8727
Szczegóły |
Tytuł |
8727 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8727 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8727 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8727 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janusz L. Wi�niewski
LOS POWT�RZONY
Copyright (c) Janusz Leon Wi�niewski, 2004
Projekt ok�adki Maciej Sadowski
Redaktor prowadz�cy seri� Jan Ko�biel
Redakcja
�ucja Grudzi�ska
Redakcja techniczna Barbara W�jcik
Korekta Gra�yna Nawrocka
�amanie Ma�gorzata Wnuk
ISBN 83-7337-756-5
Wydawca
Pr�szy�ski i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul. Gara�owa 7
Druk i oprawa
Drukarnia Naukowo-Techniczna, Sp�ka Akcyjna
03-828 Warszawa, ul. Mi�ska 65
Los musi odnie�� nad nami zwyci�stwo, je�li my sami nie wywalczymy ca�kowitego zwyci�stwa nad losem.
Lucius Annaeus Seneka M�odszy, "Dialogi"
- Bo Marcinowa zawsze robi�a co� w poprzek. Nawet po
�mierci. - Staruszka w haftowanej chu�cie na g�owie za�mia�a
si� g�o�no, si�gaj�c po kieliszek.
Wypi�a do dna i postawi�a kieliszek przed swoje talerze, obok szklanki w metalowym koszyczku, by wszyscy zauwa�yli, �e jest pusty. Po chwili zwr�ci�a si� do Marcina siedz�cego naprzeciwko niej przy du�ym owalnym drewnianym stole:
- Nalejesz mi jeszcze jednego? Bo mi tak smutno jest.
Wsta� natychmiast z miejsca i podszed� z butelk� w�dki
w jednej r�ce i w�asnym kieliszkiem w drugiej.
- Pewnie, pani Siekierkowa, pewnie, �e nalej�.
Nala� staruszce i sobie, poda� jej kieliszek do r�ki.
Spojrza�a na niego zamy�lona i powiedzia�a:
- Sam�e� teraz zosta�, Marcinku, sam jak ten palec.
Stara Siekierkowa...
Nikt nie nazywa� jej inaczej. Sama te� tak si� czasami przedstawia�a. Niekt�rzy we wsi twierdzili nawet, �e "Siekierkowa by�a stara tu� po urodzeniu i zaraz po urodzeniu pali�a papierosy". To by�a oczywi�cie nieprawda rozpowiadana przez pijanych g�rali z gospody. Nikt nie wiedzia�, kiedy i gdzie Siekierkowa si� urodzi�a. Jedni twierdzili, �e w Krakowie, inni, �e w Wilnie, a jeszcze inni, �e na Syberii. Ale pewno�ci nie mia� nikt. Tak samo jak z tymi papierosami. Siekierkowa po prostu by�a w Biczycach zawsze i pali�a te� zawsze. Mieszka�a w starej cha�upie na wzg�rzu pod lasem, gdzie rok temu postawili maszt z parabolicznymi antenami, dzi�ki kt�rym w Biczycach dzia�a�y telefony kom�rkowe. W gospodzie m�czy�ni opowiadali, �e Siekierkowa wcale nie protestowa�a przeciwko temu s�upowi z telefonami" na jej podw�rku. Kt�rego� dnia latem podjecha� pod jej cha�up� elegancki samoch�d z Krakowa i miesi�c p�niej postawili ten maszt. Siekierkowa pono� tylko zapyta�a, czy w studni �woda nie skwa�nieje� od tych telefon�w. Gdy m�ody m�czyzna w garniturze i krawacie, kt�ry wysiad� z tego samochodu, powiedzia�, �e �wodzie w pani studni oczywi�cie w �adnym wypadku nic si� nie stanie", a na dodatek postawi� jej nowy p�ot i wyasfaltuj� drog� do jej zagrody, bez wahania si� zgodzi�a. Chocia� w gospodzie i pod ko�cio�em opowiadaj�, �e �stara Siekierkowa sprzeda�a telefonom p� swojego podw�rka za dwa kartony popularnych", to tak naprawd� g��wnie chodzi�o jej o ten asfalt, bo po wiosennych roztopach nawet do ubikacji w podw�rzu musia�a chodzi� w gumiakach. Od tego czasu Siekierkowa ma, jedyna we wsi, studni�, pomalowany na b��kitno nowy p�ot wok� zagrody i asfaltow� �cie�k� prowadz�c� przez podw�rze do masztu. I dzi�ki Siekierkowej wie� ma GSM. Gdy patrzy si� w kierunku cha�upy Siekierkowej z brzegu Dunajca, ma si� wra�enie, �e ten maszt stoi pomi�dzy dwoma starymi roz�o�ystymi d�bami, kt�rych korony si�gaj� linii Tatr. Niekt�rzy twierdz�, �e w Biczycach najpierw by�y te d�by, a zaraz potem pojawi�a si� tam Siekierkowa. I �e tak b�dzie zawsze. Gdyby nagle z jakiego� powodu Siekierkowa znik�a z Biczyc, to by�oby tak samo, jak gdyby kto� przeni�s� Tatry w inne miejsce. Stara Siekierkowa zna�a Marcinow� �od pocz�tku". To znaczy od momentu, gdy j�, noworodka, czwart� c�rk� Janasowej,obmy�a w wielkiej miednicy z przegotowan� wod�. Bo Siekierkowa przyjmowa�a prawie wszystkie porody w Biczycach. Kiedy� cz�owiek rodzi� si� w Biczycach i umiera� w Biczycach, a do szpitala do S�cza je�dzi�o si� ze �lep� kiszk� lub wtedy, gdy na suchoty nie pomaga�y ba�ki i smarowanie piersi smalcem z jagni�cia, a plu�o si� krwi� d�u�ej ni� tydzie�. Od tamtych czas�w, mimo �e du�o si� zmieni�o, to jedno pozosta�o jak kiedy�. G�rale do dzisiaj nie lubi� chodzi� do lekarza. My�l�, �e jak p�jd� do lekarza, to dowiedz� si� na przyk�ad, �e maj� raka, a gdy nie p�jd�, jako� to b�dzie.
Potem, jeszcze przed wojn�, Siekierkowa �piewa�a �Ave Maria" w ko�cielnym ch�rze na �lubie Marcinowej. W tym samym ko�ciele by�a przy chrztach jej sze�ciu syn�w. Jeden z nich umar� kilka tygodni p�niej. Maciej. Ostatni przed Marcinem. Marcin by� najm�odszy. Gdy si� urodzi�, Marcinowa p�aka�a. I wcale nie dlatego, �e wyda�a na �wiat obci�gni�ty ��taw� sk�r� ma�y brzydki szkielecik wisz�cy pod ogromn�, �ys�, pofa�dowan� g�ow�. P�aka�a g��wnie dlatego, �e znowu urodzi�a syna. Chocia� dawa�a przez ca�� ci��� na tac�, zmawia�a r�aniec i w tajemnicy przed m�em trzyma�a obrazek Matki Boskiej pod poduszk�. �eby tylko by�a c�rka.
Nikt nie wie od kiedy, ale we wsi nazywali zmar�� �Marcinowa". Nie tak jak inne starsze kobiety po ich m�ach, ale po synu. I to najm�odszym z ca�ej pi�tki. Nawet ksi�dz, zamykaj�c trumn� stoj�c� na kamieniach w sypialni cha�upy, w kt�rej mieszka�a ju� przed wojn�, powiedzia�: ��egnaj, Marcinowa". Ma�o kto pami�ta�, �e naprawd� na imi� mia�a Cecylia.
Synowie wynie�li trumn� do samochodu stoj�cego przed bram�, stan�li na czele konduktu i ruszyli pod g�r� do ma�ego ko�cio�a z cmentarzem. Przy �adnej pogodzie z cmentarza wida� by�o g�ry. Matka, gdy jeszcze mog�a chodzi�, po niedzielnej mszy
bra�a ich na cmentarz i pokazywa�a g�ry. Z tego miejsca przy krzy�u, tu� za dzieci�cymi grobami, g�ry wygl�da�y najpi�kniej.
W nocy przed pogrzebem spad� �wie�y �nieg. By�o bardzo �lisko. Drogi do ko�cio�a nie od�nie�ali nigdy, bo Biczyce le�� za daleko od Nowego S�cza, "�eby si� op�aca�o wysy�a� piaskark�", jak to powiedzieli kiedy� w ratuszu w Nowym S�czu. Za zakr�tem, przy sadzie Walczak�w, gdzie stromizna by�a najwi�ksza, samoch�d z trumn� zacz�� nagle osuwa� si� w d�. Kierowca doda� gazu i samoch�d stan�� w poprzek drogi. M�czy�ni z konduktu po�o�yli wie�ce i kwiaty z szarfami na o�nie�onej drodze i rzucili si� do samochodu. Najpierw ustawili go prosto na osi jezdni, a potem przez kilkana�cie metr�w pchali pod g�r�. Po chwili stromizna zmniejszy�a si� i samoch�d z trumn� powoli ruszy� w g�r�. To ten incydent mia�a na my�li stara Siekierkowa, m�wi�c, �e nawet po �mierci "Marcinowa robi�a w poprzek".
Marcin po raz pierwszy tak naprawd� zrozumia�, �e zosta� sam, po tym jak grabarze usypali ju� mogi�� z ��tego brudnego piachu i wbili emaliowan� tablic� z krzy�em, imieniem, kt�rego nikt od lat nie u�ywa�, i dat� jej �mierci. Szesnasty grudnia.
Szesnasty, �roda, trzy dni temu. Jak zwykle wsta� wcze�nie, wyj�� mas�o z lod�wki, aby troch� zmi�k�o, i poszed� do piwnicy po w�giel i drewno na rozpa�k�. Gdy wszystko do �niadania by�o przygotowane, z drewnian� tac� poszed� do sypialni, do matki. Jak ka�dego ranka. Od o�miu lat. Od o�miu lat jedli razem �niadanie, a potem czesa� jej w�osy.
Tego dnia zasta� j� martw�.
Przed o�miu laty mia�a wylew. Posz�a sia� na pole przed ich cha�up�. Pole jest na Banachu. Tak nazywali miejscowi wzg�rze pod lasem. Z tego miejsca jest przepi�kny widok na g�ry. Sie-
10
kierkowa twierdzi do dzisiaj, �e kiedy B�g tworzy� Tatry, siedzia� w�a�nie na Banachu i dlatego "mu tak �adnie wysz�y". Nigdy nie zapomni, ma ten obraz wyryty w m�zgu jeszcze z dzieci�stwa - matka idzie powoli mi�dzy skibami ich ma�ego pola i sieje. Z chustk� na czole przewi�zan� z ty�u g�owy, z wiadrem ziarna wisz�cym u �okcia i we w�o�onym na wzorzyst� kretonow� sukienk� bez r�kaw�w fartuchu, kt�ry pra�a co wiecz�r. "Bo na pole wychadza si� zasia� nowe �ycie, synku - mawia�a -a nowe �ycie trzeba zaczyna� w czysto�ci".
Wchodzi�a na pole i zanim si�gn�a po pierwsz� gar�� ziarna, �egna�a si� jak przed modlitw�. Dopiero potem zaczyna�a sia�. Rozsypywa�a to ziarno z jak�� tak� dum�, uroczy�cie, dostojnie. Czasami zatrzymywa�a si�, stawia�a wiadro mi�dzy skibami i patrzy�a na g�ry. Ju� jako ma�y ch�opiec, stoj�c przed domem, zachwyca� si� tym widokiem.
Tamtego dnia, osiem lat temu, nie dane mu by�o na g�ry patrze�, los chcia� inaczej. Wezwali go do Piwnicznej. Wyszed� bez po�egnania, wsiad� na motocykl i pojecha�. Wr�ci� oko�o czwartej po po�udniu. Matka le�a�a na polu twarz� w rozsypanym ziarnie. Lekarze powiedzieli, �e przy wylewie trzeba "natychmiast przywozi�, nawet traktorem albo koniem". Ale jego przecie� nie by�o tego dnia, bo zdarzy�a si� ta idiotyczna awaria transformatora w Piwnicznej.
- A innych dzieci matka nie ma? - spyta�a zaczepnie gruba
piel�gniarka.
- Ma - odpowiedzia� cicho. - Ale wszyscy rozjechali si� po
Polsce.
Tylko najstarszy syn Marcinowej, Piotr, mieszka� blisko Biczyc, w Nowym S�czu. Pracowa� jako listonosz. Od kiedy
11
owdowia�, rzadko przyje�d�a� do matki. Ju� cz�ciej by� tam jego syn Szymon. I to nie po to, aby odwiedzi� babci�, ale �eby po�ycza� od wujka Marcina motocykl i wozi� dziewczyny drog� od gospody do masztu na podw�rku Siekierkowej. Reszta braci rozproszy�a si� po Polsce. Czasami przychodzi�y od nich listy, kartki z pozdrowieniami z urlop�w lub �wi�teczne �yczenia. Do Biczyc przyje�d�ali tylko w drodze do Zakopanego na narty lub - je�li znale�li czas - by uczestniczy� w pierwszych komuniach albo �lubach dzieci przyjaci� z dzieci�stwa. Ostatnio tak�e na pogrzeby tych przyjaci�. Adam, kt�ry zacz��, ale nigdy nie uko�czy� studi�w rolniczych w Olsztynie i mia� przej�� gospodarstwo rodzic�w, bywa� w Biczycach najrzadziej ze wszystkich. Mieszka� najpierw we Wroc�awiu, a od kilku lat w �odzi. W czasie studi�w o�eni� si� z dziewczyn� z Wroc�awia, zaraz potem wyjecha� przez Austri� do Kanady i s�uch po nim zagin��. Marcinowa je�dzi�a do synowej do Wroc�awia i uspokaja�a j� - "Ada� to przecie� dobry ch�opak, na pewno wr�ci". Wr�ci�. Po czterech latach. Z now� kobiet� i jej dzieckiem. Po rozwodzie przenie�li si� do �odzi, gdzie najpierw otworzy� sklep z ekskluzywn� bi�uteri� na Piotrkowskiej, a p�niej dwie firmy ochroniarskie. Zatrudnia g��wnie by�ych milicjant�w i esbek�w, kt�rzy nie mogli odnale�� si� w nowej policyjnej rzeczywisto�ci, albo takich, kt�rych negatywnie zweryfikowano.
B�a�ej, starszy od Adama o pi�� lat, nie znosi� go i nawet w czasie rzadkich wizyt u matki w Biczycach - cho� wiedzia�, jak� wyrz�dza jej tym przykro�� - nie potrafi� tego ukry�. Pracowity, ambitny i czasami a� do dziwactwa uczciwy, gardzi� wszelkim cwaniactwem i kombinatorstwem. Adama traktowa� jak kogo�, kto dla pieni�dzy gotowy by�by zdradzi� swoje idea�y -gdyby w og�le jakiekolwiek posiada� - a z pewno�ci� nie zawa-
12
ha�by si� sprzeda� lub zastawi� w�asn� rodzin�. Czasami, najcz�ciej sprowokowany przez Adama, wybucha� i wyrzuca� z siebie ca�� pogard�, jak� czu� do niego. Nie powstrzymywa�y go przed tym ani pro�by, ani p�acz matki. Adam, broni�c si�, twierdzi�, �e B�a�ej chorobliwie zazdro�ci mu bogactwa. Jego nowych samochod�w, dom�w budowanych na Helu i na Mazurach, a nawet jego opalenizny z wakacji. A �e sam "ten utytu�owany, strasznie wa�ny profesorek uniwersytetu" mieszka z rodzin� w blokowisku ze �mierdz�c� klatk� schodow� na peryferiach Gda�ska, z tej zawi�ci i poczucia �yciowej pora�ki dobudowuje sobie filozofi�, kt�ra jego, "powa�nego, uczciwego i cenionego nie tylko w �odzi, ale i w Warszawie biznesmena", umieszcza po�r�d mafii i ciemnych interes�w.
To by�a oczywi�cie nieprawda, B�a�ej bowiem zazdro�ci� ludziom tak naprawd� tylko tego, �e maj� od niego wi�cej ksi��ek i wi�cej czasu na ich czytanie.
- Wi�c tobie z pewno�ci� niczego nie zazdroszcz�, bo ty mia�e� w �yciu wi�cej samochod�w, ni� przeczyta�e� ksi��ek. A teraz je�li ju� w og�le co� czytasz, to wy��cznie SMS-y lub tatua�e na ty�kach panienek, kt�re na weekendy wyrywasz, jak to ujmuj� moi studenci, do swoich dacz na Helu lub Mazurach. Ja ci nie odmawiam prawa do g�oszenia w�asnych pogl�d�w na m�j temat, ale mojej zgody nie powiniene� myli� z przyzwoleniem na puszczanie �mierdz�cych b�k�w w towarzystwie. A je�li ju� jeste�my przy odbycie, to... to dla pieni�dzy potrafi�by� zje�� nawet w�asn� kup� - ko�czy� dyskusj� z bratem.
Zaraz potem bez po�egnania wychodzi�, trzaska� drzwiami, a� ca�a cha�upa dr�a�a, wsiada� do swojej starej zdezelowanej skody i przez ca�� Polsk� wraca� z �on� i c�rk� do Gda�ska. Na drugi dzie� dzwoni�, przeprasza� matk�, �e si� niepotrzebnie uni�s�, i przysi�ga�, �e to si� ju� nigdy nie powt�rzy.
13
Ale to "nigdy" trwa�o tylko do nast�pnego spotkania. Nie pomaga�o nawet, �e Stanis�aw - najspokojniejszy z syn�w Marcinowej - za ka�dym razem prosi� i zobowi�zywa� oddzielnie i Adama, i B�a�eja, aby darowali sobie k��tnie w domu matki i chocia� przez te kilkana�cie godzin nie "powtarzali tego, co i tak wszyscy ju� znaj� na pami��". Stanis�aw przyje�d�a� do Biczyc z trzema c�rkami i �on�, kt�ra przywozi�a ze sob� dla "babci Marcinowej i Marcinka" ca�y baga�nik wypiek�w i kilogramy w�dzonego w�gorza od rybak�w z Gi�ycka. Stasieniek, jak nazywa�a go matka, by� przy tym tak dumny, jak gdyby to on sam w�asnor�cznie z�owi� te w�gorze lub sam piek� te makowce, serniki i dro�d��wki.
Stasiu, najbardziej postawny z pi�ciu syn�w Marcinowej, absolwent szko�y oficerskiej w Toruniu, na co dzie� podpu�kownik i dow�dca w jednostce wojskowej w Gi�ycku, przyje�d�a� do matki i do brata, do Biczyc, zawsze na kilka dni. Stasiu mia� tak� biografi�, jak� on zawsze chcia� mie�. Da�oby si� j� spisa� na kartce z ma�ego zeszytu. Biografie, o kt�rych nie da si� napisa� �adnej interesuj�cej noweli, nie m�wi�c o powie�ci, to przewa�nie biografie ludzi najszcz�liwszych. Kto zreszt� kupi�by ksi��k� z jednym nu��cym w�tkiem, opowiadaj�c� w k�ko to samo: spokojna satysfakcjonuj�ca praca, szcz�liwa rodzina, ta sama �ona, w kt�rej g��wny bohater jest zakochany od dwudziestu pi�ciu lat, normalne dzieci. �adnych afer, �adnych zdrad, �adnych kochanek i kochank�w, �adnego pozama��e�skiego seksu, �adnych przekr�t�w i zakr�t�w...
U�miechni�ty, radosny i zadowolony, traktowa� te wizyty jak powr�t do �wiata najpi�kniejszych wspomnie�. Wieczorami, gdy napalili pod kuchni� i pachnia�o barszczem i kapust� do pierog�w, Stasiek zapala� papierosa, sadza� c�rki i �on� na drewnianych zydlach wok� babci Marcinowej i prosi� j�, aby
14
opowiada�a, jak to kiedy�, gdy on by� jeszcze ma�ym ch�opcem, �y�o si� w Biczycach, a marzy�o o tym, by pojecha� gdzie� bardzo, bardzo daleko. Na przyk�ad do Nowego S�cza na odpust. Babcia Marcinowa opowiada�a te historie ju� wiele razy, wnuczki i synowa zna�y je prawie na pami��, ale to zupe�nie nie przeszkadza�o im w s�uchaniu z zaciekawieniem po raz kolejny. Jak to "Stasiu musia� dostawa� zawsze nowe buty, bo mia� tak du�e stopy, �e buty po Adasiu by�y dla niego za ma�e". I jak bardzo szanowa� i dba� o te buty. Jak to szed� na bosaka pod g�r�, buty zwi�zywa� sznur�wkami i ni�s� przewieszone na kiju przez rami�, aby je w�o�y� tu� przed wej�ciem do ko�cio�a. Po mszy natychmiast je znowu zdejmowa�, wraca� boso do cha�upy, smarowa� t�ust� pomad�, chowa� w kartonie i zanosi� na strych.
- Czy ma pan w tych Biczycach jaki� telefon, gdyby co� si� sta�o? - z zamy�lenia wyrwa� go g�os grubej piel�gniarki. - To znaczy gdyby ona... No wie pan, nigdy nic nie wiadomo... w tym wieku...
Matka nie umar�a. Po miesi�cu pod ich dom p�nym wieczorem podjecha�a karetka i on razem z sanitariuszem przenie�li matk� na r�kach do sypialni. Ju� stamt�d nigdy nie wysz�a o w�asnych si�ach. Afazja i k�opoty z m�wieniem min�y po p�
roku, ale parali� nie min�� nigdy. Przez d�ugi czas mog�a rusza�
tylko g�ow� i lew� r�k�. Po prawie dw�ch latach rehabilitacji
i �wicze�, najpierw z piel�gniark�, kt�ra przyje�d�a�a do Bi-
czyc, a potem z nim, pokona�a niedow�ad prawej r�ki. Po nast�pnym roku wyszyde�kowa�a swoj� pierwsz� serwetk�...
Zmieni� prac�. Z szefa dzia�u zabezpiecze� zak�ad�w energetycznych - on, in�ynier po gliwickiej politechnice - dzi�ki
15
znajomo�ciom za�atwi� sobie etat dyrektora administracyjnego w muzeum w Nowym S�czu. Tylko przy takiej pracy m�g� mieszka� w Biczycach, opiekowa� si� matk� i by� rolnikiem jednocze�nie.
Wspomina� to wszystko, stoj�c przy jej grobie. Gdy ksi�dz z ministrantami odeszli od mogi�y i z�o�ono ju� kondolencje, wszyscy rozproszyli si� cicho i schodzili powoli po zasypanej �wie�ym �niegiem drodze, prowadzeni przez jego braci na d� do ich domu, gdzie mia�a odby� si� stypa. Najpierw przez kr�tk� chwil� szed� za innymi, ale tu� za bram� prowadz�c� do ko�cio�a co� pcha�o go, aby wr�ci� do jej grobu i chwil� tam jeszcze by� z ni�. We dwoje. Tak jak zawsze przez ostatnie osiem lat.
Przestraszy�a go. Nie s�ysza�, jak podchodzi�a. Karolina, najstarsza c�rka Stasia. Pierwsza wnuczka babci Marcinowej. Ta z tymi "ogromnymi oczami jak jeziora" - tak m�wi�a babcia. Wzi�a go pod r�k�, opar�a mu g�ow� na ramieniu i powiedzia�a:
- Wujku, przyjed� kiedy� do mnie. Mam mieszkanie w Warszawie. P�jdziemy na wy�cigi. Przecie� mi m�wi�e�, �e zawsze chcia�e� postawi� na jakiego� konia i patrze�, kt�ry dobiegnie. Tutaj jest moja wizyt�wka - wepchn�a mu kartonik w r�k�. -
Wujku, zadzwo� albo napisz do mnie e-mail. A teraz ju� chod�
do domu. Oni tam na dole nie zaczn� nic bez ciebie. Nawet
herbaty nie potrafi� w twojej kuchni ugotowa�. Chod�. Dosy�
ju� by�e� tylko dla babci...
Znalaz� jej d�o� i u�cisn�� mocno. Odwr�ci� g�ow� tak, aby nie mog�a dostrzec jego �ez, i odczeka� chwil�, by uspokoi� �kanie. Rzek� cicho:
- Przyjad�, Karolinko. Na wiosn�. Postawi� pomnik babci,
posadz� kwiaty... i potem przyjad�. B�d� mia� teraz du�o czasu. Przyjad� na pewno.
16
Zerkn�� na wizyt�wk�, wyj�� portfel i schowa� j� pomi�dzy kartki pogniecionego dowodu osobistego.
- Zaraz p�jdziemy.
Pu�ci� jej d�o�, przykl�kn��, rozsun�� wie�ce i dotkn�� r�k� plamy ��tego piasku w usypanej mogile. Chwil� potem wolno schodzili przykryt� �wie�ym �niegiem drog�. Zapada� zmrok. G�ry majaczy�y w oddali, odcinaj�c si� czerni� od szarzej�cego nieba. W dole, we wsi, zapala�y si� w domach pierwsze �wiat�a. Zaczyna� si� kolejny wiecz�r. Jak ka�dego dnia.
Stara Siekierkowa zosta�a najd�u�ej. Pi�a w�dk�, pali�a papierosy, poprawia�a haftowan� chust� na g�owie i opowiada�a
O Marcinowej. O tym jak urodzi�a swojego najstarszego, Piotra,
wieczorem, a rano by�a ju� ze wszystkimi przy �niwach. O tym
jak B�a�ej dosta� zapalenia opon m�zgowych po szczepieniu
przeciw gru�licy i Marcinowa nios�a go zawini�tego w ko�dr�,
w nocy, pieszo, przez pola do szpitala w S�czu.
-Lekarze nagadali Marcinowej, �e B�a�ejek najpewniej durny b�dzie przez te opony - powiedzia�a, zaci�gaj�c si� g��boko papierosem - i �e ma go na t� durno�� ogl�da� i dobrze na niego uwa�a�. Co miesi�c na msze za jego zdrowie dawa�a
i przez trzy lata przychodzi�a do mnie w pi�tki zmawia� r�aniec. I wymodli�a, bo nasz B�a�ejek jest m�drzejszy od tych wszystkich lekarzy i nawet w gazetach o nim pisz� - za�mia�a si� chrapliwym g�osem, wypuszczaj�c k��b papierosowego dymu.
O tym jak to Adam uciek� z domu, gdy ojciec przy�apa� go na paleniu papieros�w w stodole, a Marcinowa pojecha�a szuka� go do Krakowa i uderzy�a torb� milicjanta, kt�ry nie chcia� wypu�ci� "jej ma�ego Adasia" z Izby Zatrzyma�.
Czasami przerywa�a te opowie�ci i powtarza�a, patrz�c w okno:
- A Marcinka to ona sobie urodzi�a dla siebie. Na stare lata...
17
Kolejni go�cie podchodzili najpierw do Siekierkowej, potem do Marcina i �egnali si�, sk�adaj�c kondolencje. Jak gdyby tak naprawd� tylko Siekierkowa i Marcin pochowali dzisiaj kogo� bliskiego.
Dom powoli pustosza�. Z podw�rka odje�d�a�y kolejne samochody. Spo�r�d braci zosta� tylko Stanis�aw. Gdy ju� wszyscy wyszli, wsta�, da� znak c�rkom i �onie. Podeszli razem do siedz�cego przy Siekierkowej Marcina. Stan�li przed nim. Stanis�aw poprawi� mundur i powiedzia�:
-Marcin, s�uchaj... tak my�l�... to znaczy tak my�limy... Sprzedaj cha�up� i przyjed� do nas. Teraz, gdy mama nie �yje... Tyle dla niej zrobi�e�. Dla nas tak�e. Osiem lat by�e� przy niej. My tylko przyje�d�ali�my jak na wczasy. A ty... ty j� piel�gnowa�e�. Dla nas wszystkich...
Przerwa� na chwil�. Otar� �zy i m�wi� dalej:
- Na pocz�tku zamieszkasz u nas. Karolina jest w Warszawie, wi�c mamy pok�j dla ciebie. Za�atwi� ci prac� u nas w jednostce. Kupisz sobie mieszkanie. M�g�by� zacz�� wszystko od nowa...
Marcin, zaskoczony, pr�bowa� nerwowo wsta� z krzes�a. Wydawa�o mu si�, �e ignoruje ich, siedz�c. Krzes�o zakleszczy�o si� pomi�dzy nog� sto�u i krzes�em starej Siekierkowej. Ani drgn�o. To, co si� tutaj i teraz dzia�o, by�o takie... takie wzruszaj�ce. I wa�ne. A wa�nych rzeczy nie wolno przyjmowa� na siedz�co. Wtedy tak�e si� podni�s�...
To by�o jeszcze na d�ugo przed chorob� matki. Pojechali trzema samochodami na zawody hipiczne. Ruszyli p�nym wieczorem z Nowego S�cza i przez ca�� Polsk� ci�gn�li przyczepy z ko�mi, aby na rano zd��y� do Bia�og�ry. Zawody zaczyna�y
18
si� o dziesi�tej rano. Dopiero oko�o �smej mijali Gda�sk. Wprawdzie na ka�dy samoch�d przypada�o po dw�ch kierowc�w, ale Marcin i tak nie m�g� spa� podczas jazdy. Wydawa�o mu si�, �e jedynie on pozna po odg�osach dochodz�cych z przyczepy, czy z Gracj� wszystko jest w porz�dku. Gdyby by�o wolno, najch�tniej siedzia�by w tej przyczepie, rozmawia�by z koniem, poprawia� pled na jego grzbiecie i przeprasza� za to, �e musi w ciemno�ci sta� d�ugimi godzinami w tej klatce na ko�ach. Tak wi�c nie spa� ca�� noc, a o jedenastej rano skaka� na Gracji przez przeszkody. Organizatorzy niew�a�ciwie ustawili jedn� z przeszk�d. Gracja po skoku potkn�a si� i wpad�a na belki odgradzaj�ce tor od widz�w. Ko�� piszczelowa jego lewej nogi p�k�a jak zapa�ka. Jecha� dalej. Dopiero w stajni, gdy koledzy musieli go zdj�� z siod�a, poczu� b�l. Zaj�� drugie miejsce. Do ceremonii wr�czenia nagr�d podepchni�to go na w�zku inwalidzkim, kt�ry uda�o si� organizatorom wypo�yczy� na kilka godzin z pobliskiej przychodni zdrowia. I wtedy, gdy podeszli do niego z tym dyplomem i medalem, nie m�g� przecie� siedzie�. Wysun�� si� z tego w�zka, podni�s� si� do g�ry na r�kach i stan�� na zdrowej nodze. Zaciskaj�c z�by z b�lu, opar� z�aman� nog� delikatnie o ziemi�, by utrzyma� r�wnowag�. Sta� podczas przyjmowania medalu. Usiad�, dopiero gdy cz�onkowie jury przeszli do nast�pnej dekoracji. Zaraz potem koledzy odwie�li go do szpitala.
Karolina wybawi�a go z opresji. Po�o�y�a mu d�onie na ramionach i przyciskaj�c go do krzes�a, powiedzia�a:
- Wujku, nie musisz zaczyna� wszystkiego od nowa ju� teraz, zaraz. Tata tylko chce ci powiedzie� w naszym imieniu, �e wprawdzie w Gi�ycku nie ma g�r i Dunajca, ale s� przepi�kne
19
jeziora. I kilka stadnin w pobli�u, wi�c m�g�by� pozna� nowe konie... Przyjed� do nas.
Nachyli�a si� i poca�owa�a go w czo�o. Marcin rozgl�da� si� wko�o niespokojny. Gdy tylko Karolina zdj�a d�onie z jego ramion, znowu spr�bowa� wsta�. Z rumie�cem wstydu na twarzy wygl�da� jak dorastaj�cy ch�opiec przy�apany na podgl�daniu przez dziurk� od klucza starszej siostry w k�pieli.
Po chwili dwie pozosta�e c�rki Stanis�awa zbli�y�y si� i te� go poca�owa�y. Marcin zrezygnowany i pogodzony w ko�cu z tym, �e nie uda mu si� wydosta� z pu�apki, opu�ci� g�ow� i powtarza� tylko:
- Dzi�kuj� wam, dzi�kuj�...
W tym momencie stara Siekierkowa, nie wyjmuj�c papierosa z ust, zacz�a �mia� si� ochryple. Wypuszczaj�c k��by dymu, postawi�a przed nim kieliszek z w�dk�.
- Marcinku, no, nie wstyd� si�, przepij do panien. Wtedy Stanis�aw stan�� za bratem i mocno poci�gn�� jego
krzes�o. Marcin wsta� natychmiast. Obj�li si�. Po chwili podszed� do �ony Stanis�awa i poca�owa� j� w r�k�. Potem wyszed� razem z nimi. Sta� na progu i d�ugo wpatrywa� si� w znikaj�ce �wiat�a ich samochodu, zanim wr�ci� do izby.
Stara Siekierkowa siedzia�a przy stole i odmawia�a na g�os r�aniec. Usiad� na drugim kra�cu sto�u, patrzy� na ni� i s�ucha�. Szybko przesuwa�a bursztynowe paciorki w palcach i zawodz�cym g�osem monotonnie wypowiada�a modlitwy, kiwaj�c si� na krze�le. W pewnym momencie przerwa�a, si�gn�a po kieliszek, wypi�a, prze�egna�a si�. Otworzy�a oczy i patrz�c z pokor� i religijnym uniesieniem w sufit, wr�ci�a do r�a�ca. U�miechn�� si�. Po raz pierwszy tego dnia.
To by� drugi r�aniec, kt�ry prze�y� sam na sam z Siekierkow�. Tego pierwszego nigdy nie zapomnia�...
20
By� wtedy jeszcze studentem. Kt�rego� wieczoru, wiosn�, matka zadzwoni�a do niego do akademika. Nigdy tego nie robi�a. Chocia�by z tego powodu, �e jedyny telefon w Biczycach by� wtedy tylko w plebanii ko�cio�a. Ksi�dz Jamro�y pozwala� z niego dzwoni�, tylko gdy kto� umiera� lub si� rodzi�, a w innych sprawach tylko tym, kt�rzy w czasie kol�dy podali mu kopert� z najwi�ksz� ofiar�. Poza tym zawsze mog�a dzwoni� wdowa Walczakowa, kt�rej m�� powiesi� si� w chlewni, gdy okaza�o si�, �e ma�a Anetka, c�rka Walczak�w, jest c�rk� tylko Walczakowej. Oficjalnie wie� s�dzi�a, �e Walczak powiesi� si�, bo mia� d�ugi po tym, jak wzi�� kredyt na kombajn i nie m�g� go sp�aci�. Po samob�jstwie Walczaka ksi�dz nie tylko przyszed� na cmentarz go pochowa�, ale tak�e jedn� z niedzielnych ofiar przeznaczy� na pomoc "pogr��onej w smutku i cierpieniu naszej parafiance". W miesi�c p�niej Walczakowa zacz�a sprz�ta� plebani�. Dwa lata p�niej, wtedy trzydziestoletnia, wdowa Walczakowa urodzi�a Teresk�. Obie, Anetka i Tereska, s� podobne do siebie jak dwie krople wody. Opr�cz tego z telefonu w plebanii mog�a bezwarunkowo dzwoni�, jak si� okaza�o tamtego wiosennego wieczoru, stara Siekierkowa lub kto� w jej imieniu. Zanim jego matka, w imieniu Siekierkowej, zadzwoni�a do akademika, sama Siekierkowa wyprosi�a bez �adnych skrupu��w Walczakow� i ksi�dza Jamro�ego z pokoju, w kt�rym znajdowa� si� telefon na plebanii.
Mia� przyje�d�a� natychmiast do Biczyc. Siekierkowa przed kilkoma dniami dosta�a list z ambasady Wielkiej Brytanii w Polsce, z kt�rego wynika�o, �e zmar� jej syn, pu�kownik Royal Air Force, i jego �ona Shilla FitzPatrick-Siekierka, synowa Siekierkowej, zaprasza j� z "tej okazji" do Kr�lestwa Wielkiej Brytanii. Do listu z ambasady do��czony by� bilet lotniczy. Siekierko-
21
wa powiedzia�a jego matce, �e je�li ju�, to ona do "kr�lestwa pojedzie tylko z Marcinkiem".
Wr�ci� do Biczyc nast�pnego dnia. Sam fakt, �e samotna Siekierkowa, do kt�rej nigdy nie przychodzi�y �adne listy, mia�a syna, tylko raz pojawi� si� w rozmowie.
- Syna chcia� nicpo�, to mu go urodzi�am - powiedzia�a -a jak mu urodzi�am, to uciek� ze wsi i do dzisiaj si� nie odezwa�. Z wal�c� si� cha�up� i jedn� krow� mnie zostawi�. Ale dobrze, �e uciek�, bo inaczej musia�abym si� z nim m�czy� do ko�ca �ycia. Pewnie zapi� si� gdzie na �mier�, bo pijakiem by�. Chwali�by Boga, gdyby we wsi ko�ci� si� spali�, a karczma osta�a. Kaziczka mu urodzi�am. Prawdziwego g�rala. Pu�kownika... -i ko�cz�c, doda�a: - Marcinku, nie pytaj mnie wi�cej, bom do�� �ez ju� wyla�a przez tego drania.
Siekierkowa wynaj�a adwokata w kancelarii w Nowym S�czu.
-Niech pan napisze, �e... - powtarza�a adwokatowi kilka razy - tylko po angielsku! �e bez Marcinka nie pojad�.
Synowa przys�a�a drugie zaproszenie. I drugi bilet na samolot. "Dla Marcinka".
Latem z Warszawy polecieli do Londynu. Wchodz�c do samolotu, Siekierkowa uca�owa�a r�aniec, kt�ry wyci�gn�a z kieszeni p�aszcza, i zrobi�a znak krzy�a. Gdy tylko zaj�a miejsce, wyci�gn�a papierosy i zapali�a. Przybieg�a przera�ona stewardesa, a Siekierkowa zacz�a j� cz�stowa� papierosami. Zaraz po starcie, gdy tylko wolno by�o wsta� z fotela, zacz�a chodzi� po samolocie i opowiada� wszystkim pasa�erom, �e leci na gr�b syna, angielskiego pu�kownika z dywizjonu "trzysta trzy albo jako� tak". Opowiada�a to tak�e tym, kt�rzy zupe�nie nie rozumieli polskiego. Patrzyli z u�miechem na egzotyczn� babink� w g�ralskiej chu�cie na g�owie biegaj�c� po samolocie,
22
m�wi�c� co� bez przerwy i podsuwaj�c� im pod nos czarno--bia�� fotografi� m�odego m�czyzny w mundurze brytyjskiego oficera. Jedyn� rzecz�, kt�ra j� niepokoi�a w czasie lotu, by�o pytanie, czy r�e, kt�re wiezie na gr�b syna, dotr� tak �wie�e, jak je wykopa�a z ogr�dka przed cha�up� w Biczycach. Wykopa�a z ziemi�, poci�a prze�cierad�o na w�skie pasy, owin�a nimi sadzonki i zrosi�a wod�. Gdy stewardesy zaproponowa�y jej napoje, Siekierkowa - upewniwszy si�, �e nie musi za nie p�aci� - poprosi�a o dwie w�dki i butelk� wody mineralnej. Najpierw wypi�a w�dk�, a zaraz potem zacz�a skrapia� wod� mineraln� owini�te w prze�cierad�o r�e.
W Londynie czeka�a na nich Shilla FitzPatrick-Siekierka. Elegancka wysoka, szczup�a kobieta w fantazyjnym kapeluszu, ogromnych przeciws�onecznych okularach i z jedwabn� ��to-niebiesk� apaszk� przewi�zan� pod ko�nierzem �akietu ciemnogranatowego kostiumu. Trzyma�a w r�kach ponad g�ow� kawa�ek kartonu z napisem "Mrs Siekierka". Zauwa�y� to i podeszli do niej. Shilla zdj�a kapelusz. Po�o�y�a go na posadzce lotniska i sk�aniaj�c g�ow�, uca�owa�a d�o� Siekierkowej.
Z lotniska pojechali samochodem Shilli do jej willi pod Nottingham. Siekierkowa siedzia�a na przednim siedzeniu. Gdy opu�cili Londyn, znu�ona zasn�a. Na kolanach trzyma�a r�e. Po ponad trzech godzinach dotarli na miejsce. Siekierkowa nie wysiad�a z samochodu. Poprosi�a Marcina, by przet�umaczy�, �e chcia�aby najpierw pojecha� na cmentarz.
Pojechali. W pewnym momencie, gdy samoch�d znalaz� si� na w�skiej asfaltowej, zalesionej z obu stron drodze, poprosi�a, �eby Shilla zatrzyma�a. Odwr�ci�a si�, poda�a mu ostro�nie r�e i bez s�owa wysiad�a z samochodu, znikaj�c na chwil� w lesie. Po chwili pojawi�a si� na w�skiej �cie�ce, poprawiaj�c sp�dnic�.
23
- A czy ja to tam wiem, gdzie sika si� w samolocie. Mo�e
ludziom na g�ow�... - powiedzia�a, wsiadaj�c ponownie do
samochodu.
Shilla zaparkowa�a przed bram� otoczonego kamiennym p�otem parku. Gdy weszli, nie mo�na by�o dostrzec �adnych grob�w. Po kr�tkiej chwili dotarli do du�ego, r�wno przystrzy�onego trawnika. Wok� sta�y metalowe �awki. Shilla usiad�a na jednej z nich. Siekierkowa, s�dz�c, �e to tylko kr�tki przystanek, przysiad�a do niej i zapali�a papierosa.
Shilla, zwracaj�c si� do Marcina i prosz�c, aby przet�umaczy�, powiedzia�a cichym g�osem:
- To tutaj...
Syn Siekierkowej nie mia� grobu. Nie chcia�. Poprosi� Shill�, �eby po �mierci spopieli�a jego cia�o i prochy rozsypa�a na tym w�a�nie trawniku. To by� ich ulubiony park. Tutaj byli na pierwszym spacerze. Tutaj pierwszy raz trzymali si� za r�ce. W po�udniowej cz�ci tego parku znajduje si� ma�a anglika�ska kaplica, w kt�rej brali �lub. Za ka�dym razem, gdy przeje�d�ali obok niej, zje�d�a� na pobocze, zatrzymywa� si�, wysiada�, przechodzi� przed samoch�d, odwraca� si� twarz� w jej kierunku i stoj�c na baczno��, salutowa�. Gdy ona dzisiaj przeje�d�a obok tej kaplicy, tak�e zatrzymuje samoch�d i tak�e salutuje. Tutaj, do tego parku przyjechali na ostatni spacer przed jego �mierci� - zanim jego mi�nie zanik�y i ju� nie m�g� chodzi�.
Jest jedynaczk�. Przyjecha�a tutaj jeszcze jako dziecko z Australii. Nie ma tutaj w Anglii nikogo, dla kogo ich groby mog�yby mie� jakiekolwiek znaczenie. Nie mogli mie� dzieci. Jej rodzice ju� dawno poumierali. Poro�ni�ty i zbezczeszczony przez zaniedbanie gr�b jest najbardziej osamotnionym miejscem na �wiecie. O tym wiedz� i ptaki, kt�re zostawiaj� na nim swoje odchody, i wiedz� tak�e chwasty i trawa, kt�re porastaj� go ze
24
zdzicza�� szybko�ci�. Ludziom wydaje si�, �e taki gr�b mo�e mie� tylko przez wszystkich zapomniany lub pogardzany �a�osny nieszcz�nik, kt�rego nigdy nikt nie kocha�. I �e jego ca�e �ycie przypomina�o z pewno�ci� taki zaniedbany gr�b.
- A ja przecie� prze�y�am z pani synem najwi�ksz� mi�o�� tego �wiata. Jedyn�, najszcz�liwsz�, najpi�kniejsz�... -powiedzia�a, patrz�c w oczy Siekierkowej. - Dzi�kuj� pani za niego. Ocieraj�c ukradkiem �zy, doda�a po polsku: - Dzi�kuj�...
Siekierkowa milcza�a, kiwaj�c si� na �awce. Czasami tylko �ciska�a mocno swoj� lask� lub dotyka�a d�oni� kolana Shilli. W pewnym momencie wsta�a, zdj�a chust� z g�owy i przykry�a ni� le��ce na �awce r�e. Odwr�ci�a si� i przesz�a przez �wirow� alejk� oddzielaj�c� �awk�, na kt�rej siedzieli, od trawnika. Przed wej�ciem na traw� zdj�a buty. Wolnym krokiem przesz�a do �rodka trawnika. Zatrzyma�a si� i ukl�k�a na obu kolanach. Z�o�y�a r�ce do modlitwy.
Dwa dni p�niej, w sobot�, Shilla zorganizowa�a powitalne przyj�cie na cze�� Siekierkowej. Bia�a willa na przedmie�ciach Nottingham, w kt�rej mieszkali, znajdowa�a si� na skraju ��ki przez kt�r� przep�ywa� w�ski strumie�. Pomi�dzy strumieniem a posiad�o�ci� Shilli przebiega�a droga wysypana �wirem i zako�czona kolistym placem stanowi�cym rodzaj prywatnego parkingu. Jedyne wej�cie do domu prowadzi�o przez wy�o�one cementowymi p�ytami podw�rze zamkni�te po obu stronach p�otem z wysokich stalowych, pomalowanych czarn� farb� pr�t�w obro�ni�tych krzakami dzikiej r�y. Szeroka brama prowadz�ca poprzez podw�rze do domu i do s�siaduj�cego gara�u by�a zawsze otwarta. Przed bram� sta� zaparkowany niedbale bia�y ford escort. Ustawiony skosem do drogi, przednimi ko�ami sta� na �wirowej drodze, a tylnymi na trawie tu�
25
obok strumienia. Utrudnia� dojazd do gara�u i przejazd do placu parkingowego. Gdy p�nym wieczorem zacz�li zje�d�a� si� go�cie, Marcin obserwowa�, z jakim trudem przeje�d�ali przez w�ski prze�wit pomi�dzy bram� a fordem. Przy kolejnym samochodzie, kt�ry przeciska� si� z trudem na parking, podszed� do Shilli i zapyta�, czy nie m�g�by przeparkowa� tego samochodu. Shilla, rozmawiaj�ca akurat ze starszym m�czyzn� w mundurze pilota, przerwa�a natychmiast rozmow� i bior�c go za r�k�, przesz�a z nim z podw�rza, na kt�rym odbywa�o si� przyj�cie, do salonu.
- Tego samochodu nikt nigdy nie przeparkuje - powiedzia�a, gdy zamkn�a drzwi - przynajmniej jak d�ugo ja �yj�...
Zachorowa� przed dwoma laty, a umiera� przez ostatnie sze�� miesi�cy. Mia� rzadk� chorob� polegaj�c� na powolnym zaniku mi�ni. Tak�e tych, kt�re bior� udzia� w oddychaniu. Ukrywa� to przed ni� i przed �wiatem. Nie wyobra�a� sobie �ycia bez latania. Choroba wysz�a na jaw przy rutynowych badaniach, kt�rym poddawani s� regularnie wszyscy piloci. Proponowali mu przeniesienie do rezerwy. Nie zgodzi� si�. Zrobili go dow�dc� sztabu, ale definitywnie zakazali mu lata�. Wiedzia�, �e maj� racj�. On te� jako dow�dca zakaza�by lata� oficerowi, kt�ry przyszed�by do niego z tak� diagnoz�. Pomimo to w duszy nigdy si� z tym nie pogodzi�. Tak naprawd� zacz�� umiera� ju� tego dnia, gdy dowiedzia� si�, �e ju� nigdy nie wsi�dzie do samolotu. On, kt�ry swoje samoloty nazywa� imionami kobiet, nie m�g� zasn��, je�li d�u�ej ni� kilka dni nie s�ysza� ich ha�asu, a wysiadaj�c na lotnisku po zako�czonym locie, g�aska� i poklepywa� stalowe kad�uby, tak jak inni poklepuj� ukochane konie.
Ca�e �ycie lata�. Od czas�w lotniczej szko�y oficerskiej w Toruniu, gdzie dla jednych bohatersko, dla innych idiotycznie
26
zas�yn�� tym, �e jako pierwszy i jedyny w historii pilot przelecia� dwup�atowcem pod mostem drogowym ��cz�cym oba brzegi Wis�y. Zrobi� to tylko po to, aby zaimponowa� dziewczynie, kt�ra mu si� podoba�a. Chcieli go za to wyrzuci� ze szko�y, ale sko�czy�o si� tylko na degradacji. Potem by�a przegrana walka o Warszaw� we wrze�niu trzydziestego dziewi�tego. Gdy tu� przed kapitulacj� Warszawy wysadzali w powietrze swoje samoloty, aby nie dosta�y si� w r�ce Niemc�w, obieca� sobie, �e si� zem�ci. Dotrzyma� s�owa. Dotar� do Anglii, lata� w Dywizjonie 306, w tak zwanym dywizjonie Toru�skim, i na kad�ubie swojego spitfire'a kaza� po polsku, aby Anglicy nie zrozumieli, napisa�: "Zajebi� was, Fryce, za Warszaw�!". Zestrzeli� w swoim dywizjonie najwi�cej messerschmitt�w. W brytyjskim mundurze, ale z polskim or�em na czapce. Gdy Churchill m�wi� swoje s�ynne s�owa: "Nigdy tak wielu nie zawdzi�cza�o a� tyle tak nielicznym", to mia� na my�li g��wnie takich jak on. Po wojnie zosta� w RAF-ie. Sami go o to prosili. Zgodzi� si� pod jednym warunkiem: �e nie zwolni� go z polskiej przysi�gi, kt�r� sk�ada�, wst�puj�c do Dywizjonu 306. Na pocz�tku porucznik, a potem pu�kownik RAF-u. Colonel Siekierka, the wilde from Poland, ten dziki z Polski. Zawsze go tak nazywali...
Do ko�ca je�dzi� na lotnisko w koszarach w Nottingham. Nie chcia�, aby ona, jak jakiego� kalek�, odwozi�a go tam swoim samochodem. Ostatni raz pojecha� tam na trzy miesi�ce przed �mierci�. Gdy wr�ci�, by� tak os�abiony, �e nie m�g� o w�asnych si�ach wysi��� z samochodu. Zaparkowa� auto, tak jak w tym stanie potrafi� najlepiej. Na tylnym siedzeniu le�y jego oficerska czapka z Polski, kt�r� jako pami�tk� zawsze wozi� w samochodzie. Ryzykowa� �ycie, przywo��c j� tutaj, gdy w czasie wojny przez Rumuni�, a potem Francj� dosta� si� do Anglii. Z wysuni�tej popielniczki wystaje niedopa�ek jego
27
ostatniego papierosa. Na siedzeniu obok kierowcy le�y otwarta gazeta, kt�r� czyta�, stoj�c w ulicznych korkach tego dnia. Z magnetofonu wystaje kaseta, kt�rej s�ucha� wtedy. Na pod�odze po ca�ym aucie porozrzucane s� pozosta�e kasety. Podpisane jego r�k�, wszystkie wy��cznie z nagraniami oper, kt�re by�y jego jedyn� opr�cz latania pasj� i kt�re uwielbia�. Czasami, gdy go poprosi�a albo gdy wypi� zbyt du�o wina, �piewa� jej fragmenty arii. We wszystkich j�zykach. Czasami opowiada� jej ca�e libretta. W jego pokoju jest ponad osiemset p�yt. Same opery. "Wi�kszo�� z nich przegra� na kasety i wozi� ze sob� w samochodzie. W schowku na r�kawiczki s� jego mapy drogowe. Jedna z nich to mapa Polski. Zawsze najbardziej aktualna. Chocia� wiedzia�, �e jako oficerowi RAF-u, po powojennym podziale �wiata i przy szczelnej �elaznej kurtynie nigdy nie b�dzie mu wolno tam pojecha�, to i tak zawsze wozi� j� ze sob�. - Ten samoch�d b�dzie tam sta�, tak jak on go zostawi�... Wykupi�a od miasta pas ziemi przy strumieniu, na kt�rym parkuj� tylne ko�a escorta. Tak dla pewno�ci. Wszyscy jego i jej przyjaciele wiedz� o tym. Dla nich nie ma w tym nic dziwnego. Czasami podchodz� i dotykaj� tego auta. A reszta? Jest jej zupe�nie oboj�tna. Nawet je�li uwa�aj� to za kiczowate dziwactwo i �miej� si� za jej plecami, ona nie dba o to.
Nast�pnego dnia opowiedzia� to Siekierkowej. Pokiwa�a tylko g�ow� i powiedzia�a:
- Dobr� mam synow�. Dobr�. Chocia� ona nie nasza. Nawet niepolska mo�e by� dobra...
28
Ostatniego wieczoru przed powrotem do Polski Siekierkowa siedzia�a na krze�le przed bram� domu Shilli. Krzes�o postawi�a tak, aby m�c kolanami dotyka� drzwi escorta. Odmawia�a r�aniec. Przerywa�a czasami na chwil�, aby wyci�gn�� papierosa z ust i strz�sn�� popi�. Marcin usiad� na poro�ni�tej traw� ziemi tu� obok niej. Gdy sko�czy�a, wepchn�a bursztynowy r�aniec do kieszeni sp�dnicy, zaci�gn�a si� g��boko papierosem i wypuszczaj�c dym, powiedzia�a:
- Marcinku, my�l�, �e B�g nie chce, aby ten samoch�d tutaj sta�. Ja te� tego nie chc�. Powiedzia�am mu to przed chwil�. Samoch�d nie jest przecie od stania. Od stania s� g�ry. W Boga trzeba wierzy�, ale Bogu niekoniecznie. On ma tyle spraw do za�atwienia, �e cz�sto zapomina. Dlatego jutro rano sama poprosz� Kazikow�, aby podarowa�a ci ten samoch�d... Ty� przecie jak m�j syn.
-Nie trzeba, pani Siekierkowa - powiedzia�, �ciskaj�c jej r�k�. - Co mi po takim samochodzie? Prawa jazdy nie mam i na benzyn� te� mi nie wystarczy. Poza tym mama musia�aby sprzeda� pole, �eby zap�aci� za c�o. Lepiej niech tutaj stoi, a nie w Biczycach, pani Siekierkowa. Przykro b�dzie Shilli, gdy pani j� o to poprosi.
Na dzie� przed ich powrotem do Polski, w tajemnicy przed Siekierkow�, otworzyli z Shill� escorta i zebrali wszystkie kasety le��ce na pod�odze auta. Zostawili tylko t� wystaj�c� z magnetofonu. Shilla spakowa�a je do jednego kartonu i na lotnisku przy po�egnaniu wr�czy�a go Siekierkowej. Podczas lotu Siekierkowa trzyma�a karton na kolanach, nie rozstawa�a si� z nim nawet podczas posi�ku. W Warszawie na lotnisku o ma�o nie pobi�a lask� celnika, kt�ry chcia� jej odebra� kasety, gdy okaza�o si�, �e nie ma do�� pieni�dzy na pokrycie op�aty celnej za "no�niki magnetyczne przewo�one w ilo�ciach wskazuj�cych na cel handlowy". W ko�cu, gdy zagrozi�a, �e bez kaset nie "wyci�gn� jej z tego lotniska najmocniejszymi wo�ami", po interwencji szefa s�u�by celnej zgodzili si� "w drodze wyj�tku" wypisa� rachunek kredytowy i Siekierkowa mog�a zabra� kasety ze sob�. Chyba nie zap�aci�a tego rachunku do dzisiaj.
29
Po powrocie do Biczyc, zanim kupi�a sobie radio z magnetofonem, chodzi�a przez dwa i p� miesi�ca, dzie� w dzie�, wieczorami, s�ucha� tych kaset do G�sienic�w, kt�rzy jedyni we wsi mieli wtedy magnetofon. Ziutek G�sienica do dzisiaj opowiada w gospodzie, �e to by�y najlepsze dwa i p� miesi�ca jego �ycia, bo Siekierkowa na ka�dy wiecz�r przynosi�a "flaszk�, a czasami dwie plus dobr� zagrych�" i nawet mu si� po tygodniu "to wycie" z kaset zacz�o podoba�, nie m�wi�c ju�, jak "zapunktowa� u swojej baby", sp�dzaj�c z ni� w domu ca�e wieczory przez "prawie kwarta�". Gdy w Polsce pojawi�y si� walkmany, Siekierkowa mia�a pierwszy we wsi. Marcin nigdy nie zapomni widoku, gdy pierwszy raz zobaczy� Siekierkow� z czarnymi s�uchawkami opinaj�cymi jej kwiecist� chust� na g�owie, ku�tykaj�c� przez wie� i s�uchaj�c� oper.
"W Boga trzeba wierzy�, ale Bogu niekoniecznie".
Do dzisiaj pami�ta te s�owa, jakby to by�o wczoraj...
Z zamy�lenia wyrwa� go ch��d, kt�ry dosta� si� do mieszkania. Siekierkowa ubrana w ko�uch sta�a gotowa do wyj�cia w otwartych drzwiach izby. Odprowadzi� j� pod jej dom. Mr�z najpierw go orze�wi�, ale potem sta� si� dokuczliwy i przeszywa� dotkliwym zimnem, gdy Marcin wraca� ju� sam poboczem oblodzonej szosy. W domu natychmiast wszed� do kuchni, aby zaparzy� herbat�. Z aluminiowego zasmolonego czajnika stoj�cego na �eliwnej kuchennej p�ycie wla� wrz�tek do dw�ch szklanek w metalowych koszyczkach, postawi� je na drewnianej tacy, wyj�� cukiernic� z kredensu, dwie �y�eczki z szuflady komody i poszed� z tym wszystkim do sypialni. Dopiero przechodz�c przez skrzypi�cy pr�g oddzielaj�cy kuchni� od pokoju,
30
kt�rego matka nie opuszcza�a przez ostatnie osiem lat, zauwa�y�, co zrobi�. Z tac� w d�oniach wpatrywa� si� w puste, przykryte ci�k� haftowan� narzut� ��ko. Odwr�ci� si� gwa�townie, rozlewaj�c herbat� i parz�c sobie r�ce. Cofn�� si� w po�piechu do kuchni. Postawi� tac� na parapecie okna i usiad� ci�ko na zydlu. Przez �zy widzia� par� wydobywaj�c� si� z czajnika. Z opustosza�ego pokoju, gdzie odbywa�a si� stypa, jak echo powraca� g�os Siekierkowej: "Sam�e� teraz zosta�, Marcinku, sam jak ten palec. Sam�e� teraz zosta�...".
Min�y prawie cztery miesi�ce. Czasami zdarza�o mu si� jeszcze zapomina� i wyci�ga� z kredensu dwie szklanki zamiast jednej, k�ad� dwie �y�eczki na dw�ch talerzykach i na kolacj� kroi� kilka kromek chleba za du�o. Pustka po matce ci�gle by�a wyra�na, ale ju� tak nie bola�a.
Gdyby mia� opisa� wszystko, co dzia�o si� w jego �yciu w tym czasie, zmie�ci�by ten opis na ma�ym skrawku papieru. Takim samym jakich wiele, niezdarnie wydartych z uczniowskiego zeszytu, znalaz� pewnego wieczoru w szufladzie stolika nocnego przy ��ku w sypialni matki. Podczas d�ugich miesi�cy rehabilitacji matka, gdy on wyje�d�a� do pracy w muzeum, za wszelk� cen� chcia�a nauczy� si� pisa� lew� r�k�. Robi�a to w tajemnicy przed nim. Bra�a ksi��eczk� do nabo�e�stwa i stara�a si� przepisywa� modlitwy. Przegl�daj�c plik znalezionych kartek, widzia�, jak z pocz�tkowych nieczytelnych gryzmo��w powoli wy�ania�y si� litery, potem s�owa, jeszcze p�niej ca�e zdania. Nie by�o �adnego powodu, aby musia�a cokolwiek pisa�. Po prostu chcia�a udowodni� sobie, �e ci�gle mo�e si� czego� nauczy�. Przez ca�e �ycie taka by�a...
31
Omija� ten pok�j. Pewnego dnia po powrocie z muzeum zamkn�� drzwi do niego na klucz. Otwarte na o�cie� przez osiem lat wypaczy�y si� i zosta�a szeroka szpara przy wyszlifowanym jego krokami progu. Musia� to zrobi�. Taki akt samoobrony - nie b�dzie ju� nigdy wi�cej nosi� tam dw�ch herbat, w zapomnieniu przygotowywa� miseczki jej ulubionego twarogu z rzodkiewkami, wstawa� w nocy, aby zgasi� lampk� nocn� i ostro�nie wyj�� matce z d�oni ksi��k�, przy kt�rej zasn�a. Delikatnie zdejmowa� kota �pi�cego na jej piersiach i przegania� psa le��cego w nogach ��ka.
Zamkni�te drzwi do tego pokoju - tak mu si� wydawa�o -mia�y przypomina�, �e jej naprawd� nie ma. Przez kilka tygodni tak by�o w istocie. Ale potem, szczeg�lnie wieczorami, przypomina�y mu o wiele wi�cej. Przypomina�y mu, �e zamkn�� za nimi dotychczasowy cel swojego �ycia. Ca�y ustalony program, niemal�e ceremonia�, kt�ry wyznacza�y praca i opieka nad matk�. Samotno��, a nawet my�l o samotno�ci nie nale�a�y do tego ceremonia�u. Obowi�zki w muzeum, opieka nad matk� i praca na polu - taki schemat dni, miesi�cy i p�r roku nie zostawia� mu czasu na my�lenie o tym, �e jest sam. Teraz wraz z zamkni�ciem drzwi zburzy� ten schemat i nagle poczu� si� opuszczony, zapomniany, niepotrzebny.
Ka�dego dnia by�o podobnie. Tak przera�liwie podobnie. Wstawa� rano, ubiera� si�, rozpala� w piecu i bez �niadania jecha� do pracy do Nowego S�cza. Zatrzymywa� si� przed bram� na ty�ach muzeum na Lwowskiej, wysiada� z samochodu, otwiera� stalow� bram� pomazan� graffiti, wraca� i parkowa� auto na podw�rzu pod zakratowanymi oknami parteru. Skrzypi�cymi schodami szed� na g�r� do swojego biura na poddaszu, z kt�rego wychodzi� tylko wtedy, gdy trzeba by�o za�atwi� co� w mie�cie. W po�udnie, kiedy na wie�y pobliskiego ko�cio�a bi�y dzwony na Anio� Pa�ski, wyci�ga� z czarnej akt�wki bu�k� z pasztetem i jad�, patrz�c na ulic� przed muzeum. Czasami pisa� jakie� dokumenty lub sprawozdania na wys�u�onym komputerze, a czasami rozmawia� z pani� Mir�, kustoszk� muzeum. To by�o dla niego szczeg�lnie trudne. Onie�miela�a go i wprawia�a w zak�opotanie, a nawet w zawstydzenie, gdy czasami podczas tych rozm�w siada�a obok niego za biurkiem, na kt�rym sta� komputer, i pokazuj�c co� na ekranie monitora, przypadkowo go dotyka�a kolanem lub ramieniem. Robi� si� wtedy czerwony na twarzy i musia� koncentrowa� si� na tym, aby ona nie zauwa�y�a jego zak�opotania. Zapach jej perfum po ka�dej takiej rozmowie czu� w swoim biurze na poddaszu jeszcze przez par� dni.
Oko�o czternastej schodzi� z grubym brulionem na obch�d muzeum, w kt�rym tak naprawd� od lat nic si� nie zmienia�o. A jednak by� to kulminacyjny moment jego dnia. Obch�d sal muzeum.
W dw�ch salach mieli ikony. Jedn� z najwi�kszych kolekcji ikon zachodnio�emkowskich w Polsce. Per�y sztuki cerkiewnej z czterech wiek�w, od pi�tnastego pocz�wszy. Gdy matka dosta�a wylewu i musia� zmieni� prac�, przyszed� do muzeum g��wnie z oczarowania tymi ikonami. I pomimo tylu lat za ka�dym razem czu� to oczarowanie. Sal� z ikonami zostawia� sobie zawsze na koniec obchodu. Mia� swoj� ulubion� ikon�. Ikon� �ukasza. Kaza� j� przewiesi� w centralny punkt �ciany i oddali� inne, by nie zak��ca�y jej pi�kna. Gdy przez wysokie okna pada�o na ni� s�oneczne �wiat�o i odbija�o si� od z�ocistych ornament�w, wydawa�o mu si�, �e s�yszy pie�� ch�raln�. Nie tylko on mia� takie uczucie. Kiedy� pani Mira na jedno ze spo-
33
tka� z nim przynios�a ze sob� grub�, oprawion� w sk�r� ksi�g� go�ci muzeum. Kto� wpisa� tam dwa zdania, kt�re i jego poruszy�y. "Istniej� muzea, w kt�rych chce si� kl�kn�� i modli�. To ma�e muzeum tak�e ma co� takiego".
Na pocz�tku kwietnia postawi� marmurowy pomnik na grobie matki. Chcia�, aby na Wielkanoc, gdy przyjad� do Biczyc bracia z rodzinami, mogli p�j�� na cmentarz przy ko�ciele i stan�� przy prawdziwym grobie. Zabra� kt�rego� dnia star� Sie-kierkow� i pojechali samochodem do Nowego S�cza, aby wybra� kamie�. Je�dzili od cmentarza do cmentarza, a� w ko�cu znale�li. Czarna ci�ka bry�a marmuru o nieregularnych, startych do szaro�ci kraw�dziach. Wygl�da�a tak, jak gdyby by�a od�amana z wi�kszej ca�o�ci. Wszyscy kamieniarze i grabarze, kt�rych odwiedzali, witali star� Siekierkow� jak dobr� znajom�. Niekt�rzy nawet cz�stowali j� w�dk�, a poproszeni prowadzili do grob�w, przy kt�rych modli�a si� na kolanach. Gdy tego dnia p�nym wieczorem wr�cili do Biczyc, Siekierkowa poprosi�a go, aby pozwoli� jej wej�� do sypialni matki. Nie pyta� nawet dlaczego. I nie wszed� z ni� do tego pokoju. Zdj�� klucz z haka na framudze, otworzy� drzwi - po raz pierwszy od tamtego dnia, gdy je zamkn�� - i kiedy znik�a w ciemno�ci za progiem, cofn�� si� do kuchni. Potem, gdy odwozi� Siekierkow� pod jej cha�up�, powiedzia�a do niego:
-Marcinku, bez niewiasty i dzieci cha�upa jest pusta jak gr�b. A ty masz ju� przecie� jeden gr�b na cmentarzu na g�rce. Nie r�b sobie drugiego w domu. �ycie jest po to, aby �y�. Tak zawsze m�wi�a twoja matka. Ona �y�a naprawd�. Nawet wtedy, gdy mog�a porusza� tylko g�ow� i ma�ym palcem lewej r�ki.
34
Nie musia�a mu o tym przypomina�. On to wiedzia�, ale nic z tego nie wynika�o. �eby prze�ywa� �ycie, trzeba widzie� w nim sens. �eby chcie� rano wsta� z ��ka, trzeba widzie� w tym jaki� cel. Ze �mierci� matki on ten cel nagle utraci�. Nie by� ju� wi�cej nikomu potrzebny. Mia� uczucie, �e ze �mierci� matki wszystko wa�ne nieodwracalnie odesz�o w przesz�o��, a trudno by�o mu uwierzy�, �e cokolwiek istotnego mo�e jeszcze w jego �yciu nadej�� w przysz�o�ci. Opieka nad matk� okre�la�a jego tera�niejszo�� i utraci� tak�e j�, gdy matka zmar�a.
Siekierkowa nawet lepiej ni� jego matka potrafi�a �y� tera�niejszo�ci�. Pomimo swojej fanatycznej religijno�ci ani na chwil� nie zrezygnowa�a z prze�ywania �ycia tutaj i teraz w oczekiwaniu na jaki� drugi lepszy czas po �mierci. Nie powstrzymywa�y jej przed tym ani nieszcz�cia i cierpienia, kt�re j� spotka�y, ani monotonia codzienno�ci, ani nawet choroby i niedo��stwo, kt�re innym odebra�yby wszelk� nadziej�. Siekierkowa jak nikt inny, kogo zna�, by�a pogodzona z faktem, �e cz�owiek przychodzi na �wiat bez w�asnej woli i zostaje tu na jedno �ycie, z kt�rym musi sobie jako� poradzi�. Nawet je�li wierzy�a w zbawienie obiecywane przez proboszcza Jamro�ego, z pewno�ci� mia�a w�tpliwo�ci co do tego, czy koniecznie trzeba czeka� na spe�nienie tej obietnicy, umartwiaj�c si� i rezygnuj�c z rado�ci, kt�re niesie ze sob� najcz�ciej grzech. Tym bardziej �e Jamro�y przypominaj�cy ka�dej niedzieli o tej obietnicy ty� z roku na rok, robi� s