i subtelnej twarzy, dotar�o do niej, �e je�li zostanie wys�ana do inne-
go �wiata, ona tak�e ich wi�cej nie zobaczy. Pomy�leli o tym, zanim
jej to przysz�o do g�owy. Kr�tka znajomo��, d�uga nieobecno�� - to
wszystko, co mi�dzy nimi by�o. Wykorzystali to do maksimum.
-Jedz, ciociu - powiedzia�a matka, ale ciocia tylko dotkn�a
swojej porcji naana palcami przypominaj�cymi owadzie czu�ki.
� Z takiej m�ki nie mo�e by� dobrego chleba - odezwa�a si�,
rozgrzeszaj�c piekarza.
- Rozpu�ci�a� si� na tej wsi - za�artowa�a matka. - W ca�ej Ka-
nadzie nie znajdziesz nic lepszego. Pierwszorz�dna sieczka i gips.
- Tak, rozpu�ci�am si� - przyzna�a ciocia i u�miechn�a si� jak-
by z dalekiego kraju.
Starsze slogany wykuto na fasadach budynk�w: �NAPRZ�D KU
PRZYSZ�O�CI". �PRODUCENCI - KONSUMENCI AKI SI�GAJ�
GWIAZD". Nowsze bieg�y przez budynki jaskrawymi elektroniczny-
mi wst��kami: �REAKCYJNA MY�L TO TW�J WR�G". Niekt�re,
zepsute, sta�y si� zaszyfrowanymi wiadomo�ciami: �OD TO NA".
Najnowsze, hologramy, unosi�y si� nad ulicami: �CZYSTA NAUKA
USUWA ZEPSUCIE". �WY�EJ DALEJ LEPIEJ". Towarzyszy�a im
muzyka, bardzo rytmiczna i wielog�osowa. �Dalej, dalej, a� do
gwiazd", wy�piewywa� niewidzialny ch�r nad skrzy�owaniem, na kt�-
rym sta�a w korku robotaks�wka. Satti w��czy�a w niej d�wi�k, �eby
zag�uszy� odg�osy z zewn�trz.
- Przes�d to gnij�ce �cierwo - odezwa� si� mi�y, g��boki m�ski
g�os. - Przes�dne praktyki deprawuj� m�ode umys�y. Obowi�zkiem
ka�dego obywatela, doros�ego b�d� ucz�cego si� jest informowanie
w�adz o reakcyjnych naukach oraz nauczycielach, kt�rzy dopuszcza-
j� do buntu lub szerz� przes�d i zabobon. W �wietle Czystej Nauki
wiemy, �e gorliwa wsp�praca nas wszystkich jest pierwszym warun-
kiem... - Satti �ciszy�a d�wi�k do oporu. Zza okna buchn�� ch�r: �Do
gwiazd! Do gwiazd!", a robotaks�wka ruszy�a z szarpni�ciem i zaraz
stan�a. Jeszcze dwa takie ruchy i przedr� si� przez skrzy�owanie.
Przetrz�sn�a kieszenie kurtki w poszukiwaniu spo�ywki, ale nie
znalaz�a ju� ani jednej. Bola� j� �o��dek. Kiepskie �arcie, za d�ugo
si� nim napycha, bardzo przetworzona karma nafaszerowana pro-
teinami, przyprawami, stymulantami. I za d�ugo stoi w korkach, g�u-
pich niepotrzebnych korkach, a to wszystko przez te g�upie tandet-
ne samochody, kt�re si� ci�gle rozwalaj�, i ten ha�as na okr�g�o,
slogany, pie�ni, post�p, ludzie post�powo �aduj�cy si� w ka�dy b��d
znany ludzko�ci... �le.
Nie ocenia�. Nie poddawa� si� frustracji, kt�ra m�ci my�li
i ogl�d sytuacji. Nie pozwala� sobie na uprzedzenia. Patrz, s�uchaj,
dostrzegaj: obserwuj. Na tym polega�o jej zadanie. To nie jej �wiat.
Ale jak mia�a go obserwowa�, skoro nie mog�a si� z niego wyco-
fa�? Musia�a pogodzi� si� z hiperstymulacj� progreali i ulicznym
zgie�kiem. Nie potrafi�a uciec przed wszechobecnym atakiem pro-
pagandy - wyj�wszy mieszkanie, gdzie mog�a odci�� si� od �wiata,
kt�ry przyby�a obserwowa�.
Musia�a spojrze� prawdzie w oczy: nie nadawa�a si� na Obser-
watora tutejszego �rodowiska. Innymi s�owy, nie wykona�a swojego
pierwszego zadania. Pose� wezwa� j� na rozmow�, z pewno�ci� po
to, by jej to powiedzie�.
By�a ju� prawie sp�niona. Robotaks�wka porusza�a si� gwa�-
townymi zrywami i stawa�a. G�o�niki rykn�y og�uszaj�co; by�o to
jedno z obwieszcze� Korporacji, pokonuj�cych nawet najbardziej
przykr�cone regulatory.
- Og�oszenie Biura Astronautyki! - zapowiedzia� energiczny,
pewny siebie kobiecy g�os. Satti zatka�a uszy.
- Zamknij si�!
- Drzwi pojazdu s� zamkni�te - odezwa�a si� robotaks�wka
martwym blaszanym g�osem, typowym dla mechanizm�w reaguj�-
cych na werbalne polecenia. Satti dostrzeg�a dowcip sytuacji, ale nie
potrafi�a si� roze�mia�. Og�oszenie ci�gn�o si� bez przeszk�d,
a przenikliwe g�osy na zewn�trz zawodzi�y: �Zawsze wy�ej, zawsze le-
piej, marsz do gwiazd!".
Pose� Ekumenu, go��biooki Chiffewaria�czyk Tong Ov sp�ni�
si� jeszcze bardziej ni� ona; ze �miechem opowiedzia�, �e zatrzyma-
�a go awaria czytnika ZIL.
- B��dnie zinterpretowa� mikronagranie, kt�re chcia�em ci da�
- wyja�ni�, szperaj�c w dokumentach. - Zakodowa�em je, poniewa�
oczywi�cie grzebi� mi w aktach, a system nie m�g� odczyta� ko-
du. Ale wiem, �e to gdzie� tu jest... No, na razie opowiedz, jak ci po-
sz�o.
- Tak... - zacz�a i zamilk�a. Od miesi�cy m�wi�a i my�la�a po
dowza�sku. Przez chwil� musia�a przeszuka� w�asne akta: hindu
nie, angielski nie, hainisz tak. � Mia�am przygotowa� raport
o wsp�czesnym j�zyku i literaturze, ale podczas mojego tranzytu za-
sz�y tu pewne zmiany... To znaczy... teraz prawo zakazuje m�wi� czy
uczy� si� innego j�zyka ni� dowza�ski lub hainisz. Nie mog� praco-
wa� nad pozosta�ymi, je�li nadal istniej�. Co do dowza�skiego,
Pierwsi Obserwatorzy poczynili bardzo szczeg�owe studia lingwi-
styczne. Mog� doda� tylko drobiazgi i s�ownik.
- A literatura?
- Zniszczono wszystko, co powsta�o w starych j�zykach. A je�li
co� ocala�o, nie mam poj�cia, co to jest, poniewa� ministerstwo nie
da�o mi dost�pu. Mog�am bada� tylko wsp�czesn� literatur� aural-
n�. Wszystko jest spisane zgodnie w wymogami Korporacji. Bar-
dzo... standardowe.
Zerkn�a, �eby sprawdzi�, czy Tong Ov jest ju� znudzony tym
narzekaniem, ale on, cho� ci�gle szuka� zaginionego dokumentu,
s�ucha� jej z �ywym zainteresowaniem.
- Ach, auralna?
- Wyj�wszy Instrukcje Korporacji, nie drukuje si� ju� prawie
niczego. Tylko ulotki dla nies�ysz�cych, elementarze dla pocz�tku-
j�cych... Kampania przeciwko dawnym ideogramom by�a bardzo
intensywna. A mo�e ludzie nie chcieli u�ywa� alfabetu hainisz? Al-
bo po prostu wol� ha�as... to znaczy d�wi�k. Wi�c wszystko, co uda-
�o mi si� znale��, to nagrania d�wi�kowe i progreale. Wydane przez
�wiatowe Ministerstwo Informacji oraz Centralne Ministerstwo Po-
ezji i Sztuki. Wi�kszo�� z tych pozycji to g��wnie materia�y informa-
cyjne lub edukacyjne, a nie... hm, literatura, tak jak j� rozumiem.
Wiele progreali to problemy praktyczne lub etyczne wraz z rozwi�-
zaniami, przedstawione w formie dramatu... - Bardzo si� stara�a nie
ocenia�, m�wi� bez uprzedze�, g�osem pozbawionym osobistego
tonu.
� Nuda � rzuci� Tong, ci�gle ryj�c w dokumentach.
- Na mnie ta estetyka nie dzia�a. Jest tak dosadnie i...i... i otwar-
cie polityczna. Oczywi�cie sztuka jest zawsze zaanga�owana politycz-
nie, ale kiedy bez reszty s�u�y celom dydaktycznym, ca�a jest podpo-
rz�dkowana ideologii, nie mog� znie��... to znaczy, nie czuj� jej
wp�ywu... cho� bardzo si� staram. Musz� by� na ni� otwarta, lecz
ona na mnie nie dzia�a. Mo�e dlatego, �e ta bardzo niedawna rewo-
lucja spo�eczna i kulturalna kompletnie wymaza�a ich histori�...
oczywi�cie, kiedy mnie tu wysy�ano, nie mo�na by�o tego przewi-
dzie�... ale s�dz�, �e w tym wypadku wytypowanie kogo� z Terry nie
by�o najlepszym wyborem. My, Terranie, znamy przysz�o�� ludzi,
kt�rzy przekre�lili w�asn� tradycj�. �yjemy w niej.
Zamilk�a raptownie, przera�ona w�asnymi s�owami.
Tong obejrza� si� na ni�, niewzruszony.
- Nie dziwi mnie to przekonanie, �e twoje zadanie jest niewy-
konalne. Potrzebowa�em twojej opinii, wi�c ta misja by�a dla mnie
warta wysi�ku. Ale ciebie znu�y�a. Zaleca si� zmian�. - W ciemnych
oczach pojawi� si� b�ysk. - Co powiesz na podr� do �r�de�?
-Jakich �r�de�?
- To znaczy �do pocz�tku", prawda? Ale tak naprawd� chodzi-
�o mi o �r�d�a Erehy.
Przypomnia�a sobie, �e przez miasto przep�ywa�a du�a rzeka,
cz�ciowo zas�oni�ta chodnikiem i tak ukryta pomi�dzy budynkami
i brzegami, �e widzia�a j� tylko na mapie.
- Czyli... mam wyjecha� z miasta?
- Tak! -Tong si� rozpromieni�. - Za miasto! Bez przewodnika!
Po raz pierwszy od pi��dziesi�ciu lat! - By� zachwycony jak dziecko,
kt�re odkry�o ukryty prezent, cudown� niespodziank�. -Jestem tu
od dw�ch lat i z�o�y�em osiemdziesi�t jeden poda� o zezwolenie na
wys�anie pracownika gdzie� poza Dowz�, Kangnegne albo Ert.
Wszystkie zosta�y grzecznie odrzucone. Proponowali mi kolejn� wy-
cieczk� z przewodnikiem na pi�kne Wschodnie Wyspy. Sk�ada�em
te podania z nawyku, odruchowo. I nagle sukces! Tak! �Zezwala si�
waszemu pracownikowi sp�dzi� miesi�c w Okzat-Ozkat". Albo
Ozkat-Okzat. To ma�e miasto, w g�rach, w pobli�u �r�de� rzeki. Ere-
ha ma pocz�tek w Okr�gu Wysokich �r�de�. Prosi�em o ten rejon,
Rangma, nie spodziewaj�c si�, �e co� wsk�ram, a tu prosz�! - Pro-
mienia� z zachwytu.
- Dlaczego akurat tam?
- Bo tam podobno mo�na spotka� ciekawych �udzi.
- Etniczna populacja? - spyta�a z nadziej�. W pocz�tkach swe-
go pobytu, kiedy po raz pierwszy spotka�a Tonga Ov i dw�ch innych
Obserwator�w miasta Dowza, dyskutowali o wyj�tkowej jednorod-
no�ci kulturalnej Aki, przynajmniej w najwi�kszych miastach, jedy-
nych, w kt�rych pozwalano mieszka� nielicznym poza�wiatowcom.
W�wczas byli przekonani, �e aka�skie spo�ecze�stwo musi mie� re-
gionalne odmiany i byli zirytowani, �e nie mog� ich pozna�.
- Raczej sekta. Jaki� kult. By� mo�e �yj�cy w ukryciu wyznawcy
zakazanej religii.
- Ach - mrukn�a, usi�uj�c nadal wygl�da� na zainteresowan�.
Tong wr�ci� do przetrz�sania dokument�w.
- Szukam tych och�ap�w, kt�re uda�o mi si� pozbiera�. Wi�k-
szo�� podebranych zreszt� z pa�stwowych dokument�w. Biuro Kul-
turalno-Spo�eczne donosi, �e gdzie� zachowa� si� zbrodniczy anty-
naukowy kult... A tak�e par� plotek i historii o tajnych rytua�ach,
chodzeniu na wietrze, cudownych lekach, przewidywaniu przysz�o-
�ci. Norma.
Je�li jest si� spadkobierc� tradycji licz�cej trzy miliony lat, nie-
wiele jest rzeczy na niebie i ziemi, kt�re wydaj� si� niezwyk�e. Haini-
szowie tratowali to lekko, ale musieli czu� ci�ar �wiadomo�ci, �e wy-
my�lenie czego� nowego jest dla nich wyj�tkowo trudne, nawet
ca�kiem niemo�liwe.
- Czy materia�y, kt�re pierwsi Obserwatorzy wys�ali na Terr�,
nie zawiera�y czego� na temat religii? - spyta� Tang.
- Poniewa� ocala� tylko raport lingwistyczny, wszystkie informa-
cje dotyczy�y jedynie korzystania ze s�ownika.
- Wszystkie doniesienia tych nielicznych, kt�rym dano nie-
ograniczony dost�p do Aki, stracone przez awari� systemu! - Tong
porzuci� poszukiwania i powierzy�je funkcji. - Straszny pech. Czy to
naprawd� by�a awaria?
Jak wszyscy Chiffewarianie, by� ca�kowicie bezw�osy - w slangu
Valparaiso �chihuahua". Aby zminimalizowa� wra�enie obco�ci na
planecie, gdzie brak w�os�w wydawa� si� tak szokuj�cy, nosi� kape-
lusz. Lecz Akanie rzadko wk�adali nakrycia g�owy, wi�c w efekcie wy-
dawa� si� jeszcze bardziej poza�wiatowy. By� dobrze wychowany, bez-
po�redni, szczery. Satti czu�a si� przy nim tak swobodnie, jak to by�o
mo�liwe w jej przypadku. Ale Tong, tak dyskretny, nie dawa� ciep�a.
Sam tak�e wymaga� dystansu. To jej odpowiada�o. Ajego pytanie wy-
da�o si� jej ob�udne. Musia� wiedzie�, �e utrata transmisji nie by�a
przypadkowa. Niby dlaczego mia�a mu to wyja�nia�? Da�a mu ju� do
zrozumienia, �e podr�uje bez baga�u, tak jak to maj� w zwyczaju
Obserwatorzy i Mobile. Nie odpowiada�a za planet�, kt�ra zosta�a
sze��dziesi�t lat �wietlnych za ni�. Nie odpowiada�a za Terr� i jej
�wi�tobliwy terroryzm.
Ale milczenie trwa�o, wi�c wreszcie powiedzia�a:
- Nadajnik Pekinu pad� ofiar� sabota�u.
- Sabota�u?
Kiwn�a g�ow�.
- Unici?
- Pod koniec re�imu atakowano wi�kszo�� instalacji ekume-
nicznych i obszar�w Enklaw.
-Jak wiele zniszczono?
Chcia� j� sk�oni� do m�wienia. Gard�o �cisn�o si� jej z w�cie-
k�o�ci. W�ciek�o��, pal�cy gniew. Nie odezwa�a si�, poniewa� nie
mog�a wydoby� z siebie g�osu.
Znacz�ce milczenie.
- Wi�c nie mamy nic pr�cz j�zyka - odezwa� si� Tong.
- Prawie nic.
- Potworny pech! - kontynuowa� z o�ywieniem. - Pierwsi Ob-
serwatorzy byli Terranami, wi�c zamiast na Hain wys�ali raporty na
Terr�. Nic dziwnego, ale to pech. A jeszcze gorsze jest, �e wszystkie
transmisje z Terry przesz�y bez problemu. Wszystkie informacje
techniczne, o kt�re prosili Akanie, dotar�y bez ogranicze�. Dlacze-
go, dlaczego Pierwsi Obserwatorzy zgodzili si� na tak rozleg�� inter-
wencj� kulturaln�?
- Mo�e si� nie zgodzili. Mo�e te informacje przys�ali Unici.
- Po co Unici chcieliby wys�a� Ak� w marsz ku gwiazdom?
Wzruszy�a ramionami.
- Mo�e �eby ich nawr�ci�.
- Czyli przekona� do swojej wiary? Czy post�p technologiczny
by� elementem religii Unit�w?
Powstrzyma�a si� przed kolejnym wzruszeniem ramionami.
- Wi�c w okresie, gdy Unici nie zgodzili si� na kontakt ze Sta-
bilami, zajmowali si�... nawracaniem Akan? My�lisz, �e przys�ali im...
jak wy ich nazywacie... misjonarzy?
- Nie wiem.
Nie osacza� jej, nie chcia� wci�gn�� w pu�apk�. Zastanawia� si�
tylko i usi�owa� wydusi� z niej wyja�nienie czyn�w i pobudek Terran.
Ale nie mog�a wypowiada� si� w imieniu Unit�w.
Zrozumia� to i rzuci� pospiesznie:
� Tak, tak, przepraszam. Oczywi�cie, �e nie by�a� dopuszczona
do spraw Unit�w! Ale tak mi przysz�o to g�owy... je�li naprawd� przy-
s�ali misjonarzy i w jaki� spos�b naruszyli aka�sk� kultur�... rozu-
miesz? To by t�umaczy�o Limitacj�. - Mia� na my�li niespodziewane
zarz�dzenie wprowadzone przed pi��dziesi�ciu laty i od tej pory
pozostaj�ce w mocy. M�wi�o ono, �e na planecie mo�e przebywa�
jednocze�nie tylko czterech poza�wiatowc�w, i to jedynie w mia-
stach. -1 zakaz religijnych praktyk par� lat p�niej! - Rozpromieni�
si�, zachwycony. - Nie s�ysza�a�, �eby przys�ano z Terry jeszcze dru-
g� grup�? - spyta� niemal prosz�co.
-Nie.
Westchn�� i zapad� w zamy�lenie. Po chwili machn�� r�k�
- Jeste�my tu od siedemdziesi�ciu lat, a mamy tylko s�ownik
Odetchn�a. Wr�cili z Terry. By�a bezpieczna. Kiedy si� ode-
zwa�a, ostro�nie dobiera�a s�owa, lecz w jej g�osie da�o si� s�ysze�
ulg�.
- Kiedy by�am na ostatnim roku szkolenia, zrekonstruowano
fragmenty uszkodzonych nagra�. Obrazy, par� ust�p�w ksi��ek.
Wydawa�y si� wskazywa� na niezwykle sp�jn� kultur� z paroma cen-
tralnymi tematami, daj�cymi si� zaklasyfikowa� jako religijne. To sa-
mo dotyczy�o s�ownik�w. Ale oczywi�cie, bior�c pod uwag� istniej�-
c� sytuacj�, nie dowiedzia�am si� niczego o instytucjach stoj�cych
nad Korporacj� Pa�stw. Nie wiem nawet, dlaczego zaka/ano religii.
Chyba jakie� czterdzie�ci lat temu, prawda? - Mia�a fa�szywy, wymu-
szony ton g�osu. �le.
Tong pokiwa� g�ow�.
- Trzydzie�ci lat po pierwszym kontakcie z Ekumenem Korpo-
racja wyda�a pierwszy dekret zakazuj�cy praktyk i nauk religijnych.
Po paru latach zacz�li stosowa� okropne kary... lecz to, co mnie
zdziwi�o, co mi nasun�o my�l, �e inspiracja mog�a pochodzi� ze
�wiata zewn�trznego, to fakt, i� s�owo �religia" we wszystkich dekre-
tach by�o zapo�yczone z j�zyka hainisz. Czy�by nie mieli w�asnego?
Znasz je?
- Nie - przyzna�a, przypomniawszy sobie nie tylko dowza�ski,
ale par� innych j�zyk�w tej planety, kt�rych uczy�a si� w Yalparaiso.
- Nie znam.
Oczywi�cie obecnie j�zyk dowza�ski zapo�yczy� wiele obcych
s��w wraz z nowoczesnymi technologiami, ale czy to normalne, �e
si�ga si� do innego j�zyka, �eby zakaza� czego�, co wyros�o na grun-
cie rodzimego kraju? To rzeczywi�cie by�o dziwne. A ona powinna
to zauwa�y�. I zauwa�y�aby, gdyby nie zag�usza�a tego s�owa, my�li,
tematu za ka�dym razem, kiedy si� jej nasuwa�. �le. B��d.
Tong straci� zainteresowanie rozmow�; wreszcie znalaz� doku-
menty i w��czy� funkcj� dekoduj�c�. To musia�o troch� potrwa�.
- Aka�ski system pozostawia sporo do �yczenia - mrukn��, wci-
skaj�c ostatni klawisz.
- Wszystko psuje si� zgodnie z planem - odpar�a - Jedyny
aka�ski dowcip. Szkoda tylko, �e to prawda.
- Ale zauwa�, jak wiele osi�gn�li przez siedemdziesi�t lat! - Po-
se� usiad� wygodnie, ju� uspokojony, gotowy do dyskusji, w kapelu-
szu lekko zsuni�tym na bakier. - S�usznie czy nies�usznie, przekaza-
no im plany G86. - W �argonie historyk�w z Hain by�o to
spo�ecze�stwo o przyspieszonym post�pie technologii przemys�o-
wej. - I przyswoili ca�� wiedz� za jednym zamachem. Przetworzyli
swoj� kultur�, ustanowili Korporacj� Pa�stw �wiata, wys�ali statek
kosmiczny na Hain - a wszystko w czasie jednego ludzkiego �ycia!
Naprawd� s� zadziwiaj�cy. Nies�ychana dyscyplina!
Satti zgodzi�a si� pos�usznie.
- Ale chyba musieli si� spotyka� z jakim� oporem. Ta antyreli-
gijna obsesja... Nawet je�li to myj� im zaszczepili�my wraz z ekspan-
sj� technologiczn�...
Okazywa� wielk� uprzejmo��, m�wi�c �my", jakby to Ekumen
by� odpowiedzialny za terra�sk� interwencj� na Ak�. Charaktery-
styczny dla Hain spos�b my�lenia: bra� odpowiedzialno��.
- Mechanizmy kontroli - ci�gn�� - s� tak skuteczne i radykal-
ne, �e musia�y by� ustanowione z my�l� o czym� gro�nym, nie s�-
dzisz? Na przyk�ad o religii sprzeciwiaj�cej si� Korporacji Pa�stw...
Tak, rozpowszechnionej w ca�ym kraju, dobrze zakorzenionej reli-
gii. St�d gwa�towny zakaz praktyk religijnych. A tak�e wprowadze-
nie Narodowego Teizmu jako elementu zast�pczego. B�g jako Ro-
zum. M�ot Czystej Nauki. W imi� kt�rego burzono �wi�tynie
i wyp�dzano kaznodziej�w. Co ty na to?
- To zrozumia�e.
Chyba nie takiej odpowiedzi si� spodziewa�. Przez chwil� mil-
cza�.
- Stare pisma, ideogramy... - odezwa� si� znowu. - Potrafisz je
p�ynnie czyta�?
- Tylko tego mog�am si� nauczy� podczas szkolenia. Siedem-
dziesi�t lat temu to by�y jedyne zabytki aka�skiej literatury.
- Oczywi�cie - rzuci� pospiesznie z rozbrajaj�cym chiffewaria�-
skim gestem, oznaczaj�cym �wybacz biednemu idiocie". -Ja przyby-
wam z dystansu zaledwie dwunastu lat, wi�c nauczy�em si� tylko
wsp�czesnego pisma.
- By�oby �miesznie, gdybym jako jedyna osoba na tej planecie
potrafi�a odczyta� ideogramy. Czasami si� zastanawiam, czy tak nie
jest. Chyba nie...
� Z pewno�ci� nie, cho� Dowzanie s� bardzo systematyczni. Tak
bardzo, �e zakazawszy starego pisma, systematycznie zniszczyli
wszystkie jego zabytki, wiersze, sztuki, dzieta historyczne, filozoficz-
ne... wszystko? Jak my�lisz?
Przypomnia�a sobie w�asne zdumienie z pierwszych tygodni
w Dowza City, niedowierzanie na widok sk�pych zasob�w tak zwa-
nych bibliotek, niepowodzenie, z jakim spotka�y si� jej pr�by pro-
wadzenia bada�, kiedy nadal si� �udzi�a, �e gdzie� musz� si� znale��
jakie� resztki literatury ca�ej planety.
- Nawet je�li jeszcze znajduj� jakie� ksi��ki lub podr�czniki, na
pewno je niszcz� - powiedzia�a. -Jednym z g��wnych urz�d�w Mi-
nisterstwa Poezji jest Lokalizacja Ksi��ek. Znajduj� ksi��ki, konfi-
skuj� je i rozcieraj� na mia�, s�u��cyjako materia� budowlany. Stare
ksi��ki s� nawet nazywane przemia�em. Masa papierowa s�u�y jako
izolacja. Jedna kobieta z ministerstwa powiedzia�a, �e wysy�aj� j� do
innej filii, poniewa� w mie�cie nie ma ju� przemia��w. Jest czyste.
Oczyszczone.
Us�ysza�a ostry ton we w�asnym g�osie. Odwr�ci�a g�ow�, spr�-
bowa�a rozlu�ni� zaci�ni�te mi�nie karku.
Tong Ov pozosta� spokojny.
- Cala historia planety stracona, wymazana, jakby w jakiej� po-
twornej katastrofie. Niebywa�e!
- Nic nadzwyczajnego - warkn�a. �le. Znowu rozlu�ni�a mi�-
�nie, zrobi�a wdech i odezwa�a si� z wypracowanym spokojem: - Te
nieliczne aka�skie wiersze i rysunki, kt�re zrekonstruowali�my
w Terra�skim Centrum Nadawczym, tutaj by�yby nielegalne. Mia-
�am ich kopie w noterze, aleje wykasowa�am.
- Tak. Tak, s�usznie. Nie mo�emy przywozi� tu niczego, o czym
oni nie chc� wiedzie�.
- Zrobi�am to wbrew sobie. Mia�am wra�enie, �e z nimi kolabo-
ruj�.
- Margines pomi�dzy kolaboracj� i szacunkiem bywa w�ski.
Niestety, musimy si� z nim pogodzi�.
Przez chwil� wydawa�o si� jej, �e dostrzeg�a w nim mgnienie
mrocznej powagi. Odwr�ci� wzrok, utkwi� go gdzie� bardzo daleko.
Potem znowu na ni� spojrza�, pe�en bezbrze�nego spokoju.
- Ale nie zapominajmy, �e w mie�cie mo�na znale�� ca�kiem
sporo fragment�w starych napis�w. Bez w�tpienia uwa�a si� je za
nieszkodliwe, skoro nikt nie potrafi ich odczyta�. A miejsca le��ce
na uboczu maj� to do siebie, �e zachowuje si� w nich wiele cieka-
wych rzeczy. Pewnego razu wieczorem by�em w dole rzeki... godne
nagany, przyznaj�, nie powinienem tam i��, ale w tak du�ym mie-
�cie mo�na si� czasem zgubi� gospodarzowi. Przynajmniej mia�em
nadziej�, �e si� zgubi�em... W ka�dym razie us�ysza�em jak�� niezwy-
k�� muzyk�. Drewniane instrumenty. Nielegalne interwa�y.
Spojrza�a na niego pytaj�co.
- Pa�stwo wymaga, by kompozytorzy stosowali terra�sk� oktaw�.
Zagapi�a si� na niego bezmy�lnie.
Tong za�piewa� interwa� oktawy.
Satti z wysi�kiem zrobi�a inteligentn� min�.
- Tutaj nazywaj� to Naukow� Skal� Interwa�ow� - doda�, a nie
dostrzegaj�c z jej strony �adnego znaku zrozumienia, spyta�
z u�miechem: - Czy aka�ska muzyka nie wydaje ci si� bardziej zna-
joma, ni� mog�a� si� spodziewa�?
- Nigdy o tym nie my�la�am... nie wiem... mam drewniane
ucho. Nie znam si� na nutach.
Tong u�miechn�� si� jeszcze szerzej.
- Wed�ug mnie tutejsza muzyka brzmi tak, jakby Akanie te�
mieli drewniane ucho. W ka�dym razie w dole rzeki us�ysza�em co�
kompletnie innego. Zupe�nie nie to, co puszczaj� z g�o�nik�w. Inne
interwa�y. Bardzo subtelna harmonia. Nazywaj� to muzyk� lek�w.
Wywnioskowa�em, �e graj� j� uzdrowiciele, religijni lekarze. Zdo�a-
�em jakim� cudem doprowadzi� do rozmowy z jednym z takich
uzdrowicieli. Powiedzia�: �Znamy stare pie�ni i lekarstwa. Nie zna-
my opowie�ci. Nie mo�emy ich przekaza�. Ludzie, kt�rzy opowiada-
li, odeszli". Naciska�em go jeszcze troch� i wreszcie powiedzia�:
�Mo�e niekt�rzy jeszcze �yj� u �r�de� rzeki. W g�rach". - Tong Ov
u�miechn�� si�, tym razem t�sknie. - Chcia�em us�ysze� co� jeszcze,
ale oczywi�cie sama moja obecno�� nara�a�a go na ryzyko. - Zamilk�
na d�u�sz� chwil�. - Czasami mam wra�enie, �e...
- Ze to wszystko przez nas.
- Tak - przyzna� po chwili. - Ale skoro ju� tu jeste�my, musimy
si� stara�, �eby nasz obecno�� by�a dla nich zno�na.
Chiffewarianie mieli poczucie odpowiedzialno�ci, lecz nie kul-
tywowali poczucia winy takjakTerranie. Satti zrozumia�a, �e �le zin-
terpretowa�a jego s�owa. Zaskoczy�a go. Zamilk�a.
- Co mia� na my�li ten uzdrowiciel? Chodzi mi o ludzi, kt�rzy
opowiadali historie?
Usi�owa�a my�le�, ale czu�a wyra�ny op�r. Nie mog�a ju� za nim
pod��a�. Przypomnia�a sobie wyra�enie �na kr�tkiej smyczy". Jej
smycz by�a napr�ona do ostateczno�ci. Dusi�a j�.
- S�dzi�am, �e chcesz mi powiedzie� o przeniesieniu - wykrztu-
si�a.
- Z planety? Nie. Nie, nie - powt�rzy� �agodnie, zdziwiony
i �yczliwy.
- Nie powinni mnie tu przysy�a�.
- Dlaczego tak m�wisz?
-Jestem specjalist� od lingwistyki i literatury. Na Ace zosta� tyl-
ko jeden j�zyk, a literatura nie istnieje. Chcia�am by� historykiem.
Jak to mo�liwe w �wiecie, kt�ry zniszczy� w�asn� histori�?
- To nie�atwe - przyzna� Tong z uczuciem. Wsta� i zajrza� do
akt. - Powiedz, trudno ci znosi� tutejsz� homofobi�?
- Spotykam si� z ni� od dziecka.
- Ze strony Unit�w.
- Nie tylko.
- Ach, tak. - Przyjrza� si� jej, cho� siedzia�a ze spuszczon� g�o-
w�, i przem�wi�, ostro�nie dobieraj�c s�owa: - Wiem, prze�y�a� wiel-
ki przewr�t religijny. Dla mnie Terra jest �wiatem, kt�rego histori�
kszta�towa�a religia. Dlatego wed�ug mnie jeste� najbardziej upraw-
niona spomi�dzy nas do badania pozosta�o�ci... je�li takie istniej�...
tutejszej religii. Ki Ala nie ma �adnego do�wiadczenia w tej dziedzi-
nie, a Garru nie potrafi si� zdoby� na bezstronno��. - Zrobi� pauz�.
Satti nie odpowiedzia�a. - Twoje do�wiadczenia - podj�� - mog� ci
utrudnia� obiektywn� obserwacj�. Ca�e �ycie sp�dzone w czasach
teokratycznych represji, chaos i zbrodnie ostatnich lat Unizmu...
Znowu zamilk�. Musia�a si� odezwa�.
- S�dz�, �e jestem zdolna obserwowa� inne kultury bez uprze-
dze�.
- Dzi�ki wykszta�ceniu i temperamentowi, tak. Ja te� tak s�dz�.
Ale presja agresywnej teokracji, jej ogromny ci�ar, kt�ry czu�a� na
sobie przez ca�e �ycie... to wszystko mog�o pozostawi� pi�tno w po-
staci nieufno�ci, buntu. Je�li znowu wymagam, �eby� obserwowa�a
co�, czego nienawidzisz, powiedz mi o tym.
Po zbyt d�ugim milczeniu zdo�a�a si� odezwa�:
- Naprawd� nie znam si� na muzyce.
- Muzyka jest tu bardzo niewielkim elementem wi�kszej ca�o-
�ci - oznajmi� z u�miechem, got�bio �agodny, nieugi�ty.
- W takim razie nie widz� �adnego problemu. - Czu�a si� oszu-
kana, pokonana, zlodowacia�a. Bola�o j� gard�o.
Tong odczeka� jeszcze chwil�, po czym pogodzi� si� z jej milcze-
niem. Wr�czy� jej mikrokrystaliczne nagranie. Wzi�a je odrucho-
wo, nie my�l�c.
- Przeczytaj to, wys�uchaj muzyki w tutejszej bibliotece, a po-
tem wykasuj wszystko. Sztuka wymazywania to co�, czego musimy
nauczy� si� od Akan. Naprawd�! M�wi� powa�nie. Hainiszowie
chc� zachowa� wszystko, Akanie chc� wszystko wymaza�. Mo�e ist-
nieje co� po�redniego? Mniejsza o to, nadarza nam si� pierwsza
szansa, �eby wej�� na teren, na kt�rym by� mo�e nie wymazano hi-
storii a� tak skrupulatnie.
- Nie wiem, czy zrozumiem, co znalaz�am, je�li w og�le co�
znajd�. Ki Ala jest tu od dziesi�ciu lat. Ty sam masz do�wiadczenie
z czterech innych �wiat�w. -Ju� powiedzia�a, �e si� zgadza. �e zro-
bi, o co j� proszono. A teraz nagle zacz�a si� wykr�ca�. �le. Wstyd.
- Nigdy nie prze�y�em wielkiej rewolucji spo�ecznej. Ki Ala te�.
Jeste�my dzie�mi pokoju. Potrzebne nam dziecko wojny. Poza tym
Ki Ala jest analfabet�. Ja tak�e. Ty umiesz czyta�.
- Martwe j�zyki w zabronionych ksi��kach.
Tong przyjrza� si� jej przeci�gle, w milczeniu, z intelektualn�,
bezosobow�, szczer� czu�o�ci�.
- Zdaje si�, �e nie doceniasz w�asnych zdolno�ci. Stabile wybra-
li ci� jako jednego z czterech reprezentant�w Ekumenu na plane-
t�. Musisz przyj�� do wiadomo�ci, �e twoje do�wiadczenie i wiedza
maj� dla mnie, dla naszej pracy ogromn� wag�. Prosz�, rozwa� to
z ca�� powag�.
Czeka� tak d�ugo, a� odpowiedzia�a:
- Dobrze.
- Zanim pojedziesz w g�ry, je�li si� w og�le zdecydujesz, zasta-
n�w si� nad ryzykiem. A raczej nad tym, �e nie wiemy, jakie ryzyko
wi��e si� z t� podr�. Akanie nie wydaj� si� agresywni, ale trudno
nam to oceni�, skoro �yjemy w takim oderwaniu od rzeczywisto�ci.
Nie rozumiem, sk�d ta nag�a zgoda na wyjazd. Z pewno�ci� w�adze
mia�y w�asne powody, ale poznamy je dopiero wtedy, gdy skorzysta-
my z pozwolenia. - Zamy�li� si�, nie spuszczaj�c z niej oczu. - Nikt
nie wspomina� o towarzystwie dla ciebie, przewodniku, psach
obronnych. Mo�liwe, �e b�dziesz zdana na w�asne si�y. A mo�e nie.
Nie wiemy. Nikt z nas nie wie, jak wygl�da �ycie poza miastem.
Wszystkie r�nice czy podobie�stwa, wszystko, co zaobserwujesz, co
przeczytasz, nagrasz, b�dzie dla nas wa�ne. Ju� wiem, �e jeste� wra�-
liwym i bezstronnym obserwatorem. Aje�li na tej planecie zosta� ja-
ki� strz�p historii, tylko ty mo�esz go odnale��. Musisz szuka� �opo-
wie�ci" lub ludzi, kt�re je znaj�. Wi�c zechciej wys�ucha� tych
pie�ni, zastan�w si�, a jutro powiadom mnie o swojej decyzji. W po-
rz�dalu?
Ten stary terra�ski zwrot wypowiedzia� niezdarnie i z wielk�
dum� z nowego lingwistycznego osi�gni�cia. Satti u�miechn�a si�
blado.
- W porz�daki - powiedzia�a.
2
Wracaj�c do domu jednotor�wk�, nagle wybuchn�a p�a-
czem. Nikt tego nie zauwa�y�. St�oczeni w wagonie ludzie
obserwowali hologram; nad przej�ciem mi�dzy krzes�ami
unosi�y si� dzieci wykonuj�ce �wiczenia akrobatyczne, setki dzieci
w czerwonych uniformach, skacz�ce, machaj�ce r�wnocze�nie noga-
mi do taktu przera�liwej i optymistycznej muzyki. Wchodz�c po scho-
dach do mieszkania znowu zacz�a p�aka�. Nie rozumia�a, o co jej
chodzi. Nie mia�a �adnych powod�w do p�aczu. Na pewno by� jaki�,
tylko nie potrafi�a go znale��. Pewnie by�a chora. Nie. To rozpaczliwe
uczucie, kt�re j� dr��y�o, to strach. Ohydny, paniczny strach. Przera-
�enie. Histeria. To szale�stwo, �e chcieli j� wys�a� zupe�nie sam�.
Tong chyba oszala�, �e si� na to zdecydowa�. Przecie� ona sobie nie
poradzi. Usiad�a przy biurku, �eby wys�a� oficjalne podanie o powr�t
na Terr�. Nie pami�ta�a s��w w jego j�zyku. Wszystkie brzmia�y �le.
Rozbola�aj� g�owa. Trzeba by�o co� zje��. We wn�ce kuchennej
nie znalaz�a nic, �adnej potrawy. Kiedy ostatnio jad�a? Nie w po�u-
dnie. I nie rano. I nie wczoraj wieczorem.
- Co si� ze mn� dzieje? - spyta�a pustego mieszkania. Nic dziw-
nego, �e boli j� �o��dek. Nic dziwnego, �e nawiedzaj�j� ataki histe-
rycznego p�aczu i paniki. Jeszcze nigdy w �yciu nie zapomnia�a o je-
dzeniu. Nawet wtedy, wtedy, ju� po wszystkim, kiedy wr�ci�a do
Chile, nawet wtedy gotowa�a i jad�a, dzie� po dniu wmuszaj�c s�one
od �ez jedzenie w obola�e, �ci�ni�te gard�o.
- Nie ma mowy - oznajmi�a. Nie wiedzia�a, co ma na my�li. Po-
stanowi�a, �e nie b�dzie ju� p�aka�.
Zesz�a na d�, pokaza�a przy wyj�ciu ZIL, posz�a do najbli�szego
sklepu �Zjednoczone Gwiazdy", machn�a przy wej�ciu ZIL-em.
Wszystkie potrawy by�y w opakowaniu, przetworzone, zamro�one,
wygodne w u�yciu, nic �wie�ego, nic do gotowania. Na widok rz�-
d�w pakunk�w z oczu znowu trysn�yjej Izy. W�ciek�a i upokorzona,
kupi�a nale�nik na gor�co przy kontuarze Szybkie Danie. M�czy-
zna podaj�cy jedzenie by� zbyt zaj�ty, �eby na ni� spojrze�.
Stan�a przed sklepem, odwr�cona plecami do przechodni�w
i wepchn�a jedzenie do ust, s�one od �ez, utykaj�ce w �ci�ni�tym
gardle, tak jak wtedy, wtedy... Wtedy wiedzia�a, �e musi �y�. Na tym
polega�o jej zadanie. �y� w czasach bez rado�ci. Zostawi� za sob� mi-
�o�� i �mier�. �y� dalej. �y� samotnie i pracowa�. A teraz, teraz
chcia�a prosi�, �eby j� odes�ano na Ziemi�? W obj�cia �mierci?
Prze�u�a k�s i prze�kn�a. Z mijaj�cych j� pojazd�w bucha�a
muzyka i has�a reklamowe. �wiat�a na skrzy�owaniu nieopodal by�y
zepsute, wi�c ryk klakson�w zag�usza� wrzask muzyki. Piesi, produ-
cenci - konsumenci Korporacji Pa�stw, wielu w mundurach, reszta
w standardowych spodniach, tunikach, marynarkach, wszyscy w p��-
ciennych butach marki Marsz do Gwiazd, mijali j� t�umnie, wy�ania-
li si� z podziemnych gara�y, spieszyli do dom�w. Prze�u�a i po�kn�-
�a ostatni twardy, s�odko-s�ony gruze� ciasta. Nie wr�ci. B�dzie �y�a
dalej. B�dzie �y�a samotnie i pracowa�a. Ruszy�a do domu, machn�-
�a ZIL-em przy wej�ciu i wesz�a na �sme pi�tro. Dosta�a wielkie,
efektowne mieszkanie na najwy�szym pi�trze, poniewa� w�adze uwa-
�a�y, �e powinny uhonorowa� pa�stwowego go�cia. Winda nie dzia-
�a�a od miesi�ca.
Prawie sp�ni�a si� na statek. Robotaks�wka zgubi�a si� w mie-
�cie, szukaj�c rzeki. Usi�owa�a zawie�� j� do Akwarium, potem do
Ministerstwa Zasob�w i Przetwarzania Wody, wreszcie znowu do
Akwarium. Musia�a przej�� kontrol� i trzy razy j� przeprogramowy-
wa�. Kiedy wpad�a galopem na wybrze�e, za�oga ju� podnosi�a trap.
Zacz�a krzycze�, trap opad� z powrotem i mog�a si� wdrapa� na po-
k�ad. Cisn�a baga�e do malutkiej kabiny i wr�ci�a, by przyjrze� si�
oddalaj�cemu si� miastu.
Z wody wydawa�o si� brudniejsze i cichsze pod g�ruj�cymi �cia-
nami biurowych i pa�stwowych wie�owc�w. Poni�ej pot�nych be-
tonowych brzeg�w znajdowa�y si� drewniane doki i poczernia�e ze
staro�ci magazyny. Ma�e �odzie uwija�y si� tu i tam, bez w�tpienia
bez zezwolenia Ministerstwa Handlu, a z osiedli mieszkalnych ba-
rek, oplecionych pn�czami kwitn�cych winoro�li i sznurami �opo-
cz�cego prania, dobiega� smr�d �ciek�w.
Pomi�dzy ciemnymi wysokimi �cianami wi� si� strumyk wpada-
j�cy do wi�kszej rzeki. Jaki� rybak opar� si� o balustrad� �ukowate-
go mostka - obrazek z aka�skiej ksi��ki, kt�rej fragmenty uratowa-
li z utraconej transmisji.
Z jakim szacunkiem ogl�da�a owe ilustracje, strofy wierszy,
urywki prozy, jak�e nad nimi rozmy�la�a, jeszcze w Yalparaiso, usi�u-
j�c wyobrazi� sobie na ich podstawie, jacy ludzie je stworzyli, ma-
rz�c, by ich pozna�... Wymazanie ich z notera wymaga�o wiele si�y
woli i bez wzgl�du na to, co powiedzia� Tong, nadal uwa�a�a, �e po-
st�pi�a nies�usznie, ugi�a si� przed wrogiem. Przed wymazaniem
jeszcze raz przyjrza�a si� im, z mi�o�ci� i b�lem, syc�c si� nimi do
ostatka. �I nie ma �lad�w st�p w pyle, co za nami...". Pozbywaj�c si�
tego wiersza, zamkn�a oczy. Mia�a wra�enie, �e zabija ca�� t�skno-
t� i nadziej�, i� po przyje�dzie na planet� zrozumie, o czym m�wi�y
strofy.
Ale zapami�ta�a cztery wiersze z poematu, a nadzieja i t�skno-
ta jednak pozosta�y przy niej.
Ciche silniki promu numer osiem mrucza�y mi�kko, a nabrze-
�e z ka�d� godzin� stawa�o si� ni�sze, starsze, coraz rzadziej przery-
wane schodami i podestami. Wreszcie rozp�yn�o si� w b�ocie, trzci-
nach i krzakach, a Ereha rozla�a si� szeroko, szeroko, zadziwiaj�co
szeroko na p�aszczy�nie zielonych i ��tozielonych p�l.
Przez pi�� dni statek sun�� jednostajnie na wsch�d tym r�wno-
miernym rozlewiskiem pod �agodnym �wiat�em s�o�ca, a �agodne
�wiat�o gwiazd by�o jedynym, co widzieli w nocy. Od czasu do czasu
na horyzoncie pojawia�o si� nadrzeczne miasto, w kt�rym zatrzymy-
wali si� w starych dokach pod wysokimi nowymi wie�owcami i biu-
rowcami, by zaopatrzy� si� w �ywno�� i wzi�� na pok�ad pasa�er�w.
Satti rozmawia�a z lud�mi na �odzi i przekona�a si�, �e przycho-
dzi jej to z zadziwiaj�c� �atwo�ci�. W Dowza City wszyscy usi�owali
odseparowa� j� od spo�ecze�stwa i odebra� g�os. Cho� dano poza-
�wiatowcom apartamenty i stosunkow� swobod� ruchu, ka�dy ich
dzie� by� szczeg�owo zaplanowany, a rozrywki i praca odbywa�y si�
pod nadzorem. Przypadkowe znajomo�ci wydawa�y si� nieosi�gal-
ne. Mieszka�cy miasta byli tak zaj�ci, tak zaaferowani, �e Satti nie
potrafi�a si� narzuca�, zabiera� im czasu g�upimi pytaniami. Gwa�-
towny i niezwyk�y post�p techniczny zosta� osi�gni�ty dzi�ki sztyw-
nej dyscyplinie, przestrzeganej skrupulatnie i z w�asnej woli przez
samych obywateli. Wszyscy pracowali ci�ko przez wiele godzin, spa-
li kr�tko, jedli w po�piechu. Ka�da godzina mia�a swoje przeznacze-
nie. Pracownicy Ministerstwa Poezji i Informacji doskonale wiedzie-
li, czego chc� od Satti i jak powinna to wykona�, a kiedy zacz�a
dzia�a� zgodnie z ich wskaz�wkami, pospieszyli do w�asnych zaj��,
zostawiaj�c j� swojemu losowi. Z pewno�ci� zalecono im nie rozma-
wia� z ni� d�u�ej, ni� jest to konieczne, aby Korporacja mog�a kon-
trolowa� wszystkie informacje, jakie uzyska�a. I cho� Satti pozna�a
wiele os�b i tylko nieliczne wzbudzi�y jej antypati�, po sze�ciu mie-
si�cach pobytu na planecie nie przeprowadzi�a niczego, co by zas�u-
giwa�o na miano rozmowy. Nie zna�a prywatnego �ycia Akan, wyj�w-
szy oficjalne przyj�cia z urz�dnikami wysokiego szczebla.
Technologia i osi�gni�cia �wiat�w Ekumenu by�y stawiane Aka-
nom za wz�r, lecz ci nieliczni ich przedstawiciele, kt�rych goszczo-
no (tolerowano) na planecie, nie byli zapraszani do rozm�w. Poka-
zywano ich na publicznych uroczysto�ciach i w progrealach, jako
sylwetki za sto�em bankietowym czy u�miechni�te postacie u boku
jakiego� dyrektora. Prawdopodobnie ministrowie woleli im nie do-
wierza�, poniewa� mogli powiedzie� co� wi�cej, ni� im zalecono.
By� mo�e zreszt� uznali ich za ma�o efektown� i niezbyt zach�caj�-
c� reprezentacj� wy�szej cywilizacji, na kt�r� tak ci�ko pracowali
mieszka�cy Aki. Przypuszczalnie cywilizacja robi lepsze wra�enie
z odleg�o�ci paru lat �wietlnych.
W ka�dym razie nie by�o co marzy� o bliskiej znajomo�ci z kim-
kolwiek. Nawet w�r�d ludzi, z kt�rymi widywa�a si� regularnie. Satti
nie wyczuwa�a w tej rezerwie ksenofobii czy jakiegokolwiek uprzedze-
nia. Akanie nie mieli �adnych zastrze�e� do obcych jako takich. Praw-
dopodobnie chodzi�o tylko o biurokracj�. Rozmowy odbywa�y si�
zgodnie z przewidzianym programem. Na bankietach gaw�dzono
0 interesach, sporcie i technologii. W kolejkach do pralni - o sporcie
1 ostatnich progrealach. Wszyscy unikali temat�w osobistych i powta-
rzali opinie rz�du z tak niewolnicz� wierno�ci�, �e wr�cz czuli si� ob-
ra�eni, kiedy nie zgadza�a si� z bana�ami, kt�rych ich nauczono
o wspania�ej, post�powej, przoduj�cej we wszystkim Terze.
Ale na statku ludzie rozmawiali ze sob�. Naprawd� rozmawiali.
Intymnie, intensywnie, szczerze. Rozmawiali, opieraj�c si� o balu-
strad�, siedz�c na pok�adzie albo stoj�c przy stole z kieliszkiem wi-
na w r�ku. I rozmawiali. Wystarczy�o jedno s�owo albo u�miech, �e-
by w��czy� j� do ich grona. I zda�a sobie spraw� - powoli, poniewa�
by�o to dla niej zupe�nym zaskoczeniem - �e nie uwa�aj� jej za ob-
c�. Wszyscy wiedzieli, �e na Ace znajduj� si� Obserwatorzy z Ekume-
nu, widywali ich w progrealach, cztery bardzo odleg�e sylwetki bez
twarzy pomi�dzy Ministrami i Egzekutyw�, marionetki pomi�dzy in-
nymi marionetkami. Nie spodziewali si�, �e spotkaj� ich pomi�dzy
zwyk�ymi lud�mi.
Satti zak�ada�a, �e nie tylko zostanie rozpoznana, ale b�dzie
r�wnie� izolowana i wykluczana z ka�dego towarzystwa. A jednak
nie przydzielono jej �adnego przewodnika i nigdzie nie dostrzega-
�a nadzorcy. Wygl�da�o na to, �e naprawd� zostawiono j� samej so-
bie. W mie�cie tak�e musia�a sobie radzi� sama, lecz zawsze w ba�-
ce samotno�ci. Teraz ba�ka p�k�a. Otoczy� j� �wiat. Gdyby si� nad
tym zastanowi�, by�a to do�� przera�aj�ca perspektywa... ale Satti
nie zamierza�a si� zastanawia�, poniewa� znakomicie si� bawi�a. Zo-
sta�a zaakceptowana �jako podr�niczka, jedna z t�umu. Nie mu-
sia�a si� t�umaczy�, nie musia�a unika� wyja�nie�, poniewa� nikt
o nie nie prosi�. M�wi�a po dowza�sku z nie mocniejszym, lecz ra-
czej s�abszym akcentem ni� wielu Akan spoza Dowzy, gdzie istnia�y
inne j�zyki narodowe. Jej typ fizyczny - niski wzrost, ciemna karna-
cja - przekona� ich, �e pochodzi ze wschodu kontynentu.
-Jeste� ze wschodu, tak? - pytali. � Moja kuzynka wysz�a za
ch�opaka z Tur u.
I znowu m�wili o sobie.
S�ucha�a opowie�ci o ich kuzynach, rodzinach, zaj�ciach, opi-
niach, domach, przepuklinach. Odkry�a, �e statkiem podr�owali
pasa�erowie ze zwierz�tami, jak puchaty i sympatyczny kotopies
pewnej kobiety, z kt�rym si� zaprzyja�ni�a. Statkiem podr�owali
te� ludzie, kt�rzy nie lubili lub bali si� latania, co wyja�ni� jej szcze-
g�owo pewien rozmowny starszy d�entelmen. Statkiem podr�o-
wali ludzie, kt�rym si� nie spieszy�o i kt�rzy lubili opowiada� i s�u-
cha� opowie�ci. Satti us�ysza�a wi�cej historii ni� wi�kszo�� z nich,
poniewa� s�ucha�a, nie przerywaj�c, wyj�wszy okrzyki �Naprawd�?",
�Wspaniale!", albo �Straszne!". Mog�a s�ucha� bez ko�ca, ch�on��
�apczywie te nudne i drobiazgowe relacje. Dotyczy�y wszystkiego, tyl-
ko nie oficjalnej literatury i propagandy heroizmu. Gdyby musia�a
wybiera� mi�dzy heroizmem i przepuklinami, przepukliny wygra�y-
by w przedbiegach.
W miar� jak zbli�ali si� do �r�del, na statek zacz�li wsiada� pa-
sa�erowie innego rodzaju. Ludzie przyzwyczajeni do podr�y drog�
wodn� z miasta do miasta, kt�re teraz by�y du�o mniejsze i nie widy-
wa�o si� w nich wie�owc�w. Si�dmego dnia na pok�adzie pojawili si�
pasa�erowie nie z domowymi pieszczochami, lecz z drobiem w ko-
szykach i kozami na sznurkach.
W�a�ciwie nie by�y to kozy, jelenie, krowy czy jakikolwiek ziem-
ski gatunek. Nazywano je eberdynami, ale becza�y i mia�yjedwabist�
sier��, wi�c Satti w duchu uzna�a je za kozy. Hodowano je dla mle-
ka, mi�sa i we�ny. W dawnych czasach, co wywnioskowa�a z koloro-
wej strony utraconej w transmisji ksi��ki z obrazkami, eberdyny za-
prz�gano do woz�w, a nawet je uje�d�ano. Przypomnia�a sobie
b��kitne i czerwone chor�giewki na wozie i podpis pod obrazkiem:
�W drodze do Z�otej G�ry". Nie wiedzia�a, czy to bajka, czy rzeczywi-
�cie gdzie� istnia�a odmiana wi�kszych eberdyn�w. Te, kt�re widzia-
�a, si�ga�y jej do kolan. �smego dnia podr�y na pok�adzie zrobi�o
si� od nich t�oczno. Podr�ni wprost brodzili po kolana w jedwabi-
stych falach.
Tego ranka miastowi ze swoimi zwierz�tkami i ci, kt�rzy bali si�
lata�, wysiedli w Eltli, du�ym mie�cie po��czonym lini� kolejow�
z wypoczynkowymi miejscowo�ciami w Okr�gu Wysokich �r�de�.
W okolicach Eltli na rzece by�y trzy �luzy, jedna bardzo g��boka.
A ponad nimi zaczyna�a si� inna rzeka - dziksza, w�sza, rw�ca, ju�
nie bura, lecz zielonkawob��kitna.
W Eltli sko�czy�y si� te� d�ugie rozmowy. Wie�niacy, kt�rzy znaj-
dowali si� obecnie na pok�adzie, bardziej stronili od obcych. Nie
okazywali im wrogo�ci, ale rozmawiali g��wnie ze znajomymi. Satti
przyj�a z ulg� odzyskan� samotno��. Teraz mog�a spokojnie obser-
wowa�. Po lewej stronie, tam gdzie strumie� skr�ca� na p�noc, po-
jawia�y si� wie�e g�rskich szczyt�w, jedna po drugiej, czarna ska�a,
bia�y lodowiec. Przed nimi nie by�o wida� niczego ciekawego; tere-
ny �agodnie si� wznosi�y. A prom numer osiem, pe�en beczenia,
kwakania i �ciszonych g�os�w wie�niak�w, cuchn�cy nawozem, sma-
�onym chlebem, rybami i s�odkimi melonami, sun�� powoli przed
siebie pomi�dzy szerokimi skalistymi brzegami i bezdrzewnymi r�w-
j,nami poro�ni�tymi jasn� pierzast� trawk�. Ciche silniki z wysi�-
kiem walczy�y z mocnym nurtem. Gnaj�ce przez niebo wielkie
chmury spuszcza�y na ziemi� siek�ce strugi deszczu i odp�ywa�y, zo-
stawiaj�c blask s�o�ca, krystaliczne powietrze, zapach gleby. Noc by-
�a cicha, zimna, rozgwie�d�ona. Satti zasiedzia�a si� do p�na i wsta-
�a wcze�nie. Wysz�a na pok�ad. Niebo na wschodzie by�o nadal
ciemne, ale �wit zapala� wierzcho�ki odleg�ych g�r jeden po dru-
gim, jak zapa�ki.
Prom zatrzyma� si� w miejscu, w kt�rym nie by�o miasta ani wsi,
�adnego �ladu osiedli. Kobieta w tunice ze zgrzebnej we�ny wysiad�a
na brzeg, ci�gn�c za sob� becz�ce stadko, wrzeszcz�c na nie i �egna-
j�c si� g�o�no ze znajomymi. Satti d�ugo obserwowa�a oddalaj�c� si�
grup�, malej�cy jasny kleks na srebrnoz�otej r�wninie. Ca�y dziewi�-
ty dzie� podr�y min�� w transie �wiat�a. Prom porusza� si� powoli.
Rzeka, czysta jak wiatr, by�a tak cicha, �e statek jakby szybowa� po-
nad