2296

Szczegóły
Tytuł 2296
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2296 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2296 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2296 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

karol bunsch rok tysi�czny powie�� z czas�w boles�awa chrobrego uzupe�niona opowiadaniem obrona niemczy Tom ca�o�� w #aj tomach PWZN Print 6 Lublin 1998 Przedruku dokonano na podstawie pozycji wydanej przez Wydawnictwo Literackie Krak�w 1978 Redakcja techniczna wersji brajlowskiej: Andrzej Wolski Piotr Kali�ski Sk�ad, druk i oprawa: PWZN Print 6 Sp. z o.o. 20-bah Lublin ul. Hutnicza 9 tel.8fax: 0-ha 746-ab-hj mail: [email protected] `tc Cz�� pierwsza I Na ciemnym niebie bezksi�ycowej nocy migota�y niezliczone gwiazdy. Ich odblask iskrzy� si� w zamy�lonych oczach wtopionego w mrok cz�owieka. G�uch� cisz� g�rskiej pustaci zak��ca� tylko chrz�st ko�skich �uchw. Przerwa� j� niski g�os Stoigniewa: - Powiadasz, Zy�ka, �e o �mierci kniazia Mieszka Zbroz�o wiedzia�? Nie czas go szuka�. Samemu trzeba powzi�� postanowienie. W g�osie jego brzmia� zaw�d i wahanie. Po chwili dorzuci�: - Jeno jakie? - Bo�e drogi s� jasne i proste - pad�a z mroku odpowied�. Stoigniew �achn�� si� niecierpliwie: - Gdy w�asnego jeno szuka� zbawienia. I�cie trafi�em tu, cho� po bezdro�ach i w mroku. Jeno mi osta� i poniecha� sprawy. Alem ja przysi�g� w ca�o�ci utrzyma� Mieszkowe dziedzictwo, by na marne nie posz�a praca mych przodk�w i krew mego rodzica. Obce odro�le na Piastowym pniu jeno soki �ywe wyss�, jako jemio�a z d�bu. Adelajdziem przyrzek�, �e nie zwol�, by je zaszczepiono. Ty� nikomu nic nie d�u�en, tu siedzisz zali nad Mosin� - za jedno. Ale co by� sam rzek� o rodzicu, kt�ry w czas moru ma��onk� i dziatki porzuci, by ratowa� jeno siebie? Lubo o �upanie, co z obl�onego grodu uciecze, powierzonych sobie woj�w na przepad�e ostawuj�c? Zali nie winni trwa�, cho�by na zatrat�? Pyta� sam siebie. Gdy sk�ada� przyrzeczenia, nie by�o Ody i jej potomk�w, kraj jednoczy� si� w jednym r�ku. Dotrzyma� ich dzi� to wywo�a� wojn� wewn�trzn�, gdy gro�� postronne. Wraca� my�l� do tej chwili, gdy przed dwudziestu laty rannemu w bitwie pod Cydzyn� Mieszkowi sk�ada� to przyrzeczenie. Tam pozna� si�� zdoln� znie�� od jednego zamachu wszystko, co jest obcego w kraju, i omal jej nie rozp�ta�. Od tego czasu zmieni�o si� wiele, zmieni� si� i on sam. Si�gn�� do tych si� by�oby �atwo i dzi�, ale to, co wtedy uczyni� bez wahania, teraz budzi w nim w�tpliwo�ci. A je�li tego nie uczyni, czy zdo�a dope�ni�, co przyrzek�? Jakby zgaduj�c przyczyn� rozterki wojewody, pustelnik rzek�: - Tyle cz�ek d�u�ny, na ile go sta�, i tam powinno�� sw� pe�ni� winien, gdzie go B�g postawi�. Wsz�dy grzechu ustrzec si� mo�na. Ja ludzi nie szukam, ale nie uciekam przed nimi. Bo�e s�owo g�osz� tym, kt�rzy chc� go s�ucha�, bez nijakiej przemocy czy nakaz�w. �acniej wierz�, gdy widz�, �e �adnej z tego nie czekam korzy�ci, nawet ci, co je za niemieckie szalbierstwo uwa�a� zwykli. I dotr� z nim tam, gdzie �aden nakaz nie dotrze. Stoigniew wa�y� co� w sobie. Odezwa� si� wreszcie: - Tak, jak ty, zacz�� nale�a�o. Ale� si�� ochrzcili Niemce Po�abian, or�em ochrzci� Wt�ry Otto Swena. I u nas, jako sam m�wisz, chrzest dotar� tam, gdzie nakaz ksi���cy. Zda mi si�, za p�no ze s�owem i��, gdy si�� chybiono. Zwali� si� Ko�ci� na Za�abiu, w Danii nie osta�o ni jedno biskupstwo. Jako Wac�aw w Czechach i du�ski Harald �yciem przyp�aci�, �e si� przy chrze�cija�stwie upiera�. Bo gdy misja a podb�j i ucisk to jedno, dzieckiem by� trzeba lubo niewolnikiem, by przeciw mieczowi nie podnie�� miecza. Kto si�� dobywa, si�� trzyma� musi. C� zdzia�aj� tacy jak ty? Prosto m�wi�c, przed biskupem tu uszed�e�, bo prawa nie masz aposto�owa�. Jako lenna misje rozdaj�, nie darmo. - Chrystus rzek�, �e bramy piekielne nie przemog� Jego Ko�cio�a. Nie wr�ci poga�stwo nigdzie, dok�d raz dotar�o s�owo Bo�e. - Nie wr�ci, m�wisz? A czemu� to Wojciech S�awnikowic cisn�� sw� trzod� i mnichem osta�? Po c� mu pogan daleko szuka�, gdy doma ich najdzie bez liku? A u nas? My mamy podpiera�, co na sile jeno ksi���cej stoi, gdy na co inne potrzebna? Niechaj si� zwali obcym na g�owy. Nikt rozs�dny nie czeka, a� spi�trzona woda jaz przerwie. Sam go zburzy, by mu fala nad g�ow� nie posz�a. Urwa�, ale Zy�ka wiedzia�, o czym my�li Stoigniew. Kraj zna�, mo�e lepiej od wojewody, wiedzia�, �e na uroczyskach i �alnikach po staremu poga�skie obrz�dy si� odprawuj�. Raz ju� prze�y� pr�b� nawrotu poga�stwa, kt�rej pocz�tek da� m�odociany w�wczas Stoigniew. Gdyby dzi� do�wiadczony i za�ywaj�cy powagi zar�wno w kraju, jak i u m�odego ksi�cia wojewoda znowu da� has�o nawrotu, zadepce w�t�y, dopiero wschodz�cy nie�mia�y siew nowej wiary. Zapyta� cicho: - Zali wy nie wierzycie w jedynego Boga? - Wola�bym wierzy�, �e Go nie ma, ni� �e jest z�y. �e krzywdzi� zezwala s�abych, �e w�adz� daje okrutnikom, kt�rzy burz� jeno stary �ad, nowego nie wprowadzaj�c. Ale nie w tym rzecz, zali ja wierz�, czy nie wierz�. Zy�ka w zamy�leniu zapatrzy� si� w niebo. Wskazuj�c na nie, powiedzia� cicho: - Sp�jrzcie na ten �ad i pi�kno. Nie mo�e by� z�y ten, co to stworzy�. - Ja musz� patrze� na ziemi� - szorstko odpar� Stoigniew. - Szukam silnego sprzymierze�ca. Zy�ka zacz�� po chwili milczenia: - Knia� Mieszko m�dry by�. Te� szuka� silnego sprzymierze�ca. Kraj ochrzci� postanowi� nie z mi�o�ci do Boga, bo Go nie zna�. Jeno w Jego Ko�ciele widzia� �ad i moc. Wy�cie w Rzymie bywali, nieobce wam pismo. Sami wiecie, zali jeno w mieczu jest si�a. - Knia� Mieszko poz�r chcia� odebra� wrogiej napa�ci. W�dy przymierza szuka� i z cesarstwem, cho� nie mi�owa� Niemc�w. Ale ninie w Rzymie Krescencjusz rz�dzi, przed kt�rym papie� uchodzi� musia�, sam pozbawiony oparcia, w Niemczech zasi� rz�dzi ten, kto cesarskiego wyrostka ma w r�ku. Raniej K��tnik, ninie stara cesarzowa wraz z mogunckim Willigizem. Dla nich Ko�ci� s�ug� i narz�dziem. �ad, m�wisz? I�cie, na niebie, gdzie ka�da gwiazda, wielka czy ma�a, swoje miejsce i drogi ma. Patrzysz w nie, a nie wiesz, co si� na ziemi dzieje. �ad i moc! �o�skiego roku na synodzie w Reims Arnold z Orleanu wszem wobec g�o�no powiedzia�, jaki to �w �ad: Ko�ci� galijski pos�usze�stwa Rzymowi odm�wi�. - Jedna ma by� owczarnia i jeden pasterz. - Jeden pasterz! I�cie, jak pami�ci� si�gn�, jeden czestny cz�ek, godzien tej nazwy, na Piotrowej stolicy siedzia� - Benedykt, pi�ty tego imienia. Dlatego na wygnaniu zmar�. A inni? Antychrysty - jako rzek� �w Arnold. Nie masz zbrodni, kt�ra by nie skala�a Piotrowej stolicy. Jeden pasterz drugiego wyklina i wygania lubo g�odem morzy, a trupa w��czy po ulicach. Zaleg�o milczenie. Przerwa� je przejmuj�cy g�os pustelnika: - Zbli�a si� tysi�czny rok. Antychryst uprzedzi� ma przyj�cie Chrystusa. Znaki b�d� na ziemi i niebie... Urwa�. Smuga jaskrawego �wiat�a spadaj�cej gwiazdy przekre�li�a niebo od wschodu na zach�d i roztopi�a si� w zielonawej po�wiacie, kt�ra oddziela� zaczyna�a ciemny widnokr�g od ja�niej�cego ju� nieba. D�ugo milczeli, wstrz��ni�ci niezwyk�ym zjawiskiem. Cisz� przerwa�y nie�mia�e zrazu g�osy budz�cego si� ptactwa, kr�tka czerwcowa noc ust�powa�a przed dniem. Stoigniew wsta�: - Konie rozstawne czekaj�, czas mi jecha�, droga daleka. Nie odchodzi� jednak. Zapyta� cicho: - Ty wierzysz, �e skoro ju� przyjdzie Chrystus i sprawiedliwo�� uczyni? - Wierz�, �e przyjdzie. Jeno nie wiemy dnia ni godziny. Ale jak one panny m�dre - ka�dy winien i�� Mu naprzeciw, nios�c kaganek sprawiedliwo�ci, nim jej s�o�ce wzejdzie. Stoigniew nic nie odrzek�. Zadumany dosiad� konia i ruszy� w d� po stoku. Boles�aw patrzy� czerwonymi z bezsenno�ci oczyma na zw�oki ojca, z�o�one na wysokich marach w ch�odnym cieniu pozna�skiej katedry. Zda�o mu si�, �e ch��d ten wieje od rodzica; daleki ju� jest i oboj�tny. Nie odpowie na pytanie, kt�re cisn�o si� na usta m�odego ksi�cia: - C�e� mi ostawi�? Wie�� o �mierci ojca dosz�a Boles�awa w dalekim Krakowie, gdy gotowa� si� w�a�nie do odparcia zagra�aj�cej napa�ci kijowskiego W�odzimierza. Rzuci� wszystko i pogna� do Poznania, nie �pi�c i nie jedz�c, nie tylko by odda� rodzicowi ostatni� pos�ug�, ale by uprzedzi� knowania wewn�trznych wrog�w, nie dopu�ci� do wykorzystania przez nich wstrz�su po �mierci Mieszka. Pr�cz macochy, kt�rej nienawi�� do czasu obezw�adniona niedojrza�o�ci� syn�w, nie brak i innych, od krewniak�w do dawnych szczepowych i plemiennych ksi���tek, kt�rym podzia� Mieszkowego dziedzictwa przypomni nie zadawnion� jeszcze samodzielno��. Dot�d ugina� si� musieli przed w�adc� wszystkich plemion lechickich. Teraz dzielnicowi ksi���ta o ich przychylno�� zabiega� b�d� zmuszeni, wzajem przeciw sobie szuka� sprzymierze�c�w. Oda szuka�a ich ju� za �ycia ma��onka. Przybyw�j i Odylen wiedz�, �e los ich i �ycie zwi�zane s� z jej zwyci�stwem. A zewn�trzni wrogowie? Jak szerokie rubie�e Mieszkowej dziedziny, nie masz miejsca, sk�d nie wyci�ga�yby si� wra�e r�ce po jego spu�cizn�. Nie tylko Mieszko swoje pa�stwo budowa�, buduj� wszyscy doko�a, ka�dy rad cudzy kamie� w w�gie� swej budowli wmurowa�. Czeski Boles�aw odebra� zechce wielkomorawskie dziedzictwo, Morawy, �l�sk i kraj Wi�lan, Gejza S�owaczyzn�. W�odzimierz jeszcze za �ycia Mieszka wykorzysta� walk� mi�dzy dziewierzami o spu�cizn� po Mojmirze, by zaj�� Grody�Czerwie�skie, teraz si�ga po dalsze zdobycze, bo t�dy �atwiejsza droga ku Morzu Czarnemu ni� przez ziemie zajad�ych Pieczyng�w. Mazowsze szarpane przez Jad�wie� i Prusak�w. Gro�� Prusacy i gda�skiemu Pomorzu, Lutycy szczeci�skiemu na wyprz�dki z Dani�, nie poskromione jeszcze poga�stwo tego kraju otwiera im wrota. A na zachodniej granicy drapie�ni margrafowie zawsze czekaj� jeno chwili sposobnej, by na czele zgrai �otr�w ruszy� po nowe zdobycze. Czy trafi im si� dogodniejsza pora ni� ninie, gdy w Odzie znajd� ch�tnego sprzymierze�ca?! - Wygnam j�dz� wraz z jej pomiotem! - jak wyzwanie zmar�emu rzuci� Bolko przez zaci�ni�te z�by. Ale na twarzy Mieszka widnia� rzadki za �ycia u�miech, beztroski i oboj�tny. O czym my�la� umieraj�c? �e nie b�dzie ju� musia� odpowiada� na �adne pytania? A mo�e odpowiedzia�by jak ongi�: "Moja, nie twoja by�a praca, moja rzecz, jak b�d� dzieli� dziedzictwo". W Boles�awie podnosi� si� bunt. Mo�e wonczas by�a to prawda, ale nie dzi�. Dwadzie�cia sze�� lat liczy, a po�ow� z nich sp�dzi� w walce. Je�eli w�adza to trud i odpowiedzialno��, c� w budow� pa�stwa w�o�y�a Oda i przyrodni bracia, by z nimi dzieli� dziedzictwo? Dzieli�! Broni� ich dziedziny przed zewn�trznymi wrogami po to, by go z w�asnej wyzuli, skoro tylko znajd� sposobno��. Oto co mu rodzic zostawi�! Ogniste p�aty gniewu zata�czy�y przed znu�onymi oczyma Boles�awa, pow�ci�gn�� go z wysi�kiem. Emnilda na wyjezdnym b�aga�a go o spok�j. Sam rozumia� zreszt�, �e nie pora na wewn�trzn� rozgrywk�. Je�li Ody nie za�lepi nienawi��, te� to poj�� musi. Gniew Boles�awa ust�pi� goryczy. Sercu folgowa� nie wolno, ni w mi�o�ci, ni w nienawi�ci. Gdy rodzic w starczej s�abo�ci da� mu folg�, dzie�o swe pozostawi� na skraju przepa�ci. Znu�ony umys� Boles�awa nasz�y wspomnienia. Za kilka godzin kamienny grobowiec na zawsze rozdzieli go z ojcem. Mi�owa� jednak tego zamkni�tego w sobie, samotnego cz�owieka, cho� niejednokrotnie starli si�. Z ulg� pomy�la�, �e gdy widzieli si� po raz ostatni, rozstali si� pojednani. Mo�e nie wypowiedziane przyrzeczenie spe�nienia nie wypowiedzianej pro�by ojca, by oszcz�dzi� ma�ego Lamberta, l�ejsz� uczyni�o samotn� �mier� Mieszka. Boles�aw dla tego wspomnienia oszcz�dzi�by mo�e i ojcowego imiennika, gdyby nie Oda. Z ni� nie masz pokoju, mo�e by� tylko rozejm, kt�rego ka�da ze stron wyzyska� nie omieszka, by si� do walki przysposobi�. Wspomnia� s�owa ojca: "D�ugo my�l, nim miecz wyci�gniesz z pochew". Ale nie czas na d�ugie my�lenie, gdy nagl� okoliczno�ci. Nie czas nawet na spoczynek po dalekiej drodze. Jeszcze tylko ojcu ostatni� cze�� odda� i j�� si� trzeba dzie�a, kt�re pozostawi� nie doko�czone; gorzej, bo zachwiane. Boles�aw modli� si� pocz��, ale my�l z uporem wraca�a do splotu czekaj�cych go spraw. Roztargniony, po chwili dopiero uprzytomni� sobie, �e modli si� po czesku. Tak go uczy�a matka. Jak�e inne by�oby po�o�enie, gdyby nie odesz�a przedwcze�nie. By�a rzeczniczk� pokoju mi�dzy bratnimi narodami, or�downiczk� pokoju mi�dzy s�abym jeszcze chrze�cija�stwem a nie wyplenionym poga�stwem. Bez u�ycia si�y umia�a je poskromi�, gdy podnios�o g�ow� po cydzy�skiej bitwie. A nade wszystko - gdyby �y�a - nie by�oby Ody. Pok�j z wujem�Pobo�nym, pok�j wewn�trz kraju i ca�a Mieszkowa si�a w r�ku Boles�awa. Otrz�sn�� si� ze wspomnie�. Nie wiod� do niczego, chyba, by jeszcze ja�niej unaoczni�, kto zagra�a Mieszkowemu dzie�u, kt�re sercem i my�l� za w�asne zwyk� uwa�a�. Znowu fala gniewu wzburzy�a jego umys�. Jest prosta i �atwa droga, by wyzby� si� wewn�trznych wrog�w. W kraju tli si� bunt przeciw nowo�ciom, by rozgorze�, gdy jeno oddech chwyci. Po cydzy�skiej bitwie, gdy zda�o si�, �e nie stanie ksi�cia, na kt�rego rozkaz lud g�owy pochyli� do chrztu, z trudem wybuch st�umiono. Gdy teraz dziedzic Mieszka sam rzuci �agiew, wytr�ci j� z r�ki plemiennych ksi���t, a po�oga zmiecie wszystko, co jest obcego w kraju. Nie st�umi jej ju� nikt! Zda�o si� Boles�awowi, �e echo z ciemnej g��bi �wi�tyni powt�rzy�o: nikt! On sam b�dzie pchany przez fal�, kt�ra tylko niszczy� mo�e, gdy trzeba budowa�. Wyci�gni�ty nie w por� miecz mo�na jeszcze schowa� do pochew, �agiew - pod�o�ona pod w�gie� budowli - wypada z r�ki. Mieszko by� poganinem, gdy wprowadza� chrze�cija�stwo, ale wiedzia�, �e niezb�dne ono dla zniszczenia tego, co zamierzy�. Boles�aw prze�egna� si�. Demon gniewu i nienawi�ci pokazuje mu drog�, kt�ra wiedzie w otch�a�. Nie szuka� �atwych dr�g do trudnego celu. Przezornie, mozolnie, krok za krokiem, w�r�d przeszk�d i niebezpiecze�stw podj�� trzeba rozpocz�te przez ojca dzie�o, by je kiedy� uwie�czy� i utrwali� po�wi�con� koron�. Cho� rodzic w starczej s�abo�ci sprzeniewierzy� si� sam sobie, on nie mo�e sprzeniewierzy� si� ojcu. Wspomnieniem pobieg� znowu w lata dzieci�stwa i pierwszej m�odo�ci, gdy Mieszko z Dobrawk� przy boku rozszerza� i umacnia� zr�by pa�stwa, kt�re pod swym dachem skupi� mia�o wszystkie plemiona lechickie. Niewa�na jest chwilowa s�abo�� starego cz�owieka, ale wola jego, kt�r� znaczy�y czyny ca�ego �ycia. Boles�aw spojrza� w twarz ojca bez gniewu ju� i wyrzutu. Mieszko samotny by� przez wi�ksz� cz�� swego �ycia, nawet oczu nie zamkn�a mu umi�owana r�ka. Oda nie przysz�a tu z mi�o�ci�, jeno po zdobycze, walka z ni� to walka z tymi si�ami, kt�re sprzysi�g�y si� na zgub� dzie�a ojc�w i dziad�w. Wygra ten, kto przyst�pi do niej przemy�lniej, dzia�a� b�dzie pr�dzej. A w trosce czy szcz�ciu nigdy nie jest samotny, ma przy boku umi�owan� niewiast�. Przez �ci�gni�t� od niewczas�w i rozterki twarz Boles�awa przemkn�� s�aby u�miech. Wcze�niej nad��y� z Krakowa ni� Oda z Trzemeszna. Nie dziw, ona wdowie szaty uszy� musia�a, on tylko konia osiod�a�. Spok�j letniego wieczoru udziela� si� Boles�awowi. Przez otwarte okna przenika� do �wietlicy ch�odniejszy powiew od rzeki, na jej ciemnej toni gas�y ju� odblaski zorzy, a drobna fala iskrzy� si� zaczyna�a odbiciem gwiazd. Z odleg�ych bagien i rozlewisk Warty, Cybiny i Bogdanki, jak odleg�a ko�ysanka, dochodzi�y odg�osy �abich ch�r�w, nie m�c�c wieczornej ciszy, jaka po gwarze ca�odziennych uroczysto�ci pogrzebowych zaleg�a Tumski Ostr�w. T�umy, kt�re zbieg�y si� zewsz�d, by odda� cze�� zmar�emu w�adcy, odp�yn�y zawiedzione. Nie by�o stypy starym obyczajem ni pie�ni g�d�k�w s�awi�cych dokonania zmar�ego, jeno ponure, niezrozumia�e pienia chrze�cija�skiego, przewa�nie obcego duchowie�stwa. Nikt ostatniej woli odchodz�cego w�adcy nie og�osi�. Nie spocz�� Mieszko przy ojcach nad �wi�tym Jeziorem, nawet nie w gnie�nie�skiej bazylice przy boku swej pierwszej ma��onki, kt�ra zjedna� sobie umia�a serca ludu. Gdy�Mieszko poj�� Od�, stan�a nie obok niego, lecz mi�dzy nim a wszystkim, co mu bliskie. Samotny by� za �ycia i samotny ju� pozostanie na wieki. Boles�aw odwr�ci� si� od okna, przy kt�rym ch�on�� orze�wiaj�cy powiew, i rzuci� w mroczn� g��b izby: - Wybaczcie, �e was zatrzymuj�, lecz jutro mi wyje�d�a�, a naradzi� si� trzeba. - Po�ywi� si� wam i spocz�� tako� - odpowiedzia� mu z g��bi g�os Mszczuja. Boles�aw u�miechn�� si� mimo woli. Dawny piastun ze starego nawyku dba o jego sen i jad�o jak ongi�, gdy by� wyrostkiem. Odpar� �yczliwie: - Po�ywi� zda si� nam wszystkim, wybaczcie, �e o tym zapomnia�em. Ale na sen nie czas. Zaklaska� w d�onie, a gdy zjawi� si� komornik, poleci� �wiat�a nanieci� i przynie�� wieczerz�. Po chwili ��ty p�omie� o�wietli� postacie dw�ch m��w siedz�cych na za�cielonej �awie. Smutne oczy Mszczuja spod siwiej�cych brwi spogl�da�y na Boles�awa z trosk� i wsp�czuciem. Stoigniew zamy�lony wzrok utkwi� w pociemnia�ym otworze okna. - Nad czym dumasz? - z pewnym zniecierpliwieniem zwr�ci� si� ksi��� do niego. Siedzieli od d�u�szej chwili, lecz Stoigniew nie odezwa� si� jeszcze. Gdy i teraz nie odpowiedzia�, Boles�aw rzuci� gniewnie: - Gwiazdy liczysz? - Nie. Licz� si�y. - Jam ju� policzy�. Na druh�w palic�w jednej r�ki mi starczy. Chyba wra�e si�y liczysz, bo moich nie liczy�by� tak d�ugo. Boles�aw m�wi� na poz�r spokojnie, ale spod g�stych, wydatnych brwi patrzy� badawczo na Stoigniewa. Zawsze trudno go by�o zrozumie�, chadza� swoimi drogami, odmienny od otoczenia, z kt�rym nie szuka� ��czno�ci. Nie to, co Mszczuj. Tego ksi��� m�g� by� ca�kiem pewien, cokolwiek si� stanie. Pr�cz osobistego przywi�zania, zrodzonego we wsp�lnej niemieckiej niewoli, z rodu by�, kt�ry s�u�y� Piastom od niepami�tnych czas�w, nie pytaj�c, dok�d wiod�, cho�by na zgub�. Szli za wodzem, gdy w�dz walczy� o zwyci�stwo. Na takich budowali ojcowie i dziady. Ale czas jest prze�omowy, pr�cz r�k i serc trzeba g��w, ludzi nie jeno gotowych i��, dok�d poprowadzi przyw�dca, ale kt�rzy rozumiej� jego cel i drogi do niego wiod�ce. Takim by� tylko Stoigniew, ale wychowany przez Zbroz�� w�asne mo�e mie� na oku cele i innymi drogami do nich zmierza�. Boles�aw wiedzia� o starciu Stoigniewa ze starym ksi�ciem. Samego Mieszka, kt�ry nikomu ust�powa� nie zwyk�, zmusi� ongi� do ust�pstwa wypomnieniem, �e rodzic jego z dobrej woli zrzek� si� dzia�u po Ziemomy�le. Teraz, gdy Mieszkowemu dziedzictwu z jego woli czy pod naciskiem wrog�w grozi rozdarcie, czy Stoigniew zechce si� temu przeciwstawi�, czy te�, nie wierz�c w Boles�awa, sam dzia�u za��da?... A gdy za��da on, za��daj� i inni potomkowie Piastowego rodu. Milkliwo�� Stoigniewa niepokoi�a ksi�cia. Musi wiedzie�: z nim jest czy przeciw, ale k�ania� si� nie b�dzie, cho�by mia� walczy� sam przeciw wszystkim. Zapyta� porywczo: - C�e� wyliczy�? - Od p�nocy mo�emy by� spokojni. �wi�tos�awa rz�dzi starym Erykiem, ma on zreszt� w�asne obrachunki ze Swenem za popieranie Styrbjorna. Jomsborscy zb�je zas�oni� Pomorze od Welet�w. Sobies�aw nawyk� sam radzi� sobie z Jad�wie�� i Prusami. Was czeka W�odzimierz. Mniemam, �e uradzicie. Boles�aw odetchn��. Stoigniew wierzy w niego i my�li wraz z nim. Odpar� ju� spokojnie: - Jeszcze i wuj Pobo�ny, kt�ry z nim w przymierzu. - Praski Boles�aw do �o�a przykuty, w Czechach zam�t, to p�niejsza sprawa. - A tutaj? Wiem ci, co si� stanie, gdy ja na wschodzie W�odzimierzowi czo�o stawia� b�d�? - B�d�cie, panie, spokojni - wtr�ci� Mszczuj. - Ja wam por�czam za spok�j w kraju, by�cie si� jeno u�adzili z ksi�n� i biskupem. Boles�aw odpar� z gorycz�, przez zaci�ni�te z�by: - Unger pogrzeba� rodzica w swojej katedrze. Nawet mnie nie pyta�, cho� wiem, �e ojciec wola�by le�e� przy macierzy w Gnie�nie u �wi�tej Tr�jcy. Biskup dzi� ��dania stawia� mo�e, nie ja. Z Od� zasi� nie gada�em i nie b�d�. Co jej wi�cej mog� rzec, jak jeno �e wy�en� j�... je�li si� starczy. To ona wie bez gadania i ja wiem, co ona zamy�la. - Dobrze, �e�cie biskupowi w tym ust�pili - wtr�ci� Stoigniew - bo nie pora z nim si� wadzi�, gdzie rodzic wasz spocz�� winien. Za jedno, gdzie cz�ek ko�ci swe z�o�y, ale nie za jedno prostym ludziom, gdzie mogi�y le�� ksi���ce, bo to powagi miejscu dodaje. Rozumie to Unger, a ninie i na wasz m�yn to woda, p�ki w Poznaniu wasza stolica, a w Gnie�nie ma by� przyrodnich. - Ma by�, ale nie b�dzie - gwa�townie przerwa� Boles�aw. Stoigniew jednak odpar�: - Ninie b�dzie. Nie pora Odzie wojn� wszczyna�, nie pora i wam. Ona dobrze pami�ta, i wy nie zapominajcie, �e dziedzictwo jej syn�w pod papiesk� opiek� i z Ko�cio�em by�cie zadarli po nie si�gaj�c. Na to sposobniejszego czasu potrzeba. I z Od�, i z Ungerem zasi� gada� nale�y, by pomiarkowa�, co zamierzaj�. Nie by�oby dobrze, gdyby si� z sob� ujednali. Nie chcecie gada� wy, zw�lcie mnie. - Chcesz, to gadaj, ja nie b�d�. Pilniejsze zreszt� s� sprawy. Skoro patrze�, jak Pobo�ny po �l�sk i Morawy si�gnie, gdy ja z W�odzimierzem b�d� si� zwodzi�. Wojska, co zebrane na pomoc Ottonowi, powiedziesz na po�udniowe granice. - Je�eli Pobo�ny uderzy, nie ostoim si� - odpar� Stoigniew. - Zali nie szkoda krwie na darmo? Ninie on silniejszy, ale nie wieczny i chorzeje. Gdyby pomar�, poczn� si�, jak i u nas, dzia�y i swary mi�dzy dziedzicami, a �aden mu do pasa nie dor�s�. Wtedy pora b�dzie odebra�, co ninie straci� mo�emy. Boles�aw zaduma� si� chmurnie: - Prawy�! - mrukn��. - Nie starczy si� na wszystko. Tedy ja zabior� te wojska, by W�odzimierzowi drog� do domu pokaza�. - Rodzic wasz przyrzek� posi�ki Ottonowi i na wsiadanym �mier� go zaskoczy�a. Zw�lcie, �e ja je do niego powiod�. Ksi��� by� wyra�nie zaskoczony. Tak�e Mszczuj patrzy� pytaj�co na Stoigniewa, zdziwiony, �e wychowanek Zbroz�y, sprawcy buntu p�nocnych S�owian, doradza walk� przeciw nim przy boku Niemc�w. Milczeli przez chwil�. Boles�aw wiedzia�, �e Stoigniew nie zwyk� wyrywa� si� z nie przemy�lan� rad�, przysz�y mu jednak na my�l s�owa, jakie ongi� s�ysza� od Zbroz�y: "Ci�ka wam jest p�nocna S�owia�szczyzna, ale ci�ka i Niemcom. A gdy bita przez nich i przez was scze�nie, nie wy, ale margrafy zajm� jej ziemie". Zapyta�: - Tak zamierzasz pomaga� Ottonowi, jak ongi� Zbroz�o jego rodzicowi pod Danewirke? - Nie - odpar� Stoigniew. - Okaza�o si� nad Tonger�, �e nie dostoj� Po�abianie Niemcom, ale sk��conych zazwyczaj Sas�w z Frankami jednocz�, a m�odego pana tutaj trzymaj�, gdy mu do italskich spraw pilno. Gdy dotrzymamy zawartego przez waszego rodzica uk�adu, r�ce b�dzie mia� rozwi�zane i nam swobod� ostawi. Mo�e i uda si� Rzym przekona�, by nam misj� w s�owia�skich krajach powierzy�, bo nigdy nie przyjm� chrztu jako niemieckiego jarzma, a z r�k s�owia�skich mo�e by przyj�li. Jeno dowie�� trzeba, �e chcemy i mo�emy to przeprowadzi�. - Nie po my�li mi umacnia� w Braniborze siostr� Ody po to, by j� tu popar�a - szorstko wtr�ci� Boles�aw. - Wa�niejsze, by jej nie poparli Pobo�ny i K��tnik, a je�li oni pomoc dadz� Ottonowi, my zasi� nie dotrzymamy uk�adu, �acno im b�dzie dla sprawy Ody m�odego pana pozyska�. - Drzewiej nie tak my�leli�cie - wtr�ci� Mszczuj niech�tnie. - Pomn� ci ja dobrze, bo knia� Mieszko syna w zak�ad odda� musia�, a jam lata w niemieckim lochu przesiedzia� dlatego, �e�cie po Cydzynie je�c�w wyrzn�� kazali i omal do buntu nie przywiedli przeciw nowej wierze. C�e si� zmieni�o? Otto - pachol� nieletnie, w�adz� dzier�y babka jego i Willigiz, ich by pozyska� trzeba. A gdyby si� uda�o, nie nowina dukom i grafom nawet przeciw cesarzowi si� buntowa�, a �upi� chc�, nie wiar� szerzy�. W�dy i Hodo na w�asn� r�k� sobie poczyna�, cho� kraj ochrzczony ju� by�. Stoigniew zrozumia� wym�wk�, a zarazem niebezpiecze�stwo, �e u Boles�awa przewa�y� mo�e zdanie starego woja i dawnego piastuna. Ksi��� sam ongi� pod wp�ywem Zbroz�y w�asnemu ojcu walki przeciw Weletom przy boku Niemc�w odm�wi�, a i teraz rad� zrozumia� jako podst�p. Stoigniew zwr�ci� si� do Mszczuja: - Jako wy nie zabyli�cie �mierci swego syna w niemieckim lochu, nie zaby�em i ja, �e rodzic m�j z niemieckiej leg� r�ki. �ywe musia�o by� wspomnienie, bo oczy zamgli�y mu si�. Skierowa� spojrzenie w ciemny otw�r okna i ci�gn�� cicho: - Noc by�a taka sama, miesi�c �wieci�, wonie ci�gn�y od nagrzanych bor�w i ��k. Zda si�, �e �wiat do szcz�liwo�ci stworzony. A gdym ujrza�, jak rodzic z b�lu gryzie w�asn� r�k�, co� ci skona�o we mnie... - Urwa�, otrz�sn�� si� i bystre spojrzenie zwracaj�c na Boles�awa, podj��: - Wszak ci i Zbroz�o walczy� z Weletami, gdy si� z Wichmanem przeciw nam zm�wili. A po cydzy�skiej bitwie jam zaprzysi�g� staremu kniaziowi, �e dziedzictwo jego w ca�o�ci dla was zachowam. Tam oparcia szukam, gdzie je nale�� mo�na, by przetrwa� najgorsze, Niemce - nie Niemce. Ninie Ottona �acnie nam b�dzie pozyska�, bo ju� si� przeciw opiekunom buntuje, a wi�cej w nim Greka ni� Niemca. Nie trzeba nam jeszcze wroga w Ko�ciele i cesarzu. Zado�� ich mamy. Boles�aw milcza�. Teraz sam ma uczyni� to, w czym wyr�ki odm�wi� staremu i choremu ojcu. We wspomnieniu zabrzmia�y echem pe�ne goryczy s�owa Mieszka: "Bodaje� nie ujrza�, co�my ju� nieraz widzieli, jak Weleci przeciw nam zawr� z Niemcami przymierze". I rodzic nie zapomnia� widno �mierci brata Leszka z ich r�k. Boles�aw przesta� si� waha�, ale nasz�a go inna w�tpliwo��. Zacz��: - Je�li Ottona przekona� mamy, �e sta� nas, by ci�ar walki z Weletami z niego zdj��, ca�e wojsko wys�a� trzeba, jakie rodzic na wypraw� tu zgromadzi�. A na to i Oda zgodzi� si� musi. Boles�aw zacisn�� z�by. Stoigniew odpar�: - Je�li si� nie zgodzi, powiod� dru�yn� z samego Poznania. I to korzy�� b�dzie, gdy Otto ujrzy, �e my chcemy dotrzyma� uk�adu, Oda zasi� nie. - Gada� by z ni� trzeba, a ja si� nie prze�ami�. - Tedy gada� b�d� ja. Nie czekaj�c na wynik rozmowy Stoigniewa z Od�, Boles�aw pogna� do Krakowa. Spokojniejszy ju� by�, gdy rozwa�y� po�o�enie, wiedzia�, na kogo i na co liczy� mo�e, i my�l jednej sprawie po�wi�ci�. Pieczyngowie ch�tnie skorzystaj�, �e Ru� w Polsce wojuje, zm�wi� si� z nimi trzeba. Byle przetrzyma� do zimy, gdy warescy zb�je, posi�kuj�cy kijowskiego kniazia, odejd�. Wtedy albo i W�odzimierz odejdzie z nimi, albo pora b�dzie z Rusi� si� rozprawi�. Zaduma� si�. Wszyscy s� w walce ze wszystkimi, jako zwierz w lesie. Sam w�r�d walki si� urodzi� i w niej wyr�s�, ale dotychczas zazna� tylko upojenia nadmiarem w�asnych si� i rozkoszy zwyci�stwa. Teraz dopiero poczu� gorzki smak bezsi�y. Na walk� z Czechami ju� go nie sta�. Zagro�one przez nich kraje do jego w�a�nie nale�� dziedziny, gdy je straci, jeszcze s�abszy b�dzie. Porywczo�� buntowa�a si� w nim przeciw ust�pieniu bez walki, ale czu�, �e Stoigniew ma s�uszno��. Ninie walczy o czas, a na to trzeba cierpliwo�ci. I jej musi si� nauczy�. My�l� wr�ci� do Stoigniewa. Co on wsk�ra u dwunastoletniego wyrostka, kt�rym rz�dzi babka? Czy nie szkoda si�, kt�rych brak tak gorzko ksi��� odczuwa�? Ale sta�o si�. Ufa� w rozum Stoigniewa i jego obrotno��. Przywi�d� mu na my�l siostr� �wi�tos�aw�. Nie uwiadomi� jej dotychczas o �mierci ojca. Prosi� te� trzeba dziewierza, Eryka Zwyci�skiego, by na Dani� mia� oko. Boles�aw pr�dko zwyk� podejmowa� postanowienia. Skin�� na cz�api�cego za nim Wilczka Awda�ca, a gdy ten si� zbli�y�, powiedzia� do niego: - Pojedziesz w pos�y do Uppsali. Pok�o� si� siostrze mej i Erykowi, powiedz, co si� sta�o i jako tu jest. Niechaj Swena przyci�nie, bo ja na wschodzie r�ce mam zwi�zane, wszystkim nie uradz�. Mniemam, �e starczy, by mu zagrozi�, a Swen ruszy� si� nie wa�y. Rozumiesz? Wilczek g�ow� skin�� i ju� chcia� konia zawr�ci�, jakby go ksi��� wysy�a� po wod� do studni. Wielki, gruboko�cisty i czarny, mrukliwy jak nied�wied� i jak on pot�nej si�y, ka�dy rozkaz wykonywa�, nie pytaj�c, bezzw�ocznie i dok�adnie. Milkliwo�� jego, z powodu kt�rej bracia Milczkiem go zwali, zgo�a w tym do niego niepodobni, czasami nawet niecierpliwi�a Boles�awa. I teraz rzuci� pop�dliwie: - Czekaj�e! Najdziesz tam mo�e brata swego, Jaskotela. Rzeknij mu, niechaj wraca, nie b�dzie ju� musia� wybiera� mi�dzy mn� a mym rodzicem. Wrochna tu za nim t�y pewnikiem, a i mnie bez niego smutno, bo nikt jak on �mia� si� i �piewa� nie umie. Najdziesz, to przywie� bez zw�oki, cho�by w miechu. Co si� ma po obczy�nie wa��sa�, kiedy mi tu ka�dej pary r�k brak. Wilczek znowu skin�� g�ow�, ale Boles�aw ci�gn��: - Wst�p do dom, bo dary jakowe� �wi�tos�awie i Erykowi zawie�� przystoi. U mnie w skarbcu pusto, bo na wojn� posz�o, a po starym Audunie pewnikiem co� ci osta�o, bo zbiera� zwyk� jako sroka. Sposobn� por� oddam z nawi�zk�. No, jed��e ju� do licha - rzuci� widz�c, �e Wilczek znowu zawraca konia. Ruszyli w przeciwne strony, bo pili�o. Bagna podesch�y, na rzekach brod�w przyby�o, W�odzimierza jeno patrze�, za�ogi z grod�w po�ci�ga� trzeba i Emnild� z dziatkami z Krakowa wyprawi�, bo i ten gr�d ubie�ony by� mo�e, gdy czesk� granic� ogo�oci. Ksi��� zakl��. Ca�y ci�ar obrony pa�stwa spad� na niego, na Od� jeno obrona dzia��w swych syn�w przed nim. Im s�abszy b�dzie, tym dla niej lepiej. Boles�aw usi�owa� odgadn��, co Oda odpowie Stoigniewowi. Chytra jest, rozmowa �atwa nie b�dzie. Stoigniew, po�egnawszy ksi�cia o �wicie, wys�a� komornika do nowego dworca na gr�dku strzeg�cym mostu na Tumski Ostr�w po lewym brzegu Warty. Oda z synami tam si� zatrzyma�a, widocznie te� unikaj�c zetkni�cia z Boles�awem. Wojewoda czeka� na powr�t komornika, rozmy�laj�c, co pocz�� wypadnie, je�li Oda i z nim rozmawia� nie zechce. Komornik jednak wr�ci� wkr�tce z oznajmieniem, �e ksi�na sk�onna jest m�wi� z wojewod�, ale bezzw�ocznie, bo jest na wyjezdnym do Gniezna. Istotnie Stoigniew z mostu ju� dostrzeg� stoj�ce u wjazdu �adowne wozy, na kt�re pacho�kowie znosili jeszcze dobytek. Oda widocznie garn�a, co si� da�o. Stoigniew zmarszczy� si�, ale wzruszy� ramionami. Daleko Oda dobytku nie wywiezie. Czeka�a na Stoigniewa, stoj�c po�rodku �wietlicy ogo�oconej ju� ze sprz�t�w, kobierc�w i ozd�b. Nie odpowiadaj�c na jego pok�on, sama zacz�a: - S�ysza�am, �e Boles�aw wyjecha�, zda�oby si� tedy, �e nic sobie wzajem nie mamy do powiedzenia. Skoro jednak przez pos�y m�wi� ze mn� raczy, milszego mi m�g�by wybra� ni�li was. Ale s�ucham, a potem powiem swoje. Wojewoda skin�� g�ow� oboj�tnie. - Jako zapewne wiecie - zacz�� - pilniejsze napa�� odeprze�, jaka od ruskiej �ciany grozi nie jego jeno dzielnicy. Z wami rozprawia� b�dzie, gdy si� z tym upora. Oda dobrze zrozumia�a, jak� rozpraw� ma na my�li Stoigniew. Z b�yskiem gniewu w oczach powiedzia�a: - Wiem, �e niesposobna mu pora na rozrachunek ze mn�. Tedy o czym gada�? - We w�asnym imieniu m�wi� z wami chcia�em - rzek� Stoigniew. Ksi�na odpar�a wynio�le: - Wiem, co o mnie m�wicie, alem nieciekawa, tym mniej tego, co mnie rzec macie. Zrobi�a ruch jakby ku wyj�ciu, wojewoda jednak zast�pi� jej drog�. Patrzy�a na niego z zimn� nienawi�ci� i drwi�cym p�u�miechem na swej pi�knej jeszcze twarzy. - Zaliby�cie si� wa�yli zatrzyma� mnie we w�asnym moim dworcu? - zapyta�a. - Widz�, �e jak z w�asnego zabieracie mienie - odpar� Stoigniew. - Ale o t� pu�cizn� wojny mi�dzy nami nie b�dzie. - Mi�dzy nami? - za�mia�a si� z przymusem. - Kt� to wy jeste�cie? - Taki sam wnuk Ziemomys�a jak wasi synowie. - B�kart po greckiej niewolnicy - rzuci�a pogardliwie. Wojewoda przyblad�, ale odpar� oboj�tnie: - Tedy lepszy ni� b�karty po mniszce. Zda�o si�, �e Odzie ogie� try�nie z oczu i �e rzuci si� na stoj�cego pier� w pier� Stoigniewa. Sykn�a przez zaci�ni�te z�by: - �atwo zniewa�a� wdow� i nieletnich wyrostk�w. Nie wa�yliby�cie si� tego rzec, gdyby �y� ma��onek m�j. - Tedy nieprawda, �e wiecie, co o was m�wi�, bom to samo rzek� jemu w �ywe oczy, gdy�cie na starym i chorym cz�eku szczeci�skie Pomorze, kt�re ongi� dzia�em by� mia�o mego rodzica, dla waszego pomiotu wymusili. Opanowa�a si� ju� i powiedzia�a zimno: - Rozumiem tedy, �e wojna o nie mi�dzy nami. Na ni� mnie jeszcze sta�. - Ninie nie sta� nas na nic, co si�y os�abia, przeciw postronnym wrogom potrzebne. Przyszed�em zawrze� rozejm, ale nie prosi� o�, bo nie mnie z niego korzy��. Wzajem wiemy, co my�le� o sobie, tedy s��w szkoda traci�, bo i mnie pilniejsze czekaj� sprawy. Ale nie powinni wiedzie� wrogowie ani nawet sprzymierze�cy. W tym chyba zgodni jeste�my? Oda milcza�a ze skamienia�� twarz�, a Stoigniew ci�gn��: - By nie da� pozoru, �e po �mierci kniazia Mieszka co� si� zmieni�o, powiod� zebrane tu wojska w pomoc Ottonowi, jak zmar�y pan zamierzy�. Jego �mier� to odwlek�a, tedy sprawa pilna, a dla was, s�dz�, korzystna - siostr� sw� poprze� w Braniborze, a Sas�w za�agodzi�, bo ju�ci pomn�, �e rodzic wasz winowajc� jest onej wojny. Zda�o mu si�, �e trafi�, ale Oda jeno u�miechn�a si� z drwin�: - Wielcem wam wdzi�czna, �e troskacie si� o moje sprawy, a je�li jeno o nie idzie, mo�ecie si� nie spieszy�. Gdy spojrza� na ni� pytaj�co, doda�a: - Gadaj� o was, �e znacie si� na ludziach, nie widz�, by to by�a prawda. Zda si� wam, �e nie rozumiem, co wy osi�gn�� chcecie. Ale jam tu te� nie od wczoraj i ludzi waszych przejrze� zdo�a�am. Jako psy w stadzie, za tym chodzi� b�d� przewodnikiem, do kt�rego nawykn�. Nie z woli Ko�cio�a ni cesarza w�a�� waszych ksi���t si� zrodzi�a, jeno �e woj�w, kt�rym w walce przywodzili i czasu pokoju, mieli za sob�. Wier�, �e radzi by�cie takow� jedno�� okaza� Ottonowi, kt�rej Boles�aw przywodzi. Jeno mnie za g�upi� nie miejcie, bym si� wam moim kosztem w cesarskie �aski wkupi� zwoli�a. Albo Odylen z mego ramienia powiedzie zebrane wojska, albo - je�li zdradzi� chcecie, �e nie masz jedno�ci mi�dzy nami - woj�w z dzielnicy mych syn�w. Wy czy�cie, co wasza wola. Niechaj i Otto wyb�r ma, kto z nas lepszym sprzymierze�cem. Gdy Stoigniew milcza�, zamy�lony, doda�a w podnieceniu: - Jako widz�, tego�cie si� nie spodziewali. - I�cie, �e tego si� nie spodziewa�em, by z waszego ramienia wojewod� osta� Odylen, kt�ry siwego w�osa doczeka�, nim wojny pow�cha�. Jeno wojna z Weletami to nie zjazd dla z�o�enia ho�du. Mniej bym si� zdziwi�, gdyby�cie waszego Mieszka wyznaczyli. I Boles�aw, i ja niewiele�my starsi byli od niego wojowa� zaczynaj�c. - Wier� i w to, �e chcia�oby si� wam niedo�wiadczonego wyrostka widzie� na czele wojsk, by czyni�, co wam si� zda, albo i zgubi� go sposobn� por� - doda�a zjadliwie, ale Stoigniew jeno ramionami wzruszy�: - Z wyrostkami nie wojuj�. Dostaniecie wy wilczy �eb, p�jd� i synowie wasi, albo ostan� s�u�y� Boles�awowi, jak s�u�� ja i Sobies�aw, i wielu innych potomk�w Piastowego rodu. A cokolwiek bym s�dzi� o waszym rozumie, to sami wiecie, �e na wojnie tyle si� wyznawacie, co i Odylen. W takiej wojnie, jaka nas czeka, po lasach i bagnach lubo przy obleganiu grod�w, do�wiadczenie mie� trzeba, by darmo ludzi nie traci�. Do niej piesze wojska przydatne, a jezdne jeno w walnej bitwie, kt�rej si� nie spodziewa�. A gdyby do niej i dosz�o, nie Odylen b�dzie j� zwodzi�. Tedy mo�e si� i zgodzimy. Niechaj on z imienia ca�ym wojskiem dowodzi, ja zasi� jeno �ucznikami i tarczownikami. W�z alibo przew�z, ja ruszam, nie mieszkaj�c, cho�by jeno z pozna�sk� dru�yn�, bo na namys�y czasu nie ma. Oda zarazem czu�a s�uszno�� w s�owach Stoigniewa i wietrzy�a jaki� podst�p. Wola�aby si� naradzi� i - by zyska� zw�ok� - powiedzia�a niepewnie: - Jeno Odylena nie masz tu, trzeba s�a� po niego, a got�w nie b�dzie. - Szybko si� zebra� ongi� na wasze wesele, cho� te� si� nie spodziewa� by� na nim - odpar� Stoigniew. - Wojna zasi� nie gody, wojak zaw�dy gotowy by� winien, stroi� si� nie trzeba ni w�os�w trefi�. Ale niechajby i to uczyni�, dogna mnie �atwo, bo ja z pieszymi wolniej poci�gn�. Oda skin�a g�ow� niepewnie. Gdy wojewoda sk�oni� si� i wyszed�, patrzy�a za nim z nienawi�ci�, a zarazem jaki� l�k j� przejmowa�. Tego wroga nie przejrza�a, potrafi� j� przycisn�� i nie wiadomo, co ze sprawy wyjdzie. Ii Stoigniew, wyszed�szy z dworca, skierowa� si� na b�onia nad Wart�, gdzie wojska sta�y obozem. Starszy�nie oznajmi� rozkazy, po czym s�dziwego Radocha, kt�ry ongi� pierwszy uczy� go wojennego rzemios�a, odwi�d� na stron�. Staremu s�uch ju� nie dopisywa�; s�uchaj�c, jedn� r�k� ucho ogarnia�, a drug� w�s kr�ci� w zamy�leniu, gdy wojewoda zacz��: - Raniej stan�� musimy pod Braniborem, nim Odylen nad��y. - W�dy go tu nie ma. - Bli�ej mu z Lubuszy ni� nam z Poznania. Nie wa�y� si� na pogrzeb starego kniazia przyjecha�, by si� z Bolkiem nie spotka�. M�ody pop�dliwy jest, a wiadomo, �e Odylen zaw�dy spo�em knowa� z Przybywojem, cho� nie by�o go w Krakowie, gdy ten kniazia otru� usi�owa�. - W�dy Lubusza w Bolkowej dziedzinie i jego tam w�a��. S�a� po Odylena i w wi�zach go kniaziowi odes�a�. A� si� uwidz�. - Nie mo�na. Ugodzi�em si� z Od�, �e Odylen wojewodzi� b�dzie z jej ramienia. - Tedy s�a� do niego, �e knia� mu si� stawi� kaza� przed sob� nie mieszkaj�c. Je�li zgo�a nie uciecze, co pr�dzej do Ody wyjedzie do Gniezna, a stamt�d dalej mu b�dzie ni� nam. Konni mog� tu na niego czeka�, a nam z pieszymi rusza�, p�ki nie skwarzy, bo upa�y si� bior�. Nim si� sprawa wyja�ni, b�dziem daleko. Stoigniew poklepa� Radocha po ramieniu. Lubi� starego wojaka, z kt�rym wi�za� wspomnienie pierwszej swej bitwy pod Cydzyn�. - Chytry�! Pchnij�e tedy pos�a�ca do Odylena, a sam z pieszymi ruszaj zaraz. Dognam was, nim Odr� przejdziecie. Ninie jeszcze musz� rozm�wi� si� z biskupem. Skin�� staremu g�ow� i skierowa� kroki na most. Mijaj�c nowy dworzec, spostrzeg�, �e orszak Ody i �adowne wozy ju� ruszaj�. Widno ksi�na nie rozmawia�a z biskupem, kt�ry nie wr�ci� jeszcze z porannego nabo�e�stwa w swej katedrze, trzeba by�o jednak upewni� si�. Stoigniew czeka�, namy�laj�c si�, jak do�wiadczonego a dba�ego o sw� w�adz� i stanowisko dostojnika dla sprawy Boles�awa pozyska�. Ongi� Unger podzia�owi pa�stwa by� przeciwny, bo zapowiada�o to stworzenie nowej diecezji, a dogodniejsze mu by�o stanowisko jedynego rz�dcy polskiego Ko�cio�a. Ale od tego czasu po�o�enie si� odmieni�o, podzia� kraju by� ju� dokonany, a cho� widoczne by�o, �e d�ugo si� nie utrzyma, dla biskupa korzystniej mog�o si� zda�, by utrzymali si� nieletni dziedzice, a nie dojrza�y i nawyk�y wol� sw� przeprowadza� Boles�aw. Stoigniew rozwa�a�, czekaj�c cierpliwie na biskupa, kt�ry po d�u�szej chwili ukaza� si� w orszaku kapitulnego duchowie�stwa. Kaza� si� zaraz oznajmi�, nie daj�c pozna� po sobie, i� dra�ni go, �e Ungerowi nie spieszno go przyj��. Gdy go wreszcie wezwano, uda�, �e nie widzi, i� Unger nie powsta� na powitanie, zaj�� wskazane sobie miejsce obok podwy�szenia, na kt�rym siedzia� biskup, i g�adko zacz��: - Knia� Boles�aw nie m�g� czeka� na wasz� przewielebno��, bo od wschodu napa�� zagra�a. Mnie tedy zleci� za oddanie ostatniej pos�ugi swemu rodzicowi podzi�kowa�, o mod�y za jego dusz� prosi�, a pami�ci jego nadaniami dla Ko�cio�a utrwali� nie omieszka, je�li mu B�g pozwoli powr�ci� szcz�liwie, by sprawy w kraju u�adzi�. Biskup tylko g�ow� skin��. Milkliwo�� jego niepokoi�a Stoigniewa, od Ungera du�o zale�a�o. Umia� trzyma� w karno�ci podleg�e sobie duchowie�stwo i rz�dnie gospodarzy� w rozleg�ych swych w�o�ciach, pomna�aj�c osadnik�w, wprowadzaj�c nowe uprawy na wydzieranych borom obszarach, gromadz�c zasoby w skarbcu i spichrzach. Biskup, staj�c po stronie Boles�awa, umocni�by jego po�o�enie, ale dba� zwyk� tylko o ko�cielne sprawy, a ju� pochowanie Mieszka w Poznaniu bez porozumienia si� z m�odym ksi�ciem wskazywa�o, �e liczy� si� zamierza tylko z tym, co jemu na korzy�� wychodzi. Stoigniew patrzy� badawczo na biskupa i po chwili podj�� poufnie: - Knia� przestrzec was kaza�, �e niepok�j jest w kraju. Lud, wszelkim nowo�ciom niech�tny, snadnie podszeptom kap�an�w starej wiary ulec mo�e, przyk�ad bior�c z Po�abia i Danii. I u nas podzia� kraju zaczynem mo�e by� buntu, gdy Oda wzorem swego rodzica rz�dzi� zacznie. Nie mi�uje jej lud, nienawidzi jej w�odarzy, kt�rzy ci�ary nak�adaj�, do jakich nie nawyk�, a rozruch wszcz�ty w dzielnicy jej syn�w �acno si� mo�e rozprzestrzeni�. Zleci� wprawdzie knia� wojewodzie Mszczujowi dawa� baczenie, by spok�j by� w kraju, p�ki on sam postronnych spraw nie u�adzi, ale Oda s�ucha� nie b�dzie namiestnika. Tedy knia� prosi, by�cie Mszczuja rad�, a - je�li trzeba b�dzie - i czynem wspierali, a ksi�n� przestrzegli przed samowolnym poczynaniem; je�li wam da pos�uch, bo pono w�asnego biskupa dla dzielnic swych syn�w pozyska� zamy�la. - Bez mej zgody tego uczyni� nie w�adna - gniewnie rzuci� Unger, ale wyraz niepokoju zjawi� si� na jego surowej twarzy. Stoigniew skin�� g�ow�. - P�ki diecezja misyjna jest, od Rzymu to jeno zale�y. Ale przez magdeburskiego arcybiskupa snadnie to uzyska� mo�e, za cen� w��czenia diecezji do jego prowincji, o co Gizyler z dawna podnosi roszczenie. Unger spojrzenie utkwi� w ziemi�, widno zamy�lony nad po�o�eniem. Misja w Polsce sko�czy� si� musi. Wonczas albo sama stanie si� prowincj� ko�cieln�, albo do innej w��czona zostanie, jak Czechy. Stoigniew, czytaj�c w my�li Ungera, ci�gn��: - Je�li mamy zyska� w�asnego metropolit� - sk�oni� g�ow�, jakby go wskazuj�c - jedno�� stanowi� musimy. Jeden w�adca mo�e by� tylko wtedy, gdy zwyci�y Boles�aw, bo wiadomo, �e �aden z dziedzic�w na swoim nie poprzestanie. Gdyby zasi� zwyci�y� mia�a Oda, i tak pa�stwo podzielone zostanie, bo syn�w ma dw�ch. - Mo�e by� kilka pa�stw w jednej prowincji - odpar� Unger niezbyt pewnie. - S�ysz� te�, �e ksi�na Lamberta do stanu duchownego przeznacza. - I�cie tak - podchwyci� Stoigniew. - Ale domy�li� si� nietrudno, �e nie do zakonu, jeno na biskupa lubo metropolit�. - W�dy to jeszcze wyrostek... - Czas leci, a nie nowina wyrostkom ksi���cego pochodzenia i najwy�sze ko�cielne godno�ci. Jan Dwunasty osiemna�cie lat liczy�, gdy na papieskim zasiad� tronie. A rz�dzi� b�dzie Oda. - Ale nie mn� - gniewnie uci�� biskup. - Tak i mniemam. Je�li zwyci�y Boles�aw. Otrzymawszy rozkaz stawienia si� przed ksi�ciem, Odylen bliski by� pop�ochu. Cho� wzm�g� jeszcze sw� ostro�no�� i poniecha� znoszenia si� z wrogami od chwili, gdy Mieszko na przek�r synowi przywr�ci� go do �aski, nie �udzi� si�, by oznacza�o to przywr�cenie zaufania. Bez obawy natomiast znosi� si� z Od�, ale pewne by�o, �e Boles�aw wie o tym. Tote� gdy dosz�a Odylena wie�� o �mierci starego ksi�cia, zrozumia�, �e w dzielnicy m�odego nie tylko na urz�dzie si� nie utrzyma, ale i �ycia nie jest pewny. Odzie natomiast jest potrzebny. Obcy z jej dworu nie mieli znaczenia u wielmo��w, a sam� mow� i obyczajem budzili niech�� prostego ludu. Brak�o jej krajowych ludzi, a zw�aszcza takich, kt�rych los, jak jego, na z�e i dobre z jej w�asnym zwi�zany, kt�rych wierno�ci przeto mog�a by� pewna. Ci�gn�a te� Odylena do m�odej wdowy nami�tno�� starzej�cego si� cz�owieka, kt�r� sam przed sob� tai�, p�ki �y� Mieszko. Nie na tyle jednak, by si� jej nie domy�la�a Oda, mo�e nie bez celu chytrze j� rozbudzaj�c. Nie by� a� tak �atwowierny, by si� w tym nie spostrzec, dlatego na pogrzeb starego ksi�cia nie pojecha� nie tylko z obawy przed Boles�awem. Korzystniej dla niego, by prosi� go musia�a o opiek�, ni�by si� sam z ni� narzuca�. B�dzie m�g� stawia� warunki, da� jej do zrozumienia, �e najpewniejsza mo�e by� jego wiernej opieki, je�eli j� pojmie. Ta my�l otwiera�a przed nim nowe widnokr�gi. Gdyby syna z ni� sp�odzi�, pomy�li o tym, jak jemu zapewni� Mieszkowe dziedzictwo. Pohamowa� rozigran� wyobra�ni�. Na drog� tych zamierze� pada� cie� Boles�awa. Odylen jednak zdawa� sobie spraw� z trudno�ci i niebezpiecze�stw, wobec kt�rych stoi m�ody ksi���; stara� si� wi�c wm�wi� w siebie, �e liczy� si� z nim nie potrzebuje. Ale gdy otrzyma� rozkaz stawienia si� przed nim, cho� nie zamierza� go wykona�, sama my�l o zetkni�ciu si� z Boles�awem przej�a go takim niepokojem, jak o spotkaniu z drapie�nym zwierzem. Z�y by� sam na siebie, �e pozwoli� sp�oszy� swe rojenia, i zakl��. Gdy zapyta�, gdzie ksi��� bawi, odpowied� nie ukoi�a jego rozdra�nienia. Pos�aniec, prosty wojak, odpar� lekcewa��co: - Knia� nie zapinka, nale�� go �atwo. A nie najdziecie, sam was poszuka. Nie czeka� na dalsze zapytania i odjecha�. Z odpowiedzi Odylen wywnioskowa� jednak, �e nie ma ju� ksi�cia w Poznaniu. Zapewne wr�ci� do Krakowa, nie ma obawy, by go spotka�. Postanowi� natomiast nie czeka� na wezwanie Ody. Gotowy by� do drogi, wozy sta�y za�adowane, jeno siada� na ko�. Jeszcze jedno przypomnienie poderwa�o go do po�piechu: pomy�la� o bracie. Po wypadkach na chrzcinach Boles�awowego syna, Mieszka, Przybyw�j zbieg� z kraju. Dla niego zetkni�cie si� z Boles�awem oznacza�o niechybn� �mier�. Odylen zabroni� nawet bratu przesy�ania wie�ci, by odsun�� od siebie wszelki poz�r, i� byli w zmowie. Teraz jednak niew�tpliwie wr�ci, �mia�y jest. Dla Ody narazi� swe �ycie i znosi� musia� wygnanie, m�odszy jest i nadobniejszy, �atwiej mu b�dzie zyska� przychylno�� Ody. Przez zakony wie�ci id� szybko, je�li go Przybyw�j uprzedzi, g�rne nadzieje Odylena stan� si� mrzonk�. Dzia�a� trzeba niezw�ocznie, gdy nareszcie u progu staro�ci �ycie si� u�miechn�o do niego, jak spod chmur s�o�ce o zachodzie. Por�wnanie przej�o Odylena dreszczem. Po takim zachodzie noc bywa najciemniejsza. Splun�� od uroku, otrz�sn�� si� i wyszed� na dziedziniec. Gotowi do drogi pacho�kowie wa��sali si� ko�o woz�w, konie pod wierzch sta�y osiod�ane. Odylen nie my�la� o tym, �e w niespokojnym czasie porzuca gr�d, nie zdaj�c go nikomu. G�ow� ma jeno jedn� do stracenia. Kilku woj�w, stanowi�cych orszak Odylena, gwarzy�o mi�dzy sob�, spogl�daj�c na mi�o�nic� �upana, Niesu�k�, kt�ra zbiera�a swe w�ze�ki i sadowi�a si� na jednym z woz�w. Na jej widok Odylen zmarszczy� si�. Ongi� zwi�za� si� z m�od� i urodziw� dziewczyn�, kt�ra, nikogo nie maj�c na �wiecie, �lepo przylgn�a do niego, pokornie i bez s�owa znosz�c jego wydziwiania, ponure milczenie czy napady z�o�ci. Gdy Mieszko wybaczy� Odylenowi dawne knowania i osadzi� na urz�dzie, Odylen rozgl�da� si� zacz�� za odpowiednim swemu pochodzeniu ma��e�stwem. Ale z krajowych wielmo��w nikt nie by� sk�onny odda� c�ry nie ciesz�cemu si� wzgl�dami panuj�cego ksi�cia, a jawnie niemi�emu jego nast�pcy, podstarza�emu krewniakowi. Z s�siednich graf�w czy duk�w mo�e by i kt�ry rad by� w Polsce si� spokrewni�. Odylen jednak l�ka� si� przez taki zwi�zek rozbudzi� u�pion� podejrzliwo��. Teraz jednak postanowi� pozby� si� przywi�d�ej ju� nieco Niesu�ki. Wobec otwieraj�cych si� widok�w by�a zawad�. Z�o�ci�o go zreszt� nieraz, �e nie mo�e dobi� do dna jej pokory i uleg�o�ci. Nie m�g� znale�� pozoru, by j� odegna�, postanowi� kr�tko sko�czy� spraw�. Podszed� do niej i powiedzia� ostro: - Z�a�! Ostaniesz! Zwr�ci�a na niego oczy kopni�tego psa. Po raz pierwszy ujrza� w nich �zy. Ale zna�a go zbyt dobrze, by wiedzie�, �e na nic p�acz ni s�owa. Mrugaj�c oczyma, by ukry� �zy przed drwi�cymi spojrzeniami pacho�k�w, zacz�a si� gramoli� z wozu, �ci�gaj�c swe w�ze�ki. Ale pokora jej, miast u�agodzi� Odylena, rozdra�ni�a go jeno. Niecierpliwie cisn�� je na ziemi�, po czym skin��, by mu konia podano, i ruszy� za bram�, nie obejrzawszy si� na stoj�c� jak pod pr�gierzem, na oczach woj�w z za�ogi, po�rodku pustoszej�cego dziedzi�ca niewiast�. Przygl�dali si� z dala, zarazem z zadowoleniem i niepokojem, wyjazdowi �upana, kt�ry nie cieszy� si� w�r�d nich mirem. W niepewnym czasie wa�ny gr�d pograniczny ostaje bez dow�dcy. M�odsi jednak pokpiwa� j�li z Niesu�ki. Stary dziesi�tnik, Trzebiemir, kt�ry ponurym spojrzenmiem odprowadzi� Odylena do bramy, fukn�� na nich: - Stulcie pyski! Nawet na swe �ajno cz�ek si� obejrzy, gdy ode� odchodzi. I na was ani spojrza�. Precz st�d i do swego dzie�a, by �ad by� na grodzie, gdy m�ody pan nowego przy�le �upana. Rozchodzili si� niech�tnie. Na opustosza�ym dziedzi�cu w jaskrawym �wietle czerwonego s�o�ca stercza�a samotnie Niesu�ka. Trzebiemir podszed� do niej i powiedzia� �agodnie: - Niczego tu nie wystoisz ni luta� nie masz po kim. Mo�esz mojej niewie�cie w gospodarce pomaga�. Nie zginiesz bez tego... psia jego krew, nie Piastowa! Spojrza�a na starego bolesnymi oczyma, po czym bez s�owa podnios�a swe w�ze�ki i skierowa�a si� ku bramie. Patrzy� za ni�, p�ki nie wysz�a na piaszczysty, rozgrzany s�o�cem go�ciniec, po czym mrukn�wszy: "g�upia" - kaza� bram� zawiera�. Ksi�n� zaskoczy�o zjawienie si� Odylena w Gnie�nie, gdy przekonana by�a, �e w my�l jej polecenia ci�gnie na czele konnych hufc�w pod Branibor. Gdy jednak wysz�o na jaw, �e go nie otrzyma�, a wyjecha� z Lubuszy na skutek wezwania Boles�awa, by si� przed nim stawi�, zdziwienie Ody przesz�o w z�o��. Sama podst�pna a bystra, od razu pomiarkowa�a robot� Stoigniewa i jej cel. Gniew Ody zwr�ci� si� te� przeciw Odylenowi, za jego jawny l�k przed Boles�awem i �atwowierno��, na skutek kt�rej pozwoli� si� przep�oszy�, nie sprawdziwszy nawet, czy wezwanie istotn