Hałas Agnieszka - Wybór
Szczegóły |
Tytuł |
Hałas Agnieszka - Wybór |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Hałas Agnieszka - Wybór PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Hałas Agnieszka - Wybór PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Hałas Agnieszka - Wybór - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Agnieszka Hałas
Wybór
Rozdział pierwszy
Szedłem korytarzem. Moje ciężkie buty wystukiwały równy rytm na szarych
kafelkach. Coraz to inna jarzeniówka oświetlała moją twarz. Pod pachami czułem
ciężar Coltów, a ręce świerzbiły mnie by sięgnąć po te wielce użyteczne przedmioty i
rozpierdolić głowy czterem wielkim jak wieżowiec debilom prowadzącym mnie przez
labirynt korytarzy, z których każdy wyglądał tak samo. Wiedziałem jednak, że z
budynków korporacyjnych jeszcze nikt nie wyszedł w momencie, w którym sobie tego
życzył. Zastanawiałem się tylko jak ci czterej odnajdują drogę, czyżby byli inteligentni
na tyle, by ją zapamiętać? Nie wyglądali na takich.
Przekroczyłem drzwi otworzone przez jednego z mięśniaków. Znajdowałem się w sali
przypominającej wymiarami moje ostatnie lokum. Było tam także 3 innych facetów w
garniturkach takich, jaki ja miałem (wydałem na niego całe wynagrodzenie za
ostatnią robótkę, a nie było tego mało, ale trzeba trzymać klasę) i przyglądało mi się
badawczo.
- Wykonasz dla NAS pewną robotę. rzekł po chwili wyczekiwania jeden z nich
oto szczegóły, które powinieneś znać...
- Szczerze mówiąc to miałem zamiar wziąć właśnie urlop powiedziałem dość
grzecznie, tak jak uczyła mnie mamusia zanim zastrzelił ją jakiś skurwiel.
- ...oto cel, który masz zlikwidować ciągnął jakby nie usłyszał mnie pokazując
zdjęcie jakiejś laski prawdopodobnie znajduje się ona w Nowym Jorku...
- Miałem sobie właśnie wziąć urlop! powtórzyłem głośniej a w dodatku Nowy
Jork leży na drugiej stronie kontynentu.
- Jeśli nie przyjmiesz propozycji możesz się uznawać za trupa odezwał się drugi
mężczyzna. W tym momencie sięgnąłem po broń i w następnej sekundzie dwie lufy
patrzyły na nich swoimi dziurkami gotowe wystrzelić w każdym momencie.
- Jak na razie to wy mi wyglądacie na trupy wyszeptałem.
- Panie King, proszę to odłożyć popłynęły spokojne słowa jednego z moich
pracodawców. Usłyszałem ciche siorbnięcie z jednego rogu sali, po chwili z
drugiego,trzeciego i czwartego. Moim oczom ukazały się miniaturowe działka
laserowe zdolne rozwalić mnie zanim powiem Kochanie wróciłem, co tak ładnie
pachnie, daj buziaka na powitanie, jak ci minął dzień, bo mi cholernie źle około piątej
rozwaliły mnie pieprzone laserowe działka, zobacz jakie mam fajne dziury w klacie!”
- Jeżeli nalegasz. schowałem Colty.
- Pan Luter King wypowiedział moje nazwisko trzeci mężczyzna jest pan
najlepszy w swoim fachu, czyli zabijaniu, choć mało znany...
- Nie taki znowusz dobry skoro znalazłem się tutaj.
- Niech pan nie będzie taki skromny zabił pan wszystkich 12 terrorystów w
samolocie, którym pan leciał, gdyż uważał pan to za swój obowiązek...
- Tak powiedziałem prasie, tak naprawdę to mnie strasznie zdenerwowali.
- Czym, jeśli można wiedzieć...
- Przyłożyli mi pistolet do głowy.
- Tak, to może naprawdę zdenerwować, a więc zabił ich pan nie mając żadnej broni...
- Nie miałem broni tylko na początku, po tym jak rozwaliłem tego, który przystawił mi
spluwę do głowy i jego kumpli, już jej miałem pod dostatkiem.
Strona 2
- Następnie wynajął się pan by zabić pewnego biznesmena, przez którego stracił pan
rękę i musiał zamontować sobie sztuczną, a w niej działko laserowe i 2 wyrzutnie
mikropocisków. Zabił pan jego, jego żonę, córkę, pięciu ludzi ochrony i lokaja.
Uratowała się tylko służąca, która wyszła po zakupy.
- Nie macie dowodów, że to ja.
- Każdy z zabitych otrzymał strzał w głowę, a dokładnie w lewe oko. Czyż nie tak
zabija pan swe ofiary?
- Może przejdziesz już do sedna, to że znasz mój życiorys i nauczyłeś się go na
pamięć nie świadczy o
niczym.
- Więc zgadzasz się.
- A mam inne wyjście?
- Nie. Po wykonaniu roboty do twoich 7850 $ na koncie dodamy 500 000 $. Oto
zdjęcie twojego celu. Ma na imię Kathren Adams. Znajdź ją i zabij.
- Co zrobiła?
- Jest netrunerem, wykradła informacje, a reszta to nie twoja sprawa. Znajdź i zabij,
zrozumiałeś?
Wyciągnąłem z za pazuchy małego, starego i wylniałego pluszowego misia i
zapytałem się go cicho: Znajdziemy ją? po czym przyłożyłem ucho do jego pyszczka.
Chwilę później wyszedłem z pomieszczenia bez słowa, a jakiś służek wyprowadził
mnie z budynku. Widziałem obserwujące nas kamery.
Rozdział drugi
Siedziałem na motorze, którym właśnie wjeżdżałem do miasta. Było strasznie
gwarne, ruch na ulicach był ogromny, a korki długie jak Boa Dusiciel. Dopiero po
kilku godzinach zdołałem dojechać do jakiegoś hotelu, choć słowo hotel miało tyle
wspólnego z tym budynkiem co truskawka i kula bilardowa. Poszedłem spać. TY
KURWO!!! AAAA!!! pisk. Zerwałem się z łóżka . BUMM. Chwila ciszy, znowu strzał.
Szybko wyszedłem na korytarz. Drzwi do pokoju obok były otwarte, a na progu leżała
kobieta. Martwa. Połowa jej twarzy znajdowała się na przeciwległej ścianie ociekając
czerwoną i szarą cieczą. Nad nią stał mężczyzna z dymiącym jeszcze pistoletem.
- Uwierzysz, że chciała 50 $. Należało się jej.
- Tak, ale nie trzeba było mnie budzić. odparłem po czym kopnąłem mu w rękę z
pistoletem, który wyleciał w powietrze, wepchnąłem zdziwionego dziwkarza do
pokoju i zdzieliłem go łokciem w twarz. Chrzęst i krew. Chciał mnie kopnąć, ale nie
miał w tym wprawy. Przeskoczyłem jego nogę robiąc w powietrzu szpagat, a gdy
opadłem na podłogę kopnąłem go z obrotu w prawą stronę twarzy. Głowa mu się
obróciła, znowu chrzęst i mięcho upadło na podłogę wzniecając kurz.
- Nie trzeba było mnie budzić. powtórzyłem i wróciłem do łóżka.
Wstałem późno. Zjadłem coś i wyruszyłem no poszukiwanie panny Adams, bądź co
bądź, niezłej babki o długich nogach i niczego sobie piersiach, a na dodatek
blondynka, jednym słowem: poezja. Nic jednak nie znalazłem. Kręciłem się po
metropolii kilka dni bez żadnego rezultatu i w końcu zaczęło brakować mi pieniędzy.
Zmieniłem więc cel moich poszukiwań, teraz potrzebowałem pracy, jakiejkolwiek.
Wieczorem dotarłem do jednej z tamtejszych spelunek. Głośna muzyka, dymek, nie
tylko papierosowy, rzeki piwa itp. Podszedłem do barmana, taki człowiek powinien
coś wiedzieć o robocie, i wiedział. Wskazał na człowieka prze stoliku nr3.
Podziękowałem mu pięcioma dolarami i poszedłem we wskazanym kierunku.
- Można się przysiąść? żadnej reakcji, usiadłem więc bez pozwolenia. Gostek
Strona 3
ubrany był w czarną skórzaną
kurtkę, spod której wyglądała owłosiona pierś. Łysą głową machał w rytm muzyki,
przełknął łyk napoju, którego nie rozpoznałem i spojrzał na mnie:
- Czego? - spytał grzecznie.
- Barman powiedział mi, że poszukujesz pracownika.
- Bzdura, spadaj.
- OK. odejdę, ale ty stracisz najlepszego człowieka jaki może trafić ci się w tym
bagnie. Twój szef nie będzie zadowolony.
- Ha, mój szef, mój kłopot, a teraz spierdalaj.
- Potrzebuje forsy.
- Jak każdy.
- Ale nie każdy ma takie umiejętności jak ja.
- O, ten kawałek jest dobry. powiedział, gdy zaczęła się nowa piosenka idź sobie
i nie przeszkadzaj mi, przyjdź jutro.
Odszedłem od stolika, wróciłem do baru wypiłem browara i wyszedłem z klubu
kierując się w stronę innej budy. Trafiłem tam dosyć szybko, oddałem broń przy
wejściu: 2 Colty i Stenmayera, którego nosiłem za paskiem na plecach, i poszedłem
szaleć. Bawiłem się całą noc wydając ostatnią forsę i dopiero o 6 wyszedłem lekko
wstawiony na świeże powietrze. Powoli wlokłem się do motoru, gdy drogę
zastąpiło mi kilka postaci i przez mała mgiełkę usłyszałem;
- Dawaj forsę stary albo wyprujemy ci flaki. spojrzałem, było ich 10
- Kurwa, więcej was mama nie miała, masz i rzuciłem mu ostatnie 20 baksów.
- Tylko tyle, nie kręć dawaj szmal i garnitur.
- Więcej nie mam a garnitur będziesz musiał sobie wziąć sam.
- Jak chcesz skinął głową i czterech punków ruszyło w moim kierunku, a z ich
palców wysunęły się wampirki. Otrzeźwiałem natychmiast i w mgnieniu oka
wyciągnąłem Colty.
- Żryjcie skurwiele BUMM, BUMM rozległo się. Kule przeszły przez głowę, lewe
oko, rozpryskując mieszaninę mózgu i krwi na ulicę. Trzeci napastnik próbował mnie
pociąć, ale odbiłem nogą jego rękę. Ostatni podskoczył do mnie i rozdarł mi bok, z
którego szybko zaczęła wylewać się krew. Reszta punków ruszyła w moim kierunku.
Z obrotu pociągnąłem temu który mnie zranił, dostał w głowę, CHRUP, upadł.
Przyłożyłem lufę do głowy tego, któremu podbiłem rękę, strzał i fontanna wytrysnęła
z tyłu głowy ozdabiając ścianę. Kolejny strzał i jeden z biegnących upadł bez tylnej
części głowy oblewając wszystko wkoło posoką. Zobaczyłem jak ten, z którym
gadałem wyciąga śrutówkę. Jej strzał zrobiłby sito ze mnie i jego kumpli.
- Kurwa mać krzyknąłem, gdy kolejne ostrza wpiły mi się w ciało, jednak niezbyt
głęboko. Szybko zostałem otoczony przez 4 punków. Kątem oka widziałem jak ich
szef mocuje się z ganem. Podskoczyłem najwyżej jak mogłem robiąc w powietrzu
szpagat i celując z obu Coltów w dupka ze śrutówką. Jeden but zetknął się z ciałem
miażdżąc nos i obluzowując kilka zębów. Huk strzałów zlał się w jedno, a w chwilę po
tym ciało szefa punków upadło prawie bez głowy na ulicę. Szybko utworzyła się
sporawa kałuża obok zwłok. Napastnicy odstąpili, jeden próbował powstrzymać
krwotok z nosa. Czmychnęli szybciej niż się pojawili. Sześć trupów leżało na ziemi
rozlewając wokół siebie krew. Poszczególne kałuże zaczęły się już łączyć zalewając
coraz większy obszar. Chciałem już tylko odejść stąd i tak zrobiłem.
Rozdział trzeci
Ból. Powoli wracała mi świadomość.
Strona 4
- Jebane skurwysyny. Czemu nie załatwiłem ich wszystkich. Ooch kurwa jęknąłem,
gdy próbowałem się poruszyć. Bolał mnie zraniony bok. Gdy przyszedłem do hotelu
odkaziłem go i zabandażowałem, miałem już w tym wprawę, za kilka dni nie będzie
nawet śladu zwłaszcza, że niedawno dodałem do asortymentu moich udoskonaleń
technicznych nanochirurgie. Spojrzałem na zegarek 22.47. Czas wstawać i skoczyć
do baru. Skrzywiłem się wstając, lecz starałem się nie zwracać na to uwagi.
Pół godziny później oddawałem broń przy wejściu do lokalu. Skierowałem się od razu
do stolika nr3, przy którym siedział łysol.
- I co z tą robotą? zapytałem na wstępie.
- Przyjdź jutro do doku nr 56. Tam będzie czekać ciężarówka, którą trzeba
odeskortować.
- Ile?
- 3000 $
- Pół teraz i pół po robocie. facet skinął głową i wyciągnął zwitek banknotów
wręczając mi dzięki, aha znasz może takiego frajera i tu opisałem gościa,
którego wczoraj zabiłem, lepiej znać swych wrogów.
- Nigdy go nie widziałem. Odszedłem.
Następnego dnia zjawiłem się w dokach. Dojechałem do 56, gdzie stała ciężarówka.
Przygotowałem się jak na wojnę. Oprócz pistoletów miałem jeszcze pod siedzeniem
motoru śrutówkę Arasaki i obrzyna dwururkę oraz system snajperski Arasaki w kufrze
z tyłu motoru. Zauważyłem jeszcze 4 ludzi kręcących się w pobliżu i dwa samochody
osobowe, które tylko przy dużej wyobraźni można było tak nazwać. Po kilku minutach
oczekiwania przyjechała jeszcze jedna ciężarówka, z której wyskoczyło koło 8 osób i
zaczęło przeładunek. Gdy skończyli wzięli dupę w troki i odjechali z piskiem opon.
Nagła seria z karabinu trochę mnie zaskoczyła. Jeden z naszych padł z dziurami na
całym ciele. Następny strzał, tym razem pojedynczy. Beton obok mnie eksplodował.
Szukałem strzelca i zauważyłem go na dachu jednego z budynków, a obok niego stał
człowiek przeładowujący karabin. Chroniąc się za motorem wyjąłem snajperkę.
Otworzyłem neseser , w którym się znajdował i szybko go złożyłem. W tym
momencie moi kolesie otworzyli ogień. Następna seria z karabinu przerwała się w
połowie, gdyż strzelec dostał w rękę. Wrogi snajper właśnie się przymierzał.
Podniosłem broń, wycelowałem, wstrząs wystrzału, szybki lot kuli cichy jak chód
rysia, śmiertelna rana głowy snajpera, który pada rozlewając życiodajny płyn, lewe
oko. Ten z karabinem już się nie pokazał.
- Ruszamy i to szybko krzyknął któryś. Założyłem moją broń na plecy, wsiadłem na
motor i ruszyłem za resztą.
Nie jechaliśmy szybko. Wraki nazywane przez nich samochodami klekotały podczas
jazdy. Nic się nie działo, ale do czasu. W pewnej odległości zauważyłem dwa
samochody jadące naszym pasem. Zbliżały się nieustannie, a ich kierowcy nie
planowali chyba przyszłych wakacji, bo jechali na czołowe. Szybko zatrzymałem się i
zdjąłem z pleców karabin snajperski. Cudeńko niosło na dwa kilometry, więc nie było
się co martwić.
Wycelowałem w kierowcę pierwszego auta, strzał, sekundę po tym widać dziurę w
szybie i kierowcę łapiącego się za lewe oko, albo za to co z niego zostało. Wozem
zaczęło rzucać, a po chwili zjechał z jezdni przypierdalając w jakiś słup. WYBUCH.
Ziemia zatrzęsła się lekko. Drugi samochód minął mnie obstrzeliwując jeden z
osobówek. Kierowca dostał. Ostry skręt i samochód wypada z trasy. Napastnik minął
mnie, a ja spokojnie wymierzyłem. Strzał tym razem w tył głowy. Eksplozja mózgu i
krwi. Przednia szyba zabarwiła się na czerwono. Nie patrzyłem już dalej, goniłem
eskortowaną ciężarówkę.
Strona 5
Resztę drogi przejechaliśmy bez problemu zatrzymując się na jakimś podwórzu,
gdzie czekał na nas łysol.
- Oto reszta forsy. Już nie będziesz nam potrzebny. powiedział.
- Żadnego dziękuję ani pocałuj mnie w dupę.
- No to pocałuj mnie w dupę i spierdalaj.
- Marzenie ściętej głowy - Włożyłem forsę do kieszeni i odjechałem w stronę hotelu.
Rozdział czwarty
Siedziałem w barze, było późno. Ciągle myślałem jak dorwać Kathren. Od czasu,
gdy zarobiłem te trzy patole minęło już kilka dni, w czasie których dowiedziałem się
parę nowych rzeczy. Panna Adams, jak się okazało chodziła razem ze mną do
szkoły, a nawet klasy. Przeszła szereg operacji plastycznych zmieniając cały swój
image. Osobowość, nazwisko, charakter, ideały. Została jednym z najlepszych
hakerów na świecie, wykradała dane z wszystkich komputerów, więc nie dziwota, że
zalazła za skórę wynajmującej mnie korporacji. Przyłączyła się do jakiegoś ruchu
wyzwoleniowego o nazwie „ Czerwone bractwo” . Nie zagłębiałem się dalej. Nie
miałem dostępu. Wynająłem nawet innego netrunera by ją znalazł, ale na razie nie
dawał znaku życia. Dokończyłem drinka i wyruszyłem do hotelu. Otwierając drzwi
usłyszałem dzwonek telefonu. Podbiegłem szybko i podniosłem słuchawkę.
- Pan King kobiecy głos, cichy, delikatny jak jedwab, jakby nieśmiały.
- Tak, przy telefonie.
- Cześć Luter, mówi Kathren, musimy się spotkać.
- OK. Kiedy i gdzie.
- Najlepiej teraz, przyjedź do starej fabryki zabawek. Wiesz gdzie to jest?
- Tak - i odłożyłem słuchawkę.
Wyszedłem z pokoju, wsiadłem na motor i ruszyłem zastanawiając się po drodze czy
mam ją zabić, zawsze to koleżanka z klasy, a nie obca osoba, w dodatku ładna jak
cholera aż żal bierze człowieka. W końcu dojechałem. Budynek był zniszczony.
Ciężki metalowe drzwi zwisały na jednym zawiasie, ściany ubrane w różnokolorowe
grafitti. Wszedłem rozglądając się. Wielka hala wypełniona była odpadkami,
śmierdziało zgnilizną, dziury w dachu. Zauważyłem ją jak idzie w moim kierunku.
Piękna, obcisłe, niebieskie dżinsy, sweter uwypuklony dość znacznie, długie,
rozpuszczone włosy, chciałoby się pożreć ją wzrokiem.
- Witaj, zmieniłaś się.
- Mam nadzieje, że na lepsze.
- Taak, na lepsze. Słyszałem, że masz kłopoty. Ktoś na ciebie poluje.
- Tak. A ja słyszałam, że to ty. zaśmiałem się cicho.
- Ja też tak słyszałem.
- Więc jak. Masz zamiar mnie zabić?
- Jeszcze się nie zdecydowałem odparłem z uśmiechem, ona też się uśmiechnęła
dlaczego mnie tu sprowadziłaś, chcesz mnie zabić?
- Nie mam nadzieje, że mi pomożesz. powiedziała nadal lekko się uśmiechając.
- W czym? kątem oka zauważyłem jakiś ruch, ale nie mogłem oderwać oczy od jej
twarzy. Mówiłem ci już, że prześlicznie wyglądasz? Nagły ból, przeraźliwy, lewe
ramię eksplodowało. Siła rzuciła mnie na podłogę, przeturlałem się wyjmując zdrową
ręką Colta. No ziemi zostawiłem krwawy ślad. Leżąc odwróciłem głowę w stronę
strzału i zobaczyłem... lufę kierującą się w moją głowę. Odruch, wyuczony na ulicy,
zadziałał szybciej niż myśl. Strzeliłem. Kula trafiła w brzuch rozrywając go. Przez
dziurę wylała się krew. Tego już miałem z głowy. Poszukałem wzrokiem dziewczyny.
Strona 6
Znalazłem. Wyciągała właśnie jakiś mały damski pistolecik. Za nią pojawili się jacyś
mężczyźni. Chyba sześciu. Ból był uciążliwy, ręka mi zdrętwiała. Podniosłem Colta
odczołgiwując się w stronę ściany i jakichś beczek. Wystrzeliłem w jednego z
mężczyzn. Dostał w klatkę i przewrócił się. Pozostali strzelali. Dwie kule trafiły w
nogę miażdżąc kości, reszta ominęła mnie powodując eksplozje posadzki. Oddałem
kilka strzałów osłaniając swój odwrót, gdy chowałem się za beczki skończył się
magazynek. Odrzuciłem broń i sięgnąłem po drugiego Colta. Wychyliłem się, dwa
strzały, dwa trupy upadły z przestrzelonymi głowami. Biegli w moją stronę strzelając.
Beczki iskrzyły przy każdym zderzeniu z kulą. Powaliłem jeszcze dwóch. Biegł już
tylko jeden i dziewczyna, ją chciałem zostawić sobie na koniec, jeśli dożyje końca.
Krzycząc zerwałem się ostatkiem sił i mocno kulejąc rzuciłem się w prawo. Kule
uderzały o beczki i zagnieżdżały się kuło stóp. Znowu ból. Tym razem w stopie. Kula
oderwała mi duży palec. Poleciałem do przodu obracając się w powietrzu i oddając
strzały. Zauważyłem jak trafiony mężczyzna obraca się i upada, a jego pierś zalewa
się czerwienią. Magazynek był pusty. Upadłem krzycząc z bólu. Przejechałem
kawałek zostawiając krwawy ślad. Zamknąłem oczy, a gdy znowu je otworzyłem
spoglądałem w lufę pistoletu Kathrene.
- Giń pieprzony farciażu! podniosłem nogę wykopując jej broń i opryskując krwią z
odstrzelonego palca. Pistolet wyskoczył jej z ręki. Obróciłem się na plecy sięgając po
Stenmayera, zauważyłem jak ona rzuca się po swojego gana. Byłem szybszy.
- He, he strzał, felerne lewe oko. Kula zmiotła jej pół twarzy miażdżąc kości czaszki
krew uciekała szybko, tak jak i życie. Zadanie wykonane, zemdlałem.
Atobos[F]