5809

Szczegóły
Tytuł 5809
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5809 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5809 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5809 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Piotr Wr�bel Sztolnia Policzy� szybko do trzech. Tak jak go kiedy� nauczono, ca�e wieki temu. Ws�ucha� si� w bicie swego serca. Skupi� si�, uspokoi� oddech. Odp�dzi� strach, g�adz�c zimn� luf� �44. Mia� jeszcze dwa naboje. Wystarczy... Nast�pna �luza jest czysta, powinien tam cos znale��. Bro� i amunicja nale�a�a do rzadko�ci, ale jedzenie trafia�o si� prawie zawsze. Od dw�ch dni nie mia� nic w ustach, je�li nie liczy� brunatnej cieczy �ciekaj�cej z przerdzewia�ych rur. By� z�y. Na dodatek mia� na karku przekl�tego sentinela. Jeszcze go nie widzia�, ale niemal czu� jak omiata jego cia�o niewidzialnymi falami. Wiedzia�, �e niewielu prze�y�o spotkanie z t� przero�ni�t� pluskw� nafaszerowan� broni� i detektorami. To po cz�ci przez nie unika� wi�kszych grup. W pojedynk� mia�o si� wi�ksze szanse. Paradoksalnie dlatego, i� sentinele sporadycznie polowa�y na samotnych, jednak ka�da wi�ksza grupa by�a przez nie bezlito�nie eliminowana. Poza tym rzadko starcza�o jedzenia dla wszystkich... Dopiero teraz poczu� przenikaj�ce go zimno. Stalowa p�yta, o kt�r� by� oparty wysysa�a z niego ciep�o. Kiedy� mia� nawet prawdziw� kurtk�, zamieni� si� jednak na buty. Znoszona koszula i poprzecierane spodnie dope�nia�y jego ubioru. Zimno? Tutaj zawsze jest tak samo, wszystkiego brakuje, nawet nico�� ma swoj� cen�. Jedyn� rzecz� jaka mo�e ci� uratowa� to te miliardy szarych wyrobnik�w zamkni�tych we w�asnej czaszce. Takie by�o jego zdanie, cho� wielu utrzymywa�o, i� wszystko jest z g�ry zapisane i ju� dawno si� wydarzy�o. Teraz wszyscy siedz� w wygodnych fotelach i ogl�daj� od pocz�tku film, kt�remu na imi� �ycie. Kiedy ta�ma si� sko�czy, przyjdzie czas na zap�acenie rachunku. Nie cierpia� tych fatalist�w. Pieprzeni dezerterzy. Dno rynsztoku, spogl�daj�ce zazdro�nie na b��kitne niebo. Kiedy w nie patrzyli nie czu� by�o nawet ich smrodu. Zreszt�, kiedy ostatni raz kto� widzia� niebo. Cyc, cyk, cyk... Nawet nie zd��y� pomy�le� o tym, �e wpad�. By�o ju� za p�no, dobrze o tym wiedzia�. Teraz jedyn� jego szans� by�o to czym zawsze pogardza�. Bezruch i �lepy los. Kto� ju� za niego zdecydowa�, pozosta�o mu jedynie patrze� jak tocz� si� kostki, jak balansuj� szalki jego wagi. Na jednej tkwi�o �ycie, na drugiej... uwolnienie. Uwolnienie - tak m�wili o �mierci ci z rynsztoka. Sentinel pobrz�kiwa� cicho, jakby �miej�c si� z jego w�tpliwo�ci. Unosi� si� na wprost niego, jakie� p�tora metra nad ziemi�. Musia� czai� si� tu� pod stropem. Niepozorny metalowy owal, naje�ony licznymi wypustkami. Teleskopowy obiektyw zw�a� si� i wyd�u�a�, �l�c na boki s�abe odblaski migocz�cej w k�cie lampy. Wiedzia�, �e jest skanowany. Wiek, sta�, procent utraty zdrowia, kondycja fizyczna, wyposa�enie, profil psychiczny, szkic przebytej drogi... Kiedy� zastanawia� si� czy to nie jest jedno wielkie przedstawienie, czy kto� ocenia� jego wybory, czy naciskali po prostu guzik? Rzadko si� zastanawia�, to przynosi�o pecha. Tak jak teraz. Da� si� zaskoczy� przez sentinela, jak zupe�ny amator. Czu� si� jak kaczka w sobotni poranek tu� po rozpocz�ciu sezonu �owieckiego. Kiedy ci wszyscy �lini�cy si� my�liwi ko�cz� �adowa� sztucery i si�gaj� po gwizdki. Wci�� trzyma� w d�oni na�adowan� 44��. "Mo�na by� panem swego losu. Zawsze. Jest tylko cena, kt�r� nieodmiennie przyjdzie ci zap�aci�." Nie pami�ta� czy us�ysza� to od kogo�, czy sam do tego doszed�. Mia�o to w istocie ma�e znaczenie, przy za�o�eniu, i� przyj�� to do wiadomo�ci. Nie narodzi� si� jeszcze nikt, kto by�by szybszy od sentinela. Nie w takiej sytuacji. "Ile to jeszcze potrwa? Ko�cz sukinsynu, albo odejd� w choler�" - czarny obiektyw niemal dotyka� jego twarzy. Dopiero teraz j� zobaczy�. Zniekszta�cona przez soczewki, wygl�da�a jak bulwa nakryta s�om�. Widzia� te� swoje oczy. Szare jak ca�e jego �ycie. "Morskie" to us�ysza� we �nie. Niecz�sto je miewa� i prawie nic z nich nie pami�ta�, ale to utkwi�o mu szczeg�lnie. Ta kr�tka scena, wyci�ta z ca�ego filmu. Wiedzia�, �e kto� m�wi o jego oczach i by�o w tym odczucie, kt�rego nigdy nie do�wiadczy�. Przez to zaczyna� si� �apa� na tym, �e zbyt wiele rozmy�la, robi� si� s�abszy a to oznacza�o uwolnienie. "Nast�pnym razem ci si� nie uda. Za�o�ymy si�?" - prawie z �alem odprowadzi� swe oddalaj�ce si� odbicie. W ko�cu znik�o zupe�nie wessane do �rodka metalowego tubusu. Reszta czujnik�w tak�e straci�a zainteresowanie jego osob�. Sentinel majestatycznie odp�yn�� w drugi koniec korytarza, pomrukuj�c sobie tylko znan� melodi�. Wielka kropla potu stoczy�a si� po czole, znajduj�c drog� do oka. Nast�pna pobieg�a jeszcze dalej, sp�ywaj�c ku k�cikom ust. Troszk� piek�o, ale nie mrugn�� nawet powiek�. Nawet nie wiedzia� czy jeszcze oddycha. Pobiela�e palce wci�� zaciska�y si� kurczowo na kolbie rewolweru. S�ony posmak przypomnia� mu o g�odzie. Otar� r�kawem czo�o, prze�kn�� g�st� �lin�. Je�li prze�yje ten koszmar b�dzie mia� o czym opowiada�. Tylko komu? U�miechn�� si� do siebie, odganiaj�c obraz wszystkich tych twarzy, kt�re dane mu by�o zobaczy�. Im nie musia� o tym opowiada�. Wychyli� si� ostro�nie obserwuj�c korytarz. Uszkodzona lampa mruga�a nieregularnie, bladym rozmytym �wiat�em. Nie pozwala�o to na akomodacj� oka, przyzwyczajonego do lekkiego p�mroku panuj�cego zazwyczaj w Sztolni. Do nast�pnej �luzy by�o ju� niedaleko, poznawa� to po rozk�adzie korytarzy. * Delikatnie, niemal pieszczotliwie przeci�gn�� d�oni� po panelu kontrolnym. Wszystkie te kolorowe diody i prze��czniki by�y dla niego uosobieniem tej drugiej strony lustra. �wiata, do kt�rego chcia� znale�� klucze, �wiata przez, kt�ry tu trafi�. Niewiele pami�ta� z dzieci�stwa. Par� czarno-bia�ych slajd�w ci�gle tkwi�o w jego g�owie. W�a�ciwie to sam nie wiedzia� dlaczego nie by�o w nich kolor�w, jakby kto� specjalnie pozbawi� je cz�ci przekazu. By by�y ubo�sze, by zajmowa�y mniej miejsca? Bardzo dobrze pami�ta� za to szkolenie. Niemal ka�de s�owo, gest czy zapach. Nie by�o tego wiele, trudno mu by�o zreszt� znale�� punkt odniesienia. Czas by� tu odliczany sp�oszonymi uderzeniami serca. On po prostu op�ywa� ich zewsz�d i nikt nawet nie pr�bowa� go mierzy�. "Nie zadawaj pyta� - znajduj na nie odpowiedzi". To by�y ostatnie s�owa jakie pami�ta� ze szkolenia. Wypowiedzia� je cz�owiek ubrany w nieskazitelnie bia�y p�aszcz, si�gaj�cy mu do kolan. Mia� bystre b��kitne oczy oraz szybkie urywane ruchy w czym przypomina� mu much�. Zwraca� uwag� na ludzkie oczy, by�y takie niesamowite. Skrywa�y wszystkie tajemnice. Ogl�da�y ca�e nasze �ycie, chwile najwi�kszego triumfu i fatalne pora�ki. Zw�a�y si� i rozszerza�y, jakby zdziwione naszymi post�pkami. Oczy cz�owieka w bia�ym p�aszczu by�y g��bokie, wci�� g�odne nowych obraz�w. Wyd�ubanie panelu ze �ciany nie nale�a�o do najprostszych czynno�ci. Kiedy� sp�dza� nad nimi mn�stwo czasu, ucz�c si� coraz to nowszych sztuczek. Z biegiem czasu kompletowa� bogatszy zestaw narz�dzi. Rozmaite kawa�ki drut�w u�yte w odpowiedni spos�b potrafi�y zdzia�a� cuda. Ca�e szcz�cie, i� otwarcie �luz nie wymaga�o kod�w dost�pu, wystarczy�o tylko dokopa� si� do panelu. Cichy syk si�ownik�w otwieraj�cych �luz�, brzmia� niczym d�wi�k niebia�skich rog�w witaj�cych go u wr�t raju. Galdor nie myli� si�, s� jeszcze w tym sektorze nienaruszone �luzy. Zmi�� w d�oniach kawa�ek papieru z niezdarnie nabazgranym szkicem. "W pojedynk� mamy wi�ksze szanse. Do zobaczenia na miejscu. Kto dotrze tam pierwszy niech zostawi znak." �agodne mleczne �wiat�o wylewa�o si� z niemal sterylnie czystych korytarzy. Kiedy kre�li� sw�j znak na grodzi widzia� przed oczyma umorusan� twarz Galdora, naznaczon� esowato wywini�t� blizn� biegn�c� od prawej skroni a� do �uchwy. Zawdzi�cza� mu �ycie, gdyby nie on pewnie zosta�by zjedzony �ywcem przez band� "szczur�w". Nigdy go nie zapyta� dlaczego mu wtedy pom�g�. Tutaj by�o to prawdziw� rzadko�ci�, niemal szale�stwem. W otwartych �luzach jedzenia ledwie starcza�o dla jednego. Przekora le�a�a wida� w ludzkiej naturze, tak to sobie w�wczas t�umaczy�. Potem spotka� go jeszcze raz, dosta� szkic p�nocnego sektora z naniesion� pozycj� nienaruszonej �luzy. Da� mu za to metalow� manierk�. Manierka za kawa�ek papieru, ale czy m�g� oszuka� go kto� kto ryzykowa� �ycie by go ratowa�? Zawsze m�czy�o go szukanie odpowiedzi na podobne pytania. ** Nie pami�ta� kiedy ostatni raz spa� w prawdziwym ��ku. Teraz przynajmniej nie musi obawia� si� "szczur�w", byli zbyt prymitywni by poradzi� sobie z otwarciem �luzy. Sentinele te� by�y prawdziw� rzadko�ci� w nowych korytarzach. M�g� wi�c czu� si� stosunkowo bezpiecznie, chocia� nabyte odruchy nie pozwoli�y mu rozkoszowa� si� wygodnym lokum. Nauczy� si� odpoczywa� w swoistym p�nie, gdzie� pomi�dzy jaw� a rzeczywisto�ci�. �wiadomo�� zerka�a na niego spod p�przymkni�tych powiek gotowa w ka�dej chwili do reakcji. By�a to jedna z zasadniczych umiej�tno�ci, kt�re dawa�y podstawy do egzystencji w Sztolni. Sztolnia... Nawet nie wiedzia� co ta nazwa oznacza. Nieko�cz�ce si� kilometry korytarzy, tuneli i jaski�. Pl�tanina kabli pomieszana ze stal�, kamieniem i plastikiem. St�chlizna, cuchn�ca woda �ciekaj�ca z obro�ni�tych porostami �cian i migocz�ce �wiat�o jarzeni�wek. Jednostajny pomruk generator�w i sp�oszone szelesty przemykaj�cych szczur�w. Syk si�ownik�w i urywany krzyk ko�cz�cy si� gdzie� tam po drugiej stronie. Zimny powiew wentylatora z trudem rozgarniaj�cy posklejane, t�uste w�osy. Opuszczone pokoje unurzane w rozk�adaj�cych si� odpadkach. Strach, zniech�cenie i nadzieja. Rezygnacja i wola walki. Proste pytania, kt�re zgubi�y swe odpowiedzi. Sztolnia... Skumulowane zm�czenie powoli zamyka�o jego powieki. Wiedzia�, �e to przepustka do piek�a, lecz sen kusi� s�odk� obietnic� zapomnienia. To wystarczy�o, zgodzi� si� gasz�c cyniczny u�miech, kt�ry na chwil� zawita� z wizyt�... *** Jeszcze nim otworzy� oczy poczu� na sobie czyj� wzrok. Pierwsza fala strachu szybko uton�a w rzece adrenaliny. Nie wiedzia� gdzie jest intruz, nie m�g� go te� us�ysze�. Wok� s�ycha� by�o jedynie cichy pomruk generator�w. "Przecie� je�li chcieliby mnie zabi� ju� dawno by to zrobili." Przez chwil� zastanawia� si� czy zd��y wyci�gn�� rewolwer, kt�ry w�o�y� pod materac. Odetchn�� g��boko, przeci�gn�� si� i powoli otworzy� oczy. Sta� naprzeciw niego tu� przy drzwiach. Wysoki, szczup�y, niemal ko�cisty m�czyzna w d�ugim si�gaj�cym za kolana bia�ym p�aszczu zlewaj�cym si� ze �nie�nobia�� �cian�. Lekko posiwia�e w�osy, opada�y w nie�adzie na wysokie, pokryte licznymi zmarszczkami czo�o. G��bokie oczodo�y skrywa�y jasne, �ywe oczy, przydaj�ce mu drapie�no�ci. - Pewnie zastanawiasz si� czy ci�gle tam jest? Zd��ysz si�gn��, czy mo�e mam w zanadrzu jak�� niespodziank�? - oczy nieznajomego patrzy�y gdzie� w dal, zupe�nie jakby rozmawia� z kim� innym. - Zd��y�bym, ale czy to by co� zmieni�o? - To zale�y... - Nienawidz� tego s�owa. Czy jest cho� jedna rzecz, kt�rej mo�emy by� w pe�ni �wiadomi? - usiad� na kraw�dzi ��ka opieraj�c �okcie na kolanach. Patrzy� na skupion� twarz przybysza, przez kt�r� przemkn�� ledwo zauwa�alny cie� u�miechu. - Rozlu�nij si�, dzi� wygra�e� los na loterii. To twoje urodziny, gwiazdka i sylwester razem wzi�te. To ju� kres tu�aczki. - Kres... Na niego zawsze mo�na liczy�. Przyjdzie po ka�dego z nas i cho� ma wiele imion zawsze jest taki sam. Przyjm� go z otwartymi ramionami, pod warunkiem, �e to ja go wybior�. - Ironia to oznaka inteligencji. To dzi� prawdziwa rzadko��, szczeg�lnie tutaj... - Mog�e� mnie za�atwi�, dlaczego tego nie zrobi�e�? - To zabawne. Zauwa�y�e�, �e im wi�cej wiemy tym wi�cej zadajemy pyta�. - Mo�e dlatego, �e nie wszystkie odpowiedzi nas zadowalaj�. - Pami�tasz jeszcze nazwisko Dawid Nede? - Dawid... - dawno nie s�ysza� tego imienia. Ostatni raz ca�e wieki temu, tak m�wili na niego na szkoleniu. Cz�owiek w bia�ym p�aszczu, czy�by to ten sam? - mimowolnie zacisn�� pi�ci. Z przygryzionej wargi wyciek�a lepka str�ka krwi. - Pozna�e�... Zanim si�gniesz po bro�, by� mo�e b�dziesz chcia� wys�ucha� paru odpowiedzi. Mo�e na pytanie, kt�re zadawa�e� sobie codziennie przez te wszystkie dni sp�dzone tu w Sztolni? - Przyszed�e� tu by odpowiada� na moje pytania, czy mo�e uspokoi� swoje sumienie? - Mo�esz m�wi� mi Malcolm. Nie rozumiem goryczy w twoim g�osie, wszak dobrowolnie zgodzi�e� si� na udzia� w tym przedsi�wzi�ciu. - Mo�e zbyt przywi�za�em si� do �ycia. Abstrahuj�c od ilo�ci alternatyw, ich tre�� zbyt przypomina�a mi test na wied�m�. - Jeste� zwyk�ym probem. Materia�em z odzysku, czego wi�cej si� spodziewa�e�. Powiniene� by� nam wdzi�czny, zreszt� szkoda by�o by zmarnowa� tyle bia�ka. -Probem? - C� nie by�o sensu, m�wi� ci tego na szkoleniu. Powodowa�o to zbyt du�e straty we wcze�niejszych seriach. Zbyt wielu szybko ulega�o demoralizacji, staj�c si� karm� dla "szczur�w". Proby to sztucznie wyhodowany materia� genetyczny wzrastaj�cy pozaustrojowo, obdarzony szcz�tkow� pami�ci�. Pod wzgl�dem fizycznym praktycznie nie r�ni� si� od normalnych ludzi, jednak ze wzgl�d�w etycznych nigdy nie dopuszczono ich do kontaktu z reszt� spo�ecze�stwa. W�r�d was s� tak�e zapomniane przez los, nigdy nie odebrane "in vitro". Ciebie na przyk�ad odda�a nam twoja w�asna matka po tym jak dowiedzia�a si� podczas badania p�odu, i� jeste� chory na nieuleczaln� wtedy desorati�. Zrzek�a si� praw, wydobyli�my p��d i pow�drowa�e� do lod�wki. Par� lat potem poradzili�my sobie z desorati�. Zosta�e� odmro�ony i uleczony. Faktycznie jednak nie istnia�e�. - Sk�d... - Sk�d si� wzi�li�cie. Na pocz�tku zesz�ego wieku panowa� istny boom na in�ynieri� genetyczn�, dop�ki nie stwierdzono degradacji materia�u genetycznego. Ten "sztuczny" nie trzyma� si� po prostu kupy. Znacznie spad�a �rednia urodze�, na pocz�tku ucieszy�o to nawet przestraszonych wizj� przeludnionej planety. Proces jednak narasta� w lawinowym tempie, st�d podj�to pewne radykalne �rodki maj�ce nas uchroni� przed zag�ad�. Widzisz organizm ludzki jest niezmiernie delikatn� maszyneri�, posiada jednak mechanizmy obronne, kt�rych zrozumienie ci�gle jest dla nas wyzwaniem. Funkcjonowanie w skrajnie stresowych warunkach, wymusza na nim wykszta�cenie tych cech. Na odkryciu tych mechanizm�w najbardziej nam zale�a�o. Wszelkie pr�by symulacji okaza�y si� niewystarczaj�ce i wtedy pojawili�cie si� wy. Istny zalew probow. Miliony "bia�ych myszek" bez zb�dnych obci��e�, bez rodziny... -Czy to, �e masz rodzin� czyni ci� lepszym? - Mo�e to okrutne, ale w pewnym sensie tak. Widzisz �wiadomo�� tego, �e zosta�em wychowany przez realne, kochaj�ce mnie osoby jest dla mnie nie do przecenienia. W twoim przypadku "rodzina" to tylko senne wspomnienie, par� czarno bia�ych slajd�w wklejonych w pami��, tylko tyle �eby� nie zwariowa�. Stanowczo zbyt ma�o �eby uwa�a� ci� za normalnego cz�onka naszej wspania�ej spo�eczno�ci. Jeste� naznaczony przez los, psychiczna skaza znaczy tw�j umys�. - Dlaczego jednak to z twego g�osu przebija cynizm? Zupe�nie jakby� chcia� powiedzie�, i� rodzina to nie wszystko. Wspomnienia s� dobre na staro��, jak na razie niewielu z nich widzia�em. Jaki� wi�c z nich po�ytek? - Fakt. W Sztolni nie ma starc�w, to naturalne nast�pstwo przyj�tych za�o�e�. Niestety na zewn�trz stanowi� oni wi�kszo��. To ironia losu, ale w�a�nie przez nich tu si� znalaz�e�. Widzisz Sztolnia z za�o�enia mia�a by� swoistym symulatorem "selekcji naturalnej". Mia�a w ekstremalnych warunkach, wyselekcjonowa� jednostki najlepiej przystosowane do przetrwania, z siln� wol� walki. Dostarczy� otrzymany w naturalnych warunkach mo�liwie "najczystszy" materia� genetyczny. Upraszczaj�c co� w rodzaju labiryntu z myszkami, te najm�drzejsze pierwsze znajd� wyj�cie i dostan� nagrod�. - Pomy�leli�cie nawet o nagrodzie. No tak wszak sam jestem chodz�c� nagrod�, a� boj� si� zapyta� c� takiego stanie si� mym udzia�em. Cho� mo�e mam wykupiony bilet tylko w jedn� stron�? - Przecie� wiesz. Co pcha�o ci� do przodu przez te wszystkie dni? Chcia�e� wyj�� ze Sztolni, zobaczy� co jest poza... - Zatem wygra�em przepustk� do Edenu starc�w. Jeszcze tylko zrobicie nalewk� z moich gen�w i b�d� m�g� dosta� klucze do swojego zacisznego domku na wzg�rzu, gdzie nie niepokojony przez nikogo do�yj� p�nej staro�ci, otoczony powszechnym szacunkiem w glorii wzorowego obywatela. - C� sprawy nieco si� skomplikowa�y. Widzisz ty nale�a�e� ju� do ostatniej serii. Sztolnia zosta�a skazana na zapomnienie, nie spe�ni�a pok�adanych w niej nadziei. Na powierzchni pog��bia� si� chaos spowodowany gwa�townie narastaj�cymi epidemiami nowych, szybko ewoluuj�cych wirus�w. Praktycznie usta� przyrost, ludzie pozamykali si� w swych domach w obawie przed zara�eniem. Naukowcy na pr�no starali si� powstrzyma� zag�ad�. Nie oby�o si� bez incydent�w z broni� atomow�, na szcz�cie na ma�� skal�. Post�puj�cy rozk�ad o�rodk�w w�adzy centralnej odebra� ostatnie resztki nadziei. Nie mam dla ciebie specjalnego domku z wygodami, nie mam nawet szklanki czystej wody. Od paru lat jestem ostatnim rezydentem personelu Sztolni. Tu 50 metr�w pod ziemi� jest nawet lepiej. Wielu chcia�o by tu mieszka�... -Jestem jedyny, jedyny kt�ry przeszed�? - Tak, jak do tej pory nikomu si� to nie uda�o. Prawd� powiedziawszy nie wiem czy wewn�trz pozosta�a cho� setka. Mo�e to g�upie, ale jestem ci winien przys�ug�. Je�li m�g�bym co� dla ciebie zrobi�... - Tak - nieoczekiwanie silny g�os zadr�a� od emocji. - M�wi�e�, �e jestem naznaczony przez los - szkaradnie rozci�gni�te wargi, cedzi�y s�owa jakby delektuj�c si� ich zniekszta�con� wymow�. - Co� w tym jest skoro to mnie spotka� ten zaszczyt, ten wspania�y u�miech losu. Zatem czas uczci� najwspanialszy dzie� z reszty mojego �ycia. Ten wspania�y dzie� prawdy - powoli si�gn�� po schowany pod materacem rewolwer. - Zawsze chcia�em zagra� w rosyjsk� ruletk�, to tak jakby ta�czy� ze �mierci� walca. P�ki brzmi muzyka �miejesz si� jej w twarz - prze�kn�� g�st� �lin�, przygryz� wargi. - Wtedy nie �al umiera�. - Tak naprawd� boli nie �mier� lecz �ycie. - �ycie to b�l, przywyknij do tego. - Wedle �yczenia. Pozw�l jednak, �e to ja zaczn�... - Nic z tego. Wszak to ja jestem wybra�cem losu, to ja naznaczony skaz� kalam ziemi� swoim grzesznym cia�em i to tak�e ja mam rewolwer i dwie kule. Niestety ju� pierwsza wska�e drog�, a przecie� starczy�o by dla nas obu. Co wi�cej, nie mam ochoty karmi� twej wyg�odnia�ej potrzeby ekspiacji. - Sk�d u ciebie taki fatalizm. Po tym wszystkim co przeszed�e�... - Widzisz, gdyby� rozumia� cho� troszk�, gdyby� potrafi� wyobrazi� sobie cho� u�amek tego co w tej chwili prze�ywam. Gdyby� widzia� cho� cz�stk� tego co ja, nie zada�by� tego pytania. Poza tym - doda� po d�ugiej chwili milczenia - nie wierz� w przeznaczenie - w�r�d g�uchego pomruku generator�w metaliczny jazgot obracanego b�benka zabrzmia� niczym d�wi�ki dzwonu. Dzwonu, do kt�rego do��czy� po chwili grzmot pioruna. **** - Brawo, brawo! Prawie ci si� uda�o. Moje uznanie. - Zamilcz. - Nie martw si�, idzie ci coraz lepiej. Nast�pne serie powinny by� stabilniejsze. Gdyby� tylko zaimplementowa� im bogatsz� psychik�. Sam widzia�e� jak �atwo ich zwie��... - Nast�pnym razem dobierze si� wam do ty�k�w. - Traktujesz to zbyt osobi�cie, przecie� gramy w tej samej dru�ynie. Nie zapomnij jednak, �e potrzebujemy naprawd� najlepszego. Ca�kiem nie�li nas nie interesuj�. Przysz�e pokolenia nie wybaczy�yby nam tego. - Przysz�e... Je�li takowe nadejd�, wszak bez tera�niejszo�ci nie ma przysz�o�ci.