995
Szczegóły |
Tytuł |
995 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
995 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 995 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
995 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
�uk w mrowisku
Prze�o�y�a Irena Lewandowska
Warszawa: Iskry
, 1983
Przepisa� Franciszek Kwiatkowski
Ptaki, zwierzaki
pod drzwiami sta�y
jak do nich strzelano
to umiera�y
(dziecinna wyliczanka) i
1 czerwca 78 roku
Pracownik KOMKON-u 2 Maksym Kammerer
O 13.17 Ekscelencja wezwa� mnie do siebie. Oczu na mnie nie
podni�s�, tak �e widzia�em tylko �ys� czaszk� pokryt� bladymi
starczymi piegami - oznacza�o to wysoki stopie� zatroskania i
niezadowolenia. Nie moimi sprawami, zreszt�.
- Siadaj.
Usiad�em.
- Trzeba znale�� jednego cz�owieka - powiedzia� i nagle zamilk�.
Na d�ugo. Sk�r� na czole pofa�dowa� w gniewne zmarszczki.
Prychn��. Mo�na by�o przypu�ci�, �e nie spodoba�y mu si� jego
w�asne s�owa. Albo ich forma, albo te� tre��. Uwielbia idealn�
precyzj� sformu�owa�.
- Konkretnie kogo? - zapyta�em, �eby go wyprowadzi� z
filologicznej katatonii.
- Lew Aba�kin. Progresor. Wylecia� przedwczoraj z Polarnej Bazy
Saraksza. Nie zarejestrowa� si� na Ziemi. Trzeba go odszuka�.
Znowu zamilk� i teraz po raz pierwszy podni�s� na mnie swoje
okr�g�e, nienaturalnie zielone oczy. By� wyra�nie zak�opotany i
zrozumia�em, �e sprawa jest powa�na.
Progresor, kt�ry nie uzna� za stosowne zarejestrowa� si� po
powrocie na Ziemi�, chocia�, powiedzmy, przekroczy� przepisy
porz�dkowe, nie powinien w �aden spos�b absorbowa� swoj� osob�
naszej komisji, a ju� na pewno samej Ekscelencji. A tymczasem
Ekscelencja by� tak jawnie zak�opotany, �e - mia�em nadziej� -
zaraz opadnie na oparcie fotela, westchnie jakby nawet z pewn�
ulg� i powie: "Dobrze. Przepraszam. Sam si� tym zajm�". Takie
przypadki zdarza�y si�. Rzadko, ale si� zdarza�y.
- S� podstawy do przypuszcze� - powiedzia� Ekscelencja - �e
Aba�kin si� ukrywa.
Pi�tna�cie lat temu zapyta�bym �apczywie: "Przed kim?", ale od
tamtej pory min�o pi�tna�cie lat i czas �apczywych pyta� tak�e
ju� dawno min��.
- Odnajdziesz go i zawiadomisz mnie - m�wi� dalej Ekscelencja.
- �adnych pr�b, kontakt�w na si��. W og�le �adnych kontakt�w.
Odnale��, rozpocz�� obserwacj� i zawiadomi� mnie. Ani wi�cej, ani
mniej.
Spr�bowa�em ograniczy� si� do solidnego kiwni�cia g�ow�, ale
Ekscelencja patrzy� na mnie tak uwa�nie, �e uzna�em za konieczne
spiesznie i starannie powt�rzy� rozkaz.
- Mam go odszuka�, wzi�� pod obserwacj� i zawiadomi� pana o tym. W
�adnym razie mam nie pr�bowa� zatrzyma� go, nie rzuca� mu si� w
oczy, pod �adnym pozorem nie zaczyna� z nim rozm�w.
- Tak - powiedzia� Ekscelencja, - Teraz sprawa nast�puj�ca.
Si�gn�� do bocznej szuflady biurka, w kt�rej ka�dy normalny
pracownik trzyma� podr�czny kryszta�kowy informator, i wyci�gn��
stamt�d niepor�czny przedmiot, kt�rego nazw� w pierwszej chwili
przypomnia�em sobie po chontyjsku: "zakkrapia", co w dos�ownym
przek�adzie oznacza: "pojemnik na dokumenty". I dopiero wtedy,
kiedy Ekscelencja ulokowa� ten pojemnik na blacie sto�u i po�o�y�
na nim d�ugie, w�laste palce, wyrwa�o mi si�:
- Teczka na papiery!
- Nie rozpraszaj si� - surowo powiedzia� Ekscelencja. - S�uchaj
uwa�nie. Nikt w Komisji nie wie, �e interesuj� si� tym
cz�owiekiem. I w �adnym wypadku wiedzie� nie powinien. Z tego
wynika, �e b�dziesz pracowa� sam. Bez pomocnik�w. Ca�� swoj� grup�
przeka�esz Klaudiuszowi, a meldowa� o wszystkim b�dziesz wy��cznie
mnie. Bez �adnych wyj�tk�w.
Musz� przyzna�, �e to mnie oszo�omi�o. Po prostu nigdy jeszcze nie
zetkn��em si� z czym� podobnym. Na Ziemi nie spotka�em si� z takim
stopniem utajnienia. M�wi�c szczerze, nawet nie wyobra�a�em sobie,
�e co� takiego w og�le jest mo�liwe. Dlatego pozwoli�em sobie na
dosy� g�upie pytanie:
- Co to znaczy: bez �adnych wyj�tk�w?
- "�adnych" w tym konkretnym przypadku oznacza po prostu: �adnych.
Jest jeszcze paru ludzi, kt�rzy s� wprowadzeni w t� spraw�, ale
poniewa� nigdy ich nie spotkasz, to praktycznie wiemy o niej tylko
my dwaj. Oczywi�cie w trakcie poszukiwa� b�dziesz musia� rozmawia�
z wieloma lud�mi. Za ka�dym razem b�dziesz si� pos�ugiwa� jak��
legend�. O te legendy b�dziesz uprzejmy sam si� zatroszczy�. Bez
legendy b�dziesz rozmawia� wy��cznie ze mn�.
- Tak, Ekscelencjo - powiedzia�em pokornie.
- Dalej - ci�gn�� Ekscelencja. - Prawdopodobnie b�dziesz musia�
zacz�� od jego kontakt�w. Wszystko, co o nich wiemy, znajduje si�
tu - postuka� palcem po teczce. - Niezbyt wiele, ale jest od czego
zacz��. We� to.
Wzi��em. Z czym� takim r�wnie� jeszcze nigdy na Ziemi nie mia�em
do czynienia. Ok�adki z matowego plastiku by�y spi�te metalowym
zamkiem, u g�ry widnia� karminowy napis: "Lew Aba�kin", ni�ej za�
nie wiadomo dlaczego: "07".
- Ekscelencjo - zapyta�em - dlaczego to tak wygl�da?
- Dlatego, �e w innej postaci tych materia��w nie ma - zimno
odpar� Ekscelencja. - Przy okazji: zakazuj� krystalokopiowania.
Masz jeszcze jakie� pytania?
Oczywi�cie nie by�o to zaproszenie do zadawania pyta�. Zwyczajna,
niewielka porcja jadu. Na etapie wst�pnego zapoznawania si� z
teczk� zadawanie pyta� nie mia�o sensu. Jednak�e pomimo wszystko
pozwoli�em sobie na dwa.
- Termin?
- Pi�� dni.
Za nic nie zd���, pomy�la�em.
- Czy mog� by� pewny, �e on jest na Ziemi?
- Mo�esz.
Wsta�em, �eby odej��, ale Ekscelencja jeszcze mnie nie zwolni�.
Lustrowa� mnie z do�u do g�ry uwa�nymi zielonymi oczami, kt�rych
�renice zw�a�y si� i rozszerza�y jak �renice kota. Oczywi�cie
�wietnie wiedzia�, �e jestem niezadowolony z zadania, �e zadanie
wydaje mi si� nie tylko dziwne, ale delikatnie m�wi�c, g�upawe.
Jednak�e z nie znanych mi powod�w nie m�g� powiedzie� mi wi�cej,
ni� powiedzia�. I nie chcia� wypu�ci� mnie, zanim jednak czego�
nie powie.
- Pami�tasz - powiedzia� wreszcie - jak na planecie o nazwie
Saraksz niejaki Sikorski przezwany W�drowc� �ciga� m�okosa zwanego
Makiem?
Pami�ta�em.
- A wi�c - powiedzia� W�drowiec (czyli Ekscelencja) - Sikorski
wtedy nie zd��y�. A ty i ja musimy zd��y�. Dlatego �e planeta nie
nazywa si� teraz Saraksz, tylko Ziemia. A Lew Aba�kin nie jest
m�okosem.
- Raczy pan m�wi� zagadkami, szefie? - zapyta�em, aby ukry�
ogarniaj�cy mnie niepok�j.
- Bierz si� do roboty - odpar�.
1 czerwca 78 roku
Co� nieco� o lwie Aba�kinie, Progresorze
Andrzej i Sandro ci�gle jeszcze czekali na mnie i byli mocno
zdegustowani, kiedy przekaza�em ich pod komend� Klaudiusza.
Pr�bowali nawet protestowa�, ale poniewa� niepok�j mnie nie
opuszcza�, hukn��em na nich, wi�c oddalili si� pomrukuj�c z
oburzenia, spogl�daj�c trwo�nie i nieufnie na teczk�. Ich
spojrzenia spowodowa�y, �e uzmys�owi�em sobie nowy k�opot - gdzie
mianowicie mam teraz trzyma� ten potworny "pojemnik na dokumenty"?
Siad�em przy biurku, po�o�y�em teczk� przed sob� i machinalnie
spojrza�em na rejestrator. Siedem komunikat�w w ci�gu pi�tnastu
minut, kt�re sp�dzi�em u Ekscelencji. Przyznaj�, �e nie bez pewnej
satysfakcji prze��czy�em sw�j kana� roboczy na Klaudiusza.
Nast�pnie zabra�em si� do teczki.
Jak oczekiwa�em, w teczce nie by�o nic poza papierami. Dwie�cie
siedemdziesi�t trzy ponumerowane kartki w r�nych kolorach i
r�nej jako�ci, r�nego formatu, o r�nym stopniu zniszczenia.
Dobre dwadzie�cia lat nie mia�em do czynienia z papierem i moim
pierwszym odruchem by�o wsuni�cie tego wszystkiego do translatora,
ale oczywi�cie w por� oprzytomnia�em. Ma by� papier, niechaj
b�dzie papier. Trudno.
Wszystkie kartki by�y bardzo niepor�cznie, za to mocno spi�te za
pomoc� sprytnego metalowego aparatu na magnetycznych zaciskach,
tak �e w pierwszej chwili nie zauwa�y�em zwyczajnego radiogramu
podsuni�tego pod g�rny zacisk. Ten radiogram Ekscelencja otrzyma�
dzisiaj, szesna�cie minut przedtem, zanim mnie wezwa� do siebie.
Oto co by�o w radiodepeszy:
01.06 - 13.01. S�o� do W�drowca.
W zwi�zku z pytaniem w sprawie Tristana 01.06 - 07.11 komunikuj�:
31.05 - 19.34 Otrzymali�my informacje od dow�dcy bazy Saraksz 2.
Cytuj�: zdemaskowano Gurona (Aba�kin, szyfrant sztabu floty "c"
imperium wyspiarskiego). 28.05 Tristan (Loffenfeld, lekarz
objazdowy bazy) wylecia� do Gurona, aby przeprowadzi� badanie
okresowe. Dzisiaj 29.05 - 17.13 na jego rakiecie przyby� na baz�
Guron. Wed�ug jego meldunku Tristan w nie wyja�nionych
okoliczno�ciach zosta� schwytany i zamordowany przez kontrwywiad
sztabu "c". Pr�buj�c ocali� cia�o Tristana, aby dostarczy� je na
baz� Guron zosta� zdekonspirowany, cia�a nie uda�o mu si� wywie��.
W czasie ucieczki Guron fizycznie nie ucierpia�, ale jest na
granicy nerwowego szoku. Na w�asne kategoryczne ��danie odsy�amy
go na ziemie, rejsem 611. Koniec cytatu.
Informacja: 611 przyby� na ziemi�, 30.05 - 22.32. Aba�kin nie
nawi�za� ��czno�ci z KOMKON-em, na Ziemi do dzisiaj 12.53 nie
zarejestrowa� si�. Na stacjach korytarza 611 (pandora, kurort) do
chwili obecnej r�wnie� nie zosta� zarejestrowany. S�o�.
Progresor. Tak. Przyznaj� zupe�nie otwarcie - nie lubi�
progresor�w, chocia� sam by�em prawdopodobnie jednym z pierwszych
progresor�w jeszcze w tych czasach, w kt�rych ten termin u�ywany
by� wy��cznie w teoretycznych rozwa�aniach. Przyznaj� zreszt�, �e
m�j stosunek do progresor�w nie jest niczym oryginalnym. Nie ma w
tym nic dziwnego - znakomita wi�kszo�� mieszka�c�w Ziemi
organicznie nie jest w stanie poj��, �e istniej� sytuacje
wykluczaj�ce kompromis. Albo ja ich, albo oni mnie i nie ma czasu
na zastanawianie si�, po czyjej stronie jest racja. Dla normalnego
Ziemianina brzmi to dziko, �wietnie to rozumiem, sam taki by�em,
p�ki nie trafi�em na Saraksz. Dok�adnie pami�tam moje �wczesne
widzenie �wiata, kt�re zak�ada a priori, �e ka�da rozumna istota
etycznie jest r�wna tobie i �e nie mo�e w og�le powsta� pytanie,
czy istota ta jest lepsza czy gorsza, nawet je�li jej etyka i
moralno�� r�ni si� od twojej.
Tu nie wystarczy �adne przygotowanie teoretyczne, nie wystarczy
modelowanie sytuacji, trzeba samemu przej�� przez zmierzch
moralno�ci, zobaczy� co� nieco� na w�asne oczy, bole�nie osmali�
w�asne skrzyd�a, uzbiera� par� dziesi�tk�w nieweso�ych wspomnie�,
�eby wreszcie nawet nie tyle rozumie�, co wtopi� we w�asny
�wiatopogl�d to ongi� bardzo trywialne przekonanie, �e owszem,
istniej� istoty rozumne znacznie, niepor�wnywalnie gorsze od
ciebie, jakimkolwiek jeste�... Wtedy i tylko wtedy uzyskujesz
umiej�tno�� dzielenia innych na swoich i obcych, podejmowania
b�yskawicznych decyzji i potrafisz ju� najpierw dzia�a�, a dopiero
potem analizowa�.
Moim zdaniem, to w�a�nie jest najistotniejsze u Progresora -
umiej�tno�� podzia�u na swoich i obcych. A w�a�nie za to na Ziemi
odnosz� si� do nich z entuzjastycznym l�kiem i z l�kliwym
entuzjazmem, ale najcz�ciej podejrzliwie i z lekkim wstr�tem. I
nic na to nie mo�na poradzi�. Wszyscy to musz� jako� znie�� - i
oni, i my. Poniewa� nie ma wyboru - albo b�d� Progresorzy, albo
te� Ziemia nie ma po co wtr�ca� si� w sprawy pozaziemskie... Na
szcz�cie zreszt� my w KOMKON-ie 2 wystarczaj�co rzadko mamy do
czynienia z Progresorami.
Przeczyta�em radiogram, a nast�pnie uwa�nie przeczyta�em go po raz
drugi. Dziwne. A wi�c Ekscelencja jest zainteresowany g��wnie
niejakim Tristanem, czyli Loffenfeldem. Po to aby si� dowiedzie�
czego� o tym Tristanie, wsta� dzisiaj o �wicie i, ma�o tego,
jeszcze wyci�gn�� z ��ka naszego S�onia, kt�ry jak wszyscy
wiedz�, k�adzie si� spa� z kurami...
I jeszcze jedna rzecz nader dziwna - mo�na pomy�le�, �e z g�ry
przewidzia�, jak� otrzyma odpowied�. Wystarczy�o mu zaledwie
pi�tna�cie minut, aby podj�� decyzj� w sprawie poszukiwa� Aba�kina
i przygotowa� dla mnie teczk� z jego papierami. Wygl�da na to, �e
mia� t� teczk� pod r�k�...
A co najdziwniejsze - rzeczywi�cie Aba�kin jest ostatnim
cz�owiekiem, kt�ry widzia� chocia� trupa Tristana, ale je�eli
Ekscelencji potrzebny jest Aba�kin wy��cznie jako �wiadek w
sprawie Tristana, to co tu ma do rzeczy ta z�owieszcza przypowie��
o pewnym W�drowcu i pewnym m�okosie?
O, rozumie si�, �e mia�em r�ne wersje. Dwadzie�cia wersji. A
w�r�d nich niczym per�a l�ni�a nast�puj�ca: Gurona-Aba�kina
zwerbowa� wywiad Imperium, w zwi�zku z czym zabi� on
Tristana-Loffenfelda, a teraz ukrywa si� na Ziemi w celu
przenikni�cia do Rady �wiatowej...
Raz jeszcze przeczyta�em radiogram i od�o�y�em go na bok. Dobra.
Kartka nr 1. Lew Aba�kin, syn Wiaczes�awa. Numer kodu taki to a
taki. Kod genetyczny taki a taki. Urodzi� si� 6 pa�dziernika 38
roku. Wykszta�cenie: szko�a internat 241 w Syktywkarze. Nauczyciel
Siergiej Fiedosiejew. Nast�pnie szko�a Progresor�w nr 3 (Europa).
Wychowawca Ernest Julius Horn. Zainteresowania: zoopsychologia,
teatr, etnolingwistyka. Rekomendacje: zoopsychologia, ksenologia
teoretyczna. Praca: luty 58 - wrzesie� 58 praktyka podyplomowa,
planeta Saraksz, do�wiadczenie kontaktu z ras� G�owan�w w
naturalnym �rodowisku...
W tym momencie przerwa�em czytanie. Przecie� ja go chyba pami�tam!
Oczywi�cie, by�o to w 58. Nadci�gn�o ca�e towarzystwo: Komow,
Rawlingson, Marta... i taki ponury ch�opak, praktykant.
Ekscelencja (w tamtych czasach - W�drowiec) kaza� mu rzuci�
wszystko i przeprawi� ich przez B��kitn� �mij� do Twierdzy jako
ekspedycj� Departamentu Nauki... Taki ko�cisty ch�opak o wyj�tkowo
bladej karnacji i wyj�tkowo czarnych, prostych w�osach, podobny do
Indianina. Oczywi�cie! Wszyscy (naturalnie opr�cz Komowa) nazywali
go Rycz�cym Lwem, dlatego �e g�os mia� wielce dono�ny, niczym
tachorg... �wiat jest ma�y! No dobrze, zobaczymy, co z nim by�o
dalej.
Marzec 60 - lipiec 62, planeta Saraksz, kierownik-realizator
operacji "Cz�owiek i G�owany". Lipiec 62 - czerwiec 63, planeta
Pandora, kierownik-wykonawca operacji "G�owan w Kosmosie".
Czerwiec 63 - wrzesie� 63, planeta Nadzieja, udzia� wraz z
G�owanem Szczeknem w operacji "Wymar�y �wiat". Wrzesie� 63 -
sierpie� 64, planeta Pandora, kurs szkoleniowy (w zwi�zku ze
zmian� zawodu). Sierpie� 64 - listopad 66, planeta Giganda,
pierwsze do�wiadczenie jako rezydent - zostaje m�odszym
buchalterem hodowli ps�w my�liwskich, nast�pnie jest psiarzem
marsza�ka Naton-Giga, potem �owczym herzoga Alajskiego (patrz str.
66)...
Znalaz�em stron� 66. By� to skrawek papieru, niechlujnie wydarty
nie wiadomo sk�d, najpierw zmi�ty, a nast�pnie wyprostowany. Kto�
napisa� na nim zamaszy�cie: "Rudi! Nie masz si� o co niepokoi�. Na
skutek wyrok�w boskich na Gigandzie spotka�o si� dwoje z naszego
rodze�stwa. Zapewniam ci�, �e by� to czysty przypadek, kt�ry nie
spowodowa� �adnych dalszych skutk�w. Je�li nie wierzysz, zajrzyj
do 07 i 11. Podj�li�my odpowiednie kroki". Kr�ty, nieczytelny
podpis. S�owa "czysty przypadek" trzykrotnie podkre�lone. Na
odwrocie kartki - jaki� arabski tekst.
W tym momencie zauwa�y�em, �e drapi� si� w g�ow�, i wr�ci�em do
kartki nr 1.
Listopad 66 - wrzesie� 67, planeta Pandora, kurs szkoleniowy.
Wrzesie� 67-grudzie� 70, planeta Saraksz, rezydent w republice
Chonti - dzia�acz nielegalnych zwi�zk�w zawodowych, nawi�zanie
kontaktu z agentur� Imperium (pierwszy etap operacji "Sztab").
Grudzie� 70, planeta Saraksz, Imperium Wyspiarskie, wi�zie� obozu
koncentracyjnego (brak ��czno�ci do marca 71), t�umacz w
komendanturze obozu koncentracyjnego, �o�nierz jednostek
pomocniczych, �o�nierz Ochrony Wybrze�a, t�umacz-szyfrant na
okr�cie flagowym podwodnej floty "C", szyfrant sztabu floty "C".
Lekarz prowadz�cy: od 38 roku do 53 - Jadwiga Lekanowa; od 53 do
60 - Romuald Kseresku; od 60 - Kurt Loffenfeld.
I to wszystko. Na kartce nr 2 nic wi�cej nie by�o. Chocia� nie, na
odwrocie kto� na ca�� stron� namalowa� gwaszem co� w rodzaju
stylizowanej litery x.
No c�, Lwie Aba�kin, Rycz�cy Lwie, teraz ju� co� nieco� o tobie
wiem. Teraz ju� mog� zacz�� ci� szuka�. Wiem, kto by� twoim
Nauczycielem. Wiem, kto by� twoim Opiekunem. Znam twoich lekarzy.
Jedno, czego nie wiem - komu i po co potrzebna by�a kartka nr 1?
Przecie� gdyby kto� chcia� si� dowiedzie�, kim jest Lew Aba�kin,
m�g�by po��czy� si� ze �wiatowym O�rodkiem Informacyjnym
(po��czy�em si� z O�rodkiem), wybra�by numer kodu lub nazwisko i
po up�ywie... raz-dwa-i-trzy... czterech sekund dowiedzia�by si�
wszystkiego, co jeden cz�owiek ma prawo wiedzie� o drugim, nie
znanym sobie cz�owieku.
Prosz� bardzo - Lew Aba�kin i tak dalej, numer kodu, kod
genetyczny, urodzony w takim to a takim roku, rodzice (a w�a�ciwie
dlaczego na kartce nr 1 nie ma mowy o rodzicach?): Stella Aba�kina
i Wiaczes�aw Ciurupa, szko�a internat w Syktywkarze, Nauczyciel,
Szko�a Progresor�w, Opiekun... Wszystko si� zgadza. Tak.
Progresor, pracuje od roku 60 na planecie Saraksz. Hm. Niewiele.
Tylko oficjalne dane. Najwidoczniej w kt�rym� momencie postanowi�
nie trudzi� si� dostarczaniem �wie�ych wiadomo�ci s�u�bie
informacyjnej... A to co? "Adres na Ziemi nie zarejestrowany".
Za��da�em nast�pnej informacji: "Pod jakimi adresami rejestrowa�
si� na Ziemi numer kodowy taki a taki?" Po dw�ch sekundach
otrzyma�em odpowied�: "Ostatni adres Aba�kina na Ziemi - Szko�a
Progresor�w nr 3 (Europa)". Te� bardzo interesuj�cy szczeg�. Albo
Aba�kin w ci�gu ostatnich osiemnastu lat ani razu nie by� na
Ziemi, albo te� jest wyj�tkowym odludkiem, nigdy nie rejestruje
swoich adres�w i nie zamierza nikogo o sobie informowa�. Zar�wno
jedno, jak i drugie mo�na sobie oczywi�cie wyobrazi�, wygl�da to
jednak dosy� niezwyczajnie...
Jak wiadomo, O�rodek Informacyjny zawiera tylko te informacje,
kt�re cz�owiek sam ma ochot� dostarczy�. A co zawiera kartka nr 1?
Nie widz� tam absolutnie nic takiego, co Aba�kin m�g�by chcie�
ukry�. Wszystko wprawdzie zreferowane jest znacznie dok�adniej,
ale przecie� o tego rodzaju szczeg�y nikt nie b�dzie zwraca� si�
do o�rodka. Mo�na zwr�ci� si� do KOMKON-u 1, tam to wszystko jest
w aktach. A o tym, czego nie wiedz� w KOMKON-ie, �atwo si�
dowiedzie� na Pandorze, w�r�d Progresor�w, kt�rzy albo przylatuj�
tu na przeszkolenie, albo zwyczajnie wyleguj� si� na Diamentowej
Pla�y u st�p najwi�kszych w zamieszkanym Kosmosie piaszczystych
wydm...
Dobra, B�g z ni�, z t� kartk� nr 1. Chocia� odnotowa�em sobie w
pami�ci, �e nadal nie rozumiem, po co ona w og�le jest potrzebna,
i na domiar te wszystkie szczeg�y. A je�li ju� sporz�dzono j� z
tak� pieczo�owito�ci�, to dlaczego ani s�owem nie wspomniano o
rodzicach.
Stop. To akurat najprawdopodobniej nie powinno mnie obchodzi�. Za
to bardzo ciekawe, czemu kiedy wr�ci� na Ziemi�, nie zarejestrowa�
si� w KOMKON-ie? Mo�na to obja�ni� nast�puj�co - za�amanie
psychiczne. Wstr�t do swojej pracy. Progresor na granicy za�amania
psychicznego wraca na ojczyst� planet�, kt�rej nie widzia� co
najmniej od o�miu lat. Dok�d pojedzie? Moim zdaniem do matki w
takim stanie i�� nie wypada. Aba�kin nie wygl�da na s�abeusza, a
raczej, wyra�aj�c si� �ci�le, nie powinien wygl�da�. Nauczyciel?
Czy Opiekun? To mo�liwe. To ca�kiem prawdopodobne. Wyp�aka� si�
na przyjaznym ramieniu. Wiem po sobie. I to raczej Nauczyciel ni�
Opiekun. Bo jednak Opiekun to w pewnym sensie kolega, a Aba�kin z
odraz� my�li o swojej pracy... Stop. Stop, powiadam! Co si� ze mn�
dzieje? Spojrza�em na zegarek. Na dwa dokumenty straci�em
trzydzie�ci minut. A do tego nawet ich nie przestudiowa�em,
zaledwie przejrza�em. Zmusi�em si� do koncentracji i nagle
zrozumia�em, �e sprawa wygl�da kiepsko. Znienacka u�wiadomi�em
sobie, �e w og�le nie interesuj� mnie rozwa�ania na temat, jak
odnale�� Aba�kina. Znacznie bardziej chcia�bym zrozumie�, dlaczego
tak koniecznie trzeba go odnale��. Oczywi�cie niezw�ocznie
ogarn�a mnie z�o�� na Ekscelencj�, chocia� prosta logika
podpowiada�a mi, �e szef z pewno�ci� udzieli�by mi wszelkich
niezb�dnych wyja�nie�, gdyby to mog�o pom�c w poszukiwaniach. A
je�eli nie wyja�ni� mi, dlaczego trzeba szuka� i znale�� Aba�kina,
jasne jest, �e to dlaczego nie ma �adnego zwi�zku z problemem jak.
W tym momencie zrozumia�em jeszcze jedn� rzecz. A raczej nie tyle
zrozumia�em, ile wyczu�em. A nawet mo�e nie tyle wyczu�em, ile
zacz��em podejrzewa�. Ca�a ta bezsensowna teczka, ta ilo��
papieru, ca�a ta po��k�a pisanina nie dadz� mi nic, opr�cz by�
mo�e jeszcze kilku nazwisk i niebywa�ej ilo�ci nowych problem�w,
kt�re w dalszym ci�gu nie maj� �adnego zwi�zku z odpowiedzi� na
pytanie jak.
1 czerwca 78 roku
Pokr�tce o zawarto�ci teczki
Do godziny 14.23 zako�czy�em opis zawarto�ci teczki.
Wi�ksz� cz�� zawarto�ci stanowi�y dokumenty napisane, jak
zrozumia�em, r�k� Aba�kina.
Po pierwsze, by�o to sprawozdanie z uczestnictwa w operacji
"Wymar�y �wiat" na planecie Nadzieja - siedemdziesi�t sze�� stron,
zapisanych wyra�nym, zamaszystym pismem, bez poprawek. Przejrza�em
pobie�nie te stronice. Aba�kin opisywa�, jak wraz z G�owanem
Szczeknem poszukuj�c jakiego� obiektu (nie zorientowa�em si�
jakiego) spenetrowa� opuszczone miasto i jeden z pierwszych
nawi�za� kontakt z niedobitkami nieszcz�snych tubylc�w.
Pi�tna�cie lat temu Nadzieja i jej straszliwy los by�a na Ziemi
tematem numer jeden jako gro�na przestroga dla wszystkich
zamieszkanych planet Wszech�wiata i jako �wiadectwo najbli�szej w
czasie i najwi�kszej co do swojej skali ingerencji W�drowc�w w
losy innych cywilizacji. Teraz uwa�a si� za stwierdzone ponad
wszelk� w�tpliwo��, �e w ci�gu swego ostatniego stulecia
mieszka�cy Nadziei utracili kontrol� nad rozwojem techniki i w
praktyce nieodwracalnie zak��cili r�wnowag� ekologiczn�. Przyroda
uleg�a zniszczeniu. Odpady przemys�owe, odpady powsta�e w wyniku
ob��kanych i rozpaczliwych eksperyment�w maj�cych na celu popraw�
sytuacji do takiego stopnia zatru�y planet�, �e tamtejsza
ludzko��, pora�ona ca�ym kompleksem schorze� genetycznych, skazana
zosta�a na ca�kowite zdziczenie i nieuniknione wymarcie. Struktury
genetyczne na Nadziei oszala�y. W�a�ciwie, o ile mi wiadomo, do
tej pory nikt na Ziemi nie wykry� mechaniki tego szale�stwa. W
ka�dym razie jeszcze �aden biolog nie skonstruowa� modelu tego
procesu. Szale�stwo genetycznych struktur. Z zewn�trz wygl�da�o to
jak gwa�towne, nieliniowe w czasie przy�pieszenie tempa rozwoju
wszystkich, cho�by elementarnie z�o�onych organizm�w. Je�eli za�
chodzi o ludzi, do dwunastu lat rozwijali si� mniej wi�cej
normalnie, nast�pnie zaczynali gwa�townie doro�le� i jeszcze
gwa�towniej starze� si�. Szesnastoletni wygl�dali na
trzydziestopi�cioletnich, a dziewi�tnastoletni umierali ze
staro�ci.
Rzecz jasna, �e taka cywilizacja nie mia�a �adnej historycznej
perspektywy, ale wtedy pojawili si� W�drowcy. Po raz pierwszy, o
ile nam wiadomo, aktywnie zaingerowali w wydarzenia na obcej
planecie. Teraz ju� mo�na uwa�a� za stwierdzone, �e uda�o im si�
ewakuowa� przewa�aj�c� cz�� ludno�ci Nadziei przez tunele
mi�dzyprzestrzenne i najprawdopodobniej uratowa�. (Dok�d
wyprowadzono te miliardy nieszcz�snych, chorych ludzi, gdzie si�
obecnie znajduj� i co si� z nimi sta�o - oczywi�cie nie wiemy i
najpewniej dowiemy si� niepr�dko).
Aba�kin uczestniczy� tylko w samym pocz�tku operacji "Wymar�y
�wiat", i rola, kt�r� mu wyznaczono, by�a wystarczaj�co skromna.
Chocia� je�eli spojrze� na to z innego punktu widzenia, by�
pierwszym (i na razie jedynym) Progresorem-Ziemianinem, kt�remu
zdarzy�o si� pracowa� w parze z przedstawicielem niehumanoidalnej
rozumnej rasy.
Przegl�daj�c to sprawozdanie stwierdzi�em, �e Aba�kin wymienia tam
sporo nazwisk, ale odnios�em wra�enie, �e dla mnie interesuj�cy
mo�e by� tylko Szczekn. Wiedzia�em, �e na Ziemi przebywa obecnie
misja G�owan�w, i chyba warto si� dowiedzie�, czy nie ma w�r�d
nich tego Szczekna. Aba�kin pisa� o nim tak ciep�o, �e nie
wyklucza�em mo�liwo�ci przyjacielskiego spotkania. W tym momencie
mia�em ju� odnotowane w pami�ci, �e Aba�kin mia� szczeg�lny
stosunek do "braci mniejszych" - G�owanom po�wi�ci� kilka lat
�ycia, na Gigandzie zosta� psiarzem... i w og�le...
W teczce by�o jeszcze jedno sprawozdanie Aba�kina - z przebiegu
operacji na Ligandzie. Moim zdaniem ca�a sprawa by�a ma�o istotna
- �owczy jego wysoko�ci herzoga Alajskiego za�atwia� po protekcji
posad� w banku swojemu biednemu krewniakowi. �owczym by� Lew
Aba�kin, a ubogim krewniakiem - niejaki Korniej Jaszmaa. W tym
sprawozdaniu, o ile uda�o mi si� zauwa�y�, nie by�o ani jednego
ziemskiego nazwiska. Zogga, Naton-Giga, stalmistrze,
pancermistrze, ich wysoko�ci, konferentz-dyrektorzy, hofdamy...
Odnotowa�em w pami�ci tego Kornieja, chocia� by�o jasne, �e raczej
mi si� nie przyda. Drugie sprawozdanie liczy�o dwadzie�cia cztery
strony i wi�cej �adnych sprawozda� Lwa Aba�kina w teczce nie by�o.
Wyda�o mi si� to nieco dziwne i postanowi�em pomy�le� o tym kiedy�
p�niej - dlaczego z niezliczonych sprawozda� zawodowego
Progresora do teczki 07 w�o�ono tylko te dwa i akurat te dwa?
Obydwa sprawozdania by�y napisane wed�ug formu�y "Laborant", i,
moim skromnym zdaniem, niezmiernie przypomina�y szkolne
wypracowania z gatunku "Jak sp�dzi�em wakacje u dziadka". Pisze
si� takie sprawozdania z ogromn� �atwo�ci�, czyta z nieopisanym
trudem. Psychologowie (kt�rzy siedz� w sztabach) domagaj� si�, aby
sprawozdania zawiera�y nie tyle obiektywne dane o faktach i
wydarzeniach, ile absolutnie subiektywne odczucia, osobiste
wra�enia i strumie� �wiadomo�ci autora. Przy tym formu�y
sprawozdania ("laborant"; "genera�", "artysta") autor nie mo�e
wybra� sam, jest ona narzucona z g�ry z jakich� zagadkowych
psychologicznych racji. Zaprawd� istnieje na �wiecie zwyczajne,
bezpardonowe k�amstwo, istnieje tak�e statystyka, ale nie
zapominajmy, przyjaciele, i o psychologii!
Nie jestem psychologiem, w ka�dym razie nie z wykszta�cenia, ale
pomy�la�em, �e by� mo�e i mnie uda si� wy�owi� z tych sprawozda�
co� u�ytecznego dla pog��bienia wiedzy o osobowo�ci Lwa Aba�kina.
Przegl�daj�c zawarto�� teczki co i rusz trafia�em na podobne, a
nawet powiedzia�bym, identyczne i kompletnie niezrozumia�e
dokumenty - niebieskawe arkusze grubego papieru z zielon� obw�dk� i
monogramem wyt�oczonym w lewym g�rnym rogu. Monogram przypomina�
chi�skiego smoka, a mo�e pterodaktyla. Na ka�dym takim arkuszu
znajomym mi ju� zamaszystym pismem, czasem pi�rem, czasem
flamastrem, a kilkakrotnie nie wiadomo dlaczego laboratoryjnym
pisakiem, kto� wykre�la� "Tristan 779". Ni�ej widnia� zawsze ten
sam zawi�y podpis. O ile mo�na by�o s�dzi� z dat, arkusze te
wk�adano do teczki poczynaj�c od 60 roku, mniej wi�cej raz na trzy
miesi�ce, tak �e teczka w jednej czwartej sk�ada�a si� w�a�nie z
tych arkuszy.
Jeszcze dwadzie�cia dwie strony zajmowa�a korespondencja mi�dzy
Aba�kinem i jego zwierzchnikami. Ta korespondencja nasun�a mi
pewn� my�l.
W pa�dzierniku 63 roku Aba�kin kieruje do KOMKON-u 1 raport, w
kt�rym wyra�a nie�mia�e na razie jeszcze zdziwienie z powodu
przerwania operacji "G�owan w Kosmosie", przerwania bez
konsultacji z nim, Aba�kinem, chocia� operacja przebiega�a z
powodzeniem i dalsze jej perspektywy rysowa�y si� znakomicie.
Nie wiadomo, jak� odpowied� otrzyma� na sw�j raport Aba�kin, ale w
listopadzie tego� roku pisze rozpaczliwy list do Komowa, prosz�c o
wznowienie operacji "G�owan w Kosmosie", i jednocze�nie bardzo
ostre w tonie o�wiadczenie do KOMKON-u, w kt�rym protestuje
przeciwko skierowaniu jego, Aba�kina, na kurs dokszta�caj�cy.
(Przy tym nie wiadomo dlaczego, wszystko to robi w formie
pisemnej, a nie zwyczajn� drog�).
Jak wynika z nast�pnych fakt�w, korespondencja nie da�a �adnego
rezultatu i Aba�kin jedzie na Gigand�. Trzy lata p�niej, w
listopadzie 66, ponownie pisze z Pandory do KOMKON-u i prosi, aby
skierowano go na Saraksz w celu dalszej pracy z G�owanami. Tym
razem pro�ba jego zostaje spe�niona, ale tylko po�owicznie. Jedzie
na Saraksz, ale nie nad B��kitn� �mij�, tylko do Chonti jako
nielegalny dzia�acz zwi�zkowy.
Z kursu szkoleniowego w lutym i sierpniu 67 Aba�kin jeszcze
dwukrotnie pisze do KOMKON-u (do Badera, a potem do samego
Gorbowskiego), zwracaj�c uwag� na nonsensowno�� wykorzystywania
jego, znakomitego specjalisty od G�owan�w, w charakterze
rezydenta. Ton jego list�w staje si� coraz ostrzejszy, na przyk�ad
listu do Gorbowskiego trudno nie nazwa� obra�liwym. Bardzo
chcia�bym si� dowiedzie�, co odpowiedzia� czaruj�cy Leonid
Andriejewicz na ten wybuch furii i obra�liwej pogardy.
Przebywaj�c ju� w Chonti jako rezydent, w pa�dzierniku 67 Aba�kin
wysy�a do Komowa sw�j ostatni list - szeroki plan forsowania
kontakt�w z G�owanami, proponuje w nim mi�dzy innymi sta�� wymian�
misji wy��cznie G�owan�w do zoopsychologicznych prac
przeprowadzanych na Ziemi itd., itp. Nigdy specjalnie nie
interesowa�em si� t� dziedzin�, ale mam niejasne wra�enie, �e
obecnie ten plan znajdu je si� w stadium realizacji. A je�eli tak,
to sytuacja istotnie jest paradoksalna - plan jest realizowany, a
jego autor tkwi jako rezydent w Chonti albo w Imperium.
W og�le ca�a ta korespondencja wywar�a na mnie przykre wra�enie.
Dobrze, powiedzmy, �e nie jestem specjalist�, nie znam si� na
G�owanach, nie mog� wypowiada� si� w tej kwestii, mo�liwe zreszt�,
�e plan Aba�kina jest ca�kiem trywialny i nie ma sensu u�ywanie
takich wielkich s��w jak "autor". Ale sprawa nie tylko na tym
polega! Ch�opak najwidoczniej jest urodzonym zoopsychologiem.
"Zainteresowania - zoopsychologia, teatr, etnolingwistyka..."
"Uzdolnienia - zoopsychologia, krenologia teoretyczna..." A mimo
to robi� z niego Progresora. Nie przecz�, istnieje du�a grupa
Progresor�w, dla kt�rych zoopsychologia jest chlebem powszednim.
Na przyk�ad dla tych, kt�rzy pracuj� na Le�nidzie albo w�a�nie z
G�owanami. Ale nie, ch�opca zmuszaj� do pracy z humanoidami, jest
rezydentem, boj�wkarzem, chocia� od pi�ciu lat krzyczy na ca�y
KOMKON: "Co ze mn� wyprawiacie?" A potem jeszcze dziwi� si�, �e
jest na granicy wytrzyma�o�ci psychicznej!
Oczywi�cie Progresor to taki zaw�d, w kt�rym �elazna,
powiedzia�bym nawet, wojskowa dyscyplina jest absolutnie
konieczna. Progresor nieustannie musi robi� nie to, na co ma
ochot�, a to, co mu rozkazuje KOMKON. Na tym polega Progresor. I
zapewne rezydent Aba�kin jest znacznie cenniejszy dla KOMKON-u ni�
Aba�kin zoopsycholog. Ale pomimo wszystko jest w tej historii co�
niestosownego, dobrze by�oby porozmawia� na ten temat z Gorbowskim
albo z Komowem... I cokolwiek tam wykona� ten Aba�kin (a z
pewno�ci� nie�le narozrabia�), jak Boga kocham, jestem po jego
stronie.
Zreszt� to wszystko nie ma nic wsp�lnego z moim zdaniem.
Zauwa�y�em jeszcze, �e brakuje trzech ponumerowanych kartek
nast�puj�cych po pierwszym sprawozdaniu Aba�kina, dw�ch po drugim
sprawozdaniu i dw�ch po ostatnim li�cie Aba�kina do Komowa.
Postanowi�em nie przywi�zywa� do tego znaczenia.
1 czerwca 78 roku
Prawie wszystko o mo�liwych kontaktach Lwa Aba�kina
Sporz�dzi�em pobie�n� list� przypuszczalnych kontakt�w Lwa
Aba�kina na Ziemi - na li�cie tej znalaz�o si� zaledwie sze�� os�b
- i ponumerowa�em je w kolejno�ci zmniejszaj�cego si�
prawdopodobie�stwa (wed�ug mojego rozeznania, rzecz jasna) wizyty
u nich Lwa Aba�kina. Wygl�da�o to nast�puj�co:
Nauczyciel Siergiej Fiedosiejew.
Matka Stella Aba�kina.
Ojciec Wiaczes�aw Ciurupa.
Opiekun Ernest Julius Horn.
Lekarz szko�y Progresor�w Romuald Kseresku.
Lekarz szko�y internatu Jadwiga Lekanowa.
W drugim rzucie mia�em Kornieja Jaszmaa, G�owana Szczekna, Jakowa
Van der Hoosego i jeszcze pi�� os�b - samych Progresor�w. Je�eli
za� chodzi o takich ludzi jak Gorbowski, Bader i Komow, to
wynotowa�em ich raczej pro forma. Nie mog�em si� do nich zwraca�
chocia�by dlatego, �e �adnej legendy im nie wcisn�, a pyta� wprost
nie mia�em prawa, nawet gdyby kt�ry� z nich sam si� do mnie
zwr�ci� w tej kwestii.
W ci�gu dziesi�ciu minut O�rodek dostarczy� mi nast�puj�cych ma�o
pocieszaj�cych informacji.
Rodzice Lwa Aba�kina nie istnieli, przynajmniej w og�lnie
przyj�tym sensie tego s�owa. Mo�liwe, �e nie istnieli w og�le.
Sprawa polega�a na tym, �e ponad czterdzie�ci lat temu Stella
Aba�kina i Wiaczes�aw Ciurupa w sk�adzie grupy "Yormala" na
unikalnym gwiazdolocie "Mrok" rozpocz�li sondowanie Czarnej Dziury
EN 200056. ��czno�ci z nimi nie by�o, zreszt� by� nie mog�o wed�ug
wsp�czesnych poj��. Jak si� okazuje, Lew Aba�kin by� ich
po�miertnym dzieckiem. Naturalnie s�owo "po�miertny" w tym
kontek�cie nie jest zupe�nie �cis�e - z du�� doz�
prawdopodobie�stwa mo�na przypu�ci�, �e rodzice jego �yj� i b�d�
�y� jeszcze miliony lat wed�ug naszej miary czasu, ale z punktu
widzenia Ziemianina oczywi�cie mo�na ich traktowa� jak zmar�ych.
Dzieci nie mieli i gdy na zawsze opuszczali nasz Wszech�wiat, jak
wiele par przed nimi i po nich w podobnej sytuacji zostawili w
Instytucie �ycia zap�odnion� kom�rk� jajow�. Gdy sta�o si� jasne,
�e zanurzenie uda�o si� i �e za�oga "Yormala" nigdy nie powr�ci na
Ziemi�, kom�rk� zaktywizowano i pojawi� si� Lew Aba�kin
- po�miertny syn �yj�cych rodzic�w. Teraz przynajmniej zrozumia�em,
dlaczego kartka nr 1 w og�le nie wspomina o rodzicach Aba�kina.
Ernesta Juliusa Horna, opiekuna Aba�kina w szkole Progresor�w, nie
by�o ju� w�r�d �ywych. W 72 roku zgin�� przy zdobywaniu szczytu
Strogowa na planecie Wenus.
Lekarz Romuald Kseresku znajdowa� si� na niejakiej planecie Lu,
wi�c by� absolutnie nieosi�galny. Nigdy nawet nie s�ysza�em o
takiej planecie, ale poniewa� Kseresku jest Progresorem, mo�na
przypuszcza�, �e planeta jest zamieszkana. Ciekawe, �e starzec (ma
sto szesna�cie lat!), zostawi� w O�rodku Informacyjnym sw�j
ostatni domowy adres wraz z nast�puj�cym charakterystycznym
pos�aniem: "Moja wnuczka i jej m�� z rado�ci� przyjm� pod tym
dachem ka�dego z moich wychowank�w". Nale�y przypuszcza�, �e
wychowankowie lubili swojego staruszka i cz�sto go odwiedzali.
Chyba powinienem mie� to na uwadze.
Z pozosta�ymi dwoma mia�em wi�cej szcz�cia.
Siergiej Fiedosiejew, Nauczyciel Aba�kina, ca�y i zdrowy mieszka�
na brzegu Jeziora Ajatskiego w domku o odstraszaj�cej nazwie
"Moskity". Mia� r�wnie� ponad sto lat i by� chyba cz�owiekiem albo
nadzwyczaj skromnym, albo skrytym, poniewa� opr�cz adresu �adnych
innych danych o sobie nie poda�. Poza �ci�le oficjalnymi - �e
uko�czy� takie to a takie studia oraz �e jest archeologiem
Nauczycielem. I to wszystko. Jak m�wi�, jab�ko od jab�oni...
Zdumiewaj�co przypomina swojego ucznia Lwa Aba�kina. A tymczasem
kiedy za��da�em od O�rodka dodatkowych informacji, okaza�o si�, �e
Fiedosiejew jest autorem ponad trzydziestu publikacji z dziedziny
archeologii, uczestnikiem o�miu ekspedycji archeologicznych (Azja
P�nocno-Zachodnia) i trzech eurazjatyckich konferencji
nauczycielskich. Poza tym u siebie w "Moskitach" zorganizowa�
w�asne muzeum paleolityczne dotycz�ce p�nocnego Uralu.
Postanowi�em skontaktowa� si� z nim w najbli�szym czasie.
Natomiast Jadwiga Lekanowa sprawi�a mi niespodziank�. Lekarze
pediatrzy rzadko zmieniaj� zaw�d, wi�c nawet ju� wyobrazi�em sobie
drobn�, chud� staruszk�, zgarbion� pod ci�arem specyficznego i w
istocie rzeczy najcenniejszego na �wiecie do�wiadczenia, kt�ra
�wawo drepcze ci�gle po tych samych audytoriach szko�y w
Syktywkarze. Diab�a tam - drepcze! Przez pewien czas rzeczywi�cie
by�a pediatr� i rzeczywi�cie w Syktywkarze, ale potem
przekwalifikowa�a si� na Etnologa i, ma�o tego, zajmowa�a si�
kolejno: ksenologi�, patoksenologi�, psychologi� por�wnawcz�,
lewelometri� i we wszystkich nie tak znowu blisko powi�zanych z
sob� dziedzinach nauki osi�gn�a znaczne sukcesy, je�li s�dzi� po
ilo�ci opublikowanych prac i odpowiedzialnych stanowisk, jakie
zajmowa�a. W ci�gu ostatnich dwudziestu pi�ciu lat pracowa�a w
sze�ciu r�nych organizacjach i instytutach naukowych, a teraz
dzia�a�a w si�dmym - w objazdowym Instytucie Etnologii Ziemi w
dorzeczu Amazonki. Adresu nie mia�a, ch�tni mogli nawi�zywa� z ni�
��czno�� przez baz� Instytutu w Manaosie. No c�, dzi�ki chocia�
za to, mimo �e mocno pow�tpiewam, �eby m�j klient w swoim obecnym
stanie pr�bowa� j� odnale�� w dziewiczej d�ungli.
By�o zupe�nie jasne, �e nale�y zacz�� od Nauczyciela. Wzi��em
teczk� pod pach�, wezwa�em maszyn� i polecia�em nad Jezioro
Ajatskie.
1 czerwca 78 roku
Nauczyciel Lwa Aba�kina
Wbrew moim obawom dom "Moskity" sta� na wysokim urwisku nad sosn�
wod� otwarty dla wszystkich wiatr�w i �adnych komar�w nikt tam
nigdy nie widzia�. Gospodarz powita� mnie bez zdziwienia, z
umiarkowan� �yczliwo�ci�. Usiedli�my na werandzie w plecionych
fotelach przy owalnym antycznym stoliku, na kt�rym sta�a miska ze
�wie�ymi malinami, dzban z mlekiem i kilka szklanek.
Powt�rnie przeprosi�em za naj�cie i moje przeprosiny powt�rnie
zosta�y przyj�te milcz�cym skinieniem g�owy. Patrzy� na mnie ze
spokojnym oczekiwaniem, jakby oboj�tnie, w og�le twarz mia� raczej
nieruchom�, jak zreszt� wi�kszo�� tych starc�w, kt�rzy maj� po sto
lat z hakiem i zachowuj� w pe�ni jasny umys� i krzepkie cia�o.
Twarz mia� kanciast�, br�zow� od opalenizny, prawie bez
zmarszczek, pot�ne kosmate brwi stercz�ce do przodu jakby
zas�ania�y mu oczy przed s�o�cem. Zabawne - praw� brew mia� czarn�
jak smo�a, a lew� �nie�nobia��, w�a�nie bia��, a nie siw�.
Przedstawi�em si� i zreferowa�em mu swoj� legend�. By�em
dziennikarzem, z zawodu zoopsychologiem, zbiera�em materia�y do
ksi��ki o kontaktach cz�owieka z G�owanami... I tak dalej... i tak
dalej...
Przyznaj� otwarcie, �e przez ca�y czas tli�a si� we mnie iskierka
nadziei, �e moje �garstwa zostan� przerwane zaraz na pocz�tku
okrzykiem: "Chwileczk�, Lew? By� u mnie dos�ownie wczoraj!" Nikt
mi jednak nie przerwa�, wi�c musia�em �ga� do ko�ca - z m�drym
wyrazem twarzy zreferowa� swoj� po�piesznie skonstruowan� teori�,
�e osobowo�� tw�rcza formuje si� w dzieci�stwie, w�a�nie w
dzieci�stwie, nie w okresie dojrzewania, nie w m�odo�ci i
oczywi�cie nie w wieku dojrza�ym, w�a�nie formuje si�, a nie
wykluwa lub kie�kuje... A kiedy wreszcie si� zatchn��em, stary
milcza� jeszcze przez ca�� minut�, a potem nieoczekiwanie zapyta�,
co to s� w�a�ciwie te G�owany.
Zdumia�em si� najzupe�niej szczerze. Wygl�da�o na to, �e Lew
Aba�kin nie znalaz� wolnej chwili, �eby pochwali� si� przed swoim
nauczycielem w�asnymi sukcesami! Doprawdy trzeba by� wyj�tkowo
skrytym odludkiem, �eby nie opowiedzie� Nauczycielowi o swoich
sukcesach.
Z ochot� wyja�ni�em, �e G�owany to rozumna kynoidalna rasa, kt�ra
powsta�a na planecie Saraksz w rezultacie popromiennych mutacji.
- Kynoidalna? Psy?
- Tak. Rozumne istoty psokszta�tne. Maj� ogromne g�owy, st�d
- G�owany.
- A wi�c Lew pracuje teraz z psokszta�tnymi? Osi�gn�� to, czego
chcia�?
Zaprzeczy�em. Powiedzia�em, �e nie mam poj�cia, nad czym teraz
pracuje Lew, jednak�e dwadzie�cia lat temu z wielkim powodzeniem
zajmowa� si� G�owanami.
- Zawsze lubi� zwierz�ta - powiedzia� Fiedosiejew. - By�em
przekonany, �e powinien zosta� zoopsychologiem. Kiedy komisja
skierowa�a go do szko�y Progresor�w, protestowa�em, jak mog�em...
Zreszt� to wszystko by�o bardziej skomplikowane... by� mo�e gdybym
nie protestowa�...
Zamilk� i nala� mi mleka do szklanki. Nadzwyczaj opanowany
cz�owiek. �adnych okrzyk�w, �adnych tam: "Ach, Lew! To by� taki
wspania�y ch�opiec!" Oczywi�cie trudno wykluczy� ewentualno��, �e
Lew nie by� wspania�ym ch�opcem.
- A wi�c czego pan si� chcia� konkretnie dowiedzie�? - zapyta�
Siergiej Fiedosiejew.
- Wszystkiego! - odpar�em szybko. - Jaki by� w dzieci�stwie. Czym
si� interesowa�. Czym si� wyr�nia� w szkole. Wszystkiego, co pan
pami�ta.
- Dobrze - powiedzia� Fiedosiejew bez krztyny entuzjazmu.
- Spr�buj�.
Lew Aba�kin by� bardzo skrytym dzieckiem. Od najm�odszych lat.
Skryto�� by�a pierwsz� rzecz�, jaka rzuca�a si� w oczy. Nie by�a
ona zreszt� skutkiem kompleksu ni�szo�ci, poczucia niepe�nej
warto�ci czy te� braku pewno�ci siebie. By�a to raczej skryto��
cz�owieka bardzo zaj�tego. Jak gdyby nie chcia� traci� czasu na
otaczaj�cych go ludzi, jak gdyby by� stale niezmiernie zaj�ty
swoim w�asnym wewn�trznym �wiatem. Prymitywnie definiuj�c, �wiat
ten sk�ada� si� z niego samego i wszystkich �ywych istot - z
wyj�tkiem ludzi. Nie jest to szczeg�lnie rzadkie zjawisko w�r�d
dzieci, tylko �e Lew by� utalentowany w tym kierunku, a dziwne
by�o co� zupe�nie innego: przy ca�ej swojej skryto�ci ch�tnie, a
nawet z ogromnym zadowoleniem wyst�powa� na wszelkiego rodzaju
imprezach w szkolnym teatrze. Co prawda zawsze solo. Kategorycznie
odm�wi� udzia�u w sztukach. Zwykle recytowa�, a nawet �piewa� z
natchnionym, niezwyk�ym u niego blaskiem w oczach, jakby otwiera�
si� na scenie, a potem schodz�c z niej znowu by� sob� zamkni�tym,
milcz�cym, nieprzyst�pnym ch�opcem. I taki by� nie tylko wobec
Nauczyciela, ale i wobec koleg�w, do ko�ca nie uda�o si� wykry�,
jaka by�a tego przyczyna. Mo�na tylko przypu�ci�, �e jego talent
we wsp�yciu z przyrod� tak przemo�nie t�umi� wszelkie odruchy
jego psychiki, �e koledzy - i w og�le wszyscy ludzie - po prostu
przestali go interesowa�. W rzeczywisto�ci by�o to, rzecz jasna,
znacznie bardziej skomplikowane - jego skryto��, w�asny �wiat,
kt�ry go tak poch�ania�, by�y rezultatem tysi�cy mikrowydarze�,
rozgrywaj�cych si� poza polem widzenia Nauczyciela. Nauczyciel
przypomnia� sobie tak� scen�: po ulewnym deszczu Lew chodzi� po
�cie�kach parku, zbiera� d�d�ownice i rzuca� je z powrotem w
traw�. Dzieciom wyda�o si� to okropnie zabawne, a by�y w�r�d nich
i takie, kt�re umia�y si� nie tylko �mia�, ale okrutnie wy�miewa�.
Nauczyciel bez s�owa przy��czy� si� do Lwa i zacz�� zbiera�
d�d�ownice razem z nim...
- Ale obawiam si�, �e Lew mi nie uwierzy�. W�tpi�, �eby mi si�
uda�o przekona� go, �e los robak�w naprawd� mnie interesuje. A
mia� on jeszcze jedn� cech� - by� absolutnie uczciwy. Nie
pami�tam, �eby chocia� raz sk�ama�. Nawet w tym wieku, kiedy
dzieci k�ami� z bezmy�ln� przyjemno�ci�, a k�amstwo sprawia im
czyst� bezinteresown� rado��. Lew nie k�ama�. Wi�cej, pogardza�
tymi, kt�rzy k�amali. Nawet je�li k�amali bezinteresownie, z
ciekawo�ci. Podejrzewam, �e musia� by� w jego �yciu taki moment,
kiedy po raz pierwszy z obrzydzeniem i zgroz� zrozumia�, �e ludzie
potrafi� m�wi� nieprawd�. Ten moment r�wnie� przegapi�em... Nie
s�dz� zreszt�, �eby to pana interesowa�o. Pan zapewne chce si�
dowiedzie�, w jaki spos�b kszta�towa� si� Lew Aba�kin, przysz�y
zoopsycholog...
I Siergiej Paw�owicz przyst�pi� do opowie�ci, jak kszta�towa� si�
Lew, przysz�y zoopsycholog...
Musia�em gra� dalej swoj� rol�. S�ucha�em z niezmiernie
zainteresowanym wyrazem twarzy, w odpowiednich miejscach
wstawia�em: "A wi�c tak to wygl�da�o?", a raz pozwoli�em sobie
nawet na wulgarny okrzyk: "Do diab�a, to jest w�a�nie to, o co mi
chodzi!" Czasami bardzo nie lubi� swojego zawodu.
Potem zapyta�em:
- To znaczy, �e mia� niewielu przyjaci�?
- Przyjaci� nie mia� w og�le - powiedzia� Fiedosiejew. - Nie
widzia�em go od momentu uko�czenia szko�y, ale inni uczniowie z
jego grupy m�wili mi, �e z nimi r�wnie� nie utrzymuje kontaktu.
Niezr�cznie im by�o o tym opowiada�, ale o ile zrozumia�em, Lew po
prostu uchyla si� od spotka�.
I nagle jego spok�j prys�.
- Ale dlaczego interesuje pana akurat Lew? Wypu�ci�em w �wiat stu
siedemdziesi�ciu ludzi. Czemu z nich wszystkich potrzebny jest
panu w�a�nie Lew? Prosz� zrozumie�, ja nie uwa�am go za swego
ucznia! Nie mog� uwa�a�! To moja kl�ska! Jedyna moja kl�ska! Od
pierwszego dnia dziesi�� lat z rz�du pr�bowa�em nawi�za� z nim
kontakt, zbudowa� pomost, cho�by cienki jak w�os. My�la�em o nim
dziesi�� razy wi�cej ni� o jakimkolwiek innym swoim uczniu.
Pr�bowa�em wszystkiego, co by�o w mojej mocy, i to wszystko
obraca�o si� na z�e...
- Jak pan tak mo�e m�wi�? - powiedzia�em. - Aba�kin jest
znakomitym specjalist�, uczonym �wiatowej klasy, znam go
osobi�cie...
- I co pan o nim s�dzi?
- �wietny ch�opak, entuzjasta... To by�a w�a�nie pierwsza
ekspedycja do G�owan�w. Wszyscy bardzo go cenili, sam Komow
pok�ada� w nim wielkie nadzieje... i nie zawi�d� si�, przeciwnie.
- Mam znakomite maliny - powiedzia� Siergiej Paw�owicz -
najwcze�niejsze maliny w okolicy. Niech pan skosztuje, bardzo
prosz�...
Zamilk�em, wzi��em talerzyk z malinami.
- G�owany - powt�rzy� z gorycz�. - No c�, to mo�liwe. Ale widzi
pan, ja sam dobrze wiem, �e Lew ma talent. Tylko �e nie ma w tym
�adnej mojej zas�ugi...
Czas jaki� w milczeniu jedli�my maliny z mlekiem. Przeczuwa�em, �e
z minuty na minut� zbli�a si� zmiana tematu rozmowy, b�dziemy
m�wi� o mnie. Siergiej Paw�owicz wyra�nie nie zamierza� wi�cej
rozmawia� o Aba�kinie i zwyczajna grzeczno�� kaza�a mu
zainteresowa� si� moj� osob�. Powiedzia�em szybko:
- Ogromnie jestem panu wdzi�czny. Da� mi pan mn�stwo
interesuj�cego materia�u. Szkoda tylko, �e Lew nie mia�
przyjaci�. Bardzo liczy�em, �e znajd� jakiego� bliskiego
przyjaciela Aba�kina.
- Mog�, je�li trzeba, poda� panu nazwiska jego koleg�w z klasy...
- Umilk� na chwil�, a potem powiedzia� nieoczekiwanie: - Wi�c tak.
Niech pan odszuka Maj� G�umow�.
Wstrz�sn�� mn� wyraz jego twarzy. Absolutnie nie spos�b by�o sobie
wyobrazi�, co mu si� przypomnia�o, jakie skojarzenia powsta�y w
jego g�owie w zwi�zku z tym nazwiskiem, ale mo�na by�o zar�czy�,
�e skojarzenia te by�y wyj�tkowo nieprzyjemne. A� bure plamy
pokry�y mu twarz.
- Szkolna przyjaci�ka? - zapyta�em, �eby ukry� zak�opotanie.
- Nie - odpowiedzia� Fiedosiejew. - To znaczy, oczywi�cie, uczy�a
si� w naszej klasie. Maja G�umowa. Zdaje si�, �e zosta�a
historykiem.
1 czerwca 78 roku
Incydent z Jadwig� Lekanow�
O 19.23 wr�ci�em do siebie i zacz��em poszukiwania Mai G�umowej,
historyka. Nie up�yn�o nawet pi�� minut, kiedy jej karta
informacyjna le�a�a na moim stole.
Maja G�umowa by�a o trzy lata m�odsza od Lwa Aba�kina. Po
uko�czeniu szko�y posz�a na kurs dla personelu pomocniczego przy
KOMKO-nie, bra�a udzia� w realizacji os�awionego projektu "Arka",
nast�pnie rozpocz�a studia historyczne na Sorbonie. Pocz�tkowo
specjalizowa�a si� w epoce pierwszej Rewolucji
Naukowo-Technicznej, a nast�pnie zaj�a si� histori� wczesnych
bada� Kosmosu. Mia�a jedenastoletniego syna, Tojwo G�umowa, o m�u
nie poda�a �adnych danych. W chwili obecnej - co za szcz�cie! -
pracowa�a w Muzeum Kultur Pozaziemskich, kt�re znajdowa�o si� tu�
obok nas, trzy kwarta�y dalej, na placu Gwiazdy. Mieszka�a tak�e
bardzo blisko - w alei �wierk�w Kanadyjskich.
Zadzwoni�em do niej niezw�ocznie. Na ekranie pojawi� si� p�owy,
niezmiernie powa�ny osobnik z zadartym, �uszcz�cym si� nosem
otoczonym gwiazdozbiorami pieg�w. Bez w�tpienia by� to Tojwo -
G�umow junior. Patrz�c na mnie przejrzystymi polarnymi oczami
wyja�ni�, �e mamy nie ma w domu, �e zamierza�a by�, ale p�niej
zadzwoni�a i powiedzia�a, �e wr�ci jutro wprost do pracy. Co jej
przekaza�? Powiedzia�em, �e nic nie trzeba przekazywa�, i
po�egna�em si�.
Tak. Trzeba poczeka� do rana, a rano Maja b�dzie sobie d�ugo
przypomina�, kto to taki ten Lew Aba�kin, nast�pnie skojarzy sobie
wreszcie i powie z westchnieniem, �e ju� od dwudziestu pi�ciu lat
niczego o nim nie s�ysza�a.
Dobra. Na mojej li�cie pierwszych w kolejce zosta� jeszcze jeden
cz�owiek, z kt�rym zreszt� nie wi�za�em szczeg�lnych nadziei.
Koniec ko�c�w po �wier�wiekowej roz��ce ludzie ch�tnie odwiedzaj�
rodzic�w, bardzo cz�sto swego Nauczyciela, nierzadko szkolnych
przyjaci�, ale tylko w szczeg�lnych, powiedzia�bym, niezwyk�ych
okoliczno�ciach t�skni� do swojego szkolnego lekarza. Tym bardziej
je�li wzi�� pod uwag�, �e ten lekarz szkolny jest uczestnikiem
ekspedycji na drugim ko�cu �wiata, a zero-��czno��, jak wynika z
komunikatu, ju� drugi dzie� funkcjonuje niesprawnie z powodu
fluktuacji pola neutrinowego.
Ale po prostu nie mia�em innego wyj�cia. Teraz w Manaosi by�
akurat dzie� i je�eli w og�le zamierza�em dzwoni�, to powinienem
dzwoni� w�a�nie w tej chwili.
Mia�em szcz�cie. Jadwiga Lekanowa by�a akurat w punkcie ��czno�ci
i mog�em porozmawia� z ni� od razu, na co w �adnym wypadku nie
liczy�em. Jadwiga Michaj�owna Lekanowa mia�a pe�n�, opalon� twarz,
wspania�y rumieniec, figlarne do�eczki, b��kitne, promienne oczy,
i pot�n� szop� zupe�nie siwych w�os�w. Mia�a te� trudno uchwytny,
ale uroczy defekt wymowy i g��boki, aksamitny g�os, kt�ry nasuwa�
frywolne i zupe�nie nie na miejscu przypuszczenia, �e dama ta
mog�aby, gdyby tylko mia�a tak� fantazj�, zawr�ci� w g�owie
ka�demu m�czy�nie. I najwidoczniej zawraca�a.
Przeprosi�em j�, przedstawi�em si� i wy�o�y�em swoj� legend�.
Jadwiga Michaj�owna zmru�y�a oczy, zmarszczy�a sobole brwi i
zacz�a sobie przypomina�.
- Lew Aba�kin? Lew Aba�kin? Przepraszam, nie dos�ysza�am pa�skiego
nazwiska?
- Maksym Kammerer.
- Jeszcze raz przepraszam, ale chyba niezupe�nie zrozumia�am. Czy
jest pan osob� prywatn�, czy te� reprezentuje pan jak��
organizacj�?
- Jak by to najlepiej wyja�ni�... Przeprowadzi�em rozmowy z
wydawnictwem... S� tym bardzo zainteresowani...
- Ale pan sam: czy jest pan po prostu dziennikarzem, czy te�
jednak gdzie� pan pracuje? Nie ma przecie� takiego zawodu -
dziennikarz...
Wyda�em z siebie pe�en szacunku chichot, gor�czkowo zastanawiaj�c
si�, co m�wi� dalej.
- Widzi pani, to dosy� trudno sformu�owa�... W zasadzie jestem...
no, chyba jednak Progresorem, chocia� kiedy zaczyna�em pracowa�,
ten zaw�d jeszcze nie istnia�. W niedawnej przesz�o�ci by�em
zatrudniony w KOMKON-ie... zreszt� i teraz jestem z nimi w pewnym
sensie zwi�zany...
- Zosta� pan wolnym strzelcem? - zapyta�a Lekanowa.
Nadal u�miecha�a si�, ale teraz w jej u�miechu brakowa�o czego�
bardzo wa�nego. I zarazem bardzo, bardzo zwyczajnego.
- Wie pan, Maks - powiedzia�a - z przyjemno�ci� porozmawiam z
panem o Lwie Aba�kinie, ale je�li pan �askaw, za jaki� czas.
Um�wmy si�, �e zadzwoni�, no, powiedzmy, za godzin�, p�torej.
Wci�� jeszcze u�miecha�a si� i wreszcie zrozumia�em, czego brak w
jej u�miechu - najzwyczajniejszej �yczliwo�ci.
- Ale� naturalnie - powiedzia�em. - Jak pani wygodnie.
- Bardzo, bardzo pana przepraszam.
- Ale� co znowu, to ja powinienem przeprosi�...
Zanotowa�a numer mojego kana�u i rozstali�my si�. Dziwna jaka�
by�a ta rozmowa. Jakby dowiedzia�a si� sk�d�, �e ja k�ami�.
Dotkn��em swoich uszu. By�y gor�ce. Przekl�ty zaw�d...! "I zacz�o
si� najwspanialsze polowanie - polowanie na cz�owieka..." O
tempora, o mores! Jak�e cz�sto jednak mylili si� klasycy! dobrze