5723
Szczegóły |
Tytuł |
5723 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5723 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5723 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5723 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ILIA WARSZAWSKI
NIE MA NIEPOKOJ�CYCH OBJAW�W
- Nie podobaj� mi si� jego nerki - powiedzia� Kreps.
Leroix zerkn�� na ekran.
- Nerki jak nerki. Bywaj� gorsze. Te by�y chyba regenerowane. Co z nimi robiono
ostatnim razem?
- Zaraz sprawdz� - Kreps wykr�ci� numer na tarczy automatu.
Leroix odchyli� si� na oparcie krzes�a i mamrota� przez z�by.
- Co pan powiedzia�? - zapyta� Kreps.
- Sz�sta. Czas przerwa� narkoz�.
- A co zrobimy z nerkami?
- Ma pan ju� informacj�?
- Mam. Oto ona. Ca�kowite odtworzenie miedniczek nerkowych.
- Niech pan j� da.
Kreps wiedz�c, �e szef ma zwyczaj nie spieszy� si� z odpowiedzi�, cierpliwie
czeka�.
Leroix od�o�y� ta�m� i skrzywi� si�.
- Trzeba b�dzie regenerowa�. Niech pan da tak�e program. poprawki genetycznej.
- My�li pan, �e... ?
- Bezwarunkowo. Inaczej po pi��dziesi�ciu latach nie by�yby w takim stanie.
Kreps usiad� przy perforatorze. Leroix milcza�, postukuj�c o��wkiem o brzeg
sto�u.
- Temperatura wanny wzros�a o trzy dziesi�te stopnia powiedzia�a siostra.
- G��bokie och�odzenie do... - Leroix zaci�� si�. Chwileczk�. No, co tam z
programem - zwr�ci� si� do Krepsa.
- Wariant kontrolny na maszynie. Prawdopodobie�stwo dziewi��dziesi�t trzy
procenty.
- Dobra, zaryzykujemy. G��bokie och�odzenie przez dwadzie�cia minut. Zrozumia�a
mnie pani? G��bokie och�odzenie przez dwadzie�cia minut. Gradient - p� stopnia
na minut�.
- Zrozumia�am - powiedzia�a siostra.
- Nie lubi� mie� do czynienia z dziedziczno�ci� powiedzia� Leroix. - Cz�owiek
nigdy nie wie, czym si� to wszystko sko�czy.
- A wed�ug mnie to wszystko jest ohydne. Szczeg�lnie inwersja pami�ci. Ja nigdy
bym si� na to nie zgodzi� powiedzia� Kreps do szefa.
- Nie musi pan. Nikt nigdy panu tego nie zaproponuje! - Tylko tego mi brakowa�o!
Stworzy� pan kast� nie�miertelnych i ta�czy pan wok� nich na tylnych �apach.
Leroix zamkn�� oczy.
- Stanowi pan dla mnie zagadk�, Kreps. Czasami boj� si� pana.
- A c� we mnie takiego strasznego?
- Ograniczono��.
- Dzi�kuj� Panu.
- Minus sze�� - powiedzia�a siostra.
- Wystarczy. Prosz� prze��czy� na regeneracj�.
Na suficie sali operacyjnej eksplodowa�y fioletowe plamy �wiat�a.
- Prosz� da� sprz�enie zwrotne na matryc� kontrolnego wariantu programu.
- Dobrze - odpowiedzia� Kreps.
- Dziedziczna podatno�� na chorob� - powiedzia� Leroix. - Nie lubi� mie� do
czynienia z takimi rzeczami.
- Ja r�wnie� - doda� Kreps. - Zreszt� w og�le nie podoba mi si� to wszystko.
Komu to potrzebne?
- Niech pan powie, Kreps, czy znany jest panu taki termin, jak walka o
istnienie?
- Owszem. Uczy�em si� o tym w dzieci�stwie.
- Nie to mia�em na my�li - przerwa� mu Leroix. - Ja m�wi� o walce o istnienie
ca�ego biologicznego gatunku nazwanego w przesz�o�ci Homo sapiens.
- I dlatego trzeba restaurowa� stuletnie monstra?
- Ale� pan jest t�py, Kreps? Ile ma pan lat?
- Trzydzie�ci.
- A ile lat pracuje pan jako fizjolog?
- Pi��.
- A przedtem?
Kreps wzruszy� ramionami.
- Wie pan nie gorzej ode mnie.
- Uczy� si� pan?
- Uczy�em si�.
- Czyli dwadzie�cia pi�� lat wzi�o w �eb. A przecie�, by sob� co� przedstawia�,
musi pan jeszcze zosta� matematykiem, cybernetykiem, biochemikiem, biofizykiem
kr�tko m�wi�c - uko�czy� jeszcze cztery wydzia�y uniwersytetu. Niech pan
policzy, ile b�dzie mia� pan wtedy lat. A ile lat p�jdzie na zdobycie tego, co
skromnie nazywa si� do�wiadczeniem, a co w istocie jest sprawdzon� przez �ycie
umiej�tno�ci� prawdziwego naukowego my�lenia? Twarz Krepsa pokry�a si�
czerwonymi plamami.
- A wi�c uwa�a pan?...
- Nic nie uwa�am. Jako pomocnik zupe�nie mnie pan urz�dza, ale pomocnik jako
taki niewiele jest wart. Nauce potrzebni s� kierownicy; wykonawcy zawsze si�
znajd�. Zmieniaj� si� warunki. lin dalej, tym wi�cej problem�w, problem�w
subtelnych, nie cierpi�cych zw�oki, problem�w, od kt�rych, by� mo�e, zale�y samo
istnienie ludzkiego . gatunku. A �ycie nie czeka. Przez ca�y czas nas pogania
pracuj, pracuj, z ka�dym rokiem pracuj coraz wi�cej, coraz intensywniej, coraz
produktywniej, gdy� inaczej zast�j, inaczej degradacja, a degradacja to �mier�.
- Boi si� pan, �e przegra ten wy�cig? - zapyta� Kreps.
Ironiczny u�miech musn�� w�skie usta Leroixa.
- Chyba nie my�li pan, Kreps, �e niepokoi mnie, kt�ry z system�w zatriumfuje na
tym najlepszym ze �wiat�w? Ja znam swoj� cen�. Zap�aci j� ka�dy, u kogo zgodz�
si� pracowa�.
- Uczony-lancknecht?
- A dlaczego� by nie? Jak ka�dy honorowy najemnik jestem wierny sztandarom, pod
kt�rymi s�u��.
- W takim razie niech pan m�wi o losie Donomagi, a nie ca�ej ludzko�ci, i
przyzna si�, �e...
- Wystarczy, Kreps! Nie chc� wys�uchiwa� wy�wiechtanych sentencji. Lepiej niech
pan powie, dlaczego kiedy odtwarzamy cz�owiekowi mi�sie� sercowy, regenerujemy
w�trob�, odm�adzamy organizm, to wszyscy s� zachwyceni; to ludzkie, to
humanitarne, to najwi�ksze zwyci�stwo rozumu nad si�ami przyrody. Ale wystarczy,
�eby�my si�gn�li ciut g��biej, a typy takie jak pan zaraz podnosz� krzyk: Och!
Uczonemu zinwersowano pami��. Ach! Blu�niercze operacje! Ach!... Niech pan nie
zapomina, �e nasze do�wiadczenia kosztuj� kup� pieni�dzy. Powinni�my wypuszcza�
st�d naprawd� zdolnych do pracy uczonych, a nie odm�odzonych staruszk�w, kt�rzy
zniedo��nieli umys�owo.
- Dobrze - powiedzia� Kreps - mo�e i ma pan racj�. Nie taki diabe� straszny...
- Szczeg�lnie kiedy mo�na mu da� m�zg anio�a u�miechn�� si� Leroix.
Rozleg� si� dzwonek zegara.
- Dwadzie�cia minut - powiedzia�a beznami�tnie siostra.
Kreps podszed� do maszyny.
- Na matrycy kontrolnego programu - zera.
- Wspaniale! Prosz� wy��czy� generatory. Podnosimy temperatur� - o stopie� na
minut�. Czas usun�� narkoz�.
Ogromny �askawy �wiat zn�w wy�ania� si� z otch�ani niebytu. By� on we wszystkim
: w przyjemnie ch�odz�cym cia�o regeneracyjnym roztworze, w cichym �piewie
transformator�w, w gor�cej pulsacji krwi, w zapachu ozonu, W matowym �wietle
lamp. Otaczaj�cy �wiat zaborczo wkrada� si� w budz�ce si� cia�o, wspania�y,
zwyk�y i wiecznie nowy �wiat. Klarens podni�s� g�ow�. Dwie czarne sylwetki w
d�ugich do pi�t fartuchach pochyli�y si� nad wann�.
- No i jak tam, Klarens? - zapyta� Leroix.
Klarens przeci�gn�� si�.
- Wspaniale! Czuj� si� tak, jakbym powt�rnie si� narodzi�.
- Bo tak te� jest - wymamrota� Kreps.
Leroix u�miechn�� si�.
- Chcia�oby si� poskaka�, co?
- Jaki ogromny przyp�yw si�! Got�w jestem przewraca� g�ry.
- Jeszcze pan zd��y - twarz Leroixa zrobi�a si� powa�na. - A teraz pod prysznic
i na inwersj�.
... Kto powiedzia�, �e zdrowy cz�owiek nie czuje swego cia�a? Bzdura. Nie ma
wi�kszej przyjemno�ci od czucia rytmu w�asnego serca, dr�enia przepony,
powietrza w nozdrzach przy ka�dym wdechu. Odpierania, ot tak sobie, ka�d�
kom�rk� m�odej elastycznej sk�ry uderze� wylatuj�cej z prysznica wody i
poprychiwania jak silnik pracuj�cy na ja�owym biegu, silnik, w kt�rym tkwi�
ogromne nie wykorzystane rezerwy mocy. Do diab�a, ale� to przyjemne! A jednak w
przeci�gu pi��dziesi�ciu lat technika dokona�a ogromnego kroku naprz�d. Czy�
mo�na por�wna� poprzedni� regeneracj� z t�? Wtedy po prostu go pod�atano, a
teraz... Ach, jak dobrze! To, co zrobili z Elz�, to wprost cud. Szkoda tylko, �e
nie zgodzi�a si� na inwersj�. Kobiety zawsze �yj� przesz�o�ci�, przechowuj�
wspomnienia jak pami�tki. Po c� taszczy� ze sob� ten niepotrzebny balast? Ca�e
�ycie to przysz�o��. Kasta nie�miertelnych, nie�le pomy�lane! Ciekawe, co b�dzie
po inwersji? M�wi�c szczerze ostatnimi czasy m�zg pracowa� marnie, ani jednego
artyku�u w tym roku. Sto lat to nie �arty. To nic, jeszcze si� przekonaj�, na co
sta� starego Klarensa. To by� doskona�y pomys�, by zjawi� si� przed Elz� w dniu
ich siedemdziesi�tej pi�tej rocznicy odm�odzonym nie tylko fizycznie, ale i
duchowo...
- Wystarczy, Klarens. Leroix czeka na pana w gabinecie inwersji. Prosz� si�
ubiera�! - Kreps poda� Klarensowi gruby w�ochaty szlafrok.
W prz�d - w ty�, w prz�d - w ty� - pulsuje pr�d w obwodzie rezonuj�cym. Strunie�
elektron�w zrywa si� z powierzchni roz�arzonej nici i mknie w pr�ni rozp�dzony
polem elektrycznym. Stop! Na siatk� zosta� podany ujemny potencja�.
Niewyobra�alnie kr�tka przerwa i zn�w ku anodzie rwie niecierpliwy r�j. Zosta�
nadany rytm, rodz�cy w krysztale kwarcu niedost�pne dla ucha d�wi�kowe wibracje,
dziesi�tki razy cie�sze od pisku komara. Po srebrnym druciku biegn� nieme fale
ultrad�wi�ku i metalowy kleszcz wpija si� w sk�r�, przechodzi przez czaszk�.
Dalej, dalej, w najwi�ksz� �wi�to��, w najwi�kszy cud przyrody zwany m�zgiem.
Oto ona - tajemnicza szara masa, lustro �wiata, siedlisko goryczy i rado�ci,
nadziei i rozczarowa�, genialnych pomys��w i b��d�w.
Le��cy cz�owiek patrzy w okno. Lustrzane szyby odbijaj� ekran z gigantycznym
obrazem jego m�zgu. Widzi �wiec�ce trasy mikroskopijnych elektrod i r�ce Leroixa
na pulpicie. Spokojne, pewne r�ce uczonego. Dalej, dalej, rozkazuj� te r�ce.
Jeszcze pi�� milimetr�w. Ostro�nie! Tu jest naczynie krwiono�ne, lepiej je
obej��.
Klarensowi zdr�twia�a noga: Porusza si�, aby zmieni� pozycj�.
- Spokojnie, Klarens - g�os Leroixa jest przyg�uszony. Prosz� si� nie rusza�
jeszcze przez kilka minut. Mam nadziej�, �e nie odczuwa pan b�lu?
- Nie. - Jaki b�l, skoro wie, �e ta szara masa, analizator wszystkich rodzaj�w
b�lu, pozbawiony jest czucia.
- Zaraz zaczniemy - m�wi Leroix. - Ostatnia elektroda. Teraz zaczyna si�
najwa�niejsze. Dwie�cie elektrod zosta�o pod��czonych do urz�dzenia
rozstrzygaj�cego. Odt�d cz�owiek i maszyna tworz� jedn� ca�o��.
- Napi�cie! - rozkazuje Leroix. - Niech si� pan u�o�y jak najwygodniej, Klarens.
Inwersja pami�ci. Aby, tego dokona�, maszyna powinna spenetrowa� wszystkie
zakamarki ludzkiego m�zgu, uszeregowa� niesko�czon� liczb� wspomnie�, poj�� to,
co tkwi w pod�wiadomo�ci, i zadecydowa�, co usun��, a co pozostawi�.
Na pulpicie zapala si� zielona lampa. Przez kor� m�zgow� p�ynie pr�d.
... Male�ki ch�opczyk stoi zmieszany nad rozbitym s�oikiem konfitur, br�zowa,
g�sta ciecz rozp�ywa si� po dywanie... Stop! Teraz kompleks dozna� zostanie
roz�o�ony na elementy sk�adowe i por�wnany z programem. Co tam takiego? Strach,
zmieszanie, pierwsze zetkni�cie z nietrwa�o�ci� otaczaj�cego �wiata. Usun��.
Cichute�ko szcz�ka przeka�nik. Do m�zgu dociera impuls elektryczny i pr�dy
nerwowe przestaj� cyrkulowa� na tym odcinku. pami�� zosta�a oczyszczona dla
znacznie wa�niejszych szczeg��w.
... Wataha uczni�w wybiega na ulic�. O czym� szepcz�. W centrum - dryblas z rud�
nie uczesan� szop� w�os�w na g�owie i odstaj�cymi uszami. Jak trudno jest
udawa�, �e cz�owiek wcale si� nie boi tej ha�astry. Nogi zdaj� si� by� zrobione
z waty, �o��dek podchodzi do gard�a. Chce si� biec. Oni s� coraz bli�ej.
Z�owieszcze milczenie i triumfuj�ca g�ba z odstaj�cymi uszami. Pozosta�y dwa
kroki. Uderzenie w twarz...
Usun��! Szcz�k, szcz�k, szcz�k.
Brzeg rzeki, na wodzie ta�cz�ce p�ywaki. Czarny cie�. Noga w znoszonym trzewiku.
P�yn�ce z pr�dem w�dki. Czerwona mg�a przed oczyma. Uderzenie pi�ci� w
znienawidzon� mord�, drugie, trzecie. Pokonany, j�cz�cy wr�g, rozmazuj�cy krew
na twarzy...
Milisekundy na analiz�. Zostawi�. Wiara we w�asne si�y i rado�� zwyci�stwa
potrzebne s� uczonemu nie mniej ni� bokserowi na ringu.
... Odblask ognia na wierzcho�kach �wierk�w. Rozgrzane winem i m�odo�ci� twarze.
Snop iskier wylatuj�cy z ogniska; gdy dorzuca si� do niego polana . Trzask ognia
i pie�� "Gwiazda mi�o�ci na niebosk�onie", twarz Elzy. "Chod�my, Klarens. �akn�
ciszy". Szelest suchych li�ci pod nogami. Bia�y p�aszcz na tle pnia. "Mo�e
jednak zdecydujesz si� mnie poca�owa�, Klarens?" Gorzki zapach mchu o �wicie.
�niadanie w male�kiej podmiejskiej restauracyjce. Gor�ce mleko z chrupi�cymi
bu�kami. "Teraz to ju� na zawsze, prawda, kochany?" Zapalaj� si� i gasn� lampki
na pulpicie. Mi�o�� do kobiety - to dobru;. Pobudza wyobra�ni�. Reszt� usun��.
Zbyt wiele po��cze� nerwowych zajmuj� te brednie. Szcz�ki szcz�k. Wszystko
sprowadzone do rozmiar�w fotografii w rodzinnym albumie: "Bia�y p�aszcz na tle
pnia. Mo�e jednak zdecydujesz si� mnie poca�owa�, Niewidoczny promie� miota si�
po kom�rkach elektronowego komutatora, przeszukuje wszystkie zakamarki ludzkiej
duszy. Co tam jeszcze? Napi�cie na trzydziest� drug� par� elektrod. Zostawi�,
usun��, zostawi�, usun��, usun��, usun��, szcz�k, szcz�k, szcz�k.
... Pierwszy wyk�ad, czarne ubranie starannie wyprasowane przez Elz�. W
niebieskich oczach maskowany niepok�j. "Ani puchu, ani pi�ra, najdro�szy".
Amfiteatr sali wyk�adowej. Badawcze, kpi�ce twarze student�w. Ochryp�y, leciutko
rw�cy si� z pocz�tku g�os. Wprowadzenie w teori� funkcji kompleksowej zmiennej.
Otwarte usta ch�opca w pierwszym rz�dzie. Stopniowo cichn�ca wrzawa. Stukot
kredy o tablic�. Radosna pewno��, �e wyk�ad idzie dobrze. Oklaski, gratulacje
koleg�w. Jak dawno temu to by�o! Siedemdziesi�t lat temu. Dwudziestego
wrze�nia...
Szcz�k, szcz�k. Pozosta�a tylko data i kr�tki konspekt wyk�adu. Dalej, dalej.
... "Popatrz : to nasz syn. Prawda, �e jest do ciebie podobny?" Bukiet r� u
wezg�owia ��ka. Jasnow�osa sprzedawczyni sama mu je wybra�a. "Kobiety lubi�
�adne kwiaty, jestem pewna, �e b�d� si� jej podoba�".
Szcz�k, szcz�k. Precz z niepotrzebnymi wspomnieniami obci��aj�cymi pami��. M�zg
matematyka powinien wolny by� od sentymentalnych bzdur.
... Przera�liwy, zwierz�cy krzyk Elzy. Kondolencyjne telegramy, telefony, t�um
reporter�w na schodach. "Ca�y �wiat dumny jest z bohaterskiego czynu waszego
syna". Na pierwszych stronach gazet - obramowana czarn� obw�dk� fotografia
m�odzie�ca w workowatym kombinezonie, stoj�cego przy trapie rakiety. Milcz�cy
t�um w ko�ciele. Szczup�a sylwetka kap�ana. "Wieczna pami�� zdobywcom kosmosu".
Zapalaj� si� i gasn� lampki na pulpicie. Mkn� �adunki po liniach o�rodk�w
pami�ci, do maksimum obci��one s� bloki obwod�w logicznych. Raz po raz otrzymany
wynik por�wnywany jest z programem i zn�w logiczna analiza.
- Co tam si� sta�o? - wzrok Leroixa skierowany jest na pulpit. Zdaje si�, �e
maszyna nie potrafi dokona� wyboru.
- Nareszcie! - oddycha z ulg� Leroix us�yszawszy znajome szcz�kni�cie
przeka�nika. - Niech pan jutro sprawdzi, Kreps, co oni tam sknocili w programie.
Szcz�k, szcz�k, szcz�k. "Wieczna pami�� zdobywcom kosmosu". Szcz�k. Jeszcze
jedna kom�rka pami�ci wolna. Miliony analiz na minut�. Wydarzenia i daty, twarze
znajomych, przeczytane ksi��ki, urywki film�w, gusta i przyzwyczajenia, sta�e
fizyczne, tensory, operatory, formu�y. formu�y, formu�y. Wszystko to trzeba
doprowadzi� do porz�dku, sklasyfikowa�, rzeczy niepotrzebne usun��. Szcz�k,
szcz�k. M�zg matematyka powinien dysponowa� ogromn� zawodow� pami�ci�. Trzeba
zapewni� jej okre�lon� pojemno��, przynajmniej na pi��dziesi�t lat. Kto wie, co
przyniesie przysz�o��? Precz z wszelkim balastem.
Szcz�k, szcz�k.
Ta�cz� krzywe na ekranie oscylograf�w. Leroix jest niezadowolony. Zdaje si�, �e
trzeba b�dzie na tym sko�czy�, m�zg jest zm�czony.
- Dosy�! - rozkazuje Krepsowi. - Prosz� wezwa� sanitariuszy, niech zabieraj� go
na sal�.
Kreps naciska dzwonek. W czasie gdy sanitariusze bior� si� za nieprzytomne
cia�o, on wy��cza aparatur�.
- To wszystko?
- Wszystko - odpowiada Leroix. - Zm�czy�em si� jak Pan B�g w sz�stym dniu
stworzenia �wiata. Trzeba si� troch� rozerwa�. Wybierzmy si� do jakiego�
kabaretu, Kreps. Panu r�wnie� nie zaszkodzi niewielki wstrz�s po takiej pracy.
Raz, dwa, trzy, lewa, lewa. Raz, dwa, trzy. Doskona�a rzecz taki marsz! Wdech,
pauza, wydech, pauza.
Puk, puk, puk, lewy przedsionek, prawa komora, prawy przedsionek, lewa komora.
Raz, dwa, trzy, lewa, lewa. Lekkim zamaszystym krokiem Klarens idzie ulic�.
Wdech, pauza, wydech, pauza. C� za r�norodno�� zapach�w, odcieni, kszta�t�w.
Odnowiony m�zg �apczywie ch�onie otaczaj�cy go �wiat. Gor�ca krew pulsuje w
t�tnicach, rozbiega si� po labiryncie naczy� krwiono�nych, by zn�w wr�ci� do
swoich krwiobieg�w. Puk, puk, puk. Ma�y krwiobieg, du�y krwiobieg, prawy
przedsionek, lewa komora, lewy przedsionek, prawa komora, puk, puk. Wdech,
pauza, wydech, pauza.
Stop! Klarens jest oszo�omiony. Na zielonym tle listowia purpurowe p�atki
wydzielaj�ce niezwyk�y zapach. Opuszcza si� na kolana i, jak zwierz�, obw�chuje-
krzak.
W oczach id�cej w jego stron� dziewczyny maluje si� ironia i mimowolny zachwyt.
Bardzo przystojny jest ten cz�owiek kl�cz�cy przed kwiatami.
- Zgubi� pan co�? - pyta u�miechaj�c si�.
- Nie, po prostu chc� zapami�ta� zapach. Nie wie pani, jak si� nazywaj� te... -
A niech to ! Zapomnia� nazw�. - Te... ro�liny?
- Kwiaty - poprawia dziewczyna. - Zwyk�e czerwone r�e. Czy�by nigdy ich pan nie
widzia�?
- Nie, nie widzia�em. Dzi�kuj�. Teraz ju� b�d� pami�ta�: czerwone r�e. -
Podnosi si� i, ostro�nie dotkn�wszy palcami p�atk�w, idzie dalej. Raz, dwa,
trzy, lewa, lewa. Dziewczyna ze zdziwieniem patrzy w �lad za nim. Dziwak, a
szkoda. M�g�by by� nieco bardziej uprzejmy.
"R�e, czerwone r�e" - powtarza maszeruj�cy Klarens...
Klarens otwiera na o�cie� drzwi sali wyk�adowej. Dzi� odbywa si� tu seminarium.
Przypominaj�cy starego mopsa Levi stoi przy tablicy zapisanej r�wnaniami.
Odwraca si� i macha do Klarensa r�k�, w kt�rej �ciska kred�. Wszyscy patrz� na
Klarensa. W drzwiach t�ocz� si� studenci. Przyszli tu rzecz jasna nie dla
Leviego. Bohaterem dnia jest Klarens, przedstawiciel kasty nie�miertelnych.
- Przepraszam za sp�nienie - m�wi Klarens zajmuj�c swoje miejsce. - Prosz�
kontynuowa�.
Szybkim spojrzeniem obrzuca tablic�. Tak, tak. Staruszek wzi�� si� chyba za
udowadnianie teorii Langrena. Ciekawe. Levi przechodzi do nast�pnej tablicy.
Klarens nie zauwa�a skierowanych na niego oczu. Co� oblicza w pami�ci. Jest
teraz napi�ty jak ko� wy�cigowy przed startem. "Zgadza si� ! Zreszt� lepiej
poczeka�, nie �pieszy� si�, sprawdzi� jeszcze raz. Tak, doskonale !"
- Wystarczy!
Lewi odwraca si� zdziwiony.
- Pan co� powiedzia�, Klarens?
Na ustach Klarensa o�lepiaj�cy, bezlitosny u�miech. - Powiedzia�em, wystarczy. W
drugim cz�onie jest nie ujawniona nieokre�lono��. Po rozwi�zaniu poszczeg�lnych
pochodnych pa�skie r�wnanie przekszta�ca si� w to�samo��.
Podchodzi do tablicy, niedbale �ciera wszystko to, co napisa� Levi, wypisuje
kilka linijek i zamaszy�cie podkre�la wynik. Twarz Leviego upodabnia si� do
pieczonego jab�ka, kt�re zbyt p�no wyj�to z piekarnika. Przez kilka minut
patrzy na tablic�.
- Dzi�kuj�, Klarens. Zastanowi� si�, co z tym mo�na zrobi�. Teraz Klarens zada
decyduj�cy cios. W sali wyk�adowej panuje absolutna cisza.
- Najlepsz� rzecz�, jak� mo�e pan zrobi�, to nie bra� si� za co�, co jest ponad
pa�skie si�y.
Nokaut.
... Zn�w idzie ulic�. Raz, dwa, trzy, lewa, lewa, wdech, pauza, wydech, pauza.
Pokonany, j�cz�cy wr�g, rozmazuj�cy krew na twarzy. Pieczone jab�ko, kt�re zbyt
p�no wyj�to z piekarnika. Wiara we w�asne si�y i rado�� zwyci�stwa potrzebne s�
uczonemu nie mniej ni� bokserowi na ringu.
Raz, dwa, trzy, wdech, pauza, wydech, pauza; raz, dwa, trzy, lewa, lewa.
- Olaf!
W drzwiach promieniej�ca, ol�niewaj�ca Elza. Ale� ona �adna, m�oda Afrodyta
zrodzona w roztworze regeneracyjnej wanny.
Bia�y p�aszcz na tle pnia. "Mo�e jednak zdecydujesz si� mnie poca�owa�,
Klarens?"
- Witaj, najdro�sza - to zupe�nie inny poca�unek ni� te, kt�re wymieniaj�
ma��onkowie w dniu brylantowych god�w. - No, poka� si�. Wspaniale wygl�dasz.
Obym tylko nie musia�a wynajmowa� stra�nik�w cia�a, by chronili ci� przed
studentkami.
- Bzdura, maj�c tak� �on�... - Pu��, rozburzysz mi fryzur�.
Idzie przez pokoje, bierze z szafy ksi��ki, przygl�da si� �wiecide�kom na
stoliku Elzy, z zaciekawieniem ogl�da meble i �ciany. Wszystko to jest tak
zwyczajne, a jednocze�nie nieznane. Jak gdyby widziane kiedy� we �nie.
- Nowa pasja? - pyta patrz�c na fotografi� m�odzie�ca w workowatym kombinezonie,
stoj�cego przy trapie rakiety. W oczach Elzy strach.
- Co ty m�wisz?! Olaf! Klarens wzrusza ramionami.
- Nie zaliczam si� do ludzi, kt�rzy s� zazdro�ni o znajomych �ony, ale os�d�
sama, zwyczaj wieszania nad ��kiem fotografii amant�w mo�e si� komu� wyda� co
najmniej dziwny. Dlaczego tak na mnie patrzysz?
- Dlatego, �e... .dlatego, �e to Henry... nasz syn... Bo�e! Czy ty naprawd�
niczego nie pami�tasz?!
- Wprost przeciwnie. Wszystko doskonale pami�tam... ale my�my nigdy nie mieli
dzieci. Je�li jednak chcesz, �eby ta fotografia nadal tu wisia�a, mo�na wymy�li�
co� m�drzejszego.
- O Bo�e!
- Nie trzeba, kochanie - Klarens pochyli� si� nad szlochaj�c� �on�. - Ju�
dobrze, niech sobie wisi, je�eli tak ci si� podoba.
- Wyjd�! Na Boga, natychmiast wyjd�, Olaf. Zostaw mnie sam�, bardzo ci� prosz�,
wyjd�!
- Dobrze. B�d� w gabinecie. Kiedy si� uspokoisz, zawo�aj mnie...
Wydarzenia i daty, twarze znajomych, przeczytane ksi��ki, urywki film�w, sta�e
fizyczne, tensory, operatory, formu�y. Bia�y p�aszcz na tle pnia. "Mo�e jednali
zdecydujesz si� mnie poca�owa�, Klarens?" Czerwone r�e, teoria Langrena,
pieczone jab�ko, kt�re zbyt p�no wyj�to z piekarnika, rado�� zwyci�stwa!...
Nie, on stanowczo nie rozwinie, co te� strzeli�o Elzie do g�owy...
Od�wi�tnie nakryty st�. Obok butelki starego wina, weselny tort. Dwa go��bki z
kremu trzymaj� w dziobach cyfr� 75. - Popatrz, co przygotowa�am. To wino te� ma
siedemdziesi�t pi�� lat.
Chwa�a Bogu, zdaje si�, �e Elza uspokoi�a si�. Ale dlaczego siedemdziesi�t pi��?
- Bardzo �adnie, ale twoje obliczenia nie s� zbyt �cis�e. Ja mam nie
siedemdziesi�t pi�� lat, tylko sto. Ty, o ile pami�tam, te�.
Zn�w to dziwne, zaniepokojone spojrzenie.
Odcina du�y kawa�ek tortu i nalewa do lampek wino.
- Za nie�miertelno��!
Tr�caj� si� kieliszkami.
- Chcia�bym - m�wi Klarens prze�uwaj�c tort - by� w tym roku koniecznie przesz�a
inwersj�. Masz przeci��ony m�zg. Wymy�lasz przez to nieistniej�ce wydarzenia,
mylisz daty, jeste� zbyt nerwowa. Chcesz, to zadzwoni� jutro do Leroixa? To taka
b�aha operacja.
- Olaf - oczy Elzy b�agaj�, wyczekuj�, rozkazuj� - dzi� jest dwudziestego
trzeciego sierpnia, naprawd� nie pami�tasz, co wydarzy�o si� tego dnia r�wno
siedemdziesi�t pi�� lat temu?
... Wydarzenia i daty, twarze znajomych, tensory, operatory, formu�y, formu�y,
formu�y...
- Dwudziestego trzeciego sierpnia? Zdaje si�, �e tego dnia zda�em ostatni
egzamin. No oczywi�cie! Egzamin u Elgarta, trzy pytania, pierwsze...
- Przesta� ! ! !
Elza wybiega z pokoju przyciskaj�c do oczu chusteczk�. Tak... - Klarens nala�
sobie jeszcze troch� wina. - Biedna Elza! Za wszelk� cen� trzeba j� jutro
zawie�� do Leroixa. Kiedy Klarens wszed� do pokoju, Elza ju� le�a�a w ��ku. -
Uspok�j si�, kochanie. Naprawd� nie warto by�o p�aka� z tego powodu - obj��
drgaj�ce ramiona �ony.
- Och, Olaf! Co oni z tob� zrobili? Jeste� jaki� obcy, sztuczny! Czemu si� na to
zgodzi�e�? Zapomnia�e�, wszystko zapomnia�e�!
- Po prostu przem�czy�a� si�. Nie trzeba by�o nie zgadza� si� na inwersj�. Tw�j
m�zg jest przeci��ony, sto lat to przecie� nie �arty.
- Boj� si� ciebie takiego...
"Mo�e jednak zdecydujesz si� mnie poca�owa�, Klarens?"... Z�owieszcze tchnienie
nieszcz�cia zatruwa�o zapach r�, wik�a�o zgrabne rz�dy r�wna�. Nieszcz�cie
wchodzi�o w sen, cicho st�paj�c mi�kkimi �apami. By�o ono gdzie� zupe�nie
blisko.
Nie otwieraj�c oczu Klarens po�o�y� r�k� na ramieniu �ony.
- Elza !
Usi�owa� podnie�� zdr�twia�e powieki, rozgrza� swym oddechem martwe cia�o
pos�gu, wyj�� z zesztywnia�ych palc�w male�ki flakonik.
- Elza!!!
Nikt nie mo�e przywo�a� do �ycia kamienia. Klarens z�apa� za s�uchawk�
telefonu...
- Otrucie morfin� - powiedzia� lekarz wk�adaj�c p�aszcz. - �mier� nast�pi�a
oko�o trzech godzin temu. Akt zgonu po�o�y�em na ksi��ce telefonicznej, tam te�
zapisa�em numer telefonu zak�adu pogrzebowego. Policj� zawiadomi� sam. Fakt
pope�nienia samob�jstwa nie budzi w�tpliwo�ci. My�l�, �e nie b�d� pana
niepokoi�.
- Elza ! - kl�cza� przy ��ku g�adz�c d�oni� zimn� bia�� g�ow�. - Przebacz mi,
Elzo ! Bo�e, jakim ja by�em kretynem ! Sprzeda� w�asn� dusz�! Po co? Aby sta�
si� maszyn� licz�c�, aby m�c wy�mia� tego ba�wana Levi!...
Pieczone jab�ko, kt�re zbyt p�no wyj�to z piekarnika. Rado�� zwyci�stwa, teoria
Langrena, tensory, operatory, formu�y, formu�y... tego ba�wana...
Klarens wyci�gn�� r�k� i wzi�� ze stolika bia�y arkusik papieru.
O dwunastej zadzwoni� telefon. Kl�cz�cy Klarens zdj�� s�uchawk�
- S�ucham.
- Hallo, Klarens! M�wi Leroix. Jak pan sp�dzi� noc?
- Jak sp�dzi�em noc? - powt�rzy� Klarens rzuciwszy okiem na akt zgonu pokryty
matematycznymi symbolami. Doskonale.
- Samopoczucie?
- Wyborne! - r�wne wiersze r�wna� pokrywa�y strony ksi��ki telefonicznej. -
Niech pan zadzwoni do mnie za dwie godziny, teraz jestem bardzo zaj�ty. Chyba
uda�o mi si� znale�� dow�d teorii Langrena.
Leroix u�miechn�� si� i od�o�y� s�uchawk�.
- No i jak? - zapyta� Kreps.
- Wszystko w porz�dku. Operacja uda�a si�. Nie ma niepokoj�cych objaw�w.
przek�ad : Micha� Siwiec