9443

Szczegóły
Tytuł 9443
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9443 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9443 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9443 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Aby rozpocz�� lektur�, kliknij na taki przycisk , kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki. Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poni�ej. 2 Krzysztof W�jcicki Rozmowy z ksi�dzem Hilarym Jastakiem CZʌ� 1 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 WST�P M�J PRA�AT � �Laudatur Jesus Christus� � tymi s�owami odzywam si�, gdy s�ysz� metaliczny chrz�st otwieranego zamka w drzwiach mieszkania ksi�dza pra�ata. � �Et secula seculorum� � odpowiada mi dostojny, w�adczy g�os. Ciep�a d�o�, serdeczny u�cisk, przyjazne przytulenie, to gesty powitalne, po kt�rych razem wchodzimy przez korytarz po schodach do pokoju, gdzie odbywaj� si� nasze rozmowy. Korytarz wype�niony pami�tkami urasta� niegdy� do roli muzeum kaszubskiego. Obrazy, rze�by, zdj�cia, medale, odznaczenia, proporce i chor�gwie, tarcze, opaski i znaczki, alfabet kaszubski, bazuna, diabelskie skrzypce, tabakiera Abrahama oraz magiczna ksi�ga o tajemniczym tytule �Pierwsza pomoc w cierpieniach wewn�trznych�. Po otworzeniu ksi�gi oczom �cierpi�cego� ukazuj� si� r�nokolorowe cukierki. O wiele wi�cej eksponat�w by�o tu do czasu z�otego jubileuszu �wi�ce� kap�a�skich w czerwcu 1991 roku, kiedy to wi�kszo�� pami�tek wraz z bezcennymi wydawnictwami kaszubskimi ich w�a�ciciel wspania�omy�lnie przekaza� Muzeum Si�str Urszulanek w Or�owie. Podarowa�. To odpowiedniejsze s�owo, kt�re w �yciu ksi�dza pra�ata sta�o si� s�owem-kluczem. Od dzieci�stwa wiedzia�, ucz�c si� od swego ojca, �e wi�kszym szcz�ciem jest dawa� ni� bra�. Ksi�dza pra�ata Hilarego Jastaka pami�tam w�a�ciwie od zawsze, od ponad trzydziestu lat. Pami�tam smak cukierk�w, zw�aszcza owocowych, jakimi cz�stowa� wszystkie dzieciaki z mojego podw�rka, przy ulicach 3 Maja i Batorego w Gdyni. � �Ty jeste� dobry, masz tu cukierka� � zwraca� si� indywidualnie do ka�dego z nas, ciep�o i po ojcowsku, lekko grasejuj�c, charakterystycznym drgaj�cym �r�, b�d�cym dalekim echem szlacheckich koneksji. Nigdy nie wiedzia�em sk�d ksi�dz, ubrany w d�ug� sutann� bez kieszeni, wyci�ga cukierki. I do dzi� nie wiem. Tajemniczo pojawia�y si� na Jego otwartej d�oni. O tak w�a�nie... �Otwarta d�o�, to drugie okre�lenie, kt�re urasta do roli symbolu. �Otwarte serce� zarezerwowane by�o dla postaci Zmartwychwsta�ego Chrystusa, �na pocz�tku� w obrazie nad o�tarzem, �teraz i zawsze� w wizerunku ceramicznej mozaiki w ko�ciele NSPJ. Pami�tam budow� tego ko�cio�a i ksi�dza pra�ata na placu budowy, kt�ra by�a 5 dla nas okazj� do ch�opi�cych zabaw. Ksi�dz potrafi� przemieni� nasz� zabaw� w prac�. Nosili�my ceg�y. �Pami�tajcie, tylko po dwie, �eby si� nie przem�cza�...� instruowa� nas. �Masz dwie r�ce no� dwie ceg�y� i ca�y zast�p ch�opc�w rusza�. Pami�tam r�wnie� kiedy stan�a ju� okaza�a kopu�a i w nagrod� pojecha�em z ksi�dzem wind� na sam� g�r�. Wind� towarow� poruszaj�c� si� po zewn�trznej �cianie ko�cio�a obs�ugiwa� �dziadek�, jak si� po latach, w czasie tych rozm�w okaza�o � pan Ignacy Siewert, brat rodzonej matki ksi�dza � Marii Jastak. By� to dla mnie prawdziwy lot. Ksi�dz trzyma� mnie mocno za r�k�, ziemia oddala�a si�... Wniebowzi�cie. Wzbi�em si� w g�r� ponad okoliczne domy. Spojrza�em na Gdyni� z lotu ptaka. � Widzisz morze? � spyta� ksi�dz mru��c oczy od wiatru. Niebieska to� po�yskiwa�a w s�o�cu szczelnie wype�niaj�c przestrze� mi�dzy ziemi� a niebem. � Jest niebieskie, jak oko ksi�dza. � Morze to oko Boga... Chodzili�my wok� kopu�y nad prezbiterium, spogl�daj�c w przepa��. Na dole wylewano schody o�tarzowe. Min�o lato. A potem wszyscy poszli�my do szko�y. �Jedynka� straszy�a ju� w�wczas poz�acanym gipsowym popiersiem Ludwika Wary�skiego. Niebezpiecznie kiwa�o si� na krzywym postumencie. Na �cianach wisia�y portrety Gomu�ki i Cyrankiewicza o martwych u�miechach. Obaj wpatrzeni w znajduj�cego si� mi�dzy nimi or�a bez korony. Na moich znaczkach, banknotach i monetach, kt�re pokazywa�em ksi�dzu � orze� mia� koron�. Na ten szczeg� zwr�ci� mi uwag� w�a�nie ksi�dz pra�at Hilary Jastak. Pani Rozalia Jung � wychowawczyni �I e� � dzieci z demograficznej erupcji � mia�a szlachetny zwyczaj witania si� z ka�dym uczniem. Trzeba by�o podej�� do siedz�cej na �rodku klasy nauczycielki, nad wyraz skromnej, ubranej w bia�� bluzk� i granatow� sp�dnic�, o zaczesanych g�adko w�osach. Trzeba by�o przedstawi� si� i poda� r�k�. Pod koniec przysz�a kolej na mnie. � Krzysiu, dlaczego masz takie szorstkie r�ce, jakby� nosi� ceg�y... Klasa w �miech. � Bo ja w�a�nie nosz�, ale tylko po dwie, �eby si� nie przem�cza�. � Czy tw�j ojciec buduje dom? � Znowu �miech. � Nie, m�j pra�at buduje ko�ci�. Cisza. W�wczas nie wiedzia�em z kim rozmawiam. Po trzydziestu latach ksi�dz pra�at wyja�ni� mi tajemnic�. Rozalia Jung � jedna z najdzielniejszych kobiet, pracowa�a w Zarz�dzie Caritasu od samego pocz�tku, ryzykowa�a stanowiskiem i sta�ym zameldowaniem w Gdyni. Na szcz�cie omin�y j� represje, ale wspomnienia zabra�a ju� ze sob�... To pocz�tek mojej edukacji. Fina� w Gda�skiej Alma Mater. 6 Oto fragment listu profesora Edwarda Brezy, znakomitego j�zykoznawcy, zajmuj�cego si� od lat onomastyk� Pomorza: �Przy kilku okazjach powstawa�a u mnie my�l by obja�ni� pochodzenie nazwiska Jastak, znanego na Pomorzu g��wnie dzi�ki zas�ugom i energicznej postawie ksi�dza pra�ata Hilarego Jastaka, budowniczego ko�cio�a i d�ugoletniego proboszcza (...). Zaj�� si� wypada�o etymologi� tego nazwiska, gdy zadzwoni� do mnie m�j dawny student, a dzi� dyrektor Teatru Miejskiego w Gdyni � Krzysztof W�jcicki � prosz�c o obja�nienie nazwiska Jastak. Trzeba powiedzie�, �e rozk�ada si� ono etymologicznie na dwie wyra�ne cz�ci: przyrostek � ak i podstaw� � Jast- (...) Ta cz�� nazwiska kieruje nasz� my�l w stron� imion chrzestnych. I oto jest rzymski przydomek Iustus, pochodz�cy od przymiotnika �sprawiedliwy� (...) Ten rzymski przydomek przyj�li Polacy jako imi� Just i Jost. (...) Pomorskie i og�lnopolskie nazwisko Jastak pokazuje, �e imi� Just wyst�powa�o tak�e w wariancie Jast. Tak wi�c nazwisko Jastak obja�niamy jako form� paronimiczn�, pochodz�c� od nazwiska ojca Jast. Tak wi�c: Reverendissime Domine Praelate Doctor Jastak Iustum Tibi Nomen est�. Od szko�y podstawowej w pocz�tkach lat sze��dziesi�tych, po Uniwersytet Gda�ski posta� ksi�dza pra�ata patronuje mojej edukacji. Od 1946 roku pra�at Hilary Jastak wrasta w Gdyni� jak przys�owiowy d�b, symbol pe�ni �ycia ludu Bo�ego, �kt�ry dopiero po wielorakich pr�bach i doznanych dzi�ki nim oczyszczeniach, osi�gnie pe�n� chwa�� w Mesjaszu i w Jego Kr�lestwie�. (Iz. 2,13). A owe wielorakie pr�by to� w rozumieniu ksi�dza pra�ata � nasza historia. Tak�e ta najnowsza. I oto w ca�ej swej diachronii. Kolejne lata politycznych zryw�w hartuj� ludzi jak metal. Sprawiaj�, �e posta� gda�skiego kap�ana stapia si� z wiernymi w jedn� ca�o��. Jego Msze i kazania w latach siedemdziesi�tych i osiemdziesi�tych staj� si� wydarzeniami. Chodzi si� �na Jastaka�, je�dzi si� �do Jastaka�, spotyka si� �u Jastaka�. Nie m�wi�c ju� o epokowym wydarzeniu � Pierwszej Mszy �wi�tej � w czasie strajku w gdy�skiej stoczni 17 sierpnia 1980 roku, kiedy mimo oficjalnego zakazu w�adz �wieckich i duchownych pra�at poszed� pe�ni� wol� Bo��. W pami�ci pozostan� na zawsze Msze rocznicowe jak cho�by ta odprawiana w dziesi�t� rocznic� tragicznego Grudnia z udzia�em artyst�w Rzeczypospolitej: Aliny Afanasjew, Krystyny Jandy, Haliny Winiarskiej, Joanny Szczepkowskiej, Haliny S�ojewskiej, Krystyny Zachwatowicz, Jerzego Afanasjewa, Szymona Pawlickiego, Daniela Olbrychskiego, Jerzego Kiszkisa, Jerzego Stuhra, Andrzeja Wajdy, Jerzego Zelnika. Dom ksi�dza pra�ata, zawsze otwarty, po kaszubsku go�cinny sta� si� miejscem najwa�niejszych spotka� w Gdyni. Mimo nachalnych inwigilacji, na przek�r ci�g�ym obserwacjom, pods�uchom, pr�bom zastraszenia, nie zamyka� przed nikim drzwi. I tak jest do 7 dzi�. Od wczesnych godzin rannych rozbrzmiewaj� telefony. Do p�nego wieczora nie milknie dzwonek u drzwi. Rozmowy, porady, zapytania. Dzia�acze, urz�dnicy pa�stwowi i samorz�dowi, organizacje, komitety, parafianie, znajomi znajomych, przyjaciele, rodzina... Ci�g�y ruch, zaanga�owanie, autentyczna praca. Zauwa�y�em dawno temu, �e Jego osoba przyci�ga. Zawsze by� cierpliwym i uwa�nym s�uchaczem cudzych zwierze�. Potrafi stworzy� tak� atmosfer�, �e otwieraj� si� nawet najbardziej skryci. Do ksi�dza pra�ata przychodz� ludzie, kt�rzy szukaj� pocieszenia, potrzebuj� oparcia. Ale to ma�o. Przychodz�, bo w Jego obecno�ci czuj� si� dobrze. Co to znaczy? Bezpieczni, potrzebni, zauwa�eni, dowarto�ciowani. Co to za si�a, kt�ra tak poci�ga? Autorytet? Powaga? Si�a s�owa? No, mo�e... Bo co ksi�dz robi? M�wi. Ma cudowny dar s�owa, opowiadania, przekonywania. Dar s�owa, kt�re by�o na pocz�tku, by�o u Boga i by�o Bogiem. I sta�o si� cia�em. I mieszka�o mi�dzy nami. To nie gra s��w. To prawda. Tu, w Jego mieszkaniu cho� to skromne pokoiki z male�k� kuchni�, ale jak�e przytulne, m�wi si� prawd�. Ca�� prawd� i tylko prawd�. Tego wymaga poczucie warto�ci, z kt�rych najwy�sze to B�g, Honor i Ojczyzna. Ciekawa jest geneza tych warto�ci jak i �wiadoma tendencja ��czenia spraw ko�cielnych z narodowymi. �r�de� nale�y szuka� w domu rodzinnym, w domu ojca, narodowego demokraty, dla kt�rego sprawy wolno�ci i polsko�ci, narodu i wiary by�y jednym i tym samym. Kontakty z legendarnymi postaciami: Antonim Abrahamem � �kr�lem� Kaszub, Aleksandrem Majkowskim � przyw�dc� ruchu m�odokaszubskiego. Bracia Tomasz i Wincenty Rogalowie z Wiela, silna osobowo�� ksi�dza Leona Heyke, ksi�dz J�zef Wrycza � kapelan Armii Hallera � kszta�towa�y �wiadomo�� Hilarego Jastaka. Przypomina w tym wzgl�dzie bohatera mojej pierwszej ksi��ki � �Rozmowy z Mokw��. Marian Mokwa �wiatowej s�awy malarz marynista (urodzony w 1889) i ksi�dz Hilary (urodzony w 1914)... rodowici Kaszubi, wierni synowie Pomorza, spotkali si� w Gdyni przy jednej ulicy 3 Maja. Obaj postawili w Gdyni wspania�e �wi�tynie. Mokwa � �wi�tyni� sztuki � Galeri� Morsk� (by�e kino Atlantic), kt�r� w czerwcu 1934 roku otwiera� ksi�dz biskup Stanis�aw Wojciech Okoniewski, kt�ry w tym samym czasie przyjmowa� kandydata Hilarego Jastaka do Wy�szego Seminarium Duchownego w Pelplinie. Ksi�dz pra�at po trzydziestu latach, przy tej samej ulicy postawi� �wi�tyni� milenijn�. To przypadek, ale Mokw� r�wnie� nazywano kap�anem �pi�kna i sztuki�. Obaj moi rozm�wcy znali si� dobrze. Za�ywali tabak� (chcem� le so za��c?) z rogu Abrahama, kt�r� ksi�dz pra�at odziedziczy� po �kr�lu� Kaszub. R�nica wieku mi�dzy nimi wynosi dok�adnie dwadzie�cia pi�� lat, a wi�c zgodnie z opini� historyk�w � jedno pokolenie. My�l� r�wnie�, �e spotka�o mnie olbrzymie szcz�cie. �Rozmowy z Mokw��, �Rozmowy z ksi�dzem Hilarym Jastakiem�... nie przesadz� gdy powiem, �e namawianie moich rozm�wc�w 8 na ksi��k� nie by�o �atwe. Z r�nych zreszt� powod�w, u ka�dego odmiennych. W przypadku ksi�dza pra�ata op�r wzbudza�a wrodzona skromno��. Dopiero namowy grona wsp�lnych przyjaci�, kt�rym w tym miejscu stokrotnie dzi�kuj� sprawi�y, �e u progu osiemdziesi�tego roku �ycia ksi�dza pra�ata mog�em napisa� t� ksi��k�. Najwi�ksz� rado�� sprawi� mi ksi�dz anga�uj�c si� do tego przedsi�wzi�cia, ukrywaj�c pod pow�ok� powagi i stanowczo�ci wprost m�odzie�czy entuzjazm. Tak by�o, gdy ad hoc zorganizowa� spotkanie w sprawie niewyja�nionych do dzi� okoliczno�ci morderstwa Franciszka Wiktorskiego, zapraszaj�c pana Jerzego Bili�skiego � magistra farmacji oraz by�ych student�w Wy�szej Szko�y Handlu Morskiego pan�w: Albina Stryszaka i Edmunda Pactw�, kt�ry by� prezesem Caritas Academica. Ten jedyny w swoim rodzaju �wiecz�r kawalerski� �wiadczy niezbicie, �e przesz�o��, jak u Norwida �to dzi�, tylko cokolwiek dalej�. Jedno zdarzenie � cztery spojrzenia, kt�re z nich prawdziwe? Ka�de. Wszak tu m�wi si� tylko prawd�. Pe�en zapa�u, ksi�dz pra�at, wybiera� si� w po�owie marca bie��cego roku, do Ko�cierzyny na zdj�cia. W�dr�wki �ladami dzieci�stwa: miejsca, kt�re odcisn�y si� w pami�ci: dom rodzinny, szko�a, gimnazjum, kaplica Marii Panny Anielskiej, siostry Niepokalanki, Ko�ci� �wi�tej Tr�jcy, gr�b obu matek, gr�b ojca � wyostrzy�y wspomnienia. Sprawi�y, �e o swoim �yciu d�ugim i bogatym opowiada� z werw�, barwnie i humorystycznie. Ot� w�a�nie. Poczucie humoru. To nieod��czna cecha charakteru przej�ta niejako w spadku wraz z kaszubskim rodowodem. S�ynne s� �przebieranki� ksi�dza pra�ata. Wspominaj� o tym uczestnicy kolonii w Bia�ej G�rze z ko�ca lat czterdziestych, wspominaj� siostry Niepokalanki, przyjaciele i znajomi. Wspomnienia sprawiaj� im niezwyk�� rado��. Najlepszy �numer�, to ten ze star� zezowat� bab�. �miech, w najbli�szym tu chyba rozumieniu Bergsona, jest dzia�aniem wsp�lnotowym. Cho� mo�na by przywo�a� i innych my�licieli dwudziestego wieku, kt�rymi pra�at lubi� si� otacza�: ksi�dz Franciszek Sawicki, Roman Ingarden czy ksi�y profesor�w Janusza Pasierba i J�zefa Tischnera. Wsp�lnota �miechu. Czy� to nie pi�kny i jak�e ludzki (wszak �mia� si� potrafi tylko cz�owiek) spos�b budowania wsp�lnoty? Tak�e w znaczeniu prymarnym: wsp�lnoty ludzkiej, chrze�cija�skiej, parafialnej... Jest ksi�dz pra�at kap�anem czterech co najmniej pokole�. Zna Go moja babcia, J�zefa Ko�uszko, kt�ra przyjecha�a do Gdyni jednym z ostatnich wile�skich transport�w, znaj� Go moje dzieci. Teraz one dostaj� cukierki. � �Ty jeste� dobra, masz tu kr�wk�. A ty, jak b�dziesz niedobry � dostaniesz cielaka�. I zn�w �miech. �miech dooko�a. Ale bywaj� te� chwile gorzkie, pe�ne g��bokiej zadumy, czy smutnych refleksji, jak dzie� 10 lutego bie��cego roku, gdy w kazaniu przypomnia� dzieje Gdyni: �Nasze pokolenie otrzyma�o 9 od Pana tak�e sw�j czas. Wielkie dni. Prze�yli�my do�wiadczenia tragiczne 17 grudnia 1970 roku, ale da� nam Pan r�wnie� radosny czas �Solidarno�ci� � zupe�nie niewyobra�alne zwyci�stwo (...) Jednak my s�abi i u�omni jeste�my, a mo�e nawet niewdzi�czni (...) Nie ucieszyli�my si� z cudu wyzwolenia w 1989 roku, zmarnowali�my wielki dar, �rozproszyli�my si�y na drobiazgi�. A przecie� jeszcze rok temu z tak wielkim zapa�em bra� udzia� w happeningu przygotowanym przez Teatr Miejski � �Za�lubiny z Morzem�. Wyst�pi� w�wczas w roli ksi�dza pu�kownika J�zefa Wryczy obok Daniela Olbrychskiego, graj�cego rol� genera�a Hallera. S�owami ksi�dza Wryczy przemawia� semper fidelis Deo, Patriae, Ecclesiae et Cassubiae. S�ysza�o je oko�o trzydzie�ci tysi�cy os�b na miejskiej pla�y, nie licz�c tych, kt�rzy to zdarzenie ogl�dali w telewizji. Rok � du�o to czy ma�o w osiemdziesi�cioletnim �yciu? Wype�nionym po brzegi prac�, oddaniem, po�wi�ceniem i troskliwo�ci�. �Tempora mutantur et nos mutamur in illis� to prawie pewne. Podobnie jak twierdzenie o tym, �e nie ma ludzi ni zast�pionych. Prawie. Bo ksi�dz pra�at jest �ywym zaprzeczeniem tej sentencji. On w�a�nie jest niezast�piony. Wiedz� to wszyscy, a zw�aszcza ci, kt�rzy o ksi�dzu pra�acie dr. Hilarym Jastaku mog� powiedzie� �m � j p r a � a t �. KRZYSZTOF W�JCICKI Gdynia, Wielki Post, 1994 r. 10 P�JD�CIE DO MNIE... Krysztof W�jcicki: D�ugo zastanawia�em si� od czego zacz��. Wszystkie drogi prowadz� do Rzymu; w przypadku ksi�dza pra�ata... do Gdyni. Mo�e wi�c od niej nale�y zacz��. Kiedy po raz pierwszy zobaczy� ksi�dz Gdyni�? Ks. Hilary Jastak: (Po d�ugiej chwili zastanowienia, rytmicznie kiwaj�c g�ow�). Jako ch�opiec. By�em wtedy uczniem gimnazjum ko�cierskiego. Tak, tak, w pierwszej klasie. To by� rok 1926, przed wakacjami. Przyjechali�my niedu�� grup� z wychowawc�. Ale trudno m�wi�, �e w�wczas �zobaczy�em Gdyni�. Gdyni jeszcze nie by�o. K. W.: 10 lutego tego� w�a�nie 1926 roku Rada Ministr�w nada�a Gdyni prawa miejskie. Gdynia liczy�a w�wczas oko�o 12 tysi�cy sta�ych mieszka�c�w. Przy nowym ko�ciele Naj�wi�tszej Marii Panny erygowano pierwsz� gdy�sk� parafi�. Funkcjonowa� port wojenny i schronisko dla rybak�w, tak�e Dow�dztwo Floty Marynarki Wojennej, portowy urz�d celny, kapitanat portu. Sta� ju� hotel Riwiera Polska oraz budynek Casina. W porcie powstawa�y nabrze�a i falochrony. Dzia�a�a Rada Miejska i Magistrat, nie m�wi�c ju� o dworcu kolejowym, czynnym od 1870 roku. Ks. H. J.: No w�a�nie. Przyjechali�my poci�giem. Szli�my ulic� Starowiejsk� prosto nad brzeg. Pami�tam rozleg�e ��ki doko�a, piaski... K. W.: Przy Starowiejskiej � domek Abrahama, kt�ry nie �y� ju� od trzech lat, a nast�pnie kaplica Si�str Mi�osierdzia Wincentego a�Paulo. Oba obiekty stoj� do dzi�. Ks. H. J.: Cha�upki wiejskie, rybackie... �miali�my si�, zamieniaj�c grecki okrzyk �Thalatta! Thalatta!� na beztroski �tralalla, tralalla�. K. W.: Dla staro�ytnych Grek�w widok morza oznacza� szybki powr�t do ojczyzny. Dla Kaszub�w � morze zn�w szumia�o po polsku. 11 Ks. H. J.: Powiedzmy, �e nie tylko dla nich, ale tak�e dzi�ki nim. K.W.: Antoni Abraham, Tomasz Rogala delegaci Pomorza na konferencj� w Wersalu, przyj�ci tam przez Paderewskiego i rekomendowani do spotka� z tymi, kt�rzy mieli w r�kach klucze do powojennego �wiata: premierami Lloyd Georgem i Georges Clemenceau. Ks. H. J.: (Mru�y oczy, kiwa g�ow�) Tona Abraham bywa� w naszym rodzinnym domu w Ko�cierzynie. Rodzice dzi�ki niemu kupili maszyn� do szycia. A ja odziedziczy�em tabakier�... K. W.: Odziedziczy� ksi�dz po Antonim Abrahamie o wiele wi�cej (na twarzy ksi�dza pojawia si� u�miech), ale wr��my do pierwszych kontakt�w z Gdyni�. Ks. H. J.: Ja w Gdyni mia�em rodzin� � kuzynk�, z domu Kaszubowsk� wraz z m�em W�odzimierzem Tokarskim, p�niejszym g��wnym ksi�gowym Gdynia American Lines, po wojnie wicedyrektorem PLO, nast�pnie wysiedlonym z Gdyni za wsp�prac� ze mn� w ko�cielnym Caritasie. Zna�em tak�e mieszkaj�ce tu od wielu pokole� gdy�skie rody ziemskich posiadaczy: Skwiercz�w � Paw�a, Augusta, J�zefa, Grubb�w, Dorsch�w, Radtk�w, Vogt�w, Tutkowskich, Plicht�w, Schroeder�w, Willm�w. Zw�aszcza Willmowie cz�sto pojawiaj� si� w moim �yciu. W tej chwili rozmawiamy na terenie ich dawnej posiad�o�ci. To rodzina Willm�w ofiarowa�a ziemi� pod budow� drugiego w Gdyni ko�cio�a. Po raz kolejny przyby�em do Gdyni jako ucze� sz�stej klasy gimnazjum w Che�mnie, a by�o to latem 1932 roku. Na tym miejscu sta� ju� prowizoryczny ko�ci� o niewielkich rozmiarach. Za to rozmiary miasta by�y naprawd� imponuj�ce. Znikn�y ��ki i piaski. Budynki nie do poznania, szeroka zabudowa, olbrzymie sklepy, ulice przestrzenne, samochody. W ci�gu tych sze�ciu lat nie uros�o lecz �wybuch�o� nowoczesne miasto. K.W.: Tak je oceni� 16-letni m�odzieniec znaj�cy Ko�cierzyn� i Che�mno. Ks. H. J.: Tak, to by� m�j �wiat. By�em z niego dumny. �y�em w nim szcz�liwie. K.W.: Co go tworzy�o, co gwarantowa�o poczucie szcz�cia? 12 Ks. H. J.: Dom rodzinny i jego atmosfera. Matka, ojciec, rodze�stwo... By�o nas bardzo du�o. Matka urodzi�a szesna�cioro dzieci. Ja by�em trzynastym. Sze�cioro zmar�o w dzieci�stwie. Prze�y�y najsilniejsze. Tak wi�c ostatecznie pochodz� z dwunastoosobowej rodziny. K. W.: Jak wspomina ksi�dz pra�at dom rodzinny? Ks. H. J. : Dzi�ki matce � atmosfera spokoju, mi�o�ci, zrozumienia, dzi�ki ojcu � nie zaznali�my biedy. K. W.: Ojciec, Jakub Jastak przeszed� do historii jako wybitny dzia�acz spo�eczny, samorz�dowy, narodowy. Zyska� ogromny szacunek spo�eczno�ci kaszubskiej. By� cz�owiekiem znanym i powa�anym. Pe�ni� funkcj� burmistrza Ko�cierzyny. Jak to wszystko ��czy� z obowi�zkami ojcowskimi i rodzinnymi? Ks. H. J.: To by� fenomenalny cz�owiek. Urodzi� si� w 1872 roku w Cekcynie ko�o Tucholi. Jego m�odo�� przypada�a na czas krwiopijczej Hakaty. Ju� w m�odo�ci za wyst�pienia patriotyczne zosta� relegowany z seminarium nauczycielskiego w Tucholi, m.in. za uporczywe pos�ugiwanie si� j�zykiem polskim. Po�wi�ci� si� w�wczas rolnictwu. Maj�c 20 lat, obj�� gospodarstwo po rodzicach, moich dziadkach w Gostyczynie. Oczywi�cie nie zaniecha� dzia�alno�ci w organizacjach polskich (ksi�dz u�miecha si� z drwi�cym �he, he�). Wi�c co zrobi�? Za�o�y� k�ko rolnicze w Gostyczynie i zosta� jego prezesem (uderza w d�onie). A potem z pomoc� dr. Karasiewicza potoczy�y si� te k�ka rolnicze po ca�ym powiecie tucholskim. Obaj nale�eli do Polskiej Sp�ki Ziemskiej w Tucholi, kt�rej jedynym celem by�o przeciwdzia�anie wykupywaniu ziemi z r�k polskich. Wiem, �e ojciec zak�ada� r�wnie� Bank Ludowy w Gostyczynie, by� w radzie nadzorczej tego banku. Przed moim urodzeniem kupi� Szydlice, gospodarstwo w Ko�cierzynie, dok�adnie m�wi�c, na przedmie�ciu. Prawie 55 hektar�w ziemi naby� od niemieckiego kupca z Gda�ska Fryderyka Dalitza. Szydlice to najlepszy przyk�ad dzia�alno�ci ojca. Z czasem ziemi� rozparcelowa� na partes minores i sprzeda� j� Polakom. Na pocz�tku lat trzydziestych, gdy nasza nauka zacz�a kosztowa�, a ojciec chcia� zapewni� ka�demu dziecku nale�yte wykszta�cenie, za�o�y�, prosperuj�ce zreszt� bardzo dobrze, przedsi�biorstwo spedycyjne, kt�re prowadzi� brat Roman, a gdy zasz�a potrzeba, sprzedawa� ziemi� po kawa�ku. Maj�tek topnia�, przechodz�c w polskie r�ce, a rodze�stwo wraz ze mn� mog�o zdobywa� wiedz�. Cz�� maj�tku naby�a Laura hrabina Walewska, cz�� kolejn� J�zef hrabia Grocholski. W�wczas przenie�li�my si� 13 do kamienicy w rynku. Po ca�ym maj�tku pozosta� tylko jeden budynek mieszkalny z by�ego tzw. siedliska, po�o�ony w Ko�cierzynie. K. W.: Istotnie, przedsi�biorczo�� godna podziwu. A dzia�alno��? Ks. H. J.: Jeszcze przed ko�cem I wojny zasiad� w Radzie Miejskiej, z listy polskiej. Po pokoju wersalskim kilka lat z rz�du by� jej przewodnicz�cym. Przejmowa� agendy miejskie z r�k niemieckich z Klemensem Lniskim. By� tak�e cz�owiekiem sejmiku powiatowego. Zosta� pierwszym deputowanym powiatowym i z racji tego urz�du zast�powa� starost�. (Ksi�dz si�ga po notatk� w materia�ach archiwalnych). O, prosz�, w latach 1930�1931 pe�ni� nawet obowi�zki burmistrza Ko�cierzyny. Lecz urz�d ten za�o�y� z powodu sanacji i jej rz�d�w. Tak, m�j ojciec by� narodowcem z przekonania. Nie by�o dyskusji. Nale�a� do wielu stowarzysze�, k�ek i klub�w, tak�e ko�cielnych. Pracowa� czynnie do ostatnich chwil swego �ycia. Zmar� na kr�tko przed drug� wojn�, prze�ywszy 67 lat. (D�uga chwila ciszy w zamy�leniu, wype�niona by� mo�e modlitewnym wspomnieniem). K. W.: A jakim pozosta� w pami�ci najm�odszego syna? Ks. H. J.: Zaradny, szybki, niesamowicie energiczny, zdyscyplinowany. A przy tym pracowity. Nie wiem kiedy mia� czas na sen. Nie pami�tam, �eby kiedykolwiek odpoczywa�. Ca�y czas w ruchu. Z obserwacji ojca i opowie�ci dziadka wiem, �e tacy s� protopla�ci mojego rodu, kt�rych imiona � to znamienne � uk�adaj� si� w znacz�c� triad�: Jakub, J�zef, Jan. I tak jest niezmiennie od XVIII wieku. (Ksi�dz wstaje od sto�u, kiwa na mnie palcem, przechodzimy do drugiego pokoju. Na drzwiach wisi olbrzymi rysunek przedstawiaj�cy drzewo genealogiczne rodu Jastak�w, a wi�c pocz�tek stanowi� daty 1798�1884). To lata urodzin i �mierci Jana Jastaka. Tyle uda�o mi si� ustali�). K. W.: Trudno dzi� dotrze� do prapocz�tku. Etymologia nazwiska Jastak pr�buj�ca wskaza� wsp�lne �r�d�o z nazw� topograficzn� �Jastarnia� nie wytrzymuje pr�by czasu. Pozostaje wi�c nazwa maj�tku Jastakowo � na Podolu, jako bardziej prawdopodobne �r�d�o nazwiska. Imiona r�wnie�, w rodzinie ksi�dza pra�ata, mia�y swoje symboliczne znaczenie, uk�adaj�c si� w biblijnym porz�dku. 14 Ks. H. J.: Pierwsze imi� Jan sugeruje, �e przed nim musia� by� J�zef, a jeszcze wcze�niej Jakub. Nazywam go Janem I. Mia� on dw�ch syn�w Jakuba i Jana II, kt�ry z kolei mia� tylko jedn� c�rk� i a� o�miu syn�w, w�r�d nich oczywi�cie Jan III. Jednym z syn�w Jana III by� m�j ojciec Jakub oraz Jan IV. Syn Jana IV, Jan V Jastak, m�j kuzyn wybra� r�wnie� kap�a�stwo. Wy�wi�cony w diecezji che�mi�skiej, by� radc� kurii biskupiej oraz proboszczem z godno�ci� pra�ata w Gda�sku Szotlandzie, czyli dzisiejszej Oruni. Jako gda�szczanin kandydowa� na stanowisko biskupa, lecz z powodu polskiego pochodzenia i �ywych kontakt�w z nasz� polsk� rodzin� na Pomorzu i Kaszubach, o jego osobie na tym stanowisku, w owym czasie, nie mog�o by� mowy. Opozycja Senatu Gda�skiego i duchowie�stwa pochodzenia niemieckiego by�a bardzo silna. Godno�ci tej dost�pi� ks. dr Karl Maria Splett. M�j kuzyn mia� zdolno�ci malarskie (ksi�dz wskazuje na olbrzymich rozmiar�w obraz w okaza�ych, z�otych ramach). To co wisi nade mn�, jest jego dzie�em. �Dwunastoletni Jezus w�r�d uczonych w �wi�tyni. K. W.: Sk�d te zniszczenia na p��tnie i ramie? Ks. H. J.: (Nachylaj�c si� przez st�, m�wi przyciszonym g�osem.) �o�nierze armii radzieckiej, gdy weszli w 1945 roku do Gda�ska, strzelali do �jewrei� z d�ugimi brodami. Poniewa� byli pijani trudno im by�o trafi�. Ale mam ju� konserwatora, kt�ry si� tym zajmie. Dopiero teraz jest czas, by o tym pomy�le�. Po kuzynie pra�acie odziedziczy�em r�wnie� kielich liturgiczny, z dedykacj�, kt�ry jest u�ywany w naszym ko�ciele. I tu pozostanie. Czy to tylko przypadek, �e Jan V Jastak by� wykonawc� testamentu biskupa Dominika, kt�rego tak dobrze zna�em, z kt�rym by�em tak blisko... Jak to si� wszystko dziwnie uk�ada... (m�wi jakby do siebie). No, nie samo. Nie samo. Nic si� samo nie dzieje. K. W.: A matka, jak wygl�da�a matka w oczach siedmioletniego syna? Ks. H. J.: Tak, stracili�my j� bardzo wcze�nie. Istotnie, mia�em siedem lat, gdy odesz�a do wieczno�ci. Siedem lat... to tak jakbym si� gotowa� do rycerskiego stanu, kiedy takich jak ja ch�opc�w wyjmowano spod opieki matek i przysposabiano do m�skiego, doros�ego �wiata. Matka... to by� idea� kobiety. Uzupe�nia�a si� z ojcem pod wieloma wzgl�dami. Spokojna, dobrotliwa, �agodna, nie pami�tam, �eby podnosi�a g�os. Tyle nas by�o, ca�e stado, a ona dostojna, dobra, chroni�ca przed niebezpiecze�stwem. Nawet przed gniewem ojca, kt�ry czasem wskazywa� palcem dyscyplin� wisz�c� na �cianie w przedpokoju. Matka zawsze umia�a nas usprawiedliwi�. Uczy�a mi�o�ci w�asnym przyk�adem. 15 Ojciec nale�a� do Rady Parafialnej, by� cz�onkiem komitetu budowy ko�cio�a farnego w latach 1914�1917. Matka prowadzi�a nas na niedzielne Msze �wi�te w Kaplicy Naj�wi�tszej Marii Panny Anielskiej, gdy du�y ko�ci� by� w przebudowie m.in. za przyczyn� ojca. Potem, w�a�nie do ko�cio�a farnego, gdzie wraz z ojcem zasiada�a w pierwszej �awce na wprost ambony. Sta�e i tak bardzo wyeksponowane miejsce by�o wyrazem uznania dla ojca, za ofiarny udzia� w budowie ko�cio�a. Byli�my dumni z naszych rodzic�w. K. W.: A oni? Ks. H. J.: (U�miecha si�). Nie raz mieli powody do zmartwie�. I to tak�e przeze mnie, no mo�e jeszcze przez starszego Antoniego, po kt�rym do dzi� mam blizn� na g�owie. Bawili�my si� w ogrodzie. Ga��zie, kije, puszki. Oberwa�em w g�ow� blaszank�, rzucon� w g�r� niczym raca. Antoni, kt�remu daleko by�o do �wi�tego z Padwy, rozp�ata� mi sk�r� na g�owie. Trzeba by�o wycina� w�osy, o tu (ksi�dz pokazuje, nachylaj�c g�ow�) i zak�ada� szwy. Starsi �miali si� w�wczas m�wi�c �najpierw dziura, potem tonsura�. Tylu nas by�o, to�my dokazywali, jeden przez drugiego. �aden z nas nie by� �wi�ty. Starsi mieli obowi�zek pilnowa� m�odszych, a jednak r�nie bywa�o. Ale te� wybiegali�my gromadnie na powitanie wracaj�cej z Wejherowa pielgrzymki, oczywi�cie na bosaka. K. W.: Mieli�cie sw�j �tajemniczy ogr�d�? Ks. H. J.: Ogr�d, sad, kawa� lasu, ��k�. Dzi� wspominam to jako �raj utracony�. Ojciec pilnowa� sadu, ale chodzili�my na jab�ka, gruszki, �liwki. Pilnowa� sadu, ale nie m�g� upilnowa� nas. Czuli�my si� wolni. Du�e otwarte przestrzenie...Pami�tam tamt� jasno��, �wietlisto��, cho� Kaszuby s� nieco przymglone, przykurzone, jak w akwarelach Mokwy, to jednak obrazy dzieci�stwa pozostaj� zdominowane w mojej pami�ci jasnym �wiat�em. Biel owiec, lazur stawu, z kt�rego r�cznie pompowali�my wod� do wodopoju dla trzody. �odzie rybackie i porozwieszane, susz�ce si� w s�o�cu sieci. Obrazy nieomal biblijne. A ja we wszystkim szuka�em �r�de� ewangelicznej symboliki. Wi�c �odzie, rybacy, stado owiec z pasterzem, wycinanie ostu na zasianej zbo�em roli, to wszystko staje si� jasne, czytelne, a przy tym naturalne i niewymuszone. Pe�niej i bardziej obrazowo mog�em sobie przedstawi� i �atwiej zrozumie� Ewangeli� 16 us�yszan� w ko�ciele, na tle rodzinnego �rodowiska. Pasali�my owce, hodowali�my kr�liki. Wo�a�em je po imieniu, a one ca�ym stadem bieg�y do mnie. Wdrapywa�y si� po nogach, dopraszaj�c si� pieszczoty, przytulenia. Poza tym �ywo i ochoczo uczestniczyli�my we wszystkich pracach gospodarczych, czy by�o to chodzenie w kieracie przy ko�owrocie konnym z bacikiem w r�ku w czasie r�ni�cia sieczki, darcie g�sich pi�r, karmienie indyk�w kluskami, deptanie siana w stodole, szatkowanie kapusty do kiszenia w beczkach, przek�adanie jab�kami i ubijanie drewnianym trzonkiem, czy oddzielanie grochu, fasoli i bobu od �upin, co zwykle odbywa�o si� w podw�rzu w towarzystwie kilkunastu os�b. Dziadkowie ze strony matki i ojca opowiadali nieko�cz�ce si� historie o zapad�ych zamkach i zakl�tych w nich kr�lewiankach, o b�otach i bagnach, na kt�rych diab�y pieni�dze przesuszaj�, o kro�ni�tach, czarownicach i �ysych g�rach o Grzeni i Bobrowej Ciotce, o Rokitniku i Mornicy. Bawili�my si� w�asnor�cznie skonstruowanymi latawcami, grali�my pi�kami w�asnej produkcji ze szmat lub z wysuszonych i nadmuchanych p�cherzy po �winiobiciu. Zim� � �y�wy, r�wnie� w�asnej produkcji, w postaci grubego drutu przytwierdzonego do podeszwy but�w, brawurowa jazda na sankach, najcz�ciej w kuligu, wojna na �nie�ki, nacieranie dziewczyn �niegiem, w trosce o �wie�o�� rumie�ca pierwszych platonicznych uniesie�, bieganie po �niegu na boso. Nikt nie wiedzia� co to reumatyzm, ani nawet katar. (Chwila zadumy). Ja z takiego �wiata pochodz�... Starsi bracia pomagali i to bardzo w sianokosach, czy przy �niwach. J�zef, Alfons, Antoni, Klemens, Roman. Ja by�em szcz�liwy, gdy mog�em potrzyma� lejce, czy przejecha� si� na furze. Ale r�wnie� ustawia�em snopy, grabi�em siano, rozrzuca�em na polu obornik, uk�ada�em w kopy wysuszone kostki torfu, zbiera�em kamienie w polu. K. W.: A siostry? Ks. H. J.: Helena, Anna, Stefania by�y bli�ej matki, pomaga�y w sprawach domowych. By� mo�e w�a�nie dlatego, po �mierci, matka ukaza�a si� dw�m siostrom i jednemu synowi. K. W.: Tym synem by� w�a�nie siedmioletni Hilek. Ks. H. J.: Tak, tak w�a�nie zwraca�a si� do mnie. Zmar�a w kwietniu 1921 roku. Kilka dni po jej pogrzebie bawili�my si� na podw�rku, oddzielonym domem czynszowym od rynku i ulicy. By�em tam z dziewi�cioletni� Ann�, zadziwiaj�co podobn� do matki i pi�cioletni� Stefani�, 17 kt�ra �yje do dzi�. Mieszkali�my na pierwszym pi�trze. Okna sypialni i jednego z pokoi wychodzi�y w�a�nie na podw�rze. Z tych okien dogl�da�a nas matka, gdy byli�my poza domem. I to wysz�o jako� spontanicznie. By� pocz�tek wiosny, �adna s�oneczna pogoda, wszystko dooko�a budzi�o si� do �ycia. Tylko matka nie �y�a. Nagle patrz�... bo to ja zauwa�y�em pierwszy, mama stoi w otwartym oknie sypialni. Zaniem�wi�em. Siostry podnios�y wzrok. Trwali�my tak oniemiali i zastygli w bezruchu. Porusza�a si� jedynie firanka w otwartym oknie. Widzia�em wyra�nie. To by�a ona. Ca�a w czerni. Ale te� trzeba wiedzie�, �e kaszubskie matrony zwyczajowo nosi�y czarne suknie. W czarnych sukniach sz�y nawet do �lubu. Sta�a jak �ywa. To by�a ona. Patrzy�a na nas tymi samymi dobrymi oczyma. Widzia�em, bardzo dok�adnie. Zreszt� nie tylko ja. Obie siostry r�wnie�. Trwa�o to d�ug� chwil�. W absolutnej ciszy. K. W.: �adnego g�osu, �adnego polecenia? Ks. H. J.: Nic. Tylko unios�a praw� r�k� lekko ku g�rze, jakby chcia�a nas pob�ogos�awi�, w ten sam spos�b, w jaki czyni�a to tysi�ce razy za �ycia. Pobiegli�my do ojca, ale gdy wr�cili�my, matki ju� nie by�o. K. W.: Dwie dziewczynki i ch�opczyk, dzieci uczestnicz�ce w swoistej wizji, przypominaj� znane zdarzenie w Fatimie, wiosn� 1917 roku. Ks. H. J.: Tak, tak. Du�o o tym my�la�em. Opowiadali�my o tym zdarzeniu wielu osobom, przytaczaj�c najdrobniejsze szczeg�y. Na ka�de �yczenie ojca, kt�ry wyra�nie zazdro�ci� nam tego widzenia. K. W.: Czy ta wizja, czy te� nawiedzenie zdarzy�o si� tylko raz? Ks. H. J.: Jeden, jedyny. Od tamtego czasu widz� j� tylko w snach. Zawsze w czarnej sukni delikatnie ozdobionej srebrnym szamerunkiem. K. W.: To swoiste spotkanie, a nie sama �mier� stanowi� mo�e wyra�n� cenzur� mi�dzy beztroskim dzieci�stwem, a p�niejszym czasem nauki. 18 Ks. H. J.: Zgoda. Mo�na przyj�� t� granic�. We wrze�niu 1921 roku zacz��em ucz�szcza� do tzw. ��wiczeni�wki�. To poziom czteroklasowej szko�y podstawowej, ale o ile� wy�szy od zwyk�ego �powszechniaka�. By�a to szko�a �wicze� przy Seminarium Nauczycielskim w Ko�cierzynie. Studenci mieli w niej swoj� praktyk�, lekcje pokazowe. Przygotowywali si� sumiennie, by jak najlepiej wypa��, a my korzystali�my z tego. Poza tym te klasy �wicze� w por�wnaniu z innymi by�y niewielkie, maksimum dwadzie�cioro pi�cioro dzieci, kt�rych rodzice musieli za to p�aci�. Ale jak ju� powiedzia�em ambicj� ojca by�o da� ka�demu dziecku wed�ug jego zdolno�ci odpowiednie wykszta�cenie. Najstarszy brat, J�zef zosta� wybitnym uczonym w zakresie psychologii i psychiatrii w Stanach Zjednoczonych, Roman dyrektorem browaru w Toruniu, Klemens dyrektorem banku w Che�m�y, Antoni kierownikiem szko�y na Wo�yniu, Alfons sekretarzem gminy w Pucku. M�odszy brat i ja � zostali�my kap�anami. K. W.: A siostry? Ks. H. J.: Prosz� bardzo, Anna uko�czy�a szko�� handlow�, Helena gimnazjum �e�skie, Stefania seminarium nauczycielskie. Wielka jest w tym zas�uga ojca, a tak�e jego drugiej �ony � J�zefy, z domu Arczy�skiej, r�wnie jak on gospodarnej i przedsi�biorczej osoby. K. W.: Co ksi�dz pami�ta z czas�w ��wiczeni�wki�? Ks. H. J.: Zaj�cia muzyczne, kt�re prowadzi� J�zef Willma (ksi�dz potakuje g�ow�) tak, ten sam, ten sam. By� dyrygentem ch�ru Seminarium Nauczycielskiego. W��czy� mnie nie tylko do ch�ru, ale tak�e do orkiestry. Gra�em na skrzypcach, na tzw. alt�wce. Uczy�em si� te� gry na pianinie u Maksymiliana Lewandowskiego. Pianino mieli�my r�wnie� w domu. Sta�o w saloniku, wi�c skupiali�my si� wok� i �piewali�my, �piewali�my pie�ni narodowe i ko�cielne. Najmilej wspominam kol�dy. Pachn�ca choinka, �wieczki. A z ��wiczeni�wki� pami�tam nauki ksi�dza dr. Leona Heyke. Obraz tego cz�owieka zachowuj� w pami�ci po dzie� dzisiejszy. W ��wiczeni�wce� by� r�wnie� naszym prefektem. Poza tym cz�sto go�cili�my go w domu. To chyba najcz�stszy go�� spo�r�d tych wybitnych kaszubskich dzia�aczy, kt�rych pozna�em w domu mego ojca. Zreszt� by� to praktycznie dom otwarty. Mieli�my telefon, z kt�rego korzysta�a ca�a ulica. Dom rodzinny by� zawsze wype�niony lud�mi. Ale w pami�ci pozosta�y wielkie osobisto�ci. Ksi�dz Boles�aw Kniter, or�downik harcerstwa, bardzo 19 muzykalny, animator pie�ni kaszubskiej. To on na obozach harcerskich prowadzi� �piew przy ognisku. Ksi�dz pra�at Kazimierz Bieszk profesor Seminarium Duchownego w Pelplinie. Po wojnie po�wi�ci�em mu jedn� z moich prac naukowych na Uniwersytecie Warszawskim. Podobnie jak ksi�dzu biskupowi Okoniewskiemu, kt�ry r�wnie� by� naszym go�ciem. W�adys�aw Kulerski redaktor naczelny �Gazety Grudzi�dzkiej�, kt�r� ojciec prenumerowa�, podobnie jak �Pomerani� czy �S�owo Pomorskie�. Ojciec pozostawa� z Kulerskim w �ywym kontakcie. Zbli�a�y ich pogl�dy polityczne. Izydor Gulgowski, tw�rca skansenu we Wdzydzach, ze swoj� Teodor� � siostr� ksi�dza Fethke, proboszcza z Wiela. Oni to we Wdzydzach Kiszewskich zakupili ziemi� i star� zr�bow�, stupi��dziesi�cioletni� chat�. Zape�niali jej wn�trze przedmiotami sztuki u�ytkowej i ludowej, na kt�re z�o�y�y si� dawne sprz�ty i wyroby codziennego u�ytku. To Gulgowskiemu zawdzi�czam zami�owanie do zbierania i kolekcjonowania. Tylko, �e ja moje zbiory przekaza�em siostrom Urszulankom, a jego sp�on�y z ca�� chat� w latach trzydziestych. Zaradna Teodora, w�wczas ju� wdowa, odbudowa�a dzie�o swego m�a. Pami�tam wizyty Aleksandra Majkowskiego, pisarza, przyw�dcy ruchu M�odokaszub�w, lekarza z zawodu, dla kt�rego praktyka medyczna by�a okazj� i pretekstem do szerokiego kontaktu ze spo�eczno�ci� kaszubsk�. Cel jego dzia�ania by� bardzo jasno okre�lony: walka z germanizacj� poprzez tworzenie rodzinnej, pe�nowarto�ciowej inteligencji i mo�e w�a�nie dlatego uda�o mu si� tyle osi�gn��. Has�o: �bracia Kaszubi b�d�cie sob�� znajdowa�o odzew w dzia�aniu os�b oddanych mu bezgranicznie. Pami�tam Antoniego Abrahama zwanego �kr�lem� Kaszub�w i to z czas�w, gdy kr��y� po ca�ym Pomorzu gda�skim, czego wymaga� wykonywany przez niego oficjalnie zaw�d domokr��cy. Antoni mia� przedstawicielstwo wytw�rni maszyn do szycia Singer i Neidlinger. A by� to znakomity wprost pretekst, dla jego w�a�ciwej dzia�alno�ci � agitacji politycznej na rzecz polsko�ci Kaszub. Przy okazji kolportowa� pras� polsk�, a zw�aszcza �Gazet� Gda�sk��, kt�rej by� korespondentem. Pami�tam, jak weso�o pod�piewywa� Trzy razy w tygodniu we Gda�sku wychodzi I to nam donosi, co nas tu obchodzi Co nas na Kaszubach i cieszy, i rani � Czyn dobry pochwali, a z�y zawsze zgani�,. By� w sta�ym konflikcie z policj�. W�adze pruskie wytoczy�y mu kilkadziesi�t proces�w, ale on �rwa� kajdany�, ��ama� bat�. Bywa� u nas Tomasz Rogala, kt�ry z Abrahamem pojecha� do 20 Pary�a, brat Wicka Rogali, wielewskiego barda, �piewaj�cego z akompaniamentem cytry. Zna�em ich osobi�cie. Pami�tam ksi�dza J�zefa Wrycz�, pierwszego pomorskiego kapelana, legendarn� posta� z Za�lubin Polski z Morzem. Na tej uroczysto�ci w Pucku, pami�tnego dnia 10 lutego 1920 roku by� m�j ojciec z najstarszym bratem Romanem. Ja mia�em w�wczas sze�� lat... By�a zima, pada�o, zosta�em w domu. Widz�, jak dzi� ksi�dza Wrycz� w mundurze pu�kownika, gdy przyje�d�a� do nas z pobliskiego Wiela, gdzie by� proboszczem. Jowialny, nawet dowcipny, ale zdyscyplinowany. By� podobnie jak m�j ojciec zwolennikiem Dmowskiego. Obaj popierali Narodow� Demokracj�. K. W.: Jest ksi�dz pra�at jedn� z nielicznych os�b, kt�re mog�y ju� w m�odo�ci obcowa� z tak ciekawymi osobisto�ciami. Kt�ra z tych postaci zapad�a ksi�dzu w pami�ci? Ks. H. J.: Ksi�dz Leon. Leon Heyke, by� duchownym przewodnikiem rodziny. Przychodzi� do naszego domu, bywa�o i kilka razy dziennie. Siada� w swym ulubionym wiklinowym fotelu i czyta� nam swoje wiersze lub fragmenty poemat�w. Dobrogost i Mi�ostawa o czasach �wi�tope�ka, ksi�cia kaszubskiego, ojca M�ciwoja. Opowiada� niezliczone anegdoty, tzw. �szo�obu�ki� � Katilina, M�dry D�ga, August Szloga. By�em wdzi�cznym s�uchaczem jego kaszubskich opowie�ci. K. W.: Dom otwarty stwarza� okazj� do spotka� z elit� dzia�aczy kaszubskich. By�a to chyba wa�niejsza edukacja, ni� szkolna? Ks. H. J.: Cztery klasy ��wiczeni�wki� to by� czas stateczno�ci. Bez dowcip�w, bez wybryk�w i ostrych �art�w. K. W.: A wi�c inaczej ni� w gimnazjum? Ks. H. J.: (Chwyta si� obur�cz za g�ow�). Mimo powa�nej nauki, powa�nych przedmiot�w z grek� i �acin� na czele (bo by�o to gimnazjum staroklasyczne) sp�atanie komu� figla, zrobienie psikusa; dowcipy, �arty, �mieszki by�y moj� specjalno�ci�. W dwunastym roku �ycia, odkry�em w sobie cechy przyw�dcze, a jednocze�nie nieodpart� potrzeb� indywidualnych wybryk�w, popis�w, wyst�p�w. K. W.: Psychologia kojarzy to z wybitn� inteligencj�. 21 Ks. H. J.: (U�miecha si� do w�asnych my�li). By� mo�e, ale ta �wybitna inteligencja� napyta�a wszystkim biedy. Ja by�em wsz�dzie. �Wsz�dobylski� na mnie m�wiono. Poza tym lubi�em i umia�em na�ladowa�. Czasem robi�em to delikatnie, bez z�o�liwo�ci, czasem niestety karykaturalnie, grub� kresk�, prze�miewczo i rubasznie. (�miech) Przedrze�niaj�co. No, taki ju� by�em. Nie chcia�em nikogo dotkn��. Co najwy�ej roz�mieszy� kamrat�w i samemu si� przy tym ubawi�. C�, dyrektor gimnazjum Jan Kontek, przechadzaj�cy si� z nieroz��cznym, pobrz�kuj�cym p�kiem kluczy, kt�ry naprawd� bardzo mnie lubi�, wezwa� pewnego dnia ojca i z powodu mojej �nieokie�znanej �ywio�owo�ci� zaproponowa� przeniesienie mnie, cho�by na rok do innej szko�y. K. W.: A c� go do tego sk�oni�o? Ks. H. J.: (Stanowczo) Moje specyficzne, jak na uczniaka, poczucie humoru. K. W.: Przeniesienie do innej szko�y okaza�o si� metod� nadzwyczaj nieskuteczn�. Poczucie humoru pozosta�o niezmienne do dzi�. A jak wygl�da�o blisko 70 lat temu? Ks. H. J.: (�mieje si� serdecznie). Profesor matematyki Borys Gieorgiewski, stary kawaler, by� tak charakterystycznym, wi�c �atwym do na�ladowania typem, �e nie mog�em sobie odm�wi� �zrobienia� Borysa. Z pochodzenia chyba Ukrai�ca. Borys troch� niedbale ubrany, z w�sikiem i ma�� br�dk�, mia� wad� wymowy, sepleni�. Pewnego dnia nie przyszed� na zaj�cia. By�a wi�c wolna lekcja. Zostali�my sami, w�a�ciwie ka�dy robi� co chcia�. K. W.: Jak si� domy�lam rej wodzi� Hilary. Ks. H. J.: Wo�ali na mnie Hilek. K. W.: Niewinnie. Ks. H. J.: To tylko pozory. Nastroszy�em sobie w�osy. Inkaustem domalowa�em w�sik i br�dk�. Zacz��em chodzi� po klasie, na�laduj�c Borysa. �miech i oklaski koleg�w o�mieli�y mnie do tego, by prowadzi� lekcj�, stoj�c, �eby by�o weselej przy katedrze. To z pewno�ci� musia�o by� zabawne. Salwy �miechu zaniepokoi�y dyrektora. Gdy w drzwiach ukaza� si� Jan Kontek, oczywi�cie z p�kiem rozdzwonionych kluczy, klasa zamar�a z przera�enia, a ja dalej t�umaczy�em zadania, sepleni�c bardziej ni� sam Borys. 22 � A co ty Hilary robisz tak wysoko? � krzykn�� dyrektor z nieznan� nam dot�d si�� g�osu. Ledwo prze�kn��em �lin� i �ci�ni�tym ze strachu gard�em wychrypia�em: � Ja ich w�a�nie uspakajam. Wiedzia�em, �e posun��em si� za daleko. Zw�aszcza, gdy us�ysza�em: �Uwa�aj, �eby ciebie nie uspokoili�. (Ksi�dz �mieje si� w przekonaniu, �e to przecie� zupe�nie niemo�liwe). Mia�em mn�stwo koleg�w, Alfons Fliskowski, Hubert Plichta, Julian Dalecki, W�adys�aw Szulta, Ambro�y i Pawe� Dyker, Marian Koli�ski, Edmund i W�adys�aw Wysieccy, Teodor Pelpli�ski, p�niejszy kleryk um�czony przez okupanta. Niekt�rzy �yj� do dzi�. Mieszkaj� r�wnie� w Gdyni. To w�a�nie od nich postanowi� odseparowa� mnie dyrektor. K. W.: Lecz zanim do tego dosz�o uda�o si� jeszcze par� razy rozbawi� przyjaci�. Ks. H. J.: No tak. My�my to mieli we krwi. A jeszcze weselej by�o kiedy lekcja matematyki odbywa�a si� w sali rysunkowej, gdzie za szafami by�o tyle miejsca, �e mog�em si� tam sam schowa� z koleg�. Borys wyci�ga notes i jako pierwszego do odpowiedzi wzywa akurat mnie. W�a�nie tego chcia�em unikn��, by posiedzie� troch� d�u�ej za szaf� i pom�c ewentualnie innym kolegom przy odpowiedzi. Wi�c gdy us�ysza�em moje nazwisko, wysun��em g�ow� zza szafy i szepn��em: �nie ma, nieobecny�. Borys zrobi� tak du�e oczy, �e ca�a klasa ze �miechu pok�ada�a si� na �awkach. K. W.: Rozumiem, �e profesor Borys by� �ulubionym� nauczycielem ksi�dza. Ks. H. J. (Machaj�c r�k�). A profesor Kossakowski, matematyk? Zg�osi�em si�, zreszt� na jego wyra�ne ��danie z pokazaniem czego� �zjawiskowego�. Pochwali�em si�, �e potrafi� przyczepi� na ma�ej szpileczce mocno nasi�kni�t� g�bk� do �cierania tablicy. Z tym, �e kto� g�bk� musia� przytrzyma�. I tu by� ukryty podst�p. Zgodzi� si� na to sam profesor, nie przeczuwaj�c, �e jest to kawa�. Kiedy trzyma� g�bk� wysoko podniesion� r�k�, przycisn��em j� do tablicy, a woda sp�yn�a do nauczycielskiego r�kawa. Klasa rykn�a �miechem, a profesor wylewa� wod� z r�kawa, jak z miejskiej pompy. Na szcz�cie nie obrazi� si�. (Ksi�dz nagle powa�nieje). Wypada wspomnie�, �e by�a to jego ostatnia lekcja w Ko�cierzynie. Zosta� przeniesiony do Szko�y Morskiej w Gdyni, gdzie we wrze�niu 1939 roku zgin�� z r�k okupanta. Pami�tkowa tabliczka wisi w przedsionku naszego ko�cio�a. K. W.: �miech poprzez �zy... 23 Ks. H. J.: Tak, wspominam dzi� to wszystko z du�ym sentymentem. �acina, greka � profesor Wrembski. Pochodzi� ze Lwowa, lecz zagnie�dzi� si� w Ko�cierzynie i dobrze czu� si� w�r�d Kaszub�w. Przyros�o do niego s��wko �tedy�, kt�rego bardzo nadu�ywa� (Ksi�dz zn�w si� �mieje). �Dzisiaj tedy Wergilego b�dzie tedy czyta� Dyker Pawe�. Tedy�. Nie mogli�my powstrzyma� �miechu. I czytali�my �tedy� Wergiliusza po swojemu. �Arma virumque cano, tedy Troiae qui primus ab oris�... czy te� pie�� Horacego: �Exegi monumentum, tedy aere perennius�. A profesor na to: �Ty si� nie ucz �aciny tedy, tylko id� tedy przed magistrat i tedy du�� miot�� fajt, fajt, fajt, zamiataj. Tedy�. (Ksi�dz przekomicznie parodiuje nauczyciela). Wszyscy�my si� przy tym doskonale bawili, by�o naprawd� weso�o. K. W.: I nic dziwnego, gdy przewodzi� temu wszystkiemu Hilary. A imi� to z greckiego hilaros, z �aci�skiego hilaris oznacza cz�owieka o radosnym i pogodnym usposobieniu. Potwierdza to horoskop dla urodzonych 3 kwietnia. �Jest to cz�owiek s�oneczny, przeznaczony do kierowania innymi i wywierania na nich swego wp�ywu i poddawania otoczenia pod sw� w�adz�. By� mo�e st�d w�a�nie bior� pocz�tek owe cechy przyw�dcze. Ks. H. J.: By�em w�wczas w pierwszej klasie gimnazjum, pod silnym wp�ywem lektur. Nie zawsze szkolnych. W gronie najbli�szych przyjaci� obowi�zkowy kanon to Winnetou Karola May�a, Ostatni Mohikanin Coopera, a w�a�ciwie ca�y Pi�cioksi�g przyg�d Sokolego Oka. Takie te� nosili�my imiona. Spotykali�my si� g��wnie w lesie, uzbrojeni w ga��zie i kije. Prowadzili�my walki... na szyszki. Czasem tylko fruwa�y kamyki. Walczyli�my zwykle do pierwszej krwi. Wi�c my�l�, �e dyrektor Kontek mia� racj�, proponuj�c przej�cie do innej szko�y. K. W.: Wyb�r pad� na Che�mno. Ks. H. J.: Gimnazjum m�skie w Che�mnie im. Kazimierza Jagiello�czyka by�o szko�� �redni� typu klasycznego, to znaczy, �e pr�cz wszystkich przedmiot�w obowi�zuj�cych w gimnazjum og�lnokszta�c�cym ze szczeg�ln� troskliwo�ci� uczono �aciny i greki. W Che�mnie wcze�niej kszta�ci� si� m�j najstarszy brat J�zef. Jako zamiejscowy zamieszka�em w konwikcie biskupim, gdzie zapewniano mieszkanie i wy�ywienie. To miejsce do dzi� kojarzy mi si� z zapachem czosnku, kt�rego w nadmiarze u�ywa� ksi�dz J�czmionka. Przebiegali�my obok jego drzwi, chc�c jak najszybciej omin�� chmur� czosnkowej woni unosz�cej si� na korytarzu. 24 Konwikt ufundowany przez ksi�dza dr. Pob�ockiego istnia� od 1900 roku. Prowadzi�y go siostry Szarytki, a nadz�r sprawowa� kapelan klasztorny ksi�dz Krzyszkowski. Wcze�niej przebywa� tu Konstanty Dominik, p�niejszy biskup i S�uga Bo�y. R�wnie� i ta posta� cz�sto pojawia si� w moim �yciu. K. W.: By�a to szko�a o d�ugiej i pi�knej tradycji... Ks. H. J.:... i stoj�ca na naprawd� wysokim poziomie. Nauczycielom i wychowawcom zale�a�o na przygotowaniu m�odych ludzi do �ycia obywatelskiego. Uczono uprzejmo�ci, �yczliwo�ci i uczynno�ci, poszanowania dla os�b starszych, opiekowania si� m�odszymi i s�abszymi oraz dzielenia si� z potrzebuj�cymi. Cho� niekt�re fakty, jak je sobie po latach pr�buj� u�o�y� w fabularn� ca�o�� przecz� tym ideom. M�odziutkie pa�stwo mimo dyktatury sanacji, czemu m�j ojciec zdecydowanie si� sprzeciwia�, mia�o ustr�j demokratyczny i by�o wielopartyjne. Uczono �mia�o�ci, odwagi cywilnej, nawet wsp�rz�dzenia poprzez samorz�d szkolny. W�jt, sekretarz, skarbnik. Ot� w�a�nie. Tak si� zdarzy�o, �e w�a�nie mnie koledzy wybrali na w�jta, czyli reprezentanta m�odzie�y przed nauczycielami. By�o to dla mnie, przybysza z innego miasta wielkie wyr�nienie. Wyraz kole�e�stwa, znak zaufania. Wybrali mnie, bo widzieli pogod� ducha, spryt, odwag� przeciwstawiania si� wychowawcy w sprawach klasy. Lecz co si� okaza�o? (Ksi�dz wstaje, podchodzi do �ciany, zdejmuje oprawione w szk�o tableau, podaje mi obraz �umar�ej klasy�. P�okr�g�y szereg nauczycieli, trzy proste szeregi uczni�w. Maturzy�ci 1934 roku). To ten, J�zef Wendlandt, �acinnik, opiekun klasy, kt�ry trzyma� w szkole �przedni� stra��, a wi�c �rami� sanacji� (Ksi�dz wskazuje t� posta�, palcem uderzaj�c rytmicznie w szk�o). Zbli�a si� do mnie i szepce do ucha: �masz natychmiast zrezygnowa�. I wychodzi z klasy. On zna� moje pogl�dy. Zna� te� ich �r�d�a. By� do mnie uprzedzony, bo nie chcia�em wst�pi� do �stra�y przedniej�. C� by�o robi�, z�o�� mnie bra�a, ale musia�em ust�pi�. Wybrano �neutralnego� J�zefa Kwiatkowskiego. (Ksi�dz pokazuje kolejno koleg�w). Wac�aw Padee, Pawe� G�owacki, Kazimierz Jeli�ski to by�a konkurencja dla Stronnictwa Narodowego. A ja nale�a�em do tajnego klubu tego stronnictwa. Na szcz�cie popierali mnie dyrektor gimnazjum Antoni Wantuch i August Rozentretter, nauczyciel gimnastyki, bratanek biskupa. Dyrektor Wantuch nazajutrz po tym ca�ym nieprzyjemnym zaj�ciu spotyka mnie na korytarzu i m�wi: �Ja wiem jakie mia�e� zdarzenie z opiekunem klasy. Prze�yjemy to, prze�yjemy�. Tak�e ksi�dz prefekt Jan Manthey � brat Franciszka, p�niejszego mojego profesora z seminarium duchownego, a tak�e profesor Walerian Siuda � matematyk, zwolennik �cis�ego my�lenia i nami�tny 25 szachista popierali mnie, a mimo to w�jtem klasy nie zosta�em. Wracaj�c do szach�w � od wczesnej m�odo�ci poznawa�em tajniki tej najstarszej i najbardziej rozpowszechnionej gry �wiata. W zawodach szachowych zdobywa�em zazwyczaj czo�owe miejsca. Musz� przyzna�, �e w pierwszych miesi�cach to, czym �y�o �rodowisko che�mi�skie by�o mi zupe�nie obce. K. W.: Dlaczego? Ks. H. J.: Cierpia�em na co� w rodzaju kompleksu ni�szo�ci. Dopiero sukcesy mi�dzy innymi w szachach, w pi�ce no�nej, siatk�