Śpiewak uliczny Przygody wróbla Grzmotka

Szczegóły
Tytuł Śpiewak uliczny Przygody wróbla Grzmotka
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Śpiewak uliczny Przygody wróbla Grzmotka PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Śpiewak uliczny Przygody wróbla Grzmotka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Śpiewak uliczny Przygody wróbla Grzmotka - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 I. tor. H5 U / ZAJMUJĄCE CZYTANKI PRZYRODNICZE Nr. 4 ERNEST SETON THOMPSON ŚPIEWAK ULICZNY PRZYGODY WRÓBLA GRZMOTKA WYD AWNICTW O M. AR CTA W WARSZAWIE Strona 2 •'■U: A\ t i a*kła P*S&° ’ H nii-. ’A ,# . •< » Strona 3 ZAJMUJĄCE CZYTANKI PRZYRODNICZE Nr. 4 ERNEST SETON THOMPSON ŚPIEWAK ULICZNY PRZYGODY W RÓBLA G RZM O TK A PR ZETŁU M A C ZY ŁA MARJA ARCT-GOLCZEW SKA W Y D A W N I C T W O M. A R C T A W W A R S Z A W I E Strona 4 D R U K A R N I A Z A K Ł A D Ó W w V d AW N IO ZY C H M. A R C T , S P . A K C . W W A R S Z A W I E C Z E R N I A K O W S K A 225 Strona 5 PRZYGODY WRÓBLA GRZMOTKA i. Cóż to za g ro m ad a świergocących, piszczących i trzepocących się istot skrzydlatych unosi się n ad ulicą? A — to kilkanaście zwyczajnych wróbli robi tyle hałasu. F ru n ęły n a kom in i t u ­ ta j jeszcze bardziej hałaśliw e w ydają dźwięki. Czegoś się one sprzeczają ze sobą. Już docho­ dzi naw et do bójki... W śród tej grom ady walczy szczególnie zaja­ dle jeden wróbelek, zadając naokoło ciosy swym m ały m dziobkiem n a trę tn y m napastnikom . Zapewne to samiczka, o k tó rą walczą młodzi wróbelkowie. Każdy chciałby ofiarować jej swą miłość, ale ona niew zruszona odpycha wszyst­ kich i wreszcie udaje jej się wydostać z gro m a­ dy; z triu m fu ją c ą m in k ą siada n a rynnie są ­ siedniego domu. Gdy lecąc, rozpostarła szero­ ko skrzydełka, n a jednym z nich ujrz a łem kilka białych piórek. Zapewne była to jej ozdoba, k tó ­ r ą zwróciła uw agę towarzyszy. J a zaś nazw ałem ją d la tej odznaki — Białką. Strona 6 4 II. Dumny ze swej czarnej kraw atki i białego kołnierzyka, pewien wróbelek skakał wesoło wo- koło drew nianej budki, któ­ rą dzieci przybiły do słupa. Chciał on tam widocznie zbudować sobie gniazdko. Znosił więc skrzętnie roz­ m aity m aterjał budowlany, po który latał do sąsiednie­ go ogrodu. Dziwny był to ptaszek. Zbierał wyłącznie cienkie gałązki i drew ienka i wnosił je do tego dom ku przez cały dzień, a tylko wczesnym r a n ­ kiem przeryw ał sobie robotę na krótką chwilę; śpiewał wtedy ta k głośno i dźwięcznie jak k a­ narek. Że wróbel buduje sobie sam gniazdo, jest to rzecz niebywała, ale był to, jak mówiłem, ptak niezwyczajny. Po tygodniu skończył swą robotę, wypełniw­ szy domek aż po brzegi gałązeczkami. Potem siadł zadowolony przy bram ie swego państw a i wyśpiewywał dzień cały, w praw iając w podziw i zdum ienie przechodniów i mieszkańców są­ siednich domów. Prawdopodobnie powstałaby, w skutek jego dziwnego zachowania się i osobli­ wego śpiewu, jak a historyczna legenda, gdyby Strona 7 5 nie zdradził tajem nicy tego p taszk a pewien fel­ czer, wielki a m ato r ptaków, k tó ry opowiedział n a m dzieje jego dzieciństwa. Oto p an ten, znalazłszy jajko wróbla, włożył je do gniazdka kan ark ów ; sam iczka siedziała n a nim, dopóki nie wylągł się z niego wróbe­ lek, którego w ychowaniem zajęli się gorliwie p rzybrani rodzice. Głownem zajęciem kan arkó w w klatce był śpiew — a że m ały ptaszek posia­ d a płuca mocne, wkrótce więc ukończył tę szkołę śpiewu i stał się śpiewakiem, który b rak ta le n tu zastępował siłą i zapałem. Równie silny i wojowniczy, ja k m uzykalny, stał się niedługo piękny wróbelek panem klatki. Gdy bowiem nie mógł zwyciężyć swych rodziców śpiewem, używ ał do pomocy siły skrzydeł, tak że m usiano go umieścić w osobnej klatce. Nazwano go „G rzm otkiem “. Gdy właściciel jego chciał go pobudzić do śpiewu, umieszczał w klatce wypchanego k a n a r ­ ka, a n ad tym towarzyszem wróbelek n atu ra ln ie odnosił zwycięstwo, popisując się swym talentem śpiewu. Nic bardziej nie mogło rozgniewać uwięzionego ptaszka, ja k zbliżenie się do k latki jego jakich innych skrzydlatych śpiewaków, k tó ­ rych felczer dużo posiadał, a których wróbel siłą swą poprzez d ru ty k latki nie mógł zmusić do milczenia. Umieszczony zdała od kanarków , wkrótce zapom niał on praw dziw ych ich treli, i w trącał do śpiewu swe zwykłe wróblowate Strona 8 6 „czirip-czirip", k tó ry m odznaczali się jego k rew ­ niacy z ulicy. Pewnego dn ia zdarzył się w szystkim p tasz­ kom u felczera przykry wypadek. Oto obsunęła się deska, n a której stały klatki, i wszystkie sp a ­ dły n a ziemię — drzwiczki pootw ierały się i wiele ptaszków wyfrunęło. K anarki wróciły same do klatek, albo dały się złapać z łatwością,. Grzmo- cik zaś, odziedziczywszy widać po swych p ra w ­ dziwych rodzicach um iłow anie swobody, uciekł przez otw arte okno,, i n a żadne wołanie swych wychowawców nie zw racał najmniejszej uwagi. Zaświergotawszy po wróblemu, przyłączył się za­ raz do grom ady wróbli n a d ach u i jakgdyby był z niem i wychowany, nie ustępow ał im w niczem. Czasami jedn ak przypom inał sobie swą sztukę i z energją wróbla w yśpiew yw ał trele k an ark a. III. Był to ten sam ptaszek, który w ynalazł sobie ów do- m ek n a .gniazdko i teraz do­ piero zrozumiałem, dlaczego zbudował je z patyczków. Je­ dy n e bowiem gniazdo, które znał i w k tórem się wychował, było zrobione z gałązek wierzbowych, co dla niego wyglądało ja k patyczki. Strona 9 Zostawiliśmy naszego w róbelka siedzącego n a deseczce przy swym dom ku i w ydzw aniają­ cego trele, ta k jakby wzywał czy zapraszał ko­ go do podziw iania swego dzieła. W parę dni potem znikł i wkrótce powrócił z towarzyszką. Była n ią Białka, z k tó rą zapoznałem się przy owej aw anturze n a kominie. Nie odrazu siadła ona przy swym towarzyszu n a deseczce, ale jeszcze czas jakiś trzepo tała się, jakby niechęt­ nie; ale Grzmocik ta k niestrudzenie i z zapałem w yśpiewywał kanarkow e trele, że wreszcie B iał­ k a zdecydowała się z nim pozostać. D um ny ze swego zwycięstwa, poprowadził ją do gniazda i pofrunął naprzód, by jej drogę po­ kazać. W eszła za nim do domku, ale po chwili szybko w yfrunęła, a za n ią Grzmocik i trzepo­ cząc skrzydełkami, coś jej głośno przekładał i póty piszczał i świergotał, aż powróciła. Po chwili jed nak w yfrunęła znowu z hałasem i pi­ skiem, poczem widać było, że się czegoś bardzo gniewa. Wróbel nie dał za w y graną i starał się wszel- kiem i sposobami zmusić swą towarzyszkę do po­ wrotu. Ta weszła do dom ku po raz trzeci i w y­ fru nęła znowu, niosąc w dziobie gałązkę, którą niedaleko dom ku rzuciła n a ziemię i uciekła. Zrozumiałem, o co Białce chodziło. Grzmocik usiadł zrozpaczony n a deseczce. Cała jego mozolna p ra c a została ta k haniebnie w ydrw iona; jego radość i d u m a ta k zgnębione, Strona 10 gdy on właśnie liczył n a zupełne zadowolenie swej towarzyszki. Żal ścisnął m u serce, siedział więc skulony przede drzw iam i i w ydaw ał ciche tony, które brzm iały jakby prośba „powróć, po- wróć“. Ale żonka jego się nie ukazała. Po tej cichej rozpaczy zwrócił się nagle w ró­ belek do dom ku i przez dłuższą chwilę docho­ dziło uszu moich jakieś drapanie i szarpanie. Nagle wybiegł z gałązką w dziobku. Rzuciwszy ją n a to samo miejsce, gdzie B iałka swoją upuściła, wrócił po drugą, potem po trzecią i ta k ciągle, póki wszystkich nie w yciągnął z gniazdka, n a ­ wet tę widlastą, k tó rą z ta k im mozołem pak o­ wał do dom ku poprzednio, i tę g ładziutką wierz­ bową, k tó ra m u najbardziej przypom inała rodzin­ ne gniazdko. Całą godzinę pracował ta k bez- u stan k u, aż utw orzył się obok słu ­ pa stos patyczków, jakby je dzieci nazbierały n a ognisko. Spojrzaw­ szy dzikim wzrokiem n a zniweczo­ n ą swą pracę dni siedmiu, zaklął po wróblemu i poleciał. Na drugi dzień wrócił z Białką, kręcąc się koło niej wesoło, ta k jak przystało n a prawdziwego rycerza, i z m in ą poddańczą wprowadził ją do domku. B iałka spojrzała trium fująco n a stos w yrzuconych gałązek, potem weszła do budki, wyniosła z niej jeszcze jedną, widać zapom nianą gałązkę, i rzuciła ją na ten sam stos. Przynajm niej ze dw anaście razy prze- Strona 11 9 la tyw ała z dom k u do stosu i zpowrotem, aż wreszcie zupełnie uspokojona, zaśw iergotała na znak zgody i oba ptaszki pofrunęły n a podwórze sąsiedniego domu. Gdy po chwili wróciły, nio­ sły w dziobku słomę — B iałka cały pęczek, a Grzmocik jeden kawałek. Słomę tę ułożyły n a dnie dom ku i poleciały po no w ą zdobycz, a gdy Białka przekonała się, że jej towarzysz dobrze zrozumiał, o co jej chodzi, pozostawiła jem u znoszenie m a te rja łu budowlanego, sam a zaś zabrała, się do słania gniazdka. Obserwowałem parkę tę z ogrom ną przyjem ­ nością i przyszło mi n a myśl wypróbować jej upodobania. Powiesiłem więc n a sąsiednim b a l­ konie trzydzieści kaw ałków różnych sznurków i wstążek. Było ta m piętnaście zwyczajnych sza­ rych sznurków, osiem kolorowych i siedem ja ­ snych wstążek. P o u kład ałem je n a przem ian — szare z kolorowemi. N ajpierw spostrzegła ten nowy m ate rja ł B iał­ ka. Siadła n a poręczy balkonu i przyglądała się bacznie nieznanym jej kaw ałko m to jednem okiem, to drugiem, poczem odleciała z niedowie­ rzaniem. Śmielszym okazał się Grzmocik, gdyż sznurki nie były m u obce. P rzy fru n ął więc bli­ sko i dziobnął jeden kawałeczek. W idząc to, B iałka pochwyciła również kaw ałek i zaniosła do gniazda. Z początku brali tylko szare k a ­ wałki, potem ona zaczęła wybierać barwne, ale przedewszystkiem mniej jaskraw e, Grzmocik zaś pozostał tylko przy szarych sznurkach, gdyż Strona 12 10 te przypom inały m u zapewne najbardziej jego patyczki. Gniazdo było już praw ie gotowe. Grzmocik próbował jeszcze raz włożyć do niego kaw ałek gałązki, ale m usiał ją naty ch m iast wyrzucić, cze­ m u towarzyszyły triu m fu ją ce spojrzenia ener­ gicznej żonki. Biedny Grzmocik! W szystko to, co jem u wydawało się najlepszem, było w jej oczach niczem, wszystkie te ładne patyczki zbie­ ra ł on napróżno! M atka jego m iała przecież gniazdko plecione z patyczków — było to tak ie ładne gniazdko — a te ra z zostało ono przez towarzyszkę jego w y­ śmiane. Tylko siano i słoma i same miękkie inaterjały m iały w ypełniać teraz ich mieszkanie. Życie n a swobodzie nauczyło go wiele no­ wego. Dawniej myślał, że sklep felczera stano­ wi św iat cały, a o n był pierw szą i główną w nim istotą — teraz przekonał się, że nie on jest panem ale in n a istotka, k tó ra nim rządzi i której słucha we wszystkiem. Isto tk a ta m u sia ła być m ąd rzej­ sza od niego, bo ciągle uczyła go czegoś nowego, u w ażając wychowanie jego domowe za niew y­ starczające. Gdy gniazdko było na ukończeniu, zaczęła Białka znosić różne miękkie pióra, widocznie by­ ła w' dom u bardzo rozpieszczona. To już było dla Grzm otka za wiele — raz przecież należało po­ łożyć koniec ty m zbytkom. Postanow ił więc po- usuw ać wszystkie naznoszone pióra, bo on ta- Strona 13 P t a s z k i sla ly n a p r z e c i w siebie z s e r d u s z k a m i p r z e p e łn io n e m i g o ry c zą . Strona 14 12 kich nigdy w swej kołysce nie miał, w czasie więc nieobecności żonki pow yrzucał białe piór­ k a z gniazda, lecz wśród tej roboty nadleciała Białka. W idząc piórka fruw ające w powietrzu, pochwyciła je i podążyła z niem i do domku. W chwili jednak, gdy z piórkam i tem i stanęła n a progu domu, wychodził z niego mąż jej z no­ w ym ładunkiem . Ptaszki stanęły naprzeciw sie­ bie i p atrzały badawczo jedno n a drugiego, piszcząc .przeraźliwie, z serduszkam i przepełnio- nem i goryczą. W domowych u rządzeniach sy m p atja nasza jest zwykle po stronie gospodyni. Otóż i teraz byłem zdania, że B iałka m iała słuszność. No i stało się zadość jej woli! Z początku słyszałem burzliw ą kłótnię, przy- czem pióra zostały jedno po drugiem wyrzucane z dom ku i staw ały się igraszką w iatru. Potem n a stą p iła cisza. Jedn ak następnego dnia wszyst­ kie pióra zostały napow rót wniesione. W jaki sposób n astą p iła zgoda między ptaszkam i — nie­ wiadomo, to tylko widziałem, że Grzmocik sam najwięcej pracow ał przy zbieraniu piór i nie spo­ czął, póki całe gniazdko nie zostało niem i w y­ pełnione aż pod daszek. Przez cały ten czas wróbelki były ciągle r a ­ zem. Pewnego dnia B iałka gdzieś znikła. Grzmo­ cik wyszedł z domku, i nie mogąc się jej docze­ kać, zaczął nawoływać ją niespokojnemi dźwię­ kami. Strona 15 13 Gdy ta k siedział i rozglądał się wokoło, wzrok jego padł nagle n a stos gałązek wyrzuconych, z gniazda i znowu odnowiły się w spom nienia dzieciństwa i żal do żony. W tem ujrzał ulubioną swoją w idlastą gałązkę. Na jej widok nie mógł biedaczek pow strzym ać się. Sfrunął, uchwycił ją w dziobek i dalej z nią do gniazdka. Namozo- lił się niemało, zanim zdołał ją wciągnąć przez drzwiczki, i wkońcu włożył ją pod pierzaste w y­ słanie. Trwało to może pół minuty. Uszczęśliwio­ ny siadł teraz na deseczce i, czyszcząc sobie piór­ ka, zaśpiewał kilk a razy od początku do końca k an arko w e trele. W krótce pojawiła się Białka z pęczkiem ślicz­ nych białych piórek w dziobku i oboje w ykoń­ czyli niemi gniazdko. W dwa dni potem zobaczyłem w gniazdku jedno jajeczko. Ptaszki nie bały się mnie wcale, tylko przyglądały mi się ciekawie. Trzeciego dnia usłyszałem jedn ak jakiś wiel­ ki niepokój w dom ku wróblim. Jakieś przyciszo­ ne lecz kłótliwe głosy, połączone z trzepota­ niem; coraz to ukazyw ał się ogonek jednego z ptasząt poza wejściem do gniazdka, to znowu widać było całą postać Białki, k tó ra po chwili jakby została wciągnięta do domku. Wreszcie po długiem szam otaniu się z czemś, co ciągle trzym ało ją przy drzwiczkach, w yfrunęła, niosąc w dziobku ową nieszczęsną w idlastą gałązkę, k tórą widać w ykryła pod miękkiem posłaniem. Widocznie, ta gałązka była przyczyną ich nowej Strona 16 14 kłótni, w której m u siał Grzmocik ulec, bo in a ­ czej gałązka nie mogłaby się wydostać poza drzwi. Lecz przy tern szam otaniu B iałka w y­ ciągnęła z gałązką niechcący i jajeczko, które upadło n a ziemię, rozbijając się na drobne cząst­ ki. Nie zauważyły zapewne ptaszki tej straty, bo z chwilą gdy takie jajeczko w ypada z gniazda, znika ono jednocześnie i z całego świata. IV. Od tego dnia upłynęło dla wróbelków kilka dni zupełnego spokoju. W gniazdku pojawiało się jajko za jajkiem, a po tygodniu było ich już pięć. Grzmocik i B iałka zdawali się żyć w jak najlepszem szczęściu: ona siedziała n a jajecz­ kach, a on śpiewał, w prow adzając w zachwyt sąsiednich mieszkańców. W tedy przyszło mi n a myśl wypłatać figla tej m ądrej parce. W yszukaw szy więc odpowiednią chwilę, włożyłem do gniazdka kawałeczek białe­ go m a rm u ru . Nie wiem, jakie to zrobiło w ra ­ żenie n a ptaszkach, ale scena, ja k a odegrała się n a drugi dzień, dała mi dużo do myślenia. Była to niedziela, i rano panow ała wszędzie zupełna cisza; lecz gdy wyszedłem, zastanowił m nie jakiś dziwny ha łas i ujrzałem gromadę lu ­ dzi, gapiących się n a ziemię. Gdy się zbliżyłem, usłyszałem u ry w a n y pisk i spostrzegłem dw a bi­ jące się wróble. Nie zw racając wcale uw agi na Strona 17 ■otaczających, s z a m o ta ły się one zajadle i w y ry ­ w ały sobie pióra. C hw ilam i p rz y s ia d a ły n a ogon­ k ach, ledw ie dysząc i p a trz a ły n a siebie złowrogo. W tej chw ili p o zn ałem w bijącej się p arce G rzm o tk a i Białkę. T ro ­ chę m n ie to zm artw iło, gdyż z a ­ pew ne mój m a r m u r był p rzy czy ną ich zaciekłej w alki. L udzie zaczęli się rozchodzić, a jeden z p rz e c h o d ­ niów rozpędził w ró belki i te p o f r u ­ nęły n a dach, gdzie w d a lsz y m cią­ gu w iodły m iędzy sobą bójkę. P o ­ szedłem zobaczyć, co zaszło w gnieź- dzie i rzeczyw iście zn alazłem pod słu p em leżący kaw ałe czek m a r m u ­ ru, a obok niego s k o ru p k i w sz y st­ kic h pięciu jajeczek, k tó re p raw d o p o d o b n ie B ia ł­ k a w y rz u c iła ra z e m z tw a r d y m z im n y m k a m ie ­ niem . W ja k i sposób przyszły p ta sz k i znow u do p o ­ ro zu m ien ia , n ie w iem , w i­ działem je je d n a k po k ilk u d n ia c h ra z e m w zupełnej zgodzie. U w a ż a ją c zap ew ne ów d re w n ia n y do m ek za źró ­ dło sw ych nieszczęść i n ie ­ pow odzeń, p rzeniosły się gdzie indziej. T eraz B ia łk a w y b ra ła sobie osobliwe m ie j­ sce — m ian o w icie w górnej ■części ulicznej la t a r n i e lek ­ trycznej. Strona 18 10 Cały ty d z ień p ra c o w a ły p ta sz k i n ie z m o rd o w a ­ nie i choć często w ia tr przeszk ad z ał im w r o ­ bocie — u k o ń czy ły szczęśliwie g nia zd k o i za­ m ie s z k a ły w niem , p om im o że raził je m ocno b la sk z n a jd u jąc ej się pod niem i la ta rn i. B ia łk a w y d a w a ła się szczęśliwą, a G rzm ocik n au cz y ł się już znosić w szy stkie g r y m a s y swej żonki. I byłoby w szystko szło dobrze, gd yb y nie zu ­ żyły się węgle w la ta rn i. P rzy szed ł człowiek, p o c ią g n ą ł la ta r n ię n a dół i u w a ż a ł za stosow ne g n ia z d k o w yrzucić do ry n szto k a. W ró b elk i p a trz a ły z d u m io n e n a całą tę n iszczącą robotę człowieka. Toż cała ich p r a c a zo stała znow u w jednej chw ili zniweczona! In n e p ta sz k i byłyby może zniechęciły się c a ł­ kow icie do w spólnego życia po ty lu n ie u d a n y c h próbach , ale e n e rg ja i n a d z ie je w róbelków nie m a j ą granic. Po k ró tk iej więc chw ili rozpaczy zaczęły ro zg lą d ać się za n o w em m iejscem . B ia ł­ k a u s z c z k n ę ła z porzuconego przez człow ieka g n ia z d k a słomę, u s ia d ła z n i ą w kącie dw óch k o ­ n a r ó w w iązu w s ą s ie d n im ogrodzie, i G rzm ocik zro zu m iał, że tu m a być założone ich now e m ie ­ szkanie. Nie sprzeciw iał się jej zupełnie, gdyż w ie­ dział dobrze, czem k o ń czą się zw ykle jego p r ó ­ by oporu, i, w y d aw szy k ilk a k a n a r k o w y c h tre li n a zgodę, poleciał n a p o s z u k iw a n ie now ego m a - t e r j a łu b udow lanego. Gdy zaś w zrok jego p ad ł n a ja k ie ła d n e drew ienko, z a m y k a ł oczy, by nie ulec p o k u sie i s ta r a ł się p a trz e ć gdzie indziej. Strona 19 17 V. W drugiej stronie pla ­ cu, n a którym żyli Grzmo- cik z Białką, znajdowało ■się gniazdko innej pary wróbli, wogóle nielubianej głównie z przyczyny sam ­ czyka, który był wielkim zaw adjaką. Duży, silny, z czarnym śliniaczkiem, znany był w szystkim jako rabuś. W świecie wróblim zdaje się przeważać siła n ad prawem. A powody do kłótni są, rozliczne: spraw y pożywienia, m i­ łości, mieszkania, m aterjałów budow lanych it . p., pdobnie ja k w świecie ludzkim. Ten śmiały zaw adjaka, zdobywszy siłą żonkę, wybrał sobie najlepsze miejsce n a gniazdo, do którego budowy ściągał m aterjał zewsząd, gdzie tylko w ydaw ał m u się najlepszym, a n aw et za­ bierał go z gniazd towarzyszów, o ile m u się podobał. Był zaś ta k silny i śmiały, że wszyscy bali się go i z niem ą rozpaczą patrzyli n a te ciągłe rabunki. Nawet k ilk a piórek rajskich, które pochodziły prawdopodobnie z ogrodu zoo­ logicznego, przewędrow yw ały z gniazda do g n ia ­ zda, aż wreszcie stały się stałą ozdobą gniazdka tej nowej p a rk i rabusiowej. Mieściło się ono Śpiew ak u liczn y . — ? Strona 20 18 nad m a rm u ro w y m słupem wielkiego dom u b a n ­ kowego. Mały ra b u ś czuł się panem całego placu, tak dalece, że gdy pewnego dn ia usłyszał śpiew G rzm otka n a niedalekim wiązie, pofrunął zaraz k u niemu. W prawdzie wróbelek nasz był kie­ dyś postrachem dla kanarków , ale wobec tego przeciw nika nie czuł się n a siłach, wolał więc zemknąć. T am ten jednak poleciał za nim aż do gniazdka, i tu, spostrzegłszy kilk a piórek, zam ie­ rzał je sobie zaraz przywłaszczyć. Grzmocik, choć m iał z am iar poddać się, nie mógł jednak darow ać takiego ra b u n k u i napadł n a n a p a s tn ik a z całą siłą. Z gałązki sfrunęli na ziemię i tu zaczęła się bójka. Zleciały się w ró­ ble z rozm aitych stron i odrazu przyłączyły się do w alki — ale o hańbo! — pom agały wszystkie g rubem u rabusiow i przeciw Grzmotkowi, k tó re ­ go widać uw ażały ciągle za obcego, w skutek je­ go śpiewu kanarkowego. Biedny wróbelek bronił się jak mógł, ale tru dn o dać radę takiej gromadzie i byłby zape­ wne zginął, gdyby nie nadbiegła B iałka i k rzy­ cząc „czirip, czirip, ualap, u a la p “, rzu cała się za­ jadle n a napastników , dziobała ich i biła skrzy­ dłami. Wróbelki, widząc, że to nie żarty, ucie­ kły, pozostał tylko sam rabuś; wkrótce i on, spo­ strzegłszy, że jest opuszczony przez towarzyszów, stracił odwagę i chciał zmykać do siebie. T ym ­ czasem B iałka uczepiła się dziobkiem jego ogo-