Książeczka dla Stefcia

Szczegóły
Tytuł Książeczka dla Stefcia
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Książeczka dla Stefcia PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Książeczka dla Stefcia PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Książeczka dla Stefcia - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Strona 4 Strona 5 Strona 6 MODLITWA Strona 7 Stanisława Jachowicza (Z R Y C IN Ą ) ^Vbi.u>cefe.} \ SzĄoPyA rt 7-.'Pijlskiei WARSZAWA, W DRU KARN I ALEXANDRA GINS, U l ic a F le k t o r a ln a N r. 755. 1855. “ f'V Strona 8 4 «?• W oIdo drukow ać, z w arunkiem złożenia w K o m ite c ie C en­ zury po w y d ru k o w an iu , p raw em p rz ep isa n ej liczby exem - plarzy. W arsz a w a dnia 21 M aja (2 C zerw ca) 1855 r. Sta rszy Cenzor, Radca D w oru J. Papłoiisli. Strona 9 p iz ijw u ^ z ó o iij $ b o a ic z (jc ie l. Strona 10 Biblioteka Narodowa Warszawa Strona 11 Kochaj, a bgdziesz dobrym. J a M am ę k ocham , m ó w ił H e n ry ś. Zobaczę, o d ­ pow iedziała M a tk a .— Ale ja M am ę bard z o k o ch a m i zaczął serdecznie M am ę całow ać. T o jeszcze nie d o w ó d , m ów iła zno w u M atka. P o niejakim czasie, kiedy H e n r y ś za po m niał o sw ojój miłości zapew nian ej, przybyli goście. — M am a przypom niała sobie, że H e n r y ś umió ładn ie śp ićw ać. Z aśp iew aj no nam , H enrysiu, m ów iła M a t­ ka. H e n r y ś się zaru m ien ił i ś p ić w ać niechciał.— T a k m n ie - to H e n r y ś k o c h a ? były sło w a M atki. H e n r y ś choć nieśmiały, zaśp ić w ał je d n a k ślicznie i M am a p o w ied z ia ła: T e r a z w ierzę, iż mnie H e n r y - czek kocha. Sierota. Szła sićrota ulicą i płakała. C z e g o - to płaczesz, dziecino, zapytała jakaś przechodząca pani. N ie m a m r Strona 12 6 p ła k ać ? odpo w ied ziało dzićcię, ja pew nie dziś nic je ś ć niebędę. N iem am O jca ani Matki — ludzie m a ją sw oje dzieci, któż mi co d a ? a kiedy g łó d d o ­ kucza, to straszne. M oje dziecko, odpow iedziała pani, każda roślinka p o trze b u je posiłku: boby bez niego żyć niem ogła. K to im wszystkim daje posiłek? a je d n a k daje* bo żyją. Ptaszki, ja k z gniazdka wylecą, to ju ż niem ają ani Ojca, ani M atki, któż im je ść daje? a je d n a k ktoś im daje: bo żyją. Niepłacz, m oje dzićcię! i o to ­ bie P a n B ó g niezapomni. O to masz zaraz na począ­ tek trzy grosze* ale sobie nic n ie k upuj, czekaj, może cię B ó g czem opatrzy. I rozeszli się. Ale d o b r a pani dziewczynki z oka niespuszczała. O g lą d a ła się za nią. Patrzy, a tu dziewczynka idą­ ca do szkoły miała w w o re cz k u bułeczkę. Jak zobaczyła u b o g ie dzieciątko, wyjęła b u łe cz k ę z w o ­ reczka, p r ze łam a ła i dała siórotce p o ło w ę . Cóż, źle m ó w iła m ? pom yślała sobie, jeszcze to nie j e d e n ta ­ ki d a r będzie* bo B ó g d ał ludziom takie serce, że n ie m o g ą patrzóć bez wzruszenia' na p raw d ziw ie nieszczęśliwych. Strona 13 7 Dziecig posłuszne. L e ż a ło na b ió rk u ja b łk o duże, piękne, ru m ia n e, i leżało d łu g o , nie p su ło się wcale, i wszyscy się dzi­ wili, co to za ja b łk o , i wszyscy oglądali ciekawie. I ja b łk o to pachniało pięknie i cudnej piękności było, ja k b y z r a ju ; bo nikt niewidział w żadnym og rodzie tak ieg o ja b łk a . S k ą d się w z ię ło ? możeście ciekawi? Był chłopczyk mały m ia ł buzię o k r ą g łą i ru m ia n ą, ja k ja b łu s z k o ; ale grzeczny, dobry ja k A niołek, a nauew szy stk o posłuszny. — Raz o tw ie r a ją się drzw i i w chodzi m łodzian rzadkińj piękności z te m ja b łk ie m w ręku i r ze cze : ludzie nieznani d o w ie­ dzieli się o W ic u s iu , że je s t bard z o grzeczny, po­ słuszny i p rze sy łają m u to ja b łk o na pam iątkę. Ta pam iątk a d łu g o p o tr w a j bo to ja b łk o się niezepsuje ja k inne. I ciągle dzieci ogląd ają to j a b łk o i zachęcają się do p o słu s z e ń s tw a ; bo to d o p r a w d y piękna rzecz, kiedy dzieci posłuszne. Strona 14 8 Zegarek. A n to ś niebył ja k inne dzieci, co czasu cenić nie- um ieją. A n to ś był pilny, A n to ś na m in u tk ę niespuż- nił się do lekcyi, A n to ś o m inutkę lekcyi n ie s k ró - cit * T a t a w ięc d a r o w a ł mu śliczne pudełeczko z n a p i s e m : Kto czasu d o b rze używ a, w a r t mieć ze­ g a re k . A n to ś o tw o rzy ł pudełeczko i zobaczył w niem śliczny złoty zegarek. Broniś. N iebudz mnie, H alk o , m ó w ił B ro n iś — ja sam w sta n ę . E l gdzie ta m , rzekła H alk a sama do siebie, tr z e b a panicza obudzić; boby spał do południa. R a ­ n o , ja k ju ż słoneczko zajrzało do okienka, budzi się Broniś. P atrzy, H alki niem a. W s t a j e czymprędzej, sam w d ziew a sobie pończoszki, trzew iczki, i, nim H a lk a nadeszła, u b r a ł się B ro n iś. W c h o d z i H alka, Broniś już u b r a n y .— A kto p an i­ cza o b u d z i ł? pyta w chodz ąc a H alka. H a , chyba P a n Bóg, o d po w ied ział B roniś ; bo P a n B ó g nielubi, kiedy dzieci spią dłu g o . N iejed n o dziecko pow inno b ra ć przykład z Bronisia. Strona 15 9 Poczciwe serce. W y , dziateczki, macie z d r o w e nóżki, oczki wasze do b rze wddząj ale są biedni ludzie na śwćecie, co czasem n iem ają ręki, albo nogi, czasem niewidzą. P a tr z a j, sta ru s z e k m a n o g ę d re w n ia n ą ledw ie le ­ zie, podpiera się kulą. T a k m ó w iła M a m a do W a c ł a w k a . A W acław ­ kowi stanęły łzy w oczach i r z e k ł: .moja M a m o ! ja mu mojój nogi dać nie m o g ę; ale m am ja t u w w o ­ reczku kilka groszy. M am a mi m ów iła: że czasem tacy biedni niem ają na k a w a łe k chleba. D aj m u M am a te pióniądze, ja m am co je ść. B ó g widział i czyn W a c ł a w k a i je g o p o czciw e s erce, i p o b ło g o s ł a w ił m u w nauk ach . Pies rolnika. (*) P e w ie n rolnik m iał psa w ielkiego do strzeżenia dom u. Bryś szczekał okropnie, j a k tylko kogo obcego (*) N i e c h n ik o go n ied ziw i, że tę, p o w ia s t k ę p ow tarzam . Jest o n a m e g o pióra, u m i e ś c i ł e m ją w tygodniku Stan isława Chru ck iego ztąd p r z e n ie s io n a zosta ła do elem en tarza w y d a ­ n e g o przez G .S e n e w a ld a , a ż e ten p o m y s ł zd aje mi s ię bard zo s t o s o w n y dla dzieci i pożyteczny, o d ś w i e ż a m go w tej książeczce. Strona 16 10 zasłyszał. U m iał t a k i e pilnow ać trzodę, zaganiał b a ­ ranki a nigdy ża d n eg o nieukąsił. T e n rolnik miał d w ó c h m ałych synków . S tarszy lubił Brysia i nie­ raz m u rzuc ił k a w a łe k chleba M łodszy przeciwmie, wielkie miał u p o d o b a n ie w dokuczaniu Brysiowi. N ieraz ta r g a ł go za uszy, ciąg ną ł za ogo n, a nigdy i ogryzionej kostki m u nie rzucił. P ies tóż um iał między brać m i czynić różnicę. M łodszego unikał, a n a p rz e c iw starszego w y biegał z rad o śc ią, w yw ijał ogon em , ła s ił się, skakał w o k o ­ ło niego, przynosił m u m ło d e żywe ptaszki, k tó r e złow ił. Gdy go widział śpiącego na traw ie , c z u w ał n a d nim troskliw ie. Często chłopczyk siadał na niego ja k na konika, a Bryś cierpliwie go nosił na sobie. Młodszy zazdrościł te g o bratu* ale zamiast po­ gła sk ać Brysia, jeszcze go nieraz obił. P e w n e g o dnia, chciał ta k że ja k braciszek wsiąść na n ie g o ; ale Bryś pokazał m u zęby, i w a rc z e ć po­ czął. S w a w o ln ik u derzył go pręcikiem po uchu a pies ugryzł n ie d o b re g o chłopca boleśnie. Chłopczyk w płacz, i dalój do Matki na skargę. T r u d n a rad a , od pow ied z ia ła Matka, ukąsił cię, b o ś Strona 17 11 m u d o k u c z a ł; b ądź dobrym dla n ie g o , a b ędzie d o ­ b ry m dla ciebie. J a tylko chciałem w siąść na nieg o , w szak i b r a t na nim je źd z i. B ra t tw ój, dod ała M atka, n ie sp ra w ia m u n ig d y przy k rości. N ieciągnij go za uszy, daj m u czasem ch leb a, a zobaczysz, ja k cię polubi. D o b rz e, zobaczym y, rz e k ł chłopczyk, i o d ty c h - czas zaczął się ła g o d n ie z B rysiem obchodzić. B ry ś ta k ż e , odm ienił się dla n ie g o : nieczy n ił żadnój m iędzy braćm i różnicy. P rz y b ie g a ł ró w n ie o ch o tn ie na o d g ło s je d n e g o ja k d ru g ie g o , spoczyw ał przy ich b o k u , o b a d w a na nim jeżdzióć m ogli, ch ę tn ie im n a d s ta w ia ł sw e g o g rzb ie tu . Franus. F ra n u ś b a w ił na w si. W y s z e d ł raz z M am ą w pole, gdzie w ieśniacy żęli zboże. W te d y n aw ijają się m ło d e zajączki. J e d e n z w ieśn iak ó w złap a ł w ięc ta k ieg o zajączka i przyniósł go F ra n u sio w i. T e n za­ czerw ienił się z rad o śc i, p o d zięk o w ał g rze czn ie, i w ró c ił z nim do dom u. Strona 18 12 * Moje dziócię! m ó w iła M atka, wiem, ja k ci? to cie­ szy; ale ten zajączek u ciebie zm arnieje, on w p o k o ­ ju z d r o w o żyć niem oże. I ty lubisz bie g ać po d w o ­ rze, a coż dop ićro zajączek, co do pola, do czystego po w ietrza stw orzo ny, pu ść go, a i j e m u i m nie s p r a ­ wisz przyjem ność; bo nielubię, kiedy dzieci m ęczą zwiórzęta. F r a n u s nam yślał się chwilkę, p o g ła sk a ł zajączka i rzekł, widzisz, ja k a M am a dobra! ona d o b r z e m ó w i; b o co M am a m ów i, to wszystko d o b re. R a d b y m się baw ił z tobą; ale M am a każe, więc cię puszczam , biegaj sobie, zajączku, puścił go i widział, ja k o c h o ­ czo u cieka ł zajączek i cieszył się F r a n u ś , że M am y u s łu c h a ł. Z innych najlepsza nauka. H e n r y ś miał d o bry p r z y k ła d w d om u. R az b ył na odw iedzinach u przyjaciół R od ziców . Z a s t a ł tam trzech chłopczyków . J e d e n był sw aw o lny, n ie p o s łu ­ szny n ikom u grzecznie n ie odpow iedz iał. D rugi był m azgaj, urażliw y i lubił sk ła m a ć. T rzeci lubił zaw sze na sw o jć m postaw ić, w szystkie­ go się n a p ie r a ł i w szystko psuł. Strona 19 13 H enryś, jako gość, w niczćm im się niesprzeci- wiał; ale do niczego się niew trącał Skoro H enryś wróci! do dom u, spytali się Rodzi­ ce H enrysia, jak m u się te dzieci podobały, a H en ­ ryś na to : dzieci mi się niepodobały; ale od dziś- dnia ja będę lepszy: bo dopićro widzę, jak to źle bydź niegrzecznym. Dzwonek. R om anek był nieposłuszny. Nigdy za piórwszćm zaw ołaniem nieprzyszedł — trzeb a m u było kilka razy o jedno m ówić. Raz Mama zaw ołała R om anka do baw ialnego . pokoju. S tan ął przy stoliku obok Mamy, a Mama rzekła: mój Rom anku! bardzo się m a rtw ię , żeś taki nieposłuszny. Posłuszeństw o pierwsza dziecka cnota. — Jak kto dostrzeże tę w adę, pow ie, żeś źle wychowany. W idzisz, kochanie, na świecie trzeba, żeby ludzie jedni drugich słuchali. Mama, wiesz, że ma służących. Mama daje im jeść, okrycie, i pieniądze, za k tó re oni sobie kupują, co chcą; ale za to oni Mamy słuchają. Strona 20 14 W idzisz, oni starsi od ciebie, a skoro tylko Mama k tó reg o zaw oła, spieszą na wyścigi. T u poruszyła m atka leżący na stole dzw onek, ten w ydał głos i dw ojgiem drzwi w eszła służąca i lo- kaj. Co pani ro zk aże?— z a p y ta li: Nic, odpow iedziała pani, chciałam tylko dać przykład R om ankow i, jak trzeb a Mamy słuchać. W y mnie Widać kochacie, kiedy tak spieszycie na m oje zaw ołanie. I ja Mamę kocham , rzekł zaczerw ieniony R om a- nek Jeżeli mnie kochasz to niedasz sobie o nic dwa razy m ów ić, będziesz słuchał Mamy. Bodajto zgoda! Było raz dwóch braciszków — a wy wiecie, eo to b raciszk o w ie: co mają tę sam ą Mamę i tego sam ego T atę. Ci braciszkow ie kochali się bardzo. Jed en na drugiego nieskarżył, jed en drugiem u ustępow ał, nigdy się na siebie niegniew ali. — Ja k który miał co dobrego, w olał dać drugim niż sam zjeść. 1 tak