13340

Szczegóły
Tytuł 13340
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13340 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13340 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13340 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TYTUS KARPOWICZ LATO. PO INDIA�SKU POWIE�� DLA M�ODZIE�Y WYDAWNICTWO LUBELSKIE Ok�adka i ilustracje ZOFIA KOPEL-SZU�C Redaktor ZOFIA W�JCIKOWSKA i.BJSKA BIBLIOTEKA PUBI.lt'NA 1 i* 3abrru ( _ ZN. KLAS. WYDAWNICTWO LUBELSKIE � LUBLIN 1972 Wydanie XI. Nak�ad 30 000 + 261 egz. Ark. wyd. 10. Ark. druk. 13. Papier druk. sat. kl. V, 65 g, 32X104 cm, z Fabryki Papieru w Myszkowie. Oddano do sk�adania 7 I 1972 r. Druk uko�czono w lipcu 1972. Cena z� 15.� Druk: Rzeszowskie Zak�ady Graficzne, Rzesz�w, ul. Marchlewskiiego 19. Zam. nr 39/72. s-5-47. W ho�dzie Rodzicom Pami�ci s�onecznego Brunka-Daniela, kt�rego ma�e stopy zaledwie dotkn�y tej pi�knej ziemi, a ju� j� musia�y na zawsze opu�ci�. Ize�ce � jego siostrze. Serdecznie wspominaj�c mego pierwszego Wydawc�, Stanis�awa Arcta. Z pozdrowieniem harcerzom, zw�aszcza ch�opcom, kt�rzy nigdy nie byli w puszczy. ROZDZIA� I �OWCY UROK�W Ciawiazdy migota�y nad mrocznymi lasami, kt�re tylko �wiadomo�� odnajdywa�a na prawo, na lewo, na przodzie: taka panowa�a ciemno��. Woda by�a g�sta jak oliwa. Powietrze wype�nia�a wo� dojrza�ych ��k. Pierwszy w tym roku �wierszcz nieustannie stroi� swe prostackie skrzypeczki. Czasem jak basetla zahucza� b�k lub niby ostrzenie kosy odezwa� si� derkacz. Pod wiszarem nadwodnych g�stwin, we mgle � ciep�ej jak para w wiejskiej �a�ni � sun�a siwa ��d�. Na rufie siedzia� stary le�nik Karpiowskiej Puszczy, Jan z Wilczych Dolin, i �opaciastym wios�em pogania� cz�no: dok�adniej m�wi�c � sterowa�, bo pr�d rzeki, chocia� powolny, sam unosi� ��dk� w d�. Mi�dzy �awk� biegn�c� w poprzek cz�na na �rodku a dziobem warowa� przykucni�ty jak do skoku Brunek Kondratowicz. Niby wy�lak: z nosem do przodu, z oczyma i uszami gotowymi do biegu na prze�aj, na wszystkie strony � nawet do gwiazd i do ch�odnego serca rzeki! Dr��cy, wzruszony, wdzi�czny le�nikowi za cudown� w��cz�g� podczas tajemniczej letniej nocy; pe�en zazdro�ci, �e Jan tak bajecznie wios�uje; odurzony woni� bij�c� zewsz�d: z wody, le�nych g�szczy i z ob�askawionych zatok ��kowych; kipi�c pasj� zdobycia tajemnic, kt�rych tyle by�o doko�a, czu� �ywio�ow� rado��, rwa� si� do szperania w�r�d bujnych nadbrze�nych g�stwin, do czo�gania si� cho�by po rosie, s�owem � do Szlaku Przygody! M�odego wilka, gdy siedzi przed gniazdem i oczekuje rodzic�w zdobywaj�cych �er, tak samo porywa do kniei m�odociane serce: on tak samo t�skni i �modli si�" (jak �artowa� le�nik Jan) do Wolnych Przestrzeni jeszcze s�abym szczekiem i nie zmodulowanym szczeni�cym wyciem. Brunek obok poci�gu do puszczy doznawa� l�ku przed jej wielk�, wsz�dzie wyczuwaln� lecz jakby przyczajon� pot�g�. Las odwiedza� ju� dwukrotnie, by�a to jednak znajomo�� powierzchowna, podobna do tych, jakie zawiera w�drowny ptak z lotu na du�ej wysoko�ci. Teraz by�o co innego. Wymkn�� si� z okna le�nictwa w alej� ogrodu. Zapach ja�min�w. Ciemna ziele� drzew owocowych. Zagadkowy poblask nocy. Precz z mi�kkim ��kiem! Ciocia zawsze taka �dziwna": tylko by si� ba�a i obawia�a o to przezi�bienie. Pogna� po rosie w poprzek sadu. Ub�agany w przeddzie� le�nik Jan przyrzek� podp�yn�� cz�nem pod skraj parku, wzi�� ch�opca do �odzi i pokaza� mu wiele z tych zjawisk, jakie ods�ania przed sercem cz�owieka tylko noc lata. Obietnicy dotrzyma�. Brunek, baczny na wszystko, pomy�la�: � Lepiej jednak, �eby si� ciocia nie dowiedzia�a. Ale � nie traci� rezonu � w g�r� uszy! Zawabi�a krzy��wka. � Ju� kaczki dorastaj� � szepn�� le�nik Jan. � Pr�dko my�liwe zaczn� polowa�... S�owa zaszele�ci�y jak pokusa: Brunkowi zapali�y si� oczy. Jak ka�dy dzielny ch�opiec rwa� si� do scyzoryka, ��dki i strzelby. 8 � Och, �eby �ta" ciotka pozwoli�a mi wreszcie zapolowa� z dubeltk�! � westchn�� dramatycznie. Le�nik mia� oryginaln�, star�, �barzdo" star� strzelb�. Ale ch�opak nie �mia� prosi�. Nie mia� odwagi nawet o niej wspomnie�! Ju� i tak zawdzi�cza� tyle serdecznemu starcowi. � Kiedy indziej, kiedy indziej... � powtarza� rozgor�czkowanemu sercu dla otuchy. Trzciny szemra�y o burt�: � Ciiicho... ciiicho. Brunek szepn�� im z rozpacz�: � Kiedy indziej! Z mgie� wyszed� majak lasu. Czarne, tajemnicze korony, istna fantazja! Las by� podobny do wizji g�r, spi�trzonych pod niebem. Dwom w�drowcom udzieli� si� nastr�j chwili. Jeden by� stary, prze�y� du�o, wszystko to, co las mo�e ukaza� przez kilkadziesi�t lat cz�owiekowi, drugi � zapalna dusza ch�opca, otwarta na ka�d� rado�� i przygod�. B�k hukn�� z rozlewu, czajka zakiwika�a, gdy sp�oszona przez lisa musia�a poderwa� do lotu bia�o podbite skrzyd�a. � Niechaj Brunek teraz nie kr�ci si�! � ostrzeg� le�nik Jan w momencie, gdy ��d� zbli�a�a si� do nadrzecznych olch. � Tu mo�na spotka� �jedne zwierzy"... � dorzuci� zagadkowo. Brunek zapanowa� nad sob�. Przykucn�� jeszcze g��biej na dnie cz�na. Jak ry�! Zaczai� si� na � tajemnic�... � Och, �eby w�a�nie by�y te �jedne zwierzy"! � westchn��. Pr�t �oziny smagn�� go przez twarz jak bicz. Upomnia�: � Nie zapalaj si�, zachowaj zimn� krew. �wierszcz urwa� cykanie. Pot�na miedziana twarz ksi�yca unios�a si� jak t�usty Apacz nad puszcza�skie uroczyska. O�y�y blaski i cienie. Kszta�ty zwyra�nia�y. 9 Brunek ub�stwia� ksi�yc. � Ale� l�ni � cieszy� si� � jak roz�arzona blacha. Wyraz �blacha" przypomnia� ch�opcu pewien epizod. By�o to w jego rodzinnym mie�cie, rozkwit�ym na rzadkiej pi�kno�ci falistych terenach. W parku, zwanym Bernardynk�. Ros�y tam drzewa kasztanowe. Kt�rego� ranka, na jesieni, Brunek wyprawi� si� z kolegami do Bernardynki na kasztany. Zbijano je dnem starego wiadra, w�a�nie �blach�" o z�batych jak pi�a, ostrych brzegach. Brunek do�� celnie �bumerangowa!" kasztany. W pewnym momencie blacha po jego rzucie tak niefortunnie spad�a z ga��zi, �e �r�bn�a" w g�ow� Stacha, koleg� z kt�rej� tam ulicy. Ch�opak skrwawi� si�. Brunek z kolegami �zwia�". Tym szybciej, �e �ta ofiara" mieszka�a niedaleko parku i by�a synem bardzo sierdzistego, �umiotlonego" dozorcy, a do tego � wielbiciela alkoholu. Brunek Kondratowicz w�wczas nie zna� jeszcze ludzkiej solidarno�ci; uprawia� bezmy�ln� ch�opi�c� walk� na ka�dym kroku i o wszystko. Nie zna� braterstwa ludzi i nie zastanawia� si� nad odpowiedzialno�ci� za w�asne czyny. Grunt to umkn�� przed kar�! � oto by�a zasada jego tamtych dni. Teraz w przeb�ysku my�li wzruszonej pi�knem przyrody ch�opak nagle odczu� �al. ...Co si� sta�o ze Stachem? Czy bardzo ucierpia� z powodu rany, czy mo�e umar� w z�ych i niehigienicznych warunkach? A przecie� i on m�g�by tu by� i tyle widzie�! Sumienie wyrzuca�o: post�pi�e� nie po ludzku, nie po harcersku, bo prawdziwy harcerz to taka istota, kt�ra kocha ludzi i �pieszy im z pomoc�. Dotar�y do Brunka �ywsze odg�osy puszczy: ca�y ich ch�r. 10 Ch�opak wyt�y� zmys�y. Wy�apa� kilka naraz zjawisk: brz�czenie komar�w, plusk ryby, skrzyd�o sowy, przesuwaj�ce si� cicho, mi�kko jak d�o� matki, st�umiony furkot �my, obijaj�cej si� od czasu do czasu 0 jego zimny, naelektryzowany policzek... Otoczy�a ch�opca le�na noc. Kto nie by� w puszczy noc� (a taki jest nieszcz�sny!), nie zrozumie sensu tych s��w: puszcza w nocy to ku�nia wra�e�, jakich nie da nic. Jakby kto� szepn�� nagle w samo ucho ma�ego �owcy: � Patrz, patrz w lewo! Spojrza�. Omal nie krzykn��: � Duch sarny! Zadr�a�. Podobnie � jak kipi wrz�tek w kotle z hermetyczn� przykrywk�. Le�nik Jan nieznacznym ruchem nakaza� bezruch 1 milczenie. On � w�adca lasu, stra�nik misteri�w przyrody nieznanych zasiedzia�ym mieszczuchom. Jak�e� m�g� go nie pos�ucha�? Nie wiedzia�, �e stary �owca ju� dawno go obserwowa�. Dawno szuka� na jego twarzy zmian. Do�wiadczenie bowiem m�wi�o mu, �e sarny nad zatok� b�d� na pewno; pragn�� jednak, by ch�opak sam dostrzeg� ten objaw le�nego �ycia. W momencie wi�c gdy Brunek ujrza� sarn�, iskra rado�ci o�ywi�a twarz le�nego wygi. U�miechn�� si�. � Cicho, Brunek, cicho � cugli� wybuchowo�� m�odego tropiciela. Ch�opak przybra� wyraz twarzy m�ski, opanowany. Le�nik cichutko przytrzyma� ��d�, chwytaj�c d�oni� za grupk� trzcin. Na brzegu rzeki r�s� wa�ek leszczyny, tylko gdzieniegdzie pozwalaj�cy spogl�da� przez luki w ��k�. Poszukiwacze nastroj�w znale�li jedno z takich okienek i w�widrowali si� w nie oczyma. Brunek mia� racj�, szepcz�c: �Duch sarny". 11 Zwierz� by�o rzeczywi�cie niecodzienne: niebieskie, siwosrebrzyste � oblewa�a je po�wiata wznosz�cego si� ksi�yca a k�pa�a mg�a; koza.by�a podobna raczej do sennej zjawy ni� do sarny w atlasie. Lelek zapauka� * � nisko, w przelocie z lasu do lasu. Sarna nawet pyska nie oderwa�a od smakowitej trawy, tylko zastrzyg�a �y�kami; ** d�wi�k by� dla niej �swojski", �domowy", nie m�wi� nic o zbli�aniu si� wroga. Pas�a si� wi�c spokojnie dalej. �owcy wra�e� korzystaj�c z tego ch�on�li oczyma le�ne zagadki. Branek by� wp�przytomny ze szcz�cia, wi�c jego my�l � rzecz jasna � nie mog�a �zimno" i �trze�wo" roztrz�sa� dookolnych zjawisk; za to serce ch�opaka by�o pe�ne po brzegi. Jan z Wilczych Dolin natomiast ju� tysi�ce razy �ledzi� �ycie puszcza�skie. Obrazek z sarn� by� mu dobrze znany. Le�ne doznania przecie� sk�ada�y si� na jego codzienne �ycie: wr�s� w to, by�y jego chlebem powszednim. Kt� zna� lepiej od niego chocia�by szumy wiatr�w? Ba! Jan, zamkn�wszy oczy, umia� rozpozna�, jakie drzewo szemrze w danej chwili... Zna� d�wi�ki le�ne: wo�ania, �piewy, �miechy, okrzyki b�lu, mi�o�ci, walki � zlane w jeden rozhowor puszcza�skiego bytu. Zna� tropy istot �ywych, co krok krzy�uj�ce si� w lesie. Karpiowska Puszcza by�a jego kr�lestwem, kawa�kiem teren�w na kuli ziemskiej jego pieczy por uczonym i najlepiej znanym. Tam stawia� Jan swoje pierwsze kroki i tam zapewne mia� zako�czy� ostatni sw�j dzie�. Jak ka�dy motyl, kt�rego po�kn�� ptak czy zatopi� w bru�dzie mi�dzy grz�dami deszcz, jak ka�dy � Lelek, ptak nocny � wabi: �Pau-pau"; st�d *� Uszy zwierz�t p�owych, to jest: sarn i jeleni. � pauka�. 12 ptak � s�owik, drozd, dzi�cio�, kt�rego porwa�a kuna lub sprytny �bik, jak ka�dy �o�, borsuk czy odyniec, zwalony .kul� my�liwca albo splotem le�nych zdarze�. Dlatego � si�� rzeczy � nie przejmowa� si� le�nymi nastrojami tak �ywio�owo, jak wra�liwa dusza mieszczucha, pozbawionego dot�d spotka� z natur�. Jednak�e by� stale czujny. Prawo lasu bowiem uczy�o: �Nie lekcewa� w puszczy niczego, gdy� tutaj wszystko jest wa�ne". Na tej zasadzie opiera�o si� ca�e �ycie puszcza�skie i ca�e do�wiadczenie starego tropiciela. Brunek tak si� zapami�ta� w patrzeniu, �e niepomny na nic wychyli� si� za burt� i moczy� w wodzie r�kawy sportowej bluzy. W pewjiej chwili ��d� mocno si� przekrzywi�a: o ma�y w�os, a ch�opak znalaz�by si� w wodzie. Ale jego instynktowny odruch i czujno�� bystrego pomimo swych s�dziwych lat Jana, kt�ry przegi�� si� korpusem w tragicznej chwili � ocali�y Brunka, a by� mo�e i le�nika, przed zimn� k�piel�. Ch�opak pomy�la� ze swad�: � No i c�? Woda ciep�a... � Iz rodzajem trwogi, po��czonej z uwielbieniem: � Ale on mia�by wpa�� do rzeki?! � obrzuci� Jana z Wilczych Dolin okiem troskliwszym, ni� matka swoje niemowl�. Sarna wci�� �erowa�a. Doko�a by�y: cisza, �wiat�o ksi�yca i pierwotne nastroje, kt�re �ciska�y za, krta�. � Dlaczego tak kocham swobod�? � zrodzi�o si� w Brunku pytanie. Komary zacz�y bzyka� nad g�owami. � G�odne, ale fig� im dam, nie krwi! � oburzy� si� ch�opak. � Niechaj Brunek przygl�da si� dobrze, na zapas � zach�ci� �artobliwym szeptem le�nik. 13 Oczy ch�opaka b�ysn�y wdzi�czno�ci�. Brunek uczu�, �e tego cz�owieka nic nie wydrze z jego serca. Nigdy. Zapach wielu ro�lin uderzy� w nozdrza. Wszed� w krew jako od�ywczy sk�adnik organizmu. Ksi�yc wspi�� si� nieco wy�ej nad zaduman� g�ow� olchy. W �owcach urok�w wezbra�a nag�a rado��! Co�, czemu ciasno si� zrobi�o w piersi, co chcia�o strzeli� w przestrze� krzykiem, klasn�� w r�ce, zatupa� nogami o dno cz�na, jak to zwykli robi� Murzyni na swoich rodzinnych rzekach. � Trzymaj si�, ch�opcze � szepn�� Jan z Wilczych Dolin, doskonale czytaj�c w m�odym sercu. I po chwili: � Chyba ju� pojedziem dalej. � Y... � j�kn�� z �alem Brunek. � Nocka kr�tka � motywowa� Jan � bardzo kr�-cinka. A jeszcze tyle musim zobaczy�, no i do le�nictwa wr�ci�, �eby Brunek troch� pospa�. Ch�opak a� wzdrygn�� si� na my�l o powrocie. � Tak dobrze tutaj � stwierdzi� po raz ju� chyba setny. � Spanie to g�upstwo � dorzuci�. � Pojedzim! � zdecydowa� Jan � bo... jakby my natkn�li si� na pani� le�niczow�, to by�oby z nami �barzdo" �le... Oj, �barzdo" �le! � humorystycznie pogrozi� Brunkowi. Na wspomnienie ciotki po sk�rze ch�opca przebieg� lekki dreszcz. Wprawdzie nie wyrz�dzi�a mu nigdy �adnej krzywdy, ale by�a zawsze tak �dziwnie" surowa, cz�sto zadumana i despotyczna. Brunek nie rozumia� jej. � � To jed�my � ust�pi� z rozpacz�. Kiedy ��d� zacz�a sp�ywa� ni�ej, w oczeret, wzrok jego, przykuty do krajobrazu sarniej sielanki, wyci�ga� si� w coraz d�u�sze, bole�niejsze spojrzenie. Jakby kto� wy�rubowywa� w niesko�czono�� nerw z z�ba. 14 Wreszcie m�odo�� ockn�a si�, odskoczy�a od minionego, a zmys�y zacz�y wy�awia� z otoczenia coraz to nowe zjawiska... �wiat przyrody wabi�. Pozornie trwa�y: milczenie i bezruch; jednak ca�y las kipia� tysi�cem spraw. �ycie puszczy bowiein jest czytelne dla tych, kt�rzy albo nie odbiegli ode� daleko, albo przysposabiaj� si� do jego poznania. Pierwszego rodzaju istot� by� le�nik Jan, drugiego � Brunek Kondratowicz. Obaj dobrze rozumieli mow� nocy letniej. ROZDZIA� II PUSZCZA WITA S�O�CE Ju� od tygodnia Brunek by� �kumem" le�nej rodziny wiewi�rczej. �Kochany" Jan dotrzyma� s�owa. Powierzy� jedn� z tajemnic z bogatej skarbnicy swych prze�y� m�odemu sercu, kt�re pokocha�o las: wspania�� ziemi� o niesko�czonej ilo�ci barw, tyle ruch�w dzikich stworze�, si�� ukryt� w ro�linach stoj�cych prosto, pn�cych si� i pe�zaj�cych u st�p zachwyconego tropiciela. Stary mi�o�nik puszczy �wietnie wyczuwa�, �e jego u�wiadamianie nie idzie na marne; Brunek coraz silniej lgn�� do serca kniei! I teraz, gdy szed� przez las w pachn�cy poranek lata, �piewa�by na g�os, gdyby nie wi���ce go specjalne ostrze�enie le�nika: �Nie zak��caj ludzkim d�wi�kiem le�nej harmonii, puszcza zwyk�a przemawia� innymi j�zykami!" Uczy� si� podziwia� pi�kno natury w milczeniu. Kwiaty wabi�y jego oczy. Szmer li�ci przyci�ga� s�uch. �wie�o�� i czysto�� atmosfery sprawia�y przyjemno�� p�ucom. Ch�opak doszukiwa� si� zagadek pod ka�dym wykrotem, w zag��bieniach ziemi, w zagi�ciach kory, pod ka�dym li�ciem... � Czer! czer! � zawabi�a s�jka. Zerwa�a si� z ja-godnik�w, przysiad�a na sosence. Zapach le�nej, orze�wiaj�cej wilgoci poci�gn�� od g�stwiny, z serca kniei. & Z uroczyska Wilki podnios�a si� ogromna kula s�oneczna. Zmieni�a puszcz� w morze z�otawego �wiat�a. Przesta�y �piewa� drozdy. Czubate s�jki cicho przeskakiwa�y z sosenki na sosenk�, zaprzesta�y szuka� t�ustych poczwarek. Dzi�cio� stukn�� w pie� drzewa i umilk�. Kilkakrotnie zagrucha�y w �wierkach le�ne go��bie-grzywacze. Nasta�a cisza. Jedynie leciutki wietrzyk szemra� w�r�d paproci i rozp�dza� mg�y, nasycaj�ce powietrze. Srebrnomlecz-ne nitki paj�czyn chwia�y si� pod jego podmuchem i � odrywaj�c si� od ma�ych choinek � lecia�y prosto w z�oty blask nad lasem. Puszcza wita�a s�o�ce. Nasta�a chwila ciszy � jakby kto celebrowa� w przyrodzie to s�oneczne przebudzenie. Potem w�r�d olszniak�w, brze�niak�w, d�browy, bork�w sosnowych, bugaj�w lipowych, kalinowych i leszczynowych � zacz�� szele�ci�, gwarzy�, p�aka� ze szcz�cia i krztusi� si� z rado�ci poranny pacierz wiatru... Drozdy, le�ne grajki, za�wista�y w swoje kr�tkie flety. Drozdy s� skromne, szarordzawe, ale �piewu ich s�ucha z przyjemno�ci� wiele stworze�. Czubate s�jki odezwa�y si� z sosnowych zagaj�w; g�osy mia�y jak ochrypni�te. Na �wierkach zagrucha�y turkawki, mniejsze od grzywaczy go��bie le�ne. � Czyk! czyk! � dzi�cio� rozpocz�� po przerwie prac�. Ptasi drobiazg ju� uwija� si� w�r�d konar�w, krzew�w i jagodzisk. Poci�gn�� skrajem d�browy silniejszy powiew wiatru. D�by zaszumia�y: � Chwa�a wszech�wiatu! 16 2 � Lato po india�sku 17 �wierki, k�oni�c ga��zie ku ziemi, klony i olchy: � Cze�� s�o�cu za jego ciep�o! Brzozy rozwia�y welony z witek i � l�ni�ce, jakby w strugach deszczu czy radosnych �ez � za�piewa�y: � B�d� pochwalone s�o�ce! Ty w�adasz �yciem �wiata. Dr��ce osiki, i te: � O s�o�ce, ulecz nas z febry. Daj nam spok�j, jaki maj� inne drzewa... Przytulone do �ci�ki subtelne konwalie prosi�y bardzo pokornie: � Czuwaj i nad nasz� male�k� form�. Mi�kkie lilie wodne, �bieluszki" spoczywaj�ce na zielonych li�ciach, jak puchate piskl�ta w gniazdach, powtarza�y zapewne to samo co subtelne konwalie. S�o�ce wznosi�o si� triumfalnie w g�r�. Po�piesza�o w�r�d mgie�, w ptasz�cym gwarze, w wezbranej fali porannych hymn�w wszystkich stworze�. Wierzcho�ki drzew pozosta�y w dole. Jak wyci�gni�te r�ce. Z�oty ptak ulata� rozjarzony, �e patrze� na� nie by�o mo�na � wznosi� si� w g�r�, wci�� wy�ej... Sercem Brunka targn�� wtedy �al! Gdy s�o�ce wisia�o tu� nad lasami, zdawa�o si� by� bliskie ziemi. Ale, gdy zacz�o wznosi� si� w niebo � ch�opiec chcia� krzykn��: � Zosta�! Puszcza k�pa�a si� w rosie i blasku. Na ga��ziach osiada�a mg�a. Ptaki zbija�y dzwonne krople z li�ci i szpilek. Krzewy b�otnej bor�wki, zwanej �pijanic�", mia�y odcie� matowoniebieski. G�adkie, wilgotne listki zwyk�ej bor�wki i czernicy l�ni�y jak ma�e, srebrne p�miseczki. Brunek zapomnia� o sobie. Tak ca�kowicie, jak dot�d nigdy w �yciu. I nic dziwnego. On � jako jedno z tych istnie�, wyst�puj�cych w dookolnej przyrodzie � zagubi� si� w harmonii wszech�ycia nieomal kompletnie. Uton��, jak tonie w morzu swarliwy potoczek g�rski. Przy tym � rzecz szczeg�lna � doznawa�, �e w takim stanie tkwi nies�ychana rado��, p�yn�ca z odczucia wielkiej ��czno�ci mi�dzy poszczeg�lnymi ga��ziami �ycia, mi�dzy nim a wszystkim. Gdy szed� teraz przez rozja�niony s�o�cem las, pe�ny �piewu ptak�w i porysowany wektorami ich ruch�w, wezbra�o w nim rozmi�owane w przestrzeni i tajemnicy ch�opi�ctwo. Dotyka� kory drzew. Muska� trawy, kwiaty, krzewy. Spija� ros� z l�ni�cych jak blaszane j�zyczki li�ci jagodnik�w. Zaczaja� si� z u�miechem na kwiczo�y, s�jki, motyle. By� pijany ch�rem �ycia! Promienie s�o�ca wkrada�y si� w najciemniejsze czelu�cie lasu. Jedna ich wi�zka strzeli�a w �rodek paj�czyny uczepionej odnogami za m�ode sosenki; zacz�a wyczarowywa� w siatkach nici, operlonych kroplami rosy, wachlarze mieni�cych si� kolor�w. Inny oszczep promyk�w, przedar�szy si� przez ciemni� �wierkow�, zajrza� do dziupli w starej, spr�chnia�ej so�nie i obudzi� kilka m�odych, rudych wiewi�rcz�t, kt�re j�y mru�y� przed jego blaskiem ciemne �lepki. � Tcu, tcu! Tcu-tcu-tcu! � zacmoka�a nadlatuj�ca w p�ynnych �ukach matka. Brunek zamar� w bezruchu. Przy warowa� przy ziemi jak psiak, by nie sp�oszy� jednego ze swoich ulubie�c�w, powierzonych jego opiece przez Jana z Wilczych Dolin. � Tcu � tcu! Posypa�a si� w d� ruda sosnowa �uska. Zwierz�tko okr��y�o spiral� pie� drzewa � raz i drugi. Smyrg-n�o z ga��zi na ga���, a� si� zako�ysa�y p�czki igliwia, sk��bionego w pi�kne, stalowosine pompony. Oczy Brunka u�miecha�y si� do ma�ego przyjaciela. Podziwia� jego gibko��, zwinno�� ruch�w, d�ugi w�os na ko�cach uszu, ogon: to stercz�cy do g�ry jak �a- 18 19 gielek, to wyci�gni�ty niczym lisia kita w biegu, to z fantazj� ogarniaj�cy znieruchomia�e na chwil� zwierz�tko, jak suty ko�nierz szyj�. � Tcu ��- tcu! � Tcu � tcu... � zawabi�a wiewi�rka ju� przy samej dziupli. Brunek zacz�� si� skrada� za rudym tancerzem. Obserwuj�c ruchliw� akrobatk�, my�la� o �ladach krwi i kosmyku rudego w�osia, znalezionych przez le�nika na pniu starej sosny. By�o to kilka dni temu. Jan nie m�g� w�wczas dociec, sk�d si� wzi�a na drzewie krew. Snu� r�ne przypuszczenia, ale z �adnym z nich na razie nie zwierzy� si� ch�opcu. Zastanowi� wtedy �owc� niepok�j, z jakim stara wiewi�rka przyj�a jego zbli�anie si� do dziupli. Postanowi� doj�� sedna rzeczy. Ale nie gor�czkowa� si�, wiedz�c, �e cierpliwo�ci� mo�na osi�gn�� najlepsze rezultaty. By�a to zasada, jakiej le�nik ho�dowa� od wczesnych dni. Brunek nie pojmowa� takiego podej�cia do spraw �ycia. Jego zdaniem, nigdy nie by�o czasu na wyczekiwanie! Wi�c i teraz nale�a�o dzia�a� jak najszybciej, nim nie znikn� �lady �zbrodni"! Tote� nie omieszka� czyha� w puszczy przez kilka najbli�szych dni � szczeg�lnie w okolicy, po�o�onej u skraju p�l i las�w, kt�r�dy wiod�a dr�ka do wsi Bo-rejszuny. Krew � to zapewne k�usownik � wykon-cypowa� sobie i odwa�nie zasadza� si� w lesie o r�nej porze; co prawda, tylko z fink� za pasem, ale za to z min� strrrrasznie straszn�! Niekiedy, w trakcie takich czat w smutnym staro-drzewiu, w mroku wieczornym � budzi� si� w sercu ch�opca l�k. Co� szele�ci�o w podszyciu, tli�y si� jakie� szmery, wiecz�r szepta� krokami istot o tej porze wychodz�cych na �er lub do wodopoju. Ale nie tylko to. Naj- 20 Ii* mocniej niepokoi�a ch�opca domniemana obecno�� z�ego cz�owieka; tej Brunek obawia� si� najbardziej. Rzecz dziwna: las mniej go trwo�y� teraz ni� kiedy�, gdy go nie zna�; dzi� spotykana nierzadko pod�o�� �cywilizowanego" cz�owieka wydawa�a mu si� stokro� gro�niejsza ni� �dzika" obecno�� puszcza�ska. Pomimo cz�stych wypraw do lasu Brunek nie wpad� dot�d na �aden �lad. Wczoraj, co prawda, uda�o si� le�nikowi ustali�, �e jedno z rodzic�w wiewi�rcz�t nie powraca na noc do dziupli. Ale przypuszczenie, �e w�a�cicielk� owej krwi i k�aczka w�osia by�a zaginiona wiewi�rka, jiiewiele pchn�o naprz�d spraw� odszukania z�oczy�cy. Zasz�a natomiast rzecz wa�niejsza. W okolicy ��czki, nad ma�ym bagnem w g�szczu pijanie, przypadkiem natkn�� si� Brunek na �lad ludzkiej stopy! Trop tkwi� wyra�nie, jakby umy�lnie wyd�ubany w czarnym, tor-fiastym gruncie, kt�ry pij�c wilgo� z s�siedniej ka�u�y, wcale si� nie rozsech� i dlatego nie zdeformowa� kszta�tu stopy. Dwie okoliczno�ci przy tym zas�ugiwa�y na szczeg�ln� uwag�: stopa by�a obuta i nale�a�a albo do ma�ego cz�owieka, albo do... ch�opca o podobnych wymiarach jak sam tropiciel, Brunek Kon-dratowicz. Pierwsz� rzecz� by�o wyci�� najprz�d z kory, a potem z przyniesionego natychmiast kawa�ka tektury zel�wk� o identycznej z odciskiem w b�ocie wielko�ci. Jeden jej egzemplarz ch�opak ukry� w swoim kuferku r�wnie skrz�tnie, jak uczeni wzorzec metra w Mi�dzynarodowym Biurze Miar i Wag pod Pary�em, drugi � stale nosi� przy sobie. Przypuszczenie, �e �zbrodniarzem" by�a istota niewielka, mo�e nawet w jego wieku, przynios�o ch�opcu du�� ulg� i r�wnocze�nie dziwnego rodzaju przyjemno��, �e b�dzie mia� do czynienia z r�wnym sobie. 21 Zmala� l�k, a wzmog�a si� zawzi�to��, by dopi�� celu; sta�o si� to tematem my�li ka�dego dnia ch�opca. Z tym pragnieniem budzi� si� co ranek, o to pyta� listownie nic nie wiedz�cych rodzic�w, Bogu ducha winnych krewnych, ciotk� i szkolnych koleg�w. Ze s�owami o tym k�ad� si� na spoczynek, aby jak najpr�dzej wsta� do dalszej walki o Tajemnic�! Rozumowa� tak: kto� osieroci� rodzin� wiewi�rcz�, porwa� lub zabi� jedno z rodzic�w. On, jako harcerz, jako kandydat na prawdziwego cz�owieka, pom�ci sieroty, wyja�ni zbrodni� i ukarze przest�pc�. A�eby to by�o bardziej zobowi�zuj�ce, z�o�y� solenn� obietnic�, �e sprawc� wykryje za wszelk� cen�! �wiadkiem �lubowania by� las. Wielka, majestatyczna puszcza z domem wiewi�rczym. Teraz ju� nie by�o odwrotu! Po tej decyzji Brunek odczu� w sobie skrzepienie si�, wiar� w powodzenie, p�d do walki. Kiedy czatowa� teraz pod pniem, by stwierdzi�, czy nie zjawi si� druga stara wiewi�rka � przypomina� sobie ca�y dotychczasowy przebieg �gonu za zwierzem", jak � na�laduj�c le�nika Jana �� nazywa� tropienie z�oczy�cy. S�o�ce sta�o ju� wysoko na niebie. Brz�cza�y muchy. Kruki przylecia�y nad bagienko, by ugasi� pragnienie. Cietrzew za�opota� nad so�ni�cem. Kilka s�jek p�kuli-stymi fruni�ciami przemkn�o w�r�d m�odych klon�w. Czer! czer! � zakrzycza�y. Usiad�szy w ga��ziach, wabi�y sennie, cichutko: Pu-tum, pu-tum... Wiewi�rka pocmoka�a przy otworze dziupli, zajrza�a do wn�trza, zeskoczy�a o kilka konar�w ni�ej, spadla na choin�, z choiny na d�b, potem w trzech susach przemierzy�a ��czk� i znikn�a w g�stych zagajnikach u st�p starodrzewu. �� Krum! krum! � chrz�kn�� zadowolony czarny ptak; ugasi� pragnienie, a teraz przysiad�szy na skraju 22 'I polany wyg�adza� l�ni�ce pi�ra. Obok usadowi�a si� jego ma��onka. Drobne ptactwo � nie milkn�ce prawie nigdy � i teraz ma�o sobie robi�o z obecno�ci dziennych drapie�c�w lotnych. Wiedzia�o, �e syty i napojony ptak w godzinach niedalekich po�udnia gro�ny nie jest. Tym bardziej, gdy si� zajmie toalet�. Brunek us�ysza� w .pewnym momencie cichutki szelest w�r�d suszu i jagodnik�w. Wyt�y� oczy. Na ma�y wzg�rek, pokrwawiony dzbanuszkami s�odkich poziomek, wype�z�a �mija. Z�ota w s�o�cu, pr�-gowana. U�o�y�a na listkach p�aski �eb, jakby chc�c och�odzi� go w kropelkach dot�d zachowanej rosy. G�upie muszki brz�cza�y nisko-nad ni�, upojone lepk� woni� poziomek. G��wka �mii �mign�a w prz�d! Jedno male�kie �ycie znik�o w paszczy �ycia wi�kszego. Zn�w cicho, spokojniutko le�y �mija. Mru�y senne oczy. Drzemie. Uderza g��wk�! Spi. Zn�w chwyta! Sp�niony lis posznurowa� skrajem polany. Chybki, czujny, zwiewny jak mg�a w podmuchu � gdzie tam � por�wnania brak. Wida� by�o, �e w ka�dej chwili got�w jest pstrykn�� w g�szcz i znikn�� bez �ladu. Bystry wzrok Brunka schwyta� go na zakr�cie ma�ego, niewidocznego niemal przesmyku. � O, rudy Dynda�a! � zachwyci� si�. � Pewno ko�czy sw�j ��w. Wdzi�czny by� puszczy za okazywane tajemnice. Tym wytrwa�ej czatowa� w bezruchu za pniem drzewa. Znudzi�a mu si� jednak postawa stoj�ca, skorzysta� wi�c z omsza�ego pnia, kt�ry prowokowa� go do �klapni�cia". Spocz�� w zielonym aksamicie. W luce mi�dzy drzewami widzia� kraw�d� polany, wiewi�rcz� sosn� osypan� pstrym cieniem, dalsze pnie 23 drzew... Wszystko to zacz�o si� zaciera�, osnuwa� niebiesk� mg��; nawet b�yski s�o�ca, rozstrzelone po li�ciach i szpilkach. Potem doko�a �zrobi�o si�" jedno wielkie morze zieleni i z�ota, kt�re osnuwa�a tylko mi�kka prz�dza melodii: trel boskiej wilgi. ROZDZIA� III TAJEMNICA W�ADUKA MATKI �jak d�ugo trwa� ten b�ogostan, Brunek nie wiedzia�. Rozparty w wygodnym, wypr�chnia�ym w kszta�t fotela pniu us�ysza� g�os ludzki: Pierwsza my�l by�a: � To �on"! � Ju� chcia� zerwa� si� na r�wne nogi, z�apa� za fink� i � huzia! Druga b�yskawiczna my�l krzykn�a: � Czekaj! Nie zdrad� miejsca swego pobytu, bo przegrasz sromotnie. Zosta�. Wyt�y� s�uch. Przez chwil� las dzwoni� tylko pie�ni� owad�w. Potem rozleg� si� dr��cy, przeci�g�y, �arliwy g�os starej kobiety. � A to co?! � zdumia� si� �runek. � Sk�d tu kobieta? � .dorzuci� nieufnie. Nastawiona na przygody m�odo�� kaza�a mu doszukiwa� si� w tym przebrania, charakteryzacji; Brunek uparcie by� wpatrzony w sw�j cel, �cigany od kilku dni. Znowu zadr�a� tajemniczy g�os. Nie mo�na by�o jednak rozr�ni� s��w. Brzmienie smutku i p�aczliwa tonacja tym bardziej zaintrygowa�y Brunka. � Nie! Nie mo�e by�, �eby to by� �on". Nie mo�e by�! � powt�rzy�. I jeszcze raz, jakby chc�c w sob�e zabi� resztki w�tpliwo�ci, doda�: � Nie mo�e by�, �eby to by� �on", ten z�odziej le�ny. Bzyka�y muszki. Z daleka zawabi� kruk, kt�ry za- 25 pewne odlecia� z towarzyszk�, gdy spostrzeg� kobiet�, zbli�aj�c� si� do S�onecznego Uroczyska. Brunek wsta� cichutko z pnia. Mia� przed sob� parawan krzew�w, si�gaj�cy brody. Bezpiecznie spojrza� pod stopy sosny. Na ma�ej wypuk�o�ci, w cieniu s�siednich drzew, z podniesionymi w pro�bie r�kami, ze wzrokiem utkwionym gdzie� w g�rze, z �arliwym wyrazem ust � kl�cza�a stara, osiwia�a, �ebraczo ubrana kobieta. Profil mia�a suchy, �agodny, z bezz�bnym zarysem brody. Nogi bose. R�ce chude i sterane, jak ga��zie szukaj�ce w g�stwinie �wiat�a i ciep�a. Z g��bi roz�alonej duszy westchn�a: � Bo�e m�j! Chwil� milcza�a; odsiad�a w ty�, na suche pi�ty, i zdawa�a si� odpoczywa�; po kr�tkiej przerwie j�a co� szepta� niedos�yszalnie; kiwa�a si�, jakby drzemi�c. Zielony dzi�cio� krzykn�� z d�bu; po chwili jego dzi�b zako�ata� rozg�o�nie w przestrzeni. Mysikr�liki przeszy�y dwiema b�yskawicami g�stwin�, jak dwie ig�y, ci�gn�ce za sob� nitki szybkich przelot�w. �aba rechotn�a w bagienku. Starowina kiwn�a si� g��biej, ockn�a, przysun�a si� bli�ej do sosny stoj�cej obok, przysiad�a na mchu, opar�a si� plecami o drzewo. � Bo�e m�j! � westchn�a ponownie. � Tyle lat chodz� po �wiecie szukaj�c swojego syna! Ju� ja wszystkie �zy wyp�aka�a. Nogi mnie os�abli. I je�� nie mam co. Chodz� tak od wojny do dnia dzisiejszego. Ludzie m�wi�, �e ja durnowata, �abi�jana" *; �e synek m�j ju� dawno w ziemi zgniwszy. Ale ja nie wierz�!!! � Ma�pa � gwarowe. 26 m� 1 iv i I; m 1 �'. ' ^ M '. pewne odlecia� z towarzyszk�, gdy spostrzeg� kobiet�, zbli�aj�c� si� do S�onecznego Uroczyska. Brunek wsta� cichutko z pnia. Mia� przed sob� parawan krzew�w, si�gaj�cy brody. Bezpiecznie spojrza� pod stopy sosny. Na ma�ej wypuk�o�ci, w cieniu s�siednich drzew, z podniesionymi w pro�bie r�kami, ze wzrokiem utkwionym gdzie� w g�rze, z �arliwym wyrazem ust � kl�cza�a stara, osiwia�a, �ebraczo ubrana kobieta. Profil mia�a suchy, �agodny, z bezz�bnym zarysem brody. Nogi bose. R�ce chude i sterane, jak ga��zie szukaj�ce w g�stwinie �wiat�a i ciep�a. Z g��bi roz�alonej duszy westchn�a: � Bo�e m�j! Chwil� milcza�a; odsiad�a w ty�, na suche pi�ty, i zdawa�a si� odpoczywa�; po kr�tkiej przerwie j�a co� szepta� niedos�yszalnie; kiwa�a si�, jakby drzemi�c. Zielony dzi�cio� krzykn�� z d�bu; po chwili jego dzi�b zako�ata� rozg�o�nie w przestrzeni. Mysikr�liki przeszy�y dwiema b�yskawicami g�stwin�, jak dwie ig�y, ci�gn�ce za sob� nitki szybkich przelot�w. �aba rechotn�a w bagienku. Starowina kiwn�a si� g��biej, ockn�a, przysun�a si� bli�ej do sosny stoj�cej obok, przysiad�a na mchu, opar�a si� plecami o drzewo. � Bo�e m�j! � westchn�a ponownie. � Tyle lat chodz� po �wiecie szukaj�c swojego syna! Ju� ja wszystkie �zy wyp�aka�a. Nogi mnie os�abli. I je�� nie mam co. Chodz� tak od wojny do dnia dzisiejszego. Ludzie m�wi�, �e ja durnowata, �abi�jana" *; �e synek m�j ju� dawno w ziemi zgniwszy. Ale ja nie wierz�!!! � * Ma�pa � gwarowe. 26 m zaprzeczy�a rozpaczliwie, jak cz�owiek, kt�ry boi si� utraci� ostatni� nadziej�. Odsapn�a chwil� i ci�gn�a dalej: � Ja raz mia�a taki sen: Stoj� w lesie, patrz�. Smutno mnie jak nigdy. A tu �wawi�rki" skacz�, nosz� szyszki. Kwiatuszki paaachn�. S�o�ce grzeje � tak ja wsun�a si� do cienia i stoj�. Stoj� i p�acz�. �Szak" wiadomo: matka. �zy ciekno i ciekno. Chocia� �pi�, wiem, �e nie ma mojego W�aduka; �e po nim tylko ludzi �jaki�ci" d� w lesie nazywaj� W�aduka Jam�... � przerwa�a, by odpocz��. Wsparta przygarbionymi plecami o pot�ne drzewo � podobna by�a do male�kiej karlicy; ot, k��bu-szek suchych korzeni, wyprys�ych nagle spod ziemi. Wymowny obraz niemocy: w rozigraniu cieni na polanie wygl�da�a jak plamka smutku. Chrz�kn�a kilkakro�, poprawi�a chust� na siwych w�osach i ko�czy�a starczym zawodzeniem: � Kiedy ja tak stoj� i p�acz�, co� mnie m�wi: Podnie� g�ow�, spogl�dnij! Patrz� ja, a �tut" przede mn� �jaka�ci" posta�. Przygl�dam si� ja � jakby Antoni, m�j m��-nieboszczyk, �wie� Panie jego duszy. __ Wtedy ja jego b�agam: Antoni, drogi m�j, powiedz ty mnie, gdzie nasz ch�opiec?! Gdzie nasz syn?! A on nic nie m�wi, tylko patrzy na mnie smutno jasnymi oczami. A potem podnosi praw� r�k� i pokazuje ot, w t� stron�. � Tu starowina wskaza�a dr��cym ramieniem na po�udnie i ci�gn�a. � Na ostatek przem�wi�: _ (jd� tam, moja biedna Teklo, id� za jezioro!" Ja odwracam g�ow�, ale nijakiego jeziora nie zobaczy�a. Patrz� z powrotem, a ju� Antoniego nie ma! Wtedy zap�aka�a ja gorzko jak ostatnia sierota. Staruszka odpoczywa�a kilka minut. � Chodzi�a ja po lesie, owszem, znalaz�a jezioro, ale syna do dzi� jak nie ma, tak nie ma! Mo�e na 28 tamtym brzegu? Ale jeziora nie obejdziesz, takie b�oty i g�szcze, a ��dki nie mam. Nie ma nikogo, kto by mnie przewi�z� na tamta strona! A mo�e �on" na jakiej wyspie! Z�o�y�a b�agalnie r�ce.. � A tak chcia�oby si� na stare lata przy synku odpocz��. Pacierzy spokojnie poszepta�, a potem ko�ci swoje z�o�y� cichy�ko do mogi�ki... Ach, Jezu m�j! � za�ka�a; wezbra�a w niej staro�� i osamotnienie. Brunek g��boko si� wzruszy�. Pierwszy to raz styka� si� z b�lem cz�owieka z tak bliska. Nie zna� dot�d prawdziwych tragedii ludzkich. �ycie jego up�ywa�o do tej pory w dostatku, mi�dzy domem, boiskiem, szko�� i kinem. Wprawdzie widywa� czasem ubogich, ale to ich ub�stwo najcz�ciej podawane by�o przez otoczenie w w�tpliwo��, z dodatkiem: �w��cz�ga, domokr��ca". Teraz zetkn�� si� z p�aczem cz�owieka jak najbardziej bezpo�rednio. Wys�ucha� dziwnym zbiegiem okoliczno�ci zwierze� zn�kanego serca. Odczu� w duszy obok smutku jak�� dziwn� dum�, �e to on, a nie kto inny, by� �wiadkiem tak bardzo osobistych wyzna�, do tego � istoty kilkakro� od niego starszej. W gruncie rzeczy by� niez�ym ch�opcem; za ma�o jednak mia� dot�d okazji do rozwijania w sobie cech dodatnich. Chcia� wypa�� z ukrycia, po dzieci�cemu przytuli� t� smutn� kobiet� do piersi jak matk�, pocieszy� j�, uca�owa� jej chude r�ce! A przecie� nie dawniej jak wczoraj z niech�ci� spogl�da� na spocone i brudne r�ce wie�niaczki, kt�ra przynios�a do le�nictwa kury na sprzeda�. Spojrza� zn�w na �W�aduka Matk�". Podnios�a z�baty kostur, suchy jak ona. Nagi�a pod g�ow� k�pki wrzos�w � spr�yste jak materacyki. St�kn�a. Naznaczy�a krzy�em �niade czo�o, chude ramiona i pier�, 29 a potem � miejsce pod drzewem. Dziwny u�miech zago�ci� w jej jeszcze mokrych oczach. U�o�y�a si� pod olbrzymi� so�nic� do snu. Wyraz pogody rozp�yn�� si� po ca�ym jej obliczu: rozszerza� si� wolno, lecz wszechw�adnie jak kr�gi po tafli le�nego jeziorka, wreszcie niezm�cony spok�j ogarn�� ca�� posta� usypiaj�cej staruszki. Brunek zamy�li� si�. Ju� go zaczyna�a poch�ania� tajemnica W�aduka Matki. Najprz�d chcia� zapyta� nieznan� kobiet� o szczeg�y ca�ej historii, ale przypuszczaj�c, �e wszystko wyp�aka�a pod sosn�, a do tego widz�c jej znu�enie � da� temu spok�j. � A je�li nie spotkam jej wi�cej? � zapyta� siebie niespokojnie. � Co w�wczas z tego, chocia�bym i zbada� tajemnic� matki i syna? � Ale natychmiast przypomnia� sobie, �e kiedy� napomkn�� mu le�nik Bag-dziun z Czarciego Ko�a o jakiej� �durnowatej" kobiecie, co �po lesie �azi i �azi". O niej zapewne m�wi�. A wi�c je�li zajdzie tego potrzeba, odszuka kobiet� za po�rednictwem le�nika. To zadecydowa�o. Przy tym w p�d m�odo�ci do przyg�d wplot�a si� z�ota ni� z serca: dobro�. Brunek pomy�la�: � Dlaczego nie mam dopom�c W�aduka Matce? Przecie� mam tyle wolnego czasu. � I ucieszy� si� na my�l, jak to b�dzie dobrze otrze� staruszce zap�akane oczy. Dziwnie wierzy� w powodzenie swoich poczyna�: nieobliczalnie, m�odo-cianie! Wymkn�� si� jak najciszej z krzew�w. Zbli�y� ku starowinie. Spa�a z d�oni� wplecion� w kostur. Pszczo�a ko�ysa�a si� obok na wrzosie. Babule�ka dysza�a r�wno, spokojnie. Twarz jej by�a pomarszczona, ale �agodna i okraszona tym dziwnym, nie uciek�ym dot�d u�miechem. Las milcza�. �ywica � wonna jak samo �ycie � 30 ciek�a strugami miodu wzd�u� t�gich pni sosen. Mr�wki �wawo uwija�y si� po wygi�tych korzeniach drzew. Brunek przeci�gn�� chlebak do przodu. Wydosta� ze� kilka pot�nych kromek, suto nasmarowanych mas�em, par� plastr�w w�dliny, kawa�ek podsuszonego sera, kt�ry tak bardzo lubi�. U�o�y� wszystko na mchu obok W�aduka Matki, obrzuci� jasnym spojrzeniem jej sieroc� posta� i � jakby ogrzany u�miechem staruszki � przepad� w g��binach kniei. 1 ROZDZIA� IV LE�NIK JAN Z WILCZYCH DOLIN I LIS DYNDA�A Puszcza szumia�a nad g�ow� Jana z Wilczych Dolin: od kolebki do p�nych lat nieustannie opowiada�a mu swe barwne dzieje. Olbrzymie drzewa kipia�y co wiosn� sokami. Ga��zie ich osypywa� r�nobarwny kwiat i miliony li�ci. Lato hodowa�o rzesze ptak�w. Chmurne jesienie grzmia�y pot�nym, prastarym chora�em wszystkich las�w �wiata. Przywo�ywa�y echa lat minionych, strasznie odleg- ; �ych, kiedy to cieniste, nie naruszone siekier� cz�o-wieka knieje przemierza� wielki zwierz. Kt� powie, �e w �piewnych melodiach le�nych wiatr�w nie ma ton�w smutku? T�sknoty za tym, co bezpowrotnie (> przemija? . '�';> Zielona ksi�ga natury od dziecka uczy�a le�nika j wnika� w �ycie przyrody, kocha� spok�j, promienie ; s�o�ca, zwierz�ta i ptaki, dziwny blask ksi�yca, na- [ stroje p�r roku. W puszczy dowiedzia� si� o pot�dze praw przyrody, ale i o sile cz�owieka, kt�ry mo�e zmienia� jej oblicze. Zim� wiatr j�cza� w resztkach br�zowego okrycia olbrzymich drzew. W jego d�bowej psalmodii s�ycha� by�o r�ne odg�osy. Ciche gwizdanie narasta�o w prze-* ci�g�y p�acz: zasilony wyciem wiatru w zagajnikach przechodzi� w akordy pe�ne tragedii, potem � w g�uche grzmienie, podobne do hurgotu ska� na osypis- .32 kach. Czasem mia�o si� wra�enie, �e to nieukojone wycie wilk�w tu�a si� po pustkowiach, jak zapowied� gro�nej �mierci. �ona le�nika mawia�a, �e to... zawodz� tak czy��cowe dusze. Ciemno�� burzliwej nocy zimowej pot�gowa�a groz� nastroj�w. Ile� to takich godzin � kipi�cych zadymk� zza bia�ych szybek � sp�dzi� le�nik Jan z �on� w samotnej cha�upie na Wilczych Dolinach? Chata, chocia� otoczona d�bami, niby gwardi� si�aczy, robi�a wra�enie, �e nie wytrzyma naporu i pry�nie lada chwila jak mydlana ba�ka lub domek z kart. Podczas takich burz smutno bywa�o starzej�cym si�, bezdzietnym mieszka�com Wilczych Dolin. O, bo to ju� nie by�y te dawne dni, kiedy m�odym sercem lub dufn� w sw� si�� pi�ci� atakowa�o si� wszystko! Przemin�y ch�opi�ce lata Jana pod surow� lecz sprawiedliw� r�k� ojca, znanego my�liwca, te� le�nika, cz�owieka wolnego, te� Jana z Wilczych Dolin. Przelecia�y szybko jak niebieskie grzywacze, czerwone gile, barwne skrzyd�a zimorodka; jak skoki zaj�cze po przymarz�ej grudzie lub szybkie racice jelenia. Polecia�y wiatrem przez le�ne g�stwiny, kwietniki ��k, nad topielami bagnisk � w�r�d �ow�w i rybactwa nad jeziorami � pod niebem najcz�ciej pogodnym i b��kitnym jak sama m�odo��. Za nimi w �lad przemin�y i lata p�niejsze: dzie� �lubu i wesela, �mier� matki, zgon ojca i wiele innych mi�ych, jak i ci�kich prze�y�. Zosta� le�nikiem, tak jak by�o w jego rodzie �od wiek�w" � z ojca na syna. Dzieci nie mia�, dlatego martwi� si� coraz cz�ciej, jak pozostawi las bez opieki. Kto tak wiernie jak on b�dzie chroni� Karpiowsk� Puszcz� przed k�usownikami i z�odziejami drzewa? Od pierwszych dni swojej s�u�by wypowiedzia� im iku 33 walk� na �mier� i �ycie. Dzi�ki doskona�ej znajomo�ci terenu i puszcza�skich spraw zawsze dot�d by� g�r�. K�usownik�w po okolicznych osadach nie brakowa�o. Mieli strzelby, przemycane przez nieuczciwych kupc�w, albo �przychowane" z czas�w wojny karabiny 0 spi�owanych lufach. Ju� niejedn� przepraw� mia� Jan z tymi z�oczy�cami. Po kt�rej� z takich potyczek nosi� przez trzy miesi�ce postrza� w lewym ramieniu. Du�o si�, zdrowia 1 czasu kosztowa�o go �ciganie le�nych w��cz�g�w, ale nie ust�powa�. Jego gorliwo�� w tropieniu przest�pc�w mia�a swoje uzasadnienie nie tylko w obowi�zkowo�ci wobec pracodawcy, ale jeszcze w wi�kszym stopniu � w umi�owaniu kniei. By� nie tylko stra�nikiem lasu, ale i jego kap�anem. Zna� warto�ci przyrody i nie pozwala� na ich trwonienie. Pocz�tkowo, w m�odo�ci, przypuszcza�, �e wkraczanie cz�owieka w las jako hodowcy ro�lin i zwierzyny jest bezu�yteczne a nawet szkodliwe. Cz�sto wtedy mawia�: �Las sam �yje. Niechaj �yje, jak chce!" Ale zmniejszanie si� stanu zalesienia w okolicy i wci�� uszczuplany zwierzostan doprowadzi�y go do innej konkluzji: �Jak ju� ludzie w las �zamieszali si�, to i ludzie musz� lasowi pomaga�!" Zasada by�a dobra. Na niej opar� swoje pogadanki z Janem le�niczy Karpi. W ci�gu kilku lat Jan z Wilczych Dolin bez trudu przyswoi� sobie niema�o wiedzy le�nej. U�yteczno�� owej teorii stwierdzi� w terenie. Podbudowa� j� w�asnym do�wiadczeniem. Teraz mia� ju� jasno wytyczon� drog� le�nej s�u�by. Zasiewa�, hodowa�, u�ytkowa�, piel�gnowa� zwierzostan, od�wie�a� krew w �owiskach, stosowa� odstrza�. �ona jego, Maria, z domu Stadkiewicz�wna, by�a jak i wszystkie jej siostry z osady Pod Odryn� bar- dzo �agodn� kobiet� i skrz�tn�, pracowit� gospodyni�. Razem p�dzili �ycie wyj�tkowo zgodne i harmonijne, mierzone ruchami s�o�ca i zegarem pogody. Chat� mieli niewielk�, spod rz�s s�omianej strzechy zapatrzon� oczyma okienek w mroczne g��biny puszczy. Obok � ogr�d warzywny z kwieci�cem o r�nobarwnych, wie�niaczych, jaskrawych kwiatach. Tu� sadzik z jab�oniami, grusz� i wi�niami. W oborze kilKa kr�w, stadko owiec i �winiaka; konia na pastwisku; psa �ajk� pod chat�. Dziwna to by�a rasa; w opisywanej okolicy mno�y�a si� tylko na Wilczych Dolinach, a wywodzi�a sw�j r�d ze s�ynnych �ajek syberyjskich, ps�w do wszystkiego. Niedaleko, na skraju sadu, pod lip� rozdzwonion� od pszcz�, barwi�y si� k�ody kilku uli, podobne do kolorowych larw. Tu�, z wierzejami na o�cie� otwartymi, wype�niaj�ca si� tegorocznymi zbiorami � szarza�a stodo�a, gumno. Ci�gn�� od niej aromatyczny zapach ��kowego siana. Osada na Wilczych Dolinach p�awi�a si� w�a�nie w nastrojach po�udnia. Tylko co spad� na polan�, biegn�c� d�ugim klinem w stron� odleg�ych Dawciun � gruby, rzadki deszcz. Jak szybko i niespodziewanie nadlecia�, tak szybko i odszed�. Zostawi� po sobie wilgotne l�nienie na trawach i �wie�o�� w powietrzu. Jan z Wilczych Dolin stan�� w�a�nie na progu cha�upy. �ajka zamerda�a ogonem. Stadko go��bi wylecia�o ze strychu pod niebo, okraszone buziakami bia�o-szarych ob�ok�w; ob�oki bardzo szybko ucieka�y na prawo, na prawo. Od soczystej ��ki galopem przyha-sa�a do obej�cia sarna. �� Duszka! Chod� tutaj mi�a, chod�! � przywabi� starzec. 34 35 Sarna przytkn�a czarne wilgotne chrapki do suchej, opalonej r�ki le�nika. Utkwi�a mi�e �lepia w niebieskim wzroku cz�owieka, kt�ry okazywa� jej tyle �agodno�ci. Jan pog�aska� j� po zgrabnej szyi. Maszeruj�c po ogr�dku warzywnym bociek B�kart podni�s� g�ow� i spokojnie przygl�da� si� temu obrazkowi. �ajka zbli�y�a si� do swego pana. Duszka odskoczy�a na kilka krok�w, potem � jakby si� drocz�c � zatoczy�a ko�o i przytkn�a nos do wyci�gaj�cego si� ku niej pyska psa. A� m�ody jastrz�b, ��todzi�b, za�opota� z zachwytu skrzyd�ami w wielkiej klatce pod oknem. Ktokolwiek z m�odych �owc�w Przyg�d zab��dzi�by w krain� Wilczych Dolin, rzuci�by z zachwytem: � Istna bajka! Nagle � jakby wydana z metalowych piersi � gdzie� z g��bin las�w, spoza nich, zza ��k, od Wzg�rz Balingr�dzkich � odezwa�a si� po�udniowa pie�� dzwonu. � Dan � dan... Dan � dan... � ko�ata�a si� tonacja. Lasy sta�y w prze�roczu czystego powietrza. Widoczno�� by�a nadzwyczajna. Owady grzmia�y jak wieczny rozhowor wodospad�w. Chcia�e� zapyta�: Gdzie ten deszcz, co by�? � Dan-dan... Dan-dan... � lecia�a spi�owa melodia. Duszka szczypa�a na skraju ��czki traw�. Jastrz�b utopi� ��te oczy w szmaragdzie cienistej kniei i t�skni� dzikim sercem do wolno�ci, kt�ra jest klejnotem wszystkich stan�w na �wiecie. �ajka okr�ci�a si� w k�ko, jakby w pogoni za w�asnym ogonem, i leg�a pod przyzb�, w cieniu budy. � Dan � dan... � wo�a� dzwon. 36 I Na pr�g wysz�a �ona le�nika Jana, Maria, ju� mocno posiwia�a. � Na Anio� Pa�ski dzwoni� � stwierdzi�a dr��cym g�osem. � Ano ju� � potakn�� le�nik. Zakre�lili krzy�e na czo�ach, piersiach i ramionach. Knieja milcza�a. B�kart wzlecia� na strzech�, zarzuci� g�ow� na plecy i zaklekota� z ca�ego serca. Kilka s�jek, migaj�c turkusowymi lusterkami skrzyde�, przemkn�o z jednej po�aci lasu do drugiej. � Czer-czer... � zawabi�y. � Ti-ti-ti-ti�ti-ti-ti-ti-ti-ti � krzykn��, jak po�udniowy sygna�, czarny dzi�cio�. � Ju� czas na obiad � przypomnia�a Maria. Utar�a nos w ciemny fartuch i posz�a przodem. Za ni� pod��y� Jan. Min�wszy sie�, znalaz� si� w izbie. Usiad� ci�ko na �awie pod kluczem obraz�w, uczepionych pod pu�apem i przyozdobionych ludowymi �wierzbami", palmami z Kwietnej Niedzieli. Stadko much bzyka�o nad wi�niow� komod� z lustrem i kilkoma fotografiami. Wypchane ptaki zdawa�y si� rwa� do lotu z s�katych ga��zi umocowanych w r�nych punktach �cian. Go��biarz omal-omal nie skoczy� na misk� potrawy, wnoszon� w�a�nie przez Mari�. Ma��onkowie zjedli najpierw ch�odnik z kartoflami, rodzaj barszczu z poci�tych �ody�ek buraczanych w kwasie chlebowym; zag�szcza�y go p�atki �wie�ych og�rk�w i �mietana. Potem kwa�ne mleko, te� z kartoflami. Wszystko zagryzali wonnym razowcem. � Czy ty wiesz, Marynia � odezwa� si� le�nik � �e ja zn�w nie mam spokoju przez tych z�odziei? � No? � zaniepokoi�a si� kobieta. � Ano tak! Raniutko, po wschodzie s�o�ca, zaszed�em nad brzeg jeziora. No i czy wiesz, co znalaz�em? 37 � Gadaj! � zaciekawi�a si� �ona. � Ziemi� kto� wygni�t�, wygni�t�, a� strach. Poszukawszy, znalaz�em paku�y konopiane i podarty mech. Chyba �e od �rut�w... � Aaa! � zmartwi�a si� Maria. I doda�a: � Uwa�aj, �eby� nie �nalecia�", bo mog� postrzeli�! � Krwi du�o by�o na trawie i w zaro�lach. Ja my�l�, �e �oni" dzik� �wini� zabili. Nie tak dawno nadszed�em na macior� z warchlakami. � Ach, prawda! � przypomnia�a sobie Maria � to� ja dzisiaj w nocy s�ysza�am jaki� huk; jako� daleko, cichutko, jak przez sen. � To k�usowniki, �eby ich diabli! � zakl�� w zdenerwowaniu stra�nik las�w. � No, a �lad�w nie znalaz�e�? Le�nik pokr�ci� zabobonnie g�ow�. � Tu i zagadka! Chocia� d�ugo kr��y�em ko�o tamtego miejsca, nie mog�em niczego znale��. Jak kamie� w wod�! Ty rozumiesz? � Nie mo�e by�! � strwo�y�a si� Maria. � Nie mo�e by� � powt�rzy�a w zamy�leniu. Zapanowa�a chwila dusznej ciszy. Bzzzz... � j�cza�a na lepie mucha. Przez otwarte okienko k�ania� si� s�onecznik. Wr�ble ha�asowa�y na strzesze i w ga��ziach d�b�w, oplataj�cych cha�up�. Dalej, na skraju sadziku, na lipie, gwizda�a d�wi�czne �fiu-fiu-fiu" ��ta wilga. �y�ka Marii przesta�a uderza� o dno misy. � Januk... � odezwa�a si� tajemniczo. � Niby co? � mrukn�� sennie. � Powiedz mnie, czemu na jezioro nie m�g� uciec? � Kto?! � Ten k�usownik. � Co tobie? � oburzy� si� Jan. Ju� dawno nie zdarzy�o mu si� to wobec �ony. � Czemu� to? � obruszy�a si�. � W wodzie tylko ryby i �aby siedz�, nie k�usowniki � zaprzeczy�. � Cz�owieku, kt� by w wodzie siedzia�? Czy my�lisz, �e �oni" ��dki nie mog� mie�? Le�nik zamy�li� si�. � Czekaj! � �achn�� si�, jakby boj�c si� utraci� w�tek w�asnych rozwa�a�. � ��dk� mog� mie� � twierdzi�a swoje kobieta. � Zaraz � powiedzia� niecierpliwie, widocznie co� sobie przypominaj�c. � Ju� nieraz szed�em ja, szed�em �ladami i stawa�em, jak przed murem, przed wod�. Trop si� licho wie, gdzie... � A co? Czy ja nie m�wi�a � o�ywi�a si� Maria. � Widzisz... � Mo�e to i tak... Mo�e tak i b�dzie � medytowa� Jan. Robi� wra�enie cz�owieka, kt�ry przypomina sobie nie wyja�nione fakty z przesz�o�ci i dopiero teraz, po zdobyciu niezb�dnych danych, zaczyna je nale�ycie rozumie�. � Nieraz mnie gin�a zwierzyna. Nie mog�em ani rusz odnale��. Chyba to tak i b�dzie. Chyba, �e to tak � powtarza�, marszcz�c czo�o. Sko�czyli obiad. Otarli usta, prze�egnali si�, westchn�li. Maria uprz�tn�a st�. � Trzeba b�dzie ��dk� dosta� od le�nictwa i poszuka�... No, �eby wreszcie dopa�� tych drani! � mrukn�� zawzi�cie stary Jan. � Tylko uwa�aj, bo wody dobrze nie znasz! No i za �bardzo" si� nie pchaj, bo k�usowniki nie �artuj�. � Wezm� ze sob� psiuka: on bardzo chytry. � We�, we�! � popar�a troskliwie �ona. Zdj�� z ko�ka strzelb� �� oczywi�cie star�, gwo�dzikami nabijan�, i torb�, oczywi�cie borsucz� � przy- 38 39 kry� kapeluszem siwe w�osy, �yczy� Marii: �Zosta� z Bogiem", cmokn�� na �ajk� i poko�ysa� si� starym, ale jeszcze wytrawnym krokiem �owcy w kierunku cienistego r�bu puszczy. Za nim zakre�li�a serdeczna r�ka kobieca znak krzy�a: � �Niechaj ciebie Pan B�g i" ma w swojej opiece Nieco wcze�niej, u wylotu nory wygrzebanej w piaszczystym zboczu Z�otej G�ry, odleg�ej o trzy kilometry od Wilczych Dolin � wygrzewa� si� na s�o�cu najstarszy lis w okolicy, Dynda�a. Promyki s�o�ca przecieka�y przez szpilkowie i ulist-wienie drzew, stoj�cych na stra�y zagubionego w g�uszy uroczyska. Zielono�� mieni�a si� w �wiat�ocieniach. Stadka z�ocistoszafirowych, pi�knych w kolorycie muszek melodyjnym brz�czeniem b�onek ko�ysa�y do snu starego zb�jnika. Drzema�. Zmru�y� szpary powiek, przykry� �lizgaj�ce si� jak �ywe srebro �renice i marzy�. Lisy te� maj� swoje chwile nastroj�w i �godziny my�li". Oddech jego by� spokojny i r�wny pomimo starych lat. Rytm serca dzwoni� w klatce �eber t�tnem wprawdzie wolniejszym ni� w szczeni�ctwie, ale jeszcze silnym i nie zu�ytym. Czuwa�, na po�y drzemi�c. ...Oto tak samo �wieci s�o�ce i pogodna ziele� pog��bia cisz�. Drozd, szary sygna� �witu, leje m�ode pie�ni. Pachnie kwiat wilczego �yka. Przylaszczki nie-bieszcz� si� na zboczu. Ga��� sosny skrzeczy jak ten ptak czarno-bia�y, kt�ry cz�sto lubi� porywa� z ma- I �ych pazurk�w zdobycz, przyniesion� przez wielkich i m�drych rodzic�w. S�ycha� szczekanie m�odo�ci... Gdzie? Co? To przecie� on sam szczeka przy jamie. ...Myszkuje skrajem p�l. Noc mruga gwiazdami. Czasem gasi co kt�re� oczko i zrzuca je, snuj�ce za sob� bia�y blask, jak w�osek rz�sy � w d�, ku ziemi. Pachnie siano od ��ki. Zaskrzypia� derkacz, kt� go odnajdzie w mrocznej �ozinie. Tfu! Lelek-kozod�j za-pauka� nad drog�. Ma�y je� zwin�� si� w k�uj�c� pi�k� i buczy jak samowar. Zawiod�o polowanko na stado c