2138
Szczegóły |
Tytuł |
2138 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2138 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2138 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2138 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MacLean Alistair
"SAN ANDREAS"
Prolog
I. W historii tej wyst�puj� trzy niezale�ne od siebie, cho� nierozerwalnie ze sob� sprz�one elementy: brytyjska flota handlowa (oficjalnie zwana marynark� handlow�) wraz z za�og�, okr�ty liberty oraz niemieckie jednostki si� podwodnych, morskich i powietrznych, kt�rych jedynym celem by�o tropienie i niszczenie statk�w i ludzi w s�u�bie floty handlowej.
W chwili wybuchu wojny, we wrze�niu 1939 r., brytyjska, marynarka handlowa znajdowa�a si� w do�� kiepskim stanie; okre�lenie op�akanym by�oby bardziej na miejscu. Wi�kszo�� statk�w mocno si� ju� zestarza�a, z tego znaczna cz�� nie nadawa�a si� do �eglugi wcale, cz�� by�a zwyczajn� kup� rdzewiej�cego �elastwa dr�czonego ci�g�ymi awariami. Mimo to okr�tom i tak wiod�o si� nie najgorzej w por�wnaniu z przera�aj�cymi warunkami �ycia tych, kt�rzy mieli nieszcz�cie na nich p�ywa�.
Pow�d tak straszliwych zaniedba�, kt�rych ofiar� pada�y i statki, i ludzie, mo�na by uj�� jednym s�owem: chciwo��. Dawniejszych w�a�cicieli jednostek p�ywaj�cych - a i dzisiaj te� jest ich niema�o - cechowa�o sk�pstwo i zach�anno��; dusz� zaprzedani mamonie, wyznawali jedn� zasad�: zysk za wszelk� cen� pod warunkiem, �e cen� t� nie oni p�acili. Has�em dnia sta�a si� centralizacja - przej�cie bli�niaczych monopoli ledwie przez kilka par grabie�czych r�k. I kiedy okrojono ju� marynarski �o�d, a warunki �ycia na morzu zredukowano do niezb�dnego minimum, w�a�ciciele zacz�li obrasta� t�uszczem, tako� i niekt�rzy, co gorsi dyrektorzy towarzystw okr�towych wraz z poka�n� grupk� starannie wybranych, dopuszczonych do sto�u udzia�owc�w.
Dyktatorska w�adza, sprawowana przez w�a�cicieli nader dyskretnie, by�a niemal absolutna. Flota stanowi�a ich ksi�stwo udzielne, ich feudalne lenno, a zaci�gaj�cy si� na statki tworzyli grup� pa�szczy�nianych ch�op�w. Je�li jaki� zniewolony nieszcz�nik zdecydowa� si� sprzeciwi� ustalonemu porz�dkowi rzeczy, tylko on sam m�g� na tym ucierpie�.
Jedyne, co mu pozostawa�o, to zej�� ze statku i pogr��y� si� w mroku zapomnienia, bo, pomijaj�c fakt, �e automatycznie dostawa� wilczy bilet, marynark� handlow� n�ka� wysoki procent bezrobocia, a nieliczne wakaty obsadzano wy��cznie pos�usznymi niewolnikami. Na l�dzie o prac� by�o jeszcze trudniej. Gdyby nawet dzia�o si� inaczej, i tak wiadomo wszem i wobec, �e ludzie morza nie umiej� przystosowa� si� do �ycia szczura l�dowego. Zbuntowany niewolnik nie mia�, wi�c dok�d i��, dlatego niewolnik�w takich by�o bardzo, ale to bardzo niewielu. Wi�kszo�� marynarzy dobrze zna�a swe miejsce na ziemi i nie podskakiwa�a. Historia powszechna sk�onna jest retuszowa� nieco taki stan rzeczy lub, co cz�stsze, w og�le go ignorowa� - sk�din�d zrozumia�a to �lepota. Kondycja marynarzy floty handlowej okresu mi�dzywojennego, jak r�wnie� w czasach, II wojny �wiatowej sprawi�a, �e okres ten nie nale�y do chlubnych rozdzia��w w anna�ach �eglugi brytyjskiej.
Kolejne rz�dy okresu mi�dzywojennego doskonale zdawa�y sobie spraw� z warunk�w �ycia marynarzy na statkach handlowych; musia�yby by� g�upsze, ni� si� to zwykle zdarza, by tego nie dostrzec. Kolejne, zatem rz�dy w ob�udnych manewrach ratowania w�asnej twarzy wydawa�y kolejne przepisy precyzuj�ce niezb�dne minimum warunk�w zakwaterowania, �ywienia, higieny i bezpiecze�stwa na morzu. Zar�wno owe rz�dy, jak i w�a�ciciele floty wiedzieli doskonale - w�a�ciciele nie tylko wiedzieli, ale bez w�tpienia cieszyli si� z tego - i� przepisy owe nie mia�y mocy prawnej, zatem nie mog�y by� egzekwowane. Zalecenia rz�dowe - bo do zalece� faktycznie si� sprowadza�y - zosta�y niemal ca�kowicie zlekcewa�one. Sumienny kapitan, kt�ry zechcia�by wprowadzi� je w �ycie, m�g� szybko znale�� si� na bruku.
Relacje naocznych �wiadk�w dotycz�ce warunk�w �ycia marynarzy na statkach brytyjskiej handl�wki w ostatnich latach poprzedzaj�cych II wojn� �wiatow� - nie ma �adnego powodu, by nie dawa� im wiary zw�aszcza �e, niestety, s� tak jednobrzmi�ce - opisuj� kwatery za�ogi jako co� tak prymitywnego i skandalicznego, �e mo�na je tylko por�wna� do legowisk �ebraczych. Inspektorzy sanitarni stwierdzali, �e w niekt�rych przypadkach kajuty za�ogi ze wzgl�d�w sanitarnych nie nadawa�y si� nawet na pomieszczenia dla zwierz�t, a co dopiero na kwatery mieszkalne dla ludzi. By�y z regu�y przeludnione, pozbawione zarazem jakichkolwiek wyg�d. Pod�ogi by�y mokre, jak te� i ubrania marynarzy, a materace i koce, o ile zdarzy� si� a� taki luksus, r�wnie� okazywa�y si� przemoczone. Je�li za� idzie o urz�dzenia sanitarno-higieniczne, bywa�y one albo bardzo prymitywne, b�d� te� wcale ich nie by�o. Mocno dokucza�o zimno, a jakiekolwiek systemy grzewcze - pomijaj�c kopc�ce i �mierdz�ce "kozy" - nale�a�y do rzadko�ci, podobnie jak systemy wentylacyjne. Wy�ywienie okazywa�o si� jeszcze gorsze od kajut i, jak to okre�li� jeden z ankietowanych, nie nadawa�oby si� nawet do sto��wki dla �ebrak�w.
Opisy te mog� wydawa� si� niewiarygodne, a w ka�dym razie mocno naci�gane, lecz nie jest to ani jeden, ani drugi przypadek. Londy�skiej Akademii Higieny i Medycyny Tropikalnej i G��wnego Urz�du Statystycznego nigdy nie pos�dzano o brak precyzji b�d� przesad�. Przedwojenny raport Akademii kategorycznie stwierdza, �e �miertelno�� m�czyzn poni�ej pi��dziesi�tego pi�tego roku �ycia by�a w�r�d marynarzy dwukrotnie wy�sza ni� w�r�d pozosta�ych cz�onk�w populacji m�skiej. Dane opublikowane przez Urz�d Statystyczny z kolei wykazuj�, �e �miertelno�� w�r�d marynarzy - niezale�nie od wieku - o czterdzie�ci siedem procent przekracza�a wska�niki uznane za norm� krajow�. Powodem �mierci by�y: gru�lica, wylewy krwi do m�zgu, wrzody �o��dka i dwunastnicy. Powszechno�� gru�licy i wrzod�w jest a� nadto uzasadniona i trudno przypu�ci�, by kombinacja tych dw�ch czynnik�w nie mia�a zawa�y� na zbyt cz�sto wyst�puj�cych wylewach.
Najwi�ksze �niwo zbiera�a niezaprzeczalnie gru�lica. Kiedy dzi� przyjrzymy si� Europie Zachodniej, gdzie szcz�liwe sanatoria przeciwgru�licze szybko staj� si� zjawiskiem wymieraj�cym, trudno sobie nawet wyobrazi�, jak straszliw� plag� stanowi�a gru�lica zaledwie pokolenie temu. Cho� nie jest prawd�, �e zosta�a ju� opanowana na ca�ym �wiecie - w wielu zacofanych krajach jest wci�� straszliwym biczem Bo�ym i g��wn� przyczyn� �mierci, tak jak w pocz�tkach dwudziestego wieku dzia�o si� to w Europie Zachodniej i Ameryce P�nocnej - sytuacja uleg�a radykalnej zmianie, gdy� naukowcy wynale�li �rodki umo�liwiaj�ce poskromienie i zniszczenie zgubnego bakcyla. Jednak w roku 1939 choroba ta ci�gle jeszcze poch�ania�a liczne ofiary; do odkrycia �rodk�w chemoterapeutycznych, rifampiny, kwasu paraaminosalicylowego, isoniazyd�w, a zw�aszcza streptomycyny by�o wci�� daleko.
To na tych w�a�nie marynarzach, na marynarzach n�kanych gru�lic�, wegetuj�cych w fatalnych warunkach sanitarnych i skandalicznie od�ywianych, opiera�a si� Anglia. To oni zaopatrywali j� w �ywno��, w rop�, bro� i amunicj�, to oni dostarczali to wszystko do sojuszniczych port�w. Marynarze obs�ugiwali jedyn� drog�, jedyn� arteri�, drog� �ycia, od kt�rej uzale�niona by�a absolutnie ca�a Wyspa; bez tych statk�w i tych ludzi Brytania przepad�aby z ca�� pewno�ci�. Warto podkre�li�, �e marynarskie kontrakty wygasa�y z chwil� wybuchu bomby, miny czy torpedy. W�a�ciciele zaciekle bronili swych interes�w nie
tylko w czasach pokoju, ale i podczas wojny. Gdy statek ton��, tym samym ko�czy�a si� marynarska wyp�ata, bez wzgl�du na to gdzie, kiedy i w jak niebywa�ych okoliczno�ciach zdarzenie mia�o miejsce. Gdy statek szed� na dno, w�a�ciciel nie roni� krokodylich �ez - mia� w r�ku ubezpieczenie opiewaj�ce cz�stokro� na sum� wy�sz� ni� faktycznie wart by� sam okr�t. Dla marynarza jednak znaczy�o to, �e znajdowa� si� na bruku.
Rz�d, Admiralicja i owi w�a�ciciele statk�w w tamtym czasie powinni si� bardzo wstydzi�, a je�li odczuwali jaki� wstyd, to m�nie stawili mu czo�o. Czym w ko�cu by�y warunki �ycia na statkach i okrutna �mier� marynarzy floty handlowej wobec presti�u, chwa�y i zysk�w? Spraw� absolutnie drugorz�dn�.
Nie mo�na tu wini� obywateli brytyjskich. Z wyj�tkiem marynarskich rodzin, ich przyjaci� i wspania�ych organizacji dobroczynnych powstaj�cych samorzutnie, by wspom�c rozbitk�w - takimi humanitarnymi b�ahostkami ani rz�d, ani w�a�ciciele nie zaprz�tali sobie g�owy - niewielu wiedzia�o czy cho�by podejrzewa�o, jak to naprawd� wygl�da.
II. Jako dostawca niezb�dnych do egzystencji produkt�w, jako. kana� przerzutowy i arteria �ycia statki liberty sz�y �eb w �eb z brytyjsk� marynark� handlow� - bez nich Anglia nie opar�aby si� naje�d�cy. �ywno��, bro� i amunicja, jakimi inne kraje - zw�aszcza Stany Zjednoczone - z tak� gotowo�ci� wspomaga�y Angli�, by�yby kompletnie bezu�yteczne bez statk�w, kt�rymi je przewo�ono. Po nieca�ych dw�ch latach wojny sta�o si� niestety oczywiste, �e kra�cowe wyczerpanie brytyjskiej handl�wki musi wkr�tce i nieuchronnie doprowadzi� do takiego stanu, w kt�rym w og�le zabraknie statk�w, by cokolwiek transportowa�, i �e Anglia nieub�aganie i szybko zostanie pokonana g�odem. W 1940 roku nawet nieustraszony Winston Churchill straci� nadziej� na przetrwanie, nie m�wi�c ju� o ostatecznym zwyci�stwie. Jak to u Churchilla, upadek ducha trwa� kr�tko, ale - na Boga! - Churchill mia� powody, by zw�tpi�.
Jako jedyny kraj na �wiecie, Brytania przez dziewi��set lat trwa�a niepokonana. Tymczasem w najczarniejszym okresie tej wojny inwazja nie tylko by�a niebezpiecznie blisko - wygl�da�o na to, �e jest wprost nieunikniona. Dzisiaj, patrz�c z perspektywy czterdziestu lat, wydaje si� zupe�nie niezrozumia�e i niemo�liwe, �e kraj ten mimo wszystko przetrwa�, bo gdyby znane nam obecnie fakty zosta�y w�wczas podane do publicznej wiadomo�ci - co si� nie zdarzy�o - Anglia z pewno�ci� by upad�a.
Brytyjskie straty na morzu by�y przera�aj�co i niewiarygodnie du�e; przechodz� nawet naj�mielsze wyobra�enia. W trakcie pierwszych jedenastu miesi�cy wojny Anglia straci�a 1500 000 ton og�lnego tona�u. We wczesnych miesi�cach roku 1941 straty si�ga�y oko�o 500000 ton, a w 1942 roku, w najtrudniejszym okresie morskiej wojny, a� 6 250 000 ton posz�o na dno. Angielskie stocznie, nawet pracuj�c pe�n� par�, mog�y odrobi� jedynie drobn� cz�� tych przeogromnych strat. To w�a�nie oraz fakt, i� w tym samym ponurym 1942 roku liczba operuj�cych U-bot�w wzros�a z 91 do 212 sprawia�o, �e brytyjska marynarka handlowa wkr�tce mia�a przesta� istnie�. Chyba... chyba �e zdarzy�by si� cud.
Cudem tym okaza�y si� statki liberty. Wszystkim, kt�rzy pami�taj� tamte dni, nazwa "statek liberty" kojarzy si� automatycznie z nazwiskiem Henry'ego Kaisera. Ot� ten Kaiser - jego nazwisko znaczy�o to samo, co tytu� �wi�tej pami�ci niemieckiego cesarza i mia�o w tych okoliczno�ciach ironiczn� wymow� - by� ameryka�skim in�ynierem o niezaprzeczalnym geniuszu. Ju� jego wcze�niejsze osi�gni�cia zawodowe mog�y robi� wra�enie: by� kluczow� postaci� projektu tam w Hoover i Coulee oraz mostu w San Francisco. Mo�na si� zastanawia�, czy Henry Kaiser by�by w stanie skonstruowa� zwyk�� ��dk�, ale to jest zupe�nie bez znaczenia. Uznajmy, �e w owym czasie Henry Kaiser nie mia� na �wiecie r�wnego sobie, je�li idzie o rozumienie zalet prefabrykacji opartej na standardowych, wielokrotnie odtwarzanych wzorach; nie waha� si� wysy�a� zam�wie� na elementy konstrukcyjne do fabryk oddalonych o wiele setek mil od morza. Cz�ci te p�niej przesy�ano do stoczni, na ta�m� monta�ow� - z pocz�tku tylko, do Richmond w Kalifornii, gdzie Kaiser kierowa� korporacj� Permanente Cement, ale w ko�cu te� do innych stoczni znajduj�cych si� pod jego nadzorem. Ta rewolucja w metodzie i tempo produkcji graniczy�o niemal z niemo�liwym. Dla monta�u statk�w handlowych Kaiser dokona� tego, co Henry Ford dla swojego forda, T. Do tamtej chwili - w ka�dym razie je�li chodzi o jednostki p�ywaj�ce - produkcja masowa by�a poj�ciem nieznanym.
Istnia�o powszechne przekonanie, tyle� zrozumia�e, co b��dne, i� sta tki liberty zrodzi�y si� w pracowniach projektowych stoczni Kaisera. Tymczasem zar�wno projekt modelowy, jak i prototypy powsta�y w Anglii, za� sama koncepcja - w biurze konstrukcyjnym firmy J. L. Thompson of North Sands w Sunderland. Tym, kt�ry da� pocz�tek niezwykle licznej generacji, by� uko�czony w 1935 roku "Embassage"; nazwa liberty nie pojawia�a si� przez nast�pnych siedem lat i wpierw nadawano j� tylko niekt�rym statkom Kaisera. "Embassage", o wyporno�ci 9300 ton, zaokr�glonym dziobie i rufie, wyposa�ony w trzy tr�jpr�ne w�glowe silniki, nie stan��by do zawod�w w kategorii estetyki, ale te� i zak�adom J. L. Thompsona na estetyce nie zale�a�o. Ich celem by�o
skonstruowanie nowoczesnego, praktycznego i ekonomicznego statku towarowego i w tej materii odnie�li godny podziwu sukces. Przed wybuchem wojny zbudowano jeszcze dwadzie�cia cztery podobne jednostki.
Statki te produkowano w Anglii, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie; znakomit� ich wi�kszo�� w stoczniach Kaisera. �adna stocznia nie odst�pi�a od pierwotnego projektu kad�uba, jednak Amerykanie, i tylko oni, wprowadzili dwie zmiany, kt�re traktowali jako ulepszenia. Jedna z nich - zastosowanie oleju jako paliwa zamiast w�gla - pewnie wysz�a im na dobre, druga natomiast - dotycz�ca kajut i za�ogi - nie. Podczas gdy Brytyjczycy wraz z Kanadyjczykami trzymali si� Thompsonowskiego planu i budowali kajuty zar�wno na dziobie, jak i na rufie, Amerykanie zdecydowali si� umie�ci� ca�� za�og�, oficer�w oraz mostek kapita�ski w nadbud�wce wok� komina. Wiedz�c ju�, co wiemy - spojrzenie wstecz i gorzkie do�wiadczenia doskonale sprzyjaj� m�dro�ci po czasie - by� to b��d, poniewa� Amerykanie skupili wszystkie newralgiczne punkty w jednym miejscu.
Jednostki te dysponowa�y uzbrojeniem na mod�� tamtych czas�w. Mia�y dwa rodzaje niezbyt skutecznych dzia�ek przeciwlotniczych: czterocalowe, dwunastofuntowe dzia�ka przeciwlotnicze oraz boforsy i szybkostrzelne oerlikony; oerlikony okazywa�y si� straszliw� broni� w wyszkolonych r�kach, tyle �e wyszkolonych r�k nieco brakowa�o. Ponadto mia�y jeszcze takie dziwaczne urz�dzenia, jak wystrzeliwane rakietnicami spadochrony i liny z umocowanymi do� zwojami drutu i p�kami granat�w. Urz�dzenia te by�y r�wnie niebezpieczne dla samolot�w, kt�re mieli �ci�gn�� w d�, jak i tych, kt�rzy je odpalali. Niekt�re ze statk�w zosta�y jeszcze wyposa�one w katapulty dla my�liwc�w typu hurricane - po stronie brytyjskiej najbardziej spokrewnionych z kamikadze. Oczywi�cie, piloci ci nie mogli ju� wr�ci� na statek, stawali zatem wobec nieprzyjemnego wyboru: skok ze spadochronem b�d� wodowanie. W Arktyce, zim�, procent uratowanych by� raczej niewielki.
III. W powietrzu, na wodzie i pod wod�, nieraz z polotem, zawsze wytrwale i bez lito�ci - Niemcy korzystali z ka�dego dost�pnego im �rodka, by zniszczy� handlowe konwoje. Zasadniczo u�ywali w tym celu pi�ciu typ�w samolot�w. Ich standardowym, czy mo�e konwencjonalnym bombowcem, by� dornier lataj�cy na z g�ry ustalonych wysoko�ciach i zrzucaj�cy bomby wed�ug ustalonego schematu, po�yteczny ten samolot mia� swoje sukcesy, by� jednak niezbyt skuteczny.
O wiele wi�cej l�ku wzbudza�y inne samoloty wymienione tu w kolejno�ci od najmniej do najbardziej gro�nego: heinkle, heinkle He-111 i stukasy. Heinkel to bombowiec torpedowy. Atakowa� na wysoko�ci fali morskiej. Pilot w ostatniej chwili zwalnia� torpedy, by p�niej l�ejszy o �adunek wybuchowy samolot poderwa� w g�r� i przeskoczy� atakowany statek. Charakteryzowa�a je niesamowita wprost odporno��. Kiedy strzelcy przeciwlotniczy pochylali si� nad celownikami swoich oerlikon�w, bofors�w, dwunastofuntowych pom-pom�w, my�l: "albo on mnie, albo ja jego", nie pomaga�a zachowa� zimnej krwi tak bardzo pomocnej w tych okoliczno�ciach. Nierzadko zdarza�o si� jednak, i� bombowce torpedowe w czasie arktycznej zimy ujawnia�y sw� wad� nader istotn� dla dzielnych, lecz nieszcz�snych pilot�w za sterami. Zdarza�o si� mianowicie, �e zamarza�y mechanizmy uwalniaj�ce torpedy i obci��ony samolot nie m�g� poderwa� si� w g�r�, by omin�� cel. Fakt ten nie sprawia� akurat szczeg�lnej r�nicy biedakom na statku, niezale�nie bowiem od tego, czy torpeda si�ga�a celu samodzielnie czy wraz z samolotem, rezultaty okazywa�y si� tak samo niszczycielskie.
32. Partyzanci Wa rsza
Samoloty typu heinkel He-111 u�ywa�y bomb szybuj�cych. Odznacza�y si� du�� skuteczno�ci�, w o wiele mniejszym stopniu nara�a�y �ycie pilot�w, a odpalone bomby by�y praktycznie nie do zestrzelenia. Na szcz�cie dla floty handlowej Niemcy nie dysponowali zbyt du�� liczb� tych wyspecjalizowanych samolot�w.
Stukasy - bombowce nurkuj�ce junkers Ju~T o dwu�ciennych, zakrzywionych jak u mewy skrzyd�ach - sia�y najwi�kszy pop�och. Mia�y w zwyczaju na du�ych wysoko�ciach tworzy� zwart� formacj�, by kolejno odrywa� si� od szyku i spada� niemal pionowo w d�. Ci, kt�rzy przetrwali ich ataki i jeszcze �yj�, marynarze i �o�nierze - Niemcy wykorzystywali junkersy Ju-87 na wszystkich frontach wojny - nawet po czterdziestu latach pami�taj� �w d�wi�k zwiastuj�cy �mier�: wycie syren w��czonych przez pilot�w w trakcie lotu nurkuj�cego. M�wi�c ogl�dnie, d�wi�k ten nie dodawa� odwagi i w znacznym stopniu ogranicza� celno�� strzelc�w przeciwlotniczych. Marynarka Kr�lewska pos�ugiwa�a si� szperaczami - na og� by�y to reflektory o �rednicy czterdziestu czterech cali - by o�lepi� pilot�w w stukasach. Wreszcie kto� zauwa�y�, �e piloci, dobrze ju� obeznani z t� taktyk�, latali w ciemnych okularach, �eby ograniczy� jaskrawe �wiat�o do ledwie jasnych punkcik�w, kt�re z kolei s�u�y�y im za drogowskaz znakomicie naprowadzaj�cy ich na cel. Z punktu widzenia Niemc�w stukasy mia�y tylko jeden mankament: zasadniczo by�y to samoloty kr�tkiego zasi�gu i mog�y by� zatem skuteczne wy��cznie przeciwko konwojom na p�noc od Norwegii en route do Murma�ska czy Archangielska.
O dziwo jednak, najgro�niejsz� maszyn� hitlerowc�w okaza� si� focke-wulf 200 condor, w gruncie rzeczy maszyna nie bojowa. To prawda, m�g� lata� z �adunkiem dwustupi��dziesi�ciokilogramowych bomb i tak lata�, wyposa�ono go te� w do�� przera�aj�cy zestaw karabin�w maszynowych, ale z usuni�tymi bombami i z zainstalowanymi w ich miejsce dodatkowymi zbiornikami paliwa stawa� si� bezcennym samolotem zwiadowczym. Jak na ten stosunkowo nied�ugi jeszcze we wczesnych latach czterdziestych kawa�ek historii lotnictwa, zasi�g condora by� ca�kiem imponuj�cy. Wylatywa�y niemal dzie� w dzie� z Trondheim w okupowanej Norwegii i dociera�y nad zachodnie wybrze�e Wysp Brytyjskich i do petainowskiej Francji. Ma�o tego, mog�y r�wnie� patrolowa� Morze Barentsa, Morze Grenlandzkie i co najgorsze Cie�nin� Du�sk�, kt�rej tak panicznie bali si� marynarze. Cie�nina ta po�o�ona jest mi�dzy Islandi� a Grenlandi� i w�a�nie tamt�dy wiod�a droga konwoj�w ze Stan�w i Kanady do Rosji. Takiemu konwojowi widok condora m�g� wr�y� tylko nieuniknion� katastrof�.
Lata�y tak wysoko, �e pozostawa�y poza zasi�giem ognia przeciwlotniczego. Mog�y swobodnie okr��y� ca�y konw�j, piloci odnotowywali liczb� statk�w, pr�dko�� i kurs konwoju oraz bardzo precyzyjnie okre�lali jego pozycj�: d�ugo�� i szeroko�� geograficzn�. Te informacje drog� radiow� przekazywano do Altafjorden b�d� do Trondheim, a stamt�d dalej, do Lorientu - do kwatery g��wnej admira�a Karla Doenitza we Francji, bez w�tpienia najlepszego dow�dcy floty podwodnej w historii. Z Lorientu informacje trafia�y do zbijaj�cych si� w coraz wi�ksze stada niemieckich �odzi podwodnych; towarzyszy�y im dok�adne informacje, gdzie maj� si� ustawi�, by przechwyci� konw�j.
Je�eli chodzi o statki niemieckie, w tej materii hitlerowcy a� nadto dobrze przygotowali si� do wojny. Na mocy angielsko-niemieckiego uk�adu z roku 1937 Niemcy mog�y zbudowa� odpowiednik stuprocentowego stanu brytyjskiej floty podwodnej b�d� jej ekwiwalent, ale tylko trzydzie�ci pi�� procent tona�u angielskich statk�w konwencjonalnych. Z chwil� wybuchu wojny okaza�o si�, �e wybudowali dwa razy tyle �odzi podwodnych, ca�kowicie przy tym ignoruj�c pozosta�e restrykcje. "Deutschlanda", "Admira�a Grafa Spee" i "Admira�a Scheera" oficjalnie nazywano dziesi�ciotysi�cznikami, tymczasem by�y to szybkie i silne statki zaczepne, a w gruncie rzeczy kieszonkowe okr�ty wojenne o znacznie wi�kszym tona�u, ni� to utrzymywano. "Scharnhorsta" i "Gneisenaua", dwudziestosze�ciotysi�czne kr��owniki uko�czono w roku 1938, w tym samym, w kt�rym stocznie Blohma i Voessa w Hamburgu zwodowa�y "Bismarcka" i "Tirpitza". "Bismarck" i "Tirpitz" to najznakomitsze okr�ty wojenne, jakie kiedykolwiek istnia�y; opinia powy�sza jest wci�� prawdziwa, nawet w dniu dzisiejszym. Zgodnie z ustaleniami uk�adu mia�y nie przekracza� trzydziestu pi�ciu tysi�cy ton, w rzeczywisto�ci ka�dy by� pi��dziesi�ciotrzytysi�cznikiem.
"Bismarck" zrobi� b�yskotliw�, cho� kr�tk� karier�, "Tirpitz" nie zrobi� �adnej, czas wojny sp�dzi� bowiem zakotwiczony w p�nocnej Norwegii. Tam jednak odegra� bezcenn� rol� wi�zania du�ych jednostek Brytyjskiej Marynarki Krajowej, kt�ra obawia�a si�, �e pewnego dnia wojenny gigant zerwie si� z cum w Altafjorden i wymknie si� na Atlantyk. Ostatecznie, rum zd��y� czmychn��, zniszczy�y go dziesi�ciotonowe bomby RAF-owskich lancaster�w.
Mimo i� Brytyjczycy mieli znaczn� przewag� w okr�tach wojennych, pojedyncze jednostki nie by�y dla Niemc�w �adnym przeciwnikiem; zosta�o to jak�e tragicznie udowodnione, kiedy "Bismarck" jedn� salw� zatopi� dum� i oczko w g�owie brytyjskiej marynarki - kr��ownik "Hood".
Pod wod� za� Niemcy atakowali �odziami podwodnymi oraz minami. Nim up�yn�y pierwsze trzy miesi�ce wojny, hitlerowcy wymy�lili co� "bardzo nieprzyjemnego" - min� magnetyczn�. W odr�nieniu od zwyk�ej miny, kt�r� detonowa� fizyczny kontakt ze statkiem, min� magnetyczn� aktywowa� pr�d elektryczny wytwarzany przez drgania stalowego kad�uba statku. Miny te stawiano albo z okr�t�w, albo z samolot�w i w ci�gu pierwszych czterech dni od ich wprowadzenia wyko�czy�y ni mniej, ni wi�cej tylko pi�tna�cie statk�w. Fakt, �e by�y to w wi�kszo�ci jednostki pa�stw neutralnych, nie przysparza� Niemcom powodu do zmartwie�; miny magnetyczne s� bardzo sprytnymi urz�dzeniami, jednak nie na tyle sprytnymi, by umie� odr�ni� niezaanga�owanych od wrog�w. Brytyjczykom uda�o si� przechwyci� jedn� z nich w ca�o�ci, roz�o�y� na cz�ci - nie bez sporej dozy ryzyka tych, kt�rzy si� tego podj�li - i skonstruowa� takie elektroniczne zabezpieczenie, kt�re umo�liwi�o saperom detonacj� min w bezpiecznej odleg�o�ci.
Najbardziej �miertelnym wrogiem, z jakim flota handlowa musia�a si� zmierzy�, by�y, rzecz jasna, �odzie podwodne. �niwo, jakie zebra�y w ci�gu pierwszych trzech i p� lat wojny, okaza�o si� tak okrutne, �e a� niewiarygodne. Dopiero wczesnym latem 1943 roku zdo�ano opanowa� nieco t� straszn� plag�, min�� jednak jeszcze rok - w latach 1943 i 1944 zniszczono czterysta osiemdziesi�t niemieckich �odzi podwodnych - nim niewidzialni skrytob�jcy i prze�ladowcy rzeczywi�cie przestali si� liczy�.
Musia�o si� tak sta�, �e to w�a�nie U-booty obrano za przedmiot nienawi�ci. Ich za�ogi opisywano - i w czasie wojny, i po wojnie - jako przebieg�ych, zdradzieckich, zimnych morderc�w, fanatycznych hitlerowc�w, kt�rzy w niewidzialnym i nies�yszalnym pancerzu
rzucali si� na niczego nie�wiadome niewinne ofiary, niszczyli je bez lito�ci i skrupu��w, by, wci�� niewidzialni i nies�yszalni, ruszy� na dalszy �er. Do pewnego stopnia opinia taka znajdowa�a uzasadnienie. Powsta�a ju� w pierwszym dniu wojny, kiedy storpedowany zosta� liniowiec "Athenia". By� to najzwyklejszy statek pasa�erski, wype�niony po brzegi cywilami - m�czyznami, kobietami i dzie�mi - z czego musia� sobie zdawa� spraw� daleki od rycersko�ci oberleutnant Fritz julius Lemp, dow�dca niemieckiego U-boota, kt�ry pos�a� ich wszystkich na dno morza. Doprawdy, w �aden spos�b nie da�o si� pomyli� "Athenii" z tym, czym w rzeczywisto�ci nie by�a. Nie ma te� nigdzie wzmianki, by Lemp dosta� kiedykolwiek za sw�j czyn reprymend�.
O bezwzgl�dno�� mo�na by tak�e oskar�a� podwodn� flot� si� sprzymierzonych; co prawda w nieco skromniejszym wydaniu, ale tylko dlatego, i� mia�a ona o wiele mniejsz� r�norodno�� cel�w.
Rozpowszechniona opinia o U-bootach jest z gruntu fa�szywa. By� mo�e w�r�d za��g zdarzali si� i okrutni hitlerowcy, lecz nale�eli oni do bardzo nielicznej mniejszo�ci. Postaw� marynarzy kszta�towa�a przede wszystkim wielka duma, kt�r� czerpali z tradycji Niemieckiej Floty Cesarskiej. Z ca�� pewno�ci� mia�y miejsce czyny brutalne, jakich dopuszczali si� poszczeg�lni dow�dcy U-boot�w, ale obok nich mia�y te� miejsce akty humanitarne nacechowane wsp�czuciem. Rzecz� absolutnie niezaprzeczaln� jest osobista odwaga i po�wi�cenie niemieckich marynarzy. Trzeba pami�ta�, �e z og�lnej liczby czterdziestu tysi�cy marynarzy p�ywaj�cych na U-bootach trzydzie�ci tysi�cy zgin�o - jest to najbardziej szokuj�cy procent ofiar w historii morskich wojen. Co prawda nie mo�na im przebaczy� czyn�w, jakich si� dopu�cili, ale te� nie mo�na pot�pia� ich w czambu�. Fakt, umieli by� bezwzgl�dni - tego wymaga�a od ruch s�u�ba - ale byli tak�e niewiarygodnie odwa�ni.
W takich warunkach przysz�o �y� i umiera� marynarzom brytyjskiej floty handlowej i z takim mierzy� si� wrogiem, kt�ry ich nieub�aganie tropi�, by w ko�cu zniszczy�. Nadzieje, �e pozostan� w zdrowiu i w og�le przy �yciu - bior�c pod uwag�, jak �yli i pracowali oraz zabiegi wroga - by�y naprawd� niewielkie; znajdowali si� w klasycznej sytuacji "bez szans". W tych okoliczno�ciach zdumieniem napawa fakt, �e prawie wszyscy, kt�rzy prze�yli dwa czy trzy torpedowania b�d� zatopienia statku, z chwil� powrotu do Anglii natychmiast szukali nast�pnego, by zn�w ruszy� na morze. Nie byli �o�nierzami, lecz ich wytrwa�o��, nieugi�to�� i determinacja - wy�mialiby takie s�owa jak dzielno�� i odwaga - dor�wnywa�yby wytrwa�o�ci i waleczno�ci tych, kt�rzy ich �cigali.
Rozdzia� pierwszy
Cicho, ca�kiem zwyczajnie, bez �adnego uprzedzenia - zupe�nie tak jak przy nag�ym i nieoczekiwanym wy��czeniu pr�du w mie�cie - na godzin� przed �witem "San Andreas" pogr��y� si� w ciemno�ciach. Niespodziewane awarie �wiat�a zdarza�y si� - co prawda rzadko - i nie wywo�ywa�y zamieszania w kwestii nawigacji. Na mostku nadal dzia�a�o o�wietlenie w szafce kompasu, o�wietlenie mapy oraz g��wna linia telefoniczna ��cz�ca mostek z maszynowni�; wystarcza�o im mniejsze napi�cie, kt�re czerpa�y z w�asnego, osobnego generatora. G�rne �wiat�a pobiera�y moc z generatora g��wnego, co jednak nie mia�o �adnego znaczenia, jako �e i tak mostek noc� zawsze by� zaciemniony - takie przepisy. Jedynym urz�dzeniem, kt�re istotnie przesta�o funkcjonowa�, okaza� si� ekran Kenta, okr�g�y, szybko obracaj�cy si� talerz umocowany dok�adnie na wprost sternika, gwarantuj�cy widoczno�� w ka�dych warunkach. Trzeci oficer Batesman, kt�ry akurat trzyma� wacht�, nie zmartwi� si� tym ani troch�, bo wiedzia�, �e w odleg�o�ci stu mil od statku nie grozi im ani l�d, ani inne jednostki p�ywaj�ce, je�li nie liczy� fregaty HMS "Andover". Nie mia� co prawda poj�cia, gdzie znajduje si� fregata, ale nie sprawia�o to wi�kszej r�nicy, poniewa� HMS "Andover" zawsze wiedzia�, gdzie jest "San Andreas"; wyposa�ono go w niezwykle wymy�lny radar .
W salach operacyjnej i pooperacyjnej wszystko sz�o zwyk�ym trybem. Mimo �e oblewaj�ce statek morze oraz niebo wci�� gin�y w nieprzeniknionym mroku, nie by�a to ju� wcale g��boka noc, bowiem na tych szeroko�ciach geograficznych o tej porze roku brzask, b�d� to co mia�o za� uchodzi�, wstawa� oko�o dziesi�tej rano. W owych dw�ch salach, najwa�niejszych na statku szpitalnym - a tak� w�a�nie rol� pe�ni� "San Andreas" - z chwil� awarii g��wnego �r�d�a pr�du automatycznie w��cza�y si� lampy zasilania z akumulator�w. W pozosta�ych cz�ciach statku o�wietlenie awaryjne stanowi�y przeno�ne lampki niklowo-kadmowe; przekr�cenie dna takiej lampki dawa�o cho� minimum �wiat�a.
Powodem rzeczywistego zaniepokojenia by� kompletny brak �wiate� na g�rnym pok�adzie. Kad�ub "San Andreasa" pomalowany zosta� na bia�o - aby rzecz u�ci�li� trzeba doda�, i� kad�ub l�ni� kiedy� biel�, jednak czas, deszcz ze �niegiem, grad, sam �nieg i drobiny lodu niesione uderzeniami arktycznych burz zry�y farb� do tego stopnia, �e spod jej powierzchni wy�ania�o si� co� mi�dzy bur� niegdy� biel� a bur� szaro�ci�. Poza tym wzd�u� ca�ego kad�uba bieg� dodatkowo zielony pas. Na wysoko�ci tego� pasa po obu stronach statku namalowano dwa czerwone krzy�e; takie same krzy�e wymalowano r�wnie� na dziobie i rufie. Noc� krzy�e o�wietlano silnymi reflektorami, kt�re o tej porze roku pali�y si� dwadzie�cia cztery godziny na dob�.
Opinie na temat przydatno�ci owych reflektor�w by�y sprawiedliwie podzielone. Zgodnie z konwencjami genewskimi czerwone krzy�e mia�y stanowi� zabezpieczenie przed atakami nieprzyjaciela, a poniewa� "San Andreas" nie zetkn�� si� jak dot�d z takim atakiem, uspokaja�o to tych, kt�rzy trafili na jego pok�ad bez wcze�niejszych do�wiadcze� z wrogiem; ci wierzyli w moc konwencji. Jednak ta cz�� za�ogi, kt�ra p�ywa�a na "San Andreasie", zanim statek przeistoczy� si� z transportowca liberty w szpital, patrzy�a na konwencje mocno kosym okiem. P�ywanie noc� na statku o�wietlonym jak choinka k��ci�o si� z instynktem samozachowawczym ludzi nauczonych praktyk�, �e papieros zapalony na g�rnym pok�adzie to dopraszanie si� biedy ze strony bezrobotnego U-boota. Nie ufali �wiat�om. Nie ufali czerwonym krzy�om. A nade wszystko nie ufali U-bontom. Ich sceptycyzm mia� swoje uzasadnienie. Wiedzieli, �e nie wszystkim p�ywaj�cym szpitalom dopisywa�o szcz�cie jak im, nigdy jednak nie zdo�ano ustali�, czy ataki, kt�rym ulega�y, by�y przypadkowe, czy te� nie. Na pe�nym morzu nie ma s�d�w, nie ma te� postronnych �wiadk�w. Czy to przez delikatno��, czy uwa�ano to za dzia�anie bezcelowe, w ka�dym razie za�oga nigdy nie dzieli�a si� swoimi w�tpliwo�ciami z lud�mi, kt�rych uwa�a�a za beztroskich naiwniak�w: z lekarzami, siostrami oddzia�owymi, piel�gniarkami i sanitariuszami.
Przeszklone drzwi mostka od strony sterburty otworzy�y si� i do �rodka wesz�a jaka� posta� z latarni� w r�ku.
- To pan, kapitanie? - upewni� si� Batesman.
- To ja. Mo�e kt�rego� dnia uda mi si� doko�czy� �niadanie w spokoju. Rzu� we mnie jak�� lamp�, Trzeci, dobra?
Kapitan Bowen by� m�czyzn� �redniego wzrostu, cokolwiek t�gim - cho� zdecydowanie wola� okre�lenie "dobrze zbudowanym" - mia� pogodn� okolon� bia�� brod� twarz i modre oczy. Ju� dawno przekroczy� wiek emerytalny, lecz nikt nigdy nie proponowa� mu odej�cia, ani te� on sam o to nie prosi�; marynarka handlowa ponosi�a ogromne straty nie tylko w sprz�cie, ale i w ludziach, a o ile� szybciej powstaje nowy statek od nowego kapitana. Niewielu ju� takich kapitan�w jak kapitan Bowen p�ywa�o po morzach.
Trzy awaryjne lampy dawa�y nie wi�cej �wiat�a ni� trzy �wiece, ale nawet w tym �wietle wida� by�o, ile �niegu osiad�o na kapita�skim p�aszczu w ci�gu kilku sekund, jakich "Stary" potrzebowa�, by doj�� tu z saloniku. Zdj�� p�aszcz, wytrzepa� go za drzwiami i czym pr�dzej je zamkn��.
- Ten cholerny generator zn�w ma swoje humory - zauwa�y�. Nie wygl�da�o na to, �eby si� tym zbytnio przejmowa�, ale te� nikt nigdy nie widzia� zdenerwowanego kapitana Bowena. - Ekran Kenta oczywi�cie wysiad�, co? Wszystko jedno, i tak zupe�nie nieprzydatny. �nieg wali, wiatr wieje z pr�dko�ci� trzydziestu w�z��w, a widoczno�� r�wna zeru. - W g�osie Bowena da�o si� s�ysze� pewn� satysfakcj� i ani Batesman, ani sternik Hudson nie musieli pyta�, sk�d si� tam wzi�a. Wszyscy trzej nale�eli do tej grupy, kt�ra w konwencjach genewskich pok�ada�a minimalne nadzieje, a przy takiej pogodzie �aden samolot, statek czy U-boot praktycznie nie m�g� ich namierzy�. - ��czy� si� pan ju� z maszynowni�?
- Jeszcze nie - odpar� Batesman, nieco poruszony. G��wny mechanik Patterson, inaczej chief, mieszkaniec p�nocno-wschodniej cz�ci Wyspy, okolic Newcastle, nader wysoko ceni� sobie swoje nie kwestionowane talenta. By� przy tym tak skonstruowany, �e niezwykle szybko przegrzewa�y mu si� obwody i wtedy okropnie wrzeszcza�. No i nie znosi� by� nagabywany przez kogo� tak nisko postawionego jak trzeci oficer. - Ale zaraz go z�api�. - Wybra� numer.
Kapitan wzi�� s�uchawk� do r�ki i zacz��:
- To ty, John? Nie wiedzie nam si� zanadto w tym rejsie, co? Przegrzana cewka? Szczotki pr�dnicy? Korki? Ha! A wi�c rezerwa... �ywi� niegasn�c� nadziej�, �e tym razem nie zabraknie nam paliwa. - Kapitan m�wi� z ponur� trosk� w g�osie. Batesman u�miechn�� si�, bo ka�dy, dos�ownie ka�dy cz�onek za�ogi, nawet kuchcik, wiedzia�, �e chief Patterson jest kompletnie wyprany z poczucia humoru. Uwag� dotycz�c� paliwa kapitan nawi�zywa� do sytuacji, kiedy nawali� g��wny generator. S�u�b� pe�ni� w�wczas m�odszy mechanik, kt�ry zapomnia� przestawi� zaw�r z g��wnego zasilania na zasilanie awaryjne. Komentarz Pattersona by� do przewidzenia. Ze zbola�� min� Bowen odsun�� od ucha s�uchawk� na odleg�o�� jakich� trzydziestu centymetr�w i trzyma� j� tak, p�ki w g�o�niczku nie usta�y trzaski. Wtedy rzuci� co� kr�tko, odwiesi� s�uchawk� i rzek� dyplomatycznie:
- S�dz�, �e ze zlokalizowaniem awarii chief Patterson ma dzi� nieco wi�cej k�opot�w ni� zwykle. M�wi, �e potrwa to dziesi�� minut.
Ju� po dw�ch minutach odezwa� si� telefon.
- Stawiam pi�taka, �e nie us�yszymy nic dobrego. - Kapitan przytkn�� s�uchawk� do ucha, chwil� milcza�, wreszcie powiedzia�: - Chcesz ze mn� zamieni� dwa s�owa, John? Przecie� w�a�nie to robimy... Aha. Chyba, �e tak. Dobra. - Odwiesi� s�uchawk�. - Chief chce mi co� pokaza�.
Kapitan nie zszed� do maszynowni, jak prawdopodobnie przypuszcza� Batesman. Bowen uda� si� do swojej kabiny, gdzie niespe�na minut� p�niej do��czy� do niego g��wny mechanik. By� to wysoki, szczup�y m�czyzna o pospolitej, nieustannie zas�pionej twarzy. Jak wielu ludzi pozbawionych poczucia humoru i zupe�nie tego nie�wiadomych, mia� sk�onno�� do cz�stych u�miech�w, zwykle w niestosownych momentach. Tym razem jednak si� nie u�miecha�. Wyci�gn�� trzy kawa�ki czego�, co wygl�da�o jak w�giel, i u�o�y� je na kapita�skim stole w owalny kszta�t.
- No i co pan na to? - zapyta�.
- Przecie� mnie znasz, John. jestem tylko prostym marynarzem. Bo ja wiem... Szczotka twornika do pr�dnicy, czy tam do generatora?
- W�a�nie. - Pattersonowi du�o lepiej wychodzi�y ponure miny ni� u�miechy.
- I st�d awaria pr�du?
- To nie ma nic wsp�lnego z awari�. Przeci��enie cewki. Gdzie� jest spi�cie. Jamieson wzi�� pr�bnik i poszed� szuka�. To nie potrwa d�ugo. Co do tego Bowen nie mia� najmniejszych w�tpliwo�ci. Jamieson, drugi mechanik, by� bardzo bystrym, m�odym m�czyzn� i, co rzadko spotykane, nale�a� do Stowarzyszenia In�ynier�w Elektryk�w.
- A wi�c to jest szczotka z awaryjnego generatora... Wygl�da na to, �e si� tym martwisz. Rozumiem zatem, �e to co� niezwyk�ego - stwierdzi� kapitan.
- Niezwyk�ego?! To si� nie zdarza! A w ka�dym razie ja nigdy o tym nie s�ysza�em. Taka szczotka jest nieustannie dociskana spr�yn� do powierzchni twornika. Nie ma si�y, �eby posypa�a si� w�a�nie w taki spos�b!
- Hmm... A jednak... Kiedy� zawsze jest pierwszy raz. - Bowen dotkn�� palcem strzaskanych kawa�k�w. - Partactwo? B��d w produkcji?
Patterson nie odpowiedzia�. Pogrzeba� w kieszeni kombinezonu, wyj�� niewielkie metalowe pude�ko, zdj�� wieczko i umie�ci� pude�ko na blacie obok z�amanej szczotki. Dwie szczotki, kt�re si� w nim znajdowa�y, by�y tej samej wielko�ci i kszta�tu, co ta w cz�ciach na stole . Bowen spojrza� na nie, �ci�gn�� usta i zwr�ci� si� do mechanika:
- Zapasowe? - Patterson skin�� g�ow�. Kapitan wzi�� jedn� do r�ki, ale w palcach zosta�a mu tylko po�owa; druga cz�� spoczywa�a na dnie pude�ka.
- Nasze jedyne zapasowe szczotki - doda� chief.
- Rozumiem, �e tej drugiej te� nie ma sensu ogl�da�.
- Najmniejszego. Obydwa generatory zosta�y dok�adnie sprawdzone w Halifaksie. �adnemu nic nie brakowa�o, a od tamtej pory dwukrotnie korzystali�my z rezerwowego.
- Jedn� z�aman� szczotk� mo�na ostatecznie uzna� za wyj�tkowy pech, ale a� trzy...? To zbyt wiele jak na zbieg okoliczno�ci. Nie ma si� nawet nad czym zastanawia�, John. Pl�cze si� w�r�d nas jaki� dra�... - Dra�! Dobre sobie! Chyba sabota�ysta!
- C�, mo�e masz racj�. W ka�dym razie kto�, kto nam �le �yczy. Albo "San Andreasowi". Ale sabota�ysta...? Ciekawe... Sabota�y�ci prowadz� r�norodn� dzia�alno��, ale na og� interesuje ich ca�kowite zniszczenie obiektu. Z�amanie trzech szczotek generatora trudno uzna� za destrukcj� totaln�. No i zak�adaj�c, �e ten kto to robi, nie jest dokumentnie pomylony, to przecie� nie zatopi statku ze sob� na pok�adzie, no nie? A wi�c, po co, John? Po co?
Wci�� jeszcze siedzieli, ponuro dumaj�c nad pytaniem kapitana, gdy kto� zapuka� dodrzwi. Do �rodka wszed� Jamson. W m�odym, rudow�osym m�czy�nie, zazwyczaj beztroskim i kipi�cym energi�, nie by�o ani �ladu o�ywienia. Wr�cz przeciwnie, wni�s� do kabiny atmosfer� powagi i niepokoju, tak obce swojej naturze.
- W maszynowni powiedzieli mi, �e tu pana znajd�. Pomy�la�em sobie, �e dobrze b�dzie, je�li jak najszybciej si� zg�osz�.
- Jako dor�czyciel z�ych wiadomo�ci - uzupehti� kapitan Bowen . - Odkry� pan dwie rzeczy: miejsce spi�cia i dowody, �e by� to, powiedzmy... sabota�, zgadza si�?
- Sk�d u diab�a...? Przepraszam, panie kapitanie, ale jakim cudem...?
- Powiedz mu, John.
- Nie musz�. Te z�amane szczotki m�wi� same za siebie. Co znalaz�e�, Peter?
- Na dziobie? W stolarni kabel o�owiany leci przez �cian�. Wygl�da tak, jakby po obu stronach otworu, kt�rym przechodzi, przetar�y go uchwyty mocuj�ce.
- To normalne przy wibracji statku, przy wstrz�sach, przy takiej pogodzie. Niewiele trzeba, �eby przetrze� mi�kki o��w - stwierdzi� Bowen.
- O��w jest twardszy, ni� pan s�dzi, panie kapitanie. W tym przypadku wibracjom statku i pogodzie pomog�y jeszcze czyje� r�ce. Nie ma to wi�kszego znaczenia. Wida�, �e pod o�owian� os�on� kto� spali� gumow� izolacj� na przewodzie.
- Czego sk�din�d nale�a�oby si� spodziewa� przy zwarciach, prawda?
- Tak, panie kapitanie. Tyle, �e ja znam zapach spalonej pr�dem gumy. Nie czu� jej siark�. Jaki� cwaniak korzysta� ze sztormowej zapa�ki, czy mo�e zapa�ek, �eby nas wykiwa�. Ellis teraz to naprawia. �atwa robota, powinien nied�ugo sko�czy�.
- No prosz�. To tak �atwo mo�na za�atwi� pr�d na ca�ym statku?
- Owszem. Ten kto� wykona� jeszcze jedn� rob�tk�, panie kapitanie. Tu� przed stolarni� wisi skrzynka z bezpiecznikami. Zanim przyst�pi� do pracy, wykr�ci� odpowiedni korek. Potem wr�ci� do bezpiecznik�w, zrobi� spi�cie jakimi� szczypcami - wystarcz� do tego izolowane c��ki albo �rubokr�t z izolacj�, w�a�ciwie cokolwiek - i wkr�ci� korek. Gdyby go wkr�ci�, nie robi�c spi�cia, wywali�oby korki, a ca�a reszta zosta�aby nienaruszona. Teoretycznie rzecz bior�c, rzadko si� wtedy zdarza, �eby bezpieczniki nie wysiad�y. - Jamieson u�miechn�� si� blado . - Ale wracaj�c do sprawy. Gdybym na przyk�ad mia� katar, uda�oby mu si� nas oszuka�.
Zadzwoni� telefon. Bowen podni�s� s�uchawk� i wr�czy� j� Pattersonowi. Ten najpierw s�ucha�, potem mrukn��: "Jasne. Teraz", i odda� s�uchawk� kapitanowi.
- To maszynownia - wyja�ni�. - Zaraz b�dzie �wiat�o. Min�o mo�e p� minuty i kapitan powiedzia�:
- Wiesz co, chyba si� na to nie zanosi. - Potem spyta� Jamiesona, kt�ry w�a�nie si� podnosi�: - A dok�d pan si� wybiera?
- Jeszcze nie wiem, panie kapitanie. Przede wszystkim do si�owni , �eby zabra� Ellisa z pr�bnikiem, a p�niej... P�niej nie wiem. Wygl�da na to, �e nasz niewidzialny wojownik Cicha Stopa ma niejedn� strza�� w swoim ko�czanie.
Zn�w zadzwoni� telefon i Bowen, nawet nie zbli�aj�c s�uchawki do ucha, od razu poda� j� Pattersonowi.
- Dzi�kuj�. Jamieson ju� schodzi - rzek� chief po kr�tkiej chwili i doda�: - To samo. Ciekaw jestem, w ilu miejscach nasz przyjaciel zastawi� sid�a i teraz tylko czeka, �eby je zatrzasn��...
Jamieson zatrzyma� go przy dzzwiach.
- Zachowujemy to w tajemnicy? - spyta� z wahaniem.
- Absolutnie nie - odpar� kapitan bez cienia w�tpliwo�ci w g�osie . - Rozg�aszamy na lewo i prawo. Naturalnie tym samym nasza Cicha Stopa, jak go pan nazwa�, zostanie ostrze�ona i b�dzie si� mia�a na baczno�ci. Ale wiadomo��, �e na statku grasuje sabota�ysta, zelektryzuje wszystkich. B�d� patrze� sobie na r�ce i zastanawia� si�, jak kto� taki wygl�da. Gdyby�my tym sposobem osi�gn�li chocia� to, �e nasz ch�opta� wzmo�e czujno��, to przy odrobinie szcz�cia mo�emy go nie�le przystopowa�.
Jamieson kiwn�� g�ow� i wyszed�.
- My�l�, John, �e m�g�by� podwoi� wachty w maszynowni. Przynajmniej da� tam ze dw�ch, trzech ludzi dodatkowo. Ale nie do roboty, rozumiesz... - wyja�ni� kapitan.
- Rozumiem. S�dz�, �e mo�e...
- John, a gdyby� to ty by� sabota�yst�, gdyby� to ty mia� uszkodzi� statek, od czego by� zacz��?
Patterson wsta�, podszed� do drzwi, zatrzyma� si� i odwr�ci� jak przedtem Jamieson.
- Ale po co? - spyta�. - Po co? Po co?
- Nie mam poj�cia. Mam za to niejasne i nieprzyjemne przeczucie odno�nie miejsca i pory. Co� si� wydarzy. Gdzie� tutaj, w ka�dym razie w pobli�u, szybciej, ni� s�dzimy, a na pewno szybciej, ni� by�my tego chcieli. Jakby �mier� przesz�a mi po krzy�u... - doda� tonem wyja�nienia.
Patterson pos�a� mu d�ugie spojrzenie i cicho zamkn�� za sob� drzwi. Kapitan Bowen uni�s� s�uchawk�, wybra� numer i rzuci�:
- Archie, do mnie.
Ledwie od�o�y� s�uchawk�, gdy odezwa� si� brz�czyk telefonu. Tym razem dzwonili z mostka. Batesman nie brzmia� zbyt rado�nie.
- Burza �nie�na si� ko�czy, panie kapitanie. "Andover" ju� nas dostrzeg�. Pytaj�, dlaczego zgasili�my �wiat�a. Powiedzia�em, �e awaria zasilania. Teraz chc� wiedzie�, dlaczego u licha tak d�ugo j� usuwamy. - Sabota�.
- Przepraszam, panie kapitanie, chyba nie zrozumia�em...
- SA - BO - TA�. S, jak Sabina, A, jak Artur, B, jak Barbara, O, jak... - Chryste Panie! C� to... znaczy?! Dlaczego kto�...?
- Nie wiem dlaczego - odpar� Bowen pow�ci�gliwie. - Przekaza� im to. Jak przyjd� na mostek, opowiem wam wszystko, co wiem, czyli praktycznie tyle, co nic. Za jakie� pi�� minut. Mo�e za dziesi��.
Do saloniku wszed� Archie McKinnon, bosman. Kapitan Bowen, podobnie jak wielu innych kapitan�w, uwa�a� swego bosmana za najwa�niejsz� posta� w�r�d cz�onk�w za�ogi. McKinnon pochodzi� z Szetland�w, mierzy� sze�� st�p dwa cale i by� stosownie do tego zbudowany. Liczy� sobie czterdzie�ci lat, mia� czerstw� cer�, niebieskoszare oczy oraz w�osy koloru s�omy. Dwie ostatnie cechy prawie na pewno odziedziczy� po swoich przodkach - wikingach, kt�rzy op�ywali, a mo�e i zatrzymywali si� na jego rodzinnej wyspie tysi�c lat temu.
- Siadaj, siadaj - ponagli� Bowen. Westchn��. - Archie, mamy na pok�adzie sabota�yst�.
- No prosz�... - Bosman uni�s� tylko brwi i nie zakl�� w odruchu zdziwienia. To mu si� nigdy nie zdarza�o. - I co te� on ju� zd��y� zmalowa�, panie kapitanie?
Bowen opowiedzia� mu wszystko i zapyta�: - Czy rozumiesz co� z tego? Bo ja nie.
-Skoro pan nie rozumie, panie kapitanie, to ja tym bardziej. - Uznanie, jakim kapitan darzy� bosmana, by�o w pe�ni odwzajemnione. - Nie b�dzie zatapia� okr�tu, na kt�rym p�ynie, zw�aszcza kiedy temperatura wody jest poni�ej zera. Nie chce nas te� zatrzyma�. Jest od metra sposob�w, �eby to za�atwi�, je�li si� pog��wkuje. Sk�aniam si� ku temu, �e chcia� tylko wygasi� �wiat�a, bo �wiat�a - w ka�dym razie noc� - informuj�, �e jeste�my statkiem szpitalnym.
- No i niby po co mia�by to robi�, Archie, co? - To, �e kapitan zawsze zwraca� si� do niego per "bosmanie", z wyj�tkiem okazji, kiedy byli sami, stanowi�o nieod��czn� cz�� instynktownego porozumienia, jakie ich ��czy�o.
- Hm... - zaduma� si� bosman. - Jak pan wie, nie pochodz� ani z g�r Szkocji, ani z p�nocy. Tak wi�c nie mog� uwa�a� si� za nawiedzonego ani za jasnowidza. - W jego g�osie pobrzmiewa�y subtelne nutki dezaprobaty wymieszanej z poczuciem wy�szo�ci. Mimo to kapitan powstrzyma� si� od u�miechu. Wiedzia�, i� mieszka�cy Szetland�w nie uwa�aj� si� za Szkot�w i �e pierwsze miejsce w ich sercach zajmuj� rodzinne wyspy. - Jednak jak i pan, panie kapitanie, ja te� mam nosa, je�li idzie o k�opoty, i musz� stwierdzi�, �e nie podoba mi si� to wszystko. Za p� godziny, no, mo�e za czterdzie�ci minut, i tak wszyscy zobacz�, �e jeste�my statkiem szpitalnym. - Urwa� i spojrza� na kapitana z ledwie widocznym zdumieniem, co w jego przypadku �wiadczy�o o niebywa�ym wprost rozemocjonowaniu. - Nie wiem czemu, ale zdaje mi si�, �e kto� dobierze si� nam do sk�ry przed �witem. Albo jeszcze lepiej o �wicie.
- Nie wiem czemu, Archie, ale mam dok�adnie te same odczucia. zarz�d� alarm, dobrze? Niech ch�opcy zajm� stanowiska. Aaa, i szepnij tu i tam, �e po statku kr�ci si� jaki� elektryk-amator.
Bosman u�miechn�� si�.
- �eby nawzajem patrzyli sobie na r�ce? My�l�, panie kapitanie, �e to nie mo�e by� nikt z nas. P�ywamy razem od tak dawna...
- Te� mam tak� nadziej� i te� nie s�dz�... To znaczy, chcia�bym my�le� jak ty, ale ten facet doskonale zna statek. A nasi ch�opcy nie zarabiaj� tu t�giej forsy. Zdziwiiby� si�, Archie, jaki wp�yw na lojalno�� mo�e mie� brz�cz�ca sakiewka.
- Po dwudziestu latach na morzu niewiele ju� mnie zdziwi. A je�li idzie o tych rozbitk�w, kt�rych zdj�li�my z tankowca wczoraj w nocy, to hminm... O �adnym z nich nie powiedzia�bym, �e to "sw�j ch�op".
- No, no, bosmanie, odrobin� chrze�cija�skiej mi�o�ci bli�niego nie zawadzi. To by� grecki tankowiec. Je�li pami�tasz, Grecja zalicza si� do naszych sojusznik�w i nale�a�o si� na nim spodziewa� greckiej za�ogi. Powiedzmy greckiej, liba�skiej, cypryjskiej, czy te� hotentockiej. Trudno oczekiwa�, �eby wszyscy wygl�dali jak twoi rodacy. Ale jako� nie widzia�em, �eby kt�ry� z nich potrz�sa� sakiewk�.
- Nie, za to niekt�rzy - ci, kt�rzy wyszli z tego bez szwanku - mieli ze sob� walizki.
- Aha, a niekt�rzy mieli te� p�aszcze i przynajmniej ze trzech by�o w krawatach. I dlaczeg� by nie? "Argos" walczy� z morzem jeszcze sze�� godzin po tym, jak nadzia� si� na min�. Sze�� godzin to a� nadto czasu, by spakowa� ca�y dobytek, zw�aszcza wtedy - o ile dobrze zauwa�y�em - kiedy jest si� greckim marynarzem. Za�o�enie, �e okaleczony grecki tankowiec na Morzu Barentsa b�dzie wi�z� na pok�adzie faceta z mieszkiem z�ota - do tego jeszcze szkolonego sabota�yst� w jednej osobie - chyba zakrawa na przesad�, Archie, nie uwa�asz?
- Tak, zgoda, to raczej niecodzienna kombinacja. Zaalarmujemy szpital?
- Oczywi�cie. A co tam s�ycha� na dole? - Bosman by� jak zawsze na bie��co i wiedzia�, co dzia�o si� na "San Andreasie" niezale�nie od tego, czy wi�za�o si� to z jego poletkiem, czy nie.
- Doktor Singh i doktor Sinclair w�a�nie sko�czyli operowa�. jeden pacjent z pogruchotan� miednic�, drugi - z rozleg�ymi poparzeniami. Obaj s� teraz na pooperacyjnej. Nale�y s�dzi�, �e si� wyli��. Siedzi przy nich siostra Magnusson.
- S�owo honoru, Archie! Jeste� nadzwyczaj dobrze poinformowany.
- Siostra Magnusson jest z Szetland�w - stwierdzi� bosman, jakby to t�umaczy�o wszystko. - Siedmiu pacjent�w le�y na oddziale "A"; jeszcze nie mo�na ich przenie��. Najgorzej jest z pierwszym oficerem "Argosa", ale Janet m�wi, �e jego �yciu nic nie zagra�a.
- Janet?
- Siostra Magnusson. - Archie McKinnon nie nale�a� do ludzi, kt�rych �atwo jest zbi� z tropu. - Dziesi�ciu wraca do si� na oddziale "B". Reszta rozbitk�w dosta�a przydzia� do koi na bakburcie.
- Zaraz tam zejd�. Ty id� i postaw za�og� na nogi. A jak si� ju� z tym uporasz, zajrzyj do izby chorych i sprowad� paru swoich ch�opc�w. - Do izby chorych? - Bosman zerkn�� na sufit saloniku. - Lepiej , �eby oddzia�owa Morrison tego nie s�ysza�a, panie kapitanie. Bowen u�miechn�� si�.
- Ha! Straszna siostra prze�o�ona! No dobra, zatem do szpitala. Mamy przecie� tam dwudziestu chorych. A przecie� s� jeszcze siostry oddzia�owe, piel�gniarki, sanitariusze, kt�rzy...
- I lekarze.
- I lekarze, kt�rzy nigdy w �yciu nie s�yszeli wystrza�u. Trzeba ich mie� na oku, Archie.
- Pan chyba nie spodziewa si� najgorszego, panie kapitanie?
- Nie spodziewam si� niczego dobrego - odpar� ponuro Bowen.
Izby szpitalne na "San Andreasie" zajmowa�y imponuj�co du�o miejsca i przestrzeni: wi�cej ni� po�ow� dolnego pok�adu. Imponuj�co du�o, lecz nie zdumiewaj�co, bo w ko�cu "San Andreas" by� przede wszystkim szpitalem, a dopiero p�niej statkiem. Usuni�cie wodoszczelnych grodzi nie tylko nada�o mu optycznie wi�kszej przestronno�ci, ale naprawd� zwi�kszy�o powierzchni� u�ytkow� izb medycznych. W sk�ad pomieszcze� szpitalnych wchodzi�y: dwa oddzia�y, sala operacyjna i pooperacyjna, magazyn medyczny, izba chorych, ambulatorium, kuchnia - zupe�nie odr�bna i niezale�na od kuchni marynarskiej - kajuty personelu pomocniczego, dwie jadalnie - jedna dla personelu, druga dla rekonwalescent�w - oraz niewielki salonik. Do tego w�a�nie pomieszczenia skierowa� swe kroki kapitan Bowen.
Znalaz� tam trzy osoby racz�ce si� herbatk�: doktor�w Singha i Sinclaira oraz pann� Morrison, siostr� prze�o�on�. Doktor Singh, z pakista�skich rodzic�w, by� sympatycznym m�czyzn� w �rednim wieku z pincener na nosie; nale�a� do tych bardzo nielicznych os�b, kt�re wygl�da�y tak, jakby si� w takich okularach urodzi�y. By� to �wietnie kwalifikowany chirurg - nie lubi�, gdy kto� zwracaj�c si� do niego zapomnia� doda� "doktorze". Jego p�owow�osy r�wnie sympatyczny kolega, doktor Sinclair, mia� dwadzie�cia sze�� lat i rzuci� klinik� na drugim roku sta�u na internie, �eby na ochotnika zaci�gn�� si� do floty handlowej. Za to siostrze Morrison nikt nie m�g�by nigdy zarzuci�, �e jest sympatyczna. Najpewniej w tym samym wieku co doktor Sinclair, o rudych w�osach, du�ych br�zowych oczach i pe�nych ustach - usta zupe�nie nie wsp�gra�y z twarz� wiecznie �ci�gni�t� surowym grymasem - siostra Morrison od czasu do czasu nosi�a okulary w stalowej oprawce. Poza tym otacza�a j� ledwie dostrzegalna, jednak niew�tpliwa, aura arystokratycznej wy�szo�ci. Kapitan Bowen zastanawia� si�, jak te� siostra Morrison wygl�da, kiedy si� u�miecha, i czy w og�le si� u�miecha.
Kr�tko wyja�ni�, z czym przychodzi. Zareagowal