995

Szczegóły
Tytuł 995
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

995 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 995 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

995 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Arkadij Strugacki, Borys Strugacki �uk w mrowisku Prze�o�y�a Irena Lewandowska Warszawa: Iskry , 1983 Przepisa� Franciszek Kwiatkowski Ptaki, zwierzaki pod drzwiami sta�y jak do nich strzelano to umiera�y (dziecinna wyliczanka) i 1 czerwca 78 roku Pracownik KOMKON-u 2 Maksym Kammerer O 13.17 Ekscelencja wezwa� mnie do siebie. Oczu na mnie nie podni�s�, tak �e widzia�em tylko �ys� czaszk� pokryt� bladymi starczymi piegami - oznacza�o to wysoki stopie� zatroskania i niezadowolenia. Nie moimi sprawami, zreszt�. - Siadaj. Usiad�em. - Trzeba znale�� jednego cz�owieka - powiedzia� i nagle zamilk�. Na d�ugo. Sk�r� na czole pofa�dowa� w gniewne zmarszczki. Prychn��. Mo�na by�o przypu�ci�, �e nie spodoba�y mu si� jego w�asne s�owa. Albo ich forma, albo te� tre��. Uwielbia idealn� precyzj� sformu�owa�. - Konkretnie kogo? - zapyta�em, �eby go wyprowadzi� z filologicznej katatonii. - Lew Aba�kin. Progresor. Wylecia� przedwczoraj z Polarnej Bazy Saraksza. Nie zarejestrowa� si� na Ziemi. Trzeba go odszuka�. Znowu zamilk� i teraz po raz pierwszy podni�s� na mnie swoje okr�g�e, nienaturalnie zielone oczy. By� wyra�nie zak�opotany i zrozumia�em, �e sprawa jest powa�na. Progresor, kt�ry nie uzna� za stosowne zarejestrowa� si� po powrocie na Ziemi�, chocia�, powiedzmy, przekroczy� przepisy porz�dkowe, nie powinien w �aden spos�b absorbowa� swoj� osob� naszej komisji, a ju� na pewno samej Ekscelencji. A tymczasem Ekscelencja by� tak jawnie zak�opotany, �e - mia�em nadziej� - zaraz opadnie na oparcie fotela, westchnie jakby nawet z pewn� ulg� i powie: "Dobrze. Przepraszam. Sam si� tym zajm�". Takie przypadki zdarza�y si�. Rzadko, ale si� zdarza�y. - S� podstawy do przypuszcze� - powiedzia� Ekscelencja - �e Aba�kin si� ukrywa. Pi�tna�cie lat temu zapyta�bym �apczywie: "Przed kim?", ale od tamtej pory min�o pi�tna�cie lat i czas �apczywych pyta� tak�e ju� dawno min��. - Odnajdziesz go i zawiadomisz mnie - m�wi� dalej Ekscelencja. - �adnych pr�b, kontakt�w na si��. W og�le �adnych kontakt�w. Odnale��, rozpocz�� obserwacj� i zawiadomi� mnie. Ani wi�cej, ani mniej. Spr�bowa�em ograniczy� si� do solidnego kiwni�cia g�ow�, ale Ekscelencja patrzy� na mnie tak uwa�nie, �e uzna�em za konieczne spiesznie i starannie powt�rzy� rozkaz. - Mam go odszuka�, wzi�� pod obserwacj� i zawiadomi� pana o tym. W �adnym razie mam nie pr�bowa� zatrzyma� go, nie rzuca� mu si� w oczy, pod �adnym pozorem nie zaczyna� z nim rozm�w. - Tak - powiedzia� Ekscelencja, - Teraz sprawa nast�puj�ca. Si�gn�� do bocznej szuflady biurka, w kt�rej ka�dy normalny pracownik trzyma� podr�czny kryszta�kowy informator, i wyci�gn�� stamt�d niepor�czny przedmiot, kt�rego nazw� w pierwszej chwili przypomnia�em sobie po chontyjsku: "zakkrapia", co w dos�ownym przek�adzie oznacza: "pojemnik na dokumenty". I dopiero wtedy, kiedy Ekscelencja ulokowa� ten pojemnik na blacie sto�u i po�o�y� na nim d�ugie, w�laste palce, wyrwa�o mi si�: - Teczka na papiery! - Nie rozpraszaj si� - surowo powiedzia� Ekscelencja. - S�uchaj uwa�nie. Nikt w Komisji nie wie, �e interesuj� si� tym cz�owiekiem. I w �adnym wypadku wiedzie� nie powinien. Z tego wynika, �e b�dziesz pracowa� sam. Bez pomocnik�w. Ca�� swoj� grup� przeka�esz Klaudiuszowi, a meldowa� o wszystkim b�dziesz wy��cznie mnie. Bez �adnych wyj�tk�w. Musz� przyzna�, �e to mnie oszo�omi�o. Po prostu nigdy jeszcze nie zetkn��em si� z czym� podobnym. Na Ziemi nie spotka�em si� z takim stopniem utajnienia. M�wi�c szczerze, nawet nie wyobra�a�em sobie, �e co� takiego w og�le jest mo�liwe. Dlatego pozwoli�em sobie na dosy� g�upie pytanie: - Co to znaczy: bez �adnych wyj�tk�w? - "�adnych" w tym konkretnym przypadku oznacza po prostu: �adnych. Jest jeszcze paru ludzi, kt�rzy s� wprowadzeni w t� spraw�, ale poniewa� nigdy ich nie spotkasz, to praktycznie wiemy o niej tylko my dwaj. Oczywi�cie w trakcie poszukiwa� b�dziesz musia� rozmawia� z wieloma lud�mi. Za ka�dym razem b�dziesz si� pos�ugiwa� jak�� legend�. O te legendy b�dziesz uprzejmy sam si� zatroszczy�. Bez legendy b�dziesz rozmawia� wy��cznie ze mn�. - Tak, Ekscelencjo - powiedzia�em pokornie. - Dalej - ci�gn�� Ekscelencja. - Prawdopodobnie b�dziesz musia� zacz�� od jego kontakt�w. Wszystko, co o nich wiemy, znajduje si� tu - postuka� palcem po teczce. - Niezbyt wiele, ale jest od czego zacz��. We� to. Wzi��em. Z czym� takim r�wnie� jeszcze nigdy na Ziemi nie mia�em do czynienia. Ok�adki z matowego plastiku by�y spi�te metalowym zamkiem, u g�ry widnia� karminowy napis: "Lew Aba�kin", ni�ej za� nie wiadomo dlaczego: "07". - Ekscelencjo - zapyta�em - dlaczego to tak wygl�da? - Dlatego, �e w innej postaci tych materia��w nie ma - zimno odpar� Ekscelencja. - Przy okazji: zakazuj� krystalokopiowania. Masz jeszcze jakie� pytania? Oczywi�cie nie by�o to zaproszenie do zadawania pyta�. Zwyczajna, niewielka porcja jadu. Na etapie wst�pnego zapoznawania si� z teczk� zadawanie pyta� nie mia�o sensu. Jednak�e pomimo wszystko pozwoli�em sobie na dwa. - Termin? - Pi�� dni. Za nic nie zd���, pomy�la�em. - Czy mog� by� pewny, �e on jest na Ziemi? - Mo�esz. Wsta�em, �eby odej��, ale Ekscelencja jeszcze mnie nie zwolni�. Lustrowa� mnie z do�u do g�ry uwa�nymi zielonymi oczami, kt�rych �renice zw�a�y si� i rozszerza�y jak �renice kota. Oczywi�cie �wietnie wiedzia�, �e jestem niezadowolony z zadania, �e zadanie wydaje mi si� nie tylko dziwne, ale delikatnie m�wi�c, g�upawe. Jednak�e z nie znanych mi powod�w nie m�g� powiedzie� mi wi�cej, ni� powiedzia�. I nie chcia� wypu�ci� mnie, zanim jednak czego� nie powie. - Pami�tasz - powiedzia� wreszcie - jak na planecie o nazwie Saraksz niejaki Sikorski przezwany W�drowc� �ciga� m�okosa zwanego Makiem? Pami�ta�em. - A wi�c - powiedzia� W�drowiec (czyli Ekscelencja) - Sikorski wtedy nie zd��y�. A ty i ja musimy zd��y�. Dlatego �e planeta nie nazywa si� teraz Saraksz, tylko Ziemia. A Lew Aba�kin nie jest m�okosem. - Raczy pan m�wi� zagadkami, szefie? - zapyta�em, aby ukry� ogarniaj�cy mnie niepok�j. - Bierz si� do roboty - odpar�. 1 czerwca 78 roku Co� nieco� o lwie Aba�kinie, Progresorze Andrzej i Sandro ci�gle jeszcze czekali na mnie i byli mocno zdegustowani, kiedy przekaza�em ich pod komend� Klaudiusza. Pr�bowali nawet protestowa�, ale poniewa� niepok�j mnie nie opuszcza�, hukn��em na nich, wi�c oddalili si� pomrukuj�c z oburzenia, spogl�daj�c trwo�nie i nieufnie na teczk�. Ich spojrzenia spowodowa�y, �e uzmys�owi�em sobie nowy k�opot - gdzie mianowicie mam teraz trzyma� ten potworny "pojemnik na dokumenty"? Siad�em przy biurku, po�o�y�em teczk� przed sob� i machinalnie spojrza�em na rejestrator. Siedem komunikat�w w ci�gu pi�tnastu minut, kt�re sp�dzi�em u Ekscelencji. Przyznaj�, �e nie bez pewnej satysfakcji prze��czy�em sw�j kana� roboczy na Klaudiusza. Nast�pnie zabra�em si� do teczki. Jak oczekiwa�em, w teczce nie by�o nic poza papierami. Dwie�cie siedemdziesi�t trzy ponumerowane kartki w r�nych kolorach i r�nej jako�ci, r�nego formatu, o r�nym stopniu zniszczenia. Dobre dwadzie�cia lat nie mia�em do czynienia z papierem i moim pierwszym odruchem by�o wsuni�cie tego wszystkiego do translatora, ale oczywi�cie w por� oprzytomnia�em. Ma by� papier, niechaj b�dzie papier. Trudno. Wszystkie kartki by�y bardzo niepor�cznie, za to mocno spi�te za pomoc� sprytnego metalowego aparatu na magnetycznych zaciskach, tak �e w pierwszej chwili nie zauwa�y�em zwyczajnego radiogramu podsuni�tego pod g�rny zacisk. Ten radiogram Ekscelencja otrzyma� dzisiaj, szesna�cie minut przedtem, zanim mnie wezwa� do siebie. Oto co by�o w radiodepeszy: 01.06 - 13.01. S�o� do W�drowca. W zwi�zku z pytaniem w sprawie Tristana 01.06 - 07.11 komunikuj�: 31.05 - 19.34 Otrzymali�my informacje od dow�dcy bazy Saraksz 2. Cytuj�: zdemaskowano Gurona (Aba�kin, szyfrant sztabu floty "c" imperium wyspiarskiego). 28.05 Tristan (Loffenfeld, lekarz objazdowy bazy) wylecia� do Gurona, aby przeprowadzi� badanie okresowe. Dzisiaj 29.05 - 17.13 na jego rakiecie przyby� na baz� Guron. Wed�ug jego meldunku Tristan w nie wyja�nionych okoliczno�ciach zosta� schwytany i zamordowany przez kontrwywiad sztabu "c". Pr�buj�c ocali� cia�o Tristana, aby dostarczy� je na baz� Guron zosta� zdekonspirowany, cia�a nie uda�o mu si� wywie��. W czasie ucieczki Guron fizycznie nie ucierpia�, ale jest na granicy nerwowego szoku. Na w�asne kategoryczne ��danie odsy�amy go na ziemie, rejsem 611. Koniec cytatu. Informacja: 611 przyby� na ziemi�, 30.05 - 22.32. Aba�kin nie nawi�za� ��czno�ci z KOMKON-em, na Ziemi do dzisiaj 12.53 nie zarejestrowa� si�. Na stacjach korytarza 611 (pandora, kurort) do chwili obecnej r�wnie� nie zosta� zarejestrowany. S�o�. Progresor. Tak. Przyznaj� zupe�nie otwarcie - nie lubi� progresor�w, chocia� sam by�em prawdopodobnie jednym z pierwszych progresor�w jeszcze w tych czasach, w kt�rych ten termin u�ywany by� wy��cznie w teoretycznych rozwa�aniach. Przyznaj� zreszt�, �e m�j stosunek do progresor�w nie jest niczym oryginalnym. Nie ma w tym nic dziwnego - znakomita wi�kszo�� mieszka�c�w Ziemi organicznie nie jest w stanie poj��, �e istniej� sytuacje wykluczaj�ce kompromis. Albo ja ich, albo oni mnie i nie ma czasu na zastanawianie si�, po czyjej stronie jest racja. Dla normalnego Ziemianina brzmi to dziko, �wietnie to rozumiem, sam taki by�em, p�ki nie trafi�em na Saraksz. Dok�adnie pami�tam moje �wczesne widzenie �wiata, kt�re zak�ada a priori, �e ka�da rozumna istota etycznie jest r�wna tobie i �e nie mo�e w og�le powsta� pytanie, czy istota ta jest lepsza czy gorsza, nawet je�li jej etyka i moralno�� r�ni si� od twojej. Tu nie wystarczy �adne przygotowanie teoretyczne, nie wystarczy modelowanie sytuacji, trzeba samemu przej�� przez zmierzch moralno�ci, zobaczy� co� nieco� na w�asne oczy, bole�nie osmali� w�asne skrzyd�a, uzbiera� par� dziesi�tk�w nieweso�ych wspomnie�, �eby wreszcie nawet nie tyle rozumie�, co wtopi� we w�asny �wiatopogl�d to ongi� bardzo trywialne przekonanie, �e owszem, istniej� istoty rozumne znacznie, niepor�wnywalnie gorsze od ciebie, jakimkolwiek jeste�... Wtedy i tylko wtedy uzyskujesz umiej�tno�� dzielenia innych na swoich i obcych, podejmowania b�yskawicznych decyzji i potrafisz ju� najpierw dzia�a�, a dopiero potem analizowa�. Moim zdaniem, to w�a�nie jest najistotniejsze u Progresora - umiej�tno�� podzia�u na swoich i obcych. A w�a�nie za to na Ziemi odnosz� si� do nich z entuzjastycznym l�kiem i z l�kliwym entuzjazmem, ale najcz�ciej podejrzliwie i z lekkim wstr�tem. I nic na to nie mo�na poradzi�. Wszyscy to musz� jako� znie�� - i oni, i my. Poniewa� nie ma wyboru - albo b�d� Progresorzy, albo te� Ziemia nie ma po co wtr�ca� si� w sprawy pozaziemskie... Na szcz�cie zreszt� my w KOMKON-ie 2 wystarczaj�co rzadko mamy do czynienia z Progresorami. Przeczyta�em radiogram, a nast�pnie uwa�nie przeczyta�em go po raz drugi. Dziwne. A wi�c Ekscelencja jest zainteresowany g��wnie niejakim Tristanem, czyli Loffenfeldem. Po to aby si� dowiedzie� czego� o tym Tristanie, wsta� dzisiaj o �wicie i, ma�o tego, jeszcze wyci�gn�� z ��ka naszego S�onia, kt�ry jak wszyscy wiedz�, k�adzie si� spa� z kurami... I jeszcze jedna rzecz nader dziwna - mo�na pomy�le�, �e z g�ry przewidzia�, jak� otrzyma odpowied�. Wystarczy�o mu zaledwie pi�tna�cie minut, aby podj�� decyzj� w sprawie poszukiwa� Aba�kina i przygotowa� dla mnie teczk� z jego papierami. Wygl�da na to, �e mia� t� teczk� pod r�k�... A co najdziwniejsze - rzeczywi�cie Aba�kin jest ostatnim cz�owiekiem, kt�ry widzia� chocia� trupa Tristana, ale je�eli Ekscelencji potrzebny jest Aba�kin wy��cznie jako �wiadek w sprawie Tristana, to co tu ma do rzeczy ta z�owieszcza przypowie�� o pewnym W�drowcu i pewnym m�okosie? O, rozumie si�, �e mia�em r�ne wersje. Dwadzie�cia wersji. A w�r�d nich niczym per�a l�ni�a nast�puj�ca: Gurona-Aba�kina zwerbowa� wywiad Imperium, w zwi�zku z czym zabi� on Tristana-Loffenfelda, a teraz ukrywa si� na Ziemi w celu przenikni�cia do Rady �wiatowej... Raz jeszcze przeczyta�em radiogram i od�o�y�em go na bok. Dobra. Kartka nr 1. Lew Aba�kin, syn Wiaczes�awa. Numer kodu taki to a taki. Kod genetyczny taki a taki. Urodzi� si� 6 pa�dziernika 38 roku. Wykszta�cenie: szko�a internat 241 w Syktywkarze. Nauczyciel Siergiej Fiedosiejew. Nast�pnie szko�a Progresor�w nr 3 (Europa). Wychowawca Ernest Julius Horn. Zainteresowania: zoopsychologia, teatr, etnolingwistyka. Rekomendacje: zoopsychologia, ksenologia teoretyczna. Praca: luty 58 - wrzesie� 58 praktyka podyplomowa, planeta Saraksz, do�wiadczenie kontaktu z ras� G�owan�w w naturalnym �rodowisku... W tym momencie przerwa�em czytanie. Przecie� ja go chyba pami�tam! Oczywi�cie, by�o to w 58. Nadci�gn�o ca�e towarzystwo: Komow, Rawlingson, Marta... i taki ponury ch�opak, praktykant. Ekscelencja (w tamtych czasach - W�drowiec) kaza� mu rzuci� wszystko i przeprawi� ich przez B��kitn� �mij� do Twierdzy jako ekspedycj� Departamentu Nauki... Taki ko�cisty ch�opak o wyj�tkowo bladej karnacji i wyj�tkowo czarnych, prostych w�osach, podobny do Indianina. Oczywi�cie! Wszyscy (naturalnie opr�cz Komowa) nazywali go Rycz�cym Lwem, dlatego �e g�os mia� wielce dono�ny, niczym tachorg... �wiat jest ma�y! No dobrze, zobaczymy, co z nim by�o dalej. Marzec 60 - lipiec 62, planeta Saraksz, kierownik-realizator operacji "Cz�owiek i G�owany". Lipiec 62 - czerwiec 63, planeta Pandora, kierownik-wykonawca operacji "G�owan w Kosmosie". Czerwiec 63 - wrzesie� 63, planeta Nadzieja, udzia� wraz z G�owanem Szczeknem w operacji "Wymar�y �wiat". Wrzesie� 63 - sierpie� 64, planeta Pandora, kurs szkoleniowy (w zwi�zku ze zmian� zawodu). Sierpie� 64 - listopad 66, planeta Giganda, pierwsze do�wiadczenie jako rezydent - zostaje m�odszym buchalterem hodowli ps�w my�liwskich, nast�pnie jest psiarzem marsza�ka Naton-Giga, potem �owczym herzoga Alajskiego (patrz str. 66)... Znalaz�em stron� 66. By� to skrawek papieru, niechlujnie wydarty nie wiadomo sk�d, najpierw zmi�ty, a nast�pnie wyprostowany. Kto� napisa� na nim zamaszy�cie: "Rudi! Nie masz si� o co niepokoi�. Na skutek wyrok�w boskich na Gigandzie spotka�o si� dwoje z naszego rodze�stwa. Zapewniam ci�, �e by� to czysty przypadek, kt�ry nie spowodowa� �adnych dalszych skutk�w. Je�li nie wierzysz, zajrzyj do 07 i 11. Podj�li�my odpowiednie kroki". Kr�ty, nieczytelny podpis. S�owa "czysty przypadek" trzykrotnie podkre�lone. Na odwrocie kartki - jaki� arabski tekst. W tym momencie zauwa�y�em, �e drapi� si� w g�ow�, i wr�ci�em do kartki nr 1. Listopad 66 - wrzesie� 67, planeta Pandora, kurs szkoleniowy. Wrzesie� 67-grudzie� 70, planeta Saraksz, rezydent w republice Chonti - dzia�acz nielegalnych zwi�zk�w zawodowych, nawi�zanie kontaktu z agentur� Imperium (pierwszy etap operacji "Sztab"). Grudzie� 70, planeta Saraksz, Imperium Wyspiarskie, wi�zie� obozu koncentracyjnego (brak ��czno�ci do marca 71), t�umacz w komendanturze obozu koncentracyjnego, �o�nierz jednostek pomocniczych, �o�nierz Ochrony Wybrze�a, t�umacz-szyfrant na okr�cie flagowym podwodnej floty "C", szyfrant sztabu floty "C". Lekarz prowadz�cy: od 38 roku do 53 - Jadwiga Lekanowa; od 53 do 60 - Romuald Kseresku; od 60 - Kurt Loffenfeld. I to wszystko. Na kartce nr 2 nic wi�cej nie by�o. Chocia� nie, na odwrocie kto� na ca�� stron� namalowa� gwaszem co� w rodzaju stylizowanej litery x. No c�, Lwie Aba�kin, Rycz�cy Lwie, teraz ju� co� nieco� o tobie wiem. Teraz ju� mog� zacz�� ci� szuka�. Wiem, kto by� twoim Nauczycielem. Wiem, kto by� twoim Opiekunem. Znam twoich lekarzy. Jedno, czego nie wiem - komu i po co potrzebna by�a kartka nr 1? Przecie� gdyby kto� chcia� si� dowiedzie�, kim jest Lew Aba�kin, m�g�by po��czy� si� ze �wiatowym O�rodkiem Informacyjnym (po��czy�em si� z O�rodkiem), wybra�by numer kodu lub nazwisko i po up�ywie... raz-dwa-i-trzy... czterech sekund dowiedzia�by si� wszystkiego, co jeden cz�owiek ma prawo wiedzie� o drugim, nie znanym sobie cz�owieku. Prosz� bardzo - Lew Aba�kin i tak dalej, numer kodu, kod genetyczny, urodzony w takim to a takim roku, rodzice (a w�a�ciwie dlaczego na kartce nr 1 nie ma mowy o rodzicach?): Stella Aba�kina i Wiaczes�aw Ciurupa, szko�a internat w Syktywkarze, Nauczyciel, Szko�a Progresor�w, Opiekun... Wszystko si� zgadza. Tak. Progresor, pracuje od roku 60 na planecie Saraksz. Hm. Niewiele. Tylko oficjalne dane. Najwidoczniej w kt�rym� momencie postanowi� nie trudzi� si� dostarczaniem �wie�ych wiadomo�ci s�u�bie informacyjnej... A to co? "Adres na Ziemi nie zarejestrowany". Za��da�em nast�pnej informacji: "Pod jakimi adresami rejestrowa� si� na Ziemi numer kodowy taki a taki?" Po dw�ch sekundach otrzyma�em odpowied�: "Ostatni adres Aba�kina na Ziemi - Szko�a Progresor�w nr 3 (Europa)". Te� bardzo interesuj�cy szczeg�. Albo Aba�kin w ci�gu ostatnich osiemnastu lat ani razu nie by� na Ziemi, albo te� jest wyj�tkowym odludkiem, nigdy nie rejestruje swoich adres�w i nie zamierza nikogo o sobie informowa�. Zar�wno jedno, jak i drugie mo�na sobie oczywi�cie wyobrazi�, wygl�da to jednak dosy� niezwyczajnie... Jak wiadomo, O�rodek Informacyjny zawiera tylko te informacje, kt�re cz�owiek sam ma ochot� dostarczy�. A co zawiera kartka nr 1? Nie widz� tam absolutnie nic takiego, co Aba�kin m�g�by chcie� ukry�. Wszystko wprawdzie zreferowane jest znacznie dok�adniej, ale przecie� o tego rodzaju szczeg�y nikt nie b�dzie zwraca� si� do o�rodka. Mo�na zwr�ci� si� do KOMKON-u 1, tam to wszystko jest w aktach. A o tym, czego nie wiedz� w KOMKON-ie, �atwo si� dowiedzie� na Pandorze, w�r�d Progresor�w, kt�rzy albo przylatuj� tu na przeszkolenie, albo zwyczajnie wyleguj� si� na Diamentowej Pla�y u st�p najwi�kszych w zamieszkanym Kosmosie piaszczystych wydm... Dobra, B�g z ni�, z t� kartk� nr 1. Chocia� odnotowa�em sobie w pami�ci, �e nadal nie rozumiem, po co ona w og�le jest potrzebna, i na domiar te wszystkie szczeg�y. A je�li ju� sporz�dzono j� z tak� pieczo�owito�ci�, to dlaczego ani s�owem nie wspomniano o rodzicach. Stop. To akurat najprawdopodobniej nie powinno mnie obchodzi�. Za to bardzo ciekawe, czemu kiedy wr�ci� na Ziemi�, nie zarejestrowa� si� w KOMKON-ie? Mo�na to obja�ni� nast�puj�co - za�amanie psychiczne. Wstr�t do swojej pracy. Progresor na granicy za�amania psychicznego wraca na ojczyst� planet�, kt�rej nie widzia� co najmniej od o�miu lat. Dok�d pojedzie? Moim zdaniem do matki w takim stanie i�� nie wypada. Aba�kin nie wygl�da na s�abeusza, a raczej, wyra�aj�c si� �ci�le, nie powinien wygl�da�. Nauczyciel? Czy Opiekun? To mo�liwe. To ca�kiem prawdopodobne. Wyp�aka� si� na przyjaznym ramieniu. Wiem po sobie. I to raczej Nauczyciel ni� Opiekun. Bo jednak Opiekun to w pewnym sensie kolega, a Aba�kin z odraz� my�li o swojej pracy... Stop. Stop, powiadam! Co si� ze mn� dzieje? Spojrza�em na zegarek. Na dwa dokumenty straci�em trzydzie�ci minut. A do tego nawet ich nie przestudiowa�em, zaledwie przejrza�em. Zmusi�em si� do koncentracji i nagle zrozumia�em, �e sprawa wygl�da kiepsko. Znienacka u�wiadomi�em sobie, �e w og�le nie interesuj� mnie rozwa�ania na temat, jak odnale�� Aba�kina. Znacznie bardziej chcia�bym zrozumie�, dlaczego tak koniecznie trzeba go odnale��. Oczywi�cie niezw�ocznie ogarn�a mnie z�o�� na Ekscelencj�, chocia� prosta logika podpowiada�a mi, �e szef z pewno�ci� udzieli�by mi wszelkich niezb�dnych wyja�nie�, gdyby to mog�o pom�c w poszukiwaniach. A je�eli nie wyja�ni� mi, dlaczego trzeba szuka� i znale�� Aba�kina, jasne jest, �e to dlaczego nie ma �adnego zwi�zku z problemem jak. W tym momencie zrozumia�em jeszcze jedn� rzecz. A raczej nie tyle zrozumia�em, ile wyczu�em. A nawet mo�e nie tyle wyczu�em, ile zacz��em podejrzewa�. Ca�a ta bezsensowna teczka, ta ilo�� papieru, ca�a ta po��k�a pisanina nie dadz� mi nic, opr�cz by� mo�e jeszcze kilku nazwisk i niebywa�ej ilo�ci nowych problem�w, kt�re w dalszym ci�gu nie maj� �adnego zwi�zku z odpowiedzi� na pytanie jak. 1 czerwca 78 roku Pokr�tce o zawarto�ci teczki Do godziny 14.23 zako�czy�em opis zawarto�ci teczki. Wi�ksz� cz�� zawarto�ci stanowi�y dokumenty napisane, jak zrozumia�em, r�k� Aba�kina. Po pierwsze, by�o to sprawozdanie z uczestnictwa w operacji "Wymar�y �wiat" na planecie Nadzieja - siedemdziesi�t sze�� stron, zapisanych wyra�nym, zamaszystym pismem, bez poprawek. Przejrza�em pobie�nie te stronice. Aba�kin opisywa�, jak wraz z G�owanem Szczeknem poszukuj�c jakiego� obiektu (nie zorientowa�em si� jakiego) spenetrowa� opuszczone miasto i jeden z pierwszych nawi�za� kontakt z niedobitkami nieszcz�snych tubylc�w. Pi�tna�cie lat temu Nadzieja i jej straszliwy los by�a na Ziemi tematem numer jeden jako gro�na przestroga dla wszystkich zamieszkanych planet Wszech�wiata i jako �wiadectwo najbli�szej w czasie i najwi�kszej co do swojej skali ingerencji W�drowc�w w losy innych cywilizacji. Teraz uwa�a si� za stwierdzone ponad wszelk� w�tpliwo��, �e w ci�gu swego ostatniego stulecia mieszka�cy Nadziei utracili kontrol� nad rozwojem techniki i w praktyce nieodwracalnie zak��cili r�wnowag� ekologiczn�. Przyroda uleg�a zniszczeniu. Odpady przemys�owe, odpady powsta�e w wyniku ob��kanych i rozpaczliwych eksperyment�w maj�cych na celu popraw� sytuacji do takiego stopnia zatru�y planet�, �e tamtejsza ludzko��, pora�ona ca�ym kompleksem schorze� genetycznych, skazana zosta�a na ca�kowite zdziczenie i nieuniknione wymarcie. Struktury genetyczne na Nadziei oszala�y. W�a�ciwie, o ile mi wiadomo, do tej pory nikt na Ziemi nie wykry� mechaniki tego szale�stwa. W ka�dym razie jeszcze �aden biolog nie skonstruowa� modelu tego procesu. Szale�stwo genetycznych struktur. Z zewn�trz wygl�da�o to jak gwa�towne, nieliniowe w czasie przy�pieszenie tempa rozwoju wszystkich, cho�by elementarnie z�o�onych organizm�w. Je�eli za� chodzi o ludzi, do dwunastu lat rozwijali si� mniej wi�cej normalnie, nast�pnie zaczynali gwa�townie doro�le� i jeszcze gwa�towniej starze� si�. Szesnastoletni wygl�dali na trzydziestopi�cioletnich, a dziewi�tnastoletni umierali ze staro�ci. Rzecz jasna, �e taka cywilizacja nie mia�a �adnej historycznej perspektywy, ale wtedy pojawili si� W�drowcy. Po raz pierwszy, o ile nam wiadomo, aktywnie zaingerowali w wydarzenia na obcej planecie. Teraz ju� mo�na uwa�a� za stwierdzone, �e uda�o im si� ewakuowa� przewa�aj�c� cz�� ludno�ci Nadziei przez tunele mi�dzyprzestrzenne i najprawdopodobniej uratowa�. (Dok�d wyprowadzono te miliardy nieszcz�snych, chorych ludzi, gdzie si� obecnie znajduj� i co si� z nimi sta�o - oczywi�cie nie wiemy i najpewniej dowiemy si� niepr�dko). Aba�kin uczestniczy� tylko w samym pocz�tku operacji "Wymar�y �wiat", i rola, kt�r� mu wyznaczono, by�a wystarczaj�co skromna. Chocia� je�eli spojrze� na to z innego punktu widzenia, by� pierwszym (i na razie jedynym) Progresorem-Ziemianinem, kt�remu zdarzy�o si� pracowa� w parze z przedstawicielem niehumanoidalnej rozumnej rasy. Przegl�daj�c to sprawozdanie stwierdzi�em, �e Aba�kin wymienia tam sporo nazwisk, ale odnios�em wra�enie, �e dla mnie interesuj�cy mo�e by� tylko Szczekn. Wiedzia�em, �e na Ziemi przebywa obecnie misja G�owan�w, i chyba warto si� dowiedzie�, czy nie ma w�r�d nich tego Szczekna. Aba�kin pisa� o nim tak ciep�o, �e nie wyklucza�em mo�liwo�ci przyjacielskiego spotkania. W tym momencie mia�em ju� odnotowane w pami�ci, �e Aba�kin mia� szczeg�lny stosunek do "braci mniejszych" - G�owanom po�wi�ci� kilka lat �ycia, na Gigandzie zosta� psiarzem... i w og�le... W teczce by�o jeszcze jedno sprawozdanie Aba�kina - z przebiegu operacji na Ligandzie. Moim zdaniem ca�a sprawa by�a ma�o istotna - �owczy jego wysoko�ci herzoga Alajskiego za�atwia� po protekcji posad� w banku swojemu biednemu krewniakowi. �owczym by� Lew Aba�kin, a ubogim krewniakiem - niejaki Korniej Jaszmaa. W tym sprawozdaniu, o ile uda�o mi si� zauwa�y�, nie by�o ani jednego ziemskiego nazwiska. Zogga, Naton-Giga, stalmistrze, pancermistrze, ich wysoko�ci, konferentz-dyrektorzy, hofdamy... Odnotowa�em w pami�ci tego Kornieja, chocia� by�o jasne, �e raczej mi si� nie przyda. Drugie sprawozdanie liczy�o dwadzie�cia cztery strony i wi�cej �adnych sprawozda� Lwa Aba�kina w teczce nie by�o. Wyda�o mi si� to nieco dziwne i postanowi�em pomy�le� o tym kiedy� p�niej - dlaczego z niezliczonych sprawozda� zawodowego Progresora do teczki 07 w�o�ono tylko te dwa i akurat te dwa? Obydwa sprawozdania by�y napisane wed�ug formu�y "Laborant", i, moim skromnym zdaniem, niezmiernie przypomina�y szkolne wypracowania z gatunku "Jak sp�dzi�em wakacje u dziadka". Pisze si� takie sprawozdania z ogromn� �atwo�ci�, czyta z nieopisanym trudem. Psychologowie (kt�rzy siedz� w sztabach) domagaj� si�, aby sprawozdania zawiera�y nie tyle obiektywne dane o faktach i wydarzeniach, ile absolutnie subiektywne odczucia, osobiste wra�enia i strumie� �wiadomo�ci autora. Przy tym formu�y sprawozdania ("laborant"; "genera�", "artysta") autor nie mo�e wybra� sam, jest ona narzucona z g�ry z jakich� zagadkowych psychologicznych racji. Zaprawd� istnieje na �wiecie zwyczajne, bezpardonowe k�amstwo, istnieje tak�e statystyka, ale nie zapominajmy, przyjaciele, i o psychologii! Nie jestem psychologiem, w ka�dym razie nie z wykszta�cenia, ale pomy�la�em, �e by� mo�e i mnie uda si� wy�owi� z tych sprawozda� co� u�ytecznego dla pog��bienia wiedzy o osobowo�ci Lwa Aba�kina. Przegl�daj�c zawarto�� teczki co i rusz trafia�em na podobne, a nawet powiedzia�bym, identyczne i kompletnie niezrozumia�e dokumenty - niebieskawe arkusze grubego papieru z zielon� obw�dk� i monogramem wyt�oczonym w lewym g�rnym rogu. Monogram przypomina� chi�skiego smoka, a mo�e pterodaktyla. Na ka�dym takim arkuszu znajomym mi ju� zamaszystym pismem, czasem pi�rem, czasem flamastrem, a kilkakrotnie nie wiadomo dlaczego laboratoryjnym pisakiem, kto� wykre�la� "Tristan 779". Ni�ej widnia� zawsze ten sam zawi�y podpis. O ile mo�na by�o s�dzi� z dat, arkusze te wk�adano do teczki poczynaj�c od 60 roku, mniej wi�cej raz na trzy miesi�ce, tak �e teczka w jednej czwartej sk�ada�a si� w�a�nie z tych arkuszy. Jeszcze dwadzie�cia dwie strony zajmowa�a korespondencja mi�dzy Aba�kinem i jego zwierzchnikami. Ta korespondencja nasun�a mi pewn� my�l. W pa�dzierniku 63 roku Aba�kin kieruje do KOMKON-u 1 raport, w kt�rym wyra�a nie�mia�e na razie jeszcze zdziwienie z powodu przerwania operacji "G�owan w Kosmosie", przerwania bez konsultacji z nim, Aba�kinem, chocia� operacja przebiega�a z powodzeniem i dalsze jej perspektywy rysowa�y si� znakomicie. Nie wiadomo, jak� odpowied� otrzyma� na sw�j raport Aba�kin, ale w listopadzie tego� roku pisze rozpaczliwy list do Komowa, prosz�c o wznowienie operacji "G�owan w Kosmosie", i jednocze�nie bardzo ostre w tonie o�wiadczenie do KOMKON-u, w kt�rym protestuje przeciwko skierowaniu jego, Aba�kina, na kurs dokszta�caj�cy. (Przy tym nie wiadomo dlaczego, wszystko to robi w formie pisemnej, a nie zwyczajn� drog�). Jak wynika z nast�pnych fakt�w, korespondencja nie da�a �adnego rezultatu i Aba�kin jedzie na Gigand�. Trzy lata p�niej, w listopadzie 66, ponownie pisze z Pandory do KOMKON-u i prosi, aby skierowano go na Saraksz w celu dalszej pracy z G�owanami. Tym razem pro�ba jego zostaje spe�niona, ale tylko po�owicznie. Jedzie na Saraksz, ale nie nad B��kitn� �mij�, tylko do Chonti jako nielegalny dzia�acz zwi�zkowy. Z kursu szkoleniowego w lutym i sierpniu 67 Aba�kin jeszcze dwukrotnie pisze do KOMKON-u (do Badera, a potem do samego Gorbowskiego), zwracaj�c uwag� na nonsensowno�� wykorzystywania jego, znakomitego specjalisty od G�owan�w, w charakterze rezydenta. Ton jego list�w staje si� coraz ostrzejszy, na przyk�ad listu do Gorbowskiego trudno nie nazwa� obra�liwym. Bardzo chcia�bym si� dowiedzie�, co odpowiedzia� czaruj�cy Leonid Andriejewicz na ten wybuch furii i obra�liwej pogardy. Przebywaj�c ju� w Chonti jako rezydent, w pa�dzierniku 67 Aba�kin wysy�a do Komowa sw�j ostatni list - szeroki plan forsowania kontakt�w z G�owanami, proponuje w nim mi�dzy innymi sta�� wymian� misji wy��cznie G�owan�w do zoopsychologicznych prac przeprowadzanych na Ziemi itd., itp. Nigdy specjalnie nie interesowa�em si� t� dziedzin�, ale mam niejasne wra�enie, �e obecnie ten plan znajdu je si� w stadium realizacji. A je�eli tak, to sytuacja istotnie jest paradoksalna - plan jest realizowany, a jego autor tkwi jako rezydent w Chonti albo w Imperium. W og�le ca�a ta korespondencja wywar�a na mnie przykre wra�enie. Dobrze, powiedzmy, �e nie jestem specjalist�, nie znam si� na G�owanach, nie mog� wypowiada� si� w tej kwestii, mo�liwe zreszt�, �e plan Aba�kina jest ca�kiem trywialny i nie ma sensu u�ywanie takich wielkich s��w jak "autor". Ale sprawa nie tylko na tym polega! Ch�opak najwidoczniej jest urodzonym zoopsychologiem. "Zainteresowania - zoopsychologia, teatr, etnolingwistyka..." "Uzdolnienia - zoopsychologia, krenologia teoretyczna..." A mimo to robi� z niego Progresora. Nie przecz�, istnieje du�a grupa Progresor�w, dla kt�rych zoopsychologia jest chlebem powszednim. Na przyk�ad dla tych, kt�rzy pracuj� na Le�nidzie albo w�a�nie z G�owanami. Ale nie, ch�opca zmuszaj� do pracy z humanoidami, jest rezydentem, boj�wkarzem, chocia� od pi�ciu lat krzyczy na ca�y KOMKON: "Co ze mn� wyprawiacie?" A potem jeszcze dziwi� si�, �e jest na granicy wytrzyma�o�ci psychicznej! Oczywi�cie Progresor to taki zaw�d, w kt�rym �elazna, powiedzia�bym nawet, wojskowa dyscyplina jest absolutnie konieczna. Progresor nieustannie musi robi� nie to, na co ma ochot�, a to, co mu rozkazuje KOMKON. Na tym polega Progresor. I zapewne rezydent Aba�kin jest znacznie cenniejszy dla KOMKON-u ni� Aba�kin zoopsycholog. Ale pomimo wszystko jest w tej historii co� niestosownego, dobrze by�oby porozmawia� na ten temat z Gorbowskim albo z Komowem... I cokolwiek tam wykona� ten Aba�kin (a z pewno�ci� nie�le narozrabia�), jak Boga kocham, jestem po jego stronie. Zreszt� to wszystko nie ma nic wsp�lnego z moim zdaniem. Zauwa�y�em jeszcze, �e brakuje trzech ponumerowanych kartek nast�puj�cych po pierwszym sprawozdaniu Aba�kina, dw�ch po drugim sprawozdaniu i dw�ch po ostatnim li�cie Aba�kina do Komowa. Postanowi�em nie przywi�zywa� do tego znaczenia. 1 czerwca 78 roku Prawie wszystko o mo�liwych kontaktach Lwa Aba�kina Sporz�dzi�em pobie�n� list� przypuszczalnych kontakt�w Lwa Aba�kina na Ziemi - na li�cie tej znalaz�o si� zaledwie sze�� os�b - i ponumerowa�em je w kolejno�ci zmniejszaj�cego si� prawdopodobie�stwa (wed�ug mojego rozeznania, rzecz jasna) wizyty u nich Lwa Aba�kina. Wygl�da�o to nast�puj�co: Nauczyciel Siergiej Fiedosiejew. Matka Stella Aba�kina. Ojciec Wiaczes�aw Ciurupa. Opiekun Ernest Julius Horn. Lekarz szko�y Progresor�w Romuald Kseresku. Lekarz szko�y internatu Jadwiga Lekanowa. W drugim rzucie mia�em Kornieja Jaszmaa, G�owana Szczekna, Jakowa Van der Hoosego i jeszcze pi�� os�b - samych Progresor�w. Je�eli za� chodzi o takich ludzi jak Gorbowski, Bader i Komow, to wynotowa�em ich raczej pro forma. Nie mog�em si� do nich zwraca� chocia�by dlatego, �e �adnej legendy im nie wcisn�, a pyta� wprost nie mia�em prawa, nawet gdyby kt�ry� z nich sam si� do mnie zwr�ci� w tej kwestii. W ci�gu dziesi�ciu minut O�rodek dostarczy� mi nast�puj�cych ma�o pocieszaj�cych informacji. Rodzice Lwa Aba�kina nie istnieli, przynajmniej w og�lnie przyj�tym sensie tego s�owa. Mo�liwe, �e nie istnieli w og�le. Sprawa polega�a na tym, �e ponad czterdzie�ci lat temu Stella Aba�kina i Wiaczes�aw Ciurupa w sk�adzie grupy "Yormala" na unikalnym gwiazdolocie "Mrok" rozpocz�li sondowanie Czarnej Dziury EN 200056. ��czno�ci z nimi nie by�o, zreszt� by� nie mog�o wed�ug wsp�czesnych poj��. Jak si� okazuje, Lew Aba�kin by� ich po�miertnym dzieckiem. Naturalnie s�owo "po�miertny" w tym kontek�cie nie jest zupe�nie �cis�e - z du�� doz� prawdopodobie�stwa mo�na przypu�ci�, �e rodzice jego �yj� i b�d� �y� jeszcze miliony lat wed�ug naszej miary czasu, ale z punktu widzenia Ziemianina oczywi�cie mo�na ich traktowa� jak zmar�ych. Dzieci nie mieli i gdy na zawsze opuszczali nasz Wszech�wiat, jak wiele par przed nimi i po nich w podobnej sytuacji zostawili w Instytucie �ycia zap�odnion� kom�rk� jajow�. Gdy sta�o si� jasne, �e zanurzenie uda�o si� i �e za�oga "Yormala" nigdy nie powr�ci na Ziemi�, kom�rk� zaktywizowano i pojawi� si� Lew Aba�kin - po�miertny syn �yj�cych rodzic�w. Teraz przynajmniej zrozumia�em, dlaczego kartka nr 1 w og�le nie wspomina o rodzicach Aba�kina. Ernesta Juliusa Horna, opiekuna Aba�kina w szkole Progresor�w, nie by�o ju� w�r�d �ywych. W 72 roku zgin�� przy zdobywaniu szczytu Strogowa na planecie Wenus. Lekarz Romuald Kseresku znajdowa� si� na niejakiej planecie Lu, wi�c by� absolutnie nieosi�galny. Nigdy nawet nie s�ysza�em o takiej planecie, ale poniewa� Kseresku jest Progresorem, mo�na przypuszcza�, �e planeta jest zamieszkana. Ciekawe, �e starzec (ma sto szesna�cie lat!), zostawi� w O�rodku Informacyjnym sw�j ostatni domowy adres wraz z nast�puj�cym charakterystycznym pos�aniem: "Moja wnuczka i jej m�� z rado�ci� przyjm� pod tym dachem ka�dego z moich wychowank�w". Nale�y przypuszcza�, �e wychowankowie lubili swojego staruszka i cz�sto go odwiedzali. Chyba powinienem mie� to na uwadze. Z pozosta�ymi dwoma mia�em wi�cej szcz�cia. Siergiej Fiedosiejew, Nauczyciel Aba�kina, ca�y i zdrowy mieszka� na brzegu Jeziora Ajatskiego w domku o odstraszaj�cej nazwie "Moskity". Mia� r�wnie� ponad sto lat i by� chyba cz�owiekiem albo nadzwyczaj skromnym, albo skrytym, poniewa� opr�cz adresu �adnych innych danych o sobie nie poda�. Poza �ci�le oficjalnymi - �e uko�czy� takie to a takie studia oraz �e jest archeologiem Nauczycielem. I to wszystko. Jak m�wi�, jab�ko od jab�oni... Zdumiewaj�co przypomina swojego ucznia Lwa Aba�kina. A tymczasem kiedy za��da�em od O�rodka dodatkowych informacji, okaza�o si�, �e Fiedosiejew jest autorem ponad trzydziestu publikacji z dziedziny archeologii, uczestnikiem o�miu ekspedycji archeologicznych (Azja P�nocno-Zachodnia) i trzech eurazjatyckich konferencji nauczycielskich. Poza tym u siebie w "Moskitach" zorganizowa� w�asne muzeum paleolityczne dotycz�ce p�nocnego Uralu. Postanowi�em skontaktowa� si� z nim w najbli�szym czasie. Natomiast Jadwiga Lekanowa sprawi�a mi niespodziank�. Lekarze pediatrzy rzadko zmieniaj� zaw�d, wi�c nawet ju� wyobrazi�em sobie drobn�, chud� staruszk�, zgarbion� pod ci�arem specyficznego i w istocie rzeczy najcenniejszego na �wiecie do�wiadczenia, kt�ra �wawo drepcze ci�gle po tych samych audytoriach szko�y w Syktywkarze. Diab�a tam - drepcze! Przez pewien czas rzeczywi�cie by�a pediatr� i rzeczywi�cie w Syktywkarze, ale potem przekwalifikowa�a si� na Etnologa i, ma�o tego, zajmowa�a si� kolejno: ksenologi�, patoksenologi�, psychologi� por�wnawcz�, lewelometri� i we wszystkich nie tak znowu blisko powi�zanych z sob� dziedzinach nauki osi�gn�a znaczne sukcesy, je�li s�dzi� po ilo�ci opublikowanych prac i odpowiedzialnych stanowisk, jakie zajmowa�a. W ci�gu ostatnich dwudziestu pi�ciu lat pracowa�a w sze�ciu r�nych organizacjach i instytutach naukowych, a teraz dzia�a�a w si�dmym - w objazdowym Instytucie Etnologii Ziemi w dorzeczu Amazonki. Adresu nie mia�a, ch�tni mogli nawi�zywa� z ni� ��czno�� przez baz� Instytutu w Manaosie. No c�, dzi�ki chocia� za to, mimo �e mocno pow�tpiewam, �eby m�j klient w swoim obecnym stanie pr�bowa� j� odnale�� w dziewiczej d�ungli. By�o zupe�nie jasne, �e nale�y zacz�� od Nauczyciela. Wzi��em teczk� pod pach�, wezwa�em maszyn� i polecia�em nad Jezioro Ajatskie. 1 czerwca 78 roku Nauczyciel Lwa Aba�kina Wbrew moim obawom dom "Moskity" sta� na wysokim urwisku nad sosn� wod� otwarty dla wszystkich wiatr�w i �adnych komar�w nikt tam nigdy nie widzia�. Gospodarz powita� mnie bez zdziwienia, z umiarkowan� �yczliwo�ci�. Usiedli�my na werandzie w plecionych fotelach przy owalnym antycznym stoliku, na kt�rym sta�a miska ze �wie�ymi malinami, dzban z mlekiem i kilka szklanek. Powt�rnie przeprosi�em za naj�cie i moje przeprosiny powt�rnie zosta�y przyj�te milcz�cym skinieniem g�owy. Patrzy� na mnie ze spokojnym oczekiwaniem, jakby oboj�tnie, w og�le twarz mia� raczej nieruchom�, jak zreszt� wi�kszo�� tych starc�w, kt�rzy maj� po sto lat z hakiem i zachowuj� w pe�ni jasny umys� i krzepkie cia�o. Twarz mia� kanciast�, br�zow� od opalenizny, prawie bez zmarszczek, pot�ne kosmate brwi stercz�ce do przodu jakby zas�ania�y mu oczy przed s�o�cem. Zabawne - praw� brew mia� czarn� jak smo�a, a lew� �nie�nobia��, w�a�nie bia��, a nie siw�. Przedstawi�em si� i zreferowa�em mu swoj� legend�. By�em dziennikarzem, z zawodu zoopsychologiem, zbiera�em materia�y do ksi��ki o kontaktach cz�owieka z G�owanami... I tak dalej... i tak dalej... Przyznaj� otwarcie, �e przez ca�y czas tli�a si� we mnie iskierka nadziei, �e moje �garstwa zostan� przerwane zaraz na pocz�tku okrzykiem: "Chwileczk�, Lew? By� u mnie dos�ownie wczoraj!" Nikt mi jednak nie przerwa�, wi�c musia�em �ga� do ko�ca - z m�drym wyrazem twarzy zreferowa� swoj� po�piesznie skonstruowan� teori�, �e osobowo�� tw�rcza formuje si� w dzieci�stwie, w�a�nie w dzieci�stwie, nie w okresie dojrzewania, nie w m�odo�ci i oczywi�cie nie w wieku dojrza�ym, w�a�nie formuje si�, a nie wykluwa lub kie�kuje... A kiedy wreszcie si� zatchn��em, stary milcza� jeszcze przez ca�� minut�, a potem nieoczekiwanie zapyta�, co to s� w�a�ciwie te G�owany. Zdumia�em si� najzupe�niej szczerze. Wygl�da�o na to, �e Lew Aba�kin nie znalaz� wolnej chwili, �eby pochwali� si� przed swoim nauczycielem w�asnymi sukcesami! Doprawdy trzeba by� wyj�tkowo skrytym odludkiem, �eby nie opowiedzie� Nauczycielowi o swoich sukcesach. Z ochot� wyja�ni�em, �e G�owany to rozumna kynoidalna rasa, kt�ra powsta�a na planecie Saraksz w rezultacie popromiennych mutacji. - Kynoidalna? Psy? - Tak. Rozumne istoty psokszta�tne. Maj� ogromne g�owy, st�d - G�owany. - A wi�c Lew pracuje teraz z psokszta�tnymi? Osi�gn�� to, czego chcia�? Zaprzeczy�em. Powiedzia�em, �e nie mam poj�cia, nad czym teraz pracuje Lew, jednak�e dwadzie�cia lat temu z wielkim powodzeniem zajmowa� si� G�owanami. - Zawsze lubi� zwierz�ta - powiedzia� Fiedosiejew. - By�em przekonany, �e powinien zosta� zoopsychologiem. Kiedy komisja skierowa�a go do szko�y Progresor�w, protestowa�em, jak mog�em... Zreszt� to wszystko by�o bardziej skomplikowane... by� mo�e gdybym nie protestowa�... Zamilk� i nala� mi mleka do szklanki. Nadzwyczaj opanowany cz�owiek. �adnych okrzyk�w, �adnych tam: "Ach, Lew! To by� taki wspania�y ch�opiec!" Oczywi�cie trudno wykluczy� ewentualno��, �e Lew nie by� wspania�ym ch�opcem. - A wi�c czego pan si� chcia� konkretnie dowiedzie�? - zapyta� Siergiej Fiedosiejew. - Wszystkiego! - odpar�em szybko. - Jaki by� w dzieci�stwie. Czym si� interesowa�. Czym si� wyr�nia� w szkole. Wszystkiego, co pan pami�ta. - Dobrze - powiedzia� Fiedosiejew bez krztyny entuzjazmu. - Spr�buj�. Lew Aba�kin by� bardzo skrytym dzieckiem. Od najm�odszych lat. Skryto�� by�a pierwsz� rzecz�, jaka rzuca�a si� w oczy. Nie by�a ona zreszt� skutkiem kompleksu ni�szo�ci, poczucia niepe�nej warto�ci czy te� braku pewno�ci siebie. By�a to raczej skryto�� cz�owieka bardzo zaj�tego. Jak gdyby nie chcia� traci� czasu na otaczaj�cych go ludzi, jak gdyby by� stale niezmiernie zaj�ty swoim w�asnym wewn�trznym �wiatem. Prymitywnie definiuj�c, �wiat ten sk�ada� si� z niego samego i wszystkich �ywych istot - z wyj�tkiem ludzi. Nie jest to szczeg�lnie rzadkie zjawisko w�r�d dzieci, tylko �e Lew by� utalentowany w tym kierunku, a dziwne by�o co� zupe�nie innego: przy ca�ej swojej skryto�ci ch�tnie, a nawet z ogromnym zadowoleniem wyst�powa� na wszelkiego rodzaju imprezach w szkolnym teatrze. Co prawda zawsze solo. Kategorycznie odm�wi� udzia�u w sztukach. Zwykle recytowa�, a nawet �piewa� z natchnionym, niezwyk�ym u niego blaskiem w oczach, jakby otwiera� si� na scenie, a potem schodz�c z niej znowu by� sob� zamkni�tym, milcz�cym, nieprzyst�pnym ch�opcem. I taki by� nie tylko wobec Nauczyciela, ale i wobec koleg�w, do ko�ca nie uda�o si� wykry�, jaka by�a tego przyczyna. Mo�na tylko przypu�ci�, �e jego talent we wsp�yciu z przyrod� tak przemo�nie t�umi� wszelkie odruchy jego psychiki, �e koledzy - i w og�le wszyscy ludzie - po prostu przestali go interesowa�. W rzeczywisto�ci by�o to, rzecz jasna, znacznie bardziej skomplikowane - jego skryto��, w�asny �wiat, kt�ry go tak poch�ania�, by�y rezultatem tysi�cy mikrowydarze�, rozgrywaj�cych si� poza polem widzenia Nauczyciela. Nauczyciel przypomnia� sobie tak� scen�: po ulewnym deszczu Lew chodzi� po �cie�kach parku, zbiera� d�d�ownice i rzuca� je z powrotem w traw�. Dzieciom wyda�o si� to okropnie zabawne, a by�y w�r�d nich i takie, kt�re umia�y si� nie tylko �mia�, ale okrutnie wy�miewa�. Nauczyciel bez s�owa przy��czy� si� do Lwa i zacz�� zbiera� d�d�ownice razem z nim... - Ale obawiam si�, �e Lew mi nie uwierzy�. W�tpi�, �eby mi si� uda�o przekona� go, �e los robak�w naprawd� mnie interesuje. A mia� on jeszcze jedn� cech� - by� absolutnie uczciwy. Nie pami�tam, �eby chocia� raz sk�ama�. Nawet w tym wieku, kiedy dzieci k�ami� z bezmy�ln� przyjemno�ci�, a k�amstwo sprawia im czyst� bezinteresown� rado��. Lew nie k�ama�. Wi�cej, pogardza� tymi, kt�rzy k�amali. Nawet je�li k�amali bezinteresownie, z ciekawo�ci. Podejrzewam, �e musia� by� w jego �yciu taki moment, kiedy po raz pierwszy z obrzydzeniem i zgroz� zrozumia�, �e ludzie potrafi� m�wi� nieprawd�. Ten moment r�wnie� przegapi�em... Nie s�dz� zreszt�, �eby to pana interesowa�o. Pan zapewne chce si� dowiedzie�, w jaki spos�b kszta�towa� si� Lew Aba�kin, przysz�y zoopsycholog... I Siergiej Paw�owicz przyst�pi� do opowie�ci, jak kszta�towa� si� Lew, przysz�y zoopsycholog... Musia�em gra� dalej swoj� rol�. S�ucha�em z niezmiernie zainteresowanym wyrazem twarzy, w odpowiednich miejscach wstawia�em: "A wi�c tak to wygl�da�o?", a raz pozwoli�em sobie nawet na wulgarny okrzyk: "Do diab�a, to jest w�a�nie to, o co mi chodzi!" Czasami bardzo nie lubi� swojego zawodu. Potem zapyta�em: - To znaczy, �e mia� niewielu przyjaci�? - Przyjaci� nie mia� w og�le - powiedzia� Fiedosiejew. - Nie widzia�em go od momentu uko�czenia szko�y, ale inni uczniowie z jego grupy m�wili mi, �e z nimi r�wnie� nie utrzymuje kontaktu. Niezr�cznie im by�o o tym opowiada�, ale o ile zrozumia�em, Lew po prostu uchyla si� od spotka�. I nagle jego spok�j prys�. - Ale dlaczego interesuje pana akurat Lew? Wypu�ci�em w �wiat stu siedemdziesi�ciu ludzi. Czemu z nich wszystkich potrzebny jest panu w�a�nie Lew? Prosz� zrozumie�, ja nie uwa�am go za swego ucznia! Nie mog� uwa�a�! To moja kl�ska! Jedyna moja kl�ska! Od pierwszego dnia dziesi�� lat z rz�du pr�bowa�em nawi�za� z nim kontakt, zbudowa� pomost, cho�by cienki jak w�os. My�la�em o nim dziesi�� razy wi�cej ni� o jakimkolwiek innym swoim uczniu. Pr�bowa�em wszystkiego, co by�o w mojej mocy, i to wszystko obraca�o si� na z�e... - Jak pan tak mo�e m�wi�? - powiedzia�em. - Aba�kin jest znakomitym specjalist�, uczonym �wiatowej klasy, znam go osobi�cie... - I co pan o nim s�dzi? - �wietny ch�opak, entuzjasta... To by�a w�a�nie pierwsza ekspedycja do G�owan�w. Wszyscy bardzo go cenili, sam Komow pok�ada� w nim wielkie nadzieje... i nie zawi�d� si�, przeciwnie. - Mam znakomite maliny - powiedzia� Siergiej Paw�owicz - najwcze�niejsze maliny w okolicy. Niech pan skosztuje, bardzo prosz�... Zamilk�em, wzi��em talerzyk z malinami. - G�owany - powt�rzy� z gorycz�. - No c�, to mo�liwe. Ale widzi pan, ja sam dobrze wiem, �e Lew ma talent. Tylko �e nie ma w tym �adnej mojej zas�ugi... Czas jaki� w milczeniu jedli�my maliny z mlekiem. Przeczuwa�em, �e z minuty na minut� zbli�a si� zmiana tematu rozmowy, b�dziemy m�wi� o mnie. Siergiej Paw�owicz wyra�nie nie zamierza� wi�cej rozmawia� o Aba�kinie i zwyczajna grzeczno�� kaza�a mu zainteresowa� si� moj� osob�. Powiedzia�em szybko: - Ogromnie jestem panu wdzi�czny. Da� mi pan mn�stwo interesuj�cego materia�u. Szkoda tylko, �e Lew nie mia� przyjaci�. Bardzo liczy�em, �e znajd� jakiego� bliskiego przyjaciela Aba�kina. - Mog�, je�li trzeba, poda� panu nazwiska jego koleg�w z klasy... - Umilk� na chwil�, a potem powiedzia� nieoczekiwanie: - Wi�c tak. Niech pan odszuka Maj� G�umow�. Wstrz�sn�� mn� wyraz jego twarzy. Absolutnie nie spos�b by�o sobie wyobrazi�, co mu si� przypomnia�o, jakie skojarzenia powsta�y w jego g�owie w zwi�zku z tym nazwiskiem, ale mo�na by�o zar�czy�, �e skojarzenia te by�y wyj�tkowo nieprzyjemne. A� bure plamy pokry�y mu twarz. - Szkolna przyjaci�ka? - zapyta�em, �eby ukry� zak�opotanie. - Nie - odpowiedzia� Fiedosiejew. - To znaczy, oczywi�cie, uczy�a si� w naszej klasie. Maja G�umowa. Zdaje si�, �e zosta�a historykiem. 1 czerwca 78 roku Incydent z Jadwig� Lekanow� O 19.23 wr�ci�em do siebie i zacz��em poszukiwania Mai G�umowej, historyka. Nie up�yn�o nawet pi�� minut, kiedy jej karta informacyjna le�a�a na moim stole. Maja G�umowa by�a o trzy lata m�odsza od Lwa Aba�kina. Po uko�czeniu szko�y posz�a na kurs dla personelu pomocniczego przy KOMKO-nie, bra�a udzia� w realizacji os�awionego projektu "Arka", nast�pnie rozpocz�a studia historyczne na Sorbonie. Pocz�tkowo specjalizowa�a si� w epoce pierwszej Rewolucji Naukowo-Technicznej, a nast�pnie zaj�a si� histori� wczesnych bada� Kosmosu. Mia�a jedenastoletniego syna, Tojwo G�umowa, o m�u nie poda�a �adnych danych. W chwili obecnej - co za szcz�cie! - pracowa�a w Muzeum Kultur Pozaziemskich, kt�re znajdowa�o si� tu� obok nas, trzy kwarta�y dalej, na placu Gwiazdy. Mieszka�a tak�e bardzo blisko - w alei �wierk�w Kanadyjskich. Zadzwoni�em do niej niezw�ocznie. Na ekranie pojawi� si� p�owy, niezmiernie powa�ny osobnik z zadartym, �uszcz�cym si� nosem otoczonym gwiazdozbiorami pieg�w. Bez w�tpienia by� to Tojwo - G�umow junior. Patrz�c na mnie przejrzystymi polarnymi oczami wyja�ni�, �e mamy nie ma w domu, �e zamierza�a by�, ale p�niej zadzwoni�a i powiedzia�a, �e wr�ci jutro wprost do pracy. Co jej przekaza�? Powiedzia�em, �e nic nie trzeba przekazywa�, i po�egna�em si�. Tak. Trzeba poczeka� do rana, a rano Maja b�dzie sobie d�ugo przypomina�, kto to taki ten Lew Aba�kin, nast�pnie skojarzy sobie wreszcie i powie z westchnieniem, �e ju� od dwudziestu pi�ciu lat niczego o nim nie s�ysza�a. Dobra. Na mojej li�cie pierwszych w kolejce zosta� jeszcze jeden cz�owiek, z kt�rym zreszt� nie wi�za�em szczeg�lnych nadziei. Koniec ko�c�w po �wier�wiekowej roz��ce ludzie ch�tnie odwiedzaj� rodzic�w, bardzo cz�sto swego Nauczyciela, nierzadko szkolnych przyjaci�, ale tylko w szczeg�lnych, powiedzia�bym, niezwyk�ych okoliczno�ciach t�skni� do swojego szkolnego lekarza. Tym bardziej je�li wzi�� pod uwag�, �e ten lekarz szkolny jest uczestnikiem ekspedycji na drugim ko�cu �wiata, a zero-��czno��, jak wynika z komunikatu, ju� drugi dzie� funkcjonuje niesprawnie z powodu fluktuacji pola neutrinowego. Ale po prostu nie mia�em innego wyj�cia. Teraz w Manaosi by� akurat dzie� i je�eli w og�le zamierza�em dzwoni�, to powinienem dzwoni� w�a�nie w tej chwili. Mia�em szcz�cie. Jadwiga Lekanowa by�a akurat w punkcie ��czno�ci i mog�em porozmawia� z ni� od razu, na co w �adnym wypadku nie liczy�em. Jadwiga Michaj�owna Lekanowa mia�a pe�n�, opalon� twarz, wspania�y rumieniec, figlarne do�eczki, b��kitne, promienne oczy, i pot�n� szop� zupe�nie siwych w�os�w. Mia�a te� trudno uchwytny, ale uroczy defekt wymowy i g��boki, aksamitny g�os, kt�ry nasuwa� frywolne i zupe�nie nie na miejscu przypuszczenia, �e dama ta mog�aby, gdyby tylko mia�a tak� fantazj�, zawr�ci� w g�owie ka�demu m�czy�nie. I najwidoczniej zawraca�a. Przeprosi�em j�, przedstawi�em si� i wy�o�y�em swoj� legend�. Jadwiga Michaj�owna zmru�y�a oczy, zmarszczy�a sobole brwi i zacz�a sobie przypomina�. - Lew Aba�kin? Lew Aba�kin? Przepraszam, nie dos�ysza�am pa�skiego nazwiska? - Maksym Kammerer. - Jeszcze raz przepraszam, ale chyba niezupe�nie zrozumia�am. Czy jest pan osob� prywatn�, czy te� reprezentuje pan jak�� organizacj�? - Jak by to najlepiej wyja�ni�... Przeprowadzi�em rozmowy z wydawnictwem... S� tym bardzo zainteresowani... - Ale pan sam: czy jest pan po prostu dziennikarzem, czy te� jednak gdzie� pan pracuje? Nie ma przecie� takiego zawodu - dziennikarz... Wyda�em z siebie pe�en szacunku chichot, gor�czkowo zastanawiaj�c si�, co m�wi� dalej. - Widzi pani, to dosy� trudno sformu�owa�... W zasadzie jestem... no, chyba jednak Progresorem, chocia� kiedy zaczyna�em pracowa�, ten zaw�d jeszcze nie istnia�. W niedawnej przesz�o�ci by�em zatrudniony w KOMKON-ie... zreszt� i teraz jestem z nimi w pewnym sensie zwi�zany... - Zosta� pan wolnym strzelcem? - zapyta�a Lekanowa. Nadal u�miecha�a si�, ale teraz w jej u�miechu brakowa�o czego� bardzo wa�nego. I zarazem bardzo, bardzo zwyczajnego. - Wie pan, Maks - powiedzia�a - z przyjemno�ci� porozmawiam z panem o Lwie Aba�kinie, ale je�li pan �askaw, za jaki� czas. Um�wmy si�, �e zadzwoni�, no, powiedzmy, za godzin�, p�torej. Wci�� jeszcze u�miecha�a si� i wreszcie zrozumia�em, czego brak w jej u�miechu - najzwyczajniejszej �yczliwo�ci. - Ale� naturalnie - powiedzia�em. - Jak pani wygodnie. - Bardzo, bardzo pana przepraszam. - Ale� co znowu, to ja powinienem przeprosi�... Zanotowa�a numer mojego kana�u i rozstali�my si�. Dziwna jaka� by�a ta rozmowa. Jakby dowiedzia�a si� sk�d�, �e ja k�ami�. Dotkn��em swoich uszu. By�y gor�ce. Przekl�ty zaw�d...! "I zacz�o si� najwspanialsze polowanie - polowanie na cz�owieka..." O tempora, o mores! Jak�e cz�sto jednak mylili si� klasycy! dobrze