4641

Szczegóły
Tytuł 4641
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4641 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4641 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4641 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ursula K. LeGuin Opowiadanie �wiata 1 Kiedy Satti wraca�a na Ziemi� w dzie�, zawsze widzia�a wie�. Kiedy wraca�a w nocy, by�a to Enklawa. ��cie� trawy, ��cie� kurkumy i ry�u z szafranem, pomara�- czowy nagietk�w, przydymiona pomara�czowa mgie�ka zachodz�ce- go s�o�ca nad polami, czerwie� henny, czerwie� m�czennicy, czer- wie� zesch�ej krwi, czerwie� b�ota, wszystkie kolory s�onecznego �wiat�a. Wiatr nios�cy tchnienie asafetydy. Trajkotanie ciotki, plotku- j�cej na werandzie z matk� Motiego. Le��ca nieruchomo na bia�ej kartce smag�a d�o� wujka Hurree. Przyjazne �wi�skie oczka Gane�a. Trzask zapalanej zapa�ki i g�sty szary k��b wonnego dymu kadzid�a: osza�amiaj�cy, intensywny, ulotny. Zapachy, migotania, echa odzywa- j�ce si� kr�tko lub d�wi�cz�ce w jej pami�ci, kiedy sz�a ulic�, jad�a al- bo odpoczywa�a po sensorycznym ataku progreali, w kt�rych musia�a uczestniczy� - zawsze za dnia, pod innym s�o�cem. Ale noc wygl�da tak samo w ka�dym ze �wiat�w. Brak �wiat�a jest niezmienny. A w ciemno�ciach wraca�a do Enklawy. Nie, nie we �nie, to nigdy nie by� sen. Zawsze by�a przytomna, tu� przed za�ni�- ciem lub gdy si� budzi�a, niespokojna i zesztywnia�a, nie mog�c zno- wu zapa�� w sen. W�wczas te sceny ponownie stawa�yjej przed ocza- mi, nie w s�odkich, jasnych mgnieniach, lecz z pe�n� �wiadomo�ci� miejsca i czasu; a kiedy zaczyna�y si� wspomnienia, nie potrafi�a ich przerwa�. Musia�a prze�y� je od pocz�tku do ko�ca, dopiero wtedy odchodzi�y. Mo�e to by�a kara, taka jak w piekle Dantego, kiedy ko- chankowie musieli wspomina� swoje szcz�cie. Ale oni cierpieli mniej, bo wspominali je wsp�lnie. Deszcz. Pierwsza zima w deszczu Vancouverze. Niebo jak o�owia- ny sufit nad dachami budynk�w, wsparte ci�ko na szczytach czarnych OPOWIADANIE �WIATA g�r za miastem. Na po�udnie szare wody Cie�niny, pod kt�rymi spa�o stare Vancouver, dawno temu zatopione przez przybieraj�ce morze. Czarna wilgo� na l�ni�cych asfaltowych ulicach. Wiatr, ten wiatr, pod kt�rego smagni�ciami popiskiwa�a jak szczeni�, kuli�a si� i dr�a�a z przera�enia, tak by� dziki i szalony, ten zimny wiatr prosto z Arktyki, lodowaty oddech bia�ego nied�wiedzia. Przeszywa� na wylot jej wytar- te palto; za to buty mia�a ciep�e, brzydkie, czarne plastikowe buciory, pod kt�rymi rozbryzgiwa�a si� woda w rynsztokach, tak, dzi�ki nim za- raz b�dzie w domu. Przez to zimno, przeszywaj�ce zimno mo�na by�o si� czu� bezpiecznie. Ludzie szli pospiesznie w swoj� stron�, nie zwra- caj�c uwagi na nikogo, jakby ich nienawi�� i nami�tno�� zamarz�y. P�noc by�a dobra i zimno tak�e, i deszcz, i to pi�kne ponure miasto. Ciocia wydawa�a si� tu malutka, malutka i krucha jak motylek. Czerwonopomara�czowe bawe�niane sari, cienkie mosi�ne bran- soletki na owadzich przegubach. W okolicy by�o mn�stwo Hindu- s�w i Hindokanadyjczyk�w, wielu mieszka�o w s�siedztwie, ale cio- cia nawet mi�dzy nimi wydawa�a si� ma�a i zagubiona, ca�kiem nie na swoim miejscu. Mia�a obcy, przepraszaj�cy u�miech. Musia�a ci�- gle nosi� buty i po�czochy. Jej stopy pojawia�y si� dopiero tu� przed snem, ma�e smag�e stopki pe�ne wyrazu, kt�re w wiosce pozostawa- �y na widoku, tak samo jak jej oczy i d�onie. Tutaj zimno sp�oszy�o je, okaleczy�o, kaza�o si� im ukry�. Ciocia przesta�a chodzi�, nie biega- �a po domu, nie krz�ta�a si� w kuchni. Siedzia�a w du�ym pokoju przy grzejniku, owini�ta sp�owia�ym i wystrz�pionym w��czkowym kocem - motyl na powr�t w kokonie. I stopniowo odchodzi�a, dale- ko, coraz dalej, cho� nie rusza�a si� z miejsca. Satti odkry�a, �e �atwiej jej rozmawia� z rodzicami, kt�rych od pi�tnastu lat prawie nie widywa�a, ni� z cioci�, cho� to w jej ramio- nach zawsze szuka�a ucieczki. Z rado�ci� pozna�a na nowo matk�, dobrotliwie dowcipn� i inteligentn�, dozna�a nie�mia�ych i nie- zr�cznych wysi�k�w ojca, kt�ry pragn�� jej okaza� uczucie. Rozma- wia� z nimi jak doros�y z doros�ym, wiedz�c jednocze�nie, �e kocha- j� j� bezwarunkowo - o, to by�o wspania�e. M�wili o wszystkim, uczyli si� siebie nawzajem. A ciocia kurczy�a si�, sch�a, wycofywa�a si� ukradkiem do wioski, na gr�b wujka, cho� na poz�r wydawa�o si�, �e nigdzie nie odchodzi. Nadesz�a wiosna, a z ni� strach. Tutejsze s�o�ce by�o blade i srebrnawe. Ma�e r�owe �liwy ton�y w kwieciu po obu stronach ulicy Ojcowie oznajmili, �e Uk�ad Peki�ski zaprzecza Doktrynie Je- dynego Przeznaczenia, wi�c nale�y go znie��. Nale�y otworzy� En- klawy, powiedzieli, aby ich populacja przyj�a �wi�te �wiat�o, szko�y oczy�ci�y si� z niewiary, wyzby�y si� obcych b��d�w i deprawacji. Ci, kt�rzy b�d� trwa� w grzechu, zostan� reedukowani. Matka codziennie sz�a do urz�d�w. Wraca�a p�no i w z�ym hu- morze. To ju� ostatni cios, powiedzia�a. Je�li si� stanie, nie b�dzie- my mieli si� gdzie podzia�. Chyba w podziemiach. Pod koniec marca eskadra samolot�w z Bo�ych Zast�p�w wy- startowa�a z Kolorado do Waszyngtonu, gdzie zbombardowa�a tam- tejsz� bibliotek� - samolot za samolotem, cztery godziny wybuch�w, kt�re obr�ci�y w nico�� setki lat historii i miliony ksi��ek. Waszyng- ton nie by� Enklaw�, ale ten pi�kny stary budynek, cho� cz�sto za- mykany i obstawiony stra�nikami, nigdy nie pad� ofiar� ataku. Prze- trwa� wszystkie lata zam�tu i wojny, za�amania i rewolucji... a� do tej chwili. Czas Oczyszczenia. G��wnodowodz�cy Bo�ych Zast�p�w og�osi�, �e trwaj�ce w�a�nie bombardowanie jest akcj� edukacyjn�. Istnieje tylko jedno S�owo, tylko jedna Ksi�ga. Wszystkie inne s�owa i ksi��ki s� mrokiem, b��dem. Brudem. �Niech Pan zab�y�nie!", krzyczeli piloci w bia�ych mundurach i maskach z lustrzanego szk�a, kiedy ju� wr�cili do ko�cio�a w bazie Kolorado, patrzyli w kamery twarzami bez rys�w i �piewali wraz z ekstatycznym t�umem. �Zmie- ciemy plugastwo, niech Pan zab�y�nie!". Ale Dalzul, nowy Pose�, kt�ry w zesz�ym roku przyby� z Hain, odby� z Ojcami rozmow�. Zezwolili mu wej�� do Sanktuarium. W In- ternecie i �Bo�ym S�owie" pojawi�y si� jego progreale, hologramy i zwyk�e dwuwymiarowe programy. Okaza�o si�, �e to nie Ojcowie przekazali G��wnodowodz�cemu rozkazy zniszczenia waszyngto�- skiej biblioteki. On sam tak�e nie pope�ni� b��du. Ojcowie nigdy si� nie mylili, ka�dy to wiedzia�. Akcja pilot�w by�a ca�kowicie samowol- na i wynika�a z nadmiaru zapa�u. Z Sanktuarium pad� wyrok: piloci mieli otrzyma� kar�. Wi�c ukarano ich: w obecno�ci dostojnik�w, gapi�w i kamer odebrano im bro� i bia�e mundury. Zdarto kaptu- ry, obna�ono twarze. Zha�bieni, zostali skierowani na reedukacj�. Wszystko to mo�na by�o obejrze� w Internecie, cho� Satti nie musia�a uczestniczy�; ojciec od��czy� wideoceptory. Tak�e w �Bo�ym S�owie" o niczym innym si� nie m�wi�o. Z wyj�tkiem nowego Pos�a, by� Terraninem. Urodzony na Bo�ej Ziemi, jak mawiano. Cz�owiek, kt�ry rozumia� ziemski r�d jak �aden obcy. Cz�owiek z gwiazd, kt�ry przyby�, by ukl�kn�� przed Ojcami i przyst�pi� do rozm�w o pokojowych zamiarach �wi�tej Inkwizycji i Ekumenu. - Przystojny - zauwa�y�a matka, rzucaj�c na niego okiem. - Bia�y? - Wyj�tkowo - odpar� ojciec. - Sk�d pochodzi? Tego nie wiedzia� nikt. Islandia, Irlandia, Syberia... ka�dy mia� inne wiadomo�ci. Opu�ci� Terr�, by studiowa� na Hain, tu si� zga- dzali. Bardzo szybko zrobi� kwalifikacj� jako Obserwator, potem Mobil, wreszcie zosta� odes�any do domu, pierwszy terra�ski Pose� na Terr�. - Wyjecha� dobre sto lat temu - powiedzia�a matka. - Zanim Unici przej�li Azj� Wschodni� i Europ�. Nawet zanim tak si� roz- przestrzenili w Azji Zachodniej. Pewnie si� nie spodziewa�, �e jego �wiat tak si� zmieni. Szcz�ciarz, pomy�la�a Satti. O, jaki� z niego szcz�ciarz! Uciek�, schroni� si� na Hain, uczy� si� w Szkole na Ve, by� tam, gdzie istnieje co� poza Bogiem i nienawi�ci�, gdzie maj� histori� licz�c� milion lat i wszyscy j� rozumiej�! Tego samego wieczora powiadomi�a rodzic�w, �e chcia�aby wst�pi� na Studium, a potem zdawa� do Kolegium Ekumeniczne- go. Powiedzia�a to bardzo nie�mia�o; nie spodziewa�a si�, �e przyj- m� to tak spokojnie, nawet bez zdziwienia. - W dzisiejszych czasach to ca�kiem dobry pomys� - uzna�a matka. Byli tak zadowoleni, �e pomy�la�a: czy nie rozumiej�, �e je�li zdam i zostan� wys�ana do innych �wiat�w, nigdy mnie ju� nie zoba- cz�? Pi��dziesi�t lat, sto, par�set - rzadko trafia�y si� kr�tsze trasy, cz�sto nawet d�u�sze. Czy nic ich nie obchodz�? Ale dopiero p�niej, kiedy przy stole przygl�da�a si� ojcu, jego pe�nym wargom, orlemu nosowi, siwiej�cym ju� w�osom, powa�nej i subtelnej twarzy, dotar�o do niej, �e je�li zostanie wys�ana do inne- go �wiata, ona tak�e ich wi�cej nie zobaczy. Pomy�leli o tym, zanim jej to przysz�o do g�owy. Kr�tka znajomo��, d�uga nieobecno�� - to wszystko, co mi�dzy nimi by�o. Wykorzystali to do maksimum. -Jedz, ciociu - powiedzia�a matka, ale ciocia tylko dotkn�a swojej porcji naana palcami przypominaj�cymi owadzie czu�ki. � Z takiej m�ki nie mo�e by� dobrego chleba - odezwa�a si�, rozgrzeszaj�c piekarza. - Rozpu�ci�a� si� na tej wsi - za�artowa�a matka. - W ca�ej Ka- nadzie nie znajdziesz nic lepszego. Pierwszorz�dna sieczka i gips. - Tak, rozpu�ci�am si� - przyzna�a ciocia i u�miechn�a si� jak- by z dalekiego kraju. Starsze slogany wykuto na fasadach budynk�w: �NAPRZ�D KU PRZYSZ�O�CI". �PRODUCENCI - KONSUMENCI AKI SI�GAJ� GWIAZD". Nowsze bieg�y przez budynki jaskrawymi elektroniczny- mi wst��kami: �REAKCYJNA MY�L TO TW�J WR�G". Niekt�re, zepsute, sta�y si� zaszyfrowanymi wiadomo�ciami: �OD TO NA". Najnowsze, hologramy, unosi�y si� nad ulicami: �CZYSTA NAUKA USUWA ZEPSUCIE". �WY�EJ DALEJ LEPIEJ". Towarzyszy�a im muzyka, bardzo rytmiczna i wielog�osowa. �Dalej, dalej, a� do gwiazd", wy�piewywa� niewidzialny ch�r nad skrzy�owaniem, na kt�- rym sta�a w korku robotaks�wka. Satti w��czy�a w niej d�wi�k, �eby zag�uszy� odg�osy z zewn�trz. - Przes�d to gnij�ce �cierwo - odezwa� si� mi�y, g��boki m�ski g�os. - Przes�dne praktyki deprawuj� m�ode umys�y. Obowi�zkiem ka�dego obywatela, doros�ego b�d� ucz�cego si� jest informowanie w�adz o reakcyjnych naukach oraz nauczycielach, kt�rzy dopuszcza- j� do buntu lub szerz� przes�d i zabobon. W �wietle Czystej Nauki wiemy, �e gorliwa wsp�praca nas wszystkich jest pierwszym warun- kiem... - Satti �ciszy�a d�wi�k do oporu. Zza okna buchn�� ch�r: �Do gwiazd! Do gwiazd!", a robotaks�wka ruszy�a z szarpni�ciem i zaraz stan�a. Jeszcze dwa takie ruchy i przedr� si� przez skrzy�owanie. Przetrz�sn�a kieszenie kurtki w poszukiwaniu spo�ywki, ale nie znalaz�a ju� ani jednej. Bola� j� �o��dek. Kiepskie �arcie, za d�ugo si� nim napycha, bardzo przetworzona karma nafaszerowana pro- teinami, przyprawami, stymulantami. I za d�ugo stoi w korkach, g�u- pich niepotrzebnych korkach, a to wszystko przez te g�upie tandet- ne samochody, kt�re si� ci�gle rozwalaj�, i ten ha�as na okr�g�o, slogany, pie�ni, post�p, ludzie post�powo �aduj�cy si� w ka�dy b��d znany ludzko�ci... �le. Nie ocenia�. Nie poddawa� si� frustracji, kt�ra m�ci my�li i ogl�d sytuacji. Nie pozwala� sobie na uprzedzenia. Patrz, s�uchaj, dostrzegaj: obserwuj. Na tym polega�o jej zadanie. To nie jej �wiat. Ale jak mia�a go obserwowa�, skoro nie mog�a si� z niego wyco- fa�? Musia�a pogodzi� si� z hiperstymulacj� progreali i ulicznym zgie�kiem. Nie potrafi�a uciec przed wszechobecnym atakiem pro- pagandy - wyj�wszy mieszkanie, gdzie mog�a odci�� si� od �wiata, kt�ry przyby�a obserwowa�. Musia�a spojrze� prawdzie w oczy: nie nadawa�a si� na Obser- watora tutejszego �rodowiska. Innymi s�owy, nie wykona�a swojego pierwszego zadania. Pose� wezwa� j� na rozmow�, z pewno�ci� po to, by jej to powiedzie�. By�a ju� prawie sp�niona. Robotaks�wka porusza�a si� gwa�- townymi zrywami i stawa�a. G�o�niki rykn�y og�uszaj�co; by�o to jedno z obwieszcze� Korporacji, pokonuj�cych nawet najbardziej przykr�cone regulatory. - Og�oszenie Biura Astronautyki! - zapowiedzia� energiczny, pewny siebie kobiecy g�os. Satti zatka�a uszy. - Zamknij si�! - Drzwi pojazdu s� zamkni�te - odezwa�a si� robotaks�wka martwym blaszanym g�osem, typowym dla mechanizm�w reaguj�- cych na werbalne polecenia. Satti dostrzeg�a dowcip sytuacji, ale nie potrafi�a si� roze�mia�. Og�oszenie ci�gn�o si� bez przeszk�d, a przenikliwe g�osy na zewn�trz zawodzi�y: �Zawsze wy�ej, zawsze le- piej, marsz do gwiazd!". Pose� Ekumenu, go��biooki Chiffewaria�czyk Tong Ov sp�ni� si� jeszcze bardziej ni� ona; ze �miechem opowiedzia�, �e zatrzyma- �a go awaria czytnika ZIL. - B��dnie zinterpretowa� mikronagranie, kt�re chcia�em ci da� - wyja�ni�, szperaj�c w dokumentach. - Zakodowa�em je, poniewa� oczywi�cie grzebi� mi w aktach, a system nie m�g� odczyta� ko- du. Ale wiem, �e to gdzie� tu jest... No, na razie opowiedz, jak ci po- sz�o. - Tak... - zacz�a i zamilk�a. Od miesi�cy m�wi�a i my�la�a po dowza�sku. Przez chwil� musia�a przeszuka� w�asne akta: hindu nie, angielski nie, hainisz tak. � Mia�am przygotowa� raport o wsp�czesnym j�zyku i literaturze, ale podczas mojego tranzytu za- sz�y tu pewne zmiany... To znaczy... teraz prawo zakazuje m�wi� czy uczy� si� innego j�zyka ni� dowza�ski lub hainisz. Nie mog� praco- wa� nad pozosta�ymi, je�li nadal istniej�. Co do dowza�skiego, Pierwsi Obserwatorzy poczynili bardzo szczeg�owe studia lingwi- styczne. Mog� doda� tylko drobiazgi i s�ownik. - A literatura? - Zniszczono wszystko, co powsta�o w starych j�zykach. A je�li co� ocala�o, nie mam poj�cia, co to jest, poniewa� ministerstwo nie da�o mi dost�pu. Mog�am bada� tylko wsp�czesn� literatur� aural- n�. Wszystko jest spisane zgodnie w wymogami Korporacji. Bar- dzo... standardowe. Zerkn�a, �eby sprawdzi�, czy Tong Ov jest ju� znudzony tym narzekaniem, ale on, cho� ci�gle szuka� zaginionego dokumentu, s�ucha� jej z �ywym zainteresowaniem. - Ach, auralna? - Wyj�wszy Instrukcje Korporacji, nie drukuje si� ju� prawie niczego. Tylko ulotki dla nies�ysz�cych, elementarze dla pocz�tku- j�cych... Kampania przeciwko dawnym ideogramom by�a bardzo intensywna. A mo�e ludzie nie chcieli u�ywa� alfabetu hainisz? Al- bo po prostu wol� ha�as... to znaczy d�wi�k. Wi�c wszystko, co uda- �o mi si� znale��, to nagrania d�wi�kowe i progreale. Wydane przez �wiatowe Ministerstwo Informacji oraz Centralne Ministerstwo Po- ezji i Sztuki. Wi�kszo�� z tych pozycji to g��wnie materia�y informa- cyjne lub edukacyjne, a nie... hm, literatura, tak jak j� rozumiem. Wiele progreali to problemy praktyczne lub etyczne wraz z rozwi�- zaniami, przedstawione w formie dramatu... - Bardzo si� stara�a nie ocenia�, m�wi� bez uprzedze�, g�osem pozbawionym osobistego tonu. � Nuda � rzuci� Tong, ci�gle ryj�c w dokumentach. - Na mnie ta estetyka nie dzia�a. Jest tak dosadnie i...i... i otwar- cie polityczna. Oczywi�cie sztuka jest zawsze zaanga�owana politycz- nie, ale kiedy bez reszty s�u�y celom dydaktycznym, ca�a jest podpo- rz�dkowana ideologii, nie mog� znie��... to znaczy, nie czuj� jej wp�ywu... cho� bardzo si� staram. Musz� by� na ni� otwarta, lecz ona na mnie nie dzia�a. Mo�e dlatego, �e ta bardzo niedawna rewo- lucja spo�eczna i kulturalna kompletnie wymaza�a ich histori�... oczywi�cie, kiedy mnie tu wysy�ano, nie mo�na by�o tego przewi- dzie�... ale s�dz�, �e w tym wypadku wytypowanie kogo� z Terry nie by�o najlepszym wyborem. My, Terranie, znamy przysz�o�� ludzi, kt�rzy przekre�lili w�asn� tradycj�. �yjemy w niej. Zamilk�a raptownie, przera�ona w�asnymi s�owami. Tong obejrza� si� na ni�, niewzruszony. - Nie dziwi mnie to przekonanie, �e twoje zadanie jest niewy- konalne. Potrzebowa�em twojej opinii, wi�c ta misja by�a dla mnie warta wysi�ku. Ale ciebie znu�y�a. Zaleca si� zmian�. - W ciemnych oczach pojawi� si� b�ysk. - Co powiesz na podr� do �r�de�? -Jakich �r�de�? - To znaczy �do pocz�tku", prawda? Ale tak naprawd� chodzi- �o mi o �r�d�a Erehy. Przypomnia�a sobie, �e przez miasto przep�ywa�a du�a rzeka, cz�ciowo zas�oni�ta chodnikiem i tak ukryta pomi�dzy budynkami i brzegami, �e widzia�a j� tylko na mapie. - Czyli... mam wyjecha� z miasta? - Tak! -Tong si� rozpromieni�. - Za miasto! Bez przewodnika! Po raz pierwszy od pi��dziesi�ciu lat! - By� zachwycony jak dziecko, kt�re odkry�o ukryty prezent, cudown� niespodziank�. -Jestem tu od dw�ch lat i z�o�y�em osiemdziesi�t jeden poda� o zezwolenie na wys�anie pracownika gdzie� poza Dowz�, Kangnegne albo Ert. Wszystkie zosta�y grzecznie odrzucone. Proponowali mi kolejn� wy- cieczk� z przewodnikiem na pi�kne Wschodnie Wyspy. Sk�ada�em te podania z nawyku, odruchowo. I nagle sukces! Tak! �Zezwala si� waszemu pracownikowi sp�dzi� miesi�c w Okzat-Ozkat". Albo Ozkat-Okzat. To ma�e miasto, w g�rach, w pobli�u �r�de� rzeki. Ere- ha ma pocz�tek w Okr�gu Wysokich �r�de�. Prosi�em o ten rejon, Rangma, nie spodziewaj�c si�, �e co� wsk�ram, a tu prosz�! - Pro- mienia� z zachwytu. - Dlaczego akurat tam? - Bo tam podobno mo�na spotka� ciekawych �udzi. - Etniczna populacja? - spyta�a z nadziej�. W pocz�tkach swe- go pobytu, kiedy po raz pierwszy spotka�a Tonga Ov i dw�ch innych Obserwator�w miasta Dowza, dyskutowali o wyj�tkowej jednorod- no�ci kulturalnej Aki, przynajmniej w najwi�kszych miastach, jedy- nych, w kt�rych pozwalano mieszka� nielicznym poza�wiatowcom. W�wczas byli przekonani, �e aka�skie spo�ecze�stwo musi mie� re- gionalne odmiany i byli zirytowani, �e nie mog� ich pozna�. - Raczej sekta. Jaki� kult. By� mo�e �yj�cy w ukryciu wyznawcy zakazanej religii. - Ach - mrukn�a, usi�uj�c nadal wygl�da� na zainteresowan�. Tong wr�ci� do przetrz�sania dokument�w. - Szukam tych och�ap�w, kt�re uda�o mi si� pozbiera�. Wi�k- szo�� podebranych zreszt� z pa�stwowych dokument�w. Biuro Kul- turalno-Spo�eczne donosi, �e gdzie� zachowa� si� zbrodniczy anty- naukowy kult... A tak�e par� plotek i historii o tajnych rytua�ach, chodzeniu na wietrze, cudownych lekach, przewidywaniu przysz�o- �ci. Norma. Je�li jest si� spadkobierc� tradycji licz�cej trzy miliony lat, nie- wiele jest rzeczy na niebie i ziemi, kt�re wydaj� si� niezwyk�e. Haini- szowie tratowali to lekko, ale musieli czu� ci�ar �wiadomo�ci, �e wy- my�lenie czego� nowego jest dla nich wyj�tkowo trudne, nawet ca�kiem niemo�liwe. - Czy materia�y, kt�re pierwsi Obserwatorzy wys�ali na Terr�, nie zawiera�y czego� na temat religii? - spyta� Tang. - Poniewa� ocala� tylko raport lingwistyczny, wszystkie informa- cje dotyczy�y jedynie korzystania ze s�ownika. - Wszystkie doniesienia tych nielicznych, kt�rym dano nie- ograniczony dost�p do Aki, stracone przez awari� systemu! - Tong porzuci� poszukiwania i powierzy�je funkcji. - Straszny pech. Czy to naprawd� by�a awaria? Jak wszyscy Chiffewarianie, by� ca�kowicie bezw�osy - w slangu Valparaiso �chihuahua". Aby zminimalizowa� wra�enie obco�ci na planecie, gdzie brak w�os�w wydawa� si� tak szokuj�cy, nosi� kape- lusz. Lecz Akanie rzadko wk�adali nakrycia g�owy, wi�c w efekcie wy- dawa� si� jeszcze bardziej poza�wiatowy. By� dobrze wychowany, bez- po�redni, szczery. Satti czu�a si� przy nim tak swobodnie, jak to by�o mo�liwe w jej przypadku. Ale Tong, tak dyskretny, nie dawa� ciep�a. Sam tak�e wymaga� dystansu. To jej odpowiada�o. Ajego pytanie wy- da�o si� jej ob�udne. Musia� wiedzie�, �e utrata transmisji nie by�a przypadkowa. Niby dlaczego mia�a mu to wyja�nia�? Da�a mu ju� do zrozumienia, �e podr�uje bez baga�u, tak jak to maj� w zwyczaju Obserwatorzy i Mobile. Nie odpowiada�a za planet�, kt�ra zosta�a sze��dziesi�t lat �wietlnych za ni�. Nie odpowiada�a za Terr� i jej �wi�tobliwy terroryzm. Ale milczenie trwa�o, wi�c wreszcie powiedzia�a: - Nadajnik Pekinu pad� ofiar� sabota�u. - Sabota�u? Kiwn�a g�ow�. - Unici? - Pod koniec re�imu atakowano wi�kszo�� instalacji ekume- nicznych i obszar�w Enklaw. -Jak wiele zniszczono? Chcia� j� sk�oni� do m�wienia. Gard�o �cisn�o si� jej z w�cie- k�o�ci. W�ciek�o��, pal�cy gniew. Nie odezwa�a si�, poniewa� nie mog�a wydoby� z siebie g�osu. Znacz�ce milczenie. - Wi�c nie mamy nic pr�cz j�zyka - odezwa� si� Tong. - Prawie nic. - Potworny pech! - kontynuowa� z o�ywieniem. - Pierwsi Ob- serwatorzy byli Terranami, wi�c zamiast na Hain wys�ali raporty na Terr�. Nic dziwnego, ale to pech. A jeszcze gorsze jest, �e wszystkie transmisje z Terry przesz�y bez problemu. Wszystkie informacje techniczne, o kt�re prosili Akanie, dotar�y bez ogranicze�. Dlacze- go, dlaczego Pierwsi Obserwatorzy zgodzili si� na tak rozleg�� inter- wencj� kulturaln�? - Mo�e si� nie zgodzili. Mo�e te informacje przys�ali Unici. - Po co Unici chcieliby wys�a� Ak� w marsz ku gwiazdom? Wzruszy�a ramionami. - Mo�e �eby ich nawr�ci�. - Czyli przekona� do swojej wiary? Czy post�p technologiczny by� elementem religii Unit�w? Powstrzyma�a si� przed kolejnym wzruszeniem ramionami. - Wi�c w okresie, gdy Unici nie zgodzili si� na kontakt ze Sta- bilami, zajmowali si�... nawracaniem Akan? My�lisz, �e przys�ali im... jak wy ich nazywacie... misjonarzy? - Nie wiem. Nie osacza� jej, nie chcia� wci�gn�� w pu�apk�. Zastanawia� si� tylko i usi�owa� wydusi� z niej wyja�nienie czyn�w i pobudek Terran. Ale nie mog�a wypowiada� si� w imieniu Unit�w. Zrozumia� to i rzuci� pospiesznie: � Tak, tak, przepraszam. Oczywi�cie, �e nie by�a� dopuszczona do spraw Unit�w! Ale tak mi przysz�o to g�owy... je�li naprawd� przy- s�ali misjonarzy i w jaki� spos�b naruszyli aka�sk� kultur�... rozu- miesz? To by t�umaczy�o Limitacj�. - Mia� na my�li niespodziewane zarz�dzenie wprowadzone przed pi��dziesi�ciu laty i od tej pory pozostaj�ce w mocy. M�wi�o ono, �e na planecie mo�e przebywa� jednocze�nie tylko czterech poza�wiatowc�w, i to jedynie w mia- stach. -1 zakaz religijnych praktyk par� lat p�niej! - Rozpromieni� si�, zachwycony. - Nie s�ysza�a�, �eby przys�ano z Terry jeszcze dru- g� grup�? - spyta� niemal prosz�co. -Nie. Westchn�� i zapad� w zamy�lenie. Po chwili machn�� r�k� - Jeste�my tu od siedemdziesi�ciu lat, a mamy tylko s�ownik Odetchn�a. Wr�cili z Terry. By�a bezpieczna. Kiedy si� ode- zwa�a, ostro�nie dobiera�a s�owa, lecz w jej g�osie da�o si� s�ysze� ulg�. - Kiedy by�am na ostatnim roku szkolenia, zrekonstruowano fragmenty uszkodzonych nagra�. Obrazy, par� ust�p�w ksi��ek. Wydawa�y si� wskazywa� na niezwykle sp�jn� kultur� z paroma cen- tralnymi tematami, daj�cymi si� zaklasyfikowa� jako religijne. To sa- mo dotyczy�o s�ownik�w. Ale oczywi�cie, bior�c pod uwag� istniej�- c� sytuacj�, nie dowiedzia�am si� niczego o instytucjach stoj�cych nad Korporacj� Pa�stw. Nie wiem nawet, dlaczego zaka/ano religii. Chyba jakie� czterdzie�ci lat temu, prawda? - Mia�a fa�szywy, wymu- szony ton g�osu. �le. Tong pokiwa� g�ow�. - Trzydzie�ci lat po pierwszym kontakcie z Ekumenem Korpo- racja wyda�a pierwszy dekret zakazuj�cy praktyk i nauk religijnych. Po paru latach zacz�li stosowa� okropne kary... lecz to, co mnie zdziwi�o, co mi nasun�o my�l, �e inspiracja mog�a pochodzi� ze �wiata zewn�trznego, to fakt, i� s�owo �religia" we wszystkich dekre- tach by�o zapo�yczone z j�zyka hainisz. Czy�by nie mieli w�asnego? Znasz je? - Nie - przyzna�a, przypomniawszy sobie nie tylko dowza�ski, ale par� innych j�zyk�w tej planety, kt�rych uczy�a si� w Yalparaiso. - Nie znam. Oczywi�cie obecnie j�zyk dowza�ski zapo�yczy� wiele obcych s��w wraz z nowoczesnymi technologiami, ale czy to normalne, �e si�ga si� do innego j�zyka, �eby zakaza� czego�, co wyros�o na grun- cie rodzimego kraju? To rzeczywi�cie by�o dziwne. A ona powinna to zauwa�y�. I zauwa�y�aby, gdyby nie zag�usza�a tego s�owa, my�li, tematu za ka�dym razem, kiedy si� jej nasuwa�. �le. B��d. Tong straci� zainteresowanie rozmow�; wreszcie znalaz� doku- menty i w��czy� funkcj� dekoduj�c�. To musia�o troch� potrwa�. - Aka�ski system pozostawia sporo do �yczenia - mrukn��, wci- skaj�c ostatni klawisz. - Wszystko psuje si� zgodnie z planem - odpar�a - Jedyny aka�ski dowcip. Szkoda tylko, �e to prawda. - Ale zauwa�, jak wiele osi�gn�li przez siedemdziesi�t lat! - Po- se� usiad� wygodnie, ju� uspokojony, gotowy do dyskusji, w kapelu- szu lekko zsuni�tym na bakier. - S�usznie czy nies�usznie, przekaza- no im plany G86. - W �argonie historyk�w z Hain by�o to spo�ecze�stwo o przyspieszonym post�pie technologii przemys�o- wej. - I przyswoili ca�� wiedz� za jednym zamachem. Przetworzyli swoj� kultur�, ustanowili Korporacj� Pa�stw �wiata, wys�ali statek kosmiczny na Hain - a wszystko w czasie jednego ludzkiego �ycia! Naprawd� s� zadziwiaj�cy. Nies�ychana dyscyplina! Satti zgodzi�a si� pos�usznie. - Ale chyba musieli si� spotyka� z jakim� oporem. Ta antyreli- gijna obsesja... Nawet je�li to myj� im zaszczepili�my wraz z ekspan- sj� technologiczn�... Okazywa� wielk� uprzejmo��, m�wi�c �my", jakby to Ekumen by� odpowiedzialny za terra�sk� interwencj� na Ak�. Charaktery- styczny dla Hain spos�b my�lenia: bra� odpowiedzialno��. - Mechanizmy kontroli - ci�gn�� - s� tak skuteczne i radykal- ne, �e musia�y by� ustanowione z my�l� o czym� gro�nym, nie s�- dzisz? Na przyk�ad o religii sprzeciwiaj�cej si� Korporacji Pa�stw... Tak, rozpowszechnionej w ca�ym kraju, dobrze zakorzenionej reli- gii. St�d gwa�towny zakaz praktyk religijnych. A tak�e wprowadze- nie Narodowego Teizmu jako elementu zast�pczego. B�g jako Ro- zum. M�ot Czystej Nauki. W imi� kt�rego burzono �wi�tynie i wyp�dzano kaznodziej�w. Co ty na to? - To zrozumia�e. Chyba nie takiej odpowiedzi si� spodziewa�. Przez chwil� mil- cza�. - Stare pisma, ideogramy... - odezwa� si� znowu. - Potrafisz je p�ynnie czyta�? - Tylko tego mog�am si� nauczy� podczas szkolenia. Siedem- dziesi�t lat temu to by�y jedyne zabytki aka�skiej literatury. - Oczywi�cie - rzuci� pospiesznie z rozbrajaj�cym chiffewaria�- skim gestem, oznaczaj�cym �wybacz biednemu idiocie". -Ja przyby- wam z dystansu zaledwie dwunastu lat, wi�c nauczy�em si� tylko wsp�czesnego pisma. - By�oby �miesznie, gdybym jako jedyna osoba na tej planecie potrafi�a odczyta� ideogramy. Czasami si� zastanawiam, czy tak nie jest. Chyba nie... � Z pewno�ci� nie, cho� Dowzanie s� bardzo systematyczni. Tak bardzo, �e zakazawszy starego pisma, systematycznie zniszczyli wszystkie jego zabytki, wiersze, sztuki, dzieta historyczne, filozoficz- ne... wszystko? Jak my�lisz? Przypomnia�a sobie w�asne zdumienie z pierwszych tygodni w Dowza City, niedowierzanie na widok sk�pych zasob�w tak zwa- nych bibliotek, niepowodzenie, z jakim spotka�y si� jej pr�by pro- wadzenia bada�, kiedy nadal si� �udzi�a, �e gdzie� musz� si� znale�� jakie� resztki literatury ca�ej planety. - Nawet je�li jeszcze znajduj� jakie� ksi��ki lub podr�czniki, na pewno je niszcz� - powiedzia�a. -Jednym z g��wnych urz�d�w Mi- nisterstwa Poezji jest Lokalizacja Ksi��ek. Znajduj� ksi��ki, konfi- skuj� je i rozcieraj� na mia�, s�u��cyjako materia� budowlany. Stare ksi��ki s� nawet nazywane przemia�em. Masa papierowa s�u�y jako izolacja. Jedna kobieta z ministerstwa powiedzia�a, �e wysy�aj� j� do innej filii, poniewa� w mie�cie nie ma ju� przemia��w. Jest czyste. Oczyszczone. Us�ysza�a ostry ton we w�asnym g�osie. Odwr�ci�a g�ow�, spr�- bowa�a rozlu�ni� zaci�ni�te mi�nie karku. Tong Ov pozosta� spokojny. - Cala historia planety stracona, wymazana, jakby w jakiej� po- twornej katastrofie. Niebywa�e! - Nic nadzwyczajnego - warkn�a. �le. Znowu rozlu�ni�a mi�- �nie, zrobi�a wdech i odezwa�a si� z wypracowanym spokojem: - Te nieliczne aka�skie wiersze i rysunki, kt�re zrekonstruowali�my w Terra�skim Centrum Nadawczym, tutaj by�yby nielegalne. Mia- �am ich kopie w noterze, aleje wykasowa�am. - Tak. Tak, s�usznie. Nie mo�emy przywozi� tu niczego, o czym oni nie chc� wiedzie�. - Zrobi�am to wbrew sobie. Mia�am wra�enie, �e z nimi kolabo- ruj�. - Margines pomi�dzy kolaboracj� i szacunkiem bywa w�ski. Niestety, musimy si� z nim pogodzi�. Przez chwil� wydawa�o si� jej, �e dostrzeg�a w nim mgnienie mrocznej powagi. Odwr�ci� wzrok, utkwi� go gdzie� bardzo daleko. Potem znowu na ni� spojrza�, pe�en bezbrze�nego spokoju. - Ale nie zapominajmy, �e w mie�cie mo�na znale�� ca�kiem sporo fragment�w starych napis�w. Bez w�tpienia uwa�a si� je za nieszkodliwe, skoro nikt nie potrafi ich odczyta�. A miejsca le��ce na uboczu maj� to do siebie, �e zachowuje si� w nich wiele cieka- wych rzeczy. Pewnego razu wieczorem by�em w dole rzeki... godne nagany, przyznaj�, nie powinienem tam i��, ale w tak du�ym mie- �cie mo�na si� czasem zgubi� gospodarzowi. Przynajmniej mia�em nadziej�, �e si� zgubi�em... W ka�dym razie us�ysza�em jak�� niezwy- k�� muzyk�. Drewniane instrumenty. Nielegalne interwa�y. Spojrza�a na niego pytaj�co. - Pa�stwo wymaga, by kompozytorzy stosowali terra�sk� oktaw�. Zagapi�a si� na niego bezmy�lnie. Tong za�piewa� interwa� oktawy. Satti z wysi�kiem zrobi�a inteligentn� min�. - Tutaj nazywaj� to Naukow� Skal� Interwa�ow� - doda�, a nie dostrzegaj�c z jej strony �adnego znaku zrozumienia, spyta� z u�miechem: - Czy aka�ska muzyka nie wydaje ci si� bardziej zna- joma, ni� mog�a� si� spodziewa�? - Nigdy o tym nie my�la�am... nie wiem... mam drewniane ucho. Nie znam si� na nutach. Tong u�miechn�� si� jeszcze szerzej. - Wed�ug mnie tutejsza muzyka brzmi tak, jakby Akanie te� mieli drewniane ucho. W ka�dym razie w dole rzeki us�ysza�em co� kompletnie innego. Zupe�nie nie to, co puszczaj� z g�o�nik�w. Inne interwa�y. Bardzo subtelna harmonia. Nazywaj� to muzyk� lek�w. Wywnioskowa�em, �e graj� j� uzdrowiciele, religijni lekarze. Zdo�a- �em jakim� cudem doprowadzi� do rozmowy z jednym z takich uzdrowicieli. Powiedzia�: �Znamy stare pie�ni i lekarstwa. Nie zna- my opowie�ci. Nie mo�emy ich przekaza�. Ludzie, kt�rzy opowiada- li, odeszli". Naciska�em go jeszcze troch� i wreszcie powiedzia�: �Mo�e niekt�rzy jeszcze �yj� u �r�de� rzeki. W g�rach". - Tong Ov u�miechn�� si�, tym razem t�sknie. - Chcia�em us�ysze� co� jeszcze, ale oczywi�cie sama moja obecno�� nara�a�a go na ryzyko. - Zamilk� na d�u�sz� chwil�. - Czasami mam wra�enie, �e... - Ze to wszystko przez nas. - Tak - przyzna� po chwili. - Ale skoro ju� tu jeste�my, musimy si� stara�, �eby nasz obecno�� by�a dla nich zno�na. Chiffewarianie mieli poczucie odpowiedzialno�ci, lecz nie kul- tywowali poczucia winy takjakTerranie. Satti zrozumia�a, �e �le zin- terpretowa�a jego s�owa. Zaskoczy�a go. Zamilk�a. - Co mia� na my�li ten uzdrowiciel? Chodzi mi o ludzi, kt�rzy opowiadali historie? Usi�owa�a my�le�, ale czu�a wyra�ny op�r. Nie mog�a ju� za nim pod��a�. Przypomnia�a sobie wyra�enie �na kr�tkiej smyczy". Jej smycz by�a napr�ona do ostateczno�ci. Dusi�a j�. - S�dzi�am, �e chcesz mi powiedzie� o przeniesieniu - wykrztu- si�a. - Z planety? Nie. Nie, nie - powt�rzy� �agodnie, zdziwiony i �yczliwy. - Nie powinni mnie tu przysy�a�. - Dlaczego tak m�wisz? -Jestem specjalist� od lingwistyki i literatury. Na Ace zosta� tyl- ko jeden j�zyk, a literatura nie istnieje. Chcia�am by� historykiem. Jak to mo�liwe w �wiecie, kt�ry zniszczy� w�asn� histori�? - To nie�atwe - przyzna� Tong z uczuciem. Wsta� i zajrza� do akt. - Powiedz, trudno ci znosi� tutejsz� homofobi�? - Spotykam si� z ni� od dziecka. - Ze strony Unit�w. - Nie tylko. - Ach, tak. - Przyjrza� si� jej, cho� siedzia�a ze spuszczon� g�o- w�, i przem�wi�, ostro�nie dobieraj�c s�owa: - Wiem, prze�y�a� wiel- ki przewr�t religijny. Dla mnie Terra jest �wiatem, kt�rego histori� kszta�towa�a religia. Dlatego wed�ug mnie jeste� najbardziej upraw- niona spomi�dzy nas do badania pozosta�o�ci... je�li takie istniej�... tutejszej religii. Ki Ala nie ma �adnego do�wiadczenia w tej dziedzi- nie, a Garru nie potrafi si� zdoby� na bezstronno��. - Zrobi� pauz�. Satti nie odpowiedzia�a. - Twoje do�wiadczenia - podj�� - mog� ci utrudnia� obiektywn� obserwacj�. Ca�e �ycie sp�dzone w czasach teokratycznych represji, chaos i zbrodnie ostatnich lat Unizmu... Znowu zamilk�. Musia�a si� odezwa�. - S�dz�, �e jestem zdolna obserwowa� inne kultury bez uprze- dze�. - Dzi�ki wykszta�ceniu i temperamentowi, tak. Ja te� tak s�dz�. Ale presja agresywnej teokracji, jej ogromny ci�ar, kt�ry czu�a� na sobie przez ca�e �ycie... to wszystko mog�o pozostawi� pi�tno w po- staci nieufno�ci, buntu. Je�li znowu wymagam, �eby� obserwowa�a co�, czego nienawidzisz, powiedz mi o tym. Po zbyt d�ugim milczeniu zdo�a�a si� odezwa�: - Naprawd� nie znam si� na muzyce. - Muzyka jest tu bardzo niewielkim elementem wi�kszej ca�o- �ci - oznajmi� z u�miechem, got�bio �agodny, nieugi�ty. - W takim razie nie widz� �adnego problemu. - Czu�a si� oszu- kana, pokonana, zlodowacia�a. Bola�o j� gard�o. Tong odczeka� jeszcze chwil�, po czym pogodzi� si� z jej milcze- niem. Wr�czy� jej mikrokrystaliczne nagranie. Wzi�a je odrucho- wo, nie my�l�c. - Przeczytaj to, wys�uchaj muzyki w tutejszej bibliotece, a po- tem wykasuj wszystko. Sztuka wymazywania to co�, czego musimy nauczy� si� od Akan. Naprawd�! M�wi� powa�nie. Hainiszowie chc� zachowa� wszystko, Akanie chc� wszystko wymaza�. Mo�e ist- nieje co� po�redniego? Mniejsza o to, nadarza nam si� pierwsza szansa, �eby wej�� na teren, na kt�rym by� mo�e nie wymazano hi- storii a� tak skrupulatnie. - Nie wiem, czy zrozumiem, co znalaz�am, je�li w og�le co� znajd�. Ki Ala jest tu od dziesi�ciu lat. Ty sam masz do�wiadczenie z czterech innych �wiat�w. -Ju� powiedzia�a, �e si� zgadza. �e zro- bi, o co j� proszono. A teraz nagle zacz�a si� wykr�ca�. �le. Wstyd. - Nigdy nie prze�y�em wielkiej rewolucji spo�ecznej. Ki Ala te�. Jeste�my dzie�mi pokoju. Potrzebne nam dziecko wojny. Poza tym Ki Ala jest analfabet�. Ja tak�e. Ty umiesz czyta�. - Martwe j�zyki w zabronionych ksi��kach. Tong przyjrza� si� jej przeci�gle, w milczeniu, z intelektualn�, bezosobow�, szczer� czu�o�ci�. - Zdaje si�, �e nie doceniasz w�asnych zdolno�ci. Stabile wybra- li ci� jako jednego z czterech reprezentant�w Ekumenu na plane- t�. Musisz przyj�� do wiadomo�ci, �e twoje do�wiadczenie i wiedza maj� dla mnie, dla naszej pracy ogromn� wag�. Prosz�, rozwa� to z ca�� powag�. Czeka� tak d�ugo, a� odpowiedzia�a: - Dobrze. - Zanim pojedziesz w g�ry, je�li si� w og�le zdecydujesz, zasta- n�w si� nad ryzykiem. A raczej nad tym, �e nie wiemy, jakie ryzyko wi��e si� z t� podr�. Akanie nie wydaj� si� agresywni, ale trudno nam to oceni�, skoro �yjemy w takim oderwaniu od rzeczywisto�ci. Nie rozumiem, sk�d ta nag�a zgoda na wyjazd. Z pewno�ci� w�adze mia�y w�asne powody, ale poznamy je dopiero wtedy, gdy skorzysta- my z pozwolenia. - Zamy�li� si�, nie spuszczaj�c z niej oczu. - Nikt nie wspomina� o towarzystwie dla ciebie, przewodniku, psach obronnych. Mo�liwe, �e b�dziesz zdana na w�asne si�y. A mo�e nie. Nie wiemy. Nikt z nas nie wie, jak wygl�da �ycie poza miastem. Wszystkie r�nice czy podobie�stwa, wszystko, co zaobserwujesz, co przeczytasz, nagrasz, b�dzie dla nas wa�ne. Ju� wiem, �e jeste� wra�- liwym i bezstronnym obserwatorem. Aje�li na tej planecie zosta� ja- ki� strz�p historii, tylko ty mo�esz go odnale��. Musisz szuka� �opo- wie�ci" lub ludzi, kt�re je znaj�. Wi�c zechciej wys�ucha� tych pie�ni, zastan�w si�, a jutro powiadom mnie o swojej decyzji. W po- rz�dalu? Ten stary terra�ski zwrot wypowiedzia� niezdarnie i z wielk� dum� z nowego lingwistycznego osi�gni�cia. Satti u�miechn�a si� blado. - W porz�daki - powiedzia�a. 2 Wracaj�c do domu jednotor�wk�, nagle wybuchn�a p�a- czem. Nikt tego nie zauwa�y�. St�oczeni w wagonie ludzie obserwowali hologram; nad przej�ciem mi�dzy krzes�ami unosi�y si� dzieci wykonuj�ce �wiczenia akrobatyczne, setki dzieci w czerwonych uniformach, skacz�ce, machaj�ce r�wnocze�nie noga- mi do taktu przera�liwej i optymistycznej muzyki. Wchodz�c po scho- dach do mieszkania znowu zacz�a p�aka�. Nie rozumia�a, o co jej chodzi. Nie mia�a �adnych powod�w do p�aczu. Na pewno by� jaki�, tylko nie potrafi�a go znale��. Pewnie by�a chora. Nie. To rozpaczliwe uczucie, kt�re j� dr��y�o, to strach. Ohydny, paniczny strach. Przera- �enie. Histeria. To szale�stwo, �e chcieli j� wys�a� zupe�nie sam�. Tong chyba oszala�, �e si� na to zdecydowa�. Przecie� ona sobie nie poradzi. Usiad�a przy biurku, �eby wys�a� oficjalne podanie o powr�t na Terr�. Nie pami�ta�a s��w w jego j�zyku. Wszystkie brzmia�y �le. Rozbola�aj� g�owa. Trzeba by�o co� zje��. We wn�ce kuchennej nie znalaz�a nic, �adnej potrawy. Kiedy ostatnio jad�a? Nie w po�u- dnie. I nie rano. I nie wczoraj wieczorem. - Co si� ze mn� dzieje? - spyta�a pustego mieszkania. Nic dziw- nego, �e boli j� �o��dek. Nic dziwnego, �e nawiedzaj�j� ataki histe- rycznego p�aczu i paniki. Jeszcze nigdy w �yciu nie zapomnia�a o je- dzeniu. Nawet wtedy, wtedy, ju� po wszystkim, kiedy wr�ci�a do Chile, nawet wtedy gotowa�a i jad�a, dzie� po dniu wmuszaj�c s�one od �ez jedzenie w obola�e, �ci�ni�te gard�o. - Nie ma mowy - oznajmi�a. Nie wiedzia�a, co ma na my�li. Po- stanowi�a, �e nie b�dzie ju� p�aka�. Zesz�a na d�, pokaza�a przy wyj�ciu ZIL, posz�a do najbli�szego sklepu �Zjednoczone Gwiazdy", machn�a przy wej�ciu ZIL-em. Wszystkie potrawy by�y w opakowaniu, przetworzone, zamro�one, wygodne w u�yciu, nic �wie�ego, nic do gotowania. Na widok rz�- d�w pakunk�w z oczu znowu trysn�yjej Izy. W�ciek�a i upokorzona, kupi�a nale�nik na gor�co przy kontuarze Szybkie Danie. M�czy- zna podaj�cy jedzenie by� zbyt zaj�ty, �eby na ni� spojrze�. Stan�a przed sklepem, odwr�cona plecami do przechodni�w i wepchn�a jedzenie do ust, s�one od �ez, utykaj�ce w �ci�ni�tym gardle, tak jak wtedy, wtedy... Wtedy wiedzia�a, �e musi �y�. Na tym polega�o jej zadanie. �y� w czasach bez rado�ci. Zostawi� za sob� mi- �o�� i �mier�. �y� dalej. �y� samotnie i pracowa�. A teraz, teraz chcia�a prosi�, �eby j� odes�ano na Ziemi�? W obj�cia �mierci? Prze�u�a k�s i prze�kn�a. Z mijaj�cych j� pojazd�w bucha�a muzyka i has�a reklamowe. �wiat�a na skrzy�owaniu nieopodal by�y zepsute, wi�c ryk klakson�w zag�usza� wrzask muzyki. Piesi, produ- cenci - konsumenci Korporacji Pa�stw, wielu w mundurach, reszta w standardowych spodniach, tunikach, marynarkach, wszyscy w p��- ciennych butach marki Marsz do Gwiazd, mijali j� t�umnie, wy�ania- li si� z podziemnych gara�y, spieszyli do dom�w. Prze�u�a i po�kn�- �a ostatni twardy, s�odko-s�ony gruze� ciasta. Nie wr�ci. B�dzie �y�a dalej. B�dzie �y�a samotnie i pracowa�a. Ruszy�a do domu, machn�- �a ZIL-em przy wej�ciu i wesz�a na �sme pi�tro. Dosta�a wielkie, efektowne mieszkanie na najwy�szym pi�trze, poniewa� w�adze uwa- �a�y, �e powinny uhonorowa� pa�stwowego go�cia. Winda nie dzia- �a�a od miesi�ca. Prawie sp�ni�a si� na statek. Robotaks�wka zgubi�a si� w mie- �cie, szukaj�c rzeki. Usi�owa�a zawie�� j� do Akwarium, potem do Ministerstwa Zasob�w i Przetwarzania Wody, wreszcie znowu do Akwarium. Musia�a przej�� kontrol� i trzy razy j� przeprogramowy- wa�. Kiedy wpad�a galopem na wybrze�e, za�oga ju� podnosi�a trap. Zacz�a krzycze�, trap opad� z powrotem i mog�a si� wdrapa� na po- k�ad. Cisn�a baga�e do malutkiej kabiny i wr�ci�a, by przyjrze� si� oddalaj�cemu si� miastu. Z wody wydawa�o si� brudniejsze i cichsze pod g�ruj�cymi �cia- nami biurowych i pa�stwowych wie�owc�w. Poni�ej pot�nych be- tonowych brzeg�w znajdowa�y si� drewniane doki i poczernia�e ze staro�ci magazyny. Ma�e �odzie uwija�y si� tu i tam, bez w�tpienia bez zezwolenia Ministerstwa Handlu, a z osiedli mieszkalnych ba- rek, oplecionych pn�czami kwitn�cych winoro�li i sznurami �opo- cz�cego prania, dobiega� smr�d �ciek�w. Pomi�dzy ciemnymi wysokimi �cianami wi� si� strumyk wpada- j�cy do wi�kszej rzeki. Jaki� rybak opar� si� o balustrad� �ukowate- go mostka - obrazek z aka�skiej ksi��ki, kt�rej fragmenty uratowa- li z utraconej transmisji. Z jakim szacunkiem ogl�da�a owe ilustracje, strofy wierszy, urywki prozy, jak�e nad nimi rozmy�la�a, jeszcze w Yalparaiso, usi�u- j�c wyobrazi� sobie na ich podstawie, jacy ludzie je stworzyli, ma- rz�c, by ich pozna�... Wymazanie ich z notera wymaga�o wiele si�y woli i bez wzgl�du na to, co powiedzia� Tong, nadal uwa�a�a, �e po- st�pi�a nies�usznie, ugi�a si� przed wrogiem. Przed wymazaniem jeszcze raz przyjrza�a si� im, z mi�o�ci� i b�lem, syc�c si� nimi do ostatka. �I nie ma �lad�w st�p w pyle, co za nami...". Pozbywaj�c si� tego wiersza, zamkn�a oczy. Mia�a wra�enie, �e zabija ca�� t�skno- t� i nadziej�, i� po przyje�dzie na planet� zrozumie, o czym m�wi�y strofy. Ale zapami�ta�a cztery wiersze z poematu, a nadzieja i t�skno- ta jednak pozosta�y przy niej. Ciche silniki promu numer osiem mrucza�y mi�kko, a nabrze- �e z ka�d� godzin� stawa�o si� ni�sze, starsze, coraz rzadziej przery- wane schodami i podestami. Wreszcie rozp�yn�o si� w b�ocie, trzci- nach i krzakach, a Ereha rozla�a si� szeroko, szeroko, zadziwiaj�co szeroko na p�aszczy�nie zielonych i ��tozielonych p�l. Przez pi�� dni statek sun�� jednostajnie na wsch�d tym r�wno- miernym rozlewiskiem pod �agodnym �wiat�em s�o�ca, a �agodne �wiat�o gwiazd by�o jedynym, co widzieli w nocy. Od czasu do czasu na horyzoncie pojawia�o si� nadrzeczne miasto, w kt�rym zatrzymy- wali si� w starych dokach pod wysokimi nowymi wie�owcami i biu- rowcami, by zaopatrzy� si� w �ywno�� i wzi�� na pok�ad pasa�er�w. Satti rozmawia�a z lud�mi na �odzi i przekona�a si�, �e przycho- dzi jej to z zadziwiaj�c� �atwo�ci�. W Dowza City wszyscy usi�owali odseparowa� j� od spo�ecze�stwa i odebra� g�os. Cho� dano poza- �wiatowcom apartamenty i stosunkow� swobod� ruchu, ka�dy ich dzie� by� szczeg�owo zaplanowany, a rozrywki i praca odbywa�y si� pod nadzorem. Przypadkowe znajomo�ci wydawa�y si� nieosi�gal- ne. Mieszka�cy miasta byli tak zaj�ci, tak zaaferowani, �e Satti nie potrafi�a si� narzuca�, zabiera� im czasu g�upimi pytaniami. Gwa�- towny i niezwyk�y post�p techniczny zosta� osi�gni�ty dzi�ki sztyw- nej dyscyplinie, przestrzeganej skrupulatnie i z w�asnej woli przez samych obywateli. Wszyscy pracowali ci�ko przez wiele godzin, spa- li kr�tko, jedli w po�piechu. Ka�da godzina mia�a swoje przeznacze- nie. Pracownicy Ministerstwa Poezji i Informacji doskonale wiedzie- li, czego chc� od Satti i jak powinna to wykona�, a kiedy zacz�a dzia�a� zgodnie z ich wskaz�wkami, pospieszyli do w�asnych zaj��, zostawiaj�c j� swojemu losowi. Z pewno�ci� zalecono im nie rozma- wia� z ni� d�u�ej, ni� jest to konieczne, aby Korporacja mog�a kon- trolowa� wszystkie informacje, jakie uzyska�a. I cho� Satti pozna�a wiele os�b i tylko nieliczne wzbudzi�y jej antypati�, po sze�ciu mie- si�cach pobytu na planecie nie przeprowadzi�a niczego, co by zas�u- giwa�o na miano rozmowy. Nie zna�a prywatnego �ycia Akan, wyj�w- szy oficjalne przyj�cia z urz�dnikami wysokiego szczebla. Technologia i osi�gni�cia �wiat�w Ekumenu by�y stawiane Aka- nom za wz�r, lecz ci nieliczni ich przedstawiciele, kt�rych goszczo- no (tolerowano) na planecie, nie byli zapraszani do rozm�w. Poka- zywano ich na publicznych uroczysto�ciach i w progrealach, jako sylwetki za sto�em bankietowym czy u�miechni�te postacie u boku jakiego� dyrektora. Prawdopodobnie ministrowie woleli im nie do- wierza�, poniewa� mogli powiedzie� co� wi�cej, ni� im zalecono. By� mo�e zreszt� uznali ich za ma�o efektown� i niezbyt zach�caj�- c� reprezentacj� wy�szej cywilizacji, na kt�r� tak ci�ko pracowali mieszka�cy Aki. Przypuszczalnie cywilizacja robi lepsze wra�enie z odleg�o�ci paru lat �wietlnych. W ka�dym razie nie by�o co marzy� o bliskiej znajomo�ci z kim- kolwiek. Nawet w�r�d ludzi, z kt�rymi widywa�a si� regularnie. Satti nie wyczuwa�a w tej rezerwie ksenofobii czy jakiegokolwiek uprzedze- nia. Akanie nie mieli �adnych zastrze�e� do obcych jako takich. Praw- dopodobnie chodzi�o tylko o biurokracj�. Rozmowy odbywa�y si� zgodnie z przewidzianym programem. Na bankietach gaw�dzono 0 interesach, sporcie i technologii. W kolejkach do pralni - o sporcie 1 ostatnich progrealach. Wszyscy unikali temat�w osobistych i powta- rzali opinie rz�du z tak niewolnicz� wierno�ci�, �e wr�cz czuli si� ob- ra�eni, kiedy nie zgadza�a si� z bana�ami, kt�rych ich nauczono o wspania�ej, post�powej, przoduj�cej we wszystkim Terze. Ale na statku ludzie rozmawiali ze sob�. Naprawd� rozmawiali. Intymnie, intensywnie, szczerze. Rozmawiali, opieraj�c si� o balu- strad�, siedz�c na pok�adzie albo stoj�c przy stole z kieliszkiem wi- na w r�ku. I rozmawiali. Wystarczy�o jedno s�owo albo u�miech, �e- by w��czy� j� do ich grona. I zda�a sobie spraw� - powoli, poniewa� by�o to dla niej zupe�nym zaskoczeniem - �e nie uwa�aj� jej za ob- c�. Wszyscy wiedzieli, �e na Ace znajduj� si� Obserwatorzy z Ekume- nu, widywali ich w progrealach, cztery bardzo odleg�e sylwetki bez twarzy pomi�dzy Ministrami i Egzekutyw�, marionetki pomi�dzy in- nymi marionetkami. Nie spodziewali si�, �e spotkaj� ich pomi�dzy zwyk�ymi lud�mi. Satti zak�ada�a, �e nie tylko zostanie rozpoznana, ale b�dzie r�wnie� izolowana i wykluczana z ka�dego towarzystwa. A jednak nie przydzielono jej �adnego przewodnika i nigdzie nie dostrzega- �a nadzorcy. Wygl�da�o na to, �e naprawd� zostawiono j� samej so- bie. W mie�cie tak�e musia�a sobie radzi� sama, lecz zawsze w ba�- ce samotno�ci. Teraz ba�ka p�k�a. Otoczy� j� �wiat. Gdyby si� nad tym zastanowi�, by�a to do�� przera�aj�ca perspektywa... ale Satti nie zamierza�a si� zastanawia�, poniewa� znakomicie si� bawi�a. Zo- sta�a zaakceptowana �jako podr�niczka, jedna z t�umu. Nie mu- sia�a si� t�umaczy�, nie musia�a unika� wyja�nie�, poniewa� nikt o nie nie prosi�. M�wi�a po dowza�sku z nie mocniejszym, lecz ra- czej s�abszym akcentem ni� wielu Akan spoza Dowzy, gdzie istnia�y inne j�zyki narodowe. Jej typ fizyczny - niski wzrost, ciemna karna- cja - przekona� ich, �e pochodzi ze wschodu kontynentu. -Jeste� ze wschodu, tak? - pytali. � Moja kuzynka wysz�a za ch�opaka z Tur u. I znowu m�wili o sobie. S�ucha�a opowie�ci o ich kuzynach, rodzinach, zaj�ciach, opi- niach, domach, przepuklinach. Odkry�a, �e statkiem podr�owali pasa�erowie ze zwierz�tami, jak puchaty i sympatyczny kotopies pewnej kobiety, z kt�rym si� zaprzyja�ni�a. Statkiem podr�owali te� ludzie, kt�rzy nie lubili lub bali si� latania, co wyja�ni� jej szcze- g�owo pewien rozmowny starszy d�entelmen. Statkiem podr�o- wali ludzie, kt�rym si� nie spieszy�o i kt�rzy lubili opowiada� i s�u- cha� opowie�ci. Satti us�ysza�a wi�cej historii ni� wi�kszo�� z nich, poniewa� s�ucha�a, nie przerywaj�c, wyj�wszy okrzyki �Naprawd�?", �Wspaniale!", albo �Straszne!". Mog�a s�ucha� bez ko�ca, ch�on�� �apczywie te nudne i drobiazgowe relacje. Dotyczy�y wszystkiego, tyl- ko nie oficjalnej literatury i propagandy heroizmu. Gdyby musia�a wybiera� mi�dzy heroizmem i przepuklinami, przepukliny wygra�y- by w przedbiegach. W miar� jak zbli�ali si� do �r�del, na statek zacz�li wsiada� pa- sa�erowie innego rodzaju. Ludzie przyzwyczajeni do podr�y drog� wodn� z miasta do miasta, kt�re teraz by�y du�o mniejsze i nie widy- wa�o si� w nich wie�owc�w. Si�dmego dnia na pok�adzie pojawili si� pasa�erowie nie z domowymi pieszczochami, lecz z drobiem w ko- szykach i kozami na sznurkach. W�a�ciwie nie by�y to kozy, jelenie, krowy czy jakikolwiek ziem- ski gatunek. Nazywano je eberdynami, ale becza�y i mia�yjedwabist� sier��, wi�c Satti w duchu uzna�a je za kozy. Hodowano je dla mle- ka, mi�sa i we�ny. W dawnych czasach, co wywnioskowa�a z koloro- wej strony utraconej w transmisji ksi��ki z obrazkami, eberdyny za- prz�gano do woz�w, a nawet je uje�d�ano. Przypomnia�a sobie b��kitne i czerwone chor�giewki na wozie i podpis pod obrazkiem: �W drodze do Z�otej G�ry". Nie wiedzia�a, czy to bajka, czy rzeczywi- �cie gdzie� istnia�a odmiana wi�kszych eberdyn�w. Te, kt�re widzia- �a, si�ga�y jej do kolan. �smego dnia podr�y na pok�adzie zrobi�o si� od nich t�oczno. Podr�ni wprost brodzili po kolana w jedwabi- stych falach. Tego ranka miastowi ze swoimi zwierz�tkami i ci, kt�rzy bali si� lata�, wysiedli w Eltli, du�ym mie�cie po��czonym lini� kolejow� z wypoczynkowymi miejscowo�ciami w Okr�gu Wysokich �r�de�. W okolicach Eltli na rzece by�y trzy �luzy, jedna bardzo g��boka. A ponad nimi zaczyna�a si� inna rzeka - dziksza, w�sza, rw�ca, ju� nie bura, lecz zielonkawob��kitna. W Eltli sko�czy�y si� te� d�ugie rozmowy. Wie�niacy, kt�rzy znaj- dowali si� obecnie na pok�adzie, bardziej stronili od obcych. Nie okazywali im wrogo�ci, ale rozmawiali g��wnie ze znajomymi. Satti przyj�a z ulg� odzyskan� samotno��. Teraz mog�a spokojnie obser- wowa�. Po lewej stronie, tam gdzie strumie� skr�ca� na p�noc, po- jawia�y si� wie�e g�rskich szczyt�w, jedna po drugiej, czarna ska�a, bia�y lodowiec. Przed nimi nie by�o wida� niczego ciekawego; tere- ny �agodnie si� wznosi�y. A prom numer osiem, pe�en beczenia, kwakania i �ciszonych g�os�w wie�niak�w, cuchn�cy nawozem, sma- �onym chlebem, rybami i s�odkimi melonami, sun�� powoli przed siebie pomi�dzy szerokimi skalistymi brzegami i bezdrzewnymi r�w- j,nami poro�ni�tymi jasn� pierzast� trawk�. Ciche silniki z wysi�- kiem walczy�y z mocnym nurtem. Gnaj�ce przez niebo wielkie chmury spuszcza�y na ziemi� siek�ce strugi deszczu i odp�ywa�y, zo- stawiaj�c blask s�o�ca, krystaliczne powietrze, zapach gleby. Noc by- �a cicha, zimna, rozgwie�d�ona. Satti zasiedzia�a si� do p�na i wsta- �a wcze�nie. Wysz�a na pok�ad. Niebo na wschodzie by�o nadal ciemne, ale �wit zapala� wierzcho�ki odleg�ych g�r jeden po dru- gim, jak zapa�ki. Prom zatrzyma� si� w miejscu, w kt�rym nie by�o miasta ani wsi, �adnego �ladu osiedli. Kobieta w tunice ze zgrzebnej we�ny wysiad�a na brzeg, ci�gn�c za sob� becz�ce stadko, wrzeszcz�c na nie i �egna- j�c si� g�o�no ze znajomymi. Satti d�ugo obserwowa�a oddalaj�c� si� grup�, malej�cy jasny kleks na srebrnoz�otej r�wninie. Ca�y dziewi�- ty dzie� podr�y min�� w transie �wiat�a. Prom porusza� si� powoli. Rzeka, czysta jak wiatr, by�a tak cicha, �e statek jakby szybowa� po- nad