9766

Szczegóły
Tytuł 9766
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

9766 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 9766 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9766 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

9766 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Chris Bunch Impet Burzy III Tom cyklu Ostatni legion Przek�ad Rados�aw Kot Dla �The Langnes� Czyli Stacy, Glena, Michaeli i�Annalee 1 Cumbre/Cumbre D Urz�dniczka opu�ci�a modne okulary w�stylu retro i�spojrza�a na do�� dziwn�, stoj�c� przed ni� par�. Dziwn� nawet jak na to, co widuje si� w�centrum operacyjnym portu kosmicznego. Jeden z�tych dw�ch by� cz�owiekiem, tyle �e wyro�ni�tym prawie na dwa i�p� metra i�zbudowanym jak zapa�nik. G�ow� zdobi�a mu przedwczesna �ysina, a�z naszywki si� Konfederacji na kombinezonie pilota mo�na by�o wyczyta�, �e osobnik �w nosi stopie� centa i�nazywa si� DILL. Jego towarzysz by� jeszcze wy�szy, i�nale�a� do rasy musth�w, kt�rzy rok wcze�niej, po nader okrutnej wojnie, zostali pokonani i�wyrzuceni z�uk�adu. Porasta�a go sier�� z�pr�gami w�r�nych odcieniach br�zu, niemal czarna na �apach i�ogonie. Mia� d�ug� szyj�, lekko spiczast� g�ow� i�postawione prosto zaokr�glone uszy. Co niezwyk�e, nosi� pas w�niebiesko-bia�ych barwach Konfederacji. Kobieta przybra�a s�u�bowy wyraz twarzy. - Czego chcecie? - Cent Ben Dill - odezwa� si� cz�owiek, podaj�c jej jaki� papier. - Mamy wzi�� materia�y kartograficzne zam�wione przez Grup�. Nakaz rekwizycji YAG dziewi�� trzy iks. - Nie wiem nawet, gdzie czego� takiego szuka� - powiedzia�a urz�dniczka. - Poza tym m�j prze�o�ony jest dzi� na urlopie. Mo�e wr�cicie p�niej i�dacie mi troch� czasu? Do jutra na pewno znajd�. - Jutro ju� mnie tu nie b�dzie - rzuci� Dill. - A�to, czego szukamy, jest tam, na p�ce. W�teczce z�szyfrowym zamkiem. Kobieta prychn�a i�po�o�y�a teczk� na biurku. Potem odda�a Dillowi nakaz takim gestem, jakby wcale nie chcia�a mu go zwr�ci�, tylko upu�ci� na pod�og�. Cz�owiek i�musth niemal jednocze�nie wyci�gn�li r�ce. Dill by� pierwszy, wyposa�ona w�dwa kciuki d�o� obcego z�apa�a go za nadgarstek. - Wci�� jestem szybszy, Alikhan - stwierdzi� ze �miechem Dill. Wyj�� z�kieszeni pi�ro, podpisa� pokwitowanie i�wzi�� teczk�. - No i�nie bola�o - stwierdzi� i�obaj wyszli. Kobieta spojrza�a za nimi, a�potem wyci�gn�a z�torebki jaki� drobiazg i�co� na nim przycisn�a. - Mar jedena�cie - powiedzia�a. - Na szyfrowym. - Ponownie dotkn�a urz�dzenia. - Potwierdzam szyfrowanie - odpar� syntetyczny g�os. - Melduj. Siedz�c ju� w��lizgaczu, Alikhan obejrza� si� na biurowiec. - Nie spodoba�em si� jej - stwierdzi� syn tragicznie zgas�ego wodza musth�w, Wlencinga. M�odzieniec trafi� do niewoli prawie na samym pocz�tku wojny i�odegra� istotn� rol� w�p�niejszym zaprowadzeniu pokoju. Poniewa� od jakiego� czasu zwana potocznie Legionem Grupa Uderzeniowa u�ywa�a �wietnych my�liwc�w musth�w, Alikhanowi zaproponowano, aby zaci�gn�� si� jako pilot. Wraz z�kilkunastoma innymi musthami, kt�rzy nie bardzo wiedzieli, co z�sob� pocz��, ale i�nie mieli ochoty wk�ada� cywilnych ubra�, zosta� najemnikiem Konfederacji. - Ca�kiem mo�liwe - powiedzia� Dill. - Niekt�rzy dostaj� wysypki na widok munduru. - Nie o�to chodzi. - Dobra. Powiedz to wprost. Nie lubi musth�w. A�mo�e twoi po�arli jej kochanka albo co� w�tym stylu? - Nie jadamy przedstawicieli innych gatunk�w rozumnych, szczeg�lnie takich, kt�rzy mog� cuchn�� na talerzu podobnie jak ty. - Ju� wierz�... To, �e przew�drowali�my razem po�ow� tej planety, nie znaczy, �e na pewno przesta�em widzie� w�tobie drapie�nika. Szczeg�lnie wtedy, gdy jesz te swoje zgni�e och�apy. - Czy zawsze b�dziecie nas nienawidzi�? - Zapewne tak - mrukn�� Dill. Poderwa� �lizgacz i�ruszy� w�kierunku bazy Grupy na wyspie Chance. - Przynajmniej dop�ki nie b�dziecie r�wnie przystojni jak ja. Albo a� znajdziemy sobie nowy obiekt nienawi�ci. - Ludzie s� dziwni. - Wy za� jeste�cie wcieleniem rozs�dku i�kwintesencj� logiki, co to na nikogo nawet krzywo nie spojrzy bez wyra�nego powodu. Alikhan pokaza� k�y i�sykn��, co by�o u�niego oznak� rozbawienia. Wyspa Chance, na kt�rej mie�ci�a si� g��wna baza Grupy, le�a�a po�rodku wielkiej zatoki wyspy Dharma. Ob�z Mahan zosta� ca�kowicie zniszczony podczas wojny z�musthami i�ci�kie �lizgacze wci�� jeszcze zbiera�y gruz i�wyrzuca�y go do morza. Co pewien czas trafiano przy tym na szcz�tki obro�c�w. W�wczas przerywano prac�, aby wydoby� zw�oki, kt�re potem uroczy�cie chowano. Grupa odbudowywa�a z�wolna sw�j etatowy stan dziesi�ciu tysi�cy ludzi, ale obecnie poszczeg�lne jej oddzia�y stacjonowa�y na ca�ej planecie Cumbre D, w�Mahanie za� mie�ci�o si� tylko dow�dztwo chronione przez czwarty pu�k. Wszyscy mieszkali i�pracowali w�barakach z�prefabrykat�w. Do le��cego na skraju imperium uk�adu Cumbre zostali wys�ani prawie dziewi�� lat wcze�niej jako przeciwwaga dla narastaj�cych ekspansjonistycznych zap�d�w musth�w. Ponadto mieli pom�c utrzyma� �ad i�prawo w�naznaczonym silnymi podzia�ami klasowymi spo�ecze�stwie Cumbre. Jak mo�na by�o oczekiwa�, �ycie szybko zweryfikowa�o te plany. Ledwie cztery lata p�niej Konfederacja zamilk�a i�jej si�y zbrojne w�uk�adzie Cumbre, zwane ju� wtedy pompatycznie Grup� Szybka Lanca, by�y odt�d zdane tylko na siebie. Nikt na Cumbre nie wiedzia�, co w�a�ciwie sta�o si� z�Konfederacj�, szczeg�lnie �e ludzie do�� mieli w�asnych k�opot�w. Najpierw dosz�o do powstania zepchni�tych na margines Raum�w, a�potem do wojny z�musthami. Wojna ju� si� zako�czy�a, ale szykowa� si� najpewniej nowy k�opot zwi�zany z��protektorem� Alen� Redruthem, tyranem w�adaj�cym uk�adami Larix i�Kura, kt�re najpewniej blokowa�y komunikacj� mi�dzy Cumbre a�imperium. Redruth ju� wcze�niej pr�bowa� wzi�� Cumbre w��opiek� i�tylko atak musth�w powstrzyma� go od opanowania r�wnie� tego uk�adu. Konflikt z�Redruthem wydawa� si� nieunikniony. Nowy dow�dca Grupy, caud Grig Angara, tak zr�cznie zmanipulowa� rz�d planety, �e te� na fali og�lnej sympatii do si� zbrojnych na�o�y� dodatkowy podatek. Spor� cz�� wp�yw�w z�niego przeznaczano na budow� nowych okr�t�w, aby Grupa mia�a wreszcie jakie� powa�niejsze si�y kosmiczne. By� z�tym spory problem, bo cumbria�skie stocznie nie mia�y wi�kszego do�wiadczenia z�budow� okr�t�w wojennych, tote� prace przebiega�y bardzo powoli. Legion musia� wi�c zam�wi� nowe jednostki u�niedawnego wroga. Na rozleg�ym l�dowisku po�r�d ruin bazy sta� ju� pierwszy dostarczony przez musth�w velv sklasyfikowany w�Grupie jako niszczyciel. Przylecia� w�tym miesi�cu po dokonaniu koniecznych przer�bek dostosowuj�cych go dla ludzi. Stocznie obcych pracowa�y pe�n� par�, aby jak najszybciej dostarczy� nast�pne jednostki. Wygl�da� i�tak do�� dziwnie, tym bardziej �e obecnie mia� na grzbiecie jeszcze dwa przymocowane ��czami magnetycznymi aksaie, my�liwce o�p�acie w�kszta�cie p�ksi�yca. Wko�o kr�cili si� robotnicy zaj�ci ostatnim etapem za�adunku. Dill wyl�dowa�, wzi�� teczk� z�opisem nawigacyjnym potencjalnie wrogich uk�ad�w i�zani�s� j� na okr�t. Alikhan szed� obok niczym ciekawski szczeniak. Ab Yohns uzna�, �e nigdy nie przywyknie do sk�adania meldunk�w maszynie. - Nasz agent przekaza� ponadto, �e wspomniany oficer Konfederacji odleci z�uk�adu w�ci�gu dw�ch dni. Nie zna jednak dok�adnej daty ani szczeg��w planowanej misji. Koniec. Ca�y meldunek zosta� poddany kompresji i�wypluty jednym kr�tkim impulsem do odbiornika na Cumbre K, ostatniej planecie kr���cej po regularnej orbicie. Stamt�d wi�zk� nadprzestrzenn� pomkn�� dalej i�przeszed� jeszcze przez trzy przeka�niki, nim trafi� do odbiornika w�uk�adzie Larix. Nadajnik pisn�� na znak, �e przekaz zosta� odebrany, i�Yohns wy��czy� urz�dzenie. Wyszed� z�piwnicy przez szaf�, zamkn�� za sob� zamaskowane drzwi w�pod�odze i�przepchn�wszy si� pomi�dzy p�aszczami i�marynarkami, wr�ci� do sypialni. W�a�nie doda� kolejn�, nie znan� mu sum� kredyt�w do kapita�u gromadz�cego si� na jego koncie za�o�onym w�banku Lariksa. Ciekaw by�, ile milion�w czeka tam na niego i�na ten dzie�, gdy uzna, �e ogary podesz�y za blisko albo �e nerwy zaczynaj� mu puszcza�, i�za��da ewakuacji z�tej planety. Na razie uzna�, �e w�nagrod� postawi sobie mocnego drinka. Ze szklank� w�r�ce wyszed� na werand�, z�kt�rej mia� widok na ma�� g�rsk� wiosk� Tungi. Yohns by� mocno opalony i�nie wygl�da� wcale na swoje czterdzie�ci kilka lat. Odgrywa� rol� bogatego przybysza spoza uk�adu, kogo� lubi�cego samotno��, niezale�nego i��yj�cego z�poczynionych kiedy� inwestycji. Oczywi�cie nie pasowa�o to do przeci�tnych wyobra�e� o�szpiegu. Daleko po drugiej stronie zatoki le�a�a wyspa Chance. Yohns postanowi�, �e ustawi sprz�ony z�kamer� detektor ruchu i�sfilmuje start okr�tu Legionu. Je�li stanie si� to w�czasie bardzo odbiegaj�cym od terminu, kt�ry poda� w�meldunku, wy�le drugi raport, chocia� najpewniej dotrze on do Lariksa mniej wi�cej w�tym samym czasie co ten okr�t. Podobnie jak jego pryncypa� Redruth, Yohns te� oczekiwa�, �e to Grupa wykona pierwszy ruch. - Nie chc� �adnych bohater�w - szepn�� haut Jon Hedley, obecnie zast�pca dow�dcy Grupy. - Ani mi to w�g�owie - powiedzia�a fizyk Ann Heiser. Razem z�matematykiem Danfinem Froudem by�a jedn� z�trojga os�b obecnych na zalanym �wiat�em reflektor�w stanowisku postojowym velva. Tworzyli niedawno powo�an� Sekcj� Analiz Naukowych. To Froude przekona� dow�dc�, �e Grupa bardzo czego� takiego potrzebuje. - Nigdy nie widzia�am siebie w�roli Horacjusza na mo�cie - doda�a Heiser. - M�wi� nie tyle do ciebie, ile do twojego szanownego kolegi, kt�ry wykaza� si� ju� samob�jcz� wr�cz sk�onno�ci� do po�wi�ce� - stwierdzi� Hedley. - Ale i�tobie nie zaszkodzi przypomnienie. Cywilom starcza byle okazja, �eby da� si� zabi�. - Zwyk�em dba� o�swoj� sk�r� - powiedzia� Froude. Hedley parskn��. - Nie zwracaj na niego uwagi. Jest po prostu z�y, �e nie pozwalam mu lecie� - rzek� z�u�miechem dow�dca Legionu caud Angara, niewysoki m�czyzna nieco po pi��dziesi�tce. Hedley chcia� co� doda�, ale zamkn�� usta, gdy stan�li przed nimi dwaj m�odzi oficerowie. Jednym by� mil Garvin Jaansma, dow�dca sekcji wywiadu Grupy, drugim cent Njangu Yoshitaro, dow�dca kompanii zwiadu. Obaj zasalutowali. Garvin by� muskularnie zbudowanym blondynem w�wieku oko�o dwudziestu pi�ciu lat i�wygl�da� jak posta� z�plakatu rekrutacyjnego. Dwa lata m�odszy Njangu mia� ciemn� sk�r� i�by� raczej szczup�y. Jego imi� pochodzi�o ze staro�ytnego ziemskiego j�zyka suahili i�znaczy�o �z�y� albo �niebezpieczny�. Nikt nie pr�bowa� nigdy twierdzi�, �e jest inaczej. - Wszystko ju� za�adowane - zameldowa� Jaansma. - Zostaje tylko pozbiera� ludzi. - �adnych problem�w? - spyta� Hedley. - Tylko jeden. Njangu spojrza� na niego zdziwiony. - Opr�cz tych dw�ch zabieramy jeszcze jednego cywila - wyja�ni� Jaansma. - Kogo niby? - spyta� Njangu. - A�ciebie. - Zebra�o ci si� na �arty... - �adne �arty - stwierdzi� Garvin. - Z�twoich akt wynika, �e w�a�nie zako�czy�e� przewidzian� umow� tur� zaci�gu. Cztery lata przelecia�y jak jedna chwila i�pora zap�aci� ci odpraw�, �eby� znalaz� sobie godziw� prac�. Na przyk�ad przy kopaniu row�w, bo przy innej ci� nie widz�... Njangu uda�o si� w�ko�cu domkn�� szcz�k�. - Szefie, zechce mu pan powiedzie�, �e to nie pora na b�aze�stwa. - W��adnym razie - powiedzia� Angara, opanowuj�c chichot. - Raczej go pochwal�, �e pami�ta o�detalach, co czyni go tym lepszym �o�nierzem. Domy�lam si�, �e wracasz do cywila? Njangu zatka�o. Hedley przyjrza� mu si� uwa�niej. - O�co chodzi? Yoshitaro nie odpowiedzia� od razu. Zaczyna� dopiero pojmowa�, �e naprawd� sta� si� w�pe�ni, legalnym cywilem i�mo�e im kaza�, by si� wypchali, a�potem wreszcie sobie odpocz��. Przez cztery lata grozi�, �e tak w�a�nie zrobi. Nie trafi� tu dobrowolnie, ale z�wyroku s�du, przed kt�rym stan�� jako kryminalista. A�teraz wreszcie odzyska� w�asne �ycie. I�co dalej? - Do diab�a - mrukn�� - woleliby�cie, �ebym uni�s� �ap� i�znowu wyklepa� przysi�g�? - Tylko je�li sam tego chcesz - powiedzia� Garvin. - Bo w�og�le to owszem, chyba b�dzie nam ciebie brakowa�o. Hedley spojrza� na zegarek. - Nie mamy wiele czasu. Pospiesz si� zatem, je�li masz jeszcze co� do za�atwienia. - Dobra, mo�esz przyj��, �e zg�osi�em si� na ochotnika - powiedzia� Yoshitaro do Garvina. - A�teraz id� si� po�egna� z�ukochan�. - Mo�na, sir? - Jaansma spojrza� na Hedleya. - Ju� ci� nie ma. Garvin ruszy� ku grupie cywili, a�dok�adniej - ku Jasith Mellusin, w�a�cicielce Mellusin Mining, miliarderce, kt�ra swego czasu pozwoli�a Grupie w�ka�dej potrzebie korzysta� ze swoich pieni�dzy. Jasith by�a o�kilka lat m�odsza od Garvina i�wygl�da�a jak modelka. Efektu dope�nia�y d�ugie czarne w�osy. Kiedy� po��czy� j� z�Garvinem przelotny romans, zerwany po tragicznej �mierci jej ojca z�powod�w, kt�rych �adne tak naprawd� nie pojmowa�o. Potem wysz�a za m�� za cz�owieka innej koszmarnie bogatej rodziny, ale ich szcz�cie ma��e�skie sko�czy�o si� raptownie podczas wojny z�musthami, ona za� wr�ci�a do Garvina. Ci�gle nie wiedzieli, dok�d ich to zaprowadzi. - Pora - powiedzia� niepewnym g�osem. - Na to wygl�da - odpar�a Jasith. - Chyba powinnam by� wdzi�czna losowi za takiego faceta. Nie ma na�og�w, nie jest zazdrosny, tylko czasem wypu�ci si� na jak�� samob�jcz� misj�. - Nie b�dzie a� tak niebezpiecznie - stwierdzi� Garvin. - Polecimy, po cichu przyjrzymy si� temu i�owemu... - Ale z�ciebie �garz. A�teraz mnie poca�uj, �ebym mog�a sobie p�j��, bo inaczej b�d� tu stercza�a jak jaka� kretynka z�trzeciorz�dnego romansid�a. Garvin pos�ucha�. Obj�li si� mocno. - Na pewno wr�cisz? Pokiwa� g�ow�. Jasith poca�owa�a go raz jeszcze, wyzwoli�a si� z�jego ramion i�szybkim krokiem podesz�a do swojego luksusowego �lizgacza. Kilka sekund p�niej wystartowa�a i�polecia�a w�kierunku swojej rezydencji w�Leggett. Garvin d�ugo patrzy� na nikn�ce w�oddali �wiat�a pozycyjne jej maszyny. Stoj�cy kilka metr�w dalej Yoshitaro zmierzy� go spojrzeniem. Obok niego pojawi�a si� tweg Monique Lir, zawodowy podoficer z�kompanii zwiadu. - Widzisz, co si� dzieje, gdy cz�owiek si� zaanga�uje? - spyta� j�. - Za ka�dym razem coraz trudniej si� �egna�. Yoshitaro rozsta� si� ze swoj� kochank�, Jo Poynton, dwa miesi�ce wcze�niej. Po raz drugi i�zapewne ostatni. Jo porzuci�a polityk� i�wyjecha�a na inn� wysp�, aby zaj�� si� rze�biarstwem. Lir wiedzia�a o�tym i�wola�a poruszy� inny temat. - Czego� tu nie rozumiem, szefie - powiedzia�a. - Hedley wysy�a was obu. Co b�dzie z�nasz� kompani�, je�li nie wr�cicie? - Chyba przyjdzie ci przej�� ten interes i�jeszcze zosta� oficerem. Da si� zrobi�, prawda? Monique j�kn�a przeci�gle. Nie wygl�da�a na zachwycon�. - Dalej, Njangu! - zawo�a� Garvin. - Ju� tylko na nas czekaj�! - Zasalutowa� Angarze i�razem z�naukowcami weszli po rampie. Na pok�adzie by�o czworo pilot�w: Ben Dill, kt�ry zdoby� w�a�nie licencj� na pilotowanie velvow, Alikhan i�jeszcze jeden obcy, Tvem, kt�ry zosta� przydzielony do jednego z�aksai�w. Drugi mia�a pilotowa� Jacqueline Boursier. Za�og� velva stanowi�o dziesi�ciu legionist�w, w�r�d kt�rych by� jeszcze jeden musth. - Mocna dru�yna - powiedzia� Angara. - Miejmy nadziej�, �e do�� mocna, aby zrobi� swoje i�wr�ci� - mrukn�� Hedley. Kilka minut p�niej zawy�y silniki velva i�maszyna unios�a si� ponad p�yt� l�dowiska. Bez �adnych dodatkowych manewr�w czy rozm�w z�wie�� nabra�a wysoko�ci i�znikn�a w�czerni nieba. 2 Nadprzestrze� - Wpad�o mi do g�owy, dlaczego Konfederacja o�nas zapomnia�a - powiedzia� doktor Froude. - Zak�adasz wi�c, �e ca�y ten interes jednak si� nie rozsypa�? - spyta� Yoshitaro. - Pocieszaj�ce, bo jego w�adze w�zasadzie s� mi winne pieni�dze. Razem z�Alikhanem i�Heiser siedzieli w�pomieszczeniu, kt�re od biedy mog�oby uj�� za odpowiednik mesy starszych oficer�w. Dill i�Jaansma trzymali wacht�. - Naprawd� czy to tylko metafora? - zainteresowa� si� Alikhan. - Istnieje ryzyko, �e nam nie zap�ac�? - On tylko �artowa� - mrukn�a Ann Heiser. - Skoro tak, to dlaczego mieliby�my przejmowa� si� losem Konfederacji? - spyta� musth. - A�to, �e od dawna nie mamy od nich �adnej odpowiedzi, to giptel? - rzuci� Njangu. - W�og�le ci� nie intryguje, dlaczego tak si� dzieje? - Hm... gdyby wszystkie �wiaty musth�w nagle zamilk�y... Zale�y. To, o�czym m�wisz, odnosi si�, jak rozumiem, do milczenia rz�du, wi�c chyba �rednio bym si� przej��. My, musthowie, jeste�my dumni ze swojej niezale�no�ci i�samodzielnego my�lenia. Ale z�drugiej strony, nieco si� oszukujemy i�gdyby chodzi�o o�los ca�ych spo�eczno�ci, to owszem, chcia�bym wiedzie�, co si� z�nimi sta�o. Froude mia� ju� co� powiedzie�, lecz Alikhan uni�s� �ap�. - Chwil�, nie doko�czy�em. To by�oby co� wi�cej ni� tylko ciekawo��. Trudno przecie� odrzuci� ca�� przesz�o��, dziedzictwo niezliczonych pokole�, dzi�ki kt�rym stali�my si� tym, kim jeste�my. To samo dotyczy chyba ka�dej rasy, a�inne podej�cie �wiadczy�oby o�niedostatkach cywilizacyjnych. Froude ze smutkiem pokiwa� g�ow�. - Wci�� uwa�amy si� za cywilizowanych, a�to nak�ada na nas powinno�� sprawdzenia, do jakiej to katastrofy dosz�o. I�je�li to tylko mo�liwe, powinni�my podj�� pr�b� uzdrowienia sytuacji. Chocia� z�drugiej strony przypuszczenie, �e tylko my jedni w�ca�ej Galaktyce przejawiamy tak� postaw�, �wiadczy�oby o�zb�dnym egocentryzmie. Albo raczej solipsyzmie. - Jak zwa�, tak zwa� - mrukn�� Yoshitaro. - Wr��my do twojej obiecuj�cej hipotezy, doktorze. Mo�e urozmaici nam oczekiwanie na nast�pny skok i�pomo�e zapomnie�, co wyrabia m�j �o��dek. - Problem polega na tym, �e nie tylko nie powr�ci� �aden z�naszych statk�w wys�anych do port�w Konfederacji, ale tak�e nic nie przylecia�o stamt�d. Ani z�Centralnego ani z��adnego innego �wiata. I�nie udaje si� nawi�za� ��czno�ci, prawda? W�a�nie. A�teraz wspomnijcie, �e wi�kszo�� zazwyczaj wykorzystywanych szlak�w do uk�adu Cumbre biegnie przez bli�niacze systemy Lariksa i�Kury. Wiemy te� z�ca�� pewno�ci�, �e protektor Redruth ch�tnie wzi��by Cumbre w�lenno. - Wnioski narzucaj� si� same - powiedzia�a Heiser. - Jak dot�d nic nowego - zauwa�y� Yoshitaro. - Rozwa�my to jednak po kolei - ci�gn�� nie zra�ony Froude. - Po pierwsze, transmisje nadprzestrzenne z�naszych nadajnik�w. �atwo je zag�uszy�, poniewa� wszystkie sygna�y musz� przebiega� obok Lariksa i�Kury. Sprawdzi�em. To za�atwia spraw�. Larix i�Kura przechwytuj� te� statki wysy�ane w�kierunku Centralnego. To wiemy na pewno, bo mamy nagrania. - Tak wi�c do wyja�nienia zostaje tylko jedno. Bolesne jak wrz�d na dupie - stwierdzi�a Heiser. - Jeste� wulgarna, szanowna kole�anko - powiedzia� Froude. - Jednak �atwo tu o�odpowied�. Przypu��my, �e Konfederacja ma obecnie do�� w�asnych k�opot�w. - To akurat te� wiemy - wtr�ci� Yoshitaro. - Razem z�Garvinem widzieli�my do�� dziwnych rzeczy, gdy opuszczali�my Centralny jako rekruci. - I�je�li teraz nasz przyjaciel Redruth poinformowa� Konfederacj�, �e w�uk�adzie Cumbre zapanowa�y chaos i�anarchia, to jak s�dzicie? Czy Konfederacja wys�a�aby kogo�, aby to sprawdzi�? - Mo�e tak. Mo�e nie - mrukn�� Yoshitaro. - Ale chyba nie sprawdza�aby tego zbyt wytrwale. - W�a�nie - powiedzia� Alikhan. - Jeden czy drugi statek Redruth zniszczy�by z��atwo�ci�. Szczeg�lnie �e dla Konfederacji wci�� jest sojusznikiem. - Racja - przytakn�� naukowiec. - Czy to nie jest przekonuj�ce wyja�nienie naszej izolacji? - A�z tego wynika, �e zanim dowiemy si� czegokolwiek, b�dziemy musieli upora� si� z�Redruthem - zauwa�y� Njangu. - Ju� dawno doszli�my do podobnego wniosku. - Niemniej zawsze mi�o jest znale�� naukowe uzasadnienie - stwierdzi� Froude. - Zapewne - odezwa� si� znowu Alikhan. - Niemniej przychodzi mi do g�owy co� jeszcze. Co� o�wiele bardziej niepokoj�cego, przynajmniej dla was, ludzi. Je�li Konfederacja jest tak pot�na, jak przywykli�my wierzy�, czy nie oznacza to, �e odpowiedzialni za jej obecne k�opoty wrogowie s� jeszcze pot�niejsi? Czy nie b�dzie tak, �e uporawszy si� z�Redruthem, trafimy na co�, co przero�nie nasze si�y? Jaka jest szansa, �e jeden uk�ad zdo�a rozwi�za� co�, co parali�uje ca�e wielkie imperium? Troje ludzi wymieni�o powa�ne spojrzenia. - Obawiam si�, �e Alikhan mo�e mie� racj� - stwierdzi� Froude. - Mo�e i�ma - westchn�� Yoshitaro. - Ale ja jestem prostym oficerem i�zwyk�em martwi� si� tylko jednym k�opotem naraz. Co� zapiszcza�o w�interkomie. - Przygotowa� si� do drugiego skoku - us�yszeli. - Dobra - powiedzia� Garvin, gdy Alikhan zmieni� go na mostku. - Teraz s�ucham, dlaczego zosta�e�. Przecie� nie mo�esz by� jeszcze a� takim sklerotykiem, aby zapomnie�, kiedy zwalniaj� ci� do cywila. - A�jednak zapomnia�em - odpar� Njangu. - I�wola�bym, �eby� mi o�tym nie przypomina�. - Przepraszam. To by� �art. - Bardzo �mieszne. - Naprawd� przepraszam. - W�porz�dku. Wymazane. - Dobra. Niemniej tak czy siak, zosta�e�. A�ja my�la�em, �e masz po dziurki w�nosie ganiania w�kamaszach. - Na razie wydaje mi si�, �e to jedyne sensowne wyj�cie - powiedzia� Njangu takim tonem, jakby si� t�umaczy�. - Od czasu, gdy ostatni raz rozmawiali�my o�cichym zej�ciu ze sceny, nic si� chyba nie zmieni�o. Co mi o�czym� przypomina. Tw�j termin jest tylko o�dwa miesi�ce p�niejszy od mojego. Co zamierzasz zrobi�? Garvin spojrza� na przyjaciela. - Teraz rozumiem, dlaczego ci� wzi�o - stwierdzi�. - Cholernie niewygodne pytanie, co? - Dla ciebie te�? Dlaczego? Masz na podor�dziu dam�, kt�ra siedzi na kredytach. Je�li to ryzyko tak ci� poci�ga, zawsze b�dziesz m�g� zjecha� do kopalni... albo zaj�� si� eksploatacj� bogactw kt�rego� z�lodowych gigant�w. I�nie s�d�, �e si� z�ciebie �miej�. - Wci�� jednak uwa�am to pytanie za kr�puj�ce. - Wi�c zostaniesz? - Zapewne. - Dlaczego? - Oczekujesz logicznej odpowiedzi od �o�nierza? - Przygotowa� si� do trzeciego skoku - ponownie przerwa� im g�os z�interkomu. - Oto, jak wygl�da sytuacja - powiedzia� Ben Dill. Razem z�pozosta�ymi pilotami, Jaansm�, Yoshitarem i�obojgiem naukowc�w patrzy� na tr�jwymiarow� projekcj� przedstawiaj�c� bliski ju� uk�ad. - Do Lariksa mo�na wej�� czterema zasadniczymi trajektoriami. Pierwsza prowadzi wprost do pi�tej planety, Prime, podobnie jak druga. Trzecia pozwala nam podej�� j� �z flanki� i�wyskoczy� jakby znik�d, a�czwarta zakra�� si� �ponad� p�aszczyzn� ekliptyki. Proponuj� t� ostatni�, a�potem za� powolne zej�cie na polarn� orbit� synchroniczn�. A�tam zagoniliby�my do roboty naszych elektronicznych szpicli. - Podobnie widzieli�my to jeszcze na Cumbre - stwierdzi� Jaansma. - Nie ma przeciwwskaza�, prawda? - Rozejrza� si� wko�o. - Dobra. Przyst�pujemy do ostatniego skoku. - Wychodzimy z�nadprzestrzeni - zameldowa� syntetyczny g�os. - I�dobrze. Jeste�my na miejscu - powiedzia� Ben. - Ulubiony syn pani Dill ma zaszczyt przedstawi� wam szerok� panoram� planety Prime w�uk�adzie Lariksa... O�kurwa! - Uderzy� po sensorach i�na ekranach znowu pojawi�y si� rozmazane smugi nadprzestrzeni. Garvin zd��y� jednak dojrze� pojedynczy impuls wskazuj�cy na obecno�� jakiej� jednostki. Po chwili, w�osobnym kadrze, zosta�a pokazana dok�adniej. Kszta�t by� znajomy. Kilka sekund p�niej pojawi�y si� kolejne dwa rozb�yski. Strzelano do nich. - No to wpadli�my - wycedzi� Dill. - Alikhan, dawaj dwa przypadkowe skoki. Garvin w��czy� laryngofon. Za�oga obsadzi�a ju� stanowiska bojowe. - Do wszystkich. Miejscowy patrolowiec czeka� na nasze wyj�cie z�nadprzestrzeni. - Mam wst�pn� identyfikacj� drania - powiedzia� Yoshitaro �e stanowiska ogniowego. - To chyba jeden z�tych upiornie szybkich patrolowc�w klasy Nana, kt�re Redruth ukrad� razem z�naszym transportowcem. - Potwierdzam - odezwa�a si� technik. - To klasa Nana. Zawy� alarm. - Paskudztwo. By� do�� szybki, �eby pos�a� za nami znacznik i�te� skoczy� - rzuci� Dill. - Ale dobra. Trzymajcie si� p�dzli... Alikhan, daj mi punkt... albo nie, schowaj nas za kt�rym� z�ksi�yc�w pi�tej. Przyczaimy si� tam i�zastanowimy, co dalej. - Wychodzimy... No nie! - Mam odpalenie - powiedzia�a technik beznami�tnym g�osem, tak jak j� wyszkolono. - Pocisk z�apa� namiar celu, dojdzie nas za jeden zero... Antyrakieta gotowa... odpalam. Na kursie... na kursie... trafiony! Pocisk zniszczony. - Skok! - rozkaza� Dill i�velv zadr�a�, przeskakuj�c kawa�ek pr�ni. Na ekranie znowu pojawi�a si� skryta cz�ciowo za ksi�ycem Prime. - Dobra. Piloci aksai�w, obsadzi� maszyny. - Ju� siedz� - zaskrzypia�o cicho z�g�o�nika. - Tu Boursier. W�z�y zwolnione, gotowa do startu. - Tvem te� na miejscu - doda� drugi pilot du�o ni�szym g�osem z�obcym akcentem. - W�gotowo�ci. - Znowu nas podchodz�, tym razem dwa - oznajmi� Dill. - Aksaie, startowa�. Przebieg� palcami po kontrolkach, zwalniaj�c ostatnie magnetyczne ��cza. Maszyny oderwa�y si� od velva i�zaraz ostro ruszy�y w�stron� wrogich jednostek. Jedna z�nich odpali�a pocisk, kt�ry zosta� zaraz zmylony przez uk�ady zag�uszaj�ce velva. - Czasem dobrze jest pracowa� na tych samych cz�stotliwo�ciach - zauwa�y� Yoshitaro. Dill szarpn�� velvem, zmieniaj�c kurs, i�oba aksaie ruszy�y na jeden z�patrolowc�w. Pierwszy zaatakowa� od czo�a, drugi poprowadzi� pocisk z�lekk� �g�rk��. Patrolowiec odpali� jedn� antyrakiet�, kt�ra posz�a daleko w�bok, i�po chwili, dwukrotnie trafiony, zmieni� si� w�kul� roz�arzonego gazu. Drugi patrolowiec zanurkowa� w�nadprzestrze�, gdy kieruj�cy si� na niego pocisk wybuch� niegro�nie za jego ruf�. - Nie wiem, czy trafi�em - powiedzia� Tvem. - Nie trafi�e� - odezwa�a si� Boursier. - Ale na pewno �miertelnie go wystraszy�e�. - Alikhan, skaczemy t� sam� drog�, kt�r� przylecieli�my. Jeden skok zwyk�y, potem jeden na �lepo i�k�ad� nas na kurs powrotny. - Tak jest. - Mam jeszcze dwie jednostki na ekranie. - Stanowiska ogniowe, przygotowa� si�. - Tak jest, sir. - Aksaie, wraca�. - Ale szefie... - To rozkaz - warkn�� Dill. - Nie chc�, �eby�cie pl�tali si� gdzie� po drodze, gdy odpalimy goddardy. Jeszcze kt�ry� si� pomyli i�was za�atwi. Rusza� si�, bo zostawi� was tym s�pom! Oba aksaie pos�usznie zawr�ci�y i�zbli�y�y si� do velva. G�uche stuki obwie�ci�y, �e maszyny zacumowa�y. - Wyrzutnie, macie ich? - Tak... - Cele uchwycone, Ben. - Odpali� jedynk�... odpali� dw�jk�. Goddardy, d�ugie na sze�� metr�w pociski przeznaczone do niszczenia ci�szych jednostek przeciwnika, zwykle znajdowa�y si� na wyposa�eniu zhukov�w, chocia� zaprojektowano je do walki w�pr�ni kosmicznej. Velv otrzyma� ich wyrzutnie podczas przer�bek ju� po przybyciu na Cumbre, a�uk�ady naprowadzania dostosowano do �ledzenia cel�w na wi�kszych dystansach, poprawiaj�c tym samym zasi�g pocisk�w. - Naprowadzam... naprowadzam... naprowadzam... pud�o! - Przygotowa� si� do skoku - rozkaza� Dill. - Chwil� - rzuci� operator drugiego pocisku. - Ju� prawie... - Skok! - zawo�a� Dill i�pi�ta planeta Lariksa, jej ksi�yce, pocisk i�patrolowce znikn�y z�ekran�w. - Ech, Ben - j�kn�� technik. - A�tak chcia�em sobie namalowa� ma�� gwiazdk� na konsoli. - Odliczanie do drugiego skoku. Za siedemdziesi�t cztery sekundy... - Zajmij si� tym - powiedzia� Dill do Alikhana, przesuwaj�c si� do stanowiska Garvina. - Chyba nam si� nie powiod�o. - �agodnie m�wi�c - zgodzi� si� Jaansma. - Wiesz, co my�l�? - To samo co ja. Tyle �e ja jestem tego pewien - stwierdzi� Garvin. - Dra� czeka� na nas. - Sze��dziesi�t trzy sekundy do skoku. - Kto� nas wystawi�, Njangu - doda� Garvin. - Kto� z�Cumbre D. - No to wracamy do domu - powiedzia� Yoshitaro. - B�dziemy im d�uba� pod paznokciami tak d�ugo, a� dowiemy si� kto. 3 Jeden skok od uk�adu Cumbre Yoshitaro wys�a� Hedleyowi zakodowany przekaz �Do wy��cznej wiadomo�ci�. Za��da� w�nim nastawienia wszystkich skaner�w na �ledzenie przekaz�w spoza uk�adu. Mia� nadziej�, �e mu si� poszcz�ci. I wy�owiono taki sygna�. Odbiorca powt�rzy� go na innej cz�stotliwo�ci i�uda�o si� go zapisa�, lecz niewiele z�tego wynik�o. Kryptolodzy nie zdo�ali z�ama� kodu. Zlokalizowano jednak pierwszy punkt retransmisji. Mie�ci� si� na jednym z�ksi�yc�w Cumbre J. - Nie znam si� na wywiadzie elektronicznym - westchn�� Yoshitaro. - Nie wiem, jak przypala si� pi�ty komputerowi. - Nie szkodzi, i�tak ci� lubimy - pocieszy� go Hedley. - Jeste� naszym najlepszym skrytob�jc�, a�to rzadsza specjalno��. - Wielkie dzi�ki. Po�ycz� wi�c mo�e paru technik�w i�kilku ludzi do os�ony i�zajrzymy tam w�drodze powrotnej. - Dobrze - zgodzi� si� Hedley. - Ale b�dziecie jeszcze potrzebowali �mieciarza. - �mieciarza? A�co to za imi�? - Nie gorsze ni� Njangu. - Doprawdy, sir? �mieciarz wystawi� jedno oko nad ska�y i�obejrza� przedpole. Nic si� nie porusza�o. Posun�� si� kawa�ek do przodu i�znalaz� kolejne schronienie za pag�rkiem zestalonego tlenu. - Jest, sir - powiedzia�a operatorka �mieciarza. - Mamy wyskok na podczerwieni. Zapewne od fotoogniw albo baterii. - Operatorka mia�a na imi� Tanya Felder, nosi�a naszywki finfa i�wygl�da�a raczej jak baletnica ni� kto�, kto zarabia na �ycie, steruj�c robotem. Podobnie jak reszta �o�nierzy, by�a w�kombinezonie, kt�ry mia� ich chroni� przed nie nadaj�c� si� do oddychania i�nieco �r�c� atmosfer� ksi�yca. G�ow� i�g�rn� cz�� cia�a schowa�a w�module sterowniczym �mieciarza, kt�ry to modu� przypomina� dziwnie odkrojon� po��wk� trumny, pozwala� jednak operatorce odci�� si� od otoczenia i�skupi� na tym, za co bra�a �o�d. Mia�a tam sensory, ekrany i�sterowniki po��czone z�odleg�ym o�kilkaset metr�w robotem. �mieciarz by� nowym nabytkiem Grupy. Na p�l metra szeroki i�wysoki, na metr d�ugi porusza� si� bezg�o�nie na wyciszonych g�sienicach. Wyposa�ono go w�rozmaite stereoskopowe kamery, tak z�przodu, jak i�z ty�u, oraz wszystkie rodzaje czujnik�w, o�jakich jego budowniczowie kiedykolwiek s�yszeli. Mia� teleskopowe manipulatory zdolne ud�wign�� do dwustu kilogram�w, zasi�g oko�o trzech kilometr�w, a�pod przednimi �oczami� zamontowano mu jeszcze blaster. Mo�na go by�o zreszt� wyposa�a� niemal we wszystko, co akurat by�o potrzebne do wype�nienia zadania. - Mamy to st�d zabra�, szefie? - spyta�a Monique Lir. Wraz z�pi�cioma rozci�gni�tymi w�lu�nym szyku zwiadowcami le�a�a w�pobli�u Felder. Wszyscy trzymali bro� w�pogotowiu. - �adne takie - mrukn�� Yoshitaro. - Za bardzo was lubi�. To co� mo�e by� zaminowane. Czekajcie. Tanya, mo�esz podjecha� �mieciarzem nieco bli�ej? Ci�gle jeszcze niewiele widzimy. - Tak jest, sir. - Felder nie przywyk�a do powszechnego w�kompanii zwiadu zwracania si� do podw�adnych po imieniu, a�do prze�o�onych �szefie�. Robot wysun�� si� zza ukrycia i�ruszy� wzd�u� niskiej grani. - No - powiedzia�a Felder. - Teraz mamy lepszy widok. Na wprost. Przekazuj� na ekran w�he�mie, sir. Nadajnik jest oko�o dwudziestu pi�ciu metr�w od �mieciarza. Ma�y wy�wietlacz poni�ej wizjera he�mu Njangu zamigota� i�pokaza� kawa�ek monotonnej powierzchni ksi�yca. Co� przeskoczy�o i�obraz za�nie�y�, ale po chwili da�o si� dostrzec szary p�cylinder skryty niemal ca�kowicie pod nawisem ska�y. - Ani �ladu obs�ugi czy ochrony - powiedzia�a Tanya. Yoshitaro si� zastanowi�. - Mo�esz mi powiedzie�, z�kt�rej strony to urz�dzenie ma prz�d? - Nie, sir. - Trudno. B�dzie, co ma by�. Rusz �mieciarza, ale powoli. I�wszystko rejestruj. - Ca�y czas rejestruj�, sir. - Przepraszam. Cylinder r�s� na ekranie. - Masz �lady jakiej� aktywno�ci? Nadaje co�? To chyba w�pe�ni automatyczny przeka�nik. - Nic, sir. - Zatrzymaj go w�odleg�o�ci trzech metr�w, to chyba akurat tyle, �eby do niego si�gn��. - Cztery metry i�gotowy do... Ekran pociemnia�, a�nogi Felder szarpn�y si� konwulsyjnie. Daleko z�przodu unios�a si� kula ognia, a�kilka sekund p�niej grunt zadr�a� wszystkim pod brzuchami. - Spryciarze... - mrukn�� Yoshitaro. - Felder, jak tam robot? - Brak sygna�u, sir. - Dobra, prosz� wojska - powiedzia� Njangu i�wsta�. - Nie s�dz�, aby by�o tu jeszcze co ogl�da�, ale dla porz�dku przejdziemy si� i�zabierzemy biedaka. Niczego nie dotyka�. Takie pu�apki mog� wybucha� wi�cej ni� raz. Felder wysun�a si� z�modu�u sterowniczego. Njangu poda� jej r�k� i�pom�g� wsta�, a�potem odczepi� przew�d, kt�ry go z�ni� ��czy�. - Przykro mi z�powodu �mieciarza. Felder poci�gn�a nosem. Yoshitaro zerkn�� na jej twarz i�przez szybk� he�mu ujrza� p�yn�ce po policzkach �zy. Nic nie powiedzia�, tylko wraz z�innymi podszed� ku zniszczonemu nadajnikowi. - Wiemy wi�c, �e transmisja pochodzi�a z�Lariksa - powiedzia� Jaansma do Angary. - Nikt inny w�ca�ym wszech�wiecie nie interesuje si� nami cho�by na tyle, �eby przys�a� kartk� na urodziny, a�co dopiero takie zabawy. Ta maszynka na Cumbre J�przechwytywa�a sygna� i�przekazywa�a go gdzie� dalej. Nie zosta�o z�niej wiele, ale i�tak zebrali�my szcz�tki do analizy. Za�o�� si�, �e b�d� to elementy nie u�ywane powszechnie w�uk�adzie Cumbre. - I�co dalej? - spyta� Angara. - Dalej jest gorzej - przyzna� Hedley. Garvin i�Njangu ponuro pokiwali g�owami. - Zak�adam, �e powinni�my szuka� jednego g��wnego agenta i�siatki jego pomocnik�w, kt�rzy mog� pracowa� na dwie strony, nie wiedz�c tak naprawd�, dla kogo w�a�ciwie nas zdradzaj� - powiedzia� Garvin. - Za�o�� si� te�, �e ten nadajnik, kt�ry znale�li�my, przekaza� agentowi wiadomo�� o�naszej nieudanej wyprawie na Lariksa i�wyrazy wdzi�czno�ci za wskaz�wki, dzi�ki kt�rym uda�o si� nas odeprze�. - Gdybym to ja by� tym szpiegiem... nazwijmy go Natr�t... zaszy�bym si� teraz w�jakiej� dziurze i�poczeka�, a� sprawa nieco przyschnie - doda� Njangu. - Jon posadzi� ludzi, �eby pilnowali tej cz�stotliwo�ci, na kt�rej zosta� nadany pierwszy przychodz�cy sygna�, ale na razie nic nie maj�. Za�o�� si�, �e tak b�dzie dalej. - Jakie� pomys�y? - spyta� Angara. - Jeden, ale chyba niezbyt genialny - odezwa� si� Garvin. - Problem polega tym, �e nie mamy poj�cia, jak ani gdzie wyciekaj� wa�ne dla nas informacje. Przed wypraw� na Lariksa byli�my jednak nieostro�ni. Masa ludzi o�niej wiedzia�a. - Bardzo nieostro�ni - zgodzi� si� Hedley. - Ju� dawno powinni�my byli dopa�� Natr�ta. Za��my na razie, �e chodzi tylko o�jedn� osob�, a�nie o�ca�y tuzin. Co zreszt� najpewniej jest prawd�, bo mog� uwierzy�, �e jeden superszpieg uszed� naszej uwagi, ale nie ca�a grupa. Na pewno rzuciliby si� nam w�oczy. Zapewne on te� macza� palce w�transporcie broni podczas powstania Raum�w. Wtedy go nie znale�li�my i�mieli�my wiele szcz�cia, �e trafili�my na ten przemyt. Po drugie, o�co si� za�o�ycie, �e ten sam cz�owiek by� odpowiedzialny za eksplozj�, kt�ra zabi�a Aesca i�doprowadzi�a do wybuchu wojny? - Nie zak�adam si� - stwierdzi� Angara. - Szczeg�lnie �e dot�d nikt si� do tej roboty nie przyzna�. Mo�emy mu jednak przypisa� dwie du�e operacje, jedna zosta�a perfekcyjnie przeprowadzona, druga udaremniona czystym przypadkiem. No i�zapewne od dawna sk�ada Redruthowi meldunki o�wszystkim, co tu si� dzieje. Musimy go przyskrzyni�, zanim zaczniemy prowadzi� jakiekolwiek wi�ksze dzia�ania przeciwko Lariksowi i�Kurze. Wspomnia�e�, �e co� dziwnego wpad�o ci do g�owy, Jaansma. - Mogliby�my zorganizowa� kolejn� wypraw�, tym razem na Kur�. Tak, �eby wszystko wygl�da�o przekonuj�co, a� do startu. Przez ca�y czas wyt�aliby�my oczy i�uszy. Mo�liwe, �e ch�opta� gdzie� si� pojawi. Tyle �e oczywi�cie obstawiliby Kur�, wi�c w�najbli�szej przysz�o�ci musieliby�my zaniecha� penetracji tego uk�adu. Poza tym, je�li nie wpadliby�my przy tym na �aden �lad, to co dalej? Nie mam �adnej koncepcji. - To ju� trzeci raz od wczorajszego wieczora, jak pr�bujesz sprzeda� ten pomys� - powiedzia� Njangu. - My�l� o�nim mniej wi�cej to samo co ty. Ale chyba mogliby�my zrobi� co� jeszcze. W�sumie by�oby to do�� paskudne, ale dzi�ki temu nasz przyjaciel zapewne niczego by nie podejrzewa�. Niestety, wielu osobom namiesza�oby to porz�dnie w��yciu i�nie wszyscy wyszliby potem na prost�. Musimy obwie�ci� wszem i�wobec, �e z�apali�my Natr�ta, a�by� mo�e prawdziwy agent poczuje si� pewniej i�przestanie si� tak pilnowa�. Hedley, zastanowiwszy si� chwil�, potar� nos i�stwierdzi�: - To tak niegodziwy pomys�, �e chyba musimy spr�bowa�, Njangu. Ale nie z�jednym marnym agentem. Z�apiemy ich od razu p� tuzina. �Matin� Grupa demaskuje siatk� szpiegowsk� Skandal w�szeregach Legionu Zebra� Ron Prest�n Leggett. Dzi� wcze�nie rano funkcjonariusze kom�rki kontrwywiadu wewn�trznego Grupy aresztowali sze�ciu wysokich oficer�w oskar�anych o�szpiegostwo oraz zdrad� stanu. Tych sze�ciu, nosz�cych stopnie od hauta do alta, mia�o tworzy� g��boko zakonspirowan� siatk� szpiegowsk� pracuj�c� na rzecz nie wymienionego pozauk�adowego rz�du. Docieraj�cy zawsze do prawdy �Matin� zdo�a� si� jednak dowiedzie� z�pewnych �r�de�, �e chodzi o�rz�d Lariksa i�Kury, uwa�any niegdy� na najbli�szego sojusznika Cumbre, obecnie zdradzaj�cy imperialistyczne zakusy wobec naszego uk�adu. Mil Jon Headley, dow�dca Sekcji Wywiadu Grupy, powiedzia� Loyowi Kuoro, wydawcy �Matin�, �e siatka dzia�a�a ju� do�� d�ugo. �S�dzimy, �e uaktywnili si� w�okresie problem�w z�Raumami, je�li nie wcze�niej, a�nast�pnie dokonali zab�jstwa wodza musth�w Aesca, kt�re to wydarzenie zapocz�tkowa�o nieporozumienie pomi�dzy naszymi cywilizacjami�. �Ju� od jakiego� czasu podejrzewali�my, �e istnieje taka siatka�, doda� Headley. �Prowadzili�my jednak �ledztwo tak d�ugo, a� uzyskali�my pewno��, �e wykryli�my wszystkich jej cz�onk�w. Dopiero wtedy dokonali�my aresztowa�. Obecnie podejrzani przebywaj� w�areszcie w�miejscu, kt�rego po�o�enia nie ujawniamy. Tam zostan� poddani przes�uchaniom�. Oczekuje si�, �e aresztowani ujawni� wiele wa�nych informacji. Nie wiadomo jeszcze, czy ich proces nie zostanie utajniony, niemniej powinien rozpocz�� si� w�ci�gu trzech miesi�cy od dzisiaj, gdy tylko s�d wojskowy zbierze wszystkie materia�y niezb�dne do wniesienia sprawy... - Sukinsyn nie potrafi nawet poprawnie napisa� mojego nazwiska - sapn�� Hedley. - Mog�o by� gorzej, szefie - powiedzia� Garvin. - M�g� za��da� zdj�� tych biedak�w, kt�rych ukryli�my. - Dlaczego po prostu nie aresztowali�my Loya Kuoro? - spyta� Njangu. - Nadawa�by si� na zdemaskowanego agenta. Loy Kuoro, eks-m�� Jasith Mellusin, przez d�ugi czas utrudnia� �ycie Garvinowi. Ws�awi� si� gorliw� kolaboracj� z�wrogiem podczas wojny z�musthami, po jej zako�czeniu trafi� nawet na troch� do wi�zienia. Wprawdzie uda�o mu si� wybroni� przed s�dem, wci�� jednak toczy�o si� przeciw niemu kilka spraw z�pow�dztwa cywilnego. Wszystkie o�kolosalne pieni�dze. - I�dlatego ci� lubi�, Njangu - powiedzia� Garvin. - Zawsze my�lisz o�przyjacio�ach. - Musz�. Jeste� mi winien zbyt wiele forsy. - Dobra, wy dwaj - przerwa� im Hedley. - Zacz�li�my pierwszy etap operacji. Teraz musimy... o, cholera. Zapomnia�em wam powiedzie�. O�szesnastej macie zameldowa� si� na placu apelowym. Str�j galowy. - Po co? - Uroczysto�� ponownego w��czenia w�szeregi. Macie robi� za przyk�ad �wie�ej krwi. Garvin i�Njangu spojrzeli na siebie z�przera�eniem. - Nie da si� tego omin��? - �adn� miar� - powiedzia� zdecydowanie Hedley. - To pomys� starego. - �eby to... A�potem mo�emy si� chocia� napi�? - Daj� wam zgod� na przepicie ca�ego wieczoru, i�to na koszt Legionu. Tylko rano macie by� na chodzie. Rano albo troch� p�niej. - Widzisz? - powiedzia� Garvin do przyjaciela. - Grupa jedn� r�k� zabiera, ale drug� daje. Zadzwoni� do Jasith po transport. - Pi�knie wygl�dali�cie, ch�opcy, maszeruj�c tak w�t� i�nazad - powiedzia�a Jasith Mellusin, szybkim manewrem ratuj�c si� przed kraks� ze startuj�cym promem. Nie zwa�aj�c na sygna�y ostrzegawcze, przemkn�a tu� obok i�posadzi�a limuzyn� na parkingu hotelu Shelbourne. - I�jeszcze to salutowanie wszystkiemu, co si� rusza, z�flag� w��cznie. To naprawd� by�o pi�kne. Zreszt�, wci�� nie�le si� prezentujecie. Garvin ju� mia� si� oburzy�, gdy zauwa�y� ironiczny grymas na twarzy Jasith. - No to dlaczego nie pozwoli�a� nam si� przebra�? - spyta� Njangu. - My�lisz, �e dobrze nam w�tych mundurkach? Za bardzo si� w�nich rzucamy w�oczy, wi�c trudno nam w�lizn�� si� gdziekolwiek niepostrze�enie. - Bo jeste�cie ze mn� - odpar�a dziewczyna. - A�to znaczy, �e macie nie tylko �adnie wygl�da�, ale te� dobrze si� zachowywa�. - Wysiad�a z�wozu i�poda�a parkingowemu banknot. Jak przysta�o na osob� obrzydliwie wr�cz bogat�, zrobi�a to z�niewymuszon� arogancj�. - Grzeczni malowani ch�opcy? - spyta� Njangu. - No to b�dzie nudno. Powinienem polecie� promem. Oszcz�dzi�bym sobie gadania. - Ale zabrak�oby ci towarzystwa kogo� tak uroczego jak ja - stwierdzi�a Jasith. - Poza tym spodziewam si� spotka� tu pewn� moj� przyjaci�k�. Najpewniej sam� i�t�skni�c� za kim� mi�ym. - Wielce patriotyczna postawa - mrukn�� Garvin. Kopn�a go w�kostk� i�skrzywi�a si�. - W�a�nie na takie okazje �o�nierze nosz� buty z�cholewami - zauwa�y� Jaansma. - Chod�cie ju� - powiedzia� Njangu. - Napitki czekaj�. Shelbourne, najbardziej ekskluzywny hotel na Cumbre D, by� miejscem spotka� polityk�w i�rentier�w. Co dziwne, obs�uga nie mia�a nic przeciwko obecno�ci legionist�w z�kompanii zwiadu, a�w ka�dym razie �adnego nigdy jeszcze mnie usun�a. O�ile p�aci� rachunki, naturalnie. Do g��wnego wej�cia prowadzi� p�okr�g�y podjazd, za kt�rym wznosi�y si� niskie schody prowadz�ce do recepcji. �ciany by�y tu szklane, z�o�one z�wielu ma�ych paneli w�stylu retro. Gdy Garvin, Jasith i�Jaansma ruszyli po stopniach, w�drzwiach nagle pojawi� si� wyra�nie podpity Loy Kuoro. Za nim kroczy�o dw�ch osi�k�w. Ca�a tr�jka by�a w�wieczorowych garniturach. Od tej chwili wypadki potoczy�y si� b�yskawicznie. Kuoro zauwa�y� Jasith i�Garvina i�poczerwienia�. Jasith i�Garvin udali, �e go nie widz�. Gdy obie grupy si� mija�y, Kuoro pochyli� si� w�kierunku Jasith i�powiedzia� co� do niej p�g�osem. Jej oczy rozszerzy�y si� ze zdumienia, twarz poblad�a. Unios�a r�k�, aby spoliczkowa� by�ego m�a. Kuoro odepchn�� j� do�� mocno. Musia�a przykl�kn��, aby nie upa��. Garvin z�apa� wyci�gni�t� r�k� w�a�ciciela �Matin� i�wykr�ci� j� gwa�townie. Da� si� s�ysze� trzask p�kaj�cej ko�ci. Kuoro wrzasn�� i�z�apa� si� za �okie�. Jeden z�ochroniarzy zamierzy� si� na Garvina, ale on ju� sta� nieco z�boku i�obraca� si� ku drugiemu gorylowi Kuora. Osi�ek uni�s� przedramiona, ale Jaansma przemkn�� poni�ej, uderzy� tamtego g�ow� w�twarz i�zaraz poprawi� pi�ci� w��o��dek. M�czyzna upad� i�zwymiotowa�. Pierwszy tymczasem spr�bowa� kopn�� Garvina, jednak Yoshitaro z�apa� obur�cz uniesion� nog� i�kopn�� go w�krocze. Goryl j�kn�� g�ucho i�zatoczy� si� na Kuora, kt�ry kuli� si�, chroni�c z�aman� r�k�. Potr�cony zaskrzecza�, straci� r�wnowag� i�odbi� si� od szklanej �ciany. Chwil� potem metr nad sob� ujrza� skrzywion� twarz Yoshitara, kt�ry kopn�� go obun� z�wyskoku i�pos�a� z�im - petem do holu. Kuoro polecia� w�brz�ku szk�a, Njangu natomiast zgrabnie wyl�dowa� na r�wnych nogach. Wko�o zaroi�o si� od s�u�by hotelowej. - Sukinsyn - mrukn�� Garvin. - A�swoj� drog�, co ci powiedzia�? - zapyta� Jasith. - Niewa�ne - odpar�a. - Teraz ju� tak - zgodzi� si� Njangu i�przyjrza� si� zniszczeniom. - Chyba troch� popsuli�my stosunki armii z�pras�, nie s�dzicie? Sk�d on wzi�� tych dw�ch? - A�co to ma za znaczenie? - spyta� Garvin. - Mo�e z�agencji, a�mo�e z�redakcji sportowej. - Kopn�� kawa�ek szk�a. - Dobrze, �e Legion p�aci dzisiaj nasze rachunki. Chyba zbierze si� tego troch�. - Mo�e, ale na pewno bardziej mi ul�y�o, ni� gdybym si� upi� - zauwa�y� z�u�miechem Njangu. - Szkoda tylko, �e gnojek prze�y�. - Bijatyka w�miejscu publicznym - warkn�� caud Angara. - W�mundurach. Nie sprowokowany atak, po kt�rym odwieziono do szpitala najwi�kszego wydawc� na Cumbre. Oraz jego dw�ch ochroniarzy. - Tak jest, sir - powiedzia� Jaansma. Razem z�Yoshitarem sta� na baczno�� przed biurkiem dow�dcy. - Macie co� na swoje usprawiedliwienie? - Nie, sir - odpar� Yoshitaro. Angara spojrza� na nich uwa�nie i�wzi�� z�biurka jaki� papier. - Pan Kuoro postanowi� nie wnosi� przeciwko wam oskar�enia. Jego adwokat przekaza� nam, �e oczekuje, i� zajmie si� wami wojskowy wymiar sprawiedliwo�ci. Ma nadziej�, �e dzi�ki temu kara b�dzie surowsza. - Angara chrz�kn��. - Nie lubi�, gdy cywile pr�buj� si� nami wyr�cza� - doda� po chwili i�westchn��. - Poza tym znam troch� pana Kuora i�wiem co nieco o�pewnych... tarciach pomi�dzy nim a�milem Jaansm�. Domy�lam si� zatem, jak naprawd� to wygl�da�o. - Przedar� kartk� na p� i�cisn�� j� do kosza. - Nie b�d� zajmowa� �adnego oficjalnego stanowiska w�tej sprawie, nie zamierzam te� wysuwa� przeciwko wam �adnych zarzut�w ani wpisywa� niczego do akt. Oczekuj� natomiast, �e zap�acicie z�w�asnej kieszeni za szkody, kt�re spowodowali�cie w�hotelu. Tak b�dzie chyba uczciwie. Ponadto umieszcz� was na mojej prywatnej li�cie podpadni�tych. Macie si� pilnowa� do czasu, gdy wam powiem, �e alarm odwo�any. Rozumiecie? - Tak jest, sir - odpowiedzieli ch�rem. - Podpowiadam te�, �e naj�atwiej b�dzie wam wr�ci� do �ask, je�li szybko z�apiecie tego szpiega. To wszystko. Odmaszerowa�. Garvin zasalutowa�. Sztywni niczym nakr�cane �o�nierzyki skierowali si� do drzwi. - Jaansma! - Tak jest, sir? - Czy po tym wszystkim poszli�cie si� napi�, jak zamierzali�cie? - Nie, sir. Uznali�my, �e w�tej sytuacji nie by�by to najlepszy pomys�. Angara przytakn��, a�gdy wyszli, u�miechn�� si�, pokr�ci� g�ow� i�zaj�� si� innymi sprawami. - Dobra, wed�ug mnie to wygl�da tak - powiedzia� Yoshitaro, spogl�daj�c na ekrany. - Poniewa� Redruth nie bawi� nigdy d�ugo w�Cumbre, musia� zwerbowa� tego swojego agenta gdzie� poza uk�adem. Chodzi zatem albo o�rodowitego mieszka�ca Lariksa i�Kury, albo o�kogo� z�Cumbre, kto sp�dzi� tam do�� czasu, aby da� si� urobi�. - Brzmi logicznie - stwierdzi� poleguj�cy na kanapie Hedley. - By�oby znacznie pro�ciej, gdyby wszyscy mieli u�nas dowody to�samo�ci - powiedzia� Yoshitaro. - Sprawdziliby�my w�zapisach, kto bywa� u�Redrutha, zgarn�li wszystkich podpadaj�cych i�przykr�cili im �rub�. - I�ty to m�wisz? - zdumia� si� Garvin. - Z�twoj� przesz�o�ci�... Hedley spojrza� zaciekawiony na Njangu, ale Yoshitaro uzna�, �e nie pora opowiada� prze�o�onemu o�swojej karierze kryminalisty. - Nawet gdyby� wy�owi� wszystkich, kt�rzy tam byli, nie za�atwi�oby to sprawy - powiedzia� Hedley. - Zanim tu przylecieli�cie, rentierzy cz�sto fundowali sobie wakacje na Lariksie. Po��czone z�zakupami. Gdyby�my zacz�li ich indagowa�, wywo�aliby�my plotki, kt�re na pewno dotar�yby i�do naszego ch�optasia. - Zatem wszystko musi poczeka� do czasu, a� wpadniemy na jaki� �lad - stwierdzi� Garvin. - Cencie Yoshitaro, pora za�o�y� przyn�t� na haczyk. - S�usznie - przytakn�� Njangu. - Mo�emy chyba przyj��, �e go�� uwierzy� w�sztuczk� z�fa�szywymi szpiegami i�nie b�dzie si� przesadnie pilnowa�. Zaczynamy wi�c operacj� przeciwko uk�adowi Kura. Hedley zerkn�� na wydruk. - Jeste�cie pewni... o�ile mo�na by� czegokolwiek pewnym, naturalnie... �e ta lista obejmuje wszystkich, kt�rzy wiedzieli o�naszej pr�bie spenetrowania uk�adu Larix? - Wiele brakuje nam do idea�u, szefie - odpar� ze znu�eniem Njangu. - Jednak troch� potrafimy. Naprawd� przy�o�yli�my si� do sprawy. - I�jeste�cie sk�onni na tyle zaufa� Grupie, aby szuka� przecieku tylko w�r�d cywil�w? - Ja nie - powiedzia� Yoshitaro. - Ja nikomu nie wierz�. Ale Garvin uwa�a, �e nie mo�emy za bardzo rozprasza� si�. - Dobra - mrukn�� Hedley. - Ruszcie zatem ty�ki i�zorganizujcie co trzeba. I�przypilnujcie, �eby nikogo nie pomini�to. - Znowu czarna robota - mrukn�� Yoshitaro, ale daleko mu by�o do zniech�cenia. - Musz� ci co� powiedzie�, Njangu - odezwa� si� Ben Dill. - �e to ty jeste� tym, kogo szukamy? - Dill bra� udzia� w�nieudanej operacji przeciwko Lariksowi, nie kryli wi�c przed nim prawdy o�obecnej fa�szywce. - Tak, przekupili mnie dwoma drinkami i�pieczony

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!